kufajka

  • Dokumenty27 039
  • Odsłony1 827 047
  • Obserwuję1 347
  • Rozmiar dokumentów74.8 GB
  • Ilość pobrań1 650 532

Gałązka Piotr - Kocham, kochanym jestem

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :1.3 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

kufajka
3. Ebooki według alfabetu
G

Gałązka Piotr - Kocham, kochanym jestem .pdf

kufajka 3. Ebooki według alfabetu G GAŁĄZKA PIOTR Powieści
Użytkownik kufajka wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 68 stron)

Piotr Gałązka Kocham, kochanym jestem

Dla Kochanej Mamy, wieczny odpoczynek… Dla kochanej Siostry, wieczny odpoczynek… Wybaczam ci, przebacz mi. Dla kochanej Babuni, dla bliskich.

Rozdział pierwszy Magiczna Bułgaria Otwieram oczy. Patrzę na Sebastiana, tak słodko śpi. Leży na plecach. Oddycha głęboko. Widać, jak jego umięśniona klata podnosi się i opada. Pierwsza magiczna noc w Bułgarii przed nami. Nie mam na myśli seksu, jeszcze się nie kochaliśmy. Jest godzina 9.15, czyli w Polsce – 8.15. Odsłaniam zasłonę. – O Boże…! – Moja reakcja na widok z okna: morze i zieleń. Dom nad domem. Technika budowy różnorodna. Uwielbiam takie krajobrazy. Sebastian przytula mnie od tyłu. – Podziwiasz widoki? – Tak. Pięknie tu, prawda? – Cisza. – Hm… tak, przepięknie. – Znów ten śnieżnobiały uśmiech, który doprowadza mnie do omdlenia. Całuje mnie w usta. – Więc co będziemy robić? – zadaje pytanie. Wydaje mi się, że ma na mnie ochotę. – A na co masz ochotę? – Na co mam ochotę? – zastanawiam się, po czym całuję Sebastiana w policzek. – Mam ochotę poopalać się na plaży. – Chyba nie takiej odpowiedzi oczekiwał, było to widać po jego reakcji. – Więc idziemy na plażę. Zdejmuje klapki. Pierwszy krok. Czuję, jak moje stopy pali gorący piasek. Rozłożyłem koc bliżej morza. Morze spokojne, zero fal. Z plecaka wyciągnąłem balsam do opalania. – Sebastian? – Tak? Matko! On jest taki seksowny w kąpielówkach. Kto by pomyślał, że heteryk stał się homoseksualistą. – Nasmarujesz mi plecy? – Oczywiście, kochanie. – Sebastian powoli smaruje balsamem moje plecy. Powiew

lekkiego powietrza. Lekki szum fal. Czyste niebo. Słońce niemiłosiernie grzeje. A morze? Morze na pewno będzie dla mnie za zimne. Zawsze było dla mnie za zimne, chociaż woda przekraczała dwadzieścia osiem stopni czegoś tam. – Idę do morza, a ty? – Za chwilę – odpowiada. Stoję przed morzem, pozostały jeszcze cztery kroki, aby zanurzyć nogi. Wchodzić czy nie wchodzić? – myślę znowu. Woda na pewno jest zimna. Popatrzyłem na Sebastiana, uśmiecha się do mnie, to znaczy – śmieje się ze mnie. Zdenerwowałem się i zrobiłem pierwszy, a zaraz potem drugi krok. O proszę, już zanurzyłem nogi. Poszedłem dalej. Jednak się nie myliłem, woda jak dla mnie jest za zimna. Zanurzyłem się. Płynę. Sebastian leży na kocu. Nad moją głową pojawiła się żarówka, nie taka prawdziwa, po prostu o czymś pomyślałem. Od małego, może pięcioletniego dziecka pożyczyłem wiaderko. Zanurzyłem wiaderko, wypełniło się wodą. Podszedłem do Sebastiana. – Chlup! – Oblałem ukochanego wodą. – O kurwa, co za zimna woda!? – wkurzył się, popatrzył na mnie. – To, ty? – uśmiecha się. – Tak – odpowiadam z uśmiechem na twarzy. – Ja ci pokażę. – Wstał. Zacząłem uciekać, a Sebastian mnie gonił. Śmiał się od ucha do brzucha. Złapał mnie. Wziął mnie na ręce i zaniósł do morza. Gdy morze przykryło kolana Sebastiana, zostałem wrzucony do wody. Potem zaczęliśmy nawzajem pryskać się wodą. Sebastian zbliżył się do mnie i pocałował mnie w usta. – Kocham cię. – Mocno? – Patrzyłem w jego oczy. – Bardzo, aż za bardzo. – Ponownie moje usta poczuły jego wargi. Wróciłem z Sebastianem na koc. Położyłem głowę na jego klatce piersiowej. Zamknąłem oczy.

