Spis treści
Karta redakcyjna
Wstęp
Zamiast prologu (styczeń 2009)
Twój czas jest dla nas bardzo ważny (luty2009)
Dieta jest jak Rosja (marzec 2009)
A imię jego będzie czterdzieści i trzy! (kwiecień 2009)
Zdarzyło się jutro (maj 2009)
Prawda nas wyzwoli (czerwiec 2009)
Życie według dajrekszyns (lipiec 2009)
Wesz, fakt, ciul i inni (sierpień 2009)
Nie ściągaj! (wrzesień 2004)
Podmuch Zachodu (październik2009)
Miłość na parkiecie (listopad 2009)
Cdn. (grudzień 2009)
Słowniczek dla nieletnich (styczeń 2011)
Autostopowicz (luty2011)
Krótki kurs felietonopisarstwa (marzec 2011)
Szukanie dziury w serze (kwiecień 2011)
Mój pierwszy raz (maj 2011)
W małym palcu (czerwiec 2011)
Po lekturze chwalić publicznie (lipiec 2011)
R14 kontra Wi-Fi (sierpień 2011)
Wygwizdałem... (wrzesień 2011)
Polak tańczy i śpiewa (październik2011)
Niech spokój pokona krzyk (listopad 2011)
Zawracanie Wisły... biustem (grudzień 2011)
Bajki z mchu i paproci (styczeń 2012)
Na 3 tysiące znaków (luty2012)
Pasja do pasji (marzec 2012)
Książę i mała Pe (kwiecień 2012)
Nie wydarzyło się nic (maj 2012)
Film, który wzrusza i śmieszy (czerwiec 2012)
Jesteśmy drużyną narodową (lipiec 2012)
Oświadczenie prywatne (sierpień 2012)
Po słowie (wrzesień 2012)
Telefon do Stuhrów (październik2012)
Algorytm (listopad 2012)
Spowiedź dziecięcia wieku (grudzień 2012)
Koniec świata (styczeń 2013)
Szkoła szlachetności (luty2013)
Kapci miękkich szum (marzec 2013)
Aktor w sieci (maj 2013)
Zamiast epilogu (kwiecień 2013)
Utytłani miłością
Przypisy
WSTĘP
Można powiedzieć, że pisałem tę książkę latami. Można też powiedzieć, że nie pisałem jej
w ogóle. Pod koniec 2008 roku Manana Chyb zaprosiła mnie do współpracy w „Zwierciadle”.
Od tej pory wydobywam z siebie przynajmniej jedną myśl w miesiącu, co uważam za swój
osobisty sukces.
Można powiedzieć, że te myśli właściwie w ogóle się nie wiążą ze sobą. Jedne są do
śmiechu, inne do zadumy, a jeszcze inne do niczego. Ale być może można zaryzykować
stwierdzenie, że jednakcoś je łączy. Odpowiedź na pytanie „A co mianowicie?” pozostawiam
Państwu. Swoją delikatną sugestię zawarłem w końcówce felietonu Niech spokój pokona
krzyk.
Kiedyś Piotr Najsztub zapytał mnie, czy lubię to, co piszę. Przyłapany na nieskromnym
rumieńcu musiałem ze wstydem dać odpowiedź twierdzącą. „Czyli klasyczny grafoman!” –
równie szczerze odpowiedział pan Piotr. I tu mała prośba do Państwa. Jeśli nie spodoba się
Wam to, co przez te lata mąktwórczych ze mnie się wydobyło, a los zetknie nas kiedyś face to
face, to proszę, nie mówcie mi tego, bo mi będzie bardzo przykro!
Więcej na: www.ebook4all.pl
ZAMIAST PROLOGU
To piękna chwila siąść przed czystą kartką...
Są na świecie ludzie, którzy mają pewne, hm... skrzywienie. Którym wystarczy powiedzieć
„A”, a oni nie odpowiedzą „B”, oni na ten przykład odpowiedzą: „Psik”. (Nawiasem mówiąc,
niełatwo jest być takim człowiekiem, oj, niełatwo!)
Różni ludzie są na świecie. Zawsze chciałem być muzykiem rockowym. Czy człowiek
może zwariować od dziwnych myśli? Czy pokazali Państwo kiedyś, na co Was stać?[1] To
piękna chwila siąść przed czystą kartką... Pałac Kultury to dziwny budynek, ale nie o tym
chciałem tu pisać. Długo, oj, długo zastanawiałem się, jak zacząć mój pierwszy felieton dla
Państwa. Chodziłem wokół tego pierwszego zdania. Chodziłem, przymierzałem, szczerze
mówiąc, nie znalazłem tego jednego, jedynego, którym bym się chciał z Państwem
przywitać. Znalazłem sześć. Wybierzcie sobie, które się Wam najbardziej podoba. A teraz do
rzeczy... Wyobraźmy sobie następującą sytuację. Żyje sobie na świecie człowiek o nazwisku
Nacot. Ja wiem, nie jest to może częste nazwisko. Ale też nie jest tak, że takiego nazwiska nie
potrafimy sobie w ogóle wyobrazić. W ramach powszechnie obowiązującej polszczyzny
pana Nacota możemy chyba zaakceptować. Wyobraźmy sobie teraz, że nasz pan Nacot ma
przepiękną stać. No i dopiero teraz zaczynają się moje prawdziwe kłopoty. Bo o ile pana
Nacota, jaki „Różnych ludzi, którzy są na świecie” byłbym w stanie Państwu jakoś mniej lub
bardziej logicznie wytłumaczyć, o tyle ze stacią nie pójdzie już tak łatwo. Mianowicie
dlatego, że ja sam nie bardzo mam pojęcie, czym rzeczona stać miałaby być... Mało tego! Ja
nawet nie umiałbym chyba powiedzieć, skąd pan Nacot ową stać wytrzasnął! Czy on ją
dostał, czy on się z nią może nawet i urodził, wyhodował, kupił, przeszczepił sobie – nie wiem.
Zabijcie mnie – nie wiem! Mogę jedynie domniemywać, że owa stać jest raczej godna
pokazania. Zademonstrowania, w sensie. Znaczy się, niedobrze, coby ona, ta stać, w ukryciu
wciąż tkwiła. Jakże bowiem inaczej wytłumaczyć to, że od wielu miesięcy czołowy,
najpopularniejszy wokalista w tym kraju (ten tekst nie służy pastwieniu się nad tym
człowiekiem, nie będę więc wymieniał jego nazwiska ani nawet nazwy jego zespołu,
załóżmy, na nasze potrzeby, że ów zespół nazywa się Czuj) śpiewa w każdym dostępnym
środku masowego rażenia pieśń, w której refrenie wielokrotnie, na całe gardło,
z niesłabnącym zapałem nawołuje: „Pokaż Nacocie stać!”?! A w chwilę potem, jakby
zatrwożony wizją, że pan Nacot mógłby zademonstrować swą stać jakoś niedbale, chyłkiem
jeno, pośpiesznie dodaje: „Ale nie jeden raz!!!”... Wydaje się, że pozostawanie staci pana
Nacota w ukryciu i społecznej nieświadomości musi być wyłącznie kwestią czasu. Społeczna
nieświadomość też ma swoje granice. W związku z tym z dnia na dzień w każdym zakątku
Polski przybywa fanów, którzy coraz głośniej domagają się: „Pokaż Nacocie stać!!!!”.
No cóż... różni ludzie są na świecie. Jest gdzieś być może jakiś pan Nacot, jest gdzieś grupa
Czuj (gdzie, to trudno powiedzieć, bo ponoć grają dużo koncertów. Dziś mają dwa. Oba
w Krynicy. Tylko jeden w Górskiej, drugi w Morskiej). Gdzieś jesteście Wy, otwierając
nowy numer „Zwierciadła”, i gdzieś też są ludzie, którzy mają pewne, hm... skrzywienie.
Którym wystarczy puścić zwykły popowy przebój z pytaniem, na co ich stać, a oni od razu
widzą stać pana Nacota. Którym wystarczy powiedzieć „A”, a oni nie odpowiedzą „B”, oni
na ten przykład odpowiedzą: „Psik”. (Nawiasem mówiąc, niełatwo jest być takim
człowiekiem, oj, niełatwo!) Czy tacy ludzie mogą publikować w „Zwierciadle”? No, chyba
tylko na stronie opatrzonej dodatkiem: „W krzywym...”.
styczeń 2009
TWÓJ CZAS JEST DLA NAS
BARDZO WAŻNY
Ze zdumieniem odkryłem, że prócz rozmowy typu męskiego i rozmowy typu żeńskiego istnieje
jeszcze jeden rodzaj rozmowy telefonicznej. Bezpłciowy[2].
Tuuut. Tuuut. Tuuut. (Chopin) – Dzień dobry! Tu automatyczna, telefoniczna, supernowoczesna
infolinia dla naszych abonentów. Twój czas jest dla nas bardzo ważny. For English press 1. Jeśli
chcesz sprawdzić dane swojej ostatniej faktury, wciśnij 2. Jeśli interesuje cię nasza najnowsza
oferta, promocyjne okazje lub okazyjne promocje, wciśnij 3. Jeśli chcesz sprawdzić liczbę
magicznych punktów, wciśnij 4. Jeśli chcesz zamówić nagrodę, upominek lub masz na imię
Wojtek, wciśnij 5. Jeśli masz aparat starego typu z tarczą zamiast klawiszy, wciśnij 6. Jeśli
chcesz wcisnąć 7, wciśnij 7. Jeśli jesteś świadkiem, uczestnikiem lub ofiarą napadu, wciśnij 997.
Jeśli bardzo się śpieszysz, wciśnij 8. – Wciskam 8.
(Chopin) – Jesteś klientem, który bardzo się śpieszy. Twój czas jest dla nas bardzo ważny.
Jeśli śpieszysz się na autobus, wciśnij 1. Jeśli śpieszysz się do pracy, wciśnij 2. Jeśli śpieszysz
się kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą, wciśnij 3. Jeśli nie znasz powiedzenia: śpiesz się
powoli, wciśnij 4. Inne: wciśnij 5. – Omyłkowo zamiast 5 wciskam 4.
(Chopin) – Znajdujesz się w poczekalni do ekspresowego załatwienia swojej sprawy. Jeżeli
nie śpieszy ci się tak bardzo i chcesz nadal wciskać klawisze, wciśnij 1. Jeżeli śpieszy ci się tak
bardzo, że w żadnym wypadku nie chcesz już niczego wciskać, wciśnij 2. Aby połączyć się
z operatorem w dowolnym momencie, wciśnij zero. – W dowolnym momencie?!
W dowolnym momencie?!!! Wciskam zero.
(Chopin) – Aby przyśpieszyć jeszcze bardziej załatwienie twojej sprawy, prosimy
o doprecyzowanie tematu rozmowy. Pochwała działania naszej firmy – wciśnij 1. Uwagi, skargi
i zażalenia – wciśnij czerwoną słuchawkę. Pogoda – wciśnij 2. Luźne pitu-pitu – wciśnij 3.
Zmiana danych osobowych – wciśnij 4. – O Jezu! Drżącą ręką wciskam 4.
– W trosce o bezpieczeństwo naszych klientów wszystkie rozmowy z konsultantami są
nagrywane. Jeżeli nie wyrażasz zgody na nagranie, odłóż słuchawkę.
– Nie! Halo! Wyrażam, wyrażam! Błagam, nagrajcie mnie! Nagrajcie, odsłuchujcie
sobie potem, wyślijcie Michnikowi, wszystko jedno, nieważne!!!
– Znajdujesz się w kolejce oczekujących na połączenie z operatorem. Przybliżony czas
oczekiwania to 12 minut.
Dwadzieścia minut później.
– Dzień dobry, witamy serdecznie w naszej firmie! Dziękujemy za telefon i wybór naszej
firmy, życzymy zdrowia, szczęścia, pomyślności. Małgorzata Precyzja, w czym mogę pomóc?
– Halo?! To ja! Halo, proszę się nie rozłączać! Proszę niczego nie wciskać! Dzień dobry!
Jaksię cieszę, że panią słyszę!
– Witamy serdecznie w naszej firmie! Małgorzata Precyzja, w czym mogę pomóc?
– Proszę pani, ja chciałem jedynie zgłosić zmianę miejsca zamieszkania.
