kufajka

  • Dokumenty27 039
  • Odsłony1 827 047
  • Obserwuję1 347
  • Rozmiar dokumentów74.8 GB
  • Ilość pobrań1 650 532

Chmielewska Joanna - Przeklęta bariera

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :1.8 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

kufajka
3. Ebooki według alfabetu
C

Chmielewska Joanna - Przeklęta bariera .pdf

kufajka 3. Ebooki według alfabetu C CHMIELEWSKA JOANNA Pozostałe
Użytkownik kufajka wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 284 stron)

Ksi ka pobrana ze strony http://www.ksiazki4u.prv.pl JOANNA CHMIELEWSKA PRZEKL TA BARIERA

Obudziłam si . Sło ce wieciło mi na twarz i prosto w oczy, nic dziwnego zatem, e si obudziłam. Co si musiało sta z zasłonami. Nie zrozumiałam tego w pierwszej chwili i popatrzyłam dookoła siebie. Zamkn łam oczy, otworzyłam je ponownie, prawie pewna, e głupia halucynacja przepadnie, rozejrzałam si znów, po czym powtórzyłam t operacj kilkakrotnie, potrz saj c głow . Widok nie znikał. Wypróbowanym sposobem sprawdziłam, czy, mimo wszystko, nie pi nadal, mianowicie uszczypn łam si pot nie. Zabolało tak, e a sykn łam. Wobec tego rzeczywi cie ju nie spałam i ogl dałam jaw . Nic z tego nie mogłam zrozumie i poczułam zam t w umy le. Z cał pewno ci poprzedniego wieczoru poło yłam si spa w najlepszej komnacie ober y, w przyzwoitym łó ku z baldachimem i firankami, wszystko jak nale y. Sługa z ober y i moja pokojówka wnie li rzeczy, ustawili je, sepety i kufry… Spojrzałam w k t z gwałtownym niepokojem, bo skoro znikły zasłony, mogło znikn i moje mienie, ale nie. Kufry, owszem, stały oba, sepety równie , policzyłam je, wszystkie cztery, w tym dwa cz ciowo rozpakowane. To było w porz dku, ale reszta…? W pierwszej chwili pomy lałam, e noc przeniesiono mnie gdzie w czasie snu, w chwili mojej nie wiadomo ci, ale od razu wydało mi si to niemo liwe, bo sen mam bardzo lekki, a jednym kieliszkiem wina, wypitym przy wieczerzy, nie mogłam si przecie upi . Co si zatem stało i co to wszystko znaczy? Nie znajdowałam si w tej samej komnacie. Pokój to był raczej czy izba, sk po i ubogo umeblowana, ale wielkiej czysto ci. I znacznie mniejsza. Za to okna miała dziwnie du e, tiulowe firanki na nich i kotary, niedokładnie zasuni te, szpar tworz ce ogromn i przez t szpar wła nie wieciło sło ce wprost na moj twarz. Nie pojmuj c niczego, prawie bałam si poruszy . Kto wie jak długo le ałabym, sparali owana osłupieniem, gdyby nie zmusiła mnie do wysiłku intymna konieczno . Ostro nie usiadłam i opu ciłam nogi. Posadzka wysłana była dywanem, jasnym, bez adnego wzoru, tanim zapewne, ale do mi kkim i nawet przyjemnym. Pełna złych przeczu , zajrzałam pod łó ko. Oczywi cie! Tak jak ju j łam podejrzewa , nocnego naczynia nie było. Nie zmie ciłoby si zreszt , to osobliwe łó ko nie miało miejsca pod sob , pantofelki pod nie

weszły, ale nic poza tym. Wydobyłam je, wsun łam na stopy, rozejrzałam si za dzwonkiem na słu b . Bo e jedyny, dzwonka te nie było! Z niezb dnych rzeczy nie było w ogóle niczego. Mój peniuar le ał na oparciu fotela, przynajmniej fotel wydał mi si normalny. Zarzuciłam na siebie szlafroczek i zdecydowałam si sama otworzy drzwi z nadziej , e ujrz za nimi bodaj moj pokojówk , a cho by jak sług z ober y, od której za dam podstawowych utensyliów. Drzwi w tym pokoju znajdowało si dwoje. Na chybił–trafił otworzyłam jedne i osłupiałam ponownie. Mimo i było tam do ciemno, zamajaczyły mi jakie niezwykłe urz dzenia, umywalnia owszem, wygl dała znajomo, wanna równie , ale reszta…? W pomieszaniu wsparłam si dłoni o cian , jak nierówno poczułam, która pod tym lekkim naciskiem ust piła, co jakby cicho pykn ło i nagle całe pomieszczenie rozja niło si wielkim wiatłem. Zamarłam. Znałam wszak fajerwerki i błyski prochu wybuchaj cego, ale tu przecie nic nie wybuchło, jasno nastała bezgło nie i w mgnieniu oka. Serce mi załomotało straszliwie, ale doznania fizjologiczne znów nie pozwoliły mi ni zemdle , ni pozosta w bezruchu. Kilka jeszcze ujrzałam, jak by je nazwa …? Nieruchomo ci…? Przymocowane do podłogi, białe i czyste. Na ka dej dałoby si usi . Szukałam wzrokiem jakiego innego, stosownego naczynia, dzbanka bodaj, nic… Zawahałam si , zanieczy ci to…? Gdybym chocia miała wod pod r k , opłuka wszak potrafi ! Rozpacz chyba sprawiła, e przypomniały mi si nagle wszystkie lektury, o Rzymianach, o akweduktach, termach, woda, bez pompy, za odkr ceniem kurka leciała, gdzie tu kurek…? No i krzesła królewskie z naczyniem pod spodem… Nie mogłam ju dłu ej zwłóczy . Trudno, pełna zgryzoty i niepewno ci, wykorzystałam to troch wi ksze i wy sze, do królewskiego krzesła mo e i nieco podobne, z klap klapa dała si unie , cho zerwa musiałam papierow wst g , na której był napis. Odczytałam go. “Zdezynfekowane”. A có to miało znaczy …?! Ulgi ogromnej doznawszy przynajmniej w jednym zakresie, j łam szuka owego kurka do wody, niechaj c chwilowo docieka , gdzie si znalazłam i jakim sposobem. Umywalnia… na rozum bior c, do niej powinna ciec woda. Urz dzenie nad ni w niczym kurka nie przypominało, jakby gruby trzon ły ki do butów, bo krótka rura wygi ta pod nim mówiła sama za siebie. Coraz bardziej zrozpaczona i zirytowana, oddałam si próbom i wiczeniom, usiłowałam to kr ci , obraca na boki… obracało si , dlaczego nie, ale wci

bez wody… przyciska … szarpi c tak na wszystkie strony, przypadkiem uniosłam ów trzon ku górze. I wówczas lun ł znienacka strumie wody tak gor cej, e ledwo mo na było wytrzyma . Nowej ulgi doznałam niezmiernej, ale natychmiast pojawił mi si nast pny kłopot. Jak e bez naczynia adnego przenie t wod w upragnione miejsce? Rozgl daj c si pilniej i ju nieco spokojniej, dostrzegłam nad umywalni półeczk , a na niej dwie szklanki czyste, jakby przejrzystym p cherzem owini te, nie bacz c na nic, chwyciłam je i, napełniaj c wielokrotnie i wylewaj c do owego królewskiego siedziska, spłukałam wreszcie swoj kompromitacj . Gor co mi było przy tym, pot mi płyn ł z czoła, r ce i nogi mi dr ały, osłabłam, zachwiałam si i dłoni wsparłam silnie na czym , co wystawało jakby za plecami tego urz dzenia. I tu omal przytomno ci nie straciłam, bo nagle run ł do potok wody, istny wodospad, o wiele silniejszy ni ten nad umywalni . Długiej chwili potrzebowałam, eby my li zebra . Gdzie ja si znalazłam, na Boga, jakim sposobem i co si tu dzieje…? Owa kaskada w siedzisku polała si i przestała lecie , spłukała wszystko doskonale, niepotrzebnie m czyłam si ze szklankami i nie do tego celu zapewne były przeznaczone. Z samej ciekawo ci po dłu szej chwili przycisn łam t wystaj c rzecz jeszcze raz i efekt okazał si identyczny, kaskada znów chlusn ła, cho do spłukiwania ju nic nie było. Prawie mi si to zacz ło podoba . Woda do umywalni lała si nadal. Znów z ciekawo ci j łam, dla eksperymentu, szarpa ow r koje , do ły ki do butów podobn , ale krótko to trwało, bo zwykłe opuszczenie jej strumie wody ukróciło. Uniosłam i opu ciłam t rzecz jeszcze kilkakrotnie, puszczaj c i zatrzymuj c strumie wody dowolnie, jakim sposobem jednak e chłodniejszy si zrobił. Wówczas nareszcie, mimo niepoj tej osobliwo ci całej sytuacji, umysł mój odzyskał odrobin równowagi. Jak ka da panna z dobrego domu, posiadałam wykształcenie wszechstronne i znaczenie barw było mi doskonale znane. Jak e, wszak z jednej strony owego urz dzenia wyra nie widziałam plam czerwon , z drugiej za niebiesk , czerwony kolor jest ciepły, niebieski zimny, powinna to by wskazówka dla uzyskiwania temperatury wody. Spróbowałam. Zgadzało si . Na chwil poczułam si dumna ze swojej wiedzy i bardzo mnie to podniosło na duchu. Wróciło mi jako wi cej zdolno ci my lenia. Przypomniałam sobie o kanałach paryskich, o których czytałam i które podobno dopiero co były odnawiane. Zapewne uczynili co , co pozwala wodzie ł czy si z nimi bezpo rednio, rzecz zrozumiała i naturalna, ale jednak zdumiewa. No dobrze, woda, ale ta reszta…?

