kakarota

  • Dokumenty646
  • Odsłony170 682
  • Obserwuję119
  • Rozmiar dokumentów1.7 GB
  • Ilość pobrań77 774

Feehan Christine - Mrok 23 Dark Storm (tłum. nieof.)

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :971.3 KB
Rozszerzenie:pdf

Feehan Christine - Mrok 23 Dark Storm (tłum. nieof.).pdf

kakarota EBooki Serie / Autorzy Mrok
Użytkownik kakarota wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 333 stron)

Tłumaczy: franekM Tłumaczy: franekM

Tłumaczy: franekM Rozdział 1 „ Mogę przeżyć pozostając w łódce odcięta od świata przez siedem długich dni, gdy słońce zmienia mnie w dziewczynę homara, a komary na mnie ucztują, naprawdę mogę" Riley Parker informowała swoją matkę. ”Ale przysięgam ci, że jeśli jeszcze raz usłyszę skargę lub obrzydliwe, wstrętne seksualne insynuacje Pana „Jestem – tak – gorący - że każda – padnie – przede mną- na kolana, zamierzam wypchnąć idiotę za burtę. Jego stałe lizanie jego warg i mówienie, że podoba mu się pomysł matki i córki, przyprawia mnie o gęsią skórkę. " Riley posłała Donowi Westonowi spojrzenie czystego wstrętu, denerwującemu idiocie o którym mówiła. Spotkała wiele narcystycznych świń, gdy zarabiała na swój doktorat z językoznawstwa, i parę więcej na wydziale uniwersytetu Kalifornii, Berkeley, gdzie teraz się uczyła, ale on przechodził ludzkie pojęcie. Był prymitywnym drabem, z szerokimi ramionami, klatką piersiową jak beczka i postawą wyższości co drażniło Riley. Nawet gdyby nie była już tak bardzo zdenerwowana, obecność tego okropnego człowieka sprawiła by to. Gorzej, jej matka była teraz bardzo słaba, sprawiając że Rileya była teraz wobec niej niezwykle ochronna, a jego nieustanne podteksty seksualne i obrzydliwe żarty w stosunku do jej matki sprawiły, że chciała po prostu wyrzucić go za burtą. Annabel Parker, znana profesjonalna ogrodniczka, słynącą z jej wysiłków by ponownie zalesić tysiące akrów Brazylijskiego lasu deszczowego, utraconego przez wylesienie, patrzyła na swoją córkę, ciemnymi brązowymi migoczącymi oczami i z drżącymi ustami, oczywiście swędzącymi do uśmiechu. ”Niestety, kochanie, jesteśmy na terenie piranii. " „ O to chodzi, Mamo." Riley kolejny raz rzuciła niedwuznaczne gniewne spojrzenie w kierunku Westona. Jedyną korzyścią z obecności okropnego mężczyzny było to, że knucie jego upadku sprawiło że mogła skupić się na czymś innym niż powolny dreszcz rozprzestrzeniający się przez jej ciało i sprawiający że włosy na jej plecach i karku stają dęba. Ona i jej matka pokonywały tę samą podróż w górę Amazonki raz na pięć lat, ale tego roku od momentu, gdy przybyły do wioski, by stwierdziły że z ich przewodnikiem, którego zwykle wynajmowały jest źle, Riley miała wrażenie, że ciemna chmura unosi się nad podróżą. Nawet teraz, dziwny ciężar, aura niebezpieczeństwa, wydawała się podążać za nimi w górę rzeki. Bardzo starała się to lekceważyć, ale złowieszcze uczucie pozostało, ciężar naciskał na nią,

Tłumaczy: franekM dreszcz skradał się w dół jej kręgosłupa i brzydkie podejrzenie nie dawało jej spać wieczorem. „ Może gdybym przypadkowo mogła przeciąć mu rękę, gdy on wypadnie za burtę…" kontynuowała z lekkim uśmiechem. Jej studenci mogliby ostrzec mężczyznę by uważał, gdy uśmiechała się w ten sposób. To nigdy nie wróżyło nic dobrego. Uśmiech jednak przygasnął lekko, gdy rzuciła okiem w dół na mroczną wodę i zobaczyła, jak srebrzysta ryba kręciła się wokół łodzi. Czy wzrok płata jej figla ”To wyglądało prawie jakby piranie podążały za łodzią. Ale, piranie nie podążają za łodzią. Zajmowały się swoimi sprawami. Rzuciła ukradkowe spojrzenie na przewodnika, który mamrotał do dwóch bagażowych, Raula i Capa, ignorując swoich podopiecznych — daleko od dobrze znanej im wioski do który zazwyczaj zabierał je w górę rzeki. Troje wyglądało na bardzo niespokojnych gdy ciągle studiowali wodę. Oni, również, wydawali się trochę bardziej zaniepokojeni niż zwykle, będąc otoczonymi przez mięsożerne ryby. Była niemądra. Pokonywała tę samą podróż wiele razy wcześniej, wariując z powodu lokalnej fauny i flory. Jej wyobraźnia pracowała bez wytchnienia. Wciąż … piranie wydawały się być wszędzie dookoła ich łódź, ale nie mogła zobaczyć, jak pojedynczy blasku srebra w wodzie otacza łódź przed nimi. „ Bezwzględne dziecko," Annabel zrugała ją z cichym śmiechem, ponownie zwracając uwagę Rileya do uciążliwej obecność Dona Westona. „ To jest sposób w jaki na nas patrzy" wnerwiła się Riley. Wilgotność była tak wysoka, że każda koszula którą Riley nosiła przylegała do niej jak druga skóra. Miała pełne krzywizny, i nie można było ich ukryć. Nie ośmieliła się podnosić swoje ręce by podnosić jej grube, splecione w warkocz włosy, niedaleko jej karku ponieważ pomyślałby, że rozmyślnie go kusi. ”Naprawdę, naprawdę, chciałabym dać mu klapsa. On wpatruje się w moje piersi tak jakby nigdy nie widział pary, co jest wystarczająco zły, gdy jednak on wpatruje się w twoje… " „ Może nigdy nie widział piersi, kochany, "Annabel powiedziała łagodnie. Riley spróbowała zdusić śmiech. Jej matka mogła zrujnować zupełnie dobrą wściekłość jej poczuciem humoru. ”Cóż, jeśli nie to, to jest wystarczająco dobry powód. On wzbudza wstręt" Za nimi, Don Weston trzepnął swoją szyję i wysyczał wolno, wściekły oddech. ”Cholerne owady. Mack, gdzie do cholery jest sprej na komary? "

Tłumaczy: franekM Riley powstrzymała przewrócenie oczami. Jak bobrze się zorientowała, Don Weston i pozostali dwaj inżynierowie byli kłamcami — dobrze, co najmniej dwaj z trzy byli. Twierdzili, że wiedzą co robią w lesie, ale to było jasne, że ani Weston ani Mack Shelton, jego nieodłączny towarzysz, nie mieli o tym pojęcia. Ona i jej matka obie próbowały powiedzieć Westonowi i jego towarzyszom, że ich cenny sprej na pluskwy nie robił nic dobrego. Mężczyźni pocili się obficie, co sprawiało że środek odstraszający owady spływał tak szybko jak go stosowali i pozostawiał ich z uczuciem lepkości i swędzenia. Drapanie tylko pogorszyło swędzenie i sprowadzało zakażenie. Najdrobniejsza rana w lesie deszczowym szybko mogła ulec zakażeniu. Shelton, niewielkich rozmiarów człowiek, ze spaloną mahoniową skórą i prężącymi się mięśniami, pacnął sam swoją szyję, a następnie jego klatkę piersiową, mamrocząc przekleństwa. ”Wyrzuciłeś go za burtę, ty wielki łajdaku, po tym jak zużyłeś go do końca. " Shelton był trochę bardziej przyjazny niż pozostałych dwóch inżynierów i nie całkiem tak wstrętny jak Weston, zamiast jednak sprawiać, że Riley poczuje się przy jego bliskość bezpieczniejsza, faktycznie sprawił że jej skóra kłuła. Może było tak dlatego że jego uśmiech nigdy nie sięgnął jego oczu. I ponieważ obejrzał wszystko i każdego na pokładzie. Riley miała uczucie że Weston znacznie nie docenił drugiego mężczyzny. Wyraźnie Weston myślał o siebie jak o dowodzącym wyprawie górniczej, ale nikt nie rządził Sheltonem. „ Nigdy nie powinniśmy dołączyć do nich" Wymruczała Riley do swojej matki, zatrzymując jej głos nisko. Zwykle, Riley i jej matka podróżowało do wulkanu samodzielnie, gdy jednak przybyły do wsi, uznały swojego stałego przewodnika za zbyt chorego, by z nim podróżować. Same pośrodku Amazonki, bez przewodnika towarzyszącego im do ich celu, ona i jej matka zdecydowały się na dołączenie do zespołu płynącego w górę z trzema innymi grupami poruszającymi się w górę rzeki. Weston i jego dwaj współpracownicy inżynierowie-górnicy byli we wsi przygotowując się do podróż do zboczy Andów w Peru, w poszukiwaniach potencjalnie nowych kopalń dla korporacji, dla której pracowali. Dwóch ludzi zbierało informacje na temat rzekomo wymarłej rośliny przybyło z Europy, szukając przewodnika by pójść w Andy. Archeolog i jego dwóch studentów zmierzali w Andy szukając rzekomego utraconego miasta Ludzi Chmur — Chachapoyas. Wszyscy zadecydowali się połączyć swoje zasoby i podróżować w górę rzeki razem. Pomysł wydawał się wtedy logiczny, ale teraz, po tygodniu podróży, Riley serdecznie żałowała tej decyzji.

