kufajka

  • Dokumenty27 039
  • Odsłony1 870 923
  • Obserwuję1 391
  • Rozmiar dokumentów74.8 GB
  • Ilość pobrań1 680 701

Berger Thomas - Historia Orriego

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :665.4 KB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

kufajka
3. Ebooki według alfabetu
B

Berger Thomas - Historia Orriego .pdf

kufajka 3. Ebooki według alfabetu B BERGER THOMAS Powieści
Użytkownik kufajka wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 277 stron)

Thomas Berger HISTORIA ORRIEGO Tłumaczył Tomasz Bieroń ZYSK I S-KA WYDAWNICTWO Tytuł oryginału ORRIE'S STORY Copyright © by Thomas Berger, 1990 Ali rights reserved Copyright © for the Polish translation by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.c, Poznań 2001 Opracowanie graficzne serii i projekt okładki Lucyna Talejko- Kwiatkowska Fotografia na okładce Piotr Chojnacki Redaktor serii Tadeusz Zysk Książka ta jest fikcją. Nazwiska, postaci, miejsca i zdarzenia są tworem wyobraźni autora lub użyte są fikcyjnie i jakiekolwiek podobieństwo do osób, żyjących lub zmarłych, zdarzeń i miejsc jest zupełnie przypadkowe. Wydanie I ISBN 83-7150-731-3 Zysk i S-ka Wydawnictwo s.c. ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. (0-61) 853 27 51, 853 27 67, fax 852 63 26 Dział handlowy, ul. Zgoda 54, 60-122 Pozań tel. (0-61)864 14 03, 86414 04 e-mail: sklep@zysk.com.pl. nasza strona: www. zysk.com.pl. Druk i oprawa: Poznańskie Zakłady Graficzne SA

Thomas Berger jest uznawany za jednego z najznakomitszych amerykańskich pisarzy współczesnych. W jego dorobku znajduje się kilkanaście powieści, m.in. Mały Wielki Człowiek, Powrót Małego Wielkiego Człowieka, Wielka draka, Czyli nigdzie, Robert Crews, Podejrzani. Określany jest mianem mistrza czarnej komedii i humoru. Historia Orriego to osadzona w czasach współczesnych — w typowym amerykańskim miasteczku — klasyczna grecka historia Orestesa. Bromowi Weberowi CZĘSC I Stali bywalcy „Idle Hour Bar & Grill", sami piwosze z wyjątkiem Joe Beckera, który wolał mocniejsze trunki i mógł sobie na nie pozwolić, tudzież Molly McShane, która zawsze piła sherry, albo przekroczyli już wiek poborowy, albo mieli przeciwwskazania medyczne, albo —jak w przypadku Molly i jej koleżanki Gladys — nie kwalifikowali się do wojska ze względu na płeć. Augie Mencken skoczył ze spadochronem do okupowanej przez Niemców Francji przed świtem w dniu lądowania aliantów w Normandii, brał udział w odparciu kontrofensywy niemieckiej w Belgii i w końcu znalazł się w Berlinie. Najnowsza kartka pocztowa od niego była przylepiona taśmą klejącą do lustra za barem, obok całej galerii innych z ostatnich lat, niektórych już trochę pożółkłych, tudzież zdjęcia z gazety, na którym Augiemu (odwróconemu plecami do obiektywu) ładna Francuzka wręczała butelkę szampana po tym, jak wyzwolił Paryż w jeepie. Wszyscy byli zaskoczeni, że akurat Augie wyróżnił się na polu walki. W cywilu nie odnosił oszałamiających sukcesów. Nieszczególnie sprawdził się jako przedsiębiorca: jego five-and-ten* szybko padło. Poratował go

stryjeczny brat, człowiek, za którym nikt nie przepadał (z istotnym wyjątkiem żony Augiego), ale interesy, ponoć nie całkiem czyste, szły mu bardzo dobrze. Kwestia, czy E.G., jak lubił być nazywany, nawiązał bliższą zażyłość z żoną Augiego, zanim jego krewny poszedł do wojska, była przedmiotem rozważań * Sklep, w którym wszystkie towary kosztują pięć lub dziesięć centów. (Przypisy pochodzą od tłumacza.) klientów „Idle Hour", mężczyzn, którzy uważali Esther Mencken za najseksowniejszą kobietę w miasteczku, mimo jej wieku (pod czterdziestkę) i trójki dzieci. Ma się rozumieć, że przy Molly i Gladys wypowiedzi podlegały wewnętrznej cenzurze. W kobiecym towarzystwie mężczyźni byli pruderyjni, szczególnie kiedy kobiety nie wzbudzały zainteresowania na tle erotycznym — Molly zawsze była brzydka, a Glad, wdowa z nadwagą, miała już ponad pięćdziesiąt lat. Wszyscy jednogłośnie uznali, żeE.G. i Esther byli ze sobą blisko przynajmniej od momentu, gdy Augie poszedł na wojnę. Jednak tego wieczoru na pierwszy plan wysunął się temat zakończenia wojny. — Japońcy nie zdzierżyliby jeszcze jednej takiej bomby — powiedział Rickie Wicks. Phil Paulsen, którego brat, żołnierz zawodowy, od wzięcia przez wroga Bataanu znajdował się na liście zaginionych i najprawdopodobniej zmarł podczas marszu śmierci z głodu lub też na skutek okrucieństwa Japończyków, należał do najmniej krwiożerczo nastawionych osób w całym towarzystwie. Teraz z rozwagą kiwał głową.