Czy bym wczorajszego wieczoru tak ju była pi ca i sfatygowana, em swego otoczenia nie spostrzegła…? Zbadałam ow łazienk gruntownie i zdołałam si umy . Odkryłam urz dzenie obce mi i niezwykłe, ale nader u yteczne i daj ce si uruchomi dowolnie, ciepła woda, zimna, prysznic z góry lec cy bez napełniania wanny, jaki to doskonały pomysł i jaka wygoda! Szczególnie e czepek, du y i przedziwnie spoisty, włosy pozwolił ochroni … R czniki si tam znajdowały, białe, zatem wida , e czyste, ró nych rozmiarów, mydło niewielkie, ale delikatne, w szczelnym opakowaniu, u yłam go bez wahania. Mo e i dłu ej si myłam ni miałam potrzeb , bo ju si tam jako swojsko poczułam, a na my l o wyj ciu nowy l k mnie ogarniał. No, troch mo e złagodzony ciekawo ci … Wyszłam jednak wreszcie. Rozmy lałam o sposobie wezwania słu by, kiedy zapukano do drugich drzwi. Otworzyłam bez wahania, weszła pokojówka. Musiała to by pokojówka, skoro trzymała w r kach tac ze niadaniem, ale, na miły Bóg, jaki strój ta dziewczyna miała na sobie?!!! Gdzie ja si zatrzymałam, w zamtuzie…?!!! Sukni nie miała wcale, spódniczka kolan jej nie si gała, całe nogi na wierzchu! Mow mi na ten widok odj ło, głosu nie mogłam z siebie wydoby , ona grzecznie mnie powitała, z u miechem, cho bez ukłonu, i rzekła, e na t por zamawiałam niadanie. Zr cznie ustawiła tac na małym stoliku i wyszła. Zamawiałam niadanie… Kiedy? Jak?! Wczoraj Zapewne… adnego zamawiania przypomnie sobie nie mogłam, chyba e moja pokojówka…? Gdzie ona si w ogóle podziała, nie zdołałam o ni zapyta , mimo wszystko, co mnie ju wcze niej spotkało, nie podró owałabym przecie bez pokojówki…? Jednak e byłam zwyczajnie głodna, okropne i dziwaczne wydarzenie, które mn wstrz sn ło, nie odebrało mi apetytu. Niespokojnie obejrzałam tac , do sk po zastawion , pieczywo owszem, rozpoznałam, rogalik, bułeczki… Mleko w dzbanuszku. W wi kszym jaki napój gor cy, pow chałam, wo znajoma… kawa! Całe szcz cie, pijałam ju kaw wielokrotnie, smakowała mi. Oddzielna szklanka z sokiem pomara czowym. Do tego jakie małe, nie znane mi kawałki czego , jakby naczy ka opakowane w osobliwy sposób. Rozpakowałam wszystko. W chaj c i smakuj c ostro nie, w miseczkach jak dla lalki, znalazłam masło, serek, konfitur , dwa rodzaje, kostki w wi kszej miseczce okazały si cukrem. Nó do tego dostałam, te strasznie dziwny, niczym zabawka. Zjadłam to wszystko i musiałam przyzna , e nawet było do smaczne, szczególnie serek i jedna konfitura, z moreli. Ju pod koniec niadania zwróciłam uwag na dziwne

d wi ki, dobiegaj ce zza okna. Do niczego nie były podobne, zdziwiły mnie, zaniepokoiły, przestraszyły wreszcie. Zako czyłam posiłek i wyjrzałam przez okno. Mimo wszystko, nie zemdlałam. Mniej wi cej po półgodzinie zdołałam jako odzyska zmysły i samej sobie powiedzie , co widz . Nie wierz c własnym oczom, wielokrotnie zaciskałam powieki, uchylałam je potem, ukłułam si nawet szpilk dla ponownego upewnienia si , e nie jest to sen jaki przera aj cy i potwornie głupi, obcy kompletnie wszelkiej mojej wiedzy i znajomo ci wiata. Pojawiało si przede mn co , czego nawet nazwa nie potrafiłam, rzeczy i sceny nieprawdopodobne i absolutnie niepoj te. Dziedziniec przed ober … Nie, nie mo na czego takiego od razu nawet samej sobie powiedzie … Wył cznie moje naganne upodobanie do czytania dzienników i gazet i prowadzenia niestosownych rozmów z ró nymi osobami pozwoliły mi teraz uwierzy własnym oczom. Na miły Bóg, słyszałam przecie o powozach, jad cych bez koni! Automobilami próbowano je chyba nazywa … Pan Piotruski co o nich napomykał, a za maniaka i fantast go uwa ano… Wizerunek takiej maszyny ogl dałam w czasopi mie, jaki jego wynalazca ju par lat temu przez cały Wiede podobno przejechał, czy by to, co tu stało i nawet poruszało si , miało by dzieckiem owej maszyny…?! Na Boga, niepodobne do niczego, pudło płaskie… Nie, doprawdy, okre li tego nie sposób, a poruszało si , oddalało, nikło z oczu, inne zbli ało si i zatrzymywało, a ludzie z tego wychodzili…!!! Warczało. Wszystkie warczały. Nie bardzo gło no, ciszej ni zwykła lokomobila, ale jako wprost niepoj cie. Dalej za jeszcze co si działo, na co wprost oczu podnie nie miałam, a i tak nie mogłam wykry , co to takiego, bo mi korony niskich drzew zasłaniały… Wstrz saj ce! Tkwiłam przy oknie jak przymurowana, usiłuj c przyswoi sobie owe widoki niewiarygodne, i nie wiem, jak długo pozostawałabym w stanie osłupienia absolutnego, gdybym nie ujrzała nagle mojego własnego stangreta. Przez moment nawet rozpozna go nie mogłam, bo uniformu nie miał, osobliwie jako był ubrany. Chodził dookoła jednego z tych dziwnych stworów i takie czynił wra enie, jakby przecierał jego szklane cz ci. Niejasno dosy pomy lałam, e skoro co wygl da jak szkło, musi zapewne by szyb , w karecie tak e przecie mam szyby… Na Boga, gdzie moja kareta…?!!! Gdzie konie…?!!! Na widok stangreta osłupiałam jeszcze bardziej, ale wst piła we mnie nadzieja. Znajomy człowiek, własny sługa, zaufania w pełni godzien, mo e dowiem si czego od niego?

Rezygnuj c z poszukiwania dzwonka i zwykłych sposobów wzywania słu by, chwyciłam ogromn klamk , otworzyłam szerzej okno, które okazało si ju uchylone, i zawołałam na niego, wzywaj c go gestem. Spojrzał w gór , ukłonił si , to było w porz dku. Przyszedł po dwóch minutach. - Co to wszystko ma znaczy ? - spytałam, zamierzaj c to uczyni surowo, ale wypadło mi chyba do rozpaczliwie. Zdziwił si wyra nie. - Ju zmieniłem koło, prosz ja nie pani - rzekł grzecznie. - W ka dej chwili mo emy jecha dalej, jak sobie ja nie pani yczy. - A gdzie jeste my? Przyjrzał mi si nagle z lekkim jakby pow tpiewaniem i niepokojem. - W Charenton, ja nie pani. W hotelu Mercure. Sama pani zdecydowała tu si zatrzyma , jak nam to koło wysiadło, a w serwisie nie mieli dla nas opony. Co mi w tym zabrzmiało znajomo. - A ober a Pod Wesołym Merkurym…? - A tak! - ucieszył si nie wiadomo z czego. - Zauwa yła ja nie pani? Trzymaj tu jeszcze stary szyld, bo faktycznie to była kiedy ober a “Pod Wesołym Merkurym”, chwal si , e przeszło sto pi dziesi t lat maj tu zajazd. No, nie jest to najwy sza klasa, trzy gwiazdki, ale wygodny i pokoje były, bo to nie sezon. Nazwa im została, ale ogólnie przeszli pod zarz d takiej wielkiej spółki hotelarskiej i s w tym hotele Mercure. Rzecz jasna, wszystko przerobili. - Sk d to Roman wie? - spytałam, czuj c si pot nie skołowana i usiłuj c swego stanu nie pokaza po sobie. - Pogadałem w gara u. Opon ju sprowadzili i wszystko jest w porz dku. Do Ritza mamy st d pół godziny, chyba e korki b d , ale o tej porze Peripherique… taki bulwar okr ny… powinien by wolny. Do reszty przestałam rozumie , co on do mnie mówi. Obejrzałam si i usiadłam w fotelu, bo nogi wydały mi si dziwnie mi kkie. Moja nadzieja, e rozmowa z własnym sług co mi wyja ni, zaczynała bledn , szczególnie e w ch ci ukrycia pomieszania, sama ju nie wiedziałam, o co pyta . Przypomniałam sobie o pokojówce. - A gdzie jest Zuzia? - Jaka Zuzia? - Jak to jaka, nie powie mi Roman, e Zuzi nie zna! Zuzia, moja pokojówka. Stangret Roman znów si zdziwił.

