Markus Zusak
Złodziejka książek
Przełożyła Hanna Baltyn
Ilustrowała Trudy White
Wydawnictwo NASZA KSIĘGARNIA
Złodziejka książek
Spis treści
Karta tytułowa
Zajrzyj na strony:
Złodziejka książek w wersji do słuchania
Przeczytaj również
DEDYKACJA
PODZIĘKOWANIA
PROLOG GÓRY RUIN w którym narrator przedstawia: siebie – barwy –
złodziejkę książek
ŚMIERĆ I CZEKOLADA
PRZY TORACH KOLEJOWYCH
ZAĆMIENIE
FLAGA
CZĘŚĆ PIERWSZA PODRĘCZNIK GRABARZA Występują:
himmelstrasse – sztuka ociągania się – kobieta z żelazkiem w garści –
próba pocałunku – jesse owens – papier ścierny – zapach przyjaźni –
czempion wagi ciężkiej – watschen
PRZYJAZD NA HIMMELSTRASSE
WYCHOWYWANIE SAUMENSCH
KOBIETA Z ŻELAZKIEM W GARŚCI
POCAŁUNEK (ważne decyzje dzieciństwa)
SPRAWA JESSE’EGO OWENSA
DRUGA STRONA PAPIERU ŚCIERNEGO
ZAPACH PRZYJAŹNI
CZEMPION WAGI CIĘŻKIEJ ZE SZKOLNEGO BOISKA
CZĘŚĆ DRUGA WZRUSZENIE RAMION Występują: dziewczyna
z ciemności – radość z papierosów – spacery po mieście – martwe listy –
urodziny hitlera – stuprocentowy niemiecki pot – wrota złodziejstwa –
i książka z ognia
DZIEWCZYNA Z CIEMNOŚCI
RADOŚĆ Z PAPIEROSÓW
W MIEŚCIE
MARTWE LISTY
URODZINY HITLERA, ROK 1940
STUPROCENTOWY NIEMIECKI POT
WROTA ZŁODZIEJSTWA
KSIĄŻKA Z OGNIA
CZĘŚĆ TRZECIA MEIN KAMPF Występują: droga do domu –
załamana kobieta – wojownik – kuglarz – atrybuty lata – aryjska
sklepikarka – chrapanie – para oszustów – zemsta jak mieszanka
cukierków
DROGA DO DOMU
BIBLIOTEKA BURMISTRZA
WOJOWNIK
ATRYBUTY LATA
ARYJSKA SKLEPIKARKA
WOJOWNIK, CIĄG DALSZY
OSZUŚCI
WOJOWNIK, KONIEC DROGI
CZĘŚĆ CZWARTA ZBĘDNY CZŁOWIEK Występują: akordeonista –
obietnica – dobra dziewczynka – żydowski bokser – gniew rosy – wykład –
śpiący – wymiana koszmarów – stronice z piwnicy
AKORDEONISTA (sekretne życie Hansa Hubermanna)
DOBRA DZIEWCZYNKA
KRÓTKA HISTORIA ŻYDOWSKIEGO BOKSERA
GNIEW ROSY
WYKŁAD DLA LIESEL
ŚPIĄCY
WYMIANA KOSZMARÓW
STRONICE Z PIWNICY
CZĘŚĆ PIĄTA ŚWISTAK Występują: pływająca książka – gracze –
duszek – dwukrotne postrzyżyny – rudy i hitlerjugend – pechowcy
i rysunki – świstak i buty – trzy akty głupoty – przestraszony chłopak
z odmrożonymi nogami
PŁYWAJĄCA KSIĄŻKA (część I)
GRACZE (siedmioboczna kostka)
RUDY I HITLERJUGEND
PECHOWCY
RYSUNKI
ŚWISTAK I BUTY
TRZY AKTY GŁUPOTY W WYKONANIU RUDY’EGO STEINERA
PŁYWAJĄCA KSIĄŻKA (część II)
CZĘŚĆ SZÓSTA TRAGARZ SNÓW Występują: dziennik śmierci –
bałwan – trzynaście prezentów – kolejna książka – koszmar żydowskiego
trupa – niebo jak gazeta – wizytacja – żartowniś – ostatni pocałunek na
zatrutym policzku
DZIENNIK ŚMIERCI: 1942
BAŁWAN
TRZYNAŚCIE PREZENTÓW
ŚWIEŻE POWIETRZE, STARY KOSZMAR I CO ZROBIĆ
Z ŻYDOWSKIM TRUPEM
DZIENNIK ŚMIERCI: KOLONIA
WIZYTACJA
ŻARTOWNIŚ
DZIENNIK ŚMIERCI: PARYŻANIE
CZĘŚĆ SIÓDMA WIELKI SŁOWNIK DUDENA Występują: szampan
i akordeon – trylogia – syreny – złodziej nieba – oferta – długi marsz do
dachau – spokój – idiota i ludzie w płaszczach
SZAMPAN I AKORDEON
TRYLOGIA
RYK SYREN
ZŁODZIEJ NIEBA
OFERTA FRAU HOLTZAPFEL
DŁUGI MARSZ DO DACHAU
SPOKÓJ
IDIOTA I LUDZIE W PŁASZCZACH
CZĘŚĆ ÓSMA STRZĄSACZKA SŁÓW Występują: domino i ciemność –
nagość rudy’ego – kara – żona człowieka, który dotrzymuje słowa –
zbieracz – zjadacze chleba – świeca wśród drzew – ukryty szkicownik –
garnitury anarchisty
DOMINO I CIEMNOŚĆ
NAGOŚĆ RUDY’EGO
KARA
ŻONA CZŁOWIEKA, KTÓRY DOTRZYMUJE SŁOWA
ZBIERACZ
ZJADACZE CHLEBA
UKRYTY SZKICOWNIK
GARNITURY ANARCHISTY
CZĘŚĆ DZIEWIĄTA OSTATNIA OBCA WŚRÓD LUDZI Występują:
kolejne kuszenie – gra w karty – śniegi stalingradu – wiecznie mały brat –
wypadek – gorzki smak pytań – skrzynka z narzędziami i miś –
zestrzelony samolot – powrót do domu
KOLEJNE KUSZENIE
GRA W KARTY
ŚNIEGI STALINGRADU
WIECZNIE MAŁY BRAT
WYPADEK
GORZKI SMAK PYTAŃ
SKRZYNKA NA NARZĘDZIA, KREW I MIŚ
POWRÓT DO DOMU
CZĘŚĆ DZIESIĄTA ZŁODZIEJKA KSIĄŻEK Występują: koniec świata –
dziewięćdziesiąty ósmy dzień – siewca wojny – droga słów – katatoniczka –
wyznania – czarny notes od ilsy hermann – brzuchy samolotów – góra
gruzów
KONIEC ŚWIATA (część I)
DZIEWIĘĆDZIESIĄTY ÓSMY DZIEŃ
SIEWCA WOJNY
DROGA SŁÓW
WYZNANIA
CZARNY NOTES OD ILSY HERMANN
BRZUCHY SAMOLOTÓW
KONIEC ŚWIATA (część II)
EPILOG OSTATNI KOLOR Występują: liesel i śmierć – drewniane łzy –
max – doręczyciel
LIESEL I ŚMIERĆ
LAS PO POŁUDNIU
MAX
DORĘCZYCIEL
Karta redakcyjna
Zajrzyj na strony:
www.nk.com.pl
Znajdź nas na Facebooku
www.facebook.com/WydawnictwoNaszaKsiegarnia
Złodziejka książek w wersji do słuchania
Przeczytaj również
Dla Elisabeth i Helmuta Zusaków
z miłością i podziwem
PODZIĘKOWANIA
Zacznę od podziękowań dla Anny McFarlane (osoby ciepłej i mądrej),
a także Erin Clarke (za jej intuicję, dobroć i udzielanie właściwych rad we
właściwym czasie). Specjalne podziękowania należą się Bri Tunnicliffe za
cierpliwość i znoszenie mojego spóźnialstwa.
