gosiag

  • Dokumenty396
  • Odsłony75 957
  • Obserwuję125
  • Rozmiar dokumentów645.0 MB
  • Ilość pobrań43 180

Showalter Gena - Władcy Podziemi 09 - Mroczne kłamstwo - Gideon

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :8.3 MB
Rozszerzenie:pdf

Showalter Gena - Władcy Podziemi 09 - Mroczne kłamstwo - Gideon.pdf

gosiag EBooki władcy podziemi
Użytkownik gosiag wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 287 stron)

Mroczne kłamstwo Gena Showalter „Lordowie Świata Podziemnego” TOM 6 „The Darkest Lie” Tłumaczenie: MikkaMikkaMikkaMikka

Mroczne kłamstwo Translate by Mikka ~ 2 ~ Prolog Gideon patrzył w dół na kobietę śpiącą na łóżku pokrytym miękką jak chmura, niebieską bawełną. Jego żona. Może. Atramentowe włosy otaczały zmysłową twarz, długie rzęsy ocieniały wdzięczne policzki. Jedna z rąk spoczywała na jej skroni, palce zwinięte, paznokcie pomalowane lazurem błyszczały w złotym świetle lampy. Jej nos był doskonały w kształcie i rozmiarze, podbródek znamionował upór, a jej wargi były najpełniejsze – i najczerwieńsze – jakie kiedykolwiek widział. A jej ciało… bogowie. Może te stworzone dla grzechu krągłości były powodem, dla którego nosiła imię Scarlet1. Jej grzesznie zaokrąglone piersi… smukła talia… kobieca krągłość bioder… szczupła długość nóg… każda część niej została stworzona by kusić, wabić. Bez wątpienia, była najbardziej niespotykanie piękną kobietą, jaką kiedykolwiek widział. Prawdziwa Śpiąca Królewna. Tylko, że Królewna go walnie, jeśli spróbuje ją pocałować. Ta myśl sprawiła, że uśmiechnął się z czysto męską satysfakcją. Jedno spojrzenie i mężczyzna wiedział, że pod tą śnieżnobiałą skórą tkwiły ogień i pasja. To, o czym większość mężczyzn nie miało pojęcia to fakt, że – jak Gideon – była opętana przez demona. Różnica polegała na tym, że ja zarobiłem swojego. Ona nie. Pieprzoną wieczność temu, pomógł swoim przyjaciołom ukraść i otworzyć puszkę Pandory, uwalniając zamknięte w nich zło. Taa, taaa. Pomyłka. Nie warta kolejnej myśli, jeśli go spytać, ale bogowie tego nie zrobili, więc, jako karę, każdy odpowiedzialny wojownik został przeklęty noszeniem demona we własnym ciele. Potworki takie jak Śmierć, Katastrofa, Furia, Zaraza, bla, bla. Było więcej demonów niż wojowników, więc pozostałe stwory umieszczono w nieśmiertelnych więźniach Tartaru. Gdzie Scarlet spędziła całe życie. Gideon został sparowany z Kłamstwami, Scarlet z Koszmarami. 1 Eng. szkarłat, purpura

Mroczne kłamstwo Translate by Mikka ~ 3 ~ Najwyraźniej on wyciągnął tę najkrótszą demono-słomkę. Ona tylko spała jak martwa i odwiedzała ludzkie sny. On nie mógł wypowiedzieć słowa prawdy, nie cierpiąc. Gdyby powiedział ślicznej kobiecie, że jest śliczna, upadłby na kolana, eksplodowałaby w nim nieporównywalna z niczym agonia, tnąc organy, kwas popłynąłby żyłami, osłabiając go, niszcząc nawet jego pragnienie życia.. „Jesteś brzydka” musiał powiedzieć zamiast tego. Większość kobiet tonęła w łzach i uciekała w cholerę. Więc, tak, był odporny na łzy. Zorientował się, że zastanawia się, co zrobiłaby Scarlet. I czy jej łzy by go obeszły? Wyciągnął rękę i przeciągnął koniuszkiem palca wzdłuż jej szczęki. Taka jedwabista, ciepła skóra. Czy wyśmiałaby go, obojętna? Czy próbowałaby poderżnąć mu gardło? Uwierzyła mu? Nazwała kłamcą? Albo zabrała tyłek, jak inne? Myśl o ranieniu jej, złoszczeniu i w końcu straceniu nie podobała mu się. Ręka opadła do boku, zacisnął pięść. Może powiem jej prawdę. Może pochwalę ją. Ale wiedział, że tego nie zrobi. Popełń tę pomyłkę raz, dobra. Jesteś głupi. Dwa razy, a potwierdzasz teorię Darwina. Już zrobił to raz. Największy wróg Gideona, Łowcy, złapali go i powiedzieli, że zabili Sabina, strażnika demona Zwątpienia. Gideon kochał tego mężczyznę jak brata – facet mógł sprać dupę jak nikt inny – więc wybuchł, krzycząc jak bardzo ich nienawidzi, jak zabije ich wszystkich i to była szczera prawda, każde słowo. Ujrzenie spełnienia tej obietnicy mogło zająć mu lata, stulecia, to nie miało znaczenia. Miał to na myśli i został ukarany natychmiastowym cierpieniem. Potem, zwinięty na podłodze i wijący się, był łatwym celem tortur. I Łowcy go torturowali. Wielokrotnie. Po pobiciu go tak, że opuchnięte oczy się zamknęły i stracił kilka zębów, po wsadzeniu mu pod paznokcie ostrych szpilek, traktowaniu prądem i wycięciu znaku nieskończoności – ich znaku – na jego plecach, ucięli mu dłonie. Poważnie myślał, że to już koniec. Dopóki bardzo żywy Sabin nie znalazł go, uratował i zaniósł do domu (po wykonaniu wyżej wymienionego prania dup). Na szczęście obie dłonie w końcu się zregenerowały. Coś, na co czekał. Bardzo… cierpliwie. Żeby móc poszukać zemsty, tak. Albo raczej, to powinien zrobić najpierw. Ale wtedy jego przyjaciele uwięzili tę kobietę, tę Scarlet, a ona oświadczyła, że są mężem i żoną.

Mroczne kłamstwo Translate by Mikka ~ 4 ~ Jego priorytety się, tak jakby, zmieniły w tym momencie. Nie pamiętał jej, ani też poślubiania jej. Ale miewał przebłyski jej twarzy przez te wszystkie tysiące lat. W większości, gdy lądował na kobiecie, spocony, ale nie naprawdę zaspokojony, bo był zbyt wypełniony tęsknotą za czymś, albo za kimś, czego nie był w stanie nazwać. W związku z tym, nie mógł zaprzeczyć jej oświadczeniu. A musiał jej zaprzeczyć. Udowodnić, że się myli. Inaczej, będzie musiał żyć z wiedzą, że opuścił kobietę, którą przysięgał chronić. Musiałby żyć z wiedzą, że spał z innymi, gdy jego żona cierpiała. Musiałby żyć z wiedzą, że ktoś się pieprzył z jego pamięcią. Taa, zażądał wyjaśnień od Scarlet, ale była uparta do głębi duszy i odmówiła powiedzenia mu czegoś więcej. Jak tego, jak się spotkali, kiedy się spotkali, czy byli zakochani, szczęśliwi. Jak się rozstali. Żeby być szczerym, nie mógł jej winić za trzymanie detali w sekrecie. Jakby mógł? Była takim więźniem Lordów, jak on wcześniej Łowców i on też nie rozmawiał ze swoimi oprawcami. Nawet w czasie tego, och, jak przyjemnego, obcinania rąk. Więc ułożył plan. Żeby Scarlet otwarła się przed nim, musi zabrać ją gdzieś indziej. Na chwilę. Dopóki nie otrzyma odpowiedzi. Więc, dziś rano, zrobił to. Gdy jego przypuszczalna żona spała, nieświadoma otaczającego ją świata, porwał ją z jego domu i zaniósł w strażackim stylu do tego hotelu w centrum Budapesztu. W końcu będzie miał wszystko, czego chciał. Wszystko, co ona musi zrobić, to obudzić się…

