kufajka

  • Dokumenty27 039
  • Odsłony1 834 023
  • Obserwuję1 357
  • Rozmiar dokumentów74.8 GB
  • Ilość pobrań1 655 178

Reeves Stevens Garfield - Quicksilver znaczy śmierć

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :3.3 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

kufajka
3. Ebooki według alfabetu
R

Reeves Stevens Garfield - Quicksilver znaczy śmierć .pdf

kufajka 3. Ebooki według alfabetu R REEVES STEVENS GARFIELD Powieści
Użytkownik kufajka wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 436 stron)

Tytuł oryginału QUICKSILVER Przekład Magdalena Słysz Projekt okładki Krzysztof Findziński Ilustracje pochodzą z wydania oryginalnego, opublikowanego przez POCKET BOOKS, a division of Simon & Schuster Inc., 1999. Redakcja i korekta Lidia Sadowska Copyright © 1999 by Softwind, Inc. Ali rights reserved, including the right to reproduce this book or portions thereof in any form whatsoever. Copyright © 2000 for the Polish edition by Wydawnictwo MAGNUM Ltd. Copyright © 2000 for the Polish translation by Wydawnictwo MAGNUM Ltd. Wydawnictwo MAGNUM sp. z o.o. 02-536 Warszawa, ul. Narbutta 25a tel./faks: 848-55-05, tel. 646-00-85 e-mail: magnum@it.com.pl www.wydawnictwo-magnum.com.pl Skład i łamanie Bernard Łabuda Studio komputerowe Wydawnictwa MAGNUM sp. z o.o. Druk i oprawa - Drukarnia Wydawnictw Naukowych S.A. Łódź, ul. świrki 2 ISBN 83-85852-57-3

JUDITH i GARFIEID REEVES-STEVENS QUICKSILVER ZNACZY ŚMIERĆ

Suzanne Reeves i Richardowi Baldwinowi, jedynym prawdziwym Amerykanom wśród nas

Pewnego dnia umysł jakiegoś naukowca stworzy urządzenie tak potęŜne, tak straszliwe i przeraŜające, Ŝe nawet człowiek, z natury wojownik, który torturuje i zadaje śmierć, na zawsze porzuci wojaczkę. Thomas Alva Edison Fundamentalna zasada obrony głosi, Ŝe naleŜy zawsze uŜywać najpotęŜniejszej broni, jaką udało się wyprodukować. Generał James Henry Burns

Instytucje i organizacje ASWC Armys Special Warfare Center, Ośrodek Specjalnego Sprzętu Wojskowego Armii CDC Continental Defence Command, Dowództwo Obrony Kontynentalnej CIA Central Intelligence Agency, Centralna Agencja Wywiadowcza COC Combat Operations Center, Bojowe Centrum Operacyjne DIA Defence Intelligence Agency, Agencja Wywiadu Obronnego DMA Defence Mapping Agency, Agencja Kartograficzna Obrony DMS Department of Military Services, Department SłuŜb Wojskowych FBI Federal Bureau of Investigation, Federalne Biuro Śledcze FEMA Federal Emergency Management Agency, Federalna Agencja do Spraw Kryzysowych NAOC National Airborne Operations Center, Narodowe Powietrznodesantowe Centrum. Operacyjne NASA National Aeronautics and Space, Administration, NATO North Atlantic Treaty Organization, Organizacja Paktu Północnoatlantyc- kiego NCA National Command Authority, Naczelne Dowództwo Narodowe NIA National Infrastructure Agency, Narodowa Agencja Spraw Wewnętrznych NIMA National Imagery and Mapping Agency, Narodowa Agencja Zdjęć i Map NMCC National Military Command Center, Narodowe Centrum Dowództwa Wojskowego NRO National Reconnaissance Office, Narodowe Biuro Rozpoznania NSA National Security Agency, Agencja Bezpieczeństwa Narodowego NSC National Security Council, Rada Bezpieczeństwa Narodowego SDIO Strategie Defence Initiative Organization, Sztab Inicjatywy Obrony Strategicznej SIOC Stategic Information and Operations Center, Strategiczny Ośrodek Infor- macyjno-Operacyjny UNSF United Nations Security Forces, Siły Bezpieczeństwa Narodów Zjednoczo nych US NSOF United States Navy Special Operations Forces, Siły Operacji Specjalnych Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych USAC United States Atlantic Command, Dowództwo Obszaru Atlantyku USASC United States Army Signal Command, Dowództwo Łączności Sił Lądo wych Stanów Zjednoczonych USSC United States Space Command, Amerykańskie Dowództwo Przestrzeni Kosmicznej WHS Washington Headquarter Services, SłuŜby Sztabu Waszyngtońskiego

SłuŜby Sztabu Waszyngtońskiego (Washington Headquarter Services — WHS) Okólnik Pentagonu nr WHS 04-02 Data: 10/05/02 Koniec waŜności: nieokreślony Dotyczy: kolejne stopnie zagroŜenia. Informacje do uzyskania przy wej ściach do Pentagonu Aby pracownicy budynku mogli zapoznać się z informacjami dotyczącymi stopnia zagroŜenia, SłuŜba Obrony rozmieści okólnik przy wszystkich wejściach do Pentagonu. PoniŜsza klasyfikacja została opracowana przez Departament Obrony, by określić stan zagroŜenia w danym miejscu (tu: Pentagon) na podstawie informacji wywiadu i innych. Stopień zagroŜenia „Normalny" Stan zagroŜenia „Charlie" brak zagroŜenia ze strony terrorystów. Zapowiedź ataku terrorystycznego lub uzyskanie Stan zagroŜenia Alfa" przez wyw iad informacji o planowanej akcji Nieokreślona bliŜej groźba działań terrorysty- terrorystycznej. cznych, mających na celu uszkodzenie urządzeń i Stan zagroŜenia „Echo" poszczególnych pomieszczeń, jak równieŜ alak na Opanowanie przez siły terrorystyczne określonych personel budynku. obiektów. Przewiduje siy podjecie środków w celu Stan zagroŜenia „Brawo" obrony zakładników i ograniczenia zdolności Określona groźba ataku terrorystycznego na terrorystów do podjęcia oporu w przypadku niezidentyfikowany obiekt. kontrataku. Stan zagroŜenia „Delta" Stan zagroŜenia „X" Atak terrorystyczny lub doniesienie wywiadu Opanowanie przez sih terrorystyczne określonych o planowanym ataku na konkretny obiekt. obiektów, których odzyskanie jest niemoŜliwe. Przewidu e siy pod ecie działań w celu zlikwidowania obiektu wraz z nieprzyjacielem - Dot. operacji "Zachmurzenie" .

