2
Just One Week
(Just One Song #2)
by Stacey Lynn
Dwa lata temu Mia miała wszystko czego kiedykolwiek pragnęła. Kochała swoją
pracę, a jej najlepsza przyjaciółka Nicole w końcu podnosiła się po stracie swojej
rodziny w wypadku samochodowym.
Kiedy spotkały gwiazdę rocka Zacka Waltersa i dostały wejściówki za scenę na
jego koncert w rodzinnym Minneapolis, Mia nie miała pojęcia, że zaangażuje się
z perkusistą zespołu Chasem Harperem. To było proste, zabawne i dokładnie takie
jak lubiła Mia… bez zobowiązań.
Dopóki Chase nie zdecydował się zmienić zasad gry. Wówczas Mia zrobiła to co
zawsze wychodziło jej najlepiej: uciekła.
Teraz jest w drodze do Los Angeles, aby pomóc Nicole w przygotowaniach do
ślubu z Zackiem. Jedyną rzeczą, na którą nie czeka z utęsknieniem jest ponowne
spotkanie z Chasem. Z jego wyrzeźbionymi mięśniami, silnymi dłońmi i ciemno
szarymi oczami, które wydają się wiedzieć o wszystkim o czym myśli…
Chase miał zdolność sprawiania, że zapominała o wszystkim. Miał również moc
wzbudzania w niej uczuć, a Mia nie mogła pozwolić, żeby to się wydarzyło. Kiedy
wszystko w życiu Mii zaczyna się rozpadać, a ona wciąż trzyma wszystkie swoje
tajemnice głęboko ukryte, Chase jest tym, który wyciąga do niej pomocną dłoń.
Ponieważ zdecydował, że ponownie nie pozwoli jej odejść. Nie dopóki w końcu
nie przyzna, że należy do niego.
4
JUST ONE WEEK
LYNN STACEY
tłum. nieof.: Agis_ka
Korekta: szpiletti
Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako ich prawa autorskie, tłumaczenie
jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji twórczości danego autora.
Ponadto wszystkie tłumaczenia nie służą uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co za tym idzie każda
osoba, wykorzystująca treść tłumaczenia w celu innym niż marketingowym, łamie prawo.
5
Rozdział 1
Jak tylko moje stopy dotknęły tego ranka podłogi wiedziałam, że dzisiaj będzie
bardzo zły dzień. Mój budzik nie zadzwonił i gdy biegałam po moim jednopokojowym
apartamencie w Nowym Jorku, trzydzieści minut spóźniona do pracy, nie tylko
walnęłam się w palec raz, ale dwa razy, zanim wyszłam za drzwi śpiesząc się, żeby
złapać metro.
Ściśnięta na kanapkę pomiędzy mężczyzną, który wyglądał i pachniał jakby nie
kąpał się od początku nowego milenium i kobietą, której łokieć uderzał mnie w żebra
za każdym razem, kiedy przekładała stronę w plotkarskim magazynie, do czasu, gdy
pociąg dojechał na moją stację umierałam za świeżym powietrzem. Pechowo powiew
świeżego powietrza nie nadszedł tak szybko jakbym tego chciała, ponieważ jak tylko
wyszłam z peronu łokieć, który już zdążył posiniaczyć moje żebra walnął mnie prosto
w kręgosłup, przewracając na ziemię.
Upadek złamał obcas w moich ulubionych ciemnoniebieskich sandałach Chanel
bez pięty1
. Musiałam szurać nogą przez resztę drogi do dzielnicy mody, przy okazji
padając ofiarą zaciekawionych spojrzeń przechodniów, którzy obserwowali mnie
ciągnącą uszkodzony but za sobą, starając się go nie zgubić.
Dopiero jak doszłam do pracy uświadomiłam sobie, że w jakimś momencie
moja ciemnoniebieska spódnica w białe paski podwinęła się i zaczepiła o krawędź
paska. Przeparadowałam przez całą Eight Avenue z moimi białymi babcinymi
majtkami na wierzchu, pokazując je całemu światu. To wyjaśniało te dziwne
spojrzenia. Spędziłam chwilę w łazience, doprowadzając się do porządku.
1
- Tylko takie znalazłam, ale nie są jakieś specjalne.
6
Westchnęłam z wdzięcznością, kiedy woda z kranu nie rozpryskała się na całej mojej
białej bluzce. To byłoby po prostu fantastyczne i w ogóle niezaskakujące.
Co gorsza dostałam wiadomość od mojego lekarza, abym oddzwoniła
w sprawie wyników badań, które zrobiłam tydzień temu. Wiadomość z rejestracji
w gabinecie lekarza została szybko umieszczona na liście ‘oddzwoń jak tylko wrócisz
z L.A.’ Nie dlatego że nie jest to istotne, ale dlatego że jest na mojej liście ‘co z oczu
to z serca’.
Do czasu aż tego ranka przyszłam do pracy byłam taka zła i wyczerpana, że
naskoczyłam na nową stażystkę, która przyniosła mi zły kubek kawy. Nigdy nie
denerwowałam się na stażystów, ale ta jedna, Shelly, wyszła ze łzami w oczach i nie
sprawiło to, że poczułam się lepiej.
Nie lubiłam nawet kawy.
Na samej górze tego wszystkiego miałam do złapania jutro rano samolot na
podróż do L.A., żeby pomóc w przygotowaniach do ślubu mojej najlepszej
przyjaciółki Nicole z mężczyzną z jej… i każdej kobiety w Ameryce… marzeń.
Nie mogłabym być szczęśliwsza z jej powodu nawet, jeżeli bym się starała.
Byłam również tak samo gotowa na wakacje. Dzisiaj definitywnie było kroplą, która
przelała szalę mojego zestresowanego, męczącego i niedożywionego życia.
Wszystko co potrzebuję zrobić to przetrwać lancz i moje ostatnie spotkanie
z szefową Devaną, którą z niezliczonej ilości powodów, nie tak czule nazywam Devan
Diablica. Jestem gotowa wziąć się do roboty, że tak powiem.
‒ Poważnie dlaczego nigdy nie mogę znaleźć długopisu, kiedy jednego
potrzebuję?
Przekładam jeszcze kilka papierów na biurku i słyszę, że moja
współpracownica Marcia zaczyna chichotać.
‒ Mia – mówi śmiejąc się, najwyraźniej nie rozumie, że w tej chwili nie jestem
w nastroju na żarty. – Sprawdź swoje włos.
Przebiegam dłońmi przez włosy i znajduję. Właściwie aż dwa. Posyłam jej
przepraszające spojrzenie i wyciągam je z włosów, a moje blond włosy opadają
wzdłuż pleców.
7
‒ W porządku? – pyta, podchodzi do mojego biurka i przysiada na jednym
czystym rogu.
Marcia jest pierwszą osobą, którą spotkałam, kiedy około półtora roku temu
przeprowadziłam się do Nowego Jorku. Stała się także dla mnie drugą matką. Jest
starsza, około pięćdziesiątki i ma dwójkę dzieci w szkole średniej. Ma najbardziej
przyjazny uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałam i jest także jedną z kilku
współpracowników w Callie, którzy nie posiadają chęci dźgnięcia cię w plecy obcasem
od butów tak szybko jak obrócisz się do nich plecami.
Zapisuję kilka notatek o nowych projektantach z Francji, z którymi staramy się
podpisać kontrakt, celowo ignorując jej pytanie.
‒ Będzie w porządku – mówię bez przekonania, udając zajętą górą pracy, która
zalega na moim biurku.
Sądziłam, że wynalezienie tabletów, smartfonów i laptopów wymaże
papierkową robotę, z którą muszę sobie radzić. Wygląda jednak na to, że mnoży się
jak króliki za każdym razem, gdy opuszczam pokój. Jest po prostu wszędzie.
‒ Wciąż zmartwiona sprawą ze spódnicą, prawda?
Zaciskam usta i podnoszę swoje zmęczone i zawstydzone oczy do jej. Mruga
zarozumiale. Śmieję się w ciszy potrząsając głową.
‒ Tak o to właśnie chodzi.
‒ Wyduś to z siebie, albo powiem Devan, że omijasz lancz, żebyś mogła spotkać
się z nią wcześniej. Obydwie wiemy jak bardzo ją kochasz.
Wzdrygam się i rzucam w nią jednym z swoich długopisów. Szczęśliwie dla
Marci ma dwójkę nastoletnich chłopców i wie jak łapać przypadkowe obiekty,
zmierzające w jej kierunku.
‒ Nie zrobiłabyś tego.
‒ Zrobiłabym i wiesz o tym. Wyjdźmy stąd i pozwolę ci być suką na każdy temat,
jaki cię martwi.
To decyzja z kategorii wybierz mniejsze zło. Devan jest całkowicie wkurzona
na mnie za wzięcie dwóch tygodni wolnego. Ale nie ma nic co mogłoby mnie zmusić
do przegapienia ślubu Nicole… nawet tydzień mody we Francji, który jest zasadniczo
mokrym snem każdej osoby w biznesie mody. Przeżyłam to rok temu i było to
8
marzenie spełniające się na jawie. Do kitu było, że te dwa wydarzenia zbiegały się
w tym roku, ale było kilka innych międzynarodowych kupców, którzy również
kwalifikowali się, jeżeli nie bardziej, niż ja. Devan nie obchodziło, kto z nią pójdzie.
Dlaczego była tak wkurzona na mnie za wzięcie urlopu nie miałam pojęcia. Nie
byłam pewna także czy mnie to obchodzi.
Marcia uśmiecha się, ponieważ wie, że ma mnie dokładnie w tym miejscu,
w którym chciała. Z pokonanym uśmiechem i dodatkowym westchnieniem dla
dramatycznego efektu łapię torebkę i wychodzimy z budynku.
Kiedy idziemy kawałek w dół Eight Avenue, zmierzając do naszego ulubionego
baru Threads z dużą salą, ciągle trzymam dłoń na dole spódnicy, upewniając się, że
nikt inny nie dostanie darmowego widoku na moje majtki. Jest dzisiaj duszno
i wilgotno i nie sądzę, żebym kiedykolwiek przywykła do widoku tak dużej ilości ludzi
zapychających chodnik. Jesteśmy razem ściśnięci jak sardynki w puszcze, albo jak
stado wron zgromadzone na rzeź.
Kelner w stylu chcę-być-modelem prowadzi nas do ogromnej sali Threads,
gdzie siadamy przy stolikach ustawionych centymetry od siebie w kształt wielkiej
litery U. Zewnętrzne siedzenia znajdują się przy dużej czarnej, skórzanej ścianie,
a siedzenia w środku są w typie kwadratowych puf, w których możesz schować różne
rzeczy i które możesz kupić w Targecie. Wyglądają szykowniej, ale wciąż… Pierwszy
raz, gdy tutaj przyszłam prawie oczekiwałam, że kelnerka podniesie wieko pufy,
wyciągnie srebrną zastawę i podkładki pod talerze. To zasadniczo nie daje nam także
żadnej prywatności.
Kiwam uprzejmie głową, ale nie przesadnie, dwóm mężczyznom
w biznesowych garniturach, siedzących przy stoliku obok naszego i siadam na
zewnętrznej ławie. Nienawidzę jeść lanczu siedząc na pufie. Jedynym powodem, dla
którego tutaj przyszłyśmy to martini, które jest tu tanie i niesamowicie pyszne. Nie
jestem zazwyczaj tą, która pije w ciągu godzin pracy, ale szybko robię wyjątek
z powodu poranka, jaki miałam.
W końcu zamawiamy nasze jedzenie i podsłuchuję mężczyzn siedzących obok
nas, rozmawiających o ich planach na weekend… Rozmowa zawiera pewne
niewłaściwe zachowania ze strony jednego z nich, gdy opowiada o zdradzaniu swojej
9
dziewczyny. Rzucam mu spojrzenie, a następnie poświęcam Marci swoją pełną
uwagę.
Tak jakby. W większości po prostu nie chcę rozmawiać o tym co mnie dręczy,
a Marcia jest mamą nastolatków, więc ma swoje sposoby na wyciśnięcie prawdy
z ciebie, kiedy się tego najmniej spodziewasz. Kiedy byłam dzieckiem miałam taką
chińską bransoletkę2
. Wyglądała jak niegroźna rurka skręconego plastiku, ale gdy
włożyłeś w nią palec, zaciskała się jak imadło i odmawiała wypuszczenia cię. Taka
właśnie jest Marica.
Bierze łyka swojego Appletini i puszcza mi oczko.
‒ Zobaczysz się ze swoim małym perkusistą, kiedy będziesz w Kalifornii?