— A co, jeśli Ralph był więźniem w obozie pod jednym ze zbombardowanych miast? Była to przygnębiająca myśl, lecz Joe Becker powiedział: — Nasi wiedzą, gdzie tamci trzymają Amerykanów. Nie zrzuciliby bomby na naszych chłopców. Joe był najstarszym i najzamożniejszym z mężczyzn: jego słowa miały swoją wagę. Dwudziestopięcioletni Al Hagman, który siedział na stołku przy barze, był okazem zdrowia, lecz stracił kilka palców u lewej nogi w wypadku, który zdarzył się parę lat wcześniej w fabryce. Teraz podniósł swój kufel w stronę Paulsena. — ZaRalpha. Paulsen spełnił ten toast wraz z innymi. — Nie tracę nadziei. Mama wciąż wierzy, że Ralph się pojawi. Biedna jest. — Billa O'Harę ubili na plaży w Anzio, a Chuck Dunn zginął podczas kontrofensywy Niemców w Belgii — powiedział Hagman. — Kuzyn żony, gość z Zachodu, dostał na Guadalcanal — powiedział Wicks. — Howard Vedder był w niemieckim obozie jenieckim, aż ich wyzwolili; mówił, że dużo ludzi z tych stron było rannych. Jakoś się na nas skrupiło. Wszedł Bob Terwillen i stanął za plecami Joe Beckera. Pomachał paniom, które jak zawsze siedziały w miejscu, gdzie bar zakręcał pod kątem prostym i zmierzał w stronę ściany. Herm, właściciel i barman w jednej osobie, bez pytania przyniósł mu butelkę piwa i nie kufel, tylko szklankę. Terwillen wypił jeden łyk, po czym podzielił się sensacyjną w jego

mniemaniu wiadomością: — Słyszeliście? Augie Mencken jutro wraca. Al Hagman zarechotał. — Herm wie od niego samego. Zaplanowaliśmy małą imprezę na jutro wczesnym popołudniem. — Jak też wojna potrafi zmienić człowieka — powiedziała Molly sarkastycznym tonem. — Przedtem grał takie niewiniątko. Becker spojrzał na nią karcąco. — Augie będzie miał ze czterdzieści lat — powiedział Terwillen. Grube szkła powiększały mu oczy. —• No i trójka dzieci, mógł się wywinąć od służby. — W kwietniu zeszłego roku skończył czterdzieści dwa lata — skorygował go Becker. — Pewnie musiał nakłamać, że jest młodszy — powiedział Rickie Wicks, który sam był w wieku poborowym, ale miał jakieś problemy z sercem. W przeciwieństwie do Hagmana, który utykał na jedną nogę, Rickie nie mógł się wykazać żadnymi zewnętrznymi objawami nieprzydatności do służby, w związku z czym od ataku na Pearl Harbor narażony był na nieprzyjemne uwagi ze strony obcych ludzi i nie wchodził do barów, w których go nie znali. — Nastolatki udają starszych, żeby się załapać do marynarki, a z Augiem było odwrotnie. — Ciekawe, co teraz będzie z Esther i E.G.? — Molly skierowała te słowa do Gladys, ale mówiła wystarczająco głośno, aby wszyscy ją usłyszeli. — E.G. niech lepiej uważa — odparł Rickie. — Augie wyprawił już paru gości na tamten świat.

Gladys zazwyczaj biernie przysłuchiwała się rozmowom, lecz teraz powiedziała wyraźnie poruszona: — Jako dziecko była strasznie wredna. — Prawda, wyście przecież mieszkały obok siebie — uzmysłowiła sobie Molly. — Moja siostra zawsze twierdziła, że to ona otruła naszego psa — powiedziała Gladys. — Ja nie jestem pewna, ale... — W tym miejscu głęboko zaciągnęła się kolejnym z serii kilkunastu papierosów, jakie wypaliła w ciągu ostatniej godziny. Ellie Mencken miała szesnaście lat, ale pod względem rozwoju drugorzędowych cech płciowych pozostawała o kilka lat w tyle za rówieśnicami. Jej matka, która w tym wieku była już mocno wyob-lona, uznała, że dziewczyna nie rokuje większych nadziei. Esther nalała jej soku pomarańczowego z puszki, której wieczko zostało w dwóch miejscach przekłute szpikulcem do lodu, jedna dziura do nalewania, druga na powietrze: technika zapożyczona od E.G. — Chcesz tak pójść do szkoły? — Przecież bluzka jest czysta — odparła Ellie, spoglądając na swą płaską klatkę piersiową przez okulary w plastikowych oprawkach, w jednym miejscu pękniętych i zlepionych taśmą klejącą. - Nie przeszkadza ci, że masz takie ohydne okulary? Wujek Erle zawsze cię błaga, żebyś kupiła sobie nowe na jego koszt. Ellie zacisnęła blade usta. — Nic im nie dolega. — W twoim wieku powinnaś się już zacząć zastanawiać, jak dasz sobie radę w życiu.

Esther nie po raz pierwszy poruszyła tę sprawę. Sok pomarańczowy zbyt wolno wylewał się do małej szklanki, w której poprzednio był serek. Potrząsnęła puszką. Była pusta. Mimo że Orrie żywił się w college'u, a dziewczynka sprawiała wrażenie, jakby prawie w ogóle nie jadła, jedzenie jakoś szybko „wychodziło". — Jak będziesz wracała do domu, to wstąp do Harrimana i kup sok na jutro i trochę kiełbasy na kolację. Chyba trzeba kupić chleb. Ten tost jest ostatni i musiałam go oskrobać z pleśni. I zobacz, czy wystarczy jajek. I postaraj się za dużo nie wydać, dobrze? Zasiłek, który Augie przysyłał do domu z wojska, był żałośnie marny. Co ciekawe, pieniądze przychodziły pocztą, a nie w postaci czeku wystawionego przez rząd. Było oczywiste, że załatwił sobie, żeby dawali mu je do ręki, a nie wysyłali bezpośrednio rodzinie, dzięki czemu mógł trochę zachachmęcić dla siebie, a może dla jakiej ś niemieckiej ździry. Nie miała wątpliwości, że Augie musi sobie kupować kobiety. Esther zrozumiała teraz, że pogardzała Augiem, odkąd okazał słabość charakteru i zgodził się z nią ożenić, kiedy tylko mu powiedziała jako szesnastolatka, że jest w ciąży — nie zapytał nawet, czy to jego dziecko. Miała przed nim innych partnerów, przede wszystkim jego stryjecznego brata E.G., wówczas znanego jako Erle, który rok wcześniej zrobił z niej kobietę. Erle'a nie było jednak wtedy w mieście, rzecz rozegrała się bowiem w jednym z tych okresów, kiedy E.G. wyruszał na poszukiwania nowych możliwości życiowych, większych niż te oferowane lokalnie. Eskapady chyba z reguły kończyły się sukcesem, aczkolwiek Erle nie należał do osób, które spowiadają się ze swych poczynań nie pytane, a Esther wolała nie wściubiać nosa w jego sprawy, bała się bowiem, że usłyszy coś, co

