grzeczka

  • Dokumenty382
  • Odsłony165 348
  • Obserwuję156
  • Rozmiar dokumentów598.7 MB
  • Ilość pobrań88 903

(3) Mimo naszych kłamstw - Tarryn Fisher

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.3 MB
Rozszerzenie:pdf

(3) Mimo naszych kłamstw - Tarryn Fisher.pdf

grzeczka Książki Tarryn Fisher
Użytkownik grzeczka wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 42 osób, 27 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 209 stron)

1 Thief Tarryn Fisher Tłumaczenie w całości należy do autora książki, jako jego prawa autorskie. Tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym, służącym do promocji autora. Tłumaczenie nie służy do otrzymania korzyści materialnych. Proszę o nie udostępnianie tłumaczenia.

2 Spis treści Rozdział pierwszy str. 3 Rozdział dwudziesty szósty str. 140 Rozdział drugi str. 9 Rozdział dwudziesty siódmy str. 145 Rozdział trzeci str. 15 Rozdział dwudziesty ósmy str. 153 Rozdział czwarty str. 20 Rozdział dwudziesty dziewiąty str. 156 Rozdział piąty str. 25 Rozdział trzydziesty str. 158 Rozdział szósty str. 28 Rozdział trzydziesty pierwszy str. 162 Rozdział siódmy str. 34 Rozdział trzydziesty drugi str. 167 Rozdział ósmy str. 41 Rozdział trzydziesty trzeci str. 175 Rozdział dziewiąty str. 49 Rozdział trzydziesty czwarty str. 180 Rozdział dziesiąty str. 56 Rozdział trzydziesty piąty str. 184 Rozdział jedenasty str. 60 Rozdział trzydziesty szósty str. 187 Rozdział dwunasty str. 68 Rozdział trzydziesty siódmy str. 193 Rozdział trzynasty str. 75 Rozdział trzydziesty ósmy str. 198 Rozdział czternasty str. 80 Rozdział trzydziesty dziewiąty str. 204 Rozdział piętnasty str. 83 Epilog str. 207 Rozdział szesnasty str. 87 Rozdział siedemnasty str. 91 Rozdział osiemnasty str. 94 Rozdział dziewiętnasty str. 105 Rozdział dwudziesty str. 108 Rozdział dwudziesty pierwszy str. 115 Rozdział dwudziesty drugi str. 120 Rozdział dwudziesty trzeci str. 126 Rozdział dwudziesty czwarty str. 131 Rozdział dwudziesty piąty str. 136

3 Rozdział pierwszy Teraźniejszość Olivia. Straciłem ją trzy razy. Pierwszy raz z powodu niecierpliwości. Drugi raz z powodu kłamstwa tak gęstego, że nie mogliśmy przez nie przejść i trzecim razem – tym razem – straciłem ją z powodu Noah. Noah. Był dobrym facetem. Sprawdziłem go. Obszernie. Ale mógłby być następcą tronu Anglii i nadal nie byłby dla niej wystarczająco dobry. Olivia jest dziełem sztuki. Trzeba wiedzieć jak ją zinterpretować, jak zobaczyć piękno pod twardymi liniami jej osobowości. Kiedy myślę, że on ma ją na takie sposoby, na jakie ja nie mogę, chcę bić go po twarzy, dopóki nic z niej nie zostanie. Ona jest moja. Zawsze była i zawsze będzie. Przez ostatnie dziesięć lat biegamy w przeciwnych kierunkach i zderzamy się przy każdym zakręcie. Czasami dlatego, że siebie szukamy, innymi razy to przeznaczenie. Ona ma rodzaj miłości, która może splamić twoją duszę, sprawić, że będziesz błagał, aby nie mieć tej duszy, tylko po to, żeby uciec spod czaru, który na ciebie rzuciła. W kółko próbowałem się od niej uwolnić, ale to bezcelowe. W żyłach mam jej więcej niż krwi. Widzę ją teraz; jest w telewizji. Całe siedemdziesiąt dwa cale ekranu jest wypełnione Olivią: czarnymi włosami, ambiwalentnymi oczami, ciemnoczerwonymi paznokciami stuk, stuk, stukającymi o stół stojący przed nią. Informacyjny kanał szósty relacjonuje historię. Dobson Scott Orchard, znany gwałciciel, który porwał osiem dziewczyn w ciągu dwunastu lat, jest na rozprawie… i Olivia go broni. Przewraca mi się w żołądku. Dlaczego wzięłaby sprawę tego człowieka jest poza moim pojęciem rozumienia jej. Być może jej pogarda do siebie skłania ją do obrony bezwartościowych kryminalistów. Raz broniła moją żonę i wygrała sprawę, która mogłaby wsadzić ją za kratki na dwadzieścia lat. Teraz siedzi spokojnie obok swojego klienta, czasami nachylając się, żeby powiedzieć mu coś do ucha, jak czekają na wejście ławy przysięgłych z werdyktem. Piję moją drugą szkocką. Nie wiem czy denerwuję się za nią czy o nią. Przesuwam wzrok na jej dłonie – zawsze można dowiedzieć się, co czuje Olivia po jej rękach. Przestały stukać i są zaciśnięte w pięści, jej małe nadgarstki opierają się o brzeg stolika jakby były tam skute łańcuchem. Mam dobry widok na jej obrączkę. Nalewam sobie kolejną szklankę szkockiej, wypijam ją i odrzucam butelkę na bok. Ekran przechodzi na pokój medialny, gdzie dziennikarz mówi o tym, że ława przysięgłych obraduje od sześciu godzin – co to oznacza dla werdyktu. Niespodziewanie podskakuje w miejscu, jakby ktoś poraził go prądem. Ława przysięgłych weszła na salę sądową, gdzie za kilka minut sąd ogłosi werdykt. Przejdźmy tam teraz.

4 Pochylam się, opierając łokcie o kolana. Moje nogi podskakują – nerwowy nawyk – i chciałbym napić się jeszcze szkockiej. Cała sala sądowa jest na nogach. Dobson góruje nad Olivią, która wygląda obok niego jak maleńka porcelanowa laleczka. Ma na sobie niebieską jedwabną bluzkę – mój ulubiony odcień. Jej włosy są spięte do tyłu, ale fale wymykają się wsuwkom i opadają wokół jej twarzy. Jest taka piękna; opuszczam głowę, żeby uniknąć wspomnień. I tak przychodzą. Jej włosy dominują w każdym z nich, nieokiełznane i długie. Widzę je na mojej poduszce, widzę je w moich rękach, widzę je w basenie, gdzie pocałowałem ją po raz pierwszy. To pierwsza rzecz, jaką się w niej dostrzega: maleńka dziewczyna otoczona masą falowanych, ciemnych włosów. Gdy zerwaliśmy, ścięła je. Prawie nie rozpoznałem jej w sklepie muzycznym, gdzie na siebie wpadliśmy. Moje zszokowanie tym jak się zmieniła sprzyjało mojemu kłamstwu. Chciałem poznać Olivię, która ścięła swoje włosy i przedzierała się przez pokój używając tylko kłamstw. Kłamstwa, pragnienie kłamstw kobiety brzmi obłąkanie. Ale Olivia kocha cię kłamstwami. Kłamie o tym, co czuje, jak bardzo ją boli, jak bardzo cię pragnie, kiedy mówi ci, że tak nie jest. Kłamie, żeby ochronić ciebie i ją samą. Przyglądam się jak niecierpliwie zakłada za ucho pasemko włosów. Dla niewprawnego oka jest to normalny kobiecy gest, ale widzę, w jaki sposób porusza nadgarstkiem. Jest wzburzona. Uśmiecham się. Jednak uśmiech znika z mojej twarzy jak tylko sąd odczytuje Niewinny z powodu niepoczytalności. Na Boga – zrobiła to. Przesuwam palcami po włosach. Nie wiem czy chcę nią potrząsnąć, czy jej pogratulować. Ona opada na siedzenie, nosząc zszokowanie w brwiach. Wszyscy się ściskają, klepią ją po plecach. Uwalnia się jeszcze więcej jej włosów, gdy przyjmuje gratulacje. Dobson zostanie wysłany do instytutu dla chorych umysłowo, a nie do więzienia federalnego. Chcę zobaczyć czy go uściska, ale utrzymuje swój dystans, oferując mu tylko spięty uśmiech. Kamera kieruje się na twarz prokuratora; wygląda na wściekłego. Wszyscy wyglądają na wściekłych. Ona robi sobie wrogów – to jej specjalność. Chcę ją ochronić, ale ona nie jest moja. Mam nadzieję, że Noah jest gotowy na to zadanie. Biorę moje klucze i idę pobiegać. Powietrze jest gęste od wilgoci; pulsuje wokół mnie, odwracając moją uwagę od myśli. Mokry jak tylko opuszczam mieszkanie, skręcam w lewo i kieruję się na plażę. To są godziny szczytu dla ruchu drogowego. Przechodzę między zderzakami, ignorując podążające za mną wzburzone spojrzenia. Mercedesy, BMW, Audi – ludziom w mojej dzielnicy nie brakuje pieniędzy. Dobrze jest pobiegać. Moje mieszkanie znajduje się milę dalej od plaży. Żeby tam się dostać trzeba przekroczyć dwa kanały wodne. Zerkam na jachty, omijając parę wózków spacerowych i myślę o mojej łodzi. Trochę minęło odkąd nad nią pracowałem. Może tego potrzebowałem, dnia z łodzią. Gdy docieram do wody skręcam mocno w lewo i biegnę wzdłuż brzegu. Tutaj radzę sobie z moim gniewem.

