kufajka

  • Dokumenty27 039
  • Odsłony1 827 047
  • Obserwuję1 347
  • Rozmiar dokumentów74.8 GB
  • Ilość pobrań1 650 532

Brown Sandra - Powrót Sunny

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :1.9 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

kufajka
3. Ebooki według alfabetu
B

Brown Sandra - Powrót Sunny .pdf

kufajka 3. Ebooki według alfabetu B BROWN SANDRA Pozostałe
Użytkownik kufajka wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 123 stron)

Sandra Brown POWRÓT SUNNY Tytuł oryginału Sunny Chandler's Return 1 emalutka

Rozdział I — Kto to? — Sunny Chandler. — Znasz ją? — Studiowaliśmy razem. — Naprawdę? Jest stąd? — Tak. — Gdzie się podziewała? — Przez całe twoje życie? Mężczyzna spojrzał na rozmówcę, marszcząc brwi. — Gdzie się podziewała? — powtórzył zniecierpliwiony. Nagabywany odparł pośpiesznie: — Nowy Orlean. — Miał mocny, południowy akcent. — Przeniosła się tam parę lat temu. Jest szwaczką. — Szwaczką? — Sądząc po wyglądzie, nigdy by się tego nie domyślił. — Coś w tym rodzaju. Wanda może powiedzieć ci o niej więcej. Postanowił, że później wypyta żonę swojego rozmówcy. Sunny Chandler w jakiś niewytłumaczalny sposób zaciekawiła go. Na razie z przyjemnością obserwował ją, krążącą pośród gości na przyjęciu. Nie była już dziewczyną z małego miasteczka, przyciągała uwagę jak „obolały kciuk”. Uznał, że to kiepskie porównanie. Obolały kciuk nie miał sobie nic przyjemnego, a w tej kobiecie wszystko było zachwycające. — Dlaczego stąd wyjechała? Jego towarzysz zachichotał. — Nigdy w to nie uwierzysz. — Przekonaj się. — To było tak. — Przyciszonym głosem mężczyzna zaczął powtarzać najpikantniejszą plotkę, jaka kiedykolwiek krążyła po Latham Green. * * * Przysłuchując się prowadzonym w salonie rozmowom, Sunny z trudem powstrzymywała ziewanie. Słysząc głośny śmiech, wzdrygnęła się, podobnie jak stojący obok niej goście. Obejrzała się na dwóch mężczyzn, stojących obok wychodzącego na pole golfowe okna; wysoki blondyn ocierał łzy ze śmiechu. 2 emalutka

„Pewnie opowiadają sobie świńskie dowcipy” — pomyślała z pogardą. Tacy kawalarze nie potrafią zachować się w przyzwoitym towarzystwie. Nie widzą różnicy między zwyczajnym domem gry a tym eleganckim klubem i nie mają pojęcia o regułach towarzyskich. Przyjęcie weselne, które urządziła rodzina panny młodej, przeszło najśmielsze oczekiwania. Szef kuchni nie szczędził wysiłków, by zapewnić wyśmienity bufet, a dyrektor ogołocił wszystkie kwiaciarnie w promieniu paru mil; wielki salon przyozdobiony był girlandami kolorowych kwiatów. Zazwyczaj budżet klubu pozwalał jedynie na wynajęcie miejscowego sekstetu, lecz tym razem do tańca przygrywał sprowadzony z Memphis zespół jazzowy. Sunny stwierdziła, że jest całkiem niezły. Napotkała wzrok lidera grupy; gdy zaczęli grać balladę Kenny'ego Rogersa, uśmiechnęła się do niego. Puścił do niej oko. Mrugnęła porozumiewawczo i w skupieniu zaczęła napełniać swój talerz. — Sunny Chandler! Jęknęła w duchu, po czym ze sztucznym uśmiechem obejrzała się. — Och! Dzień dobry, pani Morris. — Dawno cię nie widziałam, moja droga. — Tak, to prawda. — Jak długo? — Trzy łata. „Trzy lata, dwa miesiące i sześć dni. Najwyraźniej nie dość długo, by ludzie zapomnieli” — pomyślała. — Mieszkasz jeszcze w Nowym Orleanie? — Tak. „I uwielbiam to miejsce. Kocham każde miejsce, które nie jest Latham Green.” — Świetnie wyglądasz. — Dziękuję. — Wielkomiejsko. Uwaga była zamierzona jako przytyk, ale Sunny u-znała ją za wspaniały komplement. Pani Morris wepchnęła do ust faszerowany krabem grzyb i zaczęła go energicznie żuć. Po chwili, jakby obawiając się, że Sunny umknie przed jej wścibskimi pytaniami, powiedziała szybko: — A twoja rodzina? Jak się miewa? — Dobrze. — Sunny odwróciła się plecami i wybrała surową ostrygę w muszelce, czyli coś, czego nie zjadłaby za żadne skarby, nawet po nowoorleańskich doświadczeniach, i położyła ją na talerzu. 3 emalutka

Jednakże pani Morris nie należała do osób wrażliwych na niuanse mowy czy też gestów. Nie zrażona zachowaniem Sunny kontynuowała: — Ciągle mieszkają w Jackson? — Uhm. — Nie pokazują się tu często. No cóż, po tym... wiesz, co mam na myśli, nie jest to dla nich przyjemne. Sunny zapragnęła odstawić talerz, wyjść z salonu i opuścić tę prowincję, dokładnie tak, jak to zrobiła trzy lata temu. Pozostała jednak na miejscu, zdecydowana nie dać wyprowadzić się z równowagi. — Ciągle jeszcze macie tę chatę nad jeziorem? Zanim Sunny zdołała odpowiedzieć, podeszła do nich panna młoda. — Sunny, pomożesz mi poprawić fryzurę? Czuję, że powysuwały mi się wszystkie spinki. Proszę nam wybaczyć, pani Morris. Sunny odstawiła prawie pełen talerz. Nie miała ochoty na jedzenie, starała się jedynie znaleźć jakieś zajęcie dla rąk. — Dzięki — szepnęła do przyjaciółki, gdy ta poprowadziła ją przez hol w stronę garderoby. Fran wyjaśniła chichocząc: — Wyglądało na to, że potrzebujesz pomocy. A może to pani Morris była w niebezpieczeństwie? Bałam się, że nadziejesz ten szwedzki pulpet na wykałaczkę. Kiedy upewniły się, że oprócz nich nie ma nikogo w garderobie, zamknęły za sobą drzwi na klucz. Sunny oparła się o nie i westchnęła głęboko. — A ty dziwiłaś się, dlaczego wcześniej tu nie przyjeżdżałam. Masz mi za złe, że trzymałam się z daleka? Przecież ta baba aż śliniła się z ciekawości. Wszyscy chcieliby poznać szczegóły mojego życia w wielkim mieście. Fran siedziała przed toaletką, bawiąc się szminką. — A czy one naprawdę są pasjonujące? — zapytała, rzucając na przyjaciółkę badawcze spojrzenie. Napotkawszy lodowaty wzrok Sunny, ponownie roześmiała się. — Daj spokój, Sunny. Ameryka jest jak duża wieś. Co więcej mają do roboty ludzie pokroju pani Morris? — Patrzą, jak trawa rośnie. — Właśnie, zajmują się cudzymi sprawami, lecz musisz przyznać, że parę lat temu dałaś im sporo materiału do plotek. — Nie miałam zamiaru zwracać na siebie uwagi. 4 emalutka