Nie chciałem ich otwierać, bałem się, że to tylko sen, sen, w którym jestem szczęśliwym i zakochanym człowiekiem. To nie sen, to rzeczywistość. Od dłuższego czasu spacerujemy po starym Sozopolu. Jest tu tak magicznie. Stare drewniane i ceglane domy, małe, wąskie ścieżki. Cisza. Spokój. Chłodnawy wiatr. Starsza pani siedzi na krześle i obiera kartofle. Zapach drewna. Oczywiście nie taki piękny zapach, taki średni. Dzieci grające w piłkę. Stara szkoła. Zamknięta. Za szkołą przepaść. Widok na skały, morze i na nowy Sozopol. Zamknąłem oczy. Marzę. Otwieram je i mówię: – Wiesz, o czym teraz pomyślałem? – O czym? – Wyobraziłem sobie, że ta szkoła to nasz luksusowy dom. Pośrodku ogródka – wskazuje na środek placu – znajdowałby się basen, po prawej stronie ogródek, a po lewej plac zabaw. Ty, ja i nasze dzieci wspólnie spędzamy czas, bawiąc się w ogrodzie i na placu zabaw. – Sebastian przytulił mnie, pocałował. – Piękne marzenie. Dalej spacerujemy. Trzymam Sebastiana za rękę. Zatrzymaliśmy się w restauracji z widokiem na morze. Szum fal. Jakiś pan jeździ z takim dziwnym sprzętem, który wyrównuje piasek na plaży. Sebastian zamówił zupę pomidorową, pierś z kurczaka i piwo, ja zamówiłem to samo, ale zamiast piwa – lampkę czerwonego wina. Pięknie byłoby codzienne jedzenie śniadań, obiadów i kolacji przy świecach z widokiem na morze – to tylko marzenia. Ale, kto wie, może kiedyś… Wchodzimy do apartamentu. Sebastian oświetlił pomieszczenie. Otwieram drzwi na balkon. Wdycham morskie powietrze. Sebastian przytula mnie i zaczyna namiętnie całować. Prowadzi do łóżka. Czuję, jak jego ręka delikatnie rozpina guziki z mojej koszuli. Odsuwam się. – Coś się stało? – Przepraszam.

– Nie musisz przepraszać – uśmiecha się ciepło. – Po prostu nie mogę, boję się. – Czego? – Nie wiem… ja, ja jeszcze tego nie robiłem, a ty tak. – Z kobietami tak, z facetami jeszcze nie, więc to również będzie mój pierwszy raz z facetem mojego życia. – Głaszcze mnie po twarzy. – Zaczekam, nawet gdybym miał czekać sto lat. – Całuje mnie w policzek. Wchodzi do łazienki. Dziwnie się czuję, wydaje mi się, że go w jakiś sposób odrzuciłem. Kolejna noc za nami. Sebastian nie gniewa się na mnie. Dowód: RÓŻA. Tak, przyniósł mi różę do łóżka. Kolejny magiczny dzień za nami. Kolejna magiczna noc za nami. Czy ta kobieta kogoś mi przypomina? – Myślę, myślę, mój mózg paruje. Wysoka szczupła kobieta. Świetnie opalona. Czarne włosy. Usta pomalowane najdroższą szminką i… i te balony – są super. – O Boże! – Szok. Mówię jak heteryk. Napiłem się drinka. Może ten drink na słońcu powoduje, że dziwnie myślę? – Gdzie jest Sebastian? – Popatrzyłem w lewo, w prawo – jest na wprost mnie, pływa w morzu. Uśmiecham się sam do siebie, dlaczego? Ponieważ jestem szczęśliwym człowiekiem. Odnalazłem miłość mojego życia. Kocham i kochany jestem. – Mamusiu, jestem szczęśliwym człowiekiem. Noc. Ciepła, przyjemna noc. Przed północą. Spaceruję z ukochanym po starym Sozopolu. Zatrzymaliśmy się w restauracji, nie wiem w jakiej, ponieważ różowe liście drzew zasłaniają nazwę restauracji. Podziwiam oświetlone mury, miasto. Oddycham morskim powietrzem. – Tu jest tak magicznie. – Sebastian pogłaskał mnie po policzku. – Ty jesteś magiczny. – Pocałował mnie w usta. Zamówiliśmy deser lodowy.

Bułgaria jest pięknym krajem i cholernie tanim jak na kraj turystyczny. – Masz coś na nosie – mówię do ukochanego. – Gdzie? – pyta. – Tu. – Wziąłem na palec trochę loda i umazałem nos ukochanemu. – Ty wariacie. – Śmiech, nie taki zwykły śmiech, tylko śmiech zakochanych i szczęśliwych ludzi. Wróciliśmy do apartamentu. Otworzyłem drzwi balkonowe. Wszedłem do łazienki. Minęło około pół godziny. Za mną wszedł ukochany. Położyłem się na łóżku. Czytam książkę. W sumie nie wiem, czy ją teraz czytam, ponieważ nie przeczytałem jeszcze jednego słowa. Cały czas wydaje mi się, że śnię. Dlaczego ma się wydawać? Przecież to dzieję się naprawdę. Z łazienki wychodzi Sebastian. Położył się obok mnie. Włączył telewizor. Patrzy na mnie, czuję to. Spojrzałem na niego. Tak, patrzy na mnie, jednak się nie myliłem. Położył swą rękę na mojej nodze. Pocałował mnie w usta. – Kocham cię. – Też cię kocham. – Jego dłoń zbliżała się do mego członka. Po chwili masował mego penisa. Całuje mnie namiętnie, romantycznie i dziko. Odsuwam się od niego. – Ja… – Ro… – Zakryłem ukochanemu usta dłonią. – Chcę tego, bardzo, ale powoli, nie tak szybko. – Uśmiechnął się do mnie. Czuję jego usta. Przypominają smak truskawki. Powoli obniżam się, całując jego umięśnioną klatkę piersiową. Zdjąłem swoje majtki i ukochanego. Złapałem za jego tygrysa. Już stoi jak sprężyna. Wkładam go do ust. Jego tygrys jest gruby i ogromny, perwersyjnie penetrował moje usta, czasami brakowało mi tchu. – O, tak – jęczy Sebastian. Cały zarumienił się na twarzy. – Ooo… – Jego klata, nogi stężały. W niektórych częściach ciała wychodziły żyły. Robię ukochanemu dobrze, czuje się jak dziwka. Coraz szybciej i szybciej wkładałem do ust jego penisa. Gdy poczułem, że ukochany za chwilę odleci, postanowiłem przestać. Zacząłem całować jego ciało, po czym nasze usta się spotkały.

