martaprask85

  • Dokumenty259
  • Odsłony541 681
  • Obserwuję607
  • Rozmiar dokumentów506.7 MB
  • Ilość pobrań389 755

Back to life - Całość

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.6 MB
Rozszerzenie:pdf

Back to life - Całość.pdf

martaprask85 EBooki
Użytkownik martaprask85 wgrał ten materiał 6 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 545 osób, 231 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 278 stron)

„Backtolife”byMoniaaa2712 1 Back to life Autor: Moniaaa2712 Beta: Aniaaaa.a & Eileen Spis treści: Prolog str. 2 Rozdział 1 str. 5 Rozdział 11 str. 129 Rozdział 2 str. 15 Rozdział 12 str. 146 Rozdział 3 str. 25 Rozdział 13 str. 162 Rozdział 4 str. 36 Rozdział 14 str. 178 Rozdział 5 str. 51 Rozdział 15 str. 194 Rozdział 6 str. 59 Rozdział 16 str. 208 Rozdział 7 str. 74 Rozdział 17 str. 222 Rozdział 8 str. 85 Rozdział 18 str. 239 Rozdział 9 str. 99 Rozdział 19 str. 248 Rozdział 10 str. 116 Rozdział 20 str. 261 Epilog str. 275

„Backtolife”byMoniaaa2712 2 Prolog Od dwóch lat jej życie ograniczało się do czterech ścian. Kolejny smutny dzień mijał bezpowrotnie, a ona wiedziała, że coś wymyka jej się z rąk, mimo iż to był świadomy wybór. Odseparowana od znajomych i świata zewnętrznego, myślała tylko o zakończeniu swojej marnej egzystencji. Całe życie dziewczyny, było szare i ponure. Nawet pokój świadczył o oderwaniu się od rzeczywistości. Ściany pomalowane na czekoladowo, w ciemności przypominały bardziej czerń, na lampach i półkach zalegał kilkutygodniowy kurz i pajęczyny. Ona sama też wyglądała na wyjątkowo zaniedbaną. Brązowe włosy ułożone były w artystyczny nieład, poskręcane i nieczesane od dłuższego czasu. Rzeczy nosiła te same po kilka dni, nie wysilając się nawet, żeby przebrać się w koszulę nocną do snu, który i tak rzadko jej towarzyszył. Gdy zmęczenie brało górę nad strachem przed zamknięciem oczu, zawsze miała koszmary, które zrywały ją z krzykiem z objęć Morfeusza. Nawet rozmowa z rodzeństwem, nie sprawiała dziewczynie żadnych przyjemności. Siedziała w bujanym fotelu – pamiątce po matce – wymyślając kolejny sposób na zakończenie swojej marnej wegetacji, gdy do pokoju wszedł brat. - Bello, kochanie. Kolacja czeka na ciebie w kuchni – powiedział zrezygnowanym tonem, wiedząc, że ona i tak mu nie odpowie, a tym bardziej nie dołączy do swojego rodzeństwa. - Nie masz zapewne ochoty zejść… - zaczął po chwili patrząc na siostrę. – Przyniosę ci ją tutaj. Podszedł do stolika, stojącego pod oknem i zabrał ze sobą talerze z nietkniętym śniadaniem i obiadem. Gdy tylko zamknęły się drzwi, Bella zaczęła płakać. Ukryła twarz w dłoniach i oparła głowę na kolanach. Gdy po

„Backtolife”byMoniaaa2712 3 kilku minutach usłyszała ciężkie kroki brata, otarła szybko łzy i na powrót zaczęła wpatrywać się w ścianę. Drzwi zaczęły powoli uchylać się i do pokoju wszedł brat dziewczyny, położył talerz z kolacją na stoliku i podszedł do siostry. Widząc brak jakiejkolwiek reakcji na jego obecność, ukląkł przed nią i zaczął rozmasowywać siostrze zdrętwiałe kończyny, które powinny być nogami, a były to w rzeczywistości kości naciągnięte skórą. - Bello… - zaczął szeptem. – Siostrzyczko… Nie otrzymawszy żadnej odpowiedzi, podjął decyzję, że musi być bardziej stanowczy. - Bello! Jeżeli nie masz zamiaru wrócić do świata żywych, tylko nadal będziesz się zachowywać jak zombie, wiesz jak to się skończy… Błagam cię! – w jego oczach pojawiły się łzy. – Błagam cię, Bello… Tak dalej być nie może. Musisz zacząć wychodzić, musisz zacząć spotykać się ze znajomymi, musisz… zacząć żyć! Brakuje nam ciebie. Alice cały czas płacze, tęskni za tobą… Ja tęsknię… Przestał prosić i powoli wstał. Spojrzał jeszcze raz na bladą, wychudzoną siostrę i wyszedł. Gdy tylko drzwi się zamknęły, dziewczyna zaczęła rozpaczliwie płakać. Wstała ze swojego bujanego fotela, podeszła do okna i wyjrzała przez nie martwym wzrokiem. Było już ciemno, mrok zalał całą okolicę. Granatowe, gęste chmury, przesłoniły blask księżyca. Dziewczyna stała i patrzyła na przejeżdżające samochody, na kobietę spacerującą z psem, na liście drzew, poruszane przez wiatr. Patrzyła i sama nie wiedziała, czego szuka. Spuściła swój wzrok na parapet i zauważyła, że kwiatek Hoya Bella1, który dostała od Niego w prezencie urodzinowym, również umierał, tak jak ona. Wzięła doniczkę do ręki, przytuliła ją do piersi, osunęła się o ścianę i zaczęła ponownie rozpaczliwie szlochać. Wyczerpana swoją bezradnością. Położyła się na ziemi, nadal tuląc swój kwiat i zaczęła się zastanawiać, jak to zakończyć. Tabletki już były. Skończyło się to płukaniem żołądka i nudnościami, przez kolejne tygodnie. Wejście pod rozpędzone 1 Hoya Bella - Piękny mały kwiat doniczkowy. Zdjęcie w folderze „dodatki”.

