kufajka

  • Dokumenty27 039
  • Odsłony1 827 998
  • Obserwuję1 348
  • Rozmiar dokumentów74.8 GB
  • Ilość pobrań1 651 173

Page Susan - Skoro jestem taka wspaniała to dlaczego wciąż jestem sama

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :2.4 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

kufajka
3. Ebooki według alfabetu
P

Page Susan - Skoro jestem taka wspaniała to dlaczego wciąż jestem sama .pdf

kufajka 3. Ebooki według alfabetu P PAGE SUSAN Powieści
Użytkownik kufajka wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 319 stron)

Moim rodzicom Edowi i Helen Hammockom

Przedmowa Pisząc tę ksią kę odwoływałam się do wła- snego doświadczenia samotnej kobiety. Przez osiem lat byłam szczęśliwą mę atką; po gwałtownym rozwodzie i bolesnym, lecz pouczającym okresie „dochodzenia do siebie", przez sześć lat wiodłam ycie osoby samotnej. Pragnęłam zakochać się w mę czyźnie, który odwza- jemni moją miłość i będzie na mnie „zasługiwał". Nie zrezygnowałam z moich planów ycia we dwoje, po czę- ści dlatego, e mał eństwo moich rodziców przetrwało w szczęściu przez całe pięćdziesiąt lat. Wiedziałam więc, e taki związek jest mo liwy i chciałam sama tego do- świadczyć. Ale nie miałam szczęścia. Matka bez przerwy powta- rzała, e znajdę „normalnego" mę czyznę, jeśli wrócę do Ohio. Umawiałam się na randki z mę czyznami, któ- rzy okazywali się onaci, z mę czyznami, którzy oka- zywali się homoseksualistami, z mę czyznami, którzy nie chcieli nawet słyszeć o tym strasznym „słowie na

m", czyli o mał eństwie, a tak e z mę czyznami, któ- rzy chętnie o tym rozmawiali, ale tylko po to, by przed- stawić argumenty „na nie". Kiedyś nagrałam na wideo dokumentalny film telewizji PBS, który bardzo chcia- łam zobaczyć, ale w tym samym czasie umówiłam się na randkę. Pod koniec wieczoru zrozumiałam, e popeł- niłam błąd; powinnam nagrać na wideo randkę, zostać w domu i obejrzeć program! I ciągle czytałam. W księgarniach bez przerwy mysz- kowałam w działach zatytułowanych „związki" lub „psy- chologia" . Szukałam ksią ki, która wyjaśni mi, co mam zmienić w sobie i w mojej strategii poszukiwania part- nera. Znalazłam sterty poradników - o tym, jak cieszyć się samotnym yciem; jak poczuć się silną i niezale - ną, choć jestem kobietą; jak cieszyć się yciem w związ- kach, które nie trwają długo; i wreszcie, jak przygoto- wać wytworną kolację przy świecach - dla samej siebie! Tęsknota za miłością upodabniała mnie do tych naj- bardziej atrakcyjnych i pełnych ycia samotnych kobiet, jakie zdarzyło mi się spotkać. Wszystkie czułyśmy się czasem osamotnione; wszystkie przechodziłyśmy fazy pesymizmu! optymizmu. I wszystkie miałyśmy wra e- nie, jakbyśmy cofnęły się do szkolnych czasów... Ale im dłu ej pozostawałam samotna, tym mocniej odczuwałam ró nicę pomiędzy mną a moimi samotny- mi przyjaciółkami. Po pierwsze - byłam bardziej zdeter- minowana. A po drugie - miałam absolutną pewność, e moje starania uwieńczy sukces. Spisałam listę cech, jakie powinien posiadać mę - czyzna idealny i zawsze nosiłam ją przy sobie. I dzia- łałam na wszystkie sposoby, jakie tylko przyszły mi do głowy. Zamieszczałam ogłoszenia w gazetach; korzystałam z usług biur matrymonialnych. Przychodziłam na wie- czorki dla samotnych i zaczęłam rozwijać swoje 8