Pot. operacji ..Ulewa" i ..wyniesienie Atlantydy"

ARCTIC SHADE ZA SZEŚĆ LA T USS Valley Forge, Pacyfik,4°18'szer.płn., 145°22'dł.wsch, piątek, 24 grudnia Pięć mil od celu Quicksilvera, na pokładzie obserwacyjnym przy prawej burcie USS Valley Forge, major armii Stanów Zjednoczonych, Margaret Sinclair, wciągnęła głęboko w płuca świeŜe morskie powietrze i spojrzała na jasne błękitne niebo, oczekując czegoś, co miało zmienić świat. Nawet gdy napawała się ciepłem intensywnego tropikalnego słońca, nie zapominała o obecności stojącego obok niej oficera lotnictwa, generała Milo Vanovicha. Z pobladłą od choroby morskiej twarzą, z trudem utrzymując równowagę na skutek rytmicznego opadania i wznoszenia się pokładu, spoglądał na nią, a nie na morze. - Jeszcze tylko dziesięć minut, generale, i będziemy znali odpowiedź. - Choć Margaret starała się mówić pewnym tonem, wiedziała po tylu latach wspólnej pracy, Ŝe męŜczyzna dobrze zna jej myśli. Jednak Vanovich, jakby chcąc zaprzeczyć, Ŝe odczuwa jakikolwiek niepokój, po- klepał kieszonkę bladoniebieskiej koszuli mundurowej z długimi rękawami, w której przechowywał cygaro na szczególną okazję. Taką miał być przyszły sukces. - Proszę o tym nie myśleć, pani major. Wszystko się uda. Pokład zakołysał się znowu i Margaret zauwaŜyła, Ŝe Vanovich silniej przytrzymał się relingu. Usłyszała teŜ cichy jęk, którego nie potrafił opanować. Znała swojego przyjaciela i wiedziała, jak bardzo nienawidzi oceanu, jak chciałby znaleźć się z powrotem w swoim gabinecie w Pentagonie. Poczuć pod nogami stały grunt, być z dala od - jak to określał - smrodu oleju napędowego, który przyprawiał go o mdłości, a takŜe od wszechobecnej woni morza. Tak bywało za dawnych, dobrych czasów. Teraz jednak poczucie, Ŝe powinien osobiście nadzorować przebieg testu, skłoniło go do spędzenia ostatnich trzech tygodni na oceanie. Chorował podczas tej podróŜy bardziej niŜ podczas poprzednich operacji morskich. W przeciwieństwie do niego Margaret rozkoszowała się gwałtownymi ruchami fal. W ciągu dwunastu lat słuŜby w wojsku przekonała się, Ŝe im bardziej kołysało, tym większą odczuwała przyjemność. I to właśnie był powód - dobrze o tym wiedziała - Ŝe generał zaproponował jej pracę w nowej jednostce wywiadowczej 17

wysokiego szczebla, nazwanej enigmatycznie Narodową Agencją Spraw Wew- nętrznych (National Infrastructure Agency), Jako pierwszy dyrektor NIA, Vanovich przekonał sekretarza obrony, Ŝe nowa organizacja, która miała zająć się działalnością, o jakiej nikomu dotąd nawet się nie śniło, będzie potrzebowała pracowników mających doświadczenie w czymś, czego jeszcze do tej pory nigdy nie dokonywano. Margaret była pierwsza na liście pracowników, których zamierzał zaangaŜować, i szybko awansowała do stopnia majora. Gdy okręt znowu zaczął wznosić się na fali, Margaret uspokajającym gestem połoŜyła dłoń na ramieniu generała. Wiedziała, Ŝe nie wyciągnie z tego fałszywych wniosków. W jego obecności mogła zapomnieć o swojej płci i wyglądzie. By zachować szczupłą, wysportowaną sylwetkę, trzydziestodwuletnia Margaret nadal duŜo ćwiczyła, uprawiała jogging i podnoszenie cięŜarów - trudno było wyzbyć się nawyków ukształtowanych w początkach słuŜby. Wiedziała oczywiście, Ŝe koledzy nie pozostają obojętni na jej aparycję, ale, na szczęście, próby spoufalania się, zresztą szybko przez nią ucinane, były nieliczne, a i te skończyły się juŜ po dwóch latach słuŜby. Licząca tylko sto pięćdziesiąt osiem centymetrów wzrostu, Margaret ledwie spełniała warunki, jakie stawiano przyjmowanym do armii kobietom. Potrafiła jednak przekształcić tę rzekomą wadę w atut. Choć nie mogła liczyć, by nazywano ją „Amazonką", jak to często zdarzało się wyŜszym od niej dziewczynom, w miarę upływu lat przekonała się, Ŝe to właśnie z powodu niskiego wzrostu nie musiała obawiać się rywalizacji. Większość rywali czy współzawodników - zwłaszcza na początku - po prostu nie traktowała jej powaŜnie. Ci, którzy wiedzieli o niej niewiele, uwaŜali ją za jeszcze jedną urzędniczkę w wywiadzie wojskowym. A poniewaŜ nie mogła nosić wszystkich naszywek, do jakich była uprawniona, współpracownicy nie orientowali się w jej przeszłości i dokonaniach. Margaret była zadowolona z tego kamuflaŜu. Wolała, by rywal lekcewaŜył jej umiejętności i potem był zaskoczony poraŜką, niŜ Ŝeby znal jej siłę i dobrze przy- gotował się do wałki. Generał jednak wiedział o niej wszystko. Dziesięć lat temu, przed utworzeniem agencji, kiedy Margaret była jeszcze podporucznikiem, a on pułkownikiem, obawiała się, Ŝe jego pełen uznania stosunek i poparcie, jakiego jej udzielał, mogą skrywać inne, bardziej kłopotliwe dla niej uczucia. Ale wkrótce przekonała się, Ŝe Vanovich interesuje się nią jedynie jako opiekun, a potem, w miarę jak ich wzajemne relacje słuŜbowe się umacniały, jako przyjaciel, nawet jeśli podejmowane przez niego Ŝyczliwe próby kierowania jej Ŝyciem czasami okazywały się nieporozumieniem. Margaret była świadoma, Ŝe jako przyjaciele stanowią dziwną parę i pod wieloma względami róŜnią się od siebie, na przykład pod względem przydatności do słuŜby na morzu. Mocno zbudowany i łysiejący Vanovich był od niej dwadzieścia pięć lat starszy i piętnaście centymetrów wyŜszy. Jego głowa, przypominająca kształtem pocisk, wyrastała jakby wprost z ramion, poniewaŜ osadzona była na szyi o obwodzie równym obwodowi czaszki. PotęŜna budowa myliła ludzi, którzy nie znali generała - podobnie jak w przypadku Margaret. Ci jednak, którzy wiedzieli o 18

