Spis treści
Od autora
Prolog
Część I: Panienka z dobrego domu (1908–
1939)
Rozdział 1. Potomek sławnego rodu
Rozdział 2. Niespokojny duch
Rozdział 3. W służbie Jego Królewskiej Mości
Część II: Wojenne peregrynacje (1939–1945)
Rozdział 4. Węgierskie początki
Rozdział 5. Na szlakach Orientu
Rozdział 6. Ryzykowna misja we Francji
Część III: Niespełniona stabilizacja (1945–
1952)
Rozdział 7. Wyrzucona na margines życia
Rozdział 8. W krainie Jamesa Bonda
Rozdział 9. Krystyna Skarbek a śmierć gen. Sikorskiego
Rozdział 10. Niepotrzebna śmierć
Zakończenie
Post scriptum
Załączniki
Bibliografia i źródła
Podziękowania
Fotografie
W
Od autora
akacje roku 1957. Jak zwykle w czerwcu szkoły zamy-
kały swe podwoje i spora część młodzieży szkolnej ru-
szała na odpoczynek, zwany wówczas koloniami. Instytucja, w któ-
rej pracował mój ojciec w Piotrkowie Trybunalskim, letni wypoczy-
nek dla dzieci swych pracowników organizowała zwykle w pobli-
skich miejscowościach. Owego roku wybór padł na niezbyt odległą
Trzepnicę, gdzie młodzież została zakwaterowana w miejscowej
szkole. Budynek nie przypominał zwykłego przybytku wiedzy. Ko-
jarzył mi się z pałacykiem czy domem kogoś zamożnego. Później
dowiedziałem się, choć nazwa nie była mi obca z lektur historycz-
nych, że taki właśnie budynek zwykle nazywano dworem.
Sala, w której zamiast ławek ustawiono żelazne łóżka, nie robiła
specjalnego wrażenia. Ot, zwyczajne prostokątne pomieszczenie.
Jednak od razu rzucały się w oczy pewne detale, które nie pasowały
do zwykłej klasy szkolnej. A to nadal o wyraźnych kolorach stiuko-
we zdobienia sufitów, piękny fajansowy piec, lustra w hallu, poma-
lowane białym lakierem ozdobne drzwi czy wydeptany dziesiątkami
dziecięcych butów parkiet.
Któregoś dnia starsze już małżeństwo przywiozło wozem jakieś
produkty rolne do kolonijnej kuchni. W podsłuchanej przypadkowo
ich rozmowie z kimś z obsługi padło nazwisko hrabiego Skarbka.
Dziwnie w uszach nastolatka zabrzmiał ten arystokratyczny tytuł,
znany tylko z historii lub starych romansów. Wówczas nazwisko to
nic mi nie mówiło, ale utkwiło gdzieś w zakamarkach pamięci.
***
Minęło wiele lat. I dopiero, gdy w połowie lat siedemdziesiątych
XX wieku przeczytałem pierwszy bodaj artykuł czy fragment książki
o fascynujących wojennych dokonaniach Krystyny Skarbek, nazwi-
sko to wypłynęło z niebytów pamięci jako znajome. Ale jeszcze nie-
skojarzone z tamtym, zasłyszanym w trakcie kolonijnej laby. Upły-
nęły kolejne lata. Moja fascynacja losami Krystyny rosła, przybywa-
ło wiadomości z nowych przeczytanych książek i kolejnych mate-
riałów prasowych. Aż wreszcie na początku łat dziewięćdziesiątych
zdecydowałem się na napisanie swego pierwszego artykułu o niej.
Patrząc z dzisiejszej perspektywy, bardzo skromnego i pełnego błę-
dów. Minęło kilkanaście tygodni, gdy odebrałem telefon od niezna-
jomego mężczyzny. Przedstawiwszy się, zawiadomił mnie, iż moim
artykułem zainteresował się prezes Związku Powstańców War-
szawskich ppłk Kazimierz Leski, który zetknął się z Krystyną na po-
czątku wojny. Jako że nazwisko ppłk. Leskiego znałem z lektury
opracowań historycznych o Armii Krajowej, a przede wszystkim z
jego wspomnień Życie niewłaściwie urozmaicone. Wspomnienia ofi-
cera wywiadu i kontrwywiadu AK, z radością przyjąłem zaproszenie.
Ucieszyłem się, że dane mi będzie porozmawiać z kimś, kto znał
bohaterkę mojego artykułu. Na spotkanie zabrałem jego książkę.
Pułkownik opowiedział, jak zetknął się z Krystyną, a wizyta za-
owocowała dedykacją: Panu Janowi Lareckiemu, który chciałby zgro-
madzić materiały o „Musze”, której to się bardzo należy. 13.03.1996
Kazimierz Leski.
Gdy po kolejnych latach dotarłem do danych potwierdzających,
że Krystyna mieszkała właśnie w Trzepnicy, tam, gdzie kiedyś spę-
dzałem wakacje, i uświadomiwszy sobie, że być może chodziłem po
jej śladach, moje zainteresowanie jej osobą niepomiernie wzrosło.
Efektem był obszerny, już lepiej udokumentowany, materiał, ale
wciąż jeszcze obarczony pewnymi istotnymi, co muszę z żalem
przyznać, błędami merytorycznymi. Jednak w myśl przysłowia: „Im
głębiej w las, tym więcej drzew”, w miarę jak pogłębiała się moja
wiedza o życiu i działaniach Krystyny Skarbek, wspierana coraz to
nowymi książkami, publikacjami i dokumentami, pierwotna fascy-
nacja dojrzewała, przeradzając się w bardziej chłodny obiektywizm.
Powoli musiałem odbrązawiać stworzone wyobrażenie mej boha-
terki. I dokonywałem tego nie z pozycji historyka czy dokumentali-
sty, lecz z perspektywy oficera kontrwywiadu i wywiadu. Umiejęt-
ności i doświadczenie zawodowe umożliwiły mi wnikliwsze rozu-
mienie i ocenę agenturalnej działalności Krystyny oraz postawienie
pewnych mających cechy prawdopodobieństwa hipotez. Dotyczyło
to tych okresów, co do których brak dokumentacji źródłowej. Co
więcej, pozwoliły widzieć jej zaangażowanie w kontekście szer-
szych wydarzeń politycznych i militarnych, dziejących się w owym
czasie. A dalsze, dogłębniejsze zapoznawanie się z dokumentacją
archiwalną dotyczącą jej rodziny i jej bezpośrednio pozwoliło mi w
znacznej części skorygować powtarzane w wielu opracowaniach
błędy, nieścisłości czy wręcz przekłamania. Oprócz oczywiście
tych, które były efektem zacierania śladów przez służby specjalne,
na rzecz których Krystyna działała, a także przez samą Krystynę. O
tych wiedziała tylko ona.
***
Po śmierci Krystyny Skarbek-Giżyckiej czwórka jej przyjaciół –
Andrzej Kowerski (vel Andrew Kennedy), Francis Cammaerts, John
Roper i Patrick Howarth zawiązała swoistego rodzaju ciche sprzy-
siężenie dla ochrony jej dobrego imienia. Do swej śmierci mieli ba-
czenie na publikacje na temat Krystyny, nie dopuszczali do krytycz-
nych czy wręcz negatywnych relacji i opinii o niej, ewentualne zaś
informacje przez nich samych udostępnione nie mogły być publiko-
wane bez wcześniejszej autoryzacji. Tworzyli zatem swoistą przyja-
cielską blokadę informacyjną.
Pierwszą osobą, która pokusiła się o zaprezentowanie w miarę
pełnej biografii Krystyny Skarbek, choć niepozbawionej licznych
nieścisłości faktograficznych, była południowoafrykańska dzienni-
karka Madeleine Masson. Poznała Krystynę podczas rejsu z Cape-
town do Wielkiej Brytanii. Masson płynęła jako pasażerka, Krystyna
pracowała jako stewardessa. Ale dopiero liczne artykuły prasowe,
jakie ukazały się po śmierci Krystyny, sprawiły, że Masson, zafascy-
nowana jej wojennymi losami, postanowiła zaprezentować je szer-
szemu gronu czytelników. Na podstawie relacji przekazanych au-
torce przez czwórkę przyjaciół Krystyny oraz członków dalszej ro-
dziny, a także kwerend archiwalnych powstała książka zatytułowa-
na A search for Christine Granville (W poszukiwaniu Christine Gra-
nville). W 1975 roku opublikowało ją londyńskie wydawnictwo Ha-
mish Hamilton. Jej uzupełnione wznowienie, pod zmienionym ty-
tułem Christine. SOE agent and favourite Churchill’s spy (Christine.
Agentka SOE i ulubiony szpieg Churchilla ), ukazało się w 2005 roku.
Praktycznie do dziś stanowi ono podstawowe i jedyne – częstokroć
cytowane przez innych autorów – obszerne źródło wiedzy o życiu
Krystyny Skarbek.
I poza tą jedną pozycją nie ma innych zagranicznych ani krajo-
wych publikacji książkowych poświęconych wyłącznie Krystynie
Skarbek-Giżyckiej vel Christine Granville. W Polsce Maria Nurow-
ska opublikowała swą Miłośnicę. Jednak przyjęta przez autorkę kon-
wencja ukazania życia Krystyny stanowi raczej aluzyjne nawiązanie
do jej biografii niż próbę rzetelnej prezentacji. W wielu książkach
poświęconych drugiej wojnie światowej, a zwłaszcza działaniom i
ludziom Special Operations Executive – SOE (Zarządu Operacji
Specjalnych), zawarte są tylko, rozmaitej zresztą objętości, omó-
wienia życia i działalności Krystyny. Liczne artykuły prasowe zaś
powielają różnego rodzaju nieścisłości.
Trudno się oprzeć wrażeniu, że współtowarzysze Krystyny byli
w pewnym sensie brązownikami jej losów. I mieli sporo racji w
swych poczynaniach, bo w jej niezbyt długim życiu było wiele bo-
haterskich czynów. Ale nie tylko – w końcu była tylko kobietą, któ-
rej wybacza się wiele. A dziś po upływie ponad 60 lat od tamtych
wydarzeń można chyba pokusić się o większą dawkę szczerości i
obiektywizmu.
