gosiag

  • Dokumenty396
  • Odsłony75 957
  • Obserwuję125
  • Rozmiar dokumentów645.0 MB
  • Ilość pobrań43 180

Chloe Neil 02 - Piątkowe noce wampirów

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.6 MB
Rozszerzenie:pdf

Chloe Neil 02 - Piątkowe noce wampirów.pdf

gosiag EBooki wampiry z chicagolandu
Użytkownik gosiag wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 303 stron)

- 1 -

- 2 - Chloe Neil KKĄĄSSAANNIIEE PPIIĄĄTTKKOOWWEEJJ NNOOCCYY Tom II serii Wampiry z Chicagolandu

- 3 - SSPPIISS TTRREEŚŚCCII Streszczenie ................................................................................................................. - 4 - Rozdział 1 - Wyprowadzka.......................................................................................... - 5 - Rozdział 2 - Dom jest tam gdzie twoje serce… Niekoniecznie tam gdzie śpisz....... - 16 - Rozdział 3 - Kolejny modny potwór ameryki ........................................................... - 24 - Rozdział 4 - Spotkanie organizacyjne dotyczące przyjęcia....................................... - 35 - Rozdział 5 - Gadanie o wolności ............................................................................... - 45 - Rozdział 6 - Powrót księcia ....................................................................................... - 62 - Rozdział 7 .................................................................................................................. - 86 - Rozdział 8 - Tato, nie głoś kazania.......................................................................... - 100 - Rozdział 9 - Sekrety ogrodu sekretów..................................................................... - 114 - Rozdział 10 - Dużo możesz powiedzieć o rozmiarze męskiej biblioteki ................ - 126 - Rozdział 11 - W którym nasza bohaterka zostaje wysłana do gabinetu dyrektora.. - 133 - Rozdział 12 - Skryte, ciemne (72% kakao) sekrety Merit ...................................... - 145 - Rozdział 13 - Zjedzą cię żywcem ........................................................................... - 158 - Rozdział 14 - Centrum nie mogło wytrzymać......................................................... - 179 - Rozdział 15 - Mogłam tańczyć całą noc.................................................................. - 187 - Rozdział 16 - Oferta, której nie mogli odrzucić ...................................................... - 202 - Rozdział 17 - Miłosne Kąsania................................................................................ - 216 - Rozdział 18 - Na półkach z książkami .................................................................... - 225 - Rozdział 19 - Podnosząc fałszywy alarm ................................................................ - 234 - Rozdział 20 - Najmniejsze dziecko w rodzinie........................................................ - 245 - Rozdział 21 - Robisz gryzącym złą renomę… ....................................................... - 255 - Rozdział 22 - Daj szansę pokojowi.......................................................................... - 263 - Rozdział 23 - Uderz mnie twoim najlepszym strzałem ........................................... - 273 - Rozdział 24 - Z... Z... Z... Z... Zmiany..................................................................... - 283 - Rozdział 25 - Król i ja.............................................................................................. - 296 -

- 4 - SSTTRREESSZZCCZZEENNIIEE Historia młodej dziedziczki wtajemniczanej w mroczne społeczeństwo Chicagowskich Wampirów trwa… Dziesięć miesięcy po ujawnieniu przez wampiry swojego istnienia śmiertelnym Chicago, doznają one statusu gwiazd zazwyczaj zarezerwowanego dla elity Hollywood. Ale czy ludzie powinni dowiedzieć się o Techniawach - imprezach masowego karmienia, na których wampiry zaganiają ludzi jak bydło - obywatele zaczną ostrzyć swoje kołki. Więc teraz do nowego wampira Merit należy odnowienie kontaktów z jej rodziną wyższej klasy średniej i działanie jako łącznik pomiędzy ludźmi i krwiopijcami oraz utrzymywanie bardziej niesmacznych aspektów życia wampira z dala od mediów. Ale ktoś nie chce pomiędzy nimi pokoju - ktoś żywiący starą urazę.

- 5 - RROOZZDDZZIIAAŁŁ 11 -- WWYYPPRROOWWAADDZZKKAA -- Późny maj, Chicago, Illinois - Wyżej, Merit. Podnieś tego kopniaka. Mhm. Lepiej. - Znowu kopnęłam, tym razem wyżej, starając się zapamiętać cel moich palców u nogi, ścisnęłam mój rdzeń i poruszyłam palcami w „jazzowych rękach1 „, których nasza instruktorka bezustannie wymagała. Obok mnie, i znacznie mniej zachwycona, moja najlepsza przyjaciółka i wkrótce była współlokatorka, Mallory, warknęła i wykonała kolejny cios. Dźwięk ten był dziwnym akompaniamentem do równo obciętych blond włosów i klasycznie ślicznej twarzy, ale była wystarczająco rozdrażniona, by się tym przejmować. - Przypomnij mi, dlaczego mnie w to wciągnęłaś? - zapytała. Nasza instruktorka, piersiasta blondynka z jaskrawymi różowymi paznokciami i niemożliwie ostrymi kościami policzkowymi, klasnęła w dłonie. Piersi zakołysały jej się w synkopie. Nie można było odwrócić wzroku. - Groźniej, panie! Chcemy każde oczy w klubie na naszych ciałach! Dawać! Mallory rzucała wzrokiem sztyletami w instruktorkę, którą nazywałyśmy Barbie Aerobik. Mal zacisnęła pięści i zrobiła krok do przodu, ale owinęłam ramię wokół jej talii zanim zaczęłaby okładać kobietę, której płaciłyśmy za wciśnięcie nas w obcisłe dżinsy. - Nie walczę z wróżkami - ostrzegłam, używając trochę mojej dwumiesięcznej siły wampira, żeby zatrzymać ją na miejscu, pomimo jej podskakujących pięści. Mallory narzekała, ale ostatecznie przestała walczyć. Jeden punkt dla początkującego wampira, pomyślałam. - Co myślisz o małym cywilizowanym wytargowaniu się? - zapytała, zdmuchując kosmyk spoconych blond włosów z czoła. Pokręciłam głową, ale puściłam ją. 1 Jazz Hands - pozycja w tańcu, używana w jazzie i nieraz u cheerleaderek.

