kaczmarek-a

  • Dokumenty54
  • Odsłony13 393
  • Obserwuję4
  • Rozmiar dokumentów96.9 MB
  • Ilość pobrań6 279

06 Definitywnie Martwy - Charlaine Harris

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.6 MB
Rozszerzenie:pdf

06 Definitywnie Martwy - Charlaine Harris.pdf

kaczmarek-a EBooki
Użytkownik kaczmarek-a wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 192 stron)

1 HARRIS CHARLAINE Definitywnie martwy (eng. Definitely Dead) Charlaine Harris Definitywnie Martwy Rozdział pierwszy ................................................................................................................................... 3 Rozdział drugi ....................................................................................................................................... 12 Rozdział trzeci....................................................................................................................................... 20 Rozdział czwarty................................................................................................................................... 26 Rozdział piąty........................................................................................................................................ 32 Rozdział szósty...................................................................................................................................... 40 Rozdział siódmy.................................................................................................................................... 52 Rozdział ósmy....................................................................................................................................... 59 Rozdział dziewiąty ................................................................................................................................ 66 Rozdział dziesiąty.................................................................................................................................. 72 Rozdział jedenasty................................................................................................................................. 78 Rozdział dwunasty ................................................................................................................................ 84 Rozdział trzynasty................................................................................................................................. 89 Rozdział czternasty................................................................................................................................ 95 Rozdział piętnasty ............................................................................................................................... 103 Rozdział szesnasty............................................................................................................................... 116 Rozdział siedemnasty.......................................................................................................................... 121 Rozdział osiemnasty............................................................................................................................ 137 Rozdział dziewiętnasty........................................................................................................................ 149 Rozdział dwudziesty............................................................................................................................ 154 Rozdział dwudziesty pierwszy ............................................................................................................ 163 Rozdział dwudziesty drugi .................................................................................................................. 173 Rozdział dwudziesty trzeci.................................................................................................................. 189

2 Oczywiście, ta powieść została ukończona kilka miesięcy przed atakiem Huraganu Katrina, który uderzył w wybrzeże. To też większa część akcji rozgrywa się w Nowym Orleanie, zastanawiałam się czy pozostawić Definitywnie Martwego takim jakim był czy zawrzeć w nim katastrofę sierpnia i września. Po długim namyśle, zważając na to, że podróż Sookie ma miejsce wczesnej wiosny, zdecydowałam iż książka pozostanie taka jaką została pierwotnie napisana. Pozostaje sercem z mieszkańcami pięknego miasta - Nowego Orleanu i wszystkimi mieszkańcami obszarów przyległych do Missisipi, mojego rodzimego stanu. Moje myśli i modlitwy będą z wami, kiedy będziecie odbudowywać wasze domy i życia.

3 Moje podziękowania wędrują do dużej rzeszy ludzi: Jerrilyna Farmera, nauczyciela łaciny mojego syna; Toni L.P. Kelner i Steve Kelner, przyjaciołom i grupie wsparcia; Ivana Van Laningham, posiadającego zarówno wiedzę i własną opinię na bardzo wiele tematów; dr Stacy Clanton, o której mogę powiedzieć to samo; Alexandrowi Dumasowi, autorowi powieści pt.”Trzej muszkieterowie”, którą każdy powinien przeczytać; Annie Rice za zwampiryzowanie Nowego Orleanu; wiernemu czytelnikowi wujkowi Hugonowi, który domyślił się z góry biegu wydarzeń tej książki… czapki z głów dla was wszystkich. Rozdział pierwszy Byłam trzymana w ramionach jednego z najprzystojniejszych mężczyzn, jakich w życiu widziałam. Patrzył prosto w moje oczy: - Pomyśl... Brad Pitt - szepnęłam. Nadal przypatrywał się swoimi brązowymi oczami z umiarkowanym zainteresowaniem. Okej, byłam na złej drodze. Wyobraziłam sobie ostatniego chłopaka Claudea, ochroniarza klubu ze striptizem. - Pomyśl o Charlesie Bronsonie - zaproponowałam - Albo... Edwardzie Jamesie Olmosie - poczułam się nagrodzona pojawiającym się błyskiem w tych oczach z długimi rzęsami. Można było pomyśleć, że za chwilę Claude podniesie moją długą, szeleszczącą spódnicę, zerwie ze mnie stanik z głębokim dekoltem i zgwałci, aż będę błagać o litość. Niestety dla mnie - jak i dla innych kobiet w Luizjanie - Claude grał dla innej drużyny. Kobiety z dużymi piersiami i blond włosami nie były jego ideałem. Mocny, szorstki i groźny, może z trochę nieogolonymi baczkami - to było to co go rozpalało. - Mario-Star, podejdź i przesuń ten lok do tyłu. - Alfred Cumberland rozkazał zza kamery. Fotograf był ciężkim, czarnym mężczyzną z siwiejącymi włosami i wąsami. Maria-Star Cooper szybko podeszła przed kamerę, żeby poprawić zagubiony kosmyk moich długich jasnych włosów. Byłam pochylona z tyłu nad ramieniem Claudea. Moja niewidoczna (dla aparatu) lewa ręka desperacko chwytała tył jego czarnego surduta, a moje prawe ramię było delikatnie ułożone na jego lewym barku. Jego lewa dłoń trzymała mnie w talii. Myślę, że ta poza miała sugerować, że zaraz mnie położy na ziemi, aby zrobić swoje. Claude był ubrany w czarny surdut, pumpy, białe pończochy i białą koszulę z bufiastymi rękawami. Ja byłam ubrana w niebieską krynolinową suknię z dużą ilością halek. Jak już

4 wspominałam, suknia była dosyć skąpa w górnej części, z małym rękawkami opuszczonymi nieco poniżej moich ramion. Byłam wdzięczna, że temperatura w studiu była umiarkowanie wysoka. Światło wielkiej lampy (wyglądała jak talerz satelity) nie dawało tyle ciepła, ile się spodziewałam. Al Cumberland pstrykał zdjęcia, gdy Claude pochylał się nade mną. Miało wyglądać, że budzę w nim pożądanie. Próbowałam w sobie wzbudzić to samo. Przyznam się, że moje życie prywatne było jałowe przez ostatnie tygodnie, więc gotowałam się w środku od emocji. Właściwie, to byłam nawet gotowa wybuchnąć. Maria-Star miała piękną jasną cerę i kręcące się, ciemne włosy. Stała gotowa ze skrzynką z przyborami do makijażu, szczotkami i grzebieniami, aby w razie czego, szybko zrobić ostatnie poprawki. Kiedy Claude i ja przyjechaliśmy do studia, byłam zaskoczona, że rozpoznałam młodą asystentkę fotografa. Odkąd przywódca stada ze Shreveport został wybrany kilka tygodni temu, nie widziałam Marii-Star. Podczas przerażających i krwawych zawodów na przywódcę stada nie miałam szansy jej spotkać. Dzisiaj miałam dobrą okazję, żeby zobaczyć Marię-Star całkowicie zdrową po potrąceniu przez samochód w styczniu. Wilkołaki zdrowiały niezwykle szybko. Maria-Star mnie rozpoznała. Ulżyło mi, gdy się do mnie uśmiechnęła. Powiedzmy, że moja pozycja w stadzie z Shreveport była niezbyt pewna. Nie miałam ochoty pomagać, ale i tak wbrew mojej woli zostałam wyrzucona na ring z niemającym powodzenia uczestnikiem konkursu na lidera stada. Alcide Herveaux był synem tego uczestnika. Mogłam go zaliczyć do grupy osób bliższych niż przyjaciele, ale czułam, że zawiodłam go podczas zawodów. Nowy przywódca stada, Patrick Furnan, wiedział, że coś mnie łączy z rodziną Herveauxów. Rozmowa z Marią-Star była dla mnie zaskoczeniem, kiedy zapinała mój kostium i czesała mi włosy. Zaproponowała więcej makijażu, niż w życiu nałożyłabym na siebie. Kiedy jednak spojrzałam w lustro, musiałam jej podziękować. Wyglądałam wspaniale, mimo że nie przypominałam Sookie Stackhouse. Gdyby Claude nie był gejem, mógłby być także zachwycony. Jest bratem mojej przyjaciółki Claudine. Zarabia na życie rozbierając się podczas wieczorków pań w Hooligans - klubie, który do niego należy. Claude jest po prostu zachwycający; sześć stóp wzrostu, z falowanymi czarnymi włosami i dużymi brązowymi oczami. Jeszcze idealny nos i pełne usta. Jego włosy były długie, żeby mogły zakrywać uszy. Wcześniej były spiczaste, ale zostały chirurgicznie poprawione, aby wyglądały na zaokrąglone jak ludzkie uszy. Jeśli znasz się na nadprzyrodzonych istotach, możesz zauważyć operację uszu, i wiedziałbyś, że Claude jest wróżem. - Teraz wiatrak. - Al poinstruował Marię-Star. Po przesunięciu sprzętu, włączyła duży wachlarz. Mieliśmy właśnie stać na silnym wietrze. Moje włosy falowały tworząc jasne pasmo. Związany kucyk Clauda nawet nie ruszył się z miejsca. Po kilku fotkach z uchwyconym ujęciem, Maria-Star rozczesała jego włosy i ułożyła na ramieniu. Mogły kształtować tło dla jego idealnego profilu, gdy powiał wiatr. - Cudownie - powiedział Al. Zrobił kilka kolejnych zdjęć. Maria-Star przez kilkukrotne przesuwanie maszyny powodowała wiatr wiejący z różnych stron. W końcu Al powiedział mi, że mogę wstać. Wdzięczna, wyprostowałam się. - Mam nadzieję, że nie było ci za ciężko - powiedziałam Claudowi, który znowu wyglądał na spokojnego i opanowanego. - Żaden problem. Macie tutaj jakiś sok owocowy? - Spytał Marię-Star. Claude nie należał do osób taktownych.

