kufajka

  • Dokumenty27 041
  • Odsłony1 805 198
  • Obserwuję1 319
  • Rozmiar dokumentów74.8 GB
  • Ilość pobrań1 634 569

Ławski Aleksander - Kręte ścieżki

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :642.9 KB
Rozszerzenie:pdf

Ławski Aleksander - Kręte ścieżki .pdf

kufajka 3. Ebooki według alfabetu Ł ŁAWSKI ALEKSANDER
Użytkownik kufajka wgrał ten materiał 5 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 36 osób, 36 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 116 stron)

Aleksander Ławski Kręte​ ścieżki

Spotkanie W ciepły czerwcowy dzień zadzwoniła do mnie Ala, kuzynka mojej żony. – Wiesz, mam dla ciebie pracownicę. Organizowałem wtedy spółkę handlową, a ta osoba ponoć miała być biegła w arkanach księgowości komputerowej i biegle posługiwać się programami księgowymi. Szukałem, mówiąc szczerze, kobiety w wieku trzydziestu lat o miłej aparycji. Nie będę ukrywał, że dobrze by było, aby wzbudzała zainteresowanie mężczyzn, ponieważ kobieta łatwiej wtedy osiąga cel. Na pierwszym spotkaniu nie wzbudziła we mnie większego zainteresowania. Blondynka, długie włosy, skromnie ubrana, lekko wystraszona, ale zapewniająca, że na pewno sobie poradzi. Pomyślałem: zobaczę, porozmawiam z innymi kandydatkami; mijały jednak dni, a czas mnie naglił. Spółkę zarejestrowałem, rozmowy z innymi rozbijały się o wygórowane żądania finansowe. Nie mając czasu na dalsze poszukiwania, zadzwoniłem do dziewczyny poleconej przez Alę, proponując spotkanie celem uzgodnienia warunków pracy. Na spotkanie przyszła w czarnej minispódniczce. Miała szczupłe i zgrabne nogi, które zrobiły na mnie wrażenie; tak mówiąc szczerze, miałem ochotę pogłaskać po tych wyraźnie prowokujących, odsłoniętych udach. W samochodzie skierowała swoje wdzięki w moją stronę, lecz udałem, że nie robi to na mnie wrażenia – lekko zawiedziona odwróciła się w drugą stronę. Miała na imię Anna. – Piękne​ imię – powiedziałem. – Może – odpowiedziała. – Ale go nie lubię. – Można się przyzwyczaić. – Nic nie odpowiedziała. Wiozłem ją do kuzyna na jakąś uroczystość. Miałem ją tam zostawić, lecz w pewnej chwili zaproponowała, że ona posiedzi tam godzinę, a potem – gdybym się zgodził – mogłaby jechać ze mną na spacer po lesie. Mówiąc szczerze, byłem tym trochę zdziwiony. Po dwóch dniach znajomości zaproponowała mi intymne spotkanie; w dodatku miałem z nią podpisać umowę o pracę – szef – sekretarka – księgowa, typowy układ, który dosyć często kończy się w łóżku. W drugiej fazie najczęściej odchodzi sekretarka. Po godzinie zjawiła się – wsiadła do samochodu, a ja wywiozłem ją w zakamarki puszczy. Wyszliśmy z wozu; delikatnie wziąłem ją za rękę, lekko zbliżyłem do siebie. Jej ciało dotykało mojego. Dziewczyna była lekko podniecona. Odważnie przylgnęła do mnie, zaczęliśmy się całować. Czułem jej jędrne ciało, jednak nie chciałem jej posiąść, choć nie byłoby z tym problemu. Głaskałem ją po jej udach, wystających jędrnych piersiach, pachniała jakąś tanią wodą. Upajałem się jej młodością i odwagą. Robiła wrażenie osoby doskonale zorientowanej w stosunkach damsko-męskich. Potraktowałem ją życzliwie, ale chłodno; odnosiłem wrażenie, że ma coś w sobie z prostytutki. Miała piękne niebieskie oczy, a łatwość, z jaką się do mnie zbliżała, nasuwała mi różne refleksje o jej przeżyciach. Nie myliłem się: we wczesnej młodości została zgwałcona. Później prowadziła bujne życie erotyczne. Była mężatką, ale z mężem jej się nie układało.

Słuchałem tych opowieści, snując różne domysły na temat jej dalszej przyszłości i roli w powstającej poważnej firmie. Zastanawiałem się, jak można wykorzystać jej walory... Myśli wybiegały w daleką przyszłość. Nie była zachwycona moją wstrzemięźliwością – nie rzuciłem się na nią, jakzrobiłby może inny mężczyzna. Rozstaliśmy się z końcem dnia, odwiozłem ją do domu. Różne myśli krążyły mi po głowie; nie byłem pewny, czy dobrze robię, planując ją zatrudnić. Myślenie intuicyjne zawsze się u mnie sprawdzało. Miałem jednak dylemat i nie do końca wiedziałem, czy ulec intuicji i dać sobie z nią spokój. Fascynowało mnie jej ciało i mając na względzie ewentualne korzyści, postanowiłem ją zatrudnić. Nie byłem facetem, któremu brak było doświadczenia z kobietami. Wiedziałem, że dziewczyna ma umiejętność łatwego nawiązywania kontaktów i ta cecha była decydująca. Następnego dnia podpisałem z nią umowę o pracę.

Hanka Po burzliwych latach siedemdziesiątych, pełnych erotycznych przeżyć, zauroczyłem się pewną młodą piękną, kobietą. Zrobiła na mnie zniewalające wrażenie. Pracowała w sąsiedniej firmie. Nazywała się Hanka, była mężatką i na pewno mnie kochała. Ogarnął mnie szał namiętności, kochaliśmy się wszędzie – w biurze, na biurku, na dywanie, w samochodzie, a nawet – gdy padał deszcz – w paśniku dla saren. Miała piękne jak atłas ciało, nie rodziła, bardzo mnie podniecała – zawsze byłem gotowy, aby ją kochać. Był tylko jeden szkopuł, ona, jaki inne, chciała być ze mną na całe życie. Sprawiła mi tym nie lada problem; był to warunek, którego nie mogłem spełnić. Byłem oficerem określonych służb specjalnych, sam nigdy nie wiedziałem, czy po wykonaniu zadania, które mi zlecono, wrócę żywy. Nigdy nie byłem pewny, co mnie czeka jutro, czy uda mi się szczęśliwie przekroczyć granicę. Po przyjeździe i zdaniu relacji miałem chwilę oddechu, ale również i stresu. Stawałem się zamknięty i małomówny... i wtedy zjawiała się ona. Świat stawał się piękniejszy, trawa bardziej zielona, kwiaty pachniały, zmieniałem nastrój – chciało się żyć. Były to chwile, które w życiu każdego człowieka zostawiają głęboki ślad. Znak minionego szczęścia. Żyłem chwilą, nie dbałem o jutro; miałem dość pieniędzy, by pozwolić sobie i rodzinie na w miarę dostatnie życie. Wrosłem w socjalizm i stawałem się jego komórką, jednak odczuwałem zgniliznę systemu. Po kilku wyprawach na zachód kompletnie wyleczyłem się z socjalizmu, którego nigdy nie uważałem za ustrój godny człowieka. Pewnego lipcowego dnia lat siedemdziesiątych moja piękność poprosiła o spotkanie. Po przybyciu do jej nowego miejsca pracy i krótkim, dość chłodnym przywitaniu oświadczyła mi, że albo zostaje z nią na zawsze, albo ona wyjeżdża do Stanów do męża. Mąż jej przebywał w Stanach na stypendium naukowym, doktoryzował się na jakimś uniwersytecie. Miałem w tym czasie paszport w kieszeni i zamierzałem wyjechać do Paryża. Z wielką przykrością poradziłem jej, aby pojechała do męża i nie wiązała ze mną swojej przyszłości, nic bowiem o mnie nie wiedziała. Przytuliła się do mnie; były łzy, delikatne muśnięcie ustami mego policzka, czułem ciepło jej ciała oraz żal, że inaczej już być nie może. Musiałem się z tym pogodzić. Wyszedłem z pokoju, nie oglądając się za siebie. Czułem, że coś ważnego w moim życiu pozostało za mną. Opanowała mnie niemoc, myśl, że nie mogę przeciwdziałać losowi. Skazany byłem na ścisłe podporządkowanie się innym; gdybym zrobił inaczej, nie wiem, czy dziś mógłbym skreślić tych kilka wspomnień. Ten krótki epizod z Hanką wywarł ogromny wpływ na moje życie uczuciowe, jednak odeszła ode mnie na zawsze. Była kobietą o wysokim stopniu inteligencji, uzdolniona artystycznie, paliła papierosy, czasem zbyt dużo piła. Była lojalna i prawdomówna, nigdy nie kłamała – potrafiła mi mówić nawet o zbliżeniach z mężem. Po powrocie ze Stanów – a nie było mnie wtedy w kraju – rozwiodła się z mężem i czekała na mnie. Nie było mnie ponad rok. Przez ten czas nie wiedziała, co się ze mną dzieje. Pewnego razu, rozmawiając ze swoim kuzynem, ten zapytał, czy nie wiem, co się dzieje z Hanką. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że nie wiem. – A wiesz, ja mam do niej numer telefonu. Zostawiła, będąc kiedyś u mnie. Zadzwonię do

