DOTYK SZKOTA
THE HIGHLANDER’S TOUCH
MONING KAREN MARIE
Seria Highlander cz. 03
Tłumaczenie nieoficjalne
DirkPitt1
PROLOG
WYŻYNA SZKOCKA
ZAMEK BRODIE – 1308
Adam Black1
zmaterializował się w wielkim Hallu.
W ciszy obserwował wysokiego wojownika, który chodził w kółko przed ogniem.
Circenn2
Brodie, szkocki szlachcic i dziedzic klanu Brodie, promieniował magnetyzmem
człowieka urodzonego nie tylko po to by istnieć na świecie, ale by go podbijać. Moc nigdy nie
była tak uwodzicielska, pomyślał Adam, z wyjątkiem mnie.
Obiekt jego obserwacji odwrócił się od ognia, niewzruszony cicha obecnością Adama.
— Czego chcesz? — Powiedział Circenn.
Adam nie był zaskoczony jego tonem. Dawno temu nauczył się, nie oczekiwać
uprzejmości od tego szczególnego, szkockiego dziedzica. Adam Black, śmiercionośny błazen
z dworu Królowej Wróżek, był źródłem irytacji, którą Circenn niechętnie znosił. Kopiąc
krzesło bliżej ognia, Adam rozsiadł się na nim odwrotnie, opierając ramiona o jego oklejone
oparcie. — Czy to jakiś sposób powitania mnie po miesiącach nieobecności?
— Wiesz, że nie cierpię, gdy pojawiasz się bez ostrzeżenia. A co do twej nieobecności,
rozkoszowałem się mym dobrym losem. — Circenn odwrócił się z powrotem w kierunku
ognia.
— Powinieneś za mną tęsknić, gdy odejdę na długo. — Zapewnił go Adam, studiując jego
profil. Grzeszny tak, że wygląda jak potężna bestia, jednak zachowuje się z taką godnością.
Pomyślał Adam. Jeśli Circenn Brodie miał wyglądać jak dziki piktyjski3
wojownik, to, na
Dagdę4
, powinien zachowywać się jak on.
1
Inaczej Amadan Dubh, Puck, Robin Goodfellow, Hob (Hobgoblin) i Mroczny Błazen. W mitologii Wróżka lub
psotny duch natury. Puck jest także personifikacją duchów ziemi. Mroczny Błazen jest opisywany, jako
najbardziej nieprzewidywalny i niebezpieczny z Seelie. Jest Tuatha dé Danaan, uważanym za łotra, nawet wśród
swojego rodzaju. Jego ulubionym urokiem jest postad szkockiego kowala.
2
Czytaj Sirsin.
3
Piktowie – łacioskie Picti to nazwa nadana przez starożytnych Rzymian ludowi zamieszkującemu tereny
obecnej Szkocji. W 843 zjednoczyli się z irlandzkimi osadnikami, dając początek Szkocji.
4
Dagda - Bóg przymierzy, władca życia i śmierci. Dagda (dosłownie "dobry bóg") był jednym z najbardziej
znaczących bogów i przywódcą Tuatha dé Danaan. Mistrz magii, nieustraszony wojownik i zdolny artysta. Był
synem bogini Danu. Jego żoną była Morrigan. Jego atrybutami były: kocioł z niewyczerpywalnym zapasem
jedzenia (Kocioł Dagdy, jeden z reliktów Tuatha de), magiczna harfa, którą przywoływał nastroje i ogromna
maczuga, która potrafiła zarówno człowieka zabid jak i przywrócid do życia. Identyfikuje się go z walijskim
Gwydionem i galijskim Sucellosem.
— W ten sam sposób, w jaki tęsknię za dziurą w mej zbroi, guźcem w mym łożu, albo
pożarem w stajniach. — Powiedział Circenn. — Odwróć się na krześle i usiądź jak porządny
człowiek.
— Ach, ale nie jestem ani porządny, ani nie jestem człowiekiem, więc nie musisz
oczekiwać, że dostosuję się do twych wymagań. Drżę na myśl, co mógłbyś zrobić bez twych
wszystkich zasad „normalnego” istnienia, Circenn. — Gdy Circenn spiął się, Adam
uśmiechnął się szeroko i wyciągnął wdzięcznie rękę do służącej, która pozostawała w
cieniach na obrzeżu Wielkiego hallu. Potrząsnął głową, rozrzucając jedwabiście czarne włosy
na ramiona. — Podejdź.
Służąca zbliżyła się, jej wzrok przeskakiwał miedzy Circennem i Adamem, jakby była
niepewna, który mężczyzna wyglądał groźniej. Lub bardziej kusząco.
— Jak mogę służyć, panowie? — Zapytała zdyszana.
— Nay,5
Gillendria. — Odprawił ją Circenn. — Idź spać. Już dawno po godzinie skrzatów,
— Strzelił mrocznym spojrzeniem w Adama. — a mój gość nie ma żadnych potrzeb, które
chciałbym widzieć zaspokojone.
— Aye,6
Gillendria. — Wymruczał Adam. — Jest wiele sposobów, na jakie możesz mi
służyć dzisiejszej nocy. Z przyjemnością nauczę cię ich wszystkich. Idź do swej kwatery, gdy
mężczyźni rozmawiają. Dołączę tam do ciebie.
Oczy młodej służącej rozszerzyły się, gdy pospieszyła wykonać polecenie.
— Zostaw w spokoju me dziewki. — Rozkazał Circenn.
— Nie będą przeze mnie w ciąży. — Adam błysnął swym najbardziej bezczelnym
uśmiechem.
— To nie jest me zmartwienie. Jest nim fakt, że są całe, ale pozbawione rozumu, gdy z
nimi skończysz.
— Pozbawione rozumu? Kto dziś w nocy był pozbawiony rozumu?
Circenn stężał, ale nic nie powiedział.
— Gdzie są Relikty, Circenn? — Błysk szelmowstwa zapłonął w nieprzystępnych oczach
Adama.
Circenn odwrócił się całkowicie plecami do Wróżki.
— Chroniłeś je dla nas, czyż nie? — Zapytał Adam. — Nie mów mi, że je straciłeś? —
Skarcił, gdy Circenn nie odpowiedział.
5
Szkockie nie.
6
Szkockie tak.
Circenn odwrócił się w jego stronę z szeroko rozstawionymi nogami, podniesioną głową i
skrzyżowanymi ramionami, w jego zwykłej pozycji, gdy był umiarkowanie wściekły. —
Dlaczego tracisz mój czas, zadając mi pytania, na które znasz już odpowiedź?
Adam elegancko wzruszył ramionami. — Ponieważ podsłuchujący nie będą w stanie
podążać za naszą wspaniałą historią, jeśli nie będziemy mówić o tym głośno.
— Nikt nie podsłuchuje w mym zamku.
— Zapomniałem. —Wymruczał Adam. — Nikt nie zachowuje się źle w Zamku Brodie.
Zawsze nieskazitelny, zawsze zdyscyplinowany, idealny Zamek Brodie. Nudzisz mnie,
Circenn. Ten wzór opanowania, który udajesz jest marnowaniem dobrego wychowania, które
cię ukształtowało.
— Skończmy tę rozmowę, możemy?
Adam skrzyżował ramiona na oparciu krzesła. — W porządku. Co stało się dziś w nocy?
Templariusze7
mieli spotkać się z tobą w Ballyhock. Mieli powierzyć Relikty pod twą opiekę.
Słyszałem, że wpadli w zasadzkę.
— Dobrze słyszałeś. — Odparł spokojnie Circenn.
— Czy rozumiesz, jak ważne jest danie Templariuszom schronienia w Szkocji teraz, gdy
zostali rozproszeni?
— Oczywiście, że rozumiem. — Warknął Circenn.
— A to, jak istotne jest by te Relikty nie wpadły w niewłaściwe ręce?
Circenn zbył pytanie Adama niecierpliwym machnięciem ręki. — Cztery Relikty8
zostały
zabezpieczone. W chwili, gdy podejrzewaliśmy, że Templariusze zostaną oblężeni, Włócznia,
Kocioł, Miecz i Kamień zostały pośpiesznie odwiezione do Szkocji, pomimo trwającej wojny.
Lepiej by spoczywały w rozdartym kraju niż u prześladowanych Templariuszy, których
Zakon jest rozrywany. Relikty są bezpieczne —
— Z wyjątkiem butelki, Circenn. — Powiedział Adam. — Co z nią? Gdzie ona jest?
— Butelka nie jest Reliktem. — Wykręcił się Circenn.
— Wiem o tym. — Powiedział sucho Adam. — Ale ta butelka jest świętą relikwią naszej
rasy, i wszyscy możemy być w niebezpieczeństwie, jeśli wpadnie w niewłaściwe ręce.
Powtarzam, gdzie jest butelka?
7
Templariusze – Ubodzy Rycerze Chrystusa. Zakon rycerski założony w 1119 r w Jerozolimie w celu ochrony
pielgrzymów przybywających do Ziemi Świętej. Nazwa templariusze pochodzi od ich siedziby w Świątyni
Salomona. Od 13 w. zgromadzili wielkie bogactwa i wpływy polityczne. Zostali oskarżeni o herezję przez Filipa
IV Pięknego. W 1307 r. skonfiskowano ich dobra we Francji. W 1312 zakon rozwiązano, a Wielkiego Mistrza i
ponad 50 rycerzy stracono.
8
Cztery jasne relikty to Włócznia Luisne/Włócznia przeznaczenia (włócznia Mac), Miecz (miecz Dani), Kocioł i
Kamieo (a dokładniej cztery kamienie).
Circenn zanurzył dłoń we włosach, odgarniając je z twarzy. Adam został uderzony przez
zmysłowy majestat tego mężczyzny. Jedwabiste, czarne włosy, chwycone pomiędzy
eleganckie palce, odsłaniały twarz utworzoną z mocnych płaszczyzn, rzeźbioną szczękę i
ciemne brwi. Miał oliwkową skórę, intensywne oczy i agresywny, dominujący temperament
swych piktyjskich przodków.
— Nie wiem. — Powiedział w końcu Circenn.
— Nie wiesz? — Adam naśladował jego szkocki akcent, świadom, że takie przyznanie się
musiało smakować paskudnie na języku Circenna Brodie’ego. Nic, nigdy nie było poza
kontrolą dziedzica Brodie’ch. Zasady i jeszcze więcej zasad rządziły wszystkim i wszystkimi
w świecie Circenna. — Butelka zawierająca święty eliksir stworzony przez mą rasę,9
znika
prawie z twych rąk, a ty nie wiesz, gdzie jest?
— Sytuacja nie jest taka straszna, Adamie. Nie jest stracona na stałe. Myśl o niej, jako o…
tymczasowo przemieszczonej i wkrótce odzyskanej.
Adam wygiął brew. — Dzielisz włos toporem bojowym. Umiejętne wykręcanie się to
kobieca sztuka, Brodie. Co się stało?
— Ian niósł skrzynię, w której była butelka. Gdy nadszedł atak, byłem na południowej
stronie mostu, czekając aż Ian przejdzie przez niego od północy. Otrzymał cios w głowę i
został zrzucony z mostu do rzeki poniżej. Skrzynia została porwana przez prąd—
— I ty mówisz, że to nie takie złe? Teraz każdy może ją mieć. Chciałbyś zobaczyć jak
angielski Król dostaje w swe ręce tę butelkę? Rozumiesz, jakie to stwarza niebezpieczeństwo?
— Oczywiście, że rozumiem. Nie doprowadzę do tego, Adamie. — Powiedział Circenn.
— Rzuciłem geas10
na butelkę. Nie wpadnie w cudze ręce, ponieważ w momencie, gdy
zostanie odkryta, wróci do mnie.
— Geas? — Parsknął Adam. — Żałosna magia. Porządna Wróżka po prostu wyciągnęłaby
ją czarem z rzeki.
— Nie jestem Wróżką. Jestem Piktem-Szkotem i jestem z tego dumny. Uważaj się za
szczęśliwego, że w ogóle rzuciłem na nią czar. Wiesz, że nie mam żadnego zamiłowania do
ścieżek druidów. Klątwy są nieprzewidywalne.
— Jaką sprytną inwokację wybrałeś, Circennie? — Zapytał przesłodzonym głosem Adam.
— Dobrze wybrałeś słowa, czyż nie?
— Oczywiście, że tak. Myślisz, że nie nauczyłem się niczego na wcześniejszych błędach?
W chwili, gdy skrzynia zostanie otwarta, a butelka dotknięta dłonią człowieka, zostanie mi
zwrócona. Zakląłem ją bardzo szczegółowo.
9
Może to ten eliksir, który robi z ludzi nieśmiertelnych, albo jak ujmował to Barrons „długożyjących i trudnych
do zabicia.”
10
Geas (czyt. Gis) – Rodzaj czaru lub klątwy. Czasami przysięga związana magią.
— Skonkretyzowałeś czy butelka ma przybyć sama? — Zapytał Adam z nagłym
rozbawieniem.
— Co? — Circenn patrzył na niego bez wyrazu.
— Butelka. Czy rozważyłeś to, że śmiertelnik, który jej dotyka może być
przetransportowany razem z butelką, jeśli użyłeś zaklęcia wiążącego?
Circenn zamknął oczy i potarł czoło.
— Użyłeś zaklęcia wiążącego. — Westchnął Adam.
— Użyłem czaru wiążącego. — Przyznał Circenn. — To był jedyny, jaki znałem. —
Dodał defensywnie.
— A czyja to wina? Jak wiele razy odmówiłeś zaszczytu trenowania wśród mego ludu? A
odpowiedź brzmi tak, Circennie, człowiek zostanie przeniesiony przez zaklęcie wiążące. Oba,
człowiek i butelka, zostaną dostarczone do ciebie.
Circenn warknął z frustracji.
— Co zrobisz z człowiekiem, gdy przybędzie? — Naciskał Adam.
— Przepytam go, a potem jak najszybciej odeślę do domu.
— Zabijesz go.
— Wiedziałem, że to powiesz, Adamie. On może nawet nie rozumieć, co to jest. Co, jeśli
niewinny człowiek znajdzie skrzynię, wyrzuconą gdzieś na brzeg rzeki?
— Wtedy zabijesz niewinnego człowieka. — Powiedział swobodnie.
— Nie zrobię czegoś takiego.
— Adam podniósł się z pełną gracji pewnością węża rozwijającego się do śmiertelnego
uderzenia. Przeszedł odległość między nimi i zatrzymał się cal od Circenna. — Ależ zrobisz
to. — Powiedział miękko. — Ponieważ ty głupio ją zakląłeś, niedostatecznie myśląc nad
rezultatem. Ktokolwiek przybędzie z butelką, przybędzie w środek sanktuarium
Templariuszy. Przyprowadzi go twa klątwa, niewinnego czy nie, w miejsce, do którego nie
wolno wkraczać nikomu, poza twymi zbiegłymi wojownikami. Myślisz, że możesz po prostu
odesłać go, mówiąc krzyżyk na drogę i nigdy o tym nie mów, nieznajomy? I na pożegnanie,
nie wspominaj, proszę, że połowa zaginionych Templariuszy zasiedziała się w mych murach i
nie bądź kuszony przez nagrodę za ich głowy. — Adam przewrócił oczami. — Więc zabijesz
go, ponieważ przysiągłeś swe życie by umieścić Roberta Bruce’a11
pewnie na tronie i nie
podejmować żadnego, niepotrzebnego ryzyka.
— Nie zabiję niewinnego człowieka.
11
Robert I Bruce (1274 - 1329) – Od 1306 król Szkocji, podjął walkę z Anglikami, okupującymi większośd kraju.
W 1314 pokonał ich pod Bannockburn i utrwalił suwerennośd Szkocji.
— Zrobisz to albo ja to zrobię. A wiesz, że mam zwyczaj bawić się mą ofiarą.
— Torturowałbyś niewinnego człowieka do śmierci. — To nie było pytanie.
— Ach, rozumiesz mnie. Twój wybór jest prosty: albo ty to zrobisz, albo ja. Wybieraj.
Circenn przeszukał oczy Wróżki. Nie szukaj współczucia, nie mam żadnego. To była
wiadomość, która tam wyczytał. Po przedłużającej się chwili, Circenn pochylił głowę. —
Zajmę się dostarczycielem butelki.
— Zabijesz dostarczyciela butelki. — Nalegał Adam. — Albo ja to zrobię.
