AGATHA CHRISTIE
MORDERSTWO ODBĘDZIE SIĘ...
PRZEŁOŻYŁA: WANDA STAWINOWSKA-
DEHNEL
TYTUŁ ORYGINAŁU: A MURDER IS
ANNOUNCED
ROZDZIAŁ PIERWSZY
MORDERSTWO ODBĘDZIE SIĘ...
1
Każdego dnia z wyjątkiem niedziel, pomiędzy
godziną siódmą trzydzieści a ósmą trzydzieści
rano, Johnnie Butt objeżdżał na rowerze osadę
Chipping Cleghorn. Nieustannie gwizdał przez
zęby i po kolei wpychał do skrzynek na listy
takie dzienniki, jakie mieszkańcy
zaprenumerowali w księgarni i składzie
materiałów piśmiennych pana Totmana przy
High Street. "Times" i "Daily Graphic" dla
pułkownika Easterbrooka i jego żony, "Times" i
"Daily Worker" dla pani Swettenham, "Daily
Telegraph" i "News Chronicie" dla panien
Hinchliffe i Murgatroyd, "Telegraph",
"Times" i "Daily Maił" dla panny Blacklock.
Do domów wymienionych osób - lub ściślej, do
prawie wszystkich domów w osadzie - trafiały
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
też co piątek egzemplarze lokalnego pisma
"North Benham News and Chipping Cleghorn
Gazette", zwanego potocznie "Gazetką".
A zatem co piątek, po pospiesznym rzucie oka
na tytuły w takim czy innym dzienniku (Trudna
sytuacja międzynarodowa! Dziś początek obrad
Sesji Ogólnej ONZ! Psy policyjne na tropie
zabójcy jasnowłosej stenotypistki! Trzy kopalnie
węgla nieczynne! Dwadzieścia trzy śmiertelne
ofiary zatrucia pokarmowego w nadmorskim
hotelu! - itd., itd.) większość mieszkańców
Chipping Cleghorn skwapliwie rozpościerała
"Gazetkę", aby pogrążyć się w wertowaniu
miejscowych nowin. Szybko załatwiano się z
artykułami, w których lokalne spory znajdowały
gwałtowny wyraz, następnie zaś dziewięciu na
dziesięciu prenumeratorów zwracało wzrok ku
rubrykom drobnych ogłoszeń. Były tu
wiadomości o kupnie i sprzedaży
najprzeróżniejszych rzeczy, rozpaczliwe wołania
o pomoc domową, liczne ogłoszenia na temat
psów, drobiu i sprzętu ogrodniczego oraz
wszelkie informacje ważne dla szczupłej
społeczności Chipping Geghorn.
Piątek, o którym mowa, dwudziesty dziewiąty
października tysiąc dziewięćset czterdziestego
piątego roku, nie odbiegał od reguły.
2
Pani Swettenham odgarnęła z czoła kunsztowne,
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
siwiejące loczki, rozłożyła "Timesa" i bez
szczególnego zainteresowania przebiegła
wzrokiem drugą stronę. Rychło osądziła, że jeśli
nawet były jakieś ciekawe wiadomości, "Times",
jak zawsze, potrafił je zakamuflować; przejrzała
wzrokiem kolumnę zatytułowaną: "Narodziny.
Małżeństwa. Zgony" (przede wszystkim zgony!)
i dopełniwszy obowiązku, odłożyła dziennik, by
sięgnąć po "Gazetkę".
Gdy jej syn, Edmund, wszedł w jakiś czas potem
do jadalni, pani Swettenham była pogrążona w
lekturze drobnych ogłoszeń.
- Dzień dobry, mój drogi - powiedziała. -
Smedleyowie chcą sprzedać swojego daimlera.
Model z trzydziestego piątego! Stary gruchot,
nieprawdaż?
Syn burknął coś na powitanie, nalał sobie
filiżankę kawy, nałożył na talerz dwa opiekane
śledzie i rozpostarłszy "Daily Worker", wsparł
gazetę o toster.
- "Szczenięta rasowe dogi..." - czytała pani
Swettenham. - Nie wiem, jakim cudem ludzie
żywią dziś takie ogromne psiska? Nie mam
pojęcia, doprawdy! Oo... Selina Lawrence
znowu szuka kucharki. Mogłabym ją zapewnić,
że w obecnych czasach ogłoszenie to czysta
strata czasu. Nie podaje adresu, tylko numer
skrytki pocztowej. Także pomysł! Służba chce
wiedzieć, dokąd ma się zgłosić. Ceni sobie dobry
adres! "Kupuję sztuczne zęby. Płacę najwyższe
ceny"... Nie mogę pojąć, czemu sztuczne zęby są
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
tak poszukiwane. "Cebulki kwiatowe.
Najpiękniejszy wybór"... Hm... Nawet niedrogo.
Jakaś młoda dziewczyna szuka odpowiedniego
zajęcia. Chciałaby podróżować... Mój Boże! Kto
by nie chciał?... "Jamniki"... Nie lubię
jamników, nawet nie dlatego, że to psy
niemieckie... Wojna już się przecież skończyła.
Po prostu nigdy ich nie lubiłam... Co pani powie,
pani Finch?
W szparze uchylonych drzwi pojawił się tors
kobiety oraz głowa w starym aksamitnym
berecie.
- Dzień dobry pani - przemówiła pani Finch. -
Można już sprzątnąć ze stołu?
- Nie. Jeszcze nie po śniadaniu - odrzekła pani
Swettenham i wnet dodała pojednawczo: - Za
chwilkę kończymy.
Kobieta spojrzała złym okiem na Edmunda i
"Daily Worker" i wycofała się, pociągnąwszy
nosem.
- Ja dopiero co zacząłem - mruknął młody
człowiek, a jego matka podchwyciła cierpko:
- Wolałabym, Edmundzie, żebyś nie czytał tej
okropnej gazety. Pani Finch wcale się to nie
podoba.
- Nie rozumiem, co panią Finch obchodzą moje
zapatrywania polityczne.
- "Daily Worker"! - prychnęła matka. -
Zupełnie jakbyś był robotnikiem. A ty przecież
nic nie robisz.
- Nieprawda, mamo. Piszę książkę.
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
- Miałam na myśli prawdziwą pracę - obruszyła
się matka. - No i zależy nam na pani Finch.
Jeżeli zrazi się do nas i odejdzie, kogo
znajdziemy na jej miejsce?
- Można dać ogłoszenie do "Gazetki".
- Powiedziałam przed chwilą, że to czysta strata
czasu. Mój Boże! W dzisiejszych ciężkich
czasach człowiek jest w beznadziejnej sytuacji,
jeżeli nie ma starej niani, która zgodzi się
gotować i pełnie funkcję pomocy domowej do
wszystkiego.
- Czemu więc nie mamy w domu takiej osoby?
W odpowiednim czasie nie postarałaś się o
nianię dla mnie. Karygodna krótkowzroczność!
- W odpowiednim czasie zamieszkiwaliśmy na
Wschodzie i tobą opiekowała się ayah.
- Karygodna krótkowzroczność - powtórzył
Edmund. Pani Swettenham wróciła do drobnych
ogłoszeń.
- "Sprzedam używaną kosiarkę do
trawników"... Ależ cena! Słowo daję!... Znowu
jamniki... "Napisz lub odezwij się jakoś!
Zrozpaczony Woggles". Co za pseudonimy
wymyślają sobie ludzie!... "Spaniele..."
Pamiętasz, Edmundzie, kochaną Sussie? Była
mądra jak człowiek. Rozumiała każde słowo...
"Do sprzedania kredens. Antyk rodzinny.
Autentyczny Sheraton. Lucas w Dayas Hali". Ta
potrafi kłamać! Autentyczny Sheraton! Akurat!
- prychnęła gniewnie i czytała dalej:
- "Omyłka, kochanie. Dozgonna miłość. W
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
piątek, jak zawsze. J." Sprzeczka zakochanych,
co? A może szyfr włamywaczy? Jak sądzisz,
Edmundzie?... Jeszcze raz jamniki!... Słowo
daję! Ludzie dostają bzika na ich punkcie! Jak
gdyby nie było innych psów! Stryj Simon
hodował teriery ostrowłose. Urocze stworzenia!
Ja tam wolę psy na solidnych nogach... "Z
powodu wyjazdu za granicę sprzedam mało
używany granatowy kostium damski..." Nie ma
miary ani ceny... "Małżeństwo odbędzie się..."
Nie! Morderstwo! Co to znaczy? Posłuchaj
tylko! "Morderstwo odbędzie się w piątek, 29
października, o godz. 6.30 wieczorem, w Little
Paddocks. Osobne zaproszenia nie będą
rozsyłane". Niebywałe! Słyszałeś, Edmundzie?
- Co takiego? - młody człowiek oderwał wzrok
od lektury.
- Piątek, dwudziestego dziewiątego
października... To dziś!
- Zaraz. Niech no sam spojrzę. - Edmund sięgnął
po "Gazetkę".
- Co to ma znaczyć? - zapytała matka z
niekłamanym zaciekawieniem.
Młody człowiek zrobił niepewną minę. Podrapał
się wnoś.
- Co to może znaczyć? - powtórzył. - Pewno
chodzi o jakąś grę towarzyską, w ofiarę i
detektywa lub coś podobnego.
- Czy ja wiem?... Takie zaproszenie wygląda
jakoś dziwnie. Anons w "Gazetce"! Coś nie w
stylu Letycji Blacklock, osoby, jak mi się zdaje,
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
bardzo serio.
- Prawdopodobnie pomysł dwojga młodych,
którzy mieszkają u niej.