Tłumaczy: franekM Dwóch przewodników, archeologa i jego studentów i trzech bagażowych prowadziło łódź tuż przed nich z dużym zaopatrzeniem. Annabel, Riley, pracownicy naukowi i trzej inżynierowie-górnictwa byli w drugiej łodzi z jednym z ich przewodników, Pedro, i dwoma bagażowymi, Capa i Raulem. Złapana w pułapkę w łodzi z ośmioma nieznajomymi, Riley nie czuła się bezpieczna. Chciała by byli już w połowie góra, gdzie w planie mieli odejście ich oddzielną drogą, każdy z nich z własnym przewodnikiem. Annabel wzruszyła ramionami. ”Jest trochę za późno na namysły. Podjęłyśmy decyzję aby podróżować razem i jesteśmy skazane na tych ludzi. Zrobimy z tego jak najlepszy użytek. " To była jej matka, zawsze spokojna w obliczu zanoszącej się burzy. Riley nie była żadną osobą mającą zdolności parapsychologiczne, ale to nie wymagało żadnego jasnowidztwa, że nadchodzą kłopoty. To uczucie było narastające z każdą mijającą godziną. Rzuciła okiem na swoją matkę. Jak zwykle, wydała się pogodna. Riley poczuła się trochę głupiego, że się martwiła, gdy Annabel miała tyle innych rzeczy na głowie. Wciąż kłócąc się o wyrzucenie spreju na robaki, Weston pokazał Sheltonem palec. ”Puszka była pusta. Musi być więcej. " „ Nie była pusta" poprawił Shelton, ze wstrętem w jego głosie. ”Po prostu chciałeś rzucić czymś w tego kajmana. " „ A twój cel był tak zły jak twoja gęba," dopowiedział trzeci inżynier, Ben Charger. Ben był najcichszy z grupy. Nigdy nie przestawał rozglądać się niespokojnymi oczami. Riley nie całkiem wyrobiła sobie o nim zdanie. Był najbardziej zwyczajny z wyglądu z trzech inżynierów. Był średniego wzrostu, średniej wagi, z twarzą, której nikt by nie zauważył. Zlewał się, i może to czyniło ją niespokojną. Nic go nie wyróżniało. Poruszył się spokojnie i wydawał się po prostu pojawiać się znikąd, i patrzył na wszystko i każdego jakby spodziewały się kłopotów. Nie sądziła, że jest partnerem z Westonem i Sheltonem. Pozostali dwaj zbili się razem i oczywiście znali się dłużej. Charger wydał się być samotnikiem. Riley nie była nawet pewna, czy lubi kogokolwiek z pozostałych dwóch mężczyzn.

Tłumaczy: franekM Daleko na lewym brzegu, jej oko pochwyciło białą chmurę, poruszającą się szybko, czasami opalizującą, czasami perłowego koloru, gdy chmura skręcała, formując koc żywych owadów. „ Pieprzyć cię, Charger," warczał Weston. „ Uważaj na swój język," poradził mu Charger, jego głos był bardzo niski. Weston faktycznie się cofnął, jego twarz lekko pobladła. Rozejrzał się po łodzi, jego spojrzenie opadło na Riley, którą złapał na wpatrywaniu się w niego. ”Dlaczego tu nie podejdziesz, albo jeszcze lepiej, niech mamunia przyjdzie i zliże ze mnie pot? Może to pomoże." Wyciągnął swój język wobec niej, prawdopodobnie mając nadzieję wydać się seksownym, ale dostał łyk robaków i skończyło się na kaszlu i przekleństwach. Przez jednego straszny momentu, gdy nazwał jej matkę ”Mamusią" i złożył jej jego wstrętną propozycja, Riley pomyślała, że może rzucać się na niego i naprawdę wyrzucić go za burtę. Ale potem, z cichym śmiechem jej matki, jej gniew zniknął, jej niefortunne poczucie humoru pokonało go. Wybuchła śmiechem. ”Naprawdę” Czy naprawdę jesteś tak arogancki, że nie wiesz, że raczej zlizałabym pot z małpy? Jesteś tak ordynarny. " Kątem oka, spostrzegła ze perłowa chmura owadów przybliżyła się, rozszerzając się gdy przemieszczały się formacją nad wodą. Jej żołądek podskoczył ze strachu. Sforsowała powietrze przez swoje płuca. Nie była jedną którą łatwo można było przestraszyć, nawet gdy była dzieckiem. Weston łypnął na nią okiem. ”Widzę kiedy kobieta mnie pragnie, kochanie, nie możesz zabrać swoich oczu z dala ode mnie. Popatrz na swoje ubranie! Popisujesz się przede mną." Ponownie cmoknął na nią swoim językiem, wyglądając bardziej jak wąż. „ Zostaw jej do cholery w spokoju, Weston," kłapnął Jubal Sanders, zniecierpliwienie przesuwało się w jego głosie. „ Czy nigdy nie znudziło ci się brzmienie twojego głosu? " Jeden z dwóch ludzi zbierających informacje na temat roślin, Jubal nie wydał się być człowiekiem, który wydawał się spędzać dużo czasu w laboratorium. Wydawał się niezwykle tu pasować i bez wątpienia był człowiekiem przyzwyczajonym do trudnego, życia na świeżym powietrzu. Nosił się z absolutnym zaufaniem i poruszył się jak człowiek który mógł sam sobie poradzić.

Tłumaczy: franekM Jego towarzyszem podróży był, Gary Jansen, wyglądał bardziej na szczura laboratoryjnego, niski i szczupły, mimo że bardzo dobrze umięśniony co zauważyła Riley. Był bardzo silny. Nosił okulary w czarnych oprawkach, ale wydawał się całkowicie tak samo doświadczony jak Jubal. Obaj trzymali się siebie na początku podróży, ale gdzieś około czwartego dnia, Jubal stał się trochę opiekuńczy wobec kobiet, zostając blisko kiedykolwiek inżynierowie kręcili się w pobliżu. Mówił niewiele, ale nie przegapił niczego. Mimo że jakaś inna kobieta mogła być zaszczycona jego instynktem opiekuńczy, Rile nie ufała mężczyźnie, który ponoć pracował w laboratorium, ale ruszał się z płynną grację boksera. Zarówno on jak i Gary najwyraźniej nosili broń. Szli dokądś, i gdziekolwiek to było, Riley i jej matka miały dość kłopotów z ich własnych kłopotów, bez potrzeby angażowania się w coś innego. „Nie bądź bohaterem," Weston klapnął zębami na Jubala, ”to nie przyniesie ci dziewczyny." puścił oko do Riley. ”Ona patrzy na stuprocentowego mężczyznę." Riley poczuła kolejną falę obmywającego ją gniewu i obróciła się wokół piorunując Westona wzrokiem, ale jej matka położyła łagodną, hamującą rękę na jej nadgarstku i pochyliła głowę blisko aby szepnąć. ”Nie martw się, kochanie. On czuje się tu jak ryba wyciągnięta z wody. " Riley nabrała tchu. Na koniec dnia, nie zamierzała uciekać się do przemocy za molestowanie seksualne, nie ważne jak patentowym osłem był ten mężczyzna. Mogła zignorować Dona Westona do czasu, gdy nie dojdą do ich oddzielnych dróg. „ Myślałam, że powinien być tak doświadczony" Riley odpowiedziała swojej matce, jej głos był tak samo miękki. ”Oni twierdzą, że są inżynierami górnictwa, którzy podróżują w Andy niezliczoną ilość razy, ale założę się, że przelecieli nad szczytu i nie wchodzili do lasu deszczowego. Oni prawdopodobnie nie mają nic wspólnego z górnictwem. " Jej matka udzieliła jej szybkiego kiwnięcia głową ze zgodą, ciepło rozpaliło jej oczy tak samo. ”Jeśli myślą, że jest źle, poczekaj do czasu gdy dojdziemy do dżungli. Będą wypadać ze swoich hamaków i będą zapominać sprawdzać każdego ranka czy jadowite robaki nie wpełzły do ich butów. " Riley nie mogła powstrzymać się uśmiechnąć na tę myśl. Trzech inżynierów było ponoć z prywatnego przedsiębiorstwa poszukującego potencjalnych kopalń bogatych w minerały w Andach. Nie mogła zobaczyć, by którykolwiek z nich

