JUDITH i GARFIEID REEVES-STEVENS
QUICKSILVER
ZNACZY ŚMIERĆ
Suzanne Reeves i Richardowi Baldwinowi, jedynym
prawdziwym Amerykanom wśród nas
Pewnego dnia umysł jakiegoś naukowca stworzy urządzenie tak potęŜne,
tak straszliwe i przeraŜające, Ŝe nawet człowiek, z natury wojownik,
który torturuje i zadaje śmierć, na zawsze porzuci wojaczkę.
Thomas Alva Edison
Fundamentalna zasada obrony głosi, Ŝe naleŜy zawsze uŜywać
najpotęŜniejszej broni, jaką udało się wyprodukować.
Generał James Henry Burns
Instytucje i organizacje
ASWC Armys Special Warfare Center, Ośrodek Specjalnego Sprzętu
Wojskowego Armii
CDC Continental Defence Command, Dowództwo Obrony Kontynentalnej
CIA Central Intelligence Agency, Centralna Agencja Wywiadowcza
COC Combat Operations Center, Bojowe Centrum Operacyjne
DIA Defence Intelligence Agency, Agencja Wywiadu Obronnego
DMA Defence Mapping Agency, Agencja Kartograficzna Obrony
DMS Department of Military Services, Department SłuŜb Wojskowych
FBI Federal Bureau of Investigation, Federalne Biuro Śledcze
FEMA Federal Emergency Management Agency, Federalna Agencja do Spraw
Kryzysowych
NAOC National Airborne Operations Center, Narodowe Powietrznodesantowe
Centrum. Operacyjne
NASA National Aeronautics and Space, Administration,
NATO North Atlantic Treaty Organization, Organizacja Paktu
Północnoatlantyc- kiego
NCA National Command Authority, Naczelne Dowództwo Narodowe
NIA National Infrastructure Agency, Narodowa Agencja Spraw Wewnętrznych
NIMA National Imagery and Mapping Agency, Narodowa Agencja Zdjęć i Map
NMCC National Military Command Center, Narodowe
Centrum Dowództwa
Wojskowego
NRO National Reconnaissance Office, Narodowe Biuro Rozpoznania
NSA National Security Agency, Agencja Bezpieczeństwa Narodowego
NSC National Security Council, Rada Bezpieczeństwa Narodowego
SDIO Strategie Defence Initiative Organization, Sztab Inicjatywy Obrony
Strategicznej
SIOC Stategic Information and Operations Center, Strategiczny Ośrodek Infor-
macyjno-Operacyjny
UNSF United Nations Security Forces, Siły Bezpieczeństwa Narodów Zjednoczo
nych
US NSOF United States Navy Special Operations Forces, Siły Operacji Specjalnych
Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych
USAC United States Atlantic Command, Dowództwo Obszaru Atlantyku
USASC United States Army Signal Command, Dowództwo Łączności Sił Lądo
wych Stanów Zjednoczonych
USSC United States Space Command, Amerykańskie Dowództwo Przestrzeni
Kosmicznej
WHS Washington Headquarter Services, SłuŜby Sztabu Waszyngtońskiego
SłuŜby Sztabu Waszyngtońskiego (Washington Headquarter Services — WHS)
Okólnik Pentagonu nr WHS 04-02 Data: 10/05/02 Koniec waŜności: nieokreślony Dotyczy:
kolejne
stopnie zagroŜenia. Informacje do uzyskania przy wej ściach do Pentagonu
Aby pracownicy budynku mogli zapoznać się z informacjami dotyczącymi stopnia zagroŜenia, SłuŜba
Obrony rozmieści okólnik przy wszystkich wejściach do Pentagonu. PoniŜsza klasyfikacja została
opracowana przez Departament Obrony, by określić stan zagroŜenia w danym miejscu (tu: Pentagon)
na podstawie informacji wywiadu i innych.
Stopień zagroŜenia „Normalny" Stan zagroŜenia „Charlie"
brak zagroŜenia ze strony terrorystów. Zapowiedź ataku terrorystycznego lub uzyskanie
Stan zagroŜenia Alfa" przez wyw iad informacji o planowanej akcji
Nieokreślona bliŜej groźba działań terrorysty- terrorystycznej.
cznych, mających na celu uszkodzenie urządzeń i Stan zagroŜenia „Echo"
poszczególnych pomieszczeń, jak równieŜ alak na Opanowanie przez siły terrorystyczne określonych
personel budynku. obiektów. Przewiduje siy podjecie środków w celu
Stan zagroŜenia „Brawo" obrony zakładników i ograniczenia zdolności
Określona groźba ataku terrorystycznego na terrorystów do podjęcia oporu w przypadku
niezidentyfikowany obiekt. kontrataku.
Stan zagroŜenia „Delta" Stan zagroŜenia „X"
Atak terrorystyczny lub doniesienie wywiadu Opanowanie przez sih terrorystyczne określonych
o planowanym ataku na konkretny obiekt. obiektów, których odzyskanie jest niemoŜliwe.
Przewidu e siy pod ecie działań w celu zlikwidowania
obiektu wraz z nieprzyjacielem -
Dot. operacji "Zachmurzenie"
.
Pot. operacji ..Ulewa" i ..wyniesienie Atlantydy"
ARCTIC SHADE
ZA SZEŚĆ LA T
USS Valley Forge, Pacyfik,4°18'szer.płn., 145°22'dł.wsch,
piątek, 24 grudnia
Pięć mil od celu Quicksilvera, na pokładzie obserwacyjnym przy prawej burcie
USS Valley Forge, major armii Stanów Zjednoczonych, Margaret Sinclair, wciągnęła
głęboko w płuca świeŜe morskie powietrze i spojrzała na jasne błękitne niebo,
oczekując czegoś, co miało zmienić świat.
Nawet gdy napawała się ciepłem intensywnego tropikalnego słońca, nie zapominała
o obecności stojącego obok niej oficera lotnictwa, generała Milo Vanovicha. Z
pobladłą od choroby morskiej twarzą, z trudem utrzymując równowagę na skutek
rytmicznego opadania i wznoszenia się pokładu, spoglądał na nią, a nie na morze.
- Jeszcze tylko dziesięć minut, generale, i będziemy znali odpowiedź. - Choć
Margaret starała się mówić pewnym tonem, wiedziała po tylu latach wspólnej
pracy, Ŝe męŜczyzna dobrze zna jej myśli.
Jednak Vanovich, jakby chcąc zaprzeczyć, Ŝe odczuwa jakikolwiek niepokój, po-
klepał kieszonkę bladoniebieskiej koszuli mundurowej z długimi rękawami, w której
przechowywał cygaro na szczególną okazję. Taką miał być przyszły sukces.
- Proszę o tym nie myśleć, pani major. Wszystko się uda.
Pokład zakołysał się znowu i Margaret zauwaŜyła, Ŝe Vanovich silniej przytrzymał
się relingu. Usłyszała teŜ cichy jęk, którego nie potrafił opanować.
Znała swojego przyjaciela i wiedziała, jak bardzo nienawidzi oceanu, jak chciałby
znaleźć się z powrotem w swoim gabinecie w Pentagonie. Poczuć pod nogami stały
grunt, być z dala od - jak to określał - smrodu oleju napędowego, który przyprawiał go
o mdłości, a takŜe od wszechobecnej woni morza. Tak bywało za dawnych, dobrych
czasów. Teraz jednak poczucie, Ŝe powinien osobiście nadzorować przebieg testu,
skłoniło go do spędzenia ostatnich trzech tygodni na oceanie. Chorował podczas tej
podróŜy bardziej niŜ podczas poprzednich operacji morskich.
W przeciwieństwie do niego Margaret rozkoszowała się gwałtownymi ruchami fal.
W ciągu dwunastu lat słuŜby w wojsku przekonała się, Ŝe im bardziej kołysało, tym
większą odczuwała przyjemność. I to właśnie był powód - dobrze o tym wiedziała - Ŝe
generał zaproponował jej pracę w nowej jednostce wywiadowczej
17
wysokiego szczebla, nazwanej enigmatycznie Narodową Agencją Spraw Wew-
nętrznych (National Infrastructure Agency), Jako pierwszy dyrektor NIA, Vanovich
przekonał sekretarza obrony, Ŝe nowa organizacja, która miała zająć się działalnością, o
jakiej nikomu dotąd nawet się nie śniło, będzie potrzebowała pracowników mających
doświadczenie w czymś, czego jeszcze do tej pory nigdy nie dokonywano. Margaret
była pierwsza na liście pracowników, których zamierzał zaangaŜować, i szybko
awansowała do stopnia majora.
Gdy okręt znowu zaczął wznosić się na fali, Margaret uspokajającym gestem
połoŜyła dłoń na ramieniu generała. Wiedziała, Ŝe nie wyciągnie z tego fałszywych
wniosków. W jego obecności mogła zapomnieć o swojej płci i wyglądzie.
By zachować szczupłą, wysportowaną sylwetkę, trzydziestodwuletnia Margaret
nadal duŜo ćwiczyła, uprawiała jogging i podnoszenie cięŜarów - trudno było wyzbyć
się nawyków ukształtowanych w początkach słuŜby. Wiedziała oczywiście, Ŝe koledzy
nie pozostają obojętni na jej aparycję, ale, na szczęście, próby spoufalania się, zresztą
szybko przez nią ucinane, były nieliczne, a i te skończyły się juŜ po dwóch latach
słuŜby.
Licząca tylko sto pięćdziesiąt osiem centymetrów wzrostu, Margaret ledwie
spełniała warunki, jakie stawiano przyjmowanym do armii kobietom. Potrafiła jednak
przekształcić tę rzekomą wadę w atut. Choć nie mogła liczyć, by nazywano ją
„Amazonką", jak to często zdarzało się wyŜszym od niej dziewczynom, w miarę
upływu lat przekonała się, Ŝe to właśnie z powodu niskiego wzrostu nie musiała
obawiać się rywalizacji. Większość rywali czy współzawodników - zwłaszcza na
początku - po prostu nie traktowała jej powaŜnie. Ci, którzy wiedzieli o niej niewiele,
uwaŜali ją za jeszcze jedną urzędniczkę w wywiadzie wojskowym. A poniewaŜ nie
mogła nosić wszystkich naszywek, do jakich była uprawniona, współpracownicy nie
orientowali się w jej przeszłości i dokonaniach.
Margaret była zadowolona z tego kamuflaŜu. Wolała, by rywal lekcewaŜył jej
umiejętności i potem był zaskoczony poraŜką, niŜ Ŝeby znal jej siłę i dobrze przy-
gotował się do wałki.
Generał jednak wiedział o niej wszystko. Dziesięć lat temu, przed utworzeniem
agencji, kiedy Margaret była jeszcze podporucznikiem, a on pułkownikiem, obawiała
się, Ŝe jego pełen uznania stosunek i poparcie, jakiego jej udzielał, mogą skrywać inne,
bardziej kłopotliwe dla niej uczucia. Ale wkrótce przekonała się, Ŝe Vanovich
interesuje się nią jedynie jako opiekun, a potem, w miarę jak ich wzajemne relacje
słuŜbowe się umacniały, jako przyjaciel, nawet jeśli podejmowane przez niego
Ŝyczliwe próby kierowania jej Ŝyciem czasami okazywały się nieporozumieniem.
Margaret była świadoma, Ŝe jako przyjaciele stanowią dziwną parę i pod wieloma
względami róŜnią się od siebie, na przykład pod względem przydatności do słuŜby na
morzu. Mocno zbudowany i łysiejący Vanovich był od niej dwadzieścia pięć lat starszy
i piętnaście centymetrów wyŜszy. Jego głowa, przypominająca kształtem pocisk,
wyrastała jakby wprost z ramion, poniewaŜ osadzona była na szyi o obwodzie równym
obwodowi czaszki. PotęŜna budowa myliła ludzi, którzy nie znali generała - podobnie
jak w przypadku Margaret. Ci jednak, którzy wiedzieli o
18
nim więcej, nie mieli wątpliwości, Ŝe dowództwo sił powietrznych przyznało mu drugą
gwiazdkę nie z powodu przydatności na polu walki. Nagrodzono w ten sposób jego
przenikliwą inteligencję. „To mądra decyzja" - myślała Margaret. Taki umysł byłby
bezcenny na wolnym rynku. Być moŜe nawet niebezpieczny.
Przez moment ciepły wiatr ustał i powierzchnia przejrzystego zielonego oceanu
wygładziła się. Gdy pokład przestał falować, Margaret zobaczyła, Ŝe generał Vanovich
uśmiechnął się z ulgą.
- Mówię powaŜnie - powiedział. - Będziesz zadowolona, Ŝe to widziałaś.
Wiem, Ŝe niełatwo być poza domem w BoŜe Narodzenie...
