Fallen Angels – Samael
Dawn McClure
Tłumaczenie: Katherine Carther
(zakochana.wariatka)
- 1 -
Rozdział 1
Galdwin, Michigan
Jade trzymała telefon przy uchu w jednej ręce, a granat w drugiej. Rozmowa z
szefem Ambrose’em , podczas walki z czterema wampirami, była niezwykle
kłopotliwa.
Wampiry miały doskonały słuch i Ambrose z pewnością zdawał sobie sprawę, że
wszystko, co powie dotrze do ich uszu.
- Jade, mówię ci po raz ostatni. Przestań zwracać na siebie uwagę, kiedy jesteś na
misji. Ta akcja wycofania się z Nowego Yorku była strasznie głupia. Co się do
cholery z tobą dzieje?
Jeden z wampirów stojących przed nią parsknął śmiechem. Odbezpieczyła granat,
chwyciła kołek leżący na ziemi i zamachnęła się nim. Uśmiech wampira zszedł z
jego przystojnej twarzy.
Wyczyn w Nowym Yorku był sprawą życia i śmierci. Wampir trzymał ją za gardło
podczas, gdy oboje byli na dachu wysokiego budynku. Albo on miał spaść w dół,
albo ona. Na szczęście szybko dostała kopa adrenaliny, podniosła go wysoko do
góry, z czego nawet Hulk byłby dumny. Niestety, na ziemi było sporo ludzi
mogących poznać, że jest wampirem.
To nie była prawdziwa śmierć i - jak można się było spodziewać – cała ta sytuacja
strasznie zirytowała Ambrose’a. Jej nawyki walki zawsze były dla niego zgubą, a
ostatnio stało się jeszcze gorzej. Ale najważniejsze, że Jade wciąż tętniła życiem,
mimo, że od siedmiuset lat zabija.
Według Alexii, przyjaciółki a zarazem dobrej zabójczyni, Jade powinna być bardzo
ostrożna. Lexie była obdarzona szczególnym darem – przewidywała przyszłość i
choć jej wizje nie były do końca pewne, nigdy ich nie lekceważyła. Podobno w
ostatniej wizji widziała, jak Jade umiera podczas jednej z misji, z podciętym gardłem.
Lexie opisała tę wizję dość dobrze ze wstrząsającymi szczegółami, choć wybujała
wyobraźnia Jade, wcale ich nie potrzebowała.
Jade wstrząśnięta wizualnym powrotem do czasów kiedy jeszcze była w Nowym
Yorku na chwilę odpłynęła myślami, po chwili jednak powróciła do rozmowy:
- Nie miałam wyboru. Musiałam wyrzucić tego skurwysyna, zanim on zrobiłby to
ze mną.
- Zrzuciłaś go z budynku na oczach ludzi?
- No tak, dzięki temu rozmawiamy.
- A jak myślisz, gdzie teraz jest jego ciało, Jade? – warknął Ambrose.
- 2 -
No tak, może leży gdzieś zakrwawiony na betonie. Jade przygryzła wargę, żeby się
nie zaśmiać. Jeśli Ambrose by tam był to z pewnością nie uszłoby jej to na sucho. Po
zrzuceniu wampira, Jade zaciągnęła jego tyłek do budynku i zadzwoniła do faceta,
który zabierał ciała z tego rejonu. Można powiedzieć, że mężczyzna nie był zbyt
zadowolony, kiedy miał do czynienia z policją.
- A może wolałbyś, żeby to było moje ciało? – zapytała.
- Przecież nie o to chodzi i cholernie dobrze o tym wiesz. Musisz zmienić taktykę
walki. Sojusz eliminuje złe wampiry bez zwracania na siebie uwagi. W ten sposób
funkcjonuje nasz gatunek i tylko tak możemy przetrwać.
Fakt i Jade była tego w pełni świadoma.
- Zabijałam przez bardzo długi czas. Chciałam dodać nieco pikanterii.
- Odłóż te cholerne granaty.
Odpowiedziała mu tylko jednym słowem:
- Upsss.
Jej granaty były wykonane specjalnie przez Jimmi’ego, który był geniuszem, jeżeli
chodzi o broń. Sprytem uczynił te granaty bardziej wybuchowymi niż pozostałe.
Jimmi był jej bohaterem.
- Co do cholery miało znaczyć ‘upsss’ ?
Wzruszyła ramionami, próbując złagodzić budujące się w niej napięcie. Zimne
powietrze Michigan już dawno przeniknęło ją do kości. Noc zapadła godzinę temu, a
okoliczne lasy były czarne jak smoła. Jej długa, czarna, skórzana kurtka nie była
stworzona do tak niskich temperatur jak te, ale Jade potrzebowała swobody ruchu, a
futrzana kurtka tylko by jej przeszkadzała.
- Cóż… tak to jest. Znajduję się w okolicy, która nie szczyci się żadnymi domami
w pobliżu, więc …
Trzy wampiry odwróciły się i skręciły w dół polnej drogi, pozostawiając za sobą
Jade i swojego towarzysza. Nie było mowy, żeby poszła za nimi w pogoń, bo nigdy
by ich wszystkich nie złapała. Może i dorwałaby jednego, ale inni nadal będą
uciekać, a dogonienie ich będzie niemożliwe po jej wcześniejszym pościgu. Na
szczęście uciekli na sam środek szczerego pola, więc kompletnie nie mieli jak się
bronić.
- Poczekaj chwilkę, Ambrose.
Wyrzuciła rękę do tyłu i granat poleciał. Sekundy mijały, a ona wstrzymywała
oddech dziękując za siłę, którą posiadała będąc wampirem. Bez niej, granat nigdy nie
poleciałby tak daleko.
Dźwięk wybuchu był ogłuszający, pewnie dało się go słyszeć z odległości wielu
mil. Upsss. Położyła dłoń na rękojeści miecza czekając, czy będzie jej potrzebny.
Bywały chwile, kiedy jej praca była brudna i Jade już dawno to zaakceptowała,
jednak dzisiejszego wieczoru nie miała ochoty się w to paprać.
- 3 -
Proszę, nie każ mi używać mojego miecza.
Kiedy smugi dymu opadły i osiadły się na jej ciele, Jade odtańczyła na koniec
krótki taniec. I wreszcie miała to za sobą!
Nie mogła ściąć głowy, czemuś, co nie było w jednym kawałku, bo takie były
zasady. Trzy wampiry zginęły, a jeden zbierał się do ucieczki. Jej misja została
prawie zakończona. Jade musiała tylko zapamiętać, żeby zadzwonić do faceta, który
zabierał ciała z tej okolicy.
Ostatni wampir był wyraźnie przerażony, nie wiedziała tylko czy jej tańcem, czy
jego rychłą śmiercią. Prawdopodobnie tym pierwszym.
- Jade!
Podniosła telefon z powrotem do ucha i powiedziała do szefa:
- Czy mogłabym do ciebie oddzwonić? Jestem trochę zajęta.
- Czy to był kolejny, cholerny granat ?
Rozłączyła się.
Ostatni z wampirów zaciągnął swój tyłek w odwrotnym kierunku niż jego kumple,
jakby to go mogło uratować. Co prawda właśnie wyrzuciła wszystkie granaty, -
pamiętając, że musi ich kupić więcej od Jimmiego - ale nadal miała swój miecz.
Kiedy zaczęła biec za wampirem, pomyślała o Ambrose’ie - co jej zrobi, kiedy ją
wreszcie dorwie. Przyznawała, że żyła pod napięciem, ale przecież była zabójcą
Sojuszu, inaczej się nie dało. Więc na co liczył Ambrose?
Generalnie nie było żadnego powodu aby wampiry miały zabijać ludzi. Jeden lub
dwa łyki krwi wystarczają młodemu wampirowi na tydzień, a starszemu nawet na
kilka miesięcy. Niektórym z nich, po prostu, dawało satysfakcję pozbawianie ludzi
krwi, co doprowadzało później do pewnego rodzaju nałogu. A przecież pożywianie
się może być niezwykle przyjemne dla obu stron.
Wampiry zazwyczaj zabijały ludzi podczas jedzenia, kiedy jednak powstał Sojusz i
większość wampirów się ‘nawróciła’, wtedy reszcie odebrano pełnomocnictwo tym
‘złym’. Jednak nie zawsze tak było - kiedyś, ok. 1700 lat temu - wampiry walczyły
między sobą aż do śmierci. Walczyli tak długo, póki zabijanie ludzi nie zostało
potępione. Lexie chyba mówiła coś o tym kilka miesięcy temu. Praca mordercy była
ciężka, ale kiedy robi się to przeszło siedemset lat, to w sumie przestało się to
dostrzegać.
W tajemnicy, Jade była szczęśliwa, kiedy wampiry tchórzyły, choć nigdy się do
tego nie przyznała, a zwłaszcza przed Lexie.
Jade dogoniła wampira i wyciągnęła swój miecz. Kiedy się zbliżyła, ręce zaczęły
jej się trząść, a oddech ciężko pracował. Usłyszała jak ten kutas upada na ziemie;
szybko łapiąc się rękami za głowę.
- 4 -
Czy mogła go zabić, kiedy spoglądał na nią w ten sposób? Wyglądał jak
niewiniątko, które chce się schować przed złym wampirem z mieczem. Cholera,
mogła. Zassała powietrze, uniosła miecz i…
Dosięgły ich światła reflektorów, Jade znieruchomiała z mieczem w powietrzu,
wyglądając jak Xena - Wojownicza Księżniczka.
Kurwa.
Opuściła miecz, w nonszalancki sposób schodząc na pobocze, jednak wciąż miała
na oku tego przeklętego krwiopijcę. Samochód zbliżył się, potrącając wampira, który
nie poruszył się nawet o centymetr. Kto do cholery znajduje się w szczerym polu o
tej godzinie? Która to była, druga w nocy? Podciągnęła rękaw kurtki spoglądając na
zegarek. Nie, trzecia rano.
Po chwili zapaliły się ostrzegawcze światła, które migały na czerwono - policja z
Michigan.
Niski, przysadzisty policjant wysiadał z auta zanim całkiem się zatrzymało.
Patrzenie na jego twarz byłoby komiczne, gdyby nie wycelowana w nią lufa, kaliber
czterdzieści pięć. Trafienie kulą boli jak cholera, dlatego Jade miała nadzieję, że
policjant nie pociągnie za spust.
- Rzuć broń i ręce do góry!
Zajebiście. Zrobiła jak kazał, pozwalając, aby jej starożytny miecz upadł na ziemię.
Ambrose jak nic narobi w gacie, kiedy tylko dowie się o tym incydencie. Tym razem
to naprawdę nie była jej wina. No cóż… może trochę, bo policjant prawdopodobnie
zjawił się tutaj słysząc wybuch granatu.
- Na ziemię!
Położyła się płasko na ziemi, twarzą w błocie. Odwracając głowę dostrzegła
straszliwy uśmiech wampira, gdy leżał obok samochodu.
- Suka – powiedział uśmiechając się ironicznie.
Odepchnął się od ziemi i zniknął jej z oczu. Doskonale.
Były dni, kiedy po prostu nie warto się było ruszać z łóżka. Jade wydawało się, że
to był właśnie jeden z takich dni.
- Połóż ręce tak, abym mógł je widzieć!
Posłuchała policjanta, dopiero, kiedy powtórzył to po raz drugi.
Musiała szybko wymyślić, jak wyjść z tego bałaganu. Mogłaby użyć na policjancie
swojej siły, ale wtedy złamałaby zasadę „nie obcować z ludźmi”. Do tej pory
wykonała kawał dobrej roboty, a teraz wszystko szlag trafił. Wiedziała, że moc
zawarta w morfingu1
nie pomoże jej w tej sytuacji, bo rzeczywistości morfing
przydaje się raz lub dwa na dziesięć. Oczywiście mogła zastosować tą ‘sztuczkę’ na
1
Morfing - technika przekształcania obrazu polegająca na płynnej zmianie jednego obrazu w inny, stosowana w filmie
jak i animacji komputerowej.
- 5 -
policjancie, ale spowodowanie ataku serca u człowieka nie zajmowało wysokiego
miejsca na jej liście rzeczy do zrobienia.
Oficer szturchnął ją, popychając jej twarz w kierunku ziemi. Jade zakaszlała od
brudu. Miło. Tylko jedna rzecz mogła być lepsza od tego.
- Jesteś aresztowana. Masz prawo zachować milczenie. Wszystko, co powiesz …
I była.
****
- Atak ze śmiercionośną bronią w ręku. niepodanie swoich danych… napaść na
funkcjonariusza? – Samael zagwizdał opierając się o kraty celi. – Masz coś na swoją
obronę?
Jade zajęło kilka sekund wydobycie z siebie głosu:
- Mam prawdo do zachowania milczenia.
Otrzymała jeden telefon od Ambrose’a, prosząc o lepszy wymiar kary. Był pijany,
ale powiedział, że wydostanie ją z więzienia bez żadnych konsekwencji, i że wysłał
Samaela… po prostu niewiarygodne.
Powiedzenie, że ona i Samael nie mogą się dogadać byłoby wielkim
niedomówieniem. On był demonem z Pierwszego Powstania, upadł przez Lucyfera. Z
tego co słyszała, to Samael wychodząc z Piekła został Markizem. Dowodził
trzydziestoma legionami demonów i myślał, że jest najpotężniejszym mężczyzną we
wszystkim co robi. Krążyły pogłoski, że w pierwszy dzień, kiedy tylko przyłączył się
do Sojuszu, zabił samodzielnie dziesięć wampirów oraz zakończył szkolenia
niewiarygodnie szybko. W tydzień miał je wszystkie za sobą i został przydzielony do
samodzielnego zadania.
Samael był strasznie zirytowany faktem, że tak naprawdę gówno z niej wyciągnął.
Sprawił także, że gdy tylko go zobaczyła, jej serce zaczęło bić dużo szybciej.
Na prawym ramieniu miał wymalowane przeróżne tatuaże. Demony z natury były
zbudowane dosyć dobrze, ale Samael faktycznie musiał przypakować trochę na
siłowni. Pewnie wspomagał swoją naturalną budowę ciała przez podnoszenie
ciężarów co drugi dzień, bo kiedy przebywał w Kwaterze Głównej Sojuszu - w
północnej Szkocji - mieszkał na siłowni.
Nie, żeby to zauważyła.
Machnęła ręką na kamery bezpieczeństwa porozstawiane po całym więzieniu i
powiedziała:
- Przeszkadzają ci kamery, czy może wystąpimy w następnym odcinku Gliniarzy ?
- Zająłem się kamerami oraz częściami ciała pozostawionymi przez ciebie w
połowie drogi. Wytropiłem też tego wampira, któremu pozwoliłaś uciec i skończyłem
- 6 -
robotę za ciebie. - powiedział z surowym wyrazem twarzy, opierając się o dzielące
ich kraty. - Dyscyplina, Jade. Dyscyplina i opanowanie idą w parze. Powinnaś zacząć
się uczyć tych cech podczas treningów i używać ich w walce. Dzięki temu mogłabyś
w przyszłości uniknąć wielu problemów, na przykład takich jak ten.
Wyobraziła sobie, jak zatapia swoje kły w jego szyi.
- Jeśli zamierzasz mnie tu demoralizować to lepiej pocałuj mnie w dupę.
Jego jasno zielone oczy zaczęły się nienaturalnie świecić.
- To cię będzie sporo kosztować.
Zignorowała gorący dreszcz, który wywołały jego słowa. Ostatnim razem, kiedy
pozwoliła sobie spojrzeć w jego oczy, została przez nie uwięziona.
- Jeśli sądzisz, że się z tobą prześpię to lepiej o tym zapomnij. Mam pewne
wymagania, co do facetów, z którymi sypiam.
Miała nadzieję, że nigdy nie odgadnie, jak bardzo go pragnęła.
Miłe słowa rzadko pojawiały się między nimi - chyba, że zostały wypowiedziane
przez niego. Samael próbował zaciągnąć ją do łóżka już od momentu, kiedy pierwszy
raz spotkał ją na szkoleniu. Od tamtego czasu Jade starała się go trzymać na dystans.
Podczas gdy większość kobiet śliniła się na samo jego imię, one nie chciała go ani
trochę.
Seks bez żadnych zobowiązań to jedno, a seks z Samaelem to zupełnie inna bajka.
Nie była gotowa na związanie się z kimkolwiek i prawdopodobnie nigdy nie będzie.
Związki, małżeństwa… żadna z tych opcji jej nie interesowała, nawet w
najmniejszym stopniu. Ale pomysł wykorzystania go, a następnie wyrzucenia ze
swojej głowy nie był wcale najgorszy.
Jego grzeszny wzrok wędrował po całym jej ciele.
- Sex z tobą to tylko kwestia czasu, na razie wystarczy mi buziak.