Tłumaczy: franekM był dobrze zorientowany w działaniu lasów deszczowego, i na pewno nie darzyli wielkim szacunkiem ich przewodników. Wszyscy trzej skarżyć się, ale Weston był najgorszy i najbardziej ofensywny ze swoimi nieustającymi podtekstami seksualnymi. Spędził dużo czasu warcząc na przewodników i bagażowych jakby byli jego służącymi, gdy nie narzekał albo łypał okiem na nią i jej matkę. „ Wychowałam cię daleko stąd, Riley. Mężczyźni w niektórych krajach mają inny stosunek do kobiet. Nie są uznawane za równe im. To oczywiste że został wychowany w przekonaniu, że kobiety są przedmiotami, a ponieważ przyszłyśmy tutaj same, bez eskorty tuzina członków rodziny, jesteśmy łatwe." Annabel wzruszyła ramionami, ale lekkie rozbawienie przygasło i jej ciemne oczy stały się bardzo ponury. ”Trzymaj ten sztylet blisko, kochanie, na wszelki wypadek. Potrafisz sama sobie poradzić. " Riley zadrżała. To był pierwszy raz, gdy Annabel wskazała, że myśli, że coś jest nie tak. To przeniosło urojone pojęcia Rileya z rozbawionego świata z powrotem do królestwa rzeczywistości. Jej matka była zawsze spokojna, zawsze praktyczna. Jeśli myślała, że coś jest nie w porządku, w takim razie tak było. Ptak zabrzmiał w lesie nad brzegu rzeki, dźwięk niósł się wyraźnie przez otwarte wody. Rozjaśniając nagle ponury nastrój jej matki, Riley przyłożyła swoje ręce do jej ust i powtórzyła apel. Nie dostała śmiechu zachwytu jaki miała nadzieję, ale jej matka uśmiechnęła się i pogłaskała jej rękę. „ To jest całkowicie dziwaczne że możesz to zrobić." Don Weston zaprzestał strzepywania owadów i wpatrywał się w nią, jakby teraz był na jakimś przedstawieniem karnawałowym. ”umiesz naśladować wszystko? " Pomimo jej niechęci do mężczyzny, Riley wzruszyła ramionami. ”Większość rzeczy. Niektórzy ludzie mają pamięci fotograficzne, która pozwalają im zapamiętają wszystko, co zobaczą lub przeczytają. Ja nazywam to „ fonograficzną 'pamięcią. Mogę zapamiętać i powtórzyć praktycznie każdy dźwięk jaki usłyszę. To jeden z powodów, dla którego poszłam na językoznawstwo. " „ To jest niezły talent" zauważył Gary Jansen. „ Prawda?" Annabel prześliznęła ramię wokół tali Riley. ”Gdy była mała, używała tego by naśladować świerszcze ćwierkające w domu, tylko by przyglądać się, jak wariuję próbując je znaleźć. I niech Bóg pomoże jej ojcu, gdyby się pomylił i użył języka którego nie powinien przy niej użyć. Mogła powtórzyć to doskonale, doskonale naśladując ton jego głosu. "

Tłumaczy: franekM Serce Rileya opadło w smutku i miłości w tonie jej matki. Zmusiła się do lekkiego śmiech. ”Byłam też dobra w przedrzeźnianiu moich nauczycieli, których nie szczególnie lubiłam," powiedziała z małym, swawolnym uśmiechem. ”Mogłam zadzwonić ze szkoły i powiedzieć Mamie jak wspaniałą uczennicą jestem." Teraz jej matka się roześmiała, i dźwięk napełnił Riley ulgą. Dla Rileya, Annabel była wspaniała. Była średniego wzrostu, szczupła, z ciemnymi falującymi włosami i ciemniejszymi oczami, nieskazitelną hiszpańską skórą i uśmiechem, który sprawił że każdy wokół niej chciał się uśmiechnąć. Riley była znacznie wyższa, z prostymi kruczoczarnymi włosami, które rosły prawie przez noc jakkolwiek wiele razy je pocięła. Miała bardzo zaokrąglone kształty, z wydatnymi kośćmi policzkowymi i bladą, niemal przejrzystą skórą. Jej oczy były duże, a kolor był niemożliwy niemal do określenia ”zielone, brązowe, florenckie złoto. Jej matka zawsze mówiła, że ma go po dawno - zmarłym przodku. Z jej wiedzy, jej matka nigdy nie była chora ani dobę w swoim życiu. Nie miała żadnych zmarszczek, i Riley nigdy nie zobaczyła ani jednego siwego włosa na jej głowie. Ale teraz, po raz pierwszy, Riley zobaczyła wrażliwość w oczach swojej matki, i szelest w powietrzu wskazując na nadchodzącą burzę. Ojciec Rileya umarł tylko dwa tygodnie temu, a w ich rodzinie, małżonkowie rzadko żyli długo bez siebie. Riley była zdeterminowana trzymać się blisko matki. Ale mogła wyczuć oderwanie Annabel, stając się bardziej przygnębioną z dnia na dzień, ale Riley została ustalony by jej nie utracić. Nie dla żalu, i nie na rzecz czegokolwiek co polowało na nich w tej podróży. Wczesnym rankiem widzieli ostatnią z głównej rzeki; dwie łodzie poruszały się teraz w górę dopływ w kierunku ich celu. W wodzie pełnej trzcin, wszechobecne owady stawały się coraz gorsze z każdą chwilą. Chmury pluskiew ciągle napadły na nich. Więcej popędziło w kierunku łodzi, jakby wietrząc świeżą krew. Weston i Shelton obydwaj dostali ataku szału przeklinając i uderzają odsłoniętą skórę, mimo że obydwaj pamiętali by trzymać ich usta stanowczo zamknięte, by nie połykać pluskiew. Ben Charger i dwóch pracowników naukowych znosili owady ze stoickim spokojem, podążając za przykładem ich przewodnika i bagażowych. Tubylcy nie kłopotali się nawet strzepywaniem pluskwach, gdy perłowa chmura zeszła masowo. Riley mogła zobaczyć jeszcze łódź naprzodzie a byli jeszcze bliżej brzegu, ale jak mogła powiedzieć, owady nie zaatakowały nikogo na pokładzie. Za nią, Annabel wypuściła cichy okrzyk strachu. Riley obróciła się i stwierdziła, że jej matkę całkowicie okryła chmura owadów.

Tłumaczy: franekM Porzucili wszystkich i każdym cal ciała Annabel został przykryty czymś co wydawało się być maleńkimi płatkami poruszającego się śniegu. La Manta Blanca. Maleńkie muszki. Niektórzy mówili, że maleńkie komary. Riley nigdy nie zebrała o nich informacji, ale na pewno poczuła ich ugryzienia. Płonęli jak ogień a potem, swędzenie doprowadzało do szału. Po drapaniu i otwarciu, małe ugryzienia stawały się zaproszeniem dla zakażenia. przyciągnęła koc niedaleko płaskiego siedziska i rzuciła go na swoją matkę, próbując otrzepać małe pluskwy, gdy osunęła swoją matkę na podłogę łodzi, tocząc ją jakby gasiła pożar. „Zdejmij to z niej," zawołał Gary Jansen. ”Zemniesz je wszystkich w ten sposób." Przykucnął obok Annabel i szarpnął koc. Annabel przetoczyła się na plecy i do przodu, jej ręce przykrywały twarz, owady przywarły do odsłoniętej skóry, przylegając do jej włosów i ubrania. Wiele został rozbitych po wysiłkach Riley. Kontynuowała strzepywanie ich, próbując ocalić matkę od dalszych ugryzień. Jubal pochwycił kubeł wody i chlusnął nim w Annabel, obmywając owady i zdejmując je z niej. Bagażowi natychmiast dodali kubły wody, oblewając ją jeszcze raz i jeszcze raz, podczas gdy Gary, Jubal i Riley ściągali zmoczone owady z niej i koca. Ben ostatecznie przykucnąć przy niej i pomógł wybrać pluskwy z jej skóry. Annabel zadrżała silnie, ale nie wydała dźwięku. Jej skóra zmieniła się w jasno czerwoną, gdy tysiące maleńkich ukąszeń powiększyło się do płomiennych pęcherzy. Gary grzebał w torbie na ramieniu, i wyciągną niewielką fiolkę. Zaczął rozsmarowywać klarowny płyn nad ugryzieniami. To nie było małe zadanie, ponieważ było ich tak wiele. Jubal trzymywał, ramiona Annabel, tak że nie mogła się podrapać, nieznośne swędzenie rozprzestrzeniało się jak fale przez jej ciało. Riley kurczowo uczepiła się ręki swojej matki, szepcząc nonsensy. Jej wcześniejsze podejrzenia przeszedł do ryku w odpowiedzi. Maluteńkie muszki rzuciły się wprost na jej matkę. Nie było nikogo, bardziej nastrojonego do lasu deszczowego, niż Annabel. Rośliny stawały się obfite i bujne w jej pobliżu. Szepnęła im i wydawały się szepnąć w odpowiedzi, obejmując ją jakby była Matką Ziemią. Gdy jej matka przeszła przez podwórko przy ich domu w Kalifornii, Riley była całkiem pewna że mogła zobaczyć, jak rośliny rosły tuż przed nią. Jeśli lasu zacząć ją atakować, coś było naprawdę nie w porządku.

