Katy Regnery
Wylicytować
Brooksa
Tłumaczenie: youandme4ever
Korekta: Kabuniu
Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako ich prawa autorskie,
tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji
twórczości danego autora. Ponadto wszystkie tłumaczenia nie służą uzyskiwaniu korzyści
materialnych, a co za tym idzie każda osoba, wykorzystująca treść tłumaczenia w celu innym
niż marketingowym, łamie prawo.
Dla Melissy Malloy, niezwykłej
żeglarki i jej (całkowicie gorącego)
kawalera, Ciarana, aby moje wersy były proste,
a żagle pełne.
I dziękuję Dr Jen za
odpowiedź na 1001 pytań sercowych.
Rozdział 1
- Proszę, Skye. Tylko posłuchaj. Jesteś idealną osobą do tego. Musisz mi
pomóc.
Skye Sorenson przewróciła oczami na Brooksa Winslowa, poprawiała
czapkę z daszkiem przechodząc obok niego i skierowała się do kolejnego doku,
żeby podjąć następną pracę.
- Mam to na myśli, Skye. Jestem w trudnej sytuacji... i jesteśmy
przyjaciółmi. Dlaczego nie podasz mi ręki?
Marzycielska Rozkosz potrzebowała nowego wyłącznika pływakowego
i nowej pompy zęzowej, co było trudne do zrobienia kiedy Brooks Winslow stał
na doku, jazgocząc o jakiejś imprezie charytatywnej, na którą chciał, żeby
poszła i wyglądał przy tym wspaniale. Popatrzyła na dłonie i zauważyła, że
nadal były pokryte smarem silnika, to przez wymianę oleju gdy obsługiwała
silnik zewnętrzny w żaglówce J-24. Nie chcąc zostawić czarnych odcisków na
białych szklanych włóknach motorówki, którą miała naprawić, wyjęła chustkę
z tylnej kieszeni kombinezonu i wycierała palce odwracając się do Brooksa.
- Będziesz za mną chodził przez całe popołudnie, jeśli nie posłucham? –
zapytała.
- Umm... całkiem możliwe.
Westchnęła z udawaną irytacją.
- W porządku. Masz moją uwagę. Opowiedz mi to jeszcze raz.
Brooks wyglądał, jakby ogarnęła go ulga i posłał jej mały uśmieszek,
który, cholera, sprawił, że brzuch Skye zatrzepotał.
- Wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz.
- Nie zgadzam się na nic – powiedziała, wpychając z powrotem
chusteczkę do kieszeni i krzyżując ramiona na piersi.
- Moja siostra, Jessica, tego lata jest z powrotem w Fili, by wziąć ślub.
Żeby być ciągle zajętą, zorganizowała spory zasiłek dla Instytutu Sztuki
Współczesnej. Ona i jej koleżanki pomyślały, że będzie zabawnie, by na
ochotnika ich samotni bracia zostali zlicytowani.
- Zlicytowani?
- Ta... aukcja kawalerów.
- Niektóre siostry – powiedziała Skye, nie mogąc powstrzymać się od
drażnienia go.
- To na cele charytatywne – powiedział obronnie, przebiegając palcami
przez czarne, falowane włosy.
- Dobrze. Więc zostałeś do tego zobligowany. – Wróciła myślą do
starego filmu, który kiedyś widziała, w którym kobiety były licytowane jako
randki. U stóp tych kobiet był kosz piknikowy, a mężczyzna, który najwięcej
zaoferował, wygrywał domowy obiad z dziewczyną, którą wybrał. – Co musisz
zrobić? Iść z kimś na lunch?
- Och, nie – powiedział z irytacją, wydymając usta. - Nic tak
bezbolesnego. Jess chce zarobić pieniądze. Duże pieniądze. Myślała o czymś
większym niż lunch.
Skye spojrzała na niego.
- Kolacja?
- Nie.
- Dwie kolacje?
- Nieee.
Wskazała na elegancką sportową motorówkę, na końcu doku, nad którą
miała popracować.
- Nie mam czasu na zgadywanie, Brooks... pompa się sama nie naprawi,
więc...
- Żeglowanie. Ona licytuje żeglowanie. Ze mną.
- Cóż, nie wiem, dlaczego się żalisz. Kochasz żeglować. Kochasz kobiety.
W czym problem? – Skye przechyliła głowę patrząc na zbyt przystojną twarz
Brooksa z bezczelnym uśmieszkiem.
Dawno temu Skye zaakceptowała fakt, że Brooks nie spojrzy na nią
inaczej niż jak na świetnego mechanika, sprawnego żeglarza i długoletnią
przyjaciółkę. Była - szczerze i prawdziwie - zadowolona tym statusem quo
między nimi. Był bogatym i potężnym byłym Olimpijczykiem, światowej sławy
żeglarzem z Filadelfii, podczas gdy Skye żyła znacznie spokojniejszym życiem,
pracując jako "złota rączka" w marinie w Marylandzie. Łączyła ich głęboka
miłość do łodzi i wzajemny szacunek do umiejętności żeglarskich, co było
wystarczające, aby utrzymać ich przyjaźń w nienaruszonym stanie.
Po raz pierwszy Skye widziała Brooksa Winslowa , kiedy przyszedł do
przystani jej ojca mocując piętnaście stóp1
jacht Primrose, który dostał jako
prezent od rodziców na piętnaste urodziny. Wywyższał się w Przystani
Sorensona, błyskając do niej idealnym uśmiechem, na co jej dziesięcioletnie
serce urosło w skrzydła i pofrunęło za nim wzdłuż pomostu. Była całkowicie
zauroczona Brooksem, oczywiście, ale dużo bardziej Skye żywiła głębokie
uczucie przywiązania do Primrose, najpiękniejszej, malutkiej podwójnej
motorówki, jaką kiedykolwiek widziała. Jej żołądek zawinął się supeł, kiedy
szła za nim z dyskretną odległością, z nadzieją, że będzie obsługiwał mały jacht
z łaską i opieką, na jaką zasłużył. Ale zmartwienia Skye były nieuzasadnione.
Traktował tę ładną łódkę z szacunkiem i umiejętnościami. Przez to Skye
wypuściła głęboki oddech ulgi i wyszeptała „Poślubię cię pewnego dnia”, kiedy
odpływał.
Dwadzieścia lat później, Skye była pewna dwóch rzeczy:
1
4.57 m
Pierwsza, Brooks był jednym z najbardziej utalentowanych, naturalnych,
ekologicznych żeglarzy, jakiego kiedykolwiek spotkała. Cholera, dotarł aż do
Olimpiady i wrócił z medalem udowadniając to, co Skye zawsze wiedziała -
każda łódź w jego dłoniach była bezpieczna. Szanowała go bardziej niż
większość żeglarzy, których znała.
Druga, szansa na to, że kiedykolwiek go poślubi były przybliżone zeru.
Był wspaniały, bogaty, utalentowany i fascynujący... i całkowicie poza jej ligą.
- Nie jeden dzień żeglugi – kontynuował mrukliwym głosem Brooks,
odrywając ją od wspomnień i wciągając w bieżącą rozmowę. - Nawet nie dwa.
Jessica zapisała mnie na rejs. Od Baltimore do Charleston.
Skye poczuła jak rozszerzyły jej się oczy, kiedy wpatrywała się w niego.
- To zajmie tydzień. Przynajmniej.
- Tak.
- Załoga?
Brooks potarł dłonią szyję.
- Nie. To ma być... romantyczne.
Romantyczny rejs. Przez tydzień. Samotnie. Z Brooksem.
Szczęściara, pomyślała, ignorując śmieszny skok zazdrości w sercu, co
sprawiło, że od razu poczuła sie winna. Nie mogła zaprzeczyć swojemu
pociągowi do niego, ale prawda była taka, że nie było to dwustronne ale nie
raniło jej to. Na litość boską, nie darzyła Brooksa żadnymi uczuciami poza
przyjaźnią. Ona po prostu patrzyła na niego. Jej osiemdziesięcioletniej babci
trzepotało serce na widok grubych, ciemnych włosów Brooksa z migającymi
morsko zielonymi oczami, kwadratową szczęką, wysportowanych ciałem, z
wiecznie spracowanymi dłońmi, które obsługiwały łodzie z tą samą finezją, co
prawdopodobnie obsługiwał kobiety. Zwrócenie uwagi na dobry wygląd
Brooksa, nie czyniło ze Skye unikatu ani wyjątku, ale to nie znaczy, że chce coś
więcej od niego niż przyjaźń (próbowała przekonać sama siebie). To po prostu
czyniło ją człowiekiem.
- Romantyczne - wymamrotała. Odwracając się, spojrzała na port, gdzie
żaglówki poruszały się w stronę zachodzącego słońca.
- Taa.
- Ale nie będziesz wiedział kim ona jest - powiedziała Skye. - Aż cię nie
wygra.
- Bingo.
- A potem będziesz uwięziony na morzu przez tydzień.
- Dokładnie.
- Ona mogłaby być kimkolwiek.
- Tak.
- Czy twoja siostra naprawdę cię nienawidzi?
Brooks zadrwił:
- Nie. Ale naprawdę kocha sztukę nowoczesną.
- W porządku. Tak. To naprawdę sytuacja do dupy. Ale jak mogłabym ci
pomóc?
Uśmiechnął się.
- Możesz mnie wylicytować.
***
Brooks przyjaźnił się ze Sky Sorenson od zawsze, co wiele dla niego
znaczyło ponieważ miał trudności z trwałością przyjaźni z kobietami. Takie
przyjaźnie zawsze wydawały się zmienić w romantyczne uwikłania co niszczyło
koleżeństwo kończąc z przyjaźnią i kobietą. Ale nie było tak ze Sky, bo nie
widział jej w żaden romantyczny sposób, a jej interesy leżenia, znajdowały się u
kogoś innego - jej chłopaka, Patricka. W rzeczywistości to, Brooks dobierał
Skye w parę z Jessicą, traktując ją jak swoją siostrę. Szanował jej umiejętności
na wodzie, tak samo jak inni mężczyźni, których znał.