Wracając do Madeleine Masson, warto zwrócić uwagę na za-
mieszczony na samym końcu jej książki akapit. Autorka stwierdza w
nim, że maszynopis książki, ze względów bezpieczeństwa, został
przesłany do Foreign and Commonwealth Office – FCO (Minister-
stwa Spraw Zagranicznych i Wspólnoty Brytyjskiej) i tam spraw-
dzony, czyli jak należy rozumieć, ocenzurowany. Mając na wzglę-
dzie fakt, że FCO podlegają dwie najważniejsze służby wywiadow-
cze Wielkiej Brytanii – Secret Intelligence Service (MI6) i Govern-
ment Communications Headquarters – GCHQ (Rządowe Centrum
Łączności), nie ulega wątpliwości, że głównym „recenzentem” tre-
ści przedłożonej publikacji był specjalista MI6. Do jakich fragmen-
tów książki, a więc do których informacji zebranych przez pisarkę,
użył swych nożyczek, dokładnie nie wiadomo. Nie ma w niej miejsc
zaczernionych. Uważny czytelnik bez trudu jednak dostrzeże miej-
sca ocenzurowane.
***
Po lekturze niniejszej książki[1] czytelnik może odnieść wraże-
nie, i słusznie, że próbie rekonstrukcji biografii Krystyny Skarbek
towarzyszy więcej pytań niż odpowiedzi. Na przeszkodzie we w
miarę precyzyjnym odtworzeniu jej losów do 1939 roku stoją braki
w dokumentacji archiwalnej na terenie Polski. Wiele dokumentów
uległo zniszczeniu w czasie działań wojennych 1939–1945. Do
części zaś, jaka może jeszcze znajdować się w różnych zbiorach
krajowych, brak jest na razie precyzyjnych i ułatwiających poszuki-
wania wskazówek.
Podobnie rzecz ma się z archiwaliami brytyjskimi. Dokumenta-
cja, jaka pozostała po SOE, jest chaotyczna i niekompletna. Kilka
miesięcy po zakończeniu wojny, w styczniu 1946 roku, szef brytyj-
skiego Sztabu Generalnego sir Alan Brooke i dyrektor Secret Intelli-
gence Service gen. sir Stewart Menzies podjęli decyzję o rozwiąza-
niu Zarządu, jako że sens jego istnienia stracił rację bytu. Zgodnie z
ich dyrektywą przystąpiono do likwidacji jego struktur. Rozpoczęto
od kwatery głównej na Baker Street w Londynie.
Zwalniano pracowników, z biur wywożono sprzęt i wyposaże-
nie, pozbywano się całej masy dokumentów, jakie nagromadziły się
przez pięć wojennych lat. Oficerowie, których zatrzymano na czas
likwidacji, nie otrzymali żadnych instrukcji, jak klasyfikować i ar-
chiwizować materiały. Wyrzucali więc dokumenty, często nawet ich
nie czytając, niekiedy wręcz rywalizując między sobą, kto pierwszy
zapełni ogromne pojemniki na śmieci.
W czasie działań wojennych, ze względów bezpieczeństwa, nie
była prowadzona centralna kartoteka i każda filia SOE gromadziła
dokumentację według swoich reguł. Ośrodkom zagranicznym pole-
cono zatem odesłać dokumenty, które jeszcze u nich pozostały.
Wiele z akt nie przetrwało wojny, zostały bowiem spalone przez
zapobiegliwych urzędników. Taki los spotkał na przykład zasoby
British Security Co-ordination w Nowym Jorku, centrum szkolenio-
wego w Beaulieu czy bazy „Massingham” w Algierii, gdzie wybra-
kowano dosłownie wszystkie materiały z wyjątkiem akt osobowych.
W czerwcu 1942 roku w Kairze, w związku z zagrożeniem zajęcia
miasta przez wojska niemiecko-włoskie, także spalono dużą część
akt tamtejszej placówki SOE i innych ekspozytur brytyjskich służb
specjalnych.
W lutym 1946 roku, zaledwie miesiąc po rozpoczęciu działań li-
kwidacyjnych, na najwyższym piętrze dawnej centrali SOE wybuchł
pożar, który doszczętnie zniszczył całą kondygnację. Spopieleniu
uległo wiele tomów akt operacyjnych zawierających głównie dane
na temat agentek SOE i ich działalności. Przypuszcza się, że pastwą
płomieni padły zbiory dokumentacji finansowej, dotyczące First
Aid Nursing Yeomanry – FANY (Ochotniczego Korpusu Kobiecej
Pomocy Medycznej), działań na terenie Belgii i Polski. Pojawiły się
spekulacje, że dokumentacja ta – w końcu produkt łatwopalny – zo-
stała świadomie zniszczona. Wielu byłym oficerom SOE trudno by-
ło uwierzyć, że tak mogło się stać. Niemniej nie ukrywali prze-
świadczenia, że większość z tych dokumentów była istnymi bomba-
mi zegarowymi z opóźnionym zapłonem. Ocenia się, że utracono w
ten sposób około 85% zasobów, jakie w Londynie udało się zgro-
madzić. Przez wiele dziesięcioleci nawet te zachowane resztki akt
pozostawały utajnione. I dopiero od 2003 roku zaczęto je udostęp-
niać badaczom, ale tylko niektóre z nich. Przechowywane w The
National Archive skąpe materiały o Krystynie Skarbek vel Christine
Granville o sygnaturze HS 9/612 w niewielkim stopniu rzucają
światło na jej wojenną działalność. Natomiast archiwa brytyjskiej
służby wywiadowczej – Secret Intelligence Service pozostają tajne,
zgodnie z obowiązującymi w tej służbie zasadami, przez 75 lat od
śmierci agenta. Chyba że za życia on sam ujawni dane o swej wy-
wiadowczej przeszłości. Ale nawet i w takim przypadku podlegają
one restrykcyjnemu ocenzurowaniu.
***
I wreszcie pozwolę sobie wyrazić nadzieję, że książka ta stała
się formą spełnienia życzenia, jakie kiedyś wyraził ś.p. Kazimierz
Leski (1912–2000), i mej cichej obietnicy, że może kiedyś uda mi
się je zrealizować.
S
Prolog
outhampton, miasto portowe w południowej Anglii. W
piątkowy deszczowy i wietrzny dzień, 13 czerwca 1952 ro-
ku, do nadbrzeża przybił statek turystyczny, kończąc rejs z Połu-
dniowej Afryki. Na ląd zeszła stewardessa Christine Granville. Po-
ciągiem udała się do Londynu, gdzie w prowadzonym przez pań-
stwa Hryniewiczów hotelu Towarzystwa Pomocy Polakom „Shelbo-
urne”, w dzielnicy Kensington przy 1 Lexham Garden, wynajmowa-
ła pokój. Dwa dni później, w niedzielę 15 czerwca, wróciła późnym
wieczorem z miasta. Poszła na górę do swego pokoju. Gdy kilka mi-
nut później schodziła do piwnicy, usłyszała, że ktoś ją woła po
imieniu. W hotelowym hallu zobaczyła dawnego znajomego ze
statku, starszego stewarda Dennisa Muldowneya, który uważał się
za jej narzeczonego. „Mężczyzna z kompleksem Otella” – tak ma-
wiała o nim w rozmowach z innymi członkami załogi. Muldowney,
wyraźnie zdenerwowany, ponowił pytanie o ich wspólną przy-
szłość. Zawołał – „Nie zostawiaj mnie!”.
Na zdecydowaną odpowiedź Christine, by dał jej wreszcie spo-
kój, wyciągnął nóż i dwukrotnie zadał cios. Nawet nie uciekał. Roz-
paczliwe wołanie Christine o pomoc usłyszał nocny portier i po-
spieszył na ratunek. Wraz z innymi gośćmi hotelowymi, którzy wy-
biegli na korytarz ze swych pokoi, obezwładnił napastnika. Krysty-
na leżała na dywanie, krwawiąc, z nożem o drewnianej rękojeści
wbitym głęboko w serce. Ciosy okazały się śmiertelne.
Muldowney nie stawiał oporu i w eskorcie policjantów został
odwieziony do aresztu. „Zabiłem ją” – takie były jego ostatnie sło-
wa na miejscu zbrodni. „Skończmy z tym jak najszybciej” – dodał.
W taki tragiczny sposób zakończyła życie jedna z najbardziej
utalentowanych tajnych agentek dwu brytyjskich służb specjalnych
w czasie drugiej wojny światowej – Secret Intelligence Service –
SIS (Tajnej Służby Wywiadowczej) i Special Operations Executive –
SOE (Zarządu Operacji Specjalnych). Znana pod wieloma pseudoni-
mami i nazwiskami, właściwie nazywała się Krystyna de domo hra-
bianka Skarbek, po drugim mężu Giżycka.
Niecały tydzień później, 20 czerwca, została pochowana w kato-
lickiej części zwanej St. Mary’s londyńskiego cmentarza Kensal
Green. Na krzyżu umieszczono napis:
Krystyna Skarbek-Granville
Poland 1.5.1915 – London 15.6.1952
i nazwy otrzymanych odznaczeń.
Panująca do tej pory wokół jej osoby otoczka ciszy pękła. Przez
kilka dni prasa, nie tylko brytyjska, rozpisywała się o bohaterskich
wojennych dokonaniach Krystyny. Przypominano jej rodowe po-
chodzenie, niektóre fakty z życiorysu. Podawano kraje i miasta,
gdzie rzuciła ją wojna. Wyliczano nazwy otrzymanych odznaczeń
oraz opisywano niektóre bohaterskie czyny. Nie ulega wątpliwości,
że ten nagły wzrost zainteresowania mediów spowodowany był
tragicznymi okolicznościami, w jakich życie Krystyny Skarbek zo-
stało przerwane. Z lektury tych w dużej mierze gloryfikujących jej
osobę artykułów można odnieść wrażenie, jakby nadmiar pośmiert-
nego uznania miał być rekompensatą za jego brak za życia.
Kim więc była kobieta występująca jako Christine Granville, ale
pochowana pod polskim panieńskim imieniem i nazwiskiem?
Część I
Panienka z dobrego domu
(1908–1939)
O
Roz dział 1
Potomek sławnego rodu
dtworzenie po latach w miarę dokładnego życiorysu
Krystyny Skarbek, jak każdej nietuzinkowej i barwnej po-
staci, zwłaszcza uwikłanej w tajne działania wywiadu, napotyka
trudności. Pełno w nim luk i nieznanych faktów. Wydarzenia, w ja-
kich uczestniczyła, rwą się i przeplatają z wymyślonymi danymi le-
galizacyjnych przykryć i nazwisk. Ale chyba żadne z fikcyjnych na-
zwisk i pseudonimów, a miała ich kilka – Krystyna Andrzejewska,
Christine Granville, Pauline Armand, Folkstone, nie oddaje lepiej
jej charakteru jak jeden – „Mucha”. Była bowiem w swych działa-
niach wobec wroga jak ten owad natrętna, dokuczliwa, latała i sia-
dała tam, gdzie chciała, i... trudno ją było złapać.
