kakarota

  • Dokumenty646
  • Odsłony171 331
  • Obserwuję119
  • Rozmiar dokumentów1.7 GB
  • Ilość pobrań77 959

Feehan Christine - Mrok 18 - Mroczne opętanie

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.6 MB
Rozszerzenie:pdf

Feehan Christine - Mrok 18 - Mroczne opętanie.pdf

kakarota EBooki Serie / Autorzy Mrok
Użytkownik kakarota wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 281 stron)

Tłumaczy: franekM Dark Possession By Christine Feehan

Tłumaczy: franekM Rozdział 1 Manolito De La Cruz obudził się pod ciemną ziemią z jego bijącym sercem, krwawoczerwonymi łzami pokrywającymi smugami jego twarz i przytłaczał go żal. Rozpaczliwy krzyk kobiety odbił się echem w jego duszy, szarpiąc go, udzielając mu nagany, przyciągając go z powrotem z krawędzi wielkiego urwiska. I padał z głodu. Każda komórka w jego ciele łaknęła krwi. Głód grabił go bezlitosnymi pazurami do momentu gdy czerwone opary nie przykryły jego wzroku, a jego tętno biło w potrzebie natychmiastowego pożywienia się. Zrozpaczony, przeczesał obszar nad swoim miejscem spoczynku na obecności wrogów i, nie znalazł żadnego, wybuch przez bogate warstwy gleby, w powietrze, jego sercowe grzmiało w jego uszach, jego umysł krzyczał. Wylądował w kucki pośród gęstych krzewów i gęstej roślinności, i wziął wolne, ostrożne spojrzenie wokół siebie. Przez moment wszystko było złe — małpy wrzeszczały, ptaki wołały w ostrzeżeniu, bulgot większego drapieżnika, nawet szelest jaszczurek przez roślinność. Nie powinien tu być. Las deszczowy. Dom. Potrząsnął swoją głową, próbując oczyścić swój podzielony umysł. Ostatnią rzeczą, którą wyraźnie pamiętał, było wyjście przed karpacką kobietą w ciąży, ochrona matki i nienarodzonego dziecka przed zabójcą. Sheaę Dubrinsky, życiową partnerkę Jacquesa, brata Księcia karpackich ludzi. Był w Karpatach, nie w Ameryce Południowej, którą teraz nazywał domem. Odegrał jeszcze raz obrazy w swojej głowie. Shea zaczęła rodzić na przyjęciu. Co było śmieszne. Jak mogli chronić kobiety i dzieci w środku takiego szaleństwa? Manolito wyczuł niebezpieczeństwo, nieprzyjaciela poruszającego się w tłumie, tropiącego Sheaę. Został rozproszony, olśniony kolorem i dźwiękiem i uczuciem wlewającym się do jego wnętrza z każdego kierunku. Jak to się mogło stać? Wiekowi karpackich myśliwych nie czułą emocji i widziała w odcieniach szarości, bieli i czerni — ale — wyraźnie przypomniał sobie, że włosy Sheay były rude. Jasne, jaskrawoczerwone. Wspomnienia wirowały z dala od niego, gdy przeszył go ból, składając go w pół. Przypływy słabości wstrząsnęły nim. Znalazł się na swoich rękach i kolanach, jego żołądek zacisnął się w twardy węzeł, a jego wnętrzności ciążyły. Ogień palił jego ciało jak roztopiona trucizna. Choroby nie zadręczył karpackiej rasy. Nie mógł zachorować na choroby, które dotykają ludzi. To zostało wyprodukowane przez wroga.

Tłumaczy: franekM Kto mi to zrobił? Jego białe zęby zacisnęły się razem okazując agresję, jego siekacze i kły były ostre i śmiertelne, gdy spojrzał gwałtownie wokół siebie. Jak tu dotarł? Klęcząc w żyznej ziemi, próbując uporządkować to co wiedział. Kolejne szarpnięcie oślepiającego bólu przymocowane do jego skroni spowodowało utratę wzroku. Przykrył swoje oczy próbując zasłonić spadające gwiazdy, atakujące go jak pociski, ale zamykające swoje oczu pogorszyć ten efekt. "Jestem Manuel De La Cruz" mruczał głośno, próbując zmusić swój mózg do pracy… do przypomnienia sobie… przepchnięcia słów przez zaciśnięte mocno zęby, w grymasie. "Mam jednego starszego i trzech młodszych braci. Oni nazywają mnie Manolito dokuczając mi, ponieważ moje ramiona są szersze i posiadam więcej mięśnia, więc oni redukują mnie do miana chłopca. Nie zostawiliby mnie gdyby wiedzieli, że ich potrzebuję." Nigdy nie zostawiliby mnie. Nigdy. Nie jego bracia. Byli lojalni wobec siebie — byli przez długie wieki razem i zawsze tak pozostawało. Przecisnął się przez ból, próbując wykryć prawdę. Dlaczego był w lesie deszczowym, gdy powinien być w Karpatach? Dlaczego został porzucony przez swoich ludzi? Jego braci? Potrząsnął swoją głową w zaprzeczeniu, mimo że to drogo go to kosztowało, ponieważ ból wzmógł się, szpice wydawały się dźgać jego czaszkę. Zadrżał gdy cienie wkradały się powoli bliżej, wzywając go, przybierając kształty. Liście zaszeleściły, a krzaki przesunęły się, jakby za dotknięciem niewidzialnych rąk. Jaszczurki wypadły spod gnijących roślinności i uciekały jakby przerażone. Manolito cofnął się ponownie i po raz kolejny rozglądnął się ostrożnie wokół siebie, tym razem skanował wyżej i pod ziemią, dzieląc obszar na ćwiartki. Były tylko cienie, żadnego ciała i krwi, wskazującego że wróg jest blisko. Musi się trzymać i dowiedzieć się co się dzieje zanim pułapka przeskoczy — a był pewny, że to jest pułapka i był naprawdę blisko zostania złapanym. Przez czas gdy poszukiwał wampira, Manolito zostało zranione i zatruty przy wiele okazjach, ale jednak przeżył, ponieważ zawsze używał swojego mózgu. Był przebiegły i sprytny i bardzo inteligentny. Żaden wampir albo mag nie będzie od niego lepszy, chorego albo i nie. Jeśli miał halucynacje, musiał odkryć sposób na zaklęcie by się chronić. Cienie poruszały się po jego umyśle, mroczne i złe. Rozejrzał się dookoła siebie, po porastającą dżunglę, i zamiast zobaczyć witający domu zobaczył, same

Tłumaczy: franekM poruszające się cienie — sięgające — próbującego go chwycić zachłannymi pazurami. Rzeczy poruszyły się, zjawy zawodziły, nieznane istoty zbierały się w krzakach i ziemi. To nie miało sensu, nie dla jednego z jego rodzaju. Noc powinna go przywitać — uspokoić go. Objąć go bogatym kocem spokoju. Noc zawsze należała do niego — do jego rodzaju. Informacje powinny go zalać, z każdym oddechem który brał do swojego ciała, ale za to jego umysł robił mu kawały, widział rzeczy, których nie mogło tam być. Mógł usłyszeć, jak ciemna symfonia głosów woła do niego, dźwięki brzęczał głośno do czasu, gdy jego głowa pękała z bólu od jęków i żałosnych krzyków. Kościste palce muskały jego skórę, nogi pająka pełzały po nim, tak że skręcał się w obie strony, młócąc swoimi ramiona, uderzając swoją klatkę piersiową i plecami, ocierając się energicznie by usunąć niewidoczne pająki, które wydawały trzymać się jego skóry. Zadrżał jeszcze raz i wmusił powietrze do swoich płuc. Musiał mieć halucynacje, złapany w pułapce mistrza wampira. Jeśli tak było, nie mógł wezwać na pomoc swoich braci do czasu gdy nie będzie wiedział czy był przynętą mającą wciągnąć ich w sieć. Chwycił mocno swoją głowę i zmusił swój umysł do uspokojenia się. Przypomniał sobie. Był starożytnym Karpatianinem wysłanym przez dawnego Księcia Vlada na poszukiwanie wampirów. Syn Vlada, Michaił, wieki temu przejął prowadzenie ich ludzi. Manolito poczuł jak jeden z elementów jego pamięci ułożył się we właściwym miejscu. Był daleko od swojego domu w Ameryce Południowej, wezwany przez Księcia na spotkanie w Karpatach, na świętowanie życia, gdzie życiowa partnerka Jacquesa miała urodzić dziecko. Mimo to teraz wydał się być w lesie deszczowym, w część którą znał. Czy mógł śnić? Nigdy wcześniej nie śnił, nie odkąd pamiętał. Gdy karpacki mężczyzna zapadał się pod ziemię, zamknął swoje serce i płuca i spał jakby był martwy. Jak mógłby śnił? Kolejny raz zaryzykował spojrzenie na swoje otoczenie. Jego żołądek przechylił się gdy błyskotliwe kolory olśniły go, sprawiając ból jego głowie i sprawiając że czuł mdłości. Po wiekach widzenia w czarno - białych kolorach z odcieniami szarego, teraz okoliczna dżungla utrzymała agresywny kolor, jaskrawe barwy zieleni, feerie kolorowych kwiatów rozlewających się z pni wraz z lianami winorośli. Jego głowa pękała z bólu, a jego oczy piekły. Krople krwi przeciekły jak łzy, podążając tropem w dół jego twarzy, gdy zmrużył oczy próbując zapanować nad uczuciem kołysania i falowania, gdy oglądał las deszczowy. Uczucia wlały się do środka. Czuł smak strachu, coś czego nie znał od kiedy był chłopcem. Co się działo? Manolito walczyło by dostać się na szczyt dziwnej

