Hades
Bethany Church jest aniołem.
Przysłano ją na ziemię, aby
powstrzymać siły ciemności. Choć
miłość do ziemskiego chłopca, Xaviera
Woodsa, nie była częścią planu, więź
pomiędzy nim a Beth jest niezwykle
silna. Lecz ani to uczucie, ani opieka
dwójki archaniołów, Gabriela i Ivy, nie
zdołają uchronić Beth przed
diabelskim podstępem, który
zawiedzie ją wprost do piekła.
Znany z poprzedniej części demon,
Jack Thorn, zażąda za jej uwolnienie
zapłaty, która nie tylko zniszczy samą
Bethany, lecz także kosztować może
życie jej bliskich.Opowieść, którą
Alexandra Adornetto rozpoczęła w
entuzjastycznie przyjętym Blasku,
powraca wśród wartkiej, pełnej
niespodziewanych zwrotów akcji.
Anioły zmuszone będą stawić czoła
demonom, a
potęga miłości wystawiona zostanie na
próbę.
Każdemu, kto poznał drogę do piekła i z
powrotem.
Wszyscy mają sie dobrze
Gdy w liceum imienia Bryce'a
Hamiltona rozległ się dzwonek kończący
ostatnią lekcję, oboje z Xavierem
pozbieraliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy
trawnikiem w kierunku wyjścia. Na
popołudnie zapowiedziano
przejaśnienia, lecz pomimo iż słońce
toczyło zaciętą walkę, niebo nadal miało
przygnębiającą, stalowoszarą barwę. Od
czasu do czasu tylko blade promyki
przebijały się przez chmury, tworząc na
ziemi tańczące plamki i grzejąc mnie
delikatnie w kark.
- Będziesz dziś u nas na obiedzie? —
zapytałam Xaviera, biorąc go pod rękę.
- Gabriel chce
wypróbować przepis na meksykańskie
naleśniki.
Xavier zerknął na mnie z ukosa i
roześmiał się.
- Co cię tak rozbawiło?
- Tak sobie tylko pomyślałem - odparł -
że na obrazach przedstawia się anioły
wyłącznie jako strażników tronu
niebieskiego, ewentualnie walczące z
demonami... Ciekawe, dlaczego nigdy
nie pokazuje się ich w kuchni,
przyrządzających meksykańskie
naleśniki.
- Dlatego że odpowiedni wizerunek to
podstawa — szturchnęłam go łokciem w
bok. - Więc
przyjdziesz czy nie?
- Nie mogę — westchnął Xavier. —
Obiecałem siostrze, że zostanę w domu i
pomogę przy dyniach.
- Ojej. Ciągle zapominam, że to już
prawie Halloween.
- Spróbuj wykazać trochę więcej
entuzjazmu - odparł Xavier. - Tu
wszyscy podchodzą do tego
bardzo poważnie.
Wiedziałam, że nie przesadza: progi i
ganki wszystkich domów ozdabiały już
przygotowane
specjalnie na tę okazję wydrążone dynie
powycinane w rozmaite wzory oraz
sztuczne gipsowe
nagrobki.
- Zdaję sobie z tego sprawę -
przyznałam. - Ale nic nie poradzę, że na
samą myśl o tym wszystkim dostaję
dreszczy. Jak przebieranie się za upiory
albo żywe trupy może sprawiać komuś
przyjemność? Przecież to postacie z
najgorszych koszmarów.
- Beth - Xavier zatrzymał się i położył
mi dłonie na ramionach. - To tylko
zabawa, nie przejmuj się tak!
Miał rację. Powinnam przestać się
zamartwiać. Minęło sześć miesięcy od
czasu przeprawy z Jakiem Thornem i
wszystko szło jak po maśle. Do Venus
Cove powrócił spokój, a ja czułam się z
tym
miejscem związana bardziej niż
kiedykolwiek. To maleńkie senne
miasteczko, wtulone w jeden z zakątków
malowniczego wybrzeża Georgii*, stało
się moim domem. Ozdobne balkony i
wymyślne
wystawy sklepowe nadawały głównej
ulicy wygląd jak ze starej pocztówki.
Właściwie wszystko, od kina po
staroświecki budynek sądu, emanowało
dystyngowanym urokiem Południa z
dawno
zapomnianych stuleci.
