Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen
Kilka słów od tłumacza
Chciałabym na wstępie podziękować wszystkim, którzy wraz ze mną
śledzili losy Sary i Falcona, a także serdecznie zachęcić do czytania tych, którzy
dopiero teraz sięgnęli po niniejszą część.
Praca nad tłumaczeniem 7 tomu przygód o Karpatianinach, była dla mnie
wyzwaniem, ale również sprawdzeniem moich możliwości. Dała mi wiele
radości, pomimo chwil zwątpienia. Mam nadzieję, że tak jak ja polubicie Sarę i
Falcona, a także, że dzięki mojemu tłumaczeniu, choć na chwilę, możecie
oderwać się od szarej codzienności.
Specjalne dzięki dla mojej bety, za jej nieocenioną pomoc.
Na koniec chciałabym jeszcze podziękować za komentarze, które były dla
mnie wsparciem i pociechą w ciężkich chwilach.
Tłumaczenie: widmo14 2 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen
PrologProlog
Noc była ciemna, a księżyc i gwiazdy zamazane przez złowieszczo kłębiące się
chmury zbierające się w górze. Nici błyszczącego czarnego obsydianu obróciły się i
zakręciły się w pewnego rodzaju furii, mimo to wiatr był nieruchomy. Małe zwierzątka
skupiły się w swoich legowiskach, pod kamieniami i powalonymi kłodami,
wyczuwając nastrój ziemi.
Mgły niesamowicie uniosły się z lasu, przylgnęły do pni tak, że wydawały się
wznosić na zewnątrz. Długie, szerokie zespoły połyskującej bieli. Wirujące pryzmaty
skrzących się nieprzejrzystych kolorów. Sunąc po niebie, balansując z napowietrznego
baldachimu, duża sowa okrążyła dokoła wspaniały dom z kamienia zbudowany na
wysokich klifach. Druga sowa, a potem trzecia pojawiły się, cicho robiąc leniwe koła
nad gałęziami i pełnym zakamarków domem. Samotny wilk, dość duży, z kosmatą
czarną sierścią i skrzącymi się oczami, sadził susy wśród rzadkich drzew.
Z ciemności, na balkonie kamiennego domu, wyłoniła się postać, wyglądając w
noc. Rozłożył swoje ramiona szeroko w witającym geście. Wiatr od razu zawiał
miękką, delikatną bryzą. Owady podjęły swój wieczorny chór. Gałęzie zakołysały się i
zatańczyły. Mgła zgęstniała i mieniła się, tworząc wiele figur w upiornej nocy. Sowy
siadły, jedna na ziemi, dwie na poręczy balkonu, zmieniając kształt, pióra wniknęły w
skórę, skrzydła zmieniły się w ramiona. Wilk przemieniał się skacząc na ganek,
zmieniając kształt w biegu tak, że człowiek wylądował cało i solidnie.
- Witajcie. – Głos był piękny, melodyjny, broń czarnoksiężnika. Vladimir
Dubrinsky, Książę Karpackich ludzi, oglądał w smutku jak jego lojalni pobratymcy
urzeczywistniali się z mgły, od drapieżców i wilków, do silnych, przystojnych
wojowników. Każdy waleczny. Ludzie lojalni. Prawdziwi. Bezinteresowni. Byli jego
ochotnikami. Byli to ludzie, których wysyłał na śmierć. Skazywał każdego z nich na
wieki nieznośnej samotności, w nieubłaganej ponurości. Spędziliby swoje długie życia
do czasu, gdy każdy moment byłby nie do zniesienia. Byliby daleko od domu, daleko
od rodzin, daleko od kojącej, leczniczej gleby ich ojczyzny. Nie mieliby żadnej
nadziei, nie mieliby nic, tylko ich honor może pomóc im w nadchodzących wiekach.
Było mu ciężko na sercu, Vladimir pomyślał, że pęknie mu na pół. Ciepło
przedostało się do chłodu jego ciała i poczuł, jak wmieszała swój umysł. Sarantha.
Jego partnerka życiowa. Oczywiście dzieliła z nim ten moment, jego najbardziej
ponurą godzinę, ponieważ wysyłał tych młodzieńców na ich straszny los.
Zebrali się wokół niego, milcząc, twarze mieli poważne – dobre twarze,
przystojne, zmysłowe, silne. Nieruchome, stałe oczy zaufanych ludzi, ludzi, którzy
byli pewni siebie i prawdziwi, ludzie, którzy zobaczyli sto bitw. Tylu z jego
najlepszych. Szarpanie we Vladimirze było prawdziwe, gwałtownie spalało jego serce
i dusze. Dogłębnie. Bezlitośnie. Ci ludzie zasłużyli na dużo więcej niż wstrętne życie,
które im dawał. Wziął oddech i wolno wypuścił. Miał wielki i straszny dar
przewidywania. Zobaczył rozpaczliwe położenie swoich ludzi. Nie miał żadnego
prawdziwego wyboru i mógł tylko wierzyć w Boga, że będzie litościwy, ponieważ on
nie mógł sobie na to pozwolić.
Tłumaczenie: widmo14 3 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen
- Dziękuję wam wszystkim. Nie dostaliście rozkazu, ale przyszliście
dobrowolnie, strażnicy naszych ludzi. Każdy z was dokonał wyboru, by dać szansę na
bezpieczne życie naszym ludziom, tak jak inne gatunki na świecie są bezpieczne.
Uczycie mnie pokory swoją szlachetnością i byłem zaszczycony rozmową telefoniczną
z wami moi bracia, moja rodzino.
Panowała całkowita cisza. Smutek Księcia ciążył jak kamień w jego sercu i
dzieląc jego myśli, wojownicy zauważyli ogrom jego bólu. Wiatr ruszył delikatnie
przez tłum, mierzwiąc im włosy jak za dotknięciem ręki ojca, łagodnie, z miłością,
muskając ramiona, ręce.
Jego głos, gdy zaczął ponownie, był boleśnie piękny.
- Zobaczyłem upadek naszych ludzi. Nasze kobiety stają się rzadkością. Nie
wiemy, dlaczego dziewczynki nie rodzą się z naszych par, ale poczęcie ich jest rzadsze
niż kiedykolwiek przedtem i również rzadziej przeżywają. Utrzymanie przy życiu
naszych dzieci, staje się dużo trudniejsze, chłopców bądź dziewczynek. Niedostatek
naszych kobiet urósł do punktu kryzysowego. Nasi mężczyźni przemieniają się w
wampiry i zło rozprzestrzenia się przez ziemię szybciej niż nasi myśliwi mogą
nadążać. Wcześniej, na ziemiach daleko stąd, wilkołaki i jaguary prześcigały się, by
dostatecznie mocno panować nad tymi potworami, ale ich liczba zmalała i nie mogą
zwalczyć ich napływu. Nasz świat się zmienia i musimy stawić czoło nowym
problemom.
Zatrzymał się, kolejny raz oglądając ich twarze. Lojalność i honor były głęboko
zakorzenione w ich krwi. Znał po imieniu każdego z nich, znał każdą z ich zalet i wad.
Powinni być przyszłością jego gatunku, ale wysyłał ich by szli samotną drogą
nieubłaganej biedy.
- Wszyscy z was muszą wiedzieć o pewnych sprawach, o których wam
opowiem. Każdy z was musi rozważyć swoją decyzję po raz ostatni, zanim przydzielę
ziemię do strażnika. Tam, gdzie pójdziecie nie będzie żadnej z naszych kobiet. Wasze
życie będzie składać się z polowań i niszczenia wampirów na ziemiach, gdzie was
wyślę. Nie będzie tam żadnego z waszych rodaków do pomocy, żadnych kompanów,
poza tymi, których wyślę z wami. Nie będzie tam leczniczej Karpackiej gleby do
ukojenia, gdy zostaniecie ranni w swoich bitwach. Każde zabicie przybliży was do
brzegu najgorszego możliwego losu. Demon w zasięgu woli będzie złościć się i
walczyć z wami o kontrolę. Zostaniecie zobowiązani do czekania pod warunkiem, że
będziecie do tego zdolni, a następnie, zanim będzie za późno, zanim demon znajdzie i
zgłosi pretensje do was, musicie zakończyć swoje życie. Dżumy i biedy ogarną te
ziemie, wojny są nieuniknione i zobaczyłem moją własną śmierć i śmierć naszych
kobiet i dzieci. Śmierć zarówno śmiertelnych, jak nieśmiertelnych.
To spowodowało pierwsze poruszenie wśród mężczyzn, protest
niewypowiedziany, ale wypływający z umysłu, zbiorowy sprzeciw, który przetoczył
się przez ich połączone umysły. Vladimir uniósł swoją rękę.
- Będzie tam dużo smutku zanim nasz czas się skończy. Ci, którzy nadejdą po
nas, nie będą rokować żadnych nadziei, bez wiedzy, choćby, jaki był nasz świat i czym
jest dla nas partnerka życiowa. Ich istnienie będzie dużo trudniejsze. Musimy zrobić
wszystko, co możemy, aby zarówno śmiertelnicy i nieśmiertelni byli tak bezpieczni jak
Tłumaczenie: widmo14 4 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen
to możliwe. – Jego oczy przesunęły się po twarzach, ustalił, że dwóch wygląda
podobnie.
Lucian i Gabriel. Bliźniacy. Dzieci jego własnego zastępcy dowódcy. Już
pracowali niestrudzenie, aby usunąć zło ze swojego świata.
- Wiedziałem, że się zgłosicie. Niebezpieczeństwo dla naszej ojczyzny i
naszych ludzi jest tak wielkie, jak niebezpieczeństwo dla świata zewnętrznego. Muszę
spytać, czy zostaniecie tu, gdzie walka toczyć się będzie brat przeciwko bratu i
przyjaciel przeciwko przyjacielowi. Bez was nie ochronimy naszych ludzi. Musicie
zostać tu, w tych ziemiach i chronić naszą ziemię do czasu, kiedy dostrzeżecie, że
jesteście potrzebni gdzie indziej.
Żaden bliźniak nie spróbował sprzeczać się z Księciem. Jego słowo było
prawem dla jego ludu, okazaniem szacunku i miłości było posłuszeństwo mu bez
pytania. Lucian i Gabriel wymienili jedno długie spojrzenie. Jeśli rozmawiali na ten
temat na ich prywatnej mentalnej linii, nie podzielili się swoimi myślami z nikim
innym. Po prostu kiwnęli zgodnie głowami, w potwierdzeniu decyzji ich Księcia.
Książę obrócił się, jego czarne oczy przeszywały, badały, przeszukiwały serca i
umysły jego wojowników.
- W dżunglach i lasach na dalekich lądach wielki Jaguar zaczyna upadać.
Jaguary są potężnym ludem z wieloma darami, posiadają wielkie paranormalne
talenty, ale są samotnymi istotami żywymi. Mężczyźni znajdują i parzą się z
kobietami, potem zostawiają je i młode, które muszą bronić się same. Mężczyźni
Jaguary są skryci, odmawiają wyjścia z dżungli i mieszania się z ludźmi. Szanują
przesądy jak bóstwa. Kobiety naturalnie zwróciły się do tych, którzy kochaliby je i
opiekowaliby się nimi, widzieli, jako ich skarby. Od jakiegoś czasu muszą parzyć się z
ludźmi i żyć jak ludzie. Ich rodowody zostały osłabione; coraz mniej istnieje w ich
prawdziwej formie. W ciągu stu lat, może dwustu, ten wyścig przestanie istnieć. Tracą
swoje kobiety, ponieważ nie wiedzą, co jest cenne i ważne. Przegraliśmy przez naszą
naturę. – Czarne oczy przesunęły się na wysokiego, przystojnego wojownika, którego
ojciec walczył przy Księciu przez wieki, który miał umrzeć z mistrzowskich rąk
wampira.
Wojownik był wysoki i wyprostowany, z szerokimi ramionami i opadającymi
czarnymi włosami. Prawdziwy i nieustępliwy myśliwy, jeden z wielu, których wyśle
dziś w nocy na paskudną egzystencję. Myśliwy wielokrotnie udowodnił w sowich
bitwach, że był lojalny i niezachwiany w swoich obowiązkach. Byłby jednym z
niewielu wysłanych w pojedynkę, podczas gdy inni poszliby grupami albo parami, by
sobie pomagać. Vlad westchnął ciężko i zmusił się do wydania rozkazów. Pochylił się
z szacunkiem wojownikowi, do którego przemawiał, ale mówił na tyle głośno, by
wszyscy go słyszeli.
- Pójdziesz do tej ziemi i uwolnisz świat potworów, którymi nasi mężczyźni
wybrali stać się. Musisz unikać starcia z Jaguarem. Ich gatunek, jak nasz, koniecznie
musi znaleźć sposób, by połączyć świat albo wygasną jak wielu innych przed nami.
Nie wciągniesz ich do bitwy. Pozostaw ich samym sobie. Unikaj wilkołaków najlepiej
jak potrafisz. Oni są, lubią nas, borykają się z przetrwaniem w zmieniającym się
świecie. Przekazuję ci moje błogosławieństwo, miłość i podziękowania naszych ludzi,
Tłumaczenie: widmo14 5 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen
i niech Bóg będzie z tobą w nocy, w twojej nowej ziemi. Musisz przyjąć tę ziemię,
uczynić twoją własną, stworzyć tam twój dom.
- Gdy odejdę, mój syn mnie zastąpi. Będzie młody i niedoświadczony, i będzie
miał trudności z rządzeniem naszymi ludźmi w ciężkich czasach. Nie opowiem mu, że
wysłałem w świat strażników. Nie może polegać na starszych od siebie. Musi mieć
kompletną wiarę w swoją umiejętność prowadzenia naszych ludzi, na jego własny
sposób. Pamiętajcie kim jesteście i czym jesteście: strażnikami naszych ludzi. Stoicie
na ostatniej linii obrony, by zapobiec rozlewowi niewinnej krwi.
Vladimir patrzał prosto w oczy młodego wojownika.
- Podejmiesz się tego zadanie z twojej własnej wolnej woli? Musisz się
zdecydować. Każdy niech pomyśli czy chce pozostać. Wojna tutaj również będzie
długa i trudna.
Oczy wojownika były wpatrzone w Księcia. Wolno kiwnął głową godząc się ze
swoim losem. W tym momencie jego życie zostało zmienione na wieki. Żyłby w obcej
ziemi bez nadziei na miłość albo rodzinę. Bez uczucia albo koloru, bez światła
rozświetlającego nieustającą ciemność. Nigdy nie pozna partnerki życiowej, ale spędzi
całe swoje istnienie na polowaniu i niszczeniu nieumartych.
Tłumaczenie: widmo14 6 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen
- Rozdzia- Rozdziałł 11 --
Obecnie
Ulice były brudne i śmierdziały zgnilizną i odpadami. Ponura mżawka nie
mogła rozwiać odrażającego zapachu. Śmieci zasłaniały wejścia do rozlatujących się
budynków. Obszarpane schronienia z kartonu i blachy zostały ułożone w stóg w każdej
alejce, w każdym możliwym miejscu. Maleńkie kabiny dla ciał, które nie mają gdzie
się podziać. Szczury przebiegały przez pojemniki na śmieci i rynny, skradały się przez
piwnice i ściany. Falcon cicho poruszał się przez cienie, czujny, świadomy kipiącego
życia w środku miasta. Był tam, gdzie żyły szumowiny społeczne, bezdomni, pijacy,
drapieżniki polowały na bezsilnych i nieuważnych. Wiedział, że oczy patrzą na niego,
gdy pokonywał swoją drogę wzdłuż ulic, przemykając z cienia do cienia. Nie mogli
się go pozbyć, jego ciało było płynne, połączone z częścią nocy.
To była scena, która rozegrała się tysiąc razy, w tysiącach miejsc. Był znużony
przewidywalnością ludzkiej natury.
Falcon udał się w drogę powrotną do swojej ojczyzny. Zbyt wiele wieków był
całkowicie sam. Urósł w potęgę, urósł w siłę. Bestia w nim zyskała na sile i mocy,
nieustannie rycząc o uwolnienie, wymagając krwi. Domagając się zabicia. Żądając
tylko raz, dla jednego momentu, by poczuć. Chciał pójść do domu, czuć, jak gleba
wsiąka w jego pory, patrzeć na ludzi Księcia i wiedzieć, że spełnił swoje słowo
honoru. Wiedzieć, że poświęcenie, którego dokonał na coś się przydało. Słyszał
pogłoski o nowej nadziei dla jego ludzi.
Falcon zaakceptował, że jest już dla niego za późno, ale chciał wiedzieć, zanim
jego życie się skończy, że jest nadzieja dla innych mężczyzn, że jego życie na coś się
przydało. Chciał zobaczyć na własne oczy partnerkę życiową Księcia, ludzką kobietę,
która z powodzeniem przeszła przemianę. Zobaczył zbyt dużo śmierci, zbyt dużo zła.
Zanim zakończy swoją egzystencję, musiał spojrzeć na coś czystego i dobrego.
Zobaczyć powód, o który walczył przez tyle długich wieków.
Jego oczy błysnęły dziwnym czerwonym płomieniem, lśniły w nocy, gdy cicho
ruszył przez brudne ulice. Falkon był niepewny czy mógłby wrócić do swojej
ojczyzny, ale był zdeterminowany by spróbować. Czekał zbyt długo, był na granicy
szaleństwa. Zostało mu mało czasu, zanim ciemność pochłonie jego duszę. Mógł
poczuć niebezpieczeństwo na każdym kroku. Nieemanujące z brudnych ulic i
ocienionych budynków, ale z głębi jego własnego ciała.
Słyszał dźwięk, jak delikatne powłóczenie nogami. Falcon kontynuował spacer,
modląc się, ponieważ zrobił tak dla ocalenia własnej duszy. Potrzebował pożywienia i
był narażony na atak. Bestia ryczała z zapałem, ledwie schowała pazury. Wewnątrz ust
poczuł jak jego kły zaczęły się wydłużać w oczekiwaniu. Uważał teraz, by polować
wśród niegodziwców, nie chcąc niewinnej krwi, powinien odwrócić się od ciemności
wołającej w jego duszy. Dźwięk powiadomił go jeszcze raz, tym razem wiele
delikatnych stóp, wiele szepczących głosów. Zmowa dzieci. Nadbiegły z
trzypiętrowego bryłowatego budynku, pędziły w jego stronę jak plaga pszczół. Wołały
o jedzenie, o pieniądze.
Tłumaczenie: widmo14 7 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen
Dzieci okrążyły go. Było ich z pół tuzina, wszelkiej wielkości, ich maleńkie
ręce wślizgiwały się pod jego pelerynę trafiając do kieszeni, ich głosy były błagające i
żebrzące. Młode. Dzieci. Jego gatunek rzadko mógł utrzymać przy życiu synów i córki
przez pierwszy rok życia. Więc niewiele ich było, a jednak te dzieci, tak cenne, nie
miały nikogo, kto by je kochał. Były tam trzy dziewczynki z ogromnymi, smutnymi
oczami. Nosiły rozdartą, zniszczoną odzież i miały umorusane, poznaczone siniakami
małe buzie. Mógł słyszeć strach w ich walących sercach, gdy prosiły o jedzenie, o
pieniądze, o jakikolwiek mały okruch. Każdy oczekiwał uderzenia i odmowy z jego
strony i był gotowy uciec daleko przy pierwszej oznace agresji.
Falcon pogłaskał głowę leciutko i miękko wymruczał słowa żalu. Wcale nie
potrzebował bogactwa, które nabył podczas swojego długiego życia. To byłoby
miejsce na nie, mimo to nie przyniósł niczego ze sobą. Spał w ziemi i polował na żywą
zdobycz. Wcale nie potrzebował pieniędzy tam, gdzie szedł. Wszystkie dzieci
wydawały się mówić na raz, atakowały jego słuch, gdy nagle zatrzymał je niski gwizd.
Zapadła natychmiastowa cisza. Dzieci zakręciły się dookoła i zwyczajnie zniknęły w
cieniu, w zakamarkach rozpadającego się i przeznaczonego do rozbiórki budynku,
jakby nigdy ich tam nie było.
Gwizd był bardzo niski, bardzo miękki, mimo to, słyszał go wyraźnie przez
deszcz i ciemność. Wiatr zaniósł go prosto do jego uszu. Dźwięk intrygował. Ton
wydawał się zostać dostosowany właśnie dla niego. Ostrzeżenie, być może dla dzieci,
było dla niego pokusą, kusił jego zmysły. To targnęło nim, ten miękki mały gwizd.
Zaintrygował go. Zwrócił jego uwagę jak nic przez ubiegłe sto lat. Prawie mógł
zobaczyć, jak wiadomość tańczy w mokrym od deszczu powietrzu. Dźwięk zerwał z
przeszłością strażnika i trafił do jego ciała, jak strzała wycelowana prosto w jego serce.
Pojawił się inny hałas. Tym razem był to odgłos butów. Wiedział, co teraz
nadchodzi, zbiry ulicy. Łobuzy, którzy sądzili, że posiadają ją na własność i każdy, kto
ośmielił się chodzić po ich terenie musiał zapłacić. Patrzyli na krój jego ubrania, na
dopasowanie jego jedwabnej koszuli pod bogato marszczoną peleryną. Zostali
wciągnięci w jego pułapkę, gdy tylko dowiedział się, że przyjdą. Zawsze było tak
samo. Na każdej ziemi. Każde miasto. Każde dekada. Zawsze chodzili w grupach,
zdecydowani by razem niszczyć albo wziąć prawnie to, co im się nie należało.
Siekacze w jego ustach ponownie zaczęły się wydłużać.