Rozdział 1 Kilka godzin wcześniej… Zacznijmy imprezę, pomyślał Gideon z niespotykaną determinacją, krocząc odnowionymi korytarzami swojej twierdzy w Budapeszcie. Demon Kłamstw nucił w jego głowie, w szczerej zgodzie. Obaj lubili Scarlet, ich rzekomą żonę, ale z innych powodów. Gideonowi podobał się jej wygląd i pyskate komentarze. Kłamstwom podobały się… nie był pewien. Wiedział tylko, że bestia mruczała z aprobatą, gdy tylko dziewczyna otwierała te piękne, mogę- zrobić-wszystko-o-czymkolwiek-marzyłeś usta. Ta reakcja była zwykle zarezerwowana dla patologicznych kłamstw. Z tym wyjątkiem, że demon właściwie nie mógł powiedzieć czy ściemniała czy nie. Co poza całym afektem dla Scarlet, sprawiało, że Kłamstwa były sfrustrowane, czułe na każde słowo opuszczające usta Gideona. I to sprawiało, że życie wojownika było piekielnie frustrujące. Już nawet nie mógł nazwać przyjaciół po imieniu. Była czy nie była cholerną kłamczuchą? I tak, był świadomy ironii. On, mężczyzna, który nie mógł powiedzieć ani słowa prawdy, skarżył się, że ktoś go prawdopodobnie karmił wielką porcją gówna. Ale byli czy nie byli? Mieli czy nie mieli? Musiał wiedzieć, zanim doprowadzi go to do szaleństwa, roztrząsając wszystko co powiedziała i wszystko, co zrobił czy myślał. Jego prośba by wyłożyła fakty, czarno na białym i boom, zrobione, została zignorowana. W końcu wkraczał do akcji. Miał nadzieję, że pozór, że uratował ją ze swojego własnego lochu sprawi, że mu zaufa. Miał nadzieję, że po spowoduje, że otworzy cholerne usta i odpowie na jego przeklęte pytania. Upss. Znów wyłaziła z niego frustracja. - Nie możesz tego zrobić, Gid – powiedział Strider, strażnik demona Klęski, nagle pojawiając się za nim. Kurwa. Każdy tylko nie on. Strider nie mógł odrzucić wyzwania, żadnego wyzwania, bez cierpienia jak Gideon cierpiał mówiąc prawdę. Włączając Xboxa i to naprawdę pogrywało z mojo Gideona, gdy chodziło o „Assassin Creed”, bo tak, Gideon wyzwał go, próbując się rozproszyć i popracować nad sztywnością nowych palców.

Zresztą nieważne. Zawsze, bez pytania, on i Strider strzegli nawzajem swoich pleców (wyłączając gry wideo). Więc nie powinien być zaskoczony, że przyjaciel tu był, zdecydowany uratować go przed nim samym. Co nie znaczyło, że przewróci się na plecy i będzie udawał martwego. - Jest niebezpieczna – dodał Strider. – To chodzący sztylet w serce, stary. Tak, była. Nawiedzała sny, przedstawiając śniącemu ich najgorsze lęki i karmiąc się ich przerażeniem. Do diabła, kilka tygodni temu zrobiła to jemu. Z pająkami. Zadrżał, natychmiastowo chory do głębi duszy i wyobraził sobie owłosione, małe skurwiele, pełzające po jego ciele. Mięczak. Daj spokój. Stawiał czoła niezliczonym roztańczonym ostrzom bez mrugnięcia – jak i potworom, które się nimi posługiwały. Co to jest kilka pająków? Znów zadrżał. Obrzydliwe, ot co. Doskonale wiedział, co myślały, gdy ich paciorkowate oczka lądowały na nim: smaczny. Ale czemu Scarlet nie nawiedzała snów innych? Zastanawiał się nad tym, niemal tak samo jak zastanawiał się nad ich „małżeństwem”. Inni wojownicy, ich kobiety, zostawiła w spokoju. Poza tym, że groziła, że zabije każde z nich. Coś, co naprawdę mogła zrobić. - Cholera. Przestań mnie ignorować – warknął Strider, wybijając dziurę w ścianie ze srebrnego kamienia sekundę po tym jak minęli zamknięte drzwi. – Wiesz, że mój demon tego nie lubi. Kurz odłamki gruzu wypełniły powietrze, głośne uderzenie odbijało się echem. Super. Niedługo inni wojownicy przybiegną sprawdzić, co się stało. Albo i nie. Tak pełni temperamentu jak byli mieszkańcy tego domu (ekhem, za dużo testosteronu, ekhem), przywykli do niespodziewanych odgłosów przemocy. - Słuchaj. Nie przepraszam – Gideon rzucił spojrzenie przyjacielowi, przyglądając się blond włosom, niebieskim oczom i zwodniczo niewinnym rysom, które dziwnie pasowały ogromnemu mężczyźnie. Więcej niż jedna kobieta nazywały go „pięknym wszech-Amerykaninem”, cokolwiek to znaczyło. Te same kobiety zwykle unikały patrzenia na Gideona, jakby nawet przesunięcie wzrokiem po jego tatuażach i kolczykach zacieniało ich dusze. Z tego, co wiedział, miały racje. – Ale masz rację. Nie mogę tego zrobić. Co znaczyło, ze Strider się myli i, tak, Gideon cholernie dobrze może to zrobić. Więc wypchaj się! Każdy, kto mieszkał w fortecy – a cholera, było tu wielu ludzi, a ich liczba zdawała się rosnąć na dniach, gdy jego przyjaciele wiązali się ze swoimi

„jednymi i jedynymi” (ech) – był obeznany z Mową Gideona i wiedział, żeby wierzyć w przeciwność tego, co mówił. - Dobra – odparł przyjaciel z napięciem. – Możesz. Ale tego nie zrobisz. Bo wiesz, że jeśli wyprowadzisz kobietę z tego domu, posiwieję ze zmartwienia. A lubisz moje włosy takie, jakie są. - Straidy, stary. Uderzasz do mnie? Chcesz, żebym przesunął palcami przez te parszywe loki? - Pojeb – wymamrotał Strider, ale jego gniew się rozpłynął. Gideon zachichotał. - Ciasteczko. Usta strażnika Klęski wygięły się w szerokim uśmiechu. - Wiesz, że nienawidzę, jak wygadujesz takie bzdury. Facet to kochał. Bez wątpliwości. Skręcili za róg, mijając jeden z wielu pokoi fortecy. Ten był pusty. Było wcześnie rano, większość wojowników była ciągle w łóżku ze swoimi kobietami. Jeśli nie zbroili się właśnie w tej chwili. Z nawyku, zmierzył pomieszczenie. W tym pokoju na ścianach wisiały portrety nagich mężczyzn, dzięki uprzejmości bogini Anarchii, której spaczone poczucie humoru rywalizowało z tym, które posiadał Gideon. Były krzesła obite czerwoną skórą (Reyes, strażnik Bólu, czasami ciął się, żeby uciszyć swojego demona, więc czerwień była użyteczna), lśniące regały (Parys, strażnik Rozpusty, uwielbiał romanse) i dziwne srebrne lampy. Które otaczały krzesła, nie miał pojęcia, dla kogo. Świeże kwiaty kwitły w wazonach, słodkim zapachem wypełniając powietrze. Znów, nie miał pojęcia dla kogo. Dobra. Poprosił o nie. To gówno pachniało dobrze. Gideon odetchnął głęboko świeżym, pysznym powietrzem. Z tym, że przerwał z poczuciem winy. Niestety, to ostatnio zdarzało się często. Gdy on się tym rozkoszuje, jego być-może-żona gnije w lochu poniżej. Przedtem, spędziła tysiące lat w Tartarze, co czyniło go podwójnie okrutnym, gdy ją tam trzymał. Naprawdę, co za facet robi coś takiego? Dupek, oto kto, a on był na pewno królem dupków. W końcu, miał zamiar zwrócić Scarlet do lochu, gdy odpowie na jego pytania. Taj jakby, na zawsze. Nawet, jeśli była – albo raczej, kiedyś była – jego żoną. Tak. Był złym, złym człowiekiem.