Ona i jej ojciec prowadzili pierwszej klasy przystań w zatoce Chesapeake2
i byli jedynymi ludźmi na ziemi, którym ufał z opieką i utrzymaniem kilku jego
żaglówek: Primerose, miał ją odkąd był nastolatkiem, jacht Passport i wkrótce
antyk Cutter. Od najmłodszych lat miała całkowitą obsesję na punkcie łodzi, tak
jak on. Od początku ich przyjaźni wiedział, że Sky była jego bratnią duszą. Ich
wzajemny szacunek zapewniał im równe szanse, kiedy przychodziło do łodzi i
żeglowania. Jeśli byłby zmuszony do bycia szyprem3
na tygodniowym wypadzie
do Charleston, Skye byłaby idealną osobą do towarzystwa.
Przez to, że pływał z nią wielokrotnie wcześniej, wiedział, że z niej
wyśmienita załoga: wychodziła na pokład i jeśli wpadali w jakieś kłopoty -
mechaniczne czy pogodowe - nie było żadnej innej kobiety, którą znał, a która
byłaby lepiej przygotowana, żeby mu pomóc. Oboje cieszyli się wyzwaniem,
próbując osiągnąć maksymalną prędkość zabytkowym jachtem i Skye byłaby
równym partnerem, a nie zepsutą debiutantką, która chciałaby tylko popracować
nad swoją opalenizną. W skrócie, to cieszyłby się tym znacznie bardziej, gdyby
Skye zgodziłaby się pójść z nim.
Wpatrywała się w niego, jakby brakowało mu jakiejś klepki. Zmusił się,
by się nie uśmiechnąć. Nie była mu obca szczerość Skye, gdy sknocił sprawę,
zwłaszcza, gdy odnosili się do czegokolwiek związanego z żeglowaniem,
spodziewał się szybkiej odmowy.
Wpatrywała się w niego przez kilka sekund, w końcu odwróciła wzrok,
kładąc dłonie na biodrach.
- Wylicytować cię? Czym? Tymi milionami, które tu leżą? Nie mam
takich pieniędzy, Brooks.
2
zatoka połączona jest z Oceanem Atlantyckim.
3
potoczne określenie kapitana niewielkiej jednostki pływającej
Zaskoczyło go, że nie powiedziała "nie". Jego nadzieja wzrosła.
- Nie. Ale ja mam.
- Zamierzasz dać mi pieniądze, żebym cię nimi wylicytowała? - spojrzała
na niego spod rondla czapki. - Dlaczego po prostu nie przekażesz ich
charytatywnie twojej siostrze i wycofasz się z aukcji?
Wziął głęboki oddech.
- Wygranie żeglowania ze mną jest tytułem aukcji. Jess myśli, że będzie
to dużym plusem.
Skye przewróciła oczami.
- Jak "Kawalerowie" na morzu, co?
- Coś w tym rodzaju - skrzywił się, nienawidząc podzielenie się kolejną
częścią informacji, ale byłoby nie sprawiedliwe ukryć to przed nią. - Z
kamerami, które to udowodnią.
- Kamery?
- Jess zatrudniła fotografa z magazynu „Celeb!”, żeby spotkał się z łodzią
na plaży Virginia, w Hatteras w Outer Banks, Myrtle Beach, Południowa
Karolina i Charleston. Zamierzają napisać artykuł w ich magazynie online. -
Uświadomił sobie co mogło dla niej oznaczać kontekst "Kawalerowie", rzucił
się, żeby to wyjaśnić. - Nie, żebyśmy musieli się dotykać czy całować czy
cokolwiek do kamery. Nie ma mowy. Absolutnie nie.
- Absolutnie nie - powtórzyła cicho, spuszczając szybko wzrok.
Zatrzymała się na chwilę, zrywając czarne naskórki z poplamionych olejem
palców, zanim na niego spojrzała. - Nie sądzę, że jestem odpowiednią osoba na
to stanowisko. Nie żegluję ostatnio za dużo. Przykro mi, Brooks. - Odwróciła się
na pięcie i zaczęła iść wzdłuż doku.
Brooks obserwował ją - jej tyłek, ukryty przez wymięty, niezgrabny
kombinezon, zanim odmówił porażce i pobiegł za nią. Skye była jedyną osobą
do tej roboty. O co jej chodziło mówiąc, że nie żeglowała ostatnio za wiele? To
nie mogła być prawda. Kochała żeglować. Poza tym była świetnym żeglarzem,
mało wymagającym towarzystwem i być może - najwygodniejsze ze
wszystkiego - była zajęta, a on całkowicie nie był nią zainteresowany w
romantyczny sposób, była idealnym wyborem.
- Czekaj, Skye! Czekaj. No chodź. Wysłuchaj mnie.
Skye odwróciła się, ale jej wyraz twarzy był nieufny.
- Wysłuchać co? Dlaczego, do diabła, miałabym chcieć wcisnąć się w
kieckę i pójść na aukcję... wylicytować cię... a potem pożeglować z tobą do
Charleston, zatrzymując się po drodze, żeby....pomachać do zdjęć? Nawet
przyjaźń ma swoje granice. Zadzwoń do mnie, kiedy będziesz potrzebował
załogi do wyścigu albo kontroli konserwacji na Primie.
Jej wzmianka o jednej z jego łodzi sprawiły, że wpadł na pomysł jak
zagrać kartą atutową, ale najpierw postanowił rozegrać inną taktykę.
Pochlebstwa.
- Nie musisz ubierać sukienki na aukcję. Nie obchodzi mnie, czy będziesz
mieć ubrane to - powiedział, marszcząc nos kiedy wskazał na jej poplamiony
kombinezon. - I chodź. Kochasz morskie rejsy. Ja to wiem i ty to wiesz. I co z
tego jeśli uśmiechniesz się i pomachasz do aparatu parę razy? Wielka mi rzecz.
To dla dobra sprawy, Skye.
- Nie wiem w co ręce włożyć w pracy - powiedziała. - Nie znasz miliona
dziewczyn, które mógłbyś poprosić?
- Nie jestem zainteresowany romantycznym aspektem. Po prostu
potrzebuję dobrego żeglarza, który będzie pozować do paru fotek. I słuchaj,
zapłacę ci. Zapłacę ci jak załodze. Podaj stawkę.
Jej głos był na krawędzi, kiedy odpowiedziała:
- Nie potrzebuję drugiej pracy, Brooks. Znajdź kogoś innego.
Odwróciła się na pięcie, stuknęła i weszła na pokład. Pozostawiony bez
żadnych innych możliwości, Brooks zawołał za nią:
- A i pomyślałem, że możesz być zainteresowana komponowaniem
zamówienia, aby w pełni odnowić 1929 sześćdziesiąt dwie stopy4
Cuttera. -
Patrzył z nadzieją i rozbawieniem kiedy Skye zatrzymała się. Brooks wiedział
dokładnie jaki smakowity kąsek powiesić przed nią. - Czy wspomniałem o
stalowej ramie, górze z drewna tekowego i sosnowym dole? - zapytał robiąc
krok w jej kierunku. Jej ramiona podniosły się nieznacznie tak jakby nagle
zadrżały, zrobił kolejny krok w jej stronę. - Możesz dostać całą kajutę tylko dla
siebie, Skye. Dwie koje. Wbudowane. Z oryginalną przybudowaną łazienką.
Czy on naprawdę zaleca się do swojej przyjaciółki, żeby popłynęła z nim,
poprzez kupowanie jej antyczną łodzią z oryginalną łazienką? Czemu nie. Tak,
tak robił. Musiał się uciec do odpowiedniego żaglowego uwodzenia, ponieważ
myśl, że mógłby być uwięziony przez tydzień na żaglówce z kimś
uprzywilejowanym, zatrzymany z panną, która nie miała żadnego szacunku do
sztuki żeglowania byłoby czymś nie do zniesienia.
- I jeszcze jedna rzecz - powiedział, pociągając jej jeden z dwóch blond
warkoczy na ramię, że praktycznie szeptał jej do ucha. - Cóż, dwie właściwie.
Oryginalna gęstość sosny masztu iiiiiiii lansowana daglezja zielona... nadal...
nienaruszona.
Na to szybko się odwróciła, rozszerzając oczy, oblizała usta i ścisnęła je
razem.
- Cholera, Brooks.
Uśmiechnął się do niej.
- Czy wspomniałem, że to na cele charytatywne? Dodatkowo zrobisz
przysługę przyjacielowi, co oznacza, że ja jestem ci jedną winien.
4
18,9 m
- Kiedy podnosimy kotwicę? - zapytała mrużąc oczy i zagryzając dolną
wargę, zatraciła się w myślach.
Oczy Brooksa skierowały się do jej ustach, a następnie szybko się
podniosły.
- Aukcja jest w sobotni wieczór. Rejs zaczyna się w kolejną niedziele.
- Dwa tygodnie w obie strony?
- Tydzień - powiedział Brooks, zmuszając się, żeby się nie zaśmiać na
nagłą zamianę jej zachowania. - Lecę do domu. Mam zamiar błąkać się w
pobliżu Charleston przez chwilę i zdobyć nowe wyposażenie do Cuttera.
- I zapłacisz mi? - potwierdziła.- Stawka dla załogi?
- Oczywiście.
***
Sky zatrzymała się, twarz Patricka latała po jej głowie. Jej chłopak,
Patrick Flaherty, był obecnie na wyprawie opłynięcia globu na długim
katamaranie i był to czwarty miesiąc z jego dwuletniej wyprawy. Skye
planowała spotkać się z nim w Meksyku, w sierpniu, jako jedna z trzech
zaplanowanych wizyt, które uzgodnili zanim wypłynął.
Pat oczywiście znał Brooksa. Byli członkami tego samego klubu
jachtowego, w podobnym wieku, oboje wyjątkowo dobrze wyglądający i
rywalizowali ze sobą wiele razy w regatach. I choć Skye wyczuwała rywalizację
pomiędzy tamtą dwójką, szczególnie po stronie Pata, nie mógł on kwestionować
jej pomocy w tak krótkiej wyprawie Brooksa, prawda?
Nie oczywiście, że nie. To było śmieszne bo była dziewczyną Pata i
niezależnie od tego jak bardzo haniebnie przystojny był Brooks, on i Skye byli
tylko przyjaciółmi. Na litość boską, właśnie uczynił to niezwykle jasnym, że nie
miał żadnych zamiarów romantycznych i nie chciał nawet jej dotknąć do
głupiego zdjęcia.
