Dyscyplina
Marina Anderson
Młoda angielska zakonnica odbywa nowicjat w zakonie w Rio de Janeiro, gdzie zbiera pieniądze dla dzieci żyjących na
ulicach. W ten sposób trafia do domu zamożnego, eleganckiego i wyrafinowanego playboya, którego charyzma robi na
niej ogromne wrażenie. Mężczyzna otwiera jej oczy na korupcję, która szaleje w brazylijskim mieście niczym zaraza.
Pozbawiona złudzeń dziewczyna wraca do Anglii, by tam pracować dobroczynnie, lecz przystojny nieznajomy znowu się
pojawia w jej życiu. Urzeczona jego dominującą naturą młoda kobieta porzuca habit, by poznać cielesne rozkosze.
Odkrywa nie tylko świat fizycznych uniesień, ale też drzemiącą w sobie siłę. Zamiast wrócić do Brazylii z kochankiem,
zakłada własny „wewnętrzny krąg” bogatych przyjaciół, których łączą podobne upodobania, i niebawem zdaje sobie
sprawę z tego, że zbieranie funduszy na cele charytatywne może być zarówno niekonwencjonalne, jak i nadzwyczaj
przyjemne.
Dla Ellenie,
z gorącymi podziękowaniami za pomoc!
Rozdział 1
Ciężkie drewniane okiennice starego kolonialnego domu w południowej części Rio de Janeiro
chroniły wnętrze przed palącym popołudniowym słońcem. Dom sprawiał wrażenie cichej oazy
pośród hałaśliwych, tętniących życiem, zatłoczonych ulic.
W dużej sypialni nie było bynajmniej spokojnie. Staromodny wiatrak pod sufitem obracał się
powoli, ospale. Na wielkim łożu leżała z rozłożonymi nogami wysoka, opalona młoda kobieta.
Wąskie ramiączko czerwono-białej sukienki w grochy zsunęło się jej z ramienia. Spódnicę miała
podciągniętą wysoko, zwiniętą wokół talii. Jej prawa dłoń pracowała gorliwie między szczupłymi
udami.
W nogach łoża stał mężczyzna. Obserwował ją uważnie i wsłuchiwał się w odgłosy, które
wydawała, zbliżając się do orgazmu. Gdy oddech zaczął się jej rwać, a palce poruszać szybciej,
odezwał się:
– Wolniej. Nie za szybko. Chcę, żebyś poczekała trochę dłużej.
Kobieta jęknęła i niespokojnie poruszyła spoczywającą na stosie poduszek głową. Sięgające pasa
blond włosy miała ciemne od potu, usta drżały jej z pożądania.
Mężczyzna mówił cicho, ale blondynka znała go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że powinna go
słuchać. Czuła ciepło promieniujące w górę ciała i pragnienie pulsujące w napiętym brzuchu, ale
zmusiła się do zwolnienia ruchów i stęknęła cicho, kiedy pierwsze ekscytujące iskierki orgazmu
rozpłynęły się we mgle.
Mężczyzna z aprobatą kiwnął głową i uśmiechnął się do siebie, kiedy jego blond kochanka
zaczęła pieścić swoje piersi i brzuch, usiłując w ten sposób opóźnić szczytowanie.
– Nie kazałem ci zaczynać od nowa – zauważył. – Wsuń rękę między nogi.
– Wtedy dojdę! – zaprotestowała.
– Wątpię.
Oboje wiedzieli, że ma rację. Piękne opalone ciało prężyło się i z trudem walczyło
z przyjemnością, która za chwilę miała nim zawładnąć. I wreszcie, gdy dziewczyna zaczęła błagać,
żeby ją wyzwolił z tych mąk, mężczyzna poruszył się.
Usiadł na skraju łoża i posadził ją sobie na kolanach – krzyknęła, gdy poczuła w sobie jego
długiego sztywnego członka. Dotarło do niej, że jej ciało wreszcie się pozbędzie wielkiego
erotycznego napięcia, w którym trwała od godziny. Objęła mężczyznę za szyję, a on zaczął ją
podnosić i opuszczać, przytrzymując rękami.
I wreszcie cudowne, palące ciepło zalało ją znowu. Krzyknęła z ekscytacji. Wtem ruch ustał,
mężczyzna się podniósł. Szybko oplotła go nogami w talii i przywarła do niego, żeby móc osiągnąć
orgazm.
Jej kochanek oddychał szybko. Był coraz bardziej podniecony, gdy niósł ją przez pokój.
Wreszcie oparł ją plecami o ścianę. Zaczął w nią wchodzić z coraz większą siłą. Gdy oboje
szczytowali, zauważyła, że jego zadziwiające błękitne oczy ciemnieją z uniesienia i pragnienia.
Znała zasady, lecz nagle z przerażeniem stwierdziła, że nie będzie mogła postąpić zgodnie
z nimi. Mężczyzna zbyt długo trzymał ją na krawędzi. Wiedziała, że dojdzie, zanim on spędzi w niej
tyle czasu, ile by chciał.
On też zdał sobie z tego sprawę i jego oczy natychmiast pojaśniały.
– Nie, Livio – ostrzegł ją, ale było za późno.
Miała wrażenie, że przeszywa ją prąd. Wszystkie jej mięśnie zesztywniały, a brzuchem
wstrząsały gwałtowne skurcze niemal bolesnego uniesienia. Wydała okrzyk wyrażający
równocześnie ekstazę i przestrach.
Kiedy jej wagina zacisnęła się wokół niego, przyjemność zaczęła pochłaniać również jego.
Tętnica na jego szyi pulsowała, gdy bezskutecznie próbował się powstrzymać. Z tłumionym
pomrukiem pchnął ją raz jeszcze, naciskając biodrami na jej ciało jak najmocniej i czerpiąc z tej
chwili wszelką możliwą rozkosz.
Przez kilka sekund trwali zespoleni. Pot skroplony na ich ciałach utrudniał im rozdzielenie się,
ale on wnet się cofnął i z okrzykiem wściekłości puścił ją. Upadła na podłogę. Włosy oplotły jej
opalone kończyny.
Obserwowała go spod przymkniętych powiek i zastanawiała się, jak zareaguje na jej
przewinienie. Zdumiało ją, że już się nie odezwał. Poszedł wziąć prysznic, ubrał się i zaczął się
zbierać do wyjścia.
– Przepraszam, Carlos – powiedziała szybko. – To było dla mnie za wiele i...
Odwrócił się, żeby na nią spojrzeć. Twarz miał pozbawioną wyrazu. Jeszcze nigdy go takiego nie
widziała. Wydawał się znudzony.
– Odnoszę wrażenie, że marnuję na ciebie czas – rzucił. – Zdaje się, że nie rozumiesz słowa
dyscyplina.
– Jak możesz tak mówić? Kiedy wcześniej cię zawiodłam? – spytała.
– Chodzi o to, że po tym wszystkim nie spodziewałem się, że w ogóle mogłabyś mnie zawieść.
Jak mogę na tobie polegać i wierzyć, że mi pomożesz nauczyć kogoś dyscypliny, skoro sama nie
umiesz się podporządkować?
Jej ciemnobrązowe oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.
– Jak to: nauczyć kogoś?
– Potrzebne mi nowe hobby, odskocznia. Pomyślałem sobie, że moglibyśmy razem wprowadzić
w świat przyjemności, którymi się rozkoszujemy, jakąś nowicjuszkę.
– Kogo?
Wzruszył ramionami.
– Na razie nie mam pojęcia, ale wiem, że niedługo ktoś się pojawi. Wierzę w przeznaczenie –
oznajmił i wyszedł.
Kiedy została sama, podniosła się z podłogi, podeszła cicho do okna, rozchyliła lekko okiennice
i wyjrzała na rozciągające się poniżej miasto.
Czasem się zastanawiała, jak to się stało, że związała się z kimś takim jak Carlos. Była młoda,
piękna i bogata. Pragnął jej niemal każdy mężczyzna, który na nią spojrzał, a tymczasem ona tkwiła
w sieci człowieka, który nauczył ją o niej samej więcej, niż kiedykolwiek chciała wiedzieć.
Mężczyzny, którego publiczny wizerunek stał w wyraźnej sprzeczności z mrocznym perwersyjnym
życiem prywatnym, w które nikt by nie uwierzył, nawet gdyby odważyła się o nim opowiedzieć.
Najgorsze zaś było to, że ją zniewolił. Żyła dla zakazanych praktyk, którym się oddawali, dla
dziwnego świata kar i nagród towarzyszących erotycznej dyscyplinie, której miały się poddawać jego
kobiety. Wiele od niej wymagał, ale nagrody były wspaniałe. Na samo wspomnienie o tym, jak ją
czasami dotykał albo krępował, sutki twardniały jej z podniecenia.
Zatopiona w rozmyślaniach dopiero po dłuższej chwili zdała sobie sprawę z tego, co się działo
w ogrodzie pod oknami sypialni. Ktoś zbliżał się powoli długim podjazdem. Zdaje się, że kobieta,
ale dziwnie ubrana. Nie jaskrawo i swobodnie, jak większość Brazylijek: wyglądała ponuro. Miała
na sobie sukienkę z długimi rękawami.
Livia otworzyła szerzej okiennice i wychyliła się, żeby się jej lepiej przyjrzeć. W tym momencie
kobieta spojrzała w górę i Livia pojęła, że do Carlosa przyszła zakonnica. Pośpiesznie stłumiła
chichot, zamknęła okiennice i postanowiła, że weźmie prysznic, a potem postara się dowiedzieć, co
też dokładnie jej kochanek miał na myśli, wygłaszając ostatnią uwagę.
Weszła pod silny strumień wody w chwili, gdy Chloe Reynolds, nowicjuszka spędzająca
w zakonie pierwszy rok, podniosła mosiężną kołatkę przy frontowych drzwiach i głośno zapukała.
Kiedy wchodziła do rozkosznie chłodnego holu, nie mogła wiedzieć, że właśnie po raz
pierwszy wkroczyła do świata tak bardzo różnego od bezpiecznego klasztornego świata zakonu
Świętego Łukasza. Dobrze się chyba złożyło.
Rozdział 2
Chloe nigdy w życiu nie widziała takiego holu jak ten, w którym właśnie stała. Pomyślała, że
misternie ułożone marmurowe płytki, które miała pod stopami, bez wątpienia kosztowały małą
fortunę, a każdy z nadzwyczajnych przedmiotów ustawionych na mahoniowych stolikach musi być
marzeniem kolekcjonera.
Nie chciała tam przychodzić i gdyby siostra Agatha nie cierpiała na migrenę, z pewnością nie
musiałaby wybierać się z tą wizytą sama. Ale w tamtej chwili cieszyła się, że ją tam wysłano.
Dziwnie się czuła, gdy szła przez ogród i wsłuchiwała się w piski pawi, ale kiedy weszła do holu,
rozzłościła się. Była wściekła, że w kraju, w którym panuje taka bieda, sumienie pozwala ludziom
żyć na takim poziomie.
Zatopiona w myślach nie usłyszała kroków schodzącego ze schodów Carlosa Roki. Dopiero gdy
zakasłał cicho, oderwała wzrok od płytek. Kiedy na niego spojrzała, nie mogła złapać tchu. Miała
wrażenie, że duszne, wilgotne powietrze z dworu wniknęło za nią i chce ją udusić.
– Spodziewałem się siostry Agathy – odezwał się gospodarz głębokim i o dziwo łagodnym
głosem. – O ile nie ubyło jej nagle czterdzieści lat, domyślam się, że coś źle zrozumiałem.
Chloe nie mogła wydusić słowa. Czuła ucisk w piersi, a do tego kręciło jej się w głowie. Te
osobliwe sensacje ani trochę jej się nie podobały.
– Siostra Agatha ma migrenę – wyjaśniła i z ulgą stwierdziła, że mówi normalnym głosem, tylko
odrobinę drżącym. – Miałam jej towarzyszyć. Wszystkie pozostałe siostry są zajęte, więc musiałam
przyjść sama.
Mężczyzna uśmiechnął się blado.
– Dziwię się, że nie martwią się o panią.
– Dobrze pana znają. Podobno już nam pan pomagał.
– Siostra Agatha nie kusi mężczyzny tak jak pani, siostro...
Policzki ją paliły. Poczuła, że cała drży. Nie mogła uwierzyć, że religijny człowiek, taki
filantrop, może rozmawiać z zakonnicą w taki sposób.
– Mam na imię Chloe – wyszeptała, prosząc go w duchu, żeby przestał jej się przyglądać tak
uważnie tymi błękitnymi oczami.
– Siostra Chloe? Nie brzmi to zbyt religijnie!
– Jeśli chcemy, możemy zachowywać imiona, które nadano nam na chrzcie. To pierwszy rok
mojego nowicjatu. Jeszcze przez dwanaście miesięcy nie muszę wybierać nowego imienia. Ale
przypuszczam, że nie będzie to Chloe – dodała z żalem. – Ma pan rację. To nie dość religijne imię.
Carlos wskazał na jedne z ciężkich drewnianych drzwi.
– Zapraszam do gabinetu. Tam porozmawiamy.
Chloe wahała się przez chwilę, onieśmielona męskością jego muskularnego ciała i wyraźną,
niemal pogańską charyzmą. Powiedziała sobie jednak, że przyszła do niego dla dzieci i że już dawno
powinna zostawić za sobą tego rodzaju głupoty. To, że ten człowiek był wysoki, śniady i przystojny,
nie było już dla niej istotne. Ona też nic dla niego nie znaczyła. Chroniła ją religia. Zastanawiała się,
dlaczego nie jest w związku z tym bardziej wdzięczna.
Carlos usiadł za biurkiem i zaczął się przyglądać siedzącej naprzeciwko nowicjuszce. Dziwił się,
że udaje mu się ukrywać przed nią pożądanie. Wreszcie, gdy zaczął się zastanawiać, czy
jakakolwiek kobieta może go jeszcze fascynować, przysłano mu tę dziewczynę. Stwierdził, że jest
dosłownie darem niebios, i uśmiechnął się do siebie. Teraz będzie musiał opracować plan, jak ją
uwieść i porwać ze świata zakonnego do swojego.
– Rozumiem, że przyszła pani w sprawie darowizny – odezwał się.
Chloe przytaknęła.
– Na brazylijskie dzieci żyjące na ulicach. Wasi policjanci zabili ich w tym roku już ponad
pięćset i...
– To nie są moi policjanci, siostro.
– Oczywiście, że nie. Chciałam powiedzieć... Rzecz w tym, że pochodzę z Anglii i...
Carlos pochylił się do przodu. Nie odrywał wzroku od jej oczu.
– Dlaczego Angielka, i do tego nowicjuszka, chodzi sama po niebezpiecznych brazylijskich
ulicach i prosi obcych mężczyzn o pieniądze?
Wyglądała na wytrąconą z równowagi i o to właśnie mu chodziło.
– Ulice nie są dla mnie niebezpieczne. Mój strój zapewnia mi bezpieczeństwo. A jeśli chodzi
o proszenie o pieniądze nieznajomych, już nas pan wspierał. Jest pan jednym z naszych
dobroczyńców.
– To, że się ofiarowuje pieniądze na zbożny cel, nie oznacza, że jest się dobrym człowiekiem –
odparł ze śmiechem. – Może w ten sposób pokutuję za grzechy. Nie odpowiedziała mi pani. Co pani
robi tak daleko od domu?
– Staram się osiągnąć wewnętrzne wyzwolenie dzięki religijnej dyscyplinie – wyjaśniła. Miała
nadzieję, że nie będzie się z niej śmiał. – Problem polega na tym, że muszę coś robić. Nie nadaję się
do tego, żeby się tylko modlić i medytować. Zakon, do którego wstąpiłam w Anglii, jest zdania, że
przyjazd tutaj i życie w pracującym zakonie pomoże mi się dowiedzieć, co jest moim prawdziwym
powołaniem.
– I już to pani wie?
– Jeszcze nie – wyznała. – lecz przynajmniej robię coś dla świata. Nie przypuszczam, żeby ktoś
taki jak pan miał pojęcie o tym, jak się żyje w slumsach, ale panująca tam bieda jest przerażająca.
