kufajka

  • Dokumenty27 039
  • Odsłony1 827 047
  • Obserwuję1 347
  • Rozmiar dokumentów74.8 GB
  • Ilość pobrań1 650 532

Baccalario Pierdomenico - 01. Przebudzenie Galena - (Cyboria)

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :1.0 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

kufajka
3. Ebooki według alfabetu
B

Baccalario Pierdomenico - 01. Przebudzenie Galena - (Cyboria) .pdf

kufajka 3. Ebooki według alfabetu B BACCALARIO PIERDOMENICO Cykl: Cyboria
Użytkownik kufajka wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 244 stron)

Tytuł oryginału: Cyboria. II risveglio di Galeno Okładka i ilustracje: Giorgio Baroni Tłumaczenie: Marzena Radomska Dziadek Ottona chciał, aby wnuczek czuł się kimś niezwykłym, mawiał więc, że powinien spróbować zrobić coś trudnego, bo łatwe rzeczy i tak każdy umie zrobić. Prawdopodobnie właśnie dlatego, kiedy Otto Błyskawica Pe-rotti siedział na siodełku roweru, który należał do jego dziadka, zdecydował, że zrobi coś bardzo trudnego. Postanowił pędzić rowerem ile sił w nogach, a przed samym mostkiem zebrać się na odwagę i skoczyć. Gdyby skok mu się udał, wylądowałby na ścieżce obok kanału, pięć metrów niżej. t To było więcej niż trudne. To było szaleństwo. Ale był to też jedyny sposób, aby uciec przed Licealną Bandą. Nie miał za wiele czasu na myślenie: trzy obroty pedałami. Raz. Dwa. Trzy. I już był na mostku. Teraz musiał podjąć decyzję. Nie miał pewności, czy dziadek byłby z niego dumny. Ale nie miał też czasu na wahanie. W tym momencie poderwał rower i skoczył. 20. ROWER BŁYSKAWICA Dziadek Ottona chciał, aby wnuczek czuł się kimś niezwykłym, mawiał więc, że powinien spróbować zrobić coś trudnego, bo łatwe rzeczy i tak każdy umie zrobić. Prawdopodobnie właśnie dlatego, kiedy Otto Błyskawica Pe-rotti siedział na siodełku roweru, który należał do jego dziadka, zdecydował, że zrobi coś bardzo trudnego. Postanowił pędzić rowerem ile sił w nogach, a przed samym mostkiem zebrać się na odwagę i skoczyć. Gdyby skok mu się udał, wylądowałby na ścieżce obok kanału, pięć metrów niżej. To było więcej niż trudne. To było szaleństwo. Ale był to też jedyny sposób, aby uciec przed Licealną Bandą.

Nie miał za wiele czasu na myślenie: trzy obroty pedałami. Raz. Dwa. Trzy. I już był na mostku. Teraz musiał podjąć decyzję. Nie miał pewności, czy dziadek byłby z niego dumny. Ale nie miał też czasu na wahanie. W tym momencie poderwał rower i skoczył. 7#r plerdomenico baccalario Jeszcze przed chwilą Otto uciekał na rowerze główną drogą między Krzywą Wieżą w Pizie a wzgórzami San Giuliano przed ścigającą go Licealną Bandą na motorynkach. Teraz szybował nad kanałem. Pedałował w próżni. Chłopcy z liceum najpierw jechali tuż za nim, a później, zdziwieni, zwolnili. Któryś krzyknął: — Odbiło mu! — Uważaj! — Wpadł do kanału! Inny zawołał: — Nie, nie wpadł! On to zrobił specjalnie! On... przeskakuje kanał! Jeszcze coś krzyczeli, ale Otto już tego nie słyszał. Leciał nad nieruchomą i gęstą wodą kanału. Kręcił pedałami w powietrzu. Przed oczami miał wzgórza, a w głowie tysiąc myśli. Myślał o chłopakach z Licealnej Bandy na tych ich głupich motorynkach. Nie mogli wyjść z podziwu. Gapili się na niego. Myślał o drodze do domu, przez las i wzgórza, obok starego akweduktu i Klasztoru. I, zakręciwszy pedałami w powietrzu po raz ostatni, pomyślał, że Klasztor to żaden klasztor, tylko ludzie w miasteczku zawsze tak go nazywali. Koniec myśli. Wylądował. Łoskot żelaza. Łańcuch uderzył w koło zębate przerzutki. Pedały i koła podskoczyły zaskoczone. Czerwona lakierowana rama zajęczała jak zraniony zwierz.

plerdomenico baccalario Jeszcze przed chwilą Otto uciekał na rowerze główną drogą między Krzywą Wieżą w Pizie a wzgórzami San Giuliano przed ścigającą go Licealną Bandą na motorynkach. Teraz szybował nad kanałem. Pedałował w próżni. Chłopcy z liceum najpierw jechali tuż za nim, a później, zdziwieni, zwolnili. Któryś krzyknął: — Odbiło mu! — Uważaj! — Wpadł do kanału! Inny zawołał: — Nie, nie wpadł! On to zrobił specjalnie! On... przeskakuje kanał! Jeszcze coś krzyczeli, ale Otto już tego nie słyszał. Leciał nad nieruchomą i gęstą wodą kanału. Kręcił pedałami w powietrzu. Przed oczami miał wzgórza, a w głowie tysiąc myśli. Myślał o chłopakach z Licealnej Bandy na tych ich głupich motorynkach. Nie mogli wyjść z podziwu. Gapili się na niego. Myślał o drodze do domu, przez las i wzgórza, obok starego akweduktu i Klasztoru. I, zakręciwszy pedałami w powietrzu po raz ostatni, pomyślał, że Klasztor to żaden klasztor, tylko ludzie w miasteczku zawsze tak go nazywali. Koniec myśli. Wylądował. Łoskot żelaza. Łańcuch uderzył w koło zębate przerzutki. Pedały i koła podskoczyły zaskoczone. Czerwona lakierowana rama zajęczała jak zraniony zwierz. \ Cyboria - Przebudzenie Galena Barn! Otto opadł na siodełko, chwycił mocno kierownicę i oparł się o nią. Udało mu się nie stracić równowagi, choć droga była wąska. Plecak z podręcznikami uderzył go w plecy jak łom. Bam! A jednak się udało. Przeskoczył przez kanał i umknął przed pościgiem! Nie spojrzał