Rozdział drugi Pierwsza nauka jazdy samochodem Ukochany uniósł się, chwyciłem dłonią jego tygrysa i wsunąłem go w siebie. Posuwałem się tak, by poczuć jego jaja na moich pośladkach. Było super, namiętnie, ostro, romantycznie. Godzina rozkoszy. Tak, godzina. Przez godzinę uprawialiśmy niezapomniany seks życia. Gdy zlał się na moją twarz, poczułem się jak w niebie. Było świetnie. Mój pierwszy raz z ukochaną i ważną osobą mego życia. Dziś już wracamy do Polski. Do rzeczywistości. Tak bardzo nie chcę wracać, chcę tu zostać z ukochanym, aż do śmierci. Przed wyjazdem zdążyliśmy pożegnać się z Sozopolem. W mieście mężczyzna namalował nasz portret. Sebastian wręczył mi najpiękniejszy prezent: pierścionek zaręczynowy. Rozpłakałem się. Powiedziałem: – Tak, kiedyś zostanę twoim mężem. – I pocałowałem Sebastiana w usta, przed skałą. Otwieram drzwi mieszkania. Cisza. Z pokoju wychodzi tato. – Cześć. – Cześć. – Przytulił mnie. – I jak tam wczasy? – Świetnie. – Moje oczy błyszczały ze szczęścia. – Świetnie spędziłem czas z przyjaciółmi. – Raczej z ukochanym, z narzeczonym, tak, z narzeczonym. – Paweł! – krzyczy najmłodszy brat. Przytuliłem małą kruszynkę. Ucieszyłem się na widok rodzeństwa. W pokoju opowiadałem, jak spędziłem czas na urlopie. Potem się rozpakowałem. Przed pójściem spać wysłałem ukochanemu SMS-a: Śpij dobrze, kocham cię, kochanie moje. Jutro mam pierwsze jazdy samochodem. Przyjadę do ciebie po jazdach. Dobranoc.

Kocham cię, twój Paweł A Sebastian odpisał: Również cię kocham, kochanie moje. Śpij dobrze. Usnąłem jak małe dziecko. Umówiłem się z instruktorem przed apteką. Czekam, czekam i nic. Podjeżdża. Elka. Już czuję tremę i nerwy. Mężczyzna wychodzi z samochodu. – Paweł? – pyta groźnym tonem. W sumie wygląda groźnie, jak bestia z Pięknej i Bestii – to była bajka, dzisiaj obejrzę ją przez Internet. – Tak – odpowiadam. Podaje mi dłoń. – Marek Kron – przywitał się. – Kierowałeś samochodem? – Nie – odpowiadam. – Ściema. – Puścił oczko. – Nie. – Może powinienem powiedzieć: „Tak”? – Znasz się na samochodach? – Nie. – Znów odpowiadam: „Nie”. Debil, po prostu debil ze mnie i już. – Interesujesz się samochodami? – Nie. – Wiem o tym, że instruktor chciał usłyszeć inną odpowiedz. – Kurwa. – Zapalił papierosa. – Przed nami trzydzieści pięknych godzin nauki. – Prawda. – odpowiedziałem w ciszy. – Wsiadaj do samochodu. Tak uczyniłem. Po trzech minutach wszedł instruktor. – Za chwilę ruszę samochodem. Patrz i obserwuj mnie przez całą drogę, jak się zachowuję i jakie zadania wykonuję, uczestnicząc w ruchu drogowym. – Dobrze. Tak uczyniłem. Obserwowałem każdy ruch instruktora. Nie zauważyłem jednak, że zaparkował na parkingu przed supermarketem. – Zamieniamy się rolami. – Wyciągnął papierosa. – Wsiadaj na moje miejsce, a ja w tym czasie zapalę. Usiadłem na miejscu kierowcy. Zapiąłem pasy.

