ilusia1984

  • Dokumenty249
  • Odsłony90 810
  • Obserwuję122
  • Rozmiar dokumentów501.3 MB
  • Ilość pobrań53 970

Outside the lines - całość

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.2 MB
Rozszerzenie:pdf

Outside the lines - całość.pdf

ilusia1984 EBooki
Użytkownik ilusia1984 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 173 stron)

Rozdział 1 Powinnam się wstydzić, że idę do sex-shopu z portfelem pełnym gotówki, którą moja babcia wysłała mi na dwudzieste piąte urodziny? Albo, że planuję wydać te pieniądze na nowy wibrator, ponieważ w tamtym nastąpiło zwarcie w wannie? Poprawiam swoją torebkę i ciągnę ponad głowę, moje ciemne, blond włosy, ukrywając tożsamość w razie wystąpienia poważnego kryzysu – zobaczenia kogoś, kogo znam. Wzdycham, przełykając ostatnie uncje świętoszka znajdującego się we mnie i wkraczam do sklepu. Normalnie, wystarczyłoby jedno kliknięcie na Amazonie, ale po dwóch tygodniach bez B.O.B – i rok bez prawdziwego chłopaka – jestem zdesperowana. Niby dlaczego miałabym płacić za wysyłkę następnego dnia, skoro sex-shop był na mojej drodze z domu do pracy? Ktoś jęczy, a ja staję bez ruchu. Co do cholery? Czy ludzie faktycznie wypróbowują te zabawki? Nie, to nie ma sensu. To jest porno. To musi być porno. Ten sam jęk wypełnia sklep ponownie, i jeszcze raz. Powtórzenia są rytmiczne, jakby zacięła się płyta. -Chodź tu kochanie, ona się zatrzyma – woła ktoś zza lady, ukryty za wystawą ze świecącymi w ciemności prezerwatywami. Oh, smakowymi również. Ona się zatrzyma? Mrugam, moje nogi są wciąż zamrożone i wtedy do mnie dociera, że jęki kobiety w agonii ekstazy, to dźwięk dzwonka. Dopasowane. Bardzo dopasowane. Wchodzę do środka i rozglądam się. Nigdy nie byłam w sex-shopie, choć nie mam nic przeciwko nim. Z powodu braku prawdziwego faceta w moim życiu, zaczęłam polegać na tego typu rzeczach, ale zawsze zamawiałam przez internet. Tam jestem anonimowa, w każdym razie? -Może pomóc ci coś znaleźć? - pyta kobieta za ladą. Na jej plakietce widnieje napis „Vixen”*. To musi być fałszywe imię pracownika sex-shopu, prawda? Kobieta jest niska i pulchna z włosami do ramion w różnych odcieniach czerwieni. Wpatruje się w nie trochę za długo, zanim zmieniam kierunek mojego spojrzenia. Spodobały mi się, ale mój szef uznałby mnie za sukę, gdybym pokazała się w pracy z kolorowymi włosami. -Tylko się rozglądam – mówię i przypominam sobie, by nie czuć się zakłopotaną. Ta kobieta pracuje przecież w świecie zabawek dla dorosłych. Widziała to wszystko, a nawet więcej. Mimo to, jest coś,co sprawia, że samotna kobieta chodząca do jednego z takich miejsc, czuje sie, jakby całe

społeczeństwo wytykało ją palcami. Dobra, pieprzyć was i wasze normy społeczne. Podchodzę do przodu i skręcam w lewo, schodząc do alejki z grami dla kochanków. Grami, które wymagają dwóch ludzi. Albo trzech.... albo czterech, lub więcej – jak mówi przód pudełka. Przyglądam się uważnie dolnej części alejki, ciekawość zastępuje zakłopotanie i zaczynam myśleć o dniu, kiedy przyjdę tu z chłopakiem i kupimy coś perwersyjnego na noc. Jadalna bielizna? Nie, przewidywalna i prawdopodobnie lepka. Zatyczka analna? Moje policzki zaciskają się na samą myśl. Nie, zdecydowanie nie. Kajdanki, przepaski na oczy, pejcze? Wciąż przewidywalne, ale czegoś jestem w stanie spróbować. Przechodzę przez wystawę damskiej bielizny tłumiąc śmiech na widok męskich stringów ze słoniem trzymającym wałek i znajduję to czego szukam. Uśmiecham się, kiedy zauważam półki pełne wibratorów i sztucznych penisów. Podnoszę je, szukając w pudełkach... naprawdę nie wiem czego. Wskazówka? Zdecydowanie szukam czegoś wodoodpornego. -To jest dobre – mówi Vixen zaskakując mnie. Ta kobieta jest jak kot. Nie słyszałam, kiedy podchodziła – mam to i kocham. -Dobrze wiedzieć – mamroczę. -Mój mąż także lubi używać go na mnie. Możesz ładować go na ścianie i jest super cichy, więc dzieci nie będą słyszeć, nawet jeśli są w sąsiednim pokoju. Wiem, że moje oczy natychmiast robią się duże jak spodki. Nie potrafię odwrócić się i spojrzeć na nią. Mrugam, próbując powiedzieć coś, co rozładuje napięcie. -Jest wodoodporny? - wyskakuję. -Założę się, że tak. Ma też różnorodne ustawienia. Chcesz, żebym pokazała ci jak pracuje? Bierze egzemplarz próbny i przez jedną przerażającą sekundę myślę, że zamierza podciągnąć spódnicę i dosłownie pokazać jego działanie. Moje serce uspokaja się w klatce piersiowej, kiedy włącza przycisk, przekręcając tarczę. -Słychać coś? Prawie nic. -Jest fajny – mówię – wezmę go. Uśmiecha się. - Pójdę to skasować, więc możesz dalej oglądać. -Nie, na dzisiaj wystarczy. -Okej – odwraca się i podchodzimy do lady w krępującej ciszy.

Staje przy kasie, a ja grzebię w mojej torebce, poszukując portfela. Panikuję na moment, gdy zdaje sobie sprawę, że nie patrzyłam na cenę wibratora „Milczącego rycerza” i mam nadzieję, że mam dość gotówki, by go kupić. Mogłabym użyć mojej karty, na której znajdowała się reszta pieniędzy, ale byłam bliska wykorzystania jej całej – podobnie jak drugiej – i muszę minimalizować wydatki do dnia wypłaty pod koniec tygodnia. -To – mówi Vixen i chwyta małą, białą butelkę pokrytą czerwonym Xs i Os – jest genialne. Wystarczy położyć trochę na swoją łechtaczkę przed zabawą i zwiększyć przyjemność. - Zmuszam się, by powstrzymać rumieniec. Słuchanie kogoś, kto mówi o tym tak otwarcie jest pokrzepiające, ale trochę niespodziewane. -Po trzech dzieciach – idzie dalej i skanuje wibrator. Patrzę szerokimi oczami, gdy całkowita cena pojawia się na małym ekranie – dzięki Bogu. Mam wystarczająco dużo gotówki, by za niego zapłacić i odebrać jedzenie w drodze do domu. – Potrzebuję małego wzmocnienia, zanim razem z mężem dojdziemy i zabrudzimy, wiesz? -Taak – mówię i rozpinam mój portfel. Uważałam siebie za otwartą księgę, ale słuchając, jak Vixen mówi o każdym szczególe swojego życia seksualnego, mam jeszcze wiele do otwarcia. Płacę i biorę torbę. -Baw się dobrze wieczorem – mówi Vixen, gdy odwracam się do wyjścia. -Będę, dziękuję – odpowiadam automatycznie, zanim zdaje sobie sprawę, że odnosi się do mnie, jakby miała trochę czasu sam na sam z moim nowym neonowo-różowym najlepszym przyjacielem. Cokolwiek. Uśmiecham się i potrząsam głową – Miłej reszty dnia. -Kończę za godzinę – mówi – dam radę. Umieszczam torebkę z powrotem na moim ramieniu, nie będąc pewna, co sprawia, że jest ona taka ciężka. Otwieram drzwi, które sygnalizują to cenzurowanych jękiem. Przenoszę jedną stopę przez próg, gdy dwie kobiety zbliżają się, zatrzymują i przesuwają w bok, aby mnie przepuścić. -Felicity? - jedna z nich pyta. Mimowolnie, moja głowa odwraca się do źródła mojego imienia. Mój mózg reaguje o milisekundy za późno, przypominając mi, że bycie zauważonym było poważnym kryzysem numer jeden. Jednak, gdy tylko widzę anielską twarz Mindy kurwa Abraham– jestem w poważnym kryzys numer dwa, ponieważ widzę ją zawsze i wszędzie, będąc sama, kilka miast od miejsca, w którym dorastaliśmy. To niewiarygodne jak jedno spojrzenie na osobę może przywołać tyle uczuć. Natychmiast wracam do czasów liceum, gdy ona siada do popularnego stołu po dwóch dniach bycia nową, podczas gdy ja od dwóch lat próbuję sprawić, by te dzieci zapamiętały chociaż moje imię. Czuję się, jak wtedy, kiedy zobaczyłam