„Backtolife”byMoniaaa2712 4 auto… Również… Kierowca zdążył zahamować, złamała jedynie rękę upadając na jezdnię. Dziewczyna była w rozpaczy. Nagle podniosła się z ziemi, upadając wcześniej dwa razy, odstawiła swój kwiatek na miejsce i usiadła do biurka. Powolnym ruchem, jakby w zwolnionym tempie, wyciągnęła z szuflady pustą kartkę papieru i długopis, który zdawał się być tak ciężki, jakby ważył dziesięć kilogramów. Chciała napisać list do brata i siostry. Uznała bowiem, że była im to winna. Tylko ich miała. Tylko oni nadal przy niej byli, choć nie zasługiwała sobie na to. Po prawie godzinie jedyne, co udało jej się napisać, to „Kochani”. Kartka nadawała się do wyrzucenia, oprócz tego jednego, konkretnego słowa, widniały na niej same hieroglify, ciężkie do odszyfrowania i plamy od słonych łez. Zrezygnowana, odłożyła długopis i poczłapała w stronę łazienki. Pochyliwszy się nad wanną, odkręciła ciepłą wodę. Przykucnęła przy brzegu i wpatrywała się w kapiący strumień. Zaczęła odkręcać kurek i zakręcać, odkręcać i zakręcać… Zaczęła żałować, że i życia nie można tak łatwo przerwać…

„Backtolife”byMoniaaa2712 5 Rozdz. 1 Emmett - Ratujcie ją! Błagam, ratujcie moją siostrę! – krzyczałem do lekarzy, którzy wchodzili do sali przez przeszklone drzwi, gdzie obecnie znajdowała się Bella. Żaden z nich nic nie odpowiedział, żaden nawet nie raczył spojrzeć w naszą stronę. Słyszałem za plecami Alice, zanoszącą się od płaczu. Chciałem do niej podejść, przytulić ją, pocieszyć, powiedzieć, że naszej maleńkiej Bells nic nie będzie, ale za cholerę nie mogłem przestać patrzeć w tą zasraną szybę, przez którą widziałem ją… Leżała na szpitalnym łóżku, zakrwawiona, blada i bez jakichkolwiek oznak życia. Widziałem jak odchylają jej głowę do tyłu i próbują zaintubować. Pielęgniarka podłączała drugą z kolei kroplówkę z jakimś bezbarwnym płynem, a lekarz, któremu udało się wcisnąć tą cholerną rurkę do kruchego gardła mojej siostry, podłącza ją do aparatury podtrzymującej oddech. Nagle nie wiem dlaczego, spojrzałem na monitor kontrolujący rytm serca, był coraz słabszy, aż w końcu pojawiła się na nim tylko cienka, prosta linia. Jeden z lekarzy wskoczył na łóżko i usiadł na Belli okrakiem, wykonując masaż serca, po kilku minutach nie uzyskawszy żadnej reakcji ze strony serca, zszedł i przysunął aparat do elektrowstrząsów. Jeden strzał i nic, linia nadal prosta. Drugi… to samo. Już chciałem tam wbiec i zacząć się drzeć, że mają coś zrobić, że mają ją ratować, gdy po trzecim strzale dostrzegłem, iż serce Belli odzyskuje słaby i niestabilny rytm. Chciałem ze szczęścia zacząć skakać, gdy jeden z lekarzy zaczął się kierować w stronę drzwi. Nareszcie jakieś wiadomości – pomyślałem. Obróciłem się w stronę swojej drugiej siostry – Alice i dostrzegłem Jaspera

„Backtolife”byMoniaaa2712 6 czule ją obejmującego i pocieszającego. W końcu drzwi się otworzyły i wyszedł lekarz. - Pan jest kimś z rodziny? – pytanie skierował do mnie. - Tak doktorze. Jestem bratem Belli, a to jest siostra – wskazałem na siedzącą pod ścianą Alice. – Co z Bellą? - Straciła bardzo dużo krwi i tu kieruję do państwa moje pytanie, czy któreś z was ma grupę krwi ARh- lub 0Rh-?2 - Ja! - Alice zerwała się na równe nogi. – Ja mam doktorze ARh-, tak jak Bella. - Czy wyraża pani zgodę na przetoczenie krwi dla siostry? - Oczywiście, że się zgadzam – mała zaczęła znowu płakać. Znam ją na tyle dobrze, że wiedziałem, iż to ze szczęścia, że może jej jakoś pomóc. Gdy lekarz z Alice zniknęli z mojego pola widzenia, zacząłem sobie pluć w twarz, że to nie ja mam taką grupę krwi. Nie było na to nawet najmniejszych szans. Rodzice Belli i Alice, adoptowali mnie jak miałem trzy lata, ale to oni zawsze byli moją prawdziwą rodziną i oddałbym za nie obie życie. Spojrzałem przez tą cholerną szybę na Bellę i zauważyłem, że lekarze poruszają się już po sali jakby spokojniej. Ona leżała tam bezbronna, umazana krwią, z rurkami i kablami podłączonymi do całego jej kruchego ciała, a ja nie mogłem zrobić nic. Położyłem swoje dłonie na szybie, jakbym w ten sposób mógł ją dotknąć, ale oprócz gładkiej i lodowatej faktury szkła, nie czułem nic. Alice wróciła po niecałej godzinie, była blada i zmęczona, ale szczęśliwa. Obok niej szedł Jasper, obejmując ją w pasie. Dziwne, że pomyślałem sobie o tym w tej chwili, ale to dobrze, że na niego trafiła, że mają siebie. Choć z drugiej strony, Bells też takiego kogoś miała i co z tego? Dziś go nie ma przy niej, a ona nie może sobie z tą stratą poradzić. Żebyśmy chociaż wiedzieli jak jej pomóc. Próbowaliśmy już chyba wszystkiego, ale nic to nie dawało, była z 2 Osoba posiadająca grupę krwi ARh- (tak jak Bella) może mieć przetoczoną krew od dawcy z tą samo grupą, czyli ARh- lub 0Rh-

„Backtolife”byMoniaaa2712 7 nami lecz tylko ciałem, nie duszą… Alice podeszła do mnie i wtuliła się w moje ramiona, cicho popłakując. Objąłem ją z całych sił i pocałowałem w czubek głowy. - Lekarz mi powiedział, że Bells wyjdzie z tego – powiedziała, a ja w tym momencie miałem ochotę Małą wziąć na ręce i ze szczęścia kręcić się z nią w kółko, jak na karuzeli. Całą noc siedziałem na szpitalnym korytarzu, czekając na widomości od lekarza. Alice pojechała z Jazzem do domu. Była zmęczona i osłabiona po oddaniu krwi, a nie byliśmy tu potrzebni obydwoje. W końcu rano do sali Bell, weszło trzech lekarzy i dwie pielęgniarki. Stałem przy szybie, ledwo trzymając się na nogach i czekałem na wieści o jej obecnym stanie. Po kilkunastu minutach pielęgniarki pozostały przy łóżku Bell, a lekarze wyszli. Jeden z nich, chyba ten sam co wczoraj, podszedł do mnie i uśmiechnął się. - Mam dla pana dobrą nowinę – nic nie mówiłem, czekałem na to co on ma mi do powiedzenia. – Pana siostra jest już w dużo lepszym stanie niż wczoraj. Jest jeszcze bardzo osłabiona, ale najważniejsze, że jest przytomna i świadoma tego co zrobiła. Pielęgniarki za chwilę przeniosą ją na oddział i będzie mógł pan do niej wejść. - Dziękuję doktorze – uściskałem jego dłoń, chyba nawet zbyt mocno, bo dostrzegłem na jego twarzy grymas spowodowany bólem. Byłem taki szczęśliwy, a jednocześnie przerażony. Nie wiedziałem jak to teraz będzie, może jeszcze gorzej niż poprzednio? Może tym razem, będzie trzeba podjąć jakąś konkretną decyzję? Może będzie trzeba ją wysłać na leczenie? Nie, na to nigdy nie wyrażę zgody. Nie poślę mojej siostry do szpitala, pełnego obłąkanych, gdzie jej stan może się jedynie pogorszyć, tylko czy to jeszcze możliwe? Czy może być jeszcze gorzej? W tej samej chwili, drzwi od sali się otworzyły. Pielęgniarki wyjechały z niej z Bellą na łóżku szpitalnym, podbiegłem i chwyciłem jej dłoń. Musiałem być przy tym bardzo delikatny, była taka krucha i delikatna. Spojrzała na mnie, przepraszając niemo, a ja nie mogłem postąpić inaczej, jak pocałować ją w

