AGATHA CHRISTIE
MORDERSTWO TO NIC TRUDNEGO
PRZEŁOŻYŁA GRAŻYNA WOYDA
TYTUŁ ORYGINAŁU: "MURDER IS EASY"
Rosalind i Susan,
pierwszym recenzentkom tej książki
I
TOWARZYSZ PODRÓŻY
Anglia!
Anglia po tylu latach!
Ale jak będę się w niej czuł?
Luke Fitzwilliam zadawał sobie to pytanie,
schodząc po trapie ze statku. Kołatało się ono w
jego umyśle, gdy czekał na odprawę celną. A
kiedy w końcu wsiadł do pociągu, wypłynęło
nagle na pierwszy plan.
Czuł się zupełnie inaczej, przyjeżdżając do
kraju na urlopy. Miał mnóstwo pieniędzy
(przynajmniej na początku), więc ochoczo je
wydawał, odwiedzał starych przyjaciół, spotykał
się z kolegami, którzy też przyjechali tu na
wypoczynek po pobycie w koloniach. Mówił
sobie: To nie potrwa długo. Wkrótce wracam do
pracy. Dlaczego nie miałbym się zabawić!
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
Ale teraz nie zamierzał nigdzie wracać. Pożegnał
już na dobre upalne noce, oślepiające słońce,
piękną tropikalną roślinność i samotne
wieczory, spędzane na lekturze starych
numerów "Timesa".
Wrócił do Anglii po zakończeniu zaszczytnej
służby dla kraju. Poza tym posiadał niewielki
kapitał, mógł się więc uważać za człowieka
niezależnego materialnie. Ale nie miał pojęcia,
jak spędzić resztę życia.
Anglia! Anglia w czerwcu. Szare niebo i silny,
przenikliwy wiatr. W taki dzień nie wydawała
się gościnnym krajem! A ci ludzie! Boże, co za
ludzie! Wszyscy mieli szare, zatroskane twarze...
szare jak niebo. I te okropne małe domki,
wyrastające wszędzie jak grzyby po deszczu, jak
kurniki, zaśmiecające cały krajobraz!
Luke Fitzwilliam z trudem oderwał wzrok od
migającego za oknem wagonu krajobrazu i zajął
się gazetami. "Times", "Daily Clarion" I
"Punch".
Zaczął od "Daily Clarion", który poświęcony
był w całości wyścigom konnym w Epsom.
Szkoda, że nie przyjechałem wczoraj - pomyślał.
Ostatni raz widziałem gonitwę Derby, kiedy
miałem dziewiętnaście lat.
Obstawił wysoko pewnego konia i teraz chciał
sprawdzić, jak typuje jego szansę "Clarion".
Znalazł tylko lakoniczną notatkę: Mało
prawdopodobne, by wygrał któryś z koni takich
jak Jujube II, Mark's Mile, Santony czy Jerry
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
Boy. Na zwycięstwo nie ma chyba szans...
Ale Luke'a nie interesował koń, który miał
najprawdopodobniej przegrać gonitwę. Rzucił
okiem na typowania. Na Jujube II stawiano
zaledwie 40 do l.
Luke zerknął na zegarek. Była za kwadrans
czwarta.
No cóż - pomyślał. Już po wszystkim! Szkoda?
że nie postawiłem na Clarigolda, którego
typowano jako drugiego faworyta.
Potem rozłożył "Timesa" i zatopił się w lekturze
poważniejszych artykułów.
Nie trwało to jednak długo, ponieważ groźnie
wyglądający pułkownik, który siedział w
przeciwległym kącie przedziału, był tak
zirytowany tym, co właśnie przeczytał, że musiał
się podzielić swym oburzeniem z towarzyszem
podróży. Dopiero po półgodzinie znużyło go
rozprawianie o "tej cholernej komunistycznej
propagandzie".
Wyczerpawszy temat pułkownik zasnął z
otwartymi ustami. Niebawem pociąg zwolnił, a
potem się zatrzymał. Luke wyjrzał przez okno i
dostrzegł dużą, opustoszałą stację z wieloma
peronami. Zauważył kiosk, na którym wisiał
afisz z napisem: WYNIKI GONITWY DERBY.
Otworzył drzwi, wyskoczył na peron i pobiegł w
kierunku kiosku. Po chwili wpatrywał się z
szerokim uśmiechem w krótką wiadomość z
ostatniej chwili.
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
Wyniki Gonitwy Derby
JUJUBE II
MAZEPPA
CLARIGOLD
Uśmiechnął się jeszcze szerzej. Sto funtów do
roztrwonienia! Dobry, kochany Jujube II,
którego wszyscy znawcy wyścigów tak
nonszalancko zlekceważyli.
Złożył gazetę, odwrócił się i zobaczył pustkę.
Podczas gdy on upajał się zwycięstwem Jujube
II, jego pociąg niepostrzeżenie zniknął ze stacji.
- Kiedy, do licha, ten pociąg odjechał? -
zagadnął jakiegoś bagażowego.
- Jaki pociąg? - spytał bagażowy ze zdziwieniem.
- Od piętnastej czternaście na tej stacji nie
zatrzymał się żaden pociąg.
- Przecież stał tu przed chwilą. Właśnie z niego
wysiadłem. To ekspres mający bezpośrednie
połączenie z portem.
- Ten ekspres nie zatrzymuje się nigdzie w
drodze do Londynu - wyjaśnił bagażowy
obcesowo.
- Ale zatrzymał się - zapewnił go Luke. -
Przecież z niego wysiadłem.
- Aż do Londynu nigdzie się nie zatrzymuje -
powtórzył bagażowy obojętnym tonem.
- Mówię panu, że się zatrzymał dokładnie przy
tym peronie, a ja z niego wysiadłem.
W obliczu tych faktów bagażowy zmienił front.
- Nie powinien był pan tego robić - powiedział z
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
wyrzutem. - On się tu nie zatrzymuje.
- Ale zatrzymał się.
- Stanął pod semaforem, a nie "zatrzymał się na
stacji", jak pan to określił.
- Nie znam się na tych subtelnych różnicach tak
dobrze jak pan - oznajmił Luke. - Chodzi mi o
to, co mam teraz zrobić.
- Nie powinien był pan wysiadać - powtórzył z
uporem bagażowy, który nie był człowiekiem
przesadnie rozgarniętym.
- To prawda - przyznał Luke. - Ale co się stało,
to się stało. Chodzi mi tylko o to, co pan jako
doświadczony pracownik kolei radzi mi teraz
zrobić.
- Pyta mnie pan, co najlepiej zrobić?
- Tak - odparł Luke - o to właśnie mi chodzi.
Chyba istnieją pociągi, które zatrzymują się tu
zgodnie z rozkładem?
- Niech pomyślę - powiedział bagażowy. -
Najlepiej niech pan wsiądzie do tego o szesnastej
dwadzieścia pięć.
- Jeśli ten o szesnastej dwadzieścia pięć jedzie do
Londynu - postanowił Luke - to właśnie do niego
wsiądę.
Uspokojony tą wiadomością zaczął się
przechadzać tam i z powrotem po peronie. Na
dużej tablicy informacyjnej przeczytał, że
znajduje się w Fenny Clayton, stacji węzłowej
Wychwood-under-Ashe. Wkrótce mały
staroświecki parowóz powoli wepchnął na stację
pociąg składający się z jednego wagonu i ciężko
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
sapiąc ustawił go na bocznym torze. Wysiadło z
niego sześcioro czy siedmioro pasażerów, którzy
przeszli po mostku na peron Luke'a. Ponury
bagażowy ożywił się nagle i zaczął popychać
duży wózek pełen paczek i koszy. Przyłączył się
do niego inny bagażowy, który przewoził
pobrzękujące bańki z mlekiem. Fenny Clayton
ożyło.
W końcu na stację wtoczył się wyniośle pociąg
do Londynu. Wagony trzeciej klasy były
zatłoczone, ale w trzech wagonach klasy
pierwszej siedziało niewiele osób. Luke zaczął
zaglądać do przedziałów. W pierwszym,
przeznaczonym dla palących, siedział z cygarem
w ustach jakiś mężczyzna o wyglądzie
wojskowego. Luke doszedł do wniosku, że ma
już na dziś dosyć angielskich pułkowników z
Indii. Następny przedział zajmowała elegancka
młoda kobieta o zmęczonej twarzy,
najprawdopodobniej guwernantka, z
ruchliwym, mniej więcej trzyletnim chłopcem.
Luke szybko poszedł dalej. Drzwi kolejnego
przedziału były otwarte. Podróżowała w nim
tylko jakaś starsza pani. Przypomniała
Luke'owi jego ciotkę Mildred, która pozwoliła
mu hodować zaskrońca, kiedy miał dziesięć lat.
Była zdecydowanie dobrą ciotką. Luke wszedł
do środka i usiadł.
Po jakichś pięciu minutach ożywionego ruchu
furgonetek przewożących bańki z mlekiem,
wózków bagażowych i nerwowej krzątaniny
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
pociąg powoli wytoczył się ze stacji. Luke
rozłożył gazetę i zajął się lekturą wiadomości,
mogących zainteresować człowieka, który
przeczytał już poranną prasę.
Nie liczył na to, że uda mu się czytać długo. Miał
wiele ciotek, więc domyślał się, że towarzyszka
podróży nie będzie milczeć aż do Londynu.
Miał rację. Starsza pani przymknęła okno,
zrzucając swoją parasolkę, i zaczęła się
rozwodzić nad zaletami pociągu, którym właśnie
jechali.