Tłumaczy: franekM gimnastyki akrobatycznej poplątanych myśli w jego umyśle. Nacisnął mocno by usunąć szczątki i naciskał na to co wiedział o swojej przeszłości. Staną przed starszą ludzką kobietą opanowaną przez maga, właśnie kiedy pchała zatrutą broń w nienarodzone dziecko Jacquesa i Shea. Poczuł wstrząs wchodzący w jego ciało, skręt i rozdarcia ząbkowanego ostrza przecinającego jego organy i rozrywającego jego żołądek. Ogień palił przez jego wnętrzności, rozprzestrzeniając się szybko jak trucizna, która dostała się do jego organizmu. Krew wypływała rzeką i światło szybko przygasło. Słyszał, wołające głosy, skandujące, poczuł jak jego bracia sięgają go, próbując trzymać go na ziemi. Zapamiętał to bardzo wyraźnie, dźwięk głosów jego braci ' błagających go — wszystkich — rozkazujących by z nimi został. Znalazł się w królestwie mroku, zjawy zawodziły, cienie przemykały i dochodziły. Szkielet. Ciemne szpiczaste zęby. Szpony. Pająki i karaluchy. Syczące węże. Zbliżające się szkielet, bliżej i bliższy do momentu gdy… Zamknął swój umysł na swoje otoczenie, na wszystkich wspólnych ścieżkach, więc nie było żadnej szansy, że ktokolwiek mógł karmić jego własny strach. To musiała być halucynacja wywołana przez truciznę pokrywającą ostrze noża. Nie miało znaczenia że zatrzymał cokolwiek co wchodziło do jego mózgu — coś złośliwego już było w nim obecne. Ogień sięgał go, szeleszczące płomienie dochodziły łakomie w kierunku nieba i rozciągały się jak obsceniczne języki ku niemu. Z pożogi, wychodziły kobiety, kobiety które wykorzystywał do pożywienia się poprzez wieki, teraz już dawno umarłe dla świata. Zaczęły gromadzić się wokół niego, z wyciągniętymi ramionami, ustami otwartymi, gdy pochylały się ku niemu, ukazując ich ciałą przez ciasne, przylegające sukienki. Uśmiechały się i kusiły, z szeroko otwartymi oczami, krew spływająca po obu stronach ich szyj — kusząc — kusząc. Głód palił. Szalał. Wzrastał w potworze. Gdy patrzył, wołały do niego uwodzicielsko, jęcząc i wijąc się jakby w seksualnej ekstazie, ich ręce dotykały siebie wymownie. "Weź mnie, Manolito," zapłakała jedna. "Jestem twoja" zawołała kolejna i wyciągnęła do niego rękę. Głód zmusił go do podniesienia się. Już mógł poczuć smak bogatej, gorącej krwi, bardzo pragnął odzyskać swoją równowagę. Musiał, i dostarczy jej sobie. Uśmiechnął się do nich, swoim powolnym, uwodzicielskim uśmiechem, które zawsze zapowiadał wzięcie ofiary. Gdy zrobił krok do przodu, potknął się, węzeł w jego stwardniałym żołądku zmienił się w bolesną bryłę. Oparł się jedną

Tłumaczy: franekM ręką na ziemi, zanim upadł. Ziemia przesunęła się, i mógł zobaczyć twarze kobiet w ziemi i butwiejących liściach. Gleba, czarna i bogata, przesuwała się aż do czasu, gdy twarze go oblokły, oczy wpatrywały się oskarżycielsko. "Zabiłeś mnie. Zabiłeś." Oskarżenie było miękkie, ale potężne, usta otwarte szeroko jakby w przerażeniu. "Wziąłeś moją miłość, wszystko co miałam do zaoferowania i zostawiłeś mnie" zapłakała kolejna. "Zawdzięczasz mi swoją duszę" powiedziała trzecia. Odsunął się z cichym sykiem zaprzeczenia. "Nawet cię nie tknąłem, prócz pożywienia się" Ale sprawił, że one tak myślały, że je miał. On i jego bracia pozwolili kobietom myśleć, że zostały uwiedzone, ale nigdy nie zdradzili ich życiowych partnerek. Nigdy. To była jedna z ich najświętszych zasad. Nigdy nie dotykali niewinnych, nie by się pożywić. Kobiety, które wykorzystywał do pożywiania się, wszystkie były łatwe do odczytania, ich chciwość jego nazwiska i pozorów władzy. Wybierał je ostrożnie, zachęcał ich fantazje, ale nigdy fizycznie ich nie dotknął inaczej niż do pożywienia się. Potrząsnął swoją głową gdy zawodzenie stało się głośniejsze, widma stały się bardziej uparte, oczy zwężały się na celu. Wyprostował swoje ramiona i stanął wyprostowany naprzeciw kobiet. "Żyję przez krew i wziąłem co oferowałyście. Nie zabiłem. Nie udawałem że was kocham. Nie mam się czego wstydzić. Odejdźcie i zabierzcie z sobą swoje oskarżenia. Nie zdradziłem mojego honoru, mojej rodziny, moich ludzi ani mojej życiowej partnerki." Miał wiele grzechów za które odpowiadał, wiele mrocznych czynów zabarwiających jego duszę, ale nie to. Nie to, o co te zmysłowe kobiety z ich zachłannymi ustami, oskarżały go. Warknął na nie, podniósł swoją głowę z dumą i wpatrywał się w ich zimne oczy. Jego honor był nietknięty. Wiele rzeczy można było o nim powiedzieć. Mogli oskarżyć go na tysiące innych sposobów i mogli dopatrzyć się uchybień, ale nigdy nie dotknął niewinnych. Nigdy nie pozwoli kobiecie myśleć, że może się w nim zakochać. Czekał wiernie na swoją życiową partnerkę, nawet wiedząc, że szanse, by ją kiedykolwiek znaleźć były bardzo małe. Nie było żadnych innych kobiet, mimo tego co myślał świat. I nigdy nie będzie. Bez względu na jego inne wady nie zdradziłby swojej kobiety. Nie słowem, nie przez czyn, nawet przez myśl. Nawet gdy wątpił, czy kiedykolwiek się narodzi.

Tłumaczy: franekM "Uciekajcie ode mnie. Przyszłyście do mnie chcąc władzy i pieniędzy. Nie było żadnej miłości z waszej strony, żadnego rzeczywistego zainteresowania poza zdobyciem rzeczy, których chciałyście. Zostawiłem wam wspomnienia, chociaż były fałszywe, w zamian za życie. Nie zostałyście skrzywdzone, a nawet byłyście pod moją ochroną. Nie jestem wam nic winny, a najmniej moją duszę. Ani nie pozwolę być sądzony przez takie istoty jak wy." Kobiety krzyczały, cienie przedłużały się, rzucając ciemne pasy przez ich ciała, jak wstążki łańcuchów. Ich ramiona wyciągnęły się wobec niego, ich paznokcie przypominały coraz bardziej pazury, dym wirował wokół ich zwijających się form. Manolito potrząsnęło swoją głową, stanowczy w odmowie przyznania się do jego wykroczeń. Był Karpatianinem i potrzebował krwi by przeżyć — to było tak proste. Przestrzegał nakazów swojego Księcia i chronił inne gatunki. Chodź to prawda że zabijał, i że często czuł się lepszy z jego umiejętnościami i inteligencją, pilnował tego miejsca, które było dla jego życiowej partnerki, jeden przebłysk ludzkości, życia, na wszelki wypadek. Nie będzie osądzony przez te kobiety z ich chytrymi uśmiechami i dojrzałymi ciałami, oferującymi się, by zdobyć bogatego mężczyznę, a nie z miłości, ale przez chciwość — ale żal naciskał na jego emocji. Okrutny, nieodparty smutek, atakował go i wkradał się do jego duszy, tak że czuł się znużony i przegrany i chciał słodkiego zapomnienia ziemi. Wokół niego, zawodzenie stało się głośniejsze, ale cienie zaczęły wypłukiwać formę i kolor z twarzy. Kilka kobiet odsunęło swoją odzież i szeptało mu zaproszenia. Manolito popatrzał na nie gniewnie. "Wcale nie potrzebuję ani nie chcę waszego zauroczenia." Czuj. Poczuj. Dotknij mnie i poczujesz jeszcze raz. Moja skóra jest miękka. Mogę zabrać cię aż do nieba. Musisz tylko dać mi swoje ciało jeden raz a ja damy ci krew, której łakniesz. Cienie poruszały się wokół niego, a kobiety wychodziły z winorośli i liści, przedzierając się przez ziemię i sięgały go, uśmiechając się uwodzicielsko. On... czuć odrazę i obnażył swoje zęby, potrząsając swoją głową. "Nigdy jej nie zdradzę." Powiedział głośno. "Raczej umarłbym śmiercią głodową." Powiedział to w prymitywnym warknięciu, warknięciu z dudniącym ostrzeżeniem w jego gardle. Dokładnie to mając na myśli. "Ta śmierć zajmie wieki." Głosy nie były teraz tak uwodzicielskie, bardziej zrozpaczony i płaczliwy, bardziej oszalały niż oskarżycielski.