Ale Margaret przecząco pokręciła głową. JuŜ dawno pogodziła się z tym, Ŝe kariera
wojskowa oznacza pewne wyrzeczenia. Na szczęście, rozumiało to takŜe parę osób,
które były jej bliskie.
- To nic takiego. Jestem dumna, Ŝe mogę tu być.
Machnęła wolną ręką w stronę ośmiu oficerów na pokładzie, trzech z marynarki,
trzech z lotnictwa, po jednym z wojsk lądowych i piechoty morskiej -pełniących rolę
oficerów łącznikowych z agencji. Większość z nich patrzyła z napięciem przez lornetki
w kierunku okrętu-celu.
- Wszyscy jesteśmy dumni - dodała - pan takŜe powinien być.
Vanovich uwaŜał, Ŝe dostatecznym przywilejem jest juŜ sama słuŜba krajowi, o
czym Margaret dobrze wiedziała. Uznała jednak, Ŝe odrobina poczucia dumy jeszcze
nikomu nie zaszkodziła.
Za nią odezwał się okrętowy system łączności wewnętrznej: „W ósmej minucie
przed godziną T platforma zakończyła drugi etap transferu Hohmanna, a obecnie zbliŜa
się do zasięgu Alfa".
Margaret odwróciła się i spojrzała w kierunku północno-zachodnim, na dziwnie
spokojne tropikalne niebo z białymi kłębiastymi obłokami. Niewidoczny obiekt o
kryptonimie „Quicksilver", naleŜący do programu generała Vanovicha, mający zasięg
trzech tysięcy ośmiuset kilometrów, który poruszał się cicho i nieubłaganie po orbicie
trzysta dwadzieścia kilometrów nad Ziemią, juŜ się zbliŜał. Cierpliwie czekał na
rozkazy, które miały go oŜywić.
Margaret zamknęła oczy, by ujrzeć go w wyobraźni, i jednocześnie przypomniała
sobie chwilę, gdy pierwszy raz zobaczyła model Quicksilvera w hangarze w
Vandenburgu. Nie licząc podobnych do skrzydeł baterii słonecznych, jego główny
korpus miał około dwa i pół metra szerokości i trzynaście metrów długości. WaŜył
cztery i pół tony i był pokryty graniastymi płytkami z włókna węglowego, na które
napylono metalową powłokę, by rozpraszały i pochłaniały promienie radarowe równie
skutecznie jak powierzchnia myśliwca Stealth. DuŜy ząbkowany dzwon z tego samego
materiału maskował główną wyrzutnię platformy, by ukryć promieniowanie
podczerwone, emitowane podczas manewrów.
Quicksilver był niewidzialny nie tylko dla ludzkiego oka. Był niewidzialny w całym
spektrum elektromagnetycznym. Podczas tego pierwszego testu znano dokładną
pozycję orbitalną platformy jedynie dzięki temu, Ŝe przez system satelitarny Milstar
pozostawała w łączności z punktem kontroli naziemnej Arctic Shade w Punkcie J,
najlepiej strzeŜonym ośrodku dowodzenia Pentagonu.
19
Ponownie odezwał się interkom: „W siódmej minucie przed godziną T USS Shiloh
zgłasza, Ŝe wszystkie systemy Egidy są gotowe do akcji".
Margaret zauwaŜyła, jak Vanovich pospiesznie zdjął rękę z relingu, by skierować
lornetkę ku celowi. Sama takŜe przesunęła nieco ku horyzontowi lornetkę ze
stabilizatorem obrazu, odgarnąwszy przedtem kilka pasemek jasnych włosów, które
wysunęły się z jej ciasno upiętego koka. Na początku nie widziała nic poza połyskującą
mozaiką fal, w których odbijało się słońce. Przez chwilę wyobraziła sobie, Ŝe idzie
boso po rozgrzanym piasku - była to wizja błogiego wypoczynku. „MoŜe w przyszłym
miesiącu - pomyślała - gdy będzie po wszystkim".
Nie miała prawdziwych wakacji od dwóch lat - od czasu krótkiego, ale pełnego
wraŜeń urlopu, który spędziła na Hawajach z oficerem NATO, studiującym w agencji
taktyki antyterrorystyczne. Po raz pierwszy w Ŝyciu dopuściła do głosu serce, a nie
rozum. Ale nawet wtedy - musiała przyznać uczciwie - pozwoliła sobie na to, poniewaŜ
od początku była świadoma, Ŝe praktyka, którą jej adorator odbywał w Pentagonie,
potrwa tylko sześć miesięcy, a potem na zawsze straci go z oczu. I bez niego miała
wystarczająco duŜo problemów.
„Przynajmniej mam jakiegoś faceta, na którego mogę liczyć" - pomyślała. Wie-
działa, Ŝe jej przyjaciel chętnie skorzysta z okazji, by za miesiąc lub dwa wyjechać z
nią do jakichś ciepłych krajów. W tym samym momencie Margaret dostrzegła cel.
Widziany przez lornetkę w skróconej perspektywie USS Shiloh wyglądał jak szary
rozmazany cień, z masztami na kadłubie i nadbudową usianą migocącymi światłami
punktowymi o duŜym natęŜeniu, które zainstalowano specjalnie dla celów tego testu.
Podobnie jak Valley Forge, był to krąŜownik klasy Ticonderoga, jeden z
najnowocześniejszych okrętów wojennych na świecie. Miał sto siedemdziesiąt dwa
metry
długości, szesnaście metrów szerokości, a wierzchołek jego masztu wznosił się prawie
czterdzieści pięć metrów nad powierzchnią morza.Oba maszty, główny i dziobowy, wyraźnie świadczyły, Ŝe jednostka naleŜy do
sprzętu wojskowego najnowszej generacji i powstała w czasach, w których wynik
wojny tyleŜ samo zaleŜy od informacji, co od tradycyjnej broni. Dla niewprawnego oka
te ciemne maszty były gęstwą jeŜących się anten, z szarą kopułą stacji radiolokacyjnej i
dwoma mikrofalowymi dyskami o średnicy dwóch metrów, umieszczonymi na groźnie
wyglądającej, pudełkowatej przedniej nadbudówce o białych ścianach. Anteny, wraz z
innymi urządzeniami skupionymi w pobliŜu mostka, były częścią okrętowego systemu
bojowego Egida, stanowiącego być moŜe najbardziej skomplikowany i
najskuteczniejszy system ostrzegania, oceny zagroŜenia i reakcji, jakim dysponowała
marynarka.
Margaret wiedziała, Ŝe Shiloh przeszukuje teraz morze i obszar powietrzny z taką
dokładnością, Ŝe mógłby wykryć pocisk rozmiaru piłki noŜnej, zbliŜający się z
odległości pięciuset mil, i automatycznie wybrać najwłaściwszy sposób
unieszkodliwienia go. Miał do dyspozycji szesnaście pocisków samo sterujących
Tomahawk, sto dwadzieścia pocisków 2MR typu woda-powietrze, działa morskie o
zasięgu czternastu mil i komputerowo sterowany system dział Phalanx Mark 15, który
co minutę wystrzeliwał trzy tysiące pocisków kalibru 53 na odległość mili.
20
By mieć pewność, Ŝe Shiloh wykorzysta wszystkie moŜliwości, w eksperymencie
Arctic Shade brał udział jeszcze trzeci okręt. Okręt podwodny typu Los Angeles, Baton
Rouge, znajdujący się dwadzieścia mil dalej na głębokości trzydziestu metrów, właśnie
wziął Shiloh a na cel za pomocą swego aktywnego hydrolokatora. W odpowiedzi
Shiloh wystawił cel pozorny Nixie AN/SLQ i zajął pozycję, by wystrzelić własne
torpedy.
Do akcji przeciwko Shilohowi miał takŜe wkroczyć Valley Forge - po to, by
stworzyć moŜliwie najwierniejszą symulację zamieszania bitewnego: atmosfery za-
groŜenia, kiedy poziom adrenaliny podnosi się, wszystko dzieje się naraz, nic nie
przebiega zgodnie z planem, a chwila wahania moŜe kosztować Ŝycie setek ludzi.
Zespół kontroli ogniowej Valley Forge gotów był do wystrzelenia na dziesięć sekund
przed godziną T jednego z niedawno przystosowanych pocisków Tomahawk do ataku
lądowego. Drugi zespół juŜ wycelował w Shiloha pocisk przeciwokrętowy Harpoon i
miał go odpalić pięć sekund przed godziną T. Na wszelki wypadek oba pociski
uzbrojone były w głowice wypełnione piaskiem, a ich zapas paliwa obliczono tak, by
Ŝaden z nich nie osiągnął celu. Torpedy Baton Rouge i Shiloha były podobnie
przygotowane.
Planowano, Ŝe Shiloh wystrzeli swój pocisk Tomahawk z podmienioną głowicą
dziewięćdziesiąt sekund przed godziną T. Miał się zatrzymać w odległości mili od
Valley Forge, zanim wyczerpie mu się paliwo. Dokładnie o godzinie T wszystkie
fazowe czujniki radarowe okrętu będą zajęte śledzeniem znajdujących się w pobliŜu
obiektów, podobnie zresztą jak systemy obserwacji powierzchniowej oraz kontroli
ogniowej.
By poddać wszystkie systemy komunikacji i przetwarzania danych na Shilohu
jeszcze ostrzejszej próbie, zamierzano uruchomić jeden z dwóch śmigłowców Sikorsky
SH-60B Seahawk, który znajdował się na tylnym lądowisku okrętu, tak by
pracował wirnik, ale maszyna pozostawała w miejscu, zabezpieczona systemem
zaczepów.
Jeśli plan Arctic Shade przebiegałby pomyślnie, o godzinie T działałby kaŜdy
element połączonych systemów ataku i obrony Shiloha. Jego trzy generatory
pracowałyby pełną mocą, wytwarzając dwa i pół tysiąca kilowatów. Cała załoga,
licząca
trzystu sześćdziesięciu czterech ludzi, miała znajdować się na stanowiskach
alarmowych, gotowa do akcji.I jeśli wszystko potoczyłoby się zgodnie z przewidywaniami generała Vanovicha,
dziesięć sekund po godzinie T jeden z najnowocześniejszych okrętów wojennych armii
Stanów Zjednoczonych stałby się bezuŜyteczną stalową konstrukcją, unoszącą się
bezwolnie na falach i niezdolną przedsięwziąć juŜ Ŝadnej akcji zaczepnej, choć cała
załoga wyszłaby bez szwanku.
- Dziś zakończy się epoka broni masowej zagłady - oświadczył tego rana przy
śniadaniu generał Vanovich. - Stanęliśmy u progu epoki masowego unieszkodliwiania.
Margaret wiedziała jednak, Ŝe na unieszkodliwianiu nigdy się nie kończyło, był to
zaledwie początek zagłady - dowiodła tego historia wojskowości. Podczas dyskusji,
jakie prowadzili od czasu, gdy generał przedstawił jej swoją rewolucyjną
21
koncepcję, twierdziła, Ŝe Quicksilver, choć rzeczywiście stanowił ogromny krok
naprzód w technice wojennej, będzie jedynie następnym, logicznym etapem w ewolucji
amerykańskiego systemu obrony. Jeśli próba przeprowadzana tego dnia okaŜe się
udana, świat na pewno się zmieni, ale zdaniem Margaret nie dlatego, Ŝe rozpocznie się
nowa era. Zmieni się, bo Stany Zjednoczone znajdą się w posiadaniu nowego systemu
obronnego i w ten sposób wyprzedzą o całe dziesięciolecia potencjalnych wrogów, a
kula ziemska stanie się na jakiś czas bezpieczniejszym miejscem do Ŝycia.
Doświadczenie mówiło jej takŜe, Ŝe postępy w doskonaleniu broni nigdy nie
przyniosły trwałego pokoju, pozwalały tylko na chwilę wytchnienia. Choć generał miał
szczerą nadzieję, Ŝe jego wynalazek przyczyni się do zakończenia wojen, nie był
pierwszym z ludzi, którzy tego pragnęli. I według Margaret, która nie miała w tej
kwestii Ŝadnych wątpliwości - na pewno nie ostatnim.
Za jej plecami otworzyła się pokrywa luku i na pokład wyszedł kolejny oficer.
Przez chwilę Margaret słyszała cichy szum spokojnych, pewnych głosów z mostka
kapitańskiego, które informowały o stanie uzbrojenia, aktualnych danych systemowych
i prędkości końcowej platformy. Ze względów bezpieczeństwa podczas próby nie
wymawiano głośno kryptonimu „Quicksilver". Spośród ośmiuset dwudziestu czterech
osób, biorących bezpośredni udział w teście Arctic Shade, zaledwie dwadzieścia sześć,
oprócz Margaret i generała, znało prawdziwy jego cel. Wszyscy inni sądzili, Ŝe
testowany jest satelitarny system wywiadowczy. Nawet w Pentagonie, poza trzema
wicedyrektorami agencji, którzy musieli zostać wtajemniczeni, tylko kilku wybranych
wiedziało, jakie ćwiczenia tego dnia przeprowadza na Pacyfiku generał Vanovich.