zainteresowania - teatr i taniec ludowy. Wcią prosiłam znajomych, eby szukali mi odpowiedniego partnera. W ten sposób działałam przez jakiś czas, choć nie czułam ku temu specjalnej potrzeby czy przymusu. Po prostu wiedziałam, e spotkam właściwego mę czyznę; nie wiedziałam tylko, kiedy i w jaki sposób to nastąpi. Nie potrafię powiedzieć, kiedy narodziło się we mnie tak silne przekonanie, ale to właśnie ono zadecydowało o mo- im sukcesie. Właśnie taka niepodwa alna pewność jest głównym tematem tej ksią ki. Po prostu było dla mnie jasne, e nie spędzę ycia w samotności; nie widziałam siebie W tej roli. Wiedziałam te , e nie zadowolę się kimś, kto nie spełnia moich wymagań. Uznałam, e powinnam wytrwale szukać i czekać cierpliwie. Oczywiście zdarzały mi się chwile załamania i zniechęcenia, ale nigdy nie wątpiłam, e uda mi się osiągnąć mój cel. Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie moja przy- jaciółka Roseann. Powiedziała, e kuzyn jej mę a, May- er, przeprowadził się do naszego miasta i zaprosił całą rodzinę na przepyszną kolację. Jego gościnność - a tak e talenty kulinarne - zrobiły na niej ogromne wra enie. Poza tym wyznał jej, co podoba mu się w ko- bietach i oświadczył, e lubi „pieszczotki i przytulan- ki"- co, jak wiedziała Roseann - było wa ne równie dla mnie. Tego samego wieczora zadzwoniła do mnie i zaprosiła mnie na spotkanie z kuzynem. Niestety, miałam inne plany. - Odwołaj wszystko! - za ądała Roseann. - Nie wiem, kiedy go znowu zobaczę, a naprawdę zale y mi, ebyś go poznała. Co jest dla ciebie wa niejsze? Wiedziałam, e ma rację. Zdą yłam jakoś przeło yć wcześniej umówione spotkanie i zjawiłam się na kola- cji u kuzyna Roseann. Gdy zbli yłam się do domu Mayerą, zauwa yłam przez okno łysą głowę mę czyzny. Łysina nie nale ała 9

do cech mojego wyśnionego ideału. Ale nasza rozmowa toczyła się gładko, dopóki nie zaczęliśmy mówi o pracy. - Jestem artystą ceramikiem - powiedział wesoło. To ochłodziło moje zainteresowanie. Mę czyzna, któ- rego szukałam miał być profesorem uniwersyteckim, pa- storem albo politykiem - powiedzmy ambasadorem we Francji-w ka dym razie, kimś w tym rodzaju. Ale postanowiłam dać mu jeszcze jedną szansę. - Gdzie studiowałeś? -W Los Angeles City College. (Co? Nie w Harvar- dzie, Yale czy Stanford?) Ale zrezygnowałem po roku. Tego ju było za wiele. Bardzo uprzejmie zakończy- łam rozmowę i pospiesznie wyszłam. Mayer wyznał mi później, e podczas naszego pierw- szego spotkania dałam mu wyraźny sygnał - nie za po- mocą słów, lecz ogólnego zachowania - e albo dosta- nę to, czego chcę, albo go spławię. Wtedy nie miałam o tym bladego pojęcia, ale kiedy mi o tym powiedział zrozumiałam, e zrobiłam to świadomie. Jeśli miałam go od siebie odstraszyć, wolałam zrobić to od razu i nie marnować naszego czasu. Ale Mayer był uparty i to zrobiło na mnie na tyle du e wra enie, e zgodziłam się umówić z nim na dru- gą randkę. Krótko mówiąc, ju po czterech spotkaniach powie dzieliśmy sobie, e byłoby z nas dobre mał eństwo. Nie chodzi tu o składanie sobie przysiąg; po prostu zrozu mieliśmy z radością, e udało się nam znaleźć to, cze go oboje szukaliśmy. Wtedy nauczyłam się raz na zawsze, e szczęście nie zawsze przychodzi w takiej postaci, jakiej oczekujemy. Tak naprawdę, jeśli nadajemy swoim marzeniom kon- kretny kształt - co jest zajęciem przyjemnym i zupe- łnie nieszkodliwym - mo emy z całą pewnością przy- jąć, e nigdy nie urzeczywistnią się jako właśnie takie. 10

Jeśli nie tracisz wiary w marzenia, na pewno je zreali- ujesz, tyle e nie tak, jak sobie wyobra asz. Mayer i ja pobraliśmy się po sześciu miesiącach. Wcią jesteśmy razem i jesteśmy szczęśliwi, a nasze perspektywy są naprawdę wspaniałe. Kiedy analizowałam moją strategię, zrozumiałam, e dzięki sposobowi, który wybrałam, odniosłam suk- ces. Zaczęłam więc organizować zajęcia dla innych osób samotnych, które uwa ały, e są wspaniałe i nie mogły pojąć, dlaczego nie znalazły dotąd odpowiedniego partnera. Dzięki profesjonalnemu przygotowaniu prowadzenie tych warsztatów nie przysporzyło mi trudności. Moje wcześniejsze zajęcia - pełnienie obowiązków protestanckiego pastora campusu, przygotowanie programu poradnictwa seksualnego dla du ego uniwersytetu, prowadzenie agencji przeciwko aktom przemocy w rodzinie oraz funkcja specjalisty od spraw mar- ketingu - przyzwyczaiły mnie do uczenia i poradnic- twa. W dodatku, choć nie mam odpowiednich upraw- nień, przez wiele lat uczęszczałam na zajęcia terapii Gestalt i bioenergoterapii. Teoria Gestalt - mówiąc w uproszczeniu - zakła- da, e większość ludzi podczas całego ycia doznaje rozpadu osobowości; co znaczy, e pewne cechy charakteru są spychane do podświadomości. Na przykład dorosła kobieta, wychowana w rodzinie, w której wybuchy gniewu były surowo karane, mo e nie wiedzieć, e wcią tłumi agresję. Względnie mę czyzna, któremu wmówiono, e „mę czyźni nie płaczą" mo e nie wiedzieć, i jest zdolny do łagodności i wra liwości. Dzięki ró norodnym technikom Gestalt, opracowanym przez Fritza Perlsa, te utracone aspekty osobowości zostają wydobyte i połączone z innymi, dzięki czemu dokonuje się proces integracji osobowości. 11