niej. – A to​ zadzwoń – odparłem. Wykręcił​ numer, odczekał, odezwała się. Zaczął. – Słuchaj, jest u mnie Janusz, pamiętasz go? – Oczywiście​ – rzekła. – Chcesz porozmawiać? – Mówiąc to, podał mi słuchawkę. Po dwudziestu pięciu latach znów usłyszałem jej głos. Najpierw tradycyjne: „co słychać”, później zaproponowałem spotkanie – zgodziła się, umówiliśmy się w restauracji. Na spotkanie przyszła ubrana dość seksownie, wyszczuplała, a na jej twarzy dostrzegłem zmarszczki, których przedtem nie było. Kobieta bardzo dojrzała fizycznie, lecz mentalnie pozostała tą samą Hanką, którą znałem 25 lat temu. Wspominała minione lata, pijąc whisky z lodem. Opowiadała, że nie mogła sobie znaleźć miejsca w życiu i w pewnym momencie oświadczyła, że dalej mnie kocha i że zrobiła wielki błąd, wyjeżdżając do Stanów do męża. Wyznała mi, że nigdy nie przestanie minie kochać. Patrzyłem na nią i słuchałem jej wyznań, zastanawiając się, jakto nieświadomi skutków rozstania kobieta i mężczyzna wyrządzają sobie krzywdę, która ma wpływ na całe dalsze życie. Spotykam się z nią czasem, każde z nas uwikłane jest w różne troski dnia codziennego. Proponowałem jej, że może wyjedziemy razem na narty do Włoch lub Austrii, podobno pięknie jeździ na nartach. Lubię ten sport, jestem jego pasjonatem. W latach pięćdziesiątych startowałem w zawodach akademickich w slalomie specjalnym, jeszcze na twardych tyczkach. Zajmowałem miejsca w drugiej dziesiątce, a dla chłopaka z nizin był to wielki sukces. Chciałbym zobaczyć jej umiejętności, uważam bowiem, że jazda na nartach jest zbliżona do sztuki. Kultura jazdy świadczy o człowieku. Czasem porównuję jazdę na nartach do jazdy na koniu, którą zresztą też uważam za pewien rodzaj sztuki, a na pewno element składający się na inteligencję i wrażliwość człowieka. Doświadczyłem w życiu tych umiejętności i tych wrażeń, mam własnego konia – piękną klacz gorącokrwistą, która szanuje tylko jeźdźca o dobrych umiejętnościach, natomiast słabeuszy po prostu wyrzuca z siodła. Dawna miłość jest jak przebyta choroba – zostawia ślad na całe życie. Nie mogę się tak do końca od niej uwolnić, choć nie stwarza już emocji. Dawna dziewczyno, kiedyś kochałem cię, dalej mam dla ciebie szacunek – nisko ci się kłaniam za dawną szczerość i oddanie, a gdy cię czasem zobaczę, sprawiasz mi wielką przyjemność. Nie jesteś już tą dwudziestoparolatką, z którą kochałem się w lesie na mchu, na mrozie... wszędzie nam było dobrze. Nie mogliśmy być razem, jesteśmy dalej obok siebie, oddaleni wspomnieniami i wyczekiwaniem na zbliżenie, chociaż czas porysował nasze czoła zmarszczkami.

Anna Anna to osobny rozdział w moim życiu – rozstanie z nią pozostawiło w mym sercu głęboką ranę. Ostateczną decyzję o rozstaniu podjąłem po balu sylwestrowym. Umówiliśmy się, że pojedziemy tam razem, ale dwa dni przed wyjazdem oświadczyła, że nie jedzie, bo chce być sama. Jaksię okazało później, faktycznie była sama, choć nie z własnej woli. O północy przysłała mi życzenia, pisała, że mnie kocha i dalej chce być ze mną. Odebrałem to jako skutek wyrzutów sumienia, które u niej były tylko grą. Miłość u niej polegała na wyłudzaniu pieniędzy i różnych innych usług. Pieniędzy zawsze jej brakowało, często jej pożyczałem na tak zwane wieczne oddanie, ale przy większych sumach domagałem się zwrotu – szło to bardzo opornie. Kobieta demon – znałem ją kilka lat, miała w sobie jakiś magnes, który przyciągał do niej mężczyzn. Pomogłem urządzić jej mieszkanie; było pięknie wyposażone. Pożyczyłem jej na to pieniądze świadomy, że nigdy ich nie odda. A jako że zarabiałem jak na owe czasy dość dużo, korzystała z tego i zdawało jej się, że takbędzie zawsze. Była to dziewczyna bez wykształcenia, namawiałem ją do stopniowego zdobywania kwalifikacji, w czym zresztą starałem się jej bardzo pomóc. Uważałem, że po rozstaniu ze mną będzie musiała sama na siebie zarabiać. Z mężem od paru lat była w separacji – myślała o rozwodzie. Według mej oceny, miała niskie poczucie własnej wartości. Jej zdaniem mówienie nieprawdy i oszukiwanie nie było niczym niemoralnym. Z natury była podejrzliwa i nieufna – te cechy wyniosła z domu rodzinnego. Od lat byłem w separacji z żoną, miałem określone cele życiowe, które konsekwentnie i z powodzeniem realizowałem. Anna stała się moją partnerką biznesową; młodsza ode mnie zastępowała brakującą w moim życiu kobietę. Mówiła, że mnie kocha, była bardzo zazdrosna i zaborcza. Kochaliśmy się dość często, polubiłem jej ciało, jej sposób przeżywania zbliżenia. Nie lubiła gry wstępnej: sam akt musiał być mocny, gwałtowny coś na pograniczu gwałtu, wtedy stosunkowo szybko osiągała orgazm. Często popadała w stan gwałtownego musu zaspokojenia swych potrzeb seksualnych – gotowa się kochać wszędzie i w każdych warunkach, wpadała w amok i trudno było ją zaspokoić. Półprzytomna prosiła o niekończący się akt seksualny, a po tym zapadała w kilkugodzinny sen. Po przebudzeniu tuliła się do mnie, mówiąc, że chce być ze mną zawsze; było jej dobrze. Borykała się z dzieckiem, kilkuletnim chłopcem, którego nie była matką. Nie potrafiła go wychowywać, raz była zbyt ostra, surowa, nawet wulgarna, a w innej sytuacji nadopiekuńcza. Nie miała żadnego szacunku dla nauczycieli, co bardzo deprymująco wpływało na zachowanie syna. Cieszyła się, gdy syn, przychodząc ze szkoły, potrafił naśladować zachowanie nauczycieli, eksponując ich ułomności i wady. Zachowanie takie wzbudzało we mnie głęboką frustrację. Nigdy nie mówiła: „pani wychowawczyni”, tylko: „ta garbata, czego ona od ciebie chce?”. W domu rodzinnym Anna nie doznała miłości; mówiła, że matka nigdy nie brała jej na kolana. W takich warunkach kształtował się jej charakter. Wyrażając nieraz swoje niezadowolenie, Anna mówiła, że nigdy nikogo nie kochała,

