ks-konfeks

  • Dokumenty295
  • Odsłony17 670
  • Obserwuję20
  • Rozmiar dokumentów410.8 MB
  • Ilość pobrań11 927

2.5 Bardzo wampirze Święta

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :635.6 KB
Rozszerzenie:pdf

2.5 Bardzo wampirze Święta.pdf

ks-konfeks EBooki różne juz przeczyt
Użytkownik ks-konfeks wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 72 stron)

Bardzo wampirze święta - 1 -

Bardzo wampirze święta - 2 - Kerrelyn Sparks 2,5 Bardzo wampirze święta

Bardzo wampirze święta - 3 - Spis treści Streszczenie............................................................................................- 4 - Rozdział 1 ..............................................................................................- 5 - Rozdział 2 ............................................................................................- 16 - Rozdział 3 ............................................................................................- 24 - Rozdział 4 ............................................................................................- 37 - Rozdział 5 ............................................................................................- 46 - Rozdział 6 ............................................................................................- 60 - Epilog...................................................................................................- 71 -

Bardzo wampirze święta - 4 - SSttrreesszzcczzeenniiee Maggie O'Brian podejmuje pracę w Vampire Digital Network (DVN) jako aktorka grająca w telenoweli Moda na krew. Głównym bohaterem opery mydlanej jest Don Orlando de Corazon, najlepszy wampirzy kochanek na świecie. Ale kim Don Orlando jest naprawdę? Nawet jego fryzjer nie może mieć co do tego pewności. Maggie i Don Orlando udają się do Nowego Orleanu i Teksasu w poszukiwaniu jego tajemniczej i szalonej przeszłości.

Bardzo wampirze święta - 5 - RRoozzddzziiaa??11 - To koniec Don Orlando. - Maggie O'Brian zmrużyła oczy. Łzy przysłaniały jej pole widzenia, a wszystko po to, aby jak najlepiej odegrać rolę Jessicy Goodwin, śmiertelnej pani doktor, beznadziejnie zakochanej w wampirze. Jak przystało na dobrą aktorkę opery mydlanej, Maggie odwróciła się plecami do osoby, do której słowa zostały skierowane i spojrzała smutno w kamerę. - Nie przychodź tu więcej. - Nie mów tak! - Don Orlando stanął u jej boku, uklęknął na jedno kolano, ścisnął jej dłoń i ucałował. - Moja najdroższa chiquito, nigdy nie pozwolę ci odejść. Chiquito? Kto powypisywał te brednie w scenariuszu? Maggie szykowała w myślach napaść na scenarzystę, próbując zignorować dotyk ust Don Orlanda na kostkach paliczków u dłoni. Święta Maryjo, teraz delikatnie je przygryzł. Ale to nic nie znaczyło. Tylko grał. Plotka głosiła, że naprzygryzał się wielu kobiecych palców w ciągu tych kilku ostatnich lat. Łza spływająca po policzku Maggie była warta nagrody Emmy. Niestety, brak pulsu wykluczał jej obecność na ceremonii rozdania statuetek. I jak można byłoby wręczyć nagrody Emmy grupie aktorów, która nawet tak naprawdę nie istniała? Jedynie kilku śmiertelnych pracowników Digital Vampire Network wiedziało o wampirzych operach mydlanych, zachowywali jednak tę sensację w sekrecie. Śmiertelnicy wiedzieli, że ich za długi język mógł zostać opłacony krwią. Dosłownie. Maggie wyrwała dłoń z uścisku Don Orlanda. - Przepraszam, ale to nigdy nie miało prawa bytu. Kiedy Don Orlando wstawał, zrzucił z jednego ramienia czarną, jedwabną pelerynę, ukazując zarysowane mięśnie torsu, pokrytego czarnymi, grubymi włosami. Maggie wiedziała, że ten ruch sprawił, że setka wampirzyc przed telewizorami krzyknęła w ekstazie. Powinna wiedzieć. Kiedyś była jedną z nich. I jeśli Don Orlando wykona swój numer popisowy, całkiem zdzierając z siebie pelerynę, aby pokazać pełną świetność umięśnionej piersi, to jego fanki zaczną mdleć. Bez wątpienia, także kilku fanów.

Bardzo wampirze święta - 6 - Maggie podeszła do pustego biurka w jej rzekomym biurze. - Jak wiele razy mam ci to powtarzać? To szpital. Nie powinieneś przychodzić tu bez koszuli. - Nie mogłem się doczekać spotkania z tobą. - Jego głos brzmiał równie gładko jak była jego jedwabna peleryna. - A pielęgniarki nigdy na to nie narzekają. - Przeziębisz się. - Spojrzała na niego ponad ramieniem. - Na zewnątrz pada śnieg. Prawie mamy święta Bożego Narodzenia. Wstrząsnął masywnymi ramionami. - Choroby dopadające śmiertelnych mi nie zagrażają. Uzdrowię się podczas dziennego snu. Maggie przycisnęła dłoń do piersi i spojrzała wprost w kamerę numer dwa. - Składałam przysięgę, że będę ratować życie. Jak mogłam zakochać się w nieumarłym? - Obróciła się stając z nim twarzą w twarz, położyła ręce na biurku za nią. Ta poza miała uwydatnić jej obfity biust. - Tak mnie uwiodłeś, prawda? Użyłeś tych swoich zdradzieckich wampirzych mocy, aby kontrolować mój mózg. - To ty mnie uwiodłaś, swoją dobrocią i szlachetnym sercem. - Jego oczy spoczęły na jej piersiach. - Nie potrafię sobie pomóc. - Musisz jakoś przeciwstawić się temu. Ukłonił się. - Jam jest Don Orlando de Corazon, najwspanialszy kochanek w wampirzym świecie. Żadna kobieta, czy żywa czy umarła, nie może mi się oprzeć. - Ale ja muszę! - Maggie podeszła do kamery numer dwa. - Ciężko pracowałam, aby osiągnąć to, co teraz mam. Lata szkoły medycznej, niezliczone godziny w pogotowiu doraźnym. A teraz, jestem znanym chirurgiem. Ludzie mnie potrzebują. - Jestem z ciebie taki dumny, moja chiquito. - Nie mów tak! Nie mogę zniszczyć swojej reputacji. Potrzebuję szacunku współpracowników. Jak mogę wplątać się w romans z martwym trębaczem z zespołu mariachi1 ? Potarł swój podbródek. 1 Mariachi - rodzaj orkiestr popularnych w Meksyku. Typowi mariachi mają w swoim składzie skrzypce, różne rodzaje gitar, mandoliny i trąbki. Orkiestry liczą od 3 do 12 członków, w swoim repertuarze mają zarówno kompozycje współczesne, jak i meksykańską muzykę ludową.

Bardzo wampirze święta - 7 - - Jestem doskonałym trębaczem. Jednocześnie najwspanialszym kochankiem w wampirzym świecie - przechwalał się dumnie, trzymając rękę na pasku od skórzanych spodni. Maggie odwróciła się z jękiem. - Nie kuś, Don Orlando! - Chodź ze mną! - Chwacił ją w objęcia. - Razem skomponujemy wspaniałą muzykę. - Nie, nie, nie! - Potrząsała głową w rytmie wykrzykiwanych słów. - Tak, tak! Położyła dłonie na jego piersi, chcąc odepchnąć mężczyznę. Pierścień na jej małym palcu zabłysnął złotem kontrastując z czarnymi jak węgiel włosami na jego klacie. Wzmocnił uścisk. - Pocałuj i powiedź, że mnie nie kochasz. Odwróciła swoją wypełnioną łzami twarz w kierunku kamery numer jeden. - Jesteś zbyt okrutny pozwalając mi cierpieć. Proszę, pozwól mi na samotność! - Odepchnęła go mocniej. Zatoczył się w tył. - Aaaa! - Aaaa! - Wrzask Maggie dołączył do jego krzyku, kiedy spostrzegła, co się dzieje. Wykrzywiając się z bólu, Don Orlando przycisnął dłoń do nagle gołej piersi. Jego owłosienie było doczepione do prawej dłoni Maggie, wydawałoby się, że trzyma martwego szczura z czarną sierścią. - Aaaa! - Potrząsnęła głową. - Zabierzcie to! - Włoski zawinęły się wokół jej dłoni, zaczepione o pierścionek. - Przeklęta kobieta! - Don Orlando skrzywił się pocierając czerwony pasek na swojej piersi. - Prawie zdarłaś mi skórę. - Cięcie! - krzyknął Gordon, reżyser. - Charakteryzacja! Włosy Orlanda mają wrócić na swoje miejsce. Maggie spojrzała na gołą klatę Don Orlanda, a potem na kłaki doczepione do pierścienia. To była podróbka? Słodka Maryjo, powinna o tym wiedzieć. Jak wielu mężczyzn mogło się pochwalić dywanikiem w stylu owczarka staroangielskiego Bobtail? Wyciągnęła to coś zza pierścionka i wręczyła właścicielowi. - Przepraszam. Nie chciałam zrobić ci krzywdy.

Bardzo wampirze święta - 8 - Usta Don Orlanda wykrzywiły się w uśmiechu, postukał w czerwoną plamę na torsie. - Może jak pocałujesz nie będzie bolało? - Nie! - Maggie rzuciła w niego piersiowy tupecikiem. - Dlaczego nosisz coś tak idiotycznego? Wyglądał na zakłopotanego. Na jakieś pół sekundy. - Stwierdzili, że z większą ilością włosów stanę się bardziej sexy. - Posłał jej koślawy uśmiech. - Choć teraz, byłbym szczęśliwszy z powodu posiadanie gładkiej piersi. Maggie odpowiedziała uśmiechem. Na jakieś pół sekundy. Jej przyjemność umarła śmiercią naturalną, kiedy wyhaczyła wizażystkę z chytrym uśmieszkiem malującym się na jej twarzy. - Hola, piękna senorito - wymruczał do dziewczyny. Spłonęła rumieńcem, podczas pokrywania klejem gołej skóry na jego torsie. - Moglibyśmy się przenieść do mojej przymierzalni? - Mrugnął. - Postaramy się o większą ilość lepkiej mazi i wszystko posklejamy. - Dziewczyna zachichotała. Maggie zacisnęła dłonie w pięści, pragnąc mu przyłożyć. Słodka Maryjo i Józefie, była wściekła. Zawsze unosiła się gniewem, kiedy odkrywała, że wielbiony przez nią heros, Don Orlando de Corazon, okazywał się psem na baby. A teraz, zauważyła, że sprawy mają się nawet gorzej. Był popieprzonym, śliniącym się pieskiem. Ruszyła w kierunku stolika z posiłkiem i wzięła sobie szklaneczkę Chocolood, zmieszanej krwi syntetycznej i czekolady, jednego z najlepszych wampirzych napojów. Zmarszczyła brwi widząc kępkę włosów ciągle przyczepioną do pierścionka. Wyciągnęła kłaki, przypominając sobie jak tata dał jej ten pierścionek na Pierwszą Komunię, kiedy miała siedem lat. Później, w 1872, pierścionek idealnie pasował na czwarty paluszek. Uwielbiała swoją białą suknię, pierwszą, która wcześniej nie należała do jej siostry. Jako ósmemu dziecku z dwunastodzietnej gromadki, Maggie dobrze znane były głód i ubóstwo. Ale nie znała sekretnego świata nieumarłych, póki nie dołączyła do niego w wieku dziewiętnastu lat. Przerażona, próbowała powrócić do domu, ale reakcja rodziny była straszna. Pokazała im pierścionek i to, że krzyż jej nie rani. Dlaczego jej wiara miałaby się zmienić z powodu śmierci? Ciągle pozostawała ukochaną córeczką tatusia zwaną przez niego ‘Maggie May’. Ale ojciec wydziedziczył ją, uznając, że jest kreaturą z otchłani piekieł.

Bardzo wampirze święta - 9 - Maggie sączyła Chocolood, ignorując ból w piersi. Nie wierzyła, że jej tata miał rację. Została zaatakowana. Jak Wspaniałomyślny Bóg mógłby obwiniać ofiarę? Ale później, musiała działać, aby przetrwać musiała gryźć innych. Pastwiąc się nad nimi. I strach, że jej ojciec miał racje, otworzył w jej sercu wielką ranę. Dzięki Bogu za wynalezienie syntetycznej krewi. O wiele łatwiej było udawać, że jest dobrą istotą. Włożyła oczyszczony pierścień na palec przekonując siebie, że ma dobre serce, nawet jeśli ono przestaje bić każdego dnia po nastaniu świtu. Pięć lat wcześniej, coś się zakończyło w posępnej egzystencji Maggie. Jakieś mądre wampiry umożliwiły nagrywanie tych istot na taśmę i powstało Digital Vampire Network. Wiele wampirów na całym świecie stało się o wiele szczęśliwsze dzięki: Nocnym wieściom i magazynie plotkarskim prowadzonym przez Corky Courrant, Na żywo wśród nieumarłych. DVN wyprodukowało także własne opery mydlane - Modę na krew, Wszystkie wampiry duże i małe oraz Kostnicę na peryferiach. Potem, pojawił się on. Cztery lata temu, Moda na krew pozyskała nowego aktora i po raz pierwszy w długim życiu, Maggie się zakochała. Don Orlando de Corazon wskoczył na ekrany telewizorów świecąc w ciemnościach owłosionym torsem, a przez te pożądliwe oczy, kobieta straciła głowę. Był tym jedynym. Jedynym dla niej. I jeśli tylko mógłby się z nią zobaczyć, z pewnością powinien rozpoznać w niej pokrewną duszę. To właśnie miłość do niego zaprowadziła ją na przesłuchanie DVN. Kiedy zdobyła rolę w Modzie na krew, wyglądało na to, że jej sny się spełnią. Ale te sny stały sie koszmarem. Przed pierwszym dniem na planie, poznała prawdę. Tej nocy w plotkarskim magazynie, Corky Courrant ujawniła sprośny charakter Don Orlanda jako wielkiego kobieciarza. A Maggie utknęła z nim grając doktor Jessicę Goodwin, jeden z podbojów Don Orlanda. Próbowała skupić się na rozwoju swoich aktorskich umiejętności, ale za każdym razem, kiedy kręciła z nim jakąś scenę, jej serce chciało wyskoczyć z piersi. Jak w ogóle miała zamiar pozostać mu obojętna, kiedy deklarował jej miłość? Ale to było złudzenie. Słodka Maryjo. Nawet jego włosy na klacie były fałszywe! - Na miejsca! - krzyknął reżyser. - Dokończmy kręcenie sceny. Maggie wzięła głęboki wdech. To było to. W tej scenie, Don Orlando miał pocałować doktor Jessicę. Jej pierwszy pocałunek z Don Orlandem. To nie dzieje się naprawdę. Prawdopodobnie nie zna nawet jej prawdziwego imienia.

Bardzo wampirze święta - 10 - Już stała w swoim rzekomym biurze w szpitalu, wizażystka uzupełniła zmytą pomadkę. - Zacznijmy od „Pocałuj i powiedź, że mnie nie kochasz” - poinstruował ich Gordon. - Zagrajcie to. Maggie wstrzymała oddech, kiedy Don Orlando podszedł do niej. Uwodził ją. - Pocałuj i powiedź, że mnie nie kochasz. - Jesteś zbyt okrutny pozwalając mi cierpieć - wyszeptała Maggie, jej kolana zmiękły. Złapała się jego ramion. - Proszę, pozwól mi na samotność. - Proszę, pocałuj mnie. Czekałam na to cztery lata. Przyglądał się jej twarzy, zagarniając kobietę mocniej w ramiona. Zamknęła oczy i pochyliła się ku niemu. Kiedy jego usta dotknęły jej, zadrżała. Był ciepły i delikatny. Chciałaby, aby mógł stać się bohaterem z jej snów. Żeby mógł ją pokochać. Zobaczyć w niej dobroć, miłować w sposób, w jaki potrzebowała. Jakby cuda się zdarzały. - Świetnie! - pochwalił ich reżyser. - Cięcie, robimy zdjęcia! Z pomrukiem, Don Orlando pogłębił pocałunek. Przejechał końcówką języka po jej wargach, po czym pokrył pocałunkami ścieżkę od jej policzka do ucha. - Cięcie! - krzyknął Gordon. - Czujesz to? - wyszeptał Don Orlando do jej ucha, delikatnie ssał jej małżowinę. - Powiedziałem cięcie! Dajcie spokój, mamy inne sceny do nakręcenia. Maggie ledwie słyszała słowa reżysera. Częściowo dlatego, że język Don Orlanda wsunął się do jej ucha. A częściowo dlatego, że jej serce biło wyjątkowo głośno. Święta Maryjo, był w tym tak dobry jak to sobie wyobrażała. Tulił się do jej szyi. - Jesteś taka piękna. Moja słodka… Jessico. Z jękiem zawodu, zesztywniała. Odepchnęła go. - Jestem Maggie! Don Orlando uśmiechnął się. - Więc czy zechcesz zwiedzić moją przymierzalnię, słodka… Maggie? Spoliczkowała mężczyznę. Cofnął się, jego oczy były szeroko otwarte ze zdziwienia.

Bardzo wampirze święta - 11 - - Dlaczego… dlaczego? - Wszystko w tobie jest kłamstwem. Nie jesteś najwspanialszym kochankiem na świecie. Jesteś największym oszustem na świecie! Jesteś świnią i… pozerem! Odwróciła się i odeszła. W swojej przymierzalni, Don Orlando jęczał odrywając fałszywe włosy ze swojego torsu, pozostawiając skórę różową. Największy oszust na świecie. Maggie powiedziała mu prawdę prosto w oczy, cholera. Za pierwszym razem, kiedy ją spotkał, kiedy była przesłuchiwana, patrzyła na niego z takim podziwem kwitnącym w tych niebieskich oczach. Nie chciała go wykorzystać w celu dalszego rozwoju własnej kariery. Jej otwartość na jego osobę była najsłodszą rzeczą, z jaką się spotkał od czterech i pół roku życia jako wampir. Poprosił reżysera, aby ją zatrudnił i dał odpowiednią rolę. Kogoś dobrego ze szlachetnym sercem. Kogoś takiego jak Jessica Goodwin. Nie tylko dlatego, że pani doktor była wzorem przyzwoitości, ale przede wszystkim chodziło ot o, że zakochała się w nim, w Don Orlandzie. Ale kiedy Maggie przyjęła tę pracę, stała sie zimna i niedostępna. Ignorowała jego zapędy. Chciał jej pokazać, jak wygląda jego pocałunek. I to jaki! Sposób, w jakim rozpływała się w jego ramionach… w tym momencie już wiedział, że ta oziębłość jest udawana. Ciągle go podziwiała. Chciał wykrzyczeć jej imię pod niebiosa, ale wiedział, że nadal działają kamery, więc nazwał ją Jessicą. A teraz, była smutna. Musi ją przeprosić i odzyskać. Jeśli tylko zechce ponownie spojrzeć na niego z takim podziwem w oczach, to może sprawić, że jego fałszywa kreacja stanie się łatwiejsza do udźwignięcia. Założył na siebie szlafrok i skórzane spodnie, udał sie w kierunku pokoju Maggie. Jak miałby jej zaimponować? Powie jej cokolwiek, byle byłoby prawdą. Chciał jej namiętności, nie litości. Zapukał do drzwi. - Proszę wejść. - Maggie wydała sie podirytowana, kiedy przekroczył próg. Cholera, powinien przynieść kwiaty. Jako najwspanialszy kochanek na świecie, wydawał się kompletnym idiotą. Maggie pozostała na swoim miejscu, siedząc przy toaletce. - Czego chcesz?

Bardzo wampirze święta - 12 - Żebyś mnie kochała. Nie, Don Orlando nigdy nie zachowałby się jak mięczak. Był agresywnym macho, a to się sprawdzało. Potwierdzał to stosik liścików od fanek. Kobiety kochały Don Orlanda de Corazon, Maggie także. - Nie mogłem pozostać z dala od ciebie, Margaret Mary O'Brian, oczarowałaś mnie. Parsknęła. - Cóż, widziałeś moje nazwisko na drzwiach. Powinnam być pod wrażeniem, bo umiesz czytać? - Od momentu, gdy po raz pierwszy cię ujrzałem, twoje imię wyryło się w moim sercu. - To brzmi boleśnie. - Skłoniła się, chcąc zdjąć szpilki. - Możesz przestać grać. Kamer już nie ma. - Ale moja namiętność nadal płonie jak nieugaszalny płomień. Przysięgam, że staniesz się moją. W jej oczach rozbłysła złość. - Żadna kobieta o zdrowych zmysłach nie zechce być twoją. Kolejka oczekujących jest zbyt długa. Skrzywił się w duchu. Maggie musiała wysłuchać kłamstw Corky Courrant, które zostały ujawnione w programie Na żywo wśród nieumarłych. - Moje serce należy tylko do ciebie, słodka chiquito. - Nie jestem twoim bananem! - Rzuciła butem, celując w jego głowę. Z wampirzą szybkością, uniknął pocisku. But uderzył w drzwi. - Ay, caramba, jaka ognista! To stawia moje lędźwie w płomieniach! - A mnie się zbiera na wymioty! - Rzuciła w niego kolejnym butem, a ten trafił dokładnie w jego pierś. - Auć! - Obcas wbił się w podrażnioną skórę. - Dlaczego się tak na mnie wściekasz, Maggie? - Naprawdę jesteś taki tępy? Naprawdę uwierzyłeś, że ulegnę tym końskim zalotom? - Końskim? - Czy w twojej głowie zrodziła się jakaś chora myśl, że zaprowadzisz wszystkie kobiety tego świata do łóżka? - To nie tak. - Posłał jej uwodzicielskie spojrzenie, łączące się z zadziornym uśmieszkiem i wygiętą brwią. - Nie potrzebujemy łóżka. Możemy być… bardziej kreatywni, nie? - Wrrr! - Skoczyła na równe nogi, chwytając szczotkę do włosów i rzucając w niego.

Bardzo wampirze święta - 13 - Przeklął robiąc unik. Dlaczego to na nią nie działało? Sprawdzało się przy każdym innym. Przerwał rozważania, czarny bucior walnął go w głowę. - Cholera, jesteś inna. Nie lubisz Don Orlanda. Wzdychając, Maggie osunęła się na krzesło. - Przepraszam. Tak wiekowa jak jestem, powinnam wiedzieć, że nie należy rzucać rzeczami w gniewie. Podszedł do niej. - Jesteś zła, ponieważ nazwałem cię Jessicą, kiedy się całowaliśmy? Mogę wyjaśnić. Myślałem, że ciągle nas kręcą. Policzki Maggie stały się różowe, kiedy się odwróciła. - Nie chodzi o pocałunek. To… te wszystkie kobiety… - Nie możesz wierzyć we wszystko, co plecie Corky. Nie wyjawiła prawdy na mój temat. - Więc nie miałeś z nią romansu? Spochmurniał. - To akurat prawda. - I zdradzałeś ją? - Cóż, tak, ale z właściwych pobudek. Maggie prychnęła. - Pobudką numer jeden była Tiffany? Ile takich pobudek miałeś? - To nie tak jak myślisz. - Cholera, nie miał zamiaru powiedzieć jej prawdy. Kto by w to uwierzył? - Mam problem… - Wiem. Twoje spodnie. Osunęły się na dół. - Nie. To… ja. Nie lubię samotności. Prychnęła. - Wybacz, że na ciebie nakrzyczałam. - Maggie, przebywam w Nowym Jorku od czterech lat, pozostałem wierny Corky, wszystko stało się jakieś sześć miesięcy temu. To był jeden wyskok, byłem zły i sfrustrowany, a Tiffany… - Poczekaj chwilę. - Maggie wstała. - Corky zaznaczyła, że miałeś setki kobiet. Tysiące. - Jest wściekła. Mści się na mnie. - Dlaczego miałabym w to uwierzyć? - Maggie przemierzyła mały pokoik. - Jesteś kłamcą. Cofnął się w kierunku drzwi.

Bardzo wampirze święta - 14 - - Wiem, że Don Orlando nie jest prawdziwy. Ale ratuje mi skórę. Daje powód do egzystencji. Sprawia, że ludzie mnie kochają. - Westchnął. - Nawet ty kiedyś mnie pokochasz. Maggie zwolniła zatrzymując się. - Myślałam, że kocham, ale to było udawane. Przełknął ślinę. - Symulacja to wszystko, co mam. - Bzdury. Gdzieś tam musi być twoje prawdziwe ja. Jeśli naprawdę kiedyś istniało. Obrócił się i chwycił za klamkę. - Przepraszam. Ja… chciałem, abyś mnie polubiła, ale… - Może cię polubię, jeśli dasz mi się poznać. - Maggie podeszła do niego. - Kim naprawdę jesteś? Oparł głowę o drzwi i zamknął oczy. Nie mógł tego zrobić. Nie pozwoli dostrzec w nim tej pustki. - Jam Don Orlando de Corazon, najlepszy… - Przestań. Jeśli chcesz, abym cię polubiła, musisz być ze mną szczery. Pokaż swoje prawdziwe ja. - Ale tu nie… - Jego oczy wypełniły się łzami. Nie mógł tego zrobić. Nie mógł ukazać pustki. Usłyszała już i tak zbyt wiele. To był właśnie powód, dla którego nienawidził samotności. Tego bycia z niczym. Maggie dotknęła jego ramienia. - Co się dzieje? Wziął głęboki wdech. - Wiem, że Don Orlando jest obłudą. Corky wymyśliła go, abym stał się gwiazdą. Przykro mi, że cię znieważył. - Więc nie bądź nim - wyszeptała Maggie. - Bądź sobą. Prychnął. - Chciałbym. Chciałbym być ciebie wart. Chciałbym mieć duszę. - Każdy ma duszę. - Nie ja. Ja jestem jak biała karta. Cofnęła się z przerażeniem w oczach. Oczywiście, że to ją przerażało. Była przerażona jego tokiem myślenia. Wstrząsnął ramionami. - Może Corky będzie mogła to wyjaśnić. Jeśli zechce być z tobą szczera. Sprawi jej radość wyjawienie mojego brzydkiego sekretu. Maggie posłała mu zmartwione spojrzenie.

Bardzo wampirze święta - 15 - - Jakiego sekretu? - Nie mogę być sobą, skoro nie wiem, kim jestem. Te głupie role, które gram są wszystkim, co powstrzymuje mnie przed pogrążeniem się w czarnej dziurze nicości. - Masz na myśli depresje? - Nie. - Don Orlando chwycił za klamkę. - Mam amnezję.

Bardzo wampirze święta - 16 - RRoozzddzziiaa??22 Po pracy, Maggie zawsze teleportowała się do klubu nocnego swoich przyjaciółek, Horny Devils. Jej współlokatorki rozkręciły ten biznes po wygraniu pierwszego reality show stacji DVN. Ale tej nocy, Maggie była zbyt zmieszana, aby dzielić ich radość. Ból, jaki ujrzała w oczach Don Orlanda, nie dawał kobiecie spokoju. Chodziła po swojej przymierzalni, rozmyślając nad bieżącymi problemami. Czy naprawdę mógł mieć amnezję? Czy Corky kłamała, mówiąc o setkach kobiet, które uwiódł? Maggie nie wiedziała, w co ciężej jest jej uwierzyć - we wierność Don Orlanda czy jego luki w pamięci. Potrzebowała większej ilości informacji. A jedynym źródłem wiedzy w DVN była Corky Courrant, były ekspert od tortur w Londyńskiej Tower2 za panowania Henryka VIII, a teraz bezlitosną królową mediów w wampirzym świecie. Maggie skierowała się do głównych gabinetów w DVN. Nie ważne jak bardzo starała się zapomnieć o Don Orlandzie, mężczyzna nadal ją intrygował. Zawsze wyczuwała roztaczającą się wokół niego aurę tajemniczości, no i miała nosa. On był tajemnicą, nawet dla samego siebie. Zgrywał gościa chłodnego i zadufanego, ale pod tą skorupą ukrywał się pełen wrażliwości mężczyzna. Z westchnieniem, Maggie uświadomiła sobie, że zawsze przyciągały ją dusze straceńców. To właśnie współczucie, spowodowało, że wstąpiła do Armii Zbawienia3 w 1884, co zaowocowało atakiem na jej osobę, atakiem, który uczynił z niej wampirzycę. Jej przyjaciele nazywali ją miękkim sercem błogosławienia, ale ona uważała to raczej za fatalną wadę. Teraz, po raz kolejny, jej pełna współczucia natura przywiodła kobietę ku nieznanemu. 2 Tower Londyńska była więzieniem, z którego podobno nie było ucieczki, ponieważ wejście było zaraz nad wodą - podpływano łódkami i tam prowadzono więźniów do celi. Więziono tu m.in. króla Anglii Henryka IV, królową Annę Boleyn, Thomasa More'a, Thomasa Cromwella, Lady Jane Grey, żeglarza Waltera Raleigha, a w 1941 r. Rudolfa Hessa. 3 Armia Zbawienia (ang. Salvation Army) - chrześcijańskie wyznanie protestanckie o charakterze ewangelikalnym, metodystycznym i uświęceniowym, zorganizowane w sposób hierarchiczny na podobieństwo organizacji militarnych. Doktryna religijna Armii Zbawienia określana jest mianem salwacjonizmu. Wyznanie znane jest z działalności charytatywnej. W Polsce zarejestrowane pod nazwą Kościół Armia Zbawienia w Rzeczypospolitej Polskiej, jest członkiem Aliansu Ewangelicznego w RP.

Bardzo wampirze święta - 17 - Zapukała w szerokie drzwi naznaczone olbrzymią nalepką Na żywo wśród nieumarłych, gwiazda Corky Courrant. - Wejść! - zapiszczał ostry głos Corky. Maggie wparowała do środka. - O, to ty! - Corky uniosła oczy. - Maggie Jakaśtam. - O'Brian. - Nieważne. Właśnie patrzę, jak spoliczkowałaś tę kupę gówna Don Orlanda. To było bajeczne! - Że co? Corky wycelowała pilota w telewizor i nacisnęła przycisk. - Jeden z kamerzystów właśnie przekazał mi tę taśmę. - Scena, którą wcześniej Maggie odgrywała z Don Orlandem pojawiła się na ekranie. Całowali się pomimo, iż reżyser krzyczał cięcie. Maggie otworzyła szeroko usta. - Jakim cudem… - Słuchaj. - Corky uniosła dłoń, aby ją uciszyć. Na ekranie telewizora, Maggie uderzyła Don Orlanda w twarz, po czym zaczęła swój monolog. Corky wybuchła śmiechem, jej duży biust podskakiwał. - Uwielbiam to! Zacznę tym mój jutrzejszy program. Ciepło napłynęło Maggie do twarzy. - Ale to nie powinno zostać nagrane. Gordon powiedział cięcie… - I co z tego? Chłopcy nigdy nie przestają kręcić, kiedy Don Orlando jest na scenie. Wiedzą, że zapłacę każde pieniądze, aby złapać tę świnię w niedwuznacznej sytuacji. - Corky posłużyła się pilotem, aby wyłączyć telewizor. - Więc, zechcesz przyjść jutro do mojego programu? - Cóż, ja… - Nie robię wywiadów z byle kim. Ale jesteś na tyle mądrą babką, aby wiedzieć jaką szumowiną jest Don Orlando, więc dam ci szansę. - Dziękuje bardzo. To bardzo uprzejme z twojej strony. - Maggie podejrzewała, że zdobędzie więcej informacji, jeśli nie przestanie grać. - Uważam, że obrzydliwie cię oszukał. - I to po tym wszystkim co dla niego zrobiłam! - Oczy Corky błyszczały od gniewu. - Sprawiłam, że stał się sławny. Sprawiałam, że stał się bogaty. Dzięki mnie jego imię stało się najczęściej wymawianym w całym wampirzym świecie. - Niesamowite. - Tak, właśnie to ja jestem niesamowita. Był niczym, zanim się nim zajęłam. Niczym! - Głos Corky drżał od natężenia.

Bardzo wampirze święta - 18 - Maggie skrzywiła się. - Słyszałam, że nawet nie zna swojego prawdziwego imienia. - Dokładnie! Był nic nie wartym włóczęgą, spacerującym po Nowym Orleanie. Nawet nie wiedział, który mamy rok. - Więc to prawda. Ma amnezję. - No i? - Corky machnęła odprawiająco ręką. - Zajęłam się nim lepiej niż zrobiłby to sam. Nauczyłam go jak ma się ubierać, jak grać, jak się kochać. Wszystko mi zawdzięcza. Jeśli nie przechodziłabym tamtędy przypadkiem, ciągle leżałby w rynsztoku. - Jakie to przykre. - Można było nad nim popłakać! Ale przyprowadziłam go tu i zrobiłam z niego gwiazdę. Wszystko z czystej dobroci mego serca. - Corky przycisnęła dłoń do piersi, sugerując, że gdzieś pod tymi olbrzymimi implantami znajduje się ten organ. - No i za czterdzieści procent z jego zarobków. Maggie zamrugała. - Czterdzieści procent? - Dlaczego nie? Zainwestowałam w niego wiele czasu. To było też w kontrakcie. Bydlak może mnie zdradzać do woli, ale ciągle czterdzieści procent należy do mnie. Maggie zaczęła rozumieć, dlaczego Don Orlando nie był szczęśliwy z Corky. Traktowała go jak niewolnika. - Jak przypuszczam robił to już od dłuższego czasu. - Ha! Wiem o wszystkim co sie tutaj dzieje. Mogę tworzyć i niszczyć kariery, Paniusiu, uwierz mi, właśnie tak się dzieje. - Corky uśmiechnęła się zadowolona z siebie. - Tylko ta głupia Tiffany odważyła się położyć łapy na moim Don Orlandzie. Nie daruje im tego. Słodka Maryjo! Powiedział jej prawdę! - Więc nie był ze setką. - Nie, oczywiście, że nie. To taka… licencja artystyczna. Namówiłam kilka dupodajek, aby powiedziały, że z nim były, w końcu grają na okrągło. Uwielbiają rozgłos. Więc, udzielisz mi tego wywiadu czy nie? - O, tak. To oczywiste. - Tak myślałam. - Corky uśmiechnęła się głupawo, odrzucając do tyłu włosy. - Czekam na ciebie w studiu nr 2 o ósmej. I lepiej bądź gotowa utopić Don Orlanda w dużej ilości gówna. - Nie ma sprawy. - Maggie otworzyła drzwi chcąc wyjść, jednak się zawahała. - Zastanawiałaś się kiedyś, kim on naprawdę jest?

Bardzo wampirze święta - 19 - - To nieudomowiona świnia. Co jeszcze mi potrzebne do szczęścia? Wszystko, pomyślała Maggie. Skąd pochodzi? Czy ma gdzieś rodzinę? - Znam kilku kolesi z Agencji MacKay’a. Na pewno mogliby pomóc mu ustalić kim jest. - Po co tyle zachodu? - Corky zaczęła przeglądać stertę papierów, prawdziwie znudzona nowym tematem. Ale Maggie nagrała się wystarczająco dużo, aby wiedzieć czego trzeba tej kobiecie. Właściwej motywacji. - Chcesz go poniżyć, prawda? - Tak. - Corky podchwyciła przynętę, rzucając papiery na biurko. - Znasz jakiś jego mroczny sekret? - Jeszcze nie. Ale wyobraź sobie jak podle musiałby się czuć, gdybyś wykopała śmierdzące fakty z jego przeszłości. Usta Corky wyszczerzyły się w szerokim uśmiechu. - O tak! Możemy zrobić dochodzenie, odkryć jego brzydką przeszłość. Czy mogłabyś to dla mnie zrobić jadąc do Nowego Orleanu? - Tak. Mogłabym pojechać tam jako reżyser. Mam doświadczenie. Byłam asystentem reżyserki przy reality show emitowanym zeszłego lata. - Maggie stwierdziła, że w ten sposób mogłaby kontrolować treść raportów, więc nie pogorszyłaby wizerunku mężczyzny. Don Orlando pewnie chciałby dowiedzieć się kim jest, ale nie zasługiwał na świństwa, jakie kłębiły się w umyśle Corky. - Świetnie! - Corky stukała długim paznokciem o blat biurka. - Pogadam z Gordonem, aby dał ci kilka tygodni wolnego. Maggie uśmiechnęła się. Wszystko się pięknie układało. Jechała do Nowego Orleanu, aby rozwikłać tajemnicę Don Orlanda. - Don Orlando także powinien ze mną pojechać. Może natrafimy na coś, co przywoła jakieś wspomnienia. - Hmm. - Corky zmarszczyła czoło. - Nie wiem. Wolę jak pracuje, bo wtedy na mnie zarabia. Szef - tyran. - Ale jeśli odkryjemy coś naprawdę okropnego, będziemy mogli nagrać jak się zmiesza. Corky odzyskała animusz. - Dobra. Okej, wszystko przygotuję. - Złapała za słuchawkę telefonu. - Do jutra.

Bardzo wampirze święta - 20 - Maggie promieniała wracając do swojej przymierzalni. Mogła przedzwonić do Connora, aby sprawdzić, czy mógłby obyć się bez jednego umarłego z Agencji MacKay’a. Zastanawiała się także jak bardzo ucieszy się Don Orlando. - To zły pomysł - zaprotestował Don Orlando następnej nocy. Maggie warknęła. - Nie chcesz się dowiedzieć kim jesteś? - Nie kiedy będą się za mną włóczyć kamerzyści, gotowi zarejestrować każde ciekawe odkrycie, aby Corky mogła mnie ośmieszyć przed całym wampirzym światem. Nie ma mowy. To się nie wydarzy. - Don Orlando ruszył w kierunku studia nr 4, gdzie Moda na krew była nagrywana każdej nocy. Czarna peleryna powiewała u szczytu długich skórzanych butów. - Ale to ja będę reżyserem. - Maggie podążyła za nim. - Nie pozwolę ci się ośmieszyć. Parsknął. - Tak. Widziałem cię dziś u Corky. - Musiałam zagrać. Zrobiłam to dla ciebie. Zatrzymał się i spojrzał jej w twarz. - Dla mnie? Spędziłaś dziesięć minut w jej programie, opisując jak cudownie było mnie uderzyć w twarz. Maggie zarumieniła się. - Corky miała nas na taśmie. Ciężko byłoby powiedzieć, że tego nie zrobiłam. - Jeśli tak bardzo ci się to podobało, droga wolna. - Nadstawił swój policzek. - Wiesz, że na to zasłużyłem. Maggie przygryzła wargę, aby powstrzymać chichot. - Wolałabym się dowiedzieć kim jesteś. A potem, jeśli najdzie mnie ochota, przyłożyć ci ponownie. - Jestem pewien, że najdzie. Jestem śmieciem, Maggie. Nie przyszło ci do głowy, że moja przeszłość może okazać się naprawdę śmierdząca? - A po czym to stwierdzasz? Jesteś młodym wampirem, nieprawdaż? Otworzył drzwi do studia i wskazał, że ma iść pierwsza. - Zostałem przemieniony około cztery i pół roku temu. Przy stoliku z przekąskami stało mnóstwo ludzi, więc Maggie poprowadziła go do cichszego narożnika. - Nie zauważyłeś tego? Tak młody jak jesteś, ciągle możesz mieć rodzinę. Nie byłoby cudownie ją znaleźć? Może udałoby ci się spędzić z nimi święta.

Bardzo wampirze święta - 21 - - Prawda. Teraz sobie to uświadamiam. Wesołych świąt wszystkim! W każdym bądź razie, nie powiedziałem ci, że jestem wampirem? Nie potrzebuję przypraw, wystarczy naga szyja… - Nie wygłupiaj się! Nie ugryzłbyś członka swojej rodziny. - Właśnie o tym mówię, Maggie. Może ugryzłbym. Może odkryjemy, że jestem nic nie wartą kupą gówna. Ostatecznie teraz tylko coś takiego udaję. Co jeżeli rzeczywistość okaże się gorsza od gry? Chwyciła jego ramię, poczuła pod palcami czarny jedwab. - Nie wierzę w to. Jeśli naprawdę byłeś złym człowiekiem, nie martwiłbyś się tym. Przechylił głowę, przyglądając się jej. - Wierzysz, w to, że mógłbym okazać się dobry? - Tak. I uważam, że twoja rodzina będzie szczęśliwa mogąc zobaczyć cię… we własnej osobie. - A co jeśli umarły w rodzinie będzie dla nich czymś nie do zniesienia? Maggie zacisnęła palce na jego pelerynie. Wynocha z mojego domu, ty bezwstydna kreaturo! - Maggie, wszystko w porządku? Potrząsnęła głową, starając się pozbyć wspomnień. Dotknął jej ramienia. - Jesteś tak blada jak ści… - Zmrużył oczy. - Jak było w twoim przypadku? Opuściła głowę. - To było bardzo dawno temu. Ja… musisz wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Mamy dwudziesty pierwszy wiek. Teraz ludzie są bardziej otwarci niż byli wcześniej. Przybliżył się do niej. - Twoja rodzina wyrzuciła cię? Skrzywiła się. - Nie chce o tym mówić. - O, Maggie, tak mi przykro. - Wziął jej dłoń w swoje. - Powinni dostrzec, jakie dobre masz serduszko. - Jej serce zabiło mocniej. Czy Don zobaczył to, co jej ojciec przeoczył? Położyła dłoń na jego piersi. - Dlatego mi pomagasz, prawda? Ponieważ jesteś wspaniałomyślną duszyczką. Wyczułem to od pierwszego wejrzenia na ciebie. Maggie nie mogła się skupić. Topniała pod miękkim, badawczym spojrzeniem tych złotych oczu.

Bardzo wampirze święta - 22 - - Maggie - wyszeptał, unosząc jej dłoń do ust. - O, tu jesteście! - Gordon kierował się ku nim. Maggie wyrwała rękę z uścisku Don Orlanda i odwróciła się w stronę reżysera. - Hej. - Corky powiedziała mi o waszej podróży do Nowego Orleanu - powiedział Gordon. - Chce, abyście wyruszyli jutrzejszej nocy. Don Orlando zesztywniał. - Jeszcze nie zdecydowałem, czy w ogóle… - Musisz pojechać. - Maggie spojrzała na niego błagalnie. - Właśnie gadałem ze scenarzystami - kontynuował Gordon - i już mamy rozwiązanie, więc możesz jechać. Będziemy mieć nowy scenariusz za trzydzieści minut, potem nakręcimy wszystko tej nocy. - Jak wyjaśnicie naszą nieobecność? - zapytała Maggie. - To niezwykle proste. - Gordon zaczął gestykulować. - Doktor Jessica pojedzie do Południowej Ameryki, aby rozdzielić bliźnięta syjamskie połączone głowami. W końcu jest najznamienitszym chirurgiem, będą o nią prosić, zgodzisz się to zrobić nie pobierając żadnych opłat. Don Orlando potaknął. - To ma sens. Ma takie dobre serce. Zawsze pomoże komuś w potrzebie. - Delikatnie otarł się o rękę Maggie opuszkami palców. Spojrzała na niego. Czy opisywał jej charakter? Wstrzymała oddech, kiedy przemierzał palcem długość jej paliczka. Stali ze sobą ramię w ramie, ich dłonie dotykały jego peleryny. - Co o tym myślisz, Maggie? - zapytał Gordon. - To jest… w porządku. - Próbowała się skoncentrować. Don Orlando nie dotykał jej dłoni. On ją badał. - Co się stanie z Don Orlandem? Gordon skrzywił się. - To będzie trudniejsze. Będzie rozpaczał po twoim odjeździe i uderzy samochodem w ścianę budynku na Wall Street, to spowoduje, że wpadnie w śpiączkę. Maggie zamrugała. - Śpiączka? Ale nie powinien się uleczyć podczas dziennego spoczynku? Gordon wzruszył ramionami. - To tylko telewizja. Nie spodziewaj się, że to będzie miało jakikolwiek sens. Może leżeć w tym stanie przez kilka dni lub tygodni, to zależy od tego ile

Bardzo wampirze święta - 23 - czasu będziecie potrzebować. Widzowie będą szaleć, martwiąc się, że może umrzeć w każdej chwili. Don Orlando pokiwał głową. - Jeżeli mnie pytacie to może być. - Świetnie! Idę zobaczyć jak postępują prace nad scenariuszem. - Gordon odszedł. Don Orlando spojrzał na nią. - Nie chce jechać z kamerzystami. Maggie uśmiechnęła się. - Pomyśl, że jedziesz ze mną. - Jeśli będziemy tylko my dwoje, o tak. Ufam ci. - Cóż, Ian MacPhie także się z nami zabiera. Ale możesz mu ufać. - Nie znam go. - Pracuje w Agencji MacKay’a. Poznałam go, kiedy mieszkałam w domu Romana Draganesti. Wygląda na niewinnego piętnastolatka, choć stuknęło mu już czterysta lat i naprawdę zna się na tym co robi. Don Orlando wziął głęboki wdech. - Nie wierzę, że się na to zgodziłem. Jeśli odkryjemy coś okropnego, Corky pokaże to całemu wampirzemu światu. - Nigdy się nie dowie. Ian i ja zatrzymamy to w sekrecie. Z drugiej strony, nie odkryjemy nic strasznego. Będzie świetnie, uwierz mi. - Jesteś aniołem, Maggie. Nie było dla mnie żadnej nadziei, dopóki cię nie spotkałem. A teraz mam jedną. - Że znajdziesz swoją rodzinę? - To byłoby miłe, ale nie pamiętam ich, więc nie tęsknię. - Chwycił jej dłoń w swoje. - Więc, na co liczysz? Uniósł jej dłoń do ust. - Mam nadzieję, że jak dowiemy się kim jestem, okaże się ciebie wart.

Bardzo wampirze święta - 24 - RRoozzddzziiaa??33 Dwie noce później, Don Orlando przyjechał do Horny Devils ze swoim workiem z ciuchami. W międzyczasie jego oczy zdążyły przywyknąć do rozmigotanych świateł nocnego klubu, otaczały go tłumy skandalicznie przyodzianych wampirzyc, które piszczały chcąc być usłyszane pomimo głośnej muzyki. - Oh, Don Orlando! Uwielbiam twój numer popisowy! Tę twoją pelerynkę! - Dlaczego masz na sobie koszulę? - Mogę dostać autograf? Tysiące serwetek zostało wycelowanych w jego twarz. Włożył rękę do kieszeni płaszcza, aby wydobyć z niej długopis, jednocześnie lustrując dokładnie pomieszczenie w poszukiwaniu Maggie. - Ja pierwsza! - Serwetka uderzyła w jego nos. Blond wampirzyca ubrana jak cheerleaderka stanęła przed nim, blokując mu przejście. Mrugnął. Coś mu się nie podobało w cheerleaderkach z kłami. Położyła dłoń na jego ramieniu, jej długie pazury wbiły się w skórę jak chwytające się go haczyki. - Nie potrzebujesz przypadkiem dziewczyny? - Nie, dziękuję. - Chciałby publicznie uznać Maggie za swoją dziewczynę, ale pewnie wtedy rzuciłaby kolejnym butem w jego głowę. Choć troszczyła się o niego, prawda? Zorganizowała tę wycieczkę, aby odkryć kim on jest. Gdzie się teraz podziewała? - Wystarczy, drogie panie! - Potężna kobieta o purpurowych włosach krzyknęła ponad muzyką. - Nie chcecie przegapić przecież występu naszego nowego tancerza. Ze zwycięskim okrzykiem cheerleaderka puściła jego ramię i ruszyła w podskokach w kierunku sceny. Dołączyła do niej inna kobieta, podrygując w rytmie muzyki. Kurtyna uniosła się ukazując mężczyznę w indiańskim pióropuszu, pomalowanego farbą, mającego na sobie jeszcze jakieś szmatki. Kobiety zaczęły piszczeć. Don Orlando odetchnął głęboko. Dzięki Bogu nie był juz w centrum uwagi. Uśmiechnął się do purpurowłosej kobiety.

Bardzo wampirze święta - 25 - - Jesteś jedną z przyjaciółek Maggie? Myślałem, że ją tu spotkam. - Jest w biurze, czeka na ciebie. - Kobieta zmierzyła go zwężonymi oczyma. - Więc, jesteś tym sławnym Don Orlandem. - Tak, a pani? - Wyciągnął ku niej dłoń. Ścisnęła ją i przyciągnął do siebie tak nagle, że rzemień od jego torby zsunął się z ramienia mężczyzny. - Jestem Vanda, i jeśli skrzywdzisz Maggie, przyjdę po ciebie. - Nigdy jej nie skrzywdzę. - Przynajmniej nie celowo, ale martwił się, że prawda o nim, jaką mogła odkryć, okaże się rozczarowująca. Wsunął swoją torbę z powrotem na ramię. - Wpuść mnie! - Dało się słyszeć młody głosik przy drzwiach. - Spadaj - odrzekł bramkarz. - Jesteś nieletni. - Mam czterysta siedemdziesiąt dziewięć lat, głupcze. - Hugo! - krzyknęła Vanda. - W porządku. Wpuść go. Ogromny ochroniarz cofnął się, burcząc. - Cóż, wygląda na dwunastolatka. - Nie - syknął młody wampir wchodząc do klubu. Nie, nie wyglądał. Don Orlando stwierdził, że nowoprzybyły musi mieć więcej niż piętnaście lat. Czarne, kręcone loki kontrastowały z jego jasną karnacją, czerwony klit w szkocką kratę szeleścił, kiedy mężczyzna się ku nim zbliżał. - Ty to pewnie Ian MacPhie. - Aye, a ty musisz być Don Orlando. - Wymienili uściski, po czym Ian zwrócił się do Vandy. - Wyglądasz równie uroczo, co zawsze. - Ujął jej dłoń z zamiarem pocałowania. Ze śmiechem, zabrała rękę, jednocześnie czochrając mu włosy. - Chodź. Maggie czeka. - Ruszyła w stronę biura. - Dzięki za pomoc przy śledztwie. Don Orlando zauważył, że oczy Szkota poruszały się zgodnie z ruchem bioder Vandy. - Lubię być zajęty. To sprawia, że nie myślę o… różnych rzeczach. - Ian był zajęty obserwowaniem kobiety na scenie wykonującej dziwne wygibasy. Don Orlando przypuszczał, że pod zwrotem „różne rzeczy” kryły się kobiety. Pewnie nie za różowo rysowała się możliwość spędzenia wieczności na ujarzmianiu szalejących hormonów piętnastolatka. - Rozmawiałem ze znajomym z Nowego Orleanu staniej nocy. Niedługo powinien dać znać. Mam numery telefonów do osób z całej Ameryki. - Ian