ilusia1984

  • Dokumenty249
  • Odsłony90 611
  • Obserwuję122
  • Rozmiar dokumentów501.3 MB
  • Ilość pobrań53 934

Claiming His Mountain Bride 1 - Madison Faye

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :929.5 KB
Rozszerzenie:pdf

Claiming His Mountain Bride 1 - Madison Faye.pdf

ilusia1984
Użytkownik ilusia1984 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 66 stron)

Tłumaczenie i korekta: Aadaariaa

Rozdział 1 Katrina Podmuch mroźnego zimnego wiatru uderzył w samochód jak piorun, przez co podskoczyłam. Land rover szarpnął się na oblodzonej drodze, kierownica zatrzęsła się w moim stalowym uścisku, gdy łagodziłam gaz i zmagałam się z kontrolą. Zadrżałam mimo gorąca w samochodzie, zmrużyłam oczy przez zmęczenie, by zajrzeć przez ścianę bieli, opadającą w płatkach na wąską górską drogę przede mną. Cholera, może to był okropny pomysł. Ale wtedy nie wiedziałam, co innego mogę zrobić, poza ucieczką. Odruchowym instynktem była ucieczka do jedynego miejsca, w którym wiedziałam, że mogę uciec od wszystkiego. Oczywiście, nie spodziewałam się, że burza śnieżna stulecia spadnie jak biblijna plaga. Mój umysł cofnął się do trzech godzin wcześniej, z powrotem do restauracji, w której Paul, mój narzeczony, postanowił mi przypomnieć, jakim dokładnie kawałkiem gówna zawsze wiedziałam, że jest. - Przepraszam?! - Daj spokój, Katrina, uspokój się, kurwa. To niczego nie zmienia. W pewnym sensie miał rację. Nie mogę powiedzieć, że byłam zrozpaczona, ponieważ mój narzeczony powiedział mi, że pieprzy inną kobietę. Złamane serce oznaczałoby, że dbałam o Paula wystarczająco mocno, by mógł mi je złamać. Ale nie dbałam, więc nie było złamane. Byłam jednak wkurzona jak diabli. Prawda jest taka, że nigdy nie chciałam poślubić Paula, ale w świecie, w którym dorastałam, takie rzeczy nie mają znaczenia. Paul i ja pobieramy się " z rozsądku ", jak to ujął mój ojciec Milton. W końcu Bartłomiejowie byli rodziną tak związaną, dostojną i bogatą, a także okropną i pretensjonalną jak moja. Ojciec Paula był wiceprezesem w jakiejś ogromnej instytucji finansowej, tak jak mój. Przeszliśmy na ten sam poziom snobistycznych szkół prywatnych, dorastaliśmy z tymi samymi srogimi, niezwykle kosztownymi niańkami i poszliśmy do tego samego kalibru kupionych i opłaconych uczelni. W świecie, w jakim dorastałam, Paul i ja wzięlibyśmy ślub, on zostałby wiceprezesem innego banku lub funduszu inwestycyjnego, a ja siedziałabym w domu, remontując naszą rezydencję na wybrzeżu co dwa miesiące i wypluwając troje doskonałych dzieci. I dla niektórych dziewcząt to było marzenie. Dla niektórych było to życie warte życia.

Ale dla mnie? … Ta myśl sprawiała, że moja skóra drętwiała. Nienawidziłam idei bycia żoną ze Stepford - bycia siedzącym trofeum w jakimś bogatym, dumnym, dupkowatym, wielkim pretensjonalnym domu. A poza tym naprawdę nie lubiłam Paula, jako osoby. Był nieuprzejmym kutasem, a myśl o byciu z nim fizyczno - intymnie sprawiała, że mój żołądek się podnosił. Ale na szczęście jeszcze do tego nie doszło. Widzisz, gdybym została zmuszona do tego bzdurnego, przestarzałego, aranżowanego małżeństwa, cóż, zrobiłabym to do końca przestarzale. Chcieli mnie zmusić, bym poślubiła jakiegoś palanta jak Paul, jakbyśmy mieszkali w Elżbietańskiej Anglii? Dobrze, więc udawałam, że jestem kobietą w tym samym czasie, a kobiety w zaaranżowanych małżeństwach nie spały z narzeczonym aż do ślubu. Tak, weźcie to, dupki. Mogę ci powiedzieć, że patrzenie jak zadowolone z siebie spojrzenie schodzi z twarzy Paula, kiedy powiedziałam mu, że niczego nie dostanie, było prawie warte życia, które musiałabym z nim spędzić . Ale potem, najwyraźniej, Paul wyszedł i dostał trochę na boku. I opowiedział mi o tym, w środku trzygwiazdkowej restauracji, dwie minuty przed tym, jak nasi rodzice weszli na kolację, na której dyskutowaliśmy o miejscach weselnych. - Jesteś prawdziwym dziełem sztuki, Paul. - Splunęłam, potrząsając głową i odrywając moje ramię od niego. - Posłuchaj królowej lodu, doprowadziłaś do tego. Mężczyzna ma potrzeby, Katrina. Powtarzam, nie zdenerwowałam się, że Paul pieprzył się z jakąś inną dziewczyną - do cholery, prawdopodobnie zasłużyła na medal. Na pewno nigdy z nim nic nie zrobiłam, ale dziewczyna, z którą chodziłam do prywatnej szkoły, najwyraźniej i przez młyn plotek, słyszałam każdy drobny szczegół o tym, jak mały był i jak bardzo nadużywał w łóżku. Tak, nie, dzięki. Więc, kimkolwiek była ta druga strona, pieprzyć to, mogła go mieć. Nic nie czułam do Paula, ale miałam dumę. - Usiądź - syknął. - Usiądź na swojej napiętej dupie, zamknij się kurwa i uśmiechnij się ślicznie, Katrina. Moja krew wrzała. - Spójrz, nasi rodzice są tutaj. - Syknął, kiwając obok mnie na drzwi do restauracji. Nałożył wielki fałszywy uśmiech na swoją twarz i pomachał.