„Backtolife”byMoniaaa2712 8 czoło i uśmiechnąć się. Gdy doszliśmy na miejsce, pielęgniarki poprosiły, żebym został na korytarzu, dopóki nie przełożą jej na inne łóżko i nie podłączą aparatów, kontrolujących jej stan zdrowia. Trwało to zaledwie kilkanaście minut, a ja odniosłem wrażenie, jakbym musiał czekać całą wieczność. Gdy wreszcie pozwolono mi wejść, poczułem niesamowitą ulgę. Od razu znalazłem się przy niej, na powrót trzymając jej dłoń w delikatnym uścisku. Spojrzała na mnie, a po policzku spłynęła jej pojedyncza łza. Widziałem, że chciała coś powiedzieć, ale przez wzgląd na intubację, jaką wczoraj miała, sprawiało jej to ogromny wysiłek i ból. - Nic nie mów – uspokajałem ją. – Wszystko się jakoś ułoży. Oczy nam obojgu wypełniły się łzami i zrozumiałem co muszę zrobić. Byłem gotowy na wszystko, żeby tylko jej pomóc. Decyzja zapadła, musiałem tylko skonsultować to z lekarzem. Gdy zasnęła udałem się do jego gabinetu i powiedziałem o moich planach, nie widział żadnych przeciwwskazań, wręcz przeciwnie, stwierdził, że to najlepsze co mogę zrobić. Gdy nastał wieczór wróciłem do domu. W kuchni siedziała Alice z Jasperem i kończyli jeść kolację. - Co z Bellą? – zapytała, gdy tylko mnie ujrzała w progu. - Fizycznie nieco lepiej, obudziła się i jest przytomna, psychicznie niestety bez zmian – odpowiedziałem. – Wpadłem dziś na pomysł jak jej można pomóc. Alice i Jazz przerwali swoją pracę i spojrzeli w moją stronę. Wiedziałem, że to co mam do powiedzenia, może się Małej nie spodobać. - Wyjeżdżam z Bells. Spoglądali z niedowierzaniem to na mnie, to na siebie. Ally wydała nawet z siebie warkot niezadowolenia. - Jak to wyjeżdżasz? Gdzie? Na jak długo?... – wyrzucała z siebie pytania z szybkością błyskawicy. - Wyjeżdżam z nią na rok do miejsca, o którym zawsze marzyła. Może tam dojdzie do siebie i odzyska spokój ducha.

„Backtolife”byMoniaaa2712 9 - Na rok? Gdzie? A co ze studiami? - Alice… - zacząłem najdelikatniej jak potrafiłem. – Studia to nie problem, na razie je przerwę albo zacznę na nowo w Irlandii. - Irlandia? – krzyknęli jednocześnie, jakby byli zsynchronizowani. Bells zawsze chciała tam pojechać, to było jej prywatne marzenie. Zamęczała nas opowieściami o wiecznie zielonych pastwiskach, ruinach i zamkach, malowniczych pejzażach, jakby znała to miejsce od podszewki. Jakby się tam urodziła. Zazdrościliśmy jej tej pasji. - Nie uważasz, że to trochę daleko? – Alice przybrała pozę obronną, a to oznaczało, że nie będzie łatwo ją przekonać. - Zrozum Mała, że jeśli to by miało pomóc Bells, to jestem gotowy jechać z nią nawet na Antarktydę. Alice przytaknęła mi, jednakże jej mina zdradzała wszystko. Zawód, smutek, tęsknotę. - Też pojedziemy! – wrzasnął Jazz. W oczach Małej pojawił się błysk, iskierka nadziei i ogromna wdzięczność dla jej chłopaka. Wiedziałem, że był wstanie zrobić dla niej wszystko, ale nie sądziłem, że zgodzi się na rzucenie studiów i wyjazd w nieznane. - Naprawdę? – Ali zaczęła podskakiwać radośnie, jak mała piłeczka. – Pojedziesz ze mną? - Może nie tak od razu – zaczął jej chłopak. – Musimy pozałatwiać trochę spraw, ale dojedziemy za jakiś czas do nich – uspokajał Chochlika i zwrócił się do mnie. – Kiedy chcesz jechać? - Jak tylko Bells wypiszą ze szpitala. Rozmawiałem z lekarzem i jeżeli nie będzie żadnych komplikacji to za parę dni będzie w domu. Kilka dni wystarczy mi na wszystkie sprawy, które muszę tu załatwić. Przede wszystkim muszę zawiesić studia, rozejrzeć się w Internecie za jakimś domkiem w Irlandii, zabukować bilety, spakować się i możemy ruszać. Musiałem tak dużo zrobić w tak krótkim czasie, ale zupełnie mi to nie

„Backtolife”byMoniaaa2712 1 0 przeszkadzało, byłem podekscytowany tym wyjazdem, zmianą otoczenia i mam nadzieję, że powrotem Belli do zdrowia. Pół nocy spędziłem przy komputerze, szukając idealnego, spokojnego miejsca, w którym moglibyśmy z moją kochaną siostrzyczką, zacząć wszystko od nowa. W końcu po obejrzeniu chyba miliona stron, znalazłem nasz nowy raj – Kinvara w hrabstwie Galway, na zachodnim wybrzeżu Irlandii. Mała wioska rybacka, zachwycała swoim położeniem, florą, fauną i pobliskimi klifami Moheru3, na szczycie których, wznosi się XIX-wieczna kamienna wieża O’Brien’s Tower4. Położyłem się spać z nową nadzieją. Nie mogłem się już doczekać. * * * Ostatni tydzień był wyjątkowo stresujący, ale zważywszy na to, co miało po nim nastąpić, absolutnie mi to nie przeszkadzało. Alice pomagała mi jak mogła. Najbardziej byłem jej wdzięczny, za spakowanie Bells i przygotowanie do podróży. Nasza mała siostrzyczka jeszcze o niczym nie wiedziała, chciałem jej zrobić niespodziankę, po powrocie do domu. Właśnie podjechałem na parking szpitalny. Zabrałem torbę z rzeczami dla Bells z tylniego siedzenia i pobiegłem do sali, żeby jak najszybciej się z nią zobaczyć. Gdy stałem już pod drzwiami, ogarnął mnie dziwny niepokój. A co jeżeli mój pomysł jej się nie spodoba? Co, jeżeli wpadnie w szał? Co, jeżeli…? Nie! Odgoniłem czym prędzej od siebie złe myśli, i wszedłem do środka. Bella siedziała na swoim łóżku, z grymasem na twarzy, który chyba miał być uśmiechem. Podszedłem do niej i ucałowałem w czoło. - Witaj kochanie – przywitałem się, siadając koło niej i posyłając szczery uśmiech. – Przywiozłem ci rzeczy. - Dziś wracam do domu? – spytała niedowierzając. 3 Zdjęcia w folderze dodatki 4 Zdjęcie w folderze dodatki