Na moich warsztatach nie realizowałam sztywno za- sad Gestalt, lecz opierałam się na ogólnym zało eniu, wedle którego ludzie w sposób nieracjonalny i chaotycz- ny poszukują miłości. Wraz z uczestnikami kursu wy- pełniam kwestionariusze i dyskutuję nad udzielonymi w nich odpowiedziami. Bawimy się w gry, dzięki któ- rym zdobywamy nowe, zaskakujące często informacje, zadajemy sobie trudne pytania i odpowiadamy na nie, dyskutujemy i opowiadamy historie z własnego ycia. Podczas zajęć uczestnicy zdobywają samowiedzę i uczą się nawiązywania kontaktów z innymi. Często się śmiejemy; czasami pojawiają się łzy. Od czasu do czasu zdarzają się kłótnie, ale bywa, e zwierzamy się sobie z najgłębszych tajemnic. Początkowo moje warsztaty przeznaczone były wy- łącznie dla kobiet, lecz wkrótce zorientowałam się, e i podobnie jak kobiety, mę czyźni tak e odczuwają po- trzebę wspólnej rozmowy. Te koedukacyjne zajęcia są zawsze ywe i pouczające, a czasem dochodzi do dra- matycznych wydarzeń i sytuacji. Większość mojej wiedzy nabytej podczas kursów za- mieściłam w tej ksią ce. Uwzględniłam tak e wypowie- dzi ponad dwustu mę czyzn i kobiet, z którymi rozma- wiałam, przygotowując się do pisania, a tak e własne doświadczenia z czasów mojej prywatnej odysei, kiedy przemierzałam drogę od samotności do udanego mał- eństwa. Wiele doświadczonych osób przekonywało mnie, e moją ksią kę przeczytają tylko kobiety. Wiem, e nie mają racji. Jestem przekonana, e mę czyźni są tak e zainteresowani problemami dotyczącymi związków - widziałam to na moich warsztatach. Dokładnie tylu mę czyzn, ile kobiet powiedziało mi: „Nie mogę się do- czekać, a przeczytam twoją ksią kę!". Chciałabym tu zaznaczyć, e bardzo zachęcam mę czyzn do lektury, 12

uwa am, e powinni się zastanowić nad problemami, które poruszam. Starałam się tak formułować tekst, by czytelnicy obu płci poczuli, e skierowany jest do nich. Większość pomysłowi praktycznych zadań, które pro- ponuję, nie jest ukierunkowana na konkretną płeć i mo- e być wykorzystywana zarówno przez mę czyzn, jak i kobiety. Ksią ka mo e okazać się pomocna zarówno w przy- padku hetero-, jak i homoseksualistów, choć u ywane przeze mnie słownictwo dalekie jest od precyzji. Tak e analizowane przypadki dotyczyły heteroseksualistów. U ywając słowa „wolny", nie miałam na myśli sta- tusu mał eńskiego danej osoby. Chodziło mi o ludzi „nie związanych z nikim" lub „samotnych". Niektóre osoby nie pozostające w mał eństwie mogą być „z kimś zwią- zane", podczas gdy mał onkowie bywają „samotni". Kry- terium rozstrzygającym o u yciu tego słowa jest sto- pień zaanga owania w związek. Często u ywam określenia „samotny mimo woli", by podkreślić, e chodzi mi o osoby wolne, które pragną znaleźć stałego partnera. Osoby, które nazywam „sa- motnymi z wyboru", na pewno nie doczytają się w tej ksią ce adnych istotnych dla siebie informacji. Chcę podkreślić, e nie miałam zamiaru obra ać ich, czy te deprecjonować wybranego przez nich modelu ycia. Stwierdzam ze wstydem, e tytuł ksią ki sugeruje, e pozostawanie osobą samotną jest czymś „gorszym". To efekt zupełnie nie zamierzony i nie takie były moje in- tencje. Rozumiem, e samotne ycie ma swoje walory i dla niektórych osób mo e być idealnym rozwiązaniem. Jed- nak intymna więź najwy szej próby mo e znakomicie pod- nieść jakość ycia, choć wiele osób uwa a, e miłość spra- wia o wiele więcej kłopotów, ni po ytku. Feminizm, tak gorliwie tępiący przypadki dyskryminacji kobiet na rynku