Wszystko co ona i Brooks mieli ze sobą wspólnego to łodzie. I
racjonalnie, pomyślała o wszystkim czego mogłaby się nauczyć od światowej
sławy żeglarza takiego jak Brooks, musiałaby być głupia, żeby przepuścić
okazję przyglądania mu się z bliska jako szyprowi przez tydzień. W każdym
razie, kiedy Pat usłyszy o 1929 Cutterze? Musiał bardziej niż zrozumieć
dlaczego nie mogła odrzucić oferty Brooksa. Antyczne łodzie były dla niej, tak
jak ser dla myszy, a Pat wiedział o tym. Jakby wiedział o czym ona myślała,
Brooks zapytał od niechcenia:
- Miałaś ostatnio jakieś wieści od Pata?
- Będę z nim rozmawiać dzisiaj wieczorem - odpowiedziała, ignorując
nurtujące uczucie winy. - Jest w Panamie.
- Wow. Zrobił to w cztery miesiące. Nieźle.
Skye prychnęła.
- Prędkość była jedną z jego priorytetów.
- Przekroczył ją przez ląd czy przez kanał?
- Kanał... ale nie mógł zagwarantować czterech węzłów, więc będzie
musiał pociągnąć jutro.
Brooks uśmiechnął się na tę szczyptę informacji i Skye się zmarszczyła.
Pomysł, że mała trzydziesto stopowa łódka Pata była ciągnięta przez holownik
wzdłuż kanału, był śmieszny, co sprawiło, że zaczęła bronić imienia Pata.
- Pat jest dobrym żeglarzem - powiedziała.
- Nie kłócę się z tym - odparł. - Nie myślisz, żeby miał coś przeciwko,
prawda?
- Przeciwko?
- Ty i ja, razem, na morzu przez tydzień, kiedy go nie ma?
- Nie bądź głupi! - wykrzyknęła zbyt szybko, aż jej policzki się
zarumieniły. - Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Dokładnie. Ja nawet cię nie widzę jako dziewczyny, naprawdę. Tylko
jako niesamowitego żeglarza.
Skye zamrugała, zaskoczona jego słowami i tym jak bez przymusu się
nimi podzielił. Skye nie nosiła sukienek i nie zachowywała się jak typowa
kobieta, ale to nie zmieniało jednak faktu, że nią była. I chociaż nie powinna
zaskoczyć jej ta informacja, a co więcej, powinna być zadowolona, że
podziwiał jej zdolności morskie bardziej niż cokolwiek innego, to jednak ukłuło
ją to "nie widzi jej jako dziewczyny".
- Czy oni pozwolą wylicytować cię innemu mężczyźnie? – Cofnęła się do
tyłu schodząc do doku z Marzycielskiej Rozkoszy.
- Och, daj spokój - powiedział. Jego ton od razu zabarwił się
zakłopotaniem, gdy uświadomił sobie, że ją obraził. Słyszała jego kroki za sobą,
ale nie zatrzymała się, aż poczuła dłoń na ramieniu. - Heh! Skye, no chodź.
Chodziło mi tylko o to, że nie jesteśmy jak... jesteśmy tylko przyjaciółmi, co
właściwie wiele dla mnie znaczy.
- Dlaczego? - zapytała bez patrzenia na niego, jej ego nadal było
posiniaczone.
- Ponieważ nie mam za wiele kobiecych przyjaciół... i zdecydowanie
miałem to na myśli kiedy powiedziałem, że jesteś jedną z najlepszych żeglarzy
jakich znam. To prawda. Jesteś. - Skye odwróciła się, była zaskoczona jego
wyznaniem, że nie ma za wiele żeńskich przyjaciół ponieważ nigdy nie myślała,
że Brooksowi Winslow czegoś w życiu brakuje. Złagodniała, nawet kiedy
zrobiła się świadoma brudnego kombinezon, splecionych włosów i czapki
baseballowej.
- Łapię. Jestem zaszczycona, że nadal chcesz iść ze mną.
- Więc zrobisz to? Wylicytujesz mnie?
Nadzieja w jego głębokich zielonych oczach była jej zgubą i posłała mu
niepewny uśmiech.
- Jak wiele muszę wydać?
- Tak wiele ile będzie potrzeba - powiedział, odwzajemniając uśmiech.
- I jeszcze jedna rzecz – dodała nadal zraniona przez komentarz "nawet
nie widzę cię jako dziewczyny" i nie mogła oprzeć się pokusie udowodnienia
światu, że mechanik statków, córka właściciela mariny, mogła zarządzać
łodziom, tak dobrze, jak opisał to Brooks. Dodatkowo, to może być jedyna
szansa - jedyna okazja - aby dyktować warunki na łodzi takiej jak tamta. Mogła
również doprowadzić do wybuchu. - Przejmuję stery.
Uśmiech Brooksa nieco opadł. Jedną rzeczą było bycie załogą jego łajby,
ale to kapitan dyktował wszystkim warunki. Może nie chciał zrezygnować z
tego przywileju? Jak bardzo jej potrzebował? Zastanawiała się. Czy zaufa jej z
taką wystawną łodzią?
Kiedy zmrużył oczy, Skye przeraziła się na chwilę, że przesadziła z tym i
tylko powiedziała:
- Tylko żartowałam
Kiedy odpowiedział:
- Co drugi dzień możesz rządzić. Będziemy się zmieniać. - Uśmiechnęła
się szeroko i skinęła wyciągając dłoń i uderzając w jego. - Po prostu wygraj
aukcję.
Rozdział 2
Chociaż Westerly, nieruchomość rodziny Winslow mieszcząca się
w Haverford w Pensylwanii, technicznie należała do matki Brooksa, on był
jedynym Winslowem, który całe lato spędzał w rezydencji. Jako najstarszy
z pięciorga rodzeństwa Winslow, Brooks, pewnego dnia odziedziczy tę rozległą
posiadłość. Jednak Winslowowie praktykowali politykę otwartych drzwi, gdy
chodziło o pobyt w rezydencji dowolnego członka rodziny, kiedykolwiek tego
chcieli, tak długo jak tego chcieli, co znaczyło, że rodzeństwo Brooksa ciągle
przyjeżdżało i wyjeżdżało z rezydencji z dziewięcioma sypialniami, o wielkości
czternastu tysięcy stóp kwadratowych5
.
Kiedy wjechał na okrągły podjazd przez domem, drzwi frontowe
otworzyły się i jego mała siostrzyczka, najmłodsza z rodzeństwa, Jessica, susem
pokonała schody. Ona oraz jej narzeczony, Alex English, wrócili na lato do
Filadelfii i chociaż Jessica nie mieszkała w Westerly, tylko w mieszkaniu Alexa,
znajdującym się w centrum, wykorzystywała Westerly jako "Centrale
Planowania Ślubu".
- Brooks! - krzyknęła kiedy jego BMW cabrio się zatrzymało.
- Cześć, Jess! - Przywitał ją, wychodząc z samochodu i przyciągając
blisko do uścisku.
Między Brooksem, a Jessicą było jedenaście lat różnicy, przez to, że ich
tata odszedł wiele lat temu, Brooks wkroczył jako zastępczy ojciec.
W rzeczywistości nie mógłby być bardziej dumny, prowadząc siostrzyczkę do
ołtarza, za trzy krótkie miesiące.
- Jak tam idzie planowanie ślubu? - zapytał, obejmując jej ramiona, kiedy
skierowali się w stronę domu.
5
1300 m2
- Bosko! Właśnie zarezerwowałam catering i chociaż odmówili,
początkowo, pozwolenia na wykonanie ciast przez Daisy English, przekonałam
ich.
- Dzięki urokowi?
- Dzięki portfelowi. - Wzruszyła ramionami, uśmiechając się do niego.
Daisy była szwagierką Alexa i właścicielką najpopularniejszej piekarni
w Haveford, Przyjemności Daisy, ale wciąż nawiązywała kontakty z lokalnymi
firmami cateringowymi.
- Nie, żebyś mogła zlecić to komuś innemu - powiedział Brooks, wiedząc
o wielkiej miłości Jessici do swojej nowej rodziny, która - dogodnie –
przyjaźniła się z Winslowami i mieszkała koło nich całe życie.
- Nie do pomyślenia. Dodatkowo ciasta Daisy są naprawdę smaczne.
Z Jessicą obok, Brooks sprawdził swój zegarek i skierował się do kuchni
zobaczyć czy przypadkiem pani Pugh, jego gospodyni, zostawiła coś dla nich
na późny lunch.
- Więc..Um... - powiedziała Jessica kiedy weszli do kuchni i Brooks ją
puścił, aby otworzyć lodówkę. - Nadal jesteś na mnie wkurzony?
- Wkurzony?
- O aukcję? - Jessica wskoczyła na kuchenną ladę, miała skruszony wyraz
twarzy, kiedy Brooks spojrzał w jej kierunku.
- Nadal nie jestem nią zachwycony - powiedział, myśląc o tym, że będzie
go to kosztować kupę kasy.
- Wiem, powinnam najpierw zapytać, ale byłam przekonana, że nie
powiesz "nie".
- Ostrożne założenie - potwierdził, wyjmując szynkę i rozkładając
kanapki pomału na talerzu. Niech Bóg błogosławi panią Pugh. - Tak swoją
drogą. Potrzebuję mieć wysłane zaproszenie do Przystani Sorensona w Havre
de Grace w Marylandzie.
- Zapraszasz właściciela przystani? - zapytała Jessica, marszcząc czoło.
- Tak. Dbają o moje łodzie. - Jessica przewróciła oczami.
- Jestem pewna, że ludzie z przystani będą wielkimiinwestorami.
Brooks odwrócił od niej wzrok, aby ukryć swój uśmiech.
- Nigdy nie wiesz.
- Cóż. Możesz się pocieszyć tym, że to dla dobra sprawy. - Utrzymywała
Jessica.
- Uh..yhy... Tak jak powiedziałaś. Chociaż nadal nie mogę zrozumieć
dlaczego Preston, Cameron i Christopher są z tego zwolnieni - powiedział,
nawiązując do swoich trzech, młodszych braci, którzy mieli przyłączyć się
z Brooksem, ale oszczędzili sobie upokorzenie byciem zlicytowanym "dla dobra
sprawy".