5 Biegnę dopóki już nie mogę. Potem siadam na piasku, oddychając ciężko. Muszę się ogarnąć. Jeżeli dalej będę brodzić w tym kanale uczuć, to mogę nigdy z niego nie wyjść. Wyciągając z kieszeni telefon wybieram numer domowy. Moja matka odbiera zadyszana, jakby była na jej orbitreku. Przechodzimy przez subtelności. Bez względu na sytuację, bez względu na to jak rozpaczliwy mógłby być mój głos, moja matka uprzejmie zapyta jak się mam i poda mi krótką aktualizację o jej różach. Czekam, aż skończy, a potem mówię bardziej zduszonym głosem niż zamierzałem. – Zamierzam przyjąć pracę w Londynie. Zanim odpowiada następuje chwila zszokowanego milczenia. Jej głos jest nazbyt szczęśliwy. – Caleb, to właściwa rzecz. Dzięki Bogu, że znowu pojawiła się propozycja. Odrzuciłeś ją ostatnim razem dla tamtej dziewczyny – jaki błąd to… Przerywam jej, mówiąc, że zadzwonię do niej jutro po rozmowie z biurem w Londynie. Ostatni raz patrzę na ocean przed powrotem do domu. Jutro lecę do Londynu. Ale nie poleciałem. Budzę się przez walenie. Najpierw myślę, że to remont w moim budynku. 760 reorganizują ich kuchnię. Chowam głowę pod poduszką. Ani trochę nie tłumi dźwięku. Przeklinając, odrzucam ją na bok. Walenie rozbrzmiewa bliżej domu. Przewracam się na plecy i słucham. Pokój przekrzywia się na swojej osi. Za dużo szkockiej – znowu. Walenie dochodzi z moich drzwi wejściowych. Zsuwam nogi z łóżka i zakładam parę szarych spodni od pidżamy, które znajduję na podłodze. Przechodzę przez salon, odsuwając na bok buty i kawałki ubrań, które nazbierały się od tygodni. Otwieram drzwi i wszystko zamiera. Oddech… bicie serca… myśli. Żadne z nas nic nie mówi, kiedy przyglądamy się sobie. Potem przepycha się obok mnie i zaczyna chodzić po moim salonie, jakby pojawienie się tutaj było najbardziej naturalną rzeczą na świecie. Nadal stoję przy otwartych drzwiach, przyglądając się jej ze skonsternowaniem, gdy zwraca na mnie baterie jej oczu. Minutę zajmuje mi odezwanie się, zdanie sobie sprawy, że to naprawdę się działo. Słyszę jak ktoś używa wiertarki w mieszkaniu na górze. Dostrzegam ptaka przecinającego niebo, tuż przy moim oknie, ale mówię sobie, że moje zmysły okłamują mnie, co do niej. Nie może tutaj być po tych wszystkich latach. - Co ty tutaj robisz, Księżno? Przyglądam się jej; pochłaniam ją. Wygląda maniakalnie, jej włosy splecione w warkocza spływają po jej plecach, ale niektóre ich pasemka okalają jej twarz. Jej oczy obramowane są proszkiem antymonowym, pełne emocji. Nigdy nie widziałem u niej takiego makijażu. Rozkłada szeroko ramiona; to jest gniewny gest. Przygotowuję się na sznurek wykrzykników, który zazwyczaj nadchodzi z jej złością.

6 - Co? Już się nie myjesz? Nie tego oczekiwałem. Zamykam nogą drzwi i przejeżdżam ręką po karku. Nie goliłem się od trzech dni i mam na sobie tylko spodnie od pidżamy. Mój dom wygląda jak pokój w akademiku. Podchodzę ostrożnie do kanapy, jakby to nie był mój własny salon i siadam niewygodnie. Obserwuję jej chód. Nagle się zatrzymuje. – Puściłam go na wolność. Dałam mu wrócić na ulicę. On jest pieprzonym psycholem! – Uderza pięścią w otwartą dłoń przy ostatnim zdaniu. Jej stopa dotyka pustej butelki szkockiej, która toczy się po drewnianej podłodze. Oboje podążamy za nią spojrzeniem, dopóki nie znika pod stołem. - Co się z tobą dzieje, do cholery? – pyta, rozglądając się. Odchylam się i splatam ręce na karku. Śledzę jej wzrok, który ogarnia katastrofę, którą jest moje mieszkanie. - Powinnaś była o tym pomyśleć zanim wzięłaś tę sprawę. Wygląda na gotową, żeby mnie uderzyć. Przenosi wzrok na moje włosy, zjeżdża na moją brodę, zatrzymuje się chwilę na moim torsie i wraca do mojej twarzy. Niespodziewanie wygląda jakby otrzeźwiała. Dostrzegam to w jej oczach, świadomość, że tutaj przyszła, a nie powinna. Oboje wykonujemy ruch w tym samym czasie. Ona rzuca się do drzwi; ja blokuję jej drogę. Utrzymuje swój dystans, przygryzając zębami dolną wargę, pomalowane oczy wyglądają na mniej pewne. - Twój ruch – mówię. Widzę drgnięcie jej gardła, kiedy przełyka swoje myśli, przełyka nasze dziesięć lat. - W porządku… w porządku! – mówi w końcu. Obchodzi kanapę i siada na leżance. Zaczęliśmy naszą zwykłą grę w kota i myszkę. Pasuje mi to. Siadam na dwuosobowej kanapie i patrzę na nią oczekująco. Używa kciuka do obracania jej obrączki. Gdy zauważa, że patrzę – przestaje. Prawie się śmieję, kiedy podnosi nogę na leżankę i kładzie się jakby tutaj należała. - Masz colę? Wstaję i przynoszę jej butelkę z lodówki. Nie piję coli, ale zawsze mam ją w lodówce. Może jest dla niej. Sam nie wiem. Odkręca nakrętkę, przyciskając butelkę do ust i wypija ją duszkiem. Uwielbia palenie.