nim więcej, nie mieli wątpliwości, Ŝe dowództwo sił powietrznych przyznało mu drugą gwiazdkę nie z powodu przydatności na polu walki. Nagrodzono w ten sposób jego przenikliwą inteligencję. „To mądra decyzja" - myślała Margaret. Taki umysł byłby bezcenny na wolnym rynku. Być moŜe nawet niebezpieczny. Przez moment ciepły wiatr ustał i powierzchnia przejrzystego zielonego oceanu wygładziła się. Gdy pokład przestał falować, Margaret zobaczyła, Ŝe generał Vanovich uśmiechnął się z ulgą. - Mówię powaŜnie - powiedział. - Będziesz zadowolona, Ŝe to widziałaś. Wiem, Ŝe niełatwo być poza domem w BoŜe Narodzenie... Ale Margaret przecząco pokręciła głową. JuŜ dawno pogodziła się z tym, Ŝe kariera wojskowa oznacza pewne wyrzeczenia. Na szczęście, rozumiało to takŜe parę osób, które były jej bliskie. - To nic takiego. Jestem dumna, Ŝe mogę tu być. Machnęła wolną ręką w stronę ośmiu oficerów na pokładzie, trzech z marynarki, trzech z lotnictwa, po jednym z wojsk lądowych i piechoty morskiej -pełniących rolę oficerów łącznikowych z agencji. Większość z nich patrzyła z napięciem przez lornetki w kierunku okrętu-celu. - Wszyscy jesteśmy dumni - dodała - pan takŜe powinien być. Vanovich uwaŜał, Ŝe dostatecznym przywilejem jest juŜ sama słuŜba krajowi, o czym Margaret dobrze wiedziała. Uznała jednak, Ŝe odrobina poczucia dumy jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Za nią odezwał się okrętowy system łączności wewnętrznej: „W ósmej minucie przed godziną T platforma zakończyła drugi etap transferu Hohmanna, a obecnie zbliŜa się do zasięgu Alfa". Margaret odwróciła się i spojrzała w kierunku północno-zachodnim, na dziwnie spokojne tropikalne niebo z białymi kłębiastymi obłokami. Niewidoczny obiekt o kryptonimie „Quicksilver", naleŜący do programu generała Vanovicha, mający zasięg trzech tysięcy ośmiuset kilometrów, który poruszał się cicho i nieubłaganie po orbicie trzysta dwadzieścia kilometrów nad Ziemią, juŜ się zbliŜał. Cierpliwie czekał na rozkazy, które miały go oŜywić. Margaret zamknęła oczy, by ujrzeć go w wyobraźni, i jednocześnie przypomniała sobie chwilę, gdy pierwszy raz zobaczyła model Quicksilvera w hangarze w Vandenburgu. Nie licząc podobnych do skrzydeł baterii słonecznych, jego główny korpus miał około dwa i pół metra szerokości i trzynaście metrów długości. WaŜył cztery i pół tony i był pokryty graniastymi płytkami z włókna węglowego, na które napylono metalową powłokę, by rozpraszały i pochłaniały promienie radarowe równie skutecznie jak powierzchnia myśliwca Stealth. DuŜy ząbkowany dzwon z tego samego materiału maskował główną wyrzutnię platformy, by ukryć promieniowanie podczerwone, emitowane podczas manewrów. Quicksilver był niewidzialny nie tylko dla ludzkiego oka. Był niewidzialny w całym spektrum elektromagnetycznym. Podczas tego pierwszego testu znano dokładną pozycję orbitalną platformy jedynie dzięki temu, Ŝe przez system satelitarny Milstar pozostawała w łączności z punktem kontroli naziemnej Arctic Shade w Punkcie J, najlepiej strzeŜonym ośrodku dowodzenia Pentagonu. 19

Ponownie odezwał się interkom: „W siódmej minucie przed godziną T USS Shiloh zgłasza, Ŝe wszystkie systemy Egidy są gotowe do akcji". Margaret zauwaŜyła, jak Vanovich pospiesznie zdjął rękę z relingu, by skierować lornetkę ku celowi. Sama takŜe przesunęła nieco ku horyzontowi lornetkę ze stabilizatorem obrazu, odgarnąwszy przedtem kilka pasemek jasnych włosów, które wysunęły się z jej ciasno upiętego koka. Na początku nie widziała nic poza połyskującą mozaiką fal, w których odbijało się słońce. Przez chwilę wyobraziła sobie, Ŝe idzie boso po rozgrzanym piasku - była to wizja błogiego wypoczynku. „MoŜe w przyszłym miesiącu - pomyślała - gdy będzie po wszystkim". Nie miała prawdziwych wakacji od dwóch lat - od czasu krótkiego, ale pełnego wraŜeń urlopu, który spędziła na Hawajach z oficerem NATO, studiującym w agencji taktyki antyterrorystyczne. Po raz pierwszy w Ŝyciu dopuściła do głosu serce, a nie rozum. Ale nawet wtedy - musiała przyznać uczciwie - pozwoliła sobie na to, poniewaŜ od początku była świadoma, Ŝe praktyka, którą jej adorator odbywał w Pentagonie, potrwa tylko sześć miesięcy, a potem na zawsze straci go z oczu. I bez niego miała wystarczająco duŜo problemów. „Przynajmniej mam jakiegoś faceta, na którego mogę liczyć" - pomyślała. Wie- działa, Ŝe jej przyjaciel chętnie skorzysta z okazji, by za miesiąc lub dwa wyjechać z nią do jakichś ciepłych krajów. W tym samym momencie Margaret dostrzegła cel. Widziany przez lornetkę w skróconej perspektywie USS Shiloh wyglądał jak szary rozmazany cień, z masztami na kadłubie i nadbudową usianą migocącymi światłami punktowymi o duŜym natęŜeniu, które zainstalowano specjalnie dla celów tego testu. Podobnie jak Valley Forge, był to krąŜownik klasy Ticonderoga, jeden z najnowocześniejszych okrętów wojennych na świecie. Miał sto siedemdziesiąt dwa metry długości, szesnaście metrów szerokości, a wierzchołek jego masztu wznosił się prawie czterdzieści pięć metrów nad powierzchnią morza.Oba maszty, główny i dziobowy, wyraźnie świadczyły, Ŝe jednostka naleŜy do sprzętu wojskowego najnowszej generacji i powstała w czasach, w których wynik wojny tyleŜ samo zaleŜy od informacji, co od tradycyjnej broni. Dla niewprawnego oka te ciemne maszty były gęstwą jeŜących się anten, z szarą kopułą stacji radiolokacyjnej i dwoma mikrofalowymi dyskami o średnicy dwóch metrów, umieszczonymi na groźnie wyglądającej, pudełkowatej przedniej nadbudówce o białych ścianach. Anteny, wraz z innymi urządzeniami skupionymi w pobliŜu mostka, były częścią okrętowego systemu bojowego Egida, stanowiącego być moŜe najbardziej skomplikowany i najskuteczniejszy system ostrzegania, oceny zagroŜenia i reakcji, jakim dysponowała marynarka. Margaret wiedziała, Ŝe Shiloh przeszukuje teraz morze i obszar powietrzny z taką dokładnością, Ŝe mógłby wykryć pocisk rozmiaru piłki noŜnej, zbliŜający się z odległości pięciuset mil, i automatycznie wybrać najwłaściwszy sposób unieszkodliwienia go. Miał do dyspozycji szesnaście pocisków samo sterujących Tomahawk, sto dwadzieścia pocisków 2MR typu woda-powietrze, działa morskie o zasięgu czternastu mil i komputerowo sterowany system dział Phalanx Mark 15, który co minutę wystrzeliwał trzy tysiące pocisków kalibru 53 na odległość mili. 20