Jestem dłużnikiem Trudy White, osoby pełnej wdzięku i talentów.
Jestem wdzięczny, że jej rysunki mogły się znaleźć w tej książce.
Wielkie dzięki dla Melisy Nelson, w której wykonaniu trudna praca
wydawała się łatwa. Nie sposób było tego nie zauważyć.
Niech przyjmą podziękowania za udział w moim pisaniu: Cate Paterson,
Nikki Christer, Jo Jarrah, Anyez Lindop, Jane Novak, Fiona Inglis
i Catherine Drayton. Wszystkim dziękuję za poświęcenie mi czasu
i opowiedzenie bezcennych historii swego życia. Dziękuję bardziej, niż
jestem zdolny to wyrazić.
Dziękuję Sydney Jewish Museum, Australian War Memorial, Doris
Seider i Jewish Museum w Monachium, Andreusowi Heuslerowi
z Monachijskich Archiwów Miejskich i Rebecce Biehler za informację na
temat owocowania jabłoni.
Jestem wdzięczny Dominice Zusak, Kindze Kovacs i Andrew Jansonowi
za inspirujące rozmowy i wytrwałość.
Na koniec chciałbym wyrazić specjalne podziękowania Lisie i Helmutowi
Zusakom – za historie, w które trudno uwierzyć, za uśmiech i za pokazanie
mi odwrotnej strony życia.
Markus
PROLOG
GÓRY RUIN
w którym narrator przedstawia:
siebie – barwy
– złodziejkę książek
ŚMIERĆ I CZEKOLADA
Najpierw kolory.
Potem ludzie.
Tak to widzę.
A przynajmniej próbuję.
DROBNA UWAGA
Na pewno umrzecie.
Szczerze pragnę pogodnie podchodzić do tematu, choć większości ludzi
trudno w to uwierzyć, niezależnie od tego, jak się staram. Błagam,
uwierzcie mi. Ja naprawdę potrafię być wesoły. I przyjacielski.
I sympatyczny. I życzliwy. A to dopiero początek wyliczanki. Tylko nie
proście mnie, żebym był miły. Ta cecha nie ma ze mną nic wspólnego.
REAKCJE NA WYŻEJ STWIERDZONY FAKT
Czy to was niepokoi? Namawiam – nie bójcie się.
Ja nigdy nie postępuję nie fair. Ale, ale, przecież musi być wstęp.
Początek.
Gdzie moje maniery?
Mógłbym wam się przedstawić w sposób formalny, ale to chyba nie jest
konieczne. Poznacie mnie dostatecznie dobrze i dostatecznie szybko,
w zależności od różnorodnych czynników. Wystarczy, że powiem, iż
w pewnym momencie stanę nad wami z całą sympatią. Ukołyszę wasze
dusze, z barwą przycupniętą na ramieniu. Delikatnie zabiorę was ze sobą.
Będziecie wtedy w pozycji leżącej (ludzie rzadko umierają, stojąc).
Będziecie zaskorupiali we własnym ciele. Kiedy was zobaczą, będą
wrzeszczeć wniebogłosy. Jedynym dźwiękiem, jaki ja usłyszę, będzie mój
własny oddech, echo zapachu, tupot moich kroków.
Pytanie, jaką barwę będzie miało wszystko dokoła, kiedy po was przyjdę.
Co będzie wyrażać niebo?
Osobiście lubię niebo koloru czekolady. Ciemnej, gorzkiej czekolady.
Ludzie mówią, że ta barwa do mnie pasuje. Ale staram się równie
przychylnie traktować wszystkie barwy tęczy i ich odcienie. Miliardy
smaków, które niebo powoli wsysa. To obłaskawia stres. Pomaga mi się
zrelaksować.
TEORYJKA
Ludzie zauważają kolory dnia jedynie na jego początku i końcu,
choć dla mnie jest oczywiste, że zmieniają się one z każdą chwilą,
w całej mnogości odcieni i tonacji. Jedna godzina może się składać
z tysięcy różnych barw. Woskowych żółcieni i chmurnych
błękitów. Mrocznych ciemności.
Mam taką pracę, że muszę to zauważać.
