Spis treści
PROLOG
CZĘŚĆ I
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
CZĘŚĆ II
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
CZĘŚĆ III
ROZDZIAŁ JEDENASTY
ROZDZIAŁ DWUNASTY
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
CZĘŚĆ IV
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
ROZDZIAŁ SZESNASTY
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY
CZĘŚĆ V
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI
PODZIĘKOWANIA
GŁÓWNE POSTACIE
BIBLIOGRAFIA
PRZYPISY
Zdjęcia
PROLOG
To jest książka o nazistowskich naukowcach
i tajemnicach amerykańskiego rządu. O tym, jak urzędnicy
państwowi potrafią ukrywać przed opinią publiczną
mroczną prawdę w imię bezpieczeństwa narodowego, oraz
o nieprzewidywalnych, często przypadkowych
okolicznościach, dzięki którym ta prawda wyszła na jaw.
Operacja Paperclip była przedsięwzięciem
amerykańskiego wywiadu, który po wojnie sprowadził do
Ameryki niemieckich naukowców i zawarł z nimi tajne
umowy. Pod przyjaznym obliczem prezentowanym opinii
publicznej krył się utajniony, pełen sekretów i kłamstw
groźny program. „Mam bzika na punkcie techniki”[1],
powiedział do swoich najbliższych współpracowników
Adolf Hitler podczas uroczystej kolacji w 1942 roku, a po
kapitulacji Niemiec ponad szesnaście tysięcy naukowców
Hitlera zaczęło pracować dla Stanów Zjednoczonych.
W niniejszej książce przyjrzymy się sylwetkom dwudziestu
jeden z nich.
W ramach Operacji Paperclip, która rozpoczęła się
w maju 1945 roku, naukowcy pomagający Trzeciej Rzeszy
w prowadzeniu wojny kontynuowali prace nad bronią, ale
już dla rządu amerykańskiego. Budowali rakiety,
pracowali nad bronią chemiczną i biologiczną, prowadzili
badania w dziedzinie medycyny lotniczej i kosmicznej
(mające zwiększyć możliwości działania pilotów
i astronautów), uczestniczyli w gorączkowych
i paranoicznych zimnowojennych zbrojeniach. Rozpoczęła
się era broni masowego rażenia a wraz z nią pojawiła się
koncepcja odstraszania – polityczna gra na przetrzymanie,
groźnie balansująca na granicy bezpieczeństwa.
Zatrudnienie zdeklarowanych nazistów było krokiem bez
precedensu, całkowicie sprzecznym z zasadami
i ewidentnie niebezpiecznym, nie tylko dlatego, że jak
stwierdził podsekretarz stanu w Departamencie Wojny,
Robert Patterson, podczas debaty nad Operacją Paperclip:
„Ci ludzie to wrogowie”[2], ale także dlatego, że stało to
w sprzeczności z ideałami demokracji. Dwudziestu jeden
ludzi opisanych w tej książce nie było tylko formalnie
nazistami. Ośmiu z nich – Otto Ambros, Theodor
Benzinger, Kurt Blome, Walter Dornberger, Siegfried
Knemeyer, Walter Schreiber, Walter Schieber i Wernher
von Braun – blisko współpracowało w czasie wojny
z Adolfem Hitlerem, Heinrichem Himmlerem i Hermannem
Göringiem. Piętnastu było gorliwymi członkami partii
nazistowskiej; dziesięciu wstąpiło do
ultranacjonalistycznych oddziałów paramilitarnych partii
nazistowskiej, SA (Sturmabteilung – Oddziały Szturmowe
NSDAP) i do SS (Schutzstaffel – Eskadra Ochronna
NSDAP); dwóch miało złotą odznakę partyjną, świadczącą
o wielkim uznaniu Führera, a jeden otrzymał za swoje
osiągnięcia naukowe nagrodę w wysokości miliona marek
niemieckich.
Sześciu z nich stanęło przed trybunałem
w Norymberdze, siódmy został w tajemniczych
okolicznościach zwolniony bez procesu, a ósmy za
zbrodnie wojenne stanął przed sądem w Dachau. Jeden
został uznany za winnego masowych zabójstw i zmuszania
do pracy niewolniczej, spędził jakiś czas w więzieniu,
a potem został ułaskawiony i zatrudniony przez
amerykański Departament Energii. Wszyscy zostali
sprowadzeni do Stanów Zjednoczonych na rozkaz
Kolegium Szefów Połączonych Sztabów. Część oficjeli
uważała, że decydując się na przeprowadzenie Operacji
Paperclip, wybierają mniejsze zło; jeśli Ameryka nie
wykorzysta wiedzy tych naukowców, zrobią to Rosjanie.
A część generałów i pułkowników po prostu szanowała
i podziwiała tych ludzi.
Aby zrozumieć znaczenie Operacji Paperclip dla
bezpieczeństwa narodowego w początkowym okresie
zimnej wojny, trzeba wiedzieć, że była ona kierowana
z elitarnego pierścienie „E” Pentagonu. Powołano do życia
sekcję JIOA (Joint Intelligence Objectives Agency – Agencję Połączonych Celów Wywiadu), która miała za
zadanie zwerbowanie i zatrudnienie nazistowskich
naukowców przy projektach badawczych nad bronią
w siłach lądowych, powietrznych, marynarce wojennej,
w CIA (począwszy od 1947 roku) i innych organizacjach.
W niektórych sytuacjach, kiedy jakiś naukowiec był zbyt
blisko związany z Hitlerem, JIOA zatrudniała go
w amerykańskich bazach wojskowych na terenie
okupowanych Niemiec. JIOA była podkomitetem w JIC
(Joint Intelligence Committee – Połączonym Komitecie
Wywiadu), który zajmował się dostarczaniem informacji
dotyczących bezpieczeństwa narodowego Kolegium
Szefów Połączonych Sztabów. JIC pozostaje do tej pory
najmniej znaną i najmniej zbadaną amerykańską agencją
wywiadowczą dwudziestego wieku. Nastawienie JIC
najlepiej określa następujący fakt: rok po zrzuceniu bomby
atomowej na Hiroszimę i Nagasaki Komitet ostrzegał
Kolegium Szefów Połączonych Sztabów, że trzeba się
przygotować do „totalnej wojny” z ZSRR z użyciem broni
atomowej, chemicznej i biologicznej, a nawet określił
przybliżoną datę jej wybuchu na 1952 rok[3]. W tej
książce koncentruję się na niełatwym okresie od 1945 do
1952 roku, kiedy JIOA na coraz szerszą skalę rekrutowała
nazistowskich naukowców, a kulminacją tego procesu była
Operacja Paperclip, która pozwoliła na sprowadzenie do
Stanów Zjednoczonych osób wcześniej uznanych za
niepożądane – między innymi naczelnego lekarza Trzeciej
Rzeszy, generała dr. Waltera Schreibera[4].
Operacja Paperclip pozostawiła po sobie spuściznę
w postaci pocisków balistycznych, bomb kasetowych
z sarinem[5], podziemnych bunkrów, kapsuł kosmicznych
i zarazków dżumy przeznaczonych dla celów wojskowych.