potrzebowała natomiast miłości. Pewnego razu po pracy, gdy siedzieliśmy naprzeciw siebie, ona w fotelu, ja na kanapie, oświadczyła, że mnie nigdy nie opuści i zawsze będzie ze mną. Odpowiedziałem, że nie mam zamiaru się z nią rozstawać. Z fotela przyszła do mnie. Całowaliśmy się, pieściłem jej ciało; często w takiej sytuacji dochodziło do zbliżenia. Było mi bardzo dobrze, byłem szczęśliwy, a za te chwile jestem jej niezmiernie wdzięczny. W życiu trzeba wykorzystać wszystkie chwile. Dzięki tym spędzonym z Anną byłem szczęśliwy. Były jednak momenty, że wpadała w depresję, narzekała na brak pieniędzy, choć finansowo często ją wspomagałem, żaliła się też, że się starzeje i nikt się za nią nie ogląda. W wieku czterdziestu lat była całkiem siwa, zaczęła więc farbować włosy. Z depresji przechodziła w stan euforii; mówiła, że będzie dobrze. Starałem się stymulować jej uczucia, najczęściej wiozłem ją na spacer, potem przytuleni do siebie poddawaliśmy się błogości zbliżenia. Było nam dobrze, życie toczyło się wytyczonym torem. Był lipiec 2005 roku, pełnia lata. Umówiłem się z Anną na spotkanie – pojechaliśmy do dobrej knajpy, piliśmy czerwone wino – czułem u niej jakiś niepokój. Na spotkanie przyszła jakby odmieniona, nie było widać po twarzy, że ma jakieś kłopoty. Była jakby pełna szczęścia, ale to tylko pozory. Miała na sobie długą, czarną suknię przylegającą do ciała, zapinaną z przodu na fantazyjne guziczki, opiętą od dołu do połowy ud, modne buty, dobry makijaż – tak rzadko u niej stosowany, nadawał jej blasku i uroku. Jako że miała zgrabne nogi i dość szczupłą sylwetkę – wszystko to podkreślało jej seksowność. Anna jak każda kobieta lubiła się maskować i nie okazywać zbytnio swoich uczuć. Zapytałem ją, skąd u niej taka wzmożona kokieteryjność, a w odpowiedzi usłyszałem, że nic się nie dzieje. Jednak po dłuższej rozmowie zorientowałem się, że chce mi coś przekazać; chciałem ją sprowokować do wyznań, czułem bowiem, że ten jej wygląd jest nie dla mnie, że coś kryje. Rzadko mówiła prawdę – przeważnie kłamała, kłamstwa po pewnym czasie były przeze mnie wykrywane. Uważała, że może mnie oszukiwać, ponieważ i tak się o wszystkim dowiem. Rozmowa nie za bardzo się kleiła, zaczynała być coraz bardziej spięta. – Powiedz, może masz kogoś? Pracujesz w Warszawie, może kogoś poznałaś? Otworzyła​ się. – Wiesz, poznałam faceta, byłam z nim w Klifie na kawie. Jest o mnie bardzo zazdrosny – jaktylko spojrzę na innego mężczyznę, robi mi uwagi. – Kochasz​ go? – Nie, tylko go lubię. – Kochałaś​ się z nim? – Nie... – Co to za facet? – Z Pragi​ – odparła. – Czym​ się zajmuje? – Pracuje gdzieś przy montażu kotłowni. Jest młodszy ode mnie. – Chcesz​ z nim być? – przepytywałem dalej. – Chyba nie, nie jest to facet na dalsze życie. Jest delikatny, tym razem to ja dominuję – nie takjakz tobą. Ty sterowałeś mną. – Źle na tym nie wyszłaś... – Oczywiście, mam dla ciebie dużo szacunku. Wiele tobie zawdzięczam.

– Cieszy mnie chociaż to – odrzekłem. Na końcu oświadczyła, że mnie kocha. Wsiedliśmy do samochodu, po drodze skręciliśmy do lasu i tam starym zwyczajem kochaliśmy się. Było wspaniale, choć czułem, że coś się między nami skończyło. Przy mnie nasyciła się luksusem; nie była osobą biedną, miała piękne, duże mieszkanie, dobrze wyposażony wolno stojący dom w atrakcyjnym miejscu, dobry samochód. Wszystko to wskazywało, że miłość tego faceta kierowana była w stronę jej walorów materialnych. Tłumaczyłem jej, że ją okradnie, że wyciśnie z niej wszystko, co będzie możliwe, a potem ją zostawi. Była od niego parę lat starsza, przyglądałem się, jaksytuacja się rozwinie. Pod koniec października wybrała się z nim do swojej rodziny. Ubrała go w nowe ciuchy, które mu oczywiście kupiła, i pojechali jej samochodem – on nie grzeszył żadnym majątkiem. Prosiła mnie w tym dniu, abym jej zatankował samochód – miałem na stacji znajomego, który sprzedawał znajomym tanie paliwo. Wieczorem zadzwoniła do mnie, informując, że rozbiła samochód. Nic się jej nie stało, a samochód zaciągnęli do jakiegoś blacharza, który miał go naprawiać. A to nie koniec złych wiadomości – używając szantażu w formie prośby, powiedziała mi, że muszę ją wozić do pracy, bo inaczej rozleci jej się firma. Woziłem ją swoim autem i zdawało mi się, że zaczyna dostrzegać, w jakim znalazła się amoku. Po trzech tygodniach odebrała samochód z warsztatu; oczywiście spartaczona naprawa, a ona nie chciała się przyznać, że samochód rozbił po pijanemu jej kochanek. Życie toczyło się dalej; Anna pracowała w dużej firmie, miała bardzo dużo pracy. W soboty przywoziła kochanka do swojego mieszkania; siedzieli tam do niedzieli, potem odwoziła go na dworzec. Często dzwoniła wtedy do mnie z zapytaniem o nieodebrane telefony. Następnego dnia rano często zapraszała mnie na kawę, która kończyła się z nią w łóżku. Przestałem ją traktować jako bliską kiedyś kobietę; gdzieś odeszło zauroczenie, miłość, pozostały interesy i dawne wspólne przeżycia, które w jakiś sposób nas łączyły. Nie byłem jej dłużny, może się domyślała.

Grażyna Poznałem niewiele starszą od Anny kobietę – rozwiedzioną, mającą własny biznes, wykształconą. Odeszła od męża po jego pierwszej zdradzie. Znałem ją przed tym i muszę przyznać, że zawsze mi się podobała. Była otwarta, lubiła się kochać, miała piękne ciało, a każde dotknięcie jej przynosiło wiadomy skutek. Grażyna – dojrzała kobieta, marzenie każdego mężczyzny... Od Anny odszedłem całkowicie, nie chciałem mieć z nią żadnych bliższych kontaktów, choć w różny sposób mnie prowokowała. Byłem wygodnym partnerem, mogła zawsze liczyć na moją pomoc. Grażyna znacznie przewyższała Annę intelektualnie, piliśmy czerwone wino i do późnej nocy prowadziliśmy nieraz niekończące się rozmowy.