Głos Circenna był stanowczy i wściekły. — Zabiję człowieka, który przyniesie butelkę.
Ale to zostanie zrobione na mój sposób. Bezboleśnie i szybko, a ty nie będziesz się mieszał.
— Wystarczająco dobrze. — Adam zrobił krok w tył. — Przysięgnij na mą rasę.
Przysięgnij na Tuatha de Danaan.12
Pod jednym warunkiem. W zamian za przysięgę, którą ci teraz złożę, ty nie zaciemnisz
ponownie mego progu bez zaproszenia, Adamie Blacku.
— Jesteś pewny, że to jest to, czego chcesz? — Usta Adama zacisnęły się z
niezadowolenia. Circenn powrócił do swej wściekłej postawy ze skrzyżowanymi ramionami.
Tak wspaniały wojownik, mroczny anioł. Mógłbyś być mym najpotężniejszym
sprzymierzeńcem.
— To jest to, czego chcę.
Adam pochylił ciemną głowę, kpiący uśmiech igrał w kącikach jego ust. — Więc będzie
tak, jak o to prosisz, Brodie, synu królów Brude.13
Teraz przysięgnij.
By uratować człowieka przed bolesną śmiercią w rękach Wróżek, Circenn Brodie opadł na
kolana i przysiągł na najstarszą rasę Szkocji, Tuatha de Danaan, że będzie honorował swe
przyrzeczenie zabicia człowieka, który przybędzie z butelką. Potem westchnął z ulgi, gdy
Adam Black, sin siriche du,14
najczarniejszy elf zniknął by nigdy więcej nie zaciemniać progu
Circenna, bo Circenn z pewnością nie udzieliłby zaproszenia nawet, gdyby żył tysiąc lat.
12
Tuatha dé Danaan (czyt. Tua dej Danna) – Lud Bogini Danu. Wróżki. Inne nazwy to Prawdziwa Rasa, Gentry,
Daoine Sidhe, Fae, Pradawni (The Old Ones) albo Fairy. Dzielą się na dwory Seelie i Unseelie (Seelie Court i
Unseelie Court) nazywane też Jasnym Dworem i Ciemnym/Mrocznym Dworem.
13
Wielu piktyjskich królów nosiło imię Bridei, lub Brude. Klan Brodie ma najprawdopodobniej piktyjskie
pochodzenie, mając za przodków rodzinę królewską, która nosiła imię „Brude.”
14
Czytaj Sin sirik du.
SPADANIE…
W górę, w dół; w górę, w dół;
Powiodę ich w górę, w dół;
Budzę trwogę miast i siół;
Goblinie wiedź ich w górę i w dół.
Sen Nocy Letniej, Szekspir15
15
W przekładzie Macieja Słomczyoskiego.
ROZDZIAŁ 1
CZASY OBECNE
— Hej! Patrz, gdzie jeździsz! — Wrzasnęła Lisa, gdy mercedes Przemknął wokół
powolnej taksówki i niebezpiecznie zbliżył się do krawężnika, gdzie stała, rozpryskując
kurtynę brudnej wody na jej odziane w jeansy nogi.
— Cóż, zejdź z ulicy ty idiotko! — Kierowca mercedesa krzyknął do swojego telefonu
komórkowego. Lisa była wystarczająco blisko by słyszeć jak mówił do telefonu. — Nie, nie
ty. Wyglądała jak jakaś bezdomna. Można by pomyśleć, że jeśli płacimy tak wysokie
podatki… — Jego głos rozmył się, gdy odjechał.
— Nie byłam na ulicy! — Wrzasnęła za nim Lisa, szarpiąc swoją czapkę baseballową
głębiej na głowę. Potem dotarły do niej jego słowa. — Bezdomna? — Dobry Boże, czy tak
właśnie wyglądam? Spojrzała w dół na swoje spłowiałe jeansy, znoszone i postrzępione na
brzegach. Jej T-shirt, chociaż czysty, był miękki i cienki od setek prań. Może jej płaszcz
przeciwdeszczowy miał lepsze dni, kilka lat wcześniej, gdy kupiła go w sklepie Sadie’s z
rzeczami używanymi, ale był wytrzymały i była dzięki niemu sucha. W jej bucie była dziura,
ale nie mógł tego zobaczyć, była w podeszwie. Zimne kałuże z niedawnego deszczu
przenikały do jej buta, mocząc jej skarpetkę. Niewygodnie poruszyła palcami u nóg i zrobiła
notkę w pamięci, żeby znów zakleić but taśmą. Ale z pewnością nie wyglądała na bezdomną?
Była nieskazitelnie czysta, przynajmniej zanim śmignął obok niej.
— Nie wyglądasz jak bezdomna, Lisso. — Oburzony głos Ruby przerwał jej myśli. — Jest
nadętym dupkiem, który myśli, że nikt, kto nie prowadzi mercedesa nie zasługuje na to, żeby
żyć.
Lisa błysnęła do Ruby wdzięcznym uśmiechem. Ruby była najlepszą przyjaciółką Lisy.
Każdego wieczora rozmawiały, czekając razem na transport do miasta, gdzie Lisa szła do
swojej pracy sprzątaczki, a Ruby śpiewała w klubie w śródmieściu.
Lissa tęsknie popatrzyła na strój Ruby. Pod gołębio szarym płaszczem
przeciwdeszczowym o klasycznym kroju, miała oszałamiająca, czarną sukienkę, ozdobioną
sznurem pereł. Paskowe, seksowne buty pokazywały paznokcie u nóg z francuskim
manicurem, buty, które mogłyby wyżywić Lisę i jej matkę przez miesiąc. Żaden żywy
mężczyzna nie pozwoliłby, żeby jego samochód ochlapał Ruby Lanoue. Kiedyś Lissa też
mogła tak wyglądać. Ale nie teraz, gdy była tak głęboko w długach, że nie mogła wymyślić
sposobu wyjścia z nich.
— I wiem, że nie przyjrzał się dobrze twojej twarzy. — Ruby zmarszczyła nos, zirytowana
kierowcą, który dawno zniknął. — Gdyby to zrobił, z pewnością zatrzymałby się i przeprosił.
— Bo wyglądam na taką przybitą? — Zapytała cierpko Lisa.
— Bo jesteś taka piękna, kochanie.
— Taa. Jasne. — Powiedziała Lisa i jeśli w jej tonie był ślad goryczy, Ruby taktycznie ją
zignorowała. — To nie ma znaczenia. To nie tak, że próbuję komukolwiek zaimponować.
— Ale mogłabyś. Nie masz pojęcia jak wyglądasz, Liso. Musiał być gejem. To jedyny
powód, dla którego mężczyzna mógłby przegapić tak wspaniałą kobietę jak ty.
Lisa uśmiechnęła się słabo. — Po prostu nigdy się nie poddajesz, czyż nie, Ruby?
— Liso, jesteś piękna. Pozwól mi cię wystroić i pokazać. Ściągnij tę czapkę i rozpuść
włosy. Jak myślisz, dlaczego Bóg dał ci tak wspaniałe włosy?
— Lubię moją czapkę. — Lisa ochronnie pociągnęła wyblakłe logo Cincinnati Reds na jej
czapce, jakby bała się, że Ruby mogłaby ją jej wydrzeć. — Tata mi ją kupił.
Ruby z wahaniem przygryzła wargę, a potem wzruszyła ramionami. — Nie możesz się
wiecznie pod nią ukrywać. Wiesz jak bardzo się o ciebie troszczę i tak — Machnięciem dłoni
zbyła protest Lisy, zanim dotarł do jej ust. — wiem, że twoja matka jest umierająca, ale to nie
znaczy, że ty też jesteś, Liso. Nie możesz pozwolić, żeby to cię pokonało.
Wyraz twarzy Lisy stał się zamknięty. — Co dzisiaj śpiewasz, jako numer otwierający,
Ruby?
— Nie próbuj zmieniać tematu. Nie pozwolę ci zrezygnować z życia. — Powiedziała
łagodnie Ruby. — Liso, tak wiele przed tobą. Przetrwasz to, obiecuję.
Lisa odwróciła wzrok. — Ale czy będę tego chciała? — Wymamrotała, kopiąc krawężnik.
U jej mamy, Catherine, kilka miesięcy temu zdiagnozowano raka. Diagnoza przyszła za
późno i teraz niewiele można było zrobić, poza zapewnieniem jej takiej wygody, jak była
możliwa. Sześć miesięcy, może rok. Informowali ostrożnie lekarze. Możemy spróbować
eksperymentalnych metod, ale… Wiadomość była jasna. Catherine i tak umrze.
Jej matka z niezachwianą determinacją odmówiła bycia obiektem medycznych procedur.
Spędzenie ostatnich miesięcy jej życia w szpitalu nie było końcem, jakiego chciała Lisa, ani
Catherine. Lisa zorganizowała dla niej domową opiekę medyczną i pieniędzy, których dla
nich nigdy nie było zbyt wiele, zrobiło się jeszcze mniej.
Od czasu wypadku samochodowego pięć lat temu, który sparaliżował jej matkę i zabił
ojca, Lisa miała dwie prace. Jej życie zmieniło się w ciągu jednej nocy po śmierci jej ojca. W
wieku osiemnastu lat była cenioną córką bogatych rodziców, mieszkającą w najbardziej
elitarnym, prywatnym środowisku Cincinnati, z jasną, bezpieczną przyszłością. Dwadzieścia
cztery godziny później, z noc ukończenia szkoły średniej, jej życie stało się koszmarem, z
którego nie można było się obudzić. Zamiast iść do college’u, Lisa poszła pracować, jako
kelnerka, a potem znalazła pracę w nocy. Lisa wiedziała, że po odejściu jej matki, będzie
kontynuowała dwie prace, próbując spłacić astronomiczne rachunki medyczne, które się
uzbierały.
Skrzywiła się, przypominając sobie ostatnią instrukcję swojej matki, że ma być
skremowana, ponieważ to tańsze od pogrzebu. Gdyby zbyt długo myślała o tym komentarzy,
mogłaby zwymiotować dokładnie tutaj, na przystanku autobusowym. Rozumiała, że jej matka
próbowała być praktyczna, pragnąc zminimalizować wydatki, żeby Lissa miała jakąś małą
szansę na życie, gdy ona już odejdzie, ale szczerze, wizja życia bez swojej matki, wydawała
jej się mało pociągająca.
W tym tygodniu Catherine zrobiło się nieodwołalnie gorzej, a Lisa została uderzona w
twarz faktem, że nie mogła zrobić nic by ulżyć bólowi jej matki. Mógł być powstrzymany
jedynie śmiercią. Skala emocji, których doświadczyła ostatnio, była dla niej zdumiewająca. W
niektóre dni czuła gniew ogólne na cały świat, w inne dni zaoferowałaby duszę na wymianę
za zdrowie jej matki. Ale najgorszymi dniami były te, gdy czuła ból oburzenia pod żalem. Te
dni były najgorsze, ponieważ z oburzeniem przychodziła miażdżąca dawka poczucia winy,
które sprawiało, że była świadoma tego, jak niewdzięczna była. Wielu ludzi nie miało szansy
kochać swoich matek tak długo jak ona. Niektórzy ludzie mieli znacznie mniej od Lisy. W
połowie pełna, Liso. Przypomniałaby jej Catherine.
Gdy weszły do autobusu, Ruby pociągnęła Lisę na siedzenie obok niej i zaczęła strumień
radosnej przemowy, która miała podnieść ją na duchu. To nie działało. Lissa wyłączyła się,
próbując nie myśleć w ogóle o niczym — a z pewnością nie o „po.” Teraz było wystarczająco
złe.
Jak do tego doszło? Boże — co się stało z moim życiem? Zastanawiała się, masując
skronie. Za szklanymi i płaszczyznami ekspresu do śródmieścia Cincinnati, chłodny,
marcowy deszcz znów zaczął padać jednolitą, szarą zasłoną.
*****
Lisa westchnęła głęboko, gdy weszła do muzeum. W jego podobnej do grobu ciszy czuła
kokon spokoju wokół siebie. Szklane gabloty wystawowe ozdabiały marmurowe podłogi,
które były wygładzone na wysoki połysk i odbijały słabe światło, dochodzące z
umieszczonych we wnękach na ścianach kinkietów. Żadne mokre ślady stóp nie szpeciły tych
świętych podłóg.
Umysł Lisy był spragniony stymulacji od jej ostatniego dnia w szkole średniej, pięć lat
temu i wyobraziła sobie, że muzeum mówi do niej, szepcząc uwodzicielsko o rzeczach,
których ona nigdy nie doświadczy, bogatych, egzotycznych klimatach, tajemnicy, przygodzie.
Każdej nocy czekała na pójście do pracy, mimo spędzenia wyczerpującego dnia przy
obsłudze stolików. Uwielbiała sklepione sufity z ich jasno malowanymi mozaikami,
przedstawiającymi znane historie. Mogła opisać w żywych szczegółach najdrobniejsze
niuanse najnowszych nabytków. Mogła z całego serca recytować informacje: każdą bitwę,
każdy podbój, każdego ekscytującego bohatera lub bohaterkę.
Gdy jej buty były suche, Lisa powiesiła swój płaszcz przy drzwiach i żwawo przeszła
przez wprowadzające wystawy w kierunku skrzydła średniowiecza. Musnęła palcami płytkę
przy wejściu, śledząc kontury złoconych liter.
POZWÓL HISTORII BYĆ TWOIMI MAGICZNYMI DRZWIAMI DO DAWNYCH,
NOWYCH, EKSCYTUJĄCYCH ŚWIATÓW, CZEKAJĄCYCH NA CIEBIE.
Cierpki uśmiech wykrzywił jej usta. Mogłaby użyć magicznych drzwi do nowego świata,
świata, w którym byłaby w stanie iść do college’u, gdy wszyscy jej przyjaciele ze szkoły
średniej czmychnęli z całkowicie nowym bagażem do całkowicie nowych przyjaciół,
pozostawiając ją z tyłu w pyle zniszczonych nadziei i marzeń. College? Bang! Imprezy,
przyjaciele? Bang, bang! Rodzice, żyjący by zobaczyć jak dorasta, być może wychodzi za
mąż? Bang!
Spojrzała na zegarek i pogrzebała swoją żałość w wybuchu aktywności. Pracując szybko,
zamiatała i myła, aż skrzydło było nieskazitelne. Odkurzanie prezentacji było przyjemnością,
którą się rozkoszowała, przebiegając dłońmi po skarbach, w sposób, na jaki żaden dzienny
strażnik by nie pozwolił. Jak to miała w zwyczaju, zostawiła biuro Doktora Steinmanna na
koniec. Nie tylko był najbardziej skrupulatny, często miał w biurze interesujące, nowe
nabytki, które miały zostać skatalogowane przed umieszczeniem na wystawie. Mogła spędzić
godziny, wędrując po cichym muzeum, studiując broń, zbroje, legendy i bitwy, ale Steinmann
miał ścisłą politykę by opuszczała muzeum do piątej rano.
Lisa przewróciła oczami, gdy odstawiła książki na ich miejsca, na mahoniowych regałach,
które stały wzdłuż ścian jego biura. Steinmann był nadętym, protekcjonalnym człowiekiem.
Na zakończenie jej rozmowy o pracę, wstała i wyciągnęła do niego rękę, a on popatrzył na nią
z niesmakiem. Potem pełnym niezadowolenia głosem poinformował ją, że jedynym dowodem
jej nocnej obecności, jakiego chce, są nieskazitelnie czyste biura. Przypominał jej o „godzinie
policyjnej” o piątej tak zawzięcie, że czuła się jak Kopciuszek, pewna, że Steinmann
zmieniłby ja w coś dużo gorszego od dyni, gdyby nie udało jej się opuścić muzeum o czasie.
Mimo jego nieuprzejmej odprawy, była tak podniecona zdobyciem nowej pracy, że
pozwoliła swojej matce namówić ją na wyjście z Ruby na spóźniony, urodzinowy obiad.
Przypominając sobie to fiasko, Lisa zamknęła oczy i westchnęła. Po obiedzie, Lisa czekała
przy barze na zmianę, żeby ona z Ruby mogły zagrać w bilard. Podszedł do niej przystojny,
dobrze ubrany mężczyzna. Flirtował z nią i Lisa przez kilka chwil poczuła się wyjątkowa.
Gdy zapytał, czym się zajmuje, z dumą odparła, że pracuje w muzeum. Naciskał, drażniąc.