ją obściskującą się z Todd'em Overman'em, moim crushem od siódmej klasy. Zawsze byłam pewna, że w końcu ujrzy urok frajerskiej dziewczyny i zrobi ze mną dużo dzieci. Patrzenie na jej nieskazitelną skórę i doskonałe włosy przypomina mi o wszystkim, do czego nie chciałam już wracać, wszystkim czym dalej nie jestem i jak nieuczciwe jest to, że ludzie tacy jak Mindy kurwa Abracham idą do przodu ze swoim życiem, będąc po prostu ładnym. Od dnia, kiedy spotkaliśmy się niemal dziesięć lat temu, osobistą misją tej kobiety stało się być wyżej ode mnie we wszystkim. Nie robiła tego specjalnie. Ona po prostu z natury jest lepsza ode mnie i to sprawia, że nienawidziłam jej jeszcze bardziej, kiedy byłyśmy nastolatkami. Wystarczy jedno spojrzenie i moje poczucie własnej wartości, które budowałam przez ostatnie lata roztrzaskuje się. Dopiero, gdy dorosłam, ostatecznie zaakceptowałam siebie – w pewnym stopniu. Wciąż mam drogę wyjścia, wiem... mogę przyjąć z pokorą wady, unosząc w górze swoją flagę dziwoląga z dumą. Jednak stojąc tu, czuję się jak szesnastoletnia dziewczyna, która przyciska notebooka do swojej piersi mrugając, by cofnąć łzy i czując wstyd na policzkach, przysłuchując się wszystkiemu. Kurwa. Po niefortunnym wypadku przy MIT, ukończyłam lokalny college spędzając kilka lat w klasie z Mindy kurwa Abraham. Nigdy nic do mnie nie powiedziała, nigdy nie doprowadziła mnie do łez. -Nie – mówię i przeszukuję swoją torebkę. Palce chwytają pasek, gdy ja nieprzytomnie walczę z zawartością, by znaleźć okulary przeciwsłoneczne. Ranię się w twarz, kiedy w pośpiechu je zakładam. - Musiałaś mnie z kimś pomylić. -Oh, przepraszam – mówi Mindy i przechodzi przez próg– masz znajomą twarz. -Dużo osób mi tak mówi – odpowiadam kłaniając się i ruszam. -Przysięgam, że to ona – szepcze do Mindy druga kobieta. Idę dalej, zatrzymując się dopiero obok mojego Mailbu. Naciskam guzik przy drzwiach i rzucam się na siedzenie kierowcy wydychając powietrze. Wstydzę się trochę, że pozwoliłam sobie cofnąć się tak łatwo. Potrząsam głową, kładę paczki na siedzenie obok mnie i uruchamiam samochód. Jestem spokojna, kiedy zaczyna lecieć Taylor Swift, przypominając mi, że mam to wszystko olać*. Łapię Taco Bell po drodze. Im bliżej mam do domu, tym myślę coraz więcej o wypróbowaniu nowego wibratora. Wjeżdżam do wąskiego garażu przeznaczonego dla mojego domu i przesuwam samochód na boki, próbując uniknąć uderzenia w rower.

-Cześć, Panie Pazur – mówię do grubego, pomarańczowo-białego kota, kręcącego się wokół mojej kostki, gdy idę do domu. Zrzucam moje czarne buty na obcasach i przechodzę przez pralnie do kuchni siadając przy małej wysepce. Zaczynam wcinać swoje jedzenie, jednocześnie rozpakowując wibrator. Jestem bardziej podekscytowana, niż powinnam być po jego całkowitym naładowaniu. Rzucam go na łóżko, zostawiając na później. Wykonuję najpotrzebniejsze prace domowe, a potem loguje się na swój komputer. Kusi mnie, by zobaczyć profil Mindy na facebooku, ale ostatecznie rezygnuję. Nic dobrego nie wychodzi ze śledzenia on-line i nie chcę mieć do czynienia z chorymi uczuciami widząc, jakie jej życie jest perfekcyjne. Ale hej, to nie tak, że moje życie jest złe. Jestem nowa w tym mieście, przeniosłam się sześć miesięcy temu do pracy. Nie miałam jeszcze żadnych dobrych przyjaciół, oprócz mojego szefa i jego chłopaka, ale nie martwiłam się tym szczególnie. Wiedziałam, że w końcu się zaprzyjaźnię. Poza tym, często rozmawiałam z moją najlepszą przyjaciółką Erin przez internet lub wiadomości tekstowe. Miałam też liczną grupę internetowych przyjaciół graczy. Nie mogłam poskarżyć się na bycie samotną, choć było tak z całą pewnością. Piszę Erin wiadomość o moim niewiarygodnym przeżyciu w sex-shopie (jej nienawiść do Mindy jest prawie tak głęboka, jak moja), a następnie sadowię się przy komputerze grając w League of Legends przez godzinę lub coś koło tego. Pan Pazur kuli się na moich kolanach nie przeszkadzając mi w rozmowie, ale wydając gniewny pomruk podczas gry. O drugiej w nocy zdaję sobie sprawę, że muszę umieścić swój tyłek w łóżku, albo rano będę się z niego wywlekać. Zastanawiam się, czy nie pominąć mojego nowego rutynowego planu, którego staram się trzymać – to nie tak, że potrzebuję dużo – potrafię spać 45 minut i będzie okej. Przebieram się w piżamę i wskakuję do łóżka szukając wibratora, która zaplątał się w prześcieradło. Podnoszę go i owijam palce wokół gumowej końcówki zagryzając wargę. Cóż, lepiej się śpi po dobrym orgazmie. *Vixen – znaczy Lisica. *Piosenka Taylor Swift „Shake it off”

Rozdział 2 -Jakie masz plany na weekend- Mariah pyta mnie następnego dnia w pracy. Ziewam i spoglądam na już drugi kubek kawy. Jeden dobry orgazm nie wystarczył i zapominałam o przeszłości do późnych godzin. To zdecydowanie nie był mój najlepszy moment. Mój nadgarstek bolał jako symbol wczorajszego wstydu. -Idę do domu mojego brata na imprezę przedmałżeńską*. Cóż, nie jego jak sądzę, tylko narzeczonej. Mojej przyszłej szwagierki – dodaje unosząc brwi. Mariah śmieje się, a na jej twarz opadają truskawkowe blond włosy. -Rozumiem, że jej nie lubisz? - Odwracam się do swojego komputera, obracają krzesło, które wydaje skrzypnięcie. -Po prostu jej nie znam, to wszystko. Dziwne, że mój brat spędzi resztę swojego życia – lub weźmie rozwód – z dziewczyną, którą widziałam tylko kilka razy. Zamierza być częścią naszej rodziny, będzie spędzać z nami święta Bożego Narodzenia, Wielkanoc i święto Dziękczynienia.... oraz inne święta o których nie potrafię teraz myśleć. Na zawsze. Mariah, która jest zamężna od dziesięciu lat i ma dwójkę dzieci śmieje się jeszcze raz. - Nienawidzę żony mojego brata – mówi łagodnie – jest totalną suką. Żartujemy z niej, ponieważ mój brat trwoni wszystkie pieniądze, nie odkładając niczego na czarną godzinę. Wszyscy czekamy na rozwód. Mam nadzieję, że nastąpi zanim ona zajdzie w ciąże. -A co z tobą – pytam – jakieś zabawowe plany? - Mariah kładzie dłonie na klawiaturze. Pisze tak samo szybko, jak mówi. -Zabieramy dzieci na plażę i do dziecięcego muzeum. Powinno być fajnie, a dodatkowo będą wymęczeni, gdy dojedziemy do domu. To okropne, prawda? Nie mogę się doczekać, kiedy moje dzieci będą wyczerpane i ciche. Uśmiecham się. – Chłopcy mają osiem lat? -Dziewięć – jej stalowo-niebieskie oczy rozszerzają się – nigdy się nie zatrzymują. Naciskam enter i czekam na załadownie strony, którą tworzę. -Powinnam czuć się źle, że nie mogę się doczekać ich pory spania, prawda? - mówi Mariah – naprawdę kocham te dzieci. -Nie, ja jestem wyczerpana po umyciu kuwety i przygotowaniu kociego