- 6 - - Pobicie nauczyciela przyniesie ci więcej uwagi, niż potrzebujesz, Mal. Pamiętaj, co powiedział Catcher. Catcher był szorstkim chłopakiem Mallory. I choć mój komentarz nie zasługiwał na warknięcie, otrzymałam niemiłe, ze zwężonymi oczami, burknięcie. Catcher kochał Mallory, a Mallory kochała Catchera. Ale nie znaczyło to, że cały czas go lubiła, szczególnie, od kiedy uporała się z nadprzyrodzoną burzą nad naszą Chicagowską kamienicą. W przestrzeni tygodnia zostałam niechętnie wampirem i dowiedzieliśmy się, że Mallory jest wciąż rozwijającą się czarownicą. Magiczna moc, czarne koty oraz duże i małe Okręgi - podziały magii. Tak, tak. Moje pierwsze tygodnie, jako wampir były nadmiernie zajęte. Jak Żar młodości2 , ale z nieco martwymi ludźmi. Mal nie przywykła jeszcze do myśli, że miała swój paranormalny dramat, a Catcher, już w kłopotach z Układem (czarownicy rządzący zjednoczeniem), trzymał dość mocną pokrywę na jej magicznych demonstracjach. Więc Mallory była nieziemsko sfrustrowana. Do diabła, obydwie byłyśmy nieziemsko sfrustrowane, a Mallory nie miała kłów czy do czynienia z pretensjonalnym Mistrzem wampirem. Tak więc, biorąc pod uwagę ten niefortunny stan rzeczy, dlaczego pozwalałyśmy Barbie Aerobik wciągać nas w jazzowe ręce? Mówiąc najprościej, to miał być niezmarnowany czas, czas wiązania, dla mnie i Mallory. Ponieważ się wyprowadzałam. - Okej - kontynuowała Barbie - dodajmy połączenie, którego uczyłyśmy się w zeszłym tygodniu. Raz, dwa i trzy, i cztery, i pięć, sześć i siedem, i osiem. - Muzyka coraz mocniej waliła, kiedy obróciła się i zaczęła walić w rytmie. Robiłyśmy to najlepiej jak umiałyśmy, Mallory miała trochę trudności z nie następowaniem na własną stopę. Moje lata zajęć baletu - i szybki krok, który dał mi wampiryzm - całkiem dobrze mi służyły, pomimo upokorzenia 28- letniej wampirzycy robiącej jazzowe ręce. Odkładając entuzjazm Barbie na bok, fakt że robiłyśmy jazzowe ręce na zajęciach tańca hip- hopu nie mówiło dużo o jej referencjach. Nie mniej, zajęcia wciąż były lepsze niż mój zwykły trening. Moje treningi zazwyczaj były tres3 2 The Young and The Restless [dosłownie „Młodzi i Niespokojni”], to amerykańska opera mydlana. Serial ma ponad 9 tys. odcinków (więcej niż „Moda na sukces” o.o). Był emitowany na Polsacie w latach 1997- 2000. A w Ameryce nadal jest nadawany. 3 Tres - bardzo [tłum. franc.]

- 7 - intensywne, bo jedynie kilka miesięcy temu zostałam Wartowniczką mojego Domu. Robiąc długą historię trochę krótszą, amerykańskie wampiry zostały przydzielone do Domów. Chicago miało trzy, a ja byłam wprowadzona do drugiego najstarszego - Cadogana. Ku wszystkich zaskoczeniu po moim tle (ukończona szkoła i średniowieczna romantyczna lektura), zostałam nazwana Wartowniczką. Pomimo że nadal poznawałam się na rzeczy, bycie Wartowniczką oznaczało, że miałam działać jako wampirzy strażnik. (Okazuje się, że chociaż byłam dość dziwnym człowiekiem, byłam całkiem silnym wampirem). Bycie Wartowniczką oznaczało również trenowanie, kiedy amerykańskie wampiry handlowały czarnym aksamitem i koronką za Armani‟ego i iPhony, były one dość staroświeckie w wielu kwestiach - feudalne w wielu kwestiach - wliczając w to bronie. Połączcie to razem, i znaczyło to, że uczyłam się dzierżyć antyczną katanę, którą dostałam, żeby bronić Cadogan i jego wampiry. Przypadkowo wystarczająco, Catcher był specjalistą w byciu Drugim z Czwórki Okręgu - broni - więc miał za zadanie przygotowywać mnie do zwalczania wrogów. Jako nowy wampir, posiadanie Catchera jako sparingowego partnera, nie było wspaniałe dla zaufania. Barbie Aerobik wyginała się w szale hip- hopu, prowadząc klasę w wielostopniowe połączenie, które skończyło się z wieloma z nas wpatrującymi się głupiutko w lustro, które stało wzdłuż studia tańca. Sesja się zakończyła, ona klaskała i ogłosiła następne zajęcia, na które Mallory i ja musiałybyśmy być ciągnięte, kopiąc i krzycząc, żeby w nich uczestniczyć. - Nigdy więcej, Merit - powiedziała, idąc do kąta pomieszczenia, gdzie złożyła swoją torbę i butelkę wody, zanim zaczęły się zajęcia. Nie trzeba było nic więcej uzgadniać. Pomimo że uwielbiałam tańczyć, wypychanie bioder pod wstrząsającymi instrukcjami Barbie i ciągłym podrzucaniem biustem wiązało się ze zbyt małą ilością rzeczywistego tańca, a zbyt wielką ilością dekoltu. Musiałam szanować mojego mistrza tanecznego. Szacunek nie był dokładną emocją, którą Barbie inspirowała. Usiadłyśmy na podłodze, żeby przygotować się na powrót do naszego realnego świata. - Więc, pani Wampir - zapytała mnie Mallory - denerwujesz się przeprowadzeniem do Domu? Rozejrzałam się wkoło, nie do końca pewna, jak dużo powinnam rozmawiać o moich wampirzych sprawach. Wampiry z Chicagoland oznajmiły

- 8 - swoje istnienie z grubsza dziesięć miesięcy temu, a jak można zgadnąć, ludzie nie byli zachwyceni dowiadując się, że istniejemy. Zamieszki. Panika. Kongresowe śledztwo. A potem trzy Domy z Chicago zostały wplątane w śledztwo dwóch morderstw - morderstw ponoć popełnionych przez wampiry z Cadogana i Grey‟a, najmłodszych Domów Chicago. Mistrzowie tych Domów, Ethan Sullivan i Scott Grey, bali się uwagi. Ale Mistrzyni trzeciego Domu (to był Navarre) była pobłażliwa, manipulująca, i tą która faktycznie planowała morderstwo. Była również olśniewająco piękna, to nie była gra słów. Mogła zejść też z okładki magazynu Vogue. Ciemne włosy i niebieskie oczy (tak jak ja), ale z arogancją, która doprowadzała gwiazdy i przywódców kultu do zawstydzenia. Ludzie byli urzeczeni, zafascynowani przez Celinę Desaulniers. Jej piękno, styl i umiejętność do psychicznego manipulowania tych wokół niej, były niesamowitą kombinacją. Ludzie chcieli uczyć się od niej więcej, zobaczyć więcej, słyszeć więcej. To że była odpowiedzialna za śmierć dwojga ludzi - morderstw, które zaplanowała i do których się przyznała - nie zmniejszyło ich fascynacji. Ani fakt, że została schwytana (przy okazji, przez Ethana i mnie) i ekstradowana do Londynu, uwięziona przez Prezydium Greenwich, radzie, która rządziła europejsko-zachodnimi i amerykańsko-północnymi wampirami. A na jej miejscu, nasza reszta - większość oczyszczona z zarzutów, ci którzy nie pomagali jej popełnić tych ohydnych zbrodni - stała się dużo bardziej interesująca. Celina dostała swoje pragnienie - dostała rolę złej małej męczennicy wampirzycy - a my dostaliśmy wczesny prezent pod choinkę: Doczekaliśmy się końca jej sławy. Koszulki, czapki i proporczyki z Grey‟a i Cadogana (i dla większego makabryzmu, Navarry) były na sprzedaż w sklepach w Chicago. Były strony fanów Domu, nalepki „Ja? Cadogan”, i najnowsze wiadomości z miasta wampirów. Mimo to, znany albo i nie, próbowałam nie rozprzestrzeniać zbyt wiele detali o Domach wokół miasta. Jako Wartowniczka byłam przecież częścią korporacji bezpieczeństwa Domu. Więc przyjrzałam się sali gimnastycznej i upewniłam się, że jesteśmy same, te wścibskie ludzkie uszy nie mogły podsłuchiwać. - Jeśli zastanawiasz się, jak dużo możesz mówić - odezwała się Mallory, odkręcając nakrętkę butelki wody - wyślę magiczne impuls, tak że nikt z naszych małych ludzkich przyjaciół nie będzie mógł słyszeć naszej rozmowy.