za siebie, tylko słyszał, że dodają gazu, hamują i manewrują wśród trąbiących aut. Szukali sposobu przedostania się na ścieżkę, na której wylądował. Dwieście metrów za mostkiem. Otto zatrzymał rower i spojrzał na wodę w kanale za aleją lipową. Była gęsta, ciemna i zawiesista. Za kanałem stały dwa małe drewniane domki. Dalej, przed górami, dróżka biegła obok opuszczonej marmurowej groty. Z miejsca, w którym stał, mógł zobaczyć podobne do żelaznych żyraf zardzewiałe szkielety porzuconych maszyn. Zaczął pedałować z całych sił. Bagażnik tak mocno uderzał o tylny błotnik, że wydawało mu się, że zaraz odpadnie. 1'pewnie tak by się stało, ale Otto nie miał czasu go naprawiać. Mógł mieć jedynie nadzieję i modlić się, żeby należący do jego dziadka stary bianchi z 1958 roku wytrzymał jakoś ostatnie lądowanie i żeby stara żelazna rama, weteranka wielu upadków, dotrwała do końca. Usłyszał za sobą dźwięk motorynki. Odwrócił się. Nikogo nie zobaczył. Dlaczego me zostawią mnie zwyczajnie w spokoju? — pytał się w duchu. plerdomenico baccalario Otto przyspieszył. Zaczął pedałować na stojąco. Wąska, nierówna asfaltowa droga prowadziła prosto, równolegle do kanału, a po jej lewej stronie ciągnęła się aleja lipowa. Grota była już niedaleko. Pochylił się nad kierownicą i starał się nie zwracać uwagi na zgrzyty i piski roweru. Przejechał w tumanie kurzu ostatni odcinek żwirowej drogi, minął zardzewiałą kratę, strzegącą wejścia do groty, i zatrzymał się gwałtownie przed dziurą w płocie. Na pierwszy rzut oka nie było jej widać. Krzaki zasłaniały ją prawie zupełnie. Zeskoczył na ziemię, położył rower i przepchnął go' pod siatką, a później, trąc brzuchem o ziemię, przedostał się na drugą stronę. Przeczołgał się pod krzakami terebintu i przyciskając rower do ciała, wyszedł na czworakach po drugiej stronie siatki. Zaraz za niską, pokrytą blachą pakamerą. Była zardzewiała i wyglądała jak skórka żółtego sera. Dopiero wtedy przypomniał sobie o oddychaniu. Plecak leżący na blasze pakamery,

oczy wbite w bezchmurne, błękitne niebo, łapczywie otwarte usta, chwytające jak największą ilość tlenu, dyszał. Nie przestawał dyszeć. Powoli wracał mu spokój. Minęły trzy, może cztery minuty. Warkot motorynek wciąż się zbliżał, zamienił się w przeciągły gwizd, a potem w ryk. Otto modlił się, chciał zniknąć. Zamknął oczy. Motorynki jak dokuczliwe owady pojawiły się, pokręciły i znikły. Otto miał zaciśnięte oczy. Otworzył je dopiero wtedy, kiedy był pewny, że zagrożenie minęło. Odliczał minuty. Teraz 10 Cyboria - Przebudzenie Galena na pewno byli na rozdrożu między Pappianą a San Giuliano i zastanawiali się, w którym kierunku jechać. Otto siedział na ziemi, całe jego ubranie pokrywał jasny pył opuszczonej groty. Nagle zaczął się śmiać. Na początku nerwowo, a potem z radością, pełną piersią. „Udało się, dziadku". Był zadowolony. Dzień można było uznać za udany. Uspokoiwszy się, zaczął robić rachunek strat. Podczas przeczoł-giwania się pod siatką na koszulce Sigur Rós starł się cały rysunek, nadawała się do wyrzucenia. Metalowy haczyk rozerwał szelkę plecaka, na której były zawieszone pinsy „Lost" i fanów Karola Darwina. Miał do nich szczególny sentyment, zwłaszcza że kupił je z drugiej ręki na wyczyscstrych.com. Najgorzej sprawy się miały z rowerem: podczas lotu z tylnego koła oderwało się dynamo. — Do widzenia, przednie światło — wyszeptał Otto i pogłaskał błyszczące, dwudziestoośmiocalowe koło. Łańcuch poluzował się i piszczał co pół obrotu. Ale to nic poważnego, wystarczy naoliwić. Natomiast uszkodzenie zacisków hamulca na tylnym kole wyglądało na poważne: zamiast ściskać koło, piszczały. To był prawdziwy problem, bo za każdym razem, kiedy chodził kupować jakąś część zamienną, płacił więcej niż za nowy rower górski z węglową ramą i księżycową technologią. Policzył nowe zadrapania na ramie powstałe po ostatnim wyczynie i westchnąwszy

jak prawdziwy zwycięzca, usiadł na siodełku. plerdomenico Baccalario Pomachał do znajdującej się nad nim groźnej a zarazem smutnej metalowej żyrafy. Była to długa i krzywa, służąca kiedyś do transportu kamieni i nieużywana od lat, zjeżdżalnia z wbudowanym mechanizmem obrotowym Podziękował jej w ten sposób za ratunek, a potem ruszył w kierunku wzgórz, zostawiając za sobą smugę drobniutkiego białego pyłu. 19. WILLA BŁYSKAWICA ogrodzeniu broniącym dostępu do starej groty było jeszcze jedno przejście. Gołębie pióra dowodziły, że wiedział o nim nie tylko Otto. Przecisnąwszy się przez nie na rowerze, dojechał do głównej drogi, która, wijąc się, biegła u stóp Monti Pisani. Potem skręcił w lewo i jechał ostrożnie aż do małej wioski Pappiana. Przejechał przez miasteczko, minął światła i ruszył w stronę .przełęczy Frantoio. Kiedy tam dotarł, skręcił w lewo w pnącą się pod górę wąską leśną drogę. Brakowało mu odpowiednich przerzutek, żeby zoptymalizować wysiłek, dlatego żeby pokonać wszystkie zakręty na drodze prowadzącej do domu, musiał jechać na stojąco. Była to jedyna w tym lesie droga pod górę. Miała tylko jeden spadek na wysokości surowej sylwety Klasztoru, który w istocie był starym, od lat niezamieszkanym domem. Na samej górze niewielkiego stoku puścił kierownicę i jechał bez trzymanki, delektował się świeżym powietrzem i muzyką lasu. Dróżka biegła pod arkadami starego akweduktu, później znów się wznosiła i wiła się wśród ostrolistnych dębów. Hałas drogi, doliny i miasteczka cichł powoli. Otto słyszał żywy plusk strumienia i dobiegający go spomiędzy gałęzi świer- ogrodzeniu broniącym dostępu do starej groty było jeszcze jedno przejście. Gołębie pióra dowodziły, że wiedział o nim nie tylko Otto. Przecisnąwszy się przez nie na rowerze, dojechał do głównej drogi, która, wijąc się, biegła u stóp Monti Pisani. Potem skręcił w lewo i jechał ostrożnie aż do małej wioski Pappiana. Przejechał przez miasteczko, minął światła i ruszył w stronę przełęczy Frantoio.

