kufajka

  • Dokumenty27 039
  • Odsłony1 870 134
  • Obserwuję1 391
  • Rozmiar dokumentów74.8 GB
  • Ilość pobrań1 680 134

Chutnik Sylwia - Mama ma zawsze rację

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :751.5 KB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

kufajka
3. Ebooki według alfabetu
C

Chutnik Sylwia - Mama ma zawsze rację .pdf

kufajka 3. Ebooki według alfabetu C CHUTNIK SYLWIA Powieści
Użytkownik kufajka wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 20 z dostępnych 20 stron)

Strona tytułowaStrona tytułowa

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment pełnej wersji całej publikacji. Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj. Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu. Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie internetowym Nexto.pl.

3/18

Strona redakcyjnaStrona redakcyjna

Sylwia Chutnik Mama ma zawsze rację z kolażami Autorki © Mamania, Warszawa 2012 Redakcja Kamila Wrzesińska Anna Zdrojewska-Żywiecka Korekta Kamila Wrzesińska Projekt graficzny książki i skład Maria Ryll Zdjęcie na I stronie okładki i skrzydełku Katarzyna Marcinkiewicz 5/18

Projekt okładki Maria Ryll ISBN: 978-83-62829-11-8 Część felietonów zamieszczonych w tym zbiorze publikowana była w magazynie „Gaga” w latach 2009-2011 Konwersja do formatu EPUB: Bezkartek.pl SA 6/18

Spis treściSpis treści Strona tytułowaStrona tytułowa Strona redakcyjnaStrona redakcyjna Przepraszam, czy usuwa pan brzuch?Przepraszam, czy usuwa pan brzuch? Przegródka porodowaPrzegródka porodowa WstydWstyd W bliskości siłaW bliskości siła Niuniusie w falbankachNiuniusie w falbankach KszestKszest Bitwa o karmienieBitwa o karmienie Ciągle w ruchuCiągle w ruchu Drewno kontra plastikDrewno kontra plastik Born to be wildBorn to be wild TTranscendencja jedzeniaranscendencja jedzenia Sprzątam, więc jestemSprzątam, więc jestem Rządy domoweRządy domowe Kto finansuję zapiekankę nad morzem?Kto finansuję zapiekankę nad morzem? W drodzeW drodze Piesek ŁajkaPiesek Łajka Gruba głowaGruba głowa Gniewne brwiGniewne brwi Mam dwie mamyMam dwie mamy Kiedy opuścisz dom swój rodzinnyKiedy opuścisz dom swój rodzinny

8/18

9/18

10/18

11/18

Przepraszam, czy usuwa pan brzuch?Przepraszam, czy usuwa pan brzuch? Tak więc ciało matki. Taaaa... A czy można zmienić temat? Rozumiem. I nic w zamian, na przykład o dyskursie w kontekście postmod- ernizmu? Albo jakiś kawał bym napisała, do- brze? Nie. To będziecie żałować. Najpierw to wszystko wygląda niewinnie. Zaczynasz nie mieścić się w spodnie, suwak wjeżdża do połowy, a na zapięcie guzika musisz położyć się na ziemi. A jak ubierasz się w łazience, to do wanny. Myślisz sobie, o, tu się kroi jakaś niezła afera, efekt jo-jo, efekt cieplarniany w związku z nadmiernym przytulaniem się do chłopca. W aptece chrząkasz przy okienku i z zażenowaniem prosisz o test ciążowy, nad two- ją głową pojawia się neon „uprawiała seks” i już wszyscy wiedzą, a najbardziej ten obleśny koleś w kolejce.

Potem chwila z sikaniem i aplikatorem, z którego kapią Krople Grozy na specjalną płytkę. Jak to było w instrukcji, że jak dwie to tak, a jak jedna to nie, czy na odwrót? W każdym razie po sekundzie wyłaniają się dwie wielkie krechy i jakby mogły, to by ci język pokazały. Ha ha, jesteśmy wysłanniczkami polityki rodzinnej tego kraju, jesteśmy zygotą słodkiego bobo, które już niedługo zrewolucjonizuje dotychczasową sielankę. Z tygod- nia na tydzień puchniesz, stajesz się banią wypełnioną wodą, którą trzeba toczyć ze sobą na imprezy. Nic nie da się ukryć, bo brzuch wystaje dumnie zza przykrótkiego tiszerta. Początkowo wydaje ci się, że przeżyjesz ciążę w starych ciuchach, ale po jakimś czasie zmuszona jesteś skapitulować. Zakładasz ogrod- niczki, zakładasz farmerskie, okropne gacie na szelkach, które powinny być jeszcze zaopatrzone w specjalną klapę na pupie, aby przyśpieszyć zdejmowanie ich przy kolejnej wizycie w toalecie (dwie na godzinę). Twoja mama lituje się nad tobą i odwiedzacie w centrum handlowym jeden z tych ekskluzy- wnych butików o wdzięcznej nazwie „Little belly” czy „Nasze dziewięć miesięcy”. Za jedyne pięćset złotych nabywasz zwiewną szatę zakrywającą bęben. Chodzisz już potem w tej kiecce do porodu, bo na inną cię nie stać, ale przynajmniej wykonałaś już pierwszy konsumpcyjny gest na rzecz macierzyństwa. Przed tobą kredyt na wózek i porcję pieluch 13/18