5 Maria-Star była ślicznym wilkołakiem w ludzkiej formie. Wskazała małą lodówkę w rogu studia - Kubki są na górze - powiedziała Claudowi. Śledziła go wzrokiem i westchnęła. Kobiety często tak robiły po rozmowie z Claudem. To westchnienie brzmiało jak wyznanie - jaka szkoda. Maria-Star zaprezentowała mi szeroki uśmiech po sprawdzeniu, czy jej szef nadal dokładnie przegląda sprzęt. Chciała mi coś powiedzieć... i nie była pewna jak to przyjmę. Telepatia to nie zabawa. Opinia o samym sobie cierpi, bo wiesz co inni myślą o tobie. Telepatia także uniemożliwia spotykanie się z normalnymi facetami. Tylko o tym pomyśl. (I pamiętaj, będę wiedzieć jeśli myślisz albo nie.) - Alcide ma ciężki okres od kiedy jego ojciec został pokonany - powiedziała Maria-Star niskim głosem. Claude podczas picia soku był zbyt zajęty podziwianiem siebie w lustrze. Telefon komórkowy Ala Cumberlanda zadzwonił i musiał on wejść do swojego biura, żeby móc kontynuować rozmowę. - Jestem pewna, że tak – odpowiedziałam. Odkąd Jackson Herveaux został zabity, można było się spodziewać, że jego syn będzie miał swoje wzloty i upadki. - Wysłałam mowę pamiątkową do ASPCA. Wiem, że powiadomią Alcide’a i Janice - dodałam (Janice była młodszą siostrą Alcida, która nie była wilkołakiem. Zastanawiałam się jak Alcide wyjaśnił jej przyczynę śmierci ojca). Jako potwierdzenie otrzymania, dostałam notkę z podziękowaniami. Taką, którą wysyłają z domu pogrzebowego, bez żadnego osobistego słowa. - Cóż - wyglądało, że nie była w stanie wyrzucić z siebie tego, co chciała mi przekazać. Dostałam przebłysk jej uczuć. Ból przeszył mnie niczym nóż. Zamknęłam ten ból i otoczyłam swoją dumą. Zbyt wcześnie w życiu tego się nauczyłam. Wybrałam album z próbką pracy Alfreda i zaczęłam przeglądać. Nie przypatrywałam się za bardzo fotografiom panien i panów młodych, pierwszych komunii, dwudziestych piątych rocznic ślubów. Zamknęłam album i odłożyłam. Starałam się wyglądać normalnie, ale niespecjalnie mi to wychodziło. Powiedziałam z szerokim uśmiechem podobnym do tego, który miała Maria-Star na ustach: - Alcide i ja, wiesz... tak naprawdę nie byliśmy prawdziwą parą – mogłam w sobie pielęgnować pragnienia i nadzieje, ale one nigdy nie miały szansy dojrzeć. Jak zawsze, wyczucie czasu było niewłaściwe. Oczy Marii-Star miały kolor jaśniejszego brązu niż te Claudea. Otworzyły się szeroko z respektem. A może to był strach? - Słyszałam, że mogłaś to zrobić - powiedziała - Ale trudno w to uwierzyć. - Tak – powiedziałam znużona. – Cieszę się, że spotykasz się z Alcide’em. Nie mam prawa się wtrącać, nawet jeślibym mogła. Nie robię tak - było to nieco pokręcone (i nie była to cała prawda), ale myślę, że Maria-Star zrozumiała moje intencje. Mogłam uratować twarz. W przeciągu trzech tygodni od śmierci ojca, Alcide się do mnie nie odezwał. Wiedziałam, że uczucia, którymi mnie obdarzał, ostygły. To był cios, ale nie tragiczny. Patrząc realistycznie, nie oczekiwałam niczego więcej od Alcide’a. Ale do cholery, lubiłam go. I jeszcze boleśnie przeżywasz takie coś, kiedy odkryjesz, że zostałaś zastąpiona wcale nie lepszą od ciebie dziewczyną. Poza tym, przed śmiercią ojca, Alcide sugerował, że możemy żyć razem. A teraz żył sobie na kocią łapę z tym uroczym wilkołakiem. Może planował mieć z nią szczenięta. Powstrzymałam te myśli. Powinnam się wstydzić! Nie było powodu, żebym była suką. (Co łatwo przyszło na myśl, bo Maria-Star nią była, na trzy noce w miesiącu). Powinnam się wstydzić podwójnie. - Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa – powiedziałam.

6 Bez słowa podała mi kolejny album z napisem OCZY. Kiedy go otworzyłam zrozumiałam, że OCZY znaczyły nadnaturalne. Były tam zdjęcia ceremonii, których ludzie nigdy nie mieli zobaczyć... para wampirów ubrana w wyszukane kostiumy i upozowana przed gigantycznym krzyżem; młody mężczyzna w trakcie przemiany w niedźwiedzia, przypuszczalnie po raz pierwszy; zdjęcie stada wilkołaków ze wszystkim członkami w wilczej formie. Al Cumberland, fotograf rzeczy niesamowitych. Nic dziwnego, że Claude wybrał go do robienia mu zdjęć. Miało mu to dać nadzieję na rozpoczęcie kariery jako model. - Następne ujęcie - powiedział Al, gdy wyszedł ze swojego biura i zamknął klapkę komórki. - Mario-Star, właśnie mamy zamówienie na podwójny ślub w okolicach domu, panny Stackhouse - zastanowiłam się czy to były zaręczyny zwykłych ludzi czy nadnaturalne wydarzenie, ale niezbyt grzecznie byłoby o to zapytać. Claude i ja po raz kolejny musieliśmy się do siebie zbliżyć. Zgodnie z instrukcjami Ala podniosłam spódnicę, żeby pokazać swoje nogi. W erze, którą moja suknia reprezentowała, kobiety raczej się nie opalały i nie goliły nóg, a ja je miałam ciemne i gładkie jak pupa niemowlaka. Ale co za problem. Faceci też pewnie nie chodzili wszędzie z rozpiętymi koszulami. - Podnieś nogi tak, jakbyś miała go nimi opleść - rozkazał Alfred - Teraz Claude masz szansę, żeby zabłysnąć. Masz wyglądać jakbyś miał w każdej chwili ściągnąć spodnie. Chcemy, żeby nasi czytelnicy chcieli zrobić tak samo patrząc na ciebie! - Portfolio Claude’a będzie wykorzystane w konkursie na Pana Kochanka, organizowanym każdego roku przez magazyn Romantic Times Bookclub. Claude po podzieleniu się swoimi ambitnymi planami z Alem (dowiedziałam się, że poznali się na jakiejś imprezie), usłyszał, że powinien mieć zdjęcia z typem kobiety, która występuje na okładkach romansów. Dodał też, że wróż o ciemnych włosach jak Claude, dobrze by się prezentował z niebieskooką blondynką. Akurat byłam jedyną hojnie obdarzoną przez naturę znajomą, która była gotowa pomóc mu za darmo. Oczywiście znał striptizerki, które mogłyby to zrobić za mnie, ale one oczekiwały zapłaty. Claude powiedział mi o tym, ze swoim zwyczajowym taktem, w drodze do studia fotograficznego. Naprawdę mógł zachować szczegóły dla siebie. Pomagałam bratu mojej przyjaciółki, a to wystarczyło, żebym czuła się dobrze. Niestety w stylu Claude’a było podzielenie się wszystkimi detalami. - Okej, Claude, ściągaj koszulkę - powiedział Alfred. Claude był przyzwyczajony do ściągania ubrań na życzenie. Miał szeroką, gładką klatkę piersiową z imponującą muskulaturą, więc wyglądał naprawdę dobrze. Ja nie byłam poruszona. Może stawałam się odporna na takie rzeczy. - Spódnica, noga - przypomniał mi Alfred. Powiedziałam sobie, że to była praca. Al i Maria- Star byli bez wątpienia profesjonalistami i nie brali niczego do siebie. No i nie można było być spokojniejszym niż Claude. Ale ja nie byłam przyzwyczajona do podnoszenia spódnicy przed ludźmi. Dla mnie to było całkiem osobiste. Na mojej twarzy nawet nie pojawiał się ślad rumieńca, gdy pokazywałam tyle samo nóg będąc w szortach. Jednak podnoszenie do góry długiej spódnicy było nieco bardziej obciążone podtekstem. Zacisnęłam zęby i podniosłam materiał, podwijając go w takich odstępach, żeby pozostawał na miejscu. - Panno Stackhouse, musisz wyglądać jakby ci się to podobało - powiedział Al. Zerkał na mnie zza swojego aparatu, a jego czoło zmarszczyło się w dezaprobacie. Starałam się nie dąsać. Obiecałam Claudowi przysługę, a przysługi powinno wyświadczać się z chęcią. Podniosłam nogę, więc moje udo było równolegle do podłogi. Miałam nadzieję, że pozycja z bosymi palcami stóp skierowanymi do podłogi była pełna wdzięku. Ułożyłam

7 obydwie dłonie na nagich ramionach Claudea i spojrzałam na niego. Jego skóra była ciepła i gładka w dotyku, ale nie było w tym nic erotycznego czy podniecającego. - Wyglądasz na znudzoną, panno Stackhouse - powiedział Alfred - Masz wyglądać jakbyś miała się na niego rzucić. Mario-Star, zrób coś, żeby wyglądała bardziej... no - Maria zerwała się, żeby przesunąć wzdłuż moich ramion nieco niżej bufiaste rękawki. Zrobiła to trochę zbyt entuzjastycznie. Byłam wdzięczna, że mój gorset był ciasno zasznurowany. Faktem było, że Claude mógł wyglądać wspaniale i chodzić nago przez cały dzień, a ja nadal go nie pragnęłam. Był gderliwy i miał złe maniery. Nawet jeśli byłby hetero, z pewnością nie byłby w kręgu moich zainteresowań - a już tym bardziej po dziesięciu minutach rozmowy z nim. Musiałam uciekać się do fantazjowania, jak Claude wcześniej. Pomyślałam o wampirze Billu, mojej pierwszej miłości w każdym tego słowa znaczeniu. Poza pożądaniem, czułam gniew. Bill spotykał się z inną kobietą, już od kilku tygodni. Dobra, a co z Ericiem, szefem Billa i byłym Wikingiem? Przez kilka dni w styczniu, wampir Eric dzielił ze mną mój dom i łóżko. Ale tutaj był pewien haczyk. Eric znał sekret, który chciałam zatrzymać w ukryciu do końca swoich dni. Co prawda, kiedy był u mnie w domu miał amnezję. Dzięki temu nie był świadomy pewnych faktów, które może wciąż przechowywał w pamięci. Kilka innych twarzy pojawiło się w moim umyśle - mój szef, Sam Merlotte, właściciel Merlotte’s Bar. Myślenie o twoim szefie w stroju Adama jest złe, więc nie miałam zamiaru tego ciągnąć. Okej, Alcide Herveaux? Nigdy. To była porażka, zwłaszcza, że byłam w towarzystwie jego aktualnej dziewczyny... Dobra, byłam pozbawiona materiału do fantazjowania i musiałabym wrócić do jednego z moich starych fikcyjnych ulubieńców. Ale filmowe gwiazdy wydawały się bez wyrazu, od kiedy Bill przyszedł do Merlotte’s i zadomowiłam się w świecie nadnaturalnym. Ostatnim, całkiem dziwnym, erotycznym doświadczeniem było wylizywanie mojej krwawiącej nogi. To było... niepokojące. Ale nawet przy takich okolicznościach, coś we mnie drżało. Pamiętałam jak łysa głowa Quinna poruszała się, kiedy oczyszczał moją krew w bardzo osobisty sposób. I ten silny chwyt jego dużych ciepłych palców na mojej nodze... - Tak pasuje - powiedział Alfred i zaczął pstrykać zdjęcia. Claude położył dłoń na moim nagim udzie, mógł poczuć napięcie moich mięśni, które utrzymywały mnie w odpowiedniej pozycji. Po raz kolejny, mężczyzna trzymał moją nogę. Claude chwycił ją tak, aby dać mi trochę oparcia. Znacznie to pomogło, ale nie było to ani trochę erotyczne. - Teraz ujęcia w łóżku - powiedział Al, kiedy już zdecydowałam, że nie dam rady więcej. - Nie - powiedzieliśmy wspólnie z Claude’em. - Ale to jest część wymaganych zdjęć - dodał Al. – Nie musicie się rozbierać, wiecie o tym. Nie myślę o TAKIM rodzaju zdjęcia. Moja żona by mnie zabiła. Po prostu leżycie na łóżku tak jak jesteście teraz. Claude opiera się na łokciu i patrzy na ciebie z góry, panno Stackhouse. - Nie - powiedziałam dobitnie. - Zrób mu zdjęcia, kiedy stoi sam w wodzie. To będzie lepsze. W rogu była sztuczna sadzawka. Zdjęcia Claude’a, oczywiście nagiego, z kroplami wody spływającymi po jego nagim torsie, byłoby ekstremalnie pociągające (dla każdej kobiety, która go nie poznała). - Co o tym myślisz? - Spytał Al. Odezwał się narcyzm Claudea: - Myślę, że to byłoby wspaniałe, Al. – powiedział, starając się ukryć swoje przejęcie.