- 9 - - Naprawdę? - Odwróciłam głowę, żeby na nią spojrzeć, a moja szyja tak szybko wystrzeliła, że wstrząs bólu zmrużył moje oczy. Prychnęła. - Jasne. Jakby pozwolił mi użyć M- A- G- I- I przy ludziach - mruknęła, a następnie wzięła długi łyk wody. Zignorowałam strzał w Catchera. - Nigdy nie miałybyśmy przyzwoitej rozmowy, gdybym poświęciła czas na reagowanie na każde z nich - i odpowiedziałam na jej pytanie o Dużą Przeprowadzkę. - Jestem troszeczkę zdenerwowana. Ethan i ja, wiesz, mamy skłonności do działania sobie na nerwy. Mallory przełknęła wodę, potem wytarła czoło grzbietem ręki. - Och, nieważne. Jesteście BFF4 . - Tylko dlatego, że zdołaliśmy grać Mistrza i Wartownika przez dwa tygodnie bez rozerwania sobie gardeł nie znaczy, że jesteśmy BFF. W gruncie rzeczy, miałam minimalny kontakt z Mistrzem Cadogan - i wampirem, który mnie stworzył - podczas tych ostatnich dwóch tygodni, umyślnie. Trzymałam głowę w dole, a kły w szlifierce, kiedy obserwowałam i dowiadywałam się, jak miały się rzeczy w Domu. Prawda była taka, że na początku miałam problem z Ethanem - zostałam wampirem bez mojej zgody, zostało mi zabrane ludzkie życie, ponieważ Celina planowała zrobić mnie swoją drugą ofiarą. Jej sługom nie udało się mnie zabić, ale Ethan zdołał mnie zmienić - żeby uratować mi życie. Szczerze mówiąc, zmiana była do dupy. Dostosowanie się z ludzkiego absolwenta do strażnika wampira było, delikatnie mówiąc, niewygodne. W związku z tym, pchałam dużo jadu w kierunku Ethana. Ostatecznie zdecydowałam się zaakceptować moje nowe życie, jako członka społeczności z kłami Chicago. Pomimo tego, że nie byłam pewna czy w pełni pogodziłam się z byciem wampirem, nie kłóciłam się. Ethan, jednak, był bardziej skomplikowany. Dzieliliśmy jakiś rodzaj związku, jakąś całkiem silną chemię, i jakieś wzajemne rozdrażnienie wobec siebie. Działał, jakby myślał, że jestem go niedogodna; ja generalnie myślałam, że jest pretensjonalnym mrukiem. To „generalnie” powinno wprowadzić was do moich mieszanych uczuć Ethan był absurdalnie przystojny i klasycznie całujący. Chociaż niezupełnie pogodziłam moje uczucia do niego, nie myślałam już, że go nienawidzę. Unikanie pomogło rozstrzygnąć emocje. Znacznie. 4 Best Friends Forever - chyba każdy wie co to znaczy, a BFF brzmi fajniej.

- 10 - - Nie - zgodziła się Mallory - ale fakt, że pokój schładza się do dziesięciu stopni za każdym razem, kiedy wy dwoje jesteście blisko siebie, coś mówi. - Zamknij się - powiedziałam, wyciągając nogi przed siebie i spuszczając nos na kolana, by się wyciągnąć. - Niczego nie przyznaję. - Nie musisz. Widzę twoje srebrne oczy wodzące za nim. To twoje przyznanie się. - Niekoniecznie - odparłam, przyciągając stopę do siebie i zginając ją w następnym wyciągnięciu. Oczy wampirów posrebrzały się, kiedy doświadczały silnych emocji - głodu, gniewu albo, w moim przypadku, w pobliżu jasnowłosej babeczki, którą był Ethan Sullivan. - Ale muszę przyznać, że jest napastliwie pyszny. - Jak solono- octowe chipsy ziemniaczane. - Dokładnie - powiedziałam, ponownie siadając prosto. - Oto ja, spięta wampirzyca, która jest winna swoją lojalność seniorowi, którego nie umiem znieść. I okazuje się, że jesteś jakąś ukrytą czarownicą, która może urzeczywistnić rzeczy tylko przez ich chcenie. Jesteśmy z wolnej woli odstające - ja nie mam nic, a ty masz za dużo. Spojrzała na mnie, potem zamrugała i położyła rękę nad sercem. - Ty, i mówię to z miłością, Mer, jesteś prawdziwą świruską. - Wstała, założyła pas torby przez jedno ramię. Poszłam za jej przykładem i podeszłyśmy do drzwi. - Wiesz - odezwała się - ty i Ethan powinniście dostać jeden z tych naszyjników, gdzie pół serca mówi „najlepszy”, a druga połowa mówi „przyjaciel”. Moglibyście je nosić, jako oznaka waszego wiecznego oddania sobie. Rzuciłam w nią moim spoconym ręcznikiem. Przykryta nim wydobyła z siebie odgłos marudzenia, potem zdjęła go, jej rysy twarze wykrzywione były w dziewczęcym przerażeniu. - Jesteś taka niedojrzała. - Niebieskie włosy. To wszystko, co powiem. - Ugryź mnie, martwa dziewczyno. Pokazałam kła i mrugnęłam do niej. - Nie kuś mnie, czarownico. Godzinę później, wzięłam prysznic i wróciłam do mojego munduru Domu Cadogan - wyposażona w czarną marynarkę, czarną koszulkę i czarne wąskie spodnie - i byłam w mojej wkrótce dawnej sypialni w mieszkaniu przy Wickery Park, wpychając ubrania do marynarskiego worka. Szklanka krwi z jednej z