— Ale zwróciłaś. Przez te wszystkie lata umierali z ciekawości, chcąc dowiedzieć się, dlaczego zrobiłaś to, co zrobiłaś. Twoi rodzice wyprowadzili się wkrótce po tym i w ten sposób stracili jedyne źródło informacji. Teraz pojawiłaś się znów, wyglądając, jak postać wyjęta prosto z „Dynastii”, bez śladu po tamtym incydencie. Daliby wszystko, by dowiedzieć się, dlaczego zrobiłaś rzecz z rodzaju tych, o których się nie mówi. Czy możesz mieć im za złe ciekawość? — Mogę. Plotki doprowadziły moich rodziców nieomal do szaleństwa. Gdziekolwiek się pojawili, obrzucano ich ciekawskimi spojrzeniami i pytaniami; nawet tak zwani przyjaciele nie dawali im spokoju. W końcu nie wytrzymali tego i wyjechali. — Sądziłam, że wyjechali, bo twój ojciec dostał pracę w Jackson. — Tak mi powiedzieli, ale nigdy w to nie uwierzyłam. To przeze mnie musieli się przeprowadzić. Ciągle mnie to dręczy, Fran. — Sunny wyjęła z maleńkiej torebeczki szminkę i poprawiła wargi. — Dzięki za porównanie innie do bohaterek „Dynastii”. Fran uśmiechnęła się. — Tutejsze damy noszą krótkie sukienki koktajlowe albo długie wieczorowe kreacje. Nigdy nie słyszały o długości „trzy czwarte”. Żadna z nich nie odważyłaby się połączyć pomarańczu z fioletem, ale ty wyglądasz w tym wspaniale — powiedziała, podziwiając suknię Sunny, która wyglądała jak artystyczna plątanina kilku szali. — Och, coś podobnego! — wykrzyknęła i teatralnym gestem położyła dłonie na policzkach. — Czy ty naprawdę masz po dwie dziurki w uszach? Nie zdziwiłoby mnie, gdyby okazało się, że wśród twoich przodków był Jankes, albo nawet dwóch. Sunny, śmiejąc się, machnęła ręką tuż przed nosem przyjaciółki. — Daj spokój. Nie rozśmieszaj mnie. Fran z wdzięcznością ujęła jej dłoń. — Wiem, że nie chciałaś tu wracać i zrobiłaś to tylko ze względu na moje wesele. Doceniam twoje poświęcenie. — Wiesz, że za nic w świecie nie opuściłabym twojego wesela, Frannie. Chociaż... — Chociaż nie rozumiesz, dlaczego postanowiłam wyjść powtórnie za mąż — dokończyła Fran. — No właśnie. Sunny spoglądała wyczekująco w oczy koleżanki. Uważała, że Fran kopała sobie tylko głębszy dół. Po rozwodzie powinna wynieść się razem z dwójką dzieci z tego 5 emalutka

prowincjonalnego miasta. A ona została, nie przejmując się plotkami, i teraz ponownie wychodzi za mąż. — Sunny, kocham Steve'a i chcę mieć z nim dziecko. — Oczami błagała o zrozumienie. — Myślałam, że kocham Ernie'ego, ale widziałam tylko to, co wszyscy: wspaniałego piłkarza. Niestety, było to wszystko, co sobą reprezentował. Kiedy skończył z grą, załamał się, zaczął pić i oglądać się za kobietami. Ciągle go wychwalały, nie pozwalając mu wydorośleć. Steve zaś jest solidny jak skała Gibraltarska. Kocha mnie i moje córeczki. Nie jest tak przystojny ani tak świetnie zbudowany jak Ernie, ale jest za to prawdziwym mężczyzną. Sunny poklepała przyjaciółkę po ręce. — Wiesz, że się cieszę z twojego szczęścia i jestem wdzięczna Steve'owi, że pomógł ci się pozbierać. Po prostu nie rozumiem, jak można chcieć prowadzić takie życie. Jestem zadowolona, że uniknęłam małżeństwa. — Mówisz tak, bo nie spotkałaś jeszcze odpowiedniego mężczyzny. — Fran ściągnęła brwi. — A propos, widziałaś się ze swoim byłym narzeczonym? — Nie, i mam nadzieję, że go nie spotkam. — Sunny poprawiła włosy. — Przypuszczam, że jego małżeństwo z Gretchen jeszcze się nie rozpadło. — Nie, ale słyszałam to i owo. Podobno... — Przestań! — przerwała Sunny. — Nie chcę tego słuchać. Nie zniżę się do poziomu mieszkańców tego miasta, żyjących ostatnimi ploteczkami. — Przyjrzała się uważnie włosom przyjaciółki. — Twoja fryzura jest bez zarzutu. Które spinki miałaś na myśli? — To był tylko pretekst, żeby cię uwolnić od pani Morris. — Fran poderwała się z krzesła ruchem, którego trudno było się spodziewać po trzydziestoletniej matce dwojga dzieci. Przyjaciółki opuściły garderobę, chichocząc jak nastolatki. Wchodząc do salonu, Fran przybrała spokojniejszy wyraz twarzy. Zauważywszy je, pan młody ruszył w ich stronę. — Kochanie, właśnie wrócił z Baton Rouge dyrektor spółki. Chciałby cię poznać. Twierdzi, że musi zobaczyć kobietę, której udało się usidlić takiego zaprzysiężonego starego kawalera jak ja. Pozwolisz, Sunny? — Ależ oczywiście. Patrzyła, jak obiecujący szef wydziału ubezpieczeniowego prowadzi narzeczoną na spotkanie ze swoim pracodawcą. Steve z dumą przedstawił Fran i jej dwie córeczki. Sunny cieszyła się szczęściem przyjaciółki. Po nieudanym małżeństwie z Erniem na pewno zasłużyła na nie. 6 emalutka

Steve położył protekcjonalnym i władczym ruchem rękę na smukłych ramionach Fran. Ten instynktowny gest wyraźnie podkreślił stosunek Steve'a do przyszłej żony. Sunny poczuła naraz smutek. Pomyślała, że to z głodu i zdecydowała się na jeszcze jedno podejście do bufetu. Powrót do Latham Green był wystarczająco przykrym przeżyciem, nawet bez dodatkowego bólu, jaki sprawiał fakt uczestniczenia w weselu. Musiała stawić czoła Donowi — mężczyźnie, którego omal nie poślubiła. Pomyślała z ulgą, że ma za sobą pierwszą wzmiankę o nim i nie musi dłużej obawiać się tego „kamienia milowego”. Ta rozmowa przywołała wszystkie negatywne uczucia, które zostawiła za sobą trzy lata temu. Wierzyła, że pozbyła się ich na zawsze, ale wyglądało na to, że czekały przyczajone za znakami granicznymi miasta, wyglądając jej powrotu i, gdy tylko pojawiała się, znowu ją dopadły. Nie powinna wracać, ale nie potrafiła odmówić prośbie Fran, dotyczącej przybycia na jej drugie wesele. Nie mogła też uczestniczyć jedynie w ceremonii, a potem szybko wyjechać. Zanim się spostrzegła, obiecała wziąć udział w przyjęciu i zostać na dłużej. Musi więc przetrwać ten tydzień. Jeden tydzień. Tydzień w mieście, w którym miała już nigdy nie pojawić się. Tak sobie przysięgła. Czy da radę? Żeby sobie zrekompensować pobyt, postanowiła pofolgować swoim zachciankom. Spojrzała pożądliwie na wspaniałe desery na drugim końcu bufetu. Małe grzeszki, jak ten, na pewno polepszą jej samopoczucie. Zasłużyła na nagrodę. Aby wesprzeć moralnie Fran, musi pokrzepić się smakołykami. Zanim zdołała to sobie wyperswadować, wzięła ze srebrnej tacy dwie truskawki w potrójnej polewie czekoladowej — zakazany owoc, jeśli chciało się zachować smukłą sylwetkę — i odeszła na bok, aby je spokojnie spałaszować. Teraz najbardziej potrzebowała właśnie tego. Trzymając w dwóch palcach delikatną, zieloną szypułkę, nadgryzła pierwszą truskawkę. Najpierw poczuła na języku gorzkosłodki smak zewnętrznej polewy czekoladowej, po czym warstwa doskonałej, delikatnej mlecznej czekolady rozpłynęła się w ustach, wreszcie wyśmienita biała czekolada przygotowała podniebienie na soczysty, rubinowy owoc. Sunny żuła go powoli z grzesznym upodobaniem, rozkoszując się specyficznym smakiem każdej warstwy czekolady. Było to zmysłowe przeżycie także dla mężczyzny, który obserwował ją z przeciwległego końca sali. Wsparty niedbale o ścianę przyglądał się, jak Sunny lubieżnie pochłaniała dwie czekoladki. Nadała tej czynności tak erotyczne 7 emalutka