Tłumaczy: franekM Annabel chwyciła mocno rękę Rile, gdy dwóch pracowników naukowych, podniosło ją na nogi i pomogło jej przedostać się z powrotem do ich części sypialnej, zapewniającej prywatność przez rozwieszenie prześcieradeł i siatki w poprzek wąskich lin. „ Dziękuję," powiedziała Riley do dwóch mężczyzn. Była świadoma zbyt przenikliwej ciszy na pokładzie. Nie była jedyną która zauważyła że białe pluskwy zaatakowały jej matkę i nikogo innego po ich początkowym roju. Nawet te które opadły z jej ciała, walczyły by podnieść się na nogi i podpełzać wobec niej, jakby zaprogramowane by to zrobić. „ Używaj tego na ugryzienia," powiedział Gary Jansen. ”Mogę zrobić tego trochę więcej, gdy tylko znajdziemy się w lesie, jeśli się skończy. To łagodzi. " Riley wzięła od niego fiolkę. Dwóch mężczyzn wymieniło spojrzenie nad jej głową i jej serce wzrosło gwałtownie. Wiedzieli coś. To spojrzenie było znaczące. Głębokie. Czuła smak strachu w swoich ustach i szybko odwróciła wzrok, kiwając głową. Annabel próbowała się uśmiechnąć i wyszeptać jej podziękowania gdy dwóch mężczyzn odwrócono się by odejść, dając kobietom prywatność, by znaleźć ugryzienia pod odzieżą. „ Mamo, czy z tobą wszystko dobrze?” zapytała Riley, w momencie gdy były same. Annabel chwyciła jej rękę mocno. ”Posłuchaj mnie, Riley. Nie zadawaj pytań. Nieważne co się zdarzy, nawet jeśli coś zdarzy się mi, musisz iść do góry i musisz zakończyć rytuał. Znasz każde słowo, każdy ruch. Przeprowadź rytuał, dokładnie jak cię nauczyłam. Poczujesz, jak ziemia porusza się przez ciebie i… " „Nic ci się nie stanie, Mamo," zaprotestowała Riley. Strach ustąpił miejsca czystemu przerażeniu. Oczy jej matki odzwierciedliły jakieś wewnętrzne zamieszanie, jakąś wrodzoną wiedzę o niebezpieczeństwie, o którym wiedziała, że Rileya przegapiła — więcej straszliwej wrażliwość, której nie było tam wcześniej. Żadne z małżonków w ich rodzinie, nigdy nie przeżył długo po stracie małżonka, ale Riley była zdeterminowana, by jej matka była wyjątkiem. Patrzyła na swoją matkę jak jastrząb od kiedy jej ojciec, Daniel Parker, umarł w drodze do szpitala po poważnym ataku serca. Annabel rozpaczała, ale nie wyglądała na przygnębioną albo fatalistyczną dotkniętą. ”Przestań mówić w ten sposób, straszysz mnie. "

Tłumaczy: franekM Annabel walczyła by usiąść. ”Daje ci niezbędne informacje, Riley. Tak jak moja matka dała je mi. I jej matka przed nią. Jeśli nie będę mogła dotrzeć do góry, ciężar spadnie na ciebie. Jesteś częścią starożytnego rodowodu, i dostałyśmy obowiązek, który przechodzi z matki na córkę przez wieki. Moja matka zabrała mnie w te górze, tak jak jej matka zabrała ją. Zabrałam ciebie. Jesteś dzieckiem lasu chmury, Riley, urodziłaś się tam jak ja. Wciągnęłaś swój pierwszy oddech na tej górze. Wzięłaś go do swoich płuc, a z tym, las i wszystko co przychodzi z życiem, wzrostem. " Annabel ponownie zadrżała i sięgnęła po fiolkę którą trzymała Rile. Z drżąca ręką pociągnęła jej koszulę ukazując maleńkie muszki czepiające się jej brzucha, pocierając drżącymi palcami by je zdjąć. Riley wzięła fiolkę i zaczęła smarować łagodzącym żelem po ugryzieniach. „ Gdy moja matka powiedziała mi o tych rzeczach, pomyślałam, że dramatyzuje i wykpiłam ją," ciągnęła Annabel. ”Oh, nie w twarz oczywiście, ale pomyślałam ze jej tak stara i przesądna. Wysłuchałam historii gór. Żyliśmy w Peru i niektórzy ze starszych ludzi w naszej wsi wciąż szeptali, o wielkim złu które przyszło przed Inkami i nie mogło zostać wypędzone, nawet przez ich najgwałtowniejszych wojowników. Historie. Okropne, przerażające historie przekazywane od pokoleń. Pomyślałam, że historie zostały przekazane przeważnie by wystraszyć dzieci i powstrzymywać je przed wychodzenie zbyt daleko od ochrony wsi, ale dowiedziałam się więcej, po tym gdy moja matka umierała. Coś tam jest, Riley, w górze. Coś złego, i do nasz należy to powstrzymać. " Riley chciała wierzyć, że jej matka była w delirium z bólu, ale jej oczy były stałe — nawet więcej, wystraszone. Annabel wierzyła że w każde słowo które mówiła, i jej matka nie postradała zmysłów. Bardziej by uspokoić swoją matkę niż faktycznie wierząc w nonsensy o jakimś złu złapanym w pułapkę we wewnątrz góry, Riley kiwnęła głową. „Wszystko będzie dobrze" zapewniła. ”Zostałyśmy przygryzione przez Manta Blanca w poprzedniej podróży. One nie są trujące. Nic ci się nie stanie, Mamo." Musiała wypowiedzieć słowa głośno, potrzebując by były prawdziwe. ”To był tylko dziwacznymi wydarzeniami. Wiemy, że wszystko może zdarzać się w lesie deszczowym… " „ Nie, Riley." Annabel chwycił rękę swojej córki i trzymała ją mocno. ”Przez te opóźnienia… te wszystkie problemy odkąd przybyliśmy… coś się dzieje. Zło w górze rozmyślnie próbuje mnie spowolnić. Jest blisko powierzchni i aranżuje

Tłumaczy: franekM wypadki i chorobę. Musimy być realistkami, Riley." Jej ciało ponownie zadrżało. Riley sięgnęła po swój plecak i wyciągnęła opakowanie tabletek. ” Antihistamines, Mamo, weź ich parę. Prawdopodobnie zaśniesz, ale przynajmniej swędzenie zatrzyma się na chwilę " Annabel kiwnął głową i połknął tabletki, popijając je wodą. ”Nie ufaj nikomu, Riley. Każdy z tych ludzi może być naszym wrogiem. Musimy iść naszą drogą jak najszybciej. " Riley przygryzła swoją wargę, powstrzymując się przed powiedzeniem czegokolwiek. Potrzebowała czasu by pomyśleć. Miała dwadzieścia pięć lat i była w Andach cztery razy, nie licząc tego gdy urodziła się w lesie chmur. To była piąta podróż, którą zapamięta. Piesza wycieczka przez las deszczowy była wyczerpująca, ale nigdy nie czuła się przerażona jak była teraz. Było zapóźni by zawrócić, a z tego, co mówiła jej matka, nie było innej opcji. Musiała pozwolić swojej matce odpocząć, a następnie musza porozmawiać. Musiała nauczyć się dużo więcej o tym dlaczego podróżowały w Andy. Opuściła prześcieradło na miejscu, gdy tylko jej matka wydawała się zaczynać zasypiać i wyszła na zewnątrz na pokład. Raul, bagażowy, rzucić na nią okiem i szybko odwrócił wzrok, wyraźnie nie czując się swobodnie w obecności obu kobiet. Gęsia skórka wzrosła na jej ramionach. Potarła je, odwracając się, by przejść wzdłuż poręczy próbując umieścić pewną odległość między nią, a resztą pasażerów. Po prostu potrzebowała trochę przestrzeni. Nie było dość pokoju na łodzi by znaleźć cichy zakątek. Jubal i Gary, dwaj pracownicy naukowi, siedzieli razem w jednym z niewielu odosobnionych miejsc, i sądząc po wyrazach ich twarzy, nie byli szczęśliwi. Omijała ich z daleka, ale tak czyniąc skończyć obok Bena Charger, trzeciego inżyniera, jednego którego nie całkiem mogła rozgryźć. Był zawsze uprzejmy wobec obu kobiet i, tak jak Jubal i Gary, wydawał się rozwinąć ochronne tendencje wobec nich. Ben kiwnął jej głową. ”Czy z twoja matką wszystko w porządku?” " Riley posłała mu niepewny uśmiech. ”Myślę że tak. Dałam jej antyhistaminę. Przy odrobinie szczęścia, między tym, a żelem który Gary dał mi, swędzenie nie doprowadzi jej do szaleństwa. To są nieprzyjemne mało robaki. " „ Musiała nosić coś, co je przyciągnęło" zauważył Ben, w połowie stwierdzając, w połowie pytając. ”Może perfumy? "

