Lisa Schroeder Zakochując się w tobie (Falling For You) tłumaczenie: MoreThanBooks (DziejeSie, NiSiAm)
Lisa Schroeder - ZakochujÄ…c siÄ™ w Tobie
Informacje o dokumencie
Rozmiar : | 1.4 MB |
Rozszerzenie: |
//= config('frontend_version') ?>
Rozmiar : | 1.4 MB |
Rozszerzenie: |
Lisa Schroeder Zakochując się w tobie (Falling For You) tłumaczenie: MoreThanBooks (DziejeSie, NiSiAm)
Tytuł oryginału: Falling For You Copyright © 2013 Lisa Schroeder SIMON PULSE An imprint of Simon & Schuster Children’s Publishing Division 1230 Avenue of the Americas, New York, NY 10020 ISBN 978-1-4424-4401-0 Wydanie I Nieoficjalne tłumaczenie DziejeSie, NiSiAm
„Szczęśliwy numer siedem” jest dla Sary Crowe, ponieważ jestem taką szczęściarą, że pokochałaś dziwny mały manuskrypt tyle lat temu. Mam nadzieję, że będzie jeszcze przynajmniej siedem więcej!
Spis treści szpital – 16:05 sześć miesięcy wcześniej to boli dziennik poezji – październik poznaj nowego dzieciaka chcę być odważna jak u siebie w domu spóźniona na obiad dziennik poezji – październik już nie obcy pierwsza randka trochę nierealnie naprawdę Kolory Mnie szpital – 16:08 pięć miesięcy wcześniej nie do końca najszczęśliwsze miejsce na ziemi dziennik poezji – listopad droga przez słowa W Mojej Wyobraźni to osobiste zdesperowana chciałabym być kotem pierwsze specjalna dostawa #1 utknęłam dziennik poezji – listopad kiedy pada, leje szpital – 16:15 cztery miesiące wcześniej czas podarunków specjalna dostawa #2 dziennik poezji – grudzień
dość tego stracony Czego się Nauczyłam Coraz gorzej jest więcej rzeczy do zrobienia niż całowanie łowiąc odpowiedzi zabłocone buty bez pocieszenia niespodzianki prezenty wesołych świąt dziennik poezji – grudzień szpital – 16:21 trzy miesiące wcześniej rewolucja Dla Mojej Dziewczyny wzloty i upadki przestraszona było blisko dziennik poezji – styczeń wspólny znajomy nieoczekiwane o mały włos chłopcy, chłopcy, chłopcy pilne coraz gorzej dziennik poezji – styczeń szpital – 20:56 dwa miesiące wcześniej bolesne Blizny specjalna dostawa #3 tęskniąc za tobą dziennik poezji – luty dobre przypomnienie witaj w domu
szpital – 8:04 miesiąc wcześniej różowy dom w ogrodzie nikt nie jest idealny Rozkwit wyznania ostatnia specjalna dostawa w parku dziennik poezji – marzec szpital – 9:17 dzień wcześniej dwanaście godzin albo dziennik poezji – kwiecień ujawniona dobroć blask zawsze miłość szpital – 14:02 dwa miesiące później najcenniejszy Podziękowania O autorce
W szpitalu- 16.05 Przynajmniej mogłam oddychać. - Czy ktokolwiek skontaktował się z jej rodziną? Zanim do mnie dotarli, czułam jakbym się dusiła. Czułam, jak na mnie pracują. Słyszałam ich. - Rayanna? Nazywam się Doktor Lamb. Zajmiemy się tobą. Dr. Lamb. Lubię dźwięk twojego głosu. Chcę wierzyć, że się mną zajmiesz. Poza tym, nie możesz robić tego wiecznie. Mam na myśli, teraz możesz. Ale po tym, co się stanie? Jest światło daleko, daleko ode mnie. Mogę je czuć. Jest ciepłe. Czy złe jest chcieć tego światła? Może światło mnie nie chce. Wszystko, czego chcę to żeby ktoś mnie pragnął. Tak jak ja. To prawdopodobnie jedyna rzecz, jaką kiedykolwiek pragnęłam. Tłumaczenie: DziejeSie
sześć miesięcy wcześniej
To boli Robiłam hamburgery na obiad. Dean, mój ojczym, uwielbia hamburgery, chociaż nie robiłam jego ulubionych z powodu głębokiego oddania dla faceta. Olej wytryskiwał z patelni, paląc moje ręce, jak małe porażenia prądem. To była mała cena. Kiedy miałam go dość, mogłam pójść do swojego pokoju jak zawsze, gdzie zostawi mnie w spokoju na resztę nocy. Kiedy mięso się zrobiło, wyłożyłam paszteciki i bułki na dwóch płytach a następnie odwróciłam się chwytając frytki, colę dla mnie i piwo dla niego. - Obiad gotowy.- zawołałam. - Dobrze. Jestem głodny.- powiedział Dean i wstał z kanapy. Usiadł na starym blokowym stole rzeźniczym i zaczął przeglądać swój talerz wraz z przyprawami których użyłam wcześniej. Czekałam. Zawsze coś było. - Cholera, Rae.- krzyknął. - Gdzie cebula? Właśnie. Jego ukochana cebula. - Sorry. Poczekaj. Wezmę ją. - Jak cholera weźmiesz.