mek4

  • Dokumenty6 660
  • Odsłony367 821
  • Obserwuję282
  • Rozmiar dokumentów11.2 GB
  • Ilość pobrań288 234

Abalos Rafael - Kot

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :4.0 MB
Rozszerzenie:pdf

Abalos Rafael - Kot.pdf

mek4 EBooki
Użytkownik mek4 wgrał ten materiał 6 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 84 osób, 60 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 501 stron)

Dla Loli, z pocałunkami

Tytuł oryginału: Kôt © Rafael Âbalos, 2007 © Okładka i ilustracje: Random House Mondadori/David Argemi © na polskie wydanie Libertas, 2007 © na polskie wydanie Philip Wilson, 2007 All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeŜone. śadna część ani całość nie moŜe być reprodukowana bez wcześniejszej zgody Wydawcy. Tłumaczenie: Paulina Bojarska-Gargulińska Redakcja: Urszula Przasnek Korekta: Małgorzata Pośnik Redakcja techniczna: Aleksandra Napiórkowska CIP - Biblioteka Narodowa Âbalos, Rafael Kôt / Rafael Âbalos ; (tł. Paulina Bojarska-Gargulińska]. - Warszawa : Philip Wilson, cop. 2007 ISBN 978-83-60697-13-9 ISBN 978-83-7236-228-5 Philip Wilson, ul. Gagarina 28A, 00-754 Warszawa e-mail: pwilson@p.pl.pl; http://www.philipwilson.pl tel. 0 22 840 39 01, 840 39 10 Dystrybucja: Firma Księgarska Jacek Olesiejuk Sp. z o.o. 05-850 OŜarów Mazowiecki, ul. Poznańska 91 tel./faks (22) 721 30 00, sekretariat: (22) 721 30 11 zamówienia internetowe: (22) 721 70 07 lub 09 Skład i łamanie: Małgorzata Brzezińska Druk i oprawa: Łódzkie Zakłady Graficzne

Mroczny potok wypływał z jądra nieprzeniknionej ciemno- ści... ...moŜe wszystka mądrość i wszystka prawda, i wszystka szczerość skupiają sie właśnie w owej nieuchwytnej chwili, kiedy przekraczamy próg niewidzialnego. Joseph Conrad Jądro ciemności tł. Aniela Zagórska

LOCH DIABŁA 1 Starzec na próŜno usiłował otworzyć oczy, cięŜar powiek sprawiał, Ŝe było to bardzo trudne. Przyszło mu na myśl, Ŝe ciągle śpi i Ŝe jego umysł nadal błądzi zagubiony w mglistej plątaninie snów. Nie podejrzewał jeszcze, Ŝe przeraŜający koszmar, niczym makabryczne przedstawienie teatralne, na jego oczach, gdy tylko zdoła je otworzyć, zacznie nabierać Ŝycia. Najpierw zobaczył tylko daleki blask pochodni płonących gdzieś naprze- ciwko niego. W miarę jednak, jak wzrok przyzwyczajał się do otaczającej go ciemności, z przeraŜeniem zaczął rozpoznawać grube, Ŝelazne sztaby otacza- jące pogrąŜoną w mroku celę. Dalej zaś, w ciemnym pomieszczeniu, które wydało mu się podziemną grotą, ujrzał niewyraźny zarys kilku, wręcz niereal- nych, nieruchomych ciał zwisających z umocowanych do sklepienia metalo- wych pierścieni. Krzyk zgrozy uwiązł mu w gardle, a tysiące myśli zmagało się w jego głowie, próbując bezskutecznie wyjaśnić, jakiego rodzaju szaleń- stwo zawładnęło jego ciałem i umysłem. Uniósł dłonie do twarzy, chcąc się upewnić, Ŝe nie śpi, i przeraŜony zo- baczył na nadgarstkach rąk cięŜkie, Ŝelazne okowy przytwierdzone łańcuchem do kamiennej ściany, o którą opierał się plecami. Po chwili zdał sobie teŜ sprawę, Ŝe i nogi miał unieruchomione podobnymi Ŝelaznymi pierścieniami, które cisnęły go jak bezlitosne dyby, zadając ból przy najmniejszym ruchu. Nagle poczuł zimno, jakby jego twarz i całe ciało, okryte tylko brudnym, płó- ciennym habitem, muskał podmuch lodowatego wiatru. I nie miał juŜ wątpli- wości, gdzie się znajduje. Był uwięziony w głębokim, przeraŜającym, śre- dniowiecznym lochu. WciąŜ jeszcze oszołomiony własnym przeraŜeniem, starzec usiłował przypomnieć sobie, kim jest oraz kiedy i dlaczego trafił w to miejsce, ale mi- mo wysiłków utwierdzał się jedynie w przekonaniu, Ŝe nie Ŝył w tak mrocz- nych i ponurych czasach jak wieki średnie, tylko w pierwszym dziesięcioleciu dwudziestego pierwszego wieku.