Jak już napomknąłem, mam dar rozpraszania uwagi. To trzyma mnie
przy zdrowych zmysłach. Dzięki temu jakoś sobie radzę, zważywszy, jak
długo już wykonuję swoją pracę. No, ale kto mógłby mnie zastąpić? Kto
mógłby przejąć obowiązki, kiedy ja bym odpoczywał na wakacjach
w modnym kurorcie, czy to w tropikach, czy na nartach? Odpowiedź brzmi:
nikt. Podjąłem więc świadomą, celową decyzję – rozpraszam się i to są
moje wakacje. Nie trzeba dodawać, że odpoczywam w kolorach.
Wciąż jednak może was ciekawić odpowiedź na pytanie: dlaczego on
w ogóle potrzebuje wakacji? Od czego pragnie się oderwać?
Przechodzę więc do następnego punktu.
Chodzi o ludzkie resztki.
O ocalonych.
Nie mogę znieść patrzenia na nich, choć często się poddaję. Celowo
szukam kolorów, by oderwać od nich myśli, ale wciąż się zdarza, że
podglądam kogoś, kto został z tyłu i miota się w układance rozpoznania,
rozpaczy i zaskoczenia. Ci ludzie mają podziurawione serca i rozbite płuca.
To mi każe wrócić do tematu, o którym będę wam dzisiaj opowiadać,
w dzień czy w nocy, w dowolnej godzinie i w dowolnym kolorze. Będzie to
historia osoby, która należy do wiecznych ocalonych, ekspertki w byciu
zostawianą w tyle.
To nie jest skomplikowana historia. Składa się z:
dziewczynki
pewnej liczby słów
akordeonisty
niemieckich fanatyków
żydowskiego boksera
licznych kradzieży.
Trzy razy napotkałem złodziejkę książek.
PRZY TORACH KOLEJOWYCH
Najpierw robi się biało. Oślepiająco biało.
Niektórzy z was mogą uważać, że biel to nie kolor, i pleść różne takie
wyświechtane bzdury. Otóż zamierzam was przekonać, że to jednak kolor.
Nie ma wątpliwości, że to kolor – osobiście myślę, że nie będziecie chcieli
się ze mną sprzeczać.
OPTYMISTYCZNE ZAPEWNIENIE
Proszę, bądźcie spokojni, mimo mojej wcześniejszej groźby. To
tylko takie strachy na Lachy. Nie stosuję przemocy. Nie ma we
mnie podłości.
Jestem skutkiem.
Tak, biel.
Wydawało się, że całą Ziemię spowija śnieg. Okrywa ją tak szczelnie, jak
sweter okrywa ciało. Obok torów kolejowych widać było głęboko zapadnięte
ślady. Drzewa otulały lodowe pledy.
Jak się możecie spodziewać, ktoś umarł.
Nie mogli go po prostu zostawić na ziemi. Chwilowo nie był to problem,
ale niebawem tor przed lokomotywą zostanie oczyszczony, a pociąg będzie
musiał ruszyć swoją drogą.
Było tam dwóch strażników.
Były matka i córka.
Zwłoki.
Matka, córka i zwłoki uparcie milczały.
– No dobra, co jeszcze mam zrobić?
Jeden strażnik był wysoki, drugi niski. Wysoki zawsze odzywał się
pierwszy, choć to nie on dowodził. Popatrzył na małego tłuściocha
z nabrzmiałą, czerwoną twarzą.
– No przecież nie możemy ich tak zostawić – padła odpowiedź.
– Dlaczego nie? – zniecierpliwił się wysoki.
Na to mały omal nie eksplodował. Spojrzał z dołu na podbródek
wysokiego i wrzasnął:
– Spinnst du? Zwariowałeś? – Na jego obrzmiałej twarzy odmalowała się
odraza. – Idziemy – powiedział, przedzierając się przez śnieg. –
Odtaszczymy wszystkich troje z powrotem, jeśli będzie rozkaz. Zgłosimy to
na następnej stacji.
Jeśli o mnie chodzi, zdążyłem już popełnić zupełnie podstawowy błąd.
Nie umiem wam nawet powiedzieć, jak bardzo byłem z siebie
niezadowolony. Z początku wydawało się, że wszystko idzie jak należy:
Wpatrywałem się w oślepiająco białe niebo, rozciągające się za oknem
pociągu. Wdychałem je, ale i tak czułem się osłabiony. Potem
sprzeniewierzyłem się sobie – wykazałem zainteresowanie. Dziewczynką.
Ciekawość wzięła górę nad poczuciem obowiązku. Zrezygnowałem
z rutynowych działań i zacząłem ją obserwować.
Dwadzieścia trzy minuty później, kiedy pociąg stanął, wyskoczyłem
wraz z nimi.
W ramionach trzymałem małą duszyczkę.
Stanąłem po prawej stronie.
Dynamiczna para strażników zawróciła do matki, dziewczynki i małego
chłopięcego ciałka. Dobrze pamiętam, że tego dnia mój oddech był głośny.
Aż się dziwię, że strażnicy nie zwrócili na to uwagi, kiedy mnie mijali.
Świat uginał się pod ciężarem wielkiej ilości śniegu.
Około dziesięciu metrów na lewo ode mnie stała blada, wygłodniała
i zmarznięta dziewczynka.
Jej usta drżały ze zdenerwowania.
Miała splecione ręce.
Na policzkach złodziejki książek zamarzały łzy.
ZAĆMIENIE
Teraz będzie znak czerni, żeby wam pokazać całą skalę moich
możliwości. Najciemniejsza chwila przed świtem.
Tym razem przyszedłem po młodego, dwudziestoczteroletniego
mężczyznę. Na swój sposób była to piękna sprawa. Samolot się krztusił.
Dym buchał z obu jego płuc.
Kiedy się rozbił, w ziemi powstały trzy głębokie bruzdy. Jego skrzydła
były teraz jak ucięte ramiona. Mały, metalowy ptak już nie polata.
KOLEJNE DROBNE UWAGI
Czasem przybywam zbyt wcześnie. Spieszę się, a ludzie czepiają
się życia dłużej,
niż przewidywałem.
Po kilku minutach dym się rozwiał. Nic nie zostało.
Pierwszy przybiegł zasapany chłopak z czymś, co wydawało się skrzynką
na narzędzia. Ze zgrozą zbliżył się do kokpitu i patrzył na pilota, próbując
ocenić, czy ten jeszcze żyje – a w tym momencie wciąż żył. Złodziejka
książek przybiegła jakieś trzydzieści sekund później.