Rozmowy z Anną Kiedyś, podczas w miarę w szczerej rozmowy rzekła, że nie chciałaby stracić ani mnie, ani swojego mężczyzny. Taki sposób bycia z nią absolutnie mi nie odpowiadał, miałem inny pogląd na dalsze życie. Po uczestnictwie w dość dużym biznesie pomagałem urządzić miejsce pracy dla Anny. Z wielkim oporem zaczęła pracować na siebie, po zdobyciu odpowiednich kwalifikacji stała się doradcą finansowym. Pomagałem jej zorganizować biuro na miejscu i w Warszawie. Ostatnie przeżycia wywarły wpływ na jej wygląd, mężczyźni mniej ją adorowali; wyglądała na zmęczoną życiem „kobietkę”. Interesowało ją zdobywanie pieniędzy, zaciągała kredyty, których w tajemnicy przede mną nie spłacała. Miała duży talent do wydawania pieniędzy – brakowało jej to na buty, to na sukienkę, to na różne inne ciuchy. Lubiła się dobrze ubrać. Praca i studia zaoczne na wydziale finansów Uniwersytetu Warszawskiego oraz uciążliwa praca odbiły się na jej wyglądzie. Anna stała się mniej pewna siebie, jej twarz poszarzała, zatraciła gdzieś dawny urok– wyglądała źle. Rozstanie ze mną również negatywnie wpłynęło na nią i jej życie. W przypływie szczerości mówiła, że ten skok w bok dużo ją kosztował; jestem pewny, że tego żałuje. W sytuacji, jaka się stworzyła, nie widziałem już dla niej miejsca w moim życiu. Nie wierzyłem w to, co mówi – przeważnie kłamała, nie dotrzymywała słowa, stała się nieodpowiedzialna.

Dingo Nadal uwikłana jest w różne potyczki z mężem, wciąż się go boi. Ponoć zostawiła ukochanego psa, który bardzo tęskni za nią i wyczekuje przed furtką – może pani go odwiedzi... Ta jednak nie okazuje mu miłości, nie odwzajemnia uczucia, którym on ją obdarzył. Gdy czasem obserwuję to zwierzę, które broniło ją w różnych krytycznych sytuacjach z mężem, widzę jego tragedię. Nigdy bym tak nie postąpił i nie mogłem zrozumieć, jak bardzo ona się zmieniła; kiedyś twierdziła, że pies ten jest dla niej więcej wart niż adoptowane dziecko. Było to oczywiście pomylenie pojęć, jedno jest jednak pewne: pies przywiązuje się do człowieka na całe swoje życie, jest mu zawsze wierny, nigdy go nie zdradzi. Człowiek natomiast czasem postępuje odwrotnie; dotyczy to również Anny. Pewnego razu zadzwoniła do mnie, prosząc o pomoc w uśpieniu psa. Byłem tym zbulwersowany i oczywiście odmówiłem; coraz bardziej poznawałem jej charakter. Kobieta bez uczuć... – jakw ogóle mogłem się do niej zbliżyć. Ciągle mówiła, że mnie kocha, ale tak do końca jej nie wierzyłem. Rozumiałem już, że była to kobieta demon, nielicząca się z nikim i z niczym. Dla niej najważniejsze było jej ego oraz to, co może uzyskać na znajomości z kimś. Zawsze próbowała handlować sobą, to był jej mocny atut.

Rodzina Pochodziła ze środowiska wiejskiego, z biednej rodziny, była niechciana i niekochana, w dorosłe życie weszła bardzo wcześnie. Mając 13 lat, została zgwałcona przez męża starszej siostry. Oczywiście rodzina nie potępiła gwałciciela, tylko ją, tłumacząc, że na pewno go sprowokowała. Mówiła mi o tym z wielkim przejęciem. Wszystko to odbiło się tragicznie na jej dalszym życiu. Patrząc na to teraz, nie wiem taknaprawdę, czy to wydarzenie w ogóle miało miejsce. Była dość tajemnicza, nie bardzo chciała się zwierzać, napomknęła tylko kiedyś, że gwałt powtórzył się jeszcze kilkakrotnie. Przypuszczam, że następne stosunki nie były już gwałtem, lecz odbyły się za jej przyzwoleniem. Pozornie nie znosiła jego towarzystwa, ale sądzę, że łączyło ją z nim jakieś wątłe uczucie. W czasie tańca zawsze byli przytuleni do siebie – tylko wtedy mogli oficjalnie się do siebie zbliżyć, nie budząc podejrzeń. Życie w domu rodziców skupiało się na świątecznych obiadach. Plotkowano tam o znajomych i rodzinie, matka wiodła w tym prym. Wyczułem, że była zazdrosna o to, że Anna jest ze mną. Próbowała nawet różnych sztuczek, aby zasiać między nami niepokój i muszę przyznać, że często jej się to udawało, nieraz wracaliśmy skłóceni. Anna nie należała do geniuszy intelektualnych i stosunkowo łatwo przejmowała czyjeś sądy. Tłumaczyłem jej, by nie brała wszystkiego, co matka chce jej narzucić. Po przyjeździe do rodziców zawsze były prezenty, które miały rekompensować parogodzinny pobyt. Za kryterium wartości w tej rodzinie brano pozycję materialną, jaką człowiek osiągnie. Reszta się nie liczyła i nawet wizyty na niedzielnej mszy nie miały żadnego wpływu na od dawna ukształtowane poglądy. Jako że Anna nie była najbiedniejsza, zazdrość sióstr i matki powodowały konflikty między nimi.

Świat​ Anny Zaprosiłem kiedyś dawnego znajomego profesora, wykładowcę archeologii na znanej warszawskiej uczelni. Po paru koniakach rozgadał się o swoich problemach życiowych, o studentach nieprzykładających się do nauki, a później wspominaliśmy nasze wspólne wyjazdy do Włoch i Austrii na narty. Dyskusja absolutnie jej nie interesowała; siedziała znudzona, nie zwracając na gościa żadnej uwagi. Źle się czuła w takim towarzystwie, byli to ludzie nie z jej świata. Annie dobrze było wśród mężatek, łajdaczek i facetów, którzy imponowali opowiadaniem dowcipów i byli zainteresowani jej osobą. Te cechy charakteru zbliżały ją do kobiet zmieniających mężczyzn jak rękawiczki. Miała koleżankę, mężatkę, która twierdziła, że mąż nie pociąga jej fizycznie. Wyglądała jakpoślednia kurewka, puszczała się na lewo i prawo. Nawet raz chciałem się z nią umówić, jednakta obawiała się, że Anna może się o tym dowiedzieć i wynikną jakieś nieprzyjemności. Byłem zadowolony z takiego jej stanowiska. Krystyna, bo tak miała na imię ta koleżanka, znajdowała chętnych do uprawiania seksu na czacie i umawiała się z nimi. Mówiła o sobie, że jest najlepszym lachociągiem w okolicy. Prawie na każde spotkanie z wybranym oblubieńcem Krystyna zabierała Annę, która siedząc w pewnej odległości w samochodzie, ubezpieczała koleżankę. Nie zawsze spotkanie Krystyny kończyło się pomyślnie; czasem wracała z sińcem lub oblubieniec wyrzucał ją z samochodu. Wtedy Anna była jedynym ratunkiem. Anna twierdziła, że to zwykła kurwa, ale zauważyłem, że była tym sposobem znajomości zainteresowana. Swojego obecnego kochanka Anna zapoznała właśnie za pośrednictwem Krystyny – przez Internet. Do tej pory nie mogłem zrozumieć, co tych dwoje łączy. Dzisiaj znów widziałem, jak wychodził z jej mieszkania i wsiadał do samochodu, który jej kupiłem. Pomimo że wyprowadziłem się od niej i odszedłem, byłem mocno sfrustrowany, oglądając tę scenę. Do tej pory wierzyć mi się nie chce, że mogło to nastąpić... Anna nie była warta okazywanego jej uczucia. Choć jestem pewny, że tliło się jakieś uczucie do mnie, zainteresowanie jej osobą powoli, ale systematycznie uchodziło – oddalałem się od niej. Kiedyś gdy zapowiadała, że będzie rano w biurze, docierałem tam wcześniej niż ona. Obecnie nie mam ochoty się z nią spotkać, przychodzę z dwugodzinnym opóźnieniem, jednakona czeka, próbując nawiązać rozmowę. Nie witam się z nią już jak zwykle – przez przytulenie i pocałunek. Anna wyczuła, że moje zachowanie nie jest normalne. Byłem dla niej bardzo obojętny, patrzyłem tylko na jej zmęczoną twarz. Bez makijażu wyglądała na parę lat starszą, czułem, że nie wie, co dalej ze sobą zrobić. Wiedziała, że dalsze utrzymywanie bliskich kontaktów z nowym kochankiem wpędza ją w ślepą uliczkę, z której nie ma wyjścia; to ogranicza lub wręcz uniemożliwia realizowanie jej planów i rozwój kariery. Rozmawiałem z nią o tym dzisiaj i stwierdziła, że zdecydowana jest podjąć jakieś decyzje. Wyczułem jednak, że ma kłopoty; miałem rację. Przy końcu rozmowy oświadczyła, że dowiedziała się o przestępczej działalności kochanka oraz jego kolegów. Zupełnie nie wiedziała, jak się z tego wyplątać. Tak naprawdę to i ja nie wiedziałem, co jej poradzić. Widziałem, jak

tonie, i jedyny ratunek upatrywałem w zerwaniu z tym facetem i jego środowiskiem. Czy miała na tyle odwagi – nie wiem. Anna bała się, że zostanie sama; panicznie bała się samotności. Tymczasem jej mąż szykował następną niespodziankę, oskarżając ją o maltretowanie adoptowanego 11-letniego syna.

