kufajka

  • Dokumenty27 039
  • Odsłony1 870 134
  • Obserwuję1 391
  • Rozmiar dokumentów74.8 GB
  • Ilość pobrań1 680 134

Ashton Brodi - 02. Wieczna więź - (Podwieczność)

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :1.4 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

kufajka
3. Ebooki według alfabetu
A

Ashton Brodi - 02. Wieczna więź - (Podwieczność) .pdf

kufajka 3. Ebooki według alfabetu A ASHTON BRODI Cykl: Podwieczność
Użytkownik kufajka wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (2)

kufajka• 4 lata temu

Niestety nie posiadam

Gość • 4 lata temu

Jest szansa na Podwieczność 03?

Transkrypt ( 25 z dostępnych 405 stron)

Brodi Ashton Everbound Część druga Everneath Tłumaczenie nieoficjalne dla: Translations_Club Tłumacz: Katy_Lady Korekta: noir16 Redakcja: Wiki2102 Redakcja techniczna: Isiorek

Prolog Starożytni Grecy nazywali to Podziemiem, albo Hadesem. Starożytni Egipcjanie - Aaru, albo Duat. Wszyscy wierzyli, że było to miejsce, w którym przebywały dusze zmarłych. Wszyscy się mylili. Ci, którzy znają prawdę, nazywają to Podwiecznością i nie są to wcale Zaświaty. To miejsce, w którym przebywają Wieczni i ich Dawcy. Wieczni są nieśmiertelnymi, którzy trwają dzięki karmieniu się emocjami ludzi. Dawcy to ludzie uwięzieni w Tunelach Podwieczności, którzy zostali pozbawieni całej swojej energii, aby wesprzeć nią istnienie Podwieczności. Jedyną szansą na ucieczkę z Tuneli jest śmierć. Jack - chłopak, przez którego przeszłam piekło, chłopak, dla którego powróciłam, chłopak, którego kocham - przebywa w Tunelach. Jest Dawcą.

Ja znam cała prawdę. To ja powinnam być na jego miejscu.

Rozdział 1 NOC W mojej sypialni Widzę Jacka każdej nocy. W moich snach. Leży tuż obok mnie. Równoległe światy - Powierzchnia dla mnie, Tunele Podwieczności dla niego - łączące się tym jednym punktem i tylko na jedną chwilę. W mojej sypialni, kiedy śpię. Jego włosy w dalszym ciągu skręcają się w idealne fale, sięgające trochę poniżej uszu. Dzisiejszej nocy, stalowy kolczyk w jego brwi lśni w księżycowej poświacie dobiegającej z mojego okna. Wygląda zupełnie tak, jakbym mogła unieść dłoń i go dotknąć. Ale muszę sobie przypominać, że to nie jest prawdziwy blask, ponieważ kolczyk jest tylko słabą kopią prawdziwego przedmiotu.

Podobnie jak sam Jack. Zaczyna już zapominać o drobnych rzeczach. Rzeczach, o których nigdy wcześniej nie byłby w stanie zapomnieć. - O czym rozmawiamy, kiedy jestem z Tobą? – Zapytał. - O wszystkim. - Powiedziałam. - To znaczy? - Zawsze mówisz, że strasznie za mną tęsknisz. Kładzie swoją dłoń na mojej, a ona przez nią przechodzi. Zapomniał, że jest dla mnie duchem. A może to ja jestem duchem. - To oczywiste. - Mówi. - Co jeszcze? - Mówisz o chwili, gdy Jules powiedziała Ci, że Cię naprawdę lubię. - I? Słowa wypływają z moich ust, a wspomnienia owijają się wokół mojego serca jak ciepły koc. - Opowiadasz o chatce Twojego wujka. Świątecznej Potańcówce. Jak włosy opadają mi na oczy. Jak moje dłonie idealnie pasują do Twoich. Jak bardzo mnie kochasz. Że nigdy mnie nie opuścisz. - A Ty co do mnie mówisz? - Mówię, że Cię przepraszam. I pytam się Ciebie, w jaki sposób powinnam to zrobić. - Mój głos się łamie. - Jak mam to zrobić, Jack? - Co zrobić?