Mężczyźni siedzący centymetry od nas obracają głowy w naszą stronę. Koleś
siedzący po tej samej stronie stołów co ja łypie na mnie doceniającym wzrokiem, ale
jednak w stylu sprzedawcy używanych samochodów. Chcę ściągnąć oliwkę
z plastikowej wykałaczki w swoim martini i ukłuć go nią w oko. To ten sam koleś,
który mówił o zdradzaniu swojej dziewczyny, więc sądzę, że byłoby to totalnie
usprawiedliwione.
Jej ksywka dla Chase’a zawsze wywołuje u mnie uśmiech. Może i jest
perkusistą, ale nie ma w nic małego. Jego oba bicepsy są tak duże jak moja głowa
i swoją posturą znacznie przewyższa moje 160 cm. Ma te wielkie dłonie, które
wydają się za duże, żeby skoordynować cokolwiek poza podnoszeniem ciężarów.
Jednak jest w tej chwili najlepszym perkusistą w świecie rocka i jest niesamowicie
utalentowany w wielu innych sprawach. Każdy pojedynczy mięsień w ciele tego
mężczyzny jest definicją perfekcji, a jedna strona jego klatki piersiowej jest pokryta
tatuażami. Nigdy nie uważałam, że tatuaże są seksowne, dopóki nie spotkałam
Chase’a i nie prześledziłam palcami konturów tuszu na jego bicepsie, klatce
i mięśniach pleców. Na Chase’ie tatuaże są seksowne jak cholera.
Marcia lubi się ze mną droczyć z jego powodu, więc to jest ksywka, której
używa, żeby nikt inny w biurze nie wiedział, że sypiam z kimś z zespołu Zacka
Waltersa.
2
10
‒ Taa. Będzie tam. Jest także drużbą.
‒ Aw… Jak słodko. Wy dwoje przejdziecie razem nawą. Może to proroctwo.
Parskam. Pomysł wyjścia za mąż jest niedorzeczny. Jestem pewna, że gdyby
Nicole była teraz tutaj leżałaby praktycznie na podłodze, zaśmiewając się do łez.
Małżeństwo jest świetne, tak sądzę, dla ludzi, którzy chcą poczuć całe to
ustabilizowanie, wychowywać dzieci i całą resztę. Podczas gdy jestem
podekscytowana w stu i jednym procencie, z powodu tego, że Nicole dostała swoje
drugie długo i szczęśliwie i dlatego, że Marcia jest szczęśliwą mężatką od ponad
trzydziestu lat, to po prostu nie jest dla mnie. Nigdy.
‒ Znasz moje zdanie na temat małżeństwa, Marcia – mówię potrząsając głową
i biorąc dużego łyka drinka.
Marcia tylko marszczy nos na mnie jakby wąchała zakisłe mleko.
‒ Myślę, że pewnego dnia zmienisz zdanie. Potrzebujesz tylko kogoś, kto będzie
wystarczająco silny, żebyś zobaczyła powód.
‒ Czy kiedykolwiek przestajesz matkować ludziom?
‒ Niee. I wiesz, że matki mają zawsze rację. Kłócenie się ze mną w tej sprawie
jest zatem bezcelowe.
Śmieję się, gdy wskazuje na wymyśloną kryształową kulę naprzeciwko niej,
a jej oczy robią się zamglone jakby naprawdę widziała moja przyszłość. Nawet
wydaje parę nucących dźwięków dla dramatycznego efektu.
‒ Przewiduję gorący, dziki seks dla ciebie w nadchodzących tygodniach.
– Zamyka oczy i mruczy jeszcze bardziej. Prawie chcę ją zatrzymać, ale
otwiera oczy i śmieje się ze mną. – Nie zawiedź mnie. Jesteś młoda, wspaniała
i jest fantazją każdej starej, zamężnej kobiety mieć namiętny romans
z gwiazdą rocka. Zasadniczo żyjesz moim marzeniem.
‒ Zamknij się – mówię przez śmiech.
W duchu przewracam oczami, ale nie pozwalam jej tego zobaczyć. Nie wie, że
ja i Chase nie rozmawialiśmy od sześciu miesięcy i nie mam zamiaru jej o tym mówić.
Większość ludzi pomyślałoby, że moje powody są głupie. Gorący koleś chce
dziewczynę, a ona odmawia dania mu czegoś więcej niż seks. Jaka kobieta by tak
zrobiła?
11
Ja, najwidoczniej. Ponieważ to właśnie się stało ostatnim razem, gdy
widziałam Chase’a. Nauczyłam się dawno temu, że szanse na to, że związek zadziała
są w zasadzie zbliżone do zera. Jaki jest, więc cel w próbowaniu, kiedy ktoś zawsze
odchodzi?
To nie jest ryzyko, które jestem chętna podjąć. Chase tego nie rozumiał, więc
zakończyłam najlepszy układ ‘przyjaciół z korzyściami’ jaki kiedykolwiek miałam. Nie
sądzę, że odmawianie bycia czyimś okazjonalnym pieprzeniem jest ucieczką, ale
stawiam na to, że on tak.
Dwa tygodnie po tym jak zaczęłam unikać jego telefonów, zobaczyłam go
całującego jakąś aktorkę przed restauracją w L.A. w jednym z tych późnonocnych
programów plotkarskich. Poczułam to dziwne uczucie zazdrości gotujące się
wewnątrz mnie. Co tylko umocniło moją decyzję trzymania się d Chase’a z daleka.
Nie jest tak, że go nie lubię. Lubię. Po prostu myślę, że związki są dużo
prostsze w obsłudze, kiedy nie są w nie zaangażowane emocje. Fakt, że poczułam
zazdrość, albo cokolwiek w ogóle, gdy zobaczyłam Chase’a owiniętego wokół kogoś
kto niedawno został nominowany do nagrody dla Najlepszej Aktorki, po prostu
najzwyczajniej upewnił mnie, że podjęłam właściwą decyzję unikając go.
Marcia spędza resztę naszego lanczu na opowiadaniu mi wszystkiego o jej
synach i ich planach na weekend 4 lipca. Słucham uważnie i zadaję dużo pytań, aby
utrzymać konwersację z dala ode mnie. Do czasu, aż nasz lancz się kończy mój
humor się poprawia… prawdopodobnie dzięki pomocy drugiego martini, którego nie
odmówiłam… a pozostałości po moich porannych gafach są daleko za mną. Jeżeli złe
rzeczy przytrafiają się trójkami to ja już podwoiłam tę cyfrę jak na jeden dzień. Co
jeszcze mogło pójść źle?
‒ Dzień dobry Devan – mówię, gdy siadam i trzymam akta klienta, które
w końcu skończyłam.
W ciągu pierwszych dwóch tygodni po przyjeździe do Nowego Jorku nazwałam
swoją szefową Devan Diablica. Przysięgam, że gdyby kiedykolwiek się uśmiechnęła
12
zobaczyłabyś kły, albo rozdwojony język. Jest ostra jak gwóźdź, poważna, jeżeli
chodzi o pracę i wymaga najwięcej od swoich pracowników, co jest świetne. Kocham
wyzwania i jestem dobra w swojej pracy. Zawsze myślałam, że możesz mieć te cechy
szefa bez bycia totalną suką, ale sądzę, że Devan umknęła ta notatka.
Bez odwzajemnienia mojego powitania w jakikolwiek sposób, kształt czy formę
pochyla się na krześle i opiera podbródek na dłoniach. Są złączone razem, a palce
wskazujące uderzają w jej usta. Przypomina mi to rymowankę, której się nauczyłam
się w dzieciństwie. Tutaj jest kościół, tutaj jest iglica… otwórz drzwi i popatrz na
ludzi.
Zduszam własny chichot wiedząc, że Devan, by tego nie doceniła. Również
jestem skłonna założyć się, że nie ma pojęcia jak wygląda wnętrze kościoła.
I potem uświadamiam sobie, że ona po prostu się we mnie wpatruje. Jej
ciemnoniebieskie oczy praktycznie przewiercają mnie na wylot, a ciemnobrązowe
włosy są związane w tyłu w wyjątkowo ciasny kok. Wygląda trochę przerażająco.
Zazwyczaj nie boję się niczego, ale coś w jej postawie, poważnym spojrzeniu
i wyrazie twarzy natychmiast sprawia, że staję się nerwowa.
Przełykam powoli, zwalczając instynkt odwrócenia wzroku. Nigdy nie pokazuj
swojemu przeciwnikowi strachu, praktycznie słyszę jak mówi do mnie mój szkolny
trener tenisa.
‒ Devan? – pytam szybko i z wahaniem. Może ma po prostu wyjątkowo zły
dzień.
‒ Oszczędności nie są zadowalające – mówi w końcu i kładzie dłonie na biurku,
rytmicznie uderzając palcami w jasno niebieską teczkę leżącą na środku.
Kiwam głową i odchylam się lekko w krześle. Już wcześniej odbyłyśmy
dyskusję, dotyczącą rentowności Callie na przestrzeni kilku ubiegłych lat. Kiedy domy
towarowe wciąż powstawały, my byłyśmy nowicjuszami i próbowaliśmy znaleźć naszą
niszę przez produkty wysokiej klasy i na czasie dla młodej klienteli, a poprzez to
uzyskać pożądany dochód netto.
‒ Rozumiem – zaczynam i otwieram jedną z teczek, którą ze sobą przyniosłam.
– Dlatego pokochasz to, co uświadomiłam sobie w związku z tymi
13
szczególnymi klientami. Odkryłam, że jeżeli zmodyfikujemy czas naszych
zakupów i dostosujemy do nich…
Coś przewraca się w moich wnętrznościach, gdy mnie obserwuje i bezwiednie
moje dłonie zaczynają się trząść. Nie obchodzą jej akta klientów, które właśnie
przyniosłam. Ta wiedza przesiąka przez moje pory i biegnie przez każdy nerw
kończąc w krwi i opanowuje mnie nagła niepohamowana chęć wymiotowania.
Nie jest dobrze. Właściwie mam przeczucie, że jest naprawdę gównianie.
‒ Nie interesują cię akta Les Belles Chausseres prawda? – pytam, znając już
odpowiedź i wiem, że nie obchodzi jej nic co trzymam w dłoniach.
Powoli potrząsa głową, przesuwając niebieską teczkę po biurku w moją stronę.
Jej twarz jest bez wyrazu, co powoduje, że mój brzuch ponownie się skręca. Przez
ostatnie dwa lata widziałam tylko jedną ekspresję na twarzy Devan. Była to równa
mieszanka królowej lodu i suki zamknięta w przerażającym spojrzeniu. Jednak teraz
po prostu nie ma tam… nic.
‒ Co to jest? – pytam powoli, kładąc dłoń na teczce, gdy przysuwa ją w moją
stronę.
Cokolwiek jest w tej teczce nie chcę tego oglądać. Wiem to.
‒ Twój pakiet świadczeń w ramach odprawy.
Nerwy, które zaledwie kilka minut temu mrowiły, eksplodują płomieniami.
Czuję jak całe moje ciało staje się tak gorące, że właściwie myślę, że mogę stać
w ogniu. Czas całkowicie się zatrzymuje, gdy powtarzam w mojej głowie słowa, które
właśnie zostały zrzucone, dopóki nie jestem pewna, że musiałam ją źle usłyszeć.
Odprawa. Musi być jakieś inne znaczenie, którego nie rozumiem. Wpatruję się
w niebieską teczkę, na której zamarły moje palce.
Zawisły, trzęsąc się jakbym wypiła o dwa tuziny kubków kawy za dużo
podczas przerwy na lancz. Są także krwisto czerwone, co utrwala moją teorię, że
płonę. Ale ciała nie mogą tak po prostu zapalić się w środku dnia, chyba że jesteś
wampirem. I odkąd z pewnością nie jestem krwiopijcą muszę śnić.
To jedyne logiczne wyjaśnienie, jakie mogę wymyślić. W końcu przestaję się
gapić na teczkę na biurku i wracam do oczu Devan.
14
Nie mówi żadnego słowa, gdy na mnie patrzy. Unosi lekko jedną brew
i momentalnie czuję chęć rzucenia się przez burko i wybicia z niej tego całego
gówna. Ale wciąż się nie rusza i myślę, że może mój sen zamarzł. Może jestem
czarownicą i nauczyłam się jak zatrzymywać czas. Może Marcia naprawdę wykonała
jakąś dziwną magię voodoo z jej wyimaginowaną kryształową kulą podczas lanczu
i to wszystko jest tylko jednym wielkim żartem ze mnie, zanim wyjadę na wakacje.
Marszczę brwi i przekrzywiam głowę na lewo, wciąż pewna, że to się nie
dzieje. Zostawiłam dla tej pracy całe swoje życie i rodzinę w Minneapolis. To moja
wymarzona praca i poświęciłam wszystko dla tej okazji. Nie jest mi wyrywana bez
żadnego wcześniejszego powiadomienia czy ostrzeżenia. Nie może być.
