I
Noc zapadła nagle. Jak zwykle w. tych srtronach, 6
ledwie słońce schowało się za wzgórza, biały dzień
od razu zmienił się w ciemną noc. Nic więc dziwnego,
że rojne i gwarne ulice Niniwy szybko opustoszały.
Handlarze żywnością, sprzedawcy słodkich, sezamo- ·
wych ciasteczek oraz zimnej wody i soków owoco
wych zarzucali na plecy resztę towaru i znikali
w bocznych uliczkach wielkiego miasta.
Ci, co mieszkali blisko murów miejskich, słyszeli,
jak z głuchym łoskotem zamykają się kolejno wszyst
kie bramy. Chociaż bowiem: za panowania potężnego.
króla Asarhaddona spokój panował w całej Asyrii,
bramy stolicy zamykano, gdy tylko zapadała noc.
Jedynie dla tych, co nie zdążyli wrócić do miasta
ze swoich pól i ogrodów rozciągających się wzdłuż
rzeki i mogli udowodnić Straży Królewskiej, że są
mieszkańcami Niniwy, w niektórych bramach pozo
stawiano uchyloną furtkę. Każdy inny, nawet gdyby
to był poseł z obcej krainy, bogaty kupiec czy wyso
kiej rangi kapłan z innego miasta, musiał spędzić
noc pod murami. Naturalnie znaleźli się . sprytni
przedsiębiorcy, którzy dla takich spóźnialskich .wybu
dowali wygodne gospody, gdzie można było spokojnie
przespać się aż do ranka. Jednakże z tej gościny mogli
korzystać jedynie bogaci; płacili srebrem, miedzią
lub innym towarem.
Niniwa, po jej gruntownym przebudowaniu przez
króla Sanheriba, była wielkim i pięknym miastem.
Miała kształt prostokąta o wymiarach 1000 na
250 gar*. Wewnątrz murów obronnych znalazły się
aż dwa wzgórza. Na jednym z nich wzniesiono wspa
niały pałac królewski, drugi zdobiła świątynia władcy
ziemi, boga Enlila.
Oba te wzgórza łączyła szeroka ulica, wybrukowana
.............„.............,................................„.......„......
1 'g a r = ok. 4,5 m.
7 białymi i czerwonymi plytami. Tutaj znajdowały się
świątynie najważniejszych bogów Asyrii. Tu również
budowali swoje pałace krewni królewscy, przedsta
wiciele arystokracji, arcykapłani. Wszystkie domy,
a nawet świątynie stały w jednej linii. Tak zarządził
przed laty król Sanherib, który zagroził, że jeżeli
którykolwiek budynek będzie choć ci parę aromatu *
wysunięty do przodu lub cofnięty do tyłu, jego wła
ściciel zostanie wbity na pal na dachu własnego domu.
Nie były .to bynajmniej pogróżki. Król Sanherib za
słynął bowiem ni,e tylko jako wielki budowniczy, ale
także jako władca ciężkiej i surowej ręki.
rhoć król Sanherib nie żył już od siedmiu lat,
a panował dobrotliwy - na miarę swojej epoki -
król Asarhaddon, wspomnienie poprzedniego władcy
wciąż było żywe. Na szerokiej ulicy, która oficjalnie
nazywała się Ulicą Potężnego i Wszechmogącego Boga
Aszura, Pana i Władcy Całej Asyrii, a którą lud
nazywał po prostu drogą procesyjną, zarówno właści
ciele pałaców, jak i kapłani pełniący służbę w świąty
niach za2alali latarnie przymocowane do murów
budynków. Były to wysoko llinocowane miedziane
misy, wypełnione olejem skalnym, palącym się jasno
żółtym płomieniem. W jego świetle widać było wy
raźnie nie tylko kolorowy bruk, ale nawet głębokie
bruzdy wyryte w płytach posadzki. Bruzdy te ściśle
odpowiadały wymiarom osi wielkiego procesyjnego
wozu, którym bogowie jeździli od świątyni do świą
tyni, odwiedzając się wzajemnie. Swięte procesje
należały do ulubionych widowisk ludu Niniwy. Urzą
dzano je w każde święto. Owe koleiny wyryto w ka
mieniach dla wy
.
gody podróżującego boga.
Na drodze procesyjnej, w odległości trzydziestu
aromatu od linii dof!1ÓW, wykopane były niewysokie
...........„.........................„..........„...........�„............
1 a m m a t µ = ok. 0,4 m.
;. U R A. R TI
••„ •••�„„ •. ·········•§.'..:2'
'·'i
t
u
SCYTOWIE·
MEDIi\
kamienne słupy. Król Sanherib - również pod groź- 10
bą kary wbicia na pal - zabronił wszelkim sprzedaw-
com i nosicielom towarów zatrzymywać się pomiędzy
tymi słupami, wyznaczając im miejsce na handel
jedynie między słupami a linią domów. Cały środek
tej najszerszej w Niniwie ulicy zarezerwowano wy
łącznie dla pieszych i transportu kołowego, któremu
jednak nie wolno się było tu zatrzymywać.
Droga procesyjna kończyła się pod wzgórzem kró
lewskim, otoczonym wysokim i szerokim murem. Na
szczycie stał pałac.· Cuda opowiadano w Niniwie,
a i poza nią, o piękności królewskiego ogrodu. Rosły
tam drzewa przywiezione z dalekich stron, nad brze
gami sadzawek brodziły sprowadzone z Egiptu ibisy
i bociany, po ścieżkach przechadzały się oswojone
lwy. Łagodne podobno jak domowe psy. Nie robiły
krzywdy nie tylko ludziom, ale nawet jeleniom i dzi
kim kozom.
Na murach pałacu królewskiego dniem i nocą czu
wała straż. Bramę, umieszczoną w potężnej baszcie,
otwierano jedynie wtedy, kiedy król opuszczał swoją
siedzibę. Inna brama, znajdująca się po drugiej stro
nie pałacu, również pieczołowicie strzeżona przez
guradu * - gwardię królewską składającą się z naj
dzielniejszych, służyła potrzebom gospodarczym pa
łacu. Specjalna straż królewska utrzymywała porzą
dek w całej stolicy i we wszystkich miastach wielkie
go imperium asyryjskiego.
Noc była wyjątkowo ciemna. Od wschodnich gór
wiał zimny, nieprzyjemny wiatr, niosący ze sobą
drobne cząsteczki kurzu i gliny. Takie wiatry prawie
zawsze wieją w tych stronach w miesiącach lutym,
marcu i kwietniu. A właśnie mi)ała połowa marca.
_W murze otaczającym pałac królewski otworzyła
................„.•••„.............................................„....„„
Gu rad u - wojownik., żołnh::rz.
li się mała furtka i wyszło z meJ szescm mężczyzn.
Bez trudu można poznać, nawet w świetlę niewielkich
latarni, że pięciuz nich to wojskowi, qłonkowie stra
ży królewskiej. Wszyscy w krótkich tunikach, się
gających zaledwie pół uda, wysokich sznurowanych
butach i spiczastych hełmach. A że noc była chłodna,
narzucili ciepłe szare płaszcze z wełny. Szósty miał
taki sam płaszcz, ale pod nim widać było luźną, nie
bieską szatę: Dość długą,
_
w kwadrat przycięta broda
wskazywała, że jest to jakiś wysoki dostoj nik pań
stwowy, dygnitarz dworski, a może nawet członek
rodziny królewskiej. Głowę okrywała mu lniana chu
sta, opadająca aż na plecy, przepasana srebrną o_brę
czą wysadzaną kamieniami.
- Możemy już iść - zadecydował. - Na ulicach
ciemno już i pusto. Nie powinien nas nikt zauważyć.
- Tak jest, dostojny panie - odpowiedział jeden
z wojskowych, zapewne oficer - cała Niniwa odpo
czywa w swoich domostwach. A spotkania z patrolami
straży królewskiej nie potrzebujemy się obawiać.
Będą myśleli, że Wasza Dostojność przeprowadza
nocną inspekcję miasta.