- mruknął. Ukroiłam cebulę w plasterki, udając że to jego głowa. Spojrzałam w górę. Tak delikatnie dotykał swojego hamburgera. Wlewając sobie ketchup, musztardę i pikle z taką opiekuńczością,że można pomyśleć, że to matka ubierająca swoje nowo narodzone dziecko. Mocniej zaczęłam kroić. Szybciej. - Ow! - Nóż upadł na ladę z brzękiem. - Sh.. Zacisnęłam wargi, obiecując sobie że nie będę tak pyskata jak mój ojczym. Włączyłam wodę w zlewie i włożyłam rękę pod mocny strumień, krzywiąc się z bólu, ponieważ to kuło. Dean nic nie powiedział. Czerwono- różowa woda zawirowała w dół odpływu, i zaczęłam wyobrażać sobie zlew pełen krwi. Zlew się przelał na podłogę. Popełzło w poprzek linoleum na jego poplamione olejem buty.
Ile krwi poleci, zanim zdąży zauważyć? Ile krwi poleci, zanim zacznie to go obchodzić? Nie miałam wątpliwości. Pozwoliłby mi się wykrwawić na śmierć. Lata temu, kiedy miałam nadzieję, że może być ojcem jakiego nigdy nie miałam, jego bez reakcyjność pewnie by mi przeszkadzała. Już nie. Nauczyłam się mieć niskie oczekiwania. W ten sposób było mniej rozczarowań. Bo jedyna rzecz, której naprawdę więcej nie potrzebowałam? Rozczarowanie. Moja matka na pewno nie wyszła za Deana przez jego współczucie. Wyszła za niego dla pieniędzy, chociaż i tak niewiele ich miał. Przynajmniej więcej niż miałyśmy my, czyli nic, i to było wszystko co się liczyło. Wyłączyłam wodę i chwyciłam papierowy ręcznik, owijając go mocno wokół palca, bojąc się spojrzeć uważnie na ranę. Dean wstał ze swoim talerzem, powędrował do licznika, mrucząc coś pod nosem. Wziął garść plasterków cebul i położył je na górze burgera. Krew sączyła się przez ręcznik. Ścisnęłam mocniej. Wrócił do stołu. Usiadł. Wziął kęs hamburgera. - Teraz, znacznie lepiej.- wymamrotał. Cała scena przypominała mi czas kiedy usłyszałam dwóch DJ-ów w radiu mówiących o badaniu wykonanych przez niektórych specjalistów na wspomnieniach. Wyniki pokazały, że są trzy rzeczy które ludzie najbardziej pamiętają z dzieciństwa: wczasy rodzinne, tradycje wakacyjne i posiłki. Musiałam się zaśmiać. Tak, pamiętam pory posiłków w swoim domu i natychmiast chciałabym o nich zapomnieć. * * * Spędziłam wieczór w swoim pokoju, odrabiając lekcje. Mama wróciła do domu koło dziesiątej, jak zawsze. Pracowała na zmiany jako tester w Rite Aid*. Słyszałam ją w drugim pokoju, wymieniającą słowa z Deanem. Ich głosy stały się głośniejsze, a moje imię zostało wymienione raz albo dwa razy. W odpowiedzi pogłośniłam muzykę na moim laptopie, robiąc co w mojej mocy żeby zwalczyć świat z Foo. The Foo Fighters**, ot co. Śledziłam palcem po mojej kostce,
wyobrażając sobie tatuaż który zaprojektowałam w swojej głowie z kręgów nut i słów z mojej ulubionej piosenki, "Everlong". Jeśli dotrwam do osiemnastki ze swoją poczytalnością w stanie nienaruszonym, zgaduję że to będzie zasługa Foo Fighters. No i mojej pracy w Full Bloom***.Może trzeba będzie wprowadzić kilka kwiatów do tego projektu. Wzięłam książkę, próbując poczytać tak jak powinien każdy dobry młody człowiek. "Tygiel****" pani Bloodsaw***** (tak, to naprawdę jej imię) mówiła że to był idealny przykład ironii. Jeśli zaprzeczałaś że jesteś czarownicą, wieszali cię. Jeśli przyznałaś, że jesteś czarownicą, wyzwolili cię. Ale musiałeś żyć na codzień z kłamstwami które powiedziałeś. Jakie było to życie? Myślałam o tym dużo. Prawdopodobnie zbyt wiele. Mama wsadziła głowę do mojego pokoju. - Rayanna, dlaczego naczynia nie są umyte? Trzymałam w górze swój zabandażowany palec, żeby go zobaczyła. - No cóż, nie jest złamany, prawda? Wyjdź i je umyj. Bo na pewno za cholerę tego nie zrobię. Byłam na nogach... - Przez ponad ociem godzin. Wiem, mamo. Ale naprawdę ostro go skaleczyłam. - Będziesz żyć.- powiedziała.