- 11 - medycznych plastikowych toreb w naszej chłodziarce - szybko dostarczona przez „Krew Dla Ciebie‟5 odpowiednika mleczarza z kłami - stała na stoliku nocnym obok mojego łóżka, moja przekąska po treningu. Mallory stała w drzwiach za mną, niebieskie włosy okalały jej twarz, reszta jej ciała nakryta była przez bokserki i za dużą koszulkę, prawdopodobnie Catchera, co czytała JEDEN KLUCZ NA RAZ. - Nie musisz tego robić - powiedziała. - Nie musisz odchodzić. Pokręciłam głową. - Muszę to zrobić. Muszę, by być Wartowniczką. A wy dwoje potrzebujecie pokoju. - Aby być precyzyjną, Catcher i Mallory potrzebowali pokojów. Wielu pokojów. Często, z mnóstwem hałasu i zazwyczaj nago, chociaż tego wymogu nie było. Nie znali siebie długo i zadurzyli się w sobie w ciągu kilku dni spotkań. Ale to, co stracili w czasie, odbili sobie w kompletnym, gołym entuzjazmie. Jak króliki. Śmiesznie energiczne, całkowicie bezinteresownie- świadome, nadprzyrodzone króliki. Mallory złapała drugą pustą torbę z krzesła obok drzwi do mojej sypialni, upuściła ją na łóżko i wyciągnęła trzy pary zadbanych butów - MiharyPumas (tenisówki, które uwielbiałam, ku wielkiemu rozgoryczeniu Ethana), czerwone baletki, i parę czarnych Mary Janes, które mi dała - z mojej szafy. Podniosła je i przy mojej zgodzie wepchnęła je do środka. Dwie pary więcej podążyło za ich przykładem, zanim usiadła na łóżku obok torby i skrzyżowała nogi, jedna stopa kołysała się niecierpliwie. - Nie mogę uwierzyć, że zostawiasz mnie tu z nim. Co ja będę bez ciebie robić? Posłałam jej matowe spojrzenie. Przewróciła oczami. - Przyłapałaś nas tylko jeden raz. - Przyłapałam was tylko jeden raz w kuchni, Mallory. Jem tam. Piję tam. Mogłam żyć zadowolona, szczęśliwa wiecznością bez przebłysku obrazu gołego tyłka Catchera na kuchennej podłodze. - Udałam dramatyczne drżenie. Udawałam, ponieważ chłopak był zachwycający - barczysty, doskonale wyrzeźbiony, łysogłowy, zielonooki, wytatuowany, zły chłopiec czarodziej, który zmiótł moją współlokatorkę ze stóp (i na jej plecy, jak się okazało). - Nie żeby nie był to fajny tyłek - powiedziała. Złożyłam parę spodni i włożyłam je do torby. - To wspaniały tyłek, i jestem bardzo szczęśliwa za ciebie. Po prostu nie potrzebuję widzieć go jeszcze raz. Kiedykolwiek. Na serio. 5 Blood4You

- 12 - Zachichotała. - Nawet seryjnie? - Nawet na seryjnie. - Mój żołądek zakłuł z głodu. Spojrzałam na Mallory, potem uniosłam brwi w kierunku szklanki krwi na nocnym stoliku. Przewróciła oczami, po czym machnęła nad nią rękami. - Picie, picie - powiedziała. - Udaję, że jestem jakąś fanką Buffy ze złym pociągiem do paranormalności. Podniosłam szklankę i dałam jej sardoniczne spojrzenie. - Tym dokładnie jesteś. - Nie mówię, że musiałaś udawać bardzo mocno - zauważyła. Uśmiechnęłam się, następnie napiłam się z mojej szklanki z nieznacznie podgrzaną w mikrofali krwią, którą przyprawiłam tabasco i sokiem pomidorowym. To znaczy, to była wciąż krew, z dziwnym cierpkim, żelaznym i plastikowym posmakiem, ale dodatki ją ożywiły. Zlizałam zbłąkaną kroplę z górnej wargi, a następnie odłożyłam szklankę na nocny stolik. Pustą. Musiałam być głodniejsza niż myślałam. Obwiniałam Barbie Aerobik. Niezależnie od tego, aby być pewną, że miałam przekąski na przyszłość (myśląc, że ukryty zapas rzeczywistego jedzenia podniósłby szanse na to, że moje kły i szyja Ethana pozostaną nieznajome), upchnęłam tuzin torebek musli do torby. - A mówiąc o Catcherze - zaczęłam, odkąd ucięłam skraj mojego głodu. - Gdzie pan Romantyczny jest tego wieczoru? - Praca - odparła. - Twój dziadek jest całkiem wymagającym przełożonym. Czy wspominałam, że Catcher pracuje dla mojego dziadka? Podczas tego jednego dużego tygodnia, kiedy cały ten nadprzyrodzony dramat przeszedł do historii, również odkryłam, że mój dziadek, Chuck Merit, człowiek, który praktycznie mnie wychowywał, nie wycofał się ze swoich usług z chicagowskim wydziałem policji, jak w to wierzyliśmy. Zamiast tego, cztery lata temu został poproszony, żeby służyć jako Rzecznik Praw Obywatelskich, łącznik, pomiędzy rządem miasta - kierowanym przez ponuro przystojnego Burmistrza Setha Tate‟a - a nadprzyrodzoną populacją miasta. Łyki każdego rodzaju - wampiry, czarodzieje, zmiennokształtni, nimfy wodne, wróżki i demony - wszystkie zależne od pomocy mojego dziadka. Cóż, niego i jego tria asystentów, wliczając w nich Catchera Bella. Odwiedziłam biuro dziadka w Północnej Stronie, wkrótce po tym, jak zostałam wampirem; spotkałam Catchera, później Mallory spotkała Catchera, a reszta była nagą historią.

- 13 - Mallory była cicho przez moment, a kiedy spojrzałam do góry, złapałam ją, jak ścierała łzę z policzka. - Wiesz, że będę za tobą tęskniła, prawda? - Proszę. Będziesz tęskniła za faktem, że mogę sobie pozwolić teraz na płacenie czynszu. Przyzwyczaiłaś się do wydawania pieniędzy Ethana. - Stypendium Cadogan było jednym z rezultatów bycia wampirem. - Cena krwi, taka jaka była, była poprawą. Miło było nie być jedyną tyrającą dla człowieka. - Biorąc pod uwagę jej szklany gabinet z widokiem na Michigan Avenue, w dużym stopniu przesadzała. Kiedy byłam w absolwenckiej szkole czytając średniowieczne teksty, Mallory pracowała jako dyrektorka reklamy. Ostatnio odkryłyśmy, że ta praca była jej pierwszym sukcesem jako młodociana czarownica: Rzeczywiście zmusiła się do tego, co nie było balsamem na jej ego, a zatrudnieniem na podstawie jej kreatywności i umiejętności mogłoby być. Na razie przestała pracować, zużywając tygodnie oszczędzonego czasu wakacyjnego, żeby dowiedzieć się, jak będzie zajmować się zdobytą magią. Dodałam kilka czasopism i długopisów do worka marynarskiego. - Pomyśl o tym w ten sposób - żadnych więcej toreb krwi w lodówce, i będziesz miała muskularnego, seksownego faceta do przytulania w nocy. Znacznie lepsze rozwiązanie dla ciebie. - Wciąż jest narcystycznym dupkiem. - Na którego punkcie szalejesz - zauważyłam, kiedy skanowałam półkę na książki. Chwyciłam kilka książek encyklopedycznych, przetartych, oprawionych w skórę bajek, które miałam od dzieciństwa, i najważniejszy najnowszy dodatek do mojej kolekcji, Kanon północnoamerykańskich Domów, Instruktarz. Został mi on dany przez Helenę, Kontakt Cadogan, obarczoną zadaniem eskortowania mnie do domu po mojej zmianie, i znajdował się na liście lektur obowiązkowych dla nowych wampirów. Przeczytałam cztery solidne cale tekstu, a przerzuciłam duży kawał reszty. Zakładka tkwiła gdzieś na rozdziale ósmym: „Idąc Całą Noc”. (Tytuł rozdziału najwyraźniej został opracowany przez siedemnastoletniego chłopca). - I jest twoim narcystycznym dupkiem - przypomniałam jej. - Hurrra! - powiedziała bez emocji kręcąc palcem wir w powietrzny jak na imprezie. - Poradzicie sobie. Jestem pewna, że umiecie zapewnić sobie rozrywkę - powiedziałam, zrywając figurkę Ryne‟a Sandberga ze skaczącą głową z półki i umieściłam ją ostrożnie w torbie. Mimo tego, że moja nowa alergia na światło

