martaprask85

  • Dokumenty259
  • Odsłony541 681
  • Obserwuję607
  • Rozmiar dokumentów506.7 MB
  • Ilość pobrań389 755

Cinder i Ella. Tak sie konczy bajka - Kelly Oram

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :2.3 MB
Rozszerzenie:pdf

Cinder i Ella. Tak sie konczy bajka - Kelly Oram.pdf

martaprask85 EBooki
Użytkownik martaprask85 wgrał ten materiał 5 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 1,587 osób, 1144 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 209 stron)

WROCŁAW 2018

Tytuł oryginału Happily Ever After Projekt okładki MAŁGORZATA WIATR Fotografie na okładce © tiero/fotolia.com © kegfire/fotolia.com Koordynacja projektu SYLWIA MAZURKIEWICZ-PETEK Redakcja ANNA JACKOWSKA Korekta URSZULA WŁODARSKA Redakcja techniczna KRZYSZTOF CHODOROWSKI Copyright © 2017. Happily Ever After by Kelly Oram All rights reserved Polish edition © Publicat S.A. MMXVIII (wydanie elektroniczne) Wykorzystywanie e-booka niezgodne z regulaminem dystrybutora, w tym nielegalne jego kopiowanie i rozpowszechnianie, jest zabronione. All rights reserved Wydanie elektroniczne 2018 ISBN 978-83-271-5862-8 jest znakiem towarowym Publicat S.A. Publicat S.A. 61-003 Poznań, ul. Chlebowa 24 tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00 e-mail: office@publicat.pl, www.publicat.pl Oddział we Wrocławiu 50-010 Wrocław, ul. Podwale 62 tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66 e-mail: wydawnictwodolnoslaskie@publicat.pl Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

SPIS TREŚCI Dedykacja 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22

23 24 25 26 27 28 29 30 31 Epilog Przypisy

Dedykuję Karie, bo ta książka to jej wina

1 Wyciągnięta na pluszowej kanapie, z głową wspartą na podłokietniku, wpatrywałam się w ekran laptopa, aż moje powieki powoli opadły. Zrobiło się późno, a słowa na monitorze zaczęły mi się rozmazywać przed oczami i mieszać. Musiałam być bliższa zaśnięcia, niż mi się wydawało, bo nagły dźwięk nadchodzącej wiadomości sprawił, że aż podskoczyłam. Cinder458: Tęsknię za tobą. Parsknęłam śmiechem. Co za głupek. Pokręciłam głową, ale mimo wszystko mu odpisałam. EllaPrawdziwaBohaterka: Bardzo śmieszne. Ale z ciebie osioł. Cinder458: Ale to prawda. EllaPrawdziwaBohaterka: To czyni cię jeszcze większym osłem. Cinder458: To czyni mnie romantykiem. Ale z ciebie rozpieszczony dzieciak. EllaPrawdziwaBohaterka: A z ciebie natręt. Zostaw mnie w spokoju. Jestem zajęta. Cinder458: Ale ja tęsknię. I potrzebuję cię. Natychmiast. Kiedy czyjaś dłoń zaczęła delikatnie łaskotać moją ukrytą w skarpetce stopę, spojrzałam poza ekran na rozpartego na sąsiedniej kanapie młodego mężczyznę, który był zajęty swoim telefonem. – Brian, naprawdę, proszę cię – mruknęłam niezadowolona. – Jutro zdaję maturę. Powiedziałeś, że jeśli do ciebie przyjadę, pozwolisz mi się uczyć. Jak na razie niczego się nie nauczyłam. – Ale przecież zdałaś już dwa egzaminy próbne. Ile jeszcze będziesz się uczyć? Brian, nie mogąc dłużej znieść bycia ignorowanym, porwał mój komputer i odstawiwszy go na stolik, wgramolił się na kanapę. Kiedy ostrożnie się do mnie zbliżył, uważając na moje pokiereszowane nogi, poczułam drżenie serca. Pod naporem jego spojrzenia chyba każda kobieta na świecie marzyłaby o rodzeniu mu dzieci. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że na adresatkę owych spojrzeń wybrał właśnie mnie. Oficjalnie byliśmy parą od tygodnia, ale ja nadal nie mogłam przywyknąć do myśli, że spotykam się z najprzystojniejszym w kraju gwiazdorem filmowym. Zwłaszcza w chwilach takich jak ta, kiedy próbował stopić mój opór swoim namiętnym wzrokiem. Zatrzymał się kilka centymetrów przed moją twarzą. Jego długie, muskularne, idealne ciało zawisło nade mną – czekał na przyzwolenie, by na mnie opaść. Czekał nieruchomo, budował we mnie napięcie, choć nawet mnie jeszcze nie dotknął. Jego bliskość owładnęła moimi zmysłami i sprawiła, że zakręciło mi się w głowie. Czułam ciepło bijące z jego ciała. Drżąc z emocji, wzięłam głęboki wdech, a wtedy piżmowy zapach męskiej wody kolońskiej wypełnił moje nozdrza i sprawił – doskonale spełniając swą funkcję – że moje hormony się rozszalały. Te perfumy musiały się nazywać „Żądza w płynie” albo podobnie, tyle że po francusku. – Brian, błagam cię. Mówię poważnie. – Ellamaro – wyszeptał miękko i niebezpiecznie. – Zapomnij już o tym egzaminie i w końcu mnie pocałuj. Zrobiłam to. Ten facet doskonale znał moje słabe punkty. Z cichym westchnieniem otoczyłam ramionami jego szyję i przyciągnęłam jego usta do swoich. Był bardziej niż chętny. Nasze wargi spotkały się gwałtownie w głębokim pocałunku. Jakby Brian czekał na to całe życie, a nie kilka godzin. – To naprawdę nieuczciwe, że używasz przeciw mnie tego filmowego głosu – wydyszałam, gdy w końcu mnie uwolnił.

– Wiem – powiedział, uśmiechając się tuż przy moich ustach, po czym jego głowa przesunęła się w bok, a wargi znalazły sobie nowy kawałek ciała do torturowania. Było to wrażliwe miejsce tuż za uchem. – Jak myślisz, dlaczego to zrobiłem? Przewróciłam oczami tak bardzo, jak tylko się dało, i zanurzyłam palce w jego miękkich ciemnych włosach. Brian potraktował to jako zgodę na przejście od pocałunków do śmielszych poczynań. Powoli ułożył się na mnie, trochę na boku, żeby nie zmiażdżyć swym ciężarem mojego kruchego ciała. Prawie zabrakło mi tchu. Przyjemność mieszała się ze strachem. Jego twarde mięśnie naparły na mnie, a dłonie zaczęły błądzić po ubraniu. Było to dla mnie całkowicie nowe doświadczenie. Spotykaliśmy się od tygodnia, ale nawet jak na tygodniową zażyłość w sferze kontaktów fizycznych zachowywałam się bardzo powściągliwie. Przed wypadkiem nigdy nie byłam w poważnym związku, a potem... no cóż... bałam się nawet myśleć o umówieniu się z kimś na randkę. Mówiąc wprost, byłam tą wizją przerażona. Na kilka minut zapomniałam jednak o zdenerwowaniu i dałam się ponieść pragnieniom. Było mi z nim tak dobrze! Brian wydawał się równie przejęty jak ja, a jego pożądanie dorównywało mojemu. Kiedy zmienił ułożenie ciała, żeby obojgu nam było wygodniej – bo kanapa nagle wydała mi się za mała – moje ręce wylądowały na jego perfekcyjnie wyrzeźbionej, godnej wszystkich nagród filmowych klatce piersiowej. Wcześniej raz czy dwa opierałam tam dłonie, kiedy mnie całował, ale nigdy nie miałam okazji zbadać jej dokładniej. Napędzana pożądaniem bez zastanowienia przesunęłam palcami w dół jego brzucha, wyraźnie wyczuwając każdy mięsień z osobna. Przeszedł mnie dreszcz. Brian był chodzącą doskonałością. Chyba spodobał mu się mój dotyk, bo na chwilę znieruchomiał, jakbym go zaskoczyła, a potem, tracąc resztki opanowania, znowu odnalazł moje usta i wpił się w nie gorącym, namiętnym pocałunkiem. Serce biło mi jak oszalałe. Z trudem oddychałam, ale to wcale nie było złe. Moje ręce odnalazły brzeg jego koszulki i wśliznęły się pod materiał. Kiedy poczułam pod palcami gorącą skórę, wreszcie ocknęłam się ze zmysłowego transu. Pisnęłam z zaskoczenia i znieruchomiałam. – Tak, Ello – odezwał się chrapliwym szeptem Brian. – Zrób to. Chcę, żebyś mnie dotykała. Pragnęłam tego. Bardziej niż czegokolwiek innego. Zawahałam się jednak, trochę zawstydzona słowami Briana. Jego otwartość trochę mnie krępowała. W sprawach damsko-męskich miał o wiele więcej doświadczenia niż ja. Choć był tylko trzy lata starszy, czułam się jak niewinna uczennica w związku z dojrzałym mężczyzną. Nie poruszyłam się, więc Brian sam zdjął koszulkę, po czym przykrył moją drżącą dłoń swoją – dużą i mocną – i pokierował moimi palcami, przesuwając nimi po swoim brzuchu. Tym razem zadrżeliśmy oboje. Jego skóra, miękka i twarda jednocześnie, płonęła pod moim dotykiem. Był tak gorący, że ja również poczułam się, jakbym zaraz miała stanąć w płomieniach. Nieśmiałość zniknęła. Pozwoliłam rękom błądzić i dokładnie badać każdy fragment skóry na jego brzuchu, piersiach i ramionach. Moje usta znalazły się na jego szyi, potem przesunęły się na obnażone ramię, a dłonie powędrowały na plecy. Czułam, jak wzrasta w nim napięcie. Nagle, z niskim pomrukiem, gwałtownie przyciągnął mnie do siebie. Zwykle traktował mnie o wiele delikatniej. Jego ręce wtargnęły pod moją bluzkę i zaczęły wędrować po ciele, ale kiedy tylko palce przesunęły się po bliznach, mój płomień zgasł, jakby ktoś wrzucił mnie nagle do lodowatej wody. Z trudem chwytając powietrze, próbowałam wstać. Brian natychmiast się cofnął. Wbił we mnie