- Chociaż może nie, jeśli nie ruszysz tyłka i nie zajmiesz się talerzami. Wiesz jak Dean lubi zachowywać tutaj porządek. Babcia mówiła: " Droga do szczęścia wybrukowana jest dobrymi uczynkami dla innych." Oczywiście moja mama wybrała objazdową drogę. Czy zabiłoby ją, gdyby zrobiła tylko jedną małą rzecz miłą dla mnie? __________________________________________________ *Rite Aid- sieć aptek w Stanach Zjednoczonych, **Foo Fighters – amerykański zespół rockowy założony przez perkusistę Nirvany Dave'a Grohla w 1995. *** Full Bloom- prawdopodobnie kwiaciarnia. **** Tygiel – sprzęt laboratoryjny o kształcie zbliżonym do kubka, zwykle sprzedawany razem z pokrywką, który służy do wykonywania operacji na substancjach stałych wymagających stosowania wysokiej temperatury, np. pirolizy, suchej destylacji, stapiania metali, wyprażania do suchej masy itp. ***** Bloodsaw- gra słów popularna w języku angielskim. Blood znaczy krew natomiast
saw- piła, piłować. Wstałam z łóżka. - Dlaczego nie powiesz mu... - Idź. Myć.- podeszła i wskazała palcem na moją twarz.- Cholerne. Naczynia. Nie wiem, dlaczego w ogóle próbowałam. Zawsze brała jego stronę. Tylko to, czego potrzebowałam- kolejnego przypomnienia, że niczego nie powinnam się spodziewać od żadnego z nich. Moja matka nigdy nie była łatwym człowiekiem. Starałam się być empatyczna wobec niej. Babcia powiedziała mi kiedyś, że mama przeżyła bardzo dużo złych rzeczy, kiedy była młodsza i to sprawiło że stała się zła na cały świat. Kiedy przycisnęłam babcię po więcej informacji, chcąc tak bardzo zrozumieć moją mamę, powiedziała, że to nie jej zadanie powiedzenie mi tego. Wtedy powiedziała mi, że powinnam starać się nie brać tego do siebie, co jest praktycznie niemożliwe, kiedy odczuwa się to osobiście. Po tym jak babcia umarła na raka, sześć lat temu, powiedziałam sobie żeby się nie martwić, ponieważ nie było możliwości żeby moja mama stała się jeszcze bardziej zła. Wyszło na to, że się myliłam. Tłumaczenie: DziejeSie
Dziennik poezji- październik. Nie pasuję tutaj, czuję się jak zatrzymująca przeszkoda na twojej drodze. Kopiesz mnie na bok drogi żeby dotrzeć tam gdzie musisz iść. Gdzie idziesz? Czy ty w ogóle to wiesz? Wydaje się, że ty krążysz wokoło i krążysz, i krążysz, zawsze wracając w to samo miejsce. I zawsze ja jestem na drodze. Odtrącasz mnie na tą drogę i w ten sposób i wszystko o czym mogę myśleć to to że tu nie należę. Nigdzie jest nigdzie obok miejsca gdzie chcę być. Tłumaczenie: DziejeSie
Poznając nowego dzieciaka Następnego dnia rano podeszłam do ławki dla młodszych we wspólnej przestrzeni wejścia głównego do szkoły. Alix zajęła mi miejsce, tak jak powinna. Tak jak ja zajmowałam jej, jeśli przyszłam pierwsza. To było nasze miejsce spotkań. Zajęłam swoje miejsce. Alix rozmawiała z Felicią po swojej drugiej stronie. Trąciłam ją, powodując że Alix odwróciła się i objęła mnie, jej ręka wplątała się w moje ciemne blond włosy, kiedy mnie ściskała. - Jej! Rae jest tutaj, Rae jest tutaj! - Hej, Rae.- powiedziała Felicia, pochylając się do przodu, opierając łokcie na kolanach i głowę podpierając na rękach.- Ładny sweter. Różowy naprawdę wydobywa błękit z twoich oczu. Skąd go masz? Uśmiechnęłam się. Właśnie dlatego go kupiłam. - Dzięki. City Girl miał wyprzedaż w zeszłym tygodniu. To było małe białe kłamstwo*. Chciałam, aby moi przyjaciele myśleli że jestem tak samo dobra jak oni. Rzadko zdarzało mi się kupić nowe ubrania. Kupowałam w sklepach rzeczy z drugiej ręki. Zostałam geniuszem kupowania w sklepach z rzeczami używanymi. Nie uwierzylibyście, jakie rzeczy niektórzy oddają. - Uwielbiam ten sklep.- powiedziała Felicia.- Boże, tak bardzo chcę iść na zakupy. Mama nie chce ze mną iść. Mówi, że daje mi ostatnio wystarczająco dużo pieniędzy. Cokolwiek. - Możesz dostać pracę, jak Rae.- powiedziała Alix.- Mimo, że byłoby trudno znaleźć tak zabawną jak jej. Co mi przypomina, pracujesz po szkole? Chcesz coś przekąsić przed meczem? - Meczem?- drażniłam się z nią.- Jakim meczem? - Bardzo zabawne.- powiedziała Alix.- Nie pozwól żeby Santiago słyszał jak to mówisz. Jest tym taki zestresowany. Myśli, że to będzie najtrudniejszy mecz w sezonie. - Alix, nie gniewaj się, ale nie wiem czy chcę iść. Muszę pracować. Jestem zmęczona. To był długi... ______________________________________________ *Kłamstwo nie wyrządzające nikomu krzywdy.