pracy, nie dostrzegł jednego z najistotniejszych zagad- nień: stworzenia nowego modelu „wyzwolonych" związ- ków uczuciowych. Teraz feministki powinny lansować nowy wzorzec: obok samotnej kobiety sukcesu powinna pojawić się tak e kobieta, która do swoich osiągnięć zali- cza równie udany związek. Nasze czasy nie sprzyjają intymnym więziom. Feminizm powinien skoncentrować się zatem na pomocy mę czyznom i kobietom w odna- lezieniu takiego modelu, który nie będzie wymagał od kobiety jakichkolwiek poświęceń. Niektórzy „samotni mimo woli" często umawiają się na randki. Inni od wielu miesięcy lub nawet lat nie spot- kali się z nikim. Wszystkie te mo liwości próbowałam brać pod uwagę, gdy opracowywałam program moich zajęć. Ksią ka została podzielona na cztery części. Część pierwsza dotyczy znaczenia nastawienia psychicznego i podpowiada, w jaki sposób przełamać barierę samot- ności i zacząć regularnie umawiać się na spotkania. Część druga mówi o zadaniach, o których nie nale y zapominać podczas randek. W części trzeciej mo na się dowiedzieć o problemach osoby samotnej, niezale nie od tego, czy szuka ona partnera, czy te nie. Część trze- cia podsumowuje wcześniejsze rozwa ania i pomaga czytelnikom wyodrębnić najistotniejsze kwestie. Osoba, która dotarła do końca ksią ki, znajdzie szczegółowy program, dostosowany do jej potrzeb, pragnień i celów, znajdzie tak e konkretne, „ yciowe" wskazówki, ułatwia- jące osiągnięcie sukcesu w yciu emocjonalnym. Jeśli chcesz znaleźć odpowiedniego partnera, ale zmęczyło cię ju ciągłe umawianie się na spotkania, nie musisz rezygnować z lektury tej ksią ki. Odkryjesz - podobnie, jak uczestnicy moich warsztatów - e na pro- blem ten mo na spojrzeć tak e od innej strony. Gdy porzucisz stare przesądy, osiągniesz rezultaty, o które ci chodziło. 14

Teraz, kiedy piszę tę przedmowę, wyobra ani so- bie ciebie: kogoś kogo nie znam, a z kim łączy mnie tak wiele. Mam nadzieję, e razem miło spędzimy czas, podczas lektury tej ksią ki. Na pewno nie zgodzisz się ze wszystkim, o czym będę mówić, ale być mo e uznasz moje słowa za prowokację, a prowokacja bywa tak e konstruktywna. Kiedy opracowywałam moich dziesięć strategii, i kiedy zaczęłam wprowadzać je w ycie, moje samopoczucie oraz ycie emocjonal- ne uległy wielkiej przemianie. Mam nadzieję, e do- świadczysz tego samego. SusanPage Oaklond, Kalifornia sierpień, 1987 rok

Część pierwsza POZYTYWNE NASTAWIENIE PSYCHICZNE PODSTAWĄ SUKCESU W POSZUKIWANIU MIŁOŚCI

WPROWADZENIEWielki kryzys emocjonalny Uczuciawświeciebezmiłości Matka Teresa powiedziała, e Stany Zjedno- czone są najbardziej pozbawionym miłości krajem, jaki zdarzyło się jej odwiedzić. Nie będę tu tłumaczyć, co mogła mieć na myśli, ale jej słowa poruszyły ukrytą strunę w moim sercu. Od dawna uwa ałam, e brakuje nam uczuć. Jeste- śmy o wiele bardziej pochłonięci zarabianiem pienię- dzy i ich konsumowaniem, ni poszukiwaniem miło- ści i przywiązania. Bliskość z drugą osobą przeszka- dza w karierze - jest czymś. czym zajmujemy się "po godzinach". Prawdziwym problemem stało się to, e miłość i pra- ca zaczynają ze sobą kolidować. Zbyt często czas, który poświęcamy jednej z tych stron ycia, zabieramy tej dru- giej. Co gorsza, miłość i praca wymagają ró nych ty- pów zachowań. Jeśli chcesz liczyć się na rynku, musisz być agresywny, drapie ny, nie wolno ci ufać innym. Na- tomiast utrzymanie dobrego związku wymaga współpra- cy, akceptacji potrzeb partnera, otwartości! uczciwości i gotowości do poświęceń. 19