Ludzie mieszkają w...
Carlos podniósł prawą dłoń.
– Nie potrzebuję wykładu. Proszę mi pozwolić wypisać czek. – Otworzył książeczkę, napisał coś
błyskawicznie, wyrwał kartkę i podał ją Chloe. – Proszę. Jeśli sądzi pani, że skorzystają z tego
biedni, cieszę się.
Dostrzegł jej zdumienie, gdy spojrzała na cyfry.
– Oczywiście, że tak! – wykrzyknęła. – To o wiele za dużo. Nie spodziewałam się, że...
Przyglądał się jej uważnie.
– Żadne pieniądze nie zbawią pani mieszkających na ulicach dzieci. Ani biednych. Zanim pani
do mnie wróci po więcej, proszę obiecać, że zrobi pani coś dla mnie.
– Wszystko – odparła szybko. – Jest pan taki hojny.
– Proszę przeprowadzić małe dochodzenie. I sprawdzić osobiście, do kogo trafią pieniądze.
Sądzę, że dość szybko odkryje pani, że większa część jest przeznaczana na łapówki, a nie dla
potrzebujących. To miasto jest skorumpowane, siostro Chloe. Większości ludzi brak dyscypliny,
której pani tak gorliwie chce się poddać.
Obserwował, jak jej palce zaciskają się mocniej na czeku. Wstała i ruszyła do drzwi.
Najwyraźniej chciała jak najszybciej się od niego uwolnić.
– Przykro mi, że ma pan tak złe wyobrażenie o świecie – odparowała. – Będę się za pana
modlić.
Przez chwilę było mu jej prawie żal, ale uciszył serce. Siostra powinna poznać prawdę. Tak
będzie najlepiej dla niej – i zdecydowanie również dla niego. Przemierzył szybko pokój i zdołał
dotrzeć do drzwi przed nią. Patrzył, jak się do niego zbliża.
Szara spódnica do kolan odsłaniała idealne nogi w czarnych pończochach, a czarny krótki
welon z wąskim fioletowo-różowym paskiem nowicjuszki krył ciemne kręcone włosy. Był to strój
kuszący o wiele bardziej niż skąpa sukienka. Poczuł, jak twardnieje z pożądania. Musi ją w jakiś
sposób zdobyć. Nauczyć ją własnej dyscypliny. Miał przeczucie, że będzie doskonałą uczennicą.
– Proszę pamiętać, żeby się rozejrzeć – przypomniał jej, przytrzymując otwarte drzwi.
Nie odpowiedziała, ale jej szare oczy w kształcie migdałów rzuciły mu spojrzenie, w którym
dostrzegł błysk politowania i pogardy. To nie miało znaczenia. Niedługo pozna prawdę i wtedy
wróci do niego, bo nie będzie wiedziała, dokąd miałaby pójść.
Chloe szła długą ścieżką tak szybko, jak tylko mogła, nie przekraczając granic przyzwoitości.
Czubkiem języka oblizała spierzchnięte wargi. Na dworze, z dala od niepokojącego towarzystwa
Carlosa Roki, łatwiej jej się oddychało. Jeszcze żaden mężczyzna nie przyglądał jej się tak uważnie.
Jakby potrafił wejrzeć w jej duszę.
Choć czek opiewał na niebotycznie dużą sumę, ten, kto go wystawił, nie był dobrym
człowiekiem. Podłością było sugerować, że pieniądze, które zbierają w mieście na cele
charytatywne, są przeznaczane na łapówki. Ale ona zrobi rozeznanie i dowie się, do kogo trafiają.
Niestety nie tylko te zarzuty ją niepokoiły. Nawet kiedy wróciła do rozpadającego się budynku,
który pełnił rolę kwatery głównej zakonu, wracała myślą do kontrastu między błękitnymi oczami
i opaloną skórą i do tego, jak falujące brązowe włosy wywijały się na jego karku tam, gdzie stykały
się z krawędzią kołnierzyka.
Te myśli były niewybaczalne, ale nie wyspowiadała się z nich, bo w głębi duszy nie żałowała.
To odkrycie ją przeraziło.
Rozdział 3
Carlos rozsiadł się wygodnie w głębokim miękkim fotelu. Obserwował, jak Livia i ich
brazylijska przyjaciółka wiją się na dywanie.
Dziewczyna, Juanita, odwiedziła już kiedyś ten dom. Była córką jednego z najbardziej znanych
w mieście baronów narkotykowych, ale Carlos nie musiał się niczego obawiać. Miał większą
władzę i tamten człowiek o tym wiedział. Wierzył, że te wizyty to zaszczyt, znak, że Carlos będzie go
wspierał, jeśli ktokolwiek z rywali spróbuje go usunąć. I w tej kwestii bardzo się mylił. Carlosa
interesowała wyłącznie przyjemność, jaką Juanita mogła mu dać, i rozkosz, którą dawali jej z Livią.
Ten wieczór był szczególnie ekscytujący: Juanita usłyszała, że musi cały czas zachowywać
milczenie. Zazwyczaj mruczała coś nieskładnie, gdy zaczynała odczuwać przyjemność, i krzyczała
w ekstazie, gdy osiągała orgazm. I choć przywykła do tego, że przy każdej wizycie reguły gry się
zmieniają, to zadanie było dla niej trudne. W rezultacie Carlos nie mógł się doczekać, kiedy
przyjdzie kolej na niego.
Blond włosy Livii zakrywały brzuch Juanity i gdy Livia poruszała głową między udami
przyjaciółki, długie pasma łaskotały wrażliwe ciało. Ta delikatna stymulacja połączona z miękkimi,
posuwistymi ruchami wprawnego języka Livii doprowadzała Juanitę do obłędu.
Kiedy zaczęła kręcić głową na boki, a jej duże sutki stwardniały, Carlos podniósł się z fotela
i spojrzał na nie z góry. Oddychał szybko, jego klatka piersiowa podnosiła się i opadała pod
rozpiętą pod szyją kremową koszulą. Wielkie jasnobrązowe oczy Juanity wpatrywały się w niego
błagalnie. Starała się zachować ciszę.
Carlos głośno przełknął ślinę. Właśnie w takiej sytuacji chciałby oglądać tę nowicjuszkę Chloe,
która przyszła do niego przed dwoma tygodniami. Takiej dyscypliny pragnąłby ją uczyć. Potrafił
sobie wyobrazić, jak by wyglądała w podobnych okolicznościach: świeżo przebudzone ciało
starałoby się mu poddać, żeby go zadowolić.
Świadoma, że kochanek się im przygląda, Livia ostrożniej poruszała językiem muskającym
nabrzmiałą łechtaczkę Juanity. Wiedziała, czego Carlos pragnie. Chciał, żeby Juanita nie podołała,
i oczekiwał, że ona o to zadba. Jeśli tego nie zrobi i Juanita zachowa milczenie, to ona, Livia,
zostanie ukarana.
I mimo że kara zawsze kończyła się przyjemnością, dążyła do tego, żeby jej uniknąć. Pragnęła
patrzeć, jak Juanita wije się i krzyczy, gdy jej ciało jest poddawane mękom i drażnione. Chciała mieć
swój udział w wymierzaniu kary, więc musiała doprowadzić do tego, żeby dziewczyna nie
wypełniła polecenia.
Jej uda drżały. Kiedy wsunęła język w jej dziurkę, poczuła, że jej biodra odrywają się od
podłogi, a ciało stara się osiągnąć orgazm. Pospiesznie cofnęła usta. Usłyszała, jak oddech więźnie
w gardle jej rozczarowanej ofiary.
Przeniosła się wyżej, zakryła sobą Juanitę. Przesuwała się po gładkim, jedwabistym ciele,
przyciskając biodra do jej bioder i równocześnie pieszcząc dłonią nabrzmiały srom. Jej palce cały
czas mocno naciskały. Wyobrażała sobie, z jakim rozkosznym bólem Juanita musi się zmagać.
Pochyliła się i zaczęła ssać stwardniały sutek. Juanita spojrzała na nią gorączkowo i z rozpaczą
pokręciła głową. Livia uśmiechnęła się do niej. Wiedziała, że im dłużej będzie opóźniać chwilę
gorącej rozkoszy, tym większe są szanse na to, że Juanita jęknie albo krzyknie. Już niedługo,
niebawem, poniesie porażkę.
Juanita była zrozpaczona. Uwielbiała przychodzić do domu Carlosa Roki i żyła dla
niesamowitych zmysłowych rozkoszy, jakich on i Livia jej dostarczali, ale równocześnie trochę się
go obawiała. Tylko raz nie zdołała wypełnić jego polecenia i nazbyt dobrze pamiętała, co się wtedy
wydarzyło. Nie chciała przeżywać tego jeszcze raz.
Gdy delikatne usta Livii ścisnęły jej obolały prawy sutek, poczuła, że w jej gardle narasta jęk.
Połknęła powietrze, żeby nie wydać dźwięku. Między udami pulsowało i piekło. Jej biodra drżały,
jakby żyły własnym życiem.
Pierwsze dreszcze piekielnie gorącej rozkoszy przeszyły już jej ciało, ale Livia znała się na tym,
co robiła, i przestawała, zanim Juanita zdążyła dojść. Nawet teraz, kiedy ssała jej sutek, dłonią
mocno i jednostajnie naciskała na źródło przyjemności, pobudzając, ale nie dając satysfakcji.
Powoli, bardzo powoli, Livia zsunęła się z ciała Juanity. Wreszcie jej głowa znów znalazła się
między jej udami. Gdy szczupłe palce ostrożnie rozwarły szparkę, Juanita wciągnęła głośno
powietrze. Carlos natychmiast podszedł bliżej, a jego błękitne oczy przypatrywały się jej uważnie.
Chciała zachować ciszę, chciała być posłuszna, ale wiedziała, że to nie będzie możliwe.
Kiedy usta Livii zamknęły się na jej łechtaczce i przyjaciółka zaczęła ją lekko ssać, Juanita się
poddała. Poczuła rozlewające się ciepło, napięcie mięśni i dreszcz wstrząsnął jej ciałem. Orgazm
uderzył w nią z całą mocą. Był gwałtowniejszy, intensywniejszy od wszystkich, których dotychczas
doznała, i kiedy otworzyła usta, żeby krzyknąć z uniesienia i niewyobrażalnej przyjemności,
dostrzegła na twarzy Carlosa nikły uśmiech rozbawienia i satysfakcji.
Skurcze orgazmu nie ustawały. Juanita słyszała, jak jęczy i krzyczy, ale nie umiała się
powstrzymać. Czuła się tak wspaniale i przez krótką chwilę nie przejmowała się tym, co miało
nastąpić później, bo jej bujne gibkie ciało było stworzone do takich rozkoszy.
Carlos słuchał namiętnych okrzyków Juanity i zastanawiał się, jakie odgłosy wydawałaby
targana erotycznym uniesieniem Chloe. Wątpił, żeby się wykazała taką dzikością jak Brazylijka, ale
dzięki temu zabawa byłaby jeszcze lepsza.
Wreszcie Juanita umilkła. Leżała i wpatrywała się w niego z lękiem i pożądaniem. Livia też go
obserwowała. Skinął w jej stronę głową, potwierdzając, że jest zadowolony. Dobrze sobie
poradziła, ale przecież zawsze się sprawdzała podczas zabaw z udziałem innych kobiet.
– Zdaje się, że nie zachowywałaś się cicho, Juanito. Jak ci się wydaje? – zapytał.
Pokręciła głową.
– Szkoda, bo prawie do końca świetnie ci szło. Chodź ze mną. Pora cię ukarać.
Podał jej rękę. Juanita niechętnie ją przyjęła. Zachowując bierność, pozwoliła, żeby ją
zaprowadził do sąsiedniego pokoju. Livia poszła za nimi. Zamknęła drzwi i stała, czekając na to, co
będzie dalej.
Carlos wskazał na okno wykuszowe z szerokim siedziskiem.
– Stań tam, twarzą do okna, i oprzyj ręce na siedzisku – polecił Juanicie.
Powoli wypełniła rozkaz. On tymczasem wyjął z szuflady szklany słoik i zanurzył palce
w kremie. Juanita zerknęła przez ramię i natychmiast spróbowała się odwrócić, ale Carlos był zbyt
szybki. Pchnięciem ustawił ją w poprzedniej pozycji.
– Wiesz, jakie to może być przyjemne. Pod warunkiem że się rozluźnisz – upomniał ją.
Jej ciało drżało, ale on wiedział, że ma rację. Uwielbiał brać ją w ten sposób, wchodzić mocno
w jej drugi, ciaśniejszy otwór i czuć, jak jej początkowy opór słabnie w obliczu dyskomfortu
przeradzającego się w mroczną, zakazaną rozkosz.
Livia usiadła obok przyjaciółki i gdy Carlos zaczął smarować kremem stojącego kutasa, ona
zaczęła pieścić węwnętrzną stronę ud Juanity. Wsuwała i wysuwała palce z kanału między wargami
sromowymi, a gdy Juanita zrobiła się wilgotna, dała znak Carlosowi.
Był już boleśnie twardy. Chwycił Juanitę w talii i wszedł w nią, kręcąc biodrami tak, by dotykać
każdego zakończenia nerwowego w jej wrażliwym otworze. Zacisnęła się na nim i próbowała go
wypchnąć, ale przytrzymał ją mocniej. Kiedy zaczęła kwilić, szepnął jej do ucha, co ją czeka.
Początkowo wiła się i usiłowała mu opierać. Lecz po chwili poczuł, że się rozluźnia i że
zaczyna odczuwać słodką przyjemność. Livia cofnęła rękę. Carlos miał Juanitę tylko dla siebie i to
jego palce się nią bawiły.
Zaczął się poruszać rytmicznie, najpierw delikatnie, a potem coraz mocniej. Wyobrażał sobie, że
wchodzi w Chloe. W jego wyobraźni to nowicjuszka kwiliła i łkała, wstydząc się swojej mrocznej
seksualności. To jej łechtaczkę szczypał palcami i w niej trysnęła jego sperma, kiedy wybuchnął
w orgazmie. Poczuł się słaby i wycieńczony.
Prawie nie słyszał okrzyków wstydliwej wdzięczności Juanity. Nie zauważył też spojrzenia,
jakim obdarzyła go Livia, gdy wyszedł z jej przyjaciółki – myślami był gdzie indziej. Dla niego było
to tylko ćwiczenie, choć bardzo przyjemne.
Pewnego dnia, choćby nie wiadomo jak długo miał na to czekać, jego marzenie się ziści, a jeśli
Chloe będzie się opierała bardziej niż Juanita – tym lepiej. Przeciągnął dłonią po jej mokrych
plecach. A potem zostawił dziewczyny same, wziął prysznic i poszedł do łóżka.
Jeśli jego szpiedzy mieli rację, odarta z iluzji zakonnica właśnie wracała do Anglii. Oczekiwał
raczej, że przybiegnie do niego po pomoc, ale najwyraźniej była bardziej niezależna, niż sądził.
Pomyślał, że dzięki temu pogoń będzie jeszcze rozkoszniejsza. Chociaż Chloe o tym nie wie, już
wkrótce on i Livia dołączą do niej w jej ojczyźnie.
Rozdział 4
Chloe segregowała foliowe torby z ubraniami, zabawkami i przyborami domowymi, które udało
się zgromadzić podczas niedawnej ulicznej zbiórki. Nie mogła przestać porównywać deszczowej
czerwcowej Anglii ze skąpaną w słońcu plażą Copacabana.
Spędziła w Anglii już sześć tygodni i nadal nie mogła sobie poradzić z tym, co się z nią działo
podczas owego brzemiennego w skutki spotkania z Carlosem Roką. Były chwile, kiedy żałowała, że
w ogóle do niego poszła, bo przez niego runął otaczający ją świat, uniemożliwiając jej pozostanie
w Brazylii.
Poszczęściło jej się i dostała płatną posadę w londyńskiej fundacji działającej na rzecz
brazylijskich dzieci żyjących na ulicach, ale zarabiała tak niewiele, że stać ją było na pokoik
niewiele większy od mieszczącej tylko pojedyncze łóżko celi, którą zajmowała w Rio.