– Co?- Alix skrzywiła się do mnie.- Nie mówisz tego teraz. Drużyna cię potrzebuje. Santiago cię potrzebuje. Ja cię potrzebuję!- Odwróciła się do Felici.- Uwierzysz w tą dziewczynę? - Musisz iść!- powiedziała Felicia.- To nie będzie to samo bez ciebie. Dobrze było być pożądaną. Gdybym została w domu, prawdopodobnie usiadłabym w swoim pokoju, słuchając swojej muzyki, czując do siebie żal. Nie brzmiało to jak dobry czas. Czasami czułam się trochę olewana w całej ich rozmowie o chłopakach, ale nie robili tego specjalnie. Alix wzięła mnie za rękę z prośbą w oczach. - Proszę, idź. Proszę? - Dobrze. Ale będę musiała spotkać się z wami na miejscu. - Nie ma problemu. Mogę spędzić kilka godzin pomagając tacie. Mustang '67 którego kupił kilka dni temu wymaga dużo pracy, ale efekt będzie niesamowity. - Alixandria, przestań!- powiedziałam z kamienną twarzą.- Wiesz jak mnie nakręcają rozmowy o samochodach. Uśmiechnęła się i uniosła brwi. - Tak? Cóż, w każdej chwili możesz przyjść i się ze mną osmalić. Skrzywiłam się. - Myślę, że wolałabym wejść na Mount Everest. Bez ubrania. Felicia roześmiała się. - Całkowicie zgadzam się w tym z tobą. Alix skrzyżowała ramiona na piersi. - Ludzie, to zabawne! I muszę Ci przypomnieć, Rae? Gdzie byś teraz była, gdyby nie tu dla mnie, ty wierna wysmarowana olejem małpkowa przyjaciółko? Pochyliłam się do niej. - Jeździłabym na dwóch kółkach zamiast czterech, tam właśnie. Znasz moją miłość do zdolności mechanicznych, jest głęboka. Ale jak dla mnie, zostawię sobie moją pracę z kwiatkami, dziękujęcibardzo. Właśnie wtedy, Santiago, chłopak Alix, podszedł do nas z ładnym chłopakiem którego nigdy wcześniej nie widziałam. Pomyślałam, że jest nowy, ponieważ Crestfield nie jest duże. Alix zerwała się i zarzuciła swoje ręce wokół Santiago. Ta dziewczyna była czuła.