- To małżeństwo się wydarzy. Rozsądne dla naszych rodzin jest się połączyć. Mamy dobre geny, a nasze dzieci… - Nie wydarzy się, kurwa. -Wyplułam. Paul zadrwił. - Ślub jest w przyszłym miesiącu, suko. A potem, cholernie dobrze, naucz się rozkładać te nogi i pozwól mi zdobyć kawałek tego, co moje. Właśnie wtedy coś we mnie pękło. Może to była ta druga dziewczyna. Może to, że mówił do mnie tak, jakbym była fortepianem, który kupował do swojego domu. Może to myśl o seksie z nim, która sprawiła, że żółć podniosła się w moim gardle. Cokolwiek to było, nagle wszystko wskoczyło na swoje miejsce. Nie chciałam tego życia. Nie chciałam Paula, nie chciałam tej przyszłości i nie zamierzałam tak po prostu siedzieć i pozwolić, by to się stało. Ogarnęły nas przerażone sapnięcia, gdy chlusnęłam wino z mojej nietkniętej szklanki prosto w twarz Paula. Przeklinał zaciekle, zataczając się na nogi i plując. - Ty suko! Ty pierdolona… - Paul? Zamarł. - Wynoś się, kurwa. I odwróciłam się i odeszłam. Wyszłam z restauracji, ignorując Paula, ojciec krzyczał na mnie, żebym tam wróciła, a moja matka powtarzała to samo. Prawie złapałam taksówkę, ale zamiast tego z zadowoleniem uśmiechnęłam się do lokaja, że wezmę samochód mojego narzeczonego. Kutas. Poprowadziłam ekstrawagancki czarny i chromowany land rover z powrotem do mojego mieszkania, chwyciłam wszystko, co zmieściło się w małej paczce i zmieniłam ubrania na najcieplejsze zimowe rzeczy, jakie mogłam znaleźć. Wyłączyłam telefon, wskoczyłam z powrotem do SUV-a, wyjechałam z miasta i przejechałam dwie godziny prosto tutaj, na górę Blackthorn. Podmuch lodowatego zimowego wiatru ponownie uderzył w samochód, co sprawiło, że zaczęłam głębiej oddychać, gdy cały samochód szarpał się na boki. Tak, może to był jednak okropny pomysł…

Rozdział 2 Katrina Cholera. Gdy kolejny podmuch wiatru potrząsnął samochodem na ośnieżonej, zamarzniętej drodze, w końcu przyznałam się do porażki. Okej, może to był okropny pomysł. Chata była po moim wspaniałym wujku, od strony mojej mamy. Wujek Stan zawsze był czarną owcą swojej rodziny i sądzę, że dlatego zawsze się dogadywaliśmy. Myślę, że widział we mnie siebie samego, a przynajmniej tego ducha, który zbuntował się przeciwko życiu całym bogatym i rozpieszczonym życiem, które przyszło z naszą rodziną. Stan był bogaty, ale odrzucił towarzyski snobizm, który temu towarzyszył. Przekazał mnóstwo pieniędzy i pomagał charytatywnie w rozdartych wojną krajach. Nigdy nie przychodził na imprezy i spotkania zamożnej elity, słuchał głośnej muzyki rockowej i prowadził motocykl. Nie trzeba dodawać, że nie pozwolono mi spędzać czasu z wujkiem Stanem, ponieważ zarówno mój ojciec, jak i matka uważali go za "szalonego". Ale kiedy widziałam go od czasu do czasu, zawsze był moim ulubieńcem. Był to jeden z ostatnich razy, kiedy widziałam go przed jego śmiercią - Boże Narodzenie na drugim roku studiów – wtedy dał mi prezent. … Dał mi swoją chatę. Oczywiście, wędrówki i biwakowanie nie były dokładnie tym, co robiłam, ale moja koleżanka z uczelni, Stella, była dość buntowniczym duchem i naprawdę mnie w to wciągnęła. Wystarczyła jedna wyprawa do lasu, z dala od blasku miasta, żebym zobaczyła, co traciłam. Wystarczył jeden głęboki oddech leśnego powietrza, żebym poczuła się, jakbym oddychała po raz pierwszy. Potem byłam uzależniona. Zaczęłam chodzić do lasu, gdy tylko miałam okazję. Weekendy spędzałam wędrując po szlakach turystycznych i zwiedzając rzeki i góry, zamiast imprezować. Przerwę zimową skróciłam do minimum, aby móc jeździć na nartach ze Stellą i jej przyjaciółmi, a na wiosenną przerwę w tym roku ominęłam Europę i zabawę na wyspach i udałam się na kemping do Nowej Zelandii. Moi rodzice to odkryli i wystraszyli się, że "zachowuję się dziwnie" i że "ludzie będą mówić". Mój tata zakładał, że moja chęć, żeby być aktywnym na świeżym powietrzu oznacza, że jestem lesbijką. Ale wujek Stan to rozumiał i dlatego właśnie dał mi klucze do tego miejsca przed laty. Przyjeżdżałam tak często, jak tylko mogłam - raz lub dwa

razy ze Stellą, ale poza nią z nikim innym. Chata była moją sekretną ucieczką - nawet nie powiedziałam o tym moim rodzicom. Dla mnie, to była moja ucieczka i dlatego właśnie tam jechałam tej nocy - żeby uciec. Ale zamieć, czy cokolwiek to było, pojawiła się znikąd. Byłam w połowie krętej przełęczy, która kończyła się na górze Blackthorn i prowadziłam na polną drogę do chaty Stana, kiedy otoczył mnie śnieg. A kiedy wiatr uderzał w okna, a widoczność stawała się coraz gorsza, wiedziałam, że kontynuacja będzie szybką podróżą po zboczu. - Cóż, cholera. - Mruknęłam, kierując samochód na małą uliczkę na poboczu drogi. Zerknęłam na mój telefon - wdzięczna, że wciąż mam tu słaby zasięg. Zignorowałam około czterdziestu wiadomości od moich rodziców i Paula i otworzyłam mapę, żeby sprawdzić moje położenie. Okej, nie byłam daleko. W tę pogodę nie był to przyjemny spacer po lesie, ale było to wykonalne. - Cóż, w pewnym sensie. Kiedy opuściłam miasto, przygotowałam się na zimę, ale nie na szaloną zamieć. Wzięłam ciepłe ubrania, ale mój prawdziwy ekwipunek na świeże powietrze wciąż był w magazynie. Ale mimo wszystko naciągnęłam miejskie płaszcze, zakładając jak najwięcej. Zasznurowałam buty - nie prawdziwe buty trekkingowe, ale były to najwyższe, najcieplejsze buty, jakie miałam pod ręką w moim mieszkaniu, nawet jeśli bardziej pasowały do wyjścia na miasto niż do wejścia na górę. Zamierzałam zmoknąć i naprawdę zmarznąć, ale chata była oddalona o niecałą milę. Mogłam to zrobić. Zerknęłam w lusterko wsteczne, odgarniając moje długie blond włosy i naciągając duży, rozłożysty kaptur. Wzięłam głęboki oddech, zarzuciłam na siebie moją małą paczkę i wyszłam na lodowaty, zamarznięty śnieg. Wiatr uderzył we mnie, kłując moje oczy, tak jakbym została spoliczkowana. Kurwa, było zimno. Zadrżałam, rozglądając się i sprawdzając swoje położenie. Wiedziałam, że gdy się odwrócę, tam, obok głazu na linii drzew, będzie mały znak, który zaprowadzi mnie do chaty Stana. Zrób to. Spięłam się i zaczęłam zmierzać w stronę szlaku, kiedy poczułam, jak coś mnie kłuje w plecy. Obróciłam się, na wpół oczekując, że kogoś zobaczę - te kolce czułam jak oczy, które są skierowane na mnie. Ale oczywiście nie było tam nikogo. Tylko samochód, ośnieżona droga i puste lasy.