Dyrektor? Sprzedaż? Przewodniczka wycieczek?
Nocna sprzątaczka. Powiedziała. A w ciągu dnia jestem kelnerką w First Watch.
Chwilkę później znalazł jakąś wymówkę i odszedł. Rumieniec upokorzenia zalał jej
policzki, gdy czekała przy barze, aż Ruby ją uratuje.
Przypominając sobie ten afront, Lisa przejechała ścierką do kurzu po regałach i potarła nią
wściekle wielki globus w kącie biura, niezadowolona, że ten incydent nadal ją zawstydzał.
Nie miała się, czego wstydzić, była odpowiedzialną, oddaną osobą i nie była głupia. Jej życie
było ograniczone przez obowiązki, które na nią spadły i w końcowej analizie, czuła, że radziła
sobie całkiem dobrze.
W końcu jej gniew został zalany przez falę zawsze obecnego wyczerpania. Opadając na
krzesło, które stało przed biurkiem Steinmanna, gładziła miękką skórę, odprężając się w nim.
Zauważyła egzotycznie wyglądającą skrzynię w rogu biurka Steinmanna. Nie widziała jej
wcześniej. Miała około dwóch stóp długości i dziesięć cali szerokości. Wykonana z
afrykańskiego hebanu, wypolerowanego do głębokiego połysku, z pięknie rzeźbionymi
brzegami, wyraźnie była nowym nabytkiem. W przeciwieństwie do zwykłej czujności
Steinmanna, nie została zamknięta w szklanej gablocie, gdzie przechowywał nowe, jeszcze
nie skatalogowane skarby.
Dlaczego miałby zostawić tak cenny zabytek na biurku? Pomyślała Lisa, zamykając oczy.
Odpoczywała tylko minutę lub dwie. Gdy to zrobiła, poddała się chwili fantazji. Była
finansowo niezależną kobietą z pięknym domem, a jej matka była zdrowa. Miała wspaniałe,
ręcznie rzeźbione meble i wygodne krzesła. Może chłopaka…
Wyobrażając sobie idealne miejsce dla pięknej, hebanowej skrzyni w jej wymarzonym
domu, Lisa odpłynęła w sen.
*****
— Powinieneś zadzwonić do mnie w chwili, gdy została dostarczona. — Zganił Profesor
Taylor.
Steinmann prowadził profesora przez wystawy, w kierunku swojego biura. — Została
przywieziona wczoraj, Taylor. Została do nas wysłana natychmiast po odkopaniu. Człowiek,
który ją wykopał, nie chciał jej dotykać, nawet nie wyciągnął jej z ziemi. — Steinmann urwał.
— Na pokrywie skrzyni jest wygrawerowana klątwa. Choć jest w starożytnym celtyckim,
zrozumiał wystarczająco dużo z tego języka, żeby zrozumieć jej założenia. Wziąłeś
rękawiczki?
Taylor skinął głową. — I szczypce do przytrzymania zawartości. Nie otwarłeś jej?
— Nie mogłem znaleźć mechanizmu, który zwalnia pokrywę. — Powiedział cierpko
Steinmann. — Początkowo nie byłem pewny czy się otwiera. Wygląda na zrobioną z
pojedynczego kawałka drewna.
— Użyjemy szczypiec do przytrzymywania wszystkiego, dopóki laboratorium nie będzie
mieć szansy by to przebadać. Mówiłeś, że gdzie to zostało znalezione?
— Było zagrzebane w pobliżu brzegu rzeki na Pogórzu Szkockim. Rolnik, który to znalazł,
wydobywał kamienie rzeczne do budowy muru.
— Jak, do diabła, wywiozłeś to z kraju? — Zawołał Taylor.
— Rolnik wezwał kustosza małej firmy z antykami i Edynburgu, który przypadkowo jest
mi winien przysługę.
Taylor nie naciskał o więcej informacji. Transfer bezcennych zabytków do prywatnych
kolekcji doprowadzał go do szału, ale nie da żadnej możliwości do zrażenia Steinmanna,
zanim będzie miał szansę przebadać skrzynię. Taylor miał obsesję na punkcie wszystkiego, co
celtyckie i gdy Steinmann zadzwonił do niego by przedyskutować niezwykły, średniowieczny
obiekt, Taylorowi ledwie udało się ukryć zainteresowanie. Ujawnienie go, dałoby tylko
władze Steinmannowi do manipulowania nim, a jakakolwiek władza w rękach dyrektora była
niebezpieczną rzeczą.
— Głupia sprzątaczka. — Mruknął Steinmann, gdy wchodzili do skrzydła. — Widzisz to?
Znowu zostawiła zapalone światła. — Cienki promień światła przeciskał się pod drzwiami
jego biura.
Lisa obudziła się gwałtownie, niepewna, gdzie była, albo, co ją obudziło. Potem usłyszała
męskie głosy w korytarzu na zewnątrz biura.
Zelektryzowana do działania, Lisa zerwała się na nogi i rzuciła spanikowanym
spojrzeniem na swój zegarek. Była 5:20 rano — straci pracę! Instynktownie padła na podłogę
i robiąc to, paskudnie uderzyła się skronią w róg biurka. Krzywiąc się, wczołgała się pod
biurko, gdy usłyszała klucz w zamku, a potem głos Steinmanna. — Uzyskanie przyzwoitej
pomocy jest niemożliwe. Bezwartościowa sprzątaczka nawet nie zamknęła. Wszystko, co
musiała zrobić, to nacisnąć przycisk. Nawet dziecko potrafiłoby to zrobić.
Lisa zwinęła się w milczącą kulkę, gdy mężczyźni weszli do biura. Choć ich kroki były
stłumione przez gruby, berberyjski dywan, usłyszała, że podchodzą do biurka.
— Jest. — Nieskazitelnie wypolerowane buty Steinmanna zatrzymały się cale od jej kolan.
Lisa wciągnęła ostrożny, lekki oddech i cofnęła kolana. Do butów Steinmanna dołączyła para
zapuszczonych mokasynów, pokrytych błotem z ostatniego deszczu. Potrzeba było każdej
uncji siły woli, żeby nie podniosła oburzających drobin ziemi z dywanu.16
— Co za zachwycające detale. Jest piękna. — Drugi głos był stłumiony.
— Prawda? — Zgodził się Steinmann.
— Chwileczkę, Steinmann. Powiedziałeś, że gdzie została znaleziona skrzynia?
— Pod stertą kamieni na brzegu rzeki w Szkocji.
— To nie ma sensu. W jaki sposób pozostała nietknięta przez żywioły? Heban jest
wytrzymały na wodę, ale nie jest niewrażliwy na gnicie. Ta skrzynia jest jak nowa. Nie była
jeszcze datowana?
— Nie, ale moje źródło w Edynburgu ręczy za to. Możesz ją otworzyć, Taylor. —
Powiedział Steinmann.
16
Jak w takiej chwili można przejmowad się dywanem?
Było słychać krzątaninę. Ciche mrukniecie. — Zobaczmy… Jak działasz, piękna, mała
tajemnico?
Pod biurkiem Lisa ledwie ośmieliła się oddychać, gdy nastąpiła przedłużająca się cisza.
— Może tutaj? — Powiedział w końcu Taylor. — Może ten mały, podniesiony
prostokąt… Ach, mam! Widziałem to wcześniej. To zatrzask naciskowy. — Skrzynia wydała
cichy trzask. — Była mocno zapieczętowana. — Zauważył. — Popatrz na to, Steinmann. Ten
mechanizm zatrzaskowy jest genialny. A widzisz tę gumowatą żywicę, która zamyka
wewnętrzne kanały drewna tam, gdzie przechodzą szczeliny? Nie zastanawiasz się jak
naszym przodkom udało się stworzyć tak sprytne urządzenia? Niektóre rzeczy, które
widziałem, po prostu zaprzeczają —
— Przesuń materiał i zobaczmy, co jest pod spodem, Taylor. — Przerwał mu niecierpliwie
Steinmann.
— Ale dotknięta tkanina może się rozpaść. — Zaprotestował Taylor.
— Nie zaszliśmy tak daleko, żeby odejść bez zobaczenia, co jest w skrzyni. — Warknął
Steinmann. — Przesuń materiał.
Lisa zwalczyła pragnienie wyjrzenia spod biurka. Ciekawość prawie pokonała jej zdrowy
rozsądek i instynkt samozachowawczy.
Nastąpiła długa cisza. — Więc? Co to jest? — Zapytał Steinmann.
— Nie mam pojęcia. — Powiedział powoli Taylor. — Nigdy nie tłumaczyłem opowieści o
tym, ani nie widziałem szkiców, podczas moich badań. To nie wygląda całkiem
średniowiecznie, czyż nie? Wygląda prawie… futurystycznie. — Powiedział niepewnie. —
Szczerze, jestem zdumiony. Skrzynia jest nieskazitelna, chociaż materiał jest starożytny. A to
— Wskazał butelkę. — jest cholernie dziwne.
— Być może nie jesteś aż takim ekspertem, jak chciałeś, żebym wierzył, Taylor.
— Nikt nie wie więcej o Celtach i Piktach, niż ja. — Odparł sztywno. — Ale niektóre
artefakty po prostu nie sią wspominane w żadnych zapisach. Zapewniam cię, że znajdę
odpowiedzi.
— I przebadasz to? — Powiedział Steinmann.
— Zabiorę to teraz ze sobą —
— Nie. Zadzwonię do ciebie, gdy będziemy gotowi to oddać.
Nastąpiła chwila ciszy, a potem. — Planujesz zaprosić kogoś innego, żeby się temu
przyjrzał, prawda? — Powiedział Taylor. — Kwestionujesz moje umiejętności.
— Po prostu muszę to skatalogować, sfotografować i wprowadzić do plików.
— I wprowadzić do kolekcji kogoś innego? — Powiedział sztywno Taylor.
— Odłóż to, Taylor. — Steinmann zamknął palce wokół nadgarstka Taylora, opuszczając
butelkę z powrotem na materiał. Wyciągnął szczypce z jego ręki, zamknął skrzynie i położył
szczypce obok. — Ja cię tu przyprowadziłem. Ja mówię, czego od ciebie potrzebuję i kiedy. I
radzę ci trzymać się z daleka od moich spraw.
— Dobrze. — Warknął Taylor. — Ale, gdy odkryjesz, że nikt inny nie wie, co to jest,
zadzwonisz do mnie. Nie możesz nic zrobić z artefaktem, którego nie da się zidentyfikować.
Jestem jedynym, który może wytropić jego pochodzenie i wiesz o tym.
Steinmann roześmiał się. — Chcę zobaczyć, że wychodzisz.
— Sam znajdę drogę.
— Ale ja będę spokojniejszy, wiedząc, że cię odprowadziłem. — Powiedział miękko
Steinmann. — Nie byłoby dobrze zostawić tak namiętnego czciciela starożytności jak ty,
spacerującego swobodnie po muzeum.
Buty oddaliły się ze stłumionymi dźwiękami kroków na dywanie. Kliknięcie klucza w
zamku pobudziło Lisę do działania. Cholera i jeszcze raz cholera. Normalnie, gdy
wychodziła, naciskała przycisk zatrzasku przy drzwiach — żadnej sprzątaczce nie powierzano
kluczy. Steinmann ominął przycisk zatrzasku i użył klucza, żeby zamknąć zasuwę. Poderwała
się w górę i walnęła głowa w spód biurka. — Au! — Wykrzyknęła cicho.17
Gdy chwyciła
brzeg i podciągnęła się w górę, zatrzymała się, żeby spojrzeć na skrzynię.
Zafascynowana dotknęła chłodnego drewna. Pięknie rzeźbione, czarne drewno
połyskiwało w słabym świetle. Na wierzchu były wypalone grube, pochylone litery. Co
zawierała skrzynia, że wprawiła w zakłopotanie dwóch przemądrzałych dostawców antyków?
Mimo faktu, że była zamknięta w biurze Steinmanna i nie było wątpliwości, że wróci w
każdej chwili, była pożerana przez ciekawość. Futurystyczne? Ostrożnie przesunęła palcami
po skrzyni, szukając kwadratowego zatrzasku naciskowego, o którym wspomnieli, a potem
zatrzymała się. Dziwne litery na skrzyni wydawały się prawie… pulsować. Dreszcz
przeczucia przeszedł jej po kręgosłupie.
Głupia gęś — otwórz to! Nie zrobi ci krzywdy. Dotykali tego.
Zdecydowana, znalazła kwadrat i wcisnęła go kciukiem. Pokrywa odskoczyła z cichym
trzaskiem, dźwiękiem, który słyszała wcześniej. Wewnątrz leżała płaska butelka, otoczona
zakurzonymi skrawkami starożytnego materiału. Butelka była wykonana ze srebrzystego
metalu i dawała się iskrzyć, jakby zawartość była zasilana. Rzuciła nerwowe spojrzenie na
drzwi. Wiedziała, że musi wyjść z biura zanim wróci Steinmann, jednak czuła się dziwnie
unieruchomiona przez butelkę. Jej oczy przemieszczały się od drzwi do butelki i z powrotem,
ale butelka przyzywała. Mówiła, Dotknij mnie. Takim samym tonem, jakim wszystkie
artefakty w muzeum przemawiały do Lisy. Dotknij mnie, gdy w pobliżu nie ma strażników, a
opowiem ci moją historię i moje legendy. Jestem wiedzą…
17
Chyba jej to biurko nie lubi.
Czubki palców Lisy zawinęły się wokół butelki.
Świat przesunął się na osi pod jej nogami. Potknęła się i nagle…
Nie mogła…
Przestać…
Spadać…
ROZDZIAŁ 2
DUNNOTTAR, SZKOCJA, 1314
Woda opryskała ubrane w jeansy nogi po raz drugi tego dnia, gdy mężczyzna wyskoczył z
wanny.18
Górował nad nią, jego wargi były odciągnięte, ukazując zęby w warknięciu.
Lisa zamrugała niedowierzająco. Raz. Dwa razy. I po raz trzeci, bardzo powoli, dając
zjawie czas na zniknięcie. Nie zniknęła. Nagi wielkolud pozostał, jego dziki wyraz twarzy był
niezachwiany, oczy zmrużone. Co, do cholery się stało z biurem Steinmanna? Nie wyleje jej,
jeśli znajdzie ją z nagim mężczyzną — każe ją aresztować!
Lisa zamknęła oczy i ostrożnie przesunęła stopę, upewniając się, że świat pod jej butami
znów był solidny. Dopiero, gdy była stanowczo przekonana, że stoi w biurze Steinmanna,
ściskając średniowieczną butelkę, otwarła je.
Nie była w biurze Steinmanna.
Straciła oddech w wielkim wydechu, oszołomienia, gdy spojrzała — naprawdę spojrzała
— na tego człowieka. Kropelki wody błyszczały na jego skórze. Płomienie podskakiwały w
kominku za nim, barwiąc i przyciemniając wzniesienia jego mięśni. Był najwyższym
mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziała, ale jego rozmiar nie ograniczał się tylko do jego
nieprawdopodobnej wysokości. Jego ramiona były masywne, a szeroka pierś zwężała się do,
umięśnionego brzucha, wąskich bioder i długich, potężnych nóg.
I był nagi.
Wydała westchnienie protestu. Nie mógł być prawdziwy. A ponieważ nie mógł być
prawdziwy, nie było nic złego w opuszczeniu wzroku w szybkim podziwianiu perfekcji.
Mężczyzna o nieskazitelnych proporcjach, który nie istniał naprawdę, stał przed nią nagi.
Gdzie spojrzałaby każda zdrowa, dwudziestotrzyletnia kobieta? Spojrzała.
Przypieczętowane. Nie mógł być prawdziwy. Z płonącymi policzkami odwróciła wzrok i
zrobiła chwiejny krok w tył.
Ryknął coś w języku, którego nie rozumiała.
Rzucając krótkie spojrzenie na jego twarz, wzruszyła bezradnie ramionami, nie zdolna
znaleźć jakiegokolwiek sensu w tej sytuacji.
Znów coś wypowiedział, gestykulując gniewnie. Mówił bez przerwy, wyrzucając strumień
słów przez kilka minut, machając rękami i patrząc groźnie.
18
Kto by nie wyskoczył?