Spotkałyśmy się w ósmej klasie, w klubie pracy domowej po szkole. Dwie dziewczyny pomiędzy wieloma, którzy próbowali poprawić swoje oceny. Los posadził nas razem. Chociaż miałam szczęśliwy traf. Kiedy zaczęłyśmy razem wychodzić, wydawało się trochę dziwne jak często chciała trzymać mnie za rękę kiedy rozmawiałyśmy lub łączyć ramiona, kiedy szłyśmy korytarzem. Taka po prostu była. Kiedy już się przyzwyczaiłam, spodobało mi się. Moja mama przestała przytulać mnie jakiś czas temu. Co do Deana, no cóż, dzięki Bogu trzymał swoje ręce z dala ode mnie. Po kilku szybkich pocałunkach, Santiago przycisnął Alix do siebie, a następnie wskazał na tajemniczego chłopaka. - Hej dziewczyny, to jest Nathan. Może już go gdzieś widziałyście. Zaczął tutaj kilka dni temu. Nie zobaczycie go w mundurze do wiosny, ale będziecie mogły oglądać go na boisku baseballowy,m. Alix posłała mu lekkie machnięcie. - Cześć, miło cię poznać. Jestem Alix. To Felicia i Rae. Nathan kiwnął do nas obu. - Hej. Był naprawdę przystojny, z ciemnymi blond włosami stojącymi w jednym kierunku, elektryczno niebieskimi oczami i lekkim dołkiem w brodzie. Kocham dołeczki. Zacząć coś mówić, ale wtedy Tyler, chłopak Felicii, podszedł do nas i pary zaczęły szeptać do siebie słodkie słówka. Wstałam żeby przejść do klasy. Nathan mnie zatrzymał. - Idziesz dzisiaj na mecz? To było proste pytanie. Jednak z jakiegoś powodu wydawało się ważne. Bawiłam się antycznym pierścionkiem babci na palcu, mając nadzieję, że nie powiem niczego głupiego. - Taak. Spotykam się tam z Alix i Felicią. Santiago i Tyler grają lepiej, kiedy wszystkie im dopingujemy. Albo tak mówią mi przyjaciele. Włożył ręce do kieszeni dżinsów i uśmiechnął się do mnie. Przełknęłam ślinę, ponieważ , słodka matko- pereł, sposób w jaki na mnie spojrzał wysłał falę uderzeniową od czubka głowy do końcówek palców. - No, może się tam zobaczymy?- powiedział. - Tak. Jasne. Przyjdź nas znaleźć, jeśli chcesz.
Psychicznie kopnęłam się tak szybko, jak tylko słowa wyszły z moich ust. Nie byłam dobra w rozmowie z chłopakami. Byłam onieśmielona i skrępowana, a próbując unikać wszystkich części mojego życia o których nie chciałam rozmawiać, rozmowa zwykle kończyła się dziwnie i niezręcznie. Pięcio-minutowy dzwonek zadzwonił i nigdy nie byłam tak szczęśliwa, słysząc jak się wyłącza. Tracąc kolejną minutę, kto wie, czy nie powiedziałabym czegoś czego bym żałowała. - Do zobaczenia później.- powiedziałam do niego zanim się odwróciłam. Przynajmniej Alix i Felicia będą ze mną na meczu. I powiedziałam sobie, jeśli zrobi się niewygodnie, mogę po prostu pójść do stoiska z przekąskami. Oczywiście będzie bardzo długa kolejka. Jakoś kilometrowa. Zniknę na zawsze. Och, kogo oszukiwałam? Jeśli przyjdzie i nas znajdzie, chciałabym zostać i poczekać na każde jego słowo. Może bałam się chłopaków, zbliżania się do siebie i ujawniania zbyt wiele o sobie, ale to nie znaczyło, że nie byłam ciekawa. I jak bardzo chodziło o Nathana? Byłam więcej niż trochę ciekawa. Tłumaczenie: DziejeSie
chcę być odważna Angielski jest lekcją, którą kocham najbardziej, z nauczycielem którego kocham najbardziej. Na szczęście dla mnie, pani Bloodsaw jest tak fantastyczna jak jej nazwisko. Usiadłam w swojej ławce i energicznie otworzyłam notatnik. Weszła Felicia i usiadła w ławce przede mną. Obróciła się i uniosła na mnie brwi. - Więc. Nowy koleś. Jakie pierwsze wrażenie? Wzruszyłam. - Tak naprawdę nie mam żadnego. Jej usta otworzyły się. - Serio mówisz? Daj spokój. Nie graj trudnej do zdobycia skoro nawet nie dałaś mu jeszcze szansy. - Nic nie gram. Po prostu nie uważam, że powinnam tak szybko oceniać książkę po okładce, że się tak wyrażę. Pochyliła się, jej oczy były sarnie, duże i okrągłe. - Ale nie możesz zaprzeczyć. Jest boski, nie? I ten sposób jak na ciebie patrzył. Rae, mówię ci, nie wygłupiaj się. Musisz okazać trochę zainteresowania, albo go stracisz. Uniosłam