By mieć pewność, Ŝe Shiloh wykorzysta wszystkie moŜliwości, w eksperymencie Arctic Shade brał udział jeszcze trzeci okręt. Okręt podwodny typu Los Angeles, Baton Rouge, znajdujący się dwadzieścia mil dalej na głębokości trzydziestu metrów, właśnie wziął Shiloh a na cel za pomocą swego aktywnego hydrolokatora. W odpowiedzi Shiloh wystawił cel pozorny Nixie AN/SLQ i zajął pozycję, by wystrzelić własne torpedy. Do akcji przeciwko Shilohowi miał takŜe wkroczyć Valley Forge - po to, by stworzyć moŜliwie najwierniejszą symulację zamieszania bitewnego: atmosfery za- groŜenia, kiedy poziom adrenaliny podnosi się, wszystko dzieje się naraz, nic nie przebiega zgodnie z planem, a chwila wahania moŜe kosztować Ŝycie setek ludzi. Zespół kontroli ogniowej Valley Forge gotów był do wystrzelenia na dziesięć sekund przed godziną T jednego z niedawno przystosowanych pocisków Tomahawk do ataku lądowego. Drugi zespół juŜ wycelował w Shiloha pocisk przeciwokrętowy Harpoon i miał go odpalić pięć sekund przed godziną T. Na wszelki wypadek oba pociski uzbrojone były w głowice wypełnione piaskiem, a ich zapas paliwa obliczono tak, by Ŝaden z nich nie osiągnął celu. Torpedy Baton Rouge i Shiloha były podobnie przygotowane. Planowano, Ŝe Shiloh wystrzeli swój pocisk Tomahawk z podmienioną głowicą dziewięćdziesiąt sekund przed godziną T. Miał się zatrzymać w odległości mili od Valley Forge, zanim wyczerpie mu się paliwo. Dokładnie o godzinie T wszystkie fazowe czujniki radarowe okrętu będą zajęte śledzeniem znajdujących się w pobliŜu obiektów, podobnie zresztą jak systemy obserwacji powierzchniowej oraz kontroli ogniowej. By poddać wszystkie systemy komunikacji i przetwarzania danych na Shilohu jeszcze ostrzejszej próbie, zamierzano uruchomić jeden z dwóch śmigłowców Sikorsky SH-60B Seahawk, który znajdował się na tylnym lądowisku okrętu, tak by pracował wirnik, ale maszyna pozostawała w miejscu, zabezpieczona systemem zaczepów. Jeśli plan Arctic Shade przebiegałby pomyślnie, o godzinie T działałby kaŜdy element połączonych systemów ataku i obrony Shiloha. Jego trzy generatory pracowałyby pełną mocą, wytwarzając dwa i pół tysiąca kilowatów. Cała załoga, licząca trzystu sześćdziesięciu czterech ludzi, miała znajdować się na stanowiskach alarmowych, gotowa do akcji.I jeśli wszystko potoczyłoby się zgodnie z przewidywaniami generała Vanovicha, dziesięć sekund po godzinie T jeden z najnowocześniejszych okrętów wojennych armii Stanów Zjednoczonych stałby się bezuŜyteczną stalową konstrukcją, unoszącą się bezwolnie na falach i niezdolną przedsięwziąć juŜ Ŝadnej akcji zaczepnej, choć cała załoga wyszłaby bez szwanku. - Dziś zakończy się epoka broni masowej zagłady - oświadczył tego rana przy śniadaniu generał Vanovich. - Stanęliśmy u progu epoki masowego unieszkodliwiania. Margaret wiedziała jednak, Ŝe na unieszkodliwianiu nigdy się nie kończyło, był to zaledwie początek zagłady - dowiodła tego historia wojskowości. Podczas dyskusji, jakie prowadzili od czasu, gdy generał przedstawił jej swoją rewolucyjną 21