Pozostały także tajne niegdyś dokumenty, do których udało
mi się dotrzeć i które cytuję w tej książce – protokoły
przesłuchań, akta wywiadu wojskowego, dokumenty partii
nazistowskiej, raporty wywiadu aliantów, odtajnione
notatki JIOA, stenogramy z procesu norymberskiego,
przekazy ustne, terminarze, dzienniki i wspomnienia
śledczych trybunału norymberskiego. Do tego dochodzą
rozmowy i korespondencja z dziećmi i wnukami
nazistowskich naukowców, z których pięcioro udostępniło
mi osobiste dokumenty i niepublikowane pisma członków
swojej rodziny. Wszystko to razem składa się na
intrygującą historię Operacji Paperclip.
Wszyscy opisani w tej książce ludzie już nie żyją. Byli
ludźmi sukcesu, rzutkimi i przedsiębiorczymi. Większość
otrzymywała najwyższe odznaczenia wojskowe i nagrody
naukowe, kiedy służyła Trzeciej Rzeszy; otrzymywała też
najwyższe odznaczenia wojskowe i cywilne, służąc
Stanom Zjednoczonym. Imieniem jednego z nich nazwano
amerykański budynek rządowy, a jeśli chodzi o dwóch
innych, corocznie nadawane są prestiżowe nagrody
naukowe ich imienia. Jeden wynalazł termometr do
mierzenia temperatury ciała w uchu. Dzięki innym
człowiek postawił swoją stopę na Księżycu.
Jak do tego doszło i co to oznacza? Czy dokonania
naukowe przekreślają zbrodnie z przeszłości? To jedno
z kluczowych pytań w tej mrocznej i skomplikowanej
historii. Historii pełnej makiawelicznych ludzi, którzy
poświęcili swoje życie dla tworzenia broni na potrzeby
przyszłej wojny. Historii o zwycięstwie i tym, co
zwycięstwo za sobą pociąga. Historii o nazistach, których
wielu było współwinnymi mordów, a nie zostało nigdy
skazanych i żyło w dobrobycie w Stanach Zjednoczonych.
A jeśli nawet sprawiedliwość została wymierzona, to
tylko połowicznie.
CZĘŚĆ I
Tylko umarli widzieli koniec wojny.
Anonim
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Wojna i broń
Dwudziestego szóstego listopada 1944 roku Strasburg
we Francji był nadal atakowany. Na brukowanych ulicach
tego średniowiecznego miasta panował chaos. Trzy dni
wcześniej francuska 2. Dywizja Pancerna wyparła
Niemców i oficjalnie wyzwoliła miasto, ale teraz alianci
mieli duży kłopot[1] z powstrzymywaniem natarcia wroga.
Na ulice spadały niemieckie pociski moździerzowe. Na
niebie toczyła się bitwa powietrzna[2], a w centrum
miasta, w eleganckim mieszkaniu przy Quai Klébar,
uzbrojeni amerykańscy żołnierze strzegli siedzącego
w fotelu i wertującego papiery holendersko-
amerykańskiego fizyka cząstek elementarnych, Samuela
Goudsmita[3]. Mieszkanie należało do niemieckiego
specjalisty od wirusów, dr. Eugena Haagena, uważanego
za twórcę nazistowskiego programu rozwoju broni
biologicznej. Haagen musiał w pośpiechu opuścić
mieszkanie kilka dni wcześniej, pozostawiając oprawioną
w ramki fotografię Hitlera na gzymsie kominka i ważne
dokumenty w szafach[4].
Goudsmit i jego dwóch kolegów, ekspertów od broni
bakteriologicznej, Bill Cromartie i Fred Wardenberg,
studiowali dokumenty dr. Haagena przez kilka godzin[5].
Widząc, co mają przed sobą, planowali spędzić tam całą
noc. Większa część Strasburga była pozbawiona prądu,
więc Goudsmit i jego koledzy czytali przy świecach.
Samuel Goudsmit kierował jednostką zaangażowaną
w inny rodzaj walki niż oddziały żołnierzy toczących boje
na ulicach. Goudsmit i jego ekipa polowali na owoce
nazistowskiej nauki – broń bardziej zaawansowaną od tej,
którą dysponowali alianci. Goudsmit był dyrektorem ds.
naukowych tej ściśle tajnej misji nazwanej Operacją
Alsos, tajemniczego i niebezpiecznego przedsięwzięcia
będącego odgałęzieniem Projektu Manhattan. Goudsmit
i jego koledzy nawykli do pracy w laboratorium, a nie na
polu bitwy, tymczasem znaleźli się tutaj, w ogniu walki. To
do nich należała ocena, jak blisko użycia przeciwko
wojskom alianckim broni atomowej, biologicznej
i chemicznej była Trzecia Rzesza. W Alsos nazywano tę
broń bronią A-B-C. Od sukcesu tej operacji zależało życie
niezliczonej rzeszy ludzi.
Samuel Goudsmit miał kwalifikacje, które czyniły go
idealnym dyrektorem ds. naukowych misji. Urodzony
w Holandii, biegle znał język holenderski i niemiecki.
W wieku dwudziestu trzech lat stał się sławny w gronie
fizyków dzięki odkryciu spinu elektronu. Dwa lata później
obronił pracę doktorską na uniwersytecie w Lejdzie
i przeniósł się do Stanów Zjednoczonych, gdzie zaczął
wykładać. W czasie wojny pracował nad nowymi
rodzajami broni w finansowanym przez rząd laboratorium
w Massachusetts Institute of Technology. Dzięki temu
poznał tajemny świat broni atomowej, biologicznej
i chemicznej i znalazł się w Strasburgu, gdzie czytał przy
migotliwym świetle świec dokumenty Haagena. Zaledwie
kilka dni wcześniej zespół Goudsmita złapał czterech
ważnych naukowców Hitlera i dowiedział się od nich, że
nazistowski projekt budowy bomby atomowej zakończył
się fiaskiem. Pojmanie naukowców było nieoczekiwanym
sukcesem wywiadowczym, a po ich przesłuchaniu alianci
poczuli wielką ulgę. Zespół Alsos skoncentrował się teraz
na programie rozwoju broni biologicznej, który według
krążących plotek był mocno zaawansowany.
Goudsmit i agenci Alsos wiedzieli, że uniwersytet
w Strasburgu był głównym ośrodkiem badań nad bronią
biologiczną Trzeciej Rzeszy. Liczący sobie czterysta lat
niegdyś prężny francuski uniwersytet został w 1941 roku
przejęty przez Radę Badań Naukowych Rzeszy Hermanna
Göringa i przekształcony w modelową placówkę
nazistowskiej nauki[6]. Większość kadry profesorskiej
zastąpili członkowie NSDAP i SS Heinricha Himmlera[7].
Tamtego listopadowego wieczoru Goudsmit podjął
decyzję, żeby jego zespół urządził w mieszkaniu Haagena
swoją bazę i przejrzał starannie wszystkie dokumenty[8].