- Zaledwie godzina i dziesięć minut. To bardzo
dobry pociąg. Znacznie lepszy niż ten poranny,
który jedzie godzinę i czterdzieści minut.
Oczywiście - ciągnęła - niemal każdy podróżuje
tym porannym. Kiedy bilety są tańsze, to znaczy
w weekendy i dni świąteczne, tylko człowiek
nierozsądny jedzie po południu. Zamierzałam
wyruszyć dziś rano, ale Puszek... mój perski kot,
gdzieś przepadł... jest bardzo piękny, a ostatnio
bolało go uszko... no i, oczywiście, nie mogłam
wyjść z domu, dopóki go nie znalazłam!
- Naturalnie - bąknął Luke, ostentacyjnie
opuszczając wzrok na gazetę. Ale na nic się to
nie zdało. Potok słów nie ustawał.
- Więc po prostu zrobiłam dobrą minę do złej
gry i wsiadłam do pociągu popołudniowego. No i
okazało się to błogosławieństwem, bo nie ma w
nim takiego okropnego tłoku... oczywiście to bez
znaczenia, kiedy podróżuje się pierwszą klasą.
Ale zazwyczaj tego nie robię. Uważam to za
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
ekstrawagancję, zwłaszcza w dzisiejszych
czasach, kiedy podatki rosną, dywidendy
spadają, a służba ciągle domaga się podwyżek...
ale naprawdę byłam bardzo zdenerwowana, bo,
widzi pan, jadę w pewnej niezwykle ważnej
sprawie i po prostu chciałam w spokoju
dokładnie przemyśleć, co mam powiedzieć... -
Luke z trudem stłumił uśmiech. - A kiedy w
przedziale jest pełno ludzi, ktoś może się okazać
nieuprzejmy... więc pomyślałam, że tym razem
mogę sobie pozwolić na taki wydatek... choć
uważam, że dzisiaj wszyscy trwonią pieniądze, a
nikt nie myśli o przyszłości. Szkoda, że
zlikwidowano drugą klasę... to było mimo
wszystko trochę taniej. Rozumiem, oczywiście -
ciągnęła, przyglądając się opalonej twarzy
Luke'a - że wojskowi jadący na urlop muszą
podróżować pierwszą klasą. Zwłaszcza jeśli są
oficerami...
Luke wytrzymał przez chwilę badawcze
spojrzenie jej jasnych, błyszczących oczu. Ale od
razu skapitulował. Wiedział, że w końcu do tego
dojdzie.
- Nie jestem wojskowym - wyjaśnił.
- Och, przepraszam. Nie zamierzałam... po
prostu przyszło mi do głowy... pan jest taki
opalony... być może jedzie pan ze Wschodu, by
spędzić urlop w kraju.
- Owszem, wracam do domu ze Wschodu -
powiedział Luke. - Ale nie na urlop. Jestem
policjantem - oznajmił krótko, chcąc zapobiec
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
dalszym dociekaniom.
- Pracuje pan w policji? To naprawdę niezwykle
interesujące. Syn mojej serdecznej przyjaciółki
wstąpił właśnie do palestyńskiej policji.
- Służyłem nad Zatoką Mayang - ponownie uciął
krótko Luke.
- Och, mój Boże... bardzo ciekawe. To
prawdziwy zbieg okoliczności... chodzi mi o to,
że pan wsiadł akurat do tego przedziału. Bo,
widzi pan, ta sprawa, w związku z którą
wybrałam się do Londynu... no cóż, w istocie
jadę do Scotland Yardu.
- Naprawdę? - spytał Luke.
Zastanawiał się, czy starsza pani zatrzyma się
jak nie nakręcony zegar, czy też będzie mówiła
przez całą drogę do Londynu. Ale w istocie
niezbyt mu to przeszkadzało, ponieważ uwielbiał
swoją ciotkę Mildred i pamiętał, że kiedyś dała
mu pięć funtów. Poza tym takie stare damy jak
jego towarzyszka podróży i ciotka Mildred
miały w sobie coś niezwykle miłego i typowo
angielskiego. W Mayang Straits nie spotykał
takich kobiet. Kojarzyły mu się ze śliwkowym
puddingiem na Boże Narodzenie, krykietem na
wsi i płonącym kominkiem. Były czymś, co
człowiek docenia dopiero wtedy, gdy jest na
drugim końcu świata. Mogły też na dłuższą metę
być śmiertelnie nudne, ale Luke stanął na
angielskiej ziemi zaledwie przed trzema czy
czterema godzinami.
- Tak, zamierzałam wyruszyć dziś rano -
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
szczebiotała pogodnie starsza pani - ale potem,
jak już panu mówiłam, zaczęłam się okropnie
niepokoić o Puszka. Czy myśli pan, że zdążę na.
czas? Scotland Yard nie ma chyba sztywnych
godzin urzędowania.
- Nie sądzę, żeby zamykali o czwartej -
powiedział Luke.
- Oczywiście, że nie. Przecież w każdej chwili
ktoś może ich zawiadomić o jakimś poważnym
przestępstwie, prawda?
- No właśnie - przytaknął Luke.
Starsza pani przez chwilę siedziała w milczeniu.
Była wyraźnie zaniepokojona.
- Zawsze uważałam, że najlepiej od razu
zaczynać od najwyższego szczebla - powiedziała
w końcu. - John Reed, nasz posterunkowy w
Wychwood, to bardzo miły i niezwykle
przyzwoity człowiek... ale mam wrażenie, że...
niezbyt się nadaje do prowadzenia poważnych
spraw. Zazwyczaj ma do czynienia z ludźmi,
którzy nadużyli alkoholu, przekroczyli
dozwoloną prędkość jazdy albo nie zapłacili
podatku za swojego psa... a być może nawet z
włamywaczami... Ale wydaje mi się... jestem
niemal pewna... że nie poradziłby sobie z
morderstwem!
- Morderstwem? - powtórzył Luke, marszcząc
brwi.
- Tak, morderstwem - potwierdziła starsza pani,
energicznie kiwając głową. - Widzę, że jest pan
zaskoczony. Początkowo też byłam zaskoczona.
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
Po prostu nie mogłam w to uwierzyć. Myślałam,
że fantazjuję.
- Czy jest pani przekonana, że tak nie było? -
spytał Luke łagodnie.
- Och, tak. - Stanowczo kiwnęła głową. - Mogło
tak się zdarzyć za pierwszym razem, ale nie za
drugim, trzecim czy czwartym. Potem już się
wie.
- Chce pani powiedzieć, że popełniono... hmm...
kilka morderstw? - spytał Luke.
- Niestety tak - odparła spokojnym, łagodnym
głosem. - Dlatego właśnie doszłam do wniosku,
że najlepiej będzie pojechać wprost do Scotland
Yardu. Czy nie sądzi pan, że to najwłaściwsze
rozwiązanie?
- No cóż, chyba tak - powiedział Luke, patrząc
na nią z zadumą.
- Uważam, że podjęła pani słuszną decyzję.
Tam będą wiedzieli, co z nią zrobić - pomyślał.
Pewnie co tydzień nachodzi ich kilka starszych
pań, które donoszą im o morderstwach
popełnionych w ich spokojnym miasteczku! Być
może istnieje specjalny wydział, zajmujący się
takimi przypadkami.
Oczami wyobraźni zobaczył podtatusiałego
nadinspektora policji albo przystojnego młodego
śledczego, który mówi uprzejmym, cichym
głosem: Dziękuję pani, jesteśmy pani wielce
zobowiązani. A teraz proszę wracać do domu,
zostawić wszystko w naszych rękach i więcej się
już tym nie martwić.
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
Ten obraz wywołał uśmiech na jego twarzy.
Ciekawe skąd przychodzą im do głowy takie
pomysły? - rozmyślał. Pewnie prowadzą
śmiertelnie nudny tryb życia i skrycie tęsknią za
prawdziwym dramatem. Podobno niektóre
starsze panie widzą w każdym potencjalnego
truciciela.
Z tych rozmyślań wyrwał go miły, łagodny głos.
- Wie pan, pamiętam, że kiedyś czytałam o... tak,
to chyba był proces Abercrombiego... zanim
padło na niego podejrzenie, zdążył otruć wiele
osób... o czym to ja mówiłam? Aha, tak,
podobno miał dziwny błysk w oczach... osoba,
na którą spojrzał w pewien szczególny sposób,
niebawem podupadała na zdrowiu. Kiedy o tym
czytałam, nie wierzyłam... ale to prawda!
- Co takiego?
- Ten szczególny błysk w oczach...
Luke popatrzył na nią i zauważył, że lekko drży,
a jej rumiane policzki nieco pobladły.
- Po raz pierwszy zwróciłam na to uwagę w
przypadku Amy Gibbs... i ona umarła. Potem
Carter. I Tommy Pierce. A teraz... wczoraj...
spotkało to doktora Humbleby'ego, który jest
takim dobrym i poczciwym człowiekiem...
Carter był pijakiem, a Tommy Pierce
nieznośnym szczeniakiem, który znęcał się nad
słabszymi chłopcami, wykręcał im ręce i
szczypał. Niezbyt przejęłam się ich śmiercią, ale
doktor Humbleby to co innego. Trzeba go
ratować. Ale gdybym opowiedziała mu o
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
wszystkim, z pewnością by mi nie uwierzył!
Wybuchnąłby śmiechem. John Reed też by mi
nie uwierzył. Ale w Scotland Yardzie będzie
inaczej. Bądź co bądź, dla nich zbrodnia to
chleb powszedni!... O Boże, lada chwila
będziemy na miejscu! - zawołała, wyglądając
przez okno. Zaczęła krzątać się nerwowo po
przedziale, zbierając swoje rzeczy. - Dziękuję...
stokrotnie dziękuję - powiedziała do Luke'a,
który po raz drugi podniósł z podłogi jej
parasolkę. - Rozmowa z panem dodała mi
otuchy... Tak się cieszę, że pochwala pan moją
decyzję.
- Z pewnością w Scotland Yardzie udzielą pani
dobrej rady - oznajmił Luke łagodnie.
- Jestem panu naprawdę bardzo wdzięczna. -
Zaczęła szperać w torebce. - Moja wizytówka...
o Boże, mam tylko jedną... przecież muszę ją
zatrzymać dla Scotland Yardu...
- Ależ naturalnie...
- Nazywam się Pinkerton.
- Bardzo odpowiednie nazwisko - stwierdził
Luke z uśmiechem i widząc jej zdziwione
spojrzenie, dodał pospiesznie: - Ja nazywam się
Luke Fitzwilliam. Czy sprowadzić pani
taksówkę? - spytał, kiedy pociąg wjechał na
stację.
- Och, nie, dziękuję. - Panna Pinkerton
wydawała się zaszokowana tym pomysłem. -
Pojadę kolejką podziemną. Dowiezie mnie do
Trafalgar Square, a dalej pójdę pieszo przez
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
Whitehall.
- Życzę pani powodzenia - powiedział Luke.
Panna Pinkerton serdecznie uścisnęła jego dłoń.
- Był pan dla mnie bardzo miły. Wie pan,
początkowo myślałam, że pan mi nie uwierzy.
- No cóż - powiedział Luke, rumieniąc się. - Tyle
morderstw! Chyba trudno popełnić bezkarnie
tak wiele zbrodni, prawda?
Panna Pinkerton potrząsnęła głową.
- Ależ nie, mój drogi, tu pan się myli - oznajmiła
z przekonaniem. - Bardzo łatwo jest zabić
człowieka... pod warunkiem, że nikt pana o to
nie podejrzewa. A ten morderca jest ostatnią
osobą, którą ktokolwiek mógłby podejrzewać!
- Tak czy owak, życzę powodzenia - powiedział
Luke.
Panna Pinkerton zniknęła w tłumie, a Luke
wyruszył na poszukiwanie swego bagażu.
- Chyba jest trochę zbzikowana - rozmyślał. -
Chociaż nie, nie sądzę. Po prostu ma bujną
wyobraźnię. Mam nadzieję, że potraktują ją
uprzejmie. To taka miła staruszka.
II
NEKROLOG
Jimmy Lorrimer był jednym z najstarszych
przyjaciół Luke'a. Jak zwykle podczas pobytu w
Londynie, Luke zatrzymał się u niego. Jeszcze
tego samego dnia wieczorem wyruszyli razem do
miasta w poszukiwaniu rozrywek. Nazajutrz
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
rano Luke'a bolała głowa. Jimmy podał mu
kawę i zadał pytanie, na które przyjaciel nie
odpowiedział, ponieważ po raz drugi czytał
niewielką, pozornie nieistotną notatkę w
porannej gazecie.
- Przepraszam, Jimmy - bąknął, wracając
gwałtownie do rzeczywistości.
- Co cię tak zaabsorbowało... czyżby sytuacja
polityczna? Luke uśmiechnął się szeroko.
- Nigdy w życiu! To dość dziwne... wiesz, ta
urocza staruszka, z którą wczoraj jechałem
pociągiem, wpadła pod samochód.
- Pewnie na przejściu dla pieszych - powiedział
Jimmy. - Skąd wiesz, że to ona?
- Oczywiście mogę się mylić. Ale miała takie
samo nazwisko... Pinkerton. Przechodząc przez
Whitehall zginęła pod kołami jakiegoś
samochodu, który w ogóle się nie zatrzymał.
- Przykra sprawa - oznajmił Jimmy.
- Tak, biedna staruszka. Okropnie mi jej żal.
Przypomniała mi moją ciotkę Mildred.
- Kierowca tego samochodu będzie miał za
swoje. Z pewnością oskarżą go o zabójstwo. W
dzisiejszych czasach aż strach siadać za
kierownicą.
- Czym teraz jeździsz?
- Fordem V 8. Mówię ci, stary...
Rozmowa zeszła na tematy wybitnie techniczne.
- Co ty, u licha, nucisz pod nosem? - spytał
Jimmy, zmieniając nagle temat.
- Fiddle de dee, fiddle de dee, the fly has married
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
the bumble bee - zanucił Luke. - To jakaś
rymowanka, którą pamiętam z dzieciństwa. Nie
wiem, skąd mi przyszła do głowy - powiedział
przepraszająco.
W jakiś tydzień później Luke rzucił okiem na
pierwszą stronę "Timesa" i wydał okrzyk
zdziwienia.
- Niech mnie diabli! - zawołał.
- Co się stało? - spytał Jimmy Lorrimer,
spoglądając na niego badawczo.
Luke nie odpowiedział. Wpatrywał się w jakieś
wydrukowane w gazecie nazwisko.
Jimmy powtórzył pytanie.
Luke podniósł głowę i spojrzał na swego
przyjaciela. Dziwny wyraz jego twarzy
zaniepokoił Jimmy'ego.
- O co chodzi, Luke? Wyglądasz, jakbyś ujrzał
ducha.
Luke milczał przez parę minut. Wypuścił gazetę
z rąk i podszedł do okna, a potem wrócił na
miejsce. Jimmy obserwował go z rosnącym
zdziwieniem.
Luke opadł na krzesło i pochylił się do przodu.
- Jimmy, przyjacielu, czy pamiętasz tę starszą
panią, z którą jechałem pociągiem do Londynu...
w dniu mojego przyjazdu do Anglii?
- Tę, która przypominała ci twoją ciotkę
Mildred? A potem wpadła pod samochód?
- Tak, o nią mi właśnie chodzi. Posłuchaj,
Jimmy. Ta staruszka dość chaotycznie mówiła o
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
tym, że jedzie do Scotland Yardu, by donieść im
o licznych zbrodniach. Twierdziła, że w jej
miasteczku grasuje jakiś morderca. W każdym
razie tyle z tego zrozumiałem. Podobno
uśmiercił kilka osób.
- Nie mówiłeś mi, że była zbzikowana -
powiedział Jimmy.
- Bo nie uważałem jej za wariatkę.
- Och, posłuchaj, stary, seryjne morderstwo...
- Nie uważałem jej za wariatkę - powtórzył Luke
niecierpliwie. - Myślałem, że tak jak niektóre
starsze panie, dała się po prostu ponieść
wyobraźni.
- No cóż, pewnie tak właśnie było. Ale myślę, że
to jakiś szaleńczy pomysł.
- Mniejsza o to, co sądzisz na ten temat, Jimmy.
Teraz ja mówię, rozumiesz?
- Och, dobrze, już dobrze... jedź dalej.
- W swojej chaotycznej opowieści wymieniła
kilka nazwisk i była przerażona, bo twierdziła,
że wie, kto będzie następną ofiarą. - No i co? -
spytał Jimmy zachęcającym tonem.
- Czasami, z takiego czy innego błahego powodu,
nie możesz wyrzucić z pamięci jakiegoś
nazwiska. Jedno takie nazwisko utkwiło mi w
głowie, ponieważ skojarzyłem je z rymowanką,
którą śpiewano mi w dzieciństwie. Fiddle de dee,
fiddle de dee, the fly has married the bumble
bee.
- Z pewnością jest niezwykle błyskotliwa, ale
właściwie jaki ma z tym wszystkim związek?
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
- Chodzi mi o to, że ten jegomość nazywał się
Humbleby... doktor Humbleby. Ta starsza pani
powiedziała, że doktor Humbleby będzie
następną ofiarą. Strasznie ją to niepokoiło,
ponieważ uważała go za "bardzo dobrego
człowieka". To nazwisko utkwiło mi w pamięci z
powodu wspomnianej rymowanki.
- No i co? - spytał Jimmy.
- Popatrz na to.
Luke podał mu gazetę, wskazując palcem
notatkę w rubryce nekrologów.
HUMBLEBY. 13 czerwca zmarł nagle w swym
domu w Sandgate, Wychwood-under-Ashe, dr
med. JOHN EDWARD HUMBLEBY, ukochany
mąż JESSIE ROSE HUMBLEBY. Pogrzeb
odbędzie się w piątek. Prosimy o nieskladanie
kondolencji.
- Teraz rozumiesz, Jimmy? Wszystko się
zgadza: nazwisko, miejscowość, zawód. Co o
tym myślisz?
Jimmy zastanawiał się przez chwilę.
- Przypuszczam, że to niezwykły zbieg
okoliczności - odparł w końcu poważnie, lecz
niezbyt zdecydowanie.
- Naprawdę, Jimmy? Tylko zbieg okoliczności? -
Luke znów zaczął krążyć po pokoju.
- A cóż innego? - spytał Jimmy.
Luke gwałtownie się odwrócił.
- Przypuśćmy, że wszystko, co powiedziała ta
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
urocza staruszka, było prawdą! Przypuśćmy, że
ta fantastyczna historia jest prawdziwa!
- Och, daj spokój! To już lekka przesada! Takie
rzeczy się nie zdarzają.
- A co powiesz o przypadku Abercrombiego?
Czyż nie był podejrzany o wyprawienie na
tamten świat sporej gromadki ludzi?
- Większej, niż kiedykolwiek ujawniono - odparł
Jimmy. - Mój kolega miał kuzyna, który był
tamtejszym koronerem. Dzięki niemu poznałem
pewne szczegóły tej sprawy. Abercrombiego
przyłapano na tym, że nafaszerował
miejscowego weterynarza arszenikiem. Potem
odkopano zwłoki jego własnej żony i
stwierdzono, że również ona została otruta tym
paskudztwem. Nie ma też wątpliwości, że jego
szwagier zszedł z tego świata w ten sam sposób,
a to bynajmniej nie wyczerpuje długiej listy jego
ofiar. Ten mój kolega powiedział mi, że według
nieoficjalnych danych Abercrombie wykończył
co najmniej piętnaście osób. Piętnaście!
- No właśnie. Więc sam widzisz, że takie rzeczy
jednak się zdarzają!
- Owszem, ale niezbyt często.
- Skąd ta pewność? Mogą się zdarzać o wiele
częściej, niż przypuszczasz.
- Oto głos policjanta! Czy nie możesz zapomnieć,
że odszedłeś już ze służby i jesteś teraz
prywatnym człowiekiem na emeryturze?
- Policjant zawsze pozostaje policjantem -
powiedział Luke. - Posłuchaj, Jimmy,
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
przypuśćmy, że zanim Abercrombie zaczął
bestialsko mordować, jakaś miła, gadatliwa
stara panna przejrzała jego zamiary i
natychmiast pobiegła donieść o tym
odpowiednim władzom. Czy sądzisz, że
zostałaby wysłuchana?
Jimmy uśmiechnął się szeroko.
- Nigdy w życiu!
- No właśnie. Policjanci orzekliby z pewnością,
że brak jej piątej klepki. Dokładnie tak, jak ty to
określiłeś! Albo powiedzieliby, że ma zbyt bujną
wyobraźnię. Tak jak ja to uczyniłem! I obaj
popełnilibyśmy błąd.
- Jak więc twoim zdaniem wygląda sytuacja? -
spytał Lorrimer po chwili namysłu.
- Sprawa przedstawia się następująco.
Usłyszałem pewną niewiarygodną, lecz nie
niemożliwą historię. Śmierć doktora
Humbleby'ego jest dowodem potwierdzającym
jej prawdziwość. Istnieje jeszcze jedna ważna
okoliczność. Panna Pinkerton jechała do
Scotland Yardu, by zrelacjonować im swoją
wersję wydarzeń. Ale tam nie dotarła. Zginęła
pod kołami samochodu, który się nie zatrzymał.
- Przecież nie masz pewności, że tam nie dotarła
- zaoponował Jimmy. - Równie dobrze mogła
zostać przejechana po wizycie w Scotland
Yardzie.
- Owszem, to możliwe... ale sądzę, że było
inaczej.
- To tylko przypuszczenia. Rzecz sprowadza się
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
do tego, że ty wierzysz w tę melodramatyczną
historyjkę.
- Tego nie powiedziałem - mruknął Luke,
energicznie potrząsając głową. - Uważam tylko,
że należałoby przeprowadzić w tej sprawie
dochodzenie.
- Innymi słowy, wybierasz się do Scotland
Yardu.
- Nie, na to jest jeszcze za wcześnie. Jak sam
twierdzisz, śmierć tego doktora Humbleby'ego
mogła być tylko zwykłym zbiegiem okoliczności.
- Zatem co zamierzasz zrobić?
- Pojechać do tego miasteczka i trochę się tam
rozejrzeć.
- Czy mówisz poważnie, Luke? - spytał Jimmy,
bacznie mu się przyglądając.
- Najzupełniej.
- A jeśli to wszystko jest tylko urojeniem?
- Tak byłoby najlepiej.
- Oczywiście... - Jimmy zmarszczył czoło. - Ale
ty najwyraźniej
jesteś innego zdania, prawda?
- Drogi przyjacielu, nie mam jeszcze na ten
temat wyrobionej
opinii.
- Czy opracowałeś już jakiś plan? - spytał
Jimmy po chwili namysłu. - Przecież nie możesz
zjawić się niespodziewanie w tym miasteczku
bez żadnego pretekstu.
- No, chyba masz rację.
- Nie ma żadnego "chyba". Czy zdajesz sobie
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
sprawę, jakie są prowincjonalne angielskie
miasteczka? Każdy obcy człowiek od razu rzuca
się w oczy!
- Będę musiał wymyślić jakiś kamuflaż -
powiedział Luke, uśmiechając się szeroko. - Co
proponujesz? Artysta? Chyba nie... nie potrafię
rysować, nie wspominając już o malowaniu.
- Możesz być artystą awangardowym -
zasugerował Jimmy. - Wtedy twoje umiejętności
nie miałyby większego znaczenia.
Ale Luke rozważał już dalsze możliwości.
- Pisarz? Czy literaci zatrzymują się w
prowincjonalnych zajazdach, by tam pisać?
Chyba tak. Może rybak... ale musiałbym się
dowiedzieć, czy jest tam w pobliżu jakaś rzeka.
A może schorowany człowiek, któremu zalecono
wiejskie powietrze? Nie wyglądam na takiego, a
poza tym w dzisiejszych czasach wszyscy
rekonwalescenci jeżdżą do sanatoriów.
Mógłbym też szukać w okolicy jakiegoś domu na
sprzedaż. Nie, to nie jest zbyt dobry pomysł. Do
licha, Jimmy, trzeba wymyślić jakiś wiarygodny
pretekst. Po co zdrowy mężczyzna pojawia się
nagle w małym angielskim miasteczku?
- Zaraz, zaraz... - powiedział Jimmy. - Podaj mi
tę gazetę. Tak właśnie myślałem! - zawołał
triumfalnie, zerknąwszy na pierwszą stronę. -
Luke, przyjacielu, wszystko ci załatwię. To
drobiazg!
- O czym ty mówisz?
- Wychwood-under-Ashe... Wiedziałem, że z
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
czymś mi się ta nazwa kojarzy! - powiedział
Jimmy z nie skrywaną dumą. - Oczywiście! To
właśnie ta miejscowość!
- Czy masz przypadkiem jakiegoś kolegę, który
zna tamtejszego koronera?
- Tym razem nie. Ale mam coś lepszego, mój
drogi. Jak wiesz, natura szczodrze mnie
obdarzyła licznymi ciotkami i kuzynami, jako że
mój ojciec miał dwanaścioro rodzeństwa. A
teraz posłuchaj: Jedna z moich kuzynek mieszka
w Wychwood-under-Ashe.
- Jimmy, jesteś nieoceniony.
- Czyż to nie szczęśliwy splot okoliczności? -
spytał skromnie Jimmy.
- Opowiedz mi o niej.
- Nazywa się Bridget Conway. Od dwóch lat jest
sekretarką lorda Whitfielda.
- Właściciela tych paskudnych sensacyjnych
tygodników?
- Zgadza się. Zresztą on sam też jest dość
paskudnym, nadętym bufonem! Urodził się w
Wychwood-under-Ashe, a ponieważ cechuje go
ten rodzaj snobizmu, który każe mu opowiadać
na lewo i prawo o swym niskim pochodzeniu i
chwalić się, że doszedł do wszystkiego o
własnych siłach, wrócił do swojego miasteczka,
kupił jedyny okazały dom w okolicy (należący
zresztą dawniej do rodziny Bridget) i przerabia
go na "prawdziwą rezydencję".
- I twoja kuzynka jest jego sekretarką?
- Była - odparł Jimmy posępnym tonem. - Teraz
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
awansowała! Została jego narzeczoną!
- Och! - zawołał Luke ze zdumieniem.
- On jest naprawdę dobrą partią - powiedział
Jimmy. - Siedzi na pieniądzach. Bridget
przeżyła kiedyś zawód miłosny i od tej pory nie
wierzy w prawdziwe uczucia. Mam nadzieję, że
tym razem wszystko dobrze się ułoży. Będzie go
zapewne traktować bardzo stanowczo, a on
całkowicie jej się podporządkuje.
- Ale jaki to ma związek ze mną?
- Pojedziesz tam i zamieszkasz u nich w domu
jako kuzyn Bridget - wyjaśnił szybko Jimmy. -
Ona ma ich tak wielu, że jeden więcej czy mniej
nie zrobi żadnej różnicy. Wszystko dokładnie z
nią ustalę. Zawsze byliśmy w dobrych
stosunkach. Wracając do celu twojej wizyty...
będziesz badaczem czarnej magii.
- Czarnej magii?
- Folklor, miejscowe przesądy i tym podobne
rzeczy. Wychwood-under-Ashe jest z tego dość
znane. To jedno z ostatnich miejsc, w którym
odbył się sabat czarownic. Palono je tam na
stosie jeszcze w ubiegłym stuleciu. A ty będziesz
pisał książkę, rozumiesz? Chcesz porównać
obyczaje, panujące w Mayang Straits, z
dawnym angielskim folklorem... szukasz analogii
i tak dalej... Znasz się na tego rodzaju sprawach.
Kręć się po okolicy z notatnikiem w ręku i
wypytuj najstarszych mieszkańców o miejscowe
przesądy i obyczaje. Oni są do tego
przyzwyczajeni. Kiedy się dowiedzą, że
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
mieszkasz w Ashe Manor, nabiorą do ciebie
zaufania.
- Jak na to zareaguje lord Whitfield?
- Nie będzie stawiał przeszkód. Jest niezbyt
wykształcony i bardzo łatwowierny... wierzy
nawet w to, co czyta w swych własnych
gazetach. Tak czy owak, Bridget go przekona.
Ona jest w porządku. Mogę za nią ręczyć.
Luke wziął głęboki oddech.
- Jimmy, wszystko wydaje się takie proste. Jesteś
wspaniały. Jeśli naprawdę możesz to załatwić ze
swoją kuzynką...
- Ależ oczywiście. Zostaw to mnie.
- Jestem ci bezgranicznie wdzięczny.
- O jedno cię tylko proszę - powiedział Jimmy. -
Jeśli wytropisz tego maniakalnego mordercę,
chciałbym być świadkiem jego śmierci!... O co
chodzi? - spytał nagle.
- Przypomniałem sobie coś - odparł powoli Luke
- co powiedziała mi ta starsza pani z pociągu.
Kiedy napomknąłem, że trudno jest bezkarnie
popełnić tyle morderstw, odparła, że się mylę...
że zabić człowieka jest bardzo łatwo... - Wahał
się przez chwilę, a potem dodał: - Zastanawiam
się, Jimmy, czy to prawda. Zastanawiam się,
czy...
- Czy co?
- Czy naprawdę morderstwo to nic trudnego?
III
CZAROWNICA BEZ MIOTŁY
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
C
lick
here
to
buy
ABBY
Y
PDF Transform
er2.0
w
w
w.ABBYY.com
AGATHA CHRISTIE MORDERSTWO TO NIC TRUDNEGO PRZEŁOŻYŁA GRAŻYNA WOYDA TYTUŁ ORYGINAŁU: "MURDER IS EASY" Rosalind i Susan, pierwszym recenzentkom tej książki I TOWARZYSZ PODRÓŻY Anglia! Anglia po tylu latach! Ale jak będę się w niej czuł? Luke Fitzwilliam zadawał sobie to pytanie, schodząc po trapie ze statku. Kołatało się ono w jego umyśle, gdy czekał na odprawę celną. A kiedy w końcu wsiadł do pociągu, wypłynęło nagle na pierwszy plan. Czuł się zupełnie inaczej, przyjeżdżając do kraju na urlopy. Miał mnóstwo pieniędzy (przynajmniej na początku), więc ochoczo je wydawał, odwiedzał starych przyjaciół, spotykał się z kolegami, którzy też przyjechali tu na wypoczynek po pobycie w koloniach. Mówił sobie: To nie potrwa długo. Wkrótce wracam do pracy. Dlaczego nie miałbym się zabawić! C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
Ale teraz nie zamierzał nigdzie wracać. Pożegnał już na dobre upalne noce, oślepiające słońce, piękną tropikalną roślinność i samotne wieczory, spędzane na lekturze starych numerów "Timesa". Wrócił do Anglii po zakończeniu zaszczytnej służby dla kraju. Poza tym posiadał niewielki kapitał, mógł się więc uważać za człowieka niezależnego materialnie. Ale nie miał pojęcia, jak spędzić resztę życia. Anglia! Anglia w czerwcu. Szare niebo i silny, przenikliwy wiatr. W taki dzień nie wydawała się gościnnym krajem! A ci ludzie! Boże, co za ludzie! Wszyscy mieli szare, zatroskane twarze... szare jak niebo. I te okropne małe domki, wyrastające wszędzie jak grzyby po deszczu, jak kurniki, zaśmiecające cały krajobraz! Luke Fitzwilliam z trudem oderwał wzrok od migającego za oknem wagonu krajobrazu i zajął się gazetami. "Times", "Daily Clarion" I "Punch". Zaczął od "Daily Clarion", który poświęcony był w całości wyścigom konnym w Epsom. Szkoda, że nie przyjechałem wczoraj - pomyślał. Ostatni raz widziałem gonitwę Derby, kiedy miałem dziewiętnaście lat. Obstawił wysoko pewnego konia i teraz chciał sprawdzić, jak typuje jego szansę "Clarion". Znalazł tylko lakoniczną notatkę: Mało prawdopodobne, by wygrał któryś z koni takich jak Jujube II, Mark's Mile, Santony czy Jerry C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
Boy. Na zwycięstwo nie ma chyba szans... Ale Luke'a nie interesował koń, który miał najprawdopodobniej przegrać gonitwę. Rzucił okiem na typowania. Na Jujube II stawiano zaledwie 40 do l. Luke zerknął na zegarek. Była za kwadrans czwarta. No cóż - pomyślał. Już po wszystkim! Szkoda? że nie postawiłem na Clarigolda, którego typowano jako drugiego faworyta. Potem rozłożył "Timesa" i zatopił się w lekturze poważniejszych artykułów. Nie trwało to jednak długo, ponieważ groźnie wyglądający pułkownik, który siedział w przeciwległym kącie przedziału, był tak zirytowany tym, co właśnie przeczytał, że musiał się podzielić swym oburzeniem z towarzyszem podróży. Dopiero po półgodzinie znużyło go rozprawianie o "tej cholernej komunistycznej propagandzie". Wyczerpawszy temat pułkownik zasnął z otwartymi ustami. Niebawem pociąg zwolnił, a potem się zatrzymał. Luke wyjrzał przez okno i dostrzegł dużą, opustoszałą stację z wieloma peronami. Zauważył kiosk, na którym wisiał afisz z napisem: WYNIKI GONITWY DERBY. Otworzył drzwi, wyskoczył na peron i pobiegł w kierunku kiosku. Po chwili wpatrywał się z szerokim uśmiechem w krótką wiadomość z ostatniej chwili. C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
Wyniki Gonitwy Derby JUJUBE II MAZEPPA CLARIGOLD Uśmiechnął się jeszcze szerzej. Sto funtów do roztrwonienia! Dobry, kochany Jujube II, którego wszyscy znawcy wyścigów tak nonszalancko zlekceważyli. Złożył gazetę, odwrócił się i zobaczył pustkę. Podczas gdy on upajał się zwycięstwem Jujube II, jego pociąg niepostrzeżenie zniknął ze stacji. - Kiedy, do licha, ten pociąg odjechał? - zagadnął jakiegoś bagażowego. - Jaki pociąg? - spytał bagażowy ze zdziwieniem. - Od piętnastej czternaście na tej stacji nie zatrzymał się żaden pociąg. - Przecież stał tu przed chwilą. Właśnie z niego wysiadłem. To ekspres mający bezpośrednie połączenie z portem. - Ten ekspres nie zatrzymuje się nigdzie w drodze do Londynu - wyjaśnił bagażowy obcesowo. - Ale zatrzymał się - zapewnił go Luke. - Przecież z niego wysiadłem. - Aż do Londynu nigdzie się nie zatrzymuje - powtórzył bagażowy obojętnym tonem. - Mówię panu, że się zatrzymał dokładnie przy tym peronie, a ja z niego wysiadłem. W obliczu tych faktów bagażowy zmienił front. - Nie powinien był pan tego robić - powiedział z C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
wyrzutem. - On się tu nie zatrzymuje. - Ale zatrzymał się. - Stanął pod semaforem, a nie "zatrzymał się na stacji", jak pan to określił. - Nie znam się na tych subtelnych różnicach tak dobrze jak pan - oznajmił Luke. - Chodzi mi o to, co mam teraz zrobić. - Nie powinien był pan wysiadać - powtórzył z uporem bagażowy, który nie był człowiekiem przesadnie rozgarniętym. - To prawda - przyznał Luke. - Ale co się stało, to się stało. Chodzi mi tylko o to, co pan jako doświadczony pracownik kolei radzi mi teraz zrobić. - Pyta mnie pan, co najlepiej zrobić? - Tak - odparł Luke - o to właśnie mi chodzi. Chyba istnieją pociągi, które zatrzymują się tu zgodnie z rozkładem? - Niech pomyślę - powiedział bagażowy. - Najlepiej niech pan wsiądzie do tego o szesnastej dwadzieścia pięć. - Jeśli ten o szesnastej dwadzieścia pięć jedzie do Londynu - postanowił Luke - to właśnie do niego wsiądę. Uspokojony tą wiadomością zaczął się przechadzać tam i z powrotem po peronie. Na dużej tablicy informacyjnej przeczytał, że znajduje się w Fenny Clayton, stacji węzłowej Wychwood-under-Ashe. Wkrótce mały staroświecki parowóz powoli wepchnął na stację pociąg składający się z jednego wagonu i ciężko C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
sapiąc ustawił go na bocznym torze. Wysiadło z niego sześcioro czy siedmioro pasażerów, którzy przeszli po mostku na peron Luke'a. Ponury bagażowy ożywił się nagle i zaczął popychać duży wózek pełen paczek i koszy. Przyłączył się do niego inny bagażowy, który przewoził pobrzękujące bańki z mlekiem. Fenny Clayton ożyło. W końcu na stację wtoczył się wyniośle pociąg do Londynu. Wagony trzeciej klasy były zatłoczone, ale w trzech wagonach klasy pierwszej siedziało niewiele osób. Luke zaczął zaglądać do przedziałów. W pierwszym, przeznaczonym dla palących, siedział z cygarem w ustach jakiś mężczyzna o wyglądzie wojskowego. Luke doszedł do wniosku, że ma już na dziś dosyć angielskich pułkowników z Indii. Następny przedział zajmowała elegancka młoda kobieta o zmęczonej twarzy, najprawdopodobniej guwernantka, z ruchliwym, mniej więcej trzyletnim chłopcem. Luke szybko poszedł dalej. Drzwi kolejnego przedziału były otwarte. Podróżowała w nim tylko jakaś starsza pani. Przypomniała Luke'owi jego ciotkę Mildred, która pozwoliła mu hodować zaskrońca, kiedy miał dziesięć lat. Była zdecydowanie dobrą ciotką. Luke wszedł do środka i usiadł. Po jakichś pięciu minutach ożywionego ruchu furgonetek przewożących bańki z mlekiem, wózków bagażowych i nerwowej krzątaniny C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
pociąg powoli wytoczył się ze stacji. Luke rozłożył gazetę i zajął się lekturą wiadomości, mogących zainteresować człowieka, który przeczytał już poranną prasę. Nie liczył na to, że uda mu się czytać długo. Miał wiele ciotek, więc domyślał się, że towarzyszka podróży nie będzie milczeć aż do Londynu. Miał rację. Starsza pani przymknęła okno, zrzucając swoją parasolkę, i zaczęła się rozwodzić nad zaletami pociągu, którym właśnie jechali. - Zaledwie godzina i dziesięć minut. To bardzo dobry pociąg. Znacznie lepszy niż ten poranny, który jedzie godzinę i czterdzieści minut. Oczywiście - ciągnęła - niemal każdy podróżuje tym porannym. Kiedy bilety są tańsze, to znaczy w weekendy i dni świąteczne, tylko człowiek nierozsądny jedzie po południu. Zamierzałam wyruszyć dziś rano, ale Puszek... mój perski kot, gdzieś przepadł... jest bardzo piękny, a ostatnio bolało go uszko... no i, oczywiście, nie mogłam wyjść z domu, dopóki go nie znalazłam! - Naturalnie - bąknął Luke, ostentacyjnie opuszczając wzrok na gazetę. Ale na nic się to nie zdało. Potok słów nie ustawał. - Więc po prostu zrobiłam dobrą minę do złej gry i wsiadłam do pociągu popołudniowego. No i okazało się to błogosławieństwem, bo nie ma w nim takiego okropnego tłoku... oczywiście to bez znaczenia, kiedy podróżuje się pierwszą klasą. Ale zazwyczaj tego nie robię. Uważam to za C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
ekstrawagancję, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy podatki rosną, dywidendy spadają, a służba ciągle domaga się podwyżek... ale naprawdę byłam bardzo zdenerwowana, bo, widzi pan, jadę w pewnej niezwykle ważnej sprawie i po prostu chciałam w spokoju dokładnie przemyśleć, co mam powiedzieć... - Luke z trudem stłumił uśmiech. - A kiedy w przedziale jest pełno ludzi, ktoś może się okazać nieuprzejmy... więc pomyślałam, że tym razem mogę sobie pozwolić na taki wydatek... choć uważam, że dzisiaj wszyscy trwonią pieniądze, a nikt nie myśli o przyszłości. Szkoda, że zlikwidowano drugą klasę... to było mimo wszystko trochę taniej. Rozumiem, oczywiście - ciągnęła, przyglądając się opalonej twarzy Luke'a - że wojskowi jadący na urlop muszą podróżować pierwszą klasą. Zwłaszcza jeśli są oficerami... Luke wytrzymał przez chwilę badawcze spojrzenie jej jasnych, błyszczących oczu. Ale od razu skapitulował. Wiedział, że w końcu do tego dojdzie. - Nie jestem wojskowym - wyjaśnił. - Och, przepraszam. Nie zamierzałam... po prostu przyszło mi do głowy... pan jest taki opalony... być może jedzie pan ze Wschodu, by spędzić urlop w kraju. - Owszem, wracam do domu ze Wschodu - powiedział Luke. - Ale nie na urlop. Jestem policjantem - oznajmił krótko, chcąc zapobiec C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
dalszym dociekaniom. - Pracuje pan w policji? To naprawdę niezwykle interesujące. Syn mojej serdecznej przyjaciółki wstąpił właśnie do palestyńskiej policji. - Służyłem nad Zatoką Mayang - ponownie uciął krótko Luke. - Och, mój Boże... bardzo ciekawe. To prawdziwy zbieg okoliczności... chodzi mi o to, że pan wsiadł akurat do tego przedziału. Bo, widzi pan, ta sprawa, w związku z którą wybrałam się do Londynu... no cóż, w istocie jadę do Scotland Yardu. - Naprawdę? - spytał Luke. Zastanawiał się, czy starsza pani zatrzyma się jak nie nakręcony zegar, czy też będzie mówiła przez całą drogę do Londynu. Ale w istocie niezbyt mu to przeszkadzało, ponieważ uwielbiał swoją ciotkę Mildred i pamiętał, że kiedyś dała mu pięć funtów. Poza tym takie stare damy jak jego towarzyszka podróży i ciotka Mildred miały w sobie coś niezwykle miłego i typowo angielskiego. W Mayang Straits nie spotykał takich kobiet. Kojarzyły mu się ze śliwkowym puddingiem na Boże Narodzenie, krykietem na wsi i płonącym kominkiem. Były czymś, co człowiek docenia dopiero wtedy, gdy jest na drugim końcu świata. Mogły też na dłuższą metę być śmiertelnie nudne, ale Luke stanął na angielskiej ziemi zaledwie przed trzema czy czterema godzinami. - Tak, zamierzałam wyruszyć dziś rano - C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
szczebiotała pogodnie starsza pani - ale potem, jak już panu mówiłam, zaczęłam się okropnie niepokoić o Puszka. Czy myśli pan, że zdążę na. czas? Scotland Yard nie ma chyba sztywnych godzin urzędowania. - Nie sądzę, żeby zamykali o czwartej - powiedział Luke. - Oczywiście, że nie. Przecież w każdej chwili ktoś może ich zawiadomić o jakimś poważnym przestępstwie, prawda? - No właśnie - przytaknął Luke. Starsza pani przez chwilę siedziała w milczeniu. Była wyraźnie zaniepokojona. - Zawsze uważałam, że najlepiej od razu zaczynać od najwyższego szczebla - powiedziała w końcu. - John Reed, nasz posterunkowy w Wychwood, to bardzo miły i niezwykle przyzwoity człowiek... ale mam wrażenie, że... niezbyt się nadaje do prowadzenia poważnych spraw. Zazwyczaj ma do czynienia z ludźmi, którzy nadużyli alkoholu, przekroczyli dozwoloną prędkość jazdy albo nie zapłacili podatku za swojego psa... a być może nawet z włamywaczami... Ale wydaje mi się... jestem niemal pewna... że nie poradziłby sobie z morderstwem! - Morderstwem? - powtórzył Luke, marszcząc brwi. - Tak, morderstwem - potwierdziła starsza pani, energicznie kiwając głową. - Widzę, że jest pan zaskoczony. Początkowo też byłam zaskoczona. C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
Po prostu nie mogłam w to uwierzyć. Myślałam, że fantazjuję. - Czy jest pani przekonana, że tak nie było? - spytał Luke łagodnie. - Och, tak. - Stanowczo kiwnęła głową. - Mogło tak się zdarzyć za pierwszym razem, ale nie za drugim, trzecim czy czwartym. Potem już się wie. - Chce pani powiedzieć, że popełniono... hmm... kilka morderstw? - spytał Luke. - Niestety tak - odparła spokojnym, łagodnym głosem. - Dlatego właśnie doszłam do wniosku, że najlepiej będzie pojechać wprost do Scotland Yardu. Czy nie sądzi pan, że to najwłaściwsze rozwiązanie? - No cóż, chyba tak - powiedział Luke, patrząc na nią z zadumą. - Uważam, że podjęła pani słuszną decyzję. Tam będą wiedzieli, co z nią zrobić - pomyślał. Pewnie co tydzień nachodzi ich kilka starszych pań, które donoszą im o morderstwach popełnionych w ich spokojnym miasteczku! Być może istnieje specjalny wydział, zajmujący się takimi przypadkami. Oczami wyobraźni zobaczył podtatusiałego nadinspektora policji albo przystojnego młodego śledczego, który mówi uprzejmym, cichym głosem: Dziękuję pani, jesteśmy pani wielce zobowiązani. A teraz proszę wracać do domu, zostawić wszystko w naszych rękach i więcej się już tym nie martwić. C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
Ten obraz wywołał uśmiech na jego twarzy. Ciekawe skąd przychodzą im do głowy takie pomysły? - rozmyślał. Pewnie prowadzą śmiertelnie nudny tryb życia i skrycie tęsknią za prawdziwym dramatem. Podobno niektóre starsze panie widzą w każdym potencjalnego truciciela. Z tych rozmyślań wyrwał go miły, łagodny głos. - Wie pan, pamiętam, że kiedyś czytałam o... tak, to chyba był proces Abercrombiego... zanim padło na niego podejrzenie, zdążył otruć wiele osób... o czym to ja mówiłam? Aha, tak, podobno miał dziwny błysk w oczach... osoba, na którą spojrzał w pewien szczególny sposób, niebawem podupadała na zdrowiu. Kiedy o tym czytałam, nie wierzyłam... ale to prawda! - Co takiego? - Ten szczególny błysk w oczach... Luke popatrzył na nią i zauważył, że lekko drży, a jej rumiane policzki nieco pobladły. - Po raz pierwszy zwróciłam na to uwagę w przypadku Amy Gibbs... i ona umarła. Potem Carter. I Tommy Pierce. A teraz... wczoraj... spotkało to doktora Humbleby'ego, który jest takim dobrym i poczciwym człowiekiem... Carter był pijakiem, a Tommy Pierce nieznośnym szczeniakiem, który znęcał się nad słabszymi chłopcami, wykręcał im ręce i szczypał. Niezbyt przejęłam się ich śmiercią, ale doktor Humbleby to co innego. Trzeba go ratować. Ale gdybym opowiedziała mu o C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
wszystkim, z pewnością by mi nie uwierzył! Wybuchnąłby śmiechem. John Reed też by mi nie uwierzył. Ale w Scotland Yardzie będzie inaczej. Bądź co bądź, dla nich zbrodnia to chleb powszedni!... O Boże, lada chwila będziemy na miejscu! - zawołała, wyglądając przez okno. Zaczęła krzątać się nerwowo po przedziale, zbierając swoje rzeczy. - Dziękuję... stokrotnie dziękuję - powiedziała do Luke'a, który po raz drugi podniósł z podłogi jej parasolkę. - Rozmowa z panem dodała mi otuchy... Tak się cieszę, że pochwala pan moją decyzję. - Z pewnością w Scotland Yardzie udzielą pani dobrej rady - oznajmił Luke łagodnie. - Jestem panu naprawdę bardzo wdzięczna. - Zaczęła szperać w torebce. - Moja wizytówka... o Boże, mam tylko jedną... przecież muszę ją zatrzymać dla Scotland Yardu... - Ależ naturalnie... - Nazywam się Pinkerton. - Bardzo odpowiednie nazwisko - stwierdził Luke z uśmiechem i widząc jej zdziwione spojrzenie, dodał pospiesznie: - Ja nazywam się Luke Fitzwilliam. Czy sprowadzić pani taksówkę? - spytał, kiedy pociąg wjechał na stację. - Och, nie, dziękuję. - Panna Pinkerton wydawała się zaszokowana tym pomysłem. - Pojadę kolejką podziemną. Dowiezie mnie do Trafalgar Square, a dalej pójdę pieszo przez C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
Whitehall. - Życzę pani powodzenia - powiedział Luke. Panna Pinkerton serdecznie uścisnęła jego dłoń. - Był pan dla mnie bardzo miły. Wie pan, początkowo myślałam, że pan mi nie uwierzy. - No cóż - powiedział Luke, rumieniąc się. - Tyle morderstw! Chyba trudno popełnić bezkarnie tak wiele zbrodni, prawda? Panna Pinkerton potrząsnęła głową. - Ależ nie, mój drogi, tu pan się myli - oznajmiła z przekonaniem. - Bardzo łatwo jest zabić człowieka... pod warunkiem, że nikt pana o to nie podejrzewa. A ten morderca jest ostatnią osobą, którą ktokolwiek mógłby podejrzewać! - Tak czy owak, życzę powodzenia - powiedział Luke. Panna Pinkerton zniknęła w tłumie, a Luke wyruszył na poszukiwanie swego bagażu. - Chyba jest trochę zbzikowana - rozmyślał. - Chociaż nie, nie sądzę. Po prostu ma bujną wyobraźnię. Mam nadzieję, że potraktują ją uprzejmie. To taka miła staruszka. II NEKROLOG Jimmy Lorrimer był jednym z najstarszych przyjaciół Luke'a. Jak zwykle podczas pobytu w Londynie, Luke zatrzymał się u niego. Jeszcze tego samego dnia wieczorem wyruszyli razem do miasta w poszukiwaniu rozrywek. Nazajutrz C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
rano Luke'a bolała głowa. Jimmy podał mu kawę i zadał pytanie, na które przyjaciel nie odpowiedział, ponieważ po raz drugi czytał niewielką, pozornie nieistotną notatkę w porannej gazecie. - Przepraszam, Jimmy - bąknął, wracając gwałtownie do rzeczywistości. - Co cię tak zaabsorbowało... czyżby sytuacja polityczna? Luke uśmiechnął się szeroko. - Nigdy w życiu! To dość dziwne... wiesz, ta urocza staruszka, z którą wczoraj jechałem pociągiem, wpadła pod samochód. - Pewnie na przejściu dla pieszych - powiedział Jimmy. - Skąd wiesz, że to ona? - Oczywiście mogę się mylić. Ale miała takie samo nazwisko... Pinkerton. Przechodząc przez Whitehall zginęła pod kołami jakiegoś samochodu, który w ogóle się nie zatrzymał. - Przykra sprawa - oznajmił Jimmy. - Tak, biedna staruszka. Okropnie mi jej żal. Przypomniała mi moją ciotkę Mildred. - Kierowca tego samochodu będzie miał za swoje. Z pewnością oskarżą go o zabójstwo. W dzisiejszych czasach aż strach siadać za kierownicą. - Czym teraz jeździsz? - Fordem V 8. Mówię ci, stary... Rozmowa zeszła na tematy wybitnie techniczne. - Co ty, u licha, nucisz pod nosem? - spytał Jimmy, zmieniając nagle temat. - Fiddle de dee, fiddle de dee, the fly has married C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
the bumble bee - zanucił Luke. - To jakaś rymowanka, którą pamiętam z dzieciństwa. Nie wiem, skąd mi przyszła do głowy - powiedział przepraszająco. W jakiś tydzień później Luke rzucił okiem na pierwszą stronę "Timesa" i wydał okrzyk zdziwienia. - Niech mnie diabli! - zawołał. - Co się stało? - spytał Jimmy Lorrimer, spoglądając na niego badawczo. Luke nie odpowiedział. Wpatrywał się w jakieś wydrukowane w gazecie nazwisko. Jimmy powtórzył pytanie. Luke podniósł głowę i spojrzał na swego przyjaciela. Dziwny wyraz jego twarzy zaniepokoił Jimmy'ego. - O co chodzi, Luke? Wyglądasz, jakbyś ujrzał ducha. Luke milczał przez parę minut. Wypuścił gazetę z rąk i podszedł do okna, a potem wrócił na miejsce. Jimmy obserwował go z rosnącym zdziwieniem. Luke opadł na krzesło i pochylił się do przodu. - Jimmy, przyjacielu, czy pamiętasz tę starszą panią, z którą jechałem pociągiem do Londynu... w dniu mojego przyjazdu do Anglii? - Tę, która przypominała ci twoją ciotkę Mildred? A potem wpadła pod samochód? - Tak, o nią mi właśnie chodzi. Posłuchaj, Jimmy. Ta staruszka dość chaotycznie mówiła o C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
tym, że jedzie do Scotland Yardu, by donieść im o licznych zbrodniach. Twierdziła, że w jej miasteczku grasuje jakiś morderca. W każdym razie tyle z tego zrozumiałem. Podobno uśmiercił kilka osób. - Nie mówiłeś mi, że była zbzikowana - powiedział Jimmy. - Bo nie uważałem jej za wariatkę. - Och, posłuchaj, stary, seryjne morderstwo... - Nie uważałem jej za wariatkę - powtórzył Luke niecierpliwie. - Myślałem, że tak jak niektóre starsze panie, dała się po prostu ponieść wyobraźni. - No cóż, pewnie tak właśnie było. Ale myślę, że to jakiś szaleńczy pomysł. - Mniejsza o to, co sądzisz na ten temat, Jimmy. Teraz ja mówię, rozumiesz? - Och, dobrze, już dobrze... jedź dalej. - W swojej chaotycznej opowieści wymieniła kilka nazwisk i była przerażona, bo twierdziła, że wie, kto będzie następną ofiarą. - No i co? - spytał Jimmy zachęcającym tonem. - Czasami, z takiego czy innego błahego powodu, nie możesz wyrzucić z pamięci jakiegoś nazwiska. Jedno takie nazwisko utkwiło mi w głowie, ponieważ skojarzyłem je z rymowanką, którą śpiewano mi w dzieciństwie. Fiddle de dee, fiddle de dee, the fly has married the bumble bee. - Z pewnością jest niezwykle błyskotliwa, ale właściwie jaki ma z tym wszystkim związek? C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
- Chodzi mi o to, że ten jegomość nazywał się Humbleby... doktor Humbleby. Ta starsza pani powiedziała, że doktor Humbleby będzie następną ofiarą. Strasznie ją to niepokoiło, ponieważ uważała go za "bardzo dobrego człowieka". To nazwisko utkwiło mi w pamięci z powodu wspomnianej rymowanki. - No i co? - spytał Jimmy. - Popatrz na to. Luke podał mu gazetę, wskazując palcem notatkę w rubryce nekrologów. HUMBLEBY. 13 czerwca zmarł nagle w swym domu w Sandgate, Wychwood-under-Ashe, dr med. JOHN EDWARD HUMBLEBY, ukochany mąż JESSIE ROSE HUMBLEBY. Pogrzeb odbędzie się w piątek. Prosimy o nieskladanie kondolencji. - Teraz rozumiesz, Jimmy? Wszystko się zgadza: nazwisko, miejscowość, zawód. Co o tym myślisz? Jimmy zastanawiał się przez chwilę. - Przypuszczam, że to niezwykły zbieg okoliczności - odparł w końcu poważnie, lecz niezbyt zdecydowanie. - Naprawdę, Jimmy? Tylko zbieg okoliczności? - Luke znów zaczął krążyć po pokoju. - A cóż innego? - spytał Jimmy. Luke gwałtownie się odwrócił. - Przypuśćmy, że wszystko, co powiedziała ta C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
urocza staruszka, było prawdą! Przypuśćmy, że ta fantastyczna historia jest prawdziwa! - Och, daj spokój! To już lekka przesada! Takie rzeczy się nie zdarzają. - A co powiesz o przypadku Abercrombiego? Czyż nie był podejrzany o wyprawienie na tamten świat sporej gromadki ludzi? - Większej, niż kiedykolwiek ujawniono - odparł Jimmy. - Mój kolega miał kuzyna, który był tamtejszym koronerem. Dzięki niemu poznałem pewne szczegóły tej sprawy. Abercrombiego przyłapano na tym, że nafaszerował miejscowego weterynarza arszenikiem. Potem odkopano zwłoki jego własnej żony i stwierdzono, że również ona została otruta tym paskudztwem. Nie ma też wątpliwości, że jego szwagier zszedł z tego świata w ten sam sposób, a to bynajmniej nie wyczerpuje długiej listy jego ofiar. Ten mój kolega powiedział mi, że według nieoficjalnych danych Abercrombie wykończył co najmniej piętnaście osób. Piętnaście! - No właśnie. Więc sam widzisz, że takie rzeczy jednak się zdarzają! - Owszem, ale niezbyt często. - Skąd ta pewność? Mogą się zdarzać o wiele częściej, niż przypuszczasz. - Oto głos policjanta! Czy nie możesz zapomnieć, że odszedłeś już ze służby i jesteś teraz prywatnym człowiekiem na emeryturze? - Policjant zawsze pozostaje policjantem - powiedział Luke. - Posłuchaj, Jimmy, C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
przypuśćmy, że zanim Abercrombie zaczął bestialsko mordować, jakaś miła, gadatliwa stara panna przejrzała jego zamiary i natychmiast pobiegła donieść o tym odpowiednim władzom. Czy sądzisz, że zostałaby wysłuchana? Jimmy uśmiechnął się szeroko. - Nigdy w życiu! - No właśnie. Policjanci orzekliby z pewnością, że brak jej piątej klepki. Dokładnie tak, jak ty to określiłeś! Albo powiedzieliby, że ma zbyt bujną wyobraźnię. Tak jak ja to uczyniłem! I obaj popełnilibyśmy błąd. - Jak więc twoim zdaniem wygląda sytuacja? - spytał Lorrimer po chwili namysłu. - Sprawa przedstawia się następująco. Usłyszałem pewną niewiarygodną, lecz nie niemożliwą historię. Śmierć doktora Humbleby'ego jest dowodem potwierdzającym jej prawdziwość. Istnieje jeszcze jedna ważna okoliczność. Panna Pinkerton jechała do Scotland Yardu, by zrelacjonować im swoją wersję wydarzeń. Ale tam nie dotarła. Zginęła pod kołami samochodu, który się nie zatrzymał. - Przecież nie masz pewności, że tam nie dotarła - zaoponował Jimmy. - Równie dobrze mogła zostać przejechana po wizycie w Scotland Yardzie. - Owszem, to możliwe... ale sądzę, że było inaczej. - To tylko przypuszczenia. Rzecz sprowadza się C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
do tego, że ty wierzysz w tę melodramatyczną historyjkę. - Tego nie powiedziałem - mruknął Luke, energicznie potrząsając głową. - Uważam tylko, że należałoby przeprowadzić w tej sprawie dochodzenie. - Innymi słowy, wybierasz się do Scotland Yardu. - Nie, na to jest jeszcze za wcześnie. Jak sam twierdzisz, śmierć tego doktora Humbleby'ego mogła być tylko zwykłym zbiegiem okoliczności. - Zatem co zamierzasz zrobić? - Pojechać do tego miasteczka i trochę się tam rozejrzeć. - Czy mówisz poważnie, Luke? - spytał Jimmy, bacznie mu się przyglądając. - Najzupełniej. - A jeśli to wszystko jest tylko urojeniem? - Tak byłoby najlepiej. - Oczywiście... - Jimmy zmarszczył czoło. - Ale ty najwyraźniej jesteś innego zdania, prawda? - Drogi przyjacielu, nie mam jeszcze na ten temat wyrobionej opinii. - Czy opracowałeś już jakiś plan? - spytał Jimmy po chwili namysłu. - Przecież nie możesz zjawić się niespodziewanie w tym miasteczku bez żadnego pretekstu. - No, chyba masz rację. - Nie ma żadnego "chyba". Czy zdajesz sobie C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
sprawę, jakie są prowincjonalne angielskie miasteczka? Każdy obcy człowiek od razu rzuca się w oczy! - Będę musiał wymyślić jakiś kamuflaż - powiedział Luke, uśmiechając się szeroko. - Co proponujesz? Artysta? Chyba nie... nie potrafię rysować, nie wspominając już o malowaniu. - Możesz być artystą awangardowym - zasugerował Jimmy. - Wtedy twoje umiejętności nie miałyby większego znaczenia. Ale Luke rozważał już dalsze możliwości. - Pisarz? Czy literaci zatrzymują się w prowincjonalnych zajazdach, by tam pisać? Chyba tak. Może rybak... ale musiałbym się dowiedzieć, czy jest tam w pobliżu jakaś rzeka. A może schorowany człowiek, któremu zalecono wiejskie powietrze? Nie wyglądam na takiego, a poza tym w dzisiejszych czasach wszyscy rekonwalescenci jeżdżą do sanatoriów. Mógłbym też szukać w okolicy jakiegoś domu na sprzedaż. Nie, to nie jest zbyt dobry pomysł. Do licha, Jimmy, trzeba wymyślić jakiś wiarygodny pretekst. Po co zdrowy mężczyzna pojawia się nagle w małym angielskim miasteczku? - Zaraz, zaraz... - powiedział Jimmy. - Podaj mi tę gazetę. Tak właśnie myślałem! - zawołał triumfalnie, zerknąwszy na pierwszą stronę. - Luke, przyjacielu, wszystko ci załatwię. To drobiazg! - O czym ty mówisz? - Wychwood-under-Ashe... Wiedziałem, że z C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
czymś mi się ta nazwa kojarzy! - powiedział Jimmy z nie skrywaną dumą. - Oczywiście! To właśnie ta miejscowość! - Czy masz przypadkiem jakiegoś kolegę, który zna tamtejszego koronera? - Tym razem nie. Ale mam coś lepszego, mój drogi. Jak wiesz, natura szczodrze mnie obdarzyła licznymi ciotkami i kuzynami, jako że mój ojciec miał dwanaścioro rodzeństwa. A teraz posłuchaj: Jedna z moich kuzynek mieszka w Wychwood-under-Ashe. - Jimmy, jesteś nieoceniony. - Czyż to nie szczęśliwy splot okoliczności? - spytał skromnie Jimmy. - Opowiedz mi o niej. - Nazywa się Bridget Conway. Od dwóch lat jest sekretarką lorda Whitfielda. - Właściciela tych paskudnych sensacyjnych tygodników? - Zgadza się. Zresztą on sam też jest dość paskudnym, nadętym bufonem! Urodził się w Wychwood-under-Ashe, a ponieważ cechuje go ten rodzaj snobizmu, który każe mu opowiadać na lewo i prawo o swym niskim pochodzeniu i chwalić się, że doszedł do wszystkiego o własnych siłach, wrócił do swojego miasteczka, kupił jedyny okazały dom w okolicy (należący zresztą dawniej do rodziny Bridget) i przerabia go na "prawdziwą rezydencję". - I twoja kuzynka jest jego sekretarką? - Była - odparł Jimmy posępnym tonem. - Teraz C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
awansowała! Została jego narzeczoną! - Och! - zawołał Luke ze zdumieniem. - On jest naprawdę dobrą partią - powiedział Jimmy. - Siedzi na pieniądzach. Bridget przeżyła kiedyś zawód miłosny i od tej pory nie wierzy w prawdziwe uczucia. Mam nadzieję, że tym razem wszystko dobrze się ułoży. Będzie go zapewne traktować bardzo stanowczo, a on całkowicie jej się podporządkuje. - Ale jaki to ma związek ze mną? - Pojedziesz tam i zamieszkasz u nich w domu jako kuzyn Bridget - wyjaśnił szybko Jimmy. - Ona ma ich tak wielu, że jeden więcej czy mniej nie zrobi żadnej różnicy. Wszystko dokładnie z nią ustalę. Zawsze byliśmy w dobrych stosunkach. Wracając do celu twojej wizyty... będziesz badaczem czarnej magii. - Czarnej magii? - Folklor, miejscowe przesądy i tym podobne rzeczy. Wychwood-under-Ashe jest z tego dość znane. To jedno z ostatnich miejsc, w którym odbył się sabat czarownic. Palono je tam na stosie jeszcze w ubiegłym stuleciu. A ty będziesz pisał książkę, rozumiesz? Chcesz porównać obyczaje, panujące w Mayang Straits, z dawnym angielskim folklorem... szukasz analogii i tak dalej... Znasz się na tego rodzaju sprawach. Kręć się po okolicy z notatnikiem w ręku i wypytuj najstarszych mieszkańców o miejscowe przesądy i obyczaje. Oni są do tego przyzwyczajeni. Kiedy się dowiedzą, że C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com
mieszkasz w Ashe Manor, nabiorą do ciebie zaufania. - Jak na to zareaguje lord Whitfield? - Nie będzie stawiał przeszkód. Jest niezbyt wykształcony i bardzo łatwowierny... wierzy nawet w to, co czyta w swych własnych gazetach. Tak czy owak, Bridget go przekona. Ona jest w porządku. Mogę za nią ręczyć. Luke wziął głęboki oddech. - Jimmy, wszystko wydaje się takie proste. Jesteś wspaniały. Jeśli naprawdę możesz to załatwić ze swoją kuzynką... - Ależ oczywiście. Zostaw to mnie. - Jestem ci bezgranicznie wdzięczny. - O jedno cię tylko proszę - powiedział Jimmy. - Jeśli wytropisz tego maniakalnego mordercę, chciałbym być świadkiem jego śmierci!... O co chodzi? - spytał nagle. - Przypomniałem sobie coś - odparł powoli Luke - co powiedziała mi ta starsza pani z pociągu. Kiedy napomknąłem, że trudno jest bezkarnie popełnić tyle morderstw, odparła, że się mylę... że zabić człowieka jest bardzo łatwo... - Wahał się przez chwilę, a potem dodał: - Zastanawiam się, Jimmy, czy to prawda. Zastanawiam się, czy... - Czy co? - Czy naprawdę morderstwo to nic trudnego? III CZAROWNICA BEZ MIOTŁY C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com