8 Ruszyłam do przebieralni, chętna do ściągnięcia kostiumu i założenia normalnych dżinsów. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu zegarka. O piątej trzydzieści zaczynałam pracę, a musiałam jeszcze jechać z powrotem do Bon Temps i założyć mój służbowy strój do Merlotte’s. - Dzięki, Sookie - zawołał za mną Claude. - Nie ma sprawy, Claude. Życzę powodzenia przy kontraktach - ale on już podziwiał siebie w lustrze. Maria-Star zobaczyła mnie, kiedy wychodziłam. - Do zobaczenia, Sookie. Było miło cię znowu zobaczyć. - Ciebie też - skłamałam. Nawet w dziwacznym labiryncie umysłu wilkołaka, mieniącego się intensywną czerwienią, widziałam, że Maria-Star nie mogła zrozumieć, dlaczego przepuściłam okazję bycia z Alcide’em. Mimo wszystko, wilkołak był przystojny na swój sposób, miał poczucie humoru i należał do heteroseksualnych mężczyzn o gorącym temperamencie. Do tego posiadał własną firmę geodezyjną i był bogatym mężczyzną. Zanim pomyślałam, w mojej głowie pojawiła się odpowiedź na wszystkie wątpliwości: - Czy ktoś nadal szuka Debbie Pelt? - Spytałam. Przypominało to dotykanie chorego zęba. Debbie była ciągle wracającą i odchodząc dziewczyną Alcide’a. Twarda sztuka. - Nie ci sami ludzie - powiedziała Maria-Star. Jej twarz stężała. Maria-Star nie lubiła myśleć o Debbie tak samo jak ja, ale bez wątpienia z innych powodów. - Detektywi, którzy zostali wynajęci przez Peltów zrezygnowali. Powiedzieli, że obdzieraliby ich tylko z pieniędzy, gdyby nadal prowadzili śledztwo. Tak słyszałam. Policja nie przyznaje się, ale też pewnie utknęli w martwym punkcie. Spotkałam Peltów tylko raz, tuż po zaginięciu Debbie. Brutalna z nich parka - mrugnęłam. To wyznanie z ust wilkołaka było szczególnie drastyczne. - Sandra, ich córka, jest najgorsza. Ona szalała za Debbie i dla niej nadal zawracają ludziom głowy, czasem nietypowym. Ja sama uważam, że Debbie została uprowadzona. Albo zabiła się. Może uznała, że jej życie nie ma sensu, gdy Alcide się jej wyrzekł. - Może - mruknęłam, ale bez przekonania. - Lepiej jak jej nie ma. Mam nadzieję, że nie wróci - powiedziała Maria-Star. Moja opinia była taka sama, ale w odróżnieniu od Marii-Star, wiedziałam co stało się Debbie. To był klin, który rozdzielił mnie i Alcide’a. - Mam nadzieję, że jej już więcej nie zobaczy - dodała Maria-Star. Jej ładna twarz znowu stężała i pokazała swoją brutalniejszą stronę. Alcide mógł spotkać się z Marią-Star, ale nie mógł jej w pełni zaufać. Był też pewny, że nie zobaczy już więcej Debbie. I to była moja wina, jasne? Zastrzeliłam ją. Jakoś odzyskałam spokój ducha, ale ten mroczny fakt ciągle do mnie powracał. Jeśli zabiło się kogoś to nie ma szans, aby powrócić do normalnego trybu życia bez uszczerbku. Konsekwencje odmieniają je na zawsze. *** Dwóch duchownych weszło do baru. To brzmi jak początek jednego z milionów kawałów. A nie było przy barze rabina, ani nawet blondynki. Dobra, widziałam sporo blondynek, ale żadnego rabina. Natomiast tych dwóch duchownych widziałam wcześniej wielokrotnie. Byli zawsze umówieni na wspólne obiady każdego tygodnia.

9 Ojciec Don Riordan, dokładnie ogolony i rumiany, był katolickim księdzem. Przychodził do małego kościoła w Bon Temps raz w tygodniu, aby odprawić sobotnią mszę. Ojciec Kempton Littrell, blady i brodaty, był księdzem episkopalnym, który odprawiał Mszę w malutkim kościele w Clarice, raz na dwa tygodnie. - Cześć, Sookie - powiedział ojciec Riordan. Był Irlandczykiem i był taki naprawdę irlandzki, nie tylko z pochodzenia. Uwielbiałam słuchać jak mówi. Miał na sobie okulary o grubych szkłach i w czarnych oprawkach. Był po czterdziestce. - Dobry wieczór, ojcze. I tobie, ojcze Littrell. Czym mogę dla was służyć? - Ja poproszę szkocką z lodem, panno Sookie. A ty, Kempton? - Oh, ja chcę tylko piwo. I proszę jeszcze porcję kurczaka - ksiądz episkopalny miał okulary w złotej oprawie. Był młodszy od ojca Riordana i słynął ze swojej skrupulatności. - Jasne - uśmiechnęłam się do nich dwóch. Odkąd mogłam czytać w ich myślach, wiedziałam, że byli naprawdę dobrymi ludźmi, co mnie cieszyło. To żenujące usłyszeć zawartość umysłu ministra i odkryć, że nie jest on wcale lepszy od ciebie. Ba, nawet nie stara się być lepszym. Ponieważ było ciemno na zewnątrz, nie byłam zaskoczona, gdy wszedł Bill Compton. Nie mogłam powiedzieć tego samego o duchownych. Kościoły w Ameryce jeszcze nie poradziły sobie z obecnością wampirów. Powiedzenie, że ich polityka była nieco niezdecydowana, było zbyt łagodnym określeniem. Kościół katolicki właśnie musiał podjąć ważną decyzję. Czy powinien zadeklarować, że wszystkie wampiry są przeklęte i znienawidzone przez katolików, czy może je zaakceptować i przyjąć do swojej trzody jako potencjalnych nawróconych. Kościół Episkopalny zagłosował przeciw zaakceptowaniu wampirów jako duchownych, chociaż pozwolono im na przyjmowanie komunii. Jednak znaczna część ludzi świeckich mówiła, że dojdzie do tego tylko po ich trupach. Niestety, większość z nich nie pojmowała jak to mogłoby być możliwe. Obaj duchowni spojrzeli zniesmaczeni, gdy Bill pocałował mnie szybko w policzek i usiadł przy ulubionym stoliku. Ledwo na nich spojrzał. Otworzył swoją gazetę i zaczął czytać. Zawsze wyglądał poważnie, jakby przeglądał strony dotyczące finansów albo doniesień z Iraku. Tylko ja wiedziałam, że czytał najpierw kącik porad, a potem komiksy, chociaż często nie rozumiał żartów. Bill był sam, co było miłą odmianą. Zwykle zabierał ze sobą ukochaną Selah Pumphrey. Nie znosiłam jej. Chyba nigdy nie miałam pozbyć się Billa ze swoich myśli, bo w końcu był moją pierwszą miłością i kochankiem. Może nawet nie chciał, żebym tak postąpiła. Wyglądało to tak, jakby ciągał za sobą Selah do Merlotte’s na każdą możliwą randkę. Domyślałam się, że specjalnie mi ją pokazuje. Przecież tak się nie robi, kiedy już ci na kimś nie zależy, prawda? Bez pytania, dałam mu ulubiony napój - TrueBlood typu zero. Starannie położyłam przed nim butelkę na serwetce. Odwróciłam się, żeby odejść, kiedy zimna dłoń dotknęła mojego ramienia. Jego dotyk zawsze mnie poruszał. Może już zawsze tak będzie. Bill dawał mi jasno do zrozumienia, że go podniecam. Stałam się bardziej pewna siebie, nawet po czasie nie bycia w związku i bez seksu, bo dla niego wciąż byłam atrakcyjna. Inni mężczyźni także patrzyli na mnie jakbym stała się bardziej interesująca. Teraz wiedziałam dlaczego ludzie tak często myślą o seksie; Bill gruntownie mnie wyedukował. - Sookie, zostań na chwilę - spojrzałam w brązowe oczy Billa, które wyglądały na ciemniejsze niż w rzeczywistości w kontraście z jego bladą karnacją. Jego włosy też były brązowe, gładkie i lśniące. Był szczupły, z szerokimi i umięśnionymi ramionami, niczym farmer, którym kiedyś był.

10 - Co tam u ciebie? - Wszystko dobrze - powiedziałam starając się nie wyglądać na zaskoczoną. Bill nie często spędzał czas gadając o niczym. Zwykłe pogawędki nie były jego mocną stroną. Nawet, gdy byliśmy parą, nie należał do zbyt rozmownych. I nawet wampir może być pracoholikiem. Bill stał się maniakiem komputerowym. - A u ciebie wszystko dobrze? - Tak. Kiedy jedziesz do Nowego Orleanu, żeby odebrać spadek? Teraz byłam naprawdę zaskoczona. (To jest możliwe, bo nie mogę czytać w myślach wampirów. Dlatego tak bardzo je lubię. To wspaniałe być z kimś, kto jest dla ciebie zagadką.) Moja kuzynka została zamordowana prawie sześć tygodni temu w Nowym Orleanie. Bill był ze mną, gdy przyszedł wysłannik Królowej Luizjany, aby mi o tym powiedzieć... i dać mordercę do osądzenia - Myślę, że pojadę do mieszkania Hadley w następnym miesiącu. Jeszcze nie rozmawiałam z Samem o wolnym. - Przykro mi, że straciłaś kuzynkę. Bardzo cię to przybiło? Nie widziałam Hadley od lat, a zobaczenie jej jako wampira byłoby jeszcze dziwniejsze. Ale miałam mało żyjących krewnych, więc i tak trudno było stracić kolejną osobę. – Trochę - Nie wiesz, kiedy pojedziesz? - Jeszcze nie zdecydowałam. Pamiętasz jej prawnika, pana Cataliadesa? Powiedział, że przekaże mi, kiedy zostanie uznana autentyczność testamentu. Obiecał też, że mieszkanie zostanie nietknięte. Kiedy doradca królowej tak mówi, to można mu ufać. Ale mówiąc szczerze, niespecjalnie mnie to interesuje. - Mogę z tobą pojechać do Nowego Orleanu, jeśli nie będzie ci przeszkadzać towarzystwo w czasie podróży. - Matko... - powiedziałam z nutą sarkazmu - A co z Selah? Może zabierzesz ją ze sobą? - To by była naprawdę przyjemną wycieczka. - Nie - odparł i zamknął się w sobie. Gdy Bill trzymał swoje usta w pewien sposób, to nie można było z niego wyciągnąć czegokolwiek. Wiedziałam z doświadczenia. Okej, nieco się pogubiłam. - Dam ci znać - powiedziałam starając się go rozgryźć. Chociaż jego towarzystwo byłoby bolesne, to jednak mu ufałam. Bill nigdy by mnie nie skrzywdził. Nie pozwoliłby też, aby ktoś inny to zrobił. Ale krzywdę można zrobić na wiele sposobów. - Sookie! - Ojciec Littrell mnie wołał. Szybko do niego podeszłam. Zerknęłam, żeby zobaczyć uśmiechniętego Billa. Jego uśmiech był pełen satysfakcji. Nie byłam pewna co to znaczyło, ale i tak lubiłam oglądać go uśmiechniętego. Może miał nadzieję na odnowienie naszego związku? Ojciec Littrell za to powiedział: - Nie byliśmy pewni, czy chcesz, aby ci przeszkadzano. Spojrzałam na niego zmieszana. - Jesteśmy trochę zaniepokojeni, że bratasz się już tak długo z wampirem, i to z takim przejęciem - powiedział ojciec Riordan. - Czy to diabelski podszept każe ci być pod jego urokiem? Jego irlandzki akcent nagle stał się mniej urokliwy. Spojrzałam zaskoczona na ojca Riordana. - Żartujesz, prawda? Wiecie, że spotykałam się przez jakiś czas z Billem. Oczywiście nie wiecie za dużo o diabelskich podszeptach jeśli uważacie, że Bill jest efektem jednego z nich. - Widziałam o wiele gorsze rzeczy niż Bill w jakże zwodniczym Bon Temps. Niektóre z nich były ludźmi. - Ojcze Riordan, ja rozumiem własne postępowanie. Rozumiem też naturę