Interkom przyniósł kolejną informację: „Minutę i pięćdziesiąt sekund przed
godzinną T Baton Rouge potwierdza wystrzelenie torpedy".
Łysina na głowie Vanovicha poczerwieniała. TakŜe Margaret, choć jej entuzjazm
dla znaczenia projektu zwierzchnika był nieco mniejszy, poczuła przyspieszone bicie
serca. W ciągu ostatnich dziesięciu dni oboje z generałem obserwowali przebieg trzech
próbnych ćwiczeń Arctic Shade z udziałem okrętów i broni, z tym samym korowodem
procedur. W dzisiejszym teście po raz pierwszy zamierzano poddać próbie moŜliwości
Quicksilvera.
Margaret zobaczyła przez lornetkę, Ŝe nad szarą sylwetką Shiloha pojawił się
pióropusz białego dymu i czerwony płomień.
„Dziewięćdziesiąt sekund przed godziną T Egida potwierdza wystrzelenie przez
Shiloha pocisku Tomahawk".
Margaret wypuściła z ręki lornetkę, która zawisła na pasku.
- Zaczęło się. Lepiej zobaczy pan to wewnątrz, na ekranach.
Vanovich jednak pokręcił przecząco głową.
- Później obejrzę taśmy. Chcę to zobaczyć na własne oczy.
Margaret rozumiała jego decyzję. Generał wstąpił do lotnictwa prawie trzydzieści lat
temu, jeszcze w czasach, kiedy szybko ulegające zniszczeniu satelity szpiegowskie wy-
rzucały kapsuły z naświetlonymi filmami, a rewolucja elektroniczna w zakresie
zdobywania informacji zaledwie rysowała się na horyzoncie. Po studiach doktoranckich
pracował na Politechnice Massachusetts i Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych
zwerbo-
22
wały go ze względu na przenikliwy umysł. Choć często powtarzał, Ŝe dziedzina, w
której się specjalizował, bardzo zmieniła się przez te wszystkie lata, ewoluując od
lutowanych ręcznie układów elektronicznych po dzisiejszą nanoinŜynierię i wirtualną
rzeczywistość, to niezmiennie wychwalał zalety osobistego nadzoru pewnych spraw.
W tym jednak przypadku Margaret nie podzielała w pełni jego stanowiska co do
zasadniczej kwestii.
- A będzie co oglądać?
- MoŜe łuki elektryczne przy masztach. ZaleŜy, jak długo platforma pozostanie w
kontakcie. Symulacje odbywały się w zbyt małej skali, by mogły być miarodajne.
„Na minutę przez godziną T wszystkie systemy na wszystkich okrętach będą
gotowe do akcji. Platforma znajduje się w odległości trzystu mil i zbliŜa się z
prędkością piętnastu tysięcy sześciuset węzłów".
Margaret znowu uniosła lornetkę do oczu. Ujrzała obłok pyłu, który nagle otoczył
Shiloha: cel pozorny dla promieni podczerwonych i odbijacze dipolowe do zakłócania
radiolokacji, mające zdezorientować czujniki broni powietrznej, wymierzonej w okręt.
„Czterdzieści pięć sekund przed godziną T telemetria platformy zgłasza, Ŝe na-
mierzyła cel. śadnej reakcji ze strony systemu komputerowego Shiloha.
Margaret była pod wraŜeniem. Nawet w fazie przedogniowej, w czasie aktywnego
poszukiwania celu Quicksilver pozostawał nie wy kry walny.
„Trzydzieści sekund przed godziną T platforma rozpoczęła proces ładowania...".
Margaret zerknęła w bok i zobaczyła, Ŝe Vanovich z napięciem ściska reling.
Rozumiała, co generał czuje. Fiasko pierwszego próbnego testu Quicksilvera mogłoby
zagrozić niezaleŜnej kontroli nad projektem, jaką sprawował, i być moŜe nawet jego
pozycji szefa agencji.
Dziesięć sekund przed godziną T Margaret usłyszała ryk pocisku Tomahawk, który
wystrzelono z Valley Forge. Pięć sekund później doszedł ją jeszcze głośniejszy huk
eksplozji i brzęczenie towarzyszące drganiom pokładu, które były skutkiem odpalenia
pocisku przeciwokrętowego Harpoon.
„...cztery... trzy... proces realizacji zadania został rozpoczęty... platforma
przystępuje do akcji dokładnie o T zero, zero".
Quicksilver zaatakował obiekt.
Margaret choć wydawała się zupełnie spokojna, wstrzymała oddech i z uwagą
patrzyła przez lornetkę. Wiedziała jednak, Ŝe nic dramatycznego nie zobaczy, bo na
tym przecieŜ polegała istota tej próby.
Harpoon znajdował się poza zasięgiem jej wzroku, dostrzegła natomiast pocisk
Tomahawk wystrzelony z Valley Forge - ślizgał się po powierzchni oceanu w kierunku
Shiloha.
Zagryzła wargę. Shiloh sprawiał wraŜenie, jakby nic mu się nie stało. Światła
okrętu-celu, które w momencie ataku Quicksilvera powinny zamrugać i zgasnąć, nadal
świeciły, wyraźnie widoczne.
Zupełnie zbędne wydawało się potwierdzenie przez interkom złych wieści: „O
godzinie T i pięć minut nie zarejestrowano Ŝadnego efektu. Egida Shiloha jest nadal
całkowicie sprawna".
23
Margaret nie miała odwagi spojrzeć na generała. Patrzyła przez lornetkę na
powierzchnię oceanu, obserwując fontannę wody w miejscu, gdzie Tomahawk z Valley
Forge po wyczerpaniu się paliwa bezpiecznie wpadł do morza - tak jak podczas
poprzednich próbnych testów.
Tak więc Quicksilver okazał się poraŜką. Osiem lat pracy Vanovicha poszło na
marne. Nad masztem Shiloha nie pojawił się nawet wątły błysk.
- Generale - zaczęła - bardzo mi przykro. Ja...
Przez Shiloha przebiegła srebrna błyskawica. Margaret ujrzała olbrzymią, migotliwą
powierzchnię liczącą dziesiątki metrów szerokości i całe kilometry wysokości,
która nagle połączyła niebo z ziemią. W jednej chwili Shiloh został spowity pajęczyną
niebieskobiałych, świetlistych nitek. Cała ta scena z powodu odległości była
niesamowicie cicha.
Margaret spojrzała na Vanovicha, czekając na jakieś wyjaśnienie. Jak to moŜliwe,
Ŝe nastąpiło aŜ tak silne wyładowanie? Podczas odpraw generał podkreślał, Ŝe
maksymalna moc Quicksilvera moŜe być mierzona zaledwie w dziesiątkach kilowatów,
co wystarczy do spalenia budynku, ale to wszystko.
Potem nad Valley Forge przetoczyła się pierwsza potęŜna fala dźwiękowa. W
jękliwym huku utonęły niezrozumiałe, pełne zdumienia okrzyki oficerów
zgromadzonych na pokładzie obserwacyjnym.
Margaret odwróciła się w samą porę, by zobaczyć, jak waŜący prawie dziewięć i pół
tysiąca ton Shiloh unosi się pięć, potem dziesięć metrów nad falami, a spod jego
odsłoniętego kadłuba wytryska woda.
Nagle kadłub okrętu rozpadł się jak rozbite szkło, a poszarpane brzegi kaŜdej jego
części rozjarzyły się aureolą wyładowań.
Potem okręt-cel zniknął wśród powtarzających się bezdźwięcznych błysków
wybuchów, gdy w jednej chwili zapaliły się wszystkie jego zasoby broni.
W miejscu Shiloha pojawił się słup ognia. Generał Vanovich, stojący sztywno przy
relingu, oniemiał, podobnie jak pozostali obserwatorzy na Valley Forge.
Quicksilver miał przerwać obwody elektryczne komputerów i spowodować prze-
ciąŜenie transformatorów - unieruchomić urządzenia elektroniczne, a nie je zniszczyć.
Margaret zadrŜała, gdy ognista chmura wypuściła pęczniejące wiązki intensywnego
światła. Szaleńczo szybka błyskawica wspięła się w górę, by dosięgnąć pocisku
Harpoon i ściągnąć go z nieba. Następna przecięła pięciomilowy odcinek dzielący
unicestwionego Shiloha od Valley Forge.
Usłyszała ostrzegawczy krzyk Vanovicha i w tej samej chwili została ciśnięta na
deski pokładu obserwacyjnego, jakby wymierzył jej cios przetaczający się grzmot.
Przygniótł ją i ogłuszył, otaczając całe ciało dźwiękiem tak intensywnym, Ŝe nie tylko
go słyszała, ale wręcz odczuła.
Twardy pokład zadrŜał pod jej rozrzuconymi rękami. Poczuła dalsze eksplozje,
znów usłyszała krzyki. Uniosła głowę, by odszukać wzrokiem generała, ale iskrząca się
mgła spowiła wszystko dokoła.
Przez moment wydawało jej się, Ŝe wciąga w płuca światło, a nie powietrze.
Instynktownie wzięła głębszy oddech i poczuła, Ŝe pali ją w gardle. Pochwyciła
24
w nozdrza woń ozonu. Wtedy, jakby za naciśnięciem guzika, atak Quicksilvera dobiegł
końca.
Margaret podniosła się niepewnie. W uszach wciąŜ dźwięczało jej echo grzmotu.
Opierając się na relingu, spojrzała na ocean. Kłębiasty obłok rozsnuwał się teraz jak
lśniąca mgła nad słupem dymu i płonącymi szczątkami okrętu. Pogrzebowy stos
trzystusześćdziesięcioczteroosobowej załogi.
Vanovich chwiejnie stanął przy relingu obok niej. śadne nie odwaŜyło się odezwać.
Oboje spojrzeli na błękit nieba, znowu czystego, spokojnego, bez skazy.
Niewidoczny, oddalony juŜ o całe mile, Quicksilver leciał dalej w ciszy, nie-
wzruszenie, po swojej orbicie nad Ziemią. Cierpliwie czekał na rozkazy, które
ponownie przywrócą go do Ŝycia.
Lecz nie jako system obronny. Jako broń ofensywną. I wszystko, co Margaret
wiedziała o dziejach świata i rozwoju wojskowości, mówiło jej, Ŝe broń o takiej
skuteczności nie pozostanie długo w spoczynku.
Świat zmieni się niewątpliwie, ale nie tak, jak tego sobie Ŝyczył generał Vanovich.
O następnym kroku miał juŜ zdecydować Pentagon.
ZACHMURZENIE
Niedziela, 19 czerwca
Sześć miesięcy później
Rozdział pierwszy
Akademia Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych,
Annapolis, Maryland
Ukradziono jej bieliznę.
Kolejny raz.
Amy „Nuke" Bethune zaklęła jak marynarz, którym miała nadzieję pewnego dnia
zostać. Szła szybko pustym korytarzem trzeciego piętra w Skrzydle Trzecim Bancroft
Hall, a za nią powiewały poły szlafroka, który kurczowo przytrzymywała. Na marne
poszły trzy lata w Akademii Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych i wszystko,
co robiła, by wypracować sobie taką samą pozycję jak reszta kolegów. WciąŜ spotykało
ją coś takiego.
Nie ze strony męŜczyzn. Ze strony innych kobiet.
Zatrzymała się przed drzwiami pokoju aspirantki Anniki Marsh, ślizgając się na
wypastowanym linoleum. Nazwisko Marsh i rok ukończenia przez nią uczelni wyryte
były na białej plastikowej tabliczce, której kolor stanowił ostrzeŜenie dla innych
aspirantów, Ŝe mieszka tu osoba płci Ŝeńskiej. MęŜczyźni mieli na drzwiach tabliczki
koloru czarnego.
Amy wybrała ten pokój z dwóch powodów, przede wszystkim jednak dlatego, Ŝe
jego mieszkanka miała zbliŜone do niej wymiary. Wiedziała doskonale, Ŝe niektórzy
uznaliby jej czyn za pogwałcenie kodeksu honorowego akademii - uroczystej przysięgi
składanej przy ślubowaniu, Ŝe nigdy nie będzie się kłamać, oszukiwać i kraść. Ale nie
widziała innego sposobu, by wywiązać się z dzisiejszych obowiązków. Poza tym
kodeks honorowy głosił takŜe, Ŝe aspiranci powinni dzielić się swoją własnością z
innymi. Nie będzie to zatem kradzieŜ - pomyślała Amy - tylko wynikająca z
konieczności poŜyczka. Dzięki temu rozróŜnieniu to, co zamierzała zrobić, wydawało
się w jakimś stopniu usprawiedliwione. Niestety w niewielkim.