W końcu uświadamiam sobie, że moje usta były po prostu otwarte tak jakby
były złamane i zapomniałam klamerki, żeby je złączyć. Zamykam je, więc zanim
zacznę się ślinić.
15
Rozdział 2
‒ Słucham? – pytam, mój głos jest nagle suchy, surowy i zachrypnięty w każdy
sposób.
‒ Dostałaś sześciotygodniową odprawę, co jest bardzo niezwykłe i bardzo hojne.
‒ Nie możesz być poważna – odpowiadam jej.
Zaczyna mnie przygniatać rzeczywistość tego, że straciłam właśnie pracę.
Devana w ogóle się nie porusza, kiedy zaczyna mówić. Jest jak marmurowy
posąg – nieruchomy i zimny głaz, a jej twarz jest pozbawiona jakichkolwiek emocji.
Zawsze wiedziałam, że jest suką, ale odkąd przyjechałam do Nowego Jorku ciężko
pracowałam, żeby zasłużyć na jej szacunek.
‒ Rynek nie odbija się tak szybko jakbyśmy tego chcieli. Po prostu musimy
dokonać kilku cięć, a ty jesteś jednym z ostatnich pracowników, jakich
zatrudniliśmy.
O mój Boże. Właśnie straciłam pracę. Wciąż mówi, ale nic nie słyszę. Mam
mieszkanie, rachunki, ubezpieczenie zdrowotne. Cholera. Mam wystarczająco dużo
oszczędności, żeby przetrwać przez pewien okres, ale jasna cholera tutaj nie chodzi
o pieniądze.
Właśnie straciłam moją wymarzoną pracę, a Devana zwala to na ekonomię
i przemysł modowy. Przez ostatnich kilka lat było ciężko i teraz jest trudno
gdziekolwiek znaleźć pracę.
‒ … poza tym – głos Devany przebija się przez mgłę w moim mózgu
i uświadamiam sobie, że ona wciąż mówi – opuszczasz nas w najgorętszym
okresie w roku. Najwyraźniej twoja kariera nie jest dla ciebie tak ważna, jak
pierwotnie pozwoliłaś nam wierzyć.
Moja szczęka opada ponownie z szoku, ale szybko ją zamykam.
‒ Zwalniasz mnie, ponieważ pierwszy raz od prawie dwóch lat biorę urlop?
16
Tym razem wzrusza ramionami. Wszystko co dostaję to jedno wzruszenie
ramion, gdy ignoruje moje pytanie.
‒ Dział kadr – dostarczy pudło do twojego biura. Masz czas na zabranie swoich
rzeczy do końca dnia pracy3
. Udanych wakacji.
Moje ręce zaciskają się w pięści, gdy uświadamiam sobie, że ta rozmowa jest
całkowicie skończona. Skończyła ze mną. Nigdy w całym życiu nie chciałam kogoś
uderzyć tak bardzo jak w tej chwili.
Bez żadnego słowa wstaję i w końcu biorę do ręki niebieską teczkę. Prawie
oczekuję, że moje ciało stanie w ogniu, gdy jej dotykam. Ona musi być diabłem.
Opuszczam jej biuro cicho zamykając drzwi. Chociaż zabiera to każdą uncję
samokontroli, jaką mam, żeby nie trzasnąć nimi tak mocno, że roztrzaskałoby to
szybę na milion ostrych odłamków rozsypanych po całym puszystym dywanie.
Kiedy wchodzę do swojego biura, Marcia siedzi na krześle, gapiąc się na puste,
kartonowe pudło, stojące na środku mojego biurka.
Jej oczy są czerwone i wiem, że płakała. Była tutaj prawdopodobnie wtedy,
kiedy DZK podrzucił pudło i z pewnością dowiedziała się, czego naprawdę dotyczyło
moje spotkanie z Devaną.
Nie przejmuję się zamykaniem drzwi, kiedy wchodzę. Po prostu podchodzę do
okna i gapię się na miasto, starając się zrozumieć co się właśnie do cholery stało.
‒ Przykro mi. – Marcia jest dobrą przyjaciółką, ale jej słowa nie przynoszą
pocieszenia.
Nie odpowiadam, nie mogę zebrać myśli.
Przez kilka minut milczymy, a jedynym dźwiękiem, który słyszę jest
okazjonalne pociąganie nosem przez Marcie. Zaciskam powieki tak mocno jak mogę,
aby powstrzymać własne łzy od wylania się.
3
Swoją drogą niezła suka z tej Devany: / może szefowie pójdą po rozum do głowy i ją zwolnią a na jej miejsce zatrudnią Mię
17
Nie dam ani Devanie ani nikomu innemu w tym biurze satysfakcji z zobaczenia
mnie załamanej.
W końcu obracam się do mojego biurka i podejmuję najbardziej żałosną na
świecie próbę uśmiechu do Marci.
‒ W porządku – mówię i zaczynam wrzucać do pudła ramki ze zdjęciami z biurka
i z półki stojącej za nim. Nie zwracam uwagi na to czy szkło pęka, gdy
wrzucam wszystko do środka i nie jestem pewna czy mnie to obchodzi.
‒ Nic nie jest w porządku – mówi Marcia i powoli zaczyna wkładać bardziej
osobiste przedmioty do mojego pudełka. – Nie miałam pojęcia, że to się
stanie, ale nie mogę uwierzyć, że właśnie ci to zrobiła. To miejsce będzie do
kitu bez ciebie.
Milczymy przez kolejnych kilka minut, dopóki nie skończyłam przekopywać się
przez każdą szufladę w biurku i pozostałe półki, i nie zabrałam wszystkiego, co
sądziłam, że jest moje. Przez sekundę trzymam w dłoni zszywacz myśląc o Miltonie,
pracowniku biurowym. Przepraszam sądzę, że maszmój zszywacz.
Naciskam raz i patrzę jak idealna zszywka spada na moje biurko. W dziwny
sposób jest to dobre uczucie. Jak jedna z tych bransoletek stresu, których ludzie
używają, kiedy się złoszczą. Ciężar zszywacza w mojej dłoni i nacisk, gdy się otwiera
i zamyka daje mi dziwne uczucie komfortu. Klikam jeszcze raz, a potem jeszcze raz.
Zanim się orientuję jedynym dźwiękiem w pokoju jest klikanie powodowane przeze
mnie, gdy raz za razem zaciskam ten głupi zszywacz. Niewykorzystane zszywki
rozsypane są po całym pomieszczeniu. Odbijają się od biurka, stukając o mój
metalowy uchwyt na długopis i telefon, po czym spadają na podłogę.
Śmiech wylewa się ze mnie, zanim mogę go powstrzymać. Nie jest to życzliwy
śmiech, który dzielisz z dobrym przyjacielem. To jest psychotyczny śmiech,
prawdopodobnie spowodowany adrenaliną krążącą w moich żyłach i faktem, że
Devana właśnie zmiażdżyła pod obcasem Louboutina4
moje marzenia jakbym była
jakąś nic nieznaczącą mrówką na ulicy.
4
Christian Lubotyń – słynny projektant butów z czerwoną podeszwą.
18
Tracę zmysły. To musi być jedyna opcja. Stoję w swoim biurze z Marcią,
gapiącą się na mnie i wszystko o czym mogę myśleć to cytat pracownika biurowego,
trzymając w rękach własny czerwony zszywacz firmy Streamline.
Pieprzyć ich. Wrzucam zszywacz do pudełka, a potem czuję dłoń Marci na
przedramieniu.
Po prostu na mnie patrzy, gdy moje oczy są szeroko otwarte i wciąż wydaję te
trzeszczące dźwięki. To już nawet nie jest śmiech. Sądzę, że brzmi to bardziej jak
wycie hieny, dopadającej swoją ofiarę. Stoję w biurze tak po prostu… stając się
całkowicie szalona.
Otrzeźwia mnie widok zmartwienia wypisanego na całej jej twarzy. Zamykam
usta i po prostu na siebie patrzymy. Ja zastanawiam się czy ma zamiar cokolwiek
powiedzieć… a ona prawdopodobnie zastanawia się czy mam zamiar podpalić ten
budynek.
Powoli biorę głęboki oddech i wypuszczam go głośno i powoli.
‒ Już w porządku.
Marcia posyła mi spojrzenie. Jestem całkiem pewna, że mówi ono: ‘Jesteś
pewna, ponieważ przed chwilą zachowywałaś się jak kompletny świr.’
‒ Czy jest cokolwiek, co mogę dla ciebie zrobić? – pyta w końcu.
Potrząsając głową spoglądam przez okno za nią. Unikam spojrzenia
bezpośrednio na nią, na korzyść setek zimnych, szklanych budynków, obawiając się
kolejnego ataku paniki.
‒ Nie.
Sięgam, aby podnieść swoje pudło. Nie ma sensu zostawać tutaj dłużej niż to
konieczne.
Marcia wychodzi ze mną z biura. Obie patrzymy prosto przed siebie, gdy
przemierzamy nasze piętro kierując się do windy. Prawie chcę rozejrzeć się dookoła,
aby zobaczyć, dlaczego jest tak cicho, ale mogę zobaczyć niewyraźnie kątem oka
ludzi obserwujących nas. Biuro nie jest ciche, ponieważ wszyscy wyszli. Biuro jest
śmiertelnie ciche, ponieważ każda pojedyncza osoba, która tutaj pracuje zgromadziła
się na naszym piętrze i obserwuje mnie z szeroko otwartymi ustami jak niosę swoje
durne brązowe pudło. Jeżeli nie domyślili się po dźwięku mojego maniakalnego
19
śmiechu kilkanaście minut temu, że zostałam zwolniona, teraz z pewnością już
wiedzą.
I wszyscy przyszli patrzeć jak odchodzę.
Fantastycznie.
Odmawiam spojrzenia na któregokolwiek z nich, gdy w ciszy czekam z Marcią
na windę. Wchodzimy do środka i zjeżdżamy trzydzieści pięter w dół, a następnie
przechodzę przez hol budynku.
‒ Wykonam kilka telefonów, gdy cię nie będzie i zobaczę czy uda mi się znaleźć
jakąś pracę, która mogłaby cię zainteresować – mówi w końcu, przerywając
cisze.
Kiwam głową, ale nie patrzę na nią. Moja adrenalina opada i mam ochotę się
rozpłakać. Jeżeli spojrzę na Marcię całkowicie to stracę.
Jej dłoń jest ciepła i pocieszająca na moim ramieniu. Nie przytula mnie ani nie
wykonuje żadnego ruchu, żeby powiedzieć coś więcej, gdy stoimy na rogu ulicy. Jej
wolna ręka podnosi się, aby zatrzymać taksówkę. Wiem, że to jest coś, co jestem
w stanie całkowicie zrobić sama, ale z jakiegoś powodu jestem kompletnie
zamrożona.
Tysiące ludzi śpieszy przez chodnik. Korek przesuwa się na ulicy, klaksony
trąbią, taksówkarze krzyczą przez okna, a ludzie rozmawiają przez komórki.
Biznesmeni, modele i turyści z aparatami przewieszonymi przez szyję. Wszyscy
przechodzą obok nas, idąc dalej ze swoim dniem, własnymi celami i myślami… nikt
nie zauważa, że moje życie najzwyczajniej wali się dookoła mnie.
Wypuszczam głośno powietrze, kiedy taksówka podjeżdża do krawężnika
i patrzę jak Marcia otwiera dla mnie drzwi.
Uśmiecha się do mnie smutno. Kładę pudło na tylne siedzenie i odwracam się
z powrotem do niej.
‒ Dziękuję. – Brzmi to żałośnie. Ja brzmię żałośnie i nienawidzę tego.
Bez ostrzeżenia przyciąga mnie mocno w matczyny uścisk. Wszystko co mogę
zrobić to wdychać jej zapach i odwzajemnić uścisk. Kocham tę kobietę i nienawidzę
tego, że nie będę z nią już dłużej pracować.
20
‒ Dam ci znać, jeżeli coś znajdę. – Odsuwa się ze smutnym uśmiechem. – Weź
te kilka następnych tygodni i spróbuj się zabawić. Upij się i zapomnij
o Devanie i całym tym gównie. Znajdziesz szybko coś innego.
Chcę wierzyć w jej zapewnienia, więc kiwam głową i gram dalej jakby to nie
była absolutnie najgorsza wiadomość, jaką mogłabym usłyszeć. Spoglądam na nią
ponownie, gdy siedzę w taksówce. Okno jest opuszczone, prawdopodobnie wietrząc
wnętrze taksówki po poprzednim pasażerze, umożliwiając mi wyciągnięcie przez nie
rąk, posłanie ostatniego smutnego uśmiechu i pomachanie Marci, zanim odjadę.