Przestań sobie coś wyobrażać, zbeształam siebie, zanim podniosłam plecak, odwróciłam się i poszłam do lasu.

Rozdział 3 Braun Ona tu nie pasuje. Ta myśl płonęła w moim mózgu, gdy przykucnąłem, a moje oczy zwęziły się na nią. Czułem, jak zwijają mi się mięśnie – zaciskają się mocno przez mój szybszy oddech, po moim biegu po zboczu góry. Mój alarm włączył się z chwilą, gdy przekroczyła stary most nad rzeką Rowan's. Nikt nie przychodził na tę drogę - i mam na myśli nikt. A to był jedyny powód, dla którego tam byłem. To był powód, przez który była to moja pieprzona góra. Ustawiłem alarm rok wcześniej, a kiedy dzisiaj zadzwonił, ruszyłem biegiem, żeby zobaczyć, kto kurwa zbliża się do mojej strefy. Ona. Blondynka, mała, niewinna i cholernie piękna. Ale nie miała żadnego pieprzonego interesu żeby tutaj być. Dziewczyna z miasta, to na pewno - ubrania, samochód, pieprzony sposób, w jaki trzymała się w tym prymitywnym miejskim stylu, z wyprostowanymi i sztywnymi ramionami – wszystkie były zepsutymi prezentami. To było złe, że tutaj była, ale kurwa, patrząc na nią, nie mogę zaprzeczyć, że zrobiła mi coś bardzo dobrze. Moja krew przepłynęła przez moje żyły, moja szczęka zacisnęła się i nawet z wiatrem obijającym się dookoła mnie i uderzającym w moją twarz, mogłem poczuć mojego kutasa żyjącego własnym życiem między moimi udami. Jęknąłem, zaglądając z mojego miejsca, przez jej przednią szybę , gdy odgarnęła długie blond włosy i naciągnęła kaptur. Duży, futrzany – jak coś z cholernego manekina w centrum handlowym. Włożyła płaszcz i warknąłem ponownie. Co jej się kurwa, wydawało, że robi, wychodząc na cholerny spacer po śniegu ? Płaszcz krzyczał „miastowy”. To było coś, co zakładałeś między restauracją a taksówką, a nie coś w czym chodziłeś po lesie. W tych warunkach płaszcz byłby przemoczony i zamarzł w ciągu dziesięciu minut. Za godzinę będzie to śmiertelne. Zmarszczyłem brwi, patrząc na samochód. To znaczy, przynajmniej land rover miał napęd na wszystkie koła, ale chrom i fantazyjna czarna farba krzyczały o mieście. Wrzeszczało "luksusowy" i nie było dla niego miejsca na ośnieżonej górze takiej jak Blackthorn. Spojrzała na swoje odbicie w lusterku wstecznym, oblizując usta. Wiedziałem, że powinno mi to przeszkadzać - jakby sprowadzała tę bzdurną miejską próżność tutaj, do lasu, do którego nie należała. Ale tak się nie stało. W rzeczywistości obserwowanie

jej miękkiego, różowego języka biegnącego, by polizać te usta, sprawiło, że całe moje ciało ożyło. Sprawiło to, że mój pieprzony kutas pulsował, a moje jaja mrowiły tak, jak jeszcze nigdy - a bym to pamiętał. Wzięła paczkę, otworzyła drzwi i wyszła na śnieg. Co ona, kurwa, robiła? Nie, zostań w pieprzonym samochodzie. Jeszcze chwila, a bym to powiedział. Przez sekundę, myślę o podejściu, przerzuceniu jej przez ramię, zaniesieniu jej z powrotem do samochodu i powiedzeniu jej, żeby spierdalała z mojej góry. Ale nie zrobiłem tego. Nie mogłem. Poza kilkoma biegami z Austinem, Dallasem, Vladem i czasami Axem tutaj na górze, przysięgłem wyrzec się ludzi, kiedy przyjechałem tu rok wcześniej. Po Kandaharze skończyłem z ludźmi. To był Stan, który opowiedział mi o swojej chacie na Blackthorn, kiedy byłem w jego straży w Afganistanie. Facet był jednym z tych ludzi, których natychmiast powinienem nie lubić - bogatym, rzucającym pieniędzmi i totalnie miejskim majsterkowiczem. Ale wtedy zdałem sobie sprawę, kim naprawdę jest i o co mu chodziło i to wszystko zmieniło. Tak, rozrzucał swoje pieniądze, ale rozrzucał je na realne problemy, a nie na nowy samochód tylko po to, żeby mieć drugi lub duże fantazyjne domy, w których nie mieszkał. Ten człowiek chciał dokonać prawdziwych zmian na świecie, dlatego był tam, ryzykując swój tyłek, budując szkoły i szpitale. Najpierw przywiązaliśmy się do motocykli, a potem był dla mnie jak ojciec, aż do dnia, w którym zmarł kilka lat temu na raka. Tak, to było do dupy. Ale Stan powiedział mi wszystko o górze Blackthorn i chacie, którą tu miał, o której nie wiedziała jego bogata, snobistyczna rodzina. Więc po tym, jak skończyłem, kiedy skończyłem z tym wszystkim, było to jedyne miejsce, do którego chciałem jechać. Byłem tu od tamtej pory - sam i w spokoju. Do tego dnia. Aż ta gorąca blondynka, o jasnych oczach, fantazyjnie wyglądająca i seksowna jak grzech, wyszła z miejskiego samochodu w miejskim stroju, prosto w pierdolony las, nie całą cholerną milę od mojej chaty. Nie wiedziałem, czy mam być obłąkanym szaleńcem, czy ją wypieprzyć. Do diabła, fakt, że warczę przez zaciśnięte zęby i