- Więc ruszajmy! - rozkazał człowiek w chuście.
Dwaj żołnierze wysunęli się naprzód. Dwaj inni
maszerowali . z tyłu. Oficer zajął miejsce po lewej
stronie dostojnika. Mały orszak szybko posuwał się
drogą procesyjną.
- Jakże kopcą i śmierdzą te latarnie - skrzywił
się człowiek w chuście.
- Gdyby je napełniać zwykłym lnianym olejem,
nie śmierdziałyby - wyjaśnił oficer - ale nie paliły
by się tak jasno, no i kosztowałoby to więcej . Olej
lniany jest drogi, zaś oleju skalnego nawet pod -samą
Niniwą nie brakuje. W niektórych miejscach wystar-
_
czy wykopać dół na głębokość dziesięciu ammatu,
'I
a już na drugi dzień wypełni się tą szaroczarną mazią. 12
Ludzie biedni gotują strawę na tym oleju. Jeden
imeru * oleju kosztuje za ledwie pół szekla** srebra.
, J A więc taiiszy jest od daktyli, za które p�aci się
I całego szekla.
- Ale daktyle można jeść, zaś oleju skalnego naj
bardziej głodny nie weźmie do ust -w roześmiał się
jeden z żołnierzy.
- Daleko jeszcze? - zapytał człowiek ·w chuście.
- Nie, panie - odpowiedział oficer. - W pobliżu
Bramy Portowej.
\
Zaraz skręcimy w lewo i pójdziemy
w stronę portu.
- Taki bogaty człowiek i mieszka pod samym mu
rem?
- Stać go z pewnością na pałac w lepszym miejscu..
Ale to kupiec. Woli mieszkać tam, gdzie ma S\:VOje
magazyny.
- Ma rację - skinął głową pytający.
Skręcili w lewo i zagłębili się w istny labirynt
wąziutkich uliczek. Tylko niektóre brukowane były
7.wykłymi kamieniami. Inne nie posiadały żadnej na
wierzchni poza gliną wymieszaną z popiołem i ubitą
nogami przechodniów.
- Szkoda, że nie wzięliśmy ze sobą pochodni:
- Nie trzeba, panie. Znam drogę doskonale. Ulice
tutaj są proste, chociaż wąskie. A my pilnujemy,
aby wszystkie dziury i doły natychmiast zasypywano.·
- Słuchają was?
- Nie posłuchają, zapłacą srebrem za nieporządek.
A jeśli i to nie pomaga, provvadzimy opornego przed
oblicze sędziego. Wtedy płaci drożej, bo nie tylko
miedzią lub srebrem, ale także wolnością.
•••„„.........„...............„�·�«•••...................�....�„.........
1 im e r u = 34,2 1.
l s zek e 1 (lub sziklu).= ok. 8,5 g.
13 - Daleko jeszcze? -, niecierpliwił się człowiek
w chuście, zapewne nie przyzwyczajony do nocnych
spacerów po
·
zaułkach miasta.
- Już jesteśmy na nneJSCU. Dagan-bel-nasir
mieszka fam, gdzie palą się te latarnie - uspokajał
oficer.
Rzeczywiście widać było z daleka dwie palące się
latarnie. Jedyne zresztą w całej okolicy. Tam też
skierowało się sześciu mężczyzn. Stanęli pod wysokim
murem. Znajdowała się w nim jedna szeroka, pod
wójna brama, taka wielka, że wóz mógł przez nią
wjechać, a na prawo od niej zwykła furtka.
- Tu znajdują się magazyny - objaśniał oficer -
a tam - wskazał ręką furtkę _:_ kupiec mieszka
razem ze swoją służbą.
- Duży dom - powiedział z uznaniem dygni
tarz - ale w podłej dzielnicy.
- Wasza Dostojność myli się - zaprotestował
dowódca patrolu - to dzielnica handlowa. Tutaj
mieszkają bogaci kupcy i przedsiębiorcy. Stąd do
Bramy Portowej i do kanału jest zaledwie kilka gar.
Łatwo i szybko można transportować towary ze sta
tków na kanale cto magazynów, i odwrotnie. Kupcy
:wiedzą, co robią.
- Zapukaj - rozkazał człowiek w- ch\lście.
Oficer kilkakrotnie uderzył pięścią w drzwi. Nikt
]ednak mu nie odpowiedział. Wtedy rozchylił płaszcz,
wyciągnął krótki żelazny miecz i głowicą kilkakrotnie
_uderzył w furtkę. Zaszeleściły kroki, a z góry, zapew
ne z płaskiego dachu budynku, jakiś głos zapytał:
Kto tam?
Otwieraj! Nie widzisz, że straż królewska?
Czego chcecie?
. Przyszliśmy do Dagan-bel-nasira.. Tylko nie
kłam, że go nie m.a w domu. Lepiej będzie dla niego,
jeśli nam natychmiast ohvorzy. Wiemy, że aż do
I'
zmierzchu pilnował dziś przeładunku zboża z kuf 14
i keleków*, które wczoraj przyholowano z Babilonu.
Wiemy także, że wiec'.lorem dostojny Dagan-bel-nasir
poszedł prosto do domu. Otwieraj!
, - Zaraz, zaraz.- Pójdę obudzić mojego pana:
- Mogę się założyć - roześmiał się oficer - że
Dagan-bel-nasir wcale nie śpi i dokładnie słyszał na
szą rozmow�. Dobrze, że kazałem go śledzić od samego
raM.
- Słusznie zrobiłeś - pochwalił go człowiek
w chuście.
Po chwili furtka nieco się-uchyliła i _wyjrzała z niej
czyjaś głowa. Może tego samego człowieka, którego
głos słyszeli z dachu. A może ktoś inny jeszcze raz
sprawdzał, czy na pewno straż królewska, a nie zwy
czajni rabusie.
- Zaczekajcie tu - rozkazał dygnitarz. Władczym
ruchem odsunął na bok odźwiernego i wszedł do
środka.
Znalazł się w dość długim korytarzu, który kończył
I
się sporym, podobnie jak w innych asyryjskich do-
mach, kwadratowym podwórkiem. Umieszczony po
środku zbiornik wody z kwitnącymi liliami wodnymi
świadczył o bogactwie właściciela. Wokół podwórka
znajdowały się drzwi prowadzące do pokojów i po
mieszczeń gospodarskich, a także schody wiodące na
pierwsze piętro i wyżej , na płaski, tarasowaty dach.
Podwórze oświetlała latarnia. Zapewne zapalono ją
przed chwilą, aby rozpoznać, co za goście nawiedzają
dom zamożnego kupca o tak późnej porze.
Naprzeciw przybysza wyszedł mężczyzna wyso
kiego wzro•tu, w wieku około czterdziestu lat. Ubrany
był w lekką domową szatę białego koloru. Brodę no-
.....................„...........,.............„.............................. .
Ku f a - mały statek do żeglugi po rzece; k e 1 e k -
tratwa żeglowna.
15 sił przyciętą krótkó: Włosy kędzierzawe, czarne,
przyprószone nieco siwizną.
Przybyły zatrzymał się w pobliżu latarni, tak aby
gospodarz m9gł mu się przyjrzeć.
- Jestem Burtani - powiedział.
Kupiec i bez tych słów rozpoznał swojego gosc1a.
Wszechmocnego dowódcę straży królewskiej. Czło
wieka,
.
którego w całej Asyrii bardziej się bano niż
samego króla Asarhaddona.
- Witaj, dostojny panie, w moim domu - Dagan-
-bel-nasir kornie ukląkł przed swym znakomitym
gościem. - Niech cię Wielki Aszur ma zawsze w swo
jej opiece. Bądź pozdrowiony w moich skromnych
murach:
- Takie skromne to one nie są - roześmiał się
Burtani. - Chybabym nie stracił wiele, gdybyśmy się
zamienili majątkami.