‒ Jedź, miej gorący seks z małym perkusistą i niech sprawi, że zapomnisz
o całym tym syfie. – Mruga do mnie i błyska szerokim, szczerym uśmiechem.
– Zajmij się dla mnie niektórymi moimi fantazjami.
Śmieję się raz. Tak jakby. Jest to coś pomiędzy dźwiękiem kota
wykrztuszającego kłak włosów, a szczerym śmiechem. Taksówkarz posyła mi dziwne
spojrzenie.
Do czasu, gdy dwadzieścia minut później taksówka podjeżdża pod mój
budynek, czuję się jak robot.
Łzy, z którymi walczyłam, kiedy tylko usiadłam w taksówce, wyschły. Nie
sądzę, że czuję cokolwiek, gdy płacę taksówkarzowi. Wytaczam się z taksówki
i używam kodu, żeby dostać się do strzeżonego budynku, żonglując jednocześnie
pudełkiem pełnym osobistych przedmiotów.
Kiedy wychodzę z windy na drugim końcu korytarza od mojego mieszkania,
jestem całkowicie wycieńczona. Wszystko, czego chcę to wziąć kąpiel, wypić
kieliszek… albo cztery… wina i nie myśleć nawet o pakowaniu się na podróż do Los
Angeles.
Nie mieszkam w najlepszym budynku w Nowym Jorku. Znajduje się pomiędzy
Central Parkiem a Garmont District i wynajęłam go właśnie ze względu na położenie.
Definitywnie nie jest ładny w żadnym znaczeniu tego słowa i ma wiele niedostatków,
których nie posiadają droższe miejsca, nie ma na przykład portiera. Jest jednak
21
wystarczająco bezpieczny, a sąsiedzi są spokojni. I dlatego mi to odpowiada. Dzisiaj
zauważam, że korytarz jest ciemny, tynk się kruszy i zza jednych drzwi dolatuje
stęchły zapach jakiegoś azjatyckiego jedzenia… jest też mężczyzna, siedzący na
korytarzu pod drzwiami do mojego mieszkania.
Bardzo mało mężczyzn w moim życiu może wypełnić niewielki korytarz, jak ten
właśnie. Siedzi oparty o moje drzwi z jedną nogą wyprostowaną, a drugą zgiętą
w kolanie. Zajmuje prawie cały korytarz i zakładam, opierając się na tym jak jego
palce wystukują rytm na jego zgiętym kolanie i prostym udzie, że potrząsa głową do
muzyki.
Mężczyzna jest po prostu wspaniały. Jest seksowny jak cholera i moje serce
natychmiast zaczyna bić szybciej. Dlaczego tutaj jest?
Chase nie zauważa mnie, dopóki nie pada na niego mój cień. Powoli patrzy
w górę, opierając głowę o drzwi, gdy jego oczy wolno podążają wzdłuż mojego ciała.
Normalnie to spowodowałoby, że poczułabym wszystkiego rodzaju cudowności, ale
miałam naprawdę gówniany dzień i unikałam Chase’a przez miesiące.
Posyła mi swój luzacki, gładki i zarozumiały uśmiech. Ma krótkie jasnobrązowe
włosy na głowie.
‒ Masz włosy. – Zamykam oczy i uświadamiam sobie, że to najgłupsza rzecz,
jaką mogłam powiedzieć.
Zawsze ma całkowicie ogoloną głowę, a jego łysa skóra jest śliska i gładka
pod moim dotykiem.
‒ W porządku? Wyglądasz jak gówno.
Sześć miesięcy temu roześmiałabym się z Chase’a krytykującego mój wygląd.
W większości, ponieważ wiedziałabym, że żartuje. Dzisiaj mogę wyobrazić sobie co
widzi. Limonkowe szpilki, które zupełnie nie pasują do mojego stroju, ale były jedyną
dodatkową parą, jaką miałam w biurze. Moja spódnica i jedwabna bluzka są
pogniecione, a włosy potargane i wystające od nerwowego przeczesywania ich
palcami w taksówce. Jestem też pewna, że mój nos jest czerwony, a tusz rozmazany
od łez, którym w końcu pozwoliłam popłynąć w bezpiecznym zamknięciu taksówki.
‒ Ciebie również miło wiedzieć. Co tutaj robisz? – Podrzucam pudło, opierając je
na biodrze.
22
Mruga i jego uśmiech znika. Domyślam się, że gdy zobaczył grymas na mojej
twarzy uświadomił sobie, że nie jestem dzisiaj w nastroju do żartów.
‒ Jeżeli mnie wpuścisz to ci powiem – mówi, ale gdy to robi jego muskularna
sylwetka podnosi się z podłogi i szybko staje obok mnie. Wyciąga ręce
milcząco prosząc, abym oddała mu pudło.
Marszczę brwi na chwilę, zanim mu je oddaję. Odkąd tu jest może równie
dobrze się do czegoś przydać. Zatrzymuję się przed włożeniem klucza do zamka
i patrzę na niego, zastanawiając się czy zamierza zapytać mnie, dlaczego przez
ponad sześć miesięcy nie odpowiedziałam na żaden z jego telefonów. Albo, dlaczego
zignorowałam fakt, że wysłał mi kwiaty na moje urodziny miesiąc temu. Ale stoi tak
nieruchomo jak ja z dziwnym, pusty wyrazem twarzy.
W końcu, kiedy uświadamiam sobie, że nie zamierza nic powiedzieć, macham
na niego i pudło, którego nie mogę się doczekać, aby się pozbyć i wchodzę do środka
swojego mieszkania.
23
Rozdział 3
‒ Co to jest? – Ciemnoszare oczy Chase’a opadają na zawartość niezakrytego
pudełka, a potem patrzy na mnie niebezpiecznie z szeroko otwartymi oczami
– Straciłaś pracę?
Kiwam głową i kiedy jest już w środku zamykam drzwi, ustawiając pewnie pięć
zasuw we właściwych miejscach.
‒ To był całkiem gówniany dzień – przyznaję, gdy idzie za mną do kuchni. – Po
prostu postaw je na stole, proszę.
Proponuję Chase’owi lampkę wina, ale on rzuca mi spojrzenie, które
zasadniczo mówi, że żaden mężczyzna tak męski jak on nigdy nie wypije kieliszka
różowego wina. Szczęśliwie dla niego mam też piwo, więc otwieram butelkę
Heinekena i przesuwam po ladzie w jego stronę.
‒ Dzięki – mówi po wzięciu pierwszego łyka i siada na stołku barowym w kuchni,
opierając łokcie o blat. – Chcesz mi powiedzieć, co się stało?
Przyglądam się każdej powierzchni w moim mieszkaniu, patrząc wszędzie tylko
nie bezpośrednio na Chase’a. Moje uczucie działania jak automat zniknęło i teraz
walczę mocno o utrzymanie emocji dnia dzisiejszego z dala od siebie. Nie chcę się
przez to załamać. Nie chcę płakać przez to, że straciłam pracę.
‒ Tak naprawdę to nie wiem, jeżeli mam być całkowicie szczera. – Zaczynam
i biorę łyk wina.
Jest to bardziej jak haust. Chase rzuca mi zabawne spojrzenie, kiedy
obserwuję jak pochłaniam wino, a następnie uzupełniam kieliszek.
‒ Dzisiaj po południu Devana wezwała mnie do swojego biura. Zrobiła wielki
szum odnośnie nieodradzającej się ekonomii, a potem powiedziała coś o mnie
niebędącej całkowicie oddanej skoro biorę wolne na następnych kilka tygodni.
‒ Cóż to do kitu. Masz jakieś pomysły co teraz zrobisz.
24
‒ Nie Chase – warczę na niego i spoglądam w dół na telefon, aby sprawdzić
godzinę. – Zostałam zwolniona około godziny temu, nie mam pojęcia co będę
teraz robić.
Potrząsa głową wiedząc, że mnie wkurzył i będąc wystarczająco mądrym, żeby
nic więcej na ten temat nie powiedzieć.
‒ Dlaczego tak naprawdę tutaj jesteś? – pytam, zanim może powiedzieć coś
innego.
Chase czasami mnie dezorientuje. Może coś powiedzieć za pomocą swojego
spojrzenia i wiem dokładnie, co ma na myśli. Czasami jednak po prostu mnie
obserwuje, jak w tej chwili, i jest tam w jego umyśle cała historia, której nie
wypowiada na głos, nawet, jeżeli jest na końcu jego języka. To jedna z przyczyn,
przez którą przestaliśmy rozmawiać… ponieważ ciągle mnie obserwuje.
‒ Dlatego że za tobą tęskniłem? - mówi z uśmieszkiem i puszcza mi oczko,
i wiem, że cokolwiek właśnie działo się w jego głowie na tę chwilę odeszło.
Droczy się ze mną i to powoduje, że czuję się jakbyśmy wrócili do naszego
normalnego, przyjacielskiego przekomarzania, nawet, jeżeli jest to tylko na chwilę.
Wezmę to dzisiaj.
Z uśmiechem po prostu przewracam oczami. Możliwe, że jest to pierwszy
szczery uśmiech od czasu lanczu z Marcią.
‒ Myślałam, że jesteś w L.A.
‒ Byłem. Przebywałaś ostatnio w pobliżu Zacka i Nic? To jak oglądanie
pornosów przez cały dzień. Wróciłem wcześniej w tym tygodniu, żeby się
stamtąd wyrwać. – Bierze łyk i udaje zirytowanego, ale tak naprawdę go to
nie obchodzi. Cholera prawdopodobnie lubi oglądać jak się obściskują.
‒ Więc dlaczego tutaj jesteś?
‒ Pomyślałem, że wpadnę i dowiem się, dlaczego nie odpowiadałaś na moje
telefony.
Stawiam kieliszek na blacie, a moje palce opadają w dół na zimny laminowany
blat, tak, że nie widzi jak lekko się trzęsą. Co powinnam powiedzieć, co nie
spowoduje, że zabrzmię jak suka, albo dziwka. Chciałam cię tylko dla seksu, a ty
zacząłeś przekształcać to w coś więcej? Wzruszam ramionami, odwracam się do
25
niego plecami i ignoruję jego pytanie. Przekopuję się przez lodówkę, aby wyciągnąć
jakiś ser i winogrona.
Wrzucam winogrono do ust i obracam się z powrotem, gdy słyszę jak Chase
wzdycha. Jest to mój znak, że odpuszcza.
‒ Dobra. Możemy to odpuścić na tę chwilę, ale wpadłem dzisiaj, ponieważ biorę
dzisiaj wieczorem odrzutowiec z powrotem do Kalifornii. Pomyślałem, że
oszczędzę ci komercyjnego lotu o nieludzkiej godzinie jutro o świcie.
Jestem chwilowo oniemiała, że nie tylko nie naciskał dalej na sprawę
z unikaniem go, ale także zaoferował mi pomoc. Dlaczego zawsze musi być tak
cholernie miły?
‒ Nie dostanę zwrotu pieniędzy za bilet. – To słaba wymówka i tylko, żeby nie
widzieć jak posyła mi spojrzenie, które mówi mi jak głupie to naprawdę jest,
odwracam się i napełniam kieliszek. – I jeszcze nawet się nie spakowałam.
Jakby to naprawdę miało jakieś znaczenie.
‒ Zamknij się, Mia. Pytam cię czy polecisz ze mną. Mogę pokryć koszty twojego
biletu. – Teraz też brzmi na rozdrażnionego.
Obracam się szybko, a gniew błyska mi w oczach.
‒ Nie pozwolę ci za siebie płacić. To, że straciłam dzisiaj pracę nie oznacza, że
musisz płacić za mój bilet na samolot.
Przesadzam. Wiem o tym. Nie mogę nawet znaleźć przyczyny, dlaczego jestem
zła.
‒ Nie, dlatego…
Obserwuję jak robi głęboki wdech i pociera ręką po włosach. Z taką długością,
jaką mają teraz musiał zacząć je zapuszczać tak szybko jak przestałam odpowiadać
na jego telefony. Ukłucie zazdrości uderza w mój brzuch na myśl o innej kobiecie,
przeczesującej swoimi dłońmi jego włosy, więc biorę kolejny duży łyk wina, aby je
odepchnąć.
‒ Wiesz, co nieważne. Chcę, żebyś ze mną poleciała. Zgadzasz się czy nie?
Jego głos jest teraz miększy i jest ślad uśmiechu na jego ustach, ale mogę
powiedzieć z napięcia w jego ciele, że wciąż jest mną poirytowany. Bez patrzenia na
mnie wypija resztę piwa, wyrzuca butelkę do kosza i idzie do lodówki po następne.