– Ile widzisz pedałów? – Rozglądam się po parkingu. – Co ty robisz? – Zakrztusił się dymem papierosa. – Rozglądam się i nie widzę żadnych pedałów na parkingu – odpowiedziałem niepewnie. – Ja pierdolę. – Puknął się w czoło. – Paweł, Paweł, Paweł – zapalił kolejnego papierosa – ile widzisz pedałów w samochodzie? Rozglądam się na dole przed nogami – patrzę i widzę jakieś trzy czarne pedały, to chyba to. – Trzy – odpowiadam. – Tak, trzy. Jak się nazywają? Nie wiesz – odpowiedział za mnie. – Jedziesz rowerem i się zatrzymujesz. – Hamulec. – Tak, hamulec. Oczywiście nie wiesz, gdzie jest hamulec – kiwnął głową. – Środkowy. – Kiedy chcesz zwiększyć prędkość? – Gaz. – Tak. Na końcu. Ktoś przerwał nam rozmowę. – Siemano, stary. – Klepnął instruktora w ramię. – Siemano. I jak tam? – Dobrze. Aśka już w szóstym miesiącu. – To super. Syn, córa? – Nie wiemy. Dowiemy się przy porodzie. Widzę, że pierwsze lekcje jazdy. – Tak i to z mistrzem. – Popatrzył na mnie. – Powiem ci jedno – mówi do mnie – ten pan również mnie uczył jazdy samochodem i zdałem za pierwszym razem. – Przynajmniej tyle. – To ja lecę. Trzymaj się. – Nie mam czego. – Śmiech. – Dobra. To ruszamy. – Wsiadł do samochodu. – Wiesz, co teraz masz zrobić? Wykonałem każdą czynność, jaką pokazał mi instruktor przed wyruszeniem w trasę. – Dobrze. Widzę, żeś dobrze obserwował moje ruchy. Więc ruszaj. Ruszyłem samochodem, po czym maszyna mi zgasła. I tak trzynaście razy, nie mówiąc, że instruktor wyszedł z pojazdu i zdążył wypalić pięć papierosów. Ruszyłem. Hura! Ruszyłem.

– Kurwa, hamuj! – krzyczy instruktor. Będąc cały w nerwach, zapomniałem, jak się hamuje. – Ale jak?! – krzyczę. – P… – nie zdążył wypowiedzieć słowa, ponieważ puściłem wszystko i samochód stanął. – Przed nami ciężkie godziny. – Cisza. – Zamiana ról. – Instruktor podwiózł mnie do domu. – Piątek, siódma rano. – Dobrze. – Muszę zapalić, normalnie muszę zapalić. – Wyciągnął kolejnego papierosa. – Do widzenia. – Do widzenia. Wróciłem do domu. – I jak było? – pyta tato. – Nie mówiąc, o tym, że instruktor wypalił większą część paczki papierosów, to chyba dobrze. – Au… – Szok. – Czyli kiepsko? – No, a jak miało być? – Wchodzę do pokoju. Przebrałem się w lepszy strój. Uczesałem włosy. Umyłem zęby. – Wychodzę. – Dokąd? – Spotkać się z przyjaciółmi. – Dziewczyny też będą? – Tak – skłamałem. Żadnych przyjaciół, żadnych dziewcząt. Tylko ja i mój ukochany. Stoję przed klatką. Dzwonię domofonem. – Tak, słucham. – Głos Sebastiana. – To ja. – Moja miłość. – Tak – uśmiecham się. – Twoja miłość. Wchodząc do sieni, zauważyłem za drzewem dziwną kobietę w poszarpanej sukni. Tak dziwnie na mnie patrzyła. Może chora albo bezdomna, pomyślałem. Wchodzę do mieszkania ukochanego.

Tak pięknie pachnie. – Stęskniłem się za tobą. – Przytuliłem Sebastiana. – I jak tam pierwsza jazda? – Yyy… normalnie. – Przybrałem niewinny wyraz twarzy. – Czyli? – Kiepsko, nie mówiąc, że wypalił prawie całą paczkę papierosów. – O matko, czyli kiepski z ciebie kierowca. Zabolało mnie to. – Obraziłeś mnie. – Wcale nie – uśmiechnął się ciepło. – Głuptas z ciebie. – Przytulił mnie. – Jedziemy. – Dokąd? – Na naukę jazdy samochodem. – O matko! Nie. – Zarumieniłem się na twarzy. – Jedziemy. Koniec i kropka. – No dobrze. Tylko nie złość się na mnie. – Nie będę. – Pocałował mnie w czoło. Wychodząc z sieni, zauważyłem tę samą kobietę. Przez chwilę wpatrywałem się w nią, a ona we mnie. – Coś się stało? – pyta ukochany. – Nie, nie. – Wchodzę do samochodu. Jesteśmy na parkingu przed firmą ukochanego. – Zamiana ról – rzekł Sebastian. Usiadłem za kierownicą. – I co teraz? – pytam. – Jak to, co teraz? – Ty masz inny samochód. – I co z tego? – zaśmiał się. – Co to za różnica? – Miałeś mnie uczyć, a nie śmiać się ze mnie. – Nie śmieję się z ciebie. – Nie, akurat. – Ruszyłem samochodem, po czym mi zgasł.