Oddział ochraniający zespół Alsos odłożył broń,
przygotował w jadalni posiłek z żołnierskich racji
żywnościowych[9], a potem zajął się grą w karty.
Tymczasem Goudsmit i eksperci od broni biologicznej,
Cromartie i Wardenberg, rozsiedli się w fotelach
profesora Haagena i zaczęli przeglądać wszystkie
dokumenty. Zapadła noc i zaczął sypać śnieg, co tylko
spotęgowało panujący za oknami chaos. Mijały godziny.
Nagle Goudsmit i Wardenberg „wydali z siebie
jednocześnie okrzyk, kiedy obaj natrafili na papiery, które
nagle odsłoniły nam wszystkie tajemnice”. Tam,
w mieszkaniu profesora Haagena, „w pozornie niewinnej
korespondencji kryło się całe bogactwo informacji
bezcennych dla tego, kto potrafił je zrozumieć”. Goudsmit
nie musiał łamać szyfrów. Papiery nie nosiły klauzuli
tajności. „To były zwykłe plotki, którymi dzielili się
koledzy, zwyczajne notatki”[10], wspominał Goudsmit.
Ale notatki te nigdy nie miały trafić w ręce amerykańskich
naukowców. Plany zakładały przecież, że Trzecia Rzesza
będzie istniała tysiąc lat.
„Ze stu więźniów, których mi przysłałeś – pisał Haagen
do kolegi z uniwersytetu, anatoma, dr. Augusta Hirta – 18
zmarło podczas transportu. Tylko 12 było w takim stanie,
że nadawało się do eksperymentów. Dlatego proszę Cię
o przysłanie kolejnych 100 więźniów, w wieku od 20 do
40 lat, zdrowych, w stanie fizycznym porównywalnym ze
stanem żołnierzy. Heil Hitler, prof. dr. E. Haagen”[11].
Dokument nosił datę 15 listopada 1943 roku[12].
Dla Samuela Goudsmita to odkrycie było szokujące.
Wśród zwyczajnych, osobistych papierów Haagena
natrafił na jeden z najbardziej diabolicznych sekretów
Trzeciej Rzeszy. Nazistowscy lekarze przeprowadzali
eksperymenty medyczne na zdrowych ludziach. Dla
społeczności naukowców była to zupełnie nowa
informacja. A przy tym wyjątkowo niepokojąca, ponieważ
chodziło o broń biologiczną[13]. Haagen był
wirusologiem, specjalizującym się w tworzeniu nowych
szczepionek. Fakt, że był zaangażowany w doświadczenia
medyczne na ludziach, dał Goudsmitowi do myślenia. Żeby
użyć broni biologicznej przeciwko siłom nieprzyjaciela,
atakująca armia musiała już dysponować skuteczną
szczepionką, chroniącą jej żołnierzy przed śmiertelnym
patogenem. Taka szczepionka byłaby tarczą, a broń
biologiczna mieczem[14]. Dokument, który Goudsmit miał
przed oczami, powstał nieco ponad rok wcześniej. Jakie
postępy naziści poczynili przez ten czas?
Patrząc na ten dokument, Goudsmit zetknął się z trudną
rzeczywistością. Eugen Haagen kiedyś był porządnym
człowiekiem, lekarzem oddanym pomaganiu pacjentom.
W 1932 roku dr Haagen został uhonorowany prestiżowym
członkostwem w nowojorskiej Fundacji Rockefellera
i przyczynił się do powstania pierwszej na świecie
szczepionki przeciwko żółtej febrze. W 1937 roku znalazł
się na liście kandydatów do Nagrody Nobla. Był jednym
z najznakomitszych niemieckich lekarzy. A teraz testował
śmiercionośne szczepionki na zdrowych wcześniej
więźniach obozów koncentracyjnych, których dostarczało
mu SS Heinricha Himmlera. Skoro taki lekarz jak Haagen
był zdolny bezkarnie przeprowadzać tego rodzaju
eksperymenty, to co jeszcze się działo?
Goudsmit z kolegami wertował papiery Haagena,
zwracając szczególną uwagę na nazwiska lekarzy,
z którymi Haagen korespondował na temat transportów
więźniów i swoich przyszłych planów badawczych.
Goudsmit zaczął tworzyć listę nazistowskich naukowców,
którzy powinni zostać w pierwszej kolejności odnalezieni,
ujęci i przesłuchani przez zespół Alsos. Doktor Eugen
Haagen nigdy nie został objęty programem Paperclip. Po
wojnie uciekł do radzieckiej strefy okupacyjnej
w Niemczech i pracował dla Rosjan. Ale pośród nazwisk
odkrytych w jego mieszkaniu było dwóch lekarzy, którzy
odegrali ważną rolę w Operacji Paperclip. Był to zastępca
naczelnego lekarza Trzeciej Rzeszy, Kurt Blome, i lekarz
naczelny, Walter Schreiber. Doktor Blome kierował
nazistowskim programem badań nad bronią biologiczną,
a doktor Schreiber zajmował się szczepionkami. Jeden był
mieczem, drugi tarczą.
Zanim Hitler doszedł do władzy, Blome i Schreiber
byli cenionymi w świecie lekarzami. Czy nazistowska
nauka także z nich uczyniła potworów?
Niemal dwa tygodnie po odkryciu w Strasburgu,
niecałe pięćset kilometrów na północ, w Niemczech,
trwały przygotowania do wielkiej uroczystości[15].
W głębi mrocznego sosnowego lasu Coesfeld stał
wspaniały, otoczony fosą, osiemsetletni zamek Varlar,
cenny średniowieczny zabytek regionu Münster
z olśniewającymi basztami, balustradami i wieżami
strażniczymi. Tamtego wieczoru 9 grudnia 1944 roku
w sali balowej pełno było emblematów partii
nazistowskiej. Podium zdobił treliaż pokryty bluszczem.
Ze ścian zwieszały się sztandary z orłem i swastyką. Ten
sam motyw występował na porcelanowej zastawie
stołowej[16], z której jedli zaproszeni goście Trzeciej
Rzeszy.
Pokryty śniegiem teren wokół zamku Varlar również
został odpowiednio przygotowany. Przez kilka stuleci
zamek pełnił funkcję klasztoru, a po otaczających go
trawnikach przechadzali się, prowadząc rozmowy o Bogu,
benedyktyńscy mnisi. Teraz, w grudniowym mrozie,
wojskowi technicy czynili ostatnie przygotowania przy
metalowych platformach z wyrzutniami rakietowymi. A na
każdej z platform znajdował się pocisk V-2.