Tłumaczy: franekM "Więc niech tak będzie. Nie zdradzę jej. " "Już ją zdradziłeś" zapłakała jedna. "Ukradłeś jej kawałek duszy. Ukradłeś i nie możesz tego oddać. " Przeszukał swoją rozbitą pamięć. Przez moment poczuł smugę zapachu, zapach czegoś czystego i świeżego, pośrodku gnijącego rozkładu, który go oblegał. Jej smak był w jego ustach. Jego serce biło mocno i stabilnie. Wszystko w nim się uregulowało. Była prawdziwa. Nabrał tchu, wypuścił go, oddychając przez cienie wokół niego, jeszcze więcej żalu wlało się do jego wnętrza. "Jeśli popełniłem takie przestępstwo przeciwko niej, więc zrobię cokolwiek, czego ona sobie życzy." Czy popełnił tak wielki grzech, że go opuściła? Czy dlaczego nieznany żal zmieniło jego serce w taki ciężki kamień? Wokół niego, twarze wolno się rozpuszczały, jako jeszcze bardziej niewyraźne formy, do czasu gdy pozostały tylko jęki cieni, a uczucie mdłości w dole jego brzucha zelżało, właśnie wtedy gdy jego głód wzrósł poza łaknienie. Miał życiową partnerkę. Uchwycił się tej prawdy. Piękna. Doskonała. Kobieta urodzona by być jego partnerką. Urodzona dla niego. Jego. Instynkty drapieżcy wzrosły ostry i szybko. Warknięcie wjechało z łoskotem do jego klatki piersiowej, i wszechobecny głód grabił bardziej w głąb jego wnętrzności, drapiąc i gryząc z niepohamowanym żądaniem. Żył bez koloru od setek lat, długi, beznamiętny czas, który rozciągał się bez końca, aż demon wzrósł i już nie miał siły ani chęci by walczyć przeciwko niemu. Był tak blisko. Zabijać i uciekać jednocześnie i karmić się, stało się trudne. Za każdym razem gdy zatapiał swoje zęby w żywe ciało, czuł i słyszał przypływ i odpływ życia w żyłach, zastanawiał się czy to jest moment, w którym jego dusza się zgubiła. Manolito zadrżał gdy głosy w jego głowie po raz kolejny stał się głośniejszy, zagłuszając dźwięki dżungli. Małe przebłyski bólu wzrosły za jego oczami, paląc i paląc do czasu gdy poczuł, jak jego oczy się gotują. To był kolor? Ona, jego życiowa partnerka, przywróciła mu kolory. Gdzie była? Opuściła go? Pytania przytłoczyły się szybko i głośno, łącząc się z głosami, do momentu gdy chciał uderzyć swoją głową o najbliższy pień drzewa. Wnętrze jego mózgu wydawało się palić, jak działo się z każdym organem w jego ciele. Krew wampira? To paliło jak kwas. Wiedział ponieważ polował i zabił sto, albo może tysiące. Niektóre były przyjaciółmi z jego młodych lat, i on mógł słyszeć ich teraz, krzyczących w jego głowie. Skute łańcuchem. Splecione. Zjadane

Tłumaczy: franekM przez niekończącą się rozpacz. Jego serce niemal wybuchło w klatce piersiowej, i zatonęło w dół do żyznej ziemi, gdzie leżał, próbując ustalić co było rzeczywiste a co było halucynacją. Gdy zamknął swoje oczy, był w dole, oblokły go cienie i czerwone oczy wpatrywały się łapczywie. Może to wszystko było złudzeniem. Wszystko. Gdzie był. Intensywne kolory. Cienie. Może jego pragnienie życiowej partnerki było tak silne że stworzył ją w swoim umyśle. Albo co gorsze — wampir stworzył ją dla niego. Manolito. Wstałeś wcześnie. Miałeś pozostać w ziemi jeszcze parę tygodni. Gregori kazał się upewnić, że nie wstaniesz zbyt szybko. Oczy Manolito gwałtownie się otworzyły i popatrzał ostrożnie wokół niego. Głos utrzymał taką samą barwę jak ten u jego najmłodszego brata, Riordana, ale został zniekształcony i spowolniony, każde słowo było tak wyciągnięte że głos, zamiast wydawać się znajomy, wyglądał na demoniczny. Manolito potrząsnęło swoją głową i spróbował powstać. Jego ciało, zazwyczaj pełny gracji i mocy, wydawało się niezgrabne i słabe, gdy opadł na swoje kolana, zbyt słaby, by wstać. Jego wnętrzności naprężyły się i przewróciły. Ogień rozprzestrzeniał się przez jego organizm. Riordan. Nie wiem co mi się przydarzyło. Użył ścieżki którą dzielił tylko z jego najmłodszym bratem. Uważał by zachować swoją energię przed wylewaniem się z tej drogi. Gdyby to była skomplikowana pułapka, nie wciągnąłby w nią Riordana. Za bardzo kochał swojego brata by na to pozwolić. Ta myśl sprawiła, że jego serce się uspokoiło. Miłość. Czuł miłość do swojego braci. Przytłaczającą. Rzeczywistą. Tak intensywną że to skradło jego oddech, gdy uczucie które zbierało się przez długie wieki, rosło za solidną barierą, gdzie nie mógł mieć do niej dostępu. Była tylko jedna osoba na świecie która mogła przywrócić mu uczucia. Jedna na którą czekał przez wieki. Jego życiowa partnerka. Przycisnął swoją rękę mocno do swojej klatki piersiowej. Nie mogło być wątpliwości, była prawdziwa. Umiejętność dostrzeżenia koloru, odczuwania uczuć: wszystkie uczucia, które utracił po pierwszych dwustu latach swojego życia zostały mu przywrócone. Przez nią.

Tłumaczy: franekM Więc dlaczego nie mógł przypomnieć sobie najważniejszej kobiety w swoim życiu? Dlaczego nie miał jej obrazu? I dlaczego byli rozdzieleni? Gdzie była? Musisz wracać do ziemi, Manolito. Nie możesz wstać. Długo podróżowałeś od drzewa dusz. Twoja podróż jeszcze nie jest ukończona. Musisz poświęcać sobie więcej czasu. Manolito wycofał się natychmiast od dotyku swojego brata. To była właściwa droga. Głos był taki sam, gdyby nie byłby odtwarzany w zwolnionym tempie. Ale słowa — wszystkie wyjaśnienia były zły. Tak musiało być. Nie można pójść do drzewa dusz, chyba że nie żyjesz. Nie był martwy. Jego serce biło głośno, zbyt głośno. Ból w jego ciele był rzeczywisty. Został otruty. Wiedział, że to wciąż pali przez swój ciało. I jak mogło się to stać jeśli został wyleczony jak należy? Gregori był największym uzdrowicielem, którego kiedykolwiek znali karpaccy ludzie. Nie pozwoliłby truciźnie pozostać w ciele Manolito, choćby nie wiem ile ryzykował. Manolito ściągnął koszulę ze swojego ciała i spojrzało w dół na blizny na swojej klatce piersiowej. Karpatianą rzadko pozostawały blizny. Rana znajdowała się nad jego sercem, poszarpana, groźna blizna, która wiele mówiła. Śmiertelny cios. Czy to mogła być prawda? Umarł i został ściągnięty z powrotem do świata życia? Nigdy nie słyszał o takim wyczynie. Oczywiście roiło się od pogłosek, ale nie wiedział, że to jest naprawdę możliwe. I co z jego życiową partnerką? Podróżowała z nim. Panika zalała jego zmieszanie. Żal obciążył go mocno. Manolito. Głos Riordan był wymagający w jego głowie, ale był wciąż zniekształcony i powolny. Manolito szarpnęło swoją głowę w górę, jego ciało się trzęsło. Cienie poruszały się jeszcze raz, prześlizgując się przez drzewa i krzewy. Każdy mięsień w jego ciele naprężył się i zacisnął. Co teraz? Tym razem czuł, że niebezpieczeństwo formularze zaczyna nabierać kształtu w pierścieniu wokół niego. Dziesiątki, setki, tysiące mimo wszystko nie było żadnej możliwości ucieczki. Czerwone oczy płonęły patrząc na niego z nienawiścią i złymi zamiarami. Zachwiał się jakby jego ciało były zbyt przejrzyste i cienkie by stawić opór słabemu podmuchowi wiatru szeleszczącemu w liściach w baldachimie nad nimi. Wampiry wszędzie. Rozpoznał ich. Niektórzy byli stosunkowo młodzi według karpackich standardów, a inni bardzo starzy. Niektórzy były przyjaciółmi z dzieciństwa a

