kufajka

  • Dokumenty27 039
  • Odsłony1 872 495
  • Obserwuję1 392
  • Rozmiar dokumentów74.8 GB
  • Ilość pobrań1 681 817

Connelly Michael - Punkty zbieżne - (18. Harry Bosch)

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :1.5 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

kufajka
3. Ebooki według alfabetu
C

Connelly Michael - Punkty zbieżne - (18. Harry Bosch) .pdf

kufajka 3. Ebooki według alfabetu C CONNELLY MICHAEL Cykl: Harry Bosch
Użytkownik kufajka wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 360 stron)

Tytuł oryginału: THE CROSSING Copyright © 2015 by Hieronymus, Inc. Copyright © 2018 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga Copyright © 2018 for the Polish translation by Wydawnictwo Sonia Draga Projekt graficzny okładki: Mariusz Banachowicz Redakcja: Mariusz Kulan opracowanie wersji elektronicznej: lesiojot Korekta: Edyta Malinowska- Klimiuk, Kamila Majewska, Maria Zając ISBN: 978- 83- 8110- 613- 9 WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.o. ul. Fitelberga 1, 40- 588 Katowice tel. 32 782 64 77, fax 32 253 2519 E- wydanie 2018

Pamięci Simona Christensona

Pierwszy kwietnia - prima aprilis Ellis i Long znajdowali się o cztery długości samochodu za motocyklem na Ventura Boulevard. Jechali w kierunku wschodnim, zbliżając się do wielkiego zakola, gdzie droga skręcała na południe i przez przełęcz dochodziła do Hollywood. Za kierownicą siedział Ellis, co zresztą wolał, mimo że był starszy z dwójki partnerów i mógł dyktować Longowi, kto prowadzi, a kto jedzie na fotelu obok. Long spoglądał w dół na ekran swojego telefonu, na jakiś filmik wideo, i pilnował tego, co nazywali swoją inwestycją. Samochód wydawał się sprawny. Mocny. Kierownica nie miała luzów. Ellis czuł, że w pełni kontroluje pojazd. Na pasie po prawej dostrzegł wolne miejsce i dodał gazu. Wóz wyskoczył do przodu. Long podniósł wzrok. - Co robisz? - Pozbywam się problemu. - Jakiego? - Zanim powstanie. Nadrobił dystans i jechał teraz tuż za motocyklem. Widział czarne buty motocyklisty i pomarańczowe płomienie, wymalowane na baku. Pasowały kolorystycznie do camaro. Podjechał jeszcze parę metrów bliżej, a kiedy droga skręciła w prawo, pozwolił samochodowi odbić na lewy pas, pod wpływem siły dośrodkowej. Usłyszał wrzask motocyklisty, który kopnął bok auta, a następnie ostro przyspieszył, próbując wysforować się do przodu. To był błąd. Należało przyhamować i w ten sposób się wyrwać, on tymczasem wolał dodać gazu. Ellis gotował się na kolejny ruch i wcisnął pedał akceleratora. Camaro zaszarżował na lewy pas i odciął tamtemu drogę.

Ellis usłyszał pisk hamulców i długie, przeciągłe wycie klaksonu, kiedy motocykl wjechał wprost na przeciwległe pasy jezdni. A potem wysoki, rozdzierający pisk dartej stali i nieunikniony huk metalu uderzającego o metal. Uśmiechnął się i jechał dalej.

1 Był piątkowy ranek, co sprytniejsi ludzie zdążyli już wyjechać na weekend. Dzięki temu ruch pojazdów zmierzających do centrum znacznie się zmniejszył i Harry Bosch dotarł do sądu dość wcześnie. Zamiast poczekać na Mickeya Hallera na frontowych schodach, gdzie się umówili, postanowił poszukać prawnika we wnętrzu monolitycznej budowli, która zajmowała połowę przecznicy i na osiemnaście pięter wystrzelała w powietrze. Jednakże znalezienie Hallera nie musiało być aż tak trudne, jak sugerowała to wielkość budynku. Po przejściu przez wykrywacz metalu ustawiony w holu - nowe doświadczenie dla Boscha - detektyw wjechał windą na czternaste piętro. Tam zaczął lustrować poszczególne sale sądowe, schodząc po schodach z jednej kondygnacji na drugą. Większość sal, w których rozpatrywano sprawy karne, znajdowała się na piętrach od ósmego do czternastego. Bosch wiedział o tym, gdyż w ostatnich latach spędził w nich mnóstwo czasu. Znalazł Hallera w Departamencie 120 na dwunastym piętrze. Właśnie trwała rozprawa, lecz bez ławy przysięgłych. Haller powiedział wcześniej Boschowi, że będzie obecny na przesłuchaniu wstępnym, które powinno się skończyć przed ich spotkaniem w porze lunchu. Harry wsunął się w ławkę na końcu galerii dla publiczności i patrzył, jak Haller zadaje pytania umundurowanemu funkcjonariuszowi policji Los Angeles, który stoi w miejscu dla świadków. Bosch nie słyszał wprawdzie początku przesłuchania, jednak najsoczystsze fragmenty grillowania go nie ominęły. - Funkcjonariuszu Sanchez, chciałbym, zęby wymienił pan teraz po kolei wszystkie czynności, które doprowadziły do aresztowania pana Hennegana w dniu jedenastym grudnia zeszłego roku - mówił Haller. - Może zaczniemy od pańskiego grafiku zadań na tamten dzień. Sanchez potrzebował chwili, żeby przygotować sobie odpowiedź na to- jak się wydaje - rutynowe pytanie. Bosch zauważył, że

