PROLOG
Był słoneczny niedzielny poranek. Przyglądałam się dwojgu
nastolatkom, którzy siedzieli przy stoliku w ogródku kawiarni
Coffee Cat – pochyleni, blisko siebie, ale nie dotykając się,
pogrążeni w cichej, niemal intymnej rozmowie. Większość osób
pewnie wzięłaby ich za parę, i to bardzo atrakcyjną. Chłopak miał
wydatne kości policzkowe i szczupłe, wysportowane ciało.
Koszulka polo w niebiesko-zielone paski podkreślała zielone
plamki w jego orzechowych oczach. Przystojniak w typie
gwiazdora filmowego. Ale możliwe też, że brakowało mi
obiektywizmu: w końcu Thayer Vega był moim chłopakiem.
Przynajmniej zanim umarłam.
Dziewczyna obok niego wyglądała dokładnie tak samo jak ja,
kiedy miałam ciało. Jej błękitne oczy były podkreślone moją
kredką w kolorze aksamitnej czekolady, a jasnobrązowe włosy
opadały jej na plecy bujnymi falami, zupełnie jak kiedyś moje.
Miała na sobie szary kaszmirowy sweter i dżinsy w kolorze indygo
– wszystko z mojej szafy. Reagowała na moje imię, a kiedy po jej
policzku potoczyła się łza, mój chłopak pochylił się, żeby ją
przytulić. Gdybym żyła, ścisnęłoby mi się serce.
Powinnam być już do tego przyzwyczajona: do bezcielesnej
egzystencji, do unoszenia się jak plastikowa torba na wietrze
ponad Emmą, moją utraconą wiele lat temu siostrą bliźniaczką,
przyglądania się, jak przejmuje moje życie, sypia w mojej sypialni
i rozmawia z chłopakiem, którego nigdy więcej nie pocałuję.
Tamtego wieczoru, kiedy Emma i ja miałyśmy się spotkać po raz
pierwszy, nie pojawiłam się. Zostałam zamordowana. Morderca
groźbą skłonił moją siostrę, żeby podawała się za mnie. Emma już
od miesięcy żyje moim życiem, usiłując rozwiązać zagadkę mojej
śmierci. Ale świadomość tego wszystkiego ani trochę nie ułatwia
mi patrzenia na takie sceny jak ta.
Kilka tygodni temu, kiedy Thayer zakończył leczenie
odwykowe i wrócił do Tucson, Emma zaczęła podejrzewać, że to
on mnie zamordował. Ale chociaż tamtego wieczoru był ze mną w
kanionie Sabino, przeprowadzone przez nią dochodzenie ku mojej
wielkiej uldze definitywnie wykluczyło go z grona podejrzanych.
Podobnie rzecz się miała z moimi adopcyjnymi rodzicami, chociaż
przy okazji wyszła na jaw wielka tajemnica: ukrywali przede mną,
że są moimi dziadkami. Nasza biologiczna matka Becky była
trudnym dzieckiem. Urodziła mnie i moją siostrę jeszcze jako
nastolatka. Zostawiła mnie pod opieką swoich rodziców i
wyjechała z miasta, zabierając ze sobą Emmę, którą pięć lat
później oddała do rodziny zastępczej.
Kiedy tak przyglądałam się, jak Thayer rozmawia z Emmą,
usłyszałam głośny strzał z rury wydechowej. Moja siostra
podskoczyła na krześle, podniosła głowę i spojrzała w kierunku
brązowego buicka zaparkowanego przed kawiarnią. Silnik wozu
pracował na wolnych obrotach. Za kierownicą siedziała kobieta
sprawiająca wrażenie wyczerpanej. Jej włosy tworzyły bezładną
czarną plątaninę, była blada i miała zapadnięte policzki. A jednak
czuło się intuicyjnie, że kiedyś była piękna.
Znowu zerknęłam na Emmę i zobaczyłam, że drżą jej ręce.
Upuściła kubek na wyłożoną terakotą podłogę kawiarnianego
tarasu. Przykrywka potoczyła się po płytkach, a letnia kawa
zachlapała moje czarne buty na płaskim obcasie. Jednak Emma się
nie poruszyła.
– O mój Boże – wyszeptała.
I nagle, tak po prostu, okazało się, że wiem wszystko: ta
kobieta to Becky, nasza biologiczna matka. Rozpoznałam ją na
podstawie wspomnień Emmy, chociaż teraz wydawała się jeszcze
bardziej zmęczona życiem niż trzynaście lat temu, kiedy widziały
się po raz ostatni. Ale i dla mnie wyglądała znajomo. Nie
wiedziałam, czy kiedykolwiek się spotkałyśmy. Jak na razie
własne życie powracało do mnie w postaci niepowiązanych ze
sobą przebłysków, zazwyczaj poprzedzonych niepokojącym
uczuciem mrowienia. Teraz też je poczułam, ale kiedy zamknęłam
oczy, niczego nie zobaczyłam. Dowiedziałam się o Becky tej nocy,
kiedy umarłam. Tamtego pamiętnego wieczoru mój ojciec w
tajemnicy się z nią spotkał – może i ja się z nią wtedy widziałam?
Skoncentrowałam się na mrowieniu, usiłując przypomnieć sobie
coś więcej z tych wydarzeń. Jednak w głowie miałam pustkę, w
dodatku ogarnęło mnie przerażające przeczucie nadciągającego
nieszczęścia.
Zaledwie zeszłej nocy mój ojciec powiedział Emmie, że
Becky ma problemy, może nawet jest niebezpieczna. Patrząc, jak
samochód rusza w chmurze spalin, mimo woli zastanawiałam się,
czy jej problemy są na tyle poważne, by mogła zabić własną
córkę?
1 POŚCIG ZA MATKĄ
Emma Paxton wpatrywała się w kobietę w buicku. Z
początku widziała tylko wymizerowaną postać o pobrużdżonych,
zapadniętych policzkach, ziemistej, pokrytej plamami cerze i
wąskich, spękanych ustach. Potem rozpoznała znajomą twarz w
kształcie serca. Gdyby przymknęła powieki, mogłaby sobie
wyobrazić, że zniszczone kręcone włosy kobiety znowu są
błyszczące, kruczoczarne, a oczy… te oczy. Poczuła dreszcz, jakby
poraził ją prąd. „Oczy to nasz największy atut, Emmy – mawiała
jej matka, kiedy stały przed lustrem w jakimś zdewastowanym
mieszkaniu, w którym zdarzyło im się akurat mieszkać. – Są jak
dwa bezcenne szafiry”.
Emma westchnęła. To była…
– O mój Boże… – wyszeptała.
– Co mówiłaś, Sutton? – zapytał Thayer Vega.
Ale moja siostra go nie słuchała. Nie widziała swojej
biologicznej matki od trzynastu lat. Kiedy Emma miała pięć lat,
Becky zostawiła ją u przyjaciółki.
Kobieta podniosła głowę i skierowała na córkę spojrzenie
szafirowych oczu. Jej nozdrza rozchyliły się jak u wystraszonego
konia, a potem znowu rozległ się huk podobny do wystrzału z
broni palnej i samochód ostro ruszył, pozostawiając za sobą
chmurę spalin.
– Nie! – wykrzyknęła Emma, zrywając się z miejsca.
Przedostała się przez płotek z kutego żelaza, który otaczał
kawiarniany ogródek. Nie obeszło się bez obrażeń. Poczuła
przeszywający ból w nodze, ale nie zatrzymała się.
– Sutton! Co się dzieje? – spytał Thayer, biegnąc za nią.
Lecz ona ruszyła za buickiem, który wyjechał z parkingu i
skręcił w lewo na osiedle, gdzie mieszkali Mercerowie. Pobiegła
za samochodem na drugą stronę ulicy, nie zważając na inne
rozpędzone pojazdy. Rozległy się klaksony, ktoś wystawił głowę
przez okno i krzyknął:
– Jak leziesz!?
Emma słyszała przyspieszony oddech i nierówne kroki
Thayera usiłującego za nią nadążyć pomimo pokiereszowanej
nogi.
Buick skręcił w ulicę, przy której stał dom Mercerów, i
nabierał prędkości. Emma ostatkiem sił przyspieszyła, z trudem
chwytając powietrze. Jednak auto wciąż się oddalało. Oczy zaszły
jej łzami. Znowu straciła Becky.
Może to lepiej, pomyślałam, poruszona swoim prawiewspomnieniem,
czy może raczej przeczuciem. Nie wiedziałam, o
co tu chodzi, ale podejrzewałam, że Becky nie przyjechała do
miasta na radosne rodzinne spotkanie.
Nagle dało się słyszeć pisk hamulców i buick zahamował
gwałtownie pośród smrodu palonej gumy. Jakieś dzieciaki grające
na ulicy w baseball podniosły krzyk. Tuż przed maską samochodu
stał chłopak z jaskrawoczerwoną piłką w rękach, znieruchomiały z
przerażenia.
– Hej! – zawołała Emma, biegnąc co sił w nogach w stronę
pojazdu. Przecięła trawnik Donaldsonów, przeskoczyła ich
indiańskie figurki ogrodowe i w ostatniej chwili wyminęła
cylindropuntię. – Hej! – wrzasnęła znowu, wpadając na tył auta.
Na kolanach poczuła gorące spaliny z rury wydechowej. – Czekaj!
– krzyknęła. Napotkała wzrok Becky w lusterku wstecznym.
Matka przyglądała jej się z otwartymi ustami.
Na ułamek sekundy czas się dla nich zatrzymał, a świat
przestał istnieć. Chłopak z piłką pobiegł na chodnik, w kamiennej
fontannie Stotlerów taplały się ptaki, z daleka dobiegał pomruk
kosiarki do trawy, a one zastygły i patrzyły na siebie poprzez
lusterko. Czy Becky zawahała się dlatego, że wzięła Emmę za
Sutton? A może wspominała teraz te dobre chwile, które razem
spędziły? Wspólne czytanie w łóżku Harry’ego Pottera.
Przebieranie się w ciuchy wyszperane w lumpeksie. Budowę
namiotu z koca w czasie burzy. Przez pięć lat były tylko we dwie,
matka i córka, razem przeciwko całemu światu.
A potem Becky nagle opuściła wzrok. Silnik warknął i buick
ruszył gwałtownie w tumanach spalin. Emma stłumiła szloch.
Odwróciła się i od razu zamarła. Przed sobą miała samochód
policyjny, którego wcześniej nie usłyszała.
Kierowca odsunął szybę, a Emma nabrała powietrza. To był
detektyw Quinlan.
– Dzień dobry, panno Mercer – powiedział cierpko. Jego
oczy były ukryte za szkłami okularów przeciwsłonecznych aviator.
– Co się tu dzieje?
Emma obejrzała się. Buick z hukiem zniknął za rogiem. Na
jedną krótką chwilę uwierzyła, że Becky uciekła przed policją, nie
przed nią.
– Czy to pani przyjaciółka? – zapytał policjant, podążając za
jej spojrzeniem.
– Yyy… W sumie to nie. Pomyliłam ją z kimś – tłumaczyła
się nieskładnie Emma, żałując, że ze wszystkich gliniarzy
patrolujących ulice musiała trafić akurat na niego. Quinlan już i tak
dużo o niej wiedział, a raczej tak mu się zdawało. Miał opasłą
teczkę pełną raportów o niebezpiecznych żartach, które jej siostra
ze swoją paczką robiła ludziom w ramach tak zwanej Gry w
Kłamstwa. Zdarzyło jej się na przykład zadzwonić na policję z
doniesieniem, że po polu golfowym grasuje lew albo że słyszała
dobiegający z kontenera na śmieci płacz dziecka. Innym razem
silnik w jej samochodzie „zgasł” na przejeździe kolejowym, by
następnie w cudowny sposób zapalić, tak że Sutton w ostatniej
chwili umknęła przed nadjeżdżającym pociągiem.
Za tę akcję przyjaciółki dały mi porządnie popalić. W
odwecie wycięły mi tak niesmaczny kawał, że do dziś niechętnie
wspominam tę historię. Do internetu trafił film, na którym dusi
mnie niezidentyfikowany napastnik. Właśnie ten filmik przywiódł
do mnie Emmę.
Detektyw Quinlan łypnął podejrzliwie znad okularów.
– Gdybyś jednak przypadkiem ją znała, dopilnuj, żeby
prowadziła trochę ostrożniej. Komuś może się stać krzywda. –
Popatrzył znacząco na gromadę dzieciaków przyglądającą się
ciekawie z chodnika całej scenie.
Emmę ogarnęła irytacja. Zaplotła ręce na piersi.
– Nie ma pan większych zmartwień? – zapytała bezczelnie.
Przekraczanie granic stanowiło modus operandi Sutton, ale i
Emmie podobało się związane z nim poczucie swobody.
Thayer dogonił ją wreszcie, dysząc ciężko.
– Bry, panie władzo – powiedział ostrożnie.
– Dzień dobry, panie Vega. – Policjant wydawał się
zmęczony widokiem Thayera, któremu ufał niewiele bardziej niż
Sutton. Chłopak w opiekuńczym geście położył dłoń na ramieniu
Emmy.
Drgnęłam. Wiedziałam, że Thayer chce tylko okazać swoje
wsparcie, ale i tak byłam zazdrosna. Nie należałam do dziewczyn,
które chętnie się czymś dzielą, nawet z własną siostrą. A już
wyjątkowo niechętnie dzieliłam się swoim chłopakiem.
Wreszcie detektyw Quinlan powoli pokręcił głową.
– Na razie – powiedział i odjechał.
Thayer przeczesał ręką włosy.
– Mam deja vu. Ale przynajmniej tym razem nikt mnie nie
przejechał.
Emma roześmiała się bez przekonania. Tamtego wieczoru,
kiedy jej siostra została zamordowana, Sutton była z Thayerem w
kanionie Sabino. Chłopak wymknął się z centrum odwykowego w
Seattle, żeby ją odwiedzić, potem wybrali się razem na spacer w
świetle księżyca, ale romantyczny nastrój szybko prysł. Najpierw
zobaczyli pana Mercera rozmawiającego z kobietą, którą uznali za
jego kochankę. Potem ktoś ukradł samochód Sutton i próbował ich
staranować, miażdżąc Thayerowi nogę. Siostra Sutton, Laurel,
zawiozła chłopaka swoim samochodem do szpitala, zostawiając
Sutton w kanionie. Potem Sutton spotkała się ze swoim
adopcyjnym ojcem, panem Mercerem, a on powiedział jej prawdę
o kobiecie, z którą go widziała: miała na imię Becky i była jego
córką, a zarazem biologiczną matką Sutton.
Emma nie miała jasności odnośnie tego, co wydarzyło się
potem. Wiedziała tylko, że Sutton tego nie przeżyła. Od przyjazdu
do Tucson próbowała poskładać w całość elementy układanki.
Kolejne wskazówki przybliżały ją do prawdy, a jednak wciąż
czuła, że jest daleka od rozwiązania zagadki. Ustaliła, że Sutton,
wściekła na pana Mercera za jego kłamstwo, pobiegła z powrotem
w głąb kanionu – ale co się tam wydarzyło? Jak zginęła?
Emma popatrzyła na swoją nogę i zobaczyła strużkę krwi
płynącą z zadrapania wprost do sandała.
– Czekaj – powiedział Thayer, podążając za jej spojrzeniem.
Wyjął z kieszeni niebieską bandanę, przyklęknął i zaczął ostrożnie
osuszać ranę dziewczyny. – Nie martw się, jest czysta. Mam ją
tylko po to, żeby w razie czego nieść pomoc gorącym laskom –
dodał z szerokim uśmiechem.
Widok kawałka materiału ciemniejącego od krwi mojej
siostry bliźniaczki obudził niespodziewane wspomnienie Thayera
podającego mi ze zmarszczonym czołem tę samą chustę, żebym
otarła nią łzy. Nie mogłam sobie przypomnieć, z jakiego powodu
wtedy płakałam, ale pamiętałam, że ukryłam twarz w miękkich
fałdach materiału przesiąkniętego ciepłym, przyjemnym zapachem
ciała Thayera.
– Mówiłaś, że kto to był? – zapytał Thayer, starannie
obwiązując chustą kostkę Emmy.
Dziewczyna zaczęła gorączkowo zastanawiać się nad jakimś
kłamstwem mogącym posłużyć za wyjaśnienie. Kiedy jednak
spojrzała na chłopaka, który kochał jej siostrę, w jego pełne
niepokoju łagodne, orzechowe oczy, powiedziała prawdę:
– Moja biologiczna mama.
Thayer zamrugał gwałtownie.
– Poważnie?
– Poważnie.
– Skąd wiesz, że to ona? Myślałem, że jej nie znasz.
– Mam jej zdjęcie – powiedziała Emma, myśląc o kartce,
którą Becky zostawiła jej w przydrożnym barze Podkowa.
Przez kilka koszmarnych dni Emma sądziła, że to pan Mercer
zabił Sutton, bo nie chciał, żeby jego romans wyszedł na jaw.
Dowiedziawszy się, że siostra widziała pana Mercera w kanionie z
kobietą, Emma przeszukała jego gabinet i odkryła, że w tajemnicy
wysyła pieniądze osobie o imieniu Raven. Kiedy zaaranżowała
spotkanie z Raven w jej hotelu, tajemnicza nieznajoma zaczęła
bawić się z nią w podchody, które zakończyły się znalezieniem
przez Emmę listu w barze Podkowa. Raven dołączyła do niego
swoje zdjęcie – tylko że widniała na nim twarz Becky. Raven alias
Becky rozpłynęła się w powietrzu, ale potem pan Mercer wszystko
wyjaśnił.
Właściwie Emma zaprosiła Thayera na kawę po to, żeby mu
powiedzieć, że to nie pan Mercer potrącił go w kanionie Sabino
tamtego wieczoru, kiedy zostałam zamordowana, i że kobieta, z
którą widział pana Mercera, jest jej biologiczną matką.
– To była ona, Thayer. Wiem, że to ona – zapewniła go.
– Wierzę ci – powiedział cicho.
Za ich plecami rozległ się terkot otwieranej bramy
garażowej, więc odeszli kawałek, żeby przepuścić wyjeżdżającego
na ulicę świeżo nawoskowanego lexusa. Przez chwilę stali w
milczeniu.
– Jak twoja noga? – zapytał wreszcie Thayer.
Emma poczuła, że drżą jej usta.
– Wyglądała… na chorą, prawda?
– Musi być chora, skoro nie chciała z tobą rozmawiać.
Thayer wyciągnął rękę, ścisnął ramię dziewczyny, a potem
odsunął się ostrożnie, jakby z obawą, że zachował się zbyt poufale.
Z zakłopotaniem wskazał ruchem głowy kawiarnię.
– Na mnie już chyba pora. Sutton… – zaczął i urwał z
wahaniem. – Gdybyś chciała o tym wszystkim pogadać, możesz na
mnie liczyć. Wiesz o tym, prawda?
Emma pokiwała głową w zamyśleniu. Dzieliły ich już trzy
przecznice, kiedy przypomniała sobie, że wciąż ma jego chustę.
Patrzyłam na odchodzącego Thayera. Może on i Emma mieli
rację. Może powodem dziwnego zachowania Becky rzeczywiście
była choroba. Jednak nie mogłam się pozbyć wrażenia, że
widziałam jej twarz już wcześniej – jeszcze za życia, zanim stałam
się milczącym cieniem Emmy.
Zastanawiałam się, czy przypadkiem nie była to ostatnia
twarz, jaką widziałam przed śmiercią.
2 DOBRY, ZŁY I SEKSOWNY
Jeszcze tego samego dnia Emma zaparkowała stare
volvo Sutton przed ranczem filmowym Old Tucson. Naprzeciwko
miała walący się saloon w kowbojskim stylu, z drewnianymi
wahadłowymi drzwiami. Z jego wnętrza wydobywał się nieznośny
odór alkoholu. Obok znajdował się bank z podziurawioną kulami
fasadą i barierką do wiązania koni oraz budynek, który, sądząc po
wachlujących się na werandzie przesadnie umalowanych
kobietach, musiał być burdelem. W latach pięćdziesiątych i
sześćdziesiątych kręcono tu westerny, teraz ranczo zamieniło się w
tłumnie odwiedzaną atrakcję turystyczną, coś w rodzaju
Disneylandu na Dzikim Zachodzie. Ethan Landry – chłopak Emmy
i jedyna osoba, która znała jej prawdziwą tożsamość –
zaproponował, żeby spotkali się tutaj zamiast, jak zwykle, na
miejskim korcie tenisowym.
– Uszanowanko. – Jakiś mężczyzna w ostrogach i
skórzanych ochraniaczach we wzór imitujący krowie łaty uchylił
kowbojskiego kapelusza. Emma pomachała do niego bez
entuzjazmu, bo jakoś nie działał na nią ten klimat. A szkoda. Może
gdyby przeszła się dumnie ulicą z rewolwerem na biodrze,
zrobiłoby jej się lepiej. Kto wie, czy to właśnie nie jest sposób,
żeby po długiej bezsilności poczuć się wreszcie panią swojego
losu.
Dla mnie to miejsce wiązało się z jakimś niejasnym
wspomnieniem. Byłam prawie pewna, że kiedyś przyjechałam tu
na wycieczkę szkolną. Razem z Char i Mads nabijałyśmy się z
tych wszystkich papierowych dekoracji, a potem urwałyśmy, żeby
ukradkiem wejść do saloonu przez przybudówkę na tyłach. Nawet
to fragmentaryczne wspomnienie dobrej zabawy w ich
towarzystwie przepełniło mnie tęsknotą.
Emma pokręciła się kilka minut po ulicy, wypatrując Ethana,
po czym przysiadła na jednej z ławek z widokiem na Tucson
Mountain Park i wyjęła egzemplarz Jane Eyre, lekturę szkolną.
Jednak kiedy tylko otworzyła książkę, usłyszała chrzęst żwiru za
plecami.
To był Ethan. Mrużąc oczy w popołudniowym słońcu, mijał
właśnie tradycyjny sklep. Na widok jego szerokich ramion,
umięśnionych nóg i ciemnych przenikliwych oczu poczuła szybsze
bicie serca. Miał na sobie krótkie bojówki moro i czarną sportową
bluzę, a jego ciemne włosy były tak uroczo rozczochrane, że
zapragnęła zanurzyć w nich dłonie. Kiedy się zbliżał, jego cień
wyciągnął się w jej kierunku.
– Ręce do góry, koniokradzie! – powiedziała, zrywając się na
nogi i celując w niego palcami wskazującymi.
Chłopak z udawanym przerażeniem w oczach uniósł ręce, by
po chwili błyskawicznie sięgnąć za połę wyimaginowanego
płaszcza.
– Bang! – krzyknął.
Emma przycisnęła dłonie do piersi, zachwiała się i osunęła
na ziemię. Pomimo wszystkich dramatycznych przeżyć tego dnia
zaczęła chichotać. To była jedna z rzeczy, za które najbardziej
lubiła Ethana – mogła przy nim być sobą, zwariowaną Emmą
Paxton z Las Vegas w Nevadzie. Dziewczyną redagującą w
sekrecie wiadomości prasowe o swoim życiu i prowadzącą listę
ciętych ripost przeznaczonych dla osób, które zachowały się w
stosunku do niej wrednie, dziewczyną do niedawna jeszcze
nieodróżniającą Marca Jacobsa od Michaela Korsa. Ethan jej nie
oceniał, podobała mu się taka, jaka była. Nikt dotąd nie
akceptował jej w sposób tak bezwarunkowy. W czasach, kiedy
jeszcze była sobą, wszyscy uprzedzali się do niej na wieść, że
wychowywała się w rodzinie zastępczej.
Ethan zbliżył się rozkołysanym kowbojskim krokiem i
przyciągnął ją do siebie. Ich usta spotkały się w przelotnym
pocałunku. Emma miała wrażenie, że jej ciało zaraz się rozpłynie.
Kiedy odsunęli się od siebie, powiodła wzrokiem wkoło.
– Jeszcze nigdy nie byłam na planie filmowym – westchnęła.
Ethan również się rozejrzał.
– Ciągle zapominam, że nie mieszkasz w Tucson od dziecka.
My często przyjeżdżaliśmy tutaj całą klasą – odparł. Wziął ją za
rękę i razem ruszyli zakurzoną ulicą. – To zbudowali do Rio Bravo
– powiedział, wskazując saloon, w którym brodaty mężczyzna o
czerwonej twarzy wycierał zastawiony butelkami kontuar. – A tam
w latach sześćdziesiątych nakręcili niejeden odcinek Gunsmoke i
Bonanzy.
– Przy wejściu jest napisane, że robili tu zdjęcia do Domku
na prerii – dodała Emma. – Kiedyś uwielbiałam ten serial.
Chłopak popatrzył na nią zaskoczony.
– Nie sądziłem, że jesteś typem dziewczyny, która lubi
Domek na prerii.
Wzruszyła ramionami.
– Po szkole zawsze oglądałam powtórki. Podobał mi się
pewnie z powodu tej rodziny, biednej, ale szczęśliwej i kochającej
się. Ci rodzice zrobiliby wszystko dla swoich dzieci.
Zerknął na nią z ukosa.
– A Mercerowie? Czy oni są taką rodziną?
Emma powoli pokiwała głową. Chodziło mu o jej niedawne
odkrycie, że z Mercerami łączą ją więzy krwi. Wciąż nie mogła
uwierzyć, że pan i pani Mercer są jej dziadkami, a Laurel ciotką.
Była szczęśliwa, że nareszcie ich odnalazła, ale w pewnym sensie
to dodatkowo komplikowało sytuację. Mercerowie nie wiedzieli,
że mieli dwie wnuczki. Ani że ta, którą wychowali jak własne
dziecko, nie żyje. Co by zrobili, gdyby się dowiedzieli? Co by
powiedzieli, gdyby odkryli, że Emma podszywa się pod Sutton,
wiedząc, że jej siostra bliźniaczka nie żyje?
Ja również dużo o tym myślałam. Chciałam, żeby moi
rodzice traktowali Emmę jak córkę, naprawdę tego chciałam.
Chciałabym móc im wszystko wyjaśnić. Ale kłamstwa mogą ranić,
szczególnie kłamstwa tak wielkie.
– No dobrze. – Ethan wziął Emmę za rękę i pociągnął na
najbliższą ławkę. Znajdowali się przed kościołem, w części rancza,
która wydawała się zupełnie opuszczona. – To dlaczego chciałaś
się spotkać?
Emma nabrała powietrza.
– Widziałam dziś moją mamę – wyznała, przygryzając
wargę. – Moją prawdziwą mamę. Becky.
Ethan uniósł brwi.
– Gdzie?
– Przejeżdżała obok samochodem. Próbowałam ją dogonić,
ale kiedy mnie zobaczyła, dodała gazu. Widać nie była w nastroju
do rozmowy.
Ethan obrócił Emmę przodem do siebie.
– Dobrze się czujesz?
Wzruszyła ramionami, siląc się na uśmiech.
– Przecież to nie mnie unika, prawda? To z Sutton nie chce
rozmawiać.
Ethan podrapał się po brodzie. Otworzył usta, jakby chciał
coś powiedzieć, ale zaraz je zamknął.
– Co? – zapytała.
Pokręcił głową.
– Nic.
Emma przechyliła głowę.
– No powiedz.
Nabrał powietrza.
– Hm… Nie wspominałaś przypadkiem, że Becky jest
jakby… stuknięta?
Przytaknęła wolno. Opowiadała mu, jak nieobliczalna
wydawała się jej matka, kiedy Emma była mała. W niektóre dni
Becky zabierała ją do parku albo pozwalała jeść lody na śniadanie,
obiad i kolację. Kiedy indziej nie wstawała z łóżka, nie odsłaniała
okien i przez cały dzień płakała w poduszkę. Tego lata, kiedy
porzuciła córkę, zakleiła okienne szyby tekturą z pudełek po
płatkach śniadaniowych przekonana, że ktoś je nocą obserwuje.
Emmę wciąż przebiegały ciarki na widok logo firmy Kellogg’s.
Ethan potarł jednym trampkiem o drugi.
– Masz jeszcze wiadomość, którą ci zostawiła w tamtym
barze?
Emma bez słowa wyjęła portfel Sutton z przewieszonej przez
ramię skórzanej listonoszki i rozłożyła kartkę, która pomimo
upływu czasu wciąż wyglądała znajomo. List nie był długi.
Zawierał słowa: Żałuję, że tamtej nocy w kanionie sprawy nie
potoczyły się inaczej i jakieś niejasne rady dla Sutton, żeby nie
popełniała tych samych błędów co ona. Emma żałowała, że nie ma
tam nic więcej.
Podobnie jak ja. To był pierwszy list, jaki napisała do mnie
moja matka. Było mi smutno, że nie wspomniała o tym, jak bardzo
mnie kocha i jak bardzo jej przykro, że mnie zostawiła.
Emma podała wiadomość Ethanowi, który przeczytał ją
uważnie.
– Zauważyłaś, że nigdzie nie zwraca się wprost do twojej
siostry? – Odwrócił kartkę. – Ani na pierwszej stronie. Ani w
pozdrowieniach. Nigdzie.
– I co z tego?
– Może napisała ten list do ciebie? Może ona wie, że ty nie
jesteś Sutton?
Emma zdrętwiała.
– Jedyną osobą, która o tym wie, jest morderca.
Twarz Ethana pozostała niewzruszona. Emma pokręciła
głową.
– Becky jest niezrównoważona, ale nie jest morderczynią.
Bawiła się ze mną w podchody na całym naszym osiedlu.
Pomagała mi malować kolorowe murale na ścianach pokoju. To
moja mama.
Ale zanim jeszcze skończyła to mówić, przed oczami stanął
jej obraz zupełnie innej kobiety. Wariatki. Szalonej Becky. Wyjęła
Jane Eyre i popatrzyła na okładkę. To było to samo wydanie, które
czytała po raz pierwszy, kiedy miała dwanaście lat, jeszcze w
Nevadzie. Na okładce widniała wykrzywiona obłędem twarz
kobiety, którą pan Rochester ukrywał na poddaszu swojego domu:
zaciśnięte powieki, blada cera, otwarte w krzyku usta.
Stereotypowy portret osoby chorej umysłowo. Emma
przypomniała sobie, że kiedyś drżała ze strachu, patrząc na tę
twarz, jednak jej lęk budziło coś jeszcze, coś nieuchwytnego. Teraz
zrozumiała, co to było: podobieństwo. Twarz Berthy Mason
przypominała jej matkę.
Zamknęła oczy, próbując otrząsnąć się ze złych wspomnień.
Jej mama wiele w życiu wycierpiała, ale to nie czyniło jej
morderczynią. Jaki miałaby powód, aby zabić Sutton?
Miałam nadzieję, że Emma się nie myli. Od dziecka
marzyłam o spotkaniu ze swoją biologiczną matką. Myśl o tym, że
mogłaby pragnąć mojej śmierci, wywoływała dotkliwy, tępy ból.
Usiłowałam wydobyć coś ze strzępów wspomnień – czy spotkałam
się z Becky? Czy coś się między nami wydarzyło? Jednak
przeszłość nieustępliwie pozostawała poza moim zasięgiem.
Irytujące.
– Zapomnij o tym – powiedział szybko Ethan. Przyciągnął
Emmę do siebie. Była tak wstrząśnięta, że nie mogła się poruszyć.
– Przepraszam. Nie chciałem cię przerazić. Nic nie wiem o twojej
mamie. To idiotyczna myśl.
Przytuliła twarz do piersi Ethana i słuchała uderzeń jego
serca. Zachód słońca jarzył się jaskraworóżowo nad górską granią.
Dotąd nie chciała tego przyznać nawet przed sobą, ale kiedy Becky
przejeżdżała obok kawiarni, rzeczywiście wyglądała jak osoba
chora psychicznie. Nagle ucieszyła się, że to Thayer wtedy z nią
był, a nie Ethan. Gdyby jej chłopak zobaczył Becky, Emma nie
mogłaby teraz zaprzeczyć, że matka sprawia wrażenie
niebezpiecznej.
– Mogę cię o coś spytać? – odezwał się nieśmiało, bawiąc się
delikatnie jej włosami.
– O co tylko zechcesz.
– Myślisz, że pozwolą ci tu mieszkać? No wiesz, kiedy
sprawa Sutton zostanie już wyjaśniona?
Emma umilkła. Od chwili, w której odkryła, że ma siostrę
bliźniaczkę, ciągle wyobrażała sobie, jakby to było. Jeszcze nigdy
nie miała własnego kąta – nawet najfajniejszym z jej opiekunów,
którzy chcieli dla niej jak najlepiej, nigdy nie udało się sprawić,
żeby poczuła się u nich jak w domu. Teraz miała kochającą
rodzinę, o jakiej zawsze marzyła… Co będzie, gdy odkryją
wszystkie jej kłamstwa?
– Mam nadzieję, że kiedy już będzie po wszystkim,
zrozumieją, dlaczego to zrobiłam – powiedziała cicho. – To byłoby
straszne, gdybym musiała ich opuścić.
– Tak sobie myślałem… – Głos Ethana brzmiał niemal
nieśmiało. – Mamy po osiemnaście lat. Musimy tylko skończyć
szkołę, a potem możemy robić, co chcemy. Więc gdyby twoje
mieszkanie u Mercerów z jakiegoś powodu nie wypaliło,
moglibyśmy… To znaczy może moglibyśmy coś wynająć.
Zamrugała. Jego policzki zapłonęły szkarłatem, widziała to
nawet w półmroku. Przez chwilę nie była pewna, czy dobrze go
zrozumiała.
– Razem – uściślił. – To tylko taki plan awaryjny. Nie chcę,
żebyś czuła, że wywieram na tobie presję czy coś. W każdym razie
wiem, że moja mama nie będzie za mną tęskniła. – Posmutniał. Po
chwili znowu spojrzał jej w oczy. – Nie zniósłbym, gdybyś
wyjechała. Nie mogę cię stracić.
Emma uśmiechnęła się nieśmiało. Nie była pewna, czy jest
gotowa na to, żeby z kimś zamieszkać, ale świadomość, że jej
chłopak myśli o ich wspólnej przyszłości, sprawiała, że robiło jej
się ciepło na sercu. Musnęła palcem kontur jego twarzy, a potem
pochyliła się i przycisnęła usta do jego warg.
Świat zamigotał pod jej przymkniętymi powiekami. Wplotła
palce w gęste włosy Ethana i przyciągnęła go do siebie. Jego
oddech przyprawił ją o dreszcze. Nie zdawała sobie sprawy, jak
bardzo pragnie, żeby ktoś szczerze się o nią troszczył. Nie miała
świadomości, jak bardzo brakuje jej dotyku. Teraz, kiedy w jej
życiu pojawił się Ethan, odnosiła wrażenie, że jedyną rzeczą, jaka
ją trzyma przy życiu, jest perspektywa kolejnego pocałunku.
Znałam to uczucie. Kiedyś Thayer działał w ten sposób na
mnie.
Z rosnących za kościołem krzaków dobiegł jakiś szelest.
Emma podniosła wzrok.
– Co to było?
Ethan przekrzywił głowę.
– Co takiego?
Emma spojrzała na fasadę kościoła, a potem przeszła na
drugą stronę spalonej słońcem ulicy, żeby rozejrzeć się za
budynkiem. Nic. Z tyłu rozciągała się pustynia, a na niej tylko
pojedyncze kaktusy. Jeśli nawet ktoś ją szpiegował, udało mu się
wymknąć.
Ethan otoczył ją ramieniem, mrużąc oczy w zachodzącym
słońcu, które dziewczynie już nie wydawało się piękne. Gdzieś
tam był morderca, który śledził każdy jej krok. Gdzieś tam leżało
nieodkryte, nieopłakiwane ciało jej siostry.
Odwróciła się do Ethana.
– Jestem wykończona. Lepiej wracajmy do domu odpocząć.
Jutro ważny mecz. – Złapała go za rękę. – Będziesz, prawda?
– Nie ma mowy, żebym opuścił futbol flagowy – zapewnił
Ethan. Piasek skrzypiał im pod butami, kiedy szli przez centrum
kowbojskiego miasteczka, gdzie turyści kupowali chusty i
kapelusze.
Volvo Sutton stało na przeciwnym końcu parkingu, ale
Emma już z daleka dojrzała wsunięty za wycieraczkę biały
prostokąt. Coś ją ścisnęło w piersi. Podbiegła do samochodu i
wyszarpnęła kartkę. Ethan przyglądał się w napięciu, jak ją
rozwija.
– O Boże! – wykrzyknęła, rozglądając się po pustyni.
Wiadomość została napisana tym samym charakterem pisma, który
przywitał ją pierwszego poranka po przyjeździe do Tucson.
Morderca oznajmił jej wtedy, że jej siostra nie żyje, a ona ma
współpracować, bo inaczej będzie następna.
Powinnaś mi dziękować. Przed przyjazdem tutaj nie miałaś
nic. Teraz masz wszystko, o czym marzyłaś. Tylko nie popełnij
błędu. Sutton też myślała, że może mieć wszystko, co zechce.
Emma i ja pomyślałyśmy o tym samym: przy kościele
naprawdę słyszałyśmy czyjeś kroki. Morderca wciąż śledził każdy
ruch mojej siostry.
3 SAM NA SAM SIĘ ROZPRAWIĄ O HELENY WDZIĘKI
– Te T-shirty są kompletnie do bani – jęknęła Laurel, ciągnąc
za dekolt swojej niebieskiej koszulki. – Nie mogli zamówić czegoś
lepszego?
Było piękne niedzielne popołudnie. Emma, przyjaciółki
Sutton i rodzina Mercerów zebrali się w parku Saguaro na
Dorocznym festynie futbolowym uczniów liceum Hollier i ich
rodziców – tak w każdym razie głosił rozwieszony nad ich
głowami transparent. Przed nimi rozciągał się pas nienaturalnie
zielonej trawy, na którym trwało w najlepsze rodzinne smażenie
burgerów na publicznych grillach oraz ładowanie na talerze sałatki
ziemniaczanej i plasterków arbuza. Małe dzieci bawiły się w
berka, szalejąc między świeżo pobielonymi liniami boiska. Pan
Mercer podrzucał piłkę z logo Uniwersytetu Arizony. Wydawał się
podekscytowany rozpoczynającym się właśnie meczem futbolu
flagowego.
Emma roześmiała się, wpychając brzeg swojej czerwonej
koszulki za pasek sportowych szortów Adidasa.
– To mecz charytatywny. Koszulki na pewno są z darów.
Charlotte Chamberlain przewróciła oczami.
– Moja mama urządza mnóstwo akcji charytatywnych.
Wszyscy wiedzą, że żeby zebrać dużo pieniędzy, trzeba najpierw
dużo pieniędzy wydać. W zeszłym roku urządziła loterię, w której
nagrodą był klasyczny płaszcz od Chanel, i zebrała jego trzykrotną
wartość.
– Na co mają być przeznaczone fundusze? – zapytała
Madeline Vega, kolejna koleżanka Sutton, która przez kontrast z
niską, krągłą Charlotte wydawała się smukła i gibka.
Charlotte wzruszyła ramionami, zbierając swoje rudawe loki
w koński ogon.
– Jakie to ma znaczenie?
Za ich plecami rozległo się szuranie i chichoty. Kiedy się
odwróciły, zobaczyły Twitterowe Bliźniaczki, Gabriellę i Liliannę
Fiorello, w kostiumach cheerleaderek – Lili miała czarnoczerwony,
ze spódniczką ozdobioną gigantycznymi agrafkami, a
Gabby błękitno-biały. Jej blond włosy były związane na czubku
głowy. Obróciły się, potrząsając lśniącymi pomponami i głośno
krzycząc.
– W co wy się ubrałyście? – zachichotała Madeline.
– Boszsz… Na żartach się nie znasz? – zapiszczała Gabby,
unosząc wysoko pompon.
Emma uśmiechnęła się. To były koleżanki Sutton, ale zdążyła
się już z nimi zżyć. Nie licząc Alex, najlepszej przyjaciółki z
Henderson, nigdy nie była blisko z inną dziewczyną, a co dopiero
z całą grupą. To było przyjemne uczucie, nawet jeśli nie mogła z
nimi porozmawiać o swoich prawdziwych problemach.
Ja zresztą też nie byłam pewna, czy rozmawiałam z
przyjaciółkami o swoich prawdziwych problemach.
Przepadałyśmy za sobą, byłyśmy sobie szczerze oddane, jednak
nie najlepiej nam szło wyrażanie tego słowami. Zdaje się, że
pochłonięte kreowaniem swoich wizerunków, zapominałyśmy, kim
naprawdę jesteśmy.
Emma związała włosy w supeł i zrobiła kilka głębokich
skłonów rozciągających. Nogi wciąż ją bolały po pościgu za
samochodem Becky, ale podszywając się pod Sutton i tak znacznie
poprawiła kondycję, bo prawie codziennie grała w tenisa.
– Sutton, nie mów, że zagrasz w tym roku! – zawołała
Madeline z niedowierzaniem.
– Pomyślałam sobie, że spróbuję czegoś nowego – rzuciła
swobodnie Emma. Futbol zupełnie nie był w stylu Sutton, ale ona
wprost nie mogła się doczekać tego meczu. Najbardziej zbliżoną
rzeczą do rodzinnej wycieczki, jaka jej się w życiu zdarzyła, był
wyjazd do sortowni śmieci z jedną z rodzin zastępczych, żeby
oddać puszki po napojach gazowanych. U Mercerów zachwycało
ją kultywowanie dorocznych tradycji takich jak ta. Poza tym
właśnie tego rodzaju rozrywki potrzebowała, żeby zapomnieć o
panice, która ogarnęła ją po otrzymaniu kolejnej wiadomości od
mordercy siostry.
– Przecież zawsze powtarzasz, że nie cierpisz plam z trawy i
że przez ten taniec taty po zdobyciu punktu zapadniesz się kiedyś
pod ziemię – przypomniała jej ostrożnie Laurel.
Emma trąciła ją łokciem, uśmiechając się szeroko.
– Boisz się, że dostaniesz łupnia, co siostrzyczko?
– Chciałabyś. – Roześmiała się Laurel. – Zobaczymy, na co
cię stać!
Emma zlustrowała wzrokiem boisko. Poza przyjaciółkami
Sutton na mecz przyjechało mnóstwo osób z ich szkoły. Pomachała
do Nishy Banerjee, która sączyła mrożoną herbatę pod markizą.
Koleżanka odmachała jej przyjaźnie. Kiedyś Nisha i Sutton
rywalizowały ze sobą zarówno na korcie tenisowym, jak i poza
nim, ale ostatnio Emma starała się ostrożnie z nią zaprzyjaźnić.
Były chłopak Sutton Garrett Austin też przyjechał. Dzielił się hot
dogiem z młodszą siostrą, purpurowowłosą uczennicą drugiej
klasy w okularach w stylu Buddy’ego Holly. Emma unikała jego
wzroku – złamała mu serce, odrzucając chętne ciało, które
ofiarował jej w dniu urodzin.
Charlotte złapała Emmę za łokieć.
– Nie patrz teraz, ale masz wielbiciela.
Emma rozejrzała się, spodziewając się zobaczyć Ethana, ale
ku swemu zaskoczeniu napotkała spojrzenie Thayera. Stał w
grupie chłopaków po drugiej stronie boiska. Pozostali chłopcy
poszturchiwali się zaczepnie i wygłupiali, ale Thayer tylko gapił
się na Emmę. Kiedy ich oczy się spotkały, uśmiechnął się
nieśmiało i spuścił wzrok.
To na mnie patrzył w ten sposób, powtarzałam sobie, ale
wiedziałam, że nie poczuję się dzięki temu lepiej.
– I znów to samo – jęknęła Madeline.
– Co? – Emma zwróciła się do przyjaciółek, które
obserwowały ją z różnym stopniem sceptycyzmu na twarzach.
Nerwowo przełknęła ślinę. Nietrudno było zgadnąć, o czym teraz
myślą: że między nią a Thayerem coś się dzieje. Odkąd chłopak
wrócił do Tucson, w relacjach Emmy z przyjaciółkami pojawiło się
pewne napięcie. Charlotte nie mogła znieść faktu, że Sutton
najwyraźniej może mieć każdego chłopaka. To, że kilka miesięcy
temu Sutton ukradła jej Garretta też za bardzo nie pomagało.
Madeline nie uważała Sutton za odpowiednią dziewczynę dla
Thayera, który leczył się z alkoholizmu. Z kolei Laurel od dawna
się z nim przyjaźniła i zawsze miała do niego słabość, więc kiedy
Sutton zaczęła się nim interesować, poczuła się upokorzona.
Emma mogła sobie tylko wyobrażać reakcję Laurel na wieść, że
Thayer w tajemnicy spotykał się z jej siostrą przez ten cały czas,
kiedy uważano go za zaginionego.
– Hej, słuchajcie, to nie tak! – zawołała Emma w nadziei, że
uda jej się jakoś zmienić ten najwyraźniej drażliwy temat. –
Jesteśmy przyjaciółmi.
– Serio? – Charlotte popatrzyła przez boisko na Thayera,
który nie odrywał wzroku od Emmy. – Zdaje się, że posyła ci
przyjacielskie spojrzenie.
Emma poczuła, że jej twarz płonie. Spławianie chłopaków
było dla niej zupełnie nowym doświadczeniem. Jeszcze nigdy nie
chodziła do jednej szkoły wystarczająco długo, żeby dorobić się
adoratorów. Nachyliła się i zaczęła poprawiać sznurowadła,
próbując nie zwracać uwagi na oskarżycielskie spojrzenie
Charlotte.
Kiedy się wyprostowała, zobaczyła po drugiej stronie boiska
kolejną znajomą postać. Jej serce zabiło mocniej. Pomachała do
Ethana, ale on chyba jej nie zauważył. Wtedy dostrzegła jego
wyraz twarzy i zdała sobie sprawę, że chłopak nie spuszcza
morderczego spojrzenia z Thayera. Wzdrygnęła się. Wiedziała, że
jest zazdrosny, ale jeszcze nigdy nie widziała, żeby tak jadowicie
na niego patrzył.
– Ethan! – krzyknęła, ale on zniknął w tłumie.
– To z którym przychodzisz w sobotę na moją imprezę? –
zapytała Charlotte z przebiegłym uśmieszkiem.
– Pierwsze słyszę, że urządzasz imprezę – wtrąciła się
Madeline, dotykając palcami dekoltu swojej koszulki, który
wycięła w łódkę. – Kiedy ją zaplanowałaś?
– Jakąś godzinę temu – odparła Charlotte z fałszywą
skromnością. – Właśnie się dowiedziałam, że moi rodzice jadą na
weekend do Vegas. Taka okazja nie może się zmarnować, prawda?
– Ekstra – szepnęła Gabby, sięgając po iPhone’a. Po chwili
już coś na nim wystukiwała. Lili poszła w jej ślady. Dwadzieścia
sekund później dzięki postom na Twitterze o imprezie wiedziała
już cała szkoła.
– Jasne, że z Ethanem – powiedziała Emma. Szukała go
wzrokiem z nadzieją, że bazyliszkowe spojrzenie, którym mierzył
Thayera, było jedynie wytworem jej wyobraźni. Przed oczami
stanął jej nagłówek: „Plotki o miłosnym trójkącie rozdzielają parę
nastolatków. Więcej na stronie 11”. Kiedyś marzyła o karierze
dziennikarki śledczej i wymyślanie tytułów wiadomości
poświęconych jej życiu weszło jej w nawyk.
Sędzia dmuchnął w gwizdek, zwołując zawodników na
środek boiska. Emma, Madeline i Charlotte były w drużynie
czerwonych razem z panem Mercerem. Ethan dołączył do nich, na
powitanie całując Emmę w policzek. Laurel i pani Mercer stanęły
po drugiej stronie. Grały w błękitnych barwach, razem z Nishą i
Thayerem.
– Rozwalimy was! – krzyknęła Laurel do Emmy, która w
odpowiedzi przewróciła pobłażliwie oczami. Jeszcze nie tak
dawno temu tego rodzaju groźba by ją przestraszyła, teraz jednak
wiedziała, że Laurel z całą pewnością nie zamordowała Sutton.
Była z przybraną siostrą w dobrych stosunkach.
– Słuchajcie wszyscy – powiedział pan Mercer, wsuwając za
pasek żółtą chorągiewkę i pokazując członkom drużyny, żeby
zebrali się razem. – Madeline, Charlotte, wy idziecie na skrzydła i
osłaniacie tyły. Sutton, ty od razu biegniesz przez boisko co sił w
nogach. Podam do ciebie, jak tylko będzie się dało. – Ścisnął jej
ramię. – Cieszę się, że grasz w tym roku.
Emma nie zdołała powstrzymać uśmiechu. Odkąd
dowiedziała się, że pan Mercer jest jej dziadkiem, poczuła z nim
bliską więź, nie tylko jako Sutton. Zaraz jednak powróciło zwykłe
poczucie winy. Nie znał jej tajemnicy. I chociaż bardzo chciała mu
powiedzieć prawdę, nie mogła. Myślała o medalionie
zaciskającym się na jej szyi w domu Charlotte, o reflektorze
scenicznym, który roztrzaskał się niebezpiecznie blisko jej głowy, i
wszystkich tych chwilach, kiedy morderca ostrzegał ją, żeby
nikomu nie mówiła, co się stało siostrze. Nie mogła znieść myśli,
że coś złego mogłoby spotkać jej dziadka, a gdyby poznał prawdę,
jego życie również znalazłoby się w niebezpieczeństwie.
Rozległ się kolejny gwizdek. Gra się rozpoczęła i Emma
ruszyła naprzód, lawirując wśród błękitnych koszulek. Zza linii
bocznej dobiegały piskliwe okrzyki Twitterowych Bliźniaczek:
– Mamy urodę, mamy klasy kupę, przeciwnik może cmoknąć
nas w…
– Sutton! – krzyknął pan Mercer, zagłuszając doping. Nisha
zagrodziła mu drogę i próbowała wyciągnąć flagę zza paska jego
spodni, on jednak cofnął się kilka kroków i podał do Emmy.
Dziewczyna w napięciu przygotowała się na przyjęcie
podania, a kiedy piłka wylądowała idealnie w jej ramionach,
ruszyła w stronę pola punktowego.
– Dokąd to? – Kątem oka dostrzegła podbiegającą do niej
panią Mercer. Jej babcia była w zaskakująco dobrej formie. Swoją
gibkość zawdzięczała praktykowanej trzy razy w tygodniu bikram
jodze. Emma wyminęła ją zygzakiem i gwałtownie przyspieszyła.
Laurel przyłączyła się do pościgu, wraz z panią Mercer okrążając
pędzącą przez boisko Emmę.
Kok Emmy rozsypał się i jej rozpuszczone włosy falowały
podczas biegu. Podążałam za nią, choć nie mogłam poczuć wiatru
we włosach ani ziemi pod stopami. Zastanawiałam się, ile razy
przychodziłam na te mecze tylko po to, żeby stać z przyjaciółmi
przy bocznej linii i narzekać na upał. Może trzeba było kiedyś
zagrać, choćby po to, żeby przekonać się, jak to jest?
Pole punktowe było na wyciągnięcie ręki i Emma czuła już
smak triumfu. Nagle czyjeś ramiona złapały ją w pasie. Upadła na
ziemię, wypuszczając z rąk piłkę, która potoczyła się gdzieś
daleko. Kiedy obróciła się na plecy, zobaczyła nad sobą twarz
Thayera.
– Mam cię – powiedział cichym, aksamitnym głosem,
zupełnie jakby mówił: „kocham cię”.
Na chwilę czas się zatrzymał. Emma poczuła słodką woń
trawy, widziała jasne piegi na policzkach Thayera. Jego twarz była
tak blisko, że mogliby się pocałować.
Oddałabym wszystko, żeby odzyskać swoje ciało.
Nagle chłopak krzyknął. Ktoś podnosił go od tyłu. Emma
rozejrzała się niepewnie i zobaczyła Ethana stawiającego Thayera
z powrotem na nogi.
– To jest futbol flagowy – powiedział ze złością. – Zrobisz
komuś krzywdę.
Thayer go odepchnął.
– Jeszcze raz mnie dotkniesz, człowieku, to zacznę od ciebie.
– Tak!? Powalisz mnie na ziemię, tak jak moją dziewczynę?
PROLOG Był słoneczny niedzielny poranek. Przyglądałam się dwojgu nastolatkom, którzy siedzieli przy stoliku w ogródku kawiarni Coffee Cat – pochyleni, blisko siebie, ale nie dotykając się, pogrążeni w cichej, niemal intymnej rozmowie. Większość osób pewnie wzięłaby ich za parę, i to bardzo atrakcyjną. Chłopak miał wydatne kości policzkowe i szczupłe, wysportowane ciało. Koszulka polo w niebiesko-zielone paski podkreślała zielone plamki w jego orzechowych oczach. Przystojniak w typie gwiazdora filmowego. Ale możliwe też, że brakowało mi obiektywizmu: w końcu Thayer Vega był moim chłopakiem. Przynajmniej zanim umarłam. Dziewczyna obok niego wyglądała dokładnie tak samo jak ja, kiedy miałam ciało. Jej błękitne oczy były podkreślone moją kredką w kolorze aksamitnej czekolady, a jasnobrązowe włosy opadały jej na plecy bujnymi falami, zupełnie jak kiedyś moje. Miała na sobie szary kaszmirowy sweter i dżinsy w kolorze indygo – wszystko z mojej szafy. Reagowała na moje imię, a kiedy po jej policzku potoczyła się łza, mój chłopak pochylił się, żeby ją przytulić. Gdybym żyła, ścisnęłoby mi się serce. Powinnam być już do tego przyzwyczajona: do bezcielesnej egzystencji, do unoszenia się jak plastikowa torba na wietrze ponad Emmą, moją utraconą wiele lat temu siostrą bliźniaczką, przyglądania się, jak przejmuje moje życie, sypia w mojej sypialni i rozmawia z chłopakiem, którego nigdy więcej nie pocałuję. Tamtego wieczoru, kiedy Emma i ja miałyśmy się spotkać po raz pierwszy, nie pojawiłam się. Zostałam zamordowana. Morderca groźbą skłonił moją siostrę, żeby podawała się za mnie. Emma już od miesięcy żyje moim życiem, usiłując rozwiązać zagadkę mojej śmierci. Ale świadomość tego wszystkiego ani trochę nie ułatwia mi patrzenia na takie sceny jak ta. Kilka tygodni temu, kiedy Thayer zakończył leczenie odwykowe i wrócił do Tucson, Emma zaczęła podejrzewać, że to on mnie zamordował. Ale chociaż tamtego wieczoru był ze mną w kanionie Sabino, przeprowadzone przez nią dochodzenie ku mojej
wielkiej uldze definitywnie wykluczyło go z grona podejrzanych. Podobnie rzecz się miała z moimi adopcyjnymi rodzicami, chociaż przy okazji wyszła na jaw wielka tajemnica: ukrywali przede mną, że są moimi dziadkami. Nasza biologiczna matka Becky była trudnym dzieckiem. Urodziła mnie i moją siostrę jeszcze jako nastolatka. Zostawiła mnie pod opieką swoich rodziców i wyjechała z miasta, zabierając ze sobą Emmę, którą pięć lat później oddała do rodziny zastępczej. Kiedy tak przyglądałam się, jak Thayer rozmawia z Emmą, usłyszałam głośny strzał z rury wydechowej. Moja siostra podskoczyła na krześle, podniosła głowę i spojrzała w kierunku brązowego buicka zaparkowanego przed kawiarnią. Silnik wozu pracował na wolnych obrotach. Za kierownicą siedziała kobieta sprawiająca wrażenie wyczerpanej. Jej włosy tworzyły bezładną czarną plątaninę, była blada i miała zapadnięte policzki. A jednak czuło się intuicyjnie, że kiedyś była piękna. Znowu zerknęłam na Emmę i zobaczyłam, że drżą jej ręce. Upuściła kubek na wyłożoną terakotą podłogę kawiarnianego tarasu. Przykrywka potoczyła się po płytkach, a letnia kawa zachlapała moje czarne buty na płaskim obcasie. Jednak Emma się nie poruszyła. – O mój Boże – wyszeptała. I nagle, tak po prostu, okazało się, że wiem wszystko: ta kobieta to Becky, nasza biologiczna matka. Rozpoznałam ją na podstawie wspomnień Emmy, chociaż teraz wydawała się jeszcze bardziej zmęczona życiem niż trzynaście lat temu, kiedy widziały się po raz ostatni. Ale i dla mnie wyglądała znajomo. Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek się spotkałyśmy. Jak na razie własne życie powracało do mnie w postaci niepowiązanych ze sobą przebłysków, zazwyczaj poprzedzonych niepokojącym uczuciem mrowienia. Teraz też je poczułam, ale kiedy zamknęłam oczy, niczego nie zobaczyłam. Dowiedziałam się o Becky tej nocy, kiedy umarłam. Tamtego pamiętnego wieczoru mój ojciec w tajemnicy się z nią spotkał – może i ja się z nią wtedy widziałam? Skoncentrowałam się na mrowieniu, usiłując przypomnieć sobie coś więcej z tych wydarzeń. Jednak w głowie miałam pustkę, w dodatku ogarnęło mnie przerażające przeczucie nadciągającego
nieszczęścia. Zaledwie zeszłej nocy mój ojciec powiedział Emmie, że Becky ma problemy, może nawet jest niebezpieczna. Patrząc, jak samochód rusza w chmurze spalin, mimo woli zastanawiałam się, czy jej problemy są na tyle poważne, by mogła zabić własną córkę?
1 POŚCIG ZA MATKĄ Emma Paxton wpatrywała się w kobietę w buicku. Z początku widziała tylko wymizerowaną postać o pobrużdżonych, zapadniętych policzkach, ziemistej, pokrytej plamami cerze i wąskich, spękanych ustach. Potem rozpoznała znajomą twarz w kształcie serca. Gdyby przymknęła powieki, mogłaby sobie wyobrazić, że zniszczone kręcone włosy kobiety znowu są błyszczące, kruczoczarne, a oczy… te oczy. Poczuła dreszcz, jakby poraził ją prąd. „Oczy to nasz największy atut, Emmy – mawiała jej matka, kiedy stały przed lustrem w jakimś zdewastowanym mieszkaniu, w którym zdarzyło im się akurat mieszkać. – Są jak dwa bezcenne szafiry”. Emma westchnęła. To była… – O mój Boże… – wyszeptała. – Co mówiłaś, Sutton? – zapytał Thayer Vega. Ale moja siostra go nie słuchała. Nie widziała swojej biologicznej matki od trzynastu lat. Kiedy Emma miała pięć lat, Becky zostawiła ją u przyjaciółki. Kobieta podniosła głowę i skierowała na córkę spojrzenie szafirowych oczu. Jej nozdrza rozchyliły się jak u wystraszonego konia, a potem znowu rozległ się huk podobny do wystrzału z broni palnej i samochód ostro ruszył, pozostawiając za sobą chmurę spalin. – Nie! – wykrzyknęła Emma, zrywając się z miejsca. Przedostała się przez płotek z kutego żelaza, który otaczał kawiarniany ogródek. Nie obeszło się bez obrażeń. Poczuła przeszywający ból w nodze, ale nie zatrzymała się. – Sutton! Co się dzieje? – spytał Thayer, biegnąc za nią. Lecz ona ruszyła za buickiem, który wyjechał z parkingu i skręcił w lewo na osiedle, gdzie mieszkali Mercerowie. Pobiegła za samochodem na drugą stronę ulicy, nie zważając na inne rozpędzone pojazdy. Rozległy się klaksony, ktoś wystawił głowę przez okno i krzyknął: – Jak leziesz!? Emma słyszała przyspieszony oddech i nierówne kroki Thayera usiłującego za nią nadążyć pomimo pokiereszowanej
nogi. Buick skręcił w ulicę, przy której stał dom Mercerów, i nabierał prędkości. Emma ostatkiem sił przyspieszyła, z trudem chwytając powietrze. Jednak auto wciąż się oddalało. Oczy zaszły jej łzami. Znowu straciła Becky. Może to lepiej, pomyślałam, poruszona swoim prawiewspomnieniem, czy może raczej przeczuciem. Nie wiedziałam, o co tu chodzi, ale podejrzewałam, że Becky nie przyjechała do miasta na radosne rodzinne spotkanie. Nagle dało się słyszeć pisk hamulców i buick zahamował gwałtownie pośród smrodu palonej gumy. Jakieś dzieciaki grające na ulicy w baseball podniosły krzyk. Tuż przed maską samochodu stał chłopak z jaskrawoczerwoną piłką w rękach, znieruchomiały z przerażenia. – Hej! – zawołała Emma, biegnąc co sił w nogach w stronę pojazdu. Przecięła trawnik Donaldsonów, przeskoczyła ich indiańskie figurki ogrodowe i w ostatniej chwili wyminęła cylindropuntię. – Hej! – wrzasnęła znowu, wpadając na tył auta. Na kolanach poczuła gorące spaliny z rury wydechowej. – Czekaj! – krzyknęła. Napotkała wzrok Becky w lusterku wstecznym. Matka przyglądała jej się z otwartymi ustami. Na ułamek sekundy czas się dla nich zatrzymał, a świat przestał istnieć. Chłopak z piłką pobiegł na chodnik, w kamiennej fontannie Stotlerów taplały się ptaki, z daleka dobiegał pomruk kosiarki do trawy, a one zastygły i patrzyły na siebie poprzez lusterko. Czy Becky zawahała się dlatego, że wzięła Emmę za Sutton? A może wspominała teraz te dobre chwile, które razem spędziły? Wspólne czytanie w łóżku Harry’ego Pottera. Przebieranie się w ciuchy wyszperane w lumpeksie. Budowę namiotu z koca w czasie burzy. Przez pięć lat były tylko we dwie, matka i córka, razem przeciwko całemu światu. A potem Becky nagle opuściła wzrok. Silnik warknął i buick ruszył gwałtownie w tumanach spalin. Emma stłumiła szloch. Odwróciła się i od razu zamarła. Przed sobą miała samochód policyjny, którego wcześniej nie usłyszała. Kierowca odsunął szybę, a Emma nabrała powietrza. To był detektyw Quinlan.
– Dzień dobry, panno Mercer – powiedział cierpko. Jego oczy były ukryte za szkłami okularów przeciwsłonecznych aviator. – Co się tu dzieje? Emma obejrzała się. Buick z hukiem zniknął za rogiem. Na jedną krótką chwilę uwierzyła, że Becky uciekła przed policją, nie przed nią. – Czy to pani przyjaciółka? – zapytał policjant, podążając za jej spojrzeniem. – Yyy… W sumie to nie. Pomyliłam ją z kimś – tłumaczyła się nieskładnie Emma, żałując, że ze wszystkich gliniarzy patrolujących ulice musiała trafić akurat na niego. Quinlan już i tak dużo o niej wiedział, a raczej tak mu się zdawało. Miał opasłą teczkę pełną raportów o niebezpiecznych żartach, które jej siostra ze swoją paczką robiła ludziom w ramach tak zwanej Gry w Kłamstwa. Zdarzyło jej się na przykład zadzwonić na policję z doniesieniem, że po polu golfowym grasuje lew albo że słyszała dobiegający z kontenera na śmieci płacz dziecka. Innym razem silnik w jej samochodzie „zgasł” na przejeździe kolejowym, by następnie w cudowny sposób zapalić, tak że Sutton w ostatniej chwili umknęła przed nadjeżdżającym pociągiem. Za tę akcję przyjaciółki dały mi porządnie popalić. W odwecie wycięły mi tak niesmaczny kawał, że do dziś niechętnie wspominam tę historię. Do internetu trafił film, na którym dusi mnie niezidentyfikowany napastnik. Właśnie ten filmik przywiódł do mnie Emmę. Detektyw Quinlan łypnął podejrzliwie znad okularów. – Gdybyś jednak przypadkiem ją znała, dopilnuj, żeby prowadziła trochę ostrożniej. Komuś może się stać krzywda. – Popatrzył znacząco na gromadę dzieciaków przyglądającą się ciekawie z chodnika całej scenie. Emmę ogarnęła irytacja. Zaplotła ręce na piersi. – Nie ma pan większych zmartwień? – zapytała bezczelnie. Przekraczanie granic stanowiło modus operandi Sutton, ale i Emmie podobało się związane z nim poczucie swobody. Thayer dogonił ją wreszcie, dysząc ciężko. – Bry, panie władzo – powiedział ostrożnie. – Dzień dobry, panie Vega. – Policjant wydawał się
zmęczony widokiem Thayera, któremu ufał niewiele bardziej niż Sutton. Chłopak w opiekuńczym geście położył dłoń na ramieniu Emmy. Drgnęłam. Wiedziałam, że Thayer chce tylko okazać swoje wsparcie, ale i tak byłam zazdrosna. Nie należałam do dziewczyn, które chętnie się czymś dzielą, nawet z własną siostrą. A już wyjątkowo niechętnie dzieliłam się swoim chłopakiem. Wreszcie detektyw Quinlan powoli pokręcił głową. – Na razie – powiedział i odjechał. Thayer przeczesał ręką włosy. – Mam deja vu. Ale przynajmniej tym razem nikt mnie nie przejechał. Emma roześmiała się bez przekonania. Tamtego wieczoru, kiedy jej siostra została zamordowana, Sutton była z Thayerem w kanionie Sabino. Chłopak wymknął się z centrum odwykowego w Seattle, żeby ją odwiedzić, potem wybrali się razem na spacer w świetle księżyca, ale romantyczny nastrój szybko prysł. Najpierw zobaczyli pana Mercera rozmawiającego z kobietą, którą uznali za jego kochankę. Potem ktoś ukradł samochód Sutton i próbował ich staranować, miażdżąc Thayerowi nogę. Siostra Sutton, Laurel, zawiozła chłopaka swoim samochodem do szpitala, zostawiając Sutton w kanionie. Potem Sutton spotkała się ze swoim adopcyjnym ojcem, panem Mercerem, a on powiedział jej prawdę o kobiecie, z którą go widziała: miała na imię Becky i była jego córką, a zarazem biologiczną matką Sutton. Emma nie miała jasności odnośnie tego, co wydarzyło się potem. Wiedziała tylko, że Sutton tego nie przeżyła. Od przyjazdu do Tucson próbowała poskładać w całość elementy układanki. Kolejne wskazówki przybliżały ją do prawdy, a jednak wciąż czuła, że jest daleka od rozwiązania zagadki. Ustaliła, że Sutton, wściekła na pana Mercera za jego kłamstwo, pobiegła z powrotem w głąb kanionu – ale co się tam wydarzyło? Jak zginęła? Emma popatrzyła na swoją nogę i zobaczyła strużkę krwi płynącą z zadrapania wprost do sandała. – Czekaj – powiedział Thayer, podążając za jej spojrzeniem. Wyjął z kieszeni niebieską bandanę, przyklęknął i zaczął ostrożnie osuszać ranę dziewczyny. – Nie martw się, jest czysta. Mam ją
tylko po to, żeby w razie czego nieść pomoc gorącym laskom – dodał z szerokim uśmiechem. Widok kawałka materiału ciemniejącego od krwi mojej siostry bliźniaczki obudził niespodziewane wspomnienie Thayera podającego mi ze zmarszczonym czołem tę samą chustę, żebym otarła nią łzy. Nie mogłam sobie przypomnieć, z jakiego powodu wtedy płakałam, ale pamiętałam, że ukryłam twarz w miękkich fałdach materiału przesiąkniętego ciepłym, przyjemnym zapachem ciała Thayera. – Mówiłaś, że kto to był? – zapytał Thayer, starannie obwiązując chustą kostkę Emmy. Dziewczyna zaczęła gorączkowo zastanawiać się nad jakimś kłamstwem mogącym posłużyć za wyjaśnienie. Kiedy jednak spojrzała na chłopaka, który kochał jej siostrę, w jego pełne niepokoju łagodne, orzechowe oczy, powiedziała prawdę: – Moja biologiczna mama. Thayer zamrugał gwałtownie. – Poważnie? – Poważnie. – Skąd wiesz, że to ona? Myślałem, że jej nie znasz. – Mam jej zdjęcie – powiedziała Emma, myśląc o kartce, którą Becky zostawiła jej w przydrożnym barze Podkowa. Przez kilka koszmarnych dni Emma sądziła, że to pan Mercer zabił Sutton, bo nie chciał, żeby jego romans wyszedł na jaw. Dowiedziawszy się, że siostra widziała pana Mercera w kanionie z kobietą, Emma przeszukała jego gabinet i odkryła, że w tajemnicy wysyła pieniądze osobie o imieniu Raven. Kiedy zaaranżowała spotkanie z Raven w jej hotelu, tajemnicza nieznajoma zaczęła bawić się z nią w podchody, które zakończyły się znalezieniem przez Emmę listu w barze Podkowa. Raven dołączyła do niego swoje zdjęcie – tylko że widniała na nim twarz Becky. Raven alias Becky rozpłynęła się w powietrzu, ale potem pan Mercer wszystko wyjaśnił. Właściwie Emma zaprosiła Thayera na kawę po to, żeby mu powiedzieć, że to nie pan Mercer potrącił go w kanionie Sabino tamtego wieczoru, kiedy zostałam zamordowana, i że kobieta, z którą widział pana Mercera, jest jej biologiczną matką.
– To była ona, Thayer. Wiem, że to ona – zapewniła go. – Wierzę ci – powiedział cicho. Za ich plecami rozległ się terkot otwieranej bramy garażowej, więc odeszli kawałek, żeby przepuścić wyjeżdżającego na ulicę świeżo nawoskowanego lexusa. Przez chwilę stali w milczeniu. – Jak twoja noga? – zapytał wreszcie Thayer. Emma poczuła, że drżą jej usta. – Wyglądała… na chorą, prawda? – Musi być chora, skoro nie chciała z tobą rozmawiać. Thayer wyciągnął rękę, ścisnął ramię dziewczyny, a potem odsunął się ostrożnie, jakby z obawą, że zachował się zbyt poufale. Z zakłopotaniem wskazał ruchem głowy kawiarnię. – Na mnie już chyba pora. Sutton… – zaczął i urwał z wahaniem. – Gdybyś chciała o tym wszystkim pogadać, możesz na mnie liczyć. Wiesz o tym, prawda? Emma pokiwała głową w zamyśleniu. Dzieliły ich już trzy przecznice, kiedy przypomniała sobie, że wciąż ma jego chustę. Patrzyłam na odchodzącego Thayera. Może on i Emma mieli rację. Może powodem dziwnego zachowania Becky rzeczywiście była choroba. Jednak nie mogłam się pozbyć wrażenia, że widziałam jej twarz już wcześniej – jeszcze za życia, zanim stałam się milczącym cieniem Emmy. Zastanawiałam się, czy przypadkiem nie była to ostatnia twarz, jaką widziałam przed śmiercią.
2 DOBRY, ZŁY I SEKSOWNY Jeszcze tego samego dnia Emma zaparkowała stare volvo Sutton przed ranczem filmowym Old Tucson. Naprzeciwko miała walący się saloon w kowbojskim stylu, z drewnianymi wahadłowymi drzwiami. Z jego wnętrza wydobywał się nieznośny odór alkoholu. Obok znajdował się bank z podziurawioną kulami fasadą i barierką do wiązania koni oraz budynek, który, sądząc po wachlujących się na werandzie przesadnie umalowanych kobietach, musiał być burdelem. W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych kręcono tu westerny, teraz ranczo zamieniło się w tłumnie odwiedzaną atrakcję turystyczną, coś w rodzaju Disneylandu na Dzikim Zachodzie. Ethan Landry – chłopak Emmy i jedyna osoba, która znała jej prawdziwą tożsamość – zaproponował, żeby spotkali się tutaj zamiast, jak zwykle, na miejskim korcie tenisowym. – Uszanowanko. – Jakiś mężczyzna w ostrogach i skórzanych ochraniaczach we wzór imitujący krowie łaty uchylił kowbojskiego kapelusza. Emma pomachała do niego bez entuzjazmu, bo jakoś nie działał na nią ten klimat. A szkoda. Może gdyby przeszła się dumnie ulicą z rewolwerem na biodrze, zrobiłoby jej się lepiej. Kto wie, czy to właśnie nie jest sposób, żeby po długiej bezsilności poczuć się wreszcie panią swojego losu. Dla mnie to miejsce wiązało się z jakimś niejasnym wspomnieniem. Byłam prawie pewna, że kiedyś przyjechałam tu na wycieczkę szkolną. Razem z Char i Mads nabijałyśmy się z tych wszystkich papierowych dekoracji, a potem urwałyśmy, żeby ukradkiem wejść do saloonu przez przybudówkę na tyłach. Nawet to fragmentaryczne wspomnienie dobrej zabawy w ich towarzystwie przepełniło mnie tęsknotą. Emma pokręciła się kilka minut po ulicy, wypatrując Ethana, po czym przysiadła na jednej z ławek z widokiem na Tucson Mountain Park i wyjęła egzemplarz Jane Eyre, lekturę szkolną. Jednak kiedy tylko otworzyła książkę, usłyszała chrzęst żwiru za plecami. To był Ethan. Mrużąc oczy w popołudniowym słońcu, mijał
właśnie tradycyjny sklep. Na widok jego szerokich ramion, umięśnionych nóg i ciemnych przenikliwych oczu poczuła szybsze bicie serca. Miał na sobie krótkie bojówki moro i czarną sportową bluzę, a jego ciemne włosy były tak uroczo rozczochrane, że zapragnęła zanurzyć w nich dłonie. Kiedy się zbliżał, jego cień wyciągnął się w jej kierunku. – Ręce do góry, koniokradzie! – powiedziała, zrywając się na nogi i celując w niego palcami wskazującymi. Chłopak z udawanym przerażeniem w oczach uniósł ręce, by po chwili błyskawicznie sięgnąć za połę wyimaginowanego płaszcza. – Bang! – krzyknął. Emma przycisnęła dłonie do piersi, zachwiała się i osunęła na ziemię. Pomimo wszystkich dramatycznych przeżyć tego dnia zaczęła chichotać. To była jedna z rzeczy, za które najbardziej lubiła Ethana – mogła przy nim być sobą, zwariowaną Emmą Paxton z Las Vegas w Nevadzie. Dziewczyną redagującą w sekrecie wiadomości prasowe o swoim życiu i prowadzącą listę ciętych ripost przeznaczonych dla osób, które zachowały się w stosunku do niej wrednie, dziewczyną do niedawna jeszcze nieodróżniającą Marca Jacobsa od Michaela Korsa. Ethan jej nie oceniał, podobała mu się taka, jaka była. Nikt dotąd nie akceptował jej w sposób tak bezwarunkowy. W czasach, kiedy jeszcze była sobą, wszyscy uprzedzali się do niej na wieść, że wychowywała się w rodzinie zastępczej. Ethan zbliżył się rozkołysanym kowbojskim krokiem i przyciągnął ją do siebie. Ich usta spotkały się w przelotnym pocałunku. Emma miała wrażenie, że jej ciało zaraz się rozpłynie. Kiedy odsunęli się od siebie, powiodła wzrokiem wkoło. – Jeszcze nigdy nie byłam na planie filmowym – westchnęła. Ethan również się rozejrzał. – Ciągle zapominam, że nie mieszkasz w Tucson od dziecka. My często przyjeżdżaliśmy tutaj całą klasą – odparł. Wziął ją za rękę i razem ruszyli zakurzoną ulicą. – To zbudowali do Rio Bravo – powiedział, wskazując saloon, w którym brodaty mężczyzna o czerwonej twarzy wycierał zastawiony butelkami kontuar. – A tam w latach sześćdziesiątych nakręcili niejeden odcinek Gunsmoke i
Bonanzy. – Przy wejściu jest napisane, że robili tu zdjęcia do Domku na prerii – dodała Emma. – Kiedyś uwielbiałam ten serial. Chłopak popatrzył na nią zaskoczony. – Nie sądziłem, że jesteś typem dziewczyny, która lubi Domek na prerii. Wzruszyła ramionami. – Po szkole zawsze oglądałam powtórki. Podobał mi się pewnie z powodu tej rodziny, biednej, ale szczęśliwej i kochającej się. Ci rodzice zrobiliby wszystko dla swoich dzieci. Zerknął na nią z ukosa. – A Mercerowie? Czy oni są taką rodziną? Emma powoli pokiwała głową. Chodziło mu o jej niedawne odkrycie, że z Mercerami łączą ją więzy krwi. Wciąż nie mogła uwierzyć, że pan i pani Mercer są jej dziadkami, a Laurel ciotką. Była szczęśliwa, że nareszcie ich odnalazła, ale w pewnym sensie to dodatkowo komplikowało sytuację. Mercerowie nie wiedzieli, że mieli dwie wnuczki. Ani że ta, którą wychowali jak własne dziecko, nie żyje. Co by zrobili, gdyby się dowiedzieli? Co by powiedzieli, gdyby odkryli, że Emma podszywa się pod Sutton, wiedząc, że jej siostra bliźniaczka nie żyje? Ja również dużo o tym myślałam. Chciałam, żeby moi rodzice traktowali Emmę jak córkę, naprawdę tego chciałam. Chciałabym móc im wszystko wyjaśnić. Ale kłamstwa mogą ranić, szczególnie kłamstwa tak wielkie. – No dobrze. – Ethan wziął Emmę za rękę i pociągnął na najbliższą ławkę. Znajdowali się przed kościołem, w części rancza, która wydawała się zupełnie opuszczona. – To dlaczego chciałaś się spotkać? Emma nabrała powietrza. – Widziałam dziś moją mamę – wyznała, przygryzając wargę. – Moją prawdziwą mamę. Becky. Ethan uniósł brwi. – Gdzie? – Przejeżdżała obok samochodem. Próbowałam ją dogonić, ale kiedy mnie zobaczyła, dodała gazu. Widać nie była w nastroju do rozmowy.
Ethan obrócił Emmę przodem do siebie. – Dobrze się czujesz? Wzruszyła ramionami, siląc się na uśmiech. – Przecież to nie mnie unika, prawda? To z Sutton nie chce rozmawiać. Ethan podrapał się po brodzie. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zaraz je zamknął. – Co? – zapytała. Pokręcił głową. – Nic. Emma przechyliła głowę. – No powiedz. Nabrał powietrza. – Hm… Nie wspominałaś przypadkiem, że Becky jest jakby… stuknięta? Przytaknęła wolno. Opowiadała mu, jak nieobliczalna wydawała się jej matka, kiedy Emma była mała. W niektóre dni Becky zabierała ją do parku albo pozwalała jeść lody na śniadanie, obiad i kolację. Kiedy indziej nie wstawała z łóżka, nie odsłaniała okien i przez cały dzień płakała w poduszkę. Tego lata, kiedy porzuciła córkę, zakleiła okienne szyby tekturą z pudełek po płatkach śniadaniowych przekonana, że ktoś je nocą obserwuje. Emmę wciąż przebiegały ciarki na widok logo firmy Kellogg’s. Ethan potarł jednym trampkiem o drugi. – Masz jeszcze wiadomość, którą ci zostawiła w tamtym barze? Emma bez słowa wyjęła portfel Sutton z przewieszonej przez ramię skórzanej listonoszki i rozłożyła kartkę, która pomimo upływu czasu wciąż wyglądała znajomo. List nie był długi. Zawierał słowa: Żałuję, że tamtej nocy w kanionie sprawy nie potoczyły się inaczej i jakieś niejasne rady dla Sutton, żeby nie popełniała tych samych błędów co ona. Emma żałowała, że nie ma tam nic więcej. Podobnie jak ja. To był pierwszy list, jaki napisała do mnie moja matka. Było mi smutno, że nie wspomniała o tym, jak bardzo mnie kocha i jak bardzo jej przykro, że mnie zostawiła. Emma podała wiadomość Ethanowi, który przeczytał ją
uważnie. – Zauważyłaś, że nigdzie nie zwraca się wprost do twojej siostry? – Odwrócił kartkę. – Ani na pierwszej stronie. Ani w pozdrowieniach. Nigdzie. – I co z tego? – Może napisała ten list do ciebie? Może ona wie, że ty nie jesteś Sutton? Emma zdrętwiała. – Jedyną osobą, która o tym wie, jest morderca. Twarz Ethana pozostała niewzruszona. Emma pokręciła głową. – Becky jest niezrównoważona, ale nie jest morderczynią. Bawiła się ze mną w podchody na całym naszym osiedlu. Pomagała mi malować kolorowe murale na ścianach pokoju. To moja mama. Ale zanim jeszcze skończyła to mówić, przed oczami stanął jej obraz zupełnie innej kobiety. Wariatki. Szalonej Becky. Wyjęła Jane Eyre i popatrzyła na okładkę. To było to samo wydanie, które czytała po raz pierwszy, kiedy miała dwanaście lat, jeszcze w Nevadzie. Na okładce widniała wykrzywiona obłędem twarz kobiety, którą pan Rochester ukrywał na poddaszu swojego domu: zaciśnięte powieki, blada cera, otwarte w krzyku usta. Stereotypowy portret osoby chorej umysłowo. Emma przypomniała sobie, że kiedyś drżała ze strachu, patrząc na tę twarz, jednak jej lęk budziło coś jeszcze, coś nieuchwytnego. Teraz zrozumiała, co to było: podobieństwo. Twarz Berthy Mason przypominała jej matkę. Zamknęła oczy, próbując otrząsnąć się ze złych wspomnień. Jej mama wiele w życiu wycierpiała, ale to nie czyniło jej morderczynią. Jaki miałaby powód, aby zabić Sutton? Miałam nadzieję, że Emma się nie myli. Od dziecka marzyłam o spotkaniu ze swoją biologiczną matką. Myśl o tym, że mogłaby pragnąć mojej śmierci, wywoływała dotkliwy, tępy ból. Usiłowałam wydobyć coś ze strzępów wspomnień – czy spotkałam się z Becky? Czy coś się między nami wydarzyło? Jednak przeszłość nieustępliwie pozostawała poza moim zasięgiem. Irytujące.
– Zapomnij o tym – powiedział szybko Ethan. Przyciągnął Emmę do siebie. Była tak wstrząśnięta, że nie mogła się poruszyć. – Przepraszam. Nie chciałem cię przerazić. Nic nie wiem o twojej mamie. To idiotyczna myśl. Przytuliła twarz do piersi Ethana i słuchała uderzeń jego serca. Zachód słońca jarzył się jaskraworóżowo nad górską granią. Dotąd nie chciała tego przyznać nawet przed sobą, ale kiedy Becky przejeżdżała obok kawiarni, rzeczywiście wyglądała jak osoba chora psychicznie. Nagle ucieszyła się, że to Thayer wtedy z nią był, a nie Ethan. Gdyby jej chłopak zobaczył Becky, Emma nie mogłaby teraz zaprzeczyć, że matka sprawia wrażenie niebezpiecznej. – Mogę cię o coś spytać? – odezwał się nieśmiało, bawiąc się delikatnie jej włosami. – O co tylko zechcesz. – Myślisz, że pozwolą ci tu mieszkać? No wiesz, kiedy sprawa Sutton zostanie już wyjaśniona? Emma umilkła. Od chwili, w której odkryła, że ma siostrę bliźniaczkę, ciągle wyobrażała sobie, jakby to było. Jeszcze nigdy nie miała własnego kąta – nawet najfajniejszym z jej opiekunów, którzy chcieli dla niej jak najlepiej, nigdy nie udało się sprawić, żeby poczuła się u nich jak w domu. Teraz miała kochającą rodzinę, o jakiej zawsze marzyła… Co będzie, gdy odkryją wszystkie jej kłamstwa? – Mam nadzieję, że kiedy już będzie po wszystkim, zrozumieją, dlaczego to zrobiłam – powiedziała cicho. – To byłoby straszne, gdybym musiała ich opuścić. – Tak sobie myślałem… – Głos Ethana brzmiał niemal nieśmiało. – Mamy po osiemnaście lat. Musimy tylko skończyć szkołę, a potem możemy robić, co chcemy. Więc gdyby twoje mieszkanie u Mercerów z jakiegoś powodu nie wypaliło, moglibyśmy… To znaczy może moglibyśmy coś wynająć. Zamrugała. Jego policzki zapłonęły szkarłatem, widziała to nawet w półmroku. Przez chwilę nie była pewna, czy dobrze go zrozumiała. – Razem – uściślił. – To tylko taki plan awaryjny. Nie chcę, żebyś czuła, że wywieram na tobie presję czy coś. W każdym razie
wiem, że moja mama nie będzie za mną tęskniła. – Posmutniał. Po chwili znowu spojrzał jej w oczy. – Nie zniósłbym, gdybyś wyjechała. Nie mogę cię stracić. Emma uśmiechnęła się nieśmiało. Nie była pewna, czy jest gotowa na to, żeby z kimś zamieszkać, ale świadomość, że jej chłopak myśli o ich wspólnej przyszłości, sprawiała, że robiło jej się ciepło na sercu. Musnęła palcem kontur jego twarzy, a potem pochyliła się i przycisnęła usta do jego warg. Świat zamigotał pod jej przymkniętymi powiekami. Wplotła palce w gęste włosy Ethana i przyciągnęła go do siebie. Jego oddech przyprawił ją o dreszcze. Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo pragnie, żeby ktoś szczerze się o nią troszczył. Nie miała świadomości, jak bardzo brakuje jej dotyku. Teraz, kiedy w jej życiu pojawił się Ethan, odnosiła wrażenie, że jedyną rzeczą, jaka ją trzyma przy życiu, jest perspektywa kolejnego pocałunku. Znałam to uczucie. Kiedyś Thayer działał w ten sposób na mnie. Z rosnących za kościołem krzaków dobiegł jakiś szelest. Emma podniosła wzrok. – Co to było? Ethan przekrzywił głowę. – Co takiego? Emma spojrzała na fasadę kościoła, a potem przeszła na drugą stronę spalonej słońcem ulicy, żeby rozejrzeć się za budynkiem. Nic. Z tyłu rozciągała się pustynia, a na niej tylko pojedyncze kaktusy. Jeśli nawet ktoś ją szpiegował, udało mu się wymknąć. Ethan otoczył ją ramieniem, mrużąc oczy w zachodzącym słońcu, które dziewczynie już nie wydawało się piękne. Gdzieś tam był morderca, który śledził każdy jej krok. Gdzieś tam leżało nieodkryte, nieopłakiwane ciało jej siostry. Odwróciła się do Ethana. – Jestem wykończona. Lepiej wracajmy do domu odpocząć. Jutro ważny mecz. – Złapała go za rękę. – Będziesz, prawda? – Nie ma mowy, żebym opuścił futbol flagowy – zapewnił Ethan. Piasek skrzypiał im pod butami, kiedy szli przez centrum kowbojskiego miasteczka, gdzie turyści kupowali chusty i
kapelusze. Volvo Sutton stało na przeciwnym końcu parkingu, ale Emma już z daleka dojrzała wsunięty za wycieraczkę biały prostokąt. Coś ją ścisnęło w piersi. Podbiegła do samochodu i wyszarpnęła kartkę. Ethan przyglądał się w napięciu, jak ją rozwija. – O Boże! – wykrzyknęła, rozglądając się po pustyni. Wiadomość została napisana tym samym charakterem pisma, który przywitał ją pierwszego poranka po przyjeździe do Tucson. Morderca oznajmił jej wtedy, że jej siostra nie żyje, a ona ma współpracować, bo inaczej będzie następna. Powinnaś mi dziękować. Przed przyjazdem tutaj nie miałaś nic. Teraz masz wszystko, o czym marzyłaś. Tylko nie popełnij błędu. Sutton też myślała, że może mieć wszystko, co zechce. Emma i ja pomyślałyśmy o tym samym: przy kościele naprawdę słyszałyśmy czyjeś kroki. Morderca wciąż śledził każdy ruch mojej siostry.
3 SAM NA SAM SIĘ ROZPRAWIĄ O HELENY WDZIĘKI – Te T-shirty są kompletnie do bani – jęknęła Laurel, ciągnąc za dekolt swojej niebieskiej koszulki. – Nie mogli zamówić czegoś lepszego? Było piękne niedzielne popołudnie. Emma, przyjaciółki Sutton i rodzina Mercerów zebrali się w parku Saguaro na Dorocznym festynie futbolowym uczniów liceum Hollier i ich rodziców – tak w każdym razie głosił rozwieszony nad ich głowami transparent. Przed nimi rozciągał się pas nienaturalnie zielonej trawy, na którym trwało w najlepsze rodzinne smażenie burgerów na publicznych grillach oraz ładowanie na talerze sałatki ziemniaczanej i plasterków arbuza. Małe dzieci bawiły się w berka, szalejąc między świeżo pobielonymi liniami boiska. Pan Mercer podrzucał piłkę z logo Uniwersytetu Arizony. Wydawał się podekscytowany rozpoczynającym się właśnie meczem futbolu flagowego. Emma roześmiała się, wpychając brzeg swojej czerwonej koszulki za pasek sportowych szortów Adidasa. – To mecz charytatywny. Koszulki na pewno są z darów. Charlotte Chamberlain przewróciła oczami. – Moja mama urządza mnóstwo akcji charytatywnych. Wszyscy wiedzą, że żeby zebrać dużo pieniędzy, trzeba najpierw dużo pieniędzy wydać. W zeszłym roku urządziła loterię, w której nagrodą był klasyczny płaszcz od Chanel, i zebrała jego trzykrotną wartość. – Na co mają być przeznaczone fundusze? – zapytała Madeline Vega, kolejna koleżanka Sutton, która przez kontrast z niską, krągłą Charlotte wydawała się smukła i gibka. Charlotte wzruszyła ramionami, zbierając swoje rudawe loki w koński ogon. – Jakie to ma znaczenie? Za ich plecami rozległo się szuranie i chichoty. Kiedy się odwróciły, zobaczyły Twitterowe Bliźniaczki, Gabriellę i Liliannę Fiorello, w kostiumach cheerleaderek – Lili miała czarnoczerwony, ze spódniczką ozdobioną gigantycznymi agrafkami, a Gabby błękitno-biały. Jej blond włosy były związane na czubku
głowy. Obróciły się, potrząsając lśniącymi pomponami i głośno krzycząc. – W co wy się ubrałyście? – zachichotała Madeline. – Boszsz… Na żartach się nie znasz? – zapiszczała Gabby, unosząc wysoko pompon. Emma uśmiechnęła się. To były koleżanki Sutton, ale zdążyła się już z nimi zżyć. Nie licząc Alex, najlepszej przyjaciółki z Henderson, nigdy nie była blisko z inną dziewczyną, a co dopiero z całą grupą. To było przyjemne uczucie, nawet jeśli nie mogła z nimi porozmawiać o swoich prawdziwych problemach. Ja zresztą też nie byłam pewna, czy rozmawiałam z przyjaciółkami o swoich prawdziwych problemach. Przepadałyśmy za sobą, byłyśmy sobie szczerze oddane, jednak nie najlepiej nam szło wyrażanie tego słowami. Zdaje się, że pochłonięte kreowaniem swoich wizerunków, zapominałyśmy, kim naprawdę jesteśmy. Emma związała włosy w supeł i zrobiła kilka głębokich skłonów rozciągających. Nogi wciąż ją bolały po pościgu za samochodem Becky, ale podszywając się pod Sutton i tak znacznie poprawiła kondycję, bo prawie codziennie grała w tenisa. – Sutton, nie mów, że zagrasz w tym roku! – zawołała Madeline z niedowierzaniem. – Pomyślałam sobie, że spróbuję czegoś nowego – rzuciła swobodnie Emma. Futbol zupełnie nie był w stylu Sutton, ale ona wprost nie mogła się doczekać tego meczu. Najbardziej zbliżoną rzeczą do rodzinnej wycieczki, jaka jej się w życiu zdarzyła, był wyjazd do sortowni śmieci z jedną z rodzin zastępczych, żeby oddać puszki po napojach gazowanych. U Mercerów zachwycało ją kultywowanie dorocznych tradycji takich jak ta. Poza tym właśnie tego rodzaju rozrywki potrzebowała, żeby zapomnieć o panice, która ogarnęła ją po otrzymaniu kolejnej wiadomości od mordercy siostry. – Przecież zawsze powtarzasz, że nie cierpisz plam z trawy i że przez ten taniec taty po zdobyciu punktu zapadniesz się kiedyś pod ziemię – przypomniała jej ostrożnie Laurel. Emma trąciła ją łokciem, uśmiechając się szeroko. – Boisz się, że dostaniesz łupnia, co siostrzyczko?
– Chciałabyś. – Roześmiała się Laurel. – Zobaczymy, na co cię stać! Emma zlustrowała wzrokiem boisko. Poza przyjaciółkami Sutton na mecz przyjechało mnóstwo osób z ich szkoły. Pomachała do Nishy Banerjee, która sączyła mrożoną herbatę pod markizą. Koleżanka odmachała jej przyjaźnie. Kiedyś Nisha i Sutton rywalizowały ze sobą zarówno na korcie tenisowym, jak i poza nim, ale ostatnio Emma starała się ostrożnie z nią zaprzyjaźnić. Były chłopak Sutton Garrett Austin też przyjechał. Dzielił się hot dogiem z młodszą siostrą, purpurowowłosą uczennicą drugiej klasy w okularach w stylu Buddy’ego Holly. Emma unikała jego wzroku – złamała mu serce, odrzucając chętne ciało, które ofiarował jej w dniu urodzin. Charlotte złapała Emmę za łokieć. – Nie patrz teraz, ale masz wielbiciela. Emma rozejrzała się, spodziewając się zobaczyć Ethana, ale ku swemu zaskoczeniu napotkała spojrzenie Thayera. Stał w grupie chłopaków po drugiej stronie boiska. Pozostali chłopcy poszturchiwali się zaczepnie i wygłupiali, ale Thayer tylko gapił się na Emmę. Kiedy ich oczy się spotkały, uśmiechnął się nieśmiało i spuścił wzrok. To na mnie patrzył w ten sposób, powtarzałam sobie, ale wiedziałam, że nie poczuję się dzięki temu lepiej. – I znów to samo – jęknęła Madeline. – Co? – Emma zwróciła się do przyjaciółek, które obserwowały ją z różnym stopniem sceptycyzmu na twarzach. Nerwowo przełknęła ślinę. Nietrudno było zgadnąć, o czym teraz myślą: że między nią a Thayerem coś się dzieje. Odkąd chłopak wrócił do Tucson, w relacjach Emmy z przyjaciółkami pojawiło się pewne napięcie. Charlotte nie mogła znieść faktu, że Sutton najwyraźniej może mieć każdego chłopaka. To, że kilka miesięcy temu Sutton ukradła jej Garretta też za bardzo nie pomagało. Madeline nie uważała Sutton za odpowiednią dziewczynę dla Thayera, który leczył się z alkoholizmu. Z kolei Laurel od dawna się z nim przyjaźniła i zawsze miała do niego słabość, więc kiedy Sutton zaczęła się nim interesować, poczuła się upokorzona. Emma mogła sobie tylko wyobrażać reakcję Laurel na wieść, że
Thayer w tajemnicy spotykał się z jej siostrą przez ten cały czas, kiedy uważano go za zaginionego. – Hej, słuchajcie, to nie tak! – zawołała Emma w nadziei, że uda jej się jakoś zmienić ten najwyraźniej drażliwy temat. – Jesteśmy przyjaciółmi. – Serio? – Charlotte popatrzyła przez boisko na Thayera, który nie odrywał wzroku od Emmy. – Zdaje się, że posyła ci przyjacielskie spojrzenie. Emma poczuła, że jej twarz płonie. Spławianie chłopaków było dla niej zupełnie nowym doświadczeniem. Jeszcze nigdy nie chodziła do jednej szkoły wystarczająco długo, żeby dorobić się adoratorów. Nachyliła się i zaczęła poprawiać sznurowadła, próbując nie zwracać uwagi na oskarżycielskie spojrzenie Charlotte. Kiedy się wyprostowała, zobaczyła po drugiej stronie boiska kolejną znajomą postać. Jej serce zabiło mocniej. Pomachała do Ethana, ale on chyba jej nie zauważył. Wtedy dostrzegła jego wyraz twarzy i zdała sobie sprawę, że chłopak nie spuszcza morderczego spojrzenia z Thayera. Wzdrygnęła się. Wiedziała, że jest zazdrosny, ale jeszcze nigdy nie widziała, żeby tak jadowicie na niego patrzył. – Ethan! – krzyknęła, ale on zniknął w tłumie. – To z którym przychodzisz w sobotę na moją imprezę? – zapytała Charlotte z przebiegłym uśmieszkiem. – Pierwsze słyszę, że urządzasz imprezę – wtrąciła się Madeline, dotykając palcami dekoltu swojej koszulki, który wycięła w łódkę. – Kiedy ją zaplanowałaś? – Jakąś godzinę temu – odparła Charlotte z fałszywą skromnością. – Właśnie się dowiedziałam, że moi rodzice jadą na weekend do Vegas. Taka okazja nie może się zmarnować, prawda? – Ekstra – szepnęła Gabby, sięgając po iPhone’a. Po chwili już coś na nim wystukiwała. Lili poszła w jej ślady. Dwadzieścia sekund później dzięki postom na Twitterze o imprezie wiedziała już cała szkoła. – Jasne, że z Ethanem – powiedziała Emma. Szukała go wzrokiem z nadzieją, że bazyliszkowe spojrzenie, którym mierzył Thayera, było jedynie wytworem jej wyobraźni. Przed oczami
stanął jej nagłówek: „Plotki o miłosnym trójkącie rozdzielają parę nastolatków. Więcej na stronie 11”. Kiedyś marzyła o karierze dziennikarki śledczej i wymyślanie tytułów wiadomości poświęconych jej życiu weszło jej w nawyk. Sędzia dmuchnął w gwizdek, zwołując zawodników na środek boiska. Emma, Madeline i Charlotte były w drużynie czerwonych razem z panem Mercerem. Ethan dołączył do nich, na powitanie całując Emmę w policzek. Laurel i pani Mercer stanęły po drugiej stronie. Grały w błękitnych barwach, razem z Nishą i Thayerem. – Rozwalimy was! – krzyknęła Laurel do Emmy, która w odpowiedzi przewróciła pobłażliwie oczami. Jeszcze nie tak dawno temu tego rodzaju groźba by ją przestraszyła, teraz jednak wiedziała, że Laurel z całą pewnością nie zamordowała Sutton. Była z przybraną siostrą w dobrych stosunkach. – Słuchajcie wszyscy – powiedział pan Mercer, wsuwając za pasek żółtą chorągiewkę i pokazując członkom drużyny, żeby zebrali się razem. – Madeline, Charlotte, wy idziecie na skrzydła i osłaniacie tyły. Sutton, ty od razu biegniesz przez boisko co sił w nogach. Podam do ciebie, jak tylko będzie się dało. – Ścisnął jej ramię. – Cieszę się, że grasz w tym roku. Emma nie zdołała powstrzymać uśmiechu. Odkąd dowiedziała się, że pan Mercer jest jej dziadkiem, poczuła z nim bliską więź, nie tylko jako Sutton. Zaraz jednak powróciło zwykłe poczucie winy. Nie znał jej tajemnicy. I chociaż bardzo chciała mu powiedzieć prawdę, nie mogła. Myślała o medalionie zaciskającym się na jej szyi w domu Charlotte, o reflektorze scenicznym, który roztrzaskał się niebezpiecznie blisko jej głowy, i wszystkich tych chwilach, kiedy morderca ostrzegał ją, żeby nikomu nie mówiła, co się stało siostrze. Nie mogła znieść myśli, że coś złego mogłoby spotkać jej dziadka, a gdyby poznał prawdę, jego życie również znalazłoby się w niebezpieczeństwie. Rozległ się kolejny gwizdek. Gra się rozpoczęła i Emma ruszyła naprzód, lawirując wśród błękitnych koszulek. Zza linii bocznej dobiegały piskliwe okrzyki Twitterowych Bliźniaczek: – Mamy urodę, mamy klasy kupę, przeciwnik może cmoknąć nas w…
– Sutton! – krzyknął pan Mercer, zagłuszając doping. Nisha zagrodziła mu drogę i próbowała wyciągnąć flagę zza paska jego spodni, on jednak cofnął się kilka kroków i podał do Emmy. Dziewczyna w napięciu przygotowała się na przyjęcie podania, a kiedy piłka wylądowała idealnie w jej ramionach, ruszyła w stronę pola punktowego. – Dokąd to? – Kątem oka dostrzegła podbiegającą do niej panią Mercer. Jej babcia była w zaskakująco dobrej formie. Swoją gibkość zawdzięczała praktykowanej trzy razy w tygodniu bikram jodze. Emma wyminęła ją zygzakiem i gwałtownie przyspieszyła. Laurel przyłączyła się do pościgu, wraz z panią Mercer okrążając pędzącą przez boisko Emmę. Kok Emmy rozsypał się i jej rozpuszczone włosy falowały podczas biegu. Podążałam za nią, choć nie mogłam poczuć wiatru we włosach ani ziemi pod stopami. Zastanawiałam się, ile razy przychodziłam na te mecze tylko po to, żeby stać z przyjaciółmi przy bocznej linii i narzekać na upał. Może trzeba było kiedyś zagrać, choćby po to, żeby przekonać się, jak to jest? Pole punktowe było na wyciągnięcie ręki i Emma czuła już smak triumfu. Nagle czyjeś ramiona złapały ją w pasie. Upadła na ziemię, wypuszczając z rąk piłkę, która potoczyła się gdzieś daleko. Kiedy obróciła się na plecy, zobaczyła nad sobą twarz Thayera. – Mam cię – powiedział cichym, aksamitnym głosem, zupełnie jakby mówił: „kocham cię”. Na chwilę czas się zatrzymał. Emma poczuła słodką woń trawy, widziała jasne piegi na policzkach Thayera. Jego twarz była tak blisko, że mogliby się pocałować. Oddałabym wszystko, żeby odzyskać swoje ciało. Nagle chłopak krzyknął. Ktoś podnosił go od tyłu. Emma rozejrzała się niepewnie i zobaczyła Ethana stawiającego Thayera z powrotem na nogi. – To jest futbol flagowy – powiedział ze złością. – Zrobisz komuś krzywdę. Thayer go odepchnął. – Jeszcze raz mnie dotkniesz, człowieku, to zacznę od ciebie. – Tak!? Powalisz mnie na ziemię, tak jak moją dziewczynę?