Była po prostu zbyt niebezpieczna by puścić ja wolno, jej zdolność nawiedzania snów zbyt destruktywna. Bo gdy umarłeś w jednym z koszmarów Scarlet, umierałeś naprawdę. To było to. Koniec. I jęli kiedykolwiek zdecydowałaby się wspomóc Łowców, Lordowie nigdy już nie mogliby spać. A potrzebowali snu, żeby nie stać się warczącymi bestiami. Przykład: Gideon. Nie spał od tygodni. Zwolnij, poinstruował nagle jego demon. Idziesz zbyt szybko. Zwykle Kłamstwa były tylko obecnością na dnie jego umysłu. Tam, ale cicho. Mówił tylko, kiedy jego potrzeby były wielkie. Ale nawet wtedy, musiał wypowiadać przeciwność tego, czego chciał. A teraz chciał, żeby Gideon się pośpieszył. Daj mi skrzydła i będzie zrobione, odparł Gideon sucho, ale niech go cholera, jeśli nie przyśpieszył kroku. Mógł i myślał, co miał na myśli. Zawsze. Nigdy nie okłamywał samego siebie ani demona w tych prywatnych chwilach. Może dlatego, że o te chwile musiał walczyć dziko i bez litości. Po opętaniu, zatracił się w ciemności i chaosie, niewolnik swojego duchowego towarzysza i jego pragnień. Torturował ludzi, tylko po to by usłyszeć ich krzyki. Wypalał domy do fundamentów, jak również rodziny wewnątrz. Zabijał masami i śmiał się, gdy to robił. Zajęło kilka setek lat, ale w końcu wywalczył swoją drogę ku światłu. Teraz miał kontrolę i nawet udało mu się oswoić bestię. W większej części. Strider wydał westchnienie, przyciągając jego uwagę. - Gideon, stary, posłuchaj mnie. Mówiłem to raz, ale powtórzę. Nie możesz zabrać kobiety poza te mury. Ucieknie ci, wiesz, że to zrobi. Łowcy są w mieście, to też wiemy i mogą ją złapać. Zrekrutować. Użyć jej. Albo, jeśli im odmówi, zranić ją tak jak zranili ciebie. O pierwsze, mówił jakby Gideon nie mógł zatrzymać przebiegłej kusicielki przez kilka dni. A mógł. Wiedział, jak skopać dupę. Po drugie, mówił jakby Gideon nie mógł jej znaleźć, gdyby rzeczywiście uciekła. I po trzecie, najprawdopodobniej miał rację, ale to nie złagodziło gniewu Gideona. Może i nie był tak gładki jak Strider, ale miał pewne zdolności, jeśli chodzi o kobiety, niech to cholera. Co więcej, Scarlet sama była wojowniczką. Nieśmiertelną. Mogła otoczyć się ciemnością. Ciemnością tak gęstą, że ani ludzkie światło, ani oczy

nieśmiertelnego nie mogły jej przeniknąć. Zgubienie jej nie będzie tak hańbiące jak zgubienie, powiedzmy, niewytrenowanego człowieka. Nie żeby Mia ją zgubić, znów sobie powiedział i nie żeby miała od niego uciec. Uwiedzie ją. Sprawi, że będzie zdesperowana, żeby z nim zostać. Co nie powinno być zbyt trudne. Lubiła go wystarczająco, żeby za niego wyjść, prawda? Może. Niech to cholera! - Wiem, co myślisz – dodał Strider z kolejnym westchnieniem. – Jeśli ci ucieknie, to co. Znajdziesz ją. - Źle – Myślał o tym, tak, ale szybko odrzucił tę ideę. Wiec nie. Co ty? Dziewczyna? - Cóż, co jej się stanie, gdy będziesz jej szukał? W ciągu dnia potrzebuje ochrony, a jeśli z nią nie będziesz, kto ją będzie chronił? Kurwa. Dobre pytanie. Scarlet nie mogła funkcjonować w czasie dnia. Przez demona, spała zbyt głęboko. Tak głęboko, że nikt i nic nie mogło jej obudzić do zachodu słońca, co odkrył niemal serwując jej tętniaka w mózgu, gdy próbował obudzić ja potrząsaniem jej i mu się nie udało. Był wtedy zaszokowany, kilka godzin później, gdy jej oczy otworzyły się i usiadła, jakby właśnie wstała po dziesięciominutowej drzemce. Co sprawiało, ze powstawały kolejne pytania. Dlaczego jej demon spał w ciągu dnia, gdy ludzie dookoła byli przytomni? Czy to nie sprzeciwiało się celowi tworzenia koszmarów? I co się działo, gdy podróżowała i zmieniała się strefa czasowa? - Mieliśmy szczęście znajdując ją – kontynuował Strider. – Gdybyśmy nie mieli anielicy Aerona po swojej stronie, zginęlibyśmy próbując ją zabezpieczyć. Uwalnianie jej, bez względu na powody, jest głupie i niebezpieczne… - Nie mówiłeś tego wcześniej – W kółko. – Poza tym, Olive już nie jest w naszej drużynie – Co znaczy, że jest. – Nie może pomóc nam ponownie, jeśli zajdzie taka potrzeba – Znaczy, że może. – Teraz, nienawidzę cię, stary, ale proszę, gadaj dalej – Kocham cię, ale zamknij się, do kurwy nędzy! Poważnie. Strider warknął w odnowionej frustracji, gdy schodzili w dół schodów prowadzących do lochów. Powietrze stało się stęchłe, zmieszane z potem, uryną i krwią. Dzięki bogom, żadne nie należało do Scarlet. Jego poczucie winy by tego nie zniosło. Na szczęście – albo i nie, zależy kogo spytać – nie była jedyną zamkniętą. Mili kilku Łowców czekających na odpłatę, vel przesłuchanie, vel tortury.

- Co jeśli cię okłamała? – zapytał jego przyjaciel. Facet nie wiedział, kiedy odpuścić i tak, Gideon wiedział, że Strider nie może odpuścić. Tylko dlatego jeszcze go nie znokautował. – Co jeśli tak naprawdę nie jest twoją żoną? - Zapomniałem ci powiedzieć – parsknął strażnik Kłamstw. – Wyczuwanie prawd i kłamstw jest dla mnie trudne – Poza nią, ale nie czuł potrzeby tego przypominać. - Taa, ale powiedziałeś też, że jeśli o nią chodzi, to nie wiesz. Jeden z nich miał doskonałą pamięć. Świetnie. - Nie ma szans, żeby była moją żoną – Szanse były niewielkie, taa, ale były. – Nie muszę tego zrobić. Kiedy Scarlet odwiedziła jego sny i zażądała, by odwiedził ją w lochu, nie mógł zrobić inaczej, napełniony potrzebą ujrzenia jej, jakaś jego część ją rozpoznawała na poziomie, którego ciągle nie rozumiał. Gdy zasugerowała, ze całowali się, uprawiali seks, wzięli ślub, jakaś jego część nuciła w zgodzie. Nawet, jeśli jej, kurwa, nie pamiętał. Po raz tysięczny zastanawiał się, dlaczego jej nie pamiętał. Bawił się kilkoma teoriami. Pierwsza: bogowie wymazali mu pamięć. Ale powstawało pytanie, dlaczego. Dlaczego mieli nie chcieć, żeby pamiętał własną żonę? Czemu nie wymazali też pamięci Scarlet? Druga teoria: sam stłumił wspomnienie. Ale znów, dlaczego miałby to zrobić? Jak? Było milion innych rzeczy, których też nie chciałby pamiętać. Trzecia: jego demon jakoś wymazał wspomnienie, gdy zostali sparowani. Ale jeśli to prawda, dlaczego pamiętał życie w niebiosach, kiedy służył Zeusowi, broniąc poprzedniego króla bogów każdego dnia? Razem z Striderem zatrzymał się przy pierwszej celi, gdy Scarlet tkwiła od kilku tygodni. Spała na swoim posłaniu, jak wiedział, że będzie. I jak za każdym razem, gdy ją widział, wciągnął powietrze. Piękna. Ale… Moja? Czy chciał, żeby była? Nie, oczywiście, że nie. To cholernie by wszystko skomplikowało. Nie, żeby pozwolił, żeby to miało znaczenie. Nie mógł. Na pierwszym miejscu byli jego przyjaciele. Tak było i zawsze będzie. Przynajmniej była czysta. Upewnił się, że będzie miała wystarczająco dużo wody do picia i kąpieli. I była dobrze karmiona. Zadbał, żeby jedzenie było dostarczane trzy razy na noc. Zrobi to samo, gdy ją tu zwróci. To musi wystarczyć.

Nie śpiesz się, krzyknął Kłamstwa, praktycznie skacząc z jednej części jego umysłu na drugą. Nie śpiesz się! Wypchaj się, kolego. Poradzę sobie. Ale nie mógł się zmusić, żeby się ruszyć. Wydawało się, że od zawsze czekał na tę chwilę i chciał się nią rozkoszować. Rozkoszować? Naprawdę stawał się kobietą. Odwróć spojrzenie, zanim przyprawisz się o erekcję, powiedział sobie. W porządku, to było bardziej męskie. Celowo odwrócił spojrzenie. Ściany wokół niej były z grubego, nieprzejrzystego kamienia. Dzięki temu, nie mogła widzieć Łowców zamkniętych za nią. Właściwie, Gideon nie dbał o to. Nie chciał, żeby Łowcy ją widzieli. Taa. Chciał jej. Przynajmniej na razie. Mówiąc o Łowcach, zobaczyli wojowników przez kraty i ukryli się w cieniach, ich mamrotanie ucichło. Mogli też przestać oddychać, tak wystraszeni zostaniem wyciągniętym. Dobrze. Podobało mu się, że wróg się go bał. Mieli do tego powody. Ci mężczyźni uwięzili i gwałcili niewinne, nieśmiertelne kobiety, chcąc stworzyć pół-krwi dzieci, które mogliby wychować do nienawiści i walki z Gideonem i jego przyjaciółmi. Dzieci, które mogłyby by pomóc Łowcom znaleźć puszkę Pandory przed Lordami, chcąc odseparować demony od ich nosicieli. Czyn, którego wojownicy nie mogliby przetrwać, mężczyźni nierozerwalnie związani z bestiami. To też była część ich kary za otwarcie tego głupiego pudełka. Gideon wyciągnął klucz do celi Scarlet, jego nowe palce były sztywne i drżące. Wyciągnął rękę. - Czekaj – Strider położył ciężką dłoń na jego ramieniu, próbując zatrzymać go w miejscu. Mógł ją strząsnąć, ale pozwolił przyjacielowi na tę iluzję wygrywania tej małej bitwy na siłę woli. – Możesz mówić z nią tutaj. Zdobyć swoje odpowiedzi tutaj. Ale mieliby widownię, co znaczyło, że nie mogłaby się zrelaksować. Jeśli nie mogłaby się zrelaksować, nie mogła pozwolić mu się dotknąć. Może i był zdegenerowany, ale chciał jej dotknąć. Poza tym, jak miałby ją uwieść dla informacji? Mówiąc jej, jaka była brzydka? Czego nie chciał jej zrobić? - Nie wyluzuj, stary. Jak nie mówiłem ci niezliczone razy, nie planuję przynieść jej z powrotem, gdy dowiem się tego, czego nie chcę wiedzieć. Okej? - Jeśli będziesz mógł ją przynieść. Omawialiśmy ten mały problem. Pamiętasz?

Jakoś trudno zapomnieć. Niestety. - Nie będę ostrożny. Nie masz mojego słowa. Ale nie potrzebuję tego. To nie jest dla mnie ważne. Dłoń została na miejscu. - To nie czas, żebyś nas opuszczał. Mamy trzy artefakty i galena, wkurwionego jak cholera. Będzie chciał zemsty, za ten, który mu zabraliśmy. Galen był przywódcą Łowców, jak też opętanym przez demona wojownikiem. Tyle, że wyglądał anielsko i był sparowany z demonem Nadziei, więc wszyscy jego ludzie myśleli, że był aniołem. Przez niego, winili Lordów za wszelkie zło tego świata. Przez niego, oczekiwali przyszłości bez zła i walczyli, żeby to osiągnąć. Nowa kobieta Aerona, Olivia, która naprawdę była aniołem, ukradła skurwielowi trzeci artefakt. Płaszcz Niewidzialności. Były cztery artefakty wskazujące drogę do puszki Pandory: Wszystkowidzące Oko (jest), Klatka Przymusu (jest), Płaszcz Niewidzialności (jest) i Paring Rod (będzie niedługo) – Galen był zdesperowany by odzyskać Płaszcz, jak i też zagarnąć pozostałe. Co znaczy, że ich wojna się rozgrzewa. Chociaż to nie ma znaczenia. Nic nie odwiedzie Gideona od jego planów. Głównie dlatego, że część niego czuła, że wiele od tego zależało. - Gid, stary. Rzucił przyjacielowi zmrużone spojrzenie, cofając wargi w warkocie. - Prosisz się, żeby cię pocałować – Pobić w cholerę. Chwila minęła w ciężkiej ciszy. - Dobra – w końcu wymamrotał Strider, cofając rękę. – Bierz ją. Jezu. - Nie planowałem tego, ale wielkie dzięki z poparcie – Ale czemu Strider nie przewrócił się na ziemię, wyłączony z gry? Właśnie odrzucił wyzwanie, prawda? - Kiedy wrócisz? Gideon wzruszył ramionami. - Nie myślałem o… tygodniu? – Na pewno siedem dni starczy żeby zmiękczyć Scarlet i dowiedzieć się o ich przeszłości. Teraz, wydawał się go nienawidzić. Nie wiedział dlaczego, ale będzie wiedział. To była przysięga. Najwyraźniej preferowała niebezpiecznych mężczyzn. Z jakiego innego powodu (być może) by go poślubiła? Więc się wpasowywał. - Trzy dni – powiedział strażnik Klęski.

Ach. Czas negocjacji. Dlatego Strider nie upadł przez swojego demona. Nie został pokonany, tylko próbował innej strategii. Gideon mógł kopać. Czuł się tak winny przez opuszczenie chłopaków, jak przez zostawienie Scarlet w celi. Potrzebowali go i jeśli zostaną ranni, gdy go nie będzie, to doprowadzi go do załamania. - Nie myślę o pięciu dniach – poszedł na kompromis. - Czterech. - Nie stoi. Uśmiechając się, Strider skinął głową. - Dobrze. Więc miał cztery dni na zmiękczenie Scarlet. Wygrywał w trudniejszych bitwach w mniejszym czasie, pomyślał. Zabawne, że teraz nie mógł sobie żadnej przypomnieć. Cholera, może już cierpiał na selektywną amnezję. Może i walki i Scarlet – z którą też pewnie dużo walczył, bo była uparta, arogancka i pyskata jak diabli – były największymi przykładami tych utrat pamięci. Chociaż chciałby pamiętać seks. Wstrząsający umysłem. Po prostu to wiedział. - Poinformuję innych – powiedział Strider. – Ale w międzyczasie, zawiozę was tam, gdzie chcesz ją zabrać. - Jasne – Gideon w końcu wsunął klucz do zamka i otworzył celę Scarlet, drzwi zakołysały się na zawiasach. – Nie zawiozę jej sam. Chcę, żeby wszyscy wiedzieli gdzie jedziemy. Przyjaciel znów warknął, teraz frustracja mieszała się z gniewem. - Uparty osioł. Muszę wiedzieć, że tam gdzie jedziecie jest bezpiecznie, albo nie będę się mógł skoncentrować, żeby kogoś zabić. A wiesz, ze jestem na ścisłej diecie przynajmniej-jeden-łowca-dziennie. - To dlatego nie dostaniesz ode mnie telefonu – Gideon zbliżył się do ciągle śpiącego kształtu Scarlet. Już nie otaczała się nieprzenikalną ciemnością, gdy spała. Jakby chciała, żeby mógł ją zawsze zobaczyć. Jakby ufała, ze jej nie skrzywdzi. Przynajmniej tak sobie wmawiał. - Bogowie. Nie mogę uwierzyć, że mnie na to namówiłeś. Czy mówiłem ci już, że jesteś pojebem? - Nie – Delikatnie uniósł dziewczynę w ramionach.