Michał, syn Anny W stosunku do syna była osobą niezbyt zrównoważoną uczuciowo. Raz twierdziła, że go nie lubi, innym razem była nadopiekuńcza, a później znowu bardzo szorstka i wulgarna. Straszyła go nawet, że odeśle go do domu dziecka. Dziecko źle reagowało na takie wypowiedzi matki. Chłopiec odczuwał olbrzymi stres, czasem mówił jej, by go tam odesłała. Zawsze, gdy coś przeskrobał i dostawał lanie, zanosił się płaczem, który jednak ustępował natychmiast, gdy tylko chłopiec zauważył, że matka ze stanu złości i wrogości wpada w stan euforii i zachwytu nad nim. Mówiła wtedy: – Jaki ty, synku, jesteś zdolny. Co ci wredni nauczyciele chcą od ciebie? Nie słuchaj ich, rób swoje. Michał, bo tak miał na imię, cieszył się tymi chwilami, zdając sobie jednak sprawę, że za chwilę matka zmieni zdanie i znów będzie źle. Panicznie bał się domu dziecka, którym go straszyła matka; bał się jej, ale szukał u niej wsparcia, popierał jej zachowania i sądy, nawet gdy wiedział, że są niewłaściwe, bał się bowiem izolacji i samotności. Męża przedstawiała jako głupka i złośliwca. Widziała w nim tylko złe cechy, choć nie był to głupi człowiek – wykształcony nauczyciel akademicki, o którego przeszłości niewiele można powiedzieć. Anna starała się stworzyć dystans między mężem a synem, jednak z tego, co wiem, sam mąż też nie okazywał ciepła ani przyjaźni swemu dziecku. Uczył chłopca dyscypliny, porządku na wzór drylu wojskowego. Jako że Michał nie miał kolegów, po moim odejściu nie miał z kim grać w szachy i z kim rozmawiać. Bardzo lubił, gdy opowiadałem mu historię Polski; interesowały go książki historyczne i jak na swój wiek posiadał sporą wiedzę historyczną. Był to bardzo inteligentny chłopiec, umiał się bardzo rzeczowo wypowiedzieć i pisał. Zacząłem nawet zbierać jego opowiadania, obiecując mu, że jak zbiorę ich kilkanaście, to wydam mu książeczkę. W pewnej chwili straciłem z nim kontakt, a to za sprawą Anny, która zabroniła mi się z nim kontaktować. Czułem, że miałem na niego zbyt duży wpływ. Anna próbowała mu wmówić, że go nie lubię. Wspominam go bardzo ciepło i żałuję, że nie mogłem mu więcej pomóc. Wiem na pewno, że Michał bardzo zainteresowany jest tym, co się dzieje między kobietą a mężczyzną. Kiedyś podglądając Annę kochającą się ze swoim mężem, czego tak na marginesie nie ukrywała przed dzieckiem, pytał mnie, dlaczego ojciec męczy mamę i czy muszą się takmęczyć. Obserwował Annę, jak chodzi naga po mieszkaniu; wiadomo, że zainteresowania seksualne budzą się dość wcześnie z różnym skutkiem. Do lat dziesięciu spał z matką w jednym łóżku. Gdy ona zasypiała, oglądał jej genitalia, kładąc na nich swą małą rączkę, a potem mówił, że tam tak dziwnie pachnie. Po tych doświadczeniach próbowałem rozmawiać z Anną; mówiłem jej, że kontakt dziecka z kobietą, obojętnie, kim ona dla niego jest, prowadzi do różnych dewiacji. Przestrzegałem ją, że Michał nie taktuje jej jak rodzoną matkę i nie żywi do niej żadnych matczynych uczuć, że traktuje ją jak kobietę, a nawet kochankę. Poradziłem jej, by zrobiła mały eksperyment – gdy Michał będzie siedział na jej kolanach lub się do niej przytulał, a zawsze chętnie to robił, niech delikatnie sprawdzi, czy nie ma wzwodu. Eksperyment się udał i potwierdził moje przypuszczenia.

Pomimo tego i takczasem sypiała z Michałem w jednym łóżku. Proces edukacji seksualnej trwał dalej. Michał po lekcjach wracał do domu, odrabiał lekcje, później zabierał się do komputera i oczywiście przeglądał całą erotykę i pornografię dostępną na niektórych portalach. Nie miałem żadnego wpływu na proces edukacji dziecka. Wczesne zainteresowanie seksualnością człowieka odbiło się bardzo negatywnie na późniejszym dorosłym życiu. Anna odeszła od męża i była pod dużym wpływem nowego kochanka. Ten wszelkimi sposobami starał się odizolować ją ode mnie, ale było mi to już zupełnie obojętne. Mąż natomiast dał jej wolną rękę; interesowały go tylko finanse Anny, o nią nie był zazdrosny. Wiedział o naszym związku, rozmawialiśmy ze sobą jak dobrzy znajomi. Zbierał wszystkie dowody obciążające Annę, a w międzyczasie domagał się kontaktu z synem. Anna nie wyrażała na to zgody i wrogo nastawiała syna do ojca. W takiej sytuacji Michał był między młotem a kowadłem; zupełnie nie wiedział, jak się ma zachować. Nienormalna sytuacja w rodzinie negatywnie odbijała się w szkole i poza nią. Ojciec Michała w przypływie złości i nienawiści do własnej żony odgrażał się, że ją załatwi, że ma na nią haka i złoży doniesienie do prokuratury o maltretowaniu syna. Anna, co jest prawdą, w przypływie gniewu zwracała się do Michała w bardzo wulgarny sposób, nazywając go znajdą, podrzutkiem itp. Działo się to czasem przy mnie. W piśmie skierowanym do prokuratury miałem występować jako świadek. Prokurator polecił policji zbadanie sprawy. Na przesłuchaniu zapytałem, co grozi Annie, jeśli zarzuty zostaną potwierdzone. Dowiedziałem się, że za bicie i maltretowanie dziecka jest kara bezwzględnego pozbawienia wolności. W piśmie do prokuratury było bardzo dużo nienawiści w stosunku do Anny. Biorąc pod uwagę przyszły los dziecka, postanowiłem złagodzić opisane fakty. W innym wypadku Michał znalazłby się z powrotem w domu dziecka. Po rozpatrzeniu wszystkich zeznań prokurator warunkowo umorzył postępowanie. Liczyłem na to, że może matka zmieni swoje postępowanie i los dziecka poprawi się. Wcześnie informowałem Annę o zamiarach męża, ponieważ wiedziałem, jakie zarzuty jej postawi. Anna, jak się można było domyślić, lekceważyła to, co mówiłem, i oskarżała mnie o zemstę za jej postępowanie. Chciałem jej pomóc uniknąć problemów, ale ona mylnie to odbierała. Może tliło się we mnie jeszcze jakieś uczucie do Anny; przychodziło jak poranna mgła nad łąką, a z chwilą zejścia słońca znikało. Żal mi było Anny; kilkoma słowami prawdy mogłem zniszczyć całą jej karierę, a nawet życie. Moje intencje zostały źle odczytane, postanowiłem więc o niczym jej nie informować, zwłaszcza że wyrządzałem szkodę wyłącznie sobie. Według niej, nie potrafiłem zaakceptować jej postępowania. Współpracowałem z jej biurem, ponieważ zależało mi na wycofaniu pożyczonych pieniędzy. Nie zanosiło się jednakna zwrot długu, zastanawiałem się, czy nie rzucić tej pracy. Anna wszystko zdobyła za moim pośrednictwem i chyba zdawało jej się, że zawsze tak będzie. Nie zastanawiała się nad tym i cały czas uważała, że będę przy niej zawsze. Były to sądy opaczne i nieprawdziwe. Paroletni związek z nią przynosił mi same straty; zaczynałem analizować i logika nakazywała zerwać z nią wszelkie kontakty. W czasie dzisiejszego spotkania z nią w biurze zaprosiła mnie do siebie na kolację. Nie skomentowałem tego, bo i tak, mówiąc szczerze, nie miałem ochoty tam iść i wracać do wspomnień. Mieszkanie to kojarzyło mi się z wieloma chwilami spędzonymi razem. Teraz zaprasza tam swego kochanka, który śpi z nią w naszym łożu, siedzi w moim fotelu, pije

