kufajka

  • Dokumenty27 039
  • Odsłony1 870 134
  • Obserwuję1 391
  • Rozmiar dokumentów74.8 GB
  • Ilość pobrań1 680 134

Abrahams Peter - 01. Na psa urok - (Chet i Bernie)

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :1.3 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

kufajka
3. Ebooki według alfabetu
A

Abrahams Peter - 01. Na psa urok - (Chet i Bernie) .pdf

kufajka 3. Ebooki według alfabetu A ABRAHAMS PETER Cykl: Chet i Bernie
Użytkownik kufajka wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 346 stron)

SPENCER QUINN: Na psa UROK: PrzygodaCheta i Berniego PrzełożyłRadosław Nowakowski Wydawnictwo Literackie.

Tytuł oryginałuDog on it Copyright 2009 bySpencer Quinn. Ali rights reserved Copyright for the Polish translationby Wydawnictwo Literackie, 2009 Wydanie pierwsze ISBN 978-83-08-04366-0 Bailey, Gansett, Charliemu, Clemowi i Audrey,bez których taksiążka by nie powstała.

Wyczułem go, a raczej jadącą od niego wódę, zanimotworzył drzwi, no ale węch mam raczej dobry, prawdopodobnie lepszy niż wy. Skrobałkluczem o zamek,aż wreszcie znalazłdziurkę. Drzwi otworzyły się i dośrodka wszedł, lekko zatoczywszysię, Bernie Mały,założyciel i właściciel części (bo jego była żona, Leda,zwinęła się z resztą) Małej Agencji Detektywistycznej. Widywałem go jużw gorszym stanie, ale nie za często. Uśmiechnął się z trudem: Cześć, Chet. Podniosłem ogon i pozwoliłem mu opaśćna dywanik, ot tak sobie, żeby wiedział. Przepraszam, trochę się spóźniłem. Musiszwyjść,co? A niby dlaczego? Że niby nie mogłem już wytrzymać? Ale potem pomyślałem: do diabła, szkoda faceta. Podszedłem i oparłem głowę o jego nogę. Podrapałmniemiędzy uszami,wbijając palce głęboko wsierść,tak jak lubię. Cudnie. A może jeszcze trochę? Niżej,pokarku? Trochę się zgarbiłem, żeby się domyślił. O, miło. Bardzo miło. Wyszliśmy razem, ja i Bernie. Przed domem rosłytrzy drzewa, moje ulubione byłoto duże, rozłożyste,idealne, by uciąćsobie pod nim drzemkę. Podniosłem.

przy nim nogę. Aaaaa. Nie zdawałem sobie sprawy,że byłem tak bliski desperacji. W ciemnościach rozlegały sięjakieśpluski zacząłem się przysłuchiwaći trochę mnie to rozproszyło. Zatrzymałem strumień,co nie było łatwe, izostawiłem trochę na zmoczenieskałki na końcu podjazdu i drewnianego płotu oddzielającego naszą działkę od działki starego Heydricha,sąsiada. Plus jedno lub dwa siknięcia między sztachety. Ja tylko robięswoje i nie napuszczajcie mniena starego Heydricha. Bernie gapił się na niebo. Piękna noc lekki wiaterek, mnóstwo gwiazd, światełka mrugające w kanionie, a co to? Nowa piłeczka tenisowa na trawniku. Podszedłem i obwąchałemją. Żadna z moich ani nikogo ze znajomych. Aport? Obmacałem ją łapą. Skąd siętu wzięła? Całydzieńsiedziałem zamknięty, ale uszy miałem nastawione,oczywiście wtedy, kiedy nie drzemałem. Chet, przynieś piłeczkę. Nie chciało mi się, a przynajmniej nie tę z obcymzapachem. No, dalej. Nigdy nie odmawiam Berniemu. Polizałem piłeczkę, żeby była jużmoja, zaniosłem ją do Berniego i upuściłemmu podnogi. Bernie cofnął się irzucił piłeczkęna drogę w kanionie. Uuuu. a gdzież ona poleciała? Gdzie poleciała? Naprawdę jej nie widzi? Zawszemnie zaskakuje tym,jak słabo widzi po zachodzie słońca. Rzuciłem się za piłką wyraźnie podskakującąna środku drogi, tylnenogi wysunąłem daleko do przodu i hop! w powietrze,dopadłem ją jednymsusem, tak jak lubię, potem nawrót z poślizgiemi z powrotemna pełnymgazie, głowa nisko, uszy przypłaszczone pędem powietrza, i upuściłem ją Berniemu pod nogi, włączając hamulce w ostatnim momencie. Jeśli znacie lepszą zabawę, to zdradźciemi jejsekret. Jednym susem? Stąd nie widać. Zamerdałem ogonem. Dwa szybkie merdnięciaznaczące"tak", a niejedno przesadne, bezwolne, mogące znaczyć mnóstworzeczy, z których część nawetdla mnie nie jestjasna. Świetnie podniósł piłeczkę i cofał się ponownie, kiedy ulicą nadjechał powoli samochód i zatrzymał się przed nami. Szyba opadła i z okna wychyliła się kobieta. Czy to 13309? Bernie skinął głową. Szukam detektywa o nazwisku BernieMały.

No to go pani znalazła. Otworzyładrzwii już miała wysiąść, kiedy zobaczyłamnie. Czy pies jest w porządku? Bernie zesztywniał. Czułem to, stał tuż obok. To zależy,co pani ma na myśli. Nowie pan, czy nie jestgroźny, czy nie gryzie. Niezbyt mi odpowiada towarzystwo psów. Pani nie ugryzie.

Oczywiście, że bym jej nie ugryzł. Ale o tym,że takamyślmi wgłowie zakiełkowała, i to bez wątpienia,świadczy ślina, która mi napłynęła do pyska. Dzięki. Z psami nigdy nic nie wiadomo. Bernie wymamrotał coś pod nosem,za cicho, żebym to usłyszał, ale podobało mi się,cokolwiekto było. Wysiadła z samochodu:wysoka kobieta o długich,jasnych włosach, pachnąca kwiatami i cytryną, i jeszcze czymś, przypominającym to, co tylko czasami przytrafia się samicom w moim świecie. Co by siędziało,gdyby włączyć to na stałe? Chybabym oszalał. Zerknąłem na Berniego, który przyglądał się jej, jakpoprawiasobie włosy. Och, Bernie. Nie za bardzo wiem, odczego zacząć. Cośtakiego nigdy misię jeszcze nie przydarzyło. A co takiego? Wygięła ręce. Ręce to najdziwniejszarzecz u człowieka, a najlepsze, że wystarczy je obserwować,bydowiedzieć się wszystkiego, co trzeba. Mieszkam tam, na Prezydenckiej wskazałanieokreślony kierunek. Prezydencka czy to nie ta, gdzie kończy się kanalizacja? Miałem problemyz nazwami, z wyjątkiemnazwy mojej ulicy, Jadłoszynowej, ale dlaczego miałbym ich nie mieć? Przecież nie potrzebowałem nazw,żeby wiedzieć, dokąd idę. Nazywam się Cynthia Chambliss. Pracujęz kobietą, której pan pomógł. A kto to? Angela DiPesto. 10 Litości. Pamiętam te niekończące się noce spędzone na parkingach przed motelamiw całym stanie. Ja i Bernienienawidziliśmy sprawrozwodowychiw dawnych czasachnie przyjmowaliśmy żadnych. Aleteraz mieliśmy problemy z płynnością finansową,jak to ujmował Bernie. Prawdę powiedziawszy, niewiem, co to znaczy "problemy zpłynnością finansową", ale cokolwiekto jest,budzą one Berniego w nocy,każą mu wstawać i chodzić w kółko,czasami zapalaćpapierosa, chociaż tak bardzo stara się rzucić palenie. Bernie nie odezwał sięsłowem, jeśli chodzi oAngelę DiPesto, tylko po swojemu kiwnął głową. Bernie jestwielkim kiwaczem. Od razu przyszło mi na myśl kilkajego różnych kiwnięć, wszystkiebardzo czytelne, jeślitylko wiadomo, czego dotyczą. Toznaczy: no, nieźle. Angie mówiła o panu naprawdę dobrze, jak panprzycisnąłtę mendę, jej męża wzdrygnęła się. Ja topotrafię o wiele, wielelepiej. No więc kiedy to sięstało, a pan tuprzecież po sąsiedzku i takw ogóle.

to przyszłam kiwała się lekkodo przodu i do tyłu,tak jak torobiąludzie, kiedy są zdenerwowani. Co się stałoi kiedy? Madison zniknęła. Madisonto pani córka? Nie mówiłam tego? Przepraszam. Jestem roztrzęsiona. Nie wiem, co się ze mną. Jej oczy zaczęły błyszczeć. Tozawsze jest dosyć interesujące, to płakanie; nie dźwięk, do dźwięku jeszczemogłem się jakoś odnieść, alete wodotryski, jakje Bernie nazywał,szczególnie kiedy Leda kończyła.

swoje urzędowanie. Ludzie się martwią, a potem woda wypływa im z oczu, szczególnie kobietom. O co tuchodzi? Bernie wbił wzrok wziemię, przestępowałznogi na nogę. Jego to niedotyczy, chociaż raz widziałem wodę cieknącą z jego oczu, tego dnia kiedyLeda spakowała wszystkie rzeczy Charliego. Charlieto był ich dzieciak Berniego i Ledy i teraz mieszkał zLedą, a Berniegotylko odwiedzał. Tęskniliśmyzanim,ja i Bernie. Kobieta Cynthia? , Chambliss? ,czy jak jej tam; prawdą jest,że na początku mam kłopotyz nazwiskami, czasami inne rzeczy też mi umykają, zanim nieprzyjrzę siędobrze twarzy mówiącej osoby wyjęłachusteczkę z małej torebki i wytarła oczy. Przepraszam. Nie ma za co przepraszać. Jakdługo niemaMadison? Kobieta zaczęła odpowiadać, ale w tym momencie usłyszałem jakieśszuranie w krzakach po drugiejstronie podjazdu. Ledwo się zorientowałem, już tambyłem, węszyłem wszędzie, może nawet kopałem, aletylko troszeczkę. Jakiśzapach unosił się wpowietrzu,żabyalbo ropuchy, albo. o ho, ho węża. Nie lubięwęży, nielubię ich w. Chet? Chyba tam nie kopiesz, co? Wybiegłem z krzaków i podreptałem do Berniego. Oj, ogon miałem opuszczony, podwinięty w poczuciuwiny. Wywinąłem go do góry, wysoko i niewinnie. Dobry piesekpoklepał mnie pogłowie. Pac,pac. Aaaa. 12 Kobieta stukała nogą o ziemię. Więc mi pan nie pomoże? Bernie wziąłgłęboki oddech. Jego oczy wyglądałyna zmęczone. Wódka wyparowała. Zarazzachce musię spać. Ja też byłem już trochę senny. Jeszcze coś naząb i byłoby przyjemnie. Chyba wgórnej szufladzieprzy zlewie w kuchni zostały jakieś rzemienne paskidożucia, teo smaku. Wcaletego niepowiedziałem. Pani córka nieprzyszła dzisiaj do domu ze szkoły. To znaczy,że niema jejod ośmiugodzin, tak? Policja przyjmie zgłoszenie o zaginięciu, dopiero jak miniecały dzień. Z ośmioma godzinami miałem problem, ale całydzień znambardzo dobrze: od kiedy słońcepojawiasię nad wzgórzami za garażem, do kiedy zachodzizawzgórza po drugiej stronie.

Ale pan nie jest zpolicji. To prawda. I nie zawsze sięz nią zgadzam, leczw tym przypadku tak. Mówi pani, że Madisonjestw drugiej klasie liceum? To ile ma? Szesnaście? Piętnaście. Jest objęta programem dla szczególnie uzdolnionych. Doświadczenie mówi mi, żepiętnastolatki niekiedy zapominajązadzwonić do domu, szczególniegdy postępują impulsywnie, idądo kina albo włócząsię, albo balują czasami. Mają przecieżzakazprzebywania wieczorempoza domem. Nawet mimo tego zakazu. Powiedziałam panu: jest szczególnie uzdolniona. 13.

Billie Holiday też była. Że co? Kobieta wyglądała na zakłopotaną. Zakłopotanaludzka twarz jest prawie równie brzydka jak twarzwściekła. Też niezbyt chwytałem, o co chodzi z tąBillie Holiday,ale przynajmniej wiedziałem, kim onajest to ta śpiewaczka, której Bernie słucha, szczególnie kiedy jest w ponurym nastroju. Ale nawet gdyby nikt nie wiedział, o co mu chodzi,Bernie wydawał się zadowolony z siebie, jakbyzdobyłjakieś punkty. Mogłem to stwierdzić pouśmieszku,któryprzemknął mu po twarzy. Powiemtak: jeśli nieodezwie się do rana, proszędo mnie zadzwonić iwręczył jejswoją wizytówkę. Spojrzała na wizytówkę niechętnie inawet jej niedotknęła. Do rana? Siedemdziesiąt sześć procent sprawo zaginięcie jest rozwiązywanych w pierwszych dwunastu godzinach albo wcale. jej oczy znowu zwilgotniały, a głos brzmiał tak, jakby coś utkwiło jejw gardle. Gdzie to pani słyszała? Nie słyszałam. Wyszukałam to w Internecieprzedwyjściem z domu. Zdaje się,że pan nie rozumie tego, iż Madison nigdy przedtem nie robiła takichrzeczy i nigdy by ich niezrobiła. Jeślinie chce panpomóc, to może kogośmi pan poleci. Polecić inną agencję? Czy coś takiego zdarzyło sięjużkiedyś? Niemogłem w ogóle odczytać wyrazu twarzy Berniego. 14 Jeśli martwi się pan o pieniądze,to jestem gotowa zapłacić, ile pan zażąda. Plus duża premiaw momencie, kiedy pan ją znajdziesięgnęła do torebki,wyciągnęła zwitekbanknotów, odliczyła kilka. Copan powie na pięćset dolarów zaliczki? Bernie wlepiłoczy w pieniądze, wyraz jego twarzy był terazczytelny dla każdego zkażdej odległości,w głowie miał płynność finansową. Chciałbym najpierwzobaczyć jej pokój. Kiedy Bernie wchodził w coś, torobił to szybkoi od razu. Widziałem to z Ledą tysiąc razy. Cynthia wręczyła mu pieniądze. Proszęza mną. Bernie wsunął banknoty głęboko do kieszeni. Pobiegłem szybko do naszego samochodu, staregokabrioletu Porsche,z wypiaskowaną karoserią, od dawna czekającą na nowy lakier, przeskoczyłem drzwi postronie pasażera i zająłem swoje miejsce. Ej, czy widział pan, co zrobił pies? Bernie kiwnął głową; było to kiwnięcie dumnei pewne, mojeulubione. Wołają na niego Chet Odrzutowiec. To znaczy Berniewoła,niekiedy. W kanionie zaskowyczał kojot, gdzieś niedaleko,z tyłu, za domem. Zajmę sięnim później. Przestałemodczuwać jakiekolwiek zmęczenie. A Bernie, przekręcając kluczyk w stacyjce, wyglądał tak samo: płonął z niecierpliwości.

Zabieraliśmy się do roboty, jai Bernie.

Jedna rzecz, jeśli chodzi o ludzi: lubią być na haju. W naszej pracy co chwila mamy do czynienia zczymśtakim. Piją wódkę, paląto i tamto, łykają prochy, nawetwbijają sobie igły w ciało wszystko to widzieliśmy. Ale sam haj był czymś, czegonigdy nie rozumiałem,długo stanowił dlamnie zagadkę. O co wtym wszystkim chodzi? Aż pewnego dnia olśniło mnie. Colubiłem robićnajbardziej na świecie? Jeździć porsche naprzednimsiedzeniu, hen daleko. Siedzę wyprostowany, wiatr owiewa mipysk, widoki i zapachy szczególnie te ostatnie przelatują obok tak szybko, że niemogę ich wszystkich wychwycić. Szybkość, pęd, odjazd: wiedziałemco to haj, byłem na haju mnóstwo razy. Na przykład teraz, kiedy jechaliśmy ulicą zaCynthią Chambliss, matką prawdopodobnie zaginionejMadison. Widziałem różne rzeczy szybko przemykające obok: mężczyznę wystawiającego śmieci czy tojutro jest dzień wystawiania śmieci? Tak! Uwielbiałemten dzień. Mój kumpel Iggy chłeptał z miski we frontowych drzwiach swojego domu, za późno obrócił sięw stronęporsche, nie zobaczył mnie, cały Iggy; potem. Chet, na co szczekasz? Szczekałem? Oj. Pewnie na Iggy'ego. Potem: królikz białym ogonkiem stojący całkiemnieruchomo na 16 czyimś trawniku, strasznie biały ten ogonek w świetleksiężyca. Aż misię sierśćzjeżyła nagrzbiecie. Chet. Leżeć. Położyłemsię. Goniło się króliki, goniło, mówięwam. A kiedyś. no tak: tosię da zrobić. A terazo co ci chodzi? O nic mi niechodziło, o nic:odjechałem i tyle. Przypomniałem sobie ojęzyku w pysku; zupełnie wysechł od wiatru,był jak jeden ztych ręczników, któreczasamiznajdowałem na podłodze w pralni. Lubiłemzakopywać te ręcznikiz tyłu za domem koło skały,chociaż nienależało to do rzeczy łatwych. Paski dożucia tocałkiem inna sprawa łatwo je zakopać i. Oooo! Coś mi zaczęło w głowieświtać, że jednego chyba jeszcze nie odkopałem, tego spoddrzewa pomarańczowego koło płotu staregoHeydricha. Może ciągletamjeszcze jest! Gapiłem się w księżyci snułem jakieśplany, kiedy skręciliśmy na podjazd i zatrzymaliśmysię za samochodem CynthiiChambliss. Wyskoczyłem. Bruk nagrzanysłońcem wciągu dniabył jeszcze ciepły.

Wyczułem wodę w pobliżu, coś jakby basen. Podeszliśmy za Cynthią do frontowych drzwidomu, który wyglądał bardzo podobnie do naszego,bardzo podobnie do większości domów w samymśrodku Doliny, był jednak znaczniejszych rozmiarów. Cynthia zwróciła się doBerniego: Pies wchodzi? A dlaczego nie? Skóra na jej czole, między oczami, zmarszczyła się. To nie wróżyło niczego dobrego. 17.

TU nigdy nie wchodził żaden pies. Bernie rzuciłokiem na dom. No tomoże wreszcie wejdzie. Zmarszczkapogłębiłasię. Co proszę? Bernie uśmiechnął się. Dysponował wieloma różnymi uśmiechami. Ten był tylko pokazaniem zębów. Zrobiłemto samo. Bernie macałkiem niezłe zęby jakna człowieka, ale kiedy stwierdzam, że są niczymw porównaniu z moimi, to jestem jedynie realistą. Z pewnością nam się przyda, pani Chambliss. Zaginione dziecito specjalność Cheta. Wpatrywała się we mnie. Wygląda na zbyt agresywnego, żeby przebywaćz dziećmi. Zamknięcie pyskabyło teraz jak najbardziej wskazane. Wiedziałem o tym, ale z jakichś powodów tegonie zrobiłem, może nawet otworzyłem go szerzej inadodatekzacząłem ziać i nakręcać się. Nie zachowuje sięani agresywnie, ani niestosownie Berniepoklepał mnie po głowie. Pac, pac. Uspokoiłem się. Mimo wszystko Chet jest szkolonym psem policyjnym. Czyżby? Ukończył z najlepszym wynikiem kurs w szkole K-9. Znany ośrodek tresurypsów założony w 1975 roku w Columbus, Ohio (wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza). 18 Trochęprzegiął, bo ja nie ukończyłem tego kursu,no i tak właśnietrafiłem naBerniego,ale to długahistoria, którą opowiem później, jeśli będzie okazja. W takim razie. Cynthia otworzyła drzwi. Weszliśmydo środka. Ptasie łajno. Wyczułem je natychmiast. Śmierdzikwaśno i niemiło jak ptaki. Gdybym szybował po szerokim błękitnym niebie, to też byłbym taki niemiły? Ani trochę. Szliśmy za Cyntią przez dużypokój z podłogą wyłożoną płytkami, przyjemnymi i chłodnymi w dotyku, potem przez hol do zamkniętych drzwi. Po drodzewypatrzyłem frytkę leżącąpod ścianą, niczym niezasłoniętą, zmiotłem ją w biegukarbowana, mojaulubiona. Na drzwiach wisiała tabliczka z błyskawicą. Bernie przeczytał: Uwaga! Wysokie napięcie! Poczucie humoru typowe dla Madison powiedziała Cynthia. Otworzyładrzwi. Weszliśmy. Był ptak.

Siedział nażerdce, w klatce dyndającej pod sufitem. Cheeeet! Bernie przeciągnął moje imię; wymawiał jew ten sposób, kiedy obawiał się o to,comogłoby się staćza chwilę. I miał rację, zważywszymoją skoczność byłem najlepszymskoczkiem nakursiew K-9, co doprowadziło do poważnych kłopotów w okolicznościach, których nie pamiętam dokładnie, chociaż wiem, że jakaś krew się polała jak19.

że tu nie brać pod uwagę pewnych możliwości? Niemiałem zamiarujednaksprawdzać tego teraz, wcale nie. Byliśmy przecież w pracy. Pac, pac. Dobrypiesek. Ptak zielony z żółtymi łuskowatymi nogami i łapkami oraz z dziwacznym spiczastym grzebieniem naczubku głowy zaskrzeczał okropnie. Słyszy panto? spytała Cynthia. "Co? Powiedział "Czadu, Madison". Nauczyła go tego. Co innegoteżpotrafipowiedzieć. Ojej. Cynthia chciała nam wmówić, że on,ten paciorkooki pensjonariusz umie mówić? Nie kupiłemtego. Na imię ma Kapitan Chrupek. Kapitan Chrupek wysuwał głowę do przodu i cofał brzydkim, jaszczurczym ruchem. Ponownie wydałz siebieten okropny skrzek, który kończył się wysokim piskiem raniącym moje uszy. Bernie go nie słyszał wystarczył rzut oka, żeby to wiedzieć. To prawda,że sporo rzeczy nie trafiało do Berniego, ale i tak należał mu się podziw:nigdysię nie dawał tym upośledzeniom. Cojeszcze potrafi powiedzieć? Och, Bernie, proszę. Cynthia podeszła do klatki. No, kochanie. Krła, krła. Słyszał pan? Co? 20 "Rozpalmnie". Powiedział "Rozpalmnie", kiedyja powiedziałam "No, kochanie". Słusznie. Ale Berniemu pociemniały oczy, twarz zastygłaiprzybrała jeden z tych wyrazów świadczących o tym,że coś go zainteresowało. Cojeszcze? Cynthia postukała w klatkę. Paznokcie miała długie i lśniące. Chrupek, chceszdrinka? Krła, krła. Podwójnego? powiedział Bernie. Właśnie odparła Cynthia. Robi wrażenie. Czyrobił? Ptak, który ponoćpowiedział "Czadu,Madison", "rozpal mnie" i"podwójnego"? Jakiewrażenie? Co mi umknęło?

Berniezwrócił się do mnie: Chet! Na co warczysz? Niewarczałem. Udało mi się wywinąći siadłemprzy telewizorze. Stał na małym stoliku. W tej chwilipoczułem zapach znanyz pobytu w szkole K-9. Podstolikiem leżała mała, plastikowa torebka z marihuaną. Bernie rzuciłmi szybkie spojrzenie. Na miłość boską, Chet,przestań szczekać. CzyMadison dużo rozmawiała z ptakiem? zwrócił siędo Cynthii. Cały czas. Ciągle z nim przebywa. Chyba naprawdę myśli, że to człowiek. Cytatz piosenki grupyTheDoors Come on, baby,light myfire. 21.

Bernie postukał w klatkę. Jego paznokciebyły krótkie, prawie całkowicie ogryzione. Gdzie Madison? zapytał. Ptak milczał. Cały pokój milczał. Bernie i Cynthiaobserwowaliptaka. Ja obserwowałem Berniego. Czasami mnie martwi. Jeśli mamy polegać na tym, czegonaocznym świadkiem był Kapitan Chrupek, to sprawajest beznadziejna. Co zawspaniały pomysłpowiedziała Cynthia. Wpatrywała sięw Kapitana Chrupka. GdziejestMadison? Kiedy ptak dalej milczał, dodała prosząco: No, kochanie. Rozpal mnie powiedział Kapitan Chrupek. Tym razem usłyszałem to na własne uszy. Cofnijmysię trochę powiedział Bernie. Chciałbym ustalić chronologię. A co to takiego? Jateżbyłem ciekaw. Czasami Bernie używał trudnych słów. Gdyby tylko mógł wybierać, to prawdopodobnie spędzałby cały dzień z nosem w książce. Alez alimentami,opieką naddzieckiem i nieudaną inwestycją wprodukcję spodenek we wzory z hawajskichkoszul uwielbiał hawajskie koszule Bernie niemiał wyboru. Kolejność zdarzeń powiedział. Kiedy widziała pani Madison po razostatni? Cynthiaspojrzałana zegarek. Był duży i złoty. Nanadgarstkach, szyi i w uszachmiała jeszcze więcejzłota. Kilka razy polizałemzłoto, nic szczególnego,chociaż srebro było gorsze. 22 O ósmej piętnaście powiedziała Cynthia kiedy podrzuciłam ją doszkoły. Jakiej szkoły? Do Niebiańskiej Doliny. Nie znam. To całkiem nowaszkoła, na północ od PumichSadzawek. Mój były jest tam deweloperem. Pani były jest ojcem Madison? Tak. Rozwiedliśmy się pięć lat temu. Dzwoniła pani doniego? Oczywiście. Nie widział jej. Pani ma prawo do opieki? Cynthia skinęła głową. Spędzaz Damonem trochę weekendów, co drugie Boże Narodzenie,jakoś tak. Bernie wyciągnąłnotes ipióro. DamonChambliss?

Keefer. Wróciłam do panieńskiego nazwiska. Panieńskie nazwisko? A cóż to znowu? Ci ludzie ciągle zmieniają nazwiska. Nie pojmuję tego. Ja tam jestem Chet i już. Madison używa Chambliss? Tak. I kiedysię rozwodziliście, miała jakieś dziesięćlat? Tak. Jak to zniosła? Cynthiauniosła ramiona, potem je opuściła. Wzruszenie ramionami: czasami oznacza tumiwisizm 23.

trudno to pojąć, właśnie tu ale czy o to właśniechodzi teraz? Wie pan, co mówią. Co? Że dla dzieci lepszy jest rozwódniż złe małżeństwo powiedziała Cynthia. Bernie mrugnął. Taki drobny ruch, łatwy do przeoczenia,ale wiedziałem, o czym myśli. O Charliem. I o własnym rozwodzie. Codo małżeństwa i rozwoduto nie patrzcie na mnie. Tam,skąd pochodzę, są onecałkowicie nieznane. Ale zupełnie nie widzę związku ze zniknięciemMadison. Tym bardziej ja. Topo prostuuzupełnianie brakujących informacji wyjaśnił Bernie. Jeden z jego ulubionychsposobów, wwiększości sytuacji działa jak zaklęcie. Przepraszam powiedziała Cynthia. Wcalenie miałam zamiaru pana pouczać. Po prostu. Jejoczy znowu zwilgotniały. Kiedyś jedna, duża, krągłałzaLedy spadła na podłogę ispróbowałemjej. Słona. Co za niespodzianka. Po prostu. O Boże, gdzieona jest? Bernie rozglądnąłsię, wypatrzył paczkę chusteczekna biurku, podał jej. Kiedyzdała pani sobie sprawę, że być może zaginęła? Kiedy nie wróciła do domu. Zwykle jeździ autobusem. Siedzętutaj, ale popołudniamijestem zajęta,prowadzę małą firmę poza domem. 24 Jaką? Projektowanie e-kartek. E-kartek? Mogę wciągnąćpana na listę, jeśli jest pan zainteresowany powiedziała Cynthia. Wzięła nową chusteczkę, wydmuchałanos. Miałamały nosek, bezużyteczny, zupełnie inny niż ja, alenie mogłem sięnadziwić: jak to jest, tak wydmuchaćnos? Nagle i mnie zaczęło coś kręcić w nosie. Cynthiai Bernie przez chwilę zajmowali się autobusem, tymżeMadisonnie wysiadła,różnymitelefonamido szkoły, znajomymi Madison, byłym Cynthii, ale właściwieto nie słuchałem tego, zaabsorbowany tymi dziwnymirzeczami dziejącymi się w moim nosie. A potem: Dlaczego on takwarczy? Nie sądzę, żeby warczał powiedział Bernie. Raczej kręci nosem. Chet? Wszystko w porządku? Połasiłemsię, potem otrząsnąłem porządnie. To zawsze dobry sposób, by zacząć od nowa. Przysunąłemsię do Berniego, ogon zadarłem do góry, ostrzegawczo.

W porządku powiedział Bernie. Cynthia patrzyła na mnie rozbawiona. Nigdy przedtem niewidziałam takiego psa. To znaczy jakiego? Teuszy. Jedno czarne, drugie białe. Kiepskie maniery w ten sposób komentowaćczyjś wygląd. Czy to nie byłopowszechnie wiadome? Wtedy itam zdecydowałem, żenie lubię Cynthii. Jedno spojrzenie na Berniego i byłojasne, że on też. 25.

Potrzebuję od pani kilku rzeczy powiedziałchłodno, prawie zimno. Jakiś kontakt do pani byłego, znajomi Madison, jacyś szczególni ludzie w jejżyciu: trenerzy, nauczyciele i tak dalej. No i dobrezdjęcie. Zaraz powiedziała i wyszła z pokoju. Bernieodwrócił się domnie i zniżonym głosemprzeszedł do interesów: Znalazłeś coś? Podszedłemdo stolika z telewizorem, wyciągnąłemsię we wskazówkę, Bernie ukląkł i wyłowił torebkęz marihuaną. Zważył ją wręce i wepchnął z powrotem pod stolik. Dobry piesek. Pac, pac. Szybkie drapanie między uszami. Ach! Cynthia wróciła ipodała Berniemu kartkę papieruoraz oprawione w ramkę zdjęcie dziewczynyz końskimogonem. Lubię końskie ogony, chociaż bez konimógłbym się obyć. Czy Madison ma chłopaka? zapytał Bernie. Nie. Bernie rozglądnął się po pokoju. To powinno wystarczyć. Noi jeszcze coś z zapachem Madison. Jejposzewka? Bernie podszedł dołóżka, ściągnął z poduszkiposzewkę, która dlamnie była różowa, chociaż według Berniego raczej nie powinienem wypowiadać sięw kwestii kolorów. Obwąchałem ją i zapamiętałem zapach Madison: młoda osoba płci żeńskiej,odrobina 26 miodu, czereśni i tych kwiatów koloru słońca czasami widywanych przy drodze. Bernie złożył poszewkęi umieścił ją w plastikowej torbie. Będziemy w kontakcie powiedział. Alejeśli czegoś siępani dowie, proszę natychmiast dzwonić, o każdej porze dnia i nocy. Dziękuję. Jestem panu bardzo wdzięczna. Cynthia odprowadziła nas do frontowych drzwi. Angela DiPesto była panemzachwycona. Bernie zatrzymał sięi zwrócił do niej: Mówiła pani, żepracujecie razem. Zgadzasię. A co ona robi przy e-kartkach? Napisałami oprogramowanie. Angela DiPesto? Cynthiaskinęła głową i otworzyła drzwi. Jakaśdziewczyna szła chodnikiem, dziewczyna z końskimogonemi plecakiem. Jej twarz skrywał nocny cień, alepo zapachuodrazu wiedziałemkto to. Madison? zapytałaCynthia. Zasłoniła ustadłonią to jedna z tych rzeczy, które robią czasamiludzkie samice, a której ludzkie samcenie robią nigdy.

O Boże, gdzie byłaś? Nie zwracając się do nikogo, Bernie mruknął podnosem: Muszę wypić drinka. Z głębi domudobiegł zachrypnięty głos KapitanaChrupka: Podwójnego.

3 Madison pachniała dokładnie tak, jak jej poszewka, chociaż teraz ten zapach był zmieszany z potemi odrobiną marihuany. Pot, ludzki pot,to obszerny temat. Jesttaki, który bierze się z ćwiczeń i ma świeży,cierpki zapach. Jest taki, który bierze się z niemycia,mniej świeży, ze śladowymi domieszkami nieludzkimi. Ten,który bierzesię ze strachu i który terazczułem, jest pomiędzy. Cynthia wyszła na zewnątrz, chwyciła Madison zanadgarstek. Gdzie byłaś? Odchodzę od zmysłów. Ja.. zaczęłaMadison, ale zauważyła Berniegoi zamilkła. To pan Mały. Jest detektywem. Detektywem? Zamartwiałam się. Na miłość boską, mamo. Wezwałaś detektywa? Gdzie byłaś? Odpowiadaj! Madison zagryzła wargi. Czasami to robią. Co toznaczy? Trudno powiedzieć dokładnie, ale zawsze tozauważam. To moja wina. Pan Rentner go polecał. PanRentner? O czym ty mówisz? Ależ mamo, to mój nauczycielhistorii. Ten,któremu podobał się mój esej o. 28 Tak, tak. No ico? Powiedział,że powinniśmy zobaczyć ten filmo Rosji. Byłaś w kinie? Mielispecjalny pokaz w Północnym Kanionie. Tylko dziś i jutro. Obejrzałam film, a potem czekałam,aż ktoś podwiezie mnie do domu. Kto? Taki jedenze starszej klasy, nie znasz go. Jak się nazywa? Timjakiś tam. Ja też go właściwie nie znam. Cynthiawpatrywała się w Madison, trochęzadzierając głowę,jako że dziewczyna była od niej wyższa. Dlaczego nie zadzwoniłaś? Przepraszam. Zapomniałam. A ja dzwoniłam na twoją komórkęz milion razy.

Mamo, wyłączyłam ją. Komórka w kinie? No co ty. Nie mów do mnie w ten sposób. Madison spuściławzrok. Zapadłacisza. Potem Cynthia rzekła: Chodźmy do domu i zwróciła się do Berniego: Dziękuję, że poświęcił pan swój czas. Nie ma sprawy. Fajnie, że wszystko się wyjaśniło spojrzał naMadison. Sam jestem wielkimmiłośnikiem rosyjskiegokina. Co to był za film? Doktor Żywago powiedziała Madison. Uczymy się orosyjskiej rewolucji. Uwielbiam Doktora Żywago powiedział Bernie. Ja i Bernie oglądaliśmy mnóstwo filmów, chociażtego akuratsobie nie przypominam. Coprawda, nie 29.