koncepcję, twierdziła, Ŝe Quicksilver, choć rzeczywiście stanowił ogromny krok naprzód w technice wojennej, będzie jedynie następnym, logicznym etapem w ewolucji amerykańskiego systemu obrony. Jeśli próba przeprowadzana tego dnia okaŜe się udana, świat na pewno się zmieni, ale zdaniem Margaret nie dlatego, Ŝe rozpocznie się nowa era. Zmieni się, bo Stany Zjednoczone znajdą się w posiadaniu nowego systemu obronnego i w ten sposób wyprzedzą o całe dziesięciolecia potencjalnych wrogów, a kula ziemska stanie się na jakiś czas bezpieczniejszym miejscem do Ŝycia. Doświadczenie mówiło jej takŜe, Ŝe postępy w doskonaleniu broni nigdy nie przyniosły trwałego pokoju, pozwalały tylko na chwilę wytchnienia. Choć generał miał szczerą nadzieję, Ŝe jego wynalazek przyczyni się do zakończenia wojen, nie był pierwszym z ludzi, którzy tego pragnęli. I według Margaret, która nie miała w tej kwestii Ŝadnych wątpliwości - na pewno nie ostatnim. Za jej plecami otworzyła się pokrywa luku i na pokład wyszedł kolejny oficer. Przez chwilę Margaret słyszała cichy szum spokojnych, pewnych głosów z mostka kapitańskiego, które informowały o stanie uzbrojenia, aktualnych danych systemowych i prędkości końcowej platformy. Ze względów bezpieczeństwa podczas próby nie wymawiano głośno kryptonimu „Quicksilver". Spośród ośmiuset dwudziestu czterech osób, biorących bezpośredni udział w teście Arctic Shade, zaledwie dwadzieścia sześć, oprócz Margaret i generała, znało prawdziwy jego cel. Wszyscy inni sądzili, Ŝe testowany jest satelitarny system wywiadowczy. Nawet w Pentagonie, poza trzema wicedyrektorami agencji, którzy musieli zostać wtajemniczeni, tylko kilku wybranych wiedziało, jakie ćwiczenia tego dnia przeprowadza na Pacyfiku generał Vanovich. Interkom przyniósł kolejną informację: „Minutę i pięćdziesiąt sekund przed godzinną T Baton Rouge potwierdza wystrzelenie torpedy". Łysina na głowie Vanovicha poczerwieniała. TakŜe Margaret, choć jej entuzjazm dla znaczenia projektu zwierzchnika był nieco mniejszy, poczuła przyspieszone bicie serca. W ciągu ostatnich dziesięciu dni oboje z generałem obserwowali przebieg trzech próbnych ćwiczeń Arctic Shade z udziałem okrętów i broni, z tym samym korowodem procedur. W dzisiejszym teście po raz pierwszy zamierzano poddać próbie moŜliwości Quicksilvera. Margaret zobaczyła przez lornetkę, Ŝe nad szarą sylwetką Shiloha pojawił się pióropusz białego dymu i czerwony płomień. „Dziewięćdziesiąt sekund przed godziną T Egida potwierdza wystrzelenie przez Shiloha pocisku Tomahawk". Margaret wypuściła z ręki lornetkę, która zawisła na pasku. - Zaczęło się. Lepiej zobaczy pan to wewnątrz, na ekranach. Vanovich jednak pokręcił przecząco głową. - Później obejrzę taśmy. Chcę to zobaczyć na własne oczy. Margaret rozumiała jego decyzję. Generał wstąpił do lotnictwa prawie trzydzieści lat temu, jeszcze w czasach, kiedy szybko ulegające zniszczeniu satelity szpiegowskie wy- rzucały kapsuły z naświetlonymi filmami, a rewolucja elektroniczna w zakresie zdobywania informacji zaledwie rysowała się na horyzoncie. Po studiach doktoranckich pracował na Politechnice Massachusetts i Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych zwerbo- 22

wały go ze względu na przenikliwy umysł. Choć często powtarzał, Ŝe dziedzina, w której się specjalizował, bardzo zmieniła się przez te wszystkie lata, ewoluując od lutowanych ręcznie układów elektronicznych po dzisiejszą nanoinŜynierię i wirtualną rzeczywistość, to niezmiennie wychwalał zalety osobistego nadzoru pewnych spraw. W tym jednak przypadku Margaret nie podzielała w pełni jego stanowiska co do zasadniczej kwestii. - A będzie co oglądać? - MoŜe łuki elektryczne przy masztach. ZaleŜy, jak długo platforma pozostanie w kontakcie. Symulacje odbywały się w zbyt małej skali, by mogły być miarodajne. „Na minutę przez godziną T wszystkie systemy na wszystkich okrętach będą gotowe do akcji. Platforma znajduje się w odległości trzystu mil i zbliŜa się z prędkością piętnastu tysięcy sześciuset węzłów". Margaret znowu uniosła lornetkę do oczu. Ujrzała obłok pyłu, który nagle otoczył Shiloha: cel pozorny dla promieni podczerwonych i odbijacze dipolowe do zakłócania radiolokacji, mające zdezorientować czujniki broni powietrznej, wymierzonej w okręt. „Czterdzieści pięć sekund przed godziną T telemetria platformy zgłasza, Ŝe na- mierzyła cel. śadnej reakcji ze strony systemu komputerowego Shiloha. Margaret była pod wraŜeniem. Nawet w fazie przedogniowej, w czasie aktywnego poszukiwania celu Quicksilver pozostawał nie wy kry walny. „Trzydzieści sekund przed godziną T platforma rozpoczęła proces ładowania...". Margaret zerknęła w bok i zobaczyła, Ŝe Vanovich z napięciem ściska reling. Rozumiała, co generał czuje. Fiasko pierwszego próbnego testu Quicksilvera mogłoby zagrozić niezaleŜnej kontroli nad projektem, jaką sprawował, i być moŜe nawet jego pozycji szefa agencji. Dziesięć sekund przed godziną T Margaret usłyszała ryk pocisku Tomahawk, który wystrzelono z Valley Forge. Pięć sekund później doszedł ją jeszcze głośniejszy huk eksplozji i brzęczenie towarzyszące drganiom pokładu, które były skutkiem odpalenia pocisku przeciwokrętowego Harpoon. „...cztery... trzy... proces realizacji zadania został rozpoczęty... platforma przystępuje do akcji dokładnie o T zero, zero". Quicksilver zaatakował obiekt. Margaret choć wydawała się zupełnie spokojna, wstrzymała oddech i z uwagą patrzyła przez lornetkę. Wiedziała jednak, Ŝe nic dramatycznego nie zobaczy, bo na tym przecieŜ polegała istota tej próby. Harpoon znajdował się poza zasięgiem jej wzroku, dostrzegła natomiast pocisk Tomahawk wystrzelony z Valley Forge - ślizgał się po powierzchni oceanu w kierunku Shiloha. Zagryzła wargę. Shiloh sprawiał wraŜenie, jakby nic mu się nie stało. Światła okrętu-celu, które w momencie ataku Quicksilvera powinny zamrugać i zgasnąć, nadal świeciły, wyraźnie widoczne. Zupełnie zbędne wydawało się potwierdzenie przez interkom złych wieści: „O godzinie T i pięć minut nie zarejestrowano Ŝadnego efektu. Egida Shiloha jest nadal całkowicie sprawna". 23