- Chcesz szczerej odpowiedzi na to pytanie? - zapytała Jess.
Brooks chwycił puszkę dietetycznej coli i przeszedł przez wahadłowe
drzwi, które prowadziły do małego, okrągłego stołu w jadalni z Jess depczącą
mu po piętach.
- Nie. Okłam mnie.
- Mówię poważnie - powiedziała Jess. - Jeśli chcesz wiedzieć, powiem ci
prawdę.
Usiadł, wziął ze stołu białą lnianą serwetkę i położył sobie na kolanach.
Hmm. Czy chce znać prawdę? Z tonu Jessici wynika, że może to być
podchwytliwe. Nie byłoby to dziwne dla jego młodszej siostry, jeśli starałaby
się "pomóc" jego życiu miłosnemu i zaczął się zastanawiam czy nie był to
kolejny chwyt, który mógłby dodać do stosu... jest tylko jeden sposób, żeby się
dowiedzieć.
- Pewnie. Dawaj.
Wzięła głęboki wdech, a następnie przytrzymała go swoimi szmaragdowo
- zielonymi oczami, kiedy słowa popłynęły:
- Masz trzydzieści pięć lat, a nie jesteś żonaty. Nawet z nikim się nie
umawiasz. Nie jesteś czasem samotny? Podróżujesz po świecie szkoląc zespoły
i robisz reportaże z wyścigów. Nie masz prawdziwego domu. Nie chcesz żony,
ani dzieci? Nie chcesz się ustatkować? Martwię się o ciebie!
Czy też nie zawsze o to chodziło? dumał. Ludzie, których spotkała
"prawdziwa miłość" zawsze chcieli, aby wszyscy wokół nich również tego
doświadczyli.
- Nie ma się o co martwić - powiedział i wgryzł się w kanapkę.
- Nie masz trzydziestu pięciu lat?
- Mam.
- Widujesz się z kimś?
- Nie widuję.
- Nie jesteś samotny?
Brooks rzucił okiem na Jessicę zanim ponownie wgryzł się w kanapkę
i uświadomił sobie, że nie ma dla niej prostej odpowiedzi. Czy był samotny
z przyjaciółmi? Nie. Miał wiele przyjaciół - w wychowankach klubu Penn,
w kole łowieckim i w swoim klubie jachtowym w Marylandzie, nie
wspominając o tym, że rzadko był dzień, w którym nie widział Presa, Cama czy
Chrisa.
Czy był opuszczony przez damskie towarzystwo? Ponownie nie. Nie
brakowało kobiet, które były szczęśliwe zadowolić tę część samotności... za
opłatą. Wykorzystywał dyskretne usługi, do których dzwonił, kiedy jego
"potrzeby" wzrastały.
Czy był samotny przez to, że nie miał żony i dzieci? Czy chciał się
ustatkować? Spojrzał na swoją młodszą siostrę, która oczekiwała na odpowiedź,
zanim odwrócił wzrok i wziął kolejny gryz swojej kanapki. N...Hmm... Chciał
powiedzieć "nie" ponieważ "nie" było najlepsze. Nawet myślał, że to proste
słowo potwierdzi to, ale coś w jego umyśle nie było w stanie tego powiedzieć,
coś sprawiało, że jego serce zaciskało się boleśnie.
Był zbyt zajęty, aby mieć życie miłosne kiedy spadła na niego
odpowiedzialność głowy rodziny, miał wtedy siedemnaście lat, przegapił
wszystkie college'owe dziewczyny bo spędzał wszystkie weekendy w domu ze
swoim rozpaczającym rodzeństwem. Do czasu kiedy jego matka, Jessica
i Christopher przenieśli się do Londynu, on skończył college i poświęcił się
treningom, poprawiając i ścigając się, aby stać się częścią olimpijskiego
zespołu. W roku 2000 jego marzenia spełniły się, wtedy właśnie zdobył medal
dla USA na Letnich Igrzyskach w Australii, co doprowadziło do ponad dekady
wystąpień promocyjnych, lansowanych wycieczek i sędziowania w wyścigach
oraz regatach dla głównych stacji telewizyjnych. Chociaż Brooks był w domu na
lato, aby przygotować się do ślubu Jessici, to dostał propozycję krótkich
konsultacji w San Diego, które brał pod uwagę, jak tylko Jessica wyjdzie za
mąż, zwiąże się z telewizją, konsultując i oceniając występy od października do
Bożego Narodzenia.
Żona i dzieci.
Brooks wziął kolejny gryz swojej kanapki, aby ukryć grymas powstały na
twarzy.
Prawda została powiedziana?
Głęboko, głęboko w sercu, pragnął się zakochać i zawsze marzył - jako
jedno z tych marzeń nieosiągalnych - stać się ojcem. Ale sam powstrzymywał
się przed spełnieniem tego marzenia ponieważ, jeśli miał być szczery, ten
pomysł również zawsze go przerażał. Miał trzydzieści pięć lat, a jego własny
ojciec odszedł na całkowicie niespodziewany atak serca w wieku czterdziestu
lat, pozostawiając po sobie wdowę i osieracając piątkę dzieci. Brooks przyglądał
się z bliska rozpaczy matki i głębokiej stracie oraz zmieszaniu rodzeństwa.
Starał się jak mógł być dobrym starszym bratem, a także substytutem ojca,
uczestnicząc w dniach ojciec - córka w szkole Jessici, pomagając
Christopherowi i Cameronowi w spotkaniach Skautów jak tylko mógł. Mimo
posmaku ojcostwa w tak młodym wieku, nie odstraszyło to Brooksa od chęci
posiadania własnych dzieci pewnego dnia, jeżeli już to tylko wzmocniło to
pragnienie.
Ale nie mógł skłamać. W bardzo rzeczywisty sposób, był przerażony tym,
że jeśli pozwoli sobie na zakochanie się i posiadanie dzieci, skończy porzucając
je, kiedy spotka go taki sam tragiczny finał, jak jego ojca. A to nie byłoby tylko
bolesne, ale również nieodpowiedzialne. Więc tak naprawdę nie miało
znaczenia, czego chciał. Najlepsze dla niego było utrzymywanie szerokiego
kręgu przyjaciół i koleżeństwa, szukając bezpieczeństwa w anonimowych
spotkaniach, gdy potrzebował kobiety. Ale swoje serce trzymał pilnie strzeżone,
poza zasięgiem i nieprzeniknione, aby kochać, tak, że nigdy nie będzie patrzeć
na załzawione twarze leżąc przedwcześnie na łożu śmierci.
Niechętny i niezdolny odpowiedzieć na niewygodne pytanie Jessici
w prosty sposób, odsunął to, tak jak często robił, tonem starszego brata, któremu
zabrakło cierpliwości na intrygi młodszej siostry.
- Ze mną jest w porządku, Jess. Nie wymagam ich, ale doceniam twoje
starania.
Posłała mu kwaśne spojrzenie, przechylając głowę na bok, zanim oparła
łokcie na stole.
- Cóż, nadal nie otrzymałam odpowiedzi na swoje pytanie, ale otrzymam.
Zapisałam cię do aukcji ponieważ miałam nadzieję, że to zamknie cię w pułapce
na łodzi przez tydzień z miłą kobietą, poczujesz bliskość i zakochasz się.
Brooks zamrugała na Jessicę, szybko odwracając wzrok zanim mogła
zauważyć jego uśmieszek na jej dziwną propozycję.
Nie mógł powstrzymać się... przed myśleniem o bezkształtnym ciele
Skye, ukrytym w męskim, brudnym kombinezonie, obecnie wielowarstwowo
poplamioną chusteczką, którą wyjmowała z tylnej kieszeni, poobijane
topsidersy6
pokryte morską solą i twarz w dużej mierze ukrytą pod czapką
z daszkiem Orioles7
, prawie się zaśmiał.
Tak jak każdy facet na ziemi, Brooks też miał swój ulubiony typ:
blondynka, niebieskie oczy, smukła, ale z tyłkiem i piersiami, które mężczyzna
mógłby trzymać w łóżku oraz z nogami, które ciągnęły się do nieba. Chciał
dziewczynę za którą odwracaliby się wszyscy faceci i gapili z zazdrości, gdyby
wszedł z nią na galę, która wiedziałaby jak być kobiecą i pełną wdzięku, która
wiedziała jak dbać o potrzeby mężczyzny bez pobudzania jego serca do
działania. Znał swój typ i nie zawierał on z całą pewnością mechanika z mariny,
która czuła się bardziej komfortowo z pękiem kluczy niż lampką szampana.
- Ta dobrze. Powodzenia z tym - powiedział, uśmiechając się do siebie,
udało mu się jakoś udaremnić swatanie Jessici.
Sapnęła.
- Nie poddaję się z tobą, Brooks.
6
7
Wziął ostatni kęs kanapki i przełknął kiedy zaczął wpatrywać się w swoją
siostrę.
- Prawdopodobnie powinnaś wiedzieć... albo przynajmniej mi zaufać
kiedy mówię, że to się teraz nie wydarzy.
Jessica przewróciła oczami wstając, ale zrobiła także tę bardzo irytującą
dziewczyńską rzecz, kiedy wychodziła z pokoju, rzuciła przez ramię wszystko
wiedzącym śpiewnym głosem:
- Nigdy nie mów nigdy, Brooks. Nigdy nie mów nigdy.
***
Kiedy tylko mogła, Skye próbowała złapać zachód słońca nad przystanią.
Sposób, w jaki pomarańcze, złoto i fiolety zabarwiały chmury, odbijały się
w wodzie wraz z zarysem masztów żaglowców, było najpiękniejszą rzeczą na
świecie.
Po tym jak Brooks zostawił ją, naprawa zęzowej pompy trwała dwa razy
dłużej niż zakładała, ale nie z powodu pompy, a z powodu problemu
z okablowaniem, które doprowadziło do wielogodzinnego sprawdzania
przewodów na łodzi. Szczęśliwie, teraz wszystko było już kompletne, a ona
ocaliła właścicieli przed wydaniem setek dolarów przez nie wymianę pompy.
Zrobiła dobrą robotę, jak zwykle i ogarnęła ją wielka przyjemność z dobrze
wykonanej pracy.