– Oczywiście. Poproszę pana o hasło.
– Hasło? Jakie hasło?
– Dziesięciocyfrowe hasło dostępu, które wybrał pan 10 lat temu przy podpisaniu pierwszej
umowy z naszą firmą.
– Ach tak, oczywiście. Obawiam się, że nie pamiętam...
– W takim razie poproszę pana o numer klienta.
– Jakiego klienta?
– No... pana klienta...
– Ach tak, oczywiście. Obawiam się, że nie pamiętam...
– W takim razie proszę wstukać 4-cyfrowy tajny numer PIN.
– Kobieto! Zmiłuj się! To ja! Maciej, syn Jerzego! Adres chciałem zmienić! Ja nie znam
żadnego PIN-u, żadnego hasła! Za chwilę nawet nie będę pamiętał, jaksię nazywam!
– Małgorzata Precyzja, w czym mogę pomóc?
– Do Warszawy z Krakowa przyjechałżem!
– W takim razie przełączam pana do menedżera konsultantów. Po sygnale proszę wcisnąć 1.
Do widzenia, dziękujemy za skorzystanie z usług naszej infolinii!
Słyszę sygnał, ale żółć zalewa mi oczy, więc nie widzę dokładnie, co wciskam.
– Ten klawisz nie jest aktywny. (Chopin) Dzień dobry! Tu automatyczna, telefoniczna,
supernowoczesna infolinia dla naszych abonentów. Twój czas jest dla nas bardzo ważny. For
English press 1.
luty 2009
DIETA JEST JAK ROSJA
Kiedy dotarłem do symbolicznej 33. rocznicy moich urodzin, postanowiłem w trosce o lepszą
starość zbadać zagadnienie szkodliwości niektórych składników zawartych w naszym jedzeniu.
Całe życie panicznie bałem się awokado. Odkąd mój ojciec, 20 lat temu, wyszedł ze szpitala
po przebytym zawale mięśnia sercowego z listą produktów, których nie może jeść ze względu
na dużą szkodliwość dla tego organu, awokado stało się symbolem czyhającego w jedzeniu
potwora dybiącego na nasze zdrowie i życie. Ten dziwny owoc, z gigantyczną, twardą, zdolną
udławić słonia pestką, dzierżył na tej liście niechlubną palmę pierwszeństwa. Po pierwsze: nie
jeść awokado!
Od tamtego momentu to tu, to tam docierały do mnie informacje na temat szkodliwości
niektórych składników zawartych w naszym jedzeniu. Kiedy więc dotarłem do symbolicznej
33. rocznicy moich urodzin, postanowiłem w trosce o lepszą starość zbadać to zagadnienie
nieco głębiej. Początkowo traktowałem to z przymrużeniem oka, bo kiedy na przykład
usłyszałem, że żółte warzywa są niezwykle wskazane ze względu na coś tam, to bardzo
ucieszyłem się, że wreszcie będę mógł jeść frytki. Jednak każda kolejna wiadomość o tym,
czego nie wolno, sprawiała, że mina mi rzedła. A więc oczywiście nic smażonego.
Ograniczyć pieczywo białe, a najlepiej w ogóle węglowodany. To już jest szokdla większości
młodych mężczyzn wychowanych na maminych kotletach. Ale najgorsze miało dopiero
nadejść. Odstawić wszelkie napoje gazowane i słodkie. No cóż... W życiu bywa ciężko.
Odstawię colę i pójdę prosto do nieba! Gdzie tam! Natychmiast okazało się, że wszystkie
napoje na „wó”, na „whi”, na „wi”, a nawet, a raczej zwłaszcza na „pi” to zjazd na samo dno
dietetycznego piekła. Można powiedzieć, że dieta jest jak Rosja. Cały czas próbuje nam
przykręcić kurek...
Po awokado, frytkach, polędwicach, colach i procentach przyszła pora na rzeczy
doprawdy zdumiewające. Żółty ser! Mój kochany, niewinny, najzwyczajniejszy na świecie
żółty serek! Ze zdumieniem dowiedziałem się, że w niektórych żółtych serach nie ma w ogóle
żółtego sera! Sam tłuszcz jeno! Mleko? Owszem, ale żeby nie było na butelce żadnego UHT,
które to UHT przecież miało mieć zbawienne skutki dla zdrowotności! Jogurt? Zgroza! Gorsze
niż wszystkie E-327 razem wzięte! Dietetyczne chrupkie pieczywo? Pójście do szpitala
i poproszenie o wszczepienie dowolnego nowotworu to mniejsze ryzyko zachorowania na
raka!
To wszystko jednak pikuś. Uwrażliwiony na tematykę zdrowego żywienia, przeskakując
przez telewizyjne kanały, w naturalny sposób zatrzymałem się na programie zatytułowanym
„Jedzenie może zabić” nadanym w porze niezwykle nocnej. Zaczęło się to wszystko od
zupełnie absurdalnego przeszczepu wątroby po zjedzeniu banalnego sromotnika, który
wyglądał jak zwykła pieczarka. Potem wspomniano o jadzie kiełbasianym, ale to też fraszka,
no bo przecież jeść żurek z kiełbasą to naiwność równa połknięciu termometru rtęciowego
w całości! Zrobiło się ciekawiej, kiedy się okazało, że można się zatruć tymże jadem
zawartym jednakowoż w... tuńczyku! Potem na serio się przestraszyłem, gdyż okazało się, że
gdybym tak niechcący zjadł sobie – ot tak – wóz z kapustą (takie sformułowanie zostało
użyte), to po prostu śmierć na miejscu! Kiedy jednak zaczęto opisywać przypadki utraty
głosu po zjedzeniu kiwi i melona, utraty przytomności po jajku (który to zresztą produkt 20 lat
temu zajmował drugie miejsce po awokado pod względem szkodliwej zawartości
cholesterolu, ale dziś został zrehabilitowany), a w końcu śmierci w wyniku spożycia
grejpfruta, który spowodował wzmożone działanie jakiegoś leku, postanowiłem się oddać
w ręce fachowców.
– Całe życie panicznie bałem się awokado – zacząłem nieśmiało pierwsze spotkanie
z najbardziej fachowym dietetykiem. Ku swojemu bezgranicznemu zdumieniu usłyszałem
w odpowiedzi: – A niesłusznie, panie Maćku. Awokado to obecnie najbardziej wskazany ze
względów zdrowotnych owoc znany współczesnej medycynie!
No dobrze... to ja sobie teraz pójdę do sklepu, kupię rzeczy, których dawno nie kupowałem,
zapalę sobie papieroska i zastanowię się, co dalej...
marzec 2009
A IMIĘ JEGO BĘDZIE
CZTERDZIEŚCI I TRZY!
Dziś „k...” wywołuje zupełnie inne skojarzenia, przy których „k...” sprzed roku wydaje się
równie niewinna, jak „papu”, „brum-brum” czy „ziazi”.
„K...”! Jeszcze rok temu każdemu felietoniście, w którego tekście pojawiłaby się taka zbitka
znaków, przypisywano by intencje całkowicie nieparlamentarne. Rada Etyki Mediów nie
miałaby najmniejszych wątpliwości, że należy interweniować. Dziś jednak zbitka „k...”
wywołuje zupełnie inne skojarzenia, przy których „k...” sprzed roku wydaje się równie
niewinna jak „papu”, „brum-brum” czy „ziazi”. I nieważne, czy jest to rodzinny stół,
konferencja rządu, opozycji czy episkopatu, kościół, synagoga, gazeta, telewizja, radio,
spotkanie z przyjacielem – w każdym z tych miejsc prędzej czy później pojawi się „k...”. Dziś
„k...” zagląda nam głęboko w oczy. Oto felieton w czasach Kryzysu!
Oczywiście założenie, że felieton ten w ogóle dotrze do Państwa, jest niezwykle
optymistyczne. Oznaczałoby to, że jeszcze nie odcięto mi Internetu, „Zwierciadło” nadal
istnieje, prasę wciąż się kolportuje, a Państwa w dalszym ciągu stać na zakup naszego
miesięcznika. Krótko mówiąc, w świetle hiobowych wieści, które bombardują nas od
miesięcy, prawdopodobieństwo tego, że Wasz wzrok spoczywa na tych literach, jest znikome.
W ogóle trudno wyobraźni podążyć za zmianami, które mogą nas czekać. Oto garść suchych
faktów mogących uzmysłowić powagę sytuacji tym wszystkim, którzy jeszcze nie wierzą
w „k...”.
Po pierwsze, informacja dla warszawiaków. Druga linia metra na razie nie powstanie.
Rozpoczęcie budowy jest wciąż przekładane na bliżej nieokreśloną przyszłość. Coraz głośniej
mówi się, że do 2012 roku w ramach oszczędności mogą nawet zostać zakopane ostatnie
stacje pierwszej linii.
Sześciolatki nie pójdą do szkoły. Siedmiolatki pójdą, ale od razu do drugiej klasy. Dzieci
zamiast tabliczki mnożenia z powodu „k...” będą uczyć się od razu wzorów skróconego
mnożenia. Cała tabliczka będzie i takraczej bezużyteczna.
Cięcia nie ominą także kultury i sztuki. W teatrach do repertuarów ma już niedługo wejść
sztuka Antoniego Czechowa Dwie siostry. Jeśli chodzi o operę, to dominować będzie ta za trzy
grosze (plus VAT). Rafał Blechacz zagra Walc minutowy Chopina w 56 sekund. Natomiast
w miarę obronną ręką wyjdzie z „k...” literatura. Najczęściej wznawianą książką (ze względu
na tytuł) będą Dziady Mickiewicza, w których jedyne zmiany dotkną dwuwers: „Z matki
obcej; krew jego dawni bohaterzy,/ A imię jego będzie czterdzieści i trzy”.
Czarne chmury zbierają się również nad telewizją. W nowej edycji „Tańca z Gwiazdami”,
w której główną nagrodą będzie srebrne Daewoo Tico, mają drastycznie spaść oceny
jurorów. Iwona Pavlović nie wyjdzie poza trójkę i nawet Beata Tyszkiewicz będzie mogła
wystawić najwyżej ósemkę. I to raz na dwa tygodnie. Poza tym przez jakiś czas stacje będą
mogły pokazywać tylko jednego z braci M. w danym momencie. Którego – wybór należy do
stacji. Lub do braci. Podobne zakusy dotyczą braci K., ale tu protest opozycji może poprzeć
swoim wetem sam prezydent. W teleturnieju „Jaka to melodia” będzie trzeba zgadywać tytuł
utworu wyłącznie po jednej nucie. A najlepiej bez żadnej. Z programów publicystycznych
ma się ostać jedynie „Kropka nad i”, przy czym o ile kropka faktycznie zostaje, o tyle już
samo „i” ma zostać wycofane. Będzie więc tylko program „Kropka – zaprasza Monka
Olejnk”.
„K...” nie ominie też polskiego sportu. W nowym sezonie ekstraklasy żadnej drużyny nie
będzie stać na kupienie ani jednego meczu. W związku z tym rozgrywki mogą zostać w ogóle
zawieszone.
I na zakończenie dobra wiadomość. „K...” nie dotknie w widoczny sposób budowy polskich
dróg, autostrad, lotnisk, szybkich kolei i obwodnic wielkich miast. Tu wszystko ma zostać tak,
jakbyło!
kwiecień 2009
ZDARZYŁO SIĘ JUTRO
Pozwólcie, że nie oprę się pokusie i przedstawię Wam wydanie gazety codziennej z 15 maja
2040 roku, które zupełnie przypadkiem wpadło dziś w ręce mojej wyobraźni.
Wróżenie z fusów. Może być też z kuli. Chiromancja i horoskopy. Takie oto zajęcia nie są
chyba straszne nikomu, kto próbował kiedykolwiek wpisać się w rytm wydawniczy jakiegoś
miesięcznika. Kiedy bowiem Państwo zaszczycą tę stronę swoim zainteresowaniem w maju,
ja będę już stukał w klawiaturkę, próbując zabawić Państwa aktualną krotochwilą na lipiec...