wzbudzi w niej zazdrość. Niewykluczone nawet, że w pewnym okresie był żonaty. Nie ulegało wątpliwości, że przy jego rozbuchanych potrzebach musiał zadawać się z innymi kobietami. Sytuacja ta była do zniesienia tylko pod warunkiem, że Esther miała o niej jedynie ogólne pojęcie, nie znała detali. Tak naprawdę liczyło się tylko to, że brał ją do łóżka, 11 kiedy tylko był w mieście, a od końca lat trzydziestych właściwie bez przerwy mogła korzystać z jego usług. Z początku poczynali sobie dyskretnie, ale z czasem to się zmieniło, między innymi dlatego, że pogardzali jej mężem, a jego krewnym. Niewykluczone, że Augie doskonale zdawał sobie z tego sprawę, jeszcze zanim postanowił wyruszyć na wojnę; być może właśnie dlatego zaciągnął się do wojska. Jak zwykle wszystko przemilczał, choć z ochotą dzielił się innymi swymi problemami, które sprowadzały się wyłącznie do pieniędzy, a raczej ich braku. Dlaczego zatem nie rzuciła Augiego dla E.G.? Przez piętnaście lat uważała, że dzieci są na to za małe. Poza tym Erle nigdy nie powiedział ani słowa na ten temat, a ona była zbyt dumna, żeby go zapytać. — Na twoim miejscu poszłabym przynajmniej do Sue Annę i poprosiła, żeby spróbowała coś zrobić z tymi twoimi włosami — powiedziała teraz Esther do swej córki, mając na myśli właścicielkę miejscowego salonu kosmetycznego. Ellie nie zareagowała, tylko powiedziała proszącym tonem: — Chciałabym zostać w domu i zaczekać na tatę. — Nie wiadomo, o której przyjedzie — odparła Esther, wyjmując z lodówki butelkę mleka. Oderwała tekturowy krążek i powąchała

zawartość, która już tylko z trudem nadawała się do picia. — Chyba nie może się zdecydować, którym pociągiem. Cały on. Wujek Erle chętnie by po niego wyjechał, ale nie, on nie chce. — Szkoda, że nie mogłam z nim porozmawiać — powiedziała Ellie. — Nie pochlebiaj sobie — odparła jej matka. — Sądzisz, że specjalnie na twoją cześć podałby konkretną godzinę? — Może by podał. — Masz zbyt wysokie mniemanie o sobie. Wypij mleko. Ellie z upartą miną potrząsnęła głową. — Skwasiło się. — No to idź już. Esther wyszła z kuchni. Nie miała cierpliwości do swej córki. Powrót Augiego z wojska był zupełnie nie po jej myśli. Przez całe lata Esther zazwyczaj nie odpowiadała na jego zadufane w sobie listy — byle tylko nie miał na głowie rodziny, zrobi wielką karierę — lecz kiedy dał znać, że go zwalniają do domu, szybko odpisała, błagając, żeby został zawodowym żołnierzem. Przecież jak na razie świetnie mu idzie, te wszystkie bohaterskie wyczyny, medale, awanse i tak dalej. A co ma do zaoferowania życie w cywilu? Czy epoka powojenna będzie dla niego przychylniejsza niż przedwojenna? Przypomniała mu, najuprzejmiej jak umiała, że nie posiada żadnych doświadczeń prócz związanych z tym nieszczęsnym sklepem. Czemu więc nie zostanie w armii, aby piąć się dalej w górę, może nawet dochrapie się stopnia generała? Augie, który nigdy jej nie słuchał, zlekceważył tę prośbę. Tym razem jednak miał tego pożałować i wyłącznie sam był sobie winien. Pomysł wyszedł od Esther, lecz E.G. natychmiast go zaakceptował, a poza tym

samo wymyślenie było z tego wszystkiego najprostsze. Sporządzenie planu działania, który uwzględniałby wszelkie ewentualności, okazało się znacznie trudniejsze, niż pokazują na filmach. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że kino niezwykle schematycznie przedstawia rzeczywistość. Gdyby nie E.G., przypuszczalnie dałaby sobie z tym wszystkim spokój. Myślał dużo bardziej praktycznie od niej: trzeba nie tylko zdecydować, jak to zrobić, ale również rozważyć konsekwencje każdej możliwej drogi działania. Postrzelenie się przy czyszczeniu zdobytej na wrogu broni brzmi dosyć wiarygodnie, ale czy mogą liczyć na to, że przywiezie ze sobą lugera? E.G. powiedział, że niektórzy wracający z wojny żołnierze są na tyle nierozważni, że przywożą do domu niewybuchy. Ale jak zdetonować coś takiego, nie demolując przy okazji połowy domu? Metody pozamilitarne budziły oczywiste zastrzeżenia: przejechany przez samochód (trudno tak to załatwić, żeby nikt nie widział), zamordowany przez płatnego zabójcę (zbrodnia w ich miasteczku nieznana), zepchnięty ze schodów do piwnicy (u wysportowanego bohatera wojennego mogłoby się skończyć na kilku siniakach), otruty środkiem przeciwko szczurom albo chwastom (nawet jeżeli ofiara nic nie zauważy, to jak zaprawić tym środkiem jej jedzenie lub picie?) Im dłużej trwały te dywagacje, tym Esther robiła się brutalniej- 12 13 sza. Wyznała, że jest wściekła na siebie, iż nie ukatrupiła go przed wojną — uratowałaby w ten sposób życie Geny. — Dziecko w jej wieku, sama na autostopie. — E.G., który leżał obok

niej na łóżku w domku kempingowym, zamknął oczy. Słyszał to nie po raz pierwszy, jednak trzeba było o tym pamiętać. — Nie uciekłaby, gdyby on nagle nie postanowił wstąpić do wojska. Do niczego się nie nadawała, kiedy usłyszała, że tata wyjechał. Umiał zawrócić dziewczynkom w głowach. Cokolwiek by się działo, zawsze uważały go za bohatera. Tak jakbym to ja doprowadziła sklep do bankructwa. E.G. zezłościł się. — Nie przypominaj mi o tym. Wiesz, na co miały pójść pieniądze. Mój tata nigdy mi tego nie wybaczył. — Ich wspólny dziadek zawsze skandalicznie faworyzował ojca Augiego, a dyskryminował starego E.G. Temu drugiemu nie zostawił po śmierci prawie nic, natomiast ojciec Augiego dostał pieniądze na otwarcie five-and-ten na skraju dzielnicy biznesowej. Przez resztę życia Theodore'a Men-ckena, pod koniec wielkiego kryzysu, interes nigdy nie kręcił się zbyt dobrze, ale kiedy odziedziczył go Augie, przetrwał tylko dwa lata. Oczywiście Augie narzekał, że przejął w spadku głównie długi, ale według Esther i E.G. sklep podupadł wyłącznie przez niego. Po śmierci Augiego rząd USA zobowiązany będzie wypłacić uposażonym z jego wojskowej polisy sumę dziesięciu tysięcy dolarów. Ostatecznie uzgodnili plan działania dopiero wieczorem w przeddzień zapowiedzianego przyjazdu Augiego. Umrze w wannie, na skutek porażenia prądem. Właśnie trwała typowa dla końca lata fala upałów. Nikt nie zauważy nic dziwnego w fakcie, że Augie włączył elektryczną dmuchawę w słabo wentylowanej łazience z jednym małym oknem nad muszlą klozetową, którego poza tym nie można otworzyć szeroko, bo z zewnątrz wszystko byłoby widać. Dmuchawa może się łatwo zsunąć z

rozklekotanej półki nad wanną i wpaść do wody. Za ścianą, na której wisi półka, jest główna sypialnia: mocne uderzenie pięścią w odpowiednie miejsce odniesie oczekiwany skutek, a jednocześnie nie pozostawi żadnych śladów zbrodni. — Ellie musi być w domu — powiedział E.G. Tors miał owłosiony jak małpa. Augie nie był tak obficie porośnięty, lecz za to na głowie nie miał żadnych ubytków, przynajmniej kiedy go ostatni raz widziała, podczas gdy E.G. świecił dwoma zakolami powyżej każdej skroni. Augie był wyższy i przy powierzchownym oglądzie sprawiał wrażenie przystojniejszego, lecz mizerny podbródek nie miał w sobie ani odrobiny władczości, a brązowe oczy były maślane jak u psa. E.G. wycelował w nią małym palcem, na którym nosił sygnet. — Wszystko musi być dokładnie zgrane w czasie. — Czyli tak, on jest w wannie. Ja słucham, aż woda przestanie się lać. Idę do sypialni i walę w ścianę w miejscu, które wymierzyliśmy. — Nie, przed tym wszystkim idziesz do łazienki i przesuwasz wentylator na skraj półki. — Racja. — I włączasz. — Dobra — powiedziała Esther. — Zrobiłam to wszystko. Ile muszę odczekać, zanim wejdę i znajdę ciało? — To zależy — odparł E.G. — czy będzie charczał albo coś. Dalej uważam, że powinniśmy wypróbować na bezpańskim kocie albo psie, czy po porażeniu prądem wydadzą jakieś odgłosy. Moim zdaniem nie. Myślę, że od razu wszystko jest sparaliżowane. Esther lubiła zwierzęta i nigdy by się nie zgodziła na tego rodzaju

eksperyment. — Dobra, czyli jak coś krzyknie albo zacharczy, to wchodzę od razu. Jak nie, co ty uważasz za prawdopodobne, chwilę odczekam. E.G. wyjął papierosa z paczki, która leżała na stoliku po jego stronie łóżka, zapalił i dmuchnął dymem w stronę sufitu. — Ja muszę sobie zorganizować jakieś dobre alibi, żeby nikt nie Pomyślał, że miałem z tym coś wspólnego. Pojadę do baru, w którym on zawsze przesiadywał. Wiesz, „Idle Hour". Kiedy będzie po wszystkim, najpierw tam zadzwonisz i poprosisz o pana Reynoldsa. Barman nie zna twojego głosu? 14 15 — Nigdy tam nie byłam — powiedziała Esther, po czym zabrała mu papierosa i zaciągnęła się jeden raz. — Potem zadzwonisz po ekipę reanimacyjną. Dam im czas, żeby zdążyli dojechać, zanim się zjawię. Wszystko musi się odbyć we właściwej kolejności. Jeśli najpierw wezwiesz ekipę, możesz się do mnie nie dodzwonić, na przykład będzie zajęte. — Znów wycelował w nią palcem. — Wpadki biorą się z tego, że ludzie nie uwzględniają wszystkich ewentualności. E.G. miał tylko średnie wykształcenie, ale był z natury inteligentny. Sprytem nadrabiał to, czego brakowało jego ojcu, którego tak wykiwał tata Augiego. W przypadku synów sytuacja odwróciła się. Augie nie dawał sobie rady, natomiast jego stryjeczny brat nie miał powodów do narzekań. Czym się dokładnie zajmuje, pozostawało dla Esther tajemnicą, choć wiedziała, że robi między innymi jakieś interesy związane z

nieruchomościami. Augie w najmniejszym stopniu nie podzielał jego powściągliwości i przy każdej okazji zwierzał się wszystkim z przyczyny swych niepowodzeń: ma zbyt miękkie serce i za dużo sprzedaje na kredyt. Dwaj hurtownicy, którzy rozprowadzali markowe towary, współpracowali tylko z dużymi sieciami, dla takich jak on zostawiając japoński szajs (to znaczy do czasu ataku na Pearl Harbor). Z niezrozumiałych dla niego powodów młodzież z ogólniaka, którą zatrudniał po szkole i w soboty, jakoś nigdy nie dorównywała kalibrem tym dzieciakom, które dorabiały sobie ustawianiem kręgli albo noszeniem kijów golfowych. Esther uważała, że przyczyna jest oczywista: za mało im płaci. Wolałaby jednak dać sobie uciąć język, niż wygłosić jakąś opinię na temat sklepu, chyba żeby ją o to poprosił. On jednak nigdy tego nie zrobił. Była przecież tylko kobietą. — Czyli ty zjawiasz się mniej więcej w czasie, kiedy wynoszą zwłoki. — No — potwierdził E.G. — Będzie jeszcze wystarczająco wcześnie na wizytę. To chyba naturalne, że przychodzę przywitać się z krewnym, który wrócił z wojny? I całe szczęście, że akurat się zjawiłem, bo mogę ci pomóc i wesprzeć cię na duchu w tej tragedii. Lewą ręką sięgnął nad jej piersiami po papierosa, którego trzy- mała w prawej dłoni. Oboje byli nadzy w tę zaskakująco ciepłą jak na wrzesień noc. Jedną ręką Esther wsunęła E.G. papierosa do ust, a drugą przeciągnęła jego palce po swoim brzuchu i wepchnęła w mokrą gęstwinę między udami. W jednej chwili, nie wyjmując z ust papierosa, przewrócił ją na brzuch, jakby nic nie ważyła, i brutalnie wszedł w nią od tyłu. Następnego dnia rano, kiedy mizernie wyglądająca Ellie wreszcie wyruszyła na dwumilowy spacer do szkoły (nawet przy złej pogodzie

wolała chodzić pieszo, niż jeździć z wujkiem), Esther udała się do łazienki, aby przetestować procedurę, za pomocą której jej mąż miał zostać śmiertelnie porażony prądem. Czekała ją tam przykra niespodzianka: temperatura znacznie spadła przez noc, nic dziwnego o tej porze roku, ale jak na razie nic nie wskazywało na to, aby miała się szybko z powrotem podnieść. Liczyli na kolejny upalny dzień, który zacznie się od rana i po południu w łazience będzie gorąco jak w piekarniku, w związku z czym nie obejdzie się bez wentylatora. E.G. ostrzegał ją jednak, aby nie ulegała histerycznym napadom pesymizmu. — To dobry plan, pod warunkiem, że nie spanikujemy. Podobnie jak Ellie, Orrie starał się omijać wujka Erle'a jak największym łukiem. Prezenty, które od niego otrzymywał, zawsze w formie gotówkowej, nieodmiennie przekazywał matce, bez potrąceń. Wolała myśleć, że syn okazuje w ten sposób zatroskanie o stan rodzinnych finansów, a nie negatywny stosunek do jej kochanka. Interpretacji tej nie sposób było jednak utrzymać, kiedy chłopiec odrzucił ofertę sfinansowania przez E.G. jego studiów. — Jeśli nie starczy mi stypendium, zatrudnię sięjako kelner. Orrie nie wiadomo dlaczego mówił rozgoryczonym tonem i z wyzywająco — jak uznała Esther — wysuniętym do przodu podbródkiem. — Kurczę, Orrie — powiedział E.G., ostentacyjnie otwierając portfel. — Mam tu trochę portretów Bena Franklina, które wypalają mi dziurę w kieszeni. — Zaczął wyjmować banknoty studolarowe 16 17

i machać nimi w powietrzu. Kilka takich papierów wystarczyłoby na pokrycie rocznych kosztów zakwaterowania i wyżywienia, czego nie można było powiedzieć o pracy, którą Orrie dostał za pośrednictwem uniwersyteckiej agencji. Po opłaceniu czesnego ze stypendium zostawała tylko skromna suma na podręczniki. — No weź, Orrie — naciskała Esther. — Wujek Erle naprawdę chce ci dać. — E.G. sięgnął w stronę kieszeni koszuli chłopca, chcąc mu na siłę wcisnąć banknoty, lecz Orrie gwałtownie odskoczył i zwinął dłonie w pięści. — Jak ty się zachowujesz?! — wrzasnęła wściekła Esther. Orrie rzucił jej pogardliwe spojrzenie i wyszedł z pokoju, a wkrótce potem, nie pożegnawszy się, z domu. Zupełnie przypadkowo wyglądnęła przez okno, kiedy szedł na stację, żeby wyjechać na studia. Dźwigał zdezelowaną walizkę ojca, a na dobitkę, miał na sobie marynarkę od któregoś ze starych garniturów Augiego, jas-nopopielaty tweed ze ściągaczem na plecach — czegoś takiego już od lat się nie nosiło. Orrie trwał w żałosnym przekonaniu, że ludzie uznają to za marynarkę sportową, jeśli włoży do niej — tak jak teraz — zielone sztruksy sięgające do samej ziemi, w epoce, kiedy wśród młodzieży obowiązywały spodnie zakończone znacznie powyżej butów. Miała zawołać E.G., żeby popatrzył na to widowisko, ale powstrzymała się w nagłym odruchu lojalności, czułości i litości wobec syna. Było to jednak uczucie niewygodne i wkrótce przerodziło się w nienawiść do ojca Orriego, który samolubnie uciekł na wojnę, aby udowodnić, że jest mężczyzną, zostawiając żonę i dzieci na pastwę losu. To było kilka tygodni wcześniej. Zważywszy na to, w jakich okolicznościach wyjechał Orrie, nie spodziewała się, aby prędko dał znać,

i nie pomyliła się w rachubach. Dwa razy napisał jednak do Ellie. Esther przechwyciła oba listy, przeczytała je i zniszczyła. Chciała w ten sposób zachować władzę w domu, lecz towarzyszyły temu uczucia szlachetniejszej natury. Bardzo kochała Orriego i dlatego łatwo mu było ją zranić. Wiedziała, że on też ją kocha, i to nie tylko z obowiązku, jako matkę. Zawsze byli ze sobąbardzo związani. Nawet kiedy Augie był jeszcze w domu, Orrie zdecydowanie wolał jej towarzystwo i okazywał wyraźny brak zainteresowania ulubionymi rozrywkami ojca. Kiedy chłopiec odrzucił szereg zaproszeń na polowania na króliki, mecze baseballowe i futbolowe oraz pokazy, podczas których kaskaderzy przebijali się samochodami przez ściany ognia, Augie zaczął się zastanawiać, czy z męskością jego syna jest wszystko w porządku. — Powinien więcej wychodzić z domu, użyć życia jak mężczyzna. — To jeszcze dziecko. — Nie dziecko, tylko nastolatek — odparł Augie. — Mam nadzieję, że lubi dziewczęta. Esther z przyjemnością zauważyła, że Orrie nigdy nie okazuje tego typu zainteresowań w jej towarzystwie, nawet kiedy córka Burchnalów, dwa domy dalej, opalała swoje nad wiek rozwinięte ciało w szortach i wiązanym na szyi biustonoszu. — Straszna flądra z tej Burchnalki — powiedziała Esther do swego syna, który nie zaprzeczył słowem ani gestem. — Nie chcę, żeby się czymś zaraził od jednej z tych cichodajek na mieście! — wyskoczyła na Augiego. — On musi dojść do czegoś w życiu. Rzecz jasna, chciała w ten sposób raczej dopiec mężowi, aniżeli wyrazić nadzieję co do przyszłości swego syna, lecz i w tej drugiej kwestii była

szczera: pragnęła, aby Orriemu nie tylko powiodło się finansowo, tak jak wujkowi Erle, ale aby również osiągnął prestiż, którym E.G. nie mógł się poszczycić. Zdawała sobie sprawę, że prócz niej E.G. nie miał prawdziwych przyjaciół, podczas gdy Augiego wszyscy uwielbiali — a przynajmniej tak twierdzili, bo trudno to pogodzić z faktem, że zakupy robili nie u niego, tylko w najbliższym Woolworth. Ludzie są takimi paskudnymi hipokrytami. E.G. miał rację, że pożyteczniej jest wzbudzać w ludziach strach niż miłość. Jednak życzyła sobie, aby Orrie cieszył się powszechnym szacunkiem, a to na całym świecie, w czasie wojny i pokoju, można było osiągnąć, zostając lekarzem. Kiedy po raz pierwszy o tym wspomniała, Orrie skrzywił się i potrząsnął swą piętnastoletnią głową z krótką fryzurą. 18 19 — Jezu, babrać się w tych wszystkich ranach i krwi, kaszlą ci w twarz... — Lekarze szybko się do tego przyzwyczajają — powiedziała Esther — i traktują to jak każdą normalną pracę. Ale ty nie musisz być lekarzem rodzinnym. Są przeróżne specjalizacje, zresztą lepiej płatne. Nie we wszystkich masz do czynienia z krwią. Weźmy choćby radiologię. — Albo doktora od czubków — wtrąciła się Ellie. — Wiesz, psy-chija... — Cicho bądź — skarciła ją Esther. Orrie wciąż miał skrzywioną minę. — Na biologii krajamy teraz żabę i niespecjalnie mi się to podoba. — Lekarze są wszędzie szanowani — powiedziała Esther. — Bo wszystkim są potrzebni. Prezydent ich potrzebuje. Ludzie robią, co im każesz, Orrie. Najwięksi i najsilniejsi ludzie na świecie słuchają swoich lekarzy.

— Ale Orrie nie lubiłby zmuszać ludzi do brania lekarstw — znów wtrąciła się Ellie. — On chce być artystą. Esther spiorunowała ją wzrokiem. — Mówiłam ci, żebyś się nie odzywała. — Była niezadowolona, bo słowa Ellie sugerowały, że łączy ją z Orriem większa zażyłość niż kobietę, która wydała go na świat. — Tak mu się w tej chwili wydaje — powiedziała, patrząc na syna — ale jeszcze nie musiał spojrzeć w twarz rzeczywistości. Kto będzie kupował twoją sztukę? Tutaj ludzie nawet nie wiedzą, co to jest sztuka. Wieszają na ścianie kalendarze, które dostają za darmo. Pojedziesz do dużego miasta: kogo tam znasz? A bez znajomości daleko nie zajdziesz. Oni nie mają litości dla obcych. Minęły czasy, kiedy chuchano na młode talenty, żeby się nie zmarnowały. — Nie wiem, kim będę w przyszłości — odparł Orrie. — Po prostu lubię rysować. Ellie postanowiła nie dać się uciszyć. — Pani Taviner wywiesza wszystkie jego rysunki w świetlicy. Szkoda, że ich nie widziałaś. — Wystawia też mnóstwo rzeczy innych ludzi — powiedział Orrie z typową dla siebie skromnością. — To tylko szkoła w małym miasteczku. — Dała mu książkę! — zawołała Ellie. — Nie dała, tylko pożyczyła — poprawił ją Orrie. — Jest tam pełno obrazów olejnych Rembrandta i innych. Jezu, mnie nie udało się nawet dobrze namalować akwareli. — Dobrze, to znaczy jak? — Żeby się nie rozmazywało. Jestem beznadziejny. Zwiesił głowę. — To nieprawda! — zaprotestowała Ellie.