Kiedy tam dotarł, skręcił w lewo w pnącą się pod górę wąską leśną drogę. Brakowało mu odpowiednich przerzutek, żeby zoptymalizować wysiłek, dlatego żeby pokonać wszystkie zakręty na drodze prowadzącej do domu, musiał jechać na stojąco. Była to jedyna w tym lesie droga pod górę. Miała tylko jeden spadek na "wysokości surowej sylwety Klasztoru, który w istocie był starym, od lat niezamieszkanym domem. Na samej górze niewielkiego stoku puścił kierownicę i jechał bez trzymanki, delektował się świeżym powietrzem i muzyką lasu. Dróżka biegła pod arkadami starego akweduktu, później znów się wznosiła i wiła się wśród ostrolistnych dębów. Hałas drogi, doliny i miasteczka cichł powoli. Otto słyszał żywy plusk strumienia i dobiegający go spomiędzy gałęzi świer- plerdomenico baccalario got ptaków. Jeszcze kilka leśnych zakrętów i pojawiła się kuta żelazna brama: dwie kolumny owinięte żelaznymi spiralami i piorunami, połączone łukiem, który wieńczył drogę. U szczytu łuku znajdowały się dwie wygięte i splecione ze sobą litery „A", inicjały przodków Ottona, którzy kupili ten dom. Pod inicjałami można było przeczytać napis złożony z wygiętych w metalu liter: WILLA BŁYSKAWICA REMEDIUM FRUSTRA EST CONTRA FULMEN QUAERERE Nie ma lekarstwa na pioruny. Otto przekroczył bramę i zatrzymał rower na ocienionym przez korony drzew podwórku. Przed domem stały dwa auta: biały mercedes jego rodziców i jakiś minivan koloru ciemnej malwy z rejestracją Livorno, którego Otto nigdy wcześniej nie widział. Strumyk, którego plusk słyszał w lesie, teraz płynął niedaleko podwórka, za niskim, omszałym, kamiennym murkiem. Po drugiej stronie podwórko przechodziło w wybrukowaną płaskimi kamieniami i porośniętą kępkami mleczy ścieżkę, nad którą pochylały się bukiety dzikich irysów i kwiaty szczodrzenic. Jego dom. Cyboria - Przebudzenie Galena Na końcu tej ścieżki znajdowała się Willa Błyskawica — stary, duży, kamienny dom,

który Atamant Piorun Perotti, jego pra-pradziadek, kupił na początku ubiegłego wieku. Był to budynek trzypiętrowy, kwadratowy i surowy, którego fasadę pokrywał bluszcz. Zielone okiennice zasłaniały okna wychodzące na dolinę, w której leżała Piza, stamtąd można było dostrzec w oddali słynną wieżę. A przy ładnej pogodzie, patrząc na prawo, widać było mieniące się w słońcu morze. Otto szybko przebiegł przez łąkę przed domem i wszedł przez zwieńczone łukiem drzwi na parterze. Przeszedł przez ciszę grubych kamiennych murów i pobiegł do swojej sypialni. Nie chciał, aby go ktoś zauważył. Było zbyt cicho. Zamknął za sobą drzwi, wyjął książki z plecaka i ukrył go wraz z podartą koszulką pod łóżkiem. Stanął w oknie i wciągnął w płuca świeże wiejskie powietrze. Cisza, która panowała w domu, nie była zwyczajna. Zwrócił na to uwagę już wtedy, kiedy piętro niżej przekraczał próg domu. Był to taki rodzaj ciszy, którego nie należało przerywać. Choć pukanie do drzwi było ciche, Otto na jego dźwięk aż podskoczył. — Chwileczkę — krzyknął i szybko włożył drugą koszulkę. To była mama. Nic nie powiedziała. Stała i patrzyła na niego bez słowa. Miała łzy w oczach. plerdomenico baccalario Dopiero wtedy Otto zrozumiał, co się stało. Doktor stał w głębi ciemnego korytarza. Rozmawiał z ojcem. Mmivan z rejestracją Livorno. — Nie! — krzyknął, a serce biło mu jak szalone. — To niemożliwe! — odepchnął mamę i pobiegł do pokoju dziadka. 18. OSTATNIE POŻEGNANIE Po kój był nafaszerowany gęstym upałem. Okna zostały otwarte, ale okiennice zamknięto, więc nie przepuszczały ani odrobiny powietrza. Primo Błyskawica Perotti leżał w łóżku. Lniane prześcieradło zakrywało mu nos.

Spoczywająca na poduszce głowa wyglądała jak alabastrowa kula, w której świeciło dwoje malutkich oczu. — Dziadku? - wyszeptał Otto, przesuwając ręką po drewnianej futrynie. Zatrzeszczała. Popękana podłoga zdawała się uginać pod jego stopami jak złośliwy stwór, który chce pozbawić go równowagi. — Dziadku? Staruszek nie odpowiedział. Łóżko, pokój, pierś dziadka, wszystko wydawało się nieruchome. O me. To nie powinno się wydarzyć. Nie tego dnia. Nie po jego rowerowym wyczynie. Tak bardzo chciał mu o nim opowiedzieć. Jeszcze nie teraz, pomyślał Otto. Dasz radę, dziadku. Zrobił pół kroku do przodu. Wchłonęła go ciemność pokoju. W powietrzu unosił się ostry zapach środka dezynfekującego plerdomenico Baccalario i leków. I ten słodkawy, nieokreślony zapach starych chorych ludzi przykutych do łóżka. Dziadek miał otwarte oczy. Patrzył w sufit. Otto nie mógł znieść tego widoku, ale zebrał się na odwagę. Podszedł do fotela stojącego naprzeciwko łóżka i po raz trzeci powiedział: — Dziadku. Później pomyślał: Teraz odwrócisz się do mnie i uśmiechniesz się, prawda, dziadku? Odwrócisz się do mnie i uśmiechniesz się. A ja ci opowiem, jak przeskoczyłem kanał. Głęboko wierzył w to, że dziadkowi się uda. Rozumieli się' bez słów. To był niezwykły kontakt złożony ze spojrzeń, gestów. Liczb. Gier. Szachów. Zagadek. Zwierząt. Znajomości łacińskich nazw roślin. Wspólnych pasji. Dziadek zaraził nimi Ottona. Ale nie zdążył przekazać mu wszystkich sekretów. Drżąca ręka chłopca powoli spoczęła na lnianym prześcieradle. Lodowate poczucie pustki wtargnęło do nagrzanego pokoju. Zmroziło kręgosłup Ottona. I spełzło po nim jak wąż.