A tymczasem u mnie dziś za oknem zima straszy jednym ze swych ostatnich napadów. Przy
obecnym tempie, w jakim pędzi świat, z równym powodzeniem mogę przewidywać, co
będzie na czasie za lat 30. Pozwólcie więc, że nie oprę się tej pokusie i przedstawię Wam
wydanie gazety codziennej z 15 maja 2040 roku, które zupełnie przypadkiem wpadło dziś
w ręce mojej wyobraźni.
WASZYNGTON. Ameryka świętuje wybór pierwszego od 30 lat białoskórego,
heteroseksualnego mężczyzny na urząd prezydenta. Co ciekawe, prezydent elekt – co
podkreślają komentatorzy – nie jest też Żydem. Nie przeszedł również ani jednej operacji
zmiany płci. Zszokowani Amerykanie tłumnie wychodzą na ulice, aby świętować
nadchodzące zmiany!
MOSKWA. Na swojej comiesięcznej konferencji prasowej 88-letni prezydent Federacji
Rosyjskiej Władimir Putin zapewnił, że demokracja w Rosji nie jest zagrożona.
WARSZAWA. Wczoraj nastąpiło uroczyste otwarcie przedostatniego odcinka stołecznej
obwodnicy. W uroczystości wzięli udział prezydent, premier, przedstawiciele episkopatu
i świata kultury. Na występ udało się namówić nawet legendarny zespół Feel. Dyrektor
Muzeum Techniki, w skład którego obwodnica automatycznie zostanie włączona po ukończeniu
robót, wyraził ubolewanie, że era motoryzacji przeszła tymczasem do historii: „Szkoda –
podsumowuje – z pewnością wielu pasjonatów dawnych środków przemieszczania się byłoby
dziś uszczęśliwionych!”.
OCIEPLENIE KLIMATU. Trwa rozbudowa portu Gorzów Wielkopolski. Jak zapewnia
wojewoda wielkopolsko-pomorski Barack Poznansky, wybrzeże pomiędzy Wronkami
a Żninem jest już gotowe na przyjęcie turystów.
KULTURA. We Wrocławiu przy okazji Festiwalu Piosenki Aktorskiej odbyło się
sympozjum poświęcone zmianom w kulturze masowej. Gośćmi specjalnymi spotkania byli:
Katarzyna Cichopek, Jolanta Rutowicz, Rafał Mroczek oraz nestor słowa polskiego Krzysztof
Ibisz. Uczestnicy spotkania zgodnie podkreślili, że w ostatnich czasach nastąpił znaczny spadek
poziomu programów rozrywkowych. Publiczność powoli przestaje niestety chwytać te
drobne subtelności, które łączyły twórców i odbiorców w początkach XXI wieku. Gala
festiwalu zostanie poświęcona twórczości Doroty Rabczewskiej.
SPORT. W Tarnowie odbyło się losowanie grup eliminacyjnych do Mistrzostw Świata
Poland 2042. Jak wiadomo, nasza reprezentacja nie weźmie udziału w eliminacjach. Jak
sprawdzą więc swoją formę nasze Orły, które od czasu Euro 2012 znów zagrają w wielkim
turnieju? Szkoleniowiec reprezentacji Grzegorz Rasiak zdradził dziennikarzom, że
w pierwszym etapie przygotowań reprezentantom zostanie wyświetlony pamiętny mecz:
zwycięski remis z Anglią na Wembley w 1973 roku. „Niech chłopcy poczują zew krwi” –
mówi selekcjoner. Sukces na mundialu wydaje się w związku z powyższym całkiem realny.
POŻEGNANIA. Dziś w nocy odszedł pisarz, aktor i były estradowiec Maciej Stuhr. Swoją
karierę literacką zaczynał jako zwykły felietonista w piśmie „Zwierciadło”. Początkowo jego
felietony nie spotykały się z należytym uznaniem i zrozumieniem. Z czasem zaś jego
profetyczne teksty stały się kanwą, na której budowały swą przyszłość kolejne pokolenia
polskich, i nie tylko polskich, literatów oraz miliony czytelników. Uroczystość pożegnania
odbędzie się na cmentarzu Rakowickim w Krakowie we wtorek o godz. 12.00. Cześć jego
pamięci!
No... to cześć!
maj 2009
PRAWDA NAS WYZWOLI[3]
Krzyśku, może powtórzę pytanie. Pamiętaj, że cały czas jesteś podłączony do prądu i w każdej
chwili mogę cię porazić.
– Dobry wieczór państwu! Witam bardzo serdecznie w programie „Chwila szczerości”,
nazywam się Zbigniew Gejzer i już za chwilę będziecie państwo świadkami wielkiej erupcji
prawdy i prawdziwej wolności! Kilka pytań, by osiągnąć sławę, wielkie pieniądze, a przede
wszystkim oczyścić swoje życie, o czym marzy każdy człowiek! A oto nasz pierwszy gość:
Halina z Tarnowa! (rzęsiste oklaski) Halina przyjechała do nas z mamą, mężem i jego
kochanką. Halino, oto pierwsze pytanie: czy jesteś gruba jak świnia? (duże zbliżenie na twarz
Haliny, która zmaga się ze swoją słabością; zbliżenie na rodzinę, która trzyma mocno kciuki)
Matka Haliny: – Halinka! Śmiało!
Mąż Haliny: – Kochanie! Chwila bólu i zbieraj kasę!
Kochanka męża Haliny: – No właśnie!
Zbigniew Gejzer: – Halino, jaka jest twoja odpowiedź?
Halina (z pewnością w głosie): – Nie, nie uważam, żebym była.
Głos Boga: – Ta odpowiedź to... GÓWNO PROWDA! (chwila przerażającej ciszy, po której
następuje wielki jęk zawiedzionej publiczności)
Zbigniew Gejzer: – No cóż, Halino, bardzo przykro mi to powiedzieć, ale nie zostaniesz
dzisiaj milionerką. Mogłaś się przyznać, wszyscy przecież i tak widzimy, jak wyglądasz, ty
jednak wybrałaś inną drogę. Twoje prawo! Musimy się jednak pożegnać. To była Halina
z Tarnowa! (długie oklaski pocieszenia dla Haliny i jej rodziny) No cóż, drodzy państwo, mam
nadzieję, że nasz kolejny gość będzie miał więcej szczęścia. Jest z nami Krzysiek z Ostrołęki!
Krzysiek przyjechał do nas z żoną Kasią, teściową i czteroletnią córeczką Michalinką! (na
twarzach publiczności rozczulenie na widok liliowej kokardy Michalinki) Krzysztofie, pierwsze
pytanie: czy przed wejściem do studia wymiotowałeś z nerwów?
Krzysiek(szybko i pewnie): – Tak!
Głos Boga: – Ta odpowiedź to... ŚWINTO PROWDA! (oklaski, radość Krzysztofa,
Michalinka klaszcze mocno w rączki, nawet Zbigniew Gejzer jest pod wrażeniem)
Zbigniew Gejzer: – Brawo, Krzysztofie, podoba mi się twoja determinacja! Przechodzimy
do drugiego pytania: czy zapłaciłbyś za leczenie teściowej, gdyby była umierająca?
(zbliżenie na teściową, którą zaciekawiło pytanie numer dwa)
Krzysiek(bez dłuższego namysłu): – Nie.
Głos Boga: – Ta odpowiedź to... (na twarzy Krzyśka uśmiech zdradzający, że zna już
werdykt) TYZ PROWDA! (głośne oklaski, najgłośniej bije teściowa, która jeszcze nigdy nie
była tak dumna ze swojego zięcia)
Zbigniew Gejzer: – Krzyśku, jakwidać, pierwsze pytania nie były specjalnie trudne, życzę
ci, żeby w kolejnych poszło ci równie dobrze! Oto pytanie numer trzy: czy kiedy zdradzałeś
swoją żonę po raz pierwszy, zrozumiałeś, dlaczego ona puszcza się w Ostrołęce na prawo
i lewo? (zbliżenie na twarz Krzyśka, który po raz pierwszy długo zastanawia się, co
odpowiedzieć) Krzyśku, może powtórzę pytanie. Pamiętaj, że cały czas jesteś podłączony do
prądu i w każdej chwili mogę cię porazić. (Zbigniew Gejzer powtarza pytanie. Przy słowach:
„ona puszcza się” duże zbliżenie na twarz żony Kasi)
Krzysiek(w końcu podjął decyzję): – Nie!
Głos Boga: – Ta odpowiedź to... (zbliżenie na siedzącą na widowni grupę uśmiechniętych,
młodych mężczyzn z transparentem „Ostrołęka”) TYZ PROWDA! (szał na widowni, Kasia
i Krzysiek nie mogą uwierzyć, że to się dzieje naprawdę)
Zbigniew Gejzer: – Krzyśku, z ciekawości... dlaczego przy swojej zdradzie nie zrozumiałeś
zdrad swojej żony?
Krzysiek: – Zrozumiałem, tylko że nie za pierwszym razem. (brawa dla poczucia humoru,
ale również inteligencji Krzyśka)
Zbigniew Gejzer: – Krzyśku, kolejne pytanie: czy powiedziałeś kiedyś Michalince, że
w rzeczywistości jest niechcianym bachorem?
Krzysiek(z uśmiechem): – Nie! Nie powiedziałem jej tego.
Głos Boga: – Ta odpowiedź to... TYZ PROWDA! (zbliżenie na Michalinkę, która w końcu
się nie dowiedziała, że tak naprawdę jest niechcianym bachorem)
Zbigniew Gejzer: – Krzyśku, jedno jedyne pytanie dzieli cię od miliona: czy ten teleturniej
woła o pomstę do nieba, a my wszyscy razem z telewidzami powinniśmy się wstydzić?
Krzysiek: – Nie.
Głos Boga: – GÓWNO PROWDA! (część widzów szaleje, część zastyga w wewnętrznym
stuporze)
czerwiec 2009
ŻYCIE WEDŁUG DAJREKSZYNS
To coś jednak, co sprawiło, że jedno drzewo ma igły, a drugie liście, sprawiło, również, że
Maciej Stuhr nie jedzie dziś tym pociągiem w białej koszuli z żółtym krawatem.
Przechodzi tu koło mnie cały czas pewien niezwykle pewny siebie mężczyzna i komunikuje
się do swojego zestawu słuchawkowego na cały wagon. Ma białą koszulę i żółty krawat. Do
tego bardzo wymyślnie przystrzyżoną bródkę i zapewne bardzo drogie okulary. Wypadają
z niego zdumiewające sformułowania, jak na przykład: „Do 2011 to sobie lajtowo
przestrukturyzujemy” albo „Oni to muszą zrobić swoim eselejem”(?!), albo „Słuchaj, jeśli
będziesz potrzebował jakieś dajrekszyns, to dzwoń”.
Jedziemy tak sobie razem pociągiem relacji Kraków–Warszawa. Wagon klasy pierwszej.
Ja piszę felieton, on wysyła dajrekszyns. Jest w tym niesłychanie konsekwentny, rozmowę
kończy tyko wtedy, kiedy ma drugiego rozmówcę na linii. Dwa razy stracił też zasięg, co
wprawiło go w zdumienie, bo jego absolutnie wyjątkowy model telefonu komórkowego nie
powinien chyba tracić zasięgu nigdy. Niezwykle Pewny Siebie Mężczyzna w tych dwóch
momentach na sekundę gubi gdzieś swoją pewność i ze słowem „Dżizas!” na ustach chowa
się na chwilę do swojego przedziału. Jak dojedziemy, on z pewnością pójdzie na bizneslunch
zastanawiać się, jak lajtowo przestrukturyzować do 2011, ja pójdę do teatru zastanawiać się
przez cztery godziny, kto ukrywał Żydów. Można powiedzieć, że poza wagonem i tym
felietonem niewiele nas łączy.
I tak się zastanawiam, kiedy to się właściwie zaczyna? Od kiedy było już jasne, że Maciej
Stuhr nie tylko nie lajtowo, nie tylko nie do 2011, ale w ogóle niczego nigdy nie
przestrukturyzuje, a nawet jeśli przestrukturyzuje, to zupełnie przypadkowo i nieświadomie.