pozostawione przeze mnie trunki i używa moich kosmetyków. Powiedziała, że zadzwoni; z doświadczenia wiem, że nie dotrzymuje słowa.

Zbliżenie​ z Grażyną Dzisiaj otrzymałem telefon z Londynu od mojej obecnej sympatii. Była stęskniona i powiedziała, że dopiero teraz po rozłące zastanowiła się, jakbardzo jest ze mną związana. Grażyna jest lekarką dermatologiem, wyjechała do koleżanek na parę dni, za tydzień wraca. Wiem, że będzie to bardzo gorące spotkanie i nie mogę jej zawieść. Spotkania z nią to naprawę wielka przyjemność; ta kobieta potrafi wycisnąć ze mnie tyle energii i zaangażowania. Nigdy nie zdarzyło mi się coś takiego z innymi kobietami. Z utęsknieniem czekam na jej powrót. Podczas jej nieobecności zastanawiałem się, co mnie z nią łączy – czy to tylko pewna luka po rozstaniu z Anną? Nigdy nie powiedziałem jej, że ją kocham. Podobno u mężczyzny miłość do kobiety rodzi się przez seks, a u kobiety najpierw pojawić się muszą uczucia, seks jest później. Pierwsze spotkanie nie wróżyło, że zbliżymy się intymnie. Mówiłem jej jednak, że przyjaźń kobiety i mężczyzny najczęściej kończy się w łóżku i tak też się stało w tym przypadku. Kiedyś w jej mieszkaniu sączyliśmy czerwone wino i prowadziliśmy dyskusję o swoich różnych przeżyciach i przygodach miłosnych. Miałem w swoim życiu wiele kobiet, ale tak naprawdę kochałem tylko trzy. Ta kobieta była bardzo spontaniczna; w każdej chwili mogła mnie czymś zaskoczyć. W pewnej chwili zbliżyła się do mnie, pocałowałem ją wtedy delikatnie w policzek. Przytuliła się do mnie i poczułem bliskość jej ciała; pogłaskałem ją delikatnie po ramieniu, plecach, czułem drżenie. Jeszcze bardziej przylgnęła do mnie. Jej wydatne i jędrne piersi coraz bardziej wtulały się we mnie. Pieściłem ją dalej, czując, że sprawia jej to przyjemność. W pewnym momencie odskoczyła ode mnie, poszła do łazienki, a po chwili wróciła w szlafroku, spod którego widać było jej nagie ciało. Wzięła mnie za rękę i zaprowadziła do sypialni. Stało się to, na co oboje czekaliśmy. Poznawałem jej ciało, jej wrażliwość na dotyk. Przed spełnieniem aktu długo musiałem ją pieścić. Jak najszybciej chciałem w nią wejść. Prosiła mnie tylko, aby trwało to jak najdłużej, nawet mówiła mi, co mam robić, aby przedłużyć sam akt. Po wszystkim wtuliła się we mnie i długo leżeliśmy przytuleni, nie wypowiadając ani jednego słowa. Grażyna była bardzo kurtuazyjna; oświadczyła, że spełniłem jej oczekiwania. I mi było z nią dobrze. Są chwile, które sprawiają, że świat wydaje się bardziej piękny, przyjazny i istnieje wyłącznie dla ciebie. Zastanawiałem się, co nas ze sobą łączy. Ona była rozwiedziona, w swoim życiu przeżyła mocny kryzys psychiczny. Potrafiła nie wracać do przeszłości, nie chciała rozmawiać o byłym mężu. Twierdziła, że wyzwoliła się z tej dawnej miłości, i chciała zacząć życie od nowa. Moim zdaniem nie da się tak do końca tego zrobić; zawsze zostaną wspomnienia, które wracają nieproszone. Odwiedzały i Grażynę. Wpadała wtedy w melancholię, jednak stosunkowo szybko potrafiła się z tego wyzwolić; wspomnienia pozostawały poza nią. Na trzeźwo oceniała sytuację, doskonale sobie radziła; była też niezależna finansowo. Działałem na nią jak magnes; mój dotyk zawsze powodował zbliżenie. Kochaliśmy się czasem trzy razy dziennie, wpadaliśmy w seksualny amok. Byłem zadowolony z takiego obrotu sytuacji. Stopniowo zaczynałem zapominać o Annie, która była zadrą w mym sercu; trudno mi było się jej pozbyć. Do Anny czułem żal; zostałem przez nią zraniony. Nie wymagałem od niej

honorowego zachowania, ale mogła chociaż rozstać się ze mną bez oszustw i kłamstw. Wciąż zapewniała mnie, że nie potrafi beze mnie żyć, że z tamtym to już koniec. Bała się prawdy. Bal sylwestrowy, na który byliśmy umówieni już dawno, nie doszedł do skutku, gdyż Anna w ostatniej chwili stwierdziła, że woli zostać sama w domu. Przyznam szczerze, byłem przygotowany na taką sytuację. Anna często zmieniała w ostatnim momencie zdanie, licząc, że w takiej sytuacji sobie nie poradzę i również zostanę w domu i na żaden bal nie pojadę. Tak naprawdę to nie chciałem z nią jechać. Na bal sylwestrowy, którego prawie nigdy nie opuszczałem, pojechałem z Grażyną do pięknego i urokliwego miejsca – Iwonicza. Grażyna, trochę starsza od Anny, miała dobry gust. Potrafiła się naprawdę dobrze ubrać. Tego wieczora nałożyła delikatny makijaż i wyglądała bardzo ładnie; wzbudzała zainteresowanie. Bal był wspaniały. Odbywał się w niedużej sali, w której czteroosobowa orkiestra grająca dość konwencjonalnie tworzyła sympatyczny nastrój. Było tam około 100 par w różnym wieku. Po toaście noworocznym dostałem od Anny telefon z życzeniami; prosiła, aby życzyć jej rozumu. Czułem, że było jej przykro; siedziała sama w domu i twierdziła, że do tej pory nie wie, dlaczego nie pojechała ze mną. Ja wiedziałem – bała się nowego kochanka. O trzeciej nad ranem otrzymałem od niej powtórne życzenia noworoczne z wyznaniami miłości do mnie.