Minęły lata, ale ją rozpoznałem.
Oddychała ciężko.
Chłopak wyjął ze skrzynki pluszowego niedźwiadka.
Sięgnął przez rozbitą szybkę i położył go na piersi pilota. Uśmiechnięty
miś siedział na okrwawionym ciele. Parę minut później skorzystałem
z okazji. Nadszedł właściwy czas.
Podszedłem, uwolniłem duszę pilota i delikatnie ją stamtąd uniosłem.
Pozostał tylko trup, słabnący swąd dymu i uśmiechnięty pluszowy miś.
Kiedy zebrał się tłum, wszystko się zmieniło. Horyzont nabierał barwy
grafitu. Z czerni pozostały tylko smugi, a i te szybko znikały.
Człowiek, dla porównania, miał kolor kości. Jego skóra była barwy
szkieletu. Mundur w nieładzie. Zimne brązowe oczy – jak plamy po kawie.
Ostatni znak na niebie uformował się w dziwny, lecz znajomy mi kształt.
Podpis.
Tłum zachowywał się tak, jak zwykle zachowuje się tłum.
Kiedy przeciskałem się między ludźmi, stali, uprawiając grę w ciszę. Tu
i tam drgnęła jakaś ręka, padło wypowiedziane stłumionym głosem zdanie.
Ludzie obracali się w milczeniu.
Kiedy odwróciłem się, by spojrzeć na samolot, otwarte usta pilota się
uśmiechały.
Ostatni ponury żart.
Kolejna puenta ludzkiego losu.
Pilot trwał w całunie swego uniformu, kiedy niebem zawładnęła szarość.
Jak w wielu innych przypadkach, kiedy zacząłem się wycofywać ze sceny,
przemknął przez nie cień, ostatnie zaćmienie – znak, że kolejna dusza
odeszła.
Trzeba wam wiedzieć, że w takich chwilach, prócz wszystkich barw
dotykających mojego obrazu świata, łapię obraz zaćmienia, gdy umiera
człowiek.
Widziałem je milion razy.
Widziałem więcej zaćmień, niż można spamiętać.
FLAGA
Ostatnim razem, kiedy ją widziałem, było czerwono. Niebo gotowało się
i bulgotało jak zupa. W kilku miejscach było przypalone. Na tle czerwieni
czarne płatki sadzy wyglądały jak ziarnka pieprzu.
Wcześniej na ulicy, która teraz wyglądała niczym zatłuszczony papier,
dzieci grały w klasy. Kiedy przybyłem, wciąż dało się słyszeć echo. Echo
skaczących po asfalcie stóp, roześmianych dziecięcych głosów i uśmiechów,
jak sól, która się szybko rozpuszcza.
A potem spadły bomby.
Tym razem na wszystko było za późno.
Syreny. Urywany ryk syren w głośnikach. Wszystko za późno.
W ciągu paru minut utworzyły się góry betonu i ziemi. Ulice stały się
popękanymi żyłami. Krew płynęła, aż wreszcie przyschła na drodze. Ciała
leżały jak kawałki drewna po potopie.
Przyklejone do ziemi, co do jednego. Wiązka dusz.
Czy to przeznaczenie?
Pech?
Co sprawiło, że rozpłaszczyli się na ziemi?
Nie.
Nie wygadujmy głupstw.
Przyczyną prawdopodobnie były bomby, miotane z góry przez ludzi
ukrytych w chmurach.
Tak, niebo było teraz barwy zanieczyszczonej, przypalonej czerwieni.
Małe niemieckie miasteczko po raz kolejny zostało rozbite na kawałki.
Płatki popiołu opadały tak rozkosznie, że miało się ochotę wyciągnąć język,
by je złapać i polizać. Tylko że wtedy poparzyłyby wargi i popiekły usta.
Widzę to jasno.
Już miałem odejść, kiedy zobaczyłem, jak tam klęczy.
Wokół niej ktoś narysował, zaprojektował, wzniósł górę ruin.
Dziewczynka ściskała w rękach książkę.
Złodziejka książek najbardziej chciała wrócić do schronu, żeby pisać lub
po raz ostatni przeczytać swoją historię. Przypominam sobie taki właśnie,
oczywisty wyraz jej twarzy. Umierała z pragnienia bezpieczeństwa,
schronienia – ale nie była w stanie się ruszyć. Poza tym jej piwnica już nie
istniała. Była częścią zrujnowanego pejzażu.
Błagam was jeszcze raz, uwierzcie mi.
Chciałem się zatrzymać, przykucnąć przy niej.
Powiedzieć:
– Przykro mi, dziecinko.
Ale tego mi nie wolno.
Nie przykucnąłem. Nie odezwałem się.
Zamiast tego przyglądałem jej się przez jakiś czas. Gdy zdołała się
ruszyć, poszedłem za nią.
Wypuściła z rąk książkę.
Uklękła.
Złodziejka książek zaczęła wyć.
Ludzie deptali po jej książce, kiedy zaczęto uprzątać gruzy. I choć
wydano rozkazy, by usuwać tylko zwały betonu, najcenniejszy skarb
dziewczynki też wylądował na ciężarówce z gruzem. Odebrałem to jako
wyzwanie. Wskoczyłem na budę i podniosłem książkę, nie zdając sobie
sprawy, że w ciągu następnych lat będę do niej zaglądał tysiące razy. Że
będę szukał punktów, w których skrzyżowały się nasze drogi, i dziwił, co ta
dziewczynka widziała i jakim cudem przeżyła. To najlepsze, co mogę zrobić
– sprawdzić, czy wszystko się zgadza z tym, co sam wtedy widziałem.
Kiedy ją sobie przypominam, widzę obszerną paletę barw, ale trzy
z nich, w których ją widziałem bezpośrednio, budzą najmocniejsze echo.
Kiedy o nich myślę, zdarza mi się unosić w powietrze i pływać nad tymi
trzema momentami. Pozostaję w zawieszeniu, póki nie wyklaruje się
trująca prawda.
Tak się formują.
BARWY
Tworzą piramidę. Zamazany czarny znak na oślepiającej globalnej bieli,
a ta z kolei na gęstej czerwonej zupie.