Przez miniony rok wpływ mojej rodziny
zrobił swoje i Venus Cove mogłoby
stanowić wzór do
naśladowania. Liczba ludzi
uczęszczających regularnie do kościoła
wzrosła trzykrotnie, misje dobroczynne
nie mogły wręcz się opędzić od
wolontariuszy, a przypadki łamania
prawa przytrafiały się tak rzadko, że
szeryf musiał wyszukiwać sobie
dodatkowe zajęcia dla zabicia czasu.
Jedyne konflikty, jakie się teraz zdarzały,
to drobne utarczki w rodzaju sprzeczek o
miejsce do parkowania.
Ale taka już jest ludzka natura. Nie da
się jej zmienić, zresztą nie po to
zostaliśmy tu przysłani.
* Stan w południowo-wschodniej
części USA.
Jednak tym, co sprawiało mi najwięcej
radości, był fakt, że staliśmy się sobie z
Xavierem jeszcze bliżsi. Zerknęłam na
niego spod rzęs. Był tak samo
oszałamiająco przystojny jak zawsze.
Krawat miał rozwiązany, a szkolną
marynarkę przerzuconą niedbale przez
ramię. Czułam przy swoim boku jego
silne, sprężyste ciało, gdy tak szliśmy
noga w nogę, idealnie zgranym krokiem.
W takich momentach nietrudno było o
wrażenie, że stanowimy jedność.
Od czasu burzliwego starcia z Jakiem w
zeszłym roku Xavier stał się jeszcze
częstszym gościem na siłowni i z jeszcze
większym zapałem trenował rozmaite
sporty. Wiedziałam, że robi to, by móc
skuteczniej mnie chronić, ale były i inne
plusy tej sytuacji. Jego klatka piersiowa
nabrała masy, na brzuchu pojawiły się
twarde, poprzeczne mięśnie. Nadal był
szczupły i niezwykle proporcjonalnie
zbudowany, ale przez cienki materiał
koszulki wyraźnie widziałam na jego
ramionach muskuły.
Popatrzyłam wyżej, na subtelne rysy
jego twarzy: prosty nos, wysokie kości
policzkowe, pełne usta.
W słońcu jego orzechowe włosy
połyskiwały złociście, a tęczówki
migdałowych oczu miały kolor płynnego
błękitu. Na palcu nosił teraz masywną
srebrną obrączkę - prezent ode mnie,
który dałam mu po tym, jak pomógł mi
dojść do siebie po ataku Jake'a.
Wygrawerowano na niej trzy symbole
wiary: pięcioramienną gwiazdę, która
reprezentowała tę świecącą niegdyś nad
Betlejem; trójlistną koniczynę na cześć
trzech osób Trójcy Świętej; a także
inicjały IHS, skrót od Ihesus, jak
zapisywano imię Chrystusa w czasach
średniowiecza. Zamówiłam dla siebie
identyczną. Lubiłam myśleć o nich jako
o symbolu naszego przywiązania. Ktoś
inny na jego miejscu, kto doświadczyłby
tego co on, mógłby całkowicie stracić
wiarę w naszego Ojca, ale Xavier był
silny duchem i umysłem. Głęboko
zaangażował się w nasz związek i
wiedziałam, że nic by go nie przekonało
do wycofania się z powziętego w
imieniu nas obojga postanowienia.
Dotarłszy do parkingu, natknęliśmy się
na grupkę kolegów Xaviera z jego
drużyny piłki wodnej, co skutecznie
przerwa-
ło moje rozmyślania. Niektórych z nich
znałam z imienia. W ucho wpadła mi
końcówka ich
rozmowy.
- Ale że Wilson się dorwał do Kay
Bentley - parsknął chłopak imieniem
Lawson. Miał podbite i opuchnięte oko,
zapewne z powodu jakiejś
weekendowej przygody. W grę
wchodziła
prawdopodobnie beczułka piwa,
powiązana z rozmyślną dewastacją
mienia.
- Grób se wykopał — wymamrotał ktoś
pod nosem. — Każdy wie, że ona ma
lepszy przebieg niż
stary chrysler mojego taty.
- Wisi mi to, dopóki nie dobierał się do
niej na moim łóżku. Musiałbym spalić
materac i pościel.
- Spoko, stary. Jestem prawie pewien, że
widziałem ich z tyłu, na trawniku.
- Byłem tak nawalony, że za cholerę nic
nie pamiętam -stwierdził Lawson.
- Za to ja pamiętam, że próbowałeś
startować do mnie -odezwał się swoim
śpiewnym akcentem
chłopiec o imieniu Wesley, po czym
skrzywił się z obrzydzeniem.