11 wampirów lepiej niż ty kiedykolwiek mógłbyś zrozumieć – powiedziałam. - Ojcze Littrell, chcesz musztardę miodową czy keczup do porcji kurczaka? Ojciec Littrell wybrał musztardę miodową nieco oszołomionym głosem. Odeszłam lekceważąc ten incydent. Zastanawiałam się co by zrobili dwaj księża, gdyby wiedzieli co stało się w barze kilka miesięcy wcześniej. Goście baru zebrali się, aby pozbyć się kogoś kto chciał mnie zabić. Gdyby nawet był to wampir, może by go zaaprobowali. Ojciec Riordan, zanim wyszedł, poprosił mnie na słówko. - Sookie, wiem, że teraz nie chcesz ze mną rozmawiać, ale muszę ciebie o coś spytać w imieniu kogoś innego. Jeśli zachowałem się tak, że nie jesteś mniej skłonna mnie wysłuchać, proszę zignoruj to. Wysłuchaj, bo pytam w imieniu innych ludzi. Westchnęłam. Przynajmniej ojciec Riordan starał się być dobrym człowiekiem. Pokiwałam niechętnie głową. - Dobra dziewczyna. Rodzina z Jackson skontaktowała się ze mną... W mojej głowie pojawiły się dzwonki alarmowe. Debbie Pelt była z Jackson. - Rodzina Peltów, wiem, że o nich słyszałaś. Nadal poszukują jakichkolwiek informacji o swojej córce, która zaginęła w styczniu. Miała na imię Debbie. Poprosili mnie, bo ksiądz, który jest w parafii w Bon Temps mnie zna. Peltowie chcieliby się z tobą zobaczyć, Sookie. Chcą porozmawiać z każdym kto widział ich córkę w nocy, kiedy zaginęła. Obawiają się, że gdyby pojawili się u twojego progu, nie chciałabyś ich widzieć. Boją się, że jesteś zła na nich za prywatnych detektywów, a potem przesłuchanie policji. Mogłaś być tym wszystkim oburzona. - Nie chcę ich widzieć - odpowiedziałam - Ojcze Riordan, powiedziałam wszystko co wiedziałam - to była prawda. Tylko tego nie powiedziałam policji i Peltom - Nie chcę już więcej rozmawiać o Debbie - to też była szczera prawda - Powiedz im, z całym szacunkiem, że już nie mam nic do powiedzenia. - Przekażę im. - powiedział - Ale muszę powiedzieć Sookie, że mnie rozczarowałaś. - Cóż, sądzę, że to był dla mnie ogólnie zły wieczór – odparłam. - Straciłam twoją dobrą opinię i całą resztę. Odszedł nie mówiąc już ani słowa, co było tym czego bardzo chciałam. Tłum. nieoficjalne

12 Rozdział drugi Następnego wieczoru, gdy zbliżał się czas zamknięcia lokalu, zdarzyło się znowu coś dziwnego. Kiedy Sam dał nam sygnał, aby powiedzieć klientom, że to już ich ostatnie drinki, przyszedł do Merlotte’s ktoś kogo nie spodziewałam się zobaczyć po raz kolejny. Poruszał się cicho jak na tak potężnego mężczyznę. Stanął za drzwiami poszukując wzrokiem wolnego stolika. Zauważyłam go dzięki słabemu odbłyskowi światła na jego łysej głowie. Był bardzo wysoki i postawny, z nieco zadartym nosem i dużymi białymi zębami. Miał pełne usta i oliwkowy odcień skóry. Był ubrany w coś rodzaju brązowej sportowej kurtki narzuconej na czarny t-shirt i zwykłe spodnie. Założył wypolerowane mokasyny, chociaż lepiej by wyglądał w butach motocyklowych. - Quinn – Sam powiedział cicho. Jego dłonie zastygły w bezruchu, chociaż jeszcze mieszał drink Tim Collins – Co on tutaj robi? - Nie wiedziałam, że go znasz – powiedziałam. Poczułam jak moje policzki czerwienieją, bo przecież myślałam o tym łysym mężczyźnie ledwie dzień wcześniej. To on był tym, który swoim językiem oczyścił moją nogę z krwi – interesujące doświadczenie. - Każdy w moim świecie zna Quinna – powiedział Sam z nic niewyrażającą miną – Ale jestem zaskoczony, że ty go spotkałaś, bo nie należysz do zmiennokształtnych – W odróżnieniu od Quinn’a, Sam nie był dużym mężczyzną; ale był bardzo silny, jak każdy

13 zmiennokształtny powinien, a jego złocisto rude włosy tworzyły wokół jego głowy poblask przypominający aureolę. - Poznałam Quinna podczas konkursu na dowódcę stada – odparłam – On był, mmm, prowadzącym ceremonię – Oczywiście ja i Sam rozmawialiśmy o zmianie władzy w stadzie ze Shreveport. Shreveport nie jest wcale tak daleko od Bon Temps, a to co robią wilkołaki jest całkiem ważne dla każdego rodzaju zmiennokształtnego. Prawdziwy zmiennokształny, jak Sam, może się zmienić się we wszystko, ale każdy z nich ma swoje ulubione zwierzę. Żeby skomplikować, wszyscy, którzy mogą się zmieniać z człowieka w zwierzę nazywają siebie zmiennokształtnymi, chociaż tylko niewielu posiada wszechstronność Sama. Zmiennokształtni, którzy zmieniają się w tylko jeden gatunek zwierzęcia nazywa się zwierzołakami: tygrysołaki (jak Quinn), niedźwiedziołaki, wilkołaki. Ale tylko te ostatnie, które czasem nazywają siebie w prosty sposób łakami, uważają, że stoją najwyżej w hierarchii zmiennokształtnych ze względu na swoją siłę i kulturę. Wilkołaków jest więcej niż innych zmiennokształtnych, ale porównując do populacji wampirów, jest ich naprawdę mało. Jest kilka powodów tej sytuacji. Liczba urodzeń wśród wilkołaków jest mała, a do tego śmiertelność niemowląt jest wyższa niż u zwykłych ludzi, i tylko pierwsze dziecko z pary czystych Wilkołaków stanie się jednym z nich. Dzieje się tak w trakcie dojrzewania, a samo dojrzewanie jest już wystarczająco kiepskim doświadczeniem. Zmiennokształtni są bardzo dyskretni. Ten nawyk jest trudny do przełamania, nawet jeśli jest w pobliżu osoba taka jak ja – sympatyczna i dziwna. Zmiennokształni jeszcze nie ogłosili publicznie swojego istnienia, a ja uczę się o ich świecie coraz więcej, ale i tak nie za wiele. Nawet Sam ma wiele sekretów o których nie wiem, a zaliczam go do swoich przyjaciół. Sam zmienia się w collie, i często odwiedza mnie w tej postaci. (Czasem śpi na pledzie na moim łóżku). Quinna widziałam tylko w jego ludzkiej postaci. Nie wspomniałam Quinna, gdy mówiłam Samowi o walce o przywództwo stada w Shreveport pomiędzy Jacksonem Herveaux i Patrickiem Furnanem. Sam zmarszczył się zdenerwowany na mnie, że taką informację zachowałam dla siebie, ale nie zrobiłam tego z rozmysłem. Znowu zerknęłam na Quinna. Podniósł lekko swój nos. Sprawdzał powietrze, śledził zapach. Kogo tropił? Kiedy Quinn nieomylnie podszedł do jednego z moich stolików, pomimo wielu wolnych miejsc, gdzie pracowała Arlene, wiedziałam, że tropił mnie. Dobra, miałam co do tego mieszane uczucia. Zerknęłam na Sama kątem oka, aby zobaczyć jego reakcję. Ufałam mu od pięciu lat i nigdy mnie nie zawiódł. Sam kiwnął do mnie. Nie wyglądał jednak na zadowolonego. - Idź dowiedzieć się czego chce – powiedział. Jego głos był tak niski, że przypominał warknięcie. Stawałam się coraz bardziej nerwowa, gdy zbliżałam się do nowego klienta. Mogłam poczuć jak moje policzki rumienią się. Czemu byłam taka podenerwowana? - Witam, panie Quinn – powiedziałam. Byłoby głupio udawać, że go nie rozpoznałam. – Czym mogę służyć? Obawiam się, że niedługo zamykamy, ale jest jeszcze czas, aby podać piwo, albo drinka. Zamknął oczy i wziął głęboki wdech jakby chciał mnie wciągnąć. – Rozpoznałbym ciebie w najciemniejszym pokoju – odparł z uśmiechem. To był szeroki i piękny uśmiech. Spojrzałam w innym kierunku pokazując mu wymuszony grymas, który pojawił się na moich ustach. Zachowywałam się jakbym była... nieśmiała. Nigdy nie zachowywałam się nieśmiało.