Obserwując jak niebo zmienia się od niebieskiego do jaskrawego, Skye
pomyślała o tym, jak bardzo lubi pracować z ojcem. Uczyła się o łodziach i ich
utrzymaniu od najlepszych, chociaż dorastała bez wsparcia matki, czuła pewną
miłości od ojca, a to uczucie, którym ją darzył bardziej niż rekompensowało jej
brak matki.
Jej matka nie uwielbiała prostego życia na wodzie w Marylandzie
i uciekła do Los Angeles, aby zostać piosenkarką, kiedy Skye była małą
dziewczynką. Jeśli nie zdradziłaby męża przed swoim odejściem, Skye
MoreThanBooks
Katy Regnery Wylicytować Brooksa Tłumaczenie: youandme4ever Korekta: Kabuniu Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako ich prawa autorskie, tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji twórczości danego autora. Ponadto wszystkie tłumaczenia nie służą uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co za tym idzie każda osoba, wykorzystująca treść tłumaczenia w celu innym niż marketingowym, łamie prawo.
Tytuł oryginału: Bidding on Brooks Copyright © 2015 by Katharine Gillinam Regnery Pierwsze wydanie: maj 2015 Tłumaczenie nieoficjalne
Dla Melissy Malloy, niezwykłej żeglarki i jej (całkowicie gorącego) kawalera, Ciarana, aby moje wersy były proste, a żagle pełne. I dziękuję Dr Jen za odpowiedź na 1001 pytań sercowych.
Rozdział 1 - Proszę, Skye. Tylko posłuchaj. Jesteś idealną osobą do tego. Musisz mi pomóc. Skye Sorenson przewróciła oczami na Brooksa Winslowa, poprawiała czapkę z daszkiem przechodząc obok niego i skierowała się do kolejnego doku, żeby podjąć następną pracę. - Mam to na myśli, Skye. Jestem w trudnej sytuacji... i jesteśmy przyjaciółmi. Dlaczego nie podasz mi ręki? Marzycielska Rozkosz potrzebowała nowego wyłącznika pływakowego i nowej pompy zęzowej, co było trudne do zrobienia kiedy Brooks Winslow stał na doku, jazgocząc o jakiejś imprezie charytatywnej, na którą chciał, żeby poszła i wyglądał przy tym wspaniale. Popatrzyła na dłonie i zauważyła, że nadal były pokryte smarem silnika, to przez wymianę oleju gdy obsługiwała silnik zewnętrzny w żaglówce J-24. Nie chcąc zostawić czarnych odcisków na białych szklanych włóknach motorówki, którą miała naprawić, wyjęła chustkę z tylnej kieszeni kombinezonu i wycierała palce odwracając się do Brooksa. - Będziesz za mną chodził przez całe popołudnie, jeśli nie posłucham? – zapytała. - Umm... całkiem możliwe. Westchnęła z udawaną irytacją. - W porządku. Masz moją uwagę. Opowiedz mi to jeszcze raz. Brooks wyglądał, jakby ogarnęła go ulga i posłał jej mały uśmieszek, który, cholera, sprawił, że brzuch Skye zatrzepotał. - Wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz. - Nie zgadzam się na nic – powiedziała, wpychając z powrotem chusteczkę do kieszeni i krzyżując ramiona na piersi.
- Moja siostra, Jessica, tego lata jest z powrotem w Fili, by wziąć ślub. Żeby być ciągle zajętą, zorganizowała spory zasiłek dla Instytutu Sztuki Współczesnej. Ona i jej koleżanki pomyślały, że będzie zabawnie, by na ochotnika ich samotni bracia zostali zlicytowani. - Zlicytowani? - Ta... aukcja kawalerów. - Niektóre siostry – powiedziała Skye, nie mogąc powstrzymać się od drażnienia go. - To na cele charytatywne – powiedział obronnie, przebiegając palcami przez czarne, falowane włosy. - Dobrze. Więc zostałeś do tego zobligowany. – Wróciła myślą do starego filmu, który kiedyś widziała, w którym kobiety były licytowane jako randki. U stóp tych kobiet był kosz piknikowy, a mężczyzna, który najwięcej zaoferował, wygrywał domowy obiad z dziewczyną, którą wybrał. – Co musisz zrobić? Iść z kimś na lunch? - Och, nie – powiedział z irytacją, wydymając usta. - Nic tak bezbolesnego. Jess chce zarobić pieniądze. Duże pieniądze. Myślała o czymś większym niż lunch. Skye spojrzała na niego. - Kolacja? - Nie. - Dwie kolacje? - Nieee. Wskazała na elegancką sportową motorówkę, na końcu doku, nad którą miała popracować. - Nie mam czasu na zgadywanie, Brooks... pompa się sama nie naprawi, więc...
- Żeglowanie. Ona licytuje żeglowanie. Ze mną. - Cóż, nie wiem, dlaczego się żalisz. Kochasz żeglować. Kochasz kobiety. W czym problem? – Skye przechyliła głowę patrząc na zbyt przystojną twarz Brooksa z bezczelnym uśmieszkiem. Dawno temu Skye zaakceptowała fakt, że Brooks nie spojrzy na nią inaczej niż jak na świetnego mechanika, sprawnego żeglarza i długoletnią przyjaciółkę. Była - szczerze i prawdziwie - zadowolona tym statusem quo między nimi. Był bogatym i potężnym byłym Olimpijczykiem, światowej sławy żeglarzem z Filadelfii, podczas gdy Skye żyła znacznie spokojniejszym życiem, pracując jako "złota rączka" w marinie w Marylandzie. Łączyła ich głęboka miłość do łodzi i wzajemny szacunek do umiejętności żeglarskich, co było wystarczające, aby utrzymać ich przyjaźń w nienaruszonym stanie. Po raz pierwszy Skye widziała Brooksa Winslowa , kiedy przyszedł do przystani jej ojca mocując piętnaście stóp1 jacht Primrose, który dostał jako prezent od rodziców na piętnaste urodziny. Wywyższał się w Przystani Sorensona, błyskając do niej idealnym uśmiechem, na co jej dziesięcioletnie serce urosło w skrzydła i pofrunęło za nim wzdłuż pomostu. Była całkowicie zauroczona Brooksem, oczywiście, ale dużo bardziej Skye żywiła głębokie uczucie przywiązania do Primrose, najpiękniejszej, malutkiej podwójnej motorówki, jaką kiedykolwiek widziała. Jej żołądek zawinął się supeł, kiedy szła za nim z dyskretną odległością, z nadzieją, że będzie obsługiwał mały jacht z łaską i opieką, na jaką zasłużył. Ale zmartwienia Skye były nieuzasadnione. Traktował tę ładną łódkę z szacunkiem i umiejętnościami. Przez to Skye wypuściła głęboki oddech ulgi i wyszeptała „Poślubię cię pewnego dnia”, kiedy odpływał. Dwadzieścia lat później, Skye była pewna dwóch rzeczy: 1 4.57 m
Pierwsza, Brooks był jednym z najbardziej utalentowanych, naturalnych, ekologicznych żeglarzy, jakiego kiedykolwiek spotkała. Cholera, dotarł aż do Olimpiady i wrócił z medalem udowadniając to, co Skye zawsze wiedziała - każda łódź w jego dłoniach była bezpieczna. Szanowała go bardziej niż większość żeglarzy, których znała. Druga, szansa na to, że kiedykolwiek go poślubi były przybliżone zeru. Był wspaniały, bogaty, utalentowany i fascynujący... i całkowicie poza jej ligą. - Nie jeden dzień żeglugi – kontynuował mrukliwym głosem Brooks, odrywając ją od wspomnień i wciągając w bieżącą rozmowę. - Nawet nie dwa. Jessica zapisała mnie na rejs. Od Baltimore do Charleston. Skye poczuła jak rozszerzyły jej się oczy, kiedy wpatrywała się w niego. - To zajmie tydzień. Przynajmniej. - Tak. - Załoga? Brooks potarł dłonią szyję. - Nie. To ma być... romantyczne. Romantyczny rejs. Przez tydzień. Samotnie. Z Brooksem. Szczęściara, pomyślała, ignorując śmieszny skok zazdrości w sercu, co sprawiło, że od razu poczuła sie winna. Nie mogła zaprzeczyć swojemu pociągowi do niego, ale prawda była taka, że nie było to dwustronne ale nie raniło jej to. Na litość boską, nie darzyła Brooksa żadnymi uczuciami poza przyjaźnią. Ona po prostu patrzyła na niego. Jej osiemdziesięcioletniej babci trzepotało serce na widok grubych, ciemnych włosów Brooksa z migającymi morsko zielonymi oczami, kwadratową szczęką, wysportowanych ciałem, z wiecznie spracowanymi dłońmi, które obsługiwały łodzie z tą samą finezją, co prawdopodobnie obsługiwał kobiety. Zwrócenie uwagi na dobry wygląd Brooksa, nie czyniło ze Skye unikatu ani wyjątku, ale to nie znaczy, że chce coś
więcej od niego niż przyjaźń (próbowała przekonać sama siebie). To po prostu czyniło ją człowiekiem. - Romantyczne - wymamrotała. Odwracając się, spojrzała na port, gdzie żaglówki poruszały się w stronę zachodzącego słońca. - Taa. - Ale nie będziesz wiedział kim ona jest - powiedziała Skye. - Aż cię nie wygra. - Bingo. - A potem będziesz uwięziony na morzu przez tydzień. - Dokładnie. - Ona mogłaby być kimkolwiek. - Tak. - Czy twoja siostra naprawdę cię nienawidzi? Brooks zadrwił: - Nie. Ale naprawdę kocha sztukę nowoczesną. - W porządku. Tak. To naprawdę sytuacja do dupy. Ale jak mogłabym ci pomóc? Uśmiechnął się. - Możesz mnie wylicytować. *** Brooks przyjaźnił się ze Sky Sorenson od zawsze, co wiele dla niego znaczyło ponieważ miał trudności z trwałością przyjaźni z kobietami. Takie przyjaźnie zawsze wydawały się zmienić w romantyczne uwikłania co niszczyło koleżeństwo kończąc z przyjaźnią i kobietą. Ale nie było tak ze Sky, bo nie widział jej w żaden romantyczny sposób, a jej interesy leżenia, znajdowały się u kogoś innego - jej chłopaka, Patricka. W rzeczywistości to, Brooks dobierał