— No widzisz? — powiedziała Esther z satysfakcją. — Nie masz chyba tyle talentu, żeby traktować sztukę jako coś więcej niż hobby. Jeśli zostaniesz lekarzem, będziesz sobie kupował tyle dzieł sztuki, ile dusza zapragnie. — Kupować? — zirytował się chłopiec. — Nie o to chodzi. Ja chcę tworzyć. — Jako lekarz będziesz przywracał ludziom zdrowie — argumentowała. — To najwspanialszy rodzaj tworzenia, jaki znam. Orrie nie tylko kochał swoją matkę, ale i liczył się z jej zdaniem. Kiedy nadszedł czas wyjazdu na studia, to chociaż odbyło się to w nieprzyjemnych okolicznościach, Esther miała pokrzepiającą świadomość, że jej syn zamierza zapisać się na przygotowawczy kurs medycyny. Nie odniosła natomiast żadnych sukcesów w innej sprawie: nie zdołała go przekonać, aby życzliwiej odnosił się do E.G. Było to o tyle niefortunne, że Orrie, w przeciwieństwie do dziewcząt, został poczęty podczas pobytu Erle'a w mieście. Zniknął ponownie, zanim Esther zorientowała się, że jest w ciąży, a wrócił, gdy Orrie miał kilka lat. W E.G. powstało wtedy podejrzenie, które później przerodziło się w pewność, że jest ojcem chłopca. 20 21 Powracający bohater był wzruszony chałupniczo wykonanym transparentem udrapowanym na górnym rzędzie butelek: WITAMY W DOMU, AUGIE. Wyglądało to na kawałek prześcieradła z literami wypisanymi pastą do butów. Herm, który stał za barem, a więc przodem do drzwi, siłą rzeczy zobaczył

Augiego pierwszy i nie podając przyczyny, nagle kazał im się uciszyć. Uniósł do góry szklankę wody z lodem, którą zawsze trzymał pod kontuarem, i powiedział: „Za waszego i mojego przyjaciela..." Patrzył ponad głowami, więc zanim wypowiedział imię Augiego, wszyscy obrócili się na stołkach. Rickie Wicks podszedł i pierwszy uścisnął Augiemu dłoń, chociaż przed wojną nie był z nim szczególnie zaprzyjaźniony, natomiast Joe Becker, który ze wszystkich obecnych znał Augiego najlepiej, powitał go jako ostatni i najmniej demonstracyjnie okazywał radość, lecz nie wynikało to z ochłodzenia uczuć do przyjaciela. Augie, wciąż trzymając walizkę, skłonił się paniom. — Cześć, Molly. Cześć, Gladys. — Świetnie wyglądasz z tymi medalami i w ogóle — powiedziała Gladys. Molly uśmiechała się nieznacznie, ledwo unosząc kąciki ust. — Zostawiłeś jakichś Niemców przy życiu, żeby posprzątali ten bąjzel, czy wszystkich rozwaliłeś? Augie z przykrością stwierdził, że Molly odnosi się do niego równie sarkastycznie jak przed wojną. Z jej urody niewiele pozostało, ale kiedy chodzili razem do ogólniaka, była może nie tyle ładna, co atrakcyjna dla tak chorobliwie nieśmiałego chłopaka jak on. Przynajmniej wówczas miała gładką cerę. Kolegowali się, wracali razem do domu i zawsze konsultowali zadania domowe. Jego rodzice nazywali ją jego „dziewczyną" i on sam podobnie o niej myślał. Kiedy wszakże wreszcie zdobył się na odwagę i wziął ją za rękę na tym odcinku ich powrotnej trasy, gdzie przecinali mały zagajnik i nikt nie mógł ich widzieć, wyszarpnęła dłoń, jakby się sparzyła, zwinęła w pięść i pogroziła mu.

Doznał dziwnego uczucia, że uznała 22 go za zboczeńca, jakby była chłopcem, z którym chciał trzymać się za ręce. Od tego czasu jego stosunek do niej uległ zmianie. Ona z kolei stała się wobec niego zgryźliwa. Po tylu latach wciąż zachowywała się tak samo. Herm nalał mu piwa. — Za chwilę zjemy obiad. Na koszt zakładu. —Podał mu kufel i powiedział, przebierając w powietrzu palcami: — Daj walizkę. Wziął ją od Augiego i schował za barem. — Jak to się ma do piwa, które warzą w Niemczech? — spytał Rickie Wicks. — Dużo lepsze — odparł Augie, wypiwszy łyk. — Wszystko, co amerykańskie, jest najlepsze. Gdziekolwiek się pojedzie, od razu to widać. — Zauważył swoje kartki pocztowe przyklejone pożółkłą taśmą do prawego dolnego rogu lustra za barem. — O, nie wyrzuciliście ich — powiedział, pokazując palcem. — Jesteśmy z ciebie dumni, Augie. — Herm pochylił się nad kontuarem. — A teraz opowiedz nam o tych medalach. Kiedy krótkowzroczny Bob Terwillen zaczął przyglądać się im z bliska, Augie wskazał najważniejszy. Al Hagman zawołał Joe Beckera, który siedział na samym końcu, i spytał, czy widział kiedyś Srebrną Gwiazdę. Joe odparł, że nie, lecz nie ruszył się z miejsca. — Musiało być strasznie ciężko. — Ja bym powiedział tak, Al. Robiłem to samo, co każdy z was robiłby na moim miejscu.

