kufajka

  • Dokumenty27 039
  • Odsłony1 862 410
  • Obserwuję1 384
  • Rozmiar dokumentów74.8 GB
  • Ilość pobrań1 674 488

Blaedel Sara - Mam na imię księżniczka - (02. Louise Rick)

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :2.2 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

kufajka
3. Ebooki według alfabetu
B

Blaedel Sara - Mam na imię księżniczka - (02. Louise Rick) .pdf

kufajka 3. Ebooki według alfabetu B BLAEDEL SARA Cykl: Louise Rick
Użytkownik kufajka wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 256 stron)

SARA BLÆDEL Mam na imię księżniczka Przełożyła Iwona Zimnicka Mojemu bratu Jeppemu

1. Ból sparaliżował jej nadgarstki i nie zdążyła nawet zareagować, a już miała ręce związane na plecach. Przerażona zwróciła ku niemu twarz. Cios był tak silny, że jej głowa odbiła się od materaca i znów podskoczyła, gotowa na przyjęcie kolejnego uderzenia. Kobieta otworzyła usta do krzyku, lecz zanim zdążył wydobyć się z nich dźwięk, zablokował je jakiś twardy przedmiot. Mocna taśma zmieniła jej twarz w maskę. Butelka po winie i kieliszki stały na stoliku przy kanapie. Świece spokojnie się paliły. Kobieta, której krew płynęła z nosa, leżała z policzkiem wciśniętym w materac i wpatrywała się w ich płomienie, myśląc o restauracji i kolacji z trzech dań. Zamówił calvados do kawy bez pytania, czy lubi ten trunek, nie musiała więc ujawniać swojej niewiedzy. Trzymali się za ręce. Przeszył ją ostry ból, kiedy coś, co zacisnął na jej nogach tuż nad kostkami, wbiło się w ciało. Potem tańczyli w salonie. Blisko siebie. Ujął w dłonie jej twarz i pocałował. Dobry Boże, ratuj mnie! Krew wciąż płynęła, więc oddychanie przez nos było prawdziwą mordęgą. Skupiła się i wycelowała, unosząc złączone nogi i próbując go kopnąć ponad krawędzią łóżka. Siedział tyłem do niej, ale zdążył się odwrócić i odparować cios. Kolejne uderzenie pięści trafiło ją w kość policzkową i skroń. - Leż spokojnie, to nic ci się nie stanie! Przytrzymał ją i ze złością odepchnął jej związane nogi. Jego ubranie leżało na krześle stojącym obok szafy. Jej własne rzeczy kłębiły się nieporządnie na podłodze przy końcu łóżka. Każda oddzielnie. Prosił, żeby rozbierała się powoli. Lewa strona twarzy pulsowała. Z salonu wciąż dochodziła

ściszona muzyka. Lęk coraz mocniej zaciskał się na jej trzewiach. Płakała z bólu i ze wstydu. Wcisnęła twarz i ciało w miękką kołdrę z nadzieją, że ją pochłonie. Łzy mieszały się z krwią. Nagle ściągnął ją z łóżka tak, że na materacu została tylko górna połowa jej ciała. Cały świat eksplodował, kiedy mężczyzna gwałtownie w nią wtargnął. Ciasno przyklejona taśma wstrzymała krzyk. Kobieta starała się unieść nos i spokojnie oddychać, ale przez cały czas wytrącał ją z rytmu ból, który zdawał się ją rozsadzać. Ciało zaczęło się poddawać. Ból spowiła mgła i powoli opuściła ją świadomość.

2. Rozległo się ciche kliknięcie, kiedy nacisnęła guzik, i moment później drzwi na oddział się otworzyły. Szła szybko ze wzrokiem wbitym w podłogę. Kątem oka widziała odwiedzających i pacjentów zajętych rozmową. Laborant pchał przed sobą wózek z probówkami wypełnionymi krwią, przewożonymi z gabinetów zabiegowych do analizy. Dosłownie w ostatniej chwili udało jej się na niego nie wpaść. Przeprosiła, nie zatrzymując się, i maszerowała dalej w stronę izby przyjęć. Skręciła za róg i weszła do przeszklonej dyżurki. - Louise Rick, Wydział A - przedstawiła się. - Z kim mam rozmawiać? Młoda pielęgniarka odpowiedziała jej z uśmiechem: - Chwileczkę, zaraz zadzwonię po lekarza. Na razie proszę usiąść. Wskazała krzesło przy owalnym białym stole, na którym widoczne były ślady po filiżankach z kawą i okruchy popołudniowego ciasta. Louise, obserwując pielęgniarkę, która wyszła do sekretariatu zadzwonić, zdjęła z ciemnych włosów okulary przeciwsłoneczne i rzuciła je na stół. Potem założyła ręce na karku i ciężko westchnęła. Jadąc wzdłuż Kalvebod Brygge i Folehaven, z trudem przedarła się przez popołudniowe korki, a kilka razy zdarzyło jej się uderzyć w kierownicę, kiedy ruch całkiem zamarł. Pokonanie niespełna dziesięciu kilometrów z Komendy Miejskiej Policji w Kopenhadze do Szpitala Hvidovre zabrało jej wyjątkowo dużo czasu. Dochodziła już prawie piąta, kiedy Hans Suhr, naczelnik Wydziału Zabójstw, przyszedł do jej pokoju. Louise spisywała właśnie listę zakupów, które powinna zrobić w drodze do

domu, ale zobaczywszy wyraz twarzy szefa, odsunęła notatnik i przygotowała się na to, że będzie musiała zadzwonić do Petera i poprosić, by to on skoczył do sklepu. Sam to zresztą zaproponował rano, kiedy odwoził ją do pracy, ale optymistycznie machnęła ręką, mówiąc, że na pewno zdąży. - Zgłoszono gwałt. Chciałbym, żebyś tam pojechała. Szef usiadł na twardym krześle stojącym przy krótszym boku jej biurka. Zanim zdążył powiedzieć coś więcej, Louise sięgnęła po notes i wyrwała kartkę z listą zakupów. Suhr często angażował ją w sprawy gwałtów. Ofiary miały prawo być przesłuchiwane przez kobietę, a ponieważ w wydziale nie pracowało ich zbyt wiele, tego rodzaju śledztwa zwykle spadały na nią. - Przewieziono ją do Hvidovre - wyjaśnił Suhr, kiedy naszykowała już długopis. - To trzydziestodwulatka z Valby. Jej matka, która mieszka piętro wyżej, zeszła do mieszkania córki w porze obiadu i znalazła ją związaną i zakneblowaną w sypialni. Leżała na zakrwawionym łóżku, prawie nieprzytomna z wycieńczenia. - Suhr przez chwilę się zastanawiał, czy powinien jeszcze coś dodać. - Matka przed wezwaniem karetki usunęła jej mocną taśmę klejącą z ust - powiedział w końcu. Louise obserwowała szefa, żeby wiedzieć, czy powinna się przygotować na jeszcze gorsze rzeczy, ale już sam fakt związania i zakneblowania ofiary wystarczał, by Komenda Rejonowa City skontaktowała się z Wydziałem A. Stan ofiary klasyfikował gwałt w kategorii napaści popełnionej z wyjątkową brutalnością. - Susanne Hansson mieszka sama. Kiedy policja przybyła na miejsce, jej matka powiedziała, że córka nie ma ani stałego chłopaka, ani znajomych, z którymi dobrowolnie chodziłaby do łóżka. Louise zmarszczyła czoło. - A co ona sama mówi? - przerwała szefowi. Suhr wzruszył ramionami. - Nic. Koledzy z City po przyjeździe do szpitala próbowali coś z niej wyciągnąć, ale nic z tego nie wyszło. Później zamieniła z nią kilka słów któraś z lekarek, lecz nie wiem, z

jakim rezultatem. Wiemy jedynie, że pokrzywdzona chce zgłosić gwałt. Sama musisz z nią porozmawiać, a potem zawieźć do Szpitala Centralnego na badania. Louise kiwnęła głową, zadowolona, że będzie miała możliwość nawiązania kontaktu z Susanne Hansson, zanim pojadą do ośrodka dla ofiar gwałtów Z doświadczenia wiedziała, że jeśli dziewczyna została potraktowana tak brutalnie, jak mówił Suhr, to dalsze badania przeprowadzane przez patologów sądowych tego samego dnia będą stanowiły dla niej jeszcze większe obciążenie. Wcześniejsza rozmowa z policjantką byłaby bardzo wskazana, tak aby Susanne mogła poczuć się choć odrobinę bezpieczniej. - W jakim jest teraz stanie? - Pojedziesz i sama się przekonasz - odparł naczelnik. - Wyślę Larsa Jørgensena do jej mieszkania na Lyshøj Allé. Technicy kryminalistyczni już tam są. Zadzwoń, kiedy zorientujesz się w sytuacji. - Uderzył jeszcze dłonią w blat, a potem wstał i wyszedł. Louise przerzuciła dżinsową kurtkę przez ramię i jeszcze zerknęła na stosy papierów na biurku. Po drodze do gabinetu szefowej grupy śledczej, gdzie znajdowała się książka wyjazdów, zdążyła się rozzłościć na myśl o tym, że na pewno wszystkie samochody są na mieście i przyjedzie jej błagać Svendsena o jakiś wóz. Okazało się jednak, że były nawet dwa wolne auta. Wzięła więc kluczyki i wpisała się do książki. Śmiesznie tak się złościć na wyrost, pomyślała, zbiegając ze schodów po dwa stopnie naraz. - Już idzie - poinformowała pielęgniarka, odkładając słuchawkę. Louise podziękowała i wstała. Schowała okulary do kieszeni, w której już miała pomadkę do ust. - Mam na imię Anne-Birgitte - przedstawiła się młoda lekarka w złotych lennonkach. Dłoń miała chłodną, uścisk mocny, długie włosy upięte na karku. Louise w porównaniu z nią poczuła się spocona i napuchnięta, co zrekompensowała sobie, mówiąc tonem

ostrzejszym i zimniejszym, niż miała ku temu powód. - Długo pani z nią rozmawiała? - spytała, zamiast się przedstawić, i zauważyła, jak życzliwe spojrzenie lekarki się zmienia, ale było już za późno. - Wystarczająco długo, by stwierdzić, że chyba mimo wszystko za wcześnie jest na przesłuchiwanie jej przez policję. Popatrzyły sobie w oczy. Louise poczuła, że rośnie w niej szacunek. Pozwoliła, by był widoczny w jej spojrzeniu dostatecznie długo, aby lekarka zorientowała się, że policjantka się poddaje. - Dobrze, że skłoniła ją pani do zgłoszenia tego przestępstwa - powiedziała i uśmiechnęła się, czując, że atmosfera nieco się rozluźnia. - Jeśli ma pani czas, to mogę z panią omówić to, co napisałam w karcie. Usiadły obok siebie. Anne-Birgitte zaczęła przeglądać kartki formatu A4. - Ręce i nogi miała skrępowane mocnymi plastikowymi zaciskami. - Podniosła wzrok znad kartek i wyjaśniła, że chodzi o zaciski służące do wiązania kabli, stosowane również przez policję jako jednorazowe kajdanki. - Personel z karetki przeciął je, zanim ją tu przywieziono. A matka usunęła jej z ust taśmę klejącą typu gaffa. Pokrzywdzona miała bardzo niskie ciśnienie, poza tym stwierdziliśmy, że jest odwodniona, dostała więc glukozę w kroplówce. Obserwujemy zdecydowaną poprawę. Powoli dochodzi do siebie - zakończyła, odsunęła kartki i przyjęła pozycję wyczekującą, gotowa udzielić odpowiedzi na pytania asystent kryminalnej. Louise kiwnęła głową, przypominając sobie, co mówił jej Suhr przed wyjazdem i jakich odpowiedzi potrzebuje. - Słyszałam, że była krew... - zaczęła. - Jak poważnych obrażeń doznała? - Susanne Hansson otrzymała kilka mocnych ciosów w twarz, w których wyniku sporo krwawiła. Wygląda też na to, że był krwotok z podbrzusza, ale ustał. Nie badałam jej ginekologicznie. To nastąpi dopiero w Szpitalu Centralnym. - Ile ona pani wyjawiła?

Anne-Birgitte zwlekała z odpowiedzią. - Niedużo. Jest głęboko nieszczęśliwa i albo nie chce nic mówić, albo też nie pamięta, co się stało. Początkowo nie chciała nawet potwierdzić, że mamy do czynienia z przestępstwem, ale co do tego raczej nie ma żadnych wątpliwości. Louise zarejestrowała napięcie wokół ust lekarki i uznała, że stwierdzenie to należy przypisać wyłącznie jej. „Przestępstwo?” - zapisała, zasłaniając notatkę ręką. - Nie wie pani, czy znała sprawcę? - Mówi zbyt nieskładnie, żeby dało się z tego wyciągnąć jakiś wniosek. Ale kiwnęła głową, kiedy spytałam, czy chce zgłosić na policję napaść. Przekazałam więc tę informację dwóm funkcjonariuszom, którzy ją przywieźli. Louise schowała notes do torebki. Od lekarki już niczego więcej nie mogła się dowiedzieć, przyszedł zatem czas, by poznać Susanne Hansson. Wstała i czekała, aż Anne-Birgitte pójdzie w jej ślady, ale lekarka dalej siedziała wpatrzona w okruchy ciastek na stole. - Pacjentka jest w głębokim szoku - stwierdziła, unosząc wzrok. - Żadną miarą nie sprawia wrażenia kobiety, która dobrowolnie bierze udział w erotycznych zabawach łączących się z kneblowaniem, wiązaniem rąk i nóg czy biciem. Louise chciała jej przerwać, ale lekarka ją uprzedziła. - Została skrzywdzona i fizycznie, i psychicznie. Liczę, że pani to uszanuje. - Oczywiście - odparła Louise zirytowana. Nie po raz pierwszy była strofowana, policja bowiem z racji swoich obowiązków zazwyczaj okazywała niedowierzanie, gdy chodziło o zgłoszenie gwałtu. - Zakładam, że nie będzie problemów z przetransporto- waniem jej do Szpitala Centralnego. - Nie. To nie powinno pogorszyć jej stanu. Idziemy? Louise ruszyła za lekarką, ale zatrzymała się na korytarzu, kiedy Anne-Birgitte weszła do sali, aby zawiadomić o jej przybyciu. Chwilę później drzwi otworzyły się gwałtownie i wybiegła z nich pięćdziesięciokilkuletnia kobieta, która mocno

złapała ją za ramię. Policjantka szybko się domyśliła, że to zapewne matka ofiary. - Musi pani zrozumieć, że stało się coś strasznego! Louise lekko się cofnęła, ale to sprowokowało kobietę do jeszcze mocniejszego zaciśnięcia ręki na jej ramieniu. - Porozmawiam z pani córką. - Louise odsunęła jej dłoń i wskazała rząd krzeseł pod ścianą. - Może pani zaczekać tutaj, gdy u niej będę. - Podprowadziła kobietę do krzesła i zanim ta zdążyła zaprotestować, delikatnie pchnęła ją na siedzenie. - Po rozmowie z Susanne zawiozę ją do Szpitala Centralnego. Najlepiej więc by było, gdyby pani pojechała do domu i tam czekała. Jeśli poda mi pani swój numer telefonu, zadzwonię, kiedy skończą się badania i przesłuchanie na komendzie. Znów wyjęła notes i podsunęła matce czystą stronę. - Jadę z wami! - oświadczyła matka, ignorując notatnik. Louise przykucnęła przy krześle. - Nie mogę pani tego zabronić, ale wobec tego musi być pani przygotowana na kilkugodzinne czekanie i na to, że nikt nie będzie miał czasu na rozmowę z panią. Akurat teraz najważniejsza jest pani córka. To oczywiste, że chce pani być przy niej, lecz jeśli mamy mieć szansę na dowiedzenie się, kto ją doprowadził do takiego stanu, musimy spokojnie z nią porozmawiać. Poza tym natychmiast zostaną przeprowadzone badania. Do kobiety chyba coś zaczynało docierać. - No to pojadę do domu i posprzątam trochę w jej mieszkaniu - powiedziała głównie do siebie. Louise położyła jej dłoń na ramieniu. - W tej chwili w jej mieszkaniu jest policja. Minie trochę czasu, zanim będzie pani mogła tam wejść. Proponuję, żeby pojechała pani do siebie. Znalezienie córki w takich okolicznościach musiało być dla pani wielkim szokiem. Matka pokiwała głową, ale Louise widziała, że znów zamierza protestować, postanowiła więc czym prędzej zakończyć rozmowę. - Skontaktuję się z panią wieczorem - zapewniła i pospieszyła do sali.

Wielokrotnie odbywała podobne rozmowy i niewiele czasu potrzebowała, by ocenić, czy obecność matki podczas badań i przesłuchań Susanne Hansson to problem, czy pomoc. Wszystko przemawiało na niekorzyść matki. Szpitalne łóżko stało przy oknie. Poruszane przez wiatr zasłonki lekko falowały. Susanne leżała wpatrzona w okno i odwróciła głowę dopiero, gdy Louise stanęła tuż przy łóżku. - Nazywam się Louise Rick, jestem asystent kryminalną - przedstawiła się. - Możemy chwilę porozmawiać? Susanne zmieniła pozycję, ale patrzyła tak, jakby jej nie widziała. Całkiem się wycofała do własnego świata. Jakie to smutne, pomyślała Louise. Ta dziewczyna czuje większy ból w środku niż na zewnątrz. - Strasznie cię potraktowano - powiedziała, patrząc na zmaltretowaną twarz. - Wiem, że przeszłaś już jakieś badania, i rozumiem, że najbardziej byś chciała, żeby zostawiono cię w spokoju. Ale wolałabym zabrać cię do Szpitala Centralnego. Tam mieści się ośrodek dla ofiar gwałtów. Właśnie tam wykonują właściwe badania, konieczne przy złożeniu zawiadomienia o gwałcie. Z łóżka nie było żadnej reakcji, Louise więc ciągnęła: - Jeżeli możesz iść o własnych siłach, proponuję, żebyśmy pojechały tam moim samochodem, ale mogę też poprosić, żeby przewieziono cię karetką. Susanne nareszcie zareagowała, przesuwając nieco wzrok w pobliże twarzy policjantki. Louise musiała szybko podjąć decyzję, czy większą korzyść odniesie, jeśli usiądzie i będzie udawała, że mają mnóstwo czasu, zanim Susanne Hansson poczuje się gotowa do rozmowy, czy też jeśli będzie naciskać, by sprowokować ją do reakcji. Zdecydowała się na rozwiązanie pośrednie. - W ośrodku czeka już patolog sądowy. Zbada cię, a potem zostaniesz przesłuchana. Prawdę mówiąc, miałam też nadzieję, że będziemy mogły chwilę porozmawiać jeszcze przed badaniem. Tym razem Susanne Hansson jej przerwała. Głos miała

zachrypnięty, a wymawiając słowa, prawie nie otwierała poranionych ust. Najwyraźniej czuła się tak, jakby wciąż była zakneblowana taśmą. - Patolog sądowy bada zwłoki. Dlaczego ma badać mnie? Louise musiała się nachylić, żeby usłyszeć, co dziewczyna mówi. Przyciągnęła sobie krzesło i usiadła tuż przy łóżku. - Rzeczywiście patolodzy badają zwłoki, ale przeprowadzają również obdukcje u żywych - wyjaśniła spokojnie. - Zawsze któryś z nich jest wzywany, kiedy trzeba zbadać ofiarę gwałtu w ośrodku. Po policzkach Susanne popłynęły łzy. Louise wzięła ją za rękę, starając się nie poruszyć kroplówki. Uspokajająco pogładziła ją po ramieniu. - Chodzi o zabezpieczenie śladów, które bez wątpienia zostawił na tobie sprawca... Ciche łzy zmieniły się w głęboki szloch, wydobywający się z ciała dziewczyny gwałtownie niczym wiadro wyciągane z głębokiej studni. Louise zmieniła taktykę. Musiała teraz dać Susanne tyle czasu, ile ta go potrzebowała. Coś w niej odpuszczało i warto było na to poczekać. W końcu płacz ucichł. - Mogę pojechać z tobą - zdecydowała Susanne, wycierając oczy. - Ale nie mam się w co ubrać. Powiedziała to takim tonem, jakby się tłumaczyła, jakby się wstydziła, że do szpitala przywieziono ją nagą. Louise się uśmiechnęła. - Poprosimy pielęgniarkę, żeby przygotowała dla ciebie szlafrok i kapcie. Susanne kiwnęła głową. Louise, wychodząc z pokoju, żeby poszukać kogoś, kto mógłby znaleźć coś do ubrania dla dziewczyny, czuła na sobie jej wzrok.

3. W samochodzie Louise zadzwoniła pod bezpośredni numer Flemminga Larsena. To on był dyżurnym patologiem. Rozmawiała z nim już przed przyjazdem do Hvidovre. - Jesteśmy w drodze - poinformowała, kiedy odebrał telefon. - Dobrze. Co ona mówi? Louise starała się nie patrzeć na Susanne Hansson, która siedziała obok niej. - Nic. Na chwilę w słuchawce zapadła cisza. - Chcesz ją przesłuchać przed badaniem? - spytał wreszcie Flemming. - Zaczekam, aż skończycie. Przyjdziemy prosto na oddział i tam się spotkamy. Umówili się, że Flemming będzie czekał na jej sygnał i dopiero wtedy przejdzie z budynku Telium na tyłach Szpitala Centralnego, gdzie mieścił się Instytut Medycyny Sądowej. Susanne wyglądała przez okno. Była w szpitalnej koszuli i szlafroku. Wciąż wydawała się oszołomiona i zmaltretowana. Ból i upokorzenie otaczały ją niczym aura. Louise nie wiedziała, czy podejmowanie z nią rozmowy w samochodzie ma jakikolwiek sens. Nie było żadnego powodu, aby ją naciskać i przed zakończeniem badań zmuszać do ponownego przeżywania w myślach wydarzeń z ubiegłej nocy. W końcu stwierdziła, że Susanne potrzebuje spokoju, więc należy odłożyć nieprzyjemne, lecz nieuniknione podczas przesłuchania ofiary gwałtu pytania z rodzaju: „Jesteś pewna, że to był gwałt?”. Zatrzymały się na czerwonym świetle. Louise znów

popatrzyła na postać skuloną na siedzeniu pasażera. Trudno jej było ocenić, jak dziewczyna zareaguje na to, co spotka ją w ciągu następnych kilku godzin. Akurat w tej chwili wyglądała tak, jakby odebrano jej naprawdę wszystko. Cisza panująca w samochodzie stała się wręcz nieprzyjemna, ale trudno było coś na to poradzić. Louise podjechała pod budynek szpitala i zaparkowała przed wejściem numer pięć. Zamknęła auto i zadzwoniła do Instytutu Medycyny Sądowej. Windą wjechały na oddział ginekologii i korytarzem przeszły do niedużej sekcji, gdzie mieścił się ośrodek dla ofiar gwałtu. Zgłosiła ich przybycie i od razu pojawiła się pielęgniarka z izby przyjęć. Podała Susanne rękę. - Nie ma nikogo z bliskich? - spytała zdziwiona. - Nie - odparła Louise, starając się nie patrzeć na Susanne. Pielęgniarka domyśliła się, że to policjantka zadbała o to, by ze względu na późniejsze przesłuchanie przyjechały same, i nie omieszkała okazać wyraźnej dezaprobaty. Louise poczuła irytację, ale zdołała się opanować. To mimo wszystko niepojęte, że ludzie mający zawodowo do czynienia z tego rodzaju ciężkimi przestępstwami nie rozumieją, jak ważne są badania i przesłuchanie. Bezustanna obecność matki, która może mieć wpływ na to, ile córka zechce wyjawić, z całą pewnością nie pomoże w ujęciu sprawcy. - Niedługo przyjdzie lekarz, który cię obejrzy - powiedziała pielęgniarka, zwracając się do Susanne. Nie użyła określenia „patolog sądowy”. Louise wcześniej aż tak taktowna nie była, ale nie widziała powodów, by ukrywać, kto przeprowadzi badania. - Jeśli chcesz, to mamy łóżko, na którym możesz na niego poczekać - ciągnęła pielęgniarka, patrząc na zegarek. - Na pewno jest już na schodach. Możecie też zaczekać tutaj albo przejść do gabinetu. - Te ostatnie słowa skierowała do Louise. W tej samej chwili zjawił się Flemming Larsen w rozwianym białym fartuchu. Przedstawił się i poprosił, żeby Susanne poszła za nim. - Zaczekaj tutaj - zwrócił się do Louise, kiedy znaleźli się

pod niedużym gabinetem. Właściwie liczyła na to, że wejdzie do środka, chociaż dobrze wiedziała, że Flemming nie lubi przeprowadzać badań w obecności zbyt wielu osób. A i tak mieli mu towarzyszyć ginekolog i pielęgniarka, więc zrobiłoby się ciasno. Kiwnęła więc głową i tylko patrzyła, jak blisko dwumetrowego wzrostu patolog wprowadza Susanne Hansson do gabinetu i zamyka drzwi. Gdyby to był ktoś inny, podjęłaby walkę. Odnotowanie słów, jakie padały podczas badania, mogło mieć nieocenioną wartość. Zdarzało się, że pokrzywdzona podawała informacje, których znaczenie malało, gdy przekazywał je ktoś inny. Louise jednak dobrze się układała współpraca z Flemmingiem. Wiedziała, że może liczyć na szczegółowe sprawozdanie z tego, o czym ewentualnie dowie się on od Susanne podczas badania. Przeszła do niedużego pomieszczenia przeznaczonego do prowadzenia rozmów, usiadła i czekała. Po zakończeniu obdukcji personel ośrodka zaproponuje Susanne kąpiel i spotkanie z oddziałowym psychologiem, dopiero potem będzie ją można zabrać na komendę na przesłuchanie. W tym czasie Flemming zdąży zdać Louise raport. Louise wyjęła komórkę. Nie bardzo wiedziała, na których obszarach wielkiego szpitala nie obowiązuje zakaz korzystania z telefonów komórkowych, ale doszła do wniosku, że pokój rozmów musi być właśnie taką strefą. - No i tyle z tych zakupów - powiedziała, kiedy Peter odebrał. Już wcześniej, czekając na lekarkę w Hvidovre, wysłała mu SMS-a, był więc przygotowany. - Dopóki to nie jest kwestia braku ochoty, to w porządku - roześmiał się i uspokoił ją, że zdąży jeszcze w drodze do domu wpaść do Føtexu. - Dzięki - westchnęła przesadnie głośno, zanim dodała, że sprawa może się przeciągnąć. Obiecała, że się odezwie, kiedy już będzie wiedziała, o której wróci. - Wobec tego zrobię coś do jedzenia i wstawię do lodówki - zdecydował Peter.

Posłała mu pocałunek z nadzieją, że nie utonie wśród szumów i trzasków słabego połączenia. W sylwestrowym upojeniu szampanem jej partner powziął zobowiązanie noworoczne, że postara się okazać więcej zrozumienia i tolerancji, kiedy Louise będzie dzwonić z informacją, że nie wróci do domu o umówionej godzinie. Na moment stanął jej przed oczami z kieliszkiem w ręku. Trochę ją wtedy zirytował, bo w rzeczywistości postawiła mu takie ultimatum, kiedy zamieszkali razem po jego powrocie z dziewięciomiesięcznego pobytu w Szkocji. Początkowo przeniósł się do Aberdeen na pół roku w związku z wprowadzaniem na rynek przez międzynarodową firmę farmaceutyczną, w której pracował, nowego produktu, ale pobyt tam przeciągnął się o trzy miesiące i Peter wrócił do domu dopiero przed Bożym Narodzeniem. - Ja też cię całuję - powiedział. Louise uśmiechnęła się do komórki, rozłączając się i chowając ją do torebki. Przerzuciła kilka stron jakiegoś starego tygodnika i jej uwagę przykuł artykuł o chorej na białaczkę dziewczynie czekającej na przeszczep szpiku kostnego. Problem polegał na tym, że w rejestrze dawców szpiku z całego świata nie było ani jednego przypadku zgodności tkankowej. Po godzinie Louise uznała, że badanie powinno się już kończyć, wyszła więc na korytarz poszukać gdzieś dzbanka kawy i filiżanek. - Dobrze to wymyśliłaś - pochwalił ją Flemming, gdy dziesięć minut później siadał obok niej. Louise nalała kawy i podsunęła mu filiżankę. - Jak ona się czuje? - spytała. - Dużo przeszła. Louise już wcześniej położyła na stole notes i długopis. Przyciągnęła je teraz do siebie i wyczekująco patrzyła, jak Flemming dmucha na kawę. - Doszło do penetracji, zarówno waginalnej, jak i analnej - powiedział, odstawiając filiżankę.

Louise notowała. - Są świeże krwawiące pęknięcia błon śluzowych przy tylnej stronie wejścia do pochwy i trzy pęknięcia skóry wokół odbytu. - Znalazłeś spermę? - spytała tak, jakby rozmawiali o najzwyklejszych sprawach. - Nie od razu. Ale miała kilka fluoryzujących plam na plecach, więc możliwe, że są to ślady spermy. Na wszelki wypadek je zabezpieczyłem. Louise podniosła głowę znad notatnika. - A jakieś ślady na włosach łonowych? Pokręcił głową. - Przy tak związanych nogach nie miał do niej dostępu od przodu. Sądzę, że atakował ją wyłącznie od tyłu. Ale w jej wypadku rzeczywiście mogłoby coś tam być - dodał, uśmiechając się krzywo. Zauważył, że owłosienie łonowe u kobiet kompletnie wyszło z mody, czym sprowokował Louise do głośnego śmiechu, bo poczuła się niezmiernie niemodna. - A jak reszta ciała? Naszkicowała postać człowieka, by zaznaczać miejsca obrażeń Susanne. - Są krwawiące rany od knebla, który wepchnął jej do ust. Louise zaznaczyła to na swoim szkicu, a patolog ciągnął: - Jego brzegi sięgały do obydwu kącików ust, wbiły się w nie. Przypuszczam, że ten knebel wciąż leży w mieszkaniu albo został już zabrany przez techników. Louise miała okazję oglądać ogromną zgromadzoną przez techników kolekcję rozmaitych knebli i aż przygryzła policzki, przypominając sobie widok przedmiotów, jakie sprawcy wpychali ofiarom do ust, by powstrzymać ich krzyk. Było tam wszystko: od drewnianych klocków wsuniętych w skarpetkę po kable owinięte taśmą czy plastrem. - Tworzą się też drobne pęcherze na prostokątnym obszarze wokół ust, tam, gdzie była przyklejona taśma. Przypuszczam, że to reakcja alergiczna - mówił dalej Flemming. - Została też kilkakrotnie mocno uderzona w twarz. - Czy to był ktoś, kogo znała? - spytała Louise, odkładając

długopis. - Nazywa się Jesper Bjergholdt. - Patolog spojrzał na kartkę, którą wyjął w kieszeni białego fartucha. - I mieszka na H.C. Ørstedsvej. Louise natychmiast sięgnęła po komórkę i wybrała numer Larsa Jørgensena. Oczywiście sama powinna była spytać Susanne o te informacje, kiedy jechały samochodem. Czekając, aż kolega odbierze, dała Flemmingowi znak, żeby mówił dalej. - W poniedziałek wieczorem wyszli coś zjeść. Nie bardzo mogłem zrozumieć, czy znają się od dawna, czy też to nowa znajomość - powiedział lekko przepraszającym tonem. - Cały czas podkreślała, że spędzili taki miły wieczór i że nie rozumie, co nagle w niego wstąpiło... - Urwał i pytająco spojrzał na Louise. Pokazała, że ciągle słucha. - Dopiero kiedy kończyliśmy, napomknęła, że to może wcale nie był on - podjął patolog, lekko rozkładając ręce. - Ale nie potrafi powiedzieć, gdzie Bjergholdt miałby w takim razie się podziać i w jaki sposób inna osoba zdołała wedrzeć się do mieszkania. - Przez chwilę ważył słowa. - Nie ma wątpliwości, że dziewczyna jest w głębokim szoku. Rozmawia teraz z psychologiem. - Czy Bjergholdt mógł jej dosypać czegoś do kieliszka? - Oczywiście taka możliwość istnieje, chociaż nie wydaje mi się, żeby tak było. Ale pobraliśmy krew do zbadania. - Dzwonię na krótko - oznajmiła Louise, kiedy kolega przebywający w mieszkaniu Susanne wreszcie odebrał telefon. - Sprawca nazywa się Jesper Bjergholdt i mieszka na H. C. Ørstedsvej. Wcześniej byli na kolacji. Spojrzała na Flemminga i spytała, gdzie jedli. Wzruszył ramionami i pokręcił głową. - Nie wiem gdzie - powiedziała do słuchawki - ale zadzwonię, kiedy z nią porozmawiam. Na razie. Już miała się rozłączyć, gdy przyszło jej do głowy, że Susanne z pewnością chciałaby opuścić ośrodek ubrana w coś innego niż szlafrok. - Mógłbyś znaleźć w jej szafie jakieś ubranie i dostarczyć

tutaj? Będę wtedy mogła zabrać ją na komendę. Schowała telefon do torebki i zerknęła do notatnika, żeby sprawdzić, na czym stanęli. Poprosiła patologa, by kontynuował. - Znalazłem też otarcia na skórze o szerokości około centymetra, biegnące wokół nadgarstków i kostek, odpowiadające skrępowaniu plastikowymi zaciskami. Louise notowała słowo w słowo. - Są też głębokie wgłębienia na skórze, ponieważ sprawca mocno zacisnął paski. Domyślam się, że kiedy personel karetki je przeciął, jej dłonie były ciemnofioletowe i opuchnięte, ale opuchlizna już zeszła, a normalny kolor powrócił. Po zapisaniu wszystkich tych informacji przez chwilę rozmawiali jeszcze o wakacjach, które Flemming planował dla dzieci. Po raz pierwszy miały wyjechać same. Bardzo spodobał im się pomysł spędzenia lata w wozie osadników z Dzikiego Zachodu, którym będą podróżowały po lasach środkowej Jutlandii. - Chcą spać w namiocie i gotować na ognisku - dodał, kręcąc głową, zanim wstał i odprowadził Louise na korytarz. Akurat się pożegnali, kiedy Louise przywołała jedna z psycholożek pracujących w ośrodku. - Na razie wyparła wszystko, co się wydarzyło - powiedziała, podchodząc do Louise. - Pamięta większą część wieczoru, ale kiedy dochodzimy do sypialni, przebieg wydarzeń jest zamglony. Skierowałam ją do psychologa prowadzącego praktykę prywatną i poradziłam, żeby skontaktowała się z nim w najbliższych dniach. Louise pokiwała głową, czując, że jeśli przyjdzie jej najpierw pokonywać mechanizm wyparcia, przesłuchanie nie pójdzie szybko. Mogło też kompletnie nic nie przynieść. Zapukała do pokoiku, w którym leżała Susanne. - Twoje ubranie jest już w drodze - odezwała się. - Kiedy się przebierzesz, pojedziemy na komendę.