- Żyć tym pożyczonym życiem. Bez Ciebie. Wiedząc, że jesteś tam z mojej winy. Milczy. Nadciągają pierwsze promienie słońca i pojawia się już ranek, jak zawsze zbyt szybko, a ja nie jestem w stanie się powstrzymać i przewracam się na łóżku. Patrzy na mnie. Wie, że już za moment się obudzę. - Jak mówimy sobie do widzenia? Próbuję nie okazać mu jak bardzo pęka mi serce w tym świecie, ani mojej złości na Podwieczność za jej istnienie, ani mojego rozgoryczenia na Cole'a za zabranie mnie na Karmienie ponad rok temu. Ale najbardziej staram się ukryć to, jak bardzo jestem wściekła na samą siebie . Jack nie lubi, kiedy jestem wściekła. Kiedy się odezwałam, upewniłam się, że mój głos jest spokojny. - Mówimy: ,, Do jutra". - Do jutra, Becks. - Zaciska mocno oczy, zupełnie jakby nie mógł znieść widoku, kiedy znikam. Położyłam moją dłoń na jego, bezradnie ściskając powietrze. Jestem zmartwiona tym jego zapominaniem. Przez większość nocy jest przejrzysty; jego myśli są jasne. Ale kiedy nadchodzi jego zła noc, taka jak ta, to zastanawiam się, czy wtedy zapomni też o mnie i już nigdy nie odwiedzi moich snów. Jeśli do tego dojdzie, czy będę w stanie utrzymać go przy życiu? Słońce wstaje, otwieram oczy, a Jack znika. Moje łóżko jest puste, a ja jestem sama, tylko z poczuciem winy do towarzystwa. Przytulam

mocno poduszkę i zastanawiam się, jak długo jeszcze będę w stanie żyć z tak pękniętym sercem. Może to pęknięcie tak się powiększy, że w końcu w nim zniknę. Jeśli tak się stanie, czy znajdę Jacka w przyszłym życiu? TERAZ Na powierzchni. W moim pokoju. Nagłówek gazety krzyczał - ŚMIERĆ POJAWIA SIĘ W AUSTIN. Przewróciłam oczami. Brzmiało to jak początek apokalipsy zombie, a nie to czym naprawdę było, czyli niespodziewany koncert Dead Elvises w Austin w Texasie. Kilka miesięcy temu reporter z magazynu Rolling Stone nazwał ich następną ,,Cudowną Śmiercią". Od tego momentu Dead Elvises byli wszędzie. Miałam ochotę uderzyć w twarz tego reportera. Ale ostatnio miałam ochotę uderzyć każdego. Wydrukowałam artykuł, wycięłam nagłówek i schowałam go w moim biurku. Prawdopodobnie większość ludzi trzymałaby takie rzeczy na komputerze, ale kiedy rozpoczęłam moje poszukiwania Cole'a - i reszty Dead Elvises - lubiłam mieć namacalne wskazówki. Mapę, którą mogłam się kierować. Nagłówki mogłam składać w małe fałdki. Jeśli miałam zajęte ręce, to mój mózg też był zajęty; a jeśli mój mózg był zajęty, to była możliwość, że na chwilę zapomnę o moim

najnowszym śnie o Jacku. Niemal. Kogo chciałam oszukać? W większość poranków czułam się zupełnie jakbym musiała się posklejać z małych kawałeczków, tylko po to, aby zacząć jakoś dzień. Ponieważ to, co Jack zrobił dla mnie - kiedy wskoczył do Tuneli, aby zająć moje miejsce w piekle - całkiem rozbiło moją duszę. Rzuciłam spojrzenie na półkę wiszącą nad moim biurkiem, gdzie kilka moich zdjęć z Jackiem tłoczyło się wokół pomiętej notatki: ,, Twój na zawsze", nabazgranej chłopięcym pismem Jacka. Jego obecność była wyczuwalna wszędzie - w talii kart rozłożonych na biurku, kołdrze na moim łóżku, książce, którą pożyczyłam od niego rok temu - ale była najsilniejsza na tamtej półce. Nie wiedziałam, ile razy, próbowałam ściągnąć z niej te zdjęcia, schować je do szuflady, albo pod łóżko, gdzieś poza zasięg wzroku. Ale nie mogłam. Podeszłam, aby sięgnąć po jedno stojące w samym rogu, które pokazywało pół mojej twarzy i całą Jacka. Było to jedno z tych robionych z ręki. Jack wycelował na nas aparat, kiedy staliśmy na Alpine Slide, ale można było dojrzeć na nim tylko nasze twarze i plamę zieleni z tyłu. Wspomnienia ścisnęły moje serce jak imadło, i w momencie, gdy moje palce dotknęły ramki, zabrałam szybko rękę, tak że zdjęcie spadło z półki. Szkło rozprysło się na drewnianej podłodze Dźwięk, które wydało był czymś więcej niż odgłosem rozbijanego szkła. To był dźwięk otwierania się starych ran, który odbił się w moim wnętrzu. Przyłożyłam dłonie do głowy i mocno ją ścisnęłam. Czasami to była jedyna rzecz, która powstrzymywała mnie od rozpadnięcia się na kawałki.