pięść jakbym trzymała mikrofon, jednak utrzymywałam głos w miarę cicho. - Panie i panowie, witamy w programie dr. Felicii. Porady związkowe od eksperta numer jeden w sprawie miłosnych. Felicia odsunęła się. - Dobrze. Drwij sobie ze mnie ile chcesz, ale wiesz, że mam rację. On mógłby być tym jedynym. Właśnie dlatego nie powiedziałam jej o moich odczuciach na temat nowego kolesia. Gdyby wiedziała co naprawdę czuję, że wewnątrz umieram chcąc dowiedzieć się czegoś więcej na jego temat, nigdy nie skończyłaby tematu. - Dzień dobry – powiedziała pani Bloodsaw wchodząc do klasy zaraz przed tym jak dzwonek skończył dzwonić. – Zanim zaczniemy, chciałabym coś ogłosić. Jak większość z was pewnie wie, dzięki hojnemu datkowi zmarłej pani Enid Scott, emerytowanej nauczycielki z Crestfield High, w tym roku przypada pierwszy rok, gdy będziemy
publikować antologię uczniowskiej poezji. Enid kochała poezję i jej marzeniem było by uczniowie Crestfield mogli doświadczyć podekscytowania widząc swoje prace w druku. Każdego miesiąca, gazeta będzie drukowała dodatek z uczniowską poezją. Praktycznie każda praca może zostać dołączona, o ile będzie odpowiednia. Żadnego wulgarnego języka, seksualnych odniesień, tego typu rzeczy. W kwietniu zespół nauczycieli wybierze najlepsze wiersze, aby dołączyć je do antologii, która będzie możliwa do nabycia. Termin na pierwszy dodatek do gazety mija za tydzień. Jeśli ktoś ma pytania, proszę podejść do mnie po lekcji. Dziwnie było słyszeć taką jej przemowę do nas. Jakby pisanie poezji było tak normalne jak oddychanie. Czy możliwe było, iż nie byłam jedyną osobą, która miała więcej dzienników poezji niż par majtek? Nie mogłam pomóc, ale zastanawiałam się kto byłby na tyle odważny by opublikować poezję, którą wszyscy mogliby zobaczyć. Nie ja. Nie ma mowy. Miałam zbyt wiele do ukrycia. Gdybym przedstawiła kilka z moich wierszy, czy ludzie nie staliby się bezwzględni? Czy nie spojrzeliby pod piękno słów mając nadzieję znaleźć biedną, zranioną duszyczkę do unicestwienia? Może nie. Może ból lub radość poety dotarłaby do odbiorcy ściskając go za serce. Może niebo by się otworzyło i przelało złote światło na czyjąś duszę. Może, tylko może, czytelnik poczułby się trochę mniej samotny na świecie. Myślenie o tym wtedy? Przesyła dreszcze w górę i w dół mojego kręgosłupa. Po lekcji powiedziałam Felicii żeby szła beze mnie. Zwlekałam zbierając moje rzeczy. Gdy w końcu stanęłam przy biurku pani Bloodsaw wszyscy inni wyszli. - Cześć Rae. Co mogę dla ciebie zrobić? - Zastanawiałam się, yy, czy mogłabym przedstawić swoją poezję anonimowo? Dla gazety? Czy to byłoby w porządku? Pani Bloodsaw przechyliła głowę i zmrużyła lekko swoje piękne zielone oczy. - To nie byłoby możliwe dla antologii, ale jeżeli to jest tym z czym czujesz się wygodnie, jasne, śmiało. To definitywnie było tym z czym czułam się wygodnie. Pisanie wierszy było moim sposobem na radzenie sobie ze smutnymi i okropnymi momentami z mojego życia. Moi
przyjaciele bardzo mało wiedzieli o tych sytuacjach i wolałam żeby tak zostało. Babcia powiedziała mi kiedyś, że trzymanie uczuć głęboko zamkniętych nie jest dobre dla człowieka. Muszą gdzieś się ulotnić, w innym razie staną się niszczące. Przestraszyłam się gdy to powiedziała, gdyż we mnie było dużo uczuć, co stanowiło podstawę do całej masy uszkodzeń. Tak więc zaczęłam pisać. Nie byłam pewna jak chcę wybrać wiersz z całych setek możliwości. Czy może tysięcy? Jedyne co wiedziałam to że chcę to zrobić, bo gdy myślałam o istnieniu możliwości, że moimi słowami mogę komuś pomóc, rodziło się we mnie uczucie, którego nie czułam w swoim życiu zbyt wiele razy. Siłę. Tłumaczenie: NiSiAm Korekta: DziejeSie