Tłumaczy: franekM inni nauczycielami albo mentorami. Zabił każdego z nich bez litości, bez wyrzutów sumienia. Zrobił to szybko, brutalnie i w każdy sposób jaki mógł. Jeden wskazał oskarżającym palcem. Inny wysyczał i pluł z wściekłością. Ich oczy, zatonęły głęboko w oczodołach, nie były wcale oczami, ale bardziej świecącymi basenami nienawiści zawiniętej w czerwoną krew. "Jesteś jak my. Należysz do nas. Przyłącz się do naszych szeregów," Zawołał jeden. "Myślisz, że jesteś lepszy. Spójrz na nas. Zabijałeś na okrągło. Jak maszyna, bez żadnej myśli, tego co pozostawiłeś. " "Tak jesteś pewny siebie. Przez cały czas zabijałeś swoich własnych braci. " Na moment serce Manolito waliło tak mocno w jego klatce piersiowej, że obawiał się, że może przedrzeć się przez jego skórę. Smutek go przytłaczał. Wina pożerała. Zabił. Nie poczuł gdy to zrobił, poszukał każdego wampira jeden po drugim i walcząc z ponadprzeciętnym intelektem i umiejętnościami. Polowanie i zabójstwa były niezbędne. To co myślał na ten temat nie miało znaczenia. To musiało zostać zrobionym. Podciągał się do swojej pełnej wysokości, zmusił swoje ciało do stania prosto, gdy jego wnętrzności zacisnęły się i zawiązały. Jego ciało wydawało się inne, bardziej ołowiane, nawet nieforemne. Gdy przesunął się na swoje pięty, poczuł, jak zaczęły drżeć. "Wybrałeś swój los, zmarły. Byłem jedynie instrumentem sprawiedliwości. " Głowy zostały odrzucone do tyłu na długich, cienkich jak patyki szyjach, i wycie napełniło powietrze. Nad nimi, ptaki podniosły się z baldachimu drzew, odlatując w ucieczce przy okropnej kakofonii wrzasków wzmagających się w dużych ilościach. Dźwięk wstrząsnął jego ciałem, co sprawiło że jego wnętrzności zmieniły się w żel. To były wampirzy podstęp, był tego pewny. Wiedział, w swoim sercu że w jego życiu było — zbyt wiele zabijania — ale wziąłby tyle z sobą ile było możliwie by uwolnić świat od takich niebezpiecznych i niemoralnych kreatur. Mag musiał znaleźć sposób by wskrzesić zmarły. Wyszeptał informacje w swojej głowie, potrzebując by Riordan poinformował ich najstarszego brata. Zacarias wysłałby ostrzeżenie Księciu, że armia zmarłych jeszcze raz powstanie przeciw nim.

Tłumaczy: franekM Jesteś tego pewny? Zabiłem ich długi wieki temu, ale okrążają mnie ze swoimi oskarżającymi oczami, wskazują na mnie jakby był jednym z nich. W dużej odległości, Riordan sapnął, i po raz pierwszy zabrzmiał jak ukochany brat Manolito. Nie możesz postanowić oddać im swoją duszę. Jesteśmy tak blisko, Manolito, tak blisko. Znalazłem moją życiową partnerkę i Rafael ją odnalazł.. To tylko kwestia czasu gdy ty ją znajdziesz. Musisz się oprzeć. Idę do ciebie. Manolito warknęło, odrzucając do tyłu głowę w ryku wściekłości. Oszust. Nie jesteś moim bratem. Manolito! Co mówisz? Oczywiście jestem twoim bratem. Chorujesz. Idę do ciebie w pośpiechu. Jeśli wampiry używa na tobie podstęp…. Jak ty? Zrobiłeś straszny błąd, straszny. Mam życiową partnerkę. Widzę bardzo brudne odrazy w kolorze. Okrążają mnie z ich nikczemnymi poplamionymi krwią zębami i ich usmolonymi sercami, pomarszczonymi i wysuszonymi. Nie masz życiowej partnerki, powiedział Riordan w zaprzeczeniu. Tylko o niej śniłeś. Nie możesz złapać mnie w pułapkę takim oszustwem. Idź do swojego mistrza marionetko i powiedz mu, że nie jestem tak łatwy do złapania. Zerwał natychmiast połączenie i zamknął wszystkie ścieżki, prywatne i wspólne, do jego umysłu. Wirując wokół, przyglądał się jego wrogom, ich liczba rozrosłą się do tylu twarzy z jego przeszłości że wiedział, że staje przed śmiercią. "Przyjdź wiec zatańcz ze mną jak było tylekroć," Zarządził i kusił swoim palcami. Pierwsza linia wampirów najbliżej niego wykrzykiwała, ślina spływała wzdłuż ich twarzy, a dziur po oczach świeciły nienawiścią. "Dołączać do nas, bracie. Jesteś jednym z nas. " Zakołysali się, stopy wykonywały dziwny hipnotyczny wzór nieumarłych. Słyszał, jak wzywali go, ale dźwięk był bardziej w jego głowie niż pochodził z zewnątrz. Szepty. Brzęczenie. Spuszczając zasłonę na swój umysł. Potrząsnął swoją głową oczyszczając to, ale dźwięki utrzymywały się.

Tłumaczy: franekM Wampiry zbliżali się, i teraz mógł poczuć trzepot obszarpanej odzieży, podartej i zszarzałe przez wieki, ocierając się o jego skórę. Kolejny raz, uczucie robaków pełzających po jego skórą zaniepokoiło go. Obracał się, próbując zatrzymać wroga w swoim spojrzeniu, a przez cały czas głosy stały się głośniejsze, bardziej charakterystyczne. "Dołącz do nas. Zapraszamy. Jesteś taki głodny. Umierasz z głodu. Możemy wyczuć jąkanie twojego serca. Potrzebujesz świeżej krwi. Adrenalina zapraszającej krwi jest najlepsza. Możesz to poczuć! " "Dołączać do nas," wołali, błagając głośno i wzbierając w dużych ilościach, do momentu gdy fala tego przelewała się przez niego. "Świeża krew. Musisz się pożywić. Tylko spróbuj. Jeden raz. I strach. Niech oni cię zobaczą. Niech oni poczują strach i wszystko co kiedykolwiek poczułeś. " Kuszenie pobudziło wzrost głodu, do momentu gdy nie mógł powstrzymać się przed czerwonymi oparami w swoim umyśle. "Spójrz na siebie, bracie, spójrz na swoją twarz." Znalazł się na ziemi, na rękach i kolanach, jakby go potrącili, ale nigdy nie poczuł pchnięcia. Wpatrywał się w połyskujący staw rozciągający się przed nim. Skóra na jego twarzy opinała mocno jego kości. Jego usta były szerokie na znak protestu i nie tylko jego siekacze lecz także jego kły były długie i ostre w oczekiwaniu. Słyszał bicie serca. Silne. Stałe. Kuszące. wzywające. Jego usta śliniły się. Był zdesperowany — tak głodny że nie mógł zrobić niczego innego prócz polowania. Musiał znaleźć ofiarę. Musieć wgryźć się w miękką, ciepłą szyję, aby gorąca krew wybuchła w jego ustach, napełniać jego każdą komórkę, obmyła jego organy i tkanki i pożywiła wspaniałą siłę i mocą jego rodzaju. Nie mógł myśleć o niczym innym prócz strasznego głodu, wzrastającego jak przypływ, wyniszczający go. Bicie serca stało się głośniejsze, i wolno obrócił swoją głowę, gdy kobieta przepychała się wobec niego. Wyglądała na przerażoną — i niewinną. Jej oczy były ciemnobrązowymi basenami przerażenia. Mógł poczuć zapach adrenaliny pędzącej w pośpiechu jej krwiobiegiem. "Dołącz do nas. Dołączać do nas," szepnęli, dźwięk pęczniał do hipnotycznego monotonnego śpiewu.