To była jedna z tych myśli, która sprawiała, że zdawałam sobie sprawę, że żadna ilość ćwiczeń wizualizacyjnych od dr. Hill - poleconego mi przez tatę terapeuty - nie jest w stanie mi pomóc. Usłyszałam dźwięk kroków w korytarzu i wstrzymałam oddech. Może mój ojciec usłyszał rozbijane szkło. Czekałam na pukanie do drzwi, ale nie nadeszło. Przebiegając palcami po włosach, próbowałam wyprostować się przy biurku i spojrzeć na stworzoną przeze mnie mapę. Nie mogłam pozwolić tacie zobaczyć, jak bardzo byłam rozbita. Nie tylko w sposób, którego przyczyną było nagłe zniknięcie chłopaka, którego kocham. Ten rodzaj rozbicia, który powodowało, że doskonale zdawałam sobie sprawę, że jedyną osobą, którą za to mogę winić, jestem ja sama. Mój tata już dość przeszedł. Górna szuflada w moim biurku była duża i wąska, idealna, aby schować w niej mapę USA. Zdjęłam zatyczkę czerwonego długopisu i postawiłam krzywy czerwony punkcik na Austin, po czym dodałam kolejny z nagłówków do stosiku tuż obok mapy. DEAD ELVISES MÓWIĄ DO WIDZENIA FANOM Z CHICAGO PO KONCERCIE-NIESPODZIANCE. DEAD ELVISES DAJĄ IMPROWIZOWANY DARMOWY KONCERT W NYC NASTĘPNY PRZYSTANEK NA TAJEMNICZYM TURNEE: DEADS W DURHAM W POSZUKIWANIU DEADSÓW - VLOG

Ja też szukałam Deadsów, ale wcale nie dlatego, że byłam ich wierną fanką. Cole Stockton, ich główny gitarzysta, zniknął mi z oczu trzy tygodnie temu, zabierając ze sobą moją jedyną szansę, aby się dostać do Podwieczności. Moją jedyną szansę na odnalezienie Jacka. Zamknęłam oczy. Zostań ze mną, Becks. Śnij o mnie. Jestem na zawsze Twój. Dwa miesiące temu Jack powiedział mi te słowa. To były jego ostatnie słowa, zanim Tunele Podwieczności go zassały. Te słowa nawiedzały mnie i wiedziałam, że nie będę w stanie żyć, dopóki on do mnie nie wróci. Problemem było jak mam go stamtąd wydostać. Nie każdy może wejść do Podwieczności. W tych wszystkich badaniach, które przeprowadziłam w ciągu ostatnich dwóch miesięcy, nigdy nie natknęłam się na żadnego człowieka, który bez pomocy Wiecznego dostałby się do Podwieczności. Nikt nie zdołał się tam dostać - i wrócić - zupełnie sam. Więc wszystko sprowadzało się do Cole'a. On i jego zespół, byli jedynymi Wiecznymi, których znałam. Cole raz mnie odwiedził, jakiś miesiąc po tej okropnej nocy. Stał na trawniku przed moim domem, a jego duma całkiem zniknęła. Chciał, abym stała się nieśmiertelna zupełnie jak on.

- Mam przed sobą dziewięćdziesiąt dziewięć lat zanim będę musiał się udać na Karmienie. - Powiedział. - Co sprawia, że myślisz, że kiedykolwiek sobie odpuszczę? Wydawał się być taki zadowolony z siebie. Położyłam dłoń na jego klatce piersiowej. - Jeśli cokolwiek czujesz, proszę zostaw mnie samą. - Powiedziałam. Nie myślałam, że jest w stanie coś poczuć, ale jednak był. Zniknął. Moje jedyne połączenie z Podwiecznością zniknęło. Teraz żałowałam, że poprosiłam go, aby mnie zostawił samą. Dopisałam obok Austin w Texasie datę. 01.06. Przebiegając palcami bardziej na wschód, odczytałam poprzednie przystanki tournee: Houston 29.05, Nowy Orlean 27.05, Tampa 24.05. Dead Elvises kierowali się na zachód. Przez krótką chwilę, próbowałam zgadnąć, w którym mieście zatrzymają się następnym razem, chciałam zapakować się w samochód i tam pojechać. Ale mój tata mógł zaakceptować określoną ilość nagłych zaginięć swojej córki, a ja już miałam dość terapii. Poza tym spontaniczna wycieczka nie pomogłaby mi w badaniach, ponieważ zawsze źle zgadywałam. To byłby bezsensowny wyjazd. Tak długo jak znałam Cole'a, byłam zła w odgadywaniu jego ruchów. Przebiegłam palcami na zachód od Austin, przez miasta, które mogłyby być prawdopodobnymi przystankami w ich niespodziewanej trasie. Fort Worth? Albuquerque? Phoenix? Powiodłam moje palce

