kakarota

  • Dokumenty646
  • Odsłony171 203
  • Obserwuję119
  • Rozmiar dokumentów1.7 GB
  • Ilość pobrań77 918

Singh Nalini - Psi i Zmiennokształtni 08 - Więzy sprawiedliwości

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.0 MB
Rozszerzenie:pdf

Singh Nalini - Psi i Zmiennokształtni 08 - Więzy sprawiedliwości.pdf

kakarota EBooki Serie / Autorzy PSI i Zmiennokształtni
Użytkownik kakarota wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 183 stron)

Nalini Singh Więzy sprawiedliwości. Tłumaczenie nieoficjalne: zapiski_mola_ksiazkowego Okładka: augen SPRAWIEDLIWOŚĆ Gdy Psi po raz pierwszy wybrali Ciszę, pierwszy raz wybrali pogrzebanie emocji i obrócenie się w lodowato zimne osobniki, których nie obchodziła w żaden sposób miłość czy nienawiść próbowali również odizolować swoją rasę od ludzi i zmiennokształtnych. Nieustanny kontakt z rasami, które nadal przyjmowały emocje czyniło trudniejszym trzymanie się własnego warunkowania. Było to trudne z logistycznego punktu widzenia. Jednakże, w praktyce okazało się niemożliwe. Sama ekonomia czyniła z izolacji niemożliwy do zrealizowania cel. Wszyscy Psi byli podłączeni do Sieci Psi, rozrastającej się psychicznej sieci, która chroniła ich umysły, ale nie wszyscy byli równi. Niektórzy byli bogaci, inni byli biedni, a jeszcze inni po prostu radzili sobie jak mogli. Potrzebowali pracy. Potrzebowali pieniędzy. Potrzebowali jedzenia. A Rada Psi, mimo swojej całej brutalnej władzy, nie mogła zapewnić wystarczającej liczby wewnętrznych stanowisk dla milionów przedstawicieli swojej rasy. Psi musieli pozostać częścią świata. Świata wypełnionego z każdej strony chaosem. Wybuchającego na strumieniach spowodowanych ekstremalną radością i smutkiem, strachem i rozpaczą. Ci Psi, którzy pękli pod wpływem presji byli po cichu „rehabilitowani”. Ich umysły były wymazywane razem z ich osobowościami. Ale inni rozwijali się dobrze. M-Psi obdarowani umiejętnością, by zaglądać wewnątrz ciała i diagnozować choroby nigdy tak naprawdę nie wycofali się ze świata. Ich umiejętności były cenione przez wszystkie trzy rasy, i przynosiły dobry dochód. Mniej silni członkowie populacji Psi wrócili do swoich zwyczajnych, codziennych prac jako księgowi, inżynierowie, właściciele sklepów i biznesmeni. Tylko, że to co kiedyś sprawiało im przyjemność, było przez nich pogardzane lub ledwie tolerowanie, teraz po prostu wykonywali. W przeciwieństwie do nich, najsilniejsi byli wchłaniani do super-struktury Rady, gdy tylko było to możliwe. Rada nie chciała zaryzykować utraty najbardziej potężnych spośród nich. A oprócz tego byli jeszcze J. Telepaci zrodzeni z dziwną umiejętnością, która pozwalała im wśliznąć się do umysłu innej osoby i wydobyć z nich wspomnienia, a potem podzielić się tymi wspomnieniami z innymi. J byli częścią

światowego systemu sprawiedliwości od czasu, gdy został on wprowadzony po raz pierwszy. Nie było wystarczająco dużo J, by rzucić światło na kwestię winy i niewinności każdego oskarżonego. Byli wprowadzani do udziału w najbardziej ohydnych sprawach. Tego rodzaju sprawach, które sprawiały, że detektywi weterani wymiotowali, a dawno zaprawieni w bojach reporterzy robili krok w tył. Zdając sobie sprawę z tego jak wielką przewagą było posiadanie wejścia do systemu, który oskarżał zarówno ludzi, jak również w niektórych przypadkach skrytych i posiadających stadną naturę zmiennokształtnych, Rada pozwoliła J nie tylko kontynuować, ale również rozszerzyć zakres ich pracy. Teraz u brzasku 2081 r. J byli w takim stopniu częścią systemu sprawiedliwości, że ich obecność nie wzbudzała już uniesionych brwi, nie powodowała wstrząsów. A jeżeli chodzi o niespodziewane mentalne konsekwencje długoterminowej pracy jako J … cóż, zalety przewyższały okazjonalny problem z morderstwami. ROZDZIAŁ 1 Okoliczności nie czynią człowieka tym kim jest. Gdyby tak było, popełniłbym pierwsze włamanie w wieku dwunastu lat, pierwszą kradzież w wieku piętnastu lat, a pierwsze morderstwo w wieku siedemnastu lat. − Z prywatnych notatek Detektywa Max'a Shannon'a dotyczących prowadzonej. Siedząc wpatrując się w twarz socjopaty Sophia Russo zdała sobie sprawę z trzech niemożliwych do zakwestionowania prawd. Po pierwsze: Z wszelkim prawdopodobieństwem zostało jej mniej niż rok zanim zostanie skazana na dokładną rehabilitację. W przeciwieństwie do normalnej rehabilitacji ten proces nie tylko wymaże jej osobowość, pozostawijąc ją śliniącym się warzywem. Osoby poddane dokładnej rehabilitacji mieli również wymazane dziewięćdziesiąt dziewięć procent umiejętności psychicznych. Oczywiście wszystko dla jej własnego dobra. Po drugie: Po tym jak zniknie z aktywnej służby nawet jedna osoba na ziemi nie będzie pamiętała jak się nazywała. Po trzecie: Jeżeli nie będzie ostrożna, niedługo skończy równie pusta i nieludzka jak mężczyzna znajdujący się po drugiej stronie stołu … ponieważ inność w niej chciała ściskać jego umysł aż będzie jęczał z bólu, krwawił i błagał o litość. Zło jest trudne do zdefiniowania, ale siedzi w tym pokoju. Echo słów Detektywa Max'a Shannon'a przyciągnęło ją z powrotem z granicy pokusy, by pogrążyć się w otchłani. Z jakiegoś powodu myśl o byciu uznaną przez niego za złą … była nie do zaakceptowania. Patrzył na nią w inny sposób niż robili to inni ludzcy mężczyźni. Jego oczy zauważały jej blizny, ale tylko jako część opakowania, którym było jej ciało. Ta reakcja była wystarczająco niezwykła, by zatrzymała się na chwilę, spojrzała mu w oczy i spróbowała stwierdzić o czym myślał. To okazało się niemożliwe. Ale widziała, czego chciał Max Shannon. Tylko sam Bonner wie, gdzie pochował ciała – potrzebujemy tych informacji. Zatrzasnęła drzwi na mieszkającą w niej ciemność. Otworzyła swoje psychiczne oko i sięgnęła zmysłami telepatycznymi i zaczęła przechadzać się po zawiłych ścieżkach umysłu Gerard'a Bonner'a. Dotykała wielu, bardzo wielu zdeprawowanych umysłów w czasie swojej kariery zawodowej, ale ten był całkowicie i absolutnie unikalny. Wielu z tych, którzy popełnili zbrodnie tego kalibru cierpieli na pewien rodzaj choroby umysłowej. Rozumiała jak pracować z ich czasami chaotycznymi i fragmentarycznymi wspomnieniami.

W przeciwieństwie do tego umysł Bonner'a był uporządkowany, zorganizowany. Każde wspomnienie było na swoim miejscu. Tylko, że te miejsca i wspomnienia nie zawierały sensu, bo były przefiltrowane przez zimne soczewki jego socjopatycznych pragnień. Widział rzeczy tak jak chciał je widzieć. Rzeczywistość zacierała się aż do momentu, gdy niemożliwym było wyłapanie prawdy spośród sieci kłamstw. Zakończyła skan telepatyczny i poświęciła trzy dyskretne sekundy, by wrócić do siebie zanim otworzyła swoje fizyczne oczy, by wpatrywać się w soczyste błękitne źrenice mężczyzny, którego media uważały za tak pociągającego. Zgodnie z ich opinią był przystojny, inteligentny i magnetyczny. To co ona wiedziała na pewno to, to że miał dyplom MBA1 z mocno respektowanej uczelni i pochodził z jednej z bardziej szanowanych bostońskich rodzin. Panowało rozprzestrzeniające poczucie niedowierzania, że był również Rzeźnikiem z Park Avenue. Potworem zatrzymanym po odkryciu ciała Cariss'y White na jednym z szerokich pasm zieleni znajdujących się na słynnej ulicy. Wiosną była ona pokryta tulipanami i żonkilami, ale gdy porzucono tam ciało Cariss'y sceneria przypominała bardziej śnieżną krainę drzew i światełek. Krew dziewczyny na śniegu była bardzo ostrym akcentem. Była jedyną ofiarą Bonner'a, która kiedykolwiek została odnaleziona, a publiczna natura miejsca porzucenia zwłok natychmiast uczyniła z jej mordercy gwiazdę. To również sprawiło, że został złapany. Jedynie fakt, że świadek, który widział go odbiegającego z miejsca zbrodni był zbyt daleko, by podać Egzekutywie jakikolwiek użyteczny opis ocalił tego potwora. „Po tym stałem się dużo bardziej ostrożny.” Powiedział Bonner z cieniem uśmiechu, który sprawiał, że ludzie sądzili, że zostali zaproszeni do podzielenia się sekretnym żartem. „Każdy jest trochę niezdarny za pierwszym razem.” Sophia, spodziewając się tej sztuczki, nie zdradziła żadnej reakcji na fakt, że siedzący naprzeciw niej człowiek właśnie „odczytał jej myśli”. Zgodnie z jego aktami Gerard Bonner był mistrzem manipulacji. Był w stanie odczytać sygnały dawane przez język ciała i miniaturowe wyrazy twarzy z poziomem geniuszu. Nawet Cisza wydawała się nie być wystarczającą ochroną przeciwko jego umiejętnością. Po obejrzeniu nagrań wideo z jego procesu widziała jak robił to samo z innymi Psi. „Właśnie dlatego pan tu jest panie Bonner.” Powiedziała ze spokojem, który stawał się coraz zimniejszy, coraz bardziej oddalony. Był to mechanizm obronny, który niedługo schłodzi tych kilka pozostałych jej jeszcze pasm duszy. „Zgodził się pan podać lokalizacje ciał pana późniejszych ofiar w zamian za większą ilość przywilejów podczas odbywania kary pozbawienia wolności.” Wyrok Bonner'a oznaczał, że spędzi resztę swojego naturalnego życia w D2. Ośrodka z maksymalnymi środkami ochrony zlokalizowanego w górskim wnętrzu Wyoming. Stworzona pod specjalnym nadzorem D2 gościła najbardziej okrutnych zbrodniarzy z terenu całego kraju. Tych, którzy zostali uznani za zbyt ryzykownych, by pozostawić ich w normalnym systemie więziennym. „Podobają mi się twoje oczy.” Powiedział Bonner. Jego uśmiech rozszerzył się, gdy śledził sieć cienkich linii na jej twarz ze spojrzeniem, które media określiły jako „morderczo zmysłowy”. „Przypominają mi bratki.” Sophia po prostu czekała pozwalając mu mówić. Wiedziała, że jego słowa będą interesowały psychologów budujących profile, którzy stali w pokoju po drugiej stronie ściany znajdującej się za jej plecami obserwując jej spotkanie z Bonner'em na dużym ekranie komunikatora. Mimo tego, że chodziło o ludzkiego kryminalistę, nietypowo wśród tej grupy znajdowali się również obserwatorzy Psi. Mentalne ścieżki Bonner'a były tak nietypowe, że wzbudziły ich zainteresowanie. 1 Master of Business Administration, MBA (pol. Magisterskie Studia Menedżerskie) - stopień akademicki przyznawany po ukończeniu studiów podyplomowych (często wymaga się tu ponadto posiadania określonego doświadczenia zawodowego), najczęściej zaocznych. Program studiów jest bardzo szeroki i obejmuje m. in. takie dziedziny jak: księgowość, finanse, marketing, zarządzanie przedsiębiorstwem i korzystanie z systemów informacji, prawo, oraz tzw. human resources czyli zarządzanie zasobami ludzkimi. Studia tego rodzaju trwają w USA od 2 do 3 lat, w Europie jest to okres od roku do 2 lat (w Polsce zazwyczaj 2 lata) (źródło: Wikipedia)

Ale bez względu na kwalifikacje tych budujących profile Psi, to wnioski Max'a Shannon'a były tymi, które interesowały Sophi'ę. Detektyw Egzekutywy nie miał umiejętności Psi, i w przeciwieństwie do siedzącego naprzeciw niej rzeźnika, jego ciało było niesamowicie prężne. Gładkie, pomyślała, przypominało lekko umięśnioną pumę. A jednak, gdy przyszło co do czego, to puma wygrała – zarówno nad wielką siłą, która charakteryzowała strażników więziennych Bonner'a, jak i nad mentalnymi umiejętnościami detektywów Psi, którzy zostali przypisani do tego oddziału, po tym jak perwersje Bonner'a zaczęły mieć poważny wpływ na gospodarkę. „Wiesz, one były moimi bratkami.” Westchnął lekko. „Były takie piękne, takie słodkie. Tak łatwo było je zranić. Tak jak ciebie.” Jego oczy zatrzymały się na bliźnie, która biegła ostrymi liniami po jej kościach policzkowych. Zignorowała bezczelną próbę prowokacji. „Co pan zrobił, by je zranić?” Bonner został ostatecznie skazany na podstawie dowodów, które zostawił na poniszczonym i połamanym ciele swojej pierwszej ofiary. Nie zostawił śladów na scenach innych porwań. Został z nimi połączony jedynie przez najbardziej poszlakowe dowodu – i niestrudzony upór Max'a Shannon'a. „Jesteś taka delikatna i taka uszkodzona Sophi'u.” Wymruczał przesuwając spojrzeniem po jej policzku, aż do jej ust. „Zawsze przyciągały mnie uszkodzone kobiety.” „To kłamstwo Panie Bonner.” Fakt, że ludzie uważali go za przystojnego był dla niej niezwykły, gdy ona niemal mogła wyczuć jego zgniliznę. „Każda z pana ofiar była niewiarygodnie piękna.” „Domniemanych ofiar.” Powiedział z błyskiem w oku. „Zostałem skazany jedynie za morderstwo biednej Cariss'y. Choć oczywiście jestem niewinny.” „Zgodził się pan na współpracę.” Przypomniała mu. A ona potrzebowała tej współpracy, by wykonać swoją pracę. Ponieważ … „Oczywistym jest, że nauczył się pan do pewnego stopnia kontrolować swoje ścieżki myślowe.” Było to coś co telepaci w Korpusie J zauważyli u pewnej liczby ludzkich socjopatów. Wydawali się rozwijać niemal Psi umiejętność, by świadomie manipulować swoimi wspomnieniami. Bonner nauczył się to robić wystarczająco dobrze, że nie mogła dostać tego, czego potrzebowała za pomocą powierzchownego skanu. Wejście głębiej, kopanie mocniej mogło spowodować trwałe uszkodzenie wymazując dokładnie te obrazy, które potrzebowała zdobyć. Ale inność w jej wnętrzu szeptała, że on musiał jedynie pozostać przy życiu dopóki nie zlokalizują ofiar. Potem … „Jestem człowiekiem.” Powiedział przesadnie zaskoczony. „Jestem pewien, że ci o tym powiedzieli – moje wspomnienia nie są takie jak kiedyś. Dlatego potrzebuję J, by weszło i wykopało moje bratki.” To była gra. Była pewna, że znał dokładną pozycję każdego porzuconego ciała aż do ostatniego centymetra ziemi na płytkim grobie. Ale bawił się w tą grę wystarczająco dobrze, by władze wprowadziły ją do tej sprawy dając Bonner'owi szansę na to, by ponownie nakarmił swoje pragnienia. Zmuszając ją do wejścia w jego umysł próbował ją skrzywdzić – był to jedyny sposób jaki mu teraz pozostał, by skrzywdzić kobietę. „Ponieważ oczywistym jest, że jestem nieefektywna poproszę System Sprawiedliwości o przysłanie mojego kolegi, Bryan'a Ames'a. Jest ...” Powiedziała wstając. „Nie.” Było to pierwsze pęknięcie w wypolerowanej skorupie, które zostało zasłonięte niemal zaraz po tym jak się pojawiło. „Jestem pewien, że dostaniesz to czego potrzebujesz.” Pociągnęła za swoją cienką lewą rękawiczkę z czarnej syntetycznej skóry wygładzając ją nad nadgarstkiem, by leżała gładko pod mankietem rękawa jej śnieżnobiałej koszuli. „Jestem zbyt cennym środkiem, by można było go marnować. Moje umiejętności zostaną lepiej wykorzystane w innych przypadkach.” A potem wyszła ignorując jego rozkaz – i to był rozkaz – żeby została. Będąc w pokoju obserwacyjnym zwróciła się do Max'a Shannon'a. „Upewnij się, by jakiegokolwiek

zastępstwo, które zostanie do niego przysłane było płci męskiej.” Przytaknął profesjonalnie, ale jego ręka zacisnęła się na oparciu krzesła stojącego obok niego. Jego skóra miała ciepły złoto-brązowy ton kogoś, kogo przodkowie byli mieszaniną rasy azjatyckiej i kaukaskiej. Azjatycka strona jego struktury genetycznej ujawniła się w kształcie jego oczu. Kaukaska strona wygrała jednak w kwestii wzrostu – zgodnie z jej wzrokową oceną miał metr osiemdziesiąt pięć wzrostu. To wszystko były fakty. Ale wrażenie jakie wywoływał było większe niż suma tych części. Zdała sobie sprawę, że miał w sobie to dziwne coś co ludzie nazywają charyzmą. Psi nie uznawali, że coś takiego istniało, ale wszyscy wiedzieli, że tak było. Nawet pośród ich Cichej rasy, byli tacy, którzy potrafili wejść do pokoju i przyciągać uwagę wszystkich jedynie samą swoją obecnością. Mięśnie Max'a stały się białe od siły z jaką zaciskał swoją dłoń, gdy ją obserwowała. „Podniecił się zmuszając cię byś przedarła się przez jego wspomnienia.” Nie powiedział nic na temat jej blizn, ale Sophia wiedziała równie dobrze jak on, że odegrały dużą rolę w tym dlaczego była tak atrakcyjna dla Bonner'a. Te blizny dawno temu stały się częścią jej. Cienka siatka linii, która mówiła o historii, o przeszłości. Bez nich nie miałaby żadnej przeszłości. Max Shannon, pomyślała, też miał swoją przeszłość. Ale on nie nosił jej na tej pięknej – nie przystojnej, ale pięknej – twarzy. „Mam tarcze.” Jednakże, te tarcze zaczynały zawodzić. Był to nieunikniony skutek uboczny jej pracy. Gdyby miała coś do powiedzenia w tej kwestii nie zostałaby J. Ale w wieku ośmiu lat dano jej wybór – stań się J albo zgiń. „Słyszałem, że sporo J-Psi ma pamięć eidetyczną.” Powiedział Max. Jego oczy były pełne skupienia. „Tak – ale tylko w stosunku do obrazów, które pobieramy podczas wykonywania naszej pracy.” Zapominała o częściach swojego „prawdziwego życia”, ale nigdy nie zapomniała nawet jednej rzeczy, którą widziała podczas lat, które spędziła w Korpusie Sprawiedliwości. Max otworzył usta, by coś powiedzieć, gdy Bartholomew Reuben, prokurator, który pracował z nim ramię w ramię by złapać i skazać Gerard'a Bonner'a zakończył swoją rozmowę z dwójką psychologów budujących profile i podszedł do nich. „To dobry pomysł, by przysłać męskiego J. To da Bonner'owi czas, by się poddusić – możemy ponownie cię sprowadzić, gdy będzie w bardziej skorym do współpracy nastroju.” Szczęka Max'a napięła się brutalnie, gdy odpowiedział. „Będzie to przeciągał tak długo jak tylko to będzie możliwe – te dziewczyny nie są dla niego niczym innym niż pionkami w grze.” Reuben został odciągnięty przez innego psychologa profilowego zanim mógł mu odpowiedzieć. Ponownie zostawiając tym samym Sophię samą z Max'em. Ku własnemu zaskoczeniu została na miejscu, choć powinna dołączyć do innych członków swojej rasy. Jej zadanie zostało zakończone. Ale bycie doskonałą nie sprawi, że będzie bezpieczna – i tak w ciągu roku będzie martwa, w taki, czy inny sposób. Więc dlaczego nie miałaby delektować się swoim pragnieniem, by dalej porozmawiać z tym ludzkim detektywem, którego umysł pracował w sposób, który ją fascynował? „Jego ego nie pozwoli mu wiecznie ukrywać jego sekretów.” Powiedziała mając już do czynienia wcześniej z tego rodzaju narcystyczną osobowością. „On chce podzielić się swoim sprytem.” „A czy ty nadal będziesz słuchać, jeżeli pierwsze ciało jakie ujawni będzie należało do Dari'i Xiu?” Jego ton był szorstki i napięty z powodu braku snu. Daria Xiu, jak Sophia wiedziała, była powodem dla którego J zostało przydzielone do tej sprawy. Córka wpływowego ludzkiego biznesmena najprawdopodobniej była ostatnią ofiarą Bonner'a. „Tak.” Powiedziała dzieląc się z nim jedną z prawd. „Bonner jest wystarczającym dewiantem, by nasi psychologowie uznali go za wartego bycia obiektem badań.” Może dlatego, że tego rodzaju

rodzaj dewiacji, który uzewnętrznił się w Rzeźniku z Park Avenue kiedyś uwidoczniał się również w dużej ilości statystycznej pośród Psi … i nie był już całkowicie powstrzymywany przez Ciszę. Rada sądziła, że populacja nie wiedziała o tym, i możliwe, że tak właśnie było. Ale nie dotyczyło to Sophi'i. J, która spędziła życie w obrzydliwej mazi zła. Nowe cienie w Sieci Psi miały kształt, który mogła niemal wyczuć – gruby i oleisty. Zaczynały zatruwać tkaninę rozszerzającej się sieci neuronów z niesamowitą efektywnością. „A ty?” Zapytał Max obserwując ją z przeszywającym skupieniem, które sprawiało, że czuła się tak jakby ten pracujący z prędkością światła umysł mógł odkryć sekrety, które utrzymywała zamknięte przez ponad dwadzieścia lat. „Co z tobą?” Inność w niej zadrżała chcąc powiedzieć mu nieosłoniętą, śmiertelną prawdę, ale to było coś czym nigdy nie będzie mogła się podzielić z mężczyzną, który sprawił, że Sprawiedliwość była częścią jego życia. „Wykonam swoją pracę.” A potem powiedziała coś czego doskonały Psi nigdy, by nie powiedział. „Sprowadzimy je do domu. Nikt nie powinien spędzić wieczności w zimnej ciemności.” Max obserwował jak Sophia Russo wychodziła razem z cywilnymi obserwatorami nie będąc w stanie oderwać od niej swojej uwagi. To jej oczy były tym co najpierw w niego uderzyło. Oczy River'a. Pomyślał, gdy wychodziła. Ona miała oczy River'a. Ale mylił się. Oczy Sophi'i były ciemniejsze, bardziej dramatycznie niebiesko-fioletowe. Tak żywe, że niemal przegapił bogatą miękkość jej ust. Tylko, że wcale tak się nie stało. A to był cholerny cios w szczękę. Ponieważ mimo całych swoich krągłości i sieci blizn, które mówiły o pełnej przemocy przeszłości, była Psi. Była lodowato zimna i związana z Radą, która miała na rękach więcej krwi, niż Gerard Bonner będzie kiedykolwiek miał. Tylko, że … Jej ostatnie słowa wróciły do jego pamięci. Sprowadzimy je do domu. To miało w sobie moc obietnicy. Albo może on tylko chciał to usłyszeć. Przywracając swoją uwagę, gdy zniknęła z widoku obrócił się do Bart'a Reuben'a. Jedynej osoby, która tam pozostała. „Ona cały czas nosi rękawiczki?” Cienkie rękawiczki z czarnej syntetycznej skóry pokrywały wszystko poniżej mankietów jej koszuli i żakietu. Mogło tak być dlatego, że miała tam więcej poważniejszych blizn – ale Sophia Russo nie uderzała go jako tego rodzaju kobieta, która ukrywałaby się za taką tarczą. „Tak. Miała je za każdym razem, gdy ją widziałem.” Zmarszczki naznaczyły przez sekundę czoło prokuratora, zanim wydawał się otrząsnąć z tego co go martwiło. „Ma doskonałe akta – jeszcze nigdy nie poszarpała wydobywanych wspomnień.” „Widzieliśmy na procesie, że Bonner jest wystarczająco sprytny by spieprzyć własne wspomnienia.” Powiedział Max obserwując jak więzień był wyprowadzany z pokoju przesłuchań. Niebieskooki Rzeźnik, morderczy pupilek mediów, wpatrywał się w kamery, aż zamknęły się za nim drzwi. Jego uśmiech był wyrazem cichego droczenia się. „Nawet jeżeli jego umysł nie jest poplątany w swoim wnętrzu, zna swoich farmaceutów – mógł położyć łapy na czymś i celowo się nakarmić narkotykiem.” „Nie wykluczałbym tego w przypadku tego drania.” Powiedział Bart. Zmarszczki wokół jego ust głęboko się odznaczały. „Załatwię kilku męskich J na małe przedstawienie Bonner'a.” „Xiu ma takie duże wpływy?” Proces Gerard'a Bonner'a potomka błękitnej krwi jednej z bostońskich rodzin i najbardziej sadystycznego mordercy jaki ten stan widział od wielu dekad kwalifikował, by się dla J w fazie procesu, gdyby nie fakt, że jego wspomnienia były niemal nie do przeniknione. „Socjopaci nie widzą prawdy tak jak inni ludzie.” Powiedział do Max'a jeden z J po tym jak zeznał, że nie mógł uzyskać z umysłu oskarżonego niczego użytecznego.

„Podaj mi przykład.” Poprosił Max sfrustrowany tym, że zabójca, który zdusił tak wiele młodych żyć dał radę wyśliznąć się z kolejnej sieci. „Zgodnie z wspomnieniami na powierzchni Bonner'a Carissa White miała orgazm, gdy ten dźgał ją nożem.” Otrząsnął się z tego obrzydliwego dowodu zagmatwanej rzeczywistości Bonner'a zerknął na Bart'a, który zatrzymał się, by sprawdzić e-mail na swojej komórce. „Xiu?” Zapytał. „Tak. Wygląda na to, że ma pewnych „przyjaciół” w wysoko postawionych szeregach Psi. Jego firma robi z nimi sporo interesów.” Bart odłożył telefon i zaczął zbierać swoje papiery. „Ale w tym przypadku jest tylko zdruzgotanym ojcem. Daria była jego jedynym dzieckiem.” „Wiem.” Max miał wyrytą w głowie twarz każdej ofiary. Dwudziestojednoletnia Daria miała uśmiech ze szparą między zębami. Masę kręconych czarnych włosów i skórę koloru polerowanego mahoniu. Nie przypominała wyglądem innych ofiar – w przeciwieństwie do większości zabójców tego rodzaju patologii, Bonner nie różnicował między białymi, czarnymi, pochodzenia latynoskiego czy azjatyckiego. Przyciągał go jedynie wiek i pewnego rodzaju piękno. Co ponownie zwróciło jego myśli do kobiety, która bez mrugnięcia okiem wpatrywała się w twarz mordercy, podczas gdy Max zmuszał się do stania z boku i obserwowania. „Ona pasuje do profilu ofiary – Panna Russo.” Oczy Sophi'i Russo, jej blizny czyniły ją niesamowicie unikalną – co było krytycznym aspektem patologii Bonner'a. Uderzał w kobiety, które nigdy nie wtopiłyby się w tłum. Przemoc opowiadana przez blizny Sophi'i była dla niego niczym lukier na torcie. „Zaaranżowałeś to?” Jego ręka zacisnęła się na długopisie, gdy pomagał Bart'owi wyczyścić stół. „Łut szczęścia.” Prokurator włożył swoje akta do teczki. „Gdy Bonner powiedział, że będzie współpracował w kwestii skanu poprosiliśmy o najbliższego J. Russo właśnie ukończyła tutaj zadanie. W tej chwili jest w drodze na lotnisko, a dokładniej zmierza do naszej skarbnicy przestępców.” „Do Wolności?” Zapytał Max wspominając więzienie o maksymalnym stopniu rygoru zlokalizowane na sztucznej wyspie wybrzeża Nowego Jorku. Bart przytaknął, gdy wychodzili i szli w stronę pierwszych drzwi ochrony. „Jest umówiona na spotkanie z więźniem, który twierdzi, że inny więzień przyznał się do obecnie nierozwiązanej sprawy morderstwa ze szczególnym okrucieństwem popełnionego w stosunku do ofiary, która była postacią publiczną.” Max pomyślał o tym co Bonner zrobił jedynej ofierze, która kiedykolwiek została odnaleziona. Krwawa ruina, która kiedyś była niesamowicie piękną Cariss'ą White. I zastanawiał się co Sophia Russo widziała, gdy zamykała w nocy oczy. ROZDZIAŁ 2 Nikita Duncan, Radna Psi i jedna z najbardziej wpływowych kobiet na świecie przeskanowała dane biograficzne w znajdującym się przed nią tajnym pliku. Zatrzymała się na chwilę na dołączonym do niego cyfrowym obrazie. Ludzki mężczyzna miał wyróżniającą się twarz. Ostre kości policzkowe, skóra mówiąca o skomplikowanym dziedzictwie genetycznym i oczy, które wskazywały rodzica pochodzącego z Centralnej Azji. Ale to nie wygląd Detektywa Max'a Shannon'a interesował Nikit'ę. Nie, była zainteresowana czymś dużo bardzie istotnym – jego umysłem. ROZDZIAŁ 3

Pacjent nie jest już połączony z Siecią Psi jedynie przez pojedyncze łącze dostarczające tła biologicznego – jej umysł przetrwał przez zakotwiczenie całej świadomości do tkaniny sieci neuronowej. Jakakolwiek izolacja doprowadzi nie tylko do śmierci, ale również do całkowitego i totalnego zniszczenia jej osobowości. − Raport PsiMed dotyczący Sophi'i Russo, małoletnia, lat 8. Sophia nie spała od dwudziestu czterech godzin, gdy następnego ranka weszła do więzienia ironicznie nazwanego Wolność, ale nikt nie był w stanie tego odgadnąć po ostrej czystości jej tonu i schludności jej ubioru. Zaraz po przybyciu została przyprowadzona bezpośrednio do pokoju przesłuchań. Minutę później pojawił się asystent prokuratora zajmujący się tą sprawą. Pięć minut później zaczęła wydobycie wspomnienia. W przeciwieństwie do Bonner'a umysł tego więźnia był pełen czterdziestu lat życia i przemocy. Niektóre młode J gubiły się w tym bałaganie, ale Sophia bardzo dobrze nauczyła się filtrowania. Przeszła bezpośrednio do wspomnień tego konkretnego dnia i nie wzięła więcej niż tylko istotne minuty. Ludzie byli podejrzliwi w stosunku do telepatów, a w szczególności w stosunku do J. Bali się, że Psi skradną ich sekrety. Ale prawda była taka, że Sophia już miała w głowie zbyt wiele fragmentów życia innych ludzi. Nie chciała ich więcej – zwłaszcza tego rodzaju wspomnień, o których uzyskanie zawsze była proszona. We wszystkich swoich latach służby znalazła jedynie czterech niewinnych. „Mam to.” Powiedziała do prokuratora. Prosząc więźnia i jego adwokata, by poczekali wyszedł z nią do obszaru poczekalni na zewnątrz biura naczelnika więzienia. „Czy mogłaby pani wyświetlić mi te wspomnienie?” Przytaknęła i zrobiła to o co ją prosił. Ta mała telepatyczna mutacja, była tym co zmieniało Tp w J. Większość telepatów mogła przekazać słowa i/lub pojedyncze obrazy, ale J mogli nie tylko wydobyć, ale także przekazać całe wspomnienie w jednym ciągu. Ten asystent prokuratora był człowiekiem. Jego tarcze nie stanowiły żadnej bariery. W innych okolicznościach to mogłoby być upośledzeniem – jednakże biorąc pod uwagę, że ta sprawa nie była powiązana z relacją kosztów i zysków Rady, był bezpieczny od interwencji Psi. „Dziękuję.” Powiedział po tym jak ukończyła pokaz. „To stawia sprawy w innym świetle, prawda?” Nie odpowiedziała świadoma tego, że nie mówił do niej. A nawet, gdyby tak było i tak nie odpowiedziałaby mu. Próbowała nie „widzieć” już wspomnień. Był to próżny wysiłek, ale czasami, mogła się odrobinę od nich zdystansować. Asystent prokuratora westchnął. „Chciałbym tam wrócić i pogadać z tym świadkiem i jego adwokatem. Odrzutowy helikopter niedługo przyleci, by zabrać panią na główny ląd.” „Proszę się nie krępować.” Powiedziała widząc, że rozgląda się po oddziale więzienia. „Ta lokalizacja jest mocno chroniona. Będę bezpieczna sama.” „Jest pani pewna?” Posłał jej pełne troski spojrzenie. „Spędzam sporo czasu w więzieniach.” „Pewnie musi pani, w związku z tym zajęciem. Dobrze, ma pani numer mojej sekretarki. Proszę do niej zadzwonić jeżeli helikopter nie przyleci w ciągu następnych dziesięciu minut.” „Dobrze.” Skinęła mu na do widzenia, gdy odchodził. Usiadła spokojna na zewnątrz. Ale prawda była taka, że nigdy, przenigdy nie powinna być zostawiona sama. Tak jak powiedziała asystentowi prokuratora, nie było tak dlatego, że jej fizyczna obecność była zagrożona. Między nią a pierwszym więźniem były przynajmniej cztery drzwi ochrony otwierane na podwójne klucze elektroniczne, pełne krat i stali. Nie było tak nawet dlatego, że mogła się bać siedząc sama w takim zimnym, szarym miejscu.

Była świadkiem tysięcy chwil najbardziej zdeprawowanej przemocy i bólu, ale ona sama nie czuła strachu. Niczego nie czuła. Zapewniał to Protokół Ciszy. Warunkowanie, które chłodziło szaleństwo Psi w tym samym czasie chłodziło ich emocje. Jednakże w przypadku Sophi'i Cisza nie działała tak jak powinna. I wszyscy o tym wiedzieli. Większość Psi zostałoby całkowicie zrehabilitowanych, ale Sophia była J Psi. A J byli wystarczająco rzadcy i potrzebni, by pozwolono im na ich małe … dziwadztwa. Oczywiście J nigdy nie powinni również być pozostawieni samemu w „sugestywnych” lokalizacjach. Zło jest trudne do zdefiniowania, ale siedzi w tym pokoju. Przypomnienie ponurych słów Max'a Shannon'a na sekundę zatrzymało jej dłoń. Czy on uważałby to za złe? Możliwe. Ale ponieważ jej ścieżka najprawdopodobniej nigdy nie skrzyżuje się z drogą mężczyzny, który przez ulotną chwilę sprawił, że chciała być kimś lepszym, nie mogła pozwolić, by kierował jej czynami. Ponieważ choć to co miała właśnie zrobić nie było w żadnym oficjalnym podręczniku, tak jak wszystkie J uważała to za część swojej pracy. Pierwszy krzyk nastąpił cztery minuty później. Mimo jego drżącej przeszywającej natury nikt go nie usłyszał. Ponieważ krzyczący mężczyzna robił to bezdźwięcznie. Jego umysł był zamknięty w telepatycznym więzieniu dużo bardziej nieprzeniknione niż plas-beton i marmur, który otaczał go ze wszystkich stron. Nawet gdy krzyczał poruszał się otwierając spodnie i ściągając je do swoich kostek przesuwając się, by podnieść narzędzie, które ukrył w dziurze w nodze swojego biurka, które jego adwokat dla niego wywalczył. Więzień był człowiekiem wykształconym argumentował jego adwokat. Umieszczenie go w miejscu, w którym nie mógł pisać i trzymać notatek ze swoich badań można było uważać za okrutną i nadzwyczajną karę. Adwokat nigdy nie wspomniał o małej, bezbronnej ofierze, którą jego wyedukowany klient umieścił w klatce dla psów i pozbawił jakichkolwiek najbardziej podstawowych ludzkich konieczności. Jednakże, przyjemność z wygrania tych udogodnień była najbardziej oddaloną rzeczą, która obecnie krążyła w myślach więźnia. Jego ręka zacisnęła się na narzędziu, gdy on mruczał bezdźwięcznie. Jego wola była rozdarta niczym kartka papieru. A potem narzędzie dotknęło płaskiej bieli jego brzucha, a on zdał sobie sprawę co zaraz zrobi. Niemal minutę później krew kapała na podłogę – osiągnięcie tego rodzaju uszkodzenia jedynie za pomocą majchera2 wymagało czasu. Była to broń zrobiona ze szczoteczki do zębów naostrzonej o zdobyte kontrabandą kamienie, aż jej krawędzie były równie ostre jak … no cóż, niemal jak nóż. Akt amputacji był niesamowicie bolesny. I dawno już było po nim, gdy niski zbity mężczyzna z czarnymi włosami lekko dotkniętymi srebrem wszedł do poczekalni. „Przepraszam za opóźnienie Panno Russo. Pani odrzutowy helikopter przyleciał pięć minut temu, ale nie byłem w stanie natychmiast przydzielić pani eskorty – kilkoro więźniów zdecydowało się spowodować bunt na podwórku.” Sophia wstała luźno trzymając w lewej ręce swoją walizkę. „Nic nie szkodzi Naczelniku.” Inność w niej uspokoiła się po tym jak jej zadanie dobiegło końca. „Nadal jestem zgodnie z rozkładem.” Naczelnik Odess odeskortował ją przez pierwszy zestaw drzwi ochrony. „Która to twoja wizyta w tym miesiącu, trzecia?” „Tak.” „Nowa sprawa przebiega dobrze?” „Tak.” Zatrzymała się, gdy dokonał formalności koniecznych, by przejść przez drugi i ostatni punkt 2 majcher pot. «nóż, zwłaszcza duży, używany w bójkach» (źródło: www.sjp.pwn.pl)

ochrony. „Zespół prokuratorów wydaje się być przekonany o zwycięstwie.” „Z panią mają asa w rękawie. Dosyć trudno twierdzić, że się jest niewinnym, gdy możecie wydobyć wspomnienia z umysłu oskarżonego.” „Tak.” Zgodziła się z nim Sophia. „Jednakże szaleństwo albo apele o złagodzenie odpowiedzialności są dosyć popularne w takich przypadkach.” „Tak, pewnie tak. Nie możecie dostrzec tego co mają w umysłach, prawda? To znaczy – nie możecie wiedzieć co myśleli w tym czasie?” „Jedynie w odniesieniu do ich działań lub słów.” Powiedziała Sophia. „Jeżeli te działania lub słowa zawierają jakikolwiek ślad dwuznaczności pole staje się otwarte.” „A, oczywiście, adwokaci zawsze podnoszą, że sprawy nie były takie jak się wydają.” Prychnął. Naczelnik wyszedł na ostre światło późnego zimowego dnia. Sophia zamrugała, gdy ona również wyszła z budynku. Dzisiejsze światło wydawało się zbyt jasne, zbyt intensywne. Przecinało przez jej więzy jak połamane szkło. Odess obserwował jak mrugała. „Chyba już czas, żebyś odeszła.” Większość ludzi nie wiedziało, że J pracowało jedynie w miesięcznych rotacjach zanim wracało do najbliższego oddziału Centrum, by sprawdzono ich Ciszę. Ale Odess był częścią systemu więziennictwa przez ponad dekadę. „Skąd pan zawsze wie?” Zapytała. Pracowała z nim sporadycznie w ciągu tych dziesięciu lat. „To pytanie jest twoją odpowiedzią.” Przesunęła delikatnie głowę na bok. „Zaczynasz zachowywać się bardziej ludzko.” Powiedział jej. Jego ciemne oczy miały w sobie zmartwienie, którego nigdy nie rozumiała. „Na początku, zaraz po twoim powrocie z jakiegokolwiek miejsca, do którego jedziesz, twoje odpowiedzi są krótkie, zdystansowane. Teraz … mogliśmy nawet porozmawiać.” „Celna obserwacja.” Powiedziała zdając sobie sprawę, że skinienie jej głowy było t znakiem dezintegracji. „Może za miesiąc będziemy mogli przeprowadzić kolejną rozmowę.” Tak długo zajmie ponowne uszkodzenie jej warunkowania. „Do zobaczenia wtedy.” Sophia łatwym nieśpiesznym krokiem poszła do czekającego na nią odrzutowego helikoptera. Była w obszarze Manhattan'u zanim odkryto krwawiącego w swojej celi więźnia. Max spędził noc przeglądając akta sprawy Bonner'a kierując się cieniem szansy, że ten drań w końcu na pewnym etapie wyjawi gdzie są ciała. Prawdę powiedziawszy, każdy drobny szczegół zbrodni Rzeźnika już był wyryty w banku jego pamięci. One nigdy nie zostaną wymazane, ale chciał być absolutnie pewny. Cała ta śmierć i ból sparowana z bezczelną arogancją mężczyzny, który zakończył tak wiele żyć – nie pozostawiła go w najlepszym humorze na coś, co musiało być jakimś kawałem Psi. „Dowódco, czy mogę mówić otwarcie ...” Powiedział wpatrując się w arystokratyczną twarz Psi, który zarządzał Egzekutywą Nowego Jorku. „Rzadko robisz inaczej Detektywie Shannon.” W przypadku większości ludzi i zmiennokształtnych Max w tym zdaniu dostrzegłby dowód sarkastycznego humoru. Ale dowódca Brecht był Psi. Patrzył na ofiarę gwałtu z takim samym pozbawionym pasji spojrzeniem jak na niedoszłego zamachowca chcącego strzelać z pędzącego auta. „Więc zrozumie pan do czego zmierzam, gdy zapytam dlaczego do cholery przydzielono mnie do tego. Psi mnie nienawidzą.” Powiedział Max przykładając dwa palce do nasady nosa.

„Nienawiść to emocja.” Dowódca Brechet powiedział ze swojej pozycji stojąc przy staromodnej gablocie, która jakoś przetrwała wszystkie próby modernizacji. „Jesteś bardziej niedogodnością.” Max poczuł jak jego usta wyginają się w pozbawionym humoru uśmiechu. Przynajmniej nigdy nie mógł oskarżyć Brechet'a o nie nazywanie sprawy po imieniu. „Dokładnie.” Skrzyżował ręce na śnieżno białej koszuli, którą założył przygotowując się do wystąpienia w sądzie. „Dlaczego chcielibyście, by niedogodność prowadziła śledztwo w sprawie, która jest typowo Psi?” Psi byli zamkniętą społecznością do n'tego stopnia. Utrzymywali swoje sekrety mimo tego, że kradli sekrety innych bez mrugnięcia okiem czy wyrzutów sumienia. Wkurzało to Max'a, ale jedynym co mógł zrobić, to dalej wykonywać swoją pracę. Czasami wygrywał mimo ich interwencji – i to sprawiało, że było warto. „Masz naturalną mentalną tarczę.” Ton głosu dowódcy Brecht'a był bezpośredni. „Ten fakt czyni cię odpornego na mentalną interwencję Psi, co może stanowić blokadę, jeżeli chodzi o rozwój twojej kariery ...” Max prychnął. Fakt był taki, że jego rating rozwiązanych spraw i testów zdolności już dawno powinien sprawić, że zostałby awansowany na porucznika. Ale wiedział, że nigdy tak się nie stanie – Psi kontrolowali Egzekutywę, a jego umiejętność przetrwania mimo ich prób wymuszania, prowadzenie spraw tak jak on uważał za słuszne, sprawiała, że stanowił nieakceptowalne ryzyko, gdyby dano mu jakichkolwiek stanowisko władzy. „Jak już mówiłem choć może to być przeszkoda w twojej ścieżce na wyższe stanowisko w Egzekutywie jest to również zaleta.” Kontynuował jego dowódca. Jego włosy mocno złociły się w poświacie dochodzącej z małego okienka po jego lewej stronie. „Nie zamierzam się z tym kłócić.” W przeciwieństwie do większości ludzi Max nigdy nie musiał się martwić czy zamknął sprawę lub spojrzał w drugą stronę jako rezultat subtelnej mentalnej presji – wiele glin załamało się z powodu błyszczących wątpliwości, tego dręczącego zmartwienia, że zostało się poprowadzonym do danych wniosków. Powiedział to Brecht'owi. „Poszedłbym na prywatnego detektywa, gdybym nie miał tej tarczy – zostanie tutaj, by pieprzono mój mózg nie byłoby na szczycie mojej listy priorytetów.” Dowódca podszedł do swojego biurka. „Egzekutywa Nowego Jorku zyskała na tym, że postanowiłeś zostać. Masz najlepszy wynik rozwiązanych spraw w mieście. I jesteś również, jak określiliby to ludzie, uparty jak osioł.” Max co jakiś czas był nazywany rottweilerem. Brał to za komplement. „To nadal nie odpowiada na pytanie dlaczego chcecie mnie w sprawie Psi.” Dowództwo zawsze przydzielało je detektywom Psi. Max nie miał z tym problemu – tak długo jak dotyczyły one jedynie Psi. Ale cholernie go złościło, gdy ludzie i zmiennokształtni byli pomijani, gdy częścią równania był członek zimnej rasy. „Sytuacja z Bonner'em ...” „Jest obecnie w impasie zgodnie z raportem, który przedłożyłeś zeszłej nocy. Zamierzasz go przeczekać, czy tak?” Rozłożył ręce i przesunął dłonią po włosach. „Nadal muszę być w stanie szybko odpowiedzieć jeżeli zdecyduje się mówić – znam ten przypadek lepiej niż ktokolwiek inny.” I choć dorwał Rzeźnika, jego zadanie jeszcze się nie skończyło. Nie skończy się, aż sprowadzi z każdą z dziewczyn do domu dając ich pogrążonym w żałobie rodzinom spokój wypływający z możliwości prawdziwego pogrzebania ich dzieci. Do dzisiejszego dnia czuł wagę matki Cariss'y White, gdy zemdlała w jego ramionach. Była śnieżna zimowa noc, gdy poszedł do ich nieskazitelnej małej willi. Willi, którą dwa tygodnie wcześniej Carissa udekorowała błyszczącymi świątecznymi światełkami. Pani White otworzyła ze śmiechem drzwi. Później ściskała jego kurtkę i błagała, by powiedział jej, że to nie była prawda, że Carissa nadal żyła.

A potem kazała mu obiecać. Znajdź go. Znajdź potwora, który to zrobił. Wypełnił tą obietnicę. Ale zrobił również inne przyrzeczenia innym rodzicom. Nikt nie powinien spędzić wieczności w zimnej ciemności. „To nie powinien być problem.” Słowa Brecht'a przedarły się przez echo głosu innego Psi – choć to wspomnienie tego prześladującego go zdania było tak sprzeczne z jej powierzchowną osobowością, że Max nie był w stanie przestać o niej myśleć. „Sprawa, którą chcę byś poprowadził ma wysoki priorytet, ale ma miejsce na elastyczność, jeżeli będziesz potrzebował przylecieć, by skonsultować sprawę Bonner'a.” Brecht wśliznął się na krzesło za swoim biurkiem. „Usiądź Detektywie.” Zamilkł na chwilę, gdy Max natychmiast nie zastosował się do jego polecenia. „Twoja obsesja w sprawie Bonner'a zakończyła się schwytaniem socjopaty, który bez wątpienia kontynuowałby odbierać życia, gdybyś nie powstrzymał jego zabójczego szału. Jednakże, jeżeli pozwolisz, by ta obsesja kontrolowała cię teraz skończysz martwy ze stresu, podczas gdy on będzie się tuczył za kratami.” Max uniósł brew. „Rozmawiał pan z psychologiem Egzekutywy?” „Mogę być Psi, ale byłem również detektywem.” A ponieważ Max widział sprawy akt Brecht'a, ponieważ wiedział, że był on cholernie mądrym gliną, usiadł. „To co ci powiem nie może opuścić tego pokoju bez względu na to, czy zdecydujesz się przyjąć tą sprawę.” Oczy Brecht'a miały blady kolor między szarym a niebieskim. Pasma lodu oprawione w stal. „Czy mam twoje słowo w tej kwestii?” „Jeżeli jest to sprawa Egzekutywy, to jest to sprawa Egzekutywy.” Mimo wszystko nadal wierzył w swoją odznakę. W to, że robili coś dobrego. Brecht przytaknął przyjmując to do wiadomości. „W ciągu ostatnich trzech miesięcy Radna Nikita Duncan ...” Radna? Tak, to przyciągnęło uwagę Max'a. ROZDZIAŁ 4 „... straciła trójkę ze swoich doradców za pomocą trzech różnych metod. Jeden miał atak serca, drugi wypadek samochodowy, trzeci wygląda na samobójstwo.” Wnętrzności Max'a ścisnęły się, gdy włączył się jego policyjny instynkt. „To może być zbieg okoliczności.” „Wierzy pan w zbiegi okoliczności, Detektywie?” „Mniej więcej w takim samym stopniu co w zębowe wróżki.” Dowódca przytaknął. „Radna Duncan również nie wierzy w zbiegi okoliczności. Chce, by odnalazł pan tego, kto poluje na jej ludzi i dowiedział się dlaczego to robi.” „Ona jest w San Francisco.” Powiedział Max. Ten sam instynkt mówił mu, że pod powierzchnią rozgrywało się dużo więcej niż tylko prosta – i niewytłumaczalna – prośba o zajęcie się sprawą Psi przez ludzkiego glinę. Ale Max nie rzucił się prosto do gardła – istniały lepsze sposoby na uzyskanie informacji. „Gliny z tamtego regionu nie będą zachwycone, że wchodzę w ich buty.” „Dla celów tej sprawy zostanie pan mianowany specjalnym śledczym z uprawnieniami, by pracować między liniami stanów. To zwyczajna praktyka w przypadku detektywów, którzy mają

specjalistyczne umiejętności, by pracować nad daną sprawą.” Tyle przynajmniej było prawdą. Jednakże, coś innego było w równym stopniu prawdziwe. „Słyszałem, że Psi mają swoją własną wersję sił policyjnych. Sądziłbym, że Radna wolałaby, by oni się tym zajęli.” Zwłaszcza Radna mająca swoje sekrety. „Normalnie, tak.” Dowódca podniósł mały kryształ z danymi i postawił go między nimi. Ciche uderzenie w ciekawość Max'a – gliny, który zawsze, ale to zawsze odnajdywał odpowiedzi. „Jednakże Szwadron Strzał jest lojalny wobec innego Radnego, a jeżeli ten Radny stoi za atakami, Radna Duncan nie dowie się prawdy. Jej właśni ludzie okazali się nie mieć umiejętności koniecznych, by zająć się tym zadaniem.” Max przemyślał to co wiedział o Niki'cie Duncan. Była przebiegłą kobietą biznesu, która ceniła pieniądze nad przemoc. Jednak w przeciwieństwie do Radnego Ming'a LeBon'a i Kaleb'a Krychek'a nigdy nie słyszał, by jej nazwisko było zamieszane w operację wojskową więc możliwe, iż naprawdę miała lukę w swoich zasobach, gdy wyeliminowała z równania Szwadron Strzał. „Dobrze.” Powiedział mrużąc oczy. „Ale odsuwając na bok kwestię tarczy umysłowej, musi być jakiś inny powód, dla którego Radna poprosiła właśnie o mnie. Jakie umiejętności sprawiają, że jestem taki wyjątkowy?” Był cholernie dobry w tym co robił, ale w San Francisco również byli dobrzy gliniarze. „Nie lekceważ swojej tarczy z taką łatwością.” Odpowiedział jego dowódca. „Jest jedną z najsilniejszych z jaką kiedykolwiek spotkaliśmy się u człowieka.” Było to insynuowane potwierdzenie, że Psi próbowali przełamać się przez nią wielokrotnie. „Jednakże masz rację. Jest coś jeszcze – masz przyjaciół w stadzie leopardów Ciemnej Rzeki. Radna Duncan wydaje się uważać, że ta przyjaźń ułatwi ci prowadzenie śledztwa w jej mieście.” Lód wdarł się powoli do żył Max'a. Clay Bennett, zmiennokształtny mężczyzna, którego Max znał najlepiej był chłodnym osobnikiem. Max nie wykluczyłby, że stado leopardów było zdolne do tego, by po kolei likwidować swoich wrogów. W końcu byli drapieżnikami. Ale … „Czy czasem córka Radnej Duncan nie związała się z Lucas'em Hunter'em, alfą Ciemnej Rzeki?” Ucieczka Sasch'y Duncan z świata Psi była wiadomością z pierwszych stron gazet na całym świecie. „Tak, ale nie utrzymują one już jakiegokolwiek relacji osobistej.” Max przytaknął, by pokazać, że słyszał. Jednak fakt istnienia Sasch'y, jej związku z Lucas'em uspokoił jego umysł. Ponieważ, choć oni byli drapieżnikami, koty były również wielkimi propagatorami rodziny. Nie potrafił wyobrazić sobie jak potajemnie zarzynają ludzi Nikit'y. „Jeżeli mam się tym zająć będę potrzebował pełnego dostępu.” Powiedział wiedząc, że teraz nie będzie w stanie tego popuścić. Jego ciekawość płonęła w jego wnętrzu niczym stalowy płomień. „Jeżeli ludzie Duncan mają mnie blokować na każdym kroku wykonanie mojej pracy będzie niemożliwe.” „Radna Duncan to rozumie.” Brecht podniósł kryształ z danymi i przesunął go przed Max'a. „To są podstawowe informacje dotyczące sprawy. Jednakże, jak zapewne zdajesz sobie z tego sprawę, są tam obszary o znacznej wrażliwości. Dlatego będziesz pracował z partnerem Psi, który pomoże ci w odniesieniu do typowych aspektów Psi tego śledztwa, i której zadaniem będzie filtrowanie pewnych danych.” Max wiedział, że będzie potrzebował doradcy Psi, ale druga część zdania Brecht'a sprawiła, że jego dłoń zacisnęła się na krysztale. „Skąd do jasnej cholery będzie on zdawał sobie sprawę z tego co ma znaczenie a co nie?” „Ona ma ściśle współpracować z tobą.” Powiedział dowódca. „To nie robi różnicy w tej sprawie – co kwalifikuje tego mojego „partnera” do podejmowania takich decyzji?” Max nie tylko był przyzwyczajony do pracy samemu. Lubił pracować w ten sposób. „Jest J.” Powiedział dowódca. „Była aktywna odkąd skończyła szesnaście lat. Teraz ma dwadzieścia osiem.”

Podekscytowanie przesunęło się wzdłuż jego kręgosłupa. „Jak się nazywa?” „Sophia Russo.” Jego umysł zareagował natychmiast – obraz udręczonych oczu w twarzy naznaczonej przemocą. Głos, który mówił rzeczy jakich nie powinien. Ciało, które sprawiało, że jego własne kusiło zrzucenie tego lodu. Właśnie, gdy rozważał, czy to w ogóle było możliwe uderzyła w niego waga słów Brecht'a. „Dwanaście lat aktywnej służby? Większość J nie wytrzymuje tak długo.” W czasie swoich jedenastu lat pracy w Egzekutywie pracował z przynajmniej dwudziestoma z nich. Każdy przeszedł w stan spoczynku przed ukończeniem trzydziestu lat, i zdał sobie sprawę, nikt ich później nigdy więcej nie widział. Wcześniej nie uważał tego za dziwne, ponieważ Psi nie byli z rodzaju tych, którzy wysyłali kartki świąteczne. Fakt jednak, że nikt, nikt, nie skończył pracując w innym obszarze Sprawiedliwości – albo mieli cholernie dobry plan emerytalny, albo … Biorąc pod uwagę zimną krew z jaką Rada traktowała własnych ludzi możliwości były mrożące krew w żyłach. A Sophia Russo była J od dwunastu lat. Musiała zbliżać się do wieku „emerytalnego”. Gdy dowódca odezwał się nie odpowiedział na sugerowane przez Max'a pytanie. Nie powiedział mu co działo się z J, które osiągały kres swojego zawodowego życia. „Panna Russo ma znaczne doświadczenie w interakcjach z ludźmi – powinna być satysfakcjonującym partnerem.” Zamilkł na chwilę. „Detektywie, muszę mieć odpowiedź dzisiaj.” Max bawił się kryształem z danymi między palcami. Nadal nie był pewien co do cholery robił rozważając pracę dla Psi, albo jaki naprawdę miała powód Nikita, by o niego poprosić, ale jeżeli odsunęłoby się wszystkie bzdury, jedna rzecz pozostawała niezmienna – był gliną. A Nikita Duncan obywatelem. „Zrobię to.” Sophia siedziała naprzeciw M-Psi dowodzącego jej oceną w oddziale Cenrum w Pittsburgu. Jej dłonie leżały na stole, a jej oczy były spokojne. „Otrzymaliśmy raport o incydencie w Więzieniu Wolność.” Powiedział M-Psi. Nie złapała się na tą sztuczkę, nie odpowiedziała. Ponieważ on nie zadał pytania. „Czy miałaś coś wspólnego z tym incydentem?” „Co to był za incydent?” M-Psi spojrzał na swoje notatki. „Pedofil okaleczył się.” Utrzymanie swojej twarzy bez wyrazu było łatwe – ćwiczyła od skończyła osiem lat i groziła jej eutanazja. „Był człowiekiem?” „Tak.” „Może odczuwał skruchę.” Zasugerowała wiedząc, że stworzenie w tej celi odczuwało litość jedynie w stosunku do siebie, ponieważ został złapany i zamknięty. „Ludzie w końcu mają emocje.” „Nie było wskazań, by odczuwał skruchę.” Przynajmniej ten facet nie zdołał oszukać więziennych psychiatrów. „Czy coś mówił?” M-Psi potrząsnął głową. „Nie w zrozumiały sposób.” „W takim razie niemożliwym jest stwierdzenie, czy odczuwał skruchę.” Odpowiedziała z całkowitym spokojem. Może powinna odczuwać winę, ale oczywiście, była Cicha. Niczego nie czuła. Ale wiedziała co ten więzień zrobił. Znała każdy mały szczegół z horroru, który odcisnął na tej młodej niewykształconej psychice. Sophia zakopała te wspomnienia, gdy wyciągała je z umysłu dziecka zostawiając go z tygodniem pustki we wspomnieniach przeszłości, która otworzy się jedynie, gdy będzie wystarczająco duży i silny, by je znieść. Szkoda, że ta sztuczka nie działa na dzieci, które zostały urodzone z umiejętnością J. Gdyby tak było, to może miałaby inne życie … Może.

M-Psi zapisał coś na notatniku. „To był trzeci tego rodzaju incydent w ciągu ostatniego roku, gdy byłaś w bliskiej odległości.” „Często muszę być w więzieniach.” Odpowiedziała Sophia choć jej umysł był w innym pomieszczeniu w dobrze wyposażonej chacie dwadzieścia lat temu. „Moje szanse na znajdowanie się w pobliżu takiego incydentu są wyższe niż przeciętnego człowieka.” „Rada Zarządzająca J-Psi stwierdziła, że musisz udać się na ponowne warunkowanie, zwłaszcza biorąc pod uwagę twój ostatni kontakt z Gerard'em Bonner'em.” M-Psi obrócił swój organizer, żeby mogła zobaczyć autoryzację. „Nie sprzeciwiam się temu.” Podczas procesu ponownego warunkowania będą w nią pukać i próbować, ale Sophia wiedziała co odnajdą. Nic. Całkowita lub częściowa likwidacja wspomnień może nie działać na J, ale kobieta, która żyła z wyciągania wspomnień innych stała się bardzo dobra w zasłanianiu mgłą własnych, gdy było to potrzebne. „Czy będzie możliwe, by umówić to na dzisiaj? Muszę pojawić się jako świadek ekspert na procesie jutro z samego rana.” Całkowite ponowne warunkowanie – znane jako rehabilitacja – efektywnie zmieniało daną osobę w warzywo. Ale podstawowe ponowne warunkowanie, przez które Sophia przechodziła wiele razy zabierało jedynie kilka godzin. Dodać do tego całonocny sen, i gdy słońce wstanie będzie funkcjonowała ze szczytową wydajnością. M-Psi sprawdził swój rozkład zajęć. „Możemy cię zapisać na dzisiaj na szóstą.” A, a Sophia pomyślała, że straci kilka godzin w stanie półprzytomności, gdy jej czas kończył się z niesamowitym tempem. „Doskonale.” Było jednak jej jedyną odpowiedzią. „Jest jeszcze jedna sprawa.” Sophia uniosła głowę na ten komentarz. „Tak?” „Rada Zarządzająca przeniosła cię.” M-Psi przesłał elektroniczny plik na organizer Sophi'i. „Zostałaś wybrana, by pracować bezpośrednio dla Radnej Nikit'y Duncan jako jej specjalny doradca.” Był to pierwszy krok, pomyślała Sophia spodziewając się pewnego rodzaju przeniesienia. J, którzy zaczęli wykazywać zbyt wiele pęknięć, byli wycofywani krok po kroku. Zanim znikali, nikt nie pamiętał, że kiedyś znali J Psi o tym imieniu. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że J po prostu znikali, by nigdy więcej nie być widzianym. „Moje obowiązki?” „Radna Duncan wprowadzi cię w nie – masz umówione z nią spotkanie na jutro na godzinę pierwszą. Biorąc pod uwagę godzinę twojego przesłuchania w sądzie nie powinnaś mieć problemów z doleceniem na czas.” M-Psi wstał. Zatrzymał się na chwilę. „Nie zostałem upoważniony, by cię o tym poinformować, ale powinnaś mieć czas, by uporządkować swoje sprawy.” Sophia czekała. Jego słowa były nietypowe, ale równie dobrze mogły być kolejną pułapką. Ale gdy się odezwał odpowiedział jej na pytanie, które krążyło po jej głowie od miesięcy. „To ponowne warunkowanie będzie twoim ostatnim – twoje tarcze telepatyczne są zbyt mocno uszkodzone, by pozwolić na dalsze naprawianie.” Chłodne zielone oczy spojrzały prosto na nią. „Rozumiesz?” „Tak.” Następnym razem, gdy wejdzie do Centrum wyjdzie z niego jedynie jako posuwająca nogami łupina o pustym spojrzeniu. ROZDZIAŁ 5 Dziecko zostało uszkodzone na fundamentalnym poziomie. Każda próba, by ją ocalić będzie

wymagała zainwestowania znacznej liczby czasu i środków, bez gwarancji produktywnego powrotu. − Raport PsiMed na temat Sophi'i Russo, nieletniej, lat 8. Niemal dwadzieścia cztery godziny po jego rozmowie z Dowódcą Brecht'em, Max wyszedł z bramki krajowego terminala w San Francisco. Miał jedną walizkę i jednego bardzo wkurzonego kota w przemysłowym przenośnym pojemniku. Kot, którego piski zaczynały sprawiać, że ludzie patrzyli na Max'a ze zmrużonymi oczami zarezerwowanymi dla tych, którzy bili swoje psy i wycieńczeniem doprowadzali konie do zgonu. „Max!” Spojrzał w górę i zobaczył znajomą postać o płowych włosach. Położył walizkę i pojemnik na ziemię i wziął w objęcia Talin całując ją w usta. „Cholera, Tally, ale dobrze wyglądasz.” Jej twarz lśniła od zdrowia. Jej złote piegi odznaczały się na tle skóry, która dała radę utrzymać polerowany odcień lata nawet w mroźnym chłodzie stycznia. Warknięcie wydostało się z zielonookiego mężczyzny po prawej stronie Tally. Jego spojrzenie było żywe na tle bogatej ciemnej skóry. „Raz pozwolę. Pocałuj ją znowu, a będziesz całował asfalt.” Uśmiechając się Max odstawił roześmianą Talin na nogi i wyciągnął dłoń w jego stronę. „Też miło cię widzieć.” Clay uścisnął jego dłoń. „Witaj Glino.” Jego oczy powędrowały do stóp Max'a. A Max zdał sobie sprawę, że Morfeusz stał się całkowicie cichy w momencie, gdy para zbliżyła się do niego. Zerknął w dół. Max zobaczył jak kulka o czarnym oburzonym futerku wpatrywała się w Clay'a. „Sądzę, że próbuje wymyślić jakiego rodzaju kotem jesteś.” Talin pochyliła się i zamierzała sięgnąć przez kratki, tak jakby chciała pogłaskać kota. „Nie rób tego.” Ostrzegł Mas z jedną dłonią na jej ramieniu. „On gryzie.” „Jeżeli ugryzie Tally, to ja pokaże mu moje zęby.” Powiedział Clay patrząc w oczy kotu, własnymi, które już nie były ludzkie. „Ćśś, już.” Powiedziała Talin delikatnie głaskając Morfeusza po głowie. „Jest po prostu zły, dlatego że jest w klatce, prawda, piękny?” Patrząc w górę na Max'a wyszeptała teatralnie. „Clay w czasie latania też staje się marudny.” „Uważaj sobie.” Powiedział Clay, ale uniesione kąciki jego ust sprawiły, że Max uśmiechnął się na ten komentarz. Facet naprawdę wpadł po uszy. „Cieszę się, że go przywiozłeś.” Powiedziała Talin wstając. „Tęskniłby za tobą.” „Nie – znalazłby innego łosia, by go karmił.” Powiedział Max wiedząc, że były uliczny kot miał instynkty przetrwania niczym szczur na tonącym statku. „Ale ponieważ nie jestem pewien jak długo to potrwa uznałem, że Morfeusz może równie dobrze przyjechać ze mną i zobaczyć trochę świata.” Skinął w podziękowaniu, gdy Clay wziął jego walizkę i podniósł pojemnik z kotem. „Dziękuję, że po mnie wyjechaliście.” „Ja głosowałem, by zostawić cię na pastwę losu.” Wymruczał Clay. Talin wzięła Max'a pod rękę. „Nie zwracaj na niego uwagi. Potajemnie, on cię uwielbia.” „Bardzo potajemnie.” Serce Max'a ścisnęło się w dobrym znaczeniu tego słowa na widok tak szczęśliwej Talin. Stali się bliskimi przyjaciółmi podczas śledztwa dotyczącego kilku zaginionych dzieci prowadzonego jakiś czas temu, ale znał ją z przerwami od kilku lat. Ich ścieżki splatały się w Nowym Jorku. Pracowała z trudnymi dziećmi – a Egzekutywa zawsze wyłapywała takie dzieci. Ale to nie było tylko to. On i Talin mieli ze sobą pewną więź. Taką, o której nigdy nie mówili głośno, ale którą po prostu rozumieli. Oboje byli dziećmi złapanymi w systemie opieki zastępczej.

Rozumieli blizny, które mogło to pozostawić. To nie było tego rodzaju rzecz, którą tak naprawdę można było wyjaśnić komukolwiek, kto tego nie przeżył. Ale Clay to rozumiał. Max nie znał historii tego dużego faceta, ale połączenie, które dzielił z Talin pomału zaczynało również formować się również z jej wybrankiem. Ostatnim razem, gdy przyjechali na Manhattan Max zabrał ich na kolację i skończył całkowicie i totalnie pijany razem z ww. leopardem. Talin zagoniła ich z baru z powrotem do domu, obiecując cały czas, że rozerwie ich na strzępy, ale tej nocy obu ich zagoniła do łóżek. Zmuszając Max'a, by położył się na kanapie w ich pokoju hotelowym i każąc mu nie ruszać się z miejsca. Uśmiechając się na wspomnienie pulsującej rockowej muzyki, którą puściła im następnego ranka jako karę zerknął na dół na dziką grzywę jej włosów. „Sprawdziliście to mieszkanie?” Przesłał im e-mail'em szczegóły miejsca, gdzie został na ten czas umieszczony. „To niedaleko Nabrzeża Rybaka.” Powiedziała Talin. „Nie daleko od budynku Duncan. Miła okolica – blisko sklepów.” Clay zerknął w górę, gdy chował torbę Max'a do bagażnika samochodu. „Jesteś pewien, że nie chcesz powiedzieć nam czym masz się zajmować dla matki Sasch'y?” Jego oczy znowu były ludzkie – i pełne ostrej inteligencji tak jak to pasowało jednemu z wysoko postawionych ludzi Ciemnej Rzeki. „Przepraszam, ale nie mogę nic powiedzieć. Jeszcze nie.” Max położył Morfeusza na tylnym siedzeniu. „Mogę być w stanie podzielić się większą ilością informacji, gdy będę wiedział co się dzieje.” Usiadł obok nadal cichego kota, zapiął pasy i czekał, aż Clay i Talin wsiądą do środka. Tylko, że … „Co do ...” Sięgnął pod udo i ku własnemu zaskoczeniu trzymał jakiegoś rodzaju dziwną lalkę o różowych włosach z łączeniami w niemożliwych miejscach. „To Metamorph.” Powiedziała mu Talin obracając się ponad ramieniem. „Zmieniają się w zwierzęta.” „Ha.” Bawił się małą zabawką i dał radę znaleźć mechanizm, i gotowe, miał w swoich rękach niewiarygodnie różowego wilka. „Zupełnie jak zmiennokształtny.” „Tak. Clay ciągle kupuje je dla Noor choć ma już przynajmniej ich tuzin.” Talin złączyła palce z wolną dłonią swojego wybranka, mimo że droczyła się z nim w tym samym czasie. „Jedno spojrzenie z tych małych brązowych oczu i leży.” Clay uniósł dłoń i pocałował ją w knykcie. „Nie narzekasz, gdy topię się dla twoich dużych szarych oczu.” „Clay.” Talin rumieniąc się posłała buziaka swojemu wybrankowi. Rozluźniając się z powodu tej wymiany Max oparł się w swoim siedzeniu, po tym jak sprawdził, czy wszystko było w porządku z nadal cichym Morfeuszem. Myślał o e-mailu, którego otrzymał od czekając na wejście do samolotu. Przyszedł przez biuro dowódcy. Sophia Russo spotka się z tobą w San Francisco. Podekscytowanie przedzierało się przez niego – jego ciało nie wydawało się chcieć zaakceptować faktu, że ta kobieta dużo prawdopodobniej odmrozi mu w nocy jaja niż zgodzi się powyginać z nim w bardziej damsko-męski sposób. Ale Max przestał być rządzony przez swoje hormony w wieku szesnastu lat. Fakt, że ta J ze swoimi oczami pełnymi sekretów koloru nocnego fioletu pociągała go w najbardziej podstawowy sposób nie miał znaczenia. Używając czasu jaki miał przed wejściem na pokład samolotu wykonał kilka telefonów włączając ten do Bart'a Reuben'a, by dowiedzieć się co nowego w sprawie Bonner'a. Prokurator nie miał nic nowego do powiedzenia, ale gdy Max wspomniał, że będzie pracował z Sophi'ą dowiedział się czegoś. „Zaciekawiła mnie, pokopałem trochę na twój temat.” Max był zdumiony przez nagłą – i silną – falę zaborczości. „Dlaczego?”

„Te rękawiczki.” Odpowiedział Bart. „Zdałem sobie sprawę, że widziałem je już wcześniej. Na J, z którym pracowałem dawno temu. Wiem, że one coś oznaczają, ale jeszcze nie dowiedziałem się co. Jednakże znalazłem coś innego bardzo interesującego.” Walcząc ze swoją niespodziewanie silną odpowiedzią na myśl o Bart'cie badającym przeszłość Sophi'i, Max zmusił swój ton, by był lekki. „Zamierzasz zmusić mnie, bym to z ciebie wycisnął?” „Nie, butelka dobrej whiskey wystarczy.” Był w stanie usłyszeć śmiech w głosie przyjaciela. „Wygląda na to, że w ciągu ostatniego roku, nasza Panna Russo rozwinęła mały ciekawy zwyczaj bycia w bliskiej odległości w stosunku do pewnych bardzo paskudnymi ludźmi, którzy zdecydowali się okaleczyć w bardzo kreatywny sposób.” „To nie jest zaskakujące biorąc pod uwagę jak długo była J.” Glina musiałby celowo być ślepy, by przegapić okazjonalny zabójczy „cień” w psychologi J. Zawsze niemożliwym było udowodnienie czegokolwiek, oczywiście, nawet jeżeli glina czuł by się do tego skłonny biorąc pod uwagę naturę osób, które były celem J. Jednak Korpus J sam bardzo dokładnie się dyscyplinował. Ich wizerunek nie zyskałby, gdyby ich ludzie zaczęli publicznie pogrążać się w szaleństwie. Nawet, gdy ta myśl przeszła przez jego głowę, Max był poruszony przez pomysł, że Sophia Russo mogła powoli szaleć. „Jest bardzo, ale to bardzo dobra w swojej pracy.” Odpowiedział. „Ale zbliża się do swojej daty zdatności do użytku. Niedługo zniknie tak jak każdy inny J z jakim pracowałem w ciągu lat mojej pracy.” Teraz, gdy samochód wjechał na ulice snujące się po wzgórzach obszaru San Francisco, Max pomyślał o ostatnich słowach, które Sophia wypowiedziała do niego. Poczuł powolny płomień gniewu w swoim wnętrzu na samą myśl, o tym że mogłaby mieć „datę zdatności do użycia”. Sophia usiadła naprzeciw kobiety o egzotycznym wyglądzie, która mogła równie dobrze podpisać rozkaz jej rehabilitacji, gdy zostanie uznana za przeszkodę. To powinno ją martwić, choćby na poziomie intelektualnym, ale niewiele spraw teraz poruszało Sophi'ę. Tak niedługo po ponownym warunkowaniu jej umysł pracował z przeszywającą przejrzystością. Fakty były niezaprzeczalne: jej tarcze przeciw Sieci Psi były solidne jak skała – z prostego powodu dla którego wszyscy J byli bezlitośnie szkoleni, aż doprowadzili tą umiejętność do perfekcji – ale tarcze, które broniły ją z dnia na dzień, jej ochrona telepatyczna, były cienkie jak papier. Jakikolwiek wypadek mógł zainicjować dewastującą mentalną falę. Rezultaty mogły rozpościerać się od szoku przez psychiczną dezintegrację, aż po śmierć. Radna Nikita Duncan uniosła głowę nad akta znajdujące się na jej biurku, gdy Sophia rozmyślała, że wolałaby nagłą i całkowitą śmierć niż załamanie się psychiczne. Dużo lepiej, jeżeli to wszystko skończyłoby się nagłym jasnym wybuchem agonii, niż bycie osłabioną i na łasce tych, którzy nie znali tego uczucia. Już raz w swoim życiu była bezbronna – nigdy więcej nie pozwoli sobie, by znaleźć się w tej sytuacji. „Panno Russo, sądziłam, że miała pani tego ranka pojawić się w sądzie?” Głos Radnej Duncan był dokładny. „Tak, o dziewiątej.” Powiedziała bez wahania Sophia. „Przed dziesiątą trzydzieści było już po wszystkim i mogłam udać się tutaj.” „Więc miała pani szansę przeczytać akta, które pani przysłałam e-mail'em?” „Tak. Przejrzałam je na pokładzie samolotu.” Nie dodała tylko, że spędziła większość czasu wpatrując się w mały obraz cyfrowy mężczyzny, z którym będzie pracowała. Mężczyzny, którego nie spodziewała się jeszcze zobaczyć, w tym co pozostało jeszcze z jej życia. Fotografia została zrobiona na początku tego roku. Było w niej coś, co świadczyło o tym, że śmiał się tuż przed tym, gdy zostało ono zrobione. Te migdałowe oczy były rozświetlone od środka. Ku własnemu zaskoczeniu była zafascynowana przez różnicę między tym obrazem, a ponurą miną mężczyzny, którego spotkała na zewnątrz pokoju przesłuchań w Wyoming.

„Czy ma pani jakieś pytania?” Zapytała Nikita. „Nie na tym etapie – to zadanie wydaje się dosyć jasne.” Poza faktem, że została przydzielona do człowieka, który sprawiał, że myślała myśli, które nie tylko były niemożliwe, tak niesamowicie niemożliwe, że zastanawiała się, czy już nie stąpała po popękanej i zawiłej drodze do nieodwracalnego szaleństwa. Oczy Nikit'y zmieniły się w dwa kamienie, twarde i tnące. „Zanim będziemy kontynuowały, chcę zaznaczyć jedną rzecz – nie życzę sobie jakichkolwiek „wypadków” w czasie, gdy będzie pani zatrudniona przeze mnie.” „Nie wiem do czego pani się odnosi, proszę Radnej.” Sophia utrzymywała swoją twarz pozbawioną wyrazu – to była fikcja, ale była to fikcja, która utrzymała ją jeszcze trochę przy życiu. Wystarczająco długo, by ponownie mogła porozmawiać z Max'em Shannon'em. By mogła się dowiedzieć, co takiego w nim było, co sprawiało, że ostatnie zapomniane pasma jej duszy, jej osobowości, błyszczały w niespodziewanych przebłyskach światła. W tym samym czasie inność w niej szeptała, że był inteligentny, że odkryje w niej wszystko i odwróci się od niej, gdy już będzie o tym wiedział. To będzie bolało. A załamana dziewczyna w jej wnętrzu, sekret ukryty pod Ciszą, była zmęczona, bardzo zmęczona bólem. „Powiedziałam, co miałam do powiedzenia.” Skomentowała Nikita po krótkiej pauzie. „Złam zasady, a zapłacisz cenę.” Sophia wiedziała wystarczająco dużo na temat Nikit'y, by wiedzieć, że nie była to pusta pogróżka. Krążyły plotki, że Radna była transmiterem wirusowym będącym w stanie zatruć umysły najbardziej śmiertelnie niebezpieczną – i jeżeli tak zdecydowała, niesamowicie bolesną – bronią psychiczną. „Mam jedno pytanie, które bezpośrednio nie odnosi się do sprawy.” Nikita czekała. „Zgodnie z opinią mojego bezpośredniego przełożonego poprosiła pani dokładnie o mnie.” Shophia nie była świadoma tego, że Nikita znała choćby jej imię. „Czy był po temu powód?” „Użycie pani zamiast w pełni funkcjonującego w systemie J miało więcej sensu.” Chłodne pragmatyczne słowa. Za wyjątkiem jednej rzeczy. Sophia wiedziała, że Nikita kłamała. Umysł Max'a powrócił z powrotem do Bonner'a zanim przyjechali do mieszkania. Zatrzymali się po drodze, by kupić trochę rzeczy do jedzenia. Zmusił się do przesunięcia myśli na inne tory, choćby po to, by odmówić draniowi satysfakcji z wiedzy, że znów wszyscy tańczyli pod jego dyktando. Rozejrzał się po mieszkaniu, gdy Talin bawiła się z Morfeuszem, który nadal czuł się dotknięty z powodu niedawnego uwięzienia. Ale użycie kocich smakołyków i głaskających rąk Talin wydawało się poprawiać humor tej boczącej się bestii. „To miejsce jest ładniejsze niż się tego spodziewałem.” Powiedział do Clay'a. Wielka sypialnia, salon, kuchnia i łazienka. I miał okna. „Wydaje mi się, że bycie specjalnym śledczym daje lepszą kasę niż bycie detektywem.” Clay podszedł, by przyłączyć się do Max'a przy oknie obok obszaru jadalnianego. „Masz stąd dobry widok. Mamy dużo mocnych mgieł o poranku, ale to sprawia, że wschody słońca są spektakularne.” „Tak.” Max obniżył głos i zapytał. „Jak tam Jon?” Nastolatek był porwany, trzymany w laboratorium Psi i torturowany zanim udało się go uratować. Ostatnio Max słyszał, że doprowadzał Talin i Clay'a do pasji swoimi sztuczkami. Clay uśmiechnął się. „Nadal jest cwanym nastolatkiem.” „Więc wszystko w porządku?”

„Tak. Zadurzył się w jednej z młodych dominujących kobiet – biedny kociak. Nie zdaje sobie sprawy z tego jaka jest miła, że nie skopała mu jeszcze tyłka.” Max uśmiechnął się przygnieciony poczuciem ulgi. „Założę się, że uważa, że jest słodki.” Clay prychnął. „Sądzę, że to bardziej przypadek typu „o cholera, jest dzieckiem, nie mogę go skrzywdzić”.” „Auł.” Max jęknął współczując chłopakowi. „To musi boleć.” „Acha.” Bardzo koci wyraz pojawił się na twarzy Clay'a. „Ale, wiesz, on jest cholernie zdeterminowany. Jeszcze kilka lat i kto wie.” „Max?” Rozglądając się za głosem Talin Max zobaczył Morfeusza mruczącego na jej kolanach. Niewdzięczny uliczny kot nigdy nie mruczał dla Max'a. On dostawał jedynie prychnięcia i warknięcia. „Tak?” „Chcesz, żebyśmy zabrali go do domu?” Zmartwienie odzwierciedlało się na jej ekspresyjnej twarzy. „On nie wygląda na domowego kota.” Max zrobił niezadowoloną minę w imieniu Morfeusza. „Bo nie jest do cholery. Znajdzie wyjście stąd w ciągu jednego dnia.” I prawdopodobnie wróci do domu z kilkoma nowymi bliznami dodanymi do swojej ogromnej kolekcji. Talin podrapała zdradzieckiego kota za uszami. Oczy Morfeusza niemal przewróciły się w tył jego głowy. „Cóż, jeżeli zacznie pragnąć odrobiny zieleni, to wiesz gdzie mieszkamy.” Powiedziała nie dowierzając oświadczeniu Max'a. „Ulubione hobby Morfeusza wiąże się z kubłami na śmieci – sądzę, że w lesie dostałby ataku serca.” Wymruczał Max. „Czy on naprawdę mruczy?” „Oczywiście, że tak. Ja wiem jak traktować kota.” Gorące spojrzenie wycelowane jedynie w jej wybranka. Max wycofał się czując się jak podglądacz. I jeżeli miał być szczery – był również trochę zazdrosny. Oddałby swoją prawą rękę by być tak kochanym … by tak kochać. Ale fakty były takie, że nie był zdolny do tego rodzaju głębi bezbronności. I był wystarczająco szczery, by o tym wiedzieć. Nigdy nie robił obietnic, których nie mógł dotrzymać. Jedna z kobiet pocałowała go w policzek, gdy się rozstawali. „Wyrzuciłeś klucz do swojego serca dawno temu, prawda Max?” Zapytała go wtedy. Uśmiechnął się tamtej nocy, ponieważ szanował tą kobietę. Pozostała ona dobrym przyjacielem. Jednak później zastanawiał się, czy wyrzucił klucz, czy zamek był na stałe uszkodzony i niemożliwy do otworzenia. Dyskretny dźwięk dzwonka przedarł się przez powietrze i w jego myśli. „Otworzę.” Podszedł do drzwi i otworzył je. I wiedział, że czekał na nią od momentu, gdy postawił stopy w tym położonym nad błyszczącą zatoką mieście mgieł. ROZDZIAŁ 6 Jakikolwiek kontakt skóra o skórę z człowiekiem lub zmiennokształtnym, a nawet z Psi z niewystarczającymi tarczami może zniszczyć to co pozostało z twoich telepatycznych osłon. Unikaj wszelkiego kontaktu fizycznego. − List doradczy skierowany do Sophi'i Russo przez Oddział Medyczny Korpusu J.

Sophia nie była przygotowana na wpływ jaki wywrze na niej wizerunek Max'a Shannon'a. Fakt, że spotkała go już wcześniej nie miał znaczenia. Był tego rodzaju mężczyzną, którego kobiety chciałyby mieć na własność, pomyślała. Spotkała się kilkakrotnie z tego rodzaju kobietami w trakcie swojej kariery zawodowej. Widziałyby go jako trofeum. Jako nagrodę, którą mogłyby się chwalić. Nigdy nie zdałyby sobie sprawy z tego, że próbowały wziąć na smycz dziką burzę. Choć Max był piękny przed przekroczeniem linii bardzo delikatnej urody powstrzymywała go pełna uporu zaciśnięta szczęka i niekwestionowanie dorosły wyraz jego spojrzenia. Te oczy mówiły, że Max Shannon zaglądał do próżni, i wydostał się z niej z jej częścią odbitą w jego duszy. A potem odezwał się przyciągając jej uwagę do tych dobrze wykształconych ust. „Sophia.” Oparł jedną z dłoni na framudze drzwi. Nie opuścił jej, by ją zaoferować ją jej. Doceniała ten gest – wielu ludzi uważało za zniewagę to, że odmawiała uściśnięcia z nimi dłoni. Nigdy nie zdając sobie sprawy, że ta powszechna kurtuazja mogła kosztować ją wszystko. „Pomyślałam, że powinnam dać panu znać, że przyjechałam. Zostałam zakwaterowana w mieszkaniu obok.” Max zerknął na swoją prawą stronę. „To ułatwi sprawy.” Luźne słowa, ale jego ton mówił coś zupełnie innego. „Nie będę pana szpiegować, panie Shannon.” Coś od dawna uśpionego w niej zadrżało na wyzwanie, które w nim odczytywała. „By być dosyć szczerym, pańska osobista aktywność nie budzi zainteresowania zarówno mojego, jak i Radnej Duncan.” Nie była to zupełnie prawda. Osobiste życie Max'a Shannon'a mogło nie interesować Nikit'y, ale Sophia czuła chęć poznania mężczyzny ukrytego za enigmatyczną maską detektywa Egzekutywy. Cień uśmiechu dotknął ust Max'a, ale to jego oczy liczyły się. Nigdy nie utraciły tego ostrego jak brzytwa blasku, który powiedział jej, że ocenia jej każdy ruch, każdy czyn. „Chcecie mnie tylko z uwagi na moje umiejętności detektywistyczne, czy tak?” Nie wiedziała jak odpowiedzieć na te częściowo niepoważne pytanie. Przez całe dorosłe życie miała do czynienia z ludźmi, ale nigdy nie miała do czynienia z kimś, kto budził w niej tą dziwną … fascynację. Zaczęło się od sposobu w jaki na nią patrzył, ale teraz było to coś całkowicie niezależnego. A fakt, że to już było tak silne, tak krótko po jej ponownym warunkowaniu oznaczało, że ma dużo mniej czasu niż początkowo sądziła zanim jej tarcze telepatyczne rozpadną się na zawsze. W tym momencie ktoś za Max'em odezwał się. Obrócił się i opuścił rękę z framugi. Wtedy Sophia zobaczyła dwie inne osoby znajdujące się w pokoju. Ludzką kobietę i mężczyznę, który najwyraźniej nie był człowiekiem. Zrobiła krok w tył i na lewo, gdy para wyszła i stanęła po jej prawej stronie. „Clay, Talin to moja … partnerka.” Wiedziała, że jego pauza była celowa. „Sophia Russo.” Mężczyzna przytaknął, a kobieta przywitała się. „Miło mi cię poznać.” Sophia przytaknęła w odpowiedzi zastanawiając się jak Talin mogła stać z takim spokojem obok mężczyzny, który bez wątpienia był drapieżnikiem. A ponieważ to było San Francisco były jedynie dwa możliwe wnioski – a właściwie jeden, gdy uwzględniło się sposób w jaki zielonooki mężczyzna się poruszał. Z płynnością dziwnie kontrastującą z jego muskulaturą. „Jesteście członkami Ciemnej Rzeki?” „Musisz być nowa w mieście.” Powiedziała Talin zakładając włosy za ucho ujawniając długi kolczyk zrobiony z nieregularnych fragmentów szkła w kolorach jesieni. „Większość ludzi rozpoznaje Clay'a.” „Byłam już wcześniej w San Francisco.” Odpowiedziała Sophia zaintrygowana przez dziwną ostrość fragmentów szkła i sposób w jaki zostały połączone. Nie było w tym wygody ani perfekcji. „Jednakże zazwyczaj mam do czynienia niemal wyłącznie z ludźmi i Psi.” Zmiennokształtni mieli

właściwość nad wszystkimi przestępstwami, które dotyczyły członków ich rasy. „Sophia jest J.” Powiedział Max opierając się ramieniem o framugę. Zauważyła napięte przedramiona ujawnione przez podwinięte ramiona jego bluzki żywego niebieskiego koloru. Zauważyła łatwą grację z jaką wykonywał najmniejsze ruchy. Ten mężczyzna, pomyślała, był zbudowany tak jak zwinne linie samochodów niskopodwoziowych preferowanych przez tak wielu przedstawicieli emocjonalnych ras. Na chwilę jej spojrzenie zderzyło się z jego wzrokiem. Pytanie w nich zawarte sprawiło, że wszyscy czekali na jakąś jej reakcję. Przerywając kontakt – który sprawiał dziwnie i niewytłumaczalnie intymne wrażenie – zrobiła krok w lewo. „Zostawię pana w towarzystwie gości Detektywie Shannon. Proszę powiadomić mnie, gdy będzie pan gotowy zacząć ...” „Możemy zacząć teraz.” Wtrącił nadal zajmując tą leniwą pozycję przy framudze. Gdyby nie widziała go w Wyoming mogłaby zostać nabrana i pomyśleć, że jest „bezpieczny”. Ale widziała go w tym więzieniu. Nie tylko to, przeczytała akta, które opisywały jego upartą, niestrudzoną pogoń za Rzeźnikiem z Park Avenue. Wiedziała, że pod tym płynnym czarem czaiło się niebezpieczeństwo. „Zostawimy cię zatem twojej pracy.” Kobieta o imieniu Talin podeszła bliżej i pocałowała Max'a w policzek wchodząc w pole wiedzenia Sophi'i. „Ale miałam nadzieję, że zjemy razem kolację.” Obróciła się tak, by to zaproszenie uwzględniało również Sophi'ę. Max zerknął na zegarek w czasie, gdy Sophia zwinęła palce swojej lewej dłoni w pięść. To co właśnie zrobiła Talin, ten łatwy kontakt … był zwyczajny. Ludzki. I sprawił, że Sophia stała się brutalnie świadoma przepaści między nią a tym policjantem, którego obecność i czujne oczy podsycały w niej ogień rebelii. „Teraz jest prawie trzecia.” Powiedział Max. Jego głos był niski i gładki – niepokojąco szorstki w odniesieniu do skóry Sophi'i. „Może zjemy kolację około siódmej? Do tej pory i tak powinniśmy być gotowi, by zrobić przerwę.” Zerknął na Sophi'ę oczami, które dostrzegały zbyt wiele. „Pasuje?” Nie wiedziała dlaczego wypowiedziała następne słowa. „Tak, tak będzie dobrze.” Powinna wymigać się od tego zaproszenia. Jak z jasnością demonstrowały jej odpowiedzi w stosunku na pytania Max'a poległa w swoich próbach, by być idealnym Psi. Ale w żaden sposób nie była również podobna do człowieka. Ze wszelkim prawdopodobieństwem była nawet mniej „ludzka” niż większość jej pobratymców. Jej psychika została zatarta przez korozyjny kwas obrazów zmagazynowanych w jej umyśle. Po tej odpowiedzi Clay pożegnał się, jego głos był głęboki w porównaniu z miękkimi tonami Talin. Gdy para odchodziła, Clay miał dłoń położoną o dół pleców Talin. Sophia znalazła się jedynym punktem uwagi spostrzegawczych niemal czarnych oczu Max'a. Oczy tego mężczyzny były przyzwyczajone do odsłaniania tarcz. Odkrywania najgłębiej pogrzebanych prawd. „Wejdź, chyba, że potrzebujesz zabrać coś od siebie? Powinniśmy przejrzeć szczegóły. Upewnić się, że wszystko jest jasne.” „Pójdę po mój organizer. To mi zajmie jedynie minutę, albo dwie.” Słowa, które wydobyły się z jej ust były spokojne, choć jej puls stał się przyspieszony. Podeszła do swoich drzwi, pchnęła je i podniosła małą teczkę, którą zostawiła na stoliku do kawy. Powinna pójść prosto z powrotem, ale poświęciła minutę na oddech i sprawdzenie, czy jej tarcze w Sieci Psi nie mają żadnych niewielkich pęknięć, które mogą zdradzić gładkość z jaką jej ostatnie ponowne warunkowanie zaczęło się rozkładać. Poszła do Max'a zadowolona, że wszystko na razie trzymało i również pewna, że jej sekrety były bezpieczne przez policjantem, który dostrzegał zbyt wiele. Jego salon był pusty. Zakładając, że poszedł wziąć własne notatki zamknęła za sobą drzwi i zajęła miejsce obok okna przy małym stole w alkowie jadalnianej. Właśnie otworzyła teczkę, gdy ogromny czarny kot wskoczył na krzesło na przeciw niej. Oparł

swoje przednie łapy na stole i spojrzał na nią jednym szarym okiem i drugim brązowym. Mimo zdumienia fizycznego mimo wszystko zdołała powstrzymać swoją reakcję – ten aspekt jej warunkowania był do tego stopnia częścią jej samej, że jego utrzymanie nie wymagało już wielkiego wysiłku. Kot nadal się w nią wpatrywał. Ciekawa co to stworzenie zrobi, gdy zostanie dotknięte wyciągnęła dłoń i podsunęła mu swoje palce pod nos. Powąchał sztuczną skórę jej rękawiczki zanim ponownie podjął obserwowanie jej. „Zignoruj Morfeusza.” Max wszedł do pokoju, podniósł kota i z łatwością opuścił go na podłogę. Kot pomału odszedł machając ogonem w powietrzu. „Lubi wpatrywać się w ludzi.” „Rozumiem.” Ku własnemu zaskoczeniu śledziła ruchy Max'a, gdy uzupełniał kocią karmę i wodę w podwójnej misce. Przebrał się w dżinsy i czarną koszulkę, która odsłaniała ręce. Ten kolor stanowił surowy kontrast z ciepłym złotym tonem jego skóry. „Czy miał pan jakikolwiek dalszy kontakt ze strony Bonner'a?” Gładkie czarne włosy opadły na jego czoło, gdy potrząsnął w odpowiedzi głową i wstał. „Nie.” Pojedyncze ostre słowo. „Drań prawdopodobnie czeka, aż z powrotem się do niego przyczołgamy.” „Długo przyjdzie mu na to czekać.” Ku jej zaskoczeniu skomentował to. „Gdybym uważał, że poda nam lokalizacje ciał jeżeli przyczołgałbym się do niego, zrobiłbym to bez wahania.” Ta odpowiedź dodała kolejną warstwę złożoności do jego osobowości. Sprawiła, że fascynacja w jej wnętrzu jeszcze wzrosła. „Większość mężczyzn, zwłaszcza tych, których pociąga kariera w Egzekutywie, uważałaby to za zniewagę na ich dumie.” „Duma jest bez znaczenia jeżeli nie możesz dotrzymać swoich obietnic.” Po wygłoszeniu tego tajemniczego zdania umył dłonie, wytarł je w ręcznik i przyszedł usiąść obok niej. „Przejdźmy do rzeczy, powiem ci co wiem.” Jego postawa stała się typowo policyjna. Nie pozostał nawet ślad zwodniczego czaru, który dostrzegła w przejściu. Podsumował całą sytuację. „Masz więcej informacji?” „Nie sądzę.” Zmusiła się do skoncentrowania na ekranie organizera. „Z tego co mogę powiedzieć z pańskiego podsumowania otrzymaliśmy identyczne akta.” Z tym wyjątkiem, że jej zawierały zdjęcie Max'a Shannon'a. Zdjęcie, które zachowała w zaszyfrowanych plikach. Max odchylił się w swoim krześle czekając aż do momentu, gdy uniosła na niego swoje spojrzenie, zanim się odezwał. „Czy byłaś na którejś ze scen zbrodni?” „Nie. Mieszkanie Kenneth'a Vale'a – domniemanego samobójcy – zostało uszkodzone do tego stopnia, że nie ma sensu przeprowadzać tam jakiegokolwiek laboratoryjnej analizy miejsca zbrodni.” Powiedziała mu po tym jak sprawdziła to u Radnej Duncan. „Jednakże, zostało pozostawione nietknięte, by zapewnić psychologom Rady szansę, by sprawdzić, czy rzucało ono jakieś światło na osobowość Vale'a. Jego samobójstwo jest uważane za nietypowy przypadek.” Oczy Max'a zmrużyły się. „Mówisz o metodzie, którą użył, by powiesić się?” „Tak.” Sophia nie mogła wyobrazić sobie demonów, które doprowadziłyby człowieka do wybrania tak długiej, pełnej tortur śmierci. Jeżeli on naprawdę wybrał sobie swoją śmierć. „Otrzymałam kody dostępu do jego mieszkania.” „Dobrze, będziemy musieli na nie spojrzeć. Zgaduję, że nie mamy nic na temat ofiary ataku serca – akta mówią, że została ona skremowana.” Powiedział Max huśtając się na krześle. „Pobraliby próbki krwi, sprawdzili czy ...” „Przesłałem Niki'cie e-mail z Nowego Jorku pytając ją o to.” Wtrącił Max. „Wydaje się, że próbki w cudowny sposób zniknęły.”

„Interesujące.” „Prawda?” Postukał palcem po skroni, był to tik nerwowy. „A co z samochodem, którym jechała trzecia potencjalna ofiara, gdy miała swój wypadek?” „Jest przetrzymywany w prywatnym zakładzie w mieście.” „Cóż, to już jest coś.” Zrobił niezadowoloną minę i jeszcze mocniej odchylił do tyłu krzesło. „Byłoby lepiej, gdyby Nikita zadzwoniła po nas od razu zamiast czekać na to kilka tygodni po wypadku – ale sądzę, że uznała, iż sama dotrze do sedna sprawy.” Sophia nie potrafiła skoncentrować się na jego słowach. Jej uwaga była pochłonięta przez coś zupełnie innego. „Upadnie pan jeżeli nadal będzie tak robić.” Posłał jej rozbawione spojrzenie nadal niebezpiecznie balansując. „Doprowadzałem tym moje rodziny zastępcze do szaleństwa.” Jego otwartość na temat bycia w systemie opieki zastępczej była zaskakująca. To sprawiło, że Sophia poddała się ziarnom rebelii i zapytała pytanie, którego doskonały Psi nigdy by nie zadał. „Nie był pan w jednej rodzinie przez dłuższy okres?” „Nie. Najdłużej trwało to przez sześć miesięcy.” Powiedział z łatwością i ponownie opuścił krzesło na cztery nóżki. „Zakładam, że Nikita zleciła swoim technikom sprawdzenie auta?” Przytaknęła. W jej wnętrzu miało miejsce dziwne olśnienie. Max też nie miał rodziców, nie tak naprawdę. Przynajmniej w tym sensie, był taki jak ona. Chciała podzielić się z nim tym spostrzeżeniem. Powiedzieć o tym mężczyźnie, który wydawał się ją dostrzegać od ich pierwszego spotkania. Nie wiedziała jednak jak to drobić, nie mając zdolności i doświadczenia w budowaniu więzi z inną osobą. „Tak.” Powiedziała zamiast tego ostro świadoma tego jak bardzo wydawała się oddalona, jak bardzo nieludzka … tak jakby już była martwa. „Jednakże Radna Duncan zatwierdziła wymagane środki, by przeprowadzić niezależny raport, jeżeli uzna pan to za konieczne.” „Zdecyduję o tym po tym jak utnę sobie pogawędkę z mechanikiem.” Odsunął krzesło i wstał. Zapach jego ciała – mydła, ciepła i czegoś mroczniejszego – przesunął się po jej zmysłach. „Ale najpierw – mieszkanie Vale'a.” „Dobrze.” Wstała świadoma tego, że jej ruchy nie były tak pełne gracji jak jego. Jej ciało sprawiało wrażenie spiętego, nieskoordynowanego. „Proszę dać mi chwilę na przebranie się z garsonki.” „Zeznawałaś dzisiaj w sądzie?” Sięgnął, by otworzyć przed nią drzwi. Ten czyn sprawił, że zatrzymała się na chwilę. Mężczyźni nigdy dla niej nie robili tego rodzaju rzeczy. Nie było tak dlatego, że była Psi – obserwowała jak wielu mężczyzn wykonuje ten sam akt automatycznie w stosunku do wszystkich kobiet. Ale zawsze wydawali się chcieć zdystansować się od przemocy, którą nosiła na twarzy – tak jakby bali się, że była zaraźliwa. „Sophia?” Zdała sobie sprawę, że zbyt długo była cicho. „Tak?” „Jak poszła twoja sprawa?” „Tak jak zawsze.” Powiedziała otwierając drzwi dłońmi skrytymi w rękawiczki, które były nieustannym przypomnieniem tego kim była i kim będzie aż do dnia, gdy umrze. Bez względu na pragnienie rebelii, by złamać więzy przeszłości, która odmawiała uwolnienia jej, dla niej nie mogło być innego jutra. „Powiedziałam sędziemu i przysięgłym co widziałam. To wszystko co robię.” ROZDZIAŁ 7 Mężczyźni, którzy znają swoich ojców są innymi stworzeniami od mężczyzn, którzy nie mają