Potężny pocisk rakietowy V-2 był najbardziej
zaawansowaną technicznie bronią latającą, jaką
kiedykolwiek skonstruowano. Miał czternaście metrów
długości, stożkową głowicę wypełnioną dziewięciuset
kilogramami materiałów wybuchowych i mógł pokonać
dystans trzystu kilometrów z prędkością pięciokrotnie
większą od prędkości dźwięku. Jego wcześniejsza wersja,
latająca bomba V-1, od 13 czerwca 1944 roku, kiedy to
spadła po raz pierwszy na Londyn, wywoływała popłoch
w miastach północnej Europy. Pocisk V-2 był szybszy
i jeszcze bardziej przerażający. Żaden aliancki myśliwiec
nie był w stanie go strącić; po pierwsze, z powodu
wysokości, na jakiej leciał, a po drugie – prędkości
opadania. Widok pocisku V-2 spadającego na zaludnione
centra miast, niszczącego wszystko i zabijającego
wszystkich dookoła był przerażający. „Odgłos wybuchu
każdej z rakiet [V-2] słuchać było w promieniu trzydziestu
kilometrów”, donosił „Christian Science Monitor”[17].
Pociski typu V budziły grozę. Od początku wojny Hitler
przechwalał się przerażającą „dotychczas nieznaną,
wyjątkową bronią”[18], wobec której wrogowie będą
bezradni. Z czasem, za sprawą ministra propagandy
Josepha Goebbelsa, tej tajemniczej broni nadano
przerażającą i chwytliwą nazwę: cudowna broń, czyli
Wunderwaffe[19]. I teraz, latem i jesienią 1944 roku, ta
broń stała się realnym zagrożeniem. Fakt, że naziści
skonstruowali cudowną broń o takiej sile rażenia, napawał
niepokojem całą Europę i kazał się zastanawiać, co
jeszcze Hitler może chować w zanadrzu. Ponieważ
oficerowie wywiadu brytyjskiego przewidywali, że
następna generacja pocisków V może być zdolna do
przenoszenia broni biologicznej i chemicznej, stworzono
plany ewakuacji miliona cywilów z centrum Londynu.
Anglia rozdała mieszkańcom miast 4,3 miliona masek
gazowych i zaapelowała do swoich obywateli, żeby się
modlili.
Generał brygady Walter Dornberger był człowiekiem,
który kierował programem rakietowym w niemieckim
departamencie uzbrojenia. Dornberger był niskim,
łysiejącym mężczyzną i kiedy pojawiał się na fotografiach
w towarzystwie Himmlera, zwykle miał na sobie długi do
łydek skórzany płaszcz, żeby lepiej pasować do
Reichsführera SS. Jako zawodowy żołnierz brał już udział
w drugiej wojnie światowej. Był też utalentowanym
wynalazcą, właścicielem czterech patentów w dziedzinie
napędu rakietowego, a tytuł inżyniera zdobył na
Uniwersytecie Technicznym w Berlinie. Na przyjęciu
w zamku Varlar był jednym z czterech gości honorowych.
Tak później wspominał tamte wydarzenia: „Wokół zamku
w ciemnym lesie rozmieszczono stanowiska startowe
baterii V-2 ostrzeliwujących Antwerpię”[20]. To był
pomysł Dornbergera, żeby wystrzeliwać pociski V-2
z ruchomych wyrzutni, a nie z ufortyfikowanych baz
w kontrolowanej przez Niemców części Francji – pomysł
dobry, biorąc pod uwagę fakt, że od czerwcowego desantu
w Normandii wojska alianckie parły przez kontynent
w kierunku Niemiec.
Antwerpia była tętniącym życiem i najdalej na północ
wysuniętym belgijskim portem, oddalonym dwieście
dwadzieścia kilometrów od wyrzutni pocisków
rakietowych V-2 w zamku Varlar. Przez tysiąc lat była
strategicznym miastem Europy Zachodniej, dziesiątki razy
zdobywanym i wyzwalanym. W tej wojnie, w czasie
czterech lat brutalnych rządów nazistów, Belgia poniosła
ogromne straty. Trzy miesiące wcześniej, 4 września 1944
roku, alianci wyzwolili Antwerpię. Na ulicach
zapanowała radość, kiedy przez miasto przejeżdżała
brytyjska 11. Dywizja Pancerna. Siły amerykańskie
i brytyjskie wykorzystywały od tej pory port w Antwerpii
do przerzucania żołnierzy i sprzętu dla wsparcia walk na
froncie zachodnim i przygotowań do wkroczenia na teren
Niemiec. Teraz, w drugim tygodniu grudnia 1944 roku,
Hitler zamierzał odzyskać Antwerpię. Führer wraz ze
swoim najbliższym otoczeniem przygotowywał się do
ostatniej, tajnej jeszcze kontrofensywy w Ardenach, a do
tego konieczne było zamknięcie portu w Antwerpii.
Zadanie to przypadło w udziale pociskom V-2. W trakcie
uroczystego przyjęcia w zamku Varlar mieli zostać
uhonorowani czterej ludzie, którzy przyczynili się do
skonstruowania cudownej broni Trzeciej Rzeszy,
a jednocześnie zamierzano odpalić jeden po drugim
napędzane płynnym paliwem i ważące 13 ton pociski.
Naukowcem zaangażowanym w program rakietowy V-2
był trzydziestodwuletni arystokrata i genialny fizyk,
Wernher von Braun[21]. Von Braun oraz Dornberger mieli
w zamku Varlar otrzymać najwyższe odznaczenie
niebojowe, Krzyż Rycerski Wojennego Krzyża
Zasługi[22]. Prócz nich odznaczony został także Walther
Riedel, naukowiec z biura projektowego, oraz Heinz
Kunze, przedstawiciel Ministerstwa Uzbrojenia Rzeszy.
Medale miał wręczać minister uzbrojenia i produkcji
wojennej, Albert Speer.
Zbrojenia były podstawą militarnej potęgi Niemiec
i Speerowi, jako ministrowi uzbrojenia, podlegały
wszystkie programy badawcze nad nowymi rodzajami
broni. Speer wstąpił do NSDAP w 1931 roku w wieku
dwudziestu sześciu lat i doszedł do wysokich stanowisk
partyjnych jako architekt Hitlera. Projektował budynki
symbolizujące potęgę Rzeszy i odzwierciedlające jej
ideały, i szybko stał się jednym z najbliższych
współpracowników Hitlera. W lutym 1942 roku, kiedy
dotychczasowy minister uzbrojenia i produkcji wojennej,
Fritz Todt, zginął w katastrofie lotniczej, Hitler mianował
na to stanowisko Speera[23]. W pierwszych miesiącach
urzędowania Speer przekonał Hitlera, że niemiecka
gospodarka powinna zostać całkowicie podporządkowana
produkcji zbrojeniowej. „Wydajność produkcji
zbrojeniowej wzrosła o 59,6 procent”[24], twierdził po
wojnie Speer. Trzydziestosiedmioletni Albert Speer był
teraz odpowiedzialny za wszystkie programy
badawcze[25] niezbędne do prowadzenia wojny. Ale
z setek projektów, nad którymi sprawował pieczę, za
najważniejszy uważał program V-2.
Podobnie jak von Braun, Speer był potomkiem
bogatego i szacownego niemieckiego rodu. Speer lubił
wymieniać poglądy z młodymi ambitnymi naukowcami
w rodzaju Wernhera von Brauna. Jak pisał we
Tytuł oryginału: Operation Paperclip. The Secret Intelligence Program that Brought Nazi Scientists to America Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN Redakcja: Jacek Ring Redakcja techniczna: Karolina Bendykowska Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski Korekta: Dorota Wojciechowska-Ring, Renata Kuk Zdjęcia wykorzystane na okładce: © Ullstein bild/BE&W © J. Helgason/Shutterstock © Jim Vallee/Shutterstock © Copyright 2014 by Anne M. Jacobsen. This edition published by arrangement with Little, Brown, and Company, New York, New York, USA All rights reserved. © for this edition by MUZA SA, Warszawa 2015 © for the Polish translation by Jerzy Malinowski ISBN 978-83-7758-993-9 Wydawnictwo Akurat
Warszawa 2015 Wydanie I
Kevinowi
Spis treści PROLOG CZĘŚĆ I ROZDZIAŁ PIERWSZY ROZDZIAŁ DRUGI ROZDZIAŁ TRZECI ROZDZIAŁ CZWARTY ROZDZIAŁ PIĄTY CZĘŚĆ II ROZDZIAŁ SZÓSTY ROZDZIAŁ SIÓDMY ROZDZIAŁ ÓSMY ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY ROZDZIAŁ DZIESIĄTY CZĘŚĆ III ROZDZIAŁ JEDENASTY ROZDZIAŁ DWUNASTY ROZDZIAŁ TRZYNASTY ROZDZIAŁ CZTERNASTY CZĘŚĆ IV ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
ROZDZIAŁ SZESNASTY ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY ROZDZIAŁ OSIEMNASTY ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY CZĘŚĆ V ROZDZIAŁ DWUDZIESTY ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI PODZIĘKOWANIA GŁÓWNE POSTACIE BIBLIOGRAFIA PRZYPISY Zdjęcia
PROLOG To jest książka o nazistowskich naukowcach i tajemnicach amerykańskiego rządu. O tym, jak urzędnicy państwowi potrafią ukrywać przed opinią publiczną mroczną prawdę w imię bezpieczeństwa narodowego, oraz o nieprzewidywalnych, często przypadkowych okolicznościach, dzięki którym ta prawda wyszła na jaw. Operacja Paperclip była przedsięwzięciem amerykańskiego wywiadu, który po wojnie sprowadził do Ameryki niemieckich naukowców i zawarł z nimi tajne umowy. Pod przyjaznym obliczem prezentowanym opinii publicznej krył się utajniony, pełen sekretów i kłamstw groźny program. „Mam bzika na punkcie techniki”[1], powiedział do swoich najbliższych współpracowników Adolf Hitler podczas uroczystej kolacji w 1942 roku, a po kapitulacji Niemiec ponad szesnaście tysięcy naukowców Hitlera zaczęło pracować dla Stanów Zjednoczonych. W niniejszej książce przyjrzymy się sylwetkom dwudziestu jeden z nich. W ramach Operacji Paperclip, która rozpoczęła się w maju 1945 roku, naukowcy pomagający Trzeciej Rzeszy w prowadzeniu wojny kontynuowali prace nad bronią, ale już dla rządu amerykańskiego. Budowali rakiety, pracowali nad bronią chemiczną i biologiczną, prowadzili badania w dziedzinie medycyny lotniczej i kosmicznej (mające zwiększyć możliwości działania pilotów
i astronautów), uczestniczyli w gorączkowych i paranoicznych zimnowojennych zbrojeniach. Rozpoczęła się era broni masowego rażenia a wraz z nią pojawiła się koncepcja odstraszania – polityczna gra na przetrzymanie, groźnie balansująca na granicy bezpieczeństwa. Zatrudnienie zdeklarowanych nazistów było krokiem bez precedensu, całkowicie sprzecznym z zasadami i ewidentnie niebezpiecznym, nie tylko dlatego, że jak stwierdził podsekretarz stanu w Departamencie Wojny, Robert Patterson, podczas debaty nad Operacją Paperclip: „Ci ludzie to wrogowie”[2], ale także dlatego, że stało to w sprzeczności z ideałami demokracji. Dwudziestu jeden ludzi opisanych w tej książce nie było tylko formalnie nazistami. Ośmiu z nich – Otto Ambros, Theodor Benzinger, Kurt Blome, Walter Dornberger, Siegfried Knemeyer, Walter Schreiber, Walter Schieber i Wernher von Braun – blisko współpracowało w czasie wojny z Adolfem Hitlerem, Heinrichem Himmlerem i Hermannem Göringiem. Piętnastu było gorliwymi członkami partii nazistowskiej; dziesięciu wstąpiło do ultranacjonalistycznych oddziałów paramilitarnych partii nazistowskiej, SA (Sturmabteilung – Oddziały Szturmowe NSDAP) i do SS (Schutzstaffel – Eskadra Ochronna NSDAP); dwóch miało złotą odznakę partyjną, świadczącą o wielkim uznaniu Führera, a jeden otrzymał za swoje osiągnięcia naukowe nagrodę w wysokości miliona marek niemieckich.
Sześciu z nich stanęło przed trybunałem w Norymberdze, siódmy został w tajemniczych okolicznościach zwolniony bez procesu, a ósmy za zbrodnie wojenne stanął przed sądem w Dachau. Jeden został uznany za winnego masowych zabójstw i zmuszania do pracy niewolniczej, spędził jakiś czas w więzieniu, a potem został ułaskawiony i zatrudniony przez amerykański Departament Energii. Wszyscy zostali sprowadzeni do Stanów Zjednoczonych na rozkaz Kolegium Szefów Połączonych Sztabów. Część oficjeli uważała, że decydując się na przeprowadzenie Operacji Paperclip, wybierają mniejsze zło; jeśli Ameryka nie wykorzysta wiedzy tych naukowców, zrobią to Rosjanie. A część generałów i pułkowników po prostu szanowała i podziwiała tych ludzi. Aby zrozumieć znaczenie Operacji Paperclip dla bezpieczeństwa narodowego w początkowym okresie zimnej wojny, trzeba wiedzieć, że była ona kierowana z elitarnego pierścienie „E” Pentagonu. Powołano do życia sekcję JIOA (Joint Intelligence Objectives Agency – Agencję Połączonych Celów Wywiadu), która miała za zadanie zwerbowanie i zatrudnienie nazistowskich naukowców przy projektach badawczych nad bronią w siłach lądowych, powietrznych, marynarce wojennej, w CIA (począwszy od 1947 roku) i innych organizacjach. W niektórych sytuacjach, kiedy jakiś naukowiec był zbyt blisko związany z Hitlerem, JIOA zatrudniała go
w amerykańskich bazach wojskowych na terenie okupowanych Niemiec. JIOA była podkomitetem w JIC (Joint Intelligence Committee – Połączonym Komitecie Wywiadu), który zajmował się dostarczaniem informacji dotyczących bezpieczeństwa narodowego Kolegium Szefów Połączonych Sztabów. JIC pozostaje do tej pory najmniej znaną i najmniej zbadaną amerykańską agencją wywiadowczą dwudziestego wieku. Nastawienie JIC najlepiej określa następujący fakt: rok po zrzuceniu bomby atomowej na Hiroszimę i Nagasaki Komitet ostrzegał Kolegium Szefów Połączonych Sztabów, że trzeba się przygotować do „totalnej wojny” z ZSRR z użyciem broni atomowej, chemicznej i biologicznej, a nawet określił przybliżoną datę jej wybuchu na 1952 rok[3]. W tej książce koncentruję się na niełatwym okresie od 1945 do 1952 roku, kiedy JIOA na coraz szerszą skalę rekrutowała nazistowskich naukowców, a kulminacją tego procesu była Operacja Paperclip, która pozwoliła na sprowadzenie do Stanów Zjednoczonych osób wcześniej uznanych za niepożądane – między innymi naczelnego lekarza Trzeciej Rzeszy, generała dr. Waltera Schreibera[4]. Operacja Paperclip pozostawiła po sobie spuściznę w postaci pocisków balistycznych, bomb kasetowych z sarinem[5], podziemnych bunkrów, kapsuł kosmicznych i zarazków dżumy przeznaczonych dla celów wojskowych. Pozostały także tajne niegdyś dokumenty, do których udało mi się dotrzeć i które cytuję w tej książce – protokoły
przesłuchań, akta wywiadu wojskowego, dokumenty partii nazistowskiej, raporty wywiadu aliantów, odtajnione notatki JIOA, stenogramy z procesu norymberskiego, przekazy ustne, terminarze, dzienniki i wspomnienia śledczych trybunału norymberskiego. Do tego dochodzą rozmowy i korespondencja z dziećmi i wnukami nazistowskich naukowców, z których pięcioro udostępniło mi osobiste dokumenty i niepublikowane pisma członków swojej rodziny. Wszystko to razem składa się na intrygującą historię Operacji Paperclip. Wszyscy opisani w tej książce ludzie już nie żyją. Byli ludźmi sukcesu, rzutkimi i przedsiębiorczymi. Większość otrzymywała najwyższe odznaczenia wojskowe i nagrody naukowe, kiedy służyła Trzeciej Rzeszy; otrzymywała też najwyższe odznaczenia wojskowe i cywilne, służąc Stanom Zjednoczonym. Imieniem jednego z nich nazwano amerykański budynek rządowy, a jeśli chodzi o dwóch innych, corocznie nadawane są prestiżowe nagrody naukowe ich imienia. Jeden wynalazł termometr do mierzenia temperatury ciała w uchu. Dzięki innym człowiek postawił swoją stopę na Księżycu. Jak do tego doszło i co to oznacza? Czy dokonania naukowe przekreślają zbrodnie z przeszłości? To jedno z kluczowych pytań w tej mrocznej i skomplikowanej historii. Historii pełnej makiawelicznych ludzi, którzy poświęcili swoje życie dla tworzenia broni na potrzeby przyszłej wojny. Historii o zwycięstwie i tym, co
zwycięstwo za sobą pociąga. Historii o nazistach, których wielu było współwinnymi mordów, a nie zostało nigdy skazanych i żyło w dobrobycie w Stanach Zjednoczonych. A jeśli nawet sprawiedliwość została wymierzona, to tylko połowicznie.
CZĘŚĆ I Tylko umarli widzieli koniec wojny. Anonim
ROZDZIAŁ PIERWSZY Wojna i broń Dwudziestego szóstego listopada 1944 roku Strasburg we Francji był nadal atakowany. Na brukowanych ulicach tego średniowiecznego miasta panował chaos. Trzy dni wcześniej francuska 2. Dywizja Pancerna wyparła Niemców i oficjalnie wyzwoliła miasto, ale teraz alianci mieli duży kłopot[1] z powstrzymywaniem natarcia wroga. Na ulice spadały niemieckie pociski moździerzowe. Na niebie toczyła się bitwa powietrzna[2], a w centrum miasta, w eleganckim mieszkaniu przy Quai Klébar, uzbrojeni amerykańscy żołnierze strzegli siedzącego w fotelu i wertującego papiery holendersko- amerykańskiego fizyka cząstek elementarnych, Samuela Goudsmita[3]. Mieszkanie należało do niemieckiego specjalisty od wirusów, dr. Eugena Haagena, uważanego za twórcę nazistowskiego programu rozwoju broni biologicznej. Haagen musiał w pośpiechu opuścić mieszkanie kilka dni wcześniej, pozostawiając oprawioną w ramki fotografię Hitlera na gzymsie kominka i ważne dokumenty w szafach[4]. Goudsmit i jego dwóch kolegów, ekspertów od broni bakteriologicznej, Bill Cromartie i Fred Wardenberg, studiowali dokumenty dr. Haagena przez kilka godzin[5]. Widząc, co mają przed sobą, planowali spędzić tam całą
noc. Większa część Strasburga była pozbawiona prądu, więc Goudsmit i jego koledzy czytali przy świecach. Samuel Goudsmit kierował jednostką zaangażowaną w inny rodzaj walki niż oddziały żołnierzy toczących boje na ulicach. Goudsmit i jego ekipa polowali na owoce nazistowskiej nauki – broń bardziej zaawansowaną od tej, którą dysponowali alianci. Goudsmit był dyrektorem ds. naukowych tej ściśle tajnej misji nazwanej Operacją Alsos, tajemniczego i niebezpiecznego przedsięwzięcia będącego odgałęzieniem Projektu Manhattan. Goudsmit i jego koledzy nawykli do pracy w laboratorium, a nie na polu bitwy, tymczasem znaleźli się tutaj, w ogniu walki. To do nich należała ocena, jak blisko użycia przeciwko wojskom alianckim broni atomowej, biologicznej i chemicznej była Trzecia Rzesza. W Alsos nazywano tę broń bronią A-B-C. Od sukcesu tej operacji zależało życie niezliczonej rzeszy ludzi. Samuel Goudsmit miał kwalifikacje, które czyniły go idealnym dyrektorem ds. naukowych misji. Urodzony w Holandii, biegle znał język holenderski i niemiecki. W wieku dwudziestu trzech lat stał się sławny w gronie fizyków dzięki odkryciu spinu elektronu. Dwa lata później obronił pracę doktorską na uniwersytecie w Lejdzie i przeniósł się do Stanów Zjednoczonych, gdzie zaczął wykładać. W czasie wojny pracował nad nowymi rodzajami broni w finansowanym przez rząd laboratorium w Massachusetts Institute of Technology. Dzięki temu
poznał tajemny świat broni atomowej, biologicznej i chemicznej i znalazł się w Strasburgu, gdzie czytał przy migotliwym świetle świec dokumenty Haagena. Zaledwie kilka dni wcześniej zespół Goudsmita złapał czterech ważnych naukowców Hitlera i dowiedział się od nich, że nazistowski projekt budowy bomby atomowej zakończył się fiaskiem. Pojmanie naukowców było nieoczekiwanym sukcesem wywiadowczym, a po ich przesłuchaniu alianci poczuli wielką ulgę. Zespół Alsos skoncentrował się teraz na programie rozwoju broni biologicznej, który według krążących plotek był mocno zaawansowany. Goudsmit i agenci Alsos wiedzieli, że uniwersytet w Strasburgu był głównym ośrodkiem badań nad bronią biologiczną Trzeciej Rzeszy. Liczący sobie czterysta lat niegdyś prężny francuski uniwersytet został w 1941 roku przejęty przez Radę Badań Naukowych Rzeszy Hermanna Göringa i przekształcony w modelową placówkę nazistowskiej nauki[6]. Większość kadry profesorskiej zastąpili członkowie NSDAP i SS Heinricha Himmlera[7]. Tamtego listopadowego wieczoru Goudsmit podjął decyzję, żeby jego zespół urządził w mieszkaniu Haagena swoją bazę i przejrzał starannie wszystkie dokumenty[8]. Oddział ochraniający zespół Alsos odłożył broń, przygotował w jadalni posiłek z żołnierskich racji żywnościowych[9], a potem zajął się grą w karty. Tymczasem Goudsmit i eksperci od broni biologicznej, Cromartie i Wardenberg, rozsiedli się w fotelach