- Mów, panie, czego żądasz. Wszystko, co tylko
rozkażesz..,
- Miałbym dużo do powiedzenia. Na przykład
o tej przerośniętej pszenicy, którą niedawno sprze
dawał�ś na rynku po dwa szekle za gur.
- O panie, kiedy ją kupowałem w Babilonie, była
dobra! Mogę przysiąc na Marduka, naj większego boga
w całej Babilonii! To w drodze zawilgotniała i prze
rosła, bo od ciągłych deszczy przemokły maty przy
krywające ziarno. Zaś glinianych dzbanów nie można
było użyć, bo keleki ich nie udźwigną.
- A pomimo to sprzedałeś ją po dwa szekle za
gur *.
- Sprzedałem, panie, przecież nie mogłem stracić.
Ale sprzedałem tanio. Rib-Adda, kupiec z sąsiedniej
ulicy, sprzedawał dwa gur za pięć szekli. I ludzie
kupowali.
.„„••„„••„„......„„•••„„„••„..............„„..........„..........„„
1 gur =741.
I/li
- Bo miał dobrą, zdrową pszenicę. 16
- Moja także była prawie dobra„.
- A co z tym ż�lazem, które dostarczyłeś kuźniom
królewskim do robienia mieczy?
:__ Żelazo kupiłem w Lidii: To tam mnie oszukano
i sprzedano żelazo miękkie, nie nadające się do
przekucia na broń. A·Je kuźnie przerobiły je na inne,
potrzebne przedmioty. Król nic nie sh'acił na tym.
- Lecz armii brakowało mieczy.
- To oni, ci fałszywi Lidyjczycy oszukali! Przysię-
gam na Aszura, pana całej Asyrii, że mam sumienie
czyste!
- Ty, jak każdy kupiec, w ogóle nie masz sumie
nia - roześmiał się dostojnik - ale nie pora teraz
na dyskusje. Ubieraj się, idziemy.
Dagan-bel-nasir znowu ukląkł przed potężnym mi
nistrem. W jego oczach czaił się lęlł.
- O panie - błagał - zapłacę, ile rozkażesz,
ale mnie nie zabieraj! Mam żonę i dzieci. Przebacz
mi, panie!
, Kupiec wiedział, że jeśli raz trafi do więzienia,
wszystkie jego rnnie;jsze i większe oszustwa szybko
wyjdą na jaw. Lepiej zapłacić nawet wysoką grzyw
nę, niż znaleźć się w rękach policji, a później sędziego.
Sądy w Asyrii wyrokowały surowo. Kto zaś prowadzi
tak duże i rozległe interesy jak on, Dagan-bel-nasir,
ten nie zawsze może postępować zgodnie z przepisami
prawa asyryjskiego„.
- Nie bądź głupcem, Dagan-bel-nasirze - skarcił
kupca Burtani. - Pycha twoja jest tak wielka, że
wyobrażasz sobie, iż sarn dowódca straży królewskiej
fatygowałby się osobiście, aby cię zaprowadzić do
więzienia. Zresztą słusznie by ci się ono należało za
wszystkie twoje oszukaństwa, .ale jeszcze nie dzisiaj.
Teraz przyodziej najpiękniejszą .szalę, jaką posiadasz,
' choclż ze mną.
17 - Dokącf, panie? - kupiec wypowiedział te sfowa
znacznie spokojniej; jeżeli nie od razu zamykają, to
znaczy, że nie jest 1.ak źle.
- bo pałacu królewskiego.
- Do pałacu? - zdziwił się Dagan-bel-nasir. -
A po co?
- Dowiesz się na miejscu. No, pospiesz się. Długo
mam na ciebie czekać?
1 - Wejdź, proszę, ·o panie - to mówiąc kupiec
wskazał najbliższe drzwi - usiądź w wygodnym fo
telu. Tam· jasno i ciepło. Nie odma\.\riaj mi także
i skosztuj dobrego syryjskiego wina lub, jeśli wolisz,
soku granatu. Bardzo cię proszę. Ja za chwilę, prze
brany, wrócę po dalsze rozkazy.
Służba najwidoczniej podsłuchiwała tę rozmowę, bo
od razu ktoś otworzył drzwi do przestronnego pokoju.
Stały tam cedrowe stoły i krzesła. W lampach
o kształcie trzewika damskiego płonął nie olej skalny,
lecz bezwonna i nie dająca kopcia oliwa. Miłe ciepło
rozchoaziło się od stojącej na środku brązowej wazy
z węglarni drzewnymi. Jeden 'ze służących podsunął
dostojnemu gościowi wy�odny fotel wyłożony po
duszkami z owczej skóry, inny już stał z. tacą w ręku.
W dwóch srebrnych pucharach czerwieniło się czer
wone słodkie syry.jskie wino i zimny sok granatu.
- Tylko pospiesz się - dowódca straży jeszcze
raz upomniał gbspodarza. Uznał też, że lepiej będzie
zadowolić się sokiem owocowym. Czekało go przecież
spotJkanie z królem Asarhaddonem. Lepiej nie kosz
tować tego dobrego, ale jakże mocnego wina z da
lekiej Syrii.
Nie upłynęło dziesięć minut, gdy kupiec zjawił się
z powrotem . Tym razem miał na sobie piękną zieloną
szatę, wyszywaną srebrnymi nićmi. „Za taki strój
można kupić dziesięć wołów albo pięciu niewolni
ków" - stwierdził w myśli Burtani. �rodę kupiec
tnlał swiezo utrefioną, włosy starannie uło:żone l przy- 18
kryte białą, pra wie przezroczystą chustą, ale krótszą
i spiętą nie srebrną obręczą, lecz miedzianą klamrą
z wielkim turkusem.
- Jestem na twoje rozkazy, panie.
- Idziemy - Burtani podniósł się i dopił ostatni
łyk soku.
- Wielki to dla mnie zaszczyt - powiedział, nisko
się kłaniając Dagan-bel-nasir - że tak dostojny
gość bawi dziś w moim skromnym domu. Błagam
cię, panie, przyjmij na pamiątkę tak szczęśliwego dla
mnie wydarzenia ten skromny puchar, który przed
chwilą raczyłeś opróżnić.
Burtani spojrzał na srebrne naczynie. Nie ulegało
wątpliwości, że musiał je wykonać zręczny rzemie
ślnik na: Krecie albo w dalekiej Grecji. Pucharek,
choć niewielki, na pewno przedstawiał dużą wartość:
- Nie, nie mogę tego od ciebie przyjąć - obłudnie
powiedział.
- Zrób mi tę łaskę ! Abym , po latach mógł opo
wiadać wnukom, że w moim nędznym domu bawił
kiedyś sam wielki Burtani, który na znak przyjaźni
raczył przyjąć w darze maleńki pucharek, z którego
pił sok granatu...
- No, chyba że na znak przyjaźni - Burtani
szybko schował puchar pod płaszcz. - Ale narzuć
coś na siebie. Nie chciałbym, żeby cię tak wystrojo
nego ktoś po drodze spotkał.
- Mój sługa czeka pod drzwiami z ciepłym okry
ciem - wyjaśnił Dagan-bel-nasir. - Czy każesz,
panie, zapalić pochodnie? Noc dzisiaj ciemna.
- Nie. Przyszliśmy po ciemku i tak wrócimy.
Niech nikt nas nie widzi i. nie słyszy.
Na ulicy czekał patrol. Burtani szedł razem z kup
cem: Oficer prowadził małą grupę. Dwaj żołnierze
za nim i powstali dwaj z tyłu. za plecami Burtaniego.
19 Kupiec dostrzegł, że trzymają .w rękach krótkie. mie
cze. „Przecież ulice Niniwy są zupełnie puste i wszę
dzie panuje kompletny spokój . .-. A tak honoruje się
tylko wybitnych gości króla" � pomyślał w duchu
Dagan-bel-nasir.