zabarwienie, że poczuł jak mu ślina napływa do ust, bardziej z apetytu na jej wargi niż na smakowite czekoladki. — Widzę, że masz ją ciągle na oku. Nie odrywając od niej spojrzenia, przeniósł ciężar ciała na drugą nogę. — Sunny Chandler rzeczywiście przyciąga wzrok. — Przyznał rację swojemu towarzyszowi. — Była jedną z najładniejszych dziewczyn w szkole. Ma klasę. — Szkoda, że nie widać tego w jej postępowaniu. Dlaczego to zrobiła? — Gdybym wiedział... Wyższy z mężczyzn spojrzał na rozmówcę. — Więc ot tak, zwinęła manatki i wyjechała? — Dokładnie tak. — Mówiąc to, drugi mężczyzna pstryknął palcami. — Wyjechała, zostawiając swojego narzeczonego, Dona Jenkinsa. Znasz go, jest rozbudzony i niezaspokojony. — Szturchnął swojego słuchacza. — To nie jest aluzja. Roześmiali się zgodnie, nie zakłócając jednak uwagi pozostałych gości, skupionej na młodej parze pracowicie otwierającej prezenty ślubne i wydającej stosowne okrzyki. — Miała poślubić Dona Jenkinsa? — Tak. Gdy wchodzę do kościoła baptystów, zawsze sobie o tym przypominam. — Nikt nie wie, dlaczego go rzuciła? — Ludzie gubili się w domysłach. Widząc zaciekawione spojrzenie słuchacza, niższy mężczyzna z przyjemnością zapoznał go z kilkoma wersjami wydarzenia, omawianego potem przy karcianych stołach i w salonach fryzjerskich. Jego rozmówca patrzył, jak nieznajoma zatrzymuje kelnera i wręcza mu talerz. — Chyba z nią zatańczę — powiedział prostując się. — Życzę szczęścia, stary. — Mówisz tak, jakbyś uważał, że będę go potrzebować. — Nie dopuści cię do siebie bliżej niż na dziesięć kroków. — Nie tylko dopuści, ale nawet prześpi się ze mną. Niższy mężczyzna spojrzał na mówiącego ze zdziwieniem. Jego przyjaciel po raz pierwszy wypowiadał tak śmiałe oświadczenia. Potrafił co prawda prowadzić męskie rozmowy i opowiadać sprośne historyjki dotyczące innych, lecz swoje podboje trzymał w tajemnicy. Nie musiał robić sobie reklamy; jego sukcesy i tak były dobrze znane w mieście. 8 emalutka

Ochłonąwszy ze zdziwienia, niższy mężczyzna powiedział: — Wiem, że twoja kolekcja jest całkiem pokaźna, ale tym razem nie uda ci się. — Dlaczego? — Sunny jest bardzo niezależna. Nie interesuje się mężczyznami. Zaklina ich w kamienie, jak bogini z greckiej mitologii. Zamiast zniechęcić, informacja ta jeszcze bardziej podsyciła ciekawość słuchającego. Należał do mężczyzn, którzy lubili wyzwania. Obserwował dziewczynę przymrużonymi oczami. — Zdaje się, że wiem, o czym myślisz, ale to twarda sztuka. — Tracisz we mnie wiarę? — Tak, gdy w grę wchodzi Sunny Chandler. — O co się założysz? — Na twarzy mówiącego pojawił się lekki uśmiech. — Mówisz poważnie? Zagadnięty skinął potakująco głową. Niższy mężczyzna bezwiednie podrapał się za uchem, rozważając zakład. — Mam ochotę na nowy spinning, ale Wanda złamała mostek i musi zamówić nowy. Nie wiesz, ile dentyści liczą sobie teraz za to? — Dobrze, nowy spinning. Wiesz, że lubię Wild Turkey. Powiedzmy, że skrzynka Wild Turkey przeciwko nowej wędce. Mężczyźni uroczyście przecięli zakład. — Ona wraca do Nowego Orleanu zaraz po weselu. Nie masz dużo czasu: tydzień, licząc od dziś. — Nie potrzebuję dużo czasu. — Wyższy mężczyzna zebrał się do odejścia. — Czekaj, skąd będę wiedzieć, że dopiąłeś swego? — Poznasz po jej spojrzeniu — odpowiedział z uśmiechem, który był specyficzną mieszaniną chytrości lisa, uczciwości skauta, pirackiego okrucieństwa i anielskiej dobroci. To połączenie powodowało, że ludzie w kontaktach z nim miękli albo drżeli. Spotkawszy go chwilę potem, Sunny uległa po trochu obu odczuciom. Czując dłoń na ramieniu, odwróciła się. Zobaczyła czerwony krawat w cienkie, niebieskie paski na tle gołębioszarej koszuli. Uniósłszy wzrok, napotkała zastanawiający uśmiech. Serce zabiło jej mocniej; odniosła wrażenie, że żołądek spada w przepaść. Zrobiło się jej sucho w ustach, zdołała jednak zachować chłodny i nieprzystępny wyraz twarzy, gdy w muskularnym blondynie z opaloną twarzą o nordyckich, niebieskich oczach rozpoznała mężczyznę, który wcześniej śmiał się głośno i gwałtownie. 9 emalutka