Amy zdecydowanie nacisnęła metalową płytkę i wielkie, cięŜkie drzwi ustąpiły.
Wśród czterech tysięcy aspirantów akademii panowało takie wzajemne zaufanie, Ŝe
Ŝaden z pokojów nie był zamykany na klucz, z wyjątkiem dłuŜszych nieobecności
mieszkańców albo przerw wakacyjnych. Biorąc jednak pod uwagę, Ŝe Marsh prawie na
pewno uczestniczyła w kradzieŜy bielizny, Amy była zdziwiona, Ŝe koleŜanka nie
przygotowała się na rewanŜ.
29
Pokój Marsh miał rozmiar małej, po spartańsku urządzonej kawalerki - tak
wyglądały wszystkie pokoje w Hall. Amy zajmowała identyczny. Na przeciwległych
ścianach wisiały dwie wąskie koje, a pod nimi wbudowano biurka. Pod ścianą stały
dwie
szafy, w rogu zaś - prysznic i umywalka, niezbędne utensylia, zapewniające
maksymalną oszczędność czasu, gdy wszyscy aspiranci mieli taki sam rozkład dnia.Amy nie traciła jednak czasu na rozglądanie się po pokoju. Skierowała się od razu
do szafki przy nogach koi Marsh, starając się przy tym nie myśleć, co stanie się z dobrą
opinią 12 Kompanii, jeśli ktoś przyłapie ją na gorącym uczynku.
12 Kompania, jednostka, w której słuŜyła Amy, liczyła stu dwudziestu czterech
aspirantów, od młodszych kadetów po juniorów, i wraz z trzydziestoma pięcioma
innymi kompaniami wchodziła w skład brygady. Była sztandarową kompanią akademii
i ten zaszczytny tytuł piastowała juŜ od trzech lat. Dla Amy fakt, Ŝe kariera dwunastki
rozpoczęła się, gdy ona do niej wstąpiła, nie był zwykłym zbiegiem okoliczności.
Rywalizujące ze sobą kompanie nagradzano punktami za osiągnięcia w nauce,
ćwiczeniach sprawnościowych i przygotowaniu zawodowym. Jej popisy w salach
wykładowych i wyczyny w druŜynie pływackiej wydatnie przyczyniły się do zdobycia
przez kompanię kolejnych punktów. W zeszłym roku dwunastka zebrała ich aŜ 320,6 na
360 moŜliwych. Sukcesy Amy najwyraźniej jednak tak wpłynęły na wzrost jej notowań
wśród kolegów, Ŝe dziewczynie zaczęły ginąć podręczniki, adres e-mailowy ciągle
zmieniał hasło, a budzik - jak właśnie tego rana - przestał zasługiwać na zaufanie.
Choć akademia starała się wyszukiwać zdolnych młodych ludzi, którzy mogliby się
sprawdzić w marynarce i oddziałach piechoty morskiej, Amy przekonywała się na
własnej skórze, Ŝe jednocześnie hołdowano tu starej Ŝołnierskiej zasadzie, głoszącej
nadrzędność solidarności grupowej nad osiągnięciami indywidualnymi. Istniała gdzieś
umowna granica, kiedy pozycja wybitna przechodziła w niezaleŜność, myloną często z
arogancją. Marsh i inni uwaŜali widocznie, Ŝe Amy Bethune tę granicę przekroczyła.
Kiedy Amy w pośpiechu przetrząsała szuflady szafy Marsh, szukając bielizny,
powróciła do niej buntownicza myśl, Ŝe przecieŜ nie musi ograniczać swego dąŜenia do
kariery, które tak irytowało kolegów i przyniosło jej przydomek „Nuke" -
„Atomówka". To raczej oni powinni starać się jej dorównać.
Nic dziwnego, Ŝe niektórzy takie podejście odbierali jako aroganckie. Amy jednak
odpowiadała na to: witaj w realnym świecie. Jeśli ludziom nie podobało się, Ŝe jest
najlepsza w tym, co robi, powinni starać się ją prześcignąć. JeŜeli natomiast nie
potrafili podjąć wyzwania, mieli tylko jedno wyjście: zejść jej z drogi.
To, czego szukała, znalazła w trzeciej szufladzie od dołu. Sportowy stanik i majtki,
obie części bielizny na szczęście prosto z pralni. Pospiesznie przerzuciła resztę
garderoby, by sprawdzić, czy nie znajdzie czegoś bardziej odpowiedniego, ale do
wyboru miała tylko wciśnięty na samo dno jaskraworóŜowy komplet: przezroczysty
stanik i majtki z paseczka materiału niewiele szerszego niŜ sznurek. Zdecydowanie
nieregulaminowy.
By zostawić swoją wizytówkę, Amy zawiesiła tę frywolną weekendową bieliznę
Marsh na zielonym abaŜurze lampy, obok stojącego na biurku komputera. Była
30
bowiem pewna, Ŝe tak skandaliczny przejaw nieporządku nie zostanie poczytany Marsh
za naruszenie regulaminu. Tydzień promocji, po którym ostatni rocznik zakończył
studia, a pozostałe przeszły o stopień wyŜej, minął prawie miesiąc temu i w akademii
rozpoczęły się wakacje. Zapanował letni porządek zajęć. To oznaczało, Ŝe na uczelni
było znacznie mniej ludzi, zwłaszcza podczas weekendów, kiedy wyjeŜdŜali nawet
uczniowie szkół średnich, którzy uczestniczyli w jednym z letnich seminariów
przygotowujących do studiów. Inspekcje pokojów, tak częste podczas innych
semestrów, szczególnie jeśli chodziło o młodszych kadetów, teraz prawie się nie
zdarzały.
W tej chwili właściwie nie było tu ludzi. Większość aspirantów, która ukończyła
rok kadecki, oficjalnie zaliczała się teraz do juniorów i patrolowała porty Nowej Anglii
na nieuzbrojonym okręcie akademii, odbywała słuŜbę na jej małych, jedno Ŝaglowych
jednostkach albo teŜ brała udział we wspólnych manewrach, wzorowanych na
ćwiczeniach oddziałów piechoty morskiej. Studenci drugiego roku, którzy właśnie zdali
na trzeci, odbywali praktyki w bazie lotnictwa morskiego Pensacola, uczestniczyli w
operacjach okrętów podwodnych przy wybrzeŜach Florydy lub wraz z piechotą morską
brali udział w ćwiczeniach wojennych na bezdroŜach Wirginii. Natomiast większość
świeŜo upieczonych juniorów, jak Amy - aspirantów, którzy przeszli na czwarty, czyli
ostatni rok - słuŜyła w charakterze młodszych oficerów w operacyjnych oddziałach
floty na całym świecie. Wyjątkiem byli ochotnicy z 12 Kompanii.
Jako sztandarowa kompania akademii pełnili w ciągu roku akademickiego
specjalne, zaszczytne obowiązki, między innymi reprezentowali uczelnię podczas
oficjalnych uroczystości państwowych. A ostatnimi czasy niewiele ceremonii było tak
waŜnych i znaczących dla historii, jak dzisiejszy zjazd w Pentagonie. To właśnie z jego
powodu aŜ czterdzieści dwoje aspirantów z drugiego, trzeciego i czwartego roku
odpowiedziało na propozycję komendanta Rigby'ego. Zrezygnowali z części cennego,
trzytygodniowego urlopu, by wziąć udział w szczególnie uroczystym wydarzeniu:
ceremonii NATO z udziałem prezydenta.
KaŜdy z aspirantów wiedział, Ŝe jeśli nawet jego uczestnictwo ograniczyłoby się
wyłącznie do wskazywania miejsc róŜnym dostojnikom czy pomocy w ustawianiu
stołów, juŜ sama obecność podczas jednego z przełomowych wydarzeń nowego
stulecia zostałaby na zawsze odnotowana w karcie przebiegu słuŜby i wyróŜniałaby go.
Nie mówiąc juŜ o tym, Ŝe byłaby wspaniałą okazją do spotkania najznakomitszych
postaci polityki światowej.
Równie oczywiste było, Ŝe nie wszyscy w kompanii, a wśród nich Marsh, chcieli,
by taka przyjemność i zaszczyt spotkały właśnie Amy. CóŜ, chyba jeszcze do nich nie
dotarło, Ŝe „Nuke" Bethune nie moŜna było tak po prostu przeszkodzić. Zamierzała
uporać z problemem jak zwykle - bez niczyjej pomocy. Pełna determinacji, ściskając w
dłoni poŜyczoną bieliznę, Amy wybiegła z pokoju Marsh, a jej gołe stopy plaskały o
podłogę.
Znalazłszy się u siebie, zatrzasnęła drzwi i sprawdziła, która jest godzina. Ten gest
stawał się nawykiem kaŜdego aspiranta juŜ od chwili wstąpienia na uczelnię wojskową.
Czternaście razy w ciągu kaŜdego dnia sprawdzano obecność stu-
31
dentów akademii - musieli znajdować się o określonej godzinie w określonych
miejscach, rano na zajęciach, wieczorem w łóŜku. Punktualność weszła im w krew. I to
był dodatkowy bodziec, który zmusił Amy tego ranka do takiego pośpiechu.
Jakiekolwiek spóźnienie oznaczało brak profesjonalizmu i było niewybaczalne.
Była szósta pięćdziesiąt jeden. Autobus miał odjechać spod Macdonough Hall, od
strony morza, o siódmej. Dotarcie tam na czas było prawie niemoŜliwe. Prawie.
Amy zrzuciła z siebie szlafrok, wciągnęła przepisową bieliznę Marsh, po czym
chwyciła przygotowany biały mundur, wiszący w szafie. Zaciągnęła suwak przy
spódnicy, zawiązała dokładnie sznurowadła, co zajęło jej parę cennych sekund, a
następnie
wcisnęła czapkę na niesforne kasztanowobrązowe włosy - bardzo gęste, ale na tyle
krótko obcięte, Ŝe spełniały wymogi regulaminu, a zajmowanie się nimi nie zabierało
wiele czasu, którego i tak wciąŜ było mało. Portfel oraz wystawioną na dziś przepustkę
do Pentagonu wetknęła do wewnętrznej kieszeni bluzy i wypadła na korytarz z nie
dopiętą jeszcze koszulą. Za to była juŜ w drodze do autobusu.Zgodnie z jej przewidywaniami w Bancfroft nie było nikogo, kto mógłby zobaczyć,
jak zbiega po szerokich schodach, przytrzymując się metalowej poręczy na półpiętrach,
by sprawnie wziąć w pędzie zakręt, a bluza i koszula powiewają za nią jak peleryna o
dwóch warstwach.
Do chwili, gdy wypadła z foyer i wbiegła na kamienne schody prowadzące do
Tecumseh Court, zdąŜyła juŜ zapiąć dostateczną liczbę guzików, by wyglądało to
przyzwoicie, i mogła popędzić, ile sił w nogach. Nie zamierzała zwalniać. Wiedziała,
Ŝe musi zdobyć się na maksymalny wysiłek, bo w przeciwnym razie przegra. Albo
dopadnie autobusu, a wtedy będzie mogła złapać oddech i w drodze do Arlington
doprowadzić się do ładu, albo przegra wyścig z czasem i wszystko straci juŜ znaczenie.
A „Nuke" Bethune nigdy nie przegrywała. Nie znała nawet takiego słowa. Jednak
minutę później okazało się, Ŝe powinna je włączyć do swojego słownika.
Kiedy bez tchu wybiegła zza wschodniego skrzydła Bancroft Hall, zobaczyła, jak
błyszczący srebrnoniebieski autobus dla VIP-ów wyjeŜdŜa z parkingu Macdonough
Hall i skręca w Holloway Road.
Rzuciła się za autobusem, daremnie próbując go doścignąć. Zamachała gwałtownie
rękami i przeskoczyła z betonowej ścieŜki na skraj parkingu, krzycząc przy tym
zarówno z powodu frustracji, jak w nadziei, Ŝe zwróci na siebie uwagę kierowcy.
Pojazd jednak w ciągu paru sekund zniknął za budynkiem, a Amy, acz niechętnie, w
końcu się zatrzymała.
Jeszcze minuta i byłaby w tym autobusie. Ta bez wątpienia słuszna ocena sytuacji
była jedynym wyrazem uŜalania się nad sobą, na jaki Amy mogła sobie pozwolić.
Oblana potem, w koszuli, która straciła świeŜy wygląd, pochyliła się i opierając
ręce na kolanach, wciągnęła głęboko w płuca wilgotne powietrze. Tego dnia upał miał
osiągnąć nietypową jak na tę porę roku temperaturę trzydziestu pięciu stopni i nawet w
ten wczesny poranek gorąco było juŜ nie do wytrzymania. Ale Amy nie zaprzątała
sobie głowy tym fizycznym dyskomfortem. RozwaŜała w myśli wszelkie moŜliwe
wyjścia z sytuacji.