funkcjonariusz ma na rękawie trzy belki; każda symbolizowała pięć lat pracy w policji. Piętnaście lat oznaczało ogromne doświadczenie i Bosch doszedł do wniosku, że Sanchez będzie miał się przed Hallerem na baczności. Udzieli mu tylko takich odpowiedzi, które przydadzą się oskarżycielowi, nie obrońcy. - Razem z partnerem odbywaliśmy rutynowy patrol w rejonie Siedemdziesiątej Siódmej Ulicy - odrzekł Sanchez.- Zbiegiem okoliczności w chwili zdarzenia jechaliśmy na zachód Florence Avenue. - I pan Hennegan także podążał Florence Avenue? - Tak, zgadza się. - W którym kierunku? - Też w zachodnim. Jego samochód jechał bezpośrednio przed nami. - Dobrze, a potem co się wydarzyło? - Zbliżyliśmy się do sygnalizacji świetlnej przy Normandie. Pan Hennegan zatrzymał się na czerwonym, a my stanęliśmy za nim. Następnie pan Hennegan włączył kierunkowskaz i skręcił w prawo, w kierunku północnym, na Normandie. - Czy skręcając w prawo na czerwonym świetle, pan Hennegan popełnił wykroczenie drogowe? - Nie, nie popełnił. Najpierw zupełnie się zatrzymał, a potem skręcił, po sprawdzeniu sytuacji. Haller kiwnął głową i odhaczył coś w notatniku. Siedział tuż obok swojego klienta, ubranego w więzienny strój - pewny znak, że sprawa dotyczy poważnego przestępstwa. Bosch domyślał się, że chodzi o narkotyki i że Haller próbuje podważyć zarzuty dotyczące tego, co znaleziono w samochodzie jego klienta, dowodząc niezgodnego z prawem zatrzymania. Adwokat zadawał świadkowi pytania, siedząc w ławie obrońców. Wobec nieobecności przysięgłych sędzia nie zachowywał się jak formalista i nie wymagał, żeby stać podczas zwracania się do świadka. - Pan również skręcił, w ślad za samochodem pana Hennegana, zgadza się? - spytał Haller.

- Owszem - potwierdził Sánchez. - W którym momencie postanowił pan nakazać panu Henneganowi, aby zatrzymał pojazd? - Zaraz potem. Włączyliśmy koguta, oskarżony zjechał na pobocze. - Co się działo później? - W chwili gdy się zatrzymał, otworzyły się drzwiczki od strony pasażera i wyskoczył z nich jakiś człowiek. - Uciekał? - Tak jest. - Dokąd? - Niedaleko jest galeria handlowa, z uliczką na tyłach. Wbiegł w tę uliczkę. Kierował się na wschód. - Czy pan lub pański partner rzuciliście się w pościg? - Nie, proszę pana, to byłoby wbrew regulaminowi. Rozdzielenie się jest niebezpieczne. Mój partner poprosił przez radio o wsparcie, także z powietrza. Przekazał opis mężczyzny, który uciekał. - Z powietrza? - Policyjny helikopter. - Rozumiem. A co pan robił, panie Sánchez, gdy pański partner wzywał pomoc przez radio? - Wysiadłem z radiowozu i podszedłem do zatrzymanego pojazdu od strony kierowcy. Kazałem mu wystawić ręce za okno, tak żebym je widział. - Wyciągnął pan broń? - Tak, wyciągnąłem. - Co było potem? - Poleciłem kierowcy- panu Henneganowi- wysiąść z pojazdu i położyć się na ziemi. Posłuchał. Założyłem mu kajdanki. - Czy powiedział mu pan, dlaczego jest aresztowany? - Wtedy nie byt jeszcze aresztowany. - Został zakuty w kajdanki, kiedy leżał twarzą do ziemi, ale pan twierdzi, że nie był aresztowany? - Nie wiedzieliśmy, kogo zatrzymaliśmy, chodziło mi wyłącznie o bezpieczeństwo swoje i partnera. Pasażer tego samochodu uciekał,

to głównie wzbudziło nasze podejrzenia. - Więc fakt, że z pojazdu wyskoczył jakiś człowiek, stanowił katalizator dalszych wydarzeń. - Tak jest. Haller przerzucił kilka stron w swoim żółtym notatniku, zajrzał do zapisków, a następnie sprawdził coś w laptopie, który stał otwarty na stole obrońców. Jego klient miał spuszczoną głowę; wydawało się, że śpi. Sędzia, który siedział tak głęboko wciśnięty w fotel, że Bosch widział ledwie czubek jego siwej głowy, odchrząknął i pochylił się, ujawniając swoją obecność na sali sądowej. Ustawiona przed nim plakietka informowała, że nazywa się Steve Yerrid. Bosch nie rozpoznawał ani nazwiska, ani jego właściciela, co o niczym jeszcze nie świadczyło, gdyż w budynku tym znajdowało się ponad pięćdziesiąt sal, obsługiwanych przez ponad pięćdziesięciu sędziów. - Nie ma pan więcej pytań, panie Haller? - zapytał. - Przepraszam, wysoki sądzie - odrzekł Haller. - Tylko sprawdzam coś w notatkach. - Proszę dalej. - Oczywiście, wysoki sądzie. - Haller najwyraźniej znalazł już to, czego szukał, i gotów był do dalszych działań. - Jak długo pan Hennegan leżał na tej ulicy, zakuty w kajdanki, funkcjonariuszu Sanchez? - Zajrzałem do samochodu, a kiedy zyskałem pewność, że nikogo więcej w nim nie ma, wróciłem do pana Hennegana, obszukałem go - chodziło o broń - a potem podniosłem na nogi i kazałem mu usiąść na tylnej kanapie radiowozu. Dla jego własnego bezpieczeństwa oraz naszego. - Dlaczego mówi pan o jego bezpieczeństwie? - Jak już wspomniałem, nie wiedzieliśmy, z czym mamy do czynienia. Jeden facet ucieka, drugi zachowuje się nerwowo. Należało zapewnić wszystkim bezpieczeństwo i ustalić, o co chodzi. - Kiedy po raz pierwszy zauważył pan, że pan Hennegan zachowuje się nerwowo, jak się pan wyraził?

- Od razu. Gdy kazałem mu wystawić ręce za okno. - A wydając to polecenie, mierzył pan do niego z pistoletu, prawda? - Tak. - Okej, czyli Hennegan siedział w pańskim radiowozie, z tyłu. Poprosił go pan o zgodę na przeszukanie jego samochodu? - Owszem, poprosiłem. Odmówił. - Co pan zrobił po tej odmowie? - Uruchomiłem radio i poprosiłem o psa tropiącego narkotyki. - Do czego potrzebny jest taki pies? - Został specjalnie przeszkolony do wykrywania narkotyków. - No dobrze, ile czasu minęło, zanim pies dotarł na skrzyżowanie Florence i Normandie? - Około godziny. Musiano go przywieźć z akademii, gdzie odbywał się pokaz szkoleniowy. - Czyli przez godzinę mój klient siedział na tylnej kanapie radiowozu i czekał. - Zgadza się. - Oczywiście, ze względu na swoje bezpieczeństwo. I pańskie. - Tak jest. - Ile razy podchodził pan do radiowozu, otwierał drzwi i pytał, czy może przeszukać jego samochód? - Dwa, może trzy razy. - I jak brzmiała jego odpowiedź? - Za każdym razem „nie". - Czy pan albo drugi funkcjonariusz kiedykolwiek zatrzymaliście pasażera, który uciekł z pojazdu? - O ile wiem, nie. Ale już następnego dnia cała sprawa została przekazana Sekcji Antynarkotykowej Biura Południowego. - A kiedy pies wreszcie dotarł na miejsce, co się wydarzyło? - Przewodnik obszedł z nim pojazd należący do podejrzanego. Pies podniósł alarm koło bagażnika. - Jak się wabił? - Chyba Cosmo.

- Jakim pojazdem poruszał się pan Hennegan? - Starą toyotą camry. - A więc Cosmo powiedział wam, że w bagażniku są narkotyki. - Tak jest. - Otworzył pan bagażnik. - Alarm wszczęty przez psa uznaliśmy za wystarczający powód do przeszukania bagażnika. - I znalazł pan narkotyki, funkcjonariuszu Sanchez? - Znaleźliśmy torebkę z czymś, co wyglądało na metamfetaminę, a także worek pieniędzy. - Ile było tej metamfetaminy? - Jeden przecinek zero dziewięć kilograma, jak się okazało. - A pieniędzy? - Osiemdziesiąt sześć tysięcy dolarów. - W gotówce? - Wyłącznie w gotówce. - I wtedy aresztował pan pana Hennegana za posiadanie narkotyków z zamiarem ich sprzedaży, zgadza się? - Tak, aresztowaliśmy go, odczytaliśmy mu jego prawa, a następnie zabraliśmy do aresztu w Biurze Południowym. Haller kiwnął głową. Znów zaglądał w swój notes. Bosch wiedział, że adwokat musi mieć jakiegoś asa w rękawie. Ujawnił go, gdy sędzia kazał mu się pospieszyć z procedowaniem. - Funkcjonariuszu, wróćmy do samego zatrzymania pojazdu. Zeznał pan, że pan Hennegan skręcił wprawo na czerwonym świetle po tym, jak wcześniej zatrzymał swój samochód i odczekał, aż droga będzie wolna. Czy dobrze zrozumiałem? - Tak, to się zgadza. - I że było to zgodne z przepisami ruchu drogowego, czy tak? - Tak. - Skoro zatem zrobił on wszystko prawidłowo, dlaczego włączył pan koguta i kazał mu zjechać na pobocze? Sanchez zerknął szybko na prokuratora, który siedział za stołem naprzeciwko Hallera. Jak dotąd oskarżyciel milczał, lecz Bosch

widział, że w czasie składania zeznań przez policjanta cały czas robił notatki. Zerknięcie to podpowiedziało Harry'emu, że Haller trafił w czuły punkt. - Wysoki sądzie, czy może wysoki sąd poprosić świadka, aby odpowiedział na moje pytanie, a nie szukał pomocy u pana prokuratora? - ponaglił Haller. Sędzia Yerrid znów pochylił się i kazał Sanchezowi odpowiedzieć. Sanchez poprosił o powtórzenie pytania, co też Haller uczynił. - To było w okolicach Bożego Narodzenia - powiedział policjant. - W tym okresie roku zawsze wręczamy indykowe mandaty. Zatrzymałem ich, żeby dać im taki właśnie mandat. - Indykowe mandaty? - zdziwił się Haller. - Cóż to takiego?

2 Bosch z przyjemnością oglądał ten show a la Prawnik z lincolna. Haller ze znawstwem wyciągnął wszystkie szczegóły aresztowania, trafiając w piętę achillesową oskarżenia, i miał właśnie zamiar odpowiednio ów fakt wykorzystać. Harry domyślał się już, dlaczego prokurator przez cały czas milczał. Nic nie mógł poradzić przeciwko faktom. Wszystko sprowadzało się jedynie do tego, jak przedstawi je później sędziemu. - Co to jest indykowy mandat, funkcjonariuszu Sanchez? - ponowił pytanie Haller. - Cóż, w południowym Los Angeles działa sieć marketów o nazwie Little John's. Co roku w okolicach Święta Dziękczynienia i Bożego Narodzenia dają nam kupony upominkowe na zakup indyka. A myje rozdajemy ludziom. - Jako prezenty? - upewnił się Haller. - Tak, jako prezenty- odrzekł Sanchez. - Na jakiej podstawie decydujecie, kto ma je dostać? - Zwracamy uwagę na porządnych kierowców, osoby zachowujące się tak, jak należy. - Na przykład na kierowców, którzy przestrzegają przepisów ruchu drogowego? - Właśnie. - Więc w tym wypadku kazaliście panu Henneganowi zjechać na pobocze, gdyż na czerwonym świetle zachował się, jak należy? - Tak. - Innymi słowy, zatrzymał pan pana Hennegana za to, że nie złamał prawa, zgadza się? Sanchez znów spojrzał na prokuratora, licząc na jakąś pomoc. Nie doczekał się i sam musiał się zmagać z odpowiedzią. - Nie wiedzieliśmy, że złamał prawo. Ustaliliśmy to dopiero, gdy jego kolega wyskoczył z wozu i gdy znaleźliśmy narkotyki oraz pieniądze.

Nawet Bosch uznał to tłumaczenie za żałosne. Ale Haller nie zamierzał odpuścić. - Funkcjonariuszu Sanchez- powiedział.- Ujmę to bardzo konkretnie: zanim uruchomił pan sygnalizację świetlną oraz syrenę w radiowozie w celu zatrzymania pana Hennegana, pan Hennegan nie popełnił żadnego wykroczenia, ani też nie zrobił nic nielegalnego. Zgadza się? Sanchez wymamrotał odpowiedź: - Zgadza. - Proszę powtórzyć to wyraźnie do protokołu - polecił Haller. - Zgadza się - powiedział Sanchez głośno, poirytowanym tonem. - Nie mam więcej pytań, wysoki sądzie. Sędzia zapytał prokuratora - zwracając się doń per „panie Wright" - czy chce przesłuchać świadka, lecz Wright się poddał. Z faktami się nie dyskutuje, żadne pytanie, które zdołałby zadać, nie byłoby w stanie ich zmienić. Sędzia odprawił funkcjonariusza Sancheza, po czym zwrócił się do obu prawników. - Czas na pański wniosek, mecenasie Haller - rzekł. - Czy jest pan gotów do przedstawienia swojej argumentacji? Nastąpiła krótka dyskusja: Haller odrzekł, że chciałby procedować dalej na podstawie ustnej argumentacji, którą przygotował, na co Wright odparł, że wolałby otrzymać ją na piśmie. Sędzia Yerrid poparł Hallera, mówiąc, że chce teraz usłyszeć jego stanowisko, a dopiero potem zdecydować, czy pisemna argumentacja będzie konieczna. Haller wstał i podszedł do pulpitu, który znajdował się między prokuratorem a ławą obrońcy. - Powiem krótko, wysoki sądzie, ponieważ moim zdaniem fakty w tej sprawie są całkowicie jednoznaczne. Należy uznać, że podstawa prawna do zatrzymania mojego klienta nie tylko była niewystarczająca, lecz nawet nie istniała. Pan Hennegan przestrzegał wszystkich przepisów ruchu drogowego, pod żadnym względem nie zachowywał się podejrzanie. A tymczasem funkcjonariusz Sanchez i jego partner włączyli światła ostrzegawcze oraz syrenę i kazali mu

zjechać na pobocze. Haller przyniósł ze sobą jakąś opasłą prawniczą księgę, którą położył na pulpicie. Zerknął teraz do niej, na zaznaczony wcześniej fragment tekstu, po czym kontynuował: - Wysoki sądzie, czwarta poprawka do konstytucji określa, że tego rodzaju zatrzymanie i przeszukanie może odbyć się tylko na podstawie nakazu, wydanego przez uprawnione do tego organa. Wyjątek stanowią naprawdę szczególne okoliczności, gdy istnieje uzasadnione podejrzenie, że doszło do złamania prawa, lub graniczące z pewnością prawdopodobieństwo, iż osoby znajdujące się wdanym pojeździe popełniły przestępstwo. W tym przypadku żadna z powyższych okoliczności nie wystąpiła. Czwarta poprawka nakłada na władze zdecydowane ograniczenia, jeśli chodzi o egzekwowanie wspomnianego prawa. Rozdawanie kuponów na zakup indyka nie jest właściwym sposobem realizowania konstytucyjnych uprawnień. Pan Hennegan nie popełnił najmniejszego wykroczenia drogowego i- jak przyznał sam funkcjonariusz, który dokonał aresztowania- przed zatrzymaniem prowadził pojazd w sposób absolutnie właściwy. Nie jest istotne, co znaleziono później w bagażniku jego samochodu. Władze pogwałciły prawo mojego klienta do ochrony przed bezprawnym przeszukaniem i zatrzymaniem. - Haller przerwał, prawdopodobnie próbując ocenić, czy musi dodać coś więcej. - Ponadto - rzekł po chwili - owa godzina, którą pan Hennegan spędził zamknięty na tylnym siedzeniu radiowozu funkcjonariusza Sancheza, oznacza areszt bez nakazu sądowego oraz bez wyraźnych przesłanek i jako taki również stanowi złamanie praw mojego klienta do ochrony przed bezprawnym przeszukaniem i zatrzymaniem. To owoc zatrutego drzewa, wysoki sądzie. Zatrzymanie było czymś złym. Wszystko, co się z nim wiąże i z niego wypływa, jest tym samym skażone. Dziękuję. Haller wrócił na swoje miejsce i usiadł. Jego klient nie dawał po sobie poznać, że słuchał tej argumentacji ją i zrozumiał. - Panie Wright? - powiedział sędzia.

Prokurator wstał i niechętnie zbliżył się do pulpitu. Bosch nie miał wykształcenia prawniczego, ale dysponował solidnym doświadczeniem i wiedzą na temat prawa. Było dlań jasne, iż postępowanie przeciwko Henneganowi nie idzie dobrze. - Wysoki sądzie - zaczął Wright. - Codziennie, przez okrągły tydzień, funkcjonariusze policji mają do czynienia z różnymi obywatelami. Niekiedy spotkania te kończą się aresztowaniem. Jednak zgodnie z orzeczeniem Sądu Najwyższego, „nie każda bezpośrednia styczność pomiędzy funkcjonariuszami policji a obywatelami musi kończyć się zatrzymaniem". Tu właśnie mamy do czynienia z taką bezpośrednią stycznością policjanta z obywatelem - doszło do niej z powodu chęci wynagrodzenia dobrego zachowania. A to, że wypadki potoczyły się w zupełnie innym kierunku i powstały nowe okoliczności uzasadniające podjęcie działań przez funkcjonariuszy, wynika z faktu ucieczki pasażera z pojazdu oskarżonego. Byt to zasadniczy element, który zmienił obraz sytuacji. - Wright zerknął do żółtego notatnika, który przyniósł na pulpit. Znalazł odpowiednie miejsce i kontynuował. - Oskarżony jest dilerem narkotyków. Dobre intencje policjantów, którzy go zatrzymali, nie powinny stanowić przeszkody w dalszym postępowaniu. Sąd ma w tym zakresie pełną swobodę decyzji, ale funkcjonariusz Sanchez i jego partner nie mogą ponieść kary za to, że wykonywali swoje obowiązki wzorowo. Wright usiadł. Bosch wiedział, że argumentacja ta sprowadzała się właściwie do zdania się na łaskę sądu. Haller wstał, gotowy do odpowiedzi. - Wysoki sądzie, chciałbym podkreślić tylko jedną rzecz. Pan Wright się myli. Cytuje orzecznictwo, ale pomija ów fragment, który mówi, że gdy funkcjonariusz policji - siłą fizyczną lub mocą nadanej mu władzy - zatrzymuje jakiegoś obywatela, dochodzi do aresztowania. Jakby pan prokurator posługiwał się suwakiem logarytmicznym i ustawiał fakt zatrzymania względem prawdopodobnej przyczyny. Twierdzi, że zatrzymanie nastąpiło dopiero wtedy, gdy pasażer wyskoczył z samochodu pana Hennegana, kiedy już istniały ku temu przesłanki. Lecz logika ta nie ma sensu, wysoki sądzie. Kogut na

radiowozie oraz dźwięki syreny, które uruchomił funkcjonariusz Sanchez, zmusiły pana Hennegana do zjazdu na pobocze. Aby jednak mogło dojść do aresztowania, pod jakimkolwiek zarzutem, muszą zajść stosowne przesłanki do zatrzymania pojazdu. Obywatele mają prawo do swobodnego podróżowania i niczym niezakłóconego poruszania się po całym kraju. Zmuszanie ich do zatrzymania się i rozmowy stanowi pogwałcenie tego prawa. Krótko mówiąc, indykowy mandat nie stanowi żadnej podstawy do takich działań. W tej sprawie postąpiono niezgodnie z prawem, wysoki sądzie. Dziękuję. Zadowolony ze swego przemówienia, Haller wrócił na miejsce. Wright nie wstawał, żeby przemówić. Swoją argumentację, lub właściwie to, co z niej zostało, przedstawił już wcześniej w całości. Sędzia Yerrid pochylił się ponownie i odchrząknął prosto do mikrofonu, powodując w całej sali głośną eksplozję. Hennegan wyprostował się gwałtownie, dowodząc, że istotnie przespał całe przesłuchanie, które mogło zadecydować o jego losie. - Przepraszam - rzekł Yerrid, gdy grzmot już ucichł. - Po wysłuchaniu zeznań świadka oraz argumentacji stron, sąd przychyla się do wniosku o oddalenie powództwa. Materiał dowodowy znaleziony w bagażniku... - Wysoki sądzie! - krzyknął Wright, zrywając się z miejsca. - Proszę o uzasadnienie. - Rozłożył szeroko ręce, jakby zaskoczony decyzją sądu, której musiał się z całą pewnością spodziewać. - Wysoki sądzie, bez uznania materiału dowodowego z bagażnika pojazdu oskarżenie nie ma żadnych podstaw. Czy narkotyki i pieniądze zostały przez sąd zignorowane? - Właśnie to chcę powiedzieć, panie Wright. Nie było wystarczających przesłanek do zatrzymania tego samochodu. Jak określił to pan Haller, mamy do czynienia z owocem zatrutego drzewa. Wright wskazał bezpośrednio na Hennegana. - Wysoki sądzie, ten człowiek to diler narkotyków. Ponosi współodpowiedzialność za plagę trapiącą nasze miasto i

społeczeństwo. A wysoki sąd pozwala mu wrócić do... - Panie Wright! - warknął sędzia do mikrofonu. - Sąd nie ponosi odpowiedzialności za błędy prokuratury. - Prokuratura wniesie zażalenie w ciągu dwudziestu czterech godzin. - Ma takie prawo. Będę bardzo ciekaw, czy uda się panu sprawić, żeby czwarta poprawka zniknęła. Wright spuścił nisko głowę. Haller wykorzystał okazję, aby wstać i posypać rany prokuratora solą. - Wysoki sądzie, wnoszę o oddalenie zarzutów przeciwko mojemu klientowi. Brak jakichkolwiek dowodów uzasadniających akt oskarżenia. Yerrid skinął głową. Wiedział, że ten moment nadejdzie. Postanowił okazać Wrightowi odrobinę miłosierdzia. - Gruntownie rozważę ten wniosek, panie Haller, poczekam też, czy prokuratura istotnie złoży zażalenie. Czy coś jeszcze, panowie? - Nie, wysoki sądzie - rzekł Wright. - Tak, wysoki sądzie - powiedział Haller. - Mój klient przebywa w areszcie, a kaucja wynosi pół miliona dolarów. Proszę o jego zwolnienie do czasu rozpatrzenia wniosku o oddalenie zarzutów lub zażalenia. - Zgłaszam sprzeciw- odezwał się Wright.- Wspólnik tego człowieka uciekł. Wszystko wskazuje na to, że Hennegan zrobi to samo. Jak już mówiłem, zgłosimy wniosek o ponowne rozpatrzenie sprawy. - Skoro tak pan twierdzi - powiedział sędzia. - Wezmę pod rozwagę kwestię zasadności kaucji. Zobaczymy, co zrobi oskarżenie. Panie Haller, zawsze może pan wnieść o ponowne rozpatrzenie pańskiego wniosku, jeśli prokuratura okręgowa będzie się ociągać. - Yerrid dawał Wrightowi do zrozumienia, żeby nie grat na zwłokę, bo w przeciwnym razie on podejmie stosowne kroki. - Skoro nie ma już nic więcej, odraczam postępowanie - rzekł sędzia. Yerrid odczekał chwilę na reakcję obu prawników, a potem wstał i wyszedł zza swojego potężnego biurka. Zniknął za drzwiami, znajdującymi się za stanowiskiem protokolanta.

Bosch patrzył, jak Haller klepie Hennegana w ramię i pochyla się, aby mu wyjaśnić, jak wielkie zwycięstwo właśnie odniósł. Lecz stanowisko sądu nie oznaczało jeszcze, że Hennegan za chwilę wyjdzie z tej sali lub z aresztu tanecznym krokiem. Absolutnie nie. Sprawa dopiero się zaczynała. Prokuratura niewątpliwie odniosła rany, z których łatwo się nie wyliże. Jednak dopóki Hennegan pozostawał za kratkami, oskarżyciel publiczny wciąż miał pole manewru. Wright mógł na przykład zaproponować zmianę kwalifikacji czynu na łagodniejszą w zamian za przyznanie się do winy. Hennegan stanąłby wówczas przed perspektywą spędzenia w zakładzie karnym nie wielu lat, lecz paru miesięcy, a prokuratura uzyskałaby skazanie, czyli wygrałaby sprawę. Bosch wiedział, że tak właśnie działa ten system. Prawo można nagiąć. Jeśli chodzi o prawników, zawsze potrafią się dogadać i dobić targu. Sędzia oczywiście też był tego świadomy. Sprawa, którą prowadził, w zasadzie pozostawała rozstrzygnięta. Wszyscy na sali sądowej zdawali sobie sprawę, że Hennegan jest dilerem narkotyków. Jednak aresztowanie przeprowadzono niezgodnie z procedurami, dlatego materiał dowodowy się nie liczył. Trzymając Hennegana w areszcie, sędzia dawał czas na opracowanie rozwiązania, które uniemożliwiłoby dilerowi wymknięcie się sprawiedliwości. Wright szybko spakował swoją aktówkę i odwrócił się w stronę wyjścia. Idąc ku drzwiom, rzucił okiem na Hallera i powiedział, że będą w kontakcie. Haller skinął głową dopiero wtedy zauważył Boscha. Szybko skończył rozmowę ze swoim klientem. Strażnik sądowy podszedł, żeby zabrać Hennegana do aresztu. Niedługo potem Haller przeszedł przez drzwi, za którymi czekał na niego Bosch. - Ile z tego zrozumiałeś? - spytał. - Wystarczająco dużo - odpowiedział Bosch. - Usłyszałem, że „pan Wright się myli"1 1 Gra słów: Wright (ang.) wymawia się tak samo jak right- mieć rację (wszystkie przypisy pochodziodzą od tłumacza).

Haller wyszczerzył zęby. - Czekałem całe lata, żeby dostać go jako przeciwnika i móc mu to powiedzieć. - Powinienem d chyba pogratulować. Haller skinął głową. - Prawdę mówiąc, coś takiego nie zdarza się zbyt często. Na palcach obu rąk mógłbym policzyć, ile razy udało mi się doprowadzić do oddalenia zarzutów. - Mówiłeś o tym swojemu klientowi? - Subtelności prawa dziwnym trafem go nie interesują. Chce tylko wiedzieć, kiedy go wypuszczą.

3 Zjedli w restauracji Traxx na Union Station. Było to przyjemne miejsce, blisko budynku sądu, w porze lunchu ulubione przez sędziów i prawników. Kelnerka znała Hallera i nie trudziła się podawaniem mu menu. Po prostu zamówił to, co zwykle. Bosch zajrzał szybko do jadłospisu i wybrał hamburgera z frytkami, rozczarowując tym Hallera. Wcześniej po drodze rozmawiali o sprawach rodzinnych. Bosch i Haller byli przyrodnimi braćmi i mieli córki w tym samym wieku. Dziewczęta planowały zamieszkać w jednym pokoju od września, jako studentki Chapman University w hrabstwie Orange. Obie dostały się na tę uczelnię, nie mając pojęcia o zamiarach tej drugiej; dowiedziały się o tym dopiero, gdy opublikowały na swoich profilach na Facebooku pisma potwierdzające przyjęcie na studia. Tak powstał plan wspólnego zamieszkania w jednym pokoju. Ojcowie byli z niego zadowoleni, ponieważ zdawali sobie sprawę, że połączywszy siły, łatwiej będą mogli dbać o córki i monitorować, jak dostosowują się do studenckiego życia. Gdy siedzieli przy stoliku obok okna z widokiem na przepastną halę dworcową, nadszedł czas, aby przejść do rzeczy. Bosch oczekiwał bowiem najnowszych informacji w sprawie, którą Haller dla niego prowadził. W minionym roku Harry został zawieszony jako funkcjonariusz policji Los Angeles pod mocno naciąganym zarzutem, że otworzył zamek w gabinecie pewnego kapitana i dorwał się do starych kronik kryminalnych w związku z prowadzonym przez siebie śledztwem dotyczącym zabójstwa. Była wtedy niedziela, a Bosch nie chciał czekać do następnego dnia, aż kapitan przyjdzie do pracy. Właściwie nic poważnego, lecz wykroczenie to mogło stanowić pretekst do wszczęcia procedury usunięcia go ze stanowiska. Co ważniejsze, w okresie zawieszenia Bosch nie otrzymywał pensji, a to oznaczało również wstrzymanie wpłat na rzecz Opcjonalnego

Planu Odroczenia Emerytalnego (DROP). Nie miał więc ani wynagrodzenia, ani dostępu do środków zgromadzonych w DROP, a jednocześnie musiał walczyć o przywrócenie do pracy i stanąć przed Komisją Dyscyplinarną - obliczał, że zajmie to minimum pół roku, czyli zakończenie całej sprawy nastąpi już po przewidywanym terminie jego przejścia na emeryturę. Nie mając pieniędzy na bieżące wydatki oraz na opłacenie studiów córki, Bosch zdecydował się więc zostać emerytem od razu, aby móc korzystać ze środków z DROP. Następnie zatrudnił Hallera, który wniósł pozew przeciwko miastu, zarzucając departamentowi policji podjęcie niezgodnych z prawem działań, które miały zmusić Harry'ego do odejścia. Haller poprosił go o spotkanie twarzą w twarz, dlatego Bosch nie spodziewał się dobrych wiadomości. Wcześniej prawnik przekazywał mu najnowsze informacje przez telefon. Harry domyśla! się, że coś się stało. Postanowił odłożyć dyskusję nad własną sprawą i na moment powrócić do przesłuchania, które skończyło się przed chwilą. - Musisz być bardzo z siebie dumny, że wyciągnąłeś tego dilera narkotykowego - powiedział. - Wiesz równie dobrze jak ja, że on wcale nie wyjdzie - odparł Haller. - Sędzia nie miał wyboru. Teraz prokuratura zmieni kwalifikację czynu i mój facecik i tak odsiedzi swoje. Bosch pokiwał głową. - Ale ta gotówka w bagażniku- rzekł.- Jestem pewien, że to się odbije rykoszetem. Ile wynosi twoje wynagrodzenie? Jeśli wolno spytać. - Pięćdziesiąt tysięcy plus samochód - odpowiedział Haller. - Nie będzie go potrzebował za kratkami. Mam kogoś, kto się tym zajmie. Likwidatora. Po sprzedaży wozu dostanę dodatkowych kilka tysięcy. - Nieźle. - Nieźle, jeśli wszystko dostanę. Muszę opłacać rachunki. Hennegan wynajął mnie, ponieważ zobaczył moje nazwisko na reklamie na przystanku autobusowym właśnie tam, na skrzyżowaniu Florence i Normandie. Siedząc na tylnej kanapie radiowozu, do

którego go wsadzili. Zapamiętał mój numer telefonu. W całym mieście mam sześćdziesiąt takich reklam na przystankach, co kosztuje mnie niezłą kasę. Muszę tankować bak, Harry. Bosch nalegał wcześniej, że zapłaci Hallerowi za jego pracę nad swoim pozwem, lecz jego propozycja nie sięgała takich stratosferycznych wyżyn jak potencjalna zapłata od Hennegana. Haller mógł jeszcze obniżyć koszty własne, zlecając pracownikowi załatwianie wszelkich czynności pozasądowych. Nazywał to rabatem dla przedstawicieli organów ścigania. - Skoro o forsie mowa: wiesz, ile Chapman będzie nas kosztował? - zapytał Haller. Bosch kiwnął głową. - Sporo - rzekł. - Nie zarobiłem tyle przez pierwsze dziesięć lat mojej pracy jako glina. Ale Maddie ma dwa stypendia. Hayley coś sobie załatwiła? - Tak, dobrze jej poszło. Każde wsparcie bardzo się przyda. Bosch pokiwał głową, jakby omówili już wszystko i ich spotkanie zmierzało ku końcowi. - No dobra, dawaj te złe wieści - powiedział. - Zanim przyjdzie żarcie. - Jakie złe wieści? - zapytał Haller. - Nie wiem. Ale pierwszy raz chciałeś się ze mną spotkać osobiście. Zakładam, że coś jest nie tak. Haller pokręcił głową. - Och, nawet nie zamierzam gadać o tym sporze z policją Los Angeles. Sprawa się wlecze, ale nadal trzymamy ich w narożniku. Chciałem porozmawiać o czymś innym. Chcę cię wynająć, Harry. - Wynająć mnie. To znaczy? - Wiesz, ze prowadzę sprawę Lexi Parks, prawda? Że bronię Da'Quana Fostera? Boscha zaskoczył ten niespodziewany zwrot w rozmowie. - No tak, reprezentujesz Fostera. Co to ma wspólnego z... - Cóż, Harry, proces sądowy rozpoczyna się za sześć tygodni, a ja mam gówno, a nie materiał, który mógłbym wykorzystać do obrony

klienta. Stary, on tego nie zrobił, ale ten wasz cudowny system wymiaru sprawiedliwości rozpierdala go na kawałki. Jeśli czegoś nie zrobię, skażą go za zabójstwo. Chcę cię wynająć, żebyś dla mnie pracował. Haller pochylił się nad stołem, z naleganiem. Bosch bezwiednie się cofnął. Wciąż odnosił wrażenie, że jest jedynym facetem w tej restauracji, który nie wie, co się dzieje na świecie. Od przejścia na emeryturę zatracił wiedzę o bieżących rozgrywkach w tym mieście. Nazwiska Lexi Parks i Da'Quana Fostera tkwiły gdzieś na peryferiach jego świadomości. Słyszał, że jest taka sprawa i w dodatku poważna. Lecz ostatnie pół roku starał się trzymać z dala od tych artykułów w gazetach i programów w telewizji, które przypominałyby mu o misji, jaką realizował przez blisko trzydzieści lat - o łapaniu morderców. Udało mu się to tak bardzo, że wziął się nawet za od – dawna – planowany - lecz- nigdy - niezrealizowany projekt remontu starego motocykla marki Harley-Davidson, który rdzewiał i kurzył się w jego garażu od prawie dwudziestu lat. - Ale przecież ty już masz dochodzeniowca - powiedział Bosch. - Tego wielkiego faceta o wielkich rękach. Motocyklistę. - No tak, Cisco, tylko że Cisco jest na zwolnieniu i nie może zajmować się sprawą taką jak ta - odrzekł Haller. - Zabójstwo zdarza mi się może raz na dwa lata. To wziąłem tylko dlatego, że Foster to mój długoletni klient. Potrzebuję twojej pomocy, Harry. - Na zwolnieniu? Co mu się stało? Haller potrząsnął głową, jakby coś sprawiło mu ból. - Facet codziennie jeździł na harleyu, lawirował między samochodami, jak mu się podobało. Zakładał taki supernowoczesny kask, który - jeśli chodzi o ochronę karku - okazał się totalnym gównem. Mówiłem mu, że to tylko kwestia czasu. Prosiłem o prawo pierwszeństwa do jego wątroby. Nie bez powodu motocyklistów nazywają dawcami organów. Nieważne, jak ty dobrze jeździsz - w ruchu drogowym uczestniczą też inni. - Więc co się stało? - Któregoś wieczoru, nie tak dawno, pędził po Ventura. Natknął się