Pracowała wiele godzin dziennie i często zostawała w pracy także wtedy, gdy wszyscy inni już
wyszli – nie miała nic innego do roboty. Wszystko, w co wierzyła, zniknęło, a praca nie dawała jej
takiej satysfakcji, jakiej oczekiwała. Codziennie, a nawet w każdej godzinie, łapała się na tym, że
wraca myślami do chwili, kiedy po raz pierwszy ujrzała Carlosa w holu jego imponującego domu.
Nie mogła pojąć, dlaczego tak jest.
Spotykała przystojnych mężczyzn, gdy była młodsza, zanim postanowiła wybrać życie zakonne,
ale żaden nie zrobił na niej takiego wrażenia. Wydawało jej się, że te dziwne, okolone czarnymi
rzęsami ciemnoniebieskie oczy wyrażały groźbę, która obudziła w niej coś nowego i niepokojącego.
Tylko nocą, gdy nie mogła kontrolować myśli, podświadomość pozwalała jej podejrzeć, o co
może chodzić. Budziła się z tych snów zlana potem i szybko zaczynała się modlić. Prosiła
o wskazówki. Zaczęła jednak podejrzewać, że wykorzystuje religię, by chronić się przed
drzemiącym w niej mrokiem, z którym bała się skonfrontować.
– Tu jesteś! – zawołała Lizzie, szefowa jej działu, wchodząc do pokoju. – Miałam nadzieję, że
właśnie tutaj cię znajdę. Mam dla ciebie zadanie. Inne niż zwykle. Dostaliśmy list od mieszkającego
w Londynie człowieka, który urodził się w Brazylii. Bardzo go interesuje nasza praca i chciałby się
spotkać z kimś, kto by mu szczegółowo o niej opowiedział, zanim zdecyduje, czy będzie nas
regularnie wspierał. Zdaje się, że mowa o dużych pieniądzach, więc daj z siebie wszystko, żeby go
do nas przekonać.
– Jestem nowa – zaprotestowała Chloe. – Powinnaś iść sama albo wysłać Annę. To elegancka
kobieta, obyta. Z pewnością przypadnie do gustu zamożnemu starzejącemu się Brazylijczykowi.
– Równie dobrze może być młody. Zresztą nie mogę posłać Anny, bo poprosił o spotkanie z tobą.
– Ze mną? – Chloe patrzyła na nią z niedowierzaniem. – To niemożliwe. Nie znam nikogo
w Londynie.
– Najwyraźniej ktoś zna ciebie. Podobno poznał cię, gdy mieszkałaś w Rio de Janeiro.
Chloe zrobiło się sucho w ustach.
– Nie mogę iść – zaoponowała szybko. – Wyszłam z wprawy, nie umiem już rozmawiać. Minie
wiele miesięcy, zanim będę gotowa na spotkania towarzyskie. Przecież wiesz. Zrobię wszystko inne:
mogę adresować koperty, dzwonić, wszystko, tylko nie...
Lizzie wybuchnęła śmiechem.
– Nie panikuj. Doskonale sobie radzisz z objaśnianiem ludziom, na czym polega nasza praca.
Powiedzmy sobie szczerze: jesteś jedyną osobą, która tam była i wie, jak tam naprawdę jest. Poza
tym postanowiłaś, że chcesz wrócić do naszego świata, więc kiedyś powinnaś zacząć. To doskonała
okazja. Ten człowiek mieszka w przyjemnej okolicy, bardzo eleganckiej.
Chloe poczuła, że z jej żołądkiem dzieje się coś dziwnego, jakby go ktoś zawiązał.
– Naprawdę nie chcę tego robić, Lizzie – powiedziała cicho.
– Dla dobra sprawy – Lizzie szybko odparowała. – Umówiłam cię na piętnastą. Uznałam, że to
bardzo stosowna pora. Może się załapiesz na herbatę i babeczki!
Chloe potrafiła ocenić, kiedy przegrywa.
– W porządku – zgodziła się z przygnębieniem.
– Uszy do góry. Może okaże się nie tylko bogaty, ale też młody, przystojny i wolny, a wtedy mi
podziękujesz. Nazywa się Carlos Rocca. Kojarzysz?
Chloe pokręciła głową. Wiedziała oczywiście, o kim mowa, ale nie miała ochoty opowiadać
o swoim poprzednim spotkaniu z Carlosem i o wpływie, jaki miał na to, że porzuciła zakon.
Pomyślała też, że jeśli zadał sobie trud, żeby ją odnaleźć w Londynie, jest bardzo wątpliwe, aby
miała jakikolwiek powód, żeby dziękować Lizzie.
Punktualnie o piętnastej zadzwoniła do drzwi trzypiętrowego domu przy Maida Vale. Nie
wiedziała, jak się na to spotkanie ubrać. Większość ubrań rozdała rok wcześniej, kiedy została
postulantką, a te, które zachowała, były za luźne, bo w Brazylii mocno schudła – zawdzięczała to
upałowi i kiepskiej zakonnej diecie. W końcu wybrała prostą bawełnianą sukienkę w odcieniu złota
i postanowiła nie przejmować się tym, że dzień jest chłodny i deszczowy. Bynajmniej nie miała
ochoty wyglądać podczas kolejnego spotkania z tym człowiekiem jak żałosna sierota.
Drzwi otworzyła kobieta w średnim wieku. Spojrzała na nią pytającym wzrokiem.
– Słucham?
– Siostra Chloe. Przyszłam na spotkanie z panem Roką, w sprawie...
– Siostra Chloe? – Kobieta uniosła brew.
Chloe zapragnęła, żeby ziemia się rozstąpiła i ją pochłonęła.
– Nie, oczywiście, że nie. Kiedyś byłam siostrą, zakonnicą. Naturalnie już nie jestem, dlatego
mam na sobie tę sukienkę i...
Dalszych upokorzeń oszczędziło jej pojawienie się Carlosa.
– Wszystko w porządku, pani Clarke. Oczekuję tej młodej damy. Naprawdę była kiedyś
zakonnicą – dodał. – Rozumiem, że trudno w to uwierzyć, ale daję pani słowo, że to prawda.
Chloe weszła do domu i zaczęła się zastanawiać, czy sukienka na pewno była dobrym pomysłem.
Carlos dość długo wodził po niej wzrokiem. Nawet potem, kiedy przemierzali hol i Carlos mówił
coś do gospodyni, Chloe była pewna, że uważnie ją obserwuje.
Wprowadził ją do małego, pięknie umeblowanego salonu, usiadł na fotelu z białej skóry
i spojrzał na nią z aprobatą.
– Znaczna poprawa – wymamrotał. – Chociaż w tym czarnym welonie było coś kuszącego.
– Moja szefowa powiedziała, że chce pan ze mną porozmawiać o datkach – odezwała się Chloe.
Starała się nie zwracać uwagi na to, że jej się przygląda. – Podobno chce się pan dowiedzieć czegoś
więcej, zanim pan zdecyduje, czy nas wesprzeć. Przyznaję, że wydaje mi się to trochę dziwne,
zważywszy na to, że w Rio ofiarował nam pan sporą sumę, ale może zamierza mi pan powiedzieć, że
ludzie, z którymi teraz współpracuję, również są skorumpowani.
– Domyślam się, że zrobiła pani rozeznanie, jak sugerowałem?
– Tak.
– I odkryła pani, że miałem rację?
– Gdyby było inaczej, nadal odbywałabym tam nowicjat. – Trudno jej było ukryć rozgoryczenie.
Carlos zmrużył oczy.
– Mam nadzieję, że nie obwinia mnie pani za korupcję, którą pani odkryła?
– Byłoby to bardzo nierozsądne.
Przytaknął.
– Owszem, ale wydaje mi się, że ma mi to pani za złe. Proszę mi powiedzieć... tęskni pani za
byciem zakonnicą?
– Oczywiście. To było moje życie! Pozbawiono mnie wszystkiego i nie wiem, co dalej robić.
– Praca dla fundacji charytatywnej to coś bardzo wartościowego.
Chloe była pewna, że usłyszała w jego głosie kpinę.
– W pańskich ustach brzmi to jak zniewaga.
– W takim razie przepraszam. Mam jednak wrażenie, że ucieka pani przed samą sobą, usiłuje
przed wszystkimi ukryć prawdę. Dlaczego? Wstydzi się pani tego, jaka naprawdę jest?
– Naturalnie, że nie! Dlaczego miałabym się wstydzić?
– Właśnie to mnie intryguje. Zadzwonię po herbatę, a potem jeszcze porozmawiamy.
Chloe patrzyła, jak Carlos wstaje i ciągnie za wiszący tuż obok kominka sznur z frędzlami. Miał
na sobie ciemny garnitur, białą koszulę i niebiesko-czerwony krawat. Wyglądał na inteligentnego,
eleganckiego przemysłowca, za jakiego uchodził w swoim kraju. A jednak coś nie grało. Pod gładką
powłoką Chloe wyczuwała coś prymitywnego, coś groźnego, co chwilami można było dostrzec
w głębi jego oczu. Właśnie to zapamiętała i z zażenowaniem stwierdziła, że coś w głębi niej na to
zareagowało.
Pani Clarke wniosła tacę z herbatą i herbatnikami. Carlos dał Chloe znak, żeby napełniła
filiżanki.
– Ma pani rację. Wiem o waszej działalności wszystko co trzeba – odezwał się. Chloe starała
się, żeby ręka, w której trzymała dzbanek, przestała drżeć. – Tak naprawdę chciałem się z panią
znowu zobaczyć.
Chloe spojrzała na niego.
– Dlaczego?
– Frapuje mnie pani. Jestem przekonany, że łączy nas znacznie więcej, niż pani podejrzewa.
– Wątpię – odparła pospiesznie. – Wywodzimy się z różnych światów. Po prostu wydaje się
panu, że jestem zabawna i dziwna. Prawdopodobnie sądzi pan, że każdy powinien chcieć żyć tak jak
pan, ale obawiam się, że to czysta próżność.
Gdy tylko skończyła, zorientowała się, że posunęła się za daleko. Obraziła potencjalnego
sponsora. Ale było już za późno, żeby to cofnąć. Zerkała na niego i nie potrafiła odgadnąć, o czym
myśli. Wyraz twarzy miał niemal obojętny.
– Boi się pani, że to, co mówię, okaże się prawdą? – zapytał łagodnie.
– Wiem, że nie jest prawdą.
– Więc proszę pójść ze mną na kolację. Zjemy coś i porozmawiamy. Może panią to zdziwi, ale ja
również jestem zwolennikiem dyscypliny i pewnych zasad, tyle tylko że ta dyscyplina różni się od
tej, którą pani na początku wybrała.
– Raczej nie chciałabym wybierać się z panem na kolację – odparła Chloe. Wiedziała aż nazbyt
dobrze, że jest wręcz odwrotnie.
– Chciałaby pani, żebym hojnie wsparł pani fundację? Jestem pewien, że jedna niewinna kolacja
to niezbyt wysoka cena.
Chloe przyglądała mu się bacznie.
– Szantażuje mnie pan.
Przytaknął.
– Jak najbardziej.
Ta szczerość ją zdumiała.
– Ohyda!
– Tak to już jest na tym świecie. Z pewnością przekonała się pani o tym w Rio de Janeiro.
– Jesteśmy w Londynie – zaprotestowała. – Tutaj jest inaczej.
– Na całym świecie ludzie są tacy sami. W Anglii takie sprawy się ukrywa. W Brazylii to
powszechnie akceptowany sposób na życie. Osobiście wolę rozwiązanie brazylijskie. Nie znoszę
hipokrytów. Pójdzie pani ze mną na kolację czy nie?
Zawahała się. Nie miała nic innego do roboty. Wszystkie wieczory spędzała samotnie w swojej
kawalerce, jeśli nie brać pod uwagę gołębi chodzących po małym balkonie. Mimo to instynkt
podpowiadał jej, że powinna odmówić, nawet gdyby to miało oznaczać stratę sponsora. Ten
człowiek był niebezpieczny, a ona nie była na tyle naiwna, żeby wierzyć, że chce z nią tylko
porozmawiać.
Otworzyła usta, żeby odmówić, i nagle, zmęczona dbaniem o swoje bezpieczeństwo, zmieniła
zdanie.
– Jeśli naprawdę chce mnie pan zaprosić do restauracji, zachowałabym się samolubnie,
odmawiając – odpowiedziała.
Carlos się uśmiechnął.
– Cóż za altruistyczne podejście. Przedkłada pani działalność charytatywną nad własne uczucia!
Przyjadę po panią jutro o dwudziestej. Proszę mi podać adres, zanim pani wyjdzie. Jestem pewien,
że to będzie ciekawy wieczór.
Piła herbatę i nie potrafiła przestać się zastanawiać, co dla Carlosa Roki oznacza słowo
„ciekawy”.
Rozdział 5
– Gdzie mieszka ta siostrzyczka? – zawołała Livia.
Carlos brał prysznic, za chwilę miał wyjść po Chloe.
– Za rzeką. W bardzo biednej okolicy, co działa na naszą korzyść.
Livia nie odpowiedziała. Nie była całkiem zadowolona z tego, co Carlos zaplanował.
Perspektywa wprowadzenia nowicjuszki do świata erotycznej dyscypliny była ekscytująca, ale
wiązała się z pewnym ryzykiem. Takim samym, jakie towarzyszyło zabawom z każdą inną kobietą: ta
druga mogła się Carlosowi spodobać bardziej niż ona.
Zerknęła na łóżko i zauważyła, że przygotował sobie jeden z najlepszych garniturów i ulubiony
włoski jedwabny krawat. Wystraszyła się, aż ją ścisnęło w dołku. Pomyślała, że ten człowiek łatwo
się nudzi. A żyje w świecie, w którym wszystkie kobiety są bardzo wyrafinowane i doświadczone.
Była zakonnica, nowicjuszka, czy jak jej tam, z pewnością na jakiś czas przykuje jego uwagę.
Szybko otworzyła szklane drzwi, zsunęła z siebie sukienkę i weszła do kabiny. Carlos stał
plecami do niej, ale kiedy objęła go w pasie, odwrócił głowę. Pieściła palcami jego mokrą skórę.
– Spieszę się – wymamrotał.
– Mamy czas – odparła, przesuwając usta wzdłuż jego kręgosłupa i całując każdy kręg.
Przez chwilę miała wrażenie, że nie zareaguje, ale odwrócił się do niej. Oczy lśniły mu
z podniecenia. Objął ją i obrócił tak, żeby się oparła plecami o przeciwległą ścianę. Chwycił ją za
ręce, uniósł je nad jej głowę i przycisnął do kafelków. Pochylił głowę i zaczął delikatnie kąsać jej
piersi.
Podekscytowana Livia zaczęła się wić. Carlos szybko wepchnął jej między nogi kolano
i podniósł tak, żeby mogła się o nie ocierać.
– Dojdź tak – powiedział chrapliwie, a potem jego usta znowu zajęły się jej wrażliwymi
piersiami.
Livia zaczęła pocierać sromem o jego nogę i jej biodra drgnęły. Poczuła, że nabrzmiał
i zwilgotniał. Carlos gwałtownie dotykał językiem delikatną skórę pod jej krągłymi piersiami. Raz
pod jedną, raz pod drugą. Oddychał coraz szybciej i gdy Livia poczuła napięcie w dole brzucha,
opuścił nogę i wsunął penisa w jej pobudzoną pochwę.
– Dojdź teraz! – rozkazał, wchodząc w nią, ale nie była jeszcze gotowa.
Domagał się posłuszeństwa zbyt wcześnie. Prawie krzyknęła ze złości. Tak bardzo pragnęła,
żeby wszystko było dobrze.
Świadom, że nie jest gotowa, zaczął wykonywać biodrami okrężne ruchy. Próbował znaleźć jej
punkt G. Równocześnie wziął w usta jej lewą pierś i ssał ją przez kilka sekund, a potem mocno
przygryzł obolały sutek.
Livię przeszyło cudowne ukłucie palącego bólu. Jej ciało zadrżało z rozkoszy. Osiągnęła orgazm
w tym samym momencie co on. Gdy ostatnie skurcze ustały, Carlos delikatnie odgarnął jej z twarzy
mokre włosy i pocałował namiętnie.