Tak, często ją wspominam, a w jednej z mych niezliczonych kieszeni
noszę zawsze jej historię, by móc ją opowiedzieć. To tylko jedna z wielu
historii, a każda jest wyjątkowa i niezwykła. Każda jest świadectwem
wysiłku – ogromnego wysiłku – by udowodnić mi, że wy i wasza ludzka
egzystencja macie wartość.
Oto historia. Jedna z wielu.
Złodziejka książek.
Jeśli macie ochotę, chodźcie ze mną. Opowiem wam ją.
I pokażę wam coś.
Markus Zusak Złodziejka książek Przełożyła Hanna Baltyn Ilustrowała Trudy White Wydawnictwo NASZA KSIĘGARNIA
Złodziejka książek Spis treści Karta tytułowa Zajrzyj na strony: Złodziejka książek w wersji do słuchania Przeczytaj również DEDYKACJA PODZIĘKOWANIA PROLOG GÓRY RUIN w którym narrator przedstawia: siebie – barwy – złodziejkę książek ŚMIERĆ I CZEKOLADA PRZY TORACH KOLEJOWYCH ZAĆMIENIE FLAGA CZĘŚĆ PIERWSZA PODRĘCZNIK GRABARZA Występują: himmelstrasse – sztuka ociągania się – kobieta z żelazkiem w garści – próba pocałunku – jesse owens – papier ścierny – zapach przyjaźni – czempion wagi ciężkiej – watschen PRZYJAZD NA HIMMELSTRASSE WYCHOWYWANIE SAUMENSCH KOBIETA Z ŻELAZKIEM W GARŚCI POCAŁUNEK (ważne decyzje dzieciństwa) SPRAWA JESSE’EGO OWENSA DRUGA STRONA PAPIERU ŚCIERNEGO
ZAPACH PRZYJAŹNI CZEMPION WAGI CIĘŻKIEJ ZE SZKOLNEGO BOISKA CZĘŚĆ DRUGA WZRUSZENIE RAMION Występują: dziewczyna z ciemności – radość z papierosów – spacery po mieście – martwe listy – urodziny hitlera – stuprocentowy niemiecki pot – wrota złodziejstwa – i książka z ognia DZIEWCZYNA Z CIEMNOŚCI RADOŚĆ Z PAPIEROSÓW W MIEŚCIE MARTWE LISTY URODZINY HITLERA, ROK 1940 STUPROCENTOWY NIEMIECKI POT WROTA ZŁODZIEJSTWA KSIĄŻKA Z OGNIA CZĘŚĆ TRZECIA MEIN KAMPF Występują: droga do domu – załamana kobieta – wojownik – kuglarz – atrybuty lata – aryjska sklepikarka – chrapanie – para oszustów – zemsta jak mieszanka cukierków DROGA DO DOMU BIBLIOTEKA BURMISTRZA WOJOWNIK ATRYBUTY LATA ARYJSKA SKLEPIKARKA WOJOWNIK, CIĄG DALSZY
OSZUŚCI WOJOWNIK, KONIEC DROGI CZĘŚĆ CZWARTA ZBĘDNY CZŁOWIEK Występują: akordeonista – obietnica – dobra dziewczynka – żydowski bokser – gniew rosy – wykład – śpiący – wymiana koszmarów – stronice z piwnicy AKORDEONISTA (sekretne życie Hansa Hubermanna) DOBRA DZIEWCZYNKA KRÓTKA HISTORIA ŻYDOWSKIEGO BOKSERA GNIEW ROSY WYKŁAD DLA LIESEL ŚPIĄCY WYMIANA KOSZMARÓW STRONICE Z PIWNICY CZĘŚĆ PIĄTA ŚWISTAK Występują: pływająca książka – gracze – duszek – dwukrotne postrzyżyny – rudy i hitlerjugend – pechowcy i rysunki – świstak i buty – trzy akty głupoty – przestraszony chłopak z odmrożonymi nogami PŁYWAJĄCA KSIĄŻKA (część I) GRACZE (siedmioboczna kostka) RUDY I HITLERJUGEND PECHOWCY RYSUNKI ŚWISTAK I BUTY TRZY AKTY GŁUPOTY W WYKONANIU RUDY’EGO STEINERA
PŁYWAJĄCA KSIĄŻKA (część II) CZĘŚĆ SZÓSTA TRAGARZ SNÓW Występują: dziennik śmierci – bałwan – trzynaście prezentów – kolejna książka – koszmar żydowskiego trupa – niebo jak gazeta – wizytacja – żartowniś – ostatni pocałunek na zatrutym policzku DZIENNIK ŚMIERCI: 1942 BAŁWAN TRZYNAŚCIE PREZENTÓW ŚWIEŻE POWIETRZE, STARY KOSZMAR I CO ZROBIĆ Z ŻYDOWSKIM TRUPEM DZIENNIK ŚMIERCI: KOLONIA WIZYTACJA ŻARTOWNIŚ DZIENNIK ŚMIERCI: PARYŻANIE CZĘŚĆ SIÓDMA WIELKI SŁOWNIK DUDENA Występują: szampan i akordeon – trylogia – syreny – złodziej nieba – oferta – długi marsz do dachau – spokój – idiota i ludzie w płaszczach SZAMPAN I AKORDEON TRYLOGIA RYK SYREN ZŁODZIEJ NIEBA OFERTA FRAU HOLTZAPFEL DŁUGI MARSZ DO DACHAU SPOKÓJ
IDIOTA I LUDZIE W PŁASZCZACH CZĘŚĆ ÓSMA STRZĄSACZKA SŁÓW Występują: domino i ciemność – nagość rudy’ego – kara – żona człowieka, który dotrzymuje słowa – zbieracz – zjadacze chleba – świeca wśród drzew – ukryty szkicownik – garnitury anarchisty DOMINO I CIEMNOŚĆ NAGOŚĆ RUDY’EGO KARA ŻONA CZŁOWIEKA, KTÓRY DOTRZYMUJE SŁOWA ZBIERACZ ZJADACZE CHLEBA UKRYTY SZKICOWNIK GARNITURY ANARCHISTY CZĘŚĆ DZIEWIĄTA OSTATNIA OBCA WŚRÓD LUDZI Występują: kolejne kuszenie – gra w karty – śniegi stalingradu – wiecznie mały brat – wypadek – gorzki smak pytań – skrzynka z narzędziami i miś – zestrzelony samolot – powrót do domu KOLEJNE KUSZENIE GRA W KARTY ŚNIEGI STALINGRADU WIECZNIE MAŁY BRAT WYPADEK GORZKI SMAK PYTAŃ SKRZYNKA NA NARZĘDZIA, KREW I MIŚ
