mek4

  • Dokumenty6 660
  • Odsłony367 821
  • Obserwuję282
  • Rozmiar dokumentów11.2 GB
  • Ilość pobrań288 234

Brown Sandra - Jesteś mi winna noc poślubną

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :360.7 KB
Rozszerzenie:pdf

Brown Sandra - Jesteś mi winna noc poślubną.pdf

mek4 EBooki
Użytkownik mek4 wgrał ten materiał 6 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 70 osób, 46 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 89 stron)

SANDRA BROWN JESTEŚ MI WINNA NOC POŚLUBNĄ

ROZDZIAŁ PIERWSZY Denerwowała się. - Jesteś śmieszna - mówiła do siebie. Przestań. - Niestety, świadomość wewnętrznego niepokoju nie przyczyniła się do jego zniknięcia. A gdy ktoś na dodatek zaczyna mówić do siebie, to już z nim niewesoło. Jej spocone ręce drżały przy zamykaniu drzwi samochodu. Przejechała dłonią po jasnych włosach związanych na karku w kunsztowny węzeł - gdyby tak można było tym jednym gestem odpędzić lęk. Wzięła głęboki oddech i poszła w stronę Elks Lodge. Z budynku dochodziły niskie tony perkusji. Już w progu jej .oczy poraziło światło z wirującej u sufitu lustrzanej kuli. Śmiech i gwar ożywionych rozmów popłynęły ku niej jak fala. Zatrzymała się niepewnie u wejścia. - Dani! Wielkie nieba! To Dani! Dani Quinn! Siedząca za stołem kobieta zerwała się z miejsca i podbiegła do niej z otwartymi ramionami. Objęła Dani i przytuliła do bujnych piersi, które stanowiły przedmiot zazdrości wszystkich dziewcząt w klasie, a właściwie w całej szkole. Po serdecznym powitaniu właścicielka wydatnego biustu przyjrzała się Dani uważnie. - Na Boga, nie cierpię cię. Nie przytyłaś ani funta przez te dziesięć lat. Jesteś wspaniała. Wspaniała! Dani roześmiała się. - Cześć, Bulwa ... przepraszam, Rebecca. - Dla przyjaciół wciąż Bulwa! - To znaczy, że nadal lubisz frytki? Bulwa poklepała się po biodrach, których wymiary prześcignęły biust. - Nie widać? Roześmiały się i znów uścisnęły. - Nigdy się nie zmienisz, Bulwa. Cieszę się, że cię widzę. - Ja też, choć często oglądam cię w gazetach z Dallas. Miałam nadzieję, że dojrzę z bliska jakieś zmarszczki. - Przyjrzała się uważnie. - Nie, i ani śladu operacji kosmetycznej. Naturalna młodość i uroda, cholera. Trzymaj się z dala od Jerry'ego - zażartowała. - Wciąż jesteście razem? - Tak, bo kto inny mógłby ze mną wytrzymać? Jerry i Bulwa chodzili ze sobą od drugiej klasy. Dani zazdrościła im długiego, bezkonfliktowego związku.

- Macie dzieci? - Czworo małych szatanów. Teraz są z opiekunką, więc mogę o nich zapomnieć na kilka godzin. - Wróciła na miejsce. - To kartka z twoim nazwiskiem, żebyś nie myślała, że o tobie zapomnieliśmy. Najpiękniejsza dziewczyna w klasie. Bulwa przyczepiła kartkę do jedwabnej sukienki przyjaciółki. - Zawstydzasz nas, Dani. Spójrz tylko na siebie i na nas. - Zmierzyła przyjaznym wzrokiem zgrabną sylwetkę Dani o talii podkreślonej szerokim plecionym paskiem z mosiężną klamrą. Badawczo spojrzała na pantofelki z wężowej skóry dopasowane do torebki. - Neiman Marcus, prawda? Zawsze wyglądałyśmy przy tobie jak zacofane prowincjuszki. - Czy powinnam była nosić dżinsy? Bulwa pogłaskała jej rękę. - Kochanie, klasa i wdzięk są niezależne od ubrania. Równie dobrze wyglądałabyś w worku pokutnym. - Zniżyła głos. - Widziałaś go już? Dani zwilżyła wargi i odwróciła wzrok. - Kogo? - Och, Dani, przecież dobrze wiesz. Logana. Nareszcie było po wszystkim. Nie musiała się już niczego obawiać. Od paru tygodni, odkąd dostała od Bulwy list zawiadamiający o klasowym spotkaniu, bała się usłyszeć to imię. A jednak teraz to przeżyła. - Logan? Nie, nie widziałam go ... zaczekaj, niech pomyślę ... od dziesięciu lat. Przyszedł? - Jasne. Nasz gospodarz, gwiazda reprezentacji szkolnej, bierze udział we wszystkim, co dzieje się w Hardwick. To najlepsza skrzynka kontaktowa. Pomógł mi spisać nazwiska wszystkich, gdy urządzaliśmy ten zjazd. Dani sięgnęła drżącą dłonią do naszyjnika z malachitu, który miała na sobie. - I jak? - Nie wierzyła, że oszuka Bulwę swoją udawaną obojętnością. - Pytasz może, jak wygląda? - Rebecca roześmiała się. - Tak świetnie, iż ostrzegłam Jerry'ego, że jest trzech mężczyzn na świecie, dla których zaryzykowałabym dziesięć lat szczęśliwego małżeństwa za jedną wspólną noc. Dwaj z nich to Robert Redford i Richard Gere. Niestety, Logan zawsze uważał mnie za kumpla. - Chwyciła Dani za ramię i lekko popchnęła w stronę gości. - Idź, wypij jakiegoś drinka. Wiele osób chce cię zobaczyć. Potem pogadamy. Z początku nieśmiało, lecz później, w miarę rozpoznawania przyjaciół z klasy, Dani włączyła się do zabawy z rosnącym entuzjazmem. Odnawiała stare znajomości,

zdążyła wysłuchać różnych historii, które wydarzyły się w ciągu dziesięciu lat. - Dani, kochanie, napijesz się czegoś? - Klasowy Romeo, nie zmieniony nawet po trzech nieudanych małżeństwach, zajął się nią z ochotą. - Whisky. Otworzył oczy ze zdumienia. - Nasza Dani wreszcie pozbyła się skrupułów! Słyszałem, że na Greenvill Avenue w Dallas naprawdę umieją tańczyć. Nauczysz nas jakichś nowych kroków? - Whisky i coca - cola, Al. Z lodem. - Dobrze - powiedział wyraźnie zbity z tropu. - Zaczekaj tutaj. Śmiejąc się spojrzała na kartkę, którą ktoś wsunął jej do ręki. Później mieli nagrodzić tego, kto najbardziej się zmienił lub został ojcem lub matką największej liczby dzieci albo przebył najdłuższą drogę na to spotkanie. - Na kogo głosujesz? Choć minęło dziesięć lat, natychmiast rozpoznała jego męski głos. Już wtedy osiągnął tę niską, dojrzałą barwę, gdyż jego właściciel był o dwa lata starszy od pozostałych osób w klasie. Boleśnie znajomy, prosto z jej marzeń. Podniosła głowę, spojrzała na niego i zamarła z wrażenia. Był jeszcze bardziej przystojny i atrakcyjny niż dawniej. Jego twarz, jakby wzięta z afisza reklamującego podróż po Skandynawii, dobrze zniosła upływ czasu. Lekkie zmarszczki w kącikach oczu i ust tylko dodawały mu uroku. Jasne włosy, jak zwykle rozczochrane i nie poddające się żadnym zabiegom, opadały na szerokie czoło. Gęste brwi ocieniały błękitne oczy, usta pozostały nadal zmysłowe. Dołek w brodzie nadawał mu wygląd skorego do ciągłych żartów łobuziaka. - Na kogo głosujesz? Jej serce biło jak oszalałe. Oczy przesłoniła mgła, wszystko wokół zaczęło falować i rozmazywać się, tylko postać Logana rysowała się zaskakująco wyraźnie. - Głosuję? W jakiej kategorii? - „Największa niespodzianka - zobaczyć cię tutaj”. - Przyglądał się jej badawczo. - Myślałeś, że nie przyjadę? - Nie wierzyłem, że starczy ci odwagi. Dani poczuła się dotknięta. Nim zdążyła odpowiedzieć, zjawił się Al, trzymając w ręce przepełnioną szklankę, z której wylewała się cola. - O, przepraszam, Dani. Cześć, Logan. - Masz serwetkę? - spytała, strząsając z ręki krople coli. - Serwetkę? - powtórzył bezmyślnie Al. - Och, nie. Logan sięgnął do kieszeni i wyjął białą złożoną chusteczkę· Podał ją Dani. - Dziękuję - odpowiedziała sztywno, wytarła rękę i oddała chusteczkę· - Miło cię widzieć, Al. Którą z żon dziś przyprowadziłeś?