- Oj, daj se luzu... ciemno było. Mogłeś
trafić dużo gorzej.
- Wcale mnie to nie bawi - burknął
Wesley. - Ktoś wrzucił foty na
Facebooka. Co ja teraz powiem Jess?
-Wyznasz jej, że nie mogłeś się oprzeć
boskim mięśniom Lawsona. - Xavier
walnął go w plecy, przechodząc. — Te
wszystkie godziny spędzone przy
playstation doskonale mu zrobiły na
rzeźbę.
Roześmiałam się, podczas gdy Xavier
otwierał drzwiczki swego błękitnego
kabrioletu, chevroleta Bel Air.
Wsiadłam do środka i wyciągnęłam się
wygodnie na skórzanym siedzeniu,
wdychając jego znajomy zapach.
Pokochałam ten samochód niemal tak
mocno jak Xavier. Towarzyszy! nam od
zawsze, począwszy od pierwszej randki
w „Zakochanych", po konfrontację z
Jakiem na cmentarzu.
Mimo że nigdy nie przyznałabym się do
tego, od pewnego czasu zaczęłam
myśleć o tym aucie jak o żywej istocie.
Xavier przekręcił kluczyk w stacyjce i
silnik z rykiem obudził się do życia.
Wyglądało to tak, jakby byli idealnie
zgrani - jak gdyby doskonale się znali.
- To jak, wymyśliłaś już kostium dla
siebie?
- Na jaką okazję? - spytałam bezmyślnie.
Xavier pokręcił głową.
- Na Halloween. Skup się, dziewczyno!
- Jeszcze nie - przyznałam się. - Ale
pracuję nad tym. A ty?
- Co byś powiedziała na Batmana? -
zapytał, puszczając do mnie oko. -
Zawsze marzyłem o tym, żeby zostać
superbo-haterem.
- Akurat. Chodzi ci tylko o jego
samochód. Uśmiechnął się ze skruchą.
- A niech to! Za dobrze mnie znasz.
Gdy dojechaliśmy pod numer piętnasty
na Byron Street, przechylił się na
siedzeniu i pocałował
mnie, miękko i delikatnie. Świat
zewnętrzny zniknął gdzieś w oddali,
podczas gdy ja rozpływałam się w
ramionach Xaviera. Pod palcami miałam
jego gładką skórę, otulił mnie jego
czysty i świeży zapach, delikatny jak
powietrze przesycone wonią oceanu.
Unosiła się w nim też nutka czegoś
bardziej wyrazistego - jakby mieszanka
wanilii i drzewa sandałowego.
Trzymałam jedną z koszulek Xaviera,
skropioną jego wodą kolońską, pod
poduszką, aby móc każdej nocy
wyobrażać sobie, że to on sam jest przy
mnie. Zabawne, jak najbardziej nawet
śmieszne zachowania zaczynają się
wydawać całkiem naturalne, gdy tylko
jest się zakochanym. Zdawałam sobie
sprawę z tego, ze niektórych może
drażnić nasza zażyłość, ale nawet jeśli
tak było, to zbyt absorbowało nas
własne towarzystwo, byśmy się mieli
tym przejmować.
Wróciłam gwałtownie do
rzeczywistości, jak ktoś obudzony z
głębokiego snu, gdy Xavier wyjeżdżał
z zatoczki.
- Przyjadę po ciebie jutro rano -
zawołał, uśmiechając się zniewalająco.
- O tej porze co zawsze.
Stałam w naszym zarośniętym ogródku,
obserwując go, aż wreszcie jego
samochód zniknął w
zakręcie na końcu ulicy.
W dalszym ciągu uważałam Byrona za
swój własny kawałek nieba i
uwielbiałam do niego wracać.