7 Gdy kończy, ociera usta tyłem dłoni i patrzy na mnie jakbym był wężem. Ona jest wężem. - Powinniśmy spróbować być przyjaciółmi? Rozkładam ręce i przechylam głowę, jakbym nie wiedział o czym mówi. Wiem. Nie możemy trzymać się od siebie z daleka, więc jaka jest alternatywa? Dostaje czkawki od coli. - Wiesz, nigdy nie spotkałam kogoś, kto potrafi powiedzieć tyle co ty bez wypowiedzenia choć jednego słowa – mówi gniewnie. Uśmiecham się szeroko. Zazwyczaj gdy pozwalałem jej mówić i jej nie przerywałem, to mówiła mi więcej niż zamierzała. - Nienawidzę się. Równie dobrze mogłabym być tą osobą, która wypuściła na wolność Casey’a pieprzonego Anthony’ego. - Gdzie jest Noah? - W Niemczech. Unoszę brwi. – Nie było go w kraju na werdykt? - Zamknij się. Nie wiedzieliśmy jak długo zajmą im obrady. - Powinnaś świętować. – Odchylam się i kładę ramiona na oparciu kanapy. Zaczyna płakać ze stoicką miną, łzy wypływają z niej jak z odkręconego kranu. Zostaję tam, gdzie jestem. Chcę ją pocieszyć, ale kiedy jej dotknę, to trudno będzie przestać. - Pamiętasz ten moment w college’u, kiedy zaczęłaś płakać, bo myślałaś, że oblejesz tamten test, a profesor myślał, że masz atak? Wybucha śmiechem. Odprężam się. - Wykonałaś swoją robotę, Księżno – mówię cicho. – Dobrze ją wykonałaś. Kiwa głową i podnosi się. Nasz czas dobiegł końca. - Caleb… ja… Kręcę głową. Nie chcę, żeby przepraszała za przyjście ani nie mówiła, że to już nigdy więcej się nie stanie. Odprowadzam ją do drzwi.

8 - Czy powinnam powiedzieć, że jest mi przykro za to, co stało się z Leah? – Spogląda na mnie spod rzęs. Jej łzy zrobiły grudki z jej tuszu do rzęs. Na innej kobiecie wyglądałoby to niechlujnie, na Olivii wygląda to jak seks. - Nie uwierzyłbym ci, gdybyś to zrobiła. Uśmiecha się; zaczyna się to w jej oczach i powoli rozprzestrzenia się na jej wargach. - Przyjdź do nas na kolację. Noah zawsze chciał cię poznać. – Musi widzieć na mojej twarzy sceptycyzm, bo się śmieje. – On jest świetny. Naprawdę. Przyprowadź randkę? Przesuwam ręką po twarzy, kręcąc głową. – Kolacja z twoim mężem nie jest na mojej liście rzeczy do zrobienia przed śmiercią. - Nie było na niej także bronienie twojej byłej żony w procesie. Krzywię się. – Au. - Do zobaczenia w następny wtorek o dziewiętnastej? – Puszcza mi oko i praktycznie wybiega z mojego mieszkania. Nie zgadzam się, ale ona wie, że tam będę. Cholera. Mam przechlapane.

9 Rozdział drugi Teraźniejszość Dzwonię do mojej randki. Jak zwykle ma opóźnienie. Widuję ją dwa razy w tygodniu od trzech ostatnich miesięcy. Zaskoczeniem było jak bardzo lubię jej towarzystwo, zwłaszcza po tym co wydarzyło się z Leah. Czułem, że na jakiś czas mam dosyć kobiet, ale chyba jestem nałogowcem. Zgadzamy się spotkać u Olivii, zamiast jechać razem. Wysyłam jej adres Olivii, podczas gdy golę brodę do koziej bródki. Ubieram się w stylu Jamesa Deana, zakładając niebieskie dżinsy oraz białą koszulę. Wciąż mam bladą linię w miejscu, gdzie była obrączka. Przez pierwszy miesiąc po rozwodzie ciągle sięgałem do obrączki, mając moment paniki za każdym razem, kiedy widziałem pusty palec i myśląc, że ją zgubiłem. Prawda zawsze mnie dusiła, jak usta pełne waty. Straciłem moje małżeństwo, nie obrączkę i to była moja wina. Wieczność stała się pięcioma latami, dopóki śmierć nas nie rozłączy stało się nieprzejednanymi różnicami. Wciąż za tym tęsknię lub może za samą ideą. Moja matka zawsze mówiła, że zostałem urodzony do bycia ożenionym. Pocieram puste miejsce, czekając na windę w jej budynku. Ona wciąż mieszka w tym samym apartamencie. Przyszedłem tutaj raz podczas rozprawy Leah. Jest jakieś trzy razy większe od mojego z oknami od podłogi do sufitu, które wyglądają na ocean. Lubi się popisywać. Olivia nawet nie lubi oceanu. Najbliższe jej zbliżenie z oceanem, jakie widziałem, było jak wsadziła do niego duży palec stopy. Mieszka na najwyższym piętrze. Ściskam butelkę wina, kiedy winda brzęczy i drzwi się otwierają. Tylko ona mieszka na tym piętrze. Pochłaniam wyposażenie korytarza: parę męskich tenisówek – jego, roślinkę – jego, tabliczkę na drzwiach, która mówi Idź sobie! – jej. Przyglądam się jej ostrożnie. Będę musiał zachowywać się jak najlepiej – żadnego flirtowania, żadnego dotykania, żadnego rozbierania jej wzrokiem. Będę musiał po prostu skupić się na mojej randce, a to nie powinno być problemem. Uśmiecham się do siebie, wyczekując reakcji Olivii. Drzwi otwierają się zanim sięgam w ogóle do dzwonka. Mężczyzna staje na progu. Patrzymy na siebie przez dobre dziesięć sekund i mam krótki moment niezręczności. Czy ona zapomniała mu powiedzieć, że przychodzę? Potem przeciąga dłonią przez lekko wilgotne włosy i na jego twarzy pojawia się uśmiech. - Caleb – mówi. Haon.

10 Lustruję go wzrokiem. Jest parę centymetrów niższy ode mnie, ale jest bardziej krępy – dobrze zbudowany. Ciemne włosy, krótko przystrzyżone – przy skroniach widnieje szarość. Ocieniam go na trzydzieści pięć lat, choć wiem od prywatnego detektywa, którego zatrudniłem, że ma trzydzieści dziewięć. Jest Żydem, jeśli jego wygląd by mi tego nie powiedział, to na pewno zrobiłaby to Gwiazda Dawida na jego szyi. Jest przystojnym facetem. - Noah. – Wyciąga do mnie rękę. Uśmiecham się, ściskając ją. Ironia, że obie nasze ręce dotykały jego żony dodaje mi trochę złośliwości. - Wysłała mnie tutaj po nie – mówi, podnosząc tenisówki. – Nie mów jej, że je widziałeś. Jest Nazistką, jeśli chodzi o bałagan. Śmieję się z faktu, iż jej Żydowski mąż nazywa ją Nazistką i wchodzę za nim do środka. Mrugam na widok hallu. Jest inne od ostatniego razu, kiedy tutaj byłem. Wymieniła wszystkie zimne białe oraz czarne kolory na ciepłe. Wygląda tu jak w domu – drewniana podłoga, dywaniki, ozdóbki. Przeszywa mnie zazdrość, ale spycham ją na bok, kiedy ona wychodzi z kuchni, ściągając fartuszek. Odrzuca go na bok i przytula mnie. Przez ułamek sekundy wydaje się to właściwe, jej podejście do mnie z takim zdecydowaniem. Potem jej ciało sztywnieje, zamiast odprężyć się przy moim. Nie mogę powstrzymać uczucia zablokowania. Muszę utemperować uśmiech, który zawsze rozszerza się mocno i szybko, kiedy ona jest w pobliżu. Noah nas obserwuje, więc podaję jej wino. - Cześć, Ks… Olivia. Nie byłem pewien co jest na kolację, wiec przyniosłem czerwone. - Malbec – mówi, uśmiechając się do Noah. – Twoje ulubione. – Widzę prawdziwe uczucie w jej oczach, gdy na niego patrzy. Zastanawiam się czy ja tak patrzyłem na Leah i jak Olivia znosiła to przez wszystkie te miesiące rozprawy. - Mamy jagnięcinę – mówi. – Więc jest idealne. Rozbrzmiewa dzwonek drzwi. Od razu czuję się weselszy. Olivia odwraca do mnie głowę i patrzy mi w oczy, starając się zgadnąć, co kombinuję. Pozwalam wolnemu uśmiechowi pojawić się na mojej twarzy. W końcu dostanę swoją odpowiedź. Albo czuje to co ja, albo nie. Noah cofa się kilka kroków, żeby otworzyć, a my zostajemy, nie zrywając kontaktu wzrokowego. Jej ciało jest zamarznięte, napięte, oczekujące tego, co nastąpi. Słyszę za sobą głos mojej randki. Oczy Olivii patrzą za mnie, tam gdzie Noah chwilowo zasłania jej widok mojej randki, po czym odsuwa się na bok i widzę to, na co czekałem. Olivia zszokowana, Olivia rozbrojona, Olivia rozgniewana. Kolor odpływa z jej twarzy i unosi rękę do obojczyka, by złapać za naszyjnik – prosty diament na łańcuszku. Noah podchodzi do mnie, a ja odwracam się, by uśmiechnąć się Jessici. Jessici Alexander.