12 GRA NIESKOŃCZONYCH TAJEMNIC l ChociaŜ Nicholas Kilby i Beth Hampton mieli zaledwie po piętnaście lat, uczestniczyli juŜ w wielu wirtualnych misjach kosmicznych, które organizo- wała Eksperymentalna Szkoła Młodych Astronautów. Oboje mogli się teŜ pochwalić rozległą wiedzą w dziedzinach tak skomplikowanych jak robotyka, aeronautyka, kosmologia, astronomia, biologia molekularna, fizyka kwantowa i matematyka, które wyjaśniały naturę czarnych dziur we wszechświecie. Ale tego właśnie dnia, gdy zajęci byli komentowaniem ostatnich wiadomości na- pływających z NASA, a dotyczących projektu utworzenia stałej Stacji na KsięŜycu, Ŝadne z nich nie zdawało sobie sprawy, Ŝe do ich skrzynek poczty elektronicznej wśliznął się właśnie niczym cichy wirus komputerowy tajemni- czy wzór matematyczny. Pierwszy odkrył go Nicholas. Jego pokój na trzydziestym piątym piętrze drapacza chmur przy Lexington Avenue na Manhattanie przypominał wnętrze międzygalaktyczne- go statku kosmicznego. Ściany pokryte były tapetami przedstawiającymi wspaniałe machiny, przyrządy i komputery z kolorowymi światełkami sygna- lizacyjnymi, które pozorowały skomplikowane systemy nawigacyjne uŜywane w przestrzeni kosmicznej. U wezgłowia łóŜka znajdowało się niewielkie urzą- dzenie wyświetlające na suficie gwiazdy, mgławice i galaktyki - była to, jak mawiał Nicholas, strefa obserwacji i odpoczynku. Dalej stał stół zawalony ksiąŜkami i czasopismami, czyli strefa prac badawczych, a naprzeciwko okna duŜy komputer z płaskim ekranem, wyposaŜony we wszystkie moŜliwe urzą- dzenia technologiczne najnowszej generacji, zwany strefą kontroli, Modułem NK - jego niezwykłą stacją kosmiczną. TuŜ przed zaśnięciem Nicholas otworzył skrzynkę poczty elektronicznej i wtedy właśnie zobaczył ten e-mail - bez Ŝadnych dodatkowych oznaczeń poza krótkim tematem Wzór, wyróŜniający się pogrubioną czcionką spośród innych

13 listów, które przynosiły mu róŜne informacje, zapraszały na spotkania, a napływały z róŜnych stron internetowych poświęconych przestrzeni kosmicz- nej, na których był zarejestrowany. List nie miał ani nadawcy, ani daty i go- dziny nadania, dlatego Nicholas od razu nabrał podejrzeń, Ŝe moŜe to być wirus przesłany przez jakiegoś sieciowego pirata. AŜ za dobrze znał moŜliwo- ści tych organizmów, niewidzialnych robaków i pasoŜytów, w tysięcznych ułamkach sekundy zdolnych poŜreć wnętrzności najlepiej nawet chronionego systemu informatycznego. Zapytał więc najpierw sam siebie, co za diabeł kryje się w tej przesyłce, podrapał się po brodzie i przefiltrował list przez program antywirusowy swojego PC. Następnie, zamykając oczy, aby nie wi- dzieć wielce prawdopodobnej katastrofy, podwójnym kliknięciem bezprzewo- dowej myszy otworzył podejrzany e-mail. Na ekranie ukazała się długa seria działań matematycznych: 3 x (S2+N4+I7+J6+E3+C5) 1 x (R3+E8 + C2+L7+A4+B6+S1+B5) 7 x (K5+N1+Ń7+Y12+H14+I2 + Z9+06+C8+E3 + + O10+N11+C13) 5 x (R4+P3 + 02 + Z5+E6+Z7) 2 x (A5 + U3+J6 + Z2 + 4K) 6x(Ę3+Gl) 8 x (A2+N6+T1+I7+M5+E4 + C8) 4 x (S1+U7+E5 + K3+T6+E2) ZNAK OTCHŁANI l Aldous Fowler, detektyw zajmujący się sprawami zabójstw, wszedł do swego gabinetu punktualnie o ósmej rano, przygotował filiŜankę kawy,

14 potem usiadł w obrotowym fotelu, popatrzył przez okno na mrowie poruszają- cych się w dole samochodów i sięgnął po gazetę czekającą na niego na biurku. Szybko przejrzał tytuły, przekonany, Ŝe nie ma takiej nowiny, która by go zaskoczyła, następnie zaczął przeglądać strony w taki sposób, jakby to była ksiąŜka telefoniczna. Dla Aldousa Fowlera kartkowanie New York Timesa było bardziej rytuałem i rzadko kiedy zdarzało mu się skupić dłuŜej uwagę na innym dziale niŜ sportowy. Tego ranka, akurat w chwili, gdy zabrał się za czytanie komentarzy na temat ostatniego meczu KTnicks w NBA, zadzwonił telefon. - Detektyw Fowler. Głos funkcjonariuszki policji, która obsługiwała centralę telefoniczną, zadźwięczał w jego uchu jak muzyka. - Łączę pilną rozmowę. JuŜ skierowałam karetkę i patrol pod ten adres, ale myślę, Ŝe lepiej będzie, jak pan porozmawia z panią, która zgłosiła zdarze- nie. MoŜe pan ją uspokoi... Detektyw Fowler przerwał jej niecierpliwie: - Ale co się stało? - Dzwoni pomoc domowa pani Katie Hart, lekarki z Ośrodka Badań Neurologicznych im. Groslinga. Mówi, Ŝe znalazła ją martwą w sypialni, kie- dy weszła do jej domu parę minut temu. Aldous Fowler wyprostował się gwałtownie na krześle. - Dobrze, proszę ją połączyć. Usłyszał kliknięcie i domyślił się, Ŝe jego rozmówczyni jest juŜ na linii. ChociaŜ próbował się opanować, nie mógł powstrzymać pulsującego mrowie- nia, które przebiegło przez jego Ŝyły i przyspieszyło bicie serca. Odchrząknął, aby głos zabrzmiał jasno, i powiedział: - Dzień dobry, detektyw Fowler z wydziału zabójstw. Słucham panią. - Mówi Berenice Hernando, panie detektywie. Jestem gosposią pani doktor Hart. - Słucham, pani Hernando - powiedział uprzejmie, zapisując jednocze- śnie w notesie nazwiska gosposi i lekarki.

15 - Stało się coś strasznego - powiedziała kobieta i rozpłakała się jak przestraszona dziewczynka. Sądząc po głosie, gosposia pani Hart była najprawdopodobniej Latynoską z pochodzenia, ale mówiącą dobrze po angielsku, w wieku około trzydziestu lat. - Proszę się uspokoić, pani Hernando, proszę opowiedzieć, co się stało. Zaraz przyjedzie do pani policja. JuŜ wysłaliśmy patrol. Nie musi się pani niczego obawiać - próbował ją uspokoić. - Ja się nie boję, tylko tak mi przykro z powodu pani doktor Hart... Przyszłam parę minut temu, o ósmej rano, tak jak codziennie. Furtka do ogro- du była otwarta i drzwi do domu teŜ. Pomyślałam, Ŝe pani doktor zapomniała je zamknąć, kiedy wychodziła do Ośrodka Groslinga, pan wie, naukowcy są tacy roztargnieni. Ale gdy weszłam do domu, pomyślałam, Ŝe być moŜe jesz- cze nie wyszła albo wróciła z jakiegoś powodu, więc zaczęłam jej wszędzie szukać, w kuchni, w salonie, w gabinecie, w bibliotece, aŜ znalazłam ją w sypialni. Najpierw myślałam, Ŝe śpi, ale gdy podeszłam bliŜej, zobaczyłam, Ŝe ma półotwarte oczy i nie oddycha. Wzięłam jej prawą rękę, aby sprawdzić puls, i wtedy zobaczyłam te litery, jakby wypalone ogniem na jej dłoni przez samego diabła. To straszne, straszne... - mówiła pani Hernando i znowu ude- rzyła w płacz. - Litery, jakie litery? - zapytał zaintrygowany. - To jest..., to jest litera ka, później o z dziwnym daszkiem i litera te - powiedziała pani Hernando drŜącym głosem. Aldous Fowler zapisał w notesie i w milczeniu przyjrzał się powstałemu wyrazowi: Kôt - Kôt - wymamrotał. - Tak, to jest właśnie to słowo - powiedziała drŜącym głosem gosposia, jakby samo brzmienie tego wyrazu wywoływało w niej dreszcze. - Czy są jeszcze jakieś inne rany na ciele doktor Hart? – zapytał detek- tyw Fowler.

16 - Nie, nie ma. W kaŜdym razie ja niczego nie zauwaŜyłam. - W porządku, pani Hernando. Proszę wyjść teraz przed dom i pocze- kać, aŜ nadjedzie karetka i patrol policyjny. I proszę niczego nie dotykać, dobrze? Rozumie pani, niczego nie dotykać. Będę tam za kilka minut. LOCH DIABŁA 2 Metaliczny zgrzyt otwieranych drzwi zwrócił uwagę starca, który przypa- trywał się szczurowi węszącemu naprzeciw niego. Poruszył głową i zaczął nasłuchiwać. Miał wraŜenie, Ŝe gdzieś z oddali, spoza zwisających z sufitu nieruchomych ciał, słychać było zbliŜające się kroki. Pomyślał, Ŝe w tej chwili niczym nie róŜni się od szczura, który właśnie czmychnął, znikając w kącie lochu. Gdyby tylko mógł, takŜe uciekłby przez jakąś ciemną dziurę na widok zbliŜającego się przeraŜającego męŜczyzny, którego nagi i umięśniony tors zalśnił w świetle pochodni. Przybyły miał tępy i bezlitosny wyraz twarzy. W rękach trzymał głęboki talerz z jakąś mączną breją i glinianą miskę z wodą. Gdy zbliŜył się do prętów okalających celę, postawił je na ziemi. - Proszę, niech mi pan pomoŜe! - wybełkotał starzec, z trudem wypo- wiadając słowa przez zaschnięte gardło. MęŜczyzna sięgnął tylko po przywieszony do pasa pęk wielkich kluczy i otworzył wrota, nie patrząc na więźnia i pozostawiając jego słowa bez odpo- wiedzi. Potem podszedł, przyjrzał mu się obojętnie i postawił koło jego stóp talerz i glinianą miskę. Starzec poczuł nagle pragnienie i pospiesznie wycią- gnął ręce w stronę wody, ale łańcuchy nie pozwoliły mu dosięgnąć miski. Na ten widok kat wybuchnął niesamowitym śmiechem, który odbił się od ka- miennych murów niczym zdławione wycie. Dopiero wtedy starzec zdał sobie sprawę, Ŝe nieszczęśnik miał obcięty język.

17 GRA NIESKOŃCZONYCH TAJEMNIC 2 Ogłuszające buczenie syren odbijało się echem o ścianę przystanku auto- busu szkolnego u zbiegu Trzeciej Alei i ulicy 116. Beth Hampton, nie zwraca- jąc uwagi na hałas, podniosła wzrok na gnane wiatrem chmury, jakby w nich właśnie spodziewała się znaleźć odpowiedź na pytanie, które dręczyło ją przez całą noc. Ale zobaczyła jedynie niebo tak ciemne i szare, Ŝe zdawało się ule- pione z wygasłego popiołu. Czekała na Nicholasa Kilby'ego, aby zapytać, czy to on przesłał jej mailem serię bezsensownych działań matematycznych, pod mylącym tytułem Wzór. - Ty to zrobiłeś, prawda? - rzuciła, gdy tylko Nicholas się zbliŜył. Rozluźnił węzeł szalika i poruszył głową w lewo i prawo. - A jakiej odpowiedzi się spodziewasz? - zapytał zdumiony. - Przestań się wygłupiać, nie udawaj, Ŝe nie wiesz, o czym mówię - na- ciskała Beth, starając się przekrzyczeć rozgadanych uczniów, którzy równieŜ czekali na szkolny autobus. - Prawie całą noc nie spałem, wstałem z okropnym bólem głowy, mało się nie udławiłem śniadaniem, bo tak się spieszyłem, biegłem, Ŝeby zdąŜyć na autobus i jeszcze nie odsapnąłem, a juŜ się na mnie rzucasz z pytaniem i to ostrym jak nóŜ rzeźnika - powiedział, z trudem łapiąc oddech. - Więc jeśli nie ty, to kto? Wczoraj dostałam maila, który nie miał ani nadawcy, ani daty, ani godziny wysłania. Myślałam, Ŝe to jeden z twoich ka- wałów albo jakiś wirus. Na twarzy Nicholasa pojawiło się zdumienie. - Ty teŜ dostałaś tego maila? - Jak widzę, dotarł on i do ciebie. - Zdaje się, Ŝe mówimy o tym samym. - Otworzyłeś go? - Na początku bałem się, ale zaciekawiło mnie, co to moŜe być za wzór.

18 Przepuściłem go przez antywirus, a później prawie całą noc próbowałem go zrozumieć - powiedział Nicholas juŜ spokojniejszy. Szare oczy Beth były prawie koloru nieba. - To na pewno jakiś Ŝart. W tym wzorze nie ma nic ciekawego oprócz absurdalnych działań matematycznych. Nie zdziwiłabym się, gdyby to któryś z kandydatów do szkoły astronautów chciał się zabawić naszym kosztem. - Nie bądź tego taka pewna, Beth - mruknął Nicholas. - W nocy .przeanalizowałem działania ze wzoru i zauwaŜyłem w nich coś, co mnie zain- trygowało. To fakt, Ŝe są absurdalne, to tylko mnoŜenie liczb podniesionych do potęgi, a wielkości, które z niego wynikają, nie mają sensu... Beth spojrzała na przyjaciela z podziwem. - Co chcesz przez to powiedzieć? - ... Ŝe być moŜe działania zawarte w tym wzorze wcale nie są ma- tematyczne. - Sądzisz, Ŝe to wzór chemiczny złoŜony z symboli wziętych ze skali pierwiastków? - Nie, sądzę, Ŝe to coś prostszego. Ze ten wzór kryje pod liczbami lite- ry, które układają się w jakąś wiadomość. - Masz na myśli kryptogram, wzór kryptograficzny! - wykrzyknęła Beth. - Tak, myślę, Ŝe to zaszyfrowana wiadomość - potwierdził Nicholas. W tej właśnie chwili nadjechał szkolny autobus. Zatrzymał się i otworzył drzwi z parskaniem, które w następnej sekundzie przekształciło się w przed- śmiertne rzęŜenie. Nicholas i Beth przeczekali, aŜ pozostali uczniowie wsiądą, a potem weszli do środka, kierując się w stronę tylnych miejsc. Znaleźli dwa wolne. - Jak wpadłeś na to, Ŝe wzór moŜna rozwiązać w taki sposób? - dopy- tywała się Beth, gdy usadowiła się juŜ przy oknie. - Zaraz ci opowiem. W nocy badałem róŜne moŜliwe warianty. Próbo- wałem wprowadzać zmiany w porządku działań – tłumaczył Nicholas. Otwo- rzył plecak i wyciągnął plik kartek, które rozprostował na kolanach. Pokazał pierwszą stronę.

19 3 x (S2+N4+I7+J6+E3+C5) 1 x (R3+E8+C2+L7+A4+B6+S1+B5) 7 x (K5+N1+Ń7+Y12+H14+I2+Z9+06+C8+E3 + + O10+N11 + C13) 5 x (R4+P3+02+Z5+E6+Z7) 2 x (A5+U3+J6+Z2+4K) 6x(Ę3+Gl) 8 x (A2+N6+T1+I7+M5+E4+C8) 4 x (S1+U7+E5+K3+T6+E2) - Jeśli przyjrzysz się uwaŜnie działaniom w tym wzorze, zobaczysz, Ŝe mnoŜnik występujący w kaŜdym z nich jest inny i są to liczby od 1 do 13 - tłumaczył z entuzjazmem. - JeŜeli uporządkujemy je według takiego kryte- rium, powstanie następujący wzór: 1 x (R3+E8+C2+L7+A4+B6+S1 + B5) 2 x (A5+U3+J6+Z2+4K) 3 x (S2+N4+I7+J6+E3+C5) 4 x (S1+U7+E5+K3+T6+E2) 5 x (R4+P3+02+Z5+E6+Z7) 6x(Ę3+Gl) 7 x (K5+N1+Ń7+Y12+H14+I2+Z9+06+C8+E3 + +O10+N11+C13) 8 x (A2+N6+T1 + I7+M5+E4+C8) - To ma sens, Nicholas! Świetnie wymyśliłeś! – wykrzyknęła Beth, nie kryjąc zdumienia. - To popatrz teraz na to - powiedział, przekładając stronę i pokazując kolejną, na której wydrukowane było tylko pierwsze działanie. 1 x (R3+E8+C2+L7+A4+B6+S1+B5)

20 - W mnoŜnej, zawartej w nawiasie, moŜemy zastosować tę samą zasadę i uporządkować litery w takiej kolejności, na jaką wskazują umieszczone przy nich cyfry - odgadła natychmiast Beth. - Wiedziałem, Ŝe załapiesz, o co chodzi - stwierdził Nicholas, po czym przerzucił kolejną kartkę. Na stronie trzeciej widniało tylko jedno słowo: S C R A B B L E - Chodzi o grę, Beth! Te działania matematyczne to uporządkowane ru- chy w partii scrabbli, która kryje zaszyfrowaną wiadomość. - Fascynujące! - przyznała zdumiona Beth. ZNAK OTCHŁANI 2 Detektyw Aldous Fowler, nim opuścił gabinet, wykonał jeszcze pilny te- lefon i sprawdził kilka rzeczy w Internecie. Przede wszystkim poinformował swojego zwierzchnika, kapitana Fitcha, o dziwnej śmierci doktor Katie Hart, a później wprowadził w wyszukiwarkę Google jej nazwisko i dowiedział się, Ŝe doktor specjalizowała się w neurologii i była cenionym naukowcem. Kiedy wprowadził drugie hasło - Kôt - pojawiło się dwadzieścia dziewięć milionów pięćset dziewięćdziesiąt tysięcy linków we wszystkich moŜliwych językach. Następnie zanotował na kartce adres Ośrodka Badań Neurologicznych im. Groslinga, wyjął z szuflady biurka rewolwer, wsunął go do kabury ukrytej pod kurtką i wyszedł z gabinetu, obracając między palcami miniaturową piłkę do koszykówki, do której przyczepione były kluczyki do samochodu. Jadąc, nie przestawał myśleć o rozmowie telefonicznej z gosposią. Kiedy dotarł na miejsce, na spotkanie wyszedł mu Rehistal, korpulentny policjant o kwadratowej twarzy.

21 - Na drzwiach są ślady włamania - powiedział, jakby chciał mu oszczę- dzić zbędnych domysłów. - Sprawdziliśmy okna i wszystkie były zamknięte. Na górze jest sierŜant Bladock z lekarzem i pielęgniarzem z pogotowia. Fowler skinął głową, uśmiechając się pobłaŜliwie, po czym zaczął oglą- dać zamek w drzwiach. - Jeszcze nie przyjechali z pracowni daktyloskopii? - zapytał. - Zaraz będą, w centrali powiedzieli, Ŝe dotrą w niecałe pół godziny. Ale proszę się nie obawiać, nikt niczego nie dotykał - powiedział Rehistal. - A co z panią Hernando? - Jest w kuchni. Biedna kobieta, wciąŜ jest w szoku. - Powiedz, Ŝe porozmawiam z nią za chwilę, tylko najpierw obejrzę zwłoki. Aldous Fowler rozejrzał się po szerokim holu na parterze i zwrócił uwagę na panujący wszędzie porządek. Na schodach natknął się na lekarza niosącego wypchany czarny neseser. Było to młody człowiek z długą grzywką opadającą na brwi. - Czy to pan jest detektywem Fowlerem z wydziału zabójstw? - zapytał lekarz, zatrzymując się na półpiętrze przed szklaną gablotą. - To ja. - James Hoffman z pogotowia ratunkowego - powiedział, wyciągając rękę. - Miło mi, James. - Aldous Fowler odwzajemnił uścisk dłoni. Zanim zdąŜył o cokolwiek zapytać, lekarz powiedział: - Nie moŜemy juŜ nic zrobić dla doktor Hart, detektywie. Zmarła praw- dopodobnie o świcie, wskutek zatrzymania akcji serca. W sypialni nie ma śladów narkotyków czy środków nasennych. Na zwłokach nie ma śladów przemocy, w kaŜdym razie wstępne oględziny niczego nie wykazały. Nie ma krwi ani Ŝadnej rany poza znakiem na ręku: Kôt. To bardzo dziwne, rzeczywi- ście. Moim zdaniem wypalono go rozŜarzonym Ŝelazem, takim, jakiego uŜy- wają hodowcy bydła, by znaczyć krowy czy konie, ale nie mam pojęcia, co moŜe znaczyć. Nie mogę teŜ stwierdzić, czy zrobiła to sobie sama, czy to

22 działanie innej osoby. Nie wiem teŜ, czy znak został wypalony przed śmiercią, czy juŜ po, chociaŜ stan blizny wskazuje na to, Ŝe stało się to niedawno. Przy- puszczam jednak, Ŝe lekarz sądowy nie będzie miał problemów z określeniem tych szczegółów. Dzwoniłem po niego i będzie tu niedługo. Lekarz dosłownie wyrzucił z siebie wszystkie te informacje, jakby chciał jak najszybciej uciec z tego miejsca. Potem uścisnął znów dłoń Aldousa Fow- lera i gdy tylko za jego plecami pojawił się pielęgniarz, zaczął szybko scho- dzić w dół. Nagle jednak zatrzymał się i dodał: - Ach! Byłbym zapomniał. Chciałem panu powiedzieć, Ŝe moim zda- niem doktor Hart nie stawiała Ŝadnego oporu, gdy wypalano jej na dłoni to znamię. Nie ma śladów walki, Ŝadnego zasinienia na jej ramionach czy nad- garstkach. Niech pan sam sprawdzi, detektywie. - Dziękuję, James, będę miał to na uwadze. U szczytu schodów Aldous Fowler zobaczył szeroki korytarz, ciągnący się w obie strony. Na jego prawym końcu dostrzegł sierŜanta Bladocka, który mozolił się, usiłując umieścić na drzwiach sypialni taśmę, która miała słuŜyć do zaplombowania ich później przez policję. Widząc Aldousa Fowlera, policjant podszedł do niego. Był to Afroame- rykanin w wieku około czterdziestu lat, z ogoloną głową, grubymi ustami, płaskim nosem i błyszczącymi oczami. - W centrali uprzedzili nas, Ŝe to pan przyjedzie, detektywie. Mam na- dzieję, Ŝe spotkał się pan po drodze z tymi z pogotowia. Właśnie odeszli, bo nie byli w stanie nic juŜ zrobić dla tej doktor. Woleli nie dotykać zwłok, tyle tylko, ile było konieczne, aby stwierdzić zgon. - W porządku, sierŜancie. Niech pan zostanie w korytarzu i nie wpusz- cza nikogo poza lekarzem sądowym. Tymczasem rozejrzę się w środku - po- wiedział Fowler, zakładając rękawiczki z lateksu, które wyjął z kieszeni kurt- ki. Sypialnia była obszerna i luksusowa. Gdyby nie groteskowy wygląd sło- wa wypalonego na zwisającej z łóŜka dłoni ofiary, nawet trup mógłby ucho- dzić za naturalny element wystroju wnętrza.

23 Aldous Fowler zbliŜył się do łóŜka i dokładnie przyjrzał się leŜącemu ciału kobiety. Miała około pięćdziesięciu lat, jasne, lekko falujące włosy i bardzo jasne, niebieskie oczy. W młodości musiała być bardzo piękna, teraz jednak jej twarz, blada, o fioletowawym odcieniu, pozbawiona była jakiego- kolwiek wyrazu. Wyglądała tak obojętnie, jakby w chwili śmierci doktor po- rzuciła na zawsze wszystkie troski, wszystkie swoje nadzieje i lęki. I, o czym wcześniej mówił lekarz z pogotowia, na twarzy nie było widać Ŝadnego gry- masu bólu. Fowler pochylił się, by przyjrzeć się z bliska ręce; na białej skórze nie dostrzegł Ŝadnych śladów. Na koniec przyjrzał się literom na dłoni. Rana była jeszcze świeŜa i granice blizny z chirurgiczną wręcz precyzją rysowały kształt trzech liter. Wyjął z kieszeni kurtki notes i odrysował litery najwier- niej, jak potrafił, potem wyprostował się i stał ze wzrokiem wbitym w napis, jakby patrzył na jakiś diabelski stygmat. LOCH DIABŁA 3 Cisza, półmrok, szczury i kilka karaluchów, to byli jedyni towarzysze starca. Nie wiedział, ile czasu przebywał juŜ w tym wilgotnym i mrocznym piekle. Nie wiedział, czy na zewnątrz świeci słońce, czy moŜe zapadła noc. Marzył jedynie o tym, by znów pojawił się straŜnik z naczyniem wody, która ukoi jego pragnienie. Od pierwszej chwili widok tego człowieka przypomina- jącego ogra wywoływał w nim dziwne uczucie, mieszankę otuchy i strachu. Pomyślał, Ŝe bliskość drugiego człowieka, nawet jeśli był to kat o obciętym języku, lepsza jest od samotności, w jakiej tkwił. Dlatego właśnie jego wzrok nieustannie wbity był w ciemny kraniec lochu, dlatego czekał na zgrzyt otwie- ranych drzwi i suchy świst zbliŜających się kroków. Dzięki temu mógł przy- najmniej odmierzać czas. Nie ten, który płynie innym ludziom, odmierzany godzinami dni i nocy, ale jego własny - czas więzienia, który liczył się od jednej wizyty kata do następnej, jakby to była przedwczesna i nieuchronna

24 zapowiedź jego własnej śmierci. Na samą myśl o tym krew zastygała mu w Ŝyłach i nieopanowane drŜenie ogarniało całe ciało. Gdyby chociaŜ wiedział, dlaczego znalazł się w tym zamknięciu, gdyby wiedział, kim jest i kiedy, w jaki sposób trafił do tego piekła, mógłby wówczas zaakceptować ten ponury koszmar jako nieuniknioną konsekwencję swojego losu. Ale ilekroć zadawał sobie te pytania, czuł, Ŝe pogrąŜa się w bezdennej otchłani, w której istniała wyłącznie absolutna ciemność. W jego umyśle było tylko jedno puste miejsce, jedna szczelina, którą wyciekły, nie wiedzieć jak, jego wszystkie wspomnie- nia. GRA NIESKOŃCZONYCH TAJEMNIC 3 Podczas pierwszej lekcji Beth nie przestawała myśleć o tym, o czym rozmawiała z Nicholasem w autobusie. ChociaŜ sprawiała wraŜenie, Ŝe słucha uwaŜnie wykładu profesora Lostera, prawda była inne - jego słowa dochodzi- ły do niej niczym daleki szum, którego prawdziwego sensu absolutnie nie potrafiła zrozumieć. Gdy profesor poprosił ją do tablicy, aby rozwiązała jakieś skomplikowane równanie matematyczne i wytłumaczyła kolegom róŜne wa- rianty rozwiązania, nadal zatopiona była we własnych myślach. - Przykro mi, panie profesorze, ale nie czuję się dziś dobrze - po- wiedziała szybko. - Co ci jest, Beth? - Nic takiego, tylko trochę kręci mi się w głowie - wyjaśniła przybitym głosem. - Jeśli chcesz, moŜesz wyjść z klasy. - Dziękuję, moŜe mi dobrze zrobi, jak wyjdę na świeŜe powietrze -od- powiedziała, zbierając pospiesznie swoje rzeczy. Nicholas natychmiast zaczął wrzucać swoje zeszyty i długopisy do ple- caka, potem wstał i powiedział: - MoŜe z nią wyjdę, panie profesorze.

25 - Dobrze, Nicholas, moŜesz jej towarzyszyć - zgodził się profesor Loster, patrząc ponad okularami i nie bardzo rozumiejąc, co się dzieje. Beth i Nicholas wyszli na korytarz, cichy teraz i pusty. - Naprawdę źle się czujesz? - zapytał Nicholas, patrząc jej uwaŜnie w oczy. - Czuję się świetnie, ale po tym, co mówiłeś w autobusie, nie miałam ochoty siedzieć dłuŜej na lekcji. Lepiej chodźmy gdzieś i opowiesz mi, jak rozwiązałeś tę partię scrabbli. - Szare oczy Beth błyszczały z ciekawości. ChociaŜ ciemne niebo groziło, Ŝe w kaŜdej sekundzie moŜe zrzucić swój cięŜki ładunek wody na ziemię, wyszli z budynku i usiedli na jednej z ławek. Beth nie kryła ciekawości, chociaŜ w głębi duszy była zła sama na siebie, Ŝe nie wpadła na to, iŜ wzór, który wydał jej się tylko dziwnym i bezsensownym zbiorem matematycznych działań, w rzeczywistości krył zaszyfrowaną wia- domość. Nicholas wyciągnął z plecaka plik kartek, przełoŜył pod spód te, które juŜ wcześniej pokazał Beth w autobusie, i zatrzymał się na stronie, na której dzia- łania wzoru były juŜ uporządkowane według kolejności cyfr, od których się rozpoczynały, a pod kaŜdym z nich zapisany był odpowiadający mu wyraz: 1 x (R3+E8+C2 + L7+A4 + B6+S1+B5) SCRABBLE 2 x (A5+U3+J6+Z2+4K) Z U K A J 3 x (S2+N4+I7+J6+E3+C5) S E N C J I 4 x (S1+U7+E5 + K3+T6+E2) S E K E T U 5 x (R4+P3+02+Z5+E6+Z7) O P R Z E Z 6x(Ę3 + Gl) GĘ

26 7 x (K5+N1+N7+Y12+H14+I2+Z9+06+C8+E3 + +O10+N11+C13) NIEKOŃCZONYCH 8 x (A2+N6+T1+I7+M5+E4+C8) T A E M N I C A pod spodem same uporządkowane wyrazy, które układały się w taki tekst: _ Z U K A J _ S E N C J I S E K _ E T U _ O P R Z E Z G _ Ę N I E _ K O Ń C Z O N Y C H T A _ E M N I C Szare oczy Beth ślizgały się po kartce, jakby czule ją głaskając. Potem odczytała słowa na głos, tak uroczyście, jakby była czarodziejką wypowiada- jącą zaklęcie. - Szukaj esencji sekretu poprzez grę nieskończonych tajemnic. - Właśnie - powiedział Nicholas. Przeszedł do następnej strony, na której Beth zobaczyła graficzne przed- stawienie partii scrabbli, zupełnie jakby to była plansza do gry, a kolejne ru- chy graczy zaznaczone były numerami w nawiasach. (2) S (5) P O P R Z E Z U K (1) S C R A B B L (3) E (6) G J (4) S E K R E T U E Ę N (7) NIESKOŃCZONYCH J (8) TAJEMNIC

27 - Szukaj esencji sekretu poprzez grę nieskończonych tajemnic - odczy- tał ponownie Nicholas. - Gra w grze i sekret w tajemnicach - dodał, przyjmując ten sam konspiracyjny ton, jaki zdawał się zawierać rozszyfrowa- ny wzór. Beth odrzuciła z twarzy opadające włosy. - Tak odczytany wzór wydaje się łatwy, ale kto go wymyślił i w jakim celu? - Tego nie wiem, ale zdaje się, Ŝe ktokolwiek to jest, prosi nas, byśmy szukali esencji tajemnicy w tej właśnie grze nieskończonych zagadek. Beth dalej głośno ciągnęła rozwaŜania. - Zastanawiam się, czy ktoś jeszcze otrzymał e-mail z tym wzorem. - TeŜ o tym myślałem, chociaŜ to chyba nie ma większego znaczenia. - MoŜe i masz rację. - Zabawa ze wzorem doprowadziła nas do gry w scrabble, a gra w scrabble prowadzi nas do gry w zagadki. Z kolei gra w zagadki powinna do- prowadzić nas do gry w esencję tajemnicy lub do kolejnej, nieskończonej gry. - Ale kto z nami gra? - zastanowiła się Beth. - Nie wiem, chociaŜ bardzo bym chciał się dowiedzieć. - Czy to znaczy, Ŝe juŜ zdecydowałeś się wejść w tę zabawę? - No jasne. Pierwszą partię juŜ wygraliśmy. Jestem bardzo ciekaw, co się za tym wszystkim kryje. Jak myślisz? - Trochę mnie to przeraŜa. W Internecie jest pełno szaleńców, a w tym wzorze jest coś takiego, co mi się wcale nie podoba, Nicholas. Nie wiem co, ale wiem, Ŝe coś mi się nie podoba. - Jednego jestem pewien. Nikt stuknięty nie stworzył tego wzoru - stwierdził Nicholas po krótkiej chwili ciszy. - To moŜliwe. - Beth, przestańmy łamać sobie tym głowę i próbujmy dalej. Nie mamy nic do stracenia. - Dobrze. MoŜe masz rację - zgodziła się Beth, nie całkiem jednak przekonana.