Wszystko tu było takie kojąco znajome,
począwszy od skrzypiących schodków
prowadzących do
frontowych drzwi, aż do przestronnych,
wysokich pomieszczeń czekających
wewnątrz. Otaczały
mnie niczym bezpieczny kokon, chroniąc
przed zawirowaniami zewnętrznego
świata. Nie da się
ukryć, że mimo iż rozkoszowałam się
możliwością życia w ludzkim ciele,
czasami mnie ono
przerażało. Ziemia boryka się z różnymi
problemami -niektóre z nich są tak
ogromne i tak złożone, że nie sposób ich
w pełni pojąć. Od samego myślenia o
tym kręciło mi się w głowie. Czułam się
też przez to trochę bezradna. Lecz Ivy i
Gabriel wytłumaczyli mi, że powinnam
przestać tracić energię na sprawy, na
które nie mam wpływu, i skupić się na
naszej misji. Polecono nam spenetrować
inne miasteczka w pobliżu Venus Cove
Adornetto Alexandra
Blask 02
Hades Bethany Church jest aniołem. Przysłano ją na ziemię, aby powstrzymać siły ciemności. Choć miłość do ziemskiego chłopca, Xaviera Woodsa, nie była częścią planu, więź pomiędzy nim a Beth jest niezwykle silna. Lecz ani to uczucie, ani opieka dwójki archaniołów, Gabriela i Ivy, nie zdołają uchronić Beth przed diabelskim podstępem, który zawiedzie ją wprost do piekła. Znany z poprzedniej części demon, Jack Thorn, zażąda za jej uwolnienie
zapłaty, która nie tylko zniszczy samą Bethany, lecz także kosztować może życie jej bliskich.Opowieść, którą Alexandra Adornetto rozpoczęła w entuzjastycznie przyjętym Blasku, powraca wśród wartkiej, pełnej niespodziewanych zwrotów akcji. Anioły zmuszone będą stawić czoła demonom, a potęga miłości wystawiona zostanie na próbę. Każdemu, kto poznał drogę do piekła i z powrotem. Wszyscy mają sie dobrze
Gdy w liceum imienia Bryce'a Hamiltona rozległ się dzwonek kończący ostatnią lekcję, oboje z Xavierem pozbieraliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy trawnikiem w kierunku wyjścia. Na popołudnie zapowiedziano przejaśnienia, lecz pomimo iż słońce toczyło zaciętą walkę, niebo nadal miało przygnębiającą, stalowoszarą barwę. Od czasu do czasu tylko blade promyki przebijały się przez chmury, tworząc na ziemi tańczące plamki i grzejąc mnie delikatnie w kark. - Będziesz dziś u nas na obiedzie? — zapytałam Xaviera, biorąc go pod rękę. - Gabriel chce
wypróbować przepis na meksykańskie naleśniki. Xavier zerknął na mnie z ukosa i roześmiał się. - Co cię tak rozbawiło? - Tak sobie tylko pomyślałem - odparł - że na obrazach przedstawia się anioły wyłącznie jako strażników tronu niebieskiego, ewentualnie walczące z demonami... Ciekawe, dlaczego nigdy nie pokazuje się ich w kuchni, przyrządzających meksykańskie naleśniki. - Dlatego że odpowiedni wizerunek to podstawa — szturchnęłam go łokciem w
bok. - Więc przyjdziesz czy nie? - Nie mogę — westchnął Xavier. — Obiecałem siostrze, że zostanę w domu i pomogę przy dyniach. - Ojej. Ciągle zapominam, że to już prawie Halloween. - Spróbuj wykazać trochę więcej entuzjazmu - odparł Xavier. - Tu wszyscy podchodzą do tego bardzo poważnie. Wiedziałam, że nie przesadza: progi i ganki wszystkich domów ozdabiały już
przygotowane specjalnie na tę okazję wydrążone dynie powycinane w rozmaite wzory oraz sztuczne gipsowe nagrobki. - Zdaję sobie z tego sprawę - przyznałam. - Ale nic nie poradzę, że na samą myśl o tym wszystkim dostaję dreszczy. Jak przebieranie się za upiory albo żywe trupy może sprawiać komuś przyjemność? Przecież to postacie z najgorszych koszmarów. - Beth - Xavier zatrzymał się i położył mi dłonie na ramionach. - To tylko
zabawa, nie przejmuj się tak! Miał rację. Powinnam przestać się zamartwiać. Minęło sześć miesięcy od czasu przeprawy z Jakiem Thornem i wszystko szło jak po maśle. Do Venus Cove powrócił spokój, a ja czułam się z tym miejscem związana bardziej niż kiedykolwiek. To maleńkie senne miasteczko, wtulone w jeden z zakątków malowniczego wybrzeża Georgii*, stało się moim domem. Ozdobne balkony i wymyślne wystawy sklepowe nadawały głównej ulicy wygląd jak ze starej pocztówki. Właściwie wszystko, od kina po