jednocześnie mam ochotę przebić się przez moje przeklęte dżinsy, mówi sam za siebie. Blondi zarzuciła torbę na ramię, rozejrzała się i wzięła głęboki oddech. Kurwa, nawet stąd, nawet w tym głupim miejskim płaszczu, widziałem te kształty. Widziałem, jak jej piersi napierają na ten płaszcz, sprawiając, że moje usta wypełniają się śliną, a moje jaja pulsują. Mogła być intruzem. Mogła być kłopotem. Do diabła, mogła być grzesznicą, bo z pewnością była jak piekło. Ale nic z tego nie miało znaczenia, bo nagle, przede wszystkim wiedziałem o niej: Ona była moja. Jeszcze tego nie wiedziała, ale ja już tak. A teraz, kiedy ona tam była, w moim lesie na mojej górze? Chciałem jej dokładnie pokazać, jak bardzo jest moja. Obserwowałem, jak zaczęła iść, krew huczała mi w uszach, a moje oczy zwężały się na tych uroczych, pulchnych wargach. Wszystko we mnie drgnęło i warknęło i łaknąłem jej. Ale kiedy się zatrzymała, rozejrzała, a potem nagle zmieniła kurs, sparaliżowało mnie… Szła w kierunku szlaku - tego, którego nigdy byś nie zobaczył, gdybyś nie wiedział, gdzie szukać. Szlak, który podążał prosto do chaty. Nie byliśmy tak blisko, ale kurwa, jeśli nie wyglądało na to, że nagle dokładnie wiedziała, dokąd się udaje. Tak, nie trzeba już czekać. Koniec z obserwowaniem i zastanawianiem się, co tu robi ta kusząca mała nieznajoma. Warknąłem, gdy wstałem z miejsca, w którym siedziałem na śniegu, moje mięśnie napięły się i stwardniały, moje zmysły dostroiły się, a mój kutas nadal był twardy jak kamień. Maszerowałem w jej kierunku, zamierzałem chwycić to idealne małe ciało w swoje ramiona, przerzucając je przez moje ramię w stylu jaskiniowca, maszerując z powrotem do mojej chaty, aby dowiedzieć się, kim ona kurwa jest. Ale wtedy usłyszałem trzaskający dźwięk. Wtedy poczułem, jak pod nogami drży ziemia. O kurwa. I wtedy uderzyła lawina, a ostatnią rzeczą, jaką pamiętam, była chęć dowiedzenia się, jak smakowały te różowe, pełne usta, zanim wszystko zrobiło się w białe.

Rozdział 4 Katrina Prawie na miejscu. Wiatr smagał mi twarz i czułam, jak każda część mojego ciała drży w ostrym, mokrym, przenikliwym zimnie. Śnieg piekł moje oczy, a moje gówniane buty były przemoczone, aż do połowy uda. Kurwa, żałowałam, że nie przywiozłam prawdziwych zimowych ubrań. Na szczęście uniknęłam mini lawiny, gdy zaczęłam wędrować. Ta rzecz pojawiła się znikąd, rycząc jak grzmot - prawie jak ostry, męski ryk, naprawdę - gdy zsunęła się ze zbocza góry. Ledwo mnie to ominęło, ale byłam prawie pewna, że land rover był straconą rzeczą do wiosny. Ale pieprzyć Paula. Jedyny problem polegał na tym, że większość drogi - a także moja droga powrotna - była prawdopodobnie także straconą rzeczą po lawinie, ale mogłam się tym martwić później. Priorytetem było wejście do chaty i rozgrzanie się, zanim zamarznę na śmierć. Skrzywiłam się, lodowaty, mokry chłód prześlizgnął się po moim ciele, gdy przechodziłam przez ostatni zakręt na szlaku. I nagle to zobaczyłam. Chata. Jęknęłam osłabioną radością, dygocząc i drżąc, szczękając zębami, gdy zatrzymałam się na ganku. Przez cały czas śnieg padał, uderzając mnie prosto w twarz. Ale trzymałam się, walcząc ze łzami i bólem i ostrymi uderzeniami śniegu, kiedy szłam po trzech schodkach i uderzyłam w drzwi frontowe. Zatrzasnęłam je za sobą z okrzykiem zwycięstwa, dysząc, gdy opadłam na podłogę tak jak stałam. Dzięki Bogu. Zadrżałam, skopując moje przemoczone buty i skarpetki, odrywając moje mroźne mokre dżinsy, płaszcz i resztę moich schłodzonych, mokrych ubrań, aż do mojej bielizny. Dopiero wtedy wzięłam głęboki oddech i poczułam, że się powoli relaksuję. Chata była ciemna, ale ciepła, a nawet gdybym mogła założyć się o pieniądze, kiedy ostatni raz Stella i ja byłyśmy tutaj dwa lata temu, nie martwiłam się, że drzwi nie były zablokowane. Sorry, ale i tak nikt tutaj nie przyjdzie i to nie tak, że było tutaj cokolwiek do kradzieży. Dyszałam w ciepłych ciemnościach, czując jak ciepło powoli wsiąka w moją zdrętwiałą skórę, aż nagle ...

… Aż nagle zamarłam. Ciepło. Ciepło. Chata nie była tylko "nie zimna". Było ciepło. Bardzo, bardzo ciepło. Mimo to chłód krążył po moim kręgosłupie, aż w końcu zmusiłam się do otwarcia oczu i rozejrzenia się. Oh, kurwa. Pomarańczowy blask wydobywający się z pęknięć pieca na drewno w rogu kuchni był pierwszą rzeczą, jaką zauważyłam. Pomarańczowy, migotanie, ogień. … Tak, byłam cholernie pewna, że Stelli i mi nie udało się uzyskać dwuletniego ognia palącego się, gdy ostatni raz stąd wyszłyśmy. Poczułam, jak mój puls przyspiesza, a moja skóra drży ze strachu, gdy powoli wstałam. Ktoś tu był. Niedawno. Tak, całkiem niedawno. Stałam spokojnie, słuchając odgłosu wiatru wyjącego na zewnątrz i odgłosu spalających się kłód drewna w piecu. Przełknęłam, a ten dźwięk wydał mi się bardzo głośny. A potem był inny dźwięk. Na zewnątrz. To wiatr, ty przerażony kocie. Powiedziałam sobie, decydując się zignorować fakt, że ktoś wyraźnie korzystał z chaty. Próbowałam zmusić się, by nie myśleć o tym, jaki rodzaj szaleńca byłby tutaj w środku tej śnieżnej burzy w chacie, która nie należała do niego, ale jedyne, o czym mogłam myśleć, to seryjny morderca i jeszcze gorzej. Dźwięk znów się pojawił i tym razem był to niezaprzeczalny odgłos kroków, ciężkich i chrupiących na zaśnieżonym ganku. Zadrżałam, cofając się od drzwi w kierunku środka pokoju, obejmując się ramionami, gdy mój oddech przyspieszył. Kurwa. Zapotrzebowanie na domową obronę nie było dokładnie na mojej liście zapasów do zdobycia, zanim tu przyjechałam. Panika wzbierała w mojej klatce piersiowej, moje oczy przesuwały się po pokoju szukając czegoś - czegokolwiek - by się obronić. Moje oczy przemknęły przez zaciemniony pokój, mój oddech był coraz szybszy, aż mój wzrok wylądował na butelce whisky leżącej na małym stoliku przy kanapie. Rzuciłam się, łapiąc ją i chwytając jak kij, gdy odwróciłam się w stronę drzwi. Skrzypnięcie.