Był uderzająco przystojny. Lecz cóż z tego? Znała ten typ ludzi, ten rodzaj uśmiechu. Pewnie oblizywał się w myślach, sądząc, że trafił na smakowity kąsek. Zaraz się przekona, że smakuje jak musztarda, a nie jak miód. — Podobał mi się sposób, w jaki jadłaś czekoladki. Sunny nie spodziewała się takiego początku. Cóż, przynajmniej stać go na oryginalność. Chociaż po tym odkryciu zdołała zachować spokój, nadal nie kontrolowała reakcji ciała. Wydawało się jej, że skurczony żołądek obniża się coraz bardziej. To jedno zdanie zdradziło od razu kilka rzeczy — że obserwował ją przez jakiś czas, że mu się spodobała, i to na tyle, by chciał się jej przyjrzeć z bliska. Pochlebca? Zapewne. Z inną kobietą mogłoby mu się udać, ale Sunny spoglądała tak wyniośle, że zniechęciłaby mniej zdeterminowanego konkurenta. Swymi szafirowymi oczami patrzył na jej wargi. — Co jeszcze robisz tak świetnie? — Odrzucam nie chciane umizgi. — I robisz bystre uwagi — odparł ze śmiechem. — Dziękuję. — Zatańczymy? — Nie, dziękuję. Zamierzała odwrócić się, ale przytrzymał ją za łokieć. — Proszę. — Nie, dziękuję — powtórzyła z naciskiem, nie pozostawiając mu cienia wątpliwości. — Dlaczego? Nie chciała wywoływać zamieszania i tylko dlatego nie powiedziała temu wspaniale zbudowanemu, niebieskookiemu blondynowi o zabójczym uśmiechu, że nie jest mu winna żadnych wyjaśnień. Poprzestała na uwadze: — Sporo tańczyłam i bolą mnie nogi. A teraz proszę mi wybaczyć. Odeszła, nie oglądając się na niego. Obeszła bufet i ruszyła w stronę okrągłego stołu, umiejscowionego pośrodku sali, na którym stała fontanna z szampanem. Podstawiła smukły kieliszek pod jedną strużkę i napełniła go trunkiem. — W niedzielnej szkółce uczą, że kłamstwo to grzech. Szampan ochlapał jej dłoń. Szczerze wątpiła, czy kiedykolwiek uczęszczał do niedzielnej szkółki. Była przekonana, że o grzechu myślał tylko wtedy, gdy zastanawiał się, jaki kolejny ma popełnić. — Mnie uczono, że to niegrzecznie być nachalnym. 10 emalutka

— Nie musiałaś kłamać. — Nie kłamałam. — Ale, panno Chandler. Obserwuję cię od godziny i nie zatańczyłaś w tym czasie ani razu, mimo że proszono cię kilkakrotnie. Policzki zaróżowiły się jej nie tyle z zażenowania, co z oburzenia. — W takim razie to powinno być twoją pierwszą wskazówką. Nie chcę tańczyć. — Czemu nie? — Bo nie. Roześmiał się. — Lubię twoje poczucie humoru. — Nie staram się być zabawna i nie dbam o to, czy ci się podoba moje poczucie humoru, czy też sposób, w jaki jem truskawki. — Wyrażasz się dość jasno, ale stworzyłaś nam problem. — Czyżby? — Traciła cierpliwość. Ta gra zaczynała męczyć ją. Gdyby nie to, że pani Morris uważnie obserwowała ich, odstawiłaby kieliszek i wyszła z przyjęcia. Później wyjaśniłaby wszystko Fran i Steve'owi. — Jaki problem? — Czy widzisz mężczyznę stojącego obok kosza z różami? — George'a Hendersona? — Pamiętasz go? — Oczywiście. — Sunny uśmiechnęła się i pomachała ręką. Rumieniąc się po cebulki przerzedzonych włosów, George pokiwał w odpowiedzi. — Otóż — kontynuował nieznajomy — George i ja zrobiliśmy zakład. — Och? — Założyliśmy się o nowy spinning przeciwko skrzynce whisky, że prześpię się z tobą do końca przyszłego tygodnia. Skoro nie obchodzi cię, czy mi się podobasz, czy nie, będzie mi niezwykle trudno wygrać skrzynkę Wild Turkey. Ostrożnie wyjął drgający kieliszek z szampanem z jej bezwładnej dłoni, by go nie upuściła. Odstawił go na stół i przyciągnął ją do siebie. — Zatańczymy? Zanim Sunny odzyskała głos, orkiestra grała już drugą zwrotkę piosenki. — Chyba sobie żartujesz? Masło zmiękłoby od jego uśmiechu. — A jak myślisz? Nie wiedziała, co myśleć. Nigdy nie spotkała mężczyzny, który miał tyle czelności, by przyznać się do czegoś podobnego. Prawdopodobnie tylko drażnił się z nią, chociaż jego uśmiech zdawał się mówić coś innego. 11 emalutka

— Co myślę? Myślę, że nie godzisz się łatwo z przegraną — odparła bez uśmiechu. — Nie, jeżeli czegoś bardzo pragnę. — A bardzo pragniesz tańczyć ze mną? — Właśnie. — Dlaczego? — Nigdy jeszcze nie spotkałem dziewczyny ze złotymi oczami. — Nie są złote, tylko jasnobrązowe — odparła, mrużąc oczy. — Według mnie są złociste — nie ustępował — i pasują do twojego imienia. Zastanawiające, że twoi rodzice potrafili to przewidzieć i wybrać dla ciebie imię Sunny. Szybko sobie uzmysłowiła, że mógł się dowiedzieć jej imienia od George'a Hendersona. Nie było w tym nic dziwnego, ale jak zdołał określić kolor jej oczu z drugiego końca sali? Nie omieszkała wytknąć mu tę nieścisłość. — Dlaczego więc chciałeś ze mną zatańczyć? Przyciągnął ją bliżej. — Mówiłem ci już. Podobało mi się, jak jadłaś truskawki. — Swymi oczami koloru skandynawskiego fiordu znów patrzył na jej wargi. — W lewym kąciku została jeszcze odrobina czekoladki. Sunny bezwiednie wysunęła koniuszek języka, by ją zlizać. — W porządku — powiedział. Sunny wyrwała się z chwilowego transu, w który mimo woli wpadła. — Domyślam się, że George powiedział ci o mnie wszystko. — Sporo, ale pewnych rzeczy muszę się sam dowiedzieć. — Na przykład? — Na pewno nie pokazałabyś mi ich tu, na parkiecie. Wywinęła się z jego ramion i powiedziała chłodno: — Dziękuję za taniec, panie... — Beaumont. Ty Beaumont. Nie możemy teraz przerwać tańca. Już zaczęli grać następną melodię. — Znowu przyciągnął ją do siebie. Gdy próbowała się uwolnić, powiedział do tańczących obok Fran i Steve'a: — Wspaniałe przyjęcie. — Dziękujemy — odpowiedzieli zgodnie. Sunny uśmiechnęła się do nich niewyraźnie, po czym obrzuciła swojego partnera jadowitym spojrzeniem. 12 emalutka

Przeczuwała, że nie ma wyjścia. Ty nie zamierzał łatwo ustąpić, a domyślił się, że Sunny nie zechce wzbudzić sensacji. Prędzej będzie przeklęta, niż jej ciało podda się jego silnym ramionom. Trzymał ją tak blisko siebie, że z trudem opanowywała drżenie. Czuła, jak w tańcu jego muskularne uda ocierają się o jej nogi. — Chcesz wiedzieć, dlaczego bardzo chciałem z tobą zatańczyć? — zagaił Ty. — Podobają mi się także twoje złote włosy. — Dziękuję. — Jestem pewien, że wyglądają podniecająco rozsypane na poduszce. — Nigdy się nie przekonasz. — Już raz się o to założyłem. Ty też chcesz się ze mną założyć? — Nie. — To dobrze, gdyż przegrałabyś. — Przeciwnie, byłabym pewna zwycięstwa, panie Beaumont. Proszę zabrać swoją rękę. — Stąd? — spytał, przyciskając dłoń do jej pośladka. Oblała ją fala gorąca. Niemal zachłysnęła się powietrzem, ale zdołała w porę opanować emocje. Mimo to, obawiała się, że partner mógł zauważyć jej poruszenie. — Rozluźnij się — poprosił. — Przestań. — Nie chcę cię urazić. — Czyżby? — Podziwiam tylko twoją figurę. — Jeżeli musisz, rób to z pewnej odległości. — Gdyby jakiś inny mężczyzna trzymał cię tak blisko, na pewno jako pierwszy broniłbym cię, ale skoro nasz związek ma stać się intymnym... — Nie stanie się intymny. Dla wszystkich zainteresowanych oraz pani Morris, Sunny przybrała sztuczny uśmiech. Była jednak nie tylko zirytowana, ale i zaniepokojona. Ty Beaumont emanował męską, zwierzęcą żywotnością, która oddziaływała na wszystkie kobiety. Sunny, mimo całej nieprzystępności, nie stanowiła wyjątku. Najwyraźniej nie była tak odporna na czysty seks, jak się jej wydawało. Chcąc wyzwolić się spod jego uroku, postanowiła skierować rozmowę na bezpieczniejsze tory. — Od kiedy mieszka pan w Latham Green, panie Beaumont? — Mów do mnie Ty. Zaraz policzę — powiedział, marszcząc czoło. — Jakieś trzy lata. Wygląda na to, że się minęliśmy. 13 emalutka

Sunny domyśliła się, że tę informację zdobył od George'a. Nim jednak zdążyła zapytać, czy George poinformował go również o okolicznościach jej wyjazdu, usłyszała: — W tej pełnej poliestru sali bardzo wyróżnia się twoja jedwabna sukienka. Pogładził ją po plecach. Wygięła się, starając umknąć przed jego pieszczotą, ale nie było to zręczne posunięcie, gdyż w ten sposób oparła się piersiami o jego masywny tors. Niebieskie oczy pociemniały i rozszerzyły się. — Czym się zajmujesz? — spytała, z trudem nabierając powietrza. — Założę się, że nosisz jedwabną bieliznę. Nagle poczuł, że obejmuje powietrze. Sunny wyśliznęła się z jego objęcia i ruszyła do drzwi, przeciskając się wśród tańczących. Ty nie był w stanie tak zwinnie lawirować i dogonił ją dopiero na zewnętrznych schodach, przed głównym wejściem do klubu. — Czy nie spodobało cię się coś, co powiedziałem? Spojrzała na niego jak rozjuszona kocica. — Nie spodobało mi się ani to, co powiedziałeś, ani to, co zrobiłeś. Gardzę tą głupią, męską wyższością, która emanuje z ciebie jak odór. Prawdę mówiąc, nie spodobało mi się w tobie nic, panie Beaumont. Proszę zostawić mnie w spokoju. — Przepraszam, może zacząłem trochę za ostro. — Owszem. — Zobaczywszy cię, zapragnąłem się z tobą kochać, więc... Odwróciła się i szybko odeszła po żwirowym podjeździe, nie dbając o obciągnięte delikatną skórą obcasy. Dogonił ją i przytrzymał za rękę. Wyrwała się. — Jeżeli sprawia panu przyjemność mówienie sprośnych rzeczy, panie Beaumont, to radzę udać się na Bourbon Street. Tam są panienki, które za pieniądze wysłuchają tych świństw. Mnie jednak proszę tego oszczędzić. — George twierdził, że jesteś inna niż miejscowe kobiety. — Dzięki Bogu. — Powiedział, że mieszkasz sama. — Zgadza się. — Dlatego od razu przystąpiłem do sedna. Mamy tylko tydzień. — Słusznie, po co marnować czas? — zakpiła. — Tak doświadczona kobieta jak ty zna reguły. Zapragnąłem mieć cię w swoim łóżku i zrobiłem ruch. Jeżeli cię źle oceniłem, to przepraszam. Nie chciałem cię obrazić. 14 emalutka

— Doceniam to. — Zabawimy się więc, czy nie? Na chwilę odjęło jej mowę. Najwyraźniej oczekiwał odpowiedzi. W końcu wykrztusiła: — Nie, panie Beaumont, nic z tego. Uśmiechnął się rozbrajająco. — Na pewno? Skrzyżowała dłonie na piersiach i przybrała wyraz twarzy, którym pogromiła już niejednego mężczyznę. — Prędzej mnie piekło pochłonie. Nie poczuł się zniechęcony jej spojrzeniem. Przeciwnie, przysunął się tak blisko, że musiała odchylić do tyłu głowę, by spojrzeć mu w twarz. — Postępujesz nieuczciwie. Powinnaś mi to od razu powiedzieć — odparł drżącym głosem — a nie ulegać mi podczas tańca. Sunny patrzyła na niego upokorzona, nie dlatego, że jego słowa były prowokujące, ile dlatego, że były prawdziwe. — Ja... nie ulegałam ci. Spojrzał na nią uważnie spod gęstych, ciemnych brwi. — To już drugie kłamstwo, Sunny. Na twoim miejscu nie ryzykowałbym następnego. — To nie jest kłamstwo! — Jest. Chcesz, żebym to udowodnił? Zakręciła się na pięcie, co nie było takie proste na żwirze, i ruszyła w stronę swojego samochodu. Ty z szerokim uśmiechem obserwował, jak wsiada do sportowego wozu i odjeżdża tak szybko, jakby ją diabeł gonił. „W istocie jest tak” — pomyślał Ty z lubieżnym uśmiechem. — Ostrzegałem, że dostaniesz kosza — powiedział George, podchodząc do niego. — To było dopiero pierwsze podejście, George. Nie rób jeszcze miejsca nad kominkiem na wędkarskie trofea — odparł Ty, nie tracąc pewności siebie. — Przez tydzień wiele się może wydarzyć. * * * 15 emalutka

Tydzień! — jęknęła Sunny, jadąc autostradą. Teraz tydzień stał się dla niej długi jak wieczność. Rozdział II Sunny zapomniała już, że słońce nad jeziorem potrafi grzać tak mocno. Dawniej razem z Fran całymi godzinami leżały na ręcznikach plażowych, wysmarowane tak grubo olejkiem do opalania, że mogłyby wypisywać na udach, brzuchach i piersiach inicjały swoich ostatnich sympatii. Jakże się zaśmiewały roztrząsając, czy jakaś dziewczyna rzeczywiście zrobiła to, o czym wszyscy mówili i czy jakiś chłopak naprawdę całował tak wspaniale, jak twierdziła jego próżna sympatia. Porównywały zalety Warrena Beatty'ego z walorami Paula Newmana. Wszystko było wtedy zabawne, a dorastanie w małym miasteczku nie wydawało się takie przykre. Może właśnie w tym tkwiło sedno — po prostu przerosła tę mieścinę. Nigdy nie miała natury małomiasteczkowej dziewczyny i dobrze czuła się tylko w wielkim mieście. Życie w Nowym Orleanie nie było tak gorączkowe, jak w wielu innych miastach, a mimo to nie znalazła tam spokojnego miejsca. Nie pamiętała już, jak cicho może być na wsi. Buczenie, pomruki i hałaśliwe odgłosy miasta wydawały się tutaj tak odległe. Dzisiaj mogła spokojnie leżeć w słońcu na molo, chłonąć ciszę i lejący się z nieba żar. Dla większości ludzi wilgotne, upalne powietrze byłoby duszące, lecz Sunny rozkoszowała się tym obezwładniającym uściskiem. Promienie słońca padały na jej skórę, wprawiając ją w stan błogiego lenistwa. Powietrze było prawie nieruchome, tylko od czasu do czasu lekki powiew poruszał wierzchołkami rosnących wzdłuż brzegu cyprysów. Na horyzoncie zbierały się ogromne burzowe chmury, nie spełnione pogróżki wieczornej ulewy. Powierzchnia jeziora była gładka i błyszcząca. Sunny z przyjemnością wsłuchiwała się w pluskanie wody uderzającej o słupy mola. Wokół rozbrzmiewało bzyczenie owadów; ważki ślizgały się po powierzchni jeziora, marszcząc wodę muśnięciami delikatnych, przejrzystych skrzydeł. Ciche brzęczenie w połączeniu z rytmicznym chlupotaniem wody działało uspokajająco. Sunny zapadła w drzemkę. 16 emalutka