POWRÓT DO DOMU CZĘŚĆ DZIESIĄTA ZŁODZIEJKA KSIĄŻEK Występują: koniec świata – dziewięćdziesiąty ósmy dzień – siewca wojny – droga słów – katatoniczka – wyznania – czarny notes od ilsy hermann – brzuchy samolotów – góra gruzów KONIEC ŚWIATA (część I) DZIEWIĘĆDZIESIĄTY ÓSMY DZIEŃ SIEWCA WOJNY DROGA SŁÓW WYZNANIA CZARNY NOTES OD ILSY HERMANN BRZUCHY SAMOLOTÓW KONIEC ŚWIATA (część II) EPILOG OSTATNI KOLOR Występują: liesel i śmierć – drewniane łzy – max – doręczyciel LIESEL I ŚMIERĆ LAS PO POŁUDNIU MAX DORĘCZYCIEL Karta redakcyjna
Zajrzyj na strony: www.nk.com.pl Znajdź nas na Facebooku www.facebook.com/WydawnictwoNaszaKsiegarnia
Złodziejka książek w wersji do słuchania
Przeczytaj również
Dla Elisabeth i Helmuta Zusaków z miłością i podziwem
PODZIĘKOWANIA Zacznę od podziękowań dla Anny McFarlane (osoby ciepłej i mądrej), a także Erin Clarke (za jej intuicję, dobroć i udzielanie właściwych rad we właściwym czasie). Specjalne podziękowania należą się Bri Tunnicliffe za cierpliwość i znoszenie mojego spóźnialstwa. Jestem dłużnikiem Trudy White, osoby pełnej wdzięku i talentów. Jestem wdzięczny, że jej rysunki mogły się znaleźć w tej książce. Wielkie dzięki dla Melisy Nelson, w której wykonaniu trudna praca wydawała się łatwa. Nie sposób było tego nie zauważyć. Niech przyjmą podziękowania za udział w moim pisaniu: Cate Paterson, Nikki Christer, Jo Jarrah, Anyez Lindop, Jane Novak, Fiona Inglis i Catherine Drayton. Wszystkim dziękuję za poświęcenie mi czasu i opowiedzenie bezcennych historii swego życia. Dziękuję bardziej, niż jestem zdolny to wyrazić. Dziękuję Sydney Jewish Museum, Australian War Memorial, Doris Seider i Jewish Museum w Monachium, Andreusowi Heuslerowi z Monachijskich Archiwów Miejskich i Rebecce Biehler za informację na temat owocowania jabłoni. Jestem wdzięczny Dominice Zusak, Kindze Kovacs i Andrew Jansonowi za inspirujące rozmowy i wytrwałość. Na koniec chciałbym wyrazić specjalne podziękowania Lisie i Helmutowi Zusakom – za historie, w które trudno uwierzyć, za uśmiech i za pokazanie mi odwrotnej strony życia. Markus
PROLOG GÓRY RUIN w którym narrator przedstawia: siebie – barwy – złodziejkę książek
ŚMIERĆ I CZEKOLADA Najpierw kolory. Potem ludzie. Tak to widzę. A przynajmniej próbuję. DROBNA UWAGA Na pewno umrzecie. Szczerze pragnę pogodnie podchodzić do tematu, choć większości ludzi trudno w to uwierzyć, niezależnie od tego, jak się staram. Błagam, uwierzcie mi. Ja naprawdę potrafię być wesoły. I przyjacielski. I sympatyczny. I życzliwy. A to dopiero początek wyliczanki. Tylko nie proście mnie, żebym był miły. Ta cecha nie ma ze mną nic wspólnego. REAKCJE NA WYŻEJ STWIERDZONY FAKT Czy to was niepokoi? Namawiam – nie bójcie się. Ja nigdy nie postępuję nie fair. Ale, ale, przecież musi być wstęp.
Początek. Gdzie moje maniery? Mógłbym wam się przedstawić w sposób formalny, ale to chyba nie jest konieczne. Poznacie mnie dostatecznie dobrze i dostatecznie szybko, w zależności od różnorodnych czynników. Wystarczy, że powiem, iż w pewnym momencie stanę nad wami z całą sympatią. Ukołyszę wasze dusze, z barwą przycupniętą na ramieniu. Delikatnie zabiorę was ze sobą. Będziecie wtedy w pozycji leżącej (ludzie rzadko umierają, stojąc). Będziecie zaskorupiali we własnym ciele. Kiedy was zobaczą, będą wrzeszczeć wniebogłosy. Jedynym dźwiękiem, jaki ja usłyszę, będzie mój własny oddech, echo zapachu, tupot moich kroków. Pytanie, jaką barwę będzie miało wszystko dokoła, kiedy po was przyjdę. Co będzie wyrażać niebo? Osobiście lubię niebo koloru czekolady. Ciemnej, gorzkiej czekolady. Ludzie mówią, że ta barwa do mnie pasuje. Ale staram się równie przychylnie traktować wszystkie barwy tęczy i ich odcienie. Miliardy smaków, które niebo powoli wsysa. To obłaskawia stres. Pomaga mi się zrelaksować. TEORYJKA Ludzie zauważają kolory dnia jedynie na jego początku i końcu, choć dla mnie jest oczywiste, że zmieniają się one z każdą chwilą, w całej mnogości odcieni i tonacji. Jedna godzina może się składać z tysięcy różnych barw. Woskowych żółcieni i chmurnych błękitów. Mrocznych ciemności. Mam taką pracę, że muszę to zauważać.
Jak już napomknąłem, mam dar rozpraszania uwagi. To trzyma mnie przy zdrowych zmysłach. Dzięki temu jakoś sobie radzę, zważywszy, jak długo już wykonuję swoją pracę. No, ale kto mógłby mnie zastąpić? Kto mógłby przejąć obowiązki, kiedy ja bym odpoczywał na wakacjach w modnym kurorcie, czy to w tropikach, czy na nartach? Odpowiedź brzmi: nikt. Podjąłem więc świadomą, celową decyzję – rozpraszam się i to są moje wakacje. Nie trzeba dodawać, że odpoczywam w kolorach. Wciąż jednak może was ciekawić odpowiedź na pytanie: dlaczego on w ogóle potrzebuje wakacji? Od czego pragnie się oderwać? Przechodzę więc do następnego punktu. Chodzi o ludzkie resztki. O ocalonych. Nie mogę znieść patrzenia na nich, choć często się poddaję. Celowo szukam kolorów, by oderwać od nich myśli, ale wciąż się zdarza, że podglądam kogoś, kto został z tyłu i miota się w układance rozpoznania, rozpaczy i zaskoczenia. Ci ludzie mają podziurawione serca i rozbite płuca. To mi każe wrócić do tematu, o którym będę wam dzisiaj opowiadać, w dzień czy w nocy, w dowolnej godzinie i w dowolnym kolorze. Będzie to historia osoby, która należy do wiecznych ocalonych, ekspertki w byciu zostawianą w tyle. To nie jest skomplikowana historia. Składa się z: dziewczynki pewnej liczby słów akordeonisty niemieckich fanatyków żydowskiego boksera licznych kradzieży. Trzy razy napotkałem złodziejkę książek.
PRZY TORACH KOLEJOWYCH Najpierw robi się biało. Oślepiająco biało. Niektórzy z was mogą uważać, że biel to nie kolor, i pleść różne takie wyświechtane bzdury. Otóż zamierzam was przekonać, że to jednak kolor. Nie ma wątpliwości, że to kolor – osobiście myślę, że nie będziecie chcieli się ze mną sprzeczać. OPTYMISTYCZNE ZAPEWNIENIE Proszę, bądźcie spokojni, mimo mojej wcześniejszej groźby. To tylko takie strachy na Lachy. Nie stosuję przemocy. Nie ma we mnie podłości. Jestem skutkiem. Tak, biel. Wydawało się, że całą Ziemię spowija śnieg. Okrywa ją tak szczelnie, jak sweter okrywa ciało. Obok torów kolejowych widać było głęboko zapadnięte ślady. Drzewa otulały lodowe pledy. Jak się możecie spodziewać, ktoś umarł. Nie mogli go po prostu zostawić na ziemi. Chwilowo nie był to problem, ale niebawem tor przed lokomotywą zostanie oczyszczony, a pociąg będzie
musiał ruszyć swoją drogą. Było tam dwóch strażników. Były matka i córka. Zwłoki. Matka, córka i zwłoki uparcie milczały. – No dobra, co jeszcze mam zrobić? Jeden strażnik był wysoki, drugi niski. Wysoki zawsze odzywał się pierwszy, choć to nie on dowodził. Popatrzył na małego tłuściocha z nabrzmiałą, czerwoną twarzą. – No przecież nie możemy ich tak zostawić – padła odpowiedź. – Dlaczego nie? – zniecierpliwił się wysoki. Na to mały omal nie eksplodował. Spojrzał z dołu na podbródek wysokiego i wrzasnął: – Spinnst du? Zwariowałeś? – Na jego obrzmiałej twarzy odmalowała się odraza. – Idziemy – powiedział, przedzierając się przez śnieg. – Odtaszczymy wszystkich troje z powrotem, jeśli będzie rozkaz. Zgłosimy to na następnej stacji. Jeśli o mnie chodzi, zdążyłem już popełnić zupełnie podstawowy błąd. Nie umiem wam nawet powiedzieć, jak bardzo byłem z siebie niezadowolony. Z początku wydawało się, że wszystko idzie jak należy: Wpatrywałem się w oślepiająco białe niebo, rozciągające się za oknem pociągu. Wdychałem je, ale i tak czułem się osłabiony. Potem sprzeniewierzyłem się sobie – wykazałem zainteresowanie. Dziewczynką. Ciekawość wzięła górę nad poczuciem obowiązku. Zrezygnowałem z rutynowych działań i zacząłem ją obserwować. Dwadzieścia trzy minuty później, kiedy pociąg stanął, wyskoczyłem wraz z nimi. W ramionach trzymałem małą duszyczkę. Stanąłem po prawej stronie.
Dynamiczna para strażników zawróciła do matki, dziewczynki i małego chłopięcego ciałka. Dobrze pamiętam, że tego dnia mój oddech był głośny. Aż się dziwię, że strażnicy nie zwrócili na to uwagi, kiedy mnie mijali. Świat uginał się pod ciężarem wielkiej ilości śniegu. Około dziesięciu metrów na lewo ode mnie stała blada, wygłodniała i zmarznięta dziewczynka. Jej usta drżały ze zdenerwowania. Miała splecione ręce. Na policzkach złodziejki książek zamarzały łzy.
ZAĆMIENIE Teraz będzie znak czerni, żeby wam pokazać całą skalę moich możliwości. Najciemniejsza chwila przed świtem. Tym razem przyszedłem po młodego, dwudziestoczteroletniego mężczyznę. Na swój sposób była to piękna sprawa. Samolot się krztusił. Dym buchał z obu jego płuc. Kiedy się rozbił, w ziemi powstały trzy głębokie bruzdy. Jego skrzydła były teraz jak ucięte ramiona. Mały, metalowy ptak już nie polata. KOLEJNE DROBNE UWAGI Czasem przybywam zbyt wcześnie. Spieszę się, a ludzie czepiają się życia dłużej, niż przewidywałem. Po kilku minutach dym się rozwiał. Nic nie zostało. Pierwszy przybiegł zasapany chłopak z czymś, co wydawało się skrzynką na narzędzia. Ze zgrozą zbliżył się do kokpitu i patrzył na pilota, próbując ocenić, czy ten jeszcze żyje – a w tym momencie wciąż żył. Złodziejka książek przybiegła jakieś trzydzieści sekund później. Minęły lata, ale ją rozpoznałem. Oddychała ciężko.