- 14 - słoneczne powstrzymywała mnie przez radowaniem się słonecznymi dniami na Wrigley Field6 , nawet wampiryzm nie osłabił mojej miłości do Cubsów. Sprawdziłam swój pokój myśląc o wszystkich rzeczach - związanych z Cubsami lub innymi - które miałam zostawić. Nie brałam wszystkiego do Cadogan, częściowo w trosce, że uduszę Ethana i zostanę wyrzucona z Domu, a częściowo dlatego, że zostawienie tutaj jakichś moich rzeczy oznaczało iż wciąż miałam bazę, miejsce na wypadek, gdyby życie wśród wampirów - życie blisko Ethana - stało się nie do zniesienia. Poza tym, to nie tak, że jej nowy współlokator miał potrzebę przestrzeni: Catcher już odłożył swoje chłopięce rzeczy w pokoju Mal. Zapięłam torby i, z rękami na biodrach, spojrzałam na Mallory. - Myślę, że jestem gotowa. Zaoferowała mi oddany uśmiech, a mi udało się powstrzymać łzy, które nagle zebrały się na moich rzęsach. Cicho wstała i objęła mnie ramionami. Oddałam jej uścisk - mojej najlepszej przyjaciółce, mojej siostrze. - Kocham cię, wiesz - odezwała się. - Też cię kocham. Uwolniła mnie i obydwie otarłyśmy łzy. - Zadzwonisz do mnie, okej? Dasz mi znać, że wszystko w porządku? - Oczywiście. I przeprowadzam się tylko na drugą stronę miasta. To nie tak, że wyjeżdżam do Miami. - Podniosłam jedną z toreb na moje ramię. - Wiesz, zawsze myślałam, że jeśli się wyprowadzę, to tylko dlatego, że dostałabym pracę uczenia bicia w jakiejś małej miejscowości, gdzie każdy jest super bystry i dziwaczny. - Eureka? - zapytała. - Albo Stars Hollow7 . Mallory wydała dźwięk zgody i podniosła drugą torbę. - Sądziłam, że wyjedziesz po tym, jak zostaniesz zapłodniona przez 21- letniego klasycznego majora i uciekniecie na Bora- Bora, żeby wychować wasze dziecko na wyspach. Zatrzymałam się w połowie drogi do drzwi i spojrzałam na nią przez ramię. - To dość specyficzne, Mal. - Dużo studiowałaś - odparła, przesuwając się za mną do korytarza. - Mam czas. 6 Stadion baseballowy w Chicago 7 „To malutkie miasteczko, w którym każdy dokładnie zna siebie i swoje przyzwyczajenia, lecz nie ocenia.” Jest to fikcyjne miasteczko z serialu „Kochane kłopoty”.

- 15 - Słyszałam, jak zbiegała po schodach, ale stanęłam w drzwiach sypialni, która była moja odkąd wróciłam do Chicago trzy lata temu. Ostatni raz objęłam wzrokiem stare meble, wyblakłą kołdrę, tapetę w rozkwitłe róże i wyłączyłam światło.

- 16 - RROOZZDDZZIIAAŁŁ 22 -- DDOOMM JJEESSTT TTAAMM GGDDZZIIEE TTWWOOJJEE SSEERRCCEE…… NNIIEEKKOONNIIEECCZZNNIIEE TTAAMM GGDDZZIIEE ŚŚPPIISSZZ -- No dobra, więc odkładałam to. Tylne siedzenia mojego pomarańczowego Volvo były wypchane torbami, ale zamiast jechać prosto do Domu Cadogan, ominęłam mój przyszły Hyde Park dom i skierowałam się dalej na południe. Nie byłam gotowa na przekroczenie progu Domu Cadogan, jako oficjalny rezydent. Oraz, co ważniejsze nie widziałam mojego dziadka prawie tydzień, więc wybrałam zrobić coś wnuczkowego i złożyć mu wizytę w jego biurze w Południowej Dzielnicy. Moi dziadkowie mieli wszystko, ale zdecydowali się mnie wychowywać, kiedy moi wspinający się po drabinie społecznej rodzice, Joshua and Meredith Merit przebalowali swoją drogę przez Chicago. Więc złożenie wizyty dziadkowi było najmniejszą rzeczą, jaką mogłam zrobić. Biuro Ombudsa nie było olśniewające. Był to przysadzisty budynek zrobiony z cegły, ulokowany w sąsiedztwie członków klasy pracującej, małych, prawie kwadratowych domków, maleńkich ogródków i połączonych płotów. Zaparkowałam Volvo na ulicy przed wejściem, wyszłam z samochodu i nałożyłam pas z kataną. Wątpiłam, żeby w biurze dziadka była mi potrzebna, ale że nie zawsze byłam pieczołowicie uzbrojona było tym rodzajem słów, które Catcher powtarzał za Ethanem. Nie tak, żeby byli kumplami właściwie, ale rozmawianie o mnie, było tego rodzajem rzeczy, które robili. Była niemal jedenasta wieczorem, ale kilka okien w biurze było rozświetlonych. Biuro Ombudsa, jak mój dziadek twierdził, służyło stworzeniom nocy. To oznaczało trzy- zmianowe godziny, jego administratorkę Marjorie, Catchera, i Jeffa Christophera, mojego dziadka drugą prawą rękę, niezdecydowanego zmiennokształtnego i komputerowego świra. Kto inny miałby tyle sympatii dla jego mości.

- 17 - Zapukałam w drzwi i poczekałam na kogoś żeby mnie wpuścił. Jeff skręcił zza rogu i ruszył ku mnie wzdłuż ulicy, uśmiech pojawił się na jego twarzy. Był szczupłym wyrostkiem z opadającymi brązowymi włosami i dzisiaj nosił swój zwyczajowy uniform - sprasowaną khakę i zapinaną pod szyję koszulę z długimi rękawami, rękawy miał podwinięte do połowy ramion. Kiedy dotarł do drzwi wklepał kod alarmowy na klawiaturze obok nich, potem przekręcił zamek i otworzył je. - Nie mogłaś wytrzymać z dala ode mnie? - Troszeczkę bolało - powiedziałam, przestępując za drzwi i przytrzymując je. - To było, cóż, prawie tydzień? - Sześć dni, dwadzieścia trzy godziny i około dwanaście minut wyrecytował, zamknął drzwi i uśmiechnął się do mnie. - Nie żebym liczył. - Oczywiście, że nie. - Zgodziłam się, kiedy eskortował mnie w dół korytarza do biura, które dzielił z Catcherem. - Jesteś o wiele za grzeczny na taki rodzaj rzeczy. - O wiele - zgodził się, wszedł do pokoju i ruszył za metalowe, wyciągnięte z ery atomowej biurka, stojące w dwóch rzędach w maleńkim pokoiku. Szczyt biurka Jeffa zdominowała Frankeistenowska kolekcja klawiatur i monitorów, razem z zabawką, która jak się nauczyłam, była modelem Cthulhu H.P Lovercrafta. - Jak tam z nauką stepowania? - zapytał szyderczy głos dobiegający z drugiego końca pokoju. Spojrzałam wyżej i znalazłam Catchera siedzącego przy biurku naprzeciwko Jeffa, dłonie skrzyżowane na łysej czaszce, z otwartym laptopem przed nim. Brew wygięta nad zielone oczy, usta lekko skrzywione w rozbawieniu. Muszę to przyznać - Catcher był irytujący, szorstki, był wymagającym trenerem… i absurdalnie piękny. Mal definitywnie miała pełne ręce roboty. - Hip- hopu - poprawiłam. - Nie stepowania. I to tylko taki kaprys. Twoja dziewczyna niemal zgasiła instruktora, ale prócz tego cała lekcja przeszła bez przygód. - Przysiadłam na jednym z dwóch pustych biurek. Nie byłam całkiem pewna, dlaczego było ich aż cztery. Catcher i Jeff byli jedynymi w tym biurze, dziadek i Marjorie mieli biurka w innych pomieszczeniach. Mój dziadek wyciągnął swoje wampirze źródło, od kiedy Catcher i Jeff reprezentują Chicagowskie społeczności czarodziejów i zmiennokształtnych, ale tajemniczy wampir opuścił biuro z rozkazem unikania dramatu Domów, więc żadnego biurka dla niego. Lub dla niej. Albo dla tego jak przypuszczam. Ciągle tego nie rozpracowałam.