— Masz tupet. Sunny usiadła, przytrzymując staniczek. Serce podeszło jej do gardła, a przed oczami pojawiły się jaskrawe punkciki. Poderwała się zbyt gwałtownie i dostała lekkiego zawrotu głowy. Odzyskawszy równowagę, cicho zaklęła. Ty Beaumont przybił do mola i mocował maleńką łódkę do jednego z pali. — Masz tupet, Beaumont. Wystraszyłeś mnie. — Przepraszam. — Jego uśmiech zaprzeczał jednak słowom. — Spałaś? — Chyba się zdrzemnęłam. — Nie słyszałaś motoru? — Myślałam, że to owad. — Owad? — Ważka. Spojrzał na nią z troską. — Jak długo leżysz na słońcu? — Nieważne. — Sunny zbyła go, po czym westchnęła głęboko. Nie chciała się kłaść, czuła się dostatecznie niezręcznie, spoglądając na niego z dołu. Powstrzymała się przed zawiązaniem sznurka od staniczka wokół szyi; był wystarczająco elastyczny i dopasowany, by się nie zsunąć, a bała się, że Ty odkryje jej zażenowanie. Pomyślałby, że zachowuje się jak sfrustrowana stara panna na pierwszej randce. Cóż, nie była starą panną, a on na pewno nie był dżentelmenem. Stał obok niej na gołych deskach pomostu. — Nie usiądziesz? — zakpiła. Uśmiechnął się nieznacznie. — Dzięki. Żeby zająć się czymś innym, niż gapieniem na jego oczy, osłonięte lustrzanymi, słonecznymi okularami i zastanawianiem się, na którą część jej roznegliżowanego ciała patrzy, zdjęła swoje okulary i zaczęła czyścić szkła końcem ręcznika. — Co tu robisz? — Wędkowałem na jeziorze i zauważyłem, że leżysz tu, prawie nago. Dlatego powiedziałem, że masz tupet. Rozsyłasz zaproszenie do wszystkich zboczeńców. — Opalam się na tym molo przez całe życie i dotychczas nikt mnie nie napastował. To miejsce nie jest widoczne z otwartego jeziora, a dopiero z zatoczki. Poza tym, nie słyszałem, by w Latham Lake był jakiś zboczeniec... przynajmniej dotychczas. Ty roześmiał się głębokim, męskim śmiechem. 17 emalutka

— Cóż, przyznałem, że podoba mi się twoje ciało, ale nie zrobiłbym nic zbyt perwersyjnego. — Po chwili dodał: — Chyba że chciałabyś. Sunny odniosła wrażenie, że puścił do niej oko zza przyciemnionych szkieł. Pośpiesznie zaczęła wrzucać rzeczy do płóciennej torby: książkę, daszek przeciwsłoneczny, radio tranzystorowe. Wstała, zdecydowana pozostawić rozłożony ręcznik, i ruszyła boso przed siebie. — Dokąd idziesz? Wyciągnął rękę i mocnymi palcami chwycił ją za kostkę. Sunny zatkało z wrażenia. Nie potknęła się, ale nie była w stanie zrobić kroku. — Do kabiny. Wolę opalać się w samotności. Poza tym nie mam ochoty wysłuchiwać bredzenia. — Przestraszyłaś się? — Nie! — To usiądź. To było wyzwanie, które Sunny musiała podjąć. Zgodziłaby się na wszystko, byleby puścił jej nogę. Jego dotyk wywołał impuls, biegnący wzdłuż nogi aż po udo. Uwolniła kostkę z mocnego uchwytu i, ze zbuntowanym wyrazem twarzy, z powrotem usiadła na ręczniku. — Próbuję okazać ci życzliwość. Sunny spojrzała na niego z niedowierzaniem. — Naprawdę chcę, żebyś poczuła się tutaj mile widziana. — Starał się ją udobruchać. — Nie musisz rozwijać powitalnego dywanika. Wychowałam się tutaj. Już zapomniałeś? — W takim razie w porównaniu z tobą jestem tu nowy. To ty powinnaś być dla mnie miła. Z trudem zdołała powstrzymać się od uśmiechu. Dać mu cal, a weźmie milę. Nie potrzebował zachęty, nawet jednego uśmiechu. Żałowała tylko, że jego urok jest tak nieodparty. Miał na sobie spodenki i rozchyloną prawie do talii koszulkę bez rękawów. Nie mogła nie zauważyć, że muskularną klatkę piersiową pokrywają sklejone od potu, ciemnoblond włoski. Miał również ładne nogi, jeżeli oczywiście lubiło się twarde, dobrze rozwinięte mięśnie, opaloną skórę i rozjaśnione słońcem włosy. Nosił sportowe buty bez skarpetek. Głowę osłaniała mu czapka z daszkiem. Ten rodzaj czapek kojarzył się Sunny z graczami w baseball i kierowcami samochodów ciężarowych. Żaden z tych typów nie był w jej guście, ale Ty Beaumont nie wyglądał 18 emalutka

źle w tej czapce, może dzięki jasnym włosom, wijącym się po bokach, i sposobowi, w jaki ją nosił — nisko nasuniętą na czoło, prawie po opalizujące, słoneczne okulary. W uśmiechu pokazywał białe, zdrowe zęby. Przepocona koszulka przylgnęła do jego ciała, a kropelki potu ściekały po szyi. Sunny rzadko miała okazję widzieć spoconego mężczyznę; ci, których spotykała w klimatyzowanych budynkach, byli z reguły ubrani w eleganckie garnitury, nosili krawaty i skarpetki. Beaumont zaszokował ją bijącym od niego zapachem potu, słońca i jeziora. Zapewne to tłumaczyło jej przyśpieszony puls i fakt, że czuła ściskanie w żołądku. Chciała uciec jak najszybciej w bezpieczne zacisze kabiny, ale nie mogła odejść, nie tracąc fasonu. Postanowiła więc zostać i być miłą, choćby to miało ją drogo kosztować. — Złowiłeś coś? — spytała, wskazując łódkę. Położył się, prostując długie nogi i wspierając na łokciu. — Jeszcze nie. Krótka odpowiedź przepełniona była podtekstami, uzmysłowiła jej też, jak skąpe ma na sobie bikini. Kostium był w kolorze czerwonej papryki i podkreślał złocistą tonację jej włosów i oczu. Żałowała, że nie ma przy sobie przepaski, która stanowiła komplet z bikini. Kiedy wychodziła z kabiny, nie przypuszczała, że się jej przyda. Teraz bardzo potrzebowała koszulki, sukienki, szmatki, czegokolwiek, co mogłoby osłonić ją przed spojrzeniem Ty'ego Beaumonta. Nie widziała jego zasłoniętych okularami oczu, ale czuła, że wędruje wzrokiem po jej ciele, wywołując fale ciepła. — Gorąco dzisiaj. — Przerwała milczenie. — I robi się coraz cieplej. — Za gorąco na łowienie ryb. — W głowie zaświtało jej podejrzenie: ojciec Sunny był wędkarzem i wychodził na ryby o świcie, gdy było jeszcze stosunkowo chłodno, a jezioro okrywała mgła. Nigdy nie wypływał w upalne popołudnia. Formowała w myślach oskarżenie, lecz Ty powiedział pierwszy: — Założę się, że lubisz upały. — Lubię — przyznała Sunny. — Skąd wiesz? — Jesteś zmysłową kobietą. — Czemu tak sądzisz? — Obserwowałem cię wczoraj na przyjęciu. Skrzyżował nogi, sadowiąc się wygodniej. Nowa pozycja była przyjemniejsza dla niego, ale uciążliwa dla Sunny. Przełknęła ślinę, ujrzawszy imponujące wzniesienie 19 emalutka