Jej wzrok spoczął na jego ustach. Samael wykonał gest, który wzbudził jej
wyobraźnię i pomógł dokładnie zwizualizować to, co mogłaby z nimi zrobić. Mogła,
ale nie chciała mu na to pozwolić. Nie?
Sama nawet złapała się na fantazjowaniu o nim i to nie tylko w sposób erotyczny.
Seksualne fantazje były dla niej normą. Rzadko marzyła o intymnych kolacjach i
trzymaniu się za ręce - cholera, zrobiła się czerwona.
- Zabierz nas stąd – rzuciła.
Demon skrzyżował dłonie na klatce piersiowej. Mięśnie na jego brzuchu napięły
się, tak samo ja bicepsy, Jade zwilżyła usta. Zrobił tak, na znak, że nie ma zamiaru
się stąd ruszyć dopóki nie dostanie tego, czego chce. Odepchnęła na bok wszystkie
swoje postanowienia, bo on przecież nie miał niczego lepszego do roboty niż
niszczenie ich. Ambrose wysłał Samaela, aby wykonał swój obowiązek, a nie żeby
uwiódł jednego z jego najlepszych zabójców.
- A co się stało z twoją dyscypliną Samaelu ?
- 7 -
Nie odpowiedział jej. Był strasznie irytującym durniem. Podeszła do krat nie chcąc
niczego więcej, jak tylko spoliczkować tę jego zadowoloną z siebie twarz. Nie
obchodziło ją, że jego usta były tak kusząco miękkie, ani nawet co by było gdyby
znaleźli się razem w łóżku. Chciała tylko wydostać z tego więzienia swój tyłek i to
był jedyny powód, dla którego zrobiła to co zrobiła.
Owinęła ręce wokół krat, stanęła na palcach i dała mu szybkiego cmoka w usta.
Odsunęła się do tyłu, aby oceniać całą sytuację, jednak Samael wyciągnął w jej
stronę rękę, złapał za tył głowy i przyciągnął z powrotem do siebie, chcąc więcej.
Jego usta były niezwykle miękkie, takie jakimi sobie je wyobraziła. Jakaś cząstka
jej chciała odejść, a druga pragnęła czuć jego ciało dociśnięte do swojego, i poczuć
go w sobie. Rękami delikatnie przytrzymywał jej głowę, a palce zatopił w jej
włosach. Co prawda były pomiędzy nimi stalowe kraty, jednak nie przeszkodziło jej
to wyobrazić sobie, jak to by było utonąć w jego objęciach.
Jego język wsunął się w nią, szybko i namiętnie. Po chwili wyciągnął go z
powrotem i przygryzł jej dolną wargę, po czym pogłębił pocałunek.
Co ona o tym sądzi?
Odczepiła od niego i cofnęła się do tyłu, nie mogąc złapać tchu.
Przebiegł ręką po jej czarnych włosach, sprawdzając czy pocałunek wywarł na niej
takie samo wrażenie jak na nim.
Nie, żeby to zauważyła.
- Teraz masz już swoje wynagrodzenie. Czy możemy już iść? – czy usłyszała w
swoim głosie panikę? Cholera. Przetarła ręką usta, tak aby myślał, że nie spodobał jej
się pocałunek, choć tak naprawdę miała ochotę na więcej. Była wręcz obolała z
potrzeby… Co było w nim takiego niezwykłego, że tak ją zachwycał? To naprawdę
było dla niej cholernie irytujące.
- Przypuszczam, że moje pragnienie zostało ugaszone na najbliższe pięć minut. Daj
mi rękę.
Podała mu ją, zastanawiając się, dlaczego akurat z tym mężczyzną najbardziej nie
umiała się dogadać.
- Gdzie nas przeniosłeś?
- Jesteśmy w moim hotelowym pokoju – powiedział puszczając jej oczko.
Samael był niemożliwy. Zamknęła oczy i poczuła delikatne mrowienie rozchodzące
się po całym jej ciele. Po chwili do tego uczucia dołączyły także nudności. Jade
rzadko teleportowała się do innego miejsca, ale nie posiadała choroby lokomocyjnej.
To nieprzyjemne uczucie trwało przez kilka dobrych minut. Samael owinął rękę
wokół jej talii i pomógł usiąść na podłodze. Kiedy w końcu otworzyła oczy była
zdezorientowana. Demon przeniósł ich do brzydkiego, ciemnego pokoju hotelowego.
Większość pomieszczenia zajmowało wielkie łóżko, z koszmaru, z lat
siedemdziesiątych, a na podłodze leżał poplamiony dywan.
- 8 -
Jade nigdy nie miała własnego domu ani nie przebywała nigdzie przez dłuższy czas
- nie licząc Highlands w Szkocji. Później dołączyła do Sojuszu, co powodowało
ciągłe podróże.
Samael puścił jej rękę i podszedł do kredensu. Podniosła się z podłogi, modląc się
aby nudności nie powróciły.
Demon stał tyłem do niej z jakimiś papierami w ręku.
- Ambrose przesłał mi faksem dokumenty prawne, jeszcze zanim poszedłem po
ciebie do więzienia. Umieścił cię na okresie próbnym – oznajmił.
- Co?
Odrzuciła wszystkie myśli na bok i wyrwała mu kartki z ręki zaczynając je czytać.
Rzeczywiście, Ambrose posadził jej tyłek na okresie próbnym. Została przydzielona
jako partnerka Samaela, następnie będzie musiała stawić się na przesłuchaniu przed
trzema głowami Sojuszu – Ambrose’em, Roger’em i Seven’em. Później znów
zostanie przydzielona do samodzielnej misji, albo powróci na plan treningowy aż do
odwołania. Wszystko zależało od tego, jak przedstawi jej działania Samael.
Usiadła na łóżku i zgniotła papiery w dłoniach. Z jednej strony było to dla niej
odwołaniem od kary, za nieudaną misję na polu. Skoro nie była pełnoprawnym
członkiem Sojuszu, to śmierć nie mogła jej dopaść, tak jak pozostałych w Sojuszu, a
ci byli tępieni jak muchy. Każdy bał się Sojuszu, dlatego wszyscy zabójcy byli
zaskoczeni, kiedy wampiry znów zaczęły ginąć.
Z drugiej strony to była kompletna porażka. Jeśli istniało słowo, które nigdy nie
łączyło się z Jade, to brzmiało: współpraca. Może i nie mogła zbliżyć się do swojego
celu, ale naprawdę starała się wykonywać zadania najlepiej jak umiała. Przyznała, że
została pokonana. Ale musiała wytrwać.
Wtedy przypomniała jej się sytuacja, kiedy rozmawiała z Lexie:
- Ręce, które były umazane twoją krwią były zdecydowanie męskie. Na pewno.
- Kto tam mógł być poza mną?
- Nie widziałam jego twarzy, tylko ręce. Ale ktoś tam będzie oprócz ciebie, jestem
tego pewna.
Wzrok Jade spoczął na rękach Samaela - na jego dużych, męskich dłoniach. Jeśli
zginie podczas jednej z misji, to była całkowicie pewna swojego oprawcy i tego, że
nikt jej nie pomoże.
Technicznie rzecz biorąc nie powinno być wokół żadnych ludzi… dlatego Samael
został jej nowym partnerem.
- Wygląda na to, że będziemy ze sobą spędzać bardzo dużo czasu, prawda? Tak…
na to wygląda.
Spojrzała na niego i dostrzegła niebezpieczny błysk w jego oczach. Sądząc po jego
dużym wybrzuszeniu w spodniach była pewna, że skorzysta z tej okazji.
Nie, żeby to zauważyła.
- 9 -
Rozdział 2
Samael starł ręką parę z łazienkowego lustra, która wytworzyła się, kiedy brał
prysznic. Myśli o zbawieniu, przeleciały przez jego głowę, kiedy mył zęby. Gdyby
jego imię z powrotem znalazło się w Księdze Życia mógłby liczyć na coś więcej, niż
wieczne potępienie. Miał dość sporo do zrobienia biorąc pod uwagę wszystkie swoje
grzechy oraz kompletny brak nadziei. Demon przypomniał sobie słowa Lucyfera,
które wypowiedział, zanim Samael opuścił jego szeregi:
„Rozczarowałeś mnie, Samaelu. Twoja wiara w nasze podziemne sprawy i cele
pozostawia wiele do życzenia. Nie będę kwestionował twojej decyzji o opuszczeniu
szeregów. Zmuszanie cię do czegokolwiek wbrew twojej woli też nie będzie mądrą
decyzją z mojej strony. W swojej armii potrzebuję mężczyzn, którzy wierzą i pracują
nad naszym wspólnym celem. Jednak zdrajców trzeba ukarać.”
Tamtej nocy Luc jednak wstrzymał się od kary. Zamiast tego czeka na dogodny
moment. Lucyfer bez wątpienia będzie wyczekiwał aż Samael zacznie coś znaczyć w
ludzkim świecie, podobnie jak jego imię w Księdze Życia. Ten cholerny sukinsyn
nigdy się od niego nie odczepi. Nie, chyba, że Samael szybko zrobiłby coś, żeby jego
imię znalazło się w Księdze Życia, wtedy Luc straciłby władzę nad nim.
Niestety Samael mógł tylko wykonywać swoją codzienną robotę i czekać aż Luc
się zemści. Włożył szczoteczkę z powrotem do opakowania, czując jak jego fallus
znów opadł mu w spodniach.
Jade siedziała cicho, bo wiedziała, że to, czy zostanie przywrócona do
samodzielnych misji, w dużej mierze zależało od Samaela. Ale on nie mógł jej
zrozumieć. Jade miała wszystko, co tylko można sobie wymarzyć: przyjaciół, którzy
się o nią troszczyli, pieniądze oraz ekscytującą pracę, która rzeczywiście coś dla niej
znaczyła. Jako zabójczyni Sojuszu okazała się niezwykle odpowiedzialna w stosunku
do Samaela i w przeciwieństwie do jego pracy jako Markiza, ona pracowała dla
większego dobra.
Kiedy wyszedł z łazienki spodziewał się zastać ją w małym pokoiku, jednak wcale
się tak nie stało, ponieważ Jade wyszła na zewnątrz. Siedziała niebezpiecznie na
skraju balkonu z jedną noga podpartą o krawędź, a drugą zwisającą swobodnie w dół.
Plecy oparła wygodnie o ścianę. Zabóczyni mogłaby tam tak siedzieć przez wiele
godzin, słuchając swojego iPad’a i obserwując ludzi chodzących po ziemi.
Lekki wiatr rozwiał jej włosy i uderzył nimi o jej twarz. Oczy miała białe, co
oznaczało, że jest w bardzo wysoko emocjonalnym stanie. Jeśli ktoś by ją teraz
zobaczył z pewnością zorientował by się, że nie jest człowiekiem. Przypominała
starożytną czarodziejkę, która była na granicy wypatroszenia jakiegoś głupka.
Otworzył drzwi i wyszedł na balkon. Zimne, nocne powietrze natychmiast
wywołało gęsią skórkę na jego gołej skórze.
- 10 -
- Powinnaś wejść do środka.
Jego głos zmącił ciszę i przeszkodził jej w odpoczynku. Wyciągnęła jedną
słuchawkę z ucha i niemalże warknęła:
- Zostaw mnie.
Luc nie miał żadnych szans z tak pogardliwą kobietą.
- To nie ja jestem tym, który umieścił cię na okresie próbnym, więc nie musisz
wyżywac swojej złości na mnie. Jeśli jakiś człowiek zobaczył by cię teraz…
- Słyszałeś mnie demonie? Chcę być sama.
Prawie dał jej to, czego chciała. Wiedział jak to było ‘prosić’ o odrobinę
prywatności, a nie otrzymać jej ani trochę. Mimo to, jego obowiązkiem było
dopilnowanie, żeby nie zwróciła na siebie niczyjej uwagi.
- Właśnie to jest postawa, przez którą cię zawiesili. Natychmiast właź do środka.
Jej ręka powędrowała do sztyletu przymocowanego przy udzie - był to znak
ostrzegawczy, żeby się wycofał. Nie zrobił tego. Istniały bowiem o wiele groźniejsze
istoty, które były tylko cieniem zagrożenia, jakie stwarzała ona.
Ta misja, na którą wysłał ich Sojusz pójdzie gładko - bez lub z jej pomocą. Samael
chciał udowodnić Ambrose’owi, że był cenny dla Sojuszu, a nie nieodpowiedzialny
kobieta siedzącą przed nim. Wszystkie jego pragnienia spoczęły na obcowaniu z
naturą, w ludzkim świecie.
Przysunął się do niej mówiąc:
- Czy słyszałaś kiedykolwiek powiedzenie „Dobrymi chęciami to droga do Piekła
jest wybudowana2
?
Odwróciła się w jego stronę, a on kontynuował:
- Jeśli nie chcesz współpracować, trzeba będzie to załatwić inaczej. Uporem nigdy
nic nie osiągniesz. Oczywiście czynisz na świecie dobro zabijając…
- Czy mógłbyś oszczędzić mi tych bzdur?
Zeskoczyła z balkonu i wylądowała tuż przed nim uderzając w jego ramię i
próbując tym samym wytrącić go z równowagi.
- Wiesz, że jeśli moje raporty o twoim zachowaniu nie będą pozytywne to
natychmiast wrócisz na plan treningowy.
- Ustosunkowanie się nigdy nie stanowiło dla mnie problemu.
- A co w takim razie stanowi dla ciebie problem? Coś innego niż zwracanie na
siebie uwagi ludzi, gdy jesteś na misji?
Dowlokła się do łóżka i położyła się na boku podpierając głowę na ręce. Jego
wzrok przykuła krzywizna na jej biodrze.
- Porozmawiajmy o twoich problemach.
2
Po naszemu byłoby to „Dobrymi chęciami Piekło jest wybrukowane”, a tam ewidentnie chodzi o drogę do tego piekła.
- 11 -
- Nie wiedziałem, że jakieś mam. - powiedział pożerając wzrokiem jej ciało, a
kiedy w końcu z powrotem skupił wzrok na jej twarzy, spostrzegł, że jej oczy są
zamknięte. Mogła zaprzeczać, że go nie chciała, ale pragnienie w jej oczach mówiło
samo za siebie. – Po za twoimi oczywiście.
- Przyciągasz mnie, ale skoro dopiero co wyszedłeś z Piekła to nie wiesz co robić z
kobietami. Zwłaszcza takimi jak ja.
- Takimi jak ty? – potarł dłonią podbródek. – Oh, to znaczy, że jesteś dziwką. No,
dalej.
Uśmiechnęła się ukazując kły.
- Silnymi kobietami. Takimi, które nie będą znosić twojego despotyzmu. Nie sądzę
czy jesteś zdolny do operowania taką kobietą - suką, czy nie.
- Mam milion lat. Myślisz, że możesz się na mnie rzucić, a może jestem już
schwytany? – przekomarzanie się było ciekawe, zwłaszcza, kiedy nie doświadczyło
się tego w Piekle. Tam nigdy nie było czasu wolnego, bo zawsze trwały
przygotowania do Armagedonu.
- Dlaczego rzuciłeś swoją robotę jako Markiz? Chcesz mieć więcej władzy?
- Jeśli chciałbym więcej mocy, to nie byłaby ona lewa. Mam tutaj, kiedy jestem w
Sojuszu, znacznie mniej wpływów niż kiedy byłem w Piekle.
- Więc dlaczego? Czy to jakiś rodzaj odkupienia?
- Być może. – machnął ręką w jej kierunku. – Szczerze wątpię czy znajdę je tutaj,
chociaż…
Jade natychmiast usiadła. Jej włosy rozsypały się wokół ramion i między piersiami.
- Nie, nie znajdziesz. Praca jako zabójca Sojuszu przyniesie ci tylko śmierć, a
dobrze wiemy, że demony po śmierci idą prosto do grobu. Co w takim razie
próbujesz udowodnić? Zrezygnowałeś ze swojej pozycji w Piekle tylko po to, żeby
teraz znaleźć się w dołku. Sprytne posunięcie.
Jade trafiła prawie w sedno tego, czego się najbardziej obawiał. Mimo wszystko to
była jego jedyna nadzieja. Bo co innego mógłby zrobić? Zostać księgowym i
pracować z ludźmi?
- Mam rozumieć, że prowadzimy ze sobą wojnę, ale jesteśmy ze sobą powiązani?
- Po pierwsze nie jesteśmy ze sobą powiązani. Zostałeś wysłany, aby śledzić moje
poczynania i zdawać raporty dla Sojuszu, nic więcej. Po drugie jest to walka woli, nie
rozumu. I dla twojej widomości… bądź przygotowany na przegraną.
- Przystopuj. Tylko dzięki moim raportom pozostawią cię w Sojuszu, albo wykopią
twoją dupę z powrotem do poziomu szkolenia.