Jego serce biło szybciej niż normalnie, zjawisko, które zaintrygowało go. Jego
serce było zawsze takie samo, niezmienny kamień. Kontrolował to swobodnie, łatwo,
ponieważ zapanował nad każdym aspektem swojego ciała, ale wyścigi jego serca teraz
były niezwykłe i coś innego było mile widziane. Ci ludzie, zabierając należące do nich
miejsce otoczyli go, woleliby nie umrzeć z jego rąk dziś w nocy. Uciekliby od
największego drapieżnika i jego dusza pozostałaby nietknięta z powodu dwóch rzeczy:
ten miękki gwizdek i jego przyspieszonego bicie serca.
Dziwna, zniekształcona sylwetka wyszła przez drzwi prosto przed nim.
- Uciekaj panie. – Głos był niski, chropowaty, wyraźne ostrzeżenie. Dziwny,
grudkowaty kształt natychmiast rozpłynął się z powrotem i ulotnił do jakiejś ukrytej
szczeliny.
Falcon przestał chodzić. Wszystko w nim stanęło całkowicie, zupełnie
nieruchomo. Nie widział kolorów niemal dwa tysiące lat, mimo to wpatrywał się w
Tłumaczenie: widmo14 8 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen
przerażający odcień czerwonej farby, łuszczącej się z resztek budynku. To było
niemożliwe, nierzeczywiste. Być może stracił zmysły, a więc i duszę. Nikt nie
powiedział mu, że z początkiem tracenia duszy zobaczy w kolorze. Nieumarli
przechwalali się takim wyczynem. Zrobił krok w kierunku budynku, gdzie zniknął
właściciel tego głosu.
Było za późno. Złodzieje rozpraszali się w luźnym półkolu wokół niego. Byli
duzi, wielu z nich wyciągnęło broń, by go zastraszyć. Dostrzegł błysk noża, maczugę z
długą rękojeścią. Chcieli go wystraszyć i zabrać jego portfel. To nie skończyłoby się
tak. Był świadkiem takiego samego scenariusza zbyt wiele razy, by nie wiedzieć,
czego można się spodziewać. W innym czasie byłby bestią wirującą wśród nich,
pożywiałby się nimi, aż bolący głód zostałby zaspokojony. Dziś wieczorem było
inaczej. To niemal dezorientowało. Zamiast dostrzegać mdłego szarego, Falcon mógł
zobaczyć ich w intensywnych kolorach, niebieskie i fioletowe koszule, jedna okropna
pomarańczowa.
Wszystko wyglądało na żywe. Przysłuchiwał się nawet mocniej niż zazwyczaj.
Olśniewające krople deszczu były nićmi skrzącego się srebra. Falcon wdychał noc,
wyłapywał zapachy, oddzielał każdy do czasu, gdy znalazł jeden, którego szukał. Ta
drobna zniekształcona figura nie była mężczyzną, ale kobietą. I ta kobieta już zmieniła
jego życie na wieki.
Ludzie byli teraz blisko, przywódca zawołał do niego: – Rzucać mi swój
portfel. – Nie było żadnego udawania, żadnego wstępu. Zamierzali wprost do
rabowania z mordowaniem. Falcon podnosił swoją głowę wolno do czasu, gdy jego
płomienne spojrzenie nie spotkało pewnego siebie spojrzenia przywódcy. Uśmiech
człowieka osłabnął, później zamarł. Mógł zobaczyć, jak demon wzrastał, czerwone
płomienie przemykające w głębinie oczu Falcona.
Niespodziewanie, zniekształcona postać pojawiła się przed Falconem, sięgnęła
jego rękę, pociągnęła go.
- Uciekaj, idioto, uciekaj teraz. – Szarpała jego rękę, próbując zaciągnąć go
bliżej zaciemnionych budynków. Nalegała. Bała się. Strach był o niego, o jego
bezpieczeństwo. Jego serce fiknęło koziołka.
Głos był melodyjny, owinął się wokół jego serca. Potrzeba uderzyła w jego
ciało, w jego duszę. Głęboka i silna i pilna. Ryknęło to przez jego krwiobieg z siłą
pociągu towarowego. Nie mógł dostrzec jej twarzy albo jej ciała, nie miał pojęcia jak
wyglądała albo ile miała lat, ale jego dusza krzyczała dla niej.
- Hej, ty. – Przywódca gangu odwrócił swoją uwagę od nieznajomego i zwrócił
na kobietę. – Mówiłem ci, trzymaj się z daleka! – Jego głos był ostry i napełniony
groźbą. Podjął zagrażający jej krok.
Ostatnią rzeczą, jakiej oczekiwał Falcon był atak kobiety.
- Biegnij – wysyczała jeszcze raz i wyskoczyła przed przywódcę. Weszła nisko
i pewnie, zamachnęła się pod jego nogami tak, że upadł na tyłek. Kopnęła go mocno,
używając brzegu buta, by pozbawić go noża. Człowiek skomlał z bólu, gdy połączyła
uderzenie ze swoim nadgarstkiem i nóż wyleciał z jego ręki. Kopnęła nóż jeszcze raz,
wysyłając go szybko ponad chodnikiem do studzienki kanalizacyjnej.
Potem zniknęła, biegnąc prędko do przesłoniętej wąskiej uliczki, rozpływającej
się w cieniu. Jej kroki były lekkie, prawie niesłyszalne nawet dla dobrego słuchu
Tłumaczenie: widmo14 9 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen
Falcona. Nie chciał stracić jej z oczu, ale reszta ludzi przybliżyła się. Przywódca
przeklinał głośno, ślubował rozerwać serce kobiety, krzyczał do przyjaciół, by zabili
turystę.
Falcon czekał cicho aż podejdą z różnych kierunków, wymachując kijami i
ołowianymi rurkami. Ruszył się z nadnaturalną prędkością, jego ręka złapała rurę,
rozrywając ją zdumiewającymi rękoma i rozmyślnie zginając w koło. Nie wymagało
to żadnego wysiłku z jego strony i trwało mniej niż sekundę. Udrapował rurę dookoła i
włożył przez głowę jak naszyjnik. Popchnął człowieka ze swobodną siłą, ponownie
wyrzucił go w powietrze na ścianę budynku jakieś dziesięć stóp dalej. Krąg
napastników był teraz ostrożniejszy, bali się stać bliżej niego. Nawet przywódca był
cicho, nieruchomo trzymał zranioną rękę.
Falcon był rozproszony, myślał o tajemniczej kobiecie, która narażała swoje
życie by go ratować. Nie miał czasu na walkę i nękał go głód. Pozwolił mu się
znaleźć, pochłaniać go, bestia wzrosła tak, że w jego umyśle pojawiły się czerwone
opary, a płomienie zamigotały łapczywie w głębi jego oczu. Obrócił swoją głowę
wolno i uśmiechnął się, pokazał kły, kiedy skoczył. Słyszał szalone krzyki jakby z
odległość, poczuł uderzenia rękoma, kiedy złapał pierwszą ze swoich ofiar. Było za
dużo zachodu, by podnieść rękę i nakazać ciszę, trzymać grupę pod kontrolą. Serca
wybębniały rozpaczliwy rytm, bijąc tak głośno, że niebezpieczeństwo ataku serca było
bardzo rzeczywiste, mimo to, nie mógł znaleźć w sobie łaski, aby poświęcić czas na
ochronienie ich umysłów.
Schylił swoją głowę i pił głęboko. Napływ krwi był szybki i uzależniający,
napełniona adrenaliną krew dawała mu rodzaj błędnej wysokości. Wyczuł, że jest w
niebezpieczeństwie, że okrywała go ciemność, ale nie mógł znaleźć w sobie dość siły
by przestać.
Cichy dźwięk zaalarmował go i to powiedziało mu jak daleko przepadł, jaki
naprawdę był. Powinien wyczuć jej obecność natychmiast. Wróciła dla niego, wróciła,
by mu pomóc. Patrzał na nią, jego czarne spojrzenie przesuwało się pożądliwie po jej
twarzy. Płonąc z pilną potrzebą. Migocząc czerwonymi płomieniami. Oznaczyły
własność.
- Czym jesteś? – Cichy głos kobiety przywrócił go do rzeczywistości od tego,
co robił. Sapnęła wstrząśnięta. Cofnęła się od niego o krok, wpatrując się w niego
dużymi, wystraszonymi oczami. – Czym jesteś? – Zapytała o to jeszcze raz i tym
razem zarejestrował w głębi swojego serca nutę strachu.
Falcon podniósł swoją głowę i strużka krwi pociekła w dół szyi jego ofiary.
Zobaczył się w jej oczach. Kły, zmierzwione włosy, tylko czerwone płomienie w jego
dziwnych, pustych oczach. Patrzyła na nią bestia, potwór. Wyciągnął rękę, potrzebując
jej dotknąć, uspokoić ją, dziękować jej, że powstrzymała go zanim było za późno.
Sara Marten cofnęła się, potrząsając głową, podążyła wzrokiem za krwią
spływającą w dół szyi Nordov'sa, aż do plamy na jego nieprawdopodobnie
pomarańczowej koszuli. Obróciła się i uciekła ratować swoje życie. Uciekała, gdyby
demon polował na nią. I zrobi to. Wiedziała o tym. Wiedza została zamknięta na klucz
głęboko w zasięgu jej duszy. To nie był pierwszy raz, kiedy zobaczyła takiego
potwora. Wcześniej, dała sobie radę z wymknięciem się istocie, ale tym razem było
inaczej. W sposób niewytłumaczalny pociągało ją do niego. Wróciła, aby upewnić się,
Tłumaczenie: widmo14 10 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen
że wyrwał się nocnemu gangowi. Musiała zobaczyć, że był bezpieczny. Coś w niej
żądało, by go ratować.
Sara pędziła przez zacienione przejście opuszczonego apartamentowca. Ściany
popadały w ruinę, dach się zawalił. Znała każdą kryjówkę, każdy ratunkowy właz.
Mogła potrzebować ich wszystkich. Te czarne oczy były puste, pozbawione
wszystkich uczuć do czasu, gdy ta … rzecz … spojrzał na nią. Poczuła się własnością,
gdy to zobaczyła. Pragnienie. Jego oczy skoczyły do życia. Płonęły z intensywnością,
której nigdy wcześniej nie widziała. Płonęły dla niej, jakby zaznaczył ją dla siebie.
Jako jego zdobycz.
Dzieci byłyby teraz bezpieczne, w głębi kanału ściekowego. Sara musiała
uratować się, gdyby zamierzała kontynuować jakąkolwiek pomoc dla nich.
Przeskoczyła przez kupę gruzu i uchyliła się przed wąskim otworem tworzącym klatkę
schodową. Brała po dwa schody na raz, wbiegając na następne piętro. Była tam dziura
w ścianie, która umożliwiła przejście skrótem przez dwa mieszkania, pchnęła
połamane drzwi i wyszła na balkon, gdzie złapała najniższy szczebel drabiny i
pociągnęła w dół.
Sara weszła na szczeble z łatwością, z dużą praktyką. Miała w zanadrzu sto
dróg ewakuacyjnych, zanim kiedykolwiek zaczęła pracować na ulicach, znanie ich
było niezbędną częścią jej życia. Ćwiczyła przebieganie każdej trasy, skracając je o
sekundy, minuty, znajdowała skróty przez budynki i wąskie uliczki, Sara nauczyła się
tajemnych korytarzy krainy cieni. Teraz znalazła się na dachu, biegnąc prędko, nie
zatrzymując się nawet przed skokiem na dach następnego budynku. Znalazła się po
drugiej stronie, obeszła stertę zbutwiałych rzeczy, aby skoczyć na trzeci dach.
Upadła na stopy, gotowa biec na schody. Nie kłopotała się z drabiną, ale
zjechała w dół żerdzi do parteru i zanurkowała wewnątrz rozbitego okna. Człowiek
rozparty na zepsutej kanapie popatrzył w górę ze swojej narkotycznej mgły i
wpatrywał się w nią. Sara machnęła, gdy przeskoczyła przez jego wyciągnięte nogi.
Była zmuszona do uniknięcia dwóch innych ciał rozłożonych na podłodze. Gramoląc
się przez nie, wypadła przez drzwi i pobiegła przez korytarz do przeciwległego
mieszkania. Drzwi wisiały na zawiasach. Przedostała się przez nie szybko, unikając
mieszkańców, przechodząc prosto do okna.
Sara wolno wspinała się przez potłuczone szkło. Roztrzaskane szczątki wbijały
się w jej ubranie, więc przez chwilę z tym walczyła, serce jej waliło i płuca wołały o
powietrze. Była zmuszona poświęcić cenne sekundy, by uwolnić się z kurtki. Odłamki
odsuwane przez nią cięły skórę, ale odgarnęła je z drogi idącej na zewnątrz do
świeżego powietrza i mżącego deszczu. Wzięła głęboki, uspokajający oddech,
pozwoliła deszczowi spływać po twarzy, zmyć maleńkie krople potu ze skóry.
Nagle znieruchomiała, każdy jej mięsień zablokował się, zamarzł. Okropny
dreszcz przeszedł w dół po jej kręgosłupie. Poruszał się. Tropił ją. Wyczuwała, że się
przemieszcza, szybki i nieubłagany. Nie zostawiła żadnego śladu w budynkach, była
szybka i cicha, mimo to nie zwalniał na zakrętach i skrzyżowaniach. Tropił ją
nieomylnie. Wiedziała o tym. Jakoś, pomimo nieznanego terenu, rozpadającego się
kompleksu roztrzaskanych budynków, małych dziur i skrótów, był na jej tropie.
Niezachwiany, niezrażony i całkowicie pewny, że ją znajdzie.
Sara czuła w ustach smak strachu. Jej zawsze udawało się uciec. Teraz nie
Tłumaczenie: widmo14 11 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen
mogło być inaczej. Miała mózg, umiejętności; znała obszar, on nie. Ponuro wytarła
swoje czoło rękawem kurtki, nagle zastanawiając się, czy mógł poczuć jej zapach
pośrodku rozpadu i ruin. Ta myśl była wstrząsająca. Widziała, do czego był zdolny
jego rodzaj. Widziała połamane, wysuszone ciała, białe i nieruchome, noszące maskę
przerażenia.
Sara odepchnęła wspomnienia, zdeterminowana by nie ulec strachowi i panice.
Ta droga układała się w katastrofę. Ruszyła ponownie, biegnąc szybko, pracując
mocniej przy trzymaniu lekkich kroków, delikatnego i kontrolowanego oddechu.
Pobiegła szybko przez wąski korytarz między dwoma budynkami, wychyliła się zza
rogu i wsunęła przez dziurę w siatce. Jej kurtka była nieporęczna i forsowanie małego
otworu przejścia zabrało cenne sekundy. Jej prześladowca był duży. Nigdy nie mógłby
przejść przez tę przestrzeń; musiałby obejść dookoła cały kompleks.
Wpadła na ulicę, pędząc teraz długimi, energicznymi krokami, ramiona jej
pulsowały, serce biło głośno, gwałtownie. Boląc. Nie rozumiała, dlaczego odczuwała
taki żal, ale on tam był, tak czy inaczej.
Wąskie, brzydkie ulice poszerzyły się, gdy znalazła się na obrzeżu normalnego
społeczeństwa. Ciągle była w starej części miasta. Nie zwalniała, ale przecinała
parkingi, umykała dookoła sklepów i nieomylnie podążała drogą do lepszej dzielnicy.
Zamajaczyły nowoczesne budynki, rozciągające się na nocnym niebie. Jej płuca
piekły, zmuszając ją, aby zwolniła bieg. Była teraz bezpieczna. Zaczynały pojawiać się
światła miasta, jasne i zapraszające. Był tam większy ruch uliczny, ponieważ zbliżyła
się do dzielnic mieszkaniowych. Kontynuowała bieg na swojej drodze.
Straszne napięcie zaczynało teraz opuszczać jej ciało, więc mogła pomyśleć,
mogła przebrnąć przez szczegóły tego, co zobaczyła. Nie jego twarz; ona była w
cieniu. Wszystko w nim wydawało się ocienione i mgliste. Poza jego oczami. Te
czarne, płonące oczy. Był bardzo niebezpieczny i patrzył na nią. Oznaczał ją.
Zapragnął jej w jakiś sposób. Mogła słyszeć, jak jej własne kroki wystukiwały rytm
dopasowany do bicia jej serca, gdy pośpieszyła przez ulice, strach uderzył w nią.
Skądś przyszło wrażenie wezwania, dzikie pragnienie, boląca obietnica, burzliwe i
prymitywne, wydawało się odpowiadać szalonemu bębnieniu jej serca. To przyszło,
nie z zewnątrz niej, ale raczej od wewnątrz; również nie z wnętrza jej głowy, ale
pochodziło z samej duszy.
Sara zmusiła swoje ciało do kontynuowania drogi, poruszając się przez ulice i
parkingi, przez zawiłość znajomych dzielnic do czasu, gdy dotarła do własnego domu.
Był to niewielki domek, umieszczony z dala od reszty domów, osłonięty dużymi
krzakami i drzewami, które dawały jej wrażenie zacisza w zaludnionym mieście. Sara
otworzyła drzwi drżącymi rękoma i weszła chwiejnym krokiem do środka.
Zrzuciła przemoczoną kurtkę na podłogę przedpokoju. Uszyła kilka obszernych
pokrowców na za dużą kurtkę, więc byłoby niemożliwe powiedzieć jak ona
wyglądała. Jej włosy były ściśnięte mocno na jej głowie, schowane pod koślawym
kapeluszem. Rzuciła niedbale szpilki do włosów na blat kuchenny, gdyż śpieszyła się
do łazienki. Trzęsła się niekontrolowanie; jej nogi omal były niezdolne do utrzymania
jej.
Sara zerwała swoje mokre, spocone ubranie i odkręciła gorącą wodę pełnym
strumieniem. Siedziała w kabinie prysznicowej, obejmując się, próbując pozbyć się
Tłumaczenie: widmo14 12 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen
wspomnień, które blokowała w umyśle przez wiele lat. Była nastolatką, gdy napotkała
pierwszego potwora. Przyglądała mu się, a on ją zobaczył. Ona była tą, która
przyciągnęła bestię do jej rodziny. Była odpowiedzialna i nigdy nie mogłaby uwolnić
się od strasznej wagi swojej winy.
Sara mogła poczuć łzy na twarzy, mieszające się z wodą spływającą po jej ciele.
Kulenie się pod prysznicem jak dziecko było złe. Wiedziała, że źle robi. Ktoś musiał
stanąć przed potworami świata i coś z nimi zrobić. Luksusem było usiąść i płakać,
pogrążyć się w użalaniu nad sobą i strachu. Była winna swojej rodziny, więcej niż to,
dużo więcej. Wtedy, ukryła się tak jak dziecko, którym była, słuchając krzyków, próśb,
widziała, jak krew przesączała się pod drzwiami, a mimo to nie wyszła stanąć twarzą
przed potworem. Ukryła się, ściskała uszy rękoma, ale nigdy nie powinna blokować
tych dźwięków. Słuchałaby ich przez wieki.
Powoli zaczęła panować nad swoimi mięśniami, jeszcze raz zmusiła je do
pracy, by podtrzymały jej ciężar, gdy opornie poruszyła się na stopach. Zmyła strach
ze swojego ciała wraz z potem po biegu. Czuła się, jakby uciekała większość swojego
życia. Żyła w cieniach, dobrze poznała mrok. Sara umyła swoje gęste włosy,
przebiegała palcami przez kosmyki próbując je rozplątać. Gorąca woda pomagała jej
przezwyciężać swoją słabość. Czekała do czasu, gdy znów mogła oddychać, zanim
wyszła z brodzika owinąć wokół siebie gruby ręcznik.
Wpatrywała się w siebie w lustrze. Miała wielkie oczy. Były tak ciemno
niebiesko fioletowe, jakby dwa żywe bratki zostały wciśnięte w jej twarz. Jej ręka
drżała, patrzała na to ze zdziwieniem. Skóra została obtarta od szczytu jej ręki do
nadgarstka; właśnie patrzenie na to sprawiło, że zaszczypało. Zawinęła to w ręcznik i
poszła boso do sypialni. Wciągając spodnie ściągane sznurkiem i koszulkę1
, przeszła
drogę do kuchni i przygotowała filiżankę herbaty.
Rytuał stary jak świat pozwolił pozorom spokoju przeniknąć do jej świata i
zrobić go lepszym. Żyła. Oddychała. Tam wciąż były dzieci, które rozpaczliwie jej
potrzebowały, jak i plany tworzone tak długo. Dzięki biurokracji była niemal w stanie
zrealizować swoje marzenie. Potwory były wszędzie, w każdym kraju, każdym
mieście, we wszystkich dziedzinach życia. Żyła pośród bogaczy i znalazła tam
potwory. Pracowała wśród biedoty i one tam były. Teraz o tym wiedziała. Mogła żyć z
tą wiedzą, ale była zdeterminowana, by uratować każdego, kogo mogła.
Sara przeczesała ręką warstwę gęstych kasztanowych włosów, spięła końce,
chcąc je wysuszyć. Z filiżanką herbaty w ręku, powędrowała z powrotem na zewnątrz
na swój maleńki ganek, usiąść na huśtawce, luksusu nie mogła przepuścić. Dźwięk
deszczu uspakajał, bryza witała ją na twarzy. Ostrożnie sączyła herbatę, pozwoliła
sobie w ciszy przezwyciężyć dudniący strach, powrócić do każdego z jej wspomnień,
zdecydowanie zamknąć do nich drzwi jedno po drugim. Nauczyła się, że pewne rzeczy
najlepiej pozostawić w spokoju, wspomnienia, do których nigdy nie trzeba wracać.
