kufajka

  • Dokumenty27 039
  • Odsłony1 870 923
  • Obserwuję1 391
  • Rozmiar dokumentów74.8 GB
  • Ilość pobrań1 680 701

Barton Beverly - Matka jego dziecka

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :594.3 KB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

kufajka
3. Ebooki według alfabetu
B

Barton Beverly - Matka jego dziecka .pdf

kufajka 3. Ebooki według alfabetu B BARTON BEVERLY Powieści
Użytkownik kufajka wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 213 stron)

BEVERLY BARTON

Matka jego dziecka (The mother of my child)

PROLOG – Allison jest moją córką! – Spencer Rand wypuścił list z ręki, wyjrzał na patio i z fascynacją wpatrzył się w dziewczynkę, którą aŜ do tej chwili uwaŜał za córkę swojej siostry. Allison siedziała w wielkim drewnianym fotelu ogrodowym, w którym jej drobna postać wydawała się jeszcze mniejsza, i czytała ksiąŜkę. Na jej nosku opierały się okulary w drucianej oprawie. – Twoją... i Pattie Cornell. – Stojący po drugiej stronie pokoju przy ścianie wyłoŜonej dębową boazerią Peyton Rand nie spuszczał wzroku z twarzy młodszego brata. Spence uświadomił sobie, Ŝe nigdy nie zwracał większej uwagi na swą siostrzenicę. W ciągu ostatnich trzynastu lat widział ją zaledwie kilka razy. Zastanawiał się, czy gdyby wcześniej przyjrzał się jej uwaŜniej, odkryłby to, co teraz wyraźnie rzuciło mu się w oczy? Drobne ciało Allison, okryte workowatą sukienką, nosiło juŜ w sobie zapowiedź kobiecości. Z pewnością gdy dorośnie, odziedziczy po matce zaokrągloną figurę. Ale twarz miała podobną do niego. Identyczne rysy, jedynie trochę delikatniejsze. Ten

sam wyraz zamglonych szaroniebieskich oczu i pełne, szerokie usta. Brązowe włosy o rdzawym odcieniu sięgały dziewczynce aŜ do pasa, splecione w gruby warkocz. – Od jak dawna o tym wiedziałeś? – zapytał Spence. – Czy cała nasza cholerna rodzinka była tego świadoma? Ty... Valerie... ojciec? – Czy to moŜliwe, Ŝe przez tyle lat był ślepy? Jak mógł patrzeć na Allison i nie dostrzegać odbicia własnej twarzy? – Przysięgam, Ŝe nie miałem o niczym pojęcia – odrzekł Peyton. – Dowiedziałem się dopiero wtedy, gdy Valerie i Edward poprosili mnie, Ŝebym przygotował nową wersję ich testamentu. Byłem zdziwiony, gdy wyznaczyli cię na opiekuna Allison. Zdziwiony, to zresztą mało powiedziane. – Kiedy to było? Od jak dawna wiedziałeś? – Spence powtórzył pytanie. – Od trzech lat. Spence poczuł zalew emocji – gniewu, bólu, lęku i szoku, połączonych z niemal zapomnianymi wspomnieniami pierwszej miłości. W jego wyobraźni pojawiły się wizje gorących, pełnych namiętności spotkań z dziewczyną, której nie widział od

ponad czternastu lat. Pamiętał wyraźnie kaŜde słowo listu swej siostry i popatrzył w oczy starszego brata, oczekując odpowiedzi na pytania, które zaczęły się formować w jego umyśle. Pragnął, by Peyton zaprzeczył słowom Valerie. Nie chciał być ojcem. Nie wyobraŜał sobie, Ŝe mógłby sobie poradzić z odpowiedzialnością rodzicielstwa. W Ŝyciu, jakie wybrał, nie było miejsca na dziecko. Był samotnikiem, poszukiwaczem przygód, męŜczyzną, który uwielbiał Ŝyć intensywnie, wiecznie w pogoni za nowymi, podniecającymi wraŜeniami. – Co ja mam z nią zrobić, Peyt? Jestem ostatnim człowiekiem na ziemi, jakiego ktokolwiek mógłby sobie wybrać na ojca, a szczególnie taka delikatna dziewczynka jak Allison. – Czy to znaczy, Ŝe jej nie chcesz? Spence poczuł wyrzuty sumienia. Kim się okaŜe, jeśli nie zechce własnego dziecka? Człowiekiem, który zdaje sobie sprawę, Ŝe temu dziecku lepiej będzie bez niego, odpowiedział sobie. Nie było z niego Ŝadnego poŜytku w związkach z innymi ludźmi.

Wszystkim, którzy go kochali, zadawał tylko mnóstwo niepotrzebnego cierpienia. Jego własna matka zmarła, dając mu Ŝycie, i od tamtej pory zawsze był czarną owcą w rodzinie. Nigdy do niej nie pasował. – Co ja wiem o wychowywaniu dzieci? Za kilka miesięcy Allison skończy czternaście lat. Dziewczynka w tym wieku potrzebuje w swoim Ŝyciu kobiety. Matki! – Zgadzam się – powiedział Peyton. – Ale prawdziwa matka Allison jest przekonana, Ŝe jej dziecko zmarło trzynaście lat temu. Pattie Cornell nie ma pojęcia o tym, Ŝe jej córka Ŝyje. – Tak, dzięki staremu. To był naprawdę manipulator, jakich mało! Ale nawet jeśli nienawidził mnie za to, Ŝe przez całe Ŝycie czuł wyłącznie rozczarowanie z mojego powodu, jak mógł zrobić coś takiego Pattie? Ta dziewczyna nigdy w Ŝyciu nikogo nie skrzywdziła! – Senator zawsze uwaŜał, Ŝe wie, co jest dla wszystkich najlepsze, a szczególnie dla jego własnej rodziny. Nie interesowała go Pattie Comell, tylko jego wnuczka. – Jestem w stanie prześledzić tok jego myślenia... chorego, pokrętnego rozumowania. Miał córkę, która urodziła martwe dziecko. Jego nieudany syn wyjechał z miasta i zostawił

córkę gosposi w ciąŜy. Doskonałe rozwiązanie – wystarczy przekonać albo przekupić lekarza i parę innych osób z personelu szpitala, by zamienili noworodki, powiedzieć Pattie, Ŝe jej dziecko zmarło, a potem podarować zdrową córeczkę Pattie własnej córce. Spence poczuł narastający gniew. Jego stosunki z apodyktycznym ojcem nigdy nie układały się dobrze. Zawsze czuł niechęć do tego człowieka, który wszystkim narzucał swoją wolę, ale teraz ta niechęć przeszła w nienawiść. Zacisnął dłonie w pięści i postąpił krok do przodu. Peyton nawet nie mrugnął okiem, gdy brat zbliŜył się do niego. Śmiało, jeśli ma ci to poprawić samopoczucie – powiedział. – Ojciec nie Ŝyje od ośmiu lat. MoŜesz uderzyć mnie. Ale wiesz, Ŝe ci oddam. Spence rozluźnił pięści i zakrył twarz dłońmi, pocierając skronie czubkami palców. Rany boskie, jak to się mogło stać? – Kiedy masz zamiar powiedzieć o wszystkim Pattie? – Nie mam takiego zamiaru. – Peyton podszedł do barku w gabinecie swego zmarłego szwagra i wyjął butelkę szkockiej. – Masz ochotę się napić? Spence potrząsnął głową. – Co to znaczy, Ŝe nie masz zamiaru jej o tym powiedzieć?

– Nie moją rolą jest informować Pattie Cornell, Ŝe dziecko, o którym myślała, Ŝe zmarło przed trzynastu laty, Ŝyje i ma się dobrze. Peyt, przecieŜ wiesz, Ŝe trzeba jej o tym powiedzieć. Koniecznie. Ty to zrób. – Ja? – Tak, ty. W końcu to z tobą była w ciąŜy i ty ją zostawiłeś. Peyton nalał sobie sporą porcję whisky. Nic miałem pojęcia, Ŝe była w ciąŜy. – Spence przesunął palcami po brązowych włosach sięgających ramion. – Poza tym prosiłem ją. Ŝeby pojechała ze mną. ale nie chciała zostawić swojej rodziny. Byłem zły, Ŝe wybrała swoją matkę i siostrę, a nie mnie. Zrozumiałem, dlaczego tak zdecydowała, dopiero po wielu latach. – Pattie nadal mieszka w Marshallton – rzekł Peyton. – MoŜesz wrócić do starego domu i zabrać Allison ze sobą. – Jeśli Pattie nadal jest taka, jaką ją pamiętam, na pewno zechce wziąć Allison. – Trybiki w umyśle Spence’a kręciły się z oszałamiającą szybkością. Nie miał pojęcia, jak się zabrać do wychowywania nastolatki, a szczególnie nieśmiałej, dobrze ułoŜonej intelektualistki, jaką była Allison Wilson. Do diabła, jakim sposobem dziecko tak wraŜliwe, ciche i łagodne mogło

zostać poczęte przez niego i Pattie? Obydwoje w młodości byli buntownikami. Oczywiście wiele wyjaśniał wpływ Valerie. Siostra Spence’a, najstarsza z rodzeństwa Randów, była pruderyjną snobką opętaną manią wyŜszości. – Allison bardzo wiele przeszła przez tych ostatnich kilka tygodni, od śmierci Valerie i Edwarda – rzekł Peyton. – Jednego dnia miała rodziców, następnego straciła obydwoje naraz. – Nie będzie łatwo uporządkować ten bałagan, prawda, Peyt? – Spence znów spojrzał przez okno na swą siostrzenicę. Nie, nie siostrzenicę – córkę. Taka mała myszka. Taka cicha. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek w Ŝyciu zaznała trochę prawdziwej radości. – Nie widziałem jeszcze równie nieśmiałego dziecka. Co ta Valerie z nią zrobiła? Ani ja, ani Pattie nigdy w Ŝyciu nie wiedzieliśmy, co to nieśmiałość. – Valerie wychowywała Allison tak, jak babcia Rand wychowywała ją samą. – Peyt uśmiechnął się. – Pamiętasz? – Och, BoŜe! Biedne dziecko. – Spence natychmiast poczuł więź z dziewczynką. Nigdy z własnej woli nie zgodziłby się na to, by skazać swą córkę na zimne, surowe traktowanie,

którego doświadczył on sam, Valerie i Peyton. Ich babcia, Caldonia Marshall Rand, przy pomocy ojca wychowywała dzieci tak, by znały przysługujące im miejsce w społeczeństwie i doceniały przywilej bycia ostatnimi potomkami znakomitej rodziny Randów. Spence zaś zbuntował się, złamał serce babki i rozgniewał ojca. – Nie zazdroszczę ci, braciszku – stwierdził Peyton. – Przez całe Ŝycie uciekałeś od odpowiedzialności, a tu nagle spada na ciebie taki obowiązek! – Allison powinna być z Pattie. nie ze mną. Spence pomyślał, Ŝe musi znaleźć jakiś sposób, by wynagrodzić im obydwu, Pattie i Allison, tę okropną krzywdę, jaką wyrządził im jego ojciec. Nie miał zamiaru rujnować Ŝycia córki, wychowując ją samemu. Nie, ta dziewczynka nie powinna być wychowywana precz kogoś takiego jak on. Potrzebowała więcej świeŜego powietrza, słońca i opieki Pattie Cornell. – Będę musiał to wszystko odpowiednio przygotować – mruknął. – Allison i Pattie najpierw powinny się poznać, zanim powiem im prawdę. Dobry pomysł. – Tak. MoŜe w końcu to wszystko się jakoś ułoŜy. Pattie weźmie Allison. Będzie

wspaniałą matką. Kto by się oparł jej energii? Mogę nawet odwiedzać Allison co jakiś czas, wysyłać jej prezenty i tak dalej. Mogę jej pokazać świat... gdy skończy dwadzieścia lat. Zdaje się. Ŝe wszystko juŜ sobie dokładnie obmyśliłeś, braciszku. – Jeszcze nic do końca, ale postaram się. – Spence poczuł przemoŜną ulgę i uśmiechnął się! MoŜe bycie ojcem nie okaŜe się takie straszne, jeśli uda mu się pełnić tę rolę na odległość. Czy moŜna skrzywdzić własną córkę, przebywając o tysiące kilometrów od niej? Rozwiązanie całego problemu leŜało w rękach Pattie Comell. Pattie. Nigdy jej nie zapomniał. Choć w ciągu czternastu lat przez jego Ŝycie przewinęło się sporo kobiet, o wiele bardziej doświadczonych niŜ Pattie, to ona była jego pierwszą miłością. A właściwie jedyną miłością. Gdy ją poznał, była bardzo młoda, niedoświadczona, niepokorna i pełna namiętności. śadna kobieta od tamtego czasu nie kochała go tak jak Pattie. Pogrzebał wspomnienia o niej w najgłębszych zakamarkach umysłu i nie spodziewał się, by ich ścieŜki jeszcze kiedyś miały się przeciąć. Ale los zakpił sobie z niego, przedstawiając mu Ŝywy dowód ich dawnej miłości. Spence wiedział, Ŝe nie ma wyboru. Musi zabrać Allison

do Marshallton w Tennessee – do domu, do matki. ROZDZIAŁ PIERWSZY – Słyszałaś, Ŝe Spence Rand wrócił do miasta? – zapytała Sherry Daily. Serce Pattie Cornell przestało bić na ułamek sekundy, a po chwili zaczęło walić jak oszalałe. – Hej, dziewczyno, usnęłaś? – Sherry pomachała dłonią przed twarzą swej pracodawczyni. – Słyszałaś, co powiedziałam? Spencer Rand wrócił do Clairmont. Ma zamiar tu zamieszkać razem ze swoją siostrzenicą. – Siostrzenicą? – powtórzyła Pattie drŜącym głosem i zajęła się przekładaniem segregatorów na biurku, by ukryć zdenerwowanie. Pamiętasz Valerie Rand? Starszą siostrę Peytona i Spencera? Wyszła za mąŜ za jakiegoś lekarza i przeprowadziła się do Corinth. Obydwoje zginęli w katastrofie samolotu mniej więcej miesiąc temu. Kto... kto ci powiedział, Ŝe Spencer Rand wraca do Marshallton? – Spence wyjechał przed czternastu laty i nigdy nie odwiedzał rodzinnych stron. Pattie wiedziała na pewno, Ŝe nie pisał ani nie dzwonił.

Słyszałam od Myrtle Mac, ale wszyscy juŜ o tym mówią. Clairmont stało zamknięte od śmierci senatora Randa, więc to będzie wielkie wydarzenie w mieście, gdy ktoś z rodziny znów się tam pojawi. – Sherry napełniła kubek kawą z ekspresu. – Czy masz coś przeciwko temu, Ŝe zrobię sobie teraz przerwę na lunch? Nie ma duŜego ruchu. Nic jeszcze dzisiaj nie sprzedałyśmy. – Czy jesteś pewna, Ŝe Myrtle mówiła właśnie o Spencerze? – Oczywiście, Ŝe tak. Myrtle powiedziała, Ŝe jego siostrzenica od przyszłego miesiąca ma zacząć chodzić do naszej szkoły, a Spencer zamieszka tutaj jako jej opiekun. – W takim razie jestem pewna, Ŝe chodzi o Peytona Randa. śaden sędzia będący przy zdrowych zmysłach nie powierzyłby opieki nad dzieckiem komuś takiemu jak Spencer. – ChociaŜ Pattie nie widziała Spence’a od czternastu lat i nie miała od niego Ŝadnych wiadomości, wiedziała o nim więcej, niŜ było jej to potrzebne do szczęścia. W ciągu ostatnich kilku lat jego sensacyjne powieści przygodowe stały się bestsellerami w całym kraju. – Nie chodzi o Peytona – upierała się Sherry. – Myrtle wyraźnie mówiła o Spencerze.

Zdaje się. Ŝe ona jest jakąś daleką kuzynką Randów, tak? – Jej siostra wyszła za Marshalla, a Randowie i Marshallowie są ze sobą spokrewnieni. Przed czternastu laty siostrzenica Myrtle. Leah Marshall, daleka kuzynka Peytona i Spencera, okazała się jedyną osobą w mieście, która odwaŜyła się dać pracę niewykształconej, niezamęŜnej nastolatce w ciąŜy. Pattie nie lubiła myśleć o nieprzyjemnych wydarzeniach, szczególnie o tych minionych. Tego, co juŜ się stało albo zostało powiedziane, nie moŜna było odwrócić. Po bolesnych doświadczeniach nauczyła się Ŝyć dniem dzisiejszym – zapomnieć o przeszłości i nie martwić się zbyt wiele o przyszłość. – Wszyscy wiedzą, Ŝe Peyton Rand nie wyjedzie z Jackson. Jest tam wziętym prawnikiem i podobno ma zamiar się zaręczyć. Za drzwiami prowadzącymi z zaplecza do sklepu meblowego rozległy się szybkie kroki. Obie kobiety odwróciły się i zobaczyły J.J. Cartera, który biegł między sofami i kanapami, trzymając pod pachą piłkę futbolową. W chwili gdy na niego spojrzały, podskoczył wysoko i bez wysiłku przerzucił długie nogi nad drewnianym stolikiem do kawy. – Ten chłopak ma tyle energii, Ŝe mógłby nią obdzielić dwunastu nastolatków. – Sherry

odstawiła kubek na biurko. – ZałoŜę się, Ŝe wydajesz wszystkie pieniądze na jedzenie dla niego. Z dnia na dzień robi się coraz większy. Pattie spojrzała na swego pasierba z uśmiechem. Sherry miała rację: szesnastoletni J.J. miał juŜ metr osiemdziesiąt cztery wzrostu. Był zapalonym futbolistą i posiadał tyle energii, Ŝe wystarczyłoby, Ŝeby zniszczyć cały kwartał domów lub doprowadzić druŜynę Raidersów z liceum w Marshallton do zdobycia mistrzostwa stanu. – Gdzie nasz lunch? – zapytała. – JuŜ po drugiej. Umieram z głodu. J.J. rzucił na biurko brązową papierową torbę. Po pokoju rozniósł się zapach dymu hikorowego i ostrego sosu. – Przepraszam, Ŝe tak długo czekałyście, ale Leigh była dzisiaj w pracy i pogadałem z nią chwilę. – Chyba raczej poflirtowałeś. – Sherry wyjęła z torby dwie duŜe kanapki z mięsem upieczonym na ruszcie i podała jedną Pattie. – Słowo daję, J. J., jesteś niebezpieczny dla kobiet, a szczególnie dla tych poniŜej dwudziestego roku Ŝycia. – Nic nie poradzę na to, Ŝe jestem taki czarujący – odrzekł J.J. z szelmowskim

uśmiechem, który tak bardzo przypominał uśmiech Freda. Pattie popatrzyła na niego z czułością. Wysoki, chudy chłopak niezmiernie przypominał swego ojca, którego kochała i straciła nagle przed rokiem. J.J. opadł na obrotowy fotel za biurkiem i oparł nogi na wysuniętej szufladzie. – Jakiś facet w „Pieczonym Prosiaku” pytał o ciebie. – J.J. zmarszczył jasne brwi i spojrzał na Pattie z ukosa. – Wyglądało na to, Ŝe bardzo się tobą interesuje. Serce Pattie znowu zaczęło bić szybciej, a na policzkach pojawił się rumieniec o ton ciemniejszy od róŜu. – Kto... kto o mnie pytał? – Nazywa się Spencer Rand. – J.J. rozerwał torebkę chrupek ziemniaczanych. – Wypytywał Leigh, w jakich godzinach sklep jest otwarty i od jak dawna jesteś jego właścicielką. – Rozmawiałeś z nim? – Tak. Powiedziałem mu, Ŝe jestem twoim dzieckiem. No, coś w tym rodzaju. A on mówił, Ŝe jesteście starymi przyjaciółmi i Ŝe chętnie by się z tobą zobaczył.

I co mu odpowiedziałeś? – śe moŜe tu zajrzeć, bo w soboty sklep jest otwarty do szóstej – odrzekł J.J. z pełnymi ustami. – Czy powiedział... Czy powiedział, Ŝe przyjdzie? – Pattie spojrzała na swoją kanapkę i poczuła, Ŝe zupełnie nie jest głodna. – Tak. Kazał ci powtórzyć, Ŝe przyjdzie tu, gdy on i jego siostrzenica skończą jeść. – J.J. sięgnął za fotel do chłodziarki, wyciągnął dwie puszki coli i podał jedną Pattie. – Ludzie, jaka ta jego siostrzenica jest dziwna. Ubrana była w sukienkę. WyobraŜacie sobie? Sierpień, sobota po południu, a ta ubrana, jakby się wybierała do kościoła! – To w stylu starej pani Rand. prawda? – zaśmiała się Sherry, potrząsając głową. – Przez całe Ŝycie miała obsesję na punkcie dobrych manier. A Valerie była taka sama. Największa snobka w mieście. UwaŜała się za kogoś lepszego od innych. – Ja ich nie pamiętam. – J.J. pociągnął spory łyk coli i otarł usta wierzchem dłoni. – Słyszałem o senatorze Randzie, no i wszyscy wiedzą, kto to jest Peyton. Tato zawsze powtarzał, Ŝe stary Peyt któregoś dnia zostanie gubernatorem Tennessee.

– Nasza Pattie i Spencer Rand byli w sobie kiedyś zakochani – oznajmiła Sherry, przełykając ostatni kęs kanapki. – Wszyscy myśleli, Ŝe wezmą ślub. – Czy to prawda, Pattie? – zaciekawił się J.J. – I co się stało? – Nic się nie stało. Spence po prostu pewnego dnia wyjechał z miasta. – Rzeczywiście miałaś zamiar wyjść za niego? – dopytywał się J.J. ze szczerą niewinnością dziecka, które nie ma pojęcia, jak bolesne są jego pytania. Pattie nieświadomie przyłoŜyła dłoń do piersi i zacisnęła palce na guziku czerwonej bluzki, wyczuwając dotykiem dwa złote pierścionki wiszące na długim łańcuszku – pierścionek zaręczynowy, który dostała od Spencera, i drugi, malutki, którego jej mała córeczka nigdy nie miała okazji nosić. Nie potrafiła rozdzielić tych dwóch pierścionków, takjak nie potrafiła oddzielić wspomnień o dziecku od tych o jego ojcu. – Obydwoje byliśmy wtedy bardzo młodzi. To było dawno temu. Nie widziałam Spence’a od czternastu lat. – Ale to ciekawe, Ŝe moja przybrana matka chodziła ze Spencerem Randem. Leigh powiedziała mi. Ŝe to on pisze te ksiąŜki, o których wszyscy mówią od kilku lat. – J.J. zajrzał przez otwarte drzwi do wnętrza sklepu. – Zdaje się, Ŝe stary Pritchett znowu

