kufajka

  • Dokumenty27 039
  • Odsłony1 870 134
  • Obserwuję1 390
  • Rozmiar dokumentów74.8 GB
  • Ilość pobrań1 680 134

Abe Kobo - Czwarta epoka

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :1.5 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

kufajka
3. Ebooki według alfabetu
A

Abe Kobo - Czwarta epoka .pdf

kufajka 3. Ebooki według alfabetu A ABE KŌBŌ
Użytkownik kufajka wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 160 stron)

Abe Kōbō Czwarta epoka (PrzełoŜył Mikołaj Melanowicz)

Preludium Na głębokości pięciu tysięcy metrów nagle podniosła si ę równina pokryta grub ą, podziurawioną warstwą błota niby sierścią jakiegoś wymarłego zwierzęcia. I natychmiast rozsypała się - zmieniła się w ciemną chmurę, zabulgotała i wygasiła gwiazdki planktonu przepływające ławicą przed czarną przezroczystą ścianą. ObnaŜyła się popękana skalna płyta. Z jej szczelin wypłynęła brązowa, iskrząca się galaretowata masa. Na obszarze kilku kilometrów nabrzmiewała og romnymi bąblami powietrza, następnie rozpostarła gałęzie jak korzenie starej sosny. Jaśniejąca w mroku magma znikała z pola widzenia. Pozostał po niej ogromny słup pary, który przebił warst wę marine snow, zamienił się w wir i rozpadając się bezgłośnie parł do góry. Słup pary tak Ŝe zniknął pośród cz ąsteczek wielkiej wody i nigdy nie dotarł do odległej powierzchni morza. Właśnie w tym samym momencie, dwie mile morskie dalej, statek frachtowo- pasaŜerski “Nanchô-maru" płyn ął w stronę Jokohamy. Niespodziewane drŜenie i skrzypienie statku, trwające krótk ą chwilę, przestraszyło pasaŜerów i załog ę. Stojący na mostku drugi oficer równie Ŝ zaniepokoił się stadem bezładnie wyskakujących w gór ę delfinów i nagł ą zmianą barwy morza, nie uznał jednak za stosowne zanotować tego faktu w księdze pokładowej. Na niebie świeciło lipcowe słońce podobne do roztopionej rtęci. Niewidoczne pulsowanie morza przekształciło się juŜ w długie fale tsunami, które z niewiarygodną szybkością siedmiuset dwudziestu kilometrów na godzin ę zmierzały w stronę lądu... KARTA PROGRAMOWA NR 1 Elektroniczna maszyna licząca jest po prostu swego rodzaju maszyną myślącą. Zatem jest to urządzenie, które nie potrafi formułowa ć problemów, ale mo Ŝe myśleć. NaleŜy jednak wyposaŜyć je w kartę programową, czyli zestaw pytań zapisanych w zrozumiałym dla niej języku.

1 Gdy wszedłem, asystent Tanomogi zwrócił si ę do mnie i zapytał: - Co tam w komisji? Właśnie regulował maszynę, więc wciąŜ zerkał w monitor. Widocznie dopiero teraz zauwaŜył moją ponurą minę, dlatego nie czekając na odpowiedź westchnął i upuścił śrubokręt, który uderzył o podłog ę. - Nie rzucaj! Tanomogi niechętnie schylił się i podniósł narz ędzie, a następnie zwiesił bezwładnie ręce uniósł brod ę. Kiedy w końcu przystąpimy do pracy? A skąd ja mam wiedzieć? Byłem wściekły, więc tym bardziej draŜniło mnie czyjekolwiek niezadowolenie. Zdjąłem marynarkę i rzuciłem ją na pulpit sterowniczy. Zdawało mi się, Ŝe w tym momencie włączyła się maszyna. Oczywiście nic takiego nie mogło się zdarzyć, uznałem więc to za złudzenie. Jednocześnie przyszło mi do głowy coś wspaniałego. Chciałem tę myśl zapamiętać, lecz mi się nie udało. Psia krew... Jak tu gorąco... Czy zaproponowali inny plan? A mogli coś zaproponować? Po chwili Tanomogi dodał cicho: Na chwilę zejdę na dół. Oczywiście, i tak nie ma co tu robić. Usiadłem i zamknąłem oczy. Usłyszałem oddalaj ące się stukanie drewnianych sandałów Tanomogiego. Dlaczego młodzi naukowcy w Japonii - niemal bez wyjątku - tak chętnie chodzą w drewniakach? Co to za dziwny zwyczaj? Cichnące kroki stawały się coraz szybsze. Widocznie podjął decyzję i to dodawało mu energii. Gdy uniosłem powieki, stojące na półce cztery teczki z dokumentami wydały mi si ę teraz bardzo waŜne. Zawierały wycinki artykułów po święconych maszynie prognostycznej, poczynając od ukończenia “Moskwy 1" przed trzema laty. Przedstawiały te Ŝ drogę, jaką ja przeszedłem. Na ostatniej stronicy nawet ta jedyna dla mnie droga zaczęła znikać.

2 Jak na ironię, pierwsza stronica w teczce rozpoczynała się od artykułu pewnego publicysty, który radykalnie zmienił swe pogl ądy. “Specjali ści, otwórzcie oczy! - zwracał si ę na początku tekstu w taki sposób, jakby sam był wynalazc ą maszyny prognostycznej. - Wehikuł czasu Wellsa, mimo Ŝe jakoby pozwalał odbywać podró Ŝe w czasie, był po prostu dziecięcą zabawką, poniewaŜ nie przedstawiał niczego więcej poza przełoŜeniem ruchu w czasie na przemieszczenie się w przestrzeni. Człowiek widzi bakterie tylko dzięki mikroskopom. Byłoby jednak błędem twierdzić, iŜ bakterie w ogóle nie istniej ą, tylko dlatego, Ŝe są niewidoczne gołym okiem. Analogicznie ludzkość uzyskała moŜliwość widzenia przyszłości dzięki maszynie prognostycznej »Moskwa 1«. Istnieje więc juŜ wehikuł czasu! Znów stoimy na skrzy Ŝowaniu dróg historii i cywilizacji!" Rzeczywiście, moŜna i tak określić. Mimo wszystko to zbyt duŜa przesada. Gdybym ja miał się wypowiedzieć, uznałbym, Ŝe dzięki “Moskwie 1" ujrzano jedynie kilka kadrów z krótkiego filmu, a nie przyszło ść. Wspomniany film zaczynał się następująco. Najpierw zegar pokazywał południe i wielką otwartą dłoń. Obok stał telewizor z tą samą sceną odbitą na ekranie. Następnie padł rozkaz zaciśnięcia dłoni. Wraz z wybiciem godziny pierwszej inŜynier nakręcił tarczę na pulpicie, a po godzinie dłoń widoczna na ekranie zacisnęła się mocno. Przedstawiono jeszcze inne doświadczenia. Oto na sygnał “przestraszyłem si ę" na ekranie poderwał się do lotu śpiący dotąd ptaszek, a na sygnał “wypu ścić z ręki" na ekranie spadła szklanka i rozbiła się na drobne kawałki... Na pewno mogły dziwić takie eksperymenty. Początkowo nawet mnie zaskoczyły. Lecz chodzi mi tu o coś innego. Oto trzy lata pó źniej pojawia się ten sam człowiek, ale piszący coś odmiennego, zupełnie inną historię. W czwartej teczce znalazłem taki oto wycinek: “W istoci e rzeczy prognozowanie nie jest moŜliwe na tym świecie. Załó Ŝmy - ciągnął wywód publicysta - Ŝe wedle prognozy pewien męŜczyzna ma wpaść do dołu w ciągu godziny. No dobrze, ale gdzie znajdziecie takiego głupca, który wiedz ąc co go czeka, nie powstrzyma biegu wydarzeń. Jeśliby nawet znalazł się taki osobnik, to musiałby to być człowiek podatny na wszelkie sugestie. Mielibyśmy wtedy do czynienia z sugestią, a nie z prognozowaniem. Tak więc skończmy juŜ z tym pięknym kłamstwem o maszynie prognostycznej, a po prostu zmieńmy jej nazwę na maszynę sugestywną, za pomocą której wykorzystuje si ę ludzkie słabości".

Ładna historia; niech sobie zmienia nazw ę, na jaką chce! Kto kradnie igłę, ten moŜe ukraść wszystko, zresztą nie tylko on jeden. Nagle wszyscy zaczęli reprezentować odmienny punkt widzenia, a ja stałem się odtąd elementem niebezpiecznym. Na zdjęciu znajdującym się na drugiej stronie w pierwszej teczce jeszcze się uśmiecham. PoniŜej fotografii figuruje moja wypowiedź na temat “Moskwy 1". “Oczywi ście, nie uwaŜam tego za trik. Teoretycznie jest to całkowicie moŜliwe. Nie sądzę teŜ, Ŝeby urządzenie to ró Ŝniło się czymkolwiek istotnym od dotychczasowych maszyn liczących". To powiedział doktor Katsumi z Centralnego Instytutu Techniki Obliczeniowej ze spokojem pewnego siebie specjalisty. Było to kłamstwo. Po prostu bardzo im zazdrościłem. A poniewaŜ mówiłem bez przekonania, jeden z dziennikarzy zapytał nie kryj ąc gniewu: “Czy chce pan powiedzieć, Ŝe mógłby pan co ś takiego wkrótce skonstruowa ć?" “No có Ŝ, jeśli miałbym czas i pieniądze"... Do pewnego stopnia byłem szczery. “W zasadzie elektronic zne maszyny liczące mają pewnego rodzaju zdolności prognozowania. Problem nie tyle w maszynie, co w jej wykorzystaniu. W programowaniu... To znaczy w działaniu polegającym na przedstawieniu problemu w języku zrozumiałym dla maszyny, co wcale nie jest łatwe. Dotychczas musiał to robić człowiek. »Moskwa 1« do pewnego stopnia prognozuje sama". “Czy wobe c tego mógłby pan nam opowiedzieć swój sen o przyszło ści wyobraŜonej dzięki maszynie? " “Hm, w ogóle efektywno ść przewidywania jest odwrotnie proporcjonalna do wielkości czasu i wytraca się wraz z przyspieszeniem. Jak mogliście się przekonać z doniesień prasowych, zakres prognozowania jest zaskakująco ograniczony, prawda? śeby się przekonać o tym, iŜ szklanka się rozbije, kiedy spadnie, nie trzeba korzystać z maszyny liczącej. Wie o tym nawet uczeń szkoły podstawowej. MoŜna brać pod uwagę ró Ŝne sposoby zastosowania maszyny jako pomocy w nauczaniu, lecz wydaje mi się, iŜ naleŜałoby powstrzymać się od zbyt fantastycznych oczekiwań". Szczerze mówi ąc, czułem zupełnie co innego, po prostu nie mogłem pohamowa ć palącej mnie zazdrości. Gdybym siedział z załoŜonymi rękami, zostałbym w ogóle wyeliminowany z gry i nie mógłbym im dorówna ć. Zresztą nie zaznałbym spokoju, gdybym mimo wszystko nie podjął wyzwania. Poszedłem więc do dyrektora instytutu, następnie rozmawiałem z kilkoma znajomymi. Nikt jednak po zaspokojeniu zwykłej ciekawości nie przejawiał powaŜniejszego zainteresowania moją propozycją. A juŜ najbardziej zdenerwowała mnie umieszczona obok wypowiedź pewnego pisarza, który podzielał mój pogl ąd. (Oczywiście, on nie wiedział, o czym mówił, lecz nic nie wydaje si ę bardziej prawdopodobne niŜ własna ignorancja...) “By ć moŜe to całkiem naturalne, Ŝe komuniści, wtłaczający wszystko w ramy konieczności, nie mają innej przyszłości jak tylko taką, któr ą moŜna przewidzieć za pomocą

maszyny. Nam, budującym przyszłość na podstawie wolnej woli, tego rodzaju maszyna chyba do niczego się nie przyda. Nawet jeśliby ktoś wbrew rozsądkowi spróbował przedstawi ć naszą przyszłość, okazałaby się przezroczysta jak szkło. Najbardziej jednak obawiam się, Ŝe wiara w prognozę sparaliŜuje wraŜliwość moralną". końcu nadarzyła się okazja. Otwórzmy drug ą teczkę. “Moskwa 1" zacz ęła demonstrować szersze moŜliwości, czego zresztą się obawiałem. To nie był juŜ sen, lecz rzeczywistość - jedną po drugiej publikowano suche i praktyczne prognozy. Najpierw bardzo trafne prognozy pogody, pó źniej przewidywania w zakresie przemysłu i ekonomiki... Zmartwień owych dni nie mogę potraktować jednym zdaniem. Oto nagle Japonia uzyskała rachubę urodzaju ryŜu na bieŜący rok. Odniesiono się do niej dość nieufnie, mówi ąc: “No dobrze, zobaczymy, co b ędzie za pół roku"... Wkrótce potem nadeszły kolejne dane: - ogólnokrajowe rozliczenia bankowe za pierwsze dwa kwartały; - przewidywana liczba nie spłaconych weksli w następnym miesiącu; - przewidywana sprzedaŜ w jednym z domów towarowych; - indeks cen w detalicznej sprzedaŜy w mieście Nagoya; - przewidywany stopień wypełnienia magazynów w porcie tokijskim. Te prognozy zaczęły zaskakiwać dokładnością, procent błędów spadł nawet do zera. Na końcu poszczególnych analiz publikowano wyj ątkowo aroganckie oświadczenia: “»Moskwa 1« potrafi tak Ŝe przedstawić prognozę indeksu cen i akcji w waszym kraju, moŜe teŜ podać stosunek zasobów produkcji do zapotrzebowania. Powstrzymujemy si ę od tego, poniewaŜ te dane mogłyby wywołać destabilizację ekonomiczną. Zawsze będziemy się kierować zasadami uczciwego współzawodnictwa"... Nasze zakłopotanie było tak duŜe, Ŝe nawet prasa wstrzymała się od szerszych komentarzy. Równie Ŝ inne wolne kraje otrzymały podobne przewidywania i teŜ zareagowały milczeniem, które trwało dosy ć długo. Rządy wielu krajów nie poprzestały jednak na milczeniu. Pod naciskiem kręgów finansjery równie Ŝ i nasze władze zaczęły przygotowywać się do podjęcia jakiś kroków. Najpierw w Centralnym Instytucie Techniki Obliczeniowej załoŜono odrębny Dział Rozwoju Maszyny Prognostycznej. Mnie powołano na kierownika tego działu - trudno się zresztą dziwić tej nominacji, skoro byłem jedynym specjalistą w tej dziedzinie w Japonii. Mogłem więc poświęcić się wyłącznie studiom nad maszyną prognostyczną.

Teczka trzecia Zgodnie z obietnicą “Moskwa 1" zachowała odt ąd milczenie. W tym czasie Tanomogi, człowiek trochę gruboskórny, ale bardzo zdolny, był moim asystentem. Praca post ępowała zgodnie z planem i w następnym roku jesienią dobiegła końca. Mogłem więc zademonstrować przyszłość w telewizorze, pokazując rozbijanie się szklanki itp. (Prognozowanie zjawisk jest stosunkowo łatwe). Za kaŜdym razem gdy przedstawiałem kilka prostych eksperymentów, rosł a moja sława i rozgłos maszyny, spełniała si ę teŜ nadzieja. Wiem, Ŝe niektórych ludzi napawałem lękiem. Kiedy na przykład zająłem się przewidywaniem wyników wy ścigów konnych, zainteresowani zaŜądali zaprzestania tego rodzaju analiz. W owym czasie z dumą myślałem o tym, Ŝe ten przypadek stanowi dowód pot ęgi maszyny. Dzisiaj wydaje mi się, Ŝe ten incydent był pierwszą złowieszczą oznaką przyszłego stosunku do nas jako niebezpiecznych dla społeczeństwa. (Nie mam pojęcia, na ilu filarach opiera się świat, w kaŜdym razie co najmniej trzy z nich to na pewno ciemnota, niewiedza i głupota). Wówczas z najdowaliśmy się na grzbiecie fali. Wtedy jeszcze przepełniała nas nadzieja. Nie wiem dlaczego, ale szczególnym powodzeniem cieszyłem się wśród dzieci: cz ęsto pojawiałem się w barwnych komiksach, gdy w blasku chwały wychodziłem z Wydzielonej Pracowni Instytutu Techniki Obliczeniowej w otoczeniu własnych robotów (w rzeczywisto ści maszyna wygląda jak rząd wielkich metalowych kontenerów uło Ŝonych w kształcie litery E na przestrzeni około siedemdziesi ęciu metrów kwadratowych). Widocznie w komiksach musiały występować roboty, dlatego pojawiałem się w ich towarzystwie w rozmaitych sytuacjach w przyszłości i pokonywałem złoczyńców. W ko ńcu gdy uznałem, Ŝe wyposaŜenie maszyny jest wystarczające, skoncentrowałem się na ćwiczeniach i kształceniu. Mózg na nic by si ę ludziom nie zdał bez wiedzy i doświadczenia. PoŜywieniem dla mózgu jest przede wszystkim do świadczenie. A poniewaŜ maszyna nie mogła wychodzić z budynku, musieliśmy więc być jej rękami i nogami, biegać wokół i zbiera ć dla niej informacje. Była to praca trudna, pochłaniaj ąca pieniądze i siły. (Gromadziliśmy głównie dane z dziedziny ekonomii, czemu trudno było si ę dziwić, biorąc pod uwagę profil naszego instytutu, a takŜe efekt psychologiczny prognoz “Moskwy 1"). Maszyna posiadała niemal nieograniczone zdolności przyswajania informacji. Nakarmiona przez człowieka potrafiła je przetrawia ć, jak równie Ŝ magazynować. Jeśli jakikolwiek element z jej systemów ulegał nasyceniu, otrzym ywaliśmy odpowiedni sygnał.

Dzięki temu wiedzieliśmy, Ŝe od tej pory dana część systemu ma zdolność budowania własnego programu. Pewnego dnia pojawił się pierwszy sygnał. Oznaczał on, Ŝe maszyna przyswoiła wszystkie funkcjonalne zaleŜności między zjawiskami przyrody wyraŜonymi w postaci linii krzywych. Mogłem więc od razu wykonać prób ę mocy. Dałem jej zadanie przedstawienia na ekranie rozwoju fasolki sojowej w ciągu czterech dni od zamoczenia w wodzie. Maszyna wywiązała się wspaniale, ukazując proces wzrostu kiełka do wielkości siedmiu centymetrów. Na pamiątkę tego dnia ogłosiłem oficjalną nazwę maszyny: “KEIGI-1". Tutaj kończy się historia zawarta w trzeciej teczce, naleŜy przystąpić do otwarcia czwartej. Tam sytuacja ulega nagłej zmianie. Teczka czwarta Mieliśmy zamiar uroczyście świętować narodziny maszyny prognostycznej. Rozesłaliśmy ankietę z pytaniem o to, co maszyna powinna przewidywać. Odbyliśmy teŜ wiele narad. Powstała specjalna Komisja do Spraw Prognozy. Dziennikarze niecierpliwie czekali na decyzje. Wtedy nadeszła wiadomość o skonstruowaniu “Moskwy 2". Informacji towarzyszył złośliwy podarunek. Dowiedziałem się o tym wcześnie rano dzięki telefonowi z redakcji jednej z gazet: Czy słyszał pan prognozę “Moskwy 2"? Donosz ą, Ŝe w ciągu trzydziestu dwu lat powstanie pierwsze społeczeństwo komunistyczne, a w roku 2018 upadnie ostatnie społeczeństwo kapitalistyczne. Co pan o tym sądzi, doktorze? Mimo woli się roześmiałem. Po namyśle zrozumiałem, Ŝe nie jest to wcale śmieszne. Co więcej, chciało mi się raczej płakać. PrzecieŜ nie tak znowu często docierały do mnie wieści, od których dostawałem niestrawno ści. Wszyscy w instytucie rozmawiali tylko o tym. Przeczuwając, Ŝe coś nieprzyjemnego się wydarzy, popadłem w depresję. Mimo Ŝe jest to maszyna, mówi takie banalne rzeczy. Dlaczego? MoŜe to prawda? Tę prognozę chyba sztucznie skonstruowano.

- TeŜ tak myślę. Byłoby śmieszne, gdyby przyszłość dała się podporządkować jakimś “izmom". To raczej ty jesteś śmieszny, nazywając to “izmem". To całkiem proste przejście od stanu prywatnych środków produkcji do innego stanu... Czy inny stan musi koniecznie oznaczać komunizm? Ale jesteś głupi! To przecieŜ ten inny stan nazywają komunizmem. Dlaczego twierdzą, Ŝe to jest banalne? Niczego nie zrozumiałeś... PrzecieŜ są inne sposoby przejawiania się naszej świadomości, prawda? Formy świadomości a rzeczywistość to dwie ró Ŝne rzeczy. Co? Co w tej myśli jest takie znowu oryginalne? Po tej wymianie zdań wszyscy zebrali się w moim gabinecie. Zapytali mnie, czy w tej kwestii moŜe nam pomóc maszyna. A moŜe określimy, który z z ębów Chruszczowa wypadnie najpierw, i w ten sposób utrzemy im nosa? Niestety nikt się nie roześmiał. Następnego dnia ukazało się oświadczenie władz amerykańskich. “Istnieje zasadnicza ró Ŝnica między prognozą a przepowiednią. Na miano prognozy zasługuje coś dopiero wtedy, gdy jest oparte na załoŜeniach moralnych. Powierzenie tego zadania maszynie równoznaczne jest z negacją człowieczeństwa. Równie Ŝ w naszym kraju wcześniej ukończyliśmy prace nad maszyną prognostyczną, lecz słuchając głosu sumienia zrezygnowaliśmy z politycznego jej wykorzystania. Postępowanie ZSRR tym razem jest krokiem zdradzieckim, szkodliwym dla pokojowego współistnienia, i z pewno ścią zagrozi teŜ międzynarodowej przyjaźni i wolności człowieka. UwaŜamy, Ŝe prognozy »Moskwy 2« są gwałtem wobec ducha człowieczeństwa, dlatego ZSRR powinien jak najszybciej odwołać swe oświadczenie i zrezygnować z wykorzystywania tego rodzaju maszyn. Jeśli tego nie uczyni, będziemy zmuszeni do wystąpienia w tej sprawie na forum ONZ" (wypowiedź sekretarza stanu Stroma). Tak ostra reakcja naszego sojusznika, Ameryki, nie mogła nie wywrzeć wpływu na naszą pracę. To, czego się bałem, w końcu nadeszło. Około trzeciej z biura dyrektora otrzymali śmy zawiadomienie o nowym składzie Komisji Programowej i jej nadzwyczajnym posiedzeniu. Urząd Statystyki zachował się jeszcze bardziej arbitralnie. Dokonał zmiany zespołu, zostawiając w nim tylko dyrektora i mnie, usunął ekspertów technicznych i zredukował liczb ę pracowników. Zebranie odbyło się jak zwykle na piętrze głównego budynku. Nastrojem ró Ŝniło się od dawniejszych narad, podczas których opowiadali śmy sobie błahe dowcipy, na przykład co by się

stało, gdybyśmy przewidzieli czas rozwodu nowoŜeńców. Tym razem rol ę organizatora wziął na siebie Tomoyasu, pracownik Urzędu Statystyki, który powiedział najpierw tak: Komisja zachowuje dotychczasową nazwę, proszę jednak przyjąć do wiadomości, Ŝe jest odtąd czymś zupełnie innym. To znaczy, Ŝe określone kręgi uznały, iŜ w zasadzie skończył się okres studiów podstawowych. O programie działania b ędzie decydować komisja, i to do niej naleŜy decyzja o zgodzie na wykorzystanie maszyny prognostycznej. Oczywiście, autonomia nauki w okresie badań będzie respektowana, ale skoro juŜ weszliśmy w etap praktycznego zastosowania wyników bada ń, naleŜy teraz jasno określić zakres odpowiedzialności. O to właśnie chodzi. Ponadto odtąd obowiązuje zasada zamkniętych posiedzeń, proszę o tym pamiętać. Następnie wstał jakiś nieznajomy o pociągłej twarzy. Przedstawił się wyliczając długo funkcje i stanowiska, lecz nie zrozumiałem go dobrze. Był chyba jakimś sekretarzem ministra. Nerwowo zginając długie cienkie palce mówił: W ostatnim działaniu “Moskwy 2" nietrudno dopatrzy ć się politycznego celu, na co zwrócono uwag ę w oświadczeniu amerykańskim. Moim zdaniem sprawa wygląda następująco. Najpierw rozbudzili naszą ciekawość za pomocą “Moskwy 1" i doprowadzili nas do sytuacji, w której nie mogli śmy nie podjąć własnych badań nad maszyną prognostyczną. I tak właśnie uczyniliśmy. (PrzecieŜ nie musi patrzeć teraz akurat na mnie!) Z kolei gdy uznaliśmy, Ŝe doszliśmy do etapu praktycznego zastosowania, Rosjanie uŜyli maszyny do celów politycznych, poniewaŜ liczą, Ŝe my równie Ŝ nie powstrzymamy się od podobnego kroku. W rezultacie wygląda to tak, jakbyśmy sami wprowadzili do naszego kraju szpiega w postaci maszyny prognostycznej. Zwłaszcza ten aspekt proszę wziąć pod rozwagę. Nie moŜemy dać się wmanewrować w określoną sytuację. Proszę to dobrze sobie uświadomić... Poprosiłem o głos. Zaniepokojony dyrektor spojrzał na mnie k ątem oka. Co wobec tego stanie się z programem opracowanym przez dotychczasową komisję? Sądzę, Ŝe będziemy mogli go zatwierdzić w tej postaci? Z jakim programem?... - Gość zajrzał w papiery Tomoyasu. Były trzy projekty... - Tomoyasu pospiesznie przejrzał dokumenty. Skąd znowu trzy? - wtrąciłem. - Na pewno opracowano i zatwierdzono jeden. Jest to problem mechanizacji i współzale Ŝności między płacami a wartością handlową produktu. Nie zdecydowano tylko, któr ą fabrykę wziąć jako modelową... Proszę poczekać - przerwał Tomoyasu. - Prawo podejmowania decyzji komisja otrzymała dopiero od dzisiejszego posiedzenia. Utraciły więc waŜność wszystkie wcześniejsze programy. W przeciwnym razie...

PrzecieŜ wszystko zostało przygotowane! To źle. - Drągal roześmiał się przez zaciśnięte usta. - Ten projekt nie wydaje się dobry. Niesie duŜe ryzyko powiązań z polityką. Rozumie pan? Pozostali członkowie Komisji równie Ŝ się roześmiali. Co ich tak bawi? Nie miałem pojęcia. Było mi bardzo nieprzyjemnie. Nie rozumiem. To znaczy, Ŝe akceptujemy zwycięstwo “Moskwy 2"? No no, oni chcą, Ŝebyśmy tak myśleli. Proszę więc uwaŜać. Naprawdę... Znów wszyscy si ę roześmiali. Co to za komisja głupców! Odechciało mi si ę im sprzeciwiać. Polityka za bardzo mnie nie obchodzi. Skoro pierwszy projekt nie ma szans, naleŜy przyjąć następny. Wobec tego moŜe zatwierdzimy drugi projekt? A mianowicie, prognozę stanu zatrudnienia za pięć lat w warunkach finansowych ograniczeń, z jakimi obecnie mamy do czynienia. Ten teŜ chyba nie jest odpowiedni. - Drągal rozejrzał się po sali, jakby szukał poparcia u członków komisji. Myśląc w ten sposób, nie znajdziemy Ŝadnych tematów nie zwi ązanych z polityką. Tak pan myśli? A pan? Chcielibyśmy, Ŝeby to pan profesor to rozwaŜył... Pan jest specjalistą. No dobrze, weźmy trzeci projekt, a mianowicie prognozę wyników nast ępnych wyborów powszechnych do parlamentu... To absurdalne! To jest najmniej odpowiedni projekt spośród przedstawionych. Jest pewna sprawa, której nie rozumiem - wtr ącił się milczący dotąd członek komisji. - Chodzi mi o to, co się dzieje, gdy pozna... Naturalnie, kaŜdy człowiek postępuje chyba inaczej. Czy jednak po ogłoszeniu prognozy nie następuje zmiana w zachowaniu? JuŜ wielokrotnie objaśniałem tę sprawę poprzedniej komisji... Widocznie powiedziałem to niezbyt uprzejmie, poniewaŜ Tomoyasu szybko wziął na siebie rolę wyjaśnienia problemu. W tym wypadku bierze się pod uwagę wszczęcie działań po ogłoszeniu pierwszej prognozy, a potem powtarza się prognozowanie... Chodzi tu juŜ o prognozę drugiego stopnia... Z kolei po jej ogłoszeniu następuje trzeci stopień prognozowania. Postępując w ten sposób mo Ŝna powtarzać procedurę wiele razy, nawet w nieskończoność. Dzięki temu osiągamy prognozę maksymalnej wartości, to znaczy otrzymujemy wartość pośrednią w stosunku do pierwszej prognozy. Tak mogliby to panowie rozumieć.

- Rzeczywiście, nieźle to pomyślano. - Jakiś bałwan z komisji kiwnął głową w moją stronę, jakby wyraŜał podziw. - Słuchaj, Katsumi-kun - szepnął do mnie dyrektor instytutu. - Czy nie znalazłby się jakiś bardziej odpowiedni problem, na przykład zjawisko przyrodnicze? Prognozę pogody robi Instytut Meteorologiczny. MoŜna połączyć go z naszą maszyną, byłoby to bardzo proste. A moŜe coś bardziej złoŜonego... Milczałem. Nie mogłem pój ść na tak duŜy kompromis. Jak wytłumaczyłbym się przed Tanomogim i innymi współpracownikami? Miałbym im powiedzie ć, Ŝe przez pół roku zbieraliśmy dane na darmo? Problem nie polega na tym, czy przewidywać zjawisko naturalne czy społeczne. Chodzi o to, jak wykorzystać zdolności zaprogramowanej przez nas maszyny... Posiedzenie zakończyło się wnioskiem zobowiązującym mnie do opracowania nowego projektu, uwzględniającego poglądy wyraŜone w toku dyskusji. Od tamtego dnia zebrania komisji odbywały się co tydzień, ale za kaŜdym razem gromadziły coraz mniej osób, a na czwarte przyszedł tylko Tomoyasu, ów dr ągal i ja. Była to łatwa do przewidzenia konsekwencja nudnych spotkań przypominających raczej przesłuchania. Tylko wariaci mogliby nie zanudzić się na śmierć. Tanomogi od początku otwarcie wyraŜał sprzeciw wobec takiego zachowania członków komisji. UwaŜał, Ŝe wynikało ono jedynie z chęci uniknięcia podejmowania jakiejkolwiek decyzji. Narzekaliśmy, lecz nie szczędziliśmy wysiłku, mieliśmy swą zawodową dumę techników i specjalistów. Starali śmy się bowiem ze wszystkich sił wykorzystać naszą wiedzę, aby stworzyć program, który spodobałby si ę członkom komisji. Przed posiedzeniem nieraz spędzaliśmy bezsenną noc. Im cięŜej pracowaliśmy, tym bardziej byliśmy przekonani, Ŝe nie ma takiego problemu, który nie wi ązałby się z polityką. Na przykład chcąc opracować prognozę rozwoju terenów uprawnych, nie mogliśmy pominąć problemu rozwarstwienia klasowego rolników. Chc ąc zbadać sieć dróg asfaltowych za ile ś tam lat, wkraczaliśmy w sferę budŜetu państwa. Nie mogę tu omówi ć wszystkich przykładów, wspomn ę tylko o tym, Ŝe przedstawiliśmy dwanaście projektów, które zostały odrzucone na kolejnych posiedzeniach komisji. W końcu odechciało mi się wszystkiego. Okazuje się, Ŝe polityka to coś takiego jak sieć pajęcza - oplątuje nas tym mocniej, im usilniej staramy się z niej wydostać. Nie mam zamiaru wtórowa ć Tanomogiemu, lecz tutaj muszę chyba zgodzić się z nim i zająć bardziej zdecydowane stanowisko.

Tym razem udałem się na posiedzenie komisji demonstracyjnie przyjmując postawę obronną. Nie zapomniałem jednak dociąć Tanomogiemu: Nie zapominaj, Ŝe w przeciwieństwie do ciebie, mnie polityka w ogóle nie interesuje. A jednak z posiedzenia wróciłem gł ęboko rozczarowany. 5 Zadzwonił telefon. Profesorze, przepraszam, trochę przesadziłem... Po tym wszystkim omówiłem wiele spraw z dyrektorem... - (Kłamie, przecieŜ nie minęło jeszcze trzydzieści minut od posiedzenia). Był to członek komisji, Tomoyasu. - Chodzi o to, Ŝeby pan do jutra po południu przedstawił nowy projekt, bo inaczej będziemy mieli kłopoty... Kłopoty? Tak, musimy jutro złoŜyć raport na nadzwyczajnym posiedzeniu rządu. MoŜecie to zrobić. Tak jak mówiłem... Sensei, to nie tak. Nie wiem, czy panu wiadomo, ale jest propozycja, Ŝeby pracę maszyny przerwać... Oto jak daleko zaszły sprawy. Czy nadal miałem wałkowa ć co tydzień nikomu niepotrzebne projekty z pochyloną głową? Nie, juŜ i to by nie pomogło. Czy powinienem moŜe wymazać pamięć maszyny i przywróci ć ją do pierwotnego stanu niewiedzy, a następnie odstąpić ją komuś obcemu?... Jeszcze raz spojrzałem na teczki leŜące na półce, wstałem i popatrzyłem na maszyn ę. Puste kartki aŜ się prosiły o zapełnienie, a maszyna nie wiedziała - jak mi si ę zdaje - co zrobić ze swoimi umiejętnościami. “Moskwa 2" nie płatała ju Ŝ złośliwych figli nowymi prognozami dotyczącymi ró Ŝnych obcych krajów, lecz w sprawach wewn ętrznych osiągała dobre rezultaty. Zresztą, nikt do końca nie wiedział, jak było naprawdę i czy prognozy są tak niebezpieczne dla wolności... Czy ta wątpliwość zrodziła się dlatego, Ŝe zostaliśmy juŜ poddani oddziaływaniom taktyki psychologicznej. Gorąco... strasznie gorąco. Nie mogłem usiedzieć w miejscu, udałem się więc na dół do pracowni informacji. Gdy wszedłem do pokoju, zamarły o Ŝywione rozmowy. Na twarzy zmieszanego Tanomogiego pojawiły się czerwone plamki. Na pewno jak zwykle mnie krytykował.

Nie przeszkadzajcie sobie - rzekłem i usiadłem na wolnym krześle. Mimo Ŝe nie miałem takiego zamiaru, powiedziałem: - Zamykamy... Otrzymałem telefon... Co to znaczy, o co chodzi? Jak przebiegło dzisiejsze posiedzenie komisji? Nic szczególnego. Nic nie mo Ŝna juŜ zrobić... Jak zwykle, po prostu rozmawialiśmy. I to wszystko. Nie rozumiem... Nie pojmuję... Ostatecznie przyznał im pan rację, twierdząc, Ŝe polityczne prognozy nas nie interesują? Nic podobnego. Pewności nie mam. Wobec tego nie ufa pan maszynie? To im powiedziałem. Wtedy uznali, Ŝe nie ma co ufać lub nie ufać czemuś, czego działania nie sprawdzono. No więc mógłby pan chyba spróbowa ć. To nie takie proste jak się im wydaje. Ty teŜ myślisz tak, jak gdyby politykę moŜna było prognozować. Ten sposób my ślenia juŜ jest polityką. Ku mojemu zaskoczeniu nawet zwykle wygadany Tanomogi milczał. Dlaczego? PrzecieŜ przytoczyłem nie moją opinię. Chciałem, Ŝeby mi się wręcz przeciwstawił. Ale on milczał, natomiast ja - zamiast się uspokoić - poddawałem się opanowującej mnie wściekłości. Najogólniej rzecz bior ąc, prognozowanie przyszłości moŜe w ogóle nie mie ć sensu. Skoro wiemy, Ŝe człowiek i tak kiedyś umrze? Czemu mogłaby słuŜyć prognoza? Chcielibyśmy przynajmniej uniknąć śmierci przypadkowej, nie związanej ze starością - powiedziała Wada Katsuko. Ta zupełnie przeciętna dziewczyna potrafiła niekiedy być wyjątkowo czarująca. Skazą na urodzie był pieprzyk nad górn ą wargą, który w zale Ŝności od oświetlenia wyglądał czasem jak smark z nosa. Czy byłabyś szczęśliwa, gdybyś wiedziała, Ŝe śmierć jest nieunikniona? Czy pracowałabyś z takim wysiłkiem nad budową maszyny prognostycznej wiedząc, Ŝe nie będziemy jej uŜywać? Sensei, czy oni naprawdę to zrobią? - zapytał Tanomogi. Nie przejmujmy się tym, puśćmy maszynę w ruch na pełną moc i prognozujmy, a potem przedstawimy im rezultaty - zabrał głos Aiba, jak zawsze popierając Tanomogiego. A jeśli rezultaty będą takie same, jakie ogłosili Sowieci? NiemoŜliwe! - wykrzyknęła Wada. A jeśli nawet, czy to cokolwiek by zmieniło? - zauwaŜył Aiba. W porządku, dosyć. Sądzę, Ŝe pośród nas nie ma komunistów.

Proszę pana, co pan chce przez to powiedzieć? - Nagle wszystko stało się jeszcze bardziej skomplikowane. Mówi ą o tym. Ja sam w ogóle si ę nad tym nie zastanawiałem. A.... to dobrze. Oni nie dorównaliby panu. Wszyscy roześmiali się, jakby w poczuciu ulgi. A ja znienawidziłem siebie samego. - Czy to oznacza, Ŝe przerwanie naszych badań jest Ŝartem? Uśmiechnąłem się niepewnie i wstałem. Gdy Tanomogi potarł zapałk ę i uniósł w moj ą stronę, uświadomiłem sobie, Ŝe w ustach trzymam papierosa. Powiedziałem tak, Ŝeby tylko on to usłyszał: - Przyjdź potem na drugie piętro. Tanomogi spojrzał na mnie zdziwiony. Widocznie zrozumiał, o co mi chodzi. 6 To prawda. Gdy rozmawiałem z wami, nagle zrozumiałem, co powinniśmy zrobić. Szum wentylatora był nieznośny. Zastanawiałem się nad tym. Jakoś przyszło mi to na myśl w tym samym czasie. No to bardzo dobrze, wobec tego pomoŜesz mi, prawda? Czeka nas wiele bezsennych nocy. Nie chcę, Ŝeby inni się o tym dowiedzieli. Oczywiście. Zdjęliśmy więc od razu notatniki z półki, rozszyli śmy je i zaczęliśmy tak zestawiać, Ŝeby były łatwo zrozumiałe dla maszyny. Ich tre ść winna jak najszybciej znaleźć się w jej pamięci. - Przejrzałem je pobieŜnie kilka razy. I odniosłem wraŜenie, Ŝe ta nasza maszyna wciąŜ próbowała co ś mi powiedzieć... Czy wchodzi w grę jej samoświadomość? Tak przypuszczam. W kaŜdym razie jeśli uda mi się sprawić, Ŝeby maszyna zrozumiała własną rolę, z pewnością wymyśli sposób na przezwyci ęŜenie tego kryzysu. Czy jednak będzie w stanie zajść tak daleko z obecnym zasobem danych? Dalsze wyjaśnienia będą niezbędne, to prawda. Zarejestrujemy je na taśmie pó źniej. Wada przyniosła kilka kanapek i piwo na kolację. Czy jeszcze coś jest potrzebne? - zapytała.

- Dziękuję, to wystarczy. W pracy czas płynie szybko. Nim się obejrzałem, zrobiła się dziewiąta, a potem dziesiąta. Oczy musiałem chłodzić okładami z lodu. Czy wprowadzimy do pamięci równie Ŝ prognozy “Moskwy 2"? Oczywiście, to niezbędne... To waŜny punkt zwrotny dla przejścia od teczki trzeciej do teczki czwartej. Na jaki adres wprowadzimy? Na adres pośredni, z włączeniem wszystkich informacji z Rosji, dobrze? Rezultat okazał się bardzo interesujący. Po pierwsze, stwierdzono bardzo duŜą aktywność maszyny prognostycznej w ZSRR - zresztą wiedziałem o tym w punkcie wyjścia - lecz zaskoczyło mnie to, Ŝe nasze urządzenie zareagowało pozytywnie na prognozę “Moskwy 2", stwierdzającą, iŜ przyszłość naleŜy do świata komunistycznego. To dziwne... Jak ta maszyna wyobraŜa sobie komunizm? Hm, ma chyba jakieś ogólne poj ęcie. Spróbuj poszuka ć pod innym adresem reagującym na prognozy “Moskwy 2". Okazało się, Ŝe maszyna wyposaŜona w podstawowe dane rozumie komunizm w następujący sposób: Polityka - prognozowanie - nieskończoność. Komunizm to prognoza o maksymalnej wartości, a mianowicie jest to prognoza polityczna nieskończonego wymiaru, ujawniająca się wtedy, gdy znane są wcześniej wszelkie inne prognozy. Doznałem dziwnego uczucia, jakbym stał się węŜem zjadającym własny ogon, lecz poniewaŜ definicja nie miała znaczenia, nic by nie dało doszukiwanie się błędu w rozumowaniu maszyny. Postanowiłem pój ść dalej i kiedy wprowadziłem wszystkie dane, jakimi dysponowałem w tym momencie, minęła dawno trzecia. Zjadłem przyniesione kanapki i poczułem się lepiej. No dobrze, pod jakim kątem chcemy budować program? Co to znaczy “pod jakim k ątem"? Jeszcze nie zaszliśmy tak daleko. Zanim do tego przystąpimy, chciałbym najpierw uzyskać odpowiedź na pytanie, jakich danych brakuje maszynie dla oceny sytuacji. Praca okazała się nuŜąca i czasochłonna. Nie było innego wyjścia, jak tylko uzbroić się w cierpliwość i posłuŜyć się swego rodzaju metodą prób i bł ędów, działa ć na wyczucie i po omacku. W końcu w oknie ukazał się słaby odcień błękitu. To czas najgłębszego znuŜenia.

Siedząc bez ruchu, zacząłem usypiać, zastąpił mnie więc Tanomogi. Gdy po chwili obejrzałem się, Tanomogi równie Ŝ zapadał w sen. Nagle w tym właśnie momencie dostrzegłem wątłą reakcję na moje pytania. Początkowo nie mogłem zrozumieć jej znaczenia. Gdy przeanalizowałem adres reagujący, zrozumiałem, Ŝe z jednej strony byłem ja, a z drugiej inny męŜczyzna. W istocie mną była maszyna prognostyczna. Maszyna prognostyczna i człowiek? Co ona w ogóle pragnie powiedzie ć? Chwileczkę, wieloznaczność tej reakcji zaleŜy być moŜe od wzajemnego znoszenia się danych? Wobec tego pozostawiam punkt reagujący, a inne miejsce próbuj ę skasować. Kiedy ja kasuję, wzrasta intensywność reagowania pozostałej części adresu. Nie tylko zresztą tam, gdzie kasowałem, ale wszędzie wzrastała reakcja. Niczego jednak nie mogłem zrozumie ć. Co teŜ chce mi powiedzieć? tej wieloznacznej reakcji nagle dostrzegłem coś, co mogłoby być odpowiedzią na moje pytanie. Na pytanie, jakie postawiłem, nie zdając sobie sprawy z tego... No właśnie, jaki jest temat programu, który wprowadziłem nie zdaj ąc sobie z tego sprawy?... O co, u licha, chciałem zapytać? To oczywiste. O to, czy jest moŜliwość złamania oporu komisji... Jeśli istniałaby taka moŜliwość, to trzeba by wiedzieć, jaki projekt byłby właściwy. I to pewnie była odpowiedź maszyny. Jeśli przyjąłbym ją za odpowiedź, okazałoby się proste... Tak, powinniśmy opracować prognozę dla jakiegoś przeciętnego człowieka, dla jego prywatnego Ŝycia składającego się z danych wykluczających się z danymi pochodzącymi z innego społeczeństwa. Chodzi mianowicie o jak najbardziej prywatne Ŝycie jednostki i jej przyszłość! Tak, prawdopodobnie o to chodzi. Chyba zbyt lekcewaŜąco podchodziłem do tej maszyny. Widocznie kryją się w niej większe moŜliwości, niŜ sobie wyobraŜałem. Nie ma w tym nic specjalnie dziwnego, Ŝe dziecko przerasta i zaskakuje rodziców, a ucze ń przechytrza nauczyciela. Natychmiast obudziłem Tanomogiego. Początkowo ogarnęły go wątpliwości, nie mógł uwierzyć w moje przypuszczenia, ale w końcu dał się przekonać. Z pewnością zgadza się to z teorią. Prognoza polityczna wydaje się czymś przeciwnym pod kaŜdym względem w zestawieniu z przewidywaniem prywatnego, jednostkowego losu. A przynajmniej moŜemy załoŜyć, Ŝe tak jest. Kto moŜe być dobrym modelem? Zapytajmy ją. Lecz maszyna najwyraźniej nie miała zamiaru typować modelu. W zasadzie kaŜdy moŜe być modelem. - Chyba musimy sami wybrać.

Dla prognozy pierwszego stopnia konieczne jest, Ŝeby obiekt nie wiedział, iŜ jest badany. CzyŜ nie jest to wspaniałe zajęcie! Naturalnie, masz rację. Rozpierała mnie radość. Dotąd nie zdawałem sobie sprawy, o ile bardziej od prognoz liczbowych i graficznych interesujący jest Ŝywy człowiek. To zrozumiałe, wręcz nieuniknione, Ŝe w tym momencie nawet nie myśleliśmy o człowieku, którego w ko ńcu wybierzemy i będziemy obserwować. Zdrzemnąłem się na sofie i przespałem chyba z pięć godzin. Od razu zadzwoniłem do Tomoyasu. O trzeciej nadeszła odpowiedź. Udało się! Na decyzję trzeba poczekać do następnego posiedzenia komisji, tym razem nawet dyrektor biura jest nastawiony bardzo pozytywnie... Przestaliśmy się martwić, poniewaŜ wierzyliśmy w zdolności maszyny, a ponadto ogarnęło nas niezrozumiałe poczucie pewności siebie. Mimo to odetchnęliśmy z ulgą dopiero wtedy, gdy usłyszeliśmy pozbawiony napięcia głos Tomoyasu. 7 czwartej wyruszyliśmy na poszukiwanie męŜczyzny. Początkowo nie mieliśmy, oczywiście, pewności, Ŝe ma to być męŜczyzna. Dlatego dwukrotnie rzuciliśmy kartkę z napisem po jednej stronie “m ęŜczyzna", a po drugiej “kobieta" i dwa razy wyszło nam, Ŝe jednak ma to być “m ęŜczyzna". Postanowiliśmy poddać się wyrokowi losu. - MęŜczyzn jest całe mnóstwo. Kogo mamy szuka ć? - Czuję się zupełnie tak, jak wilk w stadzie owiec. - Nie wiadomo, kogo wybrać. Szkoda, Ŝe nie szukamy kobiety. - Ale będzie i kobieta. Najpierw skłonni do Ŝartów przemierzali śmy kilometry w radosnym nastroju. Jeździliśmy metrem, pociągami, dotarliśmy do dzielnicy Shinjuku. W końcu poczuliśmy zmęczenie. - Nic z tego. Najpierw musimy ustalić jakiś typ. - Czy ma być to człowiek wyglądający na długowiecznego?

A moŜe taki, o którym z wygl ądu niewiele moŜna powiedzieć? To znaczy, Ŝe musi to być ktoś bardzo pospolity. Typów pospolitych równie Ŝ jest bardzo duŜo. Istnieje ogromne prawdopodobieństwo pomyłki. W końcu około siódmej zm ęczeni poszukiwaniami weszliśmy do kawiarni i zajęliśmy miejsca przy oknie wychodzącym na ulicę. I tak spotkaliśmy naszego męŜczyznę. Siedział bez ruchu przy sąsiednim stoliku przed kubeczkiem lodów, z oczami utkwionymi w jeden punkt ponad drzwiami, na których widniała nazwa k awiarni wypisana złotymi znakami. Lody się roztopiły i wypełniły naczynie po brzegi. Zamówił je, mimo Ŝe nie miał na nie ochoty. Dlatego pozwolił, Ŝeby stopniały. Gdy obejrzałem się, spostrzegłem, Ŝe Tanomogi teŜ patrzył uwaŜnie w jego stronę. Nie wiem, ile trzeba czasu, Ŝeby lody się rozpuściły, lecz jeśli chodzi o mnie, ich widok wydał mi się bardzo niepokojący. MęŜczyzna jakby zwyczajny, lecz mimo to zdawał się mieć coś waŜnego do powiedzenia... MoŜe była to ocena zbyt subiektywna, lecz fakt, iŜ jedynie nieznacznie się wyró Ŝniał, chyba idealnie odpowiadał naszym celom. Tanomogi trącił mnie w łokieć i mrugnął. Kiwnąłem głową na potwierdzenie. Przyszedł kelner przyjąć zamówienie. Tanomogi pocz ątkowo poprosił o jakiś sok, podczas gdy ja zdecydowałem się na kawę. Ostatecznie on teŜ wybrał to samo co ja. W ciszy czekaliśmy więc na kawę. Z powodu zmęczenia, a moŜe pod cięŜarem rychłej decyzji, zacisnęliśmy usta i milczeliśmy. Tak czy owak, to niewaŜne, kim jest ten męŜczyzna. Wystarczy, Ŝe jest najzwyklejszy, a przy tym spotkany najzupełniej przypadkowo, w dodatku ma pewne cechy szczególne. Nie mo Ŝemy podjąć ostatecznej decyzji, dopóki nie przeprowadzimy próby. W dodatku jesteśmy juŜ zmęczeni szukaniem. Moglibyśmy bez końca wahać się i zastanawiać. Czuliśmy jednak, Ŝe i tak skończyłoby się na tym męŜczyźnie, który pozwolił, Ŝeby lody się roztopiły. Mimo upału miał on na sobie flanelową marynarkę, nieco zniszczoną, lecz dobrze uszytą. Siedział wyprostowany i sztywny. Od czasu do czasu zmieniał tylko pozycję nóg. W le Ŝącej na stole ręce nerwowo zaciskał zapalonego papierosa. Nagle rozległa się hałaśliwa muzyka. To osiemnastoletnia dziewczyna w czarnej spódniczce do kolan i czerwonych sandałach wło Ŝyła dziesięciojenową monetę do szafy grającej. MęŜczyzna drgnął i obejrzał się, mogłem więc zobaczyć jego twarz, jakŜe znerwicowaną i zbolałą, znieruchomiałą nad czarną muszką, jakby przyśrubowaną. Wyglądał na pięćdziesiąt lat, lecz trochę przypominał mi dziecko. Być moŜe dlatego, Ŝe miał ufarbowane włosy.

Muzyka wydała mi się wyjątkowo wulgarna. Tanomogiemu chyba jednak wcale nie przeszkadzała, bo zaczął wybijać palcami jej rytm i jakby uspokojony, wypił łyk kawy. Naraz przechylił się w moją stronę i powiedział: Proszę pana, im więcej mu się przyglądam, tym bardziej jestem pewny, iŜ jest on tym męŜczyzną, którego szukamy. Zdecydujmy si ę więc na niego... Ja po prostu przechyliłem głow ę w bok. Nie chciałem mu dokuczać. Ni stąd, ni zowąd opanował mnie nieznośnie przykry, przygnębiający nastrój. Gdy my ślałem o moŜliwości przewidywania przyszłości jednostki, wydało mi się to pomysłem wspaniałym, lecz gdy miałem przed oczyma konkretnego człowieka, straciłem wiar ę w znaczenie tego przedsięwzięcia, wręcz opanowały mnie głębokie wątpliwości. Wczoraj w nocy byłem przemęczony. I być moŜe źle odczytałem komunikat maszyny prognostycznej. Mogło zdarzyć się i tak, Ŝe zinterpretowałem komunikat tak, jak mi było wygodnie, przy świadomości braku jakiegokolwiek wyjścia z sytuacji, w nastroju frustracji wywołanym przez bezowocne posiedzenia komisji. Co pan powiedział? Teraz mielibyśmy się wycofywać? - Zaskoczony Tanomogi podejrzliwie zmruŜył oczy. - PrzecieŜ było to polecenie maszyny... A w dodatku pan specjalnie starał się o zatwierdzenie tego projektu przez Tomoyasu... Na razie mamy zgodę nieformalną. Nie wiadomo, co powie komisja. Byłoby to głupotą... - Zacisnął wargi. - W kaŜdym razie skoro dyrektor jest nastawiony pozytywnie, nie powinno być specjalnego problemu. Czy to wiadomo? Do kolejnego posiedzenia moŜe całkowicie zmienić zdanie. Nawet gdybyśmy przekonywali, Ŝe całe przedsięwzięcie nie ma związku z polityką, to i tak mogą powiedzieć, Ŝe nie ma powodu wydawać pieniędzy na pró Ŝno. Od tego, czy komisja wyrazi zgodę, zaleŜy, czy będziemy mieli pieniądze na te badania, czy nie. To nie jest prosta sprawa, uzaleŜniona jedynie od mojego widzimisię. PrzecieŜ ostatecznie maszyna zleciła nam to zadanie. Byliśmy wtedy śpiący. MoŜe po prostu źle ją odczytaliśmy. Nie sądzę - zdecydowanie zaprzeczył Tanomogi i rozlał jednocze śnie wodę ze szklanki. Wyjął chusteczkę i wycierając spodnie, mówił dalej: - Przepraszam. Ja jednak wierz ę w maszynę. Wszyscy, włącznie z członkami komisji, pozostawaliśmy pod wpływem “Moskwy 2". Staraliśmy się stworzyć program oparty tylko na danych socjologicznych. Bazując jedynie na materiale obiektywnym, dochodzi się być moŜe do najwyŜszej wartości w prognozowaniu, czyli do komunizmu. Innymi słowy, skoro wykorzystywaliśmy maszynę jednostronnie do celów praktycznych, to rezultat nie mógł by ć inny. W tym sensie ocena przedstawiona przez maszynę, Ŝe komunizm jest maksymalną wartością prognostyczną, wydaje się bardzo interesująca. Dla

człowieka najwaŜniejszy jest człowiek, a nie zbiorowisko ludzkie. Jeśli społeczeństwo nie jest dla niego dobre, to nic mu nie pomoŜe nawet najlepsza organizacja. A więc...? Chodzi mi o to, Ŝe pomysł maszyny, aby przewidzieć przyszłość pewnej jednostki, jest naprawdę godny uwagi. Jeśli go zrealizujemy, osiągniemy chyba wynik całkowicie odmienny od wniosków “Moskwy 2". Maszyna tego nie sugerowała. Oczywiście, Ŝe nie. Nawet nie muszę koniecznie w to wierzyć. Po prostu chcę powiedzieć tylko tyle, Ŝe jeśli twierdzę, iŜ uda się to zrobić, to wyobraŜam sobie tylko to, Ŝe uda się jakoś przekonać komisję. Wówczas uzyskaliby śmy szybko wiele konkretnych korzyści. Jeśli eksperyment się powiedzie, a maszyna wykryje zasadę, wedle której mo Ŝna będzie przewidywać los człowieka... Na przykład odtworzy przeszło ść i przedstawi przyszłość przestępcy... Jeśli pozwoli to na wydanie wyroku absolutnego, to moŜna by teŜ u zarania zapobiec przestępstwom. Przy tym moŜna by posługiwać się tą metodą w waŜnych sytuacjach Ŝyciowych, jak na przykład uzyskać poradę małŜeńską, ustalić miejsce pracy, postawić diagnozę w chorobie, a jeśli zaszłaby potrzeba, to nawet przewidzieć czas śmierci... Czemu miałoby to słuŜyć? Ot, na przykład, zakłady ubezpieczeń bardzo by się ucieszyły. - Tanomogi roześmiał się, jakby z triumfem, i dodał złośliwie: - Idąc tym tropem dojdziemy do wniosku, Ŝe maszyna ma nieograniczone moŜliwości, prawda? Myślę, Ŝe jest to bardzo interesujący plan... Prawdopodobnie masz rację. Ja teŜ właściwie nie wątpię w mądrość maszyny. To dlaczego pan powiedział, Ŝe moŜe źle odczytaliśmy jej komunikat? Po prostu tak sobie, na wszelki wypadek. Zastanawiam się, jak byś się czuł, gdybyś został materiałem doświadczalnym? Chyba nie najlepiej? Nie mógłbym zosta ć. Wiem wszystko o maszynie, nie spełniałbym podstawowych warunków. Przypuśćmy, Ŝe nic o niej nie wiesz. Mówi ę czysto hipotetycznie. W takim razie byłoby mi to obojętne. Czy naprawdę? Całkiem obojętne. Profesorze, pan jest znuŜony. Być moŜe jestem znuŜony, ale teŜ jestem odłączony od maszyny. Jak mogłem dopuścić do wyeliminowania mnie przez maszynę i odsunięcia przez Tanomogiego. Czy muszę na to się godzić?

8 Skończyliśmy pić kawę. Upłynęło jeszcze około dwudziestu minut. W końcu męŜczyzna wstał z miejsca. Widocznie nie przyszła osoba, na któr ą czekał. Opuściliśmy kawiarnię chwilę pó źniej. W mieście powoli zapadał zmierzch. Spieszący się drobnymi krokami tłum, skrupulatnie zbierając cząsteczki sztucznego światła, tworzył ścianę - zdawałoby się - mającą z całych sił odepchnąć atakującą noc. MęŜczyzna, jakby nigdy nic się nie zdarzyło, wyszedł z kawiarni i ruszył w ąskim zaułkiem w stronę głównej ulicy. Szedł równym krokiem. Po drugiej stronie jezdni, u w ejść do małych barów i knajpek ściśniętych jedna przy drugiej, stali jacyś przebierańcy w dziwnych strojach, i ochrypłym głosem przywoływali go ści. SpręŜyste kroki męŜczyzny nie pasowały do tego tła, więc tym większe robiły wraŜenie. Gdy doszedł do głównej ulicy, po której je ździł tramwaj, nagle odwrócił si ę zdecydowanie. Zaniepokojony stanąłem w miejscu, a wtedy Tanomogi trącił mnie w ramię i szepnął: - Proszę się nie zatrzymywać, bo nas zauwaŜy. Za nami rozległy się głosy dziewcząt zapraszających do barów. Nie było innego wyj ścia, musieliśmy iść dalej, prosto ku męŜczyźnie, który stał i patrzył w nasz ą stronę. Nie zwracał jednak na nas uwagi, wydawał się zamyślony. Spojrzał na zegarek i od razu skierował si ę tam, skąd przyszedł. Znów rozległy si ę głosy dziewcząt, które chyba uznały, Ŝe męŜczyzna uległ ich namowom. Poczułem, jak napinają mi się mięśnie twarzy. MęŜczyzna wrócił, aby jeszcze raz wej ść do kawiarni. Widocznie wewnątrz nie dostrzegł osoby, na któr ą czekał, bo znów wyszedł na ulic ę i ruszył w tę samą stronę co poprzednio. Teraz juŜ nikt go nie wołał. Kiedy przechodziłem obok jednego z barów, jaki ś gość splunął na mój widok. Pewnie zauwaŜył, Ŝe kogoś śledzę. Inwigilacji nikt nie traktuje jako zajęcia szczególnie godnego pochwały. W końcu ten męŜczyzna sam wpadnie do jakiejś pułapki, nie zdając sobie z tego sprawy. Prawdę mówi ąc, wszyscy tkwimy w pułapkach. Dlaczego? A czy tak nie jest?

MęŜczyzna szedł prosto na południe główn ą ulicą. Obok znajdował się teren budowy ogrodzony płotem z desek, ulica tonęła w ciemności. Przeszedłszy około dwustu metrów męŜczyzna ruszył na drugą stronę, po chwili zawrócił, min ął uliczkę, z której wszedł na główn ą drogę, i skręcił w prawo, w ulicę oświetloną lampami łukowymi, prowadzącą do sal kinowych. Dotarł do końca i znów zawrócił. Wygląda na to, Ŝe nie wie, gdzie się znajduje. Jest zdenerwowany, poniewaŜ nie przyszedł ktoś, na kogo czekał. Mimo to krąŜy jakoś zupełnie bez sensu. Ciekawe, jaki jest jego zawód? Hm, właśnie, ja teŜ o tym samym pomyślałem. Najwyraźniej przywykł, Ŝe go obserwują. Chyba od dawna pracuje w miejscu, w którym musi wci ąŜ zwracać uwagę na to, jak wygląda w oczach innych ludzi. Ciekawe, czym się zajmuje? Czy mamy prawo do tego, co teraz robimy? Prawo? Odwróciłem si ę sądząc, Ŝe Tanomogi Ŝartuje, lecz nawet się nie uśmiechnął. Tak, prawo... Nawet lekarz nie ma prawa eksperymentować na człowieku bez zachowania dostatecznej ostroŜności i rozwagi. Jeśli nie będziemy uwaŜni, nasze działania staną się czymś w rodzaju wiwisekcji. Przesadza pan. Jeśli zachowamy je w tajemnicy, nie przyniesiemy mu Ŝadnej szkody. MoŜe... Gdybym był na jego miejscu, na pewno szlag by mnie trafił. Tanomogi milczał, lecz nie wyglądał na szczególnie zmartwionego. Pracowałem z nim przez pięć lat, więc miałem okazję przejrzeć go na wylot. Tak jest, nie ma zamiaru się tłumaczyć, nie zrezygnuje teŜ z obserwacji niezaleŜnie od tego, co mu powiem. Nawet jeśli maszyna wyda polecenie popełnienia morderstwa, chyba nie potrafi jej odmówi ć. Uczyni to, chociaŜ niechętnie. Ten wyglądający tak zwyczajnie męŜczyzna w średnim wieku, którego obserwowaliśmy, krył w sobie - jak mi się zdawało - jakąś tajemnicę. W końcu zostanie całkowicie obnaŜony - odsłoni się nie tylko jego przeszłość, ale takŜe przyszłość. Gdy o tym myślałem, czułem taki ból, jakby to mnie miano obna Ŝyć. Zrezygnowanie z maszyny prognostycznej przeraŜało mnie jednak znacznie bardziej.

9 Przez cały wieczór nie spuszczali śmy męŜczyzny z oczu. Szliśmy jego śladem wąskimi uliczkami niby korytarzami jakiegoś biura w czasie roznoszenia papierów. Widzieli śmy, jak raz gdzieś zadzwonił, zajrzał do salonu gry w pachinko, po raz pierwszy na piętnaście minut, a za drugim razem na dwadzieścia. Nigdzie więcej juŜ nie wstąpił, tylko nieustannie krąŜył. WyobraŜaliśmy sobie, Ŝe kobieta nie przyszła na umówione spotkanie. A kiedy m ęŜczyzna osiąga pewien wiek - ja teŜ zbliŜam się do tych samych lat... - nie spodziewa się czegokolwiek dobrego od przypadku. Niczemu w świecie nie moŜe juŜ się dziwić. Nie odczuwa potrzeby włóczenia si ę po ulicach bez celu po to, aby dać upust impulsom. Tylko kobieta mogłaby załamać jego wewnętrzną równowag ę i doprowadzić do stanu, w jakim się teraz znajdował: do niemal groteskowego, wprost zwierzęcego przeraŜenia. Nasze przypuszczenia okazały się słuszne. Nie było to zresztą tak zaskakujące. ZbliŜała się jedenasta, kiedy znów gdzie ś zadzwonił z telefonu publicznego, znajdującego się u wejścia do sklepu, i z kimś rozmawiał. (Tanomogi odwaŜnie zbliŜył się i zdołał zanotować numer telefonu). Następnie męŜczyzna wsiadł do tramwaju, wysiadł na piątym przystanku, po czym wspiął się stromą uliczką kilkadziesiąt metrów i dotarł do niewielkiego budynku mieszkalnego, na tyłach ulicy handlowej. Przy bramie męŜczyzna rozejrzał się na boki i zawahał. W tym czasie w głębi za rogiem kupowaliśmy papierosy. (Musiałem kupić ponad dziesięć paczek). Gdy w końcu męŜczyzna wszedł do domu, Tanomogi wśliznął się za nim. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, zbli Ŝy się do mieszkania i odczyta nazwisko na drzwiach. Gdyby zatrzymał go gospodarz domu, wtedy wepchnie mu pieniądze do ręki i wykorzysta okazję na zdobycie niezbędnych informacji. Ja natomiast obserwowałem dom od strony bramy. Na parterze były trz y okna zasłonięte firankami, wewnątrz paliło się światło. Na piętrze znajdowały się cztery okna; w co drugim światła były wygaszone. Po chwili w najdalszym oknie zapaliło się światło i zakołysał si ę powiększony cień człowieka. Nagle znów zapadła ciemno ść. Tanomogi wybiegł z domu w skarpetkach, z butami w rękach. Widziałem! Wizytówk ę na drzwiach... Faktycznie, figurowało tam nazwisko kobiety: Kondo Chikako, imię zapisane fonetycznie... - Ukryty w cieniu bramy pochylił się i cięŜko dysząc wkładał buty. - Ale miałem prze Ŝycia! Naprawdę... po raz pierwszy robiłem coś takiego.