- Jak e, przecie Zuzia w S kocinie została! Miała z nami jecha , ale w ostatniej chwili ja nie pani zadecydowała, e nie. No, w takim po piechu był ten wyjazd, e chyba wszystko si pokr ciło, ja nie pani tyle miała na głowie… I jazda przez te niemieckie roboty drogowe, to fakt, e mo e człowieka do grobu wp dzi . Tu mi si co zgadzało, owszem. Wie o mierci stryjecznego pradziada przyszła nagle, z ni razem ostrze enie pana Desplain, je li nie upomn si o spadek natychmiast, zostan go pozbawiona. Rozkradn wszystko, a ta jego… pocieszycielka… pierwsza szpony wyci gnie. Na miejscu kłopoty, jak to zwykle w pocz tkach wdowie stwa, cho od mierci mojego nieboszczyka m a rok ju upłyn ł… Ale tak zabagnił sprawy, wie Panie nad jego dusz , e jeszcze doj do ładu nie mogłam i komplikacja ze stryjecznym pradziadem spadła na mnie niczym grom z jasnego nieba. Wyjazd w szalonym po piechu, najlepsz czwórk wzi łam, miast kolej warszawsko–wiede sk chwyci , karet ruszyłam. Konie zmieniaj c, dniem i noc jad c, po jednej dobie znalazłam si w Dre nie. Stamt d, to pami tałam doskonale, postój uczyniłam w Norymberdze, kolejny za , wprost połamana i obita si czuj c, nakazałam w Metzu, by spocz bodaj chwil , do witu. I byłabym czwartego dnia zjawiła si w Pary u, gdyby nie koło od karety, które odpadło tu wła nie, w samym pobli u, w Charenton, gdziem stan ła w ober y, z resztek sił wyzuta. Z własnymi ko mi, które, jako rozstawne, wsz dzie były trzymane, co, w ród innych kosztów, nieugi t fanaberi mojego nieboszczyka m a stanowiło. Kolei nie tolerował i przez niego nigdym ni nie jechała. Kolej jednak e byłoby chyba wygodniej i szybciej…? Cho nie wiem wcale, wszak mi dzy Wiedniem a Pary em jakie roboty wielkie trwały i poł cze dobrych nie było, moja wiedza w tym wzgl dzie mocno szwankowała. Z drugiej za strony, có bym zrobiła w Pary u bez karety? A jeszcze posiadło stryjecznego pradziada…? Jak e miałabym si tam dosta ? Wszystko to maj c w pami ci, nadal nie pojmowałam niczego. Od wczorajszego wieczora do dzisiejszego poranka wiat si przemienił czy co…? Przysi głabym przy tym, e Zuzia jechała z nami. Jakim e sposobem inaczej mogłabym si rozebra i ubra ? I kto sepety rozpakował? - Która wi c pokojówka usługiwała mi wczoraj? - spytałam, sil c si na ton oboj tny, by otumanienia zupełnego nie okaza . - Zm czona byłam tak, e nawet nie pami tam. - Hotelowa - odparł stangret grzecznie. - Nocny dy ur miała. Ja nie pani kazała mi j od razu wynagrodzi , bo dzi od rana jest inna. - Ile…?

- Sto franków. Zadowolona była. Na lito bosk …!!! Sto franków, napiwek dla pokojówki… No, my l , e była zadowolona, to to pensja kwartalna! Oszalał Roman czy co?! Nic jednak na to nie rzekłam, mo e i z tej przyczyny, e troch mi głos odj ło. Sta mnie jeszcze było nawet i na takie szale stwa, postanowiłam zatem od razu m nie stawi czoło temu czemu dziwnemu, co tak nagle na mnie spadło. Zachowałam opanowanie. O konie i karet nie spytałam, przyjdzie czas na to we wła ciwej chwili. - Prosz , by mi Roman sprowadził tu pokojówk do pomocy - za dałam spokojnie. - I przygotowa si prosz do dalszej podró y. Jak najpr dzej chc stan u Ritza, bo wiele spraw b dzie do załatwienia. Opłaty wszelkie w tym czasie Roman uporz dkuje i baga e zniesie. Co mi mówiło tajemniczego gdzie w gł bi duszy, e słu ba hotelowa tej rzeczy, jak powinna, nie uczyni, i dla bezpiecze stwa wolałam własnego człowieka mie pod r k . Roman si skłonił i wyszedł, ja za ponownie z wielk uwag , a musz przyzna , e i z ciekawo ci , rozejrzałam si wokół siebie. Meble, poza fotelem, proste były, niczym w chłopskiej chacie, a jednak jako miłe dla oka. Sk po ich zreszt ludzkie poj cie przekraczała, ło e owszem, szerokie i ju wiedziałam, e mi kkie i wygodne, cho bez osłonki najmniejszej, szafki dwie nocne, lampki na nich z umbrelkami bardzo ubogimi… Zaciekawiło mnie nagle. Có to za lampki? Naftowe by powinny, czy paliły si wczoraj…? Nie pami tałam tego, przeciwnie, pami tałam, e wiecznik mi wnie li dodatkowy. Mo e to nowo jaka…? Obejrzałam owe lampki z bliska. Naftowe…? A gdzie klosz, gdzie naczynie na naft ? Zajrzałam pod umbrelk , która mi nagle w r ku została, a si wzdrygn łam, ujrzałam ba k szklan niewielk , wydłu on , wcale nie przezroczyst , tylko wypełnion czym , jakby mlekiem, albo raczej ma lank , bo mleko tłusto w sobie zawiera, której tu si nie czuło. Có to mogło oznacza ? Có , na Boga, innego na nocnej szafce mogło sta , je li nie lampa?! Nie chc c si zdradzi ze zbytni ciekawo ci , nało yłam umbrelk z powrotem, ale nie chciała si trzyma . Obejrzałam j od spodu. P telki jakby elazne miała, schodz ce si same ciasno, a przy wysiłku daj ce si rozsun . Po raz pierwszy w yciu z wdzi czno ci pomy lałam o moim wi tej pami ci ojcu, który, gorzko ałuj c, i nie ma syna, mnie przymuszał do ró nych okropnych eksperymentów i fizyk zadr czał. Odgadłam teraz sposób, w jaki owa umbrelka na ba k wchodzi, i zdołałam j nasun .

Obok tej… lampy zapewne… stało co jeszcze, do niczego niepodobne. Do małe. Głowiłam si , co by to mogło by , zaledwie par sekund, bo zaraz dostrzegłam pod tym jaki papier, kartk zadrukowan . Wyci gn łam j ostro nie i przeczytałam. Przeczytałam nawet trzykrotnie, nie zrozumiawszy ani słowa, mimo i j zyk francuski od dzieci stwa najwcze niejszego znam mo e nawet lepiej ni polski, ojczysty. Informacja… O czym, na lito bosk , ta informacja?! Telecom, a có to takiego?! Poł czenia wewn trzne, numer pokoju… Słowa pozornie w tpliwo ci adnych nie budz ce, ale có maj do rzeczy? Wypuka numer… Jak to, wypuka numer…? Znale pokój o wła ciwym numerze i do drzwi zapuka ? Ale tak rzecz wie ka dy, chyba imbecyla najostatniejszego trzeba by o tym informowa …?! Recepcja, restauracja, kawiarnia, słu ba… No tak, to jasne, ale obok cyfry jakie . Gdyby znajdował si tu gdzie dzwonek, rozumiałabym, e do recepcji mam dzwoni dziewi razy… Dziewi razy…?! Ale to wprost wariactwo, gdzie ja jestem, w domu dla obł kanych…?! Ponadto adnego dzwonka nie było. Usiadłam z t kartk na łó ku, bo nogi mi si ugi ły. Wyj cie na zewn trz. I znów cyfry. O ile wiem, na zewn trz wyj mo na zwyczajnie, przez drzwi. Poł czenia z Europ . I poł czenia rozumiem, i Europ , ale jak e mam si ł czy z t Europ , siedz c na hotelowym łó ku w Charenton? Czy jest to mo e jaka propozycja polityczna…? Kraje ró ne wymienione, Niemcy, Dania, Italia, Polska… Polska…?!!! Osłupiałam który ju raz. Jak e to, Polska… Sk d Polska?!!! ? Polska, tak zwyczajnie, Polska. Przecie nas nie ma… Ach. mo e Francuzi zaborów nie uznaj ? Ale to chyba zuchwalstwo polityczne, a z Rosj s wszak w sojuszu…? O nie, czego takiego rozstrzyga nie czułam si na siłach Czytałam dalej, wi ty Józefie, a có za kraje tam były wymienione! Austria, W gry, Czechy, Słowacja… I Habsburgowie na to pozwolili…?! Bułgaria, Albania… a gdzie si podzieli Turcy? No owszem, Turcja była. Oddzielnie. A gdzie Wirtembergia, Bawaria, Bodenia…? Co za bzdurstwa jakie na tym papierze zostały wypisane?! Po ałowałam szczerze, e nie przeczytałam tego wcze niej i nie zyskałam czasu na zrozumienie niepoj tej tre ci, co teraz poczułam wyra nie, i powinnam si nieco po pieszy . Odło yłam kartk . Wzrokiem zapewne nieco oszołomionym raz jeszcze spenetrowałam pokój.

Stół tam si znajdował, niewielki, prostok tny, przy nim do niewygodnie, jadłam niadanie, taca jeszcze stała, drzwi w cianie, jakby drzwi od szafy… Podniosłam si z wysiłkiem, otwarłam je, istotnie, była to szafa, ale jaka…! Có tam mo na było zmie ci , jedn sukni …?! Półeczki w s siedniej cz ci, na r kawiczki chyba, bo jedna zmiana bielizny by nawet nie weszła. Gdybym tu miała zosta dłu ej, doprawdy nie wiem, jak dałabym sobie rad . Obok owego stołu za … No nie, to urz dzenie przekraczało wszystko. Na postumencie, do szafki małej podobnym, stało pudło du e, jakoby szyb grub i czarn wypełnione. Spojrzałam w nie z bliska, bo mo e lustro…? Ujrzałam wizerunek własny, ciemny i zniekształcony, jako lustro, byłoby to co najgorszego w wiecie, niemo liwe… Szczególnie e lustra normalne były w kilku innych miejscach, nawet na wewn trznej stronie drzwi owej zbyt małej szafy. Zatem nie lustro. Zatem có …? Jakie guziczki miało na dole, w równym rz dzie. Gałeczki male kie, prostok ciki i kółka, przy nich litery i cyfry. A korciło, by co z tego przycisn , ale nie o mieliłam si . Za to z wahaniem wielkim, widz c kluczyk przy szafkowym postumencie, przekr ciłam go i spróbowałam otworzy , jak drzwiczki. Otworzyły si . Ujrzałam wn trze zarazem niepoj te i doskonale znane. Szafeczka, w której na półkach stały butelki rozmaite, na samych drzwiczkach równie , male kie, ale zawieraj ce w sobie napoje, wcale mi nie obce. Wino, koniak, piwo, co jeszcze… whisky… ach, to wódka angielska, czytałam o tym. przypomniałam sobie nazw . Ciekawo mnie zdj ła, by tego spróbowa , ale przecie nie przy ludziach…! Torebeczki jeszcze jakie , orzeszki solone, tak nazw miały. W gł bi le ała mała butelka szampana i co jeszcze, trójk tne, ółte, podługowate… Oczywi cie, spi arnia podr czna. Pomysł przedni i wygoda wielka dla go cia. Rozumiej c doskonale stan własny, w jakim si znalazłam, bez wielkiego namysłu si gn łam po koniak we flaszeczce tak małej, jak na medykament, zamkn łam szafeczk , jednym rzutem oka odkryłam kieliszek na stole stoj cy i jeszcze stropiłam si na my l o korku. I tu znów ojcowskie eksperymenty przyszły mi z pomoc , instynktownie, palcami chwyciwszy, przekr ciłam silnie gór koniakowej flaszki. Prztykn ło lekko i ruszyło. Wypiłam cały ten koniak i od razu poczułam si wawiej. Wróciła mi jako przytomno umysłu i zwykła energia. Przyszło mi do głowy, e wobec tych wszystkich, niepoj tych osobliwo ci powinnam mo e obejrze tak e własne rzeczy i własne odzienie, bo skoro nie mam Zuzi, sama o siebie musz zadba . Zwróciłam si ku sepetom.

Gorset…! Ju pierwsza my l o nim wprawiła mnie w zakłopotanie, bo jak e miałam zasznurowa si z tyłu…? Na moment bezradna si poczułam, ale cud chyba jaki sprawił, e od razu ujrzałam drugi, z przodu zapinany, i chwyciłam go skwapliwie. Kto te był na tyle przezorny, by go tak zr cznie i rozumnie zapakowa , bo przecie nie ja sama…? Zuzia zapewne… Jak to si mogło sta , e nie zabrałam jej ze sob ? I któ mi, wobec tego, pomagał na postojach…? Nagle przypomniałam sobie. Ale tak, wszak to ju w Dre nie przypadła do mnie jaka zapłakana dzieweczka, któr jej pani zostawiła z nagła własnemu losowi, bez zaopatrzenia adnego, i która, z okolic Pary a pochodz c, do domu wróci pragn ła. Darmo słu y chciała przez drog , byle j zabra , co przecie uczyniłam. Nawet nie wiem, jak miała na imi , bo w całym moim skłopotaniu “Zuziu” do niej mówiłam, ona za chyba, przygotowawszy mnie do snu, zaraz w nocy do swoich pobiegła. Z tej przyczyny jej nie ma… A Zuzia, znienacka widz c, e zostaje, w trosce o mnie wygodniejsz odzie zapakowała. Jaka to rozumna pokojówka! Ucieszona, e przynajmniej pami mi nie szwankuje, w połowie ubra si zdołałam, ale przyszło mi nagle na my l znów wyjrze przez okno. Wobec tych dziwnych rzeczy, jakie mnie otaczały, było mo liwe, e w ostatnich latach zmiany jakie zaszły olbrzymie w Europie, w Pary u szczególnie, o których nic nie wiem, które mo e nawet w naszym za ciankowym kraju zauwa one nie zostały. Albo te i pisano o nich, alem ja w tych uci liwych miesi cach czytania gazet zaniedbała. Je li si moda zmieniła… Wedle zeszłorocznej ubrana. jak straszydło b d wygl da , a mimo wieku i wdowie stwa wcale nie mam na to ochoty. Wyjrzałam przeto i postałam dług chwil . Na owe pudła osobliwe starałam si nie patrze , bo na có mi widok całkiem nie do poj cia. Ludzi chciałam obejrze i odzie na nich. I nie płe m ska mnie ciekawiła, tylko e ska. Jak na zło sami m czy ni si pokazywali. I słu ba wył cznie, bo niedbale bardzo ubrani, ani jednego przyzwoitego odzienia, na ile mogłam z mojego drugiego pi tra<~ oceni . Du o młodych chłopców, wdzi cznych do nawet i zr cznych, ale troch jakby z teatru, z włoskiej opery. Dłu ej patrz c, odkryłam, e okno moje wychodzi na niezbyt wielki dziedziniec, gospodarczy zapewne, za którym p d jaki straszny i niezrozumiały dawał si czu i słysze , zieleni osłoni ty, front hotelu zatem powinien znajdowa si z drugiej strony.

Nie ma przeto nadziei na ujrzenie dam, ani nawet niewiast skromniejszej konduity, ulic przechodz cych. Plac widziałam przez okno, a nie adn ulic . Zniecierpliwiona, ju chciałam odej , kiedy nagle pojawiła si istota e ska, wychodz ca z hotelu, id ca w gł b placu, tak e ogl dałam j od tyłu. Chciwie wyt yłam wzrok. Bo e mój…! Czy by to była nowa moda…?! Spódnica w ska okropnie, jakby nic pod ni nie było, jasnej barwy, krótka straszliwie, ledwo do kostek, a nawet powy ej. Rozwiewała si nieco przy chodzie, zgadłam zatem, e z przodu zapewne ma godet szeroki, który ruchy umo liwia. Buciki… Czy to buciki…? Czarne, dziwnie wielkie, do obory lepsze mo e nawet ni chodaki… Wzniosłam oczy wy ej, na ramionach bolerko osobliwe, fr dzlami dołem obszyte, te owe fr dzle powiewały i mi dzy nimi pas dawał si zauwa y . Nie adna szarfa, tylko pas wła nie, szeroki i sztywny, jakby ze skóry zrobiony. Na ramieniu torb du sama niosła… Czy by to miał by strój my liwski…? I, o wszyscy wi ci, była bez kapelusza! Z goł głow !!! I bez r kawiczek!!! Nie, niemo liwe. Musiała to znów by jaka sługa… Ale nawet sługa czepeczek by wło yła, a bodaj chustk ! Czy hotel si pali, a ona, jak stała, wybiegła? Ale nie biegła przecie wcale i nie krzyczała w przera eniu… Zmartwiała i skamieniała stałam przy tym oknie, kiedy znów nagle ujrzałam kobiet . Oderwałam wzrok od tamtej, bo ta wygl dała inaczej. Spódnic miała równie krótk , ółt , tyle e szersz i fałdzist , jakie białe trzewiki na nogach, te dziwne, do papuci domowych podobne, ale wi ksze, na górze za kabacik kolorowy, w kwiaty, lu ny zupełnie, do bioder opadaj cy. Figury jej wcale wida nie było, jak przystrojona i ruchoma kopa siana wygl dała. Na ramieniu jej wisiał jakby koszyczek du y i płaski, na rzemieniu długim. I te nie miała kapelusza!!! Nie zd yłam samej sobie powiedzie , e chyba jednak tylko słu b hotelow i okoliczn ogl dam, bo zapukano do drzwi i weszła pokojówka. I teraz mi ju mow i wszystkie władze odj ło do reszty. Pomy lałam, e jednak ni , niemo liwe, eby to była jawa. Albo mo e chora jestem i mam zwidy jakie straszne w malignie. Ta kobieta była czarna. Murzynka. Czy mnie siła jaka nadprzyrodzona do Afryki przeniosła? Czy do Ameryki mo e, gdzie niewolników murzy skich do wszelkich posług u ywaj ? Chocia , zaraz, tych niewolników tam ju chyba wyzwolono…?