Tłumaczy: franekM Potrzebował ciemnej, bogatej krwi by przeżyć. Zasłużył by żyć. Czym przecież była? Słabą. Przerażoną. Czy mogła uratować rasę ludzką od potworów żerującą na nich? Ludzie nie sądzili, że istnieją. A gdyby wiedzieli o Manolito … "Zabiliby cię," wysyczeć jeden. "Torturowaliby cię," wysyczał kolejny. "Popatrz co ci zrobili. Padasz z głodu. Kto ci pomógł? Twoi bracia? Myśliwi? Przynieśliśmy ci gorącą krew byś się pożywił — by utrzymać cię przy życiu. " "Weź ją, bracie, dołączać do nas." Popchnęli kobietę do przodu. Krzyknęła, potykając się i spadła obok Manolito. Wydawała się ciepła i pełna życia, naprzeciw jego zimnego ciała. Jej serce biło jak oszalałe, wzywając go jak nic innego nie mogło. Tętno w jej szyi wzrosło gwałtownie i poczuł w niej zapach strachu. Mógł słyszeć, jak jej krew pędziła w pośpiechu przez żyły, gorąca, słodka i żywa, poświęcająca mu życie. Nie mógł mówić by ją uspokoić; jego usta zostały napełnione przez jego przedłużone zęby i potrzebą by przycisnąć jego wargi do ciepła jej szyi. Przyciągnął ją jeszcze bliżej, do momentu gdy jej znacznie mniejsze ciało niemal zostało połknięte przez jego. Jej serce podjęło jego rytm. Oddech wybuch z jej płuc w przerażonych gwałtownych wdechach. Wokół niego, zdawał sobie sprawę ze zbliżających się wampirów, przestawiania ich stóp, ich przepastnie rozdziawionych ust w oczekiwaniu, ściekająca ślina kapała w dół, podczas gdy ich bezlitosne oczy wpatrywały się z dziką wesołością. Noc zamilkła, został tylko dźwięk dziewczyny walczącej o powietrze i grzmienie jej napełniającego się powietrzem serca. Jego głowa schyliła się bliżej, zwabiona przez zapach krwi. Padał z głodu. Bez krwi nie był w stanie siebie obronić. Potrzebował tego. Zasłużył na to. Spędził wieki broniąc ludzi — ludzi, którzy gardzili tym czym był, ludzi, którzy bali się jego rodzaju… Manolito zamknęło swoje oczy i zablokował dźwięk tego słodkiego, kuszącego bicia serca. Szepty były w jego umyśle. W jego głowie. Obrócił się gwałtownie, odpychając dziewczynę za sobą. "Nie! Ona jest niewinna i nie będę używał jej w ten sposób." Ponieważ był za daleko i nie mógł się zatrzymać. Musiałby walczyć z nimi wszystkimi, ale być może jeszcze mógł ją uratować. Zza nim, kobieta zawinęła swoje ramiona wokół jej szyi, przyciskając swoje bujne, kobiece ciało, mocno przeciw niemu, jej ręce zjeżdżały w dół jego klatki

Tłumaczy: franekM piersiowej, jego brzucha, nadal aż go głaskała, dodając żądzę do głodu. "Nie tak niewinna, Manolito. Jestem twoja, ciałem i duszą. Jestem twoja. Masz tylko mnie posmakować. Mogę sprawić że to wszystko odejdzie. " Manolito warknęło, kręcąc się wokół, spychając kobietę ze swojego ciała. "Odejdź! Odejdź z twoimi przyjaciółmi i trzymaj się z dala ode mnie." Zaśmiała się i dotykała siebie. "Potrzebujesz mnie." "Potrzebuję mojej życiowej partnerki. Ona przyjdzie do mnie i zadba o moje potrzeby. " Jej twarz zmieniła się, uśmiech przygasał, i pociągnęła za swoje włosy w stanie frustracji. "Nie możesz uciec z tego miejsca. Jesteś jednym z nas. Zdradziłeś ją i zasługujesz by tu zostać. " Nie wiedział — nie pamiętał. Ale całe kuszenie świata nie sprawić, że zmieni zdanie. Gdyby miał przeżyć wieków bez jedzenia, znosząc te męczarnię, niech tak będzie, ale nie zdradzi swojej życiowej partnerki. "Zrobiłabyś lepiej kusząc mnie by zdradził innych," powiedział. "Tylko ona może uznać mnie za niegodnego. Jak jest napisane w naszych prawach. Tylko moja życiowa partnerka może mnie potępić." Musiał zrobić coś strasznego. To był drugi zarzut, jego rodzaju, i fakt, że nie walczyła u jego boku wiele mówił. Nie mógł wezwać jej do siebie, ponieważ bardzo mało pamiętał — na pewno nie grzech, który miał popełnił przeciwko niej. Zapamiętał jej głos, miękki i melodyjny, tak jak anioła śpiewającego, z nieba — tyle że ona mówiła że nie będzie częścią karpackiego mężczyzny. Jego serce wzrosło gwałtownie. Odrzuciła jego roszczenie? Przywiązał ją do siebie bez jej zgody? To było przyjmowane w jego społeczeństwie, ochrona dla mężczyzny gdy kobieta była niechętna. To nie była zdrada. Co mógł zrobić? Nigdy nie dotknąłby innej kobiety. Chroniłby ją jak zrobił z życiową partnerką Jacquesa, swoim życiem i nie tylko jeśli to tylko możliwe. Był w miejscu sądu, i do pewnego stopnia nie wydawał się wypadać zbyt dobrze, a może to dlatego że nie pamiętał. Podniósł swoją głowę i pokazał zęby setce, może tysiącu karpackich mężczyzn, którzy postanowili oddać swoje dusze, dziesiątkując ich własny gatunek, rujnujące społeczeństwo i sposób życia dla pędu uczuć, a nie trzymając się honoru — a nie trzymając się nadziei na posiadanie życiowej partnerki.

Tłumaczy: franekM "Odmawiam uznania waszego wyroku. Nigdy nie będę należeć do was. Mogłem poplamić swoją duszę, może nieodwracalnie, ale nigdy nie chciałem z niej rezygnować albo zamienić mój honor jak wy to zrobiliście. Mogę być wszystkim, o czym mówiłeś, ale stanę przed moją życiową partnerką, a nie przed wami, i niech ona zadecyduje czy moje grzechy mogą być odpuszczone. " Wampiry zasyczały, kościste palce wskazywały oskarżycielsko, ale nie zaatakowały go. To nie miało żadnemu sensu — z ich przeważającą liczbą łatwo mogli go zniszczyć — ale ich formy stały się mniej solidne i wydawały się chwiać, więc trudno było rozróżnić nieumarłych i cienie w ciemności deszczowego lasu. Tył jego szyi drżał i obrócił się. Wampiry cofnęły się w głąb krzaków, duże bujne rośliny pozornie je połykały. Jego żołądek piekł, a jego ciało błagało o jedzenie, ale był bardziej zdezorientowany niż kiedykolwiek. Wampiry miały go złapany w pułapkę. Niebezpieczeństwo go oblokło. Mógł poczuć to w samym bezruchu. Cały szelest życia wokół niego ustał. Nie było żadnego trzepotu skrzydeł, żadnego tupotu ruchu. Podniósł swoją głowę i powąchał powietrze. Było wciąż, całkowicie nieruchome, a jednak było… Instynkt, bardziej niż rzeczywisty dźwięk, powiadomić go i Manolito okręcił się dookoła, wciąż na swoich kolanach, ręce uniosły się do góry, właśnie kiedy duży jaguar rzucił się na niego. Rozdział 2 Depresja kliniczna była podstępnym potworem, który rósł stopniowo i prześlizgiwał się nad i w osobę, zanim miałą okazję by się o niej dowiedzieć i wystrzec się jej. Mary Ann Delaney starła pozornie nieskończone łzy, spływające wzdłuż jej twarzy gdy przejrzała się liście objawów. Uczucie smutku. Sprawdziła. Może nawet sprawdziła powtórnie. Smutek nie był słowem, którego użyłaby, by opisać straszną zionącą pustkę której nie mogła pokonać, ale tak było w książce i dodała to do wzrastającej listy symptomów. Tak się wkurzała na „smutkiem” że nie mogła przestać płakać. I mogła zająć się sprawdzaniem apetytu, ponieważ na samą myśl o jedzeniu robiło się jej niedobrze. Nie mogła spać od…