11 - Jess, pamiętasz Olivię – mówię. Potakuje i szczerze uśmiecha się promiennie do kruczoczarnej nikczemnicy, która wybiła ją z mojego życia, jakby była kręglem. – Witaj, nieznajoma – mówi. Rzuca się naprzód i obejmuje Olivię w zaskakującym uścisku. – Kopę lat. Jessica Alexander znalazła mnie na Facebooku. Napisała do mnie, mówiąc, że znowu jest w okolicach Miami i chce się spotkać na drinka. Byłem pijany, kiedy przeczytałem wiadomość i odpowiedziałem moim numerem. Spotkaliśmy się następnego dnia w Bar Louie. Wyglądała tak samo: długie włosy, długie nogi, krótka spódniczka. Wciąż pasował mi mój studencki gust, tak jak jej osobowość – która zadziwiająco była jeszcze słodsza niż pamiętałem. Potrzebowałem miłej, długiej dozy słodkości po ostatnich dwóch żmijach, które kochałem. Żadne z nas nie wspominało dziecka, ale powiedziałem jej o Estelli. Dowiedziałem się, że nie miała pojęcia, iż Olivia brała udział w naszym rozstaniu. Potem widzieliśmy się ze sobą regularnie. Jeszcze nie dzieliliśmy łóżka. Obserwuję twarz Olivii ponad ramieniem Jess. Zawsze miała wprawę w samokontroli. A wtedy robi najbardziej przeklętą rzecz. Śmieje się i odwzajemnia uścisk Jess, jakby były starymi przyjaciółkami. Jestem w takim szoku, że niemal cofam się do tyłu. Noah przygląda się temu wszystkiemu ze średnim zainteresowaniem. Wszyscy jesteśmy dla niego tylko postaciami, bez wątpienia. - Wchodź, wchodź. – Wprowadza ją do salonu i rzuca mi triumfalne spojrzenie. Zdaję sobie sprawę, że nie jest lepszą osobą, tylko lepszą aktorką. Właśnie. Wciąż może być zabawa. Jess idzie pomóc Olivii w kuchni, co pozostawia Noah i mnie z talerzem Brie i krakersami. Przez dziesięć minut przeprowadzamy gadkę szmatkę. Najlepszym tematem dla mężczyzn jest sport – Marlins, Heat, Dolphins… rozgrywający, startujący, miotacze – sprawy, które już mnie cholernie nie obchodzą. - Czujesz się niekomfortowo? Patrzę na niego z zaskoczeniem. On wie. Cholera. Ale szczerość przynajmniej mnie odpręża. - Ty byś się nie czuł? – Przyjmuję whisky, którą mi podaje. Jeden słód, czarna etykietka – przyzwoita. Siada naprzeciw mnie i uśmiecha się szeroko. – Pewnie. Nie przeszkadzam mu, więc jak wiele on tak naprawdę wie? Chyba że… chyba że czuje się tak bezpieczny w ich związku, iż czuje, że nie ma czym się martwić. Opieram się i przyglądam się tej sytuacji z nowej perspektywy. Najwyraźniej on nie jest typem zazdrośnika.

12 - Jeżeli ty nie masz z tym problemu, to ja też nie – mówię. Zarzuca kostkę na kolano i odchyla się na krześle. – Sprawdziłeś mnie? - Przegląd historii w trzech innych krajach. – Biorę łyka i obracam na języku smak. Noah kiwa głową, jakby się tego spodziewał. – Znalazłeś coś, co ci się nie podoba? Wzruszam ramionami. – Poślubiłeś moją pierwszą miłość, już mi się nie podobasz. Unosi jeden kącik ust w porozumiewawczym uśmiechu i powoli potakuje. - Zależy ci na niej, Caleb. To mi nie przeszkadza. Ty i ja nie będziemy mieć problemu, dopóki będziesz trzymał ręce z daleka od mojej żony. Wchodzą dziewczyny. Wstajemy. Olivia wyczuła, że nastąpiła wymiana zdań. Jej wiecznie chłodne oczy przesuwają się pomiędzy naszą dwójką. Wybierz mnie. Jej spojrzenie ląduje na Noah. Ich intymność doprowadza mnie do zazdrości. Do wściekłości. Zaciskam zęby, dopóki nie zauważa tego Olivia. Przestaję jak tylko jej wzrok przesuwa się po mojej szczęce, ale jest za późno. Zobaczyła, co czuję. Unosi się jedna idealna brew. Boże. Nienawidzę, kiedy to robi. Chcę dać jej klapsa. Jagnie jest przegotowane, a szparagi papkowate. Jestem pod wielkim wrażeniem, że jej złośliwe małe rączki teraz gotują; czyszczę mój talerz i biorę dokładkę. Ona wypija trzy kieliszki wina tak swobodnie, iż zastanawiam się czy stało się to jej nawykiem, czy może ta kolacja ją stresuje. Rozmawiamy o jej klientach i doprowadza wszystkich do śmiechu. Noah jest wyraźnie nią zauroczony. Obserwuje wszystko co robi z lekkim uśmiechem na ustach. Przypomina mi to samego siebie. Ona zadaje Jessice pytania o to, co robiła ze swoim życiem. Krępuje mnie to. Uważam, żeby nie rozmawiać tylko z nią, żeby nie patrzeć na nią za długo, żeby nie odwracać wzroku, kiedy odwraca się do Noah, ponieważ przeszkadza mi to. Trudno jest nie przyglądać się ich dynamice. Ona autentycznie go lubi. Zauważam, że jej osobowość jest łagodniejsza, kiedy on jest w pobliżu. Nie przeklęła ani razu odkąd przeszedłem przez ich drzwi – co jest najdłuższym czasem w historii Olivii, gdy jej usta były czyste. Jej usta.

13 Noah ma jedną z tych rzadkich osobowości, która ma uspokajający efekt w potencjalnie kiepskiej sytuacji. Nie mogę powstrzymać tego, że lubię tego faceta, chociaż ma moją dziewczynę. Ma również jaja, żeby mi grozić. Gdy żegnamy się w hallu, Olivia nie patrzy mi w oczy. Wygląda na wyczerpaną, jakby ten wieczór dał jej emocjonalnie we znaki. Stoi blisko Noah i widzę jak sięga po jego dłoń. Chcę wiedzieć, co ona czuje. Chcę być tym, który ją pocieszy. Jess idzie ze mną do domu i spędza tam noc. Moja matka zostawiła cztery wiadomości pytające o moją przeprowadzkę do Londynu. Budzę się na zapach bekonu. Słyszę dzwonienie ganków i wodę lecącą w umywalce. Wchodzę goły do kuchni. Jess robi śniadanie. Pochylam się nad blatem i przyglądam się jej. Byłem w małżeństwie z kobietą przez pięć lat i nie sądzę, żebym kiedykolwiek widział jak rozbiła jajko. Ma na sobie jedną z moich bluzek. Jej włosy spięte są w niechlujnym kucyku. To bardzo seksowne. Patrzę na jej nogi; nie mają końca. Jestem facetem lubiącym nogi. Scena w Pretty Woman, gdzie Vivian mówi Richardowi dokładny wymiar jej nóg jest jedną z najlepszych scen w tym filmie. Wiele może zostać wybaczone, jeżeli kobieta ma świetne nogi. Nogi Jessici są niebywałe. Siadam, kiedy podaje mi kubek kawy i uśmiecha się nieśmiało, jakbyśmy nigdy wcześniej tego nie robili. Naprawdę ją lubię. Kiedyś ją kochałem; łatwo byłoby zakochać się znowu w tej kobiecie. Jest piękna – piękniejsza od Leah, piękniejsza od Olivii. Czy ktokolwiek może być piękniejszy od Olivii? - Nie chciałam cię budzić – odzywa się. – Więc zajęłam się karmieniem ciebie. - Karmieniem mnie – powtarzam. Podoba mi się to. - Lubię robić dla ciebie rzeczy. – Uśmiecha się z fałszywą skromnością. – Tęskniłam za tobą, Caleb. Mrugam kilka razy. Co by się stało, gdyby powiedziała mi o ciąży, zamiast pójść na aborcję? Mielibyśmy dziesięciolatka. Przyciągam ją do siebie i całuję. Ona nigdy nie walczy, nigdy nie zachowuje się, jakby mnie nie pragnęła. Zabieram ją na kanapę i pozwalamy grzankom się spalić.