14 Może bojaźliwo byłoby lepszym określeniem, ale tego nie lubię – Myślę, że powinnam podziękować – zaryzykowałam ostrożnie – To był komplement? - Miał być. Co to za pies za barem, który każe mi wyjść samym spojrzeniem? Powiedział to stwierdzając fakt, a nie uwłaczając. - To mój szef, Sam Merlotte. - Jest tobą zainteresowany. - Mam nadzieję. Pracuję dla niego już od pięciu lat. - Mmm. Może poproszę piwo. - Jasne. Jaki rodzaj? - Bud. - Zaraz będzie – odparłam i odwróciłam się, aby odejść. Wiedziałam, że cały czas na mnie patrzył. Gdy szłam do baru, czułam jego spojrzenie. I wiedziałam z jego umysłu, chociaż to był bardzo skryty umysł zmiennokształtnego, że spojrzenie było pełne podziwu. - Czego on chce? – Sam wyglądał na... wkurzonego. Gdyby był w psiej postaci, sierść na jego plecach zjeżyłaby się. - Bud – odparłam. Sam nachmurzył się – Nie o to mi chodzi, doskonale wiesz o tym. Wzruszyłam ramionami. Nie miałam pojęcia co chciał Quinn. Sam tak trzasnął szklanką pełną piwa tuż koło moich palców, że aż podskoczyłam. Dałam mu spojrzeniem jasno do zrozumienia, że mi się to nie spodobało. Wzięłam piwo dla Quinna. Quinn zapłacił za piwo i dał dobry napiwek – nie jakiś przesadnie wysoki przez który bym poczuła się przekupiona. Włożyłam go do kieszeni. Zaczęłam chodzić od stolika do stolika. – Odwiedzasz kogoś w tych okolicach? – spytałam Quinna, gdy już wyczyściłam jeden ze swoich stolików. Większość stałych klientów płaciło i ledwo wychodziło z Merlotte’s. Było takie miejsce o którym Sam niby nie wiedział. Takie wyjście na zewnątrz, do lasu. Ale większość znajomych klientów szło raczej do domu, do swoich łóżek. Jeśli jakikolwiek bar miałby być rodzinny, to z pewnością Merlotte’s. - Tak – odparł – Ciebie. To nie pozwoliło mi dalej prowadzić rozmowę. Podczas wykładania szklanek ze swojej tacy, jedną w roztargnieniu prawie upuściłam. Byłam zbyt podenerwowana, aby zastanowić się, kiedy to się stało. - Oficjalnie, czy prywatnie? – Spytałam, gdy znowu byłam blisko. - To i to – odpowiedział. Kiedy usłyszałam o części oficjalnej to ta odrobina radości ze mnie zeszła, ale pozostała mi wyostrzona uwaga... a to było bardzo dobre. Trzeba mieć zawsze wyostrzony umysł, aby być z nadnaturalnymi. Istoty nadnaturalne mają cele i pragnienia, które zwykli ludzie nawet nie mogą pojąć. Wiedziałam o tym, odkąd całe swoje życie byłam magazynem dla ludzkich, normalnych, celów i pragnień. Kiedy Quinn był jedną z ostatnich osób w barze – poza kelnerkami i Samem – wstał i patrzył na mnie wyczekująco. Podeszłam uśmiechając się promiennie jak to zwykle robiłam, gdy byłam spięta. Byłam też ciekawa czemu też Quinn był porównywalnie spięty jak ja. Mogłam poczuć jego napięcie w myślach. - Zobaczę się tobą w twoim domu, jeśli się zgadzasz – spojrzał na mnie poważnie – Jeśli ci to nie odpowiada, możemy się spotkać gdzie indziej. Ale chcę z tobą porozmawiać dzisiaj wieczorem, no chyba, że jest zbyt zmęczona. Było to powiedziane naprawdę uprzejmie. Arlene i Danielle usilnie starały się nie gapić – w każdym razie próbowały wtedy, gdy Quinn nie mógł ich na tym przyłapać. Sam odwrócił się

15 tyłem i grzebał przy barze ignorując innego zmiennokształtnego. Zachowywał się bardzo nieodpowiednio. Szybko przeanalizowałam prośbę Quinna. Jeśli zaproszę go do domu, będę zdana na jego łaskę. Mieszkam w odległym miejscu. Moim najbliższym sąsiadem jest mój były, Bill, i mieszka dokładnie po drugiej stronie cmentarza. Z drugiej strony, gdyby Quinn był moim chłopakiem, to zabrałabym go do domu bez zastanowienia. Z tego co zdołałam odczytać z jego myśli, to nie chciał mi zrobić krzywdy. - Zgadzam się – powiedziałam wreszcie. Rozluźnił się i dał mi kolejny uśmiech. Zabrałam jego pustą szklankę. Byłam świadoma, że trzy pary oczu patrzyły na mnie z dezaprobatą. Sam był niezadowolony, a Danielle i Arlene nie mogły zrozumieć dlaczego prawie każdy wolał mnie od nich, chociaż Quinn nawet tym doświadczonym kelnerkom poświęcił sekundkę. Quinn dawał poczucie inności, które było dostrzegalne nawet dla najzwyklejszego człowieka. - Będę gotowa za kilka minut – powiedziałam. - Nie spiesz się. Skończyłam uzupełnianie paczek cukru i słodziku na każdym stoliku. Jeszcze sprawdziłam, czy stojaczki na serwetki są pełne i solniczki z pieprzniczkami. Niedługo kończyłam. Zabrałam torebkę z gabinetu Sama i pożegnałam się z nim. Quinn pojechał za mną w ciemno zielonym pickupie. W światłach parkingu, pojazd wyglądał na nowy, z błyszczącymi oponami i kołpakami, z wydłużoną kabiną, i nakrytym łóżkiem. Mogłam się założyć, że jest naszpikowany różnymi bajerami. Samochód Quinna był najbardziej luksusowym jaki ostatnio widziałam od dłuższego czasu. Mój brat, Jason, by go podziwiał. Sam na bokach swojego wozu miał namalowane różowe i niebieskie wiry. Jechałam na południe przez Hummingbird Road i zakręciłam w lewo do swojego podjazdu. Po jeździe przez dwa akry lasu, dojechałam do miejsca, gdzie stał nasz stary rodzinny dom. Włączyłam zewnętrzne światła jeszcze zanim odjechałam. Były też światła włączające się, gdy ktoś był w polu czujników, więc budynek był nieźle oświetlony. Zajechałam na tyły domu, aby zaparkować. Quinn stanął tuż obok mnie. Wysiadł z wozu i przyjrzał się. Światła oświetliły mu schludne podwórko. Podjazd był w świetnym stanie, i ostatnio przemalowałam stojącą na tyłach szopę na narzędzia. Był tam zbiornik z propanem, który mógł zniszczyć najładniejszy widok, ale moja babcia mała wiele rabatek z kwiatami. Dodała je do tych, które zakładała rodzina od prawie stu pięćdziesięciu lat. Żyłam na tej ziemi, w tym domu, od kiedy miałam siedem lat i kochałam to miejsce. Nie ma nic wspaniałego w moim domu. Został zbudowany jako rodzinny dom farmerski. Był powiększany i zmieniany w przeciągu wielu lat. Pilnowałam, aby było czysto, a podwórko skoszone. Duże naprawy są ponad moje możliwości, ale Jason czasem mi pomagał. Nie był zadowolony, gdy babcia zostawiła mi dom i ziemię. Zamieszkał w domu naszych rodziców, gdy skończył dwadzieścia jeden lat, a ja nigdy go nie prosiłam, aby zapłacił mi połowę za ten dom. Zabrało trochę czasu zanim Jason przyznał, że babcia dobrze postąpiła. Staliśmy się sobie bliżsi w przeciągu ostatnich kilku miesięcy. Otworzyłam tylne drzwi i zaprowadziłam Quinna do kuchni. Rozejrzał się zaciekawiony, kiedy powiesiłam moją kurtkę na jednym z krzeseł. Stało przed stołem, gdzie jadłam wszystkie swoje posiłki. - Nie jest jeszcze skończony – powiedział Quinn. Szafki leżały na podłodze, gotowe do przywieszenia. Cały pokój miał być przemalowany, a blaty założone. Po wszystkim będę mogła spokojnie odpocząć.

16 - Moja stara kuchnia spaliła się kilka tygodni wcześniej – powiedziałam – Budowniczemu odwołano poprzednie zlecenie i zrobił moje w rekordowym czasie. Kiedy przysłano szafki, oni już byli prawie gotowi ze wszystkim. Możliwe, że jeszcze tutaj wrócą – w międzyczasie wreszcie mogłam cieszyć się powrotem do własnego domu. Sam był niesamowicie miły pozwalając mi na zamieszkanie w jednym z jego domków do wynajęcia (i matko, cieszyłam się z równej podłogi, nowej kanalizacji i sąsiadów), ale nic nie było porównywalne do bycia w domu. Nowy piecyk był w kuchni, więc mogłam gotować. Położyłam kawałek sklejki na górze niezainstalowanych jeszcze szafek. Miałam miejsce do gotowania. Mała lodówka błyszczała i szumiała cicho. Nie tak jak ta, którą miała babcia od trzydziestu lat. Nowa kuchnia zawsze mnie zaskakiwała, gdy szłam przez tylną werandę – teraz większa i zamknięta – aby otworzyć nowe, ciężkie tylne drzwi, wraz z judaszem i dodatkową blokadą. - Tutaj zaczyna się starsza część domu – powiedziałam idąc z kuchni do przedpokoju. Tylko kilka desek było do wymiany w podłodze. Wszystko było świeżo umyte i przemalowane. Nie tylko ściany i sufity były pokryte plamami po dymie. Musiałam też pozbyć się swądu spalenizny. Wymieniłam niektóre zasłony, wyrzuciłam jeden albo dwa dywaniki. Czyściłam, czyściłam, czyściłam. To zadanie zabierało mi każdą wolną chwilę jakie miałam od jakiegoś czasu. - Dobra robota – skomentował Quinn przyglądając się jak połączono dwie deski. - Wejdź do salonu – odparłam zadowolona. Cieszyłam się z pokazywania komuś domu, kiedy obicia były czyste, nie było żadnych kotów, a szkło na zdjęciach po prostu błyszczało. Zasłony w salonie zostały wymienione, co chciałam już zrobić przez rok. Dzięki Ci Panie za ubezpieczenie. Dzięki Ci Panie za pieniądze, które zarobiłam na ukrywaniu Erica przed wrogiem. Uzupełniłam dziurę w moim budżecie, ale wtedy, kiedy naprawdę tego potrzebowałam. Mogłam być za to wdzięczna. Kominek czekał, aby go zapalić, ale było za ciepło. Nie można było usprawiedliwić jego rozpalenia. Quinn usiadł w fotelu, a ja naprzeciwko niego. - Może dać ci coś do picia? Piwo, kawę, albo zimną herbatę? – spytałam, pewna swojej roli gospodyni. - Nie, dziękuję – powiedział. Uśmiechnął się – Od kiedy poznałem cię w Shreveport, chciałem cię znowu zobaczyć. Próbowałam patrzeć na niego. Impuls, aby spojrzeć na stopy, albo dłonie był prawie nie do pokonania. Jego oczy były naprawdę głębokie, głęboko purpurowe, jak je zapamiętałam. - To był ciężki dzień dla rodziny Herveaux – powiedziałam. - Spotykałaś się przez jakiś czas z Alcidem – zauważył wypowiadając się neutralnym tonem. Zastanowiłam się nad kilkoma możliwymi odpowiedziami. Postanowiłam powiedzieć – Nie widziałam go od konkursu na przywódcę stada. Uśmiechnął się szeroko – Więc z nikim się nie spotykasz? Potwierdziłam kiwnięciem głowy. - Nie jesteście związani? - Nie. - Nie nadepnę na czyjś odcisk? Próbowałam się uśmiechnąć, ale mój wysiłek nie był zbyt fortunny. – Tego nie powiedziałam – Oczywiście, że był odcisk. Ten odcisk nie byłby zbyt zadowolony. Ale on nie ma żadnego prawa, aby tak się czuć. - Myślę, że wytrzymam krzywe spojrzenia. Więc wyjdziemy razem?