potem na północ, aż wróciły do mojego rodzinnego miasta. Czy mogłam sobie pozwolić mieć nadzieję, że Dead Elvises wrócą do Park City? Że w końcu dostanę swoją szansę, aby złapać Cole'a za włosy i iść do Podwieczności? Odchyliłam się na krześle i spojrzałam na te wszystkie czerwone plamki. Z większej odległości przyjmowały kształt odwróconego C, zaczynającego się w Chicago i ciągnącego się na wschód, potem na południe, a teraz na zachód. Tak, mogłam mieć nadzieję, że wrócą do domu, do Park City. Jeśli byłoby coś, co bym zmieniła w ostatnich paru miesiącach to było właśnie to - zawsze miałam nadzieję. Ale faktem było, że dopóki nie znajdę Cole'a, albo kosmyka jego włosów, to utknęłam na Powierzchni. Raz widziałam jak człowiek poświęca się i rusza do Podwieczności, dzięki połknięciu kosmyka włosów Wiecznego. Kobieta, w ubraniach, które nie leżały na niej właściwie, z twarzą, która widziała za dużo świata, siedziała z tyłu Shop-n-Go, na miejscu, które okazało się być słabym punktem pomiędzy Powierzchnią i Podwiecznością. Maxwell Bones, drugi gitarzysta Dead Elvises, wręczył jej pigułkę. Połknęła ją i prześlizgnęła się w dół, pod podłogę. Wtedy ta scena sprawiła, że było mi niedobrze. Ale sama bym to teraz zrobiła, jeśli dzięki temu udałoby mi się dostać do Jacka. Nie to żebym miała plan, co mam dokładnie zrobić, kiedy dostanę się do Podwieczności. Cole mi kiedyś powiedział, że nie wiedziałabym, gdzie mam szukać Tuneli, które zniewoliły Jacka. Ale może arbitrzy energii - Cienie - znaleźliby mnie pierwsi. Ich zadaniem była maksymalizacja energii ukradzionej ludziom, aby zasilić Podwieczność. Byli tymi, którzy zabierają ludzi do Tuneli. Dwa miesiące temu uciekałam przed nimi; ale

może teraz Cienie mogłyby mnie odnaleźć i zabrać mnie do Tuneli, a wtedy może mogłabym znaleźć sposób, jak dostać się do Jacka... Ale tylko się niepotrzebnie trudziłam, myśląc o rzeczach, o których nie miałam pojęcia. Musiałam się skupić na tej jednej rzeczy, którą wiedziałam, a był nią fakt, że nie mogę ocalić Jacka bez dostania się do Podwieczności, a aby tam się dostać, potrzebuję Cole'a. Albo chociaż kawałka jego DNA. Ponieważ tak długo jak byłam na Powierzchni, Jack znajdował się w Tunelach. Dopóki Tunele nie wyssą z niego ostatniej kropli energii. Dopóki nie umrze. Moja dłoń ruszyła w stronę żołądka, walcząc z nagłym bólem, który pojawiał się zawsze, kiedy pomyślałam o umierającym Jacku. Spojrzałam na odłamki szkła na podłodze. Nigdy już nie staną się całością. Czy ja też byłam nie do naprawienia? Potrząsając głową, zamknęłam oczy i odchyliłam się na krześle, wyobrażając sobie zamiast tego ponowne spotkanie z Cole'm. Jego ciemne oczy. Kości policzkowe, które wyglądały jakby zostały wyrzeźbione przez rzeźbiarza tysiące lat temu. Jego blond włosy, specyficznie cienkie, które zawsze dziko otaczały mu twarz. Gdybym znalazła się wystarczająco blisko niego, mogłabym mu wyrwać jeden włos prosto z głowy. Tylko o tym mogłam teraz myśleć. Zwłaszcza rozważając zadanie, które dzisiaj mnie czekało. Otworzyłam oczy i sięgnęłam po koszyk z przyborami do robienia na drutach stojący przy moim biurku. To będzie