między jego udami. Znoszone dżinsowe spodenki dawno poddały się kształtowi jego ciała. — Od razu zauważyłem bransoletkę na twojej kostce. — Wyciągnął rękę i wskazującym palcem dotknął cieniutkiego, złotego łańcuszka. — Nie ma drugiej dziewczyny w Latham Green, która nosiłaby coś takiego. — Sprawdziłeś to osobiście? — Trafione — odparł, nie czując się urażony aluzją. — Taką biżuterię noszą tylko kobiety obdarzone zmysłową naturą. Wyszarpnęła nogę z jego ręki. — To absurd. — Żałowała, że jej głos jest tak niezdecydowany i bezdźwięczny. — Kupiłam ją, bo mi się podobała. Uważam, że jest bardzo ładna. — Kupiłaś ją sobie sama? — Co w tym dziwnego? — Nie dostałaś jej od mężczyzny? — Nie. — Wielka szkoda. — Dlaczego? — Zakładanie jej mogłoby być wspaniałym przeżyciem dla was obojga. — Uśmiechnął się szeroko. — Panie Beaumont, nie wiem, co George nagadał na mój temat. — Sporo, ale wyrobiłem sobie własną opinię. — Po dziesięciominutowej rozmowie? — Nawet przed nią — odparł lekko. — Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że nuciłaś bezgłośnie wszystkie piosenki i ballady grane zeszłej nocy? Sunny chciała zaprzeczyć, ale pomyślała, że to nie ma sensu. Podśpiewywanie razem z radiem było w jej zwyczaju. — Lubię muzykę. — I jedzenie. Już ci mówiłem, że twoje usta dodawały truskawkom więcej aromatu i smaku niż bita śmietana. — Mówisz tak, jakby jedzenie truskawek było czymś nieprzyzwoitym. — Prawie było — powiedział miękko. Sunny nie znalazła żadnej stosownej odpowiedzi i uznała, że bezpieczniej będzie nic nie mówić. Mimo cierpkich uwag, nie zdołała przerwać gładkiego potoku słów Ty'ego Beaumonta. — Wybierałaś bardzo starannie potrawy, które przyciągały wzrok. Wszystko, co kładłaś na talerz, było... ładne. — Uśmiechnął się, jak gdyby słowo „ładne” nie 20 emalutka

należało do często przez niego używanych. — Za wyjątkiem ostryg, oczywiście, ale te wzięłaś tylko dlatego, że pani Morris cię rozdrażniła. Zastanawiała się, jak długo ją obserwował. Bardziej jednak niż czas, który jej poświęcił, uderzyła ją trafność jego spostrzeżeń. Poczuła się odsłonięta i bezbronna. — Mógłbyś zajmować się podglądaniem zza firanki. — Skąd wiesz, że tego nie robię? — Widząc jej zaskoczenie, roześmiał się. — Daj spokój. Nie jestem masochistą, nie jestem też tak subtelny. Jeżeli kobieta podoba mi się, to pragnę czegoś więcej niż podglądanie zza krzaka. Chcę dotknąć jej. Wziął plastikową butelkę z olejkiem do opalania, wycisnął kroplę na dłoń i powąchał. — Pachnie jak drink z baru Trader Vick. — Dlatego go kupiłam. — Nie dziwię się. Zeszłej nocy widziałem, że kilkakrotnie wąchałaś kwiaty. Rozcierał w dłoniach olejek. Powolny, kolisty ruch jego dużych rąk działał na Sunny hipnotyzujące Zamrugała szybko, żeby rozpędzić trans, w który wpadła jak we mgłę. — Lubię perfumy. — Nagle poczuła się bardzo spragniona. Wyschnięty język przylgnął do podniebienia. — Podobają mi się pachnące przedmioty: kwiaty, olejek do opalania, wszystko. — Byłaś kiedyś w tej znanej perfumerii w Nowym Orleanie? — Na Royal? — Dokładnie nie pamiętam. Gdzieś we francuskiej dzielnicy. — Pocierał kciukiem koniuszki palców, rozsmarowując na nich olejek — Kiedyś spędziłem tam godzinę, wybierając perfumy. — Dla kogo? — Zbyt długo śledziła miarowy ruch jego palców, które wydawały się rozkoszować olejkiem i poczuła się senna. Pytanie wymsknęło się jej, zanim zdała sobie z tego sprawę. Poczuła się niezręcznie. — Dla matki. — Powinnam się domyślić. — Nie zdawałem sobie wcześniej sprawy z tego, że to dziedzina wiedzy. — Recepty są pilnie strzeżone. — Nie miałem na myśli produkcji. — Usiadł, przysuwając się do niej. — Mówiłem o sztuce stosowania. Sunny życzyła sobie w myślach by zdjął okulary; czuła się nieswojo, mówiąc do własnego odbicia w lustrzanych szkłach. Lecz kiedy spełniło się jej nie 21 emalutka

wypowiedziane życzenie, zapragnęła, by włożył je natychmiast z powrotem. Jego spojrzenie niepokoiło ją o wiele bardziej niż przyciemnione szkła. — Zawsze sądziłem, że kobieta powinna perfumować się za uszami i w nadgarstkach. — A nie jest tak? — Owszem, ale wtedy zapach szybko się ulatnia. Perfumy powinno się rozpylać albo używać tamponika. Moczenie koniuszków palców psuje płyn we flakonie. — Myślę, że to ma związek z kwaśnym odczynem skóry. — Podobno, aby uzyskać maksymalny efekt, kobiety powinny skrapiać te miejsca, gdzie perfumy będą się mieszać z ciepłem ciała i emanować przy każdym ruchu... — Muszę się schować przed słońcem. — Włosy... piersi... brzuch... uda. Patrzył kolejno na miejsca, które nazywał. Przy ostatnim słowie zatrzymał się na jej kolanie. — Powiedz mi, Sunny, czy będąc tak zmysłową kobietą, perfumowałaś sobie... włosy? Przez chwilę nie była w stanie odpowiedzieć. Kropelka potu spłynęła w zagłębienie między jej piersiami, podobnie jak ta, która potoczyła się po szyi Ty'ego Beaumonta. Monotonne brzęczenie owadów działało usypiająco. Lekki podmuch wiatru poruszał pierzastymi gałęziami cyprysów, lecz reszta pozostawała nieruchoma. Nawet ich spojrzenia, które akurat spotkały się. — Chyba jednak wrócę do domku — wykrztusiła w końcu. — Za bardzo się spiekę. Nie chciała, by zabrzmiało to dwuznacznie i miała nadzieję, że on tak tego nie odczytał. Trudno było jednak powiedzieć, co mógł oznaczać jego lekki uśmiech. — George opowiedział mi o tobie ciekawą historię. Była zła na niego, że wyciągnął jej przeszłość, lecz z drugiej strony wyrwał ją w ten sposób z urzeczenia jego głębokim głosem. Co się z nią dzieje? Czemu nie wstaje i nie odchodzi do domu? Może już rzeczywiście za długo siedzi na słońcu? — Czy to prawda, Sunny? — Zależy od tego, co ci naopowiadał, czyż nie? — odparła oschle. — Powiedział, że byłaś jedną z najładniejszych dziewczyn w szkole. Odwróciła od niego oczy. — Sądzę, że się podobałam. 22 emalutka