17 Spojrzałam na niego przez sekundę, lub dwie, zastanawiając się. Z jego umysłu wyciągnęłam tylko nadzieję: nie zobaczyłam oszustwa ani zainteresowania tylko sobą. Kiedy sprawdziłam zastrzeżenia, które miałam, to one zniknęły. - Tak – powiedziałam – Umówię się z tobą – jego piękny uśmiech spowodował u mnie tą samą reakcję. Tym razem mój uśmiech był szczery. - Świetnie – odpowiedział – Wynegocjowaliśmy miłą część. Teraz czas na część biznesową, która nie jest związana z wcześniejszą. - Okej – odparłam, a mój uśmiech zniknął. Miałam nadzieję na okazję, aby zająć się tym później, ale każdy interes jaki miałby ze mną byłby sprawą nadnaturalnych, czyli powodem do zmartwienia. - Słyszałaś o regionalnych szczytach? Wampirzy szczyt: królowie i królowe z różnych stanów spotykają się aby naradzać się o... interesach wampirów. - Eric coś mi o tym mówił. - Czy zatrudnił cię już, abyś tam pracowała? - Wspominał, że potrzebowałby mnie. - Ponieważ Królowa Luizjany dowiedziała się, że jestem na miejscu, spytała się czy mógłbym spytać o twoje usługi. Myślę, że jej rozkazy mogą odwołać te Erica. - Powinieneś spytać o to Erica. - Myślę, że powinienem mu o tym powiedzieć. Życzenia Królowej są rozkazem dla Erica. Poczułam jak mina mi zrzedła. Nie chciałam powiedzieć Ericowi, szeryfowi Strefy Piątej, czegokolwiek. Uczucia Erica do mnie były mieszane. Mogę zapewnić was, że wampiry nie lubią mieszanych uczuć. Szeryf stracił pamięć o krótkim czasie jaki spędził ukryty u mnie w domu. Ta dziura w pamięci nieźle wkurzała Erica; lubił mieć wszystko pod kontrolą, a to znaczyło bycie świadomym własnych czynów w każdej sekundzie nocy. Więc czekał zanim mógł coś zrobić w mojej sprawie i zapłacił za to czym mnie obciążył w trakcie pobytu u mnie. Może poszłam z tą szczerością trochę za daleko. Eric nie był specjalnie zaskoczony, że uprawialiśmy seks; ale był zaskoczony, kiedy mu powiedziałam, że zaoferował zrezygnowanie ze swojej ciężko zdobytej pozycji w hierarchii wampirów na rzecz mieszkania ze mną. Gdybyście znali Erica, wiedzielibyście, że to było całkiem niemożliwe dla niego. Po tym nie rozmawiał już ze mną więcej. Gapił się na mnie, gdy spotkaliśmy się, żeby ożywić jego pamięć, aby udowodnić, że byłam w błędzie. Zasmuciło mnie, że związek, który mieliśmy – nieukryta radość za te kilka dni spędzonych razem, ale wspaniały związek kobiety i mężczyzny, którzy mają jedynie wspólne poczucie humoru – przestał już istnieć. Wiedziałam, że do mnie należy powiedzenie mu, że jego królowa zastąpiła go, ale byłam pewna, że nie chcę tego robić. - Zniknął twój uśmiech – zauważył Quinn. Wyglądał poważnie. - Cóż, Eric jest... – nie wiedziałam jak skończyć zdanie – Jest skomplikowanym facetem – powiedziałam niezbyt przekonująco. - Co powinniśmy zrobić na naszej pierwszej randce? – spytał Quinn. Był dobry w zmienianiu tematu. - Możemy pójść obejrzeć jakiś film – odparłam odbijając piłeczkę.

18 - Moglibyśmy. Potem, możemy pójść na kolację w Shreveport. Może w Ralp and Kacoo’s, - zaproponował. - Słyszałam, że ich rakowy etouffee jest dobry – odparłam nadal prowadząc tą rozmowę. - Kto nie lubi raków? Możemy też pójść na kręgle. Mój cioteczny wujek był zapalonym graczem w kręgle. Mogłam sobie wyobrazić jego stopy, w butach do kręgli, tuż przede mną. Wzruszyłam ramionami. - Nie wiem jak. - To może pójdziemy na mecz hokeja? - To może być fajne. - Możemy też razem gotować w twojej kuchni, a potem obejrzeć film na DVD. - Lepiej to sobie odłóż na później – to zabrzmiało zbyt odważnie jak na pierwszą randkę. Nawet jeśli nie miałam za dużo doświadczeń z pierwszymi randkami. Ale wiedziałam, że taka odległość do sypialni nigdy nie jest dobrym pomysłem. No chyba, że planujesz wieczór idący dokładnie w tym kierunku. - Możemy iść zobaczyć Producers. Przyjeżdżają do Strand. - Naprawdę? – okej, teraz byłam podekscytowana. Wyremontowany teatr w Shreveport, Strand Theater, wystawiał przedstawienia grup podróżujących po kraju, od sztuk po balet. Nigdy wcześniej nie widziałam prawdziwej sztuki teatralnej. Czy to nie byłoby okropnie drogie? Z pewnością by tego nie zaproponował gdyby nie mógł na to zarobić – Moglibyśmy? Kiwnął głową zadowolony z mojej reakcji – Mogę zrobić rezerwacje na ten weekend. Co z twoim czasem pracy? - Mam wolny piątek – powiedziałam szczęśliwa – I byłaby zadowolona, gdybym zapłaciła za siebie. - To ja zaprosiłem ciebie, więc ja stawiam – Quinn powiedział twardo. Mogłam przeczytać z jego myśli, jaki był zaskoczony, że to zaproponowałam. Poczuł się dotknięty. Hm, nie spodobało mi się to – Więc tak. Jesteśmy umówieni. Kiedy dostanę z powrotem swój laptop zarezerwuję bilety online. Wiem, że zostało jeszcze kilka dobrych miejsc. Sprawdziłem ofertę jeszcze zanim tutaj przyjechałem. Oczywiście zaczęłam się zastanawiać nad odpowiednimi ciuchami. Ale odepchnęłam tą myśl na później. – Quinn, gdzie ty właściwie mieszkasz? - Mam dom niedaleko Memfis. - Ojej – powiedziałam myśląc, że to za długo droga, aby utrzymać związek samymi randkami. - Jestem współwłaścicielem w firmie Special Events. Jesteśmy jedną z gałęzi Extreme (ly Elegant) Events. Chyba widziałaś nasze logo, E(E)E? – Zrobił okrągły nawias ze swoich palców. Kiwnęłam głową. E(E)E organizowało wiele wystawnych imprez w całym kraju – Mamy czterech partnerów, którzy pracują na stałe dla Special Events. Każdy z nas zatrudnia ludzi na cały lub na pół etatu. Odkąd dużo podróżujemy, mamy miejsca w całym kraju, które wykorzystujemy; niektóre są tylko pokojami w domach przyjaciół i krewnych, a niektóre to prawdziwe apartamenty. Miejsce, gdzie mieszkam w Shreveport, to dom gościnny na tyłach rezydencji jednego ze zmiennokształtnych. Sporo się o nim dowiedziałam w zaledwie dwie minuty. – Więc organizujesz imprezy dla nadnaturalnych, jak konkursy na przywódcę stada? – to musiała być niebezpieczna praca wymagającą wielu niezbędnych przedmiotów – Ale co innego jeszcze można robić? Konkurs na lidera stada może być, lub nie. Jak wiele musisz podróżować? Jakie inne specjalne imprezy możesz organizować? - Z reguły zajmuję się południowym wschodem, Georgią do Teksasu – usiadł wyprostowany na krześle, jego duże dłonie spoczęły na kolanach – Południe Tennessee przez Florydę. W

19 tych stanach, jeśli chcesz zorganizować konkurs na przywódcę stada, albo rytuał powołania szamana lub wiedźmy, albo wampirzy ślub hierarchiczny – i chcesz, aby to wszystko odbyło się dobrze, z pompą – możesz przyjść do mnie. Zapamiętałam niezwykłe zdjęcia z albumu Alfreda Cumberlanda. – Więc jest tego sporo, i jesteś często zajęty? - Zdecydowanie – odpowiedział – Oczywiście, niektóre z nich są sezonowe. Wampiry biorą śluby w zimie, bo noce są bardzo długie. Zrobiłem ślub hierarchiczny w Nowym Orleanie w styczniu, tego roku. A potem, niektóre z okazji są związane z kalendarzem Wiccan. Albo okresem dojrzewania. Nie mogłam sobie nawet wyobrazić organizowanych ceremonii, ale opis musiał poczekać na kolejną okazję. - I masz trzech partnerów, którzy robią to cały czas, tak jak ty? Przepraszam. Tak się dopytuję. Ale to jest naprawdę interesujący sposób zarabiania na życie. - Cieszę się, że tak myślisz. Musisz mieć spore umiejętności w pracy z ludźmi, zmysł do detali i organizacji. - Musisz być naprawdę twardy – wybąkałam dodając własne myśli. Powoli uśmiechnął się – Nie mam z tym problemu. Tak, wyglądało na to, że Quinn nie miał problemów z byciem twardym. - Trzeba też być dobrym w ocenianiu ludzi, więc można kierować klientów we właściwym kierunku, zostawiając ich zadowolonych z wykonanej pracy – powiedział. - Możesz mi powiedzieć jakieś historie? Czy zobowiązuje cię tajemnica zawodowa? - Klient podpisuje kontrakt, ale żaden z nich nie wymagał utrzymania wszystkiego w tajemnicy – odparł – Nie mam wielu szans, aby porozmawiać o tym co robię. Oczywiście, większość klientów ukrywa prawdę o sobie przed normalnym światem. To ulga, że mogę o tym porozmawiać. Często muszę jakiejś dziewczynie wmawiać, że jestem konsultantem, albo kimś w tym stylu. - To dla mnie też ulga, że mogę o tym porozmawiać nie przejmując się, że wygadam jakiś sekret. - Więc mamy szczęście, że odnaleźliśmy siebie, co? – znowu ten szeroki uśmiech – Lepiej jak trochę odpoczniesz, zeszłaś ze zmiany – Quinn wstał i rozciągnął się pokazując w pełni swój wzrost. To było imponujące, bo był tak muskularny. Zresztą wiedział o tym; Quinn wyglądał wspaniale, gdy się rozciągał. Spojrzałam w dół, aby ukryć swój uśmiech. Nie miałam mu za złe, że chciał mi zaimponować. Sięgnął po moją dłoń i pomógł mi wstać jednym płynnym ruchem. Czułam jego uwagę koncentrującą się na mnie. Jego własna dłoń była ciepła i ciężka. Mógł nią połamać moje kości. Przeciętna kobieta nie zastanawiałaby się jak szybko facet z którym się umawia może ją zabić, ale ja nigdy nie byłam przeciętną kobietą. Zrozumiałam to, gdy w pewnym wieku doszłam, że nie każde dziecko wie co jego rodzice myślą o nim. Nie każda mała dziewczynka wie, czy nauczyciele ją lubią, albo czy są z niej zadowoleni, albo czy ją porównują do brata (już wtedy Jason umiał roztaczać swój urok). Nie każda mała dziewczynka miała zabawnego wujka, który chciał być z nią sam na sam podczas rodzinnych zjazdów. Pozwoliłam Quinnowi trzymać moją rękę, i spojrzałam w jego fiołkowe oczy. Przez minutę pozwoliłam, aby jego podziw obmył mnie jak ciepły prysznic. Tak, wiedziałam, że był tygrysem. I nie znaczy to, że w łóżku także, chociaż wierzyłam, że tam też jest dziki i silny. Kiedy pocałował mnie na dobranoc, jego usta otarły się o mój policzek. Uśmiechnęłam się. Lubię mężczyzn, którzy wiedzą kiedy przyspieszyć pewne rzeczy... a kiedy nie.