Te zachowania są tak odmienne, e bardzo trudno je połączyć. A kiedy najwy ej społecznie oceniany jest presti zawodowy, większość ludzi poświęca całą swą energię na osiągnięcie sukcesu w pracy. Miłość scho- dzi na drugi plan. Ju od pierwszych klas szkoły wiemy, e musimy zostać dobrymi fachowcami. Umiejętności, dzięki któ-rym mo liwe jest zbudowanie udanego związku - umie- jętność słuchania, empatia, uczciwość, szczerość, zro- zumienie i spontaniczność - są o wiele trudniejsze do j opanowania, ni umiejętności, dzięki którym awansu- jemy w pracy. Równie nasze wychowanie pomija ja- koś tę kwestię. Gdzie mo emy nauczyć się słuchania, świadomego przekazywania komunikatów, rzetelnej samooceny, wła- ściwego wyra ania uczuć? Na lekcjach przysposobienia do ycia w rodzinie? W szkółce niedzielnej? W czasie zajęć przygotowujących do roli rodziców? W latach siedemdziesiątych grupa psychoterapeu- tów, lekarzy oraz filozofów zainicjowała Ruch Ludz- kiego Potencjału. Przez krótki czas organizacja ta za- powiadała się na siłę, która pomo e naszemu społe- czeństwu w odzyskaniu równowagi. Miała ona poma- gać ludziom w uświadomieniu sobie, jakie uczucia i pragnienia zepchnęli do podświadomości w swojej szalonej pogoni za sukcesem. Dzięki ró norodnym technikom uczestnicy warsztatów uczyli się nadawać swojemu yciu inny kształt, wzbogacać swoją osobo- wość o aspekty emocjonalne i duchowe oraz zacząć postrzegać siebie jako ludzi, a nie wyłącznie pracow- ników. Ale Ruch szybko zakończył swą działalność. Mo e stał się niewygodny? Jak wyglądałaby nasza gospodar- ka, gdyby pracownicy zaczęli wyje d ać na weekendo- we treningi, podczas których w grupie innych ludzi 20

odkrywaliby swoje autentyczne potrzeby, a potem, po powrocie do pracy, chcieli je realizować? Ruch Ludzkie- go Potencjału stawiał „ ycie pełnią ycia" ponad presti- em, przyjemność ponad zyskiem finansowym, a uda- ne związki ponad statusem czy władzą. Wszystko to kłó- ciło się z amerykańskim stylem ycia. Ostatnio widoczne są wprawdzie wysiłki, które mają zatrzeć nieco granicę pomiędzy działaniami ukierunko- wanymi na dobro człowieka, a tendencjami do wzro- stu produkcji. Kilka organizacji wprowadziło systemy opieki nad dziećmi, urlopy rodzicielskie, „osobiste" dni wolne. Kobiety, które dotarły na szczyty kariery - a cza- sem nawet mę czyźni - zdolni są obecnie poświęcać karierę dla potrzeb osobistego ycia. Ale to wcią wyjąt- ki potwierdzające regułę i raczej podkreślają rozdźwięk wy ej wymienionych dą eń ni dowodzą, e sytuacja zmienia się generalnie. Miłości praca - a zatem dą enia skierowane na człowieka lub na produkcję - nie muszą się wzajemnie wykluczać. W gruncie rzeczy oba są jednakowo wa ne. Nasz problem polega jednak na tym, e nie potrafimy zachować między nimi równowagi. Oto inny interesujący fakt: W latach sześćdziesiątych socjolodzy martwili się głównie o to, e za jakieś dziesięć, dwadzieścia lat dzię- ki postępowi technologicznemu będziemy mieć za du o wolnego czasu. Co do rozwoju technologii - mieli rację. Ale nie mogli bardziej się mylić Jeśli chodzi o nasz czas wolny. „Wall Street Journal" ogłosił ostatnio wyniki ba- dań, które dowiodły, e Amerykanie mieli w roku 1984 o 33,4% mniej wolnego czasu ni w roku 1974. Co się stało? Gdzie podział się nasz czas wolny? Co go zastąpiło? Stres. 21

Okazuje się, e głównym problemem lat osiemdzie- siątych stał się nie nadmiar wolnego czasu, ale właśnie stres. W niemal ka dej poradni zdrowia psychicznego mo na nauczyć się technik walki ze stresem. Czy gdzie- kolwiek spotkaliście się z kursem zatytułowanym „Jak poradzić sobie z nadmiarem wolnego czasu?" Stres i intymność to zjawiska wykluczające się wzajemnie. Jeśli jesteś przepracowany lub gnębiony cią- głym strachem, nie mo esz anga ować wszystkich sił w troskę o dobro drugiego człowieka. I nie masz ani chwili wolnego czasu na pielęgnowanie intymnego związku. Dlaczego Amerykanie na ogół wolą walczyć ze stre- sem, ni eliminować przyczyny jego powstawania? Dla- czego naszym problemem jest stres, a nie wolny czas? Poniewa boimy się, e ceną za zwalczenie stresu będzie przegrana w biegu do sukcesu. A dla większo ści z nas cena taka jest zbyt wygórowana. I znowu okazuje się, e pieniądze i rzeczy, które za nie mo na kupić, cenimy bardziej, ni spokojne, przyjemne, wypeł nione miłością ycie. A zatem wybieramy stres i rezy- gnujemyz wolnego czasu. Ustanowiliśmy społeczeństwo, w którym współza wodnictwo i praca liczą się najbardziej. Miłość i głębo kie związki emocjonalne zostały zepchnięte na dalszy plan. Zjawisko to nazwałam Wielkim Kryzysem Emo cjonalnym. W latach trzydziestych Ameryka prze ywała Wielki Kryzys Ekonomiczny. Zapanowała bieda i bezrobocie. Teraz musimy stawić czoło Wielkiemu Kryzysowi Uczuć. Jesteśmy świadkami braku dojrzałości emocjonalnej, braku zainteresowania zdrowymi związkami, niechęci do intymności, oraz daremnego poszukiwania odpowied- niego partnera, którego, jak sądzimy, nigdy nie uda się znaleźć. 22