„Backtolife”byMoniaaa2712 1 1 - Oczywiście, Alce nie może się już doczekać. No i mam niespodziankę dla ciebie – puściłem w jej kierunku oczko. Powoli wstała, zabrała torbę i chwiejnym krokiem udała się do łazienki. Była jeszcze bardzo słaba, ale i tak w dużo lepszej kondycji, niż zanim tu trafiła. Czekałem niecierpliwie, wystukując nogą, jakiś nieznany mi rytm, gdy nareszcie wyszła i stanęła naprzeciw mnie. - Jestem gotowa – oznajmiła, a ja nie mogłem wyjść z szoku. W ciągu tych kilku chwil, powiedziała do mnie więcej, niż w ciągu ostatnich kilku tygodni. Czy to oznaczało jakąś poprawę? Czy mogłem mieć szczerą nadzieję, na jej rychły powrót do zdrowia? Nie zastanawiając się dłużej, objąłem ją w pasie, odbierając torbę i ruszyłem z nią w stronę wyjścia. Zanim znaleźliśmy się na parkingu, zarzuciłem na jej ramiona kurtkę, gdyż dzień był wyjątkowo chłodny. Pomogłem wsiąść do samochodu i ruszyłem w stronę domu. Na ganku czekała już na nas Alice i Jasper. Powoli weszliśmy do środka i udaliśmy się do salonu. - Usiądź – poprosiłem Bells. – Mam dla ciebie niespodziankę. Spojrzała na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy i zrobiła o co prosiłem. Podszedłem do komody, zabrałem plik ulotek i podałem je siostrze. Niepewnym ruchem sięgnęła po nie i wpatrywała się z niedowierzaniem. Po krótkiej chwili spojrzała mi oczy. - Dlaczego mi to dałeś? – zapytała. Kątem oka zauważyłem, że Alice nie mogła uwierzyć, że może znowu słyszeć jej głos. Sam w to nie wierzyłem, tak długo milczała… - Jutro tam lecimy – zacząłem wyjaśniać. – Kupiłem już mały, przytulny domek w którym zamieszkamy. Patrzyła na mnie, jakby moje słowa do niej nie docierały. W salonie zapadła cisza, nikt się nie odezwał, wszyscy czekali na jakąkolwiek reakcję Belli. Ta jednak spoglądała to na mnie, to na prospekty. Po krótkiej chwili, która zdawała się wiecznością, po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.

„Backtolife”byMoniaaa2712 1 2 - Bells, dobrze się czujesz? Jak nie chcesz, nie musimy tam lecieć – zacząłem się o nią niepokoić. Jednak to co się stało, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. - Dziękuję! – wyszeptała, rzucając mi się na szyję. Widziałem, jak Alice i Jazz stoją z otwartymi buziami, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie się stało. Nie miałem żadnych wątpliwości, że to była najlepsza decyzja, jaką mogłem podjąć. Siedzieliśmy jeszcze jakiś czas w salonie i opowiadałem jej gdzie będziemy mieszkać, o okolicy, o naszym domku… - Emmett… – nagle wyszeptała. – A Alice? - Dojadą do nas za jakiś czas. Przytaknęła mi i oznajmiła, że jest zmęczona. Wziąłem ją na ręce, zaniosłem do jej pokoju i zostawiając, życzyłem spokojnej nocy. Bella Emmett wyszedł z mojego pokoju, a ja nie mogłam uwierzyć w to, że oni mimo wszystko nadal są przy mnie. Zraniłam ich już tyle razy, że sama zaczęłam się za to nienawidzić. Kolejna nieudana próba samobójcza, a moje rodzeństwo zamiast zamknąć mnie w psychiatryku, oznajmia mi, że zabierają mnie do najcudowniejszego miejsca na ziemi, do mojej Irlandii. Czy zasłużyłam sobie na to? Zdecydowanie nie! Nie powinno być mi nawet dane, posiadać tak cudowne rodzeństwo. Po tamtej tragedii nie mogę dojść do siebie, przestałam z nimi rozmawiać, normalnie funkcjonować. Zdecydowanie lepiej było mi w samotności, w milczeniu, wtedy On był ze mną. Rozmawiałam z nim i nadal go kochałam. Zdawałam sobie sprawę, że jeżeli wrócę do normalności, stracę go na dobre. Moje życie od kiedy zmarli rodzice, nie było usłane różami, ale dzięki temu, że trzymaliśmy się razem, było mi dobrze. Nasza trójka zamieszkała u ciotki, a gdy Emm skończył

„Backtolife”byMoniaaa2712 1 3 osiemnaście lat, zamieszkaliśmy w domu, który nam zostawili. Finanse to też nie był problem, nasza rodzina należała do dość zamożnych, więc mogliśmy sobie pozwolić na mieszkanie z dala od ciotki. Gdy byłam w ostatniej klasie liceum, poznałam Jego. Był uosobieniem dobroci, kochali go wszyscy, a On kochał mnie i tylko to się dla mnie liczyło. Byłam wdzięczna losowi, że postawił go na mojej drodze. Byliśmy szczęśliwi, aż do tamtego wieczora. Cała nasza piątka, wybierała się na imprezę do nowego klubu. Alice, Jazz i Emm jechali jednym samochodem, ja i On drugim. Tego wieczoru jak nigdy, to ja prowadziłam. On, Jazz i Emm, pili już przed wyjazdem, więc tym razem to Ali i ja miałyśmy prowadzić. Nie przeszkadzało nam to, wręcz byłyśmy zadowolone, że czasem pozwalają nam zrobić coś dla nich. Pogoda była paskudna, padał deszcz, któremu towarzyszyła burza. Nie spieszyłyśmy się, ale też nie jechałyśmy wolno. Ja jechałam pierwsza, Ali tuż za mną. Mniej więcej w połowie drogi, wiodącej przez las, przede mną pojawił się tir. Jechał na długich światłach, które połączone z mokrą nawierzchnią asfaltu, oślepił mnie i wpadłam w poślizg. Moje słońce chwyciło szybko kierownice, ale było już za późno. Gdy się ocknęłam, z głową całą zakrwawioną na kierownicy, dookoła panował chaos. W oddali słyszałam lamentującą Alice, a koło mnie lekarza, wypytującego o mój stan. Obolała obróciłam głowę i dostrzegłam, że Riley’a nie ma. Szamotałam się i domagałam wyjaśnień, gdzie jest mój ukochany, jednak zamiast tego, dostałam jakiś zastrzyk, po którym obudziłam się dopiero w szpitalu. Koło mojego łóżka siedzieli wszyscy, oprócz Niego, a to co mieli mi do zakomunikowania, zmieniło mnie na dobre. Tydzień po wypadku, pierwszy raz mi się pojawił. Nic się nie zmienił, choć nie… Był jeszcze piękniejszy. Uśmiechnięty i zadowolony. Zamknęłam się w sobie, w swoim pokoju, bo tylko wtedy był przy mnie, a ja tego bardzo potrzebowałam. Nie wiem nawet kiedy, tak się od niego uzależniłam, że nie potrafiłam rozróżnić już rzeczywistości od mojej fantazji. Odseparowałam od siebie Alice i Emmetta, żeby nie musieli patrzeć na moje cierpienie i obłąkanie. Tak mi było wygodnie.