- Bardzo śmieszne, Logan. - Al pociągnął whisky z ponurą miną. - Człowieku, oskubały mnie do cna. Płacę horrendalne alimenty. Dzieci potrzebują a to aparatów ortodontycznych, to znów lekcji tańca i Bóg wie jeszcze czego. - Tak to jest, gdy się próbuje zwiększyć zaludnienie stanu Teksas. - Współczucie Logana nie było szczere. - Ty miałeś lepszy pomysł. Kochaj i rzuć ... Cholera, przepraszam cię, Dani. W tej chwili pragnęła znaleźć się gdziekolwiek, byle nie tutaj. Było gorzej, niż przypuszczała. Ułożyła usta w wymuszony uśmiech. - W porządku, Al. - Tobie dobrze - ciągnął Al - pozostałeś kawalerem. Małżeństwo to cios między oczy. - Małżeństwo czy rozwód? - spytał Logan. - W moim przypadku wychodzi na jedno. - Logan roześmiał się, słysząc smutny głos kolegi; Dani mu zawtórowała. - Kochanie, usycham z pragnienia. - Rudowłosa kobieta przytuliła się do Logana i objęła go w pasie. Jej biały atłasowy kostium nie nadawał się na tego rodzaju przyjęcie. Obcisła marynarka ledwie mieściła wydatne piersi. Ich brodawki przeświecały przez cienki materiał, co wcale jej nie peszyło. Spojrzenia mężczyzn sprawiały jej satysfakcję· Logan władczym gestem otoczył odsłonięte ramiona rudowłosej. - Lana, przedstawiam ci Dani Quinn. Ala już znasz. - Cześć - powiedziała nachmurzona i zwróciła błyszczące oczy na swego partnera. - Kochanie, umieram z pragnienia. - Dobrze. - Gdy szli w stronę baru, Logan odwrócił się i rzucił przez ramię: - Później cię znajdę· - Webster zawsze miał szczęście do kobiet - mruknął Al. Dani patrzyła na znikającą w tłumie parę. Logan był taki męski: szerokie ramiona zdawały się rozsadzać koszulę, zaś tors zwężał się ku wąskim biodrom. Na dodatek ten jego niedbały chód charakterystyczny dla rodowitych Teksańczyków. Rozkołysane biodra, lekko ugięte kolana, pozorna ociężałość - wszystko to czyniło go niezwykle pociągającym. Poruszający się w ten sposób mężczyźni zwykle nosili obcisłe dżinsy. Spodnie Logana przylegały do ciała, opinając jędrne pośladki i długie smukłe uda. - Nigdy nie mogłem tego pojąć. Głos Ala wyrwał ją z zamyślenia. - Czego?

- Jak on mógł cię zostawić. - To niezupełnie tak - odpowiedziała i zaciągnęła go na parkiet, chcąc uniknąć dalszej rozmowy na ten temat. Dyrektor Hardwick High School stał teraz przy mikrofonie. - Macie dziś szczęście ... - Cofnął się szybko, gdy w głośnikach zapiszczało. Po chwili znowu zbliżył się do mikrofonu, niwecząc nadzieję swych byłych uczniów, że skończył wreszcie przemówienie. - Macie szczęście, bo wasi ulubieńcy, Logan Webster i Dani Quinn, są tu z nami. Chciałbym ich prosić, by poprowadzili następny taniec. Wasza klasa była chlubą szkoły. Bawcie się dobrze i pamiętajcie, że jesteście zawsze mile widziani w Hardwick High School. Wśród brzęku kieliszków i gwaru rozmów rozległy się kurtuazyjne oklaski. Połowa zebranych patrzyła wyczekująco na Logana, połowa na Dani. Każdy bowiem pamiętał, jak Logan i Dani tańczyli razem na zabawach. Dani spojrzała na Logana nonszalancko obejmującego swą partnerkę. W drugiej ręce trzymał butelkę piwa. Podniósł ją do ust, przechylił, pociągnął parę łyków i nie spuszczając wzroku z Dani, podał nadąsanej Lanie. Powolnym krokiem przeszedł przez parkiet i stanął tuż przed nią. - Zatańczysz, Dani? - Chyba nie mam wyboru. Uniosła podbródek z wyzywającym błyskiem w oczach. Dostrzegł tę zmianę i uśmiechnął się z zadowoleniem. Wszyscy zaczęli klaskać. - No, dalej! Zaczynajcie! - wołała wesoło Bulwa. Rozległy się gwizdy, gdy Logan przytulił ją do siebie. Trzymał ją tak jak dawniej, mocno obejmując w talii. - Lana patrzy. - To co z tego, przecież to wolny taniec. Czuła na włosach jego oddech. Jej zmysły niczym zbudzone z długiego snu pragnęły doświadczyć wszystkiego, co je ominęło. Zdawała sobie sprawę, że patrzy na niego prowokująco. - Dlaczego to miał być wolny taniec? - Głupie pytanie, Dani. - Wzmocnił uścisk. - Mogę cię objąć. Sprawdzić, czy się zmieniłaś. - Pamiętasz? - Pamiętam. - I jaki wynik? - Są pewne zmiany tu i tam. - Gdzie? - Uśmiechnęła się kokieteryjnie. - Tu i tam. - Wymawiając te słowa, patrzył na jej piersi. Potem zachichotał. -

Wstydzisz się? - Nigdy tak do mnie nie mówiłeś. - Wtedy byłem nieśmiałym chłopcem. Teraz jestem mężczyzną i mogę mówić to, co myślę· Podziwiam twoją dojrzałą figurę. - I tak nigdy nie dorównam Bulwie. Roześmiał się. - Biedny Jerry. Przejdzie przez życie wiedząc, że każdy chłopak w klasie wyłaził ze skóry, by poderwać jego żonę. - Ty też to robiłeś? - Chyba w ósmej klasie. Na moje zaloty Bulwa zareagowała uderzeniem w skroń. Przez tydzień widziałem gwiazdy i nie odważyłem się spróbować po raz drugi. Na parkiecie pojawiły się kolejne pary. - Ładnie wyglądasz, Dani. - Dziękuję za uznanie. - Nie kpij - syknął ze złością. - Nie prawię głupich i tanich komplementów. Jesteś jeszcze piękniejsza niż wtedy, dobrze wiesz, jak na mnie działasz. - Chcąc to okazać, przytulił ją mocniej. Muzyka umilkła. Próbowała uwolnić się z jego objęć, lecz jej nie puszczał. - Logan, nie ma muzyki - powiedziała słabym głosem. - Zaraz będą grać dalej. - Ale twoja dziewczyna ... - przypomniała, gdy dźwięki następnej ballady wypełniły salę. - Poczeka. Nic się nie stanie, nawet jeśli tego nie zrobi. - Nie masz o niej pochlebnego zdania. - Kiedy Lana wie, że będzie się dobrze bawić, można ją wynająć na całą noc - zakpił. - Czyli tak teraz wyglądają twoje układy z kobietami? - Oczywiście, przyjemnie i bez komplikacji. Co mam do stracenia? - Nic, poza szacunkiem dla samego siebie. Roześmiał się ochryple, lecz w jego oczach nie zauważyła rozbawienia. - Już dawno go straciłem, Dani. Kiedy ty ... - Logan, proszę cię, nie. Ton, jakim wypowiedziała jego imię, uspokoił go. Schyliła głowę i oparła o jego pierś. To zupełnie go rozbroiło. Gniew ustąpił miejsca pragnieniu, by mieć ją całą dla siebie, chronić i kochać. Zawsze tego chciał. Spojrzał na jej jasne i lśniące jak blask księżyca zmieszany z miodem włosy i zapragnął złożyć na nich pocałunek.