Tłumaczy: franekM Zamknęła swoje oczy i jęknęła. Manolito De La Cruz był nieznajomym. Ledwie z tym człowiekiem rozmawiała, ale gdy była świadkiem jego śmierci — jego morderstwa — cicho rozpadła się na kawałki. Wydawała się rozpaczać bardziej niż jego rodzina. Wiedziała, że są zrozpaczeni ale rzadko okazywali jakiekolwiek uczucia, a na pewno nie mówili o nim. Przywieźli jego ciało tym samym prywatnym odrzutowcem, jakiego użyli by wrócić do ich rancza w Brazylii, ale nie zabrali go na swoje ranczo. Za to samolot wylądował — z nią na pokładzie — na prywatnej tropikalnej wyspie, gdzieś pośrodku rzeki Amazonki. I zamiast dać Manolito prawdziwy pogrzeb, jego bracia zabrali jego ciało do jakiegoś nieznanego miejsca w lesie deszczowym. Nawet nie mogła się wymknąć i odwiedzić jego grób. Jak absurdalne i zrozpaczone to było? Odwiedzić grób nieznajomego w środku nocy, ponieważ nie mogła przeboleć jego śmierci. Czy paranoja też się roznosi, czy też miała rację, że się martwiła tym, że została przywieziona na wyspę, o której nikt nie wspomniał, gdy była ze swoją najlepszą przyjaciółką Destany w Karpatach? Juliette i Riordan poprosili ją, by pojechała z nimi jako doradca dla młodszej siostry Juliette, ofiary seksualnej przemocy, i często wspominali o ranczu, ale nigdy o wakacjach w domu na prywatnej wyspie. Dom był okrążony przez gęsty las. Wątpiła, czy mogłaby znaleźć drogę z powrotem na lądowisko bez mapy i przewodnika dzierżącego maczetę. Była doradcą, na miłość boską, ale nie mogła znaleźć dyscypliny potrzebnej by opanować rosnącą rozpacz i podejrzenia, albo strasznego, niewytłumaczalnego cierpienia z powodu śmierci Manolito. Potrzebowała pomocy. Jako doradca wiedziała to, ale smutek narastał i wkładał jej niebezpieczne i przerażające myśli. Nie chciała wstać z łóżka. Nie chciała oglądać bogatego domu albo bujnego lasu deszczowego. Nawet nie chciała wrócić do samolotu i wrócić do domu, do jej ukochanego Seattle. Chciała znaleźć grób Manolito De La Cruz's i wpełznąć do niego z nim. Co na Boga było z nią nie tak? Zwykle była osobą, która wierzyła w filozofię szklanki pełnej do połowy. Bez względu na okoliczności, zawsze mogła rozejrzeć się wokół siebie i znaleźć coś humorystycznego albo piękno radości, ale od nocy gdy uczęszczała w karpackim święcie z Destany, była tak przygnębiona, że ledwie mogła funkcjonować. Początkowo dała sobie radę z ukryciem tego. Wszyscy byli tak zajęci przygotowując się by opuścić Karpaty i odlecieć do domu, że nie zauważyli, że jest cicha. Albo uznali to za wstydliwość. Mary Ann zgodziła się pojechać do Brazylii w nadziejach na udzielenie pomocy młodszej siostrze Juliette, zanim zdała sobie sprawę z emocjonalnych kłopotów w jakich się znalazła. Powinna

Tłumaczy: franekM coś powiedzieć, ale ciągle miała nadzieję że żal ustąpi. Podróżowała z rodziną De La Cruz w ich prywatnym odrzutowcu. I trumną. Spali w samolocie, jak mieli w zwyczaju w ciągu dnia, ale siadała sama przy trumnie i płakała. Płakała tak bardzo że jej gardło było obtarte a oczy piekły. To nie miało sensu, ale nie mogła się powstrzymać. Pukanie do jej drzwiach wystraszyło ją, sprawiło, że jej serce podskoczyło i zaczęło walić. Miała zadanie do wykonania i rodzina De La Cruz oczekiwała, że ją wykona. Myśl o próbie pomocy komuś innemu, gdy nie mogła znieść myśli o wstaniu z łóżka, była przerażająca. "Mary Ann." głos Juliette był zaskoczony i trochę zaniepokojony. "Otwórz drzwi. Riordan jest ze mną i musimy z tobą porozmawiać. " Nie chciała z nikim rozmawiać. Juliette prawdopodobnie zlokalizowała swoją młodszą siostrę, która z tego, co mówili wciąż ukrywała się w lesie deszczowym. Karpatianie, wampiry i ludzie jaguara? Czasami czuła się trochę tak, jak Dorotka w Czarnoksiężniku z Oz. "Wciąż jestem śpiąca." Skłamała. Nie mogła spać, nawet gdyby jej życie zależało od tego. Wszystko, co mogła robić to płakać. I bała się. Jakkolwiek mocno próbowała porzucić strach i podejrzenia, emocje nie odchodziły. Juliette szarpała za klamkę. "Przepraszam że zakłócam twój odpoczynek, Mary Ann, ale to jest ważne. Musimy z tobą porozmawiać. " Mary Ann wypuściła swój oddech. To był drugi raz, gdy Juliette użyła słowa "Muszę." Coś z pewnością było na rzeczy. Musiała wziąć się w garść. Umyj twarz. Umyje zęby. Spróbuj uporządkować włosy. Usiadła, jeszcze raz ścierając łzy, spływające wzdłuż jej twarzy. Riordan i Juliette byli obydwoje Karpatianami i mogli czytać w jej myślach, jak powinni zrobić, ale wiedziała, że to jest uznawane za złe maniery, gdy znajdowała się pod ochroną karpackich ludzi, i była wdzięczna za tę wyrozumiałość. "Chwileczkę, Juliette, spałam." Wiedzieli, że to było kłamstwo. Nie mogli czytać w jej myślach, ale nie mogli nie wyczuć fal niepokoju, które z niej wypływały i napełniały dom. Potknęła się idąc do lustra i spojrzała na swoją twarz w przerażeniu. Nie było żadnego sposobu aby szybko ukryć ślady łez. I na pewno nie było żadnego sposobu ogarnięcia jej włosów. Były długie, wystarczająco długie, że jeśli je wyprostuje będą sięgać jej do pasa, ale nie pomyślała by związać je w warkocz a

Tłumaczy: franekM wilgotne nie można było rozczesać bez czyjejś pomocy. Wyglądała śmiesznie, jej włosy były w nieładzie a jej oczy zaczerwienione. "Mary Ann." Juliette szarpała klamkę. "Przepraszam, ale wchodzimy. To jest naprawdę nagły wypadek. " Mary Ann zrobił głęboki wdech i zatonęła z powrotem na krawędzi łóżka, odwracając swoją twarzy, gdy przeszli przez drzwi. Nie pomogło, że Juliette była piękna, z jej kocimi oczami i doskonałymi włosami, albo to że Riordan, tak jak jego bracia, był wysoki i barczysty i grzesznie przystojny. Była tak speszona, nie tylko przez fakt, że jej włosy urosły do rozmiarów piłki plażowej, ale że nie mogła zapanować nad strasznym żalem, który zagrażał jej życiu. Była silną kobietą, i nic nie miało sens odkąd była świadkiem morderstwa Manolito. Juliette sunęła w poprzek pokoju, w kierunku łóżka, jej niewielkich rozmiarów i pełny gracji ciało, jej wzrok był skupiony i bystry, przypominając Mary Ann jej pochodzenie od jaguara. "Mary Ann, nie czujesz się dobrze." Mary Ann próbowała się uśmiechnąć. "To tylko dlatego że od długiego czasu przebywałam z dala od dom. Jestem bardziej dziewczyną z miasta i to wszystko jest dla mnie nowe." "Gdy byliśmy w Karpatach, spotkałaś mojego brata Manolito?" Riordan przyglądał się Mary Ann chłodnymi, oceniającymi oczami. Mary Ann poczuła przymus jego pytania w swoim umyśle. Udzielił jej umysłowego nacisku. Jej podejrzenia były w pełni uzasadnione. Coś było nie tak. Poczuła jak krew odpływa z jej twarzy. Zaufała tym ludziom, a teraz znalazła się w potrzasku i bezbronna. Mieli moce które niewielu ludzi mogło pojąć. Jej usta stały się suche i zacisnęła swoje wargi razem, jedna ręka podeszła w kierunku jej piersi, gdzie miejsce pulsowało i paliło, gdy uparcie milczała. Juliette rzuciła swojemu życiowemu partnerowi stłumione spojrzenie. "To ważne, Mary Ann. Manolito jest w tarapatach i potrzebujemy szybko informacji. Riordan kocha swojego brata i użył skrótu, który jest stosowany w naszym gatunku, ale nie jest nazbyt pełen szacunku. Przepraszam za to." Mary Ann mrugnęła na nią przez łzy spływające ponownie mimo jej determinacji. "On nie żyje. Widziała jak umarł. I poczułam to, truciznę rozprzestrzeniającą się w nim, ostatni oddech, który wziął. Wiem, że on nie żyje. Słyszałam, jak ludzie mówili, nawet Gregori nie mógł przywieźć go ze zmarłych. I przywieźliście jego ciało z nami samolotem. "Samo mówienie tego