Wzdychając, potarła policzkiem o jego pierś. Serce uderzało teraz o żebra niczym młot kowalski. Musiała lubić ten nierówny rytm, bo przytuliła się mocniej. Miło. Miała od 5,9 do 6,3 stopy wzrostu, szczupła, ale umięśniona. Nie chciała ubrać ubrań, które jej zaoferował, więc nosiła t-shirt i dżinsy, w których znalazł ją Aeron. Gideon znów odetchnął głęboko, ale teraz nie było poczucia winy. Pachniała mydłem o kwiatowym zapachu i to go pochłaniało. Czy pachniała tak lata temu, gdy (być może) brali ślub? Kwiatami, jak teraz? A może, czym innym? Czymś bardziej egzotycznym? Czymś tak mrocznym i zmysłowym, jak ona sama? Czymś, czym by się rozkoszował liżąc ją od stóp do głów? Wyjmij głowę z rynsztoka. To nie czas na takie myśli. Obrócił się z nią, ciasno przytuloną do piersi, skarb, którego będzie bronił poza murami fortecy. Nawet przed przyjaciółmi. Wiedział, że przeczy sam sobie, myśląc o niej w taki romantyczny i zaciekły sposób, gdy jego intencje nie były ani czyste, ani honorowe, ale nie mógł nic na to poradzić. Głupia żądza. Spojrzenie Stridera było ostrożne, ale akceptujące, cicho mówiące, że żadne obronne ruchy nie będą potrzebne. - Idź. I bądź ostrożny. Bogowie, kochał swoich przyjaciół. Wspierali go, bez względu na wszystko. Zawsze. - Przy okazji. Wyglądasz jak kot, który właśnie znalazł miskę śmietanki – dodał Strider z potrząśnięciem głowy. – To nie jest pocieszające. Nie masz pojęcia, w co się pakujesz, co? Może nie. Ponieważ nie patrzył w przyszłość od dawna i pewnie powinien być ostrożny. Chociaż odrzucić idiotyzmy… - Nie pokazuję ci palca w umyśle. Wiesz to? - Taa, wiem. To palec wskazujący i mówisz mi, że jestem numerem jeden. Roześmiał się. Coś w tym stylu. - Cztery dni – przypomniał mu przyjaciel. – Albo cię znajdę. Gideon posłał mu pocałunek. Strider przewrócił oczyma. - Jak chcesz. Ale słuchaj. Będę się modlił, żebyś wrócił do nas żywy. I z dziewczyną. I żeby ona też była żywa. Och i żebyś był usatysfakcjonowany tym,

czego się dowiesz. I żeby usatysfakcjonowała też cię na inne sposoby, żebyś zapomniał o niej, jak o każdej innej kobiecie w swoim życiu. Okej. To sporo modlitw. - Dzięki. Bardzo. Naprawdę mam to na myśli. Więc, kiedy nie stałeś się księdzem? I kiedy bogowie zdecydowali, że chcą nam odpowiadać? – Strider nigdy wcześniej nie marnował czasu na modlitwy, a bogowie uwielbiali ignorować ich prośby. Nie, nieprawda, poprawił się. Kronos, nowo koronowany król Tytanów, teraz lubił odwiedzać ich fortecę bez zaproszenia i wydawać całą masę gównianych żądań, które Gideon i inni byli zmuszeniu wykonywać. Jak zabijanie niewinnych ludzi. Jak wybieranie czy ocalić swoją kobietę czy przyjaciół. Jak błaganie, o odpowiedź, gdzie została posłana dusza twojego przyjaciela, gdy jego głowa została odcięta od ciała. Taa, tak się stało. Aeron stracił głowę przez anielskiego wojownika i na żądanie Kronosa, Gideon błagał (na swój sposób) o informację, gdzie znalazła się dusza mężczyzny, a łzy strumieniami spływały mojego twarzy. Właściwie, wszyscy błagali i szlochali jak dzieci. Ale Kronos odmówił odpowiedzi. Ponieważ potrzebowali lekcji pokory, powiedział skurwiel. Wtedy, oczywiście, Aeron sam wrócił. Albo raczej, przy pomocy swojej słodkiej Olivii. Został zwrócony do swojego ciała, bez demona i znów żył w fortecy. Ale Gideon nie wybaczył Kronosowi zignorowania, więc modlitwy nie były czymś, na co marnowałby czas. - Ksiądz – Strider pochylił głowę w zamyśleniu. Oczywiście, zignorował pytania Gideona. Jemu łatwo wybaczał. – Podoba mi się to. To znaczy, to niemal prawda. Wiele kobiet posłałem przez bramy niebios. Czyż nie wszyscy to robili? I ze Scarlet nie będzie inaczej, zapewnił samego siebie. Uśmiechając się teraz, Gideon wyniósł swoją kobietę.

Mroczne kłamstwo – rozdział 2 Translate by Mikka ~ 16 ~ Rozdział 2 Scarlet obudziła się ze wstrząsem. Ale przecież tak było zawsze. Kiedy wymagany dla jej demona czas w krainie snów się kończył, świadomość wstrząsała jej mózgiem, jakby została podłączona do generatora prądu. Dysząc, ociekając potem, usiadła, wodząc dzikim spojrzeniem, choć tak naprawdę nie widząc. Jeszcze. Krzyki, które razem z demonem wywołała u ich ofiar bladły, ale obrazy, które wyprodukowali w śpiących umysłach zostały z nią. Skwierczące płomienie, topiące się ciało, czarny popiół tańczący smugą w powietrzu. Nocnym terrorem dnia był ogień. Nie mogła kontrolować demona, gdy spała, gdy szukał każdego, kogo mógł znaleźć, siejąc takie spustoszenie, jakie tylko mógł. Mogła, w każdym razie, rzucić sugestię, prowokując by zaatakował pewnych ludzi, w pewne sposoby. I zwykle ruszał ku temu. Nie żeby ostatnio czyniła jakieś sugestie. Od czasu, gdy schwytali ją Lordowie Świata Podziemnego, działała na autopilocie, jej myśli pochłaniał w szczególności jeden wojownik. Niebieskowłosy, wspaniały, całkowicie frustrujący Gideon. Dlaczego jej nie pamiętał? Jak zawsze, wspomnienie jego selektywnej amnezji, sprawiło, że jej ciało się napięło. Dłonie zacisnęły się w pięści, zęby zazgrzytały, niewielki ból przeniknął szczękę. Ale najbardziej ze wszystkiego, pochłaniała ją dzika potrzeba, żeby kogoś zabić. Gniew nie jest dobry dla osób wokół ciebie. Uspokój się. Pomyśl, o czym innym. Zmusiła myśli by wróciły do jej demona. Niestety, śmierć i chaos były bezpieczniejszym tematem niż jej mąż. Podczas godzin świadomości – co trwało zawsze dwanaście godzin każdego dnia, choć nie zawsze te same – trzymała wodze. Mogła przyzywać ciemność i zbierać wrzaski. Demon zwykle przynaglał ją i często się temu poddawała. W końcu odpłata zwykle była sprawiedliwa. I zwykle, Koszmary lubił nalegać. Wystrasz go… Spraw, żeby krzyczała… Ale teraz jej demon był dziwnie ukontentowany.