32
Tytuł oryginału QUICKSILVER Przekład Magdalena Słysz Projekt okładki Krzysztof Findziński Ilustracje pochodzą z wydania oryginalnego, opublikowanego przez POCKET BOOKS, a division of Simon & Schuster Inc., 1999. Redakcja i korekta Lidia Sadowska Copyright © 1999 by Softwind, Inc. Ali rights reserved, including the right to reproduce this book or portions thereof in any form whatsoever. Copyright © 2000 for the Polish edition by Wydawnictwo MAGNUM Ltd. Copyright © 2000 for the Polish translation by Wydawnictwo MAGNUM Ltd. Wydawnictwo MAGNUM sp. z o.o. 02-536 Warszawa, ul. Narbutta 25a tel./faks: 848-55-05, tel. 646-00-85 e-mail: magnum@it.com.pl www.wydawnictwo-magnum.com.pl Skład i łamanie Bernard Łabuda Studio komputerowe Wydawnictwa MAGNUM sp. z o.o. Druk i oprawa - Drukarnia Wydawnictw Naukowych S.A. Łódź, ul. świrki 2 ISBN 83-85852-57-3
JUDITH i GARFIEID REEVES-STEVENS QUICKSILVER ZNACZY ŚMIERĆ
Suzanne Reeves i Richardowi Baldwinowi, jedynym prawdziwym Amerykanom wśród nas
Pewnego dnia umysł jakiegoś naukowca stworzy urządzenie tak potęŜne, tak straszliwe i przeraŜające, Ŝe nawet człowiek, z natury wojownik, który torturuje i zadaje śmierć, na zawsze porzuci wojaczkę. Thomas Alva Edison Fundamentalna zasada obrony głosi, Ŝe naleŜy zawsze uŜywać najpotęŜniejszej broni, jaką udało się wyprodukować. Generał James Henry Burns
Instytucje i organizacje ASWC Armys Special Warfare Center, Ośrodek Specjalnego Sprzętu Wojskowego Armii CDC Continental Defence Command, Dowództwo Obrony Kontynentalnej CIA Central Intelligence Agency, Centralna Agencja Wywiadowcza COC Combat Operations Center, Bojowe Centrum Operacyjne DIA Defence Intelligence Agency, Agencja Wywiadu Obronnego DMA Defence Mapping Agency, Agencja Kartograficzna Obrony DMS Department of Military Services, Department SłuŜb Wojskowych FBI Federal Bureau of Investigation, Federalne Biuro Śledcze FEMA Federal Emergency Management Agency, Federalna Agencja do Spraw Kryzysowych NAOC National Airborne Operations Center, Narodowe Powietrznodesantowe Centrum. Operacyjne NASA National Aeronautics and Space, Administration, NATO North Atlantic Treaty Organization, Organizacja Paktu Północnoatlantyc- kiego NCA National Command Authority, Naczelne Dowództwo Narodowe NIA National Infrastructure Agency, Narodowa Agencja Spraw Wewnętrznych NIMA National Imagery and Mapping Agency, Narodowa Agencja Zdjęć i Map NMCC National Military Command Center, Narodowe Centrum Dowództwa Wojskowego NRO National Reconnaissance Office, Narodowe Biuro Rozpoznania NSA National Security Agency, Agencja Bezpieczeństwa Narodowego NSC National Security Council, Rada Bezpieczeństwa Narodowego SDIO Strategie Defence Initiative Organization, Sztab Inicjatywy Obrony Strategicznej SIOC Stategic Information and Operations Center, Strategiczny Ośrodek Infor- macyjno-Operacyjny UNSF United Nations Security Forces, Siły Bezpieczeństwa Narodów Zjednoczo nych US NSOF United States Navy Special Operations Forces, Siły Operacji Specjalnych Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych USAC United States Atlantic Command, Dowództwo Obszaru Atlantyku USASC United States Army Signal Command, Dowództwo Łączności Sił Lądo wych Stanów Zjednoczonych USSC United States Space Command, Amerykańskie Dowództwo Przestrzeni Kosmicznej WHS Washington Headquarter Services, SłuŜby Sztabu Waszyngtońskiego
SłuŜby Sztabu Waszyngtońskiego (Washington Headquarter Services — WHS) Okólnik Pentagonu nr WHS 04-02 Data: 10/05/02 Koniec waŜności: nieokreślony Dotyczy: kolejne stopnie zagroŜenia. Informacje do uzyskania przy wej ściach do Pentagonu Aby pracownicy budynku mogli zapoznać się z informacjami dotyczącymi stopnia zagroŜenia, SłuŜba Obrony rozmieści okólnik przy wszystkich wejściach do Pentagonu. PoniŜsza klasyfikacja została opracowana przez Departament Obrony, by określić stan zagroŜenia w danym miejscu (tu: Pentagon) na podstawie informacji wywiadu i innych. Stopień zagroŜenia „Normalny" Stan zagroŜenia „Charlie" brak zagroŜenia ze strony terrorystów. Zapowiedź ataku terrorystycznego lub uzyskanie Stan zagroŜenia Alfa" przez wyw iad informacji o planowanej akcji Nieokreślona bliŜej groźba działań terrorysty- terrorystycznej. cznych, mających na celu uszkodzenie urządzeń i Stan zagroŜenia „Echo" poszczególnych pomieszczeń, jak równieŜ alak na Opanowanie przez siły terrorystyczne określonych personel budynku. obiektów. Przewiduje siy podjecie środków w celu Stan zagroŜenia „Brawo" obrony zakładników i ograniczenia zdolności Określona groźba ataku terrorystycznego na terrorystów do podjęcia oporu w przypadku niezidentyfikowany obiekt. kontrataku. Stan zagroŜenia „Delta" Stan zagroŜenia „X" Atak terrorystyczny lub doniesienie wywiadu Opanowanie przez sih terrorystyczne określonych o planowanym ataku na konkretny obiekt. obiektów, których odzyskanie jest niemoŜliwe. Przewidu e siy pod ecie działań w celu zlikwidowania obiektu wraz z nieprzyjacielem - Dot. operacji "Zachmurzenie" .
Pot. operacji ..Ulewa" i ..wyniesienie Atlantydy"
ARCTIC SHADE ZA SZEŚĆ LA T USS Valley Forge, Pacyfik,4°18'szer.płn., 145°22'dł.wsch, piątek, 24 grudnia Pięć mil od celu Quicksilvera, na pokładzie obserwacyjnym przy prawej burcie USS Valley Forge, major armii Stanów Zjednoczonych, Margaret Sinclair, wciągnęła głęboko w płuca świeŜe morskie powietrze i spojrzała na jasne błękitne niebo, oczekując czegoś, co miało zmienić świat. Nawet gdy napawała się ciepłem intensywnego tropikalnego słońca, nie zapominała o obecności stojącego obok niej oficera lotnictwa, generała Milo Vanovicha. Z pobladłą od choroby morskiej twarzą, z trudem utrzymując równowagę na skutek rytmicznego opadania i wznoszenia się pokładu, spoglądał na nią, a nie na morze. - Jeszcze tylko dziesięć minut, generale, i będziemy znali odpowiedź. - Choć Margaret starała się mówić pewnym tonem, wiedziała po tylu latach wspólnej pracy, Ŝe męŜczyzna dobrze zna jej myśli. Jednak Vanovich, jakby chcąc zaprzeczyć, Ŝe odczuwa jakikolwiek niepokój, po- klepał kieszonkę bladoniebieskiej koszuli mundurowej z długimi rękawami, w której przechowywał cygaro na szczególną okazję. Taką miał być przyszły sukces. - Proszę o tym nie myśleć, pani major. Wszystko się uda. Pokład zakołysał się znowu i Margaret zauwaŜyła, Ŝe Vanovich silniej przytrzymał się relingu. Usłyszała teŜ cichy jęk, którego nie potrafił opanować. Znała swojego przyjaciela i wiedziała, jak bardzo nienawidzi oceanu, jak chciałby znaleźć się z powrotem w swoim gabinecie w Pentagonie. Poczuć pod nogami stały grunt, być z dala od - jak to określał - smrodu oleju napędowego, który przyprawiał go o mdłości, a takŜe od wszechobecnej woni morza. Tak bywało za dawnych, dobrych czasów. Teraz jednak poczucie, Ŝe powinien osobiście nadzorować przebieg testu, skłoniło go do spędzenia ostatnich trzech tygodni na oceanie. Chorował podczas tej podróŜy bardziej niŜ podczas poprzednich operacji morskich. W przeciwieństwie do niego Margaret rozkoszowała się gwałtownymi ruchami fal. W ciągu dwunastu lat słuŜby w wojsku przekonała się, Ŝe im bardziej kołysało, tym większą odczuwała przyjemność. I to właśnie był powód - dobrze o tym wiedziała - Ŝe generał zaproponował jej pracę w nowej jednostce wywiadowczej 17
wysokiego szczebla, nazwanej enigmatycznie Narodową Agencją Spraw Wew- nętrznych (National Infrastructure Agency), Jako pierwszy dyrektor NIA, Vanovich przekonał sekretarza obrony, Ŝe nowa organizacja, która miała zająć się działalnością, o jakiej nikomu dotąd nawet się nie śniło, będzie potrzebowała pracowników mających doświadczenie w czymś, czego jeszcze do tej pory nigdy nie dokonywano. Margaret była pierwsza na liście pracowników, których zamierzał zaangaŜować, i szybko awansowała do stopnia majora. Gdy okręt znowu zaczął wznosić się na fali, Margaret uspokajającym gestem połoŜyła dłoń na ramieniu generała. Wiedziała, Ŝe nie wyciągnie z tego fałszywych wniosków. W jego obecności mogła zapomnieć o swojej płci i wyglądzie. By zachować szczupłą, wysportowaną sylwetkę, trzydziestodwuletnia Margaret nadal duŜo ćwiczyła, uprawiała jogging i podnoszenie cięŜarów - trudno było wyzbyć się nawyków ukształtowanych w początkach słuŜby. Wiedziała oczywiście, Ŝe koledzy nie pozostają obojętni na jej aparycję, ale, na szczęście, próby spoufalania się, zresztą szybko przez nią ucinane, były nieliczne, a i te skończyły się juŜ po dwóch latach słuŜby. Licząca tylko sto pięćdziesiąt osiem centymetrów wzrostu, Margaret ledwie spełniała warunki, jakie stawiano przyjmowanym do armii kobietom. Potrafiła jednak przekształcić tę rzekomą wadę w atut. Choć nie mogła liczyć, by nazywano ją „Amazonką", jak to często zdarzało się wyŜszym od niej dziewczynom, w miarę upływu lat przekonała się, Ŝe to właśnie z powodu niskiego wzrostu nie musiała obawiać się rywalizacji. Większość rywali czy współzawodników - zwłaszcza na początku - po prostu nie traktowała jej powaŜnie. Ci, którzy wiedzieli o niej niewiele, uwaŜali ją za jeszcze jedną urzędniczkę w wywiadzie wojskowym. A poniewaŜ nie mogła nosić wszystkich naszywek, do jakich była uprawniona, współpracownicy nie orientowali się w jej przeszłości i dokonaniach. Margaret była zadowolona z tego kamuflaŜu. Wolała, by rywal lekcewaŜył jej umiejętności i potem był zaskoczony poraŜką, niŜ Ŝeby znal jej siłę i dobrze przy- gotował się do wałki. Generał jednak wiedział o niej wszystko. Dziesięć lat temu, przed utworzeniem agencji, kiedy Margaret była jeszcze podporucznikiem, a on pułkownikiem, obawiała się, Ŝe jego pełen uznania stosunek i poparcie, jakiego jej udzielał, mogą skrywać inne, bardziej kłopotliwe dla niej uczucia. Ale wkrótce przekonała się, Ŝe Vanovich interesuje się nią jedynie jako opiekun, a potem, w miarę jak ich wzajemne relacje słuŜbowe się umacniały, jako przyjaciel, nawet jeśli podejmowane przez niego Ŝyczliwe próby kierowania jej Ŝyciem czasami okazywały się nieporozumieniem. Margaret była świadoma, Ŝe jako przyjaciele stanowią dziwną parę i pod wieloma względami róŜnią się od siebie, na przykład pod względem przydatności do słuŜby na morzu. Mocno zbudowany i łysiejący Vanovich był od niej dwadzieścia pięć lat starszy i piętnaście centymetrów wyŜszy. Jego głowa, przypominająca kształtem pocisk, wyrastała jakby wprost z ramion, poniewaŜ osadzona była na szyi o obwodzie równym obwodowi czaszki. PotęŜna budowa myliła ludzi, którzy nie znali generała - podobnie jak w przypadku Margaret. Ci jednak, którzy wiedzieli o 18