oraz absolutnie niezbędne dziecięce gadżety. I już możesz za- gnieździć się w ciepełku wiecznego kupowania. A tymczasem brzuch rośnie, dołącza do niego tyłek. Sterczy teraz niczym u diwy operowej. Pod nim dwie kolumny: to uda, na których kwitnie siatka żylaków. Codziennie rano, zanim wstaniesz, podnosisz z posapem nogi do góry, aby założyć na nie spec- jalne rajstopy obciskające. Wydaje ci się, że twoje ciało wymy- ka się spod kontroli. Uciekają z niego, jak z tonącego okrętu, żyły, hemoroidy, wzdęcia. To wstrętne wylewy, wyziewy, podejrzane wody, jakieś procesy chemiczne wprost z tablicy Mendelejewa (a prawie Mendelssohna). Jedno tylko nie chce wyjść, swój pobyt maciczny przedłuża. A mianowicie dziecko. I kiedy stękamy wreszcie na sali porodowej upokorzone bandą studentów medycyny robiących notatki z naszej waginy, kiedy partner ma minę, jakby planował ucieczkę daleko i na zawsze, i kiedy powoli opuszczamy swoje-nieswoje ciało, unosząc się ponad nim i obserwując z zainteresowaniem całą akcję. I kiedy chcemy bić, krzyczeć, podpalać i niszczyć, wyjąc, że pozabi- jamy wszystkich świętych. To wtedy – ach, co to się dzieje! – z wielkim hukiem pęka nam brzuch. On się szybko robi balonem bez powietrza, starą torebką foliową szybującą nad chodnikiem. Zgniecioną i wymemłaną do granic możliwości. Jakby bardziej naszą niż poprzednia kula, ale jednak niech- 14/18

cianą. Urodziło się dziecko, umarł nasz brzuch. My bardzo prosimy, ale czy na sali jest lekarz, bo my chciałybyśmy przeprowadzić późną aborcję tego czegoś, co przez dziewięć miesięcy było pożyczone. A teraz opuszczone, zdegradowane, bolące i posiniaczone. Nasz brzuch należy do nas, odzywają się na ten krzyk zastępy kobiet. My się z tym zgadzamy, mamy nad łóżkiem plakat z tym hasłem. Znamy też obraz Barbary Kruger „Twoje ciało to pole walki” i my aktualnie walczymy o operację likwidacji części wiszących. Bo my walczymy o eliminację wszelkich form dyskryminujących nasze poczucie estetyczne. A wszys- tko to w imię dyrektywy unijnej numer 1, a brzmi ona „nie można zmuszać ludzi do polubienia ciała swego, amen”. To się zwyczajnie nie uda, a tymczasem położna kładzie nam świeże dziecko na naszym rozedrganym ciele i odpływamy w chwilę transcendentu. To jest taki kraj, gdzie ludzie po prostu nie mają brzuchów, to jest prawdziwy dom twój, ziemia obiecana. Niko- mu nic nie sterczy, nikomu nic się nie wylewa. Nie wyglą- da się jak locha, którą Greenpeace chce na siłę wciągnąć do wody. Ale raj nie istnieje, istnieje real. I mimo że zapisałaś się na wypasioną gimnastykę, i zawsze po chipsach robisz pięć przysiadów, to ON tam jest. Niekończący się zwał skórny, ten alien. Dziecko rozwija się wzorowo, już nawet przyzwyczaiłaś 15/18

się do wiecznych Wujków i Cioć Dobra Rada. Macierzyństwo okazało się fascynującą przygodą, ale syndrom otłuszczonego balona nie odstępuje cię ani na krok. Aż przychodzi dzień, w którym pani w sklepie z bielizną patrzy na ciebie podejrzanie. Najpierw chce zaproponować przyszłej mamie szklankę wody, ale kiedy odkrywa swoje faux pas, podchodzi do stojaka z majtkami i wyciąga z niego największe reformy, jakie moż- na sobie wyobrazić. „Powinna pani spróbować”, doradza. Od tamtej pory świat staje się inny, jakby lepszy, słońce świeci mocniej, a nasze dziecko mniej płacze. Od kiedy mamy na sobie wyszczuplające majtki, niestraszne nam nowe wyzwa- nia. Nawet czasem zerkamy na siebie w lustrze i stajemy – tak, tak – bokiem. Zamiast rozkloszowanych tunik z powrotem wkładamy małe czarne i z uśmiechem przyjmujemy gratulacje z powodu doskonałej sylwetki. „To dieta i regularne ćwiczenia” mruczymy do siebie, zamawiając pizzę XL. Nawet lubimy swój brzuch, a z pewnością tego, kto wymyślił Ob- ciskające Gacie. Człowieku – you saved our lives! 16/18

17/18

18/18

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment pełnej wersji całej publikacji. Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj. Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu. Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie internetowym Nexto.pl.