- Tak nagle. I to dziś wieczorem! Sądzisz, że
powinniśmy pójść?
- Napisano wyraźnie: "Osobne zaproszenia nie
będą rozsyłane".
- Moim zdaniem nowomodne metody
informowania przyjaciół o zebraniach
towarzyskich są żenujące - orzekła stanowczo
pani Swettenham.
- Przecież nie musisz tam iść, mamo.
- Nie muszę - przyznała. Nastąpiła krótka pauza.
- Czy zjesz, Edmundzie, tę ostatnią grzankę?
Pośpiesz się.
- Sądziłbym, mamo, że stosowne odżywianie
mojej osoby to sprawa ważniejsza niż sprzątanie
ze stołu przez tę starą wiedźmę.
- Sza! Ciszej, mój drogi! Ona może usłyszeć!...
Powiedz mi, jak wygląda zabawa w ofiarę i
detektywa.
- Nie wiem dokładnie... Komuś przypina się
kartkę... Nie! Raczej ciągnie się losy z
kapelusza... Później ktoś jest ofiarą, ktoś inny
detektywem. Gasną światła, ofiara czuje
dotknięcie dłoni na ramieniu, wtedy krzyczy,
kładzie się i udaje trupa.
- To interesujące, Edmundzie.
- Dla mnie śmiertelnie nudne. Nie wybieram się
do Little Paddocks.
- Nie pleć, Edmundzie. Pójdę tam i ty pójdziesz
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
ze mną. Sprawa załatwiona.
3
- Archie, posłuchaj, proszę - powiedziała pani
Easterbrook.
Pułkownik nie zareagował, bo pomrukiwał już
gniewnie nad jakimś artykułem zamieszczonym
w "Timesie".
- Chodzi o to - powiedział - że ci faceci nie mają
pojęcia o Indiach. Zielonego pojęcia!
- Oczywiście, mój drogi!
- Gdyby mieli jakie takie pojęcie, nie
wypisywaliby podobnych bredni.
- Oczywiście, mój drogi. Ale posłuchaj, proszę.
"Morderstwo odbędzie się w piątek, 29
października, o godz. 6.30 wieczorem, w Little
Paddocks. Osobne zaproszenia nie będą
rozsyłane".
Pani Easterbrook zrobiła efektowną pauzę. Mąż
spojrzał na nią pobłażliwie, ale bez
zainteresowania.
- Ofiara i detektyw - powiedział.
- Co takiego?
- Z całą pewnością. Bo widzisz - ciągnął,
rozkrochmaliwszy się cokolwiek - to może być
doskonała zabawa. Tyle że musi ją starannie
zorganizować ktoś znający się na rzeczy.
Wszyscy ciągną losy. Ktoś zostaje mordercą.
Nikt nie wie kto. Światła gasną. Morderca
wybiera ofiarę. Ofiara liczy do dwudziestu i
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
dopiero wtedy może krzyknąć. Później ktoś
obrany detektywem rozpoczyna śledztwo.
Przesłuchuje wszystkich. Wypytuje, gdzie każdy
był i co robił. Stara się zdemaskować
zbrodniarza. Tak... To doskonała zabawa, jeżeli
oczywiście detektyw zna się chociaż trochę na
policyjnej robocie.
- Jak ty, Archie! - podchwyciła. - Tyle
ciekawych spraw sądziłeś w swoim okręgu!
Pułkownik uśmiechnął się łaskawie i rad z siebie
podkręcił wąsa.
- Tak, Lauro - powiedział. - Na pewno mógłbym
doradzić to i owo i tym razem. - Wyprostował
się z pewną siebie miną.
- Panna Blacklock powinna zwrócić się do ciebie
z prośbą o radę i pomoc.
- Po co? - prychnął gniewnie. - U panny
Blacklock mieszka ten smarkacz. Jakiś
siostrzeniec czy coś takiego. Z pewnością to jego
pomysł. Cudacki pomysł, żeby o takim czymś
pisać w "Gazetce".
- I to w rubryce drobnych ogłoszeń -
podchwyciła pani Easterbrook. - Przecież
mogliśmy wcale nie zauważyć. Jak sądzisz,
Archie? Czy to ma być zaproszenie?
- Cudackie zaproszenie! Jedno mogę powiedzieć
z pewnością. Na mnie niech nie liczą!
- Dlaczego, Archie?
- Zbyt krótki termin. Przecież mógłbym być
zajęty.
- Ale nie jesteś zajęty, kochanie - powiedziała i
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
ciągnęła tonem łagodnej perswazji: - Moim
zdaniem, Archie, powinieneś tam pójść,
chociażby dlatego, by pomóc biednej pani
Blacklock. Nie wątpię, że liczy na ciebie,
spodziewa się, że zorganizujesz zabawę jak
trzeba. Tak dużo wiesz o policyjnej robocie i
całej procedurze obowiązującej w śledztwie. Bez
twojego udziału, mój drogi, impreza musi zrobić
klapę. Ostatecznie dobrosąsiedzkie stosunki
zobowiązują do czegoś.
- Ha! Jeżeli tak sądzisz, Lauro...
- Doprawdy, Arenie, sądzę, że to twój święty
obowiązek - przerwała mu z godnością.
4
"Gazetka" trafiła również do Boulders,
posiadłości składającej się z połączonych trzech
malowniczych, staroświeckich domków,
zamieszkiwanej przez pannę Hinchliffe i pannę
Murgatroyd.
- Hinch!
- Co, Murg?
- Gdzie jesteś?
- W kurniku. - Aha.
Brnąc ostrożnie przez wysoką, mokrą trawę,
Amy Murgatroyd podeszła do przyjaciółki.
Panna Hinchliffe ubrana w sztruksowe spodnie i
wojskową bluzę polową sypała garście otrębów
do dymiącej miski pełnej gotowanych obierzyn
kartoflanych oraz głąbów kapusty i wszystko to
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
mieszała pracowicie. Podniosła krótko, prawie
po męsku ostrzyżoną głowę i zwróciła ogorzałą
twarz w stronę przyjaciółki.
Panna Murgatroyd - osoba pogodna i otyła -
miała na sobie spódnicę z tweedu w kratkę oraz
porozciągany jaskrawoszafirowy sweter. Była
nieco zdyszana, a jej siwy koczek znajdował się
w nieładzie.
- Ogłoszenie w "Gazetce" - sapnęła. - Posłuchaj,
Hinch! Co to może znaczyć? "Morderstwo
odbędzie się... w piątek... 29 października... o
godz. 6.30 wieczorem... Osobne zaproszenia...
nie będą rozsyłane".
Umilkła zasapana i spojrzała na przyjaciółkę
tak, jak gdyby oczekiwała autorytatywnej
opinii.
- Głupstwo! - powiedziała panna Hinchliffe.
- Tak. Ale co to może znaczyć?
- Okazja do wypicia.
- Myślisz, Hinch, że to ma być zaproszenie?
- Przekonamy się na miejscu w Little Paddocks.
Spodziewam się kiepskiego wina. No i zeszłabyś
lepiej z trawy, Murg. Twoje ranne pantofle do
cna przemokły.
Panna Murgatroyd spojrzała na nogi.
- Rzeczywiście! - przyznała. - Ile dziś jajek?
- Siedem. Ta piekielna kura znów nie chce
siedzieć. Trzeba ją wpędzić do kojca.
Panna Murgatroyd wróciła myślami do
ogłoszenia w "Gazetce".
- Dziwnie wygląda tego rodzaju zaproszenie,
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
prawda?
- powiedziała nie bez żałosnej nuty w głosie.
Jednakże panna Hinchliffe - osoba bardziej
stanowcza i zrównoważona - postanowiła
przywołać do porządku niesforną kurę i od tego
zamiaru nie mogło jej odwieść nawet
najbardziej zagadkowe ogłoszenie.
Ciężkim krokiem przemierzyła błotniste
podwórko i chwyciła dropiatą kwokę, która
zagdakała donośnie i z oburzeniem.
- Stanowczo wolę kaczki - powiedziała panna
Hinchliffe.
- Znacznie mniej z nimi kłopotu.
5
- A to heca! - zawołała pani Harmon, zwracając
się przez stół do małżonka, wielebnego Juliana
Harmona.
- U panny Blacklock odbędzie się morderstwo.
- Morderstwo? - powtórzył zdziwiony
cokolwiek.
- Kiedy?
- Dziś po południu... Albo raczej wieczorem, o
pół do siódmej. Co za pech, kochany, że o tej
porze masz przygotowanie do konfirmacji!
Straszna szkoda! Przecież uwielbiasz
morderstwa!
- O czym ty mówisz, Bułeczko? Nic nie
rozumiem. Pani Harmon otrzymała na chrzcie
imię Diana, rychło jednak zyskała przydomek
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
Bułeczka, a to dzięki pucołowatej twarzy i
krągłej figurze. Teraz wyciągnęła rękę nad
stołem i podała mężowi "Gazetkę".
- Znajdziesz to wśród drobnych ogłoszeń o
używanych pianinach i sztucznych zębach.
- Niebywała historia!
- Prawda? - podchwyciła radośnie. - Zdawałoby
się,-że panna Blacklock nie interesuje się takimi
rzeczami jak morderstwa czy w ogóle gry
towarzyskie, no nie? Pewno podbechtali ją
młodzi Simmonsowie, chociaż myślałam, że dla
Julii morderstwo to coś zbyt brutalnego. W
każdym razie odbędzie się jakieś morderstwo i
moim zdaniem, Julianie, wielka szkoda, że nie
możesz przy nim asystować. Ma się rozumieć,
pójdę tam i wszystko opowiem ci dokładnie,
chociaż, szczerze mówiąc, nie przepadam za
zabawami, które odbywają się po ciemku. Boję
się! Ale mam nadzieję, że nie zostanę ofiarą.