Margaret nie miała odwagi spojrzeć na generała. Patrzyła przez lornetkę na powierzchnię oceanu, obserwując fontannę wody w miejscu, gdzie Tomahawk z Valley Forge po wyczerpaniu się paliwa bezpiecznie wpadł do morza - tak jak podczas poprzednich próbnych testów. Tak więc Quicksilver okazał się poraŜką. Osiem lat pracy Vanovicha poszło na marne. Nad masztem Shiloha nie pojawił się nawet wątły błysk. - Generale - zaczęła - bardzo mi przykro. Ja... Przez Shiloha przebiegła srebrna błyskawica. Margaret ujrzała olbrzymią, migotliwą powierzchnię liczącą dziesiątki metrów szerokości i całe kilometry wysokości, która nagle połączyła niebo z ziemią. W jednej chwili Shiloh został spowity pajęczyną niebieskobiałych, świetlistych nitek. Cała ta scena z powodu odległości była niesamowicie cicha. Margaret spojrzała na Vanovicha, czekając na jakieś wyjaśnienie. Jak to moŜliwe, Ŝe nastąpiło aŜ tak silne wyładowanie? Podczas odpraw generał podkreślał, Ŝe maksymalna moc Quicksilvera moŜe być mierzona zaledwie w dziesiątkach kilowatów, co wystarczy do spalenia budynku, ale to wszystko. Potem nad Valley Forge przetoczyła się pierwsza potęŜna fala dźwiękowa. W jękliwym huku utonęły niezrozumiałe, pełne zdumienia okrzyki oficerów zgromadzonych na pokładzie obserwacyjnym. Margaret odwróciła się w samą porę, by zobaczyć, jak waŜący prawie dziewięć i pół tysiąca ton Shiloh unosi się pięć, potem dziesięć metrów nad falami, a spod jego odsłoniętego kadłuba wytryska woda. Nagle kadłub okrętu rozpadł się jak rozbite szkło, a poszarpane brzegi kaŜdej jego części rozjarzyły się aureolą wyładowań. Potem okręt-cel zniknął wśród powtarzających się bezdźwięcznych błysków wybuchów, gdy w jednej chwili zapaliły się wszystkie jego zasoby broni. W miejscu Shiloha pojawił się słup ognia. Generał Vanovich, stojący sztywno przy relingu, oniemiał, podobnie jak pozostali obserwatorzy na Valley Forge. Quicksilver miał przerwać obwody elektryczne komputerów i spowodować prze- ciąŜenie transformatorów - unieruchomić urządzenia elektroniczne, a nie je zniszczyć. Margaret zadrŜała, gdy ognista chmura wypuściła pęczniejące wiązki intensywnego światła. Szaleńczo szybka błyskawica wspięła się w górę, by dosięgnąć pocisku Harpoon i ściągnąć go z nieba. Następna przecięła pięciomilowy odcinek dzielący unicestwionego Shiloha od Valley Forge. Usłyszała ostrzegawczy krzyk Vanovicha i w tej samej chwili została ciśnięta na deski pokładu obserwacyjnego, jakby wymierzył jej cios przetaczający się grzmot. Przygniótł ją i ogłuszył, otaczając całe ciało dźwiękiem tak intensywnym, Ŝe nie tylko go słyszała, ale wręcz odczuła. Twardy pokład zadrŜał pod jej rozrzuconymi rękami. Poczuła dalsze eksplozje, znów usłyszała krzyki. Uniosła głowę, by odszukać wzrokiem generała, ale iskrząca się mgła spowiła wszystko dokoła. Przez moment wydawało jej się, Ŝe wciąga w płuca światło, a nie powietrze. Instynktownie wzięła głębszy oddech i poczuła, Ŝe pali ją w gardle. Pochwyciła 24

w nozdrza woń ozonu. Wtedy, jakby za naciśnięciem guzika, atak Quicksilvera dobiegł końca. Margaret podniosła się niepewnie. W uszach wciąŜ dźwięczało jej echo grzmotu. Opierając się na relingu, spojrzała na ocean. Kłębiasty obłok rozsnuwał się teraz jak lśniąca mgła nad słupem dymu i płonącymi szczątkami okrętu. Pogrzebowy stos trzystusześćdziesięcioczteroosobowej załogi. Vanovich chwiejnie stanął przy relingu obok niej. śadne nie odwaŜyło się odezwać. Oboje spojrzeli na błękit nieba, znowu czystego, spokojnego, bez skazy. Niewidoczny, oddalony juŜ o całe mile, Quicksilver leciał dalej w ciszy, nie- wzruszenie, po swojej orbicie nad Ziemią. Cierpliwie czekał na rozkazy, które ponownie przywrócą go do Ŝycia. Lecz nie jako system obronny. Jako broń ofensywną. I wszystko, co Margaret wiedziała o dziejach świata i rozwoju wojskowości, mówiło jej, Ŝe broń o takiej skuteczności nie pozostanie długo w spoczynku. Świat zmieni się niewątpliwie, ale nie tak, jak tego sobie Ŝyczył generał Vanovich. O następnym kroku miał juŜ zdecydować Pentagon.

ZACHMURZENIE Niedziela, 19 czerwca Sześć miesięcy później

Rozdział pierwszy Akademia Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych, Annapolis, Maryland Ukradziono jej bieliznę. Kolejny raz. Amy „Nuke" Bethune zaklęła jak marynarz, którym miała nadzieję pewnego dnia zostać. Szła szybko pustym korytarzem trzeciego piętra w Skrzydle Trzecim Bancroft Hall, a za nią powiewały poły szlafroka, który kurczowo przytrzymywała. Na marne poszły trzy lata w Akademii Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych i wszystko, co robiła, by wypracować sobie taką samą pozycję jak reszta kolegów. WciąŜ spotykało ją coś takiego. Nie ze strony męŜczyzn. Ze strony innych kobiet. Zatrzymała się przed drzwiami pokoju aspirantki Anniki Marsh, ślizgając się na wypastowanym linoleum. Nazwisko Marsh i rok ukończenia przez nią uczelni wyryte były na białej plastikowej tabliczce, której kolor stanowił ostrzeŜenie dla innych aspirantów, Ŝe mieszka tu osoba płci Ŝeńskiej. MęŜczyźni mieli na drzwiach tabliczki koloru czarnego. Amy wybrała ten pokój z dwóch powodów, przede wszystkim jednak dlatego, Ŝe jego mieszkanka miała zbliŜone do niej wymiary. Wiedziała doskonale, Ŝe niektórzy uznaliby jej czyn za pogwałcenie kodeksu honorowego akademii - uroczystej przysięgi składanej przy ślubowaniu, Ŝe nigdy nie będzie się kłamać, oszukiwać i kraść. Ale nie widziała innego sposobu, by wywiązać się z dzisiejszych obowiązków. Poza tym kodeks honorowy głosił takŜe, Ŝe aspiranci powinni dzielić się swoją własnością z innymi. Nie będzie to zatem kradzieŜ - pomyślała Amy - tylko wynikająca z konieczności poŜyczka. Dzięki temu rozróŜnieniu to, co zamierzała zrobić, wydawało się w jakimś stopniu usprawiedliwione. Niestety w niewielkim. Amy zdecydowanie nacisnęła metalową płytkę i wielkie, cięŜkie drzwi ustąpiły. Wśród czterech tysięcy aspirantów akademii panowało takie wzajemne zaufanie, Ŝe Ŝaden z pokojów nie był zamykany na klucz, z wyjątkiem dłuŜszych nieobecności mieszkańców albo przerw wakacyjnych. Biorąc jednak pod uwagę, Ŝe Marsh prawie na pewno uczestniczyła w kradzieŜy bielizny, Amy była zdziwiona, Ŝe koleŜanka nie przygotowała się na rewanŜ. 29