zaniepokojone spojrzenie. – Zrobiłem ci krzywdę? Zaczerwieniłam się z zażenowania. – Nie. – W takim razie co się... – Nie dokończył, bo sam znalazł odpowiedź. Na jego twarzy pojawił się bolesny grymas. – Chodzi o blizny? Westchnęłam i przygryzłam wargę. Brian chwycił moją pokrytą bliznami dłoń i przesunął kciukiem po jej grzbiecie. – One są częścią ciebie, a ja kocham cię całą. Nie wierzysz mi? – zapytał, niepewnie spoglądając mi w oczy. – Oczywiście, że wierzę. Ja po prostu... – Moje gardło się ścisnęło, a oczy zaczęły piec. Czułam się okropnie, że się tym przejmuję. Wiedziałam, że nie powinnam. Wiedziałam, że dla niego to nie ma znaczenia. Byłam tego pewna. Ale dla mnie miało. Jego ciało było doskonałe i piękne. Moje... wręcz przeciwnie. – Ello – szepnął Brian. Emocje nie pozwoliły mu przybrać niskiego, chropowatego tonu, od którego zawsze miękły mi kolana, ale to nowe, pełne czułości i pasji brzmienie działało na mnie równie mocno. – Tak bardzo cię kocham – powiedział, ściskając moją dłoń. Przez ten ostatni tydzień często mi to mówił, a ja za każdym razem czułam się, jakby moje serce miało eksplodować. Teraz jego słowa niemal doprowadziły mnie do łez. Bardzo długo sądziłam, że nikt już nigdy mnie nie pokocha. Brian udowodnił mi tysiąckrotnie, że moje obawy były nieuzasadnione. – Ja też cię kocham – wyszeptałam, z trudem ujarzmiając dławiące mnie uczucia. Brian odgarnął mi kosmyk włosów z twarzy i założył go za ucho, delikatnie pieszcząc przy tym moją skórę. – Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem. Zostań ze mną na noc, a spędzę każdą minutę na udowadnianiu ci, jaka jesteś piękna. Aż do rana. Każdą. Minutę. Masz moje słowo, Ello. Znów patrzył na mnie płomiennym, pełnym namiętności wzrokiem, którym zdobyłby chyba każdą kobietę, ale ja poczułam tylko ukłucie strachu. – Przykro mi. – Pokręciłam głową, starając się zachowywać jak najspokojniej, żeby nie zauważył mojego przerażenia. – Nie jestem na to gotowa. Brian nie dał się nabrać na mój udawany spokój. – Dobrze – powiedział, wycofując się. Pożądanie w jego oczach trochę przygasło. O nic nie pytał. Po prostu przyjął do wiadomości, że chcę trochę zwolnić. Był ideałem mężczyzny. Nowa fala miłości zalała moje serce, a jednocześnie przygniotło mnie tak ogromne poczucie winy, że poczułam potrzebę, by mu wszystko wyjaśnić. – Nie chodzi tylko o blizny. – Tak właśnie myślałem. – Brian zachichotał, czym wprawił mnie w osłupienie. Jego wesołkowatość zmniejszyła moje wyrzuty sumienia, ale za to wpędziła mnie w trzy razy większe zakłopotanie. Ukryłam płonącą ze wstydu twarz w dłoniach i z jękiem opadłam na kanapę. Brian nie miał dla mnie litości. Jego chichot przeszedł w głośny śmiech. Zerkając między palcami, spiorunowałam go wzrokiem. – Zamierzasz się ze mnie wyśmiewać? Wielkie dzięki. Ale z ciebie głupek. Odsunął moje ręce od twarzy, a ja pacnęłam go w ramię. Wtedy chwycił moją dłoń i nachyliwszy się nade mną, uśmiechnął się promiennie. – No co? – zapytał. – Uważam, że to naprawdę urocze.

Nie wierzyłam własnym uszom. Posyłając mu groźne spojrzenie, które dotąd było zarezerwowane wyłącznie na dyskusje o książkach i filmach, rzuciłam: – Mówię ci, że nie jestem gotowa, żeby iść z tobą do łóżka, a ty uważasz, że to „urocze”? Nie przestając się uśmiechać, Brian przewrócił oczami i odparł: – Ello, przecież cię znam. Nigdy nie byłaś w poważnym związku. Wiem też, że twoi dziadkowie byli katolikami o bardzo tradycyjnych poglądach, a twoja mama miała paranoję na punkcie zbyt wczesnego wikłania się w związki z chłopakami. – Tak. I teraz już wiem dlaczego – wyburczałam. Biorąc pod uwagę to, że przez zakończoną wpadką przygodę moi rodzice na osiem lat utknęli w nieszczęśliwym związku, obawy mojej mamy wydawały mi się bardzo uzasadnione. Niestety, przez to wszystko stałam się niedoświadczoną cnotką z lekkim lękiem przed seksem. – Pomińmy przyczyny tej sytuacji – powiedział Brian odrobinę poważniej. – Wiem, że to wszystko jest dla ciebie zupełną nowością. Miałem nadzieję, że zgodzisz się zostać na noc – musiałem przynajmniej spróbować o to zapytać – ale w ogóle się nie zdziwiłem, kiedy odmówiłaś. – I naprawdę ci to nie przeszkadza? – zapytałam niepewnie, przygryzając wargę. – Mam świadomość, że jesteś przyzwyczajony do innych kobiet. Brian pokręcił głową i uśmiechnął się smutno. – Jesteś zupełnie inna niż one. I to właśnie w tobie kocham. Przecież dobrze wiesz. – Tak, ale... – Żadnych ale. Nie musisz się tym martwić. Uważam się za najszczęśliwszego człowieka na świecie, bo znalazłem kobietę, która kocha prawdziwego mnie, a nie gwiazdę filmową. Nie zamierzam zepsuć czegoś tak wyjątkowego, zmuszając cię do robienia rzeczy, na które nie jesteś gotowa. Uwierz mi. To takie romantyczne! Brian był niesamowicie wyrozumiały i wspierający. Oczywiście musiałam zepsuć tę podniosłą chwilę, parskając okropnym śmiechem. – Zabrzmiało trochę zbyt idealnie. Mam nadzieję, że to nie kwestia z jakiegoś filmu. W ciągu ostatniego tygodnia nauczyłam się o sobie jednej bardzo ważnej rzeczy: mimo całego zamiłowania do romantycznych historii w książkach i filmach zupełnie nie radziłam sobie w roli bohaterki romansu. Nie żeby mi się to nie podobało. Po prostu nie wiedziałam, czy na to zasługuję. Nie byłam piękną gwiazdą srebrnego ekranu ani wspaniałą bohaterką książki, tylko normalną dziewczyną z milionem wad, z olbrzymim bagażem problemów emocjonalnych i ze zdeformowanym ciałem. Brian westchnął. – Pewnego dnia nauczysz się przyjmować komplementy. Potem podniósł się z kanapy, ziewnął i się przeciągnął. Nadal nie miał na sobie koszulki, więc mogłam się do woli przyglądać jego drgającym pod złocistą skórą mięśniom. Trochę żałowałam, że zepsułam nastrój. Do rzeczywistości przywołało mnie głośne chrząknięcie. Zobaczyłam pełen próżności uśmieszek, na który zareagowałam miną niewiniątka i stwierdzeniem: – Przepraszam, ale po prostu korzystam z darmowej okazji. Większość dziewczyn musi kupić bilet do kina, żeby podziwiać takie widoki. Brian uniósł brew. – Kto powiedział, że masz to za darmo? – Jego głos przybrał ponury ton, a uśmiech zniknął. – Za bycie moją dziewczyną płaci się bardzo wysoką cenę. Nie żartował. Ten ostatni tydzień to było istne szaleństwo. Cały świat żył historią Cindera i Elli. Tylko w naszych domach mogliśmy jeszcze liczyć na odrobinę prywatności. A ponieważ