Słyszał szelest sukni ocierającej się o jego ubranie, gdy kołysali się powoli w rytm muzyki. Pragnął ją zdjąć, by zobaczyć odcień opalonej skóry jej drobnego, sprężystego ciała. Perfumy, jakich używała, miały słodki, mocny, odurzający go zapach. Zapragnął dotknąć wargami jej diamentowych kolczyków, poczuć językiem aksamitną brzoskwiniową skórę· Chciał smakować ją całą. Odszukał jej rękę. Palce Dani wśliznęły się swobodnie w jego dłoń, by zbadać odciski i zgrubienia skóry. - Nadal ciężko pracuję, Dani. - N a farmie rodziców? - Niezupełnie. Ta sama ziemia, ale ... Jutro się przekonasz. Urządzamy tam piknik. - Mieszkasz z rodzicami? Potrząsnął głową. - Wyjechali do miasta. Mają tam mały domek. - Nieźle ci się powodzi. Czytałam o tobie w „Texas Monthly”. Nigdy nie wątpiłam, że ci się powiedzie. - Niestety, inni tak. Na przykład twoi rodzice - dodał z goryczą. Spuściła wzrok i to go rozgniewało. - Powiedz, Dani, co by pomyśleli, gdyby zobaczyli nas teraz? W dalszym ciągu uważają, że ręce farmera są zbyt brudne, by cię dotykać? - To było dawno, Logan. Poza tym to nigdy nie miało dla mnie znaczenia. - Ależ miało - powiedział, pochylając się nad nią. - Gdy odkryliśmy karty, okazało się to bardzo istotne. - Chcę już iść. - Odepchnęła go zmuszając, by ją puścił. Zeszła z parkietu i odnalazła toaletę. Chciała pobyć parę chwil w samotności, nim ochłonie z emocji. Taniec z Loganem przypomniał jej cudowne, dawne chwile. Z jedną tylko różnicą - nie byli już parą zakochanych dzieci. Miłosny zawód odebrał im niewinność. Dani przestała być romantyczną dziewczyną, wierzącą w szczęśliwe zakończenie ich związku. Teraz stała się dojrzałą kobietą. Dawniej nie rozumiała porywów ciała, dziś wiedziała, czego chce. Pragnęła Logana. Problem w tym, że nie mogła go mieć. W tej chwili wydawało się to jeszcze mniej realne niż wtedy. Gdy się uspokoiła, opuściła toaletę i szła pustym korytarzem do sali tanecznej. Mijając drzwi po lewej stronie, odruchowo je otworzyła. Mieścił się

tu przytulny magazyn i takim go zapamiętała. - Pokój finałowy. Odwróciła się gwałtownie i ujrzała stojącego za sobą Logana. Podszedł energicznym krokiem, niemal wepchnął ją do małego pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi. - Co powiedziałeś? - spytała bez tchu. - Chłopcy tak go nazywali. Pokój finałowy. Zwabialiśmy tu nasze partnerki w czasie zabaw. Ciekawe, czy państwo Elk wiedzą, jaką historię ma ich magazyn? Uśmiechnęła się nieśmiało, mimo że zaschło jej w gardle, a serce tłukło się niespokojnie. - Dziewczyny wiedziały, co tu robicie. - Naprawdę? Tak też sądziliśmy i dzięki temu była jeszcze lepsza zabawa. - Zbliżył się o krok. Ściana za plecami odcinała jej odwrót. - Miło znów cię zobaczyć, Logan, ale właśnie wychodziłam i... - Czy pamiętasz, jak ostatni raz tu byliśmy? - Co z Laną? - O co chodzi? - spytał niecierpliwie. - Będzie cię szukać. - Nie. Dałem ją Alowi. - Podszedł bliżej. - Zapomnij o Lanie, o przyjęciu, o wszystkim. Pamiętasz nasze ostatnie spotkanie w tym miejscu? - Nie ... to znaczy, tak. Nie jestem pewna. Wychodzę, Logan. Dobranoc. Chwycił ją za ramię, gdy próbowała się koło niego prześliznąć, i przycisnął do ściany. - Ja wszystko pamiętam. Miałaś na sobie różową sukienkę z odsłoniętymi ramionami i koronkową falbaną. - Przeciągnął dłonią po jej piersiach. Westchnęła. Dotknięte przez mężczyznę ciało wysyłało sygnały alarmowe. - Miałaś perłowe kolczyki i naszyjnik. - Przesunął palcami po jej szyi. - Związałaś wówczas włosy, lecz wymykały się z nich loki i dotykały policzków, o, tutaj. - Pociągnął lekko pasma włosów wokół jej twarzy, które wysunęły się z gładkiego uczesania i opadły na policzki. Wspomnienie powróciło z całą siłą, lecz nie przyznała się do tego. - Nie pamiętam. - Jestem pewien, że pamiętasz. Odwróciła się do ściany, ale to go nie powstrzymało. Przysunął się tak blisko, że poczuła na karku jego oddech. - Tańczyliśmy mocno przytuleni, prawie stopieni w jedno. Przyszliśmy tutaj i całowaliśmy się aż do bólu. Byłaś taka słodka i delikatna, nie mogłem się nasycić

twoimi ustami. Chciałem, żebyś mnie dotknęła, więc uniosłaś moją koszulę i położyłaś dłonie na piersi. - Przestań, Logan. - Wtedy też tak mówiłaś. Gdy dotknąłem twych piersi, zaprotestowałaś, ale tak naprawdę nie chciałaś, bym przestał. Pieściłem cię, aż oboje zaczęliśmy płonąć. Pragnęłaś mnie tak jak ja ciebie. - Nie rób tego - błagała. Schyliła głowę, a on pocałował ją w kark. - Czemu nie? Chcę, żebyś pamiętała, jak bardzo byliśmy zakochani. - Pamiętam. - Tak? Więc czemu nie powiedziałaś rodzicom o naszym uczuciu? Odwróciła się gwałtownie. - Zrobiłam to! - Naturalnie nie dali się przekonać - warknął. - Wiesz, jak się czułem, gdy wybrałaś ich zamiast mnie? - Nie miałam żadnego wyboru. - Mogłaś wybrać. Miałaś osiemnaście lat, byłaś pełnoletnia. - Nie mogłam! - krzyknęła. Słowa zdawały się pobrzmiewać w powietrzu przez długą chwilę· - Wyjechałaś z nimi, ale teraz jesteś tu ze mną - powiedział powoli. Pochylił się nad nią· Błysk w niebieskich oczach przeraził ją, lecz próbowała udawać odważną. - Puść mnie, Logan. Nie jesteśmy już nastolatkami ściskającymi się ukradkiem w magazynie. - Masz rację, tylko że ja chcę od ciebie znacznie więcej niż parę pocałunków. - Próbowała się uwolnić, ale jego uścisk wcale nie zelżał. - Nie powinnaś była wracać, Dani, zanim nie zdecydowałaś się na zwrot długu. Strach chwycił ją za gardło. - Jakiego długu? Czego ode mnie chcesz? - Nie udawaj. Wiesz dobrze, czego chcę. - Pochylił się niżej i zbliżył usta do jej warg. - Jesteś mi winna noc poślubną.