Tajna
narada
I I
Mała grupka zbroj nych bez przeszkód przemasze- 22
rowała ulicami Niniwy. Żadnego przechodnia nie
spotkali po drodze. Gdy podeszli do muru oddziela
jącego pałac królewski od ulicy, mała fortka uchyliła
się bezszelestnie. Dagan-bel-nasir nikogo przy niej
nie zauważył. A jednak zamknęła się natychmi�st,
kiedy tylko znaleźli się w środku. Patrol żołnierzy
natychmiast zniknął w ciemnościach. Kupiec i dowód-
c a straży pozostali sami.
Brukowana kolorowymi płytami droga teraz dość
stromo prowadziła pod górę. Później zostało jeszcze
do pokonania kilkadziesiąt stopni szerokich schodów.
Stanęli na tarasie przed głównym wejściem do pałacu.
I tym razem niewielkie drzwi otworzyły się bez
szmeru'. Burtani wszedł pewnym krokiem, Dagan-bel
-nasir za nim. Obaj znaleźli się w małym przedpo
koj u, skąd szerokie podwójne drzwi prowadziły do
wielkiej komnaty wspartej na szeregu kolumn wy
toczonych ze starych cedrów libańskich. W sali
oświetlonej zaledwie kilku kagankami panował pół
mrok·
Kupiec zorientował się, że to wielka sala tronowa.
W głębi, na wysokim podniesieniu, stał cały ze złota,
wysadzany drogocennymi kamieniami tron króla
Asarhaddona. Tutaj władca olbrzymiego imperium
przyjmował innych królów i posłów z sąsiednich
państw. Tutaj także w niektóre dni wolno było wejść
bogatym kupcom, aby padłszy na ziemię .oddali hołd
królowi .świata i zł-Ożyli mu dary oraz życzenia dłu
gich, szczęśliwych lat panowania. Dagan-bel-nasir
niejednokrotnie uczestniczył w takiej uroczystości.
Jeszcze nawet za życia poprzedniego władcy Asyrii,
króla Sanheriba.
Szybko przeszli przez salę tronową. Minęli wąski
korytarzyk, aby za chwilę znaleźć się w następnej
mniejszej sali. Również i tu, na nieco niższym pod-
23 niesiJniu, stał okazały wygodny fote\ z wysokim opar
ciem. Nogi miał rzeźbione w kształcie łap orlich,
poręcze przypominały nogi lwa. Nieduże krzesła stały
jedno przy drugim wzdłuż trzech pozostałych ścian.
Posadzkę przykrywały płyty z białego i czarnego
marmuru z wpuszczonymi złotymi gwiazd�mi. Ściany
wyłożone były boazerią ze szlachetnego drewna,
a wyżej pomalowane w podłużne pasy różnych kolo
rów. Na suficie widniały złote gwiazdy, tak ułożone,
jak je widać w czerwcową noc nad Niniwą. Tej sali
kupiec nigdy nie widział. Rozglądał się więc ciekawie:
- Tu odbywają się posiedzenia Rady Królew
skiej - pouczał go Burtani.
Znowu zagłębili się . w jakiś korytarz. Wreszcie
stanęli przed masywnymi drzwiami, zatrzymani przez
\
dwóch guradu z obnażonymi mieczami w rękach.
Widząc nadchodzących guradu szeroko otworzyli
drzwi.
Burtani padł na kolana i dotknął czołem podłogi,
Dagan-bel-nasir natychmiast uczynił to samo.
Oto przed nimi siedział w purpurowej szacie naj
potężniejszy monarcha świata, Asarhaddon syn San
heriba.
- Królu i parlie mój - powiedział Burtani - twój
niewolnik wypełnił rozkazy. Przyprowadziłem kupca
Dagan-bel-nasira.
- Dziękuję ci, mój wierny Burtani - łaskawie
powiedział król. - Możesz już odejść. Ty zaś, kupcze,
powstań i zajmij to wolne miejsce, które czeka na
ciebie.
Burtani odszedł. Kupiec, nie wierząc własnym
oczom i uszom, podniósł się z klęczek. Miał siedzieć
w obecności potężnego władcy?. Jakiż to zaszczyt,
co za wyróżnienie! Szkoda, że tego nie widzą kon
kurenci, a zwłaszcza ten przeklęty Rib-Adda, który
na pewno pękłby z zazdrości.
Dopiero po zajęciu miej sca na wskaza nym mu krze- 24
śle Dagan-bel-nasir ośmielił się ukradkiem rozejrzeć
dokoła:
Znajdował się w niewielkiej , prawie kwadratowej
komnacie bez okien. Podlega, ściany, a nawet sufit
i drzwi obite były brązowym grubym wojłokiem.
Meble były proste, bez żadnych ozdób : szeroki, kwa
dratovyy stół i sześć krzeseł. Pięć z nich było j.uż
zajętych, na ostatnim przysiadł Dagan-bel-nasir.
Przed każdym z obecnych stał gliniany kubek. Znaj
dowały się także dwa gliniane garnki ; jeden z czystą
wodą, drugi z lekkim 'j ęczmiennym piwem. Wszyscy
obecni nosili się skromnie. Dwaj z nich mieli na sobie
proste żołnierskie tuniki, trzej pozostali - białe szaty.
Człowiek siedzący po lewej ręce monarchy właśnie
sięgnął po dzban z piwem.
- Mnie nalej wody - polecił Asarhaddon.
Jeden z wojskowych był szybszy. Napełnił kubek
królewski wodą, a potem uprzejmym ruchem przy
sunął dzban nowemu przybyszowi.
Dagan-bel-11asir stwierdził w myśli, że z wid:i;enia
' zn a wszystkich członków tej tajemniczej narad y.
Z dwoma zaś nawet kiedyś już rozmaw iał. Naturalnie
w zupełnie innych okolicznościach - jako kupiec,
który zachwalał swoje towary bogatemu klientowi.
Ten w białej szacie obok króla - to popularna po
stać nie tylko w Niniwie, ale i w całej Asyrii, a także
w Babilonie : Assur-iddin, siostrzeniec królewski.
Bogaty młody czfowiek. O jego majątku i rozrzutności
krążyły legendy. Rzadko widziano Assur-iddina na
dworze' królewskim. Jego zachowanie nie mogło po
dobać się królowi, którego cechował surowy, poważny
tryb życia. Taki, jaki przystoi wielkiemu władcy
Asyrii. Siostrzeniec kr6lewski często więc popadał
w niełaskę, a dwukrotnie tylko szybka ucieczka oca
liła mu głowę. Pierwszy raz zdarzyło się to chyba
25 przed pięciu laty, gdy piąstował urząd jednego
z wielkorządców w Babilonie i, jak to stwierdziła
kontrola skarbnika królewskiego, wydał na zabawy
i uczty poważną sumę pieniędzy państwowych. Asar
haddon polecił go wtedy aresztować, przywieźć do
Niniwy i postawić przed sądem. Ale ktoś ostrzegł
młodego człowieka. Nim do Babilonu dotarł rozkaz
królewski, Assur-iddin zdążył uciec do sąsiedniego
Elamu, gdzie go życzliwie przyjął władca tego ,pań
stwa.
Po roku gniew króla Asarhaddona minął i nie
sforny siostrzeniec pojawił się z powrotem w Niniwie.
Nie zmienił jednak trybu życia. W j ego pałacu prawie
co dnia odbywały . się wystawne przyjęcia. Młody
człowiek lubił bowiem przebywać w towarzystwie
cudoziemców i oni to właśnie, obok grona rozpróżnia
czonych paniczyków z najwyższej arystokracji, byli
głównymi uczestnikami tych zabaw. Wkrótce Assur
-iddin popadł w długi - nie tylko u bankierów, ale
nawet u dostawców żywności i opału. Nie mogąc do
czekać się swojego srebra, wierzyciele udali się do
króla.