Tłumaczy: franekM Riley wiedziała, że jej matka nigdy nie używała perfum, ale to było dobre wyjaśnienie. Kiwnęła powoli głową. ”Nie pomyślałam o tym. Atak był tak dziwaczny. " Ben studiował jej twarz uważnie, jego oczy były tak czujne, uważała jego wzrok za niepokojący. ”Słyszałem, że ty i twoja matka przychodziłyście tu wcześniej. Czy coś takiego zdarzyło się kiedykolwiek wcześniej/ " Riley potrząsnęła swoją głową, wdzięczna, że mogła mówić prawdę. ”Nigdy. " „ Dlaczego ty i twoja matka przychodzicie do takiego niebezpiecznego miejsca?" Zapytał dziwnie Ben. Ponownie nie mrugnął, ani nie zabrał jego oczu od jej twarzy. Wpatrywał się w nią jak na przesłuchaniu. „Jak rozumiem, nawet przewodnicy nie przebywają do tej góry. Musieli zdobyć informacje od innych par we wsi. To wydawało się tak dziwne by byś celem dla dwóch kobiet. Nie ma jakichkolwiek wsi na górze, więc nie jesteś tu z powodu językoznawstwa. " Riley udzieliła mu roztargnionego uśmiechu. ”Moja matka pracuje jako ogrodnik i pracując na rzecz ochrony lasów deszczowych, wybiera dla nas wiele miejsc. Ale przychodzimy tu również dlatego by jesteśmy potomkami Ludzi Chmur i moja matka chce byśmy dowiedziałą się ile to możliwe, tak by ludzie nie zapomnieli." Zaciskała swoje wargi razem i położyła obronną rękę na jej gardle. ”To nie wszystko. Kocham las deszczowy, i lubię podróże ze swoją matką. Faktycznie urodziłam się w lesie chmur, więc myślę, że moja matka pomyślała, że to będzie dobra tradycja, by ją kontynuować, przychodząc tu co kilka lat." Rzuciła okiem wobec przewodnika i obniżyła swój głos. „Nie byłyśmy pewne, czy ci ludzie faktycznie znają drogę, dlatego pomyślałyśmy, że będzie bezpieczniejsze podróżowanie z wami wszystkimi " „ Nigdy nie byłem" Przyznał się Ben. ”Podróżowałem do wielu lasów deszczowych, ale nie do tej szczególnej góry. Nie wiem dlaczego Don powiedział, że wszyscy byliśmy tu wcześniej. On lubi myśleć, że wie wszystko o wszystkim. Las jest tak niebezpieczny jak wszyscy mówią? " Riley kiwnęła głową. ”Bardzo niewielu ludzie kiedykolwiek podróżowało do tego szczytu. To jest wulkan i, mimo że nie wybuchł od przeszło pięciuset lat, czasami podejrzewam że się budzi, chodź głównie ze względu na sposób w jaki mówią o nim tutejsi. Jest pewna historia przekazana przez różne lokalne plemiona o tej górze, wiec większość jej unika. Trudno właściwie znaleźć przewodnika skłonnego podróżować do niej." Zmarszczyła brwi. ”Po prawdzie mam złe przeczucia. Będziesz czuł się co raz bardziej niespokojnie im wyżej będziesz się wspinał."

Tłumaczy: franekM Ben przebiegł obiema rękami przez swoje włosy, prawie jak gdyby był wzburzony. ”Ta cała strona z las deszczowy wygląda na rojącą się od legend i mitów. Nikt nie chce rozmawiać o nich z obcymi, i wszystkie wydają się mówić o jakiejś istocie, która żeruje na życiu i krwi żywych. " Riley wzruszyła ramionami. ”To jest zrozumiałe. Praktycznie wszystko w lesie deszczowym jest nastawione na twoją krew. Oczywiście słuchałam pogłosek i nasz przewodnik powiedział nam, że to nie Inkowie, zniszczyli Ludzi Chmur, ani Hiszpanie. Tutejsi i potomkowie szepczą o wielkim złu, które mordowało w nocy, wysysając z nich życie i nastawiając rodziny przeciwko sobie. Ludzie Chmur byli gwałtowni w bitwie i łagodni w ich życiu domowym, ale oni ponoć ulegli jeden po drugim, albo uciekali ze wsi do Inków. Gdy Inkowie przyszli podbić ludzi lasu, najwyraźniej większość z wojowników już nie żyła. Krążą pogłoski ze rzekom o Inków którzy tu żyli, spotkał taki sam los jak tych zabitych przez całkowite zło. Ich najdzielniejsi wojownicy zmarli pierwsi. " „ Nie ma tego w książkach do historii" powiedział Ben. Wciąż, miała uczucie że nie był zaskoczony tym co usłyszał o szeptanej wersji. Było o wiele więcej historie, oczywiście, każda bardziej przerażająca iż druga. Opowieści z bezkrwawych ofiarach i torturach i przerażających rzeczach jakie znosili zanim zostali zamordowani. „ Mówisz o wampirach? " Mrugnęła. Wtrącił to pytanie tak swobodnie. Zbyt swobodnie. Ben Chargr miał głębszy powód niż górnictwo by podróżować do ledwie zbadanego regionu. Stare legendy? Mógł chcieć o nich napisać? Jakiekolwiek były jego powody, Riley była pewna, że nie mają nic wspólnego z górnictwem. Zmarszczyła brwi, rozważając to. Czy zła istota o której szeptano mogła być wampirem? Mit o wampirze wydawał się istnieć w każdej archaicznej kulturze. „Szczerze nie mam pojęcia. Nigdy nie słyszałam, by tą istotę nazywano wampirem, ale języki zmieniły się przez lata, sporo zaginęło w przekładzie. Przypuszczam, że to jest możliwe. Nietoperze wampir odgrywają ważną część w kulturze Inków i wśród Chachapoyas. Przynajmniej na podstawie tego co powiedziała mi moja matka i czego sama się dowiedziałam. Nie ma tego wiele. " „ Pasjonujące," powiedział Ben. ”Jeśli będziemy mieć szansę, miałbym ochotę usłyszeć więcej. Uważam kultury za interesujące, i tu, w tej część lasu deszczowego, plemiona i historie wydają się być okryte tajemnicą, co intryguje

Tłumaczy: franekM mnie jeszcze bardziej. Jestem trochę amatorskim pisarzem i wykorzystuję każdą okazję by badać nowe region by dowiedzieć się jak najwięcej o starych mitach. Stwierdzam, że choćby nie wiem gdzie się udaję, pewne legendarne istoty przesączają się do kultur na całym świecie. To jest intrygujące. " Na delikatny odgłos, Riley odwróciła się by znaleźć jej matkę stojącą blisko. Twarz Annabel po chwili nieuwagi, powiększyła się od ugryzień, jej oczy były czujne i bardzo podejrzliwe wobec Bena. Riley patrzała na nią ze zdziwieniem. Jej matka była najbardziej otwartą, łagodną kobietą, w pobliżu jakiej Riley kiedykolwiek przebywała. Nie miała najmniejszej krztyny podejrzliwości w swoim ciele. Z reguły wymieniała informacje, co było łatwe z każdym, i większość ludzi ciągnęła do niej. Riley zawsze była opiekuńcza wobec swojej matki, ponieważ była tak ufna, gdzie Riley nie była. Annabel mrugnęła i spojrzenie podejrzliwości odeszło, zostawiając jej matkę wpatrującą się wprost w Bena. Riley poczuła się trochę tak jakby jej świat wirował. Nic, nikt — nawet jej matka — nie wydawały się znajome. ”Powinnaś odpoczywać, Mamo. Tyle ugryzień może wywołać nudności. " Annabel potrząsnął swoją głową. ”Czuje się dobrze. Żel Gary dał mi wiele ukojenia. To zabrało swędzenie, i wiesz, że ugryzienia nie powodują reakcji toksycznej. Gary i jego przyjaciel muszą być bardzo dobrzy w studiowaniu właściwości roślin, ponieważ żel naprawdę działa. " Ben rzucił okiem na dwóch mężczyzn. Mimo że obydwaj byli wyraźnie amerykanami, Gary i Jubal podróżować skądś w Europie poszukując mitycznej rośliny z niezwykłymi leczniczymi właściwościami, które ponoć rosną wysoko w Andach. Przez wyraz na jego twarzy, myślał, że obaj są trochę obłąkani. Annabel chwyciła Rileya za rękę i kiwnęła Benowi głową i ruszyła w kierunku barierki na Łodzi, w centrum, gdzie były same. Rzeka zwęziła się jeszcze bardziej, że miejscami olbrzymie pierwotne systemy drzew wzdłuż brzegu niemal ocierały się o łódź. Rządy nietoperzy kołysały się wysoko w drzewach, upiorny widok. Były duże, wisząc do góry nogami w grubym baldachimie. Riley widziała ten widok wcześniej, nawet jak dziecko, ale z jakiegoś dziwny powodu, tym razem to było niepokojące, jakby nietoperze czyhały, nieruchome, czekając na ciemność aby zacząć polowanie — tym razem na ludzkie ofiary. Zadrżała lekko na jej własną dramatyczna fantazję. Pozwalała podenerwowaniu zbliżyć się do niej. Wiedziała lepiej. Nietoperze były duże i z pewnością były to wampirze nietoperze — żywiące się ciepłą

Tłumaczy: franekM krwią — ale wątpiła czy ich głód był osobisty i na pewno nie czekały na przybycie niczego niepodejrzewających ludzi na łodzi. Poczuła na sobie oczy i odwróciła się by zobaczyć, jak Don Weston wpatruje się w nią. Uśmiechnął się i udawał że strzela z wymyślonej strzały do nieruchomych stworzeń. Riley odwróciła się. Westona potrzebował być w centrum uwagi, co chwila wzbudzając w niej wstręt. Ale jego reakcja na nietoperze była trochę zbyt bliska tego jak się czuła, — a nie chciała czuć czegokolwiek co miało coś wspólnego z tym człowiekiem. Zawróciła swoją uwagę do swojej matki, chwytając ja za rękę i trzymając ja mocno. Tego poranka zostawili główną rzekę i zaczęli podróż w górę dopływu w kierunku jednej z najbardziej niewielkich części Peru. Dżungla zamknęła się wokół nich, chwilami niemal skrobiąc burty dwóch łodzi podążających w górę rzeki. Las był w stałym ruchu, prawie jak gdyby same zwierzęta szły według nich. Małpy wpatrywały się wielkim okrągłym oczami. Kolorowe ary fruwały nad ich głowami, wpadając jak strzała i z baldachimu drzew. Z pewnością wchodzili do świata lasu deszczowego, bujnej dżungli tajemnic, która im głębiej, stawała się niebezpieczniejsza z każdą mijającą sekundą. Rzeka zwęziła się, a powietrze wciąż napełniało się mrocznym gryzącym zapachem głębokiego lasu deszczowego. Rozpoznała znaki. Niedługo, rzeka stanie się niemożliwa do żeglugi. Będą zmuszeni do porzucenia łodzi i kroczenia przez las pieszo. W odróżnieniu od wielu miejsc w lesie deszczowym, gdzie było łatwo chodzić, ponieważ bardzo niewielu mogło żyć na poszyciu bez zbyt dużego dopływu światła, ten obszar był gęsty. Jeździła po świecie, ale zapachy i bezruch tego miejsca był rzeczą jakiej nie znalazła nigdzie indziej na ziemi. W odróżnieniu od jakiegokolwiek z jej poprzednich wizyt, tym razem Riley poczuła się lekko cierpiąca na klaustrofobię. „Hej, Mack," Don zawołał do drugiego inżyniera. ”Co się teraz do cholery dzieje” Przysiągłbym że dżungla żyje." Zaśmiał się nerwowo gdy zauważył dziwny sposób w jaki gałęzie zanurkowały w dół i płynęły wobec nich gdy łodzie je minięty. Każdy odwrócił się by popatrzyć na brzeg najbliżej nich, ponieważ wielka zielona fala narastała, podążając za nimi. Każdy konar zadrżał, liście opadły i sięgnęły się przez wodę jakby starając się nie dopuścić do ich postępu w górę rzeki. Pierwsza łódź minęła przepłynęła bez szwanku, ale w momencie gdy druga łódź przyjechała blisko brzegu, liście sięgnęły ich. Mieszanie było niesamowite jakby dżungla naprawdę ożywiła jak powiedział Don.

Tłumaczy: franekM Serce Rileya opadło. Widziała to zjawisko wiele razy wcześniej. Jej matka przyciągała rośliny wszędzie gdzie szła. Nie można było tego obejść. Siła przyciągania w niej nigdy nie była tak silna, ale gęste liście wzdłuż obu brzegów przywitały ją z rozłożonymi gałęziami, nawet urosły o cale w próbie dotknięcia jej. Nigdy nie było dobrze gdy przyciągały zbyt wiele uwaga do siebie w lesie deszczowym, wokół przesądnych przewodników i bagażowych. Riley była świadoma wielkiej potrzeby by chronić swoją matkę. Przeszła między swoją matką a brzegiem, trzymając się barierki oburącz i zmuszając do wpatrywania się w rozkładające się rośliny szerokimi, wstrząśniętymi oczami. „Wow," dodała nagły szmer rozmowy. ”To jest niesamowite." „ To jest przerażające" powiedział Mack, cofając się z dala od poręczy. Bagażowi i przewodnik wpatrywali się w sięgające rośliny i drzewa, a następnie odwrócili się by patrzeć bezpośrednio na Annabel. Szepnęli do sobie. Riley poczuła inne oczy na nich. Zarówno Gary jak i Jubal patrzeli też na jej matkę. Tylko trzej inżynierowie wpatrywało się w las deszczowy, gdy ten gęstniał wokół nich. Dwie łodzie płynęły dalej w górę rzeki, zbliżając się do góry. Czarny kajmany, olbrzymi dinozaur z przeszłości, wygrzewał się na słońcu na brzegu, trzymając głodne oko na łódkach najeżdżających jego przestrzeń. Potężne chmury czarnych owadów gryzły każdy cal odsłoniętej skóry i łapały się we włosy a nawet zębach, tym razem były to komary i inni krwiopijcy. Nie można było nic zrobić by wytrzymać. Pod nimi, ciemne wody stały się płytkie, spowalniając postęp, i dwa razy, ziemia zatrzymała łodzie i musiały zostać uwolnione ze splątanych trzcin sięgających łakomie i zawijających się o silnik i śmigła. Za każdym razem niespodziewane szarpnięcie wysyłało każdego na pokładzie w poprzek pokładu. Weston podniósł się po upadku z przekleństwem i zatoczył się na burtę łodzi spluwając do wody. ”To jest śmieszne. Czy nie mogłeś znaleźć innej drogi? " domagał się od ich przewodnika, Pedro. Przewodnik posłał mu pełne napięcia spojrzenie. ”Nie na żadnego łatwego sposobu by dotrzeć do tego miejsca do którego chcesz dotrzeć. " Weston oparł swój tyłek o poręcz gdy pokazał przewodnikowi palec. ”Myśleć, że po prostu chcesz wyciągnąć więcej pieniędzy, a tak się nie stanie, kolego. " Pedro wymamrotał coś w swoim języku do dwóch bagażowych.

Tłumaczy: franekM Tego dżungla może zjeść, przetłumaczyła Riley. Nie winiła ich. Przewodnik i bagażowi parsknęli śmiechem. Weston odpalił papierosa i spiorunował na ciemną wodą. Łódź chwiała się tam i z powrotem gdy wszyscy rozpaczliwie próbowali utrzymać się na nogach, to udzieliło olbrzymiego szarpnięcia. Weston spadł do przodu, zawisając przez jedną pełną napięcia chwilę na poręczy. Wszyscy skoczyli by mu pomóc, gdy niebezpiecznie zawisł z ramionami w dół, bliżej wody. Riley chwyciła jego klamrę u paska, podczas gdy Annabel sięgnęła nad bokiem chwytając za jego ramię. W momencie gdy Annabel pochyliła się, obejmując ramiona Westona, woda ożyła, gotując się jak kocioł, migocząc srebrem z błotnistymi plamami czerwieni. „ Mamo!" Riley zapłakała, sięgając matki, wciąż trzymając Westona. Jego waga ciągła ich wszystkich do przodu. Pozostali pogonili by pomóc, gdy Annabel pośliznęła się dalej w kierunku ciemnej wody, przetykanej trzcinami, teraz gotującej się z szalonymi piraniami. Nie było żadnej krwi w wodzie więc to nie miało sensu. Ku przerażeniu Riley ryby zaczęły wyskakiwać z wody, setki, z wąskimi ciałami i tępo zakończonymi głowami strzelające z rzeki jak rakiety, trójkątny-kształt szczęki z otwierającymi się z trzaskiem zębami, ostrymi jak brzytwa i zamykającymi się ze strasznym stukoczącymi dźwiękiem. Mimo że historie o szale piranii roiły się, Riley wiedziała, że ataki na ludzi są całkiem rzadkie. Pływała w wodzie z nimi kilkakrotnie. To dziwaczne zachowanie było niezwykłe, tak nienaturalne i niepokojące jak ataki La Manta Blanca. I tak jak na Manta Blancas, jasno wydawało się że piranie były zdecydowane by dojść do jej matki, nie Dona Westona. To Jubal, był tym który złapał Annabel i szarpnął ją z powrotem z dala od poręczy, praktycznie wrzucić ją do Garyego. Następnie złapał Westona i również wciągnął go na pokład. Zamiast być wdzięczny, inżynier trzepnął w ręce Jubala, przeklinając i zjeżdżając w dół by usiąść na pokładzie, jego oddech wchodzący w potężnych gwałtownych wdechach. Spiorunował wzrokiem Pedro i dwu bagażowych jakby trzej ludzie rozmyślnie spróbowało go mordować. Przewodnik i bagażowi wpatrywali się w Annabel ze spojrzeniem, które sprawiło, że Riley chciałaby mieć ukryta broń blisko pod ręką. Zanim ktokolwiek mógł przemówić, łódź niemal osiadła na mieliźnie, i dwóch

Tłumaczy: franekM tubylców wróciło do swojej pracy. Niskie konary w górze opadły w dół, a wąż spadł na pokład z hukiem tuż przy bucie Dona Westona. „Niech nikt się nie rusza" Jubal wysyczał, gdy wąż wpatrywał się w inżyniera. ”To jest niezwykle trująca żmija. " Pedro, przewodnik, obrócił się, porywając maczetę, która była zawsze bliski. Zanim mógł zrobić krok, żmija zrobiła obcesowy obrót i ruszyła w kierunku Riley. Zatoczyła się ku jej matce. Wąż prześliznął się między jej nogami wprost do jej matki. Gary Jansen szarpnął Annabel podrywając ją z nóg i przekręcił wokół, trzymając ja w ramionach w powietrzu podczas gdy Jubal odepchnął Rileya na bok, krzycząc na przewodnika, z ręka w górze. Pedro rzucił maczetę i w jednym płynnym ruchu, Jubal uderzy naostrzonym ostrzem przez szyję żmii, odcinając głowę. Nastała chwila milczenia gdy Gary opuszczał Annabel na pokład, przytrzymując ją by nie upadła. „ Dziękuję," powiedziała łagodnie Riley do obu pracowników naukowych. Nie próbowała ukryć fakt, że była bardzo wstrząśnięta. Jej matka wpatrywała się w nią ze zbolałymi oczami. Świat Rileya kruszył się. Capa, Raul i Pedro patrzał na jej matkę z takim samym spojrzeniem jakie mieli na swoich twarzach gdy po raz pierwszy zobaczyli żmiję. Znajdą się w prawdziwych kłopotach, gdy przewodnicy i bagażowi staną się wobec nich wrogo nastawieni. Sięgnęła po rękę jej matki i zacisnęła ją mocno. Rozdział 2 Noce w dżungli była piekłem. Wraz z zachodem słońca, zaczynało się brzęczenie. To nie było taj jakby owady były ciche — wydawały się tworzyć stały warkot — ale Riley mogła odepchnąć dźwięk daleko. To było coś całkiem innego — cichy, wytrwały hałas, o niskiej częstotliwości, która przeszywała każdy nerw w ciele. Zdała sobie sprawę z dziwnego hałasu pierwszej nocy, gdy weszli do lasu deszczowego. Dziwne, Riley nie mogła zidentyfikować cichego, drażniącego brzęczenia, ani nie mogła powiedzieć czy był na zewnątrz czy wewnątrz jej głowy. Zauważyła kilku innych — w tym jej matkę — ocierających skronie jakby ich głowy cierpiały, i obawiała się, że taka sama niska częstotliwość szeptów, którą nie

Tłumaczy: franekM całkiem mogła wyłapać, najeżdżając podstępnie, zwiększa niebezpieczeństwo ich podróży. W ciągu dnia szepty odchodziły, ale efekty pozostał. Jej zmyły, od czasu wejścia do lasu deszczowego wydawały się płonąć do życia i nadmiernie pracować. Zauważyła każde małe podejrzliwe spojrzenie wobec swojej matki. Jubal Sanders i Gary Jansen byli uzbrojeni po zęby i była bardzo zazdrosna o ich broń. Obaj siedzieli w ciszy, trzymając się siebie i patrząc na każdego. Doszła w końcu do wniosków, że wiedzieli dużo więcej o tym co siei dzieje, niż na to wyglądali. Don Weston i jego przyjaciel Mack Shelton byli dwójką idiotów tak bardzo jak mogła zobaczyć. Żaden nigdy nie podróżował do lasu deszczowego, i wyraźnie bali się wszystkiego. Szaleli, skarżąc się i tyranizując bagażowych i przewodników, gdy nie łypali okiem na Rileya albo żywili szalejącą nieufności wśród podróżnych. Ben Charger wydawał się dużo bardziej wnikliwie opisywać las deszczowy i plemiona go zajmujące. Przygotował obszerne badanie i przyszedł przygotowany. On także nie lubił Westona albo Sheltona, ale musieli pracować z nimi i najwyraźniej nie cieszył się z tego powodu. Spędził dużo czasu rozmawiając z przewodnikami i bagażowymi, rzucając pytania i próbując uczyć się od nich. Riley nie mogła naprawdę winić go za cokolwiek. Może w tym momencie obawiała się po prostu każdego. Archeolog i jego studenci byli bardzo podekscytowani i wyglądali na całkowicie nieświadomych napięcia obiegającego obóz, mimo że zauważyła, że są niespokojni wieczorem, siadając blisko ognia. Wydawali się nawiązywać przyjaźnie i bardzo skupieni na ich misji. Dr Henry Patton i jego dwóch studentów, Todd Dillon i Marty Shepherd, byli bardziej podekscytowani ruinami o których usłyszeli niż zainteresowani tym czy towarzystwo kobiet, czy jego brak przyniesie pecha ich wyprawie. Wyglądali na młodych i naiwnych, nawet profesor, który był późno po pięćdziesiątce. Jego cały świat obracał się wokół środowiska akademickiego. Riley poczuła że trochę żałuje wszystkich trzech archeologów, że byli tak nieświadomi, i bardziej wdzięczna niż zawsze, że postanowiła skoncentrować swoją naukę na językach nowożytnych a nie wymarłych. Lubiła podróżowanie, rozmowy z ludźmi i przeżywane życia, bardziej niż zostanie zamkniętą w wieży z kości słoniowej, ślęcząc nad zakurzonymi woluminami. Oczywiście, również przestudiowała starożytne języki, ale głównie jako okno do ewolucji języków i ich wpływu na różne kultury.

Tłumaczy: franekM Riley rzuciła okiem wobec Raula i Capa, dwóch bagażowych, którzy dzielili z nimi łódź płynącą w górę rzeki. Nie podobał jej się sposób w jaki szepnęli i posłali ukradkowe spojrzenia w kierunku śpiącej na hamaku Annabel. Może to straszne brzęczenie w jej głowie sprawiało, że stała się paranoiczką jak wszyscy inni, ale w każdym razie, nie było mowy o żadnym spaniu. Właściwie nie musiała się martwić o ludzi w jej obozie; owady i nietoperze i co druga żywa istota nocna, też wydawały się śledzić jej matkę. Obywała się bez snu przez czterech noce, strzegąc swojej matki, i to zaczynało wystawiać jej nerwy na wytrzymałość, tak że uważała za niemal niemożliwe do tolerowania pożądliwych spojrzeń Westona. Nie chciała zwiększać problemów przez bycie paskudną dla niego, ale z pewnością była na najlepszej drodze do tego. Ogień płonął jasno. Tuż poza pierścieniem ognia, jaguar „zakasłał”. Wydawał się podążać za nimi, ale gdy przewodnicy wyszli sprawdzić rano, nie mogli zobaczyć śladu. Nie można było nie ulec wpływowi tego piłującego, chrząkającego kaszlenia. Mogła usłyszeć powolne trzepotanie skrzydeł nad głową Annabel. Nietoperze wampiry wylądowały w drzewach, ocierając się o liście i napełniając gałęzie aż drzewa skrzypnęły, próbując wytrzymać wagę aż tylu. Riley przełknęła mocno i wolno obróciła głowę w kierunku skaczącego ognia. Bagażowi i przewodnicy wpatrywali się w napełnione wiszącymi nietoperzami drzewo. Stworzenia przeszły od zainteresowanych do całkowicie złowieszczych w kilka sekund przez czwartą noc w rzędu. Pedro, przewodnik, oraz Raul i Capa, dwóch bagażowych z jej łodzi, usunęli się trochę w cień. Wszyscy trzej trzymali się ich maczet. Na ich twarzach migotliwe płomienie wyjawiały, że ich wyraz przerażał ją. Na jedną pełną napięcia chwilę, mężczyźnie wydawali się całkowicie tak groźnie jak nietoperze. Riley usiadła powoli. Nie zdjęła swoich butów, wiedząc, że będzie chronić swoją matkę. Annabel spała niespokojnie, jęcząc chwilami. Jej matka zawsze miała dobry słuch, nawet w jej śnie. Kot przechodzący przez podłogę budził ją, ale od kiedy weszła do las deszczowego, wyglądała na wyczerpaną i słabą. Wieczorem przekręcała się i obracała na jej hamaku, czasami płacząc delikatnie, przyciskając ręce do głowy. Nawet gdy nietoperze opadły do ziemi i otoczyły ją, używając ich skrzydeł by wprawić ich w ruch przez gęstą roślinność, Annabel nigdy nie otworzyła oczu. Riley przygotowała swoją obronę ostrożnie, używając latarek które łatwo mogła zapalić, nawet idąc tak daleko by zbudować mały okrąg ognia wokół miejsca snu jej matki. Gdy zdjęła swoją siatkę, spostrzegła Raula skradającego się wobec niej. Zostawał niski i w cieniach, ale mogła go dostrzec, prześlizgującego

Tłumaczy: franekM się z jednego ocienionego miejsca do drugiego, tropiąc ofiarę. Riley rzuciła okiem nad jej śpiącą matką. Obawiała się, że Annabel jest upatrzoną ofiarą bagażowego. Z walącym sercem, smakiem strachu w ustach, Riley wysunęła się z jej hamaka i wyciągnęła swój nóż. W obliczu maczety, zwłaszcza dzierżonej przez mężczyznę, który używał jej regularnie, był szalony, jeśli zamierzał przedostać się przez nią by dojść do jej matki, tak jak będą musiały zrobić wampirze nietoperze. I to nie będzie tylko jej nóż jeśli zaatakuje jej matkę. Riley podniosła latarkę i trzymała ją nisko ognia który przygotowała wcześniej jako sposób na nietoperze. Zabije go jeśli będzie musiała. Pomysł sprawił że czuła mdłości, ale przygotowywała się, przechodząc przez każdy ruch w jej głowie. Ćwicząc. Żółć wzrosła, ale pozostała zdeterminowana. Nie jedno — nic — nie skrzywdzi jej matki. Składała się na swój umysł, i nic nie mogło jej zatrzymać, nawet myśl, o tym że to co będzie musiała zrobić, może zostać uznane za zabójstwo z premedytacją. Raul pomalutku przeszedł bliżej. Riley mogła poczuć zapach jego potu. Jego zapach był cały „zły" dla niej. Zrobiła głęboki wdech i wypuściła go, łatwo przechodząc w kierunku hamaka jej matki, kładąc jej stopy ostrożnie na miejscu. Mogła poczuć ziemię pod nią, prawie wzrastającą na spotkanie każdego jej kroku. Nigdy nie była tak świadoma bicia serca Ziemi. Żaden liść nie zaszeleścił. Żadna gałązka nie trzasnęła. Jej stopy wydawały się dokładnie wiedzieć gdzie postawić krok, by nie wydać dźwięku, powstrzymać się od skręcania kostki albo upadnięcia na nierówną ziemię. Ustawiła się przed hamakiem swojej matki, wybierając miejsce gdzie łatwo mogła powstrzymać jakikolwiek atak na nią. Ruch blisko niej wysłał bicie jej tętna. Cień człowieka wyłonił się nad hamakiem, rzucony przez płomienie ognia, które skoczyły nagle w kierunku nieba. Nigdy nie widziała go w inny sposób. Jubal Sanders był tak cichy. Obróciła się szybko stając naprzeciw niego, ale przeszedł koło niej, zajmując pozycję z przodu hamaka Annabel. Jeśli chciał zabić jej matkę, już byłaby martwa — był tak bliski bez wiedzy Riley. Wiedziała, prawie bez odwracanie głowie, że Gary Jansen był przy końcu hamaka jej matki. Spędziłam ostatnie cztery dni śledząc najtrudniejszego z możliwych jaguara i znała sposób w jaki się przenosił — cicho i łatwo przez nierówny teren — ale to wciąż ją zaskakiwało. Po prostu nie wydawał się jakby więcej czasu przebywał w domu w białym fartuchu, roztargniony profesor. Wyraźnie był błyskotliwy. Nie można było z nim rozmawiać i nie zdawać sobie sprawę, że był niezwykle inteligentny, ale poruszał się prawie tak łatwo przez

Tłumaczy: franekM dżunglę jak Jubal i też był uzbrojony i prawdopodobnie tak samo biegły z bronią. Cieszyła się, że postanowili jej pomóc chronić Annabel. Straszne brzęczenie w jej głowie wzrosło na moment tak, że jej głowa wydawała się jakby mogła wybuchnąć. Przycisnęła palce mocno do swoich skroni. Patrzała wprost na Garyego gdy ból wybuchnął przez jej czaszkę i szarpnął jej zębami. Chwycił swoją głowę w tym samym momencie, potrząsając nią. Jego wargi poruszyły się, ale żaden dźwięk się nie pojawił. Patrzała na Jubala. On, również, czuł ból głowy. Słowa były zagraniczne. Pomieszane razem, prawie jak monotonny śpiew, ale z pewnością to były słowa. Górowała w studiowaniu starożytnych i martwych języków jak również współczesnych, ale nie rozpoznawała nawet rytm słów — ale zarówno Jubal jak i Gary najwyraźniej to robili. Zobaczyła to wyrażenia na ich twarzach, alarm wymieniony w ich oczach. Ben Charper zatoczył się po drugiej stronie hamaka Annabel, przyciskając jego ręce do uszy. „Coś jest nie tak," wysyczał. „Chodzi o nią. Coś złego pragnie jej śmierci. " Jubal i Gary kiwnęli głową ze zgodą. Nietoperze nad głowami zawirowały. Serce Riley waliło Na tyle mocno by obawiała się, że inni mogą to usłyszeć. Wzięła lepszy uchwyt na swoim nożu i latarce i czekała w ciemnościach, podczas gdy Annabel jęczała i zwinęła się, jakby uchylając się od czegoś strasznego co ją goni, dręczącego jej sny. Raul wyszedł z cienia, maczetę trzymał kurczowo w swoich rękach, mamrocząc w kółko taki sam zwrot. „Hän kalma, emni hän ku köd alte. Tappatak. ama… Tappatak. ama... " Riley słyszała słowa wyraźnie gdy bagażowy powtarzał je w kółko. Znała większość z dialektów plemion używanych w tej części lasu deszczowego. Znała hiszpański i Portugalski. Znała europejskie języki a nawet rosyjski i łaciński, ale to nie było coś co kiedykolwiek wcześniej słyszała. Nie łaciński w pochodzeniu. Nie którykolwiek z martwych języków, które znała, ale słowa coś znaczyły dla bagażowego — i po rzuceniu okiem na Jubala i Garyego — również dla dwóch pracowników naukowych. Raul skandował zdania w kółko, gardłowym hipnotyzującym półgłosem. Jego oczy się oszkliły. Widziała ceremonie, które umieszczały odbiorców w transach i bagażowym z pewnością wydawał się być w takim, który uczynił go podwójnie niebezpiecznym. Pot lał się z jego ciała, skapując z niego chlapiąc ponuro przez liście, które teraz roiły się od tysięcy mrówek. Potrząsał swoją

Tłumaczy: franekM głową ciągle, jakby walcząc z dźwiękiem w jego głowie, potykając się do tyłu o kilka kroków, a następnie bez przerwy posuwając się ponownie do przodu. Jej usta wyschły, gdy nietoperze nad głową zniżyły lot, schodząc na ziemię jak zagrażający drapieżcy, pełzając przez roślinność. Świdrujące spojrzenie wpatrywało się w Annabel gdy używały ich skrzydła jak nóg, wprawiając swoje ciała w ruch wobec ich ofiary. Raul przesunął się bliżej, jego ruchy były niezgrabne, bardzo niepodobne do jego normalnych lekkich ruchów, mruczenie wrastało monotonny śpiew przybierał na głośności i intensywność z każdym krokiem do przodu. Bliżej teraz, jaguar wydał kolejne warknięcie, chrząkający kaszel. Riley nie mogła uwierzyć w to co się dzieje. To było jakby wszyscy wrogie w lesie deszczowym koniecznie chcieli zabić jej matkę. Riley zapaliła swoją latarkę, trzymając ją z dala od ciała, i szybko zaczęła zapalać pochodnie które umieściła wokół swojej matki. Pochodnie rozbłysnęły, tworząc mur światła i ognia wokół Annabel. Raul kontynuował podchodzenie, mimo że rozpaczliwie próbował się powstrzymać. Za każdym razem gdy zdołał poruszać się do tyłu, daleko od Annabel, jego ciało zaczęło ruszać ponownie do przodu. Jeszcze szybciej. Nie wolniej. Jak zaprogramowany robot, skandujący głośniej, ten sam zwrot w kółko. Rozkazuję teraz. Żądam. „Hän kalma, emni hän ku köd alte. Tappatak. ama...Tappatak ama.. " Bagażowy wydawał się nie widzieć makabrycznych nietoperzy z ich niepokojącym kraulem skrzydłami. Jego szkliste oczy pozostały przymocowane do Annabel, z maczetą w oburęcznym uchwycie zbliżył się. „Riley," powiedział Jubal. „Wejdź do wnętrz kręgu światła i nie zbliżać się do nietoperzy z twoją latarką. Pozwól mi zająć się Raulem. " Próbowała nie czuć ulgi. To był jej obowiązek by chronić jej matkę, ale okropna maska bagażowego, pełna jakiegoś szalonego, fanatycznym żarliwego celu, była naprawdę przerażająca. Wsunęła się z powrotem do kręgu ognia bliższy matki. Jubal Sanders podniósł broń, gdy podniósł swój głos. „Pedro, Miguel, Alejandro," zawołał do trzech przewodników. „Zatrzymajcie go zanim go postrzelę. A zastrzelę go. Jeśli nie chcecie by Raul umarł, lepiej go pohamujcie. Będzie poruszał się jeszcze siedem sekund a pocięgle za spust." Nie było wątpliwości że Jubal był gotowy zastrzelić bagażowego. Jego głos rozbrzmiewał poleceniem, mimo że dostarczony w niskim, twardym tonie. Czas