Faktem bezspornym jest, iż pochodziła z rycerskiego rodu Aw-
daniców (Awdańców), który mógł poszczycić się kilkusetletnią tra-
dycją. Protoplasta rodu – Jan z Góry, od 1097 roku zaliczał się do
grona najwierniejszych stronników Bolesława Krzywoustego, to
jest od początków jego panowania na Śląsku. Ojciec Jana, komes
Michał Stary z Góry, pełnił również wysokie funkcje przy poprzed-
nich władcach. Zasłynął przede wszystkim jako fundator opactwa
benedyktyńskiego w Lubiniu (Wielkopolska). Od 1100 roku Jan zo-
stał wychowawcą młodego księcia Bolesława Krzywoustego, a od
1106 roku pełnił wysoki urząd wojewody i był prawdopodobnie au-
torem politycznego programu księcia zakładającego zjednoczenie
kraju i podbój ziem Pomorza.
W tym też czasie powstała legenda o herbie Abdank. W 1109 ro-
ku Bolesław, w trakcie trwającej wojny niemiecko-polskiej, wysłał
wojewodę Jana z poselstwem do króla i późniejszego cesarza Nie-
miec Henryka V. Ten, chcąc zaimponować polskiemu posłowi, po-
kazał mu swój skarbiec na dowód, że ma nadal za co prowadzić
wojnę. Jan z Góry zdjął wtedy z palca kosztowny pierścień i wrzucił
do pełnej klejnotów skrzyni, mówiąc: „Idź złoto do złota. My, Pola-
cy wolimy żelazo”. Skonsternowany cesarz miał odrzec: Hab’ dank
– dziękuję. I odtąd Jana z Góry zaczęto nazywać Skarbimirem lub
Skarbkiem, a ród zaczął się pieczętować herbem Abdank (Habdank
lub Awdaniec).
Podczas jednej z kolejnych zbrojnych ekspedycji na Pomorze
Jan, zwany już Skarbimirem, w trakcie bitwy stracił oko. W 1117
roku popadł w konflikt z władcą. Trudno określić, co było tego po-
wodem: zmiana koncepcji Bolesława na sprawę Pomorza czy też
pojawienie się na dworze nowego faworyta – Piotra Włostowica. W
każdym razie rok później Jan stanął na czele buntu części możno-
władców przeciw księciu. Po stłumieniu rewolty Jan został pojmany
i mściwy Bolesław, zapomniawszy o jego dawnych zasługach, na-
kazał wykłuć mu drugie oko. Skonfiskował też jego dobra i skazał
na banicję. Gdy po paru latach Jan odzyskał przychylność księcia,
przywrócono mu tytuł wojewody i do swej śmierci w około 1130 ro-
ku pozostawał znów najbliższym doradcą Krzywoustego. Pochowa-
ny został obok ojca w kościele lubińskiego opactwa.
Od XIII wieku członkowie licznego rodu Awdaniców zaczęli
osiedlać się na Dolnym Śląsku, potem stopniowo w Małopolsce, na
ziemi sandomierskiej i radomskiej, w południowej części Mazowsza
oraz na Kujawach. W wiekach późniejszych także w Galicji w okoli-
cach Lwowa istniało wiele majątków należących do licznych odga-
łęzień rodu Skarbków.
Skarbek jako zawołanie rodowe i nazwa rodziny pojawiło się na
przełomie XIV i XV wieku. Pierwszym, który przyjął je jako nazwi-
sko, był uczestnik bitwy pod Grunwaldem Jakub Skarbek z Góry. W
następnych wiekach wielu przedstawicieli tego rodu pełniło w Rze-
czypospolitej ważne funkcje państwowe, administracyjne i kościel-
ne. Gałąź rodu, z którego wywodziła się Krystyna Skarbek, zwana
jest linią senatorską, a jej założycielem był Władysław Skarbek z
Góry (1640–1714), senator i kasztelan kujawsko-łęczycki. Drugą li-
nię, łowczyńską, zapoczątkował brat Władysława – Jan Skarbek z
Góry, łowczy inowrocławski.
Kolejnymi męskimi potomkami linii senatorskiej byli: wojewoda
łęczycki Franciszek (około 1680–1749), kasztelan inowrocławski,
starosta tuszyński, szambelan królewski i poseł na Sejm Jan (1710–
1772) i wreszcie właściciel miasteczka Izbica oraz okolicznych dóbr
na Kujawach, dwukrotnie żonaty, Kacper Melchior Bonawentura
hrabia Skarbek (1763–1823). Pierwszą żoną Kacpra w latach 1780–
1789 była Justyna Dąmbska, a jednym z trojga ich dzieci – prapra-
dziadek Krystyny Józef Skarbek (1784–?). Zabezpieczywszy mate-
rialnie swe małoletnie dzieci, które dostały po części jego rozlicz-
nych dóbr, hrabia Kacper oddał się z lubością temu, co lubił najbar-
dziej – hulaszczemu trybowi życia. Na rezultaty nie trzeba było
długo czekać, wkrótce doprowadził majątek do bankructwa. Dla
podreperowania fatalnej sytuacji finansowej niezbędny był więc
bogaty ożenek. Jego kolejną wybranką została Ludwika (1765–
1827), jedyna córka bogatego toruńskiego kupca i bankiera Jakuba
Fengera i jego żony Elżbiety z Geringów. Po hucznym ślubie, jaki
odbył się w Toruniu w 1791 roku, teść powtórnego pana młodego,
oprócz wyłożenia dużego posagu, spłacił wszystkie jego długi i do-
kupił spore dobra wokół Izbicy. Hrabia, poczuwszy świeży dopływ
pieniędzy, wrócił do dawnego stylu życia. I tym razem na efekty nie
trzeba było długo czekać. Narosłe w ciągu kilku lat ogromne długi
spowodowały, iż rodzina Skarbków musiała drastycznie ograniczyć
wydatki. Zanim jednak beztroski Kacper został zmuszony w 1802
roku do ucieczki przed wierzycielami za granicę, zdołał spłodzić ze
swą drugą żoną pięcioro dzieci. Jednym z nich (i przyrodnim bra-
tem Józefa) był znany później i szanowany Fryderyk Florian hr.
Skarbek[2]. Należy pamiętać, że Ludwika hr. Skarbek pochodziła z
pracowitej i oszczędnej ewangelickiej rodziny o niemieckich korze-
niach. Odziedziczone po przodkach cechy charakteru prawdopo-
dobnie zdecydowały, że postanawiając w końcu rozwieść się w 1806
roku z marnotrawnym mężem, potrafiła uratować pewną część
swych posiadłości. Ich najważniejszym trzonem stał się majątek w
Żelazowej Woli, do którego – tuż przed ucieczką Kacpra – Ludwika
Fenger-Skarbek przeniosła się wraz z dziećmi. Gdy zmarła, została
pochowana na cmentarzu ewangelicko-augsburskim w Warszawie.
Wśród licznego grona domowników Żelazowej Woli znaleźli się
między innymi: ochmistrzyni Justyna Krzyżanowska i nauczyciel
dzieci Skarbków, Mikołaj Chopin. Ich znajomość zakończyła się
ślubem, a owocem małżeństwa był Fryderyk Chopin, słynny polski
kompozytor i pianista. Warto zaznaczyć, że jednym z trojga dzieci
Fryderyka Floriana z drugiego małżeństwa był Henryk Stanisław,
który pojawi się dalej na kartach tej opowieści.
Kolejnymi w linii prostej potomkami Józefa byli: pradziadek
Krystyny – Karol (1810–1874) i dziadek – Bolesław Karol (1842–
1889). Bolesław, ożeniony z Jadwigą z Nasierowskich (1843 – 16
sierpnia 1926), miał trzech synów – Jerzego Serwacego Henryka
(1873–1930), Karola i Marcina oraz córkę Jadwigę Helenę.
Karol (1876–1930) i jego żona Janina z Michalskich (187–1931)
hr. Skarbkowie posiadali w dawnym powiecie radomszczańskim
(obecnie częstochowskim) dobra obejmujące wsie: Zdrowa, Borow-
no i Łochynia, leżące na zachód od Kłomnic. Karol był zapalonym
koniarzem i razem ze Stanisławem Sebastianem ks. Lubomirskim
(1875–1932), przemysłowcem, finansistą i działaczem gospodar-
czym (posiadał stadninę w pobliskim Widzowie), zasiadał w komi-
sjach sędziowskich wystaw koni, między innymi w sierpniu 1910
roku we wspomnianych Kłomnicach. Dwór Karola i Janiny Skarb-
ków znajdował się w Borownie. Tam też, na miejscowym cmenta-
rzu, Skarbkowie zostali pochowani. Posiadali też mieszkanie w
Warszawie przy ul. Koziej 5. Jadwiga hr. Skarbek (1869 – 30 paź-
dziernika 1943) wyszła za mąż za Grzegorza Krzysztofowicza. Ze
związku tego urodzili się Stanisław (1901–?) i Tadeusz (1906–
1981). Jadwiga Krzysztofowicz została pochowana w grobie rodzin-
nym na Powązkach koło matki i brata Jerzego. Nie udało się nato-
miast natrafić na żaden ślad Marcina Skarbka.
Jerzy hr. Skarbek, przystojny brunet z wąsikiem o urodzie połu-
dniowca, miał szalone, i co tu dużo mówić, dość kosztowne powo-
dzenie u kobiet. Swą szlachecką miłość do koni, polowań i dobrych
trunków realizował, nie bacząc, jak dalece te przyjemności nadwe-
rężają jego niezbyt wysokie dochody. Był typowym utracjuszem,
który – jak widać – wdał się w swego praszczura Kacpra! Dla podre-
perowania kondycji finansowej pod koniec grudnia 1899 roku oże-
nił się z dwudziestodwuletnią Stefanią Marią z Goldfederów, córką
Adolfa i Róży, pochodzącą z boga tej żydowskiej rodziny bankier-
skiej[3]. Niezbyt ładnej, ale dobrze wykształconej i inteligentnej
pannie, mówiącej świetnie po francusku, no i co najważniejsze, po-
sażnej, zdawało się, że wie, jak ma odgrywać rolę żony pana z her-
bowej rodziny. Rozczarowania, jak zwykle, przychodzą później. Ży-
cie rodzinne nie należało bowiem do najulubieńszych zajęć pana
hrabiego.
Prawdopodobnie tuż przed ślubem, bo na początku grudnia
1899 roku, Jerzy Skarbek nabył od Artura Antoniego Borżewskiego
majątek Młodzieszyn koło Sochaczewa (zapisał go w hipotece na
swoje nazwisko) za kwotę 120 500 rubli i zamieszkał tam z żoną.
Czy kupił dobra za resztki własnych zasobów, czy za otrzymany
awansem posag, który miał wynosić ponoć 1 milion rubli (sic!),
trudno dziś dociec. Prawdopodobnie były to pieniądze posażne, rok
później bowiem w księdze hipotecznej (Ipotiecznyj ukazatiel) poja-
wił się zapis, iż 100 tysięcy rubli z wartości majątku należy do Ste-
fanii Adolfówny hr. Skarbek. Można domniemywać, że Stefania, czy
to w swej przezorności, czy to za radą rodziny, a może realizując
intercyzę, chciała w ten sposób zabezpieczyć swe prawa do mająt-
ku.
Wypis hipoteczny dotyczący zakupu dóbr młodzieszyńskich przez Jerzego Skarbka
Niecały rok po ślubie, 30 listopada 1900 roku, w Warszawie
przyszedł na świat pierworodny syn hrabiostwa Skarbków – An-
drzej Bolesław. Ale dopiero po prawie dwóch latach chłopca
ochrzczono, syn dziedzica nie mógł być przecież poganinem. Tym
samym, zgodnie z miejscem zamieszkania rodziców, został doko-
nany formalny akt zgłoszenia i rejestracji narodzin dziecka, co od-
notowano stosownym wpisem w księdze urodzeń młodzieszyńskiej
parafii pod datą 2 września 1902 roku i numerem kolejnym
128/1902. Ale może być też i inny powód zwłoki. Z uwagi na dużą
umieralność niemowląt, a nawet kilku-czy kilkunastomiesięcznych
dzieci, administracyjne władze carskie nie zmuszały ponoć rodzi-
ców do natychmiastowego zgłaszania nowych urodzeń. Jeśli dziec-
ko przeżyło jakiś czas i wszystko wskazywało, iż będzie się miało
dobrze, to rodzice dopełniali formalności. A jeśli zmarło, to urzęd-
nik miał mniej pracy z kaligraficznym wpisem urodzin, a niedługo
potem, i jego śmierci. Rzetelna i obiektywna statystyka ludności by-
ła w tym przypadku sprawą drugorzędną czy wręcz nieistotną.
Wypis hipoteczny dotyczący zakupu dóbr młodzieszyńskich przez Jerzego Skarbka
Jerzy Skarbek gospodarował w młodzieszyńskich dobrach do
lipca 1904 roku, kiedy – z nieuwidocznionych z księgach hipotecz-
nych przyczyn – za 200 tysięcy rubli odsprzedał je Stanisławowi
Chełmickiemu. Czy powodem były nowe długi, których zaciąganie
przychodziło panu hrabiemu tak łatwo? Czy jakąś część uzyskanej
kwoty musiał przeznaczyć na ich spłatę? A może przestraszył się
narastającej w tym okresie we wsiach radykalizacji nastrojów ro-
botników rolnych, których musiał angażować do prac w polu i go-
spodarstwie? Znalazło to swe odbicie w fali strajków, jaka przeto-
czyła się przez tereny wokół Sochaczewa w latach 1904–1906. W
każdym razie nowy właściciel majątku miał z tym trochę kłopotów,
z których po części musiała go wybawiać policja, ściągana z pobli-
skiego Łowicza.
Dziś po dawnym dworze w Młodzieszynie nie ma śladu. Na jego
miejscu postawiono piętrowy budynek mieszkalny, klasyczny pro-
stopadłościan w stylu gomułkowskim. Otaczający go zaniedbany
park nawet nie cieszy oka pozostałościami pięknego starodrzewu.
Jedynie znajdujący się nieopodal staw, który ongiś musiał wchodzić
w skład kompleksu dworskiego, z wysokimi na brzegu zaroślami
sprawia wrażenie, jakby odwrócił się tyłem do niepasującego doń
bloczyska.
Co działo się z rodziną Jerzego Skarbka w latach 1904–1912, na
dobrą sprawę nie wiadomo. Prawdopodobnie zamieszkiwała w
Warszawie, być może w jakimś domu należącym do Goldfederów.
Trudno wykluczyć też inną możliwość – czasowe dzierżawienie po-
siadłości odpowiadającej ambicjom rodowym hrabiego, o czym bę-
dzie mowa.
W każdym razie w tym czasie przyszła na świat bohaterka na-
szej opowieści – Krystyna hrabianka Skarbek. W różnych publika-
cjach autorzy podają dwie daty jej narodzin: 1 maja 1908 roku lub 1
maja 1915 roku. Tę pierwszą potwierdzają zapis chrztu i późniejsza
dokumentacja szkolna Krystyny, ta druga zaś jest wynikiem niero-
zumienia przez przytaczających ją autorów operacyjno-wywiadow-
czego aspektu jej fikcyjności. Wyjaśnienie powodów rozbieżności
między faktyczną datą urodzin Krystyny a tą fikcyjną zostanie
przedstawione w rozdziale 4.
W dostępnych materiałach zarówno drukowanych, jak i interne-
towych przewijają się cztery różne wersje miejsca urodzenia Kry-
styny.
Najczęściej podawany jest Młodzieszyn koło Sochaczewa. Jak
wiadomo, na podstawie zapisów hipotecznych dotyczących daty
sprzedaży majątku, jest to całkowicie wykluczone. Kwerenda ksiąg
metrykalnych parafii w Młodzieszynie za lata 1900–1920 wykazała
jedynie wpis urodzin jej starszego brata Andrzeja.
Występuje też Trzepnica, na co mylnie wskazywała kopia aktu
urodzenia, uwidoczniona w filmie BBC zrealizowanym przez polską
reżyser Mieczysławę Wazacz, prezentowana bez instytucji, daty i
osoby wystawiającej. Jak się wydaje, była to typowa „fałszywka”.
Pojawiają się wreszcie Jordanowice, koło obecnego Grodziska
Mazowieckiego. Co przemawiało za taką, skądinąd ciekawą możli-
wością? Przyjrzyjmy się jej nieco bliżej, jako że nazwisko Skarbków
też tu się przewija.
Obok leżącego około 30 kilometrów na południowy zachód od
Warszawy Grodziska, jakieś 2–3 kilometry w stronę Warszawy
znajdowały się Jordanowice, majątek należący od kilku pokoleń
(wraz z Grodziskiem) do rodziny Mokronoskich herbu Bogoria. Gdy
w 1845 roku uruchomiono kolej warszawsko-wiedeńską, pierwsza
stacja kolejowa mieściła się nie w Grodzisku, lecz właśnie w Jorda-
nowicach. Od 1869 roku nowym właścicielem Jordanowie został
Henryk Stanisław Leon hr. Skarbek (1839–1904), syn z drugiego
małżeństwa wspomnianego Fryderyka Floriana. Po dokonanej
przez niego w 1881 roku parcelacji majątku na terenach tych wyrósł
modny wówczas podstołeczny ośrodek letniskowo-uzdrowiskowy.
Jego punktem centralnym stał się uruchomiony w roku 1884 przez
dr. Michała Bojasińskiego Zakład Hydropatyczny dla Osób z Towa-
rzystwa. Dzięki znakomitej organizacji i wysokiemu poziomowi
usług zakład ściągał bogatą stołeczną klientelę. Wokół niego wyro-
sła willowa dzielnica oraz powstały liczne domy letniskowe pol-
skich i żydowskich rodzin. Być może tam miała swój wiejski czy let-
niskowy dom babka Krystyny Róża Goldfederowa? Wizyty tam mała
Krysia po latach z sentymentem wspominała. Od 1928 roku, kiedy
Grodzisk otrzymał swą obecną nazwę z dodatkowym członem Ma-
zowiecki, Jordanowice zniknęły i dziś stanowią integralną część
miasta. Ich niegdysiejsze istnienie i lokalizację przypomina tylko
nazwa stacji kolejki dojazdowej WKD (dawniej EKD) Grodzisk Jor-
danowice (do niedawna Grodzisk Muzeum). Resztką dawnych Jor-
danowie jest położony przy stacji kolejowej park im. hr. Skarbków.
Przy ciągnącej się wzdłuż parku ul. gen. L. Okulickiego pod nr 8
znajduje się dworek Skarbków, zbudowany na początku drugiej po-
łowy XVIII wieku w stylu barokowo-klasycystycznym. Jego pierw-
szymi właścicielami byli wspomniani Mokronoscy, którzy nadali mu
charakter pałacowy. Cennym zabytkiem dworu są – widoczne w
krużganku obok sali balowej – polichromie Jana Bogumiła Plerscha
pochodzące z 1782 roku oraz piękne kominki. W 1869 roku dworek
na krótko przeszedł w ręce Wolfa Blanksztejna, który w tym samym
roku, wraz z otaczającymi gruntami, odsprzedał go Henrykowi hr.
Skarbkowi. Nowy właściciel zamieszkiwał w nim z żoną Aleksandrą
i dziećmi: Marią Zofią, Pelagią, Fryderykiem Franciszkiem (1865–?)
i Aleksandrem (1874–1922). W 1882 roku Henryk Skarbek prze-
niósł się z rodziną do Lwowa, gdzie wkrótce został kuratorem Fun-
dacji Stanisława hr. Skarbka. Po śmierci Henryka w 1904 roku
resztki Jordanowie odziedziczyły jego dzieci, które w 1911 roku
sprzedały je Józefowi Jemiołkowskiemu. Od 1920 roku nowym wła-
ścicielem dworu i otaczających go terenów był Paweł Smoleński, a
do 1953 roku jego spadkobiercy. Dworek był przebudowywany w
XIX i XX wieku, powstał przy nim park. Dziś w dworku mieści się
Państwowa Szkoła Muzyczna I stopnia.
Faktycznym miejscem urodzenia Krystyny jest Warszawa. Tu
bowiem w piątek 1 maja 1908 roku, w domu Goldfederów przy ul.
Zielnej 45, przyszła na świat. Co ciekawe, chrzczona była dwa razy.
Pierwszy obrzęd miał miejsce dwa tygodnie po jej narodzinach, 14
maja. Był to chrzest tylko z wody, niekoniecznie dokonywany przez
księdza. Właściwa ceremonia odbyła się dopiero parę lat później w
kościele parafialnym w Bęczkowicach, co znalazło odbicie stosow-
nym wpisem w księdze, której jeden z egzemplarzy znajduje się w
USC Urzędu Gminy Łęki Szlacheckie, pow. Piotrków Trybunalski.