Patrzyła się bezmyślnie w oślepiający deszcz. Krople spadały łagodnie,
melodycznie na liście krzaków i mieniły się srebrem w nocnym powietrzu. Odgłos
wody zawsze ją uspokajał. Kochała ocean, jeziora, rzeki, gdziekolwiek, gdzie były
zbiorniki wodne. Deszcz łagodził hałasy ulic, zmniejszył ostre dźwięki ruchu
ulicznego, stwarzając iluzję bycia daleko od serca miasta. Złudzenia trzymały ją przy
1
W oryginale tank top, czyli koszulka na ramiączkach z wyciętym/rozciętym dekoltem.
Tłumaczenie: widmo14 13 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen
zdrowych zmysłach.
Sara westchnęła i ustawiła filiżankę na krawędzi ganku, przenosząc się o krok
przez małą powierzchnię. Nie chciała spać tej nocy; wiedziała, że usiądzie na swojej
huśtawce, owinie się w koc i obejrzy jak znika noc. Jej rodzina była zbyt blisko, mimo
starannego odcięcia wspomnień. Były duchami, nawiedzającymi jej świat. Chciała dać
im tę noc i pozwolić im przygasnąć.
Sara wpatrywała się w noc, w ciemniejsze cienie drzew. Obrazy uchwycone w
tych przestrzeniach szarego zawsze ją intrygowały. Gdy cienie połączyły się, coś tam
było? Wpatrywała się niezdecydowanie w cienie i nagle zesztywniała. Ktoś tam był –
nie, coś w tych cieniach, szare, lubiące ciemność, obserwowało ją. Zastygłe.
Całkowicie bez ruchu. Wtedy zobaczyła oczy. Nieruchome. Nieugięte. Czarne z
jaskrawoczerwonymi płomieniami. Te oczy przytwierdziły się do niej, oznaczając ją.
Sara odwrócił się, zrywając się do drzwi, jej serce niemal się zatrzymało. Rzecz
ruszyła się z zawrotną szybkością, lądując na ganku zanim mogła choćby dotknąć
drzwi. Odległość rozdzielająca ich wynosiła blisko czterdzieści stóp, ale był tak
szybki, że zdołał schwytać ją swoimi silnymi rękoma. Sara poczuła, jak traci oddech,
gdy jej ciało uderzyło w jego. Bez wahania, wyrzuciła w górę swoją pięść do jego
gardła, uderzając mocno, kiedy cofnęła się, żeby kopnąć go w rzepkę. Tylko nie
połączyła tego. Jej pięść przeszła niegroźnie przez jego głowę, przeciągnął ją
naprzeciw siebie, łatwo unieruchamiając oba jej nadgarstki w jednej dużej ręce.
Pachniał dziko, niebezpiecznie, a jego ciało było tak twarde jak pień.
Jej napastnik pchnięciem otworzył drzwi do niej do domu, do jej sanktuarium i
wciągnął ją do środka, kopnięciem zamykając drzwi, by nie dopuścić do wykrycia.
Sara walczyła dziko, kopiąc i uderzając, pomimo tego, że trzymał ją w ramionach
niemal bezbronną. Był silniejszy niż ktokolwiek, kogo kiedykolwiek napotkała. Miała
beznadziejne przeczucie, że był ledwie świadomy jej zmagań. Szybko traciła siłę, jej
oddech przeszedł w szloch. Walka z nim była bolesna; jej ciało było poobijane i
posiniaczone. Wydał dźwięk zniecierpliwienia i po prostu pchnął ją na podłogę. Jego
ciało złapało ją w pułapkę, trzymając nadal z ogromną siłą, więc pozostało jej
wpatrywanie się w twarz diabła … albo anioła.
- Rozdzia- Rozdziałł 22 --
Tłumaczenie: widmo14 14 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen
Sara doskonale prześlizgnęła się prosto pod nim, podnosząc wzrok na tą twarz.
Na jeden długi moment czas się zatrzymał. Przerażenie wolno minęło, zostało
zastąpione przez udręczone zdziwienie.
- Znam cię – szepnęła w zdumieniu.
Skręciła swój nadgarstek prawie z roztargnieniem, łagodnie, prosząc o
uwolnienie. Falcon pozwolił, aby jej ręce wysunęły się z jego chwytu. Niepewnie
dotknęła jego twarzy dwoma opuszkami palców. Ostrożny artystyczny ruch.
Przesuwała palce po jego twarzy, jakby była niewidoma i pamięć o nim była wyryta w
jej duszy, a nie w jej wzroku.
Miała łzy w oczach, plączące się na jej długich rzęsach. Oddech uwiązł jej w
gardle. Drżące ręce przesunęły się na jego włosy, drążąc tunele przez ciemną grubość,
z miłością, delikatnie. Trzymała jedwabne kosmyki w swoich pięściach, gruba garść
spadła na jej rękę.
- Znam cię. Znam. – Jej głos był miękką miarą pełnego cudu.
Znała go, każdy kąt i każdą płaszczyznę jego charakterystycznych cech. Te
czarne, zapadające w pamięć oczy, bogactwo kruczoczarnych włosów spadających na
jego ramiona. Był jej jedynym towarzyszem odkąd była piętnastolatką. Co noc z nim
sypiała, codziennie nosiła go ze sobą. Jego twarz, jego słowa. Znała jego duszę
dokładnie, tak jak własną. Zna go. Mroczny anioł. Jej mroczny sen. Znała jego piękne,
zapadające w pamięć słowa, które odsłaniały duszę nagą i wrażliwą, i tak boleśnie
samotną.
Falcon był całkowicie zafascynowany, złapany przez miłość w jej oczach, z całą
intensywnością. Promieniowała szczęściem, nawet nie próbowała tego przed nim
ukryć. Jej ciało poszło z dziko walczącego w całkowity bezruch. Ale teraz pojawiła się
subtelna różnica. Była całkowicie kobieca, miękka i kusząca. Każde pociągnięcie jej
opuszków palców po jego twarzy, wysłało faliste ciepło przesyłane prosto do jego
duszy.
Szybko wyraz jej twarzy zmienił się w zmieszanie, w lęk. W poczucie winy.
Wraz z czystym przerażeniem mógł wyczuć determinację. Falcon poczuł narastanie
agresji w jej ciele i chwycił jej ręce zanim mogła zrobić sobie krzywdę. Pochylił się
blisko niej, chwytając jej spojrzenie jego własnym.
- Uspokój się; rozwiążemy to. Wiem, że cię przestraszyłem i za to przepraszam.
– Celowo zniżył głos tak, aby był miękki, bogactwo nut miało uspokoić, uciszyć,
usidlić. – Nie możesz wygrać bitwy sił między nami, więc nie trać energii. – Jego
głowa obniżyła się tak, że opierał, przez jedną krótką chwilę, swoje czoło o jej.
– Słuchaj dźwięku bicia mego serca. Niech twoje serce podąży śladem mojego.
Jego głos był jednym z niezrównanie pięknych. Chciała ulec jego ciemnej
mocy. Jego chwyt był niezwykle łagodny, nawet czuły; trzymał ją w ramionach z
wyjątkową opieką. Świadomość ogromnej siły, połączonej z jego łagodnością,
wysyłała dziwne liżące płomienie wzdłuż jej skóry. Znalazła się w potrzasku na wieki,
w bezdennej otchłani jego oczu. Nie było tam dna, tylko swobodne spadanie, nie
mogła się wycofać. Jej serce podążyło za jego, zwalniało do czasu, aż biło dokładnie
takim samym rytmem.
Tłumaczenie: widmo14 15 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen
Sara miała żelazną wolę, udoskonaloną w ogniu uraz, a jednak nie mogła
wyrwać się z tego ciemnego, hipnotycznego spojrzenia, chociaż jakaś jej część zdała
sobie sprawę, że jest pod nienaturalnym urokiem czarnej magii. Jej ciało zadrżało
nieznacznie, kiedy podniósł swoją głowę, gdy wzniósł jej rękę na wysokość swoich
oczu, by zbadać zdartą skórę.
- Pozwól mi, bym to dla ciebie wyleczył – powiedział miękko. Jego akcent
dodał głosowi zmysłowy wymiar, który zdawało się, czuła jak spływa w dół aż do
palców stóp. – Wiedziałem, że zraniłaś się w czasie ucieczki. – Poczuł zapach jej krwi
w nocnym powietrzu. To go wzywało, przyciągało go poprzez mrok jak najjaśniejsza z
latarń.
Jego czarne oczy płonęły w niej, Falcon wolno wzniósł rękę Sary do ciepła
swoich ust. Przy pierwszym dotyku jego oddechu na jej skórze, oczy Sary
powiększyły się we wstrząsie. Ciepło. Żar. To była zmysłowa bliskość poza jej
doświadczeniem, a wszystko co zrobił, to chuchnął na nią. Jego język głaskał
leczniczo, kojącą pieszczotą wzdłuż tyłu jej ręki. Aksamitna ciemność, wilgotna i
zmysłowa. Jej całe ciało zacisnęło się, rozpłynęło pod nim. Oddech uwiązł jej w
gardle. Ku jej całkowitemu zdziwieniu, pieczenie zniknęło, gdy szorstki aksamit
podążył wzdłuż każdego skaleczenia, zostawiając z tyłu mrowiącą świadomość.
Czarne oczy wędrowały po jej twarzy, intensywnie, płonąc. Intymnie.
- Lepiej? – zapytał łagodnie.
Sara wpatrywała się w niego bezradnie przez wieczność, zgubiona w jego
spojrzeniu. Zmusiła się do wciągnięcia powietrza w płuca i powoli skinęła głową.
- Proszę, uwolnij mnie.
Falcon przesunął ciało niemal niechętnie, zmniejszając swój ciężar na niej,
zatrzymując władanie nad jej nadgarstkiem tak, żeby mógł pociągnąć ją na nogi
jednym płynnym, lekkim szarpnięciem, gdy płynnie wstał. Sara rozplanowała w
głowie każdy ruch, wyraźnie i zwięźle. Jej wolna ręka zgarnęła nóż ukryty w kieszeni
przemoczonej kurtki, która leżała obok niej. Gdy ją podciągnął, podniosła nóż, łapiąc
jego nogi pomiędzy swoje w nożycowatym ruchu, przetaczając go w dół i pod siebie.
Przetoczył się dalej, jeszcze raz na górę. Spróbowała zagłębiać nóż prosto w jego
sercu, ale każda komórka w jej ciele była krzykiem protestu, a jej mięśnie odmówiły
posłuszeństwa. Sara zdecydowanie zamknęła oczy. Nie mogła patrzeć na ukochaną
twarz, gdy ją niszczyła. Ale zniszczyłaby go.
Jego ręka chwyciła jej, zapobiegając całemu ruchowi. Zastygli razem, jego
noga niedbale przyciskała jej uda do podłogi. Sara była w znacznie bardziej
ryzykownej pozycji niż poprzednio, tym razem z nożem między nimi.
- Otwórz oczy – rozkazał cicho.
Jego głos roztapiał jej ciało, więc było miękkie i płynne jak miód. Chciała
wykrzyknąć sprzeciw. Jego głos pasował do twarzy anioła, ukrywając w nim demona.
Uparcie potrząsnęła swoją głową.
- Nie chcę cię takiego widzieć.
- Jakim mnie widzisz? – zapytał z ciekawością. – Skąd znasz moją twarz? – Zna
ją. Jej serce. Jej duszę. Nie wyczytał nic z jej twarzy albo jej ciała. Nawet z jej umysłu.
Zrobił uprzejmość nie naruszając jej myśli, ale jeśli uparcie będzie próbowała go
zabić, nie będzie miał wyboru.
Tłumaczenie: widmo14 16 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen
- Jesteś niezrównanym potworem. Dostrzegłam twój rodzaj i nie dam się zwieść
twarzy, którą wybrałeś nosić. To jest złudzenie tak, jak wszystko wokół ciebie. –
Trzymała oczy mocno ściśnięte. Nie mogła znieść, że ponownie zagubi się w jego
czarnym spojrzeniu. Nie mogła znieść patrzenia na twarz, którą kochała tak długo.
- Jeśli zamierzasz mnie zabić, zrób to; skończ z tym. – W jej głosie była
rezygnacja.
- Dlaczego myślisz, że chciałbym cię skrzywdzić? – Jego palce poruszyły się
łagodnie wokół jej dłoni. – Puść nóż, piccola. Nie mogę mieć cię kaleczącej się w jakiś
sposób. Nie możesz ze mną walczyć; nie ma na to sposobu. To co jest między nami
jest nieuniknione. Puść broń, bądź spokojna i rozwiążmy to.
Sara pozwoliła swoim palcom wolno się otworzyć. W każdym razie nie chciała
noża. Już wiedziała, że nigdy nie mogłaby zagłębiać go w jego sercu. Jej umysł mógł
być do tego skłonny, ale jej serce nigdy nie pozwoliłoby na taką potworność. Jej
niechęć nie miała sensu. Była tak starannie przygotowana na taki właśnie moment, ale
potwór przybrał twarz jej mrocznego anioła. Jak mogła kiedykolwiek przygotować się
na tak mało prawdopodobne zdarzenie?
- Jak się nazywasz? – Falcon usunął nóż z jej drżących palców, chwytając
ostrze z łatwością, naciskając kciukiem i rzucił go w przez pokój. Jego dłoń przesunęła
się po jej ręce w delikatnym muśnięciu zmniejszając jej napięcie.
- Sara. Sara Marten. – Przygotowywała się, by spojrzeć na jego piękną twarz.
Twarz człowieka, doskonale wyrzeźbioną przez czas i honor, i uczciwość. Maska
niezrównanego artystycznego piękna.
- Ja nazywam się Falcon.
Jej oczy gwałtownie się otworzyły po jego wyznaniu. Rozpoznała jego imię.
Jestem Falcon i nigdy cię nie poznałem, ale pozostawiam za sobą ten dar dla ciebie,
dar serca. Potrząsnęła swoją głową we wstrząsie.
- To niemożliwe. – Jej oczy przeszukały jego twarz, łzy zabłysły w nich jeszcze
raz. – To niemożliwe – powtórzyła. – Czu ja tracę zmysły? – To było możliwe, może
nawet nieuniknione. Nie rozważyła takiej możliwości.
Jego ręce objęły jej twarz.
- Sądzisz, że jestem nieumarłym. Wampirem. Widziałaś taką istotę. –
oświadczył, surowa rzeczywistość. Oczywiście widziała. Inaczej, nigdy by go nie
zaatakowała. Poczuł nagły łomot swojego serca, strach wzrastał w przerażenie. Przez
wszystkie stulecia jego istnienia, nigdy wcześniej nie zaznał takiego uczucia. Była
sama, niechroniona i spotkała najbardziej złe ze wszystkich stworzeń, nosferatu.
Kiwnęła wolno głową, ostrożnie go obserwując.
- Uciekłam mu wiele razy. Raz niemal udało mi się go zabić.
Sara poczuła, jak jego wielkie ciało zadrżało na jej słowa.
- Próbowałaś takiej rzeczy? Wampir jest jednym z najgroźniejszych stworów na
powierzchni tej ziemi. – Było bogactwo nagany w jego głosie. – Może powinnaś
opowiedzieć mi całą historię.
Sara mrugnęła pod nim.
- Chcę wstać. – Poczuła, że to drobne kłamstwo wbiło ją w podłogę pod nim,
stawiało w bardzo niekorzystnym położeniu, patrzącą w jego ukochaną twarz.
Westchnął łagodnie.
Tłumaczenie: widmo14 17 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen
- Sara. – Przez sposób w jaki powiedział jej imię podwinęła palce u nóg.
Wdychał sylaby. Wyszeptał to pomiędzy drażniącą pobłażliwością, a mruczącym
ostrzeżeniem. Sprawił, że zabrzmiało to jedwabiście i aromatycznie, i seksownie.
Wszystko, czym nie była.
- Nie chcę musieć ponownie cię powstrzymywać. To cię przeraża i nie życzę
sobie widzieć ciągle taki strach w tych pięknych oczach, kiedy na mnie patrzysz. –
Chciał zobaczyć miłość, czułe spojrzenie, to bezradne cudowne rozlewanie z jej
jasnego spojrzenia, takie samo, kiedy pierwszy raz rozpoznała jego twarz.
- Proszę, chcę wiedzieć o co chodzi. Nie zamierzam nic zrobić. – Sara chciałaby
nie brzmieć tak przepraszająco. Kłamała na podłodze swojego domu, z zupełnie
obcym człowiekiem przygwożdżającym ją w dół, nieznajomym, którego widziała, jak
pije krew z ludzkiej istoty. Zdemoralizowanej ludzkiej istoty, ale jednak … pił krew.
Widziała dowody na własne oczy. Jak mogłaby to usprawiedliwić?
Falcon podniósł się, jego ciało w ruchu było poezją. Sara podziwiała płynność,
łatwość z jaką się poruszył, przypadkowe falowanie mięśni. Stała kolejny raz, jej ciało
było w jego cieniu, blisko, więc mogła poczuć gorąco jego ciała. Powietrze wibrowało
jego mocą. Luźno zwinął palce, jak bransoletkę, wokół jej nadgarstka, nie dając jej
żadnej okazji do ucieczki.
Sara delikatnie przesunęła się dalej od niego, potrzebując małej przestrzeni dla
siebie. Myśleć. Oddychać. Być Sarą, a nie częścią Mrocznego Snu. Jej Mrocznego
Snu.
- Powiedz mi, jak spotkałaś wampira. – Słowa powiedział spokojnie, ale
groźba w jego głosie wysłała dreszcze wzdłuż jej kręgosłupa.
Sara nie chciała stawić czoła tym wspomnieniom.
- Nie wiem czy mogę ci powiedzieć – wyznała zgodnie z prawdą i przechyliła
głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.
Jego spojrzenie od razu ją uwięziło i jeszcze raz poczuła to dziwne uczucie
spadania. Pocieszenie. Bezpieczeństwo. Ochronę przed straszliwymi duchami
przeszłości.
Jego palce były zaciśnięte wokół jej nadgarstka, łagodnie, jakby w pieszczocie,
jego kciuk przesuwał się czule po jej wrażliwej skórze. Pociągnął ją z powrotem do
siebie z taką samą łagodnością, która często wydawała się towarzyszyć jego ruchom.
Ruszył się wolno, jakby bał się ją przestraszyć.
Tak jakby znał jej niechęć, zapytał ją:
- Nie chcę się narzucać, ale jeśli tak byłoby łatwiej, to mogę odczytać
wspomnienia w twoim umyśle, bez konieczności mówienia o nich głośno.
Słychać było tylko brzęczenie deszczu o dach. Przedzierała się przez
wspomnienia. Krzyki jej matki i ojca, i brata odbijały się echem w jej uszach. Sara
stanęła sztywno, we wstrząsie, jej twarz była biała i nieruchoma. Oczy miała większe
niż kiedykolwiek, dwa połyskujące fiołkowe klejnoty, szerokie i przerażone.
Przełknęła dwa razy i zdecydowanie przesunęła na niego spojrzenie, żeby patrzeć na
jego szeroką pierś.
- Moi rodzic byli profesorami na uniwersytecie. W lecie zawsze jeździliśmy do
jakiegoś egzotycznego, fantastycznego, znanego miejsca, na wykopaliska. Miałam
piętnaście lat; zabrzmiało to bardzo romantycznie. – Jej głos był cichy, kompletnie
Tłumaczenie: widmo14 18 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen
monotonny. – Błagałam by pójść, więc zabrali mojego brata Roberta i mnie ze sobą. –
Wina. Żal. To ją zalało.
Milczała długi czas, tak długi, że pomyślał, iż ona nie jest w stanie
kontynuować. Sara nie przesunęła spojrzenie z jego klatki piersiowej. Recytowała
słowa, jakby nauczyła się ich na pamięć z podręcznika, klasyczna historia grozy.
- Kochałam to, oczywiście. Było tam wszystko czego oczekiwałam i więcej.
Mój brat i ja mogliśmy zbadać zawartość naszych serc i chodziliśmy wszędzie. Nawet
w dół do tunelów, gdzie nasi rodzic zakazali nam chodzić. Byliśmy zdeterminowani by
znaleźć nasz własny skarb. – Robert śnił o złotych kielichach mszalnych. Ale coś
jeszcze wzywało Sarę. Wzywało i wabiło, wydawało głuchy odgłos w jej sercu do
czasu, gdy była dręczona.
Falcon dobrze czuł drżenie, które przebiegało przez jej ciało i instynktownie
przyciągnął ją bliżej, tak aby ciepło jego ciała przedostało się do jej chłodu. Jego ręka
przesunęła się na jej kark, palce łagodziły napięcie w mięśniach.
- Nie musisz kontynuować, Saro. To jest dla ciebie zbyt bolesne.
Potrząsnęła głową.
-Widzisz, znalazłam skrzynie. Wiedziałam, że to tam jest. Piękną, ręcznie
rzeźbioną skrzynię, owiniętą ostrożnie w wysuszone skóry. Wewnątrz był dziennik. –
Wtedy podniosła swoją twarz, żeby spojrzeć w jego oczy. Określić jego reakcję.
Jego czarne oczy przesunęły się zaborczo po jej twarzy. Pożerał ją. Partnerka
życiowa. Słowa wirowały w powietrzu między nimi. Z jego umysł do jej. Zostały
wypalone w ich umysłach na całą wieczność.
- To było twoje, prawda? – zrobiła delikatne oskarżenie. Wpatrywała się w
niego dalej, do czasu, gdy słaby kolor nie skradał się w górę jej szyi i zarumienił jej
policzki. – Ale nie może być. Ta skrzynia, ten dziennik ma co najmniej sto piętnaście
lat. Więcej. Zostało to sprawdzone i ustalono autentyczność. Gdyby to było twoje,
gdybyś napisał dziennik, to musiałbyś być … – oddaliła się, potrząsając głową. – To
nie możliwe. – Potarła pulsujące skronie. – To nie możliwe – szepnęła ponownie.