— Czy dlatego wróciłaś do Latham Green po czterech latach studiów? — Moi rodzice ciągle tu mieszkali. — Wtedy, ale nie teraz. — Nie, już nie. — Wyprowadzili się po tym, jak wymaszerowałaś z kościoła baptystów, zostawiając swojego narzeczonego przed ołtarzem. Sunny spojrzała na niego. — Cóż, znam już odpowiedź na moje pytanie. Widzę, że George był rozmowny. — Czy możesz go winić? To był niezły numer. Nie sądzę, żebym słyszał kiedykolwiek o pannie młodej, która w kluczowym momencie powiedziałaby: „nie” i okręciła się na pięcie, i wymaszerowała z kościoła, pozostawiając w osłupieniu wszystkich gości, łącznie z panem młodym. Policzki Sunny płonęły, ale nie miało to nic wspólnego z opalenizną. Dopadły ją wspomnienia. Ukryły się, czekając, aż pośliźnie się i wpadnie w nie, jak w pobliskie trzęsawisko, by mocją potem wessać i zadławić. — To wymagało dużo odwagi — powiedział Ty, przyglądając się jej z uwagą. — Nie mogłam go poślubić. — Gdybym był kobietą, też bym nie mógł. Don Jenkins jest suchy i zaskorupiały jak wczorajsza grzanka. Nigdy by nie zaspokoił tak zmysłowej kobiety jak ty; nawet nie wiedziałby, jak zacząć. Ty nachylił się. — Wydaje mi się, że wiedziałaś o tym dużo wcześniej, jeszcze zanim ksiądz zadał to najważniejsze pytanie. Stałaś tam w białej, koronkowej sukni ślubnej... — Płóciennej — poprawiła bezwiednie. Zatopiona we własnych wspomnieniach skubała wystrzępiony brzeg plażowego ręcznika. — George twierdził, że całe miasto było przy tym obecne. — Prawie. — Czemu to zrobiłaś, Sunny? Wspomnienia i odrętwienie ustąpiły miejsca nagłemu otrzeźwieniu. Odrzuciła do tyłu głowę. Jej oczy błyszczały jak rozżarzone węgle. — Nie twoja sprawa, Beaumont. Wybuchnął głębokim śmiechem. — I najwidoczniej nikogo innego. Do dziś nikt tego nie rozgryzł. Oczywiście snuto różne domysły. — Nie wątpię. — Na przykład dziecko. 23 emalutka

— Co? — parsknęła oszołomiona. Dopiero uspokoiwszy się, spytała: — Myśleli, że jestem w ciąży? — Podobno wszyscy tak uważali, przynajmniej na początku. Mówili, że uciekłaś ze wstydu. — Latham Green nie jest tak zacofane. Wiele dziewcząt w ciąży staje na ślubnym kobiercu. — Ale ojcami ich dzieci są mężczyźni, których mają poślubić. Sunny spoglądała na niego z niedowierzaniem. — Chcesz powiedzieć, że ludzie sądzili... — zabrakło jej słów. Wzruszył ramionami. — Podejrzewano, że ojcem dziecka jest ktoś inny. Zdegustowana bezkrytycyzmem małomiasteczkowych plotkarzy powiedziała: — Nie było żadnego dziecka, na litość boską. Ani Dona, ani nikogo innego. — Widzę, nie masz rozstępów. — Nim zdołała się na to przygotować, przejechał palcem po jędrnej skórze na jej brzuchu. — Żeby być całkiem pewnym, musiałbym zobaczyć twoje piersi. Sunny odsunęła się, by nie mógł jej dosięgnąć. — Nie miałam dziecka — zaperzyła się. Pokiwał wskazującym palcem. — To była następna teoria. Spodziewałaś się dziecka, ale go nie urodziłaś. — Aborcja? — Sunny tak była wstrząśnięta, że z trudem wymówiła to słowo. — Myśleli, że uciekłam do Nowego Orleanu, żeby zrobić zabieg? — Skryła twarz w dłoniach. — Nic dziwnego, że moi rodzice musieli się wyprowadzić. — Po chwili uniosła głowę i spojrzała na Ty'ego. — Co jeszcze mówili? — Cóż, same niemiłe rzeczy. — Chcę wiedzieć. Fran nigdy mi o tym nie wspominała. Powiedz mi! — nalegała. Wziął głęboki oddech. — Niektórzy uważali, że byłaś naćpana. — Absurd. Co jeszcze? — Podejrzewano cię o chorobę weneryczną, ale bez przekonania. Mówiono, że pewnie wolisz dziewczyny od mężczyzn. — Żartujesz! — Powtarzam to, co mówił George. Najpopularniejszą teorią, obok tej o dziecku, była... zresztą nieważne. — Mów śmiało. 24 emalutka

— Nie, muszę już iść. Zaczął się podnosić. Sunny przytrzymała go za ramię. — Powiedz mi, do diabła. To ty zacząłeś ten temat. Powoli wodził wzrokiem po jej zatroskanej twarzy, końskim ogonie, włosach, które pot przykleił do szyi, ustach. — Czy jesteś oziębła, Sunny? Cofnęła rękę, patrząc na niego w osłupieniu. — Tylko dlatego, że nie chciałam poślubić Dona, uznali mnie za oziębłą? Zmarszczył brwi i wzruszył ramionami. — Ludzie gadają, wymyślają różne historie i mieszają je tak długo, aż zaczną odpowiadać ich celom. — Nachylił się. — Oczywiście, każda plotka ma jakąś podstawę. — Ta nie ma. — George twierdzi, że zaliczałaś randki, pozostając czysta jak źródlana woda. — George lubi przesadzać. — Czyż nie masz na koncie wielu złamanych serc? — Miałam spore powodzenie. — A chłopcy lubią się przechwalać. — Co masz na myśli? — Podobno żaden nie chełpił się tym... no wiesz. Ty nigdy... — Nie przespałam się z żadnym? Ty rozjaśniał przelotnym, ale oszałamiającym uśmiechem. — Właśnie. Z tego, co słyszałem, pozostawiałaś chłopców z Lantham Green rozpalonych i niezaspokojonych. Posuwałaś się tylko dotąd i ciach. — Zaśmiał się z własnego sformułowania. — Nie dosłownie, oczywiście. — Obrzydliwość. — Pomimo upału Sunny zadrżała. — Takie dziewczyny, które podpuszczają chłopców, są określane niezbyt pochlebnie. — Znów wędrował po jej ciele niebieskimi oczami. — Osobiście nie wierzę, żeby to dotyczyło ciebie, ale musisz przyznać, że są powody. Ciągle jesteś sama. — Mam przyjaciół. — Ilu? Nagle olśniła ją pewna myśl. Zmierzyła go podejrzliwym spojrzeniem i dumnie uniosła głowę. Złociste oczy rozbłysły gniewnie. — Wymyśliłeś to wszystko? Tak? — Poderwała się na nogi. — Ty gnojku! — Wymierzyła mu kopniaka, ale zdołał zrobić unik.— Wynoś się z mojego mola! 25 emalutka