Lekko nacisnął brzeg łóżka. — Dziadku? Primo Błyskawica Perotti nagle się ocknął. Odwrócił głowę i spojrzał na wnuka. Lodowaty wąż ześliznął się na ziemię, a może rozpłynął się w powietrzu. Chłopiec wciągnął głęboko powietrze w płuca. Zaschło mu w gardle. Wybełkotał coś w rodzaju: — O kurczę, dziadku... O rety... Myślałem, że... Cyboria - Przebudzenie Galena W odpowiedzi staruszek uśmiechnął się blado, uniósł rękę i wyprostował trzy palce. — Trzy? — zapytał Otto. — Jakie trzy? Primo uśmiechnął się. Podniósł je jeszcze raz. — Trzy. Sześć. Dziewięć... Teraz wyprostował cztery palce. — Cztery. Później znowu trzy. Dwa razy. Wtedy Otto zrozumiał. Zaśmiał się. — Dziewięć, cztery, sześć... — mówił głośno. — Później znowu trzy, zgadza się? Dziadek opuścił rękę zmęczony, ale zadowolony. Zamknął oczy i znów je otworzył. Zupełnie, jakby te gesty zostały okupione niewyobrażalnym wysiłkiem. Otto podszedł do poduszki i powiedział: — Dziewięć tysięcy czterysta sześćdziesiąt trzy miliardy kilometrów w ciągu roku. Prędkość światła. Prędkość rodziny Bły-skawiców. Dziadek odwrócił głowę. Skóra na jego szyi była nieomal przezroczysta. Zdziwiony, uniósł jedną brew. — No, przynajmniej... większej części rodziny Błyskawiców — roześmiał się Otto. Dobrze znał zdanie dziadka na ten temat. Ale gardło miał wciąż suche. Primo kiwnął głową, a potem zrobił coś dziwnego. Spojrzał na Ottona tak, jak nigdy wcześniej na niego nie patrzył. Tak, jakby chciał w tym spojrzeniu przekazać

wszystko, czego mu jeszcze nie powiedział, a co miał nadzieję kiedyś mu powiedzieć. Były to plerdomenico baccalario wszystkie odpowiedzi na pytania, których Otto nie miał czasu mu zadać. W oczach Prima pojawiła się noc św. Wawrzyńca, ta sprzed roku, kiedy spali na szczycie wzgórza i liczyli spadające gwiazdy; pojawiły się w nich książki botaniczne i zoologiczne, z którymi przemierzali wzdłuż i wszerz leśne ścieżki; pojawiły się w nich liczby zwyczajne i nierzeczywiste, współrzędne i odległości nieskończonej przestrzeni; pojawiły się w nich wszystkie zera, które tylko Otto mógł sobie wyobrazić, jedno za drugim. Po przekazaniu tych i innych obrazów dziadek rzekł do niego bardzo słabym głosem: — Otwórz szkatułkę. Otto miał wrażenie, że się przesłyszał. — Jaką szkatułkę, dziadku? — zapytał. Ale ten nie odpowiedział. Oczy dziadka nagle zgasły. Na jego twarzy tlił się blady uśmiech. Ale był coraz zimniej szy. 17. W 0ŚMI0K4CIE KSIĄŻEK c Kroki. Ruch. Głosy. Pojawiły się nagłe za plecami Ottona. Wyłoniły się z mroku pokoju. Dłonie mamy dosięgły go w sypialni. Głos jego ojca Syzyfa oderwał go od poduszki. — Wyjdź stamtąd, Otto. Zejdź na dół, proszę. Doktor chce Wejść do pokoju. Otto cofnął się aż do fotela. Poczuł pod palcami przetarty aksamit, który pokrywał mebel. Dziadek, zatopiony w książkach, spędził na nim wiele czasu. Odcisnął na nim swój kształt. Później Otto usłyszał skrzypienie futryny. Działała jak czujnik ruchu.

Zobaczył swoją matkę. Szlochała i powtarzała: — Nie chciałam, abyś go zobaczył w tym stanie. Nie chciałam... to on chciał cię zobaczyć, Otto. Tak mi przykro. Chłopiec wrócił do swojego pokoju. Poruszał się jak automat. Usiadł przy stole z projektami. Patrzył na wykonane przez siebie rysunki mechanizmów. Odsunął na bok narzędzia leżące plerdomenico baccalario na stole. Słyszał rozlegające się kroki. Ktoś chodził po domu. Zakłócał ciszę. Pomyślał: Stało się. Stało się. Dziadek umarł. Zegar wskazywał 14-41 • — Tik-tak — powiedział Otto. I wbrew sobie wybuchł śmiechem. 14.41 była to liczba magiczna. Czytało się ją tak samo od przodu i od tyłu. Był to palindrom. Jak zwykle dziadek miał rację: nawet największe tajemnice można wyrazić za pomocą liczb. Później liczby wyrażające godziny ruszyły galopem po tarczy zegara. Otto chciał zostać sam w pokoju. Chciał się czuć jak zapomniany przedmiot. Miał ochotę płakać i nie mógł. Nowi goście przybywali do Willi Błyskawica. Wielu gości. Nie miał czasu płakać. Pojawili się krewni, przyjaciele i wielu innych. Nieznanych. Przyjechali z różnych zakątków Włoch. Na ostatnie pożegnanie z dziadkiem. Dlaczego to takie ważne żegnać kogoś, kogo już nie ma? Otto leżał na łóżku w ubraniu. Słyszał, z jakim trudem samochody wspinają się po podjeździe prowadzącym na małe, zacienione podwórko przed domem. Słyszał hałas kroków dochodzący z alejki prowadzącej do zwieńczonego łukiem wejścia. Te same zdania przecinały powietrze. W różnych momentach. — Jak to się stało? — Od dawna chorował? Cyboria - Przebudzenie Galena