nim więcej, nie mieli wątpliwości, Ŝe dowództwo sił powietrznych przyznało mu drugą gwiazdkę nie z powodu przydatności na polu walki. Nagrodzono w ten sposób jego przenikliwą inteligencję. „To mądra decyzja" - myślała Margaret. Taki umysł byłby bezcenny na wolnym rynku. Być moŜe nawet niebezpieczny. Przez moment ciepły wiatr ustał i powierzchnia przejrzystego zielonego oceanu wygładziła się. Gdy pokład przestał falować, Margaret zobaczyła, Ŝe generał Vanovich uśmiechnął się z ulgą. - Mówię powaŜnie - powiedział. - Będziesz zadowolona, Ŝe to widziałaś. Wiem, Ŝe niełatwo być poza domem w BoŜe Narodzenie... Ale Margaret przecząco pokręciła głową. JuŜ dawno pogodziła się z tym, Ŝe kariera wojskowa oznacza pewne wyrzeczenia. Na szczęście, rozumiało to takŜe parę osób, które były jej bliskie. - To nic takiego. Jestem dumna, Ŝe mogę tu być. Machnęła wolną ręką w stronę ośmiu oficerów na pokładzie, trzech z marynarki, trzech z lotnictwa, po jednym z wojsk lądowych i piechoty morskiej -pełniących rolę oficerów łącznikowych z agencji. Większość z nich patrzyła z napięciem przez lornetki w kierunku okrętu-celu. - Wszyscy jesteśmy dumni - dodała - pan takŜe powinien być. Vanovich uwaŜał, Ŝe dostatecznym przywilejem jest juŜ sama słuŜba krajowi, o czym Margaret dobrze wiedziała. Uznała jednak, Ŝe odrobina poczucia dumy jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Za nią odezwał się okrętowy system łączności wewnętrznej: „W ósmej minucie przed godziną T platforma zakończyła drugi etap transferu Hohmanna, a obecnie zbliŜa się do zasięgu Alfa". Margaret odwróciła się i spojrzała w kierunku północno-zachodnim, na dziwnie spokojne tropikalne niebo z białymi kłębiastymi obłokami. Niewidoczny obiekt o kryptonimie „Quicksilver", naleŜący do programu generała Vanovicha, mający zasięg trzech tysięcy ośmiuset kilometrów, który poruszał się cicho i nieubłaganie po orbicie trzysta dwadzieścia kilometrów nad Ziemią, juŜ się zbliŜał. Cierpliwie czekał na rozkazy, które miały go oŜywić. Margaret zamknęła oczy, by ujrzeć go w wyobraźni, i jednocześnie przypomniała sobie chwilę, gdy pierwszy raz zobaczyła model Quicksilvera w hangarze w Vandenburgu. Nie licząc podobnych do skrzydeł baterii słonecznych, jego główny korpus miał około dwa i pół metra szerokości i trzynaście metrów długości. WaŜył cztery i pół tony i był pokryty graniastymi płytkami z włókna węglowego, na które napylono metalową powłokę, by rozpraszały i pochłaniały promienie radarowe równie skutecznie jak powierzchnia myśliwca Stealth. DuŜy ząbkowany dzwon z tego samego materiału maskował główną wyrzutnię platformy, by ukryć promieniowanie podczerwone, emitowane podczas manewrów. Quicksilver był niewidzialny nie tylko dla ludzkiego oka. Był niewidzialny w całym spektrum elektromagnetycznym. Podczas tego pierwszego testu znano dokładną pozycję orbitalną platformy jedynie dzięki temu, Ŝe przez system satelitarny Milstar pozostawała w łączności z punktem kontroli naziemnej Arctic Shade w Punkcie J, najlepiej strzeŜonym ośrodku dowodzenia Pentagonu. 19
Ponownie odezwał się interkom: „W siódmej minucie przed godziną T USS Shiloh zgłasza, Ŝe wszystkie systemy Egidy są gotowe do akcji". Margaret zauwaŜyła, jak Vanovich pospiesznie zdjął rękę z relingu, by skierować lornetkę ku celowi. Sama takŜe przesunęła nieco ku horyzontowi lornetkę ze stabilizatorem obrazu, odgarnąwszy przedtem kilka pasemek jasnych włosów, które wysunęły się z jej ciasno upiętego koka. Na początku nie widziała nic poza połyskującą mozaiką fal, w których odbijało się słońce. Przez chwilę wyobraziła sobie, Ŝe idzie boso po rozgrzanym piasku - była to wizja błogiego wypoczynku. „MoŜe w przyszłym miesiącu - pomyślała - gdy będzie po wszystkim". Nie miała prawdziwych wakacji od dwóch lat - od czasu krótkiego, ale pełnego wraŜeń urlopu, który spędziła na Hawajach z oficerem NATO, studiującym w agencji taktyki antyterrorystyczne. Po raz pierwszy w Ŝyciu dopuściła do głosu serce, a nie rozum. Ale nawet wtedy - musiała przyznać uczciwie - pozwoliła sobie na to, poniewaŜ od początku była świadoma, Ŝe praktyka, którą jej adorator odbywał w Pentagonie, potrwa tylko sześć miesięcy, a potem na zawsze straci go z oczu. I bez niego miała wystarczająco duŜo problemów. „Przynajmniej mam jakiegoś faceta, na którego mogę liczyć" - pomyślała. Wie- działa, Ŝe jej przyjaciel chętnie skorzysta z okazji, by za miesiąc lub dwa wyjechać z nią do jakichś ciepłych krajów. W tym samym momencie Margaret dostrzegła cel. Widziany przez lornetkę w skróconej perspektywie USS Shiloh wyglądał jak szary rozmazany cień, z masztami na kadłubie i nadbudową usianą migocącymi światłami punktowymi o duŜym natęŜeniu, które zainstalowano specjalnie dla celów tego testu. Podobnie jak Valley Forge, był to krąŜownik klasy Ticonderoga, jeden z najnowocześniejszych okrętów wojennych na świecie. Miał sto siedemdziesiąt dwa metry długości, szesnaście metrów szerokości, a wierzchołek jego masztu wznosił się prawie czterdzieści pięć metrów nad powierzchnią morza.Oba maszty, główny i dziobowy, wyraźnie świadczyły, Ŝe jednostka naleŜy do sprzętu wojskowego najnowszej generacji i powstała w czasach, w których wynik wojny tyleŜ samo zaleŜy od informacji, co od tradycyjnej broni. Dla niewprawnego oka te ciemne maszty były gęstwą jeŜących się anten, z szarą kopułą stacji radiolokacyjnej i dwoma mikrofalowymi dyskami o średnicy dwóch metrów, umieszczonymi na groźnie wyglądającej, pudełkowatej przedniej nadbudówce o białych ścianach. Anteny, wraz z innymi urządzeniami skupionymi w pobliŜu mostka, były częścią okrętowego systemu bojowego Egida, stanowiącego być moŜe najbardziej skomplikowany i najskuteczniejszy system ostrzegania, oceny zagroŜenia i reakcji, jakim dysponowała marynarka. Margaret wiedziała, Ŝe Shiloh przeszukuje teraz morze i obszar powietrzny z taką dokładnością, Ŝe mógłby wykryć pocisk rozmiaru piłki noŜnej, zbliŜający się z odległości pięciuset mil, i automatycznie wybrać najwłaściwszy sposób unieszkodliwienia go. Miał do dyspozycji szesnaście pocisków samo sterujących Tomahawk, sto dwadzieścia pocisków 2MR typu woda-powietrze, działa morskie o zasięgu czternastu mil i komputerowo sterowany system dział Phalanx Mark 15, który co minutę wystrzeliwał trzy tysiące pocisków kalibru 53 na odległość mili. 20
By mieć pewność, Ŝe Shiloh wykorzysta wszystkie moŜliwości, w eksperymencie Arctic Shade brał udział jeszcze trzeci okręt. Okręt podwodny typu Los Angeles, Baton Rouge, znajdujący się dwadzieścia mil dalej na głębokości trzydziestu metrów, właśnie wziął Shiloh a na cel za pomocą swego aktywnego hydrolokatora. W odpowiedzi Shiloh wystawił cel pozorny Nixie AN/SLQ i zajął pozycję, by wystrzelić własne torpedy. Do akcji przeciwko Shilohowi miał takŜe wkroczyć Valley Forge - po to, by stworzyć moŜliwie najwierniejszą symulację zamieszania bitewnego: atmosfery za- groŜenia, kiedy poziom adrenaliny podnosi się, wszystko dzieje się naraz, nic nie przebiega zgodnie z planem, a chwila wahania moŜe kosztować Ŝycie setek ludzi. Zespół kontroli ogniowej Valley Forge gotów był do wystrzelenia na dziesięć sekund przed godziną T jednego z niedawno przystosowanych pocisków Tomahawk do ataku lądowego. Drugi zespół juŜ wycelował w Shiloha pocisk przeciwokrętowy Harpoon i miał go odpalić pięć sekund przed godziną T. Na wszelki wypadek oba pociski uzbrojone były w głowice wypełnione piaskiem, a ich zapas paliwa obliczono tak, by Ŝaden z nich nie osiągnął celu. Torpedy Baton Rouge i Shiloha były podobnie przygotowane. Planowano, Ŝe Shiloh wystrzeli swój pocisk Tomahawk z podmienioną głowicą dziewięćdziesiąt sekund przed godziną T. Miał się zatrzymać w odległości mili od Valley Forge, zanim wyczerpie mu się paliwo. Dokładnie o godzinie T wszystkie fazowe czujniki radarowe okrętu będą zajęte śledzeniem znajdujących się w pobliŜu obiektów, podobnie zresztą jak systemy obserwacji powierzchniowej oraz kontroli ogniowej. By poddać wszystkie systemy komunikacji i przetwarzania danych na Shilohu jeszcze ostrzejszej próbie, zamierzano uruchomić jeden z dwóch śmigłowców Sikorsky SH-60B Seahawk, który znajdował się na tylnym lądowisku okrętu, tak by pracował wirnik, ale maszyna pozostawała w miejscu, zabezpieczona systemem zaczepów. Jeśli plan Arctic Shade przebiegałby pomyślnie, o godzinie T działałby kaŜdy element połączonych systemów ataku i obrony Shiloha. Jego trzy generatory pracowałyby pełną mocą, wytwarzając dwa i pół tysiąca kilowatów. Cała załoga, licząca trzystu sześćdziesięciu czterech ludzi, miała znajdować się na stanowiskach alarmowych, gotowa do akcji.I jeśli wszystko potoczyłoby się zgodnie z przewidywaniami generała Vanovicha, dziesięć sekund po godzinie T jeden z najnowocześniejszych okrętów wojennych armii Stanów Zjednoczonych stałby się bezuŜyteczną stalową konstrukcją, unoszącą się bezwolnie na falach i niezdolną przedsięwziąć juŜ Ŝadnej akcji zaczepnej, choć cała załoga wyszłaby bez szwanku. - Dziś zakończy się epoka broni masowej zagłady - oświadczył tego rana przy śniadaniu generał Vanovich. - Stanęliśmy u progu epoki masowego unieszkodliwiania. Margaret wiedziała jednak, Ŝe na unieszkodliwianiu nigdy się nie kończyło, był to zaledwie początek zagłady - dowiodła tego historia wojskowości. Podczas dyskusji, jakie prowadzili od czasu, gdy generał przedstawił jej swoją rewolucyjną 21