Jak u siebie w domu Po szkole Alix poszła ze mną na parking. Ciepłe jesienne powietrze czuć było spalinami, gdy samochód po samochodzie opuszczał tereny szkoły. Przy wielu samochodowych szybach starczały dzieciaki szukając jakieś rozrywki przed meczem. Alix poklepała maskę mojego małego czarnego Nissana pickupa. - Dobrze widzieć, że wciąż traktujesz ją dobrze. Znalazłam moją starą ciężarówkę na Craigslist za pięćset dolców. Kiedy ją kupiłam nie jeździła, ale Alix i jej tata zajęli się tym. - Zastanawiam się jakim autem jeździ Nathan – kontynuowała Alix rozglądając się po parkingu. – Może dziś wieczorem się z tobą umówi i będziesz mogła się dowiedzieć. Przewróciłam oczami. - Alix proszę, tylko nie ty. Felicia praktycznie zeswatała nas na pierwszej lekcji. - My tylko chcemy dla ciebie dobrych rzeczy, to wszystko. A Nathan? – uśmiechnęła się przebiegle. – On wygląda jak bardzo dobra rzecz. Musi być zainteresowany, prawda? Z jakiego innego powodu pytałby czy idziesz na mecz? Potrząsnęłam głową. - Nieważne. Wiesz jak to jest ze mną i chłopakami. Jestem miłą dziewczyną, z którą fajnie jest się przyjaźnić. Czy coś. - Rae, jestem całkiem pewna, że dzieje się tak, ponieważ nigdy nie chcesz czegoś więcej niż przyjaźni. Jak tylko rzeczy zaczynają się dziać w odpowiednim kierunku, ruszasz naprzód. Czekaj. Cofnij to. Ty uciekasz. Dlaczego tak się dzieje? Sięgnęłam do kieszeni po telefon by sprawdzić godzinę. - Przepraszam, muszę odwołać tę sesję terapeutyczną, albo spóźnię się do pracy. – Otworzyłam drzwi i zaczęłam pakować się do środka, ale Alix złapała mnie za rękę. - Naprawdę musisz dać mu szansę. Santiago uważa, że jest fajnym kolesiem. - Dobrze, dobrze. Jeśli w ogóle jest zainteresowany, co jest bardzo dużym „jeśli”. Widziałaś jak wszystkie dziewczyny patrzyły się na niego dzisiaj? Alix mrugnęła. - Patrzy tylko na ciebie. Zaufaj mi. - Widzimy się wieczorem – powiedziałam wskakując do ciężarówki.
Posłała mi w powietrzu buziaka gdy odjeżdżałam, co wywołało mój uśmiech. Dziewczyna potrafiła być bezwzględna, ale ją kochałam. Przejechałam kilka przecznic w dół Fifth Street, a następnie skręciłam na Pacific Road. Miasto Crestfield nie jest duże. W ogóle. Pacific Road zabiera cię z jednego końca miasta na drugi, ze sklepami spożywczymi, stacjami paliw, bankami i innymi firmami po drodze. Stare centrum miasta jest tam gdzie pracuję, jednak nie jest już takie stare. Nowe sklepy zastąpiły te wcześniejsze, jednakże budynki się zachowały, co wciąż powodowało ten domowy klimat, który ludzie kochają. Dobrą rzeczą w małych miastach jest to, że nie zajmuje dużo czasu dostanie się gdzieś. Po jednej i pół piosenki Foo Fighters zjechałam na parking za moim miejscem pracy. Parking jest dzielony przez trzy przedsiębiorstwa: salon fryzjerski zwany Cutting Edge*, Full Bloom** i bar kawowy Mack’s Bean Shack. Nina trzymała tylne drzwi zamknięte, więc przeszłam się na przody, obok Cutting Edge i przez drzwi do środka Full Bloom. Słodko pachnący sklep miał ściany koloru słońca i półki wypełnione roślinami doniczkowymi i kwiatami. Kiedy weszłam wypełniło mnie ciepłe rozmyte uczucie, jak zawsze. Mogłam zobaczyć Ninę na zapleczu przez duże okno znajdujące się za długą ladą. Siedziała z plikiem dokumentów przed sobą i laptopem. - Cześć Nina. Jak leci? – zapytałam wchodząc przez drzwi pracowni. - Cały dzień było spokojnie – powiedziała podnosząc na mnie wzrok. – Więc płacę rachunki. Człowieku, jak ja nie cierpię płacić rachunków. Ale Uran w końcu opuszcza mój drugi dom, a on rządzi dochodami z pracy. Uran jest nieprzewidywalny więc dobrze, że odchodzi. Więcej pieniędzy powinno teraz zacząć wpływać, prawda? Zacisnęłam usta starając się nie chichotać. - Nina przepraszam, ale nadal jestem na „Uran jest nieprzewidywalny”. – Mogła mówić do mnie o astrologii ile chciała, ale gdy tylko wspominała o Uranie, to był koniec. - W porządku, spokojnie, zachowam swoje myśli o Uranie dla siebie. - Doceniam to. Więc, co mówi mój horoskop? Mam czegoś oczekiwać? Jeśli nie, nie mów mi. Nie chcę wiedzieć. Nina regularnie odwiedzała masę stron internetowych by sprawdzić swój dzienny, ________________________________________________________________________ cutting edge = ostrze; bardzo trafna nazwa ;)