— Był jak ze stali. — Miał błyskotliwy umysł! — Ale miał też już swoje lata! — Profesor Błyskawica Perotti! Wie Pan, pamiętam, że kiedy chodziliśmy do szkoły... Gwar głosów sprawiał, że Otto budził się i zasypiał, i nie umiał odróżnić, co jest jawą, a co snem. W pewnej chwili, pijany ze szczęścia, był przekonany, że dziadek czuje się dobrze i że to wszystko sobie wyobraził, ale kiedy wyszedł z pokoju, gwar kręcących się po domu osób pozbawił go wszelkich złudzeń. W salonie stała otwarta trumna. Przedtem grał tam z dziadkiem w szachy. Bijesz ty lub biję ja. Na szachownicy życia nie ma pata. Nawet jeśli zrobisz pierwszy ruch, na komec może się okazać, że przegrałeśr. Ubrany w to, co mama przygotowała mu na poprzedni dzień, opuścił wreszcie swą kryjówkę. Zastał dobrze ubrane towarzystwo. Stali na schodach. Siedzieli na ławeczce i krzesłach w ogrodzie. Normalnie nikt tam nigdy nie siadał. Pozostali goście odwiedzali stare pokoje dziadka. Kim byli ci ludzie? Otto nie chciał z nikim rozmawiać. Prześliznął się jak cień przez korytarz obity ciemnoorzechową boazerią. Wreszcie wszedł do ostatniego pokoju na pierwszym piętrze, ośmiokątnej biblioteki Willi Błyskawica. Miał nadzieję, że nikogo tam nie zastanie. plerdomenico Baccalario Było to szczególne pomieszczenie. Nie miało kątów prostych. W rogach stały robione na zamówienie półki z książkami. Pośrodku, naprzeciwko kominka, stało olbrzymie biurko. Na jego okapie widniały rozdzielone ognistym piorunem dwie litery A, inicjały założycieli rodziny. W trzykomorowej przeszklonej wnęce okiennej stały ławeczki przykryte poduszkami. Roztaczał się stamtąd widok na dolinę. Biblioteka wyglądała jak górny pokład starego galeonu. Łatwo tam było stracić

poczucie czasu. Spędzał w niej całe popołudnia, czytając i fantazjując. ' i Otto wszedł i, ku swemu wielkiemu rozczarowaniu, zobaczył mężczyznę, który stał odwrócony plecami do drzwi. Przyglądał się spokojnie inicjałom na okapie wielkiego kominka i wiszącemu nad nim obrazowi. Otto przygryzł wargi. Znał go. Widział go już przedtem. Odwiedził kiedyś ich dom. Wydawało mu się, że dziadek go nie znosił. Czego zatem szukał w tym pokoju? Otto wygrzebał z mroków pamięci jego nazwisko. Nazywał się Liguana, książę Liguana, i pochodził ze starego podupadłego włoskiego rodu szlacheckiego. Otto mógł mu się przyjrzeć we wpadającym przez bulaj dziennym świetle. Książę był mężczyzną wysokim i o dobrej prezencji. Jego przyprószone siwizną napomadowane włosy były zaczesane do tyłu. Ten rodzaj fryzury jeszcze bardziej uwydatniał surowość jego rysów: kwadratowej szczęki i orlego nosa. Nikt nie wiedział, z czego żył, ale wszyscy wiedzieli, że miał ogromną fortunę. Cyboria - Przebudzenie Galena Otto postanowił wymknąć się z biblioteki niezauważony, ale dziwne pożądanie we wzroku księcia, kiedy patrzył na rzeczy znajdujące się w bibliotece, spowodowało, że zapragnął je chronić. Zamknął za sobą drzwi, trzasnęły, a książę się odwrócił. Brew mężczyzny się uniosła. Ten grymas nadał jego twarzy wyraz wyższości. — Ach, to ty, Perotti junior. Nie słyszałem, kiedy wszedłeś, mój mały. Przykro mi z powodu śmierci twojego dziadka. Ale kłamca, pomyślał Otto. Książę Liguana oderwał wzrok od obrazu wiszącego nad kominkiem i dodał: — Pewnie jest ci bardzo smutno. Jeśli chcesz, to możemy o tym porozmawiać. O czym? — spytał w duchu Otto. Bez słowa zbliżył się do wielkiego drewnianego globusa i zaczął nim kręcić. t Wrrr... Wrrr... Wrrr... — Dał ci ją? — Co, proszę? Książę się uśmiechnął.

* — Myślałem, że teraz ty ją masz. — Nie mam pojęcia, o czym pan mówi — odpowiedział grzecznie Otto. Książę poruszył dłonią w powietrzu. — Zapomniałem. Może jesteś jeszcze zbyt mały na takie rzeczy. Cyboria - Przebudzenie Galena Otto postanowił wymknąć się z biblioteki niezauważony, ale dziwne pożądanie we wzroku księcia, kiedy patrzył na rzeczy znajdujące się w bibliotece, spowodowało, że zapragnął je chronić. Zamknął za sobą drzwi, trzasnęły, a książę się odwrócił. Brew mężczyzny się uniosła. Ten grymas nadał jego twarzy wyraz wyższości. — Ach, to ty, Perotti junior. Nie słyszałem, kiedy wszedłeś, mój mały. Przykro mi z powodu śmierci twojego dziadka. Ale kłamca, pomyślał Otto. Książę Liguana oderwał wzrok od obrazu wiszącego nad kominkiem i dodał: — Pewnie jest ci bardzo smutno. Jeśli chcesz, to możemy 0 tym porozmawiać. O czym? — spytał w duchu Otto. Bez słowa zbliżył się do wielkiego drewnianego globusa i zaczął nim kręcić. 1 Wrrr... . Wrrr... Wrrr... — Dał ci ją? — Co, proszę? Książę się uśmiechnął. — Myślałem, że teraz ty ją masz. — Nie mam pojęcia, o czym pan mówi - odpowiedział grzecznie Otto. Książę poruszył dłonią w powietrzu. — Zapomniałem. Może jesteś jeszcze zbyt mały na takie rzeczy. plerdomenico baccalario — Mam trzynaście lat, proszę pana. Skończone trzynaście — uściśli! Otto. — No właśnie. O tym mówiłem, zbyt mały. Nawet jeśli... — zaległa cisza. Zirytowany Otto wpatrywał się w globus. - Nawet jeśli... Twój dziadek mówił o tobie