jedzenia. Wszystko z tobą w porządku. - Mariah uśmiecha się do mnie i wraca do pracy. Przerwę na lunch mam dopiero za dwie godziny, więc dołączam do niej. Tworzę od podstaw, niestandardową stronę internetową dla firmy ogrodniczej, która dała mi dużo luzu odnośnie projektu. Zakładanie witryn jest bardzo łatwym zadaniem i szybko robi się nudne. Na szczęście ta praca powoduje mały stres, jest dobrze płatna i nie muszę spotykać się z ludźmi osobiście, co jest największym zwycięstwem. Projektuję grafiki po to, by przesłać je do dyrektora artystycznego dla aprobaty, a następnie spędzam resztę poranka dostosowując HTML dla klienta. W końcu zabieram swój lunch do pokoju socjalnego i siadam przy dużym drewnianym stole, nad którym znajduje się przewód wentylacyjny. Zaczynam drżeć. Ten pokój jest zdecydowanie najlepszy jaki miałam do tej pory w pracy, z barem szybkiej obsługi, lodówką pełną darmowych napojów, oraz pączkami i bajglami w każdy poranek. Poza tym jest czysty i udekorowany. Tak powinien wyglądać każdy pokój socjalny dużej spółki. Wcinam jedzenie, kiedy Erin pisze mi wiadomość dotyczącą naszych strojów na Wizard World* w Chicago, podczas tego lata. Chce się przebrać za Sailor Jupiter*– znowu. „Przebierzmy się w zamian za Supermana i Batmana. Wybierzesz pierwsza” Odpowiada „Masz na myśli Catwoman i Wonder Woman, prawda?” Potrząsam głową, gdy gryzę kanapkę z indykiem. „Nie, damskie wersje facetów”. Nie odpowiada przez minutę i wiem, że to rozważa. W końcu zgadza się i planujemy wymyślić koncepcje kostiumów, gdy będę w mieście przez weekend. -Hej, Felicity – mówi Cameron, a ja obracam się uśmiechnięta. -Hej – odpowiadam, gdy kończę żuć – co tam panie prezesie? Cameron macha ręką w powietrzu – Nic, nic... co tam u ciebie? Twoje włosy wyglądają super słodko dzisiaj. Unoszę brew opuszczając moją kanapkę. Mam rozczochrany, francuski warkocz. - Czego chcesz? On nigdy nie chwali moich włosów. Nawet wczoraj plotkował o moich rozdwojonych końcówkach i braku objętości. Cameron przechodzi przez pokój socjalny i siada naprzeciwko mnie. Ubrany jest, jakby właśnie miał sesję zdjęciową dla Ralph Lauren w codziennych, biznesowych ubraniach i pachnie, jak jedna z tych wód kolońskich reklamowanych w magazynach. Zawsze tak wygląda. -Cóż, jak wiesz, Marissa nie wraca na razie.

-Nie miała mieć miesiąca przerwy? -Trzy tygodnie- mówi i kładzie rękę na stole pochylając się do mnie – ale była umówiona na spotkanie dzisiaj i wygląda na to, że potrzebuje odpoczynku, dopóki dziecko się nie urodzi. Kwestia ciśnienia krwi, czy czegoś takiego, więc zrobi tak, do czasu, aż nie wróci z urlopu macierzyńskiego. Co prowadzi mnie do pytania... czy wyświadczysz mi przysługę? Podnoszę brew. - Czy to będzie wymagać dużej ilości czasu albo energii? -Ani trochę. -Więc może. Powiedz mi co to jest, zanim się na to zgodzę. -Ona ma spotkanie z klientem w następnym tygodniu. Mogłabyś pójść w zamian? Biuro jest po drugiej stronie miasta. Nawet kupię dla ciebie lunch tego dnia. Zaciskam wargi. Obsługa klienta. Face to face. Pomaganie ludziom z problemami komputerowymi, gdzie zdrowy rozsądek mógłby to rozwiązać. Ugh. -Nie mam za małych kwalifikacji na to? - pytam. Cholera, mam zbyt wysokie kompetencje dla swojej pracy, ale jest dobrze płatna i oferuje dwa razy większe korzyści, niż poprzednia. Cameron zwęża swoje oczy. - Chcesz darmowe wejściówki i dzień wolnego na Comic Con*? -Jesteś zły. -Nie tak zły, jak połączenie tej koszuli z tymi spodniami. -Hej – mówię i spuszczam wzrok na moje niebieskie spodnie. Koszula jest w tym samym kolorze – to pasuje. -Wcale nie – śmieje się i potrząsa głową wracając do pozy szefa. - Poważnie, Lissy. To zaoszczędziłoby mi dużo kłopotów, gdybyś mogła to zrobić. Wiem, że jesteś do przodu z projektem strony ogrodowej i nie masz następnych klientów do połowy przyszłego tygodnia. Przyjmuję zastępstwo dla niej, ale dopiero od poniedziałku. Proszę zrób to dla mnie – składa swoje ręce razem – proszę Lissy. -Dobra, ale tylko ten jeden raz. -To powinien być tylko ten raz. -Dlaczego nie podoba mi się wydźwięk tego zdania? -Ponieważ nie mogę być pewny, że nie będzie rozmów telefonicznych potrzebujących sprawozdania, zanim przyjdzie zastępstwo. Sapię i gryzę kawałek swojego jedzenia. - Zgoda. Mogę to zrobić, ale ty wiesz jak się czuje, gdy muszę rozmawiać z ludźmi. No i lunch ma być lepszy niż

dobry. Uśmiech Camerona wykrzywia całe usta. Jest przystojnym mężczyzną i doskonale o tym wie. - Jesteś taka łatwa do przekupienia, gdy chodzi o jedzenie. Wzruszam ramionami. - Tak, lubię jeść. Cameron unosi brew. - To nie fair. Jesz takie gówno i nigdy nie przybierasz na wadze. Ja zjem jeden kęs bułeczki i widać go na moich biodrach następnego dnia – daje klapsa własnej dupie, a ja lustruję go wzrokiem. -Wyglądasz cholernie dobrze. -Tylko dlatego, że ćwiczę mój tyłek na siłowni. Nie powiedziałabyś tego trzy lata temu, gdy spotkałem Adama. Wychłostał mój tyłek na wiele sposobów. Parskam śmiechem. - Może będzie musiał zostać moim osobistym trenerem. Pewnego dnia. Cameron krzyżuje ręce. - Bądźmy szczerzy. Nie ćwiczysz. Pamiętasz jak lubiłaś klub biegaczy? Robię minę i wzdycham. Jedyną aktywnością jaką wykonywałam było bieganie późno do klubu. Gdy tam docierałam, nigdy nikogo już nie było, ponieważ sklep z pączkami pod drugiej stronie ulicy był otwarty tylko pół godziny dłużej. Chciałam uzyskać kształty na wypadek apokalipsy, ale bądźmy poważni – nikt tak naprawdę nie lubi joggingu. To są kłamstwa, które ludzie wmawiają sobie i innym. -Po prostu korzystaj ze swojego szybkiego metabolizmu póki możesz, kochanie. -Tak planuję. Moja mama mówi to samo. Też go miała dopóki nie urodziła dzieci, więc będzie u mnie jeszcze do, oh, końca mojego życia. -Lissy – Cameron ignoruje mój żart – nie będziesz wiecznie samotna. -Wiem – mówię i szczerze w to wierzę. W końcu sobie kogoś znajdę. Przecież jestem tylko dwudziestopięciolatką. Mam jeszcze pięć lat zanim mój zegar biologiczny zmieni się w tykającą bombę, a ja będę spazmatycznie szlochać w moje 30 urodziny siedząc sama w salonie. Dzięki Bogu, nie jestem jeszcze w tym miejscu. Jak na razie ciągle zajęta i szczęśliwa. To trwa pieprzone lata, ale lubię siebie i swoje życie. Mogą nazywać mnie głupkiem, maniakiem czy przegranym... cokolwiek. Nie obchodzi mnie to – jestem mądrzejsza od nich wszystkich – zaakceptowałam siebie, nie wstydzę się i nie czuję potrzeby miłości. To wszystko. -Wciąż idziemy na zakupy po pracy? - pyta Cameron.