Kroki naruszyły ganek. Podniosłam butelkę whisky groźnie, gdy odwróciłam się w stronę drzwi i odgłosu ciężkich kroków za nimi. Już czułam się odważniejsza, silniejsza i bardziej gotowa bronić swojego miejsca i moich kobiecych części. Nastąpiła chwila bezruchu; spokój przed burzą, cicho, ale wietrznie. A potem, nagle, uderzając z hukiem, drzwi otworzyły się gwałtownie, wysyłając bicze śniegu i lodu, które przemykały po pokoju i po mojej twarzy. Krzyknęłam i zamknęłam oczy na oślepiającą biel, przez chwilę wpatrywałam się w postać – mężczyzny – ogromnego mężczyzny w drzwiach. Wrzasnęłam, puls przenikał przeze mnie, gdy rzuciłam się do przodu z moim najlepszym okrzykiem bojowym, kołysząc butelką whisky jak szalona kobieta. Skoczyłam na mężczyznę, butelka kierowała się prosto w jego głowę, gdy nagle cały mój świat przewrócił się do góry nogami. Krzyknęłam, gdy mnie złapał - silne, potężne dłonie bez wysiłku podnoszące mnie z podłogi z rykiem. Znowu krzyknęłam, gdy wyrywał mi butelkę z ręki i przerzucał mnie na jego umięśnione, szerokie ramię. Jego stopa podniosła się, kopiąc drzwi i zamykając mnie tutaj, zanim nagle przemaszerował przez pokój i rzucił mnie na kanapę przed kominkiem. Sapnęłam, waląc stopą i trafiając go między nogi. Mężczyzna ryknął, klnąc zawzięcie i chwytając się za krocze, zanim rzucił się na mnie. Krzyknęłam jeszcze raz, gdy jego potężne dłonie chwyciły mnie za kostki, trzymając je mocno w żelaznym uścisku, gdy stał wysoko nade mną. Przeszywające, dzikie, nawiedzone, niebieskie oczy płonęły wprost na mnie. - Nie rób tego ponownie, cholera. Jego szorstki, aksamitny głos był miodowym barytonem - jak whisky i drewno - i czułam, jak jego słowa przenikają przeze mnie. Te dzikie oczy przeszyły mnie, przeszywając moje ciało, gdy stał nade mną, jego szerokie, muskularne ramiona falowały. Moje oczy wylądowały na butelce whisky, którą odstawił na stół. Chciałam ją chwycić, ale mężczyzna zaklął, kiedy odepchnął mnie z powrotem na kanapę i szarpnął butelkę. - Okej, a to jest do picia, a nie do bicia mnie w pieprzoną głowę! Spiorunował mnie wzrokiem, a jego zęby błysnęły na wyrzeźbionej szczęce. Odwrócił się i przeszedł przez pokój, trzaskając butelkę na blat nad kominkiem, po czym odwrócił się. A potem nagle zaczął ściągać czapkę i kurtkę. - Co robisz…

Zrobiłam się blada, kiedy sięgnął i zaczął ściągać swoją koszulkę, odsłaniając wyrzeźbioną, twardą, wytatuowaną i umięśnioną klatkę piersiową, po czym przesunął ją nad głową i rzucił. Jego mięśnie drgały i falowały w słabym świetle, każda twarda linia i wspaniały rowek jego ciała napinały się, gdy cofał się w moją stronę. Zrzucił buty, a kiedy jego dłonie przesunęły się na pasek, całe moje ciało zamarło. - Proszę, czekaj, co Ty robisz… Spodnie opadły, a kiedy je kopnął i ruszył w moją stronę, poczułam, jak przechodzi przeze mnie dreszcz. Szorstki, przerażający, umięśniony nieznajomy podkradł się do mnie w swoich ciasnych czarnych bokserkach. Każdy mięsień w jego idealnym ciele napinał się i falował, jakby był lwem prześladującym swoją zdobycz. Czułam się zamrożona, moje serce biło z prędkością miliona mil na godzinę w mojej klatce piersiowej, a moje oczy były szeroko otwarte, gdy zbliżał się coraz bardziej, aż niemal nagi stanął nad moim niemal nagim ciałem. Krzyczałam, gdy zeskoczyłam z kanapy. Ale jego ręka chwyciła mnie szybko i nagle znów znalazłam się na jego ramieniu. Znowu wrzasnęłam, moja goła skóra na jego szerokich, gorących, falujących mięśniach ramion, gdy szedł przez pokój. - Puść mnie! - Wrzeszczałam, uderzając pięściami w jego szerokie, twarde plecy, co nawet nie zdawało się go rozpraszać. Czułam jego zapach - cały zalotny i męski i nienawidziłam tego, że czułam, jak reaguje na to moje ciało. Nienawidziłam tego, że te przeklęte feromony wbijały mi igły, wysyłając w moje ciało dreszcze uczuć, które były całkowicie nieodpowiednie dla tego, co się ze mną działo. Moje kolano podskoczyło, kopiąc go w klatkę piersiową, ale on tylko chrząknął. Nagle ściągnął mnie z ramienia i rzucił w powietrze. Krzyczałam, póki nie natknęłam się na coś miękkiego. Łóżko. Oh Boże…

Rozdział 5 Braun - Kim jesteś!? - Wrzasnęła na mnie, kopiąc mnie i próbując się odsunąć, aż jej plecy przylgnęły do metalowych prętów ramy łóżka. Podniosła kołdrę, zakrywając jej słodkie, smaczne, małe ciałko i sprawiając, że bestia we mnie zaryczała z niesprawiedliwości. - Kim ja jestem!? - Warknąłem, naśladując ją i sięgając po kołdrę. Starała się mocno trzymać, ale ja byłem o wiele silniejszy od niej i łatwo wyrwałem ją z jej uścisku. Sapnęła, jej dłonie próbowały ukryć te słodkie, kształtne cycki i ten cienki kawałek koronki ledwo zakrywający to, co mogłem się założyć, było cipką, która smakowała jak pieprzony najsłodszy cukierek. - Kim ja jestem!? – Warknąłem ponownie, nachmurzony na mojego wspaniałego małego najeźdźcę. Mój kutas był nieprzyzwoicie wypukły na przodzie moich bokserek i myślę, że jedynym powodem, dla którego tego nie zauważyła, było to, że była zbyt zajęta wpatrywaniem się w moje oczy, rzucając gorące sztylety w moją stronę. Spodobało mi się to spojrzenie. Podobała mi się ta zaciekłość i ta dzika wola, którą promieniowała, nawet gdy miałem ją prawie nagą i w moim cholernym łóżku. - Kim ty do cholery jesteś i co ty do cholery robisz na mojej górze? Zmarszczyła brwi. - Co? Pokręciłem głową, odciągnąłem kołdrę i położyłem się na łóżku obok niej, pociągając ją za sobą. Zaczęła krzyczeć. -Przestań. - Warknąłem wściekle, łapiąc ją za nadgarstki, gdy jej pięści zaczęły uderzać w moją twarz i klatkę piersiową. Odsunąłem jej ramiona z łatwością, przytrzymując je obie nad głową jedną ręką, kiedy ją przeniosłem. Wciąż krzyczała, raniąc moje bębenki uszne, gdy powoli zakrywałem jej miękkie, sprężyste ciało, moim twardym, wyrzeźbionym, większym. - Dość! - W końcu wyszczekałem, głośno. Uspokoiła się. - Nie ma nikogo na milę w dowolnym kierunku, aby cię usłyszał, a to, co próbuję zrobić, to utrzymać cię w cieple!