jako o prawdziwym Błyskawicy Perottim... — Książę zaczął przebierać palcami w powietrzu, jakby naśladował kłusującego konia. — W rodzinie Perottich przeskakuje się zawsze o jedno pokolenie — tak mówił. Hop! Znika... a potem... Hop! Wraca! Z niewiadomego powodu Ottona opanowała złość, ale powstrzymał się i nic nie powiedział. Książę Liguana przedefilował nonszalancko wzdłuż regałów z książkami i podszedł do chłopca. — Być może tym razem tak nie jest? Może nie ufał ci dostatecznie? I nie przekazał żadnej tajemnicy rodzinnej? — stanął obok niego. Usta wykrzywiły mu się w niemiłym uśmiechu. Otwórz szkatułkę, pomyślał Otto. Nagle ogarnęły go wątpliwości. Odwrócił wzrok. Powtórzył z uporem: — Nie wiem, o czym pan mówi. Sądzę jednak, że dziadek miał swoje powody. — Oczywiście, oczywiście... — zachichotał mężczyzna, przesuwając po globusie opiłowanym paznokciem. — Dobre racje i dobre instrukcje... Rozległ się hałas i drzwi ośmiokątnej biblioteki znów się otworzyły. Pojawił się w nich łysy, ciężki, muskularny, cały ubrany na czarno olbrzym. Ciemne okulary zasłaniały mu oczy. Mężczyzna powiedział: Cyboria - Przebudzenie Galena — Samochód czeka, proszę pana. Książę Liguana kiwnął głową. — Dziękuję, Kałibanie — oderwał palec od globusa i oparł go o czoło Ottona jak lufę rewolweru. — Kiedy coś się wydarzy, zadzwoń do mnie — wyszeptał i oddalił się, stukając obcasami. — Do zobaczenia, mały. Otto stał obok globusa. Serce waliło mu coraz szybciej. Poczekał, aż zostanie sam. Potem uderzył pięścią w stojący obok regał z książkami i ryknął: — Ty nadęty gburze, bezczelny ćwoku! Opadł na skórzaną kanapę i wkrótce potem puściły mu nadszarpnięte tą rozmową nerwy. Wybuchł płaczem.

Płakał długo. / ł ; 16. PRYZMATYCZNA SZKATUŁKA T' rzy dni. Przez następne trzy dni Otto, przybity pustką po śmierci dziadka, żył jakby w zawieszeniu. Nic nie było w stanie go dotknąć ani zainteresować. Prześladowcy na motorynkach przestali mu dokuczać. Może zrozumieli, że nadszedł moment zawieszenia broni. Otto jeździł na rozlatującym się rowerze z domu do szkoły. A potem znów ze szkoły do domu. Nikt jednak nie ośmielił się do niego zbliżyć. Nikt go nie zagadywał. Nikt z nim nie rozmawiał. W nocy myślał o dziadku; wcześnie rano, zrywając się na równe nogi, myślał o rozmowie z księciem Liguaną. Sprawdził ze trzydzieści razy, czy z ośmiokątnej biblioteki nic nie zginęło. W ogrodzie patrzył, jak jaszczurki wylegują się na nagrzanym przez słońce murze. Pięć dni po pogrzebie przyjechał do nich na vespie adwokat dziadka. Miał przewieszoną przez ramię skórzaną torbę, około Cyboria - Przebudzenie Galena trzydziestu lat, przygniecione kaskiem włosy i bezpośredni sposób bycia. — To ty pewnie jesteś Otto... — przywitał się. Oparł vespę na podnóżkach. — Aa, mecenas Ranieri... — powiedział chłopiec. Popatrzył na niego, a potem rzucił okiem na vespę. Stary model. — To gruchot z lat siedemdziesiątych. Mój dziadek woził na nim kolegów... — wyjaśnił adwokat - ale każdy ma swoje hobby, prawda? — Fajny — wyznał Otto, taksując okiem eksperta krępą, zaokrągloną sylwetkę i pięć ręcznych biegów skutera. Nie widział w tym nic nadzwyczajnego, że jego

dziadek wybrał na adwokata właśnie kogoś takiego. — Lubisz motocykle? — Prawdę mówiąc, tak... — powiedział Otto. — Interesują mnie wszystkie pojazdy silnikowe. — Jeśli chcesz, możemy się potem przejechać... Otto podrapał się po głowie. — Lepiej nie. Mama się pewnie nie zgodzi... A me mogę poprosić o pozwolenie dziadka, dodał w myślach. Weszli do ośmiokątnej biblioteki. Tam czekali już na nich rodzice Ottona. Mama Karlotta starała się bez skutku ukryć zapłakaną twarz pod grubą warstwą makijażu. Natomiast tata Syzyf wyglądał, jakby właśnie wyszedł z biura (i prawdopodobnie tak było). Miał na sobie granatowy garnitur i żółty krawat w kropki. Sprawiał wrażenie kogoś, kto zaraz usiądzie przy swoim stano- 29 Cyboria - Przebudzenie Galena Pierdomenico Baccalariowisku i zapyta adwokata, jaką operację bankową ma dla niego przeprowadzić. Usiedli. Karlotta wniosła na srebrnej tacy karafkę mrożonej herbaty. — Ubolewam, że pojawiam się tu w tak przykrych okolicznościach... — zaczął mecenas Ranieri, wypiwszy łyk herbaty. — Także dlatego, że to urocze miejsce. Na tym jednak polega moją praca... Otworzył walizeczkę. Karlotta spojrzała najpierw na męża, a potem na syna. — Otto, chyba byłoby lepiej, gdybyś... — Nie — przerwał jej mecenas Ranieri. — Sądzę, że będzie lepiej, jeśli chłopiec zostanie z nami. Jego dziadek prosił o to. — później wyciągnął z torby kilka zapieczętowanych kopert. Nożem do papieru otworzył jedną z nich i wyjął z niej dwie kartki maszynopisu. Aż do tej chwili Otto nigdy nie widział, by ojciec płakał. Teraz spostrzegł, że Syzyf ma łzy w oczach. Rozpoznał charakter pisma na kopercie i czcionkę maszyny do

pisania: Olivetti '78. Dziadek używał wyłącznie tej maszyny. Stała teraz tuż obok, na biurku. Mecenas Ranieri znów przełknął łyk herbaty. Jednych tchem i pełnym szacunku tonem przeczytał to, co było ostatnią wolą jego dziadka. — „Drogie dzieci... jeśli słuchacie tych słów z ust mecenasa Ranieriego, to znaczy, że na dobre zabrałem się z tego świata". Cyboria - Przebudzenie Galena Syzyf lekko się uśmiechnął, a potem zaczął obgryzać paznokcie. Karlotta skrzyżowała ramiona, usiadła na brzegu krzesła i pochyliła się do przodu. - „Zatem nie traćmy czasu. Karlotto, nie siedź na brzegu krzesła, bo je w końcu popsujesz". Karlotta znieruchomiała, zaskoczona: -Ale...? - „A jeśli chodzi o ciebie, mój synu, to wypluj ten kawałek paznokcia, bo na pewno go właśnie odgryzłeś. Nie ma żadnych niespodzianek. Mianuję was spadkobiercami całego mojego majątku z Willą Błyskawica włącznie". Ojciec Ottona znieruchomiał, a potem opadł na oparcie fotela. Otto uśmiechnął się. Jak dobrze dziadek ich znał! - „Całego mojego majątku, z wyjątkiem jednej rzeczy..." — dodał mecenas. Rodzice aż podskoczyli. — „Którą zamierzam zostawić mojemu wnukowi". Mecenas -Ranieri zaczął szperać w torbie. Wyciągnął z niej kartonowe pudełko obwiązane sznurkiem i zapieczętowane laką z inicjałami „PBP". Zapieczętowany list obwiązano tym samym sznurkiem. Otto aż podskoczył na widok pudełka. „Otwórzszkatułkę", wyszeptał przed śmiercią dziadek. Wyciągnął ręce. Wtedy przypomniały mu się słowa księcia Liguany. „Dał ci ją już?" „Jesteśza mały na pewne rzeczy". „Mozę dziadek ci nie wierzył?" *r