-Yeah, nie mam sukienki na imprezę w ten weekend. -Super, Adam ma dzisiaj późne spotkanie i odwołał nasze plany na kolacje, więc najpierw zakupy, potem drinki? -Brzmi dobrze. * -Cholera dziewczyno – mówi Cameron wchodząc do przymierzalni – gdzie ty się do diabła ukrywałaś? - Jego oczy rozszerzają się, gdy widzi, jak dużo pokazuje dekolt sukienki. -Pod strojami odpowiednimi do pracy – odpowiadam. Czuję się trochę nieśmiało w tej sukience. Jest bez pleców, biała z niebieskimi kropkami oraz pasem wokół talii. Słodka, nie mogę zaprzeczyć, ale nie jestem pewna jak na mnie wygląda. Mam przeciętną budowę ciała, ale bez kształtów. -Wygląda dobrze? - pytam marszcząc nos na moje odbicie. -Tak. Dodatkowo jest na wyprzedaży. Weźmiesz ją i ubierzesz. Kiwam głową. Przynajmniej to było bezbolesne. -W porządku – podchodzę bliżej do trójstronnego lustra, notując w pamięci, by przed ślubem wyjść na zewnątrz i trochę się opalić. - Nie myślisz, że jest za krótka? Cameron potrząsa głową. - Nie, jest idealna na to przyjęcie. Dlaczego się martwisz? Widziałem niektóre kostiumy, które nosiłaś na Comic Con. Wzruszam ramionami. - Gram postać, to co innego. - Niektórym ludziom trudno to wytłumaczyć. Odgrywanie roli pozwala ci być kimkolwiek chcesz. Idę na tą imprezę jako ja, starsza siostra Jake'a Hills, nie jako Ahri*, lisica z dziewięcioma ogonami. -Masz Spanx w domu? - pyta, a ja unoszę brwi. Miałam, ale była strasznie niekomfortowa, więc wyrzuciłam ją do kosza w ten sam dzień, co drogi krem przeciwzmarszczkowy, który niedawno kupiłam. Niestety, moje ciało potrząsa w niektórych miejscach. Z wiekiem zmarszczki też w końcu powstaną. Po co się tym zadręczać? -Nie noszę jej. - Patrzę na siebie jeszcze raz, a oczy natychmiast wędrują do moich bioder. Może powinnam zrobić więcej. Skręcać się w Spanx, kilka cali od mojego pasa. Kurwa. Nie zrobię tego. Jestem jaka jestem i nie wyglądam tak źle biorąc pod uwagę, że jem bardzo dużo i nie ćwiczę. Nigdy nie noszę Spanx, ani żadnych innych czarów wyszczuplających ciało na Comic Con, a czuję się jak pieprzona gwiazda rocka, kiedy jestem przebrana za jednego z moich ulubionych

bohaterów. Chciałabym się tak czuć, gdy jestem po prostu sobą. Dlaczego to jest takie trudne? -Przebieraj się – mówi Cameron – wtedy porozmawiamy o butach. Opuszczamy centrum handlowe pół godziny później. Cameron przekonał mnie do nie ubierania moich Tardis* razem z sukienką, choć kolory były doskonałe. Założę parę małych, białych obcasów. Coś praktycznego, ale stylowego, więc będę mogła z łatwością poruszać się podczas dekorowania miejsca imprezy. Zjadamy obiad, potem pijemy drinki, a gdy jest już późno, wracam do domu. Jak zwykle nie śpię do późna oglądając tv i zasypiając przed nim. Oczywiście potem spieszę się jak wariatka, aby zebrać cały bałagan zrobiony przed pakowaniem na noc i półtoragodzinną jazdę do moich rodziców. Śpiewam po drodze razem z Rachel Platten, więc czas mija szybko. Czuję się trochę winna, gdy wstępuję do piekarni Erin, którą prowadzi wraz z siostrami, przed zobaczeniem się z mamą, ale wiem, że jeśli pojechałabym najpierw do domu, nigdy bym z niego nie wyszła. Mama jest gadułą. Znajduję miejsce parkingowe tuż przed różową witryną sklepową, którą otacza ceglany front. Zlokalizowany jest na głównej ulicy w centrum miasta. Cukierkowe Przysmaki wyróżniają się, więc panuje tam duży ruch. Łapię swój portfel i pospiesznie wychodzę zamykając Malibu, by jak najszybciej dostać się do sklepu. Mały dzwonek dzwoni nade mną i chichoczę przypominając sobie jęczącą kobietę w sex-shopie. Czasami jestem taka dojrzała. -Hey! - Wołam przez mały tłum zgromadzony przy wystawie kolorowych babeczek. Siostra Erin, Andrea, uśmiecha się i wskazuje. -Ona jest na zapleczu – mówi i pakuje ciasteczka dla małej dziewczynki. Podchodzę i robię unik za ladą. Erin lukruje ciasto, gdy przechodzę przez podwójne drzwi na zapleczu. Spogląda w górę i promienieje. -Najwyższy czas! Zastanawiałam się, czy nie będę musiała wysłać ekipy poszukiwawczej. Śmieję się i potrząsam głową. Przyjaźniłyśmy się od szkoły średniej i choć nie widziałyśmy się od czasu, gdy wzięłam tę pracę, to nic nie jest trudne dla tej dziewczyny. -Jestem pochłonięta pracą i mam mało czasu. -Zauważyłam, jak się jechało? -Nieźle. Ruch uliczny wzrasta, więc pewnie utknę, gdy będę jechać do domu rodziców. -Prawie skończyłam – mówi – robię swoją pierwszą wystawę.

-Trzeba zrobić test smaku? - pytam. -Tak – odpowiada i powoli kręci ciastem. - Nie do końca test, ale tam jest partia okrągłych ciasteczek, które nie nabrały odpowiedniego odcienia zielonego. Pokazuje łopatką miejsce, a ja człapię tam i biorę jednego. Kolor jest podobny do barwy wymiocin, ale ciasteczka smakują wyśmienicie. Erin zmywa różowy lukier ze swoich rąk, gdy ja kończę jeść. Idziemy do małego pokoju socjalnego, przerywając na chwilę. -Lubię cię jako blondynkę – mówi Erin patrząc na moje włosy. -Dziękuję. Pomyślałam, że zostawię je na trochę, zanim wrócę do mojego naturalnego koloru. To jeden z rodzajów bólu, który trzeba przetrwać. Naturalna blondynka, Erin, śmieje się. - Czy to nie brunetki wyznaczają teraz trendy? Albo tak było w ostatnim sezonie? Hm, może w zeszłym roku? -Twoje domysły są równie dobre jak moje. Rozmawiamy o pracy, naszych kostiumach na Comic Con oraz o tym, jak denerwujący jest mąż Erin – David. Nie no, on jest porządnym facetem i jest dobry dla Erin. Poślubiła go w młodym wieku, kiedy oboje byli jeszcze w collegu, ale nie potrafię wyobrazić sobie nikogo lepszego dla mojej najlepszej przyjaciółki. -Jakie ślubne obowiązki masz dzisiaj wieczorem? - pyta, gdy idziemy na przód sklepu. -Nie jestem pewna. Myślę, że obiad z rodzicami, wypoczynek, a jutro dostać się do klubu country na kilka godzin przed imprezą, by go udekorować. - Wywracam oczami. - Czy dekorowanie naprawdę zajmuję tak dużo czasu? Już idę na to całe wesele, ale impreza przedmałżeńska.. daj spokój. Erin się śmieje. – Będę tam pół godziny wcześniej z ciastem. Twoja nowa szwagierka poszła na całość. Ciasto, które zamówiła kosztuje prawie tyle samo co tort weselny. Nawet nie chcesz wiedzieć jak ono wygląda. Jest wyborne i duże, jestem bardzo podekscytowana, że mogę je zrobić. Jej rodzice muszą mieć pieniądze. -Mają – mówię i czuję się źle, że nawet nie wiem gdzie pracują. Powinnam poznać tą dziewczynę lepiej, prawda? Zapinam sweter, ponieważ mgła zamieniła się w deszcz i obejmuję Erin jednym ramieniem. - Do zobaczenia jutro. -Do zobaczenia. Miłej zabawy wieczorem. Zmuszam się do uśmiechu. - Jestem pewna, że będzie jej mnóstwo.