- 18 - Catcher spojrzał na mnie: - Niemal zgasiła instruktora? - No cóż, chciała, nie żebym ją winiła. Barbie z Aerobiku jest ciężka do strawienia w dawkach większych niż pięć minut. Ale dzięki moim świetnym zdolnością mediacyjnym i negocjacyjnym, nie doszło do rozlewu krwi. - Odgłos kroków dotarł do nas z korytarza, odwróciłam się, żeby spojrzeć na drzwi i zobaczyłam mojego dziadka, w jego zwyczajowej kraciastej flanelowej koszuli, spodniach i butach o grubej podeszwie. - A mówiąco świetnych zdolnościach mediacyjnych i negocjacyjnych - powiedziałam zeskakując z biurka. Mój dziadek rozłożył ramiona i przywołał mnie do uścisku. Poszłam w jego ramiona i uścisnęłam go, starając się przypadkowo nie uszkodzić mu żeber moją zwiększoną wampirzą siłą. - Cześć dziadku. - Maleńka - powiedział i pocałował mnie na szczycie czoła. - Co robi mój ulubiony nadnaturalny obywatel w ten piękny wiosenny wieczór? - Zabolało Chuck - powiedział Catcher krzyżując ramiona na klacie. - Myślałem, że ja jestem twoim ulubieńcem. - Jego głos nie mógłby być bardziej oschły. - Poważnie - powiedział Jeff, jego spojrzenie przemykało między monitorami. - Oto my, niewolniczo służący dniami i nocami… - Właściwie - przerwał Catcher - tylko nocami. - Nocami. - Płynnie wszedł Jeff. - Próbując utrzymać wszystkich szczęśliwymi w Wietrznym Mieście, próbując utrzymać nimfy za linią. - Wskazał głową na plakat skąpo ubranej kobiety, który wisiał wzdłuż ściany biura. To była rzeczna nimfa - maleńka, biuściasta, o maślanym spojrzeniu i długich włosach kobieta. Kontrolowały gałęzie Rzeki Chicago. Były też, jak mogłam zauważyć w noc moich dwudziestych ósmych urodzin, cholernie dramatyczne. Masowo pojawiły się w domu mojego dziadka, wszystkie trajkoczące, ponieważ jeden z pięknisiów zdradzał ją z inną nimfą. To była bójka monumentalnych rozmiarów pełna łez, przeklinania i drapania się paznokciami. I o dziwo została zatrzymana przez naszego Jeffa. (Mimo mojej powściągliwości, Jeff ma gadane z paniami.) - A wszyscy wiemy, jakie to może być trudne - powiedziałam, mrugając do Jeffa. Zaczerwienił się, szkarłat wszedł na jego policzki. - Co cię tu sprowadza? - zapytał mnie dziadek. - Czekaj, czekaj, mam coś. - Złapał kopertę ze swojego biurka i przycisnął ją do czoła, oczy miał zamknięte, idealny Carnac. - Merit ma zamiar zmienić… kod pocztowy. - Otworzył oczy i

- 19 - odrzucił kopertę z powrotem na biurko. - Jeśli miałaś zamiar dotrzeć do Hyde Parku, pojechałaś za daleko na południe. - Odkładam to - przyznałam. Zrobiłam to samo tej nocy przed moim Ślubowaniem dla Domu, szukałam pocieszenia wśród przyjaciół i jedynej rodziny, którą obchodziło, że stanę się częścią czegoś, co zmieni moje życie na zawsze. To samo, co dziś. Twarz Catchera zmiękła. - Jesteś spakowana? Kiwnęłam. - Wszystko jest w samochodzie. - Wiesz, będę za tobą tęsknić. Kiwnęłam mu. Co do tego nie miałam wątpliwości, ale doceniałam, że to powiedział. Nie był jednym z tych roztkliwiających się gości, którzy czynili sentymenty takimi głębokimi. Mój dziadek położył dłoń na moim ramieniu. - Wszystko będzie dobrze, dziecko. Znam cię - jaka jesteś zdolna i uparta - a to są cechy, jakie Ethan doceni. - Za jakiś czas - Catcher wymamrotał. - Mnóstwo, mnóstwo, mnóstwo czasu. - Wieczność - zgodził się Jeff. - Nieśmiertelność - przypomniałam im, używając palca, żeby wskazać na siebie. - Mamy ten czas. Poza tym nie chciałabym, żeby to było dla niego zbyt proste. - Nie sądzę, żeby to był jakiś problem - powiedział dziadek, potem mrugnął do mnie. - Mogłabyś zrobić coś dla swojego tatuśka i dać mu coś od nas. Moje policzki poczerwieniały na przypomnienie przezwiska, jakie dałam dziadkowi, jako dziecko. „Dziadek” było dla mnie za trudne. - Pewnie - powiedziałam - z przyjemnością. Dziadek skinął na Catchera. Otworzył skrzypiącą szufladę swojego biurka i wyciągnął z niej grubą kopertę obwiązaną czerwonym sznurkiem. Bez adresu, ale słowa POUFNE i POZIOM PIERWSZY były ostemplowane dużymi czarnymi literami wzdłuż jednej strony. „Poziom Pierwszy” było Ombudsmańską wersją „Ściśle Tajne”. To była jedyna kategoria informacji, którą dziadek nie chciał mi pokazać. Catcher wyciągnął rękę z kopertą. - Trzymaj to ostrożnie.