„Backtolife”byMoniaaa2712 1 4 - Witaj Sunshine5. Rozejrzałam się po pokoju, kto przerwał mi rozmyślania, choć doskonale wiedziałam, do kogo należy ten cudowny głos. Tylko On mnie nazywał swoim Sunshine. To był jego znak rozpoznawczy, do którego nikt więcej nie miał prawa. - Część przystojniaku. Nie myliłam się. Koło biurka stał Riley, ręce miał założone na piersi i uśmiechał się szelmowsko. Ubrany był tak jak zawsze, dokładnie tak jak tamtej nocy. Czarna koszula, była idealnie dopasowana do jego boskiego ciała. Trzy guziki od góry, były rozpięte, uwydatniając boski tors. Dżinsy, również koloru czarnego, opinały się na cudownie umięśnionych udach. Na jego widok, mimowolnie się uśmiechnęłam. - Słyszałem, że się gdzieś wybierasz? – jego uśmiech się powiększył. - Tylko pod warunkiem, że będziesz ze mną. - Tylko na początku Bello. Już czas, żebyś ułożyła sobie życie. Nie mogłam uwierzyć w to co powiedział. Chciał mnie zostawić? Chciał odejść? Co on sobie wyobraża? Czułam, że rozpadam się na milion kawałków, tak samo jak w szpitalu, gdy Emm powiedział mi, że Riley nie żyje. Zaczęły mi łzy same płynąć. Schowałam twarz w dłoniach, żeby nie dostrzegł mojej rozpaczy. - Nie płacz Sunshine. Pojedziemy i doprowadzimy cię do stanu używalności. Płacz, przeszedł w śmiech. Zawsze wiedział jak mnie rozweselić. Położyłam głowę na poduszce, wiedząc, że on znajdzie się zaraz przy mnie. Zawsze tak robi, gdy chce, żebym zasnęła. Nie myliłam się i tym razem. W okamgnieniu siedział przy mnie. - Śpij już Sunshine, jutro ważny dzień... 5 Sunshine – z angielskiego słoneczko

„Backtolife”byMoniaaa2712 1 5 Rozdz. 2 Emmett Z samego rana, zacząłem pakować walizki do samochodu. Umówiliśmy się, że na lotnisko odwiezie nas Alice i Jazz. Do odlotu mieliśmy jeszcze trzy godziny, ale wolałem być wcześniej, żeby się nie denerwować, więc poszedłem wziąć szybki prysznic a Alice poszła do Bells pomóc się jej wyszykować. Po około godzinie wszyscy byliśmy gotowi, więc wyruszyliśmy do Port Angeles. Wychodząc z domu rozejrzałem się po okolicy. Prawdę mówiąc to Irlandia nie różni się tak bardzo od Forks. W obu miejscach dominuje zieleń, pogoda również potrafi być kapryśna, a deszcz pada przez większą część roku. Przystanąłem, gdy tylko zauważyłem, że i Bella również rozgląda się po okolicy. Zdawałem sobie sprawę, że nie będzie tak bardzo tęsknić za Forks, jak za wspomnieniami o Riley’u. Wszystko tutaj, kojarzyło się jej z nim. Nie chciałem Bells popędzać, ale też nie chciałem się spóźnić na samolot. Podszedłem do siostry i objąłem ją w pasie. Spojrzała na mnie, a w jej oczach, dostrzegłem łzy i cierpienie. - Spokojnie mała. Jak tylko będziesz chciała, zawsze możemy tu wrócić. Nic nie odpowiedziała, ale… delikatnie się uśmiechnęła. Na pewno się nie pomyliłem, to był uśmiech. Otworzyłem dla niej tylne drzwi od samochodu i wsiadła. Zająłem miejsce koło niej, a Alice i Jazz usiedli z przodu. Przejeżdżając przez ulice Forks, w mojej głowie pojawiały się wspomnienia związane z każdym zakamarkiem tego miejsca. Nigdy bym nie podejrzewał, że się stąd wyprowadzę, choć nie można tego nazwać przeprowadzką, tylko rocznymi wakacjami. Dzięki szybkiej jeździe Jaspera, na lotnisku byliśmy po około trzydziestu minutach. Odprawa poszła szybko i sprawnie, więc czekając na odlot, udaliśmy się jeszcze do restauracji. - Bello, zamówić ci coś do picia lub jedzenia? – spytała Alice.

„Backtolife”byMoniaaa2712 1 6 - Nie dziękuję – odpowiedziała nieśmiało, jakby rozmawiała z obcą osobą. - Zadzwonicie jak wylądujecie? – upewniała się Mała, zwracając się w moją stronę. - Oczywiście – odpowiedziałem. – Pierwszą noc spędzimy w Dublinie, więc jak tylko dotrzemy do hotelu, zadzwonię. - W Dublinie? – wtrąciła zaciekawiona Bella. - Tak. Muszę kupić jakiś samochód, a ponieważ nie wiem ile mi to zajmie, a droga do Kinvara jest długa, wolałbym nie ryzykować. Kiwnęła porozumiewawczo głową, zgadzając się z moim zdaniem. Rozmawialiśmy jeszcze i śmialiśmy się, gdy z głośników dobiegł nas proszący głos, aby pasażerowie naszego lotu udali się na pokład samolotu. Alice żegnając się z nami beczała jak bóbr. Chciałem już walnąć ją w głowę, bo zachowywała się, jakbyśmy mieli się więcej nie zobaczyć. Przez cały lot Bella nie odezwała się ani razu. Milczała, co doprowadzało mnie do szału. Na lotnisku w Dublinie, odebraliśmy bagaże i poszliśmy poszukać taksówki. Zatrzymaliśmy się w Grand Canal Hotel w samym centrum. Wynająłem apartament z dwoma sypialniami, salonem i dużą łazienką. Gdy tylko weszliśmy do środka Bells pognała do swojego pokoju. Chciałem, żeby poszła ze mną szukać jakiegoś salonu samochodowego, ale ona uparła się, że zostanie i się odświeży po podróży. Nie uśmiechało mi się to, zwarzywszy na to, co się stało kilkanaście dni temu. Nie chciałbym po powrocie, znaleźć Bells w wannie, pełnej krwi, z podciętymi żyłami u obu rąk. Z drugiej strony, co miałem zrobić? Siłą nie mogłem ją zaciągnąć na zakupy.