Nowy, jeszcze potężniejszy wybuch gniewu władcy
tym razem zastał Assur-iddina w
,
j ego pałacu. Słysząc
dobijających się do drzwi żołnierzy ze straży królew
skiej zrozumiał, co go czeka. Po dachach sąsiednich
domów dotarł do uliczki leżącej na tyłach drogi pro
cesyj nej . Tam zeskoczył z wysokiego na dwa gar.
dachu i w zaułkach Niniwy rozpłynął się, jak gdyby
był powietrzem. Na próżno przetrząśnięto całe mia
sto i zamknięto bramy. Królewskiego siostrzeńca nikt
nie
Czytelnik Warszawa 1983
. Jerzy Edigey Szpiedzy króla Asarhaddona
Opracowanie graficzne Zbigniew Czarnecki © Copyright_ by Jerzy Edigey, Warszawa 1983 „Czytelnik", Warsza\\'a· 1983. Wydanie I. Nakład 40 320 egz. Ark. wyd. 9,7; ark. druk. 13,25. Papier druk. m/gł. kl. IV, 80 g, 82Xl04 Oddano do sk!adania 25 VI 1980 r. Podpisano do druku 19 VI 1981 r. Druk ukończono w styczniu 1983 r. Drukarnia Wydawnicza w Krakowie Zam. wyd. 974; druk. 2
Nocny ·patrol
I Noc zapadła nagle. Jak zwykle w. tych srtronach, 6 ledwie słońce schowało się za wzgórza, biały dzień od razu zmienił się w ciemną noc. Nic więc dziwnego, że rojne i gwarne ulice Niniwy szybko opustoszały. Handlarze żywnością, sprzedawcy słodkich, sezamo- · wych ciasteczek oraz zimnej wody i soków owoco wych zarzucali na plecy resztę towaru i znikali w bocznych uliczkach wielkiego miasta. Ci, co mieszkali blisko murów miejskich, słyszeli, jak z głuchym łoskotem zamykają się kolejno wszyst kie bramy. Chociaż bowiem: za panowania potężnego. króla Asarhaddona spokój panował w całej Asyrii, bramy stolicy zamykano, gdy tylko zapadała noc. Jedynie dla tych, co nie zdążyli wrócić do miasta ze swoich pól i ogrodów rozciągających się wzdłuż rzeki i mogli udowodnić Straży Królewskiej, że są mieszkańcami Niniwy, w niektórych bramach pozo stawiano uchyloną furtkę. Każdy inny, nawet gdyby to był poseł z obcej krainy, bogaty kupiec czy wyso kiej rangi kapłan z innego miasta, musiał spędzić noc pod murami. Naturalnie znaleźli się . sprytni przedsiębiorcy, którzy dla takich spóźnialskich .wybu dowali wygodne gospody, gdzie można było spokojnie przespać się aż do ranka. Jednakże z tej gościny mogli korzystać jedynie bogaci; płacili srebrem, miedzią lub innym towarem. Niniwa, po jej gruntownym przebudowaniu przez króla Sanheriba, była wielkim i pięknym miastem. Miała kształt prostokąta o wymiarach 1000 na 250 gar*. Wewnątrz murów obronnych znalazły się aż dwa wzgórza. Na jednym z nich wzniesiono wspa niały pałac królewski, drugi zdobiła świątynia władcy ziemi, boga Enlila. Oba te wzgórza łączyła szeroka ulica, wybrukowana .............„.............,................................„.......„...... 1 'g a r = ok. 4,5 m.
7 białymi i czerwonymi plytami. Tutaj znajdowały się świątynie najważniejszych bogów Asyrii. Tu również budowali swoje pałace krewni królewscy, przedsta wiciele arystokracji, arcykapłani. Wszystkie domy, a nawet świątynie stały w jednej linii. Tak zarządził przed laty król Sanherib, który zagroził, że jeżeli którykolwiek budynek będzie choć ci parę aromatu * wysunięty do przodu lub cofnięty do tyłu, jego wła ściciel zostanie wbity na pal na dachu własnego domu. Nie były .to bynajmniej pogróżki. Król Sanherib za słynął bowiem ni,e tylko jako wielki budowniczy, ale także jako władca ciężkiej i surowej ręki. rhoć król Sanherib nie żył już od siedmiu lat, a panował dobrotliwy - na miarę swojej epoki - król Asarhaddon, wspomnienie poprzedniego władcy wciąż było żywe. Na szerokiej ulicy, która oficjalnie nazywała się Ulicą Potężnego i Wszechmogącego Boga Aszura, Pana i Władcy Całej Asyrii, a którą lud nazywał po prostu drogą procesyjną, zarówno właści ciele pałaców, jak i kapłani pełniący służbę w świąty niach za2alali latarnie przymocowane do murów budynków. Były to wysoko llinocowane miedziane misy, wypełnione olejem skalnym, palącym się jasno żółtym płomieniem. W jego świetle widać było wy raźnie nie tylko kolorowy bruk, ale nawet głębokie bruzdy wyryte w płytach posadzki. Bruzdy te ściśle odpowiadały wymiarom osi wielkiego procesyjnego wozu, którym bogowie jeździli od świątyni do świą tyni, odwiedzając się wzajemnie. Swięte procesje należały do ulubionych widowisk ludu Niniwy. Urzą dzano je w każde święto. Owe koleiny wyryto w ka mieniach dla wy . gody podróżującego boga. Na drodze procesyjnej, w odległości trzydziestu aromatu od linii dof!1ÓW, wykopane były niewysokie ...........„.........................„..........„...........�„............ 1 a m m a t µ = ok. 0,4 m.
;. U R A. R TI ••„ •••�„„ •. ·········•§.'..:2' '·'i t
u SCYTOWIE· MEDIi\
kamienne słupy. Król Sanherib - również pod groź- 10 bą kary wbicia na pal - zabronił wszelkim sprzedaw- com i nosicielom towarów zatrzymywać się pomiędzy tymi słupami, wyznaczając im miejsce na handel jedynie między słupami a linią domów. Cały środek tej najszerszej w Niniwie ulicy zarezerwowano wy łącznie dla pieszych i transportu kołowego, któremu jednak nie wolno się było tu zatrzymywać. Droga procesyjna kończyła się pod wzgórzem kró lewskim, otoczonym wysokim i szerokim murem. Na szczycie stał pałac.· Cuda opowiadano w Niniwie, a i poza nią, o piękności królewskiego ogrodu. Rosły tam drzewa przywiezione z dalekich stron, nad brze gami sadzawek brodziły sprowadzone z Egiptu ibisy i bociany, po ścieżkach przechadzały się oswojone lwy. Łagodne podobno jak domowe psy. Nie robiły krzywdy nie tylko ludziom, ale nawet jeleniom i dzi kim kozom. Na murach pałacu królewskiego dniem i nocą czu wała straż. Bramę, umieszczoną w potężnej baszcie, otwierano jedynie wtedy, kiedy król opuszczał swoją siedzibę. Inna brama, znajdująca się po drugiej stro nie pałacu, również pieczołowicie strzeżona przez guradu * - gwardię królewską składającą się z naj dzielniejszych, służyła potrzebom gospodarczym pa łacu. Specjalna straż królewska utrzymywała porzą dek w całej stolicy i we wszystkich miastach wielkie go imperium asyryjskiego. Noc była wyjątkowo ciemna. Od wschodnich gór wiał zimny, nieprzyjemny wiatr, niosący ze sobą drobne cząsteczki kurzu i gliny. Takie wiatry prawie zawsze wieją w tych stronach w miesiącach lutym, marcu i kwietniu. A właśnie mi)ała połowa marca. _W murze otaczającym pałac królewski otworzyła ................„.•••„.............................................„....„„ Gu rad u - wojownik., żołnh::rz.