Wypis hipoteczny dotyczący zakupu dóbr trzepnickich przez Stefanię Skarbek
Jak wspomniano, nie wiemy, co działo się z rodziną Skarbków w
latach 1904–1912. Nie można zatem wykluczyć, bo nie ma pisem-
nych potwierdzeń hipotecznych czy innych, że Jerzy Skarbek dzier-
żawił lub wynajmował od 1904 roku, po śmierci Henryka, od swego
kuzyna Aleksandra (byli prawie rówieśnikami) dworek w Jordano-
wicach i zamieszkiwał tam z rodziną. Mógł tam mieszkać do 1911
roku, do czasu sprzedaży Jordanowie przez kuzynów, zanim nabył
majątek w Trzepnicy. Hipotetycznie więc Jordanowice mogłyby być
Spis treści Od autora Prolog Część I: Panienka z dobrego domu (1908– 1939) Rozdział 1. Potomek sławnego rodu Rozdział 2. Niespokojny duch Rozdział 3. W służbie Jego Królewskiej Mości Część II: Wojenne peregrynacje (1939–1945) Rozdział 4. Węgierskie początki Rozdział 5. Na szlakach Orientu Rozdział 6. Ryzykowna misja we Francji Część III: Niespełniona stabilizacja (1945– 1952) Rozdział 7. Wyrzucona na margines życia Rozdział 8. W krainie Jamesa Bonda Rozdział 9. Krystyna Skarbek a śmierć gen. Sikorskiego Rozdział 10. Niepotrzebna śmierć Zakończenie Post scriptum Załączniki Bibliografia i źródła Podziękowania Fotografie
W Od autora akacje roku 1957. Jak zwykle w czerwcu szkoły zamy- kały swe podwoje i spora część młodzieży szkolnej ru- szała na odpoczynek, zwany wówczas koloniami. Instytucja, w któ- rej pracował mój ojciec w Piotrkowie Trybunalskim, letni wypoczy- nek dla dzieci swych pracowników organizowała zwykle w pobli- skich miejscowościach. Owego roku wybór padł na niezbyt odległą Trzepnicę, gdzie młodzież została zakwaterowana w miejscowej szkole. Budynek nie przypominał zwykłego przybytku wiedzy. Ko- jarzył mi się z pałacykiem czy domem kogoś zamożnego. Później dowiedziałem się, choć nazwa nie była mi obca z lektur historycz- nych, że taki właśnie budynek zwykle nazywano dworem. Sala, w której zamiast ławek ustawiono żelazne łóżka, nie robiła specjalnego wrażenia. Ot, zwyczajne prostokątne pomieszczenie. Jednak od razu rzucały się w oczy pewne detale, które nie pasowały do zwykłej klasy szkolnej. A to nadal o wyraźnych kolorach stiuko- we zdobienia sufitów, piękny fajansowy piec, lustra w hallu, poma- lowane białym lakierem ozdobne drzwi czy wydeptany dziesiątkami dziecięcych butów parkiet. Któregoś dnia starsze już małżeństwo przywiozło wozem jakieś produkty rolne do kolonijnej kuchni. W podsłuchanej przypadkowo ich rozmowie z kimś z obsługi padło nazwisko hrabiego Skarbka. Dziwnie w uszach nastolatka zabrzmiał ten arystokratyczny tytuł, znany tylko z historii lub starych romansów. Wówczas nazwisko to nic mi nie mówiło, ale utkwiło gdzieś w zakamarkach pamięci. *** Minęło wiele lat. I dopiero, gdy w połowie lat siedemdziesiątych XX wieku przeczytałem pierwszy bodaj artykuł czy fragment książki o fascynujących wojennych dokonaniach Krystyny Skarbek, nazwi- sko to wypłynęło z niebytów pamięci jako znajome. Ale jeszcze nie- skojarzone z tamtym, zasłyszanym w trakcie kolonijnej laby. Upły- nęły kolejne lata. Moja fascynacja losami Krystyny rosła, przybywa- ło wiadomości z nowych przeczytanych książek i kolejnych mate- riałów prasowych. Aż wreszcie na początku łat dziewięćdziesiątych zdecydowałem się na napisanie swego pierwszego artykułu o niej.
Patrząc z dzisiejszej perspektywy, bardzo skromnego i pełnego błę- dów. Minęło kilkanaście tygodni, gdy odebrałem telefon od niezna- jomego mężczyzny. Przedstawiwszy się, zawiadomił mnie, iż moim artykułem zainteresował się prezes Związku Powstańców War- szawskich ppłk Kazimierz Leski, który zetknął się z Krystyną na po- czątku wojny. Jako że nazwisko ppłk. Leskiego znałem z lektury opracowań historycznych o Armii Krajowej, a przede wszystkim z jego wspomnień Życie niewłaściwie urozmaicone. Wspomnienia ofi- cera wywiadu i kontrwywiadu AK, z radością przyjąłem zaproszenie. Ucieszyłem się, że dane mi będzie porozmawiać z kimś, kto znał bohaterkę mojego artykułu. Na spotkanie zabrałem jego książkę. Pułkownik opowiedział, jak zetknął się z Krystyną, a wizyta za- owocowała dedykacją: Panu Janowi Lareckiemu, który chciałby zgro- madzić materiały o „Musze”, której to się bardzo należy. 13.03.1996 Kazimierz Leski. Gdy po kolejnych latach dotarłem do danych potwierdzających, że Krystyna mieszkała właśnie w Trzepnicy, tam, gdzie kiedyś spę- dzałem wakacje, i uświadomiwszy sobie, że być może chodziłem po jej śladach, moje zainteresowanie jej osobą niepomiernie wzrosło. Efektem był obszerny, już lepiej udokumentowany, materiał, ale wciąż jeszcze obarczony pewnymi istotnymi, co muszę z żalem przyznać, błędami merytorycznymi. Jednak w myśl przysłowia: „Im głębiej w las, tym więcej drzew”, w miarę jak pogłębiała się moja wiedza o życiu i działaniach Krystyny Skarbek, wspierana coraz to nowymi książkami, publikacjami i dokumentami, pierwotna fascy- nacja dojrzewała, przeradzając się w bardziej chłodny obiektywizm. Powoli musiałem odbrązawiać stworzone wyobrażenie mej boha- terki. I dokonywałem tego nie z pozycji historyka czy dokumentali- sty, lecz z perspektywy oficera kontrwywiadu i wywiadu. Umiejęt- ności i doświadczenie zawodowe umożliwiły mi wnikliwsze rozu- mienie i ocenę agenturalnej działalności Krystyny oraz postawienie pewnych mających cechy prawdopodobieństwa hipotez. Dotyczyło to tych okresów, co do których brak dokumentacji źródłowej. Co więcej, pozwoliły widzieć jej zaangażowanie w kontekście szer- szych wydarzeń politycznych i militarnych, dziejących się w owym czasie. A dalsze, dogłębniejsze zapoznawanie się z dokumentacją archiwalną dotyczącą jej rodziny i jej bezpośrednio pozwoliło mi w znacznej części skorygować powtarzane w wielu opracowaniach
błędy, nieścisłości czy wręcz przekłamania. Oprócz oczywiście tych, które były efektem zacierania śladów przez służby specjalne, na rzecz których Krystyna działała, a także przez samą Krystynę. O tych wiedziała tylko ona. *** Po śmierci Krystyny Skarbek-Giżyckiej czwórka jej przyjaciół – Andrzej Kowerski (vel Andrew Kennedy), Francis Cammaerts, John Roper i Patrick Howarth zawiązała swoistego rodzaju ciche sprzy- siężenie dla ochrony jej dobrego imienia. Do swej śmierci mieli ba- czenie na publikacje na temat Krystyny, nie dopuszczali do krytycz- nych czy wręcz negatywnych relacji i opinii o niej, ewentualne zaś informacje przez nich samych udostępnione nie mogły być publiko- wane bez wcześniejszej autoryzacji. Tworzyli zatem swoistą przyja- cielską blokadę informacyjną. Pierwszą osobą, która pokusiła się o zaprezentowanie w miarę pełnej biografii Krystyny Skarbek, choć niepozbawionej licznych nieścisłości faktograficznych, była południowoafrykańska dzienni- karka Madeleine Masson. Poznała Krystynę podczas rejsu z Cape- town do Wielkiej Brytanii. Masson płynęła jako pasażerka, Krystyna pracowała jako stewardessa. Ale dopiero liczne artykuły prasowe, jakie ukazały się po śmierci Krystyny, sprawiły, że Masson, zafascy- nowana jej wojennymi losami, postanowiła zaprezentować je szer- szemu gronu czytelników. Na podstawie relacji przekazanych au- torce przez czwórkę przyjaciół Krystyny oraz członków dalszej ro- dziny, a także kwerend archiwalnych powstała książka zatytułowa- na A search for Christine Granville (W poszukiwaniu Christine Gra- nville). W 1975 roku opublikowało ją londyńskie wydawnictwo Ha- mish Hamilton. Jej uzupełnione wznowienie, pod zmienionym ty- tułem Christine. SOE agent and favourite Churchill’s spy (Christine. Agentka SOE i ulubiony szpieg Churchilla ), ukazało się w 2005 roku. Praktycznie do dziś stanowi ono podstawowe i jedyne – częstokroć cytowane przez innych autorów – obszerne źródło wiedzy o życiu Krystyny Skarbek. I poza tą jedną pozycją nie ma innych zagranicznych ani krajo- wych publikacji książkowych poświęconych wyłącznie Krystynie Skarbek-Giżyckiej vel Christine Granville. W Polsce Maria Nurow- ska opublikowała swą Miłośnicę. Jednak przyjęta przez autorkę kon- wencja ukazania życia Krystyny stanowi raczej aluzyjne nawiązanie
do jej biografii niż próbę rzetelnej prezentacji. W wielu książkach poświęconych drugiej wojnie światowej, a zwłaszcza działaniom i ludziom Special Operations Executive – SOE (Zarządu Operacji Specjalnych), zawarte są tylko, rozmaitej zresztą objętości, omó- wienia życia i działalności Krystyny. Liczne artykuły prasowe zaś powielają różnego rodzaju nieścisłości. Trudno się oprzeć wrażeniu, że współtowarzysze Krystyny byli w pewnym sensie brązownikami jej losów. I mieli sporo racji w swych poczynaniach, bo w jej niezbyt długim życiu było wiele bo- haterskich czynów. Ale nie tylko – w końcu była tylko kobietą, któ- rej wybacza się wiele. A dziś po upływie ponad 60 lat od tamtych wydarzeń można chyba pokusić się o większą dawkę szczerości i obiektywizmu. Wracając do Madeleine Masson, warto zwrócić uwagę na za- mieszczony na samym końcu jej książki akapit. Autorka stwierdza w nim, że maszynopis książki, ze względów bezpieczeństwa, został przesłany do Foreign and Commonwealth Office – FCO (Minister- stwa Spraw Zagranicznych i Wspólnoty Brytyjskiej) i tam spraw- dzony, czyli jak należy rozumieć, ocenzurowany. Mając na wzglę- dzie fakt, że FCO podlegają dwie najważniejsze służby wywiadow- cze Wielkiej Brytanii – Secret Intelligence Service (MI6) i Govern- ment Communications Headquarters – GCHQ (Rządowe Centrum Łączności), nie ulega wątpliwości, że głównym „recenzentem” tre- ści przedłożonej publikacji był specjalista MI6. Do jakich fragmen- tów książki, a więc do których informacji zebranych przez pisarkę, użył swych nożyczek, dokładnie nie wiadomo. Nie ma w niej miejsc zaczernionych. Uważny czytelnik bez trudu jednak dostrzeże miej- sca ocenzurowane. *** Po lekturze niniejszej książki[1] czytelnik może odnieść wraże- nie, i słusznie, że próbie rekonstrukcji biografii Krystyny Skarbek towarzyszy więcej pytań niż odpowiedzi. Na przeszkodzie we w miarę precyzyjnym odtworzeniu jej losów do 1939 roku stoją braki w dokumentacji archiwalnej na terenie Polski. Wiele dokumentów uległo zniszczeniu w czasie działań wojennych 1939–1945. Do części zaś, jaka może jeszcze znajdować się w różnych zbiorach krajowych, brak jest na razie precyzyjnych i ułatwiających poszuki- wania wskazówek.