„Backtolife”byMoniaaa2712 1 7 Bella Emmett wyszedł, choć zdaję sobie sprawę, że zrobił to niechętnie. Zapewne boi się, że coś sobie zrobię. - A nie zrobisz? Na łóżku siedział Riley. Ucieszyłam się, bo wątpiłam czy będzie tu ze mną. Jednak on chyba wiedział, że sama nie dałabym sobie rady. Uśmiechał się zawadiacko i puścił do mnie oczko. - Wypadałoby się najpierw przywitać – oznajmiłam. - Dzień dobry Sunshine. Odpowiesz mi na pytanie? Kochałam go ponad wszystko, kochałam jego uśmiech, dotyk, a nawet to, że potrafił być upierdliwy. - Wydaje mi się, że już nic sobie nie zrobię – uśmiechnęłam się niepewnie, dotykając jednocześnie swojego nadgarstka, a po chwili drugiego. - I po co Ci to było? – wskazał na bandaże, na moich rękach. - Chciałam do ciebie – odpowiedziałam szczerze. – Nadal chcę, czy to tak ciężko zrozumieć, że moje życie bez ciebie jest niczym? Riley wstał z łóżka i podszedł bliżej mnie. W takich momentach, było mi najciężej. Był tu, ale nie mogłam poczuć jego dotyku, oddechu, pocałunku… Właśnie, dlatego tak bardzo pragnęłam do niego dołączyć. I choć tym razem byłam zapobiegawcza i podcięłam sobie żyły u obu rąk, to kolejny raz los nie pozwolił mi spełnić mojego jedynego marzenia. - Sunshine, czy ty nie rozumiesz, że nawet jeżeli ci się to uda, to i tak nie będziemy razem? Riley wielokrotnie tłumaczył mi, że jeżeli nagle, z własnej woli, zakończę swoje życie, to i tak nie będziemy w tym samym miejscu. Moja dusza nie trafi tam gdzie jego. Znajdę się w czyśćcu, z którego samobójcy nie mają drogi powrotnej. Mnie to jednak nie interesowało. Życie bez niego, nie miało dla

„Backtolife”byMoniaaa2712 1 8 mnie najmniejszego sensu. Nosiłam w sobie nadzieję, że Riley się myli i będziemy mogli być ‘tam’ razem. - Nigdy tego nie zrozumiem! – odpowiedziałam. – My musimy być razem. - Nie Sunshine. Ty przede wszystkim musisz zacząć normalnie żyć, poznać kogoś, zakochać się, wyjść za mąż i założyć rodzinę... musisz być szczęśliwa! Szczęśliwa? Bez niego? Brzmiało to dla mnie irracjonalnie. Nigdy nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Był ze mną od zawsze, tylko on się dla mnie liczył, byliśmy szczęśliwi i wydawało mi się, że zawsze już tak będzie. Jedna chwila, ułamek sekundy, a zniszczył wszystko. Przekreślił to, w co wierzyłam. Nigdy już nie poczuję tych magicznych motylków w brzuchu na widok drugiej osoby, nigdy nie dostanę gęsiej skórki, od samego dotyku, nie będę bliska omdlenia od zwykłego pocałunku. To takie niesprawiedliwe. Życie jest niesprawiedliwe. Moje rozmyślania przerwał krzyk Emmetta. - Już jestem!... Bells, nie uwierzysz, jaka mi się trafiła okazja!... Chodź do salonu, kupiłem nam śniadanie. - Zaraz przyjdę – odpowiedziałam, choć wcale nie miałam na to ochoty. Rzuciłam się bezwładnie na łóżko i chciałam zamknąć oczy. - Nie bądź hipokrytką! – wrzasnął na mnie Riley. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Pierwszy raz podniósł na mnie głos. Byłam tak zdziwiona, że nie wiedziałam czy mam się rozpłakać, czy zacząć się śmiać. Już chciałam zrobić to pierwsze, bo przecież ja nie pamiętam, co to śmiech, gdy mój opiekun, znowu zawył. - Rusz się i idź do niego! – spojrzałam na niego i… on naprawdę był wściekły. – Sunshine, - tym razem zaczął delikatniej - tyle dla ciebie poświęcił okaż mu, choć odrobinę szacunku i zacznij z nim rozmawiać, zacznij być siostrą, a nie tylko pieprzonym zombie, o które wszyscy muszą się martwić. Jego słowa uderzyły we mnie bardziej, niż sobie mogłam to wyobrażać. Czy naprawdę byłam aż tak zła, że nie robiłam nic innego, jak tylko raniłam swoich bliskich? Spojrzałam jeszcze raz w jego stronę, ale Riley’a już nie

„Backtolife”byMoniaaa2712 1 9 było. Jak mógł mnie zostawić? Zawsze, gdy tak robił, gdy nagle znikał, czułam niesamowitą pustkę. Powolnie wstałam z łóżka, zarzuciłam na siebie rozpinaną, lekko zużytą już bluzę i ruszyłam w stronę drzwi. Niepewnie je otworzyłam i zastałam rozweselonego Emma. Siedział na kanapie, zajadając się stosem kanapek. Gdy zorientował się, że weszłam do salonu, uśmiechnął się niepewnie. - Chodź, siadaj – wskazał na miejsce koło siebie. Zrobiłam, o co poprosił i postanowiłam, że posłucham Riley’a, okazując bratu nieco zainteresowania. - Więc, co to za okazja ci się trafiła? – zapytałam. Emm z wrażenia zakrztusił się kęsem, który właśnie przeżuwał. Zrobił się czerwony jak burak, więc postanowiłam, że poklepię go po plecach, co wywołało u niego dodatkowo śmiech i jeszcze większe krztuszenie się. Zwątpiłam i patrzyłam na niego jak na wariata, choć w naszej rodzinie ta rola, zdecydowanie należała do mnie. - Wybacz Bello, ale ty mnie głaskałaś, czy chciałaś mnie walnąć, żeby mi przeszło? – zapytał nadal chichocząc. – Zacznij jeść, bo z tą siłą, co masz to ty nawet muchy nie skrzywdzisz. Emmett nie należał do małych ludzi. Zawsze się z Riley’em, Alice i Jasperem śmialiśmy, że przypomina niedźwiedzia, nawet jadł jak niedźwiedź. Pochłaniał tyle jedzenia w ciągu dnia, że ja miałabym to na cały miesiąc. Podał mi talerz z kanapkami i nagle poczułam, że nie mogę zrobić mu przykrości. Już tak dawno nie widziałam Emmetta uśmiechniętego, zadowolonego, szczęśliwego, choć do tego, jeszcze wiele brakowało. - Powiesz mi wreszcie, co to za okazja? Czy mam się domyślać? – spytałam przegryzając mój posiłek. - Wyobraź sobie, że chciałem kupić jakieś większe auto, ale nawet nie podejrzewałem, że uda mi się zakupić… - zrobił przerwę, żeby zbudować napięcie, choć mnie temat samochodów, w ogóle nie interesował. – Jeepa