Obserwowała go z otwartymi ustami, jej zmieszanie pogłębiało się. Nie pomagało to, że
mężczyzna zdawał się nieświadomy żenującego faktu, że był wspaniale nagi. Znalazła swój
język i z pewną trudnością pobudziła go do działania. — Przykro mi, ale cię nie rozumiem.
Nie mam pojęcia, co mówisz.
Drgnął, jakby go uderzyła, jego ciemne oczy zmrużyły się i skrzywił się. Jeśli wcześniej
myślała, że był wściekły, to tylko dlatego, że nie widziała go gdy naprawdę wpadł w furię. —
Jesteś Angielką! — Wypluł, płynnie przechodząc na angielski, choć z ciężkim, szkockim
akcentem.
Lisa rozłożyła ręce, jak gdyby mówiąc. I co z tego? O co mu chodziło i dlaczego był na nią
tak wściekły?
— Nie ruszaj się! — Ryknął.
Pozostała bez ruchu, katalogując go, jakby był jednym z najnowszych muzealnych
nabytków, pochłaniając niesamowitą długość i szerokość jego ciała. Mężczyzna ociekał taką
seksualnością, że przez jej odziedziczone po przodkach wspomnienia przepłynęły fantazje o
dzikim wojowniku, nie uznającym żadnych praw, oprócz swoich własnych. Bijące z niego
niebezpieczeństwo było przerażające i uwodzicielskie. Śnisz, pamiętasz? Zasnęłaś i tylko ci
się śniło, że się obudziłaś i przyszedł Steinmann. Ale nadal śpisz i nic z tego tak naprawdę się
nie dzieje.
Ledwie zauważyła, gdy sięgnął po broń umieszczoną obok wanny. Jej umysł rejestrował
przytłumione rozbawienie tym, że wytwór jej wyobraźni pojawił się razem z mściwym
mieczem. Dopóki pełnym gracji ruchem nadgarstka nie wycelował zabójczej broni w nią.
To był jej sen, przypomniała sobie. Mogła po prostu zignorować miecz. Sny były strefami
bez kary. Jeśli nie mogła mieć chłopaka w prawdziwym życiu to przynajmniej mogła
delektować się tym wirtualnym doświadczeniem. Uśmiechając się, wyciągnęła rękę by
dotknąć jego nieskazitelnie wyrzeźbionego brzucha — na pewno wytwór marzeń — a czubek
miecza musnął jej szczękę, zmuszając jej oczy do spotkania jego. Dziewczyna mogła sobie
skręcić kark od patrzenia tak wysoko, zdecydowała.
— Nie myśl, że odwiedziesz mnie od mej sprawy. — Warknął.
— Jakiej sprawy? — Zapytała, czując, że brak jej tchu.
W tym momencie drzwi otwarły się z trzaskiem. Drugi człowiek, ciemnowłosy i odziany
w dziwną pelerynę, wpadł do pokoju.
— Cokolwiek to jest, nie mam na to teraz czasu, Galan! — Powiedział mężczyzna,
trzymający ostrze przy jej szyi.
Drugi człowiek wyglądał na zszokowanego widokiem Lisy. — Słyszeliśmy twój ryk
prawie w kuchni, Cin.
— Sin? — Powtórzyła niedowierzająco Lisa. O tak, on zdecydowanie jest grzechem.
Każdy mężczyzna, który tak wygląda, musi być czystym grzechem.19
— Wynocha! — Zagrzmiał Circenn.
Galan zawahał się przez chwilę, a potem niechętnie wycofał się z pokoju i zamknął drzwi.
Gdy wzrok Lisy powrócił do Sina, znów spojrzała w dół na jego nieprawdopodobne
przyrodzenie.
— Przestań tam patrzeć, kobieto!
Jej oczy powędrowały do jego. — Nikt nie wygląda tak, jak ty. I nikt nie mówi tak, jak ty,
może z wyjątkiem Seana Connery’ego w Nieśmiertelnym. Widzisz? Dowód potwierdzający,
że śnię. Jesteś wytworem mojego przemęczonego, pozbawionego snu umysłu. — Pewnie
kiwnęła głową.
— Z największą pewnością zapewniam cię, że nie jestem snem.
— Och, proszę. — Przewróciła oczami. Zamknęła je. Otwarła. Nadal tam był. — Byłam w
muzeum, a teraz jestem w sypialni z nagim mężczyzną i imieniu Grzech? Myślisz, że jak
głupia jestem?
— Circenn. Sir-sin. — Powtórzył. — Ci, którzy są ze mną blisko, nazywają mnie Cin.
— Nie możesz być prawdziwy.
— Miał senne, lekko zmrużone oczy tak ciemne, że wydawały się obwiedzione czarną
kredką do powiek. Jego nos był mocny, arogancki. Jego żeby — i Bóg wie, że miała na nie
dobry widok, przy tym całym gniewnym wyrazie twarzy — były proste i wystarczająco białe,
żeby jej dentysta płakał z zazdrości. Jego czoło było wysokie, a czupryna ciemnych jak
północ włosów opadała na jego ramiona. Choć nic z jego rysów nie było powszechnie
przyjętym materiałem na modela, z wyjątkiem jego zmysłowych ust, całościowym efektem
była dziko piękna twarz. Wojownik-władca, było słowem, które znalazło się na jej języku.
Koniec miecza lekko szturchnął miękki spód jej podbródka. Gdy poczuła kroplę wilgoci na
szyi, była zszokowana wiarygodnością swojego snu. Musnęła to miejsce palcami, a potem
przyglądała się zmieszana kropli krwi.
— Czy można krwawić we śnie? Nigdy wcześniej we śnie nie krwawiłam. —
Wymamrotała.
Zerwał jej z głowy baseballówkę tak szybko, że ją to przeraziło. Nawet nie zobaczyła
ruchu jego ręki. Jej włosy opadły na ramiona i rzuciła się po czapkę, tylko po to by przybliżyć
się do czubka miecza. Czubek jej głowy ledwie sięgał mu do piersi.
— Daj mi moją czapkę. — Warknęła. — Tata mi ją dał.
19
Cin i Sin wymawia się identycznie. A sin to oczywiście grzech.
Obserwował ją w milczeniu.
— To wszystko, co od niego mam, a on nie żyje! — Powiedziała w podnieceniu.
Czy to był błysk współczucia w jego oczach?
Bez słowa wyciągnął przed siebie czapkę.
— Dziękuję. — Powiedziała sztywno, zwijając ją i wciskając do tylnej kieszeni jeansów.
Jej wzrok opadł na podłogę, gdy rozważała miecz na swoim gardle. Jeśli to był sen, mogła
siłą woli zmuszać rzeczy, żeby się zdarzały. Albo nie zdarzały. Zaciskając mocno oczy,
zapragnęła, żeby miecz zniknął, potem przełknęła ciężko, gdy zimny metal ukąsił ją w szyję.
Potem spróbowała sprawić, żeby mężczyzna zniknął. Wannie i ogniowi łaskawie pozwoliła
zostać.
Otwierając oczy, odkryła, że mężczyzna nadal nad nią górował.
— Daj mi butelkę, dziewczyno.
Brwi Lisy uniosły się. — Butelkę? To część snu? Widzisz ją?
— Oczywiście, że tak! Choć twe piękno jest oślepiające, nie jestem głupi!
Moje piękno jest oślepiające? Osłupiała, przekazała mu butelkę.
— Kim jesteś? — Zażądał odpowiedzi.
Lisa poszukała schronienia w formalności. W przeszłości dobrze jej służyła przy
ogarnianiu nowych terytoriów. Ten sen z pewnością kwalifikował się, jako nieznane
terytorium. Nigdy wcześniej nie śniła tak klarownie, nie była tak pozbawiona kontroli nad
elementami swojego snu. Nie, żeby jej podświadomość kiedykolwiek przywołała takiego
mężczyznę. Chciała wiedzieć, z jakiego prehistorycznego zakątka jej duszy przybył ten
olbrzym.
— Mógłbyś się ubrać? Twój… er… stan, uch… rozebrania, nie sprzyja poważnej dyskusji.
Jeśli założysz jakieś ubrania i odłożysz miecz, jestem pewna, że będziemy w stanie
uporządkować fakty. — Miała nadzieję, że będzie uważał nutę optymizmu w jej głosie za
przekonującą.
Skrzywił się, gdy spojrzał w dół na swoje ciało. Lisa mogłaby przysiąc, że kolor jego
twarzy pogłębił się, gdy zauważył swój stan podniecenia.
— Czego się po mnie spodziewasz, gdy jesteś odziana w ten sposób? — Zażądał. —
Jestem mężczyzną.
Jakbym cierpiała w tej kwestii na jakieś wątpliwości, pomyślała cierpko. Mężczyzna
marzeń, nie mniej.
Chwycił tkany, szkarłatno czarny koc i przerzucił sobie przez ramię tak, że zasłonił przód
jego ciała. Chwycił mały worek, włożył do niego butelkę i w końcu opuścił miecz.
Lisa odprężyła się i zrobiła kilka kroków do tyłu, ale, gdy to zrobiła, jej czapka wypadła z
tylnej kieszeni. Odwróciła się i pochyliła, żeby ją podnieść. Odwracając się z powrotem do
niego, uchwyciła, że jego wzrok był utkwiony w okolicy miejsca, gdzie jej tyłek był okryty
ciasnymi jeansami tylko chwilę wcześniej. Oniemiała przez zrozumienie, że nieskazitelna
zjawa przygląda się uważnie jej tyłkowi.,20
spojrzała na materiał, który owinął wokół siebie, a
potem na jego twarz. Jego oczy rozpalały się. Nagle zrozumiała, że gdziekolwiek była,
kobiety zwykle nie nosiły jeansów. Może nawet spodni.
Jego szczęka zacisnęła się, a jego oddech zauważalnie przyspieszył. W każdym calu
wyglądał na drapieżnika, w pozycji podwyższonej gotowości, która poprzedza zabijanie.
— Tylko takie mam! — Powiedziała defensywnie.
Uniósł ręce w pojednawczym geście. — Nie chcę o tym rozmawiać, dziewczyno. Nie
teraz. Być może nigdy.
Obserwowali się w oceniającym milczeniu. Potem, bez żadnego powodu, który potrafiła
określić, przyciągana przez siłę ponad jej zdolnością oporu, znalazła się, idąc w jego
kierunku. Tym razem to on był tym, który się cofnął. W jednym, płynnym zafalowaniu
wspaniałych mięśni, wypadł z pokoju.
W chwili, gdy drzwi się zatrzasnęły, nogi Lisy załamały się i opadła na kolana, jej serce
waliło boleśnie w piersi. Znajomy dźwięk metalu przesuwającego się po drzwiach, powiedział
jej, że raz jeszcze była zamknięta. Dobry Boże, musiała się obudzić.
Ale gdzieś w sercu zaczęła podejrzewać, że nie śniła.
20
Co się dziwisz? Pierwszy raz w życiu widział kobietę w spodniach, to się gapił.
ROZDZIAŁ 3
— Mamy usunąć zwłoki, Circenn? — Zapytał Galan, gdy Circenn wszedł do kuchni.
Circenn wciągnął szybki oddech. — Zwłoki? — Potarł szczękę, ukrywając gniewne
skrzywienie za dłonią. Nic nie rozwijało się tak, jak tego chciał. Opuścił swe komnaty,
planując znaleźć jakieś kiepskie wino w kuchni, w spokoju oczyścić głowę i podjąć kilka
decyzji — zwłaszcza, co zrobić z piękną kobietą, którą był związany honorem zabić. Ale nie
otrzymał takiego odroczenia. Galan i Duncan Douglasowie,21
jego zaufani przyjaciele i
doradcy zajmowali mały stół w kuchni twierdzy, obserwując go uważnie.
Ponieważ tak Anglicy, jak i Szkoci ciągle palili Dunnottar za każdym razem, gdy zmieniał
właściciela, pospiesznie łatana ruina twierdzy była pełna przeciągów, zimna i niewykończona.
Stacjonowali w Dunnottar tylko do momentu, gdy zluzują ich ludzie Bruce’a, czego w tej
chwili spodziewano się lada dzień, więc nie dokonywano dalszych napraw. Wielki Hall
otwierał się na nocne niebo tam, gdzie powinien być dach, więc kuchnia zastępowała salę
jadalną. Dziś w nocy, niestety, było to także miejsce zgromadzeń.
— Posiadaczki butelki. — Powiedział pomocnie Galan.
Circenn skrzywił się. Ukrył butelkę w swej torbie, mając nadzieję, że będzie miał czas by
poniechać wypełnienia swej przysięgi. Kilka lat temu poinformował braci Douglasów o
zaklęciu wiążącym, które umieścił na skrzyni i o przyrzeczeniu, które złożył Adamowi
Blackowi. Czuł się spokojniej, wiedząc, że jeśli się pojawi, a on z jakiegoś powodu nie będzie
w stanie wypełnić przysięgi, ta zaufana dwójka dopilnuje, by to zostało zakończone.
Ale co, jeśli przysięgi stały do siebie w wyraźnej sprzeczności? Adamowi przysiągł, że
zabije posiadacza butelki. Dawno temu, na kolanach matki przysiągł nigdy nie skrzywdzić
kobiety, z jakiegokolwiek powodu.
Galan wzruszył tylko ramionami na skrzywienie Circenna i powiedział. — Powiedziałem
Duncanowi, że przybyła. Widziałem butelkę w jej ręce. Oczekiwaliśmy jej powrotu. Czy
mamy usunąć ciało?
— To może być odrobinę niezręczne. To „ciało” nadal oddycha. — Powiedział z irytacją
Circenn.
— Dlaczego? — Duncan zmarszczył brew.
— Bo jeszcze jej nie zabiłem.
Galan przez chwilę taksował go spojrzeniem. — Jest piękna, czyż nie?
Circenn nie przegapił oskarżenia. — Czy kiedykolwiek pozwoliłem urodzie zaszkodzić
memu honorowi?
21
Czyżby któryś z nich był przodkiem Hawka?
— Nay i jestem pewien, że nie zrobisz tego teraz. Nigdy nie złamałeś przysięgi. —
Wyzwanie Galana było niemożliwe do pomylenia.
Circenn opadł na krzesło.
Mając trzydzieści lat, Galan był drugim najstarszym z pięciu braci Douglasów. Wysoki i
ciemny, był zdyscyplinowanym wojownikiem, który tak, jak Circenn, wierzył w ścisłe
trzymanie się zasad. Jego pojęcie właściwej bitwy zawierało miesiące starannych
przygotowań, poznanie wroga i szczegółową strategię, od której nie odstąpią, gdy zacznie się
atak.
Duncan, najmłodszy w rodzinie miał bardziej nonszalancką postawę. Wysoki na sześć stóp
był szorstko przystojny, zawsze miał kilkudniową brodę tak czarną, że jego szczęka
wyglądała na niebieską, a jego pled był zwykle pognieciony, pospiesznie związany i
wyglądał, jakby zaraz miał się zsunąć. Przyciągał dziewczyny jak muchy do miodu i z całego
serca korzystał z ich seksualnego pociągu do niego. Pojęciem Duncana o właściwej bitwie
było dupczyć do ostatniej minuty, potem wyskoczyć z pledem i mieczem i rzucić się w bójkę,
śmiejąc się przez cały czas. Duncan był odrobine niezwykły, ale wszyscy Douglasowie byli
siłami, z którymi należało się liczyć w ten czy inny sposób. Najstarszy brat, James, był
głównym porucznikiem Bruce’a i błyskotliwym strategiem.
Galan i Duncan przez lata byli zaufaną radą Circenna. Walczyli razem, atakując i
kontratakując pod sztandarem Roberta Bruce’a i trenowali ciężko do ostatecznej bitwy, której
pragnęli, mającej uwolnić Szkocje spod panowania Anglików.
— Nie jestem pewny czy widzę, jakie szkody ta kobieta mogłaby wyrządzić naszej
sprawie. — Odparł wymijająco Circenn, ostrożnie oceniając ich reakcję na jego słowa. Po
cichu mierzył również własną reakcję. Zwykle jego postanowienia uspokajały go, dawały mu
poczucie celu i kierunku, ale każda uncja jego istoty buntowała się na myśl zabicia kobiety na
górze. Zaczął rozważać możliwe reperkusje pozwolenia jej żyć, poza zniszczeniem jego
honoru.