Mroczne kłamstwo – rozdział 2 Translate by Mikka ~ 17 ~ Nie jesteśmy już w lochu, powiedział Koszmary, widząc otoczenie przed nią. Och. Nic dziwnego. Płomienie w końcu zgasły i Scarlet się rozejrzała. Zamarła. Okej. Więc. Gdzie, do diabła, teraz była? Była zamknięta w tamtym lochu od kilku tygodni, uwięziona między rozpadającym się kamieniem, a żelaznymi kratami. Bolesne jęki ciągle nadchodziły z innych cel i wszelki rodzaj gryzących, kwaśnych zapachów na stałe osiadał w jej nosie. Teraz… dekadencja. Kwiatowa tapeta ozdabiała ściany i ciemne, aksamitne zasłony osłaniały okna. Nad łóżkiem wisiał błyszczący, fioletowy żyrandol, wiązki światła opadały w kształcie winogron. I łóżko, cóż, przesunęła po nim spojrzeniem. Wielkie z miękką, niebieską pościelą i czterema ręcznie rzeźbionymi słupkami. A najlepsze ze wszystkiego: powietrze pachniał słodko, jakby te wiszące winogrona zmieszane z jabłkami i wanilią. Odetchnęła głęboko, delektując się. Jak się tu dostała? Nie będąc tego świadoma? Najwyraźniej została przyniesiona, gdy spała. Coś, czego zwykle nienawidziła, ale nie mogła tym razem, bo to znaczyło, że została uwolniona, tak jak miała nadzieję. Tak, miała nadzieję. Nie chciała zostać w fortecy, tylko po to by być blisko Gideona. Naprawdę. Ale wciąż, gdy była zagubiona w snach innych – i tak, bez znaczenie, kiedy zapadła w rzeczywistość ciemności i zgiełku, ktoś, gdzieś spał, a demon karmił się jego przerażeniem – każdy mógł ją zaatakować i była niezdolna się bronić. Każdy mógł jej coś zrobić i była bezbronna. Bycie przenoszoną w czasie snu irytowało. Zwykle chroniła się przed taką sytuacją cieniami. Musiała tylko przełączyć mentalny pstryczek przed zapadnięciem w sen, uniemożliwiając komukolwiek zobaczenie jej. Ale odkąd zrozumiała, że jest w domu Gideona, przestała wzywać cienie. Może chciała, na jakimś poziomie, żeby obserwowanie jej, gdy spała przywróciło mu jej wspomnienie. Może chciała, żeby znów zaczął jej pożądać i błagał by zostać częścią jej nowego życia. Co było głupie. Sukinsyn zostawił ją, żeby gniła w Tartarze, nie powinna chcieć jego pożądania. Powinna chcieć jego ruiny. - Cóż, Jestem taki zły, że w końcu się obudziłaś.

Mroczne kłamstwo – rozdział 2 Translate by Mikka ~ 18 ~ Na dźwięk jego głosu, głębokiego i dudniącego, Scarlet zesztywniała, znów tocząc spojrzeniem. Potem go zobaczyła i jej serce stanęło. Stał w wejściu do sypialni z muskularnymi ramionami spuszczonymi przy bokach. Był wojownikiem, którego grzeszna twarz obiecywała niezrównane noce grzesznej przyjemności. Oczy jaśniały oczekiwaniem, stojąc w sprzeczności z jego zwykłą pozą. Gideon. Kiedyś jej ukochany mąż, ale teraz mężczyzna zasługujący tylko na jej pogardę. Jej serce znów ruszyło, nabierając prędkości, jej krew zawrzała ze strumieniami świadomości. Ta sama reakcja, jakiej doświadczyła, gdy pierwszy raz go zobaczyła, tysiące lat temu. Nie moja wina, wtedy i teraz. Nie było piękniejszego mężczyzny, w części anielskiego, po części diabelskiego, a jeszcze bardziej w całości męskiego. Żadnego, który kusił nawet odrzucając, coś głęboko w nim ostrzegało kobietę o niebezpieczeństwie, które ją czekało, jeśli ulegnie pokusie. Niebezpieczeństwo, którego pożądała, nie mogąc nic na to poradzić. Nosił czarny t-shirt z napisem „Wiesz, śe Mnie Chcesz”, czarne spodnie, odrobinę workowate i pas ze srebrnego łańcucha. W prawej brwi miał trzy kolczyki i teraz jeden w wardze. Kółko. Srebrne. Pasujące do pasa, pomyślała obłudnie. Zawsze dbał o swój wygląd i nie lubił, gdy się z nim o to drażniło. Coś, co kiedyś ją bawiło, bo pokazywało jego bardziej miękką stronę. Ślad podatności na zranienie. Dziś, w każdym razie, nie mogła przyzwać jowialności. Gdy stał tam patrząc na nią, był równie smakowity jak trufla czekoladowa zatopiona w karmelu, a ona pewnie przypominała szczura podtopionego w ścieku. Była zdolna tylko się wyszorować wodą przynoszoną przez Lordów każdego wieczora, więc jej ubranie było pomięte i brudne, a włosy zwisały w strąkach. - Masz dużo do powiedzenia, co? – wymamrotał. – Więc jesteśmy na właściwej drodze. Wiedziała, że mógł mówić tylko kłamstwa, więc wiedziała, co miał na myśli. Chciał, żeby mówiła. Trzymaj się. Nie pozwól mu się dowiedzieć jak cię pociąga. Wygięła brew, posyłając, jak miała nadzieję, obojętne spojrzenie. - Pamiętasz mnie już? – Dobrze. Nie było jej głosie nawet iskry zranienia.

Mroczne kłamstwo – rozdział 2 Translate by Mikka ~ 19 ~ Emocje odpłynęły z jego oczu, sprawiając, że te krystaliczne źrenice wyglądały na twarde jak diamenty. - Oczywiście, że tak. Więc nie. Nie pamiętał. Sukinsyn. Nie pozwoliła swojemu spojrzeniu się zmienić, nie pozwoliła mu się dowiedzieć jak bardzo ją to rozstrajało. - Więc czemu zabrałeś mnie z fortecy? – Powoli, celowo, przesunęła palcem po kolumnie swojej szyi, pomiędzy piersi, zastanawiając się czy… taa. Jego spojrzenie śledziło jej ruch. Czy jakaś część niego ciągle uważała ją za atrakcyjną? – Jestem bardzo niebezpieczną kobietą. - Już nie zostałem o tym ostrzeżony – Słowa się załamywały, zgrzytając na chrapliwym oddechu. – I nie przyniosłem cię tu, żeby rozmawiać wygodniej, to na pewno. Więc nie dlatego, że jej chciał, ale tylko by zaspokoić swoją ciekawość. Jej ręka opadła na kolana. Nie była zawiedziona. Znów to samo, a ostrzegała samą siebie przed moralnymi stratami już więcej razy niż można zliczyć. Jeszcze jeden nie robił różnicy. - Jesteś głupcem, jeśli myślisz, że zmiana otoczenia rozluźni mój język. Mimo, że pozostał cicho, mięsień napiął się na jego szczęce. Jasne było, że był wzburzony. Zaoferowała mu słodki jak cukier uśmiech, zdecydowana cieszyć się chwilą. I było coś satysfakcjonującego w zostawianiu go w ciemności, zmuszając go do zgadywania, tak jak on zmuszał ją do zgadywania miejsca jego pobytu przez te tysiące lat napełnionych zmartwieniem. Wspomnienie o jej zmartwieniu, tym raniącym do głębi duszy, zawsze obecnym zmartwieniu, zmusił jej uśmiech, tak udawany jak był, do zniknięcia. Musiała nawet przycisnąć język do podniebienia, żeby nie zaskrzeczeć z furią. - Wrócę po ciebie – powiedział jej pewnej nocy. – Uwolnię cię, przysięgam. - Nie. Nie idź. Nie zostawiaj mnie tu – Bogowie, tak wtedy skamlała. Ale była więźniem, a on był jej jedynym jasnym światłem. - Kocham cię za bardzo, być zbyt długo z dala od ciebie, kochanie. Wiesz to. Ale muszę to zrobić. Dla nas obojga. Oczywiście, nie widziała go już potem ani o nim nie słyszała. Nie, dopóki Tytani nie uciekli z Tartaru, więzienia dla nieśmiertelnych i przejęli kontrolę nad niebiosami, pokonując Greków. Nie, dopóki nie przyszła na Ziemię i nie poszukała… tylko po to by znaleźć go balującego w nocnym klubie.