„Backtolife”byMoniaaa2712 2 0 Commandera!6 Jest cudowny, srebrny, terenowy, a to bardzo się będzie liczyć, tam gdzie będziemy mieszkać. Emm jeszcze jakiś czas ekscytował się swoim zakupem, a ja przytakiwałam mu, lecz myślami byłam już gdzie indziej. Chciałam znaleźć się w tej małej wiosce rybackiej, wśród zieleni, której nagle zaczęło mi brakować. Po godzinie spędzonej z Miśkiem, udałam, że jestem zmęczona i poszłam do pokoju. Położyłam się na łóżku i tak spędziłam resztę dnia. * * * - Wstawaj śpiochu. Ruszamy na podbój Irlandii – wrzasnął Emm, tuż przy moim uchu. Zrobił to tak głośno, że mimowolnie podskoczyłam i spadłam z łóżka. Misiek natychmiast znalazł się przy mnie wystraszony, że coś mi się stało, ale ja… chichotałam. Nie mogłam tego powstrzymać i czułam się z tym, co najmniej dziwnie. - Bello – Emm rzucił się na mnie, zamiast pomóc mi wstać. – Jak ja za tym tęskniłem. Tak, zdawałam sobie doskonale sprawę, co miał na myśli i choć czułam, że to tylko chwilowe, nie zamierzałam mu psuć tego momentu. Przytuliłam się do niego mocno, a on odwzajemnił mój gest, chyba nawet za bardzo… - Emm, udusisz mnie – wyjąkałam, łapiąc spazmatycznie powietrze. Natychmiast mnie puścił. Wstaliśmy, puścił do mnie oczko i wyszedł, pozwalając mi w ten sposób odbyć poranną toaletę. Zabrałam kosmetyczkę, czyste rzeczy i poszłam do łazienki. Myjąc zęby, wpatrywałam się tępo w idealnie gładką powierzchnię umywalki. Gdy skończyłam, umyłam twarz i spojrzałam w lustro. Dziwne, ale nie znałam tej dziewczyny z odbicia. Była obca, dziwna, zaniedbana. Czy to możliwe, żebym aż tak się zmieniła? Gdy 6 Zdjęcie w folderze dodatki.

„Backtolife”byMoniaaa2712 2 1 wyszłam z łazienki Emm zdążył już zanieść do samochodu wszystkie nasze bagaże i ruszyliśmy w drogę. Dopiero teraz byłam na tyle świadoma, żeby przyjrzeć się Dublinowi. Na dobrą sprawę, nie różnił się dużo od wielkich amerykańskich miast. Na większości budynków widniały wielkie, kolorowe bilbordy, przypominające, że człowiek powinien zakupić setny już mikser, niezbędny w każdym domu środek do czyszczenia, czy super preparat odchudzający, po którym każdy zgubi, co najmniej 60 kilogramów nadwagi. Rzesze ludzi zmierzali w swoim kierunku, nie zważając na nic uwagi. Może właśnie, dlatego tutejszy klimat miasta mnie nie poruszył, nie pociągnął ku wyniosłym uniesieniom, nie pozwolił uciec marzeniom w krainę rozkoszy. Pierwszy raz zawiodłam się na kraju, do którego zawsze chciałam przyjechać. Emm chyba specjalnie dla mnie, objechał całe miasto, począwszy od rozsławionej dzielnicy Temple Bar, po Grafton Street, O’Connell Street, skończywszy na parku St. Stephen’ Green. Gdy wyjechaliśmy z tego zamerykanizowanego miasta Zielonej Wyspy, właściwie od razu wjechaliśmy na autostradę, która wiodła do samej Kinvarry. Emm wielokrotnie pytał się, czy ma gdzieś zjechać, czy chcę coś po drodze zobaczyć, a ja z wlepionym nosem w przewodnik po całej Irlandii, tylko kiwałam przecząco. Zasadniczo nie kłamałam. Na naszej trasie nie było ciekawych miejsc, które pragnęłabym zobaczyć. Do celu dojechaliśmy w niecałe cztery godziny. Bylibyśmy znacznie wcześniej, ale Emm uparł się, że potrzebne nam są postoje. Prawda wyglądała niestety tak, że średnio, co pół godziny robił się głodny i szukał restauracji. Mój brat mnie nie zawiódł doskonale wiedział, co najbardziej urzeka mnie w Irlandii i wybierając Kinvarre na nasze miejsce zamieszkania, zapewne brał je pod uwagę. Wjeżdżając do tego miasteczka rybackiego, można natychmiast się w nim zakochać. Położony nad zatoką Galway, urzeka pięknem zieleni kipiącej zewsząd, z błękitem wody, wdzierającej się w głąb lądu. Z daleka miasteczko wydawało się niewielkich rozmiarów i takie właśnie było. Jadąc przez całą długość The Quay7, można było obserwować, położony nad samym 7 Całą mapkę Kinvarry wstawiłam w folder dodatki. Znajdziecie tam też zdjęcie miejsca w którym zamieszkała Bella i Emmett.