Tłumaczy: franekM na głos było trudne. Nie mogła dodać, w trumnie. Nie z jej sercem, które zdawało się ciążyć jak kamień w jej klatce piersiowej. "Jesteśmy Karpatianami, Mary Ann, i nie tak łatwo nas zabić." "Widziałam jak umarł. Poczułam, jak umiera." Krzyczała. W głębi serca, gdzie nikt nie mógł słyszeć, wykrzyknęła swój protest, próbując utrzymać go na ziemi. Nie wiedziała dlaczego nieznajomy tak bardzo się dla niej liczył, tylko że był tak szlachetny, tak całkowicie bohaterski wkładając swoje ciało między niebezpieczeństwem, a kobietą w ciąży. Więcej, słyszała pogłoskę, że zrobił tak samo w stosunku do Księcia Karpatian. Bezinteresowny w swojej ochronie, poświęcił się też dla Mikhaila Dubrinskyego. I żadnego z nich to nie obchodziło. Popędzili do kobiety w ciąży, zostawiając poległego wojownika. Juliette posłała swojemu życiowemu partnerowi koleje, długie, wiele mówiące spojrzenie. "Poczułaś, jak Manolito umarł?" "Tak." Jej ręka podeszła wyżej do jej gardła, i przez moment było jej trudno odetchnąć. "Jego ostatni oddech." To było w jej gardle, w jej płucach. "A następnie jego serce przestało bić." Jej własne serce jęknęło w odpowiedzi, jakby nie mogło bić bez jego rytmu. Zwilżyła swoje wargi językiem. "Umarł a wszyscy byli bardziej zaniepokojeni kobietą w ciąży. Wyglądała na tak ważną mimo że on umarł. I nie rozumiem żadnego z was. Albo tego miejsca." Odgarnęła dziką gęstwinę włosów i kołysała się łagodnie. "Muszę wrócić do domu. Wiem, że powiedziałam, że popracuję z twoją siostrą, ale od gorąca żle się czuję " "Nie sądzę że to od gorąca, Mary Ann," zaprotestowała Juliette. "Myślę że reagujesz na to co zdarzyło się Manolito. Jesteś w depresji i rozpaczy, ale ledwie go znałaś." "To nie ma sensu." Juliette westchnęła. "Wiem, że tak się wydaje, ale czy byłaś kiedykolwiek z nim sama?" Mary Ann potrząsnął swoją głową. "Zobaczyłem go kilka razy w tłumie." Był tak przystojny, że było niemożliwe by go nie zauważyć. Uważała, że jest bardzo rozsądną kobietą, ale ten mężczyzna skradł jej oddech. Nawet cmoknęła, gdy zdała sobie sprawę, że wpatruje się w niego, jak nastolatka, zafascynowana gwiazdami ekranu. Wiedziała, że Karpatianie mają jednego partnera. Mógł wykorzystać ją do pożywienia się, ale ponadto, nie było żadnej nadziei na nic innego.

Tłumaczy: franekM Zresztą, nie mogła żyć z człowiekiem takim jak Manolito De La Cruz. Był apodyktyczny i arogancki, wiekowym karpackim mężczyzną, najgorszym z możliwych neandertalczyków przez wieki mieszkającym w Ameryce Południowej. Z drugiej strony, była bardzo niezależną kobietą, dorastającą w wyższej warstwie klasy średniej w Stanach Zjednoczonych. I widziała zbyt wiele maltretowanych kobiet, by choćby zastanowić się nad byciem z mężczyzną, który miał despotyczne nastawienie wobec kobiet. Ale nawet wiedząc to wszystko, nawet znając Manolito De La Cruz, był on ostatnim człowiekiem na świecie z którym kiedykolwiek mogła mieć coś wspólnego, wciąż się nieruszała. "Nie byłaś z nim nigdy sama? Nawet przez krótką chwilę? "Juliette pytała, tym razem spoglądając w jej oczy. Mary Ann mogła zobaczyć maleńkie czerwone płomienie na dnie tych turkusowych oczu. Kocich oczu. Łowczynię wewnątrz ciała tej pięknej kobiety. Za Juliette stał jej życiowy partner, i zupełnie nic nie mogło ukryć drapieżnika w nim. Mary Ann poczuła mocny "nacisk," ale nie od Juliette, tylko od Riordana, kolejny raz naciskał by dostać się za jej naturalne bariery, by odnaleźć jej wspomnienia. "Przestań!" powiedziała, jej głos był ostry od nagłej furii. "Chcę wrócić do domu." Nie ufała któremukolwiek z nich. Rozejrzała się po wystawnym bogactwie i wiedziała, że jest w jedwabnej pułapce. Ledwie mogła funkcjonować w budynku terroru. "Nie mogę oddychać." Nacisnęła, odsuwając Juliette i wypadła w kierunku łazienki. Mogła zobaczyć w nich obojgu zabójcę, potwory, czające się pod ogładą, fasadą cywilizacji. Przysięgli ją chronić, ale zabrali ją do tego miejsca gorąca i ucisku, z dala od wszelkiej pomocy, i teraz ją śledzili. Potrzebowała pomocy a wszyscy byli daleko. Juliette uniosła swoją rękę, z grymasem niezadowolenia na swojej twarzy. Straszymy ją, Riordan. Przestań ją naciskać. Słuchaj jej serca. Ona jest bardzo przerażona, po za tym co powinno być normalne. Czy jest możliwe że to co wpływa na Manolito wpływa na nią? Riordan milczał przez moment. Mary Ann zawsze sprawiała na nim wrażenie silnej, odważnej kobiety. Mimo że nie znał jej zbyt dobrze, wydawała się postępować w nietypowy sposób. Jeśli ona jest jego życiową partnerką, tak może być. Ale jak mogłaby być jego życiową partnerką '? Dlaczego nie złożyłby swojego twierdzenia do niej i wziął ją pod ochronę naszej rodziny? To nie ma

Tłumaczy: franekM sensu, Juliette. Nie powinien się zbudzić. Gregori zamknął go w ziemi, a kiedy odwieźliśmy do domu go, zabraliśmy go do najżyźniejszej glebie w lesie deszczowym i Zacarias zapewnił, że zostanie w ziemi. Nie znam nikogo innego kto jest potężniejszy. Jak to jest możliwe że Manolito zbudził się przed wyznaczonym czasem? Czy więź między życiowymi partnerami może być ważniejsza od wiążącego polecenia od uzdrowiciela albo od głowy naszej rodziny? Riordan potarł swoją brodę. Prawdą było że po prostu nie wiedział. Cóż jest śmiertelnie przerażona i musimy coś zrobić. Juliette wzięła głęboki, uspokajający oddech. "Mary Ann, widzę, że jesteś bardzo zrozpaczona. Zamierzam prosić Riordan by wyszedł z pokoju i będziemy mogły porozmawiać o tym co cię martwi. " Mary Ann zignorował ją i przebiegła parę ostatnich kroków do olbrzymiej łazienki, zakończonego trzaśnięcie drzwiami i zamknięciem ich na klucz. Pobiegła do zlewu i odkręciła wodę, mając nadzieję, że to zniechęci Juliette do pójścia za nią. Plusk zimnej woda na jej twarzy pomógł jej przeczyścić umysł, mimo że drżała, przerażona na myśl o tym co musiała zrobić. Nie łatwo byłoby uciec od Karpatian. Miała przed nimi mało obrony, ale Gregori, drugi w dowodzeniu i strażnik Księcia, był tym który wziął ją pod swoją ochronę, i udzielił jej kilku zabezpieczeń. Musiała po prostu ich użyć i powstrzymać się od paniki do czasu gdy będzie mogła znaleźć drogę powrotną do lądowiska. Zawsze miała szósty zmysł jeżeli chodzi o niebezpieczeństwo, mimo to nie widziała by nadchodziło. Teraz strach rósł od środka, wychodził z niej, przeradzając się w pełno objawowe przerażenie. Nie mogła zaufać tym ludziom. Nie byli wcale tacy jacy się wydawali. Wszystko było nie w porządku. Olbrzymi majątek, z jego powłokami piękna, był zaprojektowany tylko by wabić nieroztropnych w ręce potworów. Powinna przejrzewać ich wszystkich. Gregori powinien przejrzewać ich wszystkich. To był olbrzymi spisek? Czy wszyscy brali w nim udział? Nie, ona nigdy w to nie uwierzy, by jej najlepsza przyjaciółka, Destiny, albo życiowy partner Destiny, Nicolae do niego należeli. Musieli zostać ostrzeżeni. Może już byli w tarapatach, albo może to właśnie rodzina De La Cruz, współpracowała z wampirami. Szpiedzy w karpackim obozie. Od samego początku było coś innego w nich. Nie powinna im zaufać. Wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze, czerwone, zapuchnięte oczy, oznaki żalu pustoszące jej twarz. Miejsce nad jej piersią, które nigdy całkiem się nie wyleczyło pulsowało i piekło. Była pewna, że to jest pewnego rodzaju