Skye w parę z Jessicą, traktując ją jak swoją siostrę. Szanował jej umiejętności na wodzie, tak samo jak inni mężczyźni, których znał. Ona i jej ojciec prowadzili pierwszej klasy przystań w zatoce Chesapeake2 i byli jedynymi ludźmi na ziemi, którym ufał z opieką i utrzymaniem kilku jego żaglówek: Primerose, miał ją odkąd był nastolatkiem, jacht Passport i wkrótce antyk Cutter. Od najmłodszych lat miała całkowitą obsesję na punkcie łodzi, tak jak on. Od początku ich przyjaźni wiedział, że Sky była jego bratnią duszą. Ich wzajemny szacunek zapewniał im równe szanse, kiedy przychodziło do łodzi i żeglowania. Jeśli byłby zmuszony do bycia szyprem3 na tygodniowym wypadzie do Charleston, Skye byłaby idealną osobą do towarzystwa. Przez to, że pływał z nią wielokrotnie wcześniej, wiedział, że z niej wyśmienita załoga: wychodziła na pokład i jeśli wpadali w jakieś kłopoty - mechaniczne czy pogodowe - nie było żadnej innej kobiety, którą znał, a która byłaby lepiej przygotowana, żeby mu pomóc. Oboje cieszyli się wyzwaniem, próbując osiągnąć maksymalną prędkość zabytkowym jachtem i Skye byłaby równym partnerem, a nie zepsutą debiutantką, która chciałaby tylko popracować nad swoją opalenizną. W skrócie, to cieszyłby się tym znacznie bardziej, gdyby Skye zgodziłaby się pójść z nim. Wpatrywała się w niego, jakby brakowało mu jakiejś klepki. Zmusił się, by się nie uśmiechnąć. Nie była mu obca szczerość Skye, gdy sknocił sprawę, zwłaszcza, gdy odnosili się do czegokolwiek związanego z żeglowaniem, spodziewał się szybkiej odmowy. Wpatrywała się w niego przez kilka sekund, w końcu odwróciła wzrok, kładąc dłonie na biodrach. - Wylicytować cię? Czym? Tymi milionami, które tu leżą? Nie mam takich pieniędzy, Brooks. 2 zatoka połączona jest z Oceanem Atlantyckim. 3 potoczne określenie kapitana niewielkiej jednostki pływającej
Zaskoczyło go, że nie powiedziała "nie". Jego nadzieja wzrosła. - Nie. Ale ja mam. - Zamierzasz dać mi pieniądze, żebym cię nimi wylicytowała? - spojrzała na niego spod rondla czapki. - Dlaczego po prostu nie przekażesz ich charytatywnie twojej siostrze i wycofasz się z aukcji? Wziął głęboki oddech. - Wygranie żeglowania ze mną jest tytułem aukcji. Jess myśli, że będzie to dużym plusem. Skye przewróciła oczami. - Jak "Kawalerowie" na morzu, co? - Coś w tym rodzaju - skrzywił się, nienawidząc podzielenie się kolejną częścią informacji, ale byłoby nie sprawiedliwe ukryć to przed nią. - Z kamerami, które to udowodnią. - Kamery? - Jess zatrudniła fotografa z magazynu „Celeb!”, żeby spotkał się z łodzią na plaży Virginia, w Hatteras w Outer Banks, Myrtle Beach, Południowa Karolina i Charleston. Zamierzają napisać artykuł w ich magazynie online. - Uświadomił sobie co mogło dla niej oznaczać kontekst "Kawalerowie", rzucił się, żeby to wyjaśnić. - Nie, żebyśmy musieli się dotykać czy całować czy cokolwiek do kamery. Nie ma mowy. Absolutnie nie. - Absolutnie nie - powtórzyła cicho, spuszczając szybko wzrok. Zatrzymała się na chwilę, zrywając czarne naskórki z poplamionych olejem palców, zanim na niego spojrzała. - Nie sądzę, że jestem odpowiednią osoba na to stanowisko. Nie żegluję ostatnio za dużo. Przykro mi, Brooks. - Odwróciła się na pięcie i zaczęła iść wzdłuż doku. Brooks obserwował ją - jej tyłek, ukryty przez wymięty, niezgrabny kombinezon, zanim odmówił porażce i pobiegł za nią. Skye była jedyną osobą
do tej roboty. O co jej chodziło mówiąc, że nie żeglowała ostatnio za wiele? To nie mogła być prawda. Kochała żeglować. Poza tym była świetnym żeglarzem, mało wymagającym towarzystwem i być może - najwygodniejsze ze wszystkiego - była zajęta, a on całkowicie nie był nią zainteresowany w romantyczny sposób, była idealnym wyborem. - Czekaj, Skye! Czekaj. No chodź. Wysłuchaj mnie. Skye odwróciła się, ale jej wyraz twarzy był nieufny. - Wysłuchać co? Dlaczego, do diabła, miałabym chcieć wcisnąć się w kieckę i pójść na aukcję... wylicytować cię... a potem pożeglować z tobą do Charleston, zatrzymując się po drodze, żeby....pomachać do zdjęć? Nawet przyjaźń ma swoje granice. Zadzwoń do mnie, kiedy będziesz potrzebował załogi do wyścigu albo kontroli konserwacji na Primie. Jej wzmianka o jednej z jego łodzi sprawiły, że wpadł na pomysł jak zagrać kartą atutową, ale najpierw postanowił rozegrać inną taktykę. Pochlebstwa. - Nie musisz ubierać sukienki na aukcję. Nie obchodzi mnie, czy będziesz mieć ubrane to - powiedział, marszcząc nos kiedy wskazał na jej poplamiony kombinezon. - I chodź. Kochasz morskie rejsy. Ja to wiem i ty to wiesz. I co z tego jeśli uśmiechniesz się i pomachasz do aparatu parę razy? Wielka mi rzecz. To dla dobra sprawy, Skye. - Nie wiem w co ręce włożyć w pracy - powiedziała. - Nie znasz miliona dziewczyn, które mógłbyś poprosić? - Nie jestem zainteresowany romantycznym aspektem. Po prostu potrzebuję dobrego żeglarza, który będzie pozować do paru fotek. I słuchaj, zapłacę ci. Zapłacę ci jak załodze. Podaj stawkę. Jej głos był na krawędzi, kiedy odpowiedziała: - Nie potrzebuję drugiej pracy, Brooks. Znajdź kogoś innego.
Odwróciła się na pięcie, stuknęła i weszła na pokład. Pozostawiony bez żadnych innych możliwości, Brooks zawołał za nią: - A i pomyślałem, że możesz być zainteresowana komponowaniem zamówienia, aby w pełni odnowić 1929 sześćdziesiąt dwie stopy4 Cuttera. - Patrzył z nadzieją i rozbawieniem kiedy Skye zatrzymała się. Brooks wiedział dokładnie jaki smakowity kąsek powiesić przed nią. - Czy wspomniałem o stalowej ramie, górze z drewna tekowego i sosnowym dole? - zapytał robiąc krok w jej kierunku. Jej ramiona podniosły się nieznacznie tak jakby nagle zadrżały, zrobił kolejny krok w jej stronę. - Możesz dostać całą kajutę tylko dla siebie, Skye. Dwie koje. Wbudowane. Z oryginalną przybudowaną łazienką. Czy on naprawdę zaleca się do swojej przyjaciółki, żeby popłynęła z nim, poprzez kupowanie jej antyczną łodzią z oryginalną łazienką? Czemu nie. Tak, tak robił. Musiał się uciec do odpowiedniego żaglowego uwodzenia, ponieważ myśl, że mógłby być uwięziony przez tydzień na żaglówce z kimś uprzywilejowanym, zatrzymany z panną, która nie miała żadnego szacunku do sztuki żeglowania byłoby czymś nie do zniesienia. - I jeszcze jedna rzecz - powiedział, pociągając jej jeden z dwóch blond warkoczy na ramię, że praktycznie szeptał jej do ucha. - Cóż, dwie właściwie. Oryginalna gęstość sosny masztu iiiiiiii lansowana daglezja zielona... nadal... nienaruszona. Na to szybko się odwróciła, rozszerzając oczy, oblizała usta i ścisnęła je razem. - Cholera, Brooks. Uśmiechnął się do niej. - Czy wspomniałem, że to na cele charytatywne? Dodatkowo zrobisz przysługę przyjacielowi, co oznacza, że ja jestem ci jedną winien. 4 18,9 m
- Kiedy podnosimy kotwicę? - zapytała mrużąc oczy i zagryzając dolną wargę, zatraciła się w myślach. Oczy Brooksa skierowały się do jej ustach, a następnie szybko się podniosły. - Aukcja jest w sobotni wieczór. Rejs zaczyna się w kolejną niedziele. - Dwa tygodnie w obie strony? - Tydzień - powiedział Brooks, zmuszając się, żeby się nie zaśmiać na nagłą zamianę jej zachowania. - Lecę do domu. Mam zamiar błąkać się w pobliżu Charleston przez chwilę i zdobyć nowe wyposażenie do Cuttera. - I zapłacisz mi? - potwierdziła.- Stawka dla załogi? - Oczywiście. *** Sky zatrzymała się, twarz Patricka latała po jej głowie. Jej chłopak, Patrick Flaherty, był obecnie na wyprawie opłynięcia globu na długim katamaranie i był to czwarty miesiąc z jego dwuletniej wyprawy. Skye planowała spotkać się z nim w Meksyku, w sierpniu, jako jedna z trzech zaplanowanych wizyt, które uzgodnili zanim wypłynął. Pat oczywiście znał Brooksa. Byli członkami tego samego klubu jachtowego, w podobnym wieku, oboje wyjątkowo dobrze wyglądający i rywalizowali ze sobą wiele razy w regatach. I choć Skye wyczuwała rywalizację pomiędzy tamtą dwójką, szczególnie po stronie Pata, nie mógł on kwestionować jej pomocy w tak krótkiej wyprawie Brooksa, prawda? Nie oczywiście, że nie. To było śmieszne bo była dziewczyną Pata i niezależnie od tego jak bardzo haniebnie przystojny był Brooks, on i Skye byli tylko przyjaciółmi. Na litość boską, właśnie uczynił to niezwykle jasnym, że nie
miał żadnych zamiarów romantycznych i nie chciał nawet jej dotknąć do głupiego zdjęcia. Wszystko co ona i Brooks mieli ze sobą wspólnego to łodzie. I racjonalnie, pomyślała o wszystkim czego mogłaby się nauczyć od światowej sławy żeglarza takiego jak Brooks, musiałaby być głupia, żeby przepuścić okazję przyglądania mu się z bliska jako szyprowi przez tydzień. W każdym razie, kiedy Pat usłyszy o 1929 Cutterze? Musiał bardziej niż zrozumieć dlaczego nie mogła odrzucić oferty Brooksa. Antyczne łodzie były dla niej, tak jak ser dla myszy, a Pat wiedział o tym. Jakby wiedział o czym ona myślała, Brooks zapytał od niechcenia: - Miałaś ostatnio jakieś wieści od Pata? - Będę z nim rozmawiać dzisiaj wieczorem - odpowiedziała, ignorując nurtujące uczucie winy. - Jest w Panamie. - Wow. Zrobił to w cztery miesiące. Nieźle. Skye prychnęła. - Prędkość była jedną z jego priorytetów. - Przekroczył ją przez ląd czy przez kanał? - Kanał... ale nie mógł zagwarantować czterech węzłów, więc będzie musiał pociągnąć jutro. Brooks uśmiechnął się na tę szczyptę informacji i Skye się zmarszczyła. Pomysł, że mała trzydziesto stopowa łódka Pata była ciągnięta przez holownik wzdłuż kanału, był śmieszny, co sprawiło, że zaczęła bronić imienia Pata. - Pat jest dobrym żeglarzem - powiedziała. - Nie kłócę się z tym - odparł. - Nie myślisz, żeby miał coś przeciwko, prawda? - Przeciwko? - Ty i ja, razem, na morzu przez tydzień, kiedy go nie ma?