li się mała furtka i wyszło z meJ szescm mężczyzn. Bez trudu można poznać, nawet w świetlę niewielkich latarni, że pięciuz nich to wojskowi, qłonkowie stra ży królewskiej. Wszyscy w krótkich tunikach, się gających zaledwie pół uda, wysokich sznurowanych butach i spiczastych hełmach. A że noc była chłodna, narzucili ciepłe szare płaszcze z wełny. Szósty miał taki sam płaszcz, ale pod nim widać było luźną, nie bieską szatę: Dość długą, _ w kwadrat przycięta broda wskazywała, że jest to jakiś wysoki dostoj nik pań stwowy, dygnitarz dworski, a może nawet członek rodziny królewskiej. Głowę okrywała mu lniana chu sta, opadająca aż na plecy, przepasana srebrną o_brę czą wysadzaną kamieniami. - Możemy już iść - zadecydował. - Na ulicach ciemno już i pusto. Nie powinien nas nikt zauważyć. - Tak jest, dostojny panie - odpowiedział jeden z wojskowych, zapewne oficer - cała Niniwa odpo czywa w swoich domostwach. A spotkania z patrolami straży królewskiej nie potrzebujemy się obawiać. Będą myśleli, że Wasza Dostojność przeprowadza nocną inspekcję miasta. - Więc ruszajmy! - rozkazał człowiek w chuście. Dwaj żołnierze wysunęli się naprzód. Dwaj inni maszerowali . z tyłu. Oficer zajął miejsce po lewej stronie dostojnika. Mały orszak szybko posuwał się drogą procesyjną. - Jakże kopcą i śmierdzą te latarnie - skrzywił się człowiek w chuście. - Gdyby je napełniać zwykłym lnianym olejem, nie śmierdziałyby - wyjaśnił oficer - ale nie paliły by się tak jasno, no i kosztowałoby to więcej . Olej lniany jest drogi, zaś oleju skalnego nawet pod -samą Niniwą nie brakuje. W niektórych miejscach wystar- _ czy wykopać dół na głębokość dziesięciu ammatu,
'I a już na drugi dzień wypełni się tą szaroczarną mazią. 12 Ludzie biedni gotują strawę na tym oleju. Jeden imeru * oleju kosztuje za ledwie pół szekla** srebra. , J A więc taiiszy jest od daktyli, za które p�aci się I całego szekla. - Ale daktyle można jeść, zaś oleju skalnego naj bardziej głodny nie weźmie do ust -w roześmiał się jeden z żołnierzy. - Daleko jeszcze? - zapytał człowiek ·w chuście. - Nie, panie - odpowiedział oficer. - W pobliżu Bramy Portowej. \ Zaraz skręcimy w lewo i pójdziemy w stronę portu. - Taki bogaty człowiek i mieszka pod samym mu rem? - Stać go z pewnością na pałac w lepszym miejscu.. Ale to kupiec. Woli mieszkać tam, gdzie ma S\:VOje magazyny. - Ma rację - skinął głową pytający. Skręcili w lewo i zagłębili się w istny labirynt wąziutkich uliczek. Tylko niektóre brukowane były 7.wykłymi kamieniami. Inne nie posiadały żadnej na wierzchni poza gliną wymieszaną z popiołem i ubitą nogami przechodniów. - Szkoda, że nie wzięliśmy ze sobą pochodni: - Nie trzeba, panie. Znam drogę doskonale. Ulice tutaj są proste, chociaż wąskie. A my pilnujemy, aby wszystkie dziury i doły natychmiast zasypywano.· - Słuchają was? - Nie posłuchają, zapłacą srebrem za nieporządek. A jeśli i to nie pomaga, provvadzimy opornego przed oblicze sędziego. Wtedy płaci drożej, bo nie tylko miedzią lub srebrem, ale także wolnością. •••„„.........„...............„�·�«•••...................�....�„......... 1 im e r u = 34,2 1. l s zek e 1 (lub sziklu).= ok. 8,5 g.
13 - Daleko jeszcze? -, niecierpliwił się człowiek w chuście, zapewne nie przyzwyczajony do nocnych spacerów po · zaułkach miasta. - Już jesteśmy na nneJSCU. Dagan-bel-nasir mieszka fam, gdzie palą się te latarnie - uspokajał oficer. Rzeczywiście widać było z daleka dwie palące się latarnie. Jedyne zresztą w całej okolicy. Tam też skierowało się sześciu mężczyzn. Stanęli pod wysokim murem. Znajdowała się w nim jedna szeroka, pod wójna brama, taka wielka, że wóz mógł przez nią wjechać, a na prawo od niej zwykła furtka. - Tu znajdują się magazyny - objaśniał oficer - a tam - wskazał ręką furtkę _:_ kupiec mieszka razem ze swoją służbą. - Duży dom - powiedział z uznaniem dygni tarz - ale w podłej dzielnicy. - Wasza Dostojność myli się - zaprotestował dowódca patrolu - to dzielnica handlowa. Tutaj mieszkają bogaci kupcy i przedsiębiorcy. Stąd do Bramy Portowej i do kanału jest zaledwie kilka gar. Łatwo i szybko można transportować towary ze sta tków na kanale cto magazynów, i odwrotnie. Kupcy :wiedzą, co robią. - Zapukaj - rozkazał człowiek w- ch\lście. Oficer kilkakrotnie uderzył pięścią w drzwi. Nikt ]ednak mu nie odpowiedział. Wtedy rozchylił płaszcz, wyciągnął krótki żelazny miecz i głowicą kilkakrotnie _uderzył w furtkę. Zaszeleściły kroki, a z góry, zapew ne z płaskiego dachu budynku, jakiś głos zapytał: Kto tam? Otwieraj! Nie widzisz, że straż królewska? Czego chcecie? . Przyszliśmy do Dagan-bel-nasira.. Tylko nie kłam, że go nie m.a w domu. Lepiej będzie dla niego, jeśli nam natychmiast ohvorzy. Wiemy, że aż do
I' zmierzchu pilnował dziś przeładunku zboża z kuf 14 i keleków*, które wczoraj przyholowano z Babilonu. Wiemy także, że wiec'.lorem dostojny Dagan-bel-nasir poszedł prosto do domu. Otwieraj! , - Zaraz, zaraz.- Pójdę obudzić mojego pana: - Mogę się założyć - roześmiał się oficer - że Dagan-bel-nasir wcale nie śpi i dokładnie słyszał na szą rozmow�. Dobrze, że kazałem go śledzić od samego raM. - Słusznie zrobiłeś - pochwalił go człowiek w chuście. Po chwili furtka nieco się-uchyliła i _wyjrzała z niej czyjaś głowa. Może tego samego człowieka, którego głos słyszeli z dachu. A może ktoś inny jeszcze raz sprawdzał, czy na pewno straż królewska, a nie zwy czajni rabusie. - Zaczekajcie tu - rozkazał dygnitarz. Władczym ruchem odsunął na bok odźwiernego i wszedł do środka. Znalazł się w dość długim korytarzu, który kończył I się sporym, podobnie jak w innych asyryjskich do- mach, kwadratowym podwórkiem. Umieszczony po środku zbiornik wody z kwitnącymi liliami wodnymi świadczył o bogactwie właściciela. Wokół podwórka znajdowały się drzwi prowadzące do pokojów i po mieszczeń gospodarskich, a także schody wiodące na pierwsze piętro i wyżej , na płaski, tarasowaty dach. Podwórze oświetlała latarnia. Zapewne zapalono ją przed chwilą, aby rozpoznać, co za goście nawiedzają dom zamożnego kupca o tak późnej porze. Naprzeciw przybysza wyszedł mężczyzna wyso kiego wzro•tu, w wieku około czterdziestu lat. Ubrany był w lekką domową szatę białego koloru. Brodę no- .....................„...........,.............„.............................. . Ku f a - mały statek do żeglugi po rzece; k e 1 e k - tratwa żeglowna.