przyszedł popatrzeć na kanapę. – Chyba pójdę i zobaczę, czy uda mi się coś sprzedać – odezwała się Sherry. Partie szybko połoŜyła rękę na jej ramieniu. – Zostań tu i skończ jeść. Ja właściwie nie jestem wcale głodna. Zajmę się nim. Corbin Pritchett naleŜał do ludzi, którzy lubią chodzić po sklepach i oglądać róŜne rzeczy, choć przewaŜnie nic nie kupują, ale Pattie była zadowolona, Ŝe ma pretekst, by uciec przed pytaniami J.J. i wspomnieniami Sherry. Pan Pritchett na jej widok skinął głową. – Nie potrzebuję pomocy, Pattie. Chcę tylko popatrzeć. – Patrz, na co tylko chcesz, Corbin. Jeśli będziesz czegoś potrzebował, zawołaj mnie – odrzekła i podeszła do podwójnych oszklonych drzwi, które wychodziły na Vine Street. „Pieczony Prosiak” znajdował się zaledwie o przecznicę dalej. Pattie wyglądała na ulicę i zastanawiała się, czy Spence Rand rzeczywiście ma zamiar tu wstąpić. Wyciągnęła łańcuszek spod bluzki i gdy przyglądała się trzymanym w dłoni pierścionkom, napłynęły do niej wspomnienia. Dlaczego właściwie nie pozbyła się tych

pierścionków? Nie pokazywała ich nikomu oprócz Freda. Jemu jednemu wyjaśniła, dlaczego nosi je na sercu, a on to zrozumiał. BoŜe. jak tęskniła za Fredem. Gdyby tu był, nie czułaby lęku przed spotkaniem ze Spence’em. Ale straciła go, podobnie jak wszystkich, których w Ŝyciu kochała. Fred nie mógł jej teraz obronić. Nikt oprócz niej samej nie mógł jej obronić przed Spence’em Randem. Spence patrzył na Allison, która właśnie kończyła jeść frytki. Siedziała sztywno na krześle, trzymając lewą rękę na kolanach. KaŜdy jej ruch był powolny i kontrolowany. Miał wraŜenie, Ŝe widzi swoją siostrę Valerie. Tydzień juŜ minął od chwili, gdy Spence dowiedział się, Ŝe Allison jest jego córką, i w ciągu tego czasu wielokrotnie zastanawiał się, co by zrobił czternaście lat temu, gdyby wiedział, Ŝe Pattie jest w ciąŜy. Wówczas przede wszystkim zdecydowany był wyjechać z Marshallton i wyrwać się spod kurateli ojca, który usiłował Ŝelazną ręką kierować jego Ŝyciem. Spence poprosił Pattie, by wyjechała razem z nim, i wiedział, Ŝe ona takŜe tego chciała. Nie była to jednak odpowiednia chwila. Okoliczności sprzysięgły się przeciwko nim.

On nie mógł zostać, a ona nie mogła zostawić swojej matki i młodszej siostry. Zastanawiał się, czy Pattie juŜ wtedy zorientowała się, Ŝe jest w ciąŜy, ale nawet jeśli tak było, nic mu nie powiedziała. BoŜe, gdyby tylko wiedział, na pewno jakoś zebrałby się na odwagę, Ŝeby porozmawiać z ojcem. OŜeniłby się z Pattie Cornell i dał dziecku swoje nazwisko. Przez ostatni tydzień nieustannie przyglądał się Allison. Było coś niezwykle fascynującego w świadomości, Ŝe ta mała, delikatna dziewczynka jest jego córką. Spence nigdy nie pragnął mieć dzieci. Nie myślał o ojcostwie od czasu, gdy wiele lat temu rozmawiali z Pattie o małŜeństwie i załoŜeniu rodziny. Był zbyt zajęty podróŜami i przygodami, wszystko chciał zobaczyć i wszystkiego doświadczyć. Niewiele było rzeczy, których smaku nie zaznałby w ciągu ostatnich czternastu lat. Lubił mieszkać sam i szukał towarzystwa jedynie wtedy, gdy miał na nie ochotę, a wówczas to on dyktował warunki. Udało mu się osiągnąć przyzwoite dochody dzięki pisaniu ksiąŜek o męŜczyznach, jakich spotykał w swoich podróŜach i z którymi się przyjaźnił, o ludziach podobnych do niego pod