Gdyby ktoś nagle położył mi dłoń na ramieniu i
szepnął: "Już nie żyjesz"... Mój Boże! Tak bym
się przeraziła, że chyba naprawdę bym umarła!
Myślisz, kochanie, że coś takiego mogłoby się
zdarzyć?
- Nie, Bułeczko! Myślę, że dożyjesz bardzo
sędziwego wieku i zawsze będziemy razem.
- Tak! I umrzemy jednego dnia, i pochowają nas
w jednym grobie! Cudownie będzie! - zawołała,
cała rozpromieniona z powodu tak błogiej wizji.
- Jesteś bardzo szczęśliwa... Prawda, Bułeczko? -
uśmiechnął się wielebny Julian Harmon.
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
- Kto nie byłby bardzo szczęśliwy na moim
miejscu? - zapytała ze zdziwieniem. - Mam
przecież ciebie, Zuzannę, Edwarda i wszyscy
kochacie mnie, i wcale wam nie
przeszkadza, że jestem głupia... I słońce świeci! I
mieszkam w dużym, ślicznym domu!
Pastor rozejrzał się po obszernym, ponurym
pokoju stołowym i przytaknął nie bez
powątpiewania.
- Ktoś inny mógłby uważać, że mieszkanie w
takiej ruderze to istny dopust boży. Duże, puste
pokoje, wieczne przeciągi...
- Ja uwielbiam duże pokoje! - przerwała. - Miłe
wiejskie zapachy przenikają do nich łatwo i
zostają na długo. No i człowiek może być
nieporządny, rzucać wszystko, gdzie popadnie, i
nie potykać się o to.
- Nie mamy żadnych urządzeń ułatwiających
prowadzenie gospodarstwa. Nie mamy
centralnego ogrzewania. Przysparza ci to wiele
pracy, moja mała.
- Nic podobnego, Julianie! Wstaję o pół do
siódmej, rozpalam pod kuchnią i zaczynam
uganiać się, sapiąc jak lokomotywa. No i na
ósmą jestem gotowa. Dom utrzymuję w
porządku, prawda? Woskowane podłogi. Meble
lśniące od pasty. Wazony z jesiennymi liśćmi.
Nie trudniej, słowo daję, posprzątać w dużym
domu niż w małym. Ze szczotką i ścierką
człowiek porusza się sprawniej, bo nie potrąca
wciąż rozmaitych rzeczy, jak to się dzieje w
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
ciasnych klitkach. No i lubię sypiać w dużym,
zimnym pokoju, bo to tak miło opatulić się
dobrze i tylko czubkiem nosa węszyć, co się
dzieje na zewnątrz. A bez względu na to, w jak
wielkim mieszka się domu, trzeba obierać tyle
samo ziemniaków i zmywać tyle samo talerzy.
Pomyśl, jak to miło, że Edward i Zuzanna mogą
bawić się w wielkich pokojach, rozstawiać, gdzie
chcą, tory kolejowe albo urządzać przyjęcia dla
lalek. I nigdy nie muszą sprzątać. No i dobrze
mieć tyle miejsca, żeby móc wynajmować innym,
prawda? Wyobraź sobie, że w innych
warunkach Jimmy Symes i Johnnie Finch
musieliby mieszkać u swoich teściów! A to nic
przyjemnego, Julianie, mieszkać u teściów!
Jesteś przywiązany do mojej matki, prawda?
Ma się rozumieć, kochanie, ale nie życzyłbyś
sobie, żebyśmy rozpoczynali nasze małżeńskie
życie pod dachem jej i mojego ojca. Ja nie
chciałabym także. Wciąż czułabym się wtedy
małą dziewczynką.
- I tak, Bułeczko, jesteś wciąż małą dziewczynką
- uśmiechnął się wielebny Julian Harmon.
On sam sprawiał wrażenie człowieka
stworzonego na sześćdziesięciolatka, chociaż
brakowało mu jeszcze jakieś dwadzieścia pięć
lat, by spełnić to zamierzenie natury.
- Tak. Wiem, że jestem głupia...
- Nic podobnego, Bułeczko! Jesteś bardzo
mądra.
- Ach nie! Skąd znowu! Nie ma we mnie nic z
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
intelektualistki, chociaż staram się i... I bardzo
lubię, mój drogi, jak mówisz o książkach, o
historii i takich różnych rzeczach. Może głośne
czytanie mi wieczorami Gibbona nie było
najlepszym pomysłem, bo kiedy na dworze wieje
lodowaty wiatr, a w domu jest przytulnie i
ciepło, Gibbon usposabia do snu.
Julian roześmiał się pogodnie.
- Ale, kochanie, strasznie lubię cię słuchać.
Opowiedz, proszę, jak to stary proboszcz mówił
kazanie o Ahaswerze.
- Na pamięć znasz tę anegdotę, Bułeczko.
- Ale opowiedz jeszcze raz. Proszę!
- To był stary Scrymgour - zaczął. - Pewnego
dnia ktoś zajrzał do jego kościoła. Proboszcz
wychylał się z kazalnicy i z ogniem przemawiał
do dwu sprzątaczek w podeszłym wieku.
Wygrażał im palcem i perorował: "Ha! Wiem,
co myślicie. Myślicie, że Ahaswer Wielki z
Pierwszej Lekcji to Artakserkses Drugi. Nie! To
ma być Artakserkses Trzeci!"
Julian Harmon nie dostrzegał w tej anegdocie
nic szczególnie komicznego, ale Bułeczka śmiała
się zawsze do rozpuku. Teraz też parsknęła
dźwięcznym śmiechem.
- Najdroższy! - zawołała. - Myślę, że ty kiedyś
będziesz kubek w kubek podobny!
Pastor zrobił niepewną minę.
- Być może, Bułeczko - odrzekł skromnie. -
Wiem, że nie bardzo umiem trafiać do prostych
ludzi.
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
- Nie szkodzi! - podchwyciła żywo i podniósłszy
się, zaczęła zbierać na tacę naczynia. - Właśnie
wczoraj mówiła mi pani Butt, że jej mąż, który
był ateistą i dawniej nigdy nie chodził do
kościoła, teraz chodzi każdej niedzieli, by
słuchać twoich kazań.
Roześmiała się i powiedziała, naśladując
doskonale afektowany ton pani Butt:
- "No i parę dni temu, proszę pani, mąż
powiedział panu Timkinsowi z Little Worsdale,
że tutaj, w Chipping Cleghorn, mamy
prawdziwą kulturę. Całkiem inaczej niż u nich,
w Little Worsdale, gdzie wielebny Goss mówi do
parafian tak jak do małych dzieci. Prawdziwą
kulturę - powiedział mąż panu Timkinsowi -
mamy tu, w Chipping Cleghorn. Nasz proboszcz
kształcił się w Oxfordzie, nie w Milchesterze, ma
gruntowną wiedzę i nam ją przekazuje. Wie
wszystko o Rzymianach i Grekach, a także o
Babilonie i Asyrii. Ba! Nawet kot z probostwa
nazywa się tak jak jeden król asyryjski!" Tak
mówił Butt, więc chwała ci, Julianie! - zawołała
Bułeczka i podjęła zaraz. - Mój Boże! Muszę
zmykać z tą tacą, bo inaczej nigdy nie uporam
się z robotą! Hej, Tiglat Pileser! Chodź, kotku!
Kici-kici! Dostaniesz resztki śledzia!
Otworzyła drzwi i zręcznie przytrzymując je
stopą, wyniosła z pokoju tacę ze stosem naczyń.
Niebawem dobiegła z kuchni jej własna wersja
znanej śpiewki:
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
Nastał morderstw dzień uroczy,
Rozkoszny niby wonny maj,
Zmyły się z miasta wszystkie gliny...
Brzęk wrzucanych do zlewu naczyń zagłuszał
dalszy ciąg, lecz wychodząc z domu, wielebny
Julian Harmon usłyszał końcowy wiersz
radosnej strofy:
A nam, mordercom, w to graj!
ROZDZIAŁ DRUGI
ŚNIADANIE W LITTLE PADDOCKS
1
Mieszkańcy Little Paddocks również byli przy
śniadaniu.
U szczytu stołu zasiadała właścicielka domu,
panna Blacklock, osoba sześćdziesięcioletnia, w
sportowym kostiumie z tweedu i
nieodpowiedniej raczej kolii z dużych
sztucznych pereł, ciasno opinających szyję, niby
obróżka. Panna Blacklock czytała "Daily Maił",
Julia Simmons przeglądała niedbale
"Telegraph", Patrick Simmons głowił się nad
krzyżówką zamieszczoną w "Timesie". Panna
Dora Bunner zatonęła w lokalnym czasopiśmie.
Panna Blacklock parsknęła ochrypłym
śmiechem. Patrick Simmons zamamrotał do
siebie:
- Naturalnie... Przecinka, nie przesieka... Tu
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
zrobiłem błąd...
Dora Bunner zagdakała nagle głośno, niby
spłoszona kura:
- Letty! Letty! Widziałaś?... Co to właściwie
znaczył
- Co takiego, Doro?
- Zdumiewające ogłoszenie! Wyraźnie mowa
tam o Little Paddocks!... Ale co to właściwie
znaczy?
- Gdybyś zechciała mi pokazać to ogłoszenie,
kochana Doro...
Panna Bunner posłusznie wręczyła "Gazetkę"
przyjaciółce i drżącym palcem wskazała
odpowiednie miejsce.