Uśmiech polowi wkradł się na jej twarz. Znów przypominała mu złą czarownicę.
- Powiedziałam kiedyś coś o chemii, powinieneś to rozróżnić. To nigdy się nie
stanie między nami, rozumiesz ?
- 12 -
On miał odmienne zdanie. Jak powiedział w więzieniu – sex między nimi to tylko
kwestia czasu. Wiedział to dobrze z jej ruchów, z tego jak jej ciało reagowało na
niego – działo się tak czy tego chciała, czy nie.
- Jak łatwo zapominasz.
- Zapominam o czym?
- Demony mają dużo bardziej wyostrzony węch od wampirów. Pragniesz mnie,
przyznaj się. Wiem to od dnia, w którym się spotkaliśmy.
Jej odpowiedzią było zrzucenie jednej z poduszek na podłogę, tuż przy jego
nogach, mówiąc:
- Śpisz na podłodze.
Zła wiedźma.
- Jeśli zmienisz zdanie, co na pewno się stanie, po prostu zawołaj.
- Jesteś cholernie irytujący.
Usiadł na podłodze uśmiechając się do siebie. To była miła zmiana jego
dotychczasowego życia, która pozwalała mu zapomnieć o jego przeszłości i o czasie
jaki był potrzeby do uzyskania zbawienia. Jade miała racje co do jednej rzeczy – jeśli
umrze zanim jego imię znajdzie się w Księdze Życia, on trafi prosto do grobu.
I to była rzecz, której nie życzył nawet największemu wrogowi.
****
Chicago, Illinois
Dwa ostatnie dni, były dla Jade koszmarem. Samael czerpał chorą satysfakcję z
tego jak zabójczyni wampirów traciła nad sobą panowanie. Najpierw na jej twarzy
pojawiała się purpura, mięśnie szczęki się zaciskały, a na końcu następował wybuch.
To było piekielnie seksowne.
Jej obronna postawa trzymała go na dystans, ale jej humor był tak samo chory i
pokręcony jak jego. Spędzanie z nią czasu strasznie go podniecało. Po spędzeniu
samotnie tak dużej ilości czasu miło było być koło kogoś, kto tak bardzo tętni
życiem.
Późnym popołudniem dotarli do Chicago, gdzie mieli odbyć pierwsza wspólną
misję. Mroźne powietrze przywiało zapach rozkładających się liści i dymu. Spadek
temperatury spowodował, że mieszkańcy miasta poruszali się bardzo szybko i
- 13 -
energicznie. Jade kroczyła tuż obok Samaela, dobrze jej szło ignorowanie jego osoby,
tym bardziej, że musiała odszukać adres, który podał jej Sojusz. Trzy wampiry były
podejrzane o morderstwo ludzi w tej okolicy. Wampiry te nie zastosowały się do
reguł, które nadał im Sojusz, dlatego ona i Samael zostali wysłani, aby je zabić.
Samael dobrze wiedział, dlaczego Ambrose wysłał akurat ich na tą misję. Ich ofiary
mieszkały w miejscu, gdzie znajdowało się bardzo dużo ludzi, a on i Jade mieli
utrzymywać swoją obecność w tajemnicy. Jade jednak, mogła mieć z tym nie mały
problem.
- Nie wzięłaś ze sobą granatów, prawda?
Spojrzała na niego i wywróciła oczami mówiąc:
- Czemu robimy to w dzień? Powinniśmy zaatakować w nocy.
Miała rację, ale to były szczególne okoliczności.
- To ma być dla ciebie utrudnienie, bo ludzie wokół nie mogą się dowiedzieć kim
jesteś. Nie zapominaj, że to wszystko jest testem. W tej misji mam zamiar przejąć
stery, ale ty musisz być uważać, żeby żaden z wampirów nie uciekł.
Zagryzła wargę, w przeciwnym razie nie udałoby się jej go zignorować. Długie,
ciemne włosy, piękne piwne oczy oraz temperament, który idealnie pasował do
samego Diabła to było tym, co ją wyróżniało. W głębi siebie z pewnością chowała
swoją delikatność, ale on miał zamiar ją z niej wydobyć.
Gdy dotarli do budynku, Jade zeszła z chodnika i pchnęła drzwi, wchodząc do
środka. Upewniła się, że wampiry nie będą miały szans na ucieczkę, kiedy będzie się
nimi zajmować. Demon nie miał wątpliwości, że jeden z wampirów będzie próbował
uciec, a jego planem było mu na to pozwolić. Musiał zobaczyć, jak Jade poradziłaby
sobie z wampirem w środku dnia, kiedy dookoła kręciło się wielu ludzi.
Znalezienie wampirów w budynku nie stanowiło dla niego najmniejszego
problemu. Wysłał swoje moce wzdłuż holu, przez schody i na trzecie piętro. Kiedy
już się tam znalazł, młoda para akurat wyszła na korytarz. Trzymali się za ręce, gdy
przechodzili obok niego.
On nigdy nie był młody i niewinny, a ta para była dokładnie tym, czego pragnął.
Samael nie wiedział jak to było być urodzonym przez matkę, która zajmowała się
tobą i pocieszała. On narodził się w niewoli.
Wszystkim aniołom, od początku ich istnienia, była przypisana jakaś praca i żaden
z nich nie skarżył się, dopóki nie zostali stworzeni ludzie. Wtedy aniołowie zobaczyli
to, co mogłoby być ich – co powinno być ich.
Wolna wola.
Odrzucił wszystkie myśli na bok i zaczekał aż para zniknie mu z oczu. Później
zmaterializował się w pokoju, gdzie były wampiry.
Dwóch krwiopijców siedziało rozłożonych na kanapie oglądając telewizję, jeden
obżerał się chipsami, podczas gdy reszta popijała piwo. Wyczuł energię innego
wampira na zapleczu. Przypuszczał, że gdy tylko wampiry go zobaczą zaczną
- 14 -
uciekać, a jeśli by to zrobiły, to on nie miał zamiaru im w tym przeszkadzać. Ten
wariant dałby Jade szansę wykazania się.
Wampiry wystrzeliły z kanapy i zdawały się szukać broni. Samael nie miał ochoty
paprać się z nimi. Zmaterializował sobie swój miecz i użył swojej nadludzkiej
szybkości, aby obalić najbliższego wampira. Ciało bez głowy upadło głucho na
podłogę. W tym czasie inny wampir wziął swój miecz i zamachnął się na niego.
Samael zablokował cios, w momencie, kiedy frontowe drzwi zatrzasnęły się. Tak jak
przewidział Samael, trzeci wampir uciekł z pokoju, bo jak wszystkim dobrze
wiadomo, starsze wampiry mogły poruszać się w słońcu. Podczas gdy Samael
próbował zabić resztę tych kutasów, miał nadzieję, że Jade nie odstawi cyrku na
zaludnionych ulicach Chicago, kiedy stanie z wampirem twarzą w twarz.
Nadszedł czas na jej pierwszy test.
Samael bez większego wysiłku wytrącił miecz z ręki wampira i ściął mu głowę. Nie
tracąc czasu dematerializował swój miecz, kiedy biegł do drzwi. Postanowił, że
osobiście zadzwoni do osoby, która pozbywała się ciał w tym rejonie, ale dopiero
później. Teraz musiał upewnić się, że jego seksowny zabójca nie dział zbyt
pochopnie.
Gdy wyszedł na korytarz zwolnił nie chcąc zwrócić na siebie niczyjej uwagi.
Wewnętrznie aż się gotował z pragnienia aby pobiec tak szybko, jak tylko to było
możliwe - aby pomóc Jade, choć tak naprawdę, nawet w najmniejszym stopniu nie
mógł się wtrącić w jej test. Coś w nim chciało chronić Jade – zabójczynię, która
umiała więcej niż tylko zadbać o siebie. Jej umiejętności nie były powodem, dla
którego Ambrose umieścił ją na okresie próbnym, to właśnie brak taktu pozostawał
jej problemem.
Z tego, co usłyszał od Ambrose’a, Jade dopiero od niedawna zaczęła zmieniać
swoją taktykę walki. Choć jej strategia walki zawsze była dziwaczna, to nigdy nie
zwracała na siebie niechcianej uwagi. Coś musiało się w niej zmienić w ciągu tych
ostatnich kilku miesięcy.
Samael nie sądził, żeby Jade zrobiła coś głupiego. Był pewien, że potrafiła nad sobą
zapanować.
Zanim dotarł do holu usłyszał głośne krzyki.
****
- Coś ty do cholery sobie myślała?
Jade dawała z siebie wszystko, aby jak najlepiej ignorować Samaela, bawiąc się
swoją komórką. Czekała cierpliwie w holu, na komisariacie, aby zostać przesłuchana
przez detektywów. Kiedy detektywi spytali, czy chce adwokata - odmówiła. Co
- 15 -
mógłby wiedzieć lepiej od niej jakiś trzydziestoparoletni adwokat, a posiadanie go
mogłoby tylko zwrócić większą uwagę policji na całą tę sprawę.
- Więc?
- Co do cholery miałam zrobić?
Wampir wybiegł przed budynek, jak nietoperz z piekła i zaczął wymachiwać
dookoła nożem… albo jej się to tylko przywidziało. W każdym razie jego energia
była bliska wybuchu, kiedy potrącał ludzi biegnąc chodnikiem. Jade przyczaiła się z
tyłu budynku i zrobiła jedyną rzecz, jaką mogła wtedy zrobić.
- Nie musiałaś go wpychać pod autobus. Jak zamierzasz wyjaśnić to na policji ?
Przecież byli świadkowie. – powiedział siadając z powrotem. Wyciągnął nogi przed
siebie, założył ręce za głowę i spojrzał w sufit. – Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłaś.
Twoje testy mają teraz bardzo duże znaczenie dla mnie.
Zauważyła, że kiedy był wzburzony to dużo się ruszał. Rozciąganie, przecieranie
twarzy, dotykanie kolana – wszystko, co tylko było możliwe. Zniżyła głos do szeptu i
obserwowała, jak ludzie wokół zerkali w ich kierunku. Ci jednak szybko odwracali
wzrok napotykając lśniące oczy Jade. To było straszne. Oboje byli ubrani jak Wesley
Snipes w filmie „Blade” – jednym z jej ulubionych filmów wszech czasów.
- Myślałam, że ten wampir trzymał w ręku sztylet. Spanikowałam.
Jade wpadła w panikę, bo tak naprawdę przed oczami ujrzała wizję swojej śmierci.
Okazało się jednak, że wampir nie machał żadnym nożem. Jej wyobraźnia wpadła w
jakiś niewytłumaczalny amok.
- Detektywi tego nie kupią.
Nie, prawdopodobnie nie.
- Jasne, że tak. Tylko, czy możesz po prostu zamknąć się na chwilę, żebym mogła
spokojnie pomyśleć?
Przerażające sceny na powrót pojawiły się jej przed oczami. Wampir biegnący na
nią, jego oszalałe spojrzenie, chrzęst kruszonej głowy pod oponami, kiedy pchnęła go
pod autobus oraz przerażające krzyki ludzi, gdy krew tryskała z ran wampira.
I wtedy zaczęło się istne piekło.
Samael znów usiadł obok niej i oparł łokcie o kolana, starając się wyglądać na
zrelaksowanego, ale Jade czuła frustrującą energię, jaka od niego płynęła.
- Możemy stąd prysnąć.
Wywróciła oczami. To zdawało się być dylematem wszystkich demonów.
- I co dalej ? Policja wie jak wyglądam. Czy masz pojęcie w jak wielu państwach
jestem poszukiwana?
- Zastanawiam się właśnie, dlaczego. Przeciągnął sobie dłonią po twarzy i nagle
usiadł powodując wokół siebie zdenerwowanie.
- 16 -
- Musimy jak najszybciej stąd spieprzać. Jeśli rzeczywiście poszukują cię także w
innych państwach, to dowiedzą się kim jesteś.
Pokręciła głową i machnęła lekceważąco ręką, mówiąc:
- Nie mają w moich aktach nic, żeby mnie zidentyfikować. Nie sądzę także, żeby
mieli moje zdjęcie. Może szkic, ale – hej – chodźmy !
Samael otworzył drzwi do damskiej toalety, posyłając przy tym sympatyczny
uśmiech do gapiących się ludzi.
- Wychodź, będę zaraz za tobą.
Oh, jakby to właśnie nie było zwróceniem na siebie uwagi. Narkoman spojrzał
przytomnie w kierunku Samaela.
- Jesteś idiotą. Policja chce mi tylko zadać kilka pytań. To nie tak, że jestem już
zaksięgowana, czy coś.
Pchnął ją w stronę łazienki nachylając się tak blisko, że mogła zobaczyć złote
plamki w jego oczach.
- Wchodź do tej cholernej łazienki.
- I kto teraz zrobił scenę?
Zaczęła przechodzić przez drzwi, kiedy oczy Samaela zrobiły się czerwone. Jeśli
zrobiła coś głupiego, musiała ponieść tego konsekwencje. Usłyszała w głowie głos
Amrbose’a…
„Jeśli nie zrobiłabyś czegoś nieodpowiedniego przy ludziach, to teraz nie
znajdowałabyś się na posterunku.”
Bla bla bla…
Po kilku sekundach ramiona Samaela zagrodziły wejście przez drzwi. Chwycił ją za
rękę, a ona poczuła dziwne mrowienie. Zamknęła powieki i wstrzymała oddech.
Pieprzona teleportacja. Pieprzone zastraszanie przez demona. Życie było w tym
momencie całkowicie popieprzone. Chłodne powietrze uderzyło ją w twarz, a ona
wreszcie otworzyła oczy. Stali przed wypożyczalnią. Jade położyła dłoń na
sportowym aucie i opierała się o nie aż do momentu, kiedy nudności zaczęły jej
przechodzić.
- Wsiadaj – powiedział siedząc już w środku.
Nie protestowała tylko wsunęła się na fotel pasażera pragnąc, aby zawroty głowy
wreszcie jej przeszły. Jeśli ktoś tu powinien być zawieszony, to z pewnością Samael.
Na początku wlókł się za nią na komendą a teraz przeniósł ich na jakieś zadupie, aby
wypożyczyć auto.
- Gdzie jedziemy?
Nie mieli zarezerwowanego pokoju hotelowego, aby Ambrose wysyłał ich na nową
misję. Po za tym musiałby najpierw dostać informację o zakończeniu misji, żeby
wysłać im dokumenty na nową.
- 17 -
Zanim Samael zdążył odpowiedzieć, jego komórka zadzwoniła. Pochylił się do
przodu i wydobył go z tylnej kieszeni spodni. Rzucił spojrzenie na wyświetlacz i
odebrał:
- Tak?
Usłyszała głos Ambrose’a po drugiej stronie:
- Jak wam idzie ?
Samael włożył klucze do stacyjki i odpalił samochód.
- Faktycznie, całkiem dobrze. Właśnie skończyliśmy robotę.
- Jak jej poszło? – zapytał Ambrose.
Samael posłał w jej kierunku groźne spojrzenie.
Ponad siedemset lat pracowała jako jeden z głównych zabójców Sojuszu, a
Ambrose przez cały ten czas ją kontrolował. Tak, życie jest zdecydowanie do dupy.
Lecz nie mogła winić Ambrose’a za to co zrobił. Gdyby była na jego miejscu
postąpiłaby tak samo. Uważała, że jej szef powinien wiedzieć o wizji Lexie, ale kiedy
wyrzucił ją na ulicę, zmieniła zdanie. Nie była pewna, czy tak do końca chce
zakończyć swoją pracę w Sojuszu.
Samael spojrzał na nią mówiąc do telefonu:
- Byłem bardzo zaskoczony. Ona jest na prawdę… efektywna.
- Zawsze wykonywała swoją pracę bez zarzutu. Zawsze pracowała szybko. Ale czy
zwróciła na siebie uwagę?
Mięśnie szczęki Samaela zacisnęły się. Oczywiście nie lubił okłamywać
Ambrose’a, ale mimo to powiedział:
- To było bardziej na zasadzie „zabij i uciekaj”. Dopadliśmy jednego poza
budynkiem, ale po kryjomu.
Cóż, Samael z pewnością nie był złym kłamcą. Rzeczywiście, było to na dworze,
ale została przyłapana przez tłumy gapiów.
Pierwszorzędny tekst ‘zabij i uciekaj’… klasyka. Pokazała mu kciuki w górę, lecz
on machnął ręką. Usiadła z powrotem na fotelu i uszczypnęła go.
Ambrose i Samael nigdy nie zrozumieją dlaczego tak postępuje. Była potężna, ale
znała też matematykę. Zabójcy w Sojuszu mieli swoje ‘daty ważności’, ci którzy
przebyli około pięćset lat służby po prostu ginęli. A po Jade śmierć spóźnia się już
przeszło dwieście lat.