koncepcję, twierdziła, Ŝe Quicksilver, choć rzeczywiście stanowił ogromny krok naprzód w technice wojennej, będzie jedynie następnym, logicznym etapem w ewolucji amerykańskiego systemu obrony. Jeśli próba przeprowadzana tego dnia okaŜe się udana, świat na pewno się zmieni, ale zdaniem Margaret nie dlatego, Ŝe rozpocznie się nowa era. Zmieni się, bo Stany Zjednoczone znajdą się w posiadaniu nowego systemu obronnego i w ten sposób wyprzedzą o całe dziesięciolecia potencjalnych wrogów, a kula ziemska stanie się na jakiś czas bezpieczniejszym miejscem do Ŝycia. Doświadczenie mówiło jej takŜe, Ŝe postępy w doskonaleniu broni nigdy nie przyniosły trwałego pokoju, pozwalały tylko na chwilę wytchnienia. Choć generał miał szczerą nadzieję, Ŝe jego wynalazek przyczyni się do zakończenia wojen, nie był pierwszym z ludzi, którzy tego pragnęli. I według Margaret, która nie miała w tej kwestii Ŝadnych wątpliwości - na pewno nie ostatnim. Za jej plecami otworzyła się pokrywa luku i na pokład wyszedł kolejny oficer. Przez chwilę Margaret słyszała cichy szum spokojnych, pewnych głosów z mostka kapitańskiego, które informowały o stanie uzbrojenia, aktualnych danych systemowych i prędkości końcowej platformy. Ze względów bezpieczeństwa podczas próby nie wymawiano głośno kryptonimu „Quicksilver". Spośród ośmiuset dwudziestu czterech osób, biorących bezpośredni udział w teście Arctic Shade, zaledwie dwadzieścia sześć, oprócz Margaret i generała, znało prawdziwy jego cel. Wszyscy inni sądzili, Ŝe testowany jest satelitarny system wywiadowczy. Nawet w Pentagonie, poza trzema wicedyrektorami agencji, którzy musieli zostać wtajemniczeni, tylko kilku wybranych wiedziało, jakie ćwiczenia tego dnia przeprowadza na Pacyfiku generał Vanovich. Interkom przyniósł kolejną informację: „Minutę i pięćdziesiąt sekund przed godzinną T Baton Rouge potwierdza wystrzelenie torpedy". Łysina na głowie Vanovicha poczerwieniała. TakŜe Margaret, choć jej entuzjazm dla znaczenia projektu zwierzchnika był nieco mniejszy, poczuła przyspieszone bicie serca. W ciągu ostatnich dziesięciu dni oboje z generałem obserwowali przebieg trzech próbnych ćwiczeń Arctic Shade z udziałem okrętów i broni, z tym samym korowodem procedur. W dzisiejszym teście po raz pierwszy zamierzano poddać próbie moŜliwości Quicksilvera. Margaret zobaczyła przez lornetkę, Ŝe nad szarą sylwetką Shiloha pojawił się pióropusz białego dymu i czerwony płomień. „Dziewięćdziesiąt sekund przed godziną T Egida potwierdza wystrzelenie przez Shiloha pocisku Tomahawk". Margaret wypuściła z ręki lornetkę, która zawisła na pasku. - Zaczęło się. Lepiej zobaczy pan to wewnątrz, na ekranach. Vanovich jednak pokręcił przecząco głową. - Później obejrzę taśmy. Chcę to zobaczyć na własne oczy. Margaret rozumiała jego decyzję. Generał wstąpił do lotnictwa prawie trzydzieści lat temu, jeszcze w czasach, kiedy szybko ulegające zniszczeniu satelity szpiegowskie wy- rzucały kapsuły z naświetlonymi filmami, a rewolucja elektroniczna w zakresie zdobywania informacji zaledwie rysowała się na horyzoncie. Po studiach doktoranckich pracował na Politechnice Massachusetts i Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych zwerbo- 22
wały go ze względu na przenikliwy umysł. Choć często powtarzał, Ŝe dziedzina, w której się specjalizował, bardzo zmieniła się przez te wszystkie lata, ewoluując od lutowanych ręcznie układów elektronicznych po dzisiejszą nanoinŜynierię i wirtualną rzeczywistość, to niezmiennie wychwalał zalety osobistego nadzoru pewnych spraw. W tym jednak przypadku Margaret nie podzielała w pełni jego stanowiska co do zasadniczej kwestii. - A będzie co oglądać? - MoŜe łuki elektryczne przy masztach. ZaleŜy, jak długo platforma pozostanie w kontakcie. Symulacje odbywały się w zbyt małej skali, by mogły być miarodajne. „Na minutę przez godziną T wszystkie systemy na wszystkich okrętach będą gotowe do akcji. Platforma znajduje się w odległości trzystu mil i zbliŜa się z prędkością piętnastu tysięcy sześciuset węzłów". Margaret znowu uniosła lornetkę do oczu. Ujrzała obłok pyłu, który nagle otoczył Shiloha: cel pozorny dla promieni podczerwonych i odbijacze dipolowe do zakłócania radiolokacji, mające zdezorientować czujniki broni powietrznej, wymierzonej w okręt. „Czterdzieści pięć sekund przed godziną T telemetria platformy zgłasza, Ŝe na- mierzyła cel. śadnej reakcji ze strony systemu komputerowego Shiloha. Margaret była pod wraŜeniem. Nawet w fazie przedogniowej, w czasie aktywnego poszukiwania celu Quicksilver pozostawał nie wy kry walny. „Trzydzieści sekund przed godziną T platforma rozpoczęła proces ładowania...". Margaret zerknęła w bok i zobaczyła, Ŝe Vanovich z napięciem ściska reling. Rozumiała, co generał czuje. Fiasko pierwszego próbnego testu Quicksilvera mogłoby zagrozić niezaleŜnej kontroli nad projektem, jaką sprawował, i być moŜe nawet jego pozycji szefa agencji. Dziesięć sekund przed godziną T Margaret usłyszała ryk pocisku Tomahawk, który wystrzelono z Valley Forge. Pięć sekund później doszedł ją jeszcze głośniejszy huk eksplozji i brzęczenie towarzyszące drganiom pokładu, które były skutkiem odpalenia pocisku przeciwokrętowego Harpoon. „...cztery... trzy... proces realizacji zadania został rozpoczęty... platforma przystępuje do akcji dokładnie o T zero, zero". Quicksilver zaatakował obiekt. Margaret choć wydawała się zupełnie spokojna, wstrzymała oddech i z uwagą patrzyła przez lornetkę. Wiedziała jednak, Ŝe nic dramatycznego nie zobaczy, bo na tym przecieŜ polegała istota tej próby. Harpoon znajdował się poza zasięgiem jej wzroku, dostrzegła natomiast pocisk Tomahawk wystrzelony z Valley Forge - ślizgał się po powierzchni oceanu w kierunku Shiloha. Zagryzła wargę. Shiloh sprawiał wraŜenie, jakby nic mu się nie stało. Światła okrętu-celu, które w momencie ataku Quicksilvera powinny zamrugać i zgasnąć, nadal świeciły, wyraźnie widoczne. Zupełnie zbędne wydawało się potwierdzenie przez interkom złych wieści: „O godzinie T i pięć minut nie zarejestrowano Ŝadnego efektu. Egida Shiloha jest nadal całkowicie sprawna". 23
Margaret nie miała odwagi spojrzeć na generała. Patrzyła przez lornetkę na powierzchnię oceanu, obserwując fontannę wody w miejscu, gdzie Tomahawk z Valley Forge po wyczerpaniu się paliwa bezpiecznie wpadł do morza - tak jak podczas poprzednich próbnych testów. Tak więc Quicksilver okazał się poraŜką. Osiem lat pracy Vanovicha poszło na marne. Nad masztem Shiloha nie pojawił się nawet wątły błysk. - Generale - zaczęła - bardzo mi przykro. Ja... Przez Shiloha przebiegła srebrna błyskawica. Margaret ujrzała olbrzymią, migotliwą powierzchnię liczącą dziesiątki metrów szerokości i całe kilometry wysokości, która nagle połączyła niebo z ziemią. W jednej chwili Shiloh został spowity pajęczyną niebieskobiałych, świetlistych nitek. Cała ta scena z powodu odległości była niesamowicie cicha. Margaret spojrzała na Vanovicha, czekając na jakieś wyjaśnienie. Jak to moŜliwe, Ŝe nastąpiło aŜ tak silne wyładowanie? Podczas odpraw generał podkreślał, Ŝe maksymalna moc Quicksilvera moŜe być mierzona zaledwie w dziesiątkach kilowatów, co wystarczy do spalenia budynku, ale to wszystko. Potem nad Valley Forge przetoczyła się pierwsza potęŜna fala dźwiękowa. W jękliwym huku utonęły niezrozumiałe, pełne zdumienia okrzyki oficerów zgromadzonych na pokładzie obserwacyjnym. Margaret odwróciła się w samą porę, by zobaczyć, jak waŜący prawie dziewięć i pół tysiąca ton Shiloh unosi się pięć, potem dziesięć metrów nad falami, a spod jego odsłoniętego kadłuba wytryska woda. Nagle kadłub okrętu rozpadł się jak rozbite szkło, a poszarpane brzegi kaŜdej jego części rozjarzyły się aureolą wyładowań. Potem okręt-cel zniknął wśród powtarzających się bezdźwięcznych błysków wybuchów, gdy w jednej chwili zapaliły się wszystkie jego zasoby broni. W miejscu Shiloha pojawił się słup ognia. Generał Vanovich, stojący sztywno przy relingu, oniemiał, podobnie jak pozostali obserwatorzy na Valley Forge. Quicksilver miał przerwać obwody elektryczne komputerów i spowodować prze- ciąŜenie transformatorów - unieruchomić urządzenia elektroniczne, a nie je zniszczyć. Margaret zadrŜała, gdy ognista chmura wypuściła pęczniejące wiązki intensywnego światła. Szaleńczo szybka błyskawica wspięła się w górę, by dosięgnąć pocisku Harpoon i ściągnąć go z nieba. Następna przecięła pięciomilowy odcinek dzielący unicestwionego Shiloha od Valley Forge. Usłyszała ostrzegawczy krzyk Vanovicha i w tej samej chwili została ciśnięta na deski pokładu obserwacyjnego, jakby wymierzył jej cios przetaczający się grzmot. Przygniótł ją i ogłuszył, otaczając całe ciało dźwiękiem tak intensywnym, Ŝe nie tylko go słyszała, ale wręcz odczuła. Twardy pokład zadrŜał pod jej rozrzuconymi rękami. Poczuła dalsze eksplozje, znów usłyszała krzyki. Uniosła głowę, by odszukać wzrokiem generała, ale iskrząca się mgła spowiła wszystko dokoła. Przez moment wydawało jej się, Ŝe wciąga w płuca światło, a nie powietrze. Instynktownie wzięła głębszy oddech i poczuła, Ŝe pali ją w gardle. Pochwyciła 24
w nozdrza woń ozonu. Wtedy, jakby za naciśnięciem guzika, atak Quicksilvera dobiegł końca. Margaret podniosła się niepewnie. W uszach wciąŜ dźwięczało jej echo grzmotu. Opierając się na relingu, spojrzała na ocean. Kłębiasty obłok rozsnuwał się teraz jak lśniąca mgła nad słupem dymu i płonącymi szczątkami okrętu. Pogrzebowy stos trzystusześćdziesięcioczteroosobowej załogi. Vanovich chwiejnie stanął przy relingu obok niej. śadne nie odwaŜyło się odezwać. Oboje spojrzeli na błękit nieba, znowu czystego, spokojnego, bez skazy. Niewidoczny, oddalony juŜ o całe mile, Quicksilver leciał dalej w ciszy, nie- wzruszenie, po swojej orbicie nad Ziemią. Cierpliwie czekał na rozkazy, które ponownie przywrócą go do Ŝycia. Lecz nie jako system obronny. Jako broń ofensywną. I wszystko, co Margaret wiedziała o dziejach świata i rozwoju wojskowości, mówiło jej, Ŝe broń o takiej skuteczności nie pozostanie długo w spoczynku. Świat zmieni się niewątpliwie, ale nie tak, jak tego sobie Ŝyczył generał Vanovich. O następnym kroku miał juŜ zdecydować Pentagon.