- 20 - Kiwnęłam głową i wyszarpnęłam mu ją z rąk. Była cięższa niż wyglądała i zawierała papiery grubości przynajmniej trzech centymetrów. - Zakładam, że nie ma tam żadnego darmowego podglądania dla dziewczyny dostarczającej przesyłki. - Docenimy, jeśli tego nie otworzysz - powiedział dziadek. - Dzięki temu - wtrącił Catcher - nie będziemy musieli uciekać się do przemocy psychicznej, co spowodowałoby, że sprawy zrobiłyby się naprawdę niezręczne między nami, wnuczko Chucka. - Myślę, że możemy jej zaufać - powiedział mój dziadek suchym głosem. - Ale nie będę się sprzeciwiał twojej decyzji. - To po prostu jeszcze jeden dzień mojego życia Chuck. Po prostu jeszcze jeden dzień. Z zadaniem do wykonania, zdałam sobie sprawę, że to najwyższa pora, żeby przestać to odwlekać i udać się do Domu. Oglądałam już moje mieszkanie żeby się zorientować, jak wygląda. - Zapamiętajcie - powiedziałam. - Mam zamiar zostawić z tym waszą trójkę. - Spojrzałam na dziadka i podniosłam kopertę. - Dostarczę to, ale potrzebuję trochę czegoś, czegoś, za mój trud. Uśmiechnął się wyrozumiale. - Klopsików? Tak dobrze mnie zna. Nazywali to „traceniem swojego imienia”. Żeby zostać wampirem, dołączyć do Domu, uzyskać członkostwo w jednym z najstarszych zorganizowanym (niegdyś tajnym) społeczeństwie na świecie, musisz porzucić swoje ja, poddać się ogółowi. Porzucasz swoje nazwisko na symbol swojego oddanie braciom i siostrom. Nazwa twojego Domu zajmuje miejsce formalnego nazwiska, znamię twojej nowej rodziny. Przypuszczam, że byłam dziwnym odstępstwem od tej zasady: Merit było właściwie moim nazwiskiem, ale byłam Merit przez tyle lat, że nieoficjalnie zatrzymałam swoje imię. Według Kanonu (Rozdział czwarty: Wampiry - Kto jest na szczycie?) porzucając swoje imię, zaczynasz się uczyć wartości stosunków społecznych społeczeństwa wampirów. Dzielić ofiary. Przywództwo. Odpowiedzialność - nie za swoją poprzednią ludzką rodzinę, ale za nowo przyłączoną. Mistrz wampirów, oczywiście dostaje swoje imię z powrotem. Właśnie dlatego Ethan Sullivan - a nie tylko Ethan - rządzi Domem Cadogan.

- 21 - A mówiąc o Sullivanie, doprowadza nas do najważniejszej zasady układów społecznych wampirów - lizanie dupy wampirowi o wyższej randze. Byłam właśnie na takiej dupolizsowskiej misji. No cóż, właściwie byłam na doręczycielskiej misji. Ale biorąc pod uwagę adresata, lizanie dupy szło razem z terytorium. Biuro Ethana było na pierwszym piętrze Domu Cadogan. Drzwi były zamknięte, kiedy przybyłam z torbami w dłoni, po zwlekaniu. Stanęłam przed drzwiami zbierając się na odwagę, żeby zapukać, zawsze gotowa odwlec nieuniknione. Kiedy już się zebrałam, proste „Wejść” zabrzmiało z biura. Otworzyłam drzwi i weszłam. Biuro Ethana, jak reszta Domu Cadogan, było elegancko udekorowane w ten sam pretensjonalny sposób, w jaki wypada na takim adresie jak Hyde Park. Biurko z prawej, miejsca siedzące z lewej i na dalekim końcu, z przodu rzędu okien z aksamitnymi zasłonami, gigantyczny stół konferencyjny. Ściany zajmowały wbudowane półki na książki, zapchane antykami i pamiątkami z 394 lat egzystencji Ethana. Ethan Sullivan, głowa Domu Cadogan i Mistrz, który zrobił ze mnie wampira, siedział za swoim biurkiem, srebrna komórka przy uchu, oczy na rozłożonych przed nim papierach. Wydawało się, że zawsze ma jakieś papiery przed sobą: najwyraźniej Mistrzowanie zawierało kupę roboty papierkowej. Ethan był ubrany w nienagannie dopasowany czarny garnitur z nieskazitelnie białą koszulą pod spodem, rozpięty górny guzik odkrywał złoty medal, który noszą wampiry, żeby wskazywać swoją przynależność do Domów. Jego włosy, złoty blond i długie do ramienia, były dzisiaj wsunięte za uszy. Mimo, że to mnie wkurza, muszę przyznać, że Ethan jest piękny. Doskonale przystojna twarz, absurdalne kości policzkowe, rzeźbiona szczęka, szokujące szmaragdowe oczy. Twarz uzupełniało ciało, którego większość przypadkowo zobaczyłam, kiedy Ethan przyjmował Amber, byłą Małżonkę Domu Cadogan. Niestety zaraz potem odkryliśmy, że Amber pomagała Celinie w przejęciu Chicagowskich Domów. Spojrzał w dół na torby w moich dłoniach. - Wprowadzasz się? - Tak. Kiwnął głową. - Dobrze. To dobry ruch. - Ton głosu nie był pochwalny, ale protekcjonalny, jakby był rozczarowany, że tak długo mi to zajęło - nawet nie

- 22 - dwa miesiące - uczynienie Domu Cadogan domem. Nie była to niespodziewana reakcja. Kiwnęłam, w świetle jego złego humoru powstrzymując sarkastyczny komentarz. Znałam limity wkurzania czterystuletniego Mistrza wampirów, nawet, jeśli je czasami przekraczałam. Upuściłam torby, rozpinając moją budysówkę wyciągnęłam tajną kopertę i wyciągnęłam ją do niego. - Ombud poprosił, żebym ci ją dostarczyła. Ethan podniósł brew i wziął kopertę z moich dłoni, rozwinął sznurek z plastikowego dysku, wsunął palec pod zakładkę i zajrzał do środka. Coś w jego twarzy się rozluźniło. Nie byłam pewna, co takiego dostarczyło biuro Ombuda, ale Ethan wydawał się zadowolony. - Jeśli jest coś jeszcze? - zapytałam, kiwając głową w kierunku toreb na podłodze. Nie zasługiwałam nawet na rzut okiem. - Możesz odejść - powiedział w roztargnieniu, wyciągając papiery z koperty i przeglądając je. Niezbyt często widywałam Ethana przez ostatnie tygodnie. Ponowne spotkanie było mało dramatyczne. Mogę się z tym pogodzić. Wypełniwszy swoje obowiązki wobec rodziny, skierowałam się do apartamentów na pierwszym piętrze przeznaczonych dla Cadogan. Helen była za swoim biurkiem, kiedy nadeszłam. Nosiła schludny różowy kostium, najwidoczniej dostała dyspensę od Cadogańskiego: wszyscy-ubierają-się-na- czarno. Jej biuro było w tym samym odcieniu różu. Materiały były przechowywane w kolorowych segregatorach wzdłuż czystych drewnianych półek, a na biurku ostrożnie zamieszczono podkładkę na biurko, kubek na pióro i kalendarz, na którym zdarzenia i spotkania były starannie zaznaczone kolorową farbą. Była przy telefonie, słuchawki w stylu księżniczki wisiały tuż obok jej doskonałego boba ze srebrnych włosów, palce owinięte wokół telefonu były starannie wypielęgnowane. - Dzięki Priscilla. Doceniam to. Do widzenia. - Ostrożnie położyła słuchawkę na podstawce, splotła dłonie i uśmiechnęła się do mnie. - To była Priscilla - wyjaśniła. - Łączniczka Domu Navarre. Planujemy letnie spotkanie między Domami. - Rzuciła ostrożne spojrzenie drzwiom, po czym nachyliła się ku mnie. - Szczerze - zwierzyła się - związek między tobą, a Morganem zdziałał cuda w komunikacji między Domami.