Podobnie rzecz ma się z archiwaliami brytyjskimi. Dokumenta- cja, jaka pozostała po SOE, jest chaotyczna i niekompletna. Kilka miesięcy po zakończeniu wojny, w styczniu 1946 roku, szef brytyj- skiego Sztabu Generalnego sir Alan Brooke i dyrektor Secret Intelli- gence Service gen. sir Stewart Menzies podjęli decyzję o rozwiąza- niu Zarządu, jako że sens jego istnienia stracił rację bytu. Zgodnie z ich dyrektywą przystąpiono do likwidacji jego struktur. Rozpoczęto od kwatery głównej na Baker Street w Londynie. Zwalniano pracowników, z biur wywożono sprzęt i wyposaże- nie, pozbywano się całej masy dokumentów, jakie nagromadziły się przez pięć wojennych lat. Oficerowie, których zatrzymano na czas likwidacji, nie otrzymali żadnych instrukcji, jak klasyfikować i ar- chiwizować materiały. Wyrzucali więc dokumenty, często nawet ich nie czytając, niekiedy wręcz rywalizując między sobą, kto pierwszy zapełni ogromne pojemniki na śmieci. W czasie działań wojennych, ze względów bezpieczeństwa, nie była prowadzona centralna kartoteka i każda filia SOE gromadziła dokumentację według swoich reguł. Ośrodkom zagranicznym pole- cono zatem odesłać dokumenty, które jeszcze u nich pozostały. Wiele z akt nie przetrwało wojny, zostały bowiem spalone przez zapobiegliwych urzędników. Taki los spotkał na przykład zasoby British Security Co-ordination w Nowym Jorku, centrum szkolenio- wego w Beaulieu czy bazy „Massingham” w Algierii, gdzie wybra- kowano dosłownie wszystkie materiały z wyjątkiem akt osobowych. W czerwcu 1942 roku w Kairze, w związku z zagrożeniem zajęcia miasta przez wojska niemiecko-włoskie, także spalono dużą część akt tamtejszej placówki SOE i innych ekspozytur brytyjskich służb specjalnych. W lutym 1946 roku, zaledwie miesiąc po rozpoczęciu działań li- kwidacyjnych, na najwyższym piętrze dawnej centrali SOE wybuchł pożar, który doszczętnie zniszczył całą kondygnację. Spopieleniu uległo wiele tomów akt operacyjnych zawierających głównie dane na temat agentek SOE i ich działalności. Przypuszcza się, że pastwą płomieni padły zbiory dokumentacji finansowej, dotyczące First Aid Nursing Yeomanry – FANY (Ochotniczego Korpusu Kobiecej Pomocy Medycznej), działań na terenie Belgii i Polski. Pojawiły się spekulacje, że dokumentacja ta – w końcu produkt łatwopalny – zo- stała świadomie zniszczona. Wielu byłym oficerom SOE trudno by-
ło uwierzyć, że tak mogło się stać. Niemniej nie ukrywali prze- świadczenia, że większość z tych dokumentów była istnymi bomba- mi zegarowymi z opóźnionym zapłonem. Ocenia się, że utracono w ten sposób około 85% zasobów, jakie w Londynie udało się zgro- madzić. Przez wiele dziesięcioleci nawet te zachowane resztki akt pozostawały utajnione. I dopiero od 2003 roku zaczęto je udostęp- niać badaczom, ale tylko niektóre z nich. Przechowywane w The National Archive skąpe materiały o Krystynie Skarbek vel Christine Granville o sygnaturze HS 9/612 w niewielkim stopniu rzucają światło na jej wojenną działalność. Natomiast archiwa brytyjskiej służby wywiadowczej – Secret Intelligence Service pozostają tajne, zgodnie z obowiązującymi w tej służbie zasadami, przez 75 lat od śmierci agenta. Chyba że za życia on sam ujawni dane o swej wy- wiadowczej przeszłości. Ale nawet i w takim przypadku podlegają one restrykcyjnemu ocenzurowaniu. *** I wreszcie pozwolę sobie wyrazić nadzieję, że książka ta stała się formą spełnienia życzenia, jakie kiedyś wyraził ś.p. Kazimierz Leski (1912–2000), i mej cichej obietnicy, że może kiedyś uda mi się je zrealizować.
S Prolog outhampton, miasto portowe w południowej Anglii. W piątkowy deszczowy i wietrzny dzień, 13 czerwca 1952 ro- ku, do nadbrzeża przybił statek turystyczny, kończąc rejs z Połu- dniowej Afryki. Na ląd zeszła stewardessa Christine Granville. Po- ciągiem udała się do Londynu, gdzie w prowadzonym przez pań- stwa Hryniewiczów hotelu Towarzystwa Pomocy Polakom „Shelbo- urne”, w dzielnicy Kensington przy 1 Lexham Garden, wynajmowa- ła pokój. Dwa dni później, w niedzielę 15 czerwca, wróciła późnym wieczorem z miasta. Poszła na górę do swego pokoju. Gdy kilka mi- nut później schodziła do piwnicy, usłyszała, że ktoś ją woła po imieniu. W hotelowym hallu zobaczyła dawnego znajomego ze statku, starszego stewarda Dennisa Muldowneya, który uważał się za jej narzeczonego. „Mężczyzna z kompleksem Otella” – tak ma- wiała o nim w rozmowach z innymi członkami załogi. Muldowney, wyraźnie zdenerwowany, ponowił pytanie o ich wspólną przy- szłość. Zawołał – „Nie zostawiaj mnie!”. Na zdecydowaną odpowiedź Christine, by dał jej wreszcie spo- kój, wyciągnął nóż i dwukrotnie zadał cios. Nawet nie uciekał. Roz- paczliwe wołanie Christine o pomoc usłyszał nocny portier i po- spieszył na ratunek. Wraz z innymi gośćmi hotelowymi, którzy wy- biegli na korytarz ze swych pokoi, obezwładnił napastnika. Krysty- na leżała na dywanie, krwawiąc, z nożem o drewnianej rękojeści wbitym głęboko w serce. Ciosy okazały się śmiertelne. Muldowney nie stawiał oporu i w eskorcie policjantów został odwieziony do aresztu. „Zabiłem ją” – takie były jego ostatnie sło- wa na miejscu zbrodni. „Skończmy z tym jak najszybciej” – dodał. W taki tragiczny sposób zakończyła życie jedna z najbardziej utalentowanych tajnych agentek dwu brytyjskich służb specjalnych w czasie drugiej wojny światowej – Secret Intelligence Service – SIS (Tajnej Służby Wywiadowczej) i Special Operations Executive – SOE (Zarządu Operacji Specjalnych). Znana pod wieloma pseudoni- mami i nazwiskami, właściwie nazywała się Krystyna de domo hra- bianka Skarbek, po drugim mężu Giżycka. Niecały tydzień później, 20 czerwca, została pochowana w kato-
lickiej części zwanej St. Mary’s londyńskiego cmentarza Kensal Green. Na krzyżu umieszczono napis: Krystyna Skarbek-Granville Poland 1.5.1915 – London 15.6.1952 i nazwy otrzymanych odznaczeń. Panująca do tej pory wokół jej osoby otoczka ciszy pękła. Przez kilka dni prasa, nie tylko brytyjska, rozpisywała się o bohaterskich wojennych dokonaniach Krystyny. Przypominano jej rodowe po- chodzenie, niektóre fakty z życiorysu. Podawano kraje i miasta, gdzie rzuciła ją wojna. Wyliczano nazwy otrzymanych odznaczeń oraz opisywano niektóre bohaterskie czyny. Nie ulega wątpliwości, że ten nagły wzrost zainteresowania mediów spowodowany był tragicznymi okolicznościami, w jakich życie Krystyny Skarbek zo- stało przerwane. Z lektury tych w dużej mierze gloryfikujących jej osobę artykułów można odnieść wrażenie, jakby nadmiar pośmiert- nego uznania miał być rekompensatą za jego brak za życia. Kim więc była kobieta występująca jako Christine Granville, ale pochowana pod polskim panieńskim imieniem i nazwiskiem?