mój dom zamieszkiwali ludzie, którzy bardzo lubili przyglądać się innym – tak jak mnóstwo znajomych moich sióstr, liczących na spotkanie z Brianem – większość czasu spędzaliśmy u niego. Staliśmy się zakładnikami naszej sławy. – Jesteś jej wart – zapewniłam, otoczywszy go ramionami w pasie. Przyciągnął mnie do siebie, a ja rozkoszowałam się dotykiem jego nagiej skóry na policzku. – Mam nadzieję, że kiedy minie urok nowości, nadal będziesz tak myślała. Serce mi się ścisnęło, bo w jego głosie usłyszałam prawdziwą obawę i niepewność. – Zawsze będę tak myślała – zapewniłam, a potem, żeby trochę poprawić mu humor, przesunęłam dłonią po jego brzuchu i dodałam: – Zwłaszcza z powodu tego sześciopaku. Oczy Briana znowu rozbłysły. Zamruczał z aprobatą i przybliżył swoje usta do moich. – A więc kochasz tylko moje ciało, tak? A umysł? A poczucie humoru? A czarująca osobowość? – Hmm... Nie. Tylko ciało. – Moje dłonie powędrowały w górę i oplotły jego szyję. – No może jeszcze twój talent do całowania. – Może? – zapytał. Wydawał się szczerze urażony, ale w końcu był aktorem, więc wszystko, co mówił, brzmiało przekonująco. Domyślając się, że to tylko przedstawienie, wzruszyłam ramionami i odpowiedziałam: – No cóż. Tak naprawdę chodzi mi chyba tylko o twoje pieniądze. Sama nie wiem, co w tobie widzę. Brian prychnął, ale dał sobie spokój z szukaniem ciętej riposty, bo nasz czas się kończył, a on wolał spędzić ostatnie chwile na pocałunkach niż na przekomarzaniu się. Przystawałam na to z entuzjazmem, dopóki w moim telefonie nie zabrzmiał sygnał budzika. Oboje westchnęliśmy. – Pora, żeby Kopciuszek wracał do domu. Brian, przesadnie gestykulując, włożył koszulkę. Było to niestety konieczne, skoro miał mnie odwieźć. Potem podał mi laskę i sięgnął po portfel i kluczyki. – Wiesz – powiedział w drodze do garażu – jestem prawie pewien, że pod koniec bajki księciu udało się zatrzymać Kopciuszka w pałacu. Zaśmiałam się. – Jestem prawie pewna, że tamten Kopciuszek nie miał nadopiekuńczego ojca, z którym próbował żyć w pokojowych stosunkach – odparłam, kiedy już pomógł mi wsiąść do auta i sam zajął miejsce kierowcy. Brian gwałtownie poruszył głową, aż coś chrupnęło mu w szyi, i zacisnął palce na kierownicy. – Twój ojciec nie zasługuje na szacunek, jakim go darzysz. Powstrzymałam się przed westchnięciem. Brama garażu się otworzyła i wyjechaliśmy wprost na wąską drogę wijącą się po zboczu, na którym znajdował się dom Briana. Stosunki między moim chłopakiem a moim tatą były bardzo napięte. Dzień po premierze filmu z udziałem Briana tata przeprowadził małe śledztwo na temat przeszłości chłopaka. Nie przejmował się nawet tym, że poważnie narusza czyjąś prywatność. Liczyło się tylko to, że udało mu się odkryć słaby punkt Briana: kobiety. Nie muszę chyba wyjaśniać, że tata nie był zbyt zadowolony z moich spotkań z takim kobieciarzem. Brian natomiast uważał, że mój ojciec nie ma prawa się wtrącać w nasze sprawy. Utrzymywanie w ryzach tych dwóch dominujących osobowości okazało się dla mnie nie lada wyzwaniem. – Już niedługo nie będziesz się musiał tym przejmować – zapewniłam, gładząc jego dłoń.

– Po świętach pomożesz mi w przeprowadzce. Potem będą cię obowiązywały jedynie zasady ustalone przez ojców Vivian. – Wyobraziłam sobie Stefana z Glenem wyznaczających mi godzinę policyjną i zachichotałam. – Oni tak cię uwielbiają, że wątpię, aby obchodziła ich pora, o której odwozisz mnie do domu. Brian skręcił w Mulholland i śmignął w kierunku sąsiedniego kanionu, na którego urwistym zboczu znajdowała się rezydencja nazywana przez mojego tatę i Jennifer domem. Nie mieściło mi się w głowie, że przez tyle miesięcy mieszkałam niecałe pięć kilometrów od Briana, nic o tym nie wiedząc. – A co będzie, jeśli wcale nie odwiozę cię do domu? – zapytał Brian. – Co masz na myśli? Na chwilę oderwał wzrok od ciemnej, krętej drogi i posłał mi szybkie spojrzenie. Zmarszczył brwi, a jego noga zaczęła nerwowo drżeć. – A co byś powiedziała, gdybym zawiózł twoje rzeczy do mnie zamiast do Vivian? 2 Czy on właśnie zaproponował, żebym się do niego przeprowadziła? Zaśmiałam się, ale szybko spoważniałam. Brian nie żartował. Zamurowało mnie. – Pytasz poważnie? Wjechał w krótką uliczkę, przy której stał dom taty, i zaparkował tuż przed bramą. Nie otworzył okna, żeby wstukać kod, tylko obrócił się w moją stronę i powiedział: – Nie odmawiaj, dopóki mnie nie wysłuchasz. – Mam n i e o d m a w i a ć? Brian, właśnie poprosiłeś mnie, żebym z tobą zamieszkała. Spotykamy się dopiero od tygodnia! – Ello, ja cię kocham od trzech lat. Nasz związek trwa o wiele dłużej niż tydzień. Otworzyłam usta, żeby zaprotestować, ale zabrakło mi słów. Zrobiłam naburmuszoną minę i odparłam: – Nie. Nie mogę. To jakieś szaleństwo. Brian pokręcił głową. – Nie chodzi mi tylko o to, żeby mieć cię przy sobie. Skoro zamierzasz wyprowadzić się od ojca, powinnaś przynajmniej rozważyć opcję zamieszkania ze mną. Jeśli nie jesteś gotowa na wspólne życie, możemy zostać współlokatorami. Miałabyś swój pokój i własną łazienkę. Możesz nawet naklejać etykietki na swoim jedzeniu w lodówce. Obiecuję, że będę je podkradał tylko wtedy, gdy mnie wkurzysz. Wbrew własnej woli wybuchłam śmiechem, ale niepokój szybko wrócił. Nie rozumiałam, dlaczego tak bardzo mu na tym zależy. Było w tym coś dziwnego. – Dlaczego? – zapytałam, a kiedy zwlekał z odpowiedzią, zrozumiałam, że moja podejrzliwość była uzasadniona. – Wiem, że jest coś, o czym mi nie mówisz. Brian westchnął. – Martwię się, że będziesz mieszkała u Vivian. Zaśmiałam się, słysząc tę niedorzeczność. – Ale dlaczego? – zapytałam zdziwiona. – Vivian i jej ojcowie są dla mnie wspaniali. Bardzo się cieszą, że z nimi zamieszkam. Będzie mi tam o wiele lepiej niż w domu taty. – To nie rodzina Vivian mnie martwi – odpowiedział Brian bardzo poważnie – tylko warunki bezpieczeństwa w ich budynku. Vivian mieszkała w West Hollywood, w typowym dla Los Angeles domu wielorodzinnym. Wybudowano go jeszcze w latach sześćdziesiątych na wzór dwupiętrowych moteli. Miał tylko osiem mieszkań – cztery na parterze i cztery na wyższej kondygnacji. Do wszystkich wchodziło się z zewnątrz. Budynek nie miał strzeżonego parkingu ani nawet