14 Później siedzę w kawiarni przy ulicy, popijając espresso. Jess musiała iść do pracy. Pika mój telefon, sygnalizując wiadomość. O: Więc? Uśmiecham się do siebie i dokańczam espresso zanim odpisuję. Więc, co? Długo nie ma odpowiedzi. Myśli o tym jak wyciągnąć ze mnie informacje bez dawania pozoru, że ją to obchodzi. O: Nie baw się w gierki! Pamiętam ostatni raz, jak mnie o to prosiłaś. Chyba byliśmy w pomarańczowym zagajniku. O: Pieprz się. Co myślisz o Noah? Miły. Co myślisz o Jess? O: Ta sama głupia zdzira. Parskam śmiechem. Inni klienci kawiarni odwracają się, żeby zobaczyć z czego się śmieję. Zbieram moje rzeczy do wyjścia. Ona zawsze przechodziła od razu do rzeczy. Jestem prawie przy samochodzie, kiedy mój telefon znowu pika. O: Nie zakochuj się w niej. Wpatruję się w wiadomość przez długi czas. Jedną minutę – trzy. Czego ona ode mnie chce? Nie odpowiadam. Czuję się, jakby mnie uderzyła. I to tyle. Nie odzywa się do mnie przez kolejny rok.

15 Rozdział trzeci Przeszłość Pierwszy raz kiedy ją zobaczyłem – mój Boże – było tak, jakbym nigdy w życiu nie widział innej kobiety. Mój wzrok przyciągnął sposób jej chodu. Poruszała się jak woda: płynnie, zdecydowanie. Wszystko inne stawało się niewyraźną plamą i widziałem tylko ją. Jedyną stałość w kolorze. Uśmiechnąłem się, kiedy stanęła pod tym groteskowym, powykręcanym drzewem i posłała mu najbardziej nieprzyjemne spojrzenie, jakie kiedykolwiek widziałem. Nigdy wcześniej nawet nie zauważyłem tego drzewa, choć było jedną z tych rzeczy, którą gdy zobaczysz, to zastanawiasz się mogłeś ją przegapić. Jeden z moich znajomych walnął mnie w ramię, by przyciągnąć moją uwagę. Gadaliśmy o koszykówce. Trener zawiesił połowę zespołu za palenie trawki i teraz musieliśmy grać ostatnich parę meczów bez naszych najlepszych zawodników. Ale rozmowa zakończyła się w chwili, kiedy ją zobaczyłem. Podążyli za moim wzrokiem, posłali sobie znaczące spojrzenia. Miałem małą reputację związaną z kobietami. Nadal rzucali uwagami, kiedy zatrzymałem się pod drzewem. Jej plecy były zwrócone do mnie. Miała typ włosów, w które chciało się zapleść dłoń – ciemne i zmierzwione, ciągnące się aż do jej małej talii. Moimi pierwszymi słowami do niej powinny być: Wyjdziesz za mnie? Zamiast tego zapytałem: - Czemu jesteś zła na drzewo? Odwróciła się do mnie tak szybko, że się cofnąłem. Postawiła mnie na mojej osi, chwiejnego i niepewnego. Wszystkie te uczucia były mi raczej obce. Reszta naszej wymiany zdań pokryła bliznami moje ego. - Tylko pytanie, Słońce, nie atakuj. – Jasna cholera, była wroga. - Mogę ci w czymś pomóc? – spytała gniewnie. - Interesowałem się dowiedzeniem, dlaczego te drzewo sprawiło, że się nachmurzyłaś. – To było kiepskie, ale co diabła innego miałem powiedzieć? Albo miała bardzo zły dzień, albo zawsze taka była, a tak czy inaczej byłem zmuszony stać w cieniu i z nią rozmawiać. Nagle wyglądała na zmęczoną. - Próbujesz ze mną flirtować? Cholera. Zmieniło się to w jedno z najdziwniejszych spotkań z kobietą, jakie kiedykolwiek miałem. Więc powiedziałem jej moje imię. - Przepraszam, co? - Moje imię… – Zaoferowałem jej dłoń. Po prostu chciałem jej dotknąć. Była lodowato chłodna. Tak jakby jej osobowość wysączała się spod jej skóry. Zabrała swoją małą rękę o wiele zbyt szybko.

16 - Tak, próbowałem z tobą flirtować, dopóki mnie nie odstrzeliłaś. – Nie sądzę, że w całym moim życiu kiedykolwiek ściskałem ręce z dziewczyną, której pragnąłem. To było niezręczne. Dla niej też. Zmarszczyła czoło i rozglądnęła się po parkingu, jakby chciała, by ktoś przyszedł ją uratować. - Posłuchaj, bardzo bym chciała tutaj postać i podnieść twojego ego pogawędeczką, ale muszę iść. Pogawędeczką. Właśnie wymyśliła słowo i wykorzystała je, żeby mnie obrazić. Boże. Kim do diabła była ta kobieta? A jeśli mógłbym sprawić, by przestała być tak wroga, to jakby smakowała? Już zaczęła się oddalać. Musiałem coś zrobić albo powiedzieć, co sprawiłoby przynajmniej, że mnie zapamięta. Więc postanowiłem też ją obrazić. - Gdybyś urodziła się jako zwierzę – byłabyś lamą – zawołałem za nią. To była prawda. Bardzo lubiłem lamy. Były powściągliwe i zawsze patrzyły złowrogo. Kiedy się je wkurzyło, to cię opluwały. Widziałem jak raz zdarzyło się to mojemu bratu w zoo dla dzieci. Wtedy stały się moimi ulubionymi zwierzętami. Ale ona o tym nie wiedziała. Wiedziała tylko, że porównywałem ją do zwierzaka. A to ją wkurzyło. - Do zobaczenia – powiedziałem, po czym się obróciłem. I tak będzie. Zamierzałem gonić tę chłodną, zgryźliwą kobietę. Będę gonił ją przez całą drogę do jej pieprzonego mroźnego pałacu i go roztopię, jeśli będę musiał. Byłem przyzwyczajony do tego, że kobiety mnie pragnęły; ona nie chciała mieć ze mną nic wspólnego – nie chciała nawet powiedzieć mi swojego imienia. Kiedy patrzyłem jak odchodzi, wiedziałem dwie rzeczy: pragnąłem jej i będzie z tym wiele pracy. Nikt nie wiedział, kim ona była. Byłem tym niesamowicie zdezorientowany. Ta dziewczyna była tak wysoko ponad wszystkim, iż myślałem, że każdy facet na kampusie odpowie na mój opis – długie ciemne włosy, wściekłe oczy, talia wystarczająco mała, by można opleść wokół niej ręce. Musiałem wykorzystać swoje kontakty w biurze rekrutacji z dziewczyną, z którą chodziłem w liceum, a która nadal miała do mnie słabość. - Caleb, nie wolno mi tego robić – powiedziała, pochylając się nad blatem. Zignorowałem jej próbę zmuszenia mnie do spojrzenia w jej dekolt. - Tylko ten jeden raz, Rey. – Tylko to wystarczyło. - Dobra, budynek? Widziałem, jak wchodziła do Conners. - W Conners jest ponad pięćset dziewczyn. Musisz się bardziej określić. - Na drugim roku. Napisała coś na swojej klawiaturze. – Świetnie, teraz mam dwieście.