Ksią ka ta nie porusza jednak problemów socjolo- gicznych. Zawiera tylko wskazówki, co zrobić, by Wejść w satysfakcjonujący związek. Chcę jednak wspomnieć o jednym: podczas poszukiwania partnera musisz pa- miętać, e społeczeństwo nie jest po twojej stronie. Osoby samotne, szukające miłości przypominają bezrobotnych, ebrzących o pracę w latach trzydziestych. Wszystko wokół subtelnie, lecz zdecydowanie, działa przeciwko miłości w twoim yciu. Daniel Yankelovich tak to pod- sumował w swojej ksią ce „New Rules": „większość lu- dzi rezygnuje z twórczego, satysfakcjonującego ycia na rzecz zysków finansowych". A zatem nie obwiniaj się za brak „powodzenia" w miłości. Rzeczywistość, która cię otacza, jest wszech- potę na. Pamiętaj tylko, e jeśli cenisz swoje ycie i przy- jemność tak samo, jak osiągnięcia i sukces material- ny, mo esz stać się pewnego rodzaju buntownikiem. To, e warunki, w jakich yjesz utrudniają znalezienie mi- łości, nie jest twoim złudzeniem! Prze ywamy Wielki Kry- zys Emocjonalny. Jeśli będziesz o tym pamiętać, po- czujesz się silniejsza i podejmiesz walkę. Świadomość niebezpieczeństwa to połowa wygranej. Mę czyźnikontrakobiety Wielki Kryzys Emocjonalny wynika równie z innych okoliczności. Jesteśmy rzuceni w sam środek walki płci; musimy więc radzić sobie jakoś z tym zamę- tem, jaki zwykle towarzyszy tak rewolucyjnym zmianom. Lubię porównywać tę sytuację do ogromnej huśtawki- równowa ki. W latach pięćdziesiątych mę czyźni znajdowali się na jej górze, a kobiety na dole. Mę czyźni 23

zapewniali byt kobietom i ustanawiali normy społecz- ne, które wydawały się zadowalać obie strony. Później zaczęły powstawać ruchy feministyczne. Ko- biety uznały, e nie będą dłu ej grać w tę grę, wstały i odeszły. Kiedy huśtawka straciła równowagę, mę czyź- ni z hukiem spadli na zimie. Byli wstrząśnięci i zagu- bieni. Poprzedni układ bardziej im się podobał. Niektó- rzy wyśmiewali feministki, inni wpadali w prawdziwą wściekłość, jeszcze inni udawali, e nic się nie stało. Byli równie tacy, którzy zagrzewali kobiety do walki, ale potem się zorientowali, e kiedy próbują umówić się na randkę, nie jest ju tak, jak dawniej... Kobiety tak e nie były pewne, czego właściwie ocze- kują od mę czyzn. Jedne przechodziły etap nienawiści do wszystkich mę czyzn, inne chciały umawiać się z ka dym, ale kochać tylko jednego. Ogólnie rzecz bio- rąc, kobiety przeciwstawiły się patriarchatowi i zaczęły tworzyć własne egalitarne społeczeństwo. Proces ten po- woli i konsekwentnie postępuje nadal. Zdezorientowani mę czyźni usiłowali rozwiązać ten problem w samotności; nie próbowali stworzyć wspól- nego frontu. Wielu z nich nadal wierzy, e tylko oni czują się zagubieni i dlatego ich kłopoty są zupełnie wyjątkowe. Natomiast kobiety natychmiast zaczęły łączyć się w grupy, odkrywając siłę wzajemnego wsparcia. Po pierwsze zdecydowały się wstąpić do Klubu Białych Mę - czyzn. Nauczyły się obowiązującego w nim języka, za- ło yły odpowiednie ubranie i przyswoiły obowiązujące zasady. Później zorientowały się, e Klub Białych Mę - czyzn boryka się z własnymi powa nymi problemami. Więc zaczęły go zmieniać. Nie trwało długo jak kobiety i mę czyźni zorientowali się, e idea podstawowej komórki społecznej, czyli ro- dziny, jest przestarzała - nadszedł czas eksperymentów. 24