ROZDZIAŁ DRUGI Przez chwilę patrzyła na niego niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Gdy dotarła do niej treść wypowiedzianych słów, nie potrafiła logicznie myśleć. - Nie mówisz tego poważnie - szepnęła. - Oczywiście, że tak. W tej sprawie nie żartuję. Modliła się w duchu, by sobie poszedł. Wtulał się w nią tak mocno, że przez jej ciało przebiegały fale ciepła. Tęskniła za pieszczotami, o których przez tyle lat próbowała zapomnieć, ale on nie mógł się o tym dowiedzieć. - Logan, byliśmy dziećmi - rzekła poważnie. - Nastolatkami, owszem, ale nie dziećmi. Dzieci nie wiedzą, co robią, natomiast my wiedzieliśmy, Dani. Dobrze wiedzieliśmy, co robimy i że chcemy siebie nawzajem. Szukała odpowiedzi. Tę dyskusję prowadziła sama z sobą przez dziesięć lat i zawsze przegrywała. Czy z nim można wygrać? - No dobrze, lecz nie zdawaliśmy sobie sprawy ... - Gdybym chciał tylko cię posiąść, Dani, nie odmawiałbym sobie tego przez dwa lata, które spędziliśmy razem. - Wykrzywił usta w bolesnym uśmiechu. - Chodziłem z najpiękniejszą dziewczyną w klasie, dla której każdy facet zrobiłby wszystko. - Nie wiedziałam, że tak się poświęcałeś - rzekła sarkastycznie. - Po prostu chciałem być z tobą za wszelką cenę. - Więc dlaczego robisz mi teraz wyrzuty? Doprowadzała go do ostateczności. - Bo chcę, żebyś zrozumiała, że nie ożeniłem się z tobą dla seksu. Kochałem cię, cholera. Ścisnął jej ramię. - Gdy uciekliśmy, by szukać sędziego pokoju, nie chodziło mi wcale o noc poślubną. Myślałem o naszym wspólnym życiu. Uczestniczyłem w tej ceremonii, traktując bardzo poważnie przyrzeczenie, jakie sobie składaliśmy. To nie była dla mnie tylko czcza formułka, która miała zalegalizować pójście z tobą do łóżka. To znaczyło o wiele więcej. Oddychał ciężko. - Czy wiesz, jakie to uczucie zostać aresztowanym? Na Boga, Dani, postaw się na moim miejscu. Spróbuj sobie wyobrazić, jakie to upokarzające. Wspomnienie czerwonych i niebieskich świateł, hałasu i zamieszania, gniewu na twarzy rodziców i upokorzenia Logana podziałało na nią i osunęła się w jego ramiona.

- Przecież ja czułam to samo. Skoro tak dobrze wszystko pamiętasz, przypomnisz sobie zapewne, jak krzyczałam, gdy ciągnęli cię do samochodu, i błagałam, by nie robili tobie krzywdy. - Widziałem tylko, że rodzice pocieszali ciebie, tak jakbym cię uprowadził czy wyrządził jakąś krzywdę. - Mieli podstawy do niepokoju. Nasza ucieczka była rzeczywiście nieodpowiedzialnym wybrykiem. - Więc wybaczyłaś ojcu, że kazał mnie aresztować za kradzież twego samochodu? - Nie, nie - zaprzeczyła żałośnie. - To było podłe z jego strony, ale nie widział innego sposobu, by nas powstrzymać. - Cóż, sposób okazał się niezwykle skuteczny. - Puścił jej ramiona. - Wycofał co prawda oskarżenie, lecz spędziłem kilka nocy w areszcie, podczas gdy oni zabrali cię do Dallas, by unieważnić nasz ślub. Wspomnienie tych strasznych dni powróciło nagle. Płakała, błagała, groziła odejściem, a nawet samobójstwem, jeżeli nie pozwolą jej zobaczyć się z Loganem. Rodzice pozostali niewzruszeni. „On nie jest dla ciebie” - twierdzili. „Unieszczęśliwi cię. Nie zapewni ci poziomu życia, do jakiego przywykłaś.” Nie był w ich typie. Popadła na długie miesiące w całkowitą apatię. - Pojechałem do Dallas, gdzie udało mi się zobaczyć z twoim ojcem - ciągnął Logan. - Byłaś wtedy z matką w Europie. Powiedział, że żałujesz tego, co zrobiłaś, i nie chcesz mnie już nigdy widzieć. - Nigdy tego nie mówiłam - odpowiedziała szczerze. - A do wyjazdu zostałam zmuszona. Spędziłyśmy tam pół roku. Po powrocie zrozumiałam, że to beznadziejne. Znów wziął ją za ramiona i lekko potrząsnął. - Nie było beznadziejne, nim się nie poddałaś. Gdybyś tylko ostrzej z nimi walczyła ... - Nie mogłam. To byli moi rodzice. - A ja byłem twoim mężem. Miałem pannę młodą, Dani, lecz nie żonę. Chcę dostać to, co mi się należy. Próbowała się uwolnić z jego objęć, na co jej niespodziewanie pozwolił. - To niemożliwe. Roześmiał się lekko i musnął palcem jej dolną wargę. - Tak uważasz? Jesteśmy parą zdrowych, dojrzałych, pasujących do siebie ludzi. Odsunęła jego ręce.

- Skąd wiesz, że nadal do siebie pasujemy? - Czuję to - stwierdził z pewnością siebie, która ją rozzłościła. - Nie pojechałbym za tobą do Dallas, lecz teraz jesteś u mnie. Wszystko, co wkracza na moje terytorium, uważam za swoje. - To brzmi jak groźba. - Bo to jest groźba. Albo obietnica, zależy, jak na to spojrzysz. - Dla mnie to czcze pogróżki, Logan. Wieczorem wracam do Dallas. Chwycił medalion na jej szyi i pociągnął. Wygięła głowę do tyłu. Jego usta znalazły się blisko jej warg. - Chcesz znów okazać się tchórzem? Nie wierzę, Dani. Puścił ją. - Do jutra. - Cofnął się o parę kroków, uśmiechając się przy tym bezczelnie, po czym wyszedł, zamykając drzwi. - Cholera! Dani cisnęła torebkę na łóżko w pokoju hotelowym i sama rzuciła się obok niej. Leżąc na plecach, zdjęła pantofle. Patrzyła w sufit, wspominając pożegnalny uśmiech Logana. Biła pięściami w materac. „Ze wszystkich aroganckich ...” Ale jej wściekłość nie była szczera i Dani dobrze o tym wiedziała. Był arogancki, pewny siebie i jednocześnie wesoły i wielkoduszny. Domyślała się, że chciał ją zranić, niby w odwecie za przeszłość. Wiedziała jednak, że nie potrafiłby nikogo rozmyślnie skrzywdzić. I z tych właśnie powodów wciąż go kochała. ,,O Boże, co mam robić?” Czyżby powrót do Hardwick okazał się błędem? Wielokrotnie przekonywała samą siebie, że nie powinna jechać na to spotkanie. Ciągnęła ją tam przemożna siła, masochistyczne wprost pragnienie zobaczenia, jak on wygląda, jak potoczyło się jego życie. Artykuły w prasie nie wspominały wprawdzie o pani Webster i dzieciach, lecz obawiała się, czy nie zastanie go szczęśliwie żonatego. Chyba oszalałaby z bólu. Najlepszym wyjściem z sytuacji, w której się znalazła, byłby wyjazd. Jeśli to zrobi, wówczas zawiedzie wielu ludzi, którzy na nią postawili podczas ze brania komitetu, gdzie omawiano plany na weekend. - Nie będzie mnie w piątek - oznajmiła Dani. - Jadę do Hardwick na spotkanie mojej dawnej klasy po dziesięciu latach. - Hardwick? - przewodnicząca nadstawiła uszu. - To we wschodnim Teksasie, prawda? - Trzy godziny jazdy samochodem. Mój ojciec miał tam kiedyś tartak. Pani Meneffee podeszła do biurka, otworzyła szufladę i wyjęła z niej mapę.