- 23 - Morgan Greene był moim być-może chłopakiem i nowym Mistrzem Domu Navarre. Objął stanowisko, kiedy Celina została schwytana, podniósł się do rangi Mistrza ze swojego byłego stanowiska Drugiego. Z tego, co widzę Drugi jest takim wampirzym Wice Prezydentem. Człowiek zwany Malikiem, służył jako Drugi w Domu Navarre. Wygląda na to, że większość swojej roboty wykonuje zza sceny, ale na pewno Ethan polegał na nim, ufał mu. Myśląc, że jestem winna Helen uprzejmość, uśmiechnęłam się do niej i nie poprawiłam jej oceny naszego „związku”. - Cieszę się, że mogłam pomóc - powiedziałam, kiwając na torby w moich rękach. - Mam moje torby, pokażesz mi mój pokój? Uśmiechnęła się pogodnie. - Oczywiście. Twój pokój jest na drugim piętrze, w tylnym skrzydle. Pomimo bagaży, moje ramiona opadły z ulgą. Na drugim piętrze Domu Cadogan, pomiędzy zwykłymi pokojami, mieściła się biblioteka, jadalnia i oficjalna sala balowa. Między tymi pokojami nie było apartamentu Ethana, który mieszkał na trzecim piętrze. To oznaczało, że całe piętro oddzielało mnie od niego. Chciałam skakać z radości. Ale jako, że stałam gdzie stałam, pozwoliłam sobie tylko na cichy okrzyk radości. Helen dała mi granatowy segregator z okrągłą pieczęcią Domu Cadogan. - To są zasady zamieszkania, mapy, informacje o parkingu, menu kafeterii i tym podobne. Większość tych informacji jest już oczywiście w sieci, ale lubimy mieć coś do trzymania dla Nowicjuszy. - Wstała i spojrzała na mnie wyczekująco. - Możemy? Kiwnęłam głową, układając moje bagaże i podążyłam za nią w dół korytarza, potem na górę czarnymi bocznymi schodami. Kiedy dotarłyśmy na drugie piętro, skręciłyśmy, znowu skręciłyśmy i wkrótce byłyśmy przed drzwiami z ciemnego drewna z małą tablicą ogłoszeń wiszącą na nich. MERIT WARTOWNICZKA można było przeczytać na tabliczce nad tablicą. Helen sięgnęła do kieszeni swojej marynarki, wyjęła klucz i wsadziła go do zamka. Przekręciła klamkę, otworzyła drzwi i odsunęła się. - Witaj w domu, Wartowniczko.

- 24 - RROOZZDDZZIIAAŁŁ 33 -- KKOOLLEEJJNNYY MMOODDNNYY PPOOTTWWÓÓRR AAMMEERRYYKKII -- Weszłam do środka, odłożyłam moje torby i rozejrzałam się wokół. Pokój był mały, kwadratowy i prosto umeblowany. Boazeria położona na wysokości oparcia krzesła miała ten sam ciemny odcień, co błyszcząca, drewniana podłoga. Bezpośrednio naprzeciwko drzwi znajdowało się okno przykryte żaluzją. Po lewej stronie pokoju znajdowało się łóżko z ramą z kutego żelaza. Obok niego stał mały stolik nocny, natomiast fotel został postawiony pod oknem. Po prawej stronie pokoju znajdowała się para drzwi. Do jednych z nich zostało przytwierdzone lustro. Pomiędzy nimi stała komoda, natomiast przy ścianie po prawej stronie od drzwi na hol stała półka na książki. Był to przede wszystkim pokój akademicki. Dla dwudziestoośmioletniego wampira. - Czy potrzebujesz czegoś jeszcze? Uśmiechnęłam się do Helen. - Nie, dzięki. Dziękuję za tak szybkie zorganizowanie pokoju. - Moje siatkówki, już oznakowane przez związek Catchera i Mallory, również dziękowały. - Nie ma problemu, kochanie. Posiłki serwowane są w kawiarni o zmroku, północy i dwie godziny przed świtem. - Popatrzyła w dół na swój zegarek - Ominęłaś drugi posiłek, a jest jeszcze za wcześnie na trzeci. Może znaleźć ci coś do jedzenia? - Nie, dziękuję. Zjadłam coś po drodze. - Nie tylko coś - najlepszą domową pieczeń po tej stronie Chicago. Niebo. - Cóż, jeśli uznasz, że czegoś potrzebujesz, na każdym piętrze znajdują się zawsze zaopatrzone kuchnie, a krew znajduje się w lodówkach. Jeśli potrzebujesz coś, czego nie możesz znaleźć w kuchniach, powiedz o tym obsłudze kelnerskiej. - Jasne. Jeszcze raz dzięki. Helen wyszła i zamknęła za sobą drzwi. Roześmiałam się na głos widząc to, co ujawniła. Z tyłu drzwi wisiał plakat Domu Navarre, wielkich rozmiarów zdjęcie Morgana w dżinsach i obszernej czarnej koszulce, oraz czarnych butach na nogach. Jego ramiona były skrzyżowane, a wokół nadgarstków znajdowały

- 25 - się skórzane opaski. Pozwolił swoim włosom się rozwiać i na zdjęciu były one nieujarzmione, falując wokół jego szorstko pięknej twarzy, ładnych policzków i brody z bruzdą, jego seksowne, ciemno granatowe oczy patrzyły spod długich, ciemnych brwi i niedorzecznie długich rzęs. Najwyraźniej Helen współpracowała z łącznikiem Navarre nie tylko podczas letniego pikniku. To wymagało poważnego przekomarzania się, więc wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer Morgana. - Morgan - odebrał. - Tak - powiedziałam. - Chciałabym porozmawiać z kimś na temat zamówienia porno Navarre. Może stu osiemdziesięciocentymetrowy plakat przystojnego Mistrza wampirów, tego z rozmarzonymi oczami? Zachichotał. - Znalazłaś mój prezent powitalny, prawda? - Czy zostawianie prezentu powitalnego przez wampira Navarre dla wampira Cadogan nie jest trochę dziwne? - zapytałam, podczas sprawdzania drzwi po prawej stronie pokoju. Pierwsze z nich prowadziły do małej szafy, w której wisiało kilkanaście drewnianych wieszaków. Drugie natomiast do małej łazienki - z wanną na nóżkach z prysznicem i podwyższoną umywalką. - Nie, jeśli to jest najpiękniejszy wampir Cadogan. Zachichotałam i ponownie zamknęłam drzwi, po czym przesunęłam torby na łóżko. - Nie sądzisz chyba, że ta linia zadziała? - Czy w sobotnią noc skończyliśmy z ciastem? - Z tego co pamiętam. - Więc moja lina działa. Wydałam z siebie sarkastyczny dźwięk, ale chłopak miał rację. - Muszę iść. Za chwilę mam spotkanie - powiedział - a tutejszy Mistrz jest prawdziwym, biurokratycznym draniem. - Mmmm. Założę się, że jest. Ciesz się na to spotkanie. - Zawsze się cieszę. I w imieniu Domu Navarre, oraz Rejestru Północno Amerykańskich Wampirów, mamy nadzieję, że twoje dni w Domu Cadogan będą liczne i owocne. Pokój z tobą. Żyj długo i szczęśliwie… - Do widzenia, Morgan - powiedziałam ze śmiechem, zamykając mój telefon i wsuwając go z powrotem do kieszeni. Było dość wątpliwe czy Morgan wmanipulował mnie w naszą pierwszą randkę, która była rezultatem politycznego kompromisu (przed przynajmniej