** full bloom = rozkwit tygodniowy i miesięczny horoskop. Wydawało mi się, że brała to czasami trochę zbyt serio, ale nigdy bym jej tego nie powiedziała. W większości żartowałam sobie o tym razem z nią, mając nadzieję przypomnieć jej, że to powinno być tylko dla zabawy, a nie planowania całego życia. - Romans – powiedziała wpisując liczby do arkusza kalkulacyjnego. – Coś wielkiego ma się wydarzyć niedługo. Ściągnęłam sweter i zawiesiłam go na wieszaku. - Odkąd mam szesnaście, czekaj, mam na myśli, od niedawna siedemnaście lat i nie zostałam jeszcze nigdy pocałowana, to brzmi śmieszniej niż powiedzenie Uran jest nieprzewidywalny. Dzwonek nad frontowymi drzwiami zadzwonił. - Gdzie jest Spencer? – zapytałam. Zwykle siedział przy ladzie witając ludzi i odbierając telefony. - Dałam mu wolne popołudnie. Dzisiaj są urodziny Kevina więc wybierają się do Portland by świętować. - Okej, zajmę się tym. – Wyszłam na zewnątrz i przywitałam ładną młodą kobietę. – Mogę pani pomóc? - Moje imię jest na waszej tablicy, tam na zewnątrz. Wiesz, imię dnia? Nina miała znak na zewnątrz: JEŚLI MASZ NA IMIĘ ____________ , WEJDŹ ODEBRAĆ DARMOWOY KWIATEK. Każdego dnia zmienia imię na tablicy. To śmieszny sposób aby zachęcić nowych klientów do wejścia. Jestem zdziwiona jak często mamy nowe zlecenia dzięki temu. - Przepraszam – powiedziałam. – Zapomniałam zerknąć na znak jak wchodziłam. Pani jest…? - Grace. – Sięgnęła do portfela. – Chce pani zobaczyć moje prawo jazdy? - Nah. Nie trzeba. Wierzę pani. Weszłam do chłodni gdzie wyciągnęłam jedną czerwoną różę i kilka łyszczców***. - Zapakuję je dla pani. Kiedy skończyłam z kwiatkiem, dzwonek znów zadzwonił. To był mój przyjaciel Leo. Pracuje dla swojego ojca w budynku obok, w Mack’s Bean Shack. Ma nauczanie domowe więc widuję go jedynie gdy jestem w pracy.
Kobieta podziękowała i zabrała jedną z naszych wizytówek zanim wyszła. Leo podszedł do lady. Pachniał jak kawa, a jego brązowe oczy wyglądały na zmęczone. - Hej, mam na imię Grace. Mógłbym proszę dostać mój darmowy kwiatek? - No, to coś nowego. Przyjdź jutro, kiedy imię będzie brzmiało Fred, podciągnę cię pod to. - Fred? – wyglądał na zszokowanego. – Myślisz, że wyglądam jak Fred? Z tą niesamowitą fryzurą? Leo i jego włosy. Ma tak jakby obsesję na ich punkcie. Tak, są ładne – koloru czekolady, błyszczące i wyglądające na miękkie w dotyku – ale teraz to był akurat żart. - Cóż, wyglądasz jak Fred cholernie bardziej niż jak Grace. Uśmiechnął się. - Właściwie, mój tata potrzebuje trochę taśmy. Mogę trochę pożyczyć? - Taśmę klejącą czy ochraniającą. - Nie jestem pewien. Uh, klejącą, przypuszczam. - Zaraz wracam. - Brzmisz jak barmanka. Nie żebym był w wielu barach. Widziałem po prostu w filmach. - Dlaczego brzmisz jakbyś próbował coś ukryć, panie Martin? Hmm? Szwendałeś się kiedy tatuś nie patrzył? – Pociągnięciem otwarłam sklepową szufladę z rupieciami. Brak taśmy. Zawsze tak było z Leo. Zabawnie. Łatwo. Zawsze byłam szczęśliwa mogąc go zobaczyć. - No dobra. Złapałaś mnie. Jest taka dwudziesto trzy letnia dziewczyna, która ostro pali i załatwiła mi fałszywy dowód. Rzeczy które robimy z miłości, no wiesz? Przesunęłam stos dokumentów z pojemnika. Tutaj była. - Ooooch, sekretne życie. O takich rzeczach pisze się książki. – Podałam mu taśmę. – Skoro o tym mowa, prawie skończyłam „Czarownice z Salem”. Moja nauczycielka nazwała ją „ mrożącą krew w żyłach i wyśmienitą”. Mrożąca krew, tak. Wyśmienita, nie jestem taka pewna. Potrzebuję czegoś innego do przeczytania, jakieś propozycje? - Słyszałem, że „Buszujący w placku”**** jest całkiem smaczny. ____________________________________________________________ *** łyszczec, gipsówka -> http://bit.ly/173yilW ; dla zainteresowanych, angielska nazwa
Gość • 2 lata temu
Dziękuję bardzo