plerdomenico baccalario Paczka była lekka, sprawiała wrażenie pustej. Otto położył ją w zagłębieniu między złączonymi kolanami z taką delikatnością, z jaką kładzie się pisklęta do gniazda. — Ciekawe, co dziadek ci zostawił? — powiedziała cicho mama i pogłaskała go delikatnie po plecach. — Chcesz otworzyć? Otto pokręcił głową. Chciał zostać sam w swoim pokoju. Zapadła cisza. Mecenas dodał na zakończenie: — To już wszystko, oprócz... pewnego warunku testamento-wego. — Warunku testamentowego? — zapytał tata Ottona z lekkim niepokojem. Gdy mecenas czytał testament, tata wyglądał, jakby się bał nieprzyjemnej niespodzianki. — Nic strasznego, panie Perotti. Pana ojciec pragnie, abyście wszyscy wraz z Ottonem obiecali, że nie odstąpicie, nie sprzedacie ani nie oddacie w prezencie żadnej rzeczy, która do niego należy, a w szczególności żadnej rzeczy znajdującej się w bibliotece ani pudełka, które właśnie powierzyłem Ottonowi... komuś obcemu. W żadnym przypadku. Syzyf i Karlotta skinęli głowami, a Otto poczuł, jak kamień spada mu z serca. Adwokat załatwił ostatnie formalności. Zebrał podpisy i przystawił pieczęcie. Później należało powtórzyć wszystko jeszcze raz w obecności notariusza. W ten sposób nadano bieg procedurze prawnej. Otto zapytał, czy może już pójść, i schronił się w swoim pokoju. Zamknął drzwi i przekręcił klucz w zamku. Usiadł przy zawalonym narzędziami stole. Wziął nożyczki i przeciął sznurek. Cyboria - Przebudzenie Galena Później małym nożykiem delikatnie podważył lakową pieczęć. Podniósł wieczko pudełka i wstrzymując oddech, zaczął bardzo powoli wyjmować dziwny, ciemnozielony, pocieniowany przedmiot. Przypominał oksydowane srebro. Był to ikosaedr. Przedmiot, który zostawił mu dziadek, to jeden z pięciu wie-lościanów platońskich. Był to rodzaj szlifowanej kuli z dwudziestoma trójkątnymi ścianami. — Sto dwadzieścia symetrii, sześćdziesiąt rotacji... — zamruczał Otto,

przyglądając się ikosaedrowi pod światło przez kolejne ściany. Na każdym trójkącie były wyryte liczby. Sprawiał wrażenie wielkiej kostki do gry. — Co to za diabeł? — wyszeptał. Zdziwiony, oglądał go z każdej strony. Później popatrzył w otwarte okno i spytał cicho: — Nieźle się bawisz, prawda? Był pewny, że dziadek, choć nie wierzył w istnienie Boga i zaświatów, był blisko i przypatrywał się tej scenie. - nie rozumiem... — powiedział Otto na głos. Później postawił pryzmat na stole i spojrzał na zapieczętowany list. Wziął nożyczki i otworzył kopertę. Wyjął z niej złożoną na trzy kartkę. Rozłożył ją i przeczytał: Witta Błyskawica, Tiza, godz. 12.21 Drogi Ottonie, Wiem, że jesteś do mnie równie mocno przywiązany, jak ja do Ciebie. ! Ale nie plącz. 'Bardzo Cię. o to proszę. (Piszę ten list, aby móc. się z Tobą podzielić pewnymi ważnymi refleksjami. (Będzie to niemożliwe, jeśli zamienisz się w zapewne dzielnego mężczyznę. (Potrzebny mi mężczyzna i jestem przekonany, że ty umiesz nim być bardziej niż wielu innych ludzi. Lata nie są ważne, ale starość jest dla nas zaskoczeniem. "Kiedy jesteśmy starzy, w myślach wraca do nas to, czego nie zrobiliśmy. Marzenia są przywilejem młodości. A potem blakną z upływem lat. i Mówię Ci to nie po to, aby grać rolę gder- ^ 34 Cyboria - Przebudzenie Galena liwego dziady, ale po to, abyś zdał sobie sprawę, jak szybko mija czas i że okazje trzeba chwytać w locie. Okazje się nie powtarzają, nigdy. Byłem szczęściarzem, żyłem pełnią życia, poznałem ciekawych ludzi, miałem przyjaciół i studiowałem wspaniałą dziedzinę naukową, ale jest coś, czego żałuję. Zostawiam ci to w spadku wraz z Pryzmatyczną Szkatułką, którą masz teraz przed sobą i którą na pewno już zdążyłeś się pobawić przed przeczytaniem moich ostatnich „instrukcji". Otto się uśmiechnął. Dziadek jeszcze raz dowiódł, jak dobrze go zna i jak jest przewidujący. Zanim zaczął czytać dalej, odszukał słowa: Pryzmatyczna Szkatułka.

Szkatółka nie należy do mnie. Dostałem ją w prezencie od mojego dziadka (a Twojego prapradziadka) Sltamanta. Otrzymałem ją na swoje dwudzieste pierwsze urodziny podczas studiów na uniwersytecie. W tych czasach był to wiek kiedy wchodziło się w dojrzałość. Szkatułce towarzyszył bilecik dużo bardziej tajemniczy od tego listu. Było tam napisane: „Idź ty!". (nie wiem, co to znaczy, i nigdy tego nie odkryłem. {nie spytałem dziadka, ponieważ wiedziałem, że mi nie odpowie. Zawsze wierzyłem, że szkatółka jest czymś więcej niż tylko( wymyślną ozdobą, że ma ukryte znaczenie i że nawet jeśli wydaje ci się to absurdalne, ma jakiś związek z ulubionym obrazem dziadka, który wisi nad kominkiem. 14. W DOMU KSIĘCIA (yertosa di Calci była biała jak kości dinozaura. Znajdowała się w połowie zbocza i z jednej strony chronił ją szpaler drzew posadzonych w epoce napoleońskiej. Książę Liguana splótł dłonie na plecach. Spoglądał z okna salonu swojej średniowiecznej posiadłości. Ogrodnicy pielęgnowali olbrzymi żywopłot. Miał trzy metry wysokości i ogradzał całą posiadłość. Rozległo się niepewne pukanie. To wystarczyło, aby książę Liguana odgadł, kto jest za drzwiami. Powiedział synowi, że może wejść. Jego syn był to mężczyzna mniej więcej czterdziestoletni. Miał ciepłe, otwarte spojrzenie. Było ono przeciwieństwem zimnego i pogardliwego spojrzenia ojca. — Ojcze... — Coś nowego? Mężczyzna usiadł przy biurku i nalał sobie zimnej wody. — Nie... i jeśli interesuje cię to, co myślę, to muszę ci powiedzieć, że ona nic nie wie! Książę schylił głowę i westchnął. — To, co myślisz, nie ma żadnego znaczenia! Mówię ci, że ona wie. Przyciśnij ją. plerdomenico baccalario — To właśnie robię. Ale to niełatwe. Jest mądrą kobietą i szczerze mówiąc, nie chcę prowadzić podwójnej gry.