Galan splótł palce i przyglądał się swym odciskom, gdy mówił. — Nie sądzę, że to ma
znaczenie. Złożyłeś przysięgę Adamowi Blackowi, że wyeliminujesz człowieka, który
przyniesie butelkę. Choć widzę, że ta kobieta może wywoływać sympatię, nie masz żadnej
wiedzy o tym, kim naprawdę jest. Była dziwnie ubrana. Czy może pochodzić od Druidów?
— Myślę, że nie. Nie wyczułem w niej magii.
— Czy ona jest Angielką? Byłem zaskoczony, słysząc ją, mówiącą w tym języku.
Mówiliśmy po angielsku, odkąd przybyli Templariusze, ale dlaczego ona?
— Mówienie po angielski to nie zbrodnia. — Powiedział sucho Circenn. To prawda, że
odkąd przybyli Templariusze, mówili po angielsku znacznie częściej niż w jakimkolwiek
innym języku. Większość ludzi Circenna nie mówiła po francusku, a większość Templariuszy
DOTYK SZKOTA THE HIGHLANDER’S TOUCH MONING KAREN MARIE Seria Highlander cz. 03 Tłumaczenie nieoficjalne DirkPitt1
PROLOG WYŻYNA SZKOCKA ZAMEK BRODIE – 1308 Adam Black1 zmaterializował się w wielkim Hallu. W ciszy obserwował wysokiego wojownika, który chodził w kółko przed ogniem. Circenn2 Brodie, szkocki szlachcic i dziedzic klanu Brodie, promieniował magnetyzmem człowieka urodzonego nie tylko po to by istnieć na świecie, ale by go podbijać. Moc nigdy nie była tak uwodzicielska, pomyślał Adam, z wyjątkiem mnie. Obiekt jego obserwacji odwrócił się od ognia, niewzruszony cicha obecnością Adama. — Czego chcesz? — Powiedział Circenn. Adam nie był zaskoczony jego tonem. Dawno temu nauczył się, nie oczekiwać uprzejmości od tego szczególnego, szkockiego dziedzica. Adam Black, śmiercionośny błazen z dworu Królowej Wróżek, był źródłem irytacji, którą Circenn niechętnie znosił. Kopiąc krzesło bliżej ognia, Adam rozsiadł się na nim odwrotnie, opierając ramiona o jego oklejone oparcie. — Czy to jakiś sposób powitania mnie po miesiącach nieobecności? — Wiesz, że nie cierpię, gdy pojawiasz się bez ostrzeżenia. A co do twej nieobecności, rozkoszowałem się mym dobrym losem. — Circenn odwrócił się z powrotem w kierunku ognia. — Powinieneś za mną tęsknić, gdy odejdę na długo. — Zapewnił go Adam, studiując jego profil. Grzeszny tak, że wygląda jak potężna bestia, jednak zachowuje się z taką godnością. Pomyślał Adam. Jeśli Circenn Brodie miał wyglądać jak dziki piktyjski3 wojownik, to, na Dagdę4 , powinien zachowywać się jak on. 1 Inaczej Amadan Dubh, Puck, Robin Goodfellow, Hob (Hobgoblin) i Mroczny Błazen. W mitologii Wróżka lub psotny duch natury. Puck jest także personifikacją duchów ziemi. Mroczny Błazen jest opisywany, jako najbardziej nieprzewidywalny i niebezpieczny z Seelie. Jest Tuatha dé Danaan, uważanym za łotra, nawet wśród swojego rodzaju. Jego ulubionym urokiem jest postad szkockiego kowala. 2 Czytaj Sirsin. 3 Piktowie – łacioskie Picti to nazwa nadana przez starożytnych Rzymian ludowi zamieszkującemu tereny obecnej Szkocji. W 843 zjednoczyli się z irlandzkimi osadnikami, dając początek Szkocji. 4 Dagda - Bóg przymierzy, władca życia i śmierci. Dagda (dosłownie "dobry bóg") był jednym z najbardziej znaczących bogów i przywódcą Tuatha dé Danaan. Mistrz magii, nieustraszony wojownik i zdolny artysta. Był synem bogini Danu. Jego żoną była Morrigan. Jego atrybutami były: kocioł z niewyczerpywalnym zapasem jedzenia (Kocioł Dagdy, jeden z reliktów Tuatha de), magiczna harfa, którą przywoływał nastroje i ogromna maczuga, która potrafiła zarówno człowieka zabid jak i przywrócid do życia. Identyfikuje się go z walijskim Gwydionem i galijskim Sucellosem.
— W ten sam sposób, w jaki tęsknię za dziurą w mej zbroi, guźcem w mym łożu, albo pożarem w stajniach. — Powiedział Circenn. — Odwróć się na krześle i usiądź jak porządny człowiek. — Ach, ale nie jestem ani porządny, ani nie jestem człowiekiem, więc nie musisz oczekiwać, że dostosuję się do twych wymagań. Drżę na myśl, co mógłbyś zrobić bez twych wszystkich zasad „normalnego” istnienia, Circenn. — Gdy Circenn spiął się, Adam uśmiechnął się szeroko i wyciągnął wdzięcznie rękę do służącej, która pozostawała w cieniach na obrzeżu Wielkiego hallu. Potrząsnął głową, rozrzucając jedwabiście czarne włosy na ramiona. — Podejdź. Służąca zbliżyła się, jej wzrok przeskakiwał miedzy Circennem i Adamem, jakby była niepewna, który mężczyzna wyglądał groźniej. Lub bardziej kusząco. — Jak mogę służyć, panowie? — Zapytała zdyszana. — Nay,5 Gillendria. — Odprawił ją Circenn. — Idź spać. Już dawno po godzinie skrzatów, — Strzelił mrocznym spojrzeniem w Adama. — a mój gość nie ma żadnych potrzeb, które chciałbym widzieć zaspokojone. — Aye,6 Gillendria. — Wymruczał Adam. — Jest wiele sposobów, na jakie możesz mi służyć dzisiejszej nocy. Z przyjemnością nauczę cię ich wszystkich. Idź do swej kwatery, gdy mężczyźni rozmawiają. Dołączę tam do ciebie. Oczy młodej służącej rozszerzyły się, gdy pospieszyła wykonać polecenie. — Zostaw w spokoju me dziewki. — Rozkazał Circenn. — Nie będą przeze mnie w ciąży. — Adam błysnął swym najbardziej bezczelnym uśmiechem. — To nie jest me zmartwienie. Jest nim fakt, że są całe, ale pozbawione rozumu, gdy z nimi skończysz. — Pozbawione rozumu? Kto dziś w nocy był pozbawiony rozumu? Circenn stężał, ale nic nie powiedział. — Gdzie są Relikty, Circenn? — Błysk szelmowstwa zapłonął w nieprzystępnych oczach Adama. Circenn odwrócił się całkowicie plecami do Wróżki. — Chroniłeś je dla nas, czyż nie? — Zapytał Adam. — Nie mów mi, że je straciłeś? — Skarcił, gdy Circenn nie odpowiedział. 5 Szkockie nie. 6 Szkockie tak.
Circenn odwrócił się w jego stronę z szeroko rozstawionymi nogami, podniesioną głową i skrzyżowanymi ramionami, w jego zwykłej pozycji, gdy był umiarkowanie wściekły. — Dlaczego tracisz mój czas, zadając mi pytania, na które znasz już odpowiedź? Adam elegancko wzruszył ramionami. — Ponieważ podsłuchujący nie będą w stanie podążać za naszą wspaniałą historią, jeśli nie będziemy mówić o tym głośno. — Nikt nie podsłuchuje w mym zamku. — Zapomniałem. —Wymruczał Adam. — Nikt nie zachowuje się źle w Zamku Brodie. Zawsze nieskazitelny, zawsze zdyscyplinowany, idealny Zamek Brodie. Nudzisz mnie, Circenn. Ten wzór opanowania, który udajesz jest marnowaniem dobrego wychowania, które cię ukształtowało. — Skończmy tę rozmowę, możemy? Adam skrzyżował ramiona na oparciu krzesła. — W porządku. Co stało się dziś w nocy? Templariusze7 mieli spotkać się z tobą w Ballyhock. Mieli powierzyć Relikty pod twą opiekę. Słyszałem, że wpadli w zasadzkę. — Dobrze słyszałeś. — Odparł spokojnie Circenn. — Czy rozumiesz, jak ważne jest danie Templariuszom schronienia w Szkocji teraz, gdy zostali rozproszeni? — Oczywiście, że rozumiem. — Warknął Circenn. — A to, jak istotne jest by te Relikty nie wpadły w niewłaściwe ręce? Circenn zbył pytanie Adama niecierpliwym machnięciem ręki. — Cztery Relikty8 zostały zabezpieczone. W chwili, gdy podejrzewaliśmy, że Templariusze zostaną oblężeni, Włócznia, Kocioł, Miecz i Kamień zostały pośpiesznie odwiezione do Szkocji, pomimo trwającej wojny. Lepiej by spoczywały w rozdartym kraju niż u prześladowanych Templariuszy, których Zakon jest rozrywany. Relikty są bezpieczne — — Z wyjątkiem butelki, Circenn. — Powiedział Adam. — Co z nią? Gdzie ona jest? — Butelka nie jest Reliktem. — Wykręcił się Circenn. — Wiem o tym. — Powiedział sucho Adam. — Ale ta butelka jest świętą relikwią naszej rasy, i wszyscy możemy być w niebezpieczeństwie, jeśli wpadnie w niewłaściwe ręce. Powtarzam, gdzie jest butelka? 7 Templariusze – Ubodzy Rycerze Chrystusa. Zakon rycerski założony w 1119 r w Jerozolimie w celu ochrony pielgrzymów przybywających do Ziemi Świętej. Nazwa templariusze pochodzi od ich siedziby w Świątyni Salomona. Od 13 w. zgromadzili wielkie bogactwa i wpływy polityczne. Zostali oskarżeni o herezję przez Filipa IV Pięknego. W 1307 r. skonfiskowano ich dobra we Francji. W 1312 zakon rozwiązano, a Wielkiego Mistrza i ponad 50 rycerzy stracono. 8 Cztery jasne relikty to Włócznia Luisne/Włócznia przeznaczenia (włócznia Mac), Miecz (miecz Dani), Kocioł i Kamieo (a dokładniej cztery kamienie).
Circenn zanurzył dłoń we włosach, odgarniając je z twarzy. Adam został uderzony przez zmysłowy majestat tego mężczyzny. Jedwabiste, czarne włosy, chwycone pomiędzy eleganckie palce, odsłaniały twarz utworzoną z mocnych płaszczyzn, rzeźbioną szczękę i ciemne brwi. Miał oliwkową skórę, intensywne oczy i agresywny, dominujący temperament swych piktyjskich przodków. — Nie wiem. — Powiedział w końcu Circenn. — Nie wiesz? — Adam naśladował jego szkocki akcent, świadom, że takie przyznanie się musiało smakować paskudnie na języku Circenna Brodie’ego. Nic, nigdy nie było poza kontrolą dziedzica Brodie’ch. Zasady i jeszcze więcej zasad rządziły wszystkim i wszystkimi w świecie Circenna. — Butelka zawierająca święty eliksir stworzony przez mą rasę,9 znika prawie z twych rąk, a ty nie wiesz, gdzie jest? — Sytuacja nie jest taka straszna, Adamie. Nie jest stracona na stałe. Myśl o niej, jako o… tymczasowo przemieszczonej i wkrótce odzyskanej. Adam wygiął brew. — Dzielisz włos toporem bojowym. Umiejętne wykręcanie się to kobieca sztuka, Brodie. Co się stało? — Ian niósł skrzynię, w której była butelka. Gdy nadszedł atak, byłem na południowej stronie mostu, czekając aż Ian przejdzie przez niego od północy. Otrzymał cios w głowę i został zrzucony z mostu do rzeki poniżej. Skrzynia została porwana przez prąd— — I ty mówisz, że to nie takie złe? Teraz każdy może ją mieć. Chciałbyś zobaczyć jak angielski Król dostaje w swe ręce tę butelkę? Rozumiesz, jakie to stwarza niebezpieczeństwo? — Oczywiście, że rozumiem. Nie doprowadzę do tego, Adamie. — Powiedział Circenn. — Rzuciłem geas10 na butelkę. Nie wpadnie w cudze ręce, ponieważ w momencie, gdy zostanie odkryta, wróci do mnie. — Geas? — Parsknął Adam. — Żałosna magia. Porządna Wróżka po prostu wyciągnęłaby ją czarem z rzeki. — Nie jestem Wróżką. Jestem Piktem-Szkotem i jestem z tego dumny. Uważaj się za szczęśliwego, że w ogóle rzuciłem na nią czar. Wiesz, że nie mam żadnego zamiłowania do ścieżek druidów. Klątwy są nieprzewidywalne. — Jaką sprytną inwokację wybrałeś, Circennie? — Zapytał przesłodzonym głosem Adam. — Dobrze wybrałeś słowa, czyż nie? — Oczywiście, że tak. Myślisz, że nie nauczyłem się niczego na wcześniejszych błędach? W chwili, gdy skrzynia zostanie otwarta, a butelka dotknięta dłonią człowieka, zostanie mi zwrócona. Zakląłem ją bardzo szczegółowo. 9 Może to ten eliksir, który robi z ludzi nieśmiertelnych, albo jak ujmował to Barrons „długożyjących i trudnych do zabicia.” 10 Geas (czyt. Gis) – Rodzaj czaru lub klątwy. Czasami przysięga związana magią.
— Skonkretyzowałeś czy butelka ma przybyć sama? — Zapytał Adam z nagłym rozbawieniem. — Co? — Circenn patrzył na niego bez wyrazu. — Butelka. Czy rozważyłeś to, że śmiertelnik, który jej dotyka może być przetransportowany razem z butelką, jeśli użyłeś zaklęcia wiążącego? Circenn zamknął oczy i potarł czoło. — Użyłeś zaklęcia wiążącego. — Westchnął Adam. — Użyłem czaru wiążącego. — Przyznał Circenn. — To był jedyny, jaki znałem. — Dodał defensywnie. — A czyja to wina? Jak wiele razy odmówiłeś zaszczytu trenowania wśród mego ludu? A odpowiedź brzmi tak, Circennie, człowiek zostanie przeniesiony przez zaklęcie wiążące. Oba, człowiek i butelka, zostaną dostarczone do ciebie. Circenn warknął z frustracji. — Co zrobisz z człowiekiem, gdy przybędzie? — Naciskał Adam. — Przepytam go, a potem jak najszybciej odeślę do domu. — Zabijesz go. — Wiedziałem, że to powiesz, Adamie. On może nawet nie rozumieć, co to jest. Co, jeśli niewinny człowiek znajdzie skrzynię, wyrzuconą gdzieś na brzeg rzeki? — Wtedy zabijesz niewinnego człowieka. — Powiedział swobodnie. — Nie zrobię czegoś takiego. — Adam podniósł się z pełną gracji pewnością węża rozwijającego się do śmiertelnego uderzenia. Przeszedł odległość między nimi i zatrzymał się cal od Circenna. — Ależ zrobisz to. — Powiedział miękko. — Ponieważ ty głupio ją zakląłeś, niedostatecznie myśląc nad rezultatem. Ktokolwiek przybędzie z butelką, przybędzie w środek sanktuarium Templariuszy. Przyprowadzi go twa klątwa, niewinnego czy nie, w miejsce, do którego nie wolno wkraczać nikomu, poza twymi zbiegłymi wojownikami. Myślisz, że możesz po prostu odesłać go, mówiąc krzyżyk na drogę i nigdy o tym nie mów, nieznajomy? I na pożegnanie, nie wspominaj, proszę, że połowa zaginionych Templariuszy zasiedziała się w mych murach i nie bądź kuszony przez nagrodę za ich głowy. — Adam przewrócił oczami. — Więc zabijesz go, ponieważ przysiągłeś swe życie by umieścić Roberta Bruce’a11 pewnie na tronie i nie podejmować żadnego, niepotrzebnego ryzyka. — Nie zabiję niewinnego człowieka. 11 Robert I Bruce (1274 - 1329) – Od 1306 król Szkocji, podjął walkę z Anglikami, okupującymi większośd kraju. W 1314 pokonał ich pod Bannockburn i utrwalił suwerennośd Szkocji.
