PROLOG
Cate Fante była honorowym gościem na tym zakrapianym
przyjęciu, które zbliŜało się juŜ do końca. Uniosła ostatnią
lampkę koniaku, dołączając do sędziów, pijących toast dla
uczczenia powołania jej do sądu okręgowego. Jutro w sądzie
będzie leniwy dzień. Remy Martin nie jest najlepszym smarem
dla trybów machiny sprawiedliwości.
- Za sędzię Cate Fante, naszą nową koleŜankę po fachu! -
krzyknął naczelny sędzia Sherman, a pozostali sędziowie
stuknęli się z brzękiem kieliszkami. Na pomarszczonych twa-
rzach wykwitły pijackie uśmiechy, a okulary o podwójnych
ogniskowych odbijały migoczące światło świec. Średnia wie-
ku wynosiła sześćdziesiąt dwa lata, a mianowanie do sądu
federalnego było doŜywotnie. Cate ze swoimi trzydziestoma
dziewięcioma latami czuła się tak, jakby właśnie wprowadzała
się do najbardziej ekskluzywnego domu emeryta na świecie.
- Prosimy o mowę! - wołali sędziowie, a ich zachęty od-
bijały się echem w niewielkiej salce. Złociste światło padało z
mosięŜnych kinkietów, kawa stygła obok resztek creme brülee
i innych deserów. - Prosimy o mowę, sędzio Fante!
- Proszę o spokój na sali sądowej, bando wariatów! -
odkrzyknęła Cate, unosząc szklankę z całkiem udawaną bra-
wurą. Zdołała przywołać na usta uśmiech, który zamaskował
jej panikę wywołaną koniecznością wypowiedzi. Nie mogła
zdradzić prawdy: w głębi duszy przeraŜała ją praca, którą
6 LISASCOTTOLINE
opisano w Konstytucji Stanów Zjednoczonych. Albo Ŝe tylko
wyglądała odpowiednio do roli w swoim kremowym tweedo-
wym kostiumie Chanel, włoŜonym niczym niezwykle kosz-
towna zbroja.
- Tylko się streszczaj, Cate. - Sędzia William Sasso złoŜył
dłonie w megafon. - Dla mnie jest juŜ po dobranocce.
Sędzia Gloria Sullivan zachichotała.
- Bill, daj jej spokój. Ciebie słuchamy, a Bóg jeden wie, ile
to czasami trwa.
- Nie, on ma rację. - Cate zdobyła się na odwagę. - Dzię-
kuję wszystkim za tę uroczą kolację. Mówiliście o mnie duŜo
bardzo miłych rzeczy, a ja chciałam wam tylko powiedzieć, Ŝe
w pełni zasłuŜyłam na kaŜde słowo.
- Nareszcie jeden szczery sędzia! - Naczelny sędzia Sher-
man wybuchnął śmiechem, inni równieŜ. Młody kelner stojący
pod ścianą teŜ się uśmiechnął. Sędziowie klaskali, wołając:
„Tak trzymać!" i „Bardzo dobrze!".
- Dziękuję wam i dobranoc. - ZłoŜyła ironiczny ukłon i
podchwyciła spojrzenie kelnera, po czym odwróciła wzrok.
Przyjęła gratulacje i poŜegnania, gdy sędziowie wstawali, by
wyjść, zabierając swoje teczki i torby. Chwyciła własną to-
rebkę i wszyscy ruszyli w stronę drzwi, opuszczając restaura-
cję Four Seasons. Po drodze Cate poczuła delikatny dotyk na
ramieniu i odwróciła się, by zobaczyć obok siebie naczelnego
sędziego Shermana, wysokiego i przygarbionego, z lekko
rozwichrzonymi srebrzystymi włosami.
- Proszę się tak nie cieszyć. Pani zarobki mocno spadną.
- Szefie, trafnie określił pan mają stałą pensję - odparła we-
soło.
Naczelny sędzia Sherman roześmiał się, razem z sędzią Jo-
nathanem Meridenem, który zrównał z nimi krok. Meriden
NIEGRZECZNA DZIEWCZYNKA 7
był po pięćdziesiątce, przystojny w konwencjonalny sposób, z jasny-
mi, siwiejącymi włosami i zgrabną, chociaŜ niewysoką sylwetką. Cate
miała z nim swoje prawnicze przejścia. Kiedy oboje praktykowali,
stawał przeciwko niej w sprawie dotyczącej papierów wartościowych,
co skończyło się jego przegraną przed ławą przysięgłych i stratą klien-
ta. Dzisiaj zachowywał się tak, jakby wszystko zostało zapomniane,
więc albo postanowił uznać sprawę za niebyłą, albo przekonał się do
niej, ze znaczną pomocą whisky Glenlivet. Wyszli z holu w ciepły
letni wieczór, a Cate jak dobra gospodyni, czekała, aŜ wszyscy się
rozejdą, by wsiąść do ostatniej taksówki.
Wewnątrz oparła się o czarny winyl, podczas gdy taksówka włączy-
ła się w słaby ruch uliczny. Jej koła terkotały na szorstkich ulicach,
mokrych po niedawnej burzy. Klimatyzacja działała bardzo słabo,
Cate przyglądała się lśniącym po deszczu budynkom jak ktoś obcy w
tym mieście. W Filadelfii mieszkała od studiów prawniczych, ale w
głębi serca nie była miejską dziewczyną. Wyrosła w górach, w nie-
wielkim miasteczku, które wymazano z mapy. Cate wciąŜ czuła ukłu-
cie na tę myśl, chociaŜ wiedziała, Ŝe rodzinne miasteczko nie powinno
juŜ dla niej nic znaczyć. Była pewna, Ŝe oficjalną granicą, za którą taki
sentyment powinien zaniknąć, była czwarta klasa.
Zaczęła ją boleć głowa. Dzisiaj wysłuchała mów otwierających w
swojej pierwszej duŜej sprawie, dotyczącej umowy budowlanej i
szkód w wysokości pięćdziesięciu milionów dolarów. Całe komando
drogich prawników z Nowego Jorku złoŜyło wnioski o specjalne sta-
wiennictwo, a na liście świadków znajdowało się więcej ludzi z doktora-
tami niŜ na większości uniwersytetów. Proces odbywał się bez ławy
przysięgłych,
8 LISASCOTTOLINE
która podejmowałaby decyzję, ale przynajmniej była to spra-
wa cywilna. Cate zdąŜyła juŜ skazać czterech ludzi na więzie-
nie federalne, a to było o czterech za duŜo.
W taksówce było duszno, toteŜ otworzyła okno. Wpadł
przez nie podmuch powietrza zbyt gęstego, by przynieść ja-
kąkolwiek ulgę. Rozpięła górę jedwabnej bluzki. Naszyjnik z
pereł ciąŜył jej niczym stryczek. Nocne niebo było czarne i
pozbawione gwiazd, jedyny jasny punkt na nim stanowił księ-
Ŝyc w pełni. Oparła się o podgłówek, ale przeszkadzał jej kok,
więc go rozluźniła palcami.
Leniwie spojrzała przez okno. Pary szły razem, obejmując
się i trącając biodrami. Przystojny męŜczyzna w białej koszuli
przebiegł przez ulicę. Taksówka skręciła w jedną z wąskich
uliczek przecinających Center City, niewiele więcej niŜ alejkę
obstawioną koszami na śmieci. Poczuła zapach zgnilizny.
-Jedziemy trasą widokową, tak?
-Tędy będzie szybciej - odparł kierowca, a taksówka zwol-
niła przed znakiem stopu, czekając, aŜ ktoś przejdzie przez
ulicę.
Cate spojrzała na podupadły bar na rogu. Ledwo działający
neon, migając, oznajmiał „DEL & ROY'S", ceglane ściany
gęsto pokrywało graffiti. Boczne okno zabito sklejką, ale
przez pleksiglasowe drzwi frontowe padał Ŝółty blask - jedyny
znak, Ŝe bar nie był zamknięty.
Czas na millera, pomyślała Cate. Hasło ze starej reklamy
telewizyjnej. Jej mama pijała millera. Szampan wśród piw.
-Wysiądę tutaj - powiedziała nagle, grzebiąc w torebce w
poszukiwaniu portmonetki.
NIEGRZECZNA DZIEWCZYNKA 9
- Tutaj? - Kierowca odwrócił się po swojej stronie przezroczystej
plastikowej ścianki. - Proszę pani, to nie jest akurat najlepsza okolica.
Myślałem, Ŝe jedziemy na Society Hill.
- Zmiana planów. - Wyjęła z portmonetki dwudziesto-dolarowy
banknot i podała mu.
Dziesięć minut później siedziała na kiwającym się stołku barowym
z kuflem piwa Miller. Brzeg szklanki poplamiony był szminką przy-
pominającą lepki czerwony pocałunek, niczym odcisk palca próŜno-
ści. Nie była to jej szminka, ale i tak się napiła.
Bar śmierdział stęchłym piwem i dymem z marlboro, zakurzone
butelki stały w nieładzie z tyłu, pod przekrzywioną kartonową podo-
bizną futbolisty Donovana McNabba. Sala barowa słuŜyła jednocze-
śnie za przedpokój zamkniętej sali restauracyjnej, której ciemne drzwi
oznaczone były staromodnym znakiem WEJŚCIE DLA PAŃ. Cate
odwróciła wzrok.
Bar był na pół pusty, dwa siedzenia od niej ciemnowłosy męŜczy-
zna garbił się nad swoim piwem, paląc papierosa. Miał na sobie ko-
szulkę z napisem C&C HOLOWANIE rozciągającym się w poprzek
jego muskularnych pleców. Za nim siedziało trzech męŜczyzn w mil-
czeniu obserwujących mecz baseballu w telewizorze nad barem, Fila-
delfia grała z San Francisco. Obserwowali go z odchylonymi do tyłu
głowami, łysinki na czubkach ich głów tworzyły lśniące owale.
Cate skrzyŜowała nagie nogi w brązowych pantoflach i łyknęła cie-
płego piwa. Nienawidziła samej siebie za to, Ŝe tu jest, a jednocześnie
zastanawiała się, jak długo to potrwa.
10 LISASCOTTOLINE
Nie chodziło o to, Ŝe chciała dotrzeć do domu i iść spać.
Umiała funkcjonować niemal bez snu, od dzieciństwa prze-
rywanego nocnymi alarmami. Bywała wyciągana z łóŜka i
ubierana w ciepły płaszczyk z wyhaftowanym pingwinem,
nałoŜony na cienką koszulkę nocną. Płaszczyk był turkusowy,
a pingwin z czarnego puchu - przypomniała sobie teraz z ja-
kiegoś powodu. Uwielbiała ten płaszczyk.
- Hej - odezwał się jakiś głos obok niej. Obejrzała się.
Był to męŜczyzna w koszulce, ze swoim piwem i marlboro. Z
bliska widać było jego przekrwione niebieskie oczy,
szorstki zarost i lśniące włosy w tłustych strąkach. Obdarzył
ją pijackim uśmiech. - Jak się masz, piękna?
Cate zwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła się.
- Pięknie.
MęŜczyzna zachichotał i postawił swoje piwo na barze. Je-
go papieros zostawiał za sobą smugę dymu.
- Chyba cię skądś znam - powiedział, kładąc dłoń na nagim
kolanie Cate. - Jak mówiłaś, Ŝe masz na imię?
- Karen - odpowiedziała Cate, po czym przesunęła jego
dłoń w górę, na swoje udo.
Czuła się jednocześnie podniecona i nieszczęśliwa.
Rozdział 1
Sześć miesięcy później Cate siedziała w wysokim fotelu na
szczycie podium, czekając na rozpoczęcie sesji. Sala sądowa
była pełna, a ona sama kryła niecierpliwość za maską profe-
sjonalizmu, co juŜ zaczynało się okazywać w tej pracy nie-
zbędne. Rozprawa przed ławą przysięgłych trwała cały ubie-
gły tydzień, ale tylko dzień dzisiejszy się liczył, jak ostatnie
dwie minuty w meczu koszykówki. Wczoraj w barze leciał
mecz druŜyny Sixers i Hornets. Ciekawe, kto wygrał.
Cate poruszyła się za chwiejną ścianą dokumentów pro-
cesowych. Poprzedniej nocy nie spała za dobrze i musiała
trzymać się nadziei, Ŝe korektor ukryje wszystkie ślady, ale
poza tym miała na sobie pełny kostium do swojej roli: synte-
tyczną czarną togę, ciemnoblond włosy zwinięte w sędziowski
francuski kok, smugę róŜowego błyszczyka na wargach, neu-
tralny makijaŜ na dość duŜych niebieskich oczach. W końcu
woźny sądowy mrugnął do Cate.
Zaczynamy show. Cate wykonała gest w stronę adwokata
powoda.
- Panie Temin, zaczynajmy. Rozumiem, Ŝe dzisiaj rano
powód będzie kontynuował zeznania.
- Tak jest, wysoki sądzie. - Nathan Temin był pulchnym
prawnikiem z brzuchem odpowiednim dla duŜo starszego
męŜczyzny, w ciemnym garniturze, który wręcz błagał o Ŝe-
lazko, z niesfornymi czarnymi włosami. Cate wiedziała
12 LISASCOTTOLINE
jednak, Ŝe prawnika na sali sądowej nie naleŜy sądzić po po-
zorach. Sama nieraz celowo wybierała na rozprawę gorszy
strój. Kreacja od Prady nie zdobywa sympatii ławy przysię-
głych.
- Znakomicie. - Skinęła głową. - Proszę zaczynać.
- Dziękuję, wysoki sądzie. - Temin podszedł do podestu ze
swoim długopisem i notatnikiem, a następnie wygładził garni-
tur pulchną dłonią. Powitał ławę przysięgłych, po czym zwró-
cił się do swojego klienta, wstającego juŜ zza stołu. - Panie
Marz, proszę zająć miejsce dla świadka.
Richard Marz podszedł do miejsca dla świadka, na galerii
wyciągnęły się szyje. Reporterzy pospiesznie robili notatki,
rysownicy sięgnęli po pastele o barwie ciała. Okręg wschod-
niej Pensylwanii nie zezwalał na uŜycie aparatów fo-
tograficznych na sali sądowej, za co Cate dziękowała Bogu i
naczelnemu sędziemu Shermanowi.
- Dzień dobry, wysoki sądzie - powiedział łagodnym gło-
sem Marz, siadając po złoŜeniu przysięgi. Miał ledwo trzy-
dzieści lat, w jego błękitnych jak u dziecka oczach widać było
zmęczenie całym tym procesem. Uśmiechnął się nerwowo,
jego wargi były napięte niczym guma, przeciągnął palcami po
brązowych kręconych włosach wydobywających się spod
zrobionej szydełkiem jarmułki. Rozpięta ciemna marynarka
odsłaniała białą koszulę, a pasiasty krawat zwisał krzywo.
Wszyscy myśleli, Ŝe ludzie upodabniają się do swoich psów,
ale Cate uwaŜała, Ŝe upodabniają się do swoich prawników.
- Dzień dobry, panie Marz. - Uśmiechnęła się w profe-
sjonalny sposób, czując dla niego ukrytą sympatię. Twierdził,
Ŝe potęŜny producent telewizyjny ukradł jego pomysł na serial
o filadelfijskich prawnikach i zrobił z niego kablowy hit,
NIEGRZECZNA DZIEWCZYNKA 13
Adwokaci. W tej bitwie między Dawidem a Goliatem to Marz był
uzbrojony tylko w procę.
Przy pulpicie Temin obniŜył czarny mikrofon do swojej wysoko-
ści.
- Panie Marz, zeznał pan w zeszłym tygodniu, Ŝe dwukrotnie spo-
tkał się pan z panem Simone'em, przed spotkaniem najwaŜniejszym.
Proszę przypomnieć ławie przysięgłych, co się działo podczas pierw-
szego spotkania dziesiątego czerwca.
- Sprzeciw, wysoki sądzie - odezwał się George Hartford, adwokat
pozwanego. Hartford miał szare oczy za lekko przyciemnionymi
okularami o podwójnej ogniskowej i przedwcześnie łysiał. Musiał
mieć jakieś pięćdziesiąt lat, był wysoki, zgrabny i smukły we wło-
skim garniturze z Ŝółtym jedwabnym krawatem. - Ten temat został
juŜ omówiony. Powód marnuje czas ławy przysięgłych.
- Wysoki sądzie - zaprotestował Temin - naleŜy przypomnieć fak-
ty, jako Ŝe poprzednie zeznanie odbyło się przed weekendem.
- Oddalam sprzeciw. - Cate rzuciła obu prawnikom swoje najbar-
dziej surowe spojrzenie. - Panowie, proszę, Ŝeby sprzeciwy nie wy-
mknęły się dzisiaj spod kontroli. Bądźmy grzeczni.
- Dziękuję, wysoki sądzie. - Temin skinął głową, ale nie-
zadowolony Hartford usiadł z powrotem obok swojego klienta, pro-
ducenta Arta Simone'a. Nawet na siedząco Simone wyglądał na wy-
sokiego i wysportowanego - męŜczyzna po czterdziestce w najlepszej
formie i u szczytu kariery. Jego rudawe włosy były modnie, krótko
ostrzyŜone, okulary w szylkretowej oprawce pasowały do jedwabne-
go krawata o barwie karmelu i beŜowego garnituru w pepitkę. Jeśli w
tej walce psów Marz
14 LISA SCOTTOLINE
i Temin byli kundlami, to Simone i Hartford byli chartami
afgańskimi najczystszej krwi.
- Panie Marz - zaczął znowu Temin. - Proszę nam krótko
przypomnieć, co się wydarzyło na czerwcowym spotkaniu z
panem Simone'em.
- CóŜ, kiedyś pracowałem w biurze prokuratora stanowego,
zajmowałem się sprawami oszustw komputerowych i prze-
stępstw internetowych. Zawsze lubiłem komputery. - Marz
mówił niemal przepraszająco. - Ale chciałem być pisarzem,
więc zacząłem pisać scenariusz do serialu telewizyjnego o
czterech prawnikach i o tym, jak posługują się komputerami
do rozwiązywania morderstw. Nazwałem to Hard Drive. To
moja Ŝona powiedziała: „MoŜe coś z tym zrobisz?". - Marz
uśmiechnął się do swojej Ŝony, siedzącej w pierwszym rzędzie
na galerii, brunetki o słodkiej buzi, ubranej w długą spódnicę i
wygodne buty. - No więc zadzwoniłem do Arta - pana Simo-
ne'a, opowiedziałem mu, co robię, i zapytałem, czy nie spo-
tkałby się ze mną w tej sprawie, a on zgodził się przylecieć do
Filadelfii na spotkanie.
- Czy znał pan wcześniej pana Simone? - zapytał Temin.
- Tak, znałem go z letniego obozu, miałem wtedy jakieś
dziesięć lat. Camp Willowbark, Oddział A. Był moim wy-
chowawcą, podziwiałem go jak starszego brata. Słyszałem, Ŝe
teraz kręci w Hollywood dla telewizji, miałem nadzieję, Ŝe mi
pomoŜe.
- A co się stało podczas spotkania, w skrócie?
- Spotkaliśmy się w Le Bec Fin, a ja opowiedziałem mu o
moim pomyśle i zapytałem, czy wziąłby coś takiego dla swo-
jej firmy producenckiej. Główny prawnik w moim serialu to
były
NIEGRZECZNA DZIEWCZYNKA 15
detektyw, Włoch z południowej Filadelfii, który znakomicie się ubie-
ra i ma fioła na punkcie krawatów...
- Nie musi pan powtarzać szczegółów - przerwał mu Te-min, za-
nim Hartford zdąŜył zgłosić sprzeciw.
- A, tak, przepraszam. NajwaŜniejsze jest to, Ŝe ci czterej prawni-
cy, o których opowiadałem panu Simone'owi, byli dokładnie tacy
sami, jak czterej prawnicy w Adwokatach.
- Sprzeciw, osąd świadka! - oznajmił Hartford, a Cate machnęła
ręką.
- Oddalam. Ława przysięgłych wie, Ŝe to jego osąd.
Temin zrobił pauzę.
- Nawiasem mówiąc, panie Marz, czy był pan zaskoczony, Ŝe pan
Simone przyleciał tutaj, Ŝeby się z panem zobaczyć, a nie zaprosił
pana na spotkanie do Kalifornii?
- Byłem, ale on powiedział, Ŝe i tak chciał odwiedzić swoją mamę.
Mieszka w domu opieki w Jersey. - Twarz Marza spochmurniała. -
Teraz myślę, Ŝe chciał się spotkać w Filadelfii, bo prawo Pensylwanii
jest łagodniejsze niŜ prawo Kalifornii w kwestii...
- Sprzeciw! - wrzasnął Hartford, siedzący obok swojego coraz
bardziej sztywnego klienta, a Cate uniosła dłoń.
- Podtrzymuję. Wystarczy juŜ własnych osądów, panie Marz.
Ława przysięgłych uśmiechnęła się, a Temin zapytał:
- Czy pan Simone robił jakieś notatki podczas tego
spotkania?
- Nie.
- A teraz, panie Marz, przejdźmy do kolejnych spotkań,
piętnastego i szesnastego września, takŜe w Filadelfii. Kto
był na nim obecny?
16 LISASCOTTOLINE
- Ja, detektyw Russo i pan Simone ze swoją asystentką, Mi-
cah Gilbert.
- Czy chodzi tu o panią Gilbert, która siedzi na galerii za
panem Simone'em?
- Tak. - Marz wskazał ładną młodą kobietę w pierwszym
rzędzie. Micah Gilbert przychodziła na rozprawy od samego
początku, siedząc obok atrakcyjnej konsultantki do spraw
ławy przysięgłych, której włosy ufarbowane były na odcień
czerwieni.
- Co się wydarzyło na tych spotkaniach?
- Pan Simone przyleciał do Filadelfii, Ŝeby spotkać się ze
mną i z moim przyjacielem z wydziału zabójstw, detektywem
Frankiem Russo. Russo był pierwowzorem głównego bohatera
mojego serialu, tego faceta z południowej Filadelfii. Pierw-
szego dnia spotkaliśmy się w Liberties, w dzielnicy Northern
Liberties. Wybrałem to miejsce, bo tam chodzą prawdziwi
detektywi.
Po oczach ławy przysięgłych widać było, Ŝe rozpoznają to
miejsce. Restauracja w Adwokatach teŜ nazywała się Liberties,
a większość znała serial. Było niemoŜliwe znaleźć w Ameryce
kogokolwiek, kto by go nie znał, mimo wielkich starań ze
strony Hartforda. Obrona wykorzystała przysługujące jej trzy
moŜliwości odrzucenia kandydatów na przysięgłych na wy-
eliminowanie spośród nich jak największej liczby widzów
serialu, pomocna w tym okazała się rudowłosa konsultantka.
Cate nigdy nie korzystała z konsultantów. Dobór ławy przy-
sięgłych był podstawową umiejętnością prawnika sądowego.
- A co się stało w Liberties?
- Detektyw Russo i ja opowiedzieliśmy panu Simone'owi o
naszych postaciach i wątkach. Dałem mu teŜ trochę informacji
NIEGRZECZNA DZIEWCZYNKA 17
o komputerach. - Spojrzenie Marza przesunęło się w bok w stronę
Simone'a. - Bo on się na nich w ogóle nie zna.
- Czy pan Simone albo pani Gilbert robili jakiekolwiek
notatki, gdy pan mówił?
- Nie.
- UwaŜał pan to za dziwne?
- Wtedy nie, ale teraz myślę, Ŝe nie chciał zostawiać Ŝadnych do-
wodów na...
- Sprzeciw! To znowu spekulacje, wysoki sądzie. Zgłaszam wnio-
sek o wykreślenie ostatnich słów. - Hartford wstał, ale Cate gestem
nakazała mu usiąść.
- Podtrzymuję. - Zwróciła się do Marza: - Proszę powstrzymać się
od wygłaszania własnych domysłów.
Temin kontynuował:
- A co się wydarzyło po obiedzie w Liberties?
- Detektyw Russo i ja zabraliśmy pana Simone'a z panią Gilbert do
Roundhouse, głównego budynku policji, i powiedzieliśmy mu, jak to
wszystko naprawdę wygląda w wydziale zabójstw. Pokazaliśmy mu
główną salę, na przykład jak detektywi blokują drzwi starym koszem
na śmieci i nigdy nie zauwaŜają, Ŝe on śmierdzi, tylko goście to czu-
ją. - Marz znowu zwrócił się do ławy przysięgłych. - Ten kosz na
śmieci jest waŜny, bo duŜo mówi o bohaterach. O tym, jak przyzwy-
czajają się do tego, co jest złe, jak wygląda ich codzienne miejsce
pracy.
Kilku członków ławy przysięgłych powaŜnie pokiwało głowami,
jeden rzucił nieprzyjazne spojrzenie w stronę stolika obrony. Gdyby
ława przysięgłych miała w tej chwili wydać wyrok, głosowaliby na
korzyść Marza i jego symbolicznego kosza na śmieci.
18 LISA SCOTTOLINE
- A co robiliście drugiego dnia?
- Detektyw Russo i ja przewieźliśmy pana Simone'a i panią
Gilbert po okolicy, gdzie rozgrywała się akcja. To się nazywa
„wybór plenerów".
Temin przewrócił kartkę w swoim notatniku.
- I w końcu dochodzimy do pańskiego najwaŜniejszego
spotkania z panem Simone'a, dziewiątego listopada, takŜe w
Le Bec Fin. Kto był obecny na tym spotkaniu?
- Ja i pan Simone.
- I co się wydarzyło podczas tego obiadu?
- Pan Simone powiedział, Ŝe świętujemy. Zamówił szam-
pana, dwie butelki, chociaŜ ja nie piję za duŜo. - Marz rzucił
niechętne spojrzenie w stronę stolika obrony. - Powiedziałem
mu, Ŝe mam juŜ gotową wstępną wersję scenariusza, i dałem
mu ją.
- Proszę wyjaśnić ławie przysięgłych, co to jest wstępna
wersja scenariusza.
- Wstępna wersja scenariusza zawiera szczegółowy opis po-
staci i wątków. Powiedziałem panu Simone'owi, Ŝe przygotuję
ją do sierpnia, ale nie mogłem tego robić i jednocześnie pra-
cować w biurze prokuratora stanowego, więc rzuciłem pracę.
- Wysoki sądzie, czy mogę podejść? - spytał Temin, a Cate
skinęła głową.
Wziął ze stołu trzy grube czarne segregatory oznaczone na-
pisem HARD DRIVE i podał jeden Hartfordowi, a jeden proto-
kolantowi sądowemu, po czym podszedł do miejsca dla
świadka, podając trzeci MarŜowi.
- Panie Marz, czy to jest wstępna wersja scenariusza, którą
pan napisał i dał panu Simone'owi?
NIEGRZECZNA DZIEWCZYNKA 19
- Tak - potwierdził Marz, przeglądając segregator, który został
zgłoszony jako dowód w sprawie. Temin znowu
zwrócił się do swojego świadka.
- Czy pan Simone robił notatki podczas tego obiadu?
- Nie.
Temin odczekał chwilkę, by wszyscy przyjęli to do wiadomości i
wyciągnęli odpowiednie wnioski.
- Co się stało potem?
- Potem pan Simone powiedział...
- Sprzeciw, dowód ze słyszenia! - zawołał Hartford, trzymając
lśniące pióro Mont Blanc zawieszone w powietrzu, a Temin ze-
sztywniał.
- To nie jest dowód ze słyszenia, wysoki sądzie.
- Oddalam sprzeciw - Cate zwróciła się do Marza. - Proszę odpo-
wiedzieć.
- Powiedział, Ŝe przygotuje serial do produkcji i zadzwoni, kiedy
będzie gotowy. Był bardzo podekscytowany i zawarliśmy umowę.
- Sprzeciw, wysoki sądzie! - zawołał głośniej Hartford, wstając. -
W tej sprawie nie zawarto Ŝadnej umowy!
- Owszem, zawarto! - Temin dorównał mu pod względem decybe-
li, a Cate uniosła rękę niczym sygnał stopu.
- Panowie, wystarczy. Oddalam sprzeciw. Panie Hartford, powód
moŜe w zeznaniu podać swoją wersję całej historii, a pański klient
swoją. Bardzo piękna symetria, nieprawdaŜ? - Machnęła ręką w stro-
nę Temina. - Proszę kontynuować.
- Panie Marz, jaka umowa została zawarta między panem a panem
Simone'em?
- Umowa była taka, Ŝe zrobi z mojego pomysłu serial telewizyjny,
i on powiedział: „Jeśli ja zarobię, to i ty zarobisz".
20 LISA SCOTTOLINE
- Wypowiedział te słowa? - zapytał Temin, a przy stoliku
obrony Hartford pokręcił głową w niemej frustracji. Simone
zachował stoicki spokój.
- Tak - odparł Marz.
- Czy jest moŜliwe, Ŝeby pan się przesłyszał? Sam pan ze-
znał, Ŝe piliście szampana. MoŜe powiedział: „Podasz mi
sól?".
- Nie, doskonale go słyszałem. A zresztą sól juŜ miał.
Ława przysięgłych zaśmiała się, galeria równieŜ. Temin
usiłował osłabić siłę przesłuchania przez adwokata drugiej
strony, ale Cate nie sądziła, Ŝeby to coś dało. Zamaskowała
swój niepokój, opierając policzek na pieści.
- Panie Marz, powaŜnie, jak moŜe pan mieć taką pewność?
- Bo zastanawiałem się, kiedy zaczniemy rozmawiać o pie-
niądzach. Moja Ŝona wciąŜ chciała, Ŝebym go zapytał, ale
nigdy nie było odpowiedniej chwili. - Marz zaczerwienił się, a
jego Ŝona spuściła wzrok. - Dlatego kiedy to powiedział, wie-
działem, Ŝe mamy umowę.
- Czy pan i pan Simone spisaliście tę umowę?
- Nie było takiej potrzeby, przynajmniej mnie się wyda-
wało, Ŝe nie ma. - Marz skrzywił się. - Jesteśmy przyjaciółmi,
znaczy byliśmy. Był moim wychowawcą. Ufałem mu, wierzy-
łem, Ŝe mnie nie skrzywdzi. - Marz zacisnął wargi, jego roz-
czarowanie nie uszło uwagi ławy przysięgłych.
W swoim fotelu Cate omal nie wybuchła, ale zamiast tego
zapisała w notatniku: STUDIA PRAWNICZE NIE WYLE-
CZYŁY CIĘ Z ZAUFANIA DO INNYCH?
- Panie Marz - mówił Temin - niektórzy z przysięgłych
mogą mieć kłopoty ze zrozumieniem, dlaczego pan jako
NIEGRZECZNA DZIEWCZYNKA 21
prawnik zaszedł tak daleko, nie mając umowy na piśmie. Co by pan
na to odpowiedział?
- Odpowiedziałbym, Ŝe mają racje, ale prawnicy to teŜ ludzie. -
Marz znowu zwrócił się w stronę ławy przysięgłych. - Przyznaję,
dałem się ponieść całemu temu Hollywood. On ma własny samolot. I
limuzynę. Zna tych wszystkich sławnych ludzi. Po raz pierwszy w
Ŝyciu czułem, Ŝe jestem cool. MoŜe i byłem naiwny, ale to nie zmie-
nia faktu, Ŝe Art Simone ukradł mój serial.
- Nie mam dalszych pytań - oznajmił Temin, ale Hartford juŜ zdą-
Ŝył wstać.
- Ja mam pytania, wysoki sądzie.
Cate skinęła głową, a Hartford pomaszerował w stronę pulpitu
opuszczonego przez Temina. Rozpoczął sztywnym tonem.
- Panie Marz, tylko kilka pytań dotyczących tej rzekomej umowy.
Przyznaje pan, Ŝe nigdy nie została ona spisana?
- To była ustna umowa. Codziennie zawiera się ustne umowy. Ta-
ka umowa zaleŜy od tego, czy uda się zapewnić finansowanie. W
Kalifornii to standard.
Wzięła do ręki długopis. BOśE, PROSZĘ, POMÓś TEMU
CHŁOPCU. NIE WIDZISZ JEGO JARMUŁKI? Hartford drąŜył
temat.
- Panie Marz, powtarzam, ta umowa nie została spisana, tak? Pro-
szę odpowiedzieć „tak" albo „nie".
- Nie, nie została.
- Pan i pan Simone nie omawialiście Ŝadnych konkretnych szcze-
gółów tej umowy, prawda?
- Jak mówiłem, powiedział: „Jeśli ja zarobię, to i ty zarobisz".
22 LISA SCOTTOLINE
- MoŜe mnie pan nie zrozumiał. - Hartford wyprostował
poszerzone poduszkami ramiona. - Chodziło mi o to, Ŝe pan i
pan Simone nie omawialiście Ŝadnej konkretnej ceny za pański
pomysł, zgadza się?
- Dałem mu teŜ wstępną wersję scenariusza do Hard Drive -
dodał Marz.
- Sformułuję pytanie inaczej. Pan i pan Simone nie oma-
wialiście konkretnej ceny za pański pomysł i wstępną wersję
scenariusza?
- Nie.
- Nie omawialiście, kiedy, gdzie lub w jaki sposób miało
by być przekazane jakieś wynagrodzenie?
- Nie.
- Nie omawialiście, kto miałby panu zapłacić? Czy byłby
to pan Simone, czy jego firma producencka?
- Nie.
- Zatem podczas tego obiadu nie omawialiście panowie
Ŝadnych szczegółów tej rzekomej umowy, zgadza się?
- Nie omawialiśmy.
- A w tych rozmowach telefonicznych albo e-mailach mię-
dzy panami, o których wspominał pan w zeszłym tygodniu?
- Nie, jak juŜ mówiłem, bo...
- Tak czy nie?
- Nie - odparł Marz niechętnie. Jego usta znowu się wy-
gięły, a przysięgli popatrzyli na niego współczująco, marsz-
cząc brwi. Nie tylko kazaliby Simone'owi zapłacić odszko-
dowanie, ale jeszcze by go poćwiartowali.
- Nie mam dalszych pytań - oznajmił Hartford, kończąc
swoje przesłuchanie szybciej, niŜ ktokolwiek poza Cate ocze-
kiwał.
NIEGRZECZNA DZIEWCZYNKA 23
- Panie Temin, jakieś dodatkowe pytania? - zapytała.
- Tak, wysoki sądzie. - Temin wrócił do pulpitu i rozpoczął serię
pytań, które jeszcze raz potwierdziły to, co powiedzieli poprzednio.
Na wszelki wypadek podtrzymała dwa sprzeciwy Hartforda. Ale te
zeznania niczego nie zmieniły, a gdy się skończyły, ogłosiła przerwę
na obiad, zabrała swój notatnik i wstała.
Na notatniku wypisała: CZY SPRAWIEDLIWOŚĆ JEST TYLKO
W TELEWIZJI?
Rozdział 2
Cate od razu zrozumiała, dlaczego detektyw Frank Russo
nadawał się na bohatera serialu. Szorstka, poorana bruzdami
skóra słuŜyła jako płótno dla ciemnych oczu, wydatnego czoła
i cięŜkich, zmysłowych warg. Jego lśniące włosy o podejrza-
nym odcieniu czerni pasowały do długawych baków. Nie był
wysoki, jakieś metr siedemdziesiąt pięć, ale potęŜne ramiona
napinały ciemną marynarkę na szerokich plecach, a szpanerski
krawat z czerwonego jedwabiu dowodził wymienionego
wcześniej „fioła na punkcie krawatów". Siedział na miejscu
dla świadka, lekko pochylony w stronę czarnego mikrofonu.
- Wracając do tych spotkań z piętnastego i szesnastego
września, kto pana zaprosił, detektywie? - zapytał Temin,
przechodząc do sedna.
- Pan Marz.
- Czy powiedział dlaczego?
- Tak.
- Co powiedział?
- Chciał, Ŝebym pomógł panu Simone'owi w zapoznaniu się
z tematem.
- Gdzie się spotkaliście?
- W Liberties.
Siedząca na swoim podium Cate ukryła uśmiech. Zeznania
Russa były krótkie i treściwe, typowe dla ludzi z organów
ścigania. Detektywi uczestniczyli w rozprawach tak często, Ŝe
NIEGRZECZNA DZIEWCZYNKA 25
odpowiadali wyłącznie na zadane pytania i nigdy nie dodawali ani
słowa od siebie. Współczuła nieszczęsnemu Teminowi, który musiał
z trudem wyciągać słowa z własnego świadka.
- A o co panu konkretnie chodzi, gdy mówi pan o „pomocy panu
Simone'owi w zapoznaniu się z tematem"?
- O opowiedzenie mu o standardowych procedurach obowiązują-
cych w wydziale zabójstw. Powiedzenie mu, co się robi z morder-
stwami, jak współpracujemy z biurem prokuratora okręgowego i tak
dalej.
- Czy tego dnia robiliście panowie coś po spotkaniu w Liberties?
-Tak.
- A co takiego? Proszę opisać to jak najdokładniej.
Russo uniósł z urazą brew, niczym aktor kabuki.
- Pan Marz poprosił mnie, Ŝebym oprowadził pana Simone’a i je-
go asystentkę po Roundhouse, co teŜ zrobiłem. Pokazałem im pokój
detektywów i pokoje przesłuchań. Przedstawiłem ich teŜ chłopakom.
Tamtego dnia byłem wyjątkowo popularny. - Russo zaśmiał się,
wszyscy inni teŜ.
- Detektywie, czy pan Simone zadawał panu tamtego dnia jakieś
pytania?
- Pytał o nasz slang. Twierdził, Ŝe chce, Ŝeby jego bohater mówił
jak prawdziwy detektyw.
- Co pan mu odpowiedział?
- śe mówimy po angielsku.
Galeria znowu się zaśmiała, a z nią ława przysięgłych i woźny są-
dowy, wszystkim bardzo się to spodobało.
- Detektywie Russo, czy pan Simone notował cokolwiek
z tego, co pan powiedział podczas tego spotkania?
- Nie.
LISA SCOTTOLINE NIEGRZECZNA DZIEWCZYNKA ANNA DOROTA KAMIŃSKA Przedsiębiorstwo Wy- dawnicze Rzeczpospo- lita SA
Tytuł oryginału Dirty Blonde Redakcja Jacek Ring Korekta Dorota Wojciechowska, Maria Kaniewska Projekt okładki i strony tytułowej Maciej Sadowski Druk Opolgraf S.A. Copyright © for the Polish translation by Anna Dorota Kamińska, Warszawa 2008 Copyright © for the Polish edition by Przedsiębiorstwo Wydawnicze „Rzeczpospolita" S.A. Warszawa 2008 Wydanie I Warszawa 2008 ISBN 978-83-60192-77-1 Przedsiębiorstwo Wydawnicze Rzeczpospolita SA Przedsiębiorstwo Wydawnicze „Rzeczpospolita" S.A. Al. Jerozolimskie 107 02-011 Warszawa www.pwrsa.pl ksiazki@pwrsa.pl Infolinia 0-800-777-778
PROLOG Cate Fante była honorowym gościem na tym zakrapianym przyjęciu, które zbliŜało się juŜ do końca. Uniosła ostatnią lampkę koniaku, dołączając do sędziów, pijących toast dla uczczenia powołania jej do sądu okręgowego. Jutro w sądzie będzie leniwy dzień. Remy Martin nie jest najlepszym smarem dla trybów machiny sprawiedliwości. - Za sędzię Cate Fante, naszą nową koleŜankę po fachu! - krzyknął naczelny sędzia Sherman, a pozostali sędziowie stuknęli się z brzękiem kieliszkami. Na pomarszczonych twa- rzach wykwitły pijackie uśmiechy, a okulary o podwójnych ogniskowych odbijały migoczące światło świec. Średnia wie- ku wynosiła sześćdziesiąt dwa lata, a mianowanie do sądu federalnego było doŜywotnie. Cate ze swoimi trzydziestoma dziewięcioma latami czuła się tak, jakby właśnie wprowadzała się do najbardziej ekskluzywnego domu emeryta na świecie. - Prosimy o mowę! - wołali sędziowie, a ich zachęty od- bijały się echem w niewielkiej salce. Złociste światło padało z mosięŜnych kinkietów, kawa stygła obok resztek creme brülee i innych deserów. - Prosimy o mowę, sędzio Fante! - Proszę o spokój na sali sądowej, bando wariatów! - odkrzyknęła Cate, unosząc szklankę z całkiem udawaną bra- wurą. Zdołała przywołać na usta uśmiech, który zamaskował jej panikę wywołaną koniecznością wypowiedzi. Nie mogła zdradzić prawdy: w głębi duszy przeraŜała ją praca, którą
6 LISASCOTTOLINE opisano w Konstytucji Stanów Zjednoczonych. Albo Ŝe tylko wyglądała odpowiednio do roli w swoim kremowym tweedo- wym kostiumie Chanel, włoŜonym niczym niezwykle kosz- towna zbroja. - Tylko się streszczaj, Cate. - Sędzia William Sasso złoŜył dłonie w megafon. - Dla mnie jest juŜ po dobranocce. Sędzia Gloria Sullivan zachichotała. - Bill, daj jej spokój. Ciebie słuchamy, a Bóg jeden wie, ile to czasami trwa. - Nie, on ma rację. - Cate zdobyła się na odwagę. - Dzię- kuję wszystkim za tę uroczą kolację. Mówiliście o mnie duŜo bardzo miłych rzeczy, a ja chciałam wam tylko powiedzieć, Ŝe w pełni zasłuŜyłam na kaŜde słowo. - Nareszcie jeden szczery sędzia! - Naczelny sędzia Sher- man wybuchnął śmiechem, inni równieŜ. Młody kelner stojący pod ścianą teŜ się uśmiechnął. Sędziowie klaskali, wołając: „Tak trzymać!" i „Bardzo dobrze!". - Dziękuję wam i dobranoc. - ZłoŜyła ironiczny ukłon i podchwyciła spojrzenie kelnera, po czym odwróciła wzrok. Przyjęła gratulacje i poŜegnania, gdy sędziowie wstawali, by wyjść, zabierając swoje teczki i torby. Chwyciła własną to- rebkę i wszyscy ruszyli w stronę drzwi, opuszczając restaura- cję Four Seasons. Po drodze Cate poczuła delikatny dotyk na ramieniu i odwróciła się, by zobaczyć obok siebie naczelnego sędziego Shermana, wysokiego i przygarbionego, z lekko rozwichrzonymi srebrzystymi włosami. - Proszę się tak nie cieszyć. Pani zarobki mocno spadną. - Szefie, trafnie określił pan mają stałą pensję - odparła we- soło. Naczelny sędzia Sherman roześmiał się, razem z sędzią Jo- nathanem Meridenem, który zrównał z nimi krok. Meriden
NIEGRZECZNA DZIEWCZYNKA 7 był po pięćdziesiątce, przystojny w konwencjonalny sposób, z jasny- mi, siwiejącymi włosami i zgrabną, chociaŜ niewysoką sylwetką. Cate miała z nim swoje prawnicze przejścia. Kiedy oboje praktykowali, stawał przeciwko niej w sprawie dotyczącej papierów wartościowych, co skończyło się jego przegraną przed ławą przysięgłych i stratą klien- ta. Dzisiaj zachowywał się tak, jakby wszystko zostało zapomniane, więc albo postanowił uznać sprawę za niebyłą, albo przekonał się do niej, ze znaczną pomocą whisky Glenlivet. Wyszli z holu w ciepły letni wieczór, a Cate jak dobra gospodyni, czekała, aŜ wszyscy się rozejdą, by wsiąść do ostatniej taksówki. Wewnątrz oparła się o czarny winyl, podczas gdy taksówka włączy- ła się w słaby ruch uliczny. Jej koła terkotały na szorstkich ulicach, mokrych po niedawnej burzy. Klimatyzacja działała bardzo słabo, Cate przyglądała się lśniącym po deszczu budynkom jak ktoś obcy w tym mieście. W Filadelfii mieszkała od studiów prawniczych, ale w głębi serca nie była miejską dziewczyną. Wyrosła w górach, w nie- wielkim miasteczku, które wymazano z mapy. Cate wciąŜ czuła ukłu- cie na tę myśl, chociaŜ wiedziała, Ŝe rodzinne miasteczko nie powinno juŜ dla niej nic znaczyć. Była pewna, Ŝe oficjalną granicą, za którą taki sentyment powinien zaniknąć, była czwarta klasa. Zaczęła ją boleć głowa. Dzisiaj wysłuchała mów otwierających w swojej pierwszej duŜej sprawie, dotyczącej umowy budowlanej i szkód w wysokości pięćdziesięciu milionów dolarów. Całe komando drogich prawników z Nowego Jorku złoŜyło wnioski o specjalne sta- wiennictwo, a na liście świadków znajdowało się więcej ludzi z doktora- tami niŜ na większości uniwersytetów. Proces odbywał się bez ławy przysięgłych,
8 LISASCOTTOLINE która podejmowałaby decyzję, ale przynajmniej była to spra- wa cywilna. Cate zdąŜyła juŜ skazać czterech ludzi na więzie- nie federalne, a to było o czterech za duŜo. W taksówce było duszno, toteŜ otworzyła okno. Wpadł przez nie podmuch powietrza zbyt gęstego, by przynieść ja- kąkolwiek ulgę. Rozpięła górę jedwabnej bluzki. Naszyjnik z pereł ciąŜył jej niczym stryczek. Nocne niebo było czarne i pozbawione gwiazd, jedyny jasny punkt na nim stanowił księ- Ŝyc w pełni. Oparła się o podgłówek, ale przeszkadzał jej kok, więc go rozluźniła palcami. Leniwie spojrzała przez okno. Pary szły razem, obejmując się i trącając biodrami. Przystojny męŜczyzna w białej koszuli przebiegł przez ulicę. Taksówka skręciła w jedną z wąskich uliczek przecinających Center City, niewiele więcej niŜ alejkę obstawioną koszami na śmieci. Poczuła zapach zgnilizny. -Jedziemy trasą widokową, tak? -Tędy będzie szybciej - odparł kierowca, a taksówka zwol- niła przed znakiem stopu, czekając, aŜ ktoś przejdzie przez ulicę. Cate spojrzała na podupadły bar na rogu. Ledwo działający neon, migając, oznajmiał „DEL & ROY'S", ceglane ściany gęsto pokrywało graffiti. Boczne okno zabito sklejką, ale przez pleksiglasowe drzwi frontowe padał Ŝółty blask - jedyny znak, Ŝe bar nie był zamknięty. Czas na millera, pomyślała Cate. Hasło ze starej reklamy telewizyjnej. Jej mama pijała millera. Szampan wśród piw. -Wysiądę tutaj - powiedziała nagle, grzebiąc w torebce w poszukiwaniu portmonetki.
NIEGRZECZNA DZIEWCZYNKA 9 - Tutaj? - Kierowca odwrócił się po swojej stronie przezroczystej plastikowej ścianki. - Proszę pani, to nie jest akurat najlepsza okolica. Myślałem, Ŝe jedziemy na Society Hill. - Zmiana planów. - Wyjęła z portmonetki dwudziesto-dolarowy banknot i podała mu. Dziesięć minut później siedziała na kiwającym się stołku barowym z kuflem piwa Miller. Brzeg szklanki poplamiony był szminką przy- pominającą lepki czerwony pocałunek, niczym odcisk palca próŜno- ści. Nie była to jej szminka, ale i tak się napiła. Bar śmierdział stęchłym piwem i dymem z marlboro, zakurzone butelki stały w nieładzie z tyłu, pod przekrzywioną kartonową podo- bizną futbolisty Donovana McNabba. Sala barowa słuŜyła jednocze- śnie za przedpokój zamkniętej sali restauracyjnej, której ciemne drzwi oznaczone były staromodnym znakiem WEJŚCIE DLA PAŃ. Cate odwróciła wzrok. Bar był na pół pusty, dwa siedzenia od niej ciemnowłosy męŜczy- zna garbił się nad swoim piwem, paląc papierosa. Miał na sobie ko- szulkę z napisem C&C HOLOWANIE rozciągającym się w poprzek jego muskularnych pleców. Za nim siedziało trzech męŜczyzn w mil- czeniu obserwujących mecz baseballu w telewizorze nad barem, Fila- delfia grała z San Francisco. Obserwowali go z odchylonymi do tyłu głowami, łysinki na czubkach ich głów tworzyły lśniące owale. Cate skrzyŜowała nagie nogi w brązowych pantoflach i łyknęła cie- płego piwa. Nienawidziła samej siebie za to, Ŝe tu jest, a jednocześnie zastanawiała się, jak długo to potrwa.
10 LISASCOTTOLINE Nie chodziło o to, Ŝe chciała dotrzeć do domu i iść spać. Umiała funkcjonować niemal bez snu, od dzieciństwa prze- rywanego nocnymi alarmami. Bywała wyciągana z łóŜka i ubierana w ciepły płaszczyk z wyhaftowanym pingwinem, nałoŜony na cienką koszulkę nocną. Płaszczyk był turkusowy, a pingwin z czarnego puchu - przypomniała sobie teraz z ja- kiegoś powodu. Uwielbiała ten płaszczyk. - Hej - odezwał się jakiś głos obok niej. Obejrzała się. Był to męŜczyzna w koszulce, ze swoim piwem i marlboro. Z bliska widać było jego przekrwione niebieskie oczy, szorstki zarost i lśniące włosy w tłustych strąkach. Obdarzył ją pijackim uśmiech. - Jak się masz, piękna? Cate zwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła się. - Pięknie. MęŜczyzna zachichotał i postawił swoje piwo na barze. Je- go papieros zostawiał za sobą smugę dymu. - Chyba cię skądś znam - powiedział, kładąc dłoń na nagim kolanie Cate. - Jak mówiłaś, Ŝe masz na imię? - Karen - odpowiedziała Cate, po czym przesunęła jego dłoń w górę, na swoje udo. Czuła się jednocześnie podniecona i nieszczęśliwa.
Rozdział 1 Sześć miesięcy później Cate siedziała w wysokim fotelu na szczycie podium, czekając na rozpoczęcie sesji. Sala sądowa była pełna, a ona sama kryła niecierpliwość za maską profe- sjonalizmu, co juŜ zaczynało się okazywać w tej pracy nie- zbędne. Rozprawa przed ławą przysięgłych trwała cały ubie- gły tydzień, ale tylko dzień dzisiejszy się liczył, jak ostatnie dwie minuty w meczu koszykówki. Wczoraj w barze leciał mecz druŜyny Sixers i Hornets. Ciekawe, kto wygrał. Cate poruszyła się za chwiejną ścianą dokumentów pro- cesowych. Poprzedniej nocy nie spała za dobrze i musiała trzymać się nadziei, Ŝe korektor ukryje wszystkie ślady, ale poza tym miała na sobie pełny kostium do swojej roli: synte- tyczną czarną togę, ciemnoblond włosy zwinięte w sędziowski francuski kok, smugę róŜowego błyszczyka na wargach, neu- tralny makijaŜ na dość duŜych niebieskich oczach. W końcu woźny sądowy mrugnął do Cate. Zaczynamy show. Cate wykonała gest w stronę adwokata powoda. - Panie Temin, zaczynajmy. Rozumiem, Ŝe dzisiaj rano powód będzie kontynuował zeznania. - Tak jest, wysoki sądzie. - Nathan Temin był pulchnym prawnikiem z brzuchem odpowiednim dla duŜo starszego męŜczyzny, w ciemnym garniturze, który wręcz błagał o Ŝe- lazko, z niesfornymi czarnymi włosami. Cate wiedziała
12 LISASCOTTOLINE jednak, Ŝe prawnika na sali sądowej nie naleŜy sądzić po po- zorach. Sama nieraz celowo wybierała na rozprawę gorszy strój. Kreacja od Prady nie zdobywa sympatii ławy przysię- głych. - Znakomicie. - Skinęła głową. - Proszę zaczynać. - Dziękuję, wysoki sądzie. - Temin podszedł do podestu ze swoim długopisem i notatnikiem, a następnie wygładził garni- tur pulchną dłonią. Powitał ławę przysięgłych, po czym zwró- cił się do swojego klienta, wstającego juŜ zza stołu. - Panie Marz, proszę zająć miejsce dla świadka. Richard Marz podszedł do miejsca dla świadka, na galerii wyciągnęły się szyje. Reporterzy pospiesznie robili notatki, rysownicy sięgnęli po pastele o barwie ciała. Okręg wschod- niej Pensylwanii nie zezwalał na uŜycie aparatów fo- tograficznych na sali sądowej, za co Cate dziękowała Bogu i naczelnemu sędziemu Shermanowi. - Dzień dobry, wysoki sądzie - powiedział łagodnym gło- sem Marz, siadając po złoŜeniu przysięgi. Miał ledwo trzy- dzieści lat, w jego błękitnych jak u dziecka oczach widać było zmęczenie całym tym procesem. Uśmiechnął się nerwowo, jego wargi były napięte niczym guma, przeciągnął palcami po brązowych kręconych włosach wydobywających się spod zrobionej szydełkiem jarmułki. Rozpięta ciemna marynarka odsłaniała białą koszulę, a pasiasty krawat zwisał krzywo. Wszyscy myśleli, Ŝe ludzie upodabniają się do swoich psów, ale Cate uwaŜała, Ŝe upodabniają się do swoich prawników. - Dzień dobry, panie Marz. - Uśmiechnęła się w profe- sjonalny sposób, czując dla niego ukrytą sympatię. Twierdził, Ŝe potęŜny producent telewizyjny ukradł jego pomysł na serial o filadelfijskich prawnikach i zrobił z niego kablowy hit,
NIEGRZECZNA DZIEWCZYNKA 13 Adwokaci. W tej bitwie między Dawidem a Goliatem to Marz był uzbrojony tylko w procę. Przy pulpicie Temin obniŜył czarny mikrofon do swojej wysoko- ści. - Panie Marz, zeznał pan w zeszłym tygodniu, Ŝe dwukrotnie spo- tkał się pan z panem Simone'em, przed spotkaniem najwaŜniejszym. Proszę przypomnieć ławie przysięgłych, co się działo podczas pierw- szego spotkania dziesiątego czerwca. - Sprzeciw, wysoki sądzie - odezwał się George Hartford, adwokat pozwanego. Hartford miał szare oczy za lekko przyciemnionymi okularami o podwójnej ogniskowej i przedwcześnie łysiał. Musiał mieć jakieś pięćdziesiąt lat, był wysoki, zgrabny i smukły we wło- skim garniturze z Ŝółtym jedwabnym krawatem. - Ten temat został juŜ omówiony. Powód marnuje czas ławy przysięgłych. - Wysoki sądzie - zaprotestował Temin - naleŜy przypomnieć fak- ty, jako Ŝe poprzednie zeznanie odbyło się przed weekendem. - Oddalam sprzeciw. - Cate rzuciła obu prawnikom swoje najbar- dziej surowe spojrzenie. - Panowie, proszę, Ŝeby sprzeciwy nie wy- mknęły się dzisiaj spod kontroli. Bądźmy grzeczni. - Dziękuję, wysoki sądzie. - Temin skinął głową, ale nie- zadowolony Hartford usiadł z powrotem obok swojego klienta, pro- ducenta Arta Simone'a. Nawet na siedząco Simone wyglądał na wy- sokiego i wysportowanego - męŜczyzna po czterdziestce w najlepszej formie i u szczytu kariery. Jego rudawe włosy były modnie, krótko ostrzyŜone, okulary w szylkretowej oprawce pasowały do jedwabne- go krawata o barwie karmelu i beŜowego garnituru w pepitkę. Jeśli w tej walce psów Marz
14 LISA SCOTTOLINE i Temin byli kundlami, to Simone i Hartford byli chartami afgańskimi najczystszej krwi. - Panie Marz - zaczął znowu Temin. - Proszę nam krótko przypomnieć, co się wydarzyło na czerwcowym spotkaniu z panem Simone'em. - CóŜ, kiedyś pracowałem w biurze prokuratora stanowego, zajmowałem się sprawami oszustw komputerowych i prze- stępstw internetowych. Zawsze lubiłem komputery. - Marz mówił niemal przepraszająco. - Ale chciałem być pisarzem, więc zacząłem pisać scenariusz do serialu telewizyjnego o czterech prawnikach i o tym, jak posługują się komputerami do rozwiązywania morderstw. Nazwałem to Hard Drive. To moja Ŝona powiedziała: „MoŜe coś z tym zrobisz?". - Marz uśmiechnął się do swojej Ŝony, siedzącej w pierwszym rzędzie na galerii, brunetki o słodkiej buzi, ubranej w długą spódnicę i wygodne buty. - No więc zadzwoniłem do Arta - pana Simo- ne'a, opowiedziałem mu, co robię, i zapytałem, czy nie spo- tkałby się ze mną w tej sprawie, a on zgodził się przylecieć do Filadelfii na spotkanie. - Czy znał pan wcześniej pana Simone? - zapytał Temin. - Tak, znałem go z letniego obozu, miałem wtedy jakieś dziesięć lat. Camp Willowbark, Oddział A. Był moim wy- chowawcą, podziwiałem go jak starszego brata. Słyszałem, Ŝe teraz kręci w Hollywood dla telewizji, miałem nadzieję, Ŝe mi pomoŜe. - A co się stało podczas spotkania, w skrócie? - Spotkaliśmy się w Le Bec Fin, a ja opowiedziałem mu o moim pomyśle i zapytałem, czy wziąłby coś takiego dla swo- jej firmy producenckiej. Główny prawnik w moim serialu to były
NIEGRZECZNA DZIEWCZYNKA 15 detektyw, Włoch z południowej Filadelfii, który znakomicie się ubie- ra i ma fioła na punkcie krawatów... - Nie musi pan powtarzać szczegółów - przerwał mu Te-min, za- nim Hartford zdąŜył zgłosić sprzeciw. - A, tak, przepraszam. NajwaŜniejsze jest to, Ŝe ci czterej prawni- cy, o których opowiadałem panu Simone'owi, byli dokładnie tacy sami, jak czterej prawnicy w Adwokatach. - Sprzeciw, osąd świadka! - oznajmił Hartford, a Cate machnęła ręką. - Oddalam. Ława przysięgłych wie, Ŝe to jego osąd. Temin zrobił pauzę. - Nawiasem mówiąc, panie Marz, czy był pan zaskoczony, Ŝe pan Simone przyleciał tutaj, Ŝeby się z panem zobaczyć, a nie zaprosił pana na spotkanie do Kalifornii? - Byłem, ale on powiedział, Ŝe i tak chciał odwiedzić swoją mamę. Mieszka w domu opieki w Jersey. - Twarz Marza spochmurniała. - Teraz myślę, Ŝe chciał się spotkać w Filadelfii, bo prawo Pensylwanii jest łagodniejsze niŜ prawo Kalifornii w kwestii... - Sprzeciw! - wrzasnął Hartford, siedzący obok swojego coraz bardziej sztywnego klienta, a Cate uniosła dłoń. - Podtrzymuję. Wystarczy juŜ własnych osądów, panie Marz. Ława przysięgłych uśmiechnęła się, a Temin zapytał: - Czy pan Simone robił jakieś notatki podczas tego spotkania? - Nie. - A teraz, panie Marz, przejdźmy do kolejnych spotkań, piętnastego i szesnastego września, takŜe w Filadelfii. Kto był na nim obecny?
16 LISASCOTTOLINE - Ja, detektyw Russo i pan Simone ze swoją asystentką, Mi- cah Gilbert. - Czy chodzi tu o panią Gilbert, która siedzi na galerii za panem Simone'em? - Tak. - Marz wskazał ładną młodą kobietę w pierwszym rzędzie. Micah Gilbert przychodziła na rozprawy od samego początku, siedząc obok atrakcyjnej konsultantki do spraw ławy przysięgłych, której włosy ufarbowane były na odcień czerwieni. - Co się wydarzyło na tych spotkaniach? - Pan Simone przyleciał do Filadelfii, Ŝeby spotkać się ze mną i z moim przyjacielem z wydziału zabójstw, detektywem Frankiem Russo. Russo był pierwowzorem głównego bohatera mojego serialu, tego faceta z południowej Filadelfii. Pierw- szego dnia spotkaliśmy się w Liberties, w dzielnicy Northern Liberties. Wybrałem to miejsce, bo tam chodzą prawdziwi detektywi. Po oczach ławy przysięgłych widać było, Ŝe rozpoznają to miejsce. Restauracja w Adwokatach teŜ nazywała się Liberties, a większość znała serial. Było niemoŜliwe znaleźć w Ameryce kogokolwiek, kto by go nie znał, mimo wielkich starań ze strony Hartforda. Obrona wykorzystała przysługujące jej trzy moŜliwości odrzucenia kandydatów na przysięgłych na wy- eliminowanie spośród nich jak największej liczby widzów serialu, pomocna w tym okazała się rudowłosa konsultantka. Cate nigdy nie korzystała z konsultantów. Dobór ławy przy- sięgłych był podstawową umiejętnością prawnika sądowego. - A co się stało w Liberties? - Detektyw Russo i ja opowiedzieliśmy panu Simone'owi o naszych postaciach i wątkach. Dałem mu teŜ trochę informacji
NIEGRZECZNA DZIEWCZYNKA 17 o komputerach. - Spojrzenie Marza przesunęło się w bok w stronę Simone'a. - Bo on się na nich w ogóle nie zna. - Czy pan Simone albo pani Gilbert robili jakiekolwiek notatki, gdy pan mówił? - Nie. - UwaŜał pan to za dziwne? - Wtedy nie, ale teraz myślę, Ŝe nie chciał zostawiać Ŝadnych do- wodów na... - Sprzeciw! To znowu spekulacje, wysoki sądzie. Zgłaszam wnio- sek o wykreślenie ostatnich słów. - Hartford wstał, ale Cate gestem nakazała mu usiąść. - Podtrzymuję. - Zwróciła się do Marza: - Proszę powstrzymać się od wygłaszania własnych domysłów. Temin kontynuował: - A co się wydarzyło po obiedzie w Liberties? - Detektyw Russo i ja zabraliśmy pana Simone'a z panią Gilbert do Roundhouse, głównego budynku policji, i powiedzieliśmy mu, jak to wszystko naprawdę wygląda w wydziale zabójstw. Pokazaliśmy mu główną salę, na przykład jak detektywi blokują drzwi starym koszem na śmieci i nigdy nie zauwaŜają, Ŝe on śmierdzi, tylko goście to czu- ją. - Marz znowu zwrócił się do ławy przysięgłych. - Ten kosz na śmieci jest waŜny, bo duŜo mówi o bohaterach. O tym, jak przyzwy- czajają się do tego, co jest złe, jak wygląda ich codzienne miejsce pracy. Kilku członków ławy przysięgłych powaŜnie pokiwało głowami, jeden rzucił nieprzyjazne spojrzenie w stronę stolika obrony. Gdyby ława przysięgłych miała w tej chwili wydać wyrok, głosowaliby na korzyść Marza i jego symbolicznego kosza na śmieci.
18 LISA SCOTTOLINE - A co robiliście drugiego dnia? - Detektyw Russo i ja przewieźliśmy pana Simone'a i panią Gilbert po okolicy, gdzie rozgrywała się akcja. To się nazywa „wybór plenerów". Temin przewrócił kartkę w swoim notatniku. - I w końcu dochodzimy do pańskiego najwaŜniejszego spotkania z panem Simone'a, dziewiątego listopada, takŜe w Le Bec Fin. Kto był obecny na tym spotkaniu? - Ja i pan Simone. - I co się wydarzyło podczas tego obiadu? - Pan Simone powiedział, Ŝe świętujemy. Zamówił szam- pana, dwie butelki, chociaŜ ja nie piję za duŜo. - Marz rzucił niechętne spojrzenie w stronę stolika obrony. - Powiedziałem mu, Ŝe mam juŜ gotową wstępną wersję scenariusza, i dałem mu ją. - Proszę wyjaśnić ławie przysięgłych, co to jest wstępna wersja scenariusza. - Wstępna wersja scenariusza zawiera szczegółowy opis po- staci i wątków. Powiedziałem panu Simone'owi, Ŝe przygotuję ją do sierpnia, ale nie mogłem tego robić i jednocześnie pra- cować w biurze prokuratora stanowego, więc rzuciłem pracę. - Wysoki sądzie, czy mogę podejść? - spytał Temin, a Cate skinęła głową. Wziął ze stołu trzy grube czarne segregatory oznaczone na- pisem HARD DRIVE i podał jeden Hartfordowi, a jeden proto- kolantowi sądowemu, po czym podszedł do miejsca dla świadka, podając trzeci MarŜowi. - Panie Marz, czy to jest wstępna wersja scenariusza, którą pan napisał i dał panu Simone'owi?
NIEGRZECZNA DZIEWCZYNKA 19 - Tak - potwierdził Marz, przeglądając segregator, który został zgłoszony jako dowód w sprawie. Temin znowu zwrócił się do swojego świadka. - Czy pan Simone robił notatki podczas tego obiadu? - Nie. Temin odczekał chwilkę, by wszyscy przyjęli to do wiadomości i wyciągnęli odpowiednie wnioski. - Co się stało potem? - Potem pan Simone powiedział... - Sprzeciw, dowód ze słyszenia! - zawołał Hartford, trzymając lśniące pióro Mont Blanc zawieszone w powietrzu, a Temin ze- sztywniał. - To nie jest dowód ze słyszenia, wysoki sądzie. - Oddalam sprzeciw - Cate zwróciła się do Marza. - Proszę odpo- wiedzieć. - Powiedział, Ŝe przygotuje serial do produkcji i zadzwoni, kiedy będzie gotowy. Był bardzo podekscytowany i zawarliśmy umowę. - Sprzeciw, wysoki sądzie! - zawołał głośniej Hartford, wstając. - W tej sprawie nie zawarto Ŝadnej umowy! - Owszem, zawarto! - Temin dorównał mu pod względem decybe- li, a Cate uniosła rękę niczym sygnał stopu. - Panowie, wystarczy. Oddalam sprzeciw. Panie Hartford, powód moŜe w zeznaniu podać swoją wersję całej historii, a pański klient swoją. Bardzo piękna symetria, nieprawdaŜ? - Machnęła ręką w stro- nę Temina. - Proszę kontynuować. - Panie Marz, jaka umowa została zawarta między panem a panem Simone'em? - Umowa była taka, Ŝe zrobi z mojego pomysłu serial telewizyjny, i on powiedział: „Jeśli ja zarobię, to i ty zarobisz".
20 LISA SCOTTOLINE - Wypowiedział te słowa? - zapytał Temin, a przy stoliku obrony Hartford pokręcił głową w niemej frustracji. Simone zachował stoicki spokój. - Tak - odparł Marz. - Czy jest moŜliwe, Ŝeby pan się przesłyszał? Sam pan ze- znał, Ŝe piliście szampana. MoŜe powiedział: „Podasz mi sól?". - Nie, doskonale go słyszałem. A zresztą sól juŜ miał. Ława przysięgłych zaśmiała się, galeria równieŜ. Temin usiłował osłabić siłę przesłuchania przez adwokata drugiej strony, ale Cate nie sądziła, Ŝeby to coś dało. Zamaskowała swój niepokój, opierając policzek na pieści. - Panie Marz, powaŜnie, jak moŜe pan mieć taką pewność? - Bo zastanawiałem się, kiedy zaczniemy rozmawiać o pie- niądzach. Moja Ŝona wciąŜ chciała, Ŝebym go zapytał, ale nigdy nie było odpowiedniej chwili. - Marz zaczerwienił się, a jego Ŝona spuściła wzrok. - Dlatego kiedy to powiedział, wie- działem, Ŝe mamy umowę. - Czy pan i pan Simone spisaliście tę umowę? - Nie było takiej potrzeby, przynajmniej mnie się wyda- wało, Ŝe nie ma. - Marz skrzywił się. - Jesteśmy przyjaciółmi, znaczy byliśmy. Był moim wychowawcą. Ufałem mu, wierzy- łem, Ŝe mnie nie skrzywdzi. - Marz zacisnął wargi, jego roz- czarowanie nie uszło uwagi ławy przysięgłych. W swoim fotelu Cate omal nie wybuchła, ale zamiast tego zapisała w notatniku: STUDIA PRAWNICZE NIE WYLE- CZYŁY CIĘ Z ZAUFANIA DO INNYCH? - Panie Marz - mówił Temin - niektórzy z przysięgłych mogą mieć kłopoty ze zrozumieniem, dlaczego pan jako
NIEGRZECZNA DZIEWCZYNKA 21 prawnik zaszedł tak daleko, nie mając umowy na piśmie. Co by pan na to odpowiedział? - Odpowiedziałbym, Ŝe mają racje, ale prawnicy to teŜ ludzie. - Marz znowu zwrócił się w stronę ławy przysięgłych. - Przyznaję, dałem się ponieść całemu temu Hollywood. On ma własny samolot. I limuzynę. Zna tych wszystkich sławnych ludzi. Po raz pierwszy w Ŝyciu czułem, Ŝe jestem cool. MoŜe i byłem naiwny, ale to nie zmie- nia faktu, Ŝe Art Simone ukradł mój serial. - Nie mam dalszych pytań - oznajmił Temin, ale Hartford juŜ zdą- Ŝył wstać. - Ja mam pytania, wysoki sądzie. Cate skinęła głową, a Hartford pomaszerował w stronę pulpitu opuszczonego przez Temina. Rozpoczął sztywnym tonem. - Panie Marz, tylko kilka pytań dotyczących tej rzekomej umowy. Przyznaje pan, Ŝe nigdy nie została ona spisana? - To była ustna umowa. Codziennie zawiera się ustne umowy. Ta- ka umowa zaleŜy od tego, czy uda się zapewnić finansowanie. W Kalifornii to standard. Wzięła do ręki długopis. BOśE, PROSZĘ, POMÓś TEMU CHŁOPCU. NIE WIDZISZ JEGO JARMUŁKI? Hartford drąŜył temat. - Panie Marz, powtarzam, ta umowa nie została spisana, tak? Pro- szę odpowiedzieć „tak" albo „nie". - Nie, nie została. - Pan i pan Simone nie omawialiście Ŝadnych konkretnych szcze- gółów tej umowy, prawda? - Jak mówiłem, powiedział: „Jeśli ja zarobię, to i ty zarobisz".
22 LISA SCOTTOLINE - MoŜe mnie pan nie zrozumiał. - Hartford wyprostował poszerzone poduszkami ramiona. - Chodziło mi o to, Ŝe pan i pan Simone nie omawialiście Ŝadnej konkretnej ceny za pański pomysł, zgadza się? - Dałem mu teŜ wstępną wersję scenariusza do Hard Drive - dodał Marz. - Sformułuję pytanie inaczej. Pan i pan Simone nie oma- wialiście konkretnej ceny za pański pomysł i wstępną wersję scenariusza? - Nie. - Nie omawialiście, kiedy, gdzie lub w jaki sposób miało by być przekazane jakieś wynagrodzenie? - Nie. - Nie omawialiście, kto miałby panu zapłacić? Czy byłby to pan Simone, czy jego firma producencka? - Nie. - Zatem podczas tego obiadu nie omawialiście panowie Ŝadnych szczegółów tej rzekomej umowy, zgadza się? - Nie omawialiśmy. - A w tych rozmowach telefonicznych albo e-mailach mię- dzy panami, o których wspominał pan w zeszłym tygodniu? - Nie, jak juŜ mówiłem, bo... - Tak czy nie? - Nie - odparł Marz niechętnie. Jego usta znowu się wy- gięły, a przysięgli popatrzyli na niego współczująco, marsz- cząc brwi. Nie tylko kazaliby Simone'owi zapłacić odszko- dowanie, ale jeszcze by go poćwiartowali. - Nie mam dalszych pytań - oznajmił Hartford, kończąc swoje przesłuchanie szybciej, niŜ ktokolwiek poza Cate ocze- kiwał.
NIEGRZECZNA DZIEWCZYNKA 23 - Panie Temin, jakieś dodatkowe pytania? - zapytała. - Tak, wysoki sądzie. - Temin wrócił do pulpitu i rozpoczął serię pytań, które jeszcze raz potwierdziły to, co powiedzieli poprzednio. Na wszelki wypadek podtrzymała dwa sprzeciwy Hartforda. Ale te zeznania niczego nie zmieniły, a gdy się skończyły, ogłosiła przerwę na obiad, zabrała swój notatnik i wstała. Na notatniku wypisała: CZY SPRAWIEDLIWOŚĆ JEST TYLKO W TELEWIZJI?
Rozdział 2 Cate od razu zrozumiała, dlaczego detektyw Frank Russo nadawał się na bohatera serialu. Szorstka, poorana bruzdami skóra słuŜyła jako płótno dla ciemnych oczu, wydatnego czoła i cięŜkich, zmysłowych warg. Jego lśniące włosy o podejrza- nym odcieniu czerni pasowały do długawych baków. Nie był wysoki, jakieś metr siedemdziesiąt pięć, ale potęŜne ramiona napinały ciemną marynarkę na szerokich plecach, a szpanerski krawat z czerwonego jedwabiu dowodził wymienionego wcześniej „fioła na punkcie krawatów". Siedział na miejscu dla świadka, lekko pochylony w stronę czarnego mikrofonu. - Wracając do tych spotkań z piętnastego i szesnastego września, kto pana zaprosił, detektywie? - zapytał Temin, przechodząc do sedna. - Pan Marz. - Czy powiedział dlaczego? - Tak. - Co powiedział? - Chciał, Ŝebym pomógł panu Simone'owi w zapoznaniu się z tematem. - Gdzie się spotkaliście? - W Liberties. Siedząca na swoim podium Cate ukryła uśmiech. Zeznania Russa były krótkie i treściwe, typowe dla ludzi z organów ścigania. Detektywi uczestniczyli w rozprawach tak często, Ŝe
NIEGRZECZNA DZIEWCZYNKA 25 odpowiadali wyłącznie na zadane pytania i nigdy nie dodawali ani słowa od siebie. Współczuła nieszczęsnemu Teminowi, który musiał z trudem wyciągać słowa z własnego świadka. - A o co panu konkretnie chodzi, gdy mówi pan o „pomocy panu Simone'owi w zapoznaniu się z tematem"? - O opowiedzenie mu o standardowych procedurach obowiązują- cych w wydziale zabójstw. Powiedzenie mu, co się robi z morder- stwami, jak współpracujemy z biurem prokuratora okręgowego i tak dalej. - Czy tego dnia robiliście panowie coś po spotkaniu w Liberties? -Tak. - A co takiego? Proszę opisać to jak najdokładniej. Russo uniósł z urazą brew, niczym aktor kabuki. - Pan Marz poprosił mnie, Ŝebym oprowadził pana Simone’a i je- go asystentkę po Roundhouse, co teŜ zrobiłem. Pokazałem im pokój detektywów i pokoje przesłuchań. Przedstawiłem ich teŜ chłopakom. Tamtego dnia byłem wyjątkowo popularny. - Russo zaśmiał się, wszyscy inni teŜ. - Detektywie, czy pan Simone zadawał panu tamtego dnia jakieś pytania? - Pytał o nasz slang. Twierdził, Ŝe chce, Ŝeby jego bohater mówił jak prawdziwy detektyw. - Co pan mu odpowiedział? - śe mówimy po angielsku. Galeria znowu się zaśmiała, a z nią ława przysięgłych i woźny są- dowy, wszystkim bardzo się to spodobało. - Detektywie Russo, czy pan Simone notował cokolwiek z tego, co pan powiedział podczas tego spotkania? - Nie.