– Cudownie! – powiedział z zadowoleniem. – Szkoda, że nasza była zakonnica nie mogła tego
widzieć.
– Byłaby mocno zszokowana! – zaśmiała się Livia, przesuwając palcami po posiniaczonym
sutku.
– Oczywiście. Chcę, żeby była zszokowana – odparł, a potem ścisnął jej obolały pączek
palcami prawej dłoni.
Zostawił ją pod prysznicem.
Cudowny, ostry, mroczny ból, który jej zadał celowo, znów wstrząsnął jej ciałem i wzbudził
kolejną falę podniecenia. Na tym właśnie polegał problem z Carlosem. Nigdy nie miało się go dość.
– Myślę, że dość już wypiłam – oznajmiła Chloe, gdy Carlos chciał napełnić jej kieliszek.
– Bzdura. Właściwie jeszcze nic nie wypiłaś.
– Poproszę tylko odrobinę.
Chloe nie przywykła do picia alkoholu, ale wydawało jej się, że niegrzecznie byłoby odmówić.
Poza tym wino było przepyszne.
– Powiedz prawdę. Nadal żałujesz, że jednak nie zostaniesz zakonnicą?
Chloe nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio czuła się aż tak swobodnie. Była też pewna,
że Carlos ją zrozumie, jeśli będzie wobec niego szczera.
– Nie miałam nawet pewności, czy jestem do tego stworzona – wyznała. – Mam wrażenie, że
trochę chciałam sobie udowodnić, że poradziłabym sobie z wiążącą się z tym dyscypliną. Moi
rodzice co chwilę się przeprowadzali. Przez nich dorastałam bez granic i wskazówek. Jedyną ich
próbą poddania mnie jakiemuś rygorowi było wysłanie mnie do szkoły prowadzonej przez
zakonnice. To właśnie tam jedna z sióstr zasugerowała, żebym się zastanowiła nad wstąpieniem do
zakonu.
Czuła, że przygląda jej się uważnie.
– Może wynikało to z twojej wrodzonej dobroci? – zapytał cicho.
Chloe usiłowała stłumić chichot.
– Ani trochę! Było wręcz odwrotnie, ale siostra Clare była zdania, że wcale nie te dziewczęta,
które chcą być zakonnicami, są naprawdę do tego powołane. Przyznaję, że jej zainteresowanie mi
schlebiało, więc jestem raczej osobą próżną i płytką!
Kolejne słowa Carlos wypowiedział tak cicho, że aby go usłyszeć, musiała się pochylić nad
stołem.
– Masz kłopot z przestrzeganiem zasad?
– Owszem – odparła wesoło, zdając sobie sprawę, że jednak wypiła za dużo. Zazwyczaj nie była
tak otwarta. – Kiedy ktoś mi mówi, co mam robić, z natury postępuję wręcz odwrotnie. Oczywiście
dość szybko pokonałam tę skłonność, gdy wstąpiłam do zakonu.
– Oczywiście.
– Nadal uważam, że byłabym dobrą zakonnicą – ciągnęła. – Szło mi doskonale, ale kiedy
odkryłam, co się dzieje z pieniędzmi, które zbierałyśmy w Rio, zaczęłam kwestionować wszystko.
Jak można usprawiedliwiać dawanie łapówek łotrom i skorumpowanym policjantom, kiedy małe
dzieci...
– To była walka o przetrwanie. Sądzę, że wyświadczyłem ci przysługę. Zdecydowanie nie
jesteś urodzoną zakonnicą.
Trochę szumiało jej w głowie i miała nadzieję, że Carlos za chwilę zamówi kawę.
– Może rzeczywiście – przyznała. – Lubię swoją obecną pracę.
– Ale na pewno nie podoba ci się twoje mieszkanie – dociekał.
Pokręciła głową i sala zawirowała jej przed oczami.
– Jasne, że nie. Jest okropne, ale nie stać mnie na nic lepszego.
Z ulgą spostrzegła, że Carlos się odwraca, żeby przywołać kelnera.
– Poproszę dwie kawy. Wiesz, Chloe, możliwe, że wiem, jak rozwiązać twój problem. W moim
londyńskim domu są trzy nieużywane sypialnie. Może chciałabyś z którejś z nich korzystać?
– Nie mogłabym – odpowiedziała pospiesznie. – Źle by to wyglądało. Prawie cię nie znam i...
– Nie mieszkam sam. Przyleciała ze mną Livia, moja brazylijska dziewczyna. Napij się kawy.
Pojedziemy do mnie i oprowadzę cię po domu, a potem cię odwiozę.
– Nie rozumiem, dlaczego chcesz mi pomóc – wymamrotała Chloe. Żałowała, że nie może się po
prostu zwinąć w kłębek i zasnąć.
– Czuję się za ciebie odpowiedzialny. Przecież gdyby nie ja, nadal mieszkałabyś w Rio de
Janeiro, a twoje iluzje by się nie rozwiały.
Była pewna, że stoi za tym coś więcej, ale bardzo chciała obejrzeć cały jego luksusowy dom.
Pragnęła też spędzić z nim trochę więcej czasu.
– W porządku – zgodziła się. – O ile Livia tam jest.
– Oczywiście – zapewnił ją Carlos z uśmiechem. – Livia będzie nam towarzyszyła. Bardzo chce
cię poznać.
Kiedy zatrzymali się przed domem, Chloe spała na siedzeniu pasażera. Carlos zerknął na jej
twarz. Padało na nią światło ulicznej latarni. Wyglądała niewiarygodnie niewinnie. Z podniecenia aż
zaschło mu w ustach.
Czekało go trudne zadanie. Musiał przekonać tę dziewczynę, żeby z nim zamieszkała pod
jednym dachem. Miał pewność, że jeśli tylko mu się uda, reszta pójdzie jak z płatka. Znał się na
kobietach i z tego, jak Chloe się poruszała, ubierała, jadła i piła, wnioskował, że jest bardzo
zmysłowa. Brakowało jej tylko kogoś, kto by jej uświadomił tę prawdę o niej. Może będzie
w szoku, ale to minie. Potem będzie mu wdzięczna, tak jak on był wdzięczny jej, za to, że przydała
ekscytacji jego nudnemu życiu. Pogładził ją po policzku. Otworzyła oczy.
– Co się dzieje?
– Nic. Zasnęłaś. Dojechaliśmy. Do mnie.
– Przepraszam, to pewnie przez wino.
Przytaknął.
– To bardzo prawdopodobne. Chodźmy.
Zanim doszli do drzwi, otworzyła je Livia. Stanęła w progu. W obcisłej ciemnoczerwonej
sukni, z blond włosami opadającymi na ramiona prezentowała się wspaniale, bardzo seksownie.
– Przywiozłem Chloe, żeby się rozejrzała po domu – oznajmił Carlos. – Mieszka w okropnym
mieszkaniu w Tooting. Pomyślałem, że mogłaby korzystać z którejś z gościnnych sypialni. Pracuje
niedaleko stąd.
– Nie wiedziałam, że szukamy współlokatorów – burknęła Livia, gdy Carlos i Chloe ją minęli.
– Zrobimy dobry uczynek – odpowiedział, z trudem maskując złość. – Chloe pracuje dla fundacji
pomagającej brazylijskim dzieciom mieszkającym na ulicach, a wiesz, że ta sprawa jest bardzo
bliska mojemu sercu.
Chloe stała w holu i mrugała oczami.
– Zapomniałam, jak tu ślicznie – stwierdziła ospale.
– Z pewnością zupełnie inaczej niż w twoim mieszkaniu.
– Przepraszam. Jestem naprawdę zmęczona i skołowana. Dlaczego chcesz, żebym tu
zamieszkała?
– Bo zasługujesz na to, żeby mieszkać w ładniejszym miejscu, bliżej pracy. No i po części
obwiniam się za to, że tak się potoczyło twoje życie. Chodźmy dalej.
Liczył na to, że jeśli będzie stanowczy, posłucha go. I gdy rzeczywiście tak się stało, poczuł, jak
zalewa go fala uniesienia. Najwyraźniej nadal w pierwszym odruchu wykonywała polecenia, jak
wtedy, gdy była jeszcze zakonnicą. Jeśli tylko przyjmie propozycję, będzie mógł zacząć ją
wprowadzać w swój świat.
Otworzył drzwi do największej gościnnej sypialni i cofnął się, żeby mogła zajrzeć do środka.
Urządzono ją w ciepłych brązach i kremach. Łóżko, toaletkę i szafy zrobiono z naturalnej sosny.
Ozdobą pokoju były kryształowe wazony z zielono-białymi bukietami.
– Jak tu pięknie – wyszeptała Chloe. – I jak spokojnie. Mogłabym się tu w tej chwili położyć
i zasnąć.
Carlos zerknął na Livię, a ona czym prędzej chwyciła Chloe za rękę.
– Czemu nie? – zaproponowała z uśmiechem. – Jesteś taka zmęczona. Możemy wrócić do tej
rozmowy rano.
– Chyba nie powinnam...
Livia zaprowadziła Chloe do łóżka. Chwilę później była zakonnica leżała na nim na boku.
Oparła głowę na dłoniach i zamknęła oczy. Carlos przyglądał się, jak głęboko oddycha.
Z zadowoleniem kiwnął głową.
– Zasnęła – odezwał się do Livii, gdy zamykali drzwi. – Wszystko idzie zgodnie z planem.
Powiem ci, co chcę zrobić rano.
Opowiadał jej o swoich zamierzeniach, a ona słuchała uważnie. Zanim położyli się spać, była
podekscytowana niemal tak samo jak jej kochanek.
Kiedy Chloe otworzyła oczy, nie potrafiła powiedzieć, gdzie jest. Z prawej przez wąską
szparkę między zasłonami do pokoju wpadało trochę światła, ale wszystko wyglądało obco. Powoli
zaczęła sobie przypominać, co się działo wieczorem.
Zerknęła na zegarek. Była szósta rano. Przywykła wstawać wcześnie, ale miała poczucie, że tym
razem obudził ją jakiś dźwięk. Leżała cicho w łóżku i nasłuchiwała.
Po kilku minutach wiedziała na pewno, że miała rację. Odnosiła wrażenie, że w głębi domu ktoś
szlocha albo jęczy. Odgłosy dały się słyszeć mniej więcej przez minutę. Potem nastąpiła długa
przerwa, a potem rozległy się znów. Chloe poczuła, że jej tętno przyspiesza. Po cichu wstała z łóżka,
otworzyła drzwi i wyszła na korytarz.
Teraz słyszała wyraźniej. Dziwny krzyk, jak lament. Szła powoli i starała się rozpoznać, skąd
dobiega. Nagle jęk zabrzmiał znacznie głośniej i kiedy odwróciła się tam, skąd dochodził,
stwierdziła, że zagląda przez otwarte drzwi do sypialni.
Livia stała na czworakach na wielkim łożu z kolumnami. To ona wydawała okrzyki, które
wyrwały Chloe ze snu. Odrzuciła głowę do tyłu, miała półprzymknięte oczy. Była naga, jeśli nie
liczyć grubej skórzanej obroży na szyi. Do obroży przymocowano cienką smycz.
Za Livią klęczał Carlos. Prawą ręką przytrzymywał jej prawe udo, w lewej dzierżył smycz. On
również był nagi. Mocno dociskał do ciała Livii biodra i brzuch. Za każdym razem, gdy poruszał
biodrami w przód i w tył, Livia jęczała, ale Chloe szybko pojęła, że to jęki rozkoszy.
Kiedy oddech Livii przyspieszył i napięły się mięśnie jej szyi, Carlos machnął długą smyczą.
Smagnęła delikatną skórę na brzuchu. Jego kochanka znowu krzyknęła, a obserwującej ich Chloe,
zamarłej w bezruchu, wydawało się, że tym razem w jej głosie słychać było nie tylko przyjemność,
ale również ból.
– Proszę, proszę, nie psuj tego! – zawołała Livia, gdy Carlos znowu zaczął się poruszać w przód
i w tył.
– Szszsz... – wyszeptał czule.
Chloe stwierdziła z zażenowaniem, że stwardniały jej sutki.
– Bądź grzeczna – wymamrotał Carlos. – Już niedługo.
Przyspieszył i Livia znowu odrzuciła głowę do tyłu. Carlos zaczął poruszać prawą dłonią.
Gładził ją między udami. Oddech Livii rwał się jeszcze bardziej, zaczęła się trząść.
– Tak! Tak! – krzyczała.
Chloe z trudem przełknęła ślinę.
I wtedy Carlos zerknął przed siebie, nad głową Livii, i przeszywające spojrzenie jego błękitnych
oczu spotkało się ze spojrzeniem Chloe. Niedbale smagnął smyczą nabrzmiałe piersi Livii. Znów
jęknęła na znak protestu. Chloe poruszyła się, musiała się do tego zmusić. Chwyciła klamkę
i zatrzasnęła za sobą drzwi, odcinając się od szokującej sceny. Uciekła do swojego pokoju.
Rozdział 6
Dobiegała ósma, gdy Chloe wreszcie odważyła się zejść na dół. Po tym, co zobaczyła, czuła się
dziwnie – była podekscytowana, a równocześnie przerażona. Wiedziała co nieco o seksie, a nawet
jako nastolatka obściskiwała się z chłopakami na tylnym siedzeniu samochodu, zanim stwierdziła, że
ma powołanie. Aczkolwiek to, co wyprawiali Carlos i Livia, przekraczało granice jej wyobraźni
i głęboko ją poruszyło.
Kiedy wróciła do pokoju, nie mogła się uspokoić. Chodziła niespokojnie w tę i z powrotem,
a gdy brała prysznic, jej dłonie bezwiednie zawędrowały na piersi. Gładziły sutki tak długo, aż
stwardniały i zaczęły przypominać ściśnięte różowe pączki.
W tamtej chwili pragnęła tylko wrócić do bezpiecznego pokoju w Tooting i zapewniającej
komfort, chociaż nudnej codzienności. Carlos Rocca budził w niej dziwne mroczne tęsknoty, które
sprawiały, że zaczynała się bać samej siebie.
– Tu jesteś! – wykrzyknął, zbiegając za nią po schodach. Delikatnie objął ją w pasie
i zaprowadził do małej jadalni. – Musisz zjeść tosta i napić się kawy. Dopiero potem pojedziemy po
twoje rzeczy. Rano na pewno bolała cię głowa.
– Odrobinę – przyznała. Było to niedopowiedzenie roku.
– Przepraszam. Zapomniałem, że nie jesteś przyzwyczajona do picia alkoholu. Domyślam się, że
zakonnice nie piją potajemnie.
– Oczywiście, że nie! – Zaśmiała się.
Ulżyło jej, że nie wspomniał o tym, co widziała. Gdy wtedy na nią spojrzał, była przerażona
i zastanawiała się, czy będzie umiała znów stanąć z nim twarzą w twarz. Wyglądało na to, że nie
będzie się musiała tym martwić. Najwyraźniej cały ten incydent miał zostać przemilczany.
– Dlaczego chcesz jechać po moje rzeczy? – zapytała, sącząc przyniesioną przez gosposię kawę.
Zerknął na nią zaskoczony.
– Skoro masz się tu przeprowadzić, chyba chciałabyś mieć przy sobie swoje ubrania i inne
rzeczy, które trzymasz w tym obskurnym pokoiku.
Chloe przyglądała mu się.
– Nie powiedziałam, że się tu wprowadzam, prawda?
– No nie, ale zakładałem, że...
– Nie mogłabym tak bardzo narzucać się tobie i Livii. A poza tym nie stać mnie na mieszkanie
tutaj. Za pokoje takie jak ten, w którym spałam, płaci się...
Wydawał się szczerze zszokowany.
– Nie chcę od ciebie pieniędzy! Jak już wspomniałem, czuję się częściowo odpowiedzialny za
twoją obecną sytuację. Poza tym tak też mogę pomóc twojej organizacji. Zapewnię ich najlepszemu
pracownikowi lokum blisko miejsca pracy.
– Nie miałam pojęcia, że jesteś aż tak szczodry – rzuciła szyderczo.
Carlos w zamyśleniu pokiwał głową.