Ambrose odezwał się ponownie:
- Zrzuć wszystko na Sojusz, powiedz żeby posprzątali te trupy w tamtym rejonie, a
ja w tym czasie wyślę wam kolejne zadanie. Odpocznijcie wieczorem i przejrzyjcie
dokumenty. Zadzwoń do mnie kiedy będziesz czegoś potrzebował lub będziesz miał
jakieś pytania.
- Tak zrobię.
- 18 -
Jade trzymała ręce przed sobą i przyglądała im się, nie chcąc spojrzeć w tej chwili
na Samaela, ale jednak podziękować mu jakoś. Nie musiał dla niej kłamać i nie miała
pojęcia dlaczego to zrobił.
- Dziękuję.
- Co ty do kurwy nędzy zrobiłaś ze swoimi paznokciami ?
Położyła ręce na kolanach i zacisnęła je w pięści, tak aby nie mógł więcej spojrzeć
na jej paznokcie.
- Obgryzłam je, okej ?
Jesus. Ostatnio stresowała się przed każdą misją, więc czasem obgryzała
paznokcie. Bardzo dżentelmeńsko się zachował, zwracając uwagę na jej największą
wadę.
- Będę do ciebie mówił Krótka3
.
Zacisnęła zęby i spojrzała na niego.
- Ten pseudonim może iść w obie strony kolego.
Uniósł brwi.
- Jeśli potrzebujesz dowodu to poczekaj aż dojedziemy do hotelu. Pokażę ci na to
wszystkie dowody i ostrzegam, że będzie on bardzo duży.
Wyjechał z parkingu, a ona zapięła pasy.
- Dlaczego mężczyźni zawsze to robią? Czemu tak bardzo przywiązujecie wagę do
wielkości swojego fiuta?
- Czy kiedykolwiek słyszałaś, żeby jakaś z twoich znajomych, chwaliła się, że jej
facet ma krótkiego penisa ? – mruknął.
Rozmowa powoli schodziła na Szarą Strefę terytorialną. Jade musiała powrócić do
normalnego tematu, bo jedyną rzeczą o jakiej w tej chwili mogła myśleć była
wielkość fiuta Samael’a. Wszystko co było z nim związane było anielskie, takie
doskonałe i nie miała co do tego żadnych wątpliwości.
- Co się stało kiedy wepchnęłam wampira pod autobus ?
- Zadzwoniłem do osoby zbierającej ciała w tamtym rejonie. Powiedział, że zajmie
się tym, ale nie brzmiał na zadowolonego. Będzie musiał iść do miejskiej kostnicy po
to ciało. Mam wielką nadzieję, że dotrze tam, zanim wampir zdąży się obudzić.
Oczywiście nie obcięłaś mu głowy, więc on nadal żyje. Osoby odpowiedzialne za
ciało, nie wiem czy poradzą sobie z EMT4
, czy policją. Tak naprawdę ich praca jest
bardzo ciężka.
- Czy wiesz, gdzie jest siedziba Sojuszu w tym mieście ?
- Tak.
3
Chodzi o jej krótkie paznokcie, jakby ktoś nie wiedział. ☺
4
Pracownicy opieki zdrowotnej.
- 19 -
Skąd on to wiedział ? Ona była w Sojuszu znacznie dłużej od niego, a nadal
musiała dzwonić po wskazówki, co zajmowało jej osiemdziesiąt procent cennego
czasu.
- Skąd to wiesz ?
- Zanim pójdę na jakąkolwiek misję, muszę uzyskać wszelkie potrzebne mi
informacje, ale zacząć cokolwiek robić. Oczywiście, ty nie czujesz potrzeby aby tak
robić.
Dało się zauważyć, że wciąż był na nią zły. Choć polubiła Samaela, nie chciała mu
dawać powodów aby twierdził, że nie jest zorganizowana, czy że nawala.
- Następnym razem będzie lepiej.
Zatrzymał się na czerwonym świetle i spojrzał na nią.
- To dobrze, bo następnym razem nie zamierzam kłamać.
- Prosiłam cię o to? Dlaczego to zrobiłeś, skoro tak bardzo jesteś przeciwny
kłamaniu?
Szanowała to, że nie chciał kłamać, ale przecież nigdy prosiła się aby to dla niej
zrobił. Pozostawało to niebanalną zagadką, bo przecież miał zdawać Ambrose’owi
relacje z jej postępów.
- Byłaś zabójcą przez bardzo długi czas. Dlatego uważam, że Ambrose posunął się
za daleko wysyłając cię na okres próbny. Część mnie wierzy, że potrzebujesz po
prostu odpocząć od tego wszystkiego. Druga część zaś uważa, że straciłaś swoją
finezję. Czy w ciągu ostatnich kilku miesięcy stało się coś, co zmieniło twój pogląd
na swoją pracę? Czy wierzysz, że wciąż jesteś dobrym zabójcą?
To pytanie było nieco uszczypliwe.
- Gdybym wierzyła inaczej, już dawno zakończyła bym swoją pracę.
Po kilku minutach ciszy uznała temat za zakończony. Samael zatrzymał samochód
przed niewielkim budynkiem przy dość ruchliwej ulicy. Jego ostry zapach rozszedł
się po aucie. Jade poprawiła się na siedzeniu.
- Odpowiedziałaś tylko na jedno z dwóch pytań.
- Czy w umowie masz też rozkaz przesłuchiwania mnie ?
- To jest proste, prywatne pytanie.
Nie chciała mu jednak odpowiadać, zamiast tego zmieniła temat.
- Czy to jest urząd Sojuszu ?
Nagle zapanowała między nimi krępująca cisza przerywana tylko cichym szelestem
jej kurtki, kiedy się poruszała.
Położył swoją rękę na jej. Jego ciepła dłoń sprawiła, że przez jej ciało przeszedł
prąd.
- 20 -
- Nie jestem tutaj tylko po to, aby zdawać relacje z twoich postępów. Jestem tutaj,
żeby ci pomóc. Ale nie mogę tego zrobić, skoro mi nie ufasz.
Jade ciekawa była jak bardzo trafna miała się okazać wizja Lexie. Część dotycząca
męskich rąk była jej gwoździem do trumny. Na początku nie chciała uwierzyć w
wizję przyjaciółki, bo zawsze działała w pojedynkę, teraz jednak wszystko się
zmieniło. Teraz pracowała z Samael’em, dlatego jej śmierć według wizji Lexie była
jeszcze bardziej prawdopodobna.
Jade bardzo chciała powiedzieć Samael’owi o tej wizji, ale myśl, że mógłby
powtórzyć wszystko Ambrose’owi sprawiła, że bez wahania stwierdziła: nie.
Wysunęła swoją dłoń z jego i otworzyła drzwi od strony pasażera.
- Chodźmy lepiej po kolejne zadanie.
Zanim zamknęła drzwi usłyszała ciche westchnienie. Miała nadzieje, że oznaczało
ono jego zmęczenie próbami wydobycia z niej informacji.
Nie była gotowa na powiedzenie komuś o wizji Lexie. Jade potrzebowała
stanowczo więcej czasu.
****
Samael położył swój nóż na łóżku i wziął do ręki Smith&Wesson5
. Dotychczas
korzystał z broni przydzielonej mu przez Sojusz, ale tam gdzie chodził razem z Jade,
nie wiedział, jakiego orężu będzie potrzebował. Samael chciał aby jego pistolet był
zawsze czysty i w dobrym stanie.
Miał nadzieje na wydobycie z Jade jakiś informacji działając na jej psychikę, pod
urzędem Sojuszu. Chciał się czegoś od niej nauczyć, ale jak miał to zrobić, skoro ona
była zamknięta w sobie, odmawiając wpuszczenia go do jej wnętrza i powiedzenia co
się stało w ciągu tych kilku ostatnich miesięcy, bo na pewno coś się stało. Nikt nie
zmieniał się tak radykalnie po wiekach wykonywania tej samej roboty. Albo ostatnio
przeżyła za dużo stresu, albo stało się coś poważniejszego, co zmieniło jej
nastawienie do życia. Mógłby się założyć, że mimo wszystko chodzi o to drugie.
Jedno spojrzenie w jej oczy mówiło samo za siebie.
Rozebrał pistolet kładąc przed sobą jego części.
W Piekle, Samael, zawsze zostawał do końca misji, aby upewnić się, że demony,
którymi dowodził, zakończyły swoją pracę w sposób zadowalający. Po za tym,
wszystkie dane dotyczące misji zachowywał dla siebie.
5
Półautomatyczny pistolet. ☺
- 21 -
Teraz Samael zmuszony był poświęcić więcej czasu na przeanalizowanie misji,
ponieważ musiał dobrze zapoznać się z taktyką walki Jade. Gdy dowie się co ją
nurtuje, będzie jak nowa.
Ciche pukanie do drzwi wyrwało go z zamyślenia. Opuścił trzymany w dłoni
pistolet i otworzył drzwi swoimi mocami, wyczuwając po drugiej ich stronie Jade.
Wyciągnęła przed siebie brązową, papierową torbę mówiąc:
- Poszłam na dół, aby coś zjeść. Nie było w pobliżu żadnego fast food’a, więc
przyniosłam ci coś innego.
- Dzięki.
Wstał z łóżka i uśmiechnął się do siebie, wiedząc, że nie przyniosła mu obiadu
bezinteresownie, tak naprawdę chciała porozmawiać. Zrobiła krok do środka. W tym
samym czasie Samael poczuł jak pradawne zło materializuje się za nim. Szybko
zatarasował jej drogę i powiedział:
- Porozmawiamy rano.
Stanęła na palcach próbując dostrzec coś, co znajdowało się za nim. Nie było
wątpliwości, że ona również wyczuła tego demona, choć z pewnością nie mogła
określić kim on był.
- Stary znajomy – powiedział zamykając jej drzwi przed nosem.
- Śliczna dziewczyna. Ma może siostrę?
Samael odwrócił się w stronę intruza, a żołądek podszedł mu do gardła. Jednak
jego postawa wyrażała stoicki spokój.
- Czego chcesz Luc ?
- Służyłeś u mnie tyle tysiącleci, a ja nie mogę po prostu wpaść do swojego byłego
Markiza?
Luc miał dar czytania innym w myślach, dlatego Samael starał się ukryć przed nim
swoje.
- Zawsze masz jakiś cel. Cokolwiek nie zrobisz ma swój cel, nawet kiedy nie jest
on na początku oczywisty.
Luc przebiegł rękami po klapach swojego ciemno niebieskiego garnituru mówiąc:
- Widzę, że stałeś się bardziej przebiegły.
- Dlaczego tu jesteś ?
- Dobrze, jeśli nie chcesz grać w grę, którą tak bardzo kocham, możemy przejść od
razu do rzeczy. Jestem tu, aby dać ci ostatnią szansę powrotu do moich szeregów.
Możemy zrobić to bezproblemowo.
- Jest przecież tyle demonów, które mogłyby zająć moje miejsce. Muszę mieć w
takim razie coś ważnego, bo inaczej nie przyszedłbyś tutaj.
- Musze przyznać, że dobrze radzisz sobie z ukrywaniem swoich myśli przede mną.
- 22 -
- Lata praktyki.
- Nie jesteś ani trochę zabawny Samael’u. – Luc podszedł do okna i rozsunął rolety
swoimi mocami. – Setki demonów są zabijane każdego roku przez Sojusz. Nie
umierają, przez co lądują na dole, a ja jestem zmuszony do przyjęcia każdego, kto
pomógłby mi w walce z nimi. Najczęściej nie chcą niczego innego niż odpłacić się
zabójcy, który ich sponiewierał, a mi zajmuje cały dzień, aby przekonać ich, że są
leprze sposoby na spędzanie czasu.
Samael był niewzruszony, kiedy Luc spojrzał na niego.
Lucyfer z powrotem odwrócił się do okna i kontynuował:
- Mogę łatwo sprawić, aby te demony zlikwidowały Sojusz, a na koniec i tak bym
miał je z powrotem.
- Ciągle czekasz aż Ambrose przyłączy się do twoich szeregów. Jeśli zaatakujesz
to, co należy do niego, na co ciężko zapracował, możesz o tym zapomnieć.
Nie było tajemnicą, że Luc chciał mieś Ambrose’a po swojej stronie. Jako byłby
Anielski Wojownik, Ambrose posiadał wiele mocy, dzięki którym mógłby się
równać z Luc’em. Byłby cennym nabytkiem w jego armii.
- Zgadza się. Toleruję te jego wampiry, bo pragnę, aby Ambrose był moim drugim
dowódcą. A teraz muszę jeszcze znosić to, jak moje demony dołączają do Sojuszu?
Naprawdę jestem już u kresu wytrzymałości.
- Masz nadzieję, na zbyt wiele. Ambrose dąży do jednego – odkupienia. Musi
odpokutować za swoje grzechy.
Luc machnął ręką, a rolety znów opadły, odcinając ich od świata.
- Przekonaj go Samael’u. Pozwól Ambrose’owi zobaczyć jak to jest po drugiej
stronie. Z pewnością dręczą go pytania, na które odpowiedź znam tylko ja. Dałem mu
moje wszystkie komendy armii i nikt, ani nic go nie powstrzyma.
Samael nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał.
- Chcesz abym dla ciebie szpiegował? Skoro dostałem się w pobliże Ambrose’a to
uważasz, że mogę go zatrudnić?
Luc skierował swoje lśniące, zielone oczy na Samael’a. Czerń przysłoniła jego
tęczówki, kiedy zmaterializował się tuż przed nim.
- Wiem co to jest pragnienie. Czy myślisz, że możesz dostąpić odkupienia, kiedy
przebywałeś w mojej armii tak długo? Mogę teraz zabić twoje fizyczne ciało i na
zawsze wysłać twoją duszę do grobu.
- Nie zrobię tego dla ciebie.
Luc położył dłoń na ramieniu Samaela.
- Masz rację. Wszystko co robię ma jakiś cel. Czekam na nadarzającą się okazję do
strajku, a ta chwila cały czas się zbliża. Pomyśl o mojej ofercie.
- 23 -
Po tych słowach Luc zniknął. Samael czuł jak nieprzenikniona cisza ciąży mu na
ramionach. Przed wizytą Luc’a zbawienie wydawało się poza zasięgiem Samael’a, a
teraz stało się to całkiem niemożliwe. Wybory zmniejszały się na jego oczach.
Były tylko dwie możliwości: zignorowanie oferty Luc’a, czyli panowania nad
podziemnym ogniem, gdzie – jak słusznie zauważył Luc - z pewnością nie znalazłby
zbawienia. Lub druga opcja: być przeklętym przez całą wieczność i tułać się z innymi
do końca swoich dni.
- 24 -
Rozdział 3
Cincinnati, Ohio
Jade od zawsze uwielbiała bawić się na śniegu, więc dodała tę czynność do rzeczy,
które musiała tutaj zrobić. Szkoda tylko, że była z Samaelem - tym aroganckim
draniem, który uczynił z jej życia piekło i nawet bezgłośnie spadające płatki śniegu
nie zdołały ugasić tego ognia. Skoro był kiedyś Markizem to z pewnością doskonale
wiedział jak zamienić jej życie w piekło.
Przykucnęła za zaspą śniegu, ubrana w czarny kapelusz, tego samego koloru top i
wysokie buty sięgające uda. W tym przebraniu wyglądała jak dziwka idąca dopiero
do trzeciej klasy. Śnieg w listopadzie. Niewiarygodne.
Od kiedy Samael pocałował Jade w więzieniu, więcej nie próbował z nią pogrywać.
Z kobiecego punktu widzenia był najzwyklejszym w świecie frajerem. Nie chciała
go, prawda? Dlaczego więc, zawsze o nim myślała, gdy tylko kładła się spać? I nawet
kiedy była pod prysznicem? Na dodatek, gdyby Samael miał jakieś nazwisko to Jade
z pewnością podawałby je ze swoim imieniem, meldując ich w pokoju hotelowym.
Boże, zachowywała się jak niedojrzała nastolatka.
Przynajmniej Samael nie zadawał jej już żadnych prywatnych pytań. Zaraz po
wizycie, jaką złożył mu jego stary znajomy, Samael zamknął sam w swoim pokoju na
cały dzień. Nawet nie odpowiedział, kiedy zapukała. Jednak zawsze jest jakaś dobra
storna, a tu akurat była taka, że nie zamierzał jej przepytywać.
Na całe szczęście Ambrose nie zadzwonił do niej, co oznaczało, że Lexie również
milczała w sprawie swojej wizji. Lecz to była niebezpieczna bomba, która tylko
czekała na sygnał, aby wybuchnąć. Lexie nie należała do cierpliwych osób. Sam fakt,
że wytrzymała aż dwa miesiące przemilczając swoją wizję, był dla Jade wielkim
szokiem.