Studiowała ją przez chwilę, po czym oznajmiła z ożywieniem: - Tak myślałam, Dani. Niedaleko Hardwick znajduje się ziemia, którą chcemy kupić, by urządzić tam obóz. Jej właściciel mieszka w tym mieście. - Przerzucała szybko kartki notesu. - O, mam. Logan Webster. Hodowca bydła, duży majątek. Kupił tę ziemię kilka lat temu, ale jeszcze jej nie zagospodarował. Napisaliśmy do niego w nadziei, że nam ją sprzeda. Nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi. Dani była jedną z założycielek Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, mającego na celu zwiększenie funduszy na pomoc dzieciom niepełnosprawnym. Od dawna marzyła o zorganizowaniu dla nich obozu letniego, gdzie mogłyby wypoczywać i bawić się. - Znasz go? - spytała pani Meneffee. - Tak. - Odchrząknęła. - Słyszałam o nim. - Czy mogłabyś do niego zadzwonić, gdy tam będziesz? Może zdołasz go namówić do sprzedaży tej ziemi. Kobieta nalegała, aż w końcu wymusiła na Dani obietnicę, że spotka się z Websterem podczas pobytu w Hardwick. - Muszę z nim porozmawiać - powiedziała do swego odbicia w lustrze, gdy zaczęła się rozbierać. - Choć nie wygląda mi na specjalnie hojnego. Chciał tylko brać, nie dawać, a to, co chciał wziąć ... Wkładając szlafrok, zerknęła na leżącą na stole kopertę. Podeszła i wyjęła z niej broszurę, którą ze sobą przywiozła. Z licznych fotografii patrzyły na nią dzieci. Serce ścisnęło się jej z żalu. Ta praca była ważna, znacznie ważniejsza od problemów osobistych. Własne troski wydały jej się małe w porównaniu z trudnościami, z jakimi borykają się na co dzień te dzieci i ich rodziny. Gasząc światło, wiedziała już, że pojedzie jutro do domu Logana. Na szczęście Bulwa dała jej mapę. Obiecała porozmawiać z Loganem w sprawie ziemi. Co więcej, złożyła przed laty pewne ślubowanie. I nic, nawet groźby Logana nie powstrzymają jej od wypełnienia go. - Nie cierpię cię, wiesz. - Bulwa chrupała chipsy. Roześmiana Dani siedziała naprzeciw niej przy ogrodowym stoliku ze szklanym blatem. Frędzle kolorowego parasola powiewały na ciepłym, letnim wietrze. - Spójrz na siebie. Nie pocisz się. Ona jest chyba nie z tego świata - stwierdziła Bulwa scenicznym szeptem do męża. - Kto jest nie z tego świata? - Logan stanął za Bulwą w chwili, gdy mówiła te

słowa. - Dani. Nie poci się. Nigdy nie ma rozczochranych włosów, a właśnie pływała. Gdy ja wychodzę z basenu, wyglądam jak słoń morski. Ona wyłania się z wody jak baśniowa rusałka. Logan ugiął kolana, by dojrzeć Dani pod parasolem. - Wygląda dość apetycznie - powiedział miękko. Dani zarumieniła się pod słomkowym kapeluszem, a ciemne szkła jej słonecznych okularów ukryły spuszczone powieki. Gorące spojrzenie Logana parzyło jej ciało osłonięte plażową sukienką. - Czy mogłabyś mi pożyczyć swoje smukłe ciało na dzisiejsze popołudnie? - spytała Bulwa. Dani wdzięczna za przerwanie niezręcznej ciszy spytała żartobliwie: - I co byś z nim zrobiła? - Biegałabym nago po plaży. Logan gwizdnął i pochylił się, obejmując Bulwę. Szepnął lubieżnie do jej ucha: - Twoje ciało równie dobrze nadawałoby się do tego. Byłoby wspaniale zobaczyć cię wśród piasku i fal. Wykupiłbym miejsce w pierwszym rzędzie. Bulwa otworzyła szeroko oczy. - Naprawdę? Coś takiego - po tylu latach dowiaduję się, że Logan Webster pożądał mojego ciała! Logan uśmiechnął się zniewalająco. - Wiele razy. - Jerry, słyszysz go? Czy te słowa wzbudzają twoją zazdrość? - spytała Bulwa męża. - Jeszcze jaką. - pociągnął łyk ze swej szklanki. Siedzący przy sąsiednich stolikach zaczęli się śmiać. Jerry ciągnął dalej łagodnym głosem: - Nie mogę powiesić każdego faceta, który się za tobą oglądał, Bulwa. Nie dziwię się im, skoro się z tobą ożeniłem. - Ale ... ale zawsze mówiłeś, że moje - zrobiła ruch ręką - moje, no wiesz, nie miały nic wspólnego z twoim uczuciem do mnie. - Kłamałem. - Jerry uśmiechnął się z zażenowaniem. - Jerry Perkins! To dlatego zawsze chciałeś siedzieć obok mnie w autokarze sportowym? Odpowiedział jej znaczącym uśmiechem. - No cóż, ja nigdy ... - Owszem, ty też - przypomniał Jerry, mrugając bezwstydnie. - Wiele razy. Zaczęła się śmiać. - Ja też, prawda? Uwielbiałam każdą taką chwilę i nadal uwielbiam. - Mieliśmy świetny ubaw, gdy nasi liderzy wracali autokarem z meczów rozgrywanych poza miastem - rzekł jeden z byłych klasowych sportowców.

- To były chwile, co? Przodowali Jerry i Bulwa. - Oraz Logan i Dani. - Jasne. Websterowi zawsze się udawało zająć miejsce z tyłu. - Zresztą zawsze się do siebie kleili aż do znudzenia. Spojrzenia Logana i Dani spotkały się nad stołem. - Pamiętacie zawody w całowaniu w drodze z Lampasas? - Francuskie pocałunki, inne się nie liczyły - przypomniała Bulwa. - Kto wygrał? - A jak myślicie? Logan i Dani. Oni mogli całować się bez końca, podczas gdy inni przerywali, by zaczerpnąć powietrza. Wszyscy się roześmiali - oprócz tych dwojga, którzy wciąż na siebie patrzyli. - Kto jeszcze brał w tym udział? Aha, Janey i P.J. - Gdzie jest Janey? Myślałem, że tu będzie. - Mieszka w Beaumont. Urodziła właśnie trzecie dziecko, więc nie mogła przyjechać. - P.J. mieszka w Kalifornii, otworzył praktykę adwokacką. Ożenił się. Jego żona też jest prawnikiem. - Żartujesz? Słowa przepływały obok Dani i Logana, nie zakłócając ich wzrokowego kontaktu. - Pamiętacie Billy'ego Clyde'a ... jak on się nazywał? - Winslow. - Właśnie, Billy Clyde Winslow. Wstąpił do wojska. Wyjechał do Kambodży i niedawno wrócił zupełnie nie do poznania - wrak człowieka. - Narkotyki? - Tak sądzę. Logan patrzył na usta Dani. Czuła, jak uważnie studiuje je - nabrzmiałe pod tym palącym spojrzeniem. Sarna też przyglądała się jego wargom i dołkowi w brodzie, wspominała wieczory w autokarze sportowym. Chłodny wiatr dmuchał wtedy przez szyby, lecz nie czuła go wcale. Tulili się do siebie pod jego kurtką, całując do utraty tchu. Pieścił jej ciało, aż stawało się gorące i bolesne. Z niechęcią witali granicę miasta, pragnąc, by jazda nigdy się nie skończyła. Gdy żegnali się przed jej domem, była podniecona i pełna tęsknoty. Patrząc na niego w tej chwili, przeżywała wszystko od nowa. - Logan? . Głos Lany wydał się Dani nieprzyjemnym zgrzytem. - Al chce mnie natrzeć olejkiem do opalania. Nie wiesz, gdzie go zostawiłam? Miała na sobie szydełkowe bikini, które więcej odsłaniało niż przykrywało. Cienki