2 Just One Week (Just One Song #2) by Stacey Lynn Dwa lata temu Mia miała wszystko czego kiedykolwiek pragnęła. Kochała swoją pracę, a jej najlepsza przyjaciółka Nicole w końcu podnosiła się po stracie swojej rodziny w wypadku samochodowym. Kiedy spotkały gwiazdę rocka Zacka Waltersa i dostały wejściówki za scenę na jego koncert w rodzinnym Minneapolis, Mia nie miała pojęcia, że zaangażuje się z perkusistą zespołu Chasem Harperem. To było proste, zabawne i dokładnie takie jak lubiła Mia… bez zobowiązań. Dopóki Chase nie zdecydował się zmienić zasad gry. Wówczas Mia zrobiła to co zawsze wychodziło jej najlepiej: uciekła. Teraz jest w drodze do Los Angeles, aby pomóc Nicole w przygotowaniach do ślubu z Zackiem. Jedyną rzeczą, na którą nie czeka z utęsknieniem jest ponowne spotkanie z Chasem. Z jego wyrzeźbionymi mięśniami, silnymi dłońmi i ciemno szarymi oczami, które wydają się wiedzieć o wszystkim o czym myśli… Chase miał zdolność sprawiania, że zapominała o wszystkim. Miał również moc wzbudzania w niej uczuć, a Mia nie mogła pozwolić, żeby to się wydarzyło. Kiedy wszystko w życiu Mii zaczyna się rozpadać, a ona wciąż trzyma wszystkie swoje tajemnice głęboko ukryte, Chase jest tym, który wyciąga do niej pomocną dłoń. Ponieważ zdecydował, że ponownie nie pozwoli jej odejść. Nie dopóki w końcu nie przyzna, że należy do niego.
3 Spis treści Rozdział 1……………………………………………………………………………………………………………….5 Rozdział 2………………………………………………………………………………………………………………15 Rozdział 3......................................................................................................................23 Rozdział 4 ......................................................................................................................31 Rozdział 5 .....................................................................................................................39 Rozdział 6 .....................................................................................................................49 Rozdział 7......................................................................................................................58 Rozdział 8 .....................................................................................................................68 Rozdział 9 ..................................................................................................................... 77 Rozdział 10…………………………………………………………………………………………………………...87 Rozdział 11…………………………………………………………………………………………………………….95 Rozdział 12…………………………………………………………………………………………………………..105 Rozdział 13……………………………………………………………………………………………………………117 Rozdział 14…………………………………………………………………………………………………………..127 Rozdział 15……………………………………………………………………………………………………………137 Rozdział 16…………………………………………………………………………………………………………..147 Rozdział 17……………………………………………………………………………………………………………155 Rozdział 18…………………………………………………………………………………………………………..165 Rozdział 19…………………………………………………………………………………………………………..178 Rozdział 20………………………………………………………………………………………………………….187 Rozdział 21…………………………………………………………………………………………………………..196 Rozdział 22…………………………………………………………………………………………………………206 Rozdział 23…………………………………………………………………………………………………………..216 Rozdział 24………………………………………………………………………………………………………….225 Rozdział 25………………………………………………………………………………………………………….234 Rozdział 26………………………………………………………………………………………………………….243 Rozdział 27………………………………………………………………………………………………………….254 Epilog………………………………………………………………………………………………………………….262
4 JUST ONE WEEK LYNN STACEY tłum. nieof.: Agis_ka Korekta: szpiletti Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako ich prawa autorskie, tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji twórczości danego autora. Ponadto wszystkie tłumaczenia nie służą uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co za tym idzie każda osoba, wykorzystująca treść tłumaczenia w celu innym niż marketingowym, łamie prawo.
5 Rozdział 1 Jak tylko moje stopy dotknęły tego ranka podłogi wiedziałam, że dzisiaj będzie bardzo zły dzień. Mój budzik nie zadzwonił i gdy biegałam po moim jednopokojowym apartamencie w Nowym Jorku, trzydzieści minut spóźniona do pracy, nie tylko walnęłam się w palec raz, ale dwa razy, zanim wyszłam za drzwi śpiesząc się, żeby złapać metro. Ściśnięta na kanapkę pomiędzy mężczyzną, który wyglądał i pachniał jakby nie kąpał się od początku nowego milenium i kobietą, której łokieć uderzał mnie w żebra za każdym razem, kiedy przekładała stronę w plotkarskim magazynie, do czasu, gdy pociąg dojechał na moją stację umierałam za świeżym powietrzem. Pechowo powiew świeżego powietrza nie nadszedł tak szybko jakbym tego chciała, ponieważ jak tylko wyszłam z peronu łokieć, który już zdążył posiniaczyć moje żebra walnął mnie prosto w kręgosłup, przewracając na ziemię. Upadek złamał obcas w moich ulubionych ciemnoniebieskich sandałach Chanel bez pięty1 . Musiałam szurać nogą przez resztę drogi do dzielnicy mody, przy okazji padając ofiarą zaciekawionych spojrzeń przechodniów, którzy obserwowali mnie ciągnącą uszkodzony but za sobą, starając się go nie zgubić. Dopiero jak doszłam do pracy uświadomiłam sobie, że w jakimś momencie moja ciemnoniebieska spódnica w białe paski podwinęła się i zaczepiła o krawędź paska. Przeparadowałam przez całą Eight Avenue z moimi białymi babcinymi majtkami na wierzchu, pokazując je całemu światu. To wyjaśniało te dziwne spojrzenia. Spędziłam chwilę w łazience, doprowadzając się do porządku. 1 - Tylko takie znalazłam, ale nie są jakieś specjalne.
6 Westchnęłam z wdzięcznością, kiedy woda z kranu nie rozpryskała się na całej mojej białej bluzce. To byłoby po prostu fantastyczne i w ogóle niezaskakujące. Co gorsza dostałam wiadomość od mojego lekarza, abym oddzwoniła w sprawie wyników badań, które zrobiłam tydzień temu. Wiadomość z rejestracji w gabinecie lekarza została szybko umieszczona na liście ‘oddzwoń jak tylko wrócisz z L.A.’ Nie dlatego że nie jest to istotne, ale dlatego że jest na mojej liście ‘co z oczu to z serca’. Do czasu aż tego ranka przyszłam do pracy byłam taka zła i wyczerpana, że naskoczyłam na nową stażystkę, która przyniosła mi zły kubek kawy. Nigdy nie denerwowałam się na stażystów, ale ta jedna, Shelly, wyszła ze łzami w oczach i nie sprawiło to, że poczułam się lepiej. Nie lubiłam nawet kawy. Na samej górze tego wszystkiego miałam do złapania jutro rano samolot na podróż do L.A., żeby pomóc w przygotowaniach do ślubu mojej najlepszej przyjaciółki Nicole z mężczyzną z jej… i każdej kobiety w Ameryce… marzeń. Nie mogłabym być szczęśliwsza z jej powodu nawet, jeżeli bym się starała. Byłam również tak samo gotowa na wakacje. Dzisiaj definitywnie było kroplą, która przelała szalę mojego zestresowanego, męczącego i niedożywionego życia. Wszystko co potrzebuję zrobić to przetrwać lancz i moje ostatnie spotkanie z szefową Devaną, którą z niezliczonej ilości powodów, nie tak czule nazywam Devan Diablica. Jestem gotowa wziąć się do roboty, że tak powiem. ‒ Poważnie dlaczego nigdy nie mogę znaleźć długopisu, kiedy jednego potrzebuję? Przekładam jeszcze kilka papierów na biurku i słyszę, że moja współpracownica Marcia zaczyna chichotać. ‒ Mia – mówi śmiejąc się, najwyraźniej nie rozumie, że w tej chwili nie jestem w nastroju na żarty. – Sprawdź swoje włos. Przebiegam dłońmi przez włosy i znajduję. Właściwie aż dwa. Posyłam jej przepraszające spojrzenie i wyciągam je z włosów, a moje blond włosy opadają wzdłuż pleców.
7 ‒ W porządku? – pyta, podchodzi do mojego biurka i przysiada na jednym czystym rogu. Marcia jest pierwszą osobą, którą spotkałam, kiedy około półtora roku temu przeprowadziłam się do Nowego Jorku. Stała się także dla mnie drugą matką. Jest starsza, około pięćdziesiątki i ma dwójkę dzieci w szkole średniej. Ma najbardziej przyjazny uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałam i jest także jedną z kilku współpracowników w Callie, którzy nie posiadają chęci dźgnięcia cię w plecy obcasem od butów tak szybko jak obrócisz się do nich plecami. Zapisuję kilka notatek o nowych projektantach z Francji, z którymi staramy się podpisać kontrakt, celowo ignorując jej pytanie. ‒ Będzie w porządku – mówię bez przekonania, udając zajętą górą pracy, która zalega na moim biurku. Sądziłam, że wynalezienie tabletów, smartfonów i laptopów wymaże papierkową robotę, z którą muszę sobie radzić. Wygląda jednak na to, że mnoży się jak króliki za każdym razem, gdy opuszczam pokój. Jest po prostu wszędzie. ‒ Wciąż zmartwiona sprawą ze spódnicą, prawda? Zaciskam usta i podnoszę swoje zmęczone i zawstydzone oczy do jej. Mruga zarozumiale. Śmieję się w ciszy potrząsając głową. ‒ Tak o to właśnie chodzi. ‒ Wyduś to z siebie, albo powiem Devan, że omijasz lancz, żebyś mogła spotkać się z nią wcześniej. Obydwie wiemy jak bardzo ją kochasz. Wzdrygam się i rzucam w nią jednym z swoich długopisów. Szczęśliwie dla Marci ma dwójkę nastoletnich chłopców i wie jak łapać przypadkowe obiekty, zmierzające w jej kierunku. ‒ Nie zrobiłabyś tego. ‒ Zrobiłabym i wiesz o tym. Wyjdźmy stąd i pozwolę ci być suką na każdy temat, jaki cię martwi. To decyzja z kategorii wybierz mniejsze zło. Devan jest całkowicie wkurzona na mnie za wzięcie dwóch tygodni wolnego. Ale nie ma nic co mogłoby mnie zmusić do przegapienia ślubu Nicole… nawet tydzień mody we Francji, który jest zasadniczo mokrym snem każdej osoby w biznesie mody. Przeżyłam to rok temu i było to
8 marzenie spełniające się na jawie. Do kitu było, że te dwa wydarzenia zbiegały się w tym roku, ale było kilka innych międzynarodowych kupców, którzy również kwalifikowali się, jeżeli nie bardziej, niż ja. Devan nie obchodziło, kto z nią pójdzie. Dlaczego była tak wkurzona na mnie za wzięcie urlopu nie miałam pojęcia. Nie byłam pewna także czy mnie to obchodzi. Marcia uśmiecha się, ponieważ wie, że ma mnie dokładnie w tym miejscu, w którym chciała. Z pokonanym uśmiechem i dodatkowym westchnieniem dla dramatycznego efektu łapię torebkę i wychodzimy z budynku. Kiedy idziemy kawałek w dół Eight Avenue, zmierzając do naszego ulubionego baru Threads z dużą salą, ciągle trzymam dłoń na dole spódnicy, upewniając się, że nikt inny nie dostanie darmowego widoku na moje majtki. Jest dzisiaj duszno i wilgotno i nie sądzę, żebym kiedykolwiek przywykła do widoku tak dużej ilości ludzi zapychających chodnik. Jesteśmy razem ściśnięci jak sardynki w puszcze, albo jak stado wron zgromadzone na rzeź. Kelner w stylu chcę-być-modelem prowadzi nas do ogromnej sali Threads, gdzie siadamy przy stolikach ustawionych centymetry od siebie w kształt wielkiej litery U. Zewnętrzne siedzenia znajdują się przy dużej czarnej, skórzanej ścianie, a siedzenia w środku są w typie kwadratowych puf, w których możesz schować różne rzeczy i które możesz kupić w Targecie. Wyglądają szykowniej, ale wciąż… Pierwszy raz, gdy tutaj przyszłam prawie oczekiwałam, że kelnerka podniesie wieko pufy, wyciągnie srebrną zastawę i podkładki pod talerze. To zasadniczo nie daje nam także żadnej prywatności. Kiwam uprzejmie głową, ale nie przesadnie, dwóm mężczyznom w biznesowych garniturach, siedzących przy stoliku obok naszego i siadam na zewnętrznej ławie. Nienawidzę jeść lanczu siedząc na pufie. Jedynym powodem, dla którego tutaj przyszłyśmy to martini, które jest tu tanie i niesamowicie pyszne. Nie jestem zazwyczaj tą, która pije w ciągu godzin pracy, ale szybko robię wyjątek z powodu poranka, jaki miałam. W końcu zamawiamy nasze jedzenie i podsłuchuję mężczyzn siedzących obok nas, rozmawiających o ich planach na weekend… Rozmowa zawiera pewne niewłaściwe zachowania ze strony jednego z nich, gdy opowiada o zdradzaniu swojej