Rozterki W tej sytuacji wracał jakiś dawny sentyment, budził się we mnie niepokój i wątpliwości, czy na pewno dobrze zrobiłem, rozstając się z nią. Jakaś iskierka nadziei zaczęła we mnie kiełkować – może zrozumiała swój błąd? A według mnie każdy ma prawo błądzić; w jej wypadku tym bardziej. Przede mną miała kilku mężczyzn, którzy nie tylko w łóżku, ale i w codziennym życiu ją wspierali. Pieniądze w jej związkach odgrywały zasadniczą rolę. Z rozmów z nią można było wywnioskować, że chciała mieć normalną rodzinę, kochającego męża, dziecko. Przebieg jej życia świadczył, że bardzo trudno będzie jej znaleźć partnera, jakiego sobie wymarzyła. Niekochany mąż i niekochana żona – żadnemu z partnerów nie przynosi szczęścia uwikłanie w taką sytuację. Anna dalej szukała swojego miejsca na ziemi. Dokonywałem wielu różnych zabiegów, aby stała się osobą odpowiadającą za swe życie, aby konsekwentnie realizowała wytyczone cele. Po długich staraniach podjęła próbę edukacji, którą zakończyła licencją na prowadzenie usług finansowo-księgowych. Było to już coś, co gwarantowało własne utrzymanie. Anna stawała się coraz bardziej niezależna. Stare przyzwyczajenia powierzchownego traktowania ludzi stwarzały jej kłopoty w pracy i w życiu. Pracując z nią, zawsze starałem się eksponować jej pozytywne cechy; a gdy jej na kimś zależało, stosunkowo szybko nawiązywała przyjazne relacje. Wykorzystywałem te cechy przy załatwianiu różnych spraw z kontrahentami. Przytoczę tu jeden przykład. Pewnej zimowej nocy nie otrzymaliśmy z Corgo-Gdańsk surowca. Nasze samochody przekroczyły godzinę załadunku, a rano surowiec powinien być w fabryce, w innym wypadku groził nam przestój, produkcja zostałaby wstrzymana. O godzinie 23 Anna potrafiła znaleźć prywatny numer telefonu do dyrektora Cargo i wyciągnąć go z łóżka (chorego na grypę), prosząc, aby ten wsiadł w samochód i wznowił załadunek naszych samochodów. Byliśmy uratowani, producenci na czas otrzymali zamówiony towar; ceniłem ją za to. Umiejętne rozwijanie tych cech mogłoby przynieść jej dużo korzyści w życiu prywatnym i zawodowym. Nie piła, natomiast dość dużo paliła. Pomimo wielu prób, nie mogła wyzwolić się z tego nałogu. Mając duże doświadczenie z mężczyznami, bardzo trafnie rozpoznawała ich zamiary; potrafiła szybko zalotnika ostudzić. Są takie kobiety, które zawsze angażują mężczyzn. Ona miała coś z kochanki i dziwki. Będąc ze mną, była mi wierna – przynajmniej tak mi się zdawało. Przebywałem z nią prawie każdego dnia i każdej nocy, coraz bardziej zdawało mi się, że wchodzi w moje życie. Kochałem ją, ale jednocześnie bałem się jej, nigdy bowiem do końca nie wiedziałem, jak w danej sytuacji się zachowa. Często wpadała w euforię, by za chwilę dać się schwytać melancholii. Zmienność nastroju to chyba cecha każdej kobiety. Gdy założyła własną firmę, moja rola stała się drugorzędna, ale czasami Anna jak zwykle liczyła na moją pomoc, która niejednokrotnie otrzymywała. Nieubłagany czas płynął; Anna zbliżała się do czterdziestki. Uroczyście obchodziliśmy rocznicę: był szampan, życzenia, kwiaty. Było odświętnie, ale dość oficjalnie. Dla niej, jak się nietrudno domyślić, nie była to zbyt miła uroczystość; nie dawała jednak po sobie poznać, że wchodzi w dojrzały wiek. Ciągle jej się zdawało, że jest bardzo młoda, że się nie zmienia. Źle

przyjmowała wszystkie uwagi, uważała bowiem, że ona wie najlepiej, co dla niej jest dobre. Zawsze robiła odwrotnie, na przekór wszystkim radom. Cechowała ją nieufność w stosunku do ludzi. Nowo poznany partner też nie spełniał jej oczekiwań i dochodziło między nimi do różnych nieporozumień. Niechętnie mówiła na ten temat; domyślałem się jednak, że chodzi o sprawy łóżkowe. Przywoziła go do siebie raz w tygodniu, w piątki, facet spędzał z nią noc, potem odwoziła go na dworzec – ta procedura powtarzała się przez kilka miesięcy. W jej psychice zaszły dość duże zmiany – stała się lękliwa, niepewna siebie, bała się nowego kochanka. Zapytałem jej kiedyś, jak długo wytrzyma w tej sytuacji; nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Z rozmów ze znajomymi wywnioskowałem, że weszła w jakieś układy półmafijne i nie mogła lub nie chciała się z nich wyzwolić. Jej droga szła coraz bardziej w dół. Opowiadała mi kiedyś, że jej partner wyjechał do Zakopanego, gdzie mieli okraść bogatego mieszkańca zacnego grodu. Rabunek się nie udał; jeden z uczestników napadu został złapany przez policję. Na Annę padł blady strach; automatycznie stała się uczestnikiem działań przestępczych. W związku z utrzymywaniem bliskich relacji z facetem, którego posądzano o udział w napadzie, została przesłuchana przez policję. Mężczyzna czasowo czy na stałe zniknął z jej życia, ukrywał się; ona natomiast była pod stałą obserwacją policji. Sytuacja​ stawała się dla niej niezbyt miła. Świadomość, że ktoś cię obserwuje, po jakimś czasie staje się nie do zniesienia. Anna próbowała obarczyć mnie winą, miała żal, że nie ostrzegłem jej w porę przed tym, co może ją spotkać. Była to oczywiście nieprawda; jako studentka czwartego roku prawa doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co robi. Po prostu musiała mieć jakieś usprawiedliwienie. Prowadząc​ jej biuro, częściowo wycofywałem zaciągnięty przez nią dług. Anna coraz bardziej wtapiała się w wielkomiejskie życie. Klimat dużego miasta, jakim była Warszawa, nie za bardzo jej odpowiadał; męczyła się.

Danuta Anna​ miała pewną koleżankę z uczelni, Danutę. Źle na nią oddziaływała; była mocno sfrustrowaną 36-letnią panną, dla której najważniejsze w życiu było znalezienie partnera. Nie zanosiło się jednak, że go znajdzie; ciągle więc użalała się nad swoim losem. Myślała, że posiadanie mieszkania i dobrego samochodu ułatwi jej zdobycie partnera, który by odpowiadał jej aspiracjom. Miała lekką nadwagę, ale dzięki pełnym i kobiecym kształtom była bardzo zgrabna. Prosiła Annę o pomoc w znalezieniu jakiegoś mężczyzny chociaż do łóżka. Anna, mająca u niej dług wdzięczności i dość rozległe stosunki koleżeńskie – szczególnie w męskim gronie – szybko sprostała prośbie koleżanki. Następnego​ dnia od prośby zadzwoniła do Danuty, informując, że znalazła dla niej faceta. Zaprosiła go na małą imprezę w domu koleżanki. Był to samotny facet, który poszukiwał kobiety. Anna opisała go jako dość przystojnego o miłej aparycji. Danuta,​ pełna oczekiwań, snuła już daleko idące plany; myślała, że może spełnią się jej marzenia. Przygotowania przed oczekiwanym wieczorem trwały cały dzień. Na stole znalazły się odpowiednio przyrządzone przekąski i czerwone wino. Obie panie seksownie ubrane i umalowane czekały na gościa. Problem był w tym, że w takiej sytuacji nie wiadomo było, którą z nich zacznie adorować. W podświadomości​ obu pań tlił się taki niepokój i obawy, ale nie chciały o tym nawet myśleć; wiadome było, że facet jest dla Danuty i tak miało być. Ale jak tu zmusić faceta, żeby się zajął tą, a nie inną kobietą... o tym później. Nadeszła godzina 19... i nic. Minął kwadrans, nagle zadzwonił domofon i po chwili w drzwiach stanął oczekiwany facet. Robił wrażenie lekko speszonego, lecz życzliwość zarówno Danuty, jak i Anny wprowadziła swobodną atmosferę. Nazywał się Piotr, skończył historię, nie pracował i poszukiwał wtedy jakiegoś zajęcia. Ubrany był skromnie: sportowe buty, spodnie, bluza – strój raczej luzacki przy wizytowym wystroju pań. Widać było, że czuł się trochę nieswojo. Przy​ stole usiadł obokDanuty. Anna siedziała naprzeciwko. W pewnej chwili, przepraszając, że nie kupił wina, wyciągnął z torby pół litra gorzkiej żołądkowej. Po wypiciu wina atmosfera stawała się coraz bardziej luźna. Gorzka żołądkowa zupełnie zmieniła nastrój, a sukienka Danuty stawała się coraz bardziej kusa. Piotr​ był już lekko pijany, gdy jego ręka, niby przypadkiem, znalazła się na odsłoniętym udzie Danuty. W tej sytuacji Annie nie pozostało nic innego, jaktylko się ulotnić. Oświadczyła, że jest zmęczona i idzie się położyć na kanapie w drugim pokoju. Zrzuciła z siebie sukienkę, okryła się kocem i szybko zasnęła. Piotr błyskawicznie zrozumiał, po co został zaproszony; zaczęli się całować, pieścił jej piersi i inne części intymne. Danuta nie oponowała; była lekko pijana, świat wydawał się różowy. Bez chwili zastanowienia rozebrali się i padli sobie w objęcia. On miał małe kłopoty z erekcją, jednak zabiegi Danuty przyniosły oczekiwany skutek. Odbyli dość długi stosunek. Zamroczeni alkoholem i upojeni miłością zapadli w głęboki sen. Wczesnym​ rankiem Piotr ubrał się i zostawiając śpiącą Danutę, wszedł po cichu do Anny. Usiadł na brzegu kanapy i zaczął delikatnie pieścić jej ciało. Stało się to, co obie podejrzewały – Piotr, wykorzystując sytuację, chciał zdobyć dwie kobiety. Anna obudziła się jednak