profesora Haagena i zaczęli przeglądać wszystkie dokumenty. Zapadła noc i zaczął sypać śnieg, co tylko spotęgowało panujący za oknami chaos. Mijały godziny. Nagle Goudsmit i Wardenberg „wydali z siebie jednocześnie okrzyk, kiedy obaj natrafili na papiery, które nagle odsłoniły nam wszystkie tajemnice”. Tam, w mieszkaniu profesora Haagena, „w pozornie niewinnej korespondencji kryło się całe bogactwo informacji bezcennych dla tego, kto potrafił je zrozumieć”. Goudsmit nie musiał łamać szyfrów. Papiery nie nosiły klauzuli tajności. „To były zwykłe plotki, którymi dzielili się koledzy, zwyczajne notatki”[10], wspominał Goudsmit. Ale notatki te nigdy nie miały trafić w ręce amerykańskich naukowców. Plany zakładały przecież, że Trzecia Rzesza będzie istniała tysiąc lat. „Ze stu więźniów, których mi przysłałeś – pisał Haagen do kolegi z uniwersytetu, anatoma, dr. Augusta Hirta – 18 zmarło podczas transportu. Tylko 12 było w takim stanie, że nadawało się do eksperymentów. Dlatego proszę Cię o przysłanie kolejnych 100 więźniów, w wieku od 20 do 40 lat, zdrowych, w stanie fizycznym porównywalnym ze stanem żołnierzy. Heil Hitler, prof. dr. E. Haagen”[11]. Dokument nosił datę 15 listopada 1943 roku[12]. Dla Samuela Goudsmita to odkrycie było szokujące. Wśród zwyczajnych, osobistych papierów Haagena natrafił na jeden z najbardziej diabolicznych sekretów Trzeciej Rzeszy. Nazistowscy lekarze przeprowadzali
eksperymenty medyczne na zdrowych ludziach. Dla społeczności naukowców była to zupełnie nowa informacja. A przy tym wyjątkowo niepokojąca, ponieważ chodziło o broń biologiczną[13]. Haagen był wirusologiem, specjalizującym się w tworzeniu nowych szczepionek. Fakt, że był zaangażowany w doświadczenia medyczne na ludziach, dał Goudsmitowi do myślenia. Żeby użyć broni biologicznej przeciwko siłom nieprzyjaciela, atakująca armia musiała już dysponować skuteczną szczepionką, chroniącą jej żołnierzy przed śmiertelnym patogenem. Taka szczepionka byłaby tarczą, a broń biologiczna mieczem[14]. Dokument, który Goudsmit miał przed oczami, powstał nieco ponad rok wcześniej. Jakie postępy naziści poczynili przez ten czas? Patrząc na ten dokument, Goudsmit zetknął się z trudną rzeczywistością. Eugen Haagen kiedyś był porządnym człowiekiem, lekarzem oddanym pomaganiu pacjentom. W 1932 roku dr Haagen został uhonorowany prestiżowym członkostwem w nowojorskiej Fundacji Rockefellera i przyczynił się do powstania pierwszej na świecie szczepionki przeciwko żółtej febrze. W 1937 roku znalazł się na liście kandydatów do Nagrody Nobla. Był jednym z najznakomitszych niemieckich lekarzy. A teraz testował śmiercionośne szczepionki na zdrowych wcześniej więźniach obozów koncentracyjnych, których dostarczało mu SS Heinricha Himmlera. Skoro taki lekarz jak Haagen był zdolny bezkarnie przeprowadzać tego rodzaju
eksperymenty, to co jeszcze się działo? Goudsmit z kolegami wertował papiery Haagena, zwracając szczególną uwagę na nazwiska lekarzy, z którymi Haagen korespondował na temat transportów więźniów i swoich przyszłych planów badawczych. Goudsmit zaczął tworzyć listę nazistowskich naukowców, którzy powinni zostać w pierwszej kolejności odnalezieni, ujęci i przesłuchani przez zespół Alsos. Doktor Eugen Haagen nigdy nie został objęty programem Paperclip. Po wojnie uciekł do radzieckiej strefy okupacyjnej w Niemczech i pracował dla Rosjan. Ale pośród nazwisk odkrytych w jego mieszkaniu było dwóch lekarzy, którzy odegrali ważną rolę w Operacji Paperclip. Był to zastępca naczelnego lekarza Trzeciej Rzeszy, Kurt Blome, i lekarz naczelny, Walter Schreiber. Doktor Blome kierował nazistowskim programem badań nad bronią biologiczną, a doktor Schreiber zajmował się szczepionkami. Jeden był mieczem, drugi tarczą. Zanim Hitler doszedł do władzy, Blome i Schreiber byli cenionymi w świecie lekarzami. Czy nazistowska nauka także z nich uczyniła potworów? Niemal dwa tygodnie po odkryciu w Strasburgu, niecałe pięćset kilometrów na północ, w Niemczech, trwały przygotowania do wielkiej uroczystości[15]. W głębi mrocznego sosnowego lasu Coesfeld stał
wspaniały, otoczony fosą, osiemsetletni zamek Varlar, cenny średniowieczny zabytek regionu Münster z olśniewającymi basztami, balustradami i wieżami strażniczymi. Tamtego wieczoru 9 grudnia 1944 roku w sali balowej pełno było emblematów partii nazistowskiej. Podium zdobił treliaż pokryty bluszczem. Ze ścian zwieszały się sztandary z orłem i swastyką. Ten sam motyw występował na porcelanowej zastawie stołowej[16], z której jedli zaproszeni goście Trzeciej Rzeszy. Pokryty śniegiem teren wokół zamku Varlar również został odpowiednio przygotowany. Przez kilka stuleci zamek pełnił funkcję klasztoru, a po otaczających go trawnikach przechadzali się, prowadząc rozmowy o Bogu, benedyktyńscy mnisi. Teraz, w grudniowym mrozie, wojskowi technicy czynili ostatnie przygotowania przy metalowych platformach z wyrzutniami rakietowymi. A na każdej z platform znajdował się pocisk V-2. Potężny pocisk rakietowy V-2 był najbardziej zaawansowaną technicznie bronią latającą, jaką kiedykolwiek skonstruowano. Miał czternaście metrów długości, stożkową głowicę wypełnioną dziewięciuset kilogramami materiałów wybuchowych i mógł pokonać dystans trzystu kilometrów z prędkością pięciokrotnie większą od prędkości dźwięku. Jego wcześniejsza wersja, latająca bomba V-1, od 13 czerwca 1944 roku, kiedy to spadła po raz pierwszy na Londyn, wywoływała popłoch
w miastach północnej Europy. Pocisk V-2 był szybszy i jeszcze bardziej przerażający. Żaden aliancki myśliwiec nie był w stanie go strącić; po pierwsze, z powodu wysokości, na jakiej leciał, a po drugie – prędkości opadania. Widok pocisku V-2 spadającego na zaludnione centra miast, niszczącego wszystko i zabijającego wszystkich dookoła był przerażający. „Odgłos wybuchu każdej z rakiet [V-2] słuchać było w promieniu trzydziestu kilometrów”, donosił „Christian Science Monitor”[17]. Pociski typu V budziły grozę. Od początku wojny Hitler przechwalał się przerażającą „dotychczas nieznaną, wyjątkową bronią”[18], wobec której wrogowie będą bezradni. Z czasem, za sprawą ministra propagandy Josepha Goebbelsa, tej tajemniczej broni nadano przerażającą i chwytliwą nazwę: cudowna broń, czyli Wunderwaffe[19]. I teraz, latem i jesienią 1944 roku, ta broń stała się realnym zagrożeniem. Fakt, że naziści skonstruowali cudowną broń o takiej sile rażenia, napawał niepokojem całą Europę i kazał się zastanawiać, co jeszcze Hitler może chować w zanadrzu. Ponieważ oficerowie wywiadu brytyjskiego przewidywali, że następna generacja pocisków V może być zdolna do przenoszenia broni biologicznej i chemicznej, stworzono plany ewakuacji miliona cywilów z centrum Londynu. Anglia rozdała mieszkańcom miast 4,3 miliona masek gazowych i zaapelowała do swoich obywateli, żeby się modlili.