Śnieżna kulka uderzyła ją w prawy policzek. Odwróciła głowę w stronę, z której
nadszedł mały pocisk. Znalazła za drzewem Samael’a, który uśmiechał się
promiennie. Jakby mieli czas na takie wygłupy i śnieżne igraszki. Mieliby, gdyby te
cztery wampiry ukrywające się w domu, po drugiej stronie ulicy, zaprzestałyby
swoich morderstw. Nie mieli czasu na zabawy, jak jakieś dzieci. Ale Jade przecież od
zawsze uważała się za dziecko.
- Masz jakiś pieprzony problem? – rzuciła w stronę demona. Zawsze wydawał się
jej taki zrelaksowany, kiedy przychodził czas na misję. Cholernie mu tego
zazdrościła. Ale zanim Lexie miała pierwsze widzenie, Jade przecież także taka była.
A teraz stała w wirtualnym dołku.
Samael posłał jej zdziwiony wyraz twarzy mówiąc:
Fallen Angels – Samael Dawn McClure Tłumaczenie: Katherine Carther (zakochana.wariatka)
- 1 - Rozdział 1 Galdwin, Michigan Jade trzymała telefon przy uchu w jednej ręce, a granat w drugiej. Rozmowa z szefem Ambrose’em , podczas walki z czterema wampirami, była niezwykle kłopotliwa. Wampiry miały doskonały słuch i Ambrose z pewnością zdawał sobie sprawę, że wszystko, co powie dotrze do ich uszu. - Jade, mówię ci po raz ostatni. Przestań zwracać na siebie uwagę, kiedy jesteś na misji. Ta akcja wycofania się z Nowego Yorku była strasznie głupia. Co się do cholery z tobą dzieje? Jeden z wampirów stojących przed nią parsknął śmiechem. Odbezpieczyła granat, chwyciła kołek leżący na ziemi i zamachnęła się nim. Uśmiech wampira zszedł z jego przystojnej twarzy. Wyczyn w Nowym Yorku był sprawą życia i śmierci. Wampir trzymał ją za gardło podczas, gdy oboje byli na dachu wysokiego budynku. Albo on miał spaść w dół, albo ona. Na szczęście szybko dostała kopa adrenaliny, podniosła go wysoko do góry, z czego nawet Hulk byłby dumny. Niestety, na ziemi było sporo ludzi mogących poznać, że jest wampirem. To nie była prawdziwa śmierć i - jak można się było spodziewać – cała ta sytuacja strasznie zirytowała Ambrose’a. Jej nawyki walki zawsze były dla niego zgubą, a ostatnio stało się jeszcze gorzej. Ale najważniejsze, że Jade wciąż tętniła życiem, mimo, że od siedmiuset lat zabija. Według Alexii, przyjaciółki a zarazem dobrej zabójczyni, Jade powinna być bardzo ostrożna. Lexie była obdarzona szczególnym darem – przewidywała przyszłość i choć jej wizje nie były do końca pewne, nigdy ich nie lekceważyła. Podobno w ostatniej wizji widziała, jak Jade umiera podczas jednej z misji, z podciętym gardłem. Lexie opisała tę wizję dość dobrze ze wstrząsającymi szczegółami, choć wybujała wyobraźnia Jade, wcale ich nie potrzebowała. Jade wstrząśnięta wizualnym powrotem do czasów kiedy jeszcze była w Nowym Yorku na chwilę odpłynęła myślami, po chwili jednak powróciła do rozmowy: - Nie miałam wyboru. Musiałam wyrzucić tego skurwysyna, zanim on zrobiłby to ze mną. - Zrzuciłaś go z budynku na oczach ludzi? - No tak, dzięki temu rozmawiamy. - A jak myślisz, gdzie teraz jest jego ciało, Jade? – warknął Ambrose.
- 2 - No tak, może leży gdzieś zakrwawiony na betonie. Jade przygryzła wargę, żeby się nie zaśmiać. Jeśli Ambrose by tam był to z pewnością nie uszłoby jej to na sucho. Po zrzuceniu wampira, Jade zaciągnęła jego tyłek do budynku i zadzwoniła do faceta, który zabierał ciała z tego rejonu. Można powiedzieć, że mężczyzna nie był zbyt zadowolony, kiedy miał do czynienia z policją. - A może wolałbyś, żeby to było moje ciało? – zapytała. - Przecież nie o to chodzi i cholernie dobrze o tym wiesz. Musisz zmienić taktykę walki. Sojusz eliminuje złe wampiry bez zwracania na siebie uwagi. W ten sposób funkcjonuje nasz gatunek i tylko tak możemy przetrwać. Fakt i Jade była tego w pełni świadoma. - Zabijałam przez bardzo długi czas. Chciałam dodać nieco pikanterii. - Odłóż te cholerne granaty. Odpowiedziała mu tylko jednym słowem: - Upsss. Jej granaty były wykonane specjalnie przez Jimmi’ego, który był geniuszem, jeżeli chodzi o broń. Sprytem uczynił te granaty bardziej wybuchowymi niż pozostałe. Jimmi był jej bohaterem. - Co do cholery miało znaczyć ‘upsss’ ? Wzruszyła ramionami, próbując złagodzić budujące się w niej napięcie. Zimne powietrze Michigan już dawno przeniknęło ją do kości. Noc zapadła godzinę temu, a okoliczne lasy były czarne jak smoła. Jej długa, czarna, skórzana kurtka nie była stworzona do tak niskich temperatur jak te, ale Jade potrzebowała swobody ruchu, a futrzana kurtka tylko by jej przeszkadzała. - Cóż… tak to jest. Znajduję się w okolicy, która nie szczyci się żadnymi domami w pobliżu, więc … Trzy wampiry odwróciły się i skręciły w dół polnej drogi, pozostawiając za sobą Jade i swojego towarzysza. Nie było mowy, żeby poszła za nimi w pogoń, bo nigdy by ich wszystkich nie złapała. Może i dorwałaby jednego, ale inni nadal będą uciekać, a dogonienie ich będzie niemożliwe po jej wcześniejszym pościgu. Na szczęście uciekli na sam środek szczerego pola, więc kompletnie nie mieli jak się bronić. - Poczekaj chwilkę, Ambrose. Wyrzuciła rękę do tyłu i granat poleciał. Sekundy mijały, a ona wstrzymywała oddech dziękując za siłę, którą posiadała będąc wampirem. Bez niej, granat nigdy nie poleciałby tak daleko. Dźwięk wybuchu był ogłuszający, pewnie dało się go słyszeć z odległości wielu mil. Upsss. Położyła dłoń na rękojeści miecza czekając, czy będzie jej potrzebny. Bywały chwile, kiedy jej praca była brudna i Jade już dawno to zaakceptowała, jednak dzisiejszego wieczoru nie miała ochoty się w to paprać.
- 3 - Proszę, nie każ mi używać mojego miecza. Kiedy smugi dymu opadły i osiadły się na jej ciele, Jade odtańczyła na koniec krótki taniec. I wreszcie miała to za sobą! Nie mogła ściąć głowy, czemuś, co nie było w jednym kawałku, bo takie były zasady. Trzy wampiry zginęły, a jeden zbierał się do ucieczki. Jej misja została prawie zakończona. Jade musiała tylko zapamiętać, żeby zadzwonić do faceta, który zabierał ciała z tej okolicy. Ostatni wampir był wyraźnie przerażony, nie wiedziała tylko czy jej tańcem, czy jego rychłą śmiercią. Prawdopodobnie tym pierwszym. - Jade! Podniosła telefon z powrotem do ucha i powiedziała do szefa: - Czy mogłabym do ciebie oddzwonić? Jestem trochę zajęta. - Czy to był kolejny, cholerny granat ? Rozłączyła się. Ostatni z wampirów zaciągnął swój tyłek w odwrotnym kierunku niż jego kumple, jakby to go mogło uratować. Co prawda właśnie wyrzuciła wszystkie granaty, - pamiętając, że musi ich kupić więcej od Jimmiego - ale nadal miała swój miecz. Kiedy zaczęła biec za wampirem, pomyślała o Ambrose’ie - co jej zrobi, kiedy ją wreszcie dorwie. Przyznawała, że żyła pod napięciem, ale przecież była zabójcą Sojuszu, inaczej się nie dało. Więc na co liczył Ambrose? Generalnie nie było żadnego powodu aby wampiry miały zabijać ludzi. Jeden lub dwa łyki krwi wystarczają młodemu wampirowi na tydzień, a starszemu nawet na kilka miesięcy. Niektórym z nich, po prostu, dawało satysfakcję pozbawianie ludzi krwi, co doprowadzało później do pewnego rodzaju nałogu. A przecież pożywianie się może być niezwykle przyjemne dla obu stron. Wampiry zazwyczaj zabijały ludzi podczas jedzenia, kiedy jednak powstał Sojusz i większość wampirów się ‘nawróciła’, wtedy reszcie odebrano pełnomocnictwo tym ‘złym’. Jednak nie zawsze tak było - kiedyś, ok. 1700 lat temu - wampiry walczyły między sobą aż do śmierci. Walczyli tak długo, póki zabijanie ludzi nie zostało potępione. Lexie chyba mówiła coś o tym kilka miesięcy temu. Praca mordercy była ciężka, ale kiedy robi się to przeszło siedemset lat, to w sumie przestało się to dostrzegać. W tajemnicy, Jade była szczęśliwa, kiedy wampiry tchórzyły, choć nigdy się do tego nie przyznała, a zwłaszcza przed Lexie. Jade dogoniła wampira i wyciągnęła swój miecz. Kiedy się zbliżyła, ręce zaczęły jej się trząść, a oddech ciężko pracował. Usłyszała jak ten kutas upada na ziemie; szybko łapiąc się rękami za głowę.
- 4 - Czy mogła go zabić, kiedy spoglądał na nią w ten sposób? Wyglądał jak niewiniątko, które chce się schować przed złym wampirem z mieczem. Cholera, mogła. Zassała powietrze, uniosła miecz i… Dosięgły ich światła reflektorów, Jade znieruchomiała z mieczem w powietrzu, wyglądając jak Xena - Wojownicza Księżniczka. Kurwa. Opuściła miecz, w nonszalancki sposób schodząc na pobocze, jednak wciąż miała na oku tego przeklętego krwiopijcę. Samochód zbliżył się, potrącając wampira, który nie poruszył się nawet o centymetr. Kto do cholery znajduje się w szczerym polu o tej godzinie? Która to była, druga w nocy? Podciągnęła rękaw kurtki spoglądając na zegarek. Nie, trzecia rano. Po chwili zapaliły się ostrzegawcze światła, które migały na czerwono - policja z Michigan. Niski, przysadzisty policjant wysiadał z auta zanim całkiem się zatrzymało. Patrzenie na jego twarz byłoby komiczne, gdyby nie wycelowana w nią lufa, kaliber czterdzieści pięć. Trafienie kulą boli jak cholera, dlatego Jade miała nadzieję, że policjant nie pociągnie za spust. - Rzuć broń i ręce do góry! Zajebiście. Zrobiła jak kazał, pozwalając, aby jej starożytny miecz upadł na ziemię. Ambrose jak nic narobi w gacie, kiedy tylko dowie się o tym incydencie. Tym razem to naprawdę nie była jej wina. No cóż… może trochę, bo policjant prawdopodobnie zjawił się tutaj słysząc wybuch granatu. - Na ziemię! Położyła się płasko na ziemi, twarzą w błocie. Odwracając głowę dostrzegła straszliwy uśmiech wampira, gdy leżał obok samochodu. - Suka – powiedział uśmiechając się ironicznie. Odepchnął się od ziemi i zniknął jej z oczu. Doskonale. Były dni, kiedy po prostu nie warto się było ruszać z łóżka. Jade wydawało się, że to był właśnie jeden z takich dni. - Połóż ręce tak, abym mógł je widzieć! Posłuchała policjanta, dopiero, kiedy powtórzył to po raz drugi. Musiała szybko wymyślić, jak wyjść z tego bałaganu. Mogłaby użyć na policjancie swojej siły, ale wtedy złamałaby zasadę „nie obcować z ludźmi”. Do tej pory wykonała kawał dobrej roboty, a teraz wszystko szlag trafił. Wiedziała, że moc zawarta w morfingu1 nie pomoże jej w tej sytuacji, bo rzeczywistości morfing przydaje się raz lub dwa na dziesięć. Oczywiście mogła zastosować tą ‘sztuczkę’ na 1 Morfing - technika przekształcania obrazu polegająca na płynnej zmianie jednego obrazu w inny, stosowana w filmie jak i animacji komputerowej.
- 5 - policjancie, ale spowodowanie ataku serca u człowieka nie zajmowało wysokiego miejsca na jej liście rzeczy do zrobienia. Oficer szturchnął ją, popychając jej twarz w kierunku ziemi. Jade zakaszlała od brudu. Miło. Tylko jedna rzecz mogła być lepsza od tego. - Jesteś aresztowana. Masz prawo zachować milczenie. Wszystko, co powiesz … I była. **** - Atak ze śmiercionośną bronią w ręku. niepodanie swoich danych… napaść na funkcjonariusza? – Samael zagwizdał opierając się o kraty celi. – Masz coś na swoją obronę? Jade zajęło kilka sekund wydobycie z siebie głosu: - Mam prawdo do zachowania milczenia. Otrzymała jeden telefon od Ambrose’a, prosząc o lepszy wymiar kary. Był pijany, ale powiedział, że wydostanie ją z więzienia bez żadnych konsekwencji, i że wysłał Samaela… po prostu niewiarygodne. Powiedzenie, że ona i Samael nie mogą się dogadać byłoby wielkim niedomówieniem. On był demonem z Pierwszego Powstania, upadł przez Lucyfera. Z tego co słyszała, to Samael wychodząc z Piekła został Markizem. Dowodził trzydziestoma legionami demonów i myślał, że jest najpotężniejszym mężczyzną we wszystkim co robi. Krążyły pogłoski, że w pierwszy dzień, kiedy tylko przyłączył się do Sojuszu, zabił samodzielnie dziesięć wampirów oraz zakończył szkolenia niewiarygodnie szybko. W tydzień miał je wszystkie za sobą i został przydzielony do samodzielnego zadania. Samael był strasznie zirytowany faktem, że tak naprawdę gówno z niej wyciągnął. Sprawił także, że gdy tylko go zobaczyła, jej serce zaczęło bić dużo szybciej. Na prawym ramieniu miał wymalowane przeróżne tatuaże. Demony z natury były zbudowane dosyć dobrze, ale Samael faktycznie musiał przypakować trochę na siłowni. Pewnie wspomagał swoją naturalną budowę ciała przez podnoszenie ciężarów co drugi dzień, bo kiedy przebywał w Kwaterze Głównej Sojuszu - w północnej Szkocji - mieszkał na siłowni. Nie, żeby to zauważyła. Machnęła ręką na kamery bezpieczeństwa porozstawiane po całym więzieniu i powiedziała: - Przeszkadzają ci kamery, czy może wystąpimy w następnym odcinku Gliniarzy ? - Zająłem się kamerami oraz częściami ciała pozostawionymi przez ciebie w połowie drogi. Wytropiłem też tego wampira, któremu pozwoliłaś uciec i skończyłem
- 6 - robotę za ciebie. - powiedział z surowym wyrazem twarzy, opierając się o dzielące ich kraty. - Dyscyplina, Jade. Dyscyplina i opanowanie idą w parze. Powinnaś zacząć się uczyć tych cech podczas treningów i używać ich w walce. Dzięki temu mogłabyś w przyszłości uniknąć wielu problemów, na przykład takich jak ten. Wyobraziła sobie, jak zatapia swoje kły w jego szyi. - Jeśli zamierzasz mnie tu demoralizować to lepiej pocałuj mnie w dupę. Jego jasno zielone oczy zaczęły się nienaturalnie świecić. - To cię będzie sporo kosztować. Zignorowała gorący dreszcz, który wywołały jego słowa. Ostatnim razem, kiedy pozwoliła sobie spojrzeć w jego oczy, została przez nie uwięziona. - Jeśli sądzisz, że się z tobą prześpię to lepiej o tym zapomnij. Mam pewne wymagania, co do facetów, z którymi sypiam. Miała nadzieję, że nigdy nie odgadnie, jak bardzo go pragnęła. Miłe słowa rzadko pojawiały się między nimi - chyba, że zostały wypowiedziane przez niego. Samael próbował zaciągnąć ją do łóżka już od momentu, kiedy pierwszy raz spotkał ją na szkoleniu. Od tamtego czasu Jade starała się go trzymać na dystans. Podczas gdy większość kobiet śliniła się na samo jego imię, one nie chciała go ani trochę. Seks bez żadnych zobowiązań to jedno, a seks z Samaelem to zupełnie inna bajka. Nie była gotowa na związanie się z kimkolwiek i prawdopodobnie nigdy nie będzie. Związki, małżeństwa… żadna z tych opcji jej nie interesowała, nawet w najmniejszym stopniu. Ale pomysł wykorzystania go, a następnie wyrzucenia ze swojej głowy nie był wcale najgorszy. Jego grzeszny wzrok wędrował po całym jej ciele. - Sex z tobą to tylko kwestia czasu, na razie wystarczy mi buziak. Jej wzrok spoczął na jego ustach. Samael wykonał gest, który wzbudził jej wyobraźnię i pomógł dokładnie zwizualizować to, co mogłaby z nimi zrobić. Mogła, ale nie chciała mu na to pozwolić. Nie? Sama nawet złapała się na fantazjowaniu o nim i to nie tylko w sposób erotyczny. Seksualne fantazje były dla niej normą. Rzadko marzyła o intymnych kolacjach i trzymaniu się za ręce - cholera, zrobiła się czerwona. - Zabierz nas stąd – rzuciła. Demon skrzyżował dłonie na klatce piersiowej. Mięśnie na jego brzuchu napięły się, tak samo ja bicepsy, Jade zwilżyła usta. Zrobił tak, na znak, że nie ma zamiaru się stąd ruszyć dopóki nie dostanie tego, czego chce. Odepchnęła na bok wszystkie swoje postanowienia, bo on przecież nie miał niczego lepszego do roboty niż niszczenie ich. Ambrose wysłał Samaela, aby wykonał swój obowiązek, a nie żeby uwiódł jednego z jego najlepszych zabójców. - A co się stało z twoją dyscypliną Samaelu ?