15 sił przyciętą krótkó: Włosy kędzierzawe, czarne, przyprószone nieco siwizną. Przybyły zatrzymał się w pobliżu latarni, tak aby gospodarz m9gł mu się przyjrzeć. - Jestem Burtani - powiedział. Kupiec i bez tych słów rozpoznał swojego gosc1a. Wszechmocnego dowódcę straży królewskiej. Czło wieka, . którego w całej Asyrii bardziej się bano niż samego króla Asarhaddona. - Witaj, dostojny panie, w moim domu - Dagan- -bel-nasir kornie ukląkł przed swym znakomitym gościem. - Niech cię Wielki Aszur ma zawsze w swo jej opiece. Bądź pozdrowiony w moich skromnych murach: - Takie skromne to one nie są - roześmiał się Burtani. - Chybabym nie stracił wiele, gdybyśmy się zamienili majątkami. - Mów, panie, czego żądasz. Wszystko, co tylko rozkażesz.., - Miałbym dużo do powiedzenia. Na przykład o tej przerośniętej pszenicy, którą niedawno sprze dawał�ś na rynku po dwa szekle za gur. - O panie, kiedy ją kupowałem w Babilonie, była dobra! Mogę przysiąc na Marduka, naj większego boga w całej Babilonii! To w drodze zawilgotniała i prze rosła, bo od ciągłych deszczy przemokły maty przy krywające ziarno. Zaś glinianych dzbanów nie można było użyć, bo keleki ich nie udźwigną. - A pomimo to sprzedałeś ją po dwa szekle za gur *. - Sprzedałem, panie, przecież nie mogłem stracić. Ale sprzedałem tanio. Rib-Adda, kupiec z sąsiedniej ulicy, sprzedawał dwa gur za pięć szekli. I ludzie kupowali. .„„••„„••„„......„„•••„„„••„..............„„..........„..........„„ 1 gur =741.
I/li - Bo miał dobrą, zdrową pszenicę. 16 - Moja także była prawie dobra„. - A co z tym ż�lazem, które dostarczyłeś kuźniom królewskim do robienia mieczy? :__ Żelazo kupiłem w Lidii: To tam mnie oszukano i sprzedano żelazo miękkie, nie nadające się do przekucia na broń. A·Je kuźnie przerobiły je na inne, potrzebne przedmioty. Król nic nie sh'acił na tym. - Lecz armii brakowało mieczy. - To oni, ci fałszywi Lidyjczycy oszukali! Przysię- gam na Aszura, pana całej Asyrii, że mam sumienie czyste! - Ty, jak każdy kupiec, w ogóle nie masz sumie nia - roześmiał się dostojnik - ale nie pora teraz na dyskusje. Ubieraj się, idziemy. Dagan-bel-nasir znowu ukląkł przed potężnym mi nistrem. W jego oczach czaił się lęlł. - O panie - błagał - zapłacę, ile rozkażesz, ale mnie nie zabieraj! Mam żonę i dzieci. Przebacz mi, panie! , Kupiec wiedział, że jeśli raz trafi do więzienia, wszystkie jego rnnie;jsze i większe oszustwa szybko wyjdą na jaw. Lepiej zapłacić nawet wysoką grzyw nę, niż znaleźć się w rękach policji, a później sędziego. Sądy w Asyrii wyrokowały surowo. Kto zaś prowadzi tak duże i rozległe interesy jak on, Dagan-bel-nasir, ten nie zawsze może postępować zgodnie z przepisami prawa asyryjskiego„. - Nie bądź głupcem, Dagan-bel-nasirze - skarcił kupca Burtani. - Pycha twoja jest tak wielka, że wyobrażasz sobie, iż sarn dowódca straży królewskiej fatygowałby się osobiście, aby cię zaprowadzić do więzienia. Zresztą słusznie by ci się ono należało za wszystkie twoje oszukaństwa, .ale jeszcze nie dzisiaj. Teraz przyodziej najpiękniejszą .szalę, jaką posiadasz, ' choclż ze mną.
17 - Dokącf, panie? - kupiec wypowiedział te sfowa znacznie spokojniej; jeżeli nie od razu zamykają, to znaczy, że nie jest 1.ak źle. - bo pałacu królewskiego. - Do pałacu? - zdziwił się Dagan-bel-nasir. - A po co? - Dowiesz się na miejscu. No, pospiesz się. Długo mam na ciebie czekać? 1 - Wejdź, proszę, ·o panie - to mówiąc kupiec wskazał najbliższe drzwi - usiądź w wygodnym fo telu. Tam· jasno i ciepło. Nie odma\.\riaj mi także i skosztuj dobrego syryjskiego wina lub, jeśli wolisz, soku granatu. Bardzo cię proszę. Ja za chwilę, prze brany, wrócę po dalsze rozkazy. Służba najwidoczniej podsłuchiwała tę rozmowę, bo od razu ktoś otworzył drzwi do przestronnego pokoju. Stały tam cedrowe stoły i krzesła. W lampach o kształcie trzewika damskiego płonął nie olej skalny, lecz bezwonna i nie dająca kopcia oliwa. Miłe ciepło rozchoaziło się od stojącej na środku brązowej wazy z węglarni drzewnymi. Jeden 'ze służących podsunął dostojnemu gościowi wy�odny fotel wyłożony po duszkami z owczej skóry, inny już stał z. tacą w ręku. W dwóch srebrnych pucharach czerwieniło się czer wone słodkie syry.jskie wino i zimny sok granatu. - Tylko pospiesz się - dowódca straży jeszcze raz upomniał gbspodarza. Uznał też, że lepiej będzie zadowolić się sokiem owocowym. Czekało go przecież spotJkanie z królem Asarhaddonem. Lepiej nie kosz tować tego dobrego, ale jakże mocnego wina z da lekiej Syrii. Nie upłynęło dziesięć minut, gdy kupiec zjawił się z powrotem . Tym razem miał na sobie piękną zieloną szatę, wyszywaną srebrnymi nićmi. „Za taki strój można kupić dziesięć wołów albo pięciu niewolni ków" - stwierdził w myśli Burtani. �rodę kupiec
tnlał swiezo utrefioną, włosy starannie uło:żone l przy- 18 kryte białą, pra wie przezroczystą chustą, ale krótszą i spiętą nie srebrną obręczą, lecz miedzianą klamrą z wielkim turkusem. - Jestem na twoje rozkazy, panie. - Idziemy - Burtani podniósł się i dopił ostatni łyk soku. - Wielki to dla mnie zaszczyt - powiedział, nisko się kłaniając Dagan-bel-nasir - że tak dostojny gość bawi dziś w moim skromnym domu. Błagam cię, panie, przyjmij na pamiątkę tak szczęśliwego dla mnie wydarzenia ten skromny puchar, który przed chwilą raczyłeś opróżnić. Burtani spojrzał na srebrne naczynie. Nie ulegało wątpliwości, że musiał je wykonać zręczny rzemie ślnik na: Krecie albo w dalekiej Grecji. Pucharek, choć niewielki, na pewno przedstawiał dużą wartość: - Nie, nie mogę tego od ciebie przyjąć - obłudnie powiedział. - Zrób mi tę łaskę ! Abym , po latach mógł opo wiadać wnukom, że w moim nędznym domu bawił kiedyś sam wielki Burtani, który na znak przyjaźni raczył przyjąć w darze maleńki pucharek, z którego pił sok granatu... - No, chyba że na znak przyjaźni - Burtani szybko schował puchar pod płaszcz. - Ale narzuć coś na siebie. Nie chciałbym, żeby cię tak wystrojo nego ktoś po drodze spotkał. - Mój sługa czeka pod drzwiami z ciepłym okry ciem - wyjaśnił Dagan-bel-nasir. - Czy każesz, panie, zapalić pochodnie? Noc dzisiaj ciemna. - Nie. Przyszliśmy po ciemku i tak wrócimy. Niech nikt nas nie widzi i. nie słyszy. Na ulicy czekał patrol. Burtani szedł razem z kup cem: Oficer prowadził małą grupę. Dwaj żołnierze za nim i powstali dwaj z tyłu. za plecami Burtaniego.
19 Kupiec dostrzegł, że trzymają .w rękach krótkie. mie cze. „Przecież ulice Niniwy są zupełnie puste i wszę dzie panuje kompletny spokój . .-. A tak honoruje się tylko wybitnych gości króla" � pomyślał w duchu Dagan-bel-nasir.
Tajna narada
I I Mała grupka zbroj nych bez przeszkód przemasze- 22 rowała ulicami Niniwy. Żadnego przechodnia nie spotkali po drodze. Gdy podeszli do muru oddziela jącego pałac królewski od ulicy, mała fortka uchyliła się bezszelestnie. Dagan-bel-nasir nikogo przy niej nie zauważył. A jednak zamknęła się natychmi�st, kiedy tylko znaleźli się w środku. Patrol żołnierzy natychmiast zniknął w ciemnościach. Kupiec i dowód- c a straży pozostali sami. Brukowana kolorowymi płytami droga teraz dość stromo prowadziła pod górę. Później zostało jeszcze do pokonania kilkadziesiąt stopni szerokich schodów. Stanęli na tarasie przed głównym wejściem do pałacu. I tym razem niewielkie drzwi otworzyły się bez szmeru'. Burtani wszedł pewnym krokiem, Dagan-bel -nasir za nim. Obaj znaleźli się w małym przedpo koj u, skąd szerokie podwójne drzwi prowadziły do wielkiej komnaty wspartej na szeregu kolumn wy toczonych ze starych cedrów libańskich. W sali oświetlonej zaledwie kilku kagankami panował pół mrok· Kupiec zorientował się, że to wielka sala tronowa. W głębi, na wysokim podniesieniu, stał cały ze złota, wysadzany drogocennymi kamieniami tron króla Asarhaddona. Tutaj władca olbrzymiego imperium przyjmował innych królów i posłów z sąsiednich państw. Tutaj także w niektóre dni wolno było wejść bogatym kupcom, aby padłszy na ziemię .oddali hołd królowi .świata i zł-Ożyli mu dary oraz życzenia dłu gich, szczęśliwych lat panowania. Dagan-bel-nasir niejednokrotnie uczestniczył w takiej uroczystości. Jeszcze nawet za życia poprzedniego władcy Asyrii, króla Sanheriba. Szybko przeszli przez salę tronową. Minęli wąski korytarzyk, aby za chwilę znaleźć się w następnej mniejszej sali. Również i tu, na nieco niższym pod-
23 niesiJniu, stał okazały wygodny fote\ z wysokim opar ciem. Nogi miał rzeźbione w kształcie łap orlich, poręcze przypominały nogi lwa. Nieduże krzesła stały jedno przy drugim wzdłuż trzech pozostałych ścian. Posadzkę przykrywały płyty z białego i czarnego marmuru z wpuszczonymi złotymi gwiazd�mi. Ściany wyłożone były boazerią ze szlachetnego drewna, a wyżej pomalowane w podłużne pasy różnych kolo rów. Na suficie widniały złote gwiazdy, tak ułożone, jak je widać w czerwcową noc nad Niniwą. Tej sali kupiec nigdy nie widział. Rozglądał się więc ciekawie: - Tu odbywają się posiedzenia Rady Królew skiej - pouczał go Burtani. Znowu zagłębili się . w jakiś korytarz. Wreszcie stanęli przed masywnymi drzwiami, zatrzymani przez \ dwóch guradu z obnażonymi mieczami w rękach. Widząc nadchodzących guradu szeroko otworzyli drzwi. Burtani padł na kolana i dotknął czołem podłogi, Dagan-bel-nasir natychmiast uczynił to samo. Oto przed nimi siedział w purpurowej szacie naj potężniejszy monarcha świata, Asarhaddon syn San heriba. - Królu i parlie mój - powiedział Burtani - twój niewolnik wypełnił rozkazy. Przyprowadziłem kupca Dagan-bel-nasira. - Dziękuję ci, mój wierny Burtani - łaskawie powiedział król. - Możesz już odejść. Ty zaś, kupcze, powstań i zajmij to wolne miejsce, które czeka na ciebie. Burtani odszedł. Kupiec, nie wierząc własnym oczom i uszom, podniósł się z klęczek. Miał siedzieć w obecności potężnego władcy?. Jakiż to zaszczyt, co za wyróżnienie! Szkoda, że tego nie widzą kon kurenci, a zwłaszcza ten przeklęty Rib-Adda, który na pewno pękłby z zazdrości.
Dopiero po zajęciu miej sca na wskaza nym mu krze- 24 śle Dagan-bel-nasir ośmielił się ukradkiem rozejrzeć dokoła: Znajdował się w niewielkiej , prawie kwadratowej komnacie bez okien. Podlega, ściany, a nawet sufit i drzwi obite były brązowym grubym wojłokiem. Meble były proste, bez żadnych ozdób : szeroki, kwa dratovyy stół i sześć krzeseł. Pięć z nich było j.uż zajętych, na ostatnim przysiadł Dagan-bel-nasir. Przed każdym z obecnych stał gliniany kubek. Znaj dowały się także dwa gliniane garnki ; jeden z czystą wodą, drugi z lekkim 'j ęczmiennym piwem. Wszyscy obecni nosili się skromnie. Dwaj z nich mieli na sobie proste żołnierskie tuniki, trzej pozostali - białe szaty. Człowiek siedzący po lewej ręce monarchy właśnie sięgnął po dzban z piwem. - Mnie nalej wody - polecił Asarhaddon. Jeden z wojskowych był szybszy. Napełnił kubek królewski wodą, a potem uprzejmym ruchem przy sunął dzban nowemu przybyszowi. Dagan-bel-11asir stwierdził w myśli, że z wid:i;enia ' zn a wszystkich członków tej tajemniczej narad y. Z dwoma zaś nawet kiedyś już rozmaw iał. Naturalnie w zupełnie innych okolicznościach - jako kupiec, który zachwalał swoje towary bogatemu klientowi. Ten w białej szacie obok króla - to popularna po stać nie tylko w Niniwie, ale i w całej Asyrii, a także w Babilonie : Assur-iddin, siostrzeniec królewski. Bogaty młody czfowiek. O jego majątku i rozrzutności krążyły legendy. Rzadko widziano Assur-iddina na dworze' królewskim. Jego zachowanie nie mogło po dobać się królowi, którego cechował surowy, poważny tryb życia. Taki, jaki przystoi wielkiemu władcy Asyrii. Siostrzeniec kr6lewski często więc popadał w niełaskę, a dwukrotnie tylko szybka ucieczka oca liła mu głowę. Pierwszy raz zdarzyło się to chyba
25 przed pięciu laty, gdy piąstował urząd jednego z wielkorządców w Babilonie i, jak to stwierdziła kontrola skarbnika królewskiego, wydał na zabawy i uczty poważną sumę pieniędzy państwowych. Asar haddon polecił go wtedy aresztować, przywieźć do Niniwy i postawić przed sądem. Ale ktoś ostrzegł młodego człowieka. Nim do Babilonu dotarł rozkaz królewski, Assur-iddin zdążył uciec do sąsiedniego Elamu, gdzie go życzliwie przyjął władca tego ,pań stwa. Po roku gniew króla Asarhaddona minął i nie sforny siostrzeniec pojawił się z powrotem w Niniwie. Nie zmienił jednak trybu życia. W j ego pałacu prawie co dnia odbywały . się wystawne przyjęcia. Młody człowiek lubił bowiem przebywać w towarzystwie cudoziemców i oni to właśnie, obok grona rozpróżnia czonych paniczyków z najwyższej arystokracji, byli głównymi uczestnikami tych zabaw. Wkrótce Assur -iddin popadł w długi - nie tylko u bankierów, ale nawet u dostawców żywności i opału. Nie mogąc do czekać się swojego srebra, wierzyciele udali się do króla. Nowy, jeszcze potężniejszy wybuch gniewu władcy tym razem zastał Assur-iddina w , j ego pałacu. Słysząc dobijających się do drzwi żołnierzy ze straży królew skiej zrozumiał, co go czeka. Po dachach sąsiednich domów dotarł do uliczki leżącej na tyłach drogi pro cesyj nej . Tam zeskoczył z wysokiego na dwa gar. dachu i w zaułkach Niniwy rozpłynął się, jak gdyby był powietrzem. Na próżno przetrząśnięto całe mia sto i zamknięto bramy. Królewskiego siostrzeńca nikt nie