„Backtolife”byMoniaaa2712 2 2 brzegiem zatoki zamek Dunguaire. Poczułam nieodpartą chęć, żeby znaleźć się koło niego, dotknąć i poznać fakturę starych cegieł, z których był zbudowany, poczuć klimat, który stwarzany był przez wieki. Byłam wręcz przekonana, że zamieszkamy w miasteczku jakież, więc było moje zdziwienie, gdy nagle Emm skręcił w Castleview Park, a następnie w jakąś polną drużkę. Moim oczom, ukazało się to, na co całą drogę czekałam – kamienne murki. Były niziutkie, zniszczone przez czas i długie… Ciągnęły się bez końca. Po kilkunastu minutach, zauważyłam pierwszy dom, odkąd zjechaliśmy z głównej ulicy. Był koloru jasnej pomarańczy z czerwoną dachówką, piętrowy, nie za duży i nie za mały. Idealny… jednak nie nasz. Jechaliśmy dalej, gdy 500 metrów dalej ukazał się moim oczom kolejny. Tym razem był parterowy, biały z przepięknym podjazdem, po bokach, którego, stały moje kamienne murki. Emm zaczął do niego skręcać, a ja myślałam, że zwariuję. - To jest nasz dom? – zapytałam z niedowierzaniem. Misiek delikatnie się uśmiechnął. Oznaczało to tylko jedno – był nasz! Ze szczęścia chciałam zacząć tańczyć. Był idealny, na dobrą sprawę, był podobny do naszego domu w Forks, ale jednak było w nim coś, co przyciągało. Nie potrafiłam tego określić. Gdy tylko samochód się zatrzymał, wyskoczyłam z niego i zaczęłam się rozglądać. Dookoła górowała zieleń, gdzie wzrok nie sięgał wszędzie były połacie traw. Mogłam dostrzec pomarańczowy dom, który mijaliśmy. Usiadłam na murku i zaczęłam się wpatrywać w nasze nowe mieszkanie, gdy Emm wyrwał mnie z transu. - Może poszłabyś za dom? – zapytał tajemniczo. Dojrzałam w kąciku jego ust, zadziorny uśmieszek. Wstałam i ruszyłam w stronę, którą mi wskazał. Zaparło mi dech w piersiach. Za domem rozciągał się przepiękny widok na zatokę Galaway i na zamek Dunguaire. Z tarasu naszego domu, do wody było około 100 metrów i prowadziła do niej maleńka ścieżka usypana drobnymi kamyszkami. - Może miałabyś ochotę zobaczyć dom? – krzyknął Emm, który stał na tarasie i nie pozwalał mi się delektować niczym dłużej, niż pięć minut. Oderwałam swój wzrok od zatoki i zamku, i ruszyłam w stronę brata. Drzwi

„Backtolife”byMoniaaa2712 2 3 od tarasu prowadziły bezpośrednio do przestronnego salonu. Wszędzie panowała biel z delikatnymi akcentami brązu. Na wprost, stał kominek, a przed nim mały, szklany stolik i biała sofa. Po prawej stronie były dwie komody, w różnych odcieniach brązu. Po lewej znajdowały się schody, co bardzo mnie zdziwiło. - A to? Gdzie one prowadzą? – zapytałam nieśmiało. - Na piętro, a właściwie poddasze – zaczął wyjaśniać. – Na razie nic tam nie ma, jak Alice i Jasper do nas dołączą, umeblują sobie według swoich gustów. Uśmiechnęłam się sama do siebie, na myśl o przyjeździe Chochlika i jej chłopaka. Dopiero w tym miejscu, poczułam, jak bardzo mi ich brakuje. - Chodź, pokażę Ci Twój pokój – oznajmił Emm. Ruszyłam za nim. Po drodze minęliśmy kuchnię. Kątem oka zauważyłam, że ściany są koloru kremowego, szafki ociekały czerwienią, a na środku stał stół z sześcioma krzesłami. Była przestronna, co jeszcze bardziej mnie ucieszyło. Może znowu zacznę gotować? – pomyślałam, ale szybko odsunęłam tę myśl od siebie. Stanęliśmy na wprost białych drzwi, które idealnie współgrały z jasnymi ścianami korytarzyka. - To ja idę wypakować walizki, a ty się rozgość – posłał mi całusa i zniknął. Nieśmiało otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Pomieszczenie było wielkie i bardzo jasne. Dominowały odcienie fioletu. Na przeciwległej ścianie, stały duże przeszklone, podwójne, rozsuwane drzwi, które prowadziły na taras. Miałam z nich widok na zatokę. Po prawej stronie stało wielkie łoże, a po lewej biurko, na którym stał już laptop. Ciekawe tylko, kiedy Emm to wszystko zrobił i jak? - Pięknie tu masz Sunshine – usłyszałam głos za mną. Powoli odwróciłam się w jego stronę i nieśmiało uśmiechnęłam. Dopiero teraz zauważyłam, że w narożniku, koło biurka stał fotel bujany. Prawie identyczny jak w Forks. - Usiądź, przecież oboje wiemy, że masz na to nieodpartą ochotę.

„Backtolife”byMoniaaa2712 2 4 Podeszłam do wiklinowego mebla i z lekkim wahaniem usiadłam. Był idealny, był stworzony dla mnie. Chciałam podziękować Riley’owi, że mnie to tego zachęcił, ale jego już nie było. - Bello, - do pokoju wszedł Emmett – nasz sąsiad przyszedł się przywitać, nie wypada być nieuprzejmym, tym bardziej, że to jego kuzynki kupiłem ten dom. Proszę przyjdź – po czym opuścił mój pokój. Niechętnie wstałam i udałam się w stronę salonu. Pierwszego dostrzegłam Miśka, dopiero po chwili, zza niego wychylił się młody mężczyzna, choć bardziej przypominał wyrośniętego chłopaka. Nie spuszczał ze mnie wzroku, co spowodowało u mnie niezdrowy rumieniec. - Chciałbym ci przedstawić… - zaczął Emm, widząc, że żadne z nas nie zamierza się odezwać – moją siostrę, Bellę. Bello, to jest nasz nowy sąsiad…

„Backtolife”byMoniaaa2712 2 5 Rozdz. 3 Bella - Bello, to jest nasz nowy sąsiad, Edward Cullen – powiedział Emm. Podeszłam do niego bliżej i wyciągnęłam rękę. - Miło mi cię poznać – powiedziałam nieśmiało, na co on odwzajemnił gest i uśmiechnął się szeroko. - Mi również, Bello. Teraz dopiero zdałam sobie sprawę, co miałam na myśli, określając go jako „wyrośniętego”. On po prostu był wysoki. Witając się z nim musiałam ponieść głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. I umarłam… Były piękne… Miały cudowny i niespotykany odcień zieleni, jak cały krajobraz tutaj. Przypominały irlandzkie łąki, na których można by godzinami siedzieć, nie nudząc się, tak i w nie mogłabym patrzeć w nieskończoność. - Mam nadzieję, że spodobał ci się twój pokój – nowy sąsiad wyrwał mnie z zamyślenia i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że trochę za długo wpatrywałam się w jego piękne, zielone oczy. Natychmiast poczułam, jak na mojej twarzy pojawia się niezdrowy rumieniec. - Mój pokój? – spytałam nie rozumiejąc co miał na myśli. - No tak Bells… - wtrącił Misiek. – A myślisz, że kiedy bym to wszystko zrobił? – uśmiechnął się zadziornie. – Edward zaproponował swoją pomoc, więc mi pozostało zamówić meble przez internet, zapłacić, a nasz sąsiad, dopilnował tu na miejscu, żeby wszystko dotarło i żeby dom, był gotowy na nasz przyjazd. To miało w pewnym stopniu sens, nie potrafiłam tylko zrozumieć, dlaczego obcy człowiek, tak nam pomagał… A może to ja straciłam wiarę w ludzi?