Pokój Marsh miał rozmiar małej, po spartańsku urządzonej kawalerki - tak wyglądały wszystkie pokoje w Hall. Amy zajmowała identyczny. Na przeciwległych ścianach wisiały dwie wąskie koje, a pod nimi wbudowano biurka. Pod ścianą stały dwie szafy, w rogu zaś - prysznic i umywalka, niezbędne utensylia, zapewniające maksymalną oszczędność czasu, gdy wszyscy aspiranci mieli taki sam rozkład dnia.Amy nie traciła jednak czasu na rozglądanie się po pokoju. Skierowała się od razu do szafki przy nogach koi Marsh, starając się przy tym nie myśleć, co stanie się z dobrą opinią 12 Kompanii, jeśli ktoś przyłapie ją na gorącym uczynku. 12 Kompania, jednostka, w której słuŜyła Amy, liczyła stu dwudziestu czterech aspirantów, od młodszych kadetów po juniorów, i wraz z trzydziestoma pięcioma innymi kompaniami wchodziła w skład brygady. Była sztandarową kompanią akademii i ten zaszczytny tytuł piastowała juŜ od trzech lat. Dla Amy fakt, Ŝe kariera dwunastki rozpoczęła się, gdy ona do niej wstąpiła, nie był zwykłym zbiegiem okoliczności. Rywalizujące ze sobą kompanie nagradzano punktami za osiągnięcia w nauce, ćwiczeniach sprawnościowych i przygotowaniu zawodowym. Jej popisy w salach wykładowych i wyczyny w druŜynie pływackiej wydatnie przyczyniły się do zdobycia przez kompanię kolejnych punktów. W zeszłym roku dwunastka zebrała ich aŜ 320,6 na 360 moŜliwych. Sukcesy Amy najwyraźniej jednak tak wpłynęły na wzrost jej notowań wśród kolegów, Ŝe dziewczynie zaczęły ginąć podręczniki, adres e-mailowy ciągle zmieniał hasło, a budzik - jak właśnie tego rana - przestał zasługiwać na zaufanie. Choć akademia starała się wyszukiwać zdolnych młodych ludzi, którzy mogliby się sprawdzić w marynarce i oddziałach piechoty morskiej, Amy przekonywała się na własnej skórze, Ŝe jednocześnie hołdowano tu starej Ŝołnierskiej zasadzie, głoszącej nadrzędność solidarności grupowej nad osiągnięciami indywidualnymi. Istniała gdzieś umowna granica, kiedy pozycja wybitna przechodziła w niezaleŜność, myloną często z arogancją. Marsh i inni uwaŜali widocznie, Ŝe Amy Bethune tę granicę przekroczyła. Kiedy Amy w pośpiechu przetrząsała szuflady szafy Marsh, szukając bielizny, powróciła do niej buntownicza myśl, Ŝe przecieŜ nie musi ograniczać swego dąŜenia do kariery, które tak irytowało kolegów i przyniosło jej przydomek „Nuke" - „Atomówka". To raczej oni powinni starać się jej dorównać. Nic dziwnego, Ŝe niektórzy takie podejście odbierali jako aroganckie. Amy jednak odpowiadała na to: witaj w realnym świecie. Jeśli ludziom nie podobało się, Ŝe jest najlepsza w tym, co robi, powinni starać się ją prześcignąć. JeŜeli natomiast nie potrafili podjąć wyzwania, mieli tylko jedno wyjście: zejść jej z drogi. To, czego szukała, znalazła w trzeciej szufladzie od dołu. Sportowy stanik i majtki, obie części bielizny na szczęście prosto z pralni. Pospiesznie przerzuciła resztę garderoby, by sprawdzić, czy nie znajdzie czegoś bardziej odpowiedniego, ale do wyboru miała tylko wciśnięty na samo dno jaskraworóŜowy komplet: przezroczysty stanik i majtki z paseczka materiału niewiele szerszego niŜ sznurek. Zdecydowanie nieregulaminowy. By zostawić swoją wizytówkę, Amy zawiesiła tę frywolną weekendową bieliznę Marsh na zielonym abaŜurze lampy, obok stojącego na biurku komputera. Była 30