Susanne zamknęła oczy. Cała lewa strona twarzy mocno jej spuchła. Louise miała wątpliwości, czy w ogóle jest stanie otworzyć lewe oko. Policzek był jedną wielką raną. - Dobrze wiem, że jesteś zmęczona i źle się czujesz. Ale musimy o tym porozmawiać - powiedziała ze szczerym żalem w głosie. - To naprawdę ważne, bo chcemy znaleźć człowieka, który to zrobił. Ale i dla ciebie dobrze by było, gdybyś to z siebie wyrzuciła. Rozmowa na pewno ci pomoże. Miała nadzieję, że jej słowa docierają za zamknięte powieki. Rozległo się pukanie do drzwi i Louise poszła otworzyć. Zobaczyła policjanta w mundurze z torbą w ręku. - Bardzo dziękuję. - Uśmiechnęła się, wzięła rzeczy Susanne, ale nie zamierzała wpuszczać kolegi do środka. Wróciła do dziewczyny. - Powiedz mi, jeśli potrzebujesz pomocy - poprosiła, stawiając torbę w nogach łóżka. Po zakończonych badaniach Susanne się wykąpała. Krótkie ciemne włosy kleiły jej się teraz do twarzy. - Dam sobie radę - odparła, ostrożnie otwierając jedno oko i powoli unosząc się na łokciu. – Zaczekam na zewnątrz. - Louise zamknęła za sobą drzwi.

4. Jesteś głodna? - spytała Louise. W drodze na komendę uświadomiła sobie, że Susanne najpewniej nic nie jadła od przeszło doby, a wiedziała, że w pracy znajdzie się najwyżej paczka herbatników. Gotowa więc była zatrzymać się i zrobić jakieś zakupy, ale Susanne pokręciła głową. Kiedy znalazły się już w pokoju, który Louise dzieliła z Larsem Jørgensenem, poprosiła, żeby Susanne usiadła, a sama poszła sprawdzić, czy w wydziale jest ktoś jeszcze. Nikogo nie zastała. Drzwi do naczelnika były zamknięte na klucz, a u Henny Heilmann nie paliło się światło. Ale szefowa grupy śledczej zostawiła Louise wiadomość, że po ósmej będzie w domu pod telefonem. Louise popatrzyła na zegarek. Dochodziła jedenasta. Postanowiła zaczekać do rana z przekazaniem informacji szefowej. Z niedużej kuchenki za jadalnią wzięła dwie butelki wody mineralnej i skierowała się do swojego pokoju. W korytarzu usłyszała kroki na schodach. Odwróciła się, żeby zobaczyć, kto idzie, i zaraz się uśmiechnęła na widok Larsa Jørgensena wchodzącego przez wahadłowe drzwi. - Znaleźliście go? - spytała zaciekawiona, jeszcze zanim do niej doszedł. Mieli godzinę na zlokalizowanie Jespera Bjergholdta. - Żaden Bjergholdt nie jest zameldowany pod adresem H.C. Ørstedsvej ani w żadnym innym miejscu w Kopenhadze, jeśli chodzi o ścisłość. - Cholera! Skończyliście już w mieszkaniu? - Technicy ciągle pracują. Louise ruchem głowy wskazała ich wspólny pokój. - Ona tam jest - szepnęła. - Wydaje mi się, że lepiej będzie, jak porozmawiam z nią sama.

- Oczywiście. Przywiozłem jej komputer i komórkę. Jutro rano dostanę zgodę sądu na sprawdzenie twardego dysku i wydanie billingów rozmów. Louise kiwnęła głową i już chciała odejść. - Mogłabyś ją spytać, czy ma do niego numer telefonu? - poprosił jeszcze Lars. - Usiądę w pokoju Tofta i dalej będę sprawdzał to nazwisko. - Jasne - odpowiedziała. Jeszcze rok temu trudno by jej było uwierzyć, że będzie tak wysoko cenić Larsa Jørgensena. Miała wobec niego mnóstwo uprzedzeń, gdy pojawił się w jej pokoju w roli tymczasowego zastępcy jej stałego partnera Sørena Velina, który odbierał mnóstwo wypracowanych nadgodzin. Zaskakująco szybko jednak zapomniała o swojej niechęci, a później jako rzecz najbardziej naturalną pod słońcem przyjęła fakt, że Lars już raczej na stałe zajmie miejsce Velina, którego oddelegowano do specjalnej jednostki w Komendzie Głównej. - Poproszę cię teraz, żebyś mi opowiedziała o Jesperze Bjergholdcie. - Louise ustawiła wodę i szklankę na biurku przed Susanne Hansson. - Kontaktowaliście się przez telefon? Niewątpliwie krokiem naprzód byłoby, gdyby Larsowi udało się zlokalizować go jeszcze dziś wieczorem, pomyślała Louise. - Nie, nie mam jego numeru. Louise włączyła komputer. Ekran lekko zamigotał, zanim zdecydował, że będzie działać. - Tę informację muszę od razu przekazać koledze - oświadczyła, podnosząc słuchawkę. Susanne lekko się skuliła, a po jej twarzy przebiegł cień. Louise zrozumiała, że dziewczyna do tej pory nie miała świadomości, że nawet w tej chwili cała grupa osób intensywnie pracuje nad jej sprawą. Po rozłączeniu się z Larsem usiłowała nawiązać rozmowę z Susanne i dopiero później przejść do właściwego przesłuchania. Dużo mogło zależeć od tego, czy uda jej się zdobyć zaufanie dziewczyny. - Muszę cię jeszcze spytać, czy chcesz, żeby w przesłuchaniu

