guga78

  • Dokumenty14
  • Odsłony2 640
  • Obserwuję4
  • Rozmiar dokumentów16.6 MB
  • Ilość pobrań1 470

Blask 02 - Hades - Alexandra Adornetto

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :2.1 MB
Rozszerzenie:pdf

Blask 02 - Hades - Alexandra Adornetto.pdf

guga78 EBooki fantasty bLASK -A.A
Użytkownik guga78 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 1330 stron)

Adornetto Alexandra

Blask 02

Hades Bethany Church jest aniołem. Przysłano ją na ziemię, aby powstrzymać siły ciemności. Choć miłość do ziemskiego chłopca, Xaviera Woodsa, nie była częścią planu, więź pomiędzy nim a Beth jest niezwykle silna. Lecz ani to uczucie, ani opieka dwójki archaniołów, Gabriela i Ivy, nie zdołają uchronić Beth przed diabelskim podstępem, który zawiedzie ją wprost do piekła. Znany z poprzedniej części demon, Jack Thorn, zażąda za jej uwolnienie

zapłaty, która nie tylko zniszczy samą Bethany, lecz także kosztować może życie jej bliskich.Opowieść, którą Alexandra Adornetto rozpoczęła w entuzjastycznie przyjętym Blasku, powraca wśród wartkiej, pełnej niespodziewanych zwrotów akcji. Anioły zmuszone będą stawić czoła demonom, a potęga miłości wystawiona zostanie na próbę. Każdemu, kto poznał drogę do piekła i z powrotem. Wszyscy mają sie dobrze

Gdy w liceum imienia Bryce'a Hamiltona rozległ się dzwonek kończący ostatnią lekcję, oboje z Xavierem pozbieraliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy trawnikiem w kierunku wyjścia. Na popołudnie zapowiedziano przejaśnienia, lecz pomimo iż słońce toczyło zaciętą walkę, niebo nadal miało przygnębiającą, stalowoszarą barwę. Od czasu do czasu tylko blade promyki przebijały się przez chmury, tworząc na ziemi tańczące plamki i grzejąc mnie delikatnie w kark. - Będziesz dziś u nas na obiedzie? — zapytałam Xaviera, biorąc go pod rękę. - Gabriel chce

wypróbować przepis na meksykańskie naleśniki. Xavier zerknął na mnie z ukosa i roześmiał się. - Co cię tak rozbawiło? - Tak sobie tylko pomyślałem - odparł - że na obrazach przedstawia się anioły wyłącznie jako strażników tronu niebieskiego, ewentualnie walczące z demonami... Ciekawe, dlaczego nigdy nie pokazuje się ich w kuchni, przyrządzających meksykańskie naleśniki. - Dlatego że odpowiedni wizerunek to podstawa — szturchnęłam go łokciem w

bok. - Więc przyjdziesz czy nie? - Nie mogę — westchnął Xavier. — Obiecałem siostrze, że zostanę w domu i pomogę przy dyniach. - Ojej. Ciągle zapominam, że to już prawie Halloween. - Spróbuj wykazać trochę więcej entuzjazmu - odparł Xavier. - Tu wszyscy podchodzą do tego bardzo poważnie. Wiedziałam, że nie przesadza: progi i ganki wszystkich domów ozdabiały już

przygotowane specjalnie na tę okazję wydrążone dynie powycinane w rozmaite wzory oraz sztuczne gipsowe nagrobki. - Zdaję sobie z tego sprawę - przyznałam. - Ale nic nie poradzę, że na samą myśl o tym wszystkim dostaję dreszczy. Jak przebieranie się za upiory albo żywe trupy może sprawiać komuś przyjemność? Przecież to postacie z najgorszych koszmarów. - Beth - Xavier zatrzymał się i położył mi dłonie na ramionach. - To tylko

zabawa, nie przejmuj się tak! Miał rację. Powinnam przestać się zamartwiać. Minęło sześć miesięcy od czasu przeprawy z Jakiem Thornem i wszystko szło jak po maśle. Do Venus Cove powrócił spokój, a ja czułam się z tym miejscem związana bardziej niż kiedykolwiek. To maleńkie senne miasteczko, wtulone w jeden z zakątków malowniczego wybrzeża Georgii*, stało się moim domem. Ozdobne balkony i wymyślne wystawy sklepowe nadawały głównej ulicy wygląd jak ze starej pocztówki. Właściwie wszystko, od kina po