- Nic mi nie jest! - Warknęła. Jej kolano podniosło się mocno, niebezpiecznie blisko moich jaj, a ja warknąłem, gdy rozchyliłem jej kolana i przygwoździłem je własnymi. Dyszała, jej pierś unosiła się w ogniu i walce, gdy napierała na mnie. Jęknąłem w środku, czując, jak jej miękkie, małe ciało wije się pode mną - tak, mogłem poczuć jej twarde sutki ocierające się o moją klatkę piersiową przez cienki koronkowy biustonosz i sposób, w jaki miękki, kuszący, gorący kawałek pomiędzy jej nogami naciska na mojego pulsującego, twardego kutasa. - Jesteś zamarzająca, to jest to, kim jesteś. - Warknąłem, układając moje ciało na jej. - Nie jestem! - Jesteś i ja jestem. - Syknąłem. Rzecz w tym, że miałem rację. Była tam zbyt długo w nieodpowiednim ubraniu. Myślała, że jest ciepła, bo w chacie było mniej śmiercionośnego zimna niż tam. Ale pozbycie się jej mokrych ubrań było tylko pierwszym krokiem. Musiała się rozgrzać, albo wkrótce mogła dostać prawdziwą gorączkę. A ja? Cóż, nawet będąc dość przyzwyczajonym do warunków tutaj, wiedziałem, że byłem blisko bycia cholernie wykluczonym. Lawina pochowała mnie na co najmniej czterech stopach śniegu i jedynym powodem, dla którego udało mi się wykopać, było to, że uderzyła mną prosto w bok SUV-a. Pogrzebałem pod nim i wyszedłem po drugiej stronie, zanim wróciłem tutaj, spodziewając się znaleźć ją martwą i zamarzniętą na każdym zakręcie na szlaku. To, że tutaj dotarła, wiele mówiło. I także mnie to zaciekawiło. - Złaź ze mnie! – Warknęła. - Nie. Wydała z siebie warczący dźwięk, próbując na próżno wyciągnąć ręce z mojego uścisku. Parła na moje biodra, jakby próbowała mnie z siebie zrzucić. Ale wszystko, co zrobiła, sprawiło, że się kurwa jeszcze mocniej podnieciłem. Wszystko co mi się przydarzyło, to ryk krwi w moich uszach, gdy poczułem, jak jej drżące ciało wije się pode mną. Byłem tak cholernie twardy, wiedziałem, że czuła, jak każdy cal mojego podniecenia naciska na gorąco między jej nogami. I mogła walczyć ze mną, ale nie mogłem zaprzeczyć żarowi, jaki czułem pod tymi małymi majtkami. Tak, czuła mnie właściwie. Dobrze. Chciałem ją. - Nie jestem zimna. - Splunęła. - Zaufaj mi, że jesteś.

No cóż, do tego czasu nie była. Już nie. Do tego czasu pod przykryciem i szarpiąc się, uderzając o moje ciało, była gorąca jak mała petarda. Ale do tego momentu rozgrzanie jej nie było moją jedyną myślą. Właściwie, to była ledwo moja druga myśl. Pierwsza myśl była instynktem jaskiniowca. Pierwszą myślą w mojej głowie była potrzeba pokrycia jej ciała swoim – chciałem wcisnąć ją w prześcieradła i poczuć, jak jej małe, drobne ciało wije się pode mną. Musiałem czuć te nogi szeroko rozłożone i ja, kurwa, musiałem skosztować tych jej ust. Musiałem ją mieć. Nie chodziło o to, że zbyt długo tu byłem sam, chociaż wiedziałem, że byłem. To nie było tak, że po prostu brakowało mi kobiecego dotyku i chciałem się pieprzyć z jedną, która wreszcie była pode mną ze swoją gorącą, małą cipką przyciśniętą do mojego opuchniętego kutasa, chociaż wiedziałem, że to była część tego. Nie, to chodziło o nią. To nie miało sensu. Dziewczyna, która jest taka miastowa, powinna być ostatnią rzeczą, do której mnie ciągnie, nawet z tą wspaniałą twarzą i tym małym ciałem, które błagało o pieprzenie. Ta cała mentalność miastowości powinna mnie zniechęcić. Tylko że nie zniechęciło i kurwa, na pewno tego nie zrobi. W rzeczywistości nigdy nie byłem twardszy. Nigdy w życiu nie chciałem czegoś bardziej. Myślałem, że jest piękna, gdy zobaczyłem ją siedzącą w jej samochodzie. Ale tutaj, twarzą w twarz, skóra przy skórze i oddychając tym samym powietrzem? W tym momencie wiedziałem, że to wszystko, czego nigdy nie szukałem. Gwałtowny, nie-bzdurny umysł, wojownik i cholernik, wszystko opakowane w jedną niesamowicie seksowną paczuszkę. Miękka, delikatna skóra, pulchne wargi, które domagały się, by je zdobyć, i ciało stworzone do owinięcia każdego grubego cala mojego wielkiego kutasa. … I jakoś ta wymarzona dziewczyna wkroczyła w mój świat. Nawet nie znałem jej cholernego imienia, ale właśnie wtedy chciałem poznać każdą cholerną rzecz o niej, a potem jeszcze trochę. Nagle, gdy spojrzałem, jak ona przełyka i mruga, zdałem sobie sprawę, że już się nie szarpie. - Myślę, że jestem teraz ciepła. - Wyszeptała cicho, ponownie przełknęła ślinę, gdy te wielkie zielone oczy spojrzały na mnie. - Też myślę, że jesteś. - Więc… - urwała, a kiedy ten język wyskoczył, żeby polizać jej miękkie usta, ja kurwa zajęczałem.