jeden z tych dni, w których mogłabym być w stanie zacząć i skończyć robić cały sweter, aby tylko uniemożliwić mojej głowie myślenie o tych mrocznych rzeczach. Kiedy skończyłam pierwszy rządek oczek i owinęłam czerwoną włóczkę na końcu druta, węzełki wzoru się zacieśniły, a węzełki w moim żołądku poluzowały. Robienie na drutach stało się moim ratunkiem. Cierpki zapach sprawił, że zamarłam w połowie następnego rządku. Bekon. Coś było nie tak. Smażenie bekonu? Może kogoś innego by to nie zaalarmowało, ale od prawie dwóch lat w moim domu nikt nie smażył bekonu. Od kiedy umarła moja mama. Złożyłam nagłówki i zamknęłam szufladę z mapą. Z tego, co wiedziałam, mój tata nie miał pojęcia o mojej szufladzie i miałam nadzieję, że tak już zostanie. Kiedy otworzyłam drzwi mojej sypialni, do zapachu bekonu dołączyło postukiwanie patelni dobiegające z kuchni. Nie wiedziałam, czy spowodował to zapach, czy dźwięki, ale nagle w moim mózgu pojawiło się wspomnienie - mamy i mnie siedzących przy śniadaniu w niedzielne poranki. Kiedyś uwielbiałam bekon. Czasami sam zapach i obietnica bekonu były jedyną zachętą, abym zrobiła zadania domowe. Zanim mama umarła, kilkakrotnie wykorzystywała na mnie tą taktykę. Ale nikt z mojej rodziny nie lubił tak bardzo bekonu, więc nie mogłam rozgryźć, kto może go przyrządzać.

Szybko się ubrałam i podążyłam za zapachem bekonu do kuchni, gdzie zobaczyłam mojego tatę pochylonego nad kuchenką z łopatką w ręku. Jego świeżo uczesane włosy wydawały się bardziej siwe niż zwykle w porannym świetle wpadającym przez okno. Jego twarz miała nadal zapadnięte policzki, które pojawiły się już kilka miesięcy temu. Przez moment poczułam się strasznie winna. - Co to za okazja? - Zapytałam. - Ranek, słoneczko. - Jego głos był przepełniony optymizmem. - Żadna okazja. Po prostu pomyślałem, że dawno nie jedliśmy porządnego śniadania. Dalej uwielbiasz bekon, prawda? Był taki... radosny. - Tak. - Powiedziałam niepewnie. - Wyśmienicie! - Podniósł talerz z granitowego blatu i napełnił go jajecznicą i bekonem, który musiał pochodzić chyba z całej świni. - Na stole jest trochę soku. - Ok. Yyy... dziękuję. Usiadałam obok Tommy'ego, mojego dziesięcioletniego brata, który pochłaniał całą stertę jajecznicy. Uniósł widelec i rzucił mi głupkowaty uśmieszek. - Śniadanie jest świetne. Ok, może minęło więcej czasu niż zakładałam odkąd ostatni raz jedliśmy wspólnie śniadanie. - Yhym, tak jest. Spojrzałam na mój własny talerz wypełniony proteinami i powstrzymałam odruch wymiotny. Może jedzenie bekonu nie było zupełnie jak jazda na rowerze. Mój żołądek protestował na sam jego

widok. Mój tata wyłączył kuchenkę i postawił na stole swój własny talerz. - Jest całkiem miło, prawda? - Zapytał. - Jest super! - Powiedział Tommy. Ukryłam śmiech. Wyglądało to jakbyśmy nigdy wcześniej nic nie jedli. - Siedziałaś wczoraj do późnej nocy. - Powiedział tata. Musiał zauważyć palące się światło w moim pokoju. - Nie mogłaś zasnąć? - Czytałam. - W sumie to bardziej przeszukiwałam. Każdy mit, który tylko wpadł mi w ręce. Tata położył swoją teczkę na stole. - To mi coś przypomina. Mam coś dla Ciebie. Spojrzałam podejrzliwym wzrokiem na bekon, myśląc, że może to była tylko łapówka. - Co to jest? - Poczekaj. - Szperał we wnętrzu swojej skórzanej teczki. - Ach. Tu jest. - Wyciągnął ogromną, zniszczoną księgę. - Dała mi to Sally z biura. Wręczył mi ją. Na okładce było napisane - D'Aulaire: Księga Greckich Mitów. Nie byłabym chyba bardziej zaskoczona, gdyby zamiast niej wręczył mi jednorożca. Przejrzałam kilka pierwszych stron. Opowiadała historię Ziemi Gai, która zakochała się w Niebie. Opowieść miała piękne ilustracje. - Ok, Tato. Co się dzieje? Przewrócił oczami. - Nic. Czy ojciec nie może dać swojej córce prezentu?