Część I Panienka z dobrego domu (1908–1939)
O Roz dział 1 Potomek sławnego rodu dtworzenie po latach w miarę dokładnego życiorysu Krystyny Skarbek, jak każdej nietuzinkowej i barwnej po- staci, zwłaszcza uwikłanej w tajne działania wywiadu, napotyka trudności. Pełno w nim luk i nieznanych faktów. Wydarzenia, w ja- kich uczestniczyła, rwą się i przeplatają z wymyślonymi danymi le- galizacyjnych przykryć i nazwisk. Ale chyba żadne z fikcyjnych na- zwisk i pseudonimów, a miała ich kilka – Krystyna Andrzejewska, Christine Granville, Pauline Armand, Folkstone, nie oddaje lepiej jej charakteru jak jeden – „Mucha”. Była bowiem w swych działa- niach wobec wroga jak ten owad natrętna, dokuczliwa, latała i sia- dała tam, gdzie chciała, i... trudno ją było złapać. Faktem bezspornym jest, iż pochodziła z rycerskiego rodu Aw- daniców (Awdańców), który mógł poszczycić się kilkusetletnią tra- dycją. Protoplasta rodu – Jan z Góry, od 1097 roku zaliczał się do grona najwierniejszych stronników Bolesława Krzywoustego, to jest od początków jego panowania na Śląsku. Ojciec Jana, komes Michał Stary z Góry, pełnił również wysokie funkcje przy poprzed- nich władcach. Zasłynął przede wszystkim jako fundator opactwa benedyktyńskiego w Lubiniu (Wielkopolska). Od 1100 roku Jan zo- stał wychowawcą młodego księcia Bolesława Krzywoustego, a od 1106 roku pełnił wysoki urząd wojewody i był prawdopodobnie au- torem politycznego programu księcia zakładającego zjednoczenie kraju i podbój ziem Pomorza. W tym też czasie powstała legenda o herbie Abdank. W 1109 ro- ku Bolesław, w trakcie trwającej wojny niemiecko-polskiej, wysłał wojewodę Jana z poselstwem do króla i późniejszego cesarza Nie- miec Henryka V. Ten, chcąc zaimponować polskiemu posłowi, po- kazał mu swój skarbiec na dowód, że ma nadal za co prowadzić wojnę. Jan z Góry zdjął wtedy z palca kosztowny pierścień i wrzucił do pełnej klejnotów skrzyni, mówiąc: „Idź złoto do złota. My, Pola- cy wolimy żelazo”. Skonsternowany cesarz miał odrzec: Hab’ dank – dziękuję. I odtąd Jana z Góry zaczęto nazywać Skarbimirem lub Skarbkiem, a ród zaczął się pieczętować herbem Abdank (Habdank
lub Awdaniec). Podczas jednej z kolejnych zbrojnych ekspedycji na Pomorze Jan, zwany już Skarbimirem, w trakcie bitwy stracił oko. W 1117 roku popadł w konflikt z władcą. Trudno określić, co było tego po- wodem: zmiana koncepcji Bolesława na sprawę Pomorza czy też pojawienie się na dworze nowego faworyta – Piotra Włostowica. W każdym razie rok później Jan stanął na czele buntu części możno- władców przeciw księciu. Po stłumieniu rewolty Jan został pojmany i mściwy Bolesław, zapomniawszy o jego dawnych zasługach, na- kazał wykłuć mu drugie oko. Skonfiskował też jego dobra i skazał na banicję. Gdy po paru latach Jan odzyskał przychylność księcia, przywrócono mu tytuł wojewody i do swej śmierci w około 1130 ro- ku pozostawał znów najbliższym doradcą Krzywoustego. Pochowa- ny został obok ojca w kościele lubińskiego opactwa. Od XIII wieku członkowie licznego rodu Awdaniców zaczęli osiedlać się na Dolnym Śląsku, potem stopniowo w Małopolsce, na ziemi sandomierskiej i radomskiej, w południowej części Mazowsza oraz na Kujawach. W wiekach późniejszych także w Galicji w okoli- cach Lwowa istniało wiele majątków należących do licznych odga- łęzień rodu Skarbków. Skarbek jako zawołanie rodowe i nazwa rodziny pojawiło się na przełomie XIV i XV wieku. Pierwszym, który przyjął je jako nazwi- sko, był uczestnik bitwy pod Grunwaldem Jakub Skarbek z Góry. W następnych wiekach wielu przedstawicieli tego rodu pełniło w Rze- czypospolitej ważne funkcje państwowe, administracyjne i kościel- ne. Gałąź rodu, z którego wywodziła się Krystyna Skarbek, zwana jest linią senatorską, a jej założycielem był Władysław Skarbek z Góry (1640–1714), senator i kasztelan kujawsko-łęczycki. Drugą li- nię, łowczyńską, zapoczątkował brat Władysława – Jan Skarbek z Góry, łowczy inowrocławski. Kolejnymi męskimi potomkami linii senatorskiej byli: wojewoda łęczycki Franciszek (około 1680–1749), kasztelan inowrocławski, starosta tuszyński, szambelan królewski i poseł na Sejm Jan (1710– 1772) i wreszcie właściciel miasteczka Izbica oraz okolicznych dóbr na Kujawach, dwukrotnie żonaty, Kacper Melchior Bonawentura hrabia Skarbek (1763–1823). Pierwszą żoną Kacpra w latach 1780– 1789 była Justyna Dąmbska, a jednym z trojga ich dzieci – prapra- dziadek Krystyny Józef Skarbek (1784–?). Zabezpieczywszy mate-
rialnie swe małoletnie dzieci, które dostały po części jego rozlicz- nych dóbr, hrabia Kacper oddał się z lubością temu, co lubił najbar- dziej – hulaszczemu trybowi życia. Na rezultaty nie trzeba było długo czekać, wkrótce doprowadził majątek do bankructwa. Dla podreperowania fatalnej sytuacji finansowej niezbędny był więc bogaty ożenek. Jego kolejną wybranką została Ludwika (1765– 1827), jedyna córka bogatego toruńskiego kupca i bankiera Jakuba Fengera i jego żony Elżbiety z Geringów. Po hucznym ślubie, jaki odbył się w Toruniu w 1791 roku, teść powtórnego pana młodego, oprócz wyłożenia dużego posagu, spłacił wszystkie jego długi i do- kupił spore dobra wokół Izbicy. Hrabia, poczuwszy świeży dopływ pieniędzy, wrócił do dawnego stylu życia. I tym razem na efekty nie trzeba było długo czekać. Narosłe w ciągu kilku lat ogromne długi spowodowały, iż rodzina Skarbków musiała drastycznie ograniczyć wydatki. Zanim jednak beztroski Kacper został zmuszony w 1802 roku do ucieczki przed wierzycielami za granicę, zdołał spłodzić ze swą drugą żoną pięcioro dzieci. Jednym z nich (i przyrodnim bra- tem Józefa) był znany później i szanowany Fryderyk Florian hr. Skarbek[2]. Należy pamiętać, że Ludwika hr. Skarbek pochodziła z pracowitej i oszczędnej ewangelickiej rodziny o niemieckich korze- niach. Odziedziczone po przodkach cechy charakteru prawdopo- dobnie zdecydowały, że postanawiając w końcu rozwieść się w 1806 roku z marnotrawnym mężem, potrafiła uratować pewną część swych posiadłości. Ich najważniejszym trzonem stał się majątek w Żelazowej Woli, do którego – tuż przed ucieczką Kacpra – Ludwika Fenger-Skarbek przeniosła się wraz z dziećmi. Gdy zmarła, została pochowana na cmentarzu ewangelicko-augsburskim w Warszawie. Wśród licznego grona domowników Żelazowej Woli znaleźli się między innymi: ochmistrzyni Justyna Krzyżanowska i nauczyciel dzieci Skarbków, Mikołaj Chopin. Ich znajomość zakończyła się ślubem, a owocem małżeństwa był Fryderyk Chopin, słynny polski kompozytor i pianista. Warto zaznaczyć, że jednym z trojga dzieci Fryderyka Floriana z drugiego małżeństwa był Henryk Stanisław, który pojawi się dalej na kartach tej opowieści. Kolejnymi w linii prostej potomkami Józefa byli: pradziadek Krystyny – Karol (1810–1874) i dziadek – Bolesław Karol (1842– 1889). Bolesław, ożeniony z Jadwigą z Nasierowskich (1843 – 16 sierpnia 1926), miał trzech synów – Jerzego Serwacego Henryka
(1873–1930), Karola i Marcina oraz córkę Jadwigę Helenę. Karol (1876–1930) i jego żona Janina z Michalskich (187–1931) hr. Skarbkowie posiadali w dawnym powiecie radomszczańskim (obecnie częstochowskim) dobra obejmujące wsie: Zdrowa, Borow- no i Łochynia, leżące na zachód od Kłomnic. Karol był zapalonym koniarzem i razem ze Stanisławem Sebastianem ks. Lubomirskim (1875–1932), przemysłowcem, finansistą i działaczem gospodar- czym (posiadał stadninę w pobliskim Widzowie), zasiadał w komi- sjach sędziowskich wystaw koni, między innymi w sierpniu 1910 roku we wspomnianych Kłomnicach. Dwór Karola i Janiny Skarb- ków znajdował się w Borownie. Tam też, na miejscowym cmenta- rzu, Skarbkowie zostali pochowani. Posiadali też mieszkanie w Warszawie przy ul. Koziej 5. Jadwiga hr. Skarbek (1869 – 30 paź- dziernika 1943) wyszła za mąż za Grzegorza Krzysztofowicza. Ze związku tego urodzili się Stanisław (1901–?) i Tadeusz (1906– 1981). Jadwiga Krzysztofowicz została pochowana w grobie rodzin- nym na Powązkach koło matki i brata Jerzego. Nie udało się nato- miast natrafić na żaden ślad Marcina Skarbka. Jerzy hr. Skarbek, przystojny brunet z wąsikiem o urodzie połu- dniowca, miał szalone, i co tu dużo mówić, dość kosztowne powo- dzenie u kobiet. Swą szlachecką miłość do koni, polowań i dobrych trunków realizował, nie bacząc, jak dalece te przyjemności nadwe- rężają jego niezbyt wysokie dochody. Był typowym utracjuszem, który – jak widać – wdał się w swego praszczura Kacpra! Dla podre- perowania kondycji finansowej pod koniec grudnia 1899 roku oże- nił się z dwudziestodwuletnią Stefanią Marią z Goldfederów, córką Adolfa i Róży, pochodzącą z boga tej żydowskiej rodziny bankier- skiej[3]. Niezbyt ładnej, ale dobrze wykształconej i inteligentnej pannie, mówiącej świetnie po francusku, no i co najważniejsze, po- sażnej, zdawało się, że wie, jak ma odgrywać rolę żony pana z her- bowej rodziny. Rozczarowania, jak zwykle, przychodzą później. Ży- cie rodzinne nie należało bowiem do najulubieńszych zajęć pana hrabiego.