- Słuchaj bicia mojego serca, Saro. Słuchaj oddechu wchodzącego i
wychodzącego z moich płuc. Twoje ciało rozpoznaje moje. Jesteś moją prawdziwą
partnerką życiową.
Dla mojej ukochanej partnerki życiowej, moje serce i moja dusza. To jest mój
dar dla ciebie. Na chwile zamknęła oczy. Ile razy odczytała te słowa?
Nie zemdlała. Stała kołyszące się przed nim, jego palce, bransoletka wokół
nadgarstka, trzymały ją cały czas.
- Mówisz mi, że napisałeś dziennik.
Przyciągnął ją jeszcze bliżej, tak że jej ciała oparło się jego. Nie zauważyła, że
ją trzymał.
- Powiedz mi o wampirze.
Potrząsnęła głową, mimo to usłuchała.
- Był tam jedną noc po tym, jak znalazłam skrzynie. Tłumaczyłam pamiętnik,
przewijałam i zwijałam listy i poczułam go tam. Nie mogłam nic zobaczyć, ale to tam
było, obecność. Całkowicie zła. Pomyślałam, że to jest klątwa. Robotnicy narzekali na
przekleństwo i jak wielu ludzi umarło odgrzebując w pojedynkę to, co zostało
najlepsze. Znaleźli martwego człowieka w tunelu poprzedniej nocy, pozbawionego
Tłumaczenie: widmo14 19 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen
krwi. Usłyszałam, jak robotnicy powiedzieli mojemu ojcu, że tak tu było przez wiele
lat. Gdy rzeczy pochodzą z wykopalisk, to mogło przyjść. W nocy. A tej nocy,
wiedziałam, że tam było. Pobiegłam do sypialni ojca, ale pokój był pusty, więc udałam
się do tuneli, aby go odnaleźć, aby go ostrzec. Widziałam go wtedy. To zabijało innego
pracownika. Spojrzało w górę i zobaczyło mnie.
Sara powstrzymała szloch i mocniej naciskała koniuszkami palców swoje
skronie.
- Czułam go w swojej głowie, mówił żeby przyjść do niego. Jego głos był
straszny, chropawy i wiedziałam, że będzie mnie poszukiwać. Nie wiedziałam
dlaczego, ale wiedziałam, że to nie koniec. Pobiegłam. Miałam szczęście; robotnicy
zaczęli wlewać się do tunelów i uciekłam w całym zamieszaniu. Mój ojciec zabrał nas
do miasta. Zostaliśmy tam przez dwa dni zanim to nas znalazło. Przyszło wieczorem.
Byłam w szafie wnękowej, nadal próbując przetłumaczyć pamiętnik używając latarki.
Czułam go. Czułam i wiedziałam, że przyszedł po mnie. Ukryłam się. Zamiast ostrzec
ojca ukryłam się tam w kupie koców. Wtedy usłyszałam, jak moi rodzice i brat
krzyczeli i ukryłam się z rękami zasłaniającymi uszy. Szeptał mi, żebym do niego
przyszła. Myślałam, że gdybym poszła, on może by ich nie zabił. Ale nie mogłam się
ruszyć. Nie mogłam się ruszyć nawet, gdy krew płynęła pod drzwiami. W nocy była
czarna, nie czerwona.
Ramiona Falcona owinęły ją ciasno, trzymał ją mocno. Mógł poczuć żal
promieniujący od niej, wina zbyt straszna by ją znieść. Łzy zamknięte na zawsze w jej
sercu i umyśle. Dziecko będące świadkiem brutalnego zabójstwa swojej rodziny przez
potwora niezrównanie złego. Jego usta muskały w wolnej pieszczocie gęstą warstwę
jej czarnych włosów.
- Nie jestem wampirem, Saro. Jestem myśliwym, niszczycielem nieumarłych.
Spędziłem kilka długości życia z dala od Ojczyzny i mojego ludu, szukając właśnie
takich istot. Nie jestem wampirem, który zniszczył twoją rodzinę.
- Skąd mam wiedzieć czym jesteś albo nie jesteś? Widziałam, jak wziąłeś krew
tego człowieka. – Odsunęła się od niego w szybkim, niespokojnym ruchu, całkowicie
kobiecym.
- Nie zabiłem go – odpowiedział zwyczajnie. – Wampir zabija swoją ofiarę. Ja
nie.
Sara przeczesała drżącą ręką krótkie szpice jej jedwabistych włosów. Czuła się
całkowicie wyczerpana. Przeszła niespokojnie przez pokój do małej kuchni i nalała
sobie jeszcze jedną filiżankę herbaty. Falcon wypełniał jej dom swoją obecnością.
Trudno było powstrzymać się od patrzenia na niego. Patrzyła jak porusza się po jej
domu, dotykając jej rzeczy pełnymi szacunku palcami. Sunął cicho, niemal jakby
płynął nad podłogą. Wyczuła moment kiedy to odkrył. Przepchnęła się do sypialni
opierając biodro o drzwi, tylko na niego patrząc, ponieważ popijała herbatę. To
ogrzało ją od środka i pomogło jej powstrzymać dreszcze.
- Podoba ci się? – Pojawiła się nagła nieśmiałość w jej głosie.
Falcon wpatrywał się w stoliczek obok łóżka, gdzie wpatrywało się w niego
pięknie wyrzeźbione popiersie jego własnej twarzy. Każdy szczegół. Każda linia. Jego
ciemne, opadające powieki, długie spływające włosy. Jego silna szczęka i
Tłumaczenie: widmo14 20 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen
arystokratyczny nos. To było więcej niż rzeczywistość, oddała każdy doskonały
szczegół, było takie, jak go widziała. Wspaniały. Stary Świat. Oczami miłości.
- Ty to zrobiłaś? – Ledwie zdołał wydobyć słowa przeszłości, a dziwny grudka
zablokowała mu gardło. Mój Mroczny Anioł, partner życiowy Sary. Napis był
doskonale wykaligrafowany, każdy litera muśnięciem sztuki, pieszczotą miłości, każdy
kawałek tak piękny jak popiersie.
- Tak. – Nadal patrzyła na niego z bliska, zadowolona z jego reakcji. – Zrobiłam
to z pamięci. Gdy dotykam rzeczy, w szczególności starych rzeczy, czasami mogę
łączyć się z wydarzeniami albo rzeczami z przeszłości, które utrzymywały się w
przedmiocie. Brzmi to dziwnie. – Wzruszyła ramionami. – Nie potrafię wyjaśnić, jak
to się dzieje, tak po prostu jest. Gdy dotknęłam pamiętnik, wiedziałam, że jest
przeznaczony dla mnie. Nie dla kogokolwiek, nie dla żadnej innej kobiety. To zostało
napisane dla mnie. Gdy przetłumaczyłam słowa ze starożytnego języka, mogłam
dostrzec twarz. Było tam małe drewniane biurko i siedział przy nim człowiek, i pisał.
Odwrócił się i patrzał na mnie z taką samotnością w oczach, wiedziałam, że muszę go
odnaleźć. Jego ból był ciężki do zniesienia, ta straszna czarna pustka. Widzę taką samą
samotność w twoich oczach. Widziałam twoją twarz. Twoje oczy. Rozumiem pustkę.
- W takim razie wiesz, że jesteś moją drugą połową. – Słowa wymówił cicho,
wypowiedziane chrapliwie przez Falcona, który usiłował zachować nieznane emocje
pod kontrolą. Jego oczy napotkały jej przez pokój. Jedna z jego rąk opierała się na
górze popiersia, jego palce odnalazły precyzyjny rowek w fali włosów, które pieściła
tysiące razy.
Kolejny raz, Sara miała przedziwne uczucie opadania w głębie jego oczu. Była
taka intymność w sposobie, w jaki dotykał jej znajome rzeczy. Minęło prawie
piętnaście lat odkąd była naprawdę blisko innej osoby. Była ścigana i nigdy nie
zapomniała o tym nawet na chwilę. Każdy, kto był jej bliski byłyby w
niebezpieczeństwie. Mieszkała sama, często zmieniała adres, licznie podróżowała i
stale zmieniła swoje wzorce zachowań. Ale potwór za nią podążał. Dwa razy, kiedy
przeczytała o seryjnym mordercy grasującym w mieście, była tam, aktywnie polowała
na bestię, zdeterminowana by pozbyć się wroga, ale nigdy jej się nie udało znaleźć
jego legowiska.
Nie mogła rozmawiać z nikim o swoim spotkaniu; nikt by jej nie uwierzył.
Powszechnie sądzono, że wariat wymordował jej rodzinę. I miejscowi robotnicy byli
przekonani, że to była klątwa. Sara odziedziczyła rodzinny spadek, spory majątek,
miała więc wystarczająco szczęścia by wiele podróżować, zawsze będąc jeden kok
przed prześladowcą.
- Sara. – Sokół wypowiedział jej imię łagodnie, przywodząc ją do niego.
Deszcz tłukł teraz w dach. Wiatr uderzył w okna, gwiżdżąc głośno jakby w
ostrzeżeniu. Sara podniosła filiżankę do swoich warg i piła, jej oczy wciąż wpatrywały
się w jego. Ostrożnie umieściła filiżankę na spodku i odłożyła ją na stół.
- Jak to możliwe, że istniejesz tak długi czas?
Falcon zauważył, że utrzymuje pewną odległość przed nim, zauważył jej bladą
skórę i drżące usta. Miała piękne usta, ale była na granicy wytrzymałości i nie ośmielił
się myśleć o jej ustach lub o bujnej krzywiźnie jej ciała. Rozpaczliwie go
Tłumaczenie: widmo14 21 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen
potrzebowała i był zdeterminowany, by odepchnąć szarpiącą, ryczącą bestię i
dostarczać jej pociechę i pokój. Z ochroną.
- Nasz gatunek istnieje od zarania dziejów, chociaż jesteśmy bliscy wyginięcia.
Mamy wielkie dary. Jesteśmy w stanie kontrolować burze, zmieniać kształt, szybować
jako wspaniałe skrzydlate sowy i biegać z naszymi braćmi, wilkami. Nasza
długowieczność jest zarazem darem i przekleństwem. Nie jest łatwo patrzeć na
przechodzących śmiertelników, wieki. To straszne żyć bez nadziei, w czarnej
niekończącej się próżni.
Sara usłyszała słowa i dała z siebie wszystko, aby zrozumieć, co on mówi.
Szybować jako wspaniałe skrzydlate sowy. Chciałaby latać wysoko nad ziemią i być
wolną od wagi jej winy. Jeszcze raz potarła skronie, marszcząc brwi w koncentracji.
- Dlaczego bierzesz krew skoro nie jesteś wampirem?
- Boli cię głowa. – Powiedział, jakby to było jego największe zmartwienie. –
Pozwól, że ci pomogę.
Sara mrugnęła, a on znalazł się blisko niej, ciepło jego ciała natychmiast
rozszerzyło się na jej zimną skórę. Mogła poczuć, jak łuk elektryczności skacze z jego
na jej ciało. Chemia między nimi była tak silna, że ją przeraziła. Pomyślała o odejściu,
ale zdążył ją sięgnąć. Jego ręce obramowały jej twarz, palce pieściły, łagodnie. Jej
serce okręciło się, wykonało zabawne salto, które pozbawiło ją tchu. Koniuszki jego
palców przeniosły się na jej skronie.
Jego dotyk był kojący, wysyłał gorąco wijące się nisko i grzesznie, co
spowodowało trzepotanie motyli w dole jej brzucha. Poczuła jego spokój, oddech
wędrujący przez jego ciało, przez jej ciało. Czekała w agonii pełnej napięcia, czekała,
podczas gdy jego ręce przesuwały się po jej twarzy, kciuk pieścił jej pełną dolną
wargę. Poczuła go wtedy, jego obecność w swoim umyśle, dzielenie jej umysłu, jej
myśli, horroru jej wspomnień, jej winy… Sara wydała cichy krzyk protestu, wyrwała
mu się nie chcąc, by zobaczył skazę na zawsze plamiącą jej duszę.
- Saro, nie. – Powiedział to łagodnie, jego ręce odmówiły opuszczenia jej. –
Jestem ciemnością, a ty światłem. Nic nie zrobiłaś źle. Nie mogłeś uratować swojej
rodziny; zamordowałby ich przed tobą.
- Powinnam umrzeć z nimi, zamiast kulić się w szafie. – Wyskoczyła ze swoim
wyznaniem, prawdą o jej tragicznym grzechu.
- Nie zabiłby cię. – Powiedział słowa cichutko, jego głos zrobił się niski, tak że
przesunął się po jej skórze w aksamitnej pieszczocie. – Bądź cicho przez chwilę i
pozwól mi zabrać twój ból głowy.
Siedziała nieruchomo, ciekawa co się wydarzy, obawiając się o swoje zdrowie
psychiczne. Widziała go, jak pił krew, jego kły w szyi mężczyzny, płomienie płonące
w głębi jego oczu, ale gdy jej dotknął, miała wrażenie, że należały do niego. Chciała
należeć do niego. Każda komórka w jej ciele błagała o niego. Potrzebowała go.
Ukochany Mroczny Anioł. Czy był aniołem śmierci domagającym się jej? Była gotowa
pójść z nim, pójdzie, ale chciała ukończyć swoje plany. Zostawiać coś dobrego, coś
uczciwego i prawego.
Słyszała słowa, starożytny język intonowany daleko w jej umyśle. Piękne,
śpiewne słowa, tak stare jak czas. Słowa mocy i pokoju. W jej głowie, nie z zewnątrz
Tłumaczenie: widmo14 22 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen
niej. Jego głos był cichy i mglisty jak wczesny poranek, i jakoś, leczniczy monotonny
śpiew sprawił, że jej ból głowy odpłynął daleko jak ulotna chmurka.
Sara wyciągnęła rękę, żeby dotknąć jego twarzy, jego ukochaną znajomą twarz.
- Obawiam się, że nie jesteś prawdziwy – przyznała. Falcon. Partnerka
życiowa Sara.
Serce Falcona fiknęło, roztopiło się całkowicie. Przyciągnął ją bliżej swojego
ciała, łagodnie, tak żeby jej nie przestraszyć. Zadrżał z potrzeby jej, objął jej twarz
swoimi dłońmi, trzymając nieruchomo, podczas gdy powoli pochylił ku niej głowę.
Zagubiła się w bezdennej otchłani jego oczu. Palące pragnienie. Intensywność
potrzeby. Boląca samotność.
Sara zamknęła oczy zanim jego usta wzięły ją w posiadanie. Ziemia zadrżała
pod jej stopami. Jej serce łomotało w rytmie strachu. Zgubiła się na wieki w tym
mrocznym uścisku.
- Rozdzia- Rozdziałł 33 --
Tłumaczenie: widmo14 23 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen
Falcon przyciągnął ją jeszcze bliżej, aż każdy mięsień jego ciała został
odciśnięty w jej miękkości. Jego usta przesunęły się po jej, gorący jedwab, jakby
roztopiona lawa płynęła w jej krwiobiegu. Cały wszechświat przesunął się i poruszył,
a Sara oddała się całkowicie jego poszukującemu pocałunkowi. Jej ciało topniało,
miękkie i giętkie, natychmiast należąc do niego.
Jego usta były uzależniające. Sara podjęła własne żądania, jej ramiona pięły się
wokół jego szyi zamykając go w uścisku. Chciała czuć go, jego ciało silne i twarde
mocno na nią naciskające. Rzeczywisty, a nieulotny sen. Nie mogła się nacieszyć jego
ustami, gorącymi i potrzebującymi, i tak jej głodnymi. Sara nie uważała siebie za
osobę zmysłową, ale z nim nie miała zahamowań. Poruszała swoim ciałem
niespokojnie naprzeciw jego, chcąc, aby ją dotknął, potrzebując by ją dotknął.
W uszach dziwnie jej szumiało. Wiedziała, że nie myśli, tylko czuje jego twarde
ciało naprzeciw jej, tylko czysta przyjemność jego ust biorących ją w posiadanie tak
pilnie. Oddała się całkowicie doznaniom gorąca i żaru. Pędowi płynnego ognia
biegnącemu przez jej żyły, gromadzącemu się nisko w jej ciele.
Przesunął ją bliżej, usta utrzymał w posiadaniu, jego język pojedynkował się z
jej, gdy ręką przykrył jej pierś, jego kciuk gładził jej sutek przez cienki materiał
koszulki. Sara sapnęła od wyjątkowej przyjemności. Nie spodziewała się towarzystwa
i nie nosiła niczego pod krótką koszulką. Jego kciuk strącił ramiączko z jej ramienia,
prosta rzecz, ale niegodziwie seksowna.
Jego usta pozostawiły na niej płonącą ścieżkę ognia wzdłuż jej szyi. Jego język
wirował nad jej pulsem. Słyszała swój własny miękki krzyk potrzeby, mieszający się z
jękiem jego przyjemności. Zęby ocierał delikatnie, erotycznie nad jej pulsem, tam i z
powrotem, podczas gdy jej ciało unosiło się w płomieniach, a każda komórka wołała,
by go posiąść. Jego zęby ukąsiły, język złagodził ból. Jego ramiona były twardą
obręczą, więziły ją blisko, więc mogła poczuć jego ciężką grubość, pilną potrzebę,
napięcie przy niej.
Dreszcz wstrząsnął ciałem Falcona. Coś ciemnego i niebezpiecznego podniosło
głowę. Jego potrzeby zalewały go, wysuwając się przed nieprzejednaną kontrolę.
Bestia ryknęła i domagała się swojej życiowej partnerki. Jej zapach zmył wszystkie
pozory cywilizacji, tak, że przez jeden moment był czystym zwierzęciem, z każdym
instynktem żywym i mrocznie pierwotnym.
Sara od razu wyczuła w nim zmianę, wyczuła niebezpieczeństwo, gdy jego
zęby dotykały jej skóry. To uczucie było erotyczne, jej potrzeba była niemal tak
wielka, jak potrzeba w nim. Bratasz się z wrogiem. Słowa pojawił się nie wiadomo
skąd. Z cichym okrzykiem na własne oskarżenie, Sara zsunęła się z jego ramion.
Widziała go biorącego krew, jego kły ukryte głęboko w ludzkiej szyi. Nie miało
znaczenia jak znajomo wyglądał; nie był człowiekiem i był bardzo, bardzo
niebezpieczny.
Falcon pozwolił jej odsunąć się od siebie. Przyglądał się jej uważnie, gdy
walczył o kontrolę. Jego kły cofnęły się w ustach, ale jego ciało było twarde,
uporczywie bolące.
Tłumaczenie: widmo14 24 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen
- Gdybym zamierzał cię skrzywdzić, Saro, dlaczego miałbym czekać? Jesteś
najbezpieczniejszym człowiekiem istniejącym na powierzchni tej planety, ponieważ
jesteś jedyną, za którą oddałbym życie, chroniąc cię.
Jestem Falcon i nigdy cię nie poznałem, ale pozostawiam za sobą ten dar dla
ciebie, dar serca.
Sara mocno zamknęła oczy, przycisnęła rękę do drżących ust. Mogła go
posmakować, poczuć go, pragnęła go. Jak mogłaby być taką zdrajczynią swojej
rodziny? Duchy w jej umyśle zawodziły głośno, potępiając ją. Ich potępienie nie
powstrzymało jej ciała przed drżeniem z potrzeby lub zatrzymało ciepło, poruszające
się przez jej krew, jak roztopiona lawa.
- Poczułam cię – oskarżyła go, dreszcz przebiegł przez jej ciało w wyniku jego
zabójczego pocałunku, więcej niż strach przed jego śmiertelnymi kłami. Niemal
chciała, żeby ją przekłuł. W jednej chwili jej serce było nieruchome, jakby czekało na
coś całą wieczność, co tylko on mógł jej dać. – Byłeś tak blisko od wzięcia mojej
krwi.
- Ale ja nie jestem człowiekiem, Saro – odparł cicho, łagodnie, jego ciemne
oczy mieściły tysiące tajemnic. Jego głowa była nieposkromiona, niezhańbiona przez
jego mroczne pragnienia. Był silną, potężną istotą, człowiekiem honoru. – Branie krwi
jest dla mnie naturalne, a ty jesteś moją drugą połówką. Przykro mi, że cię
przestraszyłem. Uważałbyś to za erotyczne, nie nieprzyjemne i nie stałaby ci się
jakakolwiek krzywda.
Nie bała się go. Bała się siebie. Obawiała się, że chciałaby go tak bardzo, że
zawodzenie jej rodziny zniknie z jej pamięci, a ona nigdy nie znajdzie sposobu, by
wymierzyć sprawiedliwość ich zabójcy. Wystraszony potwór znalazłby sposób, żeby
zabić Falcona, gdyby uległa własnemu pożądaniu. Bała się sięgnąć po coś, o czym nie
miała rzeczywistej wiedzy. Bała się, że byłoby to grzeszne i cudownie erotyczne.
Dla mojej ukochanej partnerki życiowej, moje serce i moja dusza. To jest mój
dar dla ciebie. Były to jego piękne słowa, które zdobyły jej serce na zawsze. Jej dusza
wołała o niego. Nie miało znaczenia, że widziała te czerwone płomienie szaleństwa w
jego oczach. Pomimo zagrożenia, jego słowa związały ich razem tysiącami maleńkich
nici.