W latach sześćdziesiątych przetestowano otwarte mał eństwo, wolne związki, komuny, mał eństwo gru- powe, wymienianie się partnerami oraz poligamię. W latach siedemdziesiątych wiedzieliśmy ju , e ta- kie modele związków są jałowe i zapragnęliśmy wyzwo- lić się z zale ności od partnera. „Nie przyszedłem na świat po to, by zaspokoić twoje potrzeby" - głosiła mo- dlitwa Gestalt Fritza Perlsa. Nastała dekada egoizmu. Był to milowy krok w rozwoju naszej świadomości. Py- tanie „Czego pragnę" - nigdy przedtem nie rozbrzmie- wało tak powszechnie. Wreszcie lata osiemdziesiąte przyniosły odkrycie, e w naszych związkach potrzebujemy czegoś więcej ni tylko „wolności". Chcemy mieć siebie nawzajem, lecz na zupełnie innych, nowych prawach. Walczymy wszy- scy o jakieś iluzoryczne związki, które zapewnią bez- pieczeństwo i intymność, nie okradając nas z wolno- ści i niezale ności, co z takim trudem wywalczyliśmy w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Związ- ki, w których osiągniemy bliskość bez ograniczania sa- mych siebie. Nadal tkwimy w samym środku chaosu. Jesteśmy pionierami w kształtowaniu ruchów społecznych. Pró- bujemy wypracować nowe typy więzi, które byłyby roz- wijające i jednocześnie dawały partnerowi wiele przy- jemności. Ostatnie dziesięciolecia zmieniły nasze pojecie o tym, co jest mo liwe pomiędzy dwojgiem ludzi. Teraz ocze- kujemy prawdziwej intymności, równości praw, wyraź- nych komunikatów, oraz dającego satysfakcję seksu. A jednocześnie z tych samych powodów, które stwo- rzyły Wielki Kryzys Emocjonalny, cechy te wydają się trudniejsze do osiągnięcia, ni kiedykolwiek przedtem. Ci, którym nie udało się dotąd znaleźć miłości, pozosta- ją osamotnieni w Emocjonalnym Trzecim Świecie, 25

w którym wyobra enia cudownych, wyzwolonych związ- ków torturują nasze umysły, lecz okazują się rozpaczli- wie nieosiągalne. Nie wiem, w jaki sposób kobiety i mę czyźni zdołają przełamać ten impas. Ale jestem przekonana, e uda się nam tego dokonać. Równowaga huśtawki została zachwiana bardzo niedawno. Po pewnym czasie spoj- rzymy jeszcze raz na czasy zamętu, w jakich przyszło nam yć i zrozumiemy, e były one wstępem do uzdra- wiającego procesu. Jestem pewna, e to przejściowy etap, na którym mę czyźni i kobiety znajdują się w ró nych fazach ewolucji socjalnej i psychicznej. To trudne chwile i - podobnie jak w czasach Wielkiego Kryzysu z lat 30. - nie mo emy być pewni czy i kiedy przeminą. Ale po- niewa wtedy udało się doczekać lepszych czasów, te- raz tak e jest to mo liwe. Zdołamy opracować idee „No- wego Ładu" i wówczas mę czyźni, i kobiety odnajdą wspólny ląd, którego teraz dopiero szukają. Nasuwa się podstawowe pytanie: co zatem mają ro- bić ci z nas, którzy pragną odnaleźć miłość ju teraz i nie chcą czekać na kolejną fazę rewolucji? I o tym właśnie traktuje moja ksią ka. Napisano wiele o problemach, przed którymi stają współczesne kobiety, o tym, jak zagubieni czują się mę - czyźni, a tak e o typowych dla naszych czasów zjawi- skach, jakimi są mizogynizm i współuzale nienie. Nie zamierzam opisywać ich po raz kolejny. Chcę zasygnalizować pewne istniejące ju fakty socjologicz- ne i psychologiczne oraz podjąć dyskusję. Z moich ob- serwacji wynika, i osoby samotne często zasłaniają się tzw. nagimi faktami. A zatem, zanim zaczniemy, pogódźmy się z realia- mi. Wszystkie osoby samotne, z którymi rozmawiałam, przyznały - wyłącznie na podstawie własnych doświad- czeń - e te nie sprzyjające warunki istnieją naprawdę. 26