bowiem pewna, Ŝe tak skandaliczny przejaw nieporządku nie zostanie poczytany Marsh za naruszenie regulaminu. Tydzień promocji, po którym ostatni rocznik zakończył studia, a pozostałe przeszły o stopień wyŜej, minął prawie miesiąc temu i w akademii rozpoczęły się wakacje. Zapanował letni porządek zajęć. To oznaczało, Ŝe na uczelni było znacznie mniej ludzi, zwłaszcza podczas weekendów, kiedy wyjeŜdŜali nawet uczniowie szkół średnich, którzy uczestniczyli w jednym z letnich seminariów przygotowujących do studiów. Inspekcje pokojów, tak częste podczas innych semestrów, szczególnie jeśli chodziło o młodszych kadetów, teraz prawie się nie zdarzały. W tej chwili właściwie nie było tu ludzi. Większość aspirantów, która ukończyła rok kadecki, oficjalnie zaliczała się teraz do juniorów i patrolowała porty Nowej Anglii na nieuzbrojonym okręcie akademii, odbywała słuŜbę na jej małych, jedno Ŝaglowych jednostkach albo teŜ brała udział we wspólnych manewrach, wzorowanych na ćwiczeniach oddziałów piechoty morskiej. Studenci drugiego roku, którzy właśnie zdali na trzeci, odbywali praktyki w bazie lotnictwa morskiego Pensacola, uczestniczyli w operacjach okrętów podwodnych przy wybrzeŜach Florydy lub wraz z piechotą morską brali udział w ćwiczeniach wojennych na bezdroŜach Wirginii. Natomiast większość świeŜo upieczonych juniorów, jak Amy - aspirantów, którzy przeszli na czwarty, czyli ostatni rok - słuŜyła w charakterze młodszych oficerów w operacyjnych oddziałach floty na całym świecie. Wyjątkiem byli ochotnicy z 12 Kompanii. Jako sztandarowa kompania akademii pełnili w ciągu roku akademickiego specjalne, zaszczytne obowiązki, między innymi reprezentowali uczelnię podczas oficjalnych uroczystości państwowych. A ostatnimi czasy niewiele ceremonii było tak waŜnych i znaczących dla historii, jak dzisiejszy zjazd w Pentagonie. To właśnie z jego powodu aŜ czterdzieści dwoje aspirantów z drugiego, trzeciego i czwartego roku odpowiedziało na propozycję komendanta Rigby'ego. Zrezygnowali z części cennego, trzytygodniowego urlopu, by wziąć udział w szczególnie uroczystym wydarzeniu: ceremonii NATO z udziałem prezydenta. KaŜdy z aspirantów wiedział, Ŝe jeśli nawet jego uczestnictwo ograniczyłoby się wyłącznie do wskazywania miejsc róŜnym dostojnikom czy pomocy w ustawianiu stołów, juŜ sama obecność podczas jednego z przełomowych wydarzeń nowego stulecia zostałaby na zawsze odnotowana w karcie przebiegu słuŜby i wyróŜniałaby go. Nie mówiąc juŜ o tym, Ŝe byłaby wspaniałą okazją do spotkania najznakomitszych postaci polityki światowej. Równie oczywiste było, Ŝe nie wszyscy w kompanii, a wśród nich Marsh, chcieli, by taka przyjemność i zaszczyt spotkały właśnie Amy. CóŜ, chyba jeszcze do nich nie dotarło, Ŝe „Nuke" Bethune nie moŜna było tak po prostu przeszkodzić. Zamierzała uporać z problemem jak zwykle - bez niczyjej pomocy. Pełna determinacji, ściskając w dłoni poŜyczoną bieliznę, Amy wybiegła z pokoju Marsh, a jej gołe stopy plaskały o podłogę. Znalazłszy się u siebie, zatrzasnęła drzwi i sprawdziła, która jest godzina. Ten gest stawał się nawykiem kaŜdego aspiranta juŜ od chwili wstąpienia na uczelnię wojskową. Czternaście razy w ciągu kaŜdego dnia sprawdzano obecność stu- 31

dentów akademii - musieli znajdować się o określonej godzinie w określonych miejscach, rano na zajęciach, wieczorem w łóŜku. Punktualność weszła im w krew. I to był dodatkowy bodziec, który zmusił Amy tego ranka do takiego pośpiechu. Jakiekolwiek spóźnienie oznaczało brak profesjonalizmu i było niewybaczalne. Była szósta pięćdziesiąt jeden. Autobus miał odjechać spod Macdonough Hall, od strony morza, o siódmej. Dotarcie tam na czas było prawie niemoŜliwe. Prawie. Amy zrzuciła z siebie szlafrok, wciągnęła przepisową bieliznę Marsh, po czym chwyciła przygotowany biały mundur, wiszący w szafie. Zaciągnęła suwak przy spódnicy, zawiązała dokładnie sznurowadła, co zajęło jej parę cennych sekund, a następnie wcisnęła czapkę na niesforne kasztanowobrązowe włosy - bardzo gęste, ale na tyle krótko obcięte, Ŝe spełniały wymogi regulaminu, a zajmowanie się nimi nie zabierało wiele czasu, którego i tak wciąŜ było mało. Portfel oraz wystawioną na dziś przepustkę do Pentagonu wetknęła do wewnętrznej kieszeni bluzy i wypadła na korytarz z nie dopiętą jeszcze koszulą. Za to była juŜ w drodze do autobusu.Zgodnie z jej przewidywaniami w Bancfroft nie było nikogo, kto mógłby zobaczyć, jak zbiega po szerokich schodach, przytrzymując się metalowej poręczy na półpiętrach, by sprawnie wziąć w pędzie zakręt, a bluza i koszula powiewają za nią jak peleryna o dwóch warstwach. Do chwili, gdy wypadła z foyer i wbiegła na kamienne schody prowadzące do Tecumseh Court, zdąŜyła juŜ zapiąć dostateczną liczbę guzików, by wyglądało to przyzwoicie, i mogła popędzić, ile sił w nogach. Nie zamierzała zwalniać. Wiedziała, Ŝe musi zdobyć się na maksymalny wysiłek, bo w przeciwnym razie przegra. Albo dopadnie autobusu, a wtedy będzie mogła złapać oddech i w drodze do Arlington doprowadzić się do ładu, albo przegra wyścig z czasem i wszystko straci juŜ znaczenie. A „Nuke" Bethune nigdy nie przegrywała. Nie znała nawet takiego słowa. Jednak minutę później okazało się, Ŝe powinna je włączyć do swojego słownika. Kiedy bez tchu wybiegła zza wschodniego skrzydła Bancroft Hall, zobaczyła, jak błyszczący srebrnoniebieski autobus dla VIP-ów wyjeŜdŜa z parkingu Macdonough Hall i skręca w Holloway Road. Rzuciła się za autobusem, daremnie próbując go doścignąć. Zamachała gwałtownie rękami i przeskoczyła z betonowej ścieŜki na skraj parkingu, krzycząc przy tym zarówno z powodu frustracji, jak w nadziei, Ŝe zwróci na siebie uwagę kierowcy. Pojazd jednak w ciągu paru sekund zniknął za budynkiem, a Amy, acz niechętnie, w końcu się zatrzymała. Jeszcze minuta i byłaby w tym autobusie. Ta bez wątpienia słuszna ocena sytuacji była jedynym wyrazem uŜalania się nad sobą, na jaki Amy mogła sobie pozwolić. Oblana potem, w koszuli, która straciła świeŜy wygląd, pochyliła się i opierając ręce na kolanach, wciągnęła głęboko w płuca wilgotne powietrze. Tego dnia upał miał osiągnąć nietypową jak na tę porę roku temperaturę trzydziestu pięciu stopni i nawet w ten wczesny poranek gorąco było juŜ nie do wytrzymania. Ale Amy nie zaprzątała sobie głowy tym fizycznym dyskomfortem. RozwaŜała w myśli wszelkie moŜliwe wyjścia z sytuacji. 32