– Coś ty teraz zrobił? – Nic, to samo. – Jak, samo!? – Podniósł głos. – Nie krzycz na mnie! – Nie krzyczę. – Właśnie, że krzyczysz. – Nie krzyczę. Byłeś kiedyś za kierownicą samochodu? – Nie. – W ogóle? – Zdziwienie. – W ogóle. – To już rozumiem, czemu z ciebie blondyna. – Znów mnie wyśmiał. – Jesteś dla mnie niemiły. – Nie gadaj, tylko jedź. Ruszyłem samochodem i znów mi zgasł. I tak kolejne sześć razy. Aż tu Sebastian nie wytrzymał i rzekł: – Do jasny cholery, ja się nie dziwię, że ten biedny facet wypalił przez ciebie całą paczkę papierosów! – Po pierwsze nie całą, tylko pół! Po drugie nie krzycz na mnie! – Nie krzyczę! – Jest na mnie wkurzony. – Właśnie, że krzyczysz. – Nie denerwuj mnie. – Zabrzmiało to tak, jakby mi groził. Wyszedłem z samochodu. Nie wiem, co zrobiłem, ale samochód zaczął jechać do tyłu. – Paweł! – krzyczy Sebastian. Schylił się. Podniósł się i zabezpieczył samochód. Wyszedł z pojazdu. – Co to miało być?! – Za chwilę wybuchnie, jeszcze nie widziałem go w takim stanie. – Nic. Wyszedłem z samochodu, ponieważ krzyczysz na mnie i ja się denerwuję. – Ty się denerwujesz, a co ja mam powiedzieć?! – Nie musiałeś mnie brać na naukę jazdy. – Popłynęła mi łza po policzku. – Śmiejesz się ze mnie, krzyczysz na mnie, jesteś zły i patrzysz na mnie w taki sposób, jakbyś chciał mnie za chwile uderzyć! – Odwróciłem się i poszedłem w stronę bramy.

– Dokąd idziesz? – Do domu. – Przestań. Odwiozę cię. – Nie rozmawiam z tobą. – Ej, kochanie! – Nie rozmawiam z tobą. Podbiegł do mnie. – Przepraszam. Nie chciałem, żebyś się mnie przestraszył. – Przytulił mnie, zrozumiał, że jestem wrażliwą osobą, którą łatwo zranić. – Kocham cię. – Też cię kocham. – Więc zaczniesz naukę od nowa, a ja obiecuję, że już na ciebie nie krzyknę. – Dobrze – uśmiechnąłem się do niego.

Rozdział trzeci Zranione serce – Tak, powoli, powoli… – Czuje się jak dziecko. – Teraz hamuj, hamuj. – Zahamowałem samochód. – Teraz zabezpiecz samochód. – Tak uczyniłem. – Super! – Sebastian ucałował mnie w usta. – Jestem z ciebie dumny. – Dziękuję. Też jestem z ciebie dumny. – Ze mnie? – Tak. Gdyby nie ty i twoje nauki jazdy, nie nauczyłbym się ruszania i innych rzeczy. Dziękuję. – Przytuliłem ukochanego. Od trzech dni Sebastian trenuje ze mną naukę jazdy samochodem na parkingu przed firmą. Ukochany tak słodko wpatruje się w moje oczy. I ten śnieżnobiały uśmiech, który doprowadza mnie do omdlenia. – Kocham cię. – Pogłaskał mnie po policzku. – Też cię kocham. Dasz się zaprosić na pyszny deser? – Niech pomyślę. – Śmiech. – Jasne. Pojechaliśmy do kawiarni Wspomnienia z Wenecji na pyszne włoskie tiramisu. Sebastian od godziny nie potrafi skupić się na pracy. Od godziny wpatruje się w zdjęcie ukochanego. Och, Pawle, tak bardzo bym chciał się z tobą spotkać. Ktoś puka do drzwi. – Proszę… – Wchodzi sekretarka. – Przyszła klientka. – Była na dziś umówiona? – Właśnie nie była, ale bardzo prosi o pięć minut. – Wpuść ją. – Dobrze. – Sebastian wstał z fotela. Do biura weszła piękna, młoda, atrakcyjna kobieta o

błękitnych oczach i łabędzim kolorze włosów. Sebastian zaniemówił. – Dziękuję, że znalazł pan dla mnie chwilę. – Taka praca. – Na twarzy Sebastiana pojawił się lekki uśmiech. – Proszę, niech pani usiądzie. – Kobieta usiadła przy szklanym stole. – Och, przepraszam, nazywam się Aleksandra Zych-Wolny. – Podała rękę Sebastianowi. – Więc w czym mogę pani pomóc? – To długa historia, zbyt długa na pięć minut. – W jej lewym oku pojawiła się łza. – Dla pani znajdę czas. – Przyszłam tu w sprawie męża. – Rozumiem, że przyszła pani w sprawie rozwodu. – Tak. Nie chcę jego pieniędzy, domu, hotelu. Nic od niego nie chcę. Chcę się tylko uwolnić. – Dlaczego? Przecież to pani zabezpieczenie do końca życia. – Sebastian był w szoku, słysząc słowa klientki. – A po co mi to, jeżeli jestem nieszczęśliwą kobietą. Moim wielkim marzeniem jest odnaleźć kogoś, kto mnie pokocha, a pieniądze są gówno warte. Rozmowa z klientką zajęła ponad półtorej godziny. Gdy kobieta zamknęła za sobą drzwi, Sebastian był już inny, usiadł przy biurku, popatrzył na zdjęcie ukochanego – miał mieszane uczucia. Wychodząc z firmy, klientka rozejrzała się dookoła i wsiadła do czarnego bmw. – Nie mogę uwierzyć, że Sebastian porzucił cię dla jakiegoś faceta. – Z torebki wyciągnęła komórkę. – Nawet nie widać po nim, że jest gejem. – Machnęła ręką. – Bo nie jest! – krzyczy podenerwowana była dziewczyna Sebastiana. – Sebastian nie zostawił mnie dla faceta, tylko dla jakiegoś bachora, którego już wkrótce wykończę. – Co masz na myśli? – Niedługo się dowiesz. Wszystko w swoim czasie. – Ruszyła pojazdem. – Sebastian wróci do mnie, czy tego będzie chciał, czy nie, ja potrzebuję jego pieniędzy, dużo pieniędzy, a on może mi to wszystko zaoferować. – Gdyby nie usłyszał twojej rozmowy z koleżankami, byłby nadal twój.