I kiedy to ten Niezwykle Pewny Siebie Mężczyzna zrozumiał, że zagranie Hamleta nie jest
dla niego najlepszym pomysłem (no, chyba że Niezwykle Pewny Siebie Mężczyzna uważa,
że Hamleta pyknąłby sobie lajtowo, o ile dostałby takie dajrekszyns, ale uwierzcie mi, że
jakiekolwiek dajrekszyns by dostał, nie pyknąłby!). Być może chodziliśmy do tego samego
liceum, być może oddawaliśmy butelki w tym samym punkcie skupu, może on też był osiem
razy na filmie o Old Shatterhandzie, może i jemu jakaś Edyta pokazała w przedszkolu za
drzewem to, co mnie... To coś jednak, co sprawiło, że jedno drzewo ma igły, a drugie liście,
sprawiło również, że Maciej Stuhr nie jedzie dziś tym pociągiem w białej koszuli z żółtym
krawatem. No i bardzo dobrze!
W moim wagonie jadą też inni. Dość duża część wygląda niestety na klony Niezwykle
Pewnego Siebie Mężczyzny. Czasami nawet zderzają się z nim na korytarzu podczas swoich
rozmów telefonicznych. Ale są też typy zupełnie inne. Jest starszy jegomość w eleganckim
garniturze wyglądający na profesora biologii z uniwersytetu, jest człowiek, który
z powodzeniem mógłby być korektorem w „Tygodniku Powszechnym”, a w wolnych
chwilach pisać piękne wiersze, pani, która wygląda mi na żonę rzeźnika spod Płocka, której
osobistym hobby jest bycie właścicielką sklepu Markowa Odzież Zachodnia. Każdy z innej
bajki, ze swoim szczęściem i nieszczęściem. Każdy raz na jakiś czas rzucił ukradkiem
spojrzenie z niemym pytaniem: „Człowieku! A kim ty właściwie jesteś?”. Za pół godziny
wchłonie nas Warszawa i to pytanie pozostanie na zawsze bez odpowiedzi. A co gorsza, stanie
się kompletnie nieistotne...
To miał być felieton o wielkiej miłości, pasji, pożądaniu, zdradzie, dzikim seksie, wielkich
pieniądzach i o tym, że czasem honor jest ważniejszy od prawa. Niezwykle Pewny Siebie
Mężczyzna pokrzyżował jednak moje plany. Jego pewność zdawała się mówić, że Państwo
zdecydowanie bardziej będą woleli poczytać sobie o nim.
lipiec 2009
WESZ, FAKT, CIUL I INNI
Wiesław Emilian Szmacki nie jest jeszcze niestety co prawda celebrytą, ale z pewnością jest
ważną osobą. Bardzo ważną osobą, a w pewnym sensie nawet ważniejszą od innych bardzo
ważnych osób, a nawet od celebrytów (!!!)
Wiesław Emilian Szmacki budzi się codziennie rano w swoim mieszkanku w stolicy. Jest z tego
dumny. Niewielu kolegów z jego miejscowości potrafiło takjakon wykorzystać swoją szansę.
Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że wszystko, na co może liczyć, to posada nauczyciela
WF-u w tamtejszym gimnazjum, a dziś – proszę – Wiesław Emilian Szmacki żyje życiem
elity tego kraju. Wiesław Emilian Szmacki, a może nie marnujmy już cennego miejsca na
naszej szpalcie, posłużmy się zwykłym skrótem W.E.SZ. Tak więc W.E.SZ. na przykład
wczoraj wieczorem jadł kolację z Borysem Szycem, do którego krzyknął nawet: „Borys!
Popatrz tutaj!”, a kilka godzin wcześniej był na próbie z samym Januszem Gajosem, którego
nie wahał się poprosić: „Panie Januszu, niech pan dla mnie zagra tę scenkę jeszcze raz!”.
W.E.SZ. nie jest jeszcze niestety co prawda celebrytą, ale z pewnością jest ważną osobą.
Bardzo ważną osobą, a w pewnym sensie nawet ważniejszą od innych bardzo ważnych osób,
a nawet od celebrytów (!!!), albowiem codziennie bywa tak, że to W.E.SZ. decyduje, czy
kariera Małgorzaty Foremniak nabierze rumieńców, czy widzowie stracą szacunek do swojej
ulubionej Katarzyny Glinki z powodu fatalnego make-upu na niedzielnej mszy świętej, czy
będą bardziej skłonni do zakupu najnowszej płyty Dody z powodu jej niespodziewanego
spotkania z Radkiem. Powiedzieć więc, że W.E.SZ. żyje życiem elity tego kraju, to mało.
W.E.SZ. jest szefem życia elity tego kraju.
Zatem W.E.SZ. budzi się codziennie rano w swoim mieszkanku w stolicy i jest z tego, jak
również z innych rzeczy, dumny. Wstaje, zabiera swoją strzelbę (co prawda strzelba to to nie
jest, ale W.E.SZ. lubi tak myśleć o swoim narzędziu pracy) i wyrusza na łowy. Początkowo
W.E.SZ. robi sobie rozgrzewkę. Na wiszenie na jabłoniach, skoki ze spadochronem, wspinanie
się po drutach kolczastych przyjdzie jeszcze pora. Na razie takzwany lajcik, czyli kilka z rzędu
konferencji prasowych, na których W.E.SZ. co prawda cyknie parę fotek (Czerkawski,
Dorociński, Wałęsa), ale to nie po to tu jest, bo takie ugrzecznione i pozowane zdjęcia zrobić
może byle fotoreporter. Prawdziwym powodem, dla którego W.E.SZ. przychodzi na
konferencje, są towarzyszące im darmowe wyżerki, które Wiesławowi załatwiają śniadanko,
obiadeki podwieczorek.
Prawdziwą akcję W.E.SZ. zaczyna po zmroku. Premiery, proszone kolacje, bankiety,
głośne otwarcia lokali – to pozycje obowiązkowe, których żaden W.E.SZ. nie może ominąć.
Ale prawdziwe perełki trafiają się, kiedy W.E.SZ. spaceruje nocną porą po placu Trzech
Krzyży, Żurawiej, Brackiej czy Jasnej. To tu osiąga wyżyny swojego fachu. To stąd pójdzie
do metra za Andrzejem Chyrą, to tu wejdzie do toalety damskiej w poszukiwaniu Joanny
Brodzik, to tu policzy i pomnoży kieliszki wychylone przez Magdalenę Cielecką, a w razie
zagrożenia zdrowia i życia mieszkańców stolicy to stąd zawiadomi stołeczną policję, jeśli po
trzech colach wsiądzie za kierownicę. I tylko przy okazji nocnej eskapady zrobi jeszcze kilka
zdjęć. Wróci do domu z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku stania na straży moralności
polskiej elity.
Na drugi dzień Wiesława Emiliana Szmackiego przyjmie sam redaktor naczelny Feliks
Aleksander Kotlina-Tulski albo inny Czesław Ireneusz Ujawnia-Lipski, który zapewni efektom
pracy Wiesława należne im miejsce na szanownych łamach swojego pisma (jeśli z pismem
ma to jeszcze cokolwiek wspólnego poza pieprznym tytułem czy podpisem zdjęcia pana
Wiesława). Potem pan Wiesław, mieszkaniec stolicy, z jeszcze większą dumą pójdzie do
kiosku, kupi gazetę, wytnie i wyśle na adres rodzinnej miejscowości z adnotacją: „Mamo,
spójrz! Nareszcie! Moja pierwsza okładka!!!”.
W.E.SZ. lub inny czytelnik z przekąsem mógłby powiedzieć, że taki felieton może wyjść
jedynie spod ręki sfrustrowanego celebryty. Może. A mnie pociesza konstatacja mojego
przyjaciela Andrzeja, że jeśli W.E.SZ. i wszyscy jego koledzy zaprzestaną jutro z jakichś
powodów swojej działalności – wszyscy sfrustrowani celebryci pójdą jak co dzień do pracy.
Jeśli zaś to sfrustrowani celebryci powiedzą kiedyś dość, to W.E.SZ. będzie musiał sobie
poszukać porządnej roboty.
sierpień 2009
NIE ŚCIĄGAJ![4]
Będąc w pierwszej klasie, z kolegą Sebastianem zapałaliśmy nienawiścią do kolegi Stasia.
Kolega Staś bowiem kłuł nas w oczy. Kłuł nas w oczy mianowicie nowymi kredkami z NRD...
Murarz domy buduje,
Krawiec szyje ubrania,
Ale gdzieżby co uszył,
Gdyby nie miał mieszkania?
Miałem ostatnio zaszczyt i przyjemność zagrać w filmie z Olgierdem Łukaszewiczem. Traf
chciał, że przyjechał na nasz plan niemalże prosto z premiery Generała Nila. Przyjmował
zasłużone gratulacje od nas wszystkich. Do grona fanklubu pana Olgierda postanowiła
dołączyć również Pani Statystka przysłuchująca się dotąd naszym wesołym rozmowom.
Składając gratulacje, dodała, że dawno nie widziała w polskim kinie tak pięknej
i przejmującej roli. Pan Olgierd z iście generalskim spokojem odparł, że owszem, bardzo mu
miło, ale film jest na razie po premierze dla oficjeli i wchodzi do kin dopiero jutro. Na co
Pani Statystka, chcąc pochwalić nie tylko twórcę, ale również zorientowanego odbiorcę sztuki
filmowej, powiedziała: „A my żeśmy se wczoraj to już oglądnęli na komputerze! Bardzo
piękny film!”. A na jej twarzy zagościł uśmiech jeszcze bardziej rozbrajający niż uśmiech
pana Olgierda.
Inny przykład. Będąc w pierwszej klasie, z kolegą Sebastianem zapałaliśmy nienawiścią do
kolegi Stasia. Kolega Staś bowiem kłuł nas w oczy. Kłuł nas w oczy mianowicie nowymi
kredkami z NRD, które naonczas były w Polsce rarytasem na miarę obwodnicy dużego
miasta (przekładając na dzisiejsze). Niewiele się zastanawiając, z kolegą Sebastianem
gwizdnęliśmy te kredki koledze Stasiowi i ukryliśmy je w dziupli dzięcioła w pobliskim parku
Jordana.
No cóż... Życie sprawiedliwe nie jest. Jeden ma kredki, drugi umie zagrać generała. Jeden
umie ustawić cegły jedną na drugiej, drugi skroi materiał na piękne wdzianko.
Zanim przejdę do puenty, pozwólcie, że wspomnę jeszcze bardzo ciekawą rozmowę, którą
przeczytałem w „Gazecie W.” z panem Jakimśtam de Cośtam w sprawie wolności, którą musi
cieszyć się Internet. Otóż pan Jakiśtam de Cośtam z oburzeniem przyjął to, że szwedzki
wymiar sprawiedliwości postawił przed sądem kilku rozkoszniaków, którzy założyli stronę
internetową informującą zainteresowanych, skąd można ściągać darmową muzykę, filmy
i programy. Z iście romantyczną, lewacką emfazą pouczał, że sens sieci to absolutna wolność
i równość: albo coś w niej jest dla wszystkich, albo nie ma tego dla nikogo. Wzruszyłem się!
A teraz do obiecanej puenty. Drogi Panie Jakiśtam de Cośtam! Otóż jedyna różnica
między Olgierdem Łukaszewiczem a moim kolegą Stasiem w sytuacjach, w których ich tu
opisuję, polega na tym, że kredeknie można umieścić w sieci.
Szanowna Pani Statystko! Niech mi Pani uwierzy, że równie dobrze mogłaby Pani podejść
do pana Olgierda i gratulując wspaniałej roli, wyciągnąć mu z kieszeni dwa grosze. I wbrew
pozorom tu w ogóle nie chodzi o kasę. Chodzi o zasadę! Jeśli wszyscy widzowie film,
w którym statystuje Pani Statystka, ściągną sobie z sieci, to producent nie będzie miał z czego
Pani Statystce zapłacić.
Jeśli kiedyś przyszła technika pozwoli na umieszczenie cegieł w Internecie i w imię
wirtualnej równości będziemy je sobie od ceglarza ściągać za friko, to nie liczmy na to, że
będzie on skory płacić za naszą pracę.
Ten felietonik nie powstał dla wszystkich. Powstał dla tych, którzy kupią wrześniowe
„Zwierciadło”. No, chyba że czytacie to w poczekalni u dentysty – wtedy zapłaci Wasz
stomatolog. I dobrze mu tak!