i zaprotestowała, przekreślając zamiary Piotra. W tym czasie do pokoju weszła Danuta, pytając: – Co​ ty tutaj robisz? Po​ chwili milczenia odpowiedział: – Chciałem​ się pożegnać. Za​ moment faktycznie się pożegnał, a wychodząc, rzucił jeszcze, że się odezwie. Obie jednak wiedziały, że wobec zaistniałej sytuacji na pewno to nie nastąpi. Wytworzyła się trochę dziwna sytuacja; jakby obie miały do siebie pretensje. Doszły do wniosku, że pomimo w miarę dobrego seksu, tą drogą nie zdobędzie się partnera. Nie ma recepty na udany związek. Życie​ toczy się czasem dziwnymi torami. Są osoby, dla których rzeczywistość tworzą tylko ludzie i ich sądy. Taka też była Danuta – ludzie w dużym stopniu kształtowali jej charakter. Nie potrafiła wytyczyć sobie celów i próbować konsekwentnie je realizować, uzależniała się od różnych opinii koleżaneki kolegów. Anna była jej zaprzeczeniem; słuchała różnych opinii i sądów, a decyzje – najczęściej nietrafione – podejmowała sama. Pamiętam,​ jak różni koledzy i koleżanki z uczelni radzili jej, aby nie szła na egzamin komisyjny z prawa cywilnego, ponieważ, jak twierdzili, profesor był bardzo surowy i wymagający. Za​ moją namową zdecydowała się iść do asystenta profesora i porozmawiać o egzaminie; liczyła, że może jej coś podpowie, doradzi, wskaże działy, których ma się nauczyć. Asystent w sposób ogólny zasugerował Annie, na co szczególnie ma zwrócić uwagę. Dziewczyna zauważyła, że asystent był wyraźnie zainteresowany jej osobą i nie omieszkała tego wykorzystać. Jak się później okazało, asystent był również egzaminatorem i pytał o te działy, o których wspominał w rozmowie z Anną. Na piętnaścioro zdających egzamin komisyjny zdało pięcioro. Anna zdała najlepiej z całej grupy, otrzymała ocenę dobrą. Profesor gratulował jej; dziewczyna była szczęśliwa, uwierzyła w swoje siły i umiejętności. Z tego,​ co wspominam, wywnioskować można, że w życiu prywatnym powinno jej się dobrze układać, a jednak szło jak po grudzie. Anna popadała w zachwyt, a następnie w depresję, życie stwarzało jej różne figle; nie zawsze sobie z nim radziła. Anna​ wyprowadziła się od męża i zamieszkała w nowym mieszaniu. Pewnego razu po jej powrocie niby z uczelni – wtedy jeszcze byliśmy razem – zauważyłem, że samochód nie stoi na parkingu przy ulicy. Byłem trochę zdziwiony tym, że tak wcześnie wróciła. Postanowiłem iść do jej mieszkania; byłem pewny, że jest w domu, ponieważ widać było zapalone światła.

Mąż​ i kochanek Mieszkanie​ było zamknięte; zadzwoniłem, nikt nie odpowiadał. Sytuacja stawała się dla mnie bardzo dziwna; zawsze po pierwszym dzwonku otwierała drzwi. Zadzwoniłem raz jeszcze – nic. Niewiele myśląc, kopnąłem drzwi dość mocno. Reakcja nastąpiła od razu; usłyszałem, jak klucz przekręca się zamku, i drzwi zostały otwarte. Wewnątrz w przedpokoju dostrzegłem jakieś męskie buty. Podniosłem je, a Anna zmieszana zaczęła krzyczeć. – Po​ co tu przyszedłeś? Byłem​ zdziwiony jej zachowaniem; chwilę postałem. Po​ pewnym czasie wyszedł ten jej facet – ogolony na łyso, z dużym, szpiczastym nosem, wyglądał pokracznie. Rzuciłem mu te buty pod nogi i odszedłem. Następnego dnia poprosiłem ją, aby zachowała choć trochę przyzwoitości i nie przyprowadzała tego pseudokochanka do naszego mieszkania. Zbulwersowany​ tą sytuacją podjechałem do jej domu, w którym mieszkała z mężem. Zadzwoniłem domofonem – wyszedł zdziwiony mąż – cóż może chcieć kochanek jego żony od niego. – Zbieraj​ się, zawiozę cię do mieszkania twojej żony. Zobaczysz, jak mieszka, i poznasz jej nowego kochanka. Był​ bardzo był zdziwiony, ale usłuchał mojej rady. Podjechaliśmy​ pod mieszkanie, w którym przebywała jego żona z nowym kochankiem. Miałem klucze od mieszkania. Po otwarciu zdziwiłem się – mieszkanie było puste; po prostu uciekli. Małżonek​ Anny był zszokowany tak komfortowo urządzonym mieszkaniem. Otworzyłem szafy, pokazałem, ile ma różnych ubrań. Po obejrzeniu łazienki zaniemówił. – Skąd​ ona wzięła pieniądze? Chyba nakradła... – rzekł. Wstyd​ mi było wyjaśniać, że Anna niewiele włożyła w urządzenie tego mieszkania, bo pieniądze pożyczone były ode mnie. Nie byłem człowiekiem biednym. Moje przedsiębiorstwo dawało niezłe zyski, bez problemu mogłem pożyczyć jej te pieniądze. Mieszkanie,​ które zajmowała Anna, było jej własnością. Nie chciałem być współwłaścicielem, by nie wciągać rodziny w ewentualne sprawy spadkowe. Może​ godzinę po wizycie męża zadzwoniła do mnie, prosząc o spotkanie. Podjechałem w ustalone miejsce; czekała na mnie. – Co​ teraz zrobisz? – zapytała. – Nic,​ to nie moja sprawa. Ty musisz porozmawiać z mężem. Była​ bardzo niezadowolona, że mąż dowiedział się o tym mieszkaniu. – Jak​ mogłeś mi to zrobić? – Zupełnie​ normalnie. Niech wie, jakjego żona mieszka i się prowadzi. W pewnym​ momencie rzuciła się na mnie i swoimi długimi szponami podrapała mi twarz. Nie przypuszczałem, że jest do tego zdolna; poznawałem kolejną jej stronę. Chciała wszystko ukryć przed mężem. Bała się go; czasem ją bił. To może wytłumaczyć jej zachowanie. Muszę​ przyznać, że w tym całym incydencie było sporo mojej winy. Byłem na nią