Rozległy się dobroduszne okrzyki w stylu: „nie gadaj". — Odkąd to zrobiłeś się taki skromny? — sarknęła Molly. Terwillen uniósł do góry swoją szklankę. — Twoje zdrowie, Aug. Cieszę się, że wróciłeś do domu cały i zdrów. Później wszyscy z wyjątkiem kobiet, które wymówiły się obowiązkami domowymi (Glad musiała nakarmić kota) przeszli do sali z tyłu, gdzie podano lunch. Augie dostał gruby stek z kością, na który zrzuciła się reszta (każdy dał po ćwierć dolara; później, kiedy wracali 0 domu, Hagman obliczył sobie, że na tej transakcji Herm nawet 23 zarobił). Reszta zamówiła potrawę dnia, czyli rumsztyk z jajkiem sadzonym. Zwieńczeniem tej części uroczystości byl moment, kiedy żona Herma, Gwen, która była kucharką, przyniosła tort kupiony przez Rickiego Wicksa godzinę wcześniej w lokalnej piekarni. Piekarz ledwo zdążył naprędce go udekorować sztampowymi różyczkami z lukru, podobnymi do tych, które umieszcza się na ciastach z okazji ślubów i urodzin; otaczały one napis: „Witaj w domu, Augie" — sporządzony jadalnym, odręcznym pismem w kolorze czerwonym, poniżej wbita była miniaturowa papierowa replika flagi amerykańskiej. Nikt nie zapytał Augiego o szczegóły jego przeżyć z pola walki, choć on miał na podorędziu wiele historii, które usłyszał w barze koło dużego szpitala wojskowego na południu USA, gdzie ranni weterani wojennych bitew wracali do zdrowia. Mundur oficera z dystynkcjami kapitańskimi i orderami zakupił od prawowitego właściciela, który przegrał masę pieniędzy w kości i pokera. Każda udekorowana osoba miała prawo otrzymać od Ministerstwa Obrony kopię odznaczenia, jeżeli oryginał

został zgubiony lub skradziony, więc nikt na tym nie stracił. W chwili gdy Stany Zjednoczone przyłączyły się do wojny, interes Augiego podupadał, a jego żona miała romans z jego stryjecznym bratem. Niezręcznie byłoby się awanturować w sytuacji, gdy tenże sam stryjeczny brat uratował go od bankructwa. Tylko jakiś desperacki krok mógł go ocalić. Syn Harolda Banksa, Jeny, który często wchodził w konflikt z prawem, nie został osądzony za serię drobnych kradzieży części samochodowych, ponieważ zgodził się wstąpić do komandosów, a Sam Potter miał syna, który zgłosił się do marynarki wojennej, aby nie zdawać matury. Wojnę można było wykorzystać do swoich celów, jeśli ktoś był młody, lecz Augie dawno już miał za sobą szczenięce lata. Zajęło mu dłuższą chwilę, zanim uzmysłowił sobie, że pozorowane wstąpienie do armii może być równie skuteczne jak rzeczywiste. Aby przekonać wszystkich, że zostało się żołnierzem, wystarczyło wyjechać z miasteczka. Było mało prawdopodobne, aby Esther, uwikłana w romans z Erle'em, wysłała za nim policję, zwłaszcza jeśli regularnie przysyłałby jej pieniądze udające zasiłek dla rodziny poborowych. Kiedy zdał sobie sprawę, że maskarada ta może się udać, jeszcze bardziej przestraszył się całego pomysłu. Do tej pory nie wykazywał śmiałości w żadnej dziedzinie życia. Ożenił się z Esther, bo była jedyną dziewczyną, która zechciała pójść z nim do łóżka. Sklep odziedziczył po śmierci ojca. Ale co z dziećmi? Najbardziej związany był ze złotowłosą Geną, która wkrótce miała stać się kobietą. Niewiele łączyło go z Orriem — on zawsze był bardziej synem Esther niż jego. Istniało podejrzenie, że Orrie nigdy nie stanie się stuprocentowym mężczyzną: miał wyraźną awersję do typowo męskich rozrywek, takich jak polowanie i futbol. Kiedy Augie wykonał

stosunkowo delikatną szarżę na piłkę, maleńki Orrie wybuchnął płaczem, kiedy uderzył o ziemię. Na pewno aż tak go nie bolało. Przez cały dzień zdarzały mu się gorsze katastrofy. Później, w ogólniaku, od konieczności występów w szkolnych drużynach uratował go zbyt niski wzrost i waga: nie przekroczył stu sześćdziesięciu centrymetrów i pięćdziesięciu kilogramów. Jeśli chodzi o polowanie, to podczas pierwszej i ostatniej wyprawy na bażanty, na którą zabrał go ojciec, zdarzyła się niefortunna historia. Augie trafił ptaka w skrzydło. Ranne stworzenie przeczołgało się w podściółkę. Kiedy je znalazł, podrygiwało kon-wulsyjnie i miało w oczach śmierć — nieprzyjemny widok nawet dla normalnego myśliwego, a co dopiero dla mało odpornego nastolatka. Lecz bycie mężczyzną w znacznym stopniu polega na braniu się za bary z odpowiedzialnością, niezależnie od okoliczności. Istotą polowania jest zdobycie pożywienia. Skrócenie cierpień nieszczęsnego stworzenia było zwykłym ludzkim obowiązkiem. Augie otworzył składany nóż i sprawując się tak szybko i miłosiernie jak potrafił, obciął bażantowi głowę. Kiedy wycierał nóż o ziemię, a dłonie 0 nogawki starych spodni, które wkładał na polowania, usłyszał, jak °rrie ucieka przez pole. Później, w samochodzie, Augie powiedział: ^ Jeśli uważasz, że polowanie jest czymś złym, to nie powinie-s w ogóle jeść mięsa. Bo to jest najłagodniejszy sposób, w jaki 0Zna uśmiercić zwierzę. Wiesz, jak oni zarzynają bydło? 24 25 Jednak podobnie jak wiele osób lubiących moralizować na ten temat (w większości kobiet), Orrie wolał oddać się ckliwym uczuciom, niż spojrzeć