staroświecki budynek sądu, emanowało dystyngowanym urokiem Południa z dawno zapomnianych stuleci. Przez miniony rok wpływ mojej rodziny zrobił swoje i Venus Cove mogłoby stanowić wzór do naśladowania. Liczba ludzi uczęszczających regularnie do kościoła wzrosła trzykrotnie, misje dobroczynne nie mogły wręcz się opędzić od wolontariuszy, a przypadki łamania prawa przytrafiały się tak rzadko, że szeryf musiał wyszukiwać sobie dodatkowe zajęcia dla zabicia czasu. Jedyne konflikty, jakie się teraz zdarzały,
to drobne utarczki w rodzaju sprzeczek o miejsce do parkowania. Ale taka już jest ludzka natura. Nie da się jej zmienić, zresztą nie po to zostaliśmy tu przysłani. * Stan w południowo-wschodniej części USA. Jednak tym, co sprawiało mi najwięcej radości, był fakt, że staliśmy się sobie z Xavierem jeszcze bliżsi. Zerknęłam na niego spod rzęs. Był tak samo oszałamiająco przystojny jak zawsze. Krawat miał rozwiązany, a szkolną marynarkę przerzuconą niedbale przez ramię. Czułam przy swoim boku jego silne, sprężyste ciało, gdy tak szliśmy
noga w nogę, idealnie zgranym krokiem. W takich momentach nietrudno było o wrażenie, że stanowimy jedność. Od czasu burzliwego starcia z Jakiem w zeszłym roku Xavier stał się jeszcze częstszym gościem na siłowni i z jeszcze większym zapałem trenował rozmaite sporty. Wiedziałam, że robi to, by móc skuteczniej mnie chronić, ale były i inne plusy tej sytuacji. Jego klatka piersiowa nabrała masy, na brzuchu pojawiły się twarde, poprzeczne mięśnie. Nadal był szczupły i niezwykle proporcjonalnie zbudowany, ale przez cienki materiał koszulki wyraźnie widziałam na jego ramionach muskuły.
Popatrzyłam wyżej, na subtelne rysy jego twarzy: prosty nos, wysokie kości policzkowe, pełne usta. W słońcu jego orzechowe włosy połyskiwały złociście, a tęczówki migdałowych oczu miały kolor płynnego błękitu. Na palcu nosił teraz masywną srebrną obrączkę - prezent ode mnie, który dałam mu po tym, jak pomógł mi dojść do siebie po ataku Jake'a. Wygrawerowano na niej trzy symbole wiary: pięcioramienną gwiazdę, która reprezentowała tę świecącą niegdyś nad Betlejem; trójlistną koniczynę na cześć trzech osób Trójcy Świętej; a także inicjały IHS, skrót od Ihesus, jak zapisywano imię Chrystusa w czasach
średniowiecza. Zamówiłam dla siebie identyczną. Lubiłam myśleć o nich jako o symbolu naszego przywiązania. Ktoś inny na jego miejscu, kto doświadczyłby tego co on, mógłby całkowicie stracić wiarę w naszego Ojca, ale Xavier był silny duchem i umysłem. Głęboko zaangażował się w nasz związek i wiedziałam, że nic by go nie przekonało do wycofania się z powziętego w imieniu nas obojga postanowienia. Dotarłszy do parkingu, natknęliśmy się na grupkę kolegów Xaviera z jego drużyny piłki wodnej, co skutecznie przerwa- ło moje rozmyślania. Niektórych z nich
znałam z imienia. W ucho wpadła mi końcówka ich rozmowy. - Ale że Wilson się dorwał do Kay Bentley - parsknął chłopak imieniem Lawson. Miał podbite i opuchnięte oko, zapewne z powodu jakiejś weekendowej przygody. W grę wchodziła prawdopodobnie beczułka piwa, powiązana z rozmyślną dewastacją mienia. - Grób se wykopał — wymamrotał ktoś pod nosem. — Każdy wie, że ona ma lepszy przebieg niż
stary chrysler mojego taty. - Wisi mi to, dopóki nie dobierał się do niej na moim łóżku. Musiałbym spalić materac i pościel. - Spoko, stary. Jestem prawie pewien, że widziałem ich z tyłu, na trawniku. - Byłem tak nawalony, że za cholerę nic nie pamiętam -stwierdził Lawson. - Za to ja pamiętam, że próbowałeś startować do mnie -odezwał się swoim śpiewnym akcentem chłopiec o imieniu Wesley, po czym skrzywił się z obrzydzeniem.