Chłopak wyjął ze skrzynki pluszowego niedźwiadka. Sięgnął przez rozbitą szybkę i położył go na piersi pilota. Uśmiechnięty miś siedział na okrwawionym ciele. Parę minut później skorzystałem z okazji. Nadszedł właściwy czas. Podszedłem, uwolniłem duszę pilota i delikatnie ją stamtąd uniosłem. Pozostał tylko trup, słabnący swąd dymu i uśmiechnięty pluszowy miś. Kiedy zebrał się tłum, wszystko się zmieniło. Horyzont nabierał barwy grafitu. Z czerni pozostały tylko smugi, a i te szybko znikały. Człowiek, dla porównania, miał kolor kości. Jego skóra była barwy szkieletu. Mundur w nieładzie. Zimne brązowe oczy – jak plamy po kawie. Ostatni znak na niebie uformował się w dziwny, lecz znajomy mi kształt. Podpis. Tłum zachowywał się tak, jak zwykle zachowuje się tłum. Kiedy przeciskałem się między ludźmi, stali, uprawiając grę w ciszę. Tu i tam drgnęła jakaś ręka, padło wypowiedziane stłumionym głosem zdanie. Ludzie obracali się w milczeniu. Kiedy odwróciłem się, by spojrzeć na samolot, otwarte usta pilota się uśmiechały. Ostatni ponury żart. Kolejna puenta ludzkiego losu. Pilot trwał w całunie swego uniformu, kiedy niebem zawładnęła szarość. Jak w wielu innych przypadkach, kiedy zacząłem się wycofywać ze sceny, przemknął przez nie cień, ostatnie zaćmienie – znak, że kolejna dusza odeszła. Trzeba wam wiedzieć, że w takich chwilach, prócz wszystkich barw dotykających mojego obrazu świata, łapię obraz zaćmienia, gdy umiera człowiek. Widziałem je milion razy. Widziałem więcej zaćmień, niż można spamiętać.
FLAGA Ostatnim razem, kiedy ją widziałem, było czerwono. Niebo gotowało się i bulgotało jak zupa. W kilku miejscach było przypalone. Na tle czerwieni czarne płatki sadzy wyglądały jak ziarnka pieprzu. Wcześniej na ulicy, która teraz wyglądała niczym zatłuszczony papier, dzieci grały w klasy. Kiedy przybyłem, wciąż dało się słyszeć echo. Echo skaczących po asfalcie stóp, roześmianych dziecięcych głosów i uśmiechów, jak sól, która się szybko rozpuszcza. A potem spadły bomby. Tym razem na wszystko było za późno. Syreny. Urywany ryk syren w głośnikach. Wszystko za późno. W ciągu paru minut utworzyły się góry betonu i ziemi. Ulice stały się popękanymi żyłami. Krew płynęła, aż wreszcie przyschła na drodze. Ciała leżały jak kawałki drewna po potopie. Przyklejone do ziemi, co do jednego. Wiązka dusz. Czy to przeznaczenie? Pech? Co sprawiło, że rozpłaszczyli się na ziemi? Nie. Nie wygadujmy głupstw. Przyczyną prawdopodobnie były bomby, miotane z góry przez ludzi ukrytych w chmurach. Tak, niebo było teraz barwy zanieczyszczonej, przypalonej czerwieni.
Małe niemieckie miasteczko po raz kolejny zostało rozbite na kawałki. Płatki popiołu opadały tak rozkosznie, że miało się ochotę wyciągnąć język, by je złapać i polizać. Tylko że wtedy poparzyłyby wargi i popiekły usta. Widzę to jasno. Już miałem odejść, kiedy zobaczyłem, jak tam klęczy. Wokół niej ktoś narysował, zaprojektował, wzniósł górę ruin. Dziewczynka ściskała w rękach książkę. Złodziejka książek najbardziej chciała wrócić do schronu, żeby pisać lub po raz ostatni przeczytać swoją historię. Przypominam sobie taki właśnie, oczywisty wyraz jej twarzy. Umierała z pragnienia bezpieczeństwa, schronienia – ale nie była w stanie się ruszyć. Poza tym jej piwnica już nie istniała. Była częścią zrujnowanego pejzażu. Błagam was jeszcze raz, uwierzcie mi. Chciałem się zatrzymać, przykucnąć przy niej. Powiedzieć: – Przykro mi, dziecinko. Ale tego mi nie wolno. Nie przykucnąłem. Nie odezwałem się. Zamiast tego przyglądałem jej się przez jakiś czas. Gdy zdołała się ruszyć, poszedłem za nią. Wypuściła z rąk książkę. Uklękła. Złodziejka książek zaczęła wyć. Ludzie deptali po jej książce, kiedy zaczęto uprzątać gruzy. I choć wydano rozkazy, by usuwać tylko zwały betonu, najcenniejszy skarb dziewczynki też wylądował na ciężarówce z gruzem. Odebrałem to jako wyzwanie. Wskoczyłem na budę i podniosłem książkę, nie zdając sobie sprawy, że w ciągu następnych lat będę do niej zaglądał tysiące razy. Że
będę szukał punktów, w których skrzyżowały się nasze drogi, i dziwił, co ta dziewczynka widziała i jakim cudem przeżyła. To najlepsze, co mogę zrobić – sprawdzić, czy wszystko się zgadza z tym, co sam wtedy widziałem. Kiedy ją sobie przypominam, widzę obszerną paletę barw, ale trzy z nich, w których ją widziałem bezpośrednio, budzą najmocniejsze echo. Kiedy o nich myślę, zdarza mi się unosić w powietrze i pływać nad tymi trzema momentami. Pozostaję w zawieszeniu, póki nie wyklaruje się trująca prawda. Tak się formują. BARWY Tworzą piramidę. Zamazany czarny znak na oślepiającej globalnej bieli, a ta z kolei na gęstej czerwonej zupie. Tak, często ją wspominam, a w jednej z mych niezliczonych kieszeni noszę zawsze jej historię, by móc ją opowiedzieć. To tylko jedna z wielu historii, a każda jest wyjątkowa i niezwykła. Każda jest świadectwem wysiłku – ogromnego wysiłku – by udowodnić mi, że wy i wasza ludzka egzystencja macie wartość. Oto historia. Jedna z wielu. Złodziejka książek. Jeśli macie ochotę, chodźcie ze mną. Opowiem wam ją. I pokażę wam coś.