- Tak. Ale nie kiedy tym prezentem jest mitologia, a Ty starasz się wyleczyć swoją córkę z ,,niezdrowych obsesji" - zrobiłam palcami w powietrzu cudzysłów - Na punkcie mitologii. - Nie miał pojęcia, że moja obsesja tak naprawdę była desperackim poszukiwaniem opowieści, która zawierałaby w sobie wskazówkę do uratowania Jacka. Że naprawdę istnieje Podziemie, w którym kiedyś rządziła Persefona. Że mity były prawdziwe. Dla niego to wszystko wyglądało jak kolejny alarm, na którym powinien się skupić terapeuta. - Nigdy nie użyłem słowa ,,niezdrowe". Uniosłam książkę, tak aby mógł spojrzeć na jej okładkę. - Tato. Co się dzieje? - Nalegałam. Jego uśmiech zbladł. - Miałem nadzieję, że jeśli Ci to dam, to wtedy będziesz chciała coś dla mnie zrobić. Spojrzałam na niego podejrzliwie. - Co? Wyglądał na zmieszanego. - Może spędziłabyś dzisiejszy dzień na czytaniu zamiast... na robieniu innych rzeczy. I o to chodziło. Prawdziwy powód, dla którego był dzisiaj bekon. I książka. Położyłam książkę na stole i przesunęłam go w jego stronę. - Idę dzisiaj na zakończenie roku. Wszystkie resztki jego wcześniejszej beztroski wyparowały, a zamiast tego przybrał zbolałą minę. - Dlaczego? To nie jest Twoje zakończenie roku. Czemu zmuszasz się do takich rzeczy? Dr Hill jest tym bardzo zaniepokojony. - Nie obchodzi mnie, co sobie myśli dr Hill. - Parsknęłam. Mój tata

zamrugał. Nienawidziłam tego, że już nie jestem w stanie z nim normalnie porozmawiać bez zasmucania go. Zniżyłam głos. - Idę tam, ponieważ uroczystość zakończenia roku odbywa się w miejscu, gdzie on mógłby być. - Ale Jacka tu nie ma. Wzdrygnęłam się na dźwięk jego imienia. - Wiem... - A to, że pójdziesz na zakończenie roku, nie sprawi, że nagle do nas wróci. - Wiem o tym! - Powiedziałam bardziej ostro niż zamierzałam. Zapadła cisza. Jedynym dźwiękiem było zgrzytanie widelca Tommy'ego o talerz. Był już przyzwyczajony do naszych dyskusji. - Poczułbym się lepiej, gdybyś chociaż porozmawiała o J... o nim z dr Hill. Wiesz, że to wszystko jest poufne. Poufność nie była tym, czym się najbardziej martwiłam. Bardziej martwiła mnie delikatna tama, którą w ciągu dwóch miesięcy stworzyłam wokół mojego serca. Tak długo zajęło mi odnalezienia sposobu, dzięki któremu byłam w stanie jakoś funkcjonować. Aby stać prosto i nie upaść. Aby oddychać bez myślenia. Aby mówić bez płaczu. Jeśli pozwolę tym uczuciom wypłynąć, to już nigdy nie przestaną; przerwana tama zniszczy wszystko wokół mnie, a ja wrócę do punktu wyjścia. Dr Hill nie mogła mi pomóc w zmierzeniu się z rzeczywistością, ponieważ moja rzeczywistość była czymś nierealnym dla zwykłych ludzi. Mój tata zawsze mawiał, że uczciwość jest najlepszą drogą do uprzejmości; ale kiedy wyobraziłam sobie, jak mówię dr Hill całą prawdę, to było niemal komiczne.