- Jak to się stało, że przyjechałaś tutaj do Rumunii? Jesteś Amerykanką, czyż
nie? – Była bardzo zdenerwowana i Falcon chciał znaleźć bezpieczny temat, coś, co
mogłoby złagodzić napięcie seksualne między nimi. Potrzebował wytchnienia od
naglących żądań każdego kawałka swego ciała, tak bardzo jak Sara potrzebowała
swojej przestrzeni. Dotknął jej umysłu lekko, mógł usłyszeć echa jej rodziny, żądające
sprawiedliwości.
Sara mogła słuchać jego głosu zawsze. W podziwie, dotknęła swoich usta, które
wciąż mrowiły od jego nacisku. Miał tak doskonałe usta i taki zabójczo całował.
Zamknęła na krótko oczy i delektowała się jego smakiem, który wciąż był na jej
języku. Wiedziała, co on robi, odciąga ją od obezwładniającego napięcia seksualnego,
z jej własnej bardzo uzasadnionej obawy. Ale ona była mu za to wdzięczna.
- Jestem Amerykanką - przyznała. - Urodziłam się w San Francisco, ale dużo
się przeprowadziliśmy. Spędziłam wiele czasu w Bostonie. Byłeś tam kiedyś?
Tłumaczenie: widmo14 25 | S t r o n a
Mrok 07Mrok 07 -- MrocznynMrocznyn TTłłumaczenie chomik: widmo14umaczenie chomik: widmo14
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen Kilka słów od tłumacza Chciałabym na wstępie podziękować wszystkim, którzy wraz ze mną śledzili losy Sary i Falcona, a także serdecznie zachęcić do czytania tych, którzy dopiero teraz sięgnęli po niniejszą część. Praca nad tłumaczeniem 7 tomu przygód o Karpatianinach, była dla mnie wyzwaniem, ale również sprawdzeniem moich możliwości. Dała mi wiele radości, pomimo chwil zwątpienia. Mam nadzieję, że tak jak ja polubicie Sarę i Falcona, a także, że dzięki mojemu tłumaczeniu, choć na chwilę, możecie oderwać się od szarej codzienności. Specjalne dzięki dla mojej bety, za jej nieocenioną pomoc. Na koniec chciałabym jeszcze podziękować za komentarze, które były dla mnie wsparciem i pociechą w ciężkich chwilach. Tłumaczenie: widmo14 2 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen PrologProlog Noc była ciemna, a księżyc i gwiazdy zamazane przez złowieszczo kłębiące się chmury zbierające się w górze. Nici błyszczącego czarnego obsydianu obróciły się i zakręciły się w pewnego rodzaju furii, mimo to wiatr był nieruchomy. Małe zwierzątka skupiły się w swoich legowiskach, pod kamieniami i powalonymi kłodami, wyczuwając nastrój ziemi. Mgły niesamowicie uniosły się z lasu, przylgnęły do pni tak, że wydawały się wznosić na zewnątrz. Długie, szerokie zespoły połyskującej bieli. Wirujące pryzmaty skrzących się nieprzejrzystych kolorów. Sunąc po niebie, balansując z napowietrznego baldachimu, duża sowa okrążyła dokoła wspaniały dom z kamienia zbudowany na wysokich klifach. Druga sowa, a potem trzecia pojawiły się, cicho robiąc leniwe koła nad gałęziami i pełnym zakamarków domem. Samotny wilk, dość duży, z kosmatą czarną sierścią i skrzącymi się oczami, sadził susy wśród rzadkich drzew. Z ciemności, na balkonie kamiennego domu, wyłoniła się postać, wyglądając w noc. Rozłożył swoje ramiona szeroko w witającym geście. Wiatr od razu zawiał miękką, delikatną bryzą. Owady podjęły swój wieczorny chór. Gałęzie zakołysały się i zatańczyły. Mgła zgęstniała i mieniła się, tworząc wiele figur w upiornej nocy. Sowy siadły, jedna na ziemi, dwie na poręczy balkonu, zmieniając kształt, pióra wniknęły w skórę, skrzydła zmieniły się w ramiona. Wilk przemieniał się skacząc na ganek, zmieniając kształt w biegu tak, że człowiek wylądował cało i solidnie. - Witajcie. – Głos był piękny, melodyjny, broń czarnoksiężnika. Vladimir Dubrinsky, Książę Karpackich ludzi, oglądał w smutku jak jego lojalni pobratymcy urzeczywistniali się z mgły, od drapieżców i wilków, do silnych, przystojnych wojowników. Każdy waleczny. Ludzie lojalni. Prawdziwi. Bezinteresowni. Byli jego ochotnikami. Byli to ludzie, których wysyłał na śmierć. Skazywał każdego z nich na wieki nieznośnej samotności, w nieubłaganej ponurości. Spędziliby swoje długie życia do czasu, gdy każdy moment byłby nie do zniesienia. Byliby daleko od domu, daleko od rodzin, daleko od kojącej, leczniczej gleby ich ojczyzny. Nie mieliby żadnej nadziei, nie mieliby nic, tylko ich honor może pomóc im w nadchodzących wiekach. Było mu ciężko na sercu, Vladimir pomyślał, że pęknie mu na pół. Ciepło przedostało się do chłodu jego ciała i poczuł, jak wmieszała swój umysł. Sarantha. Jego partnerka życiowa. Oczywiście dzieliła z nim ten moment, jego najbardziej ponurą godzinę, ponieważ wysyłał tych młodzieńców na ich straszny los. Zebrali się wokół niego, milcząc, twarze mieli poważne – dobre twarze, przystojne, zmysłowe, silne. Nieruchome, stałe oczy zaufanych ludzi, ludzi, którzy byli pewni siebie i prawdziwi, ludzie, którzy zobaczyli sto bitw. Tylu z jego najlepszych. Szarpanie we Vladimirze było prawdziwe, gwałtownie spalało jego serce i dusze. Dogłębnie. Bezlitośnie. Ci ludzie zasłużyli na dużo więcej niż wstrętne życie, które im dawał. Wziął oddech i wolno wypuścił. Miał wielki i straszny dar przewidywania. Zobaczył rozpaczliwe położenie swoich ludzi. Nie miał żadnego prawdziwego wyboru i mógł tylko wierzyć w Boga, że będzie litościwy, ponieważ on nie mógł sobie na to pozwolić. Tłumaczenie: widmo14 3 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen - Dziękuję wam wszystkim. Nie dostaliście rozkazu, ale przyszliście dobrowolnie, strażnicy naszych ludzi. Każdy z was dokonał wyboru, by dać szansę na bezpieczne życie naszym ludziom, tak jak inne gatunki na świecie są bezpieczne. Uczycie mnie pokory swoją szlachetnością i byłem zaszczycony rozmową telefoniczną z wami moi bracia, moja rodzino. Panowała całkowita cisza. Smutek Księcia ciążył jak kamień w jego sercu i dzieląc jego myśli, wojownicy zauważyli ogrom jego bólu. Wiatr ruszył delikatnie przez tłum, mierzwiąc im włosy jak za dotknięciem ręki ojca, łagodnie, z miłością, muskając ramiona, ręce. Jego głos, gdy zaczął ponownie, był boleśnie piękny. - Zobaczyłem upadek naszych ludzi. Nasze kobiety stają się rzadkością. Nie wiemy, dlaczego dziewczynki nie rodzą się z naszych par, ale poczęcie ich jest rzadsze niż kiedykolwiek przedtem i również rzadziej przeżywają. Utrzymanie przy życiu naszych dzieci, staje się dużo trudniejsze, chłopców bądź dziewczynek. Niedostatek naszych kobiet urósł do punktu kryzysowego. Nasi mężczyźni przemieniają się w wampiry i zło rozprzestrzenia się przez ziemię szybciej niż nasi myśliwi mogą nadążać. Wcześniej, na ziemiach daleko stąd, wilkołaki i jaguary prześcigały się, by dostatecznie mocno panować nad tymi potworami, ale ich liczba zmalała i nie mogą zwalczyć ich napływu. Nasz świat się zmienia i musimy stawić czoło nowym problemom. Zatrzymał się, kolejny raz oglądając ich twarze. Lojalność i honor były głęboko zakorzenione w ich krwi. Znał po imieniu każdego z nich, znał każdą z ich zalet i wad. Powinni być przyszłością jego gatunku, ale wysyłał ich by szli samotną drogą nieubłaganej biedy. - Wszyscy z was muszą wiedzieć o pewnych sprawach, o których wam opowiem. Każdy z was musi rozważyć swoją decyzję po raz ostatni, zanim przydzielę ziemię do strażnika. Tam, gdzie pójdziecie nie będzie żadnej z naszych kobiet. Wasze życie będzie składać się z polowań i niszczenia wampirów na ziemiach, gdzie was wyślę. Nie będzie tam żadnego z waszych rodaków do pomocy, żadnych kompanów, poza tymi, których wyślę z wami. Nie będzie tam leczniczej Karpackiej gleby do ukojenia, gdy zostaniecie ranni w swoich bitwach. Każde zabicie przybliży was do brzegu najgorszego możliwego losu. Demon w zasięgu woli będzie złościć się i walczyć z wami o kontrolę. Zostaniecie zobowiązani do czekania pod warunkiem, że będziecie do tego zdolni, a następnie, zanim będzie za późno, zanim demon znajdzie i zgłosi pretensje do was, musicie zakończyć swoje życie. Dżumy i biedy ogarną te ziemie, wojny są nieuniknione i zobaczyłem moją własną śmierć i śmierć naszych kobiet i dzieci. Śmierć zarówno śmiertelnych, jak nieśmiertelnych. To spowodowało pierwsze poruszenie wśród mężczyzn, protest niewypowiedziany, ale wypływający z umysłu, zbiorowy sprzeciw, który przetoczył się przez ich połączone umysły. Vladimir uniósł swoją rękę. - Będzie tam dużo smutku zanim nasz czas się skończy. Ci, którzy nadejdą po nas, nie będą rokować żadnych nadziei, bez wiedzy, choćby, jaki był nasz świat i czym jest dla nas partnerka życiowa. Ich istnienie będzie dużo trudniejsze. Musimy zrobić wszystko, co możemy, aby zarówno śmiertelnicy i nieśmiertelni byli tak bezpieczni jak Tłumaczenie: widmo14 4 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen to możliwe. – Jego oczy przesunęły się po twarzach, ustalił, że dwóch wygląda podobnie. Lucian i Gabriel. Bliźniacy. Dzieci jego własnego zastępcy dowódcy. Już pracowali niestrudzenie, aby usunąć zło ze swojego świata. - Wiedziałem, że się zgłosicie. Niebezpieczeństwo dla naszej ojczyzny i naszych ludzi jest tak wielkie, jak niebezpieczeństwo dla świata zewnętrznego. Muszę spytać, czy zostaniecie tu, gdzie walka toczyć się będzie brat przeciwko bratu i przyjaciel przeciwko przyjacielowi. Bez was nie ochronimy naszych ludzi. Musicie zostać tu, w tych ziemiach i chronić naszą ziemię do czasu, kiedy dostrzeżecie, że jesteście potrzebni gdzie indziej. Żaden bliźniak nie spróbował sprzeczać się z Księciem. Jego słowo było prawem dla jego ludu, okazaniem szacunku i miłości było posłuszeństwo mu bez pytania. Lucian i Gabriel wymienili jedno długie spojrzenie. Jeśli rozmawiali na ten temat na ich prywatnej mentalnej linii, nie podzielili się swoimi myślami z nikim innym. Po prostu kiwnęli zgodnie głowami, w potwierdzeniu decyzji ich Księcia. Książę obrócił się, jego czarne oczy przeszywały, badały, przeszukiwały serca i umysły jego wojowników. - W dżunglach i lasach na dalekich lądach wielki Jaguar zaczyna upadać. Jaguary są potężnym ludem z wieloma darami, posiadają wielkie paranormalne talenty, ale są samotnymi istotami żywymi. Mężczyźni znajdują i parzą się z kobietami, potem zostawiają je i młode, które muszą bronić się same. Mężczyźni Jaguary są skryci, odmawiają wyjścia z dżungli i mieszania się z ludźmi. Szanują przesądy jak bóstwa. Kobiety naturalnie zwróciły się do tych, którzy kochaliby je i opiekowaliby się nimi, widzieli, jako ich skarby. Od jakiegoś czasu muszą parzyć się z ludźmi i żyć jak ludzie. Ich rodowody zostały osłabione; coraz mniej istnieje w ich prawdziwej formie. W ciągu stu lat, może dwustu, ten wyścig przestanie istnieć. Tracą swoje kobiety, ponieważ nie wiedzą, co jest cenne i ważne. Przegraliśmy przez naszą naturę. – Czarne oczy przesunęły się na wysokiego, przystojnego wojownika, którego ojciec walczył przy Księciu przez wieki, który miał umrzeć z mistrzowskich rąk wampira. Wojownik był wysoki i wyprostowany, z szerokimi ramionami i opadającymi czarnymi włosami. Prawdziwy i nieustępliwy myśliwy, jeden z wielu, których wyśle dziś w nocy na paskudną egzystencję. Myśliwy wielokrotnie udowodnił w sowich bitwach, że był lojalny i niezachwiany w swoich obowiązkach. Byłby jednym z niewielu wysłanych w pojedynkę, podczas gdy inni poszliby grupami albo parami, by sobie pomagać. Vlad westchnął ciężko i zmusił się do wydania rozkazów. Pochylił się z szacunkiem wojownikowi, do którego przemawiał, ale mówił na tyle głośno, by wszyscy go słyszeli. - Pójdziesz do tej ziemi i uwolnisz świat potworów, którymi nasi mężczyźni wybrali stać się. Musisz unikać starcia z Jaguarem. Ich gatunek, jak nasz, koniecznie musi znaleźć sposób, by połączyć świat albo wygasną jak wielu innych przed nami. Nie wciągniesz ich do bitwy. Pozostaw ich samym sobie. Unikaj wilkołaków najlepiej jak potrafisz. Oni są, lubią nas, borykają się z przetrwaniem w zmieniającym się świecie. Przekazuję ci moje błogosławieństwo, miłość i podziękowania naszych ludzi, Tłumaczenie: widmo14 5 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen i niech Bóg będzie z tobą w nocy, w twojej nowej ziemi. Musisz przyjąć tę ziemię, uczynić twoją własną, stworzyć tam twój dom. - Gdy odejdę, mój syn mnie zastąpi. Będzie młody i niedoświadczony, i będzie miał trudności z rządzeniem naszymi ludźmi w ciężkich czasach. Nie opowiem mu, że wysłałem w świat strażników. Nie może polegać na starszych od siebie. Musi mieć kompletną wiarę w swoją umiejętność prowadzenia naszych ludzi, na jego własny sposób. Pamiętajcie kim jesteście i czym jesteście: strażnikami naszych ludzi. Stoicie na ostatniej linii obrony, by zapobiec rozlewowi niewinnej krwi. Vladimir patrzał prosto w oczy młodego wojownika. - Podejmiesz się tego zadanie z twojej własnej wolnej woli? Musisz się zdecydować. Każdy niech pomyśli czy chce pozostać. Wojna tutaj również będzie długa i trudna. Oczy wojownika były wpatrzone w Księcia. Wolno kiwnął głową godząc się ze swoim losem. W tym momencie jego życie zostało zmienione na wieki. Żyłby w obcej ziemi bez nadziei na miłość albo rodzinę. Bez uczucia albo koloru, bez światła rozświetlającego nieustającą ciemność. Nigdy nie pozna partnerki życiowej, ale spędzi całe swoje istnienie na polowaniu i niszczeniu nieumartych. Tłumaczenie: widmo14 6 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen - Rozdzia- Rozdziałł 11 -- Obecnie Ulice były brudne i śmierdziały zgnilizną i odpadami. Ponura mżawka nie mogła rozwiać odrażającego zapachu. Śmieci zasłaniały wejścia do rozlatujących się budynków. Obszarpane schronienia z kartonu i blachy zostały ułożone w stóg w każdej alejce, w każdym możliwym miejscu. Maleńkie kabiny dla ciał, które nie mają gdzie się podziać. Szczury przebiegały przez pojemniki na śmieci i rynny, skradały się przez piwnice i ściany. Falcon cicho poruszał się przez cienie, czujny, świadomy kipiącego życia w środku miasta. Był tam, gdzie żyły szumowiny społeczne, bezdomni, pijacy, drapieżniki polowały na bezsilnych i nieuważnych. Wiedział, że oczy patrzą na niego, gdy pokonywał swoją drogę wzdłuż ulic, przemykając z cienia do cienia. Nie mogli się go pozbyć, jego ciało było płynne, połączone z częścią nocy. To była scena, która rozegrała się tysiąc razy, w tysiącach miejsc. Był znużony przewidywalnością ludzkiej natury. Falcon udał się w drogę powrotną do swojej ojczyzny. Zbyt wiele wieków był całkowicie sam. Urósł w potęgę, urósł w siłę. Bestia w nim zyskała na sile i mocy, nieustannie rycząc o uwolnienie, wymagając krwi. Domagając się zabicia. Żądając tylko raz, dla jednego momentu, by poczuć. Chciał pójść do domu, czuć, jak gleba wsiąka w jego pory, patrzeć na ludzi Księcia i wiedzieć, że spełnił swoje słowo honoru. Wiedzieć, że poświęcenie, którego dokonał na coś się przydało. Słyszał pogłoski o nowej nadziei dla jego ludzi. Falcon zaakceptował, że jest już dla niego za późno, ale chciał wiedzieć, zanim jego życie się skończy, że jest nadzieja dla innych mężczyzn, że jego życie na coś się przydało. Chciał zobaczyć na własne oczy partnerkę życiową Księcia, ludzką kobietę, która z powodzeniem przeszła przemianę. Zobaczył zbyt dużo śmierci, zbyt dużo zła. Zanim zakończy swoją egzystencję, musiał spojrzeć na coś czystego i dobrego. Zobaczyć powód, o który walczył przez tyle długich wieków. Jego oczy błysnęły dziwnym czerwonym płomieniem, lśniły w nocy, gdy cicho ruszył przez brudne ulice. Falkon był niepewny czy mógłby wrócić do swojej ojczyzny, ale był zdeterminowany by spróbować. Czekał zbyt długo, był na granicy szaleństwa. Zostało mu mało czasu, zanim ciemność pochłonie jego duszę. Mógł poczuć niebezpieczeństwo na każdym kroku. Nieemanujące z brudnych ulic i ocienionych budynków, ale z głębi jego własnego ciała. Słyszał dźwięk, jak delikatne powłóczenie nogami. Falcon kontynuował spacer, modląc się, ponieważ zrobił tak dla ocalenia własnej duszy. Potrzebował pożywienia i był narażony na atak. Bestia ryczała z zapałem, ledwie schowała pazury. Wewnątrz ust poczuł jak jego kły zaczęły się wydłużać w oczekiwaniu. Uważał teraz, by polować wśród niegodziwców, nie chcąc niewinnej krwi, powinien odwrócić się od ciemności wołającej w jego duszy. Dźwięk powiadomił go jeszcze raz, tym razem wiele delikatnych stóp, wiele szepczących głosów. Zmowa dzieci. Nadbiegły z trzypiętrowego bryłowatego budynku, pędziły w jego stronę jak plaga pszczół. Wołały o jedzenie, o pieniądze. Tłumaczenie: widmo14 7 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen Dzieci okrążyły go. Było ich z pół tuzina, wszelkiej wielkości, ich maleńkie ręce wślizgiwały się pod jego pelerynę trafiając do kieszeni, ich głosy były błagające i żebrzące. Młode. Dzieci. Jego gatunek rzadko mógł utrzymać przy życiu synów i córki przez pierwszy rok życia. Więc niewiele ich było, a jednak te dzieci, tak cenne, nie miały nikogo, kto by je kochał. Były tam trzy dziewczynki z ogromnymi, smutnymi oczami. Nosiły rozdartą, zniszczoną odzież i miały umorusane, poznaczone siniakami małe buzie. Mógł słyszeć strach w ich walących sercach, gdy prosiły o jedzenie, o pieniądze, o jakikolwiek mały okruch. Każdy oczekiwał uderzenia i odmowy z jego strony i był gotowy uciec daleko przy pierwszej oznace agresji. Falcon pogłaskał głowę leciutko i miękko wymruczał słowa żalu. Wcale nie potrzebował bogactwa, które nabył podczas swojego długiego życia. To byłoby miejsce na nie, mimo to nie przyniósł niczego ze sobą. Spał w ziemi i polował na żywą zdobycz. Wcale nie potrzebował pieniędzy tam, gdzie szedł. Wszystkie dzieci wydawały się mówić na raz, atakowały jego słuch, gdy nagle zatrzymał je niski gwizd. Zapadła natychmiastowa cisza. Dzieci zakręciły się dookoła i zwyczajnie zniknęły w cieniu, w zakamarkach rozpadającego się i przeznaczonego do rozbiórki budynku, jakby nigdy ich tam nie było. Gwizd był bardzo niski, bardzo miękki, mimo to, słyszał go wyraźnie przez deszcz i ciemność. Wiatr zaniósł go prosto do jego uszu. Dźwięk intrygował. Ton wydawał się zostać dostosowany właśnie dla niego. Ostrzeżenie, być może dla dzieci, było dla niego pokusą, kusił jego zmysły. To targnęło nim, ten miękki mały gwizd. Zaintrygował go. Zwrócił jego uwagę jak nic przez ubiegłe sto lat. Prawie mógł zobaczyć, jak wiadomość tańczy w mokrym od deszczu