- Nie bądź głupi! - wykrzyknęła zbyt szybko, aż jej policzki się zarumieniły. - Jesteśmy tylko przyjaciółmi. - Dokładnie. Ja nawet cię nie widzę jako dziewczyny, naprawdę. Tylko jako niesamowitego żeglarza. Skye zamrugała, zaskoczona jego słowami i tym jak bez przymusu się nimi podzielił. Skye nie nosiła sukienek i nie zachowywała się jak typowa kobieta, ale to nie zmieniało jednak faktu, że nią była. I chociaż nie powinna zaskoczyć jej ta informacja, a co więcej, powinna być zadowolona, że podziwiał jej zdolności morskie bardziej niż cokolwiek innego, to jednak ukłuło ją to "nie widzi jej jako dziewczyny". - Czy oni pozwolą wylicytować cię innemu mężczyźnie? – Cofnęła się do tyłu schodząc do doku z Marzycielskiej Rozkoszy. - Och, daj spokój - powiedział. Jego ton od razu zabarwił się zakłopotaniem, gdy uświadomił sobie, że ją obraził. Słyszała jego kroki za sobą, ale nie zatrzymała się, aż poczuła dłoń na ramieniu. - Heh! Skye, no chodź. Chodziło mi tylko o to, że nie jesteśmy jak... jesteśmy tylko przyjaciółmi, co właściwie wiele dla mnie znaczy. - Dlaczego? - zapytała bez patrzenia na niego, jej ego nadal było posiniaczone. - Ponieważ nie mam za wiele kobiecych przyjaciół... i zdecydowanie miałem to na myśli kiedy powiedziałem, że jesteś jedną z najlepszych żeglarzy jakich znam. To prawda. Jesteś. - Skye odwróciła się, była zaskoczona jego wyznaniem, że nie ma za wiele żeńskich przyjaciół ponieważ nigdy nie myślała, że Brooksowi Winslow czegoś w życiu brakuje. Złagodniała, nawet kiedy zrobiła się świadoma brudnego kombinezon, splecionych włosów i czapki baseballowej. - Łapię. Jestem zaszczycona, że nadal chcesz iść ze mną. - Więc zrobisz to? Wylicytujesz mnie?
Nadzieja w jego głębokich zielonych oczach była jej zgubą i posłała mu niepewny uśmiech. - Jak wiele muszę wydać? - Tak wiele ile będzie potrzeba - powiedział, odwzajemniając uśmiech. - I jeszcze jedna rzecz – dodała nadal zraniona przez komentarz "nawet nie widzę cię jako dziewczyny" i nie mogła oprzeć się pokusie udowodnienia światu, że mechanik statków, córka właściciela mariny, mogła zarządzać łodziom, tak dobrze, jak opisał to Brooks. Dodatkowo, to może być jedyna szansa - jedyna okazja - aby dyktować warunki na łodzi takiej jak tamta. Mogła również doprowadzić do wybuchu. - Przejmuję stery. Uśmiech Brooksa nieco opadł. Jedną rzeczą było bycie załogą jego łajby, ale to kapitan dyktował wszystkim warunki. Może nie chciał zrezygnować z tego przywileju? Jak bardzo jej potrzebował? Zastanawiała się. Czy zaufa jej z taką wystawną łodzią? Kiedy zmrużył oczy, Skye przeraziła się na chwilę, że przesadziła z tym i tylko powiedziała: - Tylko żartowałam Kiedy odpowiedział: - Co drugi dzień możesz rządzić. Będziemy się zmieniać. - Uśmiechnęła się szeroko i skinęła wyciągając dłoń i uderzając w jego. - Po prostu wygraj aukcję.
Rozdział 2 Chociaż Westerly, nieruchomość rodziny Winslow mieszcząca się w Haverford w Pensylwanii, technicznie należała do matki Brooksa, on był jedynym Winslowem, który całe lato spędzał w rezydencji. Jako najstarszy z pięciorga rodzeństwa Winslow, Brooks, pewnego dnia odziedziczy tę rozległą posiadłość. Jednak Winslowowie praktykowali politykę otwartych drzwi, gdy chodziło o pobyt w rezydencji dowolnego członka rodziny, kiedykolwiek tego chcieli, tak długo jak tego chcieli, co znaczyło, że rodzeństwo Brooksa ciągle przyjeżdżało i wyjeżdżało z rezydencji z dziewięcioma sypialniami, o wielkości czternastu tysięcy stóp kwadratowych5 . Kiedy wjechał na okrągły podjazd przez domem, drzwi frontowe otworzyły się i jego mała siostrzyczka, najmłodsza z rodzeństwa, Jessica, susem pokonała schody. Ona oraz jej narzeczony, Alex English, wrócili na lato do Filadelfii i chociaż Jessica nie mieszkała w Westerly, tylko w mieszkaniu Alexa, znajdującym się w centrum, wykorzystywała Westerly jako "Centrale Planowania Ślubu". - Brooks! - krzyknęła kiedy jego BMW cabrio się zatrzymało. - Cześć, Jess! - Przywitał ją, wychodząc z samochodu i przyciągając blisko do uścisku. Między Brooksem, a Jessicą było jedenaście lat różnicy, przez to, że ich tata odszedł wiele lat temu, Brooks wkroczył jako zastępczy ojciec. W rzeczywistości nie mógłby być bardziej dumny, prowadząc siostrzyczkę do ołtarza, za trzy krótkie miesiące. - Jak tam idzie planowanie ślubu? - zapytał, obejmując jej ramiona, kiedy skierowali się w stronę domu. 5 1300 m2
- Bosko! Właśnie zarezerwowałam catering i chociaż odmówili, początkowo, pozwolenia na wykonanie ciast przez Daisy English, przekonałam ich. - Dzięki urokowi? - Dzięki portfelowi. - Wzruszyła ramionami, uśmiechając się do niego. Daisy była szwagierką Alexa i właścicielką najpopularniejszej piekarni w Haveford, Przyjemności Daisy, ale wciąż nawiązywała kontakty z lokalnymi firmami cateringowymi. - Nie, żebyś mogła zlecić to komuś innemu - powiedział Brooks, wiedząc o wielkiej miłości Jessici do swojej nowej rodziny, która - dogodnie – przyjaźniła się z Winslowami i mieszkała koło nich całe życie. - Nie do pomyślenia. Dodatkowo ciasta Daisy są naprawdę smaczne. Z Jessicą obok, Brooks sprawdził swój zegarek i skierował się do kuchni zobaczyć czy przypadkiem pani Pugh, jego gospodyni, zostawiła coś dla nich na późny lunch. - Więc..Um... - powiedziała Jessica kiedy weszli do kuchni i Brooks ją puścił, aby otworzyć lodówkę. - Nadal jesteś na mnie wkurzony? - Wkurzony? - O aukcję? - Jessica wskoczyła na kuchenną ladę, miała skruszony wyraz twarzy, kiedy Brooks spojrzał w jej kierunku. - Nadal nie jestem nią zachwycony - powiedział, myśląc o tym, że będzie go to kosztować kupę kasy. - Wiem, powinnam najpierw zapytać, ale byłam przekonana, że nie powiesz "nie". - Ostrożne założenie - potwierdził, wyjmując szynkę i rozkładając kanapki pomału na talerzu. Niech Bóg błogosławi panią Pugh. - Tak swoją
drogą. Potrzebuję mieć wysłane zaproszenie do Przystani Sorensona w Havre de Grace w Marylandzie. - Zapraszasz właściciela przystani? - zapytała Jessica, marszcząc czoło. - Tak. Dbają o moje łodzie. - Jessica przewróciła oczami. - Jestem pewna, że ludzie z przystani będą wielkimiinwestorami. Brooks odwrócił od niej wzrok, aby ukryć swój uśmiech. - Nigdy nie wiesz. - Cóż. Możesz się pocieszyć tym, że to dla dobra sprawy. - Utrzymywała Jessica. - Uh..yhy... Tak jak powiedziałaś. Chociaż nadal nie mogę zrozumieć dlaczego Preston, Cameron i Christopher są z tego zwolnieni - powiedział, nawiązując do swoich trzech, młodszych braci, którzy mieli przyłączyć się z Brooksem, ale oszczędzili sobie upokorzenie byciem zlicytowanym "dla dobra sprawy". - Chcesz szczerej odpowiedzi na to pytanie? - zapytała Jess. Brooks chwycił puszkę dietetycznej coli i przeszedł przez wahadłowe drzwi, które prowadziły do małego, okrągłego stołu w jadalni z Jess depczącą mu po piętach. - Nie. Okłam mnie. - Mówię poważnie - powiedziała Jess. - Jeśli chcesz wiedzieć, powiem ci prawdę. Usiadł, wziął ze stołu białą lnianą serwetkę i położył sobie na kolanach. Hmm. Czy chce znać prawdę? Z tonu Jessici wynika, że może to być podchwytliwe. Nie byłoby to dziwne dla jego młodszej siostry, jeśli starałaby się "pomóc" jego życiu miłosnemu i zaczął się zastanawiam czy nie był to kolejny chwyt, który mógłby dodać do stosu... jest tylko jeden sposób, żeby się dowiedzieć.