Tak dla wspólnej korzyści
I dla dobra wspólnego
Wszyscy muszą pracować
(i, kurka, płacić sobie nawzajem!),
Mój maleńki kolego.
wrzesień 2009
Spis treści Karta redakcyjna Wstęp Zamiast prologu (styczeń 2009) Twój czas jest dla nas bardzo ważny (luty2009) Dieta jest jak Rosja (marzec 2009) A imię jego będzie czterdzieści i trzy! (kwiecień 2009) Zdarzyło się jutro (maj 2009) Prawda nas wyzwoli (czerwiec 2009) Życie według dajrekszyns (lipiec 2009) Wesz, fakt, ciul i inni (sierpień 2009) Nie ściągaj! (wrzesień 2004) Podmuch Zachodu (październik2009) Miłość na parkiecie (listopad 2009) Cdn. (grudzień 2009) Słowniczek dla nieletnich (styczeń 2011) Autostopowicz (luty2011) Krótki kurs felietonopisarstwa (marzec 2011) Szukanie dziury w serze (kwiecień 2011) Mój pierwszy raz (maj 2011) W małym palcu (czerwiec 2011) Po lekturze chwalić publicznie (lipiec 2011)
R14 kontra Wi-Fi (sierpień 2011) Wygwizdałem... (wrzesień 2011) Polak tańczy i śpiewa (październik2011) Niech spokój pokona krzyk (listopad 2011) Zawracanie Wisły... biustem (grudzień 2011) Bajki z mchu i paproci (styczeń 2012) Na 3 tysiące znaków (luty2012) Pasja do pasji (marzec 2012) Książę i mała Pe (kwiecień 2012) Nie wydarzyło się nic (maj 2012) Film, który wzrusza i śmieszy (czerwiec 2012) Jesteśmy drużyną narodową (lipiec 2012) Oświadczenie prywatne (sierpień 2012) Po słowie (wrzesień 2012) Telefon do Stuhrów (październik2012) Algorytm (listopad 2012) Spowiedź dziecięcia wieku (grudzień 2012) Koniec świata (styczeń 2013) Szkoła szlachetności (luty2013) Kapci miękkich szum (marzec 2013) Aktor w sieci (maj 2013) Zamiast epilogu (kwiecień 2013) Utytłani miłością Przypisy
Redakcja: ELŻBIETA MORAWSKA / Melanż Redaktor prowadzący: MAGDALENA CHORĘBAŁA Korekty: KAROLINA WYSOKIŃSKA, ELŻBIETA I WOJCIECH GÓRNASIOWIE / Redaktornia.com Projekt okładki oraz projekt typograficzny: NATALIA BARANOWSKA / manukastudio.pl Zdjęcia: Samanta Stuhr Skład: BEATA RUKAT / Katka Dyrektor produkcji: ROBERT JEŻEWSKI Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie, w jakiejkolwiekformie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich. © Copyright by Wydawnictwo Zwierciadło Sp. z o.o., Warszawa 2013 Text © copyright by Maciej Stuhr 2013 ISBN 978-83-63014-76-6 Wydawnictwo Zwierciadło Sp. z o.o. ul. Karowa 31a, 00-324 Warszawa tel. (+48 22) 312 37 12 Dział handlowy: handlowy@zwierciadlo.pl Konwersja: eLitera s.c.
WSTĘP Można powiedzieć, że pisałem tę książkę latami. Można też powiedzieć, że nie pisałem jej w ogóle. Pod koniec 2008 roku Manana Chyb zaprosiła mnie do współpracy w „Zwierciadle”. Od tej pory wydobywam z siebie przynajmniej jedną myśl w miesiącu, co uważam za swój osobisty sukces. Można powiedzieć, że te myśli właściwie w ogóle się nie wiążą ze sobą. Jedne są do śmiechu, inne do zadumy, a jeszcze inne do niczego. Ale być może można zaryzykować stwierdzenie, że jednakcoś je łączy. Odpowiedź na pytanie „A co mianowicie?” pozostawiam Państwu. Swoją delikatną sugestię zawarłem w końcówce felietonu Niech spokój pokona krzyk. Kiedyś Piotr Najsztub zapytał mnie, czy lubię to, co piszę. Przyłapany na nieskromnym rumieńcu musiałem ze wstydem dać odpowiedź twierdzącą. „Czyli klasyczny grafoman!” – równie szczerze odpowiedział pan Piotr. I tu mała prośba do Państwa. Jeśli nie spodoba się Wam to, co przez te lata mąktwórczych ze mnie się wydobyło, a los zetknie nas kiedyś face to face, to proszę, nie mówcie mi tego, bo mi będzie bardzo przykro!
Więcej na: www.ebook4all.pl ZAMIAST PROLOGU To piękna chwila siąść przed czystą kartką... Są na świecie ludzie, którzy mają pewne, hm... skrzywienie. Którym wystarczy powiedzieć „A”, a oni nie odpowiedzą „B”, oni na ten przykład odpowiedzą: „Psik”. (Nawiasem mówiąc, niełatwo jest być takim człowiekiem, oj, niełatwo!) Różni ludzie są na świecie. Zawsze chciałem być muzykiem rockowym. Czy człowiek może zwariować od dziwnych myśli? Czy pokazali Państwo kiedyś, na co Was stać?[1] To piękna chwila siąść przed czystą kartką... Pałac Kultury to dziwny budynek, ale nie o tym chciałem tu pisać. Długo, oj, długo zastanawiałem się, jak zacząć mój pierwszy felieton dla Państwa. Chodziłem wokół tego pierwszego zdania. Chodziłem, przymierzałem, szczerze mówiąc, nie znalazłem tego jednego, jedynego, którym bym się chciał z Państwem przywitać. Znalazłem sześć. Wybierzcie sobie, które się Wam najbardziej podoba. A teraz do rzeczy... Wyobraźmy sobie następującą sytuację. Żyje sobie na świecie człowiek o nazwisku Nacot. Ja wiem, nie jest to może częste nazwisko. Ale też nie jest tak, że takiego nazwiska nie potrafimy sobie w ogóle wyobrazić. W ramach powszechnie obowiązującej polszczyzny pana Nacota możemy chyba zaakceptować. Wyobraźmy sobie teraz, że nasz pan Nacot ma przepiękną stać. No i dopiero teraz zaczynają się moje prawdziwe kłopoty. Bo o ile pana Nacota, jaki „Różnych ludzi, którzy są na świecie” byłbym w stanie Państwu jakoś mniej lub bardziej logicznie wytłumaczyć, o tyle ze stacią nie pójdzie już tak łatwo. Mianowicie dlatego, że ja sam nie bardzo mam pojęcie, czym rzeczona stać miałaby być... Mało tego! Ja nawet nie umiałbym chyba powiedzieć, skąd pan Nacot ową stać wytrzasnął! Czy on ją dostał, czy on się z nią może nawet i urodził, wyhodował, kupił, przeszczepił sobie – nie wiem. Zabijcie mnie – nie wiem! Mogę jedynie domniemywać, że owa stać jest raczej godna pokazania. Zademonstrowania, w sensie. Znaczy się, niedobrze, coby ona, ta stać, w ukryciu wciąż tkwiła. Jakże bowiem inaczej wytłumaczyć to, że od wielu miesięcy czołowy, najpopularniejszy wokalista w tym kraju (ten tekst nie służy pastwieniu się nad tym człowiekiem, nie będę więc wymieniał jego nazwiska ani nawet nazwy jego zespołu, załóżmy, na nasze potrzeby, że ów zespół nazywa się Czuj) śpiewa w każdym dostępnym środku masowego rażenia pieśń, w której refrenie wielokrotnie, na całe gardło, z niesłabnącym zapałem nawołuje: „Pokaż Nacocie stać!”?! A w chwilę potem, jakby zatrwożony wizją, że pan Nacot mógłby zademonstrować swą stać jakoś niedbale, chyłkiem
jeno, pośpiesznie dodaje: „Ale nie jeden raz!!!”... Wydaje się, że pozostawanie staci pana Nacota w ukryciu i społecznej nieświadomości musi być wyłącznie kwestią czasu. Społeczna nieświadomość też ma swoje granice. W związku z tym z dnia na dzień w każdym zakątku Polski przybywa fanów, którzy coraz głośniej domagają się: „Pokaż Nacocie stać!!!!”. No cóż... różni ludzie są na świecie. Jest gdzieś być może jakiś pan Nacot, jest gdzieś grupa Czuj (gdzie, to trudno powiedzieć, bo ponoć grają dużo koncertów. Dziś mają dwa. Oba w Krynicy. Tylko jeden w Górskiej, drugi w Morskiej). Gdzieś jesteście Wy, otwierając nowy numer „Zwierciadła”, i gdzieś też są ludzie, którzy mają pewne, hm... skrzywienie. Którym wystarczy puścić zwykły popowy przebój z pytaniem, na co ich stać, a oni od razu widzą stać pana Nacota. Którym wystarczy powiedzieć „A”, a oni nie odpowiedzą „B”, oni na ten przykład odpowiedzą: „Psik”. (Nawiasem mówiąc, niełatwo jest być takim człowiekiem, oj, niełatwo!) Czy tacy ludzie mogą publikować w „Zwierciadle”? No, chyba tylko na stronie opatrzonej dodatkiem: „W krzywym...”. styczeń 2009
TWÓJ CZAS JEST DLA NAS BARDZO WAŻNY Ze zdumieniem odkryłem, że prócz rozmowy typu męskiego i rozmowy typu żeńskiego istnieje jeszcze jeden rodzaj rozmowy telefonicznej. Bezpłciowy[2]. Tuuut. Tuuut. Tuuut. (Chopin) – Dzień dobry! Tu automatyczna, telefoniczna, supernowoczesna infolinia dla naszych abonentów. Twój czas jest dla nas bardzo ważny. For English press 1. Jeśli chcesz sprawdzić dane swojej ostatniej faktury, wciśnij 2. Jeśli interesuje cię nasza najnowsza oferta, promocyjne okazje lub okazyjne promocje, wciśnij 3. Jeśli chcesz sprawdzić liczbę magicznych punktów, wciśnij 4. Jeśli chcesz zamówić nagrodę, upominek lub masz na imię Wojtek, wciśnij 5. Jeśli masz aparat starego typu z tarczą zamiast klawiszy, wciśnij 6. Jeśli chcesz wcisnąć 7, wciśnij 7. Jeśli jesteś świadkiem, uczestnikiem lub ofiarą napadu, wciśnij 997. Jeśli bardzo się śpieszysz, wciśnij 8. – Wciskam 8. (Chopin) – Jesteś klientem, który bardzo się śpieszy. Twój czas jest dla nas bardzo ważny. Jeśli śpieszysz się na autobus, wciśnij 1. Jeśli śpieszysz się do pracy, wciśnij 2. Jeśli śpieszysz się kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą, wciśnij 3. Jeśli nie znasz powiedzenia: śpiesz się powoli, wciśnij 4. Inne: wciśnij 5. – Omyłkowo zamiast 5 wciskam 4. (Chopin) – Znajdujesz się w poczekalni do ekspresowego załatwienia swojej sprawy. Jeżeli nie śpieszy ci się tak bardzo i chcesz nadal wciskać klawisze, wciśnij 1. Jeżeli śpieszy ci się tak bardzo, że w żadnym wypadku nie chcesz już niczego wciskać, wciśnij 2. Aby połączyć się z operatorem w dowolnym momencie, wciśnij zero. – W dowolnym momencie?! W dowolnym momencie?!!! Wciskam zero. (Chopin) – Aby przyśpieszyć jeszcze bardziej załatwienie twojej sprawy, prosimy o doprecyzowanie tematu rozmowy. Pochwała działania naszej firmy – wciśnij 1. Uwagi, skargi i zażalenia – wciśnij czerwoną słuchawkę. Pogoda – wciśnij 2. Luźne pitu-pitu – wciśnij 3. Zmiana danych osobowych – wciśnij 4. – O Jezu! Drżącą ręką wciskam 4. – W trosce o bezpieczeństwo naszych klientów wszystkie rozmowy z konsultantami są nagrywane. Jeżeli nie wyrażasz zgody na nagranie, odłóż słuchawkę. – Nie! Halo! Wyrażam, wyrażam! Błagam, nagrajcie mnie! Nagrajcie, odsłuchujcie sobie potem, wyślijcie Michnikowi, wszystko jedno, nieważne!!! – Znajdujesz się w kolejce oczekujących na połączenie z operatorem. Przybliżony czas oczekiwania to 12 minut. Dwadzieścia minut później.