zamykanej bramy wjazdowej. Zmarszczyłam brwi. – Jeśli o to ci chodzi, to jej dom nie spełnia żadnych warunków bezpieczeństwa. Chyba że liczyć zasuwkę na łańcuszku przy drzwiach. Ponura mina Briana zdawała się mówić: n o w ł a ś n i e! Uśmiechnęłam się, kiedy zrozumiałam, co go tak martwiło. – To wcale nie taka zła dzielnica. Może daleko jej do Hollywood Hills, ale Glen i Stefan zapewniali mojego tatę, że jest tam całkiem bezpiecznie. Nigdy nie mieli żadnych problemów. Vivian bardzo lubi to mieszkanie i mówi, że ma cudownych sąsiadów. Brian znowu westchnął. – Jestem pewien, że dla Vivian i jej ojców to świetne miejsce do życia, ale ty, Ello, masz teraz trochę inną sytuację. – O co ci chodzi? Brian potarł dłonią twarz, a potem ujął mnie za rękę. Przysunął ją do swoich ust i posłał mi zbolały uśmiech. – Mówiłem ci, że za bycie moją dziewczyną trzeba zapłacić wysoką cenę. Niedługo media dowiedzą się o twojej przeprowadzce. Ustalenie nowego adresu to dla nich żaden problem. W domu Vivian nie będziesz miała prywatności. Zaczną cię nachodzić paparazzi i fani. Turyści będą sobie robić wycieczki pod twoje drzwi. – Oj, nie przesadzaj. Wkrótce emocje wokół mnie opadną. Nie będzie tak źle. Brian splótł swoje palce z moimi. Nie było mu do śmiechu. – Nic nie rozumiesz. Wrzawa wokół takich ludzi jak ja nigdy nie milknie. Od lat mam problemy z nadgorliwymi fanami. I to duże. Kilku dostało już sądowy zakaz zbliżania się do mnie. Niektórzy próbowali włamywać się do mojego domu. To dlatego przeprowadziłem się do rezydencji z najlepszym możliwym systemem zabezpieczeń. – Poczekaj chwilę. Ktoś naprawdę próbował się włamać do twojego domu? – Ello, jestem celebrytą. Fani nie widzą w nas zwykłych ludzi. Nie będą szanować granic twojej prywatności. Nie chcę wystawiać cię na ich pastwę. Nagle przestałam już być taka pewna, czy przeprowadzka do Vivian to rzeczywiście dobry pomysł. W zamyśleniu spoglądałam przez szybę na zamkniętą bramę wjazdową. Dotąd uważałam, że ogrodzone rezydencje są pretensjonalne i że buduje się je tylko po to, aby bogaci ludzie mogli poczuć się ważni. Nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy, że niektórzy z tych ludzi potrzebują ochrony. Albo prywatności. Ale przeprowadzić się do Briana? To byłoby ogromne zobowiązanie. Co prawda sam zasugerował, że moglibyśmy żyć jak współlokatorzy, ale czy dalibyśmy radę? Nie byłam taka pewna. A nie czułam się gotowa na „pełny” związek ze wspólnym zamieszkaniem. Ani trochę. – Rozumiem twoje obawy i wiem, że się o mnie troszczysz, ale nie uważam, żeby przeprowadzka do ciebie była konieczna. Brian nie wyglądał na zadowolonego, ale nie pozwoliłam mu dojść do słowa. – Sami wywołaliśmy to szaleństwo wokół Cindera i Elli. Jestem pewna, że niedługo wszystko się uspokoi. Do Nowego Roku znikniemy z nagłówków. Brian mi się przyglądał. Widziałam jego rozczarowanie i walczyłam ze sobą, żeby mu nie ulec. Nie mogłam zaakceptować jego propozycji. Nie teraz. Próbowałam ukryć ogarniającą mnie panikę. Kochałam go, ale wizja wspólnego mieszkania mnie przerażała. Była też szalenie kusząca i może właśnie tego bałam się najbardziej. To dla mnie zbyt wiele i zbyt szybko. Brian na razie dał za wygraną. Otworzył okno i wystukał na klawiaturze domofonu kod otwierający bramę. W chwili gdy to zrobił, w ciemnościach rozbłysło jaskrawe światło, a zza

drzew wyskoczyła w naszym kierunku jakaś postać. Brian nie zareagował. Mnie też zawsze do tego przekonywał, ale obojętność nie wychodziła mi zbyt dobrze. – Poważnie? – rzuciłam i próbowałam posłać mężczyźnie złe spojrzenie. Lampa przy jego aparacie nie przestawała błyskać oślepiającym światłem. – Naprawdę nie masz nic lepszego do roboty niż czatowanie pod moim domem o pierwszej w nocy, żeby tylko zrobić nam zdjęcie?! – zawołałam przez otwarte okno. – Ello, nie zawracaj sobie tym głowy – poprosił Brian zmęczonym głosem. Jego znużenie wcale nie wynikało z później pory. Nie widziałam twarzy człowieka, który robił nam zdjęcia, ale potrafiłam sobie wyobrazić jego wstrętny uśmieszek, kiedy powiedział: – Żartujesz sobie? Brian Oliver grzecznie odwożący dziewczynę pod dom tatusia przed godziną policyjną. To materiał na pierwszą stronę! Dzięki wam zarobię dzisiaj ładną sumkę, kotku. Jego protekcjonalny ton zirytował mnie tak bardzo, że miałam ochotę wyskoczyć z auta i zniszczyć mu ten aparat. „Przed godziną policyjną”. Wielkie dzięki. – Odwozi mnie, bo ja tego chciałam – wypaliłam. – Ello... – Mój tata się o mnie martwi, więc dopóki z nim mieszkam, zamierzam wracać do domu o rozsądnej porze. – Ello... – Nie jestem dzieckiem! Może przesadziłam z reakcją, ale komentarz tego człowieka trafił w mój czuły punkt. Co prawda odzyskałam już samodzielność, ale nie lubiłam, gdy przypominano mi, że przez rok byłam ubezwłasnowolniona i ciągle obowiązuje mnie godzina policyjna. A jeszcze bardziej nie lubiłam świadomości, że ludzie o tym wiedzą. Tamtej pamiętnej nocy, kiedy Brian odwiózł mnie do domu po premierze Księcia druida, kilku nadgorliwych paparazzich śledziło nas i zdołało odkryć moją tożsamość. Już po kilku godzinach prasa opisywała szczegóły wypadku, obrażeń, śmierci mojej mamy i moją psychiczną niestabilność. Przy okazji wyszła też na jaw sprawa ubezwłasnowolnienia po nieudanej próbie samobójczej. Brian podniósł szybę i wjechał przez bramę. Zerkał przy tym w lusterko, sprawdzając, czy paparazzi nie wtargnął za nami na posesję. Tymczasem ja wbiłam się w fotel i mruknęłam: – Ten gość celowo tak się zachowywał. Prowokował nas. Niestety skutecznie. Brian ścisnął moją dłoń. – Trzeba długo ćwiczyć, żeby nauczyć się ich ignorować. – Wiem, ale to takie głupie... Bo on miał rację. Wracam do domu o takiej porze, żeby nie rozgniewać taty. – To prawda. Ale ty też miałaś rację. Robisz to, żeby okazać mu szacunek. I to jest godne podziwu. – Tak, ale wątpię, żeby moje wyjaśnienia trafiły na nagłówki nad jego zdjęciami. – Co kogo obchodzą jego zdjęcia i nagłówki? Najważniejsze, że ty i ja znamy prawdę. I twój tata. Sfrustrowana sapnęłam, próbując dać jakieś ujście swojemu gniewowi. W tym starciu nie ucierpiało nic poza moją dumą, a ona może zostać zraniona tylko wtedy, gdy sama na to pozwolę. – Masz rację. Przepraszam. Jakoś przywyknę.

Brian uśmiechnął się przepraszająco. – Czy już ci mówiłem, jak jestem ci wdzięczny, że stawiasz temu wszystkiemu czoła? I to dla mnie. – Nie miałam wielkiego wyboru. Czy wiesz, co by się działo, gdyby osobisty Kopciuszek Briana Olivera nie przyszedł odebrać swojego szklanego pantofelka – a w naszym wypadku rękawiczek i książki z autografem? – Przyznaję, to był podstęp. – Brian się zaśmiał. – Ale nie żałuję. Życie bez ciebie było nie do zniesienia. Musiałem wytoczyć najcięższe działa, żeby zapewnić sobie zwycięstwo. Prychnęłam i upewniwszy się, że brama całkowicie się zamknęła, zaczęłam wysiadać z samochodu. Brian wyskoczył z auta i szybko je okrążył, żeby mi pomóc. Odpędziłam go machnięciem ręki. – W porządku. Radzę sobie. – Ello... – Możesz to nazwać próżnością, ale moje ego zostało już dzisiaj zranione tyle razy, że chciałabym przynajmniej wstać o własnych siłach. Słysząc to, wycofał się. Na szczęście nie poczuł się urażony moim zrzędzeniem. Zbyt dobrze mnie znał. Uśmiechnął się tylko i pokręcił głową, pozwalając mi samodzielnie wysiąść. – Uparta kobieta. – To ma swoje dobre strony. Gdybym nie była taka uparta, pomagałbyś mi teraz usiąść w wózku inwalidzkim. – Wiem. Brian zamknął za mną drzwi samochodu – jak na dżentelmena przystało – i odprowadził mnie pod dom. – Podziwiam twoje wysiłki, ale moja męskość cierpi, gdy nie mogę ruszyć swojej damie na ratunek. Wygłupiał się, ale jego słowa trochę zmiękczyły moje serce. – Uratowałeś mnie już wiele razy – odparłam. – Jesteś moim księciem w lśniącej zbroi. Naprawdę. Księciem Cinderem. Uśmiech Briana zrobił się głupkowaty, a on sam cofnął się o krok i wykonał głęboki, dworski ukłon. Nie wątpiłam w jego zgodność z realiami epoki – pewnie się go nauczył, przygotowując się do roli w Księciu druidzie. – O piękna pani – mruknął, zgiąwszy się wpół, i przylgnął wargami do mojej dłoni. – Życzę waszej wspaniałości dobrej nocy. Zachichotałam. Uwielbiałam, gdy ujawniało się jego zamiłowanie do filmów kostiumowych. Może w oczach innych wyglądałoby to głupawo, ale mnie się podobało. Odwzajemniłam jego ukłon – na ile tylko moje ciało mi pozwalało. – Wzajemnie, wasza wysokość. Brian puścił moją dłoń i otoczywszy mnie w talii ramieniem, mocno przyciągnął do siebie. – Chrzanię te staromodne maniery. Skoro odmawiasz mi wspólnego mieszkania, potrzebuję porządnego pocałunku, żeby jakoś to przetrwać. Rozbawiona objęłam go za szyję. – Czy mogłabym odmówić księciu? – Jako wielka tajemnicza kapłanka jesteś jedyną osobą na świecie, której wolno czegokolwiek mi odmówić, ale bardzo ci to odradzam. Kiedy nie dostaję tego, czego chcę, robię się zrzędliwy i nieznośny. – Hmmm. To dlatego, że jesteś gwiazdą. Bardzo cię to zepsuło.