- Pewnie. Dawaj. Wzięła głęboki wdech, a następnie przytrzymała go swoimi szmaragdowo - zielonymi oczami, kiedy słowa popłynęły: - Masz trzydzieści pięć lat, a nie jesteś żonaty. Nawet z nikim się nie umawiasz. Nie jesteś czasem samotny? Podróżujesz po świecie szkoląc zespoły i robisz reportaże z wyścigów. Nie masz prawdziwego domu. Nie chcesz żony, ani dzieci? Nie chcesz się ustatkować? Martwię się o ciebie! Czy też nie zawsze o to chodziło? dumał. Ludzie, których spotkała "prawdziwa miłość" zawsze chcieli, aby wszyscy wokół nich również tego doświadczyli. - Nie ma się o co martwić - powiedział i wgryzł się w kanapkę. - Nie masz trzydziestu pięciu lat? - Mam. - Widujesz się z kimś? - Nie widuję. - Nie jesteś samotny? Brooks rzucił okiem na Jessicę zanim ponownie wgryzł się w kanapkę i uświadomił sobie, że nie ma dla niej prostej odpowiedzi. Czy był samotny z przyjaciółmi? Nie. Miał wiele przyjaciół - w wychowankach klubu Penn, w kole łowieckim i w swoim klubie jachtowym w Marylandzie, nie wspominając o tym, że rzadko był dzień, w którym nie widział Presa, Cama czy Chrisa. Czy był opuszczony przez damskie towarzystwo? Ponownie nie. Nie brakowało kobiet, które były szczęśliwe zadowolić tę część samotności... za opłatą. Wykorzystywał dyskretne usługi, do których dzwonił, kiedy jego "potrzeby" wzrastały.
Czy był samotny przez to, że nie miał żony i dzieci? Czy chciał się ustatkować? Spojrzał na swoją młodszą siostrę, która oczekiwała na odpowiedź, zanim odwrócił wzrok i wziął kolejny gryz swojej kanapki. N...Hmm... Chciał powiedzieć "nie" ponieważ "nie" było najlepsze. Nawet myślał, że to proste słowo potwierdzi to, ale coś w jego umyśle nie było w stanie tego powiedzieć, coś sprawiało, że jego serce zaciskało się boleśnie. Był zbyt zajęty, aby mieć życie miłosne kiedy spadła na niego odpowiedzialność głowy rodziny, miał wtedy siedemnaście lat, przegapił wszystkie college'owe dziewczyny bo spędzał wszystkie weekendy w domu ze swoim rozpaczającym rodzeństwem. Do czasu kiedy jego matka, Jessica i Christopher przenieśli się do Londynu, on skończył college i poświęcił się treningom, poprawiając i ścigając się, aby stać się częścią olimpijskiego zespołu. W roku 2000 jego marzenia spełniły się, wtedy właśnie zdobył medal dla USA na Letnich Igrzyskach w Australii, co doprowadziło do ponad dekady wystąpień promocyjnych, lansowanych wycieczek i sędziowania w wyścigach oraz regatach dla głównych stacji telewizyjnych. Chociaż Brooks był w domu na lato, aby przygotować się do ślubu Jessici, to dostał propozycję krótkich konsultacji w San Diego, które brał pod uwagę, jak tylko Jessica wyjdzie za mąż, zwiąże się z telewizją, konsultując i oceniając występy od października do Bożego Narodzenia. Żona i dzieci. Brooks wziął kolejny gryz swojej kanapki, aby ukryć grymas powstały na twarzy. Prawda została powiedziana? Głęboko, głęboko w sercu, pragnął się zakochać i zawsze marzył - jako jedno z tych marzeń nieosiągalnych - stać się ojcem. Ale sam powstrzymywał się przed spełnieniem tego marzenia ponieważ, jeśli miał być szczery, ten pomysł również zawsze go przerażał. Miał trzydzieści pięć lat, a jego własny
ojciec odszedł na całkowicie niespodziewany atak serca w wieku czterdziestu lat, pozostawiając po sobie wdowę i osieracając piątkę dzieci. Brooks przyglądał się z bliska rozpaczy matki i głębokiej stracie oraz zmieszaniu rodzeństwa. Starał się jak mógł być dobrym starszym bratem, a także substytutem ojca, uczestnicząc w dniach ojciec - córka w szkole Jessici, pomagając Christopherowi i Cameronowi w spotkaniach Skautów jak tylko mógł. Mimo posmaku ojcostwa w tak młodym wieku, nie odstraszyło to Brooksa od chęci posiadania własnych dzieci pewnego dnia, jeżeli już to tylko wzmocniło to pragnienie. Ale nie mógł skłamać. W bardzo rzeczywisty sposób, był przerażony tym, że jeśli pozwoli sobie na zakochanie się i posiadanie dzieci, skończy porzucając je, kiedy spotka go taki sam tragiczny finał, jak jego ojca. A to nie byłoby tylko bolesne, ale również nieodpowiedzialne. Więc tak naprawdę nie miało znaczenia, czego chciał. Najlepsze dla niego było utrzymywanie szerokiego kręgu przyjaciół i koleżeństwa, szukając bezpieczeństwa w anonimowych spotkaniach, gdy potrzebował kobiety. Ale swoje serce trzymał pilnie strzeżone, poza zasięgiem i nieprzeniknione, aby kochać, tak, że nigdy nie będzie patrzeć na załzawione twarze leżąc przedwcześnie na łożu śmierci. Niechętny i niezdolny odpowiedzieć na niewygodne pytanie Jessici w prosty sposób, odsunął to, tak jak często robił, tonem starszego brata, któremu zabrakło cierpliwości na intrygi młodszej siostry. - Ze mną jest w porządku, Jess. Nie wymagam ich, ale doceniam twoje starania. Posłała mu kwaśne spojrzenie, przechylając głowę na bok, zanim oparła łokcie na stole. - Cóż, nadal nie otrzymałam odpowiedzi na swoje pytanie, ale otrzymam. Zapisałam cię do aukcji ponieważ miałam nadzieję, że to zamknie cię w pułapce na łodzi przez tydzień z miłą kobietą, poczujesz bliskość i zakochasz się.
Brooks zamrugała na Jessicę, szybko odwracając wzrok zanim mogła zauważyć jego uśmieszek na jej dziwną propozycję. Nie mógł powstrzymać się... przed myśleniem o bezkształtnym ciele Skye, ukrytym w męskim, brudnym kombinezonie, obecnie wielowarstwowo poplamioną chusteczką, którą wyjmowała z tylnej kieszeni, poobijane topsidersy6 pokryte morską solą i twarz w dużej mierze ukrytą pod czapką z daszkiem Orioles7 , prawie się zaśmiał. Tak jak każdy facet na ziemi, Brooks też miał swój ulubiony typ: blondynka, niebieskie oczy, smukła, ale z tyłkiem i piersiami, które mężczyzna mógłby trzymać w łóżku oraz z nogami, które ciągnęły się do nieba. Chciał dziewczynę za którą odwracaliby się wszyscy faceci i gapili z zazdrości, gdyby wszedł z nią na galę, która wiedziałaby jak być kobiecą i pełną wdzięku, która wiedziała jak dbać o potrzeby mężczyzny bez pobudzania jego serca do działania. Znał swój typ i nie zawierał on z całą pewnością mechanika z mariny, która czuła się bardziej komfortowo z pękiem kluczy niż lampką szampana. - Ta dobrze. Powodzenia z tym - powiedział, uśmiechając się do siebie, udało mu się jakoś udaremnić swatanie Jessici. Sapnęła. - Nie poddaję się z tobą, Brooks. 6 7
Wziął ostatni kęs kanapki i przełknął kiedy zaczął wpatrywać się w swoją siostrę. - Prawdopodobnie powinnaś wiedzieć... albo przynajmniej mi zaufać kiedy mówię, że to się teraz nie wydarzy. Jessica przewróciła oczami wstając, ale zrobiła także tę bardzo irytującą dziewczyńską rzecz, kiedy wychodziła z pokoju, rzuciła przez ramię wszystko wiedzącym śpiewnym głosem: - Nigdy nie mów nigdy, Brooks. Nigdy nie mów nigdy. *** Kiedy tylko mogła, Skye próbowała złapać zachód słońca nad przystanią. Sposób, w jaki pomarańcze, złoto i fiolety zabarwiały chmury, odbijały się w wodzie wraz z zarysem masztów żaglowców, było najpiękniejszą rzeczą na świecie. Po tym jak Brooks zostawił ją, naprawa zęzowej pompy trwała dwa razy dłużej niż zakładała, ale nie z powodu pompy, a z powodu problemu z okablowaniem, które doprowadziło do wielogodzinnego sprawdzania przewodów na łodzi. Szczęśliwie, teraz wszystko było już kompletne, a ona ocaliła właścicieli przed wydaniem setek dolarów przez nie wymianę pompy. Zrobiła dobrą robotę, jak zwykle i ogarnęła ją wielka przyjemność z dobrze wykonanej pracy. Obserwując jak niebo zmienia się od niebieskiego do jaskrawego, Skye pomyślała o tym, jak bardzo lubi pracować z ojcem. Uczyła się o łodziach i ich utrzymaniu od najlepszych, chociaż dorastała bez wsparcia matki, czuła pewną miłości od ojca, a to uczucie, którym ją darzył bardziej niż rekompensowało jej brak matki. Jej matka nie uwielbiała prostego życia na wodzie w Marylandzie i uciekła do Los Angeles, aby zostać piosenkarką, kiedy Skye była małą dziewczynką. Jeśli nie zdradziłaby męża przed swoim odejściem, Skye