staroświecki budynek sądu, emanowało dystyngowanym urokiem Południa z dawno zapomnianych stuleci. Przez miniony rok wpływ mojej rodziny zrobił swoje i Venus Cove mogłoby stanowić wzór do naśladowania. Liczba ludzi uczęszczających regularnie do kościoła wzrosła trzykrotnie, misje dobroczynne nie mogły wręcz się opędzić od wolontariuszy, a przypadki łamania prawa przytrafiały się tak rzadko, że szeryf musiał wyszukiwać sobie dodatkowe zajęcia dla zabicia czasu. Jedyne konflikty, jakie się teraz zdarzały,

to drobne utarczki w rodzaju sprzeczek o miejsce do parkowania. Ale taka już jest ludzka natura. Nie da się jej zmienić, zresztą nie po to zostaliśmy tu przysłani. * Stan w południowo-wschodniej części USA. Jednak tym, co sprawiało mi najwięcej radości, był fakt, że staliśmy się sobie z Xavierem jeszcze bliżsi. Zerknęłam na niego spod rzęs. Był tak samo oszałamiająco przystojny jak zawsze. Krawat miał rozwiązany, a szkolną marynarkę przerzuconą niedbale przez ramię. Czułam przy swoim boku jego silne, sprężyste ciało, gdy tak szliśmy

noga w nogę, idealnie zgranym krokiem. W takich momentach nietrudno było o wrażenie, że stanowimy jedność. Od czasu burzliwego starcia z Jakiem w zeszłym roku Xavier stał się jeszcze częstszym gościem na siłowni i z jeszcze większym zapałem trenował rozmaite sporty. Wiedziałam, że robi to, by móc skuteczniej mnie chronić, ale były i inne plusy tej sytuacji. Jego klatka piersiowa nabrała masy, na brzuchu pojawiły się twarde, poprzeczne mięśnie. Nadal był szczupły i niezwykle proporcjonalnie zbudowany, ale przez cienki materiał koszulki wyraźnie widziałam na jego ramionach muskuły.

Popatrzyłam wyżej, na subtelne rysy jego twarzy: prosty nos, wysokie kości policzkowe, pełne usta. W słońcu jego orzechowe włosy połyskiwały złociście, a tęczówki migdałowych oczu miały kolor płynnego błękitu. Na palcu nosił teraz masywną srebrną obrączkę - prezent ode mnie, który dałam mu po tym, jak pomógł mi dojść do siebie po ataku Jake'a. Wygrawerowano na niej trzy symbole wiary: pięcioramienną gwiazdę, która reprezentowała tę świecącą niegdyś nad Betlejem; trójlistną koniczynę na cześć trzech osób Trójcy Świętej; a także inicjały IHS, skrót od Ihesus, jak zapisywano imię Chrystusa w czasach

średniowiecza. Zamówiłam dla siebie identyczną. Lubiłam myśleć o nich jako o symbolu naszego przywiązania. Ktoś inny na jego miejscu, kto doświadczyłby tego co on, mógłby całkowicie stracić wiarę w naszego Ojca, ale Xavier był silny duchem i umysłem. Głęboko zaangażował się w nasz związek i wiedziałam, że nic by go nie przekonało do wycofania się z powziętego w imieniu nas obojga postanowienia. Dotarłszy do parkingu, natknęliśmy się na grupkę kolegów Xaviera z jego drużyny piłki wodnej, co skutecznie przerwa- ło moje rozmyślania. Niektórych z nich

znałam z imienia. W ucho wpadła mi końcówka ich rozmowy. - Ale że Wilson się dorwał do Kay Bentley - parsknął chłopak imieniem Lawson. Miał podbite i opuchnięte oko, zapewne z powodu jakiejś weekendowej przygody. W grę wchodziła prawdopodobnie beczułka piwa, powiązana z rozmyślną dewastacją mienia. - Grób se wykopał — wymamrotał ktoś pod nosem. — Każdy wie, że ona ma lepszy przebieg niż

stary chrysler mojego taty. - Wisi mi to, dopóki nie dobierał się do niej na moim łóżku. Musiałbym spalić materac i pościel. - Spoko, stary. Jestem prawie pewien, że widziałem ich z tyłu, na trawniku. - Byłem tak nawalony, że za cholerę nic nie pamiętam -stwierdził Lawson. - Za to ja pamiętam, że próbowałeś startować do mnie -odezwał się swoim śpiewnym akcentem chłopiec o imieniu Wesley, po czym skrzywił się z obrzydzeniem.