- Spójrz tylko, Letty. Spójrz!
Panna Blacklock spojrzała. Zmarszczyła brwi.
Później dociekliwym wzrokiem przebiegła wokół
stołu i przeczytała na głos:
- "Morderstwo odbędzie się w piątek, 29
października, o godz. 6.30 wieczorem, w Little
Paddocks. Osobne zaproszenia nie będą
rozsyłane". Patryk? Czy to twój koncept? -
zapytała obcesowo.
- Nie, ciociu Letty. Skąd ci to przyszło na myśl?
Dlaczego ja miałbym mieć z tym coś wspólnego?
- zaprzeczył z całym spokojem Patryk Simmons.
- Hm... To wygląda na ciebie, Pat - odparła
surowo.
- Pomyślałam, że to może być żart w twoim
stylu.
- Żart? Nic podobnego, ciociu.
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
- A może ty, Julio...
- Ja? Skąd znowu! - powiedziała Julia znudzona.
Panna Bunner zerknęła w stronę pustego
miejsca, na którym ktoś wcześniej jadł
śniadanie.
- Nie sądzisz, Letty, że pani Haymes... -
rozpoczęła niepewnie.
- Ach, nie! Naszej Filipie nie w głowie takie
żarty! - zawołał żywo Patryk. - To osoba bardzo
serio.
Julia ziewnęła, mówiąc bez zainteresowania:
- Ale cóż to za pomysł? Co ta cała historia
znaczy?
- Moim zdaniem w grę wchodzi jakiś niemądry
kawał - odpowiedziała z wolna panna Blacklock.
- Idiotyczny i w bardzo złym guście -
podchwyciła Dora Bunner. - Dlaczego? Co w
tym ma być zabawnego?
Jej pyzate policzki drgały nerwowo, oczy
krótkowidza połyskiwały irytacją i oburzeniem.
Pani domu uśmiechnęła się do starej
przyjaciółki.
- Nie przejmuj się, Bunny - powiedziała. -
Widocznie ktoś ma takie poczucie humoru. Ale
chciałabym wiedzieć kto.
- To ma być dzisiaj - podjęła Bunny. - Dzisiaj o
pół do siódmej. Jak sądzisz? Co się zdarzy?
- Śmierć - orzekł Patryk grobowym tonem. -
Rozkoszna Śmierć.
- Cicho bądź! - zgromiła go panna Blacklock, a
jej przyjaciółka pisnęła cienko.
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
- Miałem na myśli to wyborne ciasto, które
wypieka Mitzi - usprawiedliwił się młody
człowiek. - Rozkoszna Śmierć! Tak je przecież
nazywamy.
Panna Blacklock uśmiechnęła się blado. Dora
Bunner natarła raz jeszcze:
- Ależ, Letty. Co ty naprawdę sądzisz, bo...
Przyjaciółka przerwała jej z krzepiącym
spokojem:
- Sądzę, że o pół do siódmej będziemy mieli
połowę Chipping Cleghorn. To pewne. No i
wszyscy będą pękać z ciekawości. Teraz idę
sprawdzić, czy w domu jest trochę kseresu.
2
- Jesteś zaniepokojona? Prawda, Lotty?
Panna Blacklock wzdrygnęła się nerwowo.
Siedziała przy biurku i z roztargnieniem
rysowała ryby na bibularzu. Podniosła wzrok.
Spojrzała w zaniepokojoną twarz Bunny.
Nie bardzo wiedziała, co odpowiedzieć Dorze, bo
nie należało jej niepokoić ani irytować. Milczała
przez chwilę.
W szkole przyjaźniła się z Dora Bunner, która
była wówczas łacina, błękitnooka, jasnowłosa i,
trzeba przyznać, dosyć głupia. Jej głupota nie
miała większego znaczenia, gdyż pogoda,
wesołość i uroda czyniły z Dory bardzo
przyjemną współtowarzyszkę. W swoim czasie -
jak mawiały koleżanki - powinna wyjść za
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
jakiegoś sympatycznego oficera czy
prowincjonalnego notariusza. Tyle miała zalet!
Była wrażliwa, wierna w przyjaźni, poczciwa.
Jednakże życie niełaskawie potraktowało Dorę
Bunner. Musiała zarabiać na utrzymanie.
Pracowała ciężko, ale czegokolwiek by się
podjęła, nie szło jej to dobrze.
Koleżanki szkolne straciły się z oczu, lecz przed
pół rokiem panna Blacklock otrzymała
wzruszający, napisany z patosem list. Dora
szwankowała na zdrowiu. Mieszkała w jednym
pokoju i usiłowała wyżyć z emerytury.
Próbowała dorabiać szyciem, niestety, palce
miała sztywne od reumatyzmu. W liście
odwoływała się do wspomnień szkolnych i
pytała, czy stara przyjaciółka nie zechciałaby jej
pomóc, chociaż los rozłączył je tak dawno.
Panna Blacklock zareagowała spontanicznie.
Biedna Dora! Biedna, ładna, niemądra,
trzpiotowata Dora! Niezwłocznie wybrała się do
koleżanki szkolnej, wzięła ją ze sobą i
zainstalowała w Little Paddocks pod
pretekstem, że "całe gospodarstwo domowe to
już zbyt dużo dla mnie; muszę mieć kogoś
zaufanego do pomocy". Lekarze zapewnili
pannę Blacklock, iż jej przyjaciółka nie pożyje
długo, okazało się jednak, że biedna Dora bywa
często nie lada utrapieniem. Wszędzie czyniła
zamęt, drażniła bardzo nerwową cudzoziemkę
zatrudnioną jako pomoc domowa, myliła się
przy liczeniu bielizny do prania, gubiła rachunki
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
i listy, często przywodziła do rozpaczy zaradną i
pedantyczną zawsze pannę Blacklock. Biedna,
niemądra, stara Dora! Taka poczciwa,
przywiązana, dumna i szczęśliwa, że przydaje
się na coś, lecz, niestety, absolutnie
nieobliczalna!
- Uważaj, Doro! - rzuciła cierpko panna
Blacklock. - Prosiłam cię tyle razy!
- Mój Boże! - Dora zrobiła żałosną minę. -
Uważam, Letty... Tylko zapomniałam. Ale
zaniepokojona jesteś? Prawda?
- Zaniepokojona? Nie... Bynajmniej. Masz na
myśli to głupie ogłoszenie?
- Aha... Może to i dowcip, lecz w każdym razie
dowcip jadowity.
- Jadowity?
- Aha... Musi kryć w sobie coś złego...
Powiedziałabym, że... moim zdaniem, nie jest to
dowcip miły.
Panna Blacklock spojrzała na przyjaciółkę.
Łagodne oczy, upór w wyrazie ust, nos
cokolwiek zadarty. Biedna Dora! Irytująca,
roztrzepana, pełna dobrych chęci i stwarzająca
wciąż problemy. A przecież - dziwna rzecz - nie
pozbawiona zdrowego rozsądku!
- Masz chyba słuszność, Doro. Nie może to być
miły dowcip.
- Mnie się zupełnie nie podoba - podchwyciła
Dora z nieoczekiwanym ogniem. -
Przestraszyłam się, Letty. I ty jesteś
przestraszona.
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
- Ja? Także pomysł! - obruszyła się panna
Blacklock.
- Jest w tym niebezpieczeństwo. Tak, Letycjo!
Niebezpieczeństwo! Coś w stylu ludzi, którzy
wysyłają pocztą paczki zawierające bomby
zegarowe.
- Moja droga! Po prostu jakiś przygłupek chciał
być dowcipny.
- Ale co w tym dowcipnego? Nic!
Słusznie! Co w tym dowcipnego? Twarz panny
Blacklock zdradzała jej myśli, więc Dora
zawołała tonem triumfu:
- A widzisz, Letty! Jesteś takiego samego zdania!
- Ależ, kochana Bunny...
Panna Blacklock umilkła raptownie. Do pokoju
wtargnęła wzburzona młoda kobieta w
jaskrawej spódnicy i dżersejowej bluzce, pod
którą falował pełny biust. Miała przetłuszczone
ciemne włosy, splecione w warkocz i upięte w
koronę.
- Pomówić z panią? Można? Nie? Panna
Blacklock westchnęła.
- Naturalnie, Mitzi. O co chodzi?
Czasami myślała, że wolałaby sama sprzątać i
gotować, niż znosić ataki nerwowe tej
imigrantki zatrudnionej jako pomoc domowa.
- To będzie w porządku, nie? Wymawiam,
proszę pani! Odchodzę! Zaraz!
- Dlaczego, Mitzi? Ktoś cię zdenerwował?
- Tak! Jestem zdenerwowana! - padła
dramatyczna odpowiedź. - Nie chcę umierać!
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
Nie! Już raz uniknęłam śmierci w Europie. Cała
moja rodzina zginęła. Wymordowana! Matka,
mały braciszek, moja siostrzeniczka, słodkie
dziecko! Wszyscy wymordowani! Ja uciekłam.
Ukryłam się i schroniłam w Anglii. Pracuję tak,
jak nigdy nie pracowałabym we własnym kraju.
Ja, proszę pani...
- Wiem. Znam to wszystko - przerwała panna
Blacklock, która rzeczywiście znała na pamięć tę
historię, bo Mitzi powtarzała ją ciągle. - Ale
dlaczego chcesz odejść właśnie dzisiaj?
- Bo znowu przyjdą, żeby mnie zabić!
- Kto?
- Moi wrogowie. Hitlerowcy. A może teraz jacyś
inni. Dowiedzieli się, że tu jestem. Przyjdą mnie
zabić. Przeczytałam o tym. Sama! W tym
piśmie!
- W "Gazetce"?
- Aha! W tym piśmie. Czarno na białym. O!
Proszę popatrzeć, co tu napisane. Morderstwo,
nie? W Little Paddocks! To tutaj, nie? Dziś
wieczór, o pół do siódmej! Nie myślę czekać. Nie
chcę, żeby mnie zamordowali. Nie chcę!
- Ale dlaczego odnosisz to do siebie? Naszym
zdaniem w grę wchodzi żart.
- Żart! To żaden żart zabić kogoś!
- Żaden żart. Zgoda. Ale, drogie dziecko, gdyby
wrogowie mieli zamiar cię zabić, nie ogłaszaliby
tego w prasie.
- Nie ogłaszaliby? Myśli pani? - podchwyciła
zbita nieco z tropu Mitzi. - Uważa pani, że nie
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
AGATHA CHRISTIE MORDERSTWO ODBĘDZIE SIĘ... PRZEŁOŻYŁA: WANDA STAWINOWSKA- DEHNEL TYTUŁ ORYGINAŁU: A MURDER IS ANNOUNCED ROZDZIAŁ PIERWSZY MORDERSTWO ODBĘDZIE SIĘ... 1 Każdego dnia z wyjątkiem niedziel, pomiędzy godziną siódmą trzydzieści a ósmą trzydzieści rano, Johnnie Butt objeżdżał na rowerze osadę Chipping Cleghorn. Nieustannie gwizdał przez zęby i po kolei wpychał do skrzynek na listy takie dzienniki, jakie mieszkańcy zaprenumerowali w księgarni i składzie materiałów piśmiennych pana Totmana przy High Street. "Times" i "Daily Graphic" dla pułkownika Easterbrooka i jego żony, "Times" i "Daily Worker" dla pani Swettenham, "Daily Telegraph" i "News Chronicie" dla panien Hinchliffe i Murgatroyd, "Telegraph", "Times" i "Daily Maił" dla panny Blacklock. Do domów wymienionych osób - lub ściślej, do prawie wszystkich domów w osadzie - trafiały C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
też co piątek egzemplarze lokalnego pisma "North Benham News and Chipping Cleghorn Gazette", zwanego potocznie "Gazetką". A zatem co piątek, po pospiesznym rzucie oka na tytuły w takim czy innym dzienniku (Trudna sytuacja międzynarodowa! Dziś początek obrad Sesji Ogólnej ONZ! Psy policyjne na tropie zabójcy jasnowłosej stenotypistki! Trzy kopalnie węgla nieczynne! Dwadzieścia trzy śmiertelne ofiary zatrucia pokarmowego w nadmorskim hotelu! - itd., itd.) większość mieszkańców Chipping Cleghorn skwapliwie rozpościerała "Gazetkę", aby pogrążyć się w wertowaniu miejscowych nowin. Szybko załatwiano się z artykułami, w których lokalne spory znajdowały gwałtowny wyraz, następnie zaś dziewięciu na dziesięciu prenumeratorów zwracało wzrok ku rubrykom drobnych ogłoszeń. Były tu wiadomości o kupnie i sprzedaży najprzeróżniejszych rzeczy, rozpaczliwe wołania o pomoc domową, liczne ogłoszenia na temat psów, drobiu i sprzętu ogrodniczego oraz wszelkie informacje ważne dla szczupłej społeczności Chipping Geghorn. Piątek, o którym mowa, dwudziesty dziewiąty października tysiąc dziewięćset czterdziestego piątego roku, nie odbiegał od reguły. 2 Pani Swettenham odgarnęła z czoła kunsztowne, C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
siwiejące loczki, rozłożyła "Timesa" i bez szczególnego zainteresowania przebiegła wzrokiem drugą stronę. Rychło osądziła, że jeśli nawet były jakieś ciekawe wiadomości, "Times", jak zawsze, potrafił je zakamuflować; przejrzała wzrokiem kolumnę zatytułowaną: "Narodziny. Małżeństwa. Zgony" (przede wszystkim zgony!) i dopełniwszy obowiązku, odłożyła dziennik, by sięgnąć po "Gazetkę". Gdy jej syn, Edmund, wszedł w jakiś czas potem do jadalni, pani Swettenham była pogrążona w lekturze drobnych ogłoszeń. - Dzień dobry, mój drogi - powiedziała. - Smedleyowie chcą sprzedać swojego daimlera. Model z trzydziestego piątego! Stary gruchot, nieprawdaż? Syn burknął coś na powitanie, nalał sobie filiżankę kawy, nałożył na talerz dwa opiekane śledzie i rozpostarłszy "Daily Worker", wsparł gazetę o toster. - "Szczenięta rasowe dogi..." - czytała pani Swettenham. - Nie wiem, jakim cudem ludzie żywią dziś takie ogromne psiska? Nie mam pojęcia, doprawdy! Oo... Selina Lawrence znowu szuka kucharki. Mogłabym ją zapewnić, że w obecnych czasach ogłoszenie to czysta strata czasu. Nie podaje adresu, tylko numer skrytki pocztowej. Także pomysł! Służba chce wiedzieć, dokąd ma się zgłosić. Ceni sobie dobry adres! "Kupuję sztuczne zęby. Płacę najwyższe ceny"... Nie mogę pojąć, czemu sztuczne zęby są C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
tak poszukiwane. "Cebulki kwiatowe. Najpiękniejszy wybór"... Hm... Nawet niedrogo. Jakaś młoda dziewczyna szuka odpowiedniego zajęcia. Chciałaby podróżować... Mój Boże! Kto by nie chciał?... "Jamniki"... Nie lubię jamników, nawet nie dlatego, że to psy niemieckie... Wojna już się przecież skończyła. Po prostu nigdy ich nie lubiłam... Co pani powie, pani Finch? W szparze uchylonych drzwi pojawił się tors kobiety oraz głowa w starym aksamitnym berecie. - Dzień dobry pani - przemówiła pani Finch. - Można już sprzątnąć ze stołu? - Nie. Jeszcze nie po śniadaniu - odrzekła pani Swettenham i wnet dodała pojednawczo: - Za chwilkę kończymy. Kobieta spojrzała złym okiem na Edmunda i "Daily Worker" i wycofała się, pociągnąwszy nosem. - Ja dopiero co zacząłem - mruknął młody człowiek, a jego matka podchwyciła cierpko: - Wolałabym, Edmundzie, żebyś nie czytał tej okropnej gazety. Pani Finch wcale się to nie podoba. - Nie rozumiem, co panią Finch obchodzą moje zapatrywania polityczne. - "Daily Worker"! - prychnęła matka. - Zupełnie jakbyś był robotnikiem. A ty przecież nic nie robisz. - Nieprawda, mamo. Piszę książkę. C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
- Miałam na myśli prawdziwą pracę - obruszyła się matka. - No i zależy nam na pani Finch. Jeżeli zrazi się do nas i odejdzie, kogo znajdziemy na jej miejsce? - Można dać ogłoszenie do "Gazetki". - Powiedziałam przed chwilą, że to czysta strata czasu. Mój Boże! W dzisiejszych ciężkich czasach człowiek jest w beznadziejnej sytuacji, jeżeli nie ma starej niani, która zgodzi się gotować i pełnie funkcję pomocy domowej do wszystkiego. - Czemu więc nie mamy w domu takiej osoby? W odpowiednim czasie nie postarałaś się o nianię dla mnie. Karygodna krótkowzroczność! - W odpowiednim czasie zamieszkiwaliśmy na Wschodzie i tobą opiekowała się ayah. - Karygodna krótkowzroczność - powtórzył Edmund. Pani Swettenham wróciła do drobnych ogłoszeń. - "Sprzedam używaną kosiarkę do trawników"... Ależ cena! Słowo daję!... Znowu jamniki... "Napisz lub odezwij się jakoś! Zrozpaczony Woggles". Co za pseudonimy wymyślają sobie ludzie!... "Spaniele..." Pamiętasz, Edmundzie, kochaną Sussie? Była mądra jak człowiek. Rozumiała każde słowo... "Do sprzedania kredens. Antyk rodzinny. Autentyczny Sheraton. Lucas w Dayas Hali". Ta potrafi kłamać! Autentyczny Sheraton! Akurat! - prychnęła gniewnie i czytała dalej: - "Omyłka, kochanie. Dozgonna miłość. W C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
piątek, jak zawsze. J." Sprzeczka zakochanych, co? A może szyfr włamywaczy? Jak sądzisz, Edmundzie?... Jeszcze raz jamniki!... Słowo daję! Ludzie dostają bzika na ich punkcie! Jak gdyby nie było innych psów! Stryj Simon hodował teriery ostrowłose. Urocze stworzenia! Ja tam wolę psy na solidnych nogach... "Z powodu wyjazdu za granicę sprzedam mało używany granatowy kostium damski..." Nie ma miary ani ceny... "Małżeństwo odbędzie się..." Nie! Morderstwo! Co to znaczy? Posłuchaj tylko! "Morderstwo odbędzie się w piątek, 29 października, o godz. 6.30 wieczorem, w Little Paddocks. Osobne zaproszenia nie będą rozsyłane". Niebywałe! Słyszałeś, Edmundzie? - Co takiego? - młody człowiek oderwał wzrok od lektury. - Piątek, dwudziestego dziewiątego października... To dziś! - Zaraz. Niech no sam spojrzę. - Edmund sięgnął po "Gazetkę". - Co to ma znaczyć? - zapytała matka z niekłamanym zaciekawieniem. Młody człowiek zrobił niepewną minę. Podrapał się wnoś. - Co to może znaczyć? - powtórzył. - Pewno chodzi o jakąś grę towarzyską, w ofiarę i detektywa lub coś podobnego. - Czy ja wiem?... Takie zaproszenie wygląda jakoś dziwnie. Anons w "Gazetce"! Coś nie w stylu Letycji Blacklock, osoby, jak mi się zdaje, C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
bardzo serio. - Prawdopodobnie pomysł dwojga młodych, którzy mieszkają u niej. - Tak nagle. I to dziś wieczorem! Sądzisz, że powinniśmy pójść? - Napisano wyraźnie: "Osobne zaproszenia nie będą rozsyłane". - Moim zdaniem nowomodne metody informowania przyjaciół o zebraniach towarzyskich są żenujące - orzekła stanowczo pani Swettenham. - Przecież nie musisz tam iść, mamo. - Nie muszę - przyznała. Nastąpiła krótka pauza. - Czy zjesz, Edmundzie, tę ostatnią grzankę? Pośpiesz się. - Sądziłbym, mamo, że stosowne odżywianie mojej osoby to sprawa ważniejsza niż sprzątanie ze stołu przez tę starą wiedźmę. - Sza! Ciszej, mój drogi! Ona może usłyszeć!... Powiedz mi, jak wygląda zabawa w ofiarę i detektywa. - Nie wiem dokładnie... Komuś przypina się kartkę... Nie! Raczej ciągnie się losy z kapelusza... Później ktoś jest ofiarą, ktoś inny detektywem. Gasną światła, ofiara czuje dotknięcie dłoni na ramieniu, wtedy krzyczy, kładzie się i udaje trupa. - To interesujące, Edmundzie. - Dla mnie śmiertelnie nudne. Nie wybieram się do Little Paddocks. - Nie pleć, Edmundzie. Pójdę tam i ty pójdziesz C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
ze mną. Sprawa załatwiona. 3 - Archie, posłuchaj, proszę - powiedziała pani Easterbrook. Pułkownik nie zareagował, bo pomrukiwał już gniewnie nad jakimś artykułem zamieszczonym w "Timesie". - Chodzi o to - powiedział - że ci faceci nie mają pojęcia o Indiach. Zielonego pojęcia! - Oczywiście, mój drogi! - Gdyby mieli jakie takie pojęcie, nie wypisywaliby podobnych bredni. - Oczywiście, mój drogi. Ale posłuchaj, proszę. "Morderstwo odbędzie się w piątek, 29 października, o godz. 6.30 wieczorem, w Little Paddocks. Osobne zaproszenia nie będą rozsyłane". Pani Easterbrook zrobiła efektowną pauzę. Mąż spojrzał na nią pobłażliwie, ale bez zainteresowania. - Ofiara i detektyw - powiedział. - Co takiego? - Z całą pewnością. Bo widzisz - ciągnął, rozkrochmaliwszy się cokolwiek - to może być doskonała zabawa. Tyle że musi ją starannie zorganizować ktoś znający się na rzeczy. Wszyscy ciągną losy. Ktoś zostaje mordercą. Nikt nie wie kto. Światła gasną. Morderca wybiera ofiarę. Ofiara liczy do dwudziestu i C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
dopiero wtedy może krzyknąć. Później ktoś obrany detektywem rozpoczyna śledztwo. Przesłuchuje wszystkich. Wypytuje, gdzie każdy był i co robił. Stara się zdemaskować zbrodniarza. Tak... To doskonała zabawa, jeżeli oczywiście detektyw zna się chociaż trochę na policyjnej robocie. - Jak ty, Archie! - podchwyciła. - Tyle ciekawych spraw sądziłeś w swoim okręgu! Pułkownik uśmiechnął się łaskawie i rad z siebie podkręcił wąsa. - Tak, Lauro - powiedział. - Na pewno mógłbym doradzić to i owo i tym razem. - Wyprostował się z pewną siebie miną. - Panna Blacklock powinna zwrócić się do ciebie z prośbą o radę i pomoc. - Po co? - prychnął gniewnie. - U panny Blacklock mieszka ten smarkacz. Jakiś siostrzeniec czy coś takiego. Z pewnością to jego pomysł. Cudacki pomysł, żeby o takim czymś pisać w "Gazetce". - I to w rubryce drobnych ogłoszeń - podchwyciła pani Easterbrook. - Przecież mogliśmy wcale nie zauważyć. Jak sądzisz, Archie? Czy to ma być zaproszenie? - Cudackie zaproszenie! Jedno mogę powiedzieć z pewnością. Na mnie niech nie liczą! - Dlaczego, Archie? - Zbyt krótki termin. Przecież mógłbym być zajęty. - Ale nie jesteś zajęty, kochanie - powiedziała i C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
ciągnęła tonem łagodnej perswazji: - Moim zdaniem, Archie, powinieneś tam pójść, chociażby dlatego, by pomóc biednej pani Blacklock. Nie wątpię, że liczy na ciebie, spodziewa się, że zorganizujesz zabawę jak trzeba. Tak dużo wiesz o policyjnej robocie i całej procedurze obowiązującej w śledztwie. Bez twojego udziału, mój drogi, impreza musi zrobić klapę. Ostatecznie dobrosąsiedzkie stosunki zobowiązują do czegoś. - Ha! Jeżeli tak sądzisz, Lauro... - Doprawdy, Arenie, sądzę, że to twój święty obowiązek - przerwała mu z godnością. 4 "Gazetka" trafiła również do Boulders, posiadłości składającej się z połączonych trzech malowniczych, staroświeckich domków, zamieszkiwanej przez pannę Hinchliffe i pannę Murgatroyd. - Hinch! - Co, Murg? - Gdzie jesteś? - W kurniku. - Aha. Brnąc ostrożnie przez wysoką, mokrą trawę, Amy Murgatroyd podeszła do przyjaciółki. Panna Hinchliffe ubrana w sztruksowe spodnie i wojskową bluzę polową sypała garście otrębów do dymiącej miski pełnej gotowanych obierzyn kartoflanych oraz głąbów kapusty i wszystko to C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
mieszała pracowicie. Podniosła krótko, prawie po męsku ostrzyżoną głowę i zwróciła ogorzałą twarz w stronę przyjaciółki. Panna Murgatroyd - osoba pogodna i otyła - miała na sobie spódnicę z tweedu w kratkę oraz porozciągany jaskrawoszafirowy sweter. Była nieco zdyszana, a jej siwy koczek znajdował się w nieładzie. - Ogłoszenie w "Gazetce" - sapnęła. - Posłuchaj, Hinch! Co to może znaczyć? "Morderstwo odbędzie się... w piątek... 29 października... o godz. 6.30 wieczorem... Osobne zaproszenia... nie będą rozsyłane". Umilkła zasapana i spojrzała na przyjaciółkę tak, jak gdyby oczekiwała autorytatywnej opinii. - Głupstwo! - powiedziała panna Hinchliffe. - Tak. Ale co to może znaczyć? - Okazja do wypicia. - Myślisz, Hinch, że to ma być zaproszenie? - Przekonamy się na miejscu w Little Paddocks. Spodziewam się kiepskiego wina. No i zeszłabyś lepiej z trawy, Murg. Twoje ranne pantofle do cna przemokły. Panna Murgatroyd spojrzała na nogi. - Rzeczywiście! - przyznała. - Ile dziś jajek? - Siedem. Ta piekielna kura znów nie chce siedzieć. Trzeba ją wpędzić do kojca. Panna Murgatroyd wróciła myślami do ogłoszenia w "Gazetce". - Dziwnie wygląda tego rodzaju zaproszenie, C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
prawda? - powiedziała nie bez żałosnej nuty w głosie. Jednakże panna Hinchliffe - osoba bardziej stanowcza i zrównoważona - postanowiła przywołać do porządku niesforną kurę i od tego zamiaru nie mogło jej odwieść nawet najbardziej zagadkowe ogłoszenie. Ciężkim krokiem przemierzyła błotniste podwórko i chwyciła dropiatą kwokę, która zagdakała donośnie i z oburzeniem. - Stanowczo wolę kaczki - powiedziała panna Hinchliffe. - Znacznie mniej z nimi kłopotu. 5 - A to heca! - zawołała pani Harmon, zwracając się przez stół do małżonka, wielebnego Juliana Harmona. - U panny Blacklock odbędzie się morderstwo. - Morderstwo? - powtórzył zdziwiony cokolwiek. - Kiedy? - Dziś po południu... Albo raczej wieczorem, o pół do siódmej. Co za pech, kochany, że o tej porze masz przygotowanie do konfirmacji! Straszna szkoda! Przecież uwielbiasz morderstwa! - O czym ty mówisz, Bułeczko? Nic nie rozumiem. Pani Harmon otrzymała na chrzcie imię Diana, rychło jednak zyskała przydomek C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
Bułeczka, a to dzięki pucołowatej twarzy i krągłej figurze. Teraz wyciągnęła rękę nad stołem i podała mężowi "Gazetkę". - Znajdziesz to wśród drobnych ogłoszeń o używanych pianinach i sztucznych zębach. - Niebywała historia! - Prawda? - podchwyciła radośnie. - Zdawałoby się,-że panna Blacklock nie interesuje się takimi rzeczami jak morderstwa czy w ogóle gry towarzyskie, no nie? Pewno podbechtali ją młodzi Simmonsowie, chociaż myślałam, że dla Julii morderstwo to coś zbyt brutalnego. W każdym razie odbędzie się jakieś morderstwo i moim zdaniem, Julianie, wielka szkoda, że nie możesz przy nim asystować. Ma się rozumieć, pójdę tam i wszystko opowiem ci dokładnie, chociaż, szczerze mówiąc, nie przepadam za zabawami, które odbywają się po ciemku. Boję się! Ale mam nadzieję, że nie zostanę ofiarą. Gdyby ktoś nagle położył mi dłoń na ramieniu i szepnął: "Już nie żyjesz"... Mój Boże! Tak bym się przeraziła, że chyba naprawdę bym umarła! Myślisz, kochanie, że coś takiego mogłoby się zdarzyć? - Nie, Bułeczko! Myślę, że dożyjesz bardzo sędziwego wieku i zawsze będziemy razem. - Tak! I umrzemy jednego dnia, i pochowają nas w jednym grobie! Cudownie będzie! - zawołała, cała rozpromieniona z powodu tak błogiej wizji. - Jesteś bardzo szczęśliwa... Prawda, Bułeczko? - uśmiechnął się wielebny Julian Harmon. C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
- Kto nie byłby bardzo szczęśliwy na moim miejscu? - zapytała ze zdziwieniem. - Mam przecież ciebie, Zuzannę, Edwarda i wszyscy kochacie mnie, i wcale wam nie przeszkadza, że jestem głupia... I słońce świeci! I mieszkam w dużym, ślicznym domu! Pastor rozejrzał się po obszernym, ponurym pokoju stołowym i przytaknął nie bez powątpiewania. - Ktoś inny mógłby uważać, że mieszkanie w takiej ruderze to istny dopust boży. Duże, puste pokoje, wieczne przeciągi... - Ja uwielbiam duże pokoje! - przerwała. - Miłe wiejskie zapachy przenikają do nich łatwo i zostają na długo. No i człowiek może być nieporządny, rzucać wszystko, gdzie popadnie, i nie potykać się o to. - Nie mamy żadnych urządzeń ułatwiających prowadzenie gospodarstwa. Nie mamy centralnego ogrzewania. Przysparza ci to wiele pracy, moja mała. - Nic podobnego, Julianie! Wstaję o pół do siódmej, rozpalam pod kuchnią i zaczynam uganiać się, sapiąc jak lokomotywa. No i na ósmą jestem gotowa. Dom utrzymuję w porządku, prawda? Woskowane podłogi. Meble lśniące od pasty. Wazony z jesiennymi liśćmi. Nie trudniej, słowo daję, posprzątać w dużym domu niż w małym. Ze szczotką i ścierką człowiek porusza się sprawniej, bo nie potrąca wciąż rozmaitych rzeczy, jak to się dzieje w C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
ciasnych klitkach. No i lubię sypiać w dużym, zimnym pokoju, bo to tak miło opatulić się dobrze i tylko czubkiem nosa węszyć, co się dzieje na zewnątrz. A bez względu na to, w jak wielkim mieszka się domu, trzeba obierać tyle samo ziemniaków i zmywać tyle samo talerzy. Pomyśl, jak to miło, że Edward i Zuzanna mogą bawić się w wielkich pokojach, rozstawiać, gdzie chcą, tory kolejowe albo urządzać przyjęcia dla lalek. I nigdy nie muszą sprzątać. No i dobrze mieć tyle miejsca, żeby móc wynajmować innym, prawda? Wyobraź sobie, że w innych warunkach Jimmy Symes i Johnnie Finch musieliby mieszkać u swoich teściów! A to nic przyjemnego, Julianie, mieszkać u teściów! Jesteś przywiązany do mojej matki, prawda? Ma się rozumieć, kochanie, ale nie życzyłbyś sobie, żebyśmy rozpoczynali nasze małżeńskie życie pod dachem jej i mojego ojca. Ja nie chciałabym także. Wciąż czułabym się wtedy małą dziewczynką. - I tak, Bułeczko, jesteś wciąż małą dziewczynką - uśmiechnął się wielebny Julian Harmon. On sam sprawiał wrażenie człowieka stworzonego na sześćdziesięciolatka, chociaż brakowało mu jeszcze jakieś dwadzieścia pięć lat, by spełnić to zamierzenie natury. - Tak. Wiem, że jestem głupia... - Nic podobnego, Bułeczko! Jesteś bardzo mądra. - Ach nie! Skąd znowu! Nie ma we mnie nic z C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
intelektualistki, chociaż staram się i... I bardzo lubię, mój drogi, jak mówisz o książkach, o historii i takich różnych rzeczach. Może głośne czytanie mi wieczorami Gibbona nie było najlepszym pomysłem, bo kiedy na dworze wieje lodowaty wiatr, a w domu jest przytulnie i ciepło, Gibbon usposabia do snu. Julian roześmiał się pogodnie. - Ale, kochanie, strasznie lubię cię słuchać. Opowiedz, proszę, jak to stary proboszcz mówił kazanie o Ahaswerze. - Na pamięć znasz tę anegdotę, Bułeczko. - Ale opowiedz jeszcze raz. Proszę! - To był stary Scrymgour - zaczął. - Pewnego dnia ktoś zajrzał do jego kościoła. Proboszcz wychylał się z kazalnicy i z ogniem przemawiał do dwu sprzątaczek w podeszłym wieku. Wygrażał im palcem i perorował: "Ha! Wiem, co myślicie. Myślicie, że Ahaswer Wielki z Pierwszej Lekcji to Artakserkses Drugi. Nie! To ma być Artakserkses Trzeci!" Julian Harmon nie dostrzegał w tej anegdocie nic szczególnie komicznego, ale Bułeczka śmiała się zawsze do rozpuku. Teraz też parsknęła dźwięcznym śmiechem. - Najdroższy! - zawołała. - Myślę, że ty kiedyś będziesz kubek w kubek podobny! Pastor zrobił niepewną minę. - Być może, Bułeczko - odrzekł skromnie. - Wiem, że nie bardzo umiem trafiać do prostych ludzi. C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
- Nie szkodzi! - podchwyciła żywo i podniósłszy się, zaczęła zbierać na tacę naczynia. - Właśnie wczoraj mówiła mi pani Butt, że jej mąż, który był ateistą i dawniej nigdy nie chodził do kościoła, teraz chodzi każdej niedzieli, by słuchać twoich kazań. Roześmiała się i powiedziała, naśladując doskonale afektowany ton pani Butt: - "No i parę dni temu, proszę pani, mąż powiedział panu Timkinsowi z Little Worsdale, że tutaj, w Chipping Cleghorn, mamy prawdziwą kulturę. Całkiem inaczej niż u nich, w Little Worsdale, gdzie wielebny Goss mówi do parafian tak jak do małych dzieci. Prawdziwą kulturę - powiedział mąż panu Timkinsowi - mamy tu, w Chipping Cleghorn. Nasz proboszcz kształcił się w Oxfordzie, nie w Milchesterze, ma gruntowną wiedzę i nam ją przekazuje. Wie wszystko o Rzymianach i Grekach, a także o Babilonie i Asyrii. Ba! Nawet kot z probostwa nazywa się tak jak jeden król asyryjski!" Tak mówił Butt, więc chwała ci, Julianie! - zawołała Bułeczka i podjęła zaraz. - Mój Boże! Muszę zmykać z tą tacą, bo inaczej nigdy nie uporam się z robotą! Hej, Tiglat Pileser! Chodź, kotku! Kici-kici! Dostaniesz resztki śledzia! Otworzyła drzwi i zręcznie przytrzymując je stopą, wyniosła z pokoju tacę ze stosem naczyń. Niebawem dobiegła z kuchni jej własna wersja znanej śpiewki: C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
Nastał morderstw dzień uroczy, Rozkoszny niby wonny maj, Zmyły się z miasta wszystkie gliny... Brzęk wrzucanych do zlewu naczyń zagłuszał dalszy ciąg, lecz wychodząc z domu, wielebny Julian Harmon usłyszał końcowy wiersz radosnej strofy: A nam, mordercom, w to graj! ROZDZIAŁ DRUGI ŚNIADANIE W LITTLE PADDOCKS 1 Mieszkańcy Little Paddocks również byli przy śniadaniu. U szczytu stołu zasiadała właścicielka domu, panna Blacklock, osoba sześćdziesięcioletnia, w sportowym kostiumie z tweedu i nieodpowiedniej raczej kolii z dużych sztucznych pereł, ciasno opinających szyję, niby obróżka. Panna Blacklock czytała "Daily Maił", Julia Simmons przeglądała niedbale "Telegraph", Patrick Simmons głowił się nad krzyżówką zamieszczoną w "Timesie". Panna Dora Bunner zatonęła w lokalnym czasopiśmie. Panna Blacklock parsknęła ochrypłym śmiechem. Patrick Simmons zamamrotał do siebie: - Naturalnie... Przecinka, nie przesieka... Tu C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
zrobiłem błąd... Dora Bunner zagdakała nagle głośno, niby spłoszona kura: - Letty! Letty! Widziałaś?... Co to właściwie znaczył - Co takiego, Doro? - Zdumiewające ogłoszenie! Wyraźnie mowa tam o Little Paddocks!... Ale co to właściwie znaczy? - Gdybyś zechciała mi pokazać to ogłoszenie, kochana Doro... Panna Bunner posłusznie wręczyła "Gazetkę" przyjaciółce i drżącym palcem wskazała odpowiednie miejsce. - Spójrz tylko, Letty. Spójrz! Panna Blacklock spojrzała. Zmarszczyła brwi. Później dociekliwym wzrokiem przebiegła wokół stołu i przeczytała na głos: - "Morderstwo odbędzie się w piątek, 29 października, o godz. 6.30 wieczorem, w Little Paddocks. Osobne zaproszenia nie będą rozsyłane". Patryk? Czy to twój koncept? - zapytała obcesowo. - Nie, ciociu Letty. Skąd ci to przyszło na myśl? Dlaczego ja miałbym mieć z tym coś wspólnego? - zaprzeczył z całym spokojem Patryk Simmons. - Hm... To wygląda na ciebie, Pat - odparła surowo. - Pomyślałam, że to może być żart w twoim stylu. - Żart? Nic podobnego, ciociu. C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
- A może ty, Julio... - Ja? Skąd znowu! - powiedziała Julia znudzona. Panna Bunner zerknęła w stronę pustego miejsca, na którym ktoś wcześniej jadł śniadanie. - Nie sądzisz, Letty, że pani Haymes... - rozpoczęła niepewnie. - Ach, nie! Naszej Filipie nie w głowie takie żarty! - zawołał żywo Patryk. - To osoba bardzo serio. Julia ziewnęła, mówiąc bez zainteresowania: - Ale cóż to za pomysł? Co ta cała historia znaczy? - Moim zdaniem w grę wchodzi jakiś niemądry kawał - odpowiedziała z wolna panna Blacklock. - Idiotyczny i w bardzo złym guście - podchwyciła Dora Bunner. - Dlaczego? Co w tym ma być zabawnego? Jej pyzate policzki drgały nerwowo, oczy krótkowidza połyskiwały irytacją i oburzeniem. Pani domu uśmiechnęła się do starej przyjaciółki. - Nie przejmuj się, Bunny - powiedziała. - Widocznie ktoś ma takie poczucie humoru. Ale chciałabym wiedzieć kto. - To ma być dzisiaj - podjęła Bunny. - Dzisiaj o pół do siódmej. Jak sądzisz? Co się zdarzy? - Śmierć - orzekł Patryk grobowym tonem. - Rozkoszna Śmierć. - Cicho bądź! - zgromiła go panna Blacklock, a jej przyjaciółka pisnęła cienko. C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
- Miałem na myśli to wyborne ciasto, które wypieka Mitzi - usprawiedliwił się młody człowiek. - Rozkoszna Śmierć! Tak je przecież nazywamy. Panna Blacklock uśmiechnęła się blado. Dora Bunner natarła raz jeszcze: - Ależ, Letty. Co ty naprawdę sądzisz, bo... Przyjaciółka przerwała jej z krzepiącym spokojem: - Sądzę, że o pół do siódmej będziemy mieli połowę Chipping Cleghorn. To pewne. No i wszyscy będą pękać z ciekawości. Teraz idę sprawdzić, czy w domu jest trochę kseresu. 2 - Jesteś zaniepokojona? Prawda, Lotty? Panna Blacklock wzdrygnęła się nerwowo. Siedziała przy biurku i z roztargnieniem rysowała ryby na bibularzu. Podniosła wzrok. Spojrzała w zaniepokojoną twarz Bunny. Nie bardzo wiedziała, co odpowiedzieć Dorze, bo nie należało jej niepokoić ani irytować. Milczała przez chwilę. W szkole przyjaźniła się z Dora Bunner, która była wówczas łacina, błękitnooka, jasnowłosa i, trzeba przyznać, dosyć głupia. Jej głupota nie miała większego znaczenia, gdyż pogoda, wesołość i uroda czyniły z Dory bardzo przyjemną współtowarzyszkę. W swoim czasie - jak mawiały koleżanki - powinna wyjść za C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
jakiegoś sympatycznego oficera czy prowincjonalnego notariusza. Tyle miała zalet! Była wrażliwa, wierna w przyjaźni, poczciwa. Jednakże życie niełaskawie potraktowało Dorę Bunner. Musiała zarabiać na utrzymanie. Pracowała ciężko, ale czegokolwiek by się podjęła, nie szło jej to dobrze. Koleżanki szkolne straciły się z oczu, lecz przed pół rokiem panna Blacklock otrzymała wzruszający, napisany z patosem list. Dora szwankowała na zdrowiu. Mieszkała w jednym pokoju i usiłowała wyżyć z emerytury. Próbowała dorabiać szyciem, niestety, palce miała sztywne od reumatyzmu. W liście odwoływała się do wspomnień szkolnych i pytała, czy stara przyjaciółka nie zechciałaby jej pomóc, chociaż los rozłączył je tak dawno. Panna Blacklock zareagowała spontanicznie. Biedna Dora! Biedna, ładna, niemądra, trzpiotowata Dora! Niezwłocznie wybrała się do koleżanki szkolnej, wzięła ją ze sobą i zainstalowała w Little Paddocks pod pretekstem, że "całe gospodarstwo domowe to już zbyt dużo dla mnie; muszę mieć kogoś zaufanego do pomocy". Lekarze zapewnili pannę Blacklock, iż jej przyjaciółka nie pożyje długo, okazało się jednak, że biedna Dora bywa często nie lada utrapieniem. Wszędzie czyniła zamęt, drażniła bardzo nerwową cudzoziemkę zatrudnioną jako pomoc domowa, myliła się przy liczeniu bielizny do prania, gubiła rachunki C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
i listy, często przywodziła do rozpaczy zaradną i pedantyczną zawsze pannę Blacklock. Biedna, niemądra, stara Dora! Taka poczciwa, przywiązana, dumna i szczęśliwa, że przydaje się na coś, lecz, niestety, absolutnie nieobliczalna! - Uważaj, Doro! - rzuciła cierpko panna Blacklock. - Prosiłam cię tyle razy! - Mój Boże! - Dora zrobiła żałosną minę. - Uważam, Letty... Tylko zapomniałam. Ale zaniepokojona jesteś? Prawda? - Zaniepokojona? Nie... Bynajmniej. Masz na myśli to głupie ogłoszenie? - Aha... Może to i dowcip, lecz w każdym razie dowcip jadowity. - Jadowity? - Aha... Musi kryć w sobie coś złego... Powiedziałabym, że... moim zdaniem, nie jest to dowcip miły. Panna Blacklock spojrzała na przyjaciółkę. Łagodne oczy, upór w wyrazie ust, nos cokolwiek zadarty. Biedna Dora! Irytująca, roztrzepana, pełna dobrych chęci i stwarzająca wciąż problemy. A przecież - dziwna rzecz - nie pozbawiona zdrowego rozsądku! - Masz chyba słuszność, Doro. Nie może to być miły dowcip. - Mnie się zupełnie nie podoba - podchwyciła Dora z nieoczekiwanym ogniem. - Przestraszyłam się, Letty. I ty jesteś przestraszona. C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
- Ja? Także pomysł! - obruszyła się panna Blacklock. - Jest w tym niebezpieczeństwo. Tak, Letycjo! Niebezpieczeństwo! Coś w stylu ludzi, którzy wysyłają pocztą paczki zawierające bomby zegarowe. - Moja droga! Po prostu jakiś przygłupek chciał być dowcipny. - Ale co w tym dowcipnego? Nic! Słusznie! Co w tym dowcipnego? Twarz panny Blacklock zdradzała jej myśli, więc Dora zawołała tonem triumfu: - A widzisz, Letty! Jesteś takiego samego zdania! - Ależ, kochana Bunny... Panna Blacklock umilkła raptownie. Do pokoju wtargnęła wzburzona młoda kobieta w jaskrawej spódnicy i dżersejowej bluzce, pod którą falował pełny biust. Miała przetłuszczone ciemne włosy, splecione w warkocz i upięte w koronę. - Pomówić z panią? Można? Nie? Panna Blacklock westchnęła. - Naturalnie, Mitzi. O co chodzi? Czasami myślała, że wolałaby sama sprzątać i gotować, niż znosić ataki nerwowe tej imigrantki zatrudnionej jako pomoc domowa. - To będzie w porządku, nie? Wymawiam, proszę pani! Odchodzę! Zaraz! - Dlaczego, Mitzi? Ktoś cię zdenerwował? - Tak! Jestem zdenerwowana! - padła dramatyczna odpowiedź. - Nie chcę umierać! C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
Nie! Już raz uniknęłam śmierci w Europie. Cała moja rodzina zginęła. Wymordowana! Matka, mały braciszek, moja siostrzeniczka, słodkie dziecko! Wszyscy wymordowani! Ja uciekłam. Ukryłam się i schroniłam w Anglii. Pracuję tak, jak nigdy nie pracowałabym we własnym kraju. Ja, proszę pani... - Wiem. Znam to wszystko - przerwała panna Blacklock, która rzeczywiście znała na pamięć tę historię, bo Mitzi powtarzała ją ciągle. - Ale dlaczego chcesz odejść właśnie dzisiaj? - Bo znowu przyjdą, żeby mnie zabić! - Kto? - Moi wrogowie. Hitlerowcy. A może teraz jacyś inni. Dowiedzieli się, że tu jestem. Przyjdą mnie zabić. Przeczytałam o tym. Sama! W tym piśmie! - W "Gazetce"? - Aha! W tym piśmie. Czarno na białym. O! Proszę popatrzeć, co tu napisane. Morderstwo, nie? W Little Paddocks! To tutaj, nie? Dziś wieczór, o pół do siódmej! Nie myślę czekać. Nie chcę, żeby mnie zamordowali. Nie chcę! - Ale dlaczego odnosisz to do siebie? Naszym zdaniem w grę wchodzi żart. - Żart! To żaden żart zabić kogoś! - Żaden żart. Zgoda. Ale, drogie dziecko, gdyby wrogowie mieli zamiar cię zabić, nie ogłaszaliby tego w prasie. - Nie ogłaszaliby? Myśli pani? - podchwyciła zbita nieco z tropu Mitzi. - Uważa pani, że nie C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com