powietrzu. Dźwięk zerwał z przeszłością strażnika i trafił do jego ciała, jak strzała wycelowana prosto w jego serce. Pojawił się inny hałas. Tym razem był to odgłos butów. Wiedział, co teraz nadchodzi, zbiry ulicy. Łobuzy, którzy sądzili, że posiadają ją na własność i każdy, kto ośmielił się chodzić po ich terenie musiał zapłacić. Patrzyli na krój jego ubrania, na dopasowanie jego jedwabnej koszuli pod bogato marszczoną peleryną. Zostali wciągnięci w jego pułapkę, gdy tylko dowiedział się, że przyjdą. Zawsze było tak samo. Na każdej ziemi. Każde miasto. Każde dekada. Zawsze chodzili w grupach, zdecydowani by razem niszczyć albo wziąć prawnie to, co im się nie należało. Siekacze w jego ustach ponownie zaczęły się wydłużać. Jego serce biło szybciej niż normalnie, zjawisko, które zaintrygowało go. Jego serce było zawsze takie samo, niezmienny kamień. Kontrolował to swobodnie, łatwo, ponieważ zapanował nad każdym aspektem swojego ciała, ale wyścigi jego serca teraz były niezwykłe i coś innego było mile widziane. Ci ludzie, zabierając należące do nich miejsce otoczyli go, woleliby nie umrzeć z jego rąk dziś w nocy. Uciekliby od największego drapieżnika i jego dusza pozostałaby nietknięta z powodu dwóch rzeczy: ten miękki gwizdek i jego przyspieszonego bicie serca. Dziwna, zniekształcona sylwetka wyszła przez drzwi prosto przed nim. - Uciekaj panie. – Głos był niski, chropowaty, wyraźne ostrzeżenie. Dziwny, grudkowaty kształt natychmiast rozpłynął się z powrotem i ulotnił do jakiejś ukrytej szczeliny. Falcon przestał chodzić. Wszystko w nim stanęło całkowicie, zupełnie nieruchomo. Nie widział kolorów niemal dwa tysiące lat, mimo to wpatrywał się w Tłumaczenie: widmo14 8 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen przerażający odcień czerwonej farby, łuszczącej się z resztek budynku. To było niemożliwe, nierzeczywiste. Być może stracił zmysły, a więc i duszę. Nikt nie powiedział mu, że z początkiem tracenia duszy zobaczy w kolorze. Nieumarli przechwalali się takim wyczynem. Zrobił krok w kierunku budynku, gdzie zniknął właściciel tego głosu. Było za późno. Złodzieje rozpraszali się w luźnym półkolu wokół niego. Byli duzi, wielu z nich wyciągnęło broń, by go zastraszyć. Dostrzegł błysk noża, maczugę z długą rękojeścią. Chcieli go wystraszyć i zabrać jego portfel. To nie skończyłoby się tak. Był świadkiem takiego samego scenariusza zbyt wiele razy, by nie wiedzieć, czego można się spodziewać. W innym czasie byłby bestią wirującą wśród nich, pożywiałby się nimi, aż bolący głód zostałby zaspokojony. Dziś wieczorem było inaczej. To niemal dezorientowało. Zamiast dostrzegać mdłego szarego, Falcon mógł zobaczyć ich w intensywnych kolorach, niebieskie i fioletowe koszule, jedna okropna pomarańczowa. Wszystko wyglądało na żywe. Przysłuchiwał się nawet mocniej niż zazwyczaj. Olśniewające krople deszczu były nićmi skrzącego się srebra. Falcon wdychał noc, wyłapywał zapachy, oddzielał każdy do czasu, gdy znalazł jeden, którego szukał. Ta drobna zniekształcona figura nie była mężczyzną, ale kobietą. I ta kobieta już zmieniła jego życie na wieki. Ludzie byli teraz blisko, przywódca zawołał do niego: – Rzucać mi swój portfel. – Nie było żadnego udawania, żadnego wstępu. Zamierzali wprost do rabowania z mordowaniem. Falcon podnosił swoją głowę wolno do czasu, gdy jego płomienne spojrzenie nie spotkało pewnego siebie spojrzenia przywódcy. Uśmiech człowieka osłabnął, później zamarł. Mógł zobaczyć, jak demon wzrastał, czerwone płomienie przemykające w głębinie oczu Falcona. Niespodziewanie, zniekształcona postać pojawiła się przed Falconem, sięgnęła jego rękę, pociągnęła go. - Uciekaj, idioto, uciekaj teraz. – Szarpała jego rękę, próbując zaciągnąć go bliżej zaciemnionych budynków. Nalegała. Bała się. Strach był o niego, o jego bezpieczeństwo. Jego serce fiknęło koziołka. Głos był melodyjny, owinął się wokół jego serca. Potrzeba uderzyła w jego ciało, w jego duszę. Głęboka i silna i pilna. Ryknęło to przez jego krwiobieg z siłą pociągu towarowego. Nie mógł dostrzec jej twarzy albo jej ciała, nie miał pojęcia jak wyglądała albo ile miała lat, ale jego dusza krzyczała dla niej. - Hej, ty. – Przywódca gangu odwrócił swoją uwagę od nieznajomego i zwrócił na kobietę. – Mówiłem ci, trzymaj się z daleka! – Jego głos był ostry i napełniony groźbą. Podjął zagrażający jej krok. Ostatnią rzeczą, jakiej oczekiwał Falcon był atak kobiety. - Biegnij – wysyczała jeszcze raz i wyskoczyła przed przywódcę. Weszła nisko i pewnie, zamachnęła się pod jego nogami tak, że upadł na tyłek. Kopnęła go mocno, używając brzegu buta, by pozbawić go noża. Człowiek skomlał z bólu, gdy połączyła uderzenie ze swoim nadgarstkiem i nóż wyleciał z jego ręki. Kopnęła nóż jeszcze raz, wysyłając go szybko ponad chodnikiem do studzienki kanalizacyjnej. Potem zniknęła, biegnąc prędko do przesłoniętej wąskiej uliczki, rozpływającej się w cieniu. Jej kroki były lekkie, prawie niesłyszalne nawet dla dobrego słuchu Tłumaczenie: widmo14 9 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen Falcona. Nie chciał stracić jej z oczu, ale reszta ludzi przybliżyła się. Przywódca przeklinał głośno, ślubował rozerwać serce kobiety, krzyczał do przyjaciół, by zabili turystę. Falcon czekał cicho aż podejdą z różnych kierunków, wymachując kijami i ołowianymi rurkami. Ruszył się z nadnaturalną prędkością, jego ręka złapała rurę, rozrywając ją zdumiewającymi rękoma i rozmyślnie zginając w koło. Nie wymagało to żadnego wysiłku z jego strony i trwało mniej niż sekundę. Udrapował rurę dookoła i włożył przez głowę jak naszyjnik. Popchnął człowieka ze swobodną siłą, ponownie wyrzucił go w powietrze na ścianę budynku jakieś dziesięć stóp dalej. Krąg napastników był teraz ostrożniejszy, bali się stać bliżej niego. Nawet przywódca był cicho, nieruchomo trzymał zranioną rękę. Falcon był rozproszony, myślał o tajemniczej kobiecie, która narażała swoje życie by go ratować. Nie miał czasu na walkę i nękał go głód. Pozwolił mu się znaleźć, pochłaniać go, bestia wzrosła tak, że w jego umyśle pojawiły się czerwone opary, a płomienie zamigotały łapczywie w głębi jego oczu. Obrócił swoją głowę wolno i uśmiechnął się, pokazał kły, kiedy skoczył. Słyszał szalone krzyki jakby z odległość, poczuł uderzenia rękoma, kiedy złapał pierwszą ze swoich ofiar. Było za dużo zachodu, by podnieść rękę i nakazać ciszę, trzymać grupę pod kontrolą. Serca wybębniały rozpaczliwy rytm, bijąc tak głośno, że niebezpieczeństwo ataku serca było bardzo rzeczywiste, mimo to, nie mógł znaleźć w sobie łaski, aby poświęcić czas na ochronienie ich umysłów. Schylił swoją głowę i pił głęboko. Napływ krwi był szybki i uzależniający, napełniona adrenaliną krew dawała mu rodzaj błędnej wysokości. Wyczuł, że jest w niebezpieczeństwie, że okrywała go ciemność, ale nie mógł znaleźć w sobie dość siły by przestać. Cichy dźwięk zaalarmował go i to powiedziało mu jak daleko przepadł, jaki naprawdę był. Powinien wyczuć jej obecność natychmiast. Wróciła dla niego, wróciła, by mu pomóc. Patrzał na nią, jego czarne spojrzenie przesuwało się pożądliwie po jej twarzy. Płonąc z pilną potrzebą. Migocząc czerwonymi płomieniami. Oznaczyły własność. - Czym jesteś? – Cichy głos kobiety przywrócił go do rzeczywistości od tego, co robił. Sapnęła wstrząśnięta. Cofnęła się od niego o krok, wpatrując się w niego dużymi, wystraszonymi oczami. – Czym jesteś? – Zapytała o to jeszcze raz i tym razem zarejestrował w głębi swojego serca nutę strachu. Falcon podniósł swoją głowę i strużka krwi pociekła w dół szyi jego ofiary. Zobaczył się w jej oczach. Kły, zmierzwione włosy, tylko czerwone płomienie w jego dziwnych, pustych oczach. Patrzyła na nią bestia, potwór. Wyciągnął rękę, potrzebując jej dotknąć, uspokoić ją, dziękować jej, że powstrzymała go zanim było za późno. Sara Marten cofnęła się, potrząsając głową, podążyła wzrokiem za krwią spływającą w dół szyi Nordov'sa, aż do plamy na jego nieprawdopodobnie pomarańczowej koszuli. Obróciła się i uciekła ratować swoje życie. Uciekała, gdyby demon polował na nią. I zrobi to. Wiedziała o tym. Wiedza została zamknięta na klucz głęboko w zasięgu jej duszy. To nie był pierwszy raz, kiedy zobaczyła takiego potwora. Wcześniej, dała sobie radę z wymknięciem się istocie, ale tym razem było inaczej. W sposób niewytłumaczalny pociągało ją do niego. Wróciła, aby upewnić się, Tłumaczenie: widmo14 10 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen że wyrwał się nocnemu gangowi. Musiała zobaczyć, że był bezpieczny. Coś w niej żądało, by go ratować. Sara pędziła przez zacienione przejście opuszczonego apartamentowca. Ściany popadały w ruinę, dach się zawalił. Znała każdą kryjówkę, każdy ratunkowy właz. Mogła potrzebować ich wszystkich. Te czarne oczy były puste, pozbawione wszystkich uczuć do czasu, gdy ta … rzecz … spojrzał na nią. Poczuła się własnością, gdy to zobaczyła. Pragnienie. Jego oczy skoczyły do życia. Płonęły z intensywnością, której nigdy wcześniej nie widziała. Płonęły dla niej, jakby zaznaczył ją dla siebie. Jako jego zdobycz. Dzieci byłyby teraz bezpieczne, w głębi kanału ściekowego. Sara musiała uratować się, gdyby zamierzała kontynuować jakąkolwiek pomoc dla nich. Przeskoczyła przez kupę gruzu i uchyliła się przed wąskim otworem tworzącym klatkę schodową. Brała po dwa schody na raz, wbiegając na następne piętro. Była tam dziura w ścianie, która umożliwiła przejście skrótem przez dwa mieszkania, pchnęła połamane drzwi i wyszła na balkon, gdzie złapała najniższy szczebel drabiny i pociągnęła w dół. Sara weszła na szczeble z łatwością, z dużą praktyką. Miała w zanadrzu sto dróg ewakuacyjnych, zanim kiedykolwiek zaczęła pracować na ulicach, znanie ich było niezbędną częścią jej życia. Ćwiczyła przebieganie każdej trasy, skracając je o sekundy, minuty, znajdowała skróty przez budynki i wąskie uliczki, Sara nauczyła się tajemnych korytarzy krainy cieni. Teraz znalazła się na dachu, biegnąc prędko, nie zatrzymując się nawet przed skokiem na dach następnego budynku. Znalazła się po drugiej stronie, obeszła stertę zbutwiałych rzeczy, aby skoczyć na trzeci dach. Upadła na stopy, gotowa biec na schody. Nie kłopotała się z drabiną, ale zjechała w dół żerdzi do parteru i zanurkowała wewnątrz rozbitego okna. Człowiek rozparty na zepsutej kanapie popatrzył w górę ze swojej narkotycznej mgły i wpatrywał się w nią. Sara machnęła, gdy przeskoczyła przez jego wyciągnięte nogi. Była zmuszona do uniknięcia dwóch innych ciał rozłożonych na podłodze. Gramoląc się przez nie, wypadła przez drzwi i pobiegła przez korytarz do przeciwległego mieszkania. Drzwi wisiały na zawiasach. Przedostała się przez nie szybko, unikając mieszkańców, przechodząc prosto do okna. Sara wolno wspinała się przez potłuczone szkło. Roztrzaskane szczątki wbijały się w jej ubranie, więc przez chwilę z tym walczyła, serce jej waliło i płuca wołały o powietrze. Była zmuszona poświęcić cenne sekundy, by uwolnić się z kurtki. Odłamki odsuwane przez nią cięły skórę, ale odgarnęła je z drogi idącej na zewnątrz do świeżego powietrza i mżącego deszczu. Wzięła głęboki, uspokajający oddech, pozwoliła deszczowi spływać po twarzy, zmyć maleńkie krople potu ze skóry. Nagle znieruchomiała, każdy jej mięsień zablokował się, zamarzł. Okropny dreszcz przeszedł w dół po jej kręgosłupie. Poruszał się. Tropił ją. Wyczuwała, że się przemieszcza, szybki i nieubłagany. Nie zostawiła żadnego śladu w budynkach, była szybka i cicha, mimo to nie zwalniał na zakrętach i skrzyżowaniach. Tropił ją nieomylnie. Wiedziała o tym. Jakoś, pomimo nieznanego terenu, rozpadającego się kompleksu roztrzaskanych budynków, małych dziur i skrótów, był na jej tropie. Niezachwiany, niezrażony i całkowicie pewny, że ją znajdzie. Sara czuła w ustach smak strachu. Jej zawsze udawało się uciec. Teraz nie Tłumaczenie: widmo14 11 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen mogło być inaczej. Miała mózg, umiejętności; znała obszar, on nie. Ponuro wytarła swoje czoło rękawem kurtki, nagle zastanawiając się, czy mógł poczuć jej zapach pośrodku rozpadu i ruin. Ta myśl była wstrząsająca. Widziała, do czego był zdolny jego rodzaj. Widziała połamane, wysuszone ciała, białe i nieruchome, noszące maskę przerażenia. Sara odepchnęła wspomnienia, zdeterminowana by nie ulec strachowi i panice. Ta droga układała się w katastrofę. Ruszyła ponownie, biegnąc szybko, pracując mocniej przy trzymaniu lekkich kroków, delikatnego i kontrolowanego oddechu. Pobiegła szybko przez wąski korytarz między dwoma budynkami, wychyliła się zza rogu i wsunęła przez dziurę w siatce. Jej kurtka była nieporęczna i forsowanie małego otworu przejścia zabrało cenne sekundy. Jej prześladowca był duży. Nigdy nie mógłby przejść przez tę przestrzeń; musiałby obejść dookoła cały kompleks. Wpadła na ulicę, pędząc teraz długimi, energicznymi krokami, ramiona jej pulsowały, serce biło głośno, gwałtownie. Boląc. Nie rozumiała, dlaczego odczuwała taki żal, ale on tam był, tak czy inaczej. Wąskie, brzydkie ulice poszerzyły się, gdy znalazła się na obrzeżu normalnego społeczeństwa. Ciągle była w starej części miasta. Nie zwalniała, ale przecinała parkingi, umykała dookoła sklepów i nieomylnie podążała drogą do lepszej dzielnicy. Zamajaczyły nowoczesne budynki, rozciągające się na nocnym niebie. Jej płuca piekły, zmuszając ją, aby zwolniła bieg. Była teraz bezpieczna. Zaczynały pojawiać się światła miasta, jasne i zapraszające. Był tam większy ruch uliczny, ponieważ zbliżyła się do dzielnic mieszkaniowych. Kontynuowała bieg na swojej drodze. Straszne napięcie zaczynało teraz opuszczać jej ciało, więc mogła pomyśleć, mogła przebrnąć przez szczegóły tego, co zobaczyła. Nie jego twarz; ona była w cieniu. Wszystko w nim wydawało się ocienione i mgliste. Poza jego oczami. Te czarne, płonące oczy. Był bardzo niebezpieczny i patrzył na nią. Oznaczał ją. Zapragnął jej w jakiś sposób. Mogła słyszeć, jak jej własne kroki wystukiwały rytm dopasowany do bicia jej serca, gdy pośpieszyła przez ulice, strach uderzył w nią. Skądś przyszło wrażenie wezwania, dzikie pragnienie, boląca obietnica, burzliwe i prymitywne, wydawało się odpowiadać szalonemu bębnieniu jej serca. To przyszło, nie z zewnątrz niej, ale raczej od wewnątrz; również nie z wnętrza jej głowy, ale pochodziło z samej duszy. Sara zmusiła swoje ciało do kontynuowania drogi, poruszając się przez ulice i parkingi, przez zawiłość znajomych dzielnic do czasu, gdy dotarła do własnego domu. Był to niewielki domek, umieszczony z dala od reszty domów, osłonięty dużymi krzakami i drzewami, które dawały jej wrażenie zacisza w zaludnionym mieście. Sara otworzyła drzwi drżącymi rękoma i weszła chwiejnym krokiem do środka. Zrzuciła przemoczoną kurtkę na podłogę przedpokoju. Uszyła kilka obszernych pokrowców na za dużą kurtkę, więc byłoby niemożliwe powiedzieć jak ona wyglądała. Jej włosy były ściśnięte mocno na jej głowie, schowane pod koślawym kapeluszem. Rzuciła niedbale szpilki do włosów na blat kuchenny, gdyż śpieszyła się do łazienki. Trzęsła się niekontrolowanie; jej nogi omal były niezdolne do utrzymania jej. Sara zerwała swoje mokre, spocone ubranie i odkręciła gorącą wodę pełnym strumieniem. Siedziała w kabinie prysznicowej, obejmując się, próbując pozbyć się Tłumaczenie: widmo14 12 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen wspomnień, które blokowała w umyśle przez wiele lat. Była nastolatką, gdy napotkała pierwszego potwora. Przyglądała mu się, a on ją zobaczył. Ona była tą, która przyciągnęła bestię do jej rodziny. Była odpowiedzialna i nigdy nie mogłaby uwolnić się od strasznej wagi swojej winy. Sara mogła poczuć łzy na twarzy, mieszające się z wodą spływającą po jej ciele. Kulenie się pod prysznicem jak dziecko było złe. Wiedziała, że źle robi. Ktoś musiał stanąć przed potworami świata i coś z nimi zrobić. Luksusem było usiąść i płakać, pogrążyć się w użalaniu nad sobą i strachu. Była winna swojej rodziny, więcej niż to, dużo więcej. Wtedy, ukryła się tak jak dziecko, którym była, słuchając krzyków, próśb, widziała, jak krew przesączała się pod drzwiami, a mimo to nie wyszła stanąć twarzą przed potworem. Ukryła się, ściskała uszy rękoma, ale nigdy nie powinna blokować tych dźwięków. Słuchałaby ich przez wieki. Powoli zaczęła panować nad swoimi mięśniami, jeszcze raz zmusiła je do pracy, by podtrzymały jej ciężar, gdy opornie poruszyła się na stopach. Zmyła strach ze swojego ciała wraz z potem po biegu. Czuła się, jakby uciekała większość swojego życia. Żyła w cieniach, dobrze poznała mrok. Sara umyła swoje gęste włosy, przebiegała palcami przez kosmyki próbując je rozplątać. Gorąca woda pomagała jej przezwyciężać swoją słabość. Czekała do czasu, gdy znów mogła oddychać, zanim wyszła z brodzika owinąć wokół siebie gruby ręcznik. Wpatrywała się w siebie w lustrze. Miała wielkie oczy. Były tak ciemno niebiesko fioletowe, jakby dwa żywe bratki zostały wciśnięte w jej twarz. Jej ręka drżała, patrzała na to ze zdziwieniem. Skóra została obtarta od szczytu jej ręki do nadgarstka; właśnie patrzenie na to sprawiło, że zaszczypało. Zawinęła to w ręcznik i poszła boso do sypialni. Wciągając spodnie ściągane sznurkiem i koszulkę1 , przeszła drogę do kuchni i przygotowała filiżankę herbaty. Rytuał stary jak świat pozwolił pozorom spokoju przeniknąć do jej świata i zrobić go lepszym. Żyła. Oddychała. Tam wciąż były dzieci, które rozpaczliwie jej potrzebowały, jak i plany tworzone tak długo. Dzięki biurokracji była niemal w stanie zrealizować swoje marzenie. Potwory były wszędzie, w każdym kraju, każdym mieście, we wszystkich dziedzinach życia. Żyła pośród bogaczy i znalazła tam potwory. Pracowała wśród biedoty i one tam były. Teraz o tym wiedziała. Mogła żyć z tą wiedzą, ale była zdeterminowana, by uratować każdego, kogo mogła. Sara przeczesała ręką warstwę gęstych kasztanowych włosów, spięła końce, chcąc je wysuszyć. Z filiżanką herbaty w ręku, powędrowała z powrotem na zewnątrz na swój maleńki ganek, usiąść na huśtawce, luksusu nie mogła przepuścić. Dźwięk