{Wszyscy zgodzili się tak e, i zdarzają się wyjątki od tej reguł.) Nie zamierzam silić się na naukowe analizy. Nie mam najmniejszego zamiaru ogłaszać nowych, wstrzą- sających rewelacji. To, o czym mówię, mo emy nazwać pewnikami. W ksią ce tej nie będę roztrząsać przyczyn, dla których nasze czasy są takie, jakie są, a tym bar- dziej rozpaczać nad nimi. Proponuję ograniczyć się do rozmowy o tym, jak mo na pokonać owe przeszkody, jeśli chce się dzielić ycie z partnerem. W obecnych czasach szukanie miłości jest prawdzi- wym wyzwaniem, poniewa : •Od wczesnej młodości yjemy pod presją osią gnięcia sukcesu zawodowego. Nikt nie dba o to, czy potrafimy nawiązać intymny zwią zek. Trudno nam znaleźć czas na miłość, ) a kiedy ju go jakoś wygospodarujemy, oka zuje się, e nie potrafimy zbudować udanego związku. Jesteśmy dobrymi fachowcami, ale w sprawach miłości okazujemy się komplet- nymi ignorantami. •Kobiety i mę czyźni znajdują się na ró nych etapach politycznego i społecznego rozwoju. Kobiety wchodzą w „świat mę czyzn" prę dzej ni mę czyźni w „świat kobiet". Kobiety zdobywają kwalifikacje zawodowe i szybciej ni mę czyźni uczą się kontaktów między ludzkich. I obie płcie nie są w stanie spro stać wymaganiom, jakie stawia przed nimi udany związek. •W większości krajów liczba samotnych ko biet, poszukujących partnera, nieznacznie przewy sza liczbę samotnych mę czyzn. •Zarówno mę czyźni, jak i kobiety boją się bli- skości, choć jest to bardziej powszechne 27

wśród mę czyzn. Istnieje wielu wspaniałych mę czyzn, którzy nie chcą - lub nie mogą - wejść w długotrwały związek. • Kontakt z odpowiednim mę czyzną (kobietą) jest trudniejszy w wieku dojrzałym, ni było to w czasach szkolnych i studenckich. I to jest fakt. • Obawa przed chorobami wenerycznymi wnio- sła w pierwszy etap romantycznych spotkań pewną ostro ność i niezręczność. W latach trzydziestych pisano poradniki dające wskazówki, jak zarobić na ycie mimo szalejącego bez- robocia. Ta ksią ka mówi o tym, jak znaleźć miłość po- mimo przeszkód, jakie piętrzy przed nami Wielki Kryzys Uczuciowy. Nadeszły cię kie czasy dla kochanków. Pytanie tyl- ko, czy pozwolicie, by zawa yły na waszym yciu? A mo e doło ycie wszelkich starań, by szukać miłości w bardziej systematyczny i zaplanowany sposób? Ostatnie pytanie, zanim się zdecydujesz A zatem - dlaczego wcią nie masz partnera? Pech? Ludzie, którzy znaleźli miłość tak samo jak ci, któ- rzy pozostali samotni, twierdzą, e tzw. szczęście od- grywa niebagatelną rolę: „Mój Bo e, co za szczęście, eśmy się spotkali! A gdy- by jedno z nas nie przyszło na tę imprezę? Boję się po- myśleć, co by było, gdybyśmy się nie poznali!" 28

Albo: „Dlaczego inni mają więcej szczęścia? Dlaczego wcią nie mogę znaleźć mę czyzny mojego ycia? Dlaczego???" Owszem, szczęście odgrywa du ą rolę. Jednak uwa- am, e im więcej nad sobą pracujesz, tym więcej szczę- ścia spotykasz na swojej drodze. Szczęściu trzeba pomóc. Szczęście nie da ci nic, jeśli będziesz mu przeszkadzać. Ale pomińmy kwestię szczęścia... Dlaczego ciągle nie masz odpowiedniego partnera? Pozwól, e przeprowadzę pewien eksperyment. Na kartach tej ksią ki znajdziesz propozycje ekspe- rymentów, które pozwolą ci uzyskać pewne nowe infor- macje o tobie, a to mo e okazać się niesłychanie po- uczające. Jak wiem z doświadczenia, wyniki testu by- wają dla mnie zupełnym zaskoczeniem. Nigdy nie spo- dziewałabym się tego, co odkrywam. Mam nadzieję, e tobie tak e przydarzy się coś podobnego. Trzeba zaopatrzyć się w mały notes lub zeszyt, po- trzebny do zapisywania wyników eksperymentów. Za- wsze nale y zanotować datę. Jednym z najbardziej po- uczających zabiegów jest wykonanie tego samego eks- perymentu po upływie kilku miesięcy lub lat. Dzięki temu mo emy zauwa yć dokonujące się w nas zmiany. Pierwszy eksperyment będzie polegać na pisemnej odpowiedzi na pytanie: dlaczego wcią jestem samot- na? Zrób to, jeszcze zanim przeczytasz moją „diagno- zę". Dzięki temu, kiedy ju ją poznasz, otrzymasz obiek- tywną odpowiedź. Czy właśnie wymieniona przeze mnie przyczyna zawa yła na twoim yciu? Czy przyczyna ta nie odnosi się do ciebie? A mo e tak, tylko nie zdawa- łaś sobie dotąd z tego sprawy? Być mo e zechcesz się dowiedzieć, czy powody, które wymienię w następnych rozdziałach, zanotowałaś wcześniej na swojej liście. Spis, 29