złoty łańcuszek przylegał kusząco do bioder, tworząc ornament w kształcie ust tuż nad wzgórkiem łonowym. Logan patrzył na nią jak na intruza. Oficjalnie była jego dziewczyną na weekend, teraz pragnął, by szybko zniknęła. Jeśli zamierzała wzbudzić zazdrość Logana, narzucając się biednemu Alowi, traciła czas. Nie chciał jednak być niegrzeczny. - Nie wiem, Lana. Sprawdź w przebieralni. - Gdy się odwrócił, Dani przeprosiła towarzystwo i poszła w stronę domu. Weszła do dużej kuchni, zdjęła kapelusz i okulary przeciwsłoneczne. Przyłożyła dłonie do rozpalonych policzków, próbując je nieco ochłodzić. Rozglądała się po pomieszczeniu, które ją zachwyciło, podobnie jak reszta domu. Dziesięć lat temu wiedziała tylko w przybliżeniu, gdzie znajduje się farma Webstera, choć Logan nigdy jej tam nie zabrał. Ogromny dom zbudowany z kamienia i drewna cedrowego był cudem architektury. Podzwrotnikowe rośliny i bujne kwiatowe grządki otaczały basen i przebieralnię. Za stajnią i innymi budynkami gospodarczymi rozpościerały się zielone pastwiska, przechodzące w gęsty sosnowy las. Pamiętała, jak Logan mówił jej, iż farma jego rodziców zajmuje zaledwie kilka akrów. Z tego, co zauważyła, widać było, że dokupił sporo okolicznej ziemi, zburzył stary dom i założył tu swoje własne królestwo. Wnętrze było piękne. Posadzki wyłożone dywanami łączyły otwarte pokoje. Nowoczesne, wygodne meble, obite naturalnymi tkaninami, czyniły wnętrza przytulnymi mimo wysokich sufitów. W słonecznej kuchni panował teraz bałagan, albowiem po przyjęciu zostało mnóstwo śmieci. Dani zaczęła je wrzucać do dużego plastykowego worka. - To musi być dla ciebie nowość. Spoglądając przez ramię, ujrzała stojącego w drzwiach Logana. - Nie bardzo rozumiem, co masz na myśli. - Sprzątanie. Nie masz służącej, która robi to za ciebie? Zagryzła wargi, by powstrzymać cisnącą się na usta odpowiedź. W ciągu całego dnia ani przez chwilę nie byli sami. Teraz, gdy nadarzyła się ku temu okazja, umyślnie ją ranił, lecz musi to wytrzymać. Miała misję do spełnienia i zamierzała przekonać do niej lepszą część Loganowego „ja”. Zaczęła płukać w zlewie szklanki i wkładać je do zmywarki. - Nie, nie mam służącej. Mieszkam sama w małym mieszkaniu. Praca domowa

nie zajmuje mi dużo czasu, więc po co mi pomoc? - Nie masz służącej. Mieszkasz w małym mieszkaniu. Jeździsz skromnym buickiem. - Podszedł i schylił się nad nią; obcisłe spodnie podkreślały kształt jego ciała. - Czy twój były mąż nie płaci alimentów? Podniosła głowę, a jej ręce znieruchomiały. Ze szklanki, którą trzymała, prysnęło na podłogę parę kropel wody. Nie przypuszczała, że wie o jej małżeństwie. To nie jego sprawa i zamierzała mu to właśnie dobitnie powiedzieć. Widząc jego złośliwy uśmiech, postanowiła jednak, że nie da się sprowokować. Gdy schyliła się, by włożyć szklankę do zmywarki, niechcący dotknęła biodrem jego twardego uda. - Nie chciałam. Nie chciałam od niego niczego. Nawet jego nazwiska. - Twoje małżeństwa nie są trwałe, prawda? Czy ten drugi frajer chociaż przespał się z tobą, nim uciekłaś? Zamknęła zmywarkę i odwróciła się do niego. Zacisnęła pięści, wbijając w ciało paznokcie. Hamując z trudem gniew, powiedziała: - Moje małżeństwo ... - Które? - To prawdziwe. - Nasze było prawdziwe. - Dobrze, wobec tego to drugie - okazało się wielką pomyłką. - Słyszałem, że miał w Turtle Creek dom wart pięć milionów dolarów, kolekcję starych teksaskich monet, członkostwo w najlepszych klubach i królestwo naftowe, które mogło wzbudzić zazdrość arabskiego szejka. To właśnie do ciebie pasuje, Dani, czyż nie? Zranił ją do żywego. Naprawdę tak o niej myślał? Zmarszczyła brwi i z trudem otworzyła usta. - Pójdę już - oznajmiła cicho i odwróciła się, by odejść. Chwycił ją lekko za przegub dłoni i przyciągnął do siebie. - Przepraszam, to było podłe. - Stała wciąż odwrócona tyłem. Przesunął palce na jej ramię i lekko je uścisnął. :.... Dani, spójrz na mnie. - Odwróciła się, ukazując załzawione oczy. - Przepraszam. - Nie jesteś w porządku, Logan. Innych traktujesz życzliwie, zaś ranisz tylko mnie. - Wiesz, dlaczego - odrzekł cicho. - Nie zmienimy przeszłości. - Chcę spróbować. Jego błękitne oczy były tak pełne żaru, że musiała odwrócić głowę, by nie

stopnieć pod ich palącym spojrzeniem. Podniosła wzrok dopiero wtedy, gdy usłyszała cichy śmiech. - Nie martw się. Nie będę dochodził swych mężowskich praw siłą. Szczególnie wobec takiego audytorium. - Ruchem głowy wskazał na patio, gdzie pozostali goście świetnie się bawili, najwyraźniej nie odczuwając specjalnie ich nieobecności. - Chodź, wiem, gdzie moglibyśmy spokojnie porozmawiać. - Pociągnął ją w stronę drzwi. - Dokąd idziemy? - Tam, gdzie nikt nie będzie nas podsłuchiwał. A nawet jeśli przypadkiem coś usłyszą, nie powtórzą tego. Supernowoczesny, świetnie utrzymany budynek trudno było nazwać stajnią. Logan otworzył wielkie drzwi i nim zorientowała się, co robi, wziął ją na ręce i wniósł do środka. - Co robisz? - Nie jesteś odpowiednio ubrana na zwiedzanie stajni. Nie chciałbym, byś natknęła się na jakąś „niespodziankę”. - Spojrzał na jej stopy w sandałach z cieniutkich rzemyków. - Nie przesadzaj, tu jest czyściej niż w niejednym domu. Nie próbowała się uwolnić. Czuła na plecach jego silne, twarde ramię. Drugą ręką obejmował jej odsłonięte nogi. Zarzuciła mu lekko ręce na szyję. Ich twarze były bardzo blisko siebie. - Nie jestem zbyt ciężka? - spytała. Dotykała go piersiami i sprawiało jej to przyjemność. - Nigdy nie byłaś. Szedł teraz głównym przejściem, zatrzymując się przed każdym boksem i pokazując jej stojące tam konie. Gdy doszli do końca, postawił ją na skrzyni i cofnął się. - Co o nich sądzisz? - Nie ukrywał dumy ze swoich koni. - Są piękne. „Boże, to ona jest piękna” - pomyślał. Słońce wpadające przez małe okienko oświetlało jej mokre włosy, związane po kąpieli w koński ogon. Pyłki unoszące się w słonecznych smugach tańczyły wokół niej, zdając się zachwycać jej urodą. Skórę miała niemal przezroczystą, wyglądała jak prześwietlona słońcem. Uśmiechali się, ciesząc swoim widokiem. Dani zauważyła jednak zmarszczkę między jego brwiami.