17 Szukałem w mózgu czegoś jeszcze. Niebieskie dżinsy, biała bluzka, czarny lakier paznokci. Mogłem zgadnąć jej kierunek. - Spróbuj prawo lub filozofię – powiedziałem. Miała taką wojowniczą osobowość, w której specjalizowali się prawnicy. Ale wpatrywała się w drzewo, głęboko zamyślona… Rey rozejrzała się, po czym szybko obróciła monitor w moją stronę. Przejrzałem kolumnę fotografii. Na jednej stronie było ich z trzydzieści. Przesuwała stronę, a ja szukałem. - Pospiesz się, Casanovo. Mogę za to mieć kłopoty, wiesz. - Jej tutaj nie ma – powiedziałem po paru sekundach. Starałem się wyglądać nonszalancko. – No cóż, chyba nie mam tym razem szczęścia. W każdym razie, dzięki. Rey otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale pomachałem jej szybko i wybiegłem. Było tam jej zdjęcie, trzecie od góry. Nie chciałem postawić jej na radarze Rey – miała zły nawyk rozpuszczania plotek o dziewczynach, które mi się podobały. Olivia Kaspen. Aivilo. Co za idealne imię dla idealnej snobki. Uśmiechałem się przez całą drogę powrotną do akademika. Szukałem jej wszędzie. Nie chodziła na siłownię. Nigdy nie była w kawiarni ani na żadnych naszych meczach. Wróciłem do miejsca, gdzie po raz pierwszy ją widziałem i chodziłem przed jej akademikiem. Nic. Albo była pustelniczką albo wyobraziłem sobie całą sytuację. Olivia Kaspen. Skrzyżowanie Królewny Śnieżki i Złej Królewny. Musiałem ją znaleźć. Tydzień później się nie uśmiechałem. Dostrzegłem ją na trybunach na jednym z naszych ostatnich meczów sezonu. Doszliśmy do meczu decydującego i prowadziliśmy o dziesięć punktów. W chwili kiedy ją zobaczyłem, moja uwaga została rozproszona. Wciąż spoglądałem na trybuny, gdzie siedziała, trzymając w dłoniach styropianowy kubek. Jedna rzecz była pewna – ona na mnie nie patrzyła. Nie wiem, co kazało mi sądzić, iż mogę zaimponować jej moją grą, ale próbowałem. Drużyna gości odrobiła dziesięć punktów. Był remis. Stałem na linii do rzutu wolnego i do dzisiejszego dnia nie wiem, co mnie opętało, żeby zrobić tę scenę, która kosztowała nas mecz. Podbiegłem do trenera. Normalnie takie coś wywaliłoby mnie z drużyny, ale zdarzyło mi się być wysoce respektowaną osobą na kampusie i pomagało to, że był przyjacielem rodziny. - Nie mogę się skupić. Muszę się czymś zająć – powiedziałem mu. - Caleb, musisz sobie robić teraz jaja. - Trenerze – powiedziałem cicho. – Proszę dać mi dwie minuty. Zmrużył oczy i spojrzał na mnie ponad okularami. – Chodzi o tę dziewczynę?

18 Moja krew zamieniła się w lód. Mój trener był wnikliwym facetem, ale… - Tę, która jest zaginiona? – dokończył. Gapiłem się na niego beznamiętnie. O Laurę? Chodziliśmy ze sobą, ale nic nie było poważnego. Zastanawiałem się czy moi rodzice coś mu o tym powiedzieli. Moja matka przyjaźniła się z jej matką. Była podekscytowana, kiedy zaczęliśmy się umawiać, ale Laura była tylko wyglądem, zero osobowości. Niemal od razu zerwaliśmy. Nim mógłbym go poprawić, powiedział. – Idź. Pospiesz się. Poprosił o czas i zwołał zespół w grupkę. Przebiegłem po dwa schodki na raz. Im bardziej się zbliżałem, tym bledsza ona się stawała, a bez tego była dość blada. Gdy kucnąłem obok niej, jej oczy były szeroko otwarte i wyglądała na gotową do ucieczki. - Olivia – powiedziałem. – Olivia Kaspen. Przez chwilę wyglądała na wstrząśniętą. Szybko się opanowała. Przebiegła oczami po mojej twarzy, po czym nachyliła się do mnie, mówiąc. – Brawo, odkryłeś moje imię. – Potem cichszym tonem. - Co ty, do diabła, robisz? - Jesteś całkowitą zagadką na kampusie – powiedziałem, przesuwając wzrokiem po linii jej ust. Nigdy w życiu nie widziałem tak zmysłowych warg. Dlaczego tak długo zajęło mi odnalezienie tych ust? - Zamierzasz teraz przejść do rzeczy czy wstrzymujesz grę, żeby przechwalać się swoimi umiejętnościami detektywistycznymi? O mój Boże. Jak mogłem się na to nie roześmiać? Chciałem jej wtedy powiedzieć, że kiedyś będzie moją żoną, ale byłem całkiem pewien, że spoliczkowałaby mnie. Postanowiłem włączyć mój urok. Zadziałałby z każdą inną dziewczyną. Ale cholera, jeśli znowu mnie odrzuci. - Jeśli uda mi się ten rzut, umówisz się ze mną? Wywróciła jedynie oczami. Jej śliczna twarz pokazywała absolutne zdegustowanie. Potem ukradła mój tekst i nazwała mnie pawiem. - Zajęło ci cały tydzień wymyślenie tego, prawda? – spytałem, uśmiechając się ironicznie. Wtedy byłem pewien, że udawała trudną do zdobycia. - Pewnie – odparła, wzruszając ramionami. - Zatem można przyznać, że myślałaś o mnie przez cały tydzień?

19 Kiedy byłem dzieckiem, ciągle oglądałem Looney Tunes. Dym zawsze wydobywał się z nosa postaci, która była rozgniewana. Zazwyczaj unosiło to ich od razu z ziemi. Wyraz twarzy Olivii był tym dymem wydobywającym się z jej nosa. - Nie… i… nie, nie umówię się z tobą. – Nawet już na mnie nie patrzyła. Chciałem złapać ją za brodę i nakierować na mnie jej twarz. - Czemu nie? – Początkowo chciałem powiedzieć: Czemu, do diabła, nie? - Bo ja jestem lamą, a ty ptakiem i MY do siebie nie pasujemy. - Dobra – westchnąłem. – Więc czego to będzie wymagało? – Zachowywałem się jak nie ja. Błagałem dziewczynę, żeby poszła ze mną na randkę. To było popieprzone. - Nie traf. Patrzyłem w jej zimne niebieskie oczy i wiedziałem, że właśnie spotkałem taką dziewczynę, o której pisało się książki. Nie było nikogo takiego, jak ona. - Nie traf – powtórzyła – a umówię się z tobą. Nic więcej nie powiedziałem. Byłem zszokowany. Wróciłem na boisko, mój umysł był tak wypchany sprzecznymi myślami, iż myślałem, że umrę od eksplozji mózgu zanim zdołam oddać rzut. Nie zamierzałem tego zrobić. To było szalone. Ona była szalona. Pieprzyć. Te. Gówno. Lecz kiedy stałem na linii do rzutu wolnego z piłką w ręku, miałem parę sekund głębokiego zamyślenia. Byłem zły. Powinienem był zrobić to, co przychodzi naturalnie, czyli wygrać mecz, ale wciąż widziałem jej twarz. To jak patrzyła na mnie znad czubka jej nosa i powiedziała „Nie traf”. W jej oczach było coś, czego nie potrafiłem zapomnieć. Prosiła, żebym zrobił niemożliwe. Postawiła poprzeczkę wysoko i oczekiwała, że poniosę porażkę. Uniosłem piłkę, obejmując ją dłońmi, jakby była ona przedłużeniem mojego ciała. Jak wiele godzin spędzałem w tygodniu, grając w koszykówkę? Dwadzieścia… trzydzieści? Rzucenie do kosza było dla mnie niczym – mógłbym zrobić to z zamkniętymi oczami. Ale coś w wyrazie jej twarzy zawiązało niewidzialny sznurek wokół mojego nadgarstka, sprawiając, że ściskałem piłkę mocniej niż normalnie. Widziałem smutne zwycięstwo na jej twarzy, tak jakby pogodziła się z tym, że wszyscy mężczyźni są rozczarowaniem. Myliła się, jeśli myślała, iż może przewidzieć to, co zrobię. Jeżeli jej chciałem… Chciałem jej. Nie trafiłem. Byłem stracony.