deszczu uspakajał, bryza witała ją na twarzy. Ostrożnie sączyła herbatę, pozwoliła sobie w ciszy przezwyciężyć dudniący strach, powrócić do każdego z jej wspomnień, zdecydowanie zamknąć do nich drzwi jedno po drugim. Nauczyła się, że pewne rzeczy najlepiej pozostawić w spokoju, wspomnienia, do których nigdy nie trzeba wracać. Patrzyła się bezmyślnie w oślepiający deszcz. Krople spadały łagodnie, melodycznie na liście krzaków i mieniły się srebrem w nocnym powietrzu. Odgłos wody zawsze ją uspokajał. Kochała ocean, jeziora, rzeki, gdziekolwiek, gdzie były zbiorniki wodne. Deszcz łagodził hałasy ulic, zmniejszył ostre dźwięki ruchu ulicznego, stwarzając iluzję bycia daleko od serca miasta. Złudzenia trzymały ją przy 1 W oryginale tank top, czyli koszulka na ramiączkach z wyciętym/rozciętym dekoltem. Tłumaczenie: widmo14 13 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen zdrowych zmysłach. Sara westchnęła i ustawiła filiżankę na krawędzi ganku, przenosząc się o krok przez małą powierzchnię. Nie chciała spać tej nocy; wiedziała, że usiądzie na swojej huśtawce, owinie się w koc i obejrzy jak znika noc. Jej rodzina była zbyt blisko, mimo starannego odcięcia wspomnień. Były duchami, nawiedzającymi jej świat. Chciała dać im tę noc i pozwolić im przygasnąć. Sara wpatrywała się w noc, w ciemniejsze cienie drzew. Obrazy uchwycone w tych przestrzeniach szarego zawsze ją intrygowały. Gdy cienie połączyły się, coś tam było? Wpatrywała się niezdecydowanie w cienie i nagle zesztywniała. Ktoś tam był – nie, coś w tych cieniach, szare, lubiące ciemność, obserwowało ją. Zastygłe. Całkowicie bez ruchu. Wtedy zobaczyła oczy. Nieruchome. Nieugięte. Czarne z jaskrawoczerwonymi płomieniami. Te oczy przytwierdziły się do niej, oznaczając ją. Sara odwrócił się, zrywając się do drzwi, jej serce niemal się zatrzymało. Rzecz ruszyła się z zawrotną szybkością, lądując na ganku zanim mogła choćby dotknąć drzwi. Odległość rozdzielająca ich wynosiła blisko czterdzieści stóp, ale był tak szybki, że zdołał schwytać ją swoimi silnymi rękoma. Sara poczuła, jak traci oddech, gdy jej ciało uderzyło w jego. Bez wahania, wyrzuciła w górę swoją pięść do jego gardła, uderzając mocno, kiedy cofnęła się, żeby kopnąć go w rzepkę. Tylko nie połączyła tego. Jej pięść przeszła niegroźnie przez jego głowę, przeciągnął ją naprzeciw siebie, łatwo unieruchamiając oba jej nadgarstki w jednej dużej ręce. Pachniał dziko, niebezpiecznie, a jego ciało było tak twarde jak pień. Jej napastnik pchnięciem otworzył drzwi do niej do domu, do jej sanktuarium i wciągnął ją do środka, kopnięciem zamykając drzwi, by nie dopuścić do wykrycia. Sara walczyła dziko, kopiąc i uderzając, pomimo tego, że trzymał ją w ramionach niemal bezbronną. Był silniejszy niż ktokolwiek, kogo kiedykolwiek napotkała. Miała beznadziejne przeczucie, że był ledwie świadomy jej zmagań. Szybko traciła siłę, jej oddech przeszedł w szloch. Walka z nim była bolesna; jej ciało było poobijane i posiniaczone. Wydał dźwięk zniecierpliwienia i po prostu pchnął ją na podłogę. Jego ciało złapało ją w pułapkę, trzymając nadal z ogromną siłą, więc pozostało jej wpatrywanie się w twarz diabła … albo anioła. - Rozdzia- Rozdziałł 22 -- Tłumaczenie: widmo14 14 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen Sara doskonale prześlizgnęła się prosto pod nim, podnosząc wzrok na tą twarz. Na jeden długi moment czas się zatrzymał. Przerażenie wolno minęło, zostało zastąpione przez udręczone zdziwienie. - Znam cię – szepnęła w zdumieniu. Skręciła swój nadgarstek prawie z roztargnieniem, łagodnie, prosząc o uwolnienie. Falcon pozwolił, aby jej ręce wysunęły się z jego chwytu. Niepewnie dotknęła jego twarzy dwoma opuszkami palców. Ostrożny artystyczny ruch. Przesuwała palce po jego twarzy, jakby była niewidoma i pamięć o nim była wyryta w jej duszy, a nie w jej wzroku. Miała łzy w oczach, plączące się na jej długich rzęsach. Oddech uwiązł jej w gardle. Drżące ręce przesunęły się na jego włosy, drążąc tunele przez ciemną grubość, z miłością, delikatnie. Trzymała jedwabne kosmyki w swoich pięściach, gruba garść spadła na jej rękę. - Znam cię. Znam. – Jej głos był miękką miarą pełnego cudu. Znała go, każdy kąt i każdą płaszczyznę jego charakterystycznych cech. Te czarne, zapadające w pamięć oczy, bogactwo kruczoczarnych włosów spadających na jego ramiona. Był jej jedynym towarzyszem odkąd była piętnastolatką. Co noc z nim sypiała, codziennie nosiła go ze sobą. Jego twarz, jego słowa. Znała jego duszę dokładnie, tak jak własną. Zna go. Mroczny anioł. Jej mroczny sen. Znała jego piękne, zapadające w pamięć słowa, które odsłaniały duszę nagą i wrażliwą, i tak boleśnie samotną. Falcon był całkowicie zafascynowany, złapany przez miłość w jej oczach, z całą intensywnością. Promieniowała szczęściem, nawet nie próbowała tego przed nim ukryć. Jej ciało poszło z dziko walczącego w całkowity bezruch. Ale teraz pojawiła się subtelna różnica. Była całkowicie kobieca, miękka i kusząca. Każde pociągnięcie jej opuszków palców po jego twarzy, wysłało faliste ciepło przesyłane prosto do jego duszy. Szybko wyraz jej twarzy zmienił się w zmieszanie, w lęk. W poczucie winy. Wraz z czystym przerażeniem mógł wyczuć determinację. Falcon poczuł narastanie agresji w jej ciele i chwycił jej ręce zanim mogła zrobić sobie krzywdę. Pochylił się blisko niej, chwytając jej spojrzenie jego własnym. - Uspokój się; rozwiążemy to. Wiem, że cię przestraszyłem i za to przepraszam. – Celowo zniżył głos tak, aby był miękki, bogactwo nut miało uspokoić, uciszyć, usidlić. – Nie możesz wygrać bitwy sił między nami, więc nie trać energii. – Jego głowa obniżyła się tak, że opierał, przez jedną krótką chwilę, swoje czoło o jej. – Słuchaj dźwięku bicia mego serca. Niech twoje serce podąży śladem mojego. Jego głos był jednym z niezrównanie pięknych. Chciała ulec jego ciemnej mocy. Jego chwyt był niezwykle łagodny, nawet czuły; trzymał ją w ramionach z wyjątkową opieką. Świadomość ogromnej siły, połączonej z jego łagodnością, wysyłała dziwne liżące płomienie wzdłuż jej skóry. Znalazła się w potrzasku na wieki, w bezdennej otchłani jego oczu. Nie było tam dna, tylko swobodne spadanie, nie mogła się wycofać. Jej serce podążyło za jego, zwalniało do czasu, aż biło dokładnie takim samym rytmem. Tłumaczenie: widmo14 15 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen Sara miała żelazną wolę, udoskonaloną w ogniu uraz, a jednak nie mogła wyrwać się z tego ciemnego, hipnotycznego spojrzenia, chociaż jakaś jej część zdała sobie sprawę, że jest pod nienaturalnym urokiem czarnej magii. Jej ciało zadrżało nieznacznie, kiedy podniósł swoją głowę, gdy wzniósł jej rękę na wysokość swoich oczu, by zbadać zdartą skórę. - Pozwól mi, bym to dla ciebie wyleczył – powiedział miękko. Jego akcent dodał głosowi zmysłowy wymiar, który zdawało się, czuła jak spływa w dół aż do palców stóp. – Wiedziałem, że zraniłaś się w czasie ucieczki. – Poczuł zapach jej krwi w nocnym powietrzu. To go wzywało, przyciągało go poprzez mrok jak najjaśniejsza z latarń. Jego czarne oczy płonęły w niej, Falcon wolno wzniósł rękę Sary do ciepła swoich ust. Przy pierwszym dotyku jego oddechu na jej skórze, oczy Sary powiększyły się we wstrząsie. Ciepło. Żar. To była zmysłowa bliskość poza jej doświadczeniem, a wszystko co zrobił, to chuchnął na nią. Jego język głaskał leczniczo, kojącą pieszczotą wzdłuż tyłu jej ręki. Aksamitna ciemność, wilgotna i zmysłowa. Jej całe ciało zacisnęło się, rozpłynęło pod nim. Oddech uwiązł jej w gardle. Ku jej całkowitemu zdziwieniu, pieczenie zniknęło, gdy szorstki aksamit podążył wzdłuż każdego skaleczenia, zostawiając z tyłu mrowiącą świadomość. Czarne oczy wędrowały po jej twarzy, intensywnie, płonąc. Intymnie. - Lepiej? – zapytał łagodnie. Sara wpatrywała się w niego bezradnie przez wieczność, zgubiona w jego spojrzeniu. Zmusiła się do wciągnięcia powietrza w płuca i powoli skinęła głową. - Proszę, uwolnij mnie. Falcon przesunął ciało niemal niechętnie, zmniejszając swój ciężar na niej, zatrzymując władanie nad jej nadgarstkiem tak, żeby mógł pociągnąć ją na nogi jednym płynnym, lekkim szarpnięciem, gdy płynnie wstał. Sara rozplanowała w głowie każdy ruch, wyraźnie i zwięźle. Jej wolna ręka zgarnęła nóż ukryty w kieszeni przemoczonej kurtki, która leżała obok niej. Gdy ją podciągnął, podniosła nóż, łapiąc jego nogi pomiędzy swoje w nożycowatym ruchu, przetaczając go w dół i pod siebie. Przetoczył się dalej, jeszcze raz na górę. Spróbowała zagłębiać nóż prosto w jego sercu, ale każda komórka w jej ciele była krzykiem protestu, a jej mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Sara zdecydowanie zamknęła oczy. Nie mogła patrzeć na ukochaną twarz, gdy ją niszczyła. Ale zniszczyłaby go. Jego ręka chwyciła jej, zapobiegając całemu ruchowi. Zastygli razem, jego noga niedbale przyciskała jej uda do podłogi. Sara była w znacznie bardziej ryzykownej pozycji niż poprzednio, tym razem z nożem między nimi. - Otwórz oczy – rozkazał cicho. Jego głos roztapiał jej ciało, więc było miękkie i płynne jak miód. Chciała wykrzyknąć sprzeciw. Jego głos pasował do twarzy anioła, ukrywając w nim demona. Uparcie potrząsnęła swoją głową. - Nie chcę cię takiego widzieć. - Jakim mnie widzisz? – zapytał z ciekawością. – Skąd znasz moją twarz? – Zna ją. Jej serce. Jej duszę. Nie wyczytał nic z jej twarzy albo jej ciała. Nawet z jej umysłu. Zrobił uprzejmość nie naruszając jej myśli, ale jeśli uparcie będzie próbowała go zabić, nie będzie miał wyboru. Tłumaczenie: widmo14 16 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen - Jesteś niezrównanym potworem. Dostrzegłam twój rodzaj i nie dam się zwieść twarzy, którą wybrałeś nosić. To jest złudzenie tak, jak wszystko wokół ciebie. – Trzymała oczy mocno ściśnięte. Nie mogła znieść, że ponownie zagubi się w jego czarnym spojrzeniu. Nie mogła znieść patrzenia na twarz, którą kochała tak długo. - Jeśli zamierzasz mnie zabić, zrób to; skończ z tym. – W jej głosie była rezygnacja. - Dlaczego myślisz, że chciałbym cię skrzywdzić? – Jego palce poruszyły się łagodnie wokół jej dłoni. – Puść nóż, piccola. Nie mogę mieć cię kaleczącej się w jakiś sposób. Nie możesz ze mną walczyć; nie ma na to sposobu. To co jest między nami jest nieuniknione. Puść broń, bądź spokojna i rozwiążmy to. Sara pozwoliła swoim palcom wolno się otworzyć. W każdym razie nie chciała noża. Już wiedziała, że nigdy nie mogłaby zagłębiać go w jego sercu. Jej umysł mógł być do tego skłonny, ale jej serce nigdy nie pozwoliłoby na taką potworność. Jej niechęć nie miała sensu. Była tak starannie przygotowana na taki właśnie moment, ale potwór przybrał twarz jej mrocznego anioła. Jak mogła kiedykolwiek przygotować się na tak mało prawdopodobne zdarzenie? - Jak się nazywasz? – Falcon usunął nóż z jej drżących palców, chwytając ostrze z łatwością, naciskając kciukiem i rzucił go w przez pokój. Jego dłoń przesunęła się po jej ręce w delikatnym muśnięciu zmniejszając jej napięcie. - Sara. Sara Marten. – Przygotowywała się, by spojrzeć na jego piękną twarz. Twarz człowieka, doskonale wyrzeźbioną przez czas i honor, i uczciwość. Maska niezrównanego artystycznego piękna. - Ja nazywam się Falcon. Jej oczy gwałtownie się otworzyły po jego wyznaniu. Rozpoznała jego imię. Jestem Falcon i nigdy cię nie poznałem, ale pozostawiam za sobą ten dar dla ciebie, dar serca. Potrząsnęła swoją głową we wstrząsie. - To niemożliwe. – Jej oczy przeszukały jego twarz, łzy zabłysły w nich jeszcze raz. – To niemożliwe – powtórzyła. – Czu ja tracę zmysły? – To było możliwe, może nawet nieuniknione. Nie rozważyła takiej możliwości. Jego ręce objęły jej twarz. - Sądzisz, że jestem nieumarłym. Wampirem. Widziałaś taką istotę. – oświadczył, surowa rzeczywistość. Oczywiście widziała. Inaczej, nigdy by go nie zaatakowała. Poczuł nagły łomot swojego serca, strach wzrastał w przerażenie. Przez wszystkie stulecia jego istnienia, nigdy wcześniej nie zaznał takiego uczucia. Była sama, niechroniona i spotkała najbardziej złe ze wszystkich stworzeń, nosferatu. Kiwnęła wolno głową, ostrożnie go obserwując. - Uciekłam mu wiele razy. Raz niemal udało mi się go zabić. Sara poczuła, jak jego wielkie ciało zadrżało na jej słowa. - Próbowałaś takiej rzeczy? Wampir jest jednym z najgroźniejszych stworów na powierzchni tej ziemi. – Było bogactwo nagany w jego głosie. – Może powinnaś opowiedzieć mi całą historię. Sara mrugnęła pod nim. - Chcę wstać. – Poczuła, że to drobne kłamstwo wbiło ją w podłogę pod nim, stawiało w bardzo niekorzystnym położeniu, patrzącą w jego ukochaną twarz. Westchnął łagodnie. Tłumaczenie: widmo14 17 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen - Sara. – Przez sposób w jaki powiedział jej imię podwinęła palce u nóg. Wdychał sylaby. Wyszeptał to pomiędzy drażniącą pobłażliwością, a mruczącym ostrzeżeniem. Sprawił, że zabrzmiało to jedwabiście i aromatycznie, i seksownie. Wszystko, czym nie była. - Nie chcę musieć ponownie cię powstrzymywać. To cię przeraża i nie życzę sobie widzieć ciągle taki strach w tych pięknych oczach, kiedy na mnie patrzysz. – Chciał zobaczyć miłość, czułe spojrzenie, to bezradne cudowne rozlewanie z jej jasnego spojrzenia, takie samo, kiedy pierwszy raz rozpoznała jego twarz. - Proszę, chcę wiedzieć o co chodzi. Nie zamierzam nic zrobić. – Sara chciałaby nie brzmieć tak przepraszająco. Kłamała na podłodze swojego domu, z zupełnie obcym człowiekiem przygwożdżającym ją w dół, nieznajomym, którego widziała, jak pije krew z ludzkiej istoty. Zdemoralizowanej ludzkiej istoty, ale jednak … pił krew. Widziała dowody na własne oczy. Jak mogłaby to usprawiedliwić? Falcon podniósł się, jego ciało w ruchu było poezją. Sara podziwiała płynność, łatwość z jaką się poruszył, przypadkowe falowanie mięśni. Stała kolejny raz, jej ciało było w jego cieniu, blisko, więc mogła poczuć gorąco jego ciała. Powietrze wibrowało jego mocą. Luźno zwinął palce, jak bransoletkę, wokół jej nadgarstka, nie dając jej żadnej okazji do ucieczki. Sara delikatnie przesunęła się dalej od niego, potrzebując małej przestrzeni dla siebie. Myśleć. Oddychać. Być Sarą, a nie częścią Mrocznego Snu. Jej Mrocznego Snu. - Powiedz mi, jak spotkałaś wampira. – Słowa powiedział spokojnie, ale groźba w jego głosie wysłała dreszcze wzdłuż jej kręgosłupa. Sara nie chciała stawić czoła tym wspomnieniom. - Nie wiem czy mogę ci powiedzieć – wyznała zgodnie z prawdą i przechyliła głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Jego spojrzenie od razu ją uwięziło i jeszcze raz poczuła to dziwne uczucie spadania. Pocieszenie. Bezpieczeństwo. Ochronę przed straszliwymi duchami przeszłości. Jego palce były zaciśnięte wokół jej nadgarstka, łagodnie, jakby w pieszczocie, jego kciuk przesuwał się czule po jej wrażliwej skórze. Pociągnął ją z powrotem do siebie z taką samą łagodnością, która często wydawała się towarzyszyć jego ruchom. Ruszył się wolno, jakby bał się ją przestraszyć. Tak jakby znał jej niechęć, zapytał ją: - Nie chcę się narzucać, ale jeśli tak byłoby łatwiej, to mogę odczytać wspomnienia w twoim umyśle, bez konieczności mówienia o nich głośno. Słychać było tylko brzęczenie deszczu o dach. Przedzierała się przez wspomnienia. Krzyki jej matki i ojca, i brata odbijały się echem w jej uszach. Sara stanęła sztywno, we wstrząsie, jej twarz była biała i nieruchoma. Oczy miała większe niż kiedykolwiek, dwa połyskujące fiołkowe klejnoty, szerokie i przerażone. Przełknęła dwa razy i zdecydowanie przesunęła na niego spojrzenie, żeby patrzeć na jego szeroką pierś. - Moi rodzic byli profesorami na uniwersytecie. W lecie zawsze jeździliśmy do jakiegoś egzotycznego, fantastycznego, znanego miejsca, na wykopaliska. Miałam piętnaście lat; zabrzmiało to bardzo romantycznie. – Jej głos był cichy, kompletnie Tłumaczenie: widmo14 18 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen monotonny. – Błagałam by pójść, więc zabrali mojego brata Roberta i mnie ze sobą. – Wina. Żal. To ją zalało. Milczała długi czas, tak długi, że pomyślał, iż ona nie jest w stanie kontynuować. Sara nie przesunęła spojrzenie z jego klatki piersiowej. Recytowała słowa, jakby nauczyła się ich na pamięć z podręcznika, klasyczna historia grozy. - Kochałam to, oczywiście. Było tam wszystko czego oczekiwałam i więcej. Mój brat i ja mogliśmy zbadać zawartość naszych serc i chodziliśmy wszędzie. Nawet w dół do tunelów, gdzie nasi rodzic zakazali nam chodzić. Byliśmy zdeterminowani by znaleźć nasz własny skarb. – Robert śnił o złotych kielichach mszalnych. Ale coś jeszcze wzywało Sarę. Wzywało i wabiło, wydawało głuchy odgłos w jej sercu do czasu, gdy była dręczona. Falcon dobrze czuł drżenie, które przebiegało przez jej ciało i instynktownie przyciągnął ją bliżej, tak aby ciepło jego ciała przedostało się do jej chłodu. Jego ręka przesunęła się na jej kark, palce łagodziły napięcie w mięśniach. - Nie musisz kontynuować, Saro. To jest dla ciebie zbyt bolesne. Potrząsnęła głową. -Widzisz, znalazłam skrzynie. Wiedziałam, że to tam jest. Piękną, ręcznie rzeźbioną skrzynię, owiniętą ostrożnie w wysuszone skóry. Wewnątrz był dziennik. – Wtedy podniosła swoją twarz, żeby spojrzeć w jego oczy. Określić jego reakcję. Jego czarne oczy przesunęły się zaborczo po jej twarzy. Pożerał ją. Partnerka życiowa. Słowa wirowały w powietrzu między nimi. Z jego umysł do jej. Zostały wypalone w ich umysłach na całą wieczność. - To było twoje, prawda? – zrobiła delikatne oskarżenie. Wpatrywała się w niego dalej, do czasu, gdy słaby kolor nie skradał się w górę jej szyi i zarumienił jej policzki. – Ale nie może być. Ta skrzynia, ten dziennik ma co najmniej sto piętnaście lat. Więcej. Zostało to sprawdzone i ustalono autentyczność. Gdyby to było twoje, gdybyś napisał dziennik, to musiałbyś być … – oddaliła się, potrząsając głową. – To nie możliwe. – Potarła pulsujące skronie. – To nie możliwe – szepnęła ponownie. - Słuchaj bicia mojego serca, Saro. Słuchaj oddechu wchodzącego i wychodzącego z moich płuc. Twoje ciało rozpoznaje