- Przed chwilą się uśmiechałeś. Teraz marszczysz brwi. - Co stało się z twoim małżeństwem, Dani? Wzdychając oparła się o ścianę. - Był taki, jakiego pragnęli rodzice. - Domyślam się. A ty? - Ja czułam się okropnie nieszczęśliwa i rozbita, z kolei on wesoły i czarujący. Myślałam, że rozrywki, jakie mi zapewniał, będą lekarstwem na moją depresję. - Nie były? - Nie. - Dlatego się rozwiodłaś? - Tak, i z wielu innych powodów. - Ton, jakim wypowiedziała te słowa, ucinał dalszą rozmowę· - Byłaś odtąd sama? - Starał się, by jego głos zabrzmiał obojętnie, lecz nie zdołał jej oszukać. - Jesteś ciekaw, czy miałam innych mężczyzn? Nie. A może teraz odwrócimy to pytanie? Jego oczy zabłysły, po czym przybrały zimny wyraz. Odwrócił głowę. - Jestem mężczyzną, Dani. - I to cię tłumaczy? Jesteś mężczyzną, więc masz prawo do erotycznych przygód? - Widząc, jak wzrusza ramionami, westchnęła. - Nieważne. Wiem o twoich seksualnych wybrykach. Koledzy z klasy, którzy nadal tu mieszkają, informują mnie na bieżąco. - Nie wierz we wszystko, co słyszysz. Większość z tego to plotki. - Oparte na faktach? - Oparte na faktach - przyznał niechętnie. Przyglądała mu się przez chwilę. - Lubisz siebie takiego, jakim teraz jesteś, prawda, Logan? Rozważał przez chwilę jej słowa, po czym odrzekł: - Tak. Domyślam się, że powinienem mieć wyrzuty sumienia, iż jestem dumny ze swoich osiągnięć, lecz ja nie odczuwam czegoś takiego. Nic nigdy nie przyszło mi łatwo. Stał przed nią gniewny. - Byłem o dwa lata starszy od wszystkich w klasie, ale czy wiesz dlaczego? Ponieważ jako chłopak musiałem często zostawać w domu i pracować, bo czasami nie mieliśmy co jeść. Opuszczałem szkołę i nauczyciele przetrzymali mnie dwa lata, bym mógł nadrobić zaległości. Musiałem zostać dobrym sportowcem, dobrym uczniem, musiałem zdobyć uznanie. Jako biedak nie miałbym życia. Gdy ty chodziłaś na studenckie bale i prywatki, ja pracowałem, żeby opłacić studia i móc posyłać pieniądze do domu. Zrobiłem dyplom po pięciu latach. Gdy wróciłem, chciałem stać się kimś.

- Nie musiałeś niczego udowadniać, Logan. Zawsze byłeś nieprzeciętną osobą. Potrząsnął z uporem głową. - Lecz nigdy kimś wystarczająco dobrym. Nie byłem dość dobry, by dostać kobietę, którą kochałem. - Nagłym ruchem uniósł do góry jej podbródek. - Pamiętasz tartak, który twój ojciec sprzedał przed wyjazdem do Dallas? Teraz ja jestem jego właścicielem i mam dwa razy większy dochód niż on. To dlatego przenieśliście się tutaj, prawda? Żeby twój ojciec mógł rozwinąć nową działalność? - Tak. Ale to stara historia. Bardzo się cieszę z twojego sukcesu, Logan, choć nie jestem nim zaskoczona. Od dawna zapowiadałeś się na człowieka interesu. - Tylko nie na odpowiedniego męża dla mojej żony. - To nie ja tak myślałam, lecz moi rodzice. - Ale posłuchałaś ich! - krzyknął. - Byłam przerażona tym, co zrobiliśmy. Tak, wtedy ich posłuchałam. - Och, Dani. - Zbliżył się i przyciągnął jej głowę do swej piersi. Pochylił się, muskając odsłonięte plecy. - Jak mogę cię winić za to, co zrobiłaś? Byłaś przecież tylko sobą. Nie znałaś biedy. Dla ciebie normalne było chodzenie na bale i zrobienie dyplomu z psychologii, który na nic ci się nie przyda. - Przydaje się - mruknęła, lecz zdawał się jej nie słyszeć. - Zrozum mnie. - Podniósł jej głowę. - Musiałem oszczędzać i walczyć o wszystko, co zdobyłem. - Pocałował ją lekko. - Wciąż walczę· Ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku.

ROZDZIAŁ TRZECI To było wspaniałe. Pocałunek. Jego usta, gorące i twarde, a przy tym jakże delikatne, muskały łagodnie jej wargi. Nie ogolony podbródek łaskotał ją. Zapach wody kolońskiej mieszał się z aromatem rozgrzanego siana. Czuła się mała i bezbronna w zetknięciu z jego silnym, muskularnym ciałem. Drażnił jej usta lekkimi muśnięciami języka. - Jesteś słodka, Dani. Tak dawno cię nie całowałem. - Zbyt dawno. - Pozwól mi więc znów cię smakować. - Logan. Otworzył jej wargi mocnym pchnięciem języka i wsunął go głęboko. Zatraciła się w tym pocałunku. Jej ręce błądziły nieśmiało po jego ramionach, aż natrafiły na gęstwinę włosów na karku i zaczęły ją delikatnie burzyć. Jęknął z rozkoszy. Chwycił ją w talii i zdjął ze skrzyni. Zaledwie dotknęła stopami ziemi, przyciągnął ją bliżej. Jedną ręką objął biodra i przycisnął je do swego ciała. Oddychała urywanie przez lekko rozchylone usta. Muskał jej twarz szybkimi pocałunkami. - Powiedz, że jest ci dobrze - szepnął. - Dobrze mi. Znów ją pocałował, otaczając jej usta gorącymi wargami. Był śmiały i nienasycony, a gdy w końcu podniósł głowę, wiedziała, że to więcej niż pocałunek. Kochał ją ustami. - Nie całowałeś mnie tak dziesięć lat temu - zamruczała. - Nie śmiałbym. - Ocierał się o nią powolnymi ruchami, aż westchnęła z rozkoszy. - Dlaczego? - Bo wtedy nie mógłbym się powstrzymać. - A teraz? - Niczego nie obiecuję. Znów ją pocałował, lecz drżenie jego głosu ostrzegało przed niebezpieczeństwem. Odwróciła głowę i trafił ustami poniżej ucha. - Lepiej ... och, Logan ... chodźmy stąd. Ludzie będą się dziwić.