- Oj, daj se luzu... ciemno było. Mogłeś trafić dużo gorzej. - Wcale mnie to nie bawi - burknął Wesley. - Ktoś wrzucił foty na Facebooka. Co ja teraz powiem Jess? -Wyznasz jej, że nie mogłeś się oprzeć boskim mięśniom Lawsona. - Xavier walnął go w plecy, przechodząc. — Te wszystkie godziny spędzone przy playstation doskonale mu zrobiły na rzeźbę. Roześmiałam się, podczas gdy Xavier otwierał drzwiczki swego błękitnego kabrioletu, chevroleta Bel Air. Wsiadłam do środka i wyciągnęłam się wygodnie na skórzanym siedzeniu,
wdychając jego znajomy zapach. Pokochałam ten samochód niemal tak mocno jak Xavier. Towarzyszy! nam od zawsze, począwszy od pierwszej randki w „Zakochanych", po konfrontację z Jakiem na cmentarzu. Mimo że nigdy nie przyznałabym się do tego, od pewnego czasu zaczęłam myśleć o tym aucie jak o żywej istocie. Xavier przekręcił kluczyk w stacyjce i silnik z rykiem obudził się do życia. Wyglądało to tak, jakby byli idealnie zgrani - jak gdyby doskonale się znali. - To jak, wymyśliłaś już kostium dla siebie?
- Na jaką okazję? - spytałam bezmyślnie. Xavier pokręcił głową. - Na Halloween. Skup się, dziewczyno! - Jeszcze nie - przyznałam się. - Ale pracuję nad tym. A ty? - Co byś powiedziała na Batmana? - zapytał, puszczając do mnie oko. - Zawsze marzyłem o tym, żeby zostać superbo-haterem. - Akurat. Chodzi ci tylko o jego samochód. Uśmiechnął się ze skruchą. - A niech to! Za dobrze mnie znasz. Gdy dojechaliśmy pod numer piętnasty
na Byron Street, przechylił się na siedzeniu i pocałował mnie, miękko i delikatnie. Świat zewnętrzny zniknął gdzieś w oddali, podczas gdy ja rozpływałam się w ramionach Xaviera. Pod palcami miałam jego gładką skórę, otulił mnie jego czysty i świeży zapach, delikatny jak powietrze przesycone wonią oceanu. Unosiła się w nim też nutka czegoś bardziej wyrazistego - jakby mieszanka wanilii i drzewa sandałowego. Trzymałam jedną z koszulek Xaviera, skropioną jego wodą kolońską, pod poduszką, aby móc każdej nocy wyobrażać sobie, że to on sam jest przy mnie. Zabawne, jak najbardziej nawet
śmieszne zachowania zaczynają się wydawać całkiem naturalne, gdy tylko jest się zakochanym. Zdawałam sobie sprawę z tego, ze niektórych może drażnić nasza zażyłość, ale nawet jeśli tak było, to zbyt absorbowało nas własne towarzystwo, byśmy się mieli tym przejmować. Wróciłam gwałtownie do rzeczywistości, jak ktoś obudzony z głębokiego snu, gdy Xavier wyjeżdżał z zatoczki. - Przyjadę po ciebie jutro rano - zawołał, uśmiechając się zniewalająco. - O tej porze co zawsze.
Stałam w naszym zarośniętym ogródku, obserwując go, aż wreszcie jego samochód zniknął w zakręcie na końcu ulicy. W dalszym ciągu uważałam Byrona za swój własny kawałek nieba i uwielbiałam do niego wracać. Wszystko tu było takie kojąco znajome, począwszy od skrzypiących schodków prowadzących do frontowych drzwi, aż do przestronnych, wysokich pomieszczeń czekających wewnątrz. Otaczały mnie niczym bezpieczny kokon, chroniąc
przed zawirowaniami zewnętrznego świata. Nie da się ukryć, że mimo iż rozkoszowałam się możliwością życia w ludzkim ciele, czasami mnie ono przerażało. Ziemia boryka się z różnymi problemami -niektóre z nich są tak ogromne i tak złożone, że nie sposób ich w pełni pojąć. Od samego myślenia o tym kręciło mi się w głowie. Czułam się też przez to trochę bezradna. Lecz Ivy i Gabriel wytłumaczyli mi, że powinnam przestać tracić energię na sprawy, na które nie mam wpływu, i skupić się na naszej misji. Polecono nam spenetrować inne miasteczka w pobliżu Venus Cove