– Jesteś cyniczna, ale jak mógłbym cię za to winić? Wierz mi, chcę to dla ciebie zrobić.
Dyscyplina Marina Anderson Młoda angielska zakonnica odbywa nowicjat w zakonie w Rio de Janeiro, gdzie zbiera pieniądze dla dzieci żyjących na ulicach. W ten sposób trafia do domu zamożnego, eleganckiego i wyrafinowanego playboya, którego charyzma robi na niej ogromne wrażenie. Mężczyzna otwiera jej oczy na korupcję, która szaleje w brazylijskim mieście niczym zaraza. Pozbawiona złudzeń dziewczyna wraca do Anglii, by tam pracować dobroczynnie, lecz przystojny nieznajomy znowu się pojawia w jej życiu. Urzeczona jego dominującą naturą młoda kobieta porzuca habit, by poznać cielesne rozkosze. Odkrywa nie tylko świat fizycznych uniesień, ale też drzemiącą w sobie siłę. Zamiast wrócić do Brazylii z kochankiem, zakłada własny „wewnętrzny krąg” bogatych przyjaciół, których łączą podobne upodobania, i niebawem zdaje sobie sprawę z tego, że zbieranie funduszy na cele charytatywne może być zarówno niekonwencjonalne, jak i nadzwyczaj przyjemne.
Tytuł oryginału THE DISCIPLINE Redakcja Grażyna Mastalerz Adaptacja okładki Magdalena Zawadzka Zdjęcie na okładce Shutterstock DTP Dariusz Piskulak Korekta Małgorzata Denys Copyright © Marina Anderson 2002 First published by Sphere, an imprint of Little, Brown Book Group The moral right of the author has been asserted. All characters and events in this publication, other than those clearly in the public domain, are fictitious and any resemblance to real persons, living or dead, is purely coincidental. Copyright for the Polish edition © by Wydawnictwo Czarna Owca, 2014 Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Wydanie I ISBN 978-83-7554-644-6 ul. Alzacka 15a, 03-972 Warszawa e-mail: wydawnictwo@czarnaowca.pl Dział handlowy: tel. (22) 616 29 36; faks (22) 433 51 51 Zapraszamy do naszego sklepu internetowego: www.czarnaowca.pl Skład wersji elektronicznej: Virtualo Sp. z o.o.
Spis treści Dedykacja Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3 Rozdział 4 Rozdział 5 Rozdział 6 Rozdział 7 Rozdział 8 Rozdział 9 Rozdział 10 Rozdział 11 Rozdział 12 Rozdział 13 Rozdział 14 Rozdział 15 Rozdział 16 Rozdział 17 Rozdział 18 Rozdział 19 Rozdział 20 Rozdział 21 Rozdział 22
Dla Ellenie, z gorącymi podziękowaniami za pomoc!
Rozdział 1 Ciężkie drewniane okiennice starego kolonialnego domu w południowej części Rio de Janeiro chroniły wnętrze przed palącym popołudniowym słońcem. Dom sprawiał wrażenie cichej oazy pośród hałaśliwych, tętniących życiem, zatłoczonych ulic. W dużej sypialni nie było bynajmniej spokojnie. Staromodny wiatrak pod sufitem obracał się powoli, ospale. Na wielkim łożu leżała z rozłożonymi nogami wysoka, opalona młoda kobieta. Wąskie ramiączko czerwono-białej sukienki w grochy zsunęło się jej z ramienia. Spódnicę miała podciągniętą wysoko, zwiniętą wokół talii. Jej prawa dłoń pracowała gorliwie między szczupłymi udami. W nogach łoża stał mężczyzna. Obserwował ją uważnie i wsłuchiwał się w odgłosy, które wydawała, zbliżając się do orgazmu. Gdy oddech zaczął się jej rwać, a palce poruszać szybciej, odezwał się: – Wolniej. Nie za szybko. Chcę, żebyś poczekała trochę dłużej. Kobieta jęknęła i niespokojnie poruszyła spoczywającą na stosie poduszek głową. Sięgające pasa blond włosy miała ciemne od potu, usta drżały jej z pożądania. Mężczyzna mówił cicho, ale blondynka znała go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że powinna go słuchać. Czuła ciepło promieniujące w górę ciała i pragnienie pulsujące w napiętym brzuchu, ale zmusiła się do zwolnienia ruchów i stęknęła cicho, kiedy pierwsze ekscytujące iskierki orgazmu rozpłynęły się we mgle. Mężczyzna z aprobatą kiwnął głową i uśmiechnął się do siebie, kiedy jego blond kochanka zaczęła pieścić swoje piersi i brzuch, usiłując w ten sposób opóźnić szczytowanie. – Nie kazałem ci zaczynać od nowa – zauważył. – Wsuń rękę między nogi. – Wtedy dojdę! – zaprotestowała. – Wątpię. Oboje wiedzieli, że ma rację. Piękne opalone ciało prężyło się i z trudem walczyło z przyjemnością, która za chwilę miała nim zawładnąć. I wreszcie, gdy dziewczyna zaczęła błagać, żeby ją wyzwolił z tych mąk, mężczyzna poruszył się. Usiadł na skraju łoża i posadził ją sobie na kolanach – krzyknęła, gdy poczuła w sobie jego długiego sztywnego członka. Dotarło do niej, że jej ciało wreszcie się pozbędzie wielkiego erotycznego napięcia, w którym trwała od godziny. Objęła mężczyznę za szyję, a on zaczął ją podnosić i opuszczać, przytrzymując rękami. I wreszcie cudowne, palące ciepło zalało ją znowu. Krzyknęła z ekscytacji. Wtem ruch ustał, mężczyzna się podniósł. Szybko oplotła go nogami w talii i przywarła do niego, żeby móc osiągnąć orgazm. Jej kochanek oddychał szybko. Był coraz bardziej podniecony, gdy niósł ją przez pokój. Wreszcie oparł ją plecami o ścianę. Zaczął w nią wchodzić z coraz większą siłą. Gdy oboje szczytowali, zauważyła, że jego zadziwiające błękitne oczy ciemnieją z uniesienia i pragnienia. Znała zasady, lecz nagle z przerażeniem stwierdziła, że nie będzie mogła postąpić zgodnie
z nimi. Mężczyzna zbyt długo trzymał ją na krawędzi. Wiedziała, że dojdzie, zanim on spędzi w niej tyle czasu, ile by chciał. On też zdał sobie z tego sprawę i jego oczy natychmiast pojaśniały. – Nie, Livio – ostrzegł ją, ale było za późno. Miała wrażenie, że przeszywa ją prąd. Wszystkie jej mięśnie zesztywniały, a brzuchem wstrząsały gwałtowne skurcze niemal bolesnego uniesienia. Wydała okrzyk wyrażający równocześnie ekstazę i przestrach. Kiedy jej wagina zacisnęła się wokół niego, przyjemność zaczęła pochłaniać również jego. Tętnica na jego szyi pulsowała, gdy bezskutecznie próbował się powstrzymać. Z tłumionym pomrukiem pchnął ją raz jeszcze, naciskając biodrami na jej ciało jak najmocniej i czerpiąc z tej chwili wszelką możliwą rozkosz. Przez kilka sekund trwali zespoleni. Pot skroplony na ich ciałach utrudniał im rozdzielenie się, ale on wnet się cofnął i z okrzykiem wściekłości puścił ją. Upadła na podłogę. Włosy oplotły jej opalone kończyny. Obserwowała go spod przymkniętych powiek i zastanawiała się, jak zareaguje na jej przewinienie. Zdumiało ją, że już się nie odezwał. Poszedł wziąć prysznic, ubrał się i zaczął się zbierać do wyjścia. – Przepraszam, Carlos – powiedziała szybko. – To było dla mnie za wiele i... Odwrócił się, żeby na nią spojrzeć. Twarz miał pozbawioną wyrazu. Jeszcze nigdy go takiego nie widziała. Wydawał się znudzony. – Odnoszę wrażenie, że marnuję na ciebie czas – rzucił. – Zdaje się, że nie rozumiesz słowa dyscyplina. – Jak możesz tak mówić? Kiedy wcześniej cię zawiodłam? – spytała. – Chodzi o to, że po tym wszystkim nie spodziewałem się, że w ogóle mogłabyś mnie zawieść. Jak mogę na tobie polegać i wierzyć, że mi pomożesz nauczyć kogoś dyscypliny, skoro sama nie umiesz się podporządkować? Jej ciemnobrązowe oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. – Jak to: nauczyć kogoś? – Potrzebne mi nowe hobby, odskocznia. Pomyślałem sobie, że moglibyśmy razem wprowadzić w świat przyjemności, którymi się rozkoszujemy, jakąś nowicjuszkę. – Kogo? Wzruszył ramionami. – Na razie nie mam pojęcia, ale wiem, że niedługo ktoś się pojawi. Wierzę w przeznaczenie – oznajmił i wyszedł. Kiedy została sama, podniosła się z podłogi, podeszła cicho do okna, rozchyliła lekko okiennice i wyjrzała na rozciągające się poniżej miasto. Czasem się zastanawiała, jak to się stało, że związała się z kimś takim jak Carlos. Była młoda, piękna i bogata. Pragnął jej niemal każdy mężczyzna, który na nią spojrzał, a tymczasem ona tkwiła w sieci człowieka, który nauczył ją o niej samej więcej, niż kiedykolwiek chciała wiedzieć. Mężczyzny, którego publiczny wizerunek stał w wyraźnej sprzeczności z mrocznym perwersyjnym życiem prywatnym, w które nikt by nie uwierzył, nawet gdyby odważyła się o nim opowiedzieć. Najgorsze zaś było to, że ją zniewolił. Żyła dla zakazanych praktyk, którym się oddawali, dla dziwnego świata kar i nagród towarzyszących erotycznej dyscyplinie, której miały się poddawać jego
kobiety. Wiele od niej wymagał, ale nagrody były wspaniałe. Na samo wspomnienie o tym, jak ją czasami dotykał albo krępował, sutki twardniały jej z podniecenia. Zatopiona w rozmyślaniach dopiero po dłuższej chwili zdała sobie sprawę z tego, co się działo w ogrodzie pod oknami sypialni. Ktoś zbliżał się powoli długim podjazdem. Zdaje się, że kobieta, ale dziwnie ubrana. Nie jaskrawo i swobodnie, jak większość Brazylijek: wyglądała ponuro. Miała na sobie sukienkę z długimi rękawami. Livia otworzyła szerzej okiennice i wychyliła się, żeby się jej lepiej przyjrzeć. W tym momencie kobieta spojrzała w górę i Livia pojęła, że do Carlosa przyszła zakonnica. Pośpiesznie stłumiła chichot, zamknęła okiennice i postanowiła, że weźmie prysznic, a potem postara się dowiedzieć, co też dokładnie jej kochanek miał na myśli, wygłaszając ostatnią uwagę. Weszła pod silny strumień wody w chwili, gdy Chloe Reynolds, nowicjuszka spędzająca w zakonie pierwszy rok, podniosła mosiężną kołatkę przy frontowych drzwiach i głośno zapukała. Kiedy wchodziła do rozkosznie chłodnego holu, nie mogła wiedzieć, że właśnie po raz pierwszy wkroczyła do świata tak bardzo różnego od bezpiecznego klasztornego świata zakonu Świętego Łukasza. Dobrze się chyba złożyło.
Rozdział 2 Chloe nigdy w życiu nie widziała takiego holu jak ten, w którym właśnie stała. Pomyślała, że misternie ułożone marmurowe płytki, które miała pod stopami, bez wątpienia kosztowały małą fortunę, a każdy z nadzwyczajnych przedmiotów ustawionych na mahoniowych stolikach musi być marzeniem kolekcjonera. Nie chciała tam przychodzić i gdyby siostra Agatha nie cierpiała na migrenę, z pewnością nie musiałaby wybierać się z tą wizytą sama. Ale w tamtej chwili cieszyła się, że ją tam wysłano. Dziwnie się czuła, gdy szła przez ogród i wsłuchiwała się w piski pawi, ale kiedy weszła do holu, rozzłościła się. Była wściekła, że w kraju, w którym panuje taka bieda, sumienie pozwala ludziom żyć na takim poziomie. Zatopiona w myślach nie usłyszała kroków schodzącego ze schodów Carlosa Roki. Dopiero gdy zakasłał cicho, oderwała wzrok od płytek. Kiedy na niego spojrzała, nie mogła złapać tchu. Miała wrażenie, że duszne, wilgotne powietrze z dworu wniknęło za nią i chce ją udusić. – Spodziewałem się siostry Agathy – odezwał się gospodarz głębokim i o dziwo łagodnym głosem. – O ile nie ubyło jej nagle czterdzieści lat, domyślam się, że coś źle zrozumiałem. Chloe nie mogła wydusić słowa. Czuła ucisk w piersi, a do tego kręciło jej się w głowie. Te osobliwe sensacje ani trochę jej się nie podobały. – Siostra Agatha ma migrenę – wyjaśniła i z ulgą stwierdziła, że mówi normalnym głosem, tylko odrobinę drżącym. – Miałam jej towarzyszyć. Wszystkie pozostałe siostry są zajęte, więc musiałam przyjść sama. Mężczyzna uśmiechnął się blado. – Dziwię się, że nie martwią się o panią. – Dobrze pana znają. Podobno już nam pan pomagał. – Siostra Agatha nie kusi mężczyzny tak jak pani, siostro... Policzki ją paliły. Poczuła, że cała drży. Nie mogła uwierzyć, że religijny człowiek, taki filantrop, może rozmawiać z zakonnicą w taki sposób. – Mam na imię Chloe – wyszeptała, prosząc go w duchu, żeby przestał jej się przyglądać tak uważnie tymi błękitnymi oczami. – Siostra Chloe? Nie brzmi to zbyt religijnie! – Jeśli chcemy, możemy zachowywać imiona, które nadano nam na chrzcie. To pierwszy rok mojego nowicjatu. Jeszcze przez dwanaście miesięcy nie muszę wybierać nowego imienia. Ale przypuszczam, że nie będzie to Chloe – dodała z żalem. – Ma pan rację. To nie dość religijne imię. Carlos wskazał na jedne z ciężkich drewnianych drzwi. – Zapraszam do gabinetu. Tam porozmawiamy. Chloe wahała się przez chwilę, onieśmielona męskością jego muskularnego ciała i wyraźną, niemal pogańską charyzmą. Powiedziała sobie jednak, że przyszła do niego dla dzieci i że już dawno powinna zostawić za sobą tego rodzaju głupoty. To, że ten człowiek był wysoki, śniady i przystojny, nie było już dla niej istotne. Ona też nic dla niego nie znaczyła. Chroniła ją religia. Zastanawiała się,
