Rozdzial 1
Link
Aaron Woods wziął moment na rozważenie swoich wyborów.
On wie, że i tak jest martwy. Jasno się w tym wyraziłem. Nie jestem kłamcą, i nie potrzebuję
potwierdzać moich zamiarów. Jego cierpienie nic nie robi dla mojego sumienia.
– Pieprz się – syczy, plując krwią i śliną w powietrze, w różowej mgle. – Nic ci nie powiem
– jego głowa opada, brodę opiera o pierś, i się śmieje.
Tyle wiedziałem. Nie możesz obiecać mężczyźnie śmierci i oczekiwać, że będzie
współpracować. Ale mało wie, że miałem nadzieję, iż wybierze twardszy sposób.
Uśmiecham się.
– Powiesz mi – wyjaśniam, mój głos jest niesamowicie spokojny – w jeden sposób lub inny.
Bez ostrzeżenia, moje ręka uderza, łapiąc jego mały palec. On instynktownie próbuje się
odsunąć, gdy jego oczy spotykają moje w pytaniu. Małe pop wypełnia powietrze przez jeden, idealny
moment, zanim wyrywa się z okrzykiem.
Aaron przytula dłoń do piersi, jego dobre oko jest szerokie, jego nozdrza falują z każdym
przestraszonym oddechem, który bierze. Wiem, że to boli jak suka. Przetrwałem to, ćwicząc boks.
Złamane palce to nie zabawa.
– To tylko jeden – mówię. – Masz jeszcze dwieście pięć kości. Myślisz, że jak wiele muszę
złamać, zanim dostarczysz nazwiska? Cztery? Pięć? Pięćdziesiąt?
Siadam, przybliżając do niego twarz. Wzdryga się przez moją małą odległość. – Pomyśl o
tym. Pięćdziesiąt pieprzonych kości – złamane na pół. To, co teraz czujesz, jest niczym w porównaniu
– pstrykam głośno językiem. – Czekałem na ten dzień cztery lata. Jestem cierpliwym mężczyzną.
Mogę to robić całą noc. Cały weekend, jeżeli będę musiał.
Jego spojrzenie strzela w stronę drzwi. Mogę sobie wyobrazić, co on sobie myśli. Zastanawia
się, jak daleko może zajść. Jakie ma szanse na wyjście z tego apartamentu bezpiecznie.
Zero.
Ale nie powiem mu tego drugi raz.
W zamian, uderzam go z bekhendu, moje knykcie walą w miękką skórę na jego policzku i
rzucam jego głową w ścianę z głuchym odgłosem.
– Jak ze sobą żyjesz? – pytam nagle. Naprawdę chcę poznać na to odpowiedź. – Jak kładziesz
głowę i śpisz przez noc, wiedząc, że zgwałciłeś i zamordowałeś młodą kobietę? Jak wstajesz każdego
ranka? – wdycham ostro, moje serce wali mi w uszach. – JAK?
Każdy dzień jest dla mnie walką. Jak on to robi?
Nie odpowiada. Nie patrzy na mnie. Tylko tam siedzi, wbijając plecy w kanapę, oddalając się
ode mnie tak daleko, jak może. Jego zachowanie przypomina o nadużywanym psie. Stara się sprawić,
żebym czuł się źle, próbując wykorzystać moją sympatię. To sprawia, że jestem jeszcze bardziej zły.
Obrazy ciała Aarona poruszające się na Livie, gdy się w nią wbija, pomimo jej próśb,
pojawiają się błyskawicznie w moim umyśle. Jej przerażone oczy wpatrują się w moje. Jej jęki. Jej
zimne palce sięgające moich.
Nie mam żadnego współczucia dla tego potwora.
Wstaję i odpinam mój pasek. Nagły ruch zwraca uwagę Aarona.
– Co robisz? – pyta cicho. Jego głos drży i mnie to cieszy. Tak się cieszę, że jest przerażony.
Ignoruję jego pytanie, pracując nad moim paskiem przy dżinsach. Składam go w dłoni i
pozwalam mu zastanawiać się, co planuję. Jakikolwiek scenariusz wyczarowuje jego pokręcony
umysł, i tak nie będzie tak masakryczny, jak to, co zrobili Livie.
– Wstawaj i się odwróć. Umieść dłonie na ścianie.
– Nie – mamrocze.
– To nie było pytanie – stwierdzam wolno. Daję mu kilka sekund, pozwalając mu na podjęcie
decyzji. Gdy dalej siedzi, odmawiając zrobić to, co zażądałem, zatapiam palce w jego włosach,
szarpiąc go na nogi. Zdaję sobie sprawę, gdy wbijam jego twarz w żółtą, poplamioną ścianę, jak
irytująco podobne są moje działania w porównaniu z tamtą nocą.
To mnie ogłusza i się waham.
Jeżeli to zrobię, będę lepszy od niego?
– Była taka ciasna za pierwszym razem, gdy ją pieprzyłem.
Jego oświadczenie mnie zaskakuje. Jestem tak zaskoczony, że poluźniam chwyt, pozwalając
mu obrócić ciało, aż stoi naprzeciw mnie. Uśmiecha się, jego zęby są czerwone przez krew.
– Gdy nadeszła druga runda, to było jak pieprzenie kubła wody. Rozdarliśmy. Ją.
Potykam się do tyłu, jakby mnie pchnął. Łzy palą mnie w oczy. Żółć wzrasta mi w gardle.
Nie.
NIE.
Nie wiedziałem tego. Nie...
Patrzę na niego w przerażeniu. Jak wiele razy oni ją zgwałcili, gdy leżałem nieprzytomny?
Umieszczam dłonie na twarzy, przeciągając je po włosach. Moje paznokcie wbijają się w
skórę.
NIE.
Rzucam się na niego. Moje palce zamykają się wokół jego gardła, naciskam, odcinając mu
tlen. Większość ludzi nie wie, jak proste jest kogoś udusić. Właściwa ilość nacisku we właściwym
miejscu sprowadzi nawet największego mężczyznę na kolana. Pozwalam moim palcom wbić się w
jego jabłko Adama i ściskam je.
Łapie moje nadgarstki. Stara się poluzować mój uścisk. Uderza mnie, ale nawet tego nie czuję.
Zabiję go.
Zabiję go.
Zabiję go.
Oczy Aarona zapadają się, jego ciało spada.
I wtedy zdaję sobie sprawę, że go zabijam. Zabijam go i nie mam nazwisk.
Potrzebuję nazwisk.
Uwalniam go. Jego ciało opada na podłogę. Nie jestem pewny, jak długo wpatruję się w niego.
Walczę ze sobą. Mam nadzieję, że nie żyje, bo na to nie zasługuje.
Mam nadzieję, że żyje – nie tylko dlatego, że potrzebuję nazwisk, które może dostarczyć, ale
również dlatego, że musi więcej cierpieć. I zdaję sobie sprawę, że to prawdopodobnie były jego
zamiary. Żebym się wkurzył, aż bym działał zanim myślał, kończąc to szybko. I wpadłem.
Pozwoliłem mu mnie wciągnąć, jak pieprzona przyssawka.
Trącam go butem. Odwraca się przy ruchu, lądując na plecach. Obserwuję jego pierś, aż
widzę, że unosi się w wolnym tempie.
Nie czuję ulgi.
Zgarniając mój pasek, który w którymś momencie spadł na podłogę, podczas mojego
szaleństwa, i owijam go wokół nadgarstków Aarona.
Ciągnę go dokładnie, łącząc go.
Rozdzial 2
Rocky
Korytarz jest pusty. Moje buty skrzypią na błyszczącym linoleum, gdy śpieszę się w stronę
przyciszonych głosów moich znajomych. Nasza drużyna footballu gra dzisiaj z Gainsville – naszymi
największymi rywalami. Już powinnam tam być, potrząsając pomponami i trzęsąc tyłkiem dla
drużyny. Jako starszak, nigdy więcej nie będę miała tej szansy.
Wchodzę do szatni, szukając najbliższego lustra. Wzdycham, gdy widzę moje potargane
włosy, ściągając gumkę z ciemnych kosmyków. Moje palce szybko pracują, robiąc nowego kucyka i
zawiązuję wstążkę w kolorach naszej szkoły.
Zmywam farbę z dłoni, szorując przy paznokciach. Zawsze mam je krótkie, więc to nie jest
tak zauważalne, ale to część mnie. Zawsze mam pod nimi pozostałości ze sztuki, które barwią moje
skórki, plamią ubrania albo osadzają się na włosach. Jednak mi się to podoba. Moje malunki są
częścią mnie, tak samo jak ja jestem częścią ich.
Przebiegam dłońmi pod suszarką i obracam je, upewniają się, że wszystko jest na miejscu.
Makijaż – idealny. Uniform – nieskazitelny... cóż, minus mała, niebieska kropka na końcu rękawa.
Jestem pewna, że nikt jej nie zauważy.
Uśmiecham się na moje odbicie. Wyglądam dobrze.
Rozlegają się przyciszone okrzyki, gdy pcham drzwi i idę w stronę sali gimnastycznej.
Spoglądam przez niewielkie okno oddzielające mnie od reszty klasy. Widzę moją przyjaciółkę, Cecily
– główną cheerleaderkę – patrzącą na tłum krzyczących uczniów, wypełniających trybuny. Znam ten
grymas. Nie jest szczęśliwa. Prawdopodobnie mnie szuka. I prawdopodobnie jest poważnie
wkurzona, że mnie tam nie ma. Jako perfekcjonistka, prawdopodobnie przeżywa mały atak paniki.
Zamierzam otworzyć drzwi i wyciągnąć ją z nieszczęścia, gdy dłonie chwytają moje biodra.
Ktoś szarpie mnie na swoją pierś. Wzdycham z zaskoczenia, ale nie dlatego, że jestem przestraszona.
Doug robi to cały czas – tuż zanim umieszcza pocałunek na moim policzku. Tańczyliśmy tak wokół
siebie od miesięcy, podczas gdy czekam, aż w końcu odważy się mnie gdzieś zaprosić. Jestem w nim
zauroczona od zeszłego roku, ale nasze zgranie nigdy nie pasuje. Albo ja z kimś się spotykałam, albo
on. Ale teraz oboje jesteśmy wolni od prawie czterech tygodni. Jeżeli wkrótce mnie gdzieś nie
zaprosi, myślę, że się poddam i ja go zapytam.
Jego zwyczajny pocałunek nie pojawia się. Teraz mój brzuch przekręca się z nerwów.
Może zamierza dopiero to zrobić.
Próbuję się odwrócić, więc będę mogła na niego spojrzeć, ale jego chwyt zaciska się niemal
boleśnie. Otwieram usta, żeby coś powiedzieć, ale nic z nich nie wychodzi. Jestem w szoku; moja
broda drży, jak widzę, że jego prawa ręka jedzie do góry, aż do zakrzywienia mojej piersi. Ściska ją
mocno i czuję, jak twardnieje na moich plecach, gdy wbija we mnie biodra.
Staram się odsunąć, walcząc, by się uwolnić. – Przestań – nie krzyczę. Nie mówię tego
stanowczo ani surowo. Ledwo wydycham słowa, bo nie rozumiem, dlaczego to się dzieje. Nie
pojmuję, dlaczego Doug miałby to robić.
Rzucam się z pazurami na jego dłoń. Nie chcę jej na mnie.
Jego palce mocniej wbijają się w moja pierś, jakby chciał mnie zranić. Krzyczę przez
dyskomfort. Zanim rejestruję, co robi, jego druga dłoń zakrywa moje usta i nos. Moje stopy
opuszczają podłogę. To dzieje się tak szybko. W jednym momencie, jestem krok od sali pełnej ludzi.
W następnej, jestem ciągnięta do innego pomieszczenia – szatni, którą właśnie opuściłam. Drzwi
zamykają się za nami, a on mnie zniża, aż moje czubki butów dotykają podłogi.
Jego dłoń wciąż jest na mojej twarzy. Nie mogę oddychać. Biję się, walczę. Kopię. Próbuję
drapać jego grube dłonie – moje paznokcie są zbyt krótkie, żeby doprowadzić do jakiegoś
uszkodzenia. Staram się od niego odepchnąć, ale moje stopy nie dotykają całkowicie podłogi.
Próbuję krzyknąć, ale to jest nic więcej od brzęczenia przy jego dłoni. Nigdy nie byłam
trzymana wbrew swojej woli. Przenigdy. Nikt nigdy nie próbował mnie zranić. Nikt nigdy nie dotykał
mnie w ten sposób bez mojego pozwolenia. Każda kość w moim ciele się sprzeciwia. Nie mogę
myśleć o niczym innym, oprócz uwolnienia się. Złapaniu powietrza w płuca. Ucieczce.
Rzuca mnie na ścianę, mój policzek jest przyciśnięty w zimną cegłę. Moja koszulka
podciągnęła się, więc cegła drapie moją skórę. W tej pozycji, musi zabrać dłoń i oddycham głośno.
– Jeżeli krzykniesz, zabije cię, kurwa – szepcze mi do ucha. Jego gorący oddech uderza w
moją skórę i drżę.
Garrett.
Garrett Marshall.
Przyjaciel i zawodnik z drużyny Douga.
Nie znam go dobrze. Jesteśmy bardziej znajomymi, mając wspólnych przyjaciół. Ale jesteśmy
razem w szkole od pierwszej klasy. On zawsze był dla mnie miły.
Dlaczego to robi?
Nie wiem, dlaczego nie krzyczę. Nie wydaję dźwięku, oprócz wdychania powietrza.
Garrett odpycha moje włosy z twarzy i szyi. Gest jest wolny, intymny. Kulę się. Wydaje się
spokojny, zrelaksowany.
Nie mogę przestać się trząść. Nie mogę myśleć.
Muszę się stąd wydostać. On musi przestać mnie dotykać.
– Proszę – w końcu mamroczę. – Proszę, przestań.
– Zamknij się – trzyma moją szyję, mocno przytrzymując mnie przy ścianie. Jego uścisk nie
jest mocny – wciąż mogę oddychać – ale jest wystarczająco stanowczy, żeby trzymać mnie w miejscu.
Podwija tył mojej spódnicy i znajduje pasek moich bokserek. Szybkim ruchem, spuszcza je, ukazując
moje nagie ciało.
Mijają sekundy. Nie mam pojęcia, co on za mną robi. Co myśli. Jestem naga od pasa w dół.
To jest poniżające. Upokarzające.
Czuję, jak się porusza. Czuję jak jego ręka ociera się o moją skórę. Skaczę, zaskoczona.
Zatrzymuje się na moment, wtedy słyszę metaliczny dźwięk odpinania paska. Później zamka.
Jęczę.
Nie, nie, nie, nie, nie, nie.
Każda lekcja, której się uczyliśmy w szkole podstawowej o nieznajomych
niebezpieczeństwach przebiega przez mój umysł. Nie rozmawiaj z nieznajomymi. Nie bierz
cukierków od nieznajomych. Nigdy nie akceptuj podwózki od nieznajomych. Nie otwieraj drzwi
nieznajomym. Nigdy nie mów nieznajomemu, że jesteś sama w domu.
Ani razu moja mama ani nauczyciele nie mówili nic o kimś, kogo znam.
Nikt nie nauczył mnie, jak obronić się przed kimś, kto chce mnie zgwałcić. Tylko wyjaśniali,
co zrobić po fakcie.
Garrett mnie dotyka. Jego długie palce wbijają się we mnie, głaszcząc i pompując, jakby
chciał sprawić, żebym czuła się dobrze. Jakby mógł. Jakby to było normalne. Jakby był chciany.
Moje dłonie rozpłaszczają się na ścianie, paznokcie się w nią wbijają. Czekam, aż wyciągnie
ze mnie te odrażające palce. Czekam, aż mnie puści. Łzy ze strachu, wstydu, absolutnej agonii palą
mnie w oczy.
To się nie dzieje.
To się mi nie dzieje.
Nie może.
Garrett usuwa palce i cofam się do tyłu, mając nadzieję, że go zaskoczę, ale on wciąż trzyma
dłoń na mojej szyj. Ściska; jego palce wbijają się w moje mięśnie. To boli tak bardzo, że niemal
opadam na kolana. On łatwo ustawia mnie na miejsce. Ustawia mnie, jak chce. Brzuch przy ścianie,
ramiona uniesione. Kopie w moje stopy, aż moje nogi są rozszerzone wobec jego upodobania.
Myślę, że proszę, aby przestał. Myślę, że odmawiam. Płaczę zbyt mocno, żeby być pewna.
Wiem, że wykrzykuję to w mojej głowie. Krzyczę po tatę. Po brata. Matkę. Po każdego, żeby mi
pomógł. Uratował mnie.
Jego brzuch jest przy moich plecach. Oddycha w moje włosy. Czuję jego wodę po goleniu.
Czuję, jak pociera o mnie swoją erekcję. Dławię się.
Wbija się raz mocno, chowając się do końca. Moje mięśnie zaciskają się w odpowiedzi.
Garrett jęczy, jakby to było miłe uczucie. Myślę, że zwymiotuję. Porusza się przy mnie, wyciągając
i wbijając się we mnie. Każdy raz jest torturą. Jakby rozdzierał mnie od środka, gdy we mnie wjeżdża,
mocniej i mocniej. Nie próbuje być łagodny.
Nie chcę żyć.
Wzdycha z satysfakcją. Chcę umrzeć, a on jęczy z radością.
Mój umysł się zamyka.
Przestaję z nim walczyć. Przestaję płakać. Tylko stoję w miejscu, pozwalając mu robić, co
chce. Nie wiem, ile czasu mija. Wydaje się nieskończony.
Jego ostre ruchy kończą się. Delikatnie wymawia moje imię. Jego dłoń pieści moje włosy.
Jego druga dłoń masuje sympatycznie mój kark.
– Nie mów nikomu – nuci. – To jest nasz mały sekret.
Nasz mały sekret.
Kiwam głową. Teraz zgodzę się na wszystko.
Odsuwa się i wolno się odwracam, poprawiając spódniczkę, żeby się przykryć. Wciąż czuję
się naga.
Nie chcę na niego patrzeć, ale muszę zobaczyć, co robi. Muszę zobaczyć, jak wychodzi.
Obserwuję, jak chowa teraz zwiotczałego kutasa w spodnie i zapina je. Pochyla się, zgarniając moje
bokserki i podaje mi je.
Nie poruszam się. Nie mogę. On potrząsa głową, wkurzony. Gdy robi krok w moją stronę, w
końcu się poruszam. Wyrywam je z jego ręki i szybko się odsuwam.
On czeka, przyglądając się, jak je nakładam. Jego opadłe powieki przemierzają po moim ciele.
Jestem przerażona myślami przebiegającymi przez jego umysł. Wygląda, jakby znowu chciał to
zrobić. Znowu mnie skrzywdzić.
Oszalała próbuję wymyślić jakiś sposób, żeby go powstrzymać. Coś, co mogę powiedzieć
albo zrobić, może go odstraszyć.
Szczęśliwe krzyki uczniów są głośniejsze, jakby ktoś otworzył drzwi sali. Garrett mruga,
odgarniając jakiekolwiek szalone myśli, które ma w głowie. Przebiega dłonią przez włosy, i wtedy
wychodzi przez drzwi, jakby nic się nie stało.
Padam z nóg na podłogę w uldze. Moje kolana drżą z bólu, ale to nic w porównaniu z bólem
w środku. Zostaję tak tylko przez kilka sekund. Boję się, że on wróci. Boję się, że znowu to zrobi.
Łapię drewnianą ławkę i podciągam się ostrożnie.
Jestem w połowie drogi, gdy łapie swoje odbicie w lustrze. Moja maskara jest smugami na
moich policzkach. Moje włosy wyszły z końskiego ogona. Moja bluzka jest wykrzywiona.
Patrzę się na niebieskie miejsce na skórze. Wpatruję się tak mocno, aż się rozmywa.
Nie mogę tak przejść przez korytarz.
Wszyscy będą wiedzieć, co się wydarzyło. Będą wiedzieć, co mi zrobił.
Ściągam gumkę z włosów i przeczesuję je szybko, zanim myje twarz.
Gdy zmywam maskarę z pod oczu, dochodzi do mnie, że właśnie zostałam zgwałcona.
Zostałam zgwałcona.
Zostałam zgwałcona.
Zostałam zgwałcona.
Korytarz jest pusty. Opustoszały. Moje buty skrzypią na błyszczącym linoleum, gdy śpieszę
się w stronę przyciszonych głosów.
Czekam.
Nie.
To nie jest właściwe.
Patrzę na siebie. Na mój uniform. Dlaczego mam na sobie mój stary uniform? Moja głowa
obraca się w stronę szatni, a potem w stronę drzwi do sali gimnastycznej.
Nie. Nie.
To nie jest prawdziwe. Nie ma mnie tu.
Ręce owijają się wokół mojej talii, przyciągając mnie do twardej piersi.
To nie jest prawdziwe. To nie jest prawdziwe. To. Nie. Jest. Prawdziwe.
Przebudzam się, moje serce wali w piersi. Czuję słone smugi, które pozostawiły moje łzy.
Czuję żółć w gardle.
On zawsze tam jest. Za każdym razem, gdy zamykam oczy.
Nigdy się od niego nie uwolnię.
Rozdzial 3
LINK
Jak daleko to za daleko?
Co jest punktem, z którego nie możesz wrócić?
Jaką linię musisz przekroczyć, zanim tak dawno zniknąłeś, że nie możesz już nawet siebie
poznać?
Aaron kontynuował żyć swoim życiem, jakby nie zgwałcił i nie zamordował młodej kobiety.
Jakby nie był częścią zniszczenia tak wielu rodzin. Jakby nie sprawił, że ostatnie chwile życia Livie
nie były torturą. Wszyscy ci mężczyźni po prostu ruszyli dalej. Wyszli za mąż. Mają dzieci.
Chodzą na imprezy. Do kina. Mają zabawę. Uśmiechają się i śmieją. Nie pozwalają, żeby
tamta noc miała na nich wpływ.
Więc jak daleko to za daleko?
Nie ważne jak wiele razy zadaję sobie to pytanie, wydaje się, że nie mogę znaleźć odpowiedzi.
Zawsze wracam do jednego ważnego faktu.
Livie jest martwa przez nich.
Nie rozpoznaję siebie, odkąd mnie opuściła. Była tak wielką częścią mojego życia – istotnym
kawałkiem tego, kim byłem – że bez niej, po prostu czegoś mi brakuje.
Czy to się liczy, że przekroczę tą niewidoczną linię? Jeżeli pójdę za daleko? Jeżeli nigdy nie
będę mógł wrócić?
Nie sądzę. Bo co mi tu zostało?
Nic.
W kółko mówili mi, że czas leczy rany. Czas sprawi, że będzie łatwiej.
Ale oto prawda: minęły lata, a tylko o niej wciąż mogę myśleć. Wszystkim, za czym tęsknię.
Wszystkim, czego mi brakuje. Czas nie uleczył tej straty, ani nie wypełnił tej dziury. Jeżeli cokolwiek,
tylko zabrał mnie dalej od niej.
Nie jest łatwiej.
To po prostu nie staje się łatwiejsze. I nie mogę tego znieść. Nie mogę znieść siebie. Nie mogę
znieść, że ci mężczyźni są wolni. Nieukarani. Nie mogę znieść udawania.
Hamowania siebie.
Oni muszą cierpieć – zapłacić – zanim dostanę szału.
Może już dostałem.
Rozdział 4
Rocky
Leżę w łóżku, niezdolna zasnąć. To nie jest niezwykłe. Ale powód, przez który nie mogę
zasnąć, tak. Moje myśli utknęły na Linku Elliotcie.
Nie mogę przestać zastanawiać się, co się stało, że zaczął nauczać samoobrony. Joe
powiedział, że przez dziewczynę. Że Link robi to dla niej. Kim ona była? Jego siostrą? Matką?
Dziewczyną? Żoną?
Co jej się stało?
Jeżeli znałabym odpowiedzi, może lepiej czułabym się na zajęciach. O nim. Odtwarzam
zajęcia. Co powiedział Link. Jak jego oczy spotkały moje, gdy mówił. Jak martwe jest jego
spojrzenie. Jak bardzo jego uśmiech odmienia jego twarz.
Myślę, że chcę go poznać. Zrozumieć go.
Wyobrażam sobie, jakby to było go dotknąć. Pozwolić mu mnie dotknąć.
Nie pozwalam, żeby mężczyźni mnie dotykali. Nie uprawiałam seksu z mężczyzną od czasu,
gdy Garrett mnie napadł. Teraz jedyne, co mogę robić, to spychać mężczyzn na kolana, więc mogą
zejść na mnie na dół. Muszę mieć kontrolę.
Moja potrzeba władzy przyszła do mnie przez przypadek. To było po tym, jak oskarżyciel
rzucił wiadomością, że nie będzie oskarżeń przeciwko Garrettowi. Byłam... smutna. Wściekłość jest
prawdopodobnie trafniejszym słowem.
Więc zrobiłam to, co robi każdy nastolatek, gdy musi mierzyć się ze zbyt dużym nalotem
emocji. Poszłam na imprezę i się upiłam. W tą noc zrozumiałam kilka rzeczy. Pierwszą było, że
zdałam sobie sprawę, iż lubiłam – nie, kochałam – efekt alkoholu. Byłam otępiała. Wolna. I to było
niesamowite.
Również dowiedziałam się, że Cecily, moja przyjaciółka od dzieciństwa, nie uwierzyła, że
zostałam zgwałcona, gdy bardzo otwarcie wyjaśniła – Dziwki nie mają wstępu na tą imprezę.
Doug miło zaproponował, że odwiezie mnie do domu, gdy był świadkiem, jak Cecily gardziła
mną przed wszystkim gośćmi.
Gdy jechaliśmy w ciszy, spojrzałam na Douga i dziwiłam się, że wciąż mnie pociągał. Myśl
o uprawnianiu z nim seksu nakręcała mnie i brzydziła.
I wtedy zastanawiałam się, czy Doug mógł zetrzeć to, co zrobił Garrett.
Kazałam mu zjechać na bok. Zrobił to szybko, myśląc, że źle się czułam. Powiedziałam mu,
jak wciąż czułam Garretta we mnie. Na mnie. Jego oddech i dłonie. To wszystko. Zawsze. Zapytałam
go, czy mógł to zabrać.
Gdy zapytał jak, wyjaśniłam, że nie wiedziałam. Ale potrzeba była prawdziwa.
Przytłaczająca. Konsumowała mnie. Więc zagraliśmy w niebezpieczną grę prób i błędów. Co mogłam
znieść i czego nie mogłam. Dosyć szybko zdałam sobie sprawę, że nie mogłam znieść dużo. Ale
podobała mi się ta gra, bo ją kontrolowałam. Ja go kontrolowałam. A gdy zniżył głowę i przejechał
po mnie językiem, jak mu nakazałam, podobało mi się. Podobało mi się to, bo to było miłe uczucie.
I było dobre, bo nie robił tego Garrett.
Byłam zbyt skrępowana, żeby po tym znowu zobaczyć Douga. Przestałam chodzić do szkoły,
więc nie było ciężko go unikać. Chociaż nie lubiłam być dotykana, uzależniłam się od tej nowej gry,
więc zaczęłam poszukiwać sposobów, żeby ponownie ją odegrać. Poszukiwać osoby, która w końcu
starłaby Garretta.
Jak uderzyłam w wiek, w którym mogłam pić alkohol, zaczęłam chodzić do barów. Łazienki
stały się moim pomieszczeniem wyborów, ponieważ czułam jak sztuczny sens obronny daje
publiczne miejsce. Nie myślę za dużo o tym, że łazienki są bardzo podobne do szatni.
Nie czułam dłoni mężczyzny na mnie od trzech lat. A nie mogę przestać wyobrażać sobie
dłoni Linka, sunące wzdłuż mojej gorącej skóry. Naciskając i pieszcząc we wszystkich właściwych
miejscach. Jego szorstkich palców szturchających wszystkich dziewczęcych miejsc.
Ta myśl mnie przeraża i ekscytuje w tym samym czasie.
Wsuwam jedną dłoń pod koc i zostawiam na brzuchu. Koncentruję się na ciśnieniu dotyku,
pojedynczo poruszając palcami. Gorąco dłoni na brzuchu wzbudza moją potrzebę. Rozbudza się we
mnie pobudzenie.
Uśmiech Linka pojawia się za moimi powiekami. Przewiduję, że uśmiecha się do mnie. Dla
mnie. I chcę zagrać z nim w grę.
Moje palce pracują pod paskiem moich spodenek do spania i pod moimi majtkami. Utrzymuję
dotyk łagodny, miękki, ledwo tam, gdy pieszczę wzgórek. Raz, dwa, trzy razy. Jestem taka ciepła.
Moje rzęsy dygoczą. Moje palce u stóp wbijają się w materac.
Rozchylam wargi pierwszym i serdecznym palcem, pozwalając środkowemu bawić się
mokrością. Jestem śliska i gorąca. Obchodzę dookoła śliską wilgoć wokół łechtaczki. Każdy dotyk
mnie przybliża.
Moja ręka już nie jest moją. Jest Linka. To jego palce mnie rozdzielają. Jego palce pocierają,
dotykają, zmuszając moje biodra do uniesienia się przy każdym szarpnięciu.
Jego druga ręka wślizguje się pod mój tank top, odnajdując moje piersi. Szczypie mój sutek,
najpierw łagodnie, a później mocniej, aż niemal boli. Jęczę nisko i długo. To takie dobre uczucie.
To jego dłoni – a nie ust pragnę. Chcę jego dotyku. Łaknę go.
Moja łechtaczka pulsuje przy moich palcach w błogich wstrząsach. Otwieram oczy i staram
się uspokoić oddech. Minęło tak długo, odkąd mogłam fantazjować w ten sposób o mężczyźnie.
Moja lodówka jest pusta, minus ser i pół butelki wódki.
Biorę ser, zostawiając otwarte drzwiczki dla światła, siadając na ladzie. Biorę gryza i popijam
alkoholem.
Czasami tak robię, jem i piję samotnie w środku nocy, rozważając jak znajdę siłę, żeby ruszyć
dalej. Jak mogłam się nie poddać? Dlaczego kłopoczę się z życiem, jeżeli to jest wszystko, co mam
do zaoferowania?
Nie byłam w domu od miesięcy. Za każdym razem, gdy moi rodzice dzwonią, wysyłam ich
prosto do poczty głosowej.
Odcięłam wszystkie kontakty ze znajomymi, gdy odeszłam ze szkoły po gwałcie. Niektórzy
mi wierzyli. Niektórzy wierzyli Garrettowi. Większość miała wyjebane.
Pracuję z domu, gdy mam jakąś robotę.
I nie mogę mieć prawdziwego związku z mężczyzną. Wolę zaspokajać się własną ręką.
Jestem całkiem pewna, że gdybym nie istniała, to wpłynęłoby tylko na mojego brata. Ale Joe
jest silny. Dałby radę.
Rzecz w tym, nie mam wystarczająco siły, żeby zakończyć moje życie. Nie mam ochoty
podciąć żył ani przedawkować narkotyków. Jestem zbyt zmęczona. Zbyt leniwa. Jeżeli mogłabym po
prostu przygasnąć w nieistniejącym miejscu, byłoby idealnie.
Przełykam więcej wódki. To najbliższa rzecz do zniknięcia.
Każdy dzień jest dla mnie walką. Jak on to robi?
Nie odpowiada. Nie patrzy na mnie. Tylko tam siedzi, wbijając plecy w kanapę, oddalając się
ode mnie tak daleko, jak może. Jego zachowanie przypomina o nadużywanym psie. Stara się sprawić,
żebym czuł się źle, próbując wykorzystać moją sympatię. To sprawia, że jestem jeszcze bardziej zły.
Obrazy ciała Aarona poruszające się na Livie, gdy się w nią wbija, pomimo jej próśb,
pojawiają się błyskawicznie w moim umyśle. Jej przerażone oczy wpatrują się w moje. Jej jęki. Jej
zimne palce sięgające moich.
Nie mam żadnego współczucia dla tego potwora.
Wstaję i odpinam mój pasek. Nagły ruch zwraca uwagę Aarona.
– Co robisz? – pyta cicho. Jego głos drży i mnie to cieszy. Tak się cieszę, że jest przerażony.
Ignoruję jego pytanie, pracując nad moim paskiem przy dżinsach. Składam go w dłoni i
pozwalam mu zastanawiać się, co planuję. Jakikolwiek scenariusz wyczarowuje jego pokręcony
umysł, i tak nie będzie tak masakryczny, jak to, co zrobili Livie.
– Wstawaj i się odwróć. Umieść dłonie na ścianie.
– Nie – mamrocze.
– To nie było pytanie – stwierdzam wolno. Daję mu kilka sekund, pozwalając mu na podjęcie
decyzji. Gdy dalej siedzi, odmawiając zrobić to, co zażądałem, zatapiam palce w jego włosach,
szarpiąc go na nogi. Zdaję sobie sprawę, gdy wbijam jego twarz w żółtą, poplamioną ścianę, jak
irytująco podobne są moje działania w porównaniu z tamtą nocą.
To mnie ogłusza i się waham.
Jeżeli to zrobię, będę lepszy od niego?
– Była taka ciasna za pierwszym razem, gdy ją pieprzyłem.
Jego oświadczenie mnie zaskakuje. Jestem tak zaskoczony, że poluźniam chwyt, pozwalając
mu obrócić ciało, aż stoi naprzeciw mnie. Uśmiecha się, jego zęby są czerwone przez krew.
– Gdy nadeszła druga runda, to było jak pieprzenie kubła wody. Rozdarliśmy. Ją.
Potykam się do tyłu, jakby mnie pchnął. Łzy palą mnie w oczy. Żółć wzrasta mi w gardle.
Nie.
NIE.
Nie wiedziałem tego. Nie...
Patrzę na niego w przerażeniu. Jak wiele razy oni ją zgwałcili, gdy leżałem nieprzytomny?
Umieszczam dłonie na twarzy, przeciągając je po włosach. Moje paznokcie wbijają się w
skórę.
NIE.
Rzucam się na niego. Moje palce zamykają się wokół jego gardła, naciskam, odcinając mu
nieprzydatnymi kartkami, które powinny zniknąć.
Nie mam dzisiaj siły, żeby się tym zająć. Ani innego dnia, jeżeli o to chodzi. Moje istnienie
jest powiązane z jednym i tylko jednym.
Zemstom.
Odchodzę od biurka, zganiając stertę kartek w drodze. Augie i Joe są na ringu, sparując dla
zabawy. Rzucam papiery na matę. – Aug, potrzebuję sekretarki – mówię. – Znacie kogoś, kto może
być zainteresowany?
Joe opuszcza gardę, i udziela mi pełną uwagę. Augie, będąc dupkiem, bierze z tego pełną
zaletę. Efektywnie uderza Joe prawym hakiem, wyrzucając biednego faceta z równowagi. To jest
całkowity ruch kutasa.
Augie umieszcza dłonie w rękawicach na ramienicach Joe, chichocząc. – Uczą tego w
Marines?
Joe wypluwa ustnik. – Nie, ale uczą nas, jak używać broni.
Augie rzuca okiem przez ramię, uśmiechając się. – Nigdy nie wkurzaj Marines.
– Zanotowane – odpowiadam.
– Ja mogę kogoś znać – Joe mówi, gdy schodzi z ringu. Zajmuje mi sekundę, żeby zrozumieć,
że chodzi o sekretarkę.
– Dobrze. Sprowadź ją dzisiaj. To gówno musi być posortowane – kiwam na stertę. – Będę
płacić dwanaście za godzinę.
– Zapłać mi ekstra dwanaście za godzinę i to zrobię – Augie mówi.
– Nie mogę – mówię, gdy cofam się do wyjścia. – Muszę zająć się na weekend rzeczami, więc
będziesz musiał się zająć sprawami – okręcam znak otwarte, zanim pcham drzwi.
– Co? Gdzie idziesz, człowieku? – Augie woła. – Byłeś tu dziesięć minut.
– Interesy.
Zaparkowałem przed agencją ubezpieczeniową Gregorego Anthonego. Nie wiem, dlaczego
ciągle wracam, obserwując. Czekając, aż coś spieprzy. Żeby dać mi okazję, aby go zabić.
Nie wiem, dlaczego się dręczę, skoro wiem, że nie mogę go zabić.
Ale Boże, chcę tego.
Siedzę tutaj, sam w samochodzie, moje oczy wlepione są w drzwi, i po prostu czekam. I
czekam. Im dłużej siedzę, tym bardziej zły się staję. To ciągle odgrywa się w mojej głowie. Nie
powinien mieć tego życia. Nie powinien mieć pozwolenia, żeby widzieć, jak jego córka dorasta. Nie
powinien mieć pozwolenia, żeby wracać do domu do żony każdej nocy i się z nią kochać.
Zastanawiam się, prawdopodobnie po raz milionowy, jak teraz wyglądałoby moje życie,
gdyby ci mężczyźni go nie zrujnowali. Olivia i ja bylibyśmy małżeństwem. Byłaby w ciąży z naszym
pierwszym dzieckiem. Chłopcem. Livie zawsze chciała małego chłopca. Chciała, żeby miał moje
oczy i uśmiech. Ja sekretnie pragnąłem, żeby każde nasze dziecko wyglądało jak ona.
Wyobrażam sobie, jakby wyglądała w blasku ciąży. Wiem, że byłaby całkowicie niesamowita.
Byłaby szczęśliwa. Zdenerwowana, że byłaby świeżo upieczoną mamą, ale szczęśliwa. Śmieję się
miękko, gdy wyobrażam sobie, jak czyści wszystko w zasięgu wzroku. I szał zakupów, na które by
mnie zaciągnęła, żeby przygotować wszystko dla dziecka.
Zamykam oczy i próbuję złapać oddech. Jest napięty ból w mojej piersi, sprawiając, że to
niemożliwe. Moje ramiona trzęsą się, jakbym płakał, ale nie ma łez. Już nie. Płakałem tyle, ile
mogłem.
Moje dłonie zaciskają się, formując się w pięści, i przyciągam je do piersi.
Ta męka mnie zżera.
Wszystko straciłem.
Nic nie mam.
Nie mam po co żyć. Nie mam po co walczyć.
Rozdzial 6
Rocky
Wiedziałam, że wezmę tą robotę tak szybko, jak Joe zadzwonił, mówiąc mi o niej.
Wiedziałam, że nawet gdybym nie potrzebowała pieniędzy, wciąż bym ją zaakceptowała, żeby mieć
okazję być blisko Linka.
Może to dlatego, że nie powiedział mojemu bratu o nocy, w której mnie znalazł, gdy
nieznajomy miał głowę pomiędzy moimi nogami w barowej łazience.
Może to dlatego, że próbuje pomóc kobietom. Nauczając je, jak zatrzymać atak, zanim się
wydarzy. Zanim mogą zostać złamane.
Może to dlatego, że on jest tak złamany jak ja.
Jakikolwiek powód, przyciąga mnie do niego. Jestem zaintrygowana. Ciekawa.
Joe wita mnie w drzwiach siłowni, otwierając je dla mnie. Uśmiecha się, zadowolony z faktu,
że faktycznie się pokazałam.
– Hej – mówi. – Ładnie wyglądasz.
Wkładam kosmyk włosów za ucho, gdy zwężam oczy. Nie starałam się bardziej, niż zawsze,
gdy wychodzę. Mój brat przygląda mi się, jakbym była bułką i nie podoba mi się. Przestaje, zanim
mogę coś powiedzieć.
– Zasadniczo będziesz zajmowała się papierkową robotą. Link nie podał mi żadnych
instrukcji, ale rzuciłem na nie oko. Będziesz musiała ustalić, jakie rachunki trzeba opłacić, a które
wyrzucić. I tak chyba będzie się ciągnęło.
Idę za nim do biura Linka. Kiwa głową w stronę biurka. – Możesz tu pracować. Odbieraj
telefon, jeżeli będzie dzwonić. Jeżeli masz jakieś pytania, po prostu mnie znajdź.
– Okay – odsuwam krzesło i siadam na niej.
– Wszystko dobrze?
– Yeah – mówię wolno, patrząc na niego. – Myślę, że dam sobie z tym radę.
Uśmiecha się, jego spokojne spojrzenie ukazuje dumę. Nikt nie patrzył na mnie w ten sposób
przez długi czas. To sprawia, że czuję się niezręcznie. Jakbym nie była zdolna tego zrobić. Jakbym
miała schrzanić rzeczy i go zawieść.
– Musze wyjść, ale będę blisko.
Przytakuję, przełykając ciężko. Moje oczy śledzą go do drzwi. Gdy je zamyka, wypuszczam
wolny oddech. Obracam się w krześle, rozglądając się po małym pokoju.
Dla oczywiście nie prostego mężczyzny, Link ma bardzo prosty gust, jeżeli chodzi o
dekorację. Biurko – zakopane pod stosami folderów, papierków, i pustymi kubkami styropianowymi
– jest stare, wyblakłe i poplamione.
Krzesło, na którym siedzę jest ciemne, pozdrapywane i niezaprzeczalnie wygodne.
Jest kalendarz na ścianie po prawej stronie biurka, przerzucone na zeszły miesiąc. Poprawiam
go.
Kilka plakatów sławnych bokserów wisi na innej ścianie, ale nie ma osobistych zdjęć.
Naprawdę, jedyny osobisty szczegół o Linku, o którym teraz wiem, to to, że jest
niezorganizowany i nieostrożny z napojami.
Telefon dzwoni i skaczę niespodziewanie przez przeraźliwy dźwięk. Minęło trochę czasu,
odkąd używałam prawdziwego telefonu z podstawą i słuchawką.
Podnoszę do wolno, niepewna jak odebrać. – Um, siłownia Livie. W czym mogę pomóc?
– Mogę rozmawiać z panem Elliotem, proszę? – słodki, kobiecy głos pyta.
– Uh, teraz go tu nie ma. Mogę przekazać wiadomość? – mamroczę słowa. – Tu jego
sekretarka – dodaję niepotrzebnie.
– Z tej strony Tylor z Forever Florist. Pan Elliot zamawia u nas kwiaty w każdy
poniedziałkowy poranek, ale nie słyszeliśmy od niego przez cały dzień – przerywa. Słyszę, że bierze
szybki wdech. – To nietypowe...
Nie mam pojęcia, co powiedzieć. Jeżeli nie złożył zamówienia, to nie chce kwiatów w tym
tygodniu, racja? Jaki rodzaj kwiaciarza dzwoni, gdy raz nie złożyłeś zamówienia?
– Przekażę mu wiadomość, żeby się odezwał – bazgrzę na skrawku papieru. Bezczelna pani
od kwiatów zadzwoniła.
– Och, okay. Dziękuję.
– Mm–hm – mamroczę, zanim odkładam słuchawkę.
Zdążyłam przejść przez może trzy sterty, gdy drzwi biura otwierają się. Moja głowa unosi się,
oczy spotykają Linka. Patrzy się na mnie, zmieszany. Unoszę elektryczny rachunek, żeby zobaczył.
– Jest z przed dwóch miesięcy. Jesteś świadomy, że nie pobierałeś opłat od wielu ludzi. Jak,
od połowy? Z przynajmniej dwóch miesięcy. Jak to możliwe, że to miejsce działa?
Obserwuję, jak rozpoznanie zmiękcza jego cechy, ale nie bardzo. Jego ramiona wolno
tlen. Większość ludzi nie wie, jak proste jest kogoś udusić. Właściwa ilość nacisku we właściwym
miejscu sprowadzi nawet największego mężczyznę na kolana. Pozwalam moim palcom wbić się w
jego jabłko Adama i ściskam je.
Łapie moje nadgarstki. Stara się poluzować mój uścisk. Uderza mnie, ale nawet tego nie czuję.
Zabiję go.
Zabiję go.
Zabiję go.
Oczy Aarona zapadają się, jego ciało spada.
I wtedy zdaję sobie sprawę, że go zabijam. Zabijam go i nie mam nazwisk.
Potrzebuję nazwisk.
Uwalniam go. Jego ciało opada na podłogę. Nie jestem pewny, jak długo wpatruję się w niego.
Walczę ze sobą. Mam nadzieję, że nie żyje, bo na to nie zasługuje.
Mam nadzieję, że żyje – nie tylko dlatego, że potrzebuję nazwisk, które może dostarczyć, ale
również dlatego, że musi więcej cierpieć. I zdaję sobie sprawę, że to prawdopodobnie były jego
zamiary. Żebym się wkurzył, aż bym działał zanim myślał, kończąc to szybko. I wpadłem.
Pozwoliłem mu mnie wciągnąć, jak pieprzona przyssawka.
Trącam go butem. Odwraca się przy ruchu, lądując na plecach. Obserwuję jego pierś, aż
widzę, że unosi się w wolnym tempie.
Nie czuję ulgi.
Zgarniając mój pasek, który w którymś momencie spadł na podłogę, podczas mojego
szaleństwa, i owijam go wokół nadgarstków Aarona.
Ciągnę go dokładnie, łącząc go.
sprawę, że o mnie wie. O tym, co mi się wydarzyło. Tysiące innych myśli przebiega przez mój umysł.
Nie ukazuję żadnej z nich.
– Tak.
Kiwa głową. – Jak często? Jak często o tym myślisz?
– Zawsze.
Obraca się wolno, spoglądając na mnie. Nasze oczy krzyżują się i widzę w nich zrozumienie.
I coś jeszcze. Uznanie.
Myślę, że powie coś jeszcze – wygląda, jakby chciał – ale otwiera drzwi, wychodząc bez
żadnego słowa.
I wtedy rozumiem. Nie chodzi o to, że obydwoje zostaliśmy uszkodzeni. Albo że razem
cierpimy, straciliśmy, czy jesteśmy zranienie.
Chodzi o to, że oboje przetrwaliśmy.
Rozdzial 7
Link
Jest późno, gdy wracam do domu. Rzucam kluczyki na ladę i otwieram energy drinka. Będę
go potrzebował.
Rzucam kurtkę na krzesło i idę w stronę szafy w mojej piwnicy. Szarpię za sznurek światła.
Żarówka rozświetla wilgotną, pachnącą stęchlizną przestrzeń, pozwalając mi otworzyć zamek.
Gdy otwieram drzwi, amoniak sików uderza w mój nos. Odwracam głowę i biorę głęboki
wdech. Później zdzieram taśmę, zakrywającą oczy Aarona. Jęczy, co jest stłumione przez sklejone
usta. Kawałki kleju wciąż są na jego twarzy, że nie może otworzyć oczu. Nie to, że może coś widzieć
przez opuchnięte oczy.
Pochylam się i uderzam w jego złamany palec. On krzyczy przez taśmę. Jego nozdrza falują
z każdym bolącym oddechem, ale jest niezdolny do poruszenia. Trzymany przez krzesło, do którego
go przypiąłem.
– Jesteś gotowy na współpracę?
Zajmuje mu chwilę, ale przytakuje. Odrywam taśmę z jego ust. Krzywi się z bólu, pracując
szczęką.
– Nazwiska – żądam. – Teraz.
Przeczyszcza gardło. Dźwięk jest ostry i zachrypnięty. Czekam, ramiona mam skrzyżowane
na piersi. Unosi brodę i wiem, co zamierza powiedzieć, zanim się odzywa.
– Pierdol się – chrypi.
Ściskam wargi, przytakując. Chcę go uderzyć. Chcę sprać go na kwaśne jabłko. Za to łapię
jego palec serdeczny i szarpię nim mocno. Trzask wypełnia przestrzeń echem. Krzyczy w bólu,
starając się odsunąć, ale jego ramiona są mocno przywiązane. Nie ma gdzie pójść.
Gdy uspokaja krzyki, przykładam energy drinka do jego ust, oferując mu napój. Najpierw się
waha, odrzucając płyn. Toczy się po jego brodzie, opadając i mocząc jego koszulkę. Smak musi w
końcu mu smakować, bo szeroko otwiera usta, akceptując łakomie napój.
– Dlaczego po prostu mnie nie zabijesz? – pyta, gdy nie ma już nic do picia.
– Bo nie jesteś nic warty martwy – mówię, przybliżając się do niego. On śmierdzi. Strasznie.
Niemal się dławię. – To jest twoje życie, Aaron, aż podasz mi nazwiska swoich kumpli.
– Ktoś będzie za mną tęsknił – gdy nie pojawię się w pracy albo nie oddzwonię – ktoś
zauważy.
– Cóż, Aaron – mówię, mój głos jest miękki i wolny, jakbym mówił do dziecka. – Oto chodzi
w czekaniu cztery lata na napastników. Wszystko, co mężczyzna może zrobić, to czekać i myśleć.
Robić plany. Uwierz mi, gdy mówię, że nikt nie będzie za tobą tęsknił. Jeżeli tak nie będzie,
spakowałeś się i uciekłeś. I zgaduję, że nie jesteś najbardziej niezawodną osobą. To jest
prawdopodobnie nic dla ludzi, którzy nieszczęśliwie cię znają.
– Mam sąsiadów. Jeden z nich na pewno musiał cię widzieć.
Chichoczę cicho. – Jeżeli ktoś widział, wszystko co zobaczył, to facet około twpjego
rozmiaru, noszący twoją bluzę, nosząc twoją dużą walizkę – naklejam taśmę na jego usta, klepiąc o
wiele mocniej, niż potrzeba. – Nie martw się o mój tyłek. Ty i ja, mamy tyle czasu, ile potrzeba.
Zamykam drzwi, jeszcze raz pogrążając go w ciemności.
Nie mogę znieść być w domy, wiedząc, że Aaron jest w piwnicy. Po szybkim prysznicu i
zmianie ubrania, wychodzę. Prowadzę bez celu przez godzinę, zanim zatrzymuję się przed barem Bo.
Popijam drugie piwo, gdy znajoma głowa włosów łapie moje oko. Nie mam pojęcia, ile ona
tu jest. Byłem zbyt zaabsorbowany swoim własnym nieszczęściem, żeby zauważyć. Obracam się na
siedzeniu, opierając plecy o bar i obserwuję, jak Rocky gra w bilarda z facetem wystarczająco starym,
żeby był jej ojcem. Jestem pewny, że nim nie jest, przez sposób, w jaki patrzy na jej tyłek, gdy pochyla
się nad stołem, żeby strzelić.
Wbija bile, uśmiechając się. Unosi głowę i patrzy w moją stronę. Jej uśmiech opada, gdy
spotyka moje spojrzenie. Przechylam głowę, salutując jej główką piwa. Ignorując mnie, omija stół,
zastanawiając się nad kolejnym ruchem.
Ona jest bardzo ładna, zdaję sobie sprawę. Sposób, w jaki kolor jej ciemnych oczy pasuje do
oczy. Dżinsy opinają tyłek w ładnym kształcie. Jest mała, ale z krągłościami. Moje oczy przechadzają
się po jej ciele kilka razy, z góry na dół.
Starszy facet, z którym jest, umieszcza usta blisko jej ucha. Wzdryga się, ale nie odsuwa.
Obserwuję, jak napina ciało, ramiona napięte, dłonie zwijają się w pięści. Robi mały, niemal
niewidoczny krok do tyłu, efektywnie umieszczając mały dystans między nimi.
Odpowiada, gestykulując głową w stronę łazienki. On przytakuje, łapie kij z jej dłoni, i
umieszcza go na stole. Śledzę ich spojrzeniem, gdy znikają za rogiem. Kończę piwo, rzucam kilka
pieniędzy na bar, i idę w stronę łazienki.
Rozdzial 8
Rocky
Jak–mu–na–imię patrzy na mnie chytrze. Obmacuje drzwi, szukając zamka. Nie ma żadnego,
ale za bardzo go to nie obchodzi. Jego dłoń odsuwa się i pieści kutasa przez spodnie. Odnajduję
kształt oczami, wiedząc, że nawet nie wejdę z nim w kontakt.
Jak na starszego mężczyznę, jest całkiem dobrze wyglądający. Ale to był wolny, sensualny
sposób, w jaki oblizywał wargi, który sprawił, że zaprosiłam go, żeby pograł ze mną w bilard.
Położyłabym się na stole i właśnie tam pozwoliła zjeść moją cipkę, jeżeli dzisiaj nie byłoby tylu ludzi.
Wiem, że nie powinnam tego robić. Wiem, że popełniam każdy błąd, o którym ostrzega Link
na zajęciach z samoobrony. Ale potrzebuję tego. Potrzebuję uwolnienia, rozproszenia myśli i
udowodnienia sobie, że Garrett Marshall nie jest w każdym mężczyźnie, którego poznaję.
Odpinam guziki spodni i stopniowo odpinam zamek. Moje palce znikają w środku, szumując
poprzez majtki. Cieszę się jedwabistym uczuciem. Jak–mu–na–imię przybliża się, szarpiąc za własny
zamek.
Potrząsam głową. – Na kolana – zarządzam.
Uśmiecha się, jakby znał moją grę i chce w nią grać. Obserwuję, jak opada na jedno kolano,
później na drugie. Jego głowa jest na poziomie mojego brzucha. Oblizuje usta w ten sam sposób, w
który złapał moją uwagę. Moje podbrzusze zaciska się w oczekiwaniu.
W tej pozycji, z nim gorącym, napalonym i na kolanach, ja rządzę.
Kocham to.
Nienawidzę tego.
Wyciągając dłoń ze spodni, chwytam za pas. Drzwi otwierają się z długim, głośmy kwileniem.
Odwracam wzrok od mężczyzny na mężczyznę w drzwiach.
– Wypierdalaj – Link mówi, jego głos nie zostawia pomieszczenia na argument. Mój partner
w zbrodni i tak próbuje.
– Daj spokój, człowieku. Daj nam piętnaście minut. Jesteśmy zajęci.
Mięsień w szczęce Linka drga. Oddycha ciężko i przemierza pomieszczenie trzema krokami.
Łapie jak–mu–na–imię za kołnierz koszuli, unosząc go, więc są twarzą w twarz.
– Powiedziałem wypierdalaj.
– Link – nie kończę myśli, bo zwraca to zjadliwe spojrzenie na mnie. Moje słowa umierają w
Rozdzial 2
Rocky
Korytarz jest pusty. Moje buty skrzypią na błyszczącym linoleum, gdy śpieszę się w stronę
przyciszonych głosów moich znajomych. Nasza drużyna footballu gra dzisiaj z Gainsville – naszymi
największymi rywalami. Już powinnam tam być, potrząsając pomponami i trzęsąc tyłkiem dla
drużyny. Jako starszak, nigdy więcej nie będę miała tej szansy.
Wchodzę do szatni, szukając najbliższego lustra. Wzdycham, gdy widzę moje potargane
włosy, ściągając gumkę z ciemnych kosmyków. Moje palce szybko pracują, robiąc nowego kucyka i
zawiązuję wstążkę w kolorach naszej szkoły.
Zmywam farbę z dłoni, szorując przy paznokciach. Zawsze mam je krótkie, więc to nie jest
tak zauważalne, ale to część mnie. Zawsze mam pod nimi pozostałości ze sztuki, które barwią moje
skórki, plamią ubrania albo osadzają się na włosach. Jednak mi się to podoba. Moje malunki są
częścią mnie, tak samo jak ja jestem częścią ich.
Przebiegam dłońmi pod suszarką i obracam je, upewniają się, że wszystko jest na miejscu.
Makijaż – idealny. Uniform – nieskazitelny... cóż, minus mała, niebieska kropka na końcu rękawa.
Jestem pewna, że nikt jej nie zauważy.
Uśmiecham się na moje odbicie. Wyglądam dobrze.
Rozlegają się przyciszone okrzyki, gdy pcham drzwi i idę w stronę sali gimnastycznej.
Spoglądam przez niewielkie okno oddzielające mnie od reszty klasy. Widzę moją przyjaciółkę, Cecily
– główną cheerleaderkę – patrzącą na tłum krzyczących uczniów, wypełniających trybuny. Znam ten
grymas. Nie jest szczęśliwa. Prawdopodobnie mnie szuka. I prawdopodobnie jest poważnie
wkurzona, że mnie tam nie ma. Jako perfekcjonistka, prawdopodobnie przeżywa mały atak paniki.
Zamierzam otworzyć drzwi i wyciągnąć ją z nieszczęścia, gdy dłonie chwytają moje biodra.
Ktoś szarpie mnie na swoją pierś. Wzdycham z zaskoczenia, ale nie dlatego, że jestem przestraszona.
Doug robi to cały czas – tuż zanim umieszcza pocałunek na moim policzku. Tańczyliśmy tak wokół
siebie od miesięcy, podczas gdy czekam, aż w końcu odważy się mnie gdzieś zaprosić. Jestem w nim
zauroczona od zeszłego roku, ale nasze zgranie nigdy nie pasuje. Albo ja z kimś się spotykałam, albo
on. Ale teraz oboje jesteśmy wolni od prawie czterech tygodni. Jeżeli wkrótce mnie gdzieś nie
zaprosi, myślę, że się poddam i ja go zapytam.
Jego zwyczajny pocałunek nie pojawia się. Teraz mój brzuch przekręca się z nerwów.
Może zamierza dopiero to zrobić.
Próbuję się odwrócić, więc będę mogła na niego spojrzeć, ale jego chwyt zaciska się niemal
boleśnie. Otwieram usta, żeby coś powiedzieć, ale nic z nich nie wychodzi. Jestem w szoku; moja
broda drży, jak widzę, że jego prawa ręka jedzie do góry, aż do zakrzywienia mojej piersi. Ściska ją
Rozdzial 1 Link Aaron Woods wziął moment na rozważenie swoich wyborów. On wie, że i tak jest martwy. Jasno się w tym wyraziłem. Nie jestem kłamcą, i nie potrzebuję potwierdzać moich zamiarów. Jego cierpienie nic nie robi dla mojego sumienia. – Pieprz się – syczy, plując krwią i śliną w powietrze, w różowej mgle. – Nic ci nie powiem – jego głowa opada, brodę opiera o pierś, i się śmieje. Tyle wiedziałem. Nie możesz obiecać mężczyźnie śmierci i oczekiwać, że będzie współpracować. Ale mało wie, że miałem nadzieję, iż wybierze twardszy sposób. Uśmiecham się. – Powiesz mi – wyjaśniam, mój głos jest niesamowicie spokojny – w jeden sposób lub inny. Bez ostrzeżenia, moje ręka uderza, łapiąc jego mały palec. On instynktownie próbuje się odsunąć, gdy jego oczy spotykają moje w pytaniu. Małe pop wypełnia powietrze przez jeden, idealny moment, zanim wyrywa się z okrzykiem. Aaron przytula dłoń do piersi, jego dobre oko jest szerokie, jego nozdrza falują z każdym przestraszonym oddechem, który bierze. Wiem, że to boli jak suka. Przetrwałem to, ćwicząc boks. Złamane palce to nie zabawa. – To tylko jeden – mówię. – Masz jeszcze dwieście pięć kości. Myślisz, że jak wiele muszę złamać, zanim dostarczysz nazwiska? Cztery? Pięć? Pięćdziesiąt? Siadam, przybliżając do niego twarz. Wzdryga się przez moją małą odległość. – Pomyśl o tym. Pięćdziesiąt pieprzonych kości – złamane na pół. To, co teraz czujesz, jest niczym w porównaniu – pstrykam głośno językiem. – Czekałem na ten dzień cztery lata. Jestem cierpliwym mężczyzną. Mogę to robić całą noc. Cały weekend, jeżeli będę musiał. Jego spojrzenie strzela w stronę drzwi. Mogę sobie wyobrazić, co on sobie myśli. Zastanawia się, jak daleko może zajść. Jakie ma szanse na wyjście z tego apartamentu bezpiecznie. Zero. Ale nie powiem mu tego drugi raz. W zamian, uderzam go z bekhendu, moje knykcie walą w miękką skórę na jego policzku i rzucam jego głową w ścianę z głuchym odgłosem. – Jak ze sobą żyjesz? – pytam nagle. Naprawdę chcę poznać na to odpowiedź. – Jak kładziesz głowę i śpisz przez noc, wiedząc, że zgwałciłeś i zamordowałeś młodą kobietę? Jak wstajesz każdego ranka? – wdycham ostro, moje serce wali mi w uszach. – JAK?
Każdy dzień jest dla mnie walką. Jak on to robi? Nie odpowiada. Nie patrzy na mnie. Tylko tam siedzi, wbijając plecy w kanapę, oddalając się ode mnie tak daleko, jak może. Jego zachowanie przypomina o nadużywanym psie. Stara się sprawić, żebym czuł się źle, próbując wykorzystać moją sympatię. To sprawia, że jestem jeszcze bardziej zły. Obrazy ciała Aarona poruszające się na Livie, gdy się w nią wbija, pomimo jej próśb, pojawiają się błyskawicznie w moim umyśle. Jej przerażone oczy wpatrują się w moje. Jej jęki. Jej zimne palce sięgające moich. Nie mam żadnego współczucia dla tego potwora. Wstaję i odpinam mój pasek. Nagły ruch zwraca uwagę Aarona. – Co robisz? – pyta cicho. Jego głos drży i mnie to cieszy. Tak się cieszę, że jest przerażony. Ignoruję jego pytanie, pracując nad moim paskiem przy dżinsach. Składam go w dłoni i pozwalam mu zastanawiać się, co planuję. Jakikolwiek scenariusz wyczarowuje jego pokręcony umysł, i tak nie będzie tak masakryczny, jak to, co zrobili Livie. – Wstawaj i się odwróć. Umieść dłonie na ścianie. – Nie – mamrocze. – To nie było pytanie – stwierdzam wolno. Daję mu kilka sekund, pozwalając mu na podjęcie decyzji. Gdy dalej siedzi, odmawiając zrobić to, co zażądałem, zatapiam palce w jego włosach, szarpiąc go na nogi. Zdaję sobie sprawę, gdy wbijam jego twarz w żółtą, poplamioną ścianę, jak irytująco podobne są moje działania w porównaniu z tamtą nocą. To mnie ogłusza i się waham. Jeżeli to zrobię, będę lepszy od niego? – Była taka ciasna za pierwszym razem, gdy ją pieprzyłem. Jego oświadczenie mnie zaskakuje. Jestem tak zaskoczony, że poluźniam chwyt, pozwalając mu obrócić ciało, aż stoi naprzeciw mnie. Uśmiecha się, jego zęby są czerwone przez krew. – Gdy nadeszła druga runda, to było jak pieprzenie kubła wody. Rozdarliśmy. Ją. Potykam się do tyłu, jakby mnie pchnął. Łzy palą mnie w oczy. Żółć wzrasta mi w gardle. Nie. NIE. Nie wiedziałem tego. Nie... Patrzę na niego w przerażeniu. Jak wiele razy oni ją zgwałcili, gdy leżałem nieprzytomny? Umieszczam dłonie na twarzy, przeciągając je po włosach. Moje paznokcie wbijają się w skórę. NIE. Rzucam się na niego. Moje palce zamykają się wokół jego gardła, naciskam, odcinając mu
tlen. Większość ludzi nie wie, jak proste jest kogoś udusić. Właściwa ilość nacisku we właściwym miejscu sprowadzi nawet największego mężczyznę na kolana. Pozwalam moim palcom wbić się w jego jabłko Adama i ściskam je. Łapie moje nadgarstki. Stara się poluzować mój uścisk. Uderza mnie, ale nawet tego nie czuję. Zabiję go. Zabiję go. Zabiję go. Oczy Aarona zapadają się, jego ciało spada. I wtedy zdaję sobie sprawę, że go zabijam. Zabijam go i nie mam nazwisk. Potrzebuję nazwisk. Uwalniam go. Jego ciało opada na podłogę. Nie jestem pewny, jak długo wpatruję się w niego. Walczę ze sobą. Mam nadzieję, że nie żyje, bo na to nie zasługuje. Mam nadzieję, że żyje – nie tylko dlatego, że potrzebuję nazwisk, które może dostarczyć, ale również dlatego, że musi więcej cierpieć. I zdaję sobie sprawę, że to prawdopodobnie były jego zamiary. Żebym się wkurzył, aż bym działał zanim myślał, kończąc to szybko. I wpadłem. Pozwoliłem mu mnie wciągnąć, jak pieprzona przyssawka. Trącam go butem. Odwraca się przy ruchu, lądując na plecach. Obserwuję jego pierś, aż widzę, że unosi się w wolnym tempie. Nie czuję ulgi. Zgarniając mój pasek, który w którymś momencie spadł na podłogę, podczas mojego szaleństwa, i owijam go wokół nadgarstków Aarona. Ciągnę go dokładnie, łącząc go.
Rozdzial 2 Rocky Korytarz jest pusty. Moje buty skrzypią na błyszczącym linoleum, gdy śpieszę się w stronę przyciszonych głosów moich znajomych. Nasza drużyna footballu gra dzisiaj z Gainsville – naszymi największymi rywalami. Już powinnam tam być, potrząsając pomponami i trzęsąc tyłkiem dla drużyny. Jako starszak, nigdy więcej nie będę miała tej szansy. Wchodzę do szatni, szukając najbliższego lustra. Wzdycham, gdy widzę moje potargane włosy, ściągając gumkę z ciemnych kosmyków. Moje palce szybko pracują, robiąc nowego kucyka i zawiązuję wstążkę w kolorach naszej szkoły. Zmywam farbę z dłoni, szorując przy paznokciach. Zawsze mam je krótkie, więc to nie jest tak zauważalne, ale to część mnie. Zawsze mam pod nimi pozostałości ze sztuki, które barwią moje skórki, plamią ubrania albo osadzają się na włosach. Jednak mi się to podoba. Moje malunki są częścią mnie, tak samo jak ja jestem częścią ich. Przebiegam dłońmi pod suszarką i obracam je, upewniają się, że wszystko jest na miejscu. Makijaż – idealny. Uniform – nieskazitelny... cóż, minus mała, niebieska kropka na końcu rękawa. Jestem pewna, że nikt jej nie zauważy. Uśmiecham się na moje odbicie. Wyglądam dobrze. Rozlegają się przyciszone okrzyki, gdy pcham drzwi i idę w stronę sali gimnastycznej. Spoglądam przez niewielkie okno oddzielające mnie od reszty klasy. Widzę moją przyjaciółkę, Cecily – główną cheerleaderkę – patrzącą na tłum krzyczących uczniów, wypełniających trybuny. Znam ten grymas. Nie jest szczęśliwa. Prawdopodobnie mnie szuka. I prawdopodobnie jest poważnie wkurzona, że mnie tam nie ma. Jako perfekcjonistka, prawdopodobnie przeżywa mały atak paniki. Zamierzam otworzyć drzwi i wyciągnąć ją z nieszczęścia, gdy dłonie chwytają moje biodra. Ktoś szarpie mnie na swoją pierś. Wzdycham z zaskoczenia, ale nie dlatego, że jestem przestraszona. Doug robi to cały czas – tuż zanim umieszcza pocałunek na moim policzku. Tańczyliśmy tak wokół siebie od miesięcy, podczas gdy czekam, aż w końcu odważy się mnie gdzieś zaprosić. Jestem w nim zauroczona od zeszłego roku, ale nasze zgranie nigdy nie pasuje. Albo ja z kimś się spotykałam, albo on. Ale teraz oboje jesteśmy wolni od prawie czterech tygodni. Jeżeli wkrótce mnie gdzieś nie zaprosi, myślę, że się poddam i ja go zapytam. Jego zwyczajny pocałunek nie pojawia się. Teraz mój brzuch przekręca się z nerwów. Może zamierza dopiero to zrobić. Próbuję się odwrócić, więc będę mogła na niego spojrzeć, ale jego chwyt zaciska się niemal boleśnie. Otwieram usta, żeby coś powiedzieć, ale nic z nich nie wychodzi. Jestem w szoku; moja broda drży, jak widzę, że jego prawa ręka jedzie do góry, aż do zakrzywienia mojej piersi. Ściska ją
mocno i czuję, jak twardnieje na moich plecach, gdy wbija we mnie biodra. Staram się odsunąć, walcząc, by się uwolnić. – Przestań – nie krzyczę. Nie mówię tego stanowczo ani surowo. Ledwo wydycham słowa, bo nie rozumiem, dlaczego to się dzieje. Nie pojmuję, dlaczego Doug miałby to robić. Rzucam się z pazurami na jego dłoń. Nie chcę jej na mnie. Jego palce mocniej wbijają się w moja pierś, jakby chciał mnie zranić. Krzyczę przez dyskomfort. Zanim rejestruję, co robi, jego druga dłoń zakrywa moje usta i nos. Moje stopy opuszczają podłogę. To dzieje się tak szybko. W jednym momencie, jestem krok od sali pełnej ludzi. W następnej, jestem ciągnięta do innego pomieszczenia – szatni, którą właśnie opuściłam. Drzwi zamykają się za nami, a on mnie zniża, aż moje czubki butów dotykają podłogi. Jego dłoń wciąż jest na mojej twarzy. Nie mogę oddychać. Biję się, walczę. Kopię. Próbuję drapać jego grube dłonie – moje paznokcie są zbyt krótkie, żeby doprowadzić do jakiegoś uszkodzenia. Staram się od niego odepchnąć, ale moje stopy nie dotykają całkowicie podłogi. Próbuję krzyknąć, ale to jest nic więcej od brzęczenia przy jego dłoni. Nigdy nie byłam trzymana wbrew swojej woli. Przenigdy. Nikt nigdy nie próbował mnie zranić. Nikt nigdy nie dotykał mnie w ten sposób bez mojego pozwolenia. Każda kość w moim ciele się sprzeciwia. Nie mogę myśleć o niczym innym, oprócz uwolnienia się. Złapaniu powietrza w płuca. Ucieczce. Rzuca mnie na ścianę, mój policzek jest przyciśnięty w zimną cegłę. Moja koszulka podciągnęła się, więc cegła drapie moją skórę. W tej pozycji, musi zabrać dłoń i oddycham głośno. – Jeżeli krzykniesz, zabije cię, kurwa – szepcze mi do ucha. Jego gorący oddech uderza w moją skórę i drżę. Garrett. Garrett Marshall. Przyjaciel i zawodnik z drużyny Douga. Nie znam go dobrze. Jesteśmy bardziej znajomymi, mając wspólnych przyjaciół. Ale jesteśmy razem w szkole od pierwszej klasy. On zawsze był dla mnie miły. Dlaczego to robi? Nie wiem, dlaczego nie krzyczę. Nie wydaję dźwięku, oprócz wdychania powietrza. Garrett odpycha moje włosy z twarzy i szyi. Gest jest wolny, intymny. Kulę się. Wydaje się spokojny, zrelaksowany. Nie mogę przestać się trząść. Nie mogę myśleć. Muszę się stąd wydostać. On musi przestać mnie dotykać. – Proszę – w końcu mamroczę. – Proszę, przestań. – Zamknij się – trzyma moją szyję, mocno przytrzymując mnie przy ścianie. Jego uścisk nie jest mocny – wciąż mogę oddychać – ale jest wystarczająco stanowczy, żeby trzymać mnie w miejscu. Podwija tył mojej spódnicy i znajduje pasek moich bokserek. Szybkim ruchem, spuszcza je, ukazując
moje nagie ciało. Mijają sekundy. Nie mam pojęcia, co on za mną robi. Co myśli. Jestem naga od pasa w dół. To jest poniżające. Upokarzające. Czuję, jak się porusza. Czuję jak jego ręka ociera się o moją skórę. Skaczę, zaskoczona. Zatrzymuje się na moment, wtedy słyszę metaliczny dźwięk odpinania paska. Później zamka. Jęczę. Nie, nie, nie, nie, nie, nie. Każda lekcja, której się uczyliśmy w szkole podstawowej o nieznajomych niebezpieczeństwach przebiega przez mój umysł. Nie rozmawiaj z nieznajomymi. Nie bierz cukierków od nieznajomych. Nigdy nie akceptuj podwózki od nieznajomych. Nie otwieraj drzwi nieznajomym. Nigdy nie mów nieznajomemu, że jesteś sama w domu. Ani razu moja mama ani nauczyciele nie mówili nic o kimś, kogo znam. Nikt nie nauczył mnie, jak obronić się przed kimś, kto chce mnie zgwałcić. Tylko wyjaśniali, co zrobić po fakcie. Garrett mnie dotyka. Jego długie palce wbijają się we mnie, głaszcząc i pompując, jakby chciał sprawić, żebym czuła się dobrze. Jakby mógł. Jakby to było normalne. Jakby był chciany. Moje dłonie rozpłaszczają się na ścianie, paznokcie się w nią wbijają. Czekam, aż wyciągnie ze mnie te odrażające palce. Czekam, aż mnie puści. Łzy ze strachu, wstydu, absolutnej agonii palą mnie w oczy. To się nie dzieje. To się mi nie dzieje. Nie może. Garrett usuwa palce i cofam się do tyłu, mając nadzieję, że go zaskoczę, ale on wciąż trzyma dłoń na mojej szyj. Ściska; jego palce wbijają się w moje mięśnie. To boli tak bardzo, że niemal opadam na kolana. On łatwo ustawia mnie na miejsce. Ustawia mnie, jak chce. Brzuch przy ścianie, ramiona uniesione. Kopie w moje stopy, aż moje nogi są rozszerzone wobec jego upodobania. Myślę, że proszę, aby przestał. Myślę, że odmawiam. Płaczę zbyt mocno, żeby być pewna. Wiem, że wykrzykuję to w mojej głowie. Krzyczę po tatę. Po brata. Matkę. Po każdego, żeby mi pomógł. Uratował mnie. Jego brzuch jest przy moich plecach. Oddycha w moje włosy. Czuję jego wodę po goleniu. Czuję, jak pociera o mnie swoją erekcję. Dławię się. Wbija się raz mocno, chowając się do końca. Moje mięśnie zaciskają się w odpowiedzi. Garrett jęczy, jakby to było miłe uczucie. Myślę, że zwymiotuję. Porusza się przy mnie, wyciągając i wbijając się we mnie. Każdy raz jest torturą. Jakby rozdzierał mnie od środka, gdy we mnie wjeżdża, mocniej i mocniej. Nie próbuje być łagodny. Nie chcę żyć.
Wzdycha z satysfakcją. Chcę umrzeć, a on jęczy z radością. Mój umysł się zamyka. Przestaję z nim walczyć. Przestaję płakać. Tylko stoję w miejscu, pozwalając mu robić, co chce. Nie wiem, ile czasu mija. Wydaje się nieskończony. Jego ostre ruchy kończą się. Delikatnie wymawia moje imię. Jego dłoń pieści moje włosy. Jego druga dłoń masuje sympatycznie mój kark. – Nie mów nikomu – nuci. – To jest nasz mały sekret. Nasz mały sekret. Kiwam głową. Teraz zgodzę się na wszystko. Odsuwa się i wolno się odwracam, poprawiając spódniczkę, żeby się przykryć. Wciąż czuję się naga. Nie chcę na niego patrzeć, ale muszę zobaczyć, co robi. Muszę zobaczyć, jak wychodzi. Obserwuję, jak chowa teraz zwiotczałego kutasa w spodnie i zapina je. Pochyla się, zgarniając moje bokserki i podaje mi je. Nie poruszam się. Nie mogę. On potrząsa głową, wkurzony. Gdy robi krok w moją stronę, w końcu się poruszam. Wyrywam je z jego ręki i szybko się odsuwam. On czeka, przyglądając się, jak je nakładam. Jego opadłe powieki przemierzają po moim ciele. Jestem przerażona myślami przebiegającymi przez jego umysł. Wygląda, jakby znowu chciał to zrobić. Znowu mnie skrzywdzić. Oszalała próbuję wymyślić jakiś sposób, żeby go powstrzymać. Coś, co mogę powiedzieć albo zrobić, może go odstraszyć. Szczęśliwe krzyki uczniów są głośniejsze, jakby ktoś otworzył drzwi sali. Garrett mruga, odgarniając jakiekolwiek szalone myśli, które ma w głowie. Przebiega dłonią przez włosy, i wtedy wychodzi przez drzwi, jakby nic się nie stało. Padam z nóg na podłogę w uldze. Moje kolana drżą z bólu, ale to nic w porównaniu z bólem w środku. Zostaję tak tylko przez kilka sekund. Boję się, że on wróci. Boję się, że znowu to zrobi. Łapię drewnianą ławkę i podciągam się ostrożnie. Jestem w połowie drogi, gdy łapie swoje odbicie w lustrze. Moja maskara jest smugami na moich policzkach. Moje włosy wyszły z końskiego ogona. Moja bluzka jest wykrzywiona. Patrzę się na niebieskie miejsce na skórze. Wpatruję się tak mocno, aż się rozmywa. Nie mogę tak przejść przez korytarz. Wszyscy będą wiedzieć, co się wydarzyło. Będą wiedzieć, co mi zrobił. Ściągam gumkę z włosów i przeczesuję je szybko, zanim myje twarz. Gdy zmywam maskarę z pod oczu, dochodzi do mnie, że właśnie zostałam zgwałcona. Zostałam zgwałcona.
Zostałam zgwałcona. Zostałam zgwałcona. Korytarz jest pusty. Opustoszały. Moje buty skrzypią na błyszczącym linoleum, gdy śpieszę się w stronę przyciszonych głosów. Czekam. Nie. To nie jest właściwe. Patrzę na siebie. Na mój uniform. Dlaczego mam na sobie mój stary uniform? Moja głowa obraca się w stronę szatni, a potem w stronę drzwi do sali gimnastycznej. Nie. Nie. To nie jest prawdziwe. Nie ma mnie tu. Ręce owijają się wokół mojej talii, przyciągając mnie do twardej piersi. To nie jest prawdziwe. To nie jest prawdziwe. To. Nie. Jest. Prawdziwe. Przebudzam się, moje serce wali w piersi. Czuję słone smugi, które pozostawiły moje łzy. Czuję żółć w gardle. On zawsze tam jest. Za każdym razem, gdy zamykam oczy. Nigdy się od niego nie uwolnię. Rozdzial 3
LINK Jak daleko to za daleko? Co jest punktem, z którego nie możesz wrócić? Jaką linię musisz przekroczyć, zanim tak dawno zniknąłeś, że nie możesz już nawet siebie poznać? Aaron kontynuował żyć swoim życiem, jakby nie zgwałcił i nie zamordował młodej kobiety. Jakby nie był częścią zniszczenia tak wielu rodzin. Jakby nie sprawił, że ostatnie chwile życia Livie nie były torturą. Wszyscy ci mężczyźni po prostu ruszyli dalej. Wyszli za mąż. Mają dzieci. Chodzą na imprezy. Do kina. Mają zabawę. Uśmiechają się i śmieją. Nie pozwalają, żeby tamta noc miała na nich wpływ. Więc jak daleko to za daleko? Nie ważne jak wiele razy zadaję sobie to pytanie, wydaje się, że nie mogę znaleźć odpowiedzi. Zawsze wracam do jednego ważnego faktu. Livie jest martwa przez nich. Nie rozpoznaję siebie, odkąd mnie opuściła. Była tak wielką częścią mojego życia – istotnym kawałkiem tego, kim byłem – że bez niej, po prostu czegoś mi brakuje. Czy to się liczy, że przekroczę tą niewidoczną linię? Jeżeli pójdę za daleko? Jeżeli nigdy nie będę mógł wrócić? Nie sądzę. Bo co mi tu zostało? Nic. W kółko mówili mi, że czas leczy rany. Czas sprawi, że będzie łatwiej. Ale oto prawda: minęły lata, a tylko o niej wciąż mogę myśleć. Wszystkim, za czym tęsknię. Wszystkim, czego mi brakuje. Czas nie uleczył tej straty, ani nie wypełnił tej dziury. Jeżeli cokolwiek, tylko zabrał mnie dalej od niej. Nie jest łatwiej. To po prostu nie staje się łatwiejsze. I nie mogę tego znieść. Nie mogę znieść siebie. Nie mogę znieść, że ci mężczyźni są wolni. Nieukarani. Nie mogę znieść udawania. Hamowania siebie. Oni muszą cierpieć – zapłacić – zanim dostanę szału. Może już dostałem.
Rozdział 4
Rocky Leżę w łóżku, niezdolna zasnąć. To nie jest niezwykłe. Ale powód, przez który nie mogę zasnąć, tak. Moje myśli utknęły na Linku Elliotcie. Nie mogę przestać zastanawiać się, co się stało, że zaczął nauczać samoobrony. Joe powiedział, że przez dziewczynę. Że Link robi to dla niej. Kim ona była? Jego siostrą? Matką? Dziewczyną? Żoną? Co jej się stało? Jeżeli znałabym odpowiedzi, może lepiej czułabym się na zajęciach. O nim. Odtwarzam zajęcia. Co powiedział Link. Jak jego oczy spotkały moje, gdy mówił. Jak martwe jest jego spojrzenie. Jak bardzo jego uśmiech odmienia jego twarz. Myślę, że chcę go poznać. Zrozumieć go. Wyobrażam sobie, jakby to było go dotknąć. Pozwolić mu mnie dotknąć. Nie pozwalam, żeby mężczyźni mnie dotykali. Nie uprawiałam seksu z mężczyzną od czasu, gdy Garrett mnie napadł. Teraz jedyne, co mogę robić, to spychać mężczyzn na kolana, więc mogą zejść na mnie na dół. Muszę mieć kontrolę. Moja potrzeba władzy przyszła do mnie przez przypadek. To było po tym, jak oskarżyciel rzucił wiadomością, że nie będzie oskarżeń przeciwko Garrettowi. Byłam... smutna. Wściekłość jest prawdopodobnie trafniejszym słowem. Więc zrobiłam to, co robi każdy nastolatek, gdy musi mierzyć się ze zbyt dużym nalotem emocji. Poszłam na imprezę i się upiłam. W tą noc zrozumiałam kilka rzeczy. Pierwszą było, że zdałam sobie sprawę, iż lubiłam – nie, kochałam – efekt alkoholu. Byłam otępiała. Wolna. I to było niesamowite. Również dowiedziałam się, że Cecily, moja przyjaciółka od dzieciństwa, nie uwierzyła, że zostałam zgwałcona, gdy bardzo otwarcie wyjaśniła – Dziwki nie mają wstępu na tą imprezę. Doug miło zaproponował, że odwiezie mnie do domu, gdy był świadkiem, jak Cecily gardziła mną przed wszystkim gośćmi. Gdy jechaliśmy w ciszy, spojrzałam na Douga i dziwiłam się, że wciąż mnie pociągał. Myśl o uprawnianiu z nim seksu nakręcała mnie i brzydziła. I wtedy zastanawiałam się, czy Doug mógł zetrzeć to, co zrobił Garrett. Kazałam mu zjechać na bok. Zrobił to szybko, myśląc, że źle się czułam. Powiedziałam mu, jak wciąż czułam Garretta we mnie. Na mnie. Jego oddech i dłonie. To wszystko. Zawsze. Zapytałam go, czy mógł to zabrać.
Gdy zapytał jak, wyjaśniłam, że nie wiedziałam. Ale potrzeba była prawdziwa. Przytłaczająca. Konsumowała mnie. Więc zagraliśmy w niebezpieczną grę prób i błędów. Co mogłam znieść i czego nie mogłam. Dosyć szybko zdałam sobie sprawę, że nie mogłam znieść dużo. Ale podobała mi się ta gra, bo ją kontrolowałam. Ja go kontrolowałam. A gdy zniżył głowę i przejechał po mnie językiem, jak mu nakazałam, podobało mi się. Podobało mi się to, bo to było miłe uczucie. I było dobre, bo nie robił tego Garrett. Byłam zbyt skrępowana, żeby po tym znowu zobaczyć Douga. Przestałam chodzić do szkoły, więc nie było ciężko go unikać. Chociaż nie lubiłam być dotykana, uzależniłam się od tej nowej gry, więc zaczęłam poszukiwać sposobów, żeby ponownie ją odegrać. Poszukiwać osoby, która w końcu starłaby Garretta. Jak uderzyłam w wiek, w którym mogłam pić alkohol, zaczęłam chodzić do barów. Łazienki stały się moim pomieszczeniem wyborów, ponieważ czułam jak sztuczny sens obronny daje publiczne miejsce. Nie myślę za dużo o tym, że łazienki są bardzo podobne do szatni. Nie czułam dłoni mężczyzny na mnie od trzech lat. A nie mogę przestać wyobrażać sobie dłoni Linka, sunące wzdłuż mojej gorącej skóry. Naciskając i pieszcząc we wszystkich właściwych miejscach. Jego szorstkich palców szturchających wszystkich dziewczęcych miejsc. Ta myśl mnie przeraża i ekscytuje w tym samym czasie. Wsuwam jedną dłoń pod koc i zostawiam na brzuchu. Koncentruję się na ciśnieniu dotyku, pojedynczo poruszając palcami. Gorąco dłoni na brzuchu wzbudza moją potrzebę. Rozbudza się we mnie pobudzenie. Uśmiech Linka pojawia się za moimi powiekami. Przewiduję, że uśmiecha się do mnie. Dla mnie. I chcę zagrać z nim w grę. Moje palce pracują pod paskiem moich spodenek do spania i pod moimi majtkami. Utrzymuję dotyk łagodny, miękki, ledwo tam, gdy pieszczę wzgórek. Raz, dwa, trzy razy. Jestem taka ciepła. Moje rzęsy dygoczą. Moje palce u stóp wbijają się w materac. Rozchylam wargi pierwszym i serdecznym palcem, pozwalając środkowemu bawić się mokrością. Jestem śliska i gorąca. Obchodzę dookoła śliską wilgoć wokół łechtaczki. Każdy dotyk mnie przybliża. Moja ręka już nie jest moją. Jest Linka. To jego palce mnie rozdzielają. Jego palce pocierają, dotykają, zmuszając moje biodra do uniesienia się przy każdym szarpnięciu. Jego druga ręka wślizguje się pod mój tank top, odnajdując moje piersi. Szczypie mój sutek, najpierw łagodnie, a później mocniej, aż niemal boli. Jęczę nisko i długo. To takie dobre uczucie. To jego dłoni – a nie ust pragnę. Chcę jego dotyku. Łaknę go. Moja łechtaczka pulsuje przy moich palcach w błogich wstrząsach. Otwieram oczy i staram się uspokoić oddech. Minęło tak długo, odkąd mogłam fantazjować w ten sposób o mężczyźnie.
Moja lodówka jest pusta, minus ser i pół butelki wódki. Biorę ser, zostawiając otwarte drzwiczki dla światła, siadając na ladzie. Biorę gryza i popijam alkoholem. Czasami tak robię, jem i piję samotnie w środku nocy, rozważając jak znajdę siłę, żeby ruszyć dalej. Jak mogłam się nie poddać? Dlaczego kłopoczę się z życiem, jeżeli to jest wszystko, co mam do zaoferowania? Nie byłam w domu od miesięcy. Za każdym razem, gdy moi rodzice dzwonią, wysyłam ich prosto do poczty głosowej. Odcięłam wszystkie kontakty ze znajomymi, gdy odeszłam ze szkoły po gwałcie. Niektórzy mi wierzyli. Niektórzy wierzyli Garrettowi. Większość miała wyjebane. Pracuję z domu, gdy mam jakąś robotę. I nie mogę mieć prawdziwego związku z mężczyzną. Wolę zaspokajać się własną ręką. Jestem całkiem pewna, że gdybym nie istniała, to wpłynęłoby tylko na mojego brata. Ale Joe jest silny. Dałby radę. Rzecz w tym, nie mam wystarczająco siły, żeby zakończyć moje życie. Nie mam ochoty podciąć żył ani przedawkować narkotyków. Jestem zbyt zmęczona. Zbyt leniwa. Jeżeli mogłabym po prostu przygasnąć w nieistniejącym miejscu, byłoby idealnie. Przełykam więcej wódki. To najbliższa rzecz do zniknięcia.
Każdy dzień jest dla mnie walką. Jak on to robi? Nie odpowiada. Nie patrzy na mnie. Tylko tam siedzi, wbijając plecy w kanapę, oddalając się ode mnie tak daleko, jak może. Jego zachowanie przypomina o nadużywanym psie. Stara się sprawić, żebym czuł się źle, próbując wykorzystać moją sympatię. To sprawia, że jestem jeszcze bardziej zły. Obrazy ciała Aarona poruszające się na Livie, gdy się w nią wbija, pomimo jej próśb, pojawiają się błyskawicznie w moim umyśle. Jej przerażone oczy wpatrują się w moje. Jej jęki. Jej zimne palce sięgające moich. Nie mam żadnego współczucia dla tego potwora. Wstaję i odpinam mój pasek. Nagły ruch zwraca uwagę Aarona. – Co robisz? – pyta cicho. Jego głos drży i mnie to cieszy. Tak się cieszę, że jest przerażony. Ignoruję jego pytanie, pracując nad moim paskiem przy dżinsach. Składam go w dłoni i pozwalam mu zastanawiać się, co planuję. Jakikolwiek scenariusz wyczarowuje jego pokręcony umysł, i tak nie będzie tak masakryczny, jak to, co zrobili Livie. – Wstawaj i się odwróć. Umieść dłonie na ścianie. – Nie – mamrocze. – To nie było pytanie – stwierdzam wolno. Daję mu kilka sekund, pozwalając mu na podjęcie decyzji. Gdy dalej siedzi, odmawiając zrobić to, co zażądałem, zatapiam palce w jego włosach, szarpiąc go na nogi. Zdaję sobie sprawę, gdy wbijam jego twarz w żółtą, poplamioną ścianę, jak irytująco podobne są moje działania w porównaniu z tamtą nocą. To mnie ogłusza i się waham. Jeżeli to zrobię, będę lepszy od niego? – Była taka ciasna za pierwszym razem, gdy ją pieprzyłem. Jego oświadczenie mnie zaskakuje. Jestem tak zaskoczony, że poluźniam chwyt, pozwalając mu obrócić ciało, aż stoi naprzeciw mnie. Uśmiecha się, jego zęby są czerwone przez krew. – Gdy nadeszła druga runda, to było jak pieprzenie kubła wody. Rozdarliśmy. Ją. Potykam się do tyłu, jakby mnie pchnął. Łzy palą mnie w oczy. Żółć wzrasta mi w gardle. Nie. NIE. Nie wiedziałem tego. Nie... Patrzę na niego w przerażeniu. Jak wiele razy oni ją zgwałcili, gdy leżałem nieprzytomny? Umieszczam dłonie na twarzy, przeciągając je po włosach. Moje paznokcie wbijają się w skórę. NIE. Rzucam się na niego. Moje palce zamykają się wokół jego gardła, naciskam, odcinając mu
nieprzydatnymi kartkami, które powinny zniknąć. Nie mam dzisiaj siły, żeby się tym zająć. Ani innego dnia, jeżeli o to chodzi. Moje istnienie jest powiązane z jednym i tylko jednym. Zemstom. Odchodzę od biurka, zganiając stertę kartek w drodze. Augie i Joe są na ringu, sparując dla zabawy. Rzucam papiery na matę. – Aug, potrzebuję sekretarki – mówię. – Znacie kogoś, kto może być zainteresowany? Joe opuszcza gardę, i udziela mi pełną uwagę. Augie, będąc dupkiem, bierze z tego pełną zaletę. Efektywnie uderza Joe prawym hakiem, wyrzucając biednego faceta z równowagi. To jest całkowity ruch kutasa. Augie umieszcza dłonie w rękawicach na ramienicach Joe, chichocząc. – Uczą tego w Marines? Joe wypluwa ustnik. – Nie, ale uczą nas, jak używać broni. Augie rzuca okiem przez ramię, uśmiechając się. – Nigdy nie wkurzaj Marines. – Zanotowane – odpowiadam. – Ja mogę kogoś znać – Joe mówi, gdy schodzi z ringu. Zajmuje mi sekundę, żeby zrozumieć, że chodzi o sekretarkę. – Dobrze. Sprowadź ją dzisiaj. To gówno musi być posortowane – kiwam na stertę. – Będę płacić dwanaście za godzinę. – Zapłać mi ekstra dwanaście za godzinę i to zrobię – Augie mówi. – Nie mogę – mówię, gdy cofam się do wyjścia. – Muszę zająć się na weekend rzeczami, więc będziesz musiał się zająć sprawami – okręcam znak otwarte, zanim pcham drzwi. – Co? Gdzie idziesz, człowieku? – Augie woła. – Byłeś tu dziesięć minut. – Interesy. Zaparkowałem przed agencją ubezpieczeniową Gregorego Anthonego. Nie wiem, dlaczego ciągle wracam, obserwując. Czekając, aż coś spieprzy. Żeby dać mi okazję, aby go zabić. Nie wiem, dlaczego się dręczę, skoro wiem, że nie mogę go zabić. Ale Boże, chcę tego. Siedzę tutaj, sam w samochodzie, moje oczy wlepione są w drzwi, i po prostu czekam. I czekam. Im dłużej siedzę, tym bardziej zły się staję. To ciągle odgrywa się w mojej głowie. Nie powinien mieć tego życia. Nie powinien mieć pozwolenia, żeby widzieć, jak jego córka dorasta. Nie
powinien mieć pozwolenia, żeby wracać do domu do żony każdej nocy i się z nią kochać. Zastanawiam się, prawdopodobnie po raz milionowy, jak teraz wyglądałoby moje życie, gdyby ci mężczyźni go nie zrujnowali. Olivia i ja bylibyśmy małżeństwem. Byłaby w ciąży z naszym pierwszym dzieckiem. Chłopcem. Livie zawsze chciała małego chłopca. Chciała, żeby miał moje oczy i uśmiech. Ja sekretnie pragnąłem, żeby każde nasze dziecko wyglądało jak ona. Wyobrażam sobie, jakby wyglądała w blasku ciąży. Wiem, że byłaby całkowicie niesamowita. Byłaby szczęśliwa. Zdenerwowana, że byłaby świeżo upieczoną mamą, ale szczęśliwa. Śmieję się miękko, gdy wyobrażam sobie, jak czyści wszystko w zasięgu wzroku. I szał zakupów, na które by mnie zaciągnęła, żeby przygotować wszystko dla dziecka. Zamykam oczy i próbuję złapać oddech. Jest napięty ból w mojej piersi, sprawiając, że to niemożliwe. Moje ramiona trzęsą się, jakbym płakał, ale nie ma łez. Już nie. Płakałem tyle, ile mogłem. Moje dłonie zaciskają się, formując się w pięści, i przyciągam je do piersi. Ta męka mnie zżera. Wszystko straciłem. Nic nie mam. Nie mam po co żyć. Nie mam po co walczyć.
Rozdzial 6 Rocky Wiedziałam, że wezmę tą robotę tak szybko, jak Joe zadzwonił, mówiąc mi o niej. Wiedziałam, że nawet gdybym nie potrzebowała pieniędzy, wciąż bym ją zaakceptowała, żeby mieć okazję być blisko Linka. Może to dlatego, że nie powiedział mojemu bratu o nocy, w której mnie znalazł, gdy nieznajomy miał głowę pomiędzy moimi nogami w barowej łazience. Może to dlatego, że próbuje pomóc kobietom. Nauczając je, jak zatrzymać atak, zanim się wydarzy. Zanim mogą zostać złamane. Może to dlatego, że on jest tak złamany jak ja. Jakikolwiek powód, przyciąga mnie do niego. Jestem zaintrygowana. Ciekawa. Joe wita mnie w drzwiach siłowni, otwierając je dla mnie. Uśmiecha się, zadowolony z faktu, że faktycznie się pokazałam. – Hej – mówi. – Ładnie wyglądasz. Wkładam kosmyk włosów za ucho, gdy zwężam oczy. Nie starałam się bardziej, niż zawsze, gdy wychodzę. Mój brat przygląda mi się, jakbym była bułką i nie podoba mi się. Przestaje, zanim mogę coś powiedzieć. – Zasadniczo będziesz zajmowała się papierkową robotą. Link nie podał mi żadnych instrukcji, ale rzuciłem na nie oko. Będziesz musiała ustalić, jakie rachunki trzeba opłacić, a które wyrzucić. I tak chyba będzie się ciągnęło. Idę za nim do biura Linka. Kiwa głową w stronę biurka. – Możesz tu pracować. Odbieraj telefon, jeżeli będzie dzwonić. Jeżeli masz jakieś pytania, po prostu mnie znajdź. – Okay – odsuwam krzesło i siadam na niej. – Wszystko dobrze? – Yeah – mówię wolno, patrząc na niego. – Myślę, że dam sobie z tym radę. Uśmiecha się, jego spokojne spojrzenie ukazuje dumę. Nikt nie patrzył na mnie w ten sposób przez długi czas. To sprawia, że czuję się niezręcznie. Jakbym nie była zdolna tego zrobić. Jakbym miała schrzanić rzeczy i go zawieść. – Musze wyjść, ale będę blisko.
Przytakuję, przełykając ciężko. Moje oczy śledzą go do drzwi. Gdy je zamyka, wypuszczam wolny oddech. Obracam się w krześle, rozglądając się po małym pokoju. Dla oczywiście nie prostego mężczyzny, Link ma bardzo prosty gust, jeżeli chodzi o dekorację. Biurko – zakopane pod stosami folderów, papierków, i pustymi kubkami styropianowymi – jest stare, wyblakłe i poplamione. Krzesło, na którym siedzę jest ciemne, pozdrapywane i niezaprzeczalnie wygodne. Jest kalendarz na ścianie po prawej stronie biurka, przerzucone na zeszły miesiąc. Poprawiam go. Kilka plakatów sławnych bokserów wisi na innej ścianie, ale nie ma osobistych zdjęć. Naprawdę, jedyny osobisty szczegół o Linku, o którym teraz wiem, to to, że jest niezorganizowany i nieostrożny z napojami. Telefon dzwoni i skaczę niespodziewanie przez przeraźliwy dźwięk. Minęło trochę czasu, odkąd używałam prawdziwego telefonu z podstawą i słuchawką. Podnoszę do wolno, niepewna jak odebrać. – Um, siłownia Livie. W czym mogę pomóc? – Mogę rozmawiać z panem Elliotem, proszę? – słodki, kobiecy głos pyta. – Uh, teraz go tu nie ma. Mogę przekazać wiadomość? – mamroczę słowa. – Tu jego sekretarka – dodaję niepotrzebnie. – Z tej strony Tylor z Forever Florist. Pan Elliot zamawia u nas kwiaty w każdy poniedziałkowy poranek, ale nie słyszeliśmy od niego przez cały dzień – przerywa. Słyszę, że bierze szybki wdech. – To nietypowe... Nie mam pojęcia, co powiedzieć. Jeżeli nie złożył zamówienia, to nie chce kwiatów w tym tygodniu, racja? Jaki rodzaj kwiaciarza dzwoni, gdy raz nie złożyłeś zamówienia? – Przekażę mu wiadomość, żeby się odezwał – bazgrzę na skrawku papieru. Bezczelna pani od kwiatów zadzwoniła. – Och, okay. Dziękuję. – Mm–hm – mamroczę, zanim odkładam słuchawkę. Zdążyłam przejść przez może trzy sterty, gdy drzwi biura otwierają się. Moja głowa unosi się, oczy spotykają Linka. Patrzy się na mnie, zmieszany. Unoszę elektryczny rachunek, żeby zobaczył. – Jest z przed dwóch miesięcy. Jesteś świadomy, że nie pobierałeś opłat od wielu ludzi. Jak, od połowy? Z przynajmniej dwóch miesięcy. Jak to możliwe, że to miejsce działa? Obserwuję, jak rozpoznanie zmiękcza jego cechy, ale nie bardzo. Jego ramiona wolno
tlen. Większość ludzi nie wie, jak proste jest kogoś udusić. Właściwa ilość nacisku we właściwym miejscu sprowadzi nawet największego mężczyznę na kolana. Pozwalam moim palcom wbić się w jego jabłko Adama i ściskam je. Łapie moje nadgarstki. Stara się poluzować mój uścisk. Uderza mnie, ale nawet tego nie czuję. Zabiję go. Zabiję go. Zabiję go. Oczy Aarona zapadają się, jego ciało spada. I wtedy zdaję sobie sprawę, że go zabijam. Zabijam go i nie mam nazwisk. Potrzebuję nazwisk. Uwalniam go. Jego ciało opada na podłogę. Nie jestem pewny, jak długo wpatruję się w niego. Walczę ze sobą. Mam nadzieję, że nie żyje, bo na to nie zasługuje. Mam nadzieję, że żyje – nie tylko dlatego, że potrzebuję nazwisk, które może dostarczyć, ale również dlatego, że musi więcej cierpieć. I zdaję sobie sprawę, że to prawdopodobnie były jego zamiary. Żebym się wkurzył, aż bym działał zanim myślał, kończąc to szybko. I wpadłem. Pozwoliłem mu mnie wciągnąć, jak pieprzona przyssawka. Trącam go butem. Odwraca się przy ruchu, lądując na plecach. Obserwuję jego pierś, aż widzę, że unosi się w wolnym tempie. Nie czuję ulgi. Zgarniając mój pasek, który w którymś momencie spadł na podłogę, podczas mojego szaleństwa, i owijam go wokół nadgarstków Aarona. Ciągnę go dokładnie, łącząc go.
sprawę, że o mnie wie. O tym, co mi się wydarzyło. Tysiące innych myśli przebiega przez mój umysł. Nie ukazuję żadnej z nich. – Tak. Kiwa głową. – Jak często? Jak często o tym myślisz? – Zawsze. Obraca się wolno, spoglądając na mnie. Nasze oczy krzyżują się i widzę w nich zrozumienie. I coś jeszcze. Uznanie. Myślę, że powie coś jeszcze – wygląda, jakby chciał – ale otwiera drzwi, wychodząc bez żadnego słowa. I wtedy rozumiem. Nie chodzi o to, że obydwoje zostaliśmy uszkodzeni. Albo że razem cierpimy, straciliśmy, czy jesteśmy zranienie. Chodzi o to, że oboje przetrwaliśmy.
Rozdzial 7 Link Jest późno, gdy wracam do domu. Rzucam kluczyki na ladę i otwieram energy drinka. Będę go potrzebował. Rzucam kurtkę na krzesło i idę w stronę szafy w mojej piwnicy. Szarpię za sznurek światła. Żarówka rozświetla wilgotną, pachnącą stęchlizną przestrzeń, pozwalając mi otworzyć zamek. Gdy otwieram drzwi, amoniak sików uderza w mój nos. Odwracam głowę i biorę głęboki wdech. Później zdzieram taśmę, zakrywającą oczy Aarona. Jęczy, co jest stłumione przez sklejone usta. Kawałki kleju wciąż są na jego twarzy, że nie może otworzyć oczu. Nie to, że może coś widzieć przez opuchnięte oczy. Pochylam się i uderzam w jego złamany palec. On krzyczy przez taśmę. Jego nozdrza falują z każdym bolącym oddechem, ale jest niezdolny do poruszenia. Trzymany przez krzesło, do którego go przypiąłem. – Jesteś gotowy na współpracę? Zajmuje mu chwilę, ale przytakuje. Odrywam taśmę z jego ust. Krzywi się z bólu, pracując szczęką. – Nazwiska – żądam. – Teraz. Przeczyszcza gardło. Dźwięk jest ostry i zachrypnięty. Czekam, ramiona mam skrzyżowane na piersi. Unosi brodę i wiem, co zamierza powiedzieć, zanim się odzywa. – Pierdol się – chrypi. Ściskam wargi, przytakując. Chcę go uderzyć. Chcę sprać go na kwaśne jabłko. Za to łapię jego palec serdeczny i szarpię nim mocno. Trzask wypełnia przestrzeń echem. Krzyczy w bólu, starając się odsunąć, ale jego ramiona są mocno przywiązane. Nie ma gdzie pójść. Gdy uspokaja krzyki, przykładam energy drinka do jego ust, oferując mu napój. Najpierw się waha, odrzucając płyn. Toczy się po jego brodzie, opadając i mocząc jego koszulkę. Smak musi w końcu mu smakować, bo szeroko otwiera usta, akceptując łakomie napój. – Dlaczego po prostu mnie nie zabijesz? – pyta, gdy nie ma już nic do picia. – Bo nie jesteś nic warty martwy – mówię, przybliżając się do niego. On śmierdzi. Strasznie. Niemal się dławię. – To jest twoje życie, Aaron, aż podasz mi nazwiska swoich kumpli. – Ktoś będzie za mną tęsknił – gdy nie pojawię się w pracy albo nie oddzwonię – ktoś zauważy.
– Cóż, Aaron – mówię, mój głos jest miękki i wolny, jakbym mówił do dziecka. – Oto chodzi w czekaniu cztery lata na napastników. Wszystko, co mężczyzna może zrobić, to czekać i myśleć. Robić plany. Uwierz mi, gdy mówię, że nikt nie będzie za tobą tęsknił. Jeżeli tak nie będzie, spakowałeś się i uciekłeś. I zgaduję, że nie jesteś najbardziej niezawodną osobą. To jest prawdopodobnie nic dla ludzi, którzy nieszczęśliwie cię znają. – Mam sąsiadów. Jeden z nich na pewno musiał cię widzieć. Chichoczę cicho. – Jeżeli ktoś widział, wszystko co zobaczył, to facet około twpjego rozmiaru, noszący twoją bluzę, nosząc twoją dużą walizkę – naklejam taśmę na jego usta, klepiąc o wiele mocniej, niż potrzeba. – Nie martw się o mój tyłek. Ty i ja, mamy tyle czasu, ile potrzeba. Zamykam drzwi, jeszcze raz pogrążając go w ciemności. Nie mogę znieść być w domy, wiedząc, że Aaron jest w piwnicy. Po szybkim prysznicu i zmianie ubrania, wychodzę. Prowadzę bez celu przez godzinę, zanim zatrzymuję się przed barem Bo. Popijam drugie piwo, gdy znajoma głowa włosów łapie moje oko. Nie mam pojęcia, ile ona tu jest. Byłem zbyt zaabsorbowany swoim własnym nieszczęściem, żeby zauważyć. Obracam się na siedzeniu, opierając plecy o bar i obserwuję, jak Rocky gra w bilarda z facetem wystarczająco starym, żeby był jej ojcem. Jestem pewny, że nim nie jest, przez sposób, w jaki patrzy na jej tyłek, gdy pochyla się nad stołem, żeby strzelić. Wbija bile, uśmiechając się. Unosi głowę i patrzy w moją stronę. Jej uśmiech opada, gdy spotyka moje spojrzenie. Przechylam głowę, salutując jej główką piwa. Ignorując mnie, omija stół, zastanawiając się nad kolejnym ruchem. Ona jest bardzo ładna, zdaję sobie sprawę. Sposób, w jaki kolor jej ciemnych oczy pasuje do oczy. Dżinsy opinają tyłek w ładnym kształcie. Jest mała, ale z krągłościami. Moje oczy przechadzają się po jej ciele kilka razy, z góry na dół. Starszy facet, z którym jest, umieszcza usta blisko jej ucha. Wzdryga się, ale nie odsuwa. Obserwuję, jak napina ciało, ramiona napięte, dłonie zwijają się w pięści. Robi mały, niemal niewidoczny krok do tyłu, efektywnie umieszczając mały dystans między nimi. Odpowiada, gestykulując głową w stronę łazienki. On przytakuje, łapie kij z jej dłoni, i umieszcza go na stole. Śledzę ich spojrzeniem, gdy znikają za rogiem. Kończę piwo, rzucam kilka pieniędzy na bar, i idę w stronę łazienki.
Rozdzial 8 Rocky Jak–mu–na–imię patrzy na mnie chytrze. Obmacuje drzwi, szukając zamka. Nie ma żadnego, ale za bardzo go to nie obchodzi. Jego dłoń odsuwa się i pieści kutasa przez spodnie. Odnajduję kształt oczami, wiedząc, że nawet nie wejdę z nim w kontakt. Jak na starszego mężczyznę, jest całkiem dobrze wyglądający. Ale to był wolny, sensualny sposób, w jaki oblizywał wargi, który sprawił, że zaprosiłam go, żeby pograł ze mną w bilard. Położyłabym się na stole i właśnie tam pozwoliła zjeść moją cipkę, jeżeli dzisiaj nie byłoby tylu ludzi. Wiem, że nie powinnam tego robić. Wiem, że popełniam każdy błąd, o którym ostrzega Link na zajęciach z samoobrony. Ale potrzebuję tego. Potrzebuję uwolnienia, rozproszenia myśli i udowodnienia sobie, że Garrett Marshall nie jest w każdym mężczyźnie, którego poznaję. Odpinam guziki spodni i stopniowo odpinam zamek. Moje palce znikają w środku, szumując poprzez majtki. Cieszę się jedwabistym uczuciem. Jak–mu–na–imię przybliża się, szarpiąc za własny zamek. Potrząsam głową. – Na kolana – zarządzam. Uśmiecha się, jakby znał moją grę i chce w nią grać. Obserwuję, jak opada na jedno kolano, później na drugie. Jego głowa jest na poziomie mojego brzucha. Oblizuje usta w ten sam sposób, w który złapał moją uwagę. Moje podbrzusze zaciska się w oczekiwaniu. W tej pozycji, z nim gorącym, napalonym i na kolanach, ja rządzę. Kocham to. Nienawidzę tego. Wyciągając dłoń ze spodni, chwytam za pas. Drzwi otwierają się z długim, głośmy kwileniem. Odwracam wzrok od mężczyzny na mężczyznę w drzwiach. – Wypierdalaj – Link mówi, jego głos nie zostawia pomieszczenia na argument. Mój partner w zbrodni i tak próbuje. – Daj spokój, człowieku. Daj nam piętnaście minut. Jesteśmy zajęci. Mięsień w szczęce Linka drga. Oddycha ciężko i przemierza pomieszczenie trzema krokami. Łapie jak–mu–na–imię za kołnierz koszuli, unosząc go, więc są twarzą w twarz. – Powiedziałem wypierdalaj. – Link – nie kończę myśli, bo zwraca to zjadliwe spojrzenie na mnie. Moje słowa umierają w
Rozdzial 2 Rocky Korytarz jest pusty. Moje buty skrzypią na błyszczącym linoleum, gdy śpieszę się w stronę przyciszonych głosów moich znajomych. Nasza drużyna footballu gra dzisiaj z Gainsville – naszymi największymi rywalami. Już powinnam tam być, potrząsając pomponami i trzęsąc tyłkiem dla drużyny. Jako starszak, nigdy więcej nie będę miała tej szansy. Wchodzę do szatni, szukając najbliższego lustra. Wzdycham, gdy widzę moje potargane włosy, ściągając gumkę z ciemnych kosmyków. Moje palce szybko pracują, robiąc nowego kucyka i zawiązuję wstążkę w kolorach naszej szkoły. Zmywam farbę z dłoni, szorując przy paznokciach. Zawsze mam je krótkie, więc to nie jest tak zauważalne, ale to część mnie. Zawsze mam pod nimi pozostałości ze sztuki, które barwią moje skórki, plamią ubrania albo osadzają się na włosach. Jednak mi się to podoba. Moje malunki są częścią mnie, tak samo jak ja jestem częścią ich. Przebiegam dłońmi pod suszarką i obracam je, upewniają się, że wszystko jest na miejscu. Makijaż – idealny. Uniform – nieskazitelny... cóż, minus mała, niebieska kropka na końcu rękawa. Jestem pewna, że nikt jej nie zauważy. Uśmiecham się na moje odbicie. Wyglądam dobrze. Rozlegają się przyciszone okrzyki, gdy pcham drzwi i idę w stronę sali gimnastycznej. Spoglądam przez niewielkie okno oddzielające mnie od reszty klasy. Widzę moją przyjaciółkę, Cecily – główną cheerleaderkę – patrzącą na tłum krzyczących uczniów, wypełniających trybuny. Znam ten grymas. Nie jest szczęśliwa. Prawdopodobnie mnie szuka. I prawdopodobnie jest poważnie wkurzona, że mnie tam nie ma. Jako perfekcjonistka, prawdopodobnie przeżywa mały atak paniki. Zamierzam otworzyć drzwi i wyciągnąć ją z nieszczęścia, gdy dłonie chwytają moje biodra. Ktoś szarpie mnie na swoją pierś. Wzdycham z zaskoczenia, ale nie dlatego, że jestem przestraszona. Doug robi to cały czas – tuż zanim umieszcza pocałunek na moim policzku. Tańczyliśmy tak wokół siebie od miesięcy, podczas gdy czekam, aż w końcu odważy się mnie gdzieś zaprosić. Jestem w nim zauroczona od zeszłego roku, ale nasze zgranie nigdy nie pasuje. Albo ja z kimś się spotykałam, albo on. Ale teraz oboje jesteśmy wolni od prawie czterech tygodni. Jeżeli wkrótce mnie gdzieś nie zaprosi, myślę, że się poddam i ja go zapytam. Jego zwyczajny pocałunek nie pojawia się. Teraz mój brzuch przekręca się z nerwów. Może zamierza dopiero to zrobić. Próbuję się odwrócić, więc będę mogła na niego spojrzeć, ale jego chwyt zaciska się niemal boleśnie. Otwieram usta, żeby coś powiedzieć, ale nic z nich nie wychodzi. Jestem w szoku; moja broda drży, jak widzę, że jego prawa ręka jedzie do góry, aż do zakrzywienia mojej piersi. Ściska ją