Dedykacja
Do fanów serii Nocna Łowczyni,
Dziękuję za wpuszczenie Cat i Bonesa do waszych żyć.
Ta część jest dla Was!
2
Podziękowania
Gdybym wspomniała o wszystkich, którzy odegrali istotną rolę
w sukcesie „Nocnej Łowczyni”, zajęłoby to kilka stron. Wielu z
was nigdy nie poznałam, niemniej – jestem Wam winna
podziękowania. Dlatego, zamierzam podkreślić tutaj rolę
zaledwie dwóch osób, mając nadzieję, że reszta z Was wie jak
bardzo doceniam ich wkład.
Jak już mówiłam… dziękuję Ci, Boże, za zawód, którym mnie
obdarowałeś. Moje powieści nie są pracą moich rąk, ale
natchnieniem pochodzącym od ciebie. Jeśli chodzi o stronę
działalności wydawniczej – nie byłabym w stanie podzielić się
historią Cat i Bonesa z nikim, gdyby nie mój wspaniały
wydawca, Erika Tsang. W roku 2006 dała ona szansę
początkującemu autorowi, którego powieści nie
wpasowywały się ani w tematykę Urban fantasy, ani w
romanse paranormalne. Co oczywiste, zawsze będę za to
wdzięczna.
3
Prolog
Chrzęst.
Ten dźwięk był poczuciem ulgi. Postać pod nią nagle zwiotczała.
To był koniec.
Zeskoczyła z ciała zanim zaczęło obumierać, jak to wszystkie miały w
zwyczaju. Następnie stanęła na baczność, ostrożnie, by nie spojrzeć
bezpośrednio na starego mężczyznę, który obserwował ją zza cienkiej tafli
szkła. Nie lubił, gdy wpatrywała się w jego oczy.
Mężczyzna zacisnął wargi, analizując wyniki jej ostatniego testu. Nie
poruszyła żadnym mięśniem, ale wewnętrznie uśmiechała się do piosenki,
którą wciąż powtarzał w swojej głowie. Jej inni instruktorzy rzadko śpiewali
w myślach, jednak on to robił. Za każdym razem. Jeśli to nie doprowadziłoby
go do szaleństwa to zawsze mogłaby powiedzieć, że jej się to podoba, jednak
jej instruktor nie lubi ludzi podglądających jego myśli. Podsłuchała tą krótką
informację tuż po otrzymaniu swojej zdolności, więc nigdy mu o tym nie
powie.
– Siedem sekund – powiedział w końcu, spoglądając na ciało. – Te
obiekty już dłużej nie stanowią dla ciebie wyzwania.
Brzmiał na zadowolonego, lecz ona w dalszym ciągu się nie
uśmiechała. Okazywanie emocji doprowadzało do zbyt wielu pytań, a ona
chciała wrócić do swoich podręczników.
– To czas, by przejść do kolejnej fazy – kontynuował.
Słowa wydawały się być skierowane bezpośrednio do niej, ale
naprawdę mówił on do mężczyzny za lustrem dwadzieścia metrów nad nim.
Skoro jednak nie powinna była wiedzieć o jego obecności w jakikolwiek
sposób, przytaknęła.
– Jestem gotowa.
– Jesteś?
Sposób w jaki wyrzucił z siebie te słowa, ostrzegł ją, że kolejny test nie
będzie łatwy, dlatego też nie mogła powstrzymać swojego zaskoczonego
mrugnięcia, gdy zsyp nad nią otworzył się i nowy obiekt upadł na arenę.
Wyglądał podobnie do swoich poprzedników, których z łatwością
zneutralizowała, jednak, gdy zerwał się i stanął przed nią, zrozumiała. Jej
nowy przeciwnik nie miał pulsu.
– Co to jest? – zapytała, a serce w jej piersi zabiło szybciej.
Jej przeciwnik również miał pytanie:
– A niby co to, do cholery, jest?
– Zneutralizuj to – nakazał jej siwowłosy instruktor.
Ukryła swoje rozczarowanie. Być może, jeśli zakończy to szybko, to
zostanie nagrodzona odpowiedzią. Przynajmniej zneutralizowanie tej… rzeczy
może pomóc jej zdobyć więcej informacji. Uderzyła na niego bez chwili
wahania, zmiotła spod niego jego nogi, tuż przed tym jak wbiła łokieć w jego
gardło.
6
Chrzęst.
Jego kości roztrzaskały się z charakterystycznym dźwiękiem, lecz
zamiast zwiotczeć, owa rzecz odrzuciła ją i wybiła się w górę, posyłając
starszemu mężczyźnie niedowierzające spojrzenie.
– Coś ty zrobił?
Gdy to mówił, jego szyja przeskoczyła na miejsce, tracąc swój
zniekształcony wygląd w krótszym czasie niż zajęło jej jedno mrugnięcie.
Patrzyła na to zmieszana. Jaka kreatura może uzdrawiać się w ten sposób?
– Chcesz przeżyć? – Jej instruktor odparł niewzruszenie. – Będziesz
musiał ją zabić.
Te same słowa były kierowane do wielu z jej poprzednich
przeciwników, jednak teraz – zupełnie jak za pierwszym razem – jej dłonie
wydawały się być wilgotne. Z tą niesamowitą zdolnością do samo
uzdrawiania się, czy było możliwe, ze ta rzecz nie mogła być
zneutralizowana?
Rzuciła okiem na starszego mężczyznę, spotykając jego spojrzenie na
chwilę przed tym, nim odwróciła swój wzrok. Nawet w tej krótkiej chwili,
otrzymała swoją odpowiedź.
Ta rzecz mogła zostać zabita. Musiała tylko zrozumieć w jaki sposób.
7
Rozdział pierwszy
Ignorowanie ducha jest dużo trudniejsze niż mogłoby się wydawać. Dla
początkujących; ściany wcale nie powstrzymują ich rodzaju, więc pomimo
tego, że zamknęłam drzwi przed obliczem widma marudzącego na zewnątrz
mojego domu, ono podążyło za mną do środka, jak gdybym je zapraszała.
Moja szczęka zacisnęła się w rozdrażnieniu, ale zaczęłam rozpakowywać
zakupy spożywcze jak gdyby nigdy nic. Zbyt szybko skończyłam. Małżeństwo
jednego wampira z drugim oznaczało, że lista moich zakupów była dość
krótka.
– To niedorzeczne. Nie możesz wiecznie mnie unikać, Cat – mruknął
duch.
Taa, duchy potrafią także mówić. To sprawia, że są jeszcze trudniejsze
do zignorowania. Oczywiście nie pomagał fakt, iż ten duch jest także moim
wujkiem. Żyjąca, martwa, nieumarła… rodzina zawsze znajdzie sposób, by
zaleźć ci za skórę, czy tego chcesz czy nie.
Precedens: Pomimo mojej przysięgi, by nie odzywać się do niego, nie
mogłam się powstrzymać przed odpowiedzią:
– Właściwie, skoro żadne z nas się nie starzeje, to mogę robić to
wiecznie – zauważyłam chłodno – albo do momentu, aż nie wyłożysz
wszystkiego, co wiesz o krecie, który drąży nasz stary zespół.
– Właśnie o Madiganie przyszedłem z tobą porozmawiać – powiedział.
Zaskoczenie i podejrzliwość sprawiły, że zwęziłam oczy. Przez miesiące,
mój wujek Don odmawiał ujawnienia czegokolwiek na temat mojego nowego
nemezis – Jasona Madigana. Don miał wspólną historię z dawnym agentem
CIA, który przejął jednostkę taktyczną, dla której pracowałam, ale nie puścił
pary z ust nawet wtedy, gdy jego milczenie oznaczało, że Madigan prawie
dopadł mnie, mojego męża i sprawił, że niewinni ludzie zginęli. Teraz był
gotowy się wygadać? Coś innego musiało być na rzeczy. Don był tak
patologicznie skryty, że przez cztery lata od momentu, gdy zaczęłam dla
niego pracować, nie miałam pojęcia, że jesteśmy spokrewnieni.
– Dawaj – rzuciłam bez ogródek.
Szarpnął swoją siwą brew, nie mógł pozbyć się tego nawyku nawet po
utracie swojego fizycznego ciała. Wydawał się nawet być ubrany w swój
zwyczajowy garnitur i krawat, pomimo tego, że umarł w szpitalnej todze.
Myślałabym, że to moje wspomnienia dyktują jak Don wygląda, gdyby nie
tysiące innych duchów, które spotkałam. Tam w zaświatach zapewne nie ma
centrum handlowych, ale szczątkowy obraz samego siebie musi być na tyle
silny, by inni widzieli duchy takimi, jakimi one same siebie postrzegają. Don
za życia był obrazem idealnie zadbanego, sześćdziesięciukilkuletniego
biurokraty, więc tak też wyglądał po śmierci. Nie stracił również niczego z
nieustępliwości kryjącej się za tymi oczami w kolorze spiżu, była to jedyna
fizyczna cecha jaka nas łączyła. Moje szkarłatne włosy i bladą cerę
odziedziczyłam po ojcu.
Nie wiem jak Wy, ale ja już wyczuwam tę dawkę humoru Cat *.* /GatoEsqueleto
– Martwię się o Tete’a, Juana, Dave’a i Coopera – stwierdził Don. – W
ostatnim czasie nie bywali w swoich domach, a jak wiesz nie mogę dostać się
do jednostki, by sprawdzić czy tam są.
Nie zwróciłam uwagi, że była to wina Dona, iż Madigan wiedział jak
stworzyć duchoodporność dla budynków. Mocna kombinacja marihuany,
czosnku i palonej szałwii utrzymywała nawet najsilniejszych szpiegów z
daleka. Po tym jak duch niemal zabił Madigana rok temu, wyposażył on
naszą starą bazę w obfite zasoby wszystkich trzech składników.
– Jak długo ich nie widziałeś?
– Trzy tygodnie i cztery dni – odpowiedział. Don mógł mieć wiele wad,
ale był skrupulatny. – Gdyby tylko jeden z nich zniknął na tak długo to
pomyślałbym, że pracuje pod przykrywką, ale wszyscy naraz?
Tak, to było dziwne nawet jak na członków tajnej agencji
Bezpieczeństwa Wewnętrznego, którzy mieli do czynienia ze źle
prowadzącymi się osobnikami nieumarłej społeczności. Kiedy to ja byłam
członkiem zespołu, najdłuższą pracę pod przykrywką wykonywałam przez
jedenaście dni. Łajdackie wampiry oraz ghoule miały tendencję to częstego
odwiedzania tych samych miejsc, jeśli były na tyle głupie, by zachowywać się
niezwykle jawnie i zwrócić na siebie uwagę rządu.
Mimo to nie miałam zamiaru zakładać najgorszego. Rozmowy przez
telefon były poza możliwościami Dona, jako ducha, ale ja nie miałam takich
przeszkód.
Wyciągnęłam komórkę z jednej z kuchennych szuflad i wybrałam
numer Tate’a. Gdy złapała mnie jego poczta głosowa, rozłączyłam się. Jeśli
coś się stało i Madigan był za to odpowiedzialny to zapewne sprawdzi
nagrane wiadomości. Nie ma potrzeby uświadamiać go w tym, że węszyłam
dookoła.
– Brak odpowiedzi – powiedziałam Donowi. Następnie odłożyłam
telefon na bok i wyjęłam kolejną komórkę z szuflady, wybierając numer
Juana, jako drugi. Po kilku sygnałach melodyjny hiszpański głos poprosił
mnie o pozostawienie wiadomości. Nie zrobiłam tego, ponownie rozłączyłam
się i wyjęłam kolejny telefon z szuflady.
– Jak dużo ich tam masz? – mruknął Don, unosząc się za moim
ramieniem.
Wystarczająco, by przyprawić Madigana o migrenę – odparłam z
satysfakcją. – Jeśli śledzi połączenia to nie znajdzie mojej lokacji poprzez
żadną z nich, bez względu na to jak bardzo kocha wiedzieć, gdzie jestem.
Don nie oskarżył mnie o bycie paranoiczką. Gdy tylko Madigan przejął
starą posadę mojego wujka, postawił sprawę jasno – usunął mnie z pracy.
Nie wiem, dlaczego. Zostałam wycofana z zespołu i o ile Madiganowi było
wiadomo, nie było już nic specjalnego w mojej osobie. Nie wiedział, że
przemiana z półwampirzycy w pełnokrwistego wampira przyniosła
nieoczekiwane skutki uboczne.
Telefon Dave’a odesłał mnie prosto do poczty głosowej. To samo u
Coopera. Rozważałam zadzwonienie do ich biur, ale te były umiejscowione na
Ile ona ich tam ma?! :o /GatoEsqueleto
No właśnie! xD /GatoEsqueleto
terenie jednostki. Madigan może mieć wystarczające wtyki na ich liniach, by
zlokalizować mnie bez względu na to w jaki sposób zorganizowałabym
przekierowanie sygnałów komórki na inną trasę.
– Dobra, teraz ja również się martwię – powiedziałam w końcu. – Może
nadszedł czas, aby wpaść do domu Madigana na małą pogawędkę.
– Nie wysilaj się – odparł wujek. – On rzadko opuszcza jednostkę.
To również było nowością, która tylko zaogniła mój niepokój.
– Gdy tylko Bones wróci do domu, wymyślimy sposób, by podkraść się
bliżej jednostki.
Don spojrzał na mnie z powagą.
– Jeśli Madigan ich skrzywdził to będzie oczekiwał, że w końcu się
pokażesz.
Po raz kolejny moja szczęka się zacisnęła. Cholerna racja, że
chciałabym mu się pokazać. Tate, Dave, Juan i Cooper nie byli tylko
żołnierzami, z którymi walczyłam przez lata, gdy jeszcze byłam częścią załogi.
Byli również moimi przyjaciółmi. Jeśli Madigan był odpowiedzialny za
jakiekolwiek zło, jakie ich spotkało, wkrótce będzie mu bardzo przykro.
– Tak, cóż, Bones i ja mieliśmy kilka miesięcy względnego spokoju.
Chyba nadszedł czas, by znów się nieco ożywić.
Mój kot, Helsing, zeskoczył z moich kolan w tym samym momencie,
gdy powietrze wokół stało się naładowane drobnymi, niewidocznymi
drganiami. Emocje przetoczyły się przez moją podświadomość. Nie moje
własne, ale niezwykle znajome. Chwilę później usłyszałam chrzęst opon na
śniegu. W czasie, gdy drzwi samochodu trzasnęły, Helsing był już pod
drzwiami wejściowymi, jego długi, czarny ogon drgał nerwowo.
Ja pozostałam na swoim miejscu. Jeden kot czekający pod drzwiami
wystarczy, dzięki. Z powiewem ziemnego powietrza, mój mąż Bones wszedł
do środka. Śnieg z późnej, wiosennej zamieci okrył go cienką warstwą,
sprawiając, że wyglądał jak obsypany cukrem pudrem.
Przytupnął nogami,
by strzepnąć śnieg ze swoich butów, co sprawiło, że Helsing odskoczył z
sykiem.
– Najwyraźniej uważa, że najpierw powinieneś go pogłaskać, a dopiero
później radzić sobie ze śniegiem – powiedziałam.
Oczy tak ciemne, że niemal czarne napotkały moje. Gdy to zrobiły,
moje rozbawienie zmieniło się w kobiece uznanie. Policzki Bonesa były
zaczerwienione, kolor ten kontrastował z jego nieskazitelną skórą, mocnymi
rysami twarzy i zmysłowo pełnymi ustami. Wtedy zdjął swój płaszcz,
odsłaniając koszulkę w kolorze indygo, która przywarła do jego mięśni jak
gdyby się nimi rozkoszowała. Czarne jeansy zostały dopasowane we
wszystkich odpowiednich miejscach, podkreślając naprężony brzuch i silne
uda, a gdy odwrócił się, by powiesić swój płaszcz, ujrzałam tyłek, który
mógłby robić za dzieło sztuki. Kiedy ponownie skierował się w moją stronę,
jego lekki uśmiech przerodził się w porozumiewawcze szczerzenie zębów.
Jeszcze więcej emocji przetoczyło się po mojej podświadomości, gdy jego
Przepraszam, ale to zdanie było tak pokopane, że do tej pory nie wiem o co w nim chodzi :/ „Madigan might have enough
taps on those lines to locate me no matter how I’d arranged for these burner phone signals to be rerouted.” – Jakieś sugestie? /GatoEsqueleto
Mniaaaam :3 /GatoEsqueleto
zapach – bogata mieszanka przypraw, piżma i palonego cukru – wypełnił
pokój.
– Tęskniłaś za mną, Kotek?
Nie wiem jak zdołał tego dokonać, ale pytanie, które właśnie zadał
zabrzmiało nieprzyzwoicie. Mogłabym powiedzieć, że Brytyjski akcent pomógł
mu w tym, ale jego najlepszy przyjaciel również był Brytyjczykiem i jego
akcent nigdy nie sprawiał, że moje wnętrze zamieniało się w galaretkę.
– Tak – odparłam, wstając i podchodząc do niego.
Obserwował mnie, ani drgnął, gdy splotłam dłonie, obejmując go za
szyję. Musiałam stanąć na palcach, by móc to zrobić, ale to było w porządku.
To sprawiło, że byliśmy bliżej siebie, a uczucie jego twardego ciała było
prawie tak odurzające jak pożądanie wirujące wokół moich emocji. Bardzo
podobało mi się, że mogłam czuć jego emocje jak gdyby były moimi
własnymi. Gdybym zdawała sobie sprawę z tego, iż będzie to jedną z zalet
przemienienia mnie w pełnego wampira, to zaktualizowałabym swój status
hybrydy już lata temu. Jego głowa opadła niżej, lecz nim jego usta potarły
moje, odwróciłam głowę.
– Nie, zanim nie powiesz, że również za mną tęskniłeś – droczyłam się.
W odpowiedzi podniósł mnie, jego uścisk z łatwością poskromił moje
pozorowane próby walki. Gładka skóra spotkała się z moimi plecami, gdy
położył mnie na kanapie, jego ciało było barykadą, której nie chciałam
usunąć. Jego dłonie rozgościły się na mojej twarzy, przytrzymując mnie
zaborczo, gdy jego oczy wypełniały się zielonym blaskiem, a z dziąseł
wysuwały się kły.
Moje własne również wydłużyły się w odpowiedzi, naciskając na wargi
tak, że niemal rozpłynęłam się w oczekiwaniu. Pochylił swoją głowę, lecz jego
usta zaledwie pocierały moje w przelotnej pieszczocie nim zachichotał:
– Dwoje może zabawić się w droczenie się, kochanie.
Zaczęłam szamotać się na poważnie, co tylko pogłębiło jego śmiech.
Liczba zabitych przeze mnie osobników, pomogła zyskać mi miano
Czerwonego Żniwiarza w świecie nieumarłych, ale nawet zanim Bones
otrzymał swoje zaskakujące, nowe zdolności, nie byłam w stanie go pokonać.
Całe moje rzucanie się na boki sprawiało, że pocierałam go w najbardziej
erotyczny sposób – co było powodem, dla którego wciąż to robiłam.
Zamek mojego swetra rozpiął się bez udziału rąk Bonesa, które wciąż
spoczywały na mojej twarzy. Moje ubrania stanowiły większość jego praktyki
w czasie, gdy był początkującym w zakresie telekinezy. Przednie rozpięcie
mojego biustonosza otworzyło się, obnażając większość moich piersi. Jego
śmiech zamienił się w warknięcie, które posłało rozkoszne dreszcze wzdłuż
mojego ciała. Jednak w momencie, gdy guzik jego niebieskiej koszulki
odskoczył, jej kolor przypomniał mi kolor oczu Tate’a i informacje, jakimi
musiałam podzielić się z Bonesem.
– Na coś się zanosi – powiedziałam z westchnieniem.
Białe zęby błysnęły w uśmiechu, zanim Bones opuścił swoje usta na
moje piersi.
Nie wiem jak Wy, ale ja to już się tutaj, kurde rozpływam *.* /GatoEsqueleto
No nie gadaj, a ja niemalże przegapiłam fakt, że będziecie uprawiać seks na tej kanapie… W oryginale było
„Something’s up”, co dosłownie może oznaczać „Coś staje”. /GatoEsqueleto
– To banalne stwierdzenie, niemniej jednak to prawda.
Nikczemna część mnie szepnęła, że mogę przełożyć tę rozmowę o jakąś
godzinkę, lecz troska o moich przyjaciół szybko ją stłumiła. Dałam sobie
mentalnego kopniaka i złapałam garść ciemnych, kręconych włosów Bonesa
unosząc jego głowę.
– Mówię poważnie. Don przyszedł i przekazał mi kilka niepokojących
informacji.
To wydawało się zająć chwilę nim moje słowa do niego dotarły, lecz w
końcu zmarszczył brwi.
– Po tak długim czasie, on w końcu powiedział ci to, co ukrywał na
temat Madigana?
– Nie, nie powiedział – odparłam, potrząsając moją głową. – Chciał,
abym wiedziała, że Tate i reszta nie pojawili się w swoich domach od trzech
tygodni. Próbowałam się do nich dodzwonić, ale za każdym razem włączała
się poczta. Właściwie to odwraca moją uwagę od naciskania na Dona, by
opowiedział o swojej przeszłości z Madiganem.
Bones prychnął, podmuch powietrza musnął wrażliwe zagłębienie
pomiędzy moimi piersiami.
– To oczywiste, ten drań wiedział, że tak będzie. To nie przypadek, że
powiedział ci o tym, gdy nie było mnie w domu.
Teraz troska o moich przyjaciół odeszła na dalszy plan, ja również
wątpiłam by był to przypadek. Don przebywał w moim domu wystarczająco
długo, by wiedzieć, że Bones wyjeżdża co kilka dni na parę godzin, by się
pożywić. Nie jeździłam z nim, gdyż moje źródło pożywienia leżało, gdzie
indziej. Przeklęłam w duchu. Dowiedzenie się, czy z moimi przyjaciółmi
wszystko było w porządku, wciąż stanowiło priorytet, lecz odkrycie tego, co
Don ukrywał na temat Madigana również. To musiało mieć monumentalne
znaczenie dla mojego wujka, by utrzymać te informacje w tajemnicy, nawet,
jeśli oznaczało to, że nie rozmawialiśmy ze sobą przez kilka miesięcy. Mimo
wszystko, nie byłam wyłącznie jedyną rodziną Dona, jaka mu pozostała –
jako wampir, byłam także jedną z niewielu osób, które mogły widzieć go w
jego nowej, widmowej formie.
– Cóż, zajmiemy się moim wujkiem później – powiedziałam, popychając
Bonesa z westchnieniem. – Na ten czas musimy znaleźć drogę do mojej starej
jednostki, która nie doprowadzi nas obojga do cel więziennych dla
wampirów.
Rozdział drugi
W czasach, gdy jeszcze pracowałam dla rządu, zaprojektowałam
system ochrony, który zapewniał bezpieczeństwo bazie operacyjnej zespołu.
Nie wystarczało, że budynek CIA był starym schronem przeciwbombowym z
czterema poziomami na pięć ukrytymi pod ziemią. Miał także czujniki
monitorujące obszar na długość jednej mili w każdym kierunku i mam tutaj
na myśli dosłownie każdy kierunek. Jeśli gromada szczurów wydrążyłaby
tunel zbyt blisko jednego z podziemnych poziomów, to wszczęłoby to
wewnętrzny alarm.
A Madigan był większym paranoikiem ode mnie. Dlatego też Bones i ja
byliśmy oddaleni od bazy o cztery mile, spoglądając na nią przez lornetki z
naszej dogodnej pozycji wysoko na drzewie. Z zewnątrz wyglądało to na
nijakie, prywatne lotnisko, które było na skraju zamknięcia. Wewnątrz
mieściła się jednak jedna z najbardziej wymagających jednostek taktycznych
w kraju, nie zapominając o tonie poufnych informacji. Przeciętny człowiek
nie miał pojęcia, że dzieli planetę wraz z nieumarłymi, a nasz rząd pragnął,
aby tak pozostało.
Przez większość dni zgadzałam się z tą polityką rozkosznej ignorancji.
Dzisiaj jednak sprawia to, że rzeczy są nieco bardziej skomplikowane.
– Spójrzmy prawdzie w oczy, to jednostronna zabawa – powiedziałam,
opuszczając swoją lornetkę. – Don powiedział, że Madigan nie ruszał się z
miejsca od dłuższego czasu, nie możemy po prostu napaść tego miejsca bez
zabijania niewinnych ludzi, ani nie mamy możliwość, by podkraść się do
środka nie dając się złapać.
Bones wypuścił parsknięcie.
– Chcesz po prostu zadzwonić do drzwi?
Posłałam mu wyważone spojrzenie.
– To jest właśnie to, co zamierzam zrobić.
Ciemne brwi ściągnęły się na chwilę, a następnie wzruszył ramionami.
– Przynajmniej daje nam to element zaskoczenia.
Opuścił swoją lornetkę i wyciągnął komórkę, pisząc o wiele za szybko,
bym zdołała przeczytać wiadomość.
– Co to?
– Ubezpieczenie – odparł. – Jeśli nie wyślę Mencheresowi kolejnej
wiadomości w przeciągu sześciu godzin to zjawi się tutaj.
Obejrzałam się na budynek, a po moim wnętrzu przeszedł dreszcz. To
byłoby na tyle, jeśli chodzi o moją troskę o przypadkowych świadków.
Mencheres nie był wyłącznie wampiryczną wersją dziadka Bonesa oraz
współwładcą ich dwóch ogromnych, połączonych linii – on był także
najpotężniejszym wampirem, jakiego kiedykolwiek spotkałam. Nic nie
przetrwa, jeśli on przybędzie, by nas z tego wyciągnąć.
– Miejmy nadzieję, że Madigan będzie chętny do współpracy –
powiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał lekko.
Bones zaklinował swój telefon pomiędzy dwoma gałęziami i zeskoczył z
drzewa, lądując z większą dozą gracji niż mógłby mieć jaguar.
– Wątpię w to, ale cóż, cudom nie ma końca.
– Ona tutaj jest?
To było całkiem zabawne, słyszeć zszokowany ton na drugim końcu
linii. Nie mogłam zobaczyć twarzy strażnika, zasłoniętej przez ciemny daszek
czapki, ale jego głos również był zabarwiony nutą zaskoczenia.
– Tak, sir. Ona i inny wampir.
Bones uśmiechnął się, niewzruszony całą bronią skierowaną w jego
kierunku. We mnie mierzyło jej równie dużo. Uznanie dla strażników za
niebycie seksistami.
Po długo trwającej ciszy, głos Madigana wrócił na linię i tym razem
brzmiał oschle:
– Wpuścić ich.
Bones i ja przeszliśmy przez pięć kolejnych punktów kontrolnych, nim
dotarliśmy do głównej części budynku. Kiedy szerokie, metalowe drzwi
zamknęły się za nami, miałam nadzieję, że szczęk zamka był kolejnym
działaniem ochrony, a nie próbą Madigana, by nas uwięzić. To nie wróżyłoby
dobrze dla losu moich przyjaciół, nie mówiąc już o pracownikach wewnątrz
budynku.
Więcej strażników w hełmach odeskortowało nas do biura Madigana,
nie żeby było to konieczne. Mogłabym znaleźć drogę do niego z zawiązanymi
oczyma, gdyż kiedyś było to biuro mojego wuja. Madigan nie marnował czasu
ustawiając swoją pozycję po przejęciu władzy.
Mężczyzna, którego przeszłość była tak nieprzenikniona, że nawet mój
wujek nie chciał zdradzić, co o niej wie, wstał z krzesła, gdy weszliśmy.
Madigan nie był uprzejmy – spojrzenie, które posłał w naszym kierunku
ciskało sztylety.
– Jesteś niezwykle nerwowy. – Wzruszyłam ramionami. – Chciałabym
powiedzieć, że byliśmy w pobliżu, ale…
Pozwoliłam zdaniu zawisnąć w powietrzu. Bones natychmiast
pochwycił wątek.
– Wiesz, że cię nie cierpię, więc po co mamy udawać, że to wizyta
towarzyska?
Albo Madigan pamiętał o charakterystycznej dla Bonesa otwartości,
albo nie przejmował się obrazą jego osoby. Nie mogłam tego stwierdzić, gdyż
jego myśli zagłuszała piosenka Barry’ego Manilow, którą wciąż nucił w
głowie.
Nienawidziłam Madigana, ale musiałam mu przyznać, że doskonale
rozwinął obronę przed wampirami czytającymi w myślach. Nikt nie mógł
przebić się przez wkurzającą mantrę, jaką sobie wybrał. Z błyskiem w oku,
który jak na mój gust wyglądał na zbyt radosny, machnął w stronę krzeseł
stojących naprzeciwko jego biurka.
– Mówiłem ci, że aresztuję cię, jeśli kiedykolwiek spróbujesz wrócić, ale
skoro to już się stało, to mamy kilka spraw do przedyskutowania.
Miał do mnie jakiś interes? Ciekawość powstrzymała mnie od żądania
informacji na temat tego, gdzie byli Tate i reszta. Chciałam najpierw
zobaczyć, co Madigan trzymał w rękawie. Bones nie ruszył się z miejsca, lecz
Ja bym mu jeszcze napluła do kawy! A co tam! :D /GatoEsqueleto
No… najlepszego gustu to on nie ma, ale co się dziwić… /GatoEsqueleto
ja usiadłam i wyciągnęłam nogi prawie tak spokojnie, jak gdybym szanowała
tego chudego, noszącego okulary mężczyznę naprzeciwko mnie.
– Strzelaj.
Lekki uśmiech rozciągnął się na ustach Madigana, jak gdyby rozważał
inną możliwość kryjącą się za tym słowem.
– Ostatnim razem, gdy byłaś w moim biurze, poleciłaś mi, bym
przeczytał teczki członków twojego oddziału. Wziąłem sobie tę radę do serca.
Jak przez mgłę przypominałam sobie mówienie mu o tym, co
uświadomiło mi, że mój wujek również był kiedyś tak samo nieufny wobec
wampirów jak Madigan. Don jednak skończył ze swoimi uprzedzeniami,
natomiast Madigan nigdy nie zmieni swojego punktu postrzegania mojego
gatunku, nie żeby mi na tym zależało.
– Aha – powiedziałam z niezobowiązującym chrząknięciem.
– Gdy to robiłem, natrafiłem na coś interesującego – kontynuował,
zdejmując swoje okulary jak gdyby skanował je pod kątem, jakichkolwiek
pyłków.
– Na co? – zapytałam, nie zadając sobie trudu, by ukryć znudzenie w
moim głosie.
Spojrzał w górę, a jego niebieskie oczy błyszczały.
– Odeszłaś stąd zanim twój czas pracy dla rządu upłynął.
Prychnęłam z rozbawieniem.
– Powinieneś był czytać te dokumenty z większą uwagą. Don zgodził się
skrócić czas mojej służby, jeśli Bones stworzy wampiry z żołnierzy, których
wybrał. Wywiązaliśmy się z tego, gdy Bones przemienił Tate’a i Juana. Dave
przywrócony jako ghoule był dodatkowym bonusem.
– To była umowa, jaką Don przedstawił swoim przełożonym, jednak
jego wniosek został odrzucony.
Madigan posłał mi krótki, zadowolony z siebie uśmiech, gdy zakładał
na powrót swoje okulary.
– Według rządu USA, wciąż masz do odpracowania pięć lat czynnej
służby i w odróżnieniu od twojego zmarłego wujka – ja – nie mam zamiaru
podrabiać dokumentacji, by cię od tego zwolnić.
Byłam zbyt zszokowana, by odpowiedzieć, ale donośny śmiech Bonesa
przerwał milczenie.
– Chyba sobie z nas kpisz.
– Oczekuję, że wyjaśnisz, co to ma znaczyć? – Madigan zapytał oschle.
Bones pochylił się, wszelkie oznaki rozbawienia zniknęły z jego twarzy.
– Pozwól, że wyrażę się jasno: Jeśli myślisz, że zmusisz moją żonę do
pracy dla ciebie, to nie masz, kurwa, pojęcia z kim masz do czynienia.
Czy mówiąc to miał na myśli siebie, czy mnie – nie miałam pojęcia,
jednak w końcu odzyskałam swój głos.
– Punktujesz za opowiedzenie najlepszego dowcipu, jaki słyszałam od
lat, ale nie jestem w nastroju na gierki. Przyszliśmy, by dowiedzieć się, gdzie
są Tate, Dave, Juan i Cooper. Z tego, co słyszałam to nie byli w swoich
domach od tygodni.
– Może, dlatego, że nie żyją.
No wybaczcie, ale wyczuwam, że to musi być ściema… prawda? /GatoEsqueleto
Mój umysł natychmiast kategorycznie odrzucił te słowa, co było
jedynym powodem, dla którego nie rzuciłam się do przodu i na miejscu nie
rozerwałam Madiganowi gardła.
– Dwa żarty. Masz dobrą passę, ale mnie kończy się cierpliwość. Gdzie
oni są?
– Nie żyją.
Tym razem Madigan wypowiedział te słowa z czymś bliskim satysfakcji.
Byłam już na nogach, z kłami przygotowanymi do rozszarpania jego ciała,,
lecz Bones pociągnął mnie tak silnym chwytem, że nie mogłam go przełamać
nawet w całym tym stanie wściekłości, jaki we mnie wywołano.
– Jak? – zapytał Bones spokojnie.
Madigan spojrzał ostrożnie na uchwyt, którym Bones mnie
przytrzymywał zanim odpowiedział:
– Zginęli podczas próby likwidacji gniazda wampirów.
– To musiało być okazałe gniazdo.
Madigan prawie wzruszył ramionami.
– Jak się okazało, tak.
– Chcę dostać ich ciała.
Madigan wydał się być bardziej zszokowanym niż, gdy się na niego
rzuciłam.
– Co?
– Ich ciała – powtórzył Bones, jego ton przybrał na sile. – Teraz.
– Po co? Nawet nie lubiłeś Tate’a – mruknął.
Resztki morderczych skłonności wyparowały ze mnie. Ociągał się, co
oznaczało według wszelkiego prawdopodobieństwa, że kłamał na temat ich
śmierci. Stuknęłam Bonesa w ramię. Puścił mnie, ale jedną rękę pozostawił
na mojej talii.
– Moje uczucia są bez znaczenia – odpowiedział Bones. – Stworzyłem
ich, więc są moi, a jeśli są martwi to ty nie możesz ich dalej wykorzystywać.
– A jakie możliwości ich wykorzystania ty masz? – zażądał Madigan.
Bones uniósł ciemne brwi.
– Nie twoja sprawa. Czekam.
– W takim razie dobrze, że się nie starzejesz – warknął Madigan i wstał
z krzesła. – Ich ciała zostały skremowane, a ich prochy rozrzucono, więc nie
pozostało nic, co mógłbym ci dać.
Jeśli Madigan chciał abyśmy uwierzyli w to, że są martwi, to musieli
być w naprawdę poważnych tarapatach. Nawet jeśli Madigan za tym nie stał,
to wyraźnie zamierzał pozostawić ich samych sobie.
Nie podzielałam tego.
Coś w moim spojrzeniu musiało go zaalarmować, ponieważ spojrzał w
lewo i w prawo nim wyrzucił dłoń w kierunku Bonesa.
– Jeśli nie zamierzasz pozwolić jej dokończyć swojej służby to oboje
możecie się wynosić. Nim wsadzę ją do więzienia za zaniedbanie obowiązków,
dezercję1
oraz próbę zaatakowania mnie.
Oczekiwałam, że Bones powie mu, dokąd może się udać ze swoimi
teoriami, dlatego też doznałam szoku, gdy tylko skinął głową.
1
Dezercja – ucieczka z wojska /GatoEsqueleto
– Do następnego razu.
– Co? – wybuchłam. – Nie wyjdziemy stąd bez reszty odpowiedzi!
Jego dłoń zacisnęła się na mojej talii.
– Wyjdziemy, kotek. Nie mamy tutaj czego szukać.
Spojrzałam na Bonesa zanim skupiłam swoją uwagę na wątłym,
starszym mężczyźnie. Twarz Madigana zbladła, ale pod ciężkimi oparami
wody kolońskiej nie było czuć strachu. Zamiast tego, jego błękitny wzrok był
wyzywający. Niemalże… prowokujący.
Po raz kolejny uchwyt Bonesa zacisnął się.
Coś innego było na rzeczy. Nie wiedziałam co, ale ufałam Bonesowi
wystarczająco, by nie złapać Madigana i nie wygryźć z niego prawdy, na co
miałam ochotę. Zamiast tego uśmiechnęłam się na tyle szeroko, by pokazać
moje kły.
– Przykro mi, ale nie sądzę, byśmy stworzyli zdrową relację w czasie
wspólnej pracy, więc będę musiała odrzucić twoją ofertę.
Dźwięk wielu kroków rozbrzmiał w holu.
Chwilę później, ciężkozbrojni strażnicy w hełmach pojawili się w
drzwiach. W pewnym momencie, Madigan musiał nacisnąć bezgłośny alarm
– kolejna aktualizacja, którą zainstalował od mojej ostatniej wizyty w biurze.
– Wynocha – powtórzył Madigan.
Nie przejmowałam się żadnymi zagrożeniami, ale spojrzenie, które mu
posłałam oznaczało, że to jeszcze nie koniec.
Zostaliśmy przeprowadzeni przez kompleks tą samą drogą powrotną,
którą przyszliśmy, aż do drzewa, gdzie Bones zostawił swój telefon. Gdy go
odnalazł, wzbiliśmy się w powietrze. Przez godzinę krążyliśmy po niebie, nim
udało nam się zgubić helikopter. Bones mógłby go rozbić, ale nie miałam
niczego do sterującego nim pilota, oprócz jego irytujących umiejętności
manewrowania. Gdy upewniliśmy się, że zgubiliśmy nasz ogon, runęłam w
dół na pobliskie pole, lądując z hukiem w czasie poślizgu.
Bones opadł na ziemię obok mnie bez zgięcia choćby źdźbła trawy,
które mogłoby wskazywać Nawego obecność. Pewnego dnia będę mistrzem
lądowania z taką gracją. Jak na razie jest dobrze, że nie pozostawiłam po
sobie śladu w postaci małego krateru.
– Dlaczego pozwoliliśmy Madiganowi wywinąć się tak łatwo? – Były to
moje pierwsze słowa.
Bones strzepnął z siebie nieco kurzu, który rozniósł się pod moim
wpływem.
– Moja telekineza nie jest wystarczająco silna, by zatrzymać każdy
karabin.
Mój śmiech był bardziej niedowierzający niż rozbawiony.
– Myślałeś, że strażnicy będą szybsi od ciebie?
– Nie oni – powiedział Bones miarowo. – Automatyczne karabiny
maszynowe w ścianach po obu stronach.
– Co? – sapnęłam.
Wtedy przypomniałam sobie jak Madigan rozejrzał się na prawo i lewo,
gdy zastanawiałam się nad zaatakowaniem go. Myślałam, że rozglądał się z
To lądowanie naprawdę jej nie wychodzi xD /GatoEsqueleto
niepokojem. Najwyraźniej nie. Nic dziwnego, że nie pachniał jak gdyby się
bał.
– Skąd wiedziałeś? – zapytałam.
– Pokój pachniał srebrem i prochem strzelniczym choć nikogo nie było
w pobliżu, dodatkowo powierzchnia ściany za jego biurkiem była inna od
pozostałych. Jego spoglądanie na boki, gdy czuł się zagrożonym tylko to
potwierdziło.
Okazało się zatem, że bezgłośny alarm był tylko małym dodatkiem do
biura Madigana. Notka dla mnie: skupiać więcej uwagi na otoczeniu.
– Dlaczego ich nie użył? On zawsze uważał nas za zagrożenie, a teraz,
gdy wiemy, że kłamał na temat chłopaków, faktycznie nim jesteśmy.
Reakcja Bonesa była ozięble refleksyjna.
– Być może nie był pewien, czy pistolety wystarczą, a powiedzenie
czegoś więcej miało nakłonić cię do współpracy. On czegoś od ciebie chce,
Kotek, co oznacza, że potrzebuje cię żywej. Nowe środki zabezpieczenia były
tylko na wypadek, gdyby nie miał wyboru.
Milczałam usiłując to przetrawić. W czasie, gdy spotkaliśmy się z po
raz pierwszy, miesiące temu, Madigan wykazywał niezwykłe zainteresowanie
moją osobą i to nie w pochlebnym znaczeniu. Czegokolwiek chciał, zapewne
skończyłoby się to moją śmiercią, co do tego nie miałam wątpliwości. Jedyną
rzeczą, której nie byłam pewna, było to, co miał nadzieję osiągnąć zanim by
to nastąpiło.
Nie będzie miał jednak okazji się przekonać.
Gdy tylko odkryję, co stało się z moimi przyjaciółmi, zabiję Madigana.
– Co teraz? – zapytałam, mentalnie przygotowując się do wyruszenia w
drogę.
Bones posłał mi wyważone spojrzenie.
– Teraz namierzymy twojego wujka i zmusimy go, by wyjawił nam
sekrety, które tak usilnie próbował zatrzymać.
Rozdział trzeci
To jest właśnie moje szczęście, gdy nie chcę rozmawiać z Donem, to nie
mogę się go pozbyć. Teraz kiedy musiałam z nim pogadać – był nie do
odnalezienia.
Po dwóch dniach czekania, aby się pokazał, moja cierpliwość
wyparowała. Gdzieś tam, moi przyjaciele byli w niebezpieczeństwie, a każda
upływająca sekunda mogła przybliżać ich do śmierci. W swoim czasie
umiałam przywoływać duchy na mile ode mnie, niezależnie czy tego chciały
czy nie, ale ta moc, podobnie jak pozostałe zaabsorbowane wraz z wypiciem
krwi nieumarłego, przygasła. W jego obecnej bezkształtnej formie, nie
mogłam zadzwonić, napisać, ani wysłać emaili do mojego wujka z żądaniem,
by się pokazał, ale istniał inny sposób, by nawiązać z nim kontakt, jednak
wymagało to odbycia pewnej wycieczki.
Bones i ja zatrzymaliśmy się w Waszyngtonie, przy małym centrum
handlowym w momencie, gdy słońce już zachodziło. Światła wciąż były
włączone wewnątrz „Ogrodu Heleny Trojańskiej”1
, oświetlając różnorakie
aranżacje kwiatowe, które sklep oferował. Bardziej istotny był jednak
afroamerykanin, którego dostrzegłam wśród kwiatów, jego cynobrowa2
koszula opinała go tak ciasno, jak gdyby została na nim namalowana.
– Dobrze, jest tutaj – powiedziałam.
Nie zadzwoniliśmy, gdyż nie byłam pewna czy Tyler zgodzi się nam
pomóc. Ostatnim razem prawie go to zabiło. Ludzie wykazywali tendencję do
kurczowego trzymania się tego typu rzeczy, ale dobre medium było bardzo
trudne do odnalezienia.
Gdy zbliżyliśmy się do sklepu, pies zaczął szczekać. Chwilę później,
futrzasta, przyozdobiona śliną mordka przycisnęła się do dolnej części
szklanych drzwi, a cały jego psi tyłek trząsł się o silnego machania ogonem.
– Co w ciebie wstąpiło, Dexter? – mruknął Tyler. Wtedy podszedł bliżej
i zobaczył mnie oraz Bonesa po drugiej stronie szyby.
„O nie, do cholery!”, przetoczyło się przez jego myśli.
– Czy to jakiś nowy sposób, by pozdrowić starych przyjaciół? – zapytał
Bones oschle.
Tyler cofnął swoje ramiona, dodatkowo naciągając materiał koszuli.
– To nie jest pozdrowienie, słodziaku. To jest moja odpowiedź na
cokolwiek chcecie bym zrobił i z czym przychodzicie.
– Hej, Tyler, wyglądasz świetnie – powiedziałam, zagryzając wargi, by
nie uśmiechnąć się szeroko, gdy weszłam do wnętrza jego sklepu. – Kocham
twoją koszulę. Czy to Dolce?3
Napuszył się przez chwilę niczym paw, nim zdołał zganić samego
siebie.
– Robert Graham i nie próbuj na mnie słodkiej gadki. Musiałem
zafarbować swoje włosy, by ukryć, że osiwiałem po ostatnim razie, gdy wam
pomogłem!
1
Jakasik kwiaciarnia, gdyby się ktosik nie pomiarkował :D /GatoEsqueleto
2
Kolor cynobrowy – odcień czerwonego :D /GatoEsqueleto
3
Dolce & Gabbana – światowy dom mody, powstały w 1985 we Włoszech. Takie pogaduchy Cat „między nami
kobietami” z Tylerem xd /GatoEsqueleto
Zignorowałam ten wybuch, pieszcząc Dextera i gruchając do niego.
Tęgi buldog Brytyjski drżał z radości tak bardzo, że pokrył moje dłonie
niechlujnymi pocałunkami.
– Zdrajca – powiedział Tyler z irytacją.
Bones poklepał Tylera po plecach.
– Nie ma potrzeby się martwić, kolego. Chcemy tylko byś skontaktował
się dla nas z jej wujkiem.
– Donem? – rzucił drwiąco Tyler. – Dlaczego mnie do tego
potrzebujecie?
Spojrzałam w górę.
– Ponieważ nie możemy marnować więcej czasu czekając na to, aż się
pojawi z własnej woli. Madigan zrobił coś naszym przyjaciołom.
Na wspomnienie tego imienia, fala obelg zalała umysł Tylera. Madigan
wykazywał tendencję do tworzenia sobie większej ilości wrogów niż
przyjaciół.
Wciąż jednak, podejrzliwość zwężała czekoladowe oczy Tylera.
– Żadnych pułapek ani obrywania drewnianymi, nawiedzonymi
obiektami w moje gardło od morderczych duchów, tak? Kontaktuję się z
Donem i to wszystko?
– Obiecuję – powiedział Bones natychmiast.
Spojrzenie Tylera przesunęło się po nim.
– Jesteś zbyt śliczny, bym mógł ci odmówić Bonesy – powiedział z
westchnieniem pełnym żalu. Potem mrugnął do mnie. – Ale nie tak bardzo,
że zrobię to za darmo.
Parsknęłam, najwyraźniej Tyler flirtował tak dobrze jak bardzo był
skłonny do bycia chciwym.
– Umowa stoi.
Oto jak dwa wampiry, medium i pies zasiedli nad tabliczką Ouija na
tyłach kwiaciarni. Brzmiało to jak fabuła filmu na kanale SciFi granego w
sobotnią noc, ale czasami słowo „dziwactwo” było kluczowym składnikiem
dla doprowadzenia roboty do końca. Nagle tablica Ouija w rękach
wykwalifikowanego medium, stała się furtką na drugą stronę. Urna
zawierająca skremowane szczątki Dona była zapewnieniem, że wyplewimy
inne duchy niczym chwasty zanim dostaniemy się do Dona.
Tyler i ja złożyliśmy nasze palce na drewnianej deseczce4
po tym jak
rozsypał cienką warstwę prochów Dona na tabliczce. Następnie zaczął
recytować zaproszenie dla mojego wujka, by się pokazał. Po kilku minutach,
deseczka zaczęła się poruszać, a mrowiące uczucie wzbierało na moim
karku. Dexter jęknął, dźwięk był zarówno niespokojny jak i pobudzony.
Zwierzęta wyczuwały obecność duchów lepiej niż ktokolwiek inny, włączając
w to wampiry.
Wtedy wir pojawił się ponad tabliczką Ouija, niczym miniaturowe
tornado, które nie tworzyło wiatru. Lodowate macki przesunęły się wzdłuż
Co ty nie powiesz? Przecież to taki przesympatyczny gnojek :D ! /GatoEsqueleto
Nie wiem czy pamiętacie, ale ostatnim razem oberwał on drewnianym fragmentem tabliczki Ouija w gardło :3
/GatoEsqueleto
4
Chodzi tutaj o planchette, czyli deseczkę do pisania podczas seansu spirytystycznego :3 /GatoEsqueleto
mojego kręgosłupa w obślizgłej pieszczocie. Nie byliśmy już dłużej jedynymi
ludźmi w pokoju.
– Jest tutaj? – zapytał Tyler, nie mogąc jeszcze dostrzec wirującej
energii.
Gapiłam się na nią, obserwując jak wzrasta i wydłuża się zanim
uformowała kształt starszego mężczyzny w biznesowym garniturze, tabliczka
Ouija sterczała po środku jego ciała, jak gdyby został przecięty na pół.
– Hej, Don – powiedziałam z satysfakcją. – Cieszę się, że mogłeś
dołączyć.
Mój wujek rozejrzał się dookoła z konsternacją.
– Cat. Jak…?
– Jak wyrwałam cię z jakiegoś pośmiertnego kąta, w którym się
schowałeś? – przerwałam mu. – Przyjaźnię się z medium, pamiętasz?
Don spojrzał na deskę wystającą z jego żołądka, jego wargi wygięły się
do dołu. – Kto, by przypuszczał, że ta rzecz naprawdę zadziała?
– Zaprzyjaźnij się z innymi ze swojego gatunku, nauczysz się wielu
rzeczy – powiedział Tyler, mrużąc oczy w ogólnym kierunku, gdzie stał Don.
Wtedy jego czoło się wygładziło. – Oh, tutaj jesteś.
– Nie mamy czasu na uprzejmości, Don – stwierdził Bones. – Musisz
powiedzieć nam wszystko, co ukrywasz na temat Madigana. Życie moich
ludzi od tego zależy.
Don zmarszczył brwi.
– Twoich ludzi?
– Tate’a, Juana, Dave’a i Coopera – wyjaśniłam. – Według wampirzego
prawa są podlegli Bonesowi. Co jednak ważniejsze, są naszymi przyjaciółmi.
Wiedziałeś, że zaginęli. Cóż, więc Madigan twierdzi, że zostali oni zabici w
czasie pracy, ale kłamie, co oznacza, że są w poważnych tarapatach.
Powietrze nie poruszyło się, pomimo ciężkiego westchnienia, jakie Don
wypuścił.
– Chciałem, abyście zbadali sprawę ich zniknięcia, gdyż miałem
nadzieję, że opuścili swoje stanowiska, by ukryć się przed Madiganem. Albo
pracowali głęboko pod przykryciem, albo zginęli w czasie wykonywania misji.
Wszystko za wyjątkiem tego, ponieważ, jeśli Madigan ich ma, to teraz
prawdopodobnie nie żyją.
Wyłącznie jego brak stałej formy powstrzymał mnie przed
potrząśnięciem nim.
– Albo żyją, uwięzieni gdzieś i oczekują od nas, że coś zrobimy.
Spojrzenie, które mi posłał było wypełnione takim smutkiem, że niemal
przegapiłam inne uczucie przelatujące przez jego twarz. Wstyd.
– Gdy Madigan przejął moją starą pracę, obawiałem się, że może tego
spróbować, ale nie spodziewałem się tego tak szybko. Przykro mi, Cat. Nie
ma niczego, co mogłabyś zrobić. Nawet ja nie mogę. Madigan niewątpliwie
zabezpieczył również i ten budynek przed duchami.
– Jaki budynek?
Te dwa słowa zawrzały od groźby. A ponadto spojrzenie Bonesa było
niczym lasery skierowane w stronę Dona. Obie te rzeczy powinny były
przestraszyć mojego wujka na tyle, by odpowiedział zgodnie z prawdą.
Zamiast tego, westchnął raz jeszcze.
– Jeśli kiedykolwiek znów zbliżycie się do Madigana, zabijcie go. Nie
możecie uratować Tate’a i reszty, ale możecie pomścić ich i uratować innych
im podobnych, by rzeczy takie jak te skończyły się raz na zawsze.
Wtedy, nim zdążyłam zapytać go, co to do cholery znaczy, zniknął.
– Zaczekaj! – krzyknęłam.
Nic. Nawet chłód nie pozostał w powietrzu. Bones zaklął, ale ja pchnęła
planszę do Tylera i rzuciłam kolejną garstkę popiołów Dona na tabliczkę
Ouija.
– Przywołaj do z powrotem. Teraz.
– Cat… – zaczął Tyler.
– Zrób to – powiedział Bones krótko.
Tyler mruknął coś o tym jak niemądre były wampiry, nim jeszcze raz
zaintonował przywołanie ducha Dona. Zrobił to, ale po kilku sekundach
grobowej ciszy w czasie, której narzekałam na niego, mój wujek znikał.
Powtarzaliśmy ten sam proces w kółko i w kółko, wciąż z tym samym
rezultatem. Był to nadprzyrodzony odpowiednik wielokrotnego rzucania
słuchawką w czasie rozmowy.
– Możesz coś zrobić, aby go zatrzymać? – warknęłam.
Tyler posłał mi ironiczne spojrzenie.
– Próbowałem wam powiedzieć, że nie mogę, Panie i Pani Niecierpliwi,
ale nie chcieliście słuchać. Jest tylko jeden sposób, by zatrzymać ducha, jeśli
on tego nie chce i zapewne pamiętacie, jakim wrzodem na tyłku to było. Poza
tym, naprawdę chcesz zablokować swojego wujka w pułapce?
W jednej chwili, pomysł został definitywnie odrzucony. Znając Dona,
pozostanie on uparcie milczącym, nawet, jeśli zamkniemy go w ducho
ucieczko odpornej celi. Dodatkowo, zajęłoby to zapewne zbyt wiele czasu.
Wnioskując z kilku ponurych wskazówek, jakie Don nam dał, Tate i reszta
chłopaków byli w śmiertelnych niebezpieczeństwie. Musieliśmy działać już
teraz i nie mieliśmy pojęcia, co zrobić. Tyler był naszym ekspertem ale i jemu
skończyły się pomysły.
– To nie ma sensu – kontynuowałam swoją tyradę. – Don był tym,
który ostrzegł nas, że Tate i reszta zaginęli, a teraz, gdy potwierdziło się, że to
Madigan ich dorwał, on nie chce nam pomóc! Nie rozumiem tego.
Bones postukał w swoją brodę, co było jego wyrażeniem zarówno
frustracji jak i determinacji.
– Tak. Oznacza to, że Don woli raczej zobaczyć ludzi, o których się
troszczy martwymi, niż ujawnić, co wie na temat Madigana, ale jest jedna
osoba, która może zmusić twojego wujka do mówienia.
– Kto? – zastanowiłam się. Wtedy mnie olśniło. – Oczywiście! Nikt nie
wie więcej o duchach od Marie Laveau i z tą całą grobową mocą wewnątrz
niej, nie ma niczego, do czego nie mogłaby zmusić Dona.
Powinnam była wiedzieć – raz doświadczyłam potęgi umiejętności
Marie, tuż po tym jak zmusiła mnie do wypicia swojej krwi. Wspomnienia
wywołały we mnie dreszcze. Posiadanie bezpośredniej łączności z drugą
stroną było o wiele większą potęgą niż ktokolwiek mógłby posiąść.
Bones strzelił mi ponure spojrzenie.
– Co mnie jednak martwi, to, to czego będzie oczekiwała w zamian.
Marie nie robi niczego bez zdobywania korzyści.
Mnie również to zmartwiło. Ostatni raz, gdy spotkałam się z Marie nie
przebiegał do końca w przyjaznej atmosferze, jeśli liczyć fakt, że każda z nas
groziła zabiciem tej drugiej.
– Poczekaj chwilę.
Tyler wstał, ogromny, szeroki uśmiech rozciągnął się na jego twarzy.
– Czy wy oboje nie mówicie przypadkiem o Marie Laveau, królowej
voodoo z Nowego Orleanu, która rzekomo zmarła setki lat temu?
– O tej samej – powiedziałam, zmęczona nagle tym wszystkim.
Tyler klasnął dłonie z czystą, dziecięcą radością.
– To będzie bardzo zabawne!
Teraz podejrzliwość zajęła miejsce zmęczenia.
– Co takiego?
Zignorował mnie, zgarnął Dextera, stękając z powodu jego wagi.
– Nie martw się, skarbie, tatuś cię nie zostawi.
– Nikt z was nigdzie nie jedzie – powiedział stanowczo Bones.
Tyler spojrzał na niego, jak gdyby postradał rozum.
– Partnerze, pozwól mi to przeliterować. Jesteście mi dużo winni, a ja
chcę zarobić. Czy masz jakiekolwiek pojęcie jak wielką sprawą jest postać
Marie Laveau w świecie medium? To jak dowiedzieć się, że Święty Mikołaj
jest prawdziwy i otrzymać bilet pierwszej klasy do jego warsztatu!
Spróbowałam wyczuć w tym logikę, choć wątpiłam, że to zadziała.
– Nie rozumiesz, Tyler. Ona jest niebezpieczna.
Przewrócił oczami.
– Nie oczekiwałem, że przez ostatnie stulecia robiła na drutach.
W zasadzie, Marie robiła na drutach. Mogła również wzywać widma
zwane Szczątkami, które cięły żywych i nieumarłych ze śmieszną łatwością,
dodatkowo wytwarzając tyle czarnej magii, by wysadzić miasto. Na końcu
pozostawała jej moc przywoływania i kontrolowania duchów.
Taa, jasne, Marie była przerażająca. Jednak dopiero gdybym nie
walczyła i nie wykrwawiała się tuż obok Tate’a i reszty przez kilka
poprzednich lat, to może rozważałabym czy poprosić ją o pomoc. Jeśli się
zgodzi, to z pewnością nie będzie oczekiwała w zamian rekompensaty w
postaci pieniędzy. Nie, będzie chciała czegoś o wiele bardziej wartościowego.
Napotkałam wzrok Bonesa. Spojrzenie jego ciemnobrązowych oczu
powiedziało mi, że, podobnie jak ja, oczekuje, iż będzie to niebezpieczne w
każdym tego słowa znaczeniu, ale mimo to nie było możliwości, by osłabić
determinację malującą się na jego smukłych, silnych rysach twarzy.
– Są moimi ludźmi, stworzonymi z mojej krwi lub zaprzysiężonymi
przez nią, a żaden Mistrz nie opuszcza swoich ludzi, jeśli pozostaje
jakakolwiek szansa, by ich ocalić.
Nie byłam Mistrzem swojej linii, ale zgadzałam się z nim, co do każdego
słowa. Żaden prawdziwy przyjaciel nie opuści swoich przyjaciół w obliczu
śmierci, nigdy.
– Wygląda na to, że wybieramy się do Nowego Orleanu – powiedziałam
cicho.
Tyler wypuścił zirytowany odgłos.
– Możemy przestać o tym gadać i w końcu to zrobić?
Nocna Łowczyni 7 Powstając z Grobu Jeaniene Frost tłumaczenie nieoficjalne: GatoEsqueleto & ArgusMalinowy Zakaz powielania!
Dedykacja Do fanów serii Nocna Łowczyni, Dziękuję za wpuszczenie Cat i Bonesa do waszych żyć. Ta część jest dla Was! 2
Podziękowania Gdybym wspomniała o wszystkich, którzy odegrali istotną rolę w sukcesie „Nocnej Łowczyni”, zajęłoby to kilka stron. Wielu z was nigdy nie poznałam, niemniej – jestem Wam winna podziękowania. Dlatego, zamierzam podkreślić tutaj rolę zaledwie dwóch osób, mając nadzieję, że reszta z Was wie jak bardzo doceniam ich wkład. Jak już mówiłam… dziękuję Ci, Boże, za zawód, którym mnie obdarowałeś. Moje powieści nie są pracą moich rąk, ale natchnieniem pochodzącym od ciebie. Jeśli chodzi o stronę działalności wydawniczej – nie byłabym w stanie podzielić się historią Cat i Bonesa z nikim, gdyby nie mój wspaniały wydawca, Erika Tsang. W roku 2006 dała ona szansę początkującemu autorowi, którego powieści nie wpasowywały się ani w tematykę Urban fantasy, ani w romanse paranormalne. Co oczywiste, zawsze będę za to wdzięczna. 3
Spis treści Dedykacja Podziękowania Prolog Rozdział pierwszy Rozdział drugi Rozdział trzeci Rozdział Czwarty Rozdział Piąty Rozdział Szósty Rozdział Siódmy Rozdział Ósmy Rozdział Dziewiąty Rozdział Dziesiąty Rozdział Jedenasty Rozdział Dwunasty Rozdział Trzynasty Rozdział Czternasty Rozdział piętnasty Rozdział Szesnasty Rozdział Siedemnasty Rozdział Osiemnasty Rozdział Dziewiętnasty Rozdział Dwudziesty Rozdział Dwudziesty-pierwszy Rozdział Dwudziesty-drugi Rozdział Dwudziesty-trzeci Rozdział Dwudziesty-czwarty Rozdział Dwudziesty-piąty 4
Rozdział Dwudziesty-szósty Rozdział Dwudziesty-siódmy Rozdział Dwudziesty-ósmy Rozdział Dwudziesty-dziewiąty Rozdział Trzydziesty Rozdział Trzydziesty-pierwszy Rozdział Trzydziesty-drugi Rozdział Trzydziesty-trzeci Rozdział Trzydziesty-czwarty Rozdział Trzydziesty-piąty Rozdział Trzydziesty-szósty Rozdział Trzydziesty-siódmy Epilog 5
Prolog Chrzęst. Ten dźwięk był poczuciem ulgi. Postać pod nią nagle zwiotczała. To był koniec. Zeskoczyła z ciała zanim zaczęło obumierać, jak to wszystkie miały w zwyczaju. Następnie stanęła na baczność, ostrożnie, by nie spojrzeć bezpośrednio na starego mężczyznę, który obserwował ją zza cienkiej tafli szkła. Nie lubił, gdy wpatrywała się w jego oczy. Mężczyzna zacisnął wargi, analizując wyniki jej ostatniego testu. Nie poruszyła żadnym mięśniem, ale wewnętrznie uśmiechała się do piosenki, którą wciąż powtarzał w swojej głowie. Jej inni instruktorzy rzadko śpiewali w myślach, jednak on to robił. Za każdym razem. Jeśli to nie doprowadziłoby go do szaleństwa to zawsze mogłaby powiedzieć, że jej się to podoba, jednak jej instruktor nie lubi ludzi podglądających jego myśli. Podsłuchała tą krótką informację tuż po otrzymaniu swojej zdolności, więc nigdy mu o tym nie powie. – Siedem sekund – powiedział w końcu, spoglądając na ciało. – Te obiekty już dłużej nie stanowią dla ciebie wyzwania. Brzmiał na zadowolonego, lecz ona w dalszym ciągu się nie uśmiechała. Okazywanie emocji doprowadzało do zbyt wielu pytań, a ona chciała wrócić do swoich podręczników. – To czas, by przejść do kolejnej fazy – kontynuował. Słowa wydawały się być skierowane bezpośrednio do niej, ale naprawdę mówił on do mężczyzny za lustrem dwadzieścia metrów nad nim. Skoro jednak nie powinna była wiedzieć o jego obecności w jakikolwiek sposób, przytaknęła. – Jestem gotowa. – Jesteś? Sposób w jaki wyrzucił z siebie te słowa, ostrzegł ją, że kolejny test nie będzie łatwy, dlatego też nie mogła powstrzymać swojego zaskoczonego mrugnięcia, gdy zsyp nad nią otworzył się i nowy obiekt upadł na arenę. Wyglądał podobnie do swoich poprzedników, których z łatwością zneutralizowała, jednak, gdy zerwał się i stanął przed nią, zrozumiała. Jej nowy przeciwnik nie miał pulsu. – Co to jest? – zapytała, a serce w jej piersi zabiło szybciej. Jej przeciwnik również miał pytanie: – A niby co to, do cholery, jest? – Zneutralizuj to – nakazał jej siwowłosy instruktor. Ukryła swoje rozczarowanie. Być może, jeśli zakończy to szybko, to zostanie nagrodzona odpowiedzią. Przynajmniej zneutralizowanie tej… rzeczy może pomóc jej zdobyć więcej informacji. Uderzyła na niego bez chwili wahania, zmiotła spod niego jego nogi, tuż przed tym jak wbiła łokieć w jego gardło. 6
Chrzęst. Jego kości roztrzaskały się z charakterystycznym dźwiękiem, lecz zamiast zwiotczeć, owa rzecz odrzuciła ją i wybiła się w górę, posyłając starszemu mężczyźnie niedowierzające spojrzenie. – Coś ty zrobił? Gdy to mówił, jego szyja przeskoczyła na miejsce, tracąc swój zniekształcony wygląd w krótszym czasie niż zajęło jej jedno mrugnięcie. Patrzyła na to zmieszana. Jaka kreatura może uzdrawiać się w ten sposób? – Chcesz przeżyć? – Jej instruktor odparł niewzruszenie. – Będziesz musiał ją zabić. Te same słowa były kierowane do wielu z jej poprzednich przeciwników, jednak teraz – zupełnie jak za pierwszym razem – jej dłonie wydawały się być wilgotne. Z tą niesamowitą zdolnością do samo uzdrawiania się, czy było możliwe, ze ta rzecz nie mogła być zneutralizowana? Rzuciła okiem na starszego mężczyznę, spotykając jego spojrzenie na chwilę przed tym, nim odwróciła swój wzrok. Nawet w tej krótkiej chwili, otrzymała swoją odpowiedź. Ta rzecz mogła zostać zabita. Musiała tylko zrozumieć w jaki sposób. 7
Rozdział pierwszy Ignorowanie ducha jest dużo trudniejsze niż mogłoby się wydawać. Dla początkujących; ściany wcale nie powstrzymują ich rodzaju, więc pomimo tego, że zamknęłam drzwi przed obliczem widma marudzącego na zewnątrz mojego domu, ono podążyło za mną do środka, jak gdybym je zapraszała. Moja szczęka zacisnęła się w rozdrażnieniu, ale zaczęłam rozpakowywać zakupy spożywcze jak gdyby nigdy nic. Zbyt szybko skończyłam. Małżeństwo jednego wampira z drugim oznaczało, że lista moich zakupów była dość krótka. – To niedorzeczne. Nie możesz wiecznie mnie unikać, Cat – mruknął duch. Taa, duchy potrafią także mówić. To sprawia, że są jeszcze trudniejsze do zignorowania. Oczywiście nie pomagał fakt, iż ten duch jest także moim wujkiem. Żyjąca, martwa, nieumarła… rodzina zawsze znajdzie sposób, by zaleźć ci za skórę, czy tego chcesz czy nie. Precedens: Pomimo mojej przysięgi, by nie odzywać się do niego, nie mogłam się powstrzymać przed odpowiedzią: – Właściwie, skoro żadne z nas się nie starzeje, to mogę robić to wiecznie – zauważyłam chłodno – albo do momentu, aż nie wyłożysz wszystkiego, co wiesz o krecie, który drąży nasz stary zespół. – Właśnie o Madiganie przyszedłem z tobą porozmawiać – powiedział. Zaskoczenie i podejrzliwość sprawiły, że zwęziłam oczy. Przez miesiące, mój wujek Don odmawiał ujawnienia czegokolwiek na temat mojego nowego nemezis – Jasona Madigana. Don miał wspólną historię z dawnym agentem CIA, który przejął jednostkę taktyczną, dla której pracowałam, ale nie puścił pary z ust nawet wtedy, gdy jego milczenie oznaczało, że Madigan prawie dopadł mnie, mojego męża i sprawił, że niewinni ludzie zginęli. Teraz był gotowy się wygadać? Coś innego musiało być na rzeczy. Don był tak patologicznie skryty, że przez cztery lata od momentu, gdy zaczęłam dla niego pracować, nie miałam pojęcia, że jesteśmy spokrewnieni. – Dawaj – rzuciłam bez ogródek. Szarpnął swoją siwą brew, nie mógł pozbyć się tego nawyku nawet po utracie swojego fizycznego ciała. Wydawał się nawet być ubrany w swój zwyczajowy garnitur i krawat, pomimo tego, że umarł w szpitalnej todze. Myślałabym, że to moje wspomnienia dyktują jak Don wygląda, gdyby nie tysiące innych duchów, które spotkałam. Tam w zaświatach zapewne nie ma centrum handlowych, ale szczątkowy obraz samego siebie musi być na tyle silny, by inni widzieli duchy takimi, jakimi one same siebie postrzegają. Don za życia był obrazem idealnie zadbanego, sześćdziesięciukilkuletniego biurokraty, więc tak też wyglądał po śmierci. Nie stracił również niczego z nieustępliwości kryjącej się za tymi oczami w kolorze spiżu, była to jedyna fizyczna cecha jaka nas łączyła. Moje szkarłatne włosy i bladą cerę odziedziczyłam po ojcu. Nie wiem jak Wy, ale ja już wyczuwam tę dawkę humoru Cat *.* /GatoEsqueleto
– Martwię się o Tete’a, Juana, Dave’a i Coopera – stwierdził Don. – W ostatnim czasie nie bywali w swoich domach, a jak wiesz nie mogę dostać się do jednostki, by sprawdzić czy tam są. Nie zwróciłam uwagi, że była to wina Dona, iż Madigan wiedział jak stworzyć duchoodporność dla budynków. Mocna kombinacja marihuany, czosnku i palonej szałwii utrzymywała nawet najsilniejszych szpiegów z daleka. Po tym jak duch niemal zabił Madigana rok temu, wyposażył on naszą starą bazę w obfite zasoby wszystkich trzech składników. – Jak długo ich nie widziałeś? – Trzy tygodnie i cztery dni – odpowiedział. Don mógł mieć wiele wad, ale był skrupulatny. – Gdyby tylko jeden z nich zniknął na tak długo to pomyślałbym, że pracuje pod przykrywką, ale wszyscy naraz? Tak, to było dziwne nawet jak na członków tajnej agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, którzy mieli do czynienia ze źle prowadzącymi się osobnikami nieumarłej społeczności. Kiedy to ja byłam członkiem zespołu, najdłuższą pracę pod przykrywką wykonywałam przez jedenaście dni. Łajdackie wampiry oraz ghoule miały tendencję to częstego odwiedzania tych samych miejsc, jeśli były na tyle głupie, by zachowywać się niezwykle jawnie i zwrócić na siebie uwagę rządu. Mimo to nie miałam zamiaru zakładać najgorszego. Rozmowy przez telefon były poza możliwościami Dona, jako ducha, ale ja nie miałam takich przeszkód. Wyciągnęłam komórkę z jednej z kuchennych szuflad i wybrałam numer Tate’a. Gdy złapała mnie jego poczta głosowa, rozłączyłam się. Jeśli coś się stało i Madigan był za to odpowiedzialny to zapewne sprawdzi nagrane wiadomości. Nie ma potrzeby uświadamiać go w tym, że węszyłam dookoła. – Brak odpowiedzi – powiedziałam Donowi. Następnie odłożyłam telefon na bok i wyjęłam kolejną komórkę z szuflady, wybierając numer Juana, jako drugi. Po kilku sygnałach melodyjny hiszpański głos poprosił mnie o pozostawienie wiadomości. Nie zrobiłam tego, ponownie rozłączyłam się i wyjęłam kolejny telefon z szuflady. – Jak dużo ich tam masz? – mruknął Don, unosząc się za moim ramieniem. Wystarczająco, by przyprawić Madigana o migrenę – odparłam z satysfakcją. – Jeśli śledzi połączenia to nie znajdzie mojej lokacji poprzez żadną z nich, bez względu na to jak bardzo kocha wiedzieć, gdzie jestem. Don nie oskarżył mnie o bycie paranoiczką. Gdy tylko Madigan przejął starą posadę mojego wujka, postawił sprawę jasno – usunął mnie z pracy. Nie wiem, dlaczego. Zostałam wycofana z zespołu i o ile Madiganowi było wiadomo, nie było już nic specjalnego w mojej osobie. Nie wiedział, że przemiana z półwampirzycy w pełnokrwistego wampira przyniosła nieoczekiwane skutki uboczne. Telefon Dave’a odesłał mnie prosto do poczty głosowej. To samo u Coopera. Rozważałam zadzwonienie do ich biur, ale te były umiejscowione na Ile ona ich tam ma?! :o /GatoEsqueleto No właśnie! xD /GatoEsqueleto
terenie jednostki. Madigan może mieć wystarczające wtyki na ich liniach, by zlokalizować mnie bez względu na to w jaki sposób zorganizowałabym przekierowanie sygnałów komórki na inną trasę. – Dobra, teraz ja również się martwię – powiedziałam w końcu. – Może nadszedł czas, aby wpaść do domu Madigana na małą pogawędkę. – Nie wysilaj się – odparł wujek. – On rzadko opuszcza jednostkę. To również było nowością, która tylko zaogniła mój niepokój. – Gdy tylko Bones wróci do domu, wymyślimy sposób, by podkraść się bliżej jednostki. Don spojrzał na mnie z powagą. – Jeśli Madigan ich skrzywdził to będzie oczekiwał, że w końcu się pokażesz. Po raz kolejny moja szczęka się zacisnęła. Cholerna racja, że chciałabym mu się pokazać. Tate, Dave, Juan i Cooper nie byli tylko żołnierzami, z którymi walczyłam przez lata, gdy jeszcze byłam częścią załogi. Byli również moimi przyjaciółmi. Jeśli Madigan był odpowiedzialny za jakiekolwiek zło, jakie ich spotkało, wkrótce będzie mu bardzo przykro. – Tak, cóż, Bones i ja mieliśmy kilka miesięcy względnego spokoju. Chyba nadszedł czas, by znów się nieco ożywić. Mój kot, Helsing, zeskoczył z moich kolan w tym samym momencie, gdy powietrze wokół stało się naładowane drobnymi, niewidocznymi drganiami. Emocje przetoczyły się przez moją podświadomość. Nie moje własne, ale niezwykle znajome. Chwilę później usłyszałam chrzęst opon na śniegu. W czasie, gdy drzwi samochodu trzasnęły, Helsing był już pod drzwiami wejściowymi, jego długi, czarny ogon drgał nerwowo. Ja pozostałam na swoim miejscu. Jeden kot czekający pod drzwiami wystarczy, dzięki. Z powiewem ziemnego powietrza, mój mąż Bones wszedł do środka. Śnieg z późnej, wiosennej zamieci okrył go cienką warstwą, sprawiając, że wyglądał jak obsypany cukrem pudrem. Przytupnął nogami, by strzepnąć śnieg ze swoich butów, co sprawiło, że Helsing odskoczył z sykiem. – Najwyraźniej uważa, że najpierw powinieneś go pogłaskać, a dopiero później radzić sobie ze śniegiem – powiedziałam. Oczy tak ciemne, że niemal czarne napotkały moje. Gdy to zrobiły, moje rozbawienie zmieniło się w kobiece uznanie. Policzki Bonesa były zaczerwienione, kolor ten kontrastował z jego nieskazitelną skórą, mocnymi rysami twarzy i zmysłowo pełnymi ustami. Wtedy zdjął swój płaszcz, odsłaniając koszulkę w kolorze indygo, która przywarła do jego mięśni jak gdyby się nimi rozkoszowała. Czarne jeansy zostały dopasowane we wszystkich odpowiednich miejscach, podkreślając naprężony brzuch i silne uda, a gdy odwrócił się, by powiesić swój płaszcz, ujrzałam tyłek, który mógłby robić za dzieło sztuki. Kiedy ponownie skierował się w moją stronę, jego lekki uśmiech przerodził się w porozumiewawcze szczerzenie zębów. Jeszcze więcej emocji przetoczyło się po mojej podświadomości, gdy jego Przepraszam, ale to zdanie było tak pokopane, że do tej pory nie wiem o co w nim chodzi :/ „Madigan might have enough taps on those lines to locate me no matter how I’d arranged for these burner phone signals to be rerouted.” – Jakieś sugestie? /GatoEsqueleto Mniaaaam :3 /GatoEsqueleto
zapach – bogata mieszanka przypraw, piżma i palonego cukru – wypełnił pokój. – Tęskniłaś za mną, Kotek? Nie wiem jak zdołał tego dokonać, ale pytanie, które właśnie zadał zabrzmiało nieprzyzwoicie. Mogłabym powiedzieć, że Brytyjski akcent pomógł mu w tym, ale jego najlepszy przyjaciel również był Brytyjczykiem i jego akcent nigdy nie sprawiał, że moje wnętrze zamieniało się w galaretkę. – Tak – odparłam, wstając i podchodząc do niego. Obserwował mnie, ani drgnął, gdy splotłam dłonie, obejmując go za szyję. Musiałam stanąć na palcach, by móc to zrobić, ale to było w porządku. To sprawiło, że byliśmy bliżej siebie, a uczucie jego twardego ciała było prawie tak odurzające jak pożądanie wirujące wokół moich emocji. Bardzo podobało mi się, że mogłam czuć jego emocje jak gdyby były moimi własnymi. Gdybym zdawała sobie sprawę z tego, iż będzie to jedną z zalet przemienienia mnie w pełnego wampira, to zaktualizowałabym swój status hybrydy już lata temu. Jego głowa opadła niżej, lecz nim jego usta potarły moje, odwróciłam głowę. – Nie, zanim nie powiesz, że również za mną tęskniłeś – droczyłam się. W odpowiedzi podniósł mnie, jego uścisk z łatwością poskromił moje pozorowane próby walki. Gładka skóra spotkała się z moimi plecami, gdy położył mnie na kanapie, jego ciało było barykadą, której nie chciałam usunąć. Jego dłonie rozgościły się na mojej twarzy, przytrzymując mnie zaborczo, gdy jego oczy wypełniały się zielonym blaskiem, a z dziąseł wysuwały się kły. Moje własne również wydłużyły się w odpowiedzi, naciskając na wargi tak, że niemal rozpłynęłam się w oczekiwaniu. Pochylił swoją głowę, lecz jego usta zaledwie pocierały moje w przelotnej pieszczocie nim zachichotał: – Dwoje może zabawić się w droczenie się, kochanie. Zaczęłam szamotać się na poważnie, co tylko pogłębiło jego śmiech. Liczba zabitych przeze mnie osobników, pomogła zyskać mi miano Czerwonego Żniwiarza w świecie nieumarłych, ale nawet zanim Bones otrzymał swoje zaskakujące, nowe zdolności, nie byłam w stanie go pokonać. Całe moje rzucanie się na boki sprawiało, że pocierałam go w najbardziej erotyczny sposób – co było powodem, dla którego wciąż to robiłam. Zamek mojego swetra rozpiął się bez udziału rąk Bonesa, które wciąż spoczywały na mojej twarzy. Moje ubrania stanowiły większość jego praktyki w czasie, gdy był początkującym w zakresie telekinezy. Przednie rozpięcie mojego biustonosza otworzyło się, obnażając większość moich piersi. Jego śmiech zamienił się w warknięcie, które posłało rozkoszne dreszcze wzdłuż mojego ciała. Jednak w momencie, gdy guzik jego niebieskiej koszulki odskoczył, jej kolor przypomniał mi kolor oczu Tate’a i informacje, jakimi musiałam podzielić się z Bonesem. – Na coś się zanosi – powiedziałam z westchnieniem. Białe zęby błysnęły w uśmiechu, zanim Bones opuścił swoje usta na moje piersi. Nie wiem jak Wy, ale ja to już się tutaj, kurde rozpływam *.* /GatoEsqueleto No nie gadaj, a ja niemalże przegapiłam fakt, że będziecie uprawiać seks na tej kanapie… W oryginale było „Something’s up”, co dosłownie może oznaczać „Coś staje”. /GatoEsqueleto
– To banalne stwierdzenie, niemniej jednak to prawda. Nikczemna część mnie szepnęła, że mogę przełożyć tę rozmowę o jakąś godzinkę, lecz troska o moich przyjaciół szybko ją stłumiła. Dałam sobie mentalnego kopniaka i złapałam garść ciemnych, kręconych włosów Bonesa unosząc jego głowę. – Mówię poważnie. Don przyszedł i przekazał mi kilka niepokojących informacji. To wydawało się zająć chwilę nim moje słowa do niego dotarły, lecz w końcu zmarszczył brwi. – Po tak długim czasie, on w końcu powiedział ci to, co ukrywał na temat Madigana? – Nie, nie powiedział – odparłam, potrząsając moją głową. – Chciał, abym wiedziała, że Tate i reszta nie pojawili się w swoich domach od trzech tygodni. Próbowałam się do nich dodzwonić, ale za każdym razem włączała się poczta. Właściwie to odwraca moją uwagę od naciskania na Dona, by opowiedział o swojej przeszłości z Madiganem. Bones prychnął, podmuch powietrza musnął wrażliwe zagłębienie pomiędzy moimi piersiami. – To oczywiste, ten drań wiedział, że tak będzie. To nie przypadek, że powiedział ci o tym, gdy nie było mnie w domu. Teraz troska o moich przyjaciół odeszła na dalszy plan, ja również wątpiłam by był to przypadek. Don przebywał w moim domu wystarczająco długo, by wiedzieć, że Bones wyjeżdża co kilka dni na parę godzin, by się pożywić. Nie jeździłam z nim, gdyż moje źródło pożywienia leżało, gdzie indziej. Przeklęłam w duchu. Dowiedzenie się, czy z moimi przyjaciółmi wszystko było w porządku, wciąż stanowiło priorytet, lecz odkrycie tego, co Don ukrywał na temat Madigana również. To musiało mieć monumentalne znaczenie dla mojego wujka, by utrzymać te informacje w tajemnicy, nawet, jeśli oznaczało to, że nie rozmawialiśmy ze sobą przez kilka miesięcy. Mimo wszystko, nie byłam wyłącznie jedyną rodziną Dona, jaka mu pozostała – jako wampir, byłam także jedną z niewielu osób, które mogły widzieć go w jego nowej, widmowej formie. – Cóż, zajmiemy się moim wujkiem później – powiedziałam, popychając Bonesa z westchnieniem. – Na ten czas musimy znaleźć drogę do mojej starej jednostki, która nie doprowadzi nas obojga do cel więziennych dla wampirów.
Rozdział drugi W czasach, gdy jeszcze pracowałam dla rządu, zaprojektowałam system ochrony, który zapewniał bezpieczeństwo bazie operacyjnej zespołu. Nie wystarczało, że budynek CIA był starym schronem przeciwbombowym z czterema poziomami na pięć ukrytymi pod ziemią. Miał także czujniki monitorujące obszar na długość jednej mili w każdym kierunku i mam tutaj na myśli dosłownie każdy kierunek. Jeśli gromada szczurów wydrążyłaby tunel zbyt blisko jednego z podziemnych poziomów, to wszczęłoby to wewnętrzny alarm. A Madigan był większym paranoikiem ode mnie. Dlatego też Bones i ja byliśmy oddaleni od bazy o cztery mile, spoglądając na nią przez lornetki z naszej dogodnej pozycji wysoko na drzewie. Z zewnątrz wyglądało to na nijakie, prywatne lotnisko, które było na skraju zamknięcia. Wewnątrz mieściła się jednak jedna z najbardziej wymagających jednostek taktycznych w kraju, nie zapominając o tonie poufnych informacji. Przeciętny człowiek nie miał pojęcia, że dzieli planetę wraz z nieumarłymi, a nasz rząd pragnął, aby tak pozostało. Przez większość dni zgadzałam się z tą polityką rozkosznej ignorancji. Dzisiaj jednak sprawia to, że rzeczy są nieco bardziej skomplikowane. – Spójrzmy prawdzie w oczy, to jednostronna zabawa – powiedziałam, opuszczając swoją lornetkę. – Don powiedział, że Madigan nie ruszał się z miejsca od dłuższego czasu, nie możemy po prostu napaść tego miejsca bez zabijania niewinnych ludzi, ani nie mamy możliwość, by podkraść się do środka nie dając się złapać. Bones wypuścił parsknięcie. – Chcesz po prostu zadzwonić do drzwi? Posłałam mu wyważone spojrzenie. – To jest właśnie to, co zamierzam zrobić. Ciemne brwi ściągnęły się na chwilę, a następnie wzruszył ramionami. – Przynajmniej daje nam to element zaskoczenia. Opuścił swoją lornetkę i wyciągnął komórkę, pisząc o wiele za szybko, bym zdołała przeczytać wiadomość. – Co to? – Ubezpieczenie – odparł. – Jeśli nie wyślę Mencheresowi kolejnej wiadomości w przeciągu sześciu godzin to zjawi się tutaj. Obejrzałam się na budynek, a po moim wnętrzu przeszedł dreszcz. To byłoby na tyle, jeśli chodzi o moją troskę o przypadkowych świadków. Mencheres nie był wyłącznie wampiryczną wersją dziadka Bonesa oraz współwładcą ich dwóch ogromnych, połączonych linii – on był także najpotężniejszym wampirem, jakiego kiedykolwiek spotkałam. Nic nie przetrwa, jeśli on przybędzie, by nas z tego wyciągnąć. – Miejmy nadzieję, że Madigan będzie chętny do współpracy – powiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał lekko. Bones zaklinował swój telefon pomiędzy dwoma gałęziami i zeskoczył z drzewa, lądując z większą dozą gracji niż mógłby mieć jaguar. – Wątpię w to, ale cóż, cudom nie ma końca.
– Ona tutaj jest? To było całkiem zabawne, słyszeć zszokowany ton na drugim końcu linii. Nie mogłam zobaczyć twarzy strażnika, zasłoniętej przez ciemny daszek czapki, ale jego głos również był zabarwiony nutą zaskoczenia. – Tak, sir. Ona i inny wampir. Bones uśmiechnął się, niewzruszony całą bronią skierowaną w jego kierunku. We mnie mierzyło jej równie dużo. Uznanie dla strażników za niebycie seksistami. Po długo trwającej ciszy, głos Madigana wrócił na linię i tym razem brzmiał oschle: – Wpuścić ich. Bones i ja przeszliśmy przez pięć kolejnych punktów kontrolnych, nim dotarliśmy do głównej części budynku. Kiedy szerokie, metalowe drzwi zamknęły się za nami, miałam nadzieję, że szczęk zamka był kolejnym działaniem ochrony, a nie próbą Madigana, by nas uwięzić. To nie wróżyłoby dobrze dla losu moich przyjaciół, nie mówiąc już o pracownikach wewnątrz budynku. Więcej strażników w hełmach odeskortowało nas do biura Madigana, nie żeby było to konieczne. Mogłabym znaleźć drogę do niego z zawiązanymi oczyma, gdyż kiedyś było to biuro mojego wuja. Madigan nie marnował czasu ustawiając swoją pozycję po przejęciu władzy. Mężczyzna, którego przeszłość była tak nieprzenikniona, że nawet mój wujek nie chciał zdradzić, co o niej wie, wstał z krzesła, gdy weszliśmy. Madigan nie był uprzejmy – spojrzenie, które posłał w naszym kierunku ciskało sztylety. – Jesteś niezwykle nerwowy. – Wzruszyłam ramionami. – Chciałabym powiedzieć, że byliśmy w pobliżu, ale… Pozwoliłam zdaniu zawisnąć w powietrzu. Bones natychmiast pochwycił wątek. – Wiesz, że cię nie cierpię, więc po co mamy udawać, że to wizyta towarzyska? Albo Madigan pamiętał o charakterystycznej dla Bonesa otwartości, albo nie przejmował się obrazą jego osoby. Nie mogłam tego stwierdzić, gdyż jego myśli zagłuszała piosenka Barry’ego Manilow, którą wciąż nucił w głowie. Nienawidziłam Madigana, ale musiałam mu przyznać, że doskonale rozwinął obronę przed wampirami czytającymi w myślach. Nikt nie mógł przebić się przez wkurzającą mantrę, jaką sobie wybrał. Z błyskiem w oku, który jak na mój gust wyglądał na zbyt radosny, machnął w stronę krzeseł stojących naprzeciwko jego biurka. – Mówiłem ci, że aresztuję cię, jeśli kiedykolwiek spróbujesz wrócić, ale skoro to już się stało, to mamy kilka spraw do przedyskutowania. Miał do mnie jakiś interes? Ciekawość powstrzymała mnie od żądania informacji na temat tego, gdzie byli Tate i reszta. Chciałam najpierw zobaczyć, co Madigan trzymał w rękawie. Bones nie ruszył się z miejsca, lecz Ja bym mu jeszcze napluła do kawy! A co tam! :D /GatoEsqueleto No… najlepszego gustu to on nie ma, ale co się dziwić… /GatoEsqueleto
ja usiadłam i wyciągnęłam nogi prawie tak spokojnie, jak gdybym szanowała tego chudego, noszącego okulary mężczyznę naprzeciwko mnie. – Strzelaj. Lekki uśmiech rozciągnął się na ustach Madigana, jak gdyby rozważał inną możliwość kryjącą się za tym słowem. – Ostatnim razem, gdy byłaś w moim biurze, poleciłaś mi, bym przeczytał teczki członków twojego oddziału. Wziąłem sobie tę radę do serca. Jak przez mgłę przypominałam sobie mówienie mu o tym, co uświadomiło mi, że mój wujek również był kiedyś tak samo nieufny wobec wampirów jak Madigan. Don jednak skończył ze swoimi uprzedzeniami, natomiast Madigan nigdy nie zmieni swojego punktu postrzegania mojego gatunku, nie żeby mi na tym zależało. – Aha – powiedziałam z niezobowiązującym chrząknięciem. – Gdy to robiłem, natrafiłem na coś interesującego – kontynuował, zdejmując swoje okulary jak gdyby skanował je pod kątem, jakichkolwiek pyłków. – Na co? – zapytałam, nie zadając sobie trudu, by ukryć znudzenie w moim głosie. Spojrzał w górę, a jego niebieskie oczy błyszczały. – Odeszłaś stąd zanim twój czas pracy dla rządu upłynął. Prychnęłam z rozbawieniem. – Powinieneś był czytać te dokumenty z większą uwagą. Don zgodził się skrócić czas mojej służby, jeśli Bones stworzy wampiry z żołnierzy, których wybrał. Wywiązaliśmy się z tego, gdy Bones przemienił Tate’a i Juana. Dave przywrócony jako ghoule był dodatkowym bonusem. – To była umowa, jaką Don przedstawił swoim przełożonym, jednak jego wniosek został odrzucony. Madigan posłał mi krótki, zadowolony z siebie uśmiech, gdy zakładał na powrót swoje okulary. – Według rządu USA, wciąż masz do odpracowania pięć lat czynnej służby i w odróżnieniu od twojego zmarłego wujka – ja – nie mam zamiaru podrabiać dokumentacji, by cię od tego zwolnić. Byłam zbyt zszokowana, by odpowiedzieć, ale donośny śmiech Bonesa przerwał milczenie. – Chyba sobie z nas kpisz. – Oczekuję, że wyjaśnisz, co to ma znaczyć? – Madigan zapytał oschle. Bones pochylił się, wszelkie oznaki rozbawienia zniknęły z jego twarzy. – Pozwól, że wyrażę się jasno: Jeśli myślisz, że zmusisz moją żonę do pracy dla ciebie, to nie masz, kurwa, pojęcia z kim masz do czynienia. Czy mówiąc to miał na myśli siebie, czy mnie – nie miałam pojęcia, jednak w końcu odzyskałam swój głos. – Punktujesz za opowiedzenie najlepszego dowcipu, jaki słyszałam od lat, ale nie jestem w nastroju na gierki. Przyszliśmy, by dowiedzieć się, gdzie są Tate, Dave, Juan i Cooper. Z tego, co słyszałam to nie byli w swoich domach od tygodni. – Może, dlatego, że nie żyją. No wybaczcie, ale wyczuwam, że to musi być ściema… prawda? /GatoEsqueleto
Mój umysł natychmiast kategorycznie odrzucił te słowa, co było jedynym powodem, dla którego nie rzuciłam się do przodu i na miejscu nie rozerwałam Madiganowi gardła. – Dwa żarty. Masz dobrą passę, ale mnie kończy się cierpliwość. Gdzie oni są? – Nie żyją. Tym razem Madigan wypowiedział te słowa z czymś bliskim satysfakcji. Byłam już na nogach, z kłami przygotowanymi do rozszarpania jego ciała,, lecz Bones pociągnął mnie tak silnym chwytem, że nie mogłam go przełamać nawet w całym tym stanie wściekłości, jaki we mnie wywołano. – Jak? – zapytał Bones spokojnie. Madigan spojrzał ostrożnie na uchwyt, którym Bones mnie przytrzymywał zanim odpowiedział: – Zginęli podczas próby likwidacji gniazda wampirów. – To musiało być okazałe gniazdo. Madigan prawie wzruszył ramionami. – Jak się okazało, tak. – Chcę dostać ich ciała. Madigan wydał się być bardziej zszokowanym niż, gdy się na niego rzuciłam. – Co? – Ich ciała – powtórzył Bones, jego ton przybrał na sile. – Teraz. – Po co? Nawet nie lubiłeś Tate’a – mruknął. Resztki morderczych skłonności wyparowały ze mnie. Ociągał się, co oznaczało według wszelkiego prawdopodobieństwa, że kłamał na temat ich śmierci. Stuknęłam Bonesa w ramię. Puścił mnie, ale jedną rękę pozostawił na mojej talii. – Moje uczucia są bez znaczenia – odpowiedział Bones. – Stworzyłem ich, więc są moi, a jeśli są martwi to ty nie możesz ich dalej wykorzystywać. – A jakie możliwości ich wykorzystania ty masz? – zażądał Madigan. Bones uniósł ciemne brwi. – Nie twoja sprawa. Czekam. – W takim razie dobrze, że się nie starzejesz – warknął Madigan i wstał z krzesła. – Ich ciała zostały skremowane, a ich prochy rozrzucono, więc nie pozostało nic, co mógłbym ci dać. Jeśli Madigan chciał abyśmy uwierzyli w to, że są martwi, to musieli być w naprawdę poważnych tarapatach. Nawet jeśli Madigan za tym nie stał, to wyraźnie zamierzał pozostawić ich samych sobie. Nie podzielałam tego. Coś w moim spojrzeniu musiało go zaalarmować, ponieważ spojrzał w lewo i w prawo nim wyrzucił dłoń w kierunku Bonesa. – Jeśli nie zamierzasz pozwolić jej dokończyć swojej służby to oboje możecie się wynosić. Nim wsadzę ją do więzienia za zaniedbanie obowiązków, dezercję1 oraz próbę zaatakowania mnie. Oczekiwałam, że Bones powie mu, dokąd może się udać ze swoimi teoriami, dlatego też doznałam szoku, gdy tylko skinął głową. 1 Dezercja – ucieczka z wojska /GatoEsqueleto
– Do następnego razu. – Co? – wybuchłam. – Nie wyjdziemy stąd bez reszty odpowiedzi! Jego dłoń zacisnęła się na mojej talii. – Wyjdziemy, kotek. Nie mamy tutaj czego szukać. Spojrzałam na Bonesa zanim skupiłam swoją uwagę na wątłym, starszym mężczyźnie. Twarz Madigana zbladła, ale pod ciężkimi oparami wody kolońskiej nie było czuć strachu. Zamiast tego, jego błękitny wzrok był wyzywający. Niemalże… prowokujący. Po raz kolejny uchwyt Bonesa zacisnął się. Coś innego było na rzeczy. Nie wiedziałam co, ale ufałam Bonesowi wystarczająco, by nie złapać Madigana i nie wygryźć z niego prawdy, na co miałam ochotę. Zamiast tego uśmiechnęłam się na tyle szeroko, by pokazać moje kły. – Przykro mi, ale nie sądzę, byśmy stworzyli zdrową relację w czasie wspólnej pracy, więc będę musiała odrzucić twoją ofertę. Dźwięk wielu kroków rozbrzmiał w holu. Chwilę później, ciężkozbrojni strażnicy w hełmach pojawili się w drzwiach. W pewnym momencie, Madigan musiał nacisnąć bezgłośny alarm – kolejna aktualizacja, którą zainstalował od mojej ostatniej wizyty w biurze. – Wynocha – powtórzył Madigan. Nie przejmowałam się żadnymi zagrożeniami, ale spojrzenie, które mu posłałam oznaczało, że to jeszcze nie koniec. Zostaliśmy przeprowadzeni przez kompleks tą samą drogą powrotną, którą przyszliśmy, aż do drzewa, gdzie Bones zostawił swój telefon. Gdy go odnalazł, wzbiliśmy się w powietrze. Przez godzinę krążyliśmy po niebie, nim udało nam się zgubić helikopter. Bones mógłby go rozbić, ale nie miałam niczego do sterującego nim pilota, oprócz jego irytujących umiejętności manewrowania. Gdy upewniliśmy się, że zgubiliśmy nasz ogon, runęłam w dół na pobliskie pole, lądując z hukiem w czasie poślizgu. Bones opadł na ziemię obok mnie bez zgięcia choćby źdźbła trawy, które mogłoby wskazywać Nawego obecność. Pewnego dnia będę mistrzem lądowania z taką gracją. Jak na razie jest dobrze, że nie pozostawiłam po sobie śladu w postaci małego krateru. – Dlaczego pozwoliliśmy Madiganowi wywinąć się tak łatwo? – Były to moje pierwsze słowa. Bones strzepnął z siebie nieco kurzu, który rozniósł się pod moim wpływem. – Moja telekineza nie jest wystarczająco silna, by zatrzymać każdy karabin. Mój śmiech był bardziej niedowierzający niż rozbawiony. – Myślałeś, że strażnicy będą szybsi od ciebie? – Nie oni – powiedział Bones miarowo. – Automatyczne karabiny maszynowe w ścianach po obu stronach. – Co? – sapnęłam. Wtedy przypomniałam sobie jak Madigan rozejrzał się na prawo i lewo, gdy zastanawiałam się nad zaatakowaniem go. Myślałam, że rozglądał się z To lądowanie naprawdę jej nie wychodzi xD /GatoEsqueleto
niepokojem. Najwyraźniej nie. Nic dziwnego, że nie pachniał jak gdyby się bał. – Skąd wiedziałeś? – zapytałam. – Pokój pachniał srebrem i prochem strzelniczym choć nikogo nie było w pobliżu, dodatkowo powierzchnia ściany za jego biurkiem była inna od pozostałych. Jego spoglądanie na boki, gdy czuł się zagrożonym tylko to potwierdziło. Okazało się zatem, że bezgłośny alarm był tylko małym dodatkiem do biura Madigana. Notka dla mnie: skupiać więcej uwagi na otoczeniu. – Dlaczego ich nie użył? On zawsze uważał nas za zagrożenie, a teraz, gdy wiemy, że kłamał na temat chłopaków, faktycznie nim jesteśmy. Reakcja Bonesa była ozięble refleksyjna. – Być może nie był pewien, czy pistolety wystarczą, a powiedzenie czegoś więcej miało nakłonić cię do współpracy. On czegoś od ciebie chce, Kotek, co oznacza, że potrzebuje cię żywej. Nowe środki zabezpieczenia były tylko na wypadek, gdyby nie miał wyboru. Milczałam usiłując to przetrawić. W czasie, gdy spotkaliśmy się z po raz pierwszy, miesiące temu, Madigan wykazywał niezwykłe zainteresowanie moją osobą i to nie w pochlebnym znaczeniu. Czegokolwiek chciał, zapewne skończyłoby się to moją śmiercią, co do tego nie miałam wątpliwości. Jedyną rzeczą, której nie byłam pewna, było to, co miał nadzieję osiągnąć zanim by to nastąpiło. Nie będzie miał jednak okazji się przekonać. Gdy tylko odkryję, co stało się z moimi przyjaciółmi, zabiję Madigana. – Co teraz? – zapytałam, mentalnie przygotowując się do wyruszenia w drogę. Bones posłał mi wyważone spojrzenie. – Teraz namierzymy twojego wujka i zmusimy go, by wyjawił nam sekrety, które tak usilnie próbował zatrzymać.
Rozdział trzeci To jest właśnie moje szczęście, gdy nie chcę rozmawiać z Donem, to nie mogę się go pozbyć. Teraz kiedy musiałam z nim pogadać – był nie do odnalezienia. Po dwóch dniach czekania, aby się pokazał, moja cierpliwość wyparowała. Gdzieś tam, moi przyjaciele byli w niebezpieczeństwie, a każda upływająca sekunda mogła przybliżać ich do śmierci. W swoim czasie umiałam przywoływać duchy na mile ode mnie, niezależnie czy tego chciały czy nie, ale ta moc, podobnie jak pozostałe zaabsorbowane wraz z wypiciem krwi nieumarłego, przygasła. W jego obecnej bezkształtnej formie, nie mogłam zadzwonić, napisać, ani wysłać emaili do mojego wujka z żądaniem, by się pokazał, ale istniał inny sposób, by nawiązać z nim kontakt, jednak wymagało to odbycia pewnej wycieczki. Bones i ja zatrzymaliśmy się w Waszyngtonie, przy małym centrum handlowym w momencie, gdy słońce już zachodziło. Światła wciąż były włączone wewnątrz „Ogrodu Heleny Trojańskiej”1 , oświetlając różnorakie aranżacje kwiatowe, które sklep oferował. Bardziej istotny był jednak afroamerykanin, którego dostrzegłam wśród kwiatów, jego cynobrowa2 koszula opinała go tak ciasno, jak gdyby została na nim namalowana. – Dobrze, jest tutaj – powiedziałam. Nie zadzwoniliśmy, gdyż nie byłam pewna czy Tyler zgodzi się nam pomóc. Ostatnim razem prawie go to zabiło. Ludzie wykazywali tendencję do kurczowego trzymania się tego typu rzeczy, ale dobre medium było bardzo trudne do odnalezienia. Gdy zbliżyliśmy się do sklepu, pies zaczął szczekać. Chwilę później, futrzasta, przyozdobiona śliną mordka przycisnęła się do dolnej części szklanych drzwi, a cały jego psi tyłek trząsł się o silnego machania ogonem. – Co w ciebie wstąpiło, Dexter? – mruknął Tyler. Wtedy podszedł bliżej i zobaczył mnie oraz Bonesa po drugiej stronie szyby. „O nie, do cholery!”, przetoczyło się przez jego myśli. – Czy to jakiś nowy sposób, by pozdrowić starych przyjaciół? – zapytał Bones oschle. Tyler cofnął swoje ramiona, dodatkowo naciągając materiał koszuli. – To nie jest pozdrowienie, słodziaku. To jest moja odpowiedź na cokolwiek chcecie bym zrobił i z czym przychodzicie. – Hej, Tyler, wyglądasz świetnie – powiedziałam, zagryzając wargi, by nie uśmiechnąć się szeroko, gdy weszłam do wnętrza jego sklepu. – Kocham twoją koszulę. Czy to Dolce?3 Napuszył się przez chwilę niczym paw, nim zdołał zganić samego siebie. – Robert Graham i nie próbuj na mnie słodkiej gadki. Musiałem zafarbować swoje włosy, by ukryć, że osiwiałem po ostatnim razie, gdy wam pomogłem! 1 Jakasik kwiaciarnia, gdyby się ktosik nie pomiarkował :D /GatoEsqueleto 2 Kolor cynobrowy – odcień czerwonego :D /GatoEsqueleto 3 Dolce & Gabbana – światowy dom mody, powstały w 1985 we Włoszech. Takie pogaduchy Cat „między nami kobietami” z Tylerem xd /GatoEsqueleto
Zignorowałam ten wybuch, pieszcząc Dextera i gruchając do niego. Tęgi buldog Brytyjski drżał z radości tak bardzo, że pokrył moje dłonie niechlujnymi pocałunkami. – Zdrajca – powiedział Tyler z irytacją. Bones poklepał Tylera po plecach. – Nie ma potrzeby się martwić, kolego. Chcemy tylko byś skontaktował się dla nas z jej wujkiem. – Donem? – rzucił drwiąco Tyler. – Dlaczego mnie do tego potrzebujecie? Spojrzałam w górę. – Ponieważ nie możemy marnować więcej czasu czekając na to, aż się pojawi z własnej woli. Madigan zrobił coś naszym przyjaciołom. Na wspomnienie tego imienia, fala obelg zalała umysł Tylera. Madigan wykazywał tendencję do tworzenia sobie większej ilości wrogów niż przyjaciół. Wciąż jednak, podejrzliwość zwężała czekoladowe oczy Tylera. – Żadnych pułapek ani obrywania drewnianymi, nawiedzonymi obiektami w moje gardło od morderczych duchów, tak? Kontaktuję się z Donem i to wszystko? – Obiecuję – powiedział Bones natychmiast. Spojrzenie Tylera przesunęło się po nim. – Jesteś zbyt śliczny, bym mógł ci odmówić Bonesy – powiedział z westchnieniem pełnym żalu. Potem mrugnął do mnie. – Ale nie tak bardzo, że zrobię to za darmo. Parsknęłam, najwyraźniej Tyler flirtował tak dobrze jak bardzo był skłonny do bycia chciwym. – Umowa stoi. Oto jak dwa wampiry, medium i pies zasiedli nad tabliczką Ouija na tyłach kwiaciarni. Brzmiało to jak fabuła filmu na kanale SciFi granego w sobotnią noc, ale czasami słowo „dziwactwo” było kluczowym składnikiem dla doprowadzenia roboty do końca. Nagle tablica Ouija w rękach wykwalifikowanego medium, stała się furtką na drugą stronę. Urna zawierająca skremowane szczątki Dona była zapewnieniem, że wyplewimy inne duchy niczym chwasty zanim dostaniemy się do Dona. Tyler i ja złożyliśmy nasze palce na drewnianej deseczce4 po tym jak rozsypał cienką warstwę prochów Dona na tabliczce. Następnie zaczął recytować zaproszenie dla mojego wujka, by się pokazał. Po kilku minutach, deseczka zaczęła się poruszać, a mrowiące uczucie wzbierało na moim karku. Dexter jęknął, dźwięk był zarówno niespokojny jak i pobudzony. Zwierzęta wyczuwały obecność duchów lepiej niż ktokolwiek inny, włączając w to wampiry. Wtedy wir pojawił się ponad tabliczką Ouija, niczym miniaturowe tornado, które nie tworzyło wiatru. Lodowate macki przesunęły się wzdłuż Co ty nie powiesz? Przecież to taki przesympatyczny gnojek :D ! /GatoEsqueleto Nie wiem czy pamiętacie, ale ostatnim razem oberwał on drewnianym fragmentem tabliczki Ouija w gardło :3 /GatoEsqueleto 4 Chodzi tutaj o planchette, czyli deseczkę do pisania podczas seansu spirytystycznego :3 /GatoEsqueleto
mojego kręgosłupa w obślizgłej pieszczocie. Nie byliśmy już dłużej jedynymi ludźmi w pokoju. – Jest tutaj? – zapytał Tyler, nie mogąc jeszcze dostrzec wirującej energii. Gapiłam się na nią, obserwując jak wzrasta i wydłuża się zanim uformowała kształt starszego mężczyzny w biznesowym garniturze, tabliczka Ouija sterczała po środku jego ciała, jak gdyby został przecięty na pół. – Hej, Don – powiedziałam z satysfakcją. – Cieszę się, że mogłeś dołączyć. Mój wujek rozejrzał się dookoła z konsternacją. – Cat. Jak…? – Jak wyrwałam cię z jakiegoś pośmiertnego kąta, w którym się schowałeś? – przerwałam mu. – Przyjaźnię się z medium, pamiętasz? Don spojrzał na deskę wystającą z jego żołądka, jego wargi wygięły się do dołu. – Kto, by przypuszczał, że ta rzecz naprawdę zadziała? – Zaprzyjaźnij się z innymi ze swojego gatunku, nauczysz się wielu rzeczy – powiedział Tyler, mrużąc oczy w ogólnym kierunku, gdzie stał Don. Wtedy jego czoło się wygładziło. – Oh, tutaj jesteś. – Nie mamy czasu na uprzejmości, Don – stwierdził Bones. – Musisz powiedzieć nam wszystko, co ukrywasz na temat Madigana. Życie moich ludzi od tego zależy. Don zmarszczył brwi. – Twoich ludzi? – Tate’a, Juana, Dave’a i Coopera – wyjaśniłam. – Według wampirzego prawa są podlegli Bonesowi. Co jednak ważniejsze, są naszymi przyjaciółmi. Wiedziałeś, że zaginęli. Cóż, więc Madigan twierdzi, że zostali oni zabici w czasie pracy, ale kłamie, co oznacza, że są w poważnych tarapatach. Powietrze nie poruszyło się, pomimo ciężkiego westchnienia, jakie Don wypuścił. – Chciałem, abyście zbadali sprawę ich zniknięcia, gdyż miałem nadzieję, że opuścili swoje stanowiska, by ukryć się przed Madiganem. Albo pracowali głęboko pod przykryciem, albo zginęli w czasie wykonywania misji. Wszystko za wyjątkiem tego, ponieważ, jeśli Madigan ich ma, to teraz prawdopodobnie nie żyją. Wyłącznie jego brak stałej formy powstrzymał mnie przed potrząśnięciem nim. – Albo żyją, uwięzieni gdzieś i oczekują od nas, że coś zrobimy. Spojrzenie, które mi posłał było wypełnione takim smutkiem, że niemal przegapiłam inne uczucie przelatujące przez jego twarz. Wstyd. – Gdy Madigan przejął moją starą pracę, obawiałem się, że może tego spróbować, ale nie spodziewałem się tego tak szybko. Przykro mi, Cat. Nie ma niczego, co mogłabyś zrobić. Nawet ja nie mogę. Madigan niewątpliwie zabezpieczył również i ten budynek przed duchami. – Jaki budynek? Te dwa słowa zawrzały od groźby. A ponadto spojrzenie Bonesa było niczym lasery skierowane w stronę Dona. Obie te rzeczy powinny były przestraszyć mojego wujka na tyle, by odpowiedział zgodnie z prawdą. Zamiast tego, westchnął raz jeszcze.
– Jeśli kiedykolwiek znów zbliżycie się do Madigana, zabijcie go. Nie możecie uratować Tate’a i reszty, ale możecie pomścić ich i uratować innych im podobnych, by rzeczy takie jak te skończyły się raz na zawsze. Wtedy, nim zdążyłam zapytać go, co to do cholery znaczy, zniknął. – Zaczekaj! – krzyknęłam. Nic. Nawet chłód nie pozostał w powietrzu. Bones zaklął, ale ja pchnęła planszę do Tylera i rzuciłam kolejną garstkę popiołów Dona na tabliczkę Ouija. – Przywołaj do z powrotem. Teraz. – Cat… – zaczął Tyler. – Zrób to – powiedział Bones krótko. Tyler mruknął coś o tym jak niemądre były wampiry, nim jeszcze raz zaintonował przywołanie ducha Dona. Zrobił to, ale po kilku sekundach grobowej ciszy w czasie, której narzekałam na niego, mój wujek znikał. Powtarzaliśmy ten sam proces w kółko i w kółko, wciąż z tym samym rezultatem. Był to nadprzyrodzony odpowiednik wielokrotnego rzucania słuchawką w czasie rozmowy. – Możesz coś zrobić, aby go zatrzymać? – warknęłam. Tyler posłał mi ironiczne spojrzenie. – Próbowałem wam powiedzieć, że nie mogę, Panie i Pani Niecierpliwi, ale nie chcieliście słuchać. Jest tylko jeden sposób, by zatrzymać ducha, jeśli on tego nie chce i zapewne pamiętacie, jakim wrzodem na tyłku to było. Poza tym, naprawdę chcesz zablokować swojego wujka w pułapce? W jednej chwili, pomysł został definitywnie odrzucony. Znając Dona, pozostanie on uparcie milczącym, nawet, jeśli zamkniemy go w ducho ucieczko odpornej celi. Dodatkowo, zajęłoby to zapewne zbyt wiele czasu. Wnioskując z kilku ponurych wskazówek, jakie Don nam dał, Tate i reszta chłopaków byli w śmiertelnych niebezpieczeństwie. Musieliśmy działać już teraz i nie mieliśmy pojęcia, co zrobić. Tyler był naszym ekspertem ale i jemu skończyły się pomysły. – To nie ma sensu – kontynuowałam swoją tyradę. – Don był tym, który ostrzegł nas, że Tate i reszta zaginęli, a teraz, gdy potwierdziło się, że to Madigan ich dorwał, on nie chce nam pomóc! Nie rozumiem tego. Bones postukał w swoją brodę, co było jego wyrażeniem zarówno frustracji jak i determinacji. – Tak. Oznacza to, że Don woli raczej zobaczyć ludzi, o których się troszczy martwymi, niż ujawnić, co wie na temat Madigana, ale jest jedna osoba, która może zmusić twojego wujka do mówienia. – Kto? – zastanowiłam się. Wtedy mnie olśniło. – Oczywiście! Nikt nie wie więcej o duchach od Marie Laveau i z tą całą grobową mocą wewnątrz niej, nie ma niczego, do czego nie mogłaby zmusić Dona. Powinnam była wiedzieć – raz doświadczyłam potęgi umiejętności Marie, tuż po tym jak zmusiła mnie do wypicia swojej krwi. Wspomnienia wywołały we mnie dreszcze. Posiadanie bezpośredniej łączności z drugą stroną było o wiele większą potęgą niż ktokolwiek mógłby posiąść. Bones strzelił mi ponure spojrzenie. – Co mnie jednak martwi, to, to czego będzie oczekiwała w zamian. Marie nie robi niczego bez zdobywania korzyści.
Mnie również to zmartwiło. Ostatni raz, gdy spotkałam się z Marie nie przebiegał do końca w przyjaznej atmosferze, jeśli liczyć fakt, że każda z nas groziła zabiciem tej drugiej. – Poczekaj chwilę. Tyler wstał, ogromny, szeroki uśmiech rozciągnął się na jego twarzy. – Czy wy oboje nie mówicie przypadkiem o Marie Laveau, królowej voodoo z Nowego Orleanu, która rzekomo zmarła setki lat temu? – O tej samej – powiedziałam, zmęczona nagle tym wszystkim. Tyler klasnął dłonie z czystą, dziecięcą radością. – To będzie bardzo zabawne! Teraz podejrzliwość zajęła miejsce zmęczenia. – Co takiego? Zignorował mnie, zgarnął Dextera, stękając z powodu jego wagi. – Nie martw się, skarbie, tatuś cię nie zostawi. – Nikt z was nigdzie nie jedzie – powiedział stanowczo Bones. Tyler spojrzał na niego, jak gdyby postradał rozum. – Partnerze, pozwól mi to przeliterować. Jesteście mi dużo winni, a ja chcę zarobić. Czy masz jakiekolwiek pojęcie jak wielką sprawą jest postać Marie Laveau w świecie medium? To jak dowiedzieć się, że Święty Mikołaj jest prawdziwy i otrzymać bilet pierwszej klasy do jego warsztatu! Spróbowałam wyczuć w tym logikę, choć wątpiłam, że to zadziała. – Nie rozumiesz, Tyler. Ona jest niebezpieczna. Przewrócił oczami. – Nie oczekiwałem, że przez ostatnie stulecia robiła na drutach. W zasadzie, Marie robiła na drutach. Mogła również wzywać widma zwane Szczątkami, które cięły żywych i nieumarłych ze śmieszną łatwością, dodatkowo wytwarzając tyle czarnej magii, by wysadzić miasto. Na końcu pozostawała jej moc przywoływania i kontrolowania duchów. Taa, jasne, Marie była przerażająca. Jednak dopiero gdybym nie walczyła i nie wykrwawiała się tuż obok Tate’a i reszty przez kilka poprzednich lat, to może rozważałabym czy poprosić ją o pomoc. Jeśli się zgodzi, to z pewnością nie będzie oczekiwała w zamian rekompensaty w postaci pieniędzy. Nie, będzie chciała czegoś o wiele bardziej wartościowego. Napotkałam wzrok Bonesa. Spojrzenie jego ciemnobrązowych oczu powiedziało mi, że, podobnie jak ja, oczekuje, iż będzie to niebezpieczne w każdym tego słowa znaczeniu, ale mimo to nie było możliwości, by osłabić determinację malującą się na jego smukłych, silnych rysach twarzy. – Są moimi ludźmi, stworzonymi z mojej krwi lub zaprzysiężonymi przez nią, a żaden Mistrz nie opuszcza swoich ludzi, jeśli pozostaje jakakolwiek szansa, by ich ocalić. Nie byłam Mistrzem swojej linii, ale zgadzałam się z nim, co do każdego słowa. Żaden prawdziwy przyjaciel nie opuści swoich przyjaciół w obliczu śmierci, nigdy. – Wygląda na to, że wybieramy się do Nowego Orleanu – powiedziałam cicho. Tyler wypuścił zirytowany odgłos. – Możemy przestać o tym gadać i w końcu to zrobić?