dlaczego nie jest w związku z tym bardziej wdzięczna. Carlos usiadł za biurkiem i zaczął się przyglądać siedzącej naprzeciwko nowicjuszce. Dziwił się, że udaje mu się ukrywać przed nią pożądanie. Wreszcie, gdy zaczął się zastanawiać, czy jakakolwiek kobieta może go jeszcze fascynować, przysłano mu tę dziewczynę. Stwierdził, że jest dosłownie darem niebios, i uśmiechnął się do siebie. Teraz będzie musiał opracować plan, jak ją uwieść i porwać ze świata zakonnego do swojego. – Rozumiem, że przyszła pani w sprawie darowizny – odezwał się. Chloe przytaknęła. – Na brazylijskie dzieci żyjące na ulicach. Wasi policjanci zabili ich w tym roku już ponad pięćset i... – To nie są moi policjanci, siostro. – Oczywiście, że nie. Chciałam powiedzieć... Rzecz w tym, że pochodzę z Anglii i... Carlos pochylił się do przodu. Nie odrywał wzroku od jej oczu. – Dlaczego Angielka, i do tego nowicjuszka, chodzi sama po niebezpiecznych brazylijskich ulicach i prosi obcych mężczyzn o pieniądze? Wyglądała na wytrąconą z równowagi i o to właśnie mu chodziło. – Ulice nie są dla mnie niebezpieczne. Mój strój zapewnia mi bezpieczeństwo. A jeśli chodzi o proszenie o pieniądze nieznajomych, już nas pan wspierał. Jest pan jednym z naszych dobroczyńców. – To, że się ofiarowuje pieniądze na zbożny cel, nie oznacza, że jest się dobrym człowiekiem – odparł ze śmiechem. – Może w ten sposób pokutuję za grzechy. Nie odpowiedziała mi pani. Co pani robi tak daleko od domu? – Staram się osiągnąć wewnętrzne wyzwolenie dzięki religijnej dyscyplinie – wyjaśniła. Miała nadzieję, że nie będzie się z niej śmiał. – Problem polega na tym, że muszę coś robić. Nie nadaję się do tego, żeby się tylko modlić i medytować. Zakon, do którego wstąpiłam w Anglii, jest zdania, że przyjazd tutaj i życie w pracującym zakonie pomoże mi się dowiedzieć, co jest moim prawdziwym powołaniem. – I już to pani wie? – Jeszcze nie – wyznała. – lecz przynajmniej robię coś dla świata. Nie przypuszczam, żeby ktoś taki jak pan miał pojęcie o tym, jak się żyje w slumsach, ale panująca tam bieda jest przerażająca. Ludzie mieszkają w... Carlos podniósł prawą dłoń. – Nie potrzebuję wykładu. Proszę mi pozwolić wypisać czek. – Otworzył książeczkę, napisał coś błyskawicznie, wyrwał kartkę i podał ją Chloe. – Proszę. Jeśli sądzi pani, że skorzystają z tego biedni, cieszę się. Dostrzegł jej zdumienie, gdy spojrzała na cyfry. – Oczywiście, że tak! – wykrzyknęła. – To o wiele za dużo. Nie spodziewałam się, że... Przyglądał się jej uważnie. – Żadne pieniądze nie zbawią pani mieszkających na ulicach dzieci. Ani biednych. Zanim pani do mnie wróci po więcej, proszę obiecać, że zrobi pani coś dla mnie. – Wszystko – odparła szybko. – Jest pan taki hojny. – Proszę przeprowadzić małe dochodzenie. I sprawdzić osobiście, do kogo trafią pieniądze. Sądzę, że dość szybko odkryje pani, że większa część jest przeznaczana na łapówki, a nie dla
potrzebujących. To miasto jest skorumpowane, siostro Chloe. Większości ludzi brak dyscypliny, której pani tak gorliwie chce się poddać. Obserwował, jak jej palce zaciskają się mocniej na czeku. Wstała i ruszyła do drzwi. Najwyraźniej chciała jak najszybciej się od niego uwolnić. – Przykro mi, że ma pan tak złe wyobrażenie o świecie – odparowała. – Będę się za pana modlić. Przez chwilę było mu jej prawie żal, ale uciszył serce. Siostra powinna poznać prawdę. Tak będzie najlepiej dla niej – i zdecydowanie również dla niego. Przemierzył szybko pokój i zdołał dotrzeć do drzwi przed nią. Patrzył, jak się do niego zbliża. Szara spódnica do kolan odsłaniała idealne nogi w czarnych pończochach, a czarny krótki welon z wąskim fioletowo-różowym paskiem nowicjuszki krył ciemne kręcone włosy. Był to strój kuszący o wiele bardziej niż skąpa sukienka. Poczuł, jak twardnieje z pożądania. Musi ją w jakiś sposób zdobyć. Nauczyć ją własnej dyscypliny. Miał przeczucie, że będzie doskonałą uczennicą. – Proszę pamiętać, żeby się rozejrzeć – przypomniał jej, przytrzymując otwarte drzwi. Nie odpowiedziała, ale jej szare oczy w kształcie migdałów rzuciły mu spojrzenie, w którym dostrzegł błysk politowania i pogardy. To nie miało znaczenia. Niedługo pozna prawdę i wtedy wróci do niego, bo nie będzie wiedziała, dokąd miałaby pójść. Chloe szła długą ścieżką tak szybko, jak tylko mogła, nie przekraczając granic przyzwoitości. Czubkiem języka oblizała spierzchnięte wargi. Na dworze, z dala od niepokojącego towarzystwa Carlosa Roki, łatwiej jej się oddychało. Jeszcze żaden mężczyzna nie przyglądał jej się tak uważnie. Jakby potrafił wejrzeć w jej duszę. Choć czek opiewał na niebotycznie dużą sumę, ten, kto go wystawił, nie był dobrym człowiekiem. Podłością było sugerować, że pieniądze, które zbierają w mieście na cele charytatywne, są przeznaczane na łapówki. Ale ona zrobi rozeznanie i dowie się, do kogo trafiają. Niestety nie tylko te zarzuty ją niepokoiły. Nawet kiedy wróciła do rozpadającego się budynku, który pełnił rolę kwatery głównej zakonu, wracała myślą do kontrastu między błękitnymi oczami i opaloną skórą i do tego, jak falujące brązowe włosy wywijały się na jego karku tam, gdzie stykały się z krawędzią kołnierzyka. Te myśli były niewybaczalne, ale nie wyspowiadała się z nich, bo w głębi duszy nie żałowała. To odkrycie ją przeraziło.
Rozdział 3 Carlos rozsiadł się wygodnie w głębokim miękkim fotelu. Obserwował, jak Livia i ich brazylijska przyjaciółka wiją się na dywanie. Dziewczyna, Juanita, odwiedziła już kiedyś ten dom. Była córką jednego z najbardziej znanych w mieście baronów narkotykowych, ale Carlos nie musiał się niczego obawiać. Miał większą władzę i tamten człowiek o tym wiedział. Wierzył, że te wizyty to zaszczyt, znak, że Carlos będzie go wspierał, jeśli ktokolwiek z rywali spróbuje go usunąć. I w tej kwestii bardzo się mylił. Carlosa interesowała wyłącznie przyjemność, jaką Juanita mogła mu dać, i rozkosz, którą dawali jej z Livią. Ten wieczór był szczególnie ekscytujący: Juanita usłyszała, że musi cały czas zachowywać milczenie. Zazwyczaj mruczała coś nieskładnie, gdy zaczynała odczuwać przyjemność, i krzyczała w ekstazie, gdy osiągała orgazm. I choć przywykła do tego, że przy każdej wizycie reguły gry się zmieniają, to zadanie było dla niej trudne. W rezultacie Carlos nie mógł się doczekać, kiedy przyjdzie kolej na niego. Blond włosy Livii zakrywały brzuch Juanity i gdy Livia poruszała głową między udami przyjaciółki, długie pasma łaskotały wrażliwe ciało. Ta delikatna stymulacja połączona z miękkimi, posuwistymi ruchami wprawnego języka Livii doprowadzała Juanitę do obłędu. Kiedy zaczęła kręcić głową na boki, a jej duże sutki stwardniały, Carlos podniósł się z fotela i spojrzał na nie z góry. Oddychał szybko, jego klatka piersiowa podnosiła się i opadała pod rozpiętą pod szyją kremową koszulą. Wielkie jasnobrązowe oczy Juanity wpatrywały się w niego błagalnie. Starała się zachować ciszę. Carlos głośno przełknął ślinę. Właśnie w takiej sytuacji chciałby oglądać tę nowicjuszkę Chloe, która przyszła do niego przed dwoma tygodniami. Takiej dyscypliny pragnąłby ją uczyć. Potrafił sobie wyobrazić, jak by wyglądała w podobnych okolicznościach: świeżo przebudzone ciało starałoby się mu poddać, żeby go zadowolić. Świadoma, że kochanek się im przygląda, Livia ostrożniej poruszała językiem muskającym nabrzmiałą łechtaczkę Juanity. Wiedziała, czego Carlos pragnie. Chciał, żeby Juanita nie podołała, i oczekiwał, że ona o to zadba. Jeśli tego nie zrobi i Juanita zachowa milczenie, to ona, Livia, zostanie ukarana. I mimo że kara zawsze kończyła się przyjemnością, dążyła do tego, żeby jej uniknąć. Pragnęła patrzeć, jak Juanita wije się i krzyczy, gdy jej ciało jest poddawane mękom i drażnione. Chciała mieć swój udział w wymierzaniu kary, więc musiała doprowadzić do tego, żeby dziewczyna nie wypełniła polecenia. Jej uda drżały. Kiedy wsunęła język w jej dziurkę, poczuła, że jej biodra odrywają się od podłogi, a ciało stara się osiągnąć orgazm. Pospiesznie cofnęła usta. Usłyszała, jak oddech więźnie w gardle jej rozczarowanej ofiary. Przeniosła się wyżej, zakryła sobą Juanitę. Przesuwała się po gładkim, jedwabistym ciele, przyciskając biodra do jej bioder i równocześnie pieszcząc dłonią nabrzmiały srom. Jej palce cały czas mocno naciskały. Wyobrażała sobie, z jakim rozkosznym bólem Juanita musi się zmagać.
Pochyliła się i zaczęła ssać stwardniały sutek. Juanita spojrzała na nią gorączkowo i z rozpaczą pokręciła głową. Livia uśmiechnęła się do niej. Wiedziała, że im dłużej będzie opóźniać chwilę gorącej rozkoszy, tym większe są szanse na to, że Juanita jęknie albo krzyknie. Już niedługo, niebawem, poniesie porażkę. Juanita była zrozpaczona. Uwielbiała przychodzić do domu Carlosa Roki i żyła dla niesamowitych zmysłowych rozkoszy, jakich on i Livia jej dostarczali, ale równocześnie trochę się go obawiała. Tylko raz nie zdołała wypełnić jego polecenia i nazbyt dobrze pamiętała, co się wtedy wydarzyło. Nie chciała przeżywać tego jeszcze raz. Gdy delikatne usta Livii ścisnęły jej obolały prawy sutek, poczuła, że w jej gardle narasta jęk. Połknęła powietrze, żeby nie wydać dźwięku. Między udami pulsowało i piekło. Jej biodra drżały, jakby żyły własnym życiem. Pierwsze dreszcze piekielnie gorącej rozkoszy przeszyły już jej ciało, ale Livia znała się na tym, co robiła, i przestawała, zanim Juanita zdążyła dojść. Nawet teraz, kiedy ssała jej sutek, dłonią mocno i jednostajnie naciskała na źródło przyjemności, pobudzając, ale nie dając satysfakcji. Powoli, bardzo powoli, Livia zsunęła się z ciała Juanity. Wreszcie jej głowa znów znalazła się między jej udami. Gdy szczupłe palce ostrożnie rozwarły szparkę, Juanita wciągnęła głośno powietrze. Carlos natychmiast podszedł bliżej, a jego błękitne oczy przypatrywały się jej uważnie. Chciała zachować ciszę, chciała być posłuszna, ale wiedziała, że to nie będzie możliwe. Kiedy usta Livii zamknęły się na jej łechtaczce i przyjaciółka zaczęła ją lekko ssać, Juanita się poddała. Poczuła rozlewające się ciepło, napięcie mięśni i dreszcz wstrząsnął jej ciałem. Orgazm uderzył w nią z całą mocą. Był gwałtowniejszy, intensywniejszy od wszystkich, których dotychczas doznała, i kiedy otworzyła usta, żeby krzyknąć z uniesienia i niewyobrażalnej przyjemności, dostrzegła na twarzy Carlosa nikły uśmiech rozbawienia i satysfakcji. Skurcze orgazmu nie ustawały. Juanita słyszała, jak jęczy i krzyczy, ale nie umiała się powstrzymać. Czuła się tak wspaniale i przez krótką chwilę nie przejmowała się tym, co miało nastąpić później, bo jej bujne gibkie ciało było stworzone do takich rozkoszy. Carlos słuchał namiętnych okrzyków Juanity i zastanawiał się, jakie odgłosy wydawałaby targana erotycznym uniesieniem Chloe. Wątpił, żeby się wykazała taką dzikością jak Brazylijka, ale dzięki temu zabawa byłaby jeszcze lepsza. Wreszcie Juanita umilkła. Leżała i wpatrywała się w niego z lękiem i pożądaniem. Livia też go obserwowała. Skinął w jej stronę głową, potwierdzając, że jest zadowolony. Dobrze sobie poradziła, ale przecież zawsze się sprawdzała podczas zabaw z udziałem innych kobiet. – Zdaje się, że nie zachowywałaś się cicho, Juanito. Jak ci się wydaje? – zapytał. Pokręciła głową. – Szkoda, bo prawie do końca świetnie ci szło. Chodź ze mną. Pora cię ukarać. Podał jej rękę. Juanita niechętnie ją przyjęła. Zachowując bierność, pozwoliła, żeby ją zaprowadził do sąsiedniego pokoju. Livia poszła za nimi. Zamknęła drzwi i stała, czekając na to, co będzie dalej. Carlos wskazał na okno wykuszowe z szerokim siedziskiem. – Stań tam, twarzą do okna, i oprzyj ręce na siedzisku – polecił Juanicie. Powoli wypełniła rozkaz. On tymczasem wyjął z szuflady szklany słoik i zanurzył palce w kremie. Juanita zerknęła przez ramię i natychmiast spróbowała się odwrócić, ale Carlos był zbyt szybki. Pchnięciem ustawił ją w poprzedniej pozycji.
– Wiesz, jakie to może być przyjemne. Pod warunkiem że się rozluźnisz – upomniał ją. Jej ciało drżało, ale on wiedział, że ma rację. Uwielbiał brać ją w ten sposób, wchodzić mocno w jej drugi, ciaśniejszy otwór i czuć, jak jej początkowy opór słabnie w obliczu dyskomfortu przeradzającego się w mroczną, zakazaną rozkosz. Livia usiadła obok przyjaciółki i gdy Carlos zaczął smarować kremem stojącego kutasa, ona zaczęła pieścić węwnętrzną stronę ud Juanity. Wsuwała i wysuwała palce z kanału między wargami sromowymi, a gdy Juanita zrobiła się wilgotna, dała znak Carlosowi. Był już boleśnie twardy. Chwycił Juanitę w talii i wszedł w nią, kręcąc biodrami tak, by dotykać każdego zakończenia nerwowego w jej wrażliwym otworze. Zacisnęła się na nim i próbowała go wypchnąć, ale przytrzymał ją mocniej. Kiedy zaczęła kwilić, szepnął jej do ucha, co ją czeka. Początkowo wiła się i usiłowała mu opierać. Lecz po chwili poczuł, że się rozluźnia i że zaczyna odczuwać słodką przyjemność. Livia cofnęła rękę. Carlos miał Juanitę tylko dla siebie i to jego palce się nią bawiły. Zaczął się poruszać rytmicznie, najpierw delikatnie, a potem coraz mocniej. Wyobrażał sobie, że wchodzi w Chloe. W jego wyobraźni to nowicjuszka kwiliła i łkała, wstydząc się swojej mrocznej seksualności. To jej łechtaczkę szczypał palcami i w niej trysnęła jego sperma, kiedy wybuchnął w orgazmie. Poczuł się słaby i wycieńczony. Prawie nie słyszał okrzyków wstydliwej wdzięczności Juanity. Nie zauważył też spojrzenia, jakim obdarzyła go Livia, gdy wyszedł z jej przyjaciółki – myślami był gdzie indziej. Dla niego było to tylko ćwiczenie, choć bardzo przyjemne. Pewnego dnia, choćby nie wiadomo jak długo miał na to czekać, jego marzenie się ziści, a jeśli Chloe będzie się opierała bardziej niż Juanita – tym lepiej. Przeciągnął dłonią po jej mokrych plecach. A potem zostawił dziewczyny same, wziął prysznic i poszedł do łóżka. Jeśli jego szpiedzy mieli rację, odarta z iluzji zakonnica właśnie wracała do Anglii. Oczekiwał raczej, że przybiegnie do niego po pomoc, ale najwyraźniej była bardziej niezależna, niż sądził. Pomyślał, że dzięki temu pogoń będzie jeszcze rozkoszniejsza. Chociaż Chloe o tym nie wie, już wkrótce on i Livia dołączą do niej w jej ojczyźnie.