20 Tłum. nieoficjalne Rozdział trzeci Następnego wieczoru miałam telefon w Merlotte’s. Oczywiście, nie jest dobrze odbierać telefony w pracy. Sam tego nie lubił, no chyba, że był to nagły wypadek. Starałam się nie czuć winna, kiedy dałam znać Samowi, że odbiorę w jego biurze – w końcu telefony do mnie można było policzyć na palcach jednej ręki, nie tak jak u innych kelnerek. - Tak, słucham? – spytałam ostrożnie. - Sookie – usłyszałam znajomy głos. - Oh, Pam. Cześć – ulżyło mi, ale tylko na sekundę. Pam była podwładną Erica. Była też jego dzieckiem, w wampirzym sensie. - Szef chce się z tobą zobaczyć – powiedziała – Dzwonię z jego biura. Biuro Erica, na tyłach jego klubu – Fangtasji, było świetnie wyciszone. Ledwo słyszałam KDED, wampirzą stację radiową, grającą w tle „After Midnight” w wykonaniu Claptona. - No tak, jest zbyt dumny, aby załatwiać własne telefony? - Tak – odparła Pam. Taka właśnie była – dosłowna. - O co chodzi?

21 - Postępuję zgodnie z jego instrukcjami – dodała – Powiedział, żebym zadzwoniła do telepaty. Zadzwoniłam do ciebie. Jesteś wezwana. - Pam, potrzebuję lepszego wytłumaczenia niż to. Niespecjalnie chce się widzieć z Ericem. - Czy jesteś krnąbrna? Aha, nie miałam tego w swoim Kalendarzu Słowo Dnia. - Nie jestem pewna, czy rozumiem – czasem lepiej jechać dalej i przyznać się do swojej ignorancji. Próbowałam wyjść z tego cało. Pam westchnęła z wyraźnym niezadowoleniem. – Jesteś uparta – wytłumaczyła. Jej angielski akcent dał o sobie znać. – I nie powinnaś. Eric traktuje ciebie bardzo dobrze – powiedziała niezbyt dowierzając. - Nie zrezygnuję z pracy, ani wolnych dni, żeby pojechać do Shreveport, bo Pan Wielki i Potężny musi się ze mną spotkać – zaprotestowałam – rozsądnie, chyba. – Może sam tutaj dźwignąć swój tyłek jeśli tak bardzo chce mi coś powiedzieć. Albo niech sam złapie słuchawkę telefonu – powiedziałam co chciałam. - Gdyby chciał sam złapać słuchawkę telefonu, jak to określiłaś, zrobiłby to. Bądź w piątek wieczorem, po ósmej. Kazał mi to przekazać. - Przepraszam, ale nie mogę. Znaczące milczenie. - Nie przyjdziesz? - Nie mogę. Mam randkę – powiedziałam, starając się ukryć zadowolenie w moim głosie. Pojawiła się znowu cisza. Pam parsknęła – Oh, to wspaniale – odparła zmieniając gwałtownie akcent na amerykański – Nie mogę się doczekać, aby mu o tym powiedzieć. Jej reakcja spowodowała, że poczułam się niepewnie – Um, Pam – zaczęłam zastanawiając się czy nie wycofać się. – Słuchaj... - O nie – powiedziała prawie głośno się śmiejąc. To nie bardzo było w jej stylu. - Przekaż mu, że dziękuję za kalendarz – odparłam. Eric zawsze myślał strategicznie, aby Fangtasja była coraz bardziej lukratywnym interesem. Wymyślił wampirzy kalendarz, który sprzedawano w ich małym sklepiku z pamiątkami. Eric był Panem Styczniem. Pozował na łóżku z długim futrzanym szlafrokiem. Eric i łóżko byli ustawieni przed jasnoszarym tłem. Nad nimi zawieszono gigantyczną, błyszczącą śnieżkę. Nie ubrał tego szlafroka; co to, to nie. Nie był ubrany w cokolwiek. Miał jedno kolano ugięte na wymiętoszonym łóżku, a druga stopa była na podłodze. Patrzył prosto w kamerę, kipiąc pożądaniem (Mógłby udzielić Claudowi kilku lekcji). Jasne włosy Erica opadały na ramiona przypominając potarganą grzywę. Jego prawa ręka ściskała rzucony na łóżko szlafrok, więc biały materiał ułożył się dostatecznie wysoko, aby ukryć rodzinne skarby. Sylwetka była tak odwrócona, aby pokazać jak najlepiej jego cudowny tyłek. Jasna smużka ciemnoblond włosów szła na południe od pępka. To praktycznie krzyczało – „odkryj mnie!” Akurat wiedziałam, że pistolet Eric’a był bardzo dużego kalibru. Jakoś nigdy nie przewracałam stron, pozostając na styczniu. - Dobra, przekażę mu – powiedziała Pam – Eric powiedział, że ludziom nie spodobałoby się moje zdjęcie w kalendarzu dla kobiet... więc jestem w tym dla mężczyzn. Czy mam ci przysłać kopię mojego zdjęcia? - Zaskoczyłaś mnie – odparłam – Naprawdę. Przecież ty nie masz nic przeciwko pozowaniu. Trudno mi ją było sobie wyobrazić biorącą udział w projekcie, który by dogadzał ludzkim gustom.

22 - Eric powiedział, że mam pozować, więc pozowałam – odpowiedziała chłodno. Eric miał znaczną władzę nad Pam, ponieważ był jej stwórcą. Ale muszę przyznać - nie wiedziałam, że Eric kazał Pam zrobić coś do czego nie była przygotowana. Dobrze ją znał (co było jasne), albo Pam była gotowa zrobić właściwie wszystko. - Trzymam bicz na swoim zdjęciu – powiedziała Pam – Fotograf powiedział, że to sprzeda się w milionowym nakładzie – Pam miała bardzo szeroki zakres zainteresowań jeśli chodzi o seks. Po długim momencie w którym wyobraziłam sobie to zdjęcie, powiedziałam – Jestem pewna, że tak będzie, Pam. Ale ja chyba zrezygnuję. - Wszyscy dostaniemy pewien procent. Wszyscy zgodziliśmy się pozować. - Ale Eric dostanie wyższy procent niż wszyscy. - Cóż, jest Szeryfem – przyznała rozsądnie Pam. - No tak. To cześć – chciałam odłożyć słuchawkę. - Czekaj, a co mam powiedzieć Ericowi? - Po prostu powiedz mu prawdę. - Wiesz, że będzie zły – w głosie Pam nie było wcale strachu. Zabrzmiała nawet radośnie. - To jego problem – odpowiedziałam. Może to było trochę dziecinne. Tym razem odłożyłam słuchawkę. Zły Eric z pewnością będzie też moim problemem. Miałam paskudne przeczucie, że zrobiłam poważny krok odmawiając Ericowi. Nie miałam pojęcia co może stać się. Kiedy pierwszy raz poznałam Szeryfa Strefy Piątej, spotykałam się z Billem. Eric chciał wykorzystać mój niezwykły talent. Praktycznie trzymał nad moją głową rannego Billa, abym podporządkowała się. Kiedy zerwałam z Billem, Eric już nic nie mógł na mnie wymuszać dopóki ja nie potrzebowałam jego przysługi. Dałam mu najsilniejszą broń jaką mogłam – wiedzę, że zastrzeliłam Debbie Pelt. Nie miało znaczenia, że to on ukrył jej ciało i samochód. Nie pamiętał gdzie. Oskarżenie mogłoby mi zrujnować resztę życia, nawet jeśli nie byłoby nic udowodnione. Nawet jeśli umiałabym zaprzeczyć. Przez resztę wieczoru wypełniałam swoje obowiązki w barze. Zastanawiałam się czy Eric naprawdę mógłby ujawnić mój sekret. Jeśli Eric powie policji co zrobiłam, musiałby przyznać, że także brał w tym udział, no nie? Zostałam zatrzymana przez detektywa Andy Bellefleura, kiedy byłam w drodze do baru. Znałam Andiego i jego siostrę Portię całe życie. Byli kilka lat starsi ode mnie, ale zdaliśmy te same szkoły, dorastaliśmy w tym samym miasteczku. Jak ja, byli przede wszystkim wychowani przez swoją babcię. Detektyw i ja mieliśmy kilka nienajlepszych momentów. Andy spotykał się z młodą nauczycielką, Halleigh Robinson, od kilku miesięcy. Tej nocy miał sekret do podzielenia się i jeszcze przysługę. - Słuchaj, zaraz zamówi porcję kurczaka – powiedział bez żadnego wstępu. Spojrzałam na ich stolik, aby być pewną, że Halleigh siedziała plecami do mnie. Siedziała – Kiedy przyniesiesz jedzenie do stolika, upewnij się, że to jest w tym, ukryte – wepchnął mi do dłoni pudełeczko pokryte aksamitem. Pod tym był dziesięciodolarowy banknot. - Jasne Andy, nie ma problemu – powiedziałam uśmiechając się. - Dzięki, Sookie – odpowiedział, i chociaż raz uśmiechnął się do mnie. Prosty i nieskomplikowany, trochę przerażony, uśmiech. Andy miał sporo własnych pieniędzy. Halleigh zamówiła porcję kurczaka, gdy podeszłam do ich stolika. - Dodaj jeszcze frytki ekstra – powiedziałam do naszego nowego kucharza, kiedy poprosiłam o zamówienie. Chciałam mieć jak najlepszy kamuflaż. Kucharz odwrócił się od grilla i