Brian zachichotał i objął mnie jeszcze mocniej. Jego dłonie zaczęły sunąć w górę moich pleców, jakby chciał zapamiętać mnie dotykiem, zanim pozwoli mi odejść. – Tak – przyznał bezwstydnie. – Jestem zepsuty. I skupiony na sobie. I kapryśny. Obawiam się, że będę bardzo wymagającym chłopakiem. Jesteś pewna, że podołasz takiemu wyzwaniu? Udałam, że się namyślam. – Będzie ciężko, ale jeździsz ferrari, więc ostatecznie... – Ach, a więc jesteś ze mną tylko ze względu na samochód. Pokazując zęby w szerokim uśmiechu, spojrzałam na piękny automobil znanej włoskiej marki, przez Briana nazywany pieszczotliwie skarbem. Jak na mój gust trochę za bardzo rzucał się w oczy, ale musiałam przyznać, że świetnie się nim jeździło. – Zdecydowanie. Chodzi mi tylko o samochód. – W końcu cała prawda wyszła na jaw. – Pokręcił głową. Potem spojrzał na mnie, a ja zobaczyłam w jego oczach coś nowego. Coś, czego nie potrafiłam nazwać. – Powiedz to jeszcze raz – poprosił. Wtedy zrozumiałam to spojrzenie. To była miłość. Czysta i prosta. Trzymający mnie w ramionach mężczyzna był we mnie po uszy zakochany. Nie wiedziałam, czym sobie zasłużyłam na takie szczęście. Powstrzymując uśmiech, przewróciłam oczami, ale nie wypadło to zbyt wiarygodnie. Poza tym nie mogłam mu tego odmówić. – Samochód – powiedziałam, celowo przeciągając głoski i przerysowując swój bostoński akcent. Twarz Briana rozpromieniła się z rozkoszy. – Jesteś taka cudowna. Byłam w trakcie kolejnego przewracania oczami, gdy Brian w końcu przytknął swoje wargi do moich. W tym momencie zapomniałam o bożym świecie. Mogłam myśleć tylko o nim. Wiedziałam, że nigdy nie będę miała dosyć jego ust, jego miętowego smaku i oszałamiającego dreszczu, który przeszywał mnie od stóp do głów, zapierając dech. Jednym dotknięciem potrafił rozpalić we mnie płomień. Jedno spojrzenie wystarczyło, żeby uginały się pode mną kolana. Całowanie się z nim działało na mnie jak magia. Na niego musiało wpływać podobnie, bo kiedy w końcu uwolnił mnie z objęć, z trudem chwytał powietrze, a oczy płonęły mu jak w gorączce. – To chyba wystarczy, żebyś przetrwał noc – zażartowałam. Brian wziął głęboki wdech i oblizał wargi. Przez dłuższą chwilę wyglądał tak, jakby rozważał zaciągnięcie mnie z powrotem do auta i zabranie do domu, żebyśmy już zawsze byli razem. Gdyby spróbował, chybabym nie protestowała. On jednak zachował się jak dżentelmen. Cofnął się o krok i powiedział: – Nie zdziw się, jeśli pojawię się tu o wschodzie słońca. – Nawet nie próbuj – odpowiedziałam. – Ten Kopciuszek potrzebuje snu. Niewyspana źle wyglądam. – No dobrze. W takim razie po egzaminie. – Brian westchnął i pochylił się po jeszcze jeden pocałunek. Ten był szybki, miękki i całkiem grzeczny. Idealny na pożegnanie. – Dobranoc, Ello. Kocham cię. Cicho otworzyłam drzwi wejściowe i odwróciwszy się do niego, z uśmiechem odparłam: – Ja też cię kocham. Zadzwonię jutro. Brian ruszył tyłem w kierunku samochodu.

– Już za tobą tęsknię. – Dobranoc, głuptasie. 3 BRIAN Pożegnalny pocałunek Elli był niesamowity, ale nie ułatwił mi rozstania. I zdecydowanie nie pomógł w zasypianiu. Bardzo długo leżałem w łóżku z otwartymi oczami, a kiedy w końcu odpłynąłem, zacząłem śnić wyjątkowo obrazowe, intensywne i zmysłowe sny. Były tak namiętne i tak wyraziste, że kiedy rano się obudziłem i poczułem mocny zapach świeżej kawy, w pierwszej chwili pomyślałem, że naprawdę zabrałem Ellę do domu. Przetoczyłem się w kierunku czekającej na mnie filiżanki i zamruczałem z przyjemności. – Zrobiłaś mi kawę? Jesteś prawdziwym ideałem kobiety. – Nie zrobiłem. I jestem daleki zarówno od bycia ideałem, jak i bycia kobietą, ale potraktuję to jak komplement. Wyrwany ze świata fantazji otworzyłem oczy i jęknąłem. – Scotty? Mój osobisty asystent pochylał się nad łóżkiem i witając mnie jasnym uśmiechem, podawał mi papierowy kubek z kawą z mojej ulubionej kawiarni. – Dzień dobry, szefie. Pogodziwszy się z porażką – bo choć nie miałem pojęcia, dlaczego Scott do mnie przyjechał, wiedziałem, że nie pozwoli mi dłużej pospać – usiadłem w pościeli, otarłem twarz z resztek snu i wziąłem kawę. – Która godzina? – Nie tak wczesna, żebyś miał powód do narzekania. – To znaczy? – Prawie dziewiąta. Znowu jęknąłem, co wywołało na twarzy Scotta znaczący uśmieszek. – Ciężka noc? – zapytał. Siorbiąc kawę, zamyśliłem się nad odpowiedzią. Senne obrazy wciąż stały mi przed oczami. Towarzyszyło im poczucie frustracji, ale nie było ono do końca nieprzyjemne. – To zależy, jak na to spojrzeć – stwierdziłem. Scott uniósł pytająco brew. Jako dwudziestosześcioletni chrześcijanin i prawiczek pewnie wcale nie chciał znać szczegółów, ale nie mogłem się powstrzymać, żeby choć trochę nie przybliżyć mu mojego stanu ducha. Żartowanie z niego sprawiało mi zbyt wielką przyjemność. – Powiedzmy, że spędzanie wieczorów z Ellą i konieczność odwożenia jej do domu na noc wywołują w moim ciele poważne, t w a r d e i dość bolesne konsekwencje, które odbijają się na moich snach, a także na porankach. Bywa, że zaraz po przebudzeniu czuję się zdecydowanie niekomfortowo. – Och! – odezwał się na to Scott. Jego policzki poróżowiały, oczy zrobiły się ogromne, a mina prawie wynagrodziła mi ciężką pobudkę. Chłopak próbował ukryć emocje i zachowywać się tak, jakby tego typu rozmowy nie były dla niego niczym szczególnym. Odchrząknął więc i wzruszywszy ramionami, dodał: – A zatem... ty i Ella jeszcze... nie doszliście do tego etapu? Był taki zabawny. Podniosłem się z łóżka i ze śmiechem klepnąłem go w ramię. – Niestety, kolego. Ella jest równie niewinna jak ty. Scott zareagował dobrodusznym śmiechem. Często droczyłem się z nim i wytykałem mu jego świętoszkowatość, ale on się nie gniewał, bo wiedział, że to tylko żarty. Tak naprawdę miałem dla niego wiele szacunku. Nie tylko ze względu na przestrzeganie zasad i kroczenie niełatwą ścieżką, ale również dlatego,