– Zamknij się! – Uwierz mi, kochana, już go nie zdobędziesz – rzekła szeptem Aleksandra. – Już się nie odzywam. – Pewnym wzrokiem wpatrzyła się w światła na ulicy. – Jesteś w pracy w tę sobotę? – pyta kierowniczka, wylewając ciasto na blachę. – Nie, mam szkołę. Mogę przyjść, jeśli jestem potrzebny. – Mamy ranną zmianę, a przy wypieku ciast drożdżowych jest dużo pracy, więc pomyślałam, że… – Mam szkołę od ósmej. Mogę przyjechać na czwartą rano i pomóc przy produkcji drożdżowej. – Paweł… – uśmiecha się pani kierownik. – Nie trzeba. Dziękuję. Damy radę. – Pani ze sklepu prosi o deser ze śmietaną – informuje menadżerka, wchodząc na produkcję. – Idę na dół, więc przyniosę deser na sklep. – Wszedłem do chłodni i wziąłem blaszkę deseru. Wychodzę. – Zamknę drzwi – mówi sprzątaczka. – Dziękuję. – Słychać odgłosy z dołu. – Przyjechał piękny – mówi Żabcia. Schodzę po schodach. Nie zauważyłem desek. Gdy nadepnąłem na nie, było już za późno. Deski przesunęły się i spadłem ze schodów. – Aaa! – krzyczałem. Upadłem. Było ciemno. – Jezus Maria! – Ktoś podszedł, ale nie wiem kto. – Paweł… – Przerażenie. – Tak to jest, kurwa, jak ten idiota wszystko układa na sucho. – Mój mózg już niczego nie przetwarzał. Moja miłość wchodzi do kościoła. Tłum ludzi. Płacz. Smutek. Wszyscy ubrani na czarno. Sebastian siada gdzieś z przodu. Przed ołtarzem stoi trumna, ktoś umarł. Podchodzę do trumny – szok, nie! To nieprawda, ja żyję, ja chcę żyć, ja nie umarłem! Dynamicznie otworzyłem oczy. Ujrzałem ukochanego. Sebastian uśmiechnął się do mnie, ocierając łzy. Nie wytrzymałem napięcia i z całej siły przytuliłem moją miłość życia. – Miałem sen, we śnie przyszedłeś na mój pogrzeb.

– To tylko sen. Najważniejsze, że nic ci się nie stało. – Pogłaskał mnie po policzku. – Bałem się. Spałeś prawie półtora dnia. – Wchodzi tato. – Dzień dobry – mówi Sebastian. – Dzień dobry – odpowiada tata, po czym patrzy na mnie i na Sebastiana. – A pan to kto? – Z pracy, tato – odpowiadam za Sebastiana. – Aha. – Chyba mi nie uwierzył. Tato coś podejrzewa. – To trzymaj się. – Uśmiecha się do mnie po kryjomu. – Cześć. Do widzenia. – Do widzenia – odpowiada tato. Ukochany wyszedł. Nie chciałem, żeby wychodził, chciałem, żeby został. – Ty chyba doprowadzisz mnie do szału. – Tato siada na krześle. – Przecież nic się nie stało. – Jak to nic?! – Wchodzi babcia, moja ukochana babcia, mama mojej mamy i dlatego kocham moją babcię, wtedy czuję jakąś część mamy. – Pawełek – rozpłakała się babcia. Podeszła do mnie, przytuliła mnie, przez pięć minut nie puszczała, cały czas tuliła się ze mną. – Już zostaw Pawła, bo go jeszcze udusisz – mówi wujek. – Ach, przestań. Całą noc nie spałam. – Zaraz wrócę – mówi tato. Wujek z tatą wyszli. – Dobrze się czujesz? – Tak – uśmiecham się. Babcia rozgląda się po pomieszczeniu. – Sam leżysz w tym pokoju? – Raczej tak. – Więc kim był ten pan, który wychodził z tego pomieszczenia, tak bardzo płakał. Płakał, pomyślałem, nie wiedziałem, co odpowiedzieć babci. – Ten pan. – Cisza, muszę komuś powiedzieć. – Ten pan to Sebastian, mój chłopak… Babcia popatrzyła na mnie w milczeniu. – Babciu, powiedz coś. – Rozpłakałem się. – Kochasz go? – Tak. – On, znaczy Sebastian, też ciebie kocha?