– Dzień dobry, witamy serdecznie w naszej firmie! Dziękujemy za telefon i wybór naszej firmy, życzymy zdrowia, szczęścia, pomyślności. Małgorzata Precyzja, w czym mogę pomóc? – Halo?! To ja! Halo, proszę się nie rozłączać! Proszę niczego nie wciskać! Dzień dobry! Jaksię cieszę, że panią słyszę! – Witamy serdecznie w naszej firmie! Małgorzata Precyzja, w czym mogę pomóc? – Proszę pani, ja chciałem jedynie zgłosić zmianę miejsca zamieszkania. – Oczywiście. Poproszę pana o hasło. – Hasło? Jakie hasło? – Dziesięciocyfrowe hasło dostępu, które wybrał pan 10 lat temu przy podpisaniu pierwszej umowy z naszą firmą. – Ach tak, oczywiście. Obawiam się, że nie pamiętam... – W takim razie poproszę pana o numer klienta. – Jakiego klienta? – No... pana klienta... – Ach tak, oczywiście. Obawiam się, że nie pamiętam... – W takim razie proszę wstukać 4-cyfrowy tajny numer PIN. – Kobieto! Zmiłuj się! To ja! Maciej, syn Jerzego! Adres chciałem zmienić! Ja nie znam żadnego PIN-u, żadnego hasła! Za chwilę nawet nie będę pamiętał, jaksię nazywam! – Małgorzata Precyzja, w czym mogę pomóc? – Do Warszawy z Krakowa przyjechałżem! – W takim razie przełączam pana do menedżera konsultantów. Po sygnale proszę wcisnąć 1. Do widzenia, dziękujemy za skorzystanie z usług naszej infolinii! Słyszę sygnał, ale żółć zalewa mi oczy, więc nie widzę dokładnie, co wciskam. – Ten klawisz nie jest aktywny. (Chopin) Dzień dobry! Tu automatyczna, telefoniczna, supernowoczesna infolinia dla naszych abonentów. Twój czas jest dla nas bardzo ważny. For English press 1. luty 2009
DIETA JEST JAK ROSJA Kiedy dotarłem do symbolicznej 33. rocznicy moich urodzin, postanowiłem w trosce o lepszą starość zbadać zagadnienie szkodliwości niektórych składników zawartych w naszym jedzeniu. Całe życie panicznie bałem się awokado. Odkąd mój ojciec, 20 lat temu, wyszedł ze szpitala po przebytym zawale mięśnia sercowego z listą produktów, których nie może jeść ze względu na dużą szkodliwość dla tego organu, awokado stało się symbolem czyhającego w jedzeniu potwora dybiącego na nasze zdrowie i życie. Ten dziwny owoc, z gigantyczną, twardą, zdolną udławić słonia pestką, dzierżył na tej liście niechlubną palmę pierwszeństwa. Po pierwsze: nie jeść awokado! Od tamtego momentu to tu, to tam docierały do mnie informacje na temat szkodliwości niektórych składników zawartych w naszym jedzeniu. Kiedy więc dotarłem do symbolicznej 33. rocznicy moich urodzin, postanowiłem w trosce o lepszą starość zbadać to zagadnienie nieco głębiej. Początkowo traktowałem to z przymrużeniem oka, bo kiedy na przykład usłyszałem, że żółte warzywa są niezwykle wskazane ze względu na coś tam, to bardzo ucieszyłem się, że wreszcie będę mógł jeść frytki. Jednak każda kolejna wiadomość o tym, czego nie wolno, sprawiała, że mina mi rzedła. A więc oczywiście nic smażonego. Ograniczyć pieczywo białe, a najlepiej w ogóle węglowodany. To już jest szokdla większości młodych mężczyzn wychowanych na maminych kotletach. Ale najgorsze miało dopiero nadejść. Odstawić wszelkie napoje gazowane i słodkie. No cóż... W życiu bywa ciężko. Odstawię colę i pójdę prosto do nieba! Gdzie tam! Natychmiast okazało się, że wszystkie napoje na „wó”, na „whi”, na „wi”, a nawet, a raczej zwłaszcza na „pi” to zjazd na samo dno dietetycznego piekła. Można powiedzieć, że dieta jest jak Rosja. Cały czas próbuje nam przykręcić kurek... Po awokado, frytkach, polędwicach, colach i procentach przyszła pora na rzeczy doprawdy zdumiewające. Żółty ser! Mój kochany, niewinny, najzwyczajniejszy na świecie żółty serek! Ze zdumieniem dowiedziałem się, że w niektórych żółtych serach nie ma w ogóle żółtego sera! Sam tłuszcz jeno! Mleko? Owszem, ale żeby nie było na butelce żadnego UHT, które to UHT przecież miało mieć zbawienne skutki dla zdrowotności! Jogurt? Zgroza! Gorsze niż wszystkie E-327 razem wzięte! Dietetyczne chrupkie pieczywo? Pójście do szpitala i poproszenie o wszczepienie dowolnego nowotworu to mniejsze ryzyko zachorowania na raka! To wszystko jednak pikuś. Uwrażliwiony na tematykę zdrowego żywienia, przeskakując
przez telewizyjne kanały, w naturalny sposób zatrzymałem się na programie zatytułowanym „Jedzenie może zabić” nadanym w porze niezwykle nocnej. Zaczęło się to wszystko od zupełnie absurdalnego przeszczepu wątroby po zjedzeniu banalnego sromotnika, który wyglądał jak zwykła pieczarka. Potem wspomniano o jadzie kiełbasianym, ale to też fraszka, no bo przecież jeść żurek z kiełbasą to naiwność równa połknięciu termometru rtęciowego w całości! Zrobiło się ciekawiej, kiedy się okazało, że można się zatruć tymże jadem zawartym jednakowoż w... tuńczyku! Potem na serio się przestraszyłem, gdyż okazało się, że gdybym tak niechcący zjadł sobie – ot tak – wóz z kapustą (takie sformułowanie zostało użyte), to po prostu śmierć na miejscu! Kiedy jednak zaczęto opisywać przypadki utraty głosu po zjedzeniu kiwi i melona, utraty przytomności po jajku (który to zresztą produkt 20 lat temu zajmował drugie miejsce po awokado pod względem szkodliwej zawartości cholesterolu, ale dziś został zrehabilitowany), a w końcu śmierci w wyniku spożycia grejpfruta, który spowodował wzmożone działanie jakiegoś leku, postanowiłem się oddać w ręce fachowców. – Całe życie panicznie bałem się awokado – zacząłem nieśmiało pierwsze spotkanie z najbardziej fachowym dietetykiem. Ku swojemu bezgranicznemu zdumieniu usłyszałem w odpowiedzi: – A niesłusznie, panie Maćku. Awokado to obecnie najbardziej wskazany ze względów zdrowotnych owoc znany współczesnej medycynie! No dobrze... to ja sobie teraz pójdę do sklepu, kupię rzeczy, których dawno nie kupowałem, zapalę sobie papieroska i zastanowię się, co dalej... marzec 2009
A IMIĘ JEGO BĘDZIE CZTERDZIEŚCI I TRZY! Dziś „k...” wywołuje zupełnie inne skojarzenia, przy których „k...” sprzed roku wydaje się równie niewinna, jak „papu”, „brum-brum” czy „ziazi”. „K...”! Jeszcze rok temu każdemu felietoniście, w którego tekście pojawiłaby się taka zbitka znaków, przypisywano by intencje całkowicie nieparlamentarne. Rada Etyki Mediów nie miałaby najmniejszych wątpliwości, że należy interweniować. Dziś jednak zbitka „k...” wywołuje zupełnie inne skojarzenia, przy których „k...” sprzed roku wydaje się równie niewinna jak „papu”, „brum-brum” czy „ziazi”. I nieważne, czy jest to rodzinny stół, konferencja rządu, opozycji czy episkopatu, kościół, synagoga, gazeta, telewizja, radio, spotkanie z przyjacielem – w każdym z tych miejsc prędzej czy później pojawi się „k...”. Dziś „k...” zagląda nam głęboko w oczy. Oto felieton w czasach Kryzysu! Oczywiście założenie, że felieton ten w ogóle dotrze do Państwa, jest niezwykle optymistyczne. Oznaczałoby to, że jeszcze nie odcięto mi Internetu, „Zwierciadło” nadal istnieje, prasę wciąż się kolportuje, a Państwa w dalszym ciągu stać na zakup naszego miesięcznika. Krótko mówiąc, w świetle hiobowych wieści, które bombardują nas od miesięcy, prawdopodobieństwo tego, że Wasz wzrok spoczywa na tych literach, jest znikome. W ogóle trudno wyobraźni podążyć za zmianami, które mogą nas czekać. Oto garść suchych faktów mogących uzmysłowić powagę sytuacji tym wszystkim, którzy jeszcze nie wierzą w „k...”. Po pierwsze, informacja dla warszawiaków. Druga linia metra na razie nie powstanie. Rozpoczęcie budowy jest wciąż przekładane na bliżej nieokreśloną przyszłość. Coraz głośniej mówi się, że do 2012 roku w ramach oszczędności mogą nawet zostać zakopane ostatnie stacje pierwszej linii. Sześciolatki nie pójdą do szkoły. Siedmiolatki pójdą, ale od razu do drugiej klasy. Dzieci zamiast tabliczki mnożenia z powodu „k...” będą uczyć się od razu wzorów skróconego mnożenia. Cała tabliczka będzie i takraczej bezużyteczna. Cięcia nie ominą także kultury i sztuki. W teatrach do repertuarów ma już niedługo wejść sztuka Antoniego Czechowa Dwie siostry. Jeśli chodzi o operę, to dominować będzie ta za trzy grosze (plus VAT). Rafał Blechacz zagra Walc minutowy Chopina w 56 sekund. Natomiast w miarę obronną ręką wyjdzie z „k...” literatura. Najczęściej wznawianą książką (ze względu na tytuł) będą Dziady Mickiewicza, w których jedyne zmiany dotkną dwuwers: „Z matki
obcej; krew jego dawni bohaterzy,/ A imię jego będzie czterdzieści i trzy”. Czarne chmury zbierają się również nad telewizją. W nowej edycji „Tańca z Gwiazdami”, w której główną nagrodą będzie srebrne Daewoo Tico, mają drastycznie spaść oceny jurorów. Iwona Pavlović nie wyjdzie poza trójkę i nawet Beata Tyszkiewicz będzie mogła wystawić najwyżej ósemkę. I to raz na dwa tygodnie. Poza tym przez jakiś czas stacje będą mogły pokazywać tylko jednego z braci M. w danym momencie. Którego – wybór należy do stacji. Lub do braci. Podobne zakusy dotyczą braci K., ale tu protest opozycji może poprzeć swoim wetem sam prezydent. W teleturnieju „Jaka to melodia” będzie trzeba zgadywać tytuł utworu wyłącznie po jednej nucie. A najlepiej bez żadnej. Z programów publicystycznych ma się ostać jedynie „Kropka nad i”, przy czym o ile kropka faktycznie zostaje, o tyle już samo „i” ma zostać wycofane. Będzie więc tylko program „Kropka – zaprasza Monka Olejnk”. „K...” nie ominie też polskiego sportu. W nowym sezonie ekstraklasy żadnej drużyny nie będzie stać na kupienie ani jednego meczu. W związku z tym rozgrywki mogą zostać w ogóle zawieszone. I na zakończenie dobra wiadomość. „K...” nie dotknie w widoczny sposób budowy polskich dróg, autostrad, lotnisk, szybkich kolei i obwodnic wielkich miast. Tu wszystko ma zostać tak, jakbyło! kwiecień 2009