że był naprawdę dobrym człowiekiem – godnym zaufania, pracowitym i lojalnym. To najlepszy asystent, jakiego kiedykolwiek miałem. – Musimy znaleźć ci kobietę, Scotty. Równie dobrą jak moja. I ze skłonnością do harcerzyków. – Jedyną rzeczą, jaką musimy teraz zrobić, to szybko cię ubrać. Dzisiaj przyjeżdża do mnie rodzina. Za godzinę powinienem być na lotnisku, więc nie mogę tu zostać zbyt długo. Zerknąłem w dół, na moją nagą pierś i spodnie od piżamy. – Dziś bez prysznica? – Tym razem nie wypociłeś z siebie dwudniowej balangi, więc nie ma takiej potrzeby. – Scott się zaśmiał, wychodząc z pokoju. – Pospiesz się, szefie. Nie ma czasu do stracenia. – Jesteś zbyt radosny jak na tak wczesną porę, Scotty! – zawołałem za nim. Ubrany w podkoszulek zszedłem do kuchni. Do tej chwili nie zapytałem asystenta o przyczynę jego obecności u mnie. Dopiero kiedy wrzuciłem do tostera dwie kromki wieloziarnistego chleba, zadałem mu pytanie za milion: – Co ty tu właściwie robisz? Przysięgam, że nie mam na dzisiaj zaplanowanych żadnych spotkań, o których chciałbym zapomnieć. Scott spojrzał na mnie sponad ustawionego na kuchennym stole laptopa, bo zdążył go już uruchomić. – No właśnie. N i e m a s z zaplanowanych żadnych spotkań. I to jest nasz problem. W końcu zrozumiałem, dlaczego mnie odwiedził, a mój dobry nastrój gdzieś się rozpłynął. – Zapomnij. – Brian – powiedział Scott i opadł ciężko na oparcie krzesła, przesuwając dłonią po twarzy. – Twoja ekipa wydzwania do mnie dniami i nocami. – No to odbieraj. Ja nie odbieram. Przez twarz spokojnego zwykle Scotta przebiegł grymas zniecierpliwienia. – Doskonale wiem, że ich ignorujesz. Właśnie dlatego dzwonią do mnie. Chciałbym skorzystać z urlopu, szefie, więc nie wyjdę stąd, dopóki nie będę miał im czegoś do przekazania. Najlepiej tego, że się z nimi spotkasz. Odwzajemniłem jego poirytowane spojrzenie i sięgnąłem po tosta. Rzuciwszy gorącą kromkę na talerz, wyjąłem z lodówki słoik dżemu malinowego. W tym czasie Scott nie przestawał gderać. – To nieuniknione. Uciekanie od zobowiązań nie sprawi, że one znikną. Niestety miał rację. Przez ostatni tydzień ukrywaliśmy się z Ellą przed całym światem, jakby nic poza nami nie istniało. To był niesamowity czas. Miałem świadomość, że kiedyś musi się skończyć, ale żałowałem, że to się stało tak szybko. Scott wiedział, co mówi. Szaleństwo w mediach nie ustanie, dopóki oficjalnie nie odniesiemy się do tego, co publikują. Oparłem się o kontuar i jedząc tosta z dżemem, zerkałem na Scotta, który odwzajemniał mi się poważnym spojrzeniem i czekał, aż się złamię. Był w tym naprawdę niezły. – Dobra – powiedziałem wreszcie. – Umów mnie na spotkanie. – Jeśli to możliwe, to chcieliby, żeby odbyło się jeszcze dzisiaj. – Wiadomo – prychnąłem. Ignorując mój sarkazm, Scott otworzył w komputerze nasze kalendarze i przejrzał plany dnia. – Może zaraz po lunchu? Pasowałaby ci pierwsza po południu? Do tego czasu zdążyłbym już odstawić rodzinę i mógłbym się na chwilę wyrwać. – Dobrze, jak chcesz. Im szybciej to załatwimy, tym szybciej obaj będziemy odpoczywać

i cieszyć się świąteczną atmosferą. Scott popatrzył na mnie z sarkastycznym uśmieszkiem, który zatarł ślady wcześniejszego zniecierpliwienia. – To była bardzo wnikliwa obserwacja, szefie. Próbowałem naśladować jego mimikę, udając równie poważnego i zdeterminowanego, jednak nie wytrzymałem i się uśmiechnąłem. Nigdy bym mu się do tego nie przyznał, ale jego stanowczość była jedną z cech, dzięki którym zdobył tę pracę. Niełatwo żyć wśród lizusów. A ja dobrze wiem, że czasem bywam trudny. Najbardziej cenię Scotta za to, że zawsze trafnie wybierze, kiedy spełniać moje zachcianki, a kiedy trzeba mi się postawić i przywołać do porządku. Napięcie opadło, mogłem więc przewrócić oczami i rzucić w niego resztką tosta. – Zamknij się – powiedziałem. Uchylił się przed nadlatującym pociskiem i zachichotał, co jeszcze bardziej mnie rozśmieszyło. – W porządku. Niech będzie pierwsza. – Świetnie. Przyjedziesz razem z Ellą czy mam wysłać po nią drugi samochód? Znieruchomiałem. Ręka z kolejnym tostem właśnie zaczęła wędrować do moich ust, ale zastygła w połowie drogi. Jak mogłem tego nie przewidzieć? Powinienem się spodziewać. Przecież Ella była główną przyczyną całego zamieszania. Nic dziwnego, że miałem przyjechać razem z nią. Na pewno chcieli z nią porozmawiać. Zostawiłem kawę i usiadłem naprzeciwko Scotta ze skrzyżowanymi na piersi ramionami. Teraz zachowanie powagi przyszło mi z łatwością. Scott się wyprostował, szykując się na kolejną batalię. – Brian, dobrze wiesz, że wszystkim byłoby łatwiej, gdybyś po prostu ją przywiózł. – Nie. – Dlaczego nie? To dotyczy jej tak samo jak ciebie. – Dlatego, że ci ludzie to banda bezczelnych łajdaków. Wymuszą na niej zgodę na rzeczy, których wcale nie chciałaby robić. Wystarczy jej powiedzieć, że to będzie dobre dla mnie, a ona, nie bacząc na konsekwencje, natychmiast na wszystko się zgodzi. Scott zamknął laptopa, co oznaczało, że sytuacja zrobiła się naprawdę poważna. – Czy ci się to podoba, czy nie, ona siedzi w tym wszystkim po uszy. Nie zdoła przed tym uciec. Wkrótce i tak będzie musiała podjąć parę ważnych decyzji. Jeśli nie przywieziesz jej na spotkanie, twoi ludzie – a potem prasa i wszyscy inni w tym mieście – i tak do niej dotrą. Za twoimi plecami. Naprawdę chcesz, żeby spotykała się z kimś b e z c i e b i e? Zacisnąłem zęby. Ludzie z Hollywood potrafią być naprawdę mili, ale to wilki w owczych skórach. Ella jest silną i mądrą kobietą, jednak nie przywykła do ich gierek. Nie ma mowy, żebym pozwolił jej samotnie żeglować przez meandry show-biznesu. – Masz rację, mówiąc, że twoja ekipa będzie próbowała wykorzystać Ellę na wszystkie możliwe sposoby – przyznał Scott. – Właśnie dlatego powinieneś przy niej być. Jeśli uznasz, że przesadzają, będziesz przynajmniej mógł jej to powiedzieć. A niech go. Dlaczego za każdym razem musi mieć rację? Westchnąłem, uznając swą porażkę, i przeczesałem palcami włosy. – Dobrze już, dobrze, niech ci będzie. Umówmy się na spotkanie razem z Ellą. Ale jeszcze nie teraz. Dopiero po świętach. Albo po Nowym Roku. Scott jakby trochę się skurczył, a na jego twarzy pojawił się przepraszający uśmiech. – Nie sądzę, żeby zechcieli czekać tak długo. Jesteście teraz na pierwszych stronach gazet. Staliście się największą sensacją tego roku, a twój film wchodzi do kin za dwa dni. Dla