- Oj, daj se luzu... ciemno było. Mogłeś trafić dużo gorzej. - Wcale mnie to nie bawi - burknął Wesley. - Ktoś wrzucił foty na Facebooka. Co ja teraz powiem Jess? -Wyznasz jej, że nie mogłeś się oprzeć boskim mięśniom Lawsona. - Xavier walnął go w plecy, przechodząc. — Te wszystkie godziny spędzone przy playstation doskonale mu zrobiły na rzeźbę. Roześmiałam się, podczas gdy Xavier otwierał drzwiczki swego błękitnego kabrioletu, chevroleta Bel Air. Wsiadłam do środka i wyciągnęłam się wygodnie na skórzanym siedzeniu,

wdychając jego znajomy zapach. Pokochałam ten samochód niemal tak mocno jak Xavier. Towarzyszy! nam od zawsze, począwszy od pierwszej randki w „Zakochanych", po konfrontację z Jakiem na cmentarzu. Mimo że nigdy nie przyznałabym się do tego, od pewnego czasu zaczęłam myśleć o tym aucie jak o żywej istocie. Xavier przekręcił kluczyk w stacyjce i silnik z rykiem obudził się do życia. Wyglądało to tak, jakby byli idealnie zgrani - jak gdyby doskonale się znali. - To jak, wymyśliłaś już kostium dla siebie?

- Na jaką okazję? - spytałam bezmyślnie. Xavier pokręcił głową. - Na Halloween. Skup się, dziewczyno! - Jeszcze nie - przyznałam się. - Ale pracuję nad tym. A ty? - Co byś powiedziała na Batmana? - zapytał, puszczając do mnie oko. - Zawsze marzyłem o tym, żeby zostać superbo-haterem. - Akurat. Chodzi ci tylko o jego samochód. Uśmiechnął się ze skruchą. - A niech to! Za dobrze mnie znasz. Gdy dojechaliśmy pod numer piętnasty

na Byron Street, przechylił się na siedzeniu i pocałował mnie, miękko i delikatnie. Świat zewnętrzny zniknął gdzieś w oddali, podczas gdy ja rozpływałam się w ramionach Xaviera. Pod palcami miałam jego gładką skórę, otulił mnie jego czysty i świeży zapach, delikatny jak powietrze przesycone wonią oceanu. Unosiła się w nim też nutka czegoś bardziej wyrazistego - jakby mieszanka wanilii i drzewa sandałowego. Trzymałam jedną z koszulek Xaviera, skropioną jego wodą kolońską, pod poduszką, aby móc każdej nocy wyobrażać sobie, że to on sam jest przy mnie. Zabawne, jak najbardziej nawet

śmieszne zachowania zaczynają się wydawać całkiem naturalne, gdy tylko jest się zakochanym. Zdawałam sobie sprawę z tego, ze niektórych może drażnić nasza zażyłość, ale nawet jeśli tak było, to zbyt absorbowało nas własne towarzystwo, byśmy się mieli tym przejmować. Wróciłam gwałtownie do rzeczywistości, jak ktoś obudzony z głębokiego snu, gdy Xavier wyjeżdżał z zatoczki. - Przyjadę po ciebie jutro rano - zawołał, uśmiechając się zniewalająco. - O tej porze co zawsze.

Stałam w naszym zarośniętym ogródku, obserwując go, aż wreszcie jego samochód zniknął w zakręcie na końcu ulicy. W dalszym ciągu uważałam Byrona za swój własny kawałek nieba i uwielbiałam do niego wracać. Wszystko tu było takie kojąco znajome, począwszy od skrzypiących schodków prowadzących do frontowych drzwi, aż do przestronnych, wysokich pomieszczeń czekających wewnątrz. Otaczały mnie niczym bezpieczny kokon, chroniąc

przed zawirowaniami zewnętrznego świata. Nie da się ukryć, że mimo iż rozkoszowałam się możliwością życia w ludzkim ciele, czasami mnie ono przerażało. Ziemia boryka się z różnymi problemami -niektóre z nich są tak ogromne i tak złożone, że nie sposób ich w pełni pojąć. Od samego myślenia o tym kręciło mi się w głowie. Czułam się też przez to trochę bezradna. Lecz Ivy i Gabriel wytłumaczyli mi, że powinnam przestać tracić energię na sprawy, na które nie mam wpływu, i skupić się na naszej misji. Polecono nam spenetrować inne miasteczka w pobliżu Venus Cove