- Czy pani dzisiaj zwalnia pokój? - spytała uprzejmie. Przestałam wierzy tak e własnym uszom. Pi knym, francuskim j zykiem do mnie si odezwała, a nie jakim murzy skim bełkotem, czego oczekiwałam i prawie byłam pewna. Z wysiłkiem wielkim złapałam oddech, stanowczo postanawiaj c znie wszystko z zimn krwi . Je li ujrz w lustrze, e te jestem czarna, trudno, niech b dzie, wra enia po sobie nie poka adnego, tak mi dopomó Bóg! Na odzie jej usiłowałam nie patrze , chocia i tak ubrana była mniej nieprzyzwoicie ni ta pierwsza, poranna. Chałacik miała na sobie niebieski do pół łydki zaledwie, czarne po czochy, pantofle do sabotów podobne… Dobrze, e bodaj po czochy… Bez fartuszka. Gdybym j znienacka na korytarzu ujrzała, doprawdy nie wiem, co mogłabym pomy le … Postanowiłam sobie. adnych pyta …!!! - Tak - odparłam spokojnie. - Prosz mi pomóc ubra si do ko ca i zapakowa . Mój słu cy zabierze baga e. Obrzuciła mnie wzrokiem cokolwiek zdziwionym. Ubra do ko ca…? Wydaje mi si , e pani jest ubrana? Ubrana…! Ja ubrana…! Nie, to pewne, e trafiłam do szpitala wariatów! Miałam na sobie zaledwie koszul z koronkami i spódniczk do kostek. I w tej bieli nie miałabym wyj na ulic , ta kobieta stroiła sobie jakie głupie arty! Serce mi zabiło nagłym przestrachem, bo mo e naprawd znalazłam si w miejscu obfituj cym w szale ców. Tym bardziej powinnam zachowa spokój i jak najwi ksze opanowanie, obł kanych, tak słyszałam, nie nale y dra ni . Nic na jej słowa nie rzekłam, uj łam tylko w dło sukni podró n , z mi sistego jedwabiu, który nie gniótł si wcale, z tej racji specjalnie na drog wybran , i poprosiłam, by mi j z tyłu zapi ła. Po ałowałam przy tym, e nie ma ona zapi cia z przodu, tak jak gorset, dałabym sobie wówczas rad sama, bez nara ania si na usługi istot niebezpiecznych. Grzecznie spełniła moje yczenie, z u miechem nawet, a obserwowałam j pilnie spod oka, czy jakich złych zamiarów nie oka e, ale nie. Kazałam zapakowa sepety, co uczyniła bardzo zr cznie i z widoczn wpraw . Pierwotnie miałam zamiar da si tak e uczesa , teraz jednak e zrezygnowałam z tego, trudno, warkocz, na noc spleciony, upi łam na głowie sama i osłoniłam kapeluszem bardzo skromnym, z niewielkim woalem. Nie rozumiej c, jak na razie, niczego, wolałam okaza umiar i nie zwraca na siebie zbytniej uwagi, w czym barwy łagodne i przy mione, pół ałobne, liliowe i szare, powinny mi by pomoc . Kazałam wezwa Romana.

Gotowa ju byłam, kiedy wszedł i zaraz j ł zbiera baga e. Wspomogła go w tym owa pokojówka murzy ska, ja za czekałam, bo nagle l k mnie ogarn ł przed wyj ciem z pokoju. Dziwny on, mały i ubogi, jednak e jako mnie chronił. Otwarłam usta, by spyta o karet , ale zamkn łam je, bo co mnie powstrzymało. Mign ła mi w głowie my l o napiwku dla pokojówki i tym szale stwie, które op tało tak e i sług mojego, doprawdy jednak w tej chwili o jego niepoj t rozrzutno nie mogłam si troszczy . Z rozpacz zdecydowałam, e niech robi, co chce, całego mojego maj tku w tym jednym dniu przecie nie straci. Nic ju z moich rzeczy wokół mnie nie pozostało, zebrałam zatem siły i wyszłam. Łatwo trafiłam do schodów. Ju niemal pierwszy krok na nich uczyniłam, kiedy obok pojawił si znienacka mój Roman. - Ja nie pani mo e wind zjedzie, a nie po schodach? - rzekł z uszanowaniem. Wind …? Có to ma znaczy ? Co on takiego mo e mie na my li…? Postanowiwszy kategorycznie adnego zdziwienia nie okazywa i adnych pyta nie zadawa , wyraziłam zgod . Poszłam w kierunku, który wskazał gestem. Drzwi jakie w skie nagle rozsun ły si przede mn , ujrzałam pokoik male ki niczym klatka, zawahałabym si zapewne przed wej ciem do tej ciasnoty, gdyby nie lustro. Zobaczyłam w nim siebie i chyba tylko dla skontrolowania własnego wygl du post piłam dwa kroki do przodu. Roman wcisn ł si za mn , co mnie zdumiało i oburzyło niezmiernie, ale zaj ta swoim wizerunkiem, ust nawet nie zd yłam otworzy , eby skarci zuchwalstwo. W tym momencie bowiem podłoga nagle uciekła mi spod stóp i poczułam rzecz straszn , klatka wraz ze mn opadała w dół! Nie utraciłam przytomno ci i nie zemdlałam, bo konsystencj fizyczn zawsze miałam siln , opanowa si jednak całkowicie nie zdołałam. Wydałam lekki okrzyk, i chwyciłam Romana za rami . - Czy co si stało, prosz ja nie pani? - spytał na to, wyra nie zdumiony. Czy co si stało…! Bo e…! Klatka ciasna niesie mnie w jakie otchłanie, a ten gamo pyta, czy co si stało…!!! Nie krzykn łam ponownie, nie dałam mu odpowiedzi, bo nim zdławienie w gardle mi przeszło, poczułam ucisk pod nogami i klatka zatrzymała si w swoim strasznym locie. Trwałam w bezruchu, czekaj c na jakie dalsze okropno ci, tymczasem drzwi, których zamkni cia przedtem nawet nie zauwa yłam, teraz rozsun ły si przede mn , wypuszczaj c mnie na wolno . Wyszłam w po piechu, chocia czułam słabo w kolanach, i ujrzałam si na parterze. Hol, recepcja; jak w eleganckim hotelu, tyle e wszystko strasznie małe, ale dalej przez ogromne szyby wida było wyj cie na zewn trz i cały wiat Bo y! A wi c to była winda…!

Ochłon wszy odrobin , przypomniałam sobie, e widziałam wszak kiedy wielkie urawie w porcie, które paki ogromne unosiły w gór i opuszczały w dół, i nieboszczyk mój ojciec tłumaczył mi co o tym d wiganiu. Mo liw jest rzecz , tak mówił, najwi kszy ci ar przenie , je li stosownej maszynerii si u yje. Przeciwwaga… O! Przypomniało mi si nagle to słowo, wówczas zlekcewa one, przeciwwaga. Zapewne owa winda… Jak e, nie tylko, to sama widziałam w dzieci stwie jeszcze, jak pana barona Ta skiego unoszono na pi tro w jego fotelu, sam bowiem, z racji przera aj cej tuszy, nie mógł ju na schody wchodzi . Słudzy to czynili, ale jakie korby dostrzegłam kr cone i mechanizmy jakie … Zatem pana barona Ta skiego unoszono wind ! Ciekawa rzecz, czy i mnie winda uniesie…? Ach, nie sam przecie , za nic, z Romanem, niech to sobie b dzie zuchwalstwo i spoufalanie si sługi, wszystko mi jedno! Od czegó w ko cu jest słu ba, jak nie od tego, by ycie pa stwa chroni , chocia by i w ciasnocie! Wszystko to przemkn ło mi przez my l, kiedym wychodziła na zewn trz. Ledwo wyszłam, winda mi z głowy wyleciała. Miałam cich nadziej ujrze wreszcie moj zaginion karet wraz z ko mi, tymczasem widok, jaki si moim oczom objawił, okazał si zgoła nie do opisania. Ów dziedziniec gospodarczy, którym z okna widziała, nie stanowił wcale tyłu, tylko front, placyk mały, a zaraz za nim szła ulica, któr mi przedtem drzewa zasłaniały, a teraz ujrzałam j w całej okazało ci za k pami niskich ro lin. Dech mi zaparło. Ruch tak szalony na tej ulicy panował, e niemal w oczach si m ciło, owe pudła, dziwne i przypłaszczone, w dwie strony p dziły jedno za drugim, co strasznie wielkiego sun ło z pr dko ci rozhukanych koni, inna rzecz przeleciała, niepoj ta zupełnie, z warkotem przera liwym. Jaka machina okropna do młockarni podobna, czerwona, szła wolniej nieco, ale za to z grzechotem niesamowitym. Ludzie szli szybko, konia ani jednego… Ludzie…! Dziewczyn ujrzałam. Musiała to by dziewczyna, włosy do pół pleców, rozpuszczone, kształty e skie… I, Bo e wielki, naga…!!! Całe nogi gołe kompletnie, w kł bie ledwo ciasnym czym , czarnym, owini ta… Zamarłam na ten widok, sama nie wiedz c, gdzie oczy podzia , bo wszyscy j przecie widzieli. I nikt na ni najmniejszej uwagi nie zwracał…!!! Stałam tak długo, osłupiała, niepewna, czy to nie jakie omamy, a Roman podszedł do mnie. Dło mi podaj c, co przede mn otworzył. - Ja nie pani zechce wsi - rzekł tak rozkazuj co, jakby o narowistego konia chodziło, a on mi wskazówek udzielał. Wówczas dopiero spojrzałam bli ej i pokazało si , e płaskie pudło przede mn stoi, z moimi kuframi na wierzchu, na górze, on za drzwiczki małe