nich to idealna darmowa promocja. Sapnąłem rozdrażniony. – Książę druid to największa świąteczna premiera. Studio zainwestowało miliony dolarów w reklamę. Ile można promować jeden film? – Nie chodzi o film, Brianie. Chodzi o ciebie. – Nie zależy mi na uwadze mediów – mruknąłem i zerwałem się na równe nogi. Potrzebowałem więcej kawy. Nie była już taka gorąca, więc zacząłem ją pić wielkimi łykami, jakby na dnie kubka znajdowało się rozwiązanie wszystkich moich problemów. – Wiem, ale tym razem powinno ci zależeć – przekonywał mnie Scott. – Elli też. Marszcząc brwi, pochyliłem się nad kontuarem. Słowa Scotta przykuły moją uwagę. Widząc to, natychmiast skorzystał z okazji. Wypowiadał się ostrożnie, jakby się bał, że jednym źle sformułowanym zdaniem może mnie doprowadzić do eksplozji. – To, w jaki sposób ty i Ella poradzicie sobie z powszechnym zainteresowaniem, będzie decydowało o całej waszej przyszłości. Teraz cały świat was kocha. Jesteście bohaterami bajki, która stała się rzeczywistością. Ludzie chcą zobaczyć szczęśliwe zakończenie waszej historii, które im obiecaliście. – Reszta świata mnie nie obchodzi, tyle że ja sam też tego chcę. Ale jeśli te cholerne media nie zostawią nas w spokoju, nie będzie żadnego „długo i szczęśliwie”, bo Ella nie wytrzyma i rzuci mnie razem z moją wielką sławą. Pełne niedowierzania parsknięcie Scotta tylko trochę podniosło mnie na duchu. – Ona nie jest taka jak inne, Scott. Nie obchodzą jej pieniądze, a moja sława to dla niej tylko problem i w ogóle jej nie pociąga. Ella jest taka krucha i wrażliwa... Jeśli zrobi się zbyt gorąco, ona się wycofa. Będzie musiała to zrobić, a ja będę musiał jej na to pozwolić. – Gdybyście tylko kilka razy pokazali się publicznie jako para, udzielili jednego czy dwóch wywiadów i zrobili jakąś sesję zdjęciową, ludzka ciekawość zostałaby zaspokojona i wszystko pomału by ucichło. – Ciekawe, czy Kim i Kanye o tym wiedzą. Nie zważając na wymamrotany pod nosem cyniczny komentarz, Scott oświadczył: – To byłoby dobre posunięcie także z innych powodów. Ella jest właśnie taką osobą, jakiej potrzebujesz u swego boku. Wasz związek świetnie wpłynie na twoją karierę. Dzięki niemu wszyscy szybko zapomną o twojej wcześniejszej rozpuście. Robiłem, co mogłem, żeby się nie roześmiać, ale nie było łatwo. – Rozpuście? Policzki Scotta trochę się zaróżowiły, ale chłopak nie dał się zbić z pantałyku. – Czy znasz lepsze słowo na określenie tego, co robiłeś przez cały ostatni rok? Ciągłego imprezowania i uganiania się za kobietami? Wytrzymałem jego spojrzenie, ale po chwili się poddałem. – No dobrze, niech ci będzie. Rozpusta. – Właśnie. A po kilku waszych wspólnych wystąpieniach, kiedy ludzie zobaczą, jacy jesteście w sobie zakochani, nawet Kyle Hamilton nie będzie pamiętał, że do niedawna uchodziłeś za aroganckiego, niedojrzałego bawidamka. Uniosłem brwi. Tym razem to Scott musiał się wycofać. – No dobrze, może przesadziłem. Kyle będzie pamiętał, ale nikt poza nim. Gwarantuję ci to. Zaczniesz uchodzić za dojrzałego aktora z najwyższej półki – człowieka, który wybrał sobie niepełnosprawną kobietę, choć mógł mieć każdą inną. Całe Hollywood będzie cię za to podziwiało. Kogoś takiego z pewnością można rozważyć jako kandydata do Oscara, niezależnie od tego, czy zapracował sobie na statuetkę swoją rolą. Tak działa Akademia Filmowa.

Oczywiście nie chcę przez to powiedzieć, że nie zasłużyłeś na tę nagrodę ciężką pracą. Chodzi tylko o to, żeby członkowie Akademii chcieli na ciebie głosować. I żeby każdy reżyser chciał dać ci rolę w swoim filmie. Jeśli dobrze to teraz rozegrasz, będziesz mógł zażądać po trzydzieści milionów dolarów za występ w każdej kolejnej części Kronik Cindera. Będziesz mógł odrzucać role, o które teraz błagałbyś na kolanach. Jeszcze rok temu ten argument brzmiałby dla mnie bardzo przekonująco. – Nie martwię się o siebie. W końcu doczekam się pierwszej aktorskiej ligi. Nie muszę wykorzystywać Elli, żeby tam trafić. – Ale ona także mogłaby skorzystać z takiej okazji. Powinieneś jej przynajmniej wytłumaczyć, w jakiej sytuacji się znalazła. Z tego, co mi o niej mówiłeś, wynika, że Ella ma ogromną potrzebę niezależności i nie będzie chciała do końca życia korzystać ze szczodrości swego ojca lub twojej. A przy takiej popularności mogłaby liczyć na wiele lukratywnych propozycji. Dostałaby szansę na lepszą przyszłość. Jej życie bardzo by się zmieniło, ale to wcale nie musi być zmiana na gorsze. Mogłaby wykorzystać sławę i przekuć ją w coś pozytywnego. Spiorunowałem Scotta wzrokiem, otrzymując w zamian pełne asertywności spojrzenie „superasystenta”. – Może ci się to nie podobać, Brian, ale od chwili gdy udzieliłeś wywiadu u Kennetha Longa, życie twojego Kopciuszka zmieniło się na zawsze. Z tej drogi nie ma odwrotu, więc pomóż dziewczynie iść naprzód. Niech wyciągnie z tej trudnej sytuacji, co tylko się da. Twoim zadaniem jest jej towarzyszyć. Nikt inny jej nie pomoże. Podrapałem się po głowie. Zaczęła mnie boleć od tego rozmyślania o przyszłości z samego rana. – Przykro mi, szefie. Wiem, że nie chcesz tego robić, ale naprawdę powinieneś. Trzeba się z tym uporać. Gdyby to nie było takie ważne, chętnie pozwoliłbym ci nadal ich ignorować, a sam wyłączyłbym telefon i korzystał z urlopu. Poddałem się. Moje ręce opadły bezwładnie. – Czy nie męczy cię to, że wiecznie masz rację? – zapytałem bardzo niezadowolony. Kąciki ust Scotta lekko drgnęły. – Nie, nie za bardzo. Odpowiedziałem mu lekceważącym prychnięciem. – Czy w takim razie przywieziesz ją na spotkanie? Trochę się uspokoiłem. Nadal miałem czas. – Nie mogę. Ella zdaje dzisiaj maturę. – Och... – powiedział zaskoczony Scott. Zaczął się zastanawiać, mrugając szybko. Pan Zawsze Mam Gotową Odpowiedź w końcu trafił na przeszkodę, której nie mógł obejść. – To świetnie – stwierdził w końcu. – Bardzo dobrze. W takim razie... może... – Znowu zajrzał do laptopa. – Na pewno nie wcześniej niż w przyszłym tygodniu – oznajmiłem. – Brian... – Nie. Czekałem na tę kobietę trzy lata, więc dziennikarze na pewno mogą poczekać tydzień. Mieliśmy z Ellą tylko kilka dni, żeby poznać się osobiście. Nadal jest nam z tym trochę dziwnie. Chcę mieć ją jeszcze tylko dla siebie, zanim będę musiał się nią dzielić z całym cholernym światem. Zbliżają się święta i zamierzam się nimi cieszyć. Po Bożym Narodzeniu porozmawiam z Ellą na poważnie i wtedy ustalimy termin spotkania. To chyba powinno ich wszystkich zadowolić, a nam dać parę dni spokoju. Jeśli nadal będą cię męczyć, przestań odbierać telefon. Scott popatrzył na mnie spod przymrużonych powiek. Wreszcie skinął głową, akceptując

kompromis. – Niech będzie. – Potem przeciągnął się i spojrzał na zegarek. – Mam jeszcze czterdzieści minut. Może chcesz omówić ze mną sprawy, które powinieneś poruszyć w rozmowie z Ellą? Lepiej się przygotować i przedstawić jej gotowy plan, żeby nie poczuła się zbyt przytłoczona. To był dobry pomysł. Wyobraziłem sobie, jak się poczuje Ella, kiedy dotrze do niej, że stała się prawdziwą celebrytką. – Dobra. Zróbmy to. – Skoro już o tym mowa, to... chciałem podzielić się z tobą pomysłem, który mam dla Elli. Zmarszczyłem brwi, bo wyczułem u Scotta dziwne napięcie. – Dlaczego to zabrzmiało tak złowieszczo? Czy ten pomysł wymaga lepszej oprawy niż mój tost? Scott westchnął. – Bo wiem, że ci się to nie spodoba, chociaż to bardzo dobry pomysł i sądzę, że przypadłby Elli do gustu. Poczęstowałem go moim najgroźniejszym spojrzeniem, ale Scott wyglądał na zdeterminowanego. Szlag by trafił jego i te „błyskotliwe, choć bardzo niekonwencjonalne” pomysły, rojące się w jego głowie. – No tak – powiedziałem. – W takim razie zrobię omlet. Zjesz ze mną? – Dziękuję, szefie, jadłem już śniadanie. Ale ty się nie krępuj. Zjedz, a ja w tym czasie zrobię ci listę. – Scott zaczął przeglądać e-maile, pliki czy co tam miał w tym swoim komputerku. – Zgoda. Po półgodzinnej naradzie byłem już najedzony, a po drugim kubku kawy czułem się o wiele bardziej pogodzony z koniecznością wytłumaczenia Elli, że stała się nową hollywoodzką sensacją. Zdołałem nawet wybaczyć Scottowi jego genialny pomysł, który wywoływał we mnie skrajne uczucia. Życie nie wydawało mi się już takie trudne. Wtem, z jednym brzęknięciem przychodzącego połączenia, cały mój dobry nastrój prysł. No, może nie chodziło o sam telefon, lecz o osobę, która próbowała się do mnie dodzwonić. Przez chwilę rozważałem przełączenie jej na pocztę głosową, ale... Mój ojciec był trochę jak Scott. Jeśli zbyt długo go ignorowałem, pojawiał się, by osobiście udzielić mi reprymendy. Z westchnieniem, które wzbudziło żywe zainteresowanie Scotta, odebrałem telefon i powiedziałem: – Cześć, tato. – No proszę, a więc święta rzeczywiście są porą cudów. Mój marnotrawny syn w końcu odebrał telefon. – Tak jak powiedziałeś, zbliżają się święta, więc postanowiłem, że będę wspaniałomyślny. Tata się zaśmiał, puszczając mimo uszu mój chłodny ton. Prawdopodobnie dlatego, że nie widział, jak przewracam przy tym oczami. – Co słychać, tato? – Właśnie mnie poinformowano, że nie potwierdziliście jeszcze obecności na moim przyjęciu. Mnóstwo ludzi dopytuje, czy Cinder i Ella zamierzają się pojawić. Straszne z was odludki. Uśmiechnąłem się pod nosem. Ella na pewno nie miałaby nic przeciwko przyjęciu, ale ja z największą przyjemnością rozczaruję ojca. Nie zamierzam brać udziału w jego wigilijnym party. Wiem, że chciałby zagarnąć trochę naszej popularności dla siebie. Niewątpliwie znalazłby