9 dziewczyny. Rzucam mu spojrzenie, a następnie poświęcam Marci swoją pełną uwagę. Tak jakby. W większości po prostu nie chcę rozmawiać o tym co mnie dręczy, a Marcia jest mamą nastolatków, więc ma swoje sposoby na wyciśnięcie prawdy z ciebie, kiedy się tego najmniej spodziewasz. Kiedy byłam dzieckiem miałam taką chińską bransoletkę2 . Wyglądała jak niegroźna rurka skręconego plastiku, ale gdy włożyłeś w nią palec, zaciskała się jak imadło i odmawiała wypuszczenia cię. Taka właśnie jest Marica. Bierze łyka swojego Appletini i puszcza mi oczko. ‒ Zobaczysz się ze swoim małym perkusistą, kiedy będziesz w Kalifornii? Mężczyźni siedzący centymetry od nas obracają głowy w naszą stronę. Koleś siedzący po tej samej stronie stołów co ja łypie na mnie doceniającym wzrokiem, ale jednak w stylu sprzedawcy używanych samochodów. Chcę ściągnąć oliwkę z plastikowej wykałaczki w swoim martini i ukłuć go nią w oko. To ten sam koleś, który mówił o zdradzaniu swojej dziewczyny, więc sądzę, że byłoby to totalnie usprawiedliwione. Jej ksywka dla Chase’a zawsze wywołuje u mnie uśmiech. Może i jest perkusistą, ale nie ma w nic małego. Jego oba bicepsy są tak duże jak moja głowa i swoją posturą znacznie przewyższa moje 160 cm. Ma te wielkie dłonie, które wydają się za duże, żeby skoordynować cokolwiek poza podnoszeniem ciężarów. Jednak jest w tej chwili najlepszym perkusistą w świecie rocka i jest niesamowicie utalentowany w wielu innych sprawach. Każdy pojedynczy mięsień w ciele tego mężczyzny jest definicją perfekcji, a jedna strona jego klatki piersiowej jest pokryta tatuażami. Nigdy nie uważałam, że tatuaże są seksowne, dopóki nie spotkałam Chase’a i nie prześledziłam palcami konturów tuszu na jego bicepsie, klatce i mięśniach pleców. Na Chase’ie tatuaże są seksowne jak cholera. Marcia lubi się ze mną droczyć z jego powodu, więc to jest ksywka, której używa, żeby nikt inny w biurze nie wiedział, że sypiam z kimś z zespołu Zacka Waltersa. 2
10 ‒ Taa. Będzie tam. Jest także drużbą. ‒ Aw… Jak słodko. Wy dwoje przejdziecie razem nawą. Może to proroctwo. Parskam. Pomysł wyjścia za mąż jest niedorzeczny. Jestem pewna, że gdyby Nicole była teraz tutaj leżałaby praktycznie na podłodze, zaśmiewając się do łez. Małżeństwo jest świetne, tak sądzę, dla ludzi, którzy chcą poczuć całe to ustabilizowanie, wychowywać dzieci i całą resztę. Podczas gdy jestem podekscytowana w stu i jednym procencie, z powodu tego, że Nicole dostała swoje drugie długo i szczęśliwie i dlatego, że Marcia jest szczęśliwą mężatką od ponad trzydziestu lat, to po prostu nie jest dla mnie. Nigdy. ‒ Znasz moje zdanie na temat małżeństwa, Marcia – mówię potrząsając głową i biorąc dużego łyka drinka. Marcia tylko marszczy nos na mnie jakby wąchała zakisłe mleko. ‒ Myślę, że pewnego dnia zmienisz zdanie. Potrzebujesz tylko kogoś, kto będzie wystarczająco silny, żebyś zobaczyła powód. ‒ Czy kiedykolwiek przestajesz matkować ludziom? ‒ Niee. I wiesz, że matki mają zawsze rację. Kłócenie się ze mną w tej sprawie jest zatem bezcelowe. Śmieję się, gdy wskazuje na wymyśloną kryształową kulę naprzeciwko niej, a jej oczy robią się zamglone jakby naprawdę widziała moja przyszłość. Nawet wydaje parę nucących dźwięków dla dramatycznego efektu. ‒ Przewiduję gorący, dziki seks dla ciebie w nadchodzących tygodniach. – Zamyka oczy i mruczy jeszcze bardziej. Prawie chcę ją zatrzymać, ale otwiera oczy i śmieje się ze mną. – Nie zawiedź mnie. Jesteś młoda, wspaniała i jest fantazją każdej starej, zamężnej kobiety mieć namiętny romans z gwiazdą rocka. Zasadniczo żyjesz moim marzeniem. ‒ Zamknij się – mówię przez śmiech. W duchu przewracam oczami, ale nie pozwalam jej tego zobaczyć. Nie wie, że ja i Chase nie rozmawialiśmy od sześciu miesięcy i nie mam zamiaru jej o tym mówić. Większość ludzi pomyślałoby, że moje powody są głupie. Gorący koleś chce dziewczynę, a ona odmawia dania mu czegoś więcej niż seks. Jaka kobieta by tak zrobiła?
11 Ja, najwidoczniej. Ponieważ to właśnie się stało ostatnim razem, gdy widziałam Chase’a. Nauczyłam się dawno temu, że szanse na to, że związek zadziała są w zasadzie zbliżone do zera. Jaki jest, więc cel w próbowaniu, kiedy ktoś zawsze odchodzi? To nie jest ryzyko, które jestem chętna podjąć. Chase tego nie rozumiał, więc zakończyłam najlepszy układ ‘przyjaciół z korzyściami’ jaki kiedykolwiek miałam. Nie sądzę, że odmawianie bycia czyimś okazjonalnym pieprzeniem jest ucieczką, ale stawiam na to, że on tak. Dwa tygodnie po tym jak zaczęłam unikać jego telefonów, zobaczyłam go całującego jakąś aktorkę przed restauracją w L.A. w jednym z tych późnonocnych programów plotkarskich. Poczułam to dziwne uczucie zazdrości gotujące się wewnątrz mnie. Co tylko umocniło moją decyzję trzymania się d Chase’a z daleka. Nie jest tak, że go nie lubię. Lubię. Po prostu myślę, że związki są dużo prostsze w obsłudze, kiedy nie są w nie zaangażowane emocje. Fakt, że poczułam zazdrość, albo cokolwiek w ogóle, gdy zobaczyłam Chase’a owiniętego wokół kogoś kto niedawno został nominowany do nagrody dla Najlepszej Aktorki, po prostu najzwyczajniej upewnił mnie, że podjęłam właściwą decyzję unikając go. Marcia spędza resztę naszego lanczu na opowiadaniu mi wszystkiego o jej synach i ich planach na weekend 4 lipca. Słucham uważnie i zadaję dużo pytań, aby utrzymać konwersację z dala ode mnie. Do czasu, aż nasz lancz się kończy mój humor się poprawia… prawdopodobnie dzięki pomocy drugiego martini, którego nie odmówiłam… a pozostałości po moich porannych gafach są daleko za mną. Jeżeli złe rzeczy przytrafiają się trójkami to ja już podwoiłam tę cyfrę jak na jeden dzień. Co jeszcze mogło pójść źle? ‒ Dzień dobry Devan – mówię, gdy siadam i trzymam akta klienta, które w końcu skończyłam. W ciągu pierwszych dwóch tygodni po przyjeździe do Nowego Jorku nazwałam swoją szefową Devan Diablica. Przysięgam, że gdyby kiedykolwiek się uśmiechnęła
12 zobaczyłabyś kły, albo rozdwojony język. Jest ostra jak gwóźdź, poważna, jeżeli chodzi o pracę i wymaga najwięcej od swoich pracowników, co jest świetne. Kocham wyzwania i jestem dobra w swojej pracy. Zawsze myślałam, że możesz mieć te cechy szefa bez bycia totalną suką, ale sądzę, że Devan umknęła ta notatka. Bez odwzajemnienia mojego powitania w jakikolwiek sposób, kształt czy formę pochyla się na krześle i opiera podbródek na dłoniach. Są złączone razem, a palce wskazujące uderzają w jej usta. Przypomina mi to rymowankę, której się nauczyłam się w dzieciństwie. Tutaj jest kościół, tutaj jest iglica… otwórz drzwi i popatrz na ludzi. Zduszam własny chichot wiedząc, że Devan, by tego nie doceniła. Również jestem skłonna założyć się, że nie ma pojęcia jak wygląda wnętrze kościoła. I potem uświadamiam sobie, że ona po prostu się we mnie wpatruje. Jej ciemnoniebieskie oczy praktycznie przewiercają mnie na wylot, a ciemnobrązowe włosy są związane w tyłu w wyjątkowo ciasny kok. Wygląda trochę przerażająco. Zazwyczaj nie boję się niczego, ale coś w jej postawie, poważnym spojrzeniu i wyrazie twarzy natychmiast sprawia, że staję się nerwowa. Przełykam powoli, zwalczając instynkt odwrócenia wzroku. Nigdy nie pokazuj swojemu przeciwnikowi strachu, praktycznie słyszę jak mówi do mnie mój szkolny trener tenisa. ‒ Devan? – pytam szybko i z wahaniem. Może ma po prostu wyjątkowo zły dzień. ‒ Oszczędności nie są zadowalające – mówi w końcu i kładzie dłonie na biurku, rytmicznie uderzając palcami w jasno niebieską teczkę leżącą na środku. Kiwam głową i odchylam się lekko w krześle. Już wcześniej odbyłyśmy dyskusję, dotyczącą rentowności Callie na przestrzeni kilku ubiegłych lat. Kiedy domy towarowe wciąż powstawały, my byłyśmy nowicjuszami i próbowaliśmy znaleźć naszą niszę przez produkty wysokiej klasy i na czasie dla młodej klienteli, a poprzez to uzyskać pożądany dochód netto. ‒ Rozumiem – zaczynam i otwieram jedną z teczek, którą ze sobą przyniosłam. – Dlatego pokochasz to, co uświadomiłam sobie w związku z tymi
13 szczególnymi klientami. Odkryłam, że jeżeli zmodyfikujemy czas naszych zakupów i dostosujemy do nich… Coś przewraca się w moich wnętrznościach, gdy mnie obserwuje i bezwiednie moje dłonie zaczynają się trząść. Nie obchodzą jej akta klientów, które właśnie przyniosłam. Ta wiedza przesiąka przez moje pory i biegnie przez każdy nerw kończąc w krwi i opanowuje mnie nagła niepohamowana chęć wymiotowania. Nie jest dobrze. Właściwie mam przeczucie, że jest naprawdę gównianie. ‒ Nie interesują cię akta Les Belles Chausseres prawda? – pytam, znając już odpowiedź i wiem, że nie obchodzi jej nic co trzymam w dłoniach. Powoli potrząsa głową, przesuwając niebieską teczkę po biurku w moją stronę. Jej twarz jest bez wyrazu, co powoduje, że mój brzuch ponownie się skręca. Przez ostatnie dwa lata widziałam tylko jedną ekspresję na twarzy Devan. Była to równa mieszanka królowej lodu i suki zamknięta w przerażającym spojrzeniu. Jednak teraz po prostu nie ma tam… nic. ‒ Co to jest? – pytam powoli, kładąc dłoń na teczce, gdy przysuwa ją w moją stronę. Cokolwiek jest w tej teczce nie chcę tego oglądać. Wiem to. ‒ Twój pakiet świadczeń w ramach odprawy. Nerwy, które zaledwie kilka minut temu mrowiły, eksplodują płomieniami. Czuję jak całe moje ciało staje się tak gorące, że właściwie myślę, że mogę stać w ogniu. Czas całkowicie się zatrzymuje, gdy powtarzam w mojej głowie słowa, które właśnie zostały zrzucone, dopóki nie jestem pewna, że musiałam ją źle usłyszeć. Odprawa. Musi być jakieś inne znaczenie, którego nie rozumiem. Wpatruję się w niebieską teczkę, na której zamarły moje palce. Zawisły, trzęsąc się jakbym wypiła o dwa tuziny kubków kawy za dużo podczas przerwy na lancz. Są także krwisto czerwone, co utrwala moją teorię, że płonę. Ale ciała nie mogą tak po prostu zapalić się w środku dnia, chyba że jesteś wampirem. I odkąd z pewnością nie jestem krwiopijcą muszę śnić. To jedyne logiczne wyjaśnienie, jakie mogę wymyślić. W końcu przestaję się gapić na teczkę na biurku i wracam do oczu Devan.