23 spojrzał na mnie z gniewem. Mieliśmy spory wybór kucharzy – w każdym wieku, koloru, płci i preferencji seksualnych. Raz nawet mieliśmy wampira. Nasz aktualny kucharz był czarną kobietą w średnim wieku o imieniu Callie Collins. Callie była tak ciężka, naprawdę ciężka, że nie wiedziałam jak wytrzymywała całe godziny na nogach w gorącej kuchni. - Dodatkowe frytki? – powiedziała Callie jakby nigdy czegoś takiego nie słyszała – Aha. Ludzie dostają więcej frytek, gdy za nie płacą, a nie bo są twoimi przyjaciółmi. Callie chyba była taka ostra ponieważ była dostatecznie stara, aby pamiętać złe dni, gdy czarni i biali chodzili do różnych szkół, mieli inne poczekalnie i inne fontanny do picia wody. Nie pamiętałam żadnej z tych rzeczy, więc nie chciałam ciągle brać pod uwagę bagaż doświadczeń Callie za każdym razem, gdy z nią rozmawiałam. - Płacą więcej – skłamałam. Nie chciałam mówić powodu, bo ktoś siedzący dostatecznie blisko, albo przechodzący obok, mógłby usłyszeć. Swój napiwek włożyłam do kasy, zamiast wziąć sobie te pieniądze. Bez względu na dzielące nas różnice, życzyłam Andiemu i jego nauczycielce jak najlepiej. Każda, która miałaby zostać wnuczką Caroline Bellefleur zasługiwała na romantyczną chwilę. Kiedy Callie zawołała, że porcja jest gotowa, podbiegłam do niej truchtem. Włożenie małego pudełka pod frytki było cięższe niż sobie wyobrażałam. Wymagało wielu przełożeń. Ciekawe, czy Andy przewidział, że aksamit mógł stać się zatłuszczony i pokryty solą. Cóż, to nie był mój romantyczny gest, tylko jego. Zaniosłam tackę do stolika z wesołym oczekiwaniem. Właściwie, Andy zdążył mnie ostrzec (surowym spojrzeniem), aby moja mina stała się bardziej neutralna podczas podawania im jedzenia. Andy już miał przed sobą piwo, a ona lampkę białego wina. Halleigh dużo nie piła, jak przystało na nauczycielką w podstawówce. Odeszłam jak tylko jedzenie było na stole, zapominając zapytać się czy jeszcze czegoś sobie życzą. Każda dobra kelnerka by tak postąpiła. To było poza mną, aby zostać bezstronną po tym. Chociaż starałam się nie być zbyt oczywistą, patrzyłam na parę najbliżej jak tylko mogłam. Andy był bardzo zdenerwowany, i mogłam usłyszeć jego umysł, który był niezwykle zaoferowany. Naprawdę nie był pewny czy ona powie tak, a w umyśle wyliczał listę rzeczy, które mogły się jej nie podobać: fakt, że jest prawie dziesięć lat starszy, jego niebezpieczna profesja... Zauważyłam moment, kiedy dostrzegła pudełko. Może to nie jest miłe z mojej strony, aby podsłuchiwać myśli w tak specjalnej chwili, ale mówiąc szczerze, nawet się nad tym nie zastanawiałam. Chociaż zwykle siebie pilnowałam, umiałam wpadać do ludzkich głów jeśli mogłam znaleźć coś interesującego. Przyzwyczaiłam się też do wierzenia, że moja umiejętność jest minusem, a nie plusem. Czuję się uprawniona do dobrego samopoczucia, gdy znajduję w tym jakieś dobre strony. Wróciłam do nich i sprzątnęłam stolik, co powinnam zostawić pomocnikowi. Byłam dostatecznie blisko, aby wszystko słyszeć. Zamurowało ją na dłuższy moment – Pudełko jest w moim jedzeniu – powiedziała wreszcie, zmuszając swój głos do bycia cichszym, bo myślała, że zdenerwuje Sama jeśli zrobi jakiś problem. - Wiem – odpowiedział – To ode mnie. Potem już wiedziała; wszystko w jej mózgu zaczęło przyspieszać, i myśli praktycznie potykały się o siebie z powodu własnego zapału. - Och, Andy – wyszeptała. Musiała otworzyć pudełko. To było wszystko co mogłam zrobić, odwrócić się i nie patrzeć w tym samym kierunku co ona.

24 - Podoba ci się? - Tak, jest piękny. - Założysz go? Zapanowała cisza. Jej umysł być tak zmieszany. Jedna połowa wprost piszczała z radości, a druga mówiła, że są kłopoty. - Tak, ale pod jednym warunkiem – powiedziała powoli. Poczułam jego szok. Cokolwiek Andy oczekiwał, to na pewno nie tego. - I co to będzie? – spytał. Zabrzmiał bardziej jak policjant, a nie przyszły mąż. - Musimy mieszkać we własnym domu. - Co? – po raz kolejny zaskoczyła Andiego. - Zawsze myślałam, że chcesz zostać w rodzinnym domu, ze swoją babcią i siostrą, nawet po swoim ślubie. To wspaniały stary dom, a twoja babcia i Portia to wspaniałe kobiety. – to było bardzo grzeczne. Brawo dla Halleigh. - Ale chciałabym mieć swój własny dom – powiedziała delikatnie wzbudzając u mnie większy podziw. Teraz naprawdę musiałam się wynosić; miałam stoliki do obsłużenia. Ale jak dolałam piwa do kufli, wyniosłam puste talerze, i wzięłam więcej pieniędzy dla Sama do kasy sklepowej, byłam wypełniona po brzegi szacunkiem dla postawy Halleigh. Dom Bellefleurów był najważniejszą rezydencją. Większość młodych kobiet oddałaby palec, lub nawet dwa, aby tam zamieszkać. Zwłaszcza, że wielki stary dom został w dużym stopniu wyremontowany i odświeżony dzięki zastrzykowi pieniędzy od tajemniczego nieznajomego. Tym nieznajomym był oczywiście Bill, który odkrył, że Bellefleurowie byli jego krewnymi. Wiedział, że nie przyjmą pieniędzy od wampira, więc wymyślił podstęp z „tajemniczym spadkiem”. Caroline Bellefleur wydawała pieniądze z takim upodobaniem, z jaką Andy zjadał cheesburgery. Andy złapał mnie kilka minut później. Chwycił mnie, gdy byłam w drodze do stolika Sida Matta Lancastera, więc prawnik musiał trochę poczekać na swojego hamburgera i frytki. - Sookie, muszę wiedzieć – ponaglił, ale bardzo niskim tonem. - Co, Andy? – byłam zaalarmowana jego siłą. - Czy ona mnie kocha – miał pewne granice upokorzenia w jego głowie, ale i tak mnie zapytał. Andy był dumny. Chciał mieć jakąś pewność, że Halleigh nie chce jego nazwiska czy rodzinnego domu jak odkrył u innych kobiet, które miał. Cóż, odkrył w sprawie domu. Halleigh tego nie chciała, i powinien przeprowadzić się do czegoś skromnego. Małego domku, jeśli ona naprawdę go kochała. Nikt jeszcze nie prosił mnie o coś takiego. Po tych wszystkich latach, aby ludzie zaczęli wierzyć we mnie, zrozumieli dziwaczny talent, odkryłam, że nie lubiłam jednak być brana na serio. Ale Andy czekał na odpowiedź, a ja nie mogłam odmówić. On był jednym z najbardziej zawziętych mężczyzn jakich znałam. - Ona kocha ciebie tak mocno jak ty ją – odpowiedziałam. Puścił moje ramię. Już mogłam pójść do stolika Sida Matta. Kiedy spojrzałam na niego po raz drugi, gapił się na mnie. Musisz to przełknąć, Andy Bellefleur, pomyślałam. Potem zawstydziłam się trochę. Ale on nie spytałby, gdyby nie chciał znać odpowiedzi. *** Coś było w lesie koło mojego domu. Byłam gotowa do spania jak tylko dojechałam do domu. Jednym z moich ulubionych momentów w ciągu dwudziestu czterech godzin jest założenie mojej nocnej koszulki. Było

25 dostatecznie ciepło, więc nie potrzebowałam szlafroka kąpielowego. Chodziłam w starej niebieskiej koszulce, który sięgał mi do kolan. Zastanawiałam się nad zamknięciem okna kuchennego, bo marcowe noce okazały się dosyć chłodne. Słuchałam dźwięków wieczoru, gdy zmywałam naczynia; żaby i owady wypełniały powietrze swoją muzyką. Nagle, dźwięki, które czyniły noc przyjazną i ruchliwą jak dzień ucichły, przerwane w połowie. Przestałam zmywać. Moje dłonie były zanurzone w gorącej, namydlonej wodzie. Przyglądanie się ciemność ani trochę nie pomogło. Zrozumiałam jak muszę być widoczna stojąc w otwartym oknie z rozchylonymi szeroko zasłonami. Podjazd był podświetlony światłami bezpieczeństwa, ale wśród drzew otaczających podwórko, nadal było ciemno i w miarę spokojnie. Coś tam było. Zamknęłam oczy i próbowałam jakoś uspokoić umysł. Znalazłam w sobie jakiś spokój. Ale nie było to konkretne, aby to określić. Pomyślałam o telefonie do Billa, ale już wcześniej do niego dzwoniłam, gdy bałam się o swoje bezpieczeństwo. Nie mogłam pozwolić, aby to się stało nawykiem. A może obserwatorem w lesie był właśnie Bill? Czasami przychodził w nocy i sprawdzał mnie od czasu do czasu. Długo przyglądałam się telefonowi wiszącemu na ścianie na końcu lady kuchennej. (Cóż, właściwie tam, gdzie ta lada powinna się skończyć po ułożeniu wszystkiego). Mój nowy telefon był przenośny. Mogłam go chwycić, zabrać do sypialni, i zadzwonić po Billa dzięki jednemu kliknięciu, bo miałam jego numer w szybkim wybieraniu. Jeśli by odpowiedział na telefon, wiedziałabym, że gdyby cokolwiek było w lesie, to mam się tego obawiać. Ale gdyby był w domu, to od razu by tu przybiegł. Usłyszałby moje wołanie jak – Och, Bill, przyjdź mnie uratować! Nie mogłam niczego innego wymyślić, tylko zadzwonić po wielkiego silnego wampira, który mnie uratuje. Musiałam samej sobie przyznać, że cokolwiek jest wśród drzew, to nie był Bill. Miałam sygnał z czyjegoś umysłu, ale nie wiedziałam jakiego rodzaju. Gdyby podglądacz był wampirem, niczego bym nie wyczuła. Tylko dwa razy odebrałam przebłyski z wampirzego umysłu, i to było jak błysk po spięciu elektrycznym. I zaraz za telefonem były tylne drzwi, które nie były zamknięte. Nic na ziemi nie było w stanie mnie utrzymać przy zlewie po fakcie, że zauważyłam otwarte drzwi. Po prostu podbiegłam do nich. Wyszłam na tylną werandę, tam zatrzasnęłam zasuwę szklanych drzwi. Wskoczyłam z powrotem do kuchni i zamknęłam te duże drewniane przez naciśnięcie zapadki kciukiem przez co zatrzasnęła się blokada. Oparłam się o drzwi, kiedy już były bezpiecznie zamknięte. Lepiej niż inni mogłam zastanowić się. Znałam bezsensowność drzwi i zamków. Dla wampira, fizyczna bariera była niczym – ale wampir musi być zaproszony. Dla wilkołaka, drzwi miały większe znaczenia, ale nadal były niezbyt wielkim problemem; z ich niezwykłą siłą, mogą iść, gdzie tylko im się zechce. Tak samo z innymi zmiennokształtnymi. Dlaczego nie mam po prostu zawsze otwartego domu? Jednak, czułam się o niebo lepiej z dwoma zamkniętymi drzwiami pomiędzy mną, a tym co było w lesie. Wiedziałam, że frontowe drzwi były zamknięte i zablokowane, odkąd były już zamknięte w trakcie dnia. Nie mam zbyt wielu gości. Normalnie wchodzę i wychodzę tylnym wejściem.