- 7 - Nie odpowiedział jej. Był strasznie irytującym durniem. Podeszła do krat nie chcąc niczego więcej, jak tylko spoliczkować tę jego zadowoloną z siebie twarz. Nie obchodziło ją, że jego usta były tak kusząco miękkie, ani nawet co by było gdyby znaleźli się razem w łóżku. Chciała tylko wydostać z tego więzienia swój tyłek i to był jedyny powód, dla którego zrobiła to co zrobiła. Owinęła ręce wokół krat, stanęła na palcach i dała mu szybkiego cmoka w usta. Odsunęła się do tyłu, aby oceniać całą sytuację, jednak Samael wyciągnął w jej stronę rękę, złapał za tył głowy i przyciągnął z powrotem do siebie, chcąc więcej. Jego usta były niezwykle miękkie, takie jakimi sobie je wyobraziła. Jakaś cząstka jej chciała odejść, a druga pragnęła czuć jego ciało dociśnięte do swojego, i poczuć go w sobie. Rękami delikatnie przytrzymywał jej głowę, a palce zatopił w jej włosach. Co prawda były pomiędzy nimi stalowe kraty, jednak nie przeszkodziło jej to wyobrazić sobie, jak to by było utonąć w jego objęciach. Jego język wsunął się w nią, szybko i namiętnie. Po chwili wyciągnął go z powrotem i przygryzł jej dolną wargę, po czym pogłębił pocałunek. Co ona o tym sądzi? Odczepiła od niego i cofnęła się do tyłu, nie mogąc złapać tchu. Przebiegł ręką po jej czarnych włosach, sprawdzając czy pocałunek wywarł na niej takie samo wrażenie jak na nim. Nie, żeby to zauważyła. - Teraz masz już swoje wynagrodzenie. Czy możemy już iść? – czy usłyszała w swoim głosie panikę? Cholera. Przetarła ręką usta, tak aby myślał, że nie spodobał jej się pocałunek, choć tak naprawdę miała ochotę na więcej. Była wręcz obolała z potrzeby… Co było w nim takiego niezwykłego, że tak ją zachwycał? To naprawdę było dla niej cholernie irytujące. - Przypuszczam, że moje pragnienie zostało ugaszone na najbliższe pięć minut. Daj mi rękę. Podała mu ją, zastanawiając się, dlaczego akurat z tym mężczyzną najbardziej nie umiała się dogadać. - Gdzie nas przeniosłeś? - Jesteśmy w moim hotelowym pokoju – powiedział puszczając jej oczko. Samael był niemożliwy. Zamknęła oczy i poczuła delikatne mrowienie rozchodzące się po całym jej ciele. Po chwili do tego uczucia dołączyły także nudności. Jade rzadko teleportowała się do innego miejsca, ale nie posiadała choroby lokomocyjnej. To nieprzyjemne uczucie trwało przez kilka dobrych minut. Samael owinął rękę wokół jej talii i pomógł usiąść na podłodze. Kiedy w końcu otworzyła oczy była zdezorientowana. Demon przeniósł ich do brzydkiego, ciemnego pokoju hotelowego. Większość pomieszczenia zajmowało wielkie łóżko, z koszmaru, z lat siedemdziesiątych, a na podłodze leżał poplamiony dywan.
- 8 - Jade nigdy nie miała własnego domu ani nie przebywała nigdzie przez dłuższy czas - nie licząc Highlands w Szkocji. Później dołączyła do Sojuszu, co powodowało ciągłe podróże. Samael puścił jej rękę i podszedł do kredensu. Podniosła się z podłogi, modląc się aby nudności nie powróciły. Demon stał tyłem do niej z jakimiś papierami w ręku. - Ambrose przesłał mi faksem dokumenty prawne, jeszcze zanim poszedłem po ciebie do więzienia. Umieścił cię na okresie próbnym – oznajmił. - Co? Odrzuciła wszystkie myśli na bok i wyrwała mu kartki z ręki zaczynając je czytać. Rzeczywiście, Ambrose posadził jej tyłek na okresie próbnym. Została przydzielona jako partnerka Samaela, następnie będzie musiała stawić się na przesłuchaniu przed trzema głowami Sojuszu – Ambrose’em, Roger’em i Seven’em. Później znów zostanie przydzielona do samodzielnej misji, albo powróci na plan treningowy aż do odwołania. Wszystko zależało od tego, jak przedstawi jej działania Samael. Usiadła na łóżku i zgniotła papiery w dłoniach. Z jednej strony było to dla niej odwołaniem od kary, za nieudaną misję na polu. Skoro nie była pełnoprawnym członkiem Sojuszu, to śmierć nie mogła jej dopaść, tak jak pozostałych w Sojuszu, a ci byli tępieni jak muchy. Każdy bał się Sojuszu, dlatego wszyscy zabójcy byli zaskoczeni, kiedy wampiry znów zaczęły ginąć. Z drugiej strony to była kompletna porażka. Jeśli istniało słowo, które nigdy nie łączyło się z Jade, to brzmiało: współpraca. Może i nie mogła zbliżyć się do swojego celu, ale naprawdę starała się wykonywać zadania najlepiej jak umiała. Przyznała, że została pokonana. Ale musiała wytrwać. Wtedy przypomniała jej się sytuacja, kiedy rozmawiała z Lexie: - Ręce, które były umazane twoją krwią były zdecydowanie męskie. Na pewno. - Kto tam mógł być poza mną? - Nie widziałam jego twarzy, tylko ręce. Ale ktoś tam będzie oprócz ciebie, jestem tego pewna. Wzrok Jade spoczął na rękach Samaela - na jego dużych, męskich dłoniach. Jeśli zginie podczas jednej z misji, to była całkowicie pewna swojego oprawcy i tego, że nikt jej nie pomoże. Technicznie rzecz biorąc nie powinno być wokół żadnych ludzi… dlatego Samael został jej nowym partnerem. - Wygląda na to, że będziemy ze sobą spędzać bardzo dużo czasu, prawda? Tak… na to wygląda. Spojrzała na niego i dostrzegła niebezpieczny błysk w jego oczach. Sądząc po jego dużym wybrzuszeniu w spodniach była pewna, że skorzysta z tej okazji. Nie, żeby to zauważyła.
- 9 - Rozdział 2 Samael starł ręką parę z łazienkowego lustra, która wytworzyła się, kiedy brał prysznic. Myśli o zbawieniu, przeleciały przez jego głowę, kiedy mył zęby. Gdyby jego imię z powrotem znalazło się w Księdze Życia mógłby liczyć na coś więcej, niż wieczne potępienie. Miał dość sporo do zrobienia biorąc pod uwagę wszystkie swoje grzechy oraz kompletny brak nadziei. Demon przypomniał sobie słowa Lucyfera, które wypowiedział, zanim Samael opuścił jego szeregi: „Rozczarowałeś mnie, Samaelu. Twoja wiara w nasze podziemne sprawy i cele pozostawia wiele do życzenia. Nie będę kwestionował twojej decyzji o opuszczeniu szeregów. Zmuszanie cię do czegokolwiek wbrew twojej woli też nie będzie mądrą decyzją z mojej strony. W swojej armii potrzebuję mężczyzn, którzy wierzą i pracują nad naszym wspólnym celem. Jednak zdrajców trzeba ukarać.” Tamtej nocy Luc jednak wstrzymał się od kary. Zamiast tego czeka na dogodny moment. Lucyfer bez wątpienia będzie wyczekiwał aż Samael zacznie coś znaczyć w ludzkim świecie, podobnie jak jego imię w Księdze Życia. Ten cholerny sukinsyn nigdy się od niego nie odczepi. Nie, chyba, że Samael szybko zrobiłby coś, żeby jego imię znalazło się w Księdze Życia, wtedy Luc straciłby władzę nad nim. Niestety Samael mógł tylko wykonywać swoją codzienną robotę i czekać aż Luc się zemści. Włożył szczoteczkę z powrotem do opakowania, czując jak jego fallus znów opadł mu w spodniach. Jade siedziała cicho, bo wiedziała, że to, czy zostanie przywrócona do samodzielnych misji, w dużej mierze zależało od Samaela. Ale on nie mógł jej zrozumieć. Jade miała wszystko, co tylko można sobie wymarzyć: przyjaciół, którzy się o nią troszczyli, pieniądze oraz ekscytującą pracę, która rzeczywiście coś dla niej znaczyła. Jako zabójczyni Sojuszu okazała się niezwykle odpowiedzialna w stosunku do Samaela i w przeciwieństwie do jego pracy jako Markiza, ona pracowała dla większego dobra. Kiedy wyszedł z łazienki spodziewał się zastać ją w małym pokoiku, jednak wcale się tak nie stało, ponieważ Jade wyszła na zewnątrz. Siedziała niebezpiecznie na skraju balkonu z jedną noga podpartą o krawędź, a drugą zwisającą swobodnie w dół. Plecy oparła wygodnie o ścianę. Zabóczyni mogłaby tam tak siedzieć przez wiele godzin, słuchając swojego iPad’a i obserwując ludzi chodzących po ziemi. Lekki wiatr rozwiał jej włosy i uderzył nimi o jej twarz. Oczy miała białe, co oznaczało, że jest w bardzo wysoko emocjonalnym stanie. Jeśli ktoś by ją teraz zobaczył z pewnością zorientował by się, że nie jest człowiekiem. Przypominała starożytną czarodziejkę, która była na granicy wypatroszenia jakiegoś głupka. Otworzył drzwi i wyszedł na balkon. Zimne, nocne powietrze natychmiast wywołało gęsią skórkę na jego gołej skórze.
- 10 - - Powinnaś wejść do środka. Jego głos zmącił ciszę i przeszkodził jej w odpoczynku. Wyciągnęła jedną słuchawkę z ucha i niemalże warknęła: - Zostaw mnie. Luc nie miał żadnych szans z tak pogardliwą kobietą. - To nie ja jestem tym, który umieścił cię na okresie próbnym, więc nie musisz wyżywac swojej złości na mnie. Jeśli jakiś człowiek zobaczył by cię teraz… - Słyszałeś mnie demonie? Chcę być sama. Prawie dał jej to, czego chciała. Wiedział jak to było ‘prosić’ o odrobinę prywatności, a nie otrzymać jej ani trochę. Mimo to, jego obowiązkiem było dopilnowanie, żeby nie zwróciła na siebie niczyjej uwagi. - Właśnie to jest postawa, przez którą cię zawiesili. Natychmiast właź do środka. Jej ręka powędrowała do sztyletu przymocowanego przy udzie - był to znak ostrzegawczy, żeby się wycofał. Nie zrobił tego. Istniały bowiem o wiele groźniejsze istoty, które były tylko cieniem zagrożenia, jakie stwarzała ona. Ta misja, na którą wysłał ich Sojusz pójdzie gładko - bez lub z jej pomocą. Samael chciał udowodnić Ambrose’owi, że był cenny dla Sojuszu, a nie nieodpowiedzialny kobieta siedzącą przed nim. Wszystkie jego pragnienia spoczęły na obcowaniu z naturą, w ludzkim świecie. Przysunął się do niej mówiąc: - Czy słyszałaś kiedykolwiek powiedzenie „Dobrymi chęciami to droga do Piekła jest wybudowana2 ? Odwróciła się w jego stronę, a on kontynuował: - Jeśli nie chcesz współpracować, trzeba będzie to załatwić inaczej. Uporem nigdy nic nie osiągniesz. Oczywiście czynisz na świecie dobro zabijając… - Czy mógłbyś oszczędzić mi tych bzdur? Zeskoczyła z balkonu i wylądowała tuż przed nim uderzając w jego ramię i próbując tym samym wytrącić go z równowagi. - Wiesz, że jeśli moje raporty o twoim zachowaniu nie będą pozytywne to natychmiast wrócisz na plan treningowy. - Ustosunkowanie się nigdy nie stanowiło dla mnie problemu. - A co w takim razie stanowi dla ciebie problem? Coś innego niż zwracanie na siebie uwagi ludzi, gdy jesteś na misji? Dowlokła się do łóżka i położyła się na boku podpierając głowę na ręce. Jego wzrok przykuła krzywizna na jej biodrze. - Porozmawiajmy o twoich problemach. 2 Po naszemu byłoby to „Dobrymi chęciami Piekło jest wybrukowane”, a tam ewidentnie chodzi o drogę do tego piekła.
- 11 - - Nie wiedziałem, że jakieś mam. - powiedział pożerając wzrokiem jej ciało, a kiedy w końcu z powrotem skupił wzrok na jej twarzy, spostrzegł, że jej oczy są zamknięte. Mogła zaprzeczać, że go nie chciała, ale pragnienie w jej oczach mówiło samo za siebie. – Po za twoimi oczywiście. - Przyciągasz mnie, ale skoro dopiero co wyszedłeś z Piekła to nie wiesz co robić z kobietami. Zwłaszcza takimi jak ja. - Takimi jak ty? – potarł dłonią podbródek. – Oh, to znaczy, że jesteś dziwką. No, dalej. Uśmiechnęła się ukazując kły. - Silnymi kobietami. Takimi, które nie będą znosić twojego despotyzmu. Nie sądzę czy jesteś zdolny do operowania taką kobietą - suką, czy nie. - Mam milion lat. Myślisz, że możesz się na mnie rzucić, a może jestem już schwytany? – przekomarzanie się było ciekawe, zwłaszcza, kiedy nie doświadczyło się tego w Piekle. Tam nigdy nie było czasu wolnego, bo zawsze trwały przygotowania do Armagedonu. - Dlaczego rzuciłeś swoją robotę jako Markiz? Chcesz mieć więcej władzy? - Jeśli chciałbym więcej mocy, to nie byłaby ona lewa. Mam tutaj, kiedy jestem w Sojuszu, znacznie mniej wpływów niż kiedy byłem w Piekle. - Więc dlaczego? Czy to jakiś rodzaj odkupienia? - Być może. – machnął ręką w jej kierunku. – Szczerze wątpię czy znajdę je tutaj, chociaż… Jade natychmiast usiadła. Jej włosy rozsypały się wokół ramion i między piersiami. - Nie, nie znajdziesz. Praca jako zabójca Sojuszu przyniesie ci tylko śmierć, a dobrze wiemy, że demony po śmierci idą prosto do grobu. Co w takim razie próbujesz udowodnić? Zrezygnowałeś ze swojej pozycji w Piekle tylko po to, żeby teraz znaleźć się w dołku. Sprytne posunięcie. Jade trafiła prawie w sedno tego, czego się najbardziej obawiał. Mimo wszystko to była jego jedyna nadzieja. Bo co innego mógłby zrobić? Zostać księgowym i pracować z ludźmi? - Mam rozumieć, że prowadzimy ze sobą wojnę, ale jesteśmy ze sobą powiązani? - Po pierwsze nie jesteśmy ze sobą powiązani. Zostałeś wysłany, aby śledzić moje poczynania i zdawać raporty dla Sojuszu, nic więcej. Po drugie jest to walka woli, nie rozumu. I dla twojej widomości… bądź przygotowany na przegraną. - Przystopuj. Tylko dzięki moim raportom pozostawią cię w Sojuszu, albo wykopią twoją dupę z powrotem do poziomu szkolenia. Uśmiech polowi wkradł się na jej twarz. Znów przypominała mu złą czarownicę. - Powiedziałam kiedyś coś o chemii, powinieneś to rozróżnić. To nigdy się nie stanie między nami, rozumiesz ?