* Przechylam kieliszek wina, dostając ostatnią część czerwonego Moscato. Nie marnujemy, prawda? Stawiam pusty kieliszek na małym stoliku obok mnie i słucham opowieści mojego brata, która jak zakładam, ma być zabawną historią z pracy. Wszyscy się śmieją, ale ja trochę się odcięłam, myśląc o tym, kogo mogłabym wziąć na wesele. Było jeszcze dużo czasu i dróg wyjścia. Mogłam sobie kogoś znaleźć. Może nawet chłopaka, a jeśli nie, zawsze jest Cameron. Przynajmniej byłby świetnie ubrany. Patrzę na zegar zastanawiając się jak dużo jeszcze czasu minie, zanim tata zamówi pizze. Moje oczy krążą wokół pokoju dziennego. Wiem, że mama denerwuje się tym, co Danielle i jej rodzice myślą o domu. Ja oczywiście bardzo lubię swój dom z młodości, ale on naprawdę jest piękny. Mama i tata ciągle go remontują i obsesyjnie sprzątają. Nie zdawałam sobie sprawy jak wiele pracy poszło na to wszystko, dopóki się nie przeprowadziłam i nie musiałam opiekować się własnym mieszkaniem. Wraz z domem, mają chatki nad jeziorem wynajmowane urlopowiczom, którzy przyjeżdżają do pogodnego miasta Mistwood w Michigan. Między zarządzaniem basenem, a wynajmem łodzi, utrzymują chatki i własny dom w czystości. Nie wiem jak oni to robią. Mój brat i Danielle siedzą na dwuosobowej kanapie, obejmują się ramionami i patrzą na siebie z miłością. Jake jest wysoki, tak jak tata, ale ma ciemnobrązowe włosy, jak mama i ja. Obydwoje mamy zielone oczy, w przeciwieństwie do rodziców, którzy mają brązowe i piwne. Ludzie mówią, że jesteśmy podobni, ale ja nigdy tego nie widziałam. On jest trzy lata młodszy i był potwornie upierdliwy całe swoje życie, ale jest moim braciszkiem i kocham go. Chcę by był szczęśliwy. Jest dobrym facetem i zasługuje na to. Danielle z drugiej strony... cóż, nie wiem. Mam nadzieję, że zasługuje na mojego brata. Próbuję się jej nie przypatrywać. Uczy szóstą klasę historii tu w Mistwood, więc przypuszczam, że kobieta jest cierpliwa, mając do czynienia z dojrzewającymi nastolatkami dzień w dzień. Jest drobna i ładna z kasztanowymi włosami, a jej policzki są pełne piegów. Spotkali się półtora roku temu, a zaręczyli - kilka miesięcy przed tym, jak podjęłam pracę w Grand Rapids, więc trudno było mi faktycznie ją poznać. Ona jest uprzejma i z podnieceniem opowiada o planach ślubnych mamom, podczas gdy mężczyźni rozmawiają o sporcie. -Dobrze - mówi Jake pomagając Danielle się podnieść. - Wy dwie lepiej już idźcie, jeśli nie chcecie przegapić rezerwacji. - Jego oczy spoglądają na mnie. -Gdzie idę? - pytam spychając swoje włosy do tyłu.

-Na kolacje - Jake unosi brwi posyłając mi spojrzenie, które mówi, że mam o tym wiedzieć. -Dlaczego ja? - wygaduje się. Powiedział „dwie”, miał na myśli mnie i Danielle? -Wszystkie druhny idą – Danielle mówi z uśmiechem – a ty jesteś druhną. -Oh.. - potrząsam głową – w porządku. To kiedy idziemy? Spoglądam w dół na moje legginsy ze Star Wars i za dużą, czarną koszulę. Moje włosy były poskręcane cały dzień i obecnie wisiały splątane w kompletnym bałaganie wokół mojej, wolnej od makijażu, twarzy. -Powinnyśmy wyjść w ciągu dziesięciu minut. - Danielle mówi głosem, obszytym irytacją. -Pójdę się przebrać – mówię i biegnę do swojego starego pokoju. Cudownie. Jak mam się przygotować na czas? Rozpakowuję torbę wyrzucając wszystkie ubrania, jakie przywiozłam. Nie spakowałam dużo, ponieważ przewidywałam wylegiwanie się w domu, przyjęcie i powrót. Zamieniam legginsy na ciemne jeansy i biały T-shirt bez rękawów. Zakładam szary sweter zapinając go do połowy i tak pędzę do łazienki. Polewam twarz zimną wodą, suszę, a następnie nakładam eyeliner, podkład i tusz do rzęs, najszybciej jak tylko potrafię. Pospiesznie myję zęby i rozczesuje włosy palcami. Naturalne fale są w pełni sił, dzięki opadom i wilgoci. Nie ma nadziei, więc biorę je i robię warkocz. Jestem w połowie schodów, gdy przypominam sobie, że nie mam butów i zawracam, potykam się i gramolę, aby je zdobyć. Wracam z powrotem na dół w osiem i pół minuty. -Dzięki, że się zgodziłaś – Jake mówi cicho tylko do mnie i wręcza mi kluczyki do Malibu. Podobno jestem kierowcą dzisiaj. - Naprawdę chcę, aby Danny czuła się częścią rodziny. Uśmiecham się. - Oczywiście. Ja też tego chcę, ale jej nie znam, więc jest to świetny sposób, aby to zmienić. Jake promienieje, a jego oczy robią się szklane. Cholera, jest głęboko zakochany. Rozszerzam swój uśmiech, nienawidząc, że odrobina zazdrości pojawia się wewnątrz mnie. Też chcę być kochana. Chcę planować przyjęcie, wesele i żeby wszyscy mi mówili, jak pięknie wyglądam w mojej sukience. Pewnego dnia. Może.

Nie. To się stanie. Ugh. Łapię torebkę, pokonuję drogę do garażu i otwieram samochód. Danielle w jednej ręce trzyma różową parasolkę, a drugą przytrzymuje włosy przed rozwianiem. Deszcz wzmógł się i wieje wiatr. -Mam nadzieję, że dzień twojego ślubu nie będzie tak wyglądał – mówię wsiadając do samochodu. Danielle zamyka parasol, kładzie go między stopami i posyła mi przerażona spojrzenie. Jak śmiem nawet wspominać o deszczu w dzień jej ślubu? -Lipiec tutaj jest zazwyczaj ładny - uśmiecham się. -więc, nie martw się. Przeklinam na siebie w myślach. Cudowny sposób na rozpoczęcie konwersacji. -Tak, więc – zaczynam – masz już prawie wszystko zrobione? Danielle relaksuje się na siedzeniu. - Bardzo dużo. Czeka mnie jeszcze finalna przymiarka sukienki, ale dopiero na miesiąc przed ślubem. Oczywiście, staram się schudnąć. Podnoszę brwi i tasuję ją wzrokiem. Ona jest już wystarczająco chuda. Dlaczego panny młode zawsze chcą wyglądać jak modelki...nigdy się nie dowiem. -Myślę, że wyglądasz wspaniale – mówię jej szczerze. -Dzięki – odpowiada i wypuszcza oddech – nie wyglądam jak dziewczyna, która nosiła moją sukienkę na stronie magazynu. Nie wiem czy to możliwe, ale moja brew unosi się jeszcze wyżej. Zawracam na drogę główną i udaję się do miasta. -Wiesz, że te reklamy są poddane pieprzonej obróbce graficznej, prawda? Przekręca się udzielając mi zaskoczonego spojrzenia. - Yeah, jestem pewna, że trochę tak. -Nie trochę – śmieję się – bardzo dużo. Pracowałam jako grafik przez dwa tygodnie i manipulowałam cholernymi zdjęciami. Czułam się źle, że oglądają to inne kobiety i zrezygnowałam. Poza tym nie płacili dobrze. Wcale. Danielle kiwa głową. - Cokolwiek. Wciąż chcę wyglądać dobrze. Nie idzie dobrze. - Jestem pewna, że będziesz. Jesteś naprawdę piękna, a poza tym Jake zawsze był super wybredny. Jeśli cię wybrał, to znaczy, że on też tak uważa. -Dzięki – uśmiecha się – więc, jesteś komputerowym programatorem?