14 Nie mówi żadnego słowa, gdy na mnie patrzy. Unosi lekko jedną brew i momentalnie czuję chęć rzucenia się przez burko i wybicia z niej tego całego gówna. Ale wciąż się nie rusza i myślę, że może mój sen zamarzł. Może jestem czarownicą i nauczyłam się jak zatrzymywać czas. Może Marcia naprawdę wykonała jakąś dziwną magię voodoo z jej wyimaginowaną kryształową kulą podczas lanczu i to wszystko jest tylko jednym wielkim żartem ze mnie, zanim wyjadę na wakacje. Marszczę brwi i przekrzywiam głowę na lewo, wciąż pewna, że to się nie dzieje. Zostawiłam dla tej pracy całe swoje życie i rodzinę w Minneapolis. To moja wymarzona praca i poświęciłam wszystko dla tej okazji. Nie jest mi wyrywana bez żadnego wcześniejszego powiadomienia czy ostrzeżenia. Nie może być. W końcu uświadamiam sobie, że moje usta były po prostu otwarte tak jakby były złamane i zapomniałam klamerki, żeby je złączyć. Zamykam je, więc zanim zacznę się ślinić.
15 Rozdział 2 ‒ Słucham? – pytam, mój głos jest nagle suchy, surowy i zachrypnięty w każdy sposób. ‒ Dostałaś sześciotygodniową odprawę, co jest bardzo niezwykłe i bardzo hojne. ‒ Nie możesz być poważna – odpowiadam jej. Zaczyna mnie przygniatać rzeczywistość tego, że straciłam właśnie pracę. Devana w ogóle się nie porusza, kiedy zaczyna mówić. Jest jak marmurowy posąg – nieruchomy i zimny głaz, a jej twarz jest pozbawiona jakichkolwiek emocji. Zawsze wiedziałam, że jest suką, ale odkąd przyjechałam do Nowego Jorku ciężko pracowałam, żeby zasłużyć na jej szacunek. ‒ Rynek nie odbija się tak szybko jakbyśmy tego chcieli. Po prostu musimy dokonać kilku cięć, a ty jesteś jednym z ostatnich pracowników, jakich zatrudniliśmy. O mój Boże. Właśnie straciłam pracę. Wciąż mówi, ale nic nie słyszę. Mam mieszkanie, rachunki, ubezpieczenie zdrowotne. Cholera. Mam wystarczająco dużo oszczędności, żeby przetrwać przez pewien okres, ale jasna cholera tutaj nie chodzi o pieniądze. Właśnie straciłam moją wymarzoną pracę, a Devana zwala to na ekonomię i przemysł modowy. Przez ostatnich kilka lat było ciężko i teraz jest trudno gdziekolwiek znaleźć pracę. ‒ … poza tym – głos Devany przebija się przez mgłę w moim mózgu i uświadamiam sobie, że ona wciąż mówi – opuszczasz nas w najgorętszym okresie w roku. Najwyraźniej twoja kariera nie jest dla ciebie tak ważna, jak pierwotnie pozwoliłaś nam wierzyć. Moja szczęka opada ponownie z szoku, ale szybko ją zamykam. ‒ Zwalniasz mnie, ponieważ pierwszy raz od prawie dwóch lat biorę urlop?
16 Tym razem wzrusza ramionami. Wszystko co dostaję to jedno wzruszenie ramion, gdy ignoruje moje pytanie. ‒ Dział kadr – dostarczy pudło do twojego biura. Masz czas na zabranie swoich rzeczy do końca dnia pracy3 . Udanych wakacji. Moje ręce zaciskają się w pięści, gdy uświadamiam sobie, że ta rozmowa jest całkowicie skończona. Skończyła ze mną. Nigdy w całym życiu nie chciałam kogoś uderzyć tak bardzo jak w tej chwili. Bez żadnego słowa wstaję i w końcu biorę do ręki niebieską teczkę. Prawie oczekuję, że moje ciało stanie w ogniu, gdy jej dotykam. Ona musi być diabłem. Opuszczam jej biuro cicho zamykając drzwi. Chociaż zabiera to każdą uncję samokontroli, jaką mam, żeby nie trzasnąć nimi tak mocno, że roztrzaskałoby to szybę na milion ostrych odłamków rozsypanych po całym puszystym dywanie. Kiedy wchodzę do swojego biura, Marcia siedzi na krześle, gapiąc się na puste, kartonowe pudło, stojące na środku mojego biurka. Jej oczy są czerwone i wiem, że płakała. Była tutaj prawdopodobnie wtedy, kiedy DZK podrzucił pudło i z pewnością dowiedziała się, czego naprawdę dotyczyło moje spotkanie z Devaną. Nie przejmuję się zamykaniem drzwi, kiedy wchodzę. Po prostu podchodzę do okna i gapię się na miasto, starając się zrozumieć co się właśnie do cholery stało. ‒ Przykro mi. – Marcia jest dobrą przyjaciółką, ale jej słowa nie przynoszą pocieszenia. Nie odpowiadam, nie mogę zebrać myśli. Przez kilka minut milczymy, a jedynym dźwiękiem, który słyszę jest okazjonalne pociąganie nosem przez Marcie. Zaciskam powieki tak mocno jak mogę, aby powstrzymać własne łzy od wylania się. 3 Swoją drogą niezła suka z tej Devany: / może szefowie pójdą po rozum do głowy i ją zwolnią a na jej miejsce zatrudnią Mię
17 Nie dam ani Devanie ani nikomu innemu w tym biurze satysfakcji z zobaczenia mnie załamanej. W końcu obracam się do mojego biurka i podejmuję najbardziej żałosną na świecie próbę uśmiechu do Marci. ‒ W porządku – mówię i zaczynam wrzucać do pudła ramki ze zdjęciami z biurka i z półki stojącej za nim. Nie zwracam uwagi na to czy szkło pęka, gdy wrzucam wszystko do środka i nie jestem pewna czy mnie to obchodzi. ‒ Nic nie jest w porządku – mówi Marcia i powoli zaczyna wkładać bardziej osobiste przedmioty do mojego pudełka. – Nie miałam pojęcia, że to się stanie, ale nie mogę uwierzyć, że właśnie ci to zrobiła. To miejsce będzie do kitu bez ciebie. Milczymy przez kolejnych kilka minut, dopóki nie skończyłam przekopywać się przez każdą szufladę w biurku i pozostałe półki, i nie zabrałam wszystkiego, co sądziłam, że jest moje. Przez sekundę trzymam w dłoni zszywacz myśląc o Miltonie, pracowniku biurowym. Przepraszam sądzę, że maszmój zszywacz. Naciskam raz i patrzę jak idealna zszywka spada na moje biurko. W dziwny sposób jest to dobre uczucie. Jak jedna z tych bransoletek stresu, których ludzie używają, kiedy się złoszczą. Ciężar zszywacza w mojej dłoni i nacisk, gdy się otwiera i zamyka daje mi dziwne uczucie komfortu. Klikam jeszcze raz, a potem jeszcze raz. Zanim się orientuję jedynym dźwiękiem w pokoju jest klikanie powodowane przeze mnie, gdy raz za razem zaciskam ten głupi zszywacz. Niewykorzystane zszywki rozsypane są po całym pomieszczeniu. Odbijają się od biurka, stukając o mój metalowy uchwyt na długopis i telefon, po czym spadają na podłogę. Śmiech wylewa się ze mnie, zanim mogę go powstrzymać. Nie jest to życzliwy śmiech, który dzielisz z dobrym przyjacielem. To jest psychotyczny śmiech, prawdopodobnie spowodowany adrenaliną krążącą w moich żyłach i faktem, że Devana właśnie zmiażdżyła pod obcasem Louboutina4 moje marzenia jakbym była jakąś nic nieznaczącą mrówką na ulicy. 4 Christian Lubotyń – słynny projektant butów z czerwoną podeszwą.
18 Tracę zmysły. To musi być jedyna opcja. Stoję w swoim biurze z Marcią, gapiącą się na mnie i wszystko o czym mogę myśleć to cytat pracownika biurowego, trzymając w rękach własny czerwony zszywacz firmy Streamline. Pieprzyć ich. Wrzucam zszywacz do pudełka, a potem czuję dłoń Marci na przedramieniu. Po prostu na mnie patrzy, gdy moje oczy są szeroko otwarte i wciąż wydaję te trzeszczące dźwięki. To już nawet nie jest śmiech. Sądzę, że brzmi to bardziej jak wycie hieny, dopadającej swoją ofiarę. Stoję w biurze tak po prostu… stając się całkowicie szalona. Otrzeźwia mnie widok zmartwienia wypisanego na całej jej twarzy. Zamykam usta i po prostu na siebie patrzymy. Ja zastanawiam się czy ma zamiar cokolwiek powiedzieć… a ona prawdopodobnie zastanawia się czy mam zamiar podpalić ten budynek. Powoli biorę głęboki oddech i wypuszczam go głośno i powoli. ‒ Już w porządku. Marcia posyła mi spojrzenie. Jestem całkiem pewna, że mówi ono: ‘Jesteś pewna, ponieważ przed chwilą zachowywałaś się jak kompletny świr.’ ‒ Czy jest cokolwiek, co mogę dla ciebie zrobić? – pyta w końcu. Potrząsając głową spoglądam przez okno za nią. Unikam spojrzenia bezpośrednio na nią, na korzyść setek zimnych, szklanych budynków, obawiając się kolejnego ataku paniki. ‒ Nie. Sięgam, aby podnieść swoje pudło. Nie ma sensu zostawać tutaj dłużej niż to konieczne. Marcia wychodzi ze mną z biura. Obie patrzymy prosto przed siebie, gdy przemierzamy nasze piętro kierując się do windy. Prawie chcę rozejrzeć się dookoła, aby zobaczyć, dlaczego jest tak cicho, ale mogę zobaczyć niewyraźnie kątem oka ludzi obserwujących nas. Biuro nie jest ciche, ponieważ wszyscy wyszli. Biuro jest śmiertelnie ciche, ponieważ każda pojedyncza osoba, która tutaj pracuje zgromadziła się na naszym piętrze i obserwuje mnie z szeroko otwartymi ustami jak niosę swoje durne brązowe pudło. Jeżeli nie domyślili się po dźwięku mojego maniakalnego
19 śmiechu kilkanaście minut temu, że zostałam zwolniona, teraz z pewnością już wiedzą. I wszyscy przyszli patrzeć jak odchodzę. Fantastycznie. Odmawiam spojrzenia na któregokolwiek z nich, gdy w ciszy czekam z Marcią na windę. Wchodzimy do środka i zjeżdżamy trzydzieści pięter w dół, a następnie przechodzę przez hol budynku. ‒ Wykonam kilka telefonów, gdy cię nie będzie i zobaczę czy uda mi się znaleźć jakąś pracę, która mogłaby cię zainteresować – mówi w końcu, przerywając cisze. Kiwam głową, ale nie patrzę na nią. Moja adrenalina opada i mam ochotę się rozpłakać. Jeżeli spojrzę na Marcię całkowicie to stracę. Jej dłoń jest ciepła i pocieszająca na moim ramieniu. Nie przytula mnie ani nie wykonuje żadnego ruchu, żeby powiedzieć coś więcej, gdy stoimy na rogu ulicy. Jej wolna ręka podnosi się, aby zatrzymać taksówkę. Wiem, że to jest coś, co jestem w stanie całkowicie zrobić sama, ale z jakiegoś powodu jestem kompletnie zamrożona. Tysiące ludzi śpieszy przez chodnik. Korek przesuwa się na ulicy, klaksony trąbią, taksówkarze krzyczą przez okna, a ludzie rozmawiają przez komórki. Biznesmeni, modele i turyści z aparatami przewieszonymi przez szyję. Wszyscy przechodzą obok nas, idąc dalej ze swoim dniem, własnymi celami i myślami… nikt nie zauważa, że moje życie najzwyczajniej wali się dookoła mnie. Wypuszczam głośno powietrze, kiedy taksówka podjeżdża do krawężnika i patrzę jak Marcia otwiera dla mnie drzwi. Uśmiecha się do mnie smutno. Kładę pudło na tylne siedzenie i odwracam się z powrotem do niej. ‒ Dziękuję. – Brzmi to żałośnie. Ja brzmię żałośnie i nienawidzę tego. Bez ostrzeżenia przyciąga mnie mocno w matczyny uścisk. Wszystko co mogę zrobić to wdychać jej zapach i odwzajemnić uścisk. Kocham tę kobietę i nienawidzę tego, że nie będę z nią już dłużej pracować.