- 12 - On miał odmienne zdanie. Jak powiedział w więzieniu – sex między nimi to tylko kwestia czasu. Wiedział to dobrze z jej ruchów, z tego jak jej ciało reagowało na niego – działo się tak czy tego chciała, czy nie. - Jak łatwo zapominasz. - Zapominam o czym? - Demony mają dużo bardziej wyostrzony węch od wampirów. Pragniesz mnie, przyznaj się. Wiem to od dnia, w którym się spotkaliśmy. Jej odpowiedzią było zrzucenie jednej z poduszek na podłogę, tuż przy jego nogach, mówiąc: - Śpisz na podłodze. Zła wiedźma. - Jeśli zmienisz zdanie, co na pewno się stanie, po prostu zawołaj. - Jesteś cholernie irytujący. Usiadł na podłodze uśmiechając się do siebie. To była miła zmiana jego dotychczasowego życia, która pozwalała mu zapomnieć o jego przeszłości i o czasie jaki był potrzeby do uzyskania zbawienia. Jade miała racje co do jednej rzeczy – jeśli umrze zanim jego imię znajdzie się w Księdze Życia, on trafi prosto do grobu. I to była rzecz, której nie życzył nawet największemu wrogowi. **** Chicago, Illinois Dwa ostatnie dni, były dla Jade koszmarem. Samael czerpał chorą satysfakcję z tego jak zabójczyni wampirów traciła nad sobą panowanie. Najpierw na jej twarzy pojawiała się purpura, mięśnie szczęki się zaciskały, a na końcu następował wybuch. To było piekielnie seksowne. Jej obronna postawa trzymała go na dystans, ale jej humor był tak samo chory i pokręcony jak jego. Spędzanie z nią czasu strasznie go podniecało. Po spędzeniu samotnie tak dużej ilości czasu miło było być koło kogoś, kto tak bardzo tętni życiem. Późnym popołudniem dotarli do Chicago, gdzie mieli odbyć pierwsza wspólną misję. Mroźne powietrze przywiało zapach rozkładających się liści i dymu. Spadek temperatury spowodował, że mieszkańcy miasta poruszali się bardzo szybko i
- 13 - energicznie. Jade kroczyła tuż obok Samaela, dobrze jej szło ignorowanie jego osoby, tym bardziej, że musiała odszukać adres, który podał jej Sojusz. Trzy wampiry były podejrzane o morderstwo ludzi w tej okolicy. Wampiry te nie zastosowały się do reguł, które nadał im Sojusz, dlatego ona i Samael zostali wysłani, aby je zabić. Samael dobrze wiedział, dlaczego Ambrose wysłał akurat ich na tą misję. Ich ofiary mieszkały w miejscu, gdzie znajdowało się bardzo dużo ludzi, a on i Jade mieli utrzymywać swoją obecność w tajemnicy. Jade jednak, mogła mieć z tym nie mały problem. - Nie wzięłaś ze sobą granatów, prawda? Spojrzała na niego i wywróciła oczami mówiąc: - Czemu robimy to w dzień? Powinniśmy zaatakować w nocy. Miała rację, ale to były szczególne okoliczności. - To ma być dla ciebie utrudnienie, bo ludzie wokół nie mogą się dowiedzieć kim jesteś. Nie zapominaj, że to wszystko jest testem. W tej misji mam zamiar przejąć stery, ale ty musisz być uważać, żeby żaden z wampirów nie uciekł. Zagryzła wargę, w przeciwnym razie nie udałoby się jej go zignorować. Długie, ciemne włosy, piękne piwne oczy oraz temperament, który idealnie pasował do samego Diabła to było tym, co ją wyróżniało. W głębi siebie z pewnością chowała swoją delikatność, ale on miał zamiar ją z niej wydobyć. Gdy dotarli do budynku, Jade zeszła z chodnika i pchnęła drzwi, wchodząc do środka. Upewniła się, że wampiry nie będą miały szans na ucieczkę, kiedy będzie się nimi zajmować. Demon nie miał wątpliwości, że jeden z wampirów będzie próbował uciec, a jego planem było mu na to pozwolić. Musiał zobaczyć, jak Jade poradziłaby sobie z wampirem w środku dnia, kiedy dookoła kręciło się wielu ludzi. Znalezienie wampirów w budynku nie stanowiło dla niego najmniejszego problemu. Wysłał swoje moce wzdłuż holu, przez schody i na trzecie piętro. Kiedy już się tam znalazł, młoda para akurat wyszła na korytarz. Trzymali się za ręce, gdy przechodzili obok niego. On nigdy nie był młody i niewinny, a ta para była dokładnie tym, czego pragnął. Samael nie wiedział jak to było być urodzonym przez matkę, która zajmowała się tobą i pocieszała. On narodził się w niewoli. Wszystkim aniołom, od początku ich istnienia, była przypisana jakaś praca i żaden z nich nie skarżył się, dopóki nie zostali stworzeni ludzie. Wtedy aniołowie zobaczyli to, co mogłoby być ich – co powinno być ich. Wolna wola. Odrzucił wszystkie myśli na bok i zaczekał aż para zniknie mu z oczu. Później zmaterializował się w pokoju, gdzie były wampiry. Dwóch krwiopijców siedziało rozłożonych na kanapie oglądając telewizję, jeden obżerał się chipsami, podczas gdy reszta popijała piwo. Wyczuł energię innego wampira na zapleczu. Przypuszczał, że gdy tylko wampiry go zobaczą zaczną
- 14 - uciekać, a jeśli by to zrobiły, to on nie miał zamiaru im w tym przeszkadzać. Ten wariant dałby Jade szansę wykazania się. Wampiry wystrzeliły z kanapy i zdawały się szukać broni. Samael nie miał ochoty paprać się z nimi. Zmaterializował sobie swój miecz i użył swojej nadludzkiej szybkości, aby obalić najbliższego wampira. Ciało bez głowy upadło głucho na podłogę. W tym czasie inny wampir wziął swój miecz i zamachnął się na niego. Samael zablokował cios, w momencie, kiedy frontowe drzwi zatrzasnęły się. Tak jak przewidział Samael, trzeci wampir uciekł z pokoju, bo jak wszystkim dobrze wiadomo, starsze wampiry mogły poruszać się w słońcu. Podczas gdy Samael próbował zabić resztę tych kutasów, miał nadzieję, że Jade nie odstawi cyrku na zaludnionych ulicach Chicago, kiedy stanie z wampirem twarzą w twarz. Nadszedł czas na jej pierwszy test. Samael bez większego wysiłku wytrącił miecz z ręki wampira i ściął mu głowę. Nie tracąc czasu dematerializował swój miecz, kiedy biegł do drzwi. Postanowił, że osobiście zadzwoni do osoby, która pozbywała się ciał w tym rejonie, ale dopiero później. Teraz musiał upewnić się, że jego seksowny zabójca nie dział zbyt pochopnie. Gdy wyszedł na korytarz zwolnił nie chcąc zwrócić na siebie niczyjej uwagi. Wewnętrznie aż się gotował z pragnienia aby pobiec tak szybko, jak tylko to było możliwe - aby pomóc Jade, choć tak naprawdę, nawet w najmniejszym stopniu nie mógł się wtrącić w jej test. Coś w nim chciało chronić Jade – zabójczynię, która umiała więcej niż tylko zadbać o siebie. Jej umiejętności nie były powodem, dla którego Ambrose umieścił ją na okresie próbnym, to właśnie brak taktu pozostawał jej problemem. Z tego, co usłyszał od Ambrose’a, Jade dopiero od niedawna zaczęła zmieniać swoją taktykę walki. Choć jej strategia walki zawsze była dziwaczna, to nigdy nie zwracała na siebie niechcianej uwagi. Coś musiało się w niej zmienić w ciągu tych ostatnich kilku miesięcy. Samael nie sądził, żeby Jade zrobiła coś głupiego. Był pewien, że potrafiła nad sobą zapanować. Zanim dotarł do holu usłyszał głośne krzyki. **** - Coś ty do cholery sobie myślała? Jade dawała z siebie wszystko, aby jak najlepiej ignorować Samaela, bawiąc się swoją komórką. Czekała cierpliwie w holu, na komisariacie, aby zostać przesłuchana przez detektywów. Kiedy detektywi spytali, czy chce adwokata - odmówiła. Co
- 15 - mógłby wiedzieć lepiej od niej jakiś trzydziestoparoletni adwokat, a posiadanie go mogłoby tylko zwrócić większą uwagę policji na całą tę sprawę. - Więc? - Co do cholery miałam zrobić? Wampir wybiegł przed budynek, jak nietoperz z piekła i zaczął wymachiwać dookoła nożem… albo jej się to tylko przywidziało. W każdym razie jego energia była bliska wybuchu, kiedy potrącał ludzi biegnąc chodnikiem. Jade przyczaiła się z tyłu budynku i zrobiła jedyną rzecz, jaką mogła wtedy zrobić. - Nie musiałaś go wpychać pod autobus. Jak zamierzasz wyjaśnić to na policji ? Przecież byli świadkowie. – powiedział siadając z powrotem. Wyciągnął nogi przed siebie, założył ręce za głowę i spojrzał w sufit. – Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłaś. Twoje testy mają teraz bardzo duże znaczenie dla mnie. Zauważyła, że kiedy był wzburzony to dużo się ruszał. Rozciąganie, przecieranie twarzy, dotykanie kolana – wszystko, co tylko było możliwe. Zniżyła głos do szeptu i obserwowała, jak ludzie wokół zerkali w ich kierunku. Ci jednak szybko odwracali wzrok napotykając lśniące oczy Jade. To było straszne. Oboje byli ubrani jak Wesley Snipes w filmie „Blade” – jednym z jej ulubionych filmów wszech czasów. - Myślałam, że ten wampir trzymał w ręku sztylet. Spanikowałam. Jade wpadła w panikę, bo tak naprawdę przed oczami ujrzała wizję swojej śmierci. Okazało się jednak, że wampir nie machał żadnym nożem. Jej wyobraźnia wpadła w jakiś niewytłumaczalny amok. - Detektywi tego nie kupią. Nie, prawdopodobnie nie. - Jasne, że tak. Tylko, czy możesz po prostu zamknąć się na chwilę, żebym mogła spokojnie pomyśleć? Przerażające sceny na powrót pojawiły się jej przed oczami. Wampir biegnący na nią, jego oszalałe spojrzenie, chrzęst kruszonej głowy pod oponami, kiedy pchnęła go pod autobus oraz przerażające krzyki ludzi, gdy krew tryskała z ran wampira. I wtedy zaczęło się istne piekło. Samael znów usiadł obok niej i oparł łokcie o kolana, starając się wyglądać na zrelaksowanego, ale Jade czuła frustrującą energię, jaka od niego płynęła. - Możemy stąd prysnąć. Wywróciła oczami. To zdawało się być dylematem wszystkich demonów. - I co dalej ? Policja wie jak wyglądam. Czy masz pojęcie w jak wielu państwach jestem poszukiwana? - Zastanawiam się właśnie, dlaczego. Przeciągnął sobie dłonią po twarzy i nagle usiadł powodując wokół siebie zdenerwowanie.
- 16 - - Musimy jak najszybciej stąd spieprzać. Jeśli rzeczywiście poszukują cię także w innych państwach, to dowiedzą się kim jesteś. Pokręciła głową i machnęła lekceważąco ręką, mówiąc: - Nie mają w moich aktach nic, żeby mnie zidentyfikować. Nie sądzę także, żeby mieli moje zdjęcie. Może szkic, ale – hej – chodźmy ! Samael otworzył drzwi do damskiej toalety, posyłając przy tym sympatyczny uśmiech do gapiących się ludzi. - Wychodź, będę zaraz za tobą. Oh, jakby to właśnie nie było zwróceniem na siebie uwagi. Narkoman spojrzał przytomnie w kierunku Samaela. - Jesteś idiotą. Policja chce mi tylko zadać kilka pytań. To nie tak, że jestem już zaksięgowana, czy coś. Pchnął ją w stronę łazienki nachylając się tak blisko, że mogła zobaczyć złote plamki w jego oczach. - Wchodź do tej cholernej łazienki. - I kto teraz zrobił scenę? Zaczęła przechodzić przez drzwi, kiedy oczy Samaela zrobiły się czerwone. Jeśli zrobiła coś głupiego, musiała ponieść tego konsekwencje. Usłyszała w głowie głos Amrbose’a… „Jeśli nie zrobiłabyś czegoś nieodpowiedniego przy ludziach, to teraz nie znajdowałabyś się na posterunku.” Bla bla bla… Po kilku sekundach ramiona Samaela zagrodziły wejście przez drzwi. Chwycił ją za rękę, a ona poczuła dziwne mrowienie. Zamknęła powieki i wstrzymała oddech. Pieprzona teleportacja. Pieprzone zastraszanie przez demona. Życie było w tym momencie całkowicie popieprzone. Chłodne powietrze uderzyło ją w twarz, a ona wreszcie otworzyła oczy. Stali przed wypożyczalnią. Jade położyła dłoń na sportowym aucie i opierała się o nie aż do momentu, kiedy nudności zaczęły jej przechodzić. - Wsiadaj – powiedział siedząc już w środku. Nie protestowała tylko wsunęła się na fotel pasażera pragnąc, aby zawroty głowy wreszcie jej przeszły. Jeśli ktoś tu powinien być zawieszony, to z pewnością Samael. Na początku wlókł się za nią na komendą a teraz przeniósł ich na jakieś zadupie, aby wypożyczyć auto. - Gdzie jedziemy? Nie mieli zarezerwowanego pokoju hotelowego, aby Ambrose wysyłał ich na nową misję. Po za tym musiałby najpierw dostać informację o zakończeniu misji, żeby wysłać im dokumenty na nową.
- 17 - Zanim Samael zdążył odpowiedzieć, jego komórka zadzwoniła. Pochylił się do przodu i wydobył go z tylnej kieszeni spodni. Rzucił spojrzenie na wyświetlacz i odebrał: - Tak? Usłyszała głos Ambrose’a po drugiej stronie: - Jak wam idzie ? Samael włożył klucze do stacyjki i odpalił samochód. - Faktycznie, całkiem dobrze. Właśnie skończyliśmy robotę. - Jak jej poszło? – zapytał Ambrose. Samael posłał w jej kierunku groźne spojrzenie. Ponad siedemset lat pracowała jako jeden z głównych zabójców Sojuszu, a Ambrose przez cały ten czas ją kontrolował. Tak, życie jest zdecydowanie do dupy. Lecz nie mogła winić Ambrose’a za to co zrobił. Gdyby była na jego miejscu postąpiłaby tak samo. Uważała, że jej szef powinien wiedzieć o wizji Lexie, ale kiedy wyrzucił ją na ulicę, zmieniła zdanie. Nie była pewna, czy tak do końca chce zakończyć swoją pracę w Sojuszu. Samael spojrzał na nią mówiąc do telefonu: - Byłem bardzo zaskoczony. Ona jest na prawdę… efektywna. - Zawsze wykonywała swoją pracę bez zarzutu. Zawsze pracowała szybko. Ale czy zwróciła na siebie uwagę? Mięśnie szczęki Samaela zacisnęły się. Oczywiście nie lubił okłamywać Ambrose’a, ale mimo to powiedział: - To było bardziej na zasadzie „zabij i uciekaj”. Dopadliśmy jednego poza budynkiem, ale po kryjomu. Cóż, Samael z pewnością nie był złym kłamcą. Rzeczywiście, było to na dworze, ale została przyłapana przez tłumy gapiów. Pierwszorzędny tekst ‘zabij i uciekaj’… klasyka. Pokazała mu kciuki w górę, lecz on machnął ręką. Usiadła z powrotem na fotelu i uszczypnęła go. Ambrose i Samael nigdy nie zrozumieją dlaczego tak postępuje. Była potężna, ale znała też matematykę. Zabójcy w Sojuszu mieli swoje ‘daty ważności’, ci którzy przebyli około pięćset lat służby po prostu ginęli. A po Jade śmierć spóźnia się już przeszło dwieście lat. Ambrose odezwał się ponownie: - Zrzuć wszystko na Sojusz, powiedz żeby posprzątali te trupy w tamtym rejonie, a ja w tym czasie wyślę wam kolejne zadanie. Odpocznijcie wieczorem i przejrzyjcie dokumenty. Zadzwoń do mnie kiedy będziesz czegoś potrzebował lub będziesz miał jakieś pytania. - Tak zrobię.