-Może kiedyś. Podjęłam pracę w Grand Rapids około pół roku temu. Buduję strony internetowe. Kiwa głową. - Jestem taka kiepska w komputerach. Potrafię używać wordu i logować się na facebooka, to i tak jest całkiem dużo. Nawet nie umiałabym pomyśleć o zakładaniu strony. -To naprawdę proste - mówię -cóż, dla mnie, ale lubię to robić. -Zbyt skomplikowane jak dla mnie. Czasami muszę poprosić moich uczniów, aby pomogli mi podłączyć drukarkę. Śmieję się. - Jestem zaskoczona, że to może być trudne, dla niektórych ludzi, ale zgaduję, że to normalne, wiesz? To jest moja rzecz. Lubię podejmować się gówna i dodawać nowe gadżety do elektroniki w moim mieszkaniu. -To ma sens. Dlaczego zmieniłaś pracę? Wzruszam ramionami. - W nowej płacą dwa razy więcej i była okazja, by wyjechać z tego miasta na chwilę. -Hmm – mówi i przeczesuje swoje włosy, które pomimo pogody pozostały idealnie ułożone. - Mam za dużo przyjaciół, aby stąd wyjechać. Wiem, że to dwuznaczna zniewaga, kiedy to słyszę. - Ja wciąż pozostaję w kontakcie z moją. -Piekarnia jest własnością twojej najlepszej przyjaciółki, prawda? -Yep, Erin, jest wspaniała. Danielle uśmiecha się ponownie. - Byłam pod wrażeniem wszystkiego, co mi pokazała. -Erin jest super utalentowana. Interesowała się pieczeniem odkąd byłyśmy dziećmi. Właściwie, to tak się poznałyśmy. Byłyśmy razem w parze w siódmej klasie szkoły ekonomicznej. -Jesteście przyjaciółkami już bardzo długi czas. -Tak, lubi te same rzeczy co ja. Bębnię palcami o kierownicę i tak przemija parę minut. -Hmm, co robisz, by się zabawić? - pytam starając się utrzymać konwersację. -Ćwiczę i zapraszam dziewczyny na „noc winną” co najmniej raz w tygodniu. -”Noc winna” brzmi ciekawie. - Lubię wino i lubię noce. - Wy po prostu siadacie i pijecie? -Cos w tym rodzaju – mówi i śmieje się, jakby robiły coś niegrzecznego. - Każda po kolei przynosi butelkę i jakiś deser. Oglądamy show, coś w stylu Kardashians lub „Kawalerowie do wzięcia”, pijemy i plotkujemy. Jest bardzo

zabawnie. Gdybyś mieszkała bliżej, zaprosiłabym cię – mówi z uśmiechem i wiem – mam nadzieję – że kłamie. Kilka minut mija i próbuję martwieniem się nie stwarzać niezręcznej ciszy. Stukam palcami o kierownicę w rytm muzyki. Danielle prowadzi rozmowę towarzyską przez resztę drogi i kwadrans jazdy do restauracji wydaje się być dwa razy dłuższy. Gdyby ta dziewczyna nie wychodziła za mąż za mojego brata, nigdy bym z nią nie rozmawiała. Nie mamy niczego wspólnego. Dojeżdżamy do restauracji o 6.23 i biegniemy przez padający deszcz. Pięć dobrze ubranych kobiet już siedzi. Zgaduję, że miały więcej, niż dziesięć minut na przygotowanie do tego wydarzenia. Podobno ja też miałam, pewnie tak. Jestem taka nabuzowana. -Przepraszamy za spóźnienie – mówi Danielle i mogę zobaczyć, jak jej oczy pokazują na mnie, dając znać jej przyjaciółkom, że to moja wina. Siadam na krześle ciesząc się, że przy każdym miejscu jest już kieliszek czerwonego wina. Nie uważam, że przybycie na miejsce siedem minut przed rezerwacją to spóźnienie. -Cześć – mówię – jestem siostrą Jake'a. Kobiety szemrają „cześć” i przechodzimy przez wprowadzenie. Popijam wino starając się zapamiętać imiona wszystkich. Nie jestem nieśmiałą osobą, ale siedząc tutaj z grupą dziewczyn, które się przyjaźnią od lat, sprawia, że trochę zamykam się w sobie. Mój ser ravioli jest dobry, a ja przeszukują telefon i Google w poszukiwaniu kostiumów, kiedy konwersacja zmienia się w dzielenie historiami sexu. Nie mam żadnej, którą mogłabym się podzielić, no chyba, że moje przygody z neonowo-różowym Śpiącym Rycerzem się liczą. -A co z tobą – pyta ładna blondynka. Ma na imię Chloe, albo Zoey. Do diabła. -Masz chłopaka? -Nie w tej chwili – odpowiadam. -Oh, cóż, więc nie ważne. - Nie jest zaskoczona moją odpowiedzią. -A ty masz chłopaka? - pytam. -Właśnie się swojego pozbyłam – jest zirytowana – wrzód na dupie i przylepa. Chcę żyć swobodnie przez chwilę, dla zabawy. Młodym jest się tylko raz. Uśmiecham się i wracam do szukania kostiumów na moich telefonie. To będzie długa noc. *

Ponieważ moi rodzice mają najgorszy zasięg internetowy na całym świecie, poszłam szybko spać i wstałam o ósmej, co jest dla mnie bardzo wcześnie, kiedy nie chodzę do pracy. Jem śniadanie z tatą, a następnie spaceruję po piaszczystej drodze z ich domu do jeziora. Deszcze przestał padać i wywiało chmury. Poranek wciąż był chłodny, ale patrząc na odzwierciedlenie świtu w lekko wzburzonej wodzie, wiem, że to będzie ładny dzień. Odgłos małych fal rozbijających się o skalisty brzeg uspokaja mnie i wywołuje wspomnienia. Spędziłam tutaj więcej godzin, niż potrafię zliczyć jako dziecko, siedząc na pniu, grając w lasach i wodzie, udając, wyobrażając, fantazjując sobie, że moje życie jest wielkie i ryzykowne, a ja jestem kimś ważnym. Kimś, kto musi uratować świat. Tracenie się w fikcji i fantazji było moją ucieczką wtedy i jest nią teraz. Było wiele, wiele razy, gdy rodzice wysyłali Jake'a nad jezioro, by upewnił się, że nie zasnęłam i nie sturlałam się do wody. To zdarzyło się raz i nikt o tym nie zapomina. Chodziłam tam z książką, często Erin do mnie dołączała. Jake dokuczał nam gałązkami, ale często także kończył przyłączając się do nas. To zaprowadziło mnie do świata Cosplay*, znalazłam ukojenie w świecie fandomów, wiedząc, że są ludzie tacy jak ja, którzy pragnęli przygód, bo czuli się kimś więcej, niż tylko malutkimi mrówkami na tej planecie zwanej Ziemią. Nie wszystkim się to udaje, szczególnie hormonalnym nastolatkom, którzy wciąż próbują poukładać własne gówno. Erin i ja nie byłyśmy jedynymi maniakami w naszym liceum, ale byłyśmy jednymi z niewielu, którzy walczyli pomiędzy byciem sobą, a byciem tym, kogo wszyscy oczekiwali. Miałam chwilę „pieprzenia norm społecznych”, która szybko minęła i dopóki nie poszłam do collegu, naprawdę utknęłam. Nie jestem i nigdy nie będę już tą dziewczyną. Spróbowałam i nie cierpiałam tego, czułam odrazę do siebie ze względu na zmarnowanie czasu i energii na te próby. Wpasowanie się mnie nie uszczęśliwia. Udawanie kogoś kim nie jestem, sprawia, że czuję się jak dziwka, jakbym zdradzała siebie z fałszywą Felicity. To moja dziwaczność mnie uszczęśliwia. Podchodzę do końca doku, siadam zdejmując swoje Tomsy* i pozwalam palcom u nóg zwisać wzdłuż jeziora Michigan. Odchylam się do tyłu na łokciach i wypuszczam oddech, gdy słońce uderza w moją twarz. Skoro jestem szczęśliwa, to dlaczego czuję piłkę strachu w dole mojego żołądka? To jest głęboko i nie chcę przyznać się do tego. Kładę się na plecach i umieszczam dłonie na brzuch. Mój umysł idzie do mojego szczęśliwego miejsca, napełniając dzień czymś okazałym. Czymś, co uczyni mnie wyjątkową i czymś, co nigdy się nie zdarzy. Potrząsam swoją głową, wiedząc, że nie mogę ukrywać tego uczucia wiecznie, i