sposób, aby być w centrum uwagi. Pewnie zacząłby mi publicznie dogryzać i molestować moją dziewczynę. – Przepraszam, ale jesteśmy już umówieni na uroczystą kolację z rodziną Elli. – Co takiego? Naprawdę? Ale moje świąteczne przyjęcia to już tradycja! Przecież wiesz. – A ty wiesz, że odwołałem wszystkie zaplanowane spotkania do końca roku. Nie zamierzamy się pokazywać publicznie. To dotyczy także wielkich przyjęć, podczas których wszyscy chcieliby nam zadać setki pytań. Już o tym rozmawialiśmy. Ella odwołała nawet spotkanie z dalszą rodziną, która chciała przyjechać na święta, żeby ją poznać. A ja zrezygnowałem z wyjazdu do mamy. Potrzebujemy trochę czasu, żeby przywyknąć do nowej sytuacji. – Daj spokój. Rozumiem, że nie chcesz jechać do Wisconsin, ale moje przyjęcie? To tylko jeden wieczór. Naprawdę mnie wystawisz do wiatru? – Tak. Cierpliwie przeczekałem dramatyczne westchnienia ojca, podczas gdy Scott, zerknąwszy na zegarek, dał mi znać, że musi już uciekać. Skinąłem głową, a on zaczął pakować komputer. – Dobrze – powiedział ojciec – w takim razie spotkajmy się w Boże Narodzenie. Wpadnijcie na popołudniowy seans filmowy. – Tato, chodzi o to, żeby do końca roku trzymać się z dala od ludzi. Ella bardzo wiele przeszła i cała ta popularność trochę ją przerasta. – Naprawdę? – zapytał. Wydawał się szczerze zdziwiony. – Nie zauważyłem. – Nie widziałeś jej zachowania poza kamerami. – Właśnie o to mi chodzi, Brian. Widziałem ją tylko przez kilka minut, gdy zjawiła się na premierze. Przyjedźcie w święta. Będzie bardzo kameralnie. Obiecuję. Zarezerwowałem dla nas całe kino na wyłączność, a lista gości jest bardzo krótka. Mój ojciec i Ella mieli zupełnie różne wyobrażenia na temat pojęcia „kameralny”. – Tato, obiecaliśmy już rodzinie Elli, że pójdziemy na film razem z nimi. Ella bardzo chciała go obejrzeć wspólnie z przyrodnią siostrą. – No to ich też mogę zaprosić. Przywieź jej rodzinę. – Na samą myśl o dodatkowej publiczności, przed którą będzie mógł się popisywać, cały się rozpromienił. – Jestem pewien, że obejrzenie filmu na zamkniętym pokazie w towarzystwie jego twórców będzie dla nich niezwykłym przeżyciem. Ella ma szansę zapunktować. Rzeczywiście, można by tak pomyśleć. Ale biorąc pod uwagę to, jak bardzo ojciec Elli sprzeciwiał się jej związkowi ze znanym aktorem, mogło być zupełnie inaczej. Przerażała mnie wizja przedstawienia mojego taty rodzinie Elli, ale... przecież i tak planowali wybrać się w święta do kina. Byłoby miło zabrać ich na zamknięty pokaz. – W porządku. Zapytam, ale niczego nie obiecuję. Nie wiem, czy będą zainteresowani. – No proszę cię, oczywiście, że się zgodzą. Wpiszę was wszystkich na listę gości. Nie zawiedź mnie. Po filmie moglibyśmy się wymknąć na kolację. Tylko ty, Ella i ja. Zamówię jedzenie z dostawą. Westchnąłem. – Tato, sądzę, że jej rodzina... – Będziecie z nimi w Wigilię. Chyba się nie pogniewają, jeśli w Boże Narodzenie spędzicie kilka godzin ze mną. – Ale... – Proszę cię, Brian. Przecież to święta. Nasz pierwszy wspólny film – i to nie byle jaki – właśnie wchodzi na ekrany. Chciałbym to z tobą uczcić i przy okazji spędzić trochę czasu z dziewczyną, która najwyraźniej jest dla ciebie ważniejsza niż twoi rodzice. Tak, twoja matka

dzwoniła do mnie z pretensjami po tym, jak odwołałeś wyjazd do Wisconsin. Jakby to była m o j a wina. Jakbym stał na czele jakiegoś spisku, który ma na celu zepsucie jej świąt. Aż jęknąłem. Mama była kolejną osobą, której telefonów ostatnio nie odbierałem. Planowałem spędzić z nią tegoroczne święta, ale pojawienie się Elli na premierze zmusiło mnie do zmiany planów. Nie mogłem zostawić jej samej z całym tym medialnym zamieszaniem. Mama błagała mnie, żebym przywiózł ją ze sobą, ale się nie zgodziłem. Teraz, gdy Ella w końcu była moja, chciałem mieć ją tylko dla siebie. Mama stwierdziła, że to rozumie, ale słyszałem rozczarowanie w jej głosie. To, że potem zadzwoniła do ojca, oznaczało, że była n a p r a w d ę niezadowolona. – Synu, czy nie mógłbyś przynajmniej poudawać, że lubisz od czasu do czasu spędzić trochę czasu ze swoim staruszkiem? Chociaż ten jeden raz. No i doszliśmy do szantażu emocjonalnego. Cały ojciec. Niestety tym razem miał trochę racji. Byłem jego jedynym dzieckiem i rzeczywiście rzadko spędzałem z nim czas. Głównie dlatego, że często zachowywał się jak dupek. Mimo to wiedziałem, że mnie kocha. Albo przynajmniej byłem jego ulubionym trofeum i lubił się mną chwalić. Dla niego te dwie rzeczy oznaczały jedno i to samo. – No dobrze... Posłuchaj, zjawimy się na pokazie filmu w świąteczne popołudnie. I pomówię z Ellą o kolacji, ale niczego ci nie obiecuję. W porządku? Tata westchnął. – Chyba na więcej nie mam co liczyć. Będzie mi to musiało wystarczyć. Puszczając przytyk mimo uszu, ze sztuczną wesołością odparłem: – Świetnie. W takim razie czekam na szczegóły i widzimy się w Boże Narodzenie. Gdy tylko się rozłączyłem, pochyliłem się nad stołem i jęknąwszy, uderzyłem czołem w blat. Na widok mojej umęczonej miny Scott – już spakowany i gotowy do drogi – roześmiał się i powiedział: – Łączę się z tobą w bólu, szefie. Jako najmłodszy z rodzeństwa i jedyny chłopak w rodzinie... Mam sześć sióstr i wszystkie spędzą tu najbliższy tydzień. Są już szczęśliwymi mężatkami z gromadką dzieci, a ja od dwóch lat nie miałem nawet zwykłej dziewczyny. A jakby tego było mało, zaraz odbieram z lotniska dziadka, który uważa mnie za zakałę rodu, ponieważ w wieku dwudziestu sześciu lat nie zadbałem jeszcze o potomka i nie przekazałem mu nazwiska. Do tego dochodzi babcia, która zaraz po wyjściu z samolotu zaprezentuje mi gotową listę kandydatek na żonę. To będzie baaaardzo długi tydzień. Sześć starszych sióstr? To wiele wyjaśniało. Opowieść Scotta sprawiła, że moje problemy nie wydawały mi się już takie wielkie. Śmiejąc się, wstałem i odprowadziłem go do drzwi. – Powodzenia, stary. Daj mi znać, gdybyś potrzebował chwili wytchnienia. Bardzo chętnie wystąpię w roli nieznośnego pracodawcy, który przerywa ci rodzinną sielankę. Może się okazać, że będę potrzebował kogoś do uzupełnienia zapasów piwa i towarzyszenia mi w oglądaniu meczów. Otworzywszy drzwi, Scott posłał mi swój charakterystyczny harcerzykowaty uśmiech i rzekł: – Bardzo na to liczę, szefie. Wesołych świąt. – Wzajemnie. Mam nadzieję, że spodoba ci się prezent. – Jaki prezent? Dostałem już od ciebie świąteczną premię. Spojrzałem ponad jego ramieniem na dziesięcioletnią zdezelowaną toyotę zaparkowaną na podjeździe i uśmiechając się szeroko, powiedziałem: – Zobaczysz. 4