uczestniczył twój adwokat? Minęła chwila, zanim Susanne zareagowała: - Nie, nie chcę, żeby był tu ktoś jeszcze. - Prawnik mógłby ci się przydać, kiedy sprawa trafi do sądu. Susanne znów pokręciła głową, wpatrzona w jakiś punkt na biurku Louise. - Nie, dziękuję - powtórzyła. - Okej. Louise wiedziała, że trudno jej będzie przedrzeć się przez apatię malującą się na twarzy dziewczyny. Miała już za sobą płacz i załamanie, lecz wciąż tkwiło w niej wiele warstw bólu. Chwilami wydawało się, że to wcale nie obrażenia fizyczne i pokiereszowana twarz kazały Susanne Hansson uciekać od rzeczywistości. Dziewczyna odgrodziła się od świata tarczą nie tylko po to, by chronić swoją złamaną psychikę, czy z powodu poniżenia brutalnym napadem. Wyraz, jaki momentami pojawiał się w niebieskim oku, odsłaniał raczej osobę, która zaufała drugiemu człowiekowi i została zdradzona, nie wiedząc dlaczego. - Kim jest Jesper Bjergholdt? - spytała Louise, rezygnując z nawiązania zwykłej rozmowy. Susanne dalej nie odrywała wzroku od biurka i siedziała całkiem nieruchomo. Mocno zmrużyła jedno otwarte oko. Napuchnięta twarz nabrała wręcz groteskowego wyrazu, bo drugie oko było całkiem zamknięte i sinofioletowe. Louise spróbowała jeszcze raz. - Znałaś go. Poszliście coś zjeść. Jak dobrze go znałaś? Nareszcie doczekała się jakiejś reakcji. - Znaliśmy się ponad miesiąc. - Susanne przeniosła wzrok na ścianę, licząc w pamięci. - Półtora - skorygowała. Spojrzała na Louise. Ale on wcale nie wyglądał na kogoś takiego - Louise w myślach wypowiedziała następne zdanie i nawet nie mrugnęła, gdy chwilę później te same słowa padły z ust Susanne. - Oczywiście, że nie - odparła. - Inaczej nie zaprosiłabyś go do domu. - W głosie Louise nie było ironii. Nachyliła się nad biurkiem, próbując uchwycić spojrzenie

Susanne. - Ale jesteśmy zgodne co do tego, że on cię zgwałcił? Żadnej reakcji. - Nie ma kobiety, która z własnej woli zgodziłaby się na coś takiego, na co ty zostałaś narażona i przez co przeszłaś. Oczywiście kiedy wychodziłaś z nim do restauracji, nie wyglądał na kogoś takiego. - Na chwilę zawiesiła głos, ale zaraz podjęła: - A najgorsze, że nie dało się przewidzieć, że coś podobnego może się wydarzyć. Louise świadomie użyła formy „nie dało się przewidzieć”, by rzecz nie dotyczyła wyłącznie Susanne. - To prawda - potwierdziła dziewczyna cicho. - W ogóle sobie tego nie wyobrażałam. Nie wiem, co złego mogłam zrobić. - Zgwałcił cię? - spytała Louise jeszcze raz, nie komentując tej ostatniej uwagi. I znów upłynęła dłuższa chwila, zanim Susanne w końcu kiwnęła głową. Cierpliwość Louise powoli zaczęła się wyczerpywać, ale panowała nad głosem. Słuchał jej jak wytresowany koń. - Mogłabyś spróbować opisać wygląd Jespera Bjergholdta? A później powiesz mi, jak się poznaliście. - Uśmiechnęła się, starając się jednocześnie, by jej ton nie był wytresowany za bardzo. - No dobrze. Zacznij od tego, jak się poznaliście - powiedziała nieco ostrzej. - Ma ciemne włosy, głęboko osadzone oczy... Dziad o wozie, a baba o kozie, ale to i tak lepiej niż nic, pomyślała Louise. Susanne popatrzyła na nią z żalem. - Nie pamiętam, jak on wygląda - wyznała zawstydzona i znów się rozpłakała. Ze zdrowego oka popłynęły łzy. Zasłoniła twarz dłońmi. - Mam wrażenie, jakby to się w ogóle nie stało. Jakby to nie moje ciało w tym uczestniczyło. Nie mogę go sobie przypomnieć. Louise wstała, podeszła do niej, przysiadła na biurku i lekko ją objęła. - Musisz przestać obwiniać samą siebie. To ci pomoże. A poza tym nic nie poradzimy na to, że twoja świadomość usiłuje wyprzeć to przeżycie. To było naprawdę straszne. Ale spróbuj

nam pomóc na tyle, na ile możesz. - Zaczerpnęła głęboko powietrza. - Kiedy wpływa zawiadomienie o popełnieniu gwałtu, chcemy jak najszybciej zatrzymać sprawcę. Twoja pomoc bardzo nam to ułatwi. - Wstała i poszła po chusteczki. Stawiając pudełko przed Susanne, mówiła dalej: - Nie możemy znaleźć żadnego Jespera Bjergholdta na H.C. Ørstedsvej. Odwiedzałaś go tam? Susanne wytarła nos i rozejrzała się za koszem na śmieci. Louise przysunęła jej go nogą. - Nie, nigdy tam nie byłam, ale mówił, że ma tam mieszkanie. - Aha - mruknęła Louise. Zaczynała przeczuwać, co się może kryć za tą historią. - Poznałaś go przez Internet? Upłynęła chwila, zanim Susanne odpowiedziała. Mówiła z wahaniem, jakby z trudem. - Nie... Spotkaliśmy się... na mieście. W kawiarni. - W jakiej kawiarni? Kiedy? I jak nawiązaliście kontakt? - Nie pamiętam, ale podszedł do mojego stolika. Louise długo jej się przyglądała, w końcu przeprosiła, wstała i wyszła. Kiedy drzwi się za nią zamknęły, skierowała się do jedynego pokoju, w którym się świeciło, i spytała Larsa Jørgensena, czy ma ochotę napić się kawy. Popatrzył na nią zdziwiony. - Muszę sobie zrobić przerwę. Idę nastawić ekspres. Wolnym krokiem poszła do kuchni za jadalnią. Odmierzyła kawę z torebki, potem wcisnęła guzik z boku ekspresu, stanęła pod ścianą, odchyliła głowę i zamknęła oczy, czekając, aż maszyna zacznie warczeć. Spokojnie, powtarzała w myślach. Starała się zrozumieć uczucia blokujące Susanne. Zastanawiała się, jak przedrzeć się przez tę osłonę, za którą dziewczyna postanowiła się chronić przed tym, co się stało. Louise przez lata walczyła z przejmowaniem smutków i emocji innych ludzi. Dawniej tragedie, których bywała świadkiem, dotykały jej bardzo głęboko. Z czasem jednak nauczyła się, jak sobie z nimi radzić. Niekiedy może aż zbyt sprawnie, bo przecież w jej pracy umiejętność rozpoznawania uczuć przesłuchiwanych osób jest bardzo ważna i pomocna. W