Prawdopodobnie tuż przed ślubem, bo na początku grudnia 1899 roku, Jerzy Skarbek nabył od Artura Antoniego Borżewskiego majątek Młodzieszyn koło Sochaczewa (zapisał go w hipotece na swoje nazwisko) za kwotę 120 500 rubli i zamieszkał tam z żoną. Czy kupił dobra za resztki własnych zasobów, czy za otrzymany awansem posag, który miał wynosić ponoć 1 milion rubli (sic!), trudno dziś dociec. Prawdopodobnie były to pieniądze posażne, rok później bowiem w księdze hipotecznej (Ipotiecznyj ukazatiel) poja-
wił się zapis, iż 100 tysięcy rubli z wartości majątku należy do Ste- fanii Adolfówny hr. Skarbek. Można domniemywać, że Stefania, czy to w swej przezorności, czy to za radą rodziny, a może realizując intercyzę, chciała w ten sposób zabezpieczyć swe prawa do mająt- ku. Wypis hipoteczny dotyczący zakupu dóbr młodzieszyńskich przez Jerzego Skarbka Niecały rok po ślubie, 30 listopada 1900 roku, w Warszawie przyszedł na świat pierworodny syn hrabiostwa Skarbków – An- drzej Bolesław. Ale dopiero po prawie dwóch latach chłopca ochrzczono, syn dziedzica nie mógł być przecież poganinem. Tym
samym, zgodnie z miejscem zamieszkania rodziców, został doko- nany formalny akt zgłoszenia i rejestracji narodzin dziecka, co od- notowano stosownym wpisem w księdze urodzeń młodzieszyńskiej parafii pod datą 2 września 1902 roku i numerem kolejnym 128/1902. Ale może być też i inny powód zwłoki. Z uwagi na dużą umieralność niemowląt, a nawet kilku-czy kilkunastomiesięcznych dzieci, administracyjne władze carskie nie zmuszały ponoć rodzi- ców do natychmiastowego zgłaszania nowych urodzeń. Jeśli dziec- ko przeżyło jakiś czas i wszystko wskazywało, iż będzie się miało dobrze, to rodzice dopełniali formalności. A jeśli zmarło, to urzęd- nik miał mniej pracy z kaligraficznym wpisem urodzin, a niedługo potem, i jego śmierci. Rzetelna i obiektywna statystyka ludności by- ła w tym przypadku sprawą drugorzędną czy wręcz nieistotną.
Wypis hipoteczny dotyczący zakupu dóbr młodzieszyńskich przez Jerzego Skarbka Jerzy Skarbek gospodarował w młodzieszyńskich dobrach do lipca 1904 roku, kiedy – z nieuwidocznionych z księgach hipotecz- nych przyczyn – za 200 tysięcy rubli odsprzedał je Stanisławowi Chełmickiemu. Czy powodem były nowe długi, których zaciąganie przychodziło panu hrabiemu tak łatwo? Czy jakąś część uzyskanej kwoty musiał przeznaczyć na ich spłatę? A może przestraszył się narastającej w tym okresie we wsiach radykalizacji nastrojów ro- botników rolnych, których musiał angażować do prac w polu i go- spodarstwie? Znalazło to swe odbicie w fali strajków, jaka przeto- czyła się przez tereny wokół Sochaczewa w latach 1904–1906. W
każdym razie nowy właściciel majątku miał z tym trochę kłopotów, z których po części musiała go wybawiać policja, ściągana z pobli- skiego Łowicza. Dziś po dawnym dworze w Młodzieszynie nie ma śladu. Na jego miejscu postawiono piętrowy budynek mieszkalny, klasyczny pro- stopadłościan w stylu gomułkowskim. Otaczający go zaniedbany park nawet nie cieszy oka pozostałościami pięknego starodrzewu. Jedynie znajdujący się nieopodal staw, który ongiś musiał wchodzić w skład kompleksu dworskiego, z wysokimi na brzegu zaroślami sprawia wrażenie, jakby odwrócił się tyłem do niepasującego doń bloczyska. Co działo się z rodziną Jerzego Skarbka w latach 1904–1912, na dobrą sprawę nie wiadomo. Prawdopodobnie zamieszkiwała w Warszawie, być może w jakimś domu należącym do Goldfederów. Trudno wykluczyć też inną możliwość – czasowe dzierżawienie po- siadłości odpowiadającej ambicjom rodowym hrabiego, o czym bę- dzie mowa. W każdym razie w tym czasie przyszła na świat bohaterka na- szej opowieści – Krystyna hrabianka Skarbek. W różnych publika- cjach autorzy podają dwie daty jej narodzin: 1 maja 1908 roku lub 1 maja 1915 roku. Tę pierwszą potwierdzają zapis chrztu i późniejsza dokumentacja szkolna Krystyny, ta druga zaś jest wynikiem niero- zumienia przez przytaczających ją autorów operacyjno-wywiadow- czego aspektu jej fikcyjności. Wyjaśnienie powodów rozbieżności między faktyczną datą urodzin Krystyny a tą fikcyjną zostanie przedstawione w rozdziale 4. W dostępnych materiałach zarówno drukowanych, jak i interne- towych przewijają się cztery różne wersje miejsca urodzenia Kry- styny. Najczęściej podawany jest Młodzieszyn koło Sochaczewa. Jak wiadomo, na podstawie zapisów hipotecznych dotyczących daty sprzedaży majątku, jest to całkowicie wykluczone. Kwerenda ksiąg metrykalnych parafii w Młodzieszynie za lata 1900–1920 wykazała jedynie wpis urodzin jej starszego brata Andrzeja. Występuje też Trzepnica, na co mylnie wskazywała kopia aktu urodzenia, uwidoczniona w filmie BBC zrealizowanym przez polską reżyser Mieczysławę Wazacz, prezentowana bez instytucji, daty i osoby wystawiającej. Jak się wydaje, była to typowa „fałszywka”.
Pojawiają się wreszcie Jordanowice, koło obecnego Grodziska Mazowieckiego. Co przemawiało za taką, skądinąd ciekawą możli- wością? Przyjrzyjmy się jej nieco bliżej, jako że nazwisko Skarbków też tu się przewija. Obok leżącego około 30 kilometrów na południowy zachód od Warszawy Grodziska, jakieś 2–3 kilometry w stronę Warszawy znajdowały się Jordanowice, majątek należący od kilku pokoleń (wraz z Grodziskiem) do rodziny Mokronoskich herbu Bogoria. Gdy w 1845 roku uruchomiono kolej warszawsko-wiedeńską, pierwsza stacja kolejowa mieściła się nie w Grodzisku, lecz właśnie w Jorda- nowicach. Od 1869 roku nowym właścicielem Jordanowie został Henryk Stanisław Leon hr. Skarbek (1839–1904), syn z drugiego małżeństwa wspomnianego Fryderyka Floriana. Po dokonanej przez niego w 1881 roku parcelacji majątku na terenach tych wyrósł modny wówczas podstołeczny ośrodek letniskowo-uzdrowiskowy. Jego punktem centralnym stał się uruchomiony w roku 1884 przez dr. Michała Bojasińskiego Zakład Hydropatyczny dla Osób z Towa- rzystwa. Dzięki znakomitej organizacji i wysokiemu poziomowi usług zakład ściągał bogatą stołeczną klientelę. Wokół niego wyro- sła willowa dzielnica oraz powstały liczne domy letniskowe pol- skich i żydowskich rodzin. Być może tam miała swój wiejski czy let- niskowy dom babka Krystyny Róża Goldfederowa? Wizyty tam mała Krysia po latach z sentymentem wspominała. Od 1928 roku, kiedy Grodzisk otrzymał swą obecną nazwę z dodatkowym członem Ma- zowiecki, Jordanowice zniknęły i dziś stanowią integralną część miasta. Ich niegdysiejsze istnienie i lokalizację przypomina tylko nazwa stacji kolejki dojazdowej WKD (dawniej EKD) Grodzisk Jor- danowice (do niedawna Grodzisk Muzeum). Resztką dawnych Jor- danowie jest położony przy stacji kolejowej park im. hr. Skarbków. Przy ciągnącej się wzdłuż parku ul. gen. L. Okulickiego pod nr 8 znajduje się dworek Skarbków, zbudowany na początku drugiej po- łowy XVIII wieku w stylu barokowo-klasycystycznym. Jego pierw- szymi właścicielami byli wspomniani Mokronoscy, którzy nadali mu charakter pałacowy. Cennym zabytkiem dworu są – widoczne w krużganku obok sali balowej – polichromie Jana Bogumiła Plerscha pochodzące z 1782 roku oraz piękne kominki. W 1869 roku dworek na krótko przeszedł w ręce Wolfa Blanksztejna, który w tym samym roku, wraz z otaczającymi gruntami, odsprzedał go Henrykowi hr.
Skarbkowi. Nowy właściciel zamieszkiwał w nim z żoną Aleksandrą i dziećmi: Marią Zofią, Pelagią, Fryderykiem Franciszkiem (1865–?) i Aleksandrem (1874–1922). W 1882 roku Henryk Skarbek prze- niósł się z rodziną do Lwowa, gdzie wkrótce został kuratorem Fun- dacji Stanisława hr. Skarbka. Po śmierci Henryka w 1904 roku resztki Jordanowie odziedziczyły jego dzieci, które w 1911 roku sprzedały je Józefowi Jemiołkowskiemu. Od 1920 roku nowym wła- ścicielem dworu i otaczających go terenów był Paweł Smoleński, a do 1953 roku jego spadkobiercy. Dworek był przebudowywany w XIX i XX wieku, powstał przy nim park. Dziś w dworku mieści się Państwowa Szkoła Muzyczna I stopnia. Faktycznym miejscem urodzenia Krystyny jest Warszawa. Tu bowiem w piątek 1 maja 1908 roku, w domu Goldfederów przy ul. Zielnej 45, przyszła na świat. Co ciekawe, chrzczona była dwa razy. Pierwszy obrzęd miał miejsce dwa tygodnie po jej narodzinach, 14 maja. Był to chrzest tylko z wody, niekoniecznie dokonywany przez księdza. Właściwa ceremonia odbyła się dopiero parę lat później w kościele parafialnym w Bęczkowicach, co znalazło odbicie stosow- nym wpisem w księdze, której jeden z egzemplarzy znajduje się w USC Urzędu Gminy Łęki Szlacheckie, pow. Piotrków Trybunalski.
Wypis hipoteczny dotyczący zakupu dóbr trzepnickich przez Stefanię Skarbek Jak wspomniano, nie wiemy, co działo się z rodziną Skarbków w latach 1904–1912. Nie można zatem wykluczyć, bo nie ma pisem- nych potwierdzeń hipotecznych czy innych, że Jerzy Skarbek dzier- żawił lub wynajmował od 1904 roku, po śmierci Henryka, od swego kuzyna Aleksandra (byli prawie rówieśnikami) dworek w Jordano- wicach i zamieszkiwał tam z rodziną. Mógł tam mieszkać do 1911 roku, do czasu sprzedaży Jordanowie przez kuzynów, zanim nabył majątek w Trzepnicy. Hipotetycznie więc Jordanowice mogłyby być