moje. Jesteś moją prawdziwą partnerką życiową. Dla mojej ukochanej partnerki życiowej, moje serce i moja dusza. To jest mój dar dla ciebie. Na chwile zamknęła oczy. Ile razy odczytała te słowa? Nie zemdlała. Stała kołyszące się przed nim, jego palce, bransoletka wokół nadgarstka, trzymały ją cały czas. - Mówisz mi, że napisałeś dziennik. Przyciągnął ją jeszcze bliżej, tak że jej ciała oparło się jego. Nie zauważyła, że ją trzymał. - Powiedz mi o wampirze. Potrząsnęła głową, mimo to usłuchała. - Był tam jedną noc po tym, jak znalazłam skrzynie. Tłumaczyłam pamiętnik, przewijałam i zwijałam listy i poczułam go tam. Nie mogłam nic zobaczyć, ale to tam było, obecność. Całkowicie zła. Pomyślałam, że to jest klątwa. Robotnicy narzekali na przekleństwo i jak wielu ludzi umarło odgrzebując w pojedynkę to, co zostało najlepsze. Znaleźli martwego człowieka w tunelu poprzedniej nocy, pozbawionego Tłumaczenie: widmo14 19 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen krwi. Usłyszałam, jak robotnicy powiedzieli mojemu ojcu, że tak tu było przez wiele lat. Gdy rzeczy pochodzą z wykopalisk, to mogło przyjść. W nocy. A tej nocy, wiedziałam, że tam było. Pobiegłam do sypialni ojca, ale pokój był pusty, więc udałam się do tuneli, aby go odnaleźć, aby go ostrzec. Widziałam go wtedy. To zabijało innego pracownika. Spojrzało w górę i zobaczyło mnie. Sara powstrzymała szloch i mocniej naciskała koniuszkami palców swoje skronie. - Czułam go w swojej głowie, mówił żeby przyjść do niego. Jego głos był straszny, chropawy i wiedziałam, że będzie mnie poszukiwać. Nie wiedziałam dlaczego, ale wiedziałam, że to nie koniec. Pobiegłam. Miałam szczęście; robotnicy zaczęli wlewać się do tunelów i uciekłam w całym zamieszaniu. Mój ojciec zabrał nas do miasta. Zostaliśmy tam przez dwa dni zanim to nas znalazło. Przyszło wieczorem. Byłam w szafie wnękowej, nadal próbując przetłumaczyć pamiętnik używając latarki. Czułam go. Czułam i wiedziałam, że przyszedł po mnie. Ukryłam się. Zamiast ostrzec ojca ukryłam się tam w kupie koców. Wtedy usłyszałam, jak moi rodzice i brat krzyczeli i ukryłam się z rękami zasłaniającymi uszy. Szeptał mi, żebym do niego przyszła. Myślałam, że gdybym poszła, on może by ich nie zabił. Ale nie mogłam się ruszyć. Nie mogłam się ruszyć nawet, gdy krew płynęła pod drzwiami. W nocy była czarna, nie czerwona. Ramiona Falcona owinęły ją ciasno, trzymał ją mocno. Mógł poczuć żal promieniujący od niej, wina zbyt straszna by ją znieść. Łzy zamknięte na zawsze w jej sercu i umyśle. Dziecko będące świadkiem brutalnego zabójstwa swojej rodziny przez potwora niezrównanie złego. Jego usta muskały w wolnej pieszczocie gęstą warstwę jej czarnych włosów. - Nie jestem wampirem, Saro. Jestem myśliwym, niszczycielem nieumarłych. Spędziłem kilka długości życia z dala od Ojczyzny i mojego ludu, szukając właśnie takich istot. Nie jestem wampirem, który zniszczył twoją rodzinę. - Skąd mam wiedzieć czym jesteś albo nie jesteś? Widziałam, jak wziąłeś krew tego człowieka. – Odsunęła się od niego w szybkim, niespokojnym ruchu, całkowicie kobiecym. - Nie zabiłem go – odpowiedział zwyczajnie. – Wampir zabija swoją ofiarę. Ja nie. Sara przeczesała drżącą ręką krótkie szpice jej jedwabistych włosów. Czuła się całkowicie wyczerpana. Przeszła niespokojnie przez pokój do małej kuchni i nalała sobie jeszcze jedną filiżankę herbaty. Falcon wypełniał jej dom swoją obecnością. Trudno było powstrzymać się od patrzenia na niego. Patrzyła jak porusza się po jej domu, dotykając jej rzeczy pełnymi szacunku palcami. Sunął cicho, niemal jakby płynął nad podłogą. Wyczuła moment kiedy to odkrył. Przepchnęła się do sypialni opierając biodro o drzwi, tylko na niego patrząc, ponieważ popijała herbatę. To ogrzało ją od środka i pomogło jej powstrzymać dreszcze. - Podoba ci się? – Pojawiła się nagła nieśmiałość w jej głosie. Falcon wpatrywał się w stoliczek obok łóżka, gdzie wpatrywało się w niego pięknie wyrzeźbione popiersie jego własnej twarzy. Każdy szczegół. Każda linia. Jego ciemne, opadające powieki, długie spływające włosy. Jego silna szczęka i Tłumaczenie: widmo14 20 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen arystokratyczny nos. To było więcej niż rzeczywistość, oddała każdy doskonały szczegół, było takie, jak go widziała. Wspaniały. Stary Świat. Oczami miłości. - Ty to zrobiłaś? – Ledwie zdołał wydobyć słowa przeszłości, a dziwny grudka zablokowała mu gardło. Mój Mroczny Anioł, partner życiowy Sary. Napis był doskonale wykaligrafowany, każdy litera muśnięciem sztuki, pieszczotą miłości, każdy kawałek tak piękny jak popiersie. - Tak. – Nadal patrzyła na niego z bliska, zadowolona z jego reakcji. – Zrobiłam to z pamięci. Gdy dotykam rzeczy, w szczególności starych rzeczy, czasami mogę łączyć się z wydarzeniami albo rzeczami z przeszłości, które utrzymywały się w przedmiocie. Brzmi to dziwnie. – Wzruszyła ramionami. – Nie potrafię wyjaśnić, jak to się dzieje, tak po prostu jest. Gdy dotknęłam pamiętnik, wiedziałam, że jest przeznaczony dla mnie. Nie dla kogokolwiek, nie dla żadnej innej kobiety. To zostało napisane dla mnie. Gdy przetłumaczyłam słowa ze starożytnego języka, mogłam dostrzec twarz. Było tam małe drewniane biurko i siedział przy nim człowiek, i pisał. Odwrócił się i patrzał na mnie z taką samotnością w oczach, wiedziałam, że muszę go odnaleźć. Jego ból był ciężki do zniesienia, ta straszna czarna pustka. Widzę taką samą samotność w twoich oczach. Widziałam twoją twarz. Twoje oczy. Rozumiem pustkę. - W takim razie wiesz, że jesteś moją drugą połową. – Słowa wymówił cicho, wypowiedziane chrapliwie przez Falcona, który usiłował zachować nieznane emocje pod kontrolą. Jego oczy napotkały jej przez pokój. Jedna z jego rąk opierała się na górze popiersia, jego palce odnalazły precyzyjny rowek w fali włosów, które pieściła tysiące razy. Kolejny raz, Sara miała przedziwne uczucie opadania w głębie jego oczu. Była taka intymność w sposobie, w jaki dotykał jej znajome rzeczy. Minęło prawie piętnaście lat odkąd była naprawdę blisko innej osoby. Była ścigana i nigdy nie zapomniała o tym nawet na chwilę. Każdy, kto był jej bliski byłyby w niebezpieczeństwie. Mieszkała sama, często zmieniała adres, licznie podróżowała i stale zmieniła swoje wzorce zachowań. Ale potwór za nią podążał. Dwa razy, kiedy przeczytała o seryjnym mordercy grasującym w mieście, była tam, aktywnie polowała na bestię, zdeterminowana by pozbyć się wroga, ale nigdy jej się nie udało znaleźć jego legowiska. Nie mogła rozmawiać z nikim o swoim spotkaniu; nikt by jej nie uwierzył. Powszechnie sądzono, że wariat wymordował jej rodzinę. I miejscowi robotnicy byli przekonani, że to była klątwa. Sara odziedziczyła rodzinny spadek, spory majątek, miała więc wystarczająco szczęścia by wiele podróżować, zawsze będąc jeden kok przed prześladowcą. - Sara. – Sokół wypowiedział jej imię łagodnie, przywodząc ją do niego. Deszcz tłukł teraz w dach. Wiatr uderzył w okna, gwiżdżąc głośno jakby w ostrzeżeniu. Sara podniosła filiżankę do swoich warg i piła, jej oczy wciąż wpatrywały się w jego. Ostrożnie umieściła filiżankę na spodku i odłożyła ją na stół. - Jak to możliwe, że istniejesz tak długi czas? Falcon zauważył, że utrzymuje pewną odległość przed nim, zauważył jej bladą skórę i drżące usta. Miała piękne usta, ale była na granicy wytrzymałości i nie ośmielił się myśleć o jej ustach lub o bujnej krzywiźnie jej ciała. Rozpaczliwie go Tłumaczenie: widmo14 21 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen potrzebowała i był zdeterminowany, by odepchnąć szarpiącą, ryczącą bestię i dostarczać jej pociechę i pokój. Z ochroną. - Nasz gatunek istnieje od zarania dziejów, chociaż jesteśmy bliscy wyginięcia. Mamy wielkie dary. Jesteśmy w stanie kontrolować burze, zmieniać kształt, szybować jako wspaniałe skrzydlate sowy i biegać z naszymi braćmi, wilkami. Nasza długowieczność jest zarazem darem i przekleństwem. Nie jest łatwo patrzeć na przechodzących śmiertelników, wieki. To straszne żyć bez nadziei, w czarnej niekończącej się próżni. Sara usłyszała słowa i dała z siebie wszystko, aby zrozumieć, co on mówi. Szybować jako wspaniałe skrzydlate sowy. Chciałaby latać wysoko nad ziemią i być wolną od wagi jej winy. Jeszcze raz potarła skronie, marszcząc brwi w koncentracji. - Dlaczego bierzesz krew skoro nie jesteś wampirem? - Boli cię głowa. – Powiedział, jakby to było jego największe zmartwienie. – Pozwól, że ci pomogę. Sara mrugnęła, a on znalazł się blisko niej, ciepło jego ciała natychmiast rozszerzyło się na jej zimną skórę. Mogła poczuć, jak łuk elektryczności skacze z jego na jej ciało. Chemia między nimi była tak silna, że ją przeraziła. Pomyślała o odejściu, ale zdążył ją sięgnąć. Jego ręce obramowały jej twarz, palce pieściły, łagodnie. Jej serce okręciło się, wykonało zabawne salto, które pozbawiło ją tchu. Koniuszki jego palców przeniosły się na jej skronie. Jego dotyk był kojący, wysyłał gorąco wijące się nisko i grzesznie, co spowodowało trzepotanie motyli w dole jej brzucha. Poczuła jego spokój, oddech wędrujący przez jego ciało, przez jej ciało. Czekała w agonii pełnej napięcia, czekała, podczas gdy jego ręce przesuwały się po jej twarzy, kciuk pieścił jej pełną dolną wargę. Poczuła go wtedy, jego obecność w swoim umyśle, dzielenie jej umysłu, jej myśli, horroru jej wspomnień, jej winy… Sara wydała cichy krzyk protestu, wyrwała mu się nie chcąc, by zobaczył skazę na zawsze plamiącą jej duszę. - Saro, nie. – Powiedział to łagodnie, jego ręce odmówiły opuszczenia jej. – Jestem ciemnością, a ty światłem. Nic nie zrobiłaś źle. Nie mogłeś uratować swojej rodziny; zamordowałby ich przed tobą. - Powinnam umrzeć z nimi, zamiast kulić się w szafie. – Wyskoczyła ze swoim wyznaniem, prawdą o jej tragicznym grzechu. - Nie zabiłby cię. – Powiedział słowa cichutko, jego głos zrobił się niski, tak że przesunął się po jej skórze w aksamitnej pieszczocie. – Bądź cicho przez chwilę i pozwól mi zabrać twój ból głowy. Siedziała nieruchomo, ciekawa co się wydarzy, obawiając się o swoje zdrowie psychiczne. Widziała go, jak pił krew, jego kły w szyi mężczyzny, płomienie płonące w głębi jego oczu, ale gdy jej dotknął, miała wrażenie, że należały do niego. Chciała należeć do niego. Każda komórka w jej ciele błagała o niego. Potrzebowała go. Ukochany Mroczny Anioł. Czy był aniołem śmierci domagającym się jej? Była gotowa pójść z nim, pójdzie, ale chciała ukończyć swoje plany. Zostawiać coś dobrego, coś uczciwego i prawego. Słyszała słowa, starożytny język intonowany daleko w jej umyśle. Piękne, śpiewne słowa, tak stare jak czas. Słowa mocy i pokoju. W jej głowie, nie z zewnątrz Tłumaczenie: widmo14 22 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen niej. Jego głos był cichy i mglisty jak wczesny poranek, i jakoś, leczniczy monotonny śpiew sprawił, że jej ból głowy odpłynął daleko jak ulotna chmurka. Sara wyciągnęła rękę, żeby dotknąć jego twarzy, jego ukochaną znajomą twarz. - Obawiam się, że nie jesteś prawdziwy – przyznała. Falcon. Partnerka życiowa Sara. Serce Falcona fiknęło, roztopiło się całkowicie. Przyciągnął ją bliżej swojego ciała, łagodnie, tak żeby jej nie przestraszyć. Zadrżał z potrzeby jej, objął jej twarz swoimi dłońmi, trzymając nieruchomo, podczas gdy powoli pochylił ku niej głowę. Zagubiła się w bezdennej otchłani jego oczu. Palące pragnienie. Intensywność potrzeby. Boląca samotność. Sara zamknęła oczy zanim jego usta wzięły ją w posiadanie. Ziemia zadrżała pod jej stopami. Jej serce łomotało w rytmie strachu. Zgubiła się na wieki w tym mrocznym uścisku. - Rozdzia- Rozdziałł 33 -- Tłumaczenie: widmo14 23 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen Falcon przyciągnął ją jeszcze bliżej, aż każdy mięsień jego ciała został odciśnięty w jej miękkości. Jego usta przesunęły się po jej, gorący jedwab, jakby roztopiona lawa płynęła w jej krwiobiegu. Cały wszechświat przesunął się i poruszył, a Sara oddała się całkowicie jego poszukującemu pocałunkowi. Jej ciało topniało, miękkie i giętkie, natychmiast należąc do niego. Jego usta były uzależniające. Sara podjęła własne żądania, jej ramiona pięły się wokół jego szyi zamykając go w uścisku. Chciała czuć go, jego ciało silne i twarde mocno na nią naciskające. Rzeczywisty, a nieulotny sen. Nie mogła się nacieszyć jego ustami, gorącymi i potrzebującymi, i tak jej głodnymi. Sara nie uważała siebie za osobę zmysłową, ale z nim nie miała zahamowań. Poruszała swoim ciałem niespokojnie naprzeciw jego, chcąc, aby ją dotknął, potrzebując by ją dotknął. W uszach dziwnie jej szumiało. Wiedziała, że nie myśli, tylko czuje jego twarde ciało naprzeciw jej, tylko czysta przyjemność jego ust biorących ją w posiadanie tak pilnie. Oddała się całkowicie doznaniom gorąca i żaru. Pędowi płynnego ognia biegnącemu przez jej żyły, gromadzącemu się nisko w jej ciele. Przesunął ją bliżej, usta utrzymał w posiadaniu, jego język pojedynkował się z jej, gdy ręką przykrył jej pierś, jego kciuk gładził jej sutek przez cienki materiał koszulki. Sara sapnęła od wyjątkowej przyjemności. Nie spodziewała się towarzystwa i nie nosiła niczego pod krótką koszulką. Jego kciuk strącił ramiączko z jej ramienia, prosta rzecz, ale niegodziwie seksowna. Jego usta pozostawiły na niej płonącą ścieżkę ognia wzdłuż jej szyi. Jego język wirował nad jej pulsem. Słyszała swój własny miękki krzyk potrzeby, mieszający się z jękiem jego przyjemności. Zęby ocierał delikatnie, erotycznie nad jej pulsem, tam i z powrotem, podczas gdy jej ciało unosiło się w płomieniach, a każda komórka wołała, by go posiąść. Jego zęby ukąsiły, język złagodził ból. Jego ramiona były twardą obręczą, więziły ją blisko, więc mogła poczuć jego ciężką grubość, pilną potrzebę, napięcie przy niej. Dreszcz wstrząsnął ciałem Falcona. Coś ciemnego i niebezpiecznego podniosło głowę. Jego potrzeby zalewały go, wysuwając się przed nieprzejednaną kontrolę. Bestia ryknęła i domagała się swojej życiowej partnerki. Jej zapach zmył wszystkie pozory cywilizacji, tak, że przez jeden moment był czystym zwierzęciem, z każdym instynktem żywym i mrocznie pierwotnym. Sara od razu wyczuła w nim zmianę, wyczuła niebezpieczeństwo, gdy jego zęby dotykały jej skóry. To uczucie było erotyczne, jej potrzeba była niemal tak wielka, jak potrzeba w nim. Bratasz się z wrogiem. Słowa pojawił się nie wiadomo skąd. Z cichym okrzykiem na własne oskarżenie, Sara zsunęła się z jego ramion. Widziała go biorącego krew, jego kły ukryte głęboko w ludzkiej szyi. Nie miało znaczenia jak znajomo wyglądał; nie był człowiekiem i był bardzo, bardzo niebezpieczny. Falcon pozwolił jej odsunąć się od siebie. Przyglądał się jej uważnie, gdy walczył o kontrolę. Jego kły cofnęły się w ustach, ale jego ciało było twarde, uporczywie bolące. Tłumaczenie: widmo14 24 | S t r o n a
Christine Feehan - Mrok 07- Mroczny sen - Gdybym zamierzał cię skrzywdzić, Saro, dlaczego miałbym czekać? Jesteś najbezpieczniejszym człowiekiem istniejącym na powierzchni tej planety, ponieważ jesteś jedyną, za którą oddałbym życie, chroniąc cię. Jestem Falcon i nigdy cię nie poznałem, ale pozostawiam za sobą ten dar dla ciebie, dar serca. Sara mocno zamknęła oczy, przycisnęła rękę do drżących ust. Mogła go posmakować, poczuć go, pragnęła go. Jak mogłaby być taką zdrajczynią swojej rodziny? Duchy w jej umyśle zawodziły głośno, potępiając ją. Ich potępienie nie powstrzymało jej ciała przed drżeniem z potrzeby lub zatrzymało ciepło, poruszające się przez jej krew, jak roztopiona lawa. - Poczułam cię – oskarżyła go, dreszcz przebiegł przez jej ciało w wyniku jego zabójczego pocałunku, więcej niż strach przed jego śmiertelnymi kłami. Niemal chciała, żeby ją przekłuł. W jednej chwili jej serce było nieruchome, jakby czekało na coś całą wieczność, co tylko on mógł jej dać. – Byłeś tak blisko od wzięcia mojej krwi. - Ale ja nie jestem człowiekiem, Saro – odparł cicho, łagodnie, jego ciemne oczy mieściły tysiące tajemnic. Jego głowa była nieposkromiona, niezhańbiona przez jego mroczne pragnienia. Był silną, potężną istotą, człowiekiem honoru. – Branie krwi jest dla mnie naturalne, a ty jesteś moją drugą połówką. Przykro mi, że cię przestraszyłem. Uważałbyś to za erotyczne, nie nieprzyjemne i nie stałaby ci się jakakolwiek krzywda. Nie bała się go. Bała się siebie. Obawiała się, że chciałaby go tak bardzo, że zawodzenie jej rodziny zniknie z jej pamięci, a ona nigdy nie znajdzie sposobu, by wymierzyć sprawiedliwość ich zabójcy. Wystraszony potwór znalazłby sposób, żeby zabić Falcona, gdyby uległa własnemu pożądaniu. Bała się sięgnąć po coś, o czym nie miała rzeczywistej wiedzy. Bała się, że byłoby to grzeszne i cudownie erotyczne. Dla mojej ukochanej partnerki życiowej, moje serce i moja dusza. To jest mój dar dla ciebie. Były to jego piękne słowa, które zdobyły jej serce na zawsze. Jej dusza wołała o niego. Nie miało znaczenia, że widziała te czerwone płomienie szaleństwa w jego oczach. Pomimo zagrożenia, jego słowa związały ich razem tysiącami maleńkich nici. - Jak to się stało, że przyjechałaś tutaj do Rumunii? Jesteś Amerykanką, czyż nie? – Była bardzo zdenerwowana i Falcon chciał znaleźć bezpieczny temat, coś, co mogłoby złagodzić napięcie seksualne między nimi. Potrzebował wytchnienia od naglących żądań każdego kawałka swego ciała, tak bardzo jak Sara potrzebowała swojej przestrzeni. Dotknął jej umysłu lekko, mógł usłyszeć echa jej rodziny, żądające sprawiedliwości. Sara mogła słuchać jego głosu zawsze. W podziwie, dotknęła swoich usta, które wciąż mrowiły od jego nacisku. Miał tak doskonałe usta i taki zabójczo całował. Zamknęła na krótko oczy i delektowała się jego smakiem, który wciąż był na jej języku. Wiedziała, co on robi, odciąga ją od obezwładniającego napięcia seksualnego, z jej własnej bardzo uzasadnionej obawy. Ale ona była mu za to wdzięczna. - Jestem Amerykanką - przyznała. - Urodziłam się w San Francisco, ale dużo się przeprowadziliśmy. Spędziłam wiele czasu w Bostonie. Byłeś tam kiedyś? Tłumaczenie: widmo14 25 | S t r o n a