- 18 - Jade trzymała ręce przed sobą i przyglądała im się, nie chcąc spojrzeć w tej chwili na Samaela, ale jednak podziękować mu jakoś. Nie musiał dla niej kłamać i nie miała pojęcia dlaczego to zrobił. - Dziękuję. - Co ty do kurwy nędzy zrobiłaś ze swoimi paznokciami ? Położyła ręce na kolanach i zacisnęła je w pięści, tak aby nie mógł więcej spojrzeć na jej paznokcie. - Obgryzłam je, okej ? Jesus. Ostatnio stresowała się przed każdą misją, więc czasem obgryzała paznokcie. Bardzo dżentelmeńsko się zachował, zwracając uwagę na jej największą wadę. - Będę do ciebie mówił Krótka3 . Zacisnęła zęby i spojrzała na niego. - Ten pseudonim może iść w obie strony kolego. Uniósł brwi. - Jeśli potrzebujesz dowodu to poczekaj aż dojedziemy do hotelu. Pokażę ci na to wszystkie dowody i ostrzegam, że będzie on bardzo duży. Wyjechał z parkingu, a ona zapięła pasy. - Dlaczego mężczyźni zawsze to robią? Czemu tak bardzo przywiązujecie wagę do wielkości swojego fiuta? - Czy kiedykolwiek słyszałaś, żeby jakaś z twoich znajomych, chwaliła się, że jej facet ma krótkiego penisa ? – mruknął. Rozmowa powoli schodziła na Szarą Strefę terytorialną. Jade musiała powrócić do normalnego tematu, bo jedyną rzeczą o jakiej w tej chwili mogła myśleć była wielkość fiuta Samael’a. Wszystko co było z nim związane było anielskie, takie doskonałe i nie miała co do tego żadnych wątpliwości. - Co się stało kiedy wepchnęłam wampira pod autobus ? - Zadzwoniłem do osoby zbierającej ciała w tamtym rejonie. Powiedział, że zajmie się tym, ale nie brzmiał na zadowolonego. Będzie musiał iść do miejskiej kostnicy po to ciało. Mam wielką nadzieję, że dotrze tam, zanim wampir zdąży się obudzić. Oczywiście nie obcięłaś mu głowy, więc on nadal żyje. Osoby odpowiedzialne za ciało, nie wiem czy poradzą sobie z EMT4 , czy policją. Tak naprawdę ich praca jest bardzo ciężka. - Czy wiesz, gdzie jest siedziba Sojuszu w tym mieście ? - Tak. 3 Chodzi o jej krótkie paznokcie, jakby ktoś nie wiedział. ☺ 4 Pracownicy opieki zdrowotnej.
- 19 - Skąd on to wiedział ? Ona była w Sojuszu znacznie dłużej od niego, a nadal musiała dzwonić po wskazówki, co zajmowało jej osiemdziesiąt procent cennego czasu. - Skąd to wiesz ? - Zanim pójdę na jakąkolwiek misję, muszę uzyskać wszelkie potrzebne mi informacje, ale zacząć cokolwiek robić. Oczywiście, ty nie czujesz potrzeby aby tak robić. Dało się zauważyć, że wciąż był na nią zły. Choć polubiła Samaela, nie chciała mu dawać powodów aby twierdził, że nie jest zorganizowana, czy że nawala. - Następnym razem będzie lepiej. Zatrzymał się na czerwonym świetle i spojrzał na nią. - To dobrze, bo następnym razem nie zamierzam kłamać. - Prosiłam cię o to? Dlaczego to zrobiłeś, skoro tak bardzo jesteś przeciwny kłamaniu? Szanowała to, że nie chciał kłamać, ale przecież nigdy prosiła się aby to dla niej zrobił. Pozostawało to niebanalną zagadką, bo przecież miał zdawać Ambrose’owi relacje z jej postępów. - Byłaś zabójcą przez bardzo długi czas. Dlatego uważam, że Ambrose posunął się za daleko wysyłając cię na okres próbny. Część mnie wierzy, że potrzebujesz po prostu odpocząć od tego wszystkiego. Druga część zaś uważa, że straciłaś swoją finezję. Czy w ciągu ostatnich kilku miesięcy stało się coś, co zmieniło twój pogląd na swoją pracę? Czy wierzysz, że wciąż jesteś dobrym zabójcą? To pytanie było nieco uszczypliwe. - Gdybym wierzyła inaczej, już dawno zakończyła bym swoją pracę. Po kilku minutach ciszy uznała temat za zakończony. Samael zatrzymał samochód przed niewielkim budynkiem przy dość ruchliwej ulicy. Jego ostry zapach rozszedł się po aucie. Jade poprawiła się na siedzeniu. - Odpowiedziałaś tylko na jedno z dwóch pytań. - Czy w umowie masz też rozkaz przesłuchiwania mnie ? - To jest proste, prywatne pytanie. Nie chciała mu jednak odpowiadać, zamiast tego zmieniła temat. - Czy to jest urząd Sojuszu ? Nagle zapanowała między nimi krępująca cisza przerywana tylko cichym szelestem jej kurtki, kiedy się poruszała. Położył swoją rękę na jej. Jego ciepła dłoń sprawiła, że przez jej ciało przeszedł prąd.
- 20 - - Nie jestem tutaj tylko po to, aby zdawać relacje z twoich postępów. Jestem tutaj, żeby ci pomóc. Ale nie mogę tego zrobić, skoro mi nie ufasz. Jade ciekawa była jak bardzo trafna miała się okazać wizja Lexie. Część dotycząca męskich rąk była jej gwoździem do trumny. Na początku nie chciała uwierzyć w wizję przyjaciółki, bo zawsze działała w pojedynkę, teraz jednak wszystko się zmieniło. Teraz pracowała z Samael’em, dlatego jej śmierć według wizji Lexie była jeszcze bardziej prawdopodobna. Jade bardzo chciała powiedzieć Samael’owi o tej wizji, ale myśl, że mógłby powtórzyć wszystko Ambrose’owi sprawiła, że bez wahania stwierdziła: nie. Wysunęła swoją dłoń z jego i otworzyła drzwi od strony pasażera. - Chodźmy lepiej po kolejne zadanie. Zanim zamknęła drzwi usłyszała ciche westchnienie. Miała nadzieje, że oznaczało ono jego zmęczenie próbami wydobycia z niej informacji. Nie była gotowa na powiedzenie komuś o wizji Lexie. Jade potrzebowała stanowczo więcej czasu. **** Samael położył swój nóż na łóżku i wziął do ręki Smith&Wesson5 . Dotychczas korzystał z broni przydzielonej mu przez Sojusz, ale tam gdzie chodził razem z Jade, nie wiedział, jakiego orężu będzie potrzebował. Samael chciał aby jego pistolet był zawsze czysty i w dobrym stanie. Miał nadzieje na wydobycie z Jade jakiś informacji działając na jej psychikę, pod urzędem Sojuszu. Chciał się czegoś od niej nauczyć, ale jak miał to zrobić, skoro ona była zamknięta w sobie, odmawiając wpuszczenia go do jej wnętrza i powiedzenia co się stało w ciągu tych kilku ostatnich miesięcy, bo na pewno coś się stało. Nikt nie zmieniał się tak radykalnie po wiekach wykonywania tej samej roboty. Albo ostatnio przeżyła za dużo stresu, albo stało się coś poważniejszego, co zmieniło jej nastawienie do życia. Mógłby się założyć, że mimo wszystko chodzi o to drugie. Jedno spojrzenie w jej oczy mówiło samo za siebie. Rozebrał pistolet kładąc przed sobą jego części. W Piekle, Samael, zawsze zostawał do końca misji, aby upewnić się, że demony, którymi dowodził, zakończyły swoją pracę w sposób zadowalający. Po za tym, wszystkie dane dotyczące misji zachowywał dla siebie. 5 Półautomatyczny pistolet. ☺
- 21 - Teraz Samael zmuszony był poświęcić więcej czasu na przeanalizowanie misji, ponieważ musiał dobrze zapoznać się z taktyką walki Jade. Gdy dowie się co ją nurtuje, będzie jak nowa. Ciche pukanie do drzwi wyrwało go z zamyślenia. Opuścił trzymany w dłoni pistolet i otworzył drzwi swoimi mocami, wyczuwając po drugiej ich stronie Jade. Wyciągnęła przed siebie brązową, papierową torbę mówiąc: - Poszłam na dół, aby coś zjeść. Nie było w pobliżu żadnego fast food’a, więc przyniosłam ci coś innego. - Dzięki. Wstał z łóżka i uśmiechnął się do siebie, wiedząc, że nie przyniosła mu obiadu bezinteresownie, tak naprawdę chciała porozmawiać. Zrobiła krok do środka. W tym samym czasie Samael poczuł jak pradawne zło materializuje się za nim. Szybko zatarasował jej drogę i powiedział: - Porozmawiamy rano. Stanęła na palcach próbując dostrzec coś, co znajdowało się za nim. Nie było wątpliwości, że ona również wyczuła tego demona, choć z pewnością nie mogła określić kim on był. - Stary znajomy – powiedział zamykając jej drzwi przed nosem. - Śliczna dziewczyna. Ma może siostrę? Samael odwrócił się w stronę intruza, a żołądek podszedł mu do gardła. Jednak jego postawa wyrażała stoicki spokój. - Czego chcesz Luc ? - Służyłeś u mnie tyle tysiącleci, a ja nie mogę po prostu wpaść do swojego byłego Markiza? Luc miał dar czytania innym w myślach, dlatego Samael starał się ukryć przed nim swoje. - Zawsze masz jakiś cel. Cokolwiek nie zrobisz ma swój cel, nawet kiedy nie jest on na początku oczywisty. Luc przebiegł rękami po klapach swojego ciemno niebieskiego garnituru mówiąc: - Widzę, że stałeś się bardziej przebiegły. - Dlaczego tu jesteś ? - Dobrze, jeśli nie chcesz grać w grę, którą tak bardzo kocham, możemy przejść od razu do rzeczy. Jestem tu, aby dać ci ostatnią szansę powrotu do moich szeregów. Możemy zrobić to bezproblemowo. - Jest przecież tyle demonów, które mogłyby zająć moje miejsce. Muszę mieć w takim razie coś ważnego, bo inaczej nie przyszedłbyś tutaj. - Musze przyznać, że dobrze radzisz sobie z ukrywaniem swoich myśli przede mną.
- 22 - - Lata praktyki. - Nie jesteś ani trochę zabawny Samael’u. – Luc podszedł do okna i rozsunął rolety swoimi mocami. – Setki demonów są zabijane każdego roku przez Sojusz. Nie umierają, przez co lądują na dole, a ja jestem zmuszony do przyjęcia każdego, kto pomógłby mi w walce z nimi. Najczęściej nie chcą niczego innego niż odpłacić się zabójcy, który ich sponiewierał, a mi zajmuje cały dzień, aby przekonać ich, że są leprze sposoby na spędzanie czasu. Samael był niewzruszony, kiedy Luc spojrzał na niego. Lucyfer z powrotem odwrócił się do okna i kontynuował: - Mogę łatwo sprawić, aby te demony zlikwidowały Sojusz, a na koniec i tak bym miał je z powrotem. - Ciągle czekasz aż Ambrose przyłączy się do twoich szeregów. Jeśli zaatakujesz to, co należy do niego, na co ciężko zapracował, możesz o tym zapomnieć. Nie było tajemnicą, że Luc chciał mieś Ambrose’a po swojej stronie. Jako byłby Anielski Wojownik, Ambrose posiadał wiele mocy, dzięki którym mógłby się równać z Luc’em. Byłby cennym nabytkiem w jego armii. - Zgadza się. Toleruję te jego wampiry, bo pragnę, aby Ambrose był moim drugim dowódcą. A teraz muszę jeszcze znosić to, jak moje demony dołączają do Sojuszu? Naprawdę jestem już u kresu wytrzymałości. - Masz nadzieję, na zbyt wiele. Ambrose dąży do jednego – odkupienia. Musi odpokutować za swoje grzechy. Luc machnął ręką, a rolety znów opadły, odcinając ich od świata. - Przekonaj go Samael’u. Pozwól Ambrose’owi zobaczyć jak to jest po drugiej stronie. Z pewnością dręczą go pytania, na które odpowiedź znam tylko ja. Dałem mu moje wszystkie komendy armii i nikt, ani nic go nie powstrzyma. Samael nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał. - Chcesz abym dla ciebie szpiegował? Skoro dostałem się w pobliże Ambrose’a to uważasz, że mogę go zatrudnić? Luc skierował swoje lśniące, zielone oczy na Samael’a. Czerń przysłoniła jego tęczówki, kiedy zmaterializował się tuż przed nim. - Wiem co to jest pragnienie. Czy myślisz, że możesz dostąpić odkupienia, kiedy przebywałeś w mojej armii tak długo? Mogę teraz zabić twoje fizyczne ciało i na zawsze wysłać twoją duszę do grobu. - Nie zrobię tego dla ciebie. Luc położył dłoń na ramieniu Samaela. - Masz rację. Wszystko co robię ma jakiś cel. Czekam na nadarzającą się okazję do strajku, a ta chwila cały czas się zbliża. Pomyśl o mojej ofercie.
- 23 - Po tych słowach Luc zniknął. Samael czuł jak nieprzenikniona cisza ciąży mu na ramionach. Przed wizytą Luc’a zbawienie wydawało się poza zasięgiem Samael’a, a teraz stało się to całkiem niemożliwe. Wybory zmniejszały się na jego oczach. Były tylko dwie możliwości: zignorowanie oferty Luc’a, czyli panowania nad podziemnym ogniem, gdzie – jak słusznie zauważył Luc - z pewnością nie znalazłby zbawienia. Lub druga opcja: być przeklętym przez całą wieczność i tułać się z innymi do końca swoich dni.
- 24 - Rozdział 3 Cincinnati, Ohio Jade od zawsze uwielbiała bawić się na śniegu, więc dodała tę czynność do rzeczy, które musiała tutaj zrobić. Szkoda tylko, że była z Samaelem - tym aroganckim draniem, który uczynił z jej życia piekło i nawet bezgłośnie spadające płatki śniegu nie zdołały ugasić tego ognia. Skoro był kiedyś Markizem to z pewnością doskonale wiedział jak zamienić jej życie w piekło. Przykucnęła za zaspą śniegu, ubrana w czarny kapelusz, tego samego koloru top i wysokie buty sięgające uda. W tym przebraniu wyglądała jak dziwka idąca dopiero do trzeciej klasy. Śnieg w listopadzie. Niewiarygodne. Od kiedy Samael pocałował Jade w więzieniu, więcej nie próbował z nią pogrywać. Z kobiecego punktu widzenia był najzwyklejszym w świecie frajerem. Nie chciała go, prawda? Dlaczego więc, zawsze o nim myślała, gdy tylko kładła się spać? I nawet kiedy była pod prysznicem? Na dodatek, gdyby Samael miał jakieś nazwisko to Jade z pewnością podawałby je ze swoim imieniem, meldując ich w pokoju hotelowym. Boże, zachowywała się jak niedojrzała nastolatka. Przynajmniej Samael nie zadawał jej już żadnych prywatnych pytań. Zaraz po wizycie, jaką złożył mu jego stary znajomy, Samael zamknął sam w swoim pokoju na cały dzień. Nawet nie odpowiedział, kiedy zapukała. Jednak zawsze jest jakaś dobra storna, a tu akurat była taka, że nie zamierzał jej przepytywać. Na całe szczęście Ambrose nie zadzwonił do niej, co oznaczało, że Lexie również milczała w sprawie swojej wizji. Lecz to była niebezpieczna bomba, która tylko czekała na sygnał, aby wybuchnąć. Lexie nie należała do cierpliwych osób. Sam fakt, że wytrzymała aż dwa miesiące przemilczając swoją wizję, był dla Jade wielkim szokiem. Śnieżna kulka uderzyła ją w prawy policzek. Odwróciła głowę w stronę, z której nadszedł mały pocisk. Znalazła za drzewem Samael’a, który uśmiechał się promiennie. Jakby mieli czas na takie wygłupy i śnieżne igraszki. Mieliby, gdyby te cztery wampiry ukrywające się w domu, po drugiej stronie ulicy, zaprzestałyby swoich morderstw. Nie mieli czasu na zabawy, jak jakieś dzieci. Ale Jade przecież od zawsze uważała się za dziecko. - Masz jakiś pieprzony problem? – rzuciła w stronę demona. Zawsze wydawał się jej taki zrelaksowany, kiedy przychodził czas na misję. Cholernie mu tego zazdrościła. Ale zanim Lexie miała pierwsze widzenie, Jade przecież także taka była. A teraz stała w wirtualnym dołku. Samael posłał jej zdziwiony wyraz twarzy mówiąc: