martaprask85

  • Dokumenty259
  • Odsłony541 681
  • Obserwuję607
  • Rozmiar dokumentów506.7 MB
  • Ilość pobrań389 755

Shelly Laurenston - Call of Crows 2 - The Undoing ( CAŁOŚĆ )

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :5.2 MB
Rozszerzenie:pdf

Shelly Laurenston - Call of Crows 2 - The Undoing ( CAŁOŚĆ ).pdf

martaprask85 EBooki
Użytkownik martaprask85 wgrał ten materiał 6 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 1,091 osób, 406 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 407 stron)

~ 1 ~

~ 2 ~ Prolog Naładował na jej ciało więcej ziemi. Teraz to poczuła. Czuł jak ziemia spada na jej twarz, jej ramiona i nogi. Próbował zatrzeć wszystkie ślady jej istnienia. Udawać, że nie istniała. Udawać, że nigdy nie istniała. Lubił tak. Wciągnęła powietrza i ziemia wpadła do jej nosa. Zaczęła panikować. Potem przypomniała sobie słowa. Słowa, które wypowiedziała do niej zawoalowana kobieta. Jej głos był silny, pewny siebie. Nazwała siebie Skuld i zaoferowała jej coś, czego nikt nigdy nie zaoferował wcześniej. - Będziesz moją zemstą. Będziesz moim gniewem. To jest w tobie i teraz.. teraz możesz to wypuścić. Uwolnij to. Upajaj się tym. Zanurz się w tym. Czy mogła? Wcześniej tylko raz pozwoliła uwolnić się swojej wściekłości… i teraz była w grobie. Jej mąż sypał na nią ziemię. Zakopywał ją. Zakopywał prawdę. Jej prawdę. Nie. Nie może mu na to pozwolić. Nigdy nie pozwoli mu przed tym uciec. Tylko raz powiedziała mu, żeby się odczepił i oto co zrobił. Zabił ją. Ale Skuld dawała jej więcej niż tylko drugą szansę. Wiedziała to, gdy gniew przepłynął przez nią niczym wino. Przez jej krwioobieg, do jej mięśni. Pulsowała życiem i nienawiścią. Tak. Dużą. Nienawiścią. Nie mogła się doczekać, by uwolnić ją do świata. Ale najpierw… on. Ziemia opadła ciężko, ale teraz był silniejsza. Już dłużej nie słaba rzecz, którą osłabiał dziwacznymi dietami i ograniczeniami, kiedy mogła jeść. Siła uderzyła w jej ciało i

~ 3 ~ wykorzystała tę siłę, żeby przebić się pięściami przez ziemię, którą na nią ładował. Kiedy się posuwała, przebijając się do góry, usłyszała głosy. Już nie był sam. Zostały wydane rozkazy. - Rzuć łopatę! Ręce nad głowę! Natychmiast! Policja. Nie dbała o to. Jej ręce przebiły się przez ziemię i poświęciła chwilę, żeby wyprostować palce zanim znowu przycisnęła je do ziemi i zaczęła wyciągać resztę swego ciała. Kiedy odsunęła ziemię, jeden z policjantów, z wyciągniętą przed siebie bronią, pochylił się i obserwował rozszerzonymi oczami. Zszokowany nie powiedział słowa, nawet wtedy gdy wyskoczyła ze swojego grobu i rzuciła się na plecy męża, zawijając ramiona wokół jego torsu, nogi wokół jego pasa. Otworzywszy szeroko usta, wgryzła się w bok jego szyi, rozrywając ciało i mięśnie, by dostać się do żyły pod nimi. Krzyczał, kręcił się wokoło, ręce sięgały do tyłu, desperacko próbując ściągnąć ją z siebie. Ale ona nie puszczała. Dopiero, gdy będzie martwy. Chciała jego śmierci. - Zdejmijcie ją ze mnie! – błagał policjantów. – Dobry Boże! Zdejmijcie ją! Któryś z policjantów zaczął się śmiać, dopóki nie zobaczyli jak po ramieniu i torsie jej męża płynie krew. Sięgnęło po nią więcej rąk, próbując ją oderwać. Ale nic nie mogli zrobić. Była zbyt silna. Przynajmniej dopóki policjanci nie zostali odepchnięci przez jednego mężczyznę i duże dłonie chwyciły ją w talii, odrywając ją. - Jezu! – krzyknął ktoś, gdy dobry kawał szyi jej męża oderwał się razem z nią. Wypluła to, razem z krwią i śliną, warcząc niczym dzikie zwierzę, gdy walczyła, żeby znowu się do niego dobrać. Żeby go wykończyć. Jej mąż upadł na ziemię, z ręką przy ranie, z oczami utkwionymi w nią. Oboje wiedzieli, że ją zabił… a mimo to żyła. Na przekór niemu żyła. - Zabiję cię za to, co zrobiłeś! – krzyczała. – Zabiję cię! Zabiję cię! Zabiję cię!

~ 4 ~ W kółko wykrzykiwała ostatnie zdanie. Nie mogła się powstrzymać. Duże ręce wokół jej talii szybko ją wyniosły, wokół domu i do czarnego SUV-a. Przeniósł ją pod jedno ramię i użył wolnej ręki, żeby otworzyć tylne drzwi. Wsadził ją do środka, kładąc rękę na jej torsie, żeby przyszpilić ją do siedzenia. Potem odezwał się do niej. Nie po angielsku, ale w języku, który brzmiał trochę znajomo. Raz za razem powtarzał tę samą rzecz. Wciąż go nie rozumiała, ale głos i dźwięk słów przepływał przez nią, dopóki nie zniknęła wściekłość. Kiedy w końcu się uspokoiła, wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę, przypatrując się jej. A ona przyglądała się jemu. Blond włosy. Niebieskie oczy. Duży. Nordycki. Obejrzał się na pozostałych policjantów idących w ich stronę. - Tylko bądź spokojna – rozkazał jej. – Zawiozę cię tam, gdzie musisz pójść, ale musisz się uspokoić. Wyprostował się, puszczając ją, przypatrując się jej chwilę dłużej, aż w końcu potrząsnął dużą głową. - Cholernie nie lubię zajmować się nowymi Wronami – poskarżył się. – Nienawidzę tego. Tłumaczenie: panda68

~ 5 ~ Rozdział 1 Kiedy znowu dotknął jej kolana, Jace Berisha zacisnęła zęby i zmusiła się do uśmiechu. Trzymaj się, powiedziała do siebie. Potrafisz to zrobić. Chociaż tak naprawdę nie chciała tego robić. Nie chciała być w tym tymczasowo zamkniętym klubie w Santa Monica targując się o pobłogosławione bibeloty. Chciała wrócić do Domu Ptaków, do czytania… czegoś. Czegokolwiek. Ale, niestety, była jedyną pośród Wron Klanu z Los Angeles, która potrafiła mówić po rosyjsku, tak samo jak całym mnóstwem innych słowiańskich i romańskich języków i takimi, które nie były żadnymi z nich. Umiejętność, która kiedyś służyła bardzo różnym celom. Ale to był jej klucz. Klucz do wydostania się z jej Pierwszego Życia i – na szczęście – do Drugiego. Co prawda musiała umrzeć, żeby to się stało. Z rąk jej byłego męża drania. Ale to była cena, którą zapłaciła, żeby tu być. Więc chociaż praca pod przykrywką tak naprawdę nie była jej mocną stroną, robiła to dla kobiet, które nazywała siostrami, i dla bogini, która tak dużo jej dała. Ponieważ wybrała. Coś, co mówiono jej, żeby nigdy nie robić. Musiała tylko znaleźć sposób, żeby utrzymać swój niesławny temperament pod kontrolą. Ponieważ nie była po prostu Wroną. Była Wroną o nadludzkiej sile. Wroną, której wściekłość używano podczas walki do przerażania i niszczenia, niekoniecznie w tej kolejności. Jace pragnęła widzieć swoją rolę Wrony o nadludzkiej sile, jako swego rodzaju klątwę, ale nie mogła. Cieszyła się swoją wściekłością w ten sam sposób, w jaki ludzie cieszyli się dziećmi czy wspaniałymi nowymi sportowymi samochodami. Jednak, gdyby… gdyby tylko miała nad nią więcej kontroli. Miała trochę, ale kiedy jej wściekłość naprawdę wybuchała, nie było możliwości powstrzymania się, dopóki nie wylała jej na tego kogoś, kto ją odpalił. Skłonność, która działała dobrze w ogniu walki, ale już nie tak bardzo, kiedy Wrony próbowały czegoś trochę innego niż ich zwykły wpaść, zabić wszystkich, wypaść scenariusz działania.

~ 6 ~ Dzisiaj wieczorem Wrony próbowały negocjować, umiejętność znana większości nich tylko ze śródmiejskiej dzielnicy jubilerów LA. Zazwyczaj, kiedy Wrony były wzywane, to tylko wtedy, by mogły zwrócić bogom to, co zostało im skradzione, i zabić każdego, kto miał coś wspólnego z kradzieżą. I jeśli została rozlana krew niewinnych… powiedzmy, że to było coś, co Wrony robiły przez lata, by się zemścić, a co stało się legendarne. Jednak tym razem, wiedziały na pewno, że ci, którzy obecnie mają wysadzaną kamieniami bransoletkę należącą do jednej z Norn1 , absolutnie nie mają pojęcia, co posiadają. Nie używali jej. Nie rozlali przez nią krwi. Byli po prostu właścicielami klubu, którzy próbowali sprzedać śliczną bransoletkę najwyższemu oferentowi. Więc zdecydowano, że zabicie tych mężczyzn byłoby niepotrzebne. Oczywiście, żaden z dżentelmenów, z którymi miały do czynienia, nie byli tacy niewinni, ale nie byli również czystym złem. Przynajmniej tak wierzyła ich przywódczyni Chloe. Jednak Jace wiedziała lepiej. Zanim lata temu została zabrana przez matkę, Jace dorastała wśród takich mężczyzn. Ale nie mogła teraz o tym myśleć. Gdyby to zrobiła… - Więc – spróbowała znowu Tessa, bardzo się starając zignorować mężczyznę obok niej, który wąchał jej szyję – ile za bransoletkę? - Jest droga – odparł duży Rosjanin łamaną angielszczyzną. Nazywał się Vadim Ekimov i był właścicielem doków w San Pedro. Odrobina poszukiwań, jakie zrobiły na temat Vadima zanim się tu zjawiły, pokazały, że był średniego poziomu gangsterem, ale ani lepszym ani gorszym niż pozostali. Z pewnością nie zarobił jeszcze na atak Wron, po którym on, czy jego ludzie, zdołaliby dojść do siebie. Ponieważ gdyby Wrony zaczęły uganiać się za każdą poślednią szumowiną, która mieszkała w Los Angeles… Taa, no cóż. To był po prostu zły pomysł. - Nie możemy tak po prostu jej oddać, moja śliczna. Wiedza, że ci idioci nie mają pojęcia, o co się targują, zaczynało działać na Jace. Mężczyzna siedzący w boksie pomiędzy nią i Tessą, którego ręka stale przesuwała się po udzie Jace, działał na nią jeszcze bardziej. 1 Norny – w mitologii nordyckiej trzy boginie przeznaczenia, przędące nić ludzkiego życia, odpowiedniczki greckich Mojr.

~ 7 ~ - Mamy pieniądze – zapewniła Tessa. – A ona jest taka cudowna, Vadim. Muszę ją mieć. Ręka na udzie Jace podsunęła się trochę wyżej i sekundy dzieliły ją od połamania palców mężczyzny. - A co Vadim dostanie za tę śliczną bransoletkę? – zapytał, pochylając się nad okrągłym stolikiem, z oczami na Tessie. - Moją pięść w twoim tyłku, jeśli nie podasz nam tej cholernej ceny. Wszyscy mężczyźni spojrzeli na Jace. I wtedy uświadomiła sobie, że nie tylko powiedziała to głośno… powiedziała to w doskonałym rosyjskim dialekcie ludzi z południa Rosji. Już bardziej nie mogła zdradzić się ze swoim sekretem, nawet gdyby obwieściła to na bilbordzie na autostradzie I-10. - Achhh, donosicielka, Vadim – zażartował jeden z mężczyzn, nadal nie biorąc żadnej z kobiet na poważnie. – Wprowadzili ślicznego, małego szpiega. Tessa odchyliła się do tyłu na swoim siedzeniu. - Co się dzieje? – Tessa, Afroamerykanka urodzona i wychowana w San Diego, znała hiszpański i trochę koreańskiego ze swoich czasów studiowania pielęgniarstwa w szpitalu w Koreatown, ale to wszystko. Teraz nie miała pojęcia, co zostało powiedziane. Zdając sobie sprawę, że zniweczyła jakąkolwiek szansę na bycie subtelną, Jace odpowiedziała prosto z mostu. - Po prostu daj nam bransoletkę, Vadim. Zapłacimy ci. Dobrze. - I jak nam zapłacisz, mała dziewczynko? – Vadim nagle złapał jej brodę i przytrzymał ją. Tessa niemal wyskoczyła ze swojego miejsca, kiedy jeden z mężczyzn przycisnął broń do boku jej głowy. W milczeniu usiadła, ale jej twarz mówiła wszystko, co było potrzebne. Przynajmniej dla Jace. Ci mężczyźni właśnie stracili swoją jedyną szansę, żeby nie skończyć, jako pokarm dla ptaków, jak nazywały to inne klany. - Nie lubię być dotykana, Vadimie Ekimov – ostrzegła Jace. – Więc zabieraj ode mnie tę rękę.

~ 8 ~ - Albo co, mała dziewczynko? Co ty i twoja brązowa przyjaciółka mi zrobicie? - Pytaniem jest – odezwał się głos z ciemnego kąta zamkniętego klubu – nie to, co ona zrobi. – Ostrze nasunęło się na szyję Vadima i przycisnęło do jego żyły. – Ale co zrobi reszta nas? Vadim natychmiast puścił twarz Jace i uniósł ręce. Jace otarła miejsce, gdzie ją dotknął. Nie dlatego, że szczególnie miała z nim problem, tylko… po prostu, nie lubiła być dotykana. Wyłoniły się z ciemności, wchodząc w te nieliczne światła, które wciąż działały w przeważnie opuszczonym klubie. Grupa uderzeniowa Jace. Dziewczyny, z którymi walczyła, dla których żyła, dla których umrze, jeśli stanie się to konieczne. Jej siostry. Wszystkie Wrony były jej siostrami, ale te kobiety… znaczyły dla niej wszystko. Zawsze będą. Uwielbiała je w sposób, w jaki nigdy nie powiedziała, ale czuła głęboko w swoich kościach. W swojej krwi. W duszy, która teraz należała do Skuld, dopóki nie nadejdzie Ragnarok2 . Ponieważ wybrała. Wybór, który z radością podjęłaby jeszcze raz. Kera Watson, ostatnia, która dołączyła do ich drużyny, ale najbardziej naturalnie opiekuńcza ze wszystkich Wron, sięgnęła przez oparcie boksu, wsunęła ręce pod pachy Jace i podniosła ją, zabierając ją z dala od Vadima i jego niepotrafiących utrzymać rąk przyjaciół. - Wszystko w porządku? – zapytała Kera, szybko puszczając Jace. Kera była byłą Marine i znała ludzi. Rozumiała ich w sposób, w jaki reszta Wron tak naprawdę nie starała się zrozumieć. Jedną z pierwszych rzeczy, jaką nauczyła się o swojej drużynie, były ich osobiste słabości. Wiedziała, że Jace nie lubiła być dotykana i wiedziała, że nie lubiła siedzieć blisko innych ludzi. Więc Kera upewniła się, żeby zabrać swoją przyjaciółkę z tej sytuacji tak szybko jak mogła. Taka była Kera. Spójnik grupy na pełen etat. Jace kiwnęła w podziękowaniu zanim ponownie zwróciła się do Vadima. - Daj nam bransoletkę – powiedziała po angielsku, żeby wszyscy mogli ją zrozumieć. – To wszystko może się skończyć, jeśli wręczysz nam bransoletkę. 2 Ragnarok – w wyobrażeniach mitologicznych ma on być wielką walką pomiędzy bogami a olbrzymami, inaczej zmierzch bogów.

~ 9 ~ Vadim obrócił się lekko, żeby spojrzeć na nią, przebiegłe oczy zmierzyły ją i pozostałe. - Dlaczego ta bransoletka jest dla ciebie taka ważna? Dlaczego ją potrzebujesz? Jace potrząsnęła głową. - Nie targuj się, Vadim. Już nie. Straciłeś to prawo, kiedy wyciągnąłeś na nas broń. Po prostu daj nam bransoletkę. - Dobra. Chcemy za nią milion. Euro. Jace odetchnęła. Mężczyźni. Zawsze tacy trudni. Wrony roześmiały się na to, czego Rosjanie wyraźnie nie docenili. Ale Vadim był śmieszny. - Nie – powiedziała w końcu Tessa. – Możemy ci dać pięćdziesiąt kawałków. W amerykańskich dolarach. I będziesz z tego cholernie zadowolony. - Pięćdziesiąt kawałków? - Pięćdziesiąt kawałków – powtórzyła. – I wszystkie odejdziemy. Czy to nie miłe? Wszyscy wyjdą z tego bez szwanku. Ponieważ uwierz mi – przyrzekła Tessa z uśmiechem – zostaniesz uszkodzony, jeśli tego nie odpuścisz. - Mam lepszy pomysł… – zaczął, ale Jace westchnęła głośno i Vadim znowu na nią spojrzał. – Jakiś problem? Jace przytaknęła. Nie chciała już rozmawiać. Była zmęczona gadaniem. - Widzisz – zaczęła za nią wyjaśniać Erin – prawdopodobnie zamierzałeś powiedzieć coś seksualnego i odrażającego, a wtedy ona naprawdę się wkurzy i nie spodoba ci się to. Nam tak – dodała. – Ale nie tobie. Więc oddaj nam tę pieprzoną bransoletkę. Vadim spojrzał na swoich mężczyzn i, w końcu, zgodził się. - Damy wam bransoletkę. Jeśli macie przy sobie pieniądze. - Mamy pieniądze – zapewniła Alessandra Esparza, rzucając walizkę na stół i otwierając ją. Jeden z mężczyzn szybko przejrzał pliki banknotów zanim kiwnął do Vadima. - Idziemy. – Wstał i Erin odsunęła sztylet, który miała przy jego szyi. Standardowa broń Wrony dana każdej z nich niemal od ich pierwszego dnia. Zrobiony z najlepszej

~ 10 ~ stali, to było cienkie ostrze, które bez większego wysiłku mogło przeciąć zarówno główne arterie jak i twardą kość. Wrony były uczone walczyć z jednym w każdej ręce, ale jeśli straciły jeden podczas walki to nie był żaden problem. Miały również pazury, które równie łatwo mogły rozerwać ciało i kości. Dlaczego miały obie te rzeczy, Jace nie wiedziała, ale nie miała nic przeciwko. Czasami nie była w nastroju, żeby mieć krew pod paznokciami. Razem, niczym jedna duża grupa, mężczyźni z ich bronią, kobiety z ich sztyletami, wszyscy ruszyli na tyły klubu i w dół długimi schodami do piwnicy. Tu na dole był cały alkohol. Przechodzili między skrzynkami, dopóki nie doszli do biura, gdzie, używając klucza, Vadim odkluczył drzwi i je otworzył. I tu właśnie ich znaleźli. Drzwi do sejfu o wielkości garderoby były wysadzone. Przy nich stało nieruchomo sześciu mężczyzn, wpatrując się we Wrony tak jak Wrony wpatrywały się w nich. To byli Obrońcy, potężny Klan stworzony przez boga Tyra po tym jak Wrony i Kruki Odyna zgładzili zbyt wiele wiosek jak na moralny gust Tyra. Tyr dał swoim ludzkim wojownikom potężne poczucie sprawiedliwości i żaden wróg nie przeżyje! zmysł walki. Zaledwie kilku Obrońców, z ich sowimi skrzydłami, mogło po cichu zrobić nalot i wybić całe bataliony Wron i Kruków. Z początku, nie mieli innego celu, ale to się zmieniło, kiedy inne Klany zaczęły sobie uświadamiać, że Kruki i Wrony potrzebne są do utrzymania na dystans Ragnaroku. W tamtym czasie, łatwo było zaakceptować Kruki, jako jednych z Oficjalnej Dziewiątki. Wybrani przez samego Odyna, byli najlepszymi ze wszystkich Wikingów. Tymczasem Wrony… Były niewolnicami przywiezionymi do skandynawskich brzegów i zmienionymi w mściwe wojowniczki z czarnymi skrzydłami i mrocznymi duszami przez samą Skuld Przeznaczenie. Zabierała te kobiety, gdy wydawały ostatnie tchnienie, dając im szansę na drugie życie i w końcu na ujście ich gniewu po tym jak zostały wyrwane ze swoich domów i ściągnięte do obcego kraju. Przez wieki, nie uznawano ich jako części Oficjalnej Dziewiątki, ponieważ wszyscy zakładali, że kiedy najazdy i niewolnictwo zniknie, znikną również Wrony. Ale tak się nie stało. Wrony były teraz silne – jeśli nie silniejsze – niż były w tamtych czasach. Skuld wciąż wybierała spośród umierających i, podobnie jak ich mniejsze, ale równie mądre ptasie imienniczki, Wrony istniały na całym świecie. Niektóre grypki były mniejsze niż inne. Niektóre w nieskończenie większym niebezpieczeństwie niż pozostałe.

~ 11 ~ Ale wszystkie wciąż pracowały razem nad obroną świata przed samym sobą. To nie była łatwa praca, ale taka, którą kochały. Jednak wciąż były ludźmi. Żadna z Wron nie była nieśmiertelna. Były szybsze, silniejsze i bardziej potężne niż były w swoich pierwszych życiach, ale wciąż mogły umrzeć od strzału dobrze wymierzonej kuli czy noża w arterię. Przynajmniej teraz miały obiecane miejsce przy stołach Odyna albo Frei w Asgradzie3 . Będą walczyły razem z innymi wojownikami, kiedy przyjdzie Ragnarok. To było więcej niż większość ludzi oczekiwało w swoich życiach po śmierci. Mimo to… nawet jeśli Wrony i Obrońcy nie byli już zagorzałymi wrogami jak dawniej, natychmiast próbującymi zabić siebie nawzajem bez pytania czy konsekwencji – Wrony i Obrońcy tak naprawdę również sobie nie ufali. W ogóle. - Co, do cholery, wy tutaj robicie? – Tessa zażądała odpowiedzi od mężczyzn. - No cóż, jeśli musicie wiedzieć… – zaczął jeden z Obrońców, ale Rosjanin warknął z wściekłości. - Zdradzieckie suki – rzucił Vadim. - Czekaj – powiedziała szybko do niego Jace, przechodząc na rosyjski w nadziei na utrzymanie spokoju Vadima. – Nie mamy z tym nic wspólnego. Nadal mamy umowę. - Pieprzyć ciebie i twoją umowę – warknął zanim szarpnął się do tyłu, wpadając na Erin, która stała za nim z wyciągniętym sztyletem. Erin uderzyła o drzwi, chwilowo oszołomiona przez dużego mężczyznę, który w nią uderzył. Sięgnął po broń ukrytą pod marynarką i Jace zrobiła szalony skok, naciskając dłoń i broń w stronę ziemi. Wtedy też poczuła jak palce wolnej ręki Vadima wbijają się w tył jej głowy i zanim mogła go powstrzymać, trzasnął jej twarzą o ścianę. Danski Ski Eriksen skrzywił się, gdy zobaczył jak Jacinda Berisha uderza o ścianę. Obserwował jak pozostałe Wrony milkną, ich ręce opadają po bokach, miny na ich twarzach wyrażały bezradność. 3 Asgard – Siedziba Asów położona na sklepieniu niebios na wschodzie; jedna z Dziewięciu Krain, raj wojowników i miejsce, gdzie przebywali bogowie.

~ 12 ~ - Dlaczego? – zapytała liderka grupy uderzeniowej Wron. – Dlaczego to zrobiłeś? - Co? – zapytał duży Rosjanin, uśmiechając się kpiąco. – Była twoją ulubienicą? Zmieniacie się liżąc nawzajem swoje cipy? - Och, to nie skończy się dobrze – mruknął zza Ski Gundo. Potem westchnął. – Co za idiota. - Bierzcie książki – rozkazał swojej grupie Marbjörn Ingolfsson, przeważnie nazywany Niedźwiedziem/ Bear. – Ona – i wszyscy wiedzieli, kogo miał na myśli – spali to miejsce! Zanim mogli podążyć za rozkazami Beara, wszyscy usłyszeli to warknięcie. Słyszeli je już wcześniej. W bitwach czy podczas szczególnie paskudnych Rajdów, i raz na przyjęciu, kiedy pijana Walkiria chciała uderzyć przywódczynię Wron, a zamiast tego uderzyła Jace Berisha. To był dźwięk, którego wszyscy nauczyli się bać przez ostatnie kilka lat. I Bear miał rację. Spali budynek do cna i wszystkich w nim. Rosjanin cofnął się, jego oczy zwęziły się, gdy Jace powoli obróciła się do nich. Krew płynęła z otwartej rany na jej czole, a jej nos wydawał się być trochę… zgnieciony. Ale chodziło o jej oczy. Zmieniły się z ładnego niebieskiego w ciemnokrwistą czerwień. Z palców wystrzeliły pazury, zagięte na końcach, a z pleców wysunęły się skrzydła. Ludzie wycofali się, kilku zaczęło uciekać. - Czym, kurwa, jesteś? – wrzasnął duży Rosjanin. Nigdy nie otrzymywali odpowiedzi od Jace. Nie wtedy, gdy była taka. Mogła mówić, ale nigdy nie odpowiadała na pytania. W tej chwili była uwięziona w jakimś wypełnionym wściekłością wirze rzucającym nią w ścianę, która wybuchnie. Jace skupiła się na Rosjaninie, chwyciła go obiema rękami za dopasowaną marynarkę i przyciągnęła bliżej. Zaczęła mówić do niego, ale w czymś, co Ski zgadywał, że było rosyjskim. Ale nawet jeśli naprawdę nie mógł zrozumieć, co Jace mówi, Ski wiedział, że to nie było nic dobrego. Słowa wyrywane z głębi jej gardła sprawiły, że twarz jej ofiary zbladła, oczy rozszerzyły się w rozpaczliwym strachu.

~ 13 ~ Próbował oderwać się od niej, ale nie puszczała. Zamiast tego przytrzymała mocniej i podniosła nogi aż owinęła je wokół jego pasa. I wciąż wyrzucała z siebie te rosyjskie słowa, jej głos stawał się coraz głośniejszy, coraz bardziej szorstki i surowy. Jej twarz była teraz czerwona z wściekłości, jej mięśnie nabrzmiałe, żyły na szyi i ramionach drgały i pulsowały. Wtedy się zaczęło. Krzyk. To paskudne krzyczenie. Jace puściła marynarkę Rosjanina i machnęła pazurami po jego twarzy, zagłębiając je w ciele i przytrzymując mocno. Potem, wciąż krzycząc, chwyciła jego nos zębami i… odgryzła. - Jezu Chryste! – ryknął Borgsten, zapominając o swoich własnych bogach, gdy wszyscy obserwowali jak wypluwa nos Rosjanina, żeby mogła dobrać się do żył na jego szyi… podczas gdy wciąż krzyczała. Wtedy to, nowa dziewczyna Kera – która prawdopodobnie wciąż dobrze nie wiedziała – spróbowała odciągnąć Jace od jej ofiary. Jace trzymająca się twarzy Rosjanina swoimi pazurami, rąbnęła przyjaciółkę łokciem, która desperacko próbowała zmusić ją, żeby puściła. W końcu dołączyła ta, którą bracia Ski nazwali złośliwym rudzielcem – Erin Amsel. Razem były w stanie odciągnąć Jace, a potem Kera trzymała uścisk na wściekliźnie, podczas gdy Jace dyszała niczym dzikie zwierzę, wydmuchując wypełniony krwią oddech przez zaciśnięte zęby. Skuld zmieniła tę cichą, śliczną kobietę z długimi, kręconymi, brązowymi włosami, z parą niebieskich oczu i mocno zarysowanymi policzkami, w prawdziwego szaleńca. Nigdy nie było żadnego w rodzie Ski, ale słyszał opowieści o nich na rodzinnych spotkaniach. Zwłaszcza, kiedy podróżowali do Islandii, żeby zobaczyć się z rodziną matki, czy do Szwecji, żeby zobaczyć ojca. Ski zastanawiał się jak to było. Nie mieć absolutnie żadnej kontroli. Pozwolić twojej wściekłości rządzić twoimi impulsami. Zaciekawiony, Ski patrzył cierpliwie jak Tessa przygląda się Rosjaninowi. Większość nosa mężczyzny zniknęła i jego twarz była rozorana pazurami Jace. Ale żył. Krzyczał i przeklinał. Zarówno po rosyjsku jak i po angielsku. Po kilku sekundach, Tessa podniosła wzrok i zobaczyła, że wszyscy Rosjanie skierowali swoją broń na ich grupę. Jeden miał wycelowany pistolet dokładnie w jej

~ 14 ~ czoło. Kiedy Tessa wpatrywała się w oczy mężczyzny, powoli rozwinęła swoje skrzydła. Wysunęły się z jej pleców duże, czarne i lśniące, rozciągając się na prawie półtora metra. Zszokowany, mężczyzna cofnął się, popatrując na innych. Upewniając się, że nie oszaleli. Nie rozumieli. Nigdy nie zrozumieją. - A więc – odezwała się miękko Tessa do mężczyzn. – Co teraz zrobicie? Wtedy zaczęła się strzelanina. Bear natychmiast zanurkował całym ciałem w stronę skrzyń, które wyciągnęli, jednocześnie krzycząc. - Chronić książki! Ski roześmiał się, kilka kul przeleciało ze świstem obok niego i pozostałych, ale Rosjanie nie celowali w niego ani jego braci. Czy cholerne książki. Strzały z pół- i nie-tak-półautomatycznej broni trwały dobre dwie minuty zanim mężczyźni przestali, dym wciąż unosił się z luf. Rozejrzeli się po pomieszczeniu, dopóki ich oczy nie osiadły na Ski. Uśmiechnął się, machnął, na coś wskazał i powiedział. - Za wami. Wszyscy się okręcili, zszokowani znajdując Wrony za nimi, niezranione i pozornie obojętne. Potem, uśmiechając się, Kera Watson opuściła wciąż plującą krwią Jace na ziemię. Wylądowała w kucki, z głową w dół, ale jej oczy się uniosły, żeby mogła widzieć swoją ofiarę. I, z krzykiem, który mógł rywalizować z każdym dawnym Wikingów, pobiegła do nich. Kilku oddało strzały, ale uniknęła kul – nie dzięki umiejętności, ale z czystego bazującego na adrenalinie instynktu zwierzęcego – i zamachnęła się na pierwszego mężczyznę, na jakiego wpadła, przewracając go na ziemię i rozrywając pazurami od podbrzusza do przepony, by wyszarpnąć serce. Z przerażeniem, kilku mężczyzn zagapiło się na nią, kilku po prostu upuściło broń i w desperackiej próbie próbowali uciec. Ale Annalisa Dinapoli była na miejscu, by jednym ruchem dłoni zatrzasnąć otwarte drzwi. - Zabić ich wszystkich – rozkazała spokojnie Tessa.

~ 15 ~ Bear poklepał ramię Ski. - Książki – przypomniał Ski. Duży mężczyzna był teraz spokojniejszy. Prawdopodobnie również trochę zażenowany. Ale obiecali Ormiemu, przywódcy Obrońców Południowej Kalifornii, że odzyskają księgi i przyniosą z powrotem do biblioteki. Jak ci mężczyźni położyli swoje łapy na tak ważnych artefaktach, Ski nie wiedział. I nie dbał o to. Ormi próbował z nimi negocjować, ale Rosjanie sobie pogrywali i, w przeciwieństwie do Wron, Ormi nie miał cierpliwości na tego typu rzeczy. Więc wysłał Beara i jego grupę, żeby odzyskali książki, rozkazując Ski iść razem z nimi. Ski był jego zastępcą. Ormi raportował bezpośrednio do ich boga, samego Tyra. Ski raportował do Ormiego, a wszyscy inni meldowali do Ski. Przyszedł, żeby upewnić się, że książki są bezpieczne, ale Bear był bardziej nerwowy odnośnie tych książek i ich ochrony niż Ski mógł sobie wyobrazić. Ormi, wiedząc również o złotym naszyjniku, który posiadali Rosjanie, martwił się, że coś takiego może się wydarzyć. Że przyjdą Wrony i w wyniku rzezi książki zostaną stracone na zawsze. Więc Ormi próbował odzyskać książki zanim Wrony przyjdą po bransoletę. Po złotą bransoletę wypełnioną tak wielką magią, że mogła zniszczyć pół kontynentu. Jeśli ktoś wiedział, on lub ona, co robić, oczywiście. Na szczęście, Rosjanie nic nie wiedzieli o tym, co trzymają, ale wśród tych, którzy wiedzieli, już rozeszła się nowina. Wrony nie miały wyboru jak zabezpieczyć tę głupią rzecz. Ski nigdy nie rozumiał, dlaczego bogowie upierali się przy nasycaniu broni czy biżuterii magicznymi mocami, a potem tracili rzeczone przedmioty. Szczerze mówiąc, ile razy Thor gubił ten idiotyczny młot? Ile razy ginął ten śmieszny naszyjnik Frei4 ? Albo kradziono pieprzone jabłka Idun5 ? A potem jeden z klanów musiał iść i odzyskać te zaginione przedmioty od ludzi, którzy je mieli… tylko po to, żeby za kilka miesięcy czy lat te cholerne rzeczy znowu zostały stracone czy ukradzione. Czy bogowie robili to celowo? Nie zdziwiłby się, gdyby tak było. Najwyraźniej nieśmiertelność potrafiła być nudna. 4 Freja – bogini urodzaju, płodności oraz miłości cielesnej i zmysłowej 5 Idun – w mitologii skandynawskiej bogini wiosny. Uosabiała pory roku pomiędzy marcem a wrześniem. Opiekowała się koszem ze złotymi jabłkami, który zawsze był pełny.

~ 16 ~ Ski odsunął się na bok, kiedy poleciało ramię. Ramię. Dlaczego w ogóle ramię zostało oddzielone od ciała? Dlaczego to było konieczne? Co prawda trzymała broń, ale to wciąż wydawało się być niepotrzebne. Ale też, Wrony były znane z nadmiernego działania w wielu sprawach. Na szczęście, Kruki Odyna nie były tu obecne. Głupie woły bez poczucia powściągliwości, już dawno zabiłyby Rosjan i rozwaliły cały klub, dopóki nie dostaliby tego, co chcieli. Ale Wrony… przynajmniej próbowały utrzymać sprawy bardziej powściągliwie. To nie była ich wina, że Rosjanie nie słuchali swoich instynktów. Te instynkty musiały im coś mówić. A mówiąc o nich… duży Rosjanin starał się jak najprędzej odczołgać do swoich ludzi leżących wokół niego. Ale Jace nie zapomniała o nim. Nigdy. Złapała go za kostkę i przyciągnęła z powrotem, przewracając go i ignorując to, co teraz brzmiało jak błaganie po rosyjsku. Okraczyła biodra mężczyzny. Zanim mógł zobaczyć więcej, Ski odwrócił się. Już widział, co Jace Berisha potrafiła zrobić, kiedy włączało się jej szaleństwo; nie musiał znowu tego oglądać. Jednak sekundy przed tym zanim zrobił krok, by pomóc innym z książkami, jego ciało szarpnęło się do przodu i poczuł palący ból w swoim lewym ramieniu. Gundo i Borgsten – dwóch jego barci, których również nazywał przyjaciółmi – pochylili się, żeby zbadać teren. Krew lała się z rany i trzej mężczyźni obrócili się i spojrzeli na tego, który go postrzelił. Mężczyzna wydał cichy dławiący dźwięk i przechylili swoje głowy na bok w sposób, w jaki potrafiła sowa, próbując lepiej wyłapać ten dźwięk, ale ich ruch wydawał się jeszcze bardziej przerazić mężczyznę, więc krzyknął do swoich kolegów Rosjan. Kilku podbiegło z uniesioną bronią. Gundo obrócił głowę aż jego nos był na równi z kręgosłupem i zawołał do przywódcy grupy. - Bear? - Taa, taa – odparł Bear, tylko w połowie zainteresowany, ponieważ on i reszta grupy ostrożnie pakowała książki do drewnianych skrzyń i zaczynali nosić je do tylnego wyjścia. – Ale pospieszcie się. Kiedy głowa Gundo przekręciła się z powrotem, mężczyzna i jego towarzysze krzyknęli w panice i zaczęli strzelać…

~ 17 ~ Rosjanin przestał się ruszać. Uderzyła go jeszcze kilka razy. Musiała być pewna, że nie żyje. Potrzebowała go martwego. Nie wykonałaby swojej pracy, gdyby nie był martwy. Nie ruszał się, więc usiadła prosto. Wciąż okraczała jego pas, ale jego oddech zatrzymał się. Dobrze. Dobrze. Tak. Dobrze. Wyczuła kogoś za sobą i szarpnęła się w bok. Obok przeleciały kule. Przemknęło więcej kul i przetoczyła się na drugą stronę… Spojrzała przez ramię, żeby mogła zlokalizować tego, który próbował ją zabić, krew martwego Rosjanina wciąż kapała z jej brody. Nie mogła uwierzyć, że ktoś do niej strzela. Do niej! Wylało się z niej więcej wściekłości i wstała. Opuściwszy ręce, ponownie wysunęła swoje ociekające krwią pazury, z wielką satysfakcją przyglądając się absolutnemu strachowi w oczach mężczyzny. Nic nie dawało jej większej radości niż ujrzenie strachu w oczach jej wroga. Kochała to. Kochała to tak bardzo, że… Jej oczy zwęziły się, jej wściekłość wzrosła, gdy patrzyła jak mężczyzna z drugiego klanu po cichu podchodzi od tył do jej ofiary. Jego ręce wysunęły się i złapały mężczyznę za szyję w taki sam sposób, w jaki sowa łapie swoją ofiarę w swoje potężne pazury. Przekręciwszy dłonie szyja trzasnęła, kości złamały się niczym krucha podpałka. Obrońca sprawił, że wyglądało to na łatwe, ale te tępe palce były tak silne jak każda ostra broń. Jak każdy tłuczek czy młot. Co ten mężczyzna sobie myśli? To była jej ofiara. Jej i tylko jej! A ten… mężczyzna myślał, że ot tak może jej ją zabrać? Z nadal wysuniętymi pazurami, ruszyła na mężczyznę. Nawet jeśli słyszała głosy swoich sióstr Wron proszących, żeby przestała, krzyczących, Nie, Jace! Nie!, nadal atakowała. Za niego. Za zemstę.

~ 18 ~ Wpadła na niego niczym linebacker6 , przez co zdołała przewrócić Ski. Nie mógł uwierzyć w siłę ukrytą za tym uderzeniem. Ale kiedy wylądowali na ziemi, podniósł nogi, umieścił je pod jej biodrami i podniósłszy przerzucił nad głową. Przekręcił się na brzuch, tak samo jak Jace. Stanęli naprzeciw siebie, oboje ustawiając się na rękach i kolanach. Jace warczała na niego. Ski uśmiechnął się. Nie mógł się powstrzymać. Była taka słodka, gdy była zlana krwią ich wspólnych wrogów. Ale jego uśmiech wydawał się jeszcze bardziej ją rozwścieczyć. Ruszyła na niego, ale na plecy Jace opadła duża stopa, pchając ją na ziemię i przyciskając tam. Krzycząc, próbowała wydostać się spod niej, ale Bear trzymał ją w miejscu siłą tej jednej nogi i spojrzał groźnie na Ski. - Skończyłeś już z wygłupami? – zapytał go Bear. - Nie wiedziałem, że to robię. Po wykończeniu swojej ostatniej ofiary, Wrony nagle obróciły się na dźwięk krzyków wściekłości Jace. Spojrzały na swoją przyjaciółkę, a potem na Beara. A potem wsiadły na niego. Nie w walce. W przeciwieństwie do wciąż szalejącej Jace, ich żądza krwi została zaspokojona ludzkimi mężczyznami, których zabiły. Nie. Wsiadły na Beara wrzeszcząc na niego. Wszystkie na raz. Niczym gromada skrzeczących ptaków, ich skrzydła najeżyły się, pazury wskazywały. Ski nawet nie rozumiał tego, co mówiły. To była po prostu wielka kakofonia kobiecego skrzeczenia. - Zamknąć się! – ryknął Bear, nakrywając wrażliwe uszy, które dostał od Tyra, i tylko na chwilę uciszając kobiety. - Zamknąć się? – warknęła Tessa. A potem wszystkie zaczęły jeszcze raz. Krzycząc na niego. Wyzywając Beara wszystkimi rodzajami przezwisk. Alessandra krzyczała na biednego mężczyznę po hiszpańsku. Leigh w japońskim. Maeve w mandaryńskim, co było trochę fascynujące, ponieważ cała jej rodzina pochodziła z Indii. Ski podniósł się na nogi, doskonale bawiąc się tym wszystkim. 6 Linebacker - pozycja zawodnika formacji obrony drużyny futbolu amerykańskiego i kanadyjskiego.

~ 19 ~ Według bardzo starego traktatu pokojowego między ich Klanami, Ski wiedział, że Wrony fizycznie nie zaatakują Beara, dopóki nie uderzy pierwszy. A on nigdy nie uderzy pierwszy, kiedy zagrożone były cenne książki. Ponieważ, gdyby Wrony pomyślały choć przez sekundę, że te książki są bardzo ważne dla Obrońców, z wielką przyjemnością użyłyby swoich pazurów, żeby podrzeć każdą jedną, podczas gdy biedny Bear płakałby nad stratą. Oczywiście, były pewne przepychanki ze strony Wron, ale Bear miał dwa metry wzrostu i jakieś sto czterdzieści kilo, więc ich popychanie niewiele znaczyło. Ale krzyki… biedny facet nie potrafił ścierpieć tego całego krzyku. Wszystkie Wrony skrzeczały na biednego Beara w tym samym czasie… Z nadal nakrytymi uszami, Bear ryknął i Wrony natychmiast się cofnęły, zaciskając mocno swoje bojowe sztylety w dłoniach, gotowe do ataku. Chociaż Ski nigdy nie rozumiał, dlaczego potrzebowały bojowych sztyletów, skoro ich pazury dokonywały tyle samo uszkodzeń. W jego ocenie, to wydawało się być zbędne. Kiedy wszyscy znaleźli się w martwym punkcie, Ski uświadomił sobie, że to był najlepszy czas na ruch. Przykucnąwszy, delikatnie chwycił Jace za brodę i podniósł jej głowę. Jej oczy były zamknięte, usta otwarte i kobieta najzwyczajniej chrapała. Wściekłość już jej przeszła, a to oznaczało nastąpienie jednej z dwóch rzeczy. Szlochanie albo spanie. Cieszył się, że to był sen. Nienawidził patrzeć jak płacze. To trochę złamało jego serce, kiedy ostatni raz był tego świadkiem. - Podnieść stopę, Bear – rozkazał Ski. - Ale… - Zrób to. Nie mając wyboru – Ski był jego przełożonym – Bear podniósł swoja masywną stopę i Ski ostrożnie wyciągnął Jace, podniósł aż trzymał ją w swoich ramionach. Przytuliła się mocniej, jej zakrwawiona broda oparła się o jego szyję, zmieniając przód jego białej bluzy bez rękawów w ciemnoczerwoną.

~ 20 ~ Wstał na nogi, a potem zaniósł Jace do Kery Watson. Fizycznie była najsilniejszą z Wron – ekstra błogosławieństwo od Skuld, tak jak apokaliptyczna wściekłość Jace i siła ognia Erin Amsel – a ona z łatwością wzięła od niego kobietę i umieściła przyjaciółkę na swoim ramieniu w chwycie strażaka. Dziękuję, powiedziała do niego bezgłośnie. Odkrył, że ostatnią rzeczą, jaką chciała zrobić Kera Watson – kiedykolwiek – była walka. A on to doceniał. To czyniło rzeczy łatwiejszymi. - Książki zostały zapakowane – oznajmił Gundo od tylnych drzwi. Ski przytaknął i poklepał Beara po ramieniu. - Idziemy. - Tak, ale… - Książki nie będą bezpieczne, dopóki nie znajdą się w bibliotece – przypomniał szybko obsesyjnemu Bearowi. Natychmiast zapominając o Wronach, Bear wybiegł przez drzwi, odpychając Gundo na bok i znikając w ciemności. Ski ponownie obrócił się do kobiet i uchylił nieistniejący kapelusz. - Moje panie, jak zawsze… to była niesamowita przyjemność. - Kazałaś mi czekać. – Stała przed stołem Hel w jej komnacie, w Éljúðnir7 . – Tygodnie. - I co? – zapytała Hel, nawet nie spojrzawszy znad talerza wypełnionego jedzeniem, ale nadal nazywanego Głód. Nóż w jej ręku był nazywany Łaknienie. Jej luksusowe łoże z futrami i jedwabnymi prześcieradłami nazywano Łożem chorych. – Sprawiam, że wszyscy czekają. Wiesz dlaczego? Bogini, jednym ruchem głowy, odrzuciła z twarzy swoje blond włosy. - Ponieważ mo… 7 Éljúðnir – komnata Hel, bogini krainy umarłych, umiejscowiona w Niflheimie, utożsamianym z piekłem

~ 21 ~ - Ponieważ mogę. Dokładnie. – Hel odchyliła się na swoim tronie, rozłożyła szeroko ramiona. Miała na sobie czarną zbroję, która okrywał ją od szyi do tułowia, ale zostawiała głowę, ramiona i nogi obnażone. To były części jej ciała, które wyglądały na normalne. Co było pod tą zbroją? Zgnilizna. Zgniłe ciało, które będzie gnić przez wieczność. Albo dopóki nie przyjdzie Ragnarok. - Więc czego chcesz, Wanie? – zapytała Hel, upewniając się, że zdanie wyszło wyraźnie. Bogowie Azowie rządzili światem. Bogowie Wan nie. – Po co do mnie przyszłaś? - Wiesz dlaczego. - Ponieważ wciąż jesteś wkurzona na swoją siostrę? – Hel uśmiechnęła się kpiąco. – Widzę, że nosisz jej naszyjnik. - Okazyjnie. Kiedy pasuje do stroju. Ale teraz jest mój. Wszystko będzie moje. - Ale potrzebujesz mojej pomocy. Tak? - Nie chcesz, żeby cierpieli? Skazali cię na pozostanie tutaj. Oni… - Szz-szz-szz – powiedziała Hel, machając nożem. – Proszę, nie nudź mnie opowieściami o tym, co zrobiła mi moja rodzina Azów. Mam to gdzieś. To jest moja domena i lubię to. Więc znajdź inny sposób, jeśli chcesz mnie zainteresować. - Jesteś córką Lokiego. Pomyśl o tym, jako o jeszcze jednym sposobie, by dopaść każdego, ponieważ to wydaje się być twoją rodzinną cechą. - Zaczynamy się nudzić. To musi być nasza ogromna inteligencja. - Pomożesz mi czy nie? - Nie lubię cię. Ale też cię nie nienawidzę. Jak dla mnie, to niemal czyni nas przyjaciółkami. – Hel uśmiechnęła się do blond bogini w sukience od Hervé Leger, w złocie i diamentach na jej szyi, nadgarstkach, talii i zwisających z uszu. – A ja zawsze staram się pomagać przyjaciołom. Tłumaczenie: panda68

~ 22 ~ Rozdział 2 Ski spał mocno. Zadowolony. Szczęśliwy. Ale to nie potrwa długo. Usłyszał jak jego kotka, Salka, syknęła na sekundy przed tym jak dłoń poklepała jego ramię. - Co? – zapytał, nie podnosząc głowy z poduszki czy otwierając oczu. Wciąż bolało go ramię od rany po postrzale, jaką dostał poprzedniej nocy. Ale kula została usunięta, a on uleczy się całkowicie za dzień lub dwa. Jeden z wielu przywilejów bycia błogosławionym przez bogów. Potem służka Hold8 , która się nim zajmowała – nieprzyjemna, ale zaskakująco miła żona Ormiego – powiedziała mu. - Śpij tak dużo jak możesz. Jeśli ci duzi idioci ci pozwolą. Jednak niestety, ci duzi idioci nie dali. - Mamy problem – powiedział do niego Bear. - Jaki problem? - To te książki, które zabraliśmy ostatniej nocy. Wzdychając, bo uświadomił sobie, że Bear tak szybko nie odejdzie, Ski obrócił głowę, żeby spojrzeć na mężczyznę, ale skończył śmiejąc się. - Nie musiałeś pozwolić jej tego robić, wiesz? Bear westchnął, jak zawsze tolerując, że łatwo denerwująca się kotka Ski, przytwierdziła swoje pazury do jego szczęki i zwisała z niego niczym z jakiejś drapaczki. Salka nie lubiła jak ktoś przerywał jej sen. - Przynajmniej tym razem nie rzuciła się do moich oczu. Nauczyłem się doceniać małe rzeczy. 8 Holdy – demony, przewodniczki dusz zmarłych; raz są wrogo nastawione do ludzi i zabierają im życie, innym razem pomagają i wręcz je dają.

~ 23 ~ Gdy usiadł, Ski odczepił swoją dziką kotkę od twarzy Beara, krzywiąc się, gdy zobaczył krew. - Przepraszam. – Ostrożnie odłożył Salkę na jej miejsce na poduszce obok niego. – Więc, z czym problem? - Z książkami. - Co z nimi? - Są po rosyjsku. - Naprawdę? Czy to jest uważane za problem wart obudzenia mnie? – Problem wart ryzykowania gniewu Salki? - No cóż… żaden z nas nie mówi ani nie czyta po rosyjsku. I nie znamy nikogo z innych Klanów, kto również potrafi. A ponieważ nie wiem, o czym są te książki, żaden z nas nie czuje się komfortowo, by przekazać tłumaczenie komuś z zewnątrz. - Okej, a co z internetowym tłumaczeniem… Bear sapnął zanim Ski mógł nawet dokończyć swoją sugestię. Bracia Ski używali nowoczesnej technologii tylko wtedy, gdy było to konieczne. Ale gdy chodziło o książki byli niczym średniowieczni mnisi. Książki miały być traktowane niczym skarb. Kochane. Wielbione. Jak dobra kobieta. I nieważne, co działo się w tym technologiczne rozwiniętym społeczeństwie, w którym żyli, ta wiara nigdy się nie zmieni. - W porządku. Rozumiem. A co z Wronami? Klan ma mówiących po rosyjsku? - Sprawdziliśmy… tylko ona. - Tylko ona? Masz na myśli Jace Berisha? – Bear przytaknął. – Więc? Z tego, co widzieliśmy ostatniej nocy, rozumie rosyjski i angielski. Co brzmi idealnie. Dlaczego jej nie wykorzystamy? - Ponieważ jest szalona i nikt nie chce jej w pobliżu książek. Co jeśli się wścieknie i je podrze? Mógłbyś z tym żyć? - Byłbyś zaskoczony, z czym potrafię żyć. - To mnie tylko zasmuca. Rozmawiamy tu o książkach, Ski. Książkach.

~ 24 ~ Ski zastanowił się przez chwilę. Wdech. Wydech. Nie mógł sobie pozwolić, żeby być… zwięzłym. Jego bracia nie lubili, kiedy był zwięzły. - Mogę zasugerować – powiedział w końcu – byśmy zaproponowali tę możliwość, a ja będę nie będę spuszczał jej z oka. Jestem pewny, że to będzie tylko na tydzień. Najwyżej dwa. – Bear zmarszczył brwi na tę sugestię. – Tylko, żeby mieć pojęcie, z czym mamy do czynienia i czy bezpiecznie będzie udać się do zewnętrznego tłumacza. Spojrzy na tytuły i tak dalej. Jeden z nas zawsze przy niej będzie – dodał. - Jeśli jesteś pewny… - Jestem pewny. Będzie dobrze. Ski poczekał aż Bear wyjdzie, zamykając za sobą drzwi zanim opadł z powrotem na łóżko. Salka położyła swoją małą łapkę na głowie Ski i przytuliła swój nos do jego szczęki. Oboje właśnie zaczynali zasypiać, kiedy Bear znowu zapukał do drzwi – tak naprawdę to bardziej było walenie – i zapytał przez drzwi. - Nie zasnąłeś, prawda? Salka podniosła się i wyskoczyła przez okno, które Ski zostawił dla niej otwarte, żeby mogła wchodzić i wychodzić, kiedy chce. Drzewo na zewnątrz jego okna ułatwiało jej to. Potem, jakąś minutę później, usłyszał skowyt z bólu Beara. - Złaź ze mnie, Salka! Złaź! Złaź! Ski uśmiechnął się. Kochał tego nietolerancyjnego kota. Jace obudziła się z nikłymi wspomnieniami o tym, co wydarzyło się poprzedniej nocy i czuła się wspaniale! Co oznaczało tylko jedną rzecz… znowu przełączyła włącznik. Tak właśnie Erin zawsze to nazywała. Jace przełączyła włącznik. No cóż. To nie była jej wina. Ten Rosjanin sam sprowadził to na siebie. Jace dotknęła swojej twarzy. Wciąż miała ślad od uderzenia na czole i jej nos był niewiarygodnie obolały, ale to wszystko dobrze się leczyło i jutro o tym czasie będzie świeża jak deszcz.

~ 25 ~ Rozciągając się i ziewając, Jace zaczęła się uśmiechać, kiedy o jej nogę zaczął ocierać się duży futrzasty łeb. Spojrzała na szczeniaka, którego miała tylko wychowywać, ale wszyscy w domu wiedzieli, że teraz był jej szczeniakiem. Lew. Skrót od Lwa Nikołajewicza Tołstoja, jednego z jej ulubionych autorów. Miała go zaledwie od kilku tygodni, ale już urósł. Znacząco. Wszyscy wydawali się uważać na Lwa. Wciąż był dzieckiem. Ale widziała jak Chloe, przywódczyni Wron z Los Angeles, obserwuje go. Nie była zadowolona, kiedy Kera sprowadziła swojego pięćdziesięciokilogramowego pitpulla, Brodie Hawaii, i coś powiedziało Jace, że ani trochę więcej nie polubi dorosłego Lwa. Przynajmniej nie w głównym Domu Ptaków. Wiecie, nasze ubezpieczenie nie pokrywa groźnych ras, przypominała im. Ale Lew nie był groźny. Jak Jace lubiła mówić, Jest kochankiem, nie wojownikiem. I taki był. Niczego nie lubił bardziej od leżenia w łóżku z Jace i pozwalać jej drapać się po wciąż rosnącej beczkowatej piersi. Duży, leniwy i nie najbystrzejszy, po prostu chciał być szczęśliwy. Jace uwielbiała go jak księżyc. Po spędzeniu jakiś piętnastu minut na zabawie z Lwem w łóżku, Jace złapała czyste ubranie i podeszła do drzwi swojej sypialni. Otworzyła je po cichu i wyjrzała na korytarz, żeby upewnić się, że nikogo nie ma. Razem przemknęli do najbliższej łazienki. Nie chodziło o to, że Jace nie chciała zobaczyć żadnej siostry Wrony, tylko po prostu nie chciała rozmawiać z żadną z nich. Jace nie była naturalnie gadatliwą dziewczyną. Lubiła ciszę. Lubiła słuchać śpiewu ptaków, wiejącego wiatru i w ogóle wszystkiego oprócz monotonnego mówienia ludzkich głosów. Nie, żeby nie kochała ludzi. Jace kochała ludzi. Tylko nie czuła potrzeby przebywania wśród ludzi. Wzięła szybki prysznic, wyczyściła zęby i zajęła się swoimi lokami. Mały codzienny kierat. Potem wyczyściła zęby Lwa. Naciągnął wargi nad swoje zęby, żeby łatwo mogła się do nich dostać. Kochała tego psa. Po zębach, dobrze wyszczotkowała jego futro, zebrała wszystkie włosy, które spadły na podłogę, założyła swoje ubranie i, razem, przemknęli z powrotem korytarzem. Przeszli