Generał brygady Walter Dornberger był człowiekiem, który kierował programem rakietowym w niemieckim departamencie uzbrojenia. Dornberger był niskim, łysiejącym mężczyzną i kiedy pojawiał się na fotografiach w towarzystwie Himmlera, zwykle miał na sobie długi do łydek skórzany płaszcz, żeby lepiej pasować do Reichsführera SS. Jako zawodowy żołnierz brał już udział w drugiej wojnie światowej. Był też utalentowanym wynalazcą, właścicielem czterech patentów w dziedzinie napędu rakietowego, a tytuł inżyniera zdobył na Uniwersytecie Technicznym w Berlinie. Na przyjęciu w zamku Varlar był jednym z czterech gości honorowych. Tak później wspominał tamte wydarzenia: „Wokół zamku w ciemnym lesie rozmieszczono stanowiska startowe baterii V-2 ostrzeliwujących Antwerpię”[20]. To był pomysł Dornbergera, żeby wystrzeliwać pociski V-2 z ruchomych wyrzutni, a nie z ufortyfikowanych baz w kontrolowanej przez Niemców części Francji – pomysł dobry, biorąc pod uwagę fakt, że od czerwcowego desantu w Normandii wojska alianckie parły przez kontynent w kierunku Niemiec. Antwerpia była tętniącym życiem i najdalej na północ wysuniętym belgijskim portem, oddalonym dwieście dwadzieścia kilometrów od wyrzutni pocisków rakietowych V-2 w zamku Varlar. Przez tysiąc lat była strategicznym miastem Europy Zachodniej, dziesiątki razy zdobywanym i wyzwalanym. W tej wojnie, w czasie
czterech lat brutalnych rządów nazistów, Belgia poniosła ogromne straty. Trzy miesiące wcześniej, 4 września 1944 roku, alianci wyzwolili Antwerpię. Na ulicach zapanowała radość, kiedy przez miasto przejeżdżała brytyjska 11. Dywizja Pancerna. Siły amerykańskie i brytyjskie wykorzystywały od tej pory port w Antwerpii do przerzucania żołnierzy i sprzętu dla wsparcia walk na froncie zachodnim i przygotowań do wkroczenia na teren Niemiec. Teraz, w drugim tygodniu grudnia 1944 roku, Hitler zamierzał odzyskać Antwerpię. Führer wraz ze swoim najbliższym otoczeniem przygotowywał się do ostatniej, tajnej jeszcze kontrofensywy w Ardenach, a do tego konieczne było zamknięcie portu w Antwerpii. Zadanie to przypadło w udziale pociskom V-2. W trakcie uroczystego przyjęcia w zamku Varlar mieli zostać uhonorowani czterej ludzie, którzy przyczynili się do skonstruowania cudownej broni Trzeciej Rzeszy, a jednocześnie zamierzano odpalić jeden po drugim napędzane płynnym paliwem i ważące 13 ton pociski. Naukowcem zaangażowanym w program rakietowy V-2 był trzydziestodwuletni arystokrata i genialny fizyk, Wernher von Braun[21]. Von Braun oraz Dornberger mieli w zamku Varlar otrzymać najwyższe odznaczenie niebojowe, Krzyż Rycerski Wojennego Krzyża Zasługi[22]. Prócz nich odznaczony został także Walther Riedel, naukowiec z biura projektowego, oraz Heinz Kunze, przedstawiciel Ministerstwa Uzbrojenia Rzeszy.
Medale miał wręczać minister uzbrojenia i produkcji wojennej, Albert Speer. Zbrojenia były podstawą militarnej potęgi Niemiec i Speerowi, jako ministrowi uzbrojenia, podlegały wszystkie programy badawcze nad nowymi rodzajami broni. Speer wstąpił do NSDAP w 1931 roku w wieku dwudziestu sześciu lat i doszedł do wysokich stanowisk partyjnych jako architekt Hitlera. Projektował budynki symbolizujące potęgę Rzeszy i odzwierciedlające jej ideały, i szybko stał się jednym z najbliższych współpracowników Hitlera. W lutym 1942 roku, kiedy dotychczasowy minister uzbrojenia i produkcji wojennej, Fritz Todt, zginął w katastrofie lotniczej, Hitler mianował na to stanowisko Speera[23]. W pierwszych miesiącach urzędowania Speer przekonał Hitlera, że niemiecka gospodarka powinna zostać całkowicie podporządkowana produkcji zbrojeniowej. „Wydajność produkcji zbrojeniowej wzrosła o 59,6 procent”[24], twierdził po wojnie Speer. Trzydziestosiedmioletni Albert Speer był teraz odpowiedzialny za wszystkie programy badawcze[25] niezbędne do prowadzenia wojny. Ale z setek projektów, nad którymi sprawował pieczę, za najważniejszy uważał program V-2. Podobnie jak von Braun, Speer był potomkiem bogatego i szacownego niemieckiego rodu. Speer lubił wymieniać poglądy z młodymi ambitnymi naukowcami w rodzaju Wernhera von Brauna. Jak pisał we