do tego trzyma otwarte. Na miły Bóg, czy oszalał do reszty?! Ja miałam do tego wsi ?! Jak…?! Jakim sposobem…?! Głow do przodu czy nogami, czy wypinaj c si w sposób absolutnie nieprzyzwoity…?!!! Chwil jeszcze trwało moje znieruchomienie, a opatrzno chyba w pomoc mi przyszła. Tu przede mn scena si rozgrywała, rzec mo na, identyczna. Osoba jaka dziwna, płci m skiej niew tpliwie, bo w spodniach, ale znacznie grubsza ode mnie, takie same drzwiczki otwarłszy, do rodka si dostała, od razu jedn nog i cz tyln razem wpychaj c. Ruch trudny raczej, ale mo liwy. Ogłuszona doszcz tnie, czasu nie maj c na niepokój lub te my l jak kolwiek dodatkow , spróbowałam uczyni to samo, zapomniałam jednak e przy tym o kapeluszu. Owszem, usiadłam, nog jedn wkładaj c, ale nie pochyliłam si dostatecznie i co mi kapeluszem szarpn ło tak, e połow włosów chyba postradałam. Chwyciłam si za głow , instynktownie si chyl c, i okazało si nagle, e jestem we wn trzu tego czego , na co nawet patrze nie chciałam, a co mogło by … Musiało by … A ojciec, wi tej pami ci, jeszcze krótko przed swoj mierci , o tych maszynach samojad cych, automobilach, co mówił, du o mówił, rozprawiał, wielk przyszło im przepowiadaj c! Czemu , nieszcz sna, nie słuchałam uwa nie…?! Romana kawałki, głównie uszy, widziałam przed sob , reszt bowiem jaka rzecz zasłaniała. Ruszył zapewne, bo to pudło jecha zacz ło ze mn razem, ku ulicy si kieruj c. Ogłuszona, oszołomiona, przera ona i w desperacji całkowitej, dech złapałam i przypomniałam sobie, e postanowiłam m nie przetrzyma wszystko. Czym własnych sił nie przeceniła…? Roman zatrzymał ów… pojazd chyba…? …na moment, co mi pozwoliło na nowo wewn trznej koncentracji dokona . O tyle mi to przyszło łatwiej, e od razu stwierdziłam, i ku przodowi o wiele wi cej widz ni w karecie, w karecie na boki tylko patrze mogłam, tu za szyba była przede mn ogromna i drogi w przodzie nic nie zasłaniało. Gdyby na tej drodze ruch panował zwyczajny, patrzyłabym z ciekawo ci , ufaj c zdolno ciom stangreta, tu jednak e… Ku mojemu przera eniu Roman wyjechał na ulic , pomi dzy owe wszystkie, p dz ce po niej maszyny. Bo ju poj łam, sama nie wiem jakim sposobem, e musz to by maszyny, uczynione przez człowieka, a nie stwory z za wiatów. Wpojona mi przez ojca wiara w niezwykłe talenty ludzkie musiała gdzie we mnie tkwi i teraz kiełkowa . To, co nast piło po chwili… Jednak e dech mi zaparło i zamkn łam oczy. Zawsze lubiłam je dzi szybko, nie przera ały mnie nigdy narowiste konie, jako dzieweczka niejeden raz na ogierach i klaczach w towarzystwie pierwsze miejsce brałam, cho by i po wertepach, sama umiałam powozi i

szalona jazda przytrafiała mi si , ale to tutaj… Ulica… Uliczka to była, na prawdziwej ulicy Roman dopiero po chwili si znalazł, p d rozwijaj c taki, e wgniotło mnie w oparcie siedzenia. Obok owe pudła-maszyny przelatywały, to one były w przodzie, to my, ciasnota panowała straszliwa, nie do poj cia si wydawało, e to wszystko nie zderza si ze sob ! Gorzej, kiedym otwarła oczy, znajdowali my si ju na trakcie…? Na polu jakim twardym…? Droga to była czy co…? Szeroko wi ksza prawie ni cały mój dziedziniec, wszystko p dzi w jedn stron , a obok, w pobli u, p d ujrzałam w stron odwrotn , jedno i drugie oddalone od siebie… Mign ła mi my l, e mato sens, nic z przeciwka nie przeszkodzi, ale sk d e w ogóle taka droga…? Budowle jakie po bokach przelatywały, do niczego niepodobne, nagle si pokazało, e w tunelu jeste my, znów tunel na wiatło dzienne wyprowadził… - Tak my lałem, prosz ja nie pani, Peripherique o tej porze całkiem pusty, bez korków - odezwał si nagle Roman z zadowoleniem wielkim. - Najdalej za kwadrans b dziemy na miejscu. Na miejscu b dziemy, doskonale… Melancholijnie pomy lałam, e i ja, sama w sobie, na jakim miejscu chciałabym si znale , bo jak na razie sama nie wiem, w jakim wiecie yj . O ile yj w ogóle… Postanowiłam ju wi cej oczu nie zamyka , cho bym nawet miała umrze ze strachu. Pary znałam wszak doskonale, wielokrotnie tu bywałam w dzieci stwie i wczesnej młodo ci, dopiero ostatnie osiem lat, od chwili mał e stwa, sp dziłam nieruchawo w naszej posiadło ci, bo mój m podró owa nie lubił. Wszystko, com teraz ujrzała, wiadczyło, e zmiany tu jakie niesłychane nast piły, niech e zobacz te zmiany. Za ostatni wizyt ledwie Wielkie Bulwary ujrzałam uko czone, a i to jeszcze jakie prace trwały… Do szale czego p du po trosze przywykłam i prawie mnie zdziwiło, e Roman zwolnił. Nic wprawdzie znajomego nie widziałam, ale lada chwila spodziewałam si zobaczy . Zjechał na praw stron … W ko cu jazda, jako taka, stanowiła rzecz zwykł , gdyby karet jechał i naszymi ko mi, te nie wlókłby si noga za nog , a w prawo zje d aj c, zapewne by gdzie skr cał. O koniach, zdesperowana, postanowiłam nie my le , mo e i s przede mn , niewidzialne, za to szybsze ni kiedykolwiek. Skr cajmy, je li trzeba… Skr cili my i na widok Sekwany wreszcie poczułam si jak w domu. Szybko jazdy te nieco zmalała, rozumiałam, jak drog Roman jedzie do Ritza. Wci oszołomiona, ale ju nieco przytomniejsza, j łam ogl da widoki.

Nie, nie stwierdziłam, jak wygl da miasto. Przestałam je widzie , kiedy udało mi si obejrze z bliska ludzkie istoty. Oczywi cie, e interesowała mnie moda! Podejrzewałam, i musiała si zmieni , chciałam j ujrze na ulicy, wiedz c doskonale, e w hotelu dostrzeg zapewne jej szczyty. Od dawna jednak e wiedziałam, e ulica swoje mówi, i spragniona byłam widoku osób własnej płci, pospolicie ubranych, szczególnie za intrygowała mnie owa krótko spódnic, przed hotelem dostrze ona. Po wsiach, w Tyrolu, w ród ludu hiszpa skiego, owszem, tak si pospólstwo nosiło, ale przecie nie w mie cie! No i ujrzałam… W pierwszej chwili zdumiał mnie kompletny brak kobiet. Sami m czy ni, przewa nie młodzi, dziwacznie troch odziani i bez kapeluszy. Gdzie si niewiasty podziały? Roman jednak e z nagła nie tylko zwolnił, ale nawet zatrzymał to… zast pstwo karety… z nie znanej mi przyczyny, i wówczas dokładnie ujrzałam tłum, przechodz cy mi prawie przed nosem. Osłupiałam i gdzie w rodku gor co we mnie buchn ło. Ale … Ale to wcale nie byli sami m czy ni! Najmniej w połowie to były kobiety! W spodniach…!!! Mrugania chyba nawet zaniechałam i szeroko otwartymi oczami wpatrywałam si w jedn , stoj c tu przede mn . Dziewczyna to była z pewno ci , młoda bardzo, ale ju dorosła, włosy jasne na ramiona jej opadały, niczym nie nakryte, łono ukształtowane pi knie, ciasno opi te bluzk czarn , dołem za … Tchu mi zabrakło. Spodnie. Jakie brudno niebieskie, długie, w skie, m skie z pewno ci … Spodnie…! No nie. Tego ju było za wiele. Jak skamieniała, przypatrywałam si pilnie, do adnego my lenia niezdolna, wyzuta z dozna wszelkich. Ujrzałam niewiast w wieku, korpulentn , w akieciku ró owym, lu nym, przez moment my lałam, e ma spódnic , ale nie, kiedy si poruszyła, okazało si , e s to równie spodnie, jakby szarawary, szerokie, w kwiaty, długie do kostek. Gorzej, dwie razem przeszły młode panienki, nagie prawie, có one miały na biodrach, cierk …? Kawałek spodni chyba…? Czy im kto reszt oderwał…? Nogi całe obna one, bez po czoch, gołe! Ale to gorzej ni w k pieli, a nie wyszły przecie z Sekwany! Któ by si k pał w Sekwanie, publicznie, w rodku Pary a…?! Nie patrzyłam ju wcale na gór odzie y, tylko na dół. Jedna kobieta młoda miała spódniczk , która nawet kolan nie si gała, druga owszem, prawie mogłaby si wyda ubrana, ho spódnica wi cej ni do pół łydki jej dochodziła, ale ta była rozci ta z tyłu na wysoko tak absolutnie nieprzyzwoit , e chyba sama o tym wiedzie