– Tak. – Czy to z jego powodu ożyłeś? – Tak. – Och, Pawełku. – Babcia otuliła mnie ramionami, poczułem miłość z jej strony. – Zawsze będę cię kochać takim, jakim jesteś, jesteś moim Pawełkiem. Mam nadzieję, że wypijemy kiedyś razem kawę? – Tak. – Uśmiecham się. – Więc jak się poznaliście? – W mieście, przez przypadek. Wpadłem na niego, przeze mnie oblał się kawą. Drugi raz spotkaliśmy się na przystanku, był smutny, pod wpływem alkoholu, podszedłem do niego. Za trzecim razem Sebastian sam przyszedł do mnie, spotykaliśmy się, aż Sebastian zaczął o mnie walczyć. – Najważniejsze, że jesteś szczęśliwy. – Wchodzą ciocia, wujek, druga babcia, kuzynka, następna ciocia i tato. – Potem porozmawiamy – szepnęła mi babcia do ucha. Moja dusza krzyczy z radości. Nareszcie wypisali mnie ze szpitala! Jestem już spóźniony. Sebastian wraz ze swoimi przyjaciółmi czekają na mnie. Powodem mojego spóźnienia jest ogromna kolejka przy kasie w Empiku. Na pewno mój ukochany wybaczy mi moje spóźnienie, a zwłaszcza gdy otrzyma ode mnie prezent: album Céline Dion. Sebastian macha mi z okna, również mu pomachałem. Uśmiecha się do mnie, czyli nie złości się na mnie. Wchodząc do sieni, zostałem zaczepiony przez dziwną kobietę. – Kim jesteś? – A dlaczego pani pyta? – Trochę się przestraszyłem, nie okazując strachu. – Jesteś synem Sebastiana? – Nie. – Robię dziwną minę. – Czego pani tu szuka?! – krzyczy ochroniarz. – Niczego! – odpowiada niemiłym tonem. – Uważaj na siebie. – Odeszła. Uważaj na siebie? Co ona miała na myśli? – zastanowiłem się. – Wariatka czai się tu od dłuższego czasu – stwierdził ochroniarz. – Skąd może pan wiedzieć, że to wariatka? – Wszedłem do windy. – Gdzieś ty był? – pyta Sebastian.

– Na zakupach – odpowiadam, wchodząc do mieszkania. – Poznajcie mego Amora, moją Miłość. – Można odczuć, jak bardzo Sebastian mnie kocha. – Cześć wam – uśmiecham się. – Jestem Kaśka. – Wiola. – Darek. – I tak poznałem jeszcze Artura, Baśkę i Witka. – Zapomniałbym. – Wręczam Sebastianowi małą torbę. – To dla ciebie. – Dla mnie? – ucieszył się. – Jezu, jakie to słodkie – rzekła Baśka. Sebastian wyciąga album Céline Dion z torby. – Jezu – uśmiech, radość jak u małego dziecka – Paweł. – Całuje mnie. – Dziękuję. – Przytula mnie. – Oto prawdziwa miłość – odzywa się ponownie Baśka. – Oglądasz za dużo romantycznych filmów – zaczepia ją Wiola. – Wcale nie. – Pokazuje język. Śmiech. – To co, zaczynamy się bawić? – pyta Artur. Wysoki, szczupły mężczyzna o kasztanowych włosach i ciemnych oczach. Mężczyzna dobrze zarabiający, można się domyślić, patrząc na jego ubiór, fryzurę i biżuterię, którą ma na sobie. Włączona muzyka. Włączony telewizor. Napoje i alkohol na stole. Przekąski. Wiola tańczy z Darkiem. Ja tańczę z Sebastianem. Baśka tańczy z Kasią. Świetnie się bawimy. Dużo śmiechu, zabawy. Na początku trochę się bałem poznać znajomych, nie znajomych, lecz przyjaciół ukochanego. Godzina 20.00. – Boże, jestem pijana – rzekła Baśka, wlewając sok do szklanki. – Ale nie widać – odpowiadam. – Po Basi nigdy nie widać, że jest pijana, chyba że zacznie opowiadać, jak bardzo kocha. – Cicho bądź. – Wcale, że nie będę, kochana. – Więc jestem zmuszona nie odzywać się do ciebie. – Mam płakać? – Tak.