20 ‒ Dam ci znać, jeżeli coś znajdę. – Odsuwa się ze smutnym uśmiechem. – Weź te kilka następnych tygodni i spróbuj się zabawić. Upij się i zapomnij o Devanie i całym tym gównie. Znajdziesz szybko coś innego. Chcę wierzyć w jej zapewnienia, więc kiwam głową i gram dalej jakby to nie była absolutnie najgorsza wiadomość, jaką mogłabym usłyszeć. Spoglądam na nią ponownie, gdy siedzę w taksówce. Okno jest opuszczone, prawdopodobnie wietrząc wnętrze taksówki po poprzednim pasażerze, umożliwiając mi wyciągnięcie przez nie rąk, posłanie ostatniego smutnego uśmiechu i pomachanie Marci, zanim odjadę. ‒ Jedź, miej gorący seks z małym perkusistą i niech sprawi, że zapomnisz o całym tym syfie. – Mruga do mnie i błyska szerokim, szczerym uśmiechem. – Zajmij się dla mnie niektórymi moimi fantazjami. Śmieję się raz. Tak jakby. Jest to coś pomiędzy dźwiękiem kota wykrztuszającego kłak włosów, a szczerym śmiechem. Taksówkarz posyła mi dziwne spojrzenie. Do czasu, gdy dwadzieścia minut później taksówka podjeżdża pod mój budynek, czuję się jak robot. Łzy, z którymi walczyłam, kiedy tylko usiadłam w taksówce, wyschły. Nie sądzę, że czuję cokolwiek, gdy płacę taksówkarzowi. Wytaczam się z taksówki i używam kodu, żeby dostać się do strzeżonego budynku, żonglując jednocześnie pudełkiem pełnym osobistych przedmiotów. Kiedy wychodzę z windy na drugim końcu korytarza od mojego mieszkania, jestem całkowicie wycieńczona. Wszystko, czego chcę to wziąć kąpiel, wypić kieliszek… albo cztery… wina i nie myśleć nawet o pakowaniu się na podróż do Los Angeles. Nie mieszkam w najlepszym budynku w Nowym Jorku. Znajduje się pomiędzy Central Parkiem a Garmont District i wynajęłam go właśnie ze względu na położenie. Definitywnie nie jest ładny w żadnym znaczeniu tego słowa i ma wiele niedostatków, których nie posiadają droższe miejsca, nie ma na przykład portiera. Jest jednak
21 wystarczająco bezpieczny, a sąsiedzi są spokojni. I dlatego mi to odpowiada. Dzisiaj zauważam, że korytarz jest ciemny, tynk się kruszy i zza jednych drzwi dolatuje stęchły zapach jakiegoś azjatyckiego jedzenia… jest też mężczyzna, siedzący na korytarzu pod drzwiami do mojego mieszkania. Bardzo mało mężczyzn w moim życiu może wypełnić niewielki korytarz, jak ten właśnie. Siedzi oparty o moje drzwi z jedną nogą wyprostowaną, a drugą zgiętą w kolanie. Zajmuje prawie cały korytarz i zakładam, opierając się na tym jak jego palce wystukują rytm na jego zgiętym kolanie i prostym udzie, że potrząsa głową do muzyki. Mężczyzna jest po prostu wspaniały. Jest seksowny jak cholera i moje serce natychmiast zaczyna bić szybciej. Dlaczego tutaj jest? Chase nie zauważa mnie, dopóki nie pada na niego mój cień. Powoli patrzy w górę, opierając głowę o drzwi, gdy jego oczy wolno podążają wzdłuż mojego ciała. Normalnie to spowodowałoby, że poczułabym wszystkiego rodzaju cudowności, ale miałam naprawdę gówniany dzień i unikałam Chase’a przez miesiące. Posyła mi swój luzacki, gładki i zarozumiały uśmiech. Ma krótkie jasnobrązowe włosy na głowie. ‒ Masz włosy. – Zamykam oczy i uświadamiam sobie, że to najgłupsza rzecz, jaką mogłam powiedzieć. Zawsze ma całkowicie ogoloną głowę, a jego łysa skóra jest śliska i gładka pod moim dotykiem. ‒ W porządku? Wyglądasz jak gówno. Sześć miesięcy temu roześmiałabym się z Chase’a krytykującego mój wygląd. W większości, ponieważ wiedziałabym, że żartuje. Dzisiaj mogę wyobrazić sobie co widzi. Limonkowe szpilki, które zupełnie nie pasują do mojego stroju, ale były jedyną dodatkową parą, jaką miałam w biurze. Moja spódnica i jedwabna bluzka są pogniecione, a włosy potargane i wystające od nerwowego przeczesywania ich palcami w taksówce. Jestem też pewna, że mój nos jest czerwony, a tusz rozmazany od łez, którym w końcu pozwoliłam popłynąć w bezpiecznym zamknięciu taksówki. ‒ Ciebie również miło wiedzieć. Co tutaj robisz? – Podrzucam pudło, opierając je na biodrze.
22 Mruga i jego uśmiech znika. Domyślam się, że gdy zobaczył grymas na mojej twarzy uświadomił sobie, że nie jestem dzisiaj w nastroju do żartów. ‒ Jeżeli mnie wpuścisz to ci powiem – mówi, ale gdy to robi jego muskularna sylwetka podnosi się z podłogi i szybko staje obok mnie. Wyciąga ręce milcząco prosząc, abym oddała mu pudło. Marszczę brwi na chwilę, zanim mu je oddaję. Odkąd tu jest może równie dobrze się do czegoś przydać. Zatrzymuję się przed włożeniem klucza do zamka i patrzę na niego, zastanawiając się czy zamierza zapytać mnie, dlaczego przez ponad sześć miesięcy nie odpowiedziałam na żaden z jego telefonów. Albo, dlaczego zignorowałam fakt, że wysłał mi kwiaty na moje urodziny miesiąc temu. Ale stoi tak nieruchomo jak ja z dziwnym, pusty wyrazem twarzy. W końcu, kiedy uświadamiam sobie, że nie zamierza nic powiedzieć, macham na niego i pudło, którego nie mogę się doczekać, aby się pozbyć i wchodzę do środka swojego mieszkania.
23 Rozdział 3 ‒ Co to jest? – Ciemnoszare oczy Chase’a opadają na zawartość niezakrytego pudełka, a potem patrzy na mnie niebezpiecznie z szeroko otwartymi oczami – Straciłaś pracę? Kiwam głową i kiedy jest już w środku zamykam drzwi, ustawiając pewnie pięć zasuw we właściwych miejscach. ‒ To był całkiem gówniany dzień – przyznaję, gdy idzie za mną do kuchni. – Po prostu postaw je na stole, proszę. Proponuję Chase’owi lampkę wina, ale on rzuca mi spojrzenie, które zasadniczo mówi, że żaden mężczyzna tak męski jak on nigdy nie wypije kieliszka różowego wina. Szczęśliwie dla niego mam też piwo, więc otwieram butelkę Heinekena i przesuwam po ladzie w jego stronę. ‒ Dzięki – mówi po wzięciu pierwszego łyka i siada na stołku barowym w kuchni, opierając łokcie o blat. – Chcesz mi powiedzieć, co się stało? Przyglądam się każdej powierzchni w moim mieszkaniu, patrząc wszędzie tylko nie bezpośrednio na Chase’a. Moje uczucie działania jak automat zniknęło i teraz walczę mocno o utrzymanie emocji dnia dzisiejszego z dala od siebie. Nie chcę się przez to załamać. Nie chcę płakać przez to, że straciłam pracę. ‒ Tak naprawdę to nie wiem, jeżeli mam być całkowicie szczera. – Zaczynam i biorę łyk wina. Jest to bardziej jak haust. Chase rzuca mi zabawne spojrzenie, kiedy obserwuję jak pochłaniam wino, a następnie uzupełniam kieliszek. ‒ Dzisiaj po południu Devana wezwała mnie do swojego biura. Zrobiła wielki szum odnośnie nieodradzającej się ekonomii, a potem powiedziała coś o mnie niebędącej całkowicie oddanej skoro biorę wolne na następnych kilka tygodni. ‒ Cóż to do kitu. Masz jakieś pomysły co teraz zrobisz.
24 ‒ Nie Chase – warczę na niego i spoglądam w dół na telefon, aby sprawdzić godzinę. – Zostałam zwolniona około godziny temu, nie mam pojęcia co będę teraz robić. Potrząsa głową wiedząc, że mnie wkurzył i będąc wystarczająco mądrym, żeby nic więcej na ten temat nie powiedzieć. ‒ Dlaczego tak naprawdę tutaj jesteś? – pytam, zanim może powiedzieć coś innego. Chase czasami mnie dezorientuje. Może coś powiedzieć za pomocą swojego spojrzenia i wiem dokładnie, co ma na myśli. Czasami jednak po prostu mnie obserwuje, jak w tej chwili, i jest tam w jego umyśle cała historia, której nie wypowiada na głos, nawet, jeżeli jest na końcu jego języka. To jedna z przyczyn, przez którą przestaliśmy rozmawiać… ponieważ ciągle mnie obserwuje. ‒ Dlatego że za tobą tęskniłem? - mówi z uśmieszkiem i puszcza mi oczko, i wiem, że cokolwiek właśnie działo się w jego głowie na tę chwilę odeszło. Droczy się ze mną i to powoduje, że czuję się jakbyśmy wrócili do naszego normalnego, przyjacielskiego przekomarzania, nawet, jeżeli jest to tylko na chwilę. Wezmę to dzisiaj. Z uśmiechem po prostu przewracam oczami. Możliwe, że jest to pierwszy szczery uśmiech od czasu lanczu z Marcią. ‒ Myślałam, że jesteś w L.A. ‒ Byłem. Przebywałaś ostatnio w pobliżu Zacka i Nic? To jak oglądanie pornosów przez cały dzień. Wróciłem wcześniej w tym tygodniu, żeby się stamtąd wyrwać. – Bierze łyk i udaje zirytowanego, ale tak naprawdę go to nie obchodzi. Cholera prawdopodobnie lubi oglądać jak się obściskują. ‒ Więc dlaczego tutaj jesteś? ‒ Pomyślałem, że wpadnę i dowiem się, dlaczego nie odpowiadałaś na moje telefony. Stawiam kieliszek na blacie, a moje palce opadają w dół na zimny laminowany blat, tak, że nie widzi jak lekko się trzęsą. Co powinnam powiedzieć, co nie spowoduje, że zabrzmię jak suka, albo dziwka. Chciałam cię tylko dla seksu, a ty zacząłeś przekształcać to w coś więcej? Wzruszam ramionami, odwracam się do
25 niego plecami i ignoruję jego pytanie. Przekopuję się przez lodówkę, aby wyciągnąć jakiś ser i winogrona. Wrzucam winogrono do ust i obracam się z powrotem, gdy słyszę jak Chase wzdycha. Jest to mój znak, że odpuszcza. ‒ Dobra. Możemy to odpuścić na tę chwilę, ale wpadłem dzisiaj, ponieważ biorę dzisiaj wieczorem odrzutowiec z powrotem do Kalifornii. Pomyślałem, że oszczędzę ci komercyjnego lotu o nieludzkiej godzinie jutro o świcie. Jestem chwilowo oniemiała, że nie tylko nie naciskał dalej na sprawę z unikaniem go, ale także zaoferował mi pomoc. Dlaczego zawsze musi być tak cholernie miły? ‒ Nie dostanę zwrotu pieniędzy za bilet. – To słaba wymówka i tylko, żeby nie widzieć jak posyła mi spojrzenie, które mówi mi jak głupie to naprawdę jest, odwracam się i napełniam kieliszek. – I jeszcze nawet się nie spakowałam. Jakby to naprawdę miało jakieś znaczenie. ‒ Zamknij się, Mia. Pytam cię czy polecisz ze mną. Mogę pokryć koszty twojego biletu. – Teraz też brzmi na rozdrażnionego. Obracam się szybko, a gniew błyska mi w oczach. ‒ Nie pozwolę ci za siebie płacić. To, że straciłam dzisiaj pracę nie oznacza, że musisz płacić za mój bilet na samolot. Przesadzam. Wiem o tym. Nie mogę nawet znaleźć przyczyny, dlaczego jestem zła. ‒ Nie, dlatego… Obserwuję jak robi głęboki wdech i pociera ręką po włosach. Z taką długością, jaką mają teraz musiał zacząć je zapuszczać tak szybko jak przestałam odpowiadać na jego telefony. Ukłucie zazdrości uderza w mój brzuch na myśl o innej kobiecie, przeczesującej swoimi dłońmi jego włosy, więc biorę kolejny duży łyk wina, aby je odepchnąć. ‒ Wiesz, co nieważne. Chcę, żebyś ze mną poleciała. Zgadzasz się czy nie? Jego głos jest teraz miększy i jest ślad uśmiechu na jego ustach, ale mogę powiedzieć z napięcia w jego ciele, że wciąż jest mną poirytowany. Bez patrzenia na mnie wypija resztę piwa, wyrzuca butelkę do kosza i idzie do lodówki po następne.