w pewnym momencie muszę pogodzić się z faktem, że ja – starsza siostra – jestem samotna, jak pojedynczo zapakowany plaster Amerykańskiego cheddara z żadnymi perspektywami w zasięgu wzroku. Tak, to mnie martwi. Może nie chcę wziąć ślubu w pośpiechu, ale pragnę kogoś znaleźć. Kogoś, kto pokocha wszystkie moja wady. Kogoś, kto nie będzie umiał przeżyć beze mnie ani jednego dnia. Kogoś, komu oddam się całkowicie i będę kochać tak bardzo, jak tylko potrafię. Pewnego dnia, znajdę tego kogoś. 1.Impreza przedmałżeńska (Birdal shower) – jedna z imprez przeznaczona dla przyszłej panny młodej w oczekiwaniu na jej ślub. W polsce nie ma czegoś takiego, dlatego tak to sobie nazwałam. 2.Wizard world – znany jako Comic Con, to największy konwent fanów komiksów i fantastyki. 3.Sailor jupiter - fikcyjna postać z serii mang i anime Sailor Moon autorstwa Naoko Takeuchi. 4.Arhi – postać z League of Legends, lisica z dziewięcioma ogonami. 5.Spanx – bielizna wyszczuplająca. 6.Buty Tardis – trudno to wytłumaczyć, ręcznie malowane 7.Cosplay - znajdujące korzenie w japońskiej kulturze przebieranie się za postaci z mangi, anime, gier komputerowych i filmów. 8.Tomsy -

Rozdział 3 Rozwijam ostatnią lokówkę ze swoich włosów i ostrożnie trzymam je w palcach, a potem pokrywam lakierem. Po dodaniu warstwy tuszu do rzęs, przyglądam się swojemu odbiciu i kiwam głową z aprobatą. Nie robię makijażu często, ponieważ zajmuje dużo czasu i wolę spać, niż wstawać godzinę wcześniej do pracy, ale lubię to i wiele osób jest zaskoczonych, że potrafię go robić tak dobrze. Słyszałam dużo wskazówek podczas robienia makijażu Cosplay. Umieszczam cały swój sprzęt z powrotem w kosmetyczce i idę do sypialni się przebrać. Wyciągam białą sukienkę w niebieskie kropki, wdzięczna, że usztywniany top jest wystarczający do noszenia stanika bez ramiączek. Drobna, szczupła Erin nigdy nie rozumiała mojej niedoli, jeśli o nie chodzi. Za to moje cycki nigdy nie potrafiły się w nich utrzymać. Jestem ubrana i gotowa na pół godziny przed wyjściem, by organizować przyjęcie. Biorę torbę Best Buy z kredensu i schodzę na dół. -Co robisz? - pyta Jake, kiedy klękam przy stojaku na tv w pokoju dziennym. -Podłączam kable HD. Nie wiem jak rodzice żyją, oglądając wszystko w standardzie def. Wywraca oczami. - Jesteś taka dziwna. Odwracam głowę z powrotem. - Miałeś mi pomóc wybrać im nowy telewizor i zainstalować wszystko w zeszłym roku. Wiesz, że to dużo zmienia. To nie ma nic wspólnego z byciem dziwną. Jestem w trakcie pomagania rodzicom iść z duchem czasu. Oni prawdopodobnie nawet nie znają różnicy między SD, a HD. Gaszę telewizor ignorując protesty Jake'a, który oglądał jakieś widowisko motocyklowe i zabieram się do pracy. Mówię sobie, że namówienie mamy i taty do wymiany kabli, byłoby wielkim wyczynem. Po skończeniu, kładę wszystko z powrotem na swoje miejsce, a Danielle przechodzi przez drzwi. Włosy falują dookoła jej twarzy. Ubrana jest w jasno-różową sukienkę i białe, wysokie obcasy. Zauważam uśmiech, oraz nieobecny wyraz oczu Jake'a i opieram się pokusie zwymiotowania. To dziwaczne uczucie, oglądając jak twój młodszy brat jest zakochany. Wstaję i wygładzam swoją sukienkę. Oczy Danielle lądują na mnie i marszczy brew. -Oh, Felicity – mówi, mrugając. Trzyma się poręczny i zatrzymuje, kiedy pokonuje ostatni schodek. - Nie poznałam cię. -Mam nadzieje, że to dobrze? - pytam.

Jake się śmieje. - Oczywiście, że tak, Sis. -Dzięki. Wstaje z kanapy i podchodzi do Danielle obejmując ją. - Wszystko jest już w samochodzie. Pojadę z wami pomóc to rozpakować, ale nie muszę tam zostawać, prawda? Danielle rozszerza oczy, gdy na niego patrzy. Nawet w szpilkach jest kilka cali niższa od niego. -Naprawdę chciałabym, żebyś tam był, ale nie musisz. Większość facetów nie chodzi na te przyjęcia. -Dobrze – mówi i pochyla się, by ją pocałowac – nie jestem większością facetów, prawda? Jej pełne usta rozciągają się w uśmiechu. - To dlatego tak powiedziałam. Całują się ponownie i wymioty, które powstrzymałam, na nowo dają o sobie znać. Odwracam się, by wziąć torebkę. Mama, która wciąż gorączkowo się przygotowuje, woła mnie, upewniając się, że jestem gotowa. Przez następne dziesięć minut, w domu panuje haos. Ludzie krzątają się, sprawdzając samochody i zaopatrzenie. Świrują, kiedy żywieniowiec dzwoni informując, że jeden z kucharzy jest chory i mogą wystąpić opóźnienia. Danielle zaczyna wydłubywać lakier z paznokci. Może jednak nie chcę się pobrać w najbliższym czasie. To wszystko, wymaga tyle pracy na jeden dzień, a to kurwa nawet nie jest wesele. W końcu pakujemy się do samochodu i po pół godzinie drogi, docieramy do klubu country. Podjeżdżamy od tyłu, by wszystko wypakować. Przyjęcie zaczyna się od koktajlu i przystawek w ogrodzie, potem przenosimy się do środka na gry, lunch, aż w końcu nadchodzi czas na rozpakowywanie prezentów i ciasto. Wszystkie te imprezy są takie szalone? Byłam tylko na kilku, dla moich kuzynek, które pochodziły z rodzin tak samo wyluzowanych, jak moja. Były przecież dziećmi siostry mojej mamy. Organizatorka ślubu przychodzi i wita się z Danielle, jak gdyby znały się od długiego czasu. Inne druhny przybywają w ciągu kilku minut, i niedługo potem, jesteśmy wszystkie zebrane wokół autorki planu ślubnego, więc ona może przydzielać nam „zadania”. Wraz z dwoma innymi druhnami, które spotkałam przy obiedzie wczoraj wieczorem - Michelle i Chloe, albo Zoey, albo jeszcze inaczej – moją pracą jest wniesienie wazonów świeżo ściętych kwiatów i położenie ich na największych stołach w ogrodzie. Każda z nas, bierze kartonowe pudełko i przechodzimy przez dziedziniec.

