I
godnie z protokołem i praktyką Departamentu Policji Los
Angeles wezwanie oznaczone kodem dwa-sześć wymaga
natychmiastowej reakcji, mimo Ŝe wzbudza lęk, przed
którym nie chroni nawet kamizelka kuloodporna. Od tegorym nie chroni nawet kamizelka kuloodporna. Od tego
wezwania często zaleŜy cała kariera. Jego określenie
pochodzi od połączenia cyfry 2, która w kodzie radiowym
oznacza „odpowiedz jak najszybciej", oraz szóstki - szóstego
piętra Parker Center, skąd komendant policji dowodzi
departamentem. Dwa-sześć to wezwanie do niezwłocznego
stawienia się w gabinecie komendanta i Ŝaden
funkcjonariusz, któremu zaleŜy na posadzie w departamencie,
nie moŜe sobie pozwolić na spóźnienie.
W pierwszym okresie słuŜby detektyw Harry Bosch
spędził w departamencie ponad dwadzieścia pięć lat, ale
nigdy nie dostał wezwania od komendanta. Właściwie odkąd
w 1972 roku otrzymał odznakę, komendant nigdy więcej nie
uścisnął mu dłoni ani nie rozmawiał z nim osobiście. Bosch
przetrwał kilku szefów - których oczywiście widywał
podczas policyjnych uroczystości czy pogrzebów - ale na co
dzień nigdy ich nie spotykał. Pierwsze wezwanie dwa-sześć
dostał w dniu powrotu do słuŜby po trzyletniej emeryturze -
rankiem, gdy wiązał krawat przed lustrem w łazience. Pod
numer jego prywatnej komórki zadzwonił adiutant
komendanta. Bosch nie pytał nawet, skąd znają numer. Po
prostu rozumiało się samo przez się, Ŝe biuro komendanta ma
prawo skontaktować się z funkcjonariuszem w:
kaŜdy sposób.
Bosch powiedział, Ŝe stawi się w ciągu godziny, na co
adiutant odrzekł, Ŝe oczekuje się go wcześniej. Harry kończył
wiązać krawat w samochodzie, pędząc autostradą 101 w
stronę centrum tak szybko, jak tylko pozwalał gęsty ruch.
9
Z
Od chwili gdy po rozmowie z adiutantem Bosch zamknął
telefon, do momentu kiedy przez podwójne drzwi wkroczył
do biura komendanta na szóstym piętrze Parker Center,
minęły dokładnie dwadzieścia cztery minuty. Podejrzewał, Ŝe
pobił jakiś rekord, chociaŜ nieprawidłowo zaparkował przed
siedzibą policji na Los Angeles Street. JeŜeli znali jego
prywatny numer telefonu komórkowego, na pewno wiedzieli,
jaki wyczyn stanowiło pokonanie drogi z Hollywood Hills do
gabinetu komendanta w czasie krótszym niŜ pół godziny.
Ale adiutant, porucznik Hohman, zmierzył go tylko
obojętnym spojrzeniem i wskazał mu obitą plastikiem
kanapę, na której czekały juŜ dwie osoby.
- Spóźnił się pan - rzekł. - Proszę usiąść.
Bosch postanowił nie protestować w obawie, Ŝe mógłby
tylko pogorszyć sytuację. Podszedł do kanapy i usiadł
między dwoma umundurowanymi męŜczyznami, którzy
zaanektowali miejsca przy oparciach. Siedzieli sztywno i nie
odzywali się do siebie. Bosch domyślił się, Ŝe oni takŜe
dostali kod dwa-sześć.
Minęło dziesięć minut. Obaj męŜczyźni zostali wezwani
przed Boschem i kaŜdemu z nich szef poświęcił równo pięć
minut. Kiedy w gabinecie był drugi z nich, Boschowi
zdawało się, Ŝe słyszy dobiegające z wnętrza podniesione
głosy, a gdy funkcjonariusz wyszedł, był śmiertelnie blady.
Pewnie zdaniem szefa dał dupy, a krąŜyły pogłoski - które
dotarły nawet do Boscha, kiedy juŜ nie pracował - Ŝe nowy
komendant nie przełyka gładko Ŝadnego partactwa. Harry
czytał w „Timesie" artykuł o jednym z członków sztabu,
który został zdegradowany za to, Ŝe nie poinformował szefa o
zatrzymaniu za jazdę po pijanemu syna pewnego członka ra-
dy miasta, który miał na pieńku z departamentem.
Komendant dowiedział się o tym fakcie dopiero wówczas,
gdy radny zadzwonił ze skargą, jak gdyby bo policja zmusiła
jego syna do wypicia sześciu kolejek martini w barze
Marmount i kazała mu w drodze do domu wjechać na drzewo
przy Mulholland Drive.Wreszcie Hohman odłoŜył słuchawkę i wycelował palec
w Boscha. Harry wstał i został szybko odeskortowany do
naroŜnego gabinetu z widokiem na Union Station i stacje
rozrządowe. Widok niezły, choć nie najwspanialszy. To
zresztą nie miało znaczenia, poniewaŜ budynek niedługo miał
zostać zburzony. Departament przeprowadzi się do
tymczasowych biur, a w tym samym miejscu powstanie
nowoczesna siedziba policji. Obecną szeregowi
funkcjonariusze nazywali Szklanym Domem, zapewne dlate-
10
go, Ŝe nie sposób tu było niczego utrzymać w tajemnicy.
Bosch zastanawiał się, jak będą nazywać nowy budynek.
Komendant podpisywał papiery za wielkim biurkiem. Nie
podnosząc wzroku, polecił Harry'emu zająć miejsce
naprzeciw siebie. Po trzydziestu sekundach złoŜył ostatni
podpis i popatrzył na Boscha. Uśmiechnął się.
- Chciałem się z panem zobaczyć i powitać pana z powrotem
w departamencie.
W jego głosie słychać było akcent ze wschodniego
wybrzeŜa. Boschowi zupełnie to nie przeszkadzało. W Los
Angeles w zasadzie wszyscy byli przyjezdni. Takie się
przynajmniej odnosiło wraŜenie. Stanowiło to siłę i zarazem
słabość miasta.
- Cieszę się, Ŝe wróciłem - odrzekł Bosch.
- Zdaje pan sobie sprawę, Ŝe jest tu pan na moje Ŝyczenie. To
nie było pytanie.
- Tak jest.
- Naturalnie przed wydaniem zgody na pański powrót
szczegółowo pana sprawdziłem. Niepokoił mnie trochę...
powiedzmy, pański styl, ale ostatecznie zawaŜył pana talent.
MoŜe pan teŜ podziękować za skuteczny lobbing swojej
partnerce, Kizmin Rider. Jest dobrą policjantką i mam do niej
zaufanie. A ona ufa panu.
- JuŜ jej dziękowałem, ale zrobię to jeszcze raz.
- Wiem, Ŝe od pańskiego odejścia upłynęły niecałe trzy lata,
ale zapewniam pana, detektywie, Ŝe departament, do którego
pan wraca, nie jest tym samym departamentem, który pan
opuszczał.
- Rozumiem.
- Mam nadzieję. Słyszał pan o ugodzie?
TuŜ po odejściu Boscha ze słuŜby poprzedni komendant
został zmuszony do zaakceptowania wielu reform, aby
oddalić groźbę nadzoru federalnych nad Departamentem
Policji Los Angeles po śledztwie FBI, które ujawniło
przypadki łamania praw obywatelskich i przemocy oraz
masową korupcję wśród funkcjonariuszy. Obecny szef musiał
wypełnić tę umowę, poniewaŜ w przeciwnym wypadku
groziłoby mu wykonywanie rozkazów FBI. Nikt nie miał na
to ochoty, od komendanta po posterunkowego.
- Tak - odparł Bosch. - Czytałem.
- To dobrze. Cieszę się, Ŝe jest pan na bieŜąco. I z
przyjemnością informuję, Ŝe mimo tego, co mógł pan
przeczytać w „Timesie", robimy ogromne postępy i chcemy
to tempo utrzymać. Staramy się teŜ unowocześnić
departament pod względem techniki. Rozwijamy
środowiskowe działania prewencyjne. Robimy duŜo
11
dobrych rzeczy, detektywie, i społeczność miasta nie pozwoli
nam ich zaprzepaścić, gdybyśmy chcieli wrócić do dawnych
metod. Rozumie pan?
- Chyba tak.
- Pański powrót nie jest niczym pewnym. Zostaje pan z nami
na roczny okres próbny. Proszę się więc znów uwaŜać za
nowicjusza. Za kota - najstarszego na świecie. Zgodziłem się
na pański powrót, ale w ciągu roku w kaŜdej chwili mogę
pana wyrzucić z najbłahszego powodu. Proszę mi więc go nie
dawać.
Bosch nie odpowiedział. Uznał, Ŝe nie powinien.
- W piątek mamy wręczenie dyplomów nowemu
rocznikowi kadetów w akademii. Chciałbym, Ŝeby pan tam
był.- Słucham, panie komendancie?
- Chcę, Ŝeby pan tam był. śeby zobaczył pan oddanie w
oczach młodych ludzi. śeby przypomniał pan sobie tradycje
naszego departamentu. Sądzę, Ŝe pomoŜe to panu odnaleźć w
sobie dawne zaangaŜowanie.
- Zjawię się tam, jeśli pan sobie tego Ŝyczy.
- To dobrze. Usiądzie pan jako mój gość pod namiotem
dla VIP-ów.
Komendant zrobił notatkę na temat zaproszenia w bloku
leŜącym obok podkładki na blacie. Po chwili odłoŜył pióro,
uniósł dłoń i wycelował palec w Boscha. Utkwił w nim
surowe spojrzenie.
- Posłuchaj, Bosch. Nigdy nie łam prawa, pilnując
przestrzegania prawa. Masz wykonywać swoje obowiązki
zgodnie z przepisami i szanując ludzkie uczucia. Innych
metod nie zaakceptuję. I nie zaakceptuje ich miasto. Zgoda?
-Zgoda.
-A więc wszystko jasne.
Bosch zrozumiał sygnał i wstał. Ku jego zdumieniu
komendant takŜe podniósł się i wyciągnął rękę. Sądząc, Ŝe
szef chce się z nim poŜegnać, Bosch równieŜ wyciągnął do
niego dłoń. Komendant coś do niej wsunął - Bosch zobaczył
złotą odznakę detektywa. Ze swoim dawnym numerem.
Nikomu go nie oddano. Niemal się uśmiechnął.
- Proszę ją godnie nosić - rzekł komendant. - I z dumą.
- Tak jest.
Uścisnęli sobie dłonie, ale szef zrobił to bez uśmiechu.
- Chór zapomnianych głosów - powiedział.
- Słucham, panie komendancie?
12
- Takie określenie przychodzi mi do głowy, kiedy myślę o
pracy wydziału spraw zamkniętych. To siedlisko okropności.
Nasz największy powód do wstydu. Wszystkie te sprawy.
Wszystkie głosy. Ich echo rozchodzi się w czasie, dotyka
ludzi: rodziny, przyjaciół, sąsiadów. Jak moŜemy nazywać
się miastem, skoro echa przeszłości nigdy tu nie zamierają,
skoro departament zapomniał o tylu głosach?
Bosch bez słowa puścił jego rękę. Na takie pytanie nie
było odpowiedzi.
- Kiedy przyszedłem do departamentu, zmieniłem nazwę
wydziału. To nie są stare sprawy, detektywie. Bliscy ofiar
nigdy by tak nie powiedzieli.
- Rozumiem.
- Wobec tego proszę zejść na dół i wyjaśniać te sprawy.
Na tym polega pańska praca. Po to pana potrzebujemy i po to
pan tu jest. Dlatego postanowiłem zaryzykować. śeby im
pokazać, Ŝe nie zapominamy. śe w Los Angeles nie ma
starych spraw.
- Tak jest.
Bosch wyszedł, zostawiając komendanta stojącego nad
biurkiem i zapewne wsłuchanego w zapomniane głosy, które
jemu takŜe nie dawały spokoju. Bosch pomyślał, Ŝe chyba
pierwszy raz odnalazł jakąś nić porozumienia z człowiekiem
z góry. W armii mówi się, Ŝe idziesz w bój i jesteś gotów
zginąć dla ludzi, którzy wysłali cię na wojnę. Bosch nigdy
niczego takiego nie czuł, przedzierając się przez mroczne
tunele w Wietnamie. UwaŜał, Ŝe jest sam i walczy dla
samego siebie, walczy, Ŝeby przeŜyć. Podobne odczucie
towarzyszyło mu w pracy w departamencie, a czasem odnosił
wraŜenie, Ŝe walczy wbrew ludziom z góry. MoŜe teraz
będzie inaczej.W korytarzu wcisnął guzik windy mocniej niŜ trzeba.
Miał w sobie za duŜo energii, ale rozumiał to. Chór
zapomnianych głosów. Komendant chyba znał śpiewaną
przez nie pieśń. Bosch z pewnością teŜ. Słuchał tej pieśni
przez większość Ŝycia.
2
osch zjechał windą tylko piętro niŜej. To takŜe było dla
niego nieznane terytorium. Piąte zawsze zajmowali
cywile. Przede wszystkim znajdowały się tu biura
administracyjne średniego i niŜszego szczebla, w którychcyjne średniego i niŜszego szczebla, w których urzędowali
pracownicy zaplecza, spece od budŜetu, analitycy,
gryzipiórki. Słowem cywile. Wcześniej nie miał powodu, by
pojawiać się na piątym piętrze.
Przed wyjściem z windy nie było Ŝadnych tabliczek
wskazujących drogę do poszczególnych biur. Tutaj kaŜdy
dobrze wiedział, dokąd zmierza, gdy tylko wysiadł z windy.
Ale nie Bosch. Korytarze tworzyły kształt litery H i przez
chwilę błądził, dwa razy skręcając w niewłaściwą stronę, aŜ
wreszcie odnalazł drzwi z numerem 503. Nie było na nich
Ŝadnej innej informacji. Przystanął przed drzwiami,
zastanawiając się przez chwilę, co właśnie rozpoczyna.
Wiedział, Ŝe postępuje właściwie. Niemal słyszał dobiegające
zza drzwi głosy. Wszystkie osiem tysięcy głosów.
Kiz Rider siedziała na biurku, popijając parującą kawę.
Biurko było ustawione w taki sposób, jak gdyby urzędował
przy nim recepcjonista, ale po licznych telefonach w
ostatnich tygodniach Bosch wiedział, Ŝe zespół nie ma
Ŝadnego recepcjonisty. Nie było pieniędzy na takie zbytki.
Rider uniosła przegub i popatrzyła na zegarek, z dezaprobatą
kręcąc głową.
- Zdawało mi się, Ŝe umawialiśmy się na ósmą -
powiedziała. - Tak ma wyglądać nasza współpraca,
partnerze? Będziesz wpadał, kiedy ci przyjdzie ochota?
Bosch zerknął na zegarek. Pięć po ósmej. Znów spojrzał
na Kiz i uśmiechnął się. Odpowiedziała tym samym i rzekła:
-Tu jest teraz nasze biuro.
14
B
Rider była niewysoka i miała kilka funtów nadwagi. W jej
krótkich włosach pojawiły się ślady siwizny. Miała bardzo
ciemną karnację, która czyniła jej uśmiech jeszcze bardziej
promiennym. Zsunęła się z biurka i uniosła drugi kubek
kawy, który stał za jej plecami.
- Sprawdź, czy dobrze zapamiętałam.
Zajrzał do kubka i skinął głową.
- Czarna, tak jak moi ulubieni partnerzy.
- Bardzo śmieszne. Będę cię musiała zgłosić za to do raportu.
Poprowadziła go w głąb pomieszczenia. Biuro wydawało się
zupełnie puste. Było duŜe, nawet jak na miejsce urzędowania
dziewięciu śledczych - czterech par detektywów i dowódcy.
Ściany pomalowano na jasny odcień niebieskiego - kolor,
jaki Bosch często widział na ekranach komputerowych. Na
po-dłodze szara wykładzina. Brak okien. W miejscach, gdzie
powinny znajdować się okna, wisiały tablice ogłoszeniowe
albo ładnie oprawione zdjęcia z miejsc zbrodni sprzed wielu
lat. Bosch zauwaŜył, Ŝe autorzy tych czarno-białych
fotografii często przedkładali swoje zdolności artystyczne
nad obowiązki dokumentalistów. Zdjęcia były ciemne i
przesycone mroczną atmosferą. Nie było na nich widać zbyt
wielu szczegółów zbrodni.
Rider domyśliła się, Ŝe Bosch patrzy na fotografie.
- Podobno wybrał je i kazał oprawić ten pisarz James
Ellroy - powiedziała.
Zaprowadziła go za przepierzenie dzielące pokój na dwie
części, do wnęki, gdzie zestawiono naprzeciw siebie dwa
stalowoszare biurka. Rider postawiła kawę na jednym z nich.
Na blacie były juŜ jakieś akta i rzeczy osobiste - pełen
długopisów kubek oraz ustawiona pod kątem ramka ze
zdjęciem, którego Bosch nie widział. LeŜał tu takŜe włączony
laptop. Rider dołączyła do zespołu przed tygodniem, kiedy
Harry załatwiał rutynowe sprawy, takie jak badania lekarskie
i ostatnie papierkowe formalności związane z powrotem do
pracy.Drugie puste biurko czekało na niego. Postawił na nim
kubek z kawą. Starał się powstrzymywać uśmiech.
-Witaj z powrotem, Roy - powiedziała Rider.
Na dźwięk tego imienia musiał się uśmiechnąć. Miło było
usłyszeć, jak znów ktoś go tak nazywa. Była to tradycja
podtrzymywana przez wielu detektywów w mieście. Wiele
lat temu w komendzie Hollywood pracował legendarny
śledczy do spraw zabójstw, Russell Kuster. Był najlepszy w
swoim fachu, dlatego
15
wielu detektywów rozpracowujących morderstwa w jakimś
momencie kariery trafiało pod jego kuratelę. Kuster zginął
w1990 roku w strzelaninie, po godzinach słuŜby. Ale
przetrwał jego zwyczaj zwracania się do wszystkich „Roy" -
bez względu na to, kto jak miał na imię. Nie bardzo
wiadomo, skąd to się wzięło. Niektórzy twierdzili, Ŝe Kuster
miał kiedyś partnera, który uwielbiał Roya Acuffa, i
wszystko zaczęło się od niego. Zdaniem innych Kuster
uwaŜał, Ŝe policjant z wydziału zabójstw powinien być
facetem w rodzaju Roya Rogersa, który zjawia się na ratunek
w białym kapeluszu i przywraca porządek. Zresztą geneza
zwyczaju nie była waŜna. Bosch wiedział tylko, Ŝe to
zaszczyt, gdy ktoś znowu mówi do niego Roy.
Usiadł. Krzesło było stare i krzywe. Gdyby spędził na nim
za duŜo czasu, na pewno rozbolałyby go plecy. Miał jednak
nadzieję, Ŝe nie będzie tu przesiadywał. Podczas pracy w
wydziale zabójstw Ŝył zgodnie z policyjnym porzekadłem:
„Rusz tyłek i pukaj do drzwi". Nie widział powodu, by tym
razem miało być inaczej.
- Gdzie reszta? - zapytał.
- Na śniadaniu. Zapomniałam. W zeszłym tygodniu
powiedzieli mi, Ŝe w poniedziałki rano wszyscy tradycyjnie
spotykają się na śniadaniu. Zwykle jadą do „Pacific". Nie
pamiętałam o tym, dopóki tu dziś nie weszłam i nie
zobaczyłam wyludnionego biura. Niedługo powinni się
zjawić.Bosch wiedział, Ŝe „Pacific Dining Car" od dawna naleŜał
do ulubionych lokali grubych ryb z departamentu i wydziału
rabunków i zabójstw. Wiedział coś jeszcze.
- Dwanaście dolców za porcję smaŜonych jajek. Przypusz-
czam, Ŝe zespół ma nadgodziny.
Rider z uśmiechem przytaknęła.
- Zgadza się. Ale i tak nie mógłbyś dokończyć tych
wyśmienitych jajek, gdybyś dostał wezwanie od komendanta.
- JuŜ słyszałaś, co?
- Ciągle lubię wiedzieć, co się dzieje na szóstym.
Dostałeś odznakę?
- Tak, dał mi.
- Powiedziałam mu, jaki chciałbyś numer. Dostałeś?
- Tak, Kiz, dzięki. Dzięki za wszystko.
- JuŜ mi to mówiłeś, partnerze. Nie musisz bez przerwy
tego powtarzać.
Skinął głową i rozejrzał się po pokoju. ZauwaŜył, Ŝe na
ścianie za plecami Rider wisi zdjęcie dwóch detektywów
pochylonych
16
nad ciałem leŜącym w suchym, wybetonowanym korycie
rzeki Los Angeles. Sądząc po kapeluszach detektywów,
fotografię zrobiono chyba na początku lat pięćdziesiątych.
- To od czego zaczynamy? - zapytał.
- Zespół analizuje sprawy z trzyletnich okresów. Dzięki
temu zachowujemy pewną ciągłość. MoŜna poznać epokę i
ludzi z departamentu. Znaleźć wspólne elementy. Łatwiej jest
zidentyfikować seryjnych. W ciągu dwóch lat namierzyli
czterech seryjnych, o których nigdy nikt nie słyszał.
Bosch pokiwał głową. Był pod wraŜeniem.
- Które lata dostaliśmy? - spytał.
- KaŜda para ma cztery albo pięć bloków. My jesteśmy
nowi, dlatego dostaliśmy cztery.
Rider otworzyła środkową szufladę biurka, wyciągnęła
kartkę i podała mu.
Bosch/Rider - przydział spraw
1966 1972 1987 1996
1967 1973 1988 1997
1968 1974 1989 1998
Bosch przestudiował listę lat, za które mieli być
odpowiedzialni. Większą część pierwszego bloku spędził
poza miastem - w Wietnamie.
- Lato miłości - rzekł. - Ominęło mnie. MoŜe właśnie
dlatego coś ze mną nie tak.
Powiedział to tylko po to, Ŝeby się odezwać. ZauwaŜył, Ŝe
drugi blok obejmuje rok1972, kiedy wstąpił do policji.
Przypomniał sobie wezwanie do domu niedaleko Vermont
drugiego dnia słuŜby patrolowej. Jakaś kobieta ze wschodniej
części miasta poprosiła policjantów, Ŝeby zajrzeli do jej
matki, która nie odbierała telefonu. Bosch odnalazł ją
utopioną w wannie, z rękami i nogami związanymi smyczami
dla psów. Razem z nią w wannie leŜał jej martwy pies. Bosch
zastanawiał się, czy morderstwo staruszki jest jedną ze spraw,
które będzie teraz musiał rozwiązać.
- Jak to się stało? To znaczy, dlaczego dostaliśmy akurat te
lata?
- Od innych par. Trochę ich odciąŜyliśmy. Prawdę
mówiąc, juŜ napoczęli niektóre sprawy. W piątek słyszałam,
Ŝe jest czyste trafienie w jednej sprawie z osiemdziesiątego
ósmego. Mamy się tym zająć od dzisiaj. To chyba twój
prezent z okazji powrotu.
- Co to jest czyste trafienie?
17
- Kiedy DNA albo odcisk palca wrzucony do
komputerów lub przesłany do Departamentu Sprawiedliwości
zostanie nieoczekiwanie zidentyfikowany.
- A nasze trafienie?
- Chyba znaleźli DNA. Za chwilę powinniśmy się
dowiedzieć.
- Nic ci nie powiedzieli w zeszłym tygodniu? Wiesz, Ŝe
mogłem wpaść w weekend.
- Wiem, Harry. Ale to stara sprawa. Nie ma potrzeby
rzucać wszystkiego i pędzić, kiedy tylko przyślą jakiś papier.
W wydziale spraw zamkniętych pracuje się inaczej.
- Naprawdę? Jak to?
Rider wyglądała na rozdraŜnioną, ale zanim zdąŜyła mu
odpowiedzieć, otworzyły się drzwi i biuro wypełniły głosy.
Rider wysunęła się z niszy w głębi pomieszczenia, a Bosch
ruszył za nią. Przedstawiła Boscha pozostałym członkom
zespołu. Dwóch detektywów, Tima Marcie i Ricka Jacksona,
Harry dobrze znał z poprzednich spraw. Dwie kolejne pary
stanowili Robert Renner z Victorem Robleto oraz Kevin
Robinson i Jean Nord. Bosch słyszał dobre opinie o
wszystkich, podobnie jak o Abelu Pratcie, oficerze
dowodzącym zespołem. NaleŜeli do pierwszorzędnych
detektywów z wydziału zabójstw.
Powitanie było serdeczne, choć powściągliwe i trochę
oficjalne. Bosch zdawał sobie sprawę, Ŝe musieli podejrzliwie
potraktować jego wejście do zespołu. Takiego przydziału na
pewno pragnęli detektywi z całego departamentu.
Wątpliwości budził fakt, Ŝe Harry trafił tu prawie trzy lata po
odejściu ze słuŜby. Bosch wiedział, o czym zresztą
przypomniał mu komendant, Ŝe swój powrót zawdzięcza
przede wszystkim Kiz Rider. Ostatnio pracowała w biurze
komendanta jako analityk strategii. Wykorzystała wszystkie
argumenty, jakie udało się jej zgromadzić na tym stanowisku,
by sprowadzić Boscha z powrotem i przydzielić go do ze-
społu, z którym obecnie pracowała.
Kiedy wymieniono juŜ wszystkie uściski dłoni, Pratt
zaprosił Boscha i Rider do swojego biura na prywatną mowę
powitalną. Usiadł za biurkiem, a oni zajęli krzesła naprzeciw.
W klitce nie było miejsca na inne meble.
Pratt był kilka lat młodszy od Boscha - mógł mieć
niewiele ponad pięćdziesiątkę. Trzymał formę i miał silne
poczucie solidarności z osławionym wydziałem rabunków i
zabójstw, którego częścią był wydział spraw zamkniętych.
Pratt wydawał się pewny swoich umiejętności i własnej
pozycji w zespole. Nie mógł sobie
18
pozwolić na wątpliwości. Rabunki i zabójstwa zajmowały się
najtrudniejszymi sprawami w mieście. Bosch wiedział, Ŝe
jeśli ktoś nie wierzy, Ŝe jest inteligentniejszy,
bezwzględniejszy i bardziej przebiegły niŜ ludzie, których
tropi, powinien zmienić zajęcie.
- Tak naprawdę powinienem was rozdzielić - zaczął. -
śeby kaŜde z was pracowało z kimś, kto dobrze zna zadania
zespołu, bo róŜnią się od tego, co dotychczas robiliście. Ale
dostałem wyraźny sygnał z szóstego, dlatego nie będę się
wtrącał. Poza tym domyślam się, Ŝe dawniej byliście świetnie
zgraną parą. Tak więc dam sobie spokój z rozdzielaniem i
wprowadzę was w to, czym się zajmuje nasz wydział. Kiz,
wiem, Ŝe juŜ w zeszłym tygodniu wysłuchałaś tego samego,
ale wytrzymaj to jeszcze raz, zgoda?
- Oczywiście - przytaknęła Rider.
- Przede wszystkim zapamiętajcie, Ŝe nie istnieje coś
takiego jak „zamknięcie sprawy". Zamknięcie to bzdura.
Termin medialny uŜywany w gazetach do określenia zimnych
spraw. Zamknięcie sprawy to Ŝart. Nasza robota to
znajdowanie odpowiedzi. I odpowiedzi muszą wystarczyć.
Nie wolno wam błędnie rozumieć swojej pracy. Nie wolno
wam wprowadzać w błąd członków rodzin, z którymi
będziecie rozmawiać, i nie wolno wam dać się wywieść w
pole.Zamilkł, spodziewając się reakcji, której się jednak nie
doczekał, więc kontynuował. Bosch spostrzegł, Ŝe wiszące na
ścianie zdjęcie z miejsca zbrodni przedstawia męŜczyznę
leŜącego w podziurawionej kulami budce telefonicznej. Taką
budkę moŜna było zobaczyć tylko w starych filmach, na
Farmers Market albo w restauracji Phillippe.
- Nie ma wątpliwości - mówił Pratt - Ŝe siedziba zespołu
to najwaŜniejsze miejsce w budynku. Miasto, które zapomina
o ofiarach morderstw, jest stracone. I właśnie tu nie
pozwalamy zapomnieć. Nasza rola jest podobna do roli
zawodników wprowadzanych do gry w drugiej części
dziewiątej rundy, kiedy waŜą się losy meczu. Jesteśmy
mistrzami końcówek. Jeśli my sobie nie poradzimy, nikt
sobie nie poradzi. JeŜeli zmarnujemy szansę, będzie po
meczu, bo jesteśmy ostatnią deską ratunku. To prawda, Ŝe
dysponujemy skromnymi siłami. Mamy osiem tysięcy
niewyjaśnionych spraw od sześćdziesiątego roku. Ale nie
zamierzamy się poddawać. Nawet jeŜeli zespół wyjaśni tylko
jedną sprawę miesięcznie - czyli dwanaście rocznie - będzie
to coś. Jesteśmy mistrzami końcówek. JeŜeli zajmujesz się
zabójstwami, nie ma lepszej roli.
19
Jego zapał wywarł na Boschu duŜe wraŜenie. Detektyw
dostrzegł w oczach Pratta szczerość, a nawet ślad cierpienia.
Kiwał głową. JuŜ teraz wiedział, Ŝe chce pracować dla tego
człowieka, a coś takiego zdarzało mu się bardzo rzadko.
- Ale pamiętajcie, Ŝe końcówka nie oznacza „zamknięcia
sprawy" - dodał Pratt.
- Jasne - rzekł Bosch.
- Wiem, Ŝe oboje macie spore doświadczenie w
zabójstwach. Czeka was jednak zupełna zmiana waszego
stosunku do spraw.
- Stosunku? - zdziwił się Bosch.
- Owszem, stosunku. Praca nad świeŜym zabójstwem to
całkiem inna historia. Macie ciało, wynik sekcji,
zawiadamiacie rodzinę. A tu zajmujecie się ofiarami, które
nie Ŝyją od bardzo dawna. Nie ma autopsji, nie ma w
zasadzie miejsca zbrodni. Do dyspozycji są tylko księgi
morderstw - jeŜeli je znajdziecie -i kartoteki. Kiedy idziecie
spotkać się z rodziną, a moŜecie mi wierzyć, Ŝe trzeba się do
tego dobrze przygotować, widzicie ludzi, którzy juŜ mają za
sobą szok i znaleźli sposób, Ŝeby się z niego otrząsnąć, albo i
nie. To wyczerpujące doświadczenie. Mam nadzieję, Ŝe
jesteście na to gotowi.- Dzięki za ostrzeŜenie - powiedział Bosch.
- Przy świeŜym zabójstwie wszystko jest chłodne i
rzeczowe. W starych sprawach w grę wchodzą emocje.
Zobaczycie, jakie szkody z biegiem czasu moŜe wyrządzić
przemoc. Bądźcie na to gotowi.
Pratt wziął z brzegu biurka gruby niebieski segregator i
połoŜył go na podkładce z kalendarzem. JuŜ chciał przesunąć
go w ich stronę, lecz przerwał w pół ruchu.
- Musicie być jeszcze przygotowani na niespodzianki ze
strony departamentu. Liczcie się z tym, Ŝe akta będą
niekompletne albo w ogóle ich nie będzie. Liczcie się z tym,
Ŝe dowody fizyczne mogły zostać zniszczone albo zniknęły.
śe w niektórych sprawach trzeba zaczynać od zera. Nasz
wydział powstał dwa lata temu. Przez pierwsze osiem
miesięcy przekopywaliśmy się przez rejestry spraw i
łowiliśmy niewyjaśnione. Przepuściliśmy przez kry-
minalistykę, co się dało, ale nawet gdy mieliśmy trafienie,
robotę utrudniały nam braki w sprawie. Beznadziejna
sytuacja. Frustrująca. Mimo Ŝe przepisy o przedawnieniu nie
dotyczą morderstw, okazuje się, Ŝe dowody, a nawet akta
sprawy usuwa się rutynowo za rządów co najmniej jednej
administracji. Słowem, przekonacie się, Ŝe największą
przeszkodę w niektórych sprawach moŜe
stanowić sam departament.
20
- Podobno mamy czyste trafienie w jednej z naszego
bloku - rzeki Bosch.
Usłyszał juŜ dość. Chciał przystąpić do rzeczy.
- Zgadza się - odparł Pratt. - Za chwilę do tego przejdę.
Pozwól mi tylko dokończyć mój wykładzik. W końcu
nieczęsto mam okazję go wygłaszać. Mówiąc w skrócie,
próbujemy stosować nowe metody i technologie do starych
spraw. W zasadzie chodzi o trzy podstawowe techniki -
badanie DNA, daktyloskopię i balistykę. W ciągu ostatniej
dekady w tych trzech dziedzinach nastąpił niewyobraŜalny
postęp w analizie porównawczej. Kłopot z departamentem
polega na tym, Ŝe nigdy nie wykorzystał tych osiągnięć do
analizy starych spraw. W wyniku tego mamy około dwóch
tysięcy spraw, gdzie są próbki DNA, których nigdy nie ba-
dano i nie porównywano. Mamy cztery tysiące spraw od1960
roku z odciskami palców, których nigdy nie sprawdzono w
komputerze. Ani naszym, ani FBI, ani Departamentu
Sprawiedliwości,
ani Ŝadnym innym. Śmiechu warte, ale, niestety, tak
cholernie smutne, Ŝe trudno się śmiać. To samo z balistyką.
Okazuje się, Ŝe nadal są dowody w większości spraw, ale się
je ignoruje.Bosch pokręcił głową, wyobraŜając sobie frustrację
wszystkich rodzin ofiar zbrodni, które przepadły w otchłani
czasu z powodu obojętności i nieudolności.
- Przekonacie się teŜ, Ŝe zmieniły się metody. Dzisiejszy
gliniarz od zabójstw jest po prostu lepszy od ludzi, którzy
pracowali w sześćdziesiątym czy siedemdziesiątym roku.
Nawet osiemdziesiątym. Dlatego zanim zajmiecie się
dowodami i przejrzycie sprawy, natkniecie się na rzeczy,
które dziś wydają się wam oczywiste, ale w momencie
zabójstwa dla nikogo oczywiste nie były.
Pratt skinął głową. Wykład dobiegł końca.
- A teraz nasze trafienie - rzekł, przesuwając w ich stronę
wyblakły niebieski segregator - księgę morderstwa. -
Poczytajcie sobie tę ksiąŜeczkę. Jest wasza. Zamknijcie
sprawę i wsadźcie kogoś za kratki.
3
o wyjściu z biura Pratta postanowili, Ŝe Bosch pójdzie po
następną kawę, a Rider zacznie się zapoznawać z historią
śledztwa. Z doświadczenia wiedzieli, Ŝe Kiz czyta
szybciej, a dzielenie księgi na pół nie miało sensu. Obojeciej, a dzielenie księgi na pół nie miało sensu. Oboje musieli
przeczytać całość od deski do deski, aby poznać dokładny
przebieg dochodzenia i całą dokumentację.
Bosch oświadczył, Ŝe da jej fory. Powiedział, Ŝe moŜe
wypije kawę w bufecie, poniewaŜ się za nim stęsknił. Za
miejscem, nie za podawaną tam kawą.
- Wobec tego mam chyba parę minut, Ŝeby skoczyć na
koniec korytarza - powiedziała Rider.
Kiedy wyszła do toalety, Bosch wziął listę lat, które im
przydzielono, i wsunął ją do wewnętrznej kieszeni marynarki.
Wyszedł z pokoju 503 i zjechał windą na trzecie piętro.
Potem przeszedł przez główne biuro wydziału rabunków i
zabójstw, kierując się w stronę gabinetu kapitana.
Biuro kapitana składało się z dwóch pomieszczeń.
Pierwszym był gabinet, natomiast drugie nazywano salą
morderstw. Na środku znajdował się długi stół
konferencyjny, gdzie omawiano dochodzenia w sprawach
zabójstw, a wzdłuŜ ścian stały półki z ksiąŜkami prawnymi i
miejskimi rejestrami morderstw. W oprawionych w skórę
kronikach odnotowano kaŜde zabójstwo, jakie w ciągu ponad
stu lat popełniono w Los Angeles. Według przyjętej
procedury uaktualniano rejestry, ilekroć wyjaśniono którąś ze
zbrodni. Dzięki temu moŜna było ustalić, które sprawy są na-
dal niewyjaśnione, a które zostały rozwiązane.
Bosch przesunął palec po popękanych grzbietach ksiąŜek.
Na kaŜdym widniał prosty napis ZABÓJSTWA oraz lata,
które obej-
22
P
mował dany tom. KaŜda z wcześniejszych ksiąg opisywała
wydarzenia z kilku lat, lecz od roku1980 w mieście
popełniono tyle morderstw, Ŝe w kaŜdej kolejnej kronice
zdołano pomieścić raporty zbrodni tylko z jednego roku.
Bosch zauwaŜył, Ŝe rok 1988 zajmuje dwa tomy i zdąŜył się
domyślić, dlaczego akurat ten rok przydzielono jemu i Rider
jako nowym członkom zespołu. Apogeum morderstw w
mieście musiało oznaczać apogeum niewyjaśnionych spraw.
Gdy jego palec natrafił na księgę ze sprawami z 1972
roku, wyciągnął tom i zasiadł z nim przy stole. Przekartkował
rejestr, przebiegając wzrokiem dawne historie i słuchając
zapomnianych głosów. Odnalazł sprawę staruszki utopionej
w wannie. Sprawcy nigdy nie wykryto. Przejrzał
przestępstwa z lat 1973 i 1974, a potem wziął księgę z lat
1966, 1967 i 1968. Czytał o Charlesie Mansonie i Robercie
Kennedym. Czytał o ludziach, których nazwisk nie znał i
nigdy nie słyszał. Którym odebrano nazwiska wraz ze
wszystkim, co mieli i co kiedykolwiek mogli mieć.
Czytając katalogi okropności miasta, Bosch poczuł, jak
wstępuje w niego dobrze znana moc i znów zaczyna
pulsować mu w Ŝyłach. Zaledwie przed godziną wrócił do
pracy i juŜ był na tropie mordercy. NiewaŜne, jak dawno
polała się krew. Morderca gdzieś się ukrywał i Bosch tylko
czekał, aby go zwietrzyć. Niczym powracający syn
marnotrawny wiedział, Ŝe znów znalazł się na swoim miej-
scu. Odnowił chrzest w wodzie jedynego prawdziwego
kościoła. Kościoła mundurowej religii. I wiedział, Ŝe
zbawienie przyniosą mu ci, którzy juŜ dawno zginęli, Ŝe
odnajdzie je w tych zalatujących stęchlizną bibliach, gdzie
ciągnęły się długie kolumny umarłych i z kaŜdej stronicy
wyzierały duchy.-Harry Bosch!
Drgnął, zaskoczony okrzykiem, zatrzasnął ksiąŜkę i uniósł
wzrok. W drzwiach gabinetu stał kapitan Gabe Norona.
- Słucham, kapitanie.
- Witaj z powrotem!
Oficer podszedł i energicznie uścisnął Boschowi dłoń.
- Cieszę się, Ŝe wróciłem.
- Widzę, Ŝe juŜ ci dali zadanie domowe.
Bosch skinął głową.
- Tak, zapoznaję się z tematem.
- Nowa nadzieja dla umarłych. Harry Bosch znów
prowadzi sprawę.
23
Bosch się nie odezwał. Nie wiedział, czy kapitan stara się
być sarkastyczny, czy nie.
- To tytuł ksiąŜki, którą kiedyś czytałem - wyjaśnił Norona.
- Ach, tak.
- Powodzenia. Wyłap ich i powsadzaj za kratki.
- Takie mam plany.
Kapitan ponownie uścisnął mu rękę, a potem zniknął w
gabinecie, zamykając za sobą drzwi.
Dowódca przeszkodził mu w medytacjach, zakłócając tę
świętą chwilę. Bosch wstał i zaczął ustawiać na półkach
cięŜkie katalogi morderstw. Gdy skończył, wyszedł z biura,
kierując się do bufetu.
4
iedy Bosch wrócił ze świeŜą kawą, Rider była juŜ w
połowie księgi morderstwa. Wzięła kubek z jego rąk.
- Dzięki. Potrzeba mi tego, Ŝeby nie zasnąć.
- Co takiego? Chcesz tu siedzieć i wmawiać mi, Ŝe to
nuda w porównaniu z przekładaniem papierków w biurze
komendanta?
- Nie, to nie tak. Chodzi o to, Ŝe trzeba czytać bardzo
dokładnie. Musimy znać tę ksiąŜkę na wylot. Musimy brać
pod uwagę wszystkie moŜliwości.
Bosch zauwaŜył, Ŝe Kiz ma przed sobą blok biurowy,
którego prawie całą pierwszą stronę zdąŜyła zapełnić
notatkami. Nie mógł ich odczytać, ale widział, Ŝe większość
zapisków kończą znaki zapytania.
- Poza tym - dodała - uŜywam teraz innych mięśni. Tych,
których nie uŜywałam na szóstym.
- Rozumiem - odrzekł. - Mogę juŜ zacząć to, co
przeczytałaś?
- Nie krępuj się.
Otworzyła segregator i wyciągnęła gruby plik
dokumentów. Podała je Boschowi, który usiadł przy swoim
biurku.- Znalazłabyś jeszcze jeden taki blok? - spytał. - Bo ja
mam tylko mały notesik.
Rider westchnęła teatralnie. Bosch wiedział, Ŝe przesadza
i w rzeczywistości cieszy się, Ŝe znów razem pracują. Prawie
przez dwa lata zajmowała się strategią i rozwiązywaniem
problemów nowego komendanta. Nie była to policyjna
robota, do jakiej Kiz była stworzona. W przeciwieństwie do
tej, która teraz ich czekała.
Rider podsunęła mu blok.
- Mam ci dać jeszcze długopis?
- Nie, mam swój.
25
K
Wydział spraw zamkniętych
Tego samego autora ukazały się: • Krwawa profesja • Poeta • Schody Aniołów • Martwy księŜyc • Ciemność mroczniej sza niŜ noc • Pogoń za pieniądzem • Cmentarzysko • Zagubiony blask • Kanał
MICHAEL CONNELLY Wydział spraw zamkniętych PrzełoŜy! Łukasz Praski
Tytuł oryginału: THE CLOSERS Copyright © 2005 by Hieronymus, Inc. This edition published by arrangement with Little, Brown and Company (Inc.), New York, New York, USA Ali Rights Resenred Ilustracja na okładce: Jacek Kopalski Redakcja: Jacek Ring Redakcja techniczna: ElŜbieta Urbańska Korekta: Mariola Będkowska Łamanie: Aneta Osipiak ISBN 83-7469-153-0 Wydawca: Prószyński i S-ka SA 02-65 I Warszawa, ul. GaraŜowa 7 Druk i oprawa: ABEDIK S.A. 6 I-3 11 Poznań, ul. Ługańska I
Detektywom, którzy muszą spoglądać w otchłań
Część pierwsza Mundurowa religia
I godnie z protokołem i praktyką Departamentu Policji Los Angeles wezwanie oznaczone kodem dwa-sześć wymaga natychmiastowej reakcji, mimo Ŝe wzbudza lęk, przed którym nie chroni nawet kamizelka kuloodporna. Od tegorym nie chroni nawet kamizelka kuloodporna. Od tego wezwania często zaleŜy cała kariera. Jego określenie pochodzi od połączenia cyfry 2, która w kodzie radiowym oznacza „odpowiedz jak najszybciej", oraz szóstki - szóstego piętra Parker Center, skąd komendant policji dowodzi departamentem. Dwa-sześć to wezwanie do niezwłocznego stawienia się w gabinecie komendanta i Ŝaden funkcjonariusz, któremu zaleŜy na posadzie w departamencie, nie moŜe sobie pozwolić na spóźnienie. W pierwszym okresie słuŜby detektyw Harry Bosch spędził w departamencie ponad dwadzieścia pięć lat, ale nigdy nie dostał wezwania od komendanta. Właściwie odkąd w 1972 roku otrzymał odznakę, komendant nigdy więcej nie uścisnął mu dłoni ani nie rozmawiał z nim osobiście. Bosch przetrwał kilku szefów - których oczywiście widywał podczas policyjnych uroczystości czy pogrzebów - ale na co dzień nigdy ich nie spotykał. Pierwsze wezwanie dwa-sześć dostał w dniu powrotu do słuŜby po trzyletniej emeryturze - rankiem, gdy wiązał krawat przed lustrem w łazience. Pod numer jego prywatnej komórki zadzwonił adiutant komendanta. Bosch nie pytał nawet, skąd znają numer. Po prostu rozumiało się samo przez się, Ŝe biuro komendanta ma prawo skontaktować się z funkcjonariuszem w: kaŜdy sposób. Bosch powiedział, Ŝe stawi się w ciągu godziny, na co adiutant odrzekł, Ŝe oczekuje się go wcześniej. Harry kończył wiązać krawat w samochodzie, pędząc autostradą 101 w stronę centrum tak szybko, jak tylko pozwalał gęsty ruch. 9 Z
Od chwili gdy po rozmowie z adiutantem Bosch zamknął telefon, do momentu kiedy przez podwójne drzwi wkroczył do biura komendanta na szóstym piętrze Parker Center, minęły dokładnie dwadzieścia cztery minuty. Podejrzewał, Ŝe pobił jakiś rekord, chociaŜ nieprawidłowo zaparkował przed siedzibą policji na Los Angeles Street. JeŜeli znali jego prywatny numer telefonu komórkowego, na pewno wiedzieli, jaki wyczyn stanowiło pokonanie drogi z Hollywood Hills do gabinetu komendanta w czasie krótszym niŜ pół godziny. Ale adiutant, porucznik Hohman, zmierzył go tylko obojętnym spojrzeniem i wskazał mu obitą plastikiem kanapę, na której czekały juŜ dwie osoby. - Spóźnił się pan - rzekł. - Proszę usiąść. Bosch postanowił nie protestować w obawie, Ŝe mógłby tylko pogorszyć sytuację. Podszedł do kanapy i usiadł między dwoma umundurowanymi męŜczyznami, którzy zaanektowali miejsca przy oparciach. Siedzieli sztywno i nie odzywali się do siebie. Bosch domyślił się, Ŝe oni takŜe dostali kod dwa-sześć. Minęło dziesięć minut. Obaj męŜczyźni zostali wezwani przed Boschem i kaŜdemu z nich szef poświęcił równo pięć minut. Kiedy w gabinecie był drugi z nich, Boschowi zdawało się, Ŝe słyszy dobiegające z wnętrza podniesione głosy, a gdy funkcjonariusz wyszedł, był śmiertelnie blady. Pewnie zdaniem szefa dał dupy, a krąŜyły pogłoski - które dotarły nawet do Boscha, kiedy juŜ nie pracował - Ŝe nowy komendant nie przełyka gładko Ŝadnego partactwa. Harry czytał w „Timesie" artykuł o jednym z członków sztabu, który został zdegradowany za to, Ŝe nie poinformował szefa o zatrzymaniu za jazdę po pijanemu syna pewnego członka ra- dy miasta, który miał na pieńku z departamentem. Komendant dowiedział się o tym fakcie dopiero wówczas, gdy radny zadzwonił ze skargą, jak gdyby bo policja zmusiła jego syna do wypicia sześciu kolejek martini w barze Marmount i kazała mu w drodze do domu wjechać na drzewo przy Mulholland Drive.Wreszcie Hohman odłoŜył słuchawkę i wycelował palec w Boscha. Harry wstał i został szybko odeskortowany do naroŜnego gabinetu z widokiem na Union Station i stacje rozrządowe. Widok niezły, choć nie najwspanialszy. To zresztą nie miało znaczenia, poniewaŜ budynek niedługo miał zostać zburzony. Departament przeprowadzi się do tymczasowych biur, a w tym samym miejscu powstanie nowoczesna siedziba policji. Obecną szeregowi funkcjonariusze nazywali Szklanym Domem, zapewne dlate- 10
go, Ŝe nie sposób tu było niczego utrzymać w tajemnicy. Bosch zastanawiał się, jak będą nazywać nowy budynek. Komendant podpisywał papiery za wielkim biurkiem. Nie podnosząc wzroku, polecił Harry'emu zająć miejsce naprzeciw siebie. Po trzydziestu sekundach złoŜył ostatni podpis i popatrzył na Boscha. Uśmiechnął się. - Chciałem się z panem zobaczyć i powitać pana z powrotem w departamencie. W jego głosie słychać było akcent ze wschodniego wybrzeŜa. Boschowi zupełnie to nie przeszkadzało. W Los Angeles w zasadzie wszyscy byli przyjezdni. Takie się przynajmniej odnosiło wraŜenie. Stanowiło to siłę i zarazem słabość miasta. - Cieszę się, Ŝe wróciłem - odrzekł Bosch. - Zdaje pan sobie sprawę, Ŝe jest tu pan na moje Ŝyczenie. To nie było pytanie. - Tak jest. - Naturalnie przed wydaniem zgody na pański powrót szczegółowo pana sprawdziłem. Niepokoił mnie trochę... powiedzmy, pański styl, ale ostatecznie zawaŜył pana talent. MoŜe pan teŜ podziękować za skuteczny lobbing swojej partnerce, Kizmin Rider. Jest dobrą policjantką i mam do niej zaufanie. A ona ufa panu. - JuŜ jej dziękowałem, ale zrobię to jeszcze raz. - Wiem, Ŝe od pańskiego odejścia upłynęły niecałe trzy lata, ale zapewniam pana, detektywie, Ŝe departament, do którego pan wraca, nie jest tym samym departamentem, który pan opuszczał. - Rozumiem. - Mam nadzieję. Słyszał pan o ugodzie? TuŜ po odejściu Boscha ze słuŜby poprzedni komendant został zmuszony do zaakceptowania wielu reform, aby oddalić groźbę nadzoru federalnych nad Departamentem Policji Los Angeles po śledztwie FBI, które ujawniło przypadki łamania praw obywatelskich i przemocy oraz masową korupcję wśród funkcjonariuszy. Obecny szef musiał wypełnić tę umowę, poniewaŜ w przeciwnym wypadku groziłoby mu wykonywanie rozkazów FBI. Nikt nie miał na to ochoty, od komendanta po posterunkowego. - Tak - odparł Bosch. - Czytałem. - To dobrze. Cieszę się, Ŝe jest pan na bieŜąco. I z przyjemnością informuję, Ŝe mimo tego, co mógł pan przeczytać w „Timesie", robimy ogromne postępy i chcemy to tempo utrzymać. Staramy się teŜ unowocześnić departament pod względem techniki. Rozwijamy środowiskowe działania prewencyjne. Robimy duŜo 11
dobrych rzeczy, detektywie, i społeczność miasta nie pozwoli nam ich zaprzepaścić, gdybyśmy chcieli wrócić do dawnych metod. Rozumie pan? - Chyba tak. - Pański powrót nie jest niczym pewnym. Zostaje pan z nami na roczny okres próbny. Proszę się więc znów uwaŜać za nowicjusza. Za kota - najstarszego na świecie. Zgodziłem się na pański powrót, ale w ciągu roku w kaŜdej chwili mogę pana wyrzucić z najbłahszego powodu. Proszę mi więc go nie dawać. Bosch nie odpowiedział. Uznał, Ŝe nie powinien. - W piątek mamy wręczenie dyplomów nowemu rocznikowi kadetów w akademii. Chciałbym, Ŝeby pan tam był.- Słucham, panie komendancie? - Chcę, Ŝeby pan tam był. śeby zobaczył pan oddanie w oczach młodych ludzi. śeby przypomniał pan sobie tradycje naszego departamentu. Sądzę, Ŝe pomoŜe to panu odnaleźć w sobie dawne zaangaŜowanie. - Zjawię się tam, jeśli pan sobie tego Ŝyczy. - To dobrze. Usiądzie pan jako mój gość pod namiotem dla VIP-ów. Komendant zrobił notatkę na temat zaproszenia w bloku leŜącym obok podkładki na blacie. Po chwili odłoŜył pióro, uniósł dłoń i wycelował palec w Boscha. Utkwił w nim surowe spojrzenie. - Posłuchaj, Bosch. Nigdy nie łam prawa, pilnując przestrzegania prawa. Masz wykonywać swoje obowiązki zgodnie z przepisami i szanując ludzkie uczucia. Innych metod nie zaakceptuję. I nie zaakceptuje ich miasto. Zgoda? -Zgoda. -A więc wszystko jasne. Bosch zrozumiał sygnał i wstał. Ku jego zdumieniu komendant takŜe podniósł się i wyciągnął rękę. Sądząc, Ŝe szef chce się z nim poŜegnać, Bosch równieŜ wyciągnął do niego dłoń. Komendant coś do niej wsunął - Bosch zobaczył złotą odznakę detektywa. Ze swoim dawnym numerem. Nikomu go nie oddano. Niemal się uśmiechnął. - Proszę ją godnie nosić - rzekł komendant. - I z dumą. - Tak jest. Uścisnęli sobie dłonie, ale szef zrobił to bez uśmiechu. - Chór zapomnianych głosów - powiedział. - Słucham, panie komendancie? 12
- Takie określenie przychodzi mi do głowy, kiedy myślę o pracy wydziału spraw zamkniętych. To siedlisko okropności. Nasz największy powód do wstydu. Wszystkie te sprawy. Wszystkie głosy. Ich echo rozchodzi się w czasie, dotyka ludzi: rodziny, przyjaciół, sąsiadów. Jak moŜemy nazywać się miastem, skoro echa przeszłości nigdy tu nie zamierają, skoro departament zapomniał o tylu głosach? Bosch bez słowa puścił jego rękę. Na takie pytanie nie było odpowiedzi. - Kiedy przyszedłem do departamentu, zmieniłem nazwę wydziału. To nie są stare sprawy, detektywie. Bliscy ofiar nigdy by tak nie powiedzieli. - Rozumiem. - Wobec tego proszę zejść na dół i wyjaśniać te sprawy. Na tym polega pańska praca. Po to pana potrzebujemy i po to pan tu jest. Dlatego postanowiłem zaryzykować. śeby im pokazać, Ŝe nie zapominamy. śe w Los Angeles nie ma starych spraw. - Tak jest. Bosch wyszedł, zostawiając komendanta stojącego nad biurkiem i zapewne wsłuchanego w zapomniane głosy, które jemu takŜe nie dawały spokoju. Bosch pomyślał, Ŝe chyba pierwszy raz odnalazł jakąś nić porozumienia z człowiekiem z góry. W armii mówi się, Ŝe idziesz w bój i jesteś gotów zginąć dla ludzi, którzy wysłali cię na wojnę. Bosch nigdy niczego takiego nie czuł, przedzierając się przez mroczne tunele w Wietnamie. UwaŜał, Ŝe jest sam i walczy dla samego siebie, walczy, Ŝeby przeŜyć. Podobne odczucie towarzyszyło mu w pracy w departamencie, a czasem odnosił wraŜenie, Ŝe walczy wbrew ludziom z góry. MoŜe teraz będzie inaczej.W korytarzu wcisnął guzik windy mocniej niŜ trzeba. Miał w sobie za duŜo energii, ale rozumiał to. Chór zapomnianych głosów. Komendant chyba znał śpiewaną przez nie pieśń. Bosch z pewnością teŜ. Słuchał tej pieśni przez większość Ŝycia.
2 osch zjechał windą tylko piętro niŜej. To takŜe było dla niego nieznane terytorium. Piąte zawsze zajmowali cywile. Przede wszystkim znajdowały się tu biura administracyjne średniego i niŜszego szczebla, w którychcyjne średniego i niŜszego szczebla, w których urzędowali pracownicy zaplecza, spece od budŜetu, analitycy, gryzipiórki. Słowem cywile. Wcześniej nie miał powodu, by pojawiać się na piątym piętrze. Przed wyjściem z windy nie było Ŝadnych tabliczek wskazujących drogę do poszczególnych biur. Tutaj kaŜdy dobrze wiedział, dokąd zmierza, gdy tylko wysiadł z windy. Ale nie Bosch. Korytarze tworzyły kształt litery H i przez chwilę błądził, dwa razy skręcając w niewłaściwą stronę, aŜ wreszcie odnalazł drzwi z numerem 503. Nie było na nich Ŝadnej innej informacji. Przystanął przed drzwiami, zastanawiając się przez chwilę, co właśnie rozpoczyna. Wiedział, Ŝe postępuje właściwie. Niemal słyszał dobiegające zza drzwi głosy. Wszystkie osiem tysięcy głosów. Kiz Rider siedziała na biurku, popijając parującą kawę. Biurko było ustawione w taki sposób, jak gdyby urzędował przy nim recepcjonista, ale po licznych telefonach w ostatnich tygodniach Bosch wiedział, Ŝe zespół nie ma Ŝadnego recepcjonisty. Nie było pieniędzy na takie zbytki. Rider uniosła przegub i popatrzyła na zegarek, z dezaprobatą kręcąc głową. - Zdawało mi się, Ŝe umawialiśmy się na ósmą - powiedziała. - Tak ma wyglądać nasza współpraca, partnerze? Będziesz wpadał, kiedy ci przyjdzie ochota? Bosch zerknął na zegarek. Pięć po ósmej. Znów spojrzał na Kiz i uśmiechnął się. Odpowiedziała tym samym i rzekła: -Tu jest teraz nasze biuro. 14 B
Rider była niewysoka i miała kilka funtów nadwagi. W jej krótkich włosach pojawiły się ślady siwizny. Miała bardzo ciemną karnację, która czyniła jej uśmiech jeszcze bardziej promiennym. Zsunęła się z biurka i uniosła drugi kubek kawy, który stał za jej plecami. - Sprawdź, czy dobrze zapamiętałam. Zajrzał do kubka i skinął głową. - Czarna, tak jak moi ulubieni partnerzy. - Bardzo śmieszne. Będę cię musiała zgłosić za to do raportu. Poprowadziła go w głąb pomieszczenia. Biuro wydawało się zupełnie puste. Było duŜe, nawet jak na miejsce urzędowania dziewięciu śledczych - czterech par detektywów i dowódcy. Ściany pomalowano na jasny odcień niebieskiego - kolor, jaki Bosch często widział na ekranach komputerowych. Na po-dłodze szara wykładzina. Brak okien. W miejscach, gdzie powinny znajdować się okna, wisiały tablice ogłoszeniowe albo ładnie oprawione zdjęcia z miejsc zbrodni sprzed wielu lat. Bosch zauwaŜył, Ŝe autorzy tych czarno-białych fotografii często przedkładali swoje zdolności artystyczne nad obowiązki dokumentalistów. Zdjęcia były ciemne i przesycone mroczną atmosferą. Nie było na nich widać zbyt wielu szczegółów zbrodni. Rider domyśliła się, Ŝe Bosch patrzy na fotografie. - Podobno wybrał je i kazał oprawić ten pisarz James Ellroy - powiedziała. Zaprowadziła go za przepierzenie dzielące pokój na dwie części, do wnęki, gdzie zestawiono naprzeciw siebie dwa stalowoszare biurka. Rider postawiła kawę na jednym z nich. Na blacie były juŜ jakieś akta i rzeczy osobiste - pełen długopisów kubek oraz ustawiona pod kątem ramka ze zdjęciem, którego Bosch nie widział. LeŜał tu takŜe włączony laptop. Rider dołączyła do zespołu przed tygodniem, kiedy Harry załatwiał rutynowe sprawy, takie jak badania lekarskie i ostatnie papierkowe formalności związane z powrotem do pracy.Drugie puste biurko czekało na niego. Postawił na nim kubek z kawą. Starał się powstrzymywać uśmiech. -Witaj z powrotem, Roy - powiedziała Rider. Na dźwięk tego imienia musiał się uśmiechnąć. Miło było usłyszeć, jak znów ktoś go tak nazywa. Była to tradycja podtrzymywana przez wielu detektywów w mieście. Wiele lat temu w komendzie Hollywood pracował legendarny śledczy do spraw zabójstw, Russell Kuster. Był najlepszy w swoim fachu, dlatego 15
wielu detektywów rozpracowujących morderstwa w jakimś momencie kariery trafiało pod jego kuratelę. Kuster zginął w1990 roku w strzelaninie, po godzinach słuŜby. Ale przetrwał jego zwyczaj zwracania się do wszystkich „Roy" - bez względu na to, kto jak miał na imię. Nie bardzo wiadomo, skąd to się wzięło. Niektórzy twierdzili, Ŝe Kuster miał kiedyś partnera, który uwielbiał Roya Acuffa, i wszystko zaczęło się od niego. Zdaniem innych Kuster uwaŜał, Ŝe policjant z wydziału zabójstw powinien być facetem w rodzaju Roya Rogersa, który zjawia się na ratunek w białym kapeluszu i przywraca porządek. Zresztą geneza zwyczaju nie była waŜna. Bosch wiedział tylko, Ŝe to zaszczyt, gdy ktoś znowu mówi do niego Roy. Usiadł. Krzesło było stare i krzywe. Gdyby spędził na nim za duŜo czasu, na pewno rozbolałyby go plecy. Miał jednak nadzieję, Ŝe nie będzie tu przesiadywał. Podczas pracy w wydziale zabójstw Ŝył zgodnie z policyjnym porzekadłem: „Rusz tyłek i pukaj do drzwi". Nie widział powodu, by tym razem miało być inaczej. - Gdzie reszta? - zapytał. - Na śniadaniu. Zapomniałam. W zeszłym tygodniu powiedzieli mi, Ŝe w poniedziałki rano wszyscy tradycyjnie spotykają się na śniadaniu. Zwykle jadą do „Pacific". Nie pamiętałam o tym, dopóki tu dziś nie weszłam i nie zobaczyłam wyludnionego biura. Niedługo powinni się zjawić.Bosch wiedział, Ŝe „Pacific Dining Car" od dawna naleŜał do ulubionych lokali grubych ryb z departamentu i wydziału rabunków i zabójstw. Wiedział coś jeszcze. - Dwanaście dolców za porcję smaŜonych jajek. Przypusz- czam, Ŝe zespół ma nadgodziny. Rider z uśmiechem przytaknęła. - Zgadza się. Ale i tak nie mógłbyś dokończyć tych wyśmienitych jajek, gdybyś dostał wezwanie od komendanta. - JuŜ słyszałaś, co? - Ciągle lubię wiedzieć, co się dzieje na szóstym. Dostałeś odznakę? - Tak, dał mi. - Powiedziałam mu, jaki chciałbyś numer. Dostałeś? - Tak, Kiz, dzięki. Dzięki za wszystko. - JuŜ mi to mówiłeś, partnerze. Nie musisz bez przerwy tego powtarzać. Skinął głową i rozejrzał się po pokoju. ZauwaŜył, Ŝe na ścianie za plecami Rider wisi zdjęcie dwóch detektywów pochylonych 16
nad ciałem leŜącym w suchym, wybetonowanym korycie rzeki Los Angeles. Sądząc po kapeluszach detektywów, fotografię zrobiono chyba na początku lat pięćdziesiątych. - To od czego zaczynamy? - zapytał. - Zespół analizuje sprawy z trzyletnich okresów. Dzięki temu zachowujemy pewną ciągłość. MoŜna poznać epokę i ludzi z departamentu. Znaleźć wspólne elementy. Łatwiej jest zidentyfikować seryjnych. W ciągu dwóch lat namierzyli czterech seryjnych, o których nigdy nikt nie słyszał. Bosch pokiwał głową. Był pod wraŜeniem. - Które lata dostaliśmy? - spytał. - KaŜda para ma cztery albo pięć bloków. My jesteśmy nowi, dlatego dostaliśmy cztery. Rider otworzyła środkową szufladę biurka, wyciągnęła kartkę i podała mu. Bosch/Rider - przydział spraw 1966 1972 1987 1996 1967 1973 1988 1997 1968 1974 1989 1998 Bosch przestudiował listę lat, za które mieli być odpowiedzialni. Większą część pierwszego bloku spędził poza miastem - w Wietnamie. - Lato miłości - rzekł. - Ominęło mnie. MoŜe właśnie dlatego coś ze mną nie tak. Powiedział to tylko po to, Ŝeby się odezwać. ZauwaŜył, Ŝe drugi blok obejmuje rok1972, kiedy wstąpił do policji. Przypomniał sobie wezwanie do domu niedaleko Vermont drugiego dnia słuŜby patrolowej. Jakaś kobieta ze wschodniej części miasta poprosiła policjantów, Ŝeby zajrzeli do jej matki, która nie odbierała telefonu. Bosch odnalazł ją utopioną w wannie, z rękami i nogami związanymi smyczami dla psów. Razem z nią w wannie leŜał jej martwy pies. Bosch zastanawiał się, czy morderstwo staruszki jest jedną ze spraw, które będzie teraz musiał rozwiązać. - Jak to się stało? To znaczy, dlaczego dostaliśmy akurat te lata? - Od innych par. Trochę ich odciąŜyliśmy. Prawdę mówiąc, juŜ napoczęli niektóre sprawy. W piątek słyszałam, Ŝe jest czyste trafienie w jednej sprawie z osiemdziesiątego ósmego. Mamy się tym zająć od dzisiaj. To chyba twój prezent z okazji powrotu. - Co to jest czyste trafienie? 17
- Kiedy DNA albo odcisk palca wrzucony do komputerów lub przesłany do Departamentu Sprawiedliwości zostanie nieoczekiwanie zidentyfikowany. - A nasze trafienie? - Chyba znaleźli DNA. Za chwilę powinniśmy się dowiedzieć. - Nic ci nie powiedzieli w zeszłym tygodniu? Wiesz, Ŝe mogłem wpaść w weekend. - Wiem, Harry. Ale to stara sprawa. Nie ma potrzeby rzucać wszystkiego i pędzić, kiedy tylko przyślą jakiś papier. W wydziale spraw zamkniętych pracuje się inaczej. - Naprawdę? Jak to? Rider wyglądała na rozdraŜnioną, ale zanim zdąŜyła mu odpowiedzieć, otworzyły się drzwi i biuro wypełniły głosy. Rider wysunęła się z niszy w głębi pomieszczenia, a Bosch ruszył za nią. Przedstawiła Boscha pozostałym członkom zespołu. Dwóch detektywów, Tima Marcie i Ricka Jacksona, Harry dobrze znał z poprzednich spraw. Dwie kolejne pary stanowili Robert Renner z Victorem Robleto oraz Kevin Robinson i Jean Nord. Bosch słyszał dobre opinie o wszystkich, podobnie jak o Abelu Pratcie, oficerze dowodzącym zespołem. NaleŜeli do pierwszorzędnych detektywów z wydziału zabójstw. Powitanie było serdeczne, choć powściągliwe i trochę oficjalne. Bosch zdawał sobie sprawę, Ŝe musieli podejrzliwie potraktować jego wejście do zespołu. Takiego przydziału na pewno pragnęli detektywi z całego departamentu. Wątpliwości budził fakt, Ŝe Harry trafił tu prawie trzy lata po odejściu ze słuŜby. Bosch wiedział, o czym zresztą przypomniał mu komendant, Ŝe swój powrót zawdzięcza przede wszystkim Kiz Rider. Ostatnio pracowała w biurze komendanta jako analityk strategii. Wykorzystała wszystkie argumenty, jakie udało się jej zgromadzić na tym stanowisku, by sprowadzić Boscha z powrotem i przydzielić go do ze- społu, z którym obecnie pracowała. Kiedy wymieniono juŜ wszystkie uściski dłoni, Pratt zaprosił Boscha i Rider do swojego biura na prywatną mowę powitalną. Usiadł za biurkiem, a oni zajęli krzesła naprzeciw. W klitce nie było miejsca na inne meble. Pratt był kilka lat młodszy od Boscha - mógł mieć niewiele ponad pięćdziesiątkę. Trzymał formę i miał silne poczucie solidarności z osławionym wydziałem rabunków i zabójstw, którego częścią był wydział spraw zamkniętych. Pratt wydawał się pewny swoich umiejętności i własnej pozycji w zespole. Nie mógł sobie 18
pozwolić na wątpliwości. Rabunki i zabójstwa zajmowały się najtrudniejszymi sprawami w mieście. Bosch wiedział, Ŝe jeśli ktoś nie wierzy, Ŝe jest inteligentniejszy, bezwzględniejszy i bardziej przebiegły niŜ ludzie, których tropi, powinien zmienić zajęcie. - Tak naprawdę powinienem was rozdzielić - zaczął. - śeby kaŜde z was pracowało z kimś, kto dobrze zna zadania zespołu, bo róŜnią się od tego, co dotychczas robiliście. Ale dostałem wyraźny sygnał z szóstego, dlatego nie będę się wtrącał. Poza tym domyślam się, Ŝe dawniej byliście świetnie zgraną parą. Tak więc dam sobie spokój z rozdzielaniem i wprowadzę was w to, czym się zajmuje nasz wydział. Kiz, wiem, Ŝe juŜ w zeszłym tygodniu wysłuchałaś tego samego, ale wytrzymaj to jeszcze raz, zgoda? - Oczywiście - przytaknęła Rider. - Przede wszystkim zapamiętajcie, Ŝe nie istnieje coś takiego jak „zamknięcie sprawy". Zamknięcie to bzdura. Termin medialny uŜywany w gazetach do określenia zimnych spraw. Zamknięcie sprawy to Ŝart. Nasza robota to znajdowanie odpowiedzi. I odpowiedzi muszą wystarczyć. Nie wolno wam błędnie rozumieć swojej pracy. Nie wolno wam wprowadzać w błąd członków rodzin, z którymi będziecie rozmawiać, i nie wolno wam dać się wywieść w pole.Zamilkł, spodziewając się reakcji, której się jednak nie doczekał, więc kontynuował. Bosch spostrzegł, Ŝe wiszące na ścianie zdjęcie z miejsca zbrodni przedstawia męŜczyznę leŜącego w podziurawionej kulami budce telefonicznej. Taką budkę moŜna było zobaczyć tylko w starych filmach, na Farmers Market albo w restauracji Phillippe. - Nie ma wątpliwości - mówił Pratt - Ŝe siedziba zespołu to najwaŜniejsze miejsce w budynku. Miasto, które zapomina o ofiarach morderstw, jest stracone. I właśnie tu nie pozwalamy zapomnieć. Nasza rola jest podobna do roli zawodników wprowadzanych do gry w drugiej części dziewiątej rundy, kiedy waŜą się losy meczu. Jesteśmy mistrzami końcówek. Jeśli my sobie nie poradzimy, nikt sobie nie poradzi. JeŜeli zmarnujemy szansę, będzie po meczu, bo jesteśmy ostatnią deską ratunku. To prawda, Ŝe dysponujemy skromnymi siłami. Mamy osiem tysięcy niewyjaśnionych spraw od sześćdziesiątego roku. Ale nie zamierzamy się poddawać. Nawet jeŜeli zespół wyjaśni tylko jedną sprawę miesięcznie - czyli dwanaście rocznie - będzie to coś. Jesteśmy mistrzami końcówek. JeŜeli zajmujesz się zabójstwami, nie ma lepszej roli. 19
Jego zapał wywarł na Boschu duŜe wraŜenie. Detektyw dostrzegł w oczach Pratta szczerość, a nawet ślad cierpienia. Kiwał głową. JuŜ teraz wiedział, Ŝe chce pracować dla tego człowieka, a coś takiego zdarzało mu się bardzo rzadko. - Ale pamiętajcie, Ŝe końcówka nie oznacza „zamknięcia sprawy" - dodał Pratt. - Jasne - rzekł Bosch. - Wiem, Ŝe oboje macie spore doświadczenie w zabójstwach. Czeka was jednak zupełna zmiana waszego stosunku do spraw. - Stosunku? - zdziwił się Bosch. - Owszem, stosunku. Praca nad świeŜym zabójstwem to całkiem inna historia. Macie ciało, wynik sekcji, zawiadamiacie rodzinę. A tu zajmujecie się ofiarami, które nie Ŝyją od bardzo dawna. Nie ma autopsji, nie ma w zasadzie miejsca zbrodni. Do dyspozycji są tylko księgi morderstw - jeŜeli je znajdziecie -i kartoteki. Kiedy idziecie spotkać się z rodziną, a moŜecie mi wierzyć, Ŝe trzeba się do tego dobrze przygotować, widzicie ludzi, którzy juŜ mają za sobą szok i znaleźli sposób, Ŝeby się z niego otrząsnąć, albo i nie. To wyczerpujące doświadczenie. Mam nadzieję, Ŝe jesteście na to gotowi.- Dzięki za ostrzeŜenie - powiedział Bosch. - Przy świeŜym zabójstwie wszystko jest chłodne i rzeczowe. W starych sprawach w grę wchodzą emocje. Zobaczycie, jakie szkody z biegiem czasu moŜe wyrządzić przemoc. Bądźcie na to gotowi. Pratt wziął z brzegu biurka gruby niebieski segregator i połoŜył go na podkładce z kalendarzem. JuŜ chciał przesunąć go w ich stronę, lecz przerwał w pół ruchu. - Musicie być jeszcze przygotowani na niespodzianki ze strony departamentu. Liczcie się z tym, Ŝe akta będą niekompletne albo w ogóle ich nie będzie. Liczcie się z tym, Ŝe dowody fizyczne mogły zostać zniszczone albo zniknęły. śe w niektórych sprawach trzeba zaczynać od zera. Nasz wydział powstał dwa lata temu. Przez pierwsze osiem miesięcy przekopywaliśmy się przez rejestry spraw i łowiliśmy niewyjaśnione. Przepuściliśmy przez kry- minalistykę, co się dało, ale nawet gdy mieliśmy trafienie, robotę utrudniały nam braki w sprawie. Beznadziejna sytuacja. Frustrująca. Mimo Ŝe przepisy o przedawnieniu nie dotyczą morderstw, okazuje się, Ŝe dowody, a nawet akta sprawy usuwa się rutynowo za rządów co najmniej jednej administracji. Słowem, przekonacie się, Ŝe największą przeszkodę w niektórych sprawach moŜe stanowić sam departament. 20
- Podobno mamy czyste trafienie w jednej z naszego bloku - rzeki Bosch. Usłyszał juŜ dość. Chciał przystąpić do rzeczy. - Zgadza się - odparł Pratt. - Za chwilę do tego przejdę. Pozwól mi tylko dokończyć mój wykładzik. W końcu nieczęsto mam okazję go wygłaszać. Mówiąc w skrócie, próbujemy stosować nowe metody i technologie do starych spraw. W zasadzie chodzi o trzy podstawowe techniki - badanie DNA, daktyloskopię i balistykę. W ciągu ostatniej dekady w tych trzech dziedzinach nastąpił niewyobraŜalny postęp w analizie porównawczej. Kłopot z departamentem polega na tym, Ŝe nigdy nie wykorzystał tych osiągnięć do analizy starych spraw. W wyniku tego mamy około dwóch tysięcy spraw, gdzie są próbki DNA, których nigdy nie ba- dano i nie porównywano. Mamy cztery tysiące spraw od1960 roku z odciskami palców, których nigdy nie sprawdzono w komputerze. Ani naszym, ani FBI, ani Departamentu Sprawiedliwości, ani Ŝadnym innym. Śmiechu warte, ale, niestety, tak cholernie smutne, Ŝe trudno się śmiać. To samo z balistyką. Okazuje się, Ŝe nadal są dowody w większości spraw, ale się je ignoruje.Bosch pokręcił głową, wyobraŜając sobie frustrację wszystkich rodzin ofiar zbrodni, które przepadły w otchłani czasu z powodu obojętności i nieudolności. - Przekonacie się teŜ, Ŝe zmieniły się metody. Dzisiejszy gliniarz od zabójstw jest po prostu lepszy od ludzi, którzy pracowali w sześćdziesiątym czy siedemdziesiątym roku. Nawet osiemdziesiątym. Dlatego zanim zajmiecie się dowodami i przejrzycie sprawy, natkniecie się na rzeczy, które dziś wydają się wam oczywiste, ale w momencie zabójstwa dla nikogo oczywiste nie były. Pratt skinął głową. Wykład dobiegł końca. - A teraz nasze trafienie - rzekł, przesuwając w ich stronę wyblakły niebieski segregator - księgę morderstwa. - Poczytajcie sobie tę ksiąŜeczkę. Jest wasza. Zamknijcie sprawę i wsadźcie kogoś za kratki.
3 o wyjściu z biura Pratta postanowili, Ŝe Bosch pójdzie po następną kawę, a Rider zacznie się zapoznawać z historią śledztwa. Z doświadczenia wiedzieli, Ŝe Kiz czyta szybciej, a dzielenie księgi na pół nie miało sensu. Obojeciej, a dzielenie księgi na pół nie miało sensu. Oboje musieli przeczytać całość od deski do deski, aby poznać dokładny przebieg dochodzenia i całą dokumentację. Bosch oświadczył, Ŝe da jej fory. Powiedział, Ŝe moŜe wypije kawę w bufecie, poniewaŜ się za nim stęsknił. Za miejscem, nie za podawaną tam kawą. - Wobec tego mam chyba parę minut, Ŝeby skoczyć na koniec korytarza - powiedziała Rider. Kiedy wyszła do toalety, Bosch wziął listę lat, które im przydzielono, i wsunął ją do wewnętrznej kieszeni marynarki. Wyszedł z pokoju 503 i zjechał windą na trzecie piętro. Potem przeszedł przez główne biuro wydziału rabunków i zabójstw, kierując się w stronę gabinetu kapitana. Biuro kapitana składało się z dwóch pomieszczeń. Pierwszym był gabinet, natomiast drugie nazywano salą morderstw. Na środku znajdował się długi stół konferencyjny, gdzie omawiano dochodzenia w sprawach zabójstw, a wzdłuŜ ścian stały półki z ksiąŜkami prawnymi i miejskimi rejestrami morderstw. W oprawionych w skórę kronikach odnotowano kaŜde zabójstwo, jakie w ciągu ponad stu lat popełniono w Los Angeles. Według przyjętej procedury uaktualniano rejestry, ilekroć wyjaśniono którąś ze zbrodni. Dzięki temu moŜna było ustalić, które sprawy są na- dal niewyjaśnione, a które zostały rozwiązane. Bosch przesunął palec po popękanych grzbietach ksiąŜek. Na kaŜdym widniał prosty napis ZABÓJSTWA oraz lata, które obej- 22 P
mował dany tom. KaŜda z wcześniejszych ksiąg opisywała wydarzenia z kilku lat, lecz od roku1980 w mieście popełniono tyle morderstw, Ŝe w kaŜdej kolejnej kronice zdołano pomieścić raporty zbrodni tylko z jednego roku. Bosch zauwaŜył, Ŝe rok 1988 zajmuje dwa tomy i zdąŜył się domyślić, dlaczego akurat ten rok przydzielono jemu i Rider jako nowym członkom zespołu. Apogeum morderstw w mieście musiało oznaczać apogeum niewyjaśnionych spraw. Gdy jego palec natrafił na księgę ze sprawami z 1972 roku, wyciągnął tom i zasiadł z nim przy stole. Przekartkował rejestr, przebiegając wzrokiem dawne historie i słuchając zapomnianych głosów. Odnalazł sprawę staruszki utopionej w wannie. Sprawcy nigdy nie wykryto. Przejrzał przestępstwa z lat 1973 i 1974, a potem wziął księgę z lat 1966, 1967 i 1968. Czytał o Charlesie Mansonie i Robercie Kennedym. Czytał o ludziach, których nazwisk nie znał i nigdy nie słyszał. Którym odebrano nazwiska wraz ze wszystkim, co mieli i co kiedykolwiek mogli mieć. Czytając katalogi okropności miasta, Bosch poczuł, jak wstępuje w niego dobrze znana moc i znów zaczyna pulsować mu w Ŝyłach. Zaledwie przed godziną wrócił do pracy i juŜ był na tropie mordercy. NiewaŜne, jak dawno polała się krew. Morderca gdzieś się ukrywał i Bosch tylko czekał, aby go zwietrzyć. Niczym powracający syn marnotrawny wiedział, Ŝe znów znalazł się na swoim miej- scu. Odnowił chrzest w wodzie jedynego prawdziwego kościoła. Kościoła mundurowej religii. I wiedział, Ŝe zbawienie przyniosą mu ci, którzy juŜ dawno zginęli, Ŝe odnajdzie je w tych zalatujących stęchlizną bibliach, gdzie ciągnęły się długie kolumny umarłych i z kaŜdej stronicy wyzierały duchy.-Harry Bosch! Drgnął, zaskoczony okrzykiem, zatrzasnął ksiąŜkę i uniósł wzrok. W drzwiach gabinetu stał kapitan Gabe Norona. - Słucham, kapitanie. - Witaj z powrotem! Oficer podszedł i energicznie uścisnął Boschowi dłoń. - Cieszę się, Ŝe wróciłem. - Widzę, Ŝe juŜ ci dali zadanie domowe. Bosch skinął głową. - Tak, zapoznaję się z tematem. - Nowa nadzieja dla umarłych. Harry Bosch znów prowadzi sprawę. 23
Bosch się nie odezwał. Nie wiedział, czy kapitan stara się być sarkastyczny, czy nie. - To tytuł ksiąŜki, którą kiedyś czytałem - wyjaśnił Norona. - Ach, tak. - Powodzenia. Wyłap ich i powsadzaj za kratki. - Takie mam plany. Kapitan ponownie uścisnął mu rękę, a potem zniknął w gabinecie, zamykając za sobą drzwi. Dowódca przeszkodził mu w medytacjach, zakłócając tę świętą chwilę. Bosch wstał i zaczął ustawiać na półkach cięŜkie katalogi morderstw. Gdy skończył, wyszedł z biura, kierując się do bufetu.
4 iedy Bosch wrócił ze świeŜą kawą, Rider była juŜ w połowie księgi morderstwa. Wzięła kubek z jego rąk. - Dzięki. Potrzeba mi tego, Ŝeby nie zasnąć. - Co takiego? Chcesz tu siedzieć i wmawiać mi, Ŝe to nuda w porównaniu z przekładaniem papierków w biurze komendanta? - Nie, to nie tak. Chodzi o to, Ŝe trzeba czytać bardzo dokładnie. Musimy znać tę ksiąŜkę na wylot. Musimy brać pod uwagę wszystkie moŜliwości. Bosch zauwaŜył, Ŝe Kiz ma przed sobą blok biurowy, którego prawie całą pierwszą stronę zdąŜyła zapełnić notatkami. Nie mógł ich odczytać, ale widział, Ŝe większość zapisków kończą znaki zapytania. - Poza tym - dodała - uŜywam teraz innych mięśni. Tych, których nie uŜywałam na szóstym. - Rozumiem - odrzekł. - Mogę juŜ zacząć to, co przeczytałaś? - Nie krępuj się. Otworzyła segregator i wyciągnęła gruby plik dokumentów. Podała je Boschowi, który usiadł przy swoim biurku.- Znalazłabyś jeszcze jeden taki blok? - spytał. - Bo ja mam tylko mały notesik. Rider westchnęła teatralnie. Bosch wiedział, Ŝe przesadza i w rzeczywistości cieszy się, Ŝe znów razem pracują. Prawie przez dwa lata zajmowała się strategią i rozwiązywaniem problemów nowego komendanta. Nie była to policyjna robota, do jakiej Kiz była stworzona. W przeciwieństwie do tej, która teraz ich czekała. Rider podsunęła mu blok. - Mam ci dać jeszcze długopis? - Nie, mam swój. 25 K