- Nie zwracaj na nich uwagi - szepnął niecierpliwie. - Zostań jeszcze przez chwilę ze mną. - Nie mogę ... Ja... . Powstrzymał jej protest pocałunkiem. Czy powinna zaczynać coś, czego nie będzie mogła kontynuować? Gdyby miała choć trochę rozumu, wsiadłaby do samochodu i wróciła do Dallas, nie myśląc więcej o tym człowieku. Ale jego pocałunki i pieszczoty odbierały jej cały rozsądek. Chciała zostać. Poza tym nie rozmawiała z nim jeszcze w sprawie ziemi. „Jesteś głupia, Dani” - wyrzucała sobie, gdy Logan gładził jej nagie plecy i tulił ją, jakby chciał ochronić. Ukryła twarz w rozpięciu jego koszuli. Złote kręcone włosy łaskotały ją w usta. Pachniał i smakował jak letnie powietrze. Miała istotny powód, by zostać. Obiecała porozmawiać z nim o ziemi, którą chciało kupić Towarzystwo. Czy nie było to wystarczające usprawiedliwienie? Może tak, a może nie. Właściwie po co szukać usprawiedliwienia? Chciała zostać i tyle. Pieścił wargami jej szyję. - Zostaniesz ze mną? - spytał. Odchyliła się i spojrzała mu prosto w oczy. Czubkiem palca dotknęła śmiesznego dołka w podbródku. - Zostanę ... ale tylko na chwilę. - No, jak idzie? - Bulwa usiadła obok Dani na ogrodowym krześle. - Niby co? Oczarował ją widok Logana grającego w siatkówkę· Popołudniowe słońce rzucało blask na jego spoconą, opaloną skórę i lśniło we włosach przypominających teraz złoty hełm. Poruszał się z gracją, czym wzbudzał zachwyt, i Dani cieszyła się, że ogromny kapelusz i okulary przeciwsłoneczne pozwalają ukryć podziw, jaki w niej budzi. - Jak idzie? - powtórzyła Bulwa, patrząc badawczo na przyjaciółkę. Pochyliła się i pomachała jej dłonią przed oczami. Dani zamrugała i odwróciła się. - Czy wasze wzajemne kontakty znów się ożywiły? Dani zarumieniła się. - Ja ... my ... - Nieważne - mruknęła Bulwa. - Nigdy nie opowiedziałaś mi ani jednego pikantnego epizodu z waszych randek. Jeśli umrę, zanim Logan mnie pocałuje, naturalnie w zastępstwie, będzie to twoja wina. Dani roześmiała się i powróciła do oglądania meczu. Logan patrzył na nią. Nie zauważył piłki, która przeleciała mu nad głową, toteż koledzy z zespołu musieli

przywołać go do porządku. - Nigdy się po tym nie pozbierał - rzekła Bulwa obojętnie. Dani odwróciła się gwałtownie. - Po czym? - Po zdarzeniu, jakie miało miejsce w parę dni po rozdaniu dyplomów. Dani zbladła. - Wiesz o tym? Bulwa pogłaskała ją uspokajająco. - Nie denerwuj się. Jestem jedyną osobą, która wie o waszej ucieczce i o tym, co się stało później. - Logan ci powiedział? - Zupełnie przypadkowo. Przyjechał do domu na Boże Narodzenie i zaprosiliśmy go na obiad. Całkiem nieświadomie pokazałam mu wycinek prasowy informujący o twoim ślubie. Logan wyglądał, jak gdyby chciał zrzucić na podłogę moją wspaniałą zastawę. Obawiałam się też o nasze nowe meble. Wtedy opowiedział nam, używając niezbyt cenzuralnych słów, co się wydarzyło tamtego wieczoru. Wzięła przyjaciółkę za rękę i uścisnęła ją. - Znam Logana Webstera od wielu lat, ale nigdy nie widziałam go w takim stanie. W naszym domu zaczął pić i chyba trwało to kolejne trzy dni. Po skończeniu studiów i powrocie do Hardwick pracował jak niewolnik. Chciał mieć dużo pieniędzy. Jerry i ja myśleliśmy, że to ze względu na ciebie. Był twardszy, niż sądziliśmy, wiesz? Nie taki beztroski chłopak, za jakiego wszyscy go uważali. Tak czy inaczej, baliśmy się potem wspomnieć o tobie w jego obecności do czasu planowania zjazdu. Wówczas zainteresował się, czy miałam od ciebie jakieś wieści i czy przyjedziesz. Dani słuchała ze ściśniętym sercem. Czy Bulwa sugerowała, że złamała mu serce? Nie wyglądał na człowieka, który długo opłakuje utratę kobiety. Patrzyła na wyskok Logana do piłki. Znała go, lecz teraz oglądała nowymi oczami. Jego ciało fascynowało ją i niepokoiło, odkąd jako szesnastolatka kibicowała mu w meczach koszykówki. Wciąż zaintrygowana, lecz już bez uczucia lęku, jaki budziła w niej odmienność płci, chciała zbadać go cal po calu, odkryć każdy skrawek jego ciała, dotknąć go i posmakować. Żaden inny mężczyzna nie budził w niej takich pragnień. Lecz ile kobiet tak samo jak ona pożądało Logana? Spojrzała na brzeg basenu. Al i Lana pieścili się na ławce, nie przejmując się obecnością innych gości. - Jestem pewna, że nawet jeśli cierpiał, to niedługo - powiedziała Dani. - Jego

gwałtowna reakcja na wieść o moim małżeństwie wypływała bardziej z gniewu i zranionej dumy, niż żalu za utraconą miłością. Ile kobiet pokroju Lany koiło zadany przeze mnie ból? Bulwa spojrzała na Lanę i Ala. - Nie sposób policzyć - odrzekła bezbarwnie. Dani gwałtownie odwróciła głowę, zdumiona jej bezpośredniością. Przyjaciółka uśmiechnęła się. - Myślałaś, że złagodzę ten cios, prawda? Nic z tego. Miał wiele kobiet, właśnie takich jak Lana, ale żadnej z nich nie traktował poważnie. Był z każdą przez miesiąc czy dwa, po czym je porzucał. Ludzie różnie to komentowali, lecz Jerry i ja wiedzieliśmy, że w jego życiu istniała tylko jedna kobieta. Ty, kochanie. - Wspaniałe przyjęcie, Bulwa. - Al podszedł do nich z Laną uczepioną do niego jak bluszcz. Lana i ja musimy już iść. - Najwyższy czas - rzekła Bulwa nieuprzejmie. - To stawało się już żenujące. Al wyglądał na zmartwionego; Lana na zadowoloną z siebie. - Miło było cię zobaczyć, Dani - powiedział. Może zadzwonię, gdy przyjadę kiedyś do Dallas. - Chodź, kochanie - zagruchała Lana, ciągnąc go za rękę. - Idziemy. - Zaproś mnie na następny ślub albo rozwód. Wszystko jedno - zawołała za nimi Bulwa. - Co ona miała na myśli, kochanie? - Nic ważnego, Lana. Chodź, kochanie, tam stoi mój samochód. Pozostali goście, po wymianie adresów i obietnic, że będą utrzymywać ze sobą kontakt do następnego spotkania, zaczęli się zbierać do odjazdu. Zmęczeni, lecz bardzo zadowoleni z udanej imprezy, brązowi od słońca szli powoli do swoich samochodów. - Nie musisz tego robić, Bulwa - powiedział Logan. Zbierała właśnie na tacę resztki jedzenia i brudne naczynia, by zanieść je do domu. - Użyczyłeś nam swego domu, więc chcę ci przynajmniej pomóc w ocaleniu go od dewastacji. Jako jednoosobowy komitet organizacyjny tej imprezy czuję się odpowiedzialna za wszystkie szkody. - Spojrzała na męża, który rozsiadł się w hamaku, dopijając drinka. - Jerry, chodź mi pomóc. - Chyba mówiłaś o jednoosobowym komitecie - droczył się z nią. - Lepiej byś się ruszył, mój panie. - Stanęła przed nim w wojowniczej pozie, wspierając dłonie na biodrach. - Wciąż jestem wściekła, że wobec wszystkich żartowałeś z moich piersi. Jerry wstał z hamaka i objął żonę serdecznie, próbując skraść całusa.