- Więc, myślę, że możesz teraz ze mnie zejść. Nie. Kurwa. Prawdopodobne. Nie ruszyłem się. Nawet nie udawałem, że się ruszam. Jedyne, co zrobiłem, to powoli opuściłem moją twarz, słysząc jej sapnięcie, gdy moja kanciasta szczęka musnęła jej policzek, a wargi zadrżały na płatku jej ucha. - Nie. - Warknąłem cicho do jej ucha. A ona jęknęła. Warknęłam, wdychając zapach jej skóry i pozwalając, by ten zapach rozpalił moje zmysły. Kurwa, pachniała słodyczą i śniegiem. Pachniała jak dom. Pochyliłem się i kiedy moje usta musnęły zagłębienie jej szyi, a ona znowu jęknęła, mógłbym przysiąc, że poczułem też coś innego. … Jej słodka mała cipka. Mógłbym przysiąc, że poczułem podniecenie jej gorącej cipki, przyciskającej się mocno i mokro do mojego kutasa, przez jej przemoczone majtki. Jęknąłem, przyciskając się do jej szyi i czując, jak moja skóra ożywa. Moje usta przesuwały się po jej szczęce, jej piersi falowały na mojej umięśnionej klatce piersiowej w krótkich sapnięciach, kiedy ruszyłem, by pochłonąć te usta. Coś błysnęło i przestałem. Moje oczy rzuciły się w jej stronę i nagle mój świat wywrócił się do góry nogami. …Kurwa, ona jest mężatką. Albo może zaręczona. Kurwa, nie wiedziałem, które z tego gówna, ale wiedziałem, że taki pierścionek oznaczał, że jest z kimś innym. Ta myśl płonęła w moim umyśle, wysyłając gorące sztylety w moje serce, a następnie to sprawiło, że poczułem wściekłość. Kurewsko nienawidziłem tego, że należała do jakiegoś innego mężczyzny. Byłem wściekły, że jakaś inna kupa gówna już domagała się prawa do jej zabrania i położyła na niej ręce, zasmakowała jej i poczuła, jak owija się wokół niego, gdy dochodzi. Odskoczyłem gwałtownie. - Jesteś mężatką? - Nie. - Powiedziała to szybko. Bardzo szybko. - Zaręczona. - Warknąłem. - Nie, cóż… Jej wahanie powiedziało wszystko. Warcząc, odsunąłem się od niej, zsuwając nogi z łóżka.

- To nie tak. - Powiedziała to cicho, a ja poczułem poruszenie na łóżku za mną, jakby się zbliżała. … Jakby tęskniła za dotykiem naszych ciał tak samo jak ja. Ale nie. Nie, nie tak. Nie wtedy, gdy była już z kimś innym. Zacząłem wstawać, kiedy nagle poczułem rękę na moim ramieniu. - Zaczekaj. – Szepnęła. Moje serce podskoczyło, a mój kutas drgnął, kiedy odwróciłem się, by spojrzeć jej w oczy. - Zaczekać na co, słodka? Przełknęła ślinę. - Chodzi mi o to, że naprawdę nie jestem zaręczona.- Opuściła ramiona. - Słuchaj, to cała ta głupia zaaranżowana rzecz, a ja nie chcę mieć nic wspólnego z ... - Zaaranżowane małżeństwo? – Zmarszczyłem brwi. – Kim Ty kurwa jesteś, księżniczką? Zarumieniła się i pokręciła głową. - Nie. Zaufaj mi, nie jestem. - Ale w pewnym sensie. Przygryzła wargę, ukrywając uśmiech, gdy spojrzała w dół. - Twój mężczyzna… - Nie mój mężczyzna.- Syknęła gwałtownie, jej oczy płonęły, gdy spojrzała na mnie. - To właśnie dlatego uciekłam, wskoczyłam do samochodu i przyjechałam tutaj. Interesujące. - Pierścionek? Przewróciła oczami, mamrocząc do siebie, gdy nagle zszarpała go z ręki i podała mi. - Tak, w zasadzie to zmusili mnie do tego. - Oni? Westchnęła. - Mój ojciec, moja matka, jego rodzina, Paul… - Zawsze robisz to, co oni ci każą robić?

Przez chwilę zacisnęła usta, a ja mogłem powiedzieć, że zaraz coś wypluje, ale zdawało się, że to przełknęła. - No cóż, po wylaniu wina na jego twarz, uciekłam z kolacji z obiema naszymi rodzinami. I ukradłam mu samochód. Zaśmiałem się. Kurwa, nie robiłem tego od dłuższego czasu i czułem się dobrze. - Ten krzykliwy, drogi miejski samochód na drodze? Przygryzła wargę. - Skąd wiesz o samochodzie? - Ponieważ cię obserwowałem. Zarumieniła się, a kiedy zadrżała, widziałem, jak jej sutki twardnieją pod koronkowym biustonoszem, zanim przytuliła się do pościeli. - Zgubiłaś się tutaj, słodka? - Zamruczałem, przysuwając się bliżej. Wyciągnąłem rękę, przesuwając palcem po jej szczęce, zanim delikatnie ją złapałem. - To dlatego jesteś tutaj na śniegu? Zmarszczyła lekko brwi. - Nie, lubię tu przyjeżdżać. - Do Blackthorn? Wzruszyła ramionami. - Do tej chaty. Tym razem to ja zmarszczyłem brwi. - To jest moja chata. Roześmiała się, wpatrując się we mnie. - Uch, w rzeczywistości to moja. Mam na myśli, technicznie rzecz biorąc, nie była moja, ale byłem pewny, że Stan chciałby mnie tu zobaczyć, zajmującego się tym miejscem. Bez względu na to, na pewno nie była to chata jakiejś miastowej dziewczyny… - Należała do mojego wuja Stana, a on mi ją dał. Moja szczęka opadła. Czekaj, co? - Więc technicznie, tak, jest moja… - Jesteś siostrzenicą Stana?

- Wspaniałą siostrzenicą, technicznie. - Zmarszczyła brwi. - Poczekaj, skąd znasz wuja Stana? - Afganistan. - Pokręciłem głową. - To nie ma znaczenia. Stan zawsze mówił, że jego rodzina nigdy nie wiedziała o tym miejscu. - Tak, cóż, ja wiedziałam. Przewróciłem oczami. - Słuchaj, nawet jeśli jesteś siostrzenicą Stana… - Jestem. Spojrzała na mnie, prosto w oczy i niech to szlag, jeśli to spojrzenie nie było tak cholernie słodkie, że stopiło moje zamarznięte serce. - W porządku, nawet jeśli jesteś siostrzenicą Stana ... - Wspaniałą siostrzenicą. Wpatrywałem się w nią i przysięgam, że widziałem, jak uśmiecha się z zadowoleniem, że naprzykrza mi się większą ilością przerw, zanim to ukryła. - Byłaś tutaj, co, raz? Zrobiłaś imprezę ze znajomymi z dala od miasta, trochę zaszalałaś, zanim zdałaś sobie sprawę, że nie masz żadnego dostępu do Facebooka i tych wszystkich rzeczy, więc wyjechałaś? Przewróciła oczami. - Właściwie nic o mnie nie wiesz. Jestem tu cały czas. - Jasne. - Mruknąłem. Wyobraziłem sobie, jak przyjeżdża tu z kolegami z uczelni, próbując udawać, że są prawdziwymi leśnikami, zanim zdają sobie sprawę, że nikt nie poda im do zjedzenia następnego ranka pieprzonego brunchu i wracają do domu. Ale wtedy moje myśli zgorzkniały. Nagle zacząłem się zastanawiać, kogo tu, kurwa, sprowadziła. - Z kim dokładnie tu przyjechałaś? – Warknąłem. Skrzywiła się na mnie. - Co to ma znaczyć? - To znaczy, że sprowadziłaś tu wszystkich pieprzonych facetów - Mruknąłem, zaciskając zęby, a moje pięści zacisnęły się na myśl, że ktoś inny ją dotykał. - Nie. - Wzruszyła ramionami. - Przywiozłam jednego przyjaciela kilka razy - ona jest dziewczyną. - Spiorunowała mnie wzrokiem. - Ale poza nią, nikt. Nigdy. To jest moje szczególne miejsce.