nie mogła. I spodnie… Znów panna w spodniach… nie, to m czyzna, młodzieniec, zdumiewaj co krótko ostrzy ony, z wi zienia zapewne…? Ale tu za nim dziewczyna w spodniach identycznych jak jego, mogliby si zamieni i nikt by nie zauwa ył. Przera aj cy widok! Nagle wydało mi si , e ujrzałam niewiast ubran całkowicie, w kostium letni. akiet miała długi, wci ty, biały, ni ej te biała spódnica, rozszerzona u dołu, spod której ledwo pantofelki wystawały, strój był to nawet twarzowy i prawie ulgi doznałam, ale nie. Uczyniła krok i wyszło na jaw, e to te spodnie. I ani jednego kapelusza…! I adnych r kawiczek…! A za to wielka ilo osób, płci obojga, na plecach miała jakby worki dziwne, niewielkie… I nie do na tym, znienacka spostrze enie uczyniłam, e widz jak szalon ilo Murzynów i Murzynek. Czarne twarze, a ubrani tak samo jak biali, sk d si tu wzi li, na Boga, Francja to czy Ameryka?! Roman ruszył dalej. Opadłam na oparcie, bom przedtem prawie z twarz w oknie trwała, nie bacz c ju wcale na przyzwoito i maniery, i niejasno mi si jako pomy lało, e siedzenie w tym poje dzie jest znacznie mi ksze i wygodniejsze ni w karecie. A wydawało mi si , e moja kareta jest doskonale usłana…! I wstrz sów tu adnych nie czułam… Zajechali my pod Ritza. Wreszcie…! Znajomy widok, normalne obyczaje, szwajcar wybiegł, za nim boy hotelowy w uniformie. Kto otwarł drzwiczki i pomógł mi wysi , co wcale nie było łatwiejsze ni wsiadanie, bo pochyli si bardzo musiałam, pami taj c o kapeluszu. Oszołomiona byłam tak, e nawet nie wiedziałam, dok d mnie prowadz , szcz ciem Roman si przy mnie znalazł i co napomkn ł o windzie. Prawda, winda! Ciekawiła mnie przecie … Nic ju nie mogło mnie zdziwi ani przerazi , nadmiar strasznych wra e jakby mnie zamurował wewn trznie. Drzwi jakie znów rozsun ły si przede mn , wkroczyłam do klatki wi kszej ni tamta w ober y, rozmiarów niczym male ki pokoik, w lustrze ujrzałam blado własn i cał sił woli po wi ciłam, by symulowa opanowanie. Podłoga lekko pchn ła mnie w stopy, poczułam, e si unosz , wida to nawet było, za szyb budowla cała wokół przesuwała si w dół. Zatem dokładnie to samo, co z baronem Ta skim, tyle e nie skrzypi, nie brz czy ła cuchami, nie zgrzyta i nie hu ta mn , tak jak słudzy baronowym fotelem. Jako znalazłam si w apartamencie i nareszcie mogłam odrobin odetchn . Odesłałam wszystkich. Przez chwil chciałam by sama. Par minut siedziałam w fotelu z zamkni tymi oczami, od dychaj c gł boko. My li powoli zaczynały układa mi si w głowie.

Jakie zmiany straszliwe musiały nast pi przez ostatnie osiem lat mojego zamkni cia si na wsi. Post p… Tak, ojciec nieboszczyk zwał to post pem. Post p zatem, pojazdy, automobile bez koni tak niezwykle przekształcono, szybko im nadaj c ogromn , te windy, nios ce ludzi w gór i w dół, te urz dzenia osobliwe w łazience… No dobrze, ale co wspólnego z post pem maj owe stroje okropne, owa nago miertelnie nieprzyzwoita, ów tłum przedziwny na ulicy…? Odzyskałam siły. Postanowiłam dowiedzie si , co si tu wła ciwie dzieje, jako podst pnie i dyplomatycznie, nie czyni c z siebie parafianki z prowincji. W pierwszej kolejno ci zadzwoni na słu b . No i znów ten sam kłopot mi si pojawił, dzwonka na słu b nie było. Zirytowało mnie to i rozejrzałam si dookoła uwa niej. Teraz dopiero dostrzegłam zmiany, jakie i tu zaszły. Umeblowanie było inne ni kiedy , łó ko w sypialni bez baldachimu, bez kotar i firanek, dekoracji ró nych mniej znacznie kanapy i fotele proste bardzo, ale przyzna musiałam, e wygodniejsze ni dawne. Lampy wsz dzie, po umbrelkach je rozpoznałam. I to co wielkie, czarn szyb osłoni te, wypukł troch … Co by to mogło by …? Stół napojami zastawiony to mnie zainteresowało, w pami ci miałam dobroczynni działanie koniaku, przyjrzałam si . Woda mineralna. Woda mineralna…? Jak e…? Ze ródeł…? Wod mineraln pijałam w badach, sk d ona tu, w hotelu? Czerwone wino, bordeau, owszem, ch tnie bym si napiła, ale zakorkowane, miałam sama korek wyci ga ? Jakim sposobem? Nie czyniłam tego~ nigdy w yciu! Ach, i koniak w małej butelce, bardzo dobrze skorzystam, co za szcz cie, e nie jestem ju młod panienk , której w adnym wypadku nie wypadałoby tego zrobi . Odkr ciłam zamkni cie wypróbowanym sposobem i nowa energia we mnie wst piła Obejrzałam łazienk , której potrzeba pojawiała si ju we mnie, zrozumiałam, co widz . O tak, ta woda, ciepła i zimna, lec ca ze ciany, to bez w tpienia był post p wielki! O ile wygodniej…! Dostrzegłam krótki i gruby rulon… có to było…? Czy miałam to uwa a za… intymne serwetki…? Przypominało nad wyraz mi kki i delikatny papier… Bardzo tym koniakiem i łazienk podniesiona na duchu, szczegółowo obejrzałam reszt apartamentu. Na cianie przy drzwiach dostrzegłam cały rz d wystaj cych guziczków, jakby stworzonych dla przyciskania. Odczytałam napisy przy nich, pokojówka, fryzjer, kawiarnia, restauracja, boy… Czy by to były dzwonki na słu b ? Na Boga, jak e działaj ?! Jedn dłoni wiod c po owych guziczkach, drug wsparłam si o cian nieco wy ej i nagle za moimi plecami rozbłysły wiatła, widoczne nawet w biały dzie . Drgn łam silnie, ale ju byłam gotowa na wszystko. wiecił yrandol pod sufitem i lampy pod umbrelkami,

wszystko razem. Spojrzałam na cian . Co białego wystawało z niej nad guziczkami, czy bym to przycisn ła…? Zebrałam odwag , przycisn łam wiadomie, wiatła zgasły. Nie do uwierzenia! Przycisn łam ponownie, zapaliły si . Przycisn łam tak kilkakrotnie… Znów musiałam ochłon . Wdzi czno mnie ogarn ła niezmierna dla mojego wi tej pami ci nieboszczyka ojca, przecie , gdyby nie on i jego eksperymenty, za sam czarn magi bym to wszystko wzi ła! On we mnie wpoił, e wynalazki ludzkie prawie nie maj granic, i teraz chyba nie zdziwiłabym si nawet zbytnio, widz c maszyn lataj c . Uprzytomniłam sobie zarazem, e w łazience było jasno, cho okna adnego tam nie widziałam, czy by równie to niezwykłe i tajemnicze wiatło, nie wiadomo sk d pochodz ce…? Z ciekawo ci poszłam tam i popatrzyłam. Owszem, ujrzałam na cianie tak sam rzecz wystaj c , zuchwale przycisn łam j i w łazience zrobiło si ciemno. Przycisn łam znów, zrobiło si jasno. A có to za niezwykło jaka , wr cz zachwycaj ca…! Z determinacj postanowiłam posun si dalej. Podeszłam do drzwi i przycisn łam guziczek na pokojówk . Przez dług chwil nie działo si nic i adnego d wi ku nie słyszałam. A potem zapukano do drzwi, kazałam wej < i naprawd pojawiła si pokojówka! Udaj c, e niczemu si nie dziwi , za dałam od niej rozpakowania rzeczy, wezwania mojego słu cego, przy czym ugryzłam si w j zyk, by nie powiedzie “stangreta”, bo gdzie stangret przy braku koni, oraz przyniesienia mi najnowszego urnala. Zarazem zdj łam wreszcie kapelusz. Pokojówka odwracała si ju ode mnie, ale zatrzymała si w tym obrocie. - Ach! - wykrzykn ła ze szczerym zachwytem. - Co za włosy! Nie oburzyłam si na to zuchwalstwo, byłam do niego przyzwyczajona. Wielokrotnie moje włosy budziły okrzyk podziwu, bo te istotnie rozpuszczony warkocz opadał do kolan, a i barw miał pi kn , jasn , jakby nieco przydymion . Upi ty na głowie tworzył zwał wielki i sprawiał kłopoty przy czesaniu. - Fryzjer te mi b dzie potrzebny -rzekłam z lekkim westchnieniem. - To oczywiste - odparła pokojówk i j ła spełnia moje yczenia. Mniej ju osłupiała, ale za to niezmiernie zaciekawiona nie odrywałam od niej chciwego spojrzenia. Podeszła do sto- liczka w rogu i uj ła w dło jak rzecz, któr przyło yła d ucha. Miałam wra enie, e popukała przy tym palcami w co co na stoliczku pozostało. U wiadomiłam sobie, e podobny przedmiot widziałam ju w ober y.