— Zapytaj ją! -Ale... — Żadnego „ale"! Zakręć się koło niej i dostarcz mi wreszcie potrzebne informacje! — Wreszcie? A ty? — wybuchł mężczyzna. — Jakie masz informacje z Willi Błyskawica? — Nawet nie waż się używać w stosunku do mnie tego tonu. ' i — Kupiłeś wszystkie meble Atamanta? Odkryłeś przekazywany z pokolenia na pokolenie sekret? Wziąłeś w ręce ten nieistniejący skarb? — Nie szukamy skarbu. — To czego szukamy? Książę Liguana zaczął bębnić palcami po biurku. Każdy palec z osobna trzaskał w stawach. — Szukamy... drogi, mój synu. Drogi,.którą nam pokazano wiele lat temu. Stojący przed nim mężczyzna roześmiał się nerwowo. Uniósł rękę do skroni i powtórzył: — Drogi. Oczy księcia płonęły. — Tak właśnie. — Muszę ci coś powiedzieć, tato. To jest obłęd. Tak, obłęd! — Uważaj na to, co mówisz! — Na co? Na co mam uważać? Może nie zauważyłeś, że jestem już dorosły! Nie musisz mnie zastraszać tym służącym ci Cyboria - Przebudzenie Galena potworem. Już nie. Możesz mu powiedzieć, aby mnie zamordował, ale to nic nie zmieni. — Nie prowokuj mnie! Drugi mężczyzna uderzył się w pierś. Był spokojny, ale zdecydowany. — Ja mam serce, o tu. Rozumiesz? Serce! Nie możesz nim rządzić!

Książę Liguana zbladł. — W takim razie użyj tego serca i wydobądź informacje od tej głupiej kobiety! Syn księcia Liguany spuścił głowę. — Po raz ostatni pozwalam ci nazywać ją głupią! — A ja po raz ostatni pozwalam ci wchodzić do tego domu! — Nie rozumiesz. Ty masz obsesję. Prawdziwą obsesję. Ojciec już go nie słuchał. Podszedł do ściany i nacisnął oprawiony w złoto guzik. Skrywająca ekrany płyta przesunęła się. Monitory pokazały ogród, łuki nad wejściem i leśną drogę. Była to Willa Błyskawica filmowana z oddali. — Śledzisz ich od lat — uciął syn. — I czego zdołałeś się dowiedzieć przez ten cały czas? Niczego. — Wpatrywał się długo w plecy ojca i wyszedł, nie dodawszy nic więcej. — Rób, co ci każę! — krzyknął za nim książę Liguana, zanim ten zdążył trzasnąć drzwiami. 13. KORZENIE LICZB / V f głowie Ottona słowa dziadka z wolna zlewały się z niezrozumiałymi słowami księcia Liguany. Tworzyły labirynt, w którym nie potrafił znaleźć właściwej drogi. Otto chodził po pokoju jak lew po klatce. Wpatrywał się w tajemniczą Pryzmatyczną Szkatułkę, która stała nieruchomo na stole. Do czego służyła? Liczby, które zostały wyryte na ściankach, były naprawdę dziwaczne. Powinien zacząć od nich. Przepisał je na kartce, parami, jedna pod drugą. Uporządkował je. Obok siebie zapisał te liczby, które znajdowały się na przeciwległych trójkątach. Pary poukładał w przypadkowy sposób. Żadna z dwudziestu ścian Szkatułki niczym szczególnym się nie wyróżniała. 1 392 000-0 ¥378-87.97 1210 H-22H.1 12 756-365.26 3*76- 365.26 6792 - 686.98 1*1 700-¥332

/ Jeszcze przed chwilą Otto uciekał na rowerze główną drogą między Krzywą Wieżą w Pizie a wzgórzami San Giuliano przed ścigającą go Licealną Bandą na motorynkach. Teraz szybował nad kanałem. Pedałował w próżni. Str.< / Linie przecinające obraz namalowano farbą fluorescencyjną. W ciemności lśniła błękitnawym światłem. Str. 48< / Linie przecinające obraz namalowano farbą fluorescencyjną. W ciemności lśniła błękitnawym światłem. Str. Cyboria - Przebudzenie Galena 120000-10 759.22 50 800 - 30 685,f f8 600-60195 Zattm? Przesuwał je, dodawał, mnożył. Kalkulator prawie oszalał, a Otto wciąż poszukiwał jakiegoś związku między nimi. Ale bez skutku. Były to liczby, zwyczajne liczby, tyle że różne, skomplikowane i nietypowe. Wśród nich znajdowało się jedno zero. Czy miało to jakieś znaczenie? Jedna liczba występowała dwa razy: 365,26. Zważył w ręku pryzmat. Był tak lekki, że wydawał się pusty w środku. A wyglądał na ciężki i solidny. Otto przez chwilę miał ochotę rzucić nim o podłogę. Chciał zobaczyć, co znajduje się w środku. Później zaczął przekręcać go na wszystkie strony jak kostkę Rubika. Zauważył, że kiedy się lekko przyciśnie, ściany się obracają. Tik, tik, tik — tykał pryzmat. Części pryzmatu obracały się wokół ciebie, ale jego wygląd się nie zmieniał. Otto naciskał i przekręcał. Szukał natchnienia. Jednak, choć wciąż przekręcał części pryzmatu, miał wrażenie, że nie posunął się ani trochę do przodu. Starał się zapanować nad zniechęceniem. Jak trzynastoletni chłopiec, uczeń pierwszej klasy gimnazjum, może rozwikłać tę zagadkę, skoro nie udało się to