– Więc Basia kocha Brada Pitta. – Ty pito. – Śmiech. Ktoś puka do drzwi. Sebastian ściszył muzykę, podszedł do drzwi, otworzył je. – Co ty tutaj robisz? – Zdziwienie oraz złość na widok jakiejś kobiety. – Szczyt bezczelności – rzekła Wiola. – Nie wpuścisz mnie do środka? – Nie – odpowiada Sebastian. – Kim ona jest? – pytam. – Była dziewczyna Sebastiana. – Czyli to ona tak bardzo zraniła mego ukochanego. – Wyjdź. – Podszedł Artur. – Nie mam zamiaru. – Weszła siłą. Patrzy na mnie. – O, to ten gówniarz, to dla niego zmieniłeś orientację i kochasz go? – Tak, bardzo kocham Pawła. – Wasza miłość niedługo zgaśnie. – Była pewna swych słów. – Nigdy nie zgaśnie. – Wstałem z fotela, podszedłem do Sebastiana. – Jak mogłaś tak Sebastiana zranić? – Nie wiem, ale bardzo go kocham i Sebastian niedługo będzie znowu mój. – Chyba żartujesz? – wyśmiała ją Basia. – A ty, Pawle, przebaczyłeś Sebastianowi? – Nie rozumiem. – Sebastian złapał byłą dziewczynę za dłoń. – Będzie lepiej, jak wyjdziesz. – Nie miała takiego zamiaru. – Widzę, że o niczym nie wiesz. Sebastian założył się z przyjaciółmi, że poderwie cię, a potem z tobą zerwie i wyśmieje przed wszystkimi z powodu tego, kim jesteś – śmiała się z pogardą. – Ty żmijo. – Wiola miała ochotę ją spoliczkować, lecz w ostatniej chwili Artur zatrzymał jej rękę. – Nie rozumiem. – Po policzkach spływały mi łzy. – Sebastian, powiedz, że to nieprawda. – Prawda, ale nie do końca. – Nie chciałem usłyszeć takiej odpowiedzi. – Oszukałeś mnie… – Chciał się tylko z tobą zabawić, o ile nadal się nie bawi. – Zamknij się! – Sebastianowi również spływają łzy po policzkach. Podchodzę do drzwi.

– Zaczekaj… – Sebastian próbuje mnie zatrzymać. – Zostaw mnie, to koniec. – W tym momencie wybiegłem z mieszkania. Za mną pobiegł Sebastian, lecz nie dogonił mnie, byłem szybszy od niego. Moja dusza cierpiała, płakała, umierała, krzyczała. Byłem zły, smutny. Przez całą drogę powrotną płakałem. Miałem w dupie to, że ludzie w autobusie na mnie patrzą. Znów historia się powtarza. Do wanny wlałem wodę. Włączyłem smutne melodie. Wszedłem do wanny. Miałem ochotę… Dzwoni komórka. Dzwoni Sebastian. Nie odebrałem telefonu. Moje serce jest zranione. Godzina 3.30. Otwierają się drzwi mieszkania. Wchodzi tato, wrócił z pracy. – Paweł, nie jedziesz do pracy? – Nie, źle się czuję. – Odwróciłem się na drugi bok i zamknąłem oczy. Nie miałem ochoty wstawać z łóżka. Nie miałem ochoty jeść. Nie miałem ochoty na nic. Z rana musiałem pójść do lekarza, żeby wypisał mi L4. Wypisał mi na dwa dni, zawsze coś. Mój płacz, ból, cierpienie powodowały, że naprawdę wyglądałem na chorego. Owszem, jestem chory, chory z powodu braku ukochanego. Chociaż Sebastian bardzo mnie zranił, tęsknię za nim bardzo, bardzo. Od rana pada deszcz. Dzień ponurawy i smutny. – Stary, wyluzuj. – Kurwa, jak mam wyluzować? – Sebastian z nerwów kopnął szafkę. Podszedł do biurka, popatrzył na zdjęcie, na którym jest z Pawłem. – Straciłem Pawła na zawsze. – Wcale nie, porozmawiaj z nim, walcz o niego. – Ktoś puka do drzwi. – Boże, zaczynam gadać jak kobieta. – Proszę. – Do biura weszła sekretarka. – Panie Sebastianie…

– Tak, Kasiu? – Ta nowa klientka to jakaś oszustka, nie jest mężatką. – Nie rozumiem. – Okłamała pana. – Umów mnie z nią na dziś na szesnastą. – Dobrze. – Zamknęła za sobą drzwi. – O kim mówiła? – spytał kumpel. – O nikim. – Usiadł. – Skąd dowiedziała się o zakładzie? Dlaczego wcześniej nie przyznałem się do tego Pawłowi? – Głęboko oddycha. Sekretarka ponownie zaklepała do drzwi i weszła do biura. – Umówiłam pana z panią Aleksandrą na godzinę szesnastą, klientka podjedzie do firmy. – Dobrze, dziękuję. – Wyjrzał przez okno. Godzina 14.00. Godzina 15.45. Do biura wchodzi Aleksandra. Pewna siebie kobieta. Dumna, atrakcyjna. Ubrana w długą błękitną sukienkę. Nowoczesna kobieta w stylu Barbie. – Dzień dobry. Czy coś się stało, że chciał się pan pilnie ze mną spotkać? – Podała dłoń. Sebastian ucałował jej dłoń. – Dzień dobry. Proszę usiąść. – Wskazał na fotel. – Dziękuję – uśmiechnęła się lekko i usiadła. – Dlaczego mnie pani okłamała? – Nie rozumiem? – Była zszokowana pytaniem. – Osoba, która panią sprawdziła, odkryła, że pani nie jest mężatką, więc nie rozumiem, dlaczego mnie pani oszukała? – Nastała cisza. Sebastian usiadł obok klientki. – Ja, ja – pomyślała o przyjaciółce. Lekko zbladła – Ja przepraszam. Chciałam tylko usłyszeć pana głos, chciałam przynajmniej przez chwilę poczuć pana, usłyszeć i porozmawiać. Wiem, że to głupie i dziecinne. – Wstała. – Proszę usiąść. Usiadła. – Jesteśmy ludźmi. Rozumiem, że się pani podobam? – Tak – zaczerwieniła się.