I ona to miała na myśli. Wiedziałem to przez sposób, w jaki jej oczy złagodniały i przez wyraz jej twarzy. I wtedy zrozumiałem. - Taka sama. - Powiedziałem cicho. Przygryzła dolną wargę, rozglądając się wokół. - Tu jest inaczej. Odkąd ostatni raz tu byłam, mam na myśli. - Wprowadziłem kilka zmian. - Jak długo.. - Rok. Jej szczęka opadła. - Cały rok? Uśmiechnąłem się. - Wiem, założę się, że myślisz, jak szalenie to brzmi. - Tak naprawdę myślałam, jaka jestem zazdrosna. Uniosłem brew. Cholera, ta dziewczyna była pełna niespodzianek. Wstałem z łóżka, a ona wydała cichy dźwięk i jej policzki zrobiły się czerwone. Och, racja, wciąż byłem totalnie, cholernie twardy i tym razem najwyraźniej tego nie przeoczyła. Dobrze. Patrzyłem, rozbawiony, jak próbowała i strasznie zawiodła, nie potrafiąc oderwać wzroku od mojej grubej erekcji. Powoli, wcześniejszy głód wrócił z zemstą. - Naprawdę tu często przyjeżdżasz, co? Pokiwała głową. - Tak. - Udowodnij to. Gdzie jest radio alarmowe? Mój mały więzień spojrzał na mnie. - Łatwe. Tam w schowku. Uśmiechnąłem się chciwie, opadając na łóżko, opierając się plecami o ścianę, twarzą do niej z rękami skrzyżowanymi na mojej nagiej piersi. - Gdzie?

- Tam. - Dźgnęła palcem i tym razem ukryłem uśmiech, kiedy wzruszyłem ramionami. - To dość ogólnikowe. - Szafa. – Mruknęła. - Nie jestem pewien, czy ci wierzę. Zarumieniła się, rzucając mi zaciekawiony wyraz twarzy, gdy nie spuszczałem z niej oczu. … Tak, wiedziała, czego chcę. - Pokaż mi. - Zamruczałem, patrząc jej w oczy. - Jestem… - Zarumieniła się głębiej, chwytając mocniej pościel. – Nie mam nic na sobie. - Masz wystarczająco. Więcej niż ja. - Uśmiechnąłem się. Mój kutas pulsował między moimi udami, nieprzyzwoicie wypychając czarne bokserki. Czułem, jak moje jaja drgają z potrzeby opróżnienia - potrzeby wzięcia jej i wypełnienia każdą kroplą mojego nasienia. Znowu się zaczerwieniła , ale potem, ten iskrzący się ogień w jej oczach zapłonął, jakby widziała moją odwagę i nie wycofała się. - W porządku. Utrzymując moje spojrzenie bez mrugnięcia, wyślizgnęła nogi spod kołdry i z wdziękiem wstała z łóżka. Pieprzcie. Mnie. Widziałem ją prawie nagą, gdy wtargnąłem ze śnieżycy, ale nic nie mogło mnie przygotować na widok jej w ten sposób. Warknąłem, kiedy podniosła się z łóżka, całe nogi i potargane blond włosy i smaczne, pieprzone kształty, które błagały, by je dotknąć. Moje oczy utkwiły w jej słodkim brzoskwiniowym tyłku, w który chciałem zanurzyć zęby, rozciętym na środku przez koronkowe czarne stringi. Wstałem i zbliżyłem się do niej, zanim mogłem się powstrzymać - jakbym kiedykolwiek chciał. - Jest tutaj. - Mruknęła, odwracając się do mnie. - Tutaj w tym… Sapnęła, gdy moje ręce znalazły jej biodra, a kiedy ją odwróciłem i uderzyłem nią o ścianę, cichy jęk wypadł jej z ust. Warknąłem, każda część mnie pragnęła jej i żadna część mnie nie chciała dłużej czekać. Moja góra.

Moja kobieta. Moja nagroda. Moja. Stęknęła, gdy przyciskałem ją do ściany obok kominka, płomienie migotały na jej skórze, gdy zasłoniłem jej ciało swoim. - Co robisz? - szepnęła bez tchu, jej wzrok skierował się na mnie. - Wszystko, słodka. – Warknąłem. – Wszystko. A potem ją pocałowałem i cały mój pieprzony świat zakołysał się na swojej osi.

Rozdział 6 Katrina Kręciło mi się w głowie, gdy całowałam tego pięknego, gorącego, niebezpiecznego nieznajomego. Każdy nerw w moim ciele ożył i krzyczał na mnie, że jestem całkowicie szalona, że to robię, a jednak nie mogłam przestać. Każda część mnie pragnęła jego warg i szorstkiego sposobu, w jaki trzymał mnie przy ścianie i chwytał moje usta swoimi. Zatraciłam się, jego potężne dłonie i ramiona objęły mnie i sprawiły, że poczułam się tak bezpiecznie, gdy przyciągnął mnie mocno do swojego umięśnionego, wyrzeźbionego, twardego ciała. Jego usta mnie paliły, jego pocałunek był mocny, zaborczy i tak seksowny, że sprawił, że moje palce się podwijały. A to sprawiło, że byłam mokra - niekontrolowanie, niezaprzeczalnie i natychmiastowo mokra. Jęczałam, czując ciepło i pragnienie łączące się między moimi nogami, a jego mięśnie falowały przy mnie, sprawiając, że moje ciało reagowało. To było szaleństwo. Mógł być seryjnym zabójcą dla wszystkiego, co znałam! Albo kanibalem, albo kimś, kto siedział tutaj, robiąc bomby rurowe, by wysłać je do urzędów państwowych wraz z manifestami zapisanymi krwią lub czymkolwiek. A ja tutaj jęczałam, gdy przyciskałam swoje ciało do jego i chętnie otwierałam usta dla jego języka. - Ja nie… - Odsunęłam się, spoglądając mu w oczy i czując się jakbym się unosiła. - Nie wiem, kim jesteś. – Szepnęłam. - Braun. – Warknął. – Mam na imię Braun. - Katrina. Braun - mój mężczyzna z gór miał imię tak szorstkie, odważne i silne jak góra, na której żył - odgarnął mi włosy z szyi i powoli pocałował mnie tam, co sprawiło, że jęknęłam. - Kat. – Zamruczał. - Nikt mnie tak nie nazywa. - Powiedziałam głosem ochrypłym i namiętnym. - Tak? – Warknął. – Dobrze. Przygryzłam wargę, gorąco przepływało przeze mnie. Podobało mi się to, że mnie tak nazwał. Podobało mi się, że nikt inny nigdy tego nie zrobił, a to, że nazywał mnie tym imieniem, było nowe i jak coś, co mieliśmy.