20 Rozdział czwarty Przeszłość Nie trafiłem. Ludzie patrzyli na mnie, jakbym zestrzelił całą salę gimnastyczną pełną ludzi zamiast rzucić piłkę w powietrze. Moja matka zawsze się ze mną drażniła, że nie brałem niczego na poważnie. To był żart w mojej rodzinie – mój brak poświęcenia czemukolwiek. Byłem dobry w większości tego, co robiłem, ale niczego z tego nie uwielbiałem. Ani koszykówki ani finansów, ani żeglowania, ani pieniędzy, które tak łatwo przychodziły mojej rodzinie. Przez to wszystko czułem się pusty. Moi przyjaciele – ci, z którymi dorastałem – spędzali czas i pieniądze na bilety na mecze baseballu, piłki nożnej i koszykówki. Mógłbym chodzić na przeklęte mecze i się nimi cieszyć, ale na koniec dnia czułem się po prostu pusty. Zacząłem czytać książki o filozofii. Nawet wziąłem kilka zajęć na drugim roku. Podobało mi się. Filozofia dawała mi coś, w co mogłem wierzyć. Ale Olivia Kaspen weszła do mojego życia i po raz pierwszy byłem czemuś poświęcony. Jej filozofii. Jej emocjonalnej masce. Brałem ją na poważnie. Całe jej 160-centymetrowe ciało. Była pyskata, protekcjonalna i nigdy się nie uśmiechała, ale podobała mi się. Chciałem jej coś dać. Więc nie trafiłem. - Czy to prawda? Podniosłem wzrok znad mojego talerza naleśników. Desiree, jedna z cheerleaderek, zajęła miejsce naprzeciwko mnie. Miała makijaż z poprzedniej nocy i koszulkę sportową mojego kumpla Kiela. Dlaczego dziewczyny chciały nosić koszulki sportowe faceta? Eerised. - Czy co jest prawdą? - Nie trafiłeś przez dziewczynę? - Gdzie to usłyszałaś? – Odsunąłem talerz i upiłem łyk mojej herbaty. - Wszyscy o tym mówią. – Uśmiechnęła się do mnie ironicznie i oderwała kawałek mojego naleśnika, wsuwając go pomiędzy zęby. Spojrzałem na nią spod przymrużonych powiek. Miałem trudność z udawaniem czarującego, kiedy pociły mi się dłonie. – Mówią, że przez kogo to zrobiłem? – Jeżeli ludzie dowiedzą się, że to przez Olivię nie trafiłem, sprawy staną się dla niej mocno niekomfortowe. Desiree zlizała syrop z palców. – Och, są plotki. Kto wie, czy są prawdą? Wiesz, jacy potrafią być ludzie. Wzruszyłem ramionami, próbując być nonszalancki, ale moje barki były napięte.

21 - No dalej, Des. Zacisnęła usta i pochyliła się do przodu. – Studentka prawa. Nikt tak naprawdę nie wie, kim jest. Niektórzy ludzie mówią, że widzieli jak rozmawiałeś z nią zanim nie trafiłeś. - Może po prostu nie czułem gry – powiedziałem, odstawiając kubek i wstając. Desiree uśmiechnęła się do mnie. – Może. Ale nigdy wcześniej tak nie było. Jeśli mnie zapytać, to trochę romantyczne. - Romantyczne? – powtórzyłem. - Tak. Ona musi być całkiem gorąca. Schyliłem się, opierając dłonie o stolik, a Desiree i ja byliśmy na równym poziomie wzrokowym. - Czy to naprawdę brzmi jak coś, co bym zrobił, Des? Patrzyła na mnie przez długą minutę zanim potrząsnęła głową. - Właściwie to nie. - No to masz swoją odpowiedź. Odszedłem, wycierając spocone dłonie o spodnie. Jak wiele ludzie rozmawiało z Olivią? To było głupie… bezmyślne, ale z drugiej strony nigdy nie spodziewałbym się jej wyzwania. Jeśli wszystko poszłoby po mojej myśli, to zgodziłaby się na randkę za trafienie. Wszyscy wyszliby jako zwycięzcy, czyli ja wyszedłbym jako zwycięzca. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, kiedy zbiegałem po schodach przed stołówką. Nieważne. Dziewczyny rzadko mnie zaskakiwały. Nie trafiłbym pięćset razy, żeby mieć z nią randkę. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułem. Olivia parzyła. Kiedy wchodziła do pomieszczenia, wyczuwało się jej ogień. Spływał z niej w falach. Była gniewna, namiętna i nieustraszona. Parzyła na tyle mocno, żeby trzymać wszystkich z daleka. To była dobra sztuczka, tyle że ja igrałem z ogniem. Bang, bang, zestrzeliła mnie. - Nie sądzę, byśmy do siebie pasowali.

22 Bała się mnie. Wiedziałem to w momencie, kiedy spojrzeliśmy sobie w oczy tamtego pierwszego dnia pod drzewem. Mogła nie znać własnego typu, ale ja go znałem. Niemal się roześmiałem. Wypowiedziała te słowa w swoim sztywnym, rzeczowym tonie, jej oczy kierowały się wszędzie tylko nie na moją twarz. Tydzień wcześniej byliśmy na naszej pierwszej randce. Prawie ją do niej zmusiłem, wysyłając jej tę samą piłkę koszykową, którą wykorzystałem do wystarania się o randkę, do jej pokoju akademickiego razem z kartką, by spotkała się ze mną w bibliotece. Biblioteka poszła dobrze. Miała na sobie tę czarną koronkową bluzkę z długim rękawem, która była tak obcisła, iż widziałem każdą jej krągłość, nie wspominając o skórze koloru kości słoniowej, która wyzierała poprzez wszystkie dziurki w koronce. Chciałem ją pocałować, tam między regałami. Przycisnąłbym ją do działu Dickensa, gdybym nie sądził, że ją to wystraszy. Niechętnie zgodziła się na randkę. Zabrałem ją do Jaxsona, mojej ulubionej lodziarni. Na początku wieczora była powściągliwa, ale potem się otworzyła i opowiedziała mi o swojej przeszłości. Myślałem, że wszystko poszło świetnie. Dopóki nie… Nie sądzę, byśmy do siebie pasowali. - Ja tak tego nie czuję – powiedziałem. Nasza chemia była widoczna. Albo była w zaprzeczeniu, albo łgała. Założyłbym się o wszystko, że było to te drugie. Zamrugała na mnie – szybkie, małe mrugnięcia, jak skrzydła ptaszka. - Um, cóż, przykro mi. Chyba jesteśmy na dwóch innych długościach fali. – Przeciągnęła słowo długościach fali, jakby nie była pewna czy to odpowiednie słowa. Tak naprawdę to byliśmy na tych samych długościach fali – ja pragnąłem jej, ona pragnęła mnie, ale nie zamierzałem tego wytykać. Olivia jeszcze nie wiedziała, że mnie pragnęła. - Nie, nie o to mi chodziło. Wiem, że lubisz mnie tak bardzo, jak ja lubię ciebie. Ale to twój wybór, a ja jestem dżentelmenem. Chcesz żebym dał spokój – dobra. Do widzenia, Olivia. Nim mógłbym ją chwycić, nim mógłbym wbić w nią rozum, odszedłem. Nie odchodź! Walcz z nią! Tak właśnie myślałem. Ale nie chciałem ganiać za kimś, kto mnie nie chciał… albo nie wiedział, że mnie chce. Wróciłem do mojego pokoju akademickiego i wypiłem ciepłe piwo. Odrzucony po raz pierwszy, nie było to ładne. Właściwie to było to całkiem popieprzone. Albo tak przynajmniej wtedy myślałem. Zrobiłem wszystko, o co mnie prosiła. Moi koledzy z drużyny ledwo co ze mną gadali, trener mnie zawiesił, a moje serce bolało. Bolało. Czemu czułem coś takiego przez kogoś, kogo dopiero poznałem?