ZACHMURZENIE Niedziela, 19 czerwca Sześć miesięcy później
Rozdział pierwszy Akademia Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych, Annapolis, Maryland Ukradziono jej bieliznę. Kolejny raz. Amy „Nuke" Bethune zaklęła jak marynarz, którym miała nadzieję pewnego dnia zostać. Szła szybko pustym korytarzem trzeciego piętra w Skrzydle Trzecim Bancroft Hall, a za nią powiewały poły szlafroka, który kurczowo przytrzymywała. Na marne poszły trzy lata w Akademii Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych i wszystko, co robiła, by wypracować sobie taką samą pozycję jak reszta kolegów. WciąŜ spotykało ją coś takiego. Nie ze strony męŜczyzn. Ze strony innych kobiet. Zatrzymała się przed drzwiami pokoju aspirantki Anniki Marsh, ślizgając się na wypastowanym linoleum. Nazwisko Marsh i rok ukończenia przez nią uczelni wyryte były na białej plastikowej tabliczce, której kolor stanowił ostrzeŜenie dla innych aspirantów, Ŝe mieszka tu osoba płci Ŝeńskiej. MęŜczyźni mieli na drzwiach tabliczki koloru czarnego. Amy wybrała ten pokój z dwóch powodów, przede wszystkim jednak dlatego, Ŝe jego mieszkanka miała zbliŜone do niej wymiary. Wiedziała doskonale, Ŝe niektórzy uznaliby jej czyn za pogwałcenie kodeksu honorowego akademii - uroczystej przysięgi składanej przy ślubowaniu, Ŝe nigdy nie będzie się kłamać, oszukiwać i kraść. Ale nie widziała innego sposobu, by wywiązać się z dzisiejszych obowiązków. Poza tym kodeks honorowy głosił takŜe, Ŝe aspiranci powinni dzielić się swoją własnością z innymi. Nie będzie to zatem kradzieŜ - pomyślała Amy - tylko wynikająca z konieczności poŜyczka. Dzięki temu rozróŜnieniu to, co zamierzała zrobić, wydawało się w jakimś stopniu usprawiedliwione. Niestety w niewielkim. Amy zdecydowanie nacisnęła metalową płytkę i wielkie, cięŜkie drzwi ustąpiły. Wśród czterech tysięcy aspirantów akademii panowało takie wzajemne zaufanie, Ŝe Ŝaden z pokojów nie był zamykany na klucz, z wyjątkiem dłuŜszych nieobecności mieszkańców albo przerw wakacyjnych. Biorąc jednak pod uwagę, Ŝe Marsh prawie na pewno uczestniczyła w kradzieŜy bielizny, Amy była zdziwiona, Ŝe koleŜanka nie przygotowała się na rewanŜ. 29
Pokój Marsh miał rozmiar małej, po spartańsku urządzonej kawalerki - tak wyglądały wszystkie pokoje w Hall. Amy zajmowała identyczny. Na przeciwległych ścianach wisiały dwie wąskie koje, a pod nimi wbudowano biurka. Pod ścianą stały dwie szafy, w rogu zaś - prysznic i umywalka, niezbędne utensylia, zapewniające maksymalną oszczędność czasu, gdy wszyscy aspiranci mieli taki sam rozkład dnia.Amy nie traciła jednak czasu na rozglądanie się po pokoju. Skierowała się od razu do szafki przy nogach koi Marsh, starając się przy tym nie myśleć, co stanie się z dobrą opinią 12 Kompanii, jeśli ktoś przyłapie ją na gorącym uczynku. 12 Kompania, jednostka, w której słuŜyła Amy, liczyła stu dwudziestu czterech aspirantów, od młodszych kadetów po juniorów, i wraz z trzydziestoma pięcioma innymi kompaniami wchodziła w skład brygady. Była sztandarową kompanią akademii i ten zaszczytny tytuł piastowała juŜ od trzech lat. Dla Amy fakt, Ŝe kariera dwunastki rozpoczęła się, gdy ona do niej wstąpiła, nie był zwykłym zbiegiem okoliczności. Rywalizujące ze sobą kompanie nagradzano punktami za osiągnięcia w nauce, ćwiczeniach sprawnościowych i przygotowaniu zawodowym. Jej popisy w salach wykładowych i wyczyny w druŜynie pływackiej wydatnie przyczyniły się do zdobycia przez kompanię kolejnych punktów. W zeszłym roku dwunastka zebrała ich aŜ 320,6 na 360 moŜliwych. Sukcesy Amy najwyraźniej jednak tak wpłynęły na wzrost jej notowań wśród kolegów, Ŝe dziewczynie zaczęły ginąć podręczniki, adres e-mailowy ciągle zmieniał hasło, a budzik - jak właśnie tego rana - przestał zasługiwać na zaufanie. Choć akademia starała się wyszukiwać zdolnych młodych ludzi, którzy mogliby się sprawdzić w marynarce i oddziałach piechoty morskiej, Amy przekonywała się na własnej skórze, Ŝe jednocześnie hołdowano tu starej Ŝołnierskiej zasadzie, głoszącej nadrzędność solidarności grupowej nad osiągnięciami indywidualnymi. Istniała gdzieś umowna granica, kiedy pozycja wybitna przechodziła w niezaleŜność, myloną często z arogancją. Marsh i inni uwaŜali widocznie, Ŝe Amy Bethune tę granicę przekroczyła. Kiedy Amy w pośpiechu przetrząsała szuflady szafy Marsh, szukając bielizny, powróciła do niej buntownicza myśl, Ŝe przecieŜ nie musi ograniczać swego dąŜenia do kariery, które tak irytowało kolegów i przyniosło jej przydomek „Nuke" - „Atomówka". To raczej oni powinni starać się jej dorównać. Nic dziwnego, Ŝe niektórzy takie podejście odbierali jako aroganckie. Amy jednak odpowiadała na to: witaj w realnym świecie. Jeśli ludziom nie podobało się, Ŝe jest najlepsza w tym, co robi, powinni starać się ją prześcignąć. JeŜeli natomiast nie potrafili podjąć wyzwania, mieli tylko jedno wyjście: zejść jej z drogi. To, czego szukała, znalazła w trzeciej szufladzie od dołu. Sportowy stanik i majtki, obie części bielizny na szczęście prosto z pralni. Pospiesznie przerzuciła resztę garderoby, by sprawdzić, czy nie znajdzie czegoś bardziej odpowiedniego, ale do wyboru miała tylko wciśnięty na samo dno jaskraworóŜowy komplet: przezroczysty stanik i majtki z paseczka materiału niewiele szerszego niŜ sznurek. Zdecydowanie nieregulaminowy. By zostawić swoją wizytówkę, Amy zawiesiła tę frywolną weekendową bieliznę Marsh na zielonym abaŜurze lampy, obok stojącego na biurku komputera. Była 30
bowiem pewna, Ŝe tak skandaliczny przejaw nieporządku nie zostanie poczytany Marsh za naruszenie regulaminu. Tydzień promocji, po którym ostatni rocznik zakończył studia, a pozostałe przeszły o stopień wyŜej, minął prawie miesiąc temu i w akademii rozpoczęły się wakacje. Zapanował letni porządek zajęć. To oznaczało, Ŝe na uczelni było znacznie mniej ludzi, zwłaszcza podczas weekendów, kiedy wyjeŜdŜali nawet uczniowie szkół średnich, którzy uczestniczyli w jednym z letnich seminariów przygotowujących do studiów. Inspekcje pokojów, tak częste podczas innych semestrów, szczególnie jeśli chodziło o młodszych kadetów, teraz prawie się nie zdarzały. W tej chwili właściwie nie było tu ludzi. Większość aspirantów, która ukończyła rok kadecki, oficjalnie zaliczała się teraz do juniorów i patrolowała porty Nowej Anglii na nieuzbrojonym okręcie akademii, odbywała słuŜbę na jej małych, jedno Ŝaglowych jednostkach albo teŜ brała udział we wspólnych manewrach, wzorowanych na ćwiczeniach oddziałów piechoty morskiej. Studenci drugiego roku, którzy właśnie zdali na trzeci, odbywali praktyki w bazie lotnictwa morskiego Pensacola, uczestniczyli w operacjach okrętów podwodnych przy wybrzeŜach Florydy lub wraz z piechotą morską brali udział w ćwiczeniach wojennych na bezdroŜach Wirginii. Natomiast większość świeŜo upieczonych juniorów, jak Amy - aspirantów, którzy przeszli na czwarty, czyli ostatni rok - słuŜyła w charakterze młodszych oficerów w operacyjnych oddziałach floty na całym świecie. Wyjątkiem byli ochotnicy z 12 Kompanii. Jako sztandarowa kompania akademii pełnili w ciągu roku akademickiego specjalne, zaszczytne obowiązki, między innymi reprezentowali uczelnię podczas oficjalnych uroczystości państwowych. A ostatnimi czasy niewiele ceremonii było tak waŜnych i znaczących dla historii, jak dzisiejszy zjazd w Pentagonie. To właśnie z jego powodu aŜ czterdzieści dwoje aspirantów z drugiego, trzeciego i czwartego roku odpowiedziało na propozycję komendanta Rigby'ego. Zrezygnowali z części cennego, trzytygodniowego urlopu, by wziąć udział w szczególnie uroczystym wydarzeniu: ceremonii NATO z udziałem prezydenta. KaŜdy z aspirantów wiedział, Ŝe jeśli nawet jego uczestnictwo ograniczyłoby się wyłącznie do wskazywania miejsc róŜnym dostojnikom czy pomocy w ustawianiu stołów, juŜ sama obecność podczas jednego z przełomowych wydarzeń nowego stulecia zostałaby na zawsze odnotowana w karcie przebiegu słuŜby i wyróŜniałaby go. Nie mówiąc juŜ o tym, Ŝe byłaby wspaniałą okazją do spotkania najznakomitszych postaci polityki światowej. Równie oczywiste było, Ŝe nie wszyscy w kompanii, a wśród nich Marsh, chcieli, by taka przyjemność i zaszczyt spotkały właśnie Amy. CóŜ, chyba jeszcze do nich nie dotarło, Ŝe „Nuke" Bethune nie moŜna było tak po prostu przeszkodzić. Zamierzała uporać z problemem jak zwykle - bez niczyjej pomocy. Pełna determinacji, ściskając w dłoni poŜyczoną bieliznę, Amy wybiegła z pokoju Marsh, a jej gołe stopy plaskały o podłogę. Znalazłszy się u siebie, zatrzasnęła drzwi i sprawdziła, która jest godzina. Ten gest stawał się nawykiem kaŜdego aspiranta juŜ od chwili wstąpienia na uczelnię wojskową. Czternaście razy w ciągu kaŜdego dnia sprawdzano obecność stu- 31
dentów akademii - musieli znajdować się o określonej godzinie w określonych miejscach, rano na zajęciach, wieczorem w łóŜku. Punktualność weszła im w krew. I to był dodatkowy bodziec, który zmusił Amy tego ranka do takiego pośpiechu. Jakiekolwiek spóźnienie oznaczało brak profesjonalizmu i było niewybaczalne. Była szósta pięćdziesiąt jeden. Autobus miał odjechać spod Macdonough Hall, od strony morza, o siódmej. Dotarcie tam na czas było prawie niemoŜliwe. Prawie. Amy zrzuciła z siebie szlafrok, wciągnęła przepisową bieliznę Marsh, po czym chwyciła przygotowany biały mundur, wiszący w szafie. Zaciągnęła suwak przy spódnicy, zawiązała dokładnie sznurowadła, co zajęło jej parę cennych sekund, a następnie wcisnęła czapkę na niesforne kasztanowobrązowe włosy - bardzo gęste, ale na tyle krótko obcięte, Ŝe spełniały wymogi regulaminu, a zajmowanie się nimi nie zabierało wiele czasu, którego i tak wciąŜ było mało. Portfel oraz wystawioną na dziś przepustkę do Pentagonu wetknęła do wewnętrznej kieszeni bluzy i wypadła na korytarz z nie dopiętą jeszcze koszulą. Za to była juŜ w drodze do autobusu.Zgodnie z jej przewidywaniami w Bancfroft nie było nikogo, kto mógłby zobaczyć, jak zbiega po szerokich schodach, przytrzymując się metalowej poręczy na półpiętrach, by sprawnie wziąć w pędzie zakręt, a bluza i koszula powiewają za nią jak peleryna o dwóch warstwach. Do chwili, gdy wypadła z foyer i wbiegła na kamienne schody prowadzące do Tecumseh Court, zdąŜyła juŜ zapiąć dostateczną liczbę guzików, by wyglądało to przyzwoicie, i mogła popędzić, ile sił w nogach. Nie zamierzała zwalniać. Wiedziała, Ŝe musi zdobyć się na maksymalny wysiłek, bo w przeciwnym razie przegra. Albo dopadnie autobusu, a wtedy będzie mogła złapać oddech i w drodze do Arlington doprowadzić się do ładu, albo przegra wyścig z czasem i wszystko straci juŜ znaczenie. A „Nuke" Bethune nigdy nie przegrywała. Nie znała nawet takiego słowa. Jednak minutę później okazało się, Ŝe powinna je włączyć do swojego słownika. Kiedy bez tchu wybiegła zza wschodniego skrzydła Bancroft Hall, zobaczyła, jak błyszczący srebrnoniebieski autobus dla VIP-ów wyjeŜdŜa z parkingu Macdonough Hall i skręca w Holloway Road. Rzuciła się za autobusem, daremnie próbując go doścignąć. Zamachała gwałtownie rękami i przeskoczyła z betonowej ścieŜki na skraj parkingu, krzycząc przy tym zarówno z powodu frustracji, jak w nadziei, Ŝe zwróci na siebie uwagę kierowcy. Pojazd jednak w ciągu paru sekund zniknął za budynkiem, a Amy, acz niechętnie, w końcu się zatrzymała. Jeszcze minuta i byłaby w tym autobusie. Ta bez wątpienia słuszna ocena sytuacji była jedynym wyrazem uŜalania się nad sobą, na jaki Amy mogła sobie pozwolić. Oblana potem, w koszuli, która straciła świeŜy wygląd, pochyliła się i opierając ręce na kolanach, wciągnęła głęboko w płuca wilgotne powietrze. Tego dnia upał miał osiągnąć nietypową jak na tę porę roku temperaturę trzydziestu pięciu stopni i nawet w ten wczesny poranek gorąco było juŜ nie do wytrzymania. Ale Amy nie zaprzątała sobie głowy tym fizycznym dyskomfortem. RozwaŜała w myśli wszelkie moŜliwe wyjścia z sytuacji. 32