Mroczne kłamstwo – rozdział 2 Translate by Mikka ~ 20 ~ Furia wzrosła, przydając jej wzrokowi czerwieni. Wdech, wydech. Powoli czerwień zbladła. - Skończyliśmy – powiedziała, mimo, że pozostała nieruchomo, oceniając jego reakcję. – Nie dostaniesz, czego chcesz i na pewno mnie tu nie zatrzymasz. - Czuj się wolna, żeby uciec – Skrzyżował ramiona na masywnej piersi, napinając materiał koszulki na bicepsach. – Nie pożałujesz tego. Znów, wiedziała co ma na myśli. Ucieknij, a upewni się, że będzie cierpiała. - Jak tylko się rozprostuję – powiedziała mimo to. – Skorzystam z twojej oferty i ucieknę. Dzięki za sugestię, przy okazji. Sama nigdy bym o tym nie pomyślała. Zawarczał z frustracją i gniewem, wszelki ślad zwyczajności znikł. - Byłem okrutny przynosząc cię tu. Nie jesteś mi w zamian winna przysługi, więc lepiej tu nie zostawaj. - Więc się zgadzamy. Jesteś okrutny i nie jestem ci nic winna, więc nie czuje się zobowiązana do zostania. Kolejny warkot. Starała się nie roześmiać. Niech to diabli, ciągle zabawnie się go drażniło. Zabawnie? Jej uśmiech znów zbladł. Powinna nienawidzić tego, że mógł tylko kłamać, nie cieszyć się tym. Ten zakłamany język już raz rozdarł jej już kruche serce. - Nie wystarczy – uciął. - Wow. Już błaga o więcej – Kiedyś myślała, że jest niezwykły. Ale udowodnił, że jest dokładnie taki sam jak inni. Jej matka, król, rzekomi przyjaciele. Powinni o nią dbać, ale zdradzili ją, każde z nich. Byli kryminalistami, pewnie, ale nawet kryminaliści mogą kochać. Prawda? Prawda. Więc dlaczego nie mogli mnie kochać? Spędziła całe życie zamknięta w Tartarze, bo jej matka, Rea, żona Kronosa, miała romans ze śmiertelnikiem, tuż zanim królowa została uwięziona i urodziła Scarlet w celi. Celi, którą dzieliła z kilkoma innymi bogami i boginiami. Scarlet była wychowywana między nimi i na początku ją lubili. Gdy dorosła, w każdym razie, pojawiła się zazdrość u niektórych. U innych żądza. Niewola, nienawiść i gorycz wkrótce stały się jej jedynymi zaufanymi kompanami. Do Gideona.

Mroczne kłamstwo – rozdział 2 Translate by Mikka ~ 21 ~ Kiedyś był elitarnym strażnikiem Zeusa i za każdym razem, gdy przyprowadzał nowego więźnia, ich spojrzenia się spotykały. Czekała na te chwile z desperacją. On też się nimi cieszył, bo zaczął odwiedzać Tartar regularnie. Nie, żeby zamykać nowych więźniów, ale żeby ją zobaczyć, porozmawiać. Nie myśl o swoim czasie z nim. Zmiękniesz wobec niego. A nie możesz zmięknąć, idiotko. Po uzyskaniu wolności, powinna zostać na Olimpie, który teraz zmienił nazwę na Tytania, dzięki Kronosowi i znaleźć miłego boga dla siebie. Ale nieee. Musiała zobaczyć Gideona ostatni raz. Potem, zobaczywszy go, musiała zostać blisko niego. Potem, decydując się zostać, musiała przekonać samą siebie, żeby ostrzec Lordów, żeby trzymali się od niej z dala, gdy usłyszała, że szukają każdego nieśmiertelnego sparowanego z demonem z puszki Pandory, mając zamiar zrekrutować ich… albo zabić. Sukinsyn, pomyślała znów o Gideonie. Wspaniale. To jest lepsze. Jest obrzydliwym kłamcą, zimnokrwistym zabójcą i nienawidzisz go. Ciągle planował ją zabić po uzyskaniu odpowiedzi, wiedziała, że tak jest. Bo nigdy by mu nie pomogła i to czyniło ją ciężarem. - Ta cisza jest niesamowita – zauważył. - Cieszę się, że ci się podoba – odparła. Irytacja wypełniła jego spojrzenie i musiała walczyć z kolejnym uśmiechem. – Bo mam zamiar dać ci tego dużo więcej – Kolejny warkot. - Och i dla spokoju twojego umysłu, powinieneś wiedzieć, że nie ucieknę – Jeszcze. Też chciała porozmawiać, ale nie by zaspokoić jego ciekawość. Zbyt długo zastanawiała się czy znalazł kogoś nowego. Na stałe. I teraz się dowie. Oczywiście, jeśli tak, Scarlet będzie musiała zabić sukę. Nie dlatego, że ciągle dbała o Gideona – wcale nie, przypomniała sobie – ale dlatego, że nie zasługiwał na takie szczęście. To nie była mściwość z jej strony. Jako jego wzgardzona ex, miała do tego prawo. - Nie dziękuję, że zostaniesz – powiedział z westchnieniem ulgi. Dziękuję, mówił. - Jest za co – Pieprz się, mówiła. Mrużąc oczy i wyglądając jakby chciał tupnąć nogą jak dziecko, przesunął językiem po zębach. Punkt dla Scarlet.

Mroczne kłamstwo – rozdział 2 Translate by Mikka ~ 22 ~ - Jak to możliwe, że nie wzięliśmy ślubu, a moi przyjaciele wiedzą o tym wszystko? Jak wzięli ślub, tak, że nikt o tym nie wiedział? Łatwe. - Pobraliśmy się w sekrecie, głupku. Tym razem nie zareagował na jej drażnienie. - Nie wstydziłem się ciebie? Och, mogłaby go za to uderzyć. Oczywiście, że pomyślał, że się jej wstydził, zamiast pomyśleć, o czym innym. W końcu była więźniarką, a on wolnym człowiekiem. Nie żeby pamiętał nawet taki drobny detal, ale najwyraźniej ciągle miał o sobie wysokie mniemanie. Sukinsyn było dla niego zbyt miłym słowem. - Nie wstydziłeś się mnie, ale zostałbyś zabity, gdyby złapano cię na przebywaniu ze mną – wycedziła. Skinął, jakby teraz zrozumiał, że była Tytanką, która została zamknięta w Tartarze przez Greków, a nie zwykłą przestępczynią. Jakby zrozumiał, że ci Grecy, którzy go stworzyli, ukaraliby go w najgorszy możliwy sposób za „umawianie” się z jedną z ich znienawidzonych wrogów. - Więc, jeśli nie byliśmy małżeństwem przez cały ten czas, jakiego imienia nie używałaś? Uch, co? Już zapomniał jej przeklęte imię, mimo, że podała mu je pierwszego dnia, gdy odwiedził ją w celi? Tylko kilka tygodni minęło od tego czasu. - Mam na imię Scarlet – Ty gnojku! – Ale już ci to powiedziałam – Gnojek, gnojek, gnojek. Jej dłonie zacisnęły się w pięści na bawełnie. Machnął ręką. - Już tego nie wiem. To, czego nie chcę wiedzieć to twoje nazwisko. To jej nie uspokoiło. Jej uścisk się nasilił, a oczy zwęziły w szparki. Jasne było, że to część jego wydobywania informacji, nie intymnej ciekawości i myślał, że jest wystarczająco głupia by się na to nabrać. Nie był pewien czy była bogiem czy też jedną z ich sług. Jako bóg, nie miałaby nazwiska. Jako sługa, jako nazwisko nosiłaby swój status, jakby nie można być odróżnionym po samym imieniu. Jak człowiek. Gideon przeprowadzał proces eliminacji. Nie żeby mu cos to dało, bo nie była ani bogiem ani sługą. Ani też człowiekiem. Była czymś pomiędzy tym wszystkim.