Rozdział 4 Chloe segregowała foliowe torby z ubraniami, zabawkami i przyborami domowymi, które udało się zgromadzić podczas niedawnej ulicznej zbiórki. Nie mogła przestać porównywać deszczowej czerwcowej Anglii ze skąpaną w słońcu plażą Copacabana. Spędziła w Anglii już sześć tygodni i nadal nie mogła sobie poradzić z tym, co się z nią działo podczas owego brzemiennego w skutki spotkania z Carlosem Roką. Były chwile, kiedy żałowała, że w ogóle do niego poszła, bo przez niego runął otaczający ją świat, uniemożliwiając jej pozostanie w Brazylii. Poszczęściło jej się i dostała płatną posadę w londyńskiej fundacji działającej na rzecz brazylijskich dzieci żyjących na ulicach, ale zarabiała tak niewiele, że stać ją było na pokoik niewiele większy od mieszczącej tylko pojedyncze łóżko celi, którą zajmowała w Rio. Pracowała wiele godzin dziennie i często zostawała w pracy także wtedy, gdy wszyscy inni już wyszli – nie miała nic innego do roboty. Wszystko, w co wierzyła, zniknęło, a praca nie dawała jej takiej satysfakcji, jakiej oczekiwała. Codziennie, a nawet w każdej godzinie, łapała się na tym, że wraca myślami do chwili, kiedy po raz pierwszy ujrzała Carlosa w holu jego imponującego domu. Nie mogła pojąć, dlaczego tak jest. Spotykała przystojnych mężczyzn, gdy była młodsza, zanim postanowiła wybrać życie zakonne, ale żaden nie zrobił na niej takiego wrażenia. Wydawało jej się, że te dziwne, okolone czarnymi rzęsami ciemnoniebieskie oczy wyrażały groźbę, która obudziła w niej coś nowego i niepokojącego. Tylko nocą, gdy nie mogła kontrolować myśli, podświadomość pozwalała jej podejrzeć, o co może chodzić. Budziła się z tych snów zlana potem i szybko zaczynała się modlić. Prosiła o wskazówki. Zaczęła jednak podejrzewać, że wykorzystuje religię, by chronić się przed drzemiącym w niej mrokiem, z którym bała się skonfrontować. – Tu jesteś! – zawołała Lizzie, szefowa jej działu, wchodząc do pokoju. – Miałam nadzieję, że właśnie tutaj cię znajdę. Mam dla ciebie zadanie. Inne niż zwykle. Dostaliśmy list od mieszkającego w Londynie człowieka, który urodził się w Brazylii. Bardzo go interesuje nasza praca i chciałby się spotkać z kimś, kto by mu szczegółowo o niej opowiedział, zanim zdecyduje, czy będzie nas regularnie wspierał. Zdaje się, że mowa o dużych pieniądzach, więc daj z siebie wszystko, żeby go do nas przekonać. – Jestem nowa – zaprotestowała Chloe. – Powinnaś iść sama albo wysłać Annę. To elegancka kobieta, obyta. Z pewnością przypadnie do gustu zamożnemu starzejącemu się Brazylijczykowi. – Równie dobrze może być młody. Zresztą nie mogę posłać Anny, bo poprosił o spotkanie z tobą. – Ze mną? – Chloe patrzyła na nią z niedowierzaniem. – To niemożliwe. Nie znam nikogo w Londynie. – Najwyraźniej ktoś zna ciebie. Podobno poznał cię, gdy mieszkałaś w Rio de Janeiro. Chloe zrobiło się sucho w ustach. – Nie mogę iść – zaoponowała szybko. – Wyszłam z wprawy, nie umiem już rozmawiać. Minie wiele miesięcy, zanim będę gotowa na spotkania towarzyskie. Przecież wiesz. Zrobię wszystko inne:
mogę adresować koperty, dzwonić, wszystko, tylko nie... Lizzie wybuchnęła śmiechem. – Nie panikuj. Doskonale sobie radzisz z objaśnianiem ludziom, na czym polega nasza praca. Powiedzmy sobie szczerze: jesteś jedyną osobą, która tam była i wie, jak tam naprawdę jest. Poza tym postanowiłaś, że chcesz wrócić do naszego świata, więc kiedyś powinnaś zacząć. To doskonała okazja. Ten człowiek mieszka w przyjemnej okolicy, bardzo eleganckiej. Chloe poczuła, że z jej żołądkiem dzieje się coś dziwnego, jakby go ktoś zawiązał. – Naprawdę nie chcę tego robić, Lizzie – powiedziała cicho. – Dla dobra sprawy – Lizzie szybko odparowała. – Umówiłam cię na piętnastą. Uznałam, że to bardzo stosowna pora. Może się załapiesz na herbatę i babeczki! Chloe potrafiła ocenić, kiedy przegrywa. – W porządku – zgodziła się z przygnębieniem. – Uszy do góry. Może okaże się nie tylko bogaty, ale też młody, przystojny i wolny, a wtedy mi podziękujesz. Nazywa się Carlos Rocca. Kojarzysz? Chloe pokręciła głową. Wiedziała oczywiście, o kim mowa, ale nie miała ochoty opowiadać o swoim poprzednim spotkaniu z Carlosem i o wpływie, jaki miał na to, że porzuciła zakon. Pomyślała też, że jeśli zadał sobie trud, żeby ją odnaleźć w Londynie, jest bardzo wątpliwe, aby miała jakikolwiek powód, żeby dziękować Lizzie. Punktualnie o piętnastej zadzwoniła do drzwi trzypiętrowego domu przy Maida Vale. Nie wiedziała, jak się na to spotkanie ubrać. Większość ubrań rozdała rok wcześniej, kiedy została postulantką, a te, które zachowała, były za luźne, bo w Brazylii mocno schudła – zawdzięczała to upałowi i kiepskiej zakonnej diecie. W końcu wybrała prostą bawełnianą sukienkę w odcieniu złota i postanowiła nie przejmować się tym, że dzień jest chłodny i deszczowy. Bynajmniej nie miała ochoty wyglądać podczas kolejnego spotkania z tym człowiekiem jak żałosna sierota. Drzwi otworzyła kobieta w średnim wieku. Spojrzała na nią pytającym wzrokiem. – Słucham? – Siostra Chloe. Przyszłam na spotkanie z panem Roką, w sprawie... – Siostra Chloe? – Kobieta uniosła brew. Chloe zapragnęła, żeby ziemia się rozstąpiła i ją pochłonęła. – Nie, oczywiście, że nie. Kiedyś byłam siostrą, zakonnicą. Naturalnie już nie jestem, dlatego mam na sobie tę sukienkę i... Dalszych upokorzeń oszczędziło jej pojawienie się Carlosa. – Wszystko w porządku, pani Clarke. Oczekuję tej młodej damy. Naprawdę była kiedyś zakonnicą – dodał. – Rozumiem, że trudno w to uwierzyć, ale daję pani słowo, że to prawda. Chloe weszła do domu i zaczęła się zastanawiać, czy sukienka na pewno była dobrym pomysłem. Carlos dość długo wodził po niej wzrokiem. Nawet potem, kiedy przemierzali hol i Carlos mówił coś do gospodyni, Chloe była pewna, że uważnie ją obserwuje. Wprowadził ją do małego, pięknie umeblowanego salonu, usiadł na fotelu z białej skóry i spojrzał na nią z aprobatą. – Znaczna poprawa – wymamrotał. – Chociaż w tym czarnym welonie było coś kuszącego. – Moja szefowa powiedziała, że chce pan ze mną porozmawiać o datkach – odezwała się Chloe. Starała się nie zwracać uwagi na to, że jej się przygląda. – Podobno chce się pan dowiedzieć czegoś więcej, zanim pan zdecyduje, czy nas wesprzeć. Przyznaję, że wydaje mi się to trochę dziwne,
zważywszy na to, że w Rio ofiarował nam pan sporą sumę, ale może zamierza mi pan powiedzieć, że ludzie, z którymi teraz współpracuję, również są skorumpowani. – Domyślam się, że zrobiła pani rozeznanie, jak sugerowałem? – Tak. – I odkryła pani, że miałem rację? – Gdyby było inaczej, nadal odbywałabym tam nowicjat. – Trudno jej było ukryć rozgoryczenie. Carlos zmrużył oczy. – Mam nadzieję, że nie obwinia mnie pani za korupcję, którą pani odkryła? – Byłoby to bardzo nierozsądne. Przytaknął. – Owszem, ale wydaje mi się, że ma mi to pani za złe. Proszę mi powiedzieć... tęskni pani za byciem zakonnicą? – Oczywiście. To było moje życie! Pozbawiono mnie wszystkiego i nie wiem, co dalej robić. – Praca dla fundacji charytatywnej to coś bardzo wartościowego. Chloe była pewna, że usłyszała w jego głosie kpinę. – W pańskich ustach brzmi to jak zniewaga. – W takim razie przepraszam. Mam jednak wrażenie, że ucieka pani przed samą sobą, usiłuje przed wszystkimi ukryć prawdę. Dlaczego? Wstydzi się pani tego, jaka naprawdę jest? – Naturalnie, że nie! Dlaczego miałabym się wstydzić? – Właśnie to mnie intryguje. Zadzwonię po herbatę, a potem jeszcze porozmawiamy. Chloe patrzyła, jak Carlos wstaje i ciągnie za wiszący tuż obok kominka sznur z frędzlami. Miał na sobie ciemny garnitur, białą koszulę i niebiesko-czerwony krawat. Wyglądał na inteligentnego, eleganckiego przemysłowca, za jakiego uchodził w swoim kraju. A jednak coś nie grało. Pod gładką powłoką Chloe wyczuwała coś prymitywnego, coś groźnego, co chwilami można było dostrzec w głębi jego oczu. Właśnie to zapamiętała i z zażenowaniem stwierdziła, że coś w głębi niej na to zareagowało. Pani Clarke wniosła tacę z herbatą i herbatnikami. Carlos dał Chloe znak, żeby napełniła filiżanki. – Ma pani rację. Wiem o waszej działalności wszystko co trzeba – odezwał się. Chloe starała się, żeby ręka, w której trzymała dzbanek, przestała drżeć. – Tak naprawdę chciałem się z panią znowu zobaczyć. Chloe spojrzała na niego. – Dlaczego? – Frapuje mnie pani. Jestem przekonany, że łączy nas znacznie więcej, niż pani podejrzewa. – Wątpię – odparła pospiesznie. – Wywodzimy się z różnych światów. Po prostu wydaje się panu, że jestem zabawna i dziwna. Prawdopodobnie sądzi pan, że każdy powinien chcieć żyć tak jak pan, ale obawiam się, że to czysta próżność. Gdy tylko skończyła, zorientowała się, że posunęła się za daleko. Obraziła potencjalnego sponsora. Ale było już za późno, żeby to cofnąć. Zerkała na niego i nie potrafiła odgadnąć, o czym myśli. Wyraz twarzy miał niemal obojętny. – Boi się pani, że to, co mówię, okaże się prawdą? – zapytał łagodnie. – Wiem, że nie jest prawdą. – Więc proszę pójść ze mną na kolację. Zjemy coś i porozmawiamy. Może panią to zdziwi, ale ja
również jestem zwolennikiem dyscypliny i pewnych zasad, tyle tylko że ta dyscyplina różni się od tej, którą pani na początku wybrała. – Raczej nie chciałabym wybierać się z panem na kolację – odparła Chloe. Wiedziała aż nazbyt dobrze, że jest wręcz odwrotnie. – Chciałaby pani, żebym hojnie wsparł pani fundację? Jestem pewien, że jedna niewinna kolacja to niezbyt wysoka cena. Chloe przyglądała mu się bacznie. – Szantażuje mnie pan. Przytaknął. – Jak najbardziej. Ta szczerość ją zdumiała. – Ohyda! – Tak to już jest na tym świecie. Z pewnością przekonała się pani o tym w Rio de Janeiro. – Jesteśmy w Londynie – zaprotestowała. – Tutaj jest inaczej. – Na całym świecie ludzie są tacy sami. W Anglii takie sprawy się ukrywa. W Brazylii to powszechnie akceptowany sposób na życie. Osobiście wolę rozwiązanie brazylijskie. Nie znoszę hipokrytów. Pójdzie pani ze mną na kolację czy nie? Zawahała się. Nie miała nic innego do roboty. Wszystkie wieczory spędzała samotnie w swojej kawalerce, jeśli nie brać pod uwagę gołębi chodzących po małym balkonie. Mimo to instynkt podpowiadał jej, że powinna odmówić, nawet gdyby to miało oznaczać stratę sponsora. Ten człowiek był niebezpieczny, a ona nie była na tyle naiwna, żeby wierzyć, że chce z nią tylko porozmawiać. Otworzyła usta, żeby odmówić, i nagle, zmęczona dbaniem o swoje bezpieczeństwo, zmieniła zdanie. – Jeśli naprawdę chce mnie pan zaprosić do restauracji, zachowałabym się samolubnie, odmawiając – odpowiedziała. Carlos się uśmiechnął. – Cóż za altruistyczne podejście. Przedkłada pani działalność charytatywną nad własne uczucia! Przyjadę po panią jutro o dwudziestej. Proszę mi podać adres, zanim pani wyjdzie. Jestem pewien, że to będzie ciekawy wieczór. Piła herbatę i nie potrafiła przestać się zastanawiać, co dla Carlosa Roki oznacza słowo „ciekawy”.
