kufajka

  • Dokumenty27 039
  • Odsłony1 857 473
  • Obserwuję1 379
  • Rozmiar dokumentów74.8 GB
  • Ilość pobrań1 671 037

Edigey Jerzy - Szpiedzy króla Asarhaddona

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :31.6 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

kufajka
3. Ebooki według alfabetu
E

Edigey Jerzy - Szpiedzy króla Asarhaddona.pdf

kufajka 3. Ebooki według alfabetu E EDIGEY JERZY Powieści
Użytkownik kufajka wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 214 stron)

Czytelnik Warszawa 1983

. Jerzy Edigey Szpiedzy króla Asarhaddona

Opracowanie graficzne Zbigniew Czarnecki © Copyright_ by Jerzy Edigey, Warszawa 1983 „Czytelnik", Warsza\\'a· 1983. Wydanie I. Nakład 40 320 egz. Ark. wyd. 9,7; ark. druk. 13,25. Papier druk. m/gł. kl. IV, 80 g, 82Xl04 Oddano do sk!adania 25 VI 1980 r. Podpisano do druku 19 VI 1981 r. Druk ukończono w styczniu 1983 r. Drukarnia Wydawnicza w Krakowie Zam. wyd. 974; druk. 2

Nocny ·patrol

I Noc zapadła nagle. Jak zwykle w. tych srtronach, 6 ledwie słońce schowało się za wzgórza, biały dzień od razu zmienił się w ciemną noc. Nic więc dziwnego, że rojne i gwarne ulice Niniwy szybko opustoszały. Handlarze żywnością, sprzedawcy słodkich, sezamo- · wych ciasteczek oraz zimnej wody i soków owoco­ wych zarzucali na plecy resztę towaru i znikali w bocznych uliczkach wielkiego miasta. Ci, co mieszkali blisko murów miejskich, słyszeli, jak z głuchym łoskotem zamykają się kolejno wszyst­ kie bramy. Chociaż bowiem: za panowania potężnego. króla Asarhaddona spokój panował w całej Asyrii, bramy stolicy zamykano, gdy tylko zapadała noc. Jedynie dla tych, co nie zdążyli wrócić do miasta ze swoich pól i ogrodów rozciągających się wzdłuż rzeki i mogli udowodnić Straży Królewskiej, że są mieszkańcami Niniwy, w niektórych bramach pozo­ stawiano uchyloną furtkę. Każdy inny, nawet gdyby to był poseł z obcej krainy, bogaty kupiec czy wyso­ kiej rangi kapłan z innego miasta, musiał spędzić noc pod murami. Naturalnie znaleźli się . sprytni przedsiębiorcy, którzy dla takich spóźnialskich .wybu­ dowali wygodne gospody, gdzie można było spokojnie przespać się aż do ranka. Jednakże z tej gościny mogli korzystać jedynie bogaci; płacili srebrem, miedzią lub innym towarem. Niniwa, po jej gruntownym przebudowaniu przez króla Sanheriba, była wielkim i pięknym miastem. Miała kształt prostokąta o wymiarach 1000 na 250 gar*. Wewnątrz murów obronnych znalazły się aż dwa wzgórza. Na jednym z nich wzniesiono wspa­ niały pałac królewski, drugi zdobiła świątynia władcy ziemi, boga Enlila. Oba te wzgórza łączyła szeroka ulica, wybrukowana .............„.............,................................„.......„...... 1 'g a r = ok. 4,5 m.