względem umysłowości i temperamentu. Ale tak się złoŜyło, iŜ miał córkę i nie potrafił się pozbyć wraŜenia, Ŝe jest jej potrzebny. – To było bardzo dobre, wujku Spencerze – powiedziała Allison. Przechyliła głowę na bok i z uśmiechem spojrzała na niego szaroniebieskimi oczami, niezwykle podobnymi do jego oczu. Spence poczuł ucisk w Ŝołądku. Dopiero w tej chwili zauwaŜył, Ŝe ruchy dziewczynki, sposób, w jaki przechylała głowę na bok, uśmiech, ton głosu przypominały mu Pattie. – Wujku Spencerze, czy coś się stało? – Co? Och nie, kochanie, po prostu się zamyśliłem. – O czym myślałeś? – O pewnej dziewczynie, którą kiedyś znałem. Poznasz ją i na pewno polubisz. – Nie był pewien, czy mądrze robi, zabierając Allison ze sobą do sklepu Pattie, ale uwaŜał, Ŝe im szybciej Pattie pozna Allison, tym wcześniej będzie mógł jej powiedzieć prawdę. Gdy Pattie dowie się, Ŝe jej córka Ŝyje, na pewno zechce się nią zaopiekować. – Czy ona mieszka tutaj, w Marshallton? – Tak. Słyszałaś, jak pytałem o nią kelnerkę, a potem tego chłopca, który

powiedział, Ŝe jest jej pasierbem. – J.J. Carter. – Allison zarumieniła się. Było jej z tym bardzo do twarzy. Właśnie – uśmiechnął się Spencer. Jego nieśmiałej córce spodobał się J.J. To świadczyło o tym, Ŝe pomimo sztywnych manier Allison jest normalną trzynastolatką. Potrzebuje tylko matki takiej jak Pattie, która by ją nauczyła, jak być kobietą. – Jego macocha. Pattie Cornell, jest moją dawną przyjaciółką. Przyszło mi do głowy, Ŝe moglibyśmy wpaść do niej na chwilę. – Mówił, Ŝe mają sklep z meblami, prawda. – Allison zamyśliła się. – Przypuszczam, Ŝe to ktoś, kogo warto poznać. Kobieta interesu i tak dalej. Jeśli ty się z nią przyjaźniłeś, to na pewno pochodzi z dobrej rodziny. Mama zawsze zwracała na to wielką uwagę. Mówiła, Ŝe nie mogę nawiązywać znajomości z byle kim. Spence jęknął w duchu. Jego siostra usiłowała uczynić z Allison dokładną kopię siebie samej. – Posłuchaj, kochanie, twoja ma... moja siostra hołdowała wielu staroświeckim zasadom... Takim, które... powiedzmy, z którymi ja niezupełnie się zgadzam. – Jak mógł

przekazać Allison swoje poglądy, nie oczerniając przy tym Valerie? – Nie sądzę, by ludzi naleŜało osądzać po tym, kim byli ich rodzice i dziadkowie albo w jakich okolicznościach przyszli na świat. – Naprawdę? – Oczy Allison rozszerzyły się ze zdumienia. – Naprawdę. – Spence przywołał kelnerkę, atrakcyjną nastolatkę. Słyszał wcześniej, Ŝe ma na imię Leigh. – Masz ochotę na deser? MoŜe ciasto z polewą czekoladową? – Och, chyba nie powinnam. Słodycze są przeznaczone na szczególne okazje i nie naleŜy sobie pobłaŜać zbyt często. Tym razem Spence nie potrafił się powstrzymać od głośnego jęku. Uświadomił sobie, Ŝe będzie musiał się wiele natrudzić, by przestawić myślenie tego dziecka na nowe tory. Na pewno gdzieś w głębi pod tą maską dobrze wychowanej panienki istnieje coś z natury jego i Pattie. jakaś Ŝywiołowość i spontaniczność. – Ale to jest szczególna okazja – powiedział. – Obydwoje zaczynamy zupełnie nowe Ŝycie, więc myślę, Ŝe naleŜy nam się deser. Uśmiechnął się do kelnerki, która odpowiedziała mu tym samym. – Dwa ciastka czekoladowe.