Mroczne kłamstwo – rozdział 2 Translate by Mikka ~ 23 ~ - Moje nazwisko zmienia się za każdym razem, gdy oglądam film i znajdę nowe ciacho – odparła słodziutkim głosem, pasującym do wcześniejszego uśmiechu. Teraz zacisnął szczękę, kolczyk w wardze zalśnił w lawendowym świetle. Irytowało go to? Nie podobała mu się myśl o rzekomej żonie pożerającej wzrokiem innego mężczyznę, co? - Ciacho? Jak coś, co kupujesz w piekarni? – Jego ton był szyderczy, miał ją zawstydzić. - Do diabła, nie – I on najwyraźniej też tak nie myślał, bo nie zemdlał przy tych słowach. Był zirytowany. Dobrze. W końcu. Prawdziwa satysfakcja. Punkt drugi. – Wiesz. Męskie ciacho. Mężczyźni, których się pożąda, mężczyźni, których chcesz polizać i wziąć gryza. Cóż, ja, nie ty – Nie ma mowy, żeby pozwoliła mu myśleć, że usychała z tęsknoty za nim przez te wszystkie lata. Że leżała przebudzona, pragnąc go desperacko. Nie ważne, jak prawdziwe to było. Te oczy zmrużyły się bardziej, rzęsy się połączyły, zasłaniając jasny błękit jego tęczówek. - Nie jesteś Lordem. Nie jak ja. Nie powinnaś się nazywać Scarlet Lord. - Nazywasz się Gideon Lord? – zapytała. Nie wiedziała tego. - Nie – Tak. - Cóż, więc nigdy nie nazwę się Scarlet Lord – Nie podąży znów z nim tą drogą. Nie przyzna przed jego światem i niebiosami, że należy do niego. Jeśli będzie dzieliła cokolwiek z tym mężczyzną, będzie to czubek jej sztyletu. Prosto w jego czarne, zapominające, porzucające serce. Obnażył perłowo białe zęby w przerażającym skrzywieniu. - Nie ostrzegam cię, żebyś była ostrożna. Zirytowany nie jestem niebezpieczny. - Hej, powstrzymaj mnie, jeśli już to słyszałeś. Ale… czekaj… Pieprz się. Z jakiegoś powodu, gniew go opuścił, usta zadrżały w pozorze uśmiechu. - Bez ducha. Nie widzę, dlaczego mógłbym cię wybrać. Nie. Mięknij. - Nie chcę wiedzieć, po kim się nazwałaś – Wyprostowała się, odsuwając od framugi, choć jego ręce pozostały skrzyżowane na piersi. – Proszę ni mów mi. Proszę.

Mroczne kłamstwo – rozdział 2 Translate by Mikka ~ 24 ~ Zwykłe pytanie, ze śladem rozbawienia, ale był ostry błysk w jego oczach, jakby zamierzał zamknąć dystans między nimi, w razie konieczności i wytrząść z niej odpowiedź. Jeśli jej dotknie, jeśli te silne palce zamkną się na jej ramionach… Nie, nie, nie. Nie mogła na to pozwolić. Wzruszyła ramionami jakby ta informacja nie miała znaczenia. - Cóż, nazywałam się Scarlet Pattinson przez kilka tygodni. Widziałeś Roberta Pattinsona? Najgorętszy. Mężczyzna. I nie, nie dbam o to, że czyni mnie to pumą. Śpiewa anielskim głosem. Bogowie, uwielbiam kiedy mężczyzna śpiewa dla mnie. Ty nigdy tego nie robiłeś, bo twój głos jest straszny – Zadrżała z niesmakiem. – Przysięgam, brzmisz jak demon przesuwający szponami po ścianie siarki. Jego palce tak dziko wbiły się w bicepsy, że już powstawały pod nimi siniaki. - A teraz nie powiesz mi, po kim nazywałaś się wcześniej. Odpuścił sobie „proszę”. Wspaniale. Znów go miała. Ale jak daleko mogła go pchnąć tym razem? Jak dużo zniesie jego męska duma zanim ruszy ku niej? Zanim nią potrząśnie? I nie po odpowiedzi, ale po przeprosiny. Kiedyś znała odpowiedź na te pytania. Nigdy nie dotknąłby jej w gniewie. Ale nie był już tym czułym mężczyzną, w którym się zakochała. Mężczyzną, który pokazał jej pierwszy posmak dobroci. Nie mógł być. Ona i inni więźniowie słyszeli historie o Lordach Świata Podziemnego i ich czynach. O niewinnych, których zabili, miastach, które zniszczyli. Poza tym, wiedziała co jej własny demon zrobił jej po sparowaniu. Ciemność, przerażenie, absolutna utrata kontroli. Została pochłonięta, już nie istota ludzka. I to trwało stulecia, jak jej powiedziano, bo miała dziury w pamięci, czas wydawał się mijać w przeciągu dni. I nie była już tą samą osobą. - Byłam Pitt przez chwilę – powiedziała. – Potem Gosling. Jackman. Reynolds. Zawsze wracam do Reynolds. To moje ulubione. Te blond włosy, muskulatura… - Zadrżała. – Zobaczmy, kto jeszcze? Och, byłam Bana, Pine, Efron i DiCaprio. DiCaprio to kolejny ulubiony. I kolejny blondyn. Może mam coś do blondynów. Miała nadzieję, że połknął haczyk. Gideon miał czarne włosy pod tym całym błękitem. - Och i nie preferuję dziewczyn – kontynuowała. – Ale Jessica Biel mogłaby sprawić, że zmienię zdanie. Widziałeś jej usta? Więc tak, byłam Scarlet Biel.

Mroczne kłamstwo – rozdział 2 Translate by Mikka ~ 25 ~ Gideon znów zacisnął szczękę. I jeśli się nie myliła gniew powrócił z pełną siłą, wypalając ostatnie ślady rozbawienia. - Bardzo niewiele ciach – zauważył. Wyglądało na to, że mogła go pchnąć całkiem daleko. Jak mogła myśleć, że jest ledwie rozgniewany? Tłumioną wściekłość słyszała w jego głosie… jak też głębokie tony podniecenia. Dźwięk, który kiedyś znała dobrze i nie sądziła, że jeszcze kiedyś go usłyszy. Nie uśmiechaj się. - Co mogę powiedzieć, lubię różnorodność. Może kiedyś podejmę się zadania poderwania każdego z nich. Z jego nozdrzy praktycznie buchał dym. Tak, wściekłość. Wyprostował się, zrobił krok naprzód, zatrzymał i wrócił do wejścia. - Nie skończyliśmy na razie z tym tematem – parsknął. Obrócił się, żeby odejść. - Czekaj – Nie była gotowa by zakończyć tę wymianę zdań. Jeszcze nie. – Co z tobą? – zapytała, zwracając na siebie uwagę. Ostrożnie. – Jakieś dziewczyny, o których powinnam wiedzieć? Albo lepiej, kolejna żona? Jeśli tak, powinni cię zamknąć za bigamię – Jest. Nie ma mowy, żeby mógł odgadnąć jej desperację. Jej pochłaniającą potrzebę odpowiedzi. Powoli się obrócił. - Tak – powiedział przez zaciśnięte zęby, słowu ledwie udało się wydostać. To znaczyło nie. – Mam dziewczynę i poślubiłem kogoś innego. Scarlet wypuściła wstrzymany oddech, którego wcześniej nie spostrzegła. Gideon był samotny. Może i był męską dziwką dobierającą się do każdej dostępnej dupy, ale ciągle był nieżonaty. Zaczęła się trząść. Nie z ulgi, była pewna, ale z rozczarowania, że nie zamorduje tuż przed nim, kogoś, kogo kocha. Więc… skończyliśmy. Teraz miała informację, której chciała, powinna mu zwiać. Spuściła nogi z łóżka i wstała. Bez nokautowania go i ucieczki. Idiotka. - Idę wziąć prysznic, a ty przyniesiesz mi jedzenie. Nawet nie myśl o dyskusji, albo przysięgam, że napełnię twoje kolejne sny pająkami – Przynajmniej tak sądziła. Z jakiegoś powodu, Koszmary nie lubił go dręczyć. Musiała błagać, żeby demon wziął się za niego za pierwszym razem i głupia bestia i tak cały czas