ZDARZYŁO SIĘ JUTRO Pozwólcie, że nie oprę się pokusie i przedstawię Wam wydanie gazety codziennej z 15 maja 2040 roku, które zupełnie przypadkiem wpadło dziś w ręce mojej wyobraźni. Wróżenie z fusów. Może być też z kuli. Chiromancja i horoskopy. Takie oto zajęcia nie są chyba straszne nikomu, kto próbował kiedykolwiek wpisać się w rytm wydawniczy jakiegoś miesięcznika. Kiedy bowiem Państwo zaszczycą tę stronę swoim zainteresowaniem w maju, ja będę już stukał w klawiaturkę, próbując zabawić Państwa aktualną krotochwilą na lipiec... A tymczasem u mnie dziś za oknem zima straszy jednym ze swych ostatnich napadów. Przy obecnym tempie, w jakim pędzi świat, z równym powodzeniem mogę przewidywać, co będzie na czasie za lat 30. Pozwólcie więc, że nie oprę się tej pokusie i przedstawię Wam wydanie gazety codziennej z 15 maja 2040 roku, które zupełnie przypadkiem wpadło dziś w ręce mojej wyobraźni. WASZYNGTON. Ameryka świętuje wybór pierwszego od 30 lat białoskórego, heteroseksualnego mężczyzny na urząd prezydenta. Co ciekawe, prezydent elekt – co podkreślają komentatorzy – nie jest też Żydem. Nie przeszedł również ani jednej operacji zmiany płci. Zszokowani Amerykanie tłumnie wychodzą na ulice, aby świętować nadchodzące zmiany! MOSKWA. Na swojej comiesięcznej konferencji prasowej 88-letni prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin zapewnił, że demokracja w Rosji nie jest zagrożona. WARSZAWA. Wczoraj nastąpiło uroczyste otwarcie przedostatniego odcinka stołecznej obwodnicy. W uroczystości wzięli udział prezydent, premier, przedstawiciele episkopatu i świata kultury. Na występ udało się namówić nawet legendarny zespół Feel. Dyrektor Muzeum Techniki, w skład którego obwodnica automatycznie zostanie włączona po ukończeniu robót, wyraził ubolewanie, że era motoryzacji przeszła tymczasem do historii: „Szkoda – podsumowuje – z pewnością wielu pasjonatów dawnych środków przemieszczania się byłoby dziś uszczęśliwionych!”. OCIEPLENIE KLIMATU. Trwa rozbudowa portu Gorzów Wielkopolski. Jak zapewnia wojewoda wielkopolsko-pomorski Barack Poznansky, wybrzeże pomiędzy Wronkami a Żninem jest już gotowe na przyjęcie turystów. KULTURA. We Wrocławiu przy okazji Festiwalu Piosenki Aktorskiej odbyło się sympozjum poświęcone zmianom w kulturze masowej. Gośćmi specjalnymi spotkania byli: Katarzyna Cichopek, Jolanta Rutowicz, Rafał Mroczek oraz nestor słowa polskiego Krzysztof
Ibisz. Uczestnicy spotkania zgodnie podkreślili, że w ostatnich czasach nastąpił znaczny spadek poziomu programów rozrywkowych. Publiczność powoli przestaje niestety chwytać te drobne subtelności, które łączyły twórców i odbiorców w początkach XXI wieku. Gala festiwalu zostanie poświęcona twórczości Doroty Rabczewskiej. SPORT. W Tarnowie odbyło się losowanie grup eliminacyjnych do Mistrzostw Świata Poland 2042. Jak wiadomo, nasza reprezentacja nie weźmie udziału w eliminacjach. Jak sprawdzą więc swoją formę nasze Orły, które od czasu Euro 2012 znów zagrają w wielkim turnieju? Szkoleniowiec reprezentacji Grzegorz Rasiak zdradził dziennikarzom, że w pierwszym etapie przygotowań reprezentantom zostanie wyświetlony pamiętny mecz: zwycięski remis z Anglią na Wembley w 1973 roku. „Niech chłopcy poczują zew krwi” – mówi selekcjoner. Sukces na mundialu wydaje się w związku z powyższym całkiem realny. POŻEGNANIA. Dziś w nocy odszedł pisarz, aktor i były estradowiec Maciej Stuhr. Swoją karierę literacką zaczynał jako zwykły felietonista w piśmie „Zwierciadło”. Początkowo jego felietony nie spotykały się z należytym uznaniem i zrozumieniem. Z czasem zaś jego profetyczne teksty stały się kanwą, na której budowały swą przyszłość kolejne pokolenia polskich, i nie tylko polskich, literatów oraz miliony czytelników. Uroczystość pożegnania odbędzie się na cmentarzu Rakowickim w Krakowie we wtorek o godz. 12.00. Cześć jego pamięci! No... to cześć! maj 2009
PRAWDA NAS WYZWOLI[3] Krzyśku, może powtórzę pytanie. Pamiętaj, że cały czas jesteś podłączony do prądu i w każdej chwili mogę cię porazić. – Dobry wieczór państwu! Witam bardzo serdecznie w programie „Chwila szczerości”, nazywam się Zbigniew Gejzer i już za chwilę będziecie państwo świadkami wielkiej erupcji prawdy i prawdziwej wolności! Kilka pytań, by osiągnąć sławę, wielkie pieniądze, a przede wszystkim oczyścić swoje życie, o czym marzy każdy człowiek! A oto nasz pierwszy gość: Halina z Tarnowa! (rzęsiste oklaski) Halina przyjechała do nas z mamą, mężem i jego kochanką. Halino, oto pierwsze pytanie: czy jesteś gruba jak świnia? (duże zbliżenie na twarz Haliny, która zmaga się ze swoją słabością; zbliżenie na rodzinę, która trzyma mocno kciuki) Matka Haliny: – Halinka! Śmiało! Mąż Haliny: – Kochanie! Chwila bólu i zbieraj kasę! Kochanka męża Haliny: – No właśnie! Zbigniew Gejzer: – Halino, jaka jest twoja odpowiedź? Halina (z pewnością w głosie): – Nie, nie uważam, żebym była. Głos Boga: – Ta odpowiedź to... GÓWNO PROWDA! (chwila przerażającej ciszy, po której następuje wielki jęk zawiedzionej publiczności) Zbigniew Gejzer: – No cóż, Halino, bardzo przykro mi to powiedzieć, ale nie zostaniesz dzisiaj milionerką. Mogłaś się przyznać, wszyscy przecież i tak widzimy, jak wyglądasz, ty jednak wybrałaś inną drogę. Twoje prawo! Musimy się jednak pożegnać. To była Halina z Tarnowa! (długie oklaski pocieszenia dla Haliny i jej rodziny) No cóż, drodzy państwo, mam nadzieję, że nasz kolejny gość będzie miał więcej szczęścia. Jest z nami Krzysiek z Ostrołęki! Krzysiek przyjechał do nas z żoną Kasią, teściową i czteroletnią córeczką Michalinką! (na twarzach publiczności rozczulenie na widok liliowej kokardy Michalinki) Krzysztofie, pierwsze pytanie: czy przed wejściem do studia wymiotowałeś z nerwów? Krzysiek(szybko i pewnie): – Tak! Głos Boga: – Ta odpowiedź to... ŚWINTO PROWDA! (oklaski, radość Krzysztofa, Michalinka klaszcze mocno w rączki, nawet Zbigniew Gejzer jest pod wrażeniem) Zbigniew Gejzer: – Brawo, Krzysztofie, podoba mi się twoja determinacja! Przechodzimy do drugiego pytania: czy zapłaciłbyś za leczenie teściowej, gdyby była umierająca? (zbliżenie na teściową, którą zaciekawiło pytanie numer dwa) Krzysiek(bez dłuższego namysłu): – Nie.
Głos Boga: – Ta odpowiedź to... (na twarzy Krzyśka uśmiech zdradzający, że zna już werdykt) TYZ PROWDA! (głośne oklaski, najgłośniej bije teściowa, która jeszcze nigdy nie była tak dumna ze swojego zięcia) Zbigniew Gejzer: – Krzyśku, jakwidać, pierwsze pytania nie były specjalnie trudne, życzę ci, żeby w kolejnych poszło ci równie dobrze! Oto pytanie numer trzy: czy kiedy zdradzałeś swoją żonę po raz pierwszy, zrozumiałeś, dlaczego ona puszcza się w Ostrołęce na prawo i lewo? (zbliżenie na twarz Krzyśka, który po raz pierwszy długo zastanawia się, co odpowiedzieć) Krzyśku, może powtórzę pytanie. Pamiętaj, że cały czas jesteś podłączony do prądu i w każdej chwili mogę cię porazić. (Zbigniew Gejzer powtarza pytanie. Przy słowach: „ona puszcza się” duże zbliżenie na twarz żony Kasi) Krzysiek(w końcu podjął decyzję): – Nie! Głos Boga: – Ta odpowiedź to... (zbliżenie na siedzącą na widowni grupę uśmiechniętych, młodych mężczyzn z transparentem „Ostrołęka”) TYZ PROWDA! (szał na widowni, Kasia i Krzysiek nie mogą uwierzyć, że to się dzieje naprawdę) Zbigniew Gejzer: – Krzyśku, z ciekawości... dlaczego przy swojej zdradzie nie zrozumiałeś zdrad swojej żony? Krzysiek: – Zrozumiałem, tylko że nie za pierwszym razem. (brawa dla poczucia humoru, ale również inteligencji Krzyśka) Zbigniew Gejzer: – Krzyśku, kolejne pytanie: czy powiedziałeś kiedyś Michalince, że w rzeczywistości jest niechcianym bachorem? Krzysiek(z uśmiechem): – Nie! Nie powiedziałem jej tego. Głos Boga: – Ta odpowiedź to... TYZ PROWDA! (zbliżenie na Michalinkę, która w końcu się nie dowiedziała, że tak naprawdę jest niechcianym bachorem) Zbigniew Gejzer: – Krzyśku, jedno jedyne pytanie dzieli cię od miliona: czy ten teleturniej woła o pomstę do nieba, a my wszyscy razem z telewidzami powinniśmy się wstydzić? Krzysiek: – Nie. Głos Boga: – GÓWNO PROWDA! (część widzów szaleje, część zastyga w wewnętrznym stuporze) czerwiec 2009
ŻYCIE WEDŁUG DAJREKSZYNS To coś jednak, co sprawiło, że jedno drzewo ma igły, a drugie liście, sprawiło, również, że Maciej Stuhr nie jedzie dziś tym pociągiem w białej koszuli z żółtym krawatem. Przechodzi tu koło mnie cały czas pewien niezwykle pewny siebie mężczyzna i komunikuje się do swojego zestawu słuchawkowego na cały wagon. Ma białą koszulę i żółty krawat. Do tego bardzo wymyślnie przystrzyżoną bródkę i zapewne bardzo drogie okulary. Wypadają z niego zdumiewające sformułowania, jak na przykład: „Do 2011 to sobie lajtowo przestrukturyzujemy” albo „Oni to muszą zrobić swoim eselejem”(?!), albo „Słuchaj, jeśli będziesz potrzebował jakieś dajrekszyns, to dzwoń”. Jedziemy tak sobie razem pociągiem relacji Kraków–Warszawa. Wagon klasy pierwszej. Ja piszę felieton, on wysyła dajrekszyns. Jest w tym niesłychanie konsekwentny, rozmowę kończy tyko wtedy, kiedy ma drugiego rozmówcę na linii. Dwa razy stracił też zasięg, co wprawiło go w zdumienie, bo jego absolutnie wyjątkowy model telefonu komórkowego nie powinien chyba tracić zasięgu nigdy. Niezwykle Pewny Siebie Mężczyzna w tych dwóch momentach na sekundę gubi gdzieś swoją pewność i ze słowem „Dżizas!” na ustach chowa się na chwilę do swojego przedziału. Jak dojedziemy, on z pewnością pójdzie na bizneslunch zastanawiać się, jak lajtowo przestrukturyzować do 2011, ja pójdę do teatru zastanawiać się przez cztery godziny, kto ukrywał Żydów. Można powiedzieć, że poza wagonem i tym felietonem niewiele nas łączy. I tak się zastanawiam, kiedy to się właściwie zaczyna? Od kiedy było już jasne, że Maciej Stuhr nie tylko nie lajtowo, nie tylko nie do 2011, ale w ogóle niczego nigdy nie przestrukturyzuje, a nawet jeśli przestrukturyzuje, to zupełnie przypadkowo i nieświadomie. I kiedy to ten Niezwykle Pewny Siebie Mężczyzna zrozumiał, że zagranie Hamleta nie jest dla niego najlepszym pomysłem (no, chyba że Niezwykle Pewny Siebie Mężczyzna uważa, że Hamleta pyknąłby sobie lajtowo, o ile dostałby takie dajrekszyns, ale uwierzcie mi, że jakiekolwiek dajrekszyns by dostał, nie pyknąłby!). Być może chodziliśmy do tego samego liceum, być może oddawaliśmy butelki w tym samym punkcie skupu, może on też był osiem razy na filmie o Old Shatterhandzie, może i jemu jakaś Edyta pokazała w przedszkolu za drzewem to, co mnie... To coś jednak, co sprawiło, że jedno drzewo ma igły, a drugie liście, sprawiło również, że Maciej Stuhr nie jedzie dziś tym pociągiem w białej koszuli z żółtym krawatem. No i bardzo dobrze! W moim wagonie jadą też inni. Dość duża część wygląda niestety na klony Niezwykle