Tłumaczy: franekM ukąszenie, na które była uczulona. Miała to od tamtego czasu gdy była w Karpatach, ale teraz obawiała się, że to jest coś dużo więcej. Może Juliette albo Riordan albo Rafael De La Cruz zaznaczył ją w jakiś sposób. Chciała pójść do domu, zdesperowana by znaleźć się z dala od przemocy karpackiego świata, ale Juliette podeszła do niej z historią o swojej młodszej siostrze, jedno od czego Mary Ann nie była w stanie się odsunąć, chociaż jej żal i rozpacz były dojmujące. Czy Jasmine była naprawdę rzeczywista? Mary Ann w to wątpiła. Powinni znajdować się na olbrzymim ranczu w Brazylii, gdzie w ciągu dnia otaczali ich wielu ludzi, ale Colby i Rafael, szwagier Juliette i jego życiowa partnerka, wraz z rodzeństwem Colby, odlecieli samolotem z prywatnego lotniska, a Mary Ann kontynuowała podróż z Riordanem i Juliette na wyspę. Znalazła się w potrzasku. Mary Ann wciągnęła swój oddech i wypuściła go wolno. Nie umrze w tym miejscu. Była wojownikiem, i jakoś przekaże wiadomość Destany i Nicolaeowi, że ta gałąź Karpatian była zdrajcami. Strach przebiegł w dół jej kręgosłupa, gdy zdała sobie sprawę co musiała zrobić. Uciec do lasu deszczowego, znaleźć drogę z powrotem na lądowisko i jakoś namówić pilota by zabrać ją na lotnisko, gdzie mogła złapać lot do domu. Pośpiesznie obejrzała olbrzymi pokój, próbując dowiedzieć się co może z sobą zabrać. Nic. Niczego nie było. Musiałaby improwizować. Podeszła do okna i spojrzała na zewnątrz. Teren był dość dziki, las deszczowy skradał się w kierunku domu tak jak podstępny najeźdźca, winorośle i krzewy ciągły się w kierunku dziedzińca. To byłaby krótka ucieczka. Złapała krawędź okna i spróbowała je podnieść. Mary Ann. Wrzasnęła, niemal wyskakując ze swojej skóry, przyciskając swoje rękę do jej walącego serca gdy okręciła się dookoła. Para przeciskała się pod drzwiami i przez małą dziurkę od klucza. Juliette i Riordan mienili się do ludzkiej formy, Riordan stał przy oknie, Juliette przy drzwiach. "Gdzie się wybierasz?" Riordan domagał się wyjaśnień, jego czarne oczy mrugały z furią. "Zostałabyś zabita w ciągu pięciu minut po wejściu do lasu. Jesteśmy odpowiedzialni za twoje bezpieczeństwo. " Jego głos wydawał się rozwlekły dla jej uszu, rozlegający się dudnienie, które przypomniało jej, demony które widziała w filmach, jakby dźwięk został nagranym zbyt wolno. Strach w nią uderzał, pokonując wściekłość i opanowało

Tłumaczy: franekM zmieszanie. Konsultant w niej wycofał się, próbując zrozumieć zalew emocji w jej wnętrzu. "Mary Ann," łagodnie mówiła Juliette. "Wiem, że starasz się zrozumieć rzeczy które czujesz, ale myślimy, że mamy wyjaśnienie. Myślimy, że Manolito związał cię z sobą na sposób naszych ludzi. Riordan sięgnął do niego na ich wspólnej ścieżce, a jednak Manolito stawia mu opór, bojąc się że może być wampirem, tak jak ty boisz się nas. On twierdzi, że ma życiową partnerkę, i proszę, znajdujesz się w rozpaczy, żalu po człowieku, którego jak mówisz nigdy nie spotkałaś. To ma dla ciebie sens? Coś się tu dzieje, i dla was obojga musimy się tego dowiedzieć. " Riordan ocierał swoje skronie jakby cierpiał. W jego oczach był niepokój. "Boję się o bezpieczeństwo mojego brata, jak również jego życie. On wygląda na zdezorientowanego, a nikt nie może być zagubiony w lesie deszczowym. Mamy potężnych wrogów. On jest w strasznym niebezpieczeństwie. On nie ufa nikomu, prócz swojej życiowej partnerce. Jeśli jesteś tą kobietą, jesteś jedyną, który może go ocalić " Wpatrywał się w nią nieruchomymi oczami, dzikiego zwierzęcia, sprytnymi, przebiegłymi i przerażający. Mary Ann zadrżała i cofnęła się do czasu, gdy nie znalazła się przy przeciwległym parapecie. Część jej pomyślała, że mają bzika, rozmyślnie próbując zbić ją w pułapkę, ale doradca w niej zawsze szukał informacji i wszystko do siebie dodawał. Wiedziała dość o życiowych partnerach od Destiny. Była w pobliżu karpackich ludzi przez pewien czas, i mimo że nie zrozumiała więzi, wiedziała, że to jest silne i nierozerwalne. Juliette podała jej swoją rękę. "Wróć do innego pokoju i spróbujmy to rozwiązać. Nie pamiętasz byś znalazła się sama z Manolito? " Zapamiętałaby, prawda? Śniła o nim, że do niej przychodzi. Marzyła tylko raz — śniła. Wciągnął ją w swoje silne ramiona i jego usta przesunęły się nad jej skórą w dół do krągłości jej piersi. Miejsca które pulsowało i paliło. Niewiele myśląc, położyła swoją dłoń nad pulsującym śladem, który nie całkiem się zaleczył i utrzymała ciepło. Potrząsnęła swoją głową. "To nie było rzeczywiste. Znajdował się w poprzek pokoju w gospodzie w Karpatach, ale ja nawet z nim nie rozmawiałam." Patrzał na nią. Myślała, że jego oczy są płaskie, zimne i puste w ten sam sposób co u wielu myśliwych ', ale wyglądał … niebezpiecznie, jakby mógł na nią polować. Zamiast bać się jak teraz, potajemnie została przyprawiona o dreszczyk emocji, gdyż to była fantazja.

Tłumaczy: franekM Mary Ann wyszła za Juliette z pokoju, świadoma że Riordan skrada się za nią jak wielki dziki kot. Poruszał się w ciszy tak jak poruszał się jego brat. Potrzebowała powietrza; pokój wyglądał na tak gorący i przytłaczający, całkiem jak w lesie deszczowym. To też nie miało sensu. Dom był dobrze izolowany i klimatyzacja dostarczała komfortowy chłód. "Nie widzę jak mogłabym być jego życiową partnerką. Nawet go nie spotkałam. Czy bym tego nie wiedziała? Czy on by nie wiedział? " "Wiedziałby" powiedział Riordan. "Ciągnąłby do swojej życiowej partnerki, a jeśli byłaś tą jedną, w momencie w którym przemówiłaś, on zobaczyliby w kolorach, a jego uczucia zostałyby przywrócone. Nie mógłby pozostać zbyt daleko od ciebie." Zmarszczył brwi." Ale powiedziałby nam. Musiałabyś zostać natychmiast objęta ochroną naszej rodziny. " "Była już pod ochroną Gregori jak również Nicolae i Destiny," przypomniała mu Juliette. "Mógł pomyśleć że to nie jest konieczne." Pomyślałby że to konieczność… chyba że … Riordan przerwał swoją myśl i studiował twarz Mary Ann. "Powiedziałaś że to nie było rzeczywiste. Co miałaś przez to na myśli? " Rumieniec zabarwił jej nieskazitelną skórą. "Śniłam o nim." Juliette nabrała głęboki wdech. "Oh, Riordan. Co się dzieje? Coś strasznego się dzieje albo byłby tu. " Riordan natychmiast był u jej boku, sunąc tak szybko, że był niewyraźną plamą, jego ramię zawinęło się wokół jej pasa, gdy wycisnął pocałunek na jej skroni "Mary Ann jest tu. W trójkę to odgadliśmy i znajdziemy go. " Z jakiegoś powodu, fakt, że Riordan ją obejmował, jakby mogła znaleźć rozwiązanie, złagodził jakąś napięcie w Mary Ann. Mrugnęła kilkakrotnie, oddychając pełną piersią próbując zobaczyć przez dziwny wizerunku wampira nałożonego na mgłę. Siekacze oddaliły się trochę, zostawiając normalne białe zęby. "On naprawdę żyje?" zapytała, nie śmiałą wierzyć. Riordan kiwnął głową "Wszyscy próbowaliśmy trzymać go przy nas, ale był martwy, mimo naszych jak również ludzkich sposobów, jego dusza już opuścić jego organizm. Nikt nie sądził, że możemy zabrać go z powrotem, nawet z