- Więc, Nikki, co tak naprawdę dzieje się w Twojej głowie? - Powiedziałaby. - Wiesz, dr Hill, jest jeden Wieczny o imieniu Cole - nieśmiertelny - który karmi się ludzkimi emocjami. Karmił się na mnie w Podziemiu przez sto lat; a kiedy udało mi się przetrwać Karmienie bez zestarzenia się, on był przekonany, że moim przeznaczeniem jest stać się następną królową. Wtedy wróciłam na Powierzchnię, gdzie dano mi sześć miesięcy na bycie z moja rodziną i zrekompensowanie wszystkiego mojemu ex-chłopakowi, Jackowi, zanim przyjdą po mnie Tunele Podwieczności. I, o tak, dr Hill, Jack i ja próbowaliśmy zabić Cole'a przez rozbicie na kawałki jego gitary, ale to nie podziałało, więc Jack wskoczył do Tuneli, zajmując moje miejsce w piekle, a teraz zostaje opróżniony ze wszystkiego - zupełnie jak bateria - dopóki nie zostanie mu już nic i umrze. - Przepraszam, dr Hill, jakie było pytanie? Zostałam zabrana przez mężczyzn w białych płaszczach. Ale prawdą było, że wcale tam nie należałam, do tej kuchni, do mojego łóżka, do mojego samochodu. Oddychania. Wolności. Nie należałam do tego życia na Powierzchni. Do życia, które powinno być jego. Zamierzałam iść na tą uroczystość i żadna ilość mitologii nie mogła mnie od tego oderwać. Jack zajął moje miejsce w piekle. Ostatnią rzeczą, którą byłam w stanie zrobić było zajęcie jego miejsca na ziemi.

Poczułam łzy w oczach i zaczęłam mrugać, aby powstrzymać ich napływ. Popchnęłam książkę w stronę taty. - Idę. Spojrzał na mnie uważnie, po czym mnie objął. Mój tata nie jest zazwyczaj przytulającym typem, a to nie trwało długo; ale powiedziało mi jak musiała wyglądać moja twarz. - Wiem. - Powiedział, przeczesując włosy palcami, psując piękne linie po grzebieniu. - Będzie w porządku? Na wpół się uśmiechnęłam. Jack odszedł. Nie wydawało mi się, aby jeszcze kiedyś miało być w porządku. - Będzie dobrze.

Rozdział 2 TERAZ Powierzchnia. Dzień zakończenia roku Kiedy jechałam do szkoły, chmury zwiastujące wczesno letnią burzę nadpłynęły znad gór, zmiatając wszystko ze swojej drogi i pozostawiając za sobą wyłącznie czyste błękitne niebo. Żałowałam, że wiatr nie jest w stanie zrobić tego samego z moją duszą: zmieść wszystkie te okropne rzeczy, których się dopuściłam, aż pozostałaby tylko czysta dusza, bez żadnych wspomnień i poczucia winy. Większość tych okropnych rzeczy było wynikiem podjęcia głupiej decyzji: udania się z Cole'm na Karmienie. Zabrał mnie do Podwieczności i karmił się moimi emocjami przez sto lat. Przeżywałam tą decyzję ponownie tysiące razy dziennie, oceniając czynniki, które wpłynęły na jej podjęcie, zastanawiając się, czy w jakiś sposób byłabym w stanie zmienić jej wynik. A gdyby moja mama nie została zabita przez pijanego kierowcę

w zeszłym roku? Jej śmierć mnie zmieniła. A gdyby kierowca nie został uniewinniony? Nie wiedziałam, co spowodowało, że byłam taka wściekła po usłyszeniu tego wyroku. A gdybym została w domu, zamiast jechać na obóz footballowy Jacka? A gdybym nie zobaczyła Lacey Greene opuszczającej jego pokój, w niemal niewidocznych szortach? A gdybym została i pozwoliła Jackowi wyjaśnić, zamiast opuszczać parking i pojechać prosto do Cole'a? Pokręciłam głową. To była decyzja, której najbardziej się wstydziłam. Jack nigdy by nie zrobił czegoś, co naraziłoby na szwank moje zaufanie. To przez te moje głupie zabezpieczenie mentalne, które pozwoliło mi zwątpić w jego charakter. Gdybym została... Gdybym tylko została. Ale nie zrobiłam tego. Pojechałam prosto do mieszkania Cole'a. Błagałam go, aby zabrał cały mój ból i tak zrobił. Cole zabrał mi moje emocje. Byłam jego Dawcą. Przez sto lat karmił się moją energią, pozostawiając tylko skorupę mojego poprzedniego ja. Światła hamowania tuż przede mną przywróciły mnie do rzeczywistości, a ja w końcu znalazłam się pod szkołą. Pół godziny przed rozpoczęciem uroczystości parking był niemal całkiem zapełniony, ale udało mi się znaleźć wolne miejsce z tyłu najbardziej oddalonego rzędu aut, wyłączyłam silnik i chwilę siedziałam w ciszy. Pomimo tego, co powiedziałam tacie, nie byłam do końca pewna co do mojej decyzji, aby tu przyjechać. Na widowni pewnie będzie więcej niż kilka osób, które obwiniają mnie za zniknięcie Jacka, chociaż pewnie nikt nie zna prawdy o tym, co się dokładnie wydarzyło tamtej nocy. To było niepodważalne, że byłam ostatnią osobą, która widziała