Pewnego Siebie Mężczyzny. Czasami nawet zderzają się z nim na korytarzu podczas swoich rozmów telefonicznych. Ale są też typy zupełnie inne. Jest starszy jegomość w eleganckim garniturze wyglądający na profesora biologii z uniwersytetu, jest człowiek, który z powodzeniem mógłby być korektorem w „Tygodniku Powszechnym”, a w wolnych chwilach pisać piękne wiersze, pani, która wygląda mi na żonę rzeźnika spod Płocka, której osobistym hobby jest bycie właścicielką sklepu Markowa Odzież Zachodnia. Każdy z innej bajki, ze swoim szczęściem i nieszczęściem. Każdy raz na jakiś czas rzucił ukradkiem spojrzenie z niemym pytaniem: „Człowieku! A kim ty właściwie jesteś?”. Za pół godziny wchłonie nas Warszawa i to pytanie pozostanie na zawsze bez odpowiedzi. A co gorsza, stanie się kompletnie nieistotne... To miał być felieton o wielkiej miłości, pasji, pożądaniu, zdradzie, dzikim seksie, wielkich pieniądzach i o tym, że czasem honor jest ważniejszy od prawa. Niezwykle Pewny Siebie Mężczyzna pokrzyżował jednak moje plany. Jego pewność zdawała się mówić, że Państwo zdecydowanie bardziej będą woleli poczytać sobie o nim. lipiec 2009
WESZ, FAKT, CIUL I INNI Wiesław Emilian Szmacki nie jest jeszcze niestety co prawda celebrytą, ale z pewnością jest ważną osobą. Bardzo ważną osobą, a w pewnym sensie nawet ważniejszą od innych bardzo ważnych osób, a nawet od celebrytów (!!!) Wiesław Emilian Szmacki budzi się codziennie rano w swoim mieszkanku w stolicy. Jest z tego dumny. Niewielu kolegów z jego miejscowości potrafiło takjakon wykorzystać swoją szansę. Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że wszystko, na co może liczyć, to posada nauczyciela WF-u w tamtejszym gimnazjum, a dziś – proszę – Wiesław Emilian Szmacki żyje życiem elity tego kraju. Wiesław Emilian Szmacki, a może nie marnujmy już cennego miejsca na naszej szpalcie, posłużmy się zwykłym skrótem W.E.SZ. Tak więc W.E.SZ. na przykład wczoraj wieczorem jadł kolację z Borysem Szycem, do którego krzyknął nawet: „Borys! Popatrz tutaj!”, a kilka godzin wcześniej był na próbie z samym Januszem Gajosem, którego nie wahał się poprosić: „Panie Januszu, niech pan dla mnie zagra tę scenkę jeszcze raz!”. W.E.SZ. nie jest jeszcze niestety co prawda celebrytą, ale z pewnością jest ważną osobą. Bardzo ważną osobą, a w pewnym sensie nawet ważniejszą od innych bardzo ważnych osób, a nawet od celebrytów (!!!), albowiem codziennie bywa tak, że to W.E.SZ. decyduje, czy kariera Małgorzaty Foremniak nabierze rumieńców, czy widzowie stracą szacunek do swojej ulubionej Katarzyny Glinki z powodu fatalnego make-upu na niedzielnej mszy świętej, czy będą bardziej skłonni do zakupu najnowszej płyty Dody z powodu jej niespodziewanego spotkania z Radkiem. Powiedzieć więc, że W.E.SZ. żyje życiem elity tego kraju, to mało. W.E.SZ. jest szefem życia elity tego kraju. Zatem W.E.SZ. budzi się codziennie rano w swoim mieszkanku w stolicy i jest z tego, jak również z innych rzeczy, dumny. Wstaje, zabiera swoją strzelbę (co prawda strzelba to to nie jest, ale W.E.SZ. lubi tak myśleć o swoim narzędziu pracy) i wyrusza na łowy. Początkowo W.E.SZ. robi sobie rozgrzewkę. Na wiszenie na jabłoniach, skoki ze spadochronem, wspinanie się po drutach kolczastych przyjdzie jeszcze pora. Na razie takzwany lajcik, czyli kilka z rzędu konferencji prasowych, na których W.E.SZ. co prawda cyknie parę fotek (Czerkawski, Dorociński, Wałęsa), ale to nie po to tu jest, bo takie ugrzecznione i pozowane zdjęcia zrobić może byle fotoreporter. Prawdziwym powodem, dla którego W.E.SZ. przychodzi na konferencje, są towarzyszące im darmowe wyżerki, które Wiesławowi załatwiają śniadanko, obiadeki podwieczorek. Prawdziwą akcję W.E.SZ. zaczyna po zmroku. Premiery, proszone kolacje, bankiety,
głośne otwarcia lokali – to pozycje obowiązkowe, których żaden W.E.SZ. nie może ominąć. Ale prawdziwe perełki trafiają się, kiedy W.E.SZ. spaceruje nocną porą po placu Trzech Krzyży, Żurawiej, Brackiej czy Jasnej. To tu osiąga wyżyny swojego fachu. To stąd pójdzie do metra za Andrzejem Chyrą, to tu wejdzie do toalety damskiej w poszukiwaniu Joanny Brodzik, to tu policzy i pomnoży kieliszki wychylone przez Magdalenę Cielecką, a w razie zagrożenia zdrowia i życia mieszkańców stolicy to stąd zawiadomi stołeczną policję, jeśli po trzech colach wsiądzie za kierownicę. I tylko przy okazji nocnej eskapady zrobi jeszcze kilka zdjęć. Wróci do domu z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku stania na straży moralności polskiej elity. Na drugi dzień Wiesława Emiliana Szmackiego przyjmie sam redaktor naczelny Feliks Aleksander Kotlina-Tulski albo inny Czesław Ireneusz Ujawnia-Lipski, który zapewni efektom pracy Wiesława należne im miejsce na szanownych łamach swojego pisma (jeśli z pismem ma to jeszcze cokolwiek wspólnego poza pieprznym tytułem czy podpisem zdjęcia pana Wiesława). Potem pan Wiesław, mieszkaniec stolicy, z jeszcze większą dumą pójdzie do kiosku, kupi gazetę, wytnie i wyśle na adres rodzinnej miejscowości z adnotacją: „Mamo, spójrz! Nareszcie! Moja pierwsza okładka!!!”. W.E.SZ. lub inny czytelnik z przekąsem mógłby powiedzieć, że taki felieton może wyjść jedynie spod ręki sfrustrowanego celebryty. Może. A mnie pociesza konstatacja mojego przyjaciela Andrzeja, że jeśli W.E.SZ. i wszyscy jego koledzy zaprzestaną jutro z jakichś powodów swojej działalności – wszyscy sfrustrowani celebryci pójdą jak co dzień do pracy. Jeśli zaś to sfrustrowani celebryci powiedzą kiedyś dość, to W.E.SZ. będzie musiał sobie poszukać porządnej roboty. sierpień 2009
NIE ŚCIĄGAJ![4] Będąc w pierwszej klasie, z kolegą Sebastianem zapałaliśmy nienawiścią do kolegi Stasia. Kolega Staś bowiem kłuł nas w oczy. Kłuł nas w oczy mianowicie nowymi kredkami z NRD... Murarz domy buduje, Krawiec szyje ubrania, Ale gdzieżby co uszył, Gdyby nie miał mieszkania? Miałem ostatnio zaszczyt i przyjemność zagrać w filmie z Olgierdem Łukaszewiczem. Traf chciał, że przyjechał na nasz plan niemalże prosto z premiery Generała Nila. Przyjmował zasłużone gratulacje od nas wszystkich. Do grona fanklubu pana Olgierda postanowiła dołączyć również Pani Statystka przysłuchująca się dotąd naszym wesołym rozmowom. Składając gratulacje, dodała, że dawno nie widziała w polskim kinie tak pięknej i przejmującej roli. Pan Olgierd z iście generalskim spokojem odparł, że owszem, bardzo mu miło, ale film jest na razie po premierze dla oficjeli i wchodzi do kin dopiero jutro. Na co Pani Statystka, chcąc pochwalić nie tylko twórcę, ale również zorientowanego odbiorcę sztuki filmowej, powiedziała: „A my żeśmy se wczoraj to już oglądnęli na komputerze! Bardzo piękny film!”. A na jej twarzy zagościł uśmiech jeszcze bardziej rozbrajający niż uśmiech pana Olgierda. Inny przykład. Będąc w pierwszej klasie, z kolegą Sebastianem zapałaliśmy nienawiścią do kolegi Stasia. Kolega Staś bowiem kłuł nas w oczy. Kłuł nas w oczy mianowicie nowymi kredkami z NRD, które naonczas były w Polsce rarytasem na miarę obwodnicy dużego miasta (przekładając na dzisiejsze). Niewiele się zastanawiając, z kolegą Sebastianem gwizdnęliśmy te kredki koledze Stasiowi i ukryliśmy je w dziupli dzięcioła w pobliskim parku Jordana. No cóż... Życie sprawiedliwe nie jest. Jeden ma kredki, drugi umie zagrać generała. Jeden umie ustawić cegły jedną na drugiej, drugi skroi materiał na piękne wdzianko. Zanim przejdę do puenty, pozwólcie, że wspomnę jeszcze bardzo ciekawą rozmowę, którą przeczytałem w „Gazecie W.” z panem Jakimśtam de Cośtam w sprawie wolności, którą musi cieszyć się Internet. Otóż pan Jakiśtam de Cośtam z oburzeniem przyjął to, że szwedzki wymiar sprawiedliwości postawił przed sądem kilku rozkoszniaków, którzy założyli stronę internetową informującą zainteresowanych, skąd można ściągać darmową muzykę, filmy i programy. Z iście romantyczną, lewacką emfazą pouczał, że sens sieci to absolutna wolność i równość: albo coś w niej jest dla wszystkich, albo nie ma tego dla nikogo. Wzruszyłem się!
A teraz do obiecanej puenty. Drogi Panie Jakiśtam de Cośtam! Otóż jedyna różnica między Olgierdem Łukaszewiczem a moim kolegą Stasiem w sytuacjach, w których ich tu opisuję, polega na tym, że kredeknie można umieścić w sieci. Szanowna Pani Statystko! Niech mi Pani uwierzy, że równie dobrze mogłaby Pani podejść do pana Olgierda i gratulując wspaniałej roli, wyciągnąć mu z kieszeni dwa grosze. I wbrew pozorom tu w ogóle nie chodzi o kasę. Chodzi o zasadę! Jeśli wszyscy widzowie film, w którym statystuje Pani Statystka, ściągną sobie z sieci, to producent nie będzie miał z czego Pani Statystce zapłacić. Jeśli kiedyś przyszła technika pozwoli na umieszczenie cegieł w Internecie i w imię wirtualnej równości będziemy je sobie od ceglarza ściągać za friko, to nie liczmy na to, że będzie on skory płacić za naszą pracę. Ten felietonik nie powstał dla wszystkich. Powstał dla tych, którzy kupią wrześniowe „Zwierciadło”. No, chyba że czytacie to w poczekalni u dentysty – wtedy zapłaci Wasz stomatolog. I dobrze mu tak! Tak dla wspólnej korzyści I dla dobra wspólnego Wszyscy muszą pracować (i, kurka, płacić sobie nawzajem!), Mój maleńki kolego. wrzesień 2009