23 Upiłem piwa, wyciągnąłem podręcznik do statystyk i gapiłem się na stronę przez pół godziny, nic tak naprawdę nie widząc. Nie, to nieprawda. Widziałem Olivię Kaspen. Widziałem ją wszędzie. Udawałem, że tak nie było. Udawałem, że była po prostu kolejną dziewczyną, nie dziewczyną, której pragnąłem. Moi przyjaciele myśleli, że straciłem rozum. Pragnąłem jej dlatego, że nie mogłem jej mieć – taka była zgodna opinia. Może to była prawda. Klepali mnie po plecach i pokazywali przypadkowe dziewczyny na kampusie, które mogłyby się ze mną przespać. Nazywali to terapią seksualną. Próbowałem tego raz czy dwa, ale to było nieskuteczne. Byłem zawieszony, odrzucony i spity przez dziewczynę, którą pocałowałem tylko raz. Kiedy ktoś wspomniał, że prawdopodobnie była lesbijką, rzuciłem się na ten pomysł. Potem, parę miesięcy po tym jak powiedziała mi, że do siebie nie pasujemy, zaczęła spotykać się z największą grupą palantów, jakich kiedykolwiek widziałem. Nienawidziłem ich. Więc ruszyłem dalej. Ona nie była taka, za jaką ją brałem. Wtedy poznałem Jessicę. Pierwsze co do mnie powiedziała to. – Cholera, nie wiem czy chce cię polizać czy za ciebie wyjść. Odpowiedziałem. – Co powiesz na oba? – I to było to. Byliśmy razem. Jessica Alexander była seksowna, miła i słodka – dokładnie mój typ. Była również mądra, ale nigdy nie stwierdziłoby się tego po tym jak ciągle paplała o mało ważnych rzeczach, przykładowo ciuchach i filmach. Lubiłem z nią przebywać. Lubiłem uprawiać z nią seks. Zabrała ciągłe uwieranie, które czułem. Olivia stopniowo przesunęła się na tył mojego umysłu. Po jakimś czasie mogłem o tym żartować. Z perspektywy czasu wydawało się zabawne, iż miałem obsesję na punkcie dziewczyny, której prawie nie znałem. Potem w chwili, gdy wszystko szło po mojej myśli, dowiedziałem się, że Jessica była w ciąży i zrobiła aborcję za moimi plecami. To nie ona mi powiedziała. Właśnie to mnie zabiło. Podjęła decyzję beze mnie. To było moje dziecko – moje. Chciałem tego dziecka. Wziąłbym te dziecko nawet, gdyby nie chciała go Jessica. Walnąłem w drzewo, skręciłem nadgarstek i przeszedłem w randkowy sen zimowy. Po rozwodzie moich rodziców, matka chciała przeprowadzić się do Ameryki. Urodziła się w Michigan. Jej ojciec – mój dziadek – poznał moją babcię w Cambridge, gdzie studiował za granicą. Gdy się pobrali, na jakiś czas przeprowadzili się do Stanów i urodziła się moja mama. Ale kiedy babcia zatęskniła za domem, dziadek sprzedał ich ziemię i dom, po czym przeprowadził się dla niej do Anglii. Moi rodzice żyli w tej samej strefie towarzyskiej i zdarzyło im się zdarzyć. Sprzeciwiła się „Samom, Alfredom i Charlesom” i dała mojemu bratu oraz mnie amerykańskie imiona. Gdy przyłapała go na trzeciej zdradzie, zapakowała nas i przenieśliśmy się do Ameryki. Przyjąłem to ciężej od mojego brata. Przez jakiś czas winiłem matkę, dopóki nie poleciałem do Anglii na czwarty ślub taty. Kiedy zobaczyłem jak przysięga po raz czwarty, dotarło to do mnie. Nie byłem nawet pewien jak na imię miała ta żona. Elizabeth? Victoria? Chyba była to Królowa Anglii. Ale wiedziałem, że nie wierzyłem w

24 rozwód. Nie mogło się składać przysięg, a potem ich łamać. Jeśli ożenię się z kobietą, to zostanę w małżeństwie. Nie będę traktował małżeństwa jak najem. Nigdy. Chciałem poślubić Jessicę. To znaczy, nie kupiłem jej pierścionka, ale widziałem jak dopasowuje się do mojego świata. Moja matka ją lubiła; Jessica mnie kochała. To było takie proste. Ale kiedy dowiedziałem się, że dokonała aborcji i nie zechciało jej się nawet powiedzieć mi, że jest w ciąży, straciłem to. Chciałem przynajmniej mieć coś do powiedzenia w sprawie mojego dziecka. Potem wróciła Olivia. Wróciła, tańcząc niczym syrena. Dokładnie wiedziałem, co robiła w wieczór, kiedy przyszła do domu mojego bractwa i kiwała na mnie palcem z parkietu. Gdyby ona do mnie nie przyszła, to ja poszedłbym do niej. Zapomnij, o wszystkim co wiesz - powiedziałem sobie. To do niej należysz. Nie wiem skąd to wiedziałem. Może nasze dusze dotknęły się pod tamtym drzewem. Może postanowiłem ją pokochać. Może miłość nie była naszym wyborem. Lecz kiedy patrzyłem na tę kobietę, widziałem siebie całkiem inaczej. I nie było to w dobrym światle. Nic nie mogło trzymać mnie od niej z daleka. A to mogło doprowadzić osobę do zrobienia rzeczy, o które nigdy by się siebie nie podejrzewało. To co do niej czułem, cholernie mnie przerażało. To była trawiąca obsesja. Tak naprawdę ledwo co dotknąłem obsesji. Ona wciąż nadchodziła.

25 Rozdział piąty Teraźniejszość - Podaj masło, proszę. Cholera. Podaję jej masło, ale wcześniej oceniam obfitość tej prośby. Kiedy podajesz kobiecie masło, jesteś w czymś poważnym. Łapię jej opalone ramię, kiedy po nie sięga i całuję wnętrze jej nadgarstka. Pachnie jak czyste płótno. Uśmiecha się do mnie – zawsze się uśmiecha. Ma dołeczki; im bardziej się uśmiecha, tym głębsze robią się one. Jessica i ja nie mieszkamy ze sobą oficjalnie, ale przemieszczamy się pomiędzy naszymi mieszkaniami. Przeważnie jesteśmy tutaj, ale to dlatego, że lubię własne łóżko. Obserwuję jak smaruje masłem swoją grzankę, podczas gdy gra na swoim iPadzie. Dzieje się pomiędzy nami przyjemna rzecz. Wciąż czuję się w środku jak jałowe pustkowie, ale dzięki niej czuję się lepiej. - Podaj sól, proszę. – Testuję to. Patrzę jakie to uczucie. Podaje mi solniczkę, nie podnosząc wzroku i marszczę brwi. Wszyscy wiedzą, że nie podaje się soli bez pieprzu. Są parą. Nawet jeśli ktoś prosi tylko o jedno. Podaje się oba. Teraz będę musiał z nią zerwać. Żartuję. Przygotowujemy się do pracy i całujemy na dole windy. - Caleb – mówi, kiedy odchodzę. - Tak? - Kocham cię. Wow. Okej. - Jess – mówię. – Ja… - Nie musisz tego mówić – uśmiecha się. – Chcę po prostu, żebyś to wiedział. - W porządku – mówię powoli. – Do zobaczenia wieczorem, tak? Potakuje. Osiem miesięcy, jeden tydzień – tak długo minęła odkąd po raz pierwszy spędziła noc w moim mieszkaniu. Acissej – nie spływa to z mojego języka tak, jak niektóre. To co powiedziała wydaje się dziwne, ale nie mogę wskazać dlaczego. Może pora na zamieszkanie razem. Wsiadam do samochodu i włączam AC na maksymalnej głośności. Podoba jej się mój