bohaterskiego piłkarza z Park City. Nie mogłam w tym mieście nigdzie się wybrać, aby nie poczuć skierowanych na mnie niewypowiedzianych szyderstw. Dzięki bogu, że wróciły już do mnie moje własne emocje, więc nie musiałam już więcej smakować cudzych, tak jak to robiłam na samym początku, po moim powrocie na Powierzchnię. Wyobrażałam sobie, że szyderstwa smakowałyby gorzko i czułabym ostre ukłucia, kiedy wędrowałyby w dół mojego gardła. Ale zasługiwałam na to, bo taka była prawda. Byłam ostatnią osobą, która widziała Jacka w noc, gdy przybyły po mnie Tunele, a on mnie odepchnął i zajął moje miejsce. Byłam ostatnią osobą, która czuła dotyk jego dłoni, kiedy znak na moim ramieniu - czarny Cień we mnie, który kierował Tunele bezpośrednio na moją osobę - przeskoczył z mojej skóry na Jacka. Byłam ostatnią osobą, która wykrzyczała jego imię. Byłam ostatnią osobą, która przestała krzyczeć za nim. A prawdą jest, że nigdy nie przestałam za nim krzyczeć. Nie potrafiłam sobie poradzić z łzami. Zaczęły spływać mi po policzkach nawet teraz, kiedy siedziałam w samochodzie i bezskutecznie próbowałam je ścierać. Spływały nawet kiedy byłam pewna, że nie pozostała już we mnie nawet kropla wilgoci. Każdej nocy moczyły moją poduszkę i witały mnie w lustrze każdego ranka. Kiedy pierwszy raz powróciłam z Karmienia, byłam tak pozbawiona emocji, że zastanawiałam się, czy jeszcze kiedyś będę w stanie coś poczuć. Teraz czułam się zupełnie jakbym była zrobiona z odłamków szkła i łez, i z niczego więcej.

Wzięłam dwie chusteczki z pudełka, które trzymałam w samochodzie, zupełnie je opróżniając. Zwijając po jednej w każdej dłoni, zaczęłam ścierać nimi łzy. Później zaczęłam atakować spływające łzy, zupełnie jakbym próbowała powstrzymać krwawienie z rany. Przyciskałabym je tak mocno, aż krwawienie zupełnie by ustało. Pomimo łez, wiedziałam, że muszę szybko wysiąść z samochodu. Będę na tej uroczystości, tak jak kiedyś oglądałam wiosenne treningi piłki nożnej z trybun i mecze footballowe z miejsca parkingowego. Nie mogłam się powstrzymać od przebywania w miejscach, w których powinien być Jack. Ale może mój tata miał rację. Co za różnica, czy się tam pojawię, czy nie? To wcale nie będzie tak, że Jack by się tym przejął. Czułam się jak hipokrytka. Opuściłam głowę na kierownicę i zamknęłam oczy. Może powinnam stąd odjechać. Pukanie w moje okno sprawiło, że aż podskoczyłam. Uniosłam głowę, aby zobaczyć gapiącego się na mnie Willa. Uśmiechnęłam się. Kilka razy widziałam starszego brata Jacka od nocy, w której próbowaliśmy zabić Cole'a. Oczy Willa były przejrzyste. Jeśli była jakaś dobra rzecz, która wynikła z tego całego bałaganu, to było nią to, że od nocy, w której Tunele zabrały Jacka, Will nie wziął alkoholu do ust. Może podobnie jak ja, musiał czuć ból - a nie go zwalczać - aby być bliżej brata. Opuściłam szybę. - Hej, Becks. - Powiedział z uprzejmym uśmiechem. Oparł łokcie o drzwi samochodu. - Tak myślałem, że cię tu znajdę. Nigdy nie myślisz dwa razy, prawda?