7 białymi i czerwonymi plytami. Tutaj znajdowały się świątynie najważniejszych bogów Asyrii. Tu również budowali swoje pałace krewni królewscy, przedsta­ wiciele arystokracji, arcykapłani. Wszystkie domy, a nawet świątynie stały w jednej linii. Tak zarządził przed laty król Sanherib, który zagroził, że jeżeli którykolwiek budynek będzie choć ci parę aromatu * wysunięty do przodu lub cofnięty do tyłu, jego wła­ ściciel zostanie wbity na pal na dachu własnego domu. Nie były .to bynajmniej pogróżki. Król Sanherib za­ słynął bowiem ni,e tylko jako wielki budowniczy, ale także jako władca ciężkiej i surowej ręki. rhoć król Sanherib nie żył już od siedmiu lat, a panował dobrotliwy - na miarę swojej epoki - król Asarhaddon, wspomnienie poprzedniego władcy wciąż było żywe. Na szerokiej ulicy, która oficjalnie nazywała się Ulicą Potężnego i Wszechmogącego Boga Aszura, Pana i Władcy Całej Asyrii, a którą lud nazywał po prostu drogą procesyjną, zarówno właści­ ciele pałaców, jak i kapłani pełniący służbę w świąty­ niach za2alali latarnie przymocowane do murów budynków. Były to wysoko llinocowane miedziane misy, wypełnione olejem skalnym, palącym się jasno­ żółtym płomieniem. W jego świetle widać było wy­ raźnie nie tylko kolorowy bruk, ale nawet głębokie bruzdy wyryte w płytach posadzki. Bruzdy te ściśle odpowiadały wymiarom osi wielkiego procesyjnego wozu, którym bogowie jeździli od świątyni do świą­ tyni, odwiedzając się wzajemnie. Swięte procesje należały do ulubionych widowisk ludu Niniwy. Urzą­ dzano je w każde święto. Owe koleiny wyryto w ka­ mieniach dla wy . gody podróżującego boga. Na drodze procesyjnej, w odległości trzydziestu aromatu od linii dof!1ÓW, wykopane były niewysokie ...........„.........................„..........„...........�„............ 1 a m m a t µ = ok. 0,4 m.

;. U R A. R TI ••„ •••�„„ •. ·········•§.'..:2' '·'i t

u SCYTOWIE· MEDIi\

kamienne słupy. Król Sanherib - również pod groź- 10 bą kary wbicia na pal - zabronił wszelkim sprzedaw- com i nosicielom towarów zatrzymywać się pomiędzy tymi słupami, wyznaczając im miejsce na handel jedynie między słupami a linią domów. Cały środek tej najszerszej w Niniwie ulicy zarezerwowano wy­ łącznie dla pieszych i transportu kołowego, któremu jednak nie wolno się było tu zatrzymywać. Droga procesyjna kończyła się pod wzgórzem kró­ lewskim, otoczonym wysokim i szerokim murem. Na szczycie stał pałac.· Cuda opowiadano w Niniwie, a i poza nią, o piękności królewskiego ogrodu. Rosły tam drzewa przywiezione z dalekich stron, nad brze­ gami sadzawek brodziły sprowadzone z Egiptu ibisy i bociany, po ścieżkach przechadzały się oswojone lwy. Łagodne podobno jak domowe psy. Nie robiły krzywdy nie tylko ludziom, ale nawet jeleniom i dzi­ kim kozom. Na murach pałacu królewskiego dniem i nocą czu­ wała straż. Bramę, umieszczoną w potężnej baszcie, otwierano jedynie wtedy, kiedy król opuszczał swoją siedzibę. Inna brama, znajdująca się po drugiej stro­ nie pałacu, również pieczołowicie strzeżona przez guradu * - gwardię królewską składającą się z naj­ dzielniejszych, służyła potrzebom gospodarczym pa­ łacu. Specjalna straż królewska utrzymywała porzą­ dek w całej stolicy i we wszystkich miastach wielkie­ go imperium asyryjskiego. Noc była wyjątkowo ciemna. Od wschodnich gór wiał zimny, nieprzyjemny wiatr, niosący ze sobą drobne cząsteczki kurzu i gliny. Takie wiatry prawie zawsze wieją w tych stronach w miesiącach lutym, marcu i kwietniu. A właśnie mi)ała połowa marca. _W murze otaczającym pałac królewski otworzyła ................„.•••„.............................................„....„„ Gu rad u - wojownik., żołnh::rz.

li się mała furtka i wyszło z meJ szescm mężczyzn. Bez trudu można poznać, nawet w świetlę niewielkich latarni, że pięciuz nich to wojskowi, qłonkowie stra­ ży królewskiej. Wszyscy w krótkich tunikach, się­ gających zaledwie pół uda, wysokich sznurowanych butach i spiczastych hełmach. A że noc była chłodna, narzucili ciepłe szare płaszcze z wełny. Szósty miał taki sam płaszcz, ale pod nim widać było luźną, nie­ bieską szatę: Dość długą, _ w kwadrat przycięta broda wskazywała, że jest to jakiś wysoki dostoj nik pań­ stwowy, dygnitarz dworski, a może nawet członek rodziny królewskiej. Głowę okrywała mu lniana chu­ sta, opadająca aż na plecy, przepasana srebrną o_brę­ czą wysadzaną kamieniami. - Możemy już iść - zadecydował. - Na ulicach ciemno już i pusto. Nie powinien nas nikt zauważyć. - Tak jest, dostojny panie - odpowiedział jeden z wojskowych, zapewne oficer - cała Niniwa odpo­ czywa w swoich domostwach. A spotkania z patrolami straży królewskiej nie potrzebujemy się obawiać. Będą myśleli, że Wasza Dostojność przeprowadza nocną inspekcję miasta. - Więc ruszajmy! - rozkazał człowiek w chuście. Dwaj żołnierze wysunęli się naprzód. Dwaj inni maszerowali . z tyłu. Oficer zajął miejsce po lewej stronie dostojnika. Mały orszak szybko posuwał się drogą procesyjną. - Jakże kopcą i śmierdzą te latarnie - skrzywił się człowiek w chuście. - Gdyby je napełniać zwykłym lnianym olejem, nie śmierdziałyby - wyjaśnił oficer - ale nie paliły­ by się tak jasno, no i kosztowałoby to więcej . Olej lniany jest drogi, zaś oleju skalnego nawet pod -samą Niniwą nie brakuje. W niektórych miejscach wystar- _ czy wykopać dół na głębokość dziesięciu ammatu,

'I a już na drugi dzień wypełni się tą szaroczarną mazią. 12 Ludzie biedni gotują strawę na tym oleju. Jeden imeru * oleju kosztuje za ledwie pół szekla** srebra. , J A więc taiiszy jest od daktyli, za które p�aci się I całego szekla. - Ale daktyle można jeść, zaś oleju skalnego naj­ bardziej głodny nie weźmie do ust -w roześmiał się jeden z żołnierzy. - Daleko jeszcze? - zapytał człowiek ·w chuście. - Nie, panie - odpowiedział oficer. - W pobliżu Bramy Portowej. \ Zaraz skręcimy w lewo i pójdziemy w stronę portu. - Taki bogaty człowiek i mieszka pod samym mu­ rem? - Stać go z pewnością na pałac w lepszym miejscu.. Ale to kupiec. Woli mieszkać tam, gdzie ma S\:VOje magazyny. - Ma rację - skinął głową pytający. Skręcili w lewo i zagłębili się w istny labirynt wąziutkich uliczek. Tylko niektóre brukowane były 7.wykłymi kamieniami. Inne nie posiadały żadnej na ­ wierzchni poza gliną wymieszaną z popiołem i ubitą nogami przechodniów. - Szkoda, że nie wzięliśmy ze sobą pochodni: - Nie trzeba, panie. Znam drogę doskonale. Ulice tutaj są proste, chociaż wąskie. A my pilnujemy, aby wszystkie dziury i doły natychmiast zasypywano.· - Słuchają was? - Nie posłuchają, zapłacą srebrem za nieporządek. A jeśli i to nie pomaga, provvadzimy opornego przed oblicze sędziego. Wtedy płaci drożej, bo nie tylko miedzią lub srebrem, ale także wolnością. •••„„.........„...............„�·�«•••...................�....�„......... 1 im e r u = 34,2 1. l s zek e 1 (lub sziklu).= ok. 8,5 g.

13 - Daleko jeszcze? -, niecierpliwił się człowiek w chuście, zapewne nie przyzwyczajony do nocnych spacerów po · zaułkach miasta. - Już jesteśmy na nneJSCU. Dagan-bel-nasir mieszka fam, gdzie palą się te latarnie - uspokajał oficer. Rzeczywiście widać było z daleka dwie palące się latarnie. Jedyne zresztą w całej okolicy. Tam też skierowało się sześciu mężczyzn. Stanęli pod wysokim murem. Znajdowała się w nim jedna szeroka, pod­ wójna brama, taka wielka, że wóz mógł przez nią wjechać, a na prawo od niej zwykła furtka. - Tu znajdują się magazyny - objaśniał oficer - a tam - wskazał ręką furtkę _:_ kupiec mieszka razem ze swoją służbą. - Duży dom - powiedział z uznaniem dygni­ tarz - ale w podłej dzielnicy. - Wasza Dostojność myli się - zaprotestował dowódca patrolu - to dzielnica handlowa. Tutaj mieszkają bogaci kupcy i przedsiębiorcy. Stąd do Bramy Portowej i do kanału jest zaledwie kilka gar. Łatwo i szybko można transportować towary ze sta­ tków na kanale cto magazynów, i odwrotnie. Kupcy :wiedzą, co robią. - Zapukaj - rozkazał człowiek w- ch\lście. Oficer kilkakrotnie uderzył pięścią w drzwi. Nikt ]ednak mu nie odpowiedział. Wtedy rozchylił płaszcz, wyciągnął krótki żelazny miecz i głowicą kilkakrotnie _uderzył w furtkę. Zaszeleściły kroki, a z góry, zapew­ ne z płaskiego dachu budynku, jakiś głos zapytał: Kto tam? Otwieraj! Nie widzisz, że straż królewska? Czego chcecie? . Przyszliśmy do Dagan-bel-nasira.. Tylko nie kłam, że go nie m.a w domu. Lepiej będzie dla niego, jeśli nam natychmiast ohvorzy. Wiemy, że aż do

I' zmierzchu pilnował dziś przeładunku zboża z kuf 14 i keleków*, które wczoraj przyholowano z Babilonu. Wiemy także, że wiec'.lorem dostojny Dagan-bel-nasir poszedł prosto do domu. Otwieraj! , - Zaraz, zaraz.- Pójdę obudzić mojego pana: - Mogę się założyć - roześmiał się oficer - że Dagan-bel-nasir wcale nie śpi i dokładnie słyszał na­ szą rozmow�. Dobrze, że kazałem go śledzić od samego raM. - Słusznie zrobiłeś - pochwalił go człowiek w chuście. Po chwili furtka nieco się-uchyliła i _wyjrzała z niej czyjaś głowa. Może tego samego człowieka, którego głos słyszeli z dachu. A może ktoś inny jeszcze raz sprawdzał, czy na pewno straż królewska, a nie zwy­ czajni rabusie. - Zaczekajcie tu - rozkazał dygnitarz. Władczym ruchem odsunął na bok odźwiernego i wszedł do środka. Znalazł się w dość długim korytarzu, który kończył I się sporym, podobnie jak w innych asyryjskich do- mach, kwadratowym podwórkiem. Umieszczony po­ środku zbiornik wody z kwitnącymi liliami wodnymi świadczył o bogactwie właściciela. Wokół podwórka znajdowały się drzwi prowadzące do pokojów i po­ mieszczeń gospodarskich, a także schody wiodące na pierwsze piętro i wyżej , na płaski, tarasowaty dach. Podwórze oświetlała latarnia. Zapewne zapalono ją przed chwilą, aby rozpoznać, co za goście nawiedzają dom zamożnego kupca o tak późnej porze. Naprzeciw przybysza wyszedł mężczyzna wyso­ kiego wzro•tu, w wieku około czterdziestu lat. Ubrany był w lekką domową szatę białego koloru. Brodę no- .....................„...........,.............„.............................. . Ku f a - mały statek do żeglugi po rzece; k e 1 e k - tratwa żeglowna.

15 sił przyciętą krótkó: Włosy kędzierzawe, czarne, przyprószone nieco siwizną. Przybyły zatrzymał się w pobliżu latarni, tak aby gospodarz m9gł mu się przyjrzeć. - Jestem Burtani - powiedział. Kupiec i bez tych słów rozpoznał swojego gosc1a. Wszechmocnego dowódcę straży królewskiej. Czło­ wieka, . którego w całej Asyrii bardziej się bano niż samego króla Asarhaddona. - Witaj, dostojny panie, w moim domu - Dagan- -bel-nasir kornie ukląkł przed swym znakomitym gościem. - Niech cię Wielki Aszur ma zawsze w swo­ jej opiece. Bądź pozdrowiony w moich skromnych murach: - Takie skromne to one nie są - roześmiał się Burtani. - Chybabym nie stracił wiele, gdybyśmy się zamienili majątkami. - Mów, panie, czego żądasz. Wszystko, co tylko rozkażesz.., - Miałbym dużo do powiedzenia. Na przykład o tej przerośniętej pszenicy, którą niedawno sprze­ dawał�ś na rynku po dwa szekle za gur. - O panie, kiedy ją kupowałem w Babilonie, była dobra! Mogę przysiąc na Marduka, naj większego boga w całej Babilonii! To w drodze zawilgotniała i prze­ rosła, bo od ciągłych deszczy przemokły maty przy­ krywające ziarno. Zaś glinianych dzbanów nie można było użyć, bo keleki ich nie udźwigną. - A pomimo to sprzedałeś ją po dwa szekle za gur *. - Sprzedałem, panie, przecież nie mogłem stracić. Ale sprzedałem tanio. Rib-Adda, kupiec z sąsiedniej ulicy, sprzedawał dwa gur za pięć szekli. I ludzie kupowali. .„„••„„••„„......„„•••„„„••„..............„„..........„..........„„ 1 gur =741.

I/li - Bo miał dobrą, zdrową pszenicę. 16 - Moja także była prawie dobra„. - A co z tym ż�lazem, które dostarczyłeś kuźniom królewskim do robienia mieczy? :__ Żelazo kupiłem w Lidii: To tam mnie oszukano i sprzedano żelazo miękkie, nie nadające się do przekucia na broń. A·Je kuźnie przerobiły je na inne, potrzebne przedmioty. Król nic nie sh'acił na tym. - Lecz armii brakowało mieczy. - To oni, ci fałszywi Lidyjczycy oszukali! Przysię- gam na Aszura, pana całej Asyrii, że mam sumienie czyste! - Ty, jak każdy kupiec, w ogóle nie masz sumie­ nia - roześmiał się dostojnik - ale nie pora teraz na dyskusje. Ubieraj się, idziemy. Dagan-bel-nasir znowu ukląkł przed potężnym mi­ nistrem. W jego oczach czaił się lęlł. - O panie - błagał - zapłacę, ile rozkażesz, ale mnie nie zabieraj! Mam żonę i dzieci. Przebacz mi, panie! , Kupiec wiedział, że jeśli raz trafi do więzienia, wszystkie jego rnnie;jsze i większe oszustwa szybko wyjdą na jaw. Lepiej zapłacić nawet wysoką grzyw­ nę, niż znaleźć się w rękach policji, a później sędziego. Sądy w Asyrii wyrokowały surowo. Kto zaś prowadzi tak duże i rozległe interesy jak on, Dagan-bel-nasir, ten nie zawsze może postępować zgodnie z przepisami prawa asyryjskiego„. - Nie bądź głupcem, Dagan-bel-nasirze - skarcił kupca Burtani. - Pycha twoja jest tak wielka, że wyobrażasz sobie, iż sarn dowódca straży królewskiej fatygowałby się osobiście, aby cię zaprowadzić do więzienia. Zresztą słusznie by ci się ono należało za wszystkie twoje oszukaństwa, .ale jeszcze nie dzisiaj. Teraz przyodziej najpiękniejszą .szalę, jaką posiadasz, ' choclż ze mną.

17 - Dokącf, panie? - kupiec wypowiedział te sfowa znacznie spokojniej; jeżeli nie od razu zamykają, to znaczy, że nie jest 1.ak źle. - bo pałacu królewskiego. - Do pałacu? - zdziwił się Dagan-bel-nasir. - A po co? - Dowiesz się na miejscu. No, pospiesz się. Długo mam na ciebie czekać? 1 - Wejdź, proszę, ·o panie - to mówiąc kupiec wskazał najbliższe drzwi - usiądź w wygodnym fo­ telu. Tam· jasno i ciepło. Nie odma\.\riaj mi także i skosztuj dobrego syryjskiego wina lub, jeśli wolisz, soku granatu. Bardzo cię proszę. Ja za chwilę, prze­ brany, wrócę po dalsze rozkazy. Służba najwidoczniej podsłuchiwała tę rozmowę, bo od razu ktoś otworzył drzwi do przestronnego pokoju. Stały tam cedrowe stoły i krzesła. W lampach o kształcie trzewika damskiego płonął nie olej skalny, lecz bezwonna i nie dająca kopcia oliwa. Miłe ciepło rozchoaziło się od stojącej na środku brązowej wazy z węglarni drzewnymi. Jeden 'ze służących podsunął dostojnemu gościowi wy�odny fotel wyłożony po­ duszkami z owczej skóry, inny już stał z. tacą w ręku. W dwóch srebrnych pucharach czerwieniło się czer­ wone słodkie syry.jskie wino i zimny sok granatu. - Tylko pospiesz się - dowódca straży jeszcze raz upomniał gbspodarza. Uznał też, że lepiej będzie zadowolić się sokiem owocowym. Czekało go przecież spotJkanie z królem Asarhaddonem. Lepiej nie kosz­ tować tego dobrego, ale jakże mocnego wina z da­ lekiej Syrii. Nie upłynęło dziesięć minut, gdy kupiec zjawił się z powrotem . Tym razem miał na sobie piękną zieloną szatę, wyszywaną srebrnymi nićmi. „Za taki strój można kupić dziesięć wołów albo pięciu niewolni­ ków" - stwierdził w myśli Burtani. �rodę kupiec

tnlał swiezo utrefioną, włosy starannie uło:żone l przy- 18 kryte białą, pra wie przezroczystą chustą, ale krótszą i spiętą nie srebrną obręczą, lecz miedzianą klamrą z wielkim turkusem. - Jestem na twoje rozkazy, panie. - Idziemy - Burtani podniósł się i dopił ostatni łyk soku. - Wielki to dla mnie zaszczyt - powiedział, nisko się kłaniając Dagan-bel-nasir - że tak dostojny gość bawi dziś w moim skromnym domu. Błagam cię, panie, przyjmij na pamiątkę tak szczęśliwego dla mnie wydarzenia ten skromny puchar, który przed chwilą raczyłeś opróżnić. Burtani spojrzał na srebrne naczynie. Nie ulegało wątpliwości, że musiał je wykonać zręczny rzemie­ ślnik na: Krecie albo w dalekiej Grecji. Pucharek, choć niewielki, na pewno przedstawiał dużą wartość: - Nie, nie mogę tego od ciebie przyjąć - obłudnie powiedział. - Zrób mi tę łaskę ! Abym , po latach mógł opo­ wiadać wnukom, że w moim nędznym domu bawił kiedyś sam wielki Burtani, który na znak przyjaźni raczył przyjąć w darze maleńki pucharek, z którego pił sok granatu... - No, chyba że na znak przyjaźni - Burtani szybko schował puchar pod płaszcz. - Ale narzuć coś na siebie. Nie chciałbym, żeby cię tak wystrojo­ nego ktoś po drodze spotkał. - Mój sługa czeka pod drzwiami z ciepłym okry­ ciem - wyjaśnił Dagan-bel-nasir. - Czy każesz, panie, zapalić pochodnie? Noc dzisiaj ciemna. - Nie. Przyszliśmy po ciemku i tak wrócimy. Niech nikt nas nie widzi i. nie słyszy. Na ulicy czekał patrol. Burtani szedł razem z kup­ cem: Oficer prowadził małą grupę. Dwaj żołnierze za nim i powstali dwaj z tyłu. za plecami Burtaniego.

19 Kupiec dostrzegł, że trzymają .w rękach krótkie. mie­ cze. „Przecież ulice Niniwy są zupełnie puste i wszę­ dzie panuje kompletny spokój . .-. A tak honoruje się tylko wybitnych gości króla" � pomyślał w duchu Dagan-bel-nasir.

Tajna narada

I I Mała grupka zbroj nych bez przeszkód przemasze- 22 rowała ulicami Niniwy. Żadnego przechodnia nie spotkali po drodze. Gdy podeszli do muru oddziela­ jącego pałac królewski od ulicy, mała fortka uchyliła się bezszelestnie. Dagan-bel-nasir nikogo przy niej nie zauważył. A jednak zamknęła się natychmi�st, kiedy tylko znaleźli się w środku. Patrol żołnierzy natychmiast zniknął w ciemnościach. Kupiec i dowód- c a straży pozostali sami. Brukowana kolorowymi płytami droga teraz dość stromo prowadziła pod górę. Później zostało jeszcze do pokonania kilkadziesiąt stopni szerokich schodów. Stanęli na tarasie przed głównym wejściem do pałacu. I tym razem niewielkie drzwi otworzyły się bez szmeru'. Burtani wszedł pewnym krokiem, Dagan-bel­ -nasir za nim. Obaj znaleźli się w małym przedpo­ koj u, skąd szerokie podwójne drzwi prowadziły do wielkiej komnaty wspartej na szeregu kolumn wy­ toczonych ze starych cedrów libańskich. W sali oświetlonej zaledwie kilku kagankami panował pół­ mrok· Kupiec zorientował się, że to wielka sala tronowa. W głębi, na wysokim podniesieniu, stał cały ze złota, wysadzany drogocennymi kamieniami tron króla Asarhaddona. Tutaj władca olbrzymiego imperium przyjmował innych królów i posłów z sąsiednich państw. Tutaj także w niektóre dni wolno było wejść bogatym kupcom, aby padłszy na ziemię .oddali hołd królowi .świata i zł-Ożyli mu dary oraz życzenia dłu­ gich, szczęśliwych lat panowania. Dagan-bel-nasir niejednokrotnie uczestniczył w takiej uroczystości. Jeszcze nawet za życia poprzedniego władcy Asyrii, króla Sanheriba. Szybko przeszli przez salę tronową. Minęli wąski korytarzyk, aby za chwilę znaleźć się w następnej mniejszej sali. Również i tu, na nieco niższym pod-

23 niesiJniu, stał okazały wygodny fote\ z wysokim opar­ ciem. Nogi miał rzeźbione w kształcie łap orlich, poręcze przypominały nogi lwa. Nieduże krzesła stały jedno przy drugim wzdłuż trzech pozostałych ścian. Posadzkę przykrywały płyty z białego i czarnego marmuru z wpuszczonymi złotymi gwiazd�mi. Ściany wyłożone były boazerią ze szlachetnego drewna, a wyżej pomalowane w podłużne pasy różnych kolo­ rów. Na suficie widniały złote gwiazdy, tak ułożone, jak je widać w czerwcową noc nad Niniwą. Tej sali kupiec nigdy nie widział. Rozglądał się więc ciekawie: - Tu odbywają się posiedzenia Rady Królew­ skiej - pouczał go Burtani. Znowu zagłębili się . w jakiś korytarz. Wreszcie stanęli przed masywnymi drzwiami, zatrzymani przez \ dwóch guradu z obnażonymi mieczami w rękach. Widząc nadchodzących guradu szeroko otworzyli drzwi. Burtani padł na kolana i dotknął czołem podłogi, Dagan-bel-nasir natychmiast uczynił to samo. Oto przed nimi siedział w purpurowej szacie naj­ potężniejszy monarcha świata, Asarhaddon syn San­ heriba. - Królu i parlie mój - powiedział Burtani - twój niewolnik wypełnił rozkazy. Przyprowadziłem kupca Dagan-bel-nasira. - Dziękuję ci, mój wierny Burtani - łaskawie powiedział król. - Możesz już odejść. Ty zaś, kupcze, powstań i zajmij to wolne miejsce, które czeka na ciebie. Burtani odszedł. Kupiec, nie wierząc własnym oczom i uszom, podniósł się z klęczek. Miał siedzieć w obecności potężnego władcy?. Jakiż to zaszczyt, co za wyróżnienie! Szkoda, że tego nie widzą kon­ kurenci, a zwłaszcza ten przeklęty Rib-Adda, który na pewno pękłby z zazdrości.

Dopiero po zajęciu miej sca na wskaza nym mu krze- 24 śle Dagan-bel-nasir ośmielił się ukradkiem rozejrzeć dokoła: Znajdował się w niewielkiej , prawie kwadratowej komnacie bez okien. Podlega, ściany, a nawet sufit i drzwi obite były brązowym grubym wojłokiem. Meble były proste, bez żadnych ozdób : szeroki, kwa­ dratovyy stół i sześć krzeseł. Pięć z nich było j.uż zajętych, na ostatnim przysiadł Dagan-bel-nasir. Przed każdym z obecnych stał gliniany kubek. Znaj ­ dowały się także dwa gliniane garnki ; jeden z czystą wodą, drugi z lekkim 'j ęczmiennym piwem. Wszyscy obecni nosili się skromnie. Dwaj z nich mieli na sobie proste żołnierskie tuniki, trzej pozostali - białe szaty. Człowiek siedzący po lewej ręce monarchy właśnie sięgnął po dzban z piwem. - Mnie nalej wody - polecił Asarhaddon. Jeden z wojskowych był szybszy. Napełnił kubek królewski wodą, a potem uprzejmym ruchem przy­ sunął dzban nowemu przybyszowi. Dagan-bel-11asir stwierdził w myśli, że z wid:i;enia ' zn a wszystkich członków tej tajemniczej narad y. Z dwoma zaś nawet kiedyś już rozmaw iał. Naturalnie w zupełnie innych okolicznościach - jako kupiec, który zachwalał swoje towary bogatemu klientowi. Ten w białej szacie obok króla - to popularna po­ stać nie tylko w Niniwie, ale i w całej Asyrii, a także w Babilonie : Assur-iddin, siostrzeniec królewski. Bogaty młody czfowiek. O jego majątku i rozrzutności krążyły legendy. Rzadko widziano Assur-iddina na dworze' królewskim. Jego zachowanie nie mogło po­ dobać się królowi, którego cechował surowy, poważny tryb życia. Taki, jaki przystoi wielkiemu władcy Asyrii. Siostrzeniec kr6lewski często więc popadał w niełaskę, a dwukrotnie tylko szybka ucieczka oca­ liła mu głowę. Pierwszy raz zdarzyło się to chyba

25 przed pięciu laty, gdy piąstował urząd jednego z wielkorządców w Babilonie i, jak to stwierdziła kontrola skarbnika królewskiego, wydał na zabawy i uczty poważną sumę pieniędzy państwowych. Asar­ haddon polecił go wtedy aresztować, przywieźć do Niniwy i postawić przed sądem. Ale ktoś ostrzegł młodego człowieka. Nim do Babilonu dotarł rozkaz królewski, Assur-iddin zdążył uciec do sąsiedniego Elamu, gdzie go życzliwie przyjął władca tego ,pań­ stwa. Po roku gniew króla Asarhaddona minął i nie­ sforny siostrzeniec pojawił się z powrotem w Niniwie. Nie zmienił jednak trybu życia. W j ego pałacu prawie co dnia odbywały . się wystawne przyjęcia. Młody człowiek lubił bowiem przebywać w towarzystwie cudoziemców i oni to właśnie, obok grona rozpróżnia­ czonych paniczyków z najwyższej arystokracji, byli głównymi uczestnikami tych zabaw. Wkrótce Assur­ -iddin popadł w długi - nie tylko u bankierów, ale nawet u dostawców żywności i opału. Nie mogąc do­ czekać się swojego srebra, wierzyciele udali się do króla. Nowy, jeszcze potężniejszy wybuch gniewu władcy tym razem zastał Assur-iddina w , j ego pałacu. Słysząc dobijających się do drzwi żołnierzy ze straży królew­ skiej zrozumiał, co go czeka. Po dachach sąsiednich domów dotarł do uliczki leżącej na tyłach drogi pro­ cesyj nej . Tam zeskoczył z wysokiego na dwa gar. dachu i w zaułkach Niniwy rozpłynął się, jak gdyby był powietrzem. Na próżno przetrząśnięto całe mia­ sto i zamknięto bramy. Królewskiego siostrzeńca nikt nie