Rozdział 5 – Gdzie mieszka ta siostrzyczka? – zawołała Livia. Carlos brał prysznic, za chwilę miał wyjść po Chloe. – Za rzeką. W bardzo biednej okolicy, co działa na naszą korzyść. Livia nie odpowiedziała. Nie była całkiem zadowolona z tego, co Carlos zaplanował. Perspektywa wprowadzenia nowicjuszki do świata erotycznej dyscypliny była ekscytująca, ale wiązała się z pewnym ryzykiem. Takim samym, jakie towarzyszyło zabawom z każdą inną kobietą: ta druga mogła się Carlosowi spodobać bardziej niż ona. Zerknęła na łóżko i zauważyła, że przygotował sobie jeden z najlepszych garniturów i ulubiony włoski jedwabny krawat. Wystraszyła się, aż ją ścisnęło w dołku. Pomyślała, że ten człowiek łatwo się nudzi. A żyje w świecie, w którym wszystkie kobiety są bardzo wyrafinowane i doświadczone. Była zakonnica, nowicjuszka, czy jak jej tam, z pewnością na jakiś czas przykuje jego uwagę. Szybko otworzyła szklane drzwi, zsunęła z siebie sukienkę i weszła do kabiny. Carlos stał plecami do niej, ale kiedy objęła go w pasie, odwrócił głowę. Pieściła palcami jego mokrą skórę. – Spieszę się – wymamrotał. – Mamy czas – odparła, przesuwając usta wzdłuż jego kręgosłupa i całując każdy kręg. Przez chwilę miała wrażenie, że nie zareaguje, ale odwrócił się do niej. Oczy lśniły mu z podniecenia. Objął ją i obrócił tak, żeby się oparła plecami o przeciwległą ścianę. Chwycił ją za ręce, uniósł je nad jej głowę i przycisnął do kafelków. Pochylił głowę i zaczął delikatnie kąsać jej piersi. Podekscytowana Livia zaczęła się wić. Carlos szybko wepchnął jej między nogi kolano i podniósł tak, żeby mogła się o nie ocierać. – Dojdź tak – powiedział chrapliwie, a potem jego usta znowu zajęły się jej wrażliwymi piersiami. Livia zaczęła pocierać sromem o jego nogę i jej biodra drgnęły. Poczuła, że nabrzmiał i zwilgotniał. Carlos gwałtownie dotykał językiem delikatną skórę pod jej krągłymi piersiami. Raz pod jedną, raz pod drugą. Oddychał coraz szybciej i gdy Livia poczuła napięcie w dole brzucha, opuścił nogę i wsunął penisa w jej pobudzoną pochwę. – Dojdź teraz! – rozkazał, wchodząc w nią, ale nie była jeszcze gotowa. Domagał się posłuszeństwa zbyt wcześnie. Prawie krzyknęła ze złości. Tak bardzo pragnęła, żeby wszystko było dobrze. Świadom, że nie jest gotowa, zaczął wykonywać biodrami okrężne ruchy. Próbował znaleźć jej punkt G. Równocześnie wziął w usta jej lewą pierś i ssał ją przez kilka sekund, a potem mocno przygryzł obolały sutek. Livię przeszyło cudowne ukłucie palącego bólu. Jej ciało zadrżało z rozkoszy. Osiągnęła orgazm w tym samym momencie co on. Gdy ostatnie skurcze ustały, Carlos delikatnie odgarnął jej z twarzy mokre włosy i pocałował namiętnie. – Cudownie! – powiedział z zadowoleniem. – Szkoda, że nasza była zakonnica nie mogła tego
widzieć. – Byłaby mocno zszokowana! – zaśmiała się Livia, przesuwając palcami po posiniaczonym sutku. – Oczywiście. Chcę, żeby była zszokowana – odparł, a potem ścisnął jej obolały pączek palcami prawej dłoni. Zostawił ją pod prysznicem. Cudowny, ostry, mroczny ból, który jej zadał celowo, znów wstrząsnął jej ciałem i wzbudził kolejną falę podniecenia. Na tym właśnie polegał problem z Carlosem. Nigdy nie miało się go dość. – Myślę, że dość już wypiłam – oznajmiła Chloe, gdy Carlos chciał napełnić jej kieliszek. – Bzdura. Właściwie jeszcze nic nie wypiłaś. – Poproszę tylko odrobinę. Chloe nie przywykła do picia alkoholu, ale wydawało jej się, że niegrzecznie byłoby odmówić. Poza tym wino było przepyszne. – Powiedz prawdę. Nadal żałujesz, że jednak nie zostaniesz zakonnicą? Chloe nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio czuła się aż tak swobodnie. Była też pewna, że Carlos ją zrozumie, jeśli będzie wobec niego szczera. – Nie miałam nawet pewności, czy jestem do tego stworzona – wyznała. – Mam wrażenie, że trochę chciałam sobie udowodnić, że poradziłabym sobie z wiążącą się z tym dyscypliną. Moi rodzice co chwilę się przeprowadzali. Przez nich dorastałam bez granic i wskazówek. Jedyną ich próbą poddania mnie jakiemuś rygorowi było wysłanie mnie do szkoły prowadzonej przez zakonnice. To właśnie tam jedna z sióstr zasugerowała, żebym się zastanowiła nad wstąpieniem do zakonu. Czuła, że przygląda jej się uważnie. – Może wynikało to z twojej wrodzonej dobroci? – zapytał cicho. Chloe usiłowała stłumić chichot. – Ani trochę! Było wręcz odwrotnie, ale siostra Clare była zdania, że wcale nie te dziewczęta, które chcą być zakonnicami, są naprawdę do tego powołane. Przyznaję, że jej zainteresowanie mi schlebiało, więc jestem raczej osobą próżną i płytką! Kolejne słowa Carlos wypowiedział tak cicho, że aby go usłyszeć, musiała się pochylić nad stołem. – Masz kłopot z przestrzeganiem zasad? – Owszem – odparła wesoło, zdając sobie sprawę, że jednak wypiła za dużo. Zazwyczaj nie była tak otwarta. – Kiedy ktoś mi mówi, co mam robić, z natury postępuję wręcz odwrotnie. Oczywiście dość szybko pokonałam tę skłonność, gdy wstąpiłam do zakonu. – Oczywiście. – Nadal uważam, że byłabym dobrą zakonnicą – ciągnęła. – Szło mi doskonale, ale kiedy odkryłam, co się dzieje z pieniędzmi, które zbierałyśmy w Rio, zaczęłam kwestionować wszystko. Jak można usprawiedliwiać dawanie łapówek łotrom i skorumpowanym policjantom, kiedy małe dzieci... – To była walka o przetrwanie. Sądzę, że wyświadczyłem ci przysługę. Zdecydowanie nie jesteś urodzoną zakonnicą. Trochę szumiało jej w głowie i miała nadzieję, że Carlos za chwilę zamówi kawę. – Może rzeczywiście – przyznała. – Lubię swoją obecną pracę.
– Ale na pewno nie podoba ci się twoje mieszkanie – dociekał. Pokręciła głową i sala zawirowała jej przed oczami. – Jasne, że nie. Jest okropne, ale nie stać mnie na nic lepszego. Z ulgą spostrzegła, że Carlos się odwraca, żeby przywołać kelnera. – Poproszę dwie kawy. Wiesz, Chloe, możliwe, że wiem, jak rozwiązać twój problem. W moim londyńskim domu są trzy nieużywane sypialnie. Może chciałabyś z którejś z nich korzystać? – Nie mogłabym – odpowiedziała pospiesznie. – Źle by to wyglądało. Prawie cię nie znam i... – Nie mieszkam sam. Przyleciała ze mną Livia, moja brazylijska dziewczyna. Napij się kawy. Pojedziemy do mnie i oprowadzę cię po domu, a potem cię odwiozę. – Nie rozumiem, dlaczego chcesz mi pomóc – wymamrotała Chloe. Żałowała, że nie może się po prostu zwinąć w kłębek i zasnąć. – Czuję się za ciebie odpowiedzialny. Przecież gdyby nie ja, nadal mieszkałabyś w Rio de Janeiro, a twoje iluzje by się nie rozwiały. Była pewna, że stoi za tym coś więcej, ale bardzo chciała obejrzeć cały jego luksusowy dom. Pragnęła też spędzić z nim trochę więcej czasu. – W porządku – zgodziła się. – O ile Livia tam jest. – Oczywiście – zapewnił ją Carlos z uśmiechem. – Livia będzie nam towarzyszyła. Bardzo chce cię poznać. Kiedy zatrzymali się przed domem, Chloe spała na siedzeniu pasażera. Carlos zerknął na jej twarz. Padało na nią światło ulicznej latarni. Wyglądała niewiarygodnie niewinnie. Z podniecenia aż zaschło mu w ustach. Czekało go trudne zadanie. Musiał przekonać tę dziewczynę, żeby z nim zamieszkała pod jednym dachem. Miał pewność, że jeśli tylko mu się uda, reszta pójdzie jak z płatka. Znał się na kobietach i z tego, jak Chloe się poruszała, ubierała, jadła i piła, wnioskował, że jest bardzo zmysłowa. Brakowało jej tylko kogoś, kto by jej uświadomił tę prawdę o niej. Może będzie w szoku, ale to minie. Potem będzie mu wdzięczna, tak jak on był wdzięczny jej, za to, że przydała ekscytacji jego nudnemu życiu. Pogładził ją po policzku. Otworzyła oczy. – Co się dzieje? – Nic. Zasnęłaś. Dojechaliśmy. Do mnie. – Przepraszam, to pewnie przez wino. Przytaknął. – To bardzo prawdopodobne. Chodźmy. Zanim doszli do drzwi, otworzyła je Livia. Stanęła w progu. W obcisłej ciemnoczerwonej sukni, z blond włosami opadającymi na ramiona prezentowała się wspaniale, bardzo seksownie. – Przywiozłem Chloe, żeby się rozejrzała po domu – oznajmił Carlos. – Mieszka w okropnym mieszkaniu w Tooting. Pomyślałem, że mogłaby korzystać z którejś z gościnnych sypialni. Pracuje niedaleko stąd. – Nie wiedziałam, że szukamy współlokatorów – burknęła Livia, gdy Carlos i Chloe ją minęli. – Zrobimy dobry uczynek – odpowiedział, z trudem maskując złość. – Chloe pracuje dla fundacji pomagającej brazylijskim dzieciom mieszkającym na ulicach, a wiesz, że ta sprawa jest bardzo bliska mojemu sercu. Chloe stała w holu i mrugała oczami. – Zapomniałam, jak tu ślicznie – stwierdziła ospale.
– Z pewnością zupełnie inaczej niż w twoim mieszkaniu. – Przepraszam. Jestem naprawdę zmęczona i skołowana. Dlaczego chcesz, żebym tu zamieszkała? – Bo zasługujesz na to, żeby mieszkać w ładniejszym miejscu, bliżej pracy. No i po części obwiniam się za to, że tak się potoczyło twoje życie. Chodźmy dalej. Liczył na to, że jeśli będzie stanowczy, posłucha go. I gdy rzeczywiście tak się stało, poczuł, jak zalewa go fala uniesienia. Najwyraźniej nadal w pierwszym odruchu wykonywała polecenia, jak wtedy, gdy była jeszcze zakonnicą. Jeśli tylko przyjmie propozycję, będzie mógł zacząć ją wprowadzać w swój świat. Otworzył drzwi do największej gościnnej sypialni i cofnął się, żeby mogła zajrzeć do środka. Urządzono ją w ciepłych brązach i kremach. Łóżko, toaletkę i szafy zrobiono z naturalnej sosny. Ozdobą pokoju były kryształowe wazony z zielono-białymi bukietami. – Jak tu pięknie – wyszeptała Chloe. – I jak spokojnie. Mogłabym się tu w tej chwili położyć i zasnąć. Carlos zerknął na Livię, a ona czym prędzej chwyciła Chloe za rękę. – Czemu nie? – zaproponowała z uśmiechem. – Jesteś taka zmęczona. Możemy wrócić do tej rozmowy rano. – Chyba nie powinnam... Livia zaprowadziła Chloe do łóżka. Chwilę później była zakonnica leżała na nim na boku. Oparła głowę na dłoniach i zamknęła oczy. Carlos przyglądał się, jak głęboko oddycha. Z zadowoleniem kiwnął głową. – Zasnęła – odezwał się do Livii, gdy zamykali drzwi. – Wszystko idzie zgodnie z planem. Powiem ci, co chcę zrobić rano. Opowiadał jej o swoich zamierzeniach, a ona słuchała uważnie. Zanim położyli się spać, była podekscytowana niemal tak samo jak jej kochanek. Kiedy Chloe otworzyła oczy, nie potrafiła powiedzieć, gdzie jest. Z prawej przez wąską szparkę między zasłonami do pokoju wpadało trochę światła, ale wszystko wyglądało obco. Powoli zaczęła sobie przypominać, co się działo wieczorem. Zerknęła na zegarek. Była szósta rano. Przywykła wstawać wcześnie, ale miała poczucie, że tym razem obudził ją jakiś dźwięk. Leżała cicho w łóżku i nasłuchiwała. Po kilku minutach wiedziała na pewno, że miała rację. Odnosiła wrażenie, że w głębi domu ktoś szlocha albo jęczy. Odgłosy dały się słyszeć mniej więcej przez minutę. Potem nastąpiła długa przerwa, a potem rozległy się znów. Chloe poczuła, że jej tętno przyspiesza. Po cichu wstała z łóżka, otworzyła drzwi i wyszła na korytarz. Teraz słyszała wyraźniej. Dziwny krzyk, jak lament. Szła powoli i starała się rozpoznać, skąd dobiega. Nagle jęk zabrzmiał znacznie głośniej i kiedy odwróciła się tam, skąd dochodził, stwierdziła, że zagląda przez otwarte drzwi do sypialni. Livia stała na czworakach na wielkim łożu z kolumnami. To ona wydawała okrzyki, które wyrwały Chloe ze snu. Odrzuciła głowę do tyłu, miała półprzymknięte oczy. Była naga, jeśli nie liczyć grubej skórzanej obroży na szyi. Do obroży przymocowano cienką smycz. Za Livią klęczał Carlos. Prawą ręką przytrzymywał jej prawe udo, w lewej dzierżył smycz. On również był nagi. Mocno dociskał do ciała Livii biodra i brzuch. Za każdym razem, gdy poruszał biodrami w przód i w tył, Livia jęczała, ale Chloe szybko pojęła, że to jęki rozkoszy.
Kiedy oddech Livii przyspieszył i napięły się mięśnie jej szyi, Carlos machnął długą smyczą. Smagnęła delikatną skórę na brzuchu. Jego kochanka znowu krzyknęła, a obserwującej ich Chloe, zamarłej w bezruchu, wydawało się, że tym razem w jej głosie słychać było nie tylko przyjemność, ale również ból. – Proszę, proszę, nie psuj tego! – zawołała Livia, gdy Carlos znowu zaczął się poruszać w przód i w tył. – Szszsz... – wyszeptał czule. Chloe stwierdziła z zażenowaniem, że stwardniały jej sutki. – Bądź grzeczna – wymamrotał Carlos. – Już niedługo. Przyspieszył i Livia znowu odrzuciła głowę do tyłu. Carlos zaczął poruszać prawą dłonią. Gładził ją między udami. Oddech Livii rwał się jeszcze bardziej, zaczęła się trząść. – Tak! Tak! – krzyczała. Chloe z trudem przełknęła ślinę. I wtedy Carlos zerknął przed siebie, nad głową Livii, i przeszywające spojrzenie jego błękitnych oczu spotkało się ze spojrzeniem Chloe. Niedbale smagnął smyczą nabrzmiałe piersi Livii. Znów jęknęła na znak protestu. Chloe poruszyła się, musiała się do tego zmusić. Chwyciła klamkę i zatrzasnęła za sobą drzwi, odcinając się od szokującej sceny. Uciekła do swojego pokoju.
Rozdział 6 Dobiegała ósma, gdy Chloe wreszcie odważyła się zejść na dół. Po tym, co zobaczyła, czuła się dziwnie – była podekscytowana, a równocześnie przerażona. Wiedziała co nieco o seksie, a nawet jako nastolatka obściskiwała się z chłopakami na tylnym siedzeniu samochodu, zanim stwierdziła, że ma powołanie. Aczkolwiek to, co wyprawiali Carlos i Livia, przekraczało granice jej wyobraźni i głęboko ją poruszyło. Kiedy wróciła do pokoju, nie mogła się uspokoić. Chodziła niespokojnie w tę i z powrotem, a gdy brała prysznic, jej dłonie bezwiednie zawędrowały na piersi. Gładziły sutki tak długo, aż stwardniały i zaczęły przypominać ściśnięte różowe pączki. W tamtej chwili pragnęła tylko wrócić do bezpiecznego pokoju w Tooting i zapewniającej komfort, chociaż nudnej codzienności. Carlos Rocca budził w niej dziwne mroczne tęsknoty, które sprawiały, że zaczynała się bać samej siebie. – Tu jesteś! – wykrzyknął, zbiegając za nią po schodach. Delikatnie objął ją w pasie i zaprowadził do małej jadalni. – Musisz zjeść tosta i napić się kawy. Dopiero potem pojedziemy po twoje rzeczy. Rano na pewno bolała cię głowa. – Odrobinę – przyznała. Było to niedopowiedzenie roku. – Przepraszam. Zapomniałem, że nie jesteś przyzwyczajona do picia alkoholu. Domyślam się, że zakonnice nie piją potajemnie. – Oczywiście, że nie! – Zaśmiała się. Ulżyło jej, że nie wspomniał o tym, co widziała. Gdy wtedy na nią spojrzał, była przerażona i zastanawiała się, czy będzie umiała znów stanąć z nim twarzą w twarz. Wyglądało na to, że nie będzie się musiała tym martwić. Najwyraźniej cały ten incydent miał zostać przemilczany. – Dlaczego chcesz jechać po moje rzeczy? – zapytała, sącząc przyniesioną przez gosposię kawę. Zerknął na nią zaskoczony. – Skoro masz się tu przeprowadzić, chyba chciałabyś mieć przy sobie swoje ubrania i inne rzeczy, które trzymasz w tym obskurnym pokoiku. Chloe przyglądała mu się. – Nie powiedziałam, że się tu wprowadzam, prawda? – No nie, ale zakładałem, że... – Nie mogłabym tak bardzo narzucać się tobie i Livii. A poza tym nie stać mnie na mieszkanie tutaj. Za pokoje takie jak ten, w którym spałam, płaci się... Wydawał się szczerze zszokowany. – Nie chcę od ciebie pieniędzy! Jak już wspomniałem, czuję się częściowo odpowiedzialny za twoją obecną sytuację. Poza tym tak też mogę pomóc twojej organizacji. Zapewnię ich najlepszemu pracownikowi lokum blisko miejsca pracy. – Nie miałam pojęcia, że jesteś aż tak szczodry – rzuciła szyderczo. Carlos w zamyśleniu pokiwał głową. – Jesteś cyniczna, ale jak mógłbym cię za to winić? Wierz mi, chcę to dla ciebie zrobić.