-Nie mrugać! - mówię, gdy mijamy posąg anioła, jego głowa jest opuszczona w dół i zakrywa ją dłońmi. -Co? - Zoey odwraca się, by na mnie spojrzeć. Jest coś znajomego w jej blond włosach i twarzy w kształcie serca, ale nie mogę sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek ją spotkałam. Mimo to, przysięgam, że widziałam ją gdzieś wcześniej. Zapewne tak było, Mistwood nie jest dużym miastem. Kiwam na posąg anioła.- Płacze... wiesz co, nie ważne. -Uh.. okej – mówi i idzie dalej. Kręcę głową. Pamiętaj, z kim tu jesteś. Ustawialiśmy resztę rzeczy w ciszy. Pół godziny później, wszystko jest na swoim miejscu i zastanawiam się, czy pozwolą nam zjeść wcześniej kilka przekąsek. Siadam w cieniu i wyciągam telefon. Erin jest w drodze z ciastem, a zabawa zaczyna się za godzinę. To będzie długi dzień. -Dzięki za pomoc. - Jake siada naprzeciwko mnie. -Oczywiście – mówię uśmiechnięta – jesteś moim dzieckiem, bro. Zrobiłabym wszystko, żeby pomóc, wiesz o tym. -Wiem, ty też. - mówi cicho, odnosząc się do czasów, gdy płaciłam kaucje trzymając go z dala od kłopotów, kiedy był w college'u i nigdy nie powiedziałam o tym rodzicom. Choć może do tego, jak płaciłam jego nagromadzone bilety parkingowe, albo pomagałam mu przejść kolejny poziom w grze video. Cokolwiek to było, jest wdzięczny. Patrzy przez dziedziniec na Danielle. -Ona jest trochę divą. - Wyrywa mu się, a potem patrzy zakłopotany, ponieważ powiedział to na głos. -Trochę – mówię i kopię jego nogę pod stołem – ale ty też taki byłeś. Zawsze wymagałeś wiele uwagi i pieniędzy. -To jest dalekie od prawdy. Śmieję się – nie, mój umysł twierdzi inaczej. Diva czy nie, Danielle wygląda pięknie. -To prawda. Życzę ci, abyś poznała ją bardziej. Może mogłybyście kiedyś razem wyjść. Powinnaś poświęcić szwagierce trochę czasu. Muszę się starać, aby pozostać neutralną. - Tak, może. To byłoby zabawne. - Strzepuję włosy z ramienia. - Ona zawsze taka jest, czy może bycie divą jest pochodną od bycia bridezillą*. -Bridezilla – Jake śmieje się – lubi, gdy wszystko idzie zgodnie z planem. - Wzrusza ramionami. - To jej dzień. Wiesz, że nie dbam o wesele i tą całą etażerkę, ale chce jej to dać, ponieważ to czyni ją szczęśliwą, wiesz?

-Nie każ mi płakać – mówię z uśmiechem. Jestem naprawdę bardzo dumna z Jake'a, że dorósł i zmienił się z wkurzjącego młodszego brata w mężczyznę. Ktoś podchodzi do baru. - Oh, alkohol. - Zadzieram nosa. - Może przyszły mąż chce zdobyć u mnie punkty. Weź mi sok. -Nie chcesz po prostu kieliszka szampana? -Dobra, wiesz, że nie lubię soku pomarańczowego. Kładzie ręce na stole. - Zobaczę co da się zrobić. Potem idę usiąść przy barze i oglądać ESPN, dopóki nie nadejdzie czas otwierania prezentów.- Robi miny i wywraca oczami. -Szczęściarz – mówię, mimo że sport nie jest moją pasją.- Będę tutaj, ugh, siedzieć i bawić się. Uśmiecha się i potrząsa głową – potrafisz przegrywać. -Myślę, że tak. Jake podchodzi do małego baru, rozmawia z panią za ladą, potem odwraca się i kręci głową. Cholera. Odchylam się na krześle i rozglądam po ogrodzie. Poza posągiem przyprawiającym o gęsią skórkę, wszystko jest w jak najlepszym porządku. Kwiaty w pełnym rozkwicie, kamienne patio i małe kryształowe ozdoby, które lśnią w słońcu na okolicznych drzewkach. To wygląda jak z bajki i bardzo mi się podoba. Śluby łączą i celebrują miłość. Powinny czynić mnie szczęśliwą, prawda? Wzdycham. To dlaczego sprawiają, że czuję się samotna? Wstaję i pytam Danielle, czy jest jeszcze coś, czego ode mnie potrzebuje – nie ma – więc spaceruję, czekając, aż Erin tu przyjedzie. Pomagam jej wnieść zadziwiająco ciężkie ciasto i ustawiam je na głównym stole w sali. Planista całego wydarzenia podbiega i stawia dekoracje, oraz świece na stole, robiąc ostatnie niezbędne szlify. Razem z Erin siadamy z tyłu gadając i oglądając ten cały gwar. Niedługo potem, rodzina i przyjaciele przybywają, więc przyjęcie się rozpoczyna. Wracam do swojego stołu z talerzem pełnym przystawek, siadając obok Erin i naprzeciwko mojej babci, oraz kilku kuzynów. -Jak w pracy? – pyta babcia. -W porządku – mówię i mam nadzieję, że nie spyta mnie ponownie co robię. Próbowałam jej wcześniej wyjaśnić, czym jest przeglądarka internetowa, ale skończyło się zamieszaniem i flustracją. -Jestem cały czas zajęta, ale lubię to. -To dobrze, kochanie. Jak tam mężczyzna, z którym się spotykałaś, Mike, albo Matt? -Mike. Nie jesteśmy już razem.

-Oh, co za kompromitacja – mówi babcia – był takim fajnym facetem. Znajdziesz innego, lepszego. -Jestem pewna, że tak będzie. - Murgam oczami do Erin, a ona bierze swój kieliszek z uśmieszkiem. -Mogę zapytać co się stało? -Po prostu nie pasowaliśmy do siebie. - Patrzę jak Erin chichocze. Babcia miała racje co do jednego: Mike był miłym gościem. Jednak miał szczególne zainteresowania seksualne, których nie mogłam się podjąć. Muszę się napić, by o tym nie myśleć. Chciałabym schować moje nogi pod pokrowcem krzesła. Mike był w porządku, ale miał fetysz stóp. Jego kutas spędził więcej czasu ocierając się o moje pięty, niż miało to miejsce wewnątrz mnie, wliczając stosunki oralne. Robiłam wszystko, trzymałam moje paznokcie pomalowane i błyszczące. Kiedy minął miesiąc bez żadnej, rzeczywistej penetracji, zostawiłam go. -Dobrze, że się o tym dowiedziałaś, zanim to zaszło za daleko – mówi babcia. -Tak – odpowiadam i biorę kolejnego drinka. Choć trudno było zajść daleko z Mike'm. - Na pewno to dobrze. Organizatorka imprezy zwraca uwagę wszystkich i zaczynamy grać w typowe, ślubne gry „imprezowe”. Nie znając Danielle, myślę, bezpieczniej jest przegrać. Na koniec przyjęcia pomagamy mojemu bratu i Danielle pakować i wywozić wszystko z powrotem do domu nad wodą. Danielle oficjalnie nie żyje jeszcze z Jake'm i próbuje przedstawić siebie jako dziewicę przed swoimi i moimi rodzicami, ale ja znam brata i wiem, że nie zostałby w związku, gdyby czegoś nie było. W sumie, ja też chyba nie chciałabym żyć cały ten czas w czystości. Erin zostaje na kolacje w domu moich rodziców, a potem przez resztę nocy szkicujemy nasze kostiumy i zamawiamy materiały przez internet. Przytulam ją i całą rodzinę na do wiedzenia i ostatni raz spoglądam na lśniące w półmroku jezioro. Wchodzę do samochodu i ruszam w drogę powrotną, pamiętając o przestrzeganiu prędkości. Mam Śpiącego Rycerza i DVR'd z odcinkami „Gry o tron”, które na mnie czekają , mimo wszystko. * -Powinnaś ubierać się tak częściej – mówi Cameron przewijając facebooka.-