- Prosz wezwa słu cego hrabiny Lisznicki – rzekła przed siebie, w powietrze, i odło yła przedmiot. Tego te si spodziewałam, zamiast “Lichnicka” mogli powiedzie “Lisznicki”, sama bym tak odczytała własne nazwisko po francusku. Co natomiast znaczyła jej czynno , nie umiałam sobie wyobrazi . Nast pnie przycisn ła na cianie guziczek, wzywaj cy boya. Pojawił si błyskawicznie. - Pani hrabina yczy sobie “Elle”, “La mode nouvelle” i “Marie Claire” - powiadomiła go, po czym zaj ła si moim baga em. W chwil pó niej ujrzałam mojego Romana. Z tego wszystkiego sama zapomniałam ju , co mu miałam powiedzie i co poleci . - Roman ma pokój w hotelu? - spytałam, gwałtownie próbuj c przypomnie sobie własne zamiary. - Tak, prosz ja nie pani. Numer 615. - Obiad chciałabym zje w restauracji hotelowej. Zapewne trzeba zarezerwowa stolik. Niech mi Roman to załatwi. - Tak, prosz ja nie pani. O której godzinie? Pomy lałam o fryzjerze. - S dz , e około drugiej. Potem za trzeba b dzie jecha do pana Desplain. Zawiadomi go, Roman list powiezie. Obejrzałam si za przyborami do pisania. Oczywi cie te ich nigdzie nie było. Nagle u wiadomiłam sobie, e Roman, zwykły sługa, jako lepiej si w tym wiecie obraca, jakby go znał i przywykł do niego. Najwidoczniej dawał sobie rad o wiele łatwiej ni ja, nie do poj cia jakim sposobem. Pozwoliłam sobie zatem na podst p. - Prosz mi przygotowa co do pisania - poleciłam niedbale, udaj c, e zaj ta jestem dozorowaniem pokojówki. Spod oka pilnie spogl dałam ku niemu. Roman nic nie odrzekł, tylko podszedł do biurka, ze rodkowej szuflady wyj ł blok listowy, w skór oprawny, jakie przedmioty do długie i cienkie, do grubych ołówków podobne, obok uło ył i skłonił mi si . Przygotował…? A gdzie pióro, gdzie atrament? Poszłam dalej w moim podst pie. - Prosz adres napisa na kopercie. Pan Desplain mieszka… - Wiem, na avenue Marceau - powiedział tak pr dko, jakby chciał mi słowa z ust wyj . - Woziłem tam ja nie pa stwa wiele razy i byłem u niego. Znów poczułam, e co mi si m ci. Przecie od tych wszystkich rzeczy dziwacznych ja mog w ko cu pomieszania zmysłów dosta ! Pami tałam doskonale, e pan Desplain

mieszkał na avenue Josephine, nieszcz liwej cesarzowej nie sposób pomyli z kim innym, przeprowadził si , o czym nic nie wiem…? Roman z uszanowaniem patrzył na mnie, ale w oczach mign ło mu nagle co jakby lito . Bo e jedyny, mo e ja ju zwariowałam i tylko na razie nie mam o tym adnego poj cia…?! - Ja nie pani ma w najstarszych dokumentach dawn nazw , avenue Josephine - odezwał si łagodnie. - Sprzed stu lat, a nawet wi cej. Pan hrabia nieboszczyk, ojciec ja nie pani, do ko ca ycia ałował, e ta nazwa została zmieniona. Sam do mnie mówił, e zawsze woli pi kn kobiet ni generała, i na przekór cz sto podawał adres z zeszłego wieku. Ja nie pani mogła na to nie zwraca uwagi, ale robił sobie taki eksperyment, dla zabawy i dla sprawdzenia, kto z pary an jeszcze zna histori własnego miasta. Wnioskuj c z gor ca, jakie na mnie buchn ło, musiałam si chyba zaczerwieni . Nie, takich ojcowskich .eksperymentów nie pami tałam wcale, ale mówił wszak do mnie, na ło u mierci nawet, e niepotrzebnie Francuzi z takim zacietrzewieniem usuwaj wszelkie pami tki po cesarzu. Republika republik , a histori ceni trzeba. Zatem cesarzow Józefin wymienili na tego jakiego Marceau… -Tak, przypominam sobie - skłamałam. - Niech Roman pisze. Chowany od dziecka w naszym domu, od wyrostka niemal zabierany we wszystkie podró e, Roman francuski j zyk znał doskonale. Tak e niemiecki, a i włoski nieco pochwycił. Czyta i pisa umiał nie gorzej ode mnie, stangret przy tym wietny, energiczny i bystry, nadawał si w pełni do spełniania wszelkich polece . Mn opiekował si dyskretnie, jak s dz , od dnia mojego urodzenia, i do mnie po moim lubie przeszedł, a starszy o lat przeszło pi tna cie, miał czas rozumu i do wiadczenia nabra . Na my l by mi nie przyszło udawa si w podró bez niego. Obrócił si do biurka, wyj ł z teczki kopert i pocz ł pisa . Podgl dałam go chciwie. Posłu ył si jednym z owych grubych ołówków, o małom si nie wyrwała z uwag , e ołówkiem pisa nie wypada, ale wcale nie ołówek to był, tylko znów wynalazek jaki . Na papierze czarny atrament si po. jawił, jakby owo narz dzie z siebie go wypuszczało. Ciekawo mnie zdj ła tak wielka, e zaraz postanowiłam wszystkie te przyrz dy wypróbowa , jak tylko znajd si sama. Tymczasem pilnie starałam si zapami ta , którego on u ył, przez co jego wyja nienie w kwestii zmiany nazwy ulicy nie całkiem do mnie dotarło. Doznałam wra enia, e było w nim co bardzo niezwykłego, ale nie miałam czasu teraz nad tym rozmy la , bo wszystko razem zacz ło si dzia .

Do drzwi zapukał boy i urnale przyniósł, które Roman od niego odebrał, zadbawszy o napiwek. Zarazem pokojówka sko czyła układanie rzeczy i pokazała mi uczyniony porz dek dla akceptacji, patrz c przy tym na mnie jakim dziwnym wzrokiem, zaciekawionym i zdumionym. Zapowiedziany list do pana Desplain musiałam napisa , nie trac c z oczu upatrzonego przyrz du. Napomkn łam tylko o fryzjerze, bez którego nie mogłabym si oby , i usiadłam przy biurku. Pokojówka wyszła, Roman czekał. Uj łam owo ołówkowe narz dzie i na boku papieru postawiłam kresk . Potem z determinacj napisałam dat . Ach, jak e si tym łatwo pisało! Nie pryskało jak stalówka, nie trzeba tego było macza , aden kleks w rachub nie wchodził. Zachwyciło mnie. Ustaliłam termin wizyty na godzin trzeci i szybko sko czyłam list, cho pisałabym tym ch tnie całe długie epistoły. Mo e nawet o jedno zdanie za du o tam wstawiłam dla samej przyjemno ci wodzenia przyrz dem po papierze. Oddałam kopert Romanowi i ledwo wyszedł, jak szalona rzuciłam si ku urnalom. W kwadrans pó niej z osłupienia skamieniałego wyrwał mnie fryzjer. Nie wiem, czym przytomnie go powitała, zmysły j łam odzyskiwa dopiero, kiedy usadził mnie w łazience, upieraj c si przy myciu włosów. Gdyby nie to otumanienie widokami w czasopismach, zaprotestowałabym energiczniej, bo mycie moich włosów to cała procedura, wiele godzin trwaj ca, ale z sił opadłam i poddałam si losowi. Jakie maszyny osobliwe ze sob na kółkach przytoczył i pomocnic sprowadził, przez któr omal si nie zachłysn łam, bo Murzynka nie uczyniłaby ju na mnie zbyt wielkiego wra enia, ale to była dziewczyna o sko nych oczach i ółtawej twarzy! Jezus Mario, Chinka…! Je li smok wawelski albo syrena z ogonem pojawi mi si w pokoju, przyjm ten widok z rezygnacj . Zachwyty nad moimi włosami potraktowałam oboj tnie. Maj c głow odchylon do tyłu, nie wiem, co mi robili, poczułam tylko, e rozpu cili warkocze. Szale cy! Jak e mi to pó niej rozczesz ? Do wieczora to b dzie trwało! W desperacji ostatecznej, pana Desplain wspomniawszy, postanowiłam, e ka obci wszystko i niech si dzieje, co chce! Owa Chinka myła mi głow w jaki sposób niezwykły, ledwo dotykaj c palcami, bez szorowania silnego, a od owego lekkiego dotykania błogi spokój j ł we mnie wst powa . Cała irytacja i rozdra nienie gdzie ze mnie wyszły, obawy i niecierpliwo znikn ły, siedziałam, wygodnie oparta, i czułam tylko przyjemn beztrosk . Dzi ki czemu zacz łam wreszcie dostrzega , co si ze mn i wokół mnie dzieje. Piany jakiej miałam na głowie ogromn ilo , po włosach ciepła woda spływała, doskonale je