— Zrobisz to albo ja to zrobię. A wiesz, że mam zwyczaj bawić się mą ofiarą. — Torturowałbyś niewinnego człowieka do śmierci. — To nie było pytanie. — Ach, rozumiesz mnie. Twój wybór jest prosty: albo ty to zrobisz, albo ja. Wybieraj. Circenn przeszukał oczy Wróżki. Nie szukaj współczucia, nie mam żadnego. To była wiadomość, która tam wyczytał. Po przedłużającej się chwili, Circenn pochylił głowę. — Zajmę się dostarczycielem butelki. — Zabijesz dostarczyciela butelki. — Nalegał Adam. — Albo ja to zrobię. Głos Circenna był stanowczy i wściekły. — Zabiję człowieka, który przyniesie butelkę. Ale to zostanie zrobione na mój sposób. Bezboleśnie i szybko, a ty nie będziesz się mieszał. — Wystarczająco dobrze. — Adam zrobił krok w tył. — Przysięgnij na mą rasę. Przysięgnij na Tuatha de Danaan.12 Pod jednym warunkiem. W zamian za przysięgę, którą ci teraz złożę, ty nie zaciemnisz ponownie mego progu bez zaproszenia, Adamie Blacku. — Jesteś pewny, że to jest to, czego chcesz? — Usta Adama zacisnęły się z niezadowolenia. Circenn powrócił do swej wściekłej postawy ze skrzyżowanymi ramionami. Tak wspaniały wojownik, mroczny anioł. Mógłbyś być mym najpotężniejszym sprzymierzeńcem. — To jest to, czego chcę. Adam pochylił ciemną głowę, kpiący uśmiech igrał w kącikach jego ust. — Więc będzie tak, jak o to prosisz, Brodie, synu królów Brude.13 Teraz przysięgnij. By uratować człowieka przed bolesną śmiercią w rękach Wróżek, Circenn Brodie opadł na kolana i przysiągł na najstarszą rasę Szkocji, Tuatha de Danaan, że będzie honorował swe przyrzeczenie zabicia człowieka, który przybędzie z butelką. Potem westchnął z ulgi, gdy Adam Black, sin siriche du,14 najczarniejszy elf zniknął by nigdy więcej nie zaciemniać progu Circenna, bo Circenn z pewnością nie udzieliłby zaproszenia nawet, gdyby żył tysiąc lat. 12 Tuatha dé Danaan (czyt. Tua dej Danna) – Lud Bogini Danu. Wróżki. Inne nazwy to Prawdziwa Rasa, Gentry, Daoine Sidhe, Fae, Pradawni (The Old Ones) albo Fairy. Dzielą się na dwory Seelie i Unseelie (Seelie Court i Unseelie Court) nazywane też Jasnym Dworem i Ciemnym/Mrocznym Dworem. 13 Wielu piktyjskich królów nosiło imię Bridei, lub Brude. Klan Brodie ma najprawdopodobniej piktyjskie pochodzenie, mając za przodków rodzinę królewską, która nosiła imię „Brude.” 14 Czytaj Sin sirik du.
SPADANIE… W górę, w dół; w górę, w dół; Powiodę ich w górę, w dół; Budzę trwogę miast i siół; Goblinie wiedź ich w górę i w dół. Sen Nocy Letniej, Szekspir15 15 W przekładzie Macieja Słomczyoskiego.
ROZDZIAŁ 1 CZASY OBECNE — Hej! Patrz, gdzie jeździsz! — Wrzasnęła Lisa, gdy mercedes Przemknął wokół powolnej taksówki i niebezpiecznie zbliżył się do krawężnika, gdzie stała, rozpryskując kurtynę brudnej wody na jej odziane w jeansy nogi. — Cóż, zejdź z ulicy ty idiotko! — Kierowca mercedesa krzyknął do swojego telefonu komórkowego. Lisa była wystarczająco blisko by słyszeć jak mówił do telefonu. — Nie, nie ty. Wyglądała jak jakaś bezdomna. Można by pomyśleć, że jeśli płacimy tak wysokie podatki… — Jego głos rozmył się, gdy odjechał. — Nie byłam na ulicy! — Wrzasnęła za nim Lisa, szarpiąc swoją czapkę baseballową głębiej na głowę. Potem dotarły do niej jego słowa. — Bezdomna? — Dobry Boże, czy tak właśnie wyglądam? Spojrzała w dół na swoje spłowiałe jeansy, znoszone i postrzępione na brzegach. Jej T-shirt, chociaż czysty, był miękki i cienki od setek prań. Może jej płaszcz przeciwdeszczowy miał lepsze dni, kilka lat wcześniej, gdy kupiła go w sklepie Sadie’s z rzeczami używanymi, ale był wytrzymały i była dzięki niemu sucha. W jej bucie była dziura, ale nie mógł tego zobaczyć, była w podeszwie. Zimne kałuże z niedawnego deszczu przenikały do jej buta, mocząc jej skarpetkę. Niewygodnie poruszyła palcami u nóg i zrobiła notkę w pamięci, żeby znów zakleić but taśmą. Ale z pewnością nie wyglądała na bezdomną? Była nieskazitelnie czysta, przynajmniej zanim śmignął obok niej. — Nie wyglądasz jak bezdomna, Lisso. — Oburzony głos Ruby przerwał jej myśli. — Jest nadętym dupkiem, który myśli, że nikt, kto nie prowadzi mercedesa nie zasługuje na to, żeby żyć. Lisa błysnęła do Ruby wdzięcznym uśmiechem. Ruby była najlepszą przyjaciółką Lisy. Każdego wieczora rozmawiały, czekając razem na transport do miasta, gdzie Lisa szła do swojej pracy sprzątaczki, a Ruby śpiewała w klubie w śródmieściu. Lissa tęsknie popatrzyła na strój Ruby. Pod gołębio szarym płaszczem przeciwdeszczowym o klasycznym kroju, miała oszałamiająca, czarną sukienkę, ozdobioną sznurem pereł. Paskowe, seksowne buty pokazywały paznokcie u nóg z francuskim manicurem, buty, które mogłyby wyżywić Lisę i jej matkę przez miesiąc. Żaden żywy mężczyzna nie pozwoliłby, żeby jego samochód ochlapał Ruby Lanoue. Kiedyś Lissa też mogła tak wyglądać. Ale nie teraz, gdy była tak głęboko w długach, że nie mogła wymyślić sposobu wyjścia z nich. — I wiem, że nie przyjrzał się dobrze twojej twarzy. — Ruby zmarszczyła nos, zirytowana kierowcą, który dawno zniknął. — Gdyby to zrobił, z pewnością zatrzymałby się i przeprosił. — Bo wyglądam na taką przybitą? — Zapytała cierpko Lisa. — Bo jesteś taka piękna, kochanie.
— Taa. Jasne. — Powiedziała Lisa i jeśli w jej tonie był ślad goryczy, Ruby taktycznie ją zignorowała. — To nie ma znaczenia. To nie tak, że próbuję komukolwiek zaimponować. — Ale mogłabyś. Nie masz pojęcia jak wyglądasz, Liso. Musiał być gejem. To jedyny powód, dla którego mężczyzna mógłby przegapić tak wspaniałą kobietę jak ty. Lisa uśmiechnęła się słabo. — Po prostu nigdy się nie poddajesz, czyż nie, Ruby? — Liso, jesteś piękna. Pozwól mi cię wystroić i pokazać. Ściągnij tę czapkę i rozpuść włosy. Jak myślisz, dlaczego Bóg dał ci tak wspaniałe włosy? — Lubię moją czapkę. — Lisa ochronnie pociągnęła wyblakłe logo Cincinnati Reds na jej czapce, jakby bała się, że Ruby mogłaby ją jej wydrzeć. — Tata mi ją kupił. Ruby z wahaniem przygryzła wargę, a potem wzruszyła ramionami. — Nie możesz się wiecznie pod nią ukrywać. Wiesz jak bardzo się o ciebie troszczę i tak — Machnięciem dłoni zbyła protest Lisy, zanim dotarł do jej ust. — wiem, że twoja matka jest umierająca, ale to nie znaczy, że ty też jesteś, Liso. Nie możesz pozwolić, żeby to cię pokonało. Wyraz twarzy Lisy stał się zamknięty. — Co dzisiaj śpiewasz, jako numer otwierający, Ruby? — Nie próbuj zmieniać tematu. Nie pozwolę ci zrezygnować z życia. — Powiedziała łagodnie Ruby. — Liso, tak wiele przed tobą. Przetrwasz to, obiecuję. Lisa odwróciła wzrok. — Ale czy będę tego chciała? — Wymamrotała, kopiąc krawężnik. U jej mamy, Catherine, kilka miesięcy temu zdiagnozowano raka. Diagnoza przyszła za późno i teraz niewiele można było zrobić, poza zapewnieniem jej takiej wygody, jak była możliwa. Sześć miesięcy, może rok. Informowali ostrożnie lekarze. Możemy spróbować eksperymentalnych metod, ale… Wiadomość była jasna. Catherine i tak umrze. Jej matka z niezachwianą determinacją odmówiła bycia obiektem medycznych procedur. Spędzenie ostatnich miesięcy jej życia w szpitalu nie było końcem, jakiego chciała Lisa, ani Catherine. Lisa zorganizowała dla niej domową opiekę medyczną i pieniędzy, których dla nich nigdy nie było zbyt wiele, zrobiło się jeszcze mniej. Od czasu wypadku samochodowego pięć lat temu, który sparaliżował jej matkę i zabił ojca, Lisa miała dwie prace. Jej życie zmieniło się w ciągu jednej nocy po śmierci jej ojca. W wieku osiemnastu lat była cenioną córką bogatych rodziców, mieszkającą w najbardziej elitarnym, prywatnym środowisku Cincinnati, z jasną, bezpieczną przyszłością. Dwadzieścia cztery godziny później, z noc ukończenia szkoły średniej, jej życie stało się koszmarem, z którego nie można było się obudzić. Zamiast iść do college’u, Lisa poszła pracować, jako kelnerka, a potem znalazła pracę w nocy. Lisa wiedziała, że po odejściu jej matki, będzie kontynuowała dwie prace, próbując spłacić astronomiczne rachunki medyczne, które się uzbierały. Skrzywiła się, przypominając sobie ostatnią instrukcję swojej matki, że ma być skremowana, ponieważ to tańsze od pogrzebu. Gdyby zbyt długo myślała o tym komentarzy,
mogłaby zwymiotować dokładnie tutaj, na przystanku autobusowym. Rozumiała, że jej matka próbowała być praktyczna, pragnąc zminimalizować wydatki, żeby Lissa miała jakąś małą szansę na życie, gdy ona już odejdzie, ale szczerze, wizja życia bez swojej matki, wydawała jej się mało pociągająca. W tym tygodniu Catherine zrobiło się nieodwołalnie gorzej, a Lisa została uderzona w twarz faktem, że nie mogła zrobić nic by ulżyć bólowi jej matki. Mógł być powstrzymany jedynie śmiercią. Skala emocji, których doświadczyła ostatnio, była dla niej zdumiewająca. W niektóre dni czuła gniew ogólne na cały świat, w inne dni zaoferowałaby duszę na wymianę za zdrowie jej matki. Ale najgorszymi dniami były te, gdy czuła ból oburzenia pod żalem. Te dni były najgorsze, ponieważ z oburzeniem przychodziła miażdżąca dawka poczucia winy, które sprawiało, że była świadoma tego, jak niewdzięczna była. Wielu ludzi nie miało szansy kochać swoich matek tak długo jak ona. Niektórzy ludzie mieli znacznie mniej od Lisy. W połowie pełna, Liso. Przypomniałaby jej Catherine. Gdy weszły do autobusu, Ruby pociągnęła Lisę na siedzenie obok niej i zaczęła strumień radosnej przemowy, która miała podnieść ją na duchu. To nie działało. Lissa wyłączyła się, próbując nie myśleć w ogóle o niczym — a z pewnością nie o „po.” Teraz było wystarczająco złe. Jak do tego doszło? Boże — co się stało z moim życiem? Zastanawiała się, masując skronie. Za szklanymi i płaszczyznami ekspresu do śródmieścia Cincinnati, chłodny, marcowy deszcz znów zaczął padać jednolitą, szarą zasłoną. ***** Lisa westchnęła głęboko, gdy weszła do muzeum. W jego podobnej do grobu ciszy czuła kokon spokoju wokół siebie. Szklane gabloty wystawowe ozdabiały marmurowe podłogi, które były wygładzone na wysoki połysk i odbijały słabe światło, dochodzące z umieszczonych we wnękach na ścianach kinkietów. Żadne mokre ślady stóp nie szpeciły tych świętych podłóg. Umysł Lisy był spragniony stymulacji od jej ostatniego dnia w szkole średniej, pięć lat temu i wyobraziła sobie, że muzeum mówi do niej, szepcząc uwodzicielsko o rzeczach, których ona nigdy nie doświadczy, bogatych, egzotycznych klimatach, tajemnicy, przygodzie. Każdej nocy czekała na pójście do pracy, mimo spędzenia wyczerpującego dnia przy obsłudze stolików. Uwielbiała sklepione sufity z ich jasno malowanymi mozaikami, przedstawiającymi znane historie. Mogła opisać w żywych szczegółach najdrobniejsze niuanse najnowszych nabytków. Mogła z całego serca recytować informacje: każdą bitwę, każdy podbój, każdego ekscytującego bohatera lub bohaterkę.
Gdy jej buty były suche, Lisa powiesiła swój płaszcz przy drzwiach i żwawo przeszła przez wprowadzające wystawy w kierunku skrzydła średniowiecza. Musnęła palcami płytkę przy wejściu, śledząc kontury złoconych liter. POZWÓL HISTORII BYĆ TWOIMI MAGICZNYMI DRZWIAMI DO DAWNYCH, NOWYCH, EKSCYTUJĄCYCH ŚWIATÓW, CZEKAJĄCYCH NA CIEBIE. Cierpki uśmiech wykrzywił jej usta. Mogłaby użyć magicznych drzwi do nowego świata, świata, w którym byłaby w stanie iść do college’u, gdy wszyscy jej przyjaciele ze szkoły średniej czmychnęli z całkowicie nowym bagażem do całkowicie nowych przyjaciół, pozostawiając ją z tyłu w pyle zniszczonych nadziei i marzeń. College? Bang! Imprezy, przyjaciele? Bang, bang! Rodzice, żyjący by zobaczyć jak dorasta, być może wychodzi za mąż? Bang! Spojrzała na zegarek i pogrzebała swoją żałość w wybuchu aktywności. Pracując szybko, zamiatała i myła, aż skrzydło było nieskazitelne. Odkurzanie prezentacji było przyjemnością, którą się rozkoszowała, przebiegając dłońmi po skarbach, w sposób, na jaki żaden dzienny strażnik by nie pozwolił. Jak to miała w zwyczaju, zostawiła biuro Doktora Steinmanna na koniec. Nie tylko był najbardziej skrupulatny, często miał w biurze interesujące, nowe nabytki, które miały zostać skatalogowane przed umieszczeniem na wystawie. Mogła spędzić godziny, wędrując po cichym muzeum, studiując broń, zbroje, legendy i bitwy, ale Steinmann miał ścisłą politykę by opuszczała muzeum do piątej rano. Lisa przewróciła oczami, gdy odstawiła książki na ich miejsca, na mahoniowych regałach, które stały wzdłuż ścian jego biura. Steinmann był nadętym, protekcjonalnym człowiekiem. Na zakończenie jej rozmowy o pracę, wstała i wyciągnęła do niego rękę, a on popatrzył na nią z niesmakiem. Potem pełnym niezadowolenia głosem poinformował ją, że jedynym dowodem jej nocnej obecności, jakiego chce, są nieskazitelnie czyste biura. Przypominał jej o „godzinie policyjnej” o piątej tak zawzięcie, że czuła się jak Kopciuszek, pewna, że Steinmann zmieniłby ja w coś dużo gorszego od dyni, gdyby nie udało jej się opuścić muzeum o czasie. Mimo jego nieuprzejmej odprawy, była tak podniecona zdobyciem nowej pracy, że pozwoliła swojej matce namówić ją na wyjście z Ruby na spóźniony, urodzinowy obiad. Przypominając sobie to fiasko, Lisa zamknęła oczy i westchnęła. Po obiedzie, Lisa czekała przy barze na zmianę, żeby ona z Ruby mogły zagrać w bilard. Podszedł do niej przystojny, dobrze ubrany mężczyzna. Flirtował z nią i Lisa przez kilka chwil poczuła się wyjątkowa. Gdy zapytał, czym się zajmuje, z dumą odparła, że pracuje w muzeum. Naciskał, drażniąc. Dyrektor? Sprzedaż? Przewodniczka wycieczek? Nocna sprzątaczka. Powiedziała. A w ciągu dnia jestem kelnerką w First Watch. Chwilkę później znalazł jakąś wymówkę i odszedł. Rumieniec upokorzenia zalał jej policzki, gdy czekała przy barze, aż Ruby ją uratuje. Przypominając sobie ten afront, Lisa przejechała ścierką do kurzu po regałach i potarła nią wściekle wielki globus w kącie biura, niezadowolona, że ten incydent nadal ją zawstydzał. Nie miała się, czego wstydzić, była odpowiedzialną, oddaną osobą i nie była głupia. Jej życie
było ograniczone przez obowiązki, które na nią spadły i w końcowej analizie, czuła, że radziła sobie całkiem dobrze. W końcu jej gniew został zalany przez falę zawsze obecnego wyczerpania. Opadając na krzesło, które stało przed biurkiem Steinmanna, gładziła miękką skórę, odprężając się w nim. Zauważyła egzotycznie wyglądającą skrzynię w rogu biurka Steinmanna. Nie widziała jej wcześniej. Miała około dwóch stóp długości i dziesięć cali szerokości. Wykonana z afrykańskiego hebanu, wypolerowanego do głębokiego połysku, z pięknie rzeźbionymi brzegami, wyraźnie była nowym nabytkiem. W przeciwieństwie do zwykłej czujności Steinmanna, nie została zamknięta w szklanej gablocie, gdzie przechowywał nowe, jeszcze nie skatalogowane skarby. Dlaczego miałby zostawić tak cenny zabytek na biurku? Pomyślała Lisa, zamykając oczy. Odpoczywała tylko minutę lub dwie. Gdy to zrobiła, poddała się chwili fantazji. Była finansowo niezależną kobietą z pięknym domem, a jej matka była zdrowa. Miała wspaniałe, ręcznie rzeźbione meble i wygodne krzesła. Może chłopaka… Wyobrażając sobie idealne miejsce dla pięknej, hebanowej skrzyni w jej wymarzonym domu, Lisa odpłynęła w sen. ***** — Powinieneś zadzwonić do mnie w chwili, gdy została dostarczona. — Zganił Profesor Taylor. Steinmann prowadził profesora przez wystawy, w kierunku swojego biura. — Została przywieziona wczoraj, Taylor. Została do nas wysłana natychmiast po odkopaniu. Człowiek, który ją wykopał, nie chciał jej dotykać, nawet nie wyciągnął jej z ziemi. — Steinmann urwał. — Na pokrywie skrzyni jest wygrawerowana klątwa. Choć jest w starożytnym celtyckim, zrozumiał wystarczająco dużo z tego języka, żeby zrozumieć jej założenia. Wziąłeś rękawiczki? Taylor skinął głową. — I szczypce do przytrzymania zawartości. Nie otwarłeś jej? — Nie mogłem znaleźć mechanizmu, który zwalnia pokrywę. — Powiedział cierpko Steinmann. — Początkowo nie byłem pewny czy się otwiera. Wygląda na zrobioną z pojedynczego kawałka drewna. — Użyjemy szczypiec do przytrzymywania wszystkiego, dopóki laboratorium nie będzie mieć szansy by to przebadać. Mówiłeś, że gdzie to zostało znalezione? — Było zagrzebane w pobliżu brzegu rzeki na Pogórzu Szkockim. Rolnik, który to znalazł, wydobywał kamienie rzeczne do budowy muru. — Jak, do diabła, wywiozłeś to z kraju? — Zawołał Taylor.
— Rolnik wezwał kustosza małej firmy z antykami i Edynburgu, który przypadkowo jest mi winien przysługę. Taylor nie naciskał o więcej informacji. Transfer bezcennych zabytków do prywatnych kolekcji doprowadzał go do szału, ale nie da żadnej możliwości do zrażenia Steinmanna, zanim będzie miał szansę przebadać skrzynię. Taylor miał obsesję na punkcie wszystkiego, co celtyckie i gdy Steinmann zadzwonił do niego by przedyskutować niezwykły, średniowieczny obiekt, Taylorowi ledwie udało się ukryć zainteresowanie. Ujawnienie go, dałoby tylko władze Steinmannowi do manipulowania nim, a jakakolwiek władza w rękach dyrektora była niebezpieczną rzeczą. — Głupia sprzątaczka. — Mruknął Steinmann, gdy wchodzili do skrzydła. — Widzisz to? Znowu zostawiła zapalone światła. — Cienki promień światła przeciskał się pod drzwiami jego biura. Lisa obudziła się gwałtownie, niepewna, gdzie była, albo, co ją obudziło. Potem usłyszała męskie głosy w korytarzu na zewnątrz biura. Zelektryzowana do działania, Lisa zerwała się na nogi i rzuciła spanikowanym spojrzeniem na swój zegarek. Była 5:20 rano — straci pracę! Instynktownie padła na podłogę i robiąc to, paskudnie uderzyła się skronią w róg biurka. Krzywiąc się, wczołgała się pod biurko, gdy usłyszała klucz w zamku, a potem głos Steinmanna. — Uzyskanie przyzwoitej pomocy jest niemożliwe. Bezwartościowa sprzątaczka nawet nie zamknęła. Wszystko, co musiała zrobić, to nacisnąć przycisk. Nawet dziecko potrafiłoby to zrobić. Lisa zwinęła się w milczącą kulkę, gdy mężczyźni weszli do biura. Choć ich kroki były stłumione przez gruby, berberyjski dywan, usłyszała, że podchodzą do biurka. — Jest. — Nieskazitelnie wypolerowane buty Steinmanna zatrzymały się cale od jej kolan. Lisa wciągnęła ostrożny, lekki oddech i cofnęła kolana. Do butów Steinmanna dołączyła para zapuszczonych mokasynów, pokrytych błotem z ostatniego deszczu. Potrzeba było każdej uncji siły woli, żeby nie podniosła oburzających drobin ziemi z dywanu.16 — Co za zachwycające detale. Jest piękna. — Drugi głos był stłumiony. — Prawda? — Zgodził się Steinmann. — Chwileczkę, Steinmann. Powiedziałeś, że gdzie została znaleziona skrzynia? — Pod stertą kamieni na brzegu rzeki w Szkocji. — To nie ma sensu. W jaki sposób pozostała nietknięta przez żywioły? Heban jest wytrzymały na wodę, ale nie jest niewrażliwy na gnicie. Ta skrzynia jest jak nowa. Nie była jeszcze datowana? — Nie, ale moje źródło w Edynburgu ręczy za to. Możesz ją otworzyć, Taylor. — Powiedział Steinmann. 16 Jak w takiej chwili można przejmowad się dywanem?
Było słychać krzątaninę. Ciche mrukniecie. — Zobaczmy… Jak działasz, piękna, mała tajemnico? Pod biurkiem Lisa ledwie ośmieliła się oddychać, gdy nastąpiła przedłużająca się cisza. — Może tutaj? — Powiedział w końcu Taylor. — Może ten mały, podniesiony prostokąt… Ach, mam! Widziałem to wcześniej. To zatrzask naciskowy. — Skrzynia wydała cichy trzask. — Była mocno zapieczętowana. — Zauważył. — Popatrz na to, Steinmann. Ten mechanizm zatrzaskowy jest genialny. A widzisz tę gumowatą żywicę, która zamyka wewnętrzne kanały drewna tam, gdzie przechodzą szczeliny? Nie zastanawiasz się jak naszym przodkom udało się stworzyć tak sprytne urządzenia? Niektóre rzeczy, które widziałem, po prostu zaprzeczają — — Przesuń materiał i zobaczmy, co jest pod spodem, Taylor. — Przerwał mu niecierpliwie Steinmann. — Ale dotknięta tkanina może się rozpaść. — Zaprotestował Taylor. — Nie zaszliśmy tak daleko, żeby odejść bez zobaczenia, co jest w skrzyni. — Warknął Steinmann. — Przesuń materiał. Lisa zwalczyła pragnienie wyjrzenia spod biurka. Ciekawość prawie pokonała jej zdrowy rozsądek i instynkt samozachowawczy. Nastąpiła długa cisza. — Więc? Co to jest? — Zapytał Steinmann. — Nie mam pojęcia. — Powiedział powoli Taylor. — Nigdy nie tłumaczyłem opowieści o tym, ani nie widziałem szkiców, podczas moich badań. To nie wygląda całkiem średniowiecznie, czyż nie? Wygląda prawie… futurystycznie. — Powiedział niepewnie. — Szczerze, jestem zdumiony. Skrzynia jest nieskazitelna, chociaż materiał jest starożytny. A to — Wskazał butelkę. — jest cholernie dziwne. — Być może nie jesteś aż takim ekspertem, jak chciałeś, żebym wierzył, Taylor. — Nikt nie wie więcej o Celtach i Piktach, niż ja. — Odparł sztywno. — Ale niektóre artefakty po prostu nie sią wspominane w żadnych zapisach. Zapewniam cię, że znajdę odpowiedzi. — I przebadasz to? — Powiedział Steinmann. — Zabiorę to teraz ze sobą — — Nie. Zadzwonię do ciebie, gdy będziemy gotowi to oddać. Nastąpiła chwila ciszy, a potem. — Planujesz zaprosić kogoś innego, żeby się temu przyjrzał, prawda? — Powiedział Taylor. — Kwestionujesz moje umiejętności. — Po prostu muszę to skatalogować, sfotografować i wprowadzić do plików. — I wprowadzić do kolekcji kogoś innego? — Powiedział sztywno Taylor.
— Odłóż to, Taylor. — Steinmann zamknął palce wokół nadgarstka Taylora, opuszczając butelkę z powrotem na materiał. Wyciągnął szczypce z jego ręki, zamknął skrzynie i położył szczypce obok. — Ja cię tu przyprowadziłem. Ja mówię, czego od ciebie potrzebuję i kiedy. I radzę ci trzymać się z daleka od moich spraw. — Dobrze. — Warknął Taylor. — Ale, gdy odkryjesz, że nikt inny nie wie, co to jest, zadzwonisz do mnie. Nie możesz nic zrobić z artefaktem, którego nie da się zidentyfikować. Jestem jedynym, który może wytropić jego pochodzenie i wiesz o tym. Steinmann roześmiał się. — Chcę zobaczyć, że wychodzisz. — Sam znajdę drogę. — Ale ja będę spokojniejszy, wiedząc, że cię odprowadziłem. — Powiedział miękko Steinmann. — Nie byłoby dobrze zostawić tak namiętnego czciciela starożytności jak ty, spacerującego swobodnie po muzeum. Buty oddaliły się ze stłumionymi dźwiękami kroków na dywanie. Kliknięcie klucza w zamku pobudziło Lisę do działania. Cholera i jeszcze raz cholera. Normalnie, gdy wychodziła, naciskała przycisk zatrzasku przy drzwiach — żadnej sprzątaczce nie powierzano kluczy. Steinmann ominął przycisk zatrzasku i użył klucza, żeby zamknąć zasuwę. Poderwała się w górę i walnęła głowa w spód biurka. — Au! — Wykrzyknęła cicho.17 Gdy chwyciła brzeg i podciągnęła się w górę, zatrzymała się, żeby spojrzeć na skrzynię. Zafascynowana dotknęła chłodnego drewna. Pięknie rzeźbione, czarne drewno połyskiwało w słabym świetle. Na wierzchu były wypalone grube, pochylone litery. Co zawierała skrzynia, że wprawiła w zakłopotanie dwóch przemądrzałych dostawców antyków? Mimo faktu, że była zamknięta w biurze Steinmanna i nie było wątpliwości, że wróci w każdej chwili, była pożerana przez ciekawość. Futurystyczne? Ostrożnie przesunęła palcami po skrzyni, szukając kwadratowego zatrzasku naciskowego, o którym wspomnieli, a potem zatrzymała się. Dziwne litery na skrzyni wydawały się prawie… pulsować. Dreszcz przeczucia przeszedł jej po kręgosłupie. Głupia gęś — otwórz to! Nie zrobi ci krzywdy. Dotykali tego. Zdecydowana, znalazła kwadrat i wcisnęła go kciukiem. Pokrywa odskoczyła z cichym trzaskiem, dźwiękiem, który słyszała wcześniej. Wewnątrz leżała płaska butelka, otoczona zakurzonymi skrawkami starożytnego materiału. Butelka była wykonana ze srebrzystego metalu i dawała się iskrzyć, jakby zawartość była zasilana. Rzuciła nerwowe spojrzenie na drzwi. Wiedziała, że musi wyjść z biura zanim wróci Steinmann, jednak czuła się dziwnie unieruchomiona przez butelkę. Jej oczy przemieszczały się od drzwi do butelki i z powrotem, ale butelka przyzywała. Mówiła, Dotknij mnie. Takim samym tonem, jakim wszystkie artefakty w muzeum przemawiały do Lisy. Dotknij mnie, gdy w pobliżu nie ma strażników, a opowiem ci moją historię i moje legendy. Jestem wiedzą… 17 Chyba jej to biurko nie lubi.
Czubki palców Lisy zawinęły się wokół butelki. Świat przesunął się na osi pod jej nogami. Potknęła się i nagle… Nie mogła… Przestać… Spadać…
ROZDZIAŁ 2 DUNNOTTAR, SZKOCJA, 1314 Woda opryskała ubrane w jeansy nogi po raz drugi tego dnia, gdy mężczyzna wyskoczył z wanny.18 Górował nad nią, jego wargi były odciągnięte, ukazując zęby w warknięciu. Lisa zamrugała niedowierzająco. Raz. Dwa razy. I po raz trzeci, bardzo powoli, dając zjawie czas na zniknięcie. Nie zniknęła. Nagi wielkolud pozostał, jego dziki wyraz twarzy był niezachwiany, oczy zmrużone. Co, do cholery się stało z biurem Steinmanna? Nie wyleje jej, jeśli znajdzie ją z nagim mężczyzną — każe ją aresztować! Lisa zamknęła oczy i ostrożnie przesunęła stopę, upewniając się, że świat pod jej butami znów był solidny. Dopiero, gdy była stanowczo przekonana, że stoi w biurze Steinmanna, ściskając średniowieczną butelkę, otwarła je. Nie była w biurze Steinmanna. Straciła oddech w wielkim wydechu, oszołomienia, gdy spojrzała — naprawdę spojrzała — na tego człowieka. Kropelki wody błyszczały na jego skórze. Płomienie podskakiwały w kominku za nim, barwiąc i przyciemniając wzniesienia jego mięśni. Był najwyższym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziała, ale jego rozmiar nie ograniczał się tylko do jego nieprawdopodobnej wysokości. Jego ramiona były masywne, a szeroka pierś zwężała się do, umięśnionego brzucha, wąskich bioder i długich, potężnych nóg. I był nagi. Wydała westchnienie protestu. Nie mógł być prawdziwy. A ponieważ nie mógł być prawdziwy, nie było nic złego w opuszczeniu wzroku w szybkim podziwianiu perfekcji. Mężczyzna o nieskazitelnych proporcjach, który nie istniał naprawdę, stał przed nią nagi. Gdzie spojrzałaby każda zdrowa, dwudziestotrzyletnia kobieta? Spojrzała. Przypieczętowane. Nie mógł być prawdziwy. Z płonącymi policzkami odwróciła wzrok i zrobiła chwiejny krok w tył. Ryknął coś w języku, którego nie rozumiała. Rzucając krótkie spojrzenie na jego twarz, wzruszyła bezradnie ramionami, nie zdolna znaleźć jakiegokolwiek sensu w tej sytuacji. Znów coś wypowiedział, gestykulując gniewnie. Mówił bez przerwy, wyrzucając strumień słów przez kilka minut, machając rękami i patrząc groźnie. 18 Kto by nie wyskoczył?
Obserwowała go z otwartymi ustami, jej zmieszanie pogłębiało się. Nie pomagało to, że mężczyzna zdawał się nieświadomy żenującego faktu, że był wspaniale nagi. Znalazła swój język i z pewną trudnością pobudziła go do działania. — Przykro mi, ale cię nie rozumiem. Nie mam pojęcia, co mówisz. Drgnął, jakby go uderzyła, jego ciemne oczy zmrużyły się i skrzywił się. Jeśli wcześniej myślała, że był wściekły, to tylko dlatego, że nie widziała go gdy naprawdę wpadł w furię. — Jesteś Angielką! — Wypluł, płynnie przechodząc na angielski, choć z ciężkim, szkockim akcentem. Lisa rozłożyła ręce, jak gdyby mówiąc. I co z tego? O co mu chodziło i dlaczego był na nią tak wściekły? — Nie ruszaj się! — Ryknął. Pozostała bez ruchu, katalogując go, jakby był jednym z najnowszych muzealnych nabytków, pochłaniając niesamowitą długość i szerokość jego ciała. Mężczyzna ociekał taką seksualnością, że przez jej odziedziczone po przodkach wspomnienia przepłynęły fantazje o dzikim wojowniku, nie uznającym żadnych praw, oprócz swoich własnych. Bijące z niego niebezpieczeństwo było przerażające i uwodzicielskie. Śnisz, pamiętasz? Zasnęłaś i tylko ci się śniło, że się obudziłaś i przyszedł Steinmann. Ale nadal śpisz i nic z tego tak naprawdę się nie dzieje. Ledwie zauważyła, gdy sięgnął po broń umieszczoną obok wanny. Jej umysł rejestrował przytłumione rozbawienie tym, że wytwór jej wyobraźni pojawił się razem z mściwym mieczem. Dopóki pełnym gracji ruchem nadgarstka nie wycelował zabójczej broni w nią. To był jej sen, przypomniała sobie. Mogła po prostu zignorować miecz. Sny były strefami bez kary. Jeśli nie mogła mieć chłopaka w prawdziwym życiu to przynajmniej mogła delektować się tym wirtualnym doświadczeniem. Uśmiechając się, wyciągnęła rękę by dotknąć jego nieskazitelnie wyrzeźbionego brzucha — na pewno wytwór marzeń — a czubek miecza musnął jej szczękę, zmuszając jej oczy do spotkania jego. Dziewczyna mogła sobie skręcić kark od patrzenia tak wysoko, zdecydowała. — Nie myśl, że odwiedziesz mnie od mej sprawy. — Warknął. — Jakiej sprawy? — Zapytała, czując, że brak jej tchu. W tym momencie drzwi otwarły się z trzaskiem. Drugi człowiek, ciemnowłosy i odziany w dziwną pelerynę, wpadł do pokoju. — Cokolwiek to jest, nie mam na to teraz czasu, Galan! — Powiedział mężczyzna, trzymający ostrze przy jej szyi. Drugi człowiek wyglądał na zszokowanego widokiem Lisy. — Słyszeliśmy twój ryk prawie w kuchni, Cin.
— Sin? — Powtórzyła niedowierzająco Lisa. O tak, on zdecydowanie jest grzechem. Każdy mężczyzna, który tak wygląda, musi być czystym grzechem.19 — Wynocha! — Zagrzmiał Circenn. Galan zawahał się przez chwilę, a potem niechętnie wycofał się z pokoju i zamknął drzwi. Gdy wzrok Lisy powrócił do Sina, znów spojrzała w dół na jego nieprawdopodobne przyrodzenie. — Przestań tam patrzeć, kobieto! Jej oczy powędrowały do jego. — Nikt nie wygląda tak, jak ty. I nikt nie mówi tak, jak ty, może z wyjątkiem Seana Connery’ego w Nieśmiertelnym. Widzisz? Dowód potwierdzający, że śnię. Jesteś wytworem mojego przemęczonego, pozbawionego snu umysłu. — Pewnie kiwnęła głową. — Z największą pewnością zapewniam cię, że nie jestem snem. — Och, proszę. — Przewróciła oczami. Zamknęła je. Otwarła. Nadal tam był. — Byłam w muzeum, a teraz jestem w sypialni z nagim mężczyzną i imieniu Grzech? Myślisz, że jak głupia jestem? — Circenn. Sir-sin. — Powtórzył. — Ci, którzy są ze mną blisko, nazywają mnie Cin. — Nie możesz być prawdziwy. — Miał senne, lekko zmrużone oczy tak ciemne, że wydawały się obwiedzione czarną kredką do powiek. Jego nos był mocny, arogancki. Jego żeby — i Bóg wie, że miała na nie dobry widok, przy tym całym gniewnym wyrazie twarzy — były proste i wystarczająco białe, żeby jej dentysta płakał z zazdrości. Jego czoło było wysokie, a czupryna ciemnych jak północ włosów opadała na jego ramiona. Choć nic z jego rysów nie było powszechnie przyjętym materiałem na modela, z wyjątkiem jego zmysłowych ust, całościowym efektem była dziko piękna twarz. Wojownik-władca, było słowem, które znalazło się na jej języku. Koniec miecza lekko szturchnął miękki spód jej podbródka. Gdy poczuła kroplę wilgoci na szyi, była zszokowana wiarygodnością swojego snu. Musnęła to miejsce palcami, a potem przyglądała się zmieszana kropli krwi. — Czy można krwawić we śnie? Nigdy wcześniej we śnie nie krwawiłam. — Wymamrotała. Zerwał jej z głowy baseballówkę tak szybko, że ją to przeraziło. Nawet nie zobaczyła ruchu jego ręki. Jej włosy opadły na ramiona i rzuciła się po czapkę, tylko po to by przybliżyć się do czubka miecza. Czubek jej głowy ledwie sięgał mu do piersi. — Daj mi moją czapkę. — Warknęła. — Tata mi ją dał. 19 Cin i Sin wymawia się identycznie. A sin to oczywiście grzech.
Obserwował ją w milczeniu. — To wszystko, co od niego mam, a on nie żyje! — Powiedziała w podnieceniu. Czy to był błysk współczucia w jego oczach? Bez słowa wyciągnął przed siebie czapkę. — Dziękuję. — Powiedziała sztywno, zwijając ją i wciskając do tylnej kieszeni jeansów. Jej wzrok opadł na podłogę, gdy rozważała miecz na swoim gardle. Jeśli to był sen, mogła siłą woli zmuszać rzeczy, żeby się zdarzały. Albo nie zdarzały. Zaciskając mocno oczy, zapragnęła, żeby miecz zniknął, potem przełknęła ciężko, gdy zimny metal ukąsił ją w szyję. Potem spróbowała sprawić, żeby mężczyzna zniknął. Wannie i ogniowi łaskawie pozwoliła zostać. Otwierając oczy, odkryła, że mężczyzna nadal nad nią górował. — Daj mi butelkę, dziewczyno. Brwi Lisy uniosły się. — Butelkę? To część snu? Widzisz ją? — Oczywiście, że tak! Choć twe piękno jest oślepiające, nie jestem głupi! Moje piękno jest oślepiające? Osłupiała, przekazała mu butelkę. — Kim jesteś? — Zażądał odpowiedzi. Lisa poszukała schronienia w formalności. W przeszłości dobrze jej służyła przy ogarnianiu nowych terytoriów. Ten sen z pewnością kwalifikował się, jako nieznane terytorium. Nigdy wcześniej nie śniła tak klarownie, nie była tak pozbawiona kontroli nad elementami swojego snu. Nie, żeby jej podświadomość kiedykolwiek przywołała takiego mężczyznę. Chciała wiedzieć, z jakiego prehistorycznego zakątka jej duszy przybył ten olbrzym. — Mógłbyś się ubrać? Twój… er… stan, uch… rozebrania, nie sprzyja poważnej dyskusji. Jeśli założysz jakieś ubrania i odłożysz miecz, jestem pewna, że będziemy w stanie uporządkować fakty. — Miała nadzieję, że będzie uważał nutę optymizmu w jej głosie za przekonującą. Skrzywił się, gdy spojrzał w dół na swoje ciało. Lisa mogłaby przysiąc, że kolor jego twarzy pogłębił się, gdy zauważył swój stan podniecenia. — Czego się po mnie spodziewasz, gdy jesteś odziana w ten sposób? — Zażądał. — Jestem mężczyzną. Jakbym cierpiała w tej kwestii na jakieś wątpliwości, pomyślała cierpko. Mężczyzna marzeń, nie mniej.
Chwycił tkany, szkarłatno czarny koc i przerzucił sobie przez ramię tak, że zasłonił przód jego ciała. Chwycił mały worek, włożył do niego butelkę i w końcu opuścił miecz. Lisa odprężyła się i zrobiła kilka kroków do tyłu, ale, gdy to zrobiła, jej czapka wypadła z tylnej kieszeni. Odwróciła się i pochyliła, żeby ją podnieść. Odwracając się z powrotem do niego, uchwyciła, że jego wzrok był utkwiony w okolicy miejsca, gdzie jej tyłek był okryty ciasnymi jeansami tylko chwilę wcześniej. Oniemiała przez zrozumienie, że nieskazitelna zjawa przygląda się uważnie jej tyłkowi.,20 spojrzała na materiał, który owinął wokół siebie, a potem na jego twarz. Jego oczy rozpalały się. Nagle zrozumiała, że gdziekolwiek była, kobiety zwykle nie nosiły jeansów. Może nawet spodni. Jego szczęka zacisnęła się, a jego oddech zauważalnie przyspieszył. W każdym calu wyglądał na drapieżnika, w pozycji podwyższonej gotowości, która poprzedza zabijanie. — Tylko takie mam! — Powiedziała defensywnie. Uniósł ręce w pojednawczym geście. — Nie chcę o tym rozmawiać, dziewczyno. Nie teraz. Być może nigdy. Obserwowali się w oceniającym milczeniu. Potem, bez żadnego powodu, który potrafiła określić, przyciągana przez siłę ponad jej zdolnością oporu, znalazła się, idąc w jego kierunku. Tym razem to on był tym, który się cofnął. W jednym, płynnym zafalowaniu wspaniałych mięśni, wypadł z pokoju. W chwili, gdy drzwi się zatrzasnęły, nogi Lisy załamały się i opadła na kolana, jej serce waliło boleśnie w piersi. Znajomy dźwięk metalu przesuwającego się po drzwiach, powiedział jej, że raz jeszcze była zamknięta. Dobry Boże, musiała się obudzić. Ale gdzieś w sercu zaczęła podejrzewać, że nie śniła. 20 Co się dziwisz? Pierwszy raz w życiu widział kobietę w spodniach, to się gapił.
ROZDZIAŁ 3 — Mamy usunąć zwłoki, Circenn? — Zapytał Galan, gdy Circenn wszedł do kuchni. Circenn wciągnął szybki oddech. — Zwłoki? — Potarł szczękę, ukrywając gniewne skrzywienie za dłonią. Nic nie rozwijało się tak, jak tego chciał. Opuścił swe komnaty, planując znaleźć jakieś kiepskie wino w kuchni, w spokoju oczyścić głowę i podjąć kilka decyzji — zwłaszcza, co zrobić z piękną kobietą, którą był związany honorem zabić. Ale nie otrzymał takiego odroczenia. Galan i Duncan Douglasowie,21 jego zaufani przyjaciele i doradcy zajmowali mały stół w kuchni twierdzy, obserwując go uważnie. Ponieważ tak Anglicy, jak i Szkoci ciągle palili Dunnottar za każdym razem, gdy zmieniał właściciela, pospiesznie łatana ruina twierdzy była pełna przeciągów, zimna i niewykończona. Stacjonowali w Dunnottar tylko do momentu, gdy zluzują ich ludzie Bruce’a, czego w tej chwili spodziewano się lada dzień, więc nie dokonywano dalszych napraw. Wielki Hall otwierał się na nocne niebo tam, gdzie powinien być dach, więc kuchnia zastępowała salę jadalną. Dziś w nocy, niestety, było to także miejsce zgromadzeń. — Posiadaczki butelki. — Powiedział pomocnie Galan. Circenn skrzywił się. Ukrył butelkę w swej torbie, mając nadzieję, że będzie miał czas by poniechać wypełnienia swej przysięgi. Kilka lat temu poinformował braci Douglasów o zaklęciu wiążącym, które umieścił na skrzyni i o przyrzeczeniu, które złożył Adamowi Blackowi. Czuł się spokojniej, wiedząc, że jeśli się pojawi, a on z jakiegoś powodu nie będzie w stanie wypełnić przysięgi, ta zaufana dwójka dopilnuje, by to zostało zakończone. Ale co, jeśli przysięgi stały do siebie w wyraźnej sprzeczności? Adamowi przysiągł, że zabije posiadacza butelki. Dawno temu, na kolanach matki przysiągł nigdy nie skrzywdzić kobiety, z jakiegokolwiek powodu. Galan wzruszył tylko ramionami na skrzywienie Circenna i powiedział. — Powiedziałem Duncanowi, że przybyła. Widziałem butelkę w jej ręce. Oczekiwaliśmy jej powrotu. Czy mamy usunąć ciało? — To może być odrobinę niezręczne. To „ciało” nadal oddycha. — Powiedział z irytacją Circenn. — Dlaczego? — Duncan zmarszczył brew. — Bo jeszcze jej nie zabiłem. Galan przez chwilę taksował go spojrzeniem. — Jest piękna, czyż nie? Circenn nie przegapił oskarżenia. — Czy kiedykolwiek pozwoliłem urodzie zaszkodzić memu honorowi? 21 Czyżby któryś z nich był przodkiem Hawka?
— Nay i jestem pewien, że nie zrobisz tego teraz. Nigdy nie złamałeś przysięgi. — Wyzwanie Galana było niemożliwe do pomylenia. Circenn opadł na krzesło. Mając trzydzieści lat, Galan był drugim najstarszym z pięciu braci Douglasów. Wysoki i ciemny, był zdyscyplinowanym wojownikiem, który tak, jak Circenn, wierzył w ścisłe trzymanie się zasad. Jego pojęcie właściwej bitwy zawierało miesiące starannych przygotowań, poznanie wroga i szczegółową strategię, od której nie odstąpią, gdy zacznie się atak. Duncan, najmłodszy w rodzinie miał bardziej nonszalancką postawę. Wysoki na sześć stóp był szorstko przystojny, zawsze miał kilkudniową brodę tak czarną, że jego szczęka wyglądała na niebieską, a jego pled był zwykle pognieciony, pospiesznie związany i wyglądał, jakby zaraz miał się zsunąć. Przyciągał dziewczyny jak muchy do miodu i z całego serca korzystał z ich seksualnego pociągu do niego. Pojęciem Duncana o właściwej bitwie było dupczyć do ostatniej minuty, potem wyskoczyć z pledem i mieczem i rzucić się w bójkę, śmiejąc się przez cały czas. Duncan był odrobine niezwykły, ale wszyscy Douglasowie byli siłami, z którymi należało się liczyć w ten czy inny sposób. Najstarszy brat, James, był głównym porucznikiem Bruce’a i błyskotliwym strategiem. Galan i Duncan przez lata byli zaufaną radą Circenna. Walczyli razem, atakując i kontratakując pod sztandarem Roberta Bruce’a i trenowali ciężko do ostatecznej bitwy, której pragnęli, mającej uwolnić Szkocje spod panowania Anglików. — Nie jestem pewny czy widzę, jakie szkody ta kobieta mogłaby wyrządzić naszej sprawie. — Odparł wymijająco Circenn, ostrożnie oceniając ich reakcję na jego słowa. Po cichu mierzył również własną reakcję. Zwykle jego postanowienia uspokajały go, dawały mu poczucie celu i kierunku, ale każda uncja jego istoty buntowała się na myśl zabicia kobiety na górze. Zaczął rozważać możliwe reperkusje pozwolenia jej żyć, poza zniszczeniem jego honoru. Galan splótł palce i przyglądał się swym odciskom, gdy mówił. — Nie sądzę, że to ma znaczenie. Złożyłeś przysięgę Adamowi Blackowi, że wyeliminujesz człowieka, który przyniesie butelkę. Choć widzę, że ta kobieta może wywoływać sympatię, nie masz żadnej wiedzy o tym, kim naprawdę jest. Była dziwnie ubrana. Czy może pochodzić od Druidów? — Myślę, że nie. Nie wyczułem w niej magii. — Czy ona jest Angielką? Byłem zaskoczony, słysząc ją, mówiącą w tym języku. Mówiliśmy po angielsku, odkąd przybyli Templariusze, ale dlaczego ona? — Mówienie po angielski to nie zbrodnia. — Powiedział sucho Circenn. To prawda, że odkąd przybyli Templariusze, mówili po angielsku